Drukowana wersja tematu

Kliknij tu, aby zobaczyć temat w orginalnym formacie

Magiczne Forum _ Fan Fiction i Kwiat Lotosu _ Cecylia - Najstarsza Córka Pierworodnego

Napisany przez: Nati 16.08.2004 20:22

Wysłałam tutaj jeden rozdział z mojego opowiadania. Jak wam się spodoba to wyślę następne.
Proszę o szczerość, nawet jeśli będzie bolesna. smile.gif dry.gif


1

Początek wszystkiego

- Mam was już dość! Ja muszę harować jak wół, a ty mamo popijasz sobie kawkę, a ty tato… nigdy nie zwracasz na mnie uwagi! - wybuchnęła po raz kolejny Cecylia. Jej życie było codzienną, nieustanną harówką.
Cecylia Kowalska ma krótkie, do ramion czarne włosy (zwykle ma je spięte, ponieważ gdyby jej matka zauważyła, choć mały kosmyk na ziemi nastolatka musiałaby sprzątać wszystko od nowa), dziewczyna ma ciemne oczy koloru granitu, jasną karnacje skóry. Jej matka Karolina Kowalska traktowała ją jak psa, którego można kopać i krzywdzić, a ojciec tak jak powiedziała dziewczyna nie zwracał na nią uwagi.
Karolina Kowalska ma ciemno blond włosy zazwyczaj upięte w wytworne koki i jest wysoka. Pozwala Cecylii pytać o wszystko, ale rzadko odpowiada na któreś z pytań. Kobieta pracowała w “gołębiej poczcie” znajdującej się na rynkui. Sama założyła tą dziwną firmę. Zamiast listonoszy listy roznosiły gołębie. Było to bardzo popularne miejsce, zwłaszcza latem kiedy do Krakowa przyjeżdżało mnóstwo turystów. Interesuje ją tylko szkoła, dziewczyna zawsze odpowiada, że w szkole jest dobrze, choćby dostała parę pał. Nastolatka nie chciała, aby jej matka znała jej uczucia, tylko czasami miała ochotę wykrzyczeć wszystkie swoje żale.
Jej ojciec pił, ale na szczęście nie bił jej; Cecylia wstydziła się go. Zamknęła się przed nim, zawsze, gdy ją o coś pytał odpowiadała wymijająco i rzucała przekleństwami. Wiedziała, że jej rodzice mają nad nią władzę tylko w domu, więc korzystała z życia w szkole robiąc różne dziwne kawały nauczycielom. Nawet chciała żeby jej matka wiedziała, jaką ma córkę. Może wtedy Karolina nie chwaliłaby się nią tak przed znajomymi? Dziewczyna często robiła tym sobie krzywdę i często zaliczała różne kary, ale nie obchodziło ją to, chciała zwrócić na siebie uwagę rodziców.
- Uważasz, że nic dla ciebie nie zrobiłam? A ubrania, jedzenie, kosmetyki, które ci kupiłam? To nic?
Karolina starała się być spokojna, choć jej oczy już szukały miejsca, w które mogłaby uderzyć dziewczynę. Kobietę nie obchodziły uczucia córki, więc nie zważała na to, że kiedy ją bije i wyzywa to dziewczyna czuje ból i nienawiść do niej.
- To tylko rzeczy materialne, które można kupić wszędzie, ale ja chcę odrobiny miłości, uczucia, którego mi nie dajesz!
Cecylia również zaczęła rozglądać się, ale tylko po to żeby znaleźć drogę ucieczki. Wybrała schody na piętro, miała nadzieję, że dobiegnie do nich zanim zrobi to jej matka. Później mogłaby zamknąć się w pokoju. Wiedziała, że jeśli nie zdąży tam dotrzeć może to skończyć się dla niej bardzo źle.
- Gdybym miała serce z lodu nie przygarnęłabym cię z sierocińca! - krzyczała Karolina, choć na jej twarzy gościł uśmiech tryumfu.
- Myślisz, że nie wiem! Ha! Widziałam mój akt urodzenia. Ha, ha, ha!!!
Dziewczyna śmiała się drwiąco. Po raz pierwszy wygarnęła matce zatajenie prawdy o jej pochodzeniu. Nastolatka widziała swój akt urodzenia, gdy miała 10 lat; bardzo się cieszyła, że Karolina nie jest jej prawdziwą matką, zawsze marzyła o jakieś normalnej, kochającej się rodzinie.
- I co z tego?! Twoi rodzice cię zostawili, jesteś przybłędą, głupim bachorem!!!
Karolina wiedziała, że to zrani Cecylię. Rzeczywiście ją to zabolało, ale wiedziała, że nie może dać tego poznać znienawidzonej kobiecie, bo wtedy ona zatryumfuje.
- Dużo z tego!!! A tak przy okazji... nie będę tutaj więcej sprzątać. Ty nic o mnie nie wiesz, nie interesujesz się mną. Jeśli przynajmniej raz porozmawiałabyś ze mną normalnie dowiedziałabyś się czegoś, czym naprawdę mogłabyś mnie zranić! Nigdy nie uważałam cię za prawdziwą matkę!
Dziewczyna, nie zważając już na to, że zaraz Karolina może ją uderzyć, zaczęła się do niej zbliżać. Chciała ją zranić, tak jak ona raniła ją przez lata pobytu w jej domu.
- Musisz zapłacić za ubrania, jedzenie i dach nad głową i za to, że daję ci pieniądze na wszystko, a jak wiem, ty nie masz pieniędzy. Nie masz wyboru! - krzyczała próbując uderzyć Cecylię, lecz ta się cofnęła. Dziewczyna bez słowa pobiegła do swojego pokoju po drodze przewracając wiaderko z wodą. Nastolatka zamknęła za sobą drzwi na klucz, wiedziała, że jeśli tego nie zrobi jej matka przyjdzie tu i będzie chciała ją skatować.
Cecylia rozejrzała się po pokoju, jak ona nienawidziła tego pomieszczenia i w ogóle całego domu! Gdyby ktoś tu wszedł pomyślałby, że nikt w nim nie mieszkał od wielu lat. Tylko ubrania dziewczyny wiszące równo w szafie wskazywały na jej wiek i pokazywały, że jednak ktoś w tym pokoju przebywał i to nawet często. Na środku pomieszczenia przylegając do jednej z ścian stało dziecinne łóżko; tylko z powodu niskiego wzrostu nastolatka mieściła się w nim. Nie było biurka, Karolina nie chciała wydawać zbędnych pieniędzy na przyszywaną córkę, toteż dziewczyna musiała uczyć się siedząc na łóżku.
Cecylia usłyszała szarpnięcie klamki; to jej matka próbowała dostać się do pokoju, ale tym razem dziewczyna postanowiła, że ją nie wpuści bez względu na jej słodkie kłamstewka. Nastolatka, nie zważając na głos matki, podeszła do szafy i mocno w nią uderzyła. Była wściekła. Ostatnio bardzo się zmieniła, zaczęła przeciwstawiać się tyranii matki, coraz częściej myślała o przyszłości i wiedziała, że nie ma zamiaru wiązać jej z tym sterylnie czystym domem, który musiała sprzątać odkąd skończyła sześć lat. We wrześniu Cecylia miała iść do nowej szkoły, do pobliskiego gimnazjum. Bardzo bała się tam iść, nie wiedziała jak uczniowie zareagują na jej zaniedbany strój. Chociaż pochodziła z względnie bogatej rodziny Karolina nie kupowała jej dużo ubrań i dziewczyna czuła się czasami tak jakby chodziła w jakiś obdartych szmatach. W szafie coś się zatrzęsło i Cecylia usłyszała, że coś pęka. To było lustro. “Będziesz miała siedem lat nieszczęść” - powiedziałaby jej matka. Karolina była bardzo przesądna choć nie wyglądała na taką osobę. Nastolatka nie wierzyła w takie brednie, więc otworzyła szafę i skleiła “szkotem” pęknięte, ledwo wiszące na zawiasach lustro.
Przez kolejne dni Cecylia unikała adopcyjnej matki jak ognia; wiedziała, że jeśli ją spotka dostanie jej się za to, że nie sprzątała przez ten czas. Na szczęście Karolina była zajęta pracą w gołębiej poczcie i przesiadywała tam przez cały dzień. Były wakacje, więc nikt w Krakowie nie narzekał na brak klientów. Dziewczyna ciągle przesiadywała w tym wielkim domu, w którym znała dobrze każdy kąt; chociaż była piękna pogoda i chociaż nastolatka bardzo chciała, nie wychodziła na dwór. Bała się, że spotka Karolinę.
W końcu jednak Cecylia przełamała strach i postanowiła, że pójdzie na rynek. Zawsze ją fascynował, było na nim tyle zabytków, a w czasie lata kręciło się tu zadziwiająco dużo dziwnych ludzi. Najwięcej kręciło się po stronie, na której znajdował się posąg Adama Mickiewicza tak jakby nie wiedzieli, że po drugiej stronie Sukiennic również ciągnie się rynek. Dziewczyna usiadła na jednej z ławek i rozpuściła włosy, tylko tutaj mogła pozwolić sobie na taki luksus.
W ciągu wakacji Cecylia często spotykała się z swoją przyjaciółką Anastazją Koczwarą. W jej domu panowało takie ciepło rodzinne, że dziewczyna po prostu musiała wychodzić, ponieważ nie mogła znieść widoku kochającej się rodziny. Anastazja zaś nie lubiła swojej rodziny, uważała, że jej matka jest staroświecka, lubiła za to Karolinę (kiedy do dziewczyny przychodziły koleżanki kobieta ubierała najsłodszą ze wszystkich swoich masek przez co uchodziła za cudowną matkę), chociaż Cecylia często opowiadała jej jaka naprawdę jest ta zimna kobieta.
Nastolatka zamknęła oczy. Nie lubiła słońca (co ją bardzo dziwiło), więc ucieszyła się kiedy chmury je zasłoniły. Większość dziewczyn uważało ją za dziwaczkę z tego powodu. Dziewczyna nie wiedziała dlaczego tak się dzieje, ale słońce ją drażniło; znacznie bardziej lubiła ciemne pomieszczenia. W jej pokoju zwykle okno było zasłonięte grubą, granatową roletą, tylko w nocy dziewczyna otwierała je i patrzyła z góry na nocne życie Krakowa. Gdyby nie to, że w dzień musiała chodzić do szkoły i sprzątać, zmieniłaby całe swoje życie na nocne. Dopiero teraz, kiedy sprzeciwiła się matce i na razie miała wakacje, mogła to zmienić.
Cecylia chodziła spać w ciągu dnia, a w nocy włóczyła się po mieście. Anastazja zwierzyła się jej, że również bardziej lubi noc i razem umówiwszy się na rynku straszyły ludzi z “dobrych domów”; udawały wyjące wilki lub sowy i robiły wszystko to co mogłyby robić w dzień, ale wolały kiedy było ciemno. Dziewczyna również ma czarne włosy jednak bardzo długie, ale jej cera nie jest tak blada jak Cecylii. W przedszkolu na balach przebierańców nastolatka przebierała się za różne trupy, a jej przyjaciółka w czarownice. Zawsze, odkąd się poznały, znalazły wspólny język i trzymały się razem. W tym roku ich drogi miały się jednak rozejść; chociaż miały chodzić do tego samego gimnazjum to w innych klasach. Stazi (Anastazja) zdała do klasy z rozszerzonym angielskim, a Cecylia nie zdawała do żadnej “lepszej” klasy; nie chciała dać Karolinie powodu żeby znów bardziej się nią chwaliła.
Dziewczyna wróciła do domu przed świtem po nocnej eskapadzie z kilkoma przyjaciółmi, którzy tak jak Stazi i ona uwielbiali noc. Dziewczyna weszła tylnym wejściem; nie chciała nikogo budzić. Okazało się, że nikt w tym domu już nie spał. Nastolatka usłyszała stłumione krzyki w salonie, na początku pomyślała, że jej ojciec znów się upił, ale po chwili namysłu podeszła przystawiając ucho do drzwi. Nikt nie kłóci się o czwartej rano, nawet jej rodzice.
- Ona nie dostała listu, nie jest z nimi spokrewniona, a jeśli nawet jest to nie puścimy jej do tej szkoły i będzie po sprawie - mówiła Karolina ściszonym szeptem.
- Cecylia jest z nimi spokrewniona! Nie pamiętasz co mówili nam ci z Domu Dziecka. Co ona miała przy sobie gdy ją znaleziono? Pamiętasz? A teraz czyż nie wychodzi nocami, a w ciągu dnia śpi?! Czy nie zasłania okien aby nie wpuszczać do jej pokoju światła?! Ona będzie chciała chodzić do tej szkoły i my jej nie będziemy mogli zatrzymać. Pozostało nam tylko jedno wyjście, wiesz jakie: albo my ją, albo ona nas kiedyś zabije. Ja chcę żyć i zabiję ją przy najbliższej okazji, ukryjemy ją w piwnicy, w pokoju pod klapą, później zgłosimy jej zaginięcie, a kiedy wszystko ucichnie zakopiemy ją w ogródku. Nikt nie będzie nas podejrzewał, będziemy udawać zrozpaczonych jej zniknięciem. Uda nam się, już nie jeden raz musieliśmy grać i dobrze nam to wychodziło.
Cecylia już nie słuchała, uciekła tylnymi drzwiami. Już postanowiła. Przyjdzie do domu, w nocy, kiedy będą wszyscy spać i zabierze swoje rzeczy; nie pójdzie do szkoły, przecież jest wiele jej rówieśników którzy rzucili budę i żyje im się dobrze na ulicach Krakowa. Już od dzisiaj stanie przy kościele i będzie prosić o pieniądze, lepiej zacząć już teraz kiedy jest mnóstwo zadowolonych turystów, może uzbiera pieniądze i przetrzyma zimę. Ale zanim pójdzie żebrać, musi sprawdzić tę kryjówkę. Wiedziała, że w piwnicy za wielkim regałem z narzędziami jest tajny korytarz, który w pewnym momencie się urywa; nie wiedziała jednak, że jest tam jakaś klapa w podłodze, tam na pewno jest coś ukryte.
Dziewczyna szybko przeszła przez rynek, sprawnie ominęła gołębią pocztę Karoliny. Chciało jej się spać, ale nie mogła zasnąć, musiała pomyśleć. Nie miała pojęcia o jakich krewnych mówili jej adopcyjni rodzice, o jakim liście i co z tym wspólnego miało gimnazjum, do którego nie chcą jej tak nagle puścić! I co miała przy sobie, kiedy ją znaleźli? Puściła się biegiem, po kilkunastu minutach była już w małym, ciemnym i obskurnym parku. Właśnie wczorajszej nocy zdemolowali tu ławkę. Nastolatka po raz pierwszy uśmiechnęła się; jej paczka przyjaciół pasowała tutaj jak ulał. W nocy w tym parku było mnóstwo pijaków i spotykających się potajemnie par, nie brakowało tu również takich ludzi jak dziewczyna. Cecylia usiadła na jednej z obdrapanych ławek, w oddali zobaczyła jakąś kapliczkę i odwróciła od niej wzrok. Nastolatka nie uważała się za zbyt wierzącą osobę, kiedyś chodziła do kościoła co niedzielę tak jak jej kazała matka, ale teraz kiedy odezwał się w niej bunt nie odwiedzała kościołów od kilku dobrych tygodni. Wiedziała, że Bóg istnieje, ale myślała, że nie interesuje się nią, bo gdyby się nią interesował nie ulokował by jej w takiej okropnej rodzinie, która teraz chce ją zabić! Dlaczego właściwie oni chcą ją zabić? Fakt, mówili, że jeśli oni nie zabiją jej to ona ich, ale przecież teraz każdy w tych czasach może popełnić morderstwo. Dziewczyna nie rozumiała, ale wkrótce miało się to zmienić.


Napisany przez: Keyt 16.08.2004 20:31

Czy w tym opowiadaniu jest coś z magii, bo na razie to chyba magia zaspała, co? W sumie może być, to dopiero pierwszy post, więc nic bardziej konstruktywnego nie można napisać, trzeba być ostrożnym. No chyba możesz dalej pisać... smile.gif

Napisany przez: Nati 17.08.2004 15:28

2

Klapa w podłodze

Cecylia weszła cicho na palcach do domu; oczywiście tylnym wejściem. Było ciemno, ale nastolatka nie bała się, a właśnie teraz mrok mógł być bardzo pożyteczny. Słyszała ciche chrapanie jej ojca. Cały dom spał. Dziewczyna czuła się jak złodziej, ale nie mogła od tak sobie przyjść do domu kiedy rodzice chcieli ją zabić. Musiała sprawdzić te tajne przejście, nie żeby myślała, że coś tam znajdzie, ale ciągnęło ja tam. Czuła jakby ktoś prowadził ją właśnie do piwnicy. Nastolatka zdjęła buty i podeszła do drzwi prowadzących w dół. Najciszej jak tylko mogła otworzyła je i zeszła. Piwnica była jeszcze bardziej mroczna jak zawsze. Cecylia od razu zauważyła wielki regał z prawie nigdy nieużywanymi narzędziami. Powoli, tak aby nie robić dużo hałasu zaczęła ściągać z niego co cięższe skrzynki. Kiedy już prawie wszystko stało na ziemi nastolatka przesunęła szafę. Jej oczom ukazał się jeszcze ciemniejszy korytarz. Weszła do niego i zaczęła iść na czworaka po wilgotnej ziemi. Po pięciu minutach poszukiwań dziewczyna znalazła to co szukała i podniosła drewnianą klapę. Zeszła po wąskich stopniach w dół; po chwili stanęła na mokrej i zakurzonej drewnianej podłodze. Znajdowała się w jakimś ogromnym gabinecie. Było ciemno, ale oczy Cecylii były już do tego od dawna przyzwyczajone. Wokół ścian stały półki z książkami, w samym środku było wielkie biurko z nogami w kształcie orlich szponów. Na nim leżało kilka malutkich, zamykanych na klucz kuferków. Dziewczyna zaczęła szperać w szufladach, ale okazało się, że jest w nim tylko kilka czystych kartek papieru i jakieś wielkie, żółte zwoje przypominające pergamin. Oprócz zamkniętych skrzynek leżał tam jeszcze kałamarz z atramentem i stare, gęsie pióro. W odległym kącie stały jakieś dwie szafy. Miały rzeźbione nogi; wyglądały jak antyki. Po otworzeniu jednej z nich oczom nastolatki ukazały się różne dziwne stroje. Były to peleryny w różne wzory i kolory. Cecylia wyciągnęła jedną z nich. Do czarnego, rzeźbionego wieszaka była przywiązana wielka spiczasta czapka z ogromnym rondem; była dokładnie takiego samego koloru jak strój zawieszony na tym samym wieszaku: zielony w ciemniejsze pręgi. Dziewczyna powiesiła szatę.
- Nie wiedziałam, że moja mama lubi ubierać takie rzeczy - zaśmiała się w duchu i otworzyła drugą szafę. Na ziemię posypał się stos mioteł. Nastolatka wrzuciła je w nie ładzie z powrotem do szafy.
- Po co im tyle szczotek - mówiła do siebie. - Gdybym mogła zobaczyć co znajduje się chociaż w jednej z tych skrzynek.
Nagle Cecylia usłyszała jakiś cichy trzask. Odwróciła się w stronę schodów obawiając się, że ktoś zejdzie do tajnego gabinetu. Nikt jednak nie stanął na stopniach, więc dziewczyna zajęła się domykaniem zapchanej miotłami szafy. Kiedy w końcu uporała się z nią jeszcze raz popatrzyła tęsknie na kuferki na biurku i o dziwo jeden z nich był otwarty. Nastolatka szybko rozejrzała się dookoła. Kto mógłby otworzyć tę skrzynkę? Upewniwszy się, że nie ma nikogo w gabinecie podeszła do biurka i zajrzała do kuferka. Na czerwonym aksamicie leżał zwykły patyk. Cecylia obejrzała go dokładniej. Zakończony był dwoma malutkimi wężami, które były splecione ze sobą, na początku dziewczyna pomyślała, że wyglądają jakby chciały się pocałować. Nie było w nim nic dziwnego; zwykły patyk z jakimś rzeźbieniem, ale dlaczego był w aksamitnym pudełku? Dlaczego był schowany w tym tajnym pokoju? Nastolatka wzięła do ręki patyk i od razu upuściła na ziemię. Poczuła jakby ktoś oblał jej rękę wrzącą wodą, ale dłoń nie była nawet czerwona. Usłyszała ciche syknięcie. To z patyka wychodziły dziwne odgłosy, w dodatku wydobywały się z niego kolorowe iskry. Dźwięk stawał się coraz głośniejszy, więc Cecylia obawiając się obudzenia rodziców podeszła do patyka i wzięła go do ręki. Po chwili jednak znów go upuściła i w dodatku wrzasnęła z bólu. Znów czuła jakby jej ręka się paliła. Po kilku minutach ból zelżał. Nastolatka powlokła się w stronę stopni, ale na nich już ktoś stał.
- Widzę, że już wiesz. Ja wiedziałam, od początku wiedziałam, ale nikt mnie nie słuchał, teraz jest już za późno. Dostałaś list, prawda? - zapytała Karolina. Cecylia zrobiła poważną minę i potaknęła głową. Oczywiście kłamała; nie wiedziała o jaki list chodzi, ale wszystko mówiło jej, że tylko to ją uratuje.
- Stworzyliśmy to wszystko abyś nie wiedziała kim jesteśmy i... że magia w ogóle istnieje. Nie mogliśmy do tego dopuścić; ryzykowaliśmy już wtedy gdy cię przygarnęliśmy. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że ty jesteś u nas, w rodzinie białych czarodziei. Ale ja wiedziałam, że w końcu cię odnajdą; może zawsze wiedzieli, że tu jesteś - mówiła kobieta.
- Ale kto wiedział, że tu jestem? Co to ma wszystko znaczyć?! - zapytała dziewczyna. Nic nie rozumiała z monologu matki.
- Nie dostałaś listu - stwierdziła.
- Dostałam tylko... nie bardzo go rozumiem - zakończyła kulawo Cecylia.
- Nie musisz kłamać. Mogłabym cię teraz zabić, ale to i tak nic nie da, za późno. Oni już wiedzą o twoim istnieniu. Wskrzeszą cię ponownie do życia, a wtedy nie będzie już odwrotu, będziesz związana z nimi na całe życie a nawet dłużej.
Karolina Kowalska usiadła na rzeźbionym fotelu i podniosła z podłogi syczący patyk.
- Widzisz, nawet moja różdżka wyczuła kim jesteś. Usiądź proszę - rozkazała.
- Ciekawe gdzie.
Nastolatka odzyskała już swoją dawną buńczuczność i postanowiła nie słuchać adopcyjnej matki.
- Zapomniałabym - powiedziała i machnęła patykiem, po chwili w powietrzu coś się pojawiło i upadło na podłogę. - Proszę, oto twoje krzesło. Teraz siadaj.
- Nie mam zamiaru przebywać w jakimś obskurnym pokoju z osobą która chciała mnie zabić - odparła wojowniczo dziewczyna i puściła się biegiem w stronę stopni. Nie minęło nawet pięć sekund kiedy upadła na ziemię oplątana w jakiś cienki sznur. Po chwili jednak było jeszcze gorzej, Cecylia poczuła jak unosi się w powietrzu i już po paru następnych sekundach siedzi związana na krześle. Dziewczyna nic z tego nie rozumiała. Nie, nie mogły to być czary, przecież magia nie istnieje!
- Podpiszesz oświadczenie, że nigdy nie użyjesz magii przeciwko mojej rodzinie. Nigdy, rozumiesz? Inaczej zginiesz w potwornych mękach i nikt nie będzie zdolny ci pomóc. Podpiszesz tutaj, a żeby wzmocnić tę umowę użyjesz własnej krwi - powiedziała Karolina podsuwając jej żółty pergamin, na którym przed chwilą coś pisała i rozcięła jej palec małym sztyletem, który wyciągnęła z kolejnego kuferka.
- Nie mam zamiaru podpisywać cyrografu!
- Już za późno. Wystarczy tylko kropla krwi, którą właśnie zrobiłaś, a teraz precz z tego domu! Zabieraj swoje rzeczy i wynoś się. Nie chcę cię nigdy więcej widzieć! W pokoju na pewno czeka na ciebie już list. Podejmiesz decyzję, nie, ty przecieżnie możesz podejmować decyzji; pojedziesz do nowej szkoły. Mam nadzieję, że nigdy nie będziemy musiały się spotkać, a jeśli to nastąpi jedna z nas zginie, więc lepiej trzymaj się od tego domu z daleka.
Po rozwiązaniu liny Cecylia poszła do swojego pokoju. Czuła się poniżona i wściekła. Ciągle nie wiedziała o co chodziło Karolinie co jeszcze bardziej ją wkurzało. Dalej była pod wrażeniem wirującego pod sufitem krzesła i oplatających ją więzów, ale nie potrafiła uwierzyć, że magia istnieje. Tak naprawdę; nie tylko w opowiadaniach i książkach. Jak mogła nigdy nie zauważyć, że jej adopcyjni rodzice są inni? Dziewczyna zaczęła się pakować, kiedy do pokoju wleciał czarny kruk i upuścił coś na łóżko. Po kilku sekundach ptaka już nie było a na łóżku leżała gruba, brązowa koperta z woskową pieczęcią, która była w kształcie wielkiego pająka.
- List...
Cecylia rozerwała kopertę i wyjęła z niej plik folderów, nie było w nich żadnych zdjęć tylko szkic jakiegoś zamku na pierwszej stronie. Wśród tych pustych kart znalazła list.

Szkoła Piekiełko!
Dzisiaj o północy przyjedzie po Panienkę samochód, którym razem z pięcioma innymi uczniami pojedzie Panienka do szkoły Piekiełko.
Prosimy nie zabierać ze sobą żadnych ubrań!
Z poszanowaniem.

Cecylia przejrzała foldery, były to niezapisane kartki. Nie wiedziała co o tym myśleć, Karolina coś wspominała o tym, ze nie będzie miała wyboru, ale nie sądziła, że będzie to rozkaz. “Dzisiaj o północy”. Dziewczyna popatrzyła na budzik było wpół do dwunastej. Ma jeszcze pół godziny aby dowiedzieć się czegoś o tej szkole. Nastolatka zbiegła na palcach do piwnicy i szybko wyciągnęła pierwszą z brzegu oprawioną w skórę książkę. Była to encyklopedia. Encyklopedia magiczna. Otworzyła ją na chybił trafił i przeczytała pierwszy tekst rzucający się jej w oczy.
Cecylia czytała tę książkę z strachem; znów będzie musiała podpisać się gdzieś własną krwią. To wyglądało jak jakaś egzekucja, skazanie na śmierć. Dziewczyna dowiedziała się tylko trochę o magii, nie miała zbyt wiele czasu, już wkrótce pojedzie do jakieś szkoły, o której wie jeszcze mniej niż o samej magii. W książce było mnóstwo dziwnych sposobów czarowania. Już myślała jak użyłaby na Karolinie laleczki woodo, ale niestety przypomniała sobie, że “podpisała” umowę.
Za pięć dwunasta nastolatka wyszła z tajnego pomieszczenia i skierowała się przed dom. W pobliżu nie widziała żadnego samochodu. Właśnie zastanawiała się jak pięć osób (plus kierowca) zmieszczą się w samochodzie, kiedy przed jej dom zajechała jakaś przedpotopowa ciężarówka. Dziewczyna nadal stała, przecież to nie może być ten samochód!

Napisany przez: Nati 21.08.2004 16:22

3

Podróż

A jednak to właśnie tym samochodem miała jechać do nowej szkoły. Na drzwiczkach szoferki był namalowany wielki pająk; taki jak na pieczęci szkoły. Z ciężarówki wyszła jakaś postać. Cecylia od razu pożałowała, że tak dobrze widzi w nocy. Człowiek był niski i brzydki.
- Proszę wsiadać. Reszta nowicjuszy już jest - powiedział dziwoląg, a nastolatka popatrzyła na ciężarówkę. Było w niej tak cicho, że nikt nie miał prawa tam siedzieć. Dziewczyna cofnęła się od mężczyzny, gdy ten wyciągnął rękę aby jej pomóc. Była cała w wielkich brodawkach. Cecylia niepewnie wspięła się na pojazd ignorując pomocną dłoń. Kiedy już pewnie stała w samochodzie, rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Ciebie też tu wysłali. Szkoła dla dobrze wychowanych panienek, też mi coś! - prychnęła Anastazja robiąc miejsce. Ale Cecylia nie usiadła. W ciężarówce siedzieli wszyscy jej przyjaciele i jedna nieznana dziewczyna.
- A mnie napisali, że to jakieś sportowe gimnazjum!
- Moi rodzice twierdzą, że to szkoła z rozszerzonymi ścisłymi przedmiotami! To jakiś kretynizm!
- Chyba nie jest to jednak szkoła bez dziewczyn jak mówił mój folder. A co ciebie napisali?
Dopiero teraz usiadła. Każdy z nich dostał inny folder, a jadą do tej samej szkoły. Coś tu było nie tak. Może ona w rzeczywistości nie jechała do żadnej szkoły magii? Dziewczyna której nie znała popatrzyła z wyższością na resztę ekipy.
- Może ty nam to wyjaśnisz? Wyglądasz na osobę bardzo pewną siebie. Wiesz dokąd jedziemy? - zapytała patrząc na dziewczynę. - Nazywam się Cecylia Kowalska.
- Od niej nic się nie dowiesz, nic nie mówi od początku. Próbowaliśmy wziąść jakieś bagaże, ale musieliśmy je zostawić, widzę, że ty też nic ze sobą nie masz - powiedziała Stazi mierząc wzrokiem przyjaciółkę od stóp do czubka głowy.
- Po co mamy coś brać. Wszystko będziemy mogli kupić - w końcu nieznajoma odezwała się. Wreszcie Cecylia mogła jej się dobrze przyjrzeć. Miała długie, czarne włosy związane w luźny warkocz, nie była zbyt ładna; miała pulchną twarz i szare, okrągłe oczy, do tego była prawie murzynką.
- Będziemy coś kupować! Ale ja nie mam ze sobą pieniędzy! - krzyknęła Anastazja. - Wszystko zostało w mojej torbie!
- Może... powiedziałabyś nam o co w tym wszystkim chodzi? I... skąd mamy wziąść pieniądze na zakupy?
- Dostaniemy pieniądze zależnie od naszej pozycji w rodzinie, za te pieniądze będziemy mogli kupić sobie różne przyrządy do szkoły - wyjaśniła dziewczyna. - A tak przy okazji: mam na imię Ola.
- Co to za szkoła? Piekiełko: kto wymyślił taką głupią nazwę? - pytał Tomek patrząc swoimi granatowymi jak noc oczami na dziewczynę, a ona zaśmiała się.
- Podobno ta nazwa pasuje do rzeczywistości - wymądrzała się. Nagle ciężarówka stanęła, nie byli już w Krakowie tylko w jakimś małym, obskurnym miasteczku. Było bardzo późno, ale po wiosce chodziło mnóstwo ludzi, wszystkie sklepy były pootwierane.
- No, macie mało czasu. Rano wszystkie sklepy zostaną zamknięte. Jeśli czegoś nie zdążycie kupić to wasza strata. Oto lista rzeczy, które będą wam potrzebne. Zaraz przydzielę wam pieniądze.
Dziwoląg wyjął z kieszeni pogniecione kartki i podał je nowicjuszom. Cecylia spojrzała na swoją; tak, jednak była to szkoła magii. W spisie znajdowały się książki z różnymi dziwnymi tytułami, które jednoznacznie mówiły gdzie zmierzają. Anastazja również spojrzała na kartkę i jej oczy zrobiły się okrągłe jak spodki. Stazi spojrzała niepewnie na przyjaciółkę. Ola nawet nie zaszczyciła spojrzeniem spisu, ale reszta dopiero teraz zrozumiała, że jadą do szkoły magii. Dziwoląg wyjął jakąś sakiewkę i wyciągnął z niej kolejny kawałek papieru. Powoli zaczął rozdawać pieniądze; Marek dostał najmniej, trochę większą kwotę miała Anastazja, następny w kolejności był Bzyk, później Marek. Mężczyzna zatrzymał się nagle i spojrzał jeszcze raz na kartkę. Ola podniosła wysoko głowę. Gdy wyciągnął kolejną garść monet, nie ruszyła tylko popatrzyła wymownie na Cecylię. Jednak to właśnie jej przypadła mniejsza suma. Ola bardzo się zaskoczyła i spuściła nisko głowę. Ich kierowca dał Cecylii pozostałość w sakiewce razem z nią. Okazało się, że nastolatka dostała najwięcej pieniędzy.
- Najwyraźniej masz największą pozycję w rodzinie - powiedziała Ola i odeszła z kwaśną miną. Stazi podeszła z swoją garścią monet do dziewczyny.
- Ciekawe co to ma znaczyć. Ktoś robi sobie z nas żarty, przecież nie ma magii! - mówiła z kpiną Anastazja, ale nastolatka zatkała jej usta zanim zdążyła wypowiedzieć kolejne zdanie.
- Pomyśl. Jesteśmy w jakimś okropnym miasteczku przez jakieś głupie listy. To jest magia. Karolina jest czarownicą, dzisiaj się dowiedziałam. Ale ona jest inna. Powiedziała, że jeśli jeszcze kiedyś się spotkamy jedna z nas zginie.
Cecylia powoli odsłoniła usta przyjaciółce; teraz Stazi patrzyła na nią oszołomiona.
- Lepiej chodźmy i kupmy te potrzebne rzeczy. Możemy nie zdążyć do rana - zaproponowała dziewczyna i obejrzała pierwszą wystawę sklepową.
Pieniądze które dostali od dziwoląga nie były zwykłymi złotówkami. Były to monety z pająkami, podobnymi do tego który widniał na godle szkoły i drzwiczkach ciężarówki.
Tak zaczęły się ich zakupy. Już po odwiedzeniu kilku sklepów Cecylia zauważyła, że może pozwolić sobie na więcej, ponieważ wszyscy zauważali sakiewkę i wiedzieli że jest ona “pierwsza”. Dziewczyna miała większy wybór wszystkiego nie tylko dlatego, że miała więcej pieniędzy, bo to akurat grało najmniejszą rolę. Sprzedawcy proponowali jej różne nowości i tylko jej, tak jakby część z tych przedmiotów była robiona specjalnie dla niej. Wśród rzeczy które musiała nabyć były rozmaite książki, ale też kociołki, wagi, różne fiolki z ziołami. Najbardziej różniącą się rzeczą w porównaniu z zakupami przyjaciół okazał się strój. Stazi miała czarną suknię do kostek z wielkim kapeluszem. Ten strój był bardzo podobny do tych które nastolatka widziała w ukrytym gabinecie tyle, że kolor był czarny, którego jej adopcyjna matka nie tolerowała w szafie. Chłopcy mieli czarne spodnie i tego samego koloru płaszcze. Do kompletu był też dołączony czarny spiczasty kapelusz z dużym rondem (zupełnie taki sam jaki miała Anastazja). Bzyk od razu powiedział, że nie będzie w nim chodził, bo wygląda jak smerf. Cecylia miała trochę odmienny strój od pozostałych przyjaciół. Jej suknia również była czarna, długa i obszerna jak suknia jej przyjaciółki. Znaczącą różnicą było to, że na stroju dziewczyny wyszyte były małe, świecące gwiazdeczki i jej podkolanówki były dłuższe, bo sięgały do połowy uda. Grupka z ciekawością przyglądała się jak wykonują kolejne stroje. Pracownicy sklepu robili to za pomocą magii. Nie używali do tego różdżek, które również widniały w spisie potrzebnych im rzeczy. Czarowali rękami. Przyjaciele nie widzieli dokładnie jak to robią, po prostu jeden z pracowników przejechał ręką po materiale szeptając jakieś dziwne słowa, a kiedy cofnął dłoń wszystko było już idealnie dopasowane.
- Ciekawe kiedy my nauczymy się takich rzeczy - szepnął wysoki Marek śledząc ruchy sprzedawcy, który jednym machnięciem ręki zapakował ich stroje do brązowego papieru.
Jednak najciekawszą rzeczą dla Cecylii był zakup różdżki. I do tego sklepu z magicznymi różdżkami również weszli wszyscy razem. W sklepie Ola właśnie wybierała sobie różdżkę.
- Znów się spotykamy - powiedziała z niesmakiem i zapakowała swój “patyk” do okrągłej skrzyneczki, którą dostawał każdy kto kupił tutaj ten przedmiot. Kiedy sprzedawca zauważył sakiewkę w ręku nastolatki od razu zalśniły mu oczy i podszedł do dziewczyny nie zwracając uwagi na resztę grupki.
- Wiem, wiem jaka różdżka będzie odpowiednia dla ciebie.
Sprzedawca podszedł do okna wystawowego i wziął z niej jedyną różdżkę jaka w nim była. Patyk również był zakończony dwoma wężami, jak różdżka Karoliny tyle, że węże z różdżek z tego sklepu gryzły się nawzajem.
W końcu Cecylia wzięła wskazany przez sprzedawcę przedmiot. Jej różdżka została zapakowana w kuferek z kości słoniowej oprawiony w czarny aksamit. Dziewczyna czekała aż reszta jej przyjaciół zostanie obsłużona, Ola towarzyszyła jej.
Zbliżał się świt, więc wszyscy poszli w umówione miejsce. Tak jak się spodziewali czekał już na nich dziwoląg z swoją starą ciężarówką. Milczeli, każdy przypatrywał się swoim zakupom. Ola czasami łypała gorzko na kuferek z kości słoniowej, w której znajdowała się różdżka Cecylii.
Nastolatka wyciągnęła swoją różdżkę i pogładziła ją lekko, nie wiedziała dlaczego, ale jej się ona spodobała no i chciała zażartować z dziewczyny. Kiedy trzymała ją w dłoni czuła lekki chłód bijący z różdżki. W tej gorącej ciężarówce było tak duszno, że te ochłodzenie bardzo jej się podobało. Dziewczyna przypomniała sobie słowa sprzedawczyni:
- Ta różdżka ma wielką moc. Jest wykonana z serca bardzo groźnego smoka, będzie ci służyć przez wiele lat.
- Nadal nie rozumiem dlaczego wszyscy się tutaj znaleźliśmy - powiedziała Stazi wyrywając przyjaciółkę z wspomnień i spoglądając na Olę. - Dobra, wiem: szkoła magii, ale dlaczego akurat my? I o co w ogóle chodzi z tą rodziną?
- Powiem wam tyle ile wiem, jestem adoptowana tak jak zresztą wy i wszyscy uczniowie z Piekiełka, ale mnie się poszczęściło i trafiłam do magicznej rodziny. Wiem o tej szkole bardzo dużo. Wszyscy w Piekiełku są adoptowanymi dziećmi, nikt nie zna ich prawdziwych rodziców. Wszyscy mamy czarne włosy i ciemne oczy. Znaleziono nas w różnych miejscach z pergaminem na którym były trzy szóstki. W każdym roku jest trzynaście takich dzieci, albo wielokrotność tej liczby. Tutaj jest nas sześć, zostało jeszcze tylko siedem osób. Tyle wiem. W Piekiełku mamy się uczyć przez pięć lat i mają nas uczyć różnych czarnoksięskich czarów.
- To brzmi jak jakaś sekta. Trzy szóstki to mi przypomina tylko satanizm, brakuje tylko odwróconej gwiazdy Dawida - powiedział Bzyk.
- To wszystko jest bardzo dziwne. Wyglądamy podobnie, zostaliśmy wszyscy adoptowani. Na pewno jest to szkoła, a nie jakaś sekta?
- Jestem w stu procentach pewna.
- Moi rodzice też są czarodziejami, ale jakoś nic nie wiedziałam o Piekiełku. O co chodzi z tą rodziną? Dlaczego ja dostałam najwięcej pieniędzy?
- Bo jesteś najwyżej w hierarchii naszej rodziny w tym roczniku.
- Ale co to za rodzina?
- Oni uważają, że jesteśmy jedną wielką rodziną, jesteś najstarsza z dziewczyn w tym roczniku. Jesteś Najstarszą Córką Pierworodnego – tak będą cię nazywać w szkole. Razem z Najstarszym Synem Pierworodnego jesteście najważniejszymi osobami w tym roczniku, tak jakby jesteście przewodniczącymi klasy.
- Trzynaście osób to trochę mało na klasę - zadrwił Marek i ziewnął.
- Wiesz jak nazywa się ten syn?
- Nie. W tej szkole nie ma dyrektora, w sumie jest. Ale inaczej go nazywamy to Pierwszy Brat Pierworodnego, no i jest jeszcze Pierwsza Siostra. Kiedy Pierwszy Brat umrze to ona przejmie władzę w szkole - tłumaczyła Ola.
- A kto jest tym Pierworodnym? - zapytał Tomek.
- Tego nie wiem. To już chyba wszystko co mogę wam powiedzieć - skończyła Ola.
- Dzięki, że nas oświeciłaś, ale możesz mi jeszcze raz powiedzieć kim ja jestem?
- Najstarszą Córką Pierworodnego - odpowiedziała Ola i uśmiechnęła się.
Resztę podróży spędzili na miłej pogawędce. Rozmawiali o swoich adopcyjnych rodzinach i o listach jakie dostali, Cecylia ciągle pytała Olę jak będą ją nazywać w szkole. Jak na nazwę jakieś osoby Najstarsza Córka Pierworodnego była trochę za długa i dziewczyna nie potrafiła zapamiętać swojego nowego przezwiska.
Samochód zaczął podskakiwać na kamieniach, chociaż nastolatka była pewna, że przed chwilą nie czuła żadnych wstrząsów.
- Chyba już się zbliżamy - powiedziała Ola i rozprostowała się na twardym siedzeniu. Kiedy nastolatka schowała różdżkę do kuferka ciężarówka zatrzymała się.








