Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Strażnicy, dla fanów Dracona Malfoy'a

sareczka
post 26.09.2007 16:34
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Witam wszystkich!
Jestem na Magicznym juz dosyć długo, ale dopiero teraz zdecydowałam się wstawić tu coś swojego. Zamieszczałam to opowiadanie już na dziurawcu, więc wielu z Was moze juz je znać. Zapraszam do czytania i proszę gorąco o komentarze smile.gif Ach, początek jest nudnawy, ale reszta podobno wyszła mi lepiej biggrin.gif

"STRAŻNICY" - CZĘŚĆ I TRYLOGII "DZIECKO PRZEZNACZENIA"

PROLOG, czyli tytułem wstępu...

Wschodnia Europa, wioska czarodziejów, mały domek ze ścianami bielonymi wapnem, sierpniowe popołudnie

- Jesteś pewna, ciociu?
- Tak pisze w liście. Dyrektor zgodził się, przyjąć cię na ostatni rok.
- Jak to? Ostatni rok? Przecież miałam iść do Akademii Św.Utrechta Czułego! O jakim dyrektorze ty mówisz?
- Bo widzisz wyniknęły pewne komplikacje, moja droga. System szkolnictwa w Anglii jest inaczej skonstruowany niz w naszym kraju. Musisz ukończyć siedem lat nauki podstawowej, a nie tylko sześć.
- Co?! A u nas w szkole mówili coś innego!
- A kto ci to mówił? Nauczyciele?Czy może organizatorzy tego projektu, co?
- No... nie. Koleżanki z klasy.
- A widzisz! Twoja matka też ci zawsze powtarza, żebyś tak nie słuchała swoich przyjaciół we wszystkim.
- Ta..., a szczególnie czarownic.
- I ma rację. Czy ty nie masz żadnego porządnego autorytetu?
- Mam. Merlina.
- No wiesz! A jakiś żyjący się znajdzie?
- Tak. Ja!
- Bezczelna, jak zawsze!
- Hej, nie denerwuj się tak! Powiedz mi lepiej kim jest ten dyrektor?
- Nazywa się profesor Dumbledoore.

Anglia - Birmingham, dom z werandą przy ulicy Mimbulus Mimbletonia, sierpniowa noc

Już to gdzieś widziała. Szare, zamglone wzgórza wydały jej się boleśnie znajome. Wychyliła się poprzez ramy otwartego okna jadącego pociągu najbardziej jak tylko mogła. Była pewna, że powinna coś dojrzeć, że już za tym zakrętem zobaczy... Tylko co zobaczy? Wpatrywała się intensywanie w jesienną szarugę, próbując dojrzeć we mgle coś na co podświadomie czekała. Pociąg wciąż pędził. Wsparła dłonie na, opuszczonej prawie do samego końca, szybie. Wciągnęła chłodne wieczorne powietrze w płuca. Czekała, a deszcz spadający na ziemię wąskimi strugami, zwolnił jeszcze bardziej swój lot. Nagle zdała sobie sprawę z oczywistego faktu. Już wiedziała gdzie jest! To był poprostu Hogwart Ekspress. Tak, na pewno! Zaraz za tymi wzgórzami zacznie zarysowywać się niewyraźny jeszcze kształt zamkowych wież. W tym momencie, aż dziwnym wydało jej się, że wcześniej nie rozpoznała, ani krajobrazu Szkocji, ani wnętrza pociągu, ani tym bardziej celu swojej podróży. Uśmiechnęła się do siebie. Chciała odetchnąć z ulgą.
Chciała, ale nie mogła. Coś było nie tak. Napięcie zdawało się wraz z mgłą wsączać w jej umysł. Miała wrażenie, że się dusi. Otworzyła szeroko usta, nie bacząc na dobre maniery, ale do skurczonych płuc nie dostała się ani krztyna wilgotnego powietrza. Sekundy mijały nieubłaganie, a ona bardzo szybko wpadała w panikę. Dlaczego nikt nie przychodził?! Chciała wołać o pomoc, biec, szukać ratunku, ale nie mogła się ruszyć. Zupełnie jakby ktoś zaklęciem przykuł ją do okna. Nie mogła nic zrobić, a czas mijał. Czuła, że siły opuszczają ją w zastraszającym tempie. Niemalże była w stanie zobaczyć jak jej własna magiczna moc materializuje sie w migoczącą poświatę wokół niej, jak wycieka z niej jak z podziurawionego balona. Nie była w stanie jej zatrzymać. Dusiła się, a Hogwart powoli wyłaniał się z mgły. Brak dopływu tlenu do mózgu zaczął w końcu dawać objawy w jej organizmie. Obraz Hogwartu rozmywał się przed jej oczyma, ginąc w ciemności. Czuła, że zapada się w tą ciemność. Była przerażona coraz bardziej. O, jakże bardzo nie chciała umierać! Gdzieś na granicy świadomości dojrzała jeszcze wyraźnie fragment hogwadzkiego muru. Nie mogła umrzeć! Nie teraz, kiedy... Nie!!!
Kamienie płaczą...

Obudziła się krzycząc i szlochając ze strachu. Oddychała ciężko przez kilka chwil, nie zwracając uwagi na płacz wyrwanego ze snu dziecka. Ulga, nareszcie poczuła ulgę. Nie ruszała się jeszcze przez następne parę sekund, ciesząc się, że to był tylko koszmar. Ciesząc się, że wciąż jeszcze żyje. Odetchnęła głęboko kilka razy chcąc opanować nerwy i powoli wstała z łółżka. Podeszła do łóżeczka dziecka. Niemowlę płakało nadal, machając rozpaczliwie rączkami. Nachyliła się nad nim i wzięła je na ręce.
- Już dobrze, dziecinko. Nie płacz. Mamusia jest przy tobie. Miałam koszmar, ale on minął - kołysała maleństwo w ramionach. - Ciii...no nie płacz już. Nic się nie stało. Wszystko jest dobrze. Ciii...
Dziecko uspokajało się z wolna. "Nie lubi gwałtownego budzenia, tak jak mamusia" - pomyślała, śmiejąc się w duchu. Opiekuńczo obejmowała swe maleństwo.
- No widzisz nie trzeba płakać. Mama jest i zawsze będzie przy tobie.
Duże zielone oczka zlustrowały ją uważnie.
Kamienie płaczą...

Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wrzesień, przed południem

- A Ty dlaczego nie na lekcjach?
- Okienko mam, a poza tym kim jesteś, żeby o to pytać? Prefekt Naczelną?
- Bezczelna jak każda Gryfonka!
- Nie wierzysz w przyjaźń między Ślizgonką a Gryfonką, co?
- A Ty wierzysz? Od razu widać, że jesteś tu nowa.
- No pewnie, że wierzę. W końcu jestem naiwną Gryfoneczką.
- He he he...No, bynajmniej masz poczucie humoru. Masz coś jeszcze oprócz tego do zaoferowania? Ślizgoni nie przyjaźnią się z byle kim.
- Ostrzegam, jestem szlamą.
- Ha ha ha... Ostrzegam, nie jestem typową Ślizgonką.
- Co przez to rozumiesz? Czyżbyś nie była tak arogancka, złośliwa i uprzedzona jak większość mieszkańców twojego domu?
- Ależ skądże! Miałam tylko na mysli, że nie jestem dzieckiem Śmierciożerców tak jak statystyczna większość w Slytherinie. Co do reszty twój opis się zgadza.
- He he he... Mimo to zaryzykuję. Jak się nazywasz?
- Anna Smithson.

****

ROZDZIAŁ I, czyli co ty o mnie myślisz...

Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, wieczór

Noc Duchów była szczególna. Nawet bardzo s z c z e g ó l n a.
Draco szykował się na ucztę. Czarna szata, srebrne dodatki, zielona, jedwabna koszula. Stanął przed lustrem. Zanurzył dłoń w opakowaniu magicznego żelu Ulizanna, po to aby przygładzić włosy. Choć może się to komuś wydawać dziwne, Draco Malfoy miał normalne włosy, które potrafiły się wichrzyć i odstawać nisfornymi kosmykami. A to, że nigdy nie zapomniał użyć żelu przed opuszczeniem dormitorium było już inną bajką. Tym razem jednak nie wykonał codziennego rytuału. Przeszkodziała mu w tym bowiem niespodziewana, irracjonalna w jego mniemaniu, myśl:
"Jak się czeszą mugolscy chłopcy?"
Zupełnie nie wiedział, czemu się tam pojawiła i natychmiast ze złością ją odrzucił. No tak, znów ta głupia szlama! Stwierdzenie to bynajmniej nie odnosiło się tak jak zwykle do Granger. O, nie. Grangerówna niestety już nie była numerem pierwszym na jego liście ulubionych szlam. Teraz wydawała mu się mile przewidywalna, racjonalnie żałosna i w zdrowy sposób głupia. Młody Malfoy bardzo dobrze wiedział jak wyprowadzić ją z równowagi i chętnie z tej wiedzy korzystał. Niemniej miejsce pierwsze zajmowała obecnie złotowłosa Ithilina Nicks. Dlaczego? Na to pytanie Draco sam przed sobą musiał odpowiedzieć. Nie wiedział, dlaczego tak go irytuje ta dziewczyna. Poza faktem, że była szlamą, okazała się jeszcze skomplikowaną osobowością. Nieledwie szmobójczynią! No bo jak inaczej można nazwać kogoś, kto uśmiecha się do Snape'a, czy pozwala sobie na delikatne drwiny z rzeczonego profesora z niewinnym usmiechem na ustach?! To już nie była arogancja, czy głupota. To był jawny brak instynktu samozachowawczego! Każdy normalny, szanujący się uczeń, a już w szczególności Gryfon wiedział, że Snape to nie jest normalny człowiek. Tak więc Ithilina była nieprzewidywalna. Wciąż nie mógł zgadnąć, czy w odpowiedzi na jego kolejna zniewagę, niepostrzeżenie wysunie różdżkę z rękawa i rzuci w niego klątwę bez inkantacji, czy raczej wybuchnie drwiącym śmiechem. Ach, jak ona go irytowała! Bo czego, jak czego, ale niewiedzy żaden czystokrwisty Malfoy nie mógł znieść. A możecie byc pewni, że Draco nie był w tym wypadku wyjątkiem od reguły. Ithilina była jego problemem, zagadką, którą od dwóch miesięcy starał się rozwikłać. Obserwował ją, poznał tajemnicę jej bransoletki, prowokował wielokrotnie na korytarzach, starając się zauważyć w jej reakcjach jakieś prawidłowowści. Ale ona uparcie wymykała się wszelkim zasadom. Draco był niepocieszony. Teraz też myślał o niej, stojąc przed lustrem, z ręką uniesioną, w połowie odległości od opakowania żelu do włosów, z kapiącą z niej mazią. Co by sobie pomyślała ta głupia szlama, gdyby dzisiaj wyglądał inaczej niż zwykle? Może zrobiłaby coś nowego? Tak, to byłaby świetna okazja, żeby ją po raz kolejny zdenerwować i sprowokować. A niech sobie zarobi miły szlabanik u uroczego Mistrza Eliksirów na przykład, skoro tak bardzo go lubi!Draco doszedł do wniosku, że po raz pierwszy odstawi dziś żel. Jakby nie patrzeć, z Nicks w roli przeciwnika nie mozna było się nudzić.
Koniec końców chłopak znalazł się w Wielkiej Sali na uczcie. Sala wyglądała wspaniale! Była przyciemniona, świece paliły się tylko w ogromnych kandelabrach zawieszonych na ścianach i w kilkunastu świecznikach stojących na stołach poszczególnych Domów. Po całym pomieszczeniu krążyły srebrzyste duchy, gawędząc między sobą lub z uczniami, śmiejąc się, albo śpiewając. Na stołach piętrzyły sie różne potrawy i Draco z zadowoleniem zauważył, jak Granger załamuje ręce nad taką ilością jedzenia. Nie bez satysfakcji pomyślał, że jej skrzaci przyjaciele musieli się nieźle napracować, żeby uczta wyglądała tak wspaniale. Z magicznego sklepienia sypał się srebrny pyłek, a w całej Wielkiej Sali niósł się zapach wilgotnego igliwia, pochodzący z nieznanego źródła, a więc zapewne wytworzony magicznie. Malfoy z lubością wdychał świeże, nocne powietrze. Dawało mu to poczucie prawdziwej wolności.
Tymczasem Harry siedział jak na szpilkach przy stole Gryffindooru. Nie rozmawiał z Ithiliną od czasu ich pamiętnego spotkania w łazience Jęczącej Marty. Wciąż nie miał okazji zobaczyć się z nią sam na sam, a nadal nurtowały go jej słowa, wypowiedziane na odchodnym: "Ja też tego nie rozumiem". I jeszcze to jej spojrzenie. Pełne żalu, niedowierzania i czegoś jeszcze, czego Harry sam nie umiałby nazwać. Jakby... tęsknoty? Tęsknoty. Powinien koniecznie z nią porozmawiać. Gdzie ona mogła być? Rozmyślania przerwał mu donośny głos dyrektora:
- Drodzy uczniowie! Nie muszę mówić, dlaczego się tu dziś zebraliśmy i jemy te wszystkie pyszności - w jego oczach zamigotały wesołe iskierki, a Harry mógłby przysiąc, że Dumbledore spojrzał w tej chwili na Rona Weasleya. - Nasze kochane duchy w tym roku zezwoliły wystąpić w ten ważny dla nich wieczór dwóm uczennicom, które za chwilę oczrują nas swoimi umiejętnościami.
Coś, na kształt przeczucia przemknęło, przez głowę Harrego Pottera.
Dyrektor ponownie usiadł na swoim miejscu. Wszystkie kandelabry i świeczniki w Wielkiej Sali zgasły. W jednej chwili zaległy egipskie ciemności. Zaskoczeni uczniowie zaczęli szeptać między sobą, a kilka osób opuściło swoje miejsca wpadajac przy tym na sąsiadów. Wtedy z okolic gdzie jeszcze przed kilkoma minutami stał stół nauczycielski, rozbłysło pojedyncze światło wydobywając z mroku tę część sali. Po chwili dołączył do niego wyraźniejszy strumień niebieskiego światła. Wszyscy uczniowie, jak na komendę, spojrzeli w górę, w kierunku źródła światła. Była nim migocząca łagodnie srebrna kula, wisząca gdzieś wysoko pod sklepieniem Zamku. Nagle rozległy się głośne uderzenia perkusji. Odezwały się bębny i talerze. Przez salę przetoczył się dudniący pomruk muzyki. A potem rozległ się głos, który śpiewał melodię tęsknej, niepokojącej pisenki. Jednak nie było śpiewaczki. Wszyscy widzowie czekali.
W smudze światła pojawiła się w końcu jakaś postać. Zupełnie jakby się tam aportowała z innej sali. Draco wyciągnął szyję, żeby lepiej widzieć.
Dziewczyna miała kruczoczarne włosy. Delikatne rysy twarzy i smukła sylwetkę podkreśla długa, biała suknia z rozcięciami do połowy ud. Dziewczyna śpiewała pięknym, czystym głosem. Podchodziła coraz bliżej, krążąc między stołami Domów. Teraz Malfoy mógł juz bez problemu ją rozpoznać. To była Anna Smithson, siódmoroczna Ślizgonka, przyjaciółka tej głupiej szlamy. Ślizgonka, która umie śpiewać! Chłopak postanowił zanotować sobie ten fakt w pamięci. "Pewnie jest z tego powodu lepszym materiałem na żonę dla arystokraty" - pomyślał i uśmiechnął się z goryczą.
