Najpierw krótkie słowo wstępu. Kiedyś była
sobie nawet dobra stronka o pokemonach, pokeballz (swego czasu miała 1000
odwiedzin dziennie), jednak w czasach odrobinę późniejszych do redakcji
doszła Usa... Już pod koniec wakacji zaczęłyśmy pisać ficka, któy nie ma nic
wspólnego z pokemonami, co najwyżej ma parę wzmanek o zajmowaniu się stroną
- samą. Jest to komedyjka, z lekką nutką brazyli i trochę psychodeli naszej
kochanej Usagi 4/6. Pisałam to z Usą, a jakże nawet więcej Usa niż ja, która
byłam zbyt konkretna. Z obecnych obecnie na forum oprócz mnie i Usy w ficku
występuje Miniaturka vel Kotasia i Macio. Kiedyś było to na forum, ale
krótko i po prostu nikt nie czytał. Teraz, przy gronie krytykantów można go
zamieścić. Co prawda potrzebuje on bardziej komentarzy niż krytyki, która
wiele nie zmieni, bo fick, pisany niecały rok temu jest dawno skończony,
ale... Sorry, że tekst jest na pół a nie na całą stronę, ale wszędzie, gdzie
mam wersję najbardziej poprawioną (dla Us wiadomość: trochę z początku i
największa brazyla) jest tak.. początek.. potem jest OK... Dobra.. Let`s go,
bądź co bądź zbyt długi wstęp zniechęca. =)
WAKACJE REDAKCJI
POKEBALLZ
czyli
miej
szacunek do webmastera swego, bo możesz mieć gorszego (eee tam
-
Us&Sent)
Wstęp:
Sentretka przeczesała dłonią
włosy i spojrzała na Usę.
- Chciałabym już iść stąd... Głupia szkoła....
Jeszcze dwie lekcje....
- I tak mamy lepiej niż Mateo czy
Pokeball....
- Eeeee tam, Mateo i tak się nie uczy, a conajmniej raz na
tydzień jest na
wagarach, a Pokeball to na lekcjach nie myśli o niczym
innym, niż jak
udoskonalić Pokeballz! - prychnęła Senti.
-Phe,
ulepszyć Pokeballz! - prychnęła Usagi - jakby tak cały czas o
tym
myślał, to ta strona wyglądałaby świetnie! Wiesz jaki z niego
leń! Ja
myślę, że on to o czym innym myśli... i bynajmniej nie
chodzi o coś, przy
czym lata się jak pan Bóg stworzył, i czego nie można
by było pokazywać w
komixie dla dzieci... Wiesz, myślę, że on ma jakąś
tajemnicę... Razem z
Mateo... Przecież pokazywałam ci wczoraj, u niego w
pokoju, wiesz tą szafkę
na kluczyk zamykaną...
-Nom... I reakcja Mateo
jak go zapytałam... Najpierw zrobił się zielony,
potem czerwony, a potem
blady.... Ale to dziwne, bo zwykle przede nie ma
tajemnic - delikatny
rumieniec przemknął twarz Senti, ale Uska tego nie
zauważyła.
- Gdyby
chodziło o stronkę... nie, nie ukrywaliby tego tak! - Usagi
nadal
filozofowała.
- Dobra, dobra, zostawmy to na później!
Zaczyna się już francuski, no chodź!
- Od kiedy ty tak lubisz
francuski?
- A kto powiedział, że ja lubię francuski?
część
właściwa:
Lekcje nareszcie się skończyły. Usa i Senti wybiegły na
podwórko. Słońce
pięknie świeciło. Już za tydzień wakacje.
- Wiesz co?
Mam pomysła! - krzyknęła ni stąd ni zowąd Usa.
- Jak wpadasz na
pomysł to uważaj żebyś się nie przewróciła!- jakże
inteligentnie
zripsotowała Senti.
- Tia... Wbrew pozorom to mi też czasami zdarza się
myśleć... Ale chodzi mi
o
lato... Wiesz że mam do dyspozycji świetny
domeczek? Planuję przenieść się
do niego na lato całą redakcją! I
wiesz co?
Mamy jipa! (no dobra, nie jesteśmy pełnoletni, nie możemy
mieć prawa jazdy,
ale w naszym ficku go możemy mieć, bo taki se świat
wymyśliłyśmy i już -
dop. Usa)
-No, nareszcie
wydedukowałaś coś mądrego... To od razu lecimy powiedzieć to
reszcie...-
i poleciały.
U Pokeballa w domu:
Uska siedzi czyta książke, i
nałogowo obżera się landrynkami(różowymi!)
Senti siedzi przy
kompie
Mateo i Pokeballa jeszcze nie ma
Elder obgryza paznokcie, żeby
gdzieś wyładować nerwy
Jest jeszcze tylko Macio niejaki, który siedzi
odwrócony tyłem do innych,
siedzi w kącie,i robi coś potajemnie. House
Pokeballa wyznaczono za
headqaters redakcji. Reszta jakoś się nie
zjawiała na razie. Kiedy nareszcie
dwa ostatkowe mutanty przyszły,
zebranie się rozpoczęło. Jak na zebranie
przystało - prowiant musiał być.
Problem w tym że cała lodówka była pusta i
nikt nie kwapił się z
propozycją kupienia czegoś do jedzenia.
W końcu Mateo wstał. Jego mina
zdawała wyrażać się zdeterminowanie.
Szaleńczy błysk w oku.
-Ja!
Ja was zabieram! Na miasto! Zjemy na mieście!
-Ach, mój
koffany!- w przypływie podziwu krzyknęła Senti. Usa jej
przytaknęła,
ale dlatego że była głodna. Macio i Pokeball z resztą z takich
samych
powodów się zgodzili.
-Taaa, Senti! Zabieram was!
-Gdzie? Do
tej drogiej restauracji?
-Nie... Do Macdonalda-reakcja: _ - _:
GLEBA
Tak więc za jakąś godzinę wszyscy byli w MaCdoladzie. Mateo
podszedł do
lady. Spojrzała na niego bardzo ładna i młoda pani
expedientka.
- Sześć! - i odszedł z miną niezdobytego macho. Pani
ładna pobiegła za
Mateo.
Mateo odwrócił się i spojrzał jej w oczy z
zapytaniem w swej
twarzy:"przecież mnie nie zdobędziesz, kobieto.
Jam tak pikny, że nie dla
ciebie. Nie zasługujesz"
-Czego sześć?-
spytała pani ładna.
-Eeee... Jam tak pikny, że... co? Ah, tak, sześć
zestawów, i sześć Pepsi
dużych.
Podszedł do stolika mutantów
(redakcji). Nie musiał dużo szukać, bo przy
stoliku redakcji był
wyjątkowy hałas i spory "nie-wiado-mo-o-co". Usiadł,
ajego
twarz mówiła:"Ja ich tylko tu pilnuję... Tylko pilnuję..." W
końcu
pani ładna podeszła z tacą. Położyła na stole tacę i rachunek i
odeszła. Na
tacy było sześć pepsiów, i sześć tekturowych domków. Cała
redakcja rzuciła
się na jadło, jak na mutantów przystało. Niestety,
porcje, jak wszystkie
zresztą w macdonaldzie są zdecydowanie za małe.
Każdy pochłonął swoją porcję
w mgnieniu oka. Teraz każdy zapoznawał sie z
zabawką. Pokeballowi trafiły
się uszy myszki Miki-kobiety. Czym prędzej
je założył i zrobił głupią minę.
Brakowało mu tylko sukienki z
falbankami, a wygądałby uroczo. Mateo otworzył
swoje opakowanie i miał...
Małą syrenkę. (...) Usagi dostała plastikowy
pistolet na kulki, który
wyglądał jak prawdziwy, a Usa uwielbia tego typu
zabawki i od razu
zaczęła sie nią bawić. Na początek strzeliła byle gdzie.
Zabawnie było
patrzeć, gdzie tym razem wyląduje kulka i jakich szkód narobi.
Za
pierwszym razem przedziurawiła pepsi jakiemus staruszkowi. Napój
zaczął
mu się wylewać. Starszy pan zaczął krzyczeć, i nie chcąco
potrącił
przechodzącą obok pani ładną. Za drugim razem rozwaliła
akwarium. Rybki
wpadły na stół jakiejś "Grubej ryby". Ten
myślał, że to zamówiony przez
niego Macfish i zaczął je pałaszować z
apetytem. Usa zaczęła skakać i
strzelać. Senti z miną "co za
idiotka" rozpakowała swoją zabawkę. Trafiła
jej
się mini piła
łańcuchowa.
-Cool jak mawiają cooleżanki z podwórka! (jakbym miała
jakiekolwiek
koleżanki z podwórka - dop. Sent) Przez całe życie
marzyłam!- od razu
zaczęła robić z niej użytek. Na początek przecięła
palmę sztuczną. Macio
dostał pieska. Jego mina wskazywała na to, że z
niego zbyt zadowolony nie
jest. Rzucił nim o stół. Głupi piesek
Poo-chi! Beznadziejny! Kiedy tylko
rzucił psem, sprawił tym
samym, że włączył się guzik. Pies zaczął się
przeistaczać. Po paru
sekunadach siedział przed Maciem pies o zdeformowanej
twarzy, z blizną, i
ze śliną cieknącą z pyska. W oczach miał chęć mordu.
Podbigł do jakiejś
staruszki i zaczął jej szarpać nogę. Elder popatrzył na
swoją zabawkę z
dziwną miną. Trafił mu się... zestaw teletubisiów. Wszyscy
zazdrościli
Elderowi. To dopiero była broń! Położył ją przy jakimś maluchu.
Lekko
trącił. Teletubisie zaczęły śpiewać. "Pinky winky,(pinky winky!),
Lala
(Lala!), Poo (Poo!) (i czwartego nie wiem... ) Maluch zaczął
płakać. Rozwył
się i uciekł do mamy. Jego brat był starszy o rok i
trzymał się dzielnie.
Teletubisie podbiegły do niego i powiedziały:
"Pobawmy się!". Zaczęły tulić
osobnika. Teraz się przełamał
i zaczął krzyczeć. On także uciekł do mamy.
Redakcja zrobiła wielkie
oczy. Jednak emocje opadły. Zabawki redakcja
odłożyła na bok na chwilę.
Jednak głód się powrócił ze wzmożoną siłą, bo jak
wiadomo porcje w
macdonaldzie są żałośnie małe. Wszyscy spojrzeli
wyczekująco na Mateo.
Ten jednak odwrócił głowę w drugą stronę. On sam tesh
był jeszcze głodny
i to strasznie.
Sentretka i Usa rzuciły się na Pokeballa i zaczęły
przymilać. Walka "na
wdzięki" nie pomogła, więc zaczęły żucać
hasłami typu "Szanujemy guru
swego :Pokeballa
wspaniałego!", "Niech żyją webmasterzy!", lub
"Koffany
Pokeball na prezydenta". Macio chodził obok dziewczyn
z transparentem (który
nie wiadomo skąd wziął), który miał narysowany
placek, a sam Macio
wykrzykiwał coś w stylu "Lubię placki! Lubię
placki!". Mateo wiedział, że
spełnił obowiązek webmastera i z
radością patrzył na mordęgi swego koompla.
W właśnie kulminacyjnym
momencie podeszła do nich pani ładna.
-Przepraszam, ale... Nie
zapłaciliście rachunku...
-No Mateo, zapłać koffany, ty dzentelchamie od
siedmiu boleści!!!-rad z
tego, że ma choc przez chwilę spokój
Pokeball mścił się na Mateo. Mateo ze
spokojną miną włożył rękę do
kieszeni. Grzebał w niej przez minutę. Przez
pięć minut. Przez dziesięć.
W końcu wszyscy zaczęli na niego patrzeć jeszcze
bardziej dziwnie, niż
dziwnie. Po chwili Mateo z czeluści spodni wygrzebał
parę
guzików.
-No, Mateo! Czyżbyś zapomniał dlaczego tak długo nie
wracaliśmy ze szkoły?
-No, Pokeball! Czyżbyś zapomniał kto mnie tam
zaciągnął i wyłudził forsę?
-Mateo! A kto to wybrał najdroższe,
he?
-Pokeball! A kto mnie do tego namówił, he? Kto tu wspominał, że
jest trochę
bardziej doświadczony, i może pokazać właściwą drogę?
-Kto
tu wspominał, że potrzebuje rad, pomocy bo jest
niedoświadczony?
(...)
-Eeee.... Mogłabym dostać zapłatę?-spytała pani
ładna. Redakcja w mig pojęła
co trzeba zrobić. Usa przejęła dowodzenie.
Wyjęła swój plastikowy pistolet.
Senti wzięła piłę. Elder wystawił
teletubisie, czym mógł torować sobie drogę
do wyjścia. Za nim pobiegł
Macio. Senti za Maciem, ztrasząc ludzi piłą.
Macio straszył psem.
Pokeball i Mateo zostali. Teraz Usa przyłożyła pistolet
do głowy pani
ładnej i krzyknęła z desperacją i poświęceniem
w
głosie
-Uciekajcie!
- Usa! co za wielkie
poświęcenie!
Została ostatnia i teraz
musiała to jakoś
wykombinować. Nie myśląc wiele zaczęła strzelać gdzie
popadnie i biegła
do wyjścia. Włosy unosiły się w powietrzu, biegła, na
nosie okularki, a
na sobie szorty i bluzkę na ramionach... I to wszystko
razem wyglądało
jak Lara Croft z gry Tomb Raider. Na sam koniec obejrzała
się i rzuciła
paczke i powiedziała:
-Asta la niewiasta, baby!- uciekła do jipa,
gdzie siedziała już cała
redakcja. Wiedziała, że to tylko budzik, więc to
tykanie to takie mylne
było. Po prostu stary pomysł z filmów. W drzwiach
wpdała na... Kotasię!
-Cześć Usa! Robiłam małe zakupki i dlatego
się spóźniłam! Poszłam do domu
Pokeballa, ale jego mama powiedziała
nam, że tutej będziecie, no i jestem!
Ojej, a co tu się
stało?-powiedziała z miną "słodkiej idiotki" i
udawała
głupią.
-Przepuść mnie! No! No wsiadajmy!
-A po
co się tak spieszyć? Przecież do końca życia mamy jeszcze
czas!-
Wątpie! Rusz tyłek, bo tego czasu nam wiele do końca nie
zostanie!- w końcu
Kotasia przepuściła Usę. Oboje wskoczyły do Jeepa.
Samochód kierowany przez
Pokeballa ruszył z piskiem opon. Ledwo ruszył,
za nimi macdonald... wybuchł.
Było wielkie "BUM". Wszystko się
zapaliło, a redakcja wiała.
-A jednak ten budzik to była
bomba!-powiedział Elder, który kupił budzik.
Jeep pojechał prosto do
domu Pokeballa. Wszyscy liczyli na to, że może jego
mama zrobiła jakieś
zakupki...
- Rodziców nie ma, jedzenie nie ma - jęknął Mateo.
-
Przynajmniej schudniemy - optymistka Usagi.
- Raczej umrzemy z
głodu!
- Dobra, nie ma o gadać.... Jedzenia nie ma, ale pomyślcie
chwilę... - Senti
spróbowała zmusić redakcję do zrobienia rzeczy
niemożliwej - No dobra, wiem,
że nie myślicie, a więc wytężcie resztki
mózg...
- Wczoraj myślałem nad klasówką! I tak mnie rozbolały te
resztki, że dzisiaj
już wolę nie myśleć... Kto wymyślił myślenie? Jakiś
tuman! - stwierdził
Mateo.
- I dostałeś pałę mój drogi.. więc ten
ból, by niestety zmarnowany...
- DAJCIE MI SKOŃCZYĆ! - wrzasnęła
Sentretka - POKEBALL, MOŻE GDZIEŚ TUTAJ SĄ
JAKIEŚ PIENIĄDZE?
-
Wątpię... dzisiaj dokładnie przeszukałem dom, aby mieć na powrót
ze
szkoły... Co prawda moi rodzice przeszli sami siebie, aby je
chować...
- Trudno... Usa, Macio, Elder, Kotasia, a wy? Macie jakiś
pomysł?
Milczeli, lecz ich mina pokazywała wszystko. Ale ponieważ ani
Senti, ani
Mateo ani Pokeball nie byli dobrzy w odczytywaniu min, więc
Usagi
powiedziała:
- Webmasterzy dowodzą, więc niech webmasterzy
powiedzą, co teraz.
Sentretka odsunęła się od chłopaków.
- Tak, tak...
Usa ma rację..... - powiedziała powoli.
- Ej, Sent, a co to ma
znaczyć! Ty też masz hasło do pokeballz i
przywileje
webmastera!
- Ale jestem redaktorką! - uśmiechnęła
się słodko.
Pokeball westchnął.
- Koniec wizyty! Idźcie do swoich
domów....
- Aleś wymyślił... - Sent przewróciła oczkami.
- No
co!
- Ja też mam iść? - Mateo uwaznie wpatrywał się w Pokeballa.
-
N-n-nie ty zostań pokażę ci... no sam-wiesz-co.
Wszyscy wyszli. Jednak
Usa i Sent zatrzymały się za wyjściem.
- Mamy szansę sprawdzić, co oni
robią!
Usłyszały dźwiek, który mógł oznaczać tylko jedno: zasuwanie
zamka.
- Nie mamy.
- A może jednak..
- Daj spokój, dowiemy się
kiedy indziej! W wakacje!
- No dobra...
I nikt tego nie rpzeczyta.. ale Sent daje
dalej...
i już...
Tak więc Usa i Senti poszły do swoich domów, bo
co miały zrobić? Usa miała już pewne teorie na temat ich tajemnic. Kiedy
podzieliła się tymi spostrzeżeniami co do "tego, co chcieli robić w
samotności", Senti jej przytaknęła i powiedziała, że to możliwe, ale po
chwili zorientowała się, że mówi także o Mateo, więc opieprzyła Usę.
Nazajutrz w szkole:
Do klasy Pokeballa wchodzi Usa. Jest sama bo
Kotasia i Senti jeszcze nie przyszła. Przy ławce Pokeballa siedział już
Mateo. Oboje gadali z ożywieniem o czymś, lecz, gdy tylko spostrzegli Usę,
od razu zamilkli i jakby się zmieszali."Już nie długo... Jeszcze tylko
trochę i nareszcie wakacje, a wtedy dowiemy się co oni tam ukrywają..."
Jak zwykle na dobry początek dnia- odstawiła kabaret, o (nie)wdzięcznej
nazwie "Głópkowata twórczość Usagi". Tym razem ubrała opaskę na
czoło, doskoczyła do ławki chłopaków i zaczęła im śpiewać:
"Kulfon,
kulfon, koło twojej doopki,
buja się kawałek kupki!"- chłopacy
wcale nie byli ździwieni, ciągle odstawia coś tego typu.
"Papier się
już skończył, więc żaba Monika-
usta swe podtyka!"- rechot,
rechot w wykonaniu Usagi. Koomple z klasy Pokeballa patrzą z
zainteresowaniem. Zawsze są ciekawi co ta wariatka Usa znowu wymyśli.
Klaszczą jej.
"Z kulfona łamaga,
więc żaba monika- językiem mu
pomaga!"- ostatnią zwrotką Usagi podbiła serca publiczności jeszcze
bardziej. Rozległy się oklaski. Kiedy owacje sie skończyły- Usa podeszła do
chłopaków. Ci miny mieli ponure.
-Cześć!
-Cześć...
-co
robicie?
-Siedzimy...- i tę inteligentną konwersację przerwało wejście
Sentretki. Na początek Usa, Mateo i Pokeball się trochę ździwili, ale
dopiero później zrozumieli w czym rzecz. Senti... Była u fryzjera... I efekt
końcowy poniekąd szokował, ale całość całkiem wyglądała fajnie.
Nikt nie
skomentował fryzury. To milczenie można by było zrozumieć jako:
akceptujemy!
-Chodź Usa... Zostawmy ich samych... Muszę ci COŚ
pokazać....
- No, co chciałaś mi pokazać?
- To! -
Sentretka z dumą pokazała jakieś urządzonko i dodała - Jednorazowy aparat
fotograficzny! W sam raz na wakacje!
- Exstra! - zachwyciła
się Uska.
- Co tam macie? - zajrzał dziewczynom przechodzący akurat obok
Elder.
- Nic takiego - Sentretka jakby nie chciała, aby Elder to
zobaczył...
***
- To co robimy dzisiaj po południu?
Wysadzamy następny Mcdonnald? - zapytała, już po lekcjach Uska Senti.
-
Nie... jakoś na razie nie mam ochoty na zadne wspólne wypady z wami...
-
Dobra, to zapytam Pokeballa i Mateo!
Niestety, oni byli zajęci
"swoimi sprawami". A popołudnie minęło..
***
Kilka
dni później...
- Hejka, Sent...
- Hey, Mateo. O co chodzi?
-
Wiesz... jutro ostatni dzień szkoły... może byśmy znów się gdzieś wybrali?
- A, w tym tygodniu jeszcze nie wagarowałeś?
- Jak to nie?!
Wczoraj! Ale ostatni tydzień, to trzeba...
- No doooooobra - Senti
przerwała. - To jutro, jutro...
- U Pokeballa. Jak zwykle.
- OK.
***
Następnego dnia...
Sentretka wraz z Usagi weszły.
Pusto, nikogo....
- Ej, słyszysz? Ktoś jest na górze! - stwierdziła
Sent.
- Trzeba wejść.
- Aha..
I jak postanowiły (ale żeby
postanowić, trzeba myśleć, a to niebywałe, że ktoś w tej redakcji jeszcze
myśli....) tak zrobiły. Na górze i Usa usłyszała szmery. Szmery dobiegające
z pewnością z pokoju Pokeballa.
- Może jednak lepiej było nie przenosić
tego do ciebie?
-Daj spokój, dziewczyny już z pewnością zauważyły, że to
było u ciebie!
- A teraz zauważą, że jest u ciebie!