4

Piekiełko

Ujrzawszy szkołę, do której mieli chodzić Cecylia omal nie krzyknęła, a Anastazja po prostu zemdlała.
- To jakaś rudera, a nie szkoła! - krzyknął Tomek próbując ocucić Stazi. Szóstka podróżnych stała przed dziwnym budynkiem; przypominał on trochę zamek i kościół zarazem. Dziewczynie przypominało to trochę jedną z gotyckich katedr na Wawelu. Tamten kościół miał dobudowane liczne kaplice. Ten budynek był trochę podobny, ale znacznie okazalszy. W górę pięły się liczne, strzeliste wieże, a na dole było mnóstwo przybudówek. Prawie wszystkie ściany Piekiełka były pokryte gęstym bluszczem tak, że szkoła przypominała bardziej zielony posąg niż miejsce, w którym mieli się uczyć. Można by ją porównać do jakiegoś zamku z bajki w stylu: “Księżniczka w najwyższej komnacie, w najwyższej wieży...”. Piekiełko znajdowało się na górze, ale nie można z niej było zejść z powodu zbyt stromych ścian. Jak oni w ogóle tu wjechali tym starym gruchotem? Dziewczyna przestraszyła się; stąd nie było ucieczki. W dole rozciągał się gęsty las, którego nie było widać końca.
Powoli zaczęło się ściemniać. Kiedy w końcu ocucili Anastazję weszli do szkoły. Cecylia musiała zasłonić i zagadać przyjaciółkę, kiedy wchodzili do pierwszej sali; posadzka była zrobiona z ciemnej mozaiki, a na środku ułożona była gwiazda. Odwrócona gwiazda Dawida. Dziwoląg poprowadził ich na sam środek sali, wprost do środka gwiazdy. Stazi na szczęście nie zauważyła tego, a Bzyk powstrzymał się od komentarza chociaż miał nietęgą minę.
- Czekajcie tutaj - powiedział mężczyzna i wszedł do jakiegoś pokoju na końcu sali. Cecylia poczuła jak coś spadło jej na ramię, więc szybko spojrzała w to miejsce. Na ramieniu dziewczyny była mała strużka jakieś lepkiej i gorącej cieczy. Nastolatka spojrzała w górę. Nad ich głowami był zawieszony wielki żyrandol z tysiącami świec. Teraz spojrzała na podłogę. Na niej było mnóstwo wosku pewnie spadniętego z żyrandola.
W sali, w której czekali, panował półmrok. Małe okienka były pozasłaniane ciężkimi, ciemnymi kotarami, tylko światło świec z żyrandolu i kilka pochodni oświetlało te pomieszczenie.
- Jeszcze nie przebrani? Chodźcie za mną.
Przyjaciele usłyszeli jakiś ostry głos i szybko odwrócili się w stronę drzwi za którymi zniknął ich kierowca. Stała tam wysoka kobieta w czarnym stroju (na jej sukni również były złociste gwiazdy tak jak u Cecylii tylko o wiele większe), miała na sobie duże okulary z bardzo grubymi szkłami. Spod nich wyglądały piwne, mocno wymalowane oczy.
Kobieta poprowadziła ich do jakiegoś długiego pokoju, w którym stały gabloty z różnymi orderami. Między gablotami stało sześć parawanów, do których poszli się przebrać, zanim jednak to zrobili kobieta pokazała im, w które kieszenie stroi mają powsadzać różdżki, fiolki i inne zakupy. Dała im także torby , do których mieli spakować swoje nawo nabyte książki. Cecylia wyszła z kabiny jako pierwsza, jako, że nie było w pobliżu lustra przejrzała się w jednej z szklanych gablot. Kapelusz był bardzo niewygodny, a suknia ciężka z powodu różnych przyrządów znajdujących się w jej fałdach. Torba również miała swój ciężar, ale to akurat jej nie zdziwiło. Powoli zza parawanów zaczęła wychodzić reszta grupki. Bzyk trzymał swój kapelusz w ręce.
- Ty, chłopcze załóż kapelusz. Już! Dziewczyno ty nie musisz - kobieta wskazała Anastazję, która posłusznie i z wielką ulgą zdjęła nakrycie głowy.
- Dlaczego ona nie musi, a ja muszę? - odezwał się buntowniczo Bzyk.
- Jak się nazywasz?
- Radek Mzykowski - przedstawił się chłopak.
- Nie próbuj mi się sprzeciwiać, bo zamienię cię w żabę. Ona ma długie włosy, kiedy ty będziesz miał tej samej długości również będziesz mógł zdjąć kapelusz. To hańba pokazywać się z tak krótkimi włosami! - powiedziała po czym kazała przedstawić się kolejno reszcie grupy. Bzyk od czasu do czasu łapał się za włosy i szarpał próbując je trochę wydłużyć. Długo będzie musiał czekać aż włosy mu urosną. Cecylia właśnie zastanawiała jak długo ona będzie musiała zapuszczać włosy żeby w końcu zdjąć kapelusz kiedy kobieta podeszła do niej.
- Tutaj jesteś Najstarszą Córką Pierworodnego. Jako Najstarsza Córka będziesz miała wiele obowiązków. Masz trochę krótkie włosy, muszą ci znacznie podrosnąć do Nowego Roku, ale tym zaraz się zajmiemy. Chodźmy.
Kobieta poprowadziła ich znów do sali z gwiazdą Dawida i żyrandolem z świeczkami. Dopiero teraz Stazi zauważyła znak i omal nie krzyknęła, jednak Marek zdążył jej zatkać ręką usta nie robiąc przy tym zamieszania.
Cecylia rozejrzała się jeszcze raz po sali, panował tu chłód i grobowa cisza. Ciekawe czy oprócz nich jest jeszcze ktoś w tej opustoszałej szkole?
- Dziewczęta śpią w zachodnim skrzydle, a chłopcy w wschodnim, Najstarsza Córka Pierworodnego w osobnej komnacie na zachodniej najwyższej wieży - rozkazywała kobieta z grubymi okularami wskazując jakieś schody.
- Ale... - zająkała się Cecylia. Czy ona ma być jedną z tych bajkowych księżniczek zamkniętych w wieży? Wszyscy chcieli się rozejść do swoich sypialń, cały czas ziewali i chwiali się na stwardniałych, przez ciągłe siedzenie w ciężarówce, nogach.
- Hola, hola. Nie tak szybko. Dzień jest porą snu i odpoczynku, zaraz zejdą trzy osoby na śniadanie. A za pół godziny będą tu starsi Synowie i Córki Pierworodnego. Po prawej jest jadalnia idźcie tam, a ty Najstarsza Córko Pierworodnego chodź ze mną.
- Eee... czy mogłaby pani mówić mi po imieniu? Mam na imię Cecylia.
Dziewczyna starała się być bardzo grzeczna, ale trochę ją wkurzało, że teraz nikt nie będzie mówił jej po imieniu.
- Teraz jesteś Najstarszą Córką Pierworodnego, zawsze tak było i teraz też tak zostanie. Idziemy - powiedziała i przyjaciele rozdzielili się. Ola, Anastazja i chłopcy poszli za dziwolągiem do wielkich drzwi po prawej, za którymi miała znajdować się jadalnia, zaś Cecylia powlokła się za kobietą. Okularnica poprowadziła nastolatkę do pokoju, w którym przed chwilą był dziwoląg. Pokój był bardzo duży, jedną ścianę pokrywał olbrzymi regał, na którym było mnóstwo malutkich buteleczek. Dziewczyna poczuła się jak w aptece. Właśnie do tego regału podeszła kobieta szukając jakieś flaszki.
- Eliksir na porost włosów... - szeptała do siebie, a nastolatka miała czas na dokładne obejrzenie pokoju. Na środku stał stolik imitujący biurko, jego nogi wyglądały jak odnogi pająka; ich ilość również zgadzała się z ilością nóg tych stworzeń. W rogu pokoju stała gablota z jakimś sztyletem w środku. Na gablocie był też kuferek, taki sam jaki miała Cecylia, z różdżką w środku.
- O proszę, mam - powiedziała kobieta i wyciągnęła z półki malutki czerwony flakonik. - Najstarsza Córka musi bardzo uważać. Codziennie przed snem zażywaj jedną kropelkę tego eliksiru, nigdy więcej, bo jeśli zażyjesz go choćby o kroplę więcej możesz się obudzić otoczona ze wszystkich stron włosami. I jeszcze jedno - kobieta podała jej flakonik i podeszła do gabloty wyciągając z niej sztylet. - Proszę, do Nowego Roku musisz się z nim oswoić. Najstarsza Córka będzie jadać w swojej komnacie. Na razie nie będziecie mieli poważniejszych lekcji, będziemy tylko wprowadzać was w tajniki magii i tradycje szkoły. Dziewczęta będą miały osobne lekcje z chłopcami. Ale tylko do Nowego Roku. Za miesiąc twoje urodziny Najstarsza Córko Pierworodnego, ale dopiero od Nowego Roku, kiedy zbierzemy się wszyscy, zaczniecie naukę. Jutrzejszej nocy odbędzie się wasze pierwsze spotkanie z nauczycielami. Dopiero w Nowy Rok poznacie się wszyscy.
- Czy... mogłabym o coś zapytać? - przerwała jej Cecylia.
- Oczywiście - powiedziała kobieta, a nastolatka odetchnęła z ulgą.
- Gdzie mam włożyć ten sztylet? Wszystkie kieszenie jakie zostały puste są zbyt duże na to.
- Do podkolanówki, pewnie zauważyłaś, że jest tam doszyty kawałek materiału. Właśnie tam jest miejsce dla obrzędowego sztyletu, na razie. Po Nowym Roku wróci na swoje dawne miejsce - wytłumaczyła, a dziewczyna włożyła nóż na miejsce.
- Kim jest... Najstarszy Syn Pierworodnego? - zapytała. Pierwszy raz wypowiedziała dobrze tę nazwę.
- Tego dowiesz się w Nowy Rok. Najstarsza Córka pozna go w Nowy Rok. Połączycie się Więzami Krwi - wytłumaczyła okularnica. Cecylia nie miała już ochoty pytać o co chodzi z tymi więzami krwi, bo kiedy myślała “krew” robiło jej się niedobrze.
- Dlaczego okna dopiero teraz się pootwierały? - zapytała nastolatka, kiedy zobaczyła, że kotary nagle się rozsuwają i pozwalają paść trochę księżycowemu światłu na kamienną posadzkę i “pajęczy” stół.
- My nie lubimy światła, zresztą w ciągu dnia śpimy, więc niepotrzebne nam słońce. Teraz zaprowadzę Najstarzą Córkę Pierworodnego do komnaty, zaraz dostaniesz tam posiłek. - zaproponowała kobieta i pociągnęła Cecylię za ramię.
Szły jakieś pół godziny ciągle pnąc się w górę. W końcu stanęły przed drzwiami z napisem: Najstarsza Córka Pierworodnego.
Sypialnia Cecylii była ogromna. Na środku stało wielkie łoże z rzeźbionymi kolumienkami w każdym rogu. W wnęce w ścianie była wielka szafa, a obok niej dwie zamykane gabloty (jedna z miotłą, a druga z białą bronią taką jak szable itp.). Na jednej z ścian, na przeciw gablot były pozawieszane półki, dziewczyna położyła tam buteleczkę z eliksirem na porost włosów. Nie wiedziała dlaczego jej włosy muszą być długie do Nowego Roku.
Za to łazienka była ohydna, wszystko pokryte było sporą warstwą kurzu i rdzy, z kurków leciała brązowawa woda. W sypialni były jeszcze jedne drzwi, za nimi spiralne schody prowadziły na niższe piętro gdzie znajdowała się jakaś sala, która była jeszcze większa niż sypialnia. Jej średnica wynosiła tyle samo co średnica wieży! W pokoju było mnóstwo dziwnych przyrządów, w tym też manekiny. Poza tym pomieszczenie było puste. Cecylia wróciła do sypialni i podeszła do gabloty z białą bronią. Po co miały jej być te wszystkie szable, miecze i inne? Nagle ktoś wszedł do jej pokoju. Czy w tej szkole nie uznają prywatności?!
- Przyniosłam ci posiłek, a... widzę, że zainteresowałaś się bronią. Masz trochę krótszy czas odpoczynku. Codziennie o dwunastej będzie do ciebie przychodził szermierz i uczył jak się tym wszystkim posługiwać. Kiedy chcemy podbić jakieś magiczne miejsce nie możemy używać magii tak jak i oni, ponieważ moglibyśmy rzucić zaklęcie burzenia i łatwo byśmy wygrali, musimy posługiwać się białą bronią. Jak ci się podoba twoja sypialnia? - mówiła okularnica.
- Super, tylko łazie...
- To tylko przejściowe lokum. Szermierki będzie cię uczyła pewna kobieta. Zjedz swój posiłek i zadomów się tutaj - powiedziała kobieta.
- Jak mam wyciągnąć te wszystkie miecze?
Kobieta w okularach zaśmiała się.
- Użyj różdżki lub głowy.
Okularnica wyszła z sypialni.

Napisany przez: Dajmond 21.08.2004 16:37

S-T-R -A-S-Z-N-E!!!

Napisany przez: Dajmond 21.08.2004 16:49

błagam cię nie pisz tego tyle, może weźmiemy na razie pod uwagę tylko pierwszy part. OK?

QUOTE
ma krótkie, do ramion czarne włosy (zwykle ma spięte włosy

POoooooooooooowtóóóóórka
QUOTE
dowiedziała się o jej schadzkach, chciała żeby wiedziała, jaką ma córkę

Niby nie powtórka, ale razi
QUOTE
- Uważasz, że nic dla ciebie nie zrobiłam zasrańcu? A ubrania, jedzenie, kosmetyki, które ci kupiłam? To nic?

Okropne to zdanie, niepotrzebny wulgaryzm
QUOTE
Karolina starała się być spokojna, choć jej oczy już szukały miejsca, w które mogłaby uderzyć dziewczynę. Karolinę nie obchodziły uczucia Cecylii,

powtórka
< table border='0' align='center' width='95%' cellpadding='3' cellspacing='1'>QUOTE Cecylia uśmiechnęła się pod nosem. [...] Cecylia uśmiechnęła się drwiąco

zgadnij co???
QUOTE
Karolina wiedziała, że to zrani Cecylię. Dziewczynę rzeczywiście to zabolało, ale wiedziała, że nie może dać tego poznać Karolinie, bo wtedy ona zatryumfuje.

teraz już wiesz???
QUOTE
Cecylia rozejrzała się po pokoju, jak ona nienawidziła tego pokoju

A może jeszcze nie???
QUOTE
pokój jest pusty i nikt w nim nie mieszkał od wielu lat. Tylko ubrania Cecylii wiszące równo w szafie wskazywały na wiek dziewczyny i pokazywały, że jednak ktoś w tym pokoju przebywał

Przyczepiłąś się do tego pokoju
QUOTE
Cecylia usłyszała szarpnięcie klamki, to jej matka próbowała dostać się do pokoju, ale tym razem dziewczyna postanowiła, że ją nie wpuści bez względu na jej słodkie kłamstewka. Cecylia, nie zważając na głos matki, podeszła do szafy i mocno w nią uderzyła

Nie mam już siły, może zaraz znowu wytknę Ci trochę błędów.
Beznadziejna fabuła, beznadziejny styl, beznadzieja
Edit:
Bawimy się znowu? Napiłam się wody, możemy zaczynać!
QUOTE
W końcu jednak Cecylia przełamała strach i postanowiła, że pójdzie na rynek. Krakowski rynek zawsze ją fascynował,

Pam, pam , parapam
QUOTE
a w czasie lata kręciło się tu zadziwiająco dużo ludzi. Najwięcej ludzi kręciło się

nazywam się Diamond...
QUOTE
jaka naprawdę jest jej matka [...]przez co uchodziła za cudowną
matkę

urodziłam się 22 czerwca...
QUOTE
Cecylia zamknęła oczy, chmury zasłoniły słońce. Dziewczyna nie lubiła słońca co ją bardzo dziwiło

pewnego roku, bo kobiety wieku nie podają...
QUOTE
W jej pokoju zwykle okno było zasłonięte grubą, granatową roletą, tylko w nocy dziewczyna otwierała okno i patrzyła na ogromny księżyc

no i mam chomika
Już nie mogę, ale jutro może poprawię Ci drugiego parta i końcówkę pierwszego

Napisany przez: Nati 23.08.2004 09:56

Dzięki, że pokazałaś mi te błędy, chyba żeczywiście trochę przesadziłam z tym pokojem, spróbuję się poprawić.

Napisany przez: Dajmond 23.08.2004 10:37

nie ma za co =) uwielbiam to robić. Zredagować ci jeszcze drugi rozdział?

Napisany przez: Nati 23.08.2004 15:56

Jasne, bardzo mi się to przyda przy poprawianiu.
Jeszcze raz dzięki

Napisany przez: Dajmond 24.08.2004 16:26

OK, to zaczynamy =D.
Dzisiaj jestem w dość podłym nastroju, bo trzykrotnie musiałm uciec w Heroes'ach. Ale cóż...

QUOTE
Cecylia weszła cicho na palcach do domu, oczywiście tylnym wejściem. Było ciemno, ale Cecylia nie bała

Musisz popracowac nad powtórzeniami imion... Np. zamiast Cecyli pisz: dziewczyna, córka itp. , a zamiast Karoliny: kobieta, matka itd.
QUOTE

Czuła jakby ktoś prowadził ją właśnie do piwnicy. Cecylia zdjęła buty i podeszła do drzwi piwnicy.

wiesz, że to powtórzenie i nie będę Ci o tym pisać.
QUOTE
Powoli, tak aby nie robić dużo hałasy

hałasu jak sądze.
Jest takie zdanie gdzie piszesz, ze szła na czworakach wydaje mi się, że piszę się ,,na czworaka", ale co do tego nie jestem pewna.
QUOTE
Jeśli klapa w podłodze to musi gdzieś być jakiś otwór. Po pięciu minutach poszukiwań dziewczyna znalazła to co szukała i podniosła drewnianą klapę.

QUOTE
w samym środku było wielkie biurko z nogami w kształcie orlich szponów. Na biurku(...)  Cecylia zaczęła szperać w biurku(...)Na biurku oprócz zamkniętych kuferków

taka sama sprawa jak z pokojem, może być: Oprócz zamkniętych kuferków leżał też na nim....
QUOTE
była dokładnie takiego samego koloru jak strój zawieszony na tym samym wieszaku: zielony w ciemniejsze pręgi. Cecylia powiesiła strój.
- Nie wiedziałam, że Karolina lubi takie stroje

QUOTE
zaśmiała się w duchu dziewczyna i otworzyła drugą szafę. Na ziemię posypał się stos mioteł. Cecylia wrzuciła w nie- ładzie miotły.
- Po co im tyle mioteł ?


QUOTE
Odwróciła się w stronę stopni obawiając się, że ktoś zejdzie do tajnego gabinetu. Nikt jednak nie stanął na stopniach więc dziewczyna zajęła się domykaniem zapchanej miotłami szafy. Kiedy w końcu uporała się z szafą jeszcze raz popatrzyła tęsknie na kuferki na biurku

QUOTE

Na czerwonym aksamicie leżał zwykły patyk (...) zwykły patyk z jakimś rzeźbieniem

mam wątpliwości co do słowa ,,rzeźbieniem"
QUOTE
Usłyszała ciche syknięcie i szybko odwróciła się na pięcie

głupi rym, ja osobiście nie lubię jak używa się rymów w książkach.

Może jutro napiszę Ci dalszą połowę. Ogólnie drugi rozdział ma więcej błędów, ale jest lepszy.

Napisany przez: Nati 03.09.2004 09:37

Fajnie. że poprawiłaś mi to i jeśli chcesz to możesz mi poprawić następne party! Byłabym bardzo wdzięczna. Sama trochę poprawiam, ale ty będziesz chyba lepiej widziała moje błędy.
Miłych poprawek!!!!!!!! nutella.gif krowki.gif krowki.gif czekolada.gif

Napisany przez: Dajmond 03.09.2004 12:26

Jutro mam luz, więc Ci poprawię.

Napisany przez: Nati 12.09.2004 11:22

Poprawiaj, poprawiaj.
Nie mam stałego, więc jeśli nic nie napiszę to się nie przejmuj i poprawiaj dalej tongue.gif

Napisany przez: Nati 26.09.2004 13:59

No i znów nikt mi nieczyta choć skróciłam i poprawi łam!!!!!!!!!!!!

Napisany przez: Galia 28.09.2004 21:47

Mnie by się nawet twój FF podobał. Jedna rzecz mnie tylko interesuje - gdzie się podziały rozdziały od 5 do 10? Bo kończy się 4 , a potem jest 11 dry.gif
Jeśli zjawią się zagnione części to przeczytam do końca.
Pozdrawiam
Gal

Napisany przez: Nati 30.09.2004 15:48

To wszystko przez to, że usuwałam część postów i musiałam przeoczyć.
Trochę tego dużo, ale myślę, że ci spodoba