Muzyka zalewała umysły młodych adeptów magii, przyjemnie ogłuszającą falą. Była wszędzie. Dudniąca perkusja sprawiała, że uczniom drgały wszystkie narządy wewnętrzne, co im bynajmniej nie przeszkadzało. Anna odśpiewała refren. Kiedy jej głos ucichł, wszyscy poczuli się dziwnie, jakby ktoś wstrzyknął wszystkim słuchaczom potężny zastrzyk energii. Cisza wydawała się obca i nienaturalna dla tego miejsca. Zapanowała zbiorowa euforia. Tu i ówdzie ludzie zaczęli podnosić się z miejsc i oklaskami nagradzali niezwykłą śpiewaczkę. Ale ona tylko dała im znak ręką, aby sie uciszyli. Nastał czas na drugą zwrotkę i kolejną niespodziankę.
Najpierw był silny głos. Mroczny, wibrujacy, jakby lekko schrypnięty, wprawiający w drżenie. Podniecający. A potem w smugę światła wślizgnęła się druga dziewczyna. Tym razem ubrana na czarno, z twarza okoloną złotymi lokami, sięgającymi ramion. Cóż, takie włosy miała tylko jedna osoba w całej szkole i Draco bezceremonialnie wlepił w nią oczy. Ithilina, ponieważ to była ona, miała na sobie czarną bluzkę i obcisłe czarne spodnie. Oczywiscie Draco widział już dziewczyny w spodniach, ale nie takich. Strój panny Nicks zrobił na nim takie wrażenie, że poczuł palącą potrzebę wypicia soku dyniowego, a najlepiej czegoś znacznie mocniejszego.
A Ithilina śpiewała i robiła to perfekcyjnie. Refren obie nastolatki odśpiewały już razem, zachecając publiczność do przyłączenia się. Nie musiały tego powtarzać dwa razy. Głos Anny tak elektryzował hogwarcką młodzież, że nikt nie był w stanie usiedzieć na swoim miejscu spokojnie. Na sali zapanowało ogólne poruszenie. Gryfoni, Puchoni, Krukoni, a nawet Ślizgoni wymieszali się między sobą i pozbijali w grupki, kołysząc się w rytm muzyki i głośno śpiewając. Śpiewała cała szkoła łącznie z duchami. Refren powtórzył się kilkakrotnie, a potem muzyka urwała się i wszyscy zaczęli klaskać. W jednej chwili ponownie zapłonęły, oślepiające teraz, świece. Uczniowie stali i klaskali. Oszołomiony Draco spojrzał w kierunku, gdzie powinny stać obie wokalistki, ale o dziwo był tam znów stół nauczycielski i klaszczący również nauczyciele. Dumbledore miał znów iskierki w oczach, kiedy mówił:
- Mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli wiele okazji, żeby posłuchać panien Smithson i Nicks. A teraz życzę wszystkim smacznego.
Wszyscy zaczęli z wolna wracać do swoich stołów. Uczta przebiegała bez żadnych sensacji i z wolna półmiski uczniów zaczęły świecić pustkami, a sami Hogwartczycy szykowali sie do powrotu do swoich wież.
Draco zauważył Ithilinę przy stole Gryfonów. Rozglądała się po Wielkiej Sali, jakby ociągając się przed jej opuszczeniem. Czyżby na kogoś czekała? Pewnie na Annę. Odcinała się od swoich przyjaciół, ubranych przeważnie w barwy ich domu, więc nietrudno ją było przegapić. Rozejrzał się w poszukiwaniu Anny. Chciał jej pogratulować występu. Nie mógł przecież powiedzieć szlamie komplementu, bo to by zniszczyło jego image. Nigdzie nie mógł dojrzeć Anny. Zupełnie jakby zniknęła. Postanowił więc pójść za Ithiliną. ponieważ był pewien, że i ona szuka swojej przyjaciółki. Nie miał teraz nic konkretnego do roboty, dlaczego więc nie miałby się zabawić podsłuchując dziewczyny?
Panna Nicks zaczęła przeciskać się przez tłum tak szybko, ze nim udało mu się w końcu opuścić Wielką Salę, kilkakrotnie był bliski zgubienia jej. Dokąd mogła się tak spieszyć?
- Dracuś, gdzie tak pędzisz?
Zjeżył się na te słowa.
- Nie teraz, Pansy!
Wyminął ją najszybciej jak tylko mógł, specjalnie szerokim łukiem, aby uniemożliwić jej rzucenie się na niego.
Ithilina wypadła z Wielkiej Sali i natychmiast skierowała się za Ślizgonami. Draco był pewien, że szuka Anny, ale szybko musiał zweryfikować swoje przypuszczenia, bo dziewczyna ruszyła w kierunku korytarza, prowadzącego do wyjścia z zamku.
"Co ona do cholery robi? Idzie na randkę z Potterem, czy co?" - na samą myśl o tym, Malfoy zgrzytnął zębami i zwinął dłonie w pięści.
Znów jednak mylił się. Ithilina wybiegła z zamku i skierowała się na ścieżkę, biegnącą na skos przez błonia, prosto w kierunku Zakazanego Lasu.
"No nie, jej odbilo!" - jęknął w duchu. - "Wracam do zamku. Niech się głupia szlama zabija beze mnie!" Naprawadę przez moment chciał zawrócić, ale ciekawość zwyciężyła. W końcu nie miał już jedenastu lat, a skoro jakaś szlama się nie boi, to on tym bardziej nie będzie. Dlatego, ostrożnie się skradając, podążył niezauważony za Ithiliną. Nagle coś zaświtało mu w głowie:"To bransoleta! Nicks chce się aportować. Dostała wezwanie od Anny. Ale gdzie w takim razie ona jest?"
Zauważył, że dziwczyna przystanęła raptownie. Była już na terenie Zakazanego Lasu. Stąd mogła się aportować. Nie namyślając się wiele, podbiegł i, w momencie aportacji, złapał ją za ramię. Nim świat zawirował mu przed oczami, zdążył jeszcze zobaczyć zupełnie zaskoczoną twarz Ithiliny i jej orzechowe oczy, przetykane złotymi nitkami, teraz wypełnione czystym przerażeniem.
Następnym faktem, który zarejestrował, były jej jedwabiste loki, przykrywające mu pół twarzy i ciepły ciężar jej ciała, przygniatający go do wilgotnej ziemi. Poruszył ręką, próbując odgarnąć trochę tych pachnących wanilią włosów. Wanilia... mógłby ją wdychać cały dzień.
Wtedy dziewczyna poruszyła się i spróbowała wstać. Uniosła głowę, która dotąd spoczywała na jego piersi i nagle ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Spojrzała w jego szare tęczówki, przypominające niebo w zachmurzony dzień, a w jej oczach zagościła furia.
- Malfoy! - wysyczała. - Dlaczego znów mnie śledziłeś?
- Jestem prefektem. A ty złamałaś regulamin - wymyślił na poczekaniu. - Z chęcią cię teraz ukarzę - dodał, i w jednej chwili przetoczył się tak, że teraz on znalazł się nad nią i z wyrazem triumfu, i rozbawienia spoglądał w jej, ocienione długimi rzęsami, oczy.
- Złaź ze mnie! - krzyknęła Iti.- Dotykasz szlamu - przypomniała mu, uśmiechając się drwiąco.
- Fakt! - zawołał i podniósł się szybko, uśmiechając się mściwie.
Gryfonka równiez wstała, a zaraz później krzyknęła i chwyciła się za nadgarstek. Draco popatrzył na nią zaskoczony.
- Ej co jest z... - nie zdążył dokończyć. Przerwała mu, mówiąc:
- Ona jest w niebezpieczeństwie - widać było, że nie ma pojęcia co robić, ale na jej twarzy pojawił się upór. - Ale ja jej pomogę.
- Ja też - dodał natychmiast Malfoy.
- Ty? - Iti rzuciła przez ramię, podążając w kierunku domu, stojącego na skraju polany. Najwyraźniej była zaskoczona.
- Ty oferujesz pomoc?
- Ona jest Ślizgonką - wyujaśnił sucho Draco, patrząc na nią z politowaniem.
Odwróciła się bez słowa i przyspieszyła kroku.
Pobiegł za nią.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
sareczka
post 06.10.2007 22:16
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




