To
opowiadanie jest nowe i jest zainspirowane absolutnie fantstycznym clipem
Britney o tym samym tytule (nie lubię jej, ale nowa płyta, no i everytime...
i piosenka i video, palce lizać)
Jest to coś na granicy
romansu, obyczaju i dramatu z otwartym zakończeniem
Jeżeli ktoś czuje
się zdegustowany na myśl o parze Hermiona/Draco, niech sobie
odpuści...
I.
And everytime I try to fly
I fell without my
wings
I feel so small
I guess I need you baby
[Britnry
Spears, Everytime]
Znowu.
Za każdym razem gdy
słyszała to określenie, wzdrygała się wewnętrznie. Zwłaszcza gdy padało ono
z jego ust. Mówił to tak sugestywnie.
Słowo „szlama”
nabierało w ustach Malfoya niemal fizycznej postaci. Miało swoją
konsystencję, barwę i kształt.
Hermiona skrzywiła się i zastanowiła,
czy ustąpić tym razem temu kretynowi. Przystojnemu kretynowi. Prawie
wszystkie dziewczyny w Hogwarcie rzucały mu tęskne spojrzenia. Prawie. Nie
ona. Ona go nienawidziła.
Miał zdolność zadawania bólu samym
spojrzeniem. Wzrok zimnych, szarych oczu potrafił ciąć jak stalowy sztylet.
Tak jak w tej chwili.
- Nie słyszałaś, szlamo? Zjeżdżaj mi z
drogi!
Malfoy był utalentowany. Potrafił zadać słowem prawie
fizyczny cios.
Ból był nie do zniesienia i rodził jeszcze większą
nienawiść.
- Nie jesteś bogiem, Malfoy – warknęła Gryfonka,
patrząc na niego z pogardą.
- Ale jestem lepszy od takiej
szlamy jak ty.
Parkinson zarechotała rozkosznie a Hermiona posłała
dziewczynie uwieszonej na ramieniu blondyna, spojrzenie seryjnego
mordercy.
„Kiedyś ją strzelę po gębie” – pomyślała ze
złością.
Wyminęła Malfoya, a przynajmniej starała się to zrobić, tylko
że on specjalnie ją potrącił, tak że wypadły jej z rąk wszystkie książki,
które niosła.
- Nawet nie potrafisz chodzić jak człowiek, durna
szlamo.
Hermiona nie wytrzymała tej zniewagi.
- Jesteś
sukinsynem, Malfoy! – krzyknęła. – Twój ojciec to
morderca! To on! On zamordował moich rodziców! On brał w tym
udział – Nie mogła powstrzymać łez, które popłynęły po jej policzkach.
Pierwszy raz popłakała się przy tym dupku. Pierwszy i ostatni.
- Twój
ojciec to świnia, tak samo jak ty – dodała już spokojniej.
-
Uważaj na to, co mówisz, Granger – Draco wyciągnął różdżkę, a Hermiona
szybkim ruchem zrobiła to samo.
- Co tu się dzieje? –
McGonagall wyrosła jak spod ziemi
- Schować te różdżki, ale już. A ty ,
Malfoy, pomóż pozbierać koleżance książki i to migiem!
Obydwoje
niechętnie schowali różdżki za poły szat, a Draco z ociąganiem pozbierał
cztery tomiszcza i podał je Hermionie.
- Koleżanka, też mi coś
– wymamrotał pod nosem.
- Spadaj!- odfuknęła brązowooka
Gryfonka i ruszyła w stronę Wieży Domu Lwa.
„Świnia”
– pomyślała. Po policzkach płynęły jej łzy.
Nigdy się nie
przyzwyczai...
Dlaczego w ustach Malfoya te słowo raniło ją bardziej,
niż w ustach kogokolwiek innego? Czy dlatego, że po raz pierwszy, właśnie on
ją tak nazwał ?Nie wiedziała.
W drugiej klasie przepłakała całą noc,
gdy zwrócił się do niej przy tylu ludziach per „durna szlamo” i
obiecała sobie, że nigdy więcej to wyzwisko nie zmusi jej do płaczu. Nie
pomogło.
A teraz – po śmierci rodziców – było jeszcze
gorzej.
Bo dla nich była kimś... Kochali ją i byli z niej dumni,
ba,nawet ją podziwiali..
Rozpierała ich duma, że Hermiona jest tak
utalentowaną czarownicą. Że jest czarownicą.
Teraz nie było już
nikogo, kto by ją bezinteresownie kochał.
Harry i Ron byli jej
przyjaciółmi, ale to nie było to samo, nie to samo...
Hermiona rzuciła
książki na łóżko i otarła rękawem szaty strumienie słonych łez.
„Jestem nikim – pomyślała. – Jestem tu tylko dzięki
wyrozumiałości Dumbledore’a. Do Durmstrangu nikt nie przyjąłby
szlamy.” W takiej chwili załamania, nie miało dla nie znaczenia, że w
Hogwarcie uczy się mnóstwo dzieci mugolskiego pochodzenia. Liczyło się tylko
to, że ona jest szlamą.
Zbyt często akurat jej to było
przypominane. Może za często.
A może w duchu zawsze czuła się niegodna
uczęszczania do szkoły Magii i Czarodziejstwa? Może dlatego tak bardzo
przykładała się do nauki, jakby starała się tym przyćmić fakt swojego
pochodzenia? Czyżby w głębi duszy wstydziła się swoich rodziców –
mugoli? Szybko jednak odrzuciła tą myśl, jako niedorzeczną. Kochała rodziców
bardziej niż kogokolwiek innego.
Rodzice...
Tak bardzo za
nimi tęskniła.
Zginęli okrutną śmiercią. Zupełnie niepotrzebnie.
Nigdy nie zapomni widoku ich zimnych ciał. Obydwoje mieli szeroko otwarte
oczy, a na ich twarzach malował się wyraz skrajnego przerażenia i
niewyobrażalnego cierpienia.
Strumienie łez płynące po policzkach
Hermiony były coraz silniejsze, aż w końcu dziewczyna wybuchła
niekontrolowanym szlochem.
Nikt nigdy nie widział jej płaczącej ,nawet
po śmierci rodziców. Zawsze robiła to w samotności, tak jak teraz.
Hermiona ukryła twarz w dłoniach i pozwoliła sobie na wybuch rozpaczy.
***
- Hermiono, zjedz coś – w głosie Harry’ego
brzmiała szczera troska.
Znowu nie mogła nic przełknąć na śniadaniu.
Ale zmusiła się. Hermiona była realistką i wiedziała, że musi coś jeść,
cokolwiek.
- Teraz mamy Transmutację Zaawansowaną, prawda?
– zapytał się Ron.
- Tak – bezbarwnie odpowiedziała
dziewczyna.
Tak było cały czas. Dzień w dzień. Już od trzech
miesięcy. Kończył się listopad i to samo. Żadnych efektów, przynajmniej
pozytywnych.
Zagadywali ją, a ona mówiła byle co i uciekała myślami do
bolesnych wspomnień, tak jakby chciała się ukarać za to, że nie było jej
wtedy w domu. Była na Grimmuald Place 12. Gdy wróciła, zastała to co
zastała. Jej wina. Jej bardzo wielka wina. Gdyby była wtedy w domu,
prawdopodobnie zginęłaby z rodzicami. Ale byłaby razem z nimi aż do końca. A
tak? Musiała żyć.
Czasami myślała też o swoim pochodzeniu. To były
niewesołe, przygnębiające rozważania.
Dni mijały szybko i
bezbarwnie. Hermiona uciekała w naukę i w marzenia o lepszym świecie, bez
rasowych podziałów i to trochę łagodziło ból.
Tylko, że nauka,
wspomnienia szczęśliwych chwil w domu rodzinnym i marzenia powoli zaczynały
być niewystarczające. Panna Granger coraz częściej myślała o realnej
ucieczce z tego świata.
***
Było słoneczne, grudniowe
popołudnie.
Hermiona spokojnie szła korytarzem wracała z biblioteki do
Wieży Gryffindoru. Wszyscy byli ubrani swobodnie i prawie nikt nie nosił
szat, także ona. W końcu była sobota.
Musiała przejść obok grupy
siódmorocznych Ślizgonów.
„O nie, znowu on...” –
pomyślała z rozpaczą. Miała wrażenie, że Draco Malfoy ją prześladuje.
„Może mnie nie zaczepi, może da mi tym razem spokój...”
– Hermiona miała dosyć. To zaczęło ją powoli przerastać. Zwłaszcza
niewybredne żarty pod jej adresem, w których ostatnio rozmiłował się blond
włosy przystojniak, wzbudzając podziw swoją elokwencją u tej tlenionej
kretynki, Parkinson.
Włosy miał niedbale spięte w koński ogon, a część
krótkich kosmyków opadała na piękną twarz chłopaka. To właśnie był
najbardziej groteskowe. Wyglądał jak anioł a zachowywał się jak wcielony
diabeł. Gorzka, przewrotna ironia losu.
- Hej, Granger – Malfoy
nie mógł przepuścić takiej okazji. Hermiona zacisnęła zęby i przymknęła
powieki.
- Wiesz jaka jest różnica między szlamą a dziwką? –
dziewczyna nie uznała za stosowne odpowiadać.
- Nie chcesz
wiedzieć?... I tak cię oświecę, w końcu to dotyczy bezpośrednio ciebie.
- Nie mam ochoty tego słuchać – warknęła Hermiona.
Chciała
po prostu przejść obok Malfoya, jego ochroniarzy, Zabini i Parkinson, ale
blondyn złapał ją za rękę.
- Ale posłuchasz... Chodzi o to
– chłopak nachylił się do ucha Hermiony ale mówił tak, żeby słyszeli
go wszyscy – że nie każda dziwka jest szlamą, ale każda szlama
rodzi się dziwką.
Hermionie zrobiło się słabo z upokorzenia. Oni
się śmiali. Nawet Parkinson, jedynie Zabini uśmiechała się pobłażliwe a
Draco wbił w Gryfonkę wzrok pełen pogardy i zimnej drwiny.
- Puść
mnie – Hermiona czuła, że za chwilę albo zemdleje, albo się popłacze,
było jej niedobrze.
- Puszczę cię, ale najpierw powiesz ile
bierzesz za jeden numerek.
Hermiona się mocno wkurzyła. Ten tekst
spowodował, że poczuła się dotknięta do żywego.
- Nie stać cię –
powiedziała ze złością.
- Mnie na wszystko stać – w głosie
Malfoya zabrzmiała niebezpieczna nuta, ale to tylko rozwścieczyło Gryfonkę.
Pancy się znowu zaśmiała.
- Na mnie cię nie stać –
odpowiedziała zimno. - Jestem dużo droższa od tej suki, Parkinson.
-
No, jesteś wyszczekana. Nie radzę ci. Więcej. Tak mówić.- Głos Malfoya był
jak płynny lód.
- No, uderz mnie – powiedziała wyzywająco Granger
– nie masz odwagi?
- Ty szmato! – warknęła tleniona
Ślizgonka i chciała dać w twarz Hermionie, ale Zabini ją przytrzymała.
- Po co mam cię bić? – zadrwił Draco – Poczekam aż
zdechniesz... Nie mogę się już doczekać tego dnia.
- Ja też
– Hermiona powiedziała to tak cicho, że usłyszał ją tylko Malfoy.
Wyglądał na zaskoczonego, a nawet zaszokowanego jej słowami, ale tylko
przez chwilę. Jego twarz odzyskała w ciągu sekundy zwykły, pogardliwy wyraz.
Puścił ja.
- Spadaj, Granger – powiedział beztrosko i odwrócił
się do swoich „przyjaciół.”
***
Łazienka
Prefektów.
„Cóż za przywilej” – pomyślała
Hermiona.
Było późno. Prawie jedenasta w nocy, dlatego zdziwiło ją, że
w tym kierunku zmierz ktoś jeszcze.
Malfoy.
„Kur*wa”
– pomyślała wściekle Hermiona.
- Granger, o tej porze
grzeczne dziewczynki już śpią. Ale ty chyba miałaś jeszcze jakichś klientów,
co? – zadrwił.
Nie odpowiedziała mu.
- Właź pierwsza, w
końcu jesteś kobietą. – Dziwne, ale nawet ten wyraz potrafił
zabrzmieć w jego ustach jak obelga.
Hermiona puściła gorącą wodę
z pianą o zapachu jaśminu.
Od zajścia na korytarzu minęły trzy dni.
„Już za tydzień Święta – pomyślała – cała ta banda
kretynów wyjedzie i będę miała spokój.”
Zakręciła kurek i weszła
do parującej wody. Przepłynęła kilka razy mini basen jaki stanowiła wanna w
Łazience Prefektów. Czuła się dobrze.. nie chciała z stamtąd wychodzić.
Poczekam, aż zdechniesz... Nie mogę się już doczekać tego
dnia.- te słowa odezwały się niechcianym echem w jej głowie. Hermiona
się skrzywiła.
Poczekam, aż zdechniesz. – poczuła niemal
perwersyjną przyjemność na wspomnienie tej zimnej deklaracji. Właściwie po
co miała żyć? Dla kogo?
Nie mogę się już doczekać tego dnia.
- Ja też – powtórzyła sama do siebie słowa, które wtedy
skierowała do Malfoya.
- Ja też – powtórzyła. Po jej policzkach
zaczęły płynąć łzy. Już wiedziała co musi zrobić. To było takie proste.
Zamknęła oczy i zanurzyła się cała w gorącej wodzie. Poczuła błogość. To
było miłe. Powoli odpływała w niebyt. Traciła oddech i ogarniała ją
senność.
