Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Strażnicy, dla fanów Dracona Malfoy'a

sareczka
post 26.09.2007 16:34
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Witam wszystkich!
Jestem na Magicznym juz dosyć długo, ale dopiero teraz zdecydowałam się wstawić tu coś swojego. Zamieszczałam to opowiadanie już na dziurawcu, więc wielu z Was moze juz je znać. Zapraszam do czytania i proszę gorąco o komentarze smile.gif Ach, początek jest nudnawy, ale reszta podobno wyszła mi lepiej biggrin.gif

"STRAŻNICY" - CZĘŚĆ I TRYLOGII "DZIECKO PRZEZNACZENIA"

PROLOG, czyli tytułem wstępu...

Wschodnia Europa, wioska czarodziejów, mały domek ze ścianami bielonymi wapnem, sierpniowe popołudnie

- Jesteś pewna, ciociu?
- Tak pisze w liście. Dyrektor zgodził się, przyjąć cię na ostatni rok.
- Jak to? Ostatni rok? Przecież miałam iść do Akademii Św.Utrechta Czułego! O jakim dyrektorze ty mówisz?
- Bo widzisz wyniknęły pewne komplikacje, moja droga. System szkolnictwa w Anglii jest inaczej skonstruowany niz w naszym kraju. Musisz ukończyć siedem lat nauki podstawowej, a nie tylko sześć.
- Co?! A u nas w szkole mówili coś innego!
- A kto ci to mówił? Nauczyciele?Czy może organizatorzy tego projektu, co?
- No... nie. Koleżanki z klasy.
- A widzisz! Twoja matka też ci zawsze powtarza, żebyś tak nie słuchała swoich przyjaciół we wszystkim.
- Ta..., a szczególnie czarownic.
- I ma rację. Czy ty nie masz żadnego porządnego autorytetu?
- Mam. Merlina.
- No wiesz! A jakiś żyjący się znajdzie?
- Tak. Ja!
- Bezczelna, jak zawsze!
- Hej, nie denerwuj się tak! Powiedz mi lepiej kim jest ten dyrektor?
- Nazywa się profesor Dumbledoore.

Anglia - Birmingham, dom z werandą przy ulicy Mimbulus Mimbletonia, sierpniowa noc

Już to gdzieś widziała. Szare, zamglone wzgórza wydały jej się boleśnie znajome. Wychyliła się poprzez ramy otwartego okna jadącego pociągu najbardziej jak tylko mogła. Była pewna, że powinna coś dojrzeć, że już za tym zakrętem zobaczy... Tylko co zobaczy? Wpatrywała się intensywanie w jesienną szarugę, próbując dojrzeć we mgle coś na co podświadomie czekała. Pociąg wciąż pędził. Wsparła dłonie na, opuszczonej prawie do samego końca, szybie. Wciągnęła chłodne wieczorne powietrze w płuca. Czekała, a deszcz spadający na ziemię wąskimi strugami, zwolnił jeszcze bardziej swój lot. Nagle zdała sobie sprawę z oczywistego faktu. Już wiedziała gdzie jest! To był poprostu Hogwart Ekspress. Tak, na pewno! Zaraz za tymi wzgórzami zacznie zarysowywać się niewyraźny jeszcze kształt zamkowych wież. W tym momencie, aż dziwnym wydało jej się, że wcześniej nie rozpoznała, ani krajobrazu Szkocji, ani wnętrza pociągu, ani tym bardziej celu swojej podróży. Uśmiechnęła się do siebie. Chciała odetchnąć z ulgą.
Chciała, ale nie mogła. Coś było nie tak. Napięcie zdawało się wraz z mgłą wsączać w jej umysł. Miała wrażenie, że się dusi. Otworzyła szeroko usta, nie bacząc na dobre maniery, ale do skurczonych płuc nie dostała się ani krztyna wilgotnego powietrza. Sekundy mijały nieubłaganie, a ona bardzo szybko wpadała w panikę. Dlaczego nikt nie przychodził?! Chciała wołać o pomoc, biec, szukać ratunku, ale nie mogła się ruszyć. Zupełnie jakby ktoś zaklęciem przykuł ją do okna. Nie mogła nic zrobić, a czas mijał. Czuła, że siły opuszczają ją w zastraszającym tempie. Niemalże była w stanie zobaczyć jak jej własna magiczna moc materializuje sie w migoczącą poświatę wokół niej, jak wycieka z niej jak z podziurawionego balona. Nie była w stanie jej zatrzymać. Dusiła się, a Hogwart powoli wyłaniał się z mgły. Brak dopływu tlenu do mózgu zaczął w końcu dawać objawy w jej organizmie. Obraz Hogwartu rozmywał się przed jej oczyma, ginąc w ciemności. Czuła, że zapada się w tą ciemność. Była przerażona coraz bardziej. O, jakże bardzo nie chciała umierać! Gdzieś na granicy świadomości dojrzała jeszcze wyraźnie fragment hogwadzkiego muru. Nie mogła umrzeć! Nie teraz, kiedy... Nie!!!
Kamienie płaczą...

Obudziła się krzycząc i szlochając ze strachu. Oddychała ciężko przez kilka chwil, nie zwracając uwagi na płacz wyrwanego ze snu dziecka. Ulga, nareszcie poczuła ulgę. Nie ruszała się jeszcze przez następne parę sekund, ciesząc się, że to był tylko koszmar. Ciesząc się, że wciąż jeszcze żyje. Odetchnęła głęboko kilka razy chcąc opanować nerwy i powoli wstała z łółżka. Podeszła do łóżeczka dziecka. Niemowlę płakało nadal, machając rozpaczliwie rączkami. Nachyliła się nad nim i wzięła je na ręce.
- Już dobrze, dziecinko. Nie płacz. Mamusia jest przy tobie. Miałam koszmar, ale on minął - kołysała maleństwo w ramionach. - Ciii...no nie płacz już. Nic się nie stało. Wszystko jest dobrze. Ciii...
Dziecko uspokajało się z wolna. "Nie lubi gwałtownego budzenia, tak jak mamusia" - pomyślała, śmiejąc się w duchu. Opiekuńczo obejmowała swe maleństwo.
- No widzisz nie trzeba płakać. Mama jest i zawsze będzie przy tobie.
Duże zielone oczka zlustrowały ją uważnie.
Kamienie płaczą...

Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wrzesień, przed południem

- A Ty dlaczego nie na lekcjach?
- Okienko mam, a poza tym kim jesteś, żeby o to pytać? Prefekt Naczelną?
- Bezczelna jak każda Gryfonka!
- Nie wierzysz w przyjaźń między Ślizgonką a Gryfonką, co?
- A Ty wierzysz? Od razu widać, że jesteś tu nowa.
- No pewnie, że wierzę. W końcu jestem naiwną Gryfoneczką.
- He he he...No, bynajmniej masz poczucie humoru. Masz coś jeszcze oprócz tego do zaoferowania? Ślizgoni nie przyjaźnią się z byle kim.
- Ostrzegam, jestem szlamą.
- Ha ha ha... Ostrzegam, nie jestem typową Ślizgonką.
- Co przez to rozumiesz? Czyżbyś nie była tak arogancka, złośliwa i uprzedzona jak większość mieszkańców twojego domu?
- Ależ skądże! Miałam tylko na mysli, że nie jestem dzieckiem Śmierciożerców tak jak statystyczna większość w Slytherinie. Co do reszty twój opis się zgadza.
- He he he... Mimo to zaryzykuję. Jak się nazywasz?
- Anna Smithson.

****

ROZDZIAŁ I, czyli co ty o mnie myślisz...

Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wieczór

Noc Duchów była szczególna. Nawet bardzo s z c z e g ó l n a.
Draco szykował się na ucztę. Czarna szata, srebrne dodatki, zielona, jedwabna koszula. Stanął przed lustrem. Zanurzył dłoń w opakowaniu magicznego żelu Ulizanna, po to aby przygładzić włosy. Choć może się to komuś wydawać dziwne, Draco Malfoy miał normalne włosy, które potrafiły się wichrzyć i odstawać nisfornymi kosmykami. A to, że nigdy nie zapomniał użyć żelu przed opuszczeniem dormitorium było już inną bajką. Tym razem jednak nie wykonał codziennego rytuału. Przeszkodziała mu w tym bowiem niespodziewana, irracjonalna w jego mniemaniu, myśl:
"Jak się czeszą mugolscy chłopcy?"
Zupełnie nie wiedział, czemu się tam pojawiła i natychmiast ze złością ją odrzucił. No tak, znów ta głupia szlama! Stwierdzenie to bynajmniej nie odnosiło się tak jak zwykle do Granger. O, nie. Grangerówna niestety już nie była numerem pierwszym na jego liście ulubionych szlam. Teraz wydawała mu się mile przewidywalna, racjonalnie żałosna i w zdrowy sposób głupia. Młody Malfoy bardzo dobrze wiedział jak wyprowadzić ją z równowagi i chętnie z tej wiedzy korzystał. Niemniej miejsce pierwsze zajmowała obecnie złotowłosa Ithilina Nicks. Dlaczego? Na to pytanie Draco sam przed sobą musiał odpowiedzieć. Nie wiedział, dlaczego tak go irytuje ta dziewczyna. Poza faktem, że była szlamą, okazała się jeszcze skomplikowaną osobowością. Nieledwie szmobójczynią! No bo jak inaczej można nazwać kogoś, kto uśmiecha się do Snape'a, czy pozwala sobie na delikatne drwiny z rzeczonego profesora z niewinnym usmiechem na ustach?! To już nie była arogancja, czy głupota. To był jawny brak instynktu samozachowawczego! Każdy normalny, szanujący się uczeń, a już w szczególności Gryfon wiedział, że Snape to nie jest normalny człowiek. Tak więc Ithilina była nieprzewidywalna. Wciąż nie mógł zgadnąć, czy w odpowiedzi na jego kolejna zniewagę, niepostrzeżenie wysunie różdżkę z rękawa i rzuci w niego klątwę bez inkantacji, czy raczej wybuchnie drwiącym śmiechem. Ach, jak ona go irytowała! Bo czego, jak czego, ale niewiedzy żaden czystokrwisty Malfoy nie mógł znieść. A możecie byc pewni, że Draco nie był w tym wypadku wyjątkiem od reguły. Ithilina była jego problemem, zagadką, którą od dwóch miesięcy starał się rozwikłać. Obserwował ją, poznał tajemnicę jej bransoletki, prowokował wielokrotnie na korytarzach, starając się zauważyć w jej reakcjach jakieś prawidłowowści. Ale ona uparcie wymykała się wszelkim zasadom. Draco był niepocieszony. Teraz też myślał o niej, stojąc przed lustrem, z ręką uniesioną, w połowie odległości od opakowania żelu do włosów, z kapiącą z niej mazią. Co by sobie pomyślała ta głupia szlama, gdyby dzisiaj wyglądał inaczej niż zwykle? Może zrobiłaby coś nowego? Tak, to byłaby świetna okazja, żeby ją po raz kolejny zdenerwować i sprowokować. A niech sobie zarobi miły szlabanik u uroczego Mistrza Eliksirów na przykład, skoro tak bardzo go lubi!Draco doszedł do wniosku, że po raz pierwszy odstawi dziś żel. Jakby nie patrzeć, z Nicks w roli przeciwnika nie mozna było się nudzić.
Koniec końców chłopak znalazł się w Wielkiej Sali na uczcie. Sala wyglądała wspaniale! Była przyciemniona, świece paliły się tylko w ogromnych kandelabrach zawieszonych na ścianach i w kilkunastu świecznikach stojących na stołach poszczególnych Domów. Po całym pomieszczeniu krążyły srebrzyste duchy, gawędząc między sobą lub z uczniami, śmiejąc się, albo śpiewając. Na stołach piętrzyły sie różne potrawy i Draco z zadowoleniem zauważył, jak Granger załamuje ręce nad taką ilością jedzenia. Nie bez satysfakcji pomyślał, że jej skrzaci przyjaciele musieli się nieźle napracować, żeby uczta wyglądała tak wspaniale. Z magicznego sklepienia sypał się srebrny pyłek, a w całej Wielkiej Sali niósł się zapach wilgotnego igliwia, pochodzący z nieznanego źródła, a więc zapewne wytworzony magicznie. Malfoy z lubością wdychał świeże, nocne powietrze. Dawało mu to poczucie prawdziwej wolności.
Tymczasem Harry siedział jak na szpilkach przy stole Gryffindooru. Nie rozmawiał z Ithiliną od czasu ich pamiętnego spotkania w łazience Jęczącej Marty. Wciąż nie miał okazji zobaczyć się z nią sam na sam, a nadal nurtowały go jej słowa, wypowiedziane na odchodnym: "Ja też tego nie rozumiem". I jeszcze to jej spojrzenie. Pełne żalu, niedowierzania i czegoś jeszcze, czego Harry sam nie umiałby nazwać. Jakby... tęsknoty? Tęsknoty. Powinien koniecznie z nią porozmawiać. Gdzie ona mogła być? Rozmyślania przerwał mu donośny głos dyrektora:
- Drodzy uczniowie! Nie muszę mówić, dlaczego się tu dziś zebraliśmy i jemy te wszystkie pyszności - w jego oczach zamigotały wesołe iskierki, a Harry mógłby przysiąc, że Dumbledore spojrzał w tej chwili na Rona Weasleya. - Nasze kochane duchy w tym roku zezwoliły wystąpić w ten ważny dla nich wieczór dwóm uczennicom, które za chwilę oczrują nas swoimi umiejętnościami.
Coś, na kształt przeczucia przemknęło, przez głowę Harrego Pottera.
Dyrektor ponownie usiadł na swoim miejscu. Wszystkie kandelabry i świeczniki w Wielkiej Sali zgasły. W jednej chwili zaległy egipskie ciemności. Zaskoczeni uczniowie zaczęli szeptać między sobą, a kilka osób opuściło swoje miejsca wpadajac przy tym na sąsiadów. Wtedy z okolic gdzie jeszcze przed kilkoma minutami stał stół nauczycielski, rozbłysło pojedyncze światło wydobywając z mroku tę część sali. Po chwili dołączył do niego wyraźniejszy strumień niebieskiego światła. Wszyscy uczniowie, jak na komendę, spojrzeli w górę, w kierunku źródła światła. Była nim migocząca łagodnie srebrna kula, wisząca gdzieś wysoko pod sklepieniem Zamku. Nagle rozległy się głośne uderzenia perkusji. Odezwały się bębny i talerze. Przez salę przetoczył się dudniący pomruk muzyki. A potem rozległ się głos, który śpiewał melodię tęsknej, niepokojącej pisenki. Jednak nie było śpiewaczki. Wszyscy widzowie czekali.
W smudze światła pojawiła się w końcu jakaś postać. Zupełnie jakby się tam aportowała z innej sali. Draco wyciągnął szyję, żeby lepiej widzieć.
Dziewczyna miała kruczoczarne włosy. Delikatne rysy twarzy i smukła sylwetkę podkreśla długa, biała suknia z rozcięciami do połowy ud. Dziewczyna śpiewała pięknym, czystym głosem. Podchodziła coraz bliżej, krążąc między stołami Domów. Teraz Malfoy mógł juz bez problemu ją rozpoznać. To była Anna Smithson, siódmoroczna Ślizgonka, przyjaciółka tej głupiej szlamy. Ślizgonka, która umie śpiewać! Chłopak postanowił zanotować sobie ten fakt w pamięci. "Pewnie jest z tego powodu lepszym materiałem na żonę dla arystokraty" - pomyślał i uśmiechnął się z goryczą.