Sentretka,
nawet nie pytając się Usagi, czy to jest rozsądne (zresztą, gdyby to było
rozsądne, to byłby ciekawy wyjątek od reguły... przy takich webmasterach
wszyscy zdziwalczeli...) weszła do pokoju chłopkaków. Najwyraźniej byli nad
czymś pochyleni. Gdy zauważyli wejście Senti, Pokeball szybko usiadł i
zasłonił jak mógł swoim potężnym cielskiem, tak, żeby Sent nic nie zauważyła
(i tak nie zauważyła, biedna krótkowidzka), a Mateo poderwał się.
-
Se-sentreeee... wiesz, może wyjdziemy? Tak, wyjdziemy! - i wyciągnął
Senti na korytarz, po czym zwlókł oszołomioną dziewczynę po schodach, tak
samo Usagi i dodał:
- Wiecie... my....e.... jesteśmy baaardzo zajęci,
wiec chyba dzisiaj nie będzie spotkania... powiedzcie to reszcie.. idźcie
już, idźcie!
Dziewczyny chcąc nie chcąc wyszły.
- Widziałaś
coś?
- Nie, ale jak tylko weszłam to Pokeball to wszystko zasłonił.. byli
nad czymś pochyleni...
- Ale co to może być.... Uch! - Usagi wpadła
na Eldera właśnie idącego w stronę domu.
- O, cześć dziewczyny... coś
się stało?
- Tak... Mateo z Pokeballem są bardzo zajęci... i spotkania
nie będzie... a może wiesz czym?
Elder wzruszył ramionami. No tak.
Normalka.
Tak więc poszli do domu, bo co mieli zrobić. Senti poszła
jeszcze do Usy, przedyskutować plan działania wyjazdu do domku. Szły ciemną
ulicą, i miały farta bo znalazły pięć złotych. Obie żuciły się na pieniądza.
Jakiś mały chłopczyk popatrzył na nie z litością i dorzucił złotówkę. U Usy
teraz nikogo nie było, i wiadomo, że jedzenia pewnie też nie było. Obie
poszły do sklepu. Za sześć złotych można poszaleć! Kupiły mrożone frytki
za całe dwa złote, odżywczy napój "cola- żywiecka", za 1,50; za
resztę kupiły paczkę landrynek (różowych!). Przy kasie siedział wysoki,
przystojny brunet. Popatrzył na Usę i Senti. Jego mina wyrażała obojętność.
Jednak kiedy wziął do ręki paczkę "różowych landrynek", od razu
wuraz twarzy mu się zmienił. Dostał ślinotoku, i zaczął rozpakowywać paczkę.
Za Us I sent stała jakaś matka z dzieckiem. Matka zaczęła się krzywić i
ostatecznie wyszła ze sklepu. Za nią wyszło parę innych osób. W końcu
została tylko Sent Us i kilka facetów, którzy prawdopodobnie mieli na to
samo ochotę. Brunet zobaczył co jest w paczce. Teraz zaczął po kolei
rozgryzać każdą landrynkę, sprawdzając czy nie ma w niej jakiejś fotki, lub
czy w paczce nie ma jakiejś zabawki tak jak w Macdonaldzie, tylko, że
bardziej sprośnej. Us i Sent korzystając z nieuwagi bruneta chwyciły swoje
zakupy, oraz parę innych produktów, i pognały do domu, nie patrząc nawet co
wzięły, ale w końcu wszystko było za darmo, bo brunet nic nie zauważył.
Doszły do domu Usy. Wszystkie światła były zgaszone. Nikogo nie
było. Dziewczyny weszły do pokoju Usy. Senti była tu wieeeeeele razy, a mimo
to, ciągle ten pokój ją czymś zaskakiwał.(a teraz będzie film z serii:
Teatrzyk zdarzeń prawdziwych, bo tak jak w ficu jest naprawdę w moim
pokoju:P) Usa otworzyłą dzrzwi i rzuciła zakupy na podłogę. Podeszła do
kompa i nogą kopnęła przycisk "POWER". Senti weszła za nią. Na sam
początek potknęła się o bombę atomową i o mało nie złamała nogi. Usa była
rada, że bomba nie chciała wybuchnąć, bo była konstruowana przez nią, ale że
zadziała, czyli o mało nie złamała nogi Senti. Wprawdzie nie tak jak miało
być na początku, ale cóż... Usiadła Senti na krześle, żeby rozmasować nogę.
Jednak zaraz wstała, bo na krześle było cmentarzysko słoni, tzn figurki i
breloczki kościotrupów, cała sterta. Nie mogła usiąść na łóżku, bo ono było
prawie pod sufitem. Pod łóżkiem biórko z książkami, mangami, komiksami,
teczkami, farbkami, kredkami i innymi rzeczami. Usiadła na podłodze. Jakoś
mimowolnie spojrzała do góry, a tam... Krzyknęła. Na karniszu firanki było
zawieszonych pełno jaszczurek, pająków wielkości dłoni, i innego rodzaju
robactwa. Wszystko wyglądało jak prawdziwe. Wstała i potknęła się o jakąś
stertę gazet, wpadła na stojak z płytami, i w końcu dotarła do drugiej
ściany pokoju.
Oparła się o dzrzwi szafy. Drzwi same się otwarły. Była to
szafa z ubraniami. Wypadła z niej maska potwora, która wyglądała jak
prawdziwa, siekiera-pamiątka z wycieczki, cały wór kamieni z podwórka, masa
torebek i plecaków. Sent zobaczyła teraz czeluść szafy Usy. Cała masa ubrań
skotłowanych i żuconych byle jak, zarówno na wieszakach jak i na półkach.
Jeden strój leżał równo na wieszaku-Czarodziejki z księżyca(uszyty na bal so
trzeciej klasy przez moją babcie krawcową:D Ona uszyła mi też strój Asha i
parę innych. Suknia do komunii to tesh jej robota:P I stój elfa tesh...)
Sent ździwiła się... formą stroju. Podobno już w trzeciej klasie ta
spódniczka ledwo tyłek zasłaniała, ale było oki. Ale dziwiła się, bo w ten
sam strój Usa poszła na dyskotekę karnawałową w piątej klasie, i próbowała
sobie wyobrazić reakcję chłopaków z klasy i z nie klasy. (potwierdzam.... to
były reakcje... Mam zdjęcie, właśnie z owe dyskoteki, jak chcesz, to ci
dam...- -) Uska chciała założyc ten strój do klasy szóstej tesh na te samą
dyskotekę, ale tym razem mama jej juz nie pozwolila...- -' Po za tym
looknęła na biurko. Siedziały tam rzędem ustawione miśki, lalki, figurki
pokemonów(- -') i czarodziejek. Na wszystkich ścianach było mnóstwo
plakatów. Wszędzie pełno książek, gazet komiksow i wszelakich pierdół.(tego
jest więcej do opisywania, ale ja już nie mam siły...)
-Rozgość się!-
Usa wskazała kanapę na której siedział już pluszowy Pikachu w paru odmianach
i o różnych wielkościach. Senti po uprzednim sprawdzeniu, czy nie ma na
kanapie jakiś glonów, czy innych rzeczy usiadła i jak zwykle zaczęła
przeglądać tajemnice tego pokoju. Uska w tym czasie nalała colę i wrzuciła
frytki...
***
Dziewczyny po zjedzeniu wszystkiego co się
dało przeszły do sedna sprawy. Zaczęły wybierać ciuchy i rzeczy, jakie
trzeba zabrać na lato. Zrobiły spis przedmiotów, które trzeba kupić. Na
pierwszym miejscu był:
a)papier toaletowy(dużo, dużo,
duuuużo!)
b)żarcia i picia(podobnie jak wyżej)
c)landrynki i
rzeczy niezbędne do przetrwania:granaty, zapalniczki, paliwo, scyzoryk,
nóż-jak największy, bomby, goomowe kaczuszki(do kąpieli!), fistaszki,
różowe klapciooszki dla wszystkich i nie wiedzieć czemu,: 4
harlequiny(prawdopodobnie dlatego, żeby straszyć innych durną
fabułą.
Senti poszła do siebie do domu. Na drugi dzień było zakończenie
roku.
Pyscho, tak z ciekawości: a ty
przeczytałaś?
Msza z rana. Wszyscy na biało-granatowo, bądź na
biało-czarno. Każdy ma w ręku kfiatka, lub prezent, albo to i to. Msza
minęła. Tłumy uczniów podążały na salę gimnastyczną. Jak zwykle
przemówienie, wierszyki, piosenki, prezenty, stypendia. Słowem typowe
zakończenie roku. Potem w każdej klasie rozdawanie świadectw, dawanie
kfiatków itp. Nareszcie koniec! Koniec całorocznej mordęgi!
Wszyscy wyszli ze szkoły i zaczęli wznosić radosne okrzyki. Cała
zgraja mutantów- czyli redakcja zebrała się pod dużym rozłożystym drzewem.
Zażądzili pójście gdzię razem. Wszyscy wymownie spojrzeli w stronę
Pokeballa. Wiadomo, że pójście do Macdonalda odpadało z wiadomych powodów, a
na nic innego stać redakcję nie było. "Oczywiście można iść do
restauracji"-pomyślała Usa, ale zaraz powiedziała sobie
"nie", gdy tylko wyobraziła sobie redakcję w eleganckiej
restauracji. Zaczęła rechotać, a reszta zaczęła się na nią dziwnie patrzeć.
Po chwili jednak powrócili do mordowania tym razem Pokeballa, żeby spełnił
swój obowiązek nakarmienia wszystkich mutantów. Pokeball ugiął się. Poszli
wszyscy do domu jego.
Pokeball usadził redakcję w swoim pokoju,
a sam uciekł do kuchni. Już od samego progu zaczął robić pyszne jedzenie dla
swojej ukochanej ekipy.
-Mama!!!! Żarcie zrób dla
wszystkich tych ciołków, co u góry siedzą!- rozpoczął, po czym rozłożył
się na krześle i pomagał mamie, np. podnosząc co chfilę nogi, żeby się nie
potknęła. Kiedy jadło było gotowe, Pokeball zaniósł żarcie do góry. Nie
skomentował satnu swojego pokoju, bo dobrze wiedział, że tak się stać
musiało, jeżeli zostawiło się samą redakcję bez opieki.=)
Wszyscy się
rzucili na żarcie. Pomińmy jak to wszystko wyglądało, co oni robili potem, i
co gadali. Przenieśmy się już do momentu, kiedy to każdy członek redakcji
siedział już w swoim domu, i pakował się na podróż. Przenieśmy się jeszcze
dalej, kiedy to redakcja już się przespała, i poszła na zakupy, kupić rzeczy
niezbędne, oraz to jak to było w supermarkecie.
Jesteśmy przy tym jak oni
jadą do tego nowego domu-ich siedziby letniej.
***
Tak
więc cała redakcja jedzie. Z przodu siedzi Mateo i Pokeball. Już dojeżdzają
do domku. Białe ściany, czerwony dach, ogródek, niedaleko jezioro i las.
Zaparkowali jeepa. Wysiedli i rzucili się do oglądania domu. W środku
wszystko było już urządzone. Porożrzucali swoje bagaże do odpowiednich
pokojów, i zeszli do kuchni, chyba wiadomo po co.(bosh, muszę szybko coś
wymyśleć, bo inaczej akcja ficka będzie się toczyć tylko wokół jedzenia i
jak to redakcja spożywała!)
Jest już wieczór. Wszyscy siedzą
w salonie i oglądają tv. Nagle dzwoni telefon. Podnosi Usa. Cisza. Nikt się
nie odzywa.
Kotasia patrzy wyczekujaco na Usę, aż ta powie łaskawie kto
dzwoni. Usa nie odpowiada. Bo przecież nikt nie dzwonił. Po prostu głuchy
telefon. Znowu wszyscy oglądają tv. Później rozchodzą się do swoich
dormitoriów;)
RANEK
Usa śpi. Ktoś nią szarpie. Usa otwiera
oczy. Patrzy na zegarek. Jest już 7. Sentretka ją szarpie. No tak... Ona to
rany ptaszek, a inni pospać nie mogą... Usa musiała wstać. Senti nijak nie
mogła dobudzić jednak Mateo, Pokeballa i innych. Sentretka wzięła ze sobą
jeden z Harlequinów, jakie kupiła i poszła do chłopaków. Leżeli na kanpie,
na łóżku, na ziemi i gdzieś tam jeszcze.
Sentretka wzięła głęboki wdech o
zaczęła czytać zaznaczony fragment:
"... ona zsunęła z siebie nocną
koszulkę i podeszła do niego powoli. On miał ten zmysłowy błysk w oku.
Patrzył na nią, a jego wzrok mówił, że ją pożąda. W pokoju panował pół mrok.
Zaczęli się namiętnie całować..."-chłopaki powoli podnosili głowy, a
Senti czytała dalej i ostatecznie po takiej jednej minucie czytania byli na
dobre rozbudzeni i chcieli jeszcze. Senti zatrzasnęła książkę, i wyznaczyła
Elderowi misję:pójście do sklepu po chleb, mleko i coś do tego....
Teraz już przeczytałąm. Nie za bardzo mi
do gustu przypadlo. Czesto uzywasz dziwnei brzmiacych zdan
np:
"Nie myśląc wiele zaczęła strzelać gdzie popadnie i biegła
do wyjścia. Włosy unosiły się w powietrzu, biegła, na
nosie okularki, a
na sobie szorty i bluzkę na ramionach..."
Poza tym czy okreslenie
Jip jest specjalnie tak pisane? Bo jak wiadomo pisze sie Jeep... ale ogolnie
rzecz biorac to za bardzo to wszystko poplatane jak na moje skolatane
nerwy... albo ta godzina tak na mnie dziala... nie wiem. Nie wypowiadam sie
glebiej bo to nie fick mojej kategorii... nie lubei takich opowiadan i
zwykle nie czytam. Teraz zrobilam wyjatek i nawet nie zaluje =) W koncu
twoja praca, a kazda praca sie oplaca. Pozdro.
QUOTE |
Mam zdjęcie, właśnie z owe dyskoteki, jak chcesz, to ci dam...- |
To akurat był przypis Usy o ile pamiętam
do mnie ktoego nie usunęłam >< I akurat wklejony fragment jest
autorstwa Usy.... Przypominam, że nie pisałam tego sama, tylko z Usą, i to
jeszcze kiedy bziumu nie było! >< Hmm.. Poważniejszy klimat.. Jest
dalej... Przypadkiem... Bo akurat ja pisałam... Trochę poważniej... Ale nie
myślałam o niczym poważniejszym, naprawdę, już sobie układałam co dalej
będzie właśnie w stylu komedii... zaczęła pisać Usa... I wyszło..
Poważnie... Hmmm.. To ja wklejam już całość a potem się załamuję, że
oczywiście wiadomo było, że się nikomu nie spodoba >< (przy okazji
Usę trzeba ściągnąć.. Chociaż ona powie to co zwykle: "że wiadomo było
że nikt go nie zrozumie i po go Sent dawałaś") Hmmm.. Dobra.. Jak ktoś
chce.. Całość.. Zaznaczyłam kto co pisał już... I ciekawa jestem czy zmienią
się chociaż o trochę komentarze po całości (w co wątpię, chociaż są na to
szanse...) Dobra, dość gledzenia:
Sentretka:
No więc ruszył
biedaczek, w drodze mamrocząc coś w stylu "Zawsze ja.. zawsze ja i
tylko ja!" ale takie mamrotanie nie sprzyja skupieniu, więc jedna
siódma redakcji wkrótce wpadła na drzewo. Oszołomiony spojrzał na
przeszkodę, która stanęła mu przed nosem, przetarł oczy i rozejrzał się. W
pierwszej chwili przestraszył się... zgubiłem się! ale tak naprawdę był
już na skraju lasku a z pobliskiej piekarni właśnie czuć było świezym
pieczywem. A ponieważ mężczyźni mają wyjątkowo czuły węch, jeśli chodzi o
rzeczy jadalne, więc szybko wydostał się z lasku. W miasteczku zakupił
świeżutkie pieczywo... i gumę do żucia. Dokładniej mówiąc, wszystko wydał na
dwie bułki i kilka kilogramów gumy do żucia. Nie, nie dlatego, żeby lubić
gumę o smaku truskawkowym "Gucio" ale razem z gumą załączane były
małe samochodziki. Elder zaś uznał, że będzie to coś, co zajmie całą grupę
na długo (jego zresztą też).
Opuścił sklep, odprowadzony dziwnymi
spojrzeniemi (no wiecie, na plecy miał zarzucony worek z samochodzikami i
gumami, a w drugiej ręce torebkę z bułkami sztuk dwa) i wszedl do lasu.
Niedawna nauczka, aby uważać jak się lazi nie dała mu nic do myślenia
(zresztą, czego innego można by było się spodziewać po jednej siódmej
redakcji pokeballz?) i wkrótce znów z oszołomieniem wpadł na drzewo. Tym
razem zgubił się na dobre. Do domku nie mógł doprowadzić go żaden zapach, a
chociaż najprawdopodobniej sześć siódmych redakcji zachowywało się bardzo
głośno, to był zbyt daleko, żeby to usłyszeć.....
***
Tymczasem w domku...
- Elder coś długo nie wraca.. - stwierdziła
Sentretka po dwóch godzinach czekania.
- Oby tylko mu się coś nie
stało! - pobladł Pokeball.
- Martwisz się o niego? - zapytał Mateo
ze zdziwieniem.
- Jasne, że nie - prychnął Pokeball - Ale co z
jedzeniem??
Usagi:
Elder dalej się błąkał po lesie.
Postanowił w końcu usiąść na pniu drzewa. Jak postanowił- tak zrobił.
Usiadł, na ziemi położył worek z gumami, a obok siebie postawił historyczne
dwie bułki. Usiadł po turecku. Zamknął powieki. Ręce złożył w taki specjalny
sposób. Zaczął coś nucić pod nosem, i skupiać się w sobie. Próbował użyć
techniki medytacji, ale nico z tego wyszło. Z Eldera marny buddysta. To
medytowanie tak go zmęczyło, że rzucił się na owe dwie nieszczęsne bułki.
Zasnął. Po około godzinie, dwóch małych chłopczyków przechodziło tamtejszą
drogą. Spojrzały na Eldera. Potem na worek z samochodzikami i gumami i
pomyśleli to co każdy zdrowy chłopak pomyślałby na ich miejscu:"Zjeść
gumy, zabrać samochody"(a może na odwrót? Zjeść samochody, wziąść
goomy?). Podeszli ostrożnie do Eldera, zastanawiając się, czy aby na pewno
nie jest to jakaś pułapka, i czy aby na pewno zaraz nie obudzi się i
ugryzie. Chłopcy widząc, że bestia śpi, sięgnęli do worka. Popatrzyli do
środka. Wzięli dwa samochody z wierzchu, wsadzili do kieszeni. Wzięli na sam
dobry początek dwie gumy i zaczęli rozpakowywać je powoli. Jednak nasi
chłopcy nie przewidzieli paru szczegółów. Mogli wziąść worek i wiać, tym
samym pozbawiając posiłku redakcji. Elder w tym samym momencie, kiedy
chłopacy po cichu zaczęli zdzierać papierek z gumy, powoli otworzył oczy.
Jakoże dzikie bestie mają dobry słuch, Elder usłyszał zdzieranie papierka.
Chłopaki właśnie wkładali gumę do ust. Elder się zerwał i rzucił w stronę
chłopaków. Ci byli tak oszołomieni nagłym przebudzeniem, że nie zdrętwiały
im nogi i nie mogli uciekać.
-Jak!!!! Jak śmieliście
ruszać moje gumy!!!!!!!(ej, do licha przecież to
goomy całej redakcji!)- w oczach miał chęć mordu. Rzucił się na
chłopaków, i zaczął wyciągać im te gumy z ust.
-No, ładnie!
Doigraliście się!!!- wykrzyczał w stronę chłopców, jednocześnie
oglądając gumy świeżo wyjęte im z ust. Chłopacy zaczęli uciekać. Elder nie
namyślając się wiele chwycił worek z gumami i samochodami, i zaczął gonić
chłopaków. W oczach miał ogień.
-Będziecie teraz prasować te goomy do
skończenia świata! Żeby mi nie było na nich ani jednego śladu waszych
kłów!!!-Elder powoli doganiał swoje ofiary. Nawet się nie
spostrzegł, kiedy wybiegł z lasu, i miał parę kroków do domu...
* *
* * *
-Kiedy ten Elder wróci!-wydyszał Mateo. Nikt mu nie
odpowiedział. Prawdę mówiąc wszyscy zaczynali się powoli martwić, i
podejrzewać, że Elder sam zjadł wszystko po drodze. W końcu Kotasia podeszła
do okna. Widok ją zszokował. W pierwszej chfili nic nie mówiła, ale zaraz
zadarła się:
-Eeeeeeeeeej!!! Loodzie!!! Elder na
dwunastej!- wszyscy jak jeden mąż rzucili się do drzwi. Doszło do
rękoczynów, kto mu otworzy. W końcu cała redakcja wlazła na podfoorko. Widok
przedstawiał się następująco: Elder nadal goni chłopaków, a w oczach z
sekundy na sekundę rośnie chęć mordu.
-Nie daruje wam!!!!
Prasować mi tę goomę, ale już!!!- dalej swoje Elder
-Hej,
Eld! No, dalej, daj jush temu spokój! My tu czekamy na posiek, no
chodź!- zadarł się Pokeball, i chyba pierwszy raz zachował się jak na
webmastera przystało, i zaczął bronić redakcji. W tym wypadku zaczął gonić
Eldera, a dostał dodatkowego dopingu, kiedy zobaczył, że do goom dołączone
są samochodziki. Redakcja mu dopingowała. Pokeball już prawie dopadł Eldera,
a Elder doganiał chłopaków. Elder nareszcie chwycił chłopaków, a Pokeball
Eldera. Elder schwycił chłopaków za karki i dalej swoje o "prasowaniu
do końca świata" (czy mi się wydaje, czy on się
powtarza?-Us), a Pokeball założył swoje okoolarki
cool-odporne, made in Men-In-Black ( tu a propos zdjątka:P), i wyciągnął
dwie sztuki Uzi. W stylu Lary Croft zaczął strzelać gdzie popadnie, a na sam
koniec przyłożył pistolet do głowy Eldera.