ROZDZIAŁ VI, czyli czasem lepiej nie wiedzieć...

Szkocja, Hogwart - dormitorium siódmorocznych Gryfonek, sobotnie popołudnie - tego samego miesiąca

Tydzień minął jak z bicza strzelił. Ithilina była tak zmęczona lekcjami i kilometrami prac domowych, że nawet nie miała siły martwić się niechęcią Hermiony w bibliotece i złośliwością Ginny w laboratorium. Zresztą ta ostatnia wyraźnie przystopowała, albo po rozmowie z Harry'm, albo, co bardziej prawdopodobne, nie chcąc się narazić starszej Gryfonce. Zapanował pomiędzy nimi względny spokój.
Iti zapomniała nawet, że miała zastanowić się nad tajemniczym osobnikiem, który miał jej dziś towarzyszyć w wyprawie do mugolskiego Londynu.
"Pewnie Dumbledore miał na myśli jakiegoś aurora, żebym była bezpieczna, np. Tonks, albo Kingsley'a." - przemknęło jej przez myśl.
Sam obowiązek odwiedzenia niemagicznej części stolicy Wysp Brytyjskich, zawdzięczała "ukochanemu" Mistrzowi Eliksirów, który zlecił jej zdobycie informacji na temat środków aromatycznych syntetyzowanych przez mugoli. Snape podejrzewał, że któryś z tych środków może być użyty, jako składnik do podrasowania Wywaru Przyjemności. Dopóki nie miał pełnej receptury trucizny, musiał opierać się jedynie na wskazówkach z legend. Zdobycie przepisu u źródła, którym był Voldemort, było w tym wypadku niemożliwe, ponieważ Czarny Pan nie ufał do końca Severusowi i zlecił przygotowywanie eliksiru innemu słudze. Tak więc, praca w Lochu nr 13 opierała się na razie na błądzeniu w labiryncie hipotez i niepotrzebnych mikstur, nie dotknąwszy jeszcze właściwego celu, jakim było sporządzenie antidotum.
Tego dnia Iti dostała pozowlenie od dyrektora na odwiedzenie Tami. Wyjęła z kufra, poskładane równo, mugolskie ubrania. Zwykle chowała ciemne jeansy i granatowy sweter na samym dnie. Ubrała się w to szybko, zadowolona, że w pokoju nie ma żadnej z koleżanek. Mogła uniknąć niepotrzebnych pytań. Na górę narzuciła czarny płaszcz i szkolny szalik. Była gotowa. Wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi. Szła pustymi korytarzami, w kierunku wyjścia ze szkoły. Nie minęła nikogo po drodze, ponieważ o tej porze większość uczniów spędzała czas w swoich Wieżach. Niemniej, znalazł się ktoś, kto ją widział.
"Za dużo tajemnic jest wokół tej dziewczyny" - myślał pewien brunet, wychylając się zza rzeźby garbatego rycerza. - "A ja mam niepokojącą słabość do rozwiązywania trudnych zagadek" - jego zielone oczy zaiskrzyły w półmroku.
Gryfonka, jak duch, przemykała po błoniach Hogwartu. Biegła przed siebie dobrze zapamiętaną drogą. Nie rozglądała się na boki, chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce i odegnać widma przeszłości. Śnieg tłumił jej kroki. Rzucała zklęcie maskujące ślady, co jakiś czas, ponieważ istota jej pracy dla Snape'a nie była powszechnie znana i oficjalnie ograniczała się raczej do ćwiczeń przygotowawczych do egzaminu na Akademię Utrechta Czułego. Hogwartczycy raczej nie przypuszczali, aby samotne wyprawy do Londynu mieściły się w wymaganiach magomedycznej uczelni. Choć istniało małe prawdopodobieństwo, aby któryś z nich chciał wyjść na przechadzkę o tej porze roku.
Dotarła na polankę i z cichym pyknięciem aportowała się przed dom Brishney'ów.

****

Anglia - okolice Londynu, kwadratowy domek, z wielkim kominem, nadal to samo listopadowe popołudnie

- Och, jeszcze ty, kochanie - przywitała ją pulchna kobieta. Jednocześnie otwierała drzwi i drugą ręką próbowała odkleić od siebie, śmiejącego się pięcioletniego chłopczyka. Dziecko było usmarowane bliżej niezidentyfikowaną mazią, której pewnie nie powstydziliby się bracia Weasley'owie.
Ithilina uniosła w zdziwieniu brwi, na to niecodzienne powitanie ze strony Madame, ale nic nie powiedziała. Uśmiechnęła się wesoło do malca, który brudną łapką próbował sięgnąć jej dłoni, cały czas radośnie szczebiocząc:
- Ooo ..., psysła nowa duza dziewcynka do zabawy. Supel! Choć ze mnom, ja ci zalaz pokaze jak się tseba bawić. Się nie maltw. Bodzio cię naucy. Bodzio jest telaz splytnym węsem i nie da cię złapać tym głupim tyłkom!
- Komu? - zainteresowała się młoda czarodziejka, gdy wreszcie udało jej się wtrącić słowo w ten dziecięcy monolog.
- Bodzio, najpierw się umyj! - zawołała Madame. - Ubrudzisz swoją nową koleżankę.
- Kiedy ona i tak będzie bludna, jak ją tlafi Supel Wąs - oznajmił rudowłosy chłopczyk, i niezrażony wyjaśniał dalej:
- Jak ty nie będzies węsem to cię Supel Wąs moze pacnąć Glutowym Pociskiem - pokazał jej przy tym, swoje ubrudzone papką, rączki.
Zaśmiał się, machając nimi, aż kilka kropel lepiszcza ubrudziło dywan.
- A tyłki to gumochłony z tego no .... yyyyy... Hupuuuffu! - wykrztusił w końcu.
"Hupuff brzmi znajomo." - pomyślała Gryfonka, pozwalając się zaprowadzić do dużego pokoju, z którego dobiegał gwar dziecięcych rozmów i częste wybuchy śmiechu.
- Tami przyniosę za chwilę, dobrze? - poinformowała gospodyni. - Tylko najpierw dam dzieciom soku. Tak ganiają po całym domu, że stale są spragnione. No, a odkąd się bawią w te swoje "zwierzątka", to brudzą mi wszystko i wszędzie - zahihotała. - Ale są przy tym tak szczęśliwe, że nie mam siły prosić, żeby zaczęły się bawić w coś innego. W końcu te parę razy w miesiącu jestem w stanie robić generalne porządki - to mówiąc, odeszła, z ciepłym uśmiechem na twarzy.
Ithilina weszła z małym Bodziem do pokoju, a jej oczom ukazał się widok, którego wspomnienie miało ją rozśmieszać nawet na najnudniejszych Historiach Magii, aż do ukończenia szkoły.
Meble w pokoju były poodsuwane w przeciwległe kąty, a za nimi chowały się dzieci. Najstarsze z nich nie mogło mieć więcej niż dziesięć lat. Chłopcy i dziewczynki mieli buzie wymalowane na różne kolory. Dwie bliźniaczki dokleiły sobie wąsy, a czarne chustki wsadziły za paski ogrodniczek. Jedna z nich wymachiwała energicznie krótką, dziecinną różdżką, rozpryskując dookoła Glutowe Pociski. Pulchny blondynek, który wystawał zza kanapy, miał na czole napisane "GUMOCHŁON". Chuda jak patyk, rudowłosa dziewczynka i brązowowłosy chłopiec, musieli udawać kruki, bo do sweterków, mieli poprzyczepiane czarne pióra. Każdy członek tej gromadki nosił na sobie ślady wielokrotnego spotkania z lepkimi pociskami.
W momencie, gdy Bodzio przyprowadził Gryfonkę, cała dzieciarnia okupowała szafę, z której wystawała jedna, wyjątkowo długa kończyna dolna.
- Łap go! - krzyknęła jedna z bliźniaczek, do Gumochłona.
Pyzaty blondynek wybiedł z swojej kryjówki za kanapą i usiadł okrakiem na cudzej nodze, która jęknęła znajomym głosem.
- O nie! Złapali Supel Węsa - zawołał, rudowłosy przewodnik Iti, i ciągnąc ją za rękę, pobiegł w kierunku dzieci. - Musimy pomóc - zdecydował.
Dziewczyna zaczęła piszczeć, kiedy Kruki otworzyły w nich ogień, oczywiście z wszechobecnej tu glutowatej papki. Po kilku sekundach miała włosy pozlepiane w strąki, a ubranie poznaczone plamami. W odwecie, capnęła Gumochłonka i zaczęła go łaskotać, umożliwiając Bodziowi dostęp do Super Węża.
- Hi, hi, hi ... Tak nie wolno! - śmiał się blondynek, próbując uciec.
Kotki tymczasem ostrzeliwały młodą czarodziejkę bardziej rozwodnioną wersją mazi, zalepiając jej prawie oczy, tak że w końcu była zmuszona puścić swą ofiarę.
- Czemu my walczymy przeciwko wszystkim? - zapytała Bodzia, ale odpowiedział jej ktoś inny.
- Bo jesteśmy wężami.
Odwróciła się w samą porę, żeby zobaczyć śmiejącego się Dracona Malfoy'a, który właśnie wygramolił się z szafy, równie lepki od galaretowatej substancji, co ona. Iti dostała napadu śmiechu, co zaowocowało pozytywnie, ponieważ zdezorientoawne dzieciaki w końcu przestały opryskiwać ją pociskami.
Pół godziny później, czystsza o całe hektolitry wody, potrzebne do odglutowania, Ithilina Nicks siedziała na kanapie, pokazując uśmiechniętej Tami pluszowe zabawki, i wciąż wyśmiewając się z Dracona. Ten ostatni leżał rozwalony przed kominkiem i uczył Bodzia grać w warcaby.
- No i co się tak szczerzysz? - zainteresował się.
- Powiedz mi, dlaczego jestem taka głupia i nie miałam ze sobą aparatu - uśmiechnęła się chytrze. - Już widzę moje honorarium za współpracę z Ritą Skeeter. "Draco, dziedzic fortuny Malfoy'ów, babrze się w glutach z dzieciakami z sierocińca."Dobre, nie?
- Jeszcze jedno takie hasło, a zmuszę cię do zjedzenia Glutowego Pocisku. A wierz mi, Mały ma cały zapas w szafie - zagroził. - I nie waż się o tym mówić w szkole! To by zniszczyło mój image!
- Jasne - roześmiała się. - A tak właściwie to, co ty tu robisz?
- To samo co ty. Odwiedzam Tami.
- Aha. I smarujesz dzieciaki glutami?
- One się cieszą.
- Więc to ty to wymyśliłeś?
- No pewnie - złośliwy uśmieszek, pełen wyższości. - W końcu mówisz o Super Wężu.
Ithilina wybuchnęła śmiechem po raz setny.
- Ale prawda, że Mały jest sprytny? Nawet nie zauważyłaś, jak zostałaś wmanewrowana w Ślizgonkę! He, he, he ...
- Co?!
- I ty chcesz udawać inteligentną? Daruj sobie. Przecież to oczywiste, że ja i Bodzio, jesteśmy wężami ze Slytherinu.
- No chyba mi nie powiesz, że Kruki to Ravenclaw. Hmm ..., czyli że, o nie! - jęknęła. - Hupuff to był Gumochłon z Huflepuffu. A w takim razie ...
- Tak, tak Gryfoneczko. Zamieniłem wasze lwy na kociaki. Katie i Mira nie miały nic przeciwko.
- Jesteś okropny! - rzuciła w niego pluszowym misiem.
- Wiem - odparł z dumą i zgrabnie uchylił się przed kolejną zabawką.
Po kolejnej godzinie Ithilina stwierdziła, że musi już iść. Wtedy przypomniała sobie, o czym mówił jej Dumbledore. Skoro przed szkołą nikt na nią nie czekał, to może... Spojrzała podejrzliwie na Ślizgona i zapytała, niby od niechcenia, bawiąc się kosmykiem włosów:
- Malfoy, nie rozmawiałeś ostatnio z dyrektorem?
Chyba ją przejrzał, bo odpowiedział z szelmowskim uśmiechem:
- A tak. Rozmawiałem.
Zerknęła na niego, zdradzając zniecierpliwienie.
- I?
- I co?
- No o czym? Czy to jakaś tajemnica?
- A tak.
- Malfoy! Nie daj się ciągnąć za język! O czym ci powiedział Dumbledore?
- Ale to tajemnica.
- Ciekawe od kiedy masz wspólne tajemnice z dyrektorem Hogwartu.
- No dobrze. Powiem ci.
- Nareszcie!
- Zdradził mi swój pomysł.
- Grrr... Tracę cierpliwość.
- No więc...
- Powiesz mi, czy nie?!
- Zdradził mi... - tu Draco zbliżył się do niej i konspiracyjnym szeptem, wymruczał jej prosto w ucho - przepis na dropsy cytrynowe.
- Och ty...! - z wrażenia, zabrakło jej słów. Obrażona odepchnęła go od siebie. - Niepoprwany złośliwiec!
Malfoy śmiał się szyderczo.
- Raczej żartowniś - rzucił. - Przyznaj, że potrafię cię rozbawić.
- Niech będzie - mruknęła zrezygnowana. - Ale to tylko dlatego, że mam do ciebie cierpliwość. Sama nie wiem, skąd ja ją biorę.
- Po prostu nie możesz się oprzeć mojemu ślizgońskiemu czarowi - błaznował, wypinając dumnie pierś.
- O tak... - postanowiła się odegrać. - Masz rację, Dracuś - zagruchała.
Draco Malfoy wytrzeszczył oczy i mało inteligentnie rozdziawił usta.
- I... - zbliżyła się do niego, uśmiechając się przymilnie. - Od dawna nie mogę się powstrzymać przed ...
Przełknął nerwowo ślinę. Podeszła tak blisko, że mógł bez przeszkód policzyć wszystkie złote nitki w jej oczach. Owionął go zapach wanilii, a w następnej chwili ...
- Auuu!!! - wrzasnął i złapał się za nos, który zrobił się długi i chudy.
Dziewczyna, stojąca obok niego, trzymała się za brzuch i śmiała w niebogłosy, tak, że nawet zapatrzony do tej pory w szachownicę Bodzio, spojrzał na nich i rozdziawił buzię.
- Ale mas fajny nos! - zawołał.
- Nosek ci urósł, Dracuś - zaszczebiotała Iti, uciesznie udając Pansy Parkinson.
- Zdejmij to ze mnie! - krzyknął, trzymając się za, wciąż rosnący, nos.
- Tylko pod warunkiem, że powiesz mi, czy to ty pójdziesz ze mną dziś do mugolskiego Londynu.
- Tak ja - odparł, naburmuszony. - A teraz powoli i delikatnie, przywróć mój arystokratyczny nos do właściwych rozmiarów.
- Finite Incantatem - rzuciła, wciąż rozbawiona. Potem dodała - Ja tylko chciałam, żeby ci się horyzonty powiększyły, bo przecież ty nie sięgasz swoim wzrokiem, poza czubek własnego nosa.
- Głupia szlama! - nie mógł sobie odpuścić, a wkurzył się jeszcze bardziej, widząc, że nie robi to na niej żadnego wrażenia.
- Też cię kocham, Dracuś - przesłała mu złośliwy uśmiech, którego nie powstydziłby się żaden Malfoy.