5

Najstarszy Syn Pierworodnego

Cecylia podeszła do tacy i spojrzała na talerz, były na nim kawałki mięsa oblane jakimś gęstym sosem. Dziewczyna wzięła całą tacę, na której leżały jeszcze dwa jabłka i usiadła na parapecie okiennym. Nastolatka skosztowała mięso, ale od razu go wypluła. Smakowało jak guma. Musi zadowolić się jabłkami. Nagle coś zaświeciło jej w oczy. Cecylia odwróciła się i zauważyła, że z wieży, którą miała dokładnie naprzeciw swojego okna, sączy się mocne światło. Nie było wątpliwości, że była to latarka. W oknie zauważyła zarys postaci, która tak jak ona siedziała na szerokim parapecie. Osoba z przeciwległej wieży zaczęła migać światłem do jej okna. Na szczęście dziewczyna nauczyła się kiedyś alfabetu Morsa i szybko odczytała krótką wiadomość. Miała wziąść latarkę z jednej z ukrytych półek w szafie. Nastolatka odnalazła latarkę i tak zaczęła się ich Morsowa rozmowa.
- Kim jesteś? - zamigała latarką Cecylia.
- Jacek, Najstarszy Syn Pierworodnego jeśli wiesz o czym mówię, a ty?
- Cecylia, też jestem tą najstarszą. Dopiero przyjechałam. O co w tym wszystkim chodzi?
- Jesteśmy rodziną. Jesteśmy dziećmi czarnoksiężników, to szkoła czarnej magii - odmigał Jacek. Tak, podejrzewała to od dawna, ale ciągle miała nadzieję, że jej się tylko zdaje. Byli potomkami czarnoksiężników.
- O co chodzi z tym Przymierzem Krwi, który mamy zawrzeć w Nowy Rok?
- Dokładnie nie wiem. Jeden z nas ma mieć sztylet...
- Ja mam. Ta w okularach mi go dała - przypomniała sobie dziewczyna.
- To masz się gorzej. Musisz przeciąć sobie rękę, a później mnie i po prostu mamy się ścisnąć. Nie wiem po co to wszystko.
- To brzmi okropnie. Nigdy nie będę nikogo ciąć.
- Będziesz musiała.
- Nie zgodzę się.
- Stąd nie ma wyjścia, jeśli tego nie zrobisz nie wiem co może ci się stać. Ludzie tutaj są bardzo dziwni, co chwilę rzucają na siebie jakieś zaklęcia, które mogą skończyć się nawet śmiercią. Słyszałem rozmowę nauczycieli, chcieli kogoś zabić - opowiadał Jacek, a nastolatce ciarki przeszły po plecach.
- Słyszałam, że jesteś dobrym szermierzem, ja jeszcze nie miałam nawet w dłoni szabli, a co dopiero się nią posługiwać.
- Nie otwierałaś jeszcze gabloty?
- Nie wiem jak.
- Pomyśl tylko, że jest otwarta - zaproponował Jacek, a Cecylia spróbowała. Od razu coś pyknęło i gablota stała otworem. Właśnie tak otworzyła kuferek w gabinecie adopcyjnej matki. Dziewczyna wróciła do okna.
- Udało się, dzięki.
- Kiedy kończysz trzynaście lat?
- Za miesiąc, a ty?
- Już miałem, niecały miesiąc temu, musiałem podpisać się własną krwią w jakieś księdze; do tej pory mam ślad po ukłuciu.
- Miałam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Tę rozmowę prowadzili aż do rana, kiedy kotary same zaczęły się zasuwać chroniąc przed słońcem. Nastolatka opowiedziała Jackowi o tym, że jej adopcyjni rodzice są białymi czarodziejami, że musi zażywać jakiś eliksir na porost włosów. Natomiast chłopak migał jej o tym jak się tu dostał i jak spędził tutaj miesiąc. Mógł przez cały ten czas chodzić sobie bezkarnie po każdym zakamarku Piekiełka, ale teraz musiał siedzieć w swojej wieży. Razem zastanawiali się dlaczego nie pozwalają się im spotkać, jak będzie wyglądał ich pobyt tutaj i co ma wydarzyć się w Nowy Rok oprócz Przymierza Krwi.
Cecylia czuła jakby znała Jacka. Obydwoje chcieli nauczyć się czarować, ale nie chcieli używać swoich zdolności w czarnej magii. Jednak było już za późno; od urodzenia byli zapisani do tej szkoły.
Kotary szczelnie zasłaniały okna, dziewczyna próbowała je choć trochę odsłonić, ale nic to nie dało. Dopiero teraz przypomniała sobie o otwartej gablocie, więc od razu do niej podeszła i zaczęła badać jej zawartość obracając w dłoniach każdy rodzaj białej broni. Jeden miecz był tak ciężki, że nawet nie potrafiła nim ruszyć. Nastolatka czuła się bardzo zmęczona; na wyspanie miała czas tylko do południa. Miała nadzieję, że nawet bez budzika uda jej się obudzić, więc, po poukładaniu wszystkich rodzajów szabli i mieczy do gabloty, zażyciu kropli eliksiru na porost włosów i przebraniu się w zakupioną w miasteczku czarną koszulę nocną, położyła się spać i prawie od razu zasnęła.
Cecylię obudził zapach pieczonych ziemniaków. Kiedy otworzyła oczy od razu zauważyła kobietę w okularach krzątającą się po jej pokoju.
- Co pani tu robi? - zapytała dziewczyna wstając z łóżka.
- Zawsze będę cię budzić Najstarsza Córko na lekcje szermierki. Nie przyszłam w nocy z jedzeniem, bo byłam bardzo zajęta, miałam lekcje z starszymi klasami. Będę musiała cię nauczyć samej wyczarowywać jedzenie, na pewno byłaś głodna - mówiła okularnica, a nastolatka pomyślała, że lepiej, że nie przyszła w nocy.
- Nic nie szkodzi. To mięso, które mi pani przyniosła, było bardzo dobre - skłamała dziewczyna i podeszła do talerza z ziemniakami. Burczało jej w brzuchu.
- Naprawdę? Zawsze myślałam, że gotowanie najmniej mi wychodzi. Musisz się pospieszyć, zaraz przyjdzie twoja nauczycielka. Co robiłaś w nocy? - zapytała kobieta, kiedy Cecylia wyciągnęła z szafy swoją suknię.
- Trochę rozglądałam się po pokoju, oglądałam jeszcze raz zakupy no i udało mi się otworzyć gablotę - powiedziała nastolatka i weszła do łazienki zamykając za sobą drzwi.
Po chwili wyszła znów w ciężkiej sukni i niewygodnym kapeluszu.
- Dlaczego to wszystko musi być takie... na pokaz? - zapytała poprawiając różdżkę w podłużnej kieszeni u jej boku.
- Widzę, że mój eliksir skutkuje. Zjedz coś - rozkazała okularnica zmieniając temat, dziewczyna popatrzyła na swoje włosy; rzeczywiście były trochę dłuższe i zjadła ziemniaki. W chwilę po tym rozległo się głośne pukanie do drzwi i jakaś kobieta weszła do sypialni. Była to malutka postać, wyglądała tak jakby przy najmniejszym podmuchu wiatru miała rozpaść się w proch. Jej twarz wyrażała strach.
- Pani jest nauczycielką szermierki? - zapytała okularnica patrząc z obrzydzeniem na kobietę. Do pokoju cicho wsunął się jakiś mężczyzna. Mała istotka potaknęła ze strachem głową. - Co to za ścierwo przyprowadziłeś?! Przecież ona się do niczego nie nadaje! Zabierz ją spod moich oczu!
Mężczyzna złapał kruchą kobietę ciągnąc ją za łokieć. Kobieta zdążyła jeszcze popatrzeć błagalnie na Cecylię, która przyglądała się całemu zajściu.
- Ona nie wiedziała, że to szkoła magii, prawda? - zapytała z przerażeniem kiedy kobieta została wyprowadzona.
- Nie. To, że nauczycielka okazała się fiaskiem nie znaczy, że nie odbędziesz dzisiaj lekcji. Zaraz przyjdę - powiedziała okularnica i wyszła.
Nastolatka otworzyła gablotę z białą bronią i zaczęła się zastanawiać czym najpierw będzie uczyła się posługiwać i kim będzie jej nowy nauczyciel. Nie chciała myśleć co stanie się z drobną kobietą.
Drzwi ponownie się otworzyły i do środka wszedł mężczyzna z siwymi, długimi włosami i cieniutkimi okularami na nosie. Mężczyzna skinął lekko głową.
- Nazywam się Szpunk, mam panienkę uczyć szermierki tak jak i uczę Najstarszego Syna Pierworodnego - przedstawił się mężczyzna z długimi włosami. Dziewczyna popatrzyła z zawstydzeniem na łóżko, które zapomniała pościelić. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu pościel zaczęła sama się składać.
- Tu musi chodzić o siłę woli... - szepnęła do siebie.
- Słucham?
- Może przejdziemy na dół. To chyba właśnie tam będzie mnie pan uczył, prawda?
- Oczywiście - powiedział usłużnie pan Szpunk i wziął z otwartej gabloty najcieńszą szpadę. - Zaczniemy od tego.
Po dwóch godzinach nauki kroków, pchnięć i postaw obronnych w szermierce Cecylia wróciła do swojej sypialni i wykończona padła na łóżko. Pan Szpunk był z niej bardzo zadowolony, po lekcji z dziewczyną miał iść do Jacka i tym razem go zamęczać. Nastolatka próbowała wypytać nauczyciela o chłopaka, ale ten milczał jak grób. Wieczorem miała przyjść po nią okularnica, z którą miała zejść na spotkanie z pozostałymi nauczycielami. Od tej pory kobieta miała jej towarzyszyć zawsze, kiedy wychodziła gdzieś poza komnatę.
Dziewczyna zapadła w krótką drzemkę na małej sofie stojącej w rogu pokoju obok stolika z pajęczymi nogami.
Spotkanie z nauczycielami tak naprawdę nie było żadnym spotkaniem, była to pokazowa lekcja. Okularnica prowadziła ją pełnymi korytarzami z wielką starannością. Wyglądało to tak jakby cały czas bała się, że ktoś ich zaatakuje. Najbardziej w szkole biła czerń; czarne ubrania, czarne włosy, wszystko czarne. Dziewczyny, czyli Cecylia, Anastazja i Ola (reszta dziewczyn miała przyjechać później), stały za weneckim lustrem i oglądały wyczyny nauczycieli chcących zapalić czarami jakieś świeczki i lampy oliwne. Nastolatka zauważyła po drugiej stronie pokoju, w którym czarowali drugie weneckie lustro i domyśliła się, że tam znajdują się chłopcy.
Jej przyjaciółki były zachwycone szkołą i pokazem. Najciszej jak tylko mogły opowiedziały jej o trzech chłopakach z ich nowej klasy, których spotkały w jadalni. Opowiadały też jak wczorajszej nocy chodziły po zamku wmieszając się w tłumy uczniów. Cecylia trochę im tego zazdrościła, ponieważ całymi dobami nudziła się w swojej sypialni nie mogąc wyjść. Dziewczyna nie powiedziała im o Najstarszym Synie Pierworodnego, bo obok niej cały czas kręciła się okularnica; nastolatka bała się, że jeśli ta kobieta o tym się dowie obydwoje będą mieli kłopoty.
Cecylia wróciła z kolejnej lekcji pokazowej i od razu chwyciła za latarkę i usiadła na parapecie. Po tygodniu z Jackiem znała się już bardzo dobrze, ale nie wiedziała jak wygląda. Obydwoje chcieli się spotkać, ale nic nie mogli wymyślić.
- Witaj księżniczko w najwyższej komnacie, z chęcią bym cię stamtąd uwolnił, ale niestety sam jestem niewolnikiem - tak zaczął rozmowę Jacek. Cecylia zaśmiała się cicho.
- Witaj książę, niestety ja też nie mogę nic zrobić. Jesteśmy skazani na niewolę - podjęła.
- Przynajmniej mamy siebie.
- Małe urozmaicenie nudnych nocy.
- I jak ci idą pierwsze lekcje szermierki?
- Powiedział, że dobrze, ale ja myliłam większość kroków, pierwszego dnia był u mnie dwie godziny.
-To jednak było super. U mnie na początku siedział aż trzy. Byłaś na pokazie?
- Jasne, ty też?
- Jak mogliśmy się nie widzieć?
- Jesteśmy w szkole magii, a ja się nie znam. Ty coś wymyśl.
- Jutro też ma być pokaz, może zobaczymy się tam?
- Ciekawe jak.
- Na przykład kiedy będziemy wychodzić po prostu się odwrócimy, ale musimy uważać żeby nie zauważyli tego nauczyciele. Nie mamy szans ze sobą na razie porozmawiać. Przynajmniej byśmy wiedzieli jak wyglądamy.
- Lepiej na chwilę to urwijmy, słyszę kroki - mignął Jacek po chwili rozmowy i jego latarka zgasła, Cecylia czym prędzej zgasiła swoją i ukryła. Również usłyszała kroki; do jej pokoju weszła okularnica.
- Przyniosłam posiłek. Przyjaciółki Najstarszej Córki Pierworodnego chcą tu przyjść, zgadzasz się? - kobieta postawiła tacę na stole z pajęczymi nogami.
- Nie mam nic przeciwko - powiedziała nastolatka, ale tęsknie spojrzała w okno. Okularnica wyszła, a dziewczyna wzięła trzy gruszki z tacy i znów usiadła na oknie. W wieży po drugiej stronie latarka się świeciła, ale nie migała; to był znak, że u Jacka wszystko w porządku. Dziewczyna zamigała mu, że mają do niej przyjść kumpele, z którymi przyjechała i żeby nie migał. Kiedy właśnie skończyła swój komunikat do pokoju weszła Anastazja i Ola. Oczywiście bez pukania.
- Wow, jak tu pięknie - powiedziała Stazi, a Cecylia schowała latarkę pod poduszkę. Przyjaciółki rozłożyły się na łóżku.
- Tylko łazienka do niczego. Fajnie, że przyszłyście, nie miałam tutaj co robić.
- Co powiesz na małe wyjście z tego pokoju? - zapytała z uśmieszkiem Ola.
- Chciałabym, ale nie mogę - powiedziała ze smutkiem dziewczyna.
- To co robimy?
- Ty tu masz cały arsenał! Szkoda, że zamknięty - powiedziała Ola próbując otworzyć gablotę. Wtedy nastolatka wkroczyła do akcji. Tak jak poprzednim razem położyła na zamku rękę, a szafka się otworzyła. - Jak ty to zrobiłaś?
- Mam lekcje szermierki, było...
Ale nikt się nie dowiedział jak było. Cecylia zobaczyła migające światło na ścianie.
- U mnie wszystko OK możemy migać.
- Co to jest? - zapytała Stazi podchodząc do okna.
- Cii... To Jacek, jest w drugiej wieży. Zaczekajcie.
Dziewczyna wyciągnęła spod poduszki latarkę.
- Są u mnie kumpele - zamigała.
- Nie wiedziałam, że umiesz alfabet Morsa.
- Nikt nie może wiedzieć, że go poznałam. Nikomu nie mówcie, że mam latarkę i migam z Jackiem.
- Kim jest ten chłopak? - zapytała Anastazja.
- To Najstarszy Syn Pierworodnego, Cecylia nie może go znać do Nowego Roku - wyjaśniła za nastolatkę Ola, która miała wystraszoną minę.
- Dowiedziałam się kilku rzeczy od niego. On jest naprawdę miły.
- A ja słyszałam, że wcale mu się tu nie podoba. Tutaj jest ekstra, gdybyś widziała co robią starsi uczniowie - rozmarzyła się Stazi.
- Gdybyś wiedziała to co on mi powiedział ta szkoła by ci się mniej podobała - odgryzła się dziewczyna.
- To co on ci powiedział?
- Nie wiem czy wam to powiedzieć; to dotyczy tylko mnie, Jacka i Nowego Roku. Nic więcej nie powiem, chyba chcę żebyście miały przeświadczenie, że ta szkoła jest idealna - powiedziała i wyciągnęła szpadę, którą uczyła się posługiwać z panem Szpunkiem. - Opowiedzcie co widziałyście wczorajszej nocy.
Ola i Stazi na dobre się rozgadały co Cecylia przyjęła z wielką ulgą; nie miała ochoty mówić im o Nowym Roku i o tym co będzie musiała zrobić. Rzeczywistość także nie ukazała jej się w różowych okularach. Okazało się, że starsi uczniowie rzucają na siebie różne zaklęcia bez najmniejszego powodu i często kończy to się wizytą w szpitalu, który mieścił się w jednym olbrzymim pokoju na piętrze. Leczono w nim różnymi ziołami i czarami. Anastazja opisała też jedno wydarzenie, którego była świadkiem. Jakiś chłopak próbował obmacywać dziewczynę ubraną w taką samą suknię jaką miała Cecylia. Nagle ta dziewczyna wyciągnęła z podkolanówki sztylet i dźgnęła chłopaka, który już po chwili zalał się krwią. Dziewczyna wyciągnęła sztylet z brzucha chłopaka i nie obcierając go z krwi wsadziła z powrotem do podkolanówki, na koniec zaśmiała się i odeszła jak gdyby nigdy nic.
- Brzmi to trochę sadystycznie - powiedziała nastolatka, przed jej oczami stanęła scena, w której to ona godzi jakiegoś chłopaka nożem. Czy kiedyś będzie w stanie zachować się tak jak tamta dziewczyna?
- Nie, to przecież super! W końcu będę mogła coś zrobić kiedy ktoś będzie nachalny - zachwycała się Stazi. - Mogłabym pożyczyć twój sztylet?
- Nie. A jak się mają Marek, Bzyk i Tomek?
- Marek i Tomek są zachwyceni, ale Bzyk... znasz go, kiedy zobaczy krew od razu robi mu się słabo, podobno wychodzi z sypialni tylko na posiłki i pokazy. On jest dziwny - powiedziała Ola.
- Chyba stąd odejdzie - powiedziała Stazi. Cecylia szybko odwróciła się na pięcie ciągle trzymając szpadę w ręce.
- On stąd nie może odejść, stąd nie ma wyjścia - powiedziała dziewczyna.
- Ale przecież w Nowy Rok mamy wybierać czy chcemy tu chodzić czy nie. Tak nam mówiły starsze klasy - przekonywała przyjaciółka, a nastolatka zaśmiała się ironicznie.
- Cokolwiek wybierzemy i tak zostaniemy w szkole tylko musimy wybrać czy chcemy się uczyć czy będą nas odwiedzać na grobie, na tym cmentarzu o którym mówiłyście.
- Ty chcesz odejść, prawda? - zapytała Ola, w jej oczach był strach.
- Nie mam jak odejść. Stąd nie ma wyjścia - powtórzyła Cecylia chowając na swoje miejsce szpadę.
- To dobrze, że zostajesz. Musimy już iść, za niedługo świt, nie możemy chodzić w ciągu dnia - powiedziała Ola i otworzyła drzwi. - Miłych snów.
Przyjaciółki wyszły z jej sypiali. Za kilka minut będą zasłaniane kotary. Niebo zaczęło trochę czerwienieć. Cecylia widziała siedzącą na parapecie w drugiej wieży postać.
- Migałam ci, że będą u mnie kumpele, dlaczego zacząłeś migać? - pytała Morsem dziewczyna, ale nie doczekała się odpowiedzi bowiem kotary zaczęły się zasuwać.
Cecylia nie mogła doczekać się nocy, właśnie wtedy, po kolejnym pokazie, miała zobaczyć Jacka.
Tak też się stało. Po pokazie pojedynków, wykonywanych przez nauczycieli, wszyscy zaczęli rozchodzić się do pokoi. Okularnica jak zwykle jej towarzyszyła i szybko ciągnęła za ramię aby jak najszybciej była w wieży. Cecylia wykorzystała moment kiedy wychodzili z pokoju z weneckim lustrem. Najpierw zobaczyła płaszcz z gwiazdkami. Chłopak, tak jak i Cecylia, był ciągnięty za ramię przez jakiegoś mężczyznę. Jacek odwrócił się i uśmiechnął. Miał długie włosy i ciemną skórę. Był bardzo wysoki. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo i odwróciła, kiedy poczuła szarpnięcie ramienia. Okularnica prowadziła ją do wieży.








Na razie tyle, później dodam następne stracone części smile.gif

Napisany przez: Galia 30.09.2004 19:37

FF jest bardzo ciekawy, ale robisz nprawdę mnostwo błędów, uważaj na nie bo przeszkadzają w czytaniu.
Pozdrawiam
Gal

Napisany przez: Nati 01.10.2004 15:54

Byłabym wdzięczna jeślibyś mogła wytknąć mi parę błędąw. Bo ja już ich nie widzę.

Napisany przez: Eileen 01.10.2004 19:41

podoba mi się ;D to znaczy mało oryginalny pomysł pisać o magii ale dobrze że nie piszesz tradycyjnie o hp. no i ja tam jestem mało spostrzegawcza i nigdy nie moge zauważyć błędów, ale pewnie są ;D

Napisany przez: Dajmond 02.10.2004 10:24

Pierwszy rzut oka na to co dodałaś i...

QUOTE
W wieży po drugiej stronie latarka się świeciła, ale nie migała; to był znak, że u Jacka wszystko w porządku. Dziewczyna zamigała mu, że mają do niej przyjść kumpele, z którymi przyjechała i żeby nie migał

A jak na razie błędów twoich w pierwszych rodziałach poprawiać mi się nie chce XD

Napisany przez: Nati 02.10.2004 15:59

Bardzo nie wiedziałam ja to zmienić, ale postaram się.
Thanks za komenty biggrin.gif

Napisany przez: Dajmond 02.10.2004 16:01

a bo ja wiem? hmmm może, żeby nie dawał sygnałów świetlnych?

Napisany przez: Nati 02.10.2004 16:06

Postaram się zmienić.
Dzięki krowki.gif

Napisany przez: Nati 09.10.2004 20:24



Dla Diamond, która jest od początku ze mną

6

Księga

Nieuchronnie zbliżały się trzynaste urodziny Cecylii. Dziewczyna bardzo się dziwiła, że latarka jeszcze działa. Prawie co noc migali do siebie, a czasami nawet mogli do siebie pomachać, kiedy nadchodził świt albo o wczesnych porach nocy, kiedy kotary były jeszcze odsłonięte. Przez ten miesiąc, przez używanie eliksiru, włosy urosły jej aż do pasa i nie musiała nosić kapelusza. W tym czasie urosła również o kilka centymetrów co bardzo ją dziwiło. W szermierce również dobrze jej szło, ciągle rywalizowała z Jackiem, ale on podobno był już prawie perfekcyjny. Pan Szpunk, nauczyciel szermierki, ciągle włączał różne machiny lub wprawiał w ruch manekiny. Cecylii jednak ciągle myliły się kroki i choć prawie zawsze trafiała w manekina to zawsze tam gdzie nie powinna. Jacek powiedział jej, że ma sobie wyobrazić, że tańczy i to bardzo jej pomogło. Nastolatka nie potrafiła również opanować patrzenia na przeciwnika. Żeby nie mylić kroków ciągle zerkała na nogi, pan Szpunk mówił, że przez to może kiedyś stracić życie.
Okularnica, której nie chciało się przygotowywać Cecylii posiłków, nauczyła ją jak może sobie wyczarowywać jedzenie. Wystarczyło tylko powiedzieć kilka słów po łacinie lub języku runicznym, a to co chciało się zjeść pojawiało się w powietrzu obracając lekko.
Dziewczynę bardzo dziwiło, że jeszcze w ogóle nie używała różdżki; myślała, że posługiwanie się nią będzie łatwiejsze od używania umysłu. Było tak w rzeczywistości, ale okularnica stwierdziła, że Najstarsza Córka Pierworodnego ma taką moc, że może już używać umysłu, bo jest pewna, że nie będzie musiała nawet uczyć się różdżkowych zaklęć.
W ciągu tego też miesiąca do Piekiełka przybyły trzy dziewczyny. Nastolatka stwierdziła, że obie bardzo ucieszyły się, że są w szkole magii i próbowały poderwać każdego chłopaka z szkoły. Jej przyjaciółki uwielbiały je, a nawet próbowały naśladować!
Ola i Anastazja przychodziły do niej bardzo często z różnymi nowinkami. Pewnego dnia poprosiły ją nawet aby uczyła ich szermierki. Cecylia zgodziła się, ale od razu zastrzegła, że nie jest aż tak dobra. Dziewczyna zdziwiła się kiedy Stazi powiedziała jej, że bardzo chciałaby być już pełnoprawnym czarnoksiężnikiem, bo miałaby wielką ochotę kogoś zabić. Ta wiadomość wstrząsnęła nastolatką, bowiem myślała, że jeśli kiedykolwiek by chciała stąd uciec przyjaciółka towarzyszyłaby jej.
- Skąd w tobie taka zmiana? Kiedy tu przyjechaliśmy zemdlałaś kiedy zobaczyłaś szkołę i chciałaś krzyczeć kiedy zobaczyłaś gwiazdę Dawida - przypomniała.
- Wtedy myślałam, że to jakaś sekta. Nie wiem skąd mi to przyszło do głowy. Ale byłam głupia! To szkoła stworzona dla mnie, nigdy nie lubiłam dnia, a tutaj nie wpuszczają nawet słonecznego światła. I chyba zawsze była we mnie ta chęć zabijania. Pamiętam, że chciałam zabić moją matkę, bo nie chciała puścić mnie na imprezę. Wymyślałam idealne morderstwo, ale w końcu mi przeszło - mówiła Stazi, a Cecylia patrzyła na nią z przerażeniem. Ona nigdy nie chciała zabić Karoliny chociaż była traktowana dużo gorzej niż Anastazja. No... tylko raz, kiedy kazała jej podpisać się własną krwią. Teraz wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Karolina należała do “białych” czarodziei, z którymi ta szkoła walczyła i wiedziała, że Cecylia jest jej wrogiem. Dlatego ciągle ją biła i obrażała, dlatego też kazała jej się podpisać krwią. Jej matka bała się, że kiedy dowie się o swoim darze może próbować ją zabić. Dziewczyna w pełni jej wybaczyła.
- Muszę zamówić Najstarszej Córce nowy strój - postanowiła pewnego dnia okularnica widząc, że suknia nastolatki sięga jej tylko do kostek a nie do ziemi jak powinno być. - Najstarszemu Synowi Pierworodnego też muszę zamówić płaszcz, ponoć już wyrósł.
Kobieta w okularach wyszła, a Cecylia zaczęła się śmiać. Zawsze z Jackiem śmiali się z swoich przezwisk. Już tylko oni mówili do siebie po imieniu. Nawet Ola i Anastazja zwracały się już do niej per Najstarsza Córka Pierworodnego choć ciągle je prosiła aby nie mówiła tak jej.
Dziewczyna próbowała nawet kilka razy wyjść z swojego pokoju, ale za każdym razem kiedy przekraczała próg komnaty jakaś niewidzialna siła odrzucała ją z powrotem na środek pokoju. W końcu zrezygnowała. Nawet Stazi i Ola próbowały ją od tego odwieść. Nastolatce nie podobała się nagła zmiana u jej przyjaciółek. Obydwie nie chciały aby utrzymywały kontakt z Jackiem, jednak nie podały nigdy żadnego konkretnego powodu.
Pewnego dnia, na kilka dni przed urodzinami Cecylii w czasie kiedy dziewczyna miała lekcję szermierki z jej pokoju zniknęła latarka. Dziewczyna pamiętała, że w nocy jej używała. Kiedy zobaczyła, że na stole z pajęczymi nogami nie ma tacy z posiłkiem, która była tu jeszcze rano już wiedziała, że zabrała ją okularnica. Była wściekła, ktoś powiedział tej kobiecie, że kontaktuje się z Jackiem, tylko kto? I jak teraz umili sobie samotnie spędzany czas w tej pustej sypialni? Nastolatka miała ochotę krzyczeć. Co teraz będzie robić przez te wszystkie długie godziny? Położyła się na łóżku i zaczęła walić pięścią w poduszki. Ponad trzy miesiące nie będzie mogła z nim rozmawiać! Dlaczego, dlaczego to zrobili? Dlaczego nie chcą żeby się ze sobą kontaktowali? Dziewczyna wyczerpana rozmyślaniami zasnęła.
Cecylia obudziła się dopiero w nocy, kotary były już rozsunięte; za chwilę powinna przyjść po nią okularnica. Nastolatka ubrała się w suknię, jednak na znak protestu powyciągała ze wszystkich jej zakamarków przyrządy, których jeszcze nigdy nie używała, a musiała je mieć przy sobie. Sztylet położyła na sam środek małego stosiku na stoliku. Po kilku minutach do sypialni weszła okularnica.
- Idziemy - rozkazała. Jeszcze nie widziała stolika.
- Nigdzie się nie wybieram - powiedziała zimno i rozłożyła się wygodniej na łóżku. Okularnica zamarła na widok stolika zasypanego różnymi przyrządami.
- Co to ma znaczyć? - zapytała.
- Już powiedziałam, nie idę dzisiaj na żaden pokaz. A to... - dziewczyna wskazała na stolik. - Chciałam sobie trochę ulżyć.
Kobieta wyszła szybko z sypialni, a Cecylia lekko się uśmiechnęła. Po chwili znów dopadł ją zły humor. I tak nie odzyska latarki, być może Jackowi również ją zabiorą. Podeszła do gabloty z białą bronią i wzięła szpadę. Postanowiła trochę poćwiczyć jeśli ma tyle wolnego czasu.
Po godzinnych ćwiczeniach do sali weszła Stazi i Ola, również miały ze sobą szpady. Miały miny jakby o wszystkim wiedziały. To one powiedziały okularicy, że miga z Jackiem!
Dziewczyna rzuciła się na nie z szpadą. Nie obchodziło ją, że one są dwie i też umieją władać tym rodzajem broni. Nastolatka zaczęła przypominać sobie wszystkie rady Jacka i pana Szpunka. Zaczęła się do nich stosować. Już po kilku minutach odebrała im szpady i przygwoździła do ściany.
- Co ty robisz? Przecież to my: Anastazja i Ola - mówiła Stazi, była wyraźnie przerażona.
- Wiem. Wynoście się! Nie chcę was widzieć! - krzyczała Cecylia.
- Ale o co chodzi? - zapytała Ola.
- Ty już wiesz o co. Latarka. Coś ci to mówi?
- Zrobiłyśmy to dla twojego dobra!
- Chcecie żebym umarła tu z nudów?! Albo żeby mnie zabili?! - pytała dziewczyna, ale nie czekała na odpowiedź. Nastolatka wyrzuciła szpady Oli i Anastazji za drzwi swojej sypialni. - Wynoście się zanim was zabiję!
Dziewczyny wybiegły z sypialni, a Cecylia trzasnęła za nimi drzwiami. Znów była sama.
Nastolatka dostała małego wstrząsu kiedy w nocy swoich urodzin zauważyła na stoliku wielką, oprawianą w czarną skórę księgę. Od nocnej rozmowy z okularnicą i przyjaciółkami nikt nie wchodził do jej pokoju. Nastolatka wstała z łóżka i podeszła do stolika. Leżała tam kartka. Dziewczyna podniosła ją i przeczytała. “Kiedy będziesz pewna zrób plamę własną krwią, później przynieś księgę do gabinetu Pierwszej Siostry Pierworodnego.” - brzmiał napis. Cecylia usiadła na sofie. Nigdy nie będzie pewna czy chce tu zostać, ale jeśli chce żyć musi się podpisać. Nastolatka otworzyła księgę w zaznaczonym miejscu. Były tam tylko trzy podpisy i jedna wielka plama krwi. Napisy i plama były brązowe, tak właśnie wyglądała zaschnięta krew.
- To musi być krew Jacka - szepnęła i popatrzyła na plamę. Dopiero teraz zorientowała się, że pójdzie sama do gabinetu okularnicy. Dziewczyna wyciągnęła sztylet, który dostała w pierwszym dniu pobytu w Piekiełku i zaczęła się zastanawiać, w którym miejscu się ukłuć. Wtedy przypomniała sobie jak musiała podpisać umowę z Karoliną. Jej adopcyjna matka przecięła jej palec, wyglądało to tak jakby drasnęła się zwykłym nożem.
Cecylia szybko zrobiła małe nacięcie i z jej palca popłynęła krew. Po chwili na kartkę w księdze spadła wielka kropla. Nastolatka poczekała aż krew przestanie lecieć z rozcięcia i wyszła z sypialni. Bardzo dziwnie się czuła idąc samotnie zaludnionymi korytarzami. Dziewczyna przypomniała sobie co mówiła Stazi. Było o wiele gorzej. Kiedy szła do gabinetu znajdującego się na parterze kilka razy o mało nie została wciągnięta w jakąś bijatykę na czary. Na szczęście zdołała uciec. W końcu dotarła do gabinetu okularnicy. Zapukała do drzwi, ale nikt nie odpowiedział, więc weszła do pomieszczenia. W pokoju nie było nikogo, więc Cecylia położyła księgę na pajęczym stole i szybko wyszła. Nie miała ochoty rozglądać się po gabinecie tej kobiety. Po raz pierwszy mogła sama chodzić po Piekiełku, więc chciała to najlepiej wykorzystać. Nastolatka zaczęła wspinać się po schodach. Już wiedziała dokąd pójdzie. Jacek nie mrugał do niej od dwóch dni, zrezygnował kiedy nie odpowiadała. Dziewczyna postanowiła go odwiedzić i wytłumaczyć dlaczego się nie odzywała przez te dni. Wiedziała, że cały czas musi iść w górę, przecież chłopak mieszkał w wieży. Ponadto myślała, że wszystko będzie podobne do jej wieży, ale się myliła. Po dwudziestu minutach wspinaczki zorientowała się, że nie wie jak wróci; zgubiła się. Na szczęście, w ostatniej chwili przed wybuchem paniki, zauważyła Radka.
- Bzyk! - zawołała, a chłopak od razu się odwrócił. Kiedy zauważył Cecylię uśmiechnął się szeroko i podszedł do niej.
- Już dawno nie słyszałem jak ktoś tak do mnie mówi. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Skąd się tu wzięłaś? Nie widziałem cię wieki - mówił.
- Musiałam się podpisać i zanieść księgę. Po raz pierwszy wyszłam sama z wieży i chciałam trochę pozwiedzać zamek. Zgubiłam się - powiedziała nastolatka.
- Zaprowadzę cię z powrotem na dół - zaproponował Radek.
- Nie! Zaprowadź mnie do wieży, proszę - błagała dziewczyna.
- Nie wiem czy powinienem. Przecież nie możesz go jeszcze teraz poznać, dopiero w Nowy Rok - powiedział Bzyk patrząc na nią dużymi, smutnymi oczami.
- Ja go znam, już się poznaliśmy, ale nikt o tym nie wie. Zaprowadź mnie tam.
- Niech ci będzie. Widzę, że urosły ci włosy, a ja dalej muszę chodzić w tej głupiej czapce - powiedział chłopak prowadząc ją korytarzem.
- Podobno ci się tu nie podoba.
- Powiedz, że ty uwielbiasz tę szkołę to cię zabiję. Nie znoszę tej budy, tu jest okropnie - powiedział cicho Radek.
- Też tak myślę. Ola i Anastazja zmieniły się. Stazi powiedziała mi, że chciałaby kogoś zabić. Nigdy nie znałam jej od tej strony.
- No i jesteśmy - powiedział kiedy stanęli przed jakimiś drewnianymi drzwiami.
- Dzięki, wejdź ze mną, nie wiem czy uda mi się trafić z powrotem do mojej wieży - powiedziała i zapukała do drzwi.
- Schowaj się, jeśli ten chłopak nie będzie sam będziesz miała kłopoty - powiedział Bzyk i popchnął Cecylię za jakiś posąg. W tym samym momencie drzwi się otworzyły i stanął w nich Jacek.
- Jesteś sam?
- Tak, ale o co chodzi? - zapytał, a Radek wyciągnął Cecylię zza posągu. Jackowi nagle rozszerzyły się oczy.
- Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony.
- Musiałam zanieść księgę. Sama. No i przyszłam cię odwiedzić - wytłumaczyła.
- Wchodźcie, lepiej żeby nikt was nie widział.
Jacek cofnął się od drzwi wpuszczając ich do środka.
- Dlaczego nie migałaś?
- Moje kumpele się wygadały, zabrali mi latarkę. Nie miałam jak ci powiedzieć. W końcu możemy normalnie porozmawiać - powiedziała Cecylia i uśmiechnęła się. Nastolatka rozejrzała się po pokoju, wyglądał zupełnie tak samo jak jej sypialnia.
- Jesteś zwariowana wiesz? Jeśli cię tutaj znajdą może być po nas. Mogłaś migać świeczką.
- Nie wiem jak je zapalać - powiedziała dziewczyna, a Jacek zaczął się śmiać. Cecylia zauważyła, że ma ciemnozielone oczy.
- Jesteś w magicznej szkole i nie potrafisz zapalić świeczki?
Chłopak ściągnął z półki kilka świeczek i postawił je na pajęczym stole.
- Musisz się skupić i lekko ścisnąć knot, kiedy go puścisz świeczka będzie się palić. Spróbuj.
Cecylia wykonała polecenie i od razu jej się udało.
- Jak ci idzie szermierka? - zapytała nastolatka zachwycona swoim osiągnięciem.
- Wspaniale. Opanowałem już szpadę. A jak u ciebie?
- Dobrze, ale jeszcze dużo rzeczy mi nie wychodzi.
- Cii... Ktoś chyba idzie, schowaj się - powiedział.
- Gdzie? - zapytała z strachem Cecylia.
- Nie wiem, pod łóżko - zaproponował Jacek.
- A Bzyk?
- Przecież mogę mieć w pokoju kumpli. Wchodź pod łóżko.
Dziewczyna wślizgnęła się pod materac i czekała aż ktoś wejdzie. Po chwili drzwi się otworzyły.
- Przyniosłem posiłek Najstarszy Synu Pierworodnego. Zaraz zjawi się tutaj nauczyciel szermierki - powiedział jakiś mężczyzna i popatrzył na Bzyka.
- Dobrze, niech przyjdzie - powiedział Jacek, a mężczyzna wyszedł. Cecylia wylazła spod łóżka. - Idźcie już.
Nastolatka czym prędzej poszła do swojej wieży. Korytarze były prawie puste. Zbliżał się świt. Dziewczyna weszła do swojej komnaty akurat w momencie kiedy kotary zaczęły się zasłaniać.

Napisany przez: Eileen 18.10.2004 13:30

Z przyjemnością czytam tego ff'a. Mam nadzieję że się pospieszysz i napiszesz dalej, bo pozostawiasz mi niedosyt, zwłaszcza jak przewijam w dół strony i widzę ten 11 rozdział, którego jeszcze nie mogę przeczytać, bo nie napisałaś wcześniejszych ^^ Błędów jakichś nie zauważyłam, ale to nie moja domena.

Napisany przez: Nati 18.10.2004 16:20

Za niedługo wkleję.
Dzięki, że czytasz, bo mało osób tu zagląda.
Aha, ja usunęłam 11 rozdział.
Hmm... może to jakieś czary, że ty go widzisz, a mnie się już nie wyświetla?

Napisany przez: Eileen 18.10.2004 21:25

Och, faktycznie ;D Oj przperaszam, czepiasz się szczegółów. Byłam na forum jakiś tydzień temu, a ten post dodałam po południu jak nie miałam wiele czasu i szybko przewijałam. Mimo to i tak czekam na następnego parta ( wiem, wiem, jak nabijacz )

Napisany przez: Nati 28.10.2004 12:11

Wcale nie czepiam się szczegółów, ale ostatni coś miałam z komputerem i myślałam, że internet też już nawala.
A co do następnej części to wkleję jak już wszystko zkompem będzie OK

Napisany przez: Eileen 29.10.2004 15:42

ciiii.... z komputerem już wszystko dobrze prawda? a jak nie to go kopnij ode mnie ;D