Muzyka zalewała umysły młodych adeptów magii, przyjemnie ogłuszającą falą. Była wszędzie. Dudniąca perkusja sprawiała, że uczniom drgały wszystkie narządy wewnętrzne, co im bynajmniej nie przeszkadzało. Anna odśpiewała refren. Kiedy jej głos ucichł, wszyscy poczuli się dziwnie, jakby ktoś wstrzyknął wszystkim słuchaczom potężny zastrzyk energii. Cisza wydawała się obca i nienaturalna dla tego miejsca. Zapanowała zbiorowa euforia. Tu i ówdzie ludzie zaczęli podnosić się z miejsc i oklaskami nagradzali niezwykłą śpiewaczkę. Ale ona tylko dała im znak ręką, aby sie uciszyli. Nastał czas na drugą zwrotkę i kolejną niespodziankę.
Najpierw był silny głos. Mroczny, wibrujacy, jakby lekko schrypnięty, wprawiający w drżenie. Podniecający. A potem w smugę światła wślizgnęła się druga dziewczyna. Tym razem ubrana na czarno, z twarza okoloną złotymi lokami, sięgającymi ramion. Cóż, takie włosy miała tylko jedna osoba w całej szkole i Draco bezceremonialnie wlepił w nią oczy. Ithilina, ponieważ to była ona, miała na sobie czarną bluzkę i obcisłe czarne spodnie. Oczywiscie Draco widział już dziewczyny w spodniach, ale nie takich. Strój panny Nicks zrobił na nim takie wrażenie, że poczuł palącą potrzebę wypicia soku dyniowego, a najlepiej czegoś znacznie mocniejszego.
A Ithilina śpiewała i robiła to perfekcyjnie. Refren obie nastolatki odśpiewały już razem, zachecając publiczność do przyłączenia się. Nie musiały tego powtarzać dwa razy. Głos Anny tak elektryzował hogwarcką młodzież, że nikt nie był w stanie usiedzieć na swoim miejscu spokojnie. Na sali zapanowało ogólne poruszenie. Gryfoni, Puchoni, Krukoni, a nawet Ślizgoni wymieszali się między sobą i pozbijali w grupki, kołysząc się w rytm muzyki i głośno śpiewając. Śpiewała cała szkoła łącznie z duchami. Refren powtórzył się kilkakrotnie, a potem muzyka urwała się i wszyscy zaczęli klaskać. W jednej chwili ponownie zapłonęły, oślepiające teraz, świece. Uczniowie stali i klaskali. Oszołomiony Draco spojrzał w kierunku, gdzie powinny stać obie wokalistki, ale o dziwo był tam znów stół nauczycielski i klaszczący również nauczyciele. Dumbledore miał znów iskierki w oczach, kiedy mówił:
- Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli wiele okazji, żeby posłuchać panien Smithson i Nicks. A teraz życzę wszystkim smacznego.
Wszyscy zaczęli z wolna wracać do swoich stołów. Uczta przebiegała bez żadnych sensacji i z wolna półmiski uczniów zaczęły świecić pustkami, a sami Hogwartczycy szykowali sie do powrotu do swoich wież.
Draco zauważył Ithilinę przy stole Gryfonów. Rozglądała się po Wielkiej Sali, jakby ociągając się przed jej opuszczeniem. Czyżby na kogoś czekała? Pewnie na Annę. Odcinała się od swoich przyjaciół, ubranych przeważnie w barwy ich domu, więc nietrudno ją było przegapić. Rozejrzał się w poszukiwaniu Anny. Chciał jej pogratulować występu. Nie mógł przecież powiedzieć szlamie komplementu, bo to by zniszczyło jego image. Nigdzie nie mógł dojrzeć Anny. Zupełnie jakby zniknęła. Postanowił więc pójść za Ithiliną. ponieważ był pewien, że i ona szuka swojej przyjaciółki. Nie miał teraz nic konkretnego do roboty, dlaczego więc nie miałby się zabawić podsłuchując dziewczyny?
Panna Nicks zaczęła przeciskać się przez tłum tak szybko, ze nim udało mu się w końcu opuścić Wielką Salę, kilkakrotnie był bliski zgubienia jej. Dokąd mogła się tak spieszyć?
- Dracuś, gdzie tak pędzisz?
Zjeżył się na te słowa.
- Nie teraz, Pansy!
Wyminął ją najszybciej jak tylko mógł, specjalnie szerokim łukiem, aby uniemożliwić jej rzucenie się na niego.
Ithilina wypadła z Wielkiej Sali i natychmiast skierowała się za Ślizgonami. Draco był pewien, że szuka Anny, ale szybko musiał zweryfikować swoje przypuszczenia, bo dziewczyna ruszyła w kierunku korytarza, prowadzącego do wyjścia z zamku.
"Co ona do cholery robi? Idzie na randkę z Potterem, czy co?" - na samą myśl o tym, Malfoy zgrzytnął zębami i zwinął dłonie w pięści.
Znów jednak mylił się. Ithilina wybiegła z zamku i skierowała się na ścieżkę, biegnącą na skos przez błonia, prosto w kierunku Zakazanego Lasu.
"No nie, jej odbilo!" - jęknął w duchu. - "Wracam do zamku. Niech się głupia szlama zabija beze mnie!" Naprawadę przez moment chciał zawrócić, ale ciekawość zwyciężyła. W końcu nie miał już jedenastu lat, a skoro jakaś szlama się nie boi, to on tym bardziej nie będzie. Dlatego, ostrożnie się skradając, podążył niezauważony za Ithiliną. Nagle coś zaświtało mu w głowie:"To bransoleta! Nicks chce się aportować. Dostała wezwanie od Anny. Ale gdzie w takim razie ona jest?"
Zauważył, że dziwczyna przystanęła raptownie. Była już na terenie Zakazanego Lasu. Stąd mogła się aportować. Nie namyślając się wiele, podbiegł i, w momencie aportacji, złapał ją za ramię. Nim świat zawirował mu przed oczami, zdążył jeszcze zobaczyć zupełnie zaskoczoną twarz Ithiliny i jej orzechowe oczy, przetykane złotymi nitkami, teraz wypełnione czystym przerażeniem.
Następnym faktem, który zarejestrował, były jej jedwabiste loki, przykrywające mu pół twarzy i ciepły ciężar jej ciała, przygniatający go do wilgotnej ziemi. Poruszył ręką, próbując odgarnąć trochę tych pachnących wanilią włosów. Wanilia... mógłby ją wdychać cały dzień.
Wtedy dziewczyna poruszyła się i spróbowała wstać. Uniosła głowę, która dotąd spoczywała na jego piersi i nagle ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Spojrzała w jego szare tęczówki, przypominające niebo w zachmurzony dzień, a w jej oczach zagościła furia.
- Malfoy! - wysyczała. - Dlaczego znów mnie śledziłeś?
- Jestem prefektem. A ty złamałaś regulamin - wymyślił na poczekaniu. - Z chęcią cię teraz ukarzę - dodał, i w jednej chwili przetoczył się tak, że teraz on znalazł się nad nią i z wyrazem triumfu, i rozbawienia spoglądał w jej, ocienione długimi rzęsami, oczy.
- Złaź ze mnie! - krzyknęła Iti.- Dotykasz szlamu - przypomniała mu, uśmiechając się drwiąco.
- Fakt! - zawołał i podniósł się szybko, uśmiechając się mściwie.
Gryfonka równiez wstała, a zaraz później krzyknęła i chwyciła się za nadgarstek. Draco popatrzył na nią zaskoczony.
- Ej co jest z... - nie zdążył dokończyć. Przerwała mu, mówiąc:
- Ona jest w niebezpieczeństwie - widać było, że nie ma pojęcia co robić, ale na jej twarzy pojawił się upór. - Ale ja jej pomogę.
- Ja też - dodał natychmiast Malfoy.
- Ty? - Iti rzuciła przez ramię, podążając w kierunku domu, stojącego na skraju polany. Najwyraźniej była zaskoczona.
- Ty oferujesz pomoc?
- Ona jest Ślizgonką - wyujaśnił sucho Draco, patrząc na nią z politowaniem.
Odwróciła się bez słowa i przyspieszyła kroku.
Pobiegł za nią.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
sareczka
post 26.09.2007 16:37
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