****

Anglia, centrum Londynu - wyjątkowo zatłoczony skwer, kilkanaście minut później

- Hmm... - Ithilina głośno zastanawiała się nad sposobem dotarcia do Biblioteki Głównej, spoglądając na zamieszczony w gablocie plan miasta. - To będzie jakąś godzinę drogi stąd. Przydałoby się złapać jakiś autobus.
- Co?! - wrzasnął Malfoy, który stał obok niej i w znudzeniu przyglądał się nieruchomej mapie. - Czy to coś jak Błędny Rycerz?
Draco przejął niechęć do tego typu nieluksusowych środków transportu, wraz z genami Lucjusza Malfoy'a.
- Podobny z wyglądu - przyznała jego towarzyszka. - Jeździ natomiast znacznie wolniej. Tylko, że może być zatłoczony.
Chłopak zmarszczył gniewnie brwi, skrzyżował ręce na piersiach, prychnął, a wreszcie oświadczył:
- W takim razie ja zamawiam inny środek transportu. Wolę ten, no... - zastanawiał się przez chwilę, szukając w pamięci odpowiedniego słowa - samolot!
Gryfonka odgarnęła, cisnące się do oczu, złote loki i roześmiała się serdecznie.
- No co? - oburzył się, gorączkowo myśląc, czy nie pomylił nazwy tej mugolskiej maszyny.
- Nic, poza drobnym szczegółem. Mugole używają samolotów do dalekich podróży. One nie latają z jednego końca dzielnicy, na drugi - wyjaśniła. - Jesteś zabawnym ignorantem, Draconie.
- Mugole są dziwni - mruczał pod nosem, idąc za nią, w stronę przystanku autobusowego. W końcu musiał skapitulować i wsiąść do czerwonego pojazdu. W środku było wielu londyńczyków, którzy akurat o tej porze wracali do swoich domów, po całym dniu pracy.
Iti udało się więc, znaleźć im zaledwie miejsca stojące, w kącie autobusu. Szarpało niemiłosiernie i Malfoy był coraz bardziej wściekły na dyrektora za to, że dał się wplątać w tą wyprawę.
"Powinienem wiedzieć, że wzystko co ma związek z Nicks jest, albo nieprzyjemne, albo niebezpieczne. Tym razem mam dwa w jednym." - myślał.
Na domiar złego rzeczona dziewczyna wyglądała, jakby urodziła się w tym niekomfortowym pojeździe. Gwałtowne skręty autobusu i dziury w nawierzchni zdawały się jej nie dotyczyć, podczas gdy on sam, latał prawie od ściany do ściany.
- U nas nie ma szkół z internatem. Do mojej poprzedniej jeździłam autobusem - poinformowała go, widząc że jej się przygląda. - Co by wyjaśniało, dlaczego nie mam takiej trzęsawki, jak ty.
Rzucił jej urażone spojrzenie.
- Wcale nie maaaam... - zamachał rekami i poleciał do przodu, prawie wypadając przez otwarte drzwi.
- Trzęsawki - dokończyła za niego, zdążywszy złapać go za ramię. - Wiesz co, powinieneś napisać książkę: "Niebezpieczeństwa mugolskiego świata" i opisać w niej swoją dzisiejszą podróż. To na pewno byłby bestseller! - zahihotała.
Draco prychnął z dezaprobatą, na to jawne nabijanie się z jego szacownej osoby. Chwilowo nie było go stać na nic więcej, bo kurczowo zaciskał palce na poręczy sąsiedniego siedzenia. Postanowił, że policzy się z nią po opuszczeniu tego przeklętego środka komunikacji miejskiej. Naburmuszony odwrócił się w kierunku okna. Jednak nie dane mu było w spokoju kontemplować panoramy miasta, bo nagle został brutalnie przyszpilony do szyby i omal nie rozpłaszczył sobie na niej, swojego cennego, arystokratycznego nosa.
- Och, przepraszam, kochaneczku! - wysapała góra tłuszczu, która prawie zwaliła go z nóg i omal nie udusiła.
Chciał coś odpowiedzieć, ale coś ogromnego wbiło mu się w żebra. Najwyraźniej jego ciężar próbował się od niego odepchnąć i wrócić do pionu.
- Niech się pani nie martwi - gdzieś po jego lewej stronie, rozległ się dźwięczny głos Ithiliny. - To bardzo silny chłopak.
"Silny chłopak" zdążył w czasie tej uroczej pogawędki, pomiędzy obiema kobietami, trochę zsinieć. Prawdopodobnie było to wynikiem braku dopływu tlenu, na skutek zgniecenia, ale przecież był "silnym chłopakiem", więc wytrzymywał dzielnie tę torturę. Prawdę mówiąc nie miałby siły krzyczeć. Nawet gdyby chciał. Góra żywej wagi, przygniatająca go do szyby, wreszcie, przy sapnięciach i jękach, z dużą pomocą Iti, zdecydowała się zejść z miękkiego posłania, jakie stanowił dla niej dziedzic fortuny Malfoy'ów. Ten ostatni ledwo utrzymywał się na nogach, kiedy w końcu udało mu się stanąć na ulicznym bruku. Był jeszcze bardziej zły, bo Gryfonka nadal się z niego śmiała.
- Wyglądasz, jakby cię walec przejechał.
- Nie wiem co to jest walec, ale czuję się, jakbym został stratowany przez stado oszalałych hipogryfów!
- To mniej więcej na to samo wychodzi, he, he, he...
- Gdzie teraz idziemy? Masz dla mnie jeszcze jakieś mugolskie tortury?
- Do tego wysokiego budynku, po lewej. To biblioteka. Mugolskie tortury, ha, ha, ha...
- Grrr... Bardzo śmieszne.
- Na pocieszenie, powiem ci, że jak będziemy wracać to możemy się stąd spokojnie aportować.
- To dlaczego nie moliśmy się aportować tutaj?!!!
- Bo ja tu nigdy nie byłam, Malfoy! Myśl czasami!
- Ale ja tu byłem!
- Co???
- No tak. Tu w pobliżu jest, ekhm...
- No co? Zaciąłeś się?
- No, nie wiem jak ci to powiedzieć. W końcu jesteś dziewczyną. Nie rozumiesz potrzeb normalnych mężczyzn.
- Na Zgryźliwą Helgę! Oszczędź mi szczegółów. Nie spodziewałam się tego po tobie. Mugolski b...
- To nie ja! Wiedziałem, że nie zrozumiesz. Byłem tam z kumplami. Ja nie muszę korzystać z takich miejsc. Spójrz na mnie. Czy ja wyglądam na kogoś, kto nie może sobie pozwolić na przebieranie w najpiękniejszych czarownicach w Hogwarcie?
- Och! Ty i ta twoja skromność! Już się nie tłumacz. Nie obchodzi mnie to.
- Jasne. W każdym razie, ja chcę, żebyś o tym wiedziała.
- O twoim fanklubie? Daj spokój. Kto w Hogwarcie o nim nie wie?
- Och wiesz, że nie o to mi chodziło. Nie chcę, żebyś myślała, że chodzę w takie miejsca.
- Dlaczego? Nie bój się, nie doniosę Pansy.
- Nie wymawiaj dziś przy mnie jej imienia, bo dosyć mnie już zdenerwowałaś! A co do tego, to...yhm...jesteśmy chyba tak jakby przyjaciółmi, nie?
- Uhm... nooo, tak jakby. Dobrze to ująłeś. Eee... to może już pójdziemy?
- Nareszcie! Myślałem, że będziesz mnie tu przepytywać do samej nocy.
- Hej, ja cię wcale nie przepytywałam!
- Nie, skądże. Tylko nie mogłaś ode mnie oderwać wzroku. Byłaś zazdrosna!
- He, he, he... Ale ty jesteś zabawny.

****

Anglia, centrum Londynu - Biblioteka Główna, ten sam listopadowy wieczór