Napisany przez: Nati 01.11.2004 18:48



7

Kruk

Cecylia ponownie zaczęła chodzić na pokazy, a okularni-ca znów zabierała ją z jej komnaty. Na szczęście nie dowie-działa się o odwiedzinach w wieży. Nastolatka też pogodziła się z Olą i Stazi. Co jak co, ale ich interwencja na nic się nie zdała. Dziewczyna nadal utrzymywała kontakt z Jac-kiem. Co noc z półki ściągała świeczkę, zapalała ją czarem, którego nauczyła się od chłopaka i migała z nim. Dzięki jej wizycie chłopak zaprzyjaźnił się z Bzykiem; czasami nawet razem mrugali do niej. Nie bała się, że Radek ich wyda. Chłopak nie cierpiał tej szkoły i zrobiłby wszystko aby się jej przeciwstawić. Cecylia bardzo się cieszyła, że Bzyk znalazł przyjaciela. Z tego co mówiły jej Anastazja i Ola do chłopaka nikt się nie odzywał.
Podczas swojej wycieczki zapoznawczej w dniu swoich urodzin dziewczyna zauważyła jeszcze inną, dziwną rzecz. Wszyscy starsi uczniowie mieli na serdecznym palcu pier-ścionek podobny do obrączki tylko był on srebrny, wysadzany jakimiś czarnymi kamieniami. Wszyscy też mieli czarne, dłu-gie włosy i ciemne stroje. W ogóle cały zamek był pogrążony w ciemnościach. Tylko z pochodni i świeczek biło światło. Było ono migotliwe i często gasło. Piekiełko wyglądało zu-pełnie tak samo jak w starych bajkach. Ciemne, owiane jakąś tajemnicą, w trudno dostępnym miejscu.
Dzięki odnowieniu znajomości z Olą i Anastazją nasto-latka dowiedziała się coś niecoś o szkole. Dziewczyna nigdy już nie powiedziała o nich, że są jej przyjaciółkami. Nadal nie mogła im wybaczyć tego, że ją zdradziły żeby lepiej wyjść w oczach nauczycieli. Im naprawdę podobała się ta szkoła. Cecylia dowiedziała się, że część nauczycieli nie są zwykłymi ludźmi. Było dwóch wilkołaków, którzy znikali w czasie pełni księżyca z zamku (czasami widziała jakieś po-stacie na dziedzińcu szkoły i myślała, że to właśnie oni), była też kobieta-wampir i postać mająca głowę i tułów dłu-gowłosej kobiety, a resztę ciała konia. Po korytarzach szkoły latał kruk pilnując porządku, bardzo często przery-wał bójki dziobiąc co niektóre osoby. Pierścienie, które nosili uczniowie dostawało się w Nowy Rok.
Najgorszą jednak rzeczą jaką dowiedziała się od dziew-czyn było to, że w tej szkole nie było ani świąt ani wakacji! Ola i Stazi były szczęśliwe z tego powodu. Chciały jak najwięcej się nauczyć, a wakacje tylko by im w tym przeszkodziły. Dla Cecylii był to koszmar. Jak stąd uciek-nie, kiedy nie może nawet korzystać z wakacji? Tylko, kiedy miałaby możliwość wyjazdu z tej szkoły, mogłaby uciec! Te-raz zostanie tutaj na zawsze. To rzeczywiście jest piekło. Nie ma wyboru. Właśnie przed tym ostrzegała ją adopcyjna matka. Gdyby powiedziała jej wcześniej, gdyby wiedziała, może nie pojechałaby do tej szkoły. Ale przecież Karolina mówiła, że i tak nie ma wyboru. A ten liścik dołączony do folderów? Brzmiał jak rozkaz, którego nie można złamać. Czy już wtedy nie miała wyboru?
Nastał październik i w szkole zrobiło się przeraźliwie zimno. W pierwszym tygodniu tego miesiąca do jej pokoju we-szła okularnica z jakimiś paczkami. Były zapakowane w brą-zowy papier.
- Przyniosłam nowy strój Najstarszej Córki Pierworodne-go; sweter, płaszcz, zimowe buty i szal - powiedziała ko-bieta i położyła paczki na pajęczym stole.
- Po co mi to wszystko, kiedy nie mogę stąd wychodzić?
- Już niedługo Najstarsza Córko.
- Tak trzy miesiące to bardzo krótki okres czasu - po-wiedziała ironicznie Cecylia. - Do tego czasu umrę tu z nudów i nikt nie będzie o tym wiedział.
- Nie kuś losu Najstarsza Córko Pierworodnego. Jeśli tak bardzo tego pragniesz, życzenie Najstarszej Córki może się spełnić - powiedziała okularnica, a dziewczyna zaśmiała się.
- Jeszcze powiedz, że spełni mi je złota rybka. Możesz wyjść? Chciałabym się przebrać.
Kobieta od razu spełniła rozkaz, a nastolatka otworzyła jedną z paczek. Cecylia od razu ściągnęła z półki świeczkę i zapaliła ją. U Jacka świeciła się latarka.
- Mam twój strój - zamigała i zaśmiała się. W jednej z paczek były czarne spodnie z gwiazdkami.
- A ja twój - mignął chłopak. Nagle dziewczyna usłysza-ła kroki. Jej słuch był już bardzo wyczulony. W szkole była już grubo ponad miesiąc.
Nastolatka szybko zgasiła świecę omal nie zrzucając jej z okna. W ostatniej chwili zdążyła ją chwycić. Tego nauczy-ła się na lekcjach szermierki. Refleks był bardzo ważny.
Do pokoju ponownie weszła okularnica.
- Zapomniałam powiedzieć Najstarszej Córce Pierworodne-go. Jutro Najstarsza Córka nie będzie miała szermierki. Pan Szpunk źle się czuje - powiedziała kobieta.
- Dobrze, a przy okazji pomyliliście paczki. Ta chyba powinna należeć do Ja... Najstarszego Syna Pierworodnego - powiedziała. Mało brakowało a wymieniłaby imię Jacka. Nikt go nie znał, a co dopiero ona nie powinna go znać. Okular-nica pootwierała resztę paczek i sprawdziła czy z nimi wszystko jest w porządku. Okazało się, że tylko spodnie na-leżały do chłopaka. Kobieta wzięła paczkę i wyszła z sy-pialni. Jeszcze na schodach Cecylia słyszała jak lamentowa-ła, bo: “Najstarsza Córka Pierworodnego zobaczyła ubranie Najstarszego Syna Pierworodnego”. Dziewczyna zaśmiała się, czasami czuła się zupełnie jak jakaś wielka dama, wszystko przez tą głupią nazwę. Nastolatka nie zapalała jeszcze świeczki, wiedziała, że za chwilę do pokoju Jacka wejdzie okularnica i da mu dobry strój. Później kobieta przyjdzie znów do Cecylii z jej suknią.
Tak też się stało. Dopiero teraz dziewczyna zauważyła jak bardzo urosła. Założyła suknię i przełożyła do niej wszystkie fiolki i inne rzeczy.
Zbliżał się koniec października. W wolnym czasie Cecy-lia czytała książki magiczne i uczyła się nowych zaklęć (nawet bardzo dobrze jej szło). Nadal migała z Jackiem, ale już coraz rzadziej. Chłopakowi zabrano latarkę, ktoś dowie-dział się, że nadal się ze sobą kontaktują. Nastolatka znów pokłóciła się z Anastazją i Olą, które ciągle wmawiały jej, że nie powinna znać Jacka. Na jakiś czas musieli zawiesić miganie, ale nawet gdy to zrobili ciągle byli pilnowani i nawet w ciągu dnia ktoś im towarzyszył. Dziewczyna nie po-trafiła tego znieść. Ola i Stazi przychodziły do niej co noc i opowiadały co dzieje się w szkole. Cecylia zaprzesta-ła uczyć ich szermierki, wymawiała się od tego mówiąc, że nauczyła ich tyle ile sama na razie umie; tak naprawdę bała się, że kiedyś będą lepsze od niej. Zamiast tego razem uczyły się nowych zaklęć i czasami wypróbowywały na sobie. Nastolatka nie miała ochoty w tym uczestniczyć, ale była w szkole magii i nie miała wyboru. Jak zresztą zawsze.
Cecylia czuła się samotna. Chociaż ciągle przychodziły do niej dziewczyny wiedziała, że z nimi nie może szczerze porozmawiać. One uwielbiały zamek i czarną magię.
Dziewczyna ciągle zamknięta pogodziła się z swoim lo-sem. Nie mogła wychodzić, bardzo wątpiła czy po Nowym Roku coś się zmieni. Jednak rzeczywistość malowała się w czar-nych barwach. Czasami nastolatka cieszyła się z swojego za-mknięcia.
Od jakiegoś czasu Ola i Anastazja przychodziły do niej całe w siniakach i zadrapaniach. Chociaż Cecylia pytała milczały jak grób, albo mówiły, że spadły ze schodów lub coś podobnego. Jednak pewnego dnia w końcu przełamały mil-czenie.
- Starsi uczniowie za niedługo mają wychodzić i będą zdawać test no i pozwoliliśmy im ćwiczyć... na sobie - wy-tłumaczyła Ola lekko speszona.
- Chyba nie pytali was o pozwolenie - powiedziała sar-kastycznie Cecylia widząc zawstydzoną minę kumpeli.
- Daj spokój, to świetne doświadczenie. W końcu czuję się jak w szkole magii, a nie na wakacjach w jakimś starym zamku! Oni pokazują nam nowe czary, myślałaś że skąd znamy ich tyle? Poza tym dowiedziałyśmy się też kilka rzeczy o Nowym Roku. Na pewno będzie ekstra, już nie mogę się docze-kać - mówiła zachwycona Stazi.
- Co wiesz? Powiedz - poprosiła nastolatka robiąc nie-winną minkę. - Ciągle się zastanawiam co będziemy musieli zrobić i dlaczego dopiero wtedy zobaczę się z Jackiem.
- Powiemy ci jeśli obiecasz, że nie będziesz migać z Najstarszym Synem Pierworodnego. Wiesz, że to nie jest zgodne z przepisami, może ci to tylko zaszkodzić - przeko-nywała Ola. Cecylia gorączkowo myślała. Czy warto przestać kontaktować się z jedynym przyjacielem dla kilku informa-cji?
- Dobra - powiedziała. Przecież nikt nie musi wiedzieć, że nadal do siebie migają. Ola popatrzyła z zdziwieniem na Stazi, ale ona już zaczęła opowiadać z przejęciem.
- W Nowy Rok ma być jakaś uroczystość w jadalni. Ma tam być stolik, na którym ma leżeć sztylet i trzynaście srebr-nych pierścieni z czarnymi kamieniami. Podobno pierścieni nie można zdjąć. Oznaczają więź z czarną magią, podobno biali czarodzieje mają takie same tylko z białymi kamienia-mi. Wracając do Nowego Roku. Najpierw do stolika mają po-dejść po kolei dziewczyny. W skrzynce obok mają być gołę-bie. I teraz najlepsze: mamy zabić jednego gołębia własnym sztyletem! Mamy dostać własne sztylety! Później na znak przyjęcia do szkoły zakładamy pierścienie. Tak samo robią chłopcy. Ty i Najstarszy Syn Pierworodnego macie wyjść na końcu jako gwiazdy wieczoru. Najpierw zakładacie sobie na-wzajem pierścienie, no wiesz: ty jemu, on ciebie. Osoba, która pierwsza zakładała pierścień bierze sztylet leżący na stoliku i nacina sobie dłoń...
- Później robi to samo z dłonią tej drugiej osoby z słowami: “Moja krew, twoja krew-nasza krew” i później mamy sobie ścisnąć zakrwawione ręce. To już wiem od dawna. To ja mam mieć sztylet - dokończyła zniecierpliwiona Cecylia.
Dziewczyna wyciągnęła cienki nóż z swojej podkolanówki i podrzuciła go w górę aby po chwili znów go złapać. Bała się Nowego Roku. Chociaż wiedziała co ma zrobić już od po-nad miesiąca, ciągle przeszywał ją dreszcz na myśl, że ma przeciąć dłoń Jacka. O siebie się nie martwiła, ale brzy-dziła się kiedy myślała, że ma zrobić krzywdę komuś kogo już bardzo dobrze znała i lubiła. Dziewczyna ukrywała ten strach, nawet chłopak o niczym nie wiedział, obydwoje uni-kali tego tematu jak ognia.
Cecylia na chwilę bawiła się sztyletem.
- Ale skąd wiesz, że ty pierwsza będziesz zakładać pierścień? - zapytała Ola, chyba trochę przeraziła ją myśl, że Cecylia ma kogoś ciąć.
- Bo to ja dostałam sztylet - wyjaśniła krótko nasto-latka, a Anastazja zaczęła się nerwowo śmiać.
- Ale ty miałaś go tylko przechować. Sztylet zawsze do-staje dziewczyna, chłopaki przynoszą pecha - wyjaśniła Sta-zi uspokajając się. Nastolatka zaniemówiła, sztylet spadł na drewnianą podłogę wbijając się do niej kilka centymetrów przed dziewczyną. Ola popatrzyła z przerażeniem na nóż i na Cecylię, która nie zwróciła uwagi na przedmiot. Już się przyzwyczaiła. Na lekcjach szermierki co chwilę coś cięż-kiego lądowało jej przed samym nosem o mało nie zabijając. Kilka razy zdarzyły jej się małe zmiażdżenia, ale jedna wi-zyta u szamanki (tak nazywano tutaj lekarza) zawsze wystar-czyła aby “zreperować” różne części jej ciała. Nastolatka uczyła się wykorzystywać wszystkie swoje zmysły w szermier-ce. Jedynie chyba nie potrzebowała smaku. Pan Szpunk często opowiadał jej różne historie z jego życia. Kilka razy przy-dał mu się dobry węch, kiedy jakiś opryszek poruszający się bezszelestnie chciał zaatakować go od tyłu. Jedyną rzeczą, która go zdradzała był zapach. Śmierdział.
- Co powiedziałaś? - zapytała Cecylia nadal nie zwraca-jąc uwagi na sztylet, tak jakby w ogóle go nie było.
- Ty tylko masz przechowywać sztylet, ale ja chciałabym to zrobić, tak wbić się w czyjąś skórę - rozmarzyła się Anastazja.
- Tak, tylko najpierw musiałabyś skaleczyć siebie - po-wiedziała i uśmiechnęła się. Może wcale nie będzie musiała użyć sztyletu? Może to Jacek odważy się to zrobić? Nagle dziewczyna posmutniała. Chłopak może nie będzie chciał tego zrobić i poczeka aż Cecylia pierwsza założy mu pierścień.
Nastolatka wyciągnęła z ziemi sztylet i rzuciła nim w drzwi. Wbił się, ale trochę pod dziwnym kątem i zbyt nisko niż planowała. Na szermierce zaczęła się uczyć posługiwania sztyletem. Nie opanowała jeszcze dobrze szpady, ale pan Szpunk stwierdził, że powinna umieć posługiwać się całą białą bronią znajdującą się w gablocie. Dziewczyna uczyła się rzucać. Chociaż ciągle celowała za nisko to w końcu nóż zaczął wbijać się w różne przedmioty, a nie odbijać i spa-dać na ziemię jak było na początku.
Cecylia bardzo lubiła pana Szpunka. Chociaż często uży-wał przy niej magii i opowiadał jakieś przerażające histo-rie to uważała, że jest bardzo sympatyczny i często przyda-rzyły mu się śmieszne historie.
Nauczyciel bardzo dobrze ją uczył i bardzo szybko poj-mowała o co mu chodzi. Krzyczał tylko wtedy gdy go nie słu-chała, a kiedy czegoś nie rozumiała tłumaczył jej jeszcze raz. Pan Szpunk był też jedyną osobą (oprócz Jacka), która mówiła jej po imieniu.
- Pokażę ci jeszcze jeden krok obronny ze sztyletem. Ostatni jakiego cię nauczę - powiedział pewnego dnia nauczyciel, miał jakąś smutną, ale zdecydowaną minę.
- Myślałam, że pokazał mi pan już wszystkie kroki. Dla-czego nie pokazał mi pan tego? - zapytała walcząc sztyletem z ożywionym manekinem. Nagle manekin przewrócił się na zie-mię. Dziewczyna odwróciła się w stronę pana Szpunka.
- Bo tylko w jednej sytuacji możesz go użyć. Podejdź tu - rozkazał mężczyzna. Nastolatka posłusznie podeszła do na-uczyciela.
- O co chodzi? - zapytała, ale pan Szpunk już ożywił dwa manekiny. Jeden z nich podszedł do Cecylii od tyłu i chwycił ją za ręce unosząc je do góry.
- Widzisz, ktoś cię unieszkodliwił, nie możesz użyć sztyletu, bo on trzyma twoje dłonie i zaciska je na nożu - mówił szybko nauczyciel jakby spodziewał się, że zaraz ktoś im przerwie.
- Jak mam się bronić? - zapytała dziewczyna widząc jak druga kukła chwyta pana Szpunka i szamocząc z swoją co oczywiście nic nie dało.
- Szermierka to nie tylko sztuka władania szpadą lub inną bronią, bo ona może w każdej chwili spaść lub połamać się. W tej dyscyplinie trzeba skoordynować wszystkie swoje ruchy użyć wszystkich zmysłów. To też siła woli, nie można spanikować w chwilach grozy, trzeba myśleć. Można bronić się bez broni, ale tego już cię nie nauczę - powiedział mężczyzna.
- Ale dlaczego? - zapytała Cecylia, nic z tego nie ro-zumiała.
- Musisz przewrócić go podkładając nogę. Zazwyczaj ma je lekko rozstawione - powiedział nauczyciel i przewrócił manekina, później obok niego uklęknął i wbił mu sztylet w miejsce gdzie powinno być serce. Nagle kotary w jednym z okien zaczęły się rozsuwać wpuszczając do ciemnego pomiesz-czenia ostre, jesienne słońce. Pochodnie zgasły przez zimny wiatr. Nastolatka zmrużyła oczy; od dawna nie widziała słońca i jego światło raziło w oczy. Zadrżała z zimna. Za-nim dziewczyna cokolwiek pomyślała do pokoju wleciał ogrom-ny kruk. Cecylia zdążyła zobaczyć tylko przerażone spojrzenie pana Szpunka.
- Nie!!! - krzyknęła nastolatka, gdy ptak zaatakował nauczyciela. Dziewczyna zrobiła zupełnie to samo co pan Szpunk, ale straciła równowagę i upadła. Po kilku sekundach była na nogach i rzuciła się na kruka. Cecylia raniła zwie-rzę, ale było już za późno. Mężczyzna wpadł na stojak z białą bronią i jedna z szpad przebiła go na wylot. Ptak od-leciał zostawiając za sobą krople krwi spadające z skrzy-dła. Kotara zasłoniła się z powrotem, a dziewczyna podbie-gła do pana Szpunka.
- To wszystko... co mogłem... dla ciebie... zrobić - sapał nauczyciel. - Spisałaś się... świetnie. Raniłaś Pier-worodnego... swojego ojca.
Cecylia oniemiała. Jej ojciec? To przecież był ptak!
- Wszystko będzie dobrze - mówiła nastolatka rozgląda-jąc się za jakąś pomocą. Na podłodze była już spora plama krwi. Dziewczyna ściągnęła z siebie płaszcz i przyłożyła go do rany.
- Wy tu nie... pasujecie... ty i Jacek. Musicie... uciec. Za rok... nadarzy się... okazja. Wykorzystaj... krok. Powiedz mu... że lepszego ucznia... nigdy... nie wi-działem. Uciekajcie... to nie miejsce... dla was. Ćwicz-cie... Dziękuję...
Z takimi słowami na ustach pan Szpunk umarł. Cecylia zaczęła płakać. Naprawdę lubiła tego człowieka! Jak tak można?! Dlaczego? Dlaczego zabili niewinnego człowieka? Dlaczego? Nie można tego było załatwić inaczej?
Dziewczyna siedziała na podłodze długo. Cała zmarzła, ale nie przejmowała się tym. W sali było nadzwyczaj ciemno, ale nie miała zamiaru zapalać ponownie pochodni; nie chcia-ła widzieć martwego nauczyciela w lepszym świetle. Nasto-latka przypominała sobie ostatnie spędzone z mężczyzną chwile. Dlaczego? Co on takiego zrobił?
Cecylia już wiedziała. Pan Szpunk powiedział jej żeby uciekła, pokazał jej krok. Dziewczyna weszła spiralnymi schodami do swojej sypialni.
- Nienawidzę was wszystkich!!! - krzyczała otworzywszy drzwi. - Nienawidzę tej przeklętej szkoły!!!
Po chwili nie przebierając się położyła się do łóżka. Zasnęła.

Napisany przez: Lilla 01.11.2004 19:07

O prosze!
Wchodze i mysle no pewnie cos nowego bedzie
A tu buu
Bo jest rodział 7 krury ja juz czytałam
I tak doszlam do wniosku po przeczytaniu komentow ze wykasowalas czesc czesi i teraz dajesz je po kalwakach, ale ja chce czegos nowego
Nie wiem do ktorego parta ja to cyztalam ale byla bym wdzieczna gdybys mi przeslala kolejna czesc =)

Napisany przez: Eileen 03.11.2004 23:07

Heh, bardzo fajny part. Tradycyjnie czekam na kolejny ;D Ach, no i czemu w wielu wyrazach są myślniki? Kopiowałaś z worda i to było przenisienie do nastęnej linijki? Popraw to jeśli możesz, bo to razi nawet mnie a ja nie jestem osobą wyczuloną na błędy itp.

Napisany przez: Nati 13.11.2004 17:23

Właśnie kopiowałam to z Worda.
Raczej nie mam czasu na poprawki, ale i tak wklejam next parta


8

Zabójstwo

Po śmierci pana Szpunka Cecylia znów przestała wychodzić ze swojego pokoju. Zaraz pierwszej nocy od tego zdarzenia nastolatka, nie zważając na protesty Oli i Anastazji, znów zaczęła migać z Jackiem informując go o śmierci nauczyciela. Chłopak zmartwił się bardzo, ale już po chwili zaczął pocieszać dziewczynę.
- To musiało być dla ciebie straszne. Szkoda, że mnie tam nie było - zamigał.
- Nic byś nie wskórał.
- Ale byłbym przy tobie. Te godziny które spędziłaś sama zanim ktoś się dowiedział, to musiało być naprawdę okropne.
- Myślałam, że zaraz z sali wyjdzie duch albo, że kotary znów się rozsuną i nadleci kruk, i będzie chciał mnie też zabić - zwierzyła się Cecylia. Z Jackiem rozmawiało jej się tak dobrze.
- Jak kruk może być naszym ojcem? - pytał chłopak.
- Nie wiem, tak powiedział pan Szpunk. Może to tylko takie powiedzenie jak Najstarszy Syn czy Najstarsza Córka. Jak tam Bzyk?
- Za niedługo ma urodziny, nie chce podpisać się w księdze. Powiedział, że już woli umrzeć niż chodzić do tej szkoły, nie potrafię go przekonać. Nawet trochę się z nim pokłóciłem.
- Gdybym mogła z nim porozmawiać...
- I tak byś go nie przekonała, on jest uparty jak największy osioł i nawet nie próbuje kryć swojej nienawiści. Podobno wychodzi w ciągu dnia czego nam nie wolno i popluł jakiegoś nauczyciela.
- Powiedz mu, że wiemy jak uciec i że jeśli wytrzyma tutaj rok zabierzemy go ze sobą - zamigała nastolatka. Nie mogła stracić kolejną przyjazną osobę.
- Jak możemy uciec?
- Jeszcze nie wiem, zanim pan Szpunk umarł powiedział mi, że będziemy mogli uciec za rok i że mam wykorzystać krok który mi pokazał. Niestety nic więcej nie zdążył mi powiedzieć.
- Kiedy nas stąd wypuszczą musisz pokazać mi ten krok. Może razem coś wymyślimy - migał Jacek.
- Tak, jeszcze dwa miesiące. Mam nadzieję, że uda nam się przetrwać. Nie wiem jak uda mi się przeżyć jeszcze ten rok.
- Przynajmniej będziemy mogli rozmawiać ze sobą i będziemy spać w sypialni razem z innymi z klasy.
- A co stanie się z tymi sypialniami? - zapytała Cecylia.
- Zajmą je inni Najstarsi, robią tak co roku - oznajmił chłopak.
- Wiesz zadziwiająco dużo o tej szkole.
- Starałem się. Latałaś już na miotle?
- Nie. A ty?
- Tak. To bardzo dziwne uczucie. Na razie udało mi się tylko wznieść, zobaczysz jak to jest.
- Teraz jestem tylko ciekawa kto będzie nas uczył szermierki, ale ja już nie jestem w stanie się tego uczyć, chyba już nigdy nie wejdę do tej sali. Kiedy widzę stojak na całą białą broń, a wśród tego tę szpadę... - nie dokończyła nastolatka, nie potrafiła poprzez słowa wyrazić co czuje.
- Wiesz, że nie możesz tego rzucić. To może nam kiedyś uratować życie. Możesz poprosić żeby wynieśli stojak.
- Ale to miejsce i tak będzie mi go przypominać.
- Mnie też. Na szczęście pan Szpunk pokazał mi już wszystkie kroki, muszę je tylko przećwiczyć.
- Ja stanęłam na sztylecie. Nie wiem co będzie dalej.
Już następnego dnia Cecylia musiała wrócić do sali ćwiczeń; pojawiła się nowa nauczycielka. Była to średniego wieku blondynka i wcale nie miała zamiaru uczyć jej czegokolwiek. Siedziała tylko na krześle i czytała jakieś magiczne czasopisma. Nastolatka musiała ćwiczyć sama, tylko czasami jej nowa nauczycielka ożywiała manekiny, z którymi dziewczyna musiała walczyć. Nastolatka najbardziej jednak chciała przećwiczyć krok który pokazał jej pan Szpunk, ale nie mogła, ponieważ żaden manekin jej nie słuchał i nie łapał ją wysoko za ręce. Nastolatka nie miała wyboru i musiała poczekać do Nowego Roku, aby pokazać to Jackowi. Jednak jakiś tydzień po śmierci nauczyciela szermierki, już w listopadzie, zdarzyło się coś co wstrząsnęło dziewczyną i całkiem ją załamało.
Pewnej nocy Ola i Anastazja znów do niej przyszły. W końcu uległa ich namową i znów zaczęła uczyć je szermierki. Broni było jednak tylko na dwie osoby, więc pokazywała im różne kroki, a później oddawała im broń tak żeby mogły poćwiczyć. Dziewczyna zauważyła, z pewną satysfakcją, że Stazi i Ola są jeszcze gorsze niż ona była na początku. Tak samo jak niegdyś Cecylia, miały problemy z patrzeniem na przeciwnika i skupianiu się na krokach, w dodatku jeszcze bardzo szybko traciły równowagę. Nastolatka nie mówiła im o błędach chyba, że o to prosiły co było rzadkością, więc myślały, że idzie im doskonale. Dziewczyna nie próbowała ich poprawiać, ponieważ wiedziała, że jeśli uda jej się uciec może będzie musiała kiedyś walczyć z nimi.
Cecylia pomyślała nawet, że może poprosi je o pomoc w przećwiczeniu tego kroku, ale ostatecznie zrezygnowała z tego. Bała się, że jeśli dziewczyny powiedzą coś okularnicy ona naśle na nią kruka. Często miała koszmary. Ciągle śnił jej się ten kruk, atakujący pana Szpunka, albo lecący w stronę Jacka czy Bzyka.
Właśnie pewnej nocy Cecylia zostawiła Olę i Stazi w sali i sama wróciła po sztylet. Kiedy wchodziła po schodach przypomniała sobie jej wieczorną rozmowę z okularnicą.
- Czy mógłby mnie tutaj ktoś odwiedzić?
- To zależy kto - powiedziała kobieta.
- Bzyk... to znaczy Radek Mzykowski. Ma urodziny i chciałam mu złożyć życzenia. Jest moim przyjacielem - wytłumaczyła Cecylia.
- Nie.
- Dlaczego? - zapytała.
- Chłopacy nie mogą odwiedzać dziewczyn, szczególnie ciebie Najstarsza Córko.
- To niesprawiedliwe! Trzymacie mnie tutaj jak w klatce! Już nie mogę tego znieść! Ciągle siedzę tu sama i odwiedzają mnie cały czas ciągle te same osoby! To staje się nudne! - krzyczała nastolatka, miała już wszystkiego dość.
- Tak już musi być Najstarsza Córko Pierworodnego - powiedziała spokojnie okularnica.
- Tak jak musieliście zabić pana Szpunka?! On nie zrobił nic złego! Dlaczego myśleliście, że skorzystam z tego głupiego kroku kiedy nawet nie wiem kiedy go użyć?! - wyładowywała swoją złość dziewczyna.
- Już i tak przysporzyliście nam kłopotów. Nie mogliśmy dopuścić żeby uczył was ktoś tak nielojalny tej szkole, a wy i tak narobiliście już wokół siebie dużo szumu - wyjaśniała kobieta bez wyrazu żadnego uczucia na twarzy, a nawet w oczach. Nawet nie miała wyrzutów sumienia!
- Tylko dlatego, że migaliśmy do siebie?! Przecież inni też to robili inaczej nie byłoby tu latarek, które i tak bezczelnie nam zabraliście! Jesteście dla nas niesprawiedliwi! Chcieliśmy umilić sobie chociaż trochę pobyt w tej samotni! Jestem pewna, że bez tego ja i Jacek umarlibyśmy z nudów! Czy tak trudno zrozumieć, że chcemy poznać tę szkołę i uczniów?! Ta samotność jest wyczerpująca!
- Najstarsza Córka Pierworodnego nic na to nie poradzi, a z odwiedzin Radka Mzykowskiego zrezygnuj. Nie możesz stąd wyjść - powiedziała kobieta i zanim wyszła pokazała jej ukryty kominek w jej sypialni. - Kiedy będzie zimno Najstarszej Córce wrzuć ten proszek do kominka.
Cecylia zacisnęła pięści na wspomnienie tej rozmowy. Nienawidziła tej kobiety z całego serca i w duchu poprzysięgła jej zemstę. Właśnie teraz Bzyk kończył trzynaście lat.
Dziewczyna weszła do swojej sypialni i od razu poczuła ogarniający ją chłód. Na dole w sali do szermierki nie odczuwała tego tak bardzo, ponieważ było jej strasznie ciepło z powodu ćwiczeń. Nastolatka od razu podeszła do ukrytego przycisku w jednym z regałów, ale nawet nie zdążyła do niego dotrzeć. Cecylia usłyszała jakieś głosy dochodzące z dziedzińca, więc szybko podeszła do okna.
Na dole, na dziedzińcu, zobaczyła trzy postacie, jedna z nich była znacznie mniejsza i była popychana przez dwie pozostałe.
- Nie musicie mnie tak pilnować, przecież pójdę z wami. Przecież stąd nie ma wyjścia! - powiedziała postać i zaśmiała się szyderczo. Dziewczyna od razu rozpoznała ten głos. Nagle tuż obok jej okna przeleciał kruk.
- Bzyk, uciekaj! - krzyknęła, a chłopak spojrzał w jej okno. Radek nie ruszył się z miejsca. - Oni chcą cię zabić!
- Wiem - zawołał w stronę okna i nadal stał tam gdzie przedtem. Mówił to ze stoickim spokojem co zaniepokoiło nastolatkę.
- Boże... Dlaczego nie podpisałeś się w tej głupiej książce?! - zawyła Cecylia; już wiedziała, że dla chłopaka to koniec.
- Nienawidzę tej szkoły, wiesz o tym! Nigdy bym tu nie został!
Dziewczynie z oczu zaczęły spadać wielkie słone krople. Nie mogła powstrzymać łez. W ciągu tych kilku dni na jej oczach miały zginąć dwie osoby. Nie może na to pozwolić! Nie!
Dwaj osobnicy pociągnęli Radka za ręce, a ten się przewrócił.
- Jeśli go zabijecie ja skoczę! Nie będzie już Najstarszej Córki Pierworodnego! - mówiła przez łzy stojąc na parapecie okna. Nie miała zamiaru dopuścić do śmierci kolejnej bliskiej jej osoby. Już wolała sama zginąć.
- Cecyliu, daj spokój. Przecież wiesz, że to i tak nie ma sensu. Nie ma sensu poświęcać jeszcze twojego życia. Zejdź z parapetu - mówił uspokajającym głosem Radek chociaż wiedział, że nic nie wskóra, Cecylia zawsze była strasznie uparta. W oknie na przeciw pojawił się Jacek.
- Nie zejdę! - krzyczała dziewczyna.
- Bzyk coś ty zrobił! - zawołał Jacek z drugiego okna, kiedy Cecylia poczuła jak coś wciąga ją z całej siły do pokoju. Zaskoczona nie mogła złapać równowagi i runęła na podłogę swojej sypialni. Chyba uderzyła się o coś w głowę, bo straciła przytomność.
Nastolatka ocknęła się, okropnie bolała ją głowa. Nieprzytomnie próbowała wstać, ale nagle zawirowało jej w głowie, więc ponownie usiadła na łóżku. Przed oczami nagle zobaczyła spokojnego Bzyka prowadzonego przez dwie ciemne postacie. Od razu do jej oczu napłynęły łzy, ale zamknęła je. Nie, nie będzie już płakać. Nie może im pokazać, że wygrywają.
Każde miłe chwile z Radkiem stawały jej przed oczami. Tylko on nie chciał zostać w tej szkole, ale dlaczego musiał przez to umrzeć?! Nastolatka położyła się do łóżka. Nie mogła pogodzić się z tym, że go już nie ma. Był jej przyjacielem niemalże od kołyski, a teraz go nie ma.
Cecylia usłyszała kroki, ale nie przejęła się tym.
- Jeszcze nie ubrana? Zbieraj się na pokaz - rozkazała okularnica wchodząc do komnaty.
- Co z nim? Co mu zrobiliście?!
- Komu? - zapytała kobieta.
- Wiesz o kim mówię! Co mu zrobiliście?! - krzyczała dziewczyna wstając z łóżka.
- Spadł ze skarpy. Pochowaliśmy go na naszym cmentarzu - powiedziała okularnica, a nastolatka zamknęła oczy.
- Spadł? Zrzuciliście go. Dlaczego kotary są zasłonięte? - zapytała zimno.
- Mieliśmy dopuścić żebyś skoczyła z okna? Ubieraj się.
- Nie. Nigdzie się nie wybieram. Wyjdź - tym razem rozkazała Cecylia. Kobieta od razu wyszła. Była w więzieniu. Już nawet nie mogła migać z Jackiem. Nastolatka czuła się samotna i zaszczuta. Miała ochotę się do kogoś przytulić, ale do kogo?
Po półgodzinie dziewczyna usłyszała jakieś kroki. Była pewna, że za chwilę do jej sypialni wejdzie Ola i Anastazja; chciała się z nimi zmierzyć. Nastolatka przeczesała palcami włosy i wstała na wprost drzwi z założonymi rękami. Ktoś zapukał do drzwi.
- Wynoście się! Nie chcę was widzieć! Nienawidzę was! - krzyknęła Cecylia. Drzwi powoli zaczęły się otwierać.
- Powiedziałam... O Boże... Jacek.
Dziewczyna omal się nie przewróciła, ale tylko usiadła na łóżku, które miała za sobą. W drzwiach stał Jacek. Chłopak miał podkrążone oczy tak jakby nie spał kilka nocy z rzędu. Patrzyli sobie w oczy. Nie mogli się ruszyć.
- Nie powinno cię tu być. Wracaj do swojej wieży - powiedziała nastolatka błagalnym głosem.
- Ale dlaczego? - zapytał z niedowierzaniem chłopak podchodząc do niej.
- Nie mogą cię tutaj znaleźć. Nie chcę żeby i ciebie zabili, bo tego chyba już nie zniosę. Proszę cię nie rób mi tego. Wyjdź.
- Nie mogę zostawić cię tutaj w takim stanie.
Jacek podszedł do Cecylii i chwycił ją za dłoń, ona jednak nie ścisnęła jej tylko popatrzyła na chłopaka oczami pełnymi łez.
- Błagam cię - szepnęła dziewczyna.
- Co oni z ciebie zrobili. Nie możemy się poddawać. Bzyk umarł, to fakt, ale musimy się z tym pogodzić, on sam wybrał śmierć. Gdybym wiedział co przez to stanie się z tobą bardziej próbowałbym go przekonać - mówił Jacek ściskając mocno dłoń dziewczyny, a drugą ręką odgarniając jej długie włosy z mokrych od łez policzków.
- To nie twoja wina.
Dopiero teraz nastolatka ścisnęła jego dłoń. Po policzkach Cecylii ciągle spływały łzy, nie zważając na nic przytuliła się do chłopaka. On nagle zesztywniał najwyraźniej zaskoczony, ale już po chwili przytulił ją mocno pozwalając aby jej łzy moczyły jego szatę.
- Och Boże, co oni z tobą zrobili. Uspokój się, już jest dobrze. Jakoś to będzie - pocieszał ją Jacek głaszcząc uspokajająco po plecach. Nagle drzwi otworzyły się. Obydwoje spojrzeli w tamtą stronę.
- Nie! - krzyknęła dziewczyna. W drzwiach stały Anastazja i Ola. Teraz wszystko się wyda. Dziewczyny patrzyły oniemiałe to na Jacka to na Cecylię. Nagle drzwi zatrzasnęły się, to chłopak mierzył w nie różdżką.
- Siadajcie! - krzyknął, a one natychmiast spełniły rozkaz patrząc na koniec różdżki. Teraz wyglądał bardzo groźnie. Z jego zielonych oczu prawie tryskały iskry wściekłości.
- Co my zrobimy? One nas wydają! - rozpaczała Cecylia, której znów zbierało się na płacz. Jacek ścisnął mocniej jej dłoń.
- Przynieś jakiś papier i coś do pisania i weź sztylet - przykazał chłopak po chwili zastanowienia wciąż mierząc w dziewczyny różdżką. Dziewczyna w wielkim zdziwieniu przyniosła wszystkie rzeczy, o które prosił. Po chwili chłopak dyktował jej jakiś tekst. Nastolatka zrozumiała, że każe im się podpisać pod tym krwią. Ola i Stazi patrzyły na nich w oszołomieniu.
- Nikomu nie powiecie, że nas razem zastałyście, bo inaczej umrzecie. Zrozumiano? - zapytał Jacek, a Cecylia podsunęła im gruby pergamin, na którym pisała i sztylet.
- Podpiszcie się własną krwią - nakazała, a Jacek popatrzył na nią z zdziwieniem.
- Skąd wiedziałaś? - zapytał.
- Już raz musiałam coś takiego podpisać. Moja adopcyjna matka jest białą czarownicą i obawiała się, że kiedyś ją zabiję - wyjaśniła dziewczyna pocierając małą bliznę na palcu. Anastazja i Ola patrzyły niepewnie na papier.
- Nie możemy tak długo czekać - powiedział chłopak. Nastolatka wzięła sztylet i tak jak Karolina, jej adopcyjna matka, przecięła obydwóm dziewczynom palec, już po chwili na pergamin wylądowały dwie krople krwi dziewczyn.
- Teraz się wynoście i już nigdy tu nie przychodźcie. Poświęciliście Bzyka i naszą przyjaźń dla tej szkoły. Nie jesteście warte złamanego grosza. Zejdźcie mi z oczu - powiedziała Cecylia, a dziewczyny posłusznie wyszły z jej komnaty. Nastolatka odetchnęła z ulgą.
- Problem z głowy - powiedział Jacek i uśmiechnął się.
- Jeszcze nie, zaraz tu będzie okularnica. Idź już - poprosiła dziewczyna.
- Jeszcze nie. Jeśli już tu jestem może pokazałabyś mi ten krok? - zapytał. Cecylia uznała, że to świetny pomysł, więc zabrała się za pokazywanie mu jak to ma wyglądać. Było jej bardzo trudno, ponieważ sama nie potrafiła dobrze go wykonać i ciągle się przewracała. Później Jacek chciał spróbować. Dziewczyna stanęła za nim i musiała stanąć na palcach żeby mogła dosięgnąć jego dłoni.
- Jestem do tego za niska - powiedziała, kiedy Jacek przewrócił ją na ziemię. Chłopak pomógł jej wstać z podłogi.
- Muszę już iść. Mogli zauważyć, że mnie nie ma - oznajmił ze smutkiem podchodząc do drzwi.
- Szkoda. Ciekawe kiedy znów się spotkamy - powiedziała nastolatka i uśmiechnęła się blado.
- Trzymaj się. Nie daj im się, nie pozwól aby cię zniszczyli.
Jacek wyszedł zostawiając ją samą na środku pokoju.