„Wybacz mi Harry, wybacz mi Ron...”
Pomyślała
o rodzicach i lekko się uśmiechnęła. Minutę później straciła przytomność.
***
„Co ona tam tak długo robi do kur*wy
nędzy?” - pomyślał poirytowany Draco. Minęło już pół godziny, a ta
wariatka nie wychodziła.
- Granger! – wrzasnął i uderzył
pięścią w drzwi – Co tym do cholery robisz tyle czasu?!
Cisza.
- Onanizujesz się czy co?!
„Złe posunięcie...
Na takie teksty na pewno nie odpowie”
- Granger jak się nie
odezwiesz to wchodzę do środka! Mówię poważnie!!
Cisza.
Bardziej intuicyjnie niż rozumowo, Draco poczuł, że coś jest nie tak, jak
powinno. Po takiej deklaracji chyba by się odezwała. Poczuł ukłucie
strachu.
„A jeżeli zemdlała?’ – pomyślał. Przecież
było wiadomo wszystkim, że Granger je dużo mniej od tragedii, która ją
dotknęła. Może leży nieprzytomna na posadzce łazienki.
„A co mnie
to obchodzi?” – Pomyślał poirytowany. Tylko, że tego nie mógł
tak zostawić, zwłaszcza że czuł cały czas dziwny niepokój.
Jeszcze raz uderzył dłonią w drzwi łazienki.
- Jeżeli się teraz nie
odezwiesz to wchodzę!
Cisza.
- Alohomora –
Malfoy wypowiedział proste zaklęcie i wszedł do środka.
Złożone
ubranie, zapach jaśminu i wszędzie ani śladu Granger. Przez dosłownie dwie
sekundy stał jak oniemiały, aż zrozumiał.
„O Chryste”
– pomyślał.
Jak w jakimś sennym koszmarze wskoczył do wanny. W
butach, w spodniach i w swoim wspaniałym nowym ciemnozielonym swetrze.
Zanurkował i wyłowił zupełnie nieprzytomną dziewczynę z wody. Była
bezwładna i przez to ciężka, ale Draco nie należał do chucherek. Pierwszą
rzeczą którą zrobił zanim w ogóle wyciągnął ją z wanny, było sprawdzenie
pulsu.
Był. Ale tak nikły, że w każdej chwili mógł ustać.
Nie myśląc nad niczym i działając zupełnie instynktownie Draco wyciągnął
ciało Hermiony z gorącej wody, zawinął w duży ręcznik, który leżał
przygotowany obok i pędem pognał do skrzydła szpitalnego z nieprzytomną
dziewczyną na rękach. Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, że
potrafi tak szybko biec...
II.
I may have made it rain
Please forgive me
My
weakness caused you pain
And this song is my sorry
[Britney
Spears, Everytime]
Kiedy Draco dobiegł do Skrzydła
Szpitalnego narobił rabanu na niemal cały Zamek (przynajmniej według
późniejszych opisów naczelnej pielęgniarki Hogwartu).
- PANI
POMFREY! – wydarł się na całe gardło.
Kobieta wybiegła ze
swojej kwatery w samej koszuli nocnej.
- Pani Pomfrey –
wydyszał już spokojniej chłopak – Ona... Granger... chyba chciała się
utopić.
Pomponia zarejestrowała kilka rzeczy naraz.
Malfoy
był blady jak pobielona ściana i niemal przeźroczysty, co nawet jak na jego
jasną cerę stanowiło ewenement.
Trzymał na rękach zawinięte w koc ciało
dziewczyny o twarzy niemal sinej, przez co wyglądała jak trup.
Zarówno
Malfoy jak i Granger ociekali wodą...
Później dotarły do jej zaspanej
jeszcze świadomości słowa „chciała się utopić” i pani Pomfrey
natychmiast odzyskała przytomność umysłu.
- Chryste! –
krzyknęła już zupełnie rozbudzona i przerażona pielęgniarka. – weź ją
połóż na którymkolwiek łóżku i biegnij po profesora Snape’a i profesor
McGonagall. Ale już!
Nieprzyzwyczajony do wypełniania rozkazów,
Malfoy bardzo grzecznie zrobił wszystko, co Pomponia kazała mu zrobić .
Chłopak gnał jak huragan do lochów.
„Co mnie obchodzi ta
durna szlama – pomyślał nagle – powinienem iść spacerkiem, żeby
się nie przemęczyć...” – na potwierdzenie trafności swych
przemyśleń, przyspieszył szaleńczy bieg niemal dwukrotnie.
W rezultacie
omal nie wpadł na drzwi do prywatnych kwater mistrza eliksirów, modląc się
przy okazji, żeby nie były zabezpieczone zaklęciem dźwiękoszczelnym.
***
Snape’a obudziło walenie w drzwi.
Łoskot był tak
ogromny, że Severus pomyślał o jakimś zbrodniczym napadzie i złapał za
różdżkę spoczywającą pod ręką u wezgłowia wygodnego łóżka
Nagle
usłyszał stłumiony przez barierę drzwi, doskonale znany mu głos:
-
Panie profesorze, Granger umiera w Ambulatorium! .
Zerwał się na
równe nogi o pobiegł otworzyć.
- Jeżeli to kiepski żart, Draco...
– urwał i znieruchomiał na widok stojącego przed nim podopiecznego i
chrześniaka w jednej osobie.
Malfoy był prawie przeźroczysty, miał
niemal sine wargi i był przemoczony do suchej nitki. Wyglądał jakby sam miał
za chwilę umrzeć na zawał. To nie był żaden żart i Severus natychmiast
pożałował, że tak nie jest.
- Co?! – krzyknął nieco
zdezorientowany i wybałuszył czarne oczy na jedyną latorośl swojego
najlepszego przyjaciela.
- Granger próbowała się utopić w wannie
Prefektów i prawie jej się to udało.. Nie wiem czy jeszcze żyje.
- O
cholera! Wracaj w tej chwili do Skrzydła Szpitalnego i opowiedz wszystko
dokładnie, pani Pomfrey. Ja udam się po profesor McGonagall. Na co czekasz,
już cię nie ma!
Severus zarzucił niedbale czarną szatę na koszule
nocną i spiesznym krokiem udał się do Wieży Gryffindoru.
Draco
pędził jakby gonił go sam diabeł. Nie miał pojęcia, skąd bierze siłę do tak
morderczego biegu i nawet się nad tym nie zastanawiał. Po prostu gnał jak
szalony korytarzami Hogwartu, zostawiając za sobą wodny szlak.
- Pani
Pomfrey – krzyknął gdy dotarł na miejsce – Profesor... Snape...
poszedł... po profesor... McGonagall – wycharczał ledwie łapiąc
oddech.
Zdał sobie sprawę, że czuje się winny i szybko odegnał od
siebie te nieprzyjemne myśli. Robił, tylko to, co powinien. Później mógłby
mieć nieprzyjemności, gdyby nie zareagował.
- Opowiedz mi jak to
się stało. Tylko szybko!
- Poszedłem wykąpać się do Łazienki
Prefektów. Granger też tam była, więc pozwoliłem jej wejść najpierw –
przeraził się gdy pomyślał, co by się stało jeżeli wszedłby tam pierwszy.
Draco opowiedział ile czasu czekał i kiedy się zaniepokoił, oraz co zrobił
gdy dostał się do łazienki.
- Rozumiem – powiedziała chłodno
pielęgniarka. –Powinna przeżyć. Uratowałeś ją w niemal ostatnim
momencie. Zrobiłam jej masaż serca... To taki mugolski sposób pierwszej
pomocy – dodała widząc zdezorientowaną minę chłopaka.
- Malfoy,
ale ty wyglądasz! – zirytowała się nagle i osuszyła go jednym
wprawnym machnięciem różdżki.
***
Obrazy z życia Hermiony
przesuwały się w błyskawicznym tempie przed oczami jej duszy. Nie był to
chronologiczny ciąg wydarzeń, ale bezładnie posklejane ze sobą strzępki
wspomnień pojawiające się w przypadkowej kolejności.
Sześcioletnia
Hermiona z radością podziwia swój pierwszy rower.
Draco Malfoy nazywa
ją szlamą na boisku do Quiddicha, kiedy dziewczyna ma zaledwie dwanaście
lat.
Hermiona rozwiązuje zagadkę logiczną mistrza eliksirów w drodze po
Kamień Filozoficzny.
Hermiona odbiera list z Hogwartu, informujący ją,
że jest czarownicą i zostaje tam przyjęta na naukę.
Pierwszy dzień
Hermiony w mugolskiej podstawówce... i tak dalej.
Szalony
kalejdoskop przejaskrawionych pod względem barw i dźwięków scen urwał się
nagle, jakby przecięty niewidocznym nożem. Dookoła zapanowała
nieprzenikniona ciemność. Dziewczyna stała w dźwiękoszczelnym korytarzu,
który nie odbijał żadnego światła. Otaczająca ją czerń była tak doskonała,
że nie była w stanie dojrzeć nawet własnych rąk, czy stóp. Nie wiedziała kim
jest, gdzie jest, co się stało i dlaczego. Była jak biała, czysta,
niezapisana kartka. Była duszą czekającą na pograniczu świata żywych i
świata umarłych. Była w poczekalni.
***
- Co się stało?!
– profesor McGonagall była blada i roztrzęsiona. Tak samo jak Severus
narzuciła pospiesznie szatę na koszulę nocną i niemal pobiegła do Skrzydła
Szpitalnego. Rozbudziła się błyskawicznie.
Draco chciał opowiedzieć, co
się stało, ale McGonagall ubiegła go z furią pytając
- Coś ty jej
zrobił rozwydrzony gówniarzu?!
- Nic, tylko wyciągnąłem na wpół
utopioną z wanny – powiedział przerażony postawą nauczycielki
chłopak.
- Cała szkoła wie, że życzysz jej śmierci! –
wrzasnęła kobieta.
- Ale to nie ja ją utopiłem, tylko sama
chciała to zrobić. JA JĄ TYLKO URATOWAŁEM! – Draco był
roztrzęsiony.
- Uspokójcie się obydwoje! – Severus
zaczynał być wściekły. - Co z nią, Pomponio?
- Jest nieprzytomna,
ale będzie żyła. Zrobiłam jej masaż serca...
- Zrobiłaś jej masaż
serca i jest nieprzytomna?! Kobieto, to ty tu jesteś uzdrowicielką, nie
ja! Ona może być w stanie śpiączki albo śmierci klinicznej! -
Severus podbiegł do nieprzytomnej dziewczyny. Jego dłonie miarowo zaczęły
uciskać mostek a sam udzielający pierwszej pomocy cedził ze złością :
-
Jak. Się. Robi. Masaż. Serca. To. Do. Momentu. Odzyskania.
Przytomności!
- Ty kretynie! - wrzasnęła Pomponia
Pomfrey, która zazwyczaj nie używała podobnych epitetów – chcesz
wywołać arytmię serca?! Zostaw ją!
Ale Sverus wiedzial lepiej i
nie zamierzał pezestać. Trzeba mu przyznać, że kierowa się szlachetnymi
pobudkami i chciał jak najlepiej.
Kiedy Pomponia podbiegła do niego,
żeby powatrzymać mężczyznę przd zrobieiem krzywdy dziewczynie, nie było już
takiej potrzeby...
***
Mrowienie w okolicy serca, nagły
błysk światła pod powiekami, silny w strząs i strach. Dusza dziewczyny
stojąca pomiędzy dwoma światami nie wiedziała co się dzieje, ale wiedziała i
czuła gdzieś głęboko, że nie chce wracać do stanu, w którym była poprzednio.
Nie miała pojęcia dlaczego, ale chciała iść dalej. Siła która ją
przywoływała do życia była jednak zbyt silna i Hermiona została wyrwana ze
błogostanu nieświadomości i oczekiwania. Poczuła silne szarpnięcie i ostry
ból w klatce piersiowej.
***
Granger otworzyła oczy,
krzyknęła z bólu a następnie bezwładnie opadła na poduszki, kaszląc tak
silnie, jakby miala wypluć z siebie płuca. Zamknęła oczy. Oddychała nierówno
i bardzo płytko. W pierwszej chwili nie wiedziała co się dzieje, ale zaraz
uświadomiła sobie, że chciała ze sobą skończyć. Chciała, ale jej nie
wyszło.
„Nawet samobójstwo schrzaniłam” – pomyślała
gorzko.
- Panno Granger – dobiegł ją głos mistrza eliksirów
– proszę to wypić, to Eliksir Wzmacniający.
- Nie chcę
– odwarknęła niegrzecznie Hermiona – wole truciznę.
- W
tej chwili masz to wypić, Granger! – Severus nie zamierzał się
patyczkować z krnąbrną dziewuchą
Draco patrzył na wszystko
wstrząśnięty i zakłopotany. Ona chciała truciznę. Poczuł się nagle
jak świnia. Przecież życzył jej, żeby zdechła. Nawet jej o tym mówił z
uśmiechem na ustach.
Teraz, kiedy przyszło co do czego, nie tylko
okazało się, że nie chciał aby umarła, ale sam ją wyrwał ze szponów śmierci.
Czuł się dziwnie nierealnie.
Irytowało go, że uratowana
dziewczyna chciała wypić truciznę, a on wiedział, że w dużej mierze swój
okropny stan psychofizyczny, Hermiona „zawdzięcza” jemu. Tak,
jemu. To tylko go zdenerwowało jeszcze bardziej i wprawiło w
irytację.