W końcu, jakimś cudem znaleźli się w bibliotece, która zrobiła na Draconie ogromne wrażenie, ponieważ była skomputeryzowana i znacznie się różniła od swych odpowiedniczek z magicznego świata.
"Co też ci mugole nie wymyślą! Oni są naprawdę nienormalni. A gdzie w tym wszystkim są książki?" - zastanawiał się.
Zza wielkiego biurka, wyglądała ku nim bibliotekarka. Młoda, modnie ubrana, w dopasowaną bluzkę i krótką spódnicę, z umalowanymi na czerwono paznokciami, w ogóle nie przypominała pani Pince. Ale to akurat zaskoczyło Ślizgona pozytywnie. Wręczała właśnie jakiemuś młodemu mężczyźnie plastikową plakietkę, a potem odeszła w kąt pomieszczenia, gdzie straszył ciemny otwór w ścianie. Po chwili Draco, z wybałuszonymi oczami, patrzył, jak z otworu, zawieszona na widełkach, wyjeżdża opasła książka. Bibliotekarka, jakby nigdy nic, nie przejmowała się faktem, że przed chwilą bez różdżki przywołała do siebie tom "Biologia. Anatomia człowieka."
"Czy to możliwe, żeby to była magiczna biblioteka, a tylko klienci byli mugolami?" - przyszło mu do głowy.
- To maszyny. Wszystkim sterują komputery - wyjaśniła Iti, wspinając się na palce i szepcząc mu wprost do ucha.
Wzdrygnął się i pomyślał, że albo ostatnio zrobił się tak oczywisty, albo ta dziewczyna ma naturalny dar do Legilimencji.
Odsunęła się i zaśmiała perliście, widząc jego zmieszanie.
- Nie powiem ci teraz. Za chwilę się przekonasz, co to takiego.
Bibliotekarka skończyła obsługiwać młodego mężczyznę, który tymczasem chował książkę do plecaka i nie spuszczał wzroku z Ithiliny. Gryfonka zaczęła tłumaczyć kobiecie, że chce uzyskać dostęp do komputera z Internetem i elektroniczną wersją wszystkich materiałów w bibliotece. Nagle poczuła na sobie czyjś wzrok i odwróciła się, spodziewając się zobaczyć naburmuszonego Dracona.
Mężczyzna przyglądał jej się, z delikatnym uśmiechem.
Spłonęła rumieńcem i odwróciła wzrok.
- Hm... Jesteś tu pierwszy raz? - zapytał, zupełnie ignorując pałętającego się w pobliżu Dracona.
- Czy to, aż tak widać? - odpowiedziała pytaniem, spoglądając na mężczyznę nieśmiało. - Jeszcze nie powiedziałam tej pani, że nie jestem tu zapisana.
Brunet zaśmiał się i odparł:
- Nie widać. Tylko nie wiedziałem jak zagadać do takiej ślicznej dziewczyny - panna Nicks ponownie się zarumieniła, a on kontynuował: - Mógłbym ci pomóc. Pokazać, jak dojść i uruchomić centralny komputer.
- Och! Centralny? Masz do niego dostęp? Przecież nie pracujesz tu, prawda? - młoda czarodziejka, mimo zażenowania, była zainteresowana możliwością dobrania się do samego źródła wiedzy w tej bibliotece.
Odważyła się nawet spojrzeć wysokiemu mężczyźnie prosto w czarne oczy.
- Nie. Jestem studentem trzeciego roku medycyny - odpowiedział.
- O Boże! - jęknęła w zachwycie. - Już cię lubię - wyrwało jej się nieopatrznie. - Ja od dziecka chcę być lekarzem.
Na słowa "Już cię lubię.", w głowie Dracona zapaliła się czerwona lampka. Oderwał się więc, od studiowania instrukcji przeciwpożarowej, wiszącej na drzwiach i rozejrzał po sali, w poszukiwaniu towarzyszki. Znalazł ją, nadal przy biurku bibliotekarki, rozmawiającą z tym młodym mugolem, który wypozyczał książkę. Zauważył ze złością, że facet chciwie przygląda się Gryfonce, a jej błyszczą oczy. Miał bardzo dobry wzrok.
"O nie! Mugol zaczepiający czarownicę, z którą przyszedł Malfoy? Po moim trupie!" - wściekł się.
Inną sprawą było, że owa czarownica miała mugolskich rodziców i była zaledwie szlamą. I nie miało absolutnie żadnego znaczenia, że czarodzieje mieli prawo do... spotkań z mugolkami. Natomiast związki czarownic z mugolami nie były najlepiej odbierane. Zresztą
dla młodego Malfoy'a żadna z tych rzeczy nie miała w tym momencie większego znaczenia. Dla niego liczył się tylko fakt, że znalazł się w tym miejcu w towarzystwie, a teraz został z niego bezceremonialnie wykluczony. Po prostu odezwała się w nim po raz setny malfoy'owska duma i chęć posiadania i byłby w tej chwili zazdrosny nawet o Milicentę Boolstrode czy Hermionę Granger. Podszedł więc do nich w samą porę, aby usłyszeć jak Gryfonka kończy swoją wypowiedź.
- Rodzice są lekarzami? - zainteresował się jej rozmówca.
- Przeciwnie - zahihotała. - Mama nie może znieść, jak uczę się anatomii w teorii, a praktyka chyba w ogóle nie mieści się w jej pojęciu.
"Za to w moim brakuje lekarza i anatomii. Co to, do cholery, jest?" - pomyślał poirytowany Draco.
Postanowił subtelnie przypomnieć Iti o swojej obecności. Zdziwił się, jak w ogóle mogła o nim zapomnieć. O nim! Najprzystojniejszym chłopaku w Hogwarcie (uparty, wewnętrzny głos przebąkiwał coś o Potterze, jako konkurencji), za którego jedno spojrzenie dziewczęta dałyby się poćwiartować! Nicks kompletnie nie doceniała, tego co posiadała. Należało to zmienić. Ślizgon przysunął się do koleżanki i objął ją ramieniem.
- Idziemy do tego... eee... komputera? - zapytał, niepomiernie uradowany z faktu, że udało mu się zapamiętać tą, jakże skomplikowaną, nazwę.
Kiedy Ithilina raczyła w końcu na niego spojrzeć, nie wyglądało na to, że zmądrzała i doceniła przychylność losu, który pozwalał jej przebywać w tym samym pomieszczeniu z boskim Draconem Malfoy'em.
- O, tu jesteś! - powiedziała odkrywczo, a w jej głosie zabrakło entuzjazmu.
Posłała ma wściekłe spojrzenie w stylu: "Zabierz tę łapę! Nie jestem twoją własnością. Ten facet, w odróżnieniu od ciebie, potrafi być miły, a w dodatku zna się na rzeczy."
- To mój kolega ze szkoły, Draco Malfoy. - zaczęła. - A to...
- Och, nie przedstawiłem się - zreflektował się brunet. - Jestem Tom Haxton. Miło mi cię poznać - podał dłoń dziewczynie.
- Ithilina Nicks - powiadomiła go, z ciepłym uśmiechem.
Zdaje się, że przestała być nieśmiała, kiedy odkryła, że ona i Tom, mają wspólne zainteresowania.
- Ciebie też - wyciągnął rękę do Dracona, przy okazji lustrując go chłodnym wzrokiem, który mówił: "Daruj sobie chłopcze. Ze mną nie wygrasz."
- Mnie również - młody arystokrata uraczył studenta ironicznym uśmieszkiem, nie przestając obejmować Iti. "Ona ze mną przyszła i ze mną wyjdzie."
- No tak, to proszę za mną, na drugie piętro - Tom podjął wyzwanie. "Zobaczymy, młody. Zobaczymy."