Napisany przez: Galia 13.11.2004 21:42

Akcja się rozwija to dobrze. Błędy są , ale mówiłaś ,że nie robiłaś korekty. Jeśli nie masz na to czasu to daj part później albo zalatw sobie korektora, który ci będzie party poprawiał. Proste, co? smile.gif
Pozdrawiam
Galia
czarodziej.gif

Napisany przez: Nati 27.11.2004 12:59

poprawie jak będę miała czas. Na razie nie mam go, ale cierpliwości. smile.gif

Napisany przez: Nati 24.04.2005 11:17

Już nic nie wklejam, bo to nie ma sensu. Albo forum nie działa, albo nikt nie czyta, albo mnie nie ma na Internecie

Napisany przez: Moonchild 26.04.2005 15:27

Całkiem fajne opowiadanko. Dużo czasu mi zajeło przeczytanie go, bo jest bardzo długie, ale nie żałuję bo widać, że bardzo się starasz i wkładasz dużo pracy i serca w to co robisz. Bardzo fajnie że akcji nie osadziłaś w świecie HP, tylko we własnym wymyślonym. Tylko nie podoba mi się nazwa Piekiełko... smile.gif Niestety bardzo dużo błędów. Oto te które szczególnie mi się rzuciły w oczy:


QUOTE
Na niej było mnóstwo wosku pewnie spadniętego z żyrandola.

...chyba mnóstwo wosku który spadł z żyrandola smile.gif

QUOTE
Cecylia dowiedziała się, że część nauczycieli nie zwykłymi ludźmi.

jest a nie są


strasznie denerwujące są też te myślniki w środku wyrazów jak:uciek-nie, we-szła nie wiem skąd ci sie one narobiły ale fajnie byłoby jakbyś je poprawiła (7 rodział).

aha poza tym już któryś raz zauważam ten sam błąd:
QUOTE
Starsi uczniowie za niedługo mają wychodzić i będą (...)

chyba powinno być już niedługo, ewentualnie za jakiś czas, ale napewno nie za niedługo

QUOTE
Najpierw zakładacie sobie na-wzajem pierścienie, no wiesz: ty jemu, on ciebie

tobie smile.gif

QUOTE
Cecylia na chwilę bawiła się sztyletem.

przez chwilę

QUOTE
Podobno wychodzi w ciągu dnia czego nam nie wolno i popluł jakiegoś nauczyciela.

opluł?

QUOTE
W końcu uległa ich namową i znów zaczęła uczyć je szermierki

wydaje mi się że tu powinno być namowom, ale nie jestem pewna smile.gif


Nie zniechęcaj się i pisz dalej smile.gif

Napisany przez: Nati 26.04.2005 19:49

Myślniki wzięły się z Worda. Dzięki za pokazanie błędów. Jestem ze Śląska no i często posługuje się gwarą i tego nie zauważam. Może jeszcze kiedyś kiedyś coś wkleję

Napisany przez: Nati 03.05.2005 18:17

Dobra, wklejam jak chcieliście



Przygotowania

Po kilku dobach w samotności Cecylia postanowiła znów chodzić na pokazy; nie chciała zostawać sama, ponieważ jej myśli krążyłyby tylko wokół śmierci Bzyka i pana Szpunka. Nie odzywała się do Anastazji i Oli. Najwyżej popatrzyła na nie groźnie przypominając o ich umowie. One patrzyły na nią ze strachem, na co dziewczyna uśmiechała się w duchu. Przez te kilka samotnych dni wiele myślała. W końcu przyznała rację Jackowi; Bzyk sam wybrał śmierć i nic nie pomogłoby gdyby skoczyła z okna. Nastolatka była wdzięczna chłopakowi, że ryzykował dla niej życie, ale nie mogła mu podziękować, ponieważ kotary były ciągle zaciągnięte. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że przytulała się z Jackiem i za każdym razem, kiedy to wspomniała, mocno się czerwieniła.
Cecylia traciła poczucie czasu, ale nie przejmowała się tym. Starała się nie myśleć o tym, że ciągle jest zamknięta i o śmierci przyjaciół. Cały czas czytała książki kupione w czarno magicznym miasteczku. Czytała tak długo aż w końcu zasypiała z książką na kolanach. Chociaż zabijała czas czytaniem, nie mogła się na tym skupić. Czasami patrzyła pół godziny na jedną stronę zanim zorientowała się, że nic nie robi, a z jej oczu płyną łzy. Za każdym razem, kiedy przypominała sobie Radka albo nauczyciela szermierki czuła ból. Dopiero później dostrzegła, że oprócz bólu rozrywającego jej serce jest jeszcze nienawiść do Piekiełka i ciągle poprzysięgała zemstę szkole.
Dziewczyna poprosiła nawet okularnicę o jakąś książkę z zaklęciami żeby mogła zabić czas na ćwiczeniu czarów. Kobieta spełniła jej prośbę z wielką uciechą; prawdopodobnie pomyślała, że w końcu uległa Piekiełku i nie zamierza więcej łamać przepisów. Nastolatka jednak poprzysięgła sobie, że ucieknie dla Bzyka, dla pana Szpunka, a przede wszystkim dla siebie. Nie wiedziała jeszcze dokąd pójdzie jeśli znajdzie drogę ucieczki, ale nie przejmowała się tym. Wiedziała, że przez jakiś czas będzie musiała się ukrywać, ponieważ będą próbowali ją zabić. Cecylia musiała udawać, że szkoła zaczyna jej się podobać i że całkowicie już jej się poddała. Tylko tak mogła odwrócić od siebie uwagę i planować ucieczkę.
Dziewczyna ćwiczyła też szermierkę. Jej nauczycielka nie uczyła jej żadnych nowych kroków, więc przypominała sobie kroki, których nauczył ją pan Szpunk. Kobieta, która cały czas siedziała na krześle i czytała różne magiczne magazyny, wprawiała w ruch manekiny i znów zatapiała się w swojej lekturze. Z czasem, kiedy Cecylia doszła już do perfekcji i manekin po kilku sekundach leżał na ziemi nauczycielka ożywiała więcej kukieł. Nastolatka miała więcej roboty, ale nawet to udawało jej się wykonać. Miała jednak z tym problemy. Ciągle nie patrzyła na przeciwnika, kiedy z nim walczyła i często myliła kroki.
Nastolatka ciągle ćwiczyła szermierkę lub uczyła się nowego zaklęcia, lub też czytała książki. Z nich dowiedziała się wiele o cyrografach i była pewna, że Jacek również czytał tę książkę. Było tam wszystko. I jak je pisać, na czym, czym i jaki złożyć podpis. Cecylia dowiedziała się również o różnych przerażających magicznych stworzeniach; przypominały one zwierzęta z mitologii.
Cecylia nie miała kontaktu z Jackiem, ponieważ kotary były zasłonięte przez całą dobę, ale czasami widziała go w oddali, kiedy po pokazie czasami specjalnie się odwracała. Brakowało jej tych rozmów przez okno, ale do Nowego Roku zostało trochę mniej niż dwa miesiące. Dziewczyna miała nadzieję, że wytrzyma do tego czasu. Oboje nie próbowali się odwiedzać; woleli nie ryzykować. Mało brakowało a byliby wydani przez Olę i Stazi; tylko zdrowy rozsądek Jacka uratował im życie. Nastolatka nawet nie miała jak mu podziękować.
Na szczęście Anastazja i Ola były tak zaciekawione starszymi uczniami i szkołą, że nie zajrzały do żadnej książki, ponieważ gdyby tylko otworzyły odpowiednią księgę mogłyby znaleźć jak mogą złamać cyrograf, który podpisały. Było kilka sposobów, aby to zrobić, ale im najwyraźniej nie przeszkadzała blizna na palcu. Najłatwiejszym z nich było zabicie Jacka i Cecylii. Nastolatka wiedziała, że dziewczyny są do tego zdolne, bo już wcześniej chciały kogoś nadziać na pożyczone szpady. Innymi sposobami było np. zrobienie innego cyrografu zaprzeczającego już podpisany. Było też jeszcze jedno rozwiązanie, które dziewczynie wydawało się bardzo dziwne. Było to spalenie cyrografu w fioletowym płomieniu. Nie wiedziała, co to za płomień, ale od razu domyśliła się, że jest bardzo trudno dostępny. Takie rzeczy zawsze są gdzieś ukryte.
Nastolatka bała się o swoją przyszłość. Po Nowym Roku mieli zacząć naukę, Ola i Anastazja w końcu dowiedzą się jak zniszczyć cyrograf i kiedy już to zrobią będą mogły powiedzieć o tym, że spotkała się z Jackiem. Czy będzie to miało jeszcze znaczenie? Tego nie wiedziała i bała się, że wtedy będą chcieli ich zabić.
Powoli nadchodził grudzień, było strasznie zimno, chociaż u Cecylii kotary cały czas były zasłonięte; spodziewała się też, że okiennice również są pozamykane, bo ciągle rozlegał się ich trzask pod wpływem wiatru. Dziewczyna nie wiedziała czy na dworze jest śnieg, ale myślała się, że tak. Tylko kolejne przyjścia okularnicy i nauczycielki od szermierki wyznaczały jej czas.
Cecylia coraz bardziej była zmęczona i ciągle spała. Wiedziała, że jest to sprawka braku słońca. Z jednej strony nawet cieszyła się na Nowy Rok. Cieszyła się, bo w końcu będzie mogła wyjść z tej sypialni i spotka się z Jackiem. Jednak z drugiej strony bała się. Ciągle przerażała ją myśl o tym, że będzie ciąć komuś skórę. No... mogła zwalić wszystko na Jacka i tak też chciała zrobić na początku. Jednak chłopak nic o tym nie wiedział i był pewny, że to ona będzie miała sztylet. Dziewczyna jeszcze nie wiedziała, co zrobi. Ona przez część czasu przygotowywała się do swojej roli i nie mogła sobie wyobrazić, co by zrobiła gdyby dowiedziała się o tym w dniu Przymierza Krwi.
W tym czasie nastolatka znów musiała dostać nowy strój. Nie mogła uwierzyć, że w takich warunkach rośnie w takim tempie, tak jakby pobyt w Piekiełku oznaczał, że od razu miała wydorośleć. Cecylia musiała pogodzić się z tym, że na jej oczach będą umierać różni ludzie, tak jak widziała śmierć pana Szpunka i omal Bzyka. Musiała też sprostać nowym obowiązkom, a przede wszystkim samotności. Szermierka dała jej większą siłę fizyczną i pokazała, co może robić ze zwykłą bronią i jak używać swoje zmysły, ale tylko od niej zależało jak wykorzysta te lekcje. W końcu udało jej się bezbłędnie rzucać sztyletem, wyszlifowała to sama, ponieważ jej nauczycielka już całkiem przestała się nią interesować. Już nawet nie starała się prowadzić lekcji, mówiła żeby zajęła się sobą, a ona da jej spokój. Uskarżała się na zmęczenie prowadzeniem lekcji u ostatnich klas, które za niedługo miały mieć egzaminy i wszyscy bardzo się denerwowali.
- Kilka dziewczyn z piątej klasy chciałoby potrenować z tobą szermierkę Najstarsza Córko Pierworodnego. Jedna przyjdzie dziś po pokazie - oznajmiła okularnica pewnej nocy. Od śmierci Radka prawie ze sobą nie rozmawiały. Przekazywały sobie tylko niezbędne informacje.
- Nie chcę żeby tu ktokolwiek przychodził - zaprotestowała Cecylia. Od razu wezbrała w niej wściekłość. Nie miała ochoty spotykać się z kimkolwiek związanym z tą szkołą.
- To już postanowione - powiedziała i od razu wyszła. Dziewczyna wściekła się. Najpierw skazują ją na samotność, a teraz, kiedy w końcu się do tego przyzwyczaiła, przysyłają jej jakieś piątoklasistki żeby z nimi trochę potrenowała. Nastolatka nie miała wątpliwości, że starsze dziewczyny na pewno od razu ją pokonają, ale też wiedziała, że tak łatwo się nie podda.
Po kolejnym idiotycznym pokazie, które ostatnio stawały się coraz brutalniejsze (nauczyciele zaczęli się ranić i maltretować różne małe zwierzęta począwszy od pająków), Cecylia wróciła do siebie, do komnaty. Kiedy okularnica wyszła dziewczyna od razu sięgnęła po szpadę. Tylko tym mogła się dość dobrze posługiwać. Szpadą i jeszcze sztyletem, ale w takiej sytuacji nóż mógł być niezdatny. Nastolatka usiadła na łóżku i czekała. Po pięciu minutach usłyszała kroki. Najciszej jak mogła stanęła za drzwiami i poczekała aż drzwi w końcu się otworzą. Wreszcie się doczekała. Ktoś po cichu otworzył je nawet nie próbując zapukać. Zanim piątoklasistka zdążyła wejść do pokoju już miała do gardła przyłożoną szpadę. Cecylia nie traciła czasu.
- Cofnij tę szpadę dziecinko. Gdybym chciała już byś nie żyła - powiedziała czarnowłosa dziewczyna patrząc na nią z wyższością.
- Wiem. Wystarczy, że użyjesz jakiegoś zaklęcia - powiedziała nienawistnie nastolatka.
- To miał być trening, a nie od razu pokonanie przeciwnika. Może przejdziemy do tej sali, o której mówiła Pierwsza Siostra Pierworodnego?
- Dobra, idź pierwsza - powiedziała dziewczyna. Cecylia była dużo mniejsza od piątoklasistki, ale to nie przeszkodziło jej w mierzeniu w starszą dziewczynę szpadą. Nastolatka szybko policzyła i wyszło jej, że dziewczyna powinna mieć osiemnaście lat.
W końcu obie zeszły do sali, w której uczyła się szermierki. Cecylia cofnęła się trochę i wyciągnęła różdżkę z sukienki. Kilkoma łacińskimi słowami i machnięciem różdżki sprawiła, że przedmioty znajdujące się w sali ustawiły się wokół ścian. Tylko kilka rzeczy zostało na swoim miejscu, ponieważ były to ciężkie machiny, których jeszcze nie potrafiła cofnąć. Dziewczyna z zadowoleniem popatrzyła po sali.
- Jak się nazywasz? I dlaczego chciałaś ze mną walczyć? - zapytała podnosząc szpadę. Dziewczyna natychmiast wyciągnęła swoją i natarła na nastolatkę. Cecylia jak zwykle podczas prawdziwej walki zaczęła przypominać sobie wszystkie kroki.. Z łatwością wyminęła ją w krótkim obrocie.
- Mam na imię Klara. Za niedługo mam egzaminy, chcę trochę poćwiczyć. Wypadło na ciebie - powiedziała piątoklasistka i znów rzuciła się na Cecylię, która z łatwością odparła atak. Zauważyła, że Klara zaciska dłonie na szpadzie tak bardzo, że zbielały jej kostki. Zapewne szybko się zmęczy.
- Kto cię uczył szermierki? - zapytała atakując piątoklasistkę.
- Pani Mirella - odpowiedziała i sparowała jej uderzenie.
- Tak myślałam - powiedziała Cecylia przypominając sobie tę zaczytaną nauczycielkę.
- Dlaczego?
- Ona nic nie potrafi. Czy uczy wszystkie roczniki? - zapytała broniąc się i prawie natychmiast atakując. W sali ciągle rozlegał się dźwięk uderzania stali ze stalą.
- Tak. Ale tylko tych podrzędnych i bardzo rzadko się spotykamy. Czasami nawet raz na miesiąc. Najstarsi Synowie i Córki Pierworodnego uczą się sami w ciągu dnia z innymi Najstarszymi. W dodatku będziesz musiała chodzić tam co tydzień. Horror - mówiła Klara. Była bardzo powolna i w większości jej ataków Cecylia zdołała się obronić nie stykając ze sobą nawet szpad.
- Teraz mam szermierkę codziennie.
- Jak to wytrzymujesz? To nudne jak diabli! - zaperzyła się odpierając kolejny atak Cecylii. Przynajmniej nie nazywała jej Najstarszą Córką Pierworodnego.
- Szczególnie z Mirellą. Miałam innego nauczyciela, to on pokazał mi większość kroków. Mirella niczego nie próbuje mnie uczyć - opowiedziała Cecylia wciąż walcząc z dziewczyną i sprawnie wymijając wszystkie przeszkody. Zauważyła kilka błędów dziewczyny, ale nie próbowała ich wykorzystać; nie miała ochoty tak szybko zakończyć tej walki.
- Czego się spodziewałaś?! My uczymy się wyłącznie z filmów o muszkieterach! Ty to miałaś szczęście! - zawołała Klara i po chwili przewróciła się. Szpada wypadła jej z ręki i poturlała się na bok.
- Jesteś bardzo słaba w szermierce. Jestem mniejsza i mniej doświadczona od ciebie, a potrafiłam cię pokonać. Skończmy tę walkę. To nie ma sensu - powiedziała Cecylia podając rękę piątoklasistce. Nagle nastolatka poczuła jak coś przecina jej wyciągniętą dłoń. Klara trzymała sztylet.
- Nie mam zamiaru tego zakończyć! Nie jestem tchórzem! - krzyknęła wstając z podłogi i próbując ją dźgnąć. Nastolatka szybko odskoczyła.
- Chciałam ci pokazać kilka przydatnych kroków, ale jeśli nie chcesz... Twój wybór - powiedziała dziewczyna odrzucając swoją szpadę i wyciągając z kolanówki sztylet. Cecylia od razu zauważyła, że piątoklasistka dużo lepiej posługuje się nożem, może nawet lepiej od niej? Znów zaczęły walczyć. Teraz role się odwróciły. Piątoklasistka była dużo lepsza od nowicjuszki.
- To miał być trening, a nie prawdziwa walka! - zawołał ktoś schodząc ze spiralnych schodów. Dziewczyny oderwały się od siebie i popatrzyły na schody. W sali pojawiła się okularnica i po chwili znikła zabierając ze sobą Klarę. Podobno robiło się już jasno. Cecylia weszła do sypialni. Ulżyło jej, kiedy dziewczyna poszła, w tej walce mogło jej się coś stać. Skaleczona ręka trochę ją piekła, ale nie przejęła się tym. Nawet nie przebierając się położyła się do łóżka i zasnęła. Była zmęczona tym treningiem, ale gdyby musiała walczyłaby dalej.
Żadna piątoklasistka już nie przyszła. Podobno zrezygnowały po opowieści Klary. Ciekawe co im powiedziała?
W grudniu zaczęły się przygotowania do Nowego Roku. Nie było już żadnych pokazów, ale wykłady. Obrzydliwe wykłady. Nauczyciele opowiadali co będą musieli robić w tym dniu. Miało być zupełnie tak samo jak opowiadała Anastazja. Zabijanie gołębi, wkładanie pierścieni. Nauczyciele mówili także o znaczeniu „duchowym” tego dnia. Miała to być próba. Nastolatka była prawie pewna, że jeśli ktoś nie zabije gołębia sam zostanie zabity i pochowany, tak jak Radek na cmentarzu obok szkoły. Miał to też być pewien wstęp w życie Piekiełka i przygotowanie na następne ofiary. Dziewczyna musiała odwrócić głowę, kiedy jeden z nauczycieli zaczynał pokazywać im jak złapać gołębia tak, aby nie odfrunął i gdzie wbić sztylet, żeby od razu umarł. Pokazywał na żywym stworzeniu. Cecylii robiło się niedobrze, kiedy widziała minę nauczyciela. Tak jakby robił to od wieków. Gołąb strasznie się wyrywał, dziewczyna mogła z łatwością wyobrazić sobie jego przerażenie, ale nic nie mogła na to poradzić.
- Najstarsza Córka Pierworodnego nie musi tu siedzieć. Najstarsza Córko, jak zapewne już wiesz, będziesz musiała zrobić coś innego. Możesz iść do swojego pokoju - powiedział nauczyciel. Miał taką minę jakby za chwilę chciał ją wyrzucić.
- Nie, zostanę - oznajmiła; nie chciała okazywać słabości. Nie mogła tego zrobić. Dziewczyny, z którymi słuchała tych wykładów (w tym Anastazja i Ola), były zachwycone tym, co będą musiały zrobić i nastolatka też musiała udawać zachwyt. Musiała pokazać, że polubiła tę szkołę; tylko w ten sposób mogła uniknąć niechybnej śmierci.
Dziewczyna niechętnie odwróciła wzrok w stronę stołu, na którym leżał już martwy gołąb i zmusiła się do patrzenia na kolejne wbicie sztyletu w gołębia bez zmrużenia oka. Nauczyciel zauważył, że ten widok przyprawia ją o mdłości i teraz musiała za to zapłacić ciągłym wpatrywaniem się w stół. Na stół pociekła krew brudząc białe pióra ptaka. Gołąb już się nie ruszał. Ostrze wbiło się w jego serce.
W końcu nastąpił koniec wykładu. Nauczyciel obiecał dziewczynom, że na następny wykład przyniesie im sztylety. Stazi i Ola bardzo się ucieszyły; nastolatka popatrzyła na nie z nienawiścią. Cecylia wróciła do swojej komnaty. Kotary ciągle były zasłonięte przez całą dobę. Miała przestać uczyć się szermierki, ale to ją tylko zasmuciło. Jednak zamiast wymachiwania szpadą miała zacząć uczyć się latania, od jutra. Nie miała pojęcia jak to będzie gdy znajdzie się w powietrzu. Nigdy nawet nie leciała samolotem, a co dopiero na miotle. Nastolatka położyła się do łóżka. Ciągle była zmęczona. Prawie cały wolny czas spędzała na spaniu i nie mogła powstrzymać ziewnięć na wykładach. Reszta dziewczyn również okazywała zmęczenie, ale na pewno nie tak jak Cecylia. One nie musiały wstawać w południe na jakieś dodatkowe lekcje, one nie miały szermierki albo lekcji latania. Dziewczyna sama sobie wyczarowywała jedzenie, kiedy one szły do jadalni i tam jadły różne przysmaki. To również ją osłabiało. Nastolatka potrafiła wyczarowywać tylko prostsze dania, kiedy one zajadały się różnymi ciastami, lodami i deserami.
W końcu Cecylia doczekała się lekcji latania. Miała bardzo trudne zadanie, ale już po kilku lekcjach mogła powiedzieć, że przez pięć minut potrafi prawidłowo kierować miotłą. W trakcie lekcji całą swoją uwagę musiała zwrócić właśnie na ten przedmiot, a kiedy wsiadała na niego, kierowała miotłą tylko swoim umysłem. Musiała bardzo mocno się skupiać, kiedy próbowała skręcić, albo zwolnić. Uczyła się w sali, w której miała szermierkę i czasami lądowała na ścianie, kiedy nie udało jej się w porę zatrzymać. Znów częściej zaczęła do niej przychodzić oziębła szamanka (kiedy dziewczyna miała pierwsze lekcje szermierki również musiała przychodzić). Raz nawet Cecylia złamała sobie przy upadku rękę, ale wystarczył tylko jakiś czar i kolejny okropny eliksir, aby wróciła do zdrowia.
W końcu okularnica powiedziała jej, że nie ma już chodzić na wykłady i że sama będzie ją przygotowywała do Nowego Roku. Kobieta mówiła jej już to wszystko, co Cecylia wiedziała, więc dziewczyna przyjęła to bez mrugnięcia okiem, a nawet z zadowoleniem.
- Przymierze Krwi, to mi się podoba. Szkoda tylko, że nie będę mogła zabić gołębia - skłamała dziewczyna i nawet uśmiechnęła się do siebie.
- Najstarsza Córka Pierworodnego musi wiedzieć, że to nie tylko głupie nacięcie. To Przymierze, łączy was ze sobą. Będziecie musieli być w ciągłym kontakcie, nikt z was nie może opuścić szkoły jeśli druga osoba będzie nadal tutaj. Jeśli jeden z was umrze jesteście osłabieni. Wspólnie wykorzystujecie swoją moc, wzajemnie dzielicie się nią. Jesteście równi, wasze siły się wyrównują. Ty dzielisz się z Najstarszym Synem swoimi dobrymi stronami, a on daje ci swoje dobre rzeczy. Wspieracie się i dajecie sobie siłę. Ale niestety trwa to tylko rok. Później przymierze wygasa, po roku sami zadecydujecie czy chcecie jeszcze tego przymierza - zakończyła okularnica. Cecylia nie odzywała się. Jeśli prawdą jest to, co mówi ta kobieta, dziewczyna będzie tak dobra w szermierce jak Jacek. Nastolatka uśmiechnęła się lekko, to jej pasowało.
- A co ma znaczyć te wzajemne wkładanie pierścieni? - zapytała.
- Widzę, że mnie słuchałaś Najstarsza Córko. To właściwie nic nie znaczy. Próba sił. Jeśli byś miała w ręce swój pierścień nic byś nie poczuła, ale jeśli trzymasz pierścień innej osoby czujesz jaki jest zimny. Jest tak zimny jakby był ledwo co wyciągnięty z zamrażalnika, mrozi ci palce i bardzo trudno go utrzymać - wyjaśniła kobieta pieszczotliwie gładząc swoją obrączkę wysadzaną czarnymi kamieniami. Ona również kiedyś musiała tak zrobić.
Przez kilka następnych dni okularnica rozwodziła się tylko na temat Przymierza Krwi i ciągle powtarzała jaka to silna więź ich złączy, tak jakby chciała wpoić to na stałe Cecylii. Nastolatka jednak raz ją wysłuchała, zaakceptowała i przetrawiła to, co mówiła, ale już powoli miała dość tej samej gadki kobiety.
Nareszcie doczekała się końca wywodów okularnicy, która chociaż dalej mówiła o Przymierzu Krwi trochę zmieniła temat.
- Przymierze Krwi to jedna wielka próba Najstarsza Córko Pierworodnego. Nie możesz okazać strachu ani bólu, to zabronione, inaczej może spotkać cię kara.
- Wiem, wyląduję na cmentarzu. Nie musisz mi tego mówić - powiedziała Cecylia i uśmiechnęła się blado. Zrobiło jej się smutno, ponieważ przypomniała sobie upór Bzyka- Nie martw się, nie pokażę bólu.
- Nie martwię się. To ty powinnaś się o to martwić Najstarsza Córko. Nie możesz pokazać żadnych uczuć. Każdy niekontrolowany ruch może cię zdradzić, pamiętaj o tym - powiedziała okularnica.
- Czy Najstarszy Syn Pierworodnego też musi tego wysłuchiwać? - zapytała nastolatka.
- Tak - odpowiedziała krótko i wyszła z sypialni dziewczyny. To znaczy, że Jacek już wie, że Cecylia wcale nie musi trzymać sztyletu. Może to on pierwszy założy jej pierścień? Może to on dokona Przymierza Krwi?
Tak mijały dziewczynie ostatnie dni grudnia. Cecylia nawet nie zdziwiła się, że w Piekiełku nikt nie świętuje Bożego Narodzenia. Wiedziała o tym już od dawna, ale i tak było jej trochę smutno bez tych świąt. Zaczęła wspominać jak w Krakowie przygotowywali się do Wigilii, pamiętała wielką choinkę, którą wszyscy stroili i krewnych, którzy do nich przychodzili. Nagle poczuła wielką chęć powrotu do domu. Przypomniała sobie co myślała o Karolinie przed wyjazdem i zrobiło jej się głupio. Teraz już wiedziała, dlaczego ją tak traktowała, ale przecież nie było aż tak źle.
Dzień przed uroczystością okularnica przyniosła Cecylii nowy strój.
- Musisz zabrać ze sobą wszystkie swoje rzeczy Najstarsza Córko Pierworodnego włącznie z całą bronią, po jednej sztuce z każdego rodzaju i miotłę. Już tutaj nie wrócisz - przykazała kobieta.
- Ale jak ja to mam wszystko pomieścić? - zapytała nastolatka patrząc na stos białej broni.
- Zaraz pokażę Najstarszej Córce. Powyciągaj wszystko z starej sukni i ubierz się w nową - rozkazała okularnica, a Cecylia szybko spełniła rozkaz. Po chwili wróciła z łazienki w nowej sięgającej do stóp sukni. Stara suknia była już o wiele za mała. Cecylia zauważyła na stole jakiś gruby skórzany pas, w nim były powsadzane wszystkie fiolki dziewczyny z różnymi ziołami, których właściwości nie znała. Do paska było przyczepionych kilka pokrowców; jedne były mniejsze inne większe i miały różne kształty.
- Po co to? - zapytała Cecylia wskazując na pas.
- Ubierz go, od dzisiaj należy do ciebie Najstarsza Córko Pierworodnego - powiedziała, a kiedy dziewczyna zapięła pasek, zaczęła wkładać do pokrowców całą broń, do najmniejszego pokrowca włożyła sztylet z gabloty.
- Jakie to ciężkie - sapała nastolatka uginając się pod ciężarem metalu.
- Musisz się przyzwyczaić Najstarsza Córko. Sztylet obrzędowy muszę już zabrać. Będzie jutro potrzebny. Do podkolanówki włóż drugi sztylet z gabloty - powiedziała kobieta i ruszyła do wyjścia.
- A gdzie mam dać miotłę? - zapytała Cecylia patrząc na drugą szklaną gablotę.
- Zapomniałabym. Miotłę wezmę ja, po uroczystości dostaniesz ją z powrotem - powiedziała okularnica i podała dziewczynie płaszcz. Kiedy nastolatka go ubrała pokazała jej jeszcze kilka wolnych miejsc, w które mogła włożyć dodatkową broń.
- Ja chyba już nie ustoję - powiedziała Cecylia i przytrzymała się kolumny przy łóżku. Myślała, że cały jej strój waży dwieście kilo.
- Przyzwyczaisz się. Jeśli Najstarsza Córka chce, w co wątpię, może zabrać całą broń i powsadzać ją do płaszcza w miejsca, które pokazałam - powiedziała kobieta i wyszła z jej komnaty. Dziewczyna od razu usiadła na łóżku. Trudno jej było utrzymać taki ciężar. Nagle nastolatka uśmiechnęła się. Ciekawe czy Jacek również ma takie problemy? Cecylia rozejrzała się po komnacie. Już tu nie wróci. Spojrzała na kotary i uderzyła w nie. Już nie będzie żyła w zamknięciu. Po Nowym Roku wszystko zmieni się na lepsze. Może uda jej się uciec z Jackiem.
Naglę olśniło dziewczynę. Chcą uciec. Będzie im potrzebna broń. Cecylia niewiele myśląc nafaszerowała się jeszcze większą ilością metalu wkładając w płaszcz całą zawartość gabloty. Po chwili znów usiadła albo raczej padła na łóżko. Nastolatka co chwilę jednak wstawała i próbowała się przyzwyczaić do ciężkiego stroju. Co chwilę potykała się o pokrowce, ale znów wstawała i próbowała wymyślić jak powinna iść, aby znów się nie przewracać. Pomyśleć, że kiedyś czuła się w tym płaszczu jak nietoperz. Teraz czuła jakby była w średniowiecznej zbroi. Ale rycerze tamtych czasów mieli tylko jeden miecz, a resztę stanowił gruby pancerz.
W końcu wykończona Cecylia przebrała się w lekką, atłasową i oczywiście czarną koszulę nocną i padła na łóżko, ze zmęczenia nie mogła jednak zasnąć i znów zaczął ją gnębić strach. Co będzie jeśli Jacek nie będzie chciał pierwszy założyć jej pierścionka, co jeśli to ona będzie musiała dokonać Przymierza Krwi?
Nagle przypomniała sobie, że będzie musiała zabrać jeszcze książki, więc znów wstała i zapakowała je do wielkiej przepastnej torby. Kiedy ją podniosła ugięła się pod ich ciężarem. Będzie miała jeszcze jeden problem.
W takich rozmyślaniach zasnęła.

Napisany przez: Moonchild 05.05.2005 21:01

Może być. Nie jest ani źle, ani dobrze. Zaczyna sie robić troche nudne... Ciągle tylko siedzy w komnacie i nic nie robi... Mam nadzieje że w następnych częściach wreszcie coś się zacznie dziać.
Aha... Nie żebym się czepiała ale znowu zrobiłas ten sam błąd... "za niedługo" smile.gif

Napisany przez: Nati 20.05.2005 11:02

Następny rozdział już nie jest w komnacie. Jestem w kawiarence, wkleję jak będę miała dostęp do Internetu.

Napisałam już około 400 stron smile.gif

Napisany przez: Moonchild 23.05.2005 19:04

No widzę, że będzie duuuużo czytania smile.gif Wklej jak najszybciej następną część.