ROZDZIAŁ I i pół, czyli trochę retrospekcji ...

Szkocja, Hogwart - błonia, wrześniowe popołudnie

Ithilina wspominała swój pierwszy dzień w szkole. Nie najlepiej czuła sie wtedy na uczcie powitalnej. Wszyscy się na nią gapili! Fakt, była nowa, ale to jeszcze nie dawało im prawa do traktowania jej, jak zwierzątka w ZOO. Po tygodniu nauki nie było wcale lepiej. Nowa Gryfonka była "testowana" zarówno przez uczniów, jak i nauczycieli.
Teraz, kiedy minął już miesiąc wszyscy oswoili się z jej obecnością w Hogwarcie.
- A wiesz co było najgorsze? - zwróciła się do brunetki, siedzacej obok niej pod drzewem.
- Co? - zainteresowała się tamta.
- To jak potraktował mnie Draco Malfoy na pierwszej lekcji Eliksirów.
- Jak? - zdziwiła się koleżanka. - I w ogóle dlaczego ja tego nie pamiętam?
- Nie było cię wtedy w kalsie - wyjaśniła Ithilina. - Ja przyszłam wcześniej, żeby zająć sobie miejsce z tyłu klasy. - zahihotała. - To była rada Harry'ego. Ogólnie chciałam się rozejrzeć i oswoić z atmosferą Sali Tortur.
- No co ty! - zasmiała się jej rozmówczyni. - Nie żartuj, że Gryfoni nazywają pracownię naszego kochanego Snapiego Salą Tortur! No i co ci powiedział MAlfoy? - spowazniała po chwili.
- Zapytał czy na pewno jestem magiczna - warknęła.
- A co ty na to?
- Byłam zaskoczona, ale wtdey nic jeszcze o nim nie wiedziałam. Jakoś Harry zapomniał mnie ostrzec przed jego wrednym charakterkiem - westchnęła. - Powiedziałam, że jestem, bo przecież inaczej by mnie tu nie było. Wyobraź sobie, ze kiedy skończyłam swoje wyjaśnienia, oświeciło mnie, że dyrektor mówił o tym pierwszego dnia, więc Malfoy dobrze o wszystkim wiedział i chciał mnie tylko sprowokować.
- No dobrze. I co, dał ci spokój?
- Ależ skądże! Powiedział, że w takim razie muszę być półwampierm, albo półstrzygą, bo przecież to są jedyne istoty magiczne we Wschodniej Europie! Wiesz, jak mnie wkurzył?! - Iti była oburzona i zwijała dłonie w pięści, relacjonując to wydarzenie.
- A to cham! - skwitowała Ślizgonka. - Nie dziwię się już, że tak go nie lubisz. Wiesz, że wcześniej myślałam, że nie cierpisz go, bo Potter i Spółka za nim nie przepadają, delikatnie mówiąc.
- Anna, to nie tak! - żachnęła się. - Ja nie jestem taka. W każdej sprawie lubię mieć swoje zdanie. Nie skreślam ludzi tylko, dlatego że są w niełasce u najpoularniejszych Gryfonów w szkole. Powinnaś o tym wiedzieć - dodała, patrząc znacząco na swą przyjaciółkę.
- Rzeczywiście - zaśmiała się Anna. - Wybacz. Czyli, że jesteś, aż taką patriotką, bo skreśliłaś Dracona za to, że obraził twój kraj?
- Nie - wyjaśniła. - Do tego ostatniego już się przyzwyczaiłam. A Malfoy zrobił coś gorszego. Kiedy poddał w wątpliwość moje człowieczeństwo, powiedziałam mu, że pochodzę z mugolskiej rodziny. U nas to nic złego. Nie wiedziałam o ślizgońskiej fascynacji teorią czystej krwi itd. A on to wykorzystał! Nazwał mnie szlamą!
- Och ... - Annie zrobiło się wstyd, za to wszystko, co robili i mówili innym uczniom Ślizgoni. - Cóż, to było przykre. Ale wiesz, Granger stale tak nazywa i ona jakoś z tym żyje. Zrozum, Draco taki jest. Nie wart się nim przejmować.
- Ale to jeszcze nie wszystko!
- Jeszcze? - jęknęła brunetka, załamując teatralnie ręce.
- Rozumiesz? On mnie prowokował! On wiedział, a mimo to obrażał mnie przed całą klasą!
- Jak to wiedział? Co wiedział?
- Wiedział o moich rodzicach! Słyszałam, jak zanim się do mnie odezwał, Luc mówił mu: "Co będziesz gadał ze szlamą?". Ale wtedy nie wiedziałam, co to znaczy "szlama". Dopiero potem Hermiona mnie oświeciła.
- O kurcze! Naprawdę był podły - podsumowała Anna.
- Tak, ale nie zamierzam psuć sobie dzisiaj humoru myśleniem o tym parszywcu - odparła Iti, wstając z ziemi i otrzepując swoją szatę. Spojrzała na Hogwart. - Idziemy do szkoły trochę poćwiczyć?
- Jasne - przytaknęła gorąco jej przyjaciółka. - Pokażesz mi ten nowy układ, ok? - wstała również i podążyła za Gryfonką. Obserwowała ją uważnie. "Szybko zakończyła ten temat" - pomyślała. -"Ten dupek, Malfoy, zadarł z niewłaściwą osobą. Aż mi go żal."
- A co było dalej?
- Z czym?
- Z tą lekcją Eliksirów.
- No cóż ... Harry przylał Malfoy'owi i dostał gigantyczny szlaban od Snape'a.
- Jak mawia Draco: "pieprzony rycerzyk" - zaśmiała się dziewczyna.
- On chciał być miły - protestowała Iti, ale usta drżały jej od tłumienia śmiechu. "Pieprzony rycerzyk" wyjątkowo jej się spodobał.
- Nic nowego - mruknęła Ślizgonka, wchodząc za nią do pustej sali.

****

Szkocja, Hogwart - Wieża Gryffindoru, wrześniowy wieczór

Pokój Wspólny był nieco zatłoczony, toteż Hermiona wcisnęła się w najodleglejszy kąt, razem ze swoim ekwipunkiem, składającym się z podręczników, który rozmiarami przypominał przenośną bibliotekę.
- Jak zwykle, muszę wszystko robić sama - mruczała do siebie.
Była wściekła, bo wypracowanie z Zielarstwa było tzw. "pracą w grupach" i miała je pisać z Harry'm i Ronem, ale wypadł im nadzwyczajny trening quidditcha. Puchoni przesunęli termin meczu o tydzień, bo ich jedyny szukający musiał stawić się na przesłuchaniu w Ministerstwie, akurat w dniu planowanego spotkania. "Co za dureń wysadza za pomocą czarów kibel znienawidzonej ciotki!" - oburzała się. - "Wszystko przez niego! Nie mógł tego zrobić po mugolsku?" Zdążyła już napisać ponad połowę wymaganej rolki pergaminu, kiedy zauważyła, przechodzącą przez dziurę za portretem, Ginevrę Weasley. Ginny była, prawdę mówiąc, jej jedyną przyjaciółką, toteż Hermiona zostawiła swoje cenne wypracowanie i ruszyła w jej kierunku.
- Cześć Ginny!
- Witaj, Hermiono - Ginny uśmiechnęła się sztucznie.
- Chodź, pogadamy trochę - Hermiona nie dała się spławić byle grymasem. Rudowłosa westchnęła i podążyła do tymczasowego królestwa Grangerówny. Usiadła na fotelu naprzeciw niej i wzięła do rąk pierwszą z brzegu książkę ze stolika Hermiony.
- Och! To jest właśnie to czego potrzebowałam! Szukałam tej książki od tygodnia. Będzie idealna do mojego referatu z Transmutacji - zachwycała się, chowając twarz za opasłym tomiszczem. - Pożyczysz mi ją, kiedy skończysz, prawda?
- Pożyczę - odparła spokojnie starsza Gryfonka. - Pod warunkiem, że nauczysz się czytać ... - ciągnęła dalej, nie zważając na zaskoczone spojrzenie Ginevry - ... bo narazie trzymasz ją do góry nogami.
Weasleyówna spłonęła ciemnym rumieńcem.
- Przepraszam, Miona. Jak to jest, że nic się przed tobą nie ukryje?
- Lata praktyki - roześmiała się. - Powiesz mi, co się stało? - w jej głosie słychać było troskę.
- Nic - spuściła głowę i westchnęła smutno. Obie milczały przez chwilę. Dla Hermiony było jasne, że to "nic" jest przyczyną złego humoru przyjaciółki. Nie spuszczała z niej wzroku od kilku dni i coraz bardziej się martwiła. Ginny chodziła struta i przygaszona. Rzadko przebywała we Wspólnym. Dlaczego?
- Dlaczego? - zapytała głośno.
Wyrwana z zamyślenia Ginevra, zamrugała gwałtownie oczami, ale pojęła o co chodzi Hermionie.
- Nie byłaś taka osowiała nawet po rozstaniu z Harrym - kontynuowała.
W rudowłosej coś pękło.
- Wiem - odparła smutno. - Ale widzisz, co innego jest go stracić, a co innego oddać innej dziewczynie. To boli!
- O czym ty mówisz? - przyjaciółka była totalnie zaskoczona. - Harry z inną?! Niemożliwe. Przecież wiesz, dlaczego z tobą zerwał. Jak tylko skończy się ta cholerna wojna, znów będziecie razem.
- O ile oboje ją przeżyjemy - powiedziała gorzko, młodsza Gryfonka.
- Ginny! Nie wolno ci tak myśleć! A co do Harry'ego jestem pewna, że się mylisz. Zauważyłabym coś. Sama mówiłaś, że nic się przede mną nie ukryje, prawda? - uśmiechnęła się do Weasleyówny. Ta wzruszyła ramionami. - Nie możesz się tak zamartwiać.
- Kiedy ja go kocham - jęknęła i oparła bezradnie głowę na stole.
Hermionie ścisnęło się serce z żalu na ten widok. Pomyślała, jakby się czuła gdyby Ron powiedział jej, że ją kocha, a potem odszedł, bo to zbyt niebezpieczny związek dla nich obojga. Przygryzła wargi, a potem pogłaskała uspokajająco młodszą dziewczynę, po lśniących włosach.
- Więc walcz o tę miłość - doradziła, a w duchu pomyślała: "A co jeśli Harry naprawdę lubi jakąś inną dziewczynę?"