„Dlaczego ta kretynka nie cieszy się , że żyje? –
pomyślał ze złością – Głupia szlama.”
Severus musiał
wlać lekarstwo przemocą do gardła panny Granger. Hermiona przełknęła
eliksir, krztusząc się i kaszląc. Posłała profesorowi spojrzenie
rozwścieczonego Hipogryfa.
- Draco Malfoy uratował cię w
ostatniej chwili - powiedział Snape – Co ci odbiło do jasnej
cholery?!
- Malfoy?! – Hermiona pobladła jeszcze
bardziej.
„No tak... przecież on czekał cały czas na
zewnątrz...” – pomyślała z irytacją.
Poczuła taką
wściekłość jak nigdy wcześniej.
- Nie dasz mi nawet spokojnie umrzeć?
– wycedziła zimno, patrząc prosto w szare oczy Dracona – Nawet
na to mi nie pozwolisz?! NIENAWIDZĘ CIĘ!
- Uspokój się,
Granger! – Severus mimo podniesionego tonu, popatrzył na nią
łagodnie.
Wiedział o tym, że Draco strasznie traktuje Hermionę i
ubliża jej niemal na każdym kroku. Jednak nigdy nie udało mu się
„złapać go za rękę”. Młody Malfoy nie był takim idiotą, by
popisywać się przy nauczycielach, zwłaszcza przy nim. Ale teraz, Ślizgon
poczuł się dotknięty i urażony do tego stopnia, że się zapomniał. Uratował
ją a ona zamiast mu podziękować, była na niego wściekła.
- Wypadałoby
podziękować – powiedział zimno. Był zły. Jego napięcie nerwowe
sięgnęło zenitu i nie zamierzał bawić się w delikatność, zwłaszcza w
stosunku do niej.
- Wypadałoby, ale takie szlamy, jak ty,
Granger nie mają nawet minimum kultury osobistej.
Severusa trafił
dosłownie jasny szlag. Przed oczami zamajaczyła mu czerwona mgła wściekłości
i zanim którakolwiek z obecnych kobiet zareagowała na chamską odzywkę Draco
Malfoya, odezwał się on.
- Minus pięć punktów od Slytherinu, Malfoy.
Mógłbyś hamować się chociaż przy nauczycielach.
Draco zmełł w ustach
przekleństwo i zacisnął zęby.
- A ty, Granger bądź cicho i wypij
Eliksir Bezsennego Snu. Dobrze ci zrobi. – Podał jej fiolkę. Ten
specyfik Hermiona przyjęła bez protestów i po trzech minutach pogrążyła się
w błogim stanie nieświadomości, a Morfeusz roztoczył nad nią swoją
opiekę.
Severus popatrzył zimno na swojego chrześniaka.
-
Jeżeli kiedykolwiek usłyszę, że zwracasz się do niej w taki sposób jak parę
minut temu, to nie ręczę za siebie, Draco. Zrozumiałeś?
- Tak jest,
sir. Ale ona chyba powinna mi podziękować, a nie... – chłopak nie
dokończył
- MILCZ! – Severus był wściekły. – Po
co ją uratowałeś, gówniarzu? Po to, żeby nadal zatruwać jej życie?!
Pomponia popatrzyła na mistrza eliksirów ze zgrozą.
- Ależ,
Severusie! – żachnęła się Minerva.
- Zamilcz kobieto!
– Snape był w stanie zimnej furii.
Draco patrzył na niego w
niemym osłupieniu.
- Byłbyś bardzie j miłosierny, gdybyś pozwolił
jaj umrzeć! – ciągnął Snape, nie zwracając uwagi na oburzone miny
obydwu kobiet. – Myślisz, że jak nie widziałem niczego na własne oczy
i nie słyszałem na własne uszy, to o niczym nie wiem? Wyzywasz ją od dziwek
i szlam i życzysz jej śmierci niemal na każdym kroku, wiedząc, że jej
rodzice zginęli w straszny, upokarzjący sposób i że Granger widziała ich
martwe ciała na własne oczy! Wyobraź sobie, Malfoy, że wracasz do domu i
zastajesz w nim zimne trupy swoich rodziców... Zastnawiałes się kiedyś nad
tym?! Po co ją ratowałeś?! Żeby mieć na kim ćwiczyć swoje
oratorskie umiejętności?! Nie zdziw się, jeżeli Granger da ci za ten
ratunek w twarz!
Draco był blady i wstrząśnięty. Severus popatrzył
na swojego podopiecznego i ignorując wszystko i wszystkich, poszedł do
siebie.
- Możesz odejść, Malfoy – powiedziała do
roztrzęsionego chłopaka, pani Pomfrey po kilku minutach głuchej ciszy w
Ambulatorium zakłóconej jedynie miarowym oddechem śpiącej Hermiony. –
Profesor Snape jest zdenerwowany, powiedział to w złości. Zrobiłeś to co
powinieneś. Idź do siebie i się wyśpij.
***
Syn Lucjusza i
Nazrcyzy nie zmrużył jednak oka tej nocy. Nie mógł. Wszystko co powiedział
Severus Snape, było okrutną prawdą. On, Draco Malfoy był dwulicowym
sukinsynem. Teraz sobie uświadomił, że Granger ma ludzkie uczucia. Że jest
człowiekiem tak jak on, i że wszystko co jej kiedykolwiek powiedział, raniło
ją tak, jak raniłoby jego, czy kogokolwiek innego. Gdyby tak nie było, nie
pragnęłaby tak usilnie śmierci.
Nękały nim ambiwalentne uczucia. Czuł
się winny próby samobójczej Granger. Nie miał co się oszukiwać. Na pewno,
jego „słodkie” komentarze nie pomagały jej pogodzić się z
gorzkim losem, który ją dotknął. Ale nienawidził jej też za to, że w ogóle
istnieje i nienawidził siebie za to, że jest, jaki jest. Za to, że jest zbyt
słaby by być innym człowiekiem, niż zadufanym w sobie arystokratą, który ma
zawsze to co chce i robi to co chce nie zwracając uwagi na potrzeby innych
ludzi. Tej nocy Draco Malfoy po raz pierwszy w życiu czuł wyrzuty sumienia i
zaczął się zastanawiać nad sensem życia.
***
Hermiona
przeleżała cały następny dzień w Ambulatorium. Była rozżalona faktem, że
żyje. Pani Pomfrey nie spuszczała jej z oczu i cały czas podawała jej jakieś
wzmacniające paskudztwa, które ona najchętniej wylałaby za okno.
Dostała też sporą porcję eliksiru na bezsenny sen i pół dnia spędziła
pogrążona w błogim stanie nieświadomości.
Właśnie wtedy gdy smacznie
spała, nieświadoma swoich problemów i trosk, do Skrzydła Szpitalnego
przyszedł Draco Malfoy.
- Co z nią? – spytał siląc się na
obojętny ton.
- Lepiej. Przynajmniej jeżeli chodzi o jej stan
fizyczny. Bo samopoczucie raczej ma podłe. – odpowiedziała rzeczowo,
pani Pomfrey. Zwykłe stwierdzenie faktów.
„To tak, jak u
mnie” – pomyślał i popatrzył chłodnym wzrokiem na bladą twarz
Hermiony. Ignorując protesty Pomfrey podszedł do łóżka i przyjrzał się
uważnie śpiącej dziewczynie. Była zdecydowanie za szczupła. Kiedy
poprzedniej nocy wyłowił jej bezwładne ciało z wody, mógł spokojnie policzyć
jej wszystkie żebra. Twarz Granger była nienaturalnie blada, policzki miała
zapadnięte i sprawiała wrażenie całkowicie bezbronnej i kruchej istoty.
Pani Pomfrey postanowiła sobie darować uwagi typu „chora potrzebuje
snu i odpoczynku”, w końcu dziewczyna była pod działaniem silnego
eliksiru. Zdobyła się nawet na tyle taktu, żeby opuścić na kilka minut
pomieszczenie i poszła na zaplecze posegregować po raz setny w tym tygodniu
fiolki z eliksirami. Miała świadomość, że nie powinna chłopakowi odmawiać
chwili refleksji. Wyglądał na przygnębionego i smutnego.
„Może w
końcu, coś zrozumie” – pomyślała Pomponia.
„Jestem sukinsynem” – pomyślał Draco patrząc w
zamyśleniu na śpiącą. Teraz powoli docierało do niego całe okrucieństwo
własnego postępowania. Zupełnie niepotrzebne okrucieństwo i zwykła podłość.
Pomyślał nawet, że wczorajsza tyrada profesora Snape’a była zbyt
delikatna i wyważona. Jemu przychodziły do głowy dużo gorsze określenia pod
własnym adresem
Dopiero po dziesięciu minutach ocknął się i uświadomił
sobie, że musi iść na zajęcia z Transmutacji.
***
Po kolacji
odwiedzili Hermionę Harry i Ron, którzy znali prawdziwą wersję wydarzeń.
Oficjalna, podana przez Dyrektora była inna. Według niej panna Granger
zemdlała i została przez jednego z chłopców ( nie podał nazwiska, bo uznał
to za raczej zbędny w świetle wszystkich faktów, szczegół) do Ambulatorium.
Draco był po raz pierwszy był wdzięczny za coś Albusowi.
Hermiona
skończyła właśnie jeść rosołek z kury, który wcale tak naprawdę jej nie
smakował.
- Jak się czujesz? – spytał z troską Harry i
dziewczyna posłała mu pełne dezaprobaty spojrzenie.
- Tak jak
widać – odrzekła chłodno.
- Hermiono jak mogłaś?! Jak mogłaś
zrobić coś takiego?! – Ron wykazał się daleko posuniętym taktem i
Granger nie raczyła mu odpowidać.
- Ron, uspokój się - rzekł
łagodnie Potter.
- Och, sorry – rudzielec się zarumienił..
Siedzieli przez dłuższą chwilę w ciszy i Hermiona była im wdzięczna.
Właśnie czegoś takiego potrzebowała. Milczącej obecności drugiego człowieka.
Sielanka jednak nie trwała długo.
- Wiemy co stało się naprawdę.
Reszta szkoły myśli, że zasłabłaś – powiedział Harry. Hermiona
uśmiechnęła się do niego gorzko.
- Jak on śmiał cię dotknąć swoimi
brudnymi łapami?!– wypalił Ronald Weasley a Harry popatrzył na
niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Ron, chciałem ci przypomnieć, że
gdyby nie Malfoy, Hermiona by nie żyła – stwierdził chłodno Potter.
- Co, może mam mu postawić pomnik?!
- Nie, ale
mógłbyś nie gadać niedorzeczności. A co ty byś zrobił, gdyby topiła się na
przykład Parkinson, założyłbyś rękawiczki? Bądź poważny. Poza tym Hermiona
chyba nie ma ochoty słuchać czegoś takiego.
- Dzięki, Harry
– Hermiona popatrzyła z wyrzutem na Rona, który jednak nie zamierzał
skończyć.
Tyrada Weasley'a na temat Malfoya, jego brudnych rąk i
nieczystych intencji skończyła się ku uldze dziewczyny wyproszeniem chłopców
ze Skrzydła Szpitalnego. Pani Pomfrey stwierdziła, że Hermiona zostanie w
Ambulatorium jeszcze jeden dzień, co Gryfonka przyjęła z chłodną
obojętnością.
***
Draco chodził cały dzień jak struty.
Denerwowało go wszystko począwszy od głupawego rechotu Crabba i
Goyle’a a skończywszy na denerwującym szczebiotaniu Pansy Parkinson.
Chwilami miał jej ochotę powiedzieć, żeby przymknęła swoją durną
jadaczkę.
Odetchnął wieczorem, kiedy szedł się myć. Czuł awersję do
wanny w Łazience Prefektów, którą do tej pory tak lubił i skorzystał z
własnej łazienki z kabiną prysznicową. Luksus posiadania prywatnego
dormitorium, czasem się na coś przydawał.
Gdy stał pod strumieniem
gorącej wody, uderzyła go smutna myśl, że jego życie jest puste i
bezsensowne. Jedyne co robi, to popisuje się przed bandą kretynów, z których
większość jst zbyt głupia, żeby pojąć głębie niektórych jego żartów. Ten
fakt dotyczył nawet jego dziewczyny. Pansy była prosta, żeby nie powiedzieć,
prostacka. Myślała tylko o ciuchach, kosmetykach i seksie. Żadna dyskusja na
wyższym poziomie z panną Parkinson nie wchodziła w grę.
Żeby
zaimponować tym ludziom musiał być prymitywny i tak właśnie się zachowywał.
Jak prymityw.
Czuł się zmęczony, przygnębiony i przybity. To miało
jednak swoje dobre strony, bo w nocy spał jak kamień.
***
Po
śniadaniu Draco nie miał bezpośrednio żadnych zajęć, dopiero dwie godziny
później szedł na Eliksiry Zaawansowane.
Młody Malfoy postanowił więc
pójść do Ambulatorium, żeby porozmawiać z Hermioną.
Hermiona nie
spała i czytała notatki z zajęć z poprzedniego dnia a pani Pomfrey musiała
być na zapleczu, bo chłopak nie widział jej na sali. Dziewczyna była w tej
chwili jedynym pacjentem i Draco był wdzięczny losowi za taki obrót
sprawy.
- Cześć – powiedział cicho.
- Nie wiem czy wiesz,
ale jesteś niemile widziany, Malfoy – powiedziała chłodnym tonem
rzucając mu przelotne, poirytowane spojrzenie znad notatek.