Napisany przez: Nati 24.05.2005 18:43

Przymierze Krwi

Cecylia obudziła się po czterech godzinach niespokojnego snu. Cała była obolała i dopiero po chwili zrozumiała dlaczego. Na jej nowej sukni, już bardzo wygniecionej, leżał pas z białą bronią. Dziewczyna jęknęła i odwróciła wzrok. Nie miała ochoty znów ubierać tych ciężarów. Leżała i znów zaczęły ją dręczyć te same myśli co przed snem. W końcu uznała, że musi wstać i coś zrobić, bo inaczej zwariuje. Nie musi przecież od razu ubierać się w suknię. Nastolatka powoli wygrzebała się z wielkiego łoża i poszła do łazienki. Po chwili wróciła i stanęła na środku pokoju. Czym by się tu zająć? Nadal wszystko ją bolało, więc postanowiła, że zrobi kilka ćwiczeń; zawsze musiała się rozgrzać przed lekcją szermierki, więc nie stanowiło to dla niej większego problemu.
Po kilku minutach ćwiczeń poczuła, że już nie czuje bólu tak jak jeszcze przed chwilą. Po krótkiej rozgrzewce znów stanęła na środku pokoju i rozejrzała się. Co ma robić przez ten cały czas? Pokój był prawie całkowicie pusty. Cecylii zaczęło robić się zimno, więc zapaliła w kominku szarym proszkiem, który stał na jednym z regałów w wielkiej wazie. Kiedy wrzuciła go do kominka od razu rozjarzył się ogień. Nagle wpadła na świetny pomysł. Z pasa wzięła kilka pustych fiolek i napełniła je. Kiedyś może potrzebować ognia. Dziewczyna znów rozejrzała się po pokoju. Co jeszcze może wziąć? Co może się przydać w czasie ucieczki?
Nic nie znalazłszy nastolatka usiadła przed kominkiem na jakieś czarnej skórze. Chociaż było jej zimno nie chciała jeszcze ubierać sukienki. Cecylia weszła do łóżka i szczelnie się okryła. Po chwili znów spała.
- Wstawaj Najstarsza Córko Pierworodnego. Musisz się przygotować - powiedziała okularnica szturchając ją. Dziewczyna od razu otworzyła oczy; znów wszystko ją bolało.
- O co chodzi? - zapytała jeszcze zaspanym głosem.
- Za niedługo zachód słońca. Najstarsza Córka musi być gotowa do północy - oznajmiła kobieta i ściągnęła z niej kołdrę. W kominku już się nie paliło.
- Przecież jest jeszcze czas.
- Zdziwisz się jak to szybko przeleci - mówiła. W końcu Cecylia wygramoliła się z łóżka.
- Dobrze już dobrze - powiedziała i pierwszą rzeczą jaką zrobiła było ponowne zapalenie w kominku.
- Idź się umyć, włosy też i włóż suknię Najstarsza Córko Pierworodnego - rozkazała okularnica. - Widzę, że jednak wzięłaś całą broń.
- Nie, ja tylko chciałam sprawdzić czy ją utrzymam i raczej mi to nie wyszło - skłamała szybko dziewczyna.
- Nie możesz jej już odłożyć, nie mówiłam ci? Jeśli już raz zabrałaś jakąś białą broń to jest ona na zawsze twoja. Będziesz musiała sobie poradzić z tym ciężarem - powiedziała kobieta podając nastolatce cały ubiór. Cecylia weszła do łazienki i na chwilę usiadła. Ledwo co się ruszała tak ją wszystko bolało. W małej łazience wykonała kilka ćwiczeń, po których zrobiło jej się trochę lepiej i zaczęła się szykować. Włosy miała mokre; nie było suszarki. Zaczęła się ubierać. Sama suknia była nawet lekka, ale kiedy już włożyła pas nagle ugięły się pod nią kolana, ale jednak ustała. Był to znaczny postęp. Na chwilę pochodziła po małym pomieszczeniu. Nie było tak źle jak wczoraj. Powoli strój przestał jej ciążyć, więc wyszła z łazienki. Okularnica trzymała w ręku jakiś mały kuferek.
- Jeszcze płaszcz - powiedziała kobieta. - Siedziałaś w łazience chyba dwie godziny. Dam ci jeszcze jedną rzecz, ale na razie usiądź.
Cecylia usiadła na łóżku z cichym westchnięciem i sięgnęła po szczotkę. Kiedy już rozczesała mokre włosy podeszła do niej okularnica. Kobieta wyczarowała sobie krzesło i usiadła naprzeciw dziewczyny. Po chwili otworzyła kuferek. Nastolatkę zatkało. W skrzynce było mnóstwo kosmetyków, ale nie przypominały one tych, które dziewczyna dostawała od adopcyjnej matki. W kuferku były same ciemne cienie do oczu, a nawet kilka czarnych i szarych lakierów do paznokci. Było tam dosłownie wszystko poukładane i nowe.
- Zamknij oczy - rozkazała okularnica. Cecylia wykonała polecenie. Po chwili poczuła jak kobieta zaczyna ją malować! Nastolatka cofnęła się.
- Przecież potrafię sama się pomalować! Nie jestem niemowlakiem - powiedziała urażona dziewczyna.
- Nie wiesz jak powinno to wyglądać! Nie sprzeciwiaj mi się - powiedziała ostro. - Zamknij oczy!
Chcąc nie chcąc Cecylia musiała się poddać. Posłusznie zamknęła oczy i poddała się „operacji” kobiety.
Okularnica malowała nastolatkę dość długo, kiedy skończyła była jedenasta. Chociaż nie pozwoliła dziewczynie się obejrzeć udało jej się spojrzeć na chwilę w lustro i aż się przestraszyła. Miała mocny i wyzywający makijaż. Wokół oczu czarne obwódki, a paznokcie pomalowane były na czarno. Gdyby tak chodziła po Krakowie uznano by ją za wariatkę, a co niektórzy bardziej przesądni za śmierć.
- To chyba właśnie kuferek miałaś zamiar mi dać. Gdzie mam go włożyć? - zapytała ze zrezygnowaniem nastolatka.
- Na razie wezmę go ja, oddam ci go później. W twojej nowej sypialni obok swojego łóżka znajdziesz kufer. Tam po uroczystości złożysz swoją broń. Nie musisz jej nosić na co dzień. W sumie tylko dzisiaj masz na sobie całość. Tylko na nieliczne uroczystości, będziesz musiała zabrać część - mówiła okularnica. Przez kolejne pół godziny przypominała jej o wszystkich zasadach. W końcu wyruszyły do jadalni, w której miało się wszystko odbyć. Nastolatka czuła strach. Po raz pierwszy miała stanąć przed całą szkołą i w dodatku musiała podjąć się takiego zadania.
Cecylia miała nerwy w strzępach, pocieszała się tylko myślą, że znów zobaczy Jacka. Okularnica poprowadziła ją do sali z odwróconą gwiazdą Dawida, ale nie zatrzymały się tam. Dziewczyna zadyszała się. Już powoli nie miała siły dźwigać tej całej broni. Kobieta poprowadziła ją na dwór. Kiedy otworzyły się drzwi nastolatka po raz pierwszy od dwóch miesięcy poczuła bijący w nią zimny wiatr. Wszędzie leżał śnieg. Nawet jego biel nie zdołała polepszyć wyglądu zamku, nadal wyglądał jak żywcem wzięty z jakiegoś horroru. Cecylii zrobiło się zimno, więc bardziej otuliła się płaszczem. Okularnica stanęła przed jakimiś małymi, mało widocznymi drzwiami.
- Najstarsza Córka tu zostaje, ja muszę iść. Kiedy te drzwi się otworzą Najstarsza Córka Pierworodnego musi wejść i podejść do stolika na środku, a później wszystko jak ci mówiłam - wytłumaczyła kobieta.
- Ale dlaczego od razu nie wejdziemy do środka? - zapytała.
- Tak już jest. Nie próbuj uciekać Najstarsza Córko - powiedziała okularnica i z powrotem weszła do szkoły. Dziewczyna skuliła się z zimna, ale z zaciekawieniem rozejrzała się wokół. Od dawna nie widziała księżyca, a teraz lśnił nad nią w nowiu. Wiatr targał jej włosy czego nie robił wieki. W końcu będzie mogła wychodzić. Nagle zabrakło jej słońca. W Piekiełku była od końca sierpnia, ponad cztery miesiące nie widziała świetlistej kuli i dopiero teraz pomyślała, że chciałaby ją zobaczyć. Zaczęły ją boleć płuca od lodowatego powietrza. Już wiedziała, że będzie chora, za długo siedziała na uwięzi i nie była uodporniona. Zaczął padać śnieg, już po kilku sekundach jej włosy pokrywała cienka warstwa śniegu. Spojrzała w górę, nie widziała szczytu swojej wieży; zamek był ogromny, wznosił się nad nią jak jakaś olbrzymia góra.
Nagle małe drzwi się otworzyły ukazując ogromne, ciemne pomieszczenie oświetlone żyrandolem z świeczkami i pochodniami wetkniętymi w obręcze w ścianach. Cecylia jeszcze raz złapała w płuca mroźne powietrze i powoli weszła do środka. Od razu zobaczyła stół w kształcie podkowy. U szczytu siedzieli nauczyciele, a po bokach milczący uczniowie. Jadalnia wydawała się zbyt duża jak na tak małą liczbę uczniów. Czarnoksiężników rzeczywiście było bardzo mało, spowodowane to było tym, że przynajmniej jeden rodzic ucznia musiał być czarnoksiężnikiem.
Na samym środku był mały stoliczek, na którym ostrze sztyletu odbijało blask świec. W sali panowała martwa cisza. Po drugiej stronie stolika szedł do niej Jacek. Nastolatka powstrzymała uśmiech. Prawie w tym samym momencie podeszli do stolika. Dziewczyna czuła jak ulatuje z niej dobry humor, jak z przekłutego balonu powietrze, na widok dwóch pierścieni i błyszczącego sztyletu. Strach nie pozwolił jej się nawet dokładnie rozejrzeć po sali. Mała serwetka leżąca pod tymi rzeczami była mocno poplamiona krwią. Popatrzyła niepewnie na chłopaka. Chociaż miał kamienną twarz z jego oczu wyzierał strach i nieme pytanie. Zdawało im się, że stoją na przeciw siebie bardzo długo (ktoś zakaszlał, jeszcze ktoś inny poruszył się na krześle wywołując jego trzeszczenie), ale dla nich nie liczył się czas, chcieli wiedzieć, kto pierwszy odważy się założyć pierścień drugiej osobie. Nagle obydwoje wyciągnęli ręce po pierścienie. Cecylia chciała się zaśmiać, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Dziewczyna jeszcze raz popatrzyła na Jacka; wiedziała, że to ona powinna być pierwsza i chciała to powiedzieć chłopakowi bez słów. On jakby zrozumiał i lekko cofnął rękę. Nastolatka wiedziała, że musi to zrobić, to ona wprowadziła w błąd Jacka mówiąc, że ma sztylet. Obydwoje od początku myśleli, że to ona dokona Przymierza Krwi, więc dlaczego właśnie tak nie może być? Cecylia wzięła ze strachem pierścień i od razu poczuła jak przeszywa ją przeraźliwe zimno. Wzdrygnęła się lekko. Jeszcze raz popatrzyła w twarz chłopaka. Przyglądał jej się. Dziewczyna nie czekając już na żaden ruch szybko założyła obrączkę wysadzaną kamieniami na serdeczny palec chłopaka w prawej ręce. Jacek miał zimne dłonie tak samo jak i nastolatka. Cecylia szybko cofnęła rękę i czekała aż chłopak założy jej pierścień. Znów ogarnął ją strach, nawet nie śmiała popatrzeć jeszcze raz w twarz Jackowi. Dziewczyna wyciągnęła rękę, która lekko drżała. Chłopak założył jej pierścień i prawie niezauważalnie ścisnął dłoń nastolatki próbując dodać jej otuchy. Cecylia poczuła jak pierścień przywiera do jej skóry; już nigdy nie będzie mogła go zdjąć. Dziewczyna wzięła do lewej ręki sztylet (na prawej miała zrobić sobie rozcięcie). W jadalni zrobiło się jeszcze ciszej; gdyby były tu jakieś owady można byłoby usłyszeć jak machają skrzydełkami. Nastolatka przyłożyła ostry nóż do swojej prawej dłoni, jej ręka lekko się zachwiała, ale ona się tym nie przejęła i przecięła sobie dłoń. Poczuła ból.
- Moja krew - powiedziała głośno; z rany zaczęła lecieć krew i kapała na serwetkę.
Jacek szybko odwrócił swoją dłoń pozwalając, aby i na niej zrobiła przecięcie. Jej ręka zawisła nad dłonią chłopaka i znów zaczęła dygotać. Jacek przystawił swoją dłoń do ostrza. Nie mógł pozwolić, aby ją zabito co by na pewno zrobiono, kiedy zauważyliby, że dziewczyna się waha. Nastolatka popatrzyła z rozpaczą na niego i już był pewny, że cofnie sztylet, kiedy poczuł ostry, piekący ból. Nie musiał nawet patrzeć; wiedział, że to zrobiła.
- Twoja krew - mówiła lekko drżącym głosem. Jacek, nie czekając na jakiś znak od niej, zacisnął swoją rozciętą dłoń z jej zakrwawioną ręką. Zrobił to trochę bardziej niż było potrzeba, ale chciał dodać siły dziewczynie, bo widział, że ledwo trzyma się na nogach.
- Nasza krew - powiedzieli chórem. Cecylia popatrzyła z wdzięcznością na chłopaka. Ciągle trzymając się za ręce odeszli do bocznych drzwi widniejących za stołem dla nauczycieli. Kiedy weszli do kolejnego ciemnego pokoju, obydwoje odetchnęli z ulgą. Nie zamienili ze sobą żadnego słowa wciąż przeżywając wlokące się minuty w jadalni. Ciągle trzymali się za ręce, podeszły do nich pielęgniarki próbując ich rozdzielić. Dopiero po chwili zorientowali się, że dalej są złączeni, więc czym prędzej się puścili trochę zażenowani. Pozwolili się opatrzyć pielęgniarkom. Po chwili kobiety wyszły zostawiając ich samych, aby mogli się poznać. Uczta miała zacząć się za dziesięć minut.
Cecylia usiadła na małej sofie i rozejrzała się po pomieszczeniu. Był to chyba najlepszy pokój w całym zamku. Na podłodze z drewna był rozłożony wielki, miękki dywan, wokół ścian było mnóstwo regałów z książkami. Wszystko było utrzymane w ciepłej tonacji. W kominku palił się ogień rozświetlając pokój. Komnata przypominała jej trochę ukryty gabinet adopcyjnej matki.
Dziewczyna nie śmiała popatrzeć na Jacka, który stał przy kominku i bacznie się jej przyglądał. Włosy nastolatki były mokre od śniegu i teraz na podłogę spadały krople wody. Jacek zobaczył, że ma pas, zupełnie taki sam jak on. Chłopak usiadł obok Cecylii i pogładził ją lekko po zabandażowanej dłoni.
- Chyba nie chcesz tu siedzieć całe dziesięć minut w milczeniu i czekać aż w końcu po nas przyjdą. Wyda im się dziwne, że nie rozmawiamy - powiedział Jacek, kiedy dziewczyna cofnęła rękę. Nastolatka popatrzyła na niego ze smutkiem.
- Czy my musimy robić wszystko na pokaz? - zapytała, oddychała głęboko próbując się uspokoić.
- Musimy, ale tylko do czasu, kiedy się stąd uwolnimy. Dlaczego przecięłaś się tak mocno? - zapytał przypominając sobie monolog pielęgniarki, która opatrywała dziewczynę.
- Prawie nic nie czułam - odpowiedziała Cecylia spuszczając głowę. Tak naprawdę chciała, aby jej ból zagłuszył strach przed przecięciem Jacka.
- Wiesz, że nie musiałaś tego robić? - zapytał chłopak, a nastolatka potwierdziła głową. - Dlaczego to zrobiłaś? Mogłaś zostawić to mnie.
- Cały czas myśleliśmy, że to ja będę musiała to zrobić. Ja już przyzwyczaiłam się do tej myśli, a ty dowiedziałeś się o tym dopiero kilka dni wcześniej. Nie mogłam pozwolić abyś ty to zrobił - mówiła nie patrząc na chłopaka.
- Ledwo się trzymałaś. Już myślałem, że zrezygnujesz - powiedział Jacek i znów pogładził ją po dłoni, tym razem nie cofnęła jej.
- Ale to zrobiłam, dzięki, że... pomogłeś mi to zrobić - podziękowała i w końcu na niego spojrzała. Z jej oczu wyzierał smutek i rozpacz.
- Nie mogłem pozwolić żeby cię zabili, nie chciałem jeszcze ciebie stracić. Kiedy przypomnę sobie tamtą noc, to aż ciarki mnie przechodzą. Jeszcze, kiedy zauważyłem, że ktoś ściąga cię z okna myślałem, że ciebie też zabiorą. Uciekniemy, zrobimy to dla Bzyka - powiedział, jego głos nagle nabrał stanowczości. Chłopak znów ścisnął mocno jej dłoń. Trochę ją zabolało, kiedy dotknął miejsca, w którym była rana, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Kiedy zauważyłam, że go prowadzą od razu zrozumiałam i już nic się dla mnie nie liczyło. Naprawdę skoczyłabym, ale one mnie pociągnęły, chyba się o coś uderzyłam, bo straciłam przytomność. On był moim przyjacielem niemalże od kołyski, a teraz już go nie ma - mówiła Cecylia, do jej oczu zaczęły napływać łzy, ale powstrzymał się od szlochu. Jacek zauważywszy reakcję nastolatki nie czekając na pozwolenie przytulił ją.
- Jeśli chcesz mogę go zastąpić. Podobno nie ma ludzi niezastąpionych - powiedział, a ona wtuliła się w niego. Nagle drzwi otworzyły się, a oni oderwali się od siebie czym prędzej.
- Chodźcie, zaczyna się kolacja - powiedziała okularnica wychylając się zza drzwi. Zanim Jacek na dobre puścił jej dłoń ścisnął ją mocniej próbując ją jakoś pocieszyć. Kiedy zaprzyjaźnił się z Bzykiem często rozmawiali o Cecylii i wiedział ile dla siebie znaczyli.
Wyszli z przytulnego pokoju i od razu skierowali się w stronę jednego krańca stołu, na którym czekały na nich wolne miejsca obok innych Najstarszych. Kiedy już usiedli wszyscy zajadali się jakimś pieczonym mięsem. Cecylia nałożyła sobie trochę jedzenia, obok niej stał kielich napełniony jakimś płynem. Dziewczyna skosztowała napoju i od razu go wypluła. Jacek widząc co zrobiła nastolatka również chciał spróbować, ale ona mu na to nie pozwoliła zasłaniając ręką kielich.
- Nie pij. To krew - powiedziała i popatrzyła na niego ze strachem. Ciekawe czy codziennie piją tu krew? Chłopak zrobił przerażoną minę i odstawił kielich. Nagle minął im apetyt. Kto wie z czego jest to mięso?
Obydwoje popatrzeli na siebie. Jacek lekko dotknął pierścionka na ręce Cecylii, teraz już nie czuł zimna. Od tej chwili łączyła ich jakaś więź i obydwoje doskonale to rozumieli. Dziewczyna również popatrzyła na swój palec, na którym widniała czarna obrączka. Nagle wysunęła rękę spod dłoni chłopaka i spróbowała ściągnąć pierścień. Musiała sprawdzić czy rzeczywiście już jest przytwierdzony do jej palca na zawsze. Nie dało się go ściągnąć
- Zauważyłem, że miałaś cały czas zasunięte kotary. Co się stało? - zapytał Jacek patrząc na wysiłki Cecylii.
- Po tym jak chciałam skoczyć postanowili, że mnie zamkną; bali się, że jeszcze raz spróbuję. Chcę iść na cmentarz - oznajmiła nastolatka.
- Pójdziemy po posiłku, nie wiem czy możemy wstać od stołu.
- Nie musisz iść ze mną. Poradzę sobie sama - zapewniła.
- Też chciałem tam iść. Bzyk był też moim przyjacielem - powiedział chłopak patrząc z smutkiem na dziewczynę. Jemu też brakowało Radka. Był jego jedynym przyjacielem, z którym mógł spotykać się codziennie i który również nienawidził Piekiełka.
W końcu uczta się skończyła. Jacek i Cecylia prawie nic nie zjedli. Pokusili się tylko na ciasto, w którym rozpoznali zwykłą szarlotkę.

czarodziej.gif

Napisany przez: Moonchild 25.05.2005 22:19

Tekst jako całość jest ok. Chciaż pierwsza scena jest przynajmniej moim zdaniem zbędna. Po co pisać, że Cecylia wstała, zrobiła rozgrzewke, położyła się a potem znowu wstała i zrobiła rozgrzewkę? Lepiej było to skrócić.
A tak poza tym to nie chcę być upierdliwa, ale....

QUOTE
- Za niedługo zachód słońca. Najstarsza Córka musi być gotowa do północy - oznajmiła kobieta i ściągnęła z niej kołdrę. W kominku już się nie paliło.

prosze uważaj na to, bo to po prostu razi!!!!

I jeszcze jedno...
QUOTE
Od dawna nie widziała księżyca, a teraz lśnił nad nią w nowiu.

czy nów nie jest przypadkiem wtedy kiedy księżyca w ogóle nie widać? smile.gif



Napisany przez: Tajemnicza 25.05.2005 22:57

Wczoraj usiadłam, przeczytałam, ale bylo pozno wie nie dalam komenta =P Leniuch ze mnie =P
Opowiadanie bardzo mi sie podoba. Jak nieliczne mnie wciagneły i naprawdde jestem ciekawa tego co bedzie w nastepnych chapterach. Chociaz mam jednen zarzut: a mianowicie moim zdaniem akcja jest troche, podkreslam TROCHE za szybka. To wszystko tak mignelo w mgnieniu oka. Nie bede wypomniac literowek, przecinków, powtórzem i ogolnie bledów, bo nie lubie, a takie są, wiec uważaj na nie. Wiec ogolnie jest fajnie . Czekam na następne party i fajnie ze masz duzo. Ja lubie duzooo =PP Pozdrawiam
Taj

Napisany przez: Nati 03.06.2005 09:26

Błędów wiem, że dużo smile.gif

Szybko, bo i tak mam już dosyć dużo tekstu, a gdyby była wolniejsza fabuła może doszłabym nawet do 1000 stron wink.gif

Aha w domu nie działa mi forum, nie wiem dlaczego. Wkleję może jutro, a jak nie to kiedy zadziała forum

Napisany przez: Nati 07.06.2005 19:51

Zmiany

Powoli zaczęli kierować się do przejścia próbując nie stracić się z oczu. Razem przecisnęli się do drzwi wejściowych i otworzyli je. Od razu powiało zimnem. Przyjaciele otulili się szczelniej płaszczami i wyszli w środek zamieci, jaka panowała na dworze. Obydwoje nie wiedzieli dokładnie gdzie jest cmentarz, ale poszukiwania nie zajęły im wiele czasu. Góra, na której stał zamek miała bardzo małą powierzchnię. Miejsce spoczynku zmarłych było bardzo małe i stare. Niektóre nagrobki były połamane inne zasypane śniegiem. Tylko dwa groby wyglądały na nowsze i od razu do nich podeszli.
- Już zapomniałam, że pan Szpunk również tu jest. Przez tę głupią, nową nauczycielkę nic nie umiem. Nie uczyła mnie wcale - powiedziała z żalem Cecylia podchodząc do nagrobku z wyrytym nazwiskiem jej dawnego nauczyciela. Dziewczyna przycupnęła i odgarnęła ręką śnieg z grobu. Nie miała rękawiczek, więc od razu zrobiło jej się zimno. Nastolatka nie wstała, wciąż patrzyła na nagrobek. W końcu Jacek podszedł do niej i pociągnął za łokieć.
- Zmokniesz i zmarzniesz jeśli będziesz tak siedzieć. Wiem, on był wspaniałym nauczycielem, ale nic nie przywróci mu życia, tak jak i Bzykowi - powiedział chłopak dźwigając ją na nogi. - Nie wyglądasz na taką ciężką.
- To przez broń. Wzięłam wszystko żebyśmy mogli uciec. Może nam się przydać - wytłumaczyła Cecylia stojąc, ale wciąż wpatrując się w grób.
- Wzięłaś wszystko?! Szkoda, że ja o tym nie pomyślałem. A wziąłem sobie jeszcze tylko dodatkowy sztylet. Dlatego szłaś tak powoli. Oddaj mi część broni - poprosił Jacek.
- Nie, nie musisz mi pomagać. To nie jest aż tak ciężkie.
- Daj, przecież ledwo już trzymasz się na nogach, a zresztą mnie też przyda się zapasowa broń. Nie mogę patrzeć jak się męczysz - powiedział i próbował wyciągnąć szablę z płaszcza dziewczyny.
- Niech ci będzie - zgodziła się nastolatka i wyciągnęła z płaszcza część białej broni. Jacek zaczął ją wkładać do swojego płaszcza. - Już chyba wystarczy. Czuję się lekka jak piórko.
- A ja ciężki jak słoń. Jak mogłaś unieść to wszystko?
- Udało mi się - powiedziała. Znów zaczął padać gęsto śnieg.
- Dlaczego oni musieli zginąć? Dlaczego ich zabili? Przecież nie zrobili nic złego - powiedziała odgarniając zmarzniętą ręką śnieg z grobu Radka.
- Ja ci nie mogę na to odpowiedzieć. Myślę, że oni umarli w pewnym sensie dla nas, chcieli nas uwolnić. Pan Szpunk pokazał ci krok, a Bzyk wymógł na mnie obietnicę, że nigdy im się nie poddamy - powiedział chłopak i umilkł zastanawiając się nad swoimi słowami.
- Nie mówiłeś mi o żadnej obietnicy. Zresztą jak mogłeś mu cokolwiek obiecać przy tamtych dwóch? - pytała Cecylia odwracając się w stronę chłopaka. Jaka znów obietnica?
- Między nami nie było słów. Po prostu Radek na mnie popatrzył, a ja wiedziałem co jego spojrzenie znaczy. Prosił mnie żebym nas stąd wyrwał, żebyśmy uciekli, a ja mu to przyrzekłem. Tamci tego nie zrozumieli. Czytałem coś o takich przedśmiertnych prośbach.
- Ja też, ale nie pamiętam co mówiła ta książka - stwierdziła dziewczyna; przypominała sobie, że był temu poświęcony cały dział w książce „Starożytne tajemnice”, w której czytała bardzo dużo o cyrografach.
- Jeśli się coś obiecało osobie, która wkrótce potem umarła trzeba było spełnić tę prośbę bez względu na to jak brzmiała. Radek ma nam też w pewien sposób pomóc, przynajmniej tak mówił tamten rozdział - wytłumaczył Jacek przypominając sobie słowa w książce.
- To teraz już nie mamy wyboru. Musimy uciec - powiedziała cicho kuląc się z zimna.
- Wracajmy - powiedział chłopak i skierował się w stronę szkoły. W Piekiełku ciągle panował gwar. Tylko dzisiaj uczniowie się nie uczyli, to był ich jedyny wolny dzień, więc postanowili dobrze go wykorzystać. Wielu uczniów po prostu ze sobą rozmawiało; nie mieli na to czasu podczas reszty roku, ponieważ ciągle zajmowali się zgłębianiem wiedzy czarno-magicznej.
Cecylia i Jacek weszli na piętro w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, w którym mogliby usiąść. Przy ścianach stały nieliczne skórzane sofy mieszczące najwyżej cztery osoby. Zwykle siedzieli na nich wielcy osiłkowie, ale też zdarzyło się, że zajmowali je mali i chudzi. Może, dlatego że byli znani z rzucania złych uroków na każdego, który ośmieliłby się usiąść na ich sofie.
W końcu znaleźli jakąś pustą sofę i usiedli na niej. Na szczęście po obydwóch stronach tapczaniku w metalowych obręczach powsadzane były pochodnie. Od razu, pod wpływem ciepła, z ich włosów zaczęła skapywać woda tworząc kałużę przed nimi. Kilka osób siedzących na ziemi patrzyło na nich ze zdziwieniem, ale i też podziwem. Po chwili znów zatopili się we własnych rozmowach nie zwracając najmniejszej uwagi na nowicjuszy. Oni również zaczęli rozmawiać, ale nie snuli już planów ucieczki, było to niebezpieczne w tym tłumie uczniów, w którym każdy mógłby ich usłyszeć. Opowiadali sobie różne zabawne historie ze swojego życia. Zwykle w końcu dziewczyna zawsze przypominała Bzyka, a kiedy to sobie uświadamiała nagle milkła. Wiedziała, że nie powinna zatapiać się w wspomnieniach; to nic nie dawało a mogło tylko pogorszyć jej samopoczucie. W końcu Cecylia zaczęła mu opowiadać o swoim niezbyt udanym dzieciństwie, ale nie wspominała już Karoliny ze złością, bo wiedziała co przyczyniło się do jej zachowania. Ciągła niepewność pochodzenia adopcyjnej córki zniszczyła jej życie.
Nagle na sofę usiadły dwie osoby. Anastazja i Ola wygodnie rozłożyły się na tapczaniku. Wyglądały tak jakby nie było żadnej kłótni i dalej się przyjaźnili.. W końcu Stazi wyciągnęła do Cecylii rękę.
- Wiem, że ostatnio nie układało się nam dobrze Najstarsza Córko, ale w końcu należycie do naszej rodziny. Zapomnijmy o dawnych sporach - zaproponowała Anastazja podsuwając jeszcze bliżej rękę. Cecylia spojrzała niepewnie na Jacka, który przyglądał się wrogo i nieufnie dziewczynom. Nastolatka zauważyła, że ręka Stazi jest cała czerwona.
- Nie uścisnę dłoni, która jest umazana krwią. Anastazja, coś ty zrobiła? - zapytała z przerażeniem, a dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.
- To nic. Trochę tu krwi gołębia, trochę mojej i trochę... nie wiem kogo - stwierdziła beztrosko Anastazja.
- Jak to, nie wiesz od kogo? - pytała Cecylia wpatrując się w rękę dziewczyny. Niepokoił ją beztroski ton byłej przyjaciółki.
- Chłopcy są łasi na „nowości” i jeden z nich dobierał się do mnie. Wyciągnęłam sztylet i się na niego rzuciłam. Szkoda, że drasnęłam tylko policzek. Później ten chłopak złapał mnie, ale zjawił się kruk i zaczął nas dziobać uwalniając mnie od tego typka - wytłumaczyła Anastazja. Cecylia była wstrząśnięta. Jak mogła przyjaźnić się z kimś kto z takim spokojem atakuje ludzi?!
Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie, bowiem ktoś podszedł do sofy.
- Co wy tu robicie?! Zjeżdżać mi stąd! To moja sofa i nikt nie ma prawa na niej siedzieć! - krzyczał jakiś osiłek. Okazało się, że siedzą na „zajętej” sofie. Nagle w korytarzu zrobiło się cicho, wszyscy z zaciekawieniem obserwowali tę scenę.
- Nie widziałem tutaj żadnego podpisu, zresztą ta sofa nie należy do ciebie tylko do szkoły - powiedział z całym spokojem Jacek. Drugi osiłek nagle chwycił go za płaszcz i po chwili chłopak wylądował na ziemi.
- A co my z wami zrobimy? Zostańcie, zabawimy się z wami - powiedział ten pierwszy i usadowił się na miejsce Jacka próbując złapać Cecylię. Nastolatka jednak była już na to przygotowana. Jednym ruchem ręki uwolniła z pasa szpadę i przystawiła osiłkowi do gardła. Już po kilku sekundach drugi chłopak próbował jej odebrać broń, ale ona przystawiła do jego głowy drugą szpadę. Osiłek zezując patrzył na broń.
- Myślicie, że jak jesteście wielcy i umięśnieni to wszystko wam można?! Pożegnajcie się z waszą sofą, teraz ona należy do nas, zrozumiano? - zapytała dziewczyna, Jacek zdążył już wstać. Po chwili wziął z jej ręki szpadę, którą przystawiała drugiemu osiłkowi między oczami. Osiłkowie szybko wstali i odeszli. Kiedy już byli w dostatecznej odległości odwrócili się i zawołali:
- Jeszcze się z wami policzymy!
Chłopcy znikli za zakrętem, a Cecylia schowała szpady do płaszcza i pasa.
- Świetnie sobie poradziłaś - stwierdził Jacek. Nadal wszyscy uczniowie siedzący na ziemi i kilku sofach patrzyli na nich, ale tym razem w ich oczach nie było już zdziwienia tylko podziw, że udało im się przeciwstawić tej bandzie, która w całej szkole miała już kilka zajętych sof.
- Działałam we własnej obronie. Nie mogłam im pozwolić żeby mnie obmacywali - zapewniła dziewczyna. Ola i Anastazja, które jeszcze przed kilkoma sekundami były w szoku nagle uśmiechnęły się.
- Pierwsza klasa i już mamy własną sofę! To niebywałe, musimy częściej się z wami pokręcić - powiedziała Ola, a Stazi gorąco jej przytaknęła.
- Musimy na nich uważać - stwierdził Jacek i usiadł na sofie. Po chwili dziewczyna też usiadła. Ich torby leżały pod pochodnią schnąc.
- Jestem już zmęczona. Musicie mi pokazać gdzie będę spać. Jacek, a gdzie ty będziesz spał? - zapytała Cecylia i ziewnęła.
- Ja też jestem trochę zmęczony. Jeszcze nie wiem gdzie jest moja nowa sypialnia, ale poradzę sobie. Wiesz, że jutro w południe mamy mieć lekcję szermierki? - zapytał.
- Tak? Świetnie, może ty czegoś mnie nauczysz, a nie tak jak ta cała Mirella. Od czego zaczniemy? Jaką broń mam przynieść? - pytała nagle ożywiona nastolatka.
- Już trochę o tym myślałem. Chciałbym na razie wiedzieć co umiesz. Najlepiej będzie jak przyniesiesz szpadę, sztylet i szablę - mówił chłopak.
- Ale ja nie uczyłam się posługiwać szablą.
- Nie? Widzę, że masz spore zaległości, ale i tak ją przynieś.
- Dobra. Gdzie mamy mieć te lekcje? - zapytała dziewczyna sięgając po torbę.
- Podobno gdzieś na dworze. Spotkajmy się w sali z gwiazdą trochę przed dwunastą, razem poszukamy tego miejsca - powiedział Jacek również zabierając swoją torbę z podłogi.
- Ok, ja już chyba pójdę. W każdej chwili mogę zasnąć. Ola, Stazi pokażecie mi gdzie jest sypialnia? - zapytała.
- Ja też już chyba pójdę - powiedział chłopak i założył plecak.
- Poczekaj Najstarszy Synu Pierworodnego, przecież nie wiesz gdzie masz iść - powiedziała Ola i szybko się oddaliła. Zobaczyli jak rozmawia z jakimś chłopakiem, w którym Cecylia rozpoznała jednego z dawnych przyjaciół. Nastolatka i Jacek spojrzeli na siebie i parsknęli śmiechem. Jak zawsze bawiły ich przezwiska, które nosili.
- Cześć Marek - powitała podchodzącego chłopaka.
- To jest Marek, nasz przyjaciel. Zaprowadzi cię do sypialni - powiedziała Ola przedstawiając sobie chłopaków.
- Nawet nie mogę ci powiedzieć dobranoc. Wyśpij się dobrze i pamiętaj o naszej lekcji - przypomniał Jacek i poszedł za chłopakiem.
- To co, zaprowadzicie mnie do tej sypialni czy nie? - zapytała w końcu, a one poszły z nią do sypialni.
Był to duży, okrągły pokój sześcioma łóżkami i dwoma łazienkami. W pomieszczeniu było tylko jedno okno. Teraz gruba kotara była odsłonięta, ale okiennice zamknięte, aby nie wpuszczać zimna. Z boku stał wielki kominek; nie paliło się na nim. Ściany były prawie czarne i jak cały zamek tak i ten pokój wyglądał jak z krainy dreszczowców. Anastazja pokazała jej łóżko, na którym miała spać. Wszystkie były dość wąskie, a wokół nich pozaciągane były czarne kotary (tym razem można było je rozsuwać i zasuwać w dowolnym momencie). Obok jej łóżka stał wielki kufer, dziewczyna otworzyła go zaklęciem i zauważyła, że jest tam miotła i mniejszy kuferek. Od razu go rozpoznała; było to pudełko z kosmetykami. Cecylia szybko pozbyła się zbędnej broni wkładając ją do kufra. W pasie zostawiła tylko sztylet; resztę pokrowców wraz z bronią włożyła do kufra. Natomiast w płaszczu zostawiła jedynie szpadę i szablę. Oprócz tego w jej podkolanówce był jeszcze drugi nóż, którego się nie pozbyła. Pomyślała, że może kiedyś się jej przydać, kiedy znów będzie musiała zmierzyć się z osiłkami od sofy.
Cecylia wyjęła z torby swoją czarną koszulę nocną i weszła do łazienki. Pierwsze co zrobiła to zmyła ten okropny makijaż.
Kiedy wróciła, kotara w oknie była już zasłonięta, a w pokoju zaczęły zbierać się dziewczyny. Nastolatka od razu weszła do swojego łóżka zasłaniając czarne, lekko przezroczyste kotary. Nie chciała rozmawiać z nikim związanym, choć odrobinę z Piekiełkiem. Po chwili już smacznie spała.
Cecylia obudziła się o jedenastej. W sypialni było ciemno z powodu zasłoniętej kotary w oknie. Dziewczyna zaświeciła świeczkę stojącą na stoliku. Po pół godzinie była już gotowa; ubrana i najedzona zaczęła schodzić po schodach. W Piekiełku było bardzo cicho, wszyscy spali.
Tak jak się umówili Jacek czekał na nią w sali z odwróconą gwiazdą Dawida. Kiedy otworzyli drzwi wejściowe, poraziło ich w oczy słońce. Minęło kilka minut zanim przyzwyczaili się do tego ostrego światła.
- Jak ja dawno nie widziałam słońca - powiedziała nastolatka patrząc w bezchmurne niebo. Było mroźno, ale słońce świeciło bardzo mocno.
- Ja jeszcze dłużej. Chodźmy, musimy poszukać tego miejsca - powiedział Jacek i pociągnął Cecylię. Po kilku minutach znaleźli się na lekcji. Był to okrągły kawałek ziemi otoczony olbrzymimi kamieniami. Wyglądało jak Stonehenge w Anglii (był to magiczny krąg, w którym odprawiano różne obrzędy). Na ich nieszczęście w kole byli też inni uczniowie ubrani w szaty z gwiazdkami, a obok jednego z kamieni siedziała Mirella oczywiście z kolejnym czasopismem w rękach.
- Tylko nie ona... - jęknęła Cecylia patrząc z wrogością na kobietę.
- Nie przejmuj się nią. Oni świetnie walczą, może się od nich czegoś nauczymy? - zapytał sam siebie Jacek i szybko wszedł do koła ciągnąc za rękę dziewczynę. Reszta walczących nie zwróciła na nich większej uwagi, tylko co niektórzy spojrzeli na nich, ale żaden nie podszedł i się nie przedstawił.
W kręgu było ich dziesięciu (nie licząc Mirelli) i byli podzielni na pary według roczników. Nauczycielka nawet nie zauważyła, że ktoś przyszedł.
- To... od czego zaczniemy? - zapytała rozchylając lekko płaszcz, aby wyciągnąć z niego broń.
- Szpada - odpowiedział i jednym, płynnym ruchem wyciągnął swoją broń. - Zmierz się ze mną.
- Chyba nie myślisz, że zaatakuję cię pierwsza - powiedziała Cecylia.
Tak zaczęła się ich wspólna lekcja. Jacek okazał się naprawdę dobry w szermierce i szybko potrafił wykorzystać jej błędy. Nastolatka wiedziała, że nie dorasta mu nawet do pięt (ciągle się przewracała i prawie zawsze chybiała).
- Zbyt dużo nie nauczyłaś się przy niej - uznał chłopak, kiedy mieli dziesięciominutową przerwę. Dziewczyna ciężko dyszała, ale Jackowi nic nie było. Nastolatka potaknęła tylko głową. Minęło kilka minut zanim jej oddech wyrównał się.
- Wiem, wiem. Jestem do niczego.
Cecylia usiadła na ziemi i obserwowała pozostałe pary. Wszyscy wyglądali na zmęczonych i śpiących. Dziewczyna też marzyła tylko o tym żeby się położyć do łóżka i zasnąć jak reszta jej klasy.
- Wcale nie jesteś do niczego, tylko nie masz wprawy i za mało się skupiasz na tym co robisz, jesteś za powolna. Podczas tych lekcji postaram się coś ciebie nauczyć. Zobaczysz, już wkrótce będziemy walczyć tak jak oni - przekonywał Jacek, a dziewczyna cicho prychnęła. Ma walczyć tak jak tamci? To nie możliwe.
Po przerwie znów wszyscy zaczęli walczyć, ale już nie tak ostro jak na początku. Wszyscy byli zmęczeni tak, że z ledwością utrzymywali broń. Jacek zaczął jej udzielać wskazówek.
W końcu starsze klasy dały sobie spokój z dalszymi ćwiczeniami i poszli do szkoły czego nie zauważyła nawet Mirella. Chłopak jednak nadal ćwiczył z Cecylią.
- Patrz na mnie - powtarzał ciągle. - Pamiętaj o nogach, patrz gdzie celujesz - mówił, a kiedy zaatakowała zawsze obronił się z łatwością.
Ćwiczyli bardzo długo. Dziewczyna w końcu opanowała jako tako szpadę i już udawało jej się łączyć wszystko (kroki, patrzenie na przeciwnika i celowanie) w miarę spójną całość. Ciągle jednak potykała się o swoją suknię i upadała na twardą ziemię.
- Ona jest za długa - powiedziała, kiedy kolejny raz siedziała na ziemi. Chłopak pomógł jej wstać podając zabandażowaną rękę, na której była jeszcze rana, którą zadała mu nastolatka. - Wszystko już mnie boli, na dzisiaj mam dość. Dajmy sobie spokój, jestem zmęczona.
- Niech ci będzie. Wiem, że nie możemy wychodzić w ciągu dnia, ale jutro też tu przyjdziemy. Szkoda, że teraz mamy szermierkę tylko raz w tygodniu. Nie możesz skrócić tej sukienki? - zapytał z nadzieją Jacek.
- Chyba nie, niestety.
- Nie chce mi się iść do zamku, przejdźmy się. Zobaczymy co jeszcze tutaj jest – powiedział chłopak. Cecylia z radością przyjęła tę propozycję; nie chciała wracać do tego ciemnego zamku, kiedy na zewnątrz świeciło słońce.
Nie mieli dużo do zwiedzenia, więc kiedy zbadali nawet najmniejsze zakamarki (w jednym z nich znaleźli śmietnik pełen zardzewiałych i dziurawych kociołków) i odwiedzili cmentarz, usiedli na jednej z skarp spuszczając nogi w dół tak, że wisiały nad przepaścią.
- Chciałabyś kiedyś poznać swoich prawdziwych rodziców? - zapytał, gdy znów zaczęli opowiadać sobie wspomnienia z dzieciństwa.
- Nie. Nigdy nie będę ich szukać. Naszymi rodzicami są czarnoksiężnicy i porzucili nas tylko, dlatego żebyśmy uczyli się czarnej magii, żebyśmy byli tacy jak oni, a ja nigdy nie będę jak oni. Nasi prawdziwi rodzice muszą być okropni - stwierdziła Cecylia rzucając z całej siły jakiś kamień do przepaści.
- Nienawidzę tej szkoły. Jeszcze nie zaczęliśmy się uczyć, ale ja nienawidzę Piekiełka. Te pozaciągane okna w ciągu dnia, to bezsensu! I jak trzymali nas w zamknięciu.
- Tego nigdy nie zapomnę. Musimy się stąd wydostać - mówiła dziewczyna ciągle wrzucając w przepaść kamienie.
- Musimy już iść, zaraz zajdzie słońce. Jesteś gotowa na pierwsze lekcje? - zapytał Jacek stając na skale i patrząc na skarpę.
Po chwili już byli w szkole. Kotary w oknach zaczęły się rozsuwać ukazując powoli czerwieniące się niebo. Uczniowie zaczęli schodzić z schodów. Cecylia i Jacek weszli do jeszcze pustej jadalni. Dopiero teraz zauważyli, że w oknach są witraże. Niezwykłe witraże. Co chwilę kawałki kolorowego szkła zmieniały swoje położenie tworząc nowe, zadziwiające obrazy zwykle przedstawiające ogień, walkę i śmierć, ale zawsze było to zło.
Na środku pomieszczenia nie było stolika z sztyletem tak jak poprzedniej nocy, co przywitali z ulgą. Usiedli na swoim miejscu i zaczęli jeść. Na szczęście dzisiaj nie musieli pić krwi, a i jedzenie było normalne. Na stole było mnóstwo półmisków z płatkami i dzbanków z mlekiem. Na olbrzymich talerzach były kanapki z serem i szynką. W kielichach był jakiś sok.
Pod koniec posiłku po jadalni zaczęło chodzić kilku nauczycieli (jeden z nich był pół koniem!) rozdając plany lekcji nowym uczniom. Po chwili Jacek i Cecylia mieli już swoje.
- Prawie zawsze mamy tylko trzy lekcje! - zachwyciła się dziewczyna oglądając swój plan.
- Zauważ, że uczymy się tu na okrągło, nie mamy wolnych dni. No i jeszcze to noc, będziemy mieli bardzo mało czasu żeby odrobić lekcje - stwierdził zgodnie z prawdą Jacek. Nastolatce od razu zrzedła mina.
- No i jeszcze szermierka - westchnęła. - Wiesz gdzie jest ta sala, do której musimy teraz iść?
- Chyba gdzieś na górze, sala nr 83. Musimy już teraz iść żeby ją znaleźć - powiedział chłopak i od razu wstał wziąwszy do ręki kanapkę.