****

Szkocja, Hogwart - korytarz na drugim piętrze, wrześniowy poranek

Harry biegł korytarzem, zmierzając do klasy OPCM-u. Musiał zostawić w sali swój podręcznik do Eliksirów, bo w torbie, ani w kufrze go nie było. Już sobie wyobrażał, co Snape by mu zrobił, gdyby spróbował pojawić się na lekcji bez potrzebnej książki. Miał teraz okienko, a że następną lekcją były właśnie rzeczone Eliksiry, to była najlepsza okazja, żeby ją odszukać. Był już porządnie zdyszany, kiedy w końcu stanął przed drzwiami klasy i zapukał. Tonks, która w tym roku została nauczycielem Obrony, otworzyła mu już po kilku minutach.
- Tylko jedno potknięcie! - zawołała, rozcierając sobie kostkę, co nie przeszkadzało jej promiennie się uśmiechać. Odkąd pogodziła się z Lupinem i ustalili datę ślubu, róż jej włosów był tak jaskrawy, jak nigdy, co prawie oślepiło połowę jej uczniów na pierwszej lekcji. Nawet Harry musiał do teraz mrużyć oczy, za każdym razem, kiedy patrzył na swoją nową profesorkę.
- Potrzebujesz czegoś, Harry?
- Zdaje się, że zostawiłem tu mój podręcznik do Eliksirów. Czy nie zauważył ktoś go może po lekcji?
- Masz szczęście - powiedziała Nimfadora. - Znalazła go taka blondynka z twojego domu, ale nie pamiętam imienia. Wiesz, dopiero się uczę - westchnęła i spojrzała na niego przepraszająco.
- A czy możesz mi ją dokładniej opisać? - Harry był strapiony. Znał co najmniej siedem blondwłosych Gryfonek ze swojego rocznika. Skąd miał wiedzieć, która z nich ma jego cenną książkę? - Prosze cię, to sprawa życia i śmierci!
- Wiem, wiem - uśmiechnęła się, a potem rozejrzała dookoła. - Nietoperz - dodała, konspiracyjnym szeptem.
Roześmiał się mimowolnie.
- Słuchaj ... - zaczęła, z kamiennym obliczem. - Znam niezawdony sposób na rozpoznanie osoby, której tożsamości się nie zna.
- Aurorski? - zainteresował się.
- Nie mugolski - odparowała. - Sprawdza się głownie w wypadku kobiet, więc masz szczęście.
Harry słuchaj jej z rosnącą ciekawością.
- Zbiera się grupę podejrzanych wieczorem i odsyła się delikwentki na całą noc do osobnych komnat.
- Po co?
- Nie przerywaj mi - huknęła niespodziewanie mocnym głosem, aż Harry struchlał.
- Przepraszam, pani profesor.
Nie zwracając na niego uwagi, podjęła przerwany wątek:
- Śpią na kilkunastu puchowych pierzynach, pod którymi jest jedno ziarnko grochi i ta ...
- Hej! - przerwał jej ponownie - Przecież to bajka "O księżniczce na ziarnku grochu"!
- No co, chciałam tylko pomóc - obruszyła się, a potem wybuchnęła śmiechem i poklepała go przyjaźnie po ramieniu. Próbował udawać obrażonego, ale wyraźnie mu nie szło. Po chwili spoważniała.
- Niech pomyślę - mruknęła, trąc w skupieniu podbródek. - Jestem aurorką. Musiałam dostrzec w niej coś charakterystycznego - pomyślała jeszcze przez chwilę. - Ach tak! Siedziała z tyłu klasy, z jakąś Krukonką i właściwie jej włosy w porównaniu z włosami tej drugiej nie były blond, tylko raczej takie ... hmm ... złotawe?
- Kręcone? - upewnił się Harry, mając coraz wyraźniejsze podejrzenia, co do tego kim mogła być owa dziewczyna.
- Tak! - zawołała radośnie, jego szalona profesorka.
- Dziękuję. Bardzo mi pomogłaś - pędem wybiegł z klasy, modląc się w duchu, żeby zastał tymczasową właścicielkę swojej książki w Pokoju Wspólnym. Miał coraz mniej czasu.
Kiedy wreszcie udało mu się dotrzeć do Wieży i przeleźć przez dziurę za portretem Grubej Damy, dowiedział się od Lavender, że Ithilina poszła do biblioteki i trudno stwierdzić, kiedy powróci.
- Ma przecież ze mną Eliksiry - oburzył się Harry.
- To na nią zaczekaj - doradziła mu Lavender i wzruszywszy ramionami, odeszła, aby dalej zagłębiać się w lekturę "Czarownicy", wraz ze swą nieodłączną przyjaciółką, Parvati Patil.
Harry stał przez kilka sekund niezdecydowany.
"A co jeśli ona się spóźni, a Snape zdąży mnie przyłapać bez podręcznika? Znowu zagoni mnie do zeskrobywania żabiego skrzeku z podłogi, który jest tam od pięćdziesięciu lat! O nie! Nie mam teraz czasu na szlabany" - myślał. - "Muszę trenować drużynę. Mecz przed nami."
Wybiegł więc z powrotem na korytarz i prawie pod samym wejściem do Wieży zderzył się z kimś.
- Auć! - jęknęła jego ofiara, leżąc obok niego na podłodze.
- Och, przepraszam - wydukał. Wstał szybo i pomógł Ithilinie przywrócić się do pionu. - Szukałem cię - dodał już pewniej i uśmiechnął się szeroko.
Odwzajemnił uśmiech, zastanawiając się, jak ten chłopak to robi, że jego radosny wyraz twarzy jaest taki zaraźliwy.
- Wiem - odpowiedziała, wyjmując jego "Eliksiry dla wybitnych. Rok siódmy" ze swojej szkolnej torby. - Proszę.
- Dzięki - odebrał swoją własność i, spojrzawszy na okładkę, roześmiał się szczerze. - Patrząc na tą okładkę, zawsze się dowartościowuję. Ja i Wybitny z Eliksirów? Niemożliwe.
- Nieprawda - zaprzeczyła gorąco. - Jesteś niezły, tylko pozwalasz, żeby Snape wyprowadzał cię z równowagi.
- Mówisz jak Hermiona - zauważył. "Ale jesteś od niej o niebo ładniejsza" - dokończył w myślach. - "O nie, nie! Nie wolno mi tak myśleć!" - skarcił się natychmiast.
- Harry, nic ci nie jst? - patrzyła na niego, zmartwiona.
- Nie, nie - zaprzeczył gwałtownie. - Poprostu się zamyśliłem. - zarumienił się natychmiast. Spojrazła na niego badawczo, ale nic nie powiedziała. - Yhm ...Poczekasz tu na mnie? - zapytał. - Pójdę tylko po moja torbę i możemy iść na Eliksiry.
- Ok - powiedziała. - A Hermiona i Ron?
- Och, nie chciałbym im przeszkadzać - wyjaśnił, uśmiechając się. Kiwnęła ze zrozumieniem głową.
- Zaraz będę - dodał na odchodnym i zniknął za portretem.
Ithilina została sama, uśmiechając się do siebie. "Nic nie chcę mówić, ale ja lubię tego chłopaka" - pomyślała. Współczuła mu jednocześnie. Wszyscy wiedzieli, jaka ogromna odpowiedzialność na nim ciążyła. Podziwiała Świętą Trójcę za to, że potrafili byc normalnymi nastolatkami w tych trudnych czasach.