- Mimo
wszystko, cześć. Lepiej się czujesz? – Malfoy nie należał do typów,
których łatwo spławić.
Zaśmiała się zimno.
- Jesteś upierdliwy
jak w wsza w dupie. Ale niech Ci będzie. Czuję się wprost cudownie i tryskam
energią, nie widać? – obdarzyła go wejrzeniem pełnym pogardy i wróciła
do czytania.
- Taki sarkazm nie pasuje do Gryfonki –
stwierdził i usiadł w nogach łóżka.
- Wybacz, że nie witam cię z
entuzjazmem i nie rzucam ci się na szyję z podziękowaniami... Jesteś
bezczelny, Malfoy. Wynoś się i daj mi spokój - gdyby wzrok umial zabijać,
padłby trupem na miejscu.
Draco nie zamierzał się wynieść.
Rozumiał jej gniew, ale miał jej coś do powiedzenia i nie chciał
odpuścić.
- Dam ci spokój, ale chcę ci najpierw powiedzieć,
że...
- Że mam wobec ciebie dług wdzięczności?! – spytała
go ze złością i nie chcę cię znać! Wynoś się!
Chłopak zamrugał skonsternowany.
- Nie o to mi chodziło,
Granger. – Hermiona popatrzyła na niego podejrzliwie, co wcale nie
zdziwiło Ślizgona. Miała wszelkie podstawy by mu nie ufać.
-
Chciałem ci powiedzieć, że przykro mi z powodu śmierci twoich rodziców
– czuł się głupio gdy to mówił, ale rachunek sumienia, który sobie
zrobił nie pozwalał mu postąpić inaczej.
- Och, to wzruszające, długo
nad tym myślałeś? Kiedy cię oświeciło, Malfoy?!– uśmiechnęła się
do niego kpiąco.
- Mówię poważnie. Możesz mi nie wierzyć, w końcu niby
dlaczego miałabyś to robić... Wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale je
naprawdę ci współczuję i żałuję swojego chamskiego zachowania.
Patrzyła
na niego przez dłuższą chwilę zmrużonymi oczami. Wyglądał tak, jakby mówił
szczerze. Ale Malfoy to Malfoy i wiedziała, że zaufanie do niego równa się
podpisaniu na siebie wyroku o własnej naiwności. Sam ją tego nauczył.
-
Ależ to wzruszające. Mam cię pocałować teraz, czy w następnej scenie?
– zakpiła.
Nie wyglądał na zaskoczonego jej reakcją. Wręcz
przeciwnie. Spodziewał się kpin. W końcu czego miał się spodziewać?
Popatrzył na nią bardzo poważnie, nie zrażając się jej zachowaniem.
-
Posłuchaj. Kiedy tu szedłem, nie liczyłem ani na twoją wdzięczność, ani na
entuzjazm, ani na to, że mi wybaczysz. Mylisz się, jeżeli uważasz, że cel
mojej wizyty jest tak małostkowy. Chcę tylko żebyś wiedziała, co czuję.
– Był nad wyraz spokojny, opanowany i taktowny. Hermiona zdziwiła się
jego zachowaniem, ale nie dała nic po sobie poznać.
- Coś jeszcze?
– spytała obojętnie.
- Tak. To znaczy... – Widok
zarumienionego Draco Malfoya był dosyć ciekawym zjawiskiem i Hermiona
przekrzywiła lekko głowę, aby lepiej mu się przyjrzeć, co spowodowało
jeszcze większe zakłopotanie chłopaka. - Chciałem ci powiedzieć, że jak
będziesz miała jakieś problemy, to zawsze możesz poprosić mnie o pomoc.- Nie
wiedział czemu to mówi. Miał niejasne wrażenie, że "tak wypada",
ale to nie była tylko kwestia obyczajowści, czy zasad dobrego wychowania.
Czuł niemal wewnętrzną potrzebę, żeby zadeklarować swoje dobre chęci, mimo
świadomości, że zaofiarowana pomoc, zostanie odrzucona.
Jeżeli to
co Hermiona usłyszała wcześniej wydało się jej dziwne to, to było wręcz
kosmiczne. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie śpi, chociaż bardzo szybko
wykluczała taką możliwość.
- Mogę poprosić cię o pomoc? –
mówiła bardzo powoli, jakby bardzo uważnie dobierała słowa. - Chyba sobie
robisz ze mnie żarty, myśląc, że mogłabym kiedykolwiek o cokolwiek cię
poprosić, Malfoy... - jej oczy zwęziły się jeszcze bardziej i zmarszczyła
brwi.
- Chociaż jest jedna rzecz, którą mógłbyś dla mnie zrobić -
dziewczyna uśmiechnęła się krzywo - Podaj mi jakąś truciznę... Będę
ci bardzo wdzięczna.
- Przykro mi – odpowiedział chłodno
– ale takiej prośby spełnić nie mogę, Granger i doskonale o tym
wiesz.
- No widzisz, jesteś kłamcą. Obiecałeś spełnic moją prośbę, a
teraz mówisz, że to nie wchodzi w grę. Spłyń i daj mi święty spokój.
Nie mam ochoty ani z tobą gadać, ani na ciebie patrzeć.
- Wedle
życzenia – powiedział spokojnie i ruszył do wyjścia.
Mimo
wszystko czuł się lepiej, że ją przeprosił. Przebaczenia i tak nie
oczekiwał. Cieszyl się, że nie dostał prawym sierpowym po gębie bo właśnie
takiej reakcji spodziewal się, gdy usiadł na łóżku.
Hermiona
miała mieszane uczucia. Odłożyła na bok notatki z Astronomii bo nie była w
stanie w tej chwili się uczyć. To co usłyszała całkowicie ją zaskoczyło i
wprawiło w podły nastrój. Malfoy nie wyglądał jak ktoś, kto dobrze się bawi,
albo sobie kpi. Z drugiej strony z nim nigdy nic nie było wiadomo. Był
nieobliczalny, zadufanym w sobie gnojkiem i nie mogła mu wierzyć.
Ale
sam fakt, że w ogóle ją uratował...
Pomfrey opowiedziała jej, jak
wyglądał chłopak gdy ją przyniósł do Ambulatorium. Z tego co Hermiona się
dowiedziała, Draco sprawiał wrażenie kogoś kto przechodzi lekki zawał z
załamaniem nerwowym włącznie i ta opowieść zaniepokoiła ją jeszcze bardziej,
niż to co usłyszała przed chwilą.
Życzył jej śmierci ale w krytycznym
momencie, zrobił wszystko co mógł, żeby nie umarła.
Hermiona nie mogła
w to uwierzyć. Wyglądało na to, że Malfoy zmienił swój stosunek do niej i to
wcale jej się nie spodobało.
Wydaje mi się, że czytałam to opowiadanie
na Dziurawym Kotle i chyba się nie mylę. Zdaję mi się, że wtedy przeczytałam
je do końca.
Jak już kiedyś wspominałam spodobał mi się ogólnie
temat tego opowiadania. Inspiracja piosenką, którą osobiście uwielbiam, jest
bardzo ciekawym pomysłem. Wiadomo iż Draco i Hermiona jako para jest dość
nierealne, ale opowiadanai z tym wątkiem bardzo mi się podobają.
Z miłą
chęcia przeczytam kolejne odcinki, które mam nadzieje, niebawem się
ukaża...
Pozdrawiam i czekam na kolejne odsłony.
CC
Też gdzieś to czytałam... i to na pewno nie
na Dziurawym, bo tam w ogóle nie bywałam.. przynajmniej prawie. Ale chyba
nie szytałam sałego. A piosenkę Everytime uwielbiam, mimo, że za Britney...
hmmm... raczej nie przepadam Zaraz sobie
posłucham...
pozdrawiam
P.S. Ale strasznie tu dużo błędów i
literówek. I nie przekonuje mnie nagłe olśnienie Draco, niestety... choć
czyta się nawet sympatycznie
Chcę na początku przeprosić, że tak
długo nie wklejałam kolejnego rozdziału. Oto i on.
III.
I make believe
That
you are here
It's the only way
I see clear
What have I
done
You seem to move on easy
[Britney Spears,
Everytime]
Przez następne dni Hermiona snuła się po
Hogwarcie jak cień człowieka.
Żaden z przyjaciół nie potrafił jej
poprawić humoru. Malfoya unikała jak ognia, a on dał jej święty spokój i nie
dokuczał już dziewczyni, ani jej nie zaczepiał. Raz nawet posłał jej
przepraszający uśmiech, kiedy Parkinson rzuciła mimochodem w stronę
wracającej z biblioteki Hermiony:
- O, idzie najbardziej
przemądrzała szlama Hogwartu.
Gryfonka w odpowiedzi na ten niewinny
gest zaserwowała Draconowi spojrzenie rozjuszonego Puszka.
Chwilę
później usłyszała za plecami zirytowaną wypowiedź blondynki
- Co z
tobą, Draco?
- Źle się czuję - chłód w głosie chłopaka mógłby
zmrozić piekło, ale nie Parkinson która bywała mniej inteligentna od sklątki
tylnowybuchowej.
- Może pójdziesz do skrzydła szpitalnego, pysiaczku? -
zaszczebiotała Ślizgonka z rozanielonym wyrazem twarzy i chłopak po prostu
odwrócił się i ruszył do Pokoju Wspólnego uczniów Domu Węża.
Hermiona poczuła się dziwnie. Nie mogła uwierzyć, że Draco tak po prostu
zmienił stosunek do niej. Dopadły ją nawet chwilowe wyrzuty sumienia, że
spojrzała na niego z taką nienawiścią.
Marzyła o kolejnym dniu, żeby
zostać nareszcie w opustoszałym Zamku. Byle tylko cała ta rozwrzeszczana
dzieciarnia i niewyżyta młodzież rozjechała się już do domów.
Dom... ona już nie miała domu. Przyspieszyła kroku, aby jak
najszybciej znaleźć się sam na sam w swoim dormitorium i w spokoju się
wypłakać.
***
Ferie świąteczne minęły Hermionie w
spokoju. Ciągle się uczyła, dużo spała, płakała i bardzo mało jadła. Na nic
się zdały prośby Harry'ego ani też jego groźby. Jadła jak ptaszyna. Może
gdyby Potter był bardziej stanowczy w stosunku do niej, odniosłoby to jakieś
rezultaty, Gryfon jednak był za delikatny w postępowaniu z Hermioną. Nie
rozumiał, że w takiej sytuacji potrzebne jest bezwzględne działanie i nie
uzyskał namowami żadnych efektów.
W rezultacie Hermiona schudła
jeszcze bardziej.
Kiedy skończyły się ferie i wrócili uczniowie,
wyglądała tak żałośnie, że Ron wykrzyknął na jej widok:
- Hermiona, co
z tobą?!
- Nic, poza tym, że moi rodzice nie żyją i nie mam już
normalnego domu w którym mogłabym spędzać Święta z rodziną - odpowiedziała
gorzko i Harry uśmiechnął się przepraszająco do rudzielca, który się
zarumienił.
- Sorry, Ron - dziewczyna odwróciła głowę. - Po prostu
jestem trochę rozbita.
- W porządku, Hermiona - powiedział Weasley i
przytulił ją na pocieszenie. Zrobił to oczywiście niezgrabnie i zirytował
tylko dziewczynę swoim nieporadnym gestem.
- Muszę iść do
biblioteki - powiedziała rozdrażniona.- Na razie.
- Nie pytaj -
powiedział Harry, gdy Ron popatrzył na niego ze zdziwieniem. - Oddala się
ode mnie coraz bardziej, od siebie samej chyba też. Ciągle tylko siedzi w
bibliotece, albo w dormitorium i prawie wcale nie je.
- To wszystko
przez Malfoya - powiedział Ron z nienawiścią.
Potter posłał mu
rozjuszone spojrzenie.
- Ależ ty bywasz małostkowy, Ron! Chcesz
powiedzieć, że powinien jej się pozwolić utopić? O to ci chodzi?!
Nie rozumiem cię! W ogóle cię nie rozumiem... - Harry odwrócił się ze
złością i odszedł, pozostawiając zaskoczonego Ronalda samemu sobie.
***
Draco schudł przez Święta.
Wbrew zdrowemu rozsądkowi
i wmawianiu sobie, że Granger to tylko głupia szlama, myślał o niej
zdecydowanie zbyt często i zdecydowanie zbyt mało myślał o Pansy.
Poprawka. Ani razu nie pomyślał o swojej dziewczynie i ani razu za nią nie
zatęsknił.
Poprawka numer dwa. Nie myślał już o Hermionie z
perspektywy jej pochodzenia. Myślał o niej jak o skrzywdzonej przez los
istocie ludzkiej.
Rodzice tak się martwili, tym, że mało jadł i
wiecznie chodził przygaszony, że zaczęli go wypytywać, czy nic się nie
stało. Niezmiennie odpowiadał, że wszystko jest w porządku, i że to tylko
kwestia dojrzewania oraz nerwów związanych ze zbliżającymi się egzaminami, i
że ten stan szybko minie.
Oddalił się od nich, zwłaszcza odo ojca,
który nie wydawał mu się już taki doskonały jak kiedyś.
Przed
wyjazdem do Hogwartu odważył się zadać mu pytanie i zrobił to tak, żeby
zabrzmiało jak najbardziej obojętnie.
- Tato, co właściwie zaszło
podczas akcji na Summer Alley? To była chyba największe przedsięwzięcie ze
wszystkich podczas wakacji, prawda?
- Tak - odpowiedział ochoczo
Lucjusz, opatrznie rozumiejąc intencje syna. - Ależ ci mugole się darli....