****

Szkocja, hogwarckie błonia, późnym wieczorem tego samego dnia

Ithilina maszerowała raźno ośnieżoną ścieżką, pomimo późnej pory i bardzo ograniczonej widoczności. Najwyraźniej nie obawiała się potknięcia. Wciąż była zła na Dracona, za jego idiotyczne zachowanie w bibliotece i złośliwość wobec Toma. Choć, musiała przyznać, bawiły ją niektóre uwagi Ślizgona. Mimo to, nic nie usprawiedliwiało go w jej oczach.
"Zachowywał się, jakbym była starą zabawką, a ona rozkapryszonym trzylatkiem, który nie chce się podzielić z kolegą w piaskownicy!" - myślała. Jak ten Malfoy potrafił ją wkurzyć!
Tymczasem Draco podążał za nią. na dodatek postanowił zacząć robić jej wymówki:
- Musiałaś się tak ślinić do tego mugola?
- Jak śmiesz! - aż się zatchnęła z oburzenia i odwróciła z rozmachem. - On był po prostu miły. A w ogóle nic ci do tego!
Zaśmiał się gardłowo i złapał ją za ramię, widząc, że zamierza odejść.
- Jakbyś zapomniała, nie poszedłem tam z tobą dla przyjemności, ale z polecenia Dumbledora, więc miałem cię pilnować.
- Nie udawaj, że coś mi groziło - prychnęła, prółbując wyrwać swoją rękę z jego uścisku. - Puść mnie! - rzuciła ze złością. - A tak poza tym, sama się dziwię, po co dyrektor skazał cię na przebywanie w moim towarzystwie. Wątpię, czy zdołałbyś obronić sam siebie, a co dopiero mnie! Doskonale radzę sobie sama.
- Nie bądź taka pewna - wysyczał wprost do jej ucha, nachyliwszy się nad nią.
Ciarki przeszły po plecach dziewczyny. W półmroku jego oczy błyszczały groźnie.
- Może mały pojedynek na sprawdzenie sił? - zaproponował. - Widzę, że chcesz się bawić w Pottera.
Puścił ją i przyglądał jej się, zmrużonymi oczyma. Iti rozejrzała się po błoniach. Było prawie całkiem ciemno, a ona naprawdę była na niego coraz bardziej wściekła. Jednak nie na tyle, żeby walić w niego klątwami.
- Nie mam ochoty - warknęła.
- Tchórzysz.
- O co ci chodzi? - zirytował ją. - Aż tak mnie nie znosisz?
- Pottera nie ma pod ręką, a ja postanowiłem się wyżyć - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Padło na ciebie.
- Cholera! Malfoy, co się z tobą dzieje? Czyżbym nadepnęła ci na odcisk, czy jak?
Zimny, nieprzystępny wzrok chłopaka potwierdził jej przypuszczenia.
- Jest mi zimno, chcę spać i naprawdę nie mam powodu, żeby w ciebie walić zaklęciami! Ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie skreślam ludzi tylko ze względu na ich pochodzenie. Żegnam, panie Malfoy i radzę wziąć eliksir na uspokojenie.
Chciała się odwrócić i odejść, ale ponownie złapał ją za rękę. I to za tą samą!
- Masz powód - wychrypiał.
W jego szarych oczach, pojawił się żal i tłumione od prawie miesiąca emocje. Zdaje się, że Draco Malfoy do szeregu zalet swoich przodków, dodał jedną, kłopotliwą wadę (Lucjusz pewnie zwaliłby winę na krew Black'ów, gdyby się dowiedział). Otóż, posiadał coś takiego jak sumienie, bo najwyraźniej znudziło mu się kłamanie. Dyrektor kazał mu z nią porozmawiać i chłopak chciał pierwotnie zlekceważyć jego polecenie, ale nie przewidział, że ta sytuacja zacznie mu ciążyć.
"To jest chore. Ona jest szlamą! Co się ze mną dzieje? Po co mówiłem te bzdury o przyjaźni? Ja i Gryfonka, przyjaciółmi? Niemożliwe! Niech lepiej trzyma się ode mnie z daleka, zanim zniszczy mi reputację w Slytherinie" - myślał, obserwując jej zdezorientowaną minę. - "Na początku się nie cierpieliśmy i niech tak zostanie."
Dlatego postanowił powiedzieć jej prawdę. Był pewien, że grzmotnie w niego paroma klątwami i znienawidzi na resztę życia. Prawidłowo.
- O czym ty mówisz?
- Usłyszałem przepowiednię.
- Jaką przepowiednię?
- Narodzone w dniu Letniego Przesilenia
Dziecię Wilka i Jednorożca
Z serca, ale nie z ciała.
Połączy się z Chłopcem Który Przeżył
I da mu zwycięstwo.
Choć Czarny Pan odbierze Dziecku
To co najcenniejsze.
- Co to znaczy? - Ithilina, z rozszerzonymi źrenicami, wpatrywała się w niego intensywnie.
- Przekazałem ją mojemu ojcu! - krzyknął. - Rozumiesz?! Usłyszałem ją pod salą Trelawney, a potem przekazałem Śmierciożercom!
- Nie... - wychrypiała.
Odepchnęła go z siłą, o którą nigdy by jej nie podejrzewał. Złapała się z głowę.
- Na Merlina! To nie może być prawda...
Wydawało się, że zaraz wybuchnie płaczem. Zaczęła dygotać. Objęła się bezradnie ramionami. Potoczyła wokoło niewidzącym wzrokiem, który zatrzymał się na stojącym przed nią, Draconie. Chyba dopiero wtedy dotarło do niej, o czym mówił.
- Ty... - dyszała ciężko, jak po długim biegu.
W jednej chwili wysunęła różdżkę z rękawa. Był na to przygotowany. Miał różdżkę w ręce, ale chciał, zeby to ona zaatakowała pierwsza. Przypomniał sobie, co dyrektor mówł mu, o Ithilinie. Tak, miał jej nie denerwować, bo w przeciwnym razie może zrobić się niebezpieczna.
"No to prawie mi się udało" - pomyślał sarkastycznie, patrząc na jej wykrzywioną odrazą twarz.
Sam Dumbledore przyznawał, że potrzeba ogromnej mocy, aby rzucić Avadę, chociażby w afekcie. Czarnomagicznej mocy, gwoli ścisłości. Draco zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę, ale lubił ją prowokować. Poza tym, teraz musiał. Nie było innego wyjścia. Snape dał mu do zrozumienie, że powinien zmierzyć się z Gryfonką dla jej własnego dobra, ponieważ jeżeli nie będzie nad sobą panowała już teraz, to może być groźna dla swojego otoczenia. Zbyt groźna. Narażona na stres i gotowa na wszystko.
Rzuciła Drętwotę. Uskoczył, szybko posyłając w jej stronę Expelliarmusa. Odskoczyła na bok, zwinnie jak kot, jednocześnie próbując tym samym zaklęciem dosięgnąć jego. Celowała w tułów, więc musiał rzucić się na ziemię, a zaraz potem błyskawicznie wstać, bo już leciała w jego stronę Sectusempra. Obronił się Protego, atakując ją Relashio. Uskoczyła płynnie, jak tancerka. Widział już ja taką. Tam, w domu Anny. Odpowiedziała Cutlerem. Nie zdążył odnowić tarczy, więc musiał zrobić unik. Zaklęcie smagnęło go po ramieniu. Zacisnął zęby, gdy zobaczył cieniutką strużkę krwi. Spojrzał na Ithilinę. Była jak w transie. Zupełnie inna dziewczyna. Wyczuwał obcą, czarnomagiczną moc, prawie namacalnie. Przełknął ślinę, ponownie rzucając w nią zaklęciem, tym razem Diffindo. Trafił. Zrobił jej szramę na policzku. Posłała ku niemu Tormentę, ale chybiła.
- Zmęczona? - zagaił.
Jej oczy zapłonęły niezdrowym blaskiem.
- Zabiłeś ją - wycedziła.
O to mu chodziło. Ponownie użył Expelliarmusa. Nie zdążyła się zasłonić. Różdżka wyleciała jej z rąk i zagubiła się gdzieś w trawie. Zaklęcie rzuciło nią o ziemię kilka metrów dalej. Próbowała się podnieść, ale był szybszy. Stanął nad nią z wyciagniętą różdżką.
- Przegrałaś - powiedział. - Ale żałuję tego, co zrobiłem.
- Kłamiesz - syknęła. - Synu Śmierciożercy!
W jej oczach zapłonęła furia. Kopnęła go w krok. Wrzasnął i zwinął się z bólu. Wykorzystała to. Stanęła na nogi i wyrwała mu różdżkę, błyskawicznie krzycząc Drętwotę. Spróbował się uchylić, ale potknął się o coś i padł, jak kłoda na ziemię. Pochyliła się nad nim, teraz to ona w pozycji zwycięzcy. Ręce jej drżały, gdy mierzyła do niego z jego własnej różdżki.
- No zrób to! Rzuć znowu Niewybaczalne. Może nawet Avadę. Przecież tego właśnie chcesz, prawda? Do tego ci jest potrzebna magia, mugolko!
Zawyła dziko. Potem spojrzała na niego tak, jakby przez ostatnie pół godziny była kimś innym. Wypuściła różdżkę z ręki i rozpłakała się. Płacząc, pobiegła do zamku.