-No dalej mały! (Elder
przecież nie jest mały... - -') Dawaj worki, tylko bez żadnych noomerów
koleś! No już!- powiedział w jakże męski i odważny sposób, lecz nie
dokończył swej kwesti bo nagle z tyłu przeleciała wygłodniała
szarańcza(czyt:redakcja), która już nie mogła patrzeć na tą nędzną farsę,
jaką odstawia Pokeball, i postanowiła wziąść sprawę w swoje brudne łapki.
Chfyciła worki i pognała do domu, zostawiając Pokeballa, który już nie miał
naboi, sam na sam z Elderem i chłopakami. Chłopacy korzystając z zamiesznia
zwiali, i wiedzieli, że jush nie ruszą cudzych goom. Elder patrzył teraz
morderczym wzrokiem na Pokeballa. Pokeball przerwał mu w najlepszym momencie
zemsty na chłopakach. Patrzył dalej na Pokeballa, a ślina zaczęła cieknąć
mu z ust. Pokeball chętnie wszedłby teraz właśnie, kiedy brak mu naboi, do
domu, ale spojrzał na drzwi zastawione przez redakcję, która w tej chfili
bawiła się samochodzikami, i jednocześnie obserwowała przebieg wydarzeń.
Nie! Zbyt wiele razy im podpadł! Nie mógł liczyć teraz na ich pomoc.
Jest zdany w tym momencie tylko na siebie. Elder podszedł do Pokeballa.
Pokeball cofnął się parę kroków do tyłu.
-Ty.... Ty... zapłacisz mi za
to....-rozpoczął Elder- będziesz do końca śfiata prasował mi te goomy
zamiast tych chłopaków....(no, to jush sie robi nudne... Elder! Wymyśl
coś lepszego, bo to słyszeliśmy parę razy!)- Pokeball zbladł. Zobaczył
przed chfilą piękny popis wściekłości Eldera, i teraz zaczął się bać. Czarne
okularki (made by Men in Black:D) spadły mu na ziemię. Uzi z resztą tesh.
Nie myśląc wiele (jak to było w jego zwyczaju;)) zaczął uciekać. Redakcja
podobnie jak wcześniej dopingowała zamiast pomóc.
-Bravo
Elder!
-Dobij Pokeballa!
-Naucz go jak się profadzi
site!
-Oducz go tego lenistwa!
-Naucz go jak się prasuje!-
tego typu okrzyki leciały ze strony wejścia do domku, gdzie stała
redakcja.
-Jush ja wam pokaże! Zwalniam was! Wyrzucam washe
texty!- coś w tym stylu mamrotał Pokeball, ale wiadomo, przecież, że i
tak nikt go nie słuchał. Gadu- gadu do obiadu, przeciesh jak wyrzucici całą
redakcję, to kto będzie prowadził site? Przecież nie Pokeball! Newsy- w
ostateczności to tylko będzie robił, bo pisanie textów jest "za bardzo
męczące, a po za tym można stracić status 'lenia największego pod
słońcem', a to w rachubę nie wchodzi".
* * * * * * * *
*
Elder siedzi i patrzy na Pokeballa. Pokeball wyciągnął deskę do
prasowania i żelazko, i teraz wypełnia polecenie Eldera. Ta wyprasowana
gooma miała jush średnicę około jednego metra. Pokeball prasował tak jush od
kilku godzin, i nie zanosiło się na to, że będzie mógł przestać. Redakcja
zpałaszoława jush wszystkie goomy. Nikt nie wspominał o dwóch bułkach, bo
każdy bał się gniewu Eldera. Nawet redakcji znudziła się już zabawa
samochodzikami. Teraz siedzieli i patrzyli na prasowanie Pokeballa.
Sentretka wzięła taśmę celuloidową i zaczęła kleić czarne okularki (Made by
Men in Black:D). Powoli jush wszystkim się nudziło.
Ciężki nastrój.
Elder cały czas patrzył z byka na Pokeballa. Postanowił pójść do ubikacji .
Chciał wejść na korytash, jednak niechcąco nedepnął na samochodziki, i
zaliczył taką glebę, że aż dom zatrząsł się w posadach. Wszyscy, oprócz
Pokeballa, który teraz z mściwym uśmiechem siedział na kanapie, rad z tego
że chodź na chwilę ma spokój, no i oczywiście z tego, że Elder jest przesh
chwilę nie przytomny, nie żucił mu się pomagać. Elder miał otwarte oczy, ale
zdawał się nie przytomny. Wzrok miał nie obecny. Z ust ciekła mu.... krew?
Nie, to przestarzałe! Leciała mu ślina, bo to dzisiaj w modzie.
Elder nadal nie przytomniał. Nawet Pokeball lekko się zaniepokoił (phe,
a wcale że nie!-Pok). Mateo wspólnymi siłami z Maciem przenieśli go do
pokoju na kanapę. Położyli. Elder pobladł jeszcze bardziej. Kotasia wpadła w
lekką histerię, zastanawiając się czy Elder żyje. Senti przyniosła miskę
wody i ścierkę ("Bendem robiła kompresy!"). Usa poleciała do
szafki z lekarstwami i przyniosła wszystko co tam znalazła. Drżącymi rękami
zalała aspirynę w tabletkach. Podstawiła Elderowi pod rękę stos tabletek
różnych kolorów.
Elder po parutnastu minutach oprzytomniał jako-tako.
Spojrzał rozkojarzonym wzrokiem na swoją redakcję.
Jush powoli przestawał
być blady. Usa otwarła mu usta i wlała ową aspirynę (przedtem nie był w
stanie jej wypić) i wrzuciła wszystkie tabletki do ust. Elder teraz zrobił
się siny (bo zaczął się krztusić), usiadł na łóżku i zaczął machać rękami.
Sentretka w ramach robienia mu kompresów wylała na niego całą wodę z miski.
Elder jakoś przełknął tabletki, wodospad by Senti tesh jakoś przetzymał. W
końcu zaczął ciężko dyszeć. Wzrok miał jush normalny, no i siedział o
własnych siłach. Redakcja uznała to jako dobry znak i zaczęła wznosić trudne
do zdefiniowania okrzyki (radości? Nie... Żalu? Chyba...) Wszyscy żucili się
do tego by go oklepywać, i pocieszać. Pokeball podszedł do deski do
prasowania, wziął z niej goomę do żucia o średnicy około metra i wepchnął do
ust Eldera.
-Smacznego koleś!-krzyknął z obleśnym uśmiechem na twarzy
Pokeball. Elder ponownie zaczął się krztusić. Znowu zbladł. Wypluł goomę i
ogarnął wzrokiem redakcję. Wszyscy na niego dziwnie patrzyli. Elder domyślił
się o co chodzi. Byli głodni! Było to widać w ich oczach! A bestie
głodne są zdolne do wszystkiego! Przełknął ślinę. Rzucił się na łóżko i
udawał że znowu zemdlał. Poczuł czyjąś dłoń na plecach. Odwrócił się.
Kotasia. Patrzyła na niego w dziwny sposób. Wiedział czego chciała. (bez
skojarzeń mi tu!)
-Pojedziesz do sklepu....-zaczęła opanowanym
głosem, ale Elder wiedział, że pod tym spokojem kryje się całkiem coś
innego.- Wrócisz z jedzeniem.... Masz wykonać zadanie, albo....- tu
przejechała palcem po szyi i znów popatrzyła "dziwnie". Elder
wiedział, że lepiej wykonać zadanie jak należy. Redakcja w stanie głodu jest
zdolna do wszystkiego. Wiedział, że do jutra mógł dożyć, ale w postaci zupy,
mrożonki, albo rzeczy tego typu, lub nawet wcale...- Pojediesz z.... Eeee...
Pojedziesz z Pokeballem.- dokończyła Kotasia ze spokojem. Reszta na nią
dziwnie spojrzała. Wszyscy wiedzieli, że po tym co było przed chwilą, nie
wiadomo, co może się wydażyć. Pokeball łypnął okiem na Eldera, i vice-versa.
Podali sobie ręce na znak zgody. Wsiadli do jeepa. Pomachali w stronę domku
i zrobili głópie miny. Udawanie, że "nic-się-nie-stało" nie
wychodziło im dobrze. W końcu pojechali. Kierował Pokeball. Obok niego
siedział Elder. Kiedy tylko trochę odjechali od domu zaczęła się kłótnia
namber łan. Bo Elder chciał kierować. I tak jadą i się kłócą. Doszło nawet
do rękoczynów. Na trasie spotkali glinę, który ich zatrzymał.
-Prawo
jazdy proszę, obudwu panów....
-He, he, ładną pogodę dziś mamy prawda?-
zapytał głópkowato( jak to było w jego zwyczaju;D) Pokeball. Pytanie było
conajmniej nie na miejscu, bo niebo było dziś zachmurzone, i zbierało się na
deszcz.
-Jusz daję!-podał Elder, mimo, że wcale nie kierował.
Policjant wziął i coś tam zaczął zapisywać.
-Eeeee.... A właściwie, to o
co chodzi?- spytał w końcu Pokeball, po dłuższej chfili milczenia. Policjant
dalej milczał. Po kolejnej chfili machnął ręką w stronę wozu policyjnego.
Wyszedł z niego facet w okularkach, z tłustymi włosami, i mikrofonem. Za nim
jeszcze jeden facio tylko, że ten drugi miał kamerę. Podeszli do
jeepa.
-Czy oni się nadają?-spytał facet w okularkach. Policjant pokiwał
głową. Facet dwa poatrzył na nasz duet, po czym podszedł do faceta jeden- w
okularkach. Zaczęli coś szeptać między sobą. Zmierzyli wzrokiem nasz duet
jeszcze raz. Chyba się rozmyślili, co do tego, co mieli zrobić, bo
ostatecznie kazali jechać Elderowi i Pokeballowi.
Nareszcie
dojechali do sklepu. Pokeball (uzgodnili, że Pokeball niech se jush
prowadzi. W drodze powrotnej ma prowadzić Elder:D) Weszli do
sklepu.
Prześli przez dzrzwi obrotowe. Pokeball nie namyślając się wiele
wskoczył do wózka i zaczął się drzeć do Eldera: wieź mnie, wieź! Elder
sam chciałby znaleźć się na miejscu Pokeballa, ale wymyślił inny sposób:
będzie wieźć Pokeballa, a on sam będzie miał jedną nogę na wózku, a drugą na
ziemi i będzie odpychał się jak przy jeździe na hulajnodze. Wobec
czekających ich zabaw, całkiem zapomnieli o swoich sporach. Na jakiś
czas...
Pojechali najpierw ku stoisku ze słodyczami. Pokeball wziął
zgrzewkę "jajek niespodzianek", zaczął rozpakowywać jajka, jeść
czekoladę, a wszystkie zabawki wkładać do kieszeni. Sam Elder, jako osoba
bardziej wyrafinowana jadł batoniki, takie jak mu się pod rękę nawinęły,
oraz cukierki Riesen. Jednak Elder i Pokeball też człowiek (że co?O_o), i
pojemność żołądka ma ograniczoną, i wkońcu odeszli od stoiska. Poszli za to
zrobić w końcu zakupy. Kupili obiad, oraz parę drobiazgów, potrzebnych, aby
funkcjonować. Na obiad kupili 2 kilo soli, 4 torebki pieprzu, 10 gramów sera
żółtego, i jedną paczkę delicji. Do drobiazgów zaliczało się: olej, paczkę
wykałaczek, płyn ludwik(promocja! Rolka papieru toaletowego
GRATIS!), oraz "Poradnik- jak samodzielnie wychodować paproć".
Z zakupami nie podjechali jeszcze do kasy, bo przecież w supermarkecie jest
tyyyyle różnych zajęć! Chłopaki po zjedzeniu takiej ilości słodyczy
nabrali ochoty na coś bardziej treściwego. Załadowali żołądki jeszcze
bardziej jakimś normalnym jedzeniem, bo wiedzieli co ich czeka w domu. Potem
nabrali ochotę na zabawę. Oczywiście zabawa wózkiem to pierwsza rzecz.
Pokeball siedział wśrodku, a jak na hulajnodze jechał Elder. Jeździli tak
między regałami, jak na jakimś torze pszeszkód. Czasami trzeba skręcić,
czasami ominąć kogoś, bądź wózek tego kogoś. Nie zawsze się to udawało, a co
za tym idzie było parę rozwalanek. Parę razy nasz duet wpadł na stoisko z
puszkami, zupkami, zabawkami lub innymi towarami. Czasami
"niechcąco" wpadali na różnych ludzi. I tu dochodziło do
rękoczynów... Parę razy chłopacy przypomnieli sobie o swoich sporach, no i
wtedy... Np. Elder puścił wózek z Pokeballem, a sam z niego zeskoczył w
odpowiednim momencie. I tak oto Pokeball leżał wśród konserw, dzrzemów i
makaronów. On sam nie pozostawał święty. Wiadomo:"Jak polak z
polakiem". On np. "niechcąco" wylał na niego mleko, i parę
jogurtów. Nie będziemy opisywać, co jeszcze robili, w końcu palce tesh bolą
od tego pisania...
Po za tym fajnie było oglądać reakcje co po
niektórych, gdy widzieli dwóch chłopaków w tym samym mniej więcej wieku,
pędzących na wózku, bądź bawiacych się zabawkami ze stoiska. Parę razy
zdarzało wpaść się im na jakiegoś gliniarza, ale ogólnie było spoxik.
W końcu doszli do lady. Przy kasie stała pani... brzydka. Stara, gruba
i brzydka baba. Na domiar złego nasz duet wpadł jej najwyraźniej w oko.
Elder popatrzył w stronę goom do żucia. Pokeball tesh. Spojrzeli na siebie.
Oboje odwrócili głowy, bo wiedzieli, że gdyby zaczęli się bić, to pożywienie
mogłoby ulec zniszczeniu, a co za tym idzie, głodna redakcja sprawiłaby, że
mieliby oboje spektakularny koniec. Stara babka zaczęła mrugać dziwacznie to
jednym, to drugim okiem do Pokeballa. Ten starał się niczego nie zauważać.
Babka spojrzała na Eldera. Elder niedbale żucił forsę na ladę. Babka
odbierając forsę "niechcąco" (który raz pojawia się tu to słowo?)
dotknęła jego ręki. Elder gwałtownie odsunął rękę. Może nawet zbyt
gwałtownie, bo babka odczytała to jako "chcę się z tobą umówić", i
zacząła tym razem ściskać rękę Eldera, co z kolei przeszło w szarpanie, a na
koniec w przytulanie.
-Help! Pokeball, nie zostawiaj koompla w
potrzebie!- głos Eldera był bardzo histeryczny. Przed chwilą jeszcze
Pokeball śmiał się z adoracji grubej, brzydkiej baby, lecz teraz obudził się
w nim jakiś duch przyjaźni, i chwycił babę pod brodę. I to był błąd. Baba
puściła Eldera, a ten plasnął o posadzkę, zaliczając dziś już drugi raz
glebę. Złapała Pokeballa i chciała go pocałować, bo to złapanie pod brodę,
według niej było BARDZO wymowne, i teraz role się odwróciły, bo to właśnie
Pokeball potrzebował teraz pomocy. Elder jakoś ostatkiem sił się podniósł.
Chwycił jakiś transparent reklamujący wodę
"Primaverra!!!" i palnął nim babę. Ta zemdlała.
Rzuciła się ciężkim ciałem na ziemię. Obaj chłopacy odetchnęli z ulgą. Jako
zapłatę za trud z babą wzięli sobie zgrzewkę batoników, goom, reklamoowek
jednorazowych, dropsów i lizaków. Postanowili schować je do bagażnika na
czarną godzinę. Wzięi zakupy i wyszli ze sklepu. Zgodnie z obietnicą-
prowadził teraz Elder. Podczas jazdy nie było już, o dziwo, kłótni.
W końcu dotarli do domu. Nie trudno było przewidzieć, że nasza redakcja
rzuciła się na jadło (czyt. : pieprz, sól, delicje, i 10 gram sera). I nie
trudno było przewidzieć, że było to stanowczo za mało jak dla naszych
mutantów. Ale nic to. Jakoś przetrzymali. Każdy poszedł do swoich zajęć.
Kotasia siedziała na kanapie przed telewizorem. W ręku trzymała
chusteczkę, w którą co chfilę chlipała. W telewizji leciał właśnie 18998
odcinek telenoweli "Anielski Buntownik". Właśnie w tym momencie na
ekranie pojawiła się tfarz Esmeraldy i Menuela. Menuel oświadczał się
Esmeraldzie, bo ta była matką jego babci, która była żoną jej wujka, bo
tamten nie kochał jej matki i uciekł z dziadkiem na grenlandię, bo chciał
mieć z nim dziecko, które potem się zakocha w jej córce. Obok niej na
kanapie siedział Pokeball. Minę miał na pierwszy rzut oka obojętną, ale tak
naprawdę sam przeżywał ten serial, kto wie, może nawet bardziej niż Kotasia,
choć starał się to ukrywać.
Usa tworzyła wypociny malowane- czyli
obraski, i komixy, a Senti- wypociny pisane, czyli ff.
Macio siedział z
Mateo u góry, i grał z jakąś "super-extra-rozwalnkę-89".
Nasz
Elder bawił się teraz zabawkami z "Kinder niespodzianki", które
przyniesł ze sklepu.
Tak jak przewidywano-rozpadało się. Była już 18.
Burza dalej trwała. Błyskawice, i ciemność na polu, mimo, że w lecie
przecież zawsze jest jasno do późna.
Sentretka:
Nagle zgasło
światło. Kotasia i Pokeball chórem krzyknęli:
- W najciekawszym
momencie!
Sentretka z Usagi:
- No i jak ja teraz skończę
mój...
Przerwał im Macio z Mateo:
- Jeszcze trochę i....
Krzyki
zakończył Elder:
- Gdzie jest moja zabaaaawka?
Po kilkunastu minutach
wzajemnego wpadania na siebie i potykania się o samochodziki i resztę
śmieci, żeńska część redkacji jako tako doszła do siebie i spróbowała
uspokoić męską część redkacji. Ponieważ jednak męska część redakcji była w
przewadze, dziewczyny zostawiły w spokoju chłopaków i poszły usiąść na
kanapę, aby sie zastanowić. Gdy w końcu dotarły tam, Sentretka
stwierdziła:
- Ciemno tu jak w grobie... równie dobrze mogłabym zamknąć
oczy i tak nic nie widzę!
- Albo założyć okularki Pokeballa - dodała
posępnie Usagi - Mamy jakąś latarkę?
- O ile sie nie mylę, na liście
figurowały zapalniczki, ale latarka? - odparła Kotasia.
- Ja mam
latarkę... - powiedziała Sentretka - ale jedną.... musimy uważać, żeby
chłopaki od razu nam nie wyrwali.....
Dziewczyny jakoś dotarły do
latarki. Było to urządzenie dość kiepskie, ale nieoceniona Senti wpadła na
następny pomysł:
- Teraz musimy znaleźć jakieś ognioodoporne naczynie,
włożyć tam coś łatwopalnego i podpalić zapalniczką!
Teraz już o
wiele łatwiej szedł im marsz do kuchni po odpowiednie przedmioty, ale nagle
wpadły na Macia z Elderem, którzy zauważyli latarkę.
- Macie
latarkę?!
- Skąd?!
- My też chcemy!
- To moja latarka,
więc nie dostaniecie - odparła Senti - Ale właśnie idziemy do kuchni
po...
Nie skończyła. Nagle wszystko ucichło. Do uszu całej piątki dobiegł
dźwięk, jakby drzwi wejściowe otworzyły się z jękiem. Po całym domu powiało
lodowatym powietrzem, mrożącym krew w żyłach. Krzyk... Jeden? Nie, dwa...
Znowu zaskrzypiały drzwi... I tak nagle jak wszystko się zaczęło, tak
ucichło... W dodatku światło się zapaliło, a burza powoli cichła...
- Nareszcie! Chodźcie na dół, chyba drzwi się otworzyły! -
krzyknął Elder.
Senti i Usa spojrzały na siebie znacząco. One miały inne
zdanie o takich sprawach, ale nic nie powiedziały.
Drzwi jednak były
zamknięte, a raczej przymknięte. Kotasia zamknęła je na klamkę i zasunęła
zamek.
- Głodna jestem - stwierdziła Senti.
- Heh... Jedzenia nie
mamy, a taką pogodę raczej nikt z nas nie wyjdzie! - odparła
Kotasia.
Była to prawda: burza może ustała, ale deszcz, choć już nie tak
mocny, nadal padał.
Nasza piątka stłoczyła się więc przed telewizroem,
aby zapomnieć o głodzie. Usagi podniosła rękę z pilotem i nagle zatrzymała
ją.
- Mateo i Pokeball.
- Co Mateo i Pokeball? No, zapalaj! -
zdenerwowała się Sentretka.
- Nie zauważyliście?! Nie ma
ich!
- A faktycznie, tak za cicho i za spokojnie... - stwierdził
Elder - Musieli wyjść, dlatego słyszeliśmy otwieranie drzwi! Wpuścili
zimne powietrze, a potem przymknęli drzwi!
- Chyba nie będziemy ich
szukać po nocy i w deszczu? - stwierdziła Kotasia - Może są gdzieś w
domu!
Jednak koffanych webmasterów w domu nie było, mimo, że
redaktorzy zrezygnowali z oglądania telewizji i przeszukali cały dom.
-
A więc pora podjąć decyzję: albo idziemy ich szukać, albo czekamy do rana -
stwierdził Macio.
- Głosujmy: jest nas piątka... - powiedziała Senti -
Ja jestem za, bo o ile o Pokeballa się nie martwię, to MateoCharizardowi,
samemu zostawionemu na pastwę losu w towarzystwie Pokeballa może się coś
stać!