I jak błagali o litość... W ogóle nie potrafili pogodzić się z losem.
- jego głos był zimny i pełen pogardy - Ty też kiedyś będziesz w tym
uczestniczył, synu - dodał z dumą, zupełnie nieświadomy obrzydzenia jakie w
tej chwili poczuł do niego Draco.
- Tak, wiem tato i uważam za
wielki honor fakt, że należę do tak uprzywilejowanej rodziny jak nasza -
odpowiedział młodzieniec, starając się by jego uśmiech był szczery a nagłe i
niespodziewane mdłości, które go dopadły, nie zmusiły go do odwiedzenia
toalety.
Czuł się podle i żałował, że w ogóle spytał o tą haniebną
jatkę.
Całą drogę do szkoły katował się masochistycznymi
wyobrażeniami o cierpieniu Bogu ducha winnych mugoli. O ich krzykach, o
błaganiach o litość. Patrzył w okno i przed oczami wyobraźni malował mu się
makabryczny obraz niepotrzebnej nikomu przemocy i bezsensownego cierpienia.
Po raz pierwszy myślał o eksterminacji mugoli i szlam w takich
kategoriach.
Jazgotanie Parkinson, która uwiesiła się na jego ramieniu
irytowało go i męczyło, dlatego w połowie podróży do Hogwartu powiedział
dziewczynie, że jest śpiący. Zamknął oczy, udając że odpłynął do krainy
Morfeusza, ale nadal, z masochistycznym uporem, wyobrażał sobie, co musieli
czuć ci wszyscy torturowani Cruciatusem i innymi wymyślnymi klątwami ludzie.
Bici i gwałceni ludzie.
Zabijani bez krzty litości ludzie, wśród
dzikiego śmiechu Śmierciożerców, do których pisane mu było, wstąpić po
ukończeniu Hogwartu. Nieodwołalnie.
***
Pierwsze poniedziałkowe śniadanie po feriach minęło Hermionie w spokoju.
Chłopcy o nic się nie dopytywali, a Harry skutecznie gasił zapędy Rona,
który koniecznie chciał wiedzieć, czy Hermiona czuje się lepiej.
To znaczy prawie całe śniadanie minęło spokojnie. Hermiona, jak zwykle,
zjadła tylko pół tosta i Harry, jak zwykle, namawiał ją bezskutecznie na
więcej. Zmusiła się do nałożenia na talerz łyżeczki jajecznicy i tylko
skubała ją widelcem z wyrazem lekkiego obrzydzenia na twarzy.
Część
osób już wyszła z wielkiej Sali, Ron także. Rudzielec miał teraz okienko,
ale musiał skończyć wypracowanie na Wróżbiarstwo, które było za dwie
godziny. I właśnie w tamtej chwili Harry zdecydował się na wygłoszenie
odważnej sentencji
- Czy ja mam cię zacząć karmić na siłę,
Hermiono?! ? chłopak zmarszczył z irytacją brwi.
- Może w końcu
właśnie to należałoby zrobić, Potter ? obydwoje usłyszeli cichy, chłody
głos, gdzieś zza swoich pleców.
Draco patrzył na Harry?ego spod
przymkniętych powiek.
- Dracuś ? zaszczebiotała Pansy ? chyba nie
gadasz z tą szlamą i durnym Potterem?
- Pansy, skarbie ? powiedział
lodowato Draco ? czy mogłabyś mi dać trzy sekundy wytchnienia od swojej,
jakże absorbującej osoby?
Harry zakrztusił się herbatą gdy usłyszał
słowa Ślizgona. Myślał, ze dziewczyna obrazi się, uderzy go albo zrobi coś w
tym stylu. Niepomiernie się zdziwił, kiedy Parkinson zachichotała jak
kretynka z rodowodem i odpowiedziała słodkim jak ulepek głosem.
-
Oczywiście Dracuś, do zobaczenia za pięć minut na Eliksirach, nie spóźnij
się kochanie.
Blondyn miał taką minę, jakby ukąsiła go żmija.
- Granger ? powiedział po chwili milczenia ? prosisz się o to żeby
karmić cię na siłę... Nie rozumiem Potter, jak mogłeś być takim kretynem,
żeby pozwolić jej schudnąć jeszcze bardziej? ? Kiedy Harry otworzył usta,
żeby coś odpowiedzieć, Ślizgon dodał jadowitym szeptem. ? To było pytanie
retoryczne, Potter.
- Jesteś bezczelny, Malfoy ? Gryfon poczuł się
urażony.
- Możliwe, ale za to ty jesteś skończonym debilem... albo po
prostu nie zależy ci na przyjaciółce ? Draco wzruszył ramionami i odwrócił
się już żeby odejść, zatrzymał się jednak i nachylił do ucha Hermiony.
- Osobiście wmuszę w ciebie obiad, jeżeli zajdzie taka potrzeba,
Granger... Nie żartuję.
Po tych słowach opuścił szybkim krokiem Wielką
Salę.
Hermiona była w zbyt wielkim szoku, żeby skomentować zachowanie
Malfoya. Harry natomiast musiał w duchu przyznać rację swojemu największemu
wrogowi. Był skończonym debilem.
***
Na pierwsze danie
obiadowe była zupa pomidorowa z ryżem, którą Hermiona na szczęście lubiła.
Nalała sobie całą chochlę i jakoś zdołała wszystko zjeść. Czuła dziwne
wewnętrzne przekonanie, że Malfoy autentycznie pofatygowałby się ją nakarmić
na siłę gdyby nic nie zjadła.
- A teraz grzecznie zjesz jedno
żeberko, albo sam ci je włożę do buzi ? powiedział bardzo cicho Harry.
- Odpieprz się ? warknęła Hermiona.
- Herm! ? Ron
zakrztusił się żeberkiem, ale gdy Potter spojrzał na niego ostrzegawczo,
zamknął usta.
Gryfonka spojrzała na stół Slytherinu. Malfoy naprawdę
gapił się na nią, sprawdzając czy cokolwiek raczy przełknąć.
?Niech to
szlag? ? pomyślała nakładając na talerz najmniejsze żeberko.
*
- Dracusiu kochany ? szczebiotała Pancy ? jeszcze ciasta cytrynowego
mój pysiaczku ?
?Niech ją ktoś ode mnie zabierze, bo zamorduję ją za
pomocą widelca? ? pomyślał Malfoy.
- Skarbie, ile razy mam powtarzać,
że się już najadłem? ? spytał cicho.
- A może rolady
czekoladowo-śmietankowej ? Parkinson absolutnie się nie zraziła jego
odmową.
- Kobieto ? Draco poczuł jak czerwona mgła wściekłości
przysłania mu powoli wzrok ? czy do ciebie nie dociera to, co mówię?
-
Och, przecież muszę dbać o mojego przyszłego męża!
Powiedziała to w
złą godzinę. Draco wstał od stołu z takim łoskotem, że prawie wszyscy
popatrzyli z zaciekawieniem na stół Slytherinu.
- Nie zamierzam się z
tobą ożenić, Pansy! ? wrzasnął. Już od dawna miał ochotę to powiedzieć.
Nie obchodziło go wcale, że ich rodziny liczyły na to małżeństwo. ? Nigdy
się z tobą nie ożenię, nie rozumiesz?! ? wściekłym spojrzeniem omiótł
wpatrzonych w niego ludzi i prawie wybiegł z sali.
- A temu, co?
? Ron wytrzeszczył oczy i spojrzał na Harry?ego z nadzieją, że on mu
wytłumaczy dziwne zachowanie Ślizgona.
- To chyba się nazywa
przejrzeć na oczy, Ron ? brunet wzruszył ramionami. ? Wiesz,
osobiście mu się nie dziwię.
- Dracuś, mogłoby w końcu
doprowadzić do ataku furii nawet anioła, a Malfoy jak wiadomo aniołem nie
jest ? cicho powiedziała Hermiona nie bez zabarwionej złośliwością
satysfakcji
- Taa, ciekawe, jak ona nazywa go w sypialni ? zastanowił
się na głos Ron. Obydwoje przyjaciół posłało mu wiele mówiące spojrzenia.
- Po pierwsze, nazywała, po drugie, nie przy jedzeniu, Ron ?
powiedział Harry, ucinając tym samym dyskusję.
***
Draco przez następne dni snuł się po Hogwarcie jak śnięty i nieobecny
duchem. Nie zaczepiał Pottera, chociaż tego akurat nie robił już od jakiegoś
czasu, ale teraz przestał nawet rzucać soczyste uwagi na jego temat we
własnym, ślizgońskim gronie. Ogromną większość czasu pozalekcyjnego spędzał
w bibliotece i nawet Hermiona Granger nie była w stanie mu dorównać pod tym
względem.
Sama Hermiona stała się, o ile to możliwe, jeszcze
cichsza. Nie zgłaszała się już w ogóle do odpowiedzi na zajęciach, chyba że
została zapytana przez nauczyciela.
Jej brak zaangażowania w życie
szkole nadrabiał Draco Malfoy, który teraz zgłaszał się niemal cały czas,
zdobywając punkty dla Slytherinu.
- Jego zupełnie pokręciło ?
stwierdził rzeczowo Harry po czwartkowej transmutacji.
- Kogo? ?
spytała nieobecna, jak zwykle, duchem Hermiona.
- Malfoya.
-
Aha... ? pana Granger nie miała nic więcej do powiedzenia i ruszyła
posuwistym krokiem do biblioteki.
Hermiona zaczęła trochę więcej jeść
bo uznała, że woli robić to sama, niż być karmiona przez Harry?ego albo, co
gorsza przez Malfoya, a w najstraszniejszym scenariuszu przez nich obu
wspólnie.
Kiedy powiedziała o tym w piątek, mile zaskoczonemu jej
rosnącym apetytem zielonookiemu, Potter odpowiedział:
- Wiesz Hermiono,
to by było raczej perwersyjne ? czym, ku swojej radości wywołał na jej
twarzy blady uśmiech.
***
- Chcę porozmawiać ? blondyn
usiadł w bezpiecznej odległości od Gryfonki.
- Ale ja nie chcę, Malfoy
? odpowiedziała Hermiona z roztargnieniem. Robiła właśnie notatki do
wybitnie trudnego wypracowania z Eliksirów, które mieli oddać w
poniedziałek.
- Widzę, że zaczęłaś jeść ? Draco wydawał się całkowicie
odporny na jej chłód..
- Malfoy, gdybyś nie zauważył, jestem zajęta.
- Granger, gdybyś nie zauważyła, jest sobota w samo południe i mogłabyś
odpuścić sobie ślęczenie nad książkami.
- I kto to mówi? ? dziewczyna
nie mogła sobie odmówić odrobiny sarkazmu.
- Tym bardziej powinnaś
posłuchać ? odciął się gładko Ślizgon.
- Wybacz, nie mam czasu na
słuchanie twoich dobrych rad.
- Granger, jak chcesz mogę ci pomóc,
szybciej skończysz. Już mam to wypracowanie o truciznach azjatyckich.
Skończyłem je wczoraj po południu. - Draco wbił nieprzeniknione spojrzenie w
Hermionę. Dziewczyna zauważyła z konsternacją, że jego oczy są
intrygujące
- Nie potrzebuje twojej pomocy, Malfoy! ? odwarknęła
dużo bardziej agresywnie niż zamierzała.
- Szkoda ? zaczął po
krótkiej chwili milczenia. - Gdybyś dała sobie pomóc, wybralibyśmy się na
mały spacer po błoniach. Pomimo mrozu jest piękna pogoda. ? Hermiona
odwróciła powoli wzrok, utkwiony chwilę wcześniej w tekście opasłego
woluminu.
- Malfoy, chyba rozum ci odjęło. Ale lepiej lecz się na nogi.
Na głowę już dawno za późno.
- Nigdy nie jest za późno ? odpowiedział
bardzo spokojnie Draco, czym omal nie wyprowadził Hermiony z równowagi.
- Bezczelnością pobiłeś samego siebie, Malfoy ? wysyczała ze złością
Gryfonka. ? Jak śmiesz? Jak śmiesz się w ogóle do mnie odzywać... Jak
śmiałeś mnie ratować? Jak śmiałeś mi proponować swoją marną pomoc? Jak
śmiesz proponować mi spacer, co?
- Granger, o ile mi wiadomo, spacer to
nie zbrodnia. Ale skoro wolisz siedzieć tu do nocy to już twój problem.
Nara. ? Zanim Hermiona zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, wstał i wyszedł z
biblioteki.
?Cholera jasna? ? pomyślała Granger, nie wiadomo dlaczego
nagle przekonana, że postąpiła niesłusznie.
***
Przez
kolejny tydzień, Draco praktycznie się do Hermiony nie odzywał. Gryfonka
zaczęła nawet myśleć, że się na nią obraził. Przeczyło jednak temu jego
postępowanie. Malfoy bowiem zachowywał się tak samo jak zazwyczaj.
Przyglądał się jej kiedy jadła i patrzył z zakłopotaniem, kiedy wyrwana do
odpowiedzi, robiła minę cierpiętnicy.
Owszem zawsze odpowiadała dobrze,
ale zachowywała się tak, jakby to było karą.
I dlatego piątkowe
Eliksiry skończyły się dla Hermiony niezbyt miłym incydentem...
Snape zrobił im wielkie przepytywanie. Każdy kto się zgłosił do odpowiedzi
sam, lub został wyrwany przez nauczyciela i odpowiedział dobrze, zyskiwał od
jednego do trzech punktów, w zależności od trudności pytania.