Napisany przez: Moonchild 11.06.2005 08:43

Czytało się szybko i przyjemnie. Nie zauważyłam żadnych błędów ani literówek. Treści się nie czepiam - nie jestem w nastroju smile.gif

Napisany przez: Nati 29.06.2005 13:09

Nauka

W pierwszym tygodniu nauki wszyscy szukali odpowiednich klas. Czasami musieli iść z samego dołu na jedno z najwyższych pięter w czasie krótkiej dziesięciominutowej przerwy.
Na piętrze była ogromna biblioteka z mnóstwem książek, jednak większość z nich była pozamykana tak, że nikt nie potrafił ich pootwierać. Zaraz na przeciw biblioteki był szpital, w którym leczono tylko i wyłącznie eliksirami lub jakimiś zaklęciami. Pomieszczenie wcale nie pasowało na szpital. Tak jak większość pokoi w Piekiełku był ob­skurny i ciemny. Nawet dwie szamanki były ubrane na czarno, a po pomieszczeniu chodziły czarne koty, a nawet myszy. Na półkach w szpitalu stały słoje z jakimiś wnętrznościami zwierząt, ale nie to było najgorsze. W kilku pojemnikach były pijawki!
Dopiero piętro wyżej mieściły się klasy, a zaraz obok drzwi do nich nieliczne sofy. Na tym piętrze mieli jedynie dwa razy w tygodniu Zaklęcia, a na trzecim kolejne dwie godziny.
Na czwartym piętrze mieściły się dwie klasy do Eliksirów, a na piątym do Kulinarii i do Magicznych Zwierząt. Zaś lekcje Magicznych Roślin i Historii Czarnej Magii odbywały się na szóstym poziomie. Najgorsze lekcje odby­wały się na jednej z wieżyczek, była to nauka Woodo i Astrologia.
Zaklęć uczył ich nauczyciel zwany Konar, był to rosły mężczyzna z burzą czarnych, kręconych włosów. Wyglądał jak dzikus z lasu spod góry, na której znajdowała się szkoła. Wszyscy uczniowie z ich klasy potrafili już podstawowe czary, więc uczył ich czarno-magicznych zaklęć zwykle zadających ból, ale też zaklęć obronnych np. oszołomienia i zaklęć transmutacji, czyli zamienia jednych rzeczy w inne.
Eliksirów uczyła ich wampirzyca Leea, była to bardzo piękna kobieta, tyle, że z jej ust wystawały dwa ostre spiczaste zęby. Nauczycielka zwykle miała na sobie potargane ubrania tak że wyglądała jak jakiś upiór. Kilku uczniów bało jej się, a większość chłopaków zakochiwała się w niej. Na jej lek­cjach sporządzali różne eliksiry przede wszystkim lecznicze, ale też i różne mogące się przydać się w zemście np. wywar z Tojadu powodujący niekontrolowane skakanie. Uczyła ich też gotować eliksiry sprawiające, że zamienia się w jakieś zwierzę lub znika, co bardzo było pomocne podczas wojen.
Arwen uczył Historii Czarnej Magii i wzdychały do niego prawie wszystkie dziewczyny. Był to przystojny mężczyzna, który zwróciłby uwagę nawet ludzi nie związanych z magią. Wyglądał jak jakiś gitarzysta z rockowej kapeli. Długie ciemne włosy spływały mu aż do pasa, a orzechowe oczy były bardzo głębokie i nieodgadnione. Na Historii mówił ogólnie o powstaniu magii; twierdził, że magia powstała razem ze stworzeniem Ziemi i wtedy nie było podziału między białą a czarną magię. Dopiero w późniejszych czasach, kiedy nastały wojny, zaczęto szukać prostszych sposobów walki, czemu przeciwstawiły się elfy, które od zarania dziejów nienawidziły zła.
Orm uczący Magicznych Zwierząt był wilkołakiem. Mężczyzna był bardzo młody i wyglądał jak trup z powo­du swojej bladości. Jego oczy, kiedyś zapewne ciemnobłękitne, teraz były szkliste i mętne. Na lekcjach pokazywał im filmy o różnych magicznych zwierzętach i często wspominał o sobie jako zwierzę. Uczyli się jak zabijać krwiożercze bestie i jak opiekować się tymi pożytecznymi. Raz na miesiąc, w czasie pełni, kiedy znikał nie mieli lekcji i mogli robić co tylko zechcą.
O Magicznych Roślinach uczyła ich Asgerd; kobieta o długich czarnych i lśniących jak atłas włosach i dużych szarych oczach. Pokazywała im rośliny, których używali do eliksirów. Na jej lekcjach często musieli wypisać wła­ściwości najróżniejszych kwiatków i w jakich eliksirach są używane. Nauczycielka zawsze potrafiła utrzymać w klasie spokój; jeśliby ktoś coś powiedział nie na temat lekcji musiał zrobić dziesięć zadań, albo odpytywała go na każdej lekcji do końca roku.
Mężem Asgerd, a zarazem nauczycielem Woodo był Skaflok. Mężczyzna był wysokim mulatem, zwykle cho­dził w czystych, wyglądających na nowe, szatach czarnoksiężników. Na tej lekcji uczyli się szyć i lepić z gliny figurki. Najczęściej były to laleczki w kształcie zwierząt. Kiedy nauczyli się robić figurki zwierząt Skaflok pokazał im jak można użyć je przeciw wrogom. Wystarczyło mieć tylko jedną rzecz osoby którą chce się zgnębić np. włos i przypiąć do laleczki podobnej do tej osoby; później można dźgać laleczkę w różne części ciała, a osoba do której należała dana rzecz poczuje ból.
Kulinarii, czyli gotowania poprzez magię uczył pan Puszek. Otyły mężczyzna miał rozbiegane czarne oczka i ciągle się śmiał. Co chwilę też szczypał dziewczyny po tyłkach, a one nigdy nic nie mówiły zawstydzone czerwieniąc się lekko. Tylko Cecylia się sprzeciwiała, często przystawiając do niego szpadę lub sprawiając, że posiłek, który sporządziła lądował mu na głowie. Dzięki temu pan Puszek nigdy nie próbował jej tknąć, ale za to nienawidził jej i okazywał to na każdych zajęciach. W klasie na piątym piętrze było mnóstwo stolików i liczne piece poustawiane pod jedną z ścian. Mężczyzna uczył ich wyczarowywać jedzenie i napoje o różnych smakach. Na tych też lekcjach uczyli się wykorzystywać zaklęcia do różnych gospodarskich czynności np. zaklęcie sprzątające albo odkurzające. Za pomocą czarów potrafili obierać ziemniaki i zmywać naczynia.
Astrologii uczyła ich kobieta-centaur, czyli długowłosa dama z niebieskimi oczami i tułowiem czarnego konia. Cyrylica (było to imię kobiety) pokazywała im różne konstelacje gwiezdne i planety; potrafiła też prze­powiadać przyszłość z gwiazd, ale nie robiła tego na lekcjach. Kiedy ktoś się bliżej przyjrzał oczom pół-kobiety mógł zauważyć, że w jej oczach zawsze odbija się nocne niebo bez względu na to czy był dzień, czy noc. Cyrylica mieszkała w komnacie obok jej klasy, ponieważ nie potrafiła wspinać się po schodach. Pomieszczenie, w którym mieli Astrologię, nie było zwykłą klasą; był to pokój z jednej strony bez ściany z balkonem, na którym stały liczne teleskopy.
Na lekcjach zawsze używali różdżek i nigdy nie posługiwali się umysłem ani też rękami co bardzo dziwiło Ce­cylię i Jacka. Okazało się, że władanie różdżką jest dla nich jak dziecinna zabawa i bardzo szybko udawało im się opanowywać kolejne zaklęcia. Musieli wymówić tylko kilka dziwnie brzmiących słów i jęków (czasami nie po­dobnych nawet do łaciny) i już jakieś czarno-magiczne zaklęcie mknęło i uderzało w wroga. Większość ich klasy miała wielkie problemy w wymawianiu dziwnych odgłosów i z ich różdżek zazwyczaj sypały się jedynie iskry. Chyba tylko Ola potrafiła czarować prawie tak dobrze jak Jacek i Cecylia, ale to nawet ich zbytnio nie zdziwiło. Każdy wiedział, że Ola mieszkała u czarno-magicznej rodziny i te zaklęcia musiały być w jej domu na porządku dziennym.
Cecylię zdziwił zapał z jakim Anastazja uczyła się magii. Wcześniej to ona musiała namawiać przyjaciółkę do nauki i podpowiadać na sprawdzianach, ale teraz Stazi siedziała tylko przy książkach. Dziewczyna zaś nie uczyła się zbytnio, ale zawsze było tak, że z łatwością przyswajała wiedzę i z lekcji zapamiętywała prawie wszystko, więc nie miała żadnych problemów z nauką. Większość uczniów z jej rocznika ciągle siedziało w bibliotece ucząc się skomplikowanych zaklęć. Nastolatka ze zdziwieniem zauważyła, że wcale tego nie potrzebuje, ponieważ zawsze zapamiętywała odpowiednią formułę czaru i nigdy nie myliła ze sobą zaklęć. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że magia była w niej od zawsze. Bardzo ją to zaskakiwało, ale kiedy zauważyła, że Jacek też nie uczy się zbyt często uspokoiła się nieco. Oboje siadywali do książek tylko po to, aby uczyć się na Historię Czarnej Magii lub otwierali książki o magicznych roślinach lub zwierzętach. Jednak Jacek zawsze uczył się dłużej niż ona. Dziewczyna zaskakiwała wszystkich (w tym siebie) wiadomościami o elfach i historii Ludów Dawnych Czasów. Nie wiedziała skąd czerpie tyle informacji, po prostu to wszystko siedziało w niej i dopiero teraz zaczęło wychodzić na wierzch.
Wielkim zaskoczeniem dla nich było to, że w Piekiełku nie było żadnych sprawdzianów, ale i tak wszyscy za­kuwali do lekcji. Karą za lenistwo było robienie mnóstwa zadań i czasami zdarzały się, kiedy ktoś notorycznie nie sięgał po książki, prawdziwe szlabany; osoba, która miała szlaban musiała czyścić nocniki w szpitalu albo zmywać naczynia po wszystkich posiłkach co zajmowało im wiele godzin.
W klasach było mnóstwo półek zawalonych książkami dotyczących lekcji odbywających się w danym pomiesz­czeniu. Uczniowie mogli pożyczać sobie te książki pod warunkiem, że oddają je do dwóch tygodni. Poza tym była jeszcze biblioteka.
Nikt z uczniów, poza Najstarszymi Córkami i Synami Pierworodnego, nie wychodził w ciągu dnia na dwór; za­zwyczaj w tym czasie smacznie spali albo uczyli się. Cecylia zrobiła wielkie postępy w szermierce i już po miesi­ącu doskonale opanowała szpadę i sztylet i zaczęła lekcje z szablą. Była ona o wiele cięższa od pozostałej broni jaką nauczyła się władać, ale nie zrobiło to jej wielkiej różnicy. Jacek okazał się świetnym nauczycielem i bardzo szybko uczyła się odpowiednich kroków, a przede wszystkim szybkości.
Kilka razy osiłkowie próbowali odebrać przyjaciołom „swoją” sofę i często atakowali ich; najczęściej kiedy by­li oddzielnie. Jednak po kilku takich napadach zrezygnowali lądując w szpitalu z ranami ciętymi, bowiem ani Ce­cylia, ani Jacek nie rozstawali się z swoimi sztyletami i czasami mieli też ukryte w płaszczu szpady. Wiedzieli, że w każdej chwili mogą zostać ponownie zaatakowani, ale nie tylko przez tych osiłków. Było wiele osób chętnych na ich sofę którzy myśleli, że pierwszacy nic groźnego nie mogą im zrobić. Oni też wylądowali w szpitalu jednak z tą różnicą, że ugodziły ich różne zaklęcia, przez które nie mogli mówić, albo wyrosły im włosy na całej twarzy, al­bo też inne części ciała pokrywały się wielkimi krostami. Walki o sofy rozlegały się bardzo często i też często w szpitalach lądowali uczniowie z licznymi obrażeniami. Nauczyciele nawet nie próbowali powstrzymywać walk. Chyba uważali, że to ich zahartuje i zapewni lepszy start w dorosłym życiu.
Powoli mijały miesiące. Nastała wiosna, choć prawie nie było tego widać. Na górze nie rosły żadne kwiaty, chyba, że chwasty. Tylko drzewa z lasu z dołu zaczęły kwitnąć i puszczać pąki. Do piekiełka nie dostał się jednak żaden orzeźwiający zapach kwiatów.
Jacek i Cecylia nie szukali przyjaciół wśród zwolenników czarnej magii; zawsze trzy­mali się razem. Nie chcieli mieć tutaj żadnych kolegów, ponieważ wiedzieli, że trudniej będzie im stąd uciec, kiedy musieliby ich tutaj zostawić. A i może kiedyś musieliby walczyć z nimi. W ciągu lekcji siedzieli razem w jednej ławce i pilnie słuchali słów nauczycieli albo też cicho szeptali między sobą o tylko im wiadomych rzeczach. Nie rozmawiali z nikim toteż nie byli zbytnio lubiani wśród uczniów. Według innych uczniów byli odludkami. Wykonywali jedynie swoje zadanie, nie zgłaszali się do dodatkowych prac ani też nie należeli do żadnych kół zainteresowań. Starali się nie wyróżniać zbytnio, ale nie wiedzieli, że swym zupełnym brakiem zainteresowania Piekiełkiem tylko wzbudzają ciekawość. Nauczyciele podziwiali ich zimną krew, z jaką bronili swojej sofy i cicho kibicowali im, chociaż nie widzieli w nich nic nie­zwykłego. Dla nich byli zwykłymi uczniami w szkole czarnej magii, w której uczyli już bardzo, bardzo długo. Tak samo jak inni uczniowie siedzieli w bibliotece nad stosem książek i tak samo od czasu do czasu musieli robić jakieś zadania, ale zwykle tylko dlatego, że rozmawiali ze sobą w ciągu lekcji.
Były to jednak tylko pozory, maski jakie założyli na swoje twarze. Dopiero w kręgu z olbrzymich kamieni wy­ładowywali całą swoją nienawiść do Piekiełka i tylko oni wiedzieli o ich planach ucieczki, o których często roz­mawiali podczas lekcji, na których mało prawdopodobne było, że ktoś ich podsłucha.
Cecylia i Jacek nie lubili walczyć, ale zwykle byli do tego zmuszani przez starszych uczniów. Zauważyli też, że reszta ich rocznika chodzi poobijana i pokaleczona i z coraz większą zaciętością uczyli się nowych zaklęć.
- To co zwykle. Starsi uczniowie używają nas jako worków treningowych - odpowiedziała pewnego dnia Anastazja, kiedy Cecylia znów zaczęła zasypywać ją pytaniami o rany.
- Jak to? To nie próbujecie się bronić?! - prawie krzyknęła nastolatka; okazywało się, że tylko ona i Jacek unik­nęli losu worków treningowych.
- Ciekawe jak mamy się bronić. Oni znają o wiele gorsze zaklęcia i potrafią szermierkę prawie tak dobrze jak ty. My nie mamy przy nich żadnych szans. Mamy tylko nadzieję, że wkrótce przyjadą nowicjusze i nimi zajmą się starsze klasy - powiedziała spokojnie Ola zapominając, że jeszcze niedawno to właśnie ich nazywali nowicju­szami.
- Ale przecież jeśli rzucilibyście jakieś zaklęcie zanim oni zdążą użyć swoich różdżek to daliby wam spokój. To nie jest takie trudne - powiedział chłopak mierząc wszystkich nienawistnym spojrzeniem kiedy tylko mieli odwagę łakomie spojrzeć na kanapę.
- Oni są bardzo szybcy, już tego próbowaliśmy, ale oni używają zaklęć ręcznych i nawet nie muszą wyciągać różdżek. Zwykle atakują nas z tyłu i jest ich więcej.
- Tchórze! Spróbujcie! My trochę powalczyliśmy i teraz zobacz; nikt nie próbuje na nas ćwiczyć.
- Ale my jesteśmy słabi! Nie potrafimy szermierki, a wszystkie zaklęcia jakich się uczyliśmy nie mogą im zrobić nic groźnego.
- Możemy użyć laleczek Woodo - nagle olśniło Olę i obie poderwały się z sofy. Jacek i Cecylia tylko z nimi rozmawiali, albo raczej one garnęły się do rozmowy z nimi. Często przychodziły i po prostu zaczęły mówić nie zważając na to, że nikt ich nie słucha. Z lubością też siadały na kanapie i mierząc wszystkich wokół wzrokiem zdo­bywcy. Prawdę powiedziawszy Ola i Stazi wcale nie były aż tak narażone na ataki piątoklasistów jak reszta ich klasy. Wszyscy wiedzieli, że tylko one rozmawiają z Najstarszą Córką Cecylią i Najstarszym Synem Jackiem (tak na nich mówiły wszystkie klasy od Nowego Roku), więc zostawiali je w spokoju bojąc się ich gniewu.
Nastolatkę i chłopaka bardzo dziwiło to zachowanie. Wcale nie różnili się od swoich rówieśników i uczyli się na średnim poziomie. Dopiero później zdali sobie sprawę, że wszyscy (włącznie z nauczycielami) uważali ich za dziwaków i bali się, że kiedyś rzucą na nich jakieś śmiertelne zaklęcie; myśleli, że potajemnie uczą się czarnej magii z zamkniętych ksiąg, które tylko oni potrafili otworzyć.
W wielkim skrócie Jacek i Cecylia zrobili sobie w szkole bardzo złą opinię i większość uczniów po prostu omijała ich szerokim łukiem. Za to oni tylko się z tego po cichu śmiali ciesząc się, że nikt ich nie niepokoi.
Po jakimś czasie, kiedy już Cecylia potrafiła doskonale władać każdą białą bronią, (kiedy uczył ją Jacek poj­mowała wszystko w bardzo krótkim czasie, uczyła się nawet szybciej niż przy panu Szpunku) Mirella oznajmiła wszystkim Najstarszym, że dyrekcja postanowiła, że będą uczyć się strzelać z łuków. Nie powiedziała jednak dla­czego mieli się tego uczyć, kiedy już od stuleci nikt z tego nie korzystał, tylko przedstawiła im jakiegoś starego, po­marszczonego jak orzech włoski Indianina, który miał ich uczyć tej dziedziny walki. Starzec nawet się nie przed­stawił od razu rozdając olbrzymie łuki i kołczany ze strzałami. Mężczyzna nie mówił nic prócz instrukcji do­tyczących postawy i skupienia podczas strzelania. Indianin zrobił zagłębienie w piasku tworząc linię przy której kazał im stanąć. Na kamiennych blokach tworzących krąg porozwieszał dziesięć tarcz. Po poprawieniu ustawienia każdej osoby kazał im napiąć łuk i wystrzelić w tarczę. Żaden z uczniów nie trafił w nią. Większość strzał leżało na ziemi, ponieważ zdążyły spaść zanim wbiły się w tarczę, inne zniknęły w przepaści, która była zaraz za kamien­nym kręgiem.
Nauka łucznictwa zajęła im kilka miesięcy. Czy był ostry wiatr, czy deszcz zawsze musieli stać w kamiennym kręgu i wypuszczać strzały do tarcz. Lato nie było gorące z powodu wysokości, na której się znajdowali, a w jesieni znów na górze hulał wiatr i rozwiewał im włosy, które zawsze musieli mieć rozpuszczone. Prawie od razu nauczyli się stawiać poprawnie stopy, ale po­trzebowali jeszcze dużo sił żeby napiąć łuk tak żeby strzała w końcu doleciała do celu. Starsze klasy miały się lepiej, bo po ćwiczeniach szermierki mieli dużo więcej siły niż dopiero co początkujący Jacek i Cecylia. Pierw­szacy byli też jednymi z ostatnich, którzy nauczyli się władania łukiem, ale z przyjemnością stwierdzili, że popra­wili tym samym swoją szermierkę, ponieważ mogli zadawać o wiele mocniejsze ciosy. Jacek, choć trochę szybciej nabrał siły do strzelania, nie miał takiego oka jak Cecylia, która prawie zawsze trafiała w środek tarczy.
Kiedy już w końcu wszystkie strzały trafiały w tarcze Indianin uczył ich z czego robi się strzały, groty, które pióra są najlepsze do lotek i z jakich drzew wykonywane były łuki. Później próbował ich nauczyć odmierzania swojej siły do odległości wroga itp.
W tym czasie obydwoje mocno wydorośleli. Urośli znacznie i nauczyli się nie okazywać żadnych uczuć zakła­dając na twarze różne maski. Kiedy rozmawiali z Olą i Anastazją wyrażali jedynie chłodną uprzejmość, chociaż czasami mieli ochotę je uderzyć. Strasznie ich przerażało to, że dziewczyny są tak zafascynowane szkołą i coraz częściej rzucały się na nowicjuszy, którzy w większości przybyli już w czerwcu i chodzili zaciekawieni po zamku. Bronili swojej sofy z wyrazem wielkiej zaciętości i wściekłości na twarzach, choć nie bardzo obchodziło ich gdzie będą siedzieć między lekcjami. Idąc korytarzem mierzyli zimnym wzrokiem mówiącym: „Niech no tylko ktoś spróbuje mnie zaatakować” każdą napotkaną osobę. Już nawet nowicjusze unikali ich jak ognia chociaż nigdy nie zrobili im nic złego. Ogień nienawiści do nich podsycali jeszcze Najstarsi, z którymi mieli szermierkę mówiąc, że walczą oni świetnie i nawet oni nie potrafią wykonywać tego co robią w magicznym kręgu. W rzeczywistości była to prawda. Jacek i Cecylia świetnie potrafili władać każdą białą bronią i sami zaczęli wymyślać różne kroki; tylko oni wiedzieli na czym tak naprawdę polegały, czytali również bardzo dużo o strategiach na wojnie próbując znaleźć coś co może im się kiedyś przydać. Robili to tylko po to żeby móc walczyć lepiej, kiedy znajdą sposób na ucieczkę.
Najpierw myśleli, że spróbują zejść z skał, ale wiedzieli, że nie tego chciał pan Szpunk ponieważ przy scho­dzeniu ze skały nie mogli użyć pokazanego Cecylii kroku. Dopiero później przekonali się, że nawet gdyby spró­bowali nic by z tego nie wyszło. Góra była chroniona jakimiś potężnymi zaklęciami o czym przekonali się gdy na­stolatka znów zaczęła rzucać z wściekłości kamieniami w dół przepaści. Gdzieś w połowie skarpy kamień nagle się zatrzymał i leżał zawieszony między ziemią a niebem. W tym miejscu znajdowała się czarodziejska powłoka, która zatrzymywała wszystko co spadło z góry. Na niej zauważyli mnóstwo innych kamieni i kilka strzał zapewne wystrzelonych na lekcji łucznictwa.
Tak więc mijał pierwszy rok, a oni nie wiedzieli jak mogą się stąd wyrwać. Zima przyszła nagle niosąc ze sobą ciągłe zamiecie i wichury. Kiedy byli na dworze, nawet płaszcze nie ochraniały ich przed śniegiem wsypującym się im za kołnierze. Zbliżał się kolejny Nowy Rok, któ­ry musieli spędzić w Piekiełku. Cecylia raz widziała o rok młodszą Najstarszą niosącą Księgę. Miała ochotę podbiec do niej i zaprowadzić do wieży, w której kiedyś był Jacek. Jednak widząc dumną minę dziewczyny zrezygnowała, bo wiedziała, że nowicjuszka nie złamie przepisów; miała na to zbyt zadowoloną minę. Nie potrafiła zrozumieć zachwytu uczniów nad szkołą. Czy oni wszyscy byli tak źli na jakich wyglądali? Czy aż tak lubili przemoc?
W Nowy Rok znów mieli coś zrobić, ale nie wiedzieli co to będzie. Tak jak przed rokiem mieli być przed pół­nocą w sali z gwiazdą Dawida. Później ktoś miał ich stamtąd zabrać, ale nie mieli pojęcia gdzie pójdą.
Zamartwiali się, bo już dawno minął rok odkąd zmarł pan Szpunk. Zamartwiali się bojąc się, że nie mogą już uciec i na zawsze pozostaną w Piekiełku. Chociaż nie byli już zamknięci w wieżach ciągle nie czuli się wolni. Cecylia ciągle wspominała jak jeszcze półtora roku temu chodziła gdziekolwiek chciała po Krakowie i zadręczała nauczycieli. Kiedyś była równie zła jak inni uczniowie szkoły czarno magicznej, ale teraz sama doświadczyła zła, jakie kiedyś wyrządzała i nikomu nie życzyła tego, nawet największemu wrogowi.


Napisany przez: Nati 15.07.2005 11:17

Mam pytanie.
Został mi do wklejenia jeszcze jeden rozdizał z tej części i teraz nie wiem czy tworzyć nowy temat z kolejną częścią, czy też wklejać dalej tutaj.
Jak myślicie? Bo ja nie mam zielonego pojęcia

Napisany przez: Moonchild 16.07.2005 09:37

No wiesz to zależy wyłącznie od Ciebie, ale jeśli chodzi o moje zdanie to proponuje nowy temat smile.gif

Napisany przez: Nati 31.07.2005 16:28

Dobra
To zakładam nowy temat, ale jeszcze nie teraz.
Musisz jeszcze poczekać na ostatni rozdział, bo właśnie staram się go jakoś poprawić w Wordzie.
Nie wiem co z tego wyjdzie

Napisany przez: Verita 31.07.2005 17:40

Szczerze, nie bardzo mi sie podoba. Robisz mase błędów. Jeżeli już opisujesz to w czasie przeszlym to bądź konsekwentna. Poza tym niektóre zdania sa dziwnie napisane.
Doszłam do 3 części i więcej nie przeczytam.