- Ja jestem przeciw. Mam dosć Pokeballa, przynajmniej sobie od
niego odpocznę! - stwierdził Elder - Najwyżej poszukajmy ich rano,
będzie widniej...
- Ja głosuję jak Elder - pada deszcz - powiedział
Macio.
- Ci mężczyźni! Ja jestem za! - powiedziała Kotasia.
-
Ja jestem za Sentretką, a więc idziemy! Wy nie musicie, jak nie
chcecie! - rozsądziła o wyniku głosowania Usagi.
- No tacy nie
jesteśmy, idziemy!
Ponieważ jednak nikt z redakcji nie miał płaszcza
przeciwndeszczowego, dziewczynki okryły się wspólnie workiem po gumach, a
chłopcy chcieli wziąść rysunki Usy i ff`y Senti, ale dziewczny wyrwały im z
okrzykami:
- Mój fanart!
- No co wy sobie myślcie!
Na
koniec Sentretka wzieła latarke i cała piątka wybiegła: z przodu dziewczyny
okryte wspólnie workiem, świecące latarką, a z tyłu moknący Elder z
Maciem....
***
- Krążymy po tym lesie juz od 3 godzin! -
zaczął narzekać w końcu Elder.
- Nie od trzech godzin, a od pół godziny -
Sentretka spojrzała na zegarek.
- Wszystko jedno! Wracajmy!
-
Taaak.. ale w którą stronę...?
Redaktorzy zaczęli się rozglądać. Fakt,
skoro Elder zgubił się w lesie w ciągu dnia, to tym łatwiej było zgubić się
w ciemnościach i deszczu.... Nie pozostawało nic innego, jak szukać dalej.
nagle Sentretka drgnęła.
- Ktoś wołał! Słyszeliście?
Reszta
spojrzała na nią z wyrazem na twarzy "Nie wszyscy mają taki doskonały
słuch, jak ty"
Sentretka zignorowała ich, przetarła rękawem okulary
i zaczęła się rozglądać.
- Ktoś wołał "Ratunku! Pomocy" .
Najprawdopodobniej dobiegało to stamtąd! - pociągnęła ze sobą dziewczyny
i chłopaków.
Jednak oni nie byli tacy zaaferowani, i w dodatku głodni i
przemoknęci. Sentretka poświęciła się więc i puściła się biegiem. Reszta
redakcji podążała za nią truchtem....
***
Teraz już wszyscy
to usłyszeli. Redaktorzy zaczęli się rozglądać...
- Tutaj! - Kotasia
wskazała jakąś dziurę.
Dziura miała jakieś 4-5 metrów głębokości. Miała
jednak dość małą średnicę. Mimo to, w ciągu dnia na pewno można by było ją
zauważyć i obejść...ale w ciemnościach była prawie niewidoczna. Na jej dnie
stali nie kto inny, tylko Mateo i Pokeball. Ściany dziury, być może w ciągu
dnia suche, pełne wystających korzeni i kamieni teraz powlokły się błotem.
Niemożliwością było wydostać się z dziury, przynajmniej nie bez czyjejś
pomocy. Sentretka ponownie poświęciła się i położyła na brzuchu, po czym
krzyknęła:
- To wy?
- A kto inny! Pomóżcie nam! - krzyknął
Pokeball.
Sentretka wstała, otrzepała się i spojrzała na redkację z miną
"Ja już dość zrobiłam, teraz niech kto inny się wykaże w
ficku"
Elder uśmiechnął się złośliwie i oparł o drzewo.
- A kto
mi wepchnął gumę?
- A kto zwlekał z umieszczeniem moich tekstów? - dodała
Usagi.
- A kto nam groził wywaleniem z redakcji? Jeszcze dzisiaj! -
przyłączy się Macio.
Pokeball spuścił głowę i milczał, ale Mateo odparł:
- No chyba nie ja!
- Ty nie - zgodziła się Sentretka.
Gdy
tylko słowa Sentretki dotarły do Pokeballa, przestraszył się:
- No chyba
mnie tu nie zostawicie samego? Waszego koffanego webmastera?
Sentretka
bez słowa ułamała jakąś długą gałąź i znowu się położyła na brzuchu.
-
Wchodź.... Mateo.
Mateo nie potrzebował zachęty. Szybko chwycił gałąź i
wdrapał się na górę. Pokeball z determinacją wyciągnął ręce, ale Sentretka
wciągnęła gałąź.
- D-d-dzięki - wyjąkał cały czerowny Mateo.
- Nie ma
za co - spokojnie powiedziała Senti - Co właściwie się z wami stało?
-
Eeee... nieważne... - teraz Mateo cały sie palił ze wstydu.
- Mów, albo
wrzucę cię do tej dziury!
- Ja! Ja! Ja wam powiem! Tylko
pomóżcie mi wyyyyyjść! - zawył Pokeball.
- Cicho - ofuknęła go Senti
- No... nie bój się! Mów!
Mateo skulił się, ale zaczął
mówić.
- No więc....Obydwoje z Pokeballem wyszliśy z domu... po jakąś
pomoc, no wiecie... czy elektryka....
- Nie kłam! Wiesz dobrze, że
szliśmy do jeepa, aby pojechać do miasta i tam poczekać do rana! Ja sie
pytałem nawet co z resztą redakcji, a ty odpowiedziałeś, że jakoś sobie
poradzą.... - krzyknął Pokeball.
Usagi podeszła i zdecydowanym ruchem
chwyciła Mateo za kołnierz, aby go wrzucić do dziury, ale Sentretka
zablokowała ją i powiedziała spokojnie do Mateo:
- Mów dalej.
Usagi
puściła kołonierz Mateo i zrobiła krok do tyłu.
- No... ale w tych
ciemnościach i deszczu nic nie widzielismy i w końcu zaszliśmy za daleko....
i wpadliśmy do tej dziury - wytłumaczył Mateusz.
- A dalej? - zapytała
Sentretka. Redakcja spoglądała na nią ze zdumieniem. Nigdy jeszcze nie
widzieli jej tak stanowczej, a jednocześnie: tak spokojnej.
- Co
dalej?
- No, co robiliście w tej dziurze, zanim przyszliśmy?
- N-nic.
- Wątpię, abyście przez prawie godzinę po prostu stali...
- Na
początku próbowaliśmy się wydostać... Potem zaczęliśmy się zastanwiać co
będzie... i wyrzucać sobie nawzajem, jacy byliśmy dla was - przełknął ślinę
- no..... zaczęliśmy się bać, że nie przyjdziecie....
Sentretce
najwyraźniej to wystarczyło. Kiwnęła głową.
- Wystarczy. A teraz, ty
decyduj, czy wyciągamy Pokeballa? - z jej miny można było wyczyta jedno: gdy
Mateo zadecyduje o losie Pokeballa, ona spowrotem zmieni się w cichą
redaktorkę...
Usagi:
Mateo miał teraz mętlik w głowie. Został
tak jakby rozdarty na dwie połowy. Nie wiedział co zrobić. Z jednej strony
chciał pomóc koomplowi, współpracownikowi, tak jakby drugiej połówce,a z
drugiej miał wielką ochotę zostawić go w tym dole i dać nauczkę za te
wszystkie błędy, za te jego drażliwe cechy charakteru, za lenistwo, i
ogólnie całą jego postać. Jeżeli wyciągnąłby go z tego dołu- uznali by go za
mięczaka, uzależnionego od swojego kolesia, ale nie miał serca zostawić go
tam w dole. Zemsta jest słodka, ale ta zemsta może obrócić się przeciwko
niemu. Deszcz nie będzie padał wiecznie, i ziemia trochę wyschnie, a wtedy
łatwo jest wyjść i Mateo wolał nawet nie myśleć co by było, gdyby Pokeball
wyszedł i chciał się na nim zemścić. Chciałby być teraz na miejscu zwykłego
redaktora, bo wtedy mógłby podjąć bez niczego decyzję, ale teraz jest jakby
zastępcą szefa, i to on decyduje. Przełknął ślinę. Spojrzał na Sentretkę.
Jej twarz nic nie wyrażała. Była dalej spokojna i opanowana. Ona to ma
dobrze! Cokolwiek się stanie- ona jest bezpieczna, bo przecież nie jest
szefową.
-Eeee.... Wiecie? Może zrobimy głosowanie? To dobry
pomysł!
-Osz ty! Jak śmiesz! To nie ulega wątpliwości, że
masz mnie wyciągnąć! Sam się prędzej czy później wydostanę, a wtedy
to....- Mateo dalej nie słuchał. Nie chciał i jednocześnie chciał wyciągnąć
go z tego dołu. Spojrzał jeszcze raz na Sentretkę. Gdyby ona miała jakieś
zdanie i pokazała je, to na pewno wstawiłby się za nią, ale jak na razie go
nie ma, a może ma tylko nie pokazuje go. Spojrzał na wściekłego Pokeballa.
Mateo czekał teraz aż któryś członek redakcji przeważy szalę. Najlepszym
rozwiązaniem byłoby zostawić po środku, ale jak w takim wypadku zostawić to
wszystko po środku? Na skraj brzegu podeszła teraz Usa. Gdyby Senti miała
taką minę jak ona, to z pewnością Mateo zostawiłby teraz Pokeballa w tym
dole, bo oczywiście by uległ Senti.
-No dobra ludzie i ludziska...-
zaczęła na pozór spokojnym głosem- jak uważacie-czy on powinien tu zostać?
Czy zasługuje na to, żeby tu siedział całą noc, a jak wiadomo dzisiejsza noc
nie jest zbyt sprzyjająca siedzeniu w dołach... Czy powróciłby żywy z czegoś
takiego? Prawdopodobieństwo jest małe. Nie liczmy ot takich drobiazgów jak
burza, pioruny, zawalenie się ścian dołu, a tym samym pogrzebanie żywcem,
czy złapanie jakiś chorób. Mówimy tu o czymś poważniejszym.... Ale czy
Pokeball zasługuje na to żeby wyjść i wrócić sobie do domciu jakby nigdy
nic? Obejrzeć serial, i pójść spać? No więc- kto jest za czym?- widać, ze
Usa była za tym pierwszym-tzn. za zostawieniem w dole i daniem swoistej kary
za wszystko, ale sama nie była do końca zdecydowana. Miny pozostałych
członków redakcji wyrażały to samo- za to wszystko co Pokeball był im
winien, powinni mu teraz dać nauczkę, ale z drugiej strony za bardzo nie
chcieliby być na jego miejscu.
W końcu Mateo podjął decyzję. Miał wyraźny
wyraz twarzy.
-Ja... Postanowiłem, że wyciągamy go... W końcu sami
wiecie... no... przecież ... Eeee....- jąkał się- no w końcu, trzeba go
wyciągnąć, bo według mnie to ta gooma Eldera była niezbyt dobrze
wyprasowana!-rzucił pierwszy lepszy pretekst do tego aby wyciągnąć
Pokeballa. Senti wzrokiem odpowiedziałą mu, że się zgadza. Była gotowa na
każdą możliwość. Mateo coś ukłuło w okolicach serca. Coś się w nim odezwało.
Poczuł, że się czerwieni. Przypomniał sobie moment zgaszenia światła- on
wtedy zaproponował, zostawienie redakcji na pastwę losu. Równie dobrze on
mógł siedzieć teraz tam, w dole. I równie dobrze on mógł teraz zostać wydany
na sąd Pokeballa- swojej drugiej połówki. Aż mu się głópio zrobiło, że tak
długo zastanawiał się nad wyciągnięciem koompla. Redakcja podeszła na skraj
ścian dołu. Mateo wziął gałąź i położył się na ziemi. Podał jej drugi koniec
Pokeballowi. Senti położyła się obok niego i także chwyciła za gałąź.
Pokeball się jej złapał. Jednak deszcz cały czas lał i coraz trudniej było
cokolwiek robić. Błoto było coraz większe z minuty na minutę. Wszystko było
śliskie, i jak nie trudno przewidzieć- z powodu tej śliskości do dołu wpadł
teraz Mateo razem z Senti. Usa i Elder próbowali schwycić ich za nogi ale
nie zdążyli, i sami także runęli do dołu. U góry została teraz ih ostatnia
deska ratunku- Macio i Kotasia.
-Pomóżcie! Będziecie wyciągać po
jednej osobie, tylko ostrożnie, bo i wy wpadniecie!- krzyknął Elder. Jak
na złość akurat w tym samym momencie zsnunęła się ziemia spod nóg Kotasi i
Macia. Oni także wpadli do dołu. Teraz wszyscy siedzieli pośród kawałków
ziemi i błota, cali brudni przemoknęci, głodni, lecz o dziwo- wcale nie źli.
Co za ironia losu! Teraz to oni siedzą tu w dole, w każdej chwili może
spaść na nich ziemia, może trzasnąć w nich piorun, bądź te "inne, dużo
groźniejsze rzeczy", o których mówiła Usa. Może te jej gadki były
głópie, o tych wszystkich paranormalnyc rzeczach, ale nabierały całkiem
innego znaczenia, kiedy stawało się z nimi "oko w oko". Akurat w
tym momencie całkiem niedaleko nich piorun trzasnął w drzewo. Wszyscy
milczeli. A co z tymi "innymi" rzeczami? A jeżeli rzecywiście
spotkają jakieś mary nikczemne, stworzenia, lub po prostu staną się
więźniami tego oto dołu?...........
Sentretka:
- No cóż, może
dzisiejsza noc nie sprzyja siedzeniu w dołach, ale nie mamy wyjścia -
Sentretka próbowała przerwać milczenie.
- To moja wina.. - stwierdziła
Kotasia - Powinnam bardziej uważać....
- Oj, Kotasia daj spokój, przecież
to niczyja wina... - odparł Elder.
Wszyscy popatrzyli na siebie. Po raz
pierwszy naprawdę byli sobie bliscy. Wspomnieli wszystkie te dni, kiedy
nawzajem gnębili się... wyszydzali.... kłócili.... Zachowywali się jak banda
dzieciaków.... Teraz dotarło do nich, że tak naprawdę nawzajem lubili się i
byli sobie bliscy... Może gdyby zrozumieli to wcześniej, nie doszłoby do
takiej sytuacji? Przede wszystkim po zgaszeniu światła trzymaliby się
razem.... Mieliby latarkę Sentretki, więc bez względu na to czy wyszliby czy
nie, nie zgubili by się - Senti oświetliła by miejsce przed domem i z
łatwością trafiliby do jeepa.. albo siedzieli w ciepłym domku, w którym po
chwili zapaliłoby się światło.... A inne chwile? No cóż, raczej nie byliby
głodni: na wspólnych zakupach wszystko by kupili tak, aby się najeść... I
dopiero trzeba było znaleźć się w takiej sytuacji bez wyjścia, aby nareszcie
wszystko zrozumieć! Tylko, że teraz już to nic nie da.... Ile będą tu
jeszcze musieli siedzieć? Licząc, że deszcz wkrótce przestanie padać i
będzie ciepło ziemia i tak wyschnie w kilka dni.... Kilka dni bez jedzenia i
picia?
- Może jednak jakoś się wydostaniemy? - znowu przerwała milczene
Sentretka.
- Akurat! - powiedział Mateo - Gdy..... gdy siedzieliśmy
tu z Pokeballem, próbowaliśmy! A było w miarę sucho... Teraz... j-jest
to jeszcze bardziej niemożliwe... - mówiąc to jąkał się. Wszyscy zresztą
czuli się niepewnie....Gdzieś w pobliżu uderzył następny piorun....
Usagi:
Wszystkim z minuty na minutę robiło się coraz bardziej
nieswojo. Tak... Na co dzień tak na pozór nieczuli wobec siebie, i wcale
siebie nielubiący- teraz byli sobie najbliższą rodziną. Deszcz stał się
jeszcze gęściejszy. Worek po goomach, ten worek po tych nieszczęsnych
goomach, które przysporzyły tyle kłótni i nie porozumień, Macio roztargał
teraz tak, że stworzył się dwa razy większy "parasol". Zimno było
nie do zniesienia. Najgorsze było błoto. Redakcja ostatecznie worek użyła
jako podkładkę. Wszyscy na niej usiedli, ciasno do siebie przylegając, nie
"przytulając", bo to byłoby teraz niewłaściwe określenie. Jako
parasolu- każdy narzucił na swoją głowę kurtki/bluzy. Siedzieli tak w
milczeniu przez jeszcze około pół godziny. Każdy zaczął się zastanawiać nad
pytaniem "czy to musiało się stać?". Nawet gdyby Pokeball z Mateem
wyszli, to przecież to także częściowo ich wina, bo ociągali się z
wyciągnięciem Pokeballa, bo musieli "wyznaczyć karę".
Siedzieli i stali się więźniami nie tylko tego dołu, ale też więźniami
samych siebie, więźniami swoich umysłów. Kolejny piorun rozświetlił niebo.
Kotasia zadrżała. Łzy zaczęły cieknąć jej po policzkach. Schowała twarz w
dłoniach. Elder i Usa- każdy po jednej stronie, objęli ją ramieniem, co
miało być pocieszeniem, ale stało się odwrotnie, bo Kotasia zaczęła płakać
jeszcze bardziej.
-Do licha, przecież musimy się stąd jakoś
wydostać!- krzyknął z histerią w głosie Mateo. Odpowiedziała mu cisza.
Kolejny piorun. Senti podniosła głowę do góry. Spojrzała na gwiazdy.
Mimowolnie łzy napłynęły jej do oczu. Czuła jakby ostatni raz na nie
patrzyła. Jakby to był już koniec, jakby nie miała dożyć jutra... Jakby już
nigdy nie mogła zobaczyć słońca... Słońce- symbol otuchy i nadziei, i
radości, jak wszystko w tym dole jakim teraz siedzieli robiło swoją robotę
na odwrót, a mianowicie- zamiast dawać radość, dawało smutek. Ponownie
zagrzmiało. Sentretka usłyszała jakąś muzykę. Jakby skrzypce. Grały
melancholijną, smutną melodię, jakby tym samym obwieszczając koniec tej
egzystencji, koniec tego wszystkiego. Zamknęła oczy. Skrzypce dalej grały.
Melodia wydobywała się jakby z wnętrza jej samej. To tak jakby jednocześnie
słyszała tą melodię, i nie słyszała. Poczuła się jak jakaś postać wskakująca
w kulę lawy, która poświęciła wszystko teraz swojemu losowi, jakby już nic
nie było ważne... Poczuła ciepło... Otwarła oczy. Patrzyła na nią Usa.
Próbowała dodać jej otuchy. Obok niej-Senti, z drugiej strony siedział
Mateo, a zaraz obok Matea Pokeball. W sumie układ wyglądał mniej więcej
tak:Pokeball, Mateo, Sentretka, Usagi, Kotasia, Elder, Macio. Siedzieli w
kręgu, bo jak wiadomo, nie było zbyt wiele miejsca. I ten krąg.... To tak
jakby symbol jedności.... Mateo przychodziły do głowy teraz dziwne wizje.
Zobaczył samego siebie- jak poszedł z Pokeballem z domu, jak wpadli do dołu,
jak siedzieli tak tutaj w samotności, i nie mieli żadnej nadziei na to, że
stąd wyjdą. Ta godzina- kiedy to w samotności zaczęli nawzajem na siebie
bluzgać, wyrzucać wszystkie błędy,
a wkońcu usiedli, i zaczęli rozmyślać
nad "a co, jeśli nie przyjdą?". Bo po prostu wiedzieli, że
redakcja przyjdzie im pomóc, nie przewidzieli innej możliwości, po prostu
musi przyjść i im pomóc. Stali się już jednością, choć sami o tym nie
wiedzieli. Pokeball także miał wyrzuty sumienia. Bo chyba nie bez powodu
wachali się nad tym czy go zostawić w tym dole, czy nie. To jakiś znak, że
trzeba się zmienić, trzeba być lepszym, bo jak można zostawić swojego
"koffanego webmastera?" (Pokeball-jeśli będziesz to czytał-
zastanów się nad tym! Wiele rzeczy przecież w tym ficu jest szczerą
prawdą, a zanim zaczęliśmy go wogóle pisać, to mieliśmy wytknąć błędy. Nie
wiem jak Senti, ale ja liczyłam, że przynajmniej jeden członek redakcji
weźmie sobie te błędy do serca... i poprawi się;) Macio po prostu nie myślał
o niczym konkretnym. Był zły- na to że nie zadziałał w porę, że został
ostatnią deską ratunku i zawiódł. Na ten dół, na Mateo, na Pokeballa, na
deszcz, na redakcję, na ten głópi dom, na wszystko. Obwiniał się oto, że
teraz siedział tu, a znim cała redakcja. Zresztą nie tylko on jeden, a
wszyscy. A może to przeznaczenie? Żeby stać się lepszym wszyscy zostali tu
przez jakąś niewidzialną rękę tu wepchnięci? Właśnie po to, żeby się nad
sobą zastanowić?
Usa patrzyła do góry. Nagle serce jej zamarło- bo oto
nad jej głową zobaczyła jakąś białą postać. Małe dziecko. Dokładniej- małą
dziewczynke. Patrzyła na Usagi jakimś dziwnym wzrokiem, w którym to mieściła
się zarówno złość, jak i miłość, zarówno piękno jak i brzydota. Wyrażal
wszystko i nic. Usa zamrugała. Postać zniknęła. Elder chciał jak najszybciej
stąd wyjść, ale jak wiadomo- złośliwość przedmiotów martwych, czyli w tym
wypadku zegarka dawała o sobie znak. Sekundy wlokły się powoli. Każda
sekunda- stawała się wiekiem. Usa zamknęła oczy. Oparła głowę o Senti. Było
jej jakoś tak dziwnie dobrze i ciepło. Nawet nie spostrzegła się kiedy
zasnęła.
Stała gdzieś. Sama nie wiedziała gdzie. Na jakimś korytarzu.