Hermiona
oczywiście nie zgłosiła się ani razu. Snape zapytał ją kilka razy i
odpowiedziała dobrze. Była to jednak kropla w morzu punktów, jakie mogła
zdobyć.
Draco Malfoy natomiast zgłaszał się bardzo często, a nawet
jeżeli się nie zgłaszał, Severus pytał właśnie jego i przyznawał radośnie
punkty Slytherinowi. Jego radość jednak nie była pełna, bo martwiło go
zachowanie Granger i intrygowało zachowanie latorośli Malfoyowi.
W
pewnym momencie Draco się zaperzył i stwierdził:
- Niech pan profesor
spyta kogoś z innego Domu, może kogoś kto jeszcze nie odpowiadał. Nie tylko
ja tu jestem, poza tym nie jestem źródłem nieprzebranego zasobu
wiadomości! ? Chłopak wydawał się poirytowany
- Czyżby, panie
Malfoy? ? brew Severusa powędrowała wysoko w górę ? a ja słyszałem, że
właśnie jest pan kopalnią niewyczerpanej wiedzy z każdej dziedziny. Ponoć
biblioteka to ostatnio, pańskie drugie dormitorium.
- Też coś ?
prychnął blondyn.
- Maniery, Draco ? powiedział z dobroduszną
naganą Snape. ? Dobrze, w takim razie zapytam Pottera...
- Panie
profesorze, z nim w ogóle coś złego się ostatnio dzieje ? Pansy pomocnie
wtrąciła do rozmowy swoje trzy grosze, przerywając Snape?owi, co nie było
dobrym pomysłem..
- Parkinson, czy ja cię pytałem o zdanie? ?
spytał z jadowitym uśmiechem Severus i dziewczyna spuściła wzrok jak
niepyszna.
Przepytany Potter oczywiście nie znał odpowiedzi i stracił
trzy punkty. Takie, niestety, były reguły tej gry.
- Dlaczego się
nie zgłaszałaś?? spytał ze złością Harry tuż po zajęciach.
- Bo nie
miałam takiej ochoty ? spokojnie odrzekła Gryfonka.
- Przez ciebie
straciliśmy punkty ? chłopak nie zastanawiał się nad tym co mówi. Był
rozżalony.
- Czyżby Harry? ? spytała sarkastycznie Hermiona. ?
Nad czym ty rozpaczasz? Mamy o wiele więcej punktów od Slytherinu i innych
Domów. Mało ci? Daję szansę innym. Nie mogę całe życie tylko siedzieć i
zgłaszać się do odpowiedzi. Poza tym, to ty straciłeś punkty nie ja.
-
Komu dajesz szansę, Malfoyowi?! ? Potter zaczynał być wściekły.
-
Malfoy sam zarobił na swoje punkty, Harry! - Hermiona posłała
przyjacielowi rozjuszone spojrzenie. ? W przeciwieństwie do ciebie.
-
Dobrze wiedzieć, że masz o mnie takie zdanie ? Harry się skrzywił.
-
Zachowujesz się jak Ron! ? Hermiona zamrugała, żeby zdusić cisnące się
do oczu łzy i odeszła rozżalona.
- Ale ze mnie kretyn ? powiedział
Gryfon sam do siebie. ? Przecież ona ma rację. Jakbym wziął dupę w troki i
zaczął się uczyć nie straciłbym tych punktów.
- Nie da się ukryć,
Potter ? sarkastycznyi zimny uśmieszek Dracona umilił chłopakowi
rozpamiętywanie własnych win.
- Och, zamknij się, Malfoy ?
odpowiedział rozdrażniony Potter i poszedł szybkim krokiem za Hermioną, żeby
ją przeprosić.
***
Wczesnym sobotnim popołudniem,
Hermiona postanowiła odnieść kilka książek do biblioteki. Woluminy były tak
ciężkie, że lekko się zasapała. Nie mogła jednak poprosić żadnego z
przyjaciół o pomoc bo obydwu gdzieś "wcięło".
Dzieliło ją
zaledwie trzydzieści metrów od biblioteki, kiedy sapnęła ze złością i
osunęła się pod ścianę, żeby odpocząć.
Opuściła powieki, gdy przed
oczami zamigotały jej ciemne punkciki wywołane zmęczeniem i osłabieniem
organizmu.
- Chodź, Granger, pomogę ci zanieść te tomiszcza. Są
trochę duże, nie sądzisz?
Dziewczyna otworzyła oczy i podniosła z
irytacją wzrok do góry.
- Malfoy, czy ty mnie prześladujesz?
-
Nie, po prostu właśnie wyszedłem z biblioteki... czemu Potter ani Weasley ci
nie pomogli? ? w jego głosie dało się wyczuć nikłą nutkę złośliwości i
sarkazmu.
- Po prostu nie wiem gdzie obydwaj są. A w ogóle, co cię to
obchodzi? ? Hermiona wstała z rozdrażnieniem.
Draco wyjął jej z rąk,
bez słowa, trzy grube książki i ruszył z powrotem do biblioteki a Hermiona
poczłapała za nim.
- Łaski bez ? warknęła
Rzucił jej
rozbawione spojrzenie i poszedł położyć woluminy na biurku pani Pince.
Hermiona patrzyła na niego bykiem spod drzwi biblioteki.
-
Zaproszenie na spacer sprzed tygodnia jest nadal aktualne, Granger. Dziś też
jest piękna pogoda ? powiedział Draco gdy już wyszedł.
Dziewczyna
popatrzyła na niego jakby głęboko zastanawiała się nad sensem jego słów.
Wbrew swojemu zdrowemu rozsądkowi, miała ochotę się przejść. Już miała się
zgodzić, gdy nagle, ku zdziwieniu samej Hermiony, wyrwało się jej pytanie
wcale nie związane ze spacerem. Pytanie, które tak naprawdę chciała mu zadać
od dawna.
- Czemu zerwałeś z Parkinson? ? wypaliła bez
zastanowienia.
Draco otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i wlepił
spojrzenie szarych tęczówek w orzechowe, według niego zdecydowania ładne,
ślepka panny Granger.
- Chyba już dawno chciałem to zrobić, tylko nigdy
nie miałem pretekstu, ani odwagi... Wiesz - wola rodziny. Ale ostatnio
pretekst zaczęło dla mnie stanowić cokolwiek - nagle zdał sobie sprawę z
tego że się najnormalniej w świecie tłumaczy i zamilkł na chwilę. - Dlaczego
o to spytałaś? ? Malfoy wpatrywał się bardzo uważnie w rozmówczynię i
Hermiona poczuła, że się rumieni.
- Sama nie wiem ?
odpowiedziała cicho ? tak jakoś wyszło.
?Cholera, ale jestem kretynką.
Mogłabym stawać w zawody z samą Parkinson? ? pomyślała.
Na
szczęście Ślizgon tego nie skomentował. Patrzył tylko na nią w taki sposób,
że dziewczynie mimo ogólnego chłodu zaczęło się robić bardzo ciepło.
Granger nie była piękna. I mimo, że powoli zaczynała nabierać ciała była
jeszcze zdecydowanie za szczupła. Nie dało się jednak ukryć, że jest ładna i
miała w sobie to ulotne ?coś?.
Draco wpatrywał się w nią z rosnącą
fascynacją. Miała duże, brązowe oczy, zgrabny nosek i pełne, ładnie
wykrojone wargi. Włosy opadały na ramiona dziewczyny kaskadą gęstych,
ciemnobrązowymi loków. Była pociągająca.
?O czym ja myślę?? ? zganił
sam siebie, ale bynajmniej nie przestał o tym myśleć.
-
Idziesz na ten spacer, czy nie? ? zapytał w końcu nie odrywając spojrzenia
od jej oczu.
- Pójdę, chyba mi nie zaszkodzi się przejść... ?
dziewczyna wyglądała na lekko skonsternowaną, ale w końcu wyraziła zgodę.
- To do zobaczenia za pół godziny, przed wejściem do Zamku.
-
Na razie ? Hermiona posłała mu jeszcze jedno, nieśmiałe spojrzenie i poszła
się przebrać.
***
Przez pierwszych kilka minut
spacerowali w milczeniu. Błonia były pokryte grubą warstwą śniegu a
powietrze było świeże i mroźne. Obydwoje mieli na głowach wełniane, ciemne
czapki, które naciągnęli głęboko na uszy.
W pewnym momencie cieszę
przerwał Draco. Zaczął opowiadać o swoim domu rodzinnym, o wartościach,
które wpajano mu od dzieciństwa, o tym, że jego przyszłość jest dokładnie
ustalona przez rodziców i on osobiście nie ma raczej w tej kwestii nic do
powiedzenia.
Zastanawiał się na głos jaką awanturę mu urządzą za to,
że zerwał z Parkinson, ale tak naprawdę mało go to obchodziło.
Mówił i
mówił, wylewając z siebie gorycz, oczyszczając swój organizm z trucizny,
którą był nasączany od urodzenia. Nie wiedział dlaczego to robi, po prostu
pozwolił aby z jego ust wylał się potok gorzkich słów i wiedział, że chociaż
raz zostanie przez kogoś wysłuchany. Ani rodzice ani ?przyjaciele? nie
zrozumieliby go. Po raz pierwszy mógł mówić co tylko chciał i jak chciał, i
liczyć na chociaż odrobinę zrozumienia.
Mówienie przy jego byłej
dziewczynie było zazwyczaj bezcelowe, ponieważ Pansy jednym uchem
wpuszczała, a drugim wypuszczała, aby za chwilę sama trajkotać jak najęta i
Draco nauczył się nie zwierzać z niczego, bo panna Parkinson ani tego nie
chciała, ani nie potrafiłaby niczego zrozumieć
Hermiona słuchała. Była
jak urzeczona. Uświadomiła sobie, że nie wie o Malfoyu absolutnie nic, że
nie miała pojęcia o jego problemach, ani o wewnętrznym osamotnieniu
Po jakimś czasie usiedli na ławce niedaleko zamarzniętego jeziora.
-
Widzisz - kontynuował, zachęcony milczeniem i cichym przyzwoleniem Hermiony,
Draco ? ja nigdy nie byłem wychowywany. Byłem hodowany na idealnego
zwolennika Czarnego Pana, na idealnego Śmierciożercę. I tak jak mam szansę,
że zostanie mi wybaczone zerwanie tego chorego związku z Pansy, tak nie mam
żadnych szans na zrozumienie, jeżeli powiem, że nie chcę wstępować w szeregi
czerwonookiego szaleńca, który jest niekwestionowanym idolem mojego starego.
Dziewczyna popatrzyła na niego szczerze zdziwiona i zakłopotana. Wzrok
chłopaka był smutny i przygaszony a on sam wpatrywał się w ziemię i
okutanymi w ciepłe rękawiczki dłońmi bawił się swoim szalikiem. Hermionie
zrobiło się go żal. Tak naprawdę chciała go przytulić i pocieszyć, ale nie
miała tyle odwagi i nosiła w sercu zbyt dużo urazy, by to zrobić.
-
Co byś zrobiła na moim miejscu? ? spytał nagle patrząc z desperacją w jej
oczy. ? Powiedz, co byś zrobiła.
- Nie mam pojęcia ? odpowiedziała
cicho, zgodnie z prawdą, posyłając mu współczujące spojrzenie. ? Nie mam
pojęcia.
- Ja też nie mam pojęcia... Brzydzę się swoim ojcem. Kiedyś go
podziwiałem, ale teraz... Jak pomyślę, że brał udział w tej rzezi na Summer
Alley.. Przepraszam ? chłopak zauważył wyraz cierpienia w oczach Gryfonki. ?
Przepraszam.
- W porządku ? Hermiona uśmiechnęła się smutno.
-
Naprawdę bardzo mi przykro z powodu twoich rodziców ? popatrzył na nią z
niemym błaganiem o zrozumienie.
- Wiem ? Hermiona była zdziwiona tym,
co mówi, ale nie mogła dłużej tłumaczyć sobie zachowania Dracona jakimiś
nieczystymi intencjami, nie po tym co przed chwilą usłyszała...
- Ja
doskonale rozumiem, że nie mam prawa prosić cię o wybaczenie, ale chcę,
żebyś wiedziała, że jest mi źle ze świadomością, jak podle cię traktowałem.
Zwłaszcza ostatnio. Nie wiem, czy sam sobie kiedykolwiek to wybaczę ?
blondyn westchnął i zapatrzył się na śnieg. Nagle dotarło do niego, że
Hermiona nie jest jakąś tam zwykłą dziewczyną. Zrozumiał, że ona jest kimś
wartościowym i wyjątkowym. Wyjątkowym zwłaszcza dla niego bo pomogła mu
dostrzec bezsens jego dotychczasowej egzystencji.
- Wiesz? ? zwrócił
się nagle do niej i spojrzał jej w oczy z taka czułością, że Hermiona się
zawstydziła i spuściła wzrok. ? Czasami dostajesz potężnego kopa, odwracasz
się, a za tobą stoi Twoje Życie i mówi, zmień coś zanim będzie za
późno. Mi się chyba coś takiego przytrafiło.
Dziewczyna nie mogła
uwierzyć w to, co usłyszała i podniosła szeroko otwarte oczy na swojego
rozmówcę.
Draco przysunął się do niej bliżej.
- Ja właściwie już
wiem, co powinienem zrobić tylko jeszcze nie wiem jak i nie rozumiem jeszcze
wszystkiego. Jeszcze sam siebie nie rozumiem. I żeby mi się to udało pojąć
do końca, musiałbym zrobić jedną, małą rzecz.