Napisany przez: Nati 01.08.2005 18:19

Spełnienie ostatniej prośby

Nadszedł Nowy Rok. Po kolejnej lekcji strzelania z łuku Cecylia i Jacek poszli na cmentarz. W ciągu roku dosyć często tam przebywali doprowadzając do porządku nagrobki po licznych burzach. Zazwyczaj był to też ich szlaban. Kiedy stali nad grobami pana Szpunka i Bzyka, często wspominali sceny z nimi związane. Chociaż już się trochę przyzwyczaili do myśli o ich śmierci unikali tego tematu. Cecylia próbowała o tym zapomnieć, a Jacek nie chciał robić jej przykrości. Tym razem jednak było inaczej.
- Już dawno minął rok odkąd on umarł, odkąd oni go zabili. Przeoczyliśmy moment, w którym mogliśmy uciec. Będziemy tu już na zawsze, nigdy nam się nie uda stąd wyrwać. Chciałabym umrzeć i tak jak oni mieć spokój, po prostu sobie leżeć i patrzeć na to wszystko - powiedziała dziewczyna kładąc pojedyncze kwiaty, które przypadkowo znalazła na śmietniku z kociołkami, na groby Bzyka i pana Szpunka. Była zima, ale górskie kwiaty jakoś nie zdawały sobie z tego sprawy rosnąc spokojnie w osłoniętym od wiatru i śniegu zakątku.
- Nie mów tak. Powinniśmy mieć nadzieję, że...
- Nadzieja-matka głupich - przerwała mu nastolatka. - Zawsze miałam nadzieję. Kiedyś chciałam żeby moja adopcyjna matka się zmieniła i nic z tego nie wyszło, jeszcze niedawno miałam nadzieję, że się stąd wyrwiemy i też się nie udało!
- Cii... Nie powinniśmy o tym rozmawiać. Mogą nas słyszeć - powiedział Jacek zatykając Cecylii usta i szybko rozglądając się wokół.
- Nic nie mam do stracenia, tylko moje marne życie - powiedziała przez zęby cofając się od chłopaka. Już otwierała usta żeby jeszcze coś powiedzieć gdy nagle coś trzasnęło. Szybko odwrócili się w stronę grobów, bo właśnie stamtąd usłyszeli dziwny dźwięk.
Zauważyli, że nagrobek, pod którym leżało ciało ich nauczyciela szermierki, pękł. Kiedy wystraszeni przybliżyli się, z grobu jak pocisk wystrzeliła jakaś kartka, a później powoli równo opadła na płytę nagrobną. Po kilku sekundach nagrobek zatrzeszczał i szczelina, przez którą wypadł pergamin zasunęła się z trzaskiem tak, że nie było widać nawet rysy.
Długo patrzyli z przerażeniem na papier. W końcu Jacek wziął z płyty kartkę, kiedy zobaczył co tam jest napisane zaniemówił. W końcu zniecierpliwiona Cecylia wyrwała mu kartkę z ręki.
- „Dzisiaj” - szepnęła patrząc na te jedno jedyne słowo zapisane na kartce wąskim, prawie nieczytelnym pismem pana Szpunka. - Co to może znaczyć?
- Nie rozumiesz? Dzisiaj, dzisiaj możemy uciec. Ale jak? - pytał sam siebie chłopak marszcząc czoło. Nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą zobaczył, ale to musiała być prawda!
- Wiem! - nagle Cecylia wydała z siebie okrzyk. - Dzisiaj... dzisiaj znów będziemy musieli coś zrobić, może właśnie wtedy.
Znów usłyszeli trzask. Tym razem to grób Radka rozwarł się i wypadła z niego kolejna kartka. Szybko porwali ją z nagrobka. Na niej były dwa słowa: „Ratujcie niewinnych”.
Dziewczyna nagle wstała przepełniona na nowo nadzieją. Może jednak? Może uda im się uciec z tej ciemnej szkoły? Jacek również wstał i zaczął chodzić między grobami głęboko nad czymś myśląc. Czy to prawda, czy może jakiś głupi żart? Jak można stąd uciec? Jak sprawić żeby ich nie gonili?
- A co jeśli to jest próba? Co jeśli są to tylko jakieś czary, które mają nas sprawdzić? Może oni wiedzą, że nienawidzimy Piekiełka? - pytał chłopak nadal przechadzając się między grobami.
- To nasza jedyna nadzieja - szepnęła nastolatka. Jacek popatrzył na nią tak jakby widział ją pierwszy raz w życiu. Przed chwilą to ona mówiła, że nie ma nadziei, a teraz znów zaczęła głęboko w nią wierzyć.
- Idź do swojej sypialni i zabierz z niej wszystkie swoje rzeczy, włącznie z bronią i wszystkimi książkami. Nikt nie może widzieć, że zabierasz te rzeczy, bo mogą się zorientować. Później przyjdę po ciebie i razem zejdziemy do sali - mówił szybko chłopak nie chcą tracić czasu.
- Ale oni zauważą, że mamy torby. Jak im wytłumaczymy? - zapytała cicho Cecylia.
- Nie wiem. Może... powiemy, że... chcieliśmy trochę poczytać po łucznictwie i... się zagapiliśmy i... nie zdążyliśmy ich odnieść? - wymyślał szybko nastolatek. - Chodźmy już. Musimy się spieszyć.
Szybko, prawie biegnąc, poszli do Piekiełka i rozdzielili się. Cecylia starając się nie zwrócić niczyjej uwagi pędziła opustoszałymi korytarzami w stronę swojej sypialni. Bardzo cicho otworzyła drzwi i kiedy spostrzegła, że reszta dziewczyn jeszcze smacznie śpi otworzyła kufer ze wszystkim swoimi ubraniami i bronią.
Najpierw zapakowała swój plecak; włożyła do niego wszystkie książki i nieużywane stroje, które musiała zmniejszyć zaklęciem żeby się zmieściły. W rogu skrzyni zauważyła mały kuferek. Jak mogłaby zapomnieć swoich przyborów do malowania. Weszła z kuferkiem do łazienki i szybko się umalowała tak jak przed rokiem zrobiła to okularnica. Wcale nie podobał jej się ten makijaż, ale wiedziała, że jeśli się nie pomaluje będzie próbowała to zrobić ta kobieta. Kiedyś powiedziała jej, że na wszystkie ważne uroczystości musi się właśnie tak malować. Kiedy wyszła z łazienki wrzuciła kuferek do torby. Zabrała się za obciążanie swojego płaszcza i sukni bronią. Na końcu założyła na ramię łuk, a kołczan z strzałami włożyła do wypchanego plecaka również go zmniejszając. Na szczęście Jacek zabrała część jej broni, pomyślała, kiedy założyła na siebie płaszcz zakrywając tym samym łuk. Zdziwiła się bo tym razem nie ugięła się pod ciężarem obładowanego płaszcza i plecaka. Chyba jednak nabrała sił w czasie tego okrągłego roku.
Kiedy skończyła, zamknęła kufer, usiadła na łóżku i zaczęła rozmyślać. Miała dopiero czternaście lat, a przeżycia wiekowego starca, chociaż i oni nie musieli widzieć dwóch śmierci i uciekać z piekła. Tak, ta szkoła rzeczywiście była piekłem. Ola, kiedy byli w ciężarówce, miała rację; nazwa pasuje do rzeczywistości.
Myśl o przyjaciołach gnębiła ją. Zmienili się, teraz byli takimi samymi potworami jak reszta uczniów, ale w końcu kiedyś z nimi się przyjaźniła. Było jej przykro, że musi ich zostawić, ale w końcu tutaj było im dobrze.
Dziewczyna starała się nie myśleć o ucieczce. Nie wiedziała dokąd ją to doprowadzi. Może prosto do grobu? A może w końcu będzie prawdziwie wolna?
Do pokoju cicho wszedł Jacek. Nie pukał, bo nie chciał zbudzić pozostałych dziewczyn. Cecylia od razu do niego podeszła z ulgą. Nie miała pojęcia, co zrobiłaby nadal myśląc o przyszłości, może zrezygnowałaby z ucieczki? Wybrałaby łatwiejszą drogę?
- Jesteś blady - powiedziała cicho zamykając drzwi.
- Ty też - stwierdził chłopak schodząc powoli po schodach. Obydwoje byli równie przerażeni, ale też podekscytowani. W końcu nadeszła chwila, na którą tak długo czekali. - Jakoś to będzie.
Kiedy byli gdzieś pośrodku schodów usłyszeli pierwsze odgłosy z sypialń. Cecylia szła patrząc przed siebie, ale czuła, że Jacek się jej przygląda.
- Wiesz, nie pasuje ci w tym makijażu. Sorry, że to mówię, ale wyglądasz strasznie. Mogłabyś to zmyć? - poprosił, a nastolatka zaśmiała się cicho.
- Też mi się nie podoba, ale muszę tak wyglądać. Okularnica zmusiłaby mnie do pomalowania się, a wtedy odkryłaby, że wszystko mam w plecaku, a wtedy byłby nasz koniec - powiedziała cicho dziewczyna, kiedy powoli uczniowie zaczęli schodzić po schodach na posiłek. Oni też zeszli, a kiedy się najedli poszli usiąść na ich sofę. Korytarze były raczej puste; dopiero po kilkunastu minutach zaczęły się zapełniać. Po kilku minutach Cecylia zauważyła grupę osiłków zmierzających w ich stronę, nawet nie zdążyła Jackowi tego oznajmić, kiedy on pociągnął ją lekko za rękaw i pokazał inną grupę, z drugiej strony korytarza, również idącą w ich kierunku.
- Ty zajmij się tymi z prawej, a ja biorę tych z lewej. Używamy tylko różdżek, sztyletów i szpad. Nie możemy im pokazać, że mamy inną broń, może się to im wydać podejrzane - mówił szybko Jacek sięgając pod płaszcz po różdżkę. Cecylia zrobiła to samo, do prawej ręki wzięła zakończony gryzącymi się wężami patyk, a w lewej ścisnęła szpadę. Na szczęście na lekcjach szermierki nauczyła się walczyć obydwoma rękami. Była pewna, że dwie grupy zmierzają wprost na nich, ale nadal trzymała swoją broń pod płaszczem. Byli już dość blisko, każda z grup liczyła po trzy osoby. Obydwoje, nawet się nie umawiając, stanęli w tym samym czasie i czym prędzej wyciągnęli broń i różdżki. Dziewczyna od razu potraktowała jednego z osiłków „Bujnym Owłosieniem” tak, że jego brwi urosły do takich rozmiarów, że nic nie widział. Drugiego zaatakowała szpadą, a trzeci, widząc porażkę pozostałych dwóch, uciekł. Po chwili pozwoliła uciec i dwóm poszkodowanym. Nastolatka spojrzała za siebie, Jacek też już pokonał swoją grupę. Cecylia uświadomiła sobie, że korytarz nagle opustoszał, a uczniowie patrzą na nich zza zakrętów. Kiedy Jacek już wypuścił swoją grupę razem usiedli na kanapie i znów wszystko wróciło do normy.
- Dobrze zagrałaś z tym Owłosieniem, nie mógł nic zobaczyć. Ja rzuciłem na jednego zaklęcie Trądziku, ale on wcale się tym nie przejął. Chyba już zaczęli się przyzwyczajać do naszych czarów, ale i tak udało mi się ich pokonać - powiedział chłopak. Zawsze, kiedy ktoś ich zaatakował, komentowali swoje poczynania.
- Długo będą się głowić jak cofnąć to zaklęcie - uśmiechnęła się szyderczo.
- Dlaczego? Przecież wystarczy że zgolą mu brwi - zapytał Jacek; był wyraźnie zainteresowany.
- Ale to nie jest zwykłe zaklęcie Bujnego Owłosienia, dodałam jeszcze zaklęcie Trwałości, a z tym już będą mieli problem, chyba że nie podziałało - powiedziała z zadowoleniem Cecylia. Jacek zagwizdał cicho wyrażając podziw, a ona uśmiechnęła się. Rozmawiali jeszcze chwilę kiedy podeszły do nich Ola i Stazi.
- Widziałyśmy kilku chłopaków idących do szpitala. To była wasza sprawka? - zapytała Anastazja z błyskiem w oku. Jacek skinął głową.
- Znów próbowali odzyskać sofę - powiedział po chwili milczenia.
Tej nocy odparli jeszcze jeden atak na kanapę. W piekiełku byli niezrównani w szermierce, a szybkość nabyta na lekcjach pozwoliła im unikać zaklęć.
- Czy wy nie musicie już być na dole? - zapytała w pewnym momencie Ola patrząc na swój magiczny zegarek. Cecylia również popatrzyła na zegarek Oli. Był cały fioletowy i promieniował, kiedy ktoś na niego patrzył. Zamiast wskazówek po tarczy chodziły dwa zaczarowane ślimaki. Jeden z nich był mały i wskazywał minuty, a drugi odrobinę większy-godziny.
- Za pięć dwunasta! Jacek musimy iść - powiedziała Cecylia zabierając szybko swoją torbę, była ciężka, ale dziewczyna nie zwróciła na to uwagi. Razem zbiegli na dół. Uczniowie oglądali się za nimi. Nigdy nie widzieli, żeby ci „dziwacy” gdziekolwiek się spieszyli.
Jacek i Cecylia wpadli jak burza do sali z gwiazdą Dawida i od razu zobaczyli okularnicę i jakiegoś mężczyznę z długimi siwymi włosami. Był to Pierwszy Brat Pierworodnego, który przed rokiem zajmował się Jackiem. Obydwoje nie mieli wesołych min, gdy do nich podchodzili.
- Przepraszamy... spóźniliśmy się - wysapała Cecylia, a okularnica od razu pociągnęła ją za ramię. Prawie biegli. Kobieta poprowadziła ich jakimiś nieznanymi korytarzami do lochów. Było tam jeszcze ciemniej niż w reszcie szkoły, jeśli było to w ogóle możliwe. Ściany wydawały się śliskie i nierówne. Było tam tylko kilku uczniów. Biegli do samego końca korytarza. Ukazało im się jakieś tajne przejście, weszli tam. W tym korytarzu podłoga i ściany nie były już z betonu, ale z litej skały po któryej spływała woda. Znajdowali się w jaskiniach zamku. Tu także znajdowały się jakieś komnaty, ale wszystkie były pozamykane. Wyglądały jak sale tortur w średniowiecznych zamkach. Okularnica i mężczyzna ciągli ich dalej w głąb jaskini. W końcu zatrzymali się przed jednymi z małych, drewnianych drzwi z kratą w małym okienku; z pewnością tam podawano jedzenie więźniom. Kobieta otworzyła je zaklęciem i schyliła się aby wejść do środka. Cecylia również musiała się schylić, chociaż nie uważała się za zbyt wysoką osobę. Kiedy weszli do lochu, dziewczyna od razu zauważyła szare nierówne ściany ociekające wodą, na których porozwieszana była różnego rodzaju broń; w rogu stała stara, zardzewiała zbroja. Na środku były dwa stoły, a na nich... dwie postacie. Nagie postacie. Zanim nastolatka zamknęła oczy zdążyła jeszcze zobaczyć, że są oni przymocowani do stołu kajdanami i mają zakneblowane usta. Byli to dziewczyna i chłopak. Od razu zrozumiała, że byli to biali czarodzieje albo może uczniowie szkoły białej magii. Żadne z nich nie miało czarnych włosów. Cecylia poczuła jak okularnica ciągnie ją za ramię, więc zmusiła się żeby otworzyć oczy, ale gdy zobaczyła, że kobieta prowadzi ją wprost do blond dziewczyny znów zamknęła je pozwalając, aby prowadziła ją jak ślepca.
- C... co mamy zrobić? - zapytał Jacek drżącym głosem. Dziewczyna znów otworzyła oczy i popatrzyła prosto przed siebie. Na przeciw niej, tak jak się spodziewała, stał chłopak patrząc na nią i próbując ukryć, że jest przerażony. Był jeszcze bledszy niż wcześniej, ale nastolatka nie zwróciła na to uwagi; sama wyglądała podobnie.
- Wyciągnijcie sztylety - powiedział jakiś mężczyzna w szacie z czerwonym kapturem. Dopiero teraz zauważyli, że w pomieszczeniu nie są sami. Przy drzwiach stali dwaj mężczyźni, a jeszcze kilku krążyło wokół stołów z jakimiś kadzidłami. Jacek jeszcze raz spojrzał rozpaczliwie na Cecylię i wyciągnął z pasa sztylet. Dziewczyna wyciągnęła sztylet z podkolanówki, bo bała się, że jeśli będzie próbowała wyciągnąć drugi z pasa zauważą, że jest nafaszerowana białą bronią.
- Odłóżcie plecaki - rozkazał inny mężczyzna, oni posłusznie postawili je obok ściany. Kiedy Cecylia znów podeszła do stołu z białą czarownicą, poczuła, że ktoś chwyta ją za ręce i podnosi w górę.
- Kiedy wybije północ, zabijcie ich - powiedział mężczyzna w kapturze. Chociaż pożerał ich strach zaskoczyli się wiedząc, że jeszcze nie ma północy. Jak mogli tutaj dojść w tak krótkim czasie? Nastolatka popatrzyła na twarz dziewczyny. Miała zaciętą minę i Cecylia wiedziała, że tylko knebel nie pozwala jej wywrzaskiwać klątw pod ich adresem. Dziewczyna nawet nie miała zaczerwienionych oczu co świadczyło tylko o tym, że nie płakała. Mężczyzna w kapturze zaczął śpiewać jakąś dziwną piosenkę. Przypominała ona starą pieśń śpiewaną podczas bitew. W pewnym momencie od sztyletu odbiło się światło z jednej jedynej pochodni i nastolatka zauważyła strach w oczach białej czarownicy, kiedy patrzyła na narzędzie, które za chwilę miało wbić się w jej pierś. To przez mój wygląd, pomyślała Cecylia. Musiała wyglądać bardzo demonicznie w oczach zniewolonej dziewczyny, która nie widziała wielu czarnoksiężników. Jej mocny makijaż sprawiał, że ktokolwiek spojrzałby na nią musiał pomyśleć, że jest do szpiku kości zła.
Gdzieś w górze zaczęły bić zegary. Uwięziona czarownica nagle zaczęła się szarpać, jakby dopiero teraz uświadomiła sobie co ją czeka, ale zaczarowane kajdany nie puściły. Cecylia czuła jak okularnica mocniej zaciska ręce na jej dłoniach tak, że już po kilku sekundach prawie ich nie czuła. Dziewczyna jeszcze raz spojrzała na Jacka, on też patrzył na nią.
Dziesiąte uderzenie... Biała czarownica zaczęła szarpać się jeszcze gwałtowniej tak, że jeden z mężczyzn stojących przy drzwiach musiał ją przytrzymać.
Jedenaste uderzenie... Dziewczyna nagle się uspokoiła i już tylko tępo wpatrywała się w ostrze sztyletu czekając na śmierć. Ręka okularnicy zadrżała nieco z podniecenia.
Dwunaste uderzenie...
- Niech spełni się wola Bzyka! - krzyknęła dziewczyna i już po chwili wbiła sztylet w... okularnicę. Jacek przewrócił siwego mężczyznę i zrobił to samo.
- Nie będę... zabijać... bezbronnych... ludzi - krzyczała Cecylia zadając kolejne ciosy. Nastolatka usłyszała jak podbiegają do niej inni mężczyźni i nie czekając aż ją pochwycą rzuciła się na nich drugą ręką wyciągając szablę. Sztylet rzuciła w stronę najbliższego mężczyzny mierzącego do niej różdżką. Wbił się prosto w jego serce. Z cichym jękiem osuną się na ziemię. Szablą zaczęła walczyć z następnym, który ściągnął z ściany jakiś miecz. Cecylia zręcznie mijała ciosy miecza i sama raniła wszystkich przeciwników znajdujących się w zasięgu jej broni. Wiedziała, że szabla nie może równać się z mieczem, bo on od razu rozłupałby ją na kawałki. Kiedy próbowała uniknąć kolejnego ciosu poślizgnęła się na krwi, która zalewała już prawie całe pomieszczenie i upadła. Poczuła, że uderzyła o coś głową i na chwilę ją zamroczyło. Kiedy znów odzyskała świadomość, zauważyła, że mężczyzna znów zamachnął się na nią mieczem, więc szybko przetoczyła się w bok i usłyszała brzdęk, kiedy metal uderzył w skałę. Nastolatka wstała, zauważyła, że znajduje się blisko stołu. Wykorzystała okazję, kiedy przeciwnicy zajęli się na chwilę Jackiem i położyła dłoń na zamku kajdanów. Po chwili coś kliknęło i jedna ręka białej czarownicy była uwolniona. Cecylia przeskoczyła nad nią i uwolniła jej drugą rękę i obie nogi. Po chwili chłopak leżący na drugim stole też był uwolniony od kajdanów.
Zanim jeszcze para białych czarodziei zdążyła się zorientować, że są wolni dziewczyna rzuciła się pomóc Jackowi, który odpierał ataki aż pięciu mężczyzn. W pewnej chwili jeden z nich chwycił chłopaka w pasie, ale po chwili puścił go. Już był martwy. To Cecylia wbiła mu szablę w plecy. Zostało jeszcze czterech, ale oni byli najgorsi. Mieli jeszcze na tyle siły, że rzucali w nich zaklęcia. Mogli się tylko uratować unikając kolorowych smug. Kiedy jedna z czerwonych smug dotknęła włosów Cecylii, te zaczęły się palić. Cecylia szybko zgasiła je ręką, nie miała czasu sięgać po różdżkę. Ręka zaczęła ją piec, ale nie miała czasu żeby rozczulać się nad swoją poparzoną dłonią.
Ich wybawieniem okazali się uwolnieni biali czarodzieje. Ściągnęli oni z ścian jakąś lekką broń i zaatakowali od tyłu. Zaskoczeni nagłym atakiem mężczyźni odwrócili się aby sprawdzić kto próbuje im wbić w plecy tępe szpady. Wtedy do kolejnego ataku przystąpili Jacek i Cecylia. Wszystko działo się tak szybko. Po chwili stanęli zdumieni, bo na ziemi leżeli wszyscy ich przeciwnicy.
Czym prędzej wśród martwych ciał zaczęli szukać swojej broni, która powypadała im z pochew podczas walki. Cecylia większość swojej broni powkładała do pasa, a płaszcz podała dziewczynie, która siedziała skulona na stole łkając. Młoda czarownica popatrzyła na nią z wdzięcznością i zaczerwieniła się. Dopiero teraz przypomniała sobie, że była naga. To samo zrobił Jacek oddając swój płaszcz szatynowi.
- Musimy iść. Jak tutaj przyszliście? - zapytał Jacek chłopaka. Biały czarodziej popatrzył na niego dziwnie i nic nie powiedział.
- Słuchajcie, my chcemy się stąd wydostać tak samo jak wy, więc pokażcie nam drogę. Za chwilę będzie tu mnóstwo czarnoksiężników, bo zorientują się, że jakoś długo nie wracamy, więc proszę: chodźmy już bo inaczej będziemy tu leżeć pośród tych... - nie dokończyła, bo nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów żeby powiedzieć jak bardzo ich nienawidzi. Chciała jak najszybciej wyjść z lochu, bo już zaczynało ją mdlić od widoku poskręcanych w bólu trupów i zapachu śmierci zaczynającego wypełniać pomieszczenie.
- Uratowaliście nam życie, jesteśmy wam winni przysługę - powiedziała cicho blondyna schodząc z stołu. Szatyn popatrzyła na nią niepewnie, ale też ze złością. Ona powoli wyszła z lochu rozglądając się na wszystkie strony. Cecylia i Jacek szybko zabrali swoje plecaki umazane krwią i wszyscy poszli za nią. Dziewczyna prowadziła ich w głąb jaskini. Okazało się, że jest to podziemny korytarz. Nikt do siebie się nie odzywał nasłuchując jakiś odgłosów dochodzących z Piekiełka. Szli bardzo szybkim marszem, nie chcieli biec, bo wiedzieli, że szybciej się zmęczą. Jacek i Cecylia wyciągnęli swoje miecze przygotowani na atak w każdej chwili. Miecze były dużo cięższe od szabli, ale bardziej wytrzymałe i skuteczniejsze. Korytarz, którym szli był obskurny i cuchnął stęchlizną. Kiedy zagłębili się w tunel, po bokach nie było już drzwi. Szli w ciemności bojąc się, że światło, które mogli wyczarować zwabiłoby czarnoksiężników.
Zanim usłyszeli jakiś hałas minęły dwie godziny. Dopiero wtedy puścili się biegiem chcąc uwolnić się od dźwięków pościgu. Nie wiedzieli jak długo biegli, ale kiedy w końcu stanęli, aby zaczerpnąć odrobiny wilgotnego powietrza głośne dźwięki już dawno ich opuściły. Cecylia popatrzyła na korytarz którym przyszli.
- Kto z was krwawi? - zapytała widząc mokre plamy na skalnej podłodze. Nikt się nie przyznał, więc dziewczyna zaczęła badać wzrokiem każdego. Jej oczy spoczęły na głęboko rozciętym ramieniu Jacka. - Zostawiasz ślady. Musimy to zatamować.
Nastolatka zaczęła się rozglądać za czymś co mogłoby zastąpić bandaż. Po chwili namysłu odłożyła miecz i wyciągnęła sztylet.
Po chwili miała w ręku gruby pas czarnego materiału, który odcięła z dołu sukni.
- Po co to zrobiłaś, mamy przecież inne ubrania - wysapał Jacek pozwalając, aby dziewczyna zrobiła mu prowizoryczny opatrunek. Po ręce ciekła mu ciemna krew. Rana była bardzo głęboka, ale na szczęście nie uszkodziła poważniej ramienia.
- Suknia i tak była za długa. Mogłabym się o nią przewrócić, przecież wiesz jak wyglądały nasze lekcje szermierki - powiedziała spokojnie Cecylia zaciskając mocno materiał na ranie. Kiedy już związała oba końce otworzyła swoją torbę i wyciągnęła jedną z swoich już za małych sukni. - Ubierz się w to. Będzie trochę krótka, ale na razie musi wystarczyć.
Cecylia podała dziewczynie suknię, a po chwili grzebania w plecaku Jacka wyciągnęła jakieś czarne spodnie i dała szatynowi.
- Będzie lepiej jeśli płaszcze oddacie nam, jest tam nasza broń, której raczej na pewno będziemy jeszcze potrzebować - powiedział cicho Jacek. Ramię dalej bolało, ale dzięki opatrunkowi i ziołom którymi posypała ranę przynajmniej przestało krwawić.
- To my nie możemy się sami bronić? - zapytał buntowniczo biały czarodziej. Jeszcze im nie ufał.
- Nie potraficie się tym posługiwać. My uczyliśmy się szermierki przez długi czas i myślę, że lepiej byłoby żeby ta broń była u nas, bo z nią lepiej obronimy nas wszystkich niż wy zdążylibyście zadać pierwszy cios - rzekła dziewczyna odbierając im płaszcze. - Musimy ruszać.
Wszyscy niechętnie wstali, ale znów szybkim marszem szli przez podziemne korytarze. Cecylia wzięła miecz Jacka do lewej ręki, choć on zapierał się, że sobie poradzi. Wiedziała, że chłopak z trudnością dotrzymywał im kroku, a co by było gdyby musiał nieść jeszcze miecz? Zioła, którymi posypała ranę były przeciwbólowe i po jakimś czasie Jacek choć dalej szedł z nimi był trochę nieprzytomny i nie wiedział co się z nim dzieje. Kiedy uszli znów kilka, a może kilkanaście kilometrów, chłopak zwalił się nieprzytomny na ziemię. Cecylia i blondyna o imieniu Kamila porozdzielały się rzeczami Jacka (biała czarownica wzięła plecak i trochę broni, a nastolatka zapakowała resztę broni do swojego płaszcza; okrycie chłopaka zapakowała do torby), Michał wziął go na barana i szli dalej.
Podczas gdy Jacek był nieprzytomny Cecylia zaczęła rozmawiać z czarodziejami. Jak się domyśliła już wcześniej uczyli się oni w szkole białej magii; byli na ostatnim, piątym roku.
- Jak was złapali?
- Mieliśmy wracać do szkoły po świętach. Spotkaliśmy się przypadkowo. Oni nas otoczyli i chociaż broniliśmy się jak mogliśmy, nie udało nam się uciec - powiedziała Kamila. Michał nic nie mówił, wkrótce i oni umilkli słysząc z oddali jakiś głośny śmiech.
- Wiedziałam, że nie będzie tak łatwo. Zostawili straże - szepnęła nastolatka i wyciągnęła swój miecz. Kiedy głosy coraz szybciej się zbliżały dodała: - Ukryjmy Jacka w tej szczelinie.
Po chwili chłopak był ściśnięty w jakieś szparze między skałami tak, że nie można go było dostrzec w ciemności. Czym prędzej dziewczyna dała im po sztylecie i szabli, a sobie zostawiła dwa sztylety i resztę broni.
- Ukryjmy się w cieniu, zaatakujemy ich znienacka - rozkazała, a oni od razu usunęli się na boki. Ich ubrania świetnie zlewały się z ciemnością tunelu tylko włosy Kamili kontrastowały z ciemnymi ścianami, więc Cecylia powiedziała jej żeby się schyliła i schowała głowę dopóki nie da jej znaku. Trójka uciekinierów wcisnęła się głębiej w ściany, kiedy dwaj mężczyźni pojawili się u wylotu korytarza.
Po chwili było po wszystkim. Strażnicy nawet nie zdążyli jęknąć kiedy rzucili się na nich od tyłu podrzynając gardła. Kiedy upadali, jedna z szabli jakie trzymali w rękach mężczyźni ugodziła Cecylię w policzek, na którym od razu pojawiła się krew.
- Musimy odpocząć - stwierdziła nastolatka patrząc na martwe ciała mężczyzn i wycierając policzek z krwi. Wokół było już mnóstwo czerwonej cieczy.
- Znajdźmy jakąś wnękę - zaproponował Michał wyciągając Jacka z szczeliny. Dziewczyna tylko skinęła głową i poszli dalej. Po pięciu minutach znaleźli dość obszerne i ciemne miejsce, w którym mogli się przespać. Cecylia jako pierwsza stała na straży i tak nie mogłaby zasnąć. We wnęce było zimno i wilgotno. Już po kilku minutach nastolatka usłyszała ciche, równe oddechy białych czarodziei, trochę później Jacek oprzytomniał, ale po kilku sekundach znów zasnął. Kiedy dziewczyna odwróciła się w stronę śpiących towarzyszy, zauważyła, że Kamila i Michał obejmują się w śnie podświadomie próbując utrzymać najwięcej ciepła. Cecylia wyciągnęła z plecaka płaszcz Jacka i okryła chłopaka. Po jakimś czasie Michał obudził się i zmienił nastolatkę. Ta zasnęła prawie od razu słaniając się z zmęczenia.
Obudziło ją jakieś lekkie poszturchiwanie. Wydawało się jej, że ledwo zamknęła oczy, a już musiała wstawać. To Kamila starała się ją jak najłagodniej obudzić. Na początku nie wiedziała, o co chodzi, ale kiedy zobaczyła ciemne skały i blondynę, od razu odświeżyła jej się pamięć. Natychmiast wstała czując jak bolą ją mięśnie od leżenia na nagiej skale.
- Powinniśmy już iść. Przechodziło tutaj kilku wartowników, ale nie zauważyli nas, więc daliśmy im spokój. Byłoby źle gdyby zobaczyli tutaj martwych ludzi zanim zdążylibyśmy stąd odejść.
- Dobrze zrobiliście - powiedziała zachrypniętym ze zmęczenia głosem Cecylia i wstała. Była cała mokra, bo w nocy ciągle kapała na nią woda z ścian. Michał również był już na nogach.
- Co z nim zrobimy? - zapytał i wskazał na okrytego płaszczem Jacka.
- Zioła już chyba przestały działać. W nocy się ocknął i znów zasnął, chyba możemy go obudzić.
Nastolatka dotknęła lekko ręki chłopaka, a ten od razu otworzył oczy. Zanim zdążył coś powiedzieć skrzywił się z bólu i chwycił za ramię.
- Wiem, że boli, muszę ci zmienić opatrunek, ale nie dam ci ziół. Czuję, że będziesz nam potrzebny - szepnęła uspokajająco i zaczęła rozwijać twardy od zakrzepłej krwi materiał. Rana na pewno nadawała się do szycia. Na szczęście żaden mięsień nie był naderwany. Dziewczyna podarła na pasy jedną ze starych sukni i znów zrobiła mu prowizoryczny opatrunek.
- Przymierze wygasło - powiedziała do siebie Cecylia.
- I bardzo dobrze, nigdy nie wybaczyłbym sobie gdybyś musiała czuć co ja teraz - stwierdził Jacek i jęknął z bólu. Przymierze Krwi, które zawarli rok temu rzeczywiście wygasło. Dziewczyna przypomniała sobie, że kiedy Jacek zranił się podczas jakieś walki to ona również czuła ból i na odwrót. Teraz jednak nastolatka nie czuła żadnego bólu, oprócz tego na zranionym policzku i wiedziała, że Przymierze wygasło tak jak mówiła okularnica.
Nastolatka poczuła ssanie w brzuchu. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo jest głodna. Wyciągnęła różdżkę, ale od razu ją upuściła. Nigdy nie czuła tak przeszywającego zimna.
- Nie ruszaj, nie możesz już tego dotykać - powiedział Michał i wyciągnął jakąś starą szatę. Po chwili różdżka została zawinięta w czarny materiał.
- Ale... dlaczego? Co się stało? - pytała, kiedy chłopak ostrożnie włożył zawinięty patyk do plecaka.
- Uciekłaś, odwróciłaś się od czarnej magii, a ta różdżka jest tylko i wyłącznie tworem czarnej magii. Te różdżki zawsze przestają działać, kiedy ktoś się odwróci od nich - wytłumaczyła Kamila.
- To jest więcej osób którzy uciekli z Piekiełka? - zapytał Jacek.
- Oczywiście. Aha, tu nie można czarować - powiedział Michał widząc jak Cecylia próbuje stworzyć jedzenie zaklęciami ręcznymi.
- No to będziemy głodni - powiedziała nastolatka z westchnięciem i wstała.
Jacek domagał się broni i kłócił się kiedy próbowali mu odmówić. W końcu dziewczyna dała mu jedną szpadę, ale kazała mu trzymać ją w lewej ręce, ponieważ prawą i tak nie mógł ruszać, bo mógłby znów zakrwawić ledwo co zasklepioną ranę.
Po jakimś czasie znów napotkali strażników. Mieli szczęście, że zwykle chodzili oni dwójkami lub trójkami. Znów zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć zostali przez nich zabici.
- Zbliżamy się do końca - stwierdziła Cecylia po kolejnym podwójnym zabójstwie.
- Skąd wiesz? - zapytała Kamila, która nadal ich prowadziła.
- Nie byłoby tu tylu ludzi - odpowiedziała i umilkła, bo z oddali znów było słychać wartowników.
Szli jeszcze godzinę zabijając po drodze kolejnych strażników, kiedy weszli na korytarz. Od razu zauważyli metalową drabinkę i właz znajdujący się nad nią, ale pod nią kłębiło się mnóstwo mężczyzn z różdżkami i bronią w pogotowiu. W ścianach były powsadzane pochodnie oświetlając migotliwym światłem przestrzeń między nimi
Cecylia zdążyła chwycić swoich towarzyszy zanim całkowicie wyszli z cienia i pociągnęła ich w stronę jakieś szczeliny, do której mogli się wcisnąć.
- Nie możemy ich teraz zaatakować. Jest ich za dużo. Widziałam skrzynki z butelkami, pewnie chcą się trochę napić. Mogłabym zacząć strzelać do nich z łuku, ale i tak zabiłabym za mało żebyśmy mogli sobie później poradzić.
- Przecież ja też mogę strzelać - zaperzył się Jacek starając się to mówić najciszej jak się dało.
- Masz chorą rękę - sprzeciwiła mu się Kamila.
- Ja mógłbym...
- Nie, tego też musieliśmy uczyć się bardzo długo, strzała nie doleciałaby nawet do połowy, a zrobiłaby dużo hałasu. Poczekamy aż zasną, wtedy zabijemy tylu ile się da i wyjdziemy. Teraz możemy na chwilę odpocząć - postanowiła nastolatka siadając na skale. W szczelinie było akurat tyle miejsca, że wszyscy mogli usiąść tylko przejście było bardzo wąskie. W małej „grocie” na ziemi leżało mnóstwo wilgotnych patyków.
Czekali długo, Jacek nawet trochę się zdrzemnął. Mijały godziny, a strażnicy nadal nie zasypiali. Jednak w skrzynkach było jeszcze dużo alkoholu. Kiedy w końcu wartownicy popadli w pijacki sen, uciekinierzy wyszli z szczeliny. Zanim jednak to zrobili każdy wziął trochę drzewa leżącego na skalnej podłodze. Cecylia miała już pewien plan. Dziewczyna zaczęła strzelać, kiedy jej towarzysze byli już bardzo blisko mężczyzn; wyrzucała dwie strzały naraz mając nadzieję, że to zwiększy ich szanse. Kiedy pozostała trójka zaczęła mordować strażników, nastolatka przestała strzelać; nie chciała zranić swoich sprzymierzeńców. Pobiegła im pomóc.
Pierwszy po drabince jak wcześniej zaplanowali wszedł Michał cofając właz, do tunelu wpadło mocne, zimowe słońce. Później Kamila wspięła się po drabince, która nie potrafiła władać tak dobrze bronią i łatwo mogła zostać ranna. Następny w kolejności wchodził Jacek, który próbował jej się wcześniej sprzeciw wstawić, ale kiedy ramię znów go zabolało poddał się. Kiedy był już na górze zawołał na Cecylię, która samotnie walczyła z pozostałymi wartownikami. Dziewczyna zaczęła po omacku wchodzić po drabince wciąż waląc mieczem w przybliżających się mężczyzn. Kiedy właz był już na wysokości jej ramienia, wyciągnęła w górę miecz, a oni zabrali jej go jak było zaplanowane. Nie czekając na nic nastolatka wyciągnęła z pasa jedną z fiolek i odkorkowała zębami. Miała nadzieję, że nie będzie za wilgotno i plan się powiedzie, Po chwili wysypała zawartość pojemniczka na drzewo leżące pod drabinkami, które dali tam jej towarzysze. Drwa od razu się zapaliły odcinając mężczyznom drogę pościgu. Był to szary proszek, który wzięła z wielkiej wazy w komnacie na wieży. Nigdy wcześniej go nie potrzebowała, a w ciągu roku kilka razy chciała go wyrzucić, bo myślała, że na nic się jej przyda. Dobrze zrobiła, że jednak tego nie zrobiła. Cecylia szybko wygramoliła się z dziury i zmrużyła oczy. Był dzień i słońce na chwilę ją oślepiło. Dziewczyna wzięła swój miecz i zaczęła biec. Byli w ciemnej, krakowskiej uliczce. Po bokach stały zlepione ze sobą ozdobne kamienice utrudniając im schowanie się, gdy zajdzie taka potrzeba. Byli w Starym Mieście. Właz, którym weszli wyglądał zupełnie jak inne włazy prowadzące do kanalizacji.
- Dokąd idziemy? - zapytał w biegu Michał. Dobiegli do rynku, większość osób siedzących przy pomniku patrzyło na nich z zaciekawieniem. Musieli bardzo dziwnie wyglądać w czarnych postrzępionych szatach, ubrudzonych krwią i błotem, w dodatku z szablami i mieczami w rękach.
- Do domu moich adopcyjnych rodziców - odpowiedziała i wbiegła w jakąś uliczkę.




KONIEC części I

Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)