Pusto, cicho... Wokół unosiła się tak jakby mgła. Przeszła parę kroków. Tak
jakby ktoś wyłączył dźwięk, bo niczego nie było słychać. Nagle w jej ręce
znalazł się nóż.... Patrzyła na ścianę... tylko, że teraz nie było przed nią
ściany.... Patzryła na samą siebie... Było to coś w rodzaju lustra..... ale
jednocześnie nie lustro.... Była tam ona sama.... W ręce tak trzymała
nóż.... Ta Usagi w lustrze podniosła rękę znożem, gdzieś mniej więcej na
wysokość serca... Zamachnęła się.... Już miała wbić ten nóż w serce..... Ale
nagle otworzyła oczy i zobaczyła ponure oblicze Kotasi, siedzącej obok niej.
Znowu znajdowała się w kręgu.... Kotasia miała nieobecny wzrok. Kiwała się
to do przodu, to do tyłu. Cały czas panowała cisza. Nikt się nie odzywał,
tak jaby się czegoś bał. Bo rzeczywiście- coś jakby wisiało w powietrzu...
Sentretka:
- Najlepiej po prostu spróbujmy zasnąć -
zaczęła Senti - Ranek często przynosi nowe nadzieje.... jak np. we Władcy
Pierścieni, tam mówiono o tym wiele razy..
- Czytałaś to? - spytał Macio,
starając się opanować głos.
- Aha.
- Heh... czemu ja czytałam tylko
Hobbita! Teraz nie wiadomo czy będę miała okazję... - westchnęła
Usa.
- Będziesz - stwierdziła Sentretka z nagłą mocą - Nie bez powodu
utknęliśmy tutaj, ale być może dostaniemy drugą szansę? A teraz
śpijmy....
Wszyscy skulili się. Mimo wszystko chciało im się spać, tak
więc przsunęli się blisko siebie, aby było cieplej i posnęli...
***
- A co wy tu robicie?
Redakcja obudziła się. Było
wcześnie rano, ale przynajmnniej widno. Spojrzeli w górę. Nad dołem stał nie
kto inny, jak Miszyman, czyli webmaster pokemonz. (Prawie każdemu znana była
jest draka pomiędzy pokemonz a pokeballz, prawda?) Przyglądał im się
dziwnie. Zresztą, trudno mu sie dziwić. Raczej nieczęsto spotyka się
siedzącą w dole redakcję pokeballz, całą umazaną błotem, prawda?
- No
chyba widzisz... - zaczął Mateo - Posłuchaj, może tak byś nas wyciągnął stąd
zamiast się gapić...? Wszystko ci opowiemy!
- A jak? - zapytał
spokojnie Miszyman.
- Heh.. Widzisz tą gałąź? No to po prostu nam
podaj!
- Oj, no nie wiem... Nie chciało się być u Miszymana, co?
Wolało się iść do Pokeballz?
- Nas też nurtuje trochę pytań, w tym skąd
sie tu wziąłeś, ale najpierw nas wyciągnij... no przynajmniej kogoś z
nas! - odparła Kotasia.
- Najpierw mi odpowiedzcie na pytania - mścił
się Miszyman.
Redakcja zawstydziła się... przypomniała sobie wczorajszy
wieczór, pastwienie się na nad Pokeballem i Mateo.... No, ale nie mogli
drażnić Miszymana....
- No dobra - powiedział Macio - To jakie są te
pytania?
- Po pierwsze, co tu robicie?
- No, wczoraj tu
wpadliśmy...
- Wczoraj? Wczoraj była burza! Co robiliście na dworzu?
I co robicie w tej okolicy?
Sentretka wzięła głęboki oddech. Dobrze,
opowiedzą mu wszystko.
- A więc tak - zaczęła - przyjechaliśmy tu na
wakacje, do takiego domku, tu w okolicy...Wczorajszej nocy owszem była burza
i zgasło nam światło. Gdy się zapaliło, byliśmy rozdzieleni... Tzn. Pokeball
i Mateo wyszli na dwór, a my zostaliśmy w domu. Poszliśmy ich szukać,
siedzieli tu w dole - Sentretka zająknęła się. Dalej mówić ogólnikowo czy
też opowiedzieć prawdę o dole?
Pomógł jej Pokeball, dość zresztą milczący
od wczoraj.
- Najpierw wyciągnęli Mateo i wzięli go na spytki, co się z
nami stało - przymknął oczy - Potem postawili go przed wyborem, czy mają
mnie tu zostawić, czy też także wyciągnąć. Powinni mnie zostawić,
zasługiwałem na to! Ale nie... pomogli mi... tylko, że koło tej dziury
zrobiło się już ślisko i w końcu wszyscy powpadali... - otworzył
oczy.
Miszyman nadal przyglądał się im dziwnie.
- No więc ja tutaj
jestem na wakcjach u rodziny, byłem na spacerze z psem - gwizdnął i
przyleciał jakiś psiak - Jak was to interesuje.... Hmmm a więc mam wam
pomóc?
Redakcja nie odpowiedziała. Każdy bał się odezwać, aby nie
zmarnować szansy na ratunek.. ale czy Miszyman pomoże? Do Pokeballz odeszło
jego 4 dawnych redaktorów! Chociaż już to jakoś przetrwił było jasne, że
ma jednak uraz do pokeballz!
Nagle pies Miszymana podszedł za blisko
krawędzi i spadł, prosto w ręce Pokeballa.
- Mój pies...!
Pokeball
westchnął:
- Mogę ci go podać, ale dziura jest za wysoka... Chyba jednak
musisz mnie wciągnąć...
Miszyman podszedł, wziął gałąź i
powiedział:
- A spróbuj mu coś zrobić.
- Przecież nic mu nie
zrobię!
Po chwili Pokeball razem z psem byli już na powierzchni.
Miszyman spojrzał na niego z góry i powiedział:
- To papa - po czym
popchnął go w stronę dołu. Pokeball chwycił się jednak jakiegoś drzewa i nie
spadł, a Miszyman oddalił się, razem z psem mamrocząc coś o wyjeździe stąd.
Redakcja milczała. Po prostu tak nieoczekiwane było to wszystko, że nikt
nie mógł tego skomentować, ale wszyscy byli już spokojni: Pokeball zaraz ich
wyciągnie. Ale czy na pewno? Przecież akurat nad nim dyskutowali i nad
pozostawieniem właśnie go w dole!
Na szczęście, pewne chwile i
wydarzenia łączą, a siedzenie całą noc w deszczu w dole do takich należało.
Pokeball w końcu odwrócił się i wziął gałąź.
- Właźcie - z trudem
wykrztusił.
Nie było zbędnych słów, sprzeczek: kto pierwszy, kto
najpierw. Powoli, sekunda po sekudnie redaktorzy wychodzili z dołu. I po
wszystkim.. Pokeball cisnął gałąź do dołu. Wszyscy patrzyli się na siebie.
To milczenie było już nieznośne. A więc dostali tą drugą szansę, drugą
szansę... której nie mogli zmarnować....
***
- No... to
może... wrócimy do domu i się umyjemy? - powiedziała nieśmiało Usagi.
Wszyscy kiwnęli w milczeniu głowami. Tak trudno było się teraz
odezwać! Nawet teraz, gdy było już po wszystkim... Siódemka powoli
ruszyła i po chwili jakoś trafili do domu. O dziwo, nie błądzili. Całą drogę
milcząc... Każdy jednocześnie chciał przerwać milczenie, ale i się nie
odzywać.
- Zaraz, zaraz, my zamknęliśmy wczoraj drzwi? - zapytała
Sentretka.
- Chyba ja wyszłam ostatnia... Nie, chyba zamknęłam je tylko
na klamkę.... - odparła Usagi.
Miała rację. Z jednej strony może było to
nieostrożne, ale z drugiej - najprawdopodobniej teraz mieliby problem, bo
Usagi najprawdopodobniej zapodziałaby gdzieś w tym zamieszaniu
klucze.
Powoli weszli do domu, rozejrzeli się. Koło kanapy leżał
porzucony pilot. Jednak w mieszkaniu panował porządek, a przynajmniej w
miarę. Mimo to wszystko wyglądało tak obco.... Sentretka weszła pierwsza i
bez słowa poszła na górę. Kotasia poszła się umyć. Reszta niezdecydowanie
stała w progu. Usagi zrobiła krok do przodu i powiedziała:
- Eeee... no
co tak stoimy tutaj.....
- Tak, wejdźmy - kiwnął głową Macio i także
wszedł, po czym usiadł na kanapie. Elder podążył za nim. Zostali
webmasterzy.
- Na co jeszcze czekacie? Przecież nie będziemy tu czekać
cały dzień! Przebierzmy się i obmyjmy z tego błota i ziemi, a potem może
jakieś zakupy? - tym razem już normalnym głosem stwierdziła Usagi i weszła
po schodach, zobaczyć co robi Senti. W tym czasie Kotasia wyszła z łazienki,
gdzie się także przebrała. Do łazienki wszedł Macio. Dziewczyna usiadła
zamiast niego na kanapie.
Usagi otworzyła drzwi. Sen siedziała przed
kompem, który włączyła, ale nic na nim nie robiła. Kiwała się na krześle z
nieobecnym wzrokiem.
- Co tutaj tak sama siedzisz? Chodź na
dół...
Sentretka podniosła rękę i zaczęła strzepywać błoto z włosów.
- To moja wina. Powinnam zostać tam. T-to ja wyciągnęłam tylko Mateo i
kazałam mu wybierać... Powinnam wyciągnąć ich obu, od razu!
- Oj,
daj spokój, przecież wiesz tak samo jak wszyscy, że wina jest tak samo....
tzn. każdy jest tak samo winny. Było minęło. Nie jesteśmy już w dole.
Jesteśmy w domu. Bądź co bądź żyjemy i teraz zamiast się gryźć powinniśmy
coś zrobić z tą atmosferą, z tym milczeniem!
- Ja nadal czuję się,
jakbym tam była. Ciągle przed oczami staje mi, jak wyciągnęłam Matea. Jak
obydwoje spadliśmy. Jak ty z Elderem spadliście za nami. Jak ziemia obsunęła
się spod nóg Kotasi i Macia. Jak traciliśmy powoli nadzieję.....
Usagi:
-To chyba był jakiś znak... Że powinniśmy coś
zmienić.... Naprawdę nie ma sensu rozczulać się nad sobą.... Wszyscy
jesteśmy winni.... Mam nadzieję, że jush więcej nie dojdzie do AŻ tak
poważnych sporów.... Oczywiście przeczuwam, że będziemy dalej zgrają
mutantów, ale coś się zmieni... Coś się już zmieniło....- Usa mówiła dalej,
ale przerwał jej hałas z kuchni. Senti trochę się otrząsnęła i wstała.
Zeszły razem na dół.
Tak.... Stara, dobra redakcja.... Milczenie trochę
minęło, i na powrót redakcja stała się redakcją, choć ślady wczorajszej nocy
widać było nadal... To aż unosiło się w powietrzu... Mateo przeszukiwał
teraz wszystkie szafki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Pokeball siedział
przy stole i liczył pieniądze, potrzebne mu na zakupy. Niestety w domu nic
nie było do jedzenia. Chłopaki dalej w cali w błocie, nie szli się jeszcze
umyć. Nagle Pokeballa coś jakby tknęło. Wstał i pobiegł do jeepa. Po chwili
wrócił z zakupami. Zakupy darmowe, czyli wzięte za mordęgę z grubą, starą
babą. Rzucił na stół wafelki, batony, lizaki, goomy, reklamówki i inne
rzeczy "zostawione na czarną godzinę". W tym samym momencie do
kuchni wszedł Macio. Popatrzył na stół i zrobił wielkie oczy.
-Hehe, nie
musicie dziękować mnie i Elderowi. Podziękujcie tej starej babie z super
marketu.- powiedział Pokeball z tym swoim starym, dobrze wszystkim znanym,
obleśnym i złośliwym uśmiechem. Jednak nie był to ten sam Pokeball co
wczoraj. Coś tam się w nim zmieniło.
(tu następuje ciecie autorki tej
części, czyli Usy. nie będę teraz opisywać jak oni dochodzili do siebie, jak
robili zakupy, jak jedli, bo wątek jedzenia był najczęstszym wątkiem
pojawiającym sie w tym ff - -' Pora to zmienić. Przenosimy się dalej, bo
jest teraz popołudnie, i już po tym całym "dochodzeniu do
siebie")
----------------------------
-Jak, myślicie, czy podczas naszej
nieobecności ktoś był w domu? Nic nie zginęło, napewno byłyby ślady błota, i
nie byłoby takiego porządku.
Ale to wszystko wydaje mi się takie
jakieś.... Podejrzane...-powiedział Macio do redakcji. Wszyscy siedzieli
teraz przed telewizorem.
-Prawdę mówiąc, ja też tak myślę... No wiecie,
chodzi mi oto, że ktoś mógł przyjść tu, i zrobić głupi kawał... Po prostu po
coś innego... Nie koniecznie chodzi mi teraz o pieniądze, czy rzeczy
wartościowe.... Ale w tym domu czuje jakiś taki dziwny klimat teraz... Bo
wiecie, tak jakby to nie był ten nasz dobrze znany dom, tylko jakiś obcy,
inny... Jakby to nie był nasz dom... Nie nasz świat...- powiedziała Kotasia.
Reszta powiedziała jej to samo. Dom inny teraz jest... Ogołocony jakby z
naszych osobowości... Ściany zioną pustką... Już nie są tymi samymi
ścianami... Pustka ścian na cały dom jakby się przenosi... i na domowników
jego... Redakcja oczami już nie tymi samymi, na świat inaczej już patrzy....
Bo świat takę jest już zmieniony... I nie jest już ten sam... Dołek- element
tak bez znaczenia... Nic się nie stało tej nocy, kompletnie nic. Po prostu
redakcja trochę się zmieniła. I tyle. Tylko tyle. Absolutnie nic się
przecież nie stało...
Sentretka (o nie.. tylko nie to... >< co
z tego, że poprawione, to najgorszy fragment ><)
Mijały
godziny. Redakcja już zachowywała się prawie normalnie. Zakupy Pokeballa i
Eldera zostały szybko pochłonięte, ale następne zaopatrzenie odłożono do
jutra. Było już koło 20, gdy Sentretka powiedziała:
- Idę się przejść, za
chwilę wrócę, dobrze?
Reszta mruknęła coś, albo kiwnęła głowami na znak,
że zrozumiała. Gdy dziewczyna wyszła, Mateo także wstał:
- Idę za
nią.
- OK, OK - mruknął Pokeball, patrząc w telwizor.
Mateo zamknął
drzwi.
Sentretka nie odeszła jeszcze daleko. Tego dnia była w miarę ładna
pogoda, więc było w miarę jasno mimo późnej godziny.
- Mateo! Co ty
tu robisz?
- Tak wyszedłem... zobaczyć, gdzie poszłaś...
- Ach,
nigdzie... Po prostu miałam ochotę się przejść.... Jak chcesz to idź ze
mną...
- Mogę pójść... Ale gdzie?
- Przecież mówię, że nigdzie...
trochę po lesie i wrócić...
Po kilku minutach marszu w lesie Sentretka
odetchnęła i powiedziała:
- Wracajmy już... Zaraz! Coś
słyszę!
- Co?
- Cicho, cicho, nie ruszaj się.... czyjeś głosy,
ale....
Nagle nasza dwójka zobaczyła autorów tych głosów. Była ich
trójka. Ich wygląd znaczył jedno: lepiej się z takimi nie spotkać. A na
pewno nie w ciemnym lesie, po nocy (trzeba patrzeć pozytywnie - nie padał
deszcz =D)
- Kogo my tu mamy? Jakąś zakochaną parę? Dawajcie wszystkie
cenne rzeczy, ale już! - krzyknął jeden z bandziorów.
- Stary,
wyluzuj, nerwy źle wpływają na zdrowie - mruknęła Sent, mimo delikatnego
zaniepokojenia.
- Nie macie? - z ohydnym uśmieszkiem powiedział drugi
uroczy bandziorek - Zaraz się przekonamy.... - chwycił Sentretkę. Dziewczyna
nadal pamiętała o "spokój i opanowanie" więc przypomniała sobie
rady tatusia ^^ i nadepnęła bandziora na nogę piętą bucika ^^. Gdy miała
odrobinę wolności, uderzyła faceta w... e... okolice rozporka ^^ aż go
powaliło do tyłu, aż miło było patrzeć. Tu jednak wmieszał sie do walki
trzeci i tak unieruchomił Sent, że ta nie mogła się już uwolnić za pomocą
żadnych złotych rad ^^ Mateo próbował udowonić jaki on jest męski (taaaa....
^^) ale pierwszy z bandziorów najwyraźniej nie lubił przemocy więc wyjął
pistolet ^^
- Ha! Taaa.. sami... w nocy... przywiąż ją do drzewa,
moi ludzie nie lubią się przepracowywać ^^
- Zawód powinien sprawiać
przyjemność - mruknęła Sent, mimo, że powoli zaczynała dygotać ze strachu -
Może od razu każ mu mnie zastrzelić?
Mateo spojrzał lekko dziwnie na
Sentretkę. Tutaj stoi facet z pistoletem, a ona nadal sobie olewa całą
sytuację.
- Dość pogawędek.. Będziecie mieli na to duuuużo czasu... za
dużo... masz sznur! - rzucił bossik.
Mateo miał mały problem,
ponieważ jakoś nigdy nie marzył o przywiązaniu Sent do drzewa, tym bardziej,
że nie wiedział co dalej i co z nim. (no może czasem jak go naprawdę
wkurzyłam ^^ - dop. Sent). Ale Sent, nadal w objęciach bandziora którą już
zaczynał dusić zapach piwa od niego mruknęła:
- Na co czekasz?
Ten
znokautowany przez Sent doszedł do siebie i najwyraźniej miał małe
wątpliwości, czy przywiązanie do drzewa to dostateczna kara. Sent nie
chciała, aby zaczął się wahać. Boss z pistoletem powtórzył kwestie
Sent:
- Na co czekasz? Na naciśnięcie spustu?
- Sent....
Bandzior
puścił Sent, aby Mateo mógł ją przywiązać. Chłopak powoli podszedł. Sent
spokojnie ustawiła się, wygodnie i mruknęła mu do ucha:
- Nie wiadomo, co
im może strzelić, a to na razie wygląda nie najgorzej, po co prowokować?
- Sprawdź, czy mocno - warknął ten z pistoletem do jednego z pozostałych.
Tamten podszedł, poprawił to trochę, po czym do drzewa naprzeciwko
przywiązał Matea.
- Teraz sobie postoicie... - zaśmiał się ten z
pistoletem i wszyscy razem odeszli.
***
- Sentretka,
przepraszam, ja... - zaczął Mateo.
- Yeah.. za co przepraszasz? W końcu
myślałam, że będzie gorzej, wiesz, jak się bałam?
- Ty się bałaś? A te
komentarze?
- Głupawki dostawałam już.... Uff... jak dobrze.... Jesteśmy
w końcu niezbyt daleko od domku, wcześniej czy później nas w końcu odnajdą,
no nie?
Usagi (c.d. monologu Sent)
Blech, oki doki, mogem to
tak spać przywiązana do drzewa... Redakcja prędzej czy później może zacznie
nas szukać, w tym przypadku, tak przypuszczam najwsześniej o wschodzie
słońca, czyli, w przypadku naszej redakcji o godzinie 12 w połódnie. Jest
ciepło, nie pada, nie ma burzy, bo jakby była i to taka z piorunami, to my
pod tym drzewem nie bylibyśmy zbyt bezpieczni.... Czyli nie jest źle!
Trafiliśmy na łagodnych loodzi, naprwdę nie wiesz chyba, co oni mogli nam
zrobić! Mamy szczęście! Niestety.... NUDZĘ SIĘ!!! Mateo,
nie przypuszczałam, że z tobą będę się tak nudzić kiedy zostaniemy
przywiązani do drzewa! No zrób coś! Nie odzywasz się, nie narzekasz,
nie żartujesz.... No! EEEEJJJJ!!!- Sentretka przez cały czas
wygłaszała monologi tego typu. Mateo przez pierwsze dwie godziny nawet
odpowiadał, i rozmawiał z Senti, ale teraz był jush nieźle śpiący, a problem
polegał na tym, że Senti wcale nie była śpiąca.
-Ejjjj!
M-a-t-e-o! Zaśpiewajmy piosenkę! No dalej bo mi się nudzi!
(widzisz Mateo jaka ona jezd? Zastanów się poważnie zanim wleziesz w to na
całego - Usa Wcale że nie! Ja taka nie
jestem! To nie moja wina, że teraz ty piszesz... - Senti)- Mateo głowa
dalej wisiała bezwładnie. Jednocześnie spał i nie spał. Miał dość, pierwszy
raz w zyciu miał jej dość, tej Senti. A ona jak na złość zaczęła śpiewać coś
w stylu : "Stary doooopeck farmę miał!!! I-ja-
łi-ja-joł!!!"( przypomniało mi się jak raz tak mój koompel
zaśpiewał na matematyce, kiedy gosciu zapytał się go "Ile to 2 raz 3?
Pefnie koleś, klasa szosta wiedzieć nie będzie!" - -' Miałam
taką fajną klasę^ ^, a teraz moj stan schizofremiczki zawdzięczacie im!^
^ - Usa)) Zaczęła się drzeć na cały las. Śpief był tak głośny, że dotarł aż
do domku redakcji i przekrzyczał telewizor.
-Hej, co to za darcie się?-
spytał Macio
-Daj spokój, oglądajmy film- odpowiedziała Kotasia- i tak
oto redakcję dalej nie interesowało to, co dzieje się z naszą dwójką.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
I
oczywiście nasze znajome trio, dochodziło już do końca lasu. Zobaczyli
światła z okien z domu redakcji. Wymienili między sobą znaczące spojrzenia.
Postanowili wejść do domu, w końcu to ich robota. Weszli tylnymi, kuchennymi
drzwiami, które w tej chwili były otwarte. To Mateo, w pośpiechu wybiegając
za Sentretką zostawił otwarte drzwi. Zaczęli podkradać się w stronę światła.