- Co? ? spytała
zapatrzona w jego szare oczy, które teraz wydawały się jej najpiękniejszymi
oczami na świecie. Jego wzrok roztapiał ją jak wosk i nie potrafiła odwrócić
swojego spojrzenia.
Nie odpowiedział. Nie za pomocą słów.
Zanim
zrozumiała, co w ogóle się dzieje, objął ją i pocałował.
Usta Dracona
były zadziwiająco miękkie i ciepłe. W pierwszej chwili chciała się od niego
odsunąć, ale szybko zatraciła się w niesamowitym uczuciu nieważkości.
Odruchowo zarzuciła mu ręce na szyję i odpowiedziała na pocałunek. Tak
rozpaczliwie potrzebowała czyjejś bliskości i czyjegoś ciepła... Ich języki
splotły się w powolnym, czułym i zmysłowym tańcu. Draco przyciągnął Hermionę
mocniej do siebie, a ona nie protestowała, pozwalając mu na coraz głębsze,
intymniejsze pocałunki. Jego dłonie błądziły po plecach dziewczyny. Mimo
chłodu i grubej warstwy odzienia, Hermiona czuła jak przenika jej ciało
nieznany dotąd dziwny płomiń.
Przestraszyła się swoich uczuć i
odsunęła się gwałtownie od chłopaka. Była wystraszona, zawstydzona i nawet
trochę zła z powodu emocji, które poczuła. Nie wiedziała, czy ma Malfoya
strzelić w twarz, pocałować go ponownie, czy po prostu uciec stamtąd jak
najdalej. Najprostszym wyjściem z sytuacji wydało się jej to trzecie.
-
Przepraszam ? powiedziała. Odwróciła się i pospiesznie ruszyła w stronę
Zamku, czując jak po policzkach spływają jej łzy niezaspokojonej tęsknoty.
Jak w transie dobiegła do Pokoju Wspólnego, nie zaszczycając nikogo swoim
spojrzeniem. Wbiegła prosto do swojego dormitorium, ściągnęła płaszcz i
buty, i rzuciła się w ubraniu na łóżko.
*
Draco siedział
jeszcze parę minut na ławce, niezdolny do najmniejszego ruchu. Sam nie
wiedział dlaczego to zrobił. Ale musiał. Musiał sprawdzić, czy coś poczuje i
co poczuje. Czuł. Czuł, że dziewczyna, która pobiegła ze łzami w
oczach w stronę Zamku jest jedyną istotą, którą mógłby bezinteresownie
pokochać i u której nie miał żadnych szans.
Juz wiem, co mi nie gra. Czytałam to dawno,
więc chyba jednak nie jest takie nowe, jak to sugerujesz na samym początku.
;P
Taaaak, zdecydowanie zaczynam mieć uczulenie na paring D.M. +
H.G. ...
Wzruszające...
Ileż to już powstało FF
ukazujących jaki to wrażliwy i skrzywdzony przez los jest Draco, ile w nim
ciepłych uczuć... Och ach....
Urzekające
Sarkazm
przypisywany reakcji alergicznej.
Żabko, jak piszesz to pisz na temat.
Krytykuj opowiadanie.
Ten post tu - przynajmniej jak dla mnie -
większego prawa bytu nie ma.
Skoro nie czytałaś to co kometujesz? Sam
temat?
Galia, ty masz dosyć takiego Draco, a ja mam dosyć
przedstawiania go jako infantylnego bachora - Rowling popadła w dziwną
schematykę, co nie znaczy, że nie pisze bradzo dobrze - i dla kontrastu,
przedstawiam go w ten sposó. Oczywiście podobać Ci się nie musi:)
Sarkazm godny samego Severusa, ale ja jestem zwolenniczką twierdzenia, że
w każdym człowieku tkwi ziarno dobra i każdy jest zdolny do ciepłych uczuć
(nie każdy ma jednak szansę na to by nauczyć się je okazywać) - nawet taki
Malfoy, czy właśnie Snape.
Oczywiście z tym zgodzić też się nie
musisz.
Alergików ostrzegałam. Sami są sobie winni i
czytają na własne życzenie
Pozdrawiam i proszę o więcej komentarzy, kit
PS: To faktycznie
nie jest nowe opowiadanie - było kopiowane z innego forum, bo nie mam go na
twardzielu:>
Robi się nudne. A jeszcze zacytuję
coś :
naprawdę tak trudno odróżnić
''ładna'' od ''piękna''? polecam słownik.
Wybacz Kit, poprostu tyle juz czytałam FF
ukazujących delikatność, szczętnie skrywana oczywiście Malfoya, wzglednie
snape'a ,ze już nie moge,. Ale szanuję to jako temat. poprostu.
Gali
Chmm a ja zacytuję inny tekst:
IV.
And everytime I see you in my dreams
I see your
face, it’s hunting me
I guess I need you baby
[Britney
Spears, Everytime]
Niedzielne śniadanie.
Hermiona nie była w stanie przełknąć absolutnie nic. Prawie całą noc nie
spała, a teraz czuła się jak wyjęta z wyżymaczki. Wzdrygnęła się na myśl o
takim porównaniu, ale inne jej do głowy nie przychodziło.
Jej uczucia
były tak ambiwalentne, że nie potrafiła sobie z nimi poradzić. Wiedziała, że
śmierć rodziców trochę osłabiła jej twardy charakter. Że nie pozwoliłaby
Malfoyowi na żaden pocałunek, gdyby nie przeszła tego piekła, które
przeszła; gdyby nie czuła się taka zdruzgotana, bezradna, bezbronna, nikomu
niepotrzebna.
Wstydziła się. Tęskniła za tym i wstydziła się, że
tęskni. Miała absolutny mętlik w głowie i nie mogła się nikomu zwierzyć. No
bo komu?
Harry’emu? Byłoby mu głupio, nie wiedziałby co ma
powiedzieć, radziłby pogadać z jakąś dziewczyną, cokolwiek, na pewno by jej
nie pomógł... bo jak?
Ronowi? Jeszcze lepiej. Nie zdziwiłaby się,
gdyby po takim zwierzeniu nazwał ją odpowiednim epitetem, albo po prostu się
na nią obraził. Nie mogła ostatnio znieść towarzystwa Ronalda W.
Profesor McGonagall? Hermiona uśmiechnęła się z przekąsem na myśl o
zapiętej na ostatni guzik, poukładanej i pedantycznej profesor Transmutacji,
która była jej opiekunką.
Wiedziała, że nie ma na świecie takiej
osoby, z którą mogłaby porozmawiać o swoich uczuciach i problemach. Sama
musi sobie radzić.
- Hermiono, mam cię nakarmić? – spytał
poważnym tonem Harry, wyrywając ją z zamyślenia. – Co z tobą, już
normalnie zaczynałaś jeść i znowu podejmujesz strajk głodowy? Zrób sobie
tosta z marmoladą, ale już, bo sam to zrobię i narobię ci obciachu przy
całej sali karmiąc cię jak małe dziecko.
- Odwal się – odrzekła
tonem pełnym ironicznej kurtuazji, ale zabrała się za smarowanie tosta
marmoladą.
- Grzeczna dziewczynka – mruknął zielonooki Gryfon.
Hermiona posłała mu w odpowiedzi jedynie spojrzenie mało gościnnego
bazyliszka. Chłopak nie zraził się. Wzruszył jedynie ramionami i uśmiechnął
się łagodnie.
- Anorektyczki wcale nie są pociągające, Herm –
zażartował.
- Niektórym się podobają – odcięła się dziewczyna i
ugryzła pierwszy kęs. Tost smakował dobrze..
- O, na pewno. Niektórzy
są też masochistami albo mają inne dziwaczne upodobania. Kobieto, ty
nikniesz w oczach.
- To dobrze, może w końcu całkiem zniknę.
-
Dobra, dobra. Jedz i nie gadaj takich bzdur, Herm. Kto by mi pomagał przy
pracach domowych z Eliksirów i Transmutacji gdybyś znikła, co? Twój duch?
– Harry posłał jej rozbrajający uśmiech i dziewczyna odwzajemniła się
tym samym. Co prawda jej uśmiech był nieco bledszy, ale szczery.
Hermiona przełknęła ostatni kęs kanapki i spojrzała na stół Slytherinu.
Oczywiście Draco na nią patrzył. Odwróciła szybko wzrok i zabrała się
za smarowanie drugiego tosta. Doszła do wniosku, że lepiej zjeść niż narazić
się na bycie karmioną przez Malfoya albo Pottera
Spojrzała jeszcze raz
na blondyna. Wkurzało ją to, że jego wzrok jest pełen troski. Miała ochotę
wstać, podejść do niego i wrzasnąć, żeby przestał się na nią gapić. I znowu
jako pierwsza odwróciła wzrok.
„Nienawidzę go – pomyślała
w desperacji – nienawidzę”.
Powtarzała sobie to w myśli
raz po raz, ale wiedziała, że nie czuje nienawiści. Sama nie wiedziała co
czuje.
- Hermiona, co się stało? Czemu płaczesz? - usłyszała
nagle troskliwy szept Harry’ego. Nie miała pojęcia, że po jej
policzkach toczą się łzy. Szybko wytarła je wierzchem dłoni.
- Masz
jakieś problemy? – dodał zaniepokojony chłopak.
- Nie, nic się
nie stało, chyba mi coś wpadło do oka, Harry... Nie przejmuj się –
uśmiechnęła się smutno i dokończyła drugiego tosta, nie mając śmiałości
spojrzeć w stronę stołu naprzeciwko. Harry nie nalegał na wyjaśnienia i była
mu bardzo wdzięczna z tego powodu.
Chociaż rzeczywiście miała
problemy. A raczej jeden, za to bardzo ogromny problem. Problem o szarych
oczach i jasnych włosach.
***
Hermiona była
zadowolona, że Malfoy nie zaczepił jej ani razu podczas przerw. Nie mogła
jednak uniknąć faktu, że dosyć często mówił jej zwykłe „cześć”.
Ku swojej irytacji, albo się rumieniła, albo w odpowiedzi bąkała coś
niewyraźnie pod nosem.
Któregoś pięknego dnia, jedno z takich
niewinnych powitań Ślizgona stało się przyczyną niemiłego, ale i zabawnego
incydentu.
Powiedział jej „cześć” pod salą Transmutacji i
zanim Harry zdążył wyrazić swoje zdziwienie, Ron oburzyć się, a Hermiona
odpowiedzieć, zabrała głos najmniej spodziewana osoba w gronie czekających
na panią profesor uczniów.
- Draco, co się z tobą dzieje? Ty naprawdę
zrobiłeś się jakiś dziwny... – zaszczebiotała Parkinson i poprawiła
wystudiowanym ruchem swoje tlenione włosy. – Witasz się normalnie z tą
szlamą przy ludziach z twojej sfery. W ogóle straciłeś poczucie godności.
Wszyscy czekali z zaciekawieniem, rozbawieniem bądź z wyraźnym
niesmakiem na jakąkolwiek i czyjąkolwiek reakcję.
Harry miał
właśnie zrobić coś, o co nigdy by siebie nie podejrzewał, to znaczy dać w
twarz kobiecie, ale sytuację uratował Malfoy Junior.
Popatrzył chłodno
na swoją ex i powiedział:
- Pansy, nie odzywaj się do mnie publicznie.
Jeszcze ktoś pomyśli, że z tobą rozmawiam.
Deklaracja blondyna
odniosła sukces, bo panna Parkinson zamknęła swoje podmalowane na cukierkowy
róż usta i nie wiedziała, co odpowiedzieć.
Wśród uczniów rozległy się
pojedyncze chichoty, a niektórzy uśmiechali się jedynie z pobłażaniem.
Harry Potter posłał Malfoyowi spojrzenie pod tytułem „ale o co
chodzi?” i nawet się do niego uśmiechnął.
- Nie podrywaj mnie,
Potter – skomentował cicho Malfoy, co wywołało z kolei szczery uśmiech
Hermiony i zaraźliwy chichot Millicenty Bulstrode.
- O!
Widzę, że moi uczniowie mają dzisiaj świetne humory – skomentowała
zachowanie czekających pod salą, nie zauważona przez nikogo profesor
Transmutacji.
Padma Patil, która cały czas bezczelnie gapiła się na
Pansy i złośliwie do niej uśmiechała, otrzymała od nauczycielki spojrzenie z
serii „zobaczymy czy będziesz taka zadowolona, kiedy znajdziesz się w
środku” i mina jej lekko zrzedła.
- Cieszy mnie to –
dodała McGonagall, sunąc powoli swoim przenikliwym wzrokiem od twarzy do
twarzy każdego z uczniów. – Cieszy mnie niezmiernie, bo zamierzam was
dziś troszeczkę przepytać z teorii. Zapraszam do klasy, droga młodzieży...
***
- Hermiona... – Draco zagadnął ją po
czwartkowej kolacji.
- Malfoy – warknęła – ty naprawdę nie
zamierasz mi dać spokoju? Co ty sobie wyobrażasz, co? - spojrzała na niego
ze złością. - Że wskoczę ci do łóżka, czy jak?!
- Ale ja...
– Chłopak stał, kompletnie zaskoczony i zbity z tropu. – Ja
chciałem cię tylko przeprosić – powiedział niepewnie i spuścił wzrok.
Takie zachowanie było do tego stopnia niepodobne do zadufanego w
sobie, wiecznie zadzierającego nosa potomka Malfoyów, że Hermiona, która
miała już odwrócić się i odejść, przystanęła wpół kroku.