****

Szkocja, Hogwart - loch, będący Pracownią Eliksirów, ten sam wrześniowy poranek

Feralne Eliksiry. Nie dało się tej lekcji inaczej określić. Harry i Iti tak się po drodze zagadali, że dotarli dopiero tuż przed samym Snape'm. Po drodze rozmawiali o quidditchu i wyobraźcie sobie zaskoczenie pana Pottera, kiedy jego towarzyszka słuchała go uważnie i nawet zadawała pytania! Nie omieszkał jej powiedzieć, że albo jest wariatką, albo przyszłą zawodniczką, albo osobą obdarzoną anielską cierpliwością.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Żadna z moich poprzednich dziewczyn nie chciała nawet słyszeć słowa quidditch - wyjaśniał.
- Jak to? - zdziwiła się Iti.
- Parvati, podczas Balu Bożonarodzeniowego na czwartym roku, odeszła tańczyć z innym - wyliczał. - A ja mówiłem do niej o robocie szukającego, bo chciałem odwrócić jej uwagę od patrzenia mi na stopy.
- Dlaczego?
- No wiesz ... - tym razem się zarumienił. - Ja kiepsko tańczę i stale ją deptałem.
Roześmiała się serdecznie, a potem zapytała:
- I co dalej?
- No cóż ... Cho wolała rozmowy o Cedriku, chociaż kiedy o nim wspominałem, zaraz płakała. Za to, kiedy w kawiarni Madame Pudiffot, podczas Walentynek, zacząłem mówić o wsaprciu pałkarzy dla szukającego, wyszła, trzaskając drzwiami. Niedługo potem mnie rzuciła - westchnął teatralnie, czym jeszcze bardziej rozbawił koleżankę.
- Wydawało mi się, że z Ginny będzie lepiej - kontynuował. - Ale ona, jako zawodniczka, twierdziła, że wystarczy jej moje zrzedzenie w szatni przed meczem i nie muszę mówić o quidditchu na każdej randce. Mówiła, że ma wysoką tolerancję na sport, będąc w drużynie i dorastając z czterema braćmi - zawodnikami, ale nie na tyle wysoką, żeby psuć sobie quidditchem romantyczny nastórj w towarzystwie chłopaka.
Gryfonka wybuchnęła śmiechem.
- Wybacz, ale chyba ją rozumiem! A co z Hermioną?
- Nie wiem. Zapytaj Rona - odparł, również się śmiejąc. - Ze mną o nim nie rozmawia, w każdym razie. Uważa, że to niebezpieczny sport. No, a co z tobą?
- Ze mną?
- Jak zniosłaś mój wykład?
- Aaaa ... Jak by ci to powiedzieć, żeby cię nie dobić ...
- ...?
- Poprostu nigdy wcześniej nie słyszałam o quidditchu - wyjaśniła z uśmiechem.
- No to wszystko już rozumiem - Harry poklepał się po głowie. - No tak, to by było zbyt piękne. - udał zawód. - Znów miałem pecha.
- Nie zrażaj się - poklepała go po ramieniu. - Skoro nie możesz znaleźć dziewczyny, która podzielałaby twoją pasję, to może powinieneś spróbować z Ronem - zażartowała. - Jestem pewna, że Hermiona zrozumie, że jesteście dla siebie storzeni.
- O żesz ty! - Harry spróbował ją złapać i trochę potorturować, za to, że sugerowała mu homoseksualne upodobania, ale zręcznie mu się wywinęła, chichocząc w najlepsze.
Ich dobry humor zniknął skutecznie na dłuższy czas, kiedy weszli do lochu. Snape wszedł do klasy, powiewając, jak zawsze, peleryną. Spojrzał nieprzyjaźnie na swoich uczniów. Na siódmym roku było ich naprawdę niewielu. Zaledwie: Hermiona, Harry i Ithilina z Gryffindoru; Padma Patil z Ravenclawu; Thomas Humpton z Huffelpufu, oraz Draco Malfoy i Luc Tash ze Slytherinu.
- Siedmioro - powiedział na powitanie Mistrz Eliksirów. - Wciąż jest was o co najmniej jednego za dużo! - powiódł po młodzieży zimnym wzrokiem, który zdawał się przeszywać ich na wylot i wydobywać na światło dzienne nwet najmniejsze luki w ich wiedzy. - Ale może już niedługo ... - kontynuował słowne terroeyzowanie swoich podopiecznych. - Dziś przeprowadzimy obiecywany test. Panna Granger i panna Nicks - wypluł z niechęcią - na pewno słyszały o mugolskiej grze, jaką jest rosyjska ruletka - obie dziewczyny mimowolnie pobladły. - My dziś, w tej klasie, zabawimy się - tu uśmiechnął się drapieżnie - w coś podobnego - machnął różdżką, a przed każdym uczniem pojawiła się czarka, ze zwitkami pergaminu w środku. - W każdej czarze jest siedem losów. Ale tylkow jednej z nich znajduje się jeden pusty los - wyjaśniał, uważnie obserwując na których twarzach odmaluje się przebłysk nadzieji, który w jego opinii był równoznaczny z niewiedzą. - Jeden, w każdej czarce zawiera zestaw ćwiczeń do testu pisemnego, a kolejne pięć to nazwy różnych eliksirów, które będziecie musieli przygotować. Przy czym każdy z was ma dokładnie te same eliksiry. Istnieje więc szansa, że kilkoro z was będzie pracowało wspólnie - dostrzegł ulge na twarzach niektórych z nich, przede wszystkim Pottera. Tego się akurat spodziewał. - Umiejętność współpracy przy warzeniu eliksirów jest niezwykle ważna. Tak przynajmniej uważa nasz dyrektor - dodał od razu, aby nikt, na Merlina, nie łudził się, że on ma takie dziecinne poglądy. - Zaczynajcie! - wycofał się do swojego biurka, a jego czrne oczy, jak dwa tunele, wysysały z siódmorocznych wszelką nadzieję.
Ithilina pewnie zanurzyła rękę w czarce. W swojej poprzedniej szkole miała wspaniałą profesorkę od Eliksirów i lubiła ten przedmiot, więc nie sądziła, że będzie mieć większe trudności z warzeniem czegokolwiek. W końcu zaledwie dwa tygodnie wcześniej, Snape zrobił jej test, każąc przygotować parę rzeczy i zdała go pomyślnie. Uspokoiła samą siebie i wyjęła kartkę.
"Pusta?" - zdziwiła się. - "Mam szczęście. Ale, och nie! To oznacza, że Harry go nie ma. Mam nadzieję, że wylosuje test, albo jakiś łatwy eliksir. Dlaczego jedyna pusta kartka musiała być akurat w mojej czarce?" - jęknęła w duchu i odwróciła się do tyłu, aby wyczytać coś z twarzy Harry'ego.
Brunet trzymał w ręce zwitek, który niestety był zbyt mały, aby mógł być testem.
"O nie! A tak chciałem, żeby to był test" - westchnął. - "Dlaczego ja zawsze musze mieć pecha?Eliksir Przeciwczyrakowy. Co to ma być?"
Harry podniósł głowę i z rezygnacją rozejrzał się po klasie. Napotkał współczujące spojrzenie Iti i pokrzepiające Hermiony.
- Przeciwczyrakowy - powiedział bezgłośnie, patrząc w oczy swojej przyjaciółce.
Pokręciła przecząco głową i próbowała przekazać mu na migi nazwę swojej substancji. Nie zrozumiał, bo nie skupiał się na tym, co mówiła, wystarczająco przygnębiony tym, że musi pracować sam. Mylił się.
- Odczytajcie nazwy swoich eliksirów - zarządził Snape grobowym głosem.
Zaczęli po kolei odczytywać swoje zwitki.
- Pusta - powiedziała Ithilina i przesłała mu lekki uśmiech, na co nauczyciel skrzywił się z niesmakiem ("Przeklęta gryfonka!").