Ale byłaby jatka, gdyby okazało się, że w domu są teraz same laski!
Chociaż z chłopakami tesh pefnie dadzą sobie radę.... Podeszli do drzwi.
Jeden z nich wyjrzał przez nie. Zobaczył całą naszą redakcje. Ruchem ręki
przywołał swoich kolesiów. Zaczęli szeptać między sobą.
Redakcja
siedzi i ogląda film. Nagle coś zamrugało. Po chwili zgasło światło, i
wszystko inne. Nasi bohaterowie, przypomnieli sobie to co stało się ostatnim
razem. W chwilę potem przypomnieli sobie o Mateo i Sentretce. Zbieg
okoliczności? Przypadek? Czyżby oni także zostali wpadli do dołu teraz?
Usłyszeli skrzypnięcie podłogi. Nikt się nie poruszył. Wiedzieli, że teraz
muszą trzymać się razem, nie mogą się rozbiec.
A Mateo zasnął.
Senti nijak nie mogła go dobudzić. Nie pomogły krzyki, piosenki, groźby, ani
prośby. Patrzyła teraz na niego i czuła się osamotniona. Zazdrościła mu, że
on śpi w najlepsze. Ona nie mogła zasnąć w takich warunkach. Poczuła się
jakoś dziwnie. A co jeśli teraz coś zgraża redakcji? A ci osobnicy... Co oni
robili w środku nocy w lesie? Pewnie jeszcze "byli na spacerze z
psem"? Senti zaczęła się martwić. Gnębiło ją jakieś przykre uczucie.
-Jak myślicie? Czy coś się mogło im stać?- zapytał Macio
-Nie
wiem... W każdym razie, przynajmniej dobrze, że sobie o nich
przypomnieliśmy...- dopowiedziała Kotasia
-Ładni z nas koomple....
Chociaż kto wie? Może nic im nie jest? Pewnie zaraz włączy się prąd...
Awarie jakoś ostatnio często się tu zdarzają...-szepnął Elder. Podłoga znowu
skrzypnęła. Teraz było słychać ciężkie kroki.
-Kto tu jest?!- zadarł
się Pokeball. Macio i Elder wstali. Elder przeskoczył kanapę i uderzył na
oślep. Nie wiadomo czy coś trafił. W każdym razie, akurat w tym momencie,
coś jakby się stało. Usłyszeli wszyscy jakiś diaboliczny śmiech. Jakiś
błysk,
Sentretka:
- To jest jakieś chore -
jęknęła Senti - Gdziekolwiek stąd wychodzimy - coś nas spotyka. I za każdym
razem gaśnie światło.. Na razie było tak dwa razy. Jak następnego wieczoru
znowu się tak stanie, to zacznę wierzyć, że to jakaś zasada....
- Ale
teraz było rzeczywiście dziwnie.. Bo za pierwszym razem wszystko można
normalnie wytłumaczyć - stwierdził Pokeball - Była burza, zgasło światło -
normalne. Przypadkiem trafiliśmy do dołu, potem wy przyszliście, było coraz
mokrzej - wpadliście wszyscy... Potem..
- Zaraz, zaraz - przerwała Usa -
I tak uważacie mnie za wariatkę, więc coś wam powiem. Tej nocy, w
dole...spojrzałam do góry i zobaczyłam małą dziewczynkę...Zamrugałam i już
jej nie było...
- Doprawdy, super - westchnął Mateo - Może stąd po prostu
wyjedźmy, wróćmy do swoich domów...
- Eeee tam - stwierdziła Usa - Jak na
razie nikomu nic się nie stało, nie?
- Gdy komuś coś się stanie, będzie
już raczej za późno, aby....
- Może po prostu się teraz
prześpijmy...Przez to wszystko zrobiło się już rano.. (tutaj miałam problem
z czasem w odcinku Usy, gdyż tych mężczyzn widzieli "wczoraj" a
więc musiał być już następny dzień... co mi nie pasowało.. więc ostatecznie
oni gadali do rana i rano przyszedł do nich policjant)
-----
(Tutaj następuje czas snu naszej redakcji. Jest już 12 w
południe)
----
- No? To co dzisiaj robimy? - zaczęła Usagi.
Od
tej nocy z dołem wszystko się skomplikowało: dotąd nie mieli takich
problemów.
- Może choćmy po prostu po zakupy? - zaproponowała
Senti.
Redakcja kiwnęła głową. Wszyscy razem (Jeden za wszystkich -
wszyscy za jednego! ) wpakowali się do jeepa i pojechali do
miasta. Po poooorządnych zakupach (których połowę zjedli w czasie drogi
powrotnej) jeep nagle stanął. Było to już w połowie drogi, która prowadziła
koło skraju lasu...
- Co się stało? - zapytała w pustkę Kotasia.
Nikt
jej nie odpowiedział. Elder, który prowadził, właśnie zrobił ruch, jakby
chciał wyjść i sprawdzić co się stało, ale silnik jeepa ponownie sie
zapalił. Wzruszając ramionami, Elder nacisnął gaz....
I wtedy to się
stało. Jechał z przeciwnej strony, jak wariat. Czarny mercedes. Nawet nie
zauważyli, kto prowadził. Prosto na nich. Czemu jechał po ich pasie?
Uderzył. Jeep co prawda był większy od mercedesa, ale wystarczyło, żeby się
przewrócił...
Usagi:
-Aaaaaaaaaaaaaaa!!!!!- krzyczał Elder. Poczuł
straszliwy ból. Słyszał krzyki i inne rzeczy. Co to za wóz? Czy ktoś chciał
się na nim, bądź na redakcji zemścić? Jakiś wróg? Miszyman? Nie, to
niemożliwe.... Otworzył oczy. Zobaczył przed sobą autostradę. Jechał jeepem
dalej. Spojrzał w lewo i za siebie. Zobaczył swoją redakcję- bladą, i
wystraszoną. Patrzyli na niego dziwnie.
-Co się stało? Nagle....-
rozpoczął Macio
-...nagle twój wzrok stał się taki....-
Kotasia
-...taki niewidzący! Nieobecny!-Senti
-Jakbyś wpadł w
jakiś trans!-Usa
-To trwało kilka sekund....-Mateo
-a potem
zacząłeś strasznie krzyczeć...-zakończył Pokeball. Elder spojrzał na
jezdnie. Była pusta aż po horyzont. Żadnego auta. Poczuł, że robi mu się
słabo. Dalej kierował.
-Nie widzieliście kto to był?- spytał Elder.
Widząc, ze jego przyjaciele jeszcze bardziej zbladli dokończył- no
wiecie! W tym czarnym samochodzie!
-Nie... Nikogo nie
widzieliśmy...- szepnęła Kotasia.
-Ale to czarne auto na nas wpadło!
Specjalnie na nas wjechało, więc nie wmawiajcie mi teraz, że jestem
wariatem!!!-ryknął Elder. Mateo i Pokeball chcieli wziąść mu
prowadzenie auta, ale Elder się nie dawał. Popatrzył na nich z byka.
Milczał. Czarny samochód.... Jak czarny karawn- powóz śmierci, jak zwiastun
najgorszego, jak gość pukający do drzwi, który przyszedł po wieczność
człowieczą....
Elder uważnie obserwował jezdnię. Wypatrywał czarnego
samochodu, sam nie wiedział dlaczego. Redakcja dała mu spokój. Przez
najbliższe dziesięć minut sytuacja się względnie uspokoiła. Wszystko było
OK. Eldera nic już teraz nie zdziwiłoby w życiu. Spojrzał na horyzont. Serce
w nim zamarło.... zobaczył czarnego mercedesa. Jechał prosto na nich.
Wyglądał jak ktoś jadący po nich, po ich los, po ich przeznaczenie. Elder
krzyknął. redakcja też. Czyli tym razem to nie była wizja? Przecież redakcja
też teraz z nim krzyczy... A może nawet teraz w tej jego wizji po prostu
redakcja krzyczy? Co jest teraz prawdą? Samochód już się
zbliżał.....
Znowu uderzył. Elder nie miał wątpliwości: tym razem to nie
była wizja. Wyraźnie widział, jak jeep przechyla się, jak redakcja krzyczy.
Czuł ból, ból... Zaraz.. a może się wydostaną? On był od strony kierowcy,
jeep przechylił się właśnie na ten bok (zaczynam bredzić....), więc miał
coraz trudniej oddychać.... Kopnął w szybę i z trudem wyszedł. Po mercedesie
ani śladu...na szczęście też ani śladu po tym, aby jeep płonął... Elder
najchętniej byłby 100 kilometrów stąd, ale nie mógł zostawić redakcji!
Co robić, co robić? Nie było chwili do stracenia. Nie było też zbyt łatwego
sposobu na wydostanie ich,... Gdyby to był osobowy samochód! Chłopak
najchętniej zawiadomił by kogoś, ale nie mógł. Musiał działać sam..
Podbiegł do tej samej dziury, z której wyszedł i z powrotem wlazł.
Natrafił na czyjąś rękę.
- Eeeeee...jjj żyjecie? - próbował krzyknąć
Elder.
Odpwiedziała mu cisza...
Delikatnie pociągnął ową czyjąś rękę.
Była to ręka Usagi.
- Auuuu! - zawołała dziewczyna.
Chłopak
delikatnie wyciągnął dziewczynę na świerze powietrze. Dzięki temu, że
samochód nie płonął, każda sekunda nie była aż tak cenna i mógł sobie
pozwolić na poświęcenie minutki Usagi.
- Żyjesz? - zapytał słabo.
-
Jak widzisz - odparła wariatka (czyli Usa - dop. Senti No wiesz! Jak
możesz - dop. Usa)
- Nic sobie nie złamałałaś?
- Ch-chyba nie -
stwierdziła dziewczyna i zaczęła ruszać nogami i rękami - Co się właściwie
stało?
- Nie.. potem powiem.. Teraz trzeba wyciągnąć resztę - wzdrygnął
się.
Usa spojrzała na samochód.
- Pomogę ci -
powiedziała.
Usagi:
Oboje jeszcze słabi szybko zaczęli
ewakuować resztę. Na pierwszy ogień poszedł Macio (wyciągany przez Usę) oraz
Kotasia (wyciągana przez Eldera). Nie było teraz czasu na patrzenie czy
wszyscy mają ręce, nogi, głowy czy inne części ciała. Sprawna ewakuacja
wydobyła z wnętrza samochodu jeszcze Mateo, Pokeballa i Sentretkę. Wszyscy
wsparci na sobie nawzajem, zaczęli uciekać jak najdalej od samochodu,
obawiając się "wielkiego BUM" . Uciekli do w las, choć nie wgłąb,
ale także nie byli na skraju. Wszyscy usiedli, pokładli się na ziemi.
Wielkiego Bum jeszcze nie było, ale mogło nastąpić w kaej chwili, i nie
byliby wtedy zbyt bezpieczni. Byli za mało oddaleni od jeepa. Nie mogli
pójść dalej z takim stanem.
-Czy wszyscy żyją?- spytał Elder
-Obawiam
się że nie..... ja na przykład.- Usagi
-A czy wszyscy mają
głowę?-Elder
-Ja nie mam! Patrz! Ona turlika się tam! O
tam! Między drzewami! Widzisz? Uśmiechnęła się! Grzeczna
główka!(GŁASK-GŁASK)-Usagi
-A może ktoś zgubił nogę, rękę, czy inną
część ciała?-Elder
-Ja.....- niedokończona kwestia Usagi
-Zamknij sie,
no! Popatrz na nich!
-Ja żyję!-odparła Sent nareszcie
dopuszczona do głosu.
-I.... i .... i ja...- odparła Kotasia w
najwyraźniej ciężkim stanie.(coraz dziwniejsze to, nie? Aura lasu podziałała
na nich tak, że mieli tylko połamane części ciała? I byli na tyle silni, że
potrafili jeszcze przenieść koompli tak daleko? No, no podziwiam ten las...
A Elder-kierowca, i nic mu się nie stało?)
-Mateo! Żyjesz
jeshcze?-Sent. Mateo nie odpowiedział. Nogę miał wygiętą pod nienaturalnym,
delikatnie to ujmując, kątem. Macio leżał nieprzytomny. Pokeball
żył.
Sentretka:
- Mateo! - powtórzyła Senti.
- Uhh...
ja...
- Mateo! - Sentretka przykucnęła przy chłopaku - Nie damy rady
iść z nimi! Ale zanim ci, którzy są w stanie iść, zawiadomią
pogotowie... W dodatku nie mamy jeepa... Wszystko się komplikuje....
W
Usagi odezwał się duch dowódcy
- Pokeball, ja, Elder idziemy po pomoc.
Pokeball dasz radę? Tak? OK. Ty Sentretka zostań tu z nimi na wszelki
wypadek i postaraj się trochę odejść stąd, ale nie za daleko, żeby was
później znaleźć. Postaraj się ich jako-tako doprowadzić do porządku..
Jesteśmy bliżej domu czy bliżej miasta?
- Raczej domu, ale prawie tak
samo. - odparł Elder.
- A więc lepiej biegnijmy do miasta. Szybko,
szybko!
Nasza trójka zawróciła i zaczęłą iść jako-takim truchtem,
tymczasem Sentretka została w trudnej sytuacji. Postanowiła policzyć urazy.
- K-Kotasia? Ty....?
- Ja w sumie czuję sie dobrze tylko
poobijana...
- Mateo? Złamana noga.... Szkoda, że nie mam nozyczek, bo
dobrze by było sprawdzic jakie złamanie, a nie mogę ci zdjąć spodni...
Macio...
Macio był nadal nieprzytomny. Senti przygryzła wargę.
Usagi:
Sent czuła się coraz bardziej niepewnie. Z jednej
strony nie mogła tak usiedzieć na miejscu, ale z drugiej nie chciała
porzucać Matea... i innych tesh. Szkoda, że nie miała apteczki! O gdyby
miała, wiedziałaby doskonale co zrobić! Np. ( i tu Senti wsatw coś... Ja
tam nie wiem co... ty przecież czytałaś pełno takich książek... nie to co
ja.... np. wstaw tu coś z tego "102 sposoby jak pomysłowo wykończyć
delikwenta"...)
Na pierwszy ogień poszedł Macio. Próbowała go
dobudzić, ale jej się nie udawało to jakoś... Wciąż miał zamknięte oczy.
TYMCZASEM................
Usa, Elder i Pokeball już prawie
dobiegają do miasta. Oczywiście oni wszyscy także ledwo mogą iść, ale
oczywiście dla przyjaciół są gotowi na wiele (ach, jacy oni
szlachetni!:P). Ludzie jakoś dziwnie na nich patrzą. Nasze trio wchodzi
do budynku. Podchodzą do recepcji. Pani z okienka dziwnie im się przygląda,
jak wszyscy zresztą siedzący w hallu. Nie trudno im się dziwić. W końcu
nagle ni s tąd ni zowąd wpada trójka nastolatków, każdy jest cały brudny,
usmarowany, ubranie ma postrzępione, cali są w ranach i w niektórych
miejscach zakrwawieni, wrok dziki, ledwo chodzą, podchodzą do okienka i coś
wykrzykują.
-Już.... Już zawołam lekarza....- po chwili lekarz
zszedł.
-Tam! Na drodze...- Elder
-Wypadek! Ledwo
przeżyliśmy!-Usagi
-Czarny mercedes! Wjechał na nas
specjalnie!-Pokeball
-Już... Już.... Jedziemy...- lekarz ubrał kurtkę
i zawołał kierowcę karetki, oraz swoich dwóch pomocników. Wszyscy wsiedli
do karetki. Trio chciało jechac z doktorem, ale ten nie pozwolił im i
zostawił ich pod opieką pielęgniarek. Lekarz pojechał....
Sentretka
niecierpliwie spoglądała raz w tę, raz w drugą stronę. To cud że wszyscy
żyją, i że nic takiego im się nie stało! Złamania, stłuczki, potargane
ubrania- przecież to normalka! Jakimś cudem im się udało. Sent spojrzała
na las. Był ciemny i ponury jak zawsze. Jeep zrobił już wielkie BUM, akurat
w momencie, kiedy trio dotarło na pogotowie. Dzięki Bogu naszym bohaterom
uwięzionym na granicy nic się nie stało. Jakim cudem? Jakoś uchodzilili z
życiem... I zawsze było to gdzieś w lesie, lub na granicy lasu.... Na
horyzoncie zobaczyła czarne chmury. Widać je było jakby z końca lasu. Jakby
te chmury wydobywały się z właśnie samego lasu. Popatrzyła na rannych.
Kotasia zasnęła, podobnie jak Mateo, a Macio dalej się nie obudził. Sama
Sentretka była trochę śpiąca, ale nie mogła zasnąć...... Chciała ich
pilnować.... Jeśli by zasnęła, to przecież mogłoby się im stać coś złego,
coś niedobrego.... Tak wyczuwała... W tym lesie wyczuwało się jakąś dziwną
atmosferę....
Popatrzyła na miejsce skąd miała przyjechać karetka.
Czekała. I nareszcie się zjawiła. Wysiadł z niej doktor, pomocnicy, i jakieś
inne osoby jeszcze.... To dziwne.... ten doktor.... jego twarz coś
przypominała Sent.... jakby już skądś ją znała.... Z zadumy wyrwał ją
okrzyk: "Rusz się! Nie stój jak kołek!". Zaczęła pomagać
jak mogła. W końcu w karetce zasiedli już wszyscy: Kotasia, Macio, Mateo,
Sent, doktor, i inni. Sent usiadła na ławce i zaczęła ponownie przypatrywać
się twarzy doktora...
Doktor badał po kolei wszystkich. Nic nie
mówił. Pomocnicy jego też. Pracowali w milczeniu. W końcu dojechali. W
szpitalu pielęgniarka zaprowadziła Sent do pokoju, gdzie był już Elder, Usa
i Pokeball. Usiadła. Odetchnęła z ulgą bo wiedziała, że jakoś wykonała
obowiązek pilnowania bardziej rannych. Nikt się nie odezwał do siebie.
Wszyscy byli zmęczeni. Sent już nic nie czuła. Położyła się w pościeli.
Ciepło, iało, cicho.... Powoli jakby ktoś przyciszył głośnik tego świata
wszystko ucichło.... Obraz przed nią coraz bardziej był zamazany... W końcu
całkiem znikł. Zamknęła powieki. Odpłynęła.... Wszystkie przykre sprawy
odpłynęły w inną stronę... A Sent mogła płynąć spokojnie po swoim kursie, ze
świadomością, że nikt jej nie będzie przeszkadzał w tym... Wypłynęła na
morze snów...
-To dziwne.... Taka wielka kolizja.... Samochód bardzo
późno wybuchł... A oni wszyscy żyją, i mają się dobrze....-szepnęła jakaś
pielęgniarka w białym fartuchu, do mężczyzny stojącego obok. Ten mężczyzna
był doktorem. Milczał przez cały czas. Po chwili jednak przemówił:
-Nie
wiem... mnie samego to interesuje... Najbardziej interesujący jest
kierowca... prowadził, zdeżył się z samochodem z naprzeciwka, a wyszedł z
tego z zaledwie zadrapaniami... -odpowiedział doktor
-Policja chciałaby
spisać raport.... problem w tym, że na razie nasi wszyscy świadkowie są
nieprzytomni... Potem się obudzą, ale kto wie, czy będą cokolwiek
pamiętać....
-Nikt nie widział w tej okolicy żadego mercedesa... Co
dziwniejsze, samochód później znikł.... To nie żadne oszustwo, bo wszystkie
obrażenia samochodu wyglądają prawdziwie, ale obrażenia na ludziach nie
wyglądają prawdziwie....
-Myśli pan że to wszystko jest tylko
upozorowane?
-Nie.... Niekoniecznie.... A gdyby mieli udawać to pewnie
tylko dla odszkodowania.... Tak to trochę wygląda, ale ja myślę, że to się
stało naprawdę.... Naprawdę potrącił ich ten samochód... po
prostu.....
-.... po prostu mieli więcej szczęścia niż rozumu,
tak?
-Można to tak nazwać.... Ale przecież wcale niekonicznie...... Zważ,
że ostatni dzieją się tu jakieś dziwne rzeczy, no i wogóle...
-Tak... W
tych okolicach zdarza się wiele takich niewyjaśnionych przypadków....-
Kotasia słuchała tego jak dotąd w milczeniu.... O kim oni mówili? Gdzie ona
jest? Kim jest? Co ona tutaj wogóle robi? Co jej się stało? Kim oni są?
Czuła jakieś ciepło, stan błogości i nieświadomości, który powoli, powoli
się ulatniał. Powoli do umysłu dostawały się jakieś wizje, obrazy, powracały
wspomnienia.... Zaraz, zaraz! Przecież.... Tak! Ona leży w
szpitalu! Mieli wypadek! Kiedy? Wczoraj? Kilka dni temu? Miesiąc?
Więcej? Ile czasu upłynęło od kąd zasnęła? Co jej jest? Wszyscy żyli,
chyba.... Wszystkim nie stało się nic specjalnie groźnego.... Jakoś się tu
znaleźli... Tak, przyjechała karetka, tu ich dowiozła, jakoś doszła do
łóżka.... A co z resztą redakcji? Gdzie oni teraz są? Kotasia nie miała na
nic siły. Ból głowy.... Potężny ból.... Każda myśl była w tym momencie dla
niej jak igła wbijana do mózgu... Ból, ból... stan jakiegoś niekontaktowości
ze światem... Ale jednocześnie kontaku z nim... Rozdarta tak właśnie na dwie
połowy leżała na łóżku, wśród ciszy, mętni ludzkich myśli, spraw
codziennych.... Do sali wpadało światło... W sali był pół mrok jakby
jeszcze.... Jakaś jakby mgła... Nie taka jak na polu... Innego trochę
rodzaju.... Jakby mgła mętni ludzkich umysłów znajdujących się w tej sali...
i jakby ta mętnia przyozdobiła swoją osobą wszystkie te nagie i puste
ściany... Kotasia z trudem otwarła oczy... Poczuła ból rozdarcia.... Teraz
była już po jedej stronie... Po stronie świata i realności.... Spojrzała w
okno... Słońce.... delikatne promyki wpadały między gałęzie, i przedzierały
się do okna jakby chciały dadać otuchy.... przypomniała sobie moment kiedy
siedziała w dole.... Wtedy właśnie nie wiedziała jeszcze czy kiedykolwiek
zobaczy słońce.... Chciała krzyknąć, coś powiedzieć, pokazać coś, o coś
spytać, dowiedzieć się paru rzeczy.... Nie mogła.... Nie mogła otworzyć
ust... Leżała tak wpatrzona w okno pustym, szklanym wzrokiem.... Ponownie
zamknęła oczy.... znowu przeszła na stronę nierealności, świata
fikcji....