****

Szkocja, Hogwart - ciemny korytarz, prowadzący do Wieży Gryffindooru, kilkanaście minut później

- Mam coś twojego.
- Zejdź mi z oczu! Odejdź! Nie jestem jeszcze całkiem sobą. Mogę cię znowu zaatakować.
- Nie boję się.
- Zostaw mnie. Zabiłeś ją...
- Nie zrobiłem tego i wiesz o tym.
- Odejdź, bo za chwilę znów przestanę nad sobą panować. Odejdź, albo mnie ogłusz, ale nie dawaj mi różdżki do ręki. Ja nie będę się z tobą męczyć. Niech cię dyrektor sądzi.
- On wie.
- Wie? Na Rowenę Sprawiedliwą! Jak mógł mi nic nie powiedzieć?!
- Masz.
- Odejdź, Malfoy. Nie ręczę za siebie.
- Nie jesteś mordercą.
- Jestem! Zejdź mi z oczu, albo przysięgam, że pomszczę Annę!
- Nie zabiłem jej!
Ithilina została sama. Klęczała na posadzce, z trudem łapiąc oddech. Po twarzy płynęły jej łzy zmieszane z krwią. Jej różdżka leżała obok niej, na podłodze.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
sareczka   Strażnicy   26.09.2007 16:34
sareczka   ROZDZIAŁ I i pół, czyli trochę retrospekcji ... S...   26.09.2007 16:37
sareczka   Nie ukrywam, ze byłoby mi niezmiernie miło, gdyby ...   27.09.2007 20:17
Toujours_Pur   Mrooochne!.Zrobiłaś kilka literówek,trochę błę...   28.09.2007 16:01
sareczka   Dziękuję Toujours_pour za komentarz. Spokojnie to ...   28.09.2007 19:23
sareczka   Wklejam następny rozdział, bo wciąż jednak mam nad...   30.09.2007 14:41
sareczka   Wklejam ten post, zakładając, że jednak ktoś to cz...   01.10.2007 21:49
sareczka   ROZDZIAŁ VI, czyli czasem lepiej nie wiedzieć... ...   06.10.2007 22:16
Vivian Malfoy   Opowiadanie jest super! Nie licząc kilku liter...   18.01.2008 21:49
sareczka   ROZDZIAŁ VII, czyli muzyka nie zawsze łagodzi obyc...   04.02.2008 20:41
sareczka   ROZDZIAŁ VIII, czyli kosztowna chwila nieuwagi... ...   04.02.2008 20:42
Vivian Malfoy   no widzę, że się rozkręcasz :D coraz bardziej mn...   14.03.2008 19:43
sareczka   Oto następny rozdział. Życzę miłego czytania i dzi...   18.03.2008 23:45
Vivian Malfoy   ciekawe co będzie dalej? :) bardzo mi się podoba...   26.03.2008 21:10
sareczka   Dziękuję Vivian za kolejny komentarz :) Wklejam ko...   27.03.2008 21:34
Vivian Malfoy   Oj, zaczyna się robić coraz mroczniej... ale mi ja...   28.03.2008 19:32
sareczka   Już tradycjynie, dziękuję Vivian za komentarz. Wkl...   29.03.2008 16:16
Vivian Malfoy   Szczerze mówiąc, całość jest jak najbardziej straw...   30.03.2008 16:19
sareczka   Dziękuję za wyrozumiałość droga Vivian :) I dzięku...   02.04.2008 15:37
Vivian Malfoy   Muszę przyznać, że kolejną część napisałaś rewelac...   03.04.2008 14:42
sareczka   Dziękuję Ci, nieoceniona Vivian za komentowanie. T...   04.04.2008 22:21
Vivian Malfoy   Twój FF robi się coraz lepszy i coraz ciekawszy :...   05.04.2008 09:47
sareczka   Dziękuję (już tradycyjnie :) ) Vivian za komentarz...   05.04.2008 22:12
sareczka   Witajcie, drodzy Czytelnicy! To już przedostat...   10.04.2008 20:03
sareczka   Oto ostatni rozdział i... nic dodać, nic ująć ;) ...   19.04.2008 19:00
Vivian Malfoy   Opowiadanie jest świetne i coraz ciekawsze. :) Sz...   20.04.2008 19:40
Annik Black   Opowiadanie jest bardzo wciągające :) Szkoda tylk...   24.06.2009 18:19


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 12.05.2024 04:04