- Eliksir Wielosokowy - odczytała Granger, a oczy jej błyszczały, jakby rzucała mu wyzwanie.
- Eliksir Przeciwczyrakowy - rzekł nonszalancko, Malfoy, dając tym samym do zrozumienia wszystkim obecnym, że to dla niego pestka.
- No, Potter! - ponaglił Postrach Hogwartu, wlepiając w Złotego Chłopca swoje niepokojąco czarne oczy.
- Ttto nie ...mmożliwe - wyjąkał brunet, patrząc w osłupieniu na kartkę przed nim.
- Co jest niemozliwe, panie Potter? - zapytał Snape, jadowicie słodkim głosem. Wstał i podszedł do jego stolika, zaglądając mu przez ramię. - Eliksir Przeciwczyrakowy - z rozmysłem przeciągał sylaby. - Wydaje mi się, że wyraziłem się dość jasno, że dwoje uczniów może mieć ten sam eliksir. Czyżby do umysłu Wybrańca nie docierały nawet takie proste komunikaty? - zadrwił.
Harry rozdziawił usta, jakby chciał zaprotestować, ale Severus uciszył go machnięciem ręki.
- Ani słowa, Potter! Zażalenia kieruj do dyrektora, to jego pomysł. A teraz zabieraj swoje rzeczy i natychmiast udaj się do ławki pana Malfoy'a.
Harry powlókł się smętnie do tymczasowej siedziby swojego wroga.
- Powinieneś być wdzięczny losowi za swoje szczęście - dodał jeszcze profesor. - Może w końcu nauczysz się czegoś, współpracując z najlepszym uczniem.
Gryfon przesłał mu mordercze spojrzenie, a potem szybko zerknął na Hermionę. Wyglądała jakby miała się za chwilę rozpłakać. W końcu to ona była najlepszą uczennicą i Snape bardzo dobrze o tym wiedział, choć nie przyznawał tego, gdy nie musiał. Panna Granger opanowała wreszcie emocje i spojrzała na przyjaciela uspokajająco, a potem zagłębiła się w pracy nad swoją miksturą. Nie pozostawało mu nic innego, jak wziąć z niej przykład. Malfoy uśmiechnął się przebiegle na jego widok.
- Masz, Potter - rzucił mu nożyk i wskazał dłonią na breję, piętrzącą się na stole. - Posiekaj to.
- Bo co? - zainteresował się niewinnie, Harry.
- Chyba nie chcesz wylecieć, nie? Niedorobiony aurorku - zadrwił.
Złoty Chłopiec zacisnął zęby i zaatakował breję, która okazała się kupą oślizgłych, gumochłonich mózgów. Fuj! Kroił, miażdżył i szatkował przez następne półtora godziny, a blondwłosy arystokrata tylko stał nad kociołkiem, mieszał, wrzucał i rozkazywał. Gryfon miał juz powyżej uszu takiego traktowania, a przed wybuchem powstrzymywała go tylko groźba znienawidzonego nauczyciela, który wyraźnie oznajmił, że za każdą kłótnię, albo zepsuty eliksir, można opuścić pracownię i już do niej nie wrócić. Musiał zdać się na łaskę Malfoy'a. Prychnął, patrząc na swego wroga. Obserwował go przez cały czas, znad coraz obrzydliwszych składników. Znał większość przepisu na ten eliksir, więc sprawdzał Ślizgona, czy ten nie próbuje sabotować substancji. Narazie wszystko było w porzadku. Skończyli. Kolor mikstury był fioletowy, tak jak powinien.
- Gotowe, Potty - zagruchał Malfoy. - Skończyłem.
Harry tylko zgrzytnął zębami. Schylił się po pustą fiolkę. W tym czasie Draco napełnił swoją.
Ithilina też miała podejrzenia co do uczciwości młodego arystokraty. Wiedziała juz o nim dostatecznie wiele. Jednak wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, kiedy Harry odlał swoją część eliksiru.
- Hej, Potter! Czyżby nasz Genialny Warzyciel, Draco uratował cię przed wyleceniem z klasy? - wrzasnął na całe gardło, Luc.
Purpurowy na twarzy, brunet odwrócił się gwałtownie i sięgnął do kieszeni szaty po różdżkę.
- Przymknij się, Tash! Jesteś tylko pomagierem Malfoy'a.
- Ja przynajmniej mam Luc'a a ty tylko Weasley'a - włączył się Malfoy.
- Cisza! - przerwał im Snape. - Za chwilę wszyscy trzej zarobicie szlabany. Natychmiast przynosicie eliksiry do mojego biurka. Wszyscy! Czas juz się skończył. Opróżnić kociołki.
Uczniowie wstawali z krzeseł, sprzątali swoje biurka, niektórzy na szybko wrzucali ostatnie składniki. Ithilina przepchnęła się koło stanowiska Hermiony, a dalej Padmy i złapała Harry'ego za ramię, kidy chciał zakorkowac swoją fiolkę.
- Harry, nie!
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Pokaż ten eliksir, Potter - jak spod ziemi wyrósł przy nich Mistrz Eliksirów.
Gryfon spojrzał na dziewczynę i ostatni raz przyjrzał się podejrzliwie małej buteleczce. według niego wszystko było w porządku, kolor ani zapach się nie zmieniły. Mimo to miodowłosa nadal patrzyła na niego błagalnie. Wzruszył ramionami i podał naczynie profesorowi. Iti wydała z siebie bezgłośny jęk, a potem odwróciła głowę. Wolała nie patrzeć, jak Postrach Hogwartu z radością wyrzuca chłopaka z zajęć. Wtedy zobaczyła Dracona, stojącego za Snape'm i śmiejącego się mściwie. Tego już było za wiele! Niepostrzeżenie wysunęła różdżkę z rękawa i skierowała na eliksir Malfoy'a. Harry'emu nie mogła już pomóc, ale ... Mikstura w ręce Ślizgona, na krótką chwilę zamigotała na niebiesko, a potem zmieniła kolor na zgniłozielony.
Draco osłupiał.
- Nawet specyfik przyrządzany z pomocą pana Malfoy'a potrafisz zepsuć. To juz coś, Potter - beształ go nauczyciel. - Jesteś wielki! - zadrwił. - Patrz, jak miał wyglądać Eliksir Przeciwczyrakowy. Podejdź tu, Draco.
Nadal zaskoczony blondyn, nawet nie drgnął. Jedyne, co potrafił w tej chwili zrobić, to wpatrywać się w swój, jeszcze przed chwilą idealny, eliksir.
Brwi Snape'a powędrowały w górę, w odpowiedzi na to dziwne zachowanie pupilka, ale nie upomniał go. Poprostu podszedł i wyjął fiolkę z ręki ucznia. Przez moment miał taki wyraz twarzy, jakby chciał rzucić naczyniem o ziemię.
- Co to ma byc, panie Malfoy? - zaczął niebezpiecznie cicho. - Może potrzeba panu okularów?
Draco spiesznie pokręcił przecząco głową, a potem skrzywił się ze złością, widząc, że za plecami profesora Złoty Chłopiec śmieje się z niego.
- Jaki powinien byc kolor? - kontynuował, patrząc na niego surowo.
- Fioletowy. Ale panie psorze ja nie wiem jak ...
- Dosyć! - przerwał mu gwałtownie Opiekun Slytherinu. - To widać, że nie wiesz jak przyrządzić ten eliksir. Zawiodłeś mnie chłopcze - dodał lodowatym tonem.
Malfoy zacisnął ze złości dłonie w pięści. "Kto mógł sabotować mój eliksir?".
- Wynoście się wszyscy! - warknął Snape, odwracając się tyłem do swoich uczniów. Siódmoroczni rozchodzili się szybko.
- Nie wyrzuci mnie pan?
- Natychmiast stąd wyjdź, Potter!!!
Rzeczony osobnik oddalił się w tempie ekspresowym.
- Czasami naprawdę zachowujesz się jak idiota, Harry! - usłyszał rozbawiony głos Granger.
"Nawet często" - dodał od siebie.