Mateo otworzył oczy. Co, gdzie, jak? A tak, tak, jest w
szpitalu. Syknął. Noga. Nie, już nie bolała, ale gips był niewygodny.
W-wypadek... czy wszyscy przeżyli? Nie, nie miał siły się podnieść...
Zamknął oczy...
Macio obudził się i podniósł... Wypadek!
- Śpij,
śpij... - powiedziała jakaś kobieta.
Z powrotem opadł na poduszki...
Sent:
- Ale ja naprawdę nie muszę leżeć! - Elder.
- Wasza
czwórka także!
- Nie, nie!
Pokeball, Elder, Sentretka i Usagi
próbują właśnie przekonać jakoś szpital, że czują się dobrze. Nagle Elder
przystanął. Oparł się o ścianę.
Czarny mercedes... jedzie....m-mgła?
Jedzie jeszcze raz... śmiech.....uderza....znowu m-gła... Kamienie, jakieś
kamienie.... Lawina...
Elder zamrugał oczami.
Usagi:
Mateo
pustym wzrokiem wpatrywał się w sufit. Nie myślał o niczym. Zdażenia
poprzedniego dnia powracały do niego co jakiś czas. Ale teraz nie myślał o
niczym. Po prostu wpatrywał się w sufit. W całej tej monotonni obrazu sali
szpitalnej w rzeczywistości były jednak jakieś elmenty niespokoju, burza, i
bałagan. Sala szpitalna- jakże psychodeliczny element w tym momencie!
Pacjenci są jakby uwięzieni w nim. Nie w budynku. Są jakby więźniami samych
siebie, swoich umysłów... Chwila! Przecież.... Czy to już kiedyś nie
było? Tak..... Właśnie kiedyś tak w tym dole, uwięzieni byli, we własnych
umysłach. Bo wtedy największym problemem nie był dół, a ich umysł. Bo
zostali zmuszeni do siedzenia w jednym dole ze swoimi byłymi ofiarami, i
poczuli na własnej skórze to co czuli ich ofiary. Policja spisała raport.
Lekarze wystawili diagnozę. Byli wolni. Redakcja Pokeallz mogła już iść do
domu. Tak oznajmił lekarz. Stwierdził też, że dobrze by było, gdyby jednak
jeszcze trochę zostali.
I zostali jeszcze. Sprzeciwiali się, co prawda,
ale chyba trochę za słabo. Zresztą oni sami tego potrzebowali. Potrzebowali
mieć kontakt ze światem. Powoli popadali w jakąś swoistą paranoję.... to
jest naprawdę? Sen? To jest realne? "To w końcu co jest już
realne?"
Ich oczy puste, które widziały świat innym niż jest w
rzeczywistości, miały błędny wyraz. Wpadali coraz głębiej w otchłań umysłu,
powoli jakby topiąc się w morzu myśli, niezrozumiałych, a jednocześnie
zwykłych i prostych...
W końcu, po około tygodniu wyszli ze
szpitala. Do domu dojechali taxówką. Wiedzieli, że na dłuższą metę to nie
będzie możliwe, takie właśnie jeżdzenie na zamówienie. W końcu pieniądze nie
czepiają się poszczególnych członków naszej redakcji. Trzeba wykombinować
coś. Jakiś pojazd. Tylko skąd? Czy ktoś tam w rodzinie ma? Czy jakiś koompel
jest, który jest niezawodny i użyczy wozu?
Sent:
- Usa.. -
zaczął niepewnie Mateo - Pamiętasz, jak mówiłem, że powinniśmy wrócić z tych
zwariowanych wakacji, a ty stwierdziłaś, że nikomu nic sie jeszcze nie
stało? Teraz już nie możesz tak powiedzieć! Przecież widzisz,
co....
- Nadal nikomu nic się nie stało - ucięła Usa - A poza
tym...
Przerwał jej telefon. Kotasia odebrała.
- Słucham?
Po
drugiej stonie - cisza. Już miała odłożyć słuchawkę, gdy nagle usłyszała
śmiech. Wyzywający, złośliwy. Po chwili rozległ się drugi raz: tym razem
wprost bombardował otoczenie. Rozlegał się nie tylko w słuchwace. W całym
otoczeniu....Zamrugała oczami. Cisza. Redakcja się na nią dziwnie patrzy.
Odłożyła słuchawkę.
- Słyszeliście ten śmiech?
Redakcja pokręciła
głowami. Nagle Usa pstryknęła palcami.
- Zaraz po naszym przyjeździe też
był telefon.... Głuchy.
Nagle telefon zadzwonił jeszcze raz. Nikt nie
wyywał się do odbioru. W końcu po drugim dzwonku Pokeball wolno podniósł
słuchawkę. Chwilę z kimś rozmawiał, po czym ją odlożył.
- Dzwonili moi
rodzice - wyjaśnił - Pytali się czy wszystko w porządku...
- I co
odpowiedziałeś?
- Że.. tak.
- No cóż, jest w porządku, nie ma co -
stwierdziła Usa - Teraz trza by pomyśleć nad jakimiś środkiem transportu,
przecież nie będziemy drałować w to i z powrotem przez las...
- Nie
bedziemy, bo jutro stąd wyjeżdżamy. Nie jest w porządku. - Mateo.
- Mateo
ma rację - stwierdziła Senti - Po co mamy się narażać?
Pokeball jednak
pokręcił głową.
- Trzy razy mogliśmy zginąć, i przeżyliśmy...
- Do
trzech razy sztuka! Nie wiadomo jak będzie za 4!
- A więc
głosujmy!
Jednak oprócz Seni i Mateo wszyscy woleli zostać. Senti z
rezygnacją poszła na górę. Postanowiła zrobić to, czego od dawna nie robił
nikt z redakcji. Dać newsa na pokeballz.
***
- Senti, gdzie
znowu idziesz? - zawołał Elder.
Senti pomachała mu jednorazowym aparatem
fotograficznym.
- Zrobić parę zdjęć - odpowiedziała.
- Dobrze wiesz,
że łażenie nocą po lesie jest niebezpiecz...
- Jeśli nie wrócę za
godzinę, zacznijcie mnie szukać.
- A może ktoś z tobą pójdzie?
- Ja
mogę - zaofiarowała się Usa.
- OK - kiwnęła głową Senti - I pamiętajcie:
za godzinę. Ja mam zegarek, jakby co i na pewno jeśli wszystko będzie OK,
wrócimy.
Senti wyszła. Pierwsze co zrobiła, to zdjęcie domu. Potem
lasu.
- Po co to robisz? - zapytała Usa.
- Chcę dać parę zdjęć na
pokeballz, żeby się nie zmarnował aparat.
Usagi przystanęła.
-
Pokeballz! Od dawna nie było newsów.
- Były, były, ja dzisiaj dałam.
Nieważne. Gdzie był ten dół?
- Chyba tam.
Obydwie dziewczyny doszły do
pamiętnego dołu. Ciężko było na jego widok nie skrzywić się z odrazą. Senti
szybko pstryknęła dwa zdjęcia.
Usagi:
-Choćmy już....
wyczuwam tu coś nie dobrego.... Naprawdę czuję się, jakby nas ktoś
obserwował...-szepnęła Usa
-A ty jak zwykle swoje... Zawsze o takich
rzeczach musisz gadać.... psycholka! A później ja ze strachu
umieram!- odcięła się Sent.
-No ale wiesz... jestem psychicznym
frajerem, i czasami zdarza mi się czytać w myślach, lub coś tam
przewidzieć... i ja NAPRAWDĘ czuję coś niedobrego!- tym razem głos Usy
zabrzmiał tragicznie. Miał w sobie coś z histerii. Sent oblał zminy pot.
Znała już Usę na tyle, że wiedziała, iż czasami naprawde ma wieeele racji, i
wiele rzeczy się sprawdza. Gęsia skórka, pot, ciemno w oczach.... Sent miała
słabość do takich rzeczy. Lubiała, owszem ich słuchać, mieć z nimi kontakt,
ale mimo wszystko chciała skończyć z takimi rzeczami raz na zawsze.
Spojrzała za siebie w las. Ciemność. Nie ma nikogo. Niczego nie widziała.
Widziała tylko otchłań i mętnię jakąś. Coś czarnego. Znowu zapadała w swój
własny umysł. Krzyknęła. Naprawdę. Tym razem naprawdę, nie w świecie fikcji.
Usa na nią spojrzała.
-Choćmy już.... To naprawdę nie był dobry pomysł z
tym chodzeniem do lasu samemu, w szczególności już w środku nocy.- Usa.
Szły. Do domu miały niby niedaleko, a jednak droga powrotne dłużyła
im się nie samowicie. Dziwna sprawa... przecież to niedaleko... już....o już
za tym zakrętem... Nie? To za tym drzewem.... Nie? To gdzie to jest? Nie ma?
Nagle ni z tąd ni zowąd znowu znalazły się nad dołem. Same nie wiedziały jak
tam trafiły. Czyżby kręcili się w kółko? Przeszły parę kroków. Usa się
potknęła. Wstała, rozmasowała kości i spojrzała w kierunku tego o co się
potknęła. Coś białego. Tak dziwnie kredowo białego. Podeszła bliżej.
Spojrzała. Ręka. Szkielet dłoni. Biały... tak piekielnie, przerażająco
biały.... pod ziemią pewnie znajdowała się reszta ciała, a właściwie to
reszta szkieletu. Usa spojrzała dokładniej. Ręka drgnęła. Złapała ją....
przenikliwe zimno, ciemno przed oczami, zimny pot.... znowu to uczucie
zapadania w jakąś otchłań niezmierzoną.... w jakąś czeluść mroczną....
zimno, które przenika do szpiku kości... Krzyknęła. Poczuła czyjąś zimną
rękę na ramieniu. Znowu krzyknęła. Obejrzała się za siebie. Sentretka.
Patrzyła na nią dziwnym, niespokojnym wzrokiem. Usa spojrzała jeszcze raz w
stronę, gdzie przed chwilą widziała rękę. Nic tam nie było. Może to po
prostu jakieś majaki. W takim razie o co się potnęła? Odetchnęła. Czyli to
nie było realne. Spojrzała na Sent. Jej chłodna dłoń wciąż spoczywała na
ramieniu Usy. Jednak teraz nie było zwykłej dłoni człowieka. Była dłoń
szkieleta w kolorze kredowo białym. Tam, gdzie przed chwilą była twarz Sent-
była teraz twarz trupa. Łysa, naga czaszka. Tam, gdzie przed chwilą były
niespokojne oczy Sent- teraz były dwa ogniki. Znowu to zimno.... znowu
przjście na stronę fikcji.... znowu strach..... ten wielki strach.....
Usa dostała w twarz. Zobaczyła jak Sent nią potrząsa. Siedziała na
ziemi w miejscu gdzie oglądała rękę trupa. Potrząsała nią Sent- normalna
Sent, ni żaden truposz.
-Oprzytomniej! Dlaczego krzyczałaś? Co ci
jest?
- Nic.... Błagam.... cho- choćmy.... pro- proszę.....- wydyszała
Usa. Ruszyły. Cały czas towarzyszyło im przejmujące zimno i ta cisza.... Ta
cisza tak dziwna.... że aż nienormalna.... jakby wszystko zamarło..... jakby
cała natura zamarła..... jakby wszystkie drobne żyjątka nawet wyczuwały coś
niedobrego.... chciały się ukryć.... schować..... przed czym? Cisza......
żadnego dźwięku..... cisza.........
Sent:
- Nie no! -
krzyknęła w pustkę Senti.
Po chwili znów znalazły się nad dołem. Jakby
tutaj utknęły. Nie mogły się wydostać.
- S-spróbujmy jeszcze raz -
stwierdziła Usa - Co nam pozostało?
Jej głos jednak zawierał nutkę
rezygnacji - nic innego nie mogły zrobić, ale to było chodzenie na marne.
Znowu dół. Nagle obie dziewczyny poczuły lodowaty powiew, przejmujące zimno.
Krzyknęły zduszonym krzykiem. Usagi leciała teraz, leciała z tym powiewem,
po czym wylądowała w dole. Spojrzała w górę. Otaczały ją trupy. Zamknęła
oczy. Gdy je otworzyła, znów była na górze, koło Senti.
- Niech pomyślę
- stwierdziła Sent - znowu coś zobaczyłaś?
- Ano. Siebie w dole.
-
Lepiej stąd odejdźmy. Bo jeszcze sie spełni. Nie zdziwiłabym się.
Odwróciły się i wtedy.... Znów powiał wiatr. Tak mocny, że obydwie
dziewczyny nie mogły się mu oprzeć.. Zawiał je prosto do dołu. Usa
rozejrzała się. Siedzi, cała poobijana koło poobijanjanej Sent. Bez trupów.
Wizja czy realia? Zresztą, co jest realnością?
- Mówiłam, że się nie
zdziwię, no więc się nie zdziwiłam. - stwierdziła ponuro Sent - Minęła już
godzina, więc licząc na punktualność naszej redakcji, zaraz zaczną....
-
Czekaj - przerwała jej Usa - A jeśli, tak samo jak my nie mogłyśmy stąd
odejść, oni nie będą mogli tu przyjść? A nawet jak przyjdą, to już nie
odejdą?
- Masz rację... - cicho powiedziała
Sent.
--------
Tymczasem u 5/7 redakcji...
- Godzina -
stwierdził Elder.
- Znowu coś się stało... mam tego dość. Jutro
wyjeżdżam. Może Usa też zmieni zdanie, skoro teraz jej się coś stało -
stwierdził Mateo.
- Hmmm - zastanowił się Macio - Idziemy wszyscy, czy
tylko część?
- Lepiej część - stwierdził Pokeball - Niech Macio i Kotasia
zostaną, a jeśli nie wrócimy przez 2 godziny - idą po nas. Ja z chłopakami
idę poszukać tych dziewczyn. Pasuje?
Pasowało. Wyszli w ciemny
las....
------
A u Usuni i Sentuni...
- A może jakoś same
wyjdziemy? - zaproponowała Us - Teraz nie ma takiego błota,
więc...
Spróbowały. Jednak za każdym razem kończyło się to fiaskiem. Po
prostu było za ciemno, a poza tym i tak nawet gdy nie było tak mokro - dół
był niezłą pułapką. Sentretka stwierdziła, że spróbują rano, ale w jej
głosie wyczuwało się sceptyzm, który mówił: "Rano i tak stąd nie
wyjdziemy; jednak nawet przy suchych ścianach to może sie nie udać".
Nagle Senti zastrzygła uszami (no dobra, dobra, nie zastrzygła tylko
nadstawiła uszy.. pasuje? - dop. Senti) a więc nagle Senti nadstawiła uszy.
- Chyba ktoś tu idzie. Zawołajmy.
Usa jednak nie słuchała. Senti więc
krzyknęła w ciemność "Ejjj! Pomocy!" Po chwili nad dołem
zjawił sie Mateo, Pokeball i Elder.
- Dziewczyny! - krzyknęli - Co
się stało?
- Zaraz wam opowiem, lepiej stąd już chodźmy - stwierdziła
Senti.
Ponieważ osatnią gałąź Pokeball wrzucił do dołu, Mateo wział druga
i pomógł wyjść dziewczynom. Usa wyszła, ale była milcząca. Za to Senti w
skrócie opowiedziała, co sie stało.
- Mówisz, że nie mogłyście dojść do
domu, tak? - zapytał nagle Pokeball.
- T-ta-ak. I nie wiem właśnie,
czy....
- Nie. Spójrz przed siebie.
Dół. Czy utknęli w tym lesie na
dobre? Czy już nigdy się nie wydostaną?
US:
-No to w końcu
już nie wiem.... wyjdziemy stąd, czy nie?- Usa
-A dlaczego byśmy mieli
nie wyjść? Przecież zaraz dojdziemy do domu!-Mateo. Mateo miał najgorzej
ze wszystkich. Dzięki niemu cała pielgrzymka posuwała się naprzód wyjątkowo
powoli. Wiadomo, ze z jedną nogą w gipsie o kulach nie jest zbyt łatwo iść.
Widać już było między drzewami jakieś błyski, które pochodziły od strony
domu. A jednak.... a jednak wyszli.... a jednak nic im się nie stało... A
jednak to po prostu tylko halucynacje były... to nic takiego... doszli do
domu. Wszystko OK. Wszystko...
Weszli. Redakcja na ich widok przerwała
oglądanie telewizora. Po krótkiej chwili wyjaśnienia wszyscy powróscili do
swoich zajęć.
Jakąś godzinę później redakcja zmęczona oglądaniem
tv (fakt, nie ma co, męczące zadanie) postanowiła zrobić coś innego. Trzeba
zabić ostatnie wspomnienia. Były podzielone zdania, co do spędzenia tego
wieczoru.
-Telewizor!
-Czytanie
książek!
-Kolacja!
-Komp!
-A ja mam inny pomysł!-
Usa- przygotuje specjalną kolację dla nas wszystkich! Później usiądziemy
na podłodze w kręgu, zgasimy światło, zapalimy świeczkę, no i oczywiście
nastąpi to, co tygryski lubią najbardziej! Poopowiadamy o duchach, czy
innych paranolmalnych rzeczach!- wszyscy na nią spojrzeli. Nkt się nie
odezwał. Wszyscy tego chcieli, ale jednocześni te ostatnie dziwne
wydarzenia, i strach przed czymś...
Po zjedzeniu kolacji redakcja
postanowiła skorzystać z propozycji Usy. Zapalili cztey świece. Zgasili
światło. Usiedli w kręgu, na podłodze. I kolejny raz krąg... ten symbol w
ich wypadku zjednoczenia... tak samo jak w tym dole.... i znowu tak samo
siedzą tak w kręgu.
-To... to co? Zaczynamy> Opowiada ktoś pierwszy?-
spytała Usa. Nikt się nie zgłosił. Milczenie jednak ustąpiło.
-No,
nikt się do opowiadania nie kwapi? Dalej! Nie? No dobra, to może ja
zacznę opowiadć....- Usa wzięła głęboki oddech. Objeła wzrokiem redakcję.-
Eeeee... jakoś nic mi w tej chwili do głowy nie przychodzi!
-Ja!
Ja chcę!-wyrwał się Macio. Pozostali spojrzeli na niego z uznaniem.
Macio de tej pory nie wyrózniał się niczym specjalnym, a tu nagle taka akcja
samego z siebie.- Więc opowiem może wam legendę o lustrach... wiecie.... no,
to tak tylko dla rozgrzewki, tak na początek! Więc... jak tak patrzymy
na lustra to widzimy tam drugi, inny świat.... lepszy, czy gorszy? Taki...
taki sam, ale jednak inny... taki trochę jeszcze bardziej mroczny,
tajemniczy.... gdy patrzymy tak na lustro, to widzimy ten nasz świat, ale
jednocześnie nie jest on już nasz... wiecie, że podobno po drugiej stronie
lustra jest drugi świat, tylko że cały w ciemnościach? Taki alternatywny
świat... cały w mroku.... my żyjemy w świetle....- Sent wyjrzała za okno.
Był nów. Ciemno. Czy aby na pewno żyją w świetle? Wiatr powiał, uniósł
firanki. Macio dalej opowiadał- I wiecie, że podobno, kiedy jest nów, kiedy
jest właśnie wtedy szczególnie ciemno, i kiedy to mrok ma przewagę, nie
wolno przeglądać się w lustrze? Lustro jest wtedy ciemne, tak jak wszystko
na świecie.... nie wolno się w nim przeglądć, bo można zostać wciągniętym do
środka... można wtedy zostać zwyciężonym przez mrok...- Reszta redakcji
mimowolnie spojrzała na lustro. Lustro znajdujące się na ścianie pokoju.
Było duże, wielkie, tajemnicze. Mrok.... tak ciemny, i gęsty mrok..... w tym
lustrze była ciemność.... ale kto wie, czy nie bardziej ciemniejsza niż
naprawdę... wszystko w tym lustrze wydawało się takie same, a jednak
inne.... Członkom redakcji zdawało się, że powoli zostają wciągnięci do
środka. Wpadli w jakby jakiś trans.- Ej, no dajcie spokój, to stara
legenda!- powiedział drżącym głosem Macio. Następną odważną osobą
okazała się Kotasia.
-To może.... ja... ja będę teraz opowiadać....-
rozpoczęła. Spojrzała po zebranych, jeszcze raz rzuciła płochliwe spojrzenie
na lustro.- Posłuchajcie... Ja chciałam wam opowiedzieć.... no, może to
będzie coś nietypowego... bo wiecie, wielu ludzi zastanawiało się nad
końcem... świata, ludzi.... nad tym co wtedy będzie.... i wielu ćwiczy tę
swoją rolę... tę rolę, którą kiedyś będzie musiał wypowiedzieć, wtedy, kiedy
stanie kiedyś na scenie życia.... i kiedy tak zstanie oświetlony światłem
reflektorów sprawiedliwości, to wyjdzie na jaw, jak przygotowywał się do
przedstawienia... i jak wtedy wypadnie? Jak to wszystko będzie wyglądać?