- Przepraszam
za to, że... Przepraszam za to, że cię pocałowałem. Nie chcę, żebyś sobie
myślała, że ja.... – plątał się i nie wiedział jak ma skończyć, chciał
się zapaść ze wstydu pod ziemię.
- W porządku. Nie gniewam się –
powiedziała zimno dziewczyna.
- A mi się wydaje, że tak.
- To
źle ci się wydaje – odwarknęła. Nie mogła ścierpieć, że okazała się
tak słaba i zamiast strzelić go porządnie po gębie, najpierw odwzajemniła
pocałunek, a potem popłakała się i uciekła. Fakt, że do tej pory tęskniła za
jego bliskością, potęgował tylko jej złość. Tak, Malfoy miał rację, była na
niego wściekła i nie potrafiła sobie poradzić z dręczącymi ją emocjami.
- W takim razie, jeszcze raz sorry, Hermiona...
- Za co ty ją
przepraszasz? – Gryfonka usłyszała zimny, kobiecy głos.
- Nie
twój zakichany interes, Pansy. Mówiłem ci, żebyś nie odzywała się do mnie
przy ludziach, prawda? Idź, popraw swój idealny makijaż. – Draco nie
zaszczycił Parkinson nawet jednym spojrzeniem.
- Powinieneś się
leczyć, Draco. Upadłeś na mózg i jest z tobą coraz gorzej.
- Kobieto,
skoro jesteś taka głupia to coś ci powiem! – Draco odwrócił się w
kierunku tlenionej blondynki. - To, że zacząłem myśleć samodzielnie, a nie
według schematów, które mi wpajano od dzieciństwa, nie oznacza, że upadłem,
jak raczyłaś się wyrazić, na mózg. – Głos Ślizgona był lodowaty, a
jego spojrzenie mogłoby zabić Pansy na miejscu, gdyby wzrok miał właściwości
uśmiercające. - Oznacza jedynie, że w przeciwieństwie do niektórych, na
przykład do ciebie, zacząłem używać rozumu. Jeżeli ci to nie odpowiada, to
już twój problem.
W pobliżu rozmawiających zebrała się spora grupka
gapiów. Rozmowy Draco – Pansy z ostatnich dni stanowiły dla uczniów
Hogwartu niezłą rozrywkę. Ślizgoni mieli z tego największą frajdę, bo mogli
sobie posłuchać rzadkich, acz ciekawych i treściwych dialogów, które
odbywały się w ich Pokoju Wspólnym. Draco miał cięty język i bez użycia
niewybrednych określeń potrafił powiedzieć pannie P. P., co o niej sądzi.
- Jesteś skończonym kretynem, Draco – skomentowała
Parkinson.
- Jeżeli bycie kretynem pozwoli mi trzymać ciebie z daleka
od mojej osoby, to cieszę się, że nim jestem.
Pansy odeszła. Ale zanim
to zrobiła syknęła Hermionie prosto do ucha jedno bardzo wymowne słowo:
- Dziwka!
Normalnie Hermiona dałaby jej w twarz, ale to nie było
„normalnie”. Dziewczyna za dużo przeszła ostatnimi czasy. Za
wiele złych rzeczy przeżyła, żeby reagować „normalnie”.
Stała nieruchomo jeszcze kilka chwil. W końcu poczuła, że po jej
policzkach płyną łzy. Popatrzyła na zebranych dookoła niej uczniów,
zastanawiając się, czy ktokolwiek słyszał jak nazwała ją Parkinson.
Wytarła oczy rękawem szaty i ruszyła na uginających się nogach do Wieży
Gryffindoru.
***
(*)Sobotnie śniadanie było męką.
Hermiona wypościła się ostatnimi czasy tak dokładnie, że była w stanie
jeść naprawdę niewiele, a teraz kiedy dostała miesiączkę, bolał ją brzuch i
miała lekkie mdłości, w ogóle nie była w stanie patrzeć na jedzenie, a co
dopiero je konsumować.
Przez całe śniadanie czuła na sobie irytujące
spojrzenie Dracona, który z dezaprobatą patrzył jak dłubie bezmyślnie w
talerzu. Zdawała sobie też sprawę z tego, że Harry łypie na nią co chwila,
ze swego miejsca po prawej stronie. Próbowała się zmusić do zjedzenia
czegokolwiek, ale nie mogła. Z rozpaczą przełykała ślinę i krzywiła się z
bólu przy każdym większym skurczu powodującym bóle menstruacyjne.
-
Zjedz coś – syknął w końcu Harry, kiedy połowa uczniów już wyszła, a
reszta powoli kończyła śniadanie.
- Nie mogę – jęknęła.
- To się zmuś. Chcesz zemdleć, Herm? – Dziewczyna usłyszała w jego
głosie autentyczną troskę.
- Próbuję i nie mogę.
- Za
słabo próbujesz. Nie ma strachu, zaraz ci pomogę.
- Chyba
żartujesz? – oburzyła się Hermiona.
- Wcale, a wcale
– pokręcił głową Harry.
Chwilę później wyszli prawie
wszyscy. Przy stołach zostali tylko ostatni Puchoni i Krukoni. Przy stole
Gryffindoru siedzieli tylko Harry i Hermiona, a przy stole Slytherinu
jedynie Draco Malfoy, który złożył ręce na piersiach i obserwował ich spod
półprzymkniętych powiek.
Hermiona podniosła się z zamiarem opuszczenia
Wielkiej Sali, ale Harry mocno chwycił ją za rękę.
- Siadaj, Herm
– powiedział i popatrzył na nią z powagą. – Przecież nic nie
zjadłaś.
- Jesteś chory! – fuknęła.
- Nie, jestem
zdrowy. To TY chcesz się wpędzić w chorobę Nawet jak nie możesz jeść, to
powinnaś chociaż troszkę zjeść na siłę, zwłaszcza na śniadanie. Proszę
– Harry położył na jej talerzu tosta z szynką i nalał do szklanki
dziewczyny gorącej herbaty, która utrzymywała ciepło w dzbanku, w sposób
magiczny.
- Nie zjem! – warknęła Hermiona i złożyła ręce na
piersi. Wbiła wzrok przed siebie, tylko po to by zobaczyć jak Malfoy powoli
podnosi się ze swojego miejsca i idzie prosto w ich kierunku.
„Cudownie” – pomyślała z rozpaczą. – „Czy mi
się zawsze muszą spełniać wszystkie koszmary?”
Przy stole
nauczycielskim zostali jedynie Hooch, McGonagall i Snape. Rolanda chciała
omówić z opiekunami Slytherinu i Gryffindoru sprawę kolejnych treningów
Quiddicha. Drużyny tych Domów zawsze sprawiały trenerce najwięcej
problemów.
Teraz Severus cieszył się, że mógł zostać w Wielkiej Sali
nieco dłużej. Patrzył z zaciekawieniem, jak jego najlepszy uczeń podchodzi
do Pottera i Granger, którzy wzbudzili zainteresowanie pozostałych na sali
osób, głównie dzięki buńczucznej postawie Hermiony i jej głośnych
deklaracji, że nie będzie jadła.
- Stawiam dziesięć galeonów,
Severusie, że Malfoy zamierza pomóc Potterowi nakarmić Granger –
powiedziała chłodno pani Hooch, wbijając swój przenikliwy jastrzębi wzrok w
Opiekuna Ślizgonów.
Minerva prychnęła:
- Też coś!
- Ja
dorzucam swoje dziesięć – powiedział Snape, głodnym wzrokiem
obserwując przebieg wydarzeń. – Wchodzisz, Minervo? – Mężczyzna
uniósł wysoko brwi i spojrzał natarczywie w oczy opiekunki Gryfonów.
-
Jesteście niepoważni, jak dzieci zupełnie! – żachnęła się kobieta.
- Ale niech wam będzie. Abo się z nimi pokłóci, albo wyjdzie z Wielkiej
Sali.
- Albo stracisz dwadzieścia galeonów – powiedziała zimno
Rolanda.
- Nie, no, Hermiona! Zjedz grzecznie, albo włożę
ci tego tosta siłą do ust. – Harry zaczynał się niecierpliwić.
Zielonooki popatrzył z nadzieją na Malfoya. Modlił się, żeby chłopak
pomógł mu z tą cholerną, krnąbrną dziewuchą. Mogła w każdej chwili stracić
przytomność i wcale nie wyrażała chęci współpracy, a z tego co wiedział,
potrafiła nieźle przyłożyć, gdy ktoś ją zdenerwował. Tak, pomoc zdawała się
w tej delikatnej kwestii niezbędna. W końcu to Draco zapowiedział Hermionie,
że sam będzie ją karmił jeżeli dziewczyna o siebie nie zadba.
- Robisz
przedstawienie, Harry – spokojnie stwierdziła Hermiona. – Nawet
nauczyciele tu patrzą.
- Niech się patrzą! Masz zjeść! Jesteś
dorosła, czy nie?!
- Jestem i dlatego mi nie będziesz rozkazywał.
Źle się czuję.
- I tym bardziej powinnaś zjeść śniadanie. – Zimny
głos Malfoya rozległ się po jej lewej stronie.
- Właśnie
wygraliśmy zakład, Severusie – Rolanda spokojnie łyknęła soku z
dyni.
- Nie bądź taka pewna swego – powiedziała Minerva, chociaż
zasłyszane słowa Dracona sprawiły, że jej szczupłe ciało osunęło się w
krześle.
- Minervo, nie bądź optymistką. Przegrałaś – orzekł
Mistrz Eliksirów i posłał pani wicedyrektor jadowity uśmiech.
-
Odwal się, Malfoy – Hermiona „grzecznie” odpowiedziała na
koleżeńską radę Ślizgona.
Draco nic nie odpowiedział, jedynie usiadł
obok Hermiony i popatrzył wymownie na Harry’ego.
- Nie dajesz
sobie rady? – spytał spokojnie. – Spróbuj, może ci się uda.
Hermiona poczuła się urażona, że blondyn zachował się tak jakby była
powietrzem, jakby nie miała w tej kwestii nic do powiedzenia.
Harry
podniósł tosta i oświadczył.
- A teraz Hermiona grzecznie zje
kanapeczkę - poczuł się pewniej mając psychiczne wsparcie i mało go
obchodziło, że kilkanaścioro uczniów z Hufflepuffu i Ravenclawu przygląda
się całemu zajściu ze szczerym zainteresowaniem.
- Wiesz, gdzie możesz
sobie wsadzić tego tosta, Harry? – Dziewczyna bynajmniej nie była
zadowolona z faktu, że wzbudza ciekawość uczniów i nauczycieli pozostałych
na sali.
- Nie wiem, oświeć mnie Hermiono. – Chłopak postanowił
dobrze się bawić.
- Wsadź go sobie głęboko w dupę!! – nie
bez satysfakcji wykrzyknęła Hermiona, co wywołało jedynie nikły ironiczny
uśmiech Dracona i rozbawiony śmiech Pottera.
Kilkoro uczniów wydawało
się rozweselonych, część była bardzo zdziwiona. Pani Hooch zakryła dłonią
usta, by dwójka pozostałych nauczycieli nie zauważyła jak mocno ubawiła ją
scena rozgrywająca się przed jej oczyma.
- Panno Granger!
– Minerva była oburzona.
- Granger, dziesięć punktów od
Gryffindoru za niewybredne słownictwo – chłodnym głosem stwierdził
Snape. - Hamuj się.
Dziewczyna miała już coś odpowiedzieć
nauczycielowi, ale postanowiła pójść za jego radą i pohamować się.
- Tosty nie są od wkładania ich w tyłek, służą do jedzenia –
oznajmił cicho ale bardzo wyraźnie Malfoy, wywołując ironiczne uśmiechy u
Hooch i Snape’a.
- Kretyn – stwierdziła szeptem Hermiona,
patrząc Ślizgonowi w oczy.
- To jest niedorzeczne. Wychodzę!
– Dziewczyna wstała z zamiarem wyjścia z Wielkiej sali, ale młodzieńcy
siedzący po obydwu jej stronach złapali ją jak na komendę za ręce i
oznajmili chórem, sadzając ją z powrotem na krześle:
- Siedź i
jedz!
Obydwaj popatrzyli na siebie z konsternacją.
-
Chociaż raz się ze mną zgadzasz, Malfoy – stwierdził Harry.
-
Wolę opcję, że to ty raczyłeś zgodzić się ze mną, Potter – zimno
oznajmił Draco. – Jeżeli nie zjesz tego tosta, to stąd nie wyjdziesz,
Granger – dodał, patrząc Gryfonce w oczy.
- Już nie
Hermiono? – zadrwiła dziewczyna.
- Jesteś krnąbrna, uparta
i działasz ze szkodą dla swojego zdrowia. – Chłopak puścił uwagę mimo
uszu.
- To moje zdrowie – wysyczała Hermiona.
- A my o nie
dbamy i cię nakarmimy – Harry przemawiał łagodnym tonem, jakby miał do
czynienia z wyjątkowo trudnym dzieckiem.
- Właśnie, nakarmimy cię
skarbie. Czy tego chcesz, czy nie – Malfoy ponownie zgodził się z
Potterem, chociaż wolałby opcję odwrotną.
- HA! Sev, mamy po
dziesięć galeonów! – oznajmiła radośnie pani Hooch i posłała
rozbawione spojrzenie wszystkim, zdziwionym jej deklaracją uczniom.
-
Ciszej, kobieto, hazard jest nielegalny – wyszeptał Severus posyłając
Rolandzie rozbawione, ale też po