****

Szkocja, Hogwart - korytarz koło Wielkiej Sali, wciąż ten sam wrześniowy dzień

- To ty, Nicks!
- Nie wiem o czym mówisz - odparła spokojnie.
- Nie kłam, szlamo! - złapał ją za ramię, kiedy próbowała go wyminąć i odejść. Odepchnęła go z całej siły. Zatoczył się, ale nie puścił. Silny był.
- Łapy precz, Malfoy - warknęła. - Co wyżywasz się na mnie, bo nie potrafiłeś uwarzyć prostego eliksiru?
Jego oczy zrobiły się stalowoszare, jak zamarznięte jezioro.
- Powiem Snape'owi!
- Masz dowody? - roześmiała się, ale jej oczy pozostały zimne. Koniuszek różdżki wystawał jej z rękawa.
- Auu ... - syknął nagle, puszczając ją gwałtownie.
- Zostaw ją!
- Nie wtrącaj się, Potter!
- Spokojnie, Harry - podeszła do niego i ujęła go za łokieć. Ronowi w końcu udało się przedrzeć przez tłumek, rosnący wokół nich, na korytarzu.
- Chodź, stary. Nie warto tracic sił na tego dupka - odciągał przyjaciela na bok.
- Mam teraz dowód! - zawołał Ślizgon. Chciał wiedzieć, jakie to zrobi na niej wrażenie.
Odwróciła się, spojrzała na niego z namysłem, a potem zeszła z powrotem parę stopni na dół. Poeszła do niego całkiem blisko i z drwiną popatrzyła na różdżkę w jego ręce.
- Biedny Dracuś. Boi się dziewczyny i to w dodatku Gryfonki.
Było bardzo niebezpiecznie tak mówić. Wiedziała o tym, ale mimo to zaryzykowała.
- Drę ...
- Co tu się dzieje? Panie Malfoy, proszę natychmiast opuścić różdżkę. Atakuje pan bezbronną koleżankę? - Minerva McGonagall była święcie oburzona.
Ithilina zrobiła niewinną minkę.
- Nic mi nie jest, pani profesor. Kolega ma poprostu ostatnio problemy na tle depresyjnym. Czy mogę już odejść?
Opiekunka jej domu spojrzała na nią uważnie, ale kiwnęła aprobująco głową.
"Nie cierpię jej" - pomyślał Draco, patrząc na odchodzącą w towarzystwie, Świętej Trójcy dziewczynę.
- Co to za depresja, panie Malfoy?

****

Szkocja, Hogwart - biblioteka, wieczór jeszcze tego samego dnia

- Czy możesz mi teraz wyjaśnić, co się stało z moim eliksirem?
- Oczywiście. Malfoy wrzucił sproszkowane skrzydełka ważek do kociołka, kiedy drażnił cię Luc. Kolor się nie zmienił, ale specyfik stracił swoje lecznicze właściwości.
- Chciał, żebym wyleciał!
- Pewnie tak.
- Ale co w takim razie zrobił ze swoją fiolką?
- On? Nic. He, he, he...
- Nie?! Ale ... To ty? Jak?
- Relashio bez inkantacji. Słyszałam, że to u was materiał szóstego i siódmego roku. Widzisz, u nas jest inaczej. We Wschodniej Europie jest niewielu czarodziejów. Większość naszej społeczności pracuje w świecie mugoli i tylko "pomaga" sobie magią. Dlatego uczymy się niewypowiadanych zaklęć już od trzeciego roku.
- Wow! Podpaliłaś jego eliksir?! Jesteś genialna!
- Nie przesadzaj. Miałam szczęście, że Snape akurat wrzeszczał na ciebie i że ta mikstura była palna. Inaczej nie wiem, co mogłabym zrobić. Nie znam wielu zaklęć, które działałyby na eliksiry.
- Dziękuję.
- Och! Nie ma za co.
- Jest! Mogłem wylecieć z tych lekcji.
- Nie zasłużyłeś na to.
- Wiem, ale wątpię, czy Snape też tak myśli.
- Dziś zrobił pierwszy dobry uczynek - nie wywalił cię! He he he ...
- Nieee to już drugi. Pierwszy był na moim pierwszym roku, kiedy podczas meczu quidditcha ratował mnie przed upadkiem z miotły.
- Naprawdę? O kurcze! Opowiedz mi o tym.
- Ekhm... To moze opowiem ci o tym, jak wybierzesz się ze mną do Hogsmeade w sobotę? Chcę ci się jakoś odwdzięczyć.
- Och, ja ... eee ... nie wiem. Nie, nie patrz na mnie tak błagalnie. No dobrze, zgadzam się.
- To super!
Rudowłosa dziewczyna, stojąca za regałem upuściła opasłe tomiszcze na podłogę.
- Cisza! To jest biblioteka! - zagrzmiała pani Pince.
Ginny wybiegła z pomieszczenia, nie zważając na jej protesty.
- Co się stało? - zapytał Ron, biegnącą do drzwi Hermionę.
- Nie wiem - skłamała panna Granger.
Ithilinie zrobiło się głupio.

****

Szkocja, Hogwart - dormitorium siódmorocznych Gryfonek, wrześniowy sobotni wieczór

Była baaardzo zmęczona. Wróciła do dormitorium dopiero o północy, bo pisała we Wspólnym referat na Transmutację. To był długi dzień. W Hogsmeade, z Harry'm było bardzo miło. Tylko, że ona nie była głupia i widziała, jak niechętnie patrzyła na nia Hermiona przez cały czas, kiedy ona i Ron, siedzieli z nimi przy stoliku w Trzech Miotłach. Ithilina westchnęła i z ulgą padła na łóżko. Czuła się trochę zagubiona. Gryfoni ciepło ją przyjęli, zastępowali jej tu rodzinę. A ona? Nie chciała się z żadnym z nich kłócić. A kłótnię przeczuwała, odkąd Ginny wybiegła z biblioteki. Przykryła się ciepłą kołdrą i zamknęła oczy. Wystarczały jej problemy z Malfoy'em, naprawdę nie potrzebowała jeszcze innych wrogów. Czy to jej wina, że Harry najwyraźniej ją polubił?
"Ginevra Weasley jest przewrażliwiona" - pomyśłała stanowczo. - "Pogadam o tym z Anną."
Ułożyła się wygodniej, przyrzekając sobie solennie nie przejmować się więcej ta sprawą. Nie mogła wiedzieć, że już nie długo będzie żałowała, że nie ma tylko takich błahych problemów.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
sareczka   Strażnicy   26.09.2007 16:34
sareczka   ROZDZIAŁ I i pół, czyli trochę retrospekcji ... S...   26.09.2007 16:37
sareczka   Nie ukrywam, ze byłoby mi niezmiernie miło, gdyby ...   27.09.2007 20:17
Toujours_Pur   Mrooochne!.Zrobiłaś kilka literówek,trochę błę...   28.09.2007 16:01
sareczka   Dziękuję Toujours_pour za komentarz. Spokojnie to ...   28.09.2007 19:23
sareczka   Wklejam następny rozdział, bo wciąż jednak mam nad...   30.09.2007 14:41
sareczka   Wklejam ten post, zakładając, że jednak ktoś to cz...   01.10.2007 21:49
sareczka   ROZDZIAŁ VI, czyli czasem lepiej nie wiedzieć... ...   06.10.2007 22:16
Vivian Malfoy   Opowiadanie jest super! Nie licząc kilku liter...   18.01.2008 21:49
sareczka   ROZDZIAŁ VII, czyli muzyka nie zawsze łagodzi obyc...   04.02.2008 20:41
sareczka   ROZDZIAŁ VIII, czyli kosztowna chwila nieuwagi... ...   04.02.2008 20:42
Vivian Malfoy   no widzę, że się rozkręcasz :D coraz bardziej mn...   14.03.2008 19:43
sareczka   Oto następny rozdział. Życzę miłego czytania i dzi...   18.03.2008 23:45
Vivian Malfoy   ciekawe co będzie dalej? :) bardzo mi się podoba...   26.03.2008 21:10
sareczka   Dziękuję Vivian za kolejny komentarz :) Wklejam ko...   27.03.2008 21:34
Vivian Malfoy   Oj, zaczyna się robić coraz mroczniej... ale mi ja...   28.03.2008 19:32
sareczka   Już tradycjynie, dziękuję Vivian za komentarz. Wkl...   29.03.2008 16:16
Vivian Malfoy   Szczerze mówiąc, całość jest jak najbardziej straw...   30.03.2008 16:19
sareczka   Dziękuję za wyrozumiałość droga Vivian :) I dzięku...   02.04.2008 15:37
Vivian Malfoy   Muszę przyznać, że kolejną część napisałaś rewelac...   03.04.2008 14:42
sareczka   Dziękuję Ci, nieoceniona Vivian za komentowanie. T...   04.04.2008 22:21
Vivian Malfoy   Twój FF robi się coraz lepszy i coraz ciekawszy :...   05.04.2008 09:47
sareczka   Dziękuję (już tradycyjnie :) ) Vivian za komentarz...   05.04.2008 22:12
sareczka   Witajcie, drodzy Czytelnicy! To już przedostat...   10.04.2008 20:03
sareczka   Oto ostatni rozdział i... nic dodać, nic ująć ;) ...   19.04.2008 19:00
Vivian Malfoy   Opowiadanie jest świetne i coraz ciekawsze. :) Sz...   20.04.2008 19:40
Annik Black   Opowiadanie jest bardzo wciągające :) Szkoda tylk...   24.06.2009 18:19


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 11.05.2024 13:44