Wiecie, gdzieś przeczytałam... o takiej bogini... ona z kosą w ręce stanie,
na czole znak saturna świecieć będzie, wiatr będzie dął.... a ona tak
wlaśnie stanie.... i powoli zacznie zbierać żniwo... Kosa będzie nienagannie
sprawować swą funkcję... aż w końcu wszystkiego nastąpi koniec.... nicość
zapanuje.... po czaszkach iść będzie.... w morzu krwi się wykąpie.... i oczy
jej.... te świecące oczy....
-Dość!-przerwała Sent- nie chcę
wiedzieć, co jeszcze chcesz powiedzieć! Mam wogóle tego dość! Spać
też jush nie pójdę!
-Uspokój się.....-Mateo-nie martw się... Dobra
Kotaś, może przerwij? Chwila odpoczynku, i ruszamy dalej....
Wszystko w tym domu wydawało się z minuty na minutę coraz bardziej
dziwne.... Ciemność, może się zdawać, że to nie możliwe, ale coraz bardziej
była gęsta... Wiatr powiał.... świeczki nadal płonęły.
-No to... kto? Kto
teraz? Myślę, że powiniśmy przestać gadać o legendach, a troche dać suchych
faktów... wiecie, coś bardziej realnego, np. duchy....- Usa. Nikt nie
skomentował jej wypowiedzi. Coś bardziej normalnego-duchy. Żadna nowość. Ona
wszystko przekręca.
-No... kto? Bo mi nadal nic specjalnego do głowy nie
przychodzi...-Usa
-Ty opowiadaj! Zapewniam cię, że wcale nie musi być
coś specjalnego! Wszyscy wiemy, co znaczą twoje rzeczy zwykłe, i
specjalne... nawet zwykłe są dziwne.... więc opowiadaj....-
Macio
-Oki.... To może pewną historię związaną z tym domem?- milczenie-
przyjmuję to jako "tak". Więc posłuchajcie... podobno ten dom,
choć nie wygląda, ale tak naprawdę jest bardzo stary... I podobno kiedyś
należał do pewnego faceta.... właściwie, to ten facet był bardzo, bardzo
bogaty, i takich domków, jak ten tutaj to on mógł mieć dużo... i podobno
raz w lecie postanowił się tak wybrać do niego, na około tydzień- dwa.
Chciał tu pobyć w samotności, i właśnie przyjechał tu sam. Chciał choć na
chwilę przestać gonić za karierą, pieniądzem. Na powrót poczytać, pomyśleć,
skupić się w sobie, nabrać sił przed nowymi wyzwaniami losu. Nie wiadomo do
końca, co się tu z nim działo. W każdym razie były to ostatnie wakacje jego
życia. Znaleziono jego ciało jakieś dwa tygodnie później. Nie dzwonił, nie
zjawił się w pracy. Wysłali kogoś, aby sprawdzić co się z nim dzieje.
Znaleziono go jak leżał na łóżku, tam, na pierwszym piętrze- w swojej
sypialni. Był całkiem ubrany. Leżał z otwartymi oczami. Taki szklany, pusty
wzrok. I nie miał żadnych urazów wewnętrznych, ani zewnętrzych. Tak wykazała
sekcja zwłok. Co dziwniejsze, w szpitalu podczas swojego pobytu, był dość
częstym gościem. Miał wypadek samochodowy, wypadki w lesie. Podobno lekarze
sekulowali, że umarł, nie na zawał serca, a z winy swojego umysłu. Wiele
osób jest chorych z samotności. W tym wypadku tak nie było. U tego faceta
nie było nic takiego. Był bardzo silny psychicznie. Nie miał schizofremi,
ani nic tego typu. Po prostu... umarł. Nie ze starości. Był dość młody. Po
prostu umarł. Stał się więźniem swojego umysłu, więźniem samego siebie....-
Usa powoli kończyła. W tym samym momencie u góry, w miejscu, gdzie jest
sypialnia, w której właśnie prawdopodonie umarł ów człowiek, zaskrzypiała
podłoga. Reszta redakcji spojrzała dziwnie na Usę, jakby to była jej
wina.
-Z tobą naprawdę jest coś nie tak... fakt, to wszystko było tylko
PODOBNO, ale skoro podobno, to znaczy, że być może prawdziwie...-Macio
-I
znałaś tą historię wcześniej, a mimo to chciałaś tu przyjechać?-
Kotasia
-Ta.... znałam, a co? Ten dom jest w posiadaniu mojej rodziny od
roku, a właściwie to ponad roku... w poprzednie wakacje nie chciałam tu
przyjechać, ale w te powiedziałam sobie, że dość, i że muszę przestać
wierzyć w takie rzeczy...
-No tak.... nie wierzycie chyba, że coś nam się
stanie? Do tej pory nic nam się nie stało! Żadneych wypadków w lesie,
samochodowych, czy np. figli umysłu w postaci np. wizji...-Pokeball
dopowiedział. Spojrzał na członków redakcji. Wtedy spostrzegł się, że ta
jego wypowiedź, jak wszystkie zresztą, jest conajmniej nie na miejscu-
Ooooops... Eeee... to może... zjemy coś?- próbował zapomnieć o swojej
własnej wypowiedzi. Cisza. Podłoga znowu skrzypnęła, znowu powiał wiatr.
Okiennice trzasnęły. Po chwili okno same się zamknęło.
-Przeciąg... To
dlatego pewnie.... no dbra, kto otworzył u góry okno?- Kotasia
-U góry?
Ja nie! Zdawało mi się, że było zamknięte!-Macio
-Tak..... ja też
żadnego nie otwierałem... -Mateo
-Eeee.... ja też...-Usa
-I
ja....-Sent
-I ja także....-Elder
-A ja tym bardziej nic nie
otwierałem...- Pokeball.
Znowu coś powiało. Jakiś zimny prąd. Zgasły
świeczki. Nikt się nie odezwał. Nic nie było już ważne. Milczenie narastało.
Skrzypnięcie drzwi. Ciężkie kroki na schodach. Do ich umysłu powoli
wkraczała jakaś mgła. Umysł przyćmiony, przez jakąś tajemną siłę, powoli
tracił świadomość...
Powoli zanikały gdzieś myśli, problemy... ciepło....
takie przyjemne, dziwne ciepło.... uczucie takie jak tuż przed zaśnięciem...
Tak jak przed zaśnięciem, wszystko odpływało... i to uczucie błogiej
nieświadomości... sen... ta mgła.... nie świadomość... wszystko jest
rozmazane... wszystko odpływa... kroki są coraz bliższe.... zimno, a
jednocześnie ciepło... powieki coraz bardziej ciążą.... ten stan
nieświadomości.... ta cisza... jakby wyłączone zostały wszystkie głośniki...
ciemność.... czas wlecze się powoli.... jakby wszystko pokazywane było w
zwolnionym tempie.... ta cisza.... ta mgła.... kroki już pochodzą z
kuchni.... cisza.... skrzypnięcie drzwi..... zwolnione tempo.... ktoś wszedł
do pokoju... cisza i ciemność większe niż przedtem... coraz większa mgła i
nieświadomość w umysłach.... Wtem Elder poderwał się i z prędkością światła
podskoczył do kontaktu. Pstryknął i zapaliło się światło. Martwa-cisza.
Żadnych kroków. Nic. Pokój wyglądał całkiem inaczej, niż przed zgaszeniem.
Cisza. redakcja siedziała. Nikt się nie odezwał. Nie wiedzieli właściwie co
się stało. Szok. Nagle jakby dostali w twarz. Jakby obudzili się z
głębokiego snu, wizji. Błogość gdzieś uleciała. Patrzyli na siebie
oszołomieni. Co to było, to przed chwilą? Jakby sen..... czyżby zbiorowa
halucynacja? Hałasy, a jednocześnie cisza, a potem jeszcze większa cisza? Co
to było? Czyżby naprawdę to był prawdziwy.... duch? Mara nikczemna? Nikt nic
nie mówił. Wszyscy chcieli stąd wyjeżdzać. Rozumieli się bez słów. Tylko czy
aby na pewno dadzą teraz radę? Czy im się to uda? Co teraz jest realne? Czy
stali się więźniami swoich umysłów?
Sentretka:
-
Wyjeżdżamy! - krzyknął z histerią Mateo i rzucił się, aby się
spakować.
- Nie mamy samochodu - stwierdziła trzeźwo Usulka.
-
Pojedziemy pociągiem.
- Dzisiaj już za późno.
- No to jutro.
- Nie
wiemy o której pociągi.
- Pójdziemy i sprawdzimy.
Mimo, że Usa (o,
dziwo) oponowała, po chwili cała siódemka zaczęła powoli iśc w stronę
stacji. Idąc, minęli niewielki pagórek. Usa podeszła w jego stronę. Pagórek
miał otwór.
- Ej, chodźcie zobaczyć!
- Lepiej nie - powiedział
Bezmózgowy Potwór (czyt. Mateo ^^)
Jednak nagle zaczęło padać i redakcja
postanowiła schronić się tam i przeczekać deszcz, który, ponieważ tak szybko
się zaczął z pewnoscią szybko się skończy.
***
Po
półgodzinie deszcz nadal lał. Wreszcie Macio stwierdził:
- Mamy do wyboru
lecieć w deszczu albo tu zostać.
Wtem z góry pagórka rozległ się jakiś
hałas. Stoczyły sie kamienie i zatarasowały wejście (co było dość dziwne,
biorąc pod uwagę, że na pagorku żadnych kamieni nie było, ewentualnie drobne
kamyczki i jakieś rośliny - dop. Senti) Redakcja była uwięziona.
- Nie
mamy już wyboru - stwierdził osłupiały Macio.
- Dajcie spokój - nie
zginiemy - powiedziała Sent.
- Skąd wiesz?
- Ten człowiek nie zginął w
wypadku, zawsze uchodził z nich żywy - odparła spokojnie.
- Jak ty możesz
być taka spokojna!
- A co, mam biegać i krzyczeć? - i wskazała głową
na Mateo który właśnie walił w ściany
-
P...o...c...o....m....y.....t....u.....p...r...z...y....j...e.....ż...d....ż
....a.....l.....i.....ś......m.....y..... - powiedziała z zaciśniętymi
zębami Usa, kopiąc jakiś kamyk.
- To był twój pomysł.
- Wiem, że mój.
Jak wrócę... jeśli wrócę... to pierwsze co zrobię to zmuszę rodziców, aby
sprzedali ten dom!
- To się zaczyna robić nudne - Senti oparła się o
ścianę i założyła ręce na piersi - Dół, drzewa, lawina, wypadek...
- Jak
ty możesz być taka spokojna... dla mnie to aż nadto..
- Heh... wiecie,
ja chyba bardziej się zawsze boję, że cos się stanie niż, że coś się
sta....
- Czemu przerwałaś?
- Przesłyszałam się. A więc, bardziej się
boję, że coś się stanie, niż, jeśli już się stało - stwierdziła Senti.
-
Taaa.... A jeśli zginiemy?
- Gdy zginiemy, już nas nie będzie -
powiedziała Senti - Ale jeśli zginiemy, to coś mi się przypomniało. Mateo...
Pokeball.... Od dawna miałam was o to zapytać... co wy chowaliście po
szufladach?
Chłopcy wyraźnie się zaczerwienili, a Pokeball bąknął:
-
Jeszcze nie zginęliśmy, nie?
Jednak i Usagi przypomniała sobie o
"skarbie" chłopaków.
- Oj, dajcie spokój, po co te
tajemnice.
- Będziecie się z nas śmiać!
- Nie
będziemy.
Webmasterzy milczeli patrząc na siebie i szurając butami po
ziemi. Sentretka nie zamierzała jednak rezygnować (tak, tak, wiem, jestem
uparciuch - dop. Sent.) Dziewczyna podeszła do Matea i słodko się
uśmiechnęła.
- Czyśbyś zapomniał, że jedną z moich głównych wad jest
upór? I że jak się uprę, to jak osioł? (szczera prawda, nie zrezygnuję nawet
jak stwierdzę, że nie mam racji! - dop. Sentretka)
- E...
no...to...eeee....może najwyższy czas pozbyć się te-ej waaady?
- Pomyślę
o tym. Ale powiecie wreszcie czy nie? Nie wydostaniemy się stąd,
przynajmniej na razie. Nudzimy się. Mamy do wyboru: gadać albo iść spać. Sen
w takich warunkach nie jest wskazany. A jeśli mamy gadać, to czemu nie
o....
- ...czymś innym - wpadł jej w słowo Elder, który postanowił pomóc
chłopakom; jednak po kilku sekundach podszedł do Pokeballa i zaczął coś z
nim szeptać. Pokeball zaczerwienił się i coś odszepnął. Na twarzy Eldera
najpierw odmalował się szok, potem zaczął się śmiać a na koniec pokiwał
głową ze współczuciem.
- Ej, no mu powiedziałeś! - krzyknęła
Usa.
- Przynajmniej powiedzcie mniej więcej, o co chodzi!
- Mniej
więcej chodzi o...o...o....
Nagle cała siódemka poczuła dziwny wstrząs.
Kamienie zniknęły. Deszcz przestał padać. Spojrzeli na siebie znacząco. Już
nic nie było w stanie ich zdziwić. Postanowili iść tam, gdzie szli
początkowo - na stację.
Marsz był dość krótki i nic go już nie
zakłócało, jednak wszyscy milczeli. Ta cisza wydawała się taka podstępna,
złośliwa. Gdy dotarli na stację, Mateo, Senti i Pokeball byli pierwszymi
przy tablicy z odjazdami pociągów, Kotasia i Macio i Elder drugimi, a Usa
ostatnia. Usagi nadal wydawała się nieprzekonana do wyjazdu.
-
Dzisiaj... za 10 minut nawet! - oznajmił Mateo.
- A nasze rzeczy? -
zapytała Usagi.
- Pal licho nasze rzeczy! Zabierzemy innym razem!
Na razie ratujmy życie! Jedziemy?
Pięć osób odpowiedziało chórem:
"Jedziemy". Osobą, która nie przytaknęła, była oczywiście Usa,
któżby inny! Gdy redakcja parła do kasy Senti usunęła się do tyłu i
zapytała cicho Usę:
- Czemu nie kcesz jechać?
- Ciężko to wytłumaczyć.
Ale wiesz, że takie rzeczy mnie pociągają. Teraz już się do nich
przyzwyczaiłam. Po prostu polubiłam te zjawiska paranormalne...
Senti
skrzywiła się.
- A więc o to chodzi! Widzisz, wiesz co? Przyjedź tu
najlepiej innym razem. Sama, z kimś z rodziny... Weźmiesz rzeczy,
przywieziesz i studiuj sobie te wszystkie dziwactwa. Ja nie mam na nie
ochoty. Serio. A demokracja jest najlepszym sposobem rozwiązywania
problemów. Jest sześć: jeden, koffaniutka.
Usa przewróciła oczami.
-
No dobra....
Tymczasem reszta właśnie wracała od kasy. Mieli
nieszczęśliwe miny.
- Pociąg spóźni się o jakieś 2 godziny, nastąpiły
jakieś komplikacje. Może więcej. Na razie nie chciała sprzedać
biletów.
Nagle naszej redakcji ukazał się żółto-błękitny portal. Na
środku stacji kolejowej. Najwyraźniej nikt oprócz nich tego portalu nie
widział. Ten portal wessał ich.... wszyscy odruchowo zamknęli oczy. Gdy je
otworzyli, znajdowali się w pociągu. Było 3 godziny później. Nikt tego nie
skomentował. Po chwili milczenia Senti odezwała się:
- E... Mateo...
słuchaj, wyjdźmy na korytarz....
Chłopak zaskoczony zgodził się.
Dziewczyna na wszelki wypadek odprowadziła go trochę o rozdziału, w którym
siedziała redakcja.
- Co ukrywaliście z Pokeballem?
- Ee...nic.
-
Powiedz!
Mateo przypomniał sobie chwilę nad dołem. Teraz też Senti
była taka twarda i stanowcza. Nie sposób było nie odpowiedzieć lub
odpowiedzieć wykrętnie.
- To były... widzisz...no dobra. Przede wszystkim
listy miłosne i pamiętnik Pokeballa.... on zaczał jeszcze do tego dokładać
swoje notatki i rysunki (które najczęściej rysował na lekcjach) które
dotyczyły tego samego co listy.
Senti zdumiała się. Jednak nie pozowliła
sobie na to zdumienie zbyt długo. Po kilku sekundach wykrztusiła
jeszcze:
- Pokeball...? Listy miłosne.... Kto by pomyślał... No to...
dzięki za szczerość.... - podeszła i pocałowała Mateo.
Chłopak zrobił się
cały czerwony. Senti odsunęła się i spojrzała na niego inteligentnie i z
zainteresowaniem.
- To, co się wydarzyło na korytarzu, było całkowicie
nieoficjalne, prawda?
- Mhm...
- No to fajnie... chodźmy....
Redakcja na próżno zgadywała, czego Senti wróciła z zwycięską miną, a Mateo
cały czerwony. Gdy w głowie Eldera i Pokeballa zrodziła się myśl, że Mateo
powiedział Senti o "skarbie" dwójka milczała.
Epilog (tak
to się nazywa nie? - dop. Senti)
Usa właśnie ślęczała nad
ksiażkami. Jutro miała dwie klasówki, makabra. Najchętniej jutro nie szła by
do szkoły. Nagle w swej głowie usłyszała głos: "Witaj, panienko Usagi.
Może tak trochę paranormalności? Jeśli odpowiesz tak, zostaniesz w ciągu 5
sekund przeniesiona do domu w lesie" Usa nie zastanawiała się długo.
Odpowiedziała: "tak, ale na ile?" Odpwiedź brzmiała: "Na tyle
na ile będziesz chciała. Powrót własny =P"
Pokeball był właśnie
zajęty paleniem pewnych papierów, znajdujących się wcześniej w pewnych
szufladach. W miedzyczasie zadzwonił do Eldera, który stwierdził:
"Zakochując się, nigdy nie czyń za wielu głupstw, potem gdy będziesz
chciał zniszczyć ślady miłości nie zawsze będzie to takie łatwe jak spalenie
listów, pamiętnika i papierków... Na przykład, gdy wytniesz inicjały na
drzewie.... Chyba go nie zetniesz, prawda?"
Elder właśnie rozważał
tragedię Pokeballa. Czy chłopak zniesie to tak łatwo? Myśląc, usiadł do
kompa. Pokeballz... zamknięte? A więc on tak łatwo tego jednak nie zniósł.
Co prawda pewnie nanosiło się tu dużo powodów, ale to była pewnie tytułowa
"kropla, która przepełniła czarę" Brak czasu, zniechęcienie się do
pokemonów... to czuł każdy z redakcji....
Mateo myślał o scenie w
pociągu. Na samą myśl automatycznie się rumienił, tak samo gdy rozmawiał z
Senti. Zaczął więc ograniczać z nią kontakty... Tylko, czy Sentretka się nie
obrazi?
Macio właśnie wyszedł po gazetę. Spotkał po drodze Kotasię.
Dziewczyna czytała własnie jakąs gazetę. Na jego widok pokazała mu pewnien
artykuł. Dotyczył "dziwnych, nietypowych zdarzeń nie mających jakiegoś
wytłumaczenia" Czytając to, chłopak zaśmiał się ponuro. Podobno cała
masa ludzi postanowiła się tym zająć, aby to wytłumaczyć. Ciekawe...
Sentretka właśnie usiadła przed kompem. Otworzyła czysty nowy dokument w
Wordzie =P i zaczęła pisać "Wakcje redakcji pokeballz, czyli miej
szacunek do webmastera swego, bo możesz mieć gorszego" Nagle w pokoju
Senti pojawiła się Usagi. Opowiedziała chaotycznie, że słyszała głos itede i
że zabrała rzeczy (tu wywaliła na podłogę znaczną ilość toreb) ale musiała
wracać, bo zaraz następnego dnia zebrała się grupa jakiś naukowców, którzy
postanowili zbadać ten dom i zjawiska. Senti mruknęła:
"Powodzenia". Usa wychyliła się przez ramię Senti. "Mogę ci
pomóc w pisaniu? Tylko że... Pokeball zamknął Pokeballz! Nie jesteśmy
już redakcją!" Sent odparła jej: "Nie. Rozpadliśmy się,
chociaż nadal coś nas łączy. Ale te wydarzenia opowiadają o tym, jak
jeszcze byliśmy <redkacją>, więc dlatego taki tytuł. Usa kiwnęła ze
zrozumieniem głową...
THE END
Teraz pora na rzeczywiste
komentarze. Choćby i takie same jak przedtem. Jeśli będą - możecie ficka
usunąć, bo jest kiepski. Albo usunę sama. A propo jipa - specjalnie błąd w
pisowni, specjalnie, potem jest chyba kilka razy poprawnie.
1 wrażenie - Buahahaha
2 wrażenie -
Bziuuuum
3 wrażenie - Oops - robi się strasznie i horrorowato i poważnie
(poważnie bziuuum
)
4 wrażenie - Hmm - miałaś rację - zmieniłem zdanie na lepsze -
fick trzyma pewien swoisty sens i stanowi jedną całość
a swoją drogą na prawdę poważniejszy się zrobił...
i warto go było przeczytać , acz faktycznie,
siedziałem nad tym około półtorej godziny (nie tylko
z czytaniem ale i zastanawianiem się i
komentowaniem
)
5 wrażenie - długie to było...
6 wrażenie - a właśnie - jak na horror -
całkiem spoko - choć
generalnie jeszcze nikt nie
napisał nic, co by mnie
przestraszyło... (ok -
głupoty nie liczę...) a i ze trzy
filmy tylko
sprawiły, że odwróciłem wzrok/zamknąłem
oczy...
Jak zwykle - literówki i ortograficzne
błędziki
("głópia" jest specjalnie przez "ó"?, ale nie tylko
takie - a'propos - do wszystkich: "od kąd" pisze się
razem! -> "odkąd")
W tym momencie skończyłem czytać
całość . No, no... ciekawe było... Intrygujące
momentami... Sent, Usa - będzie sequel? Zostało trochę niewyjaśnionych
wątków...
- napiszcie go choćby dla mnie
.
No, no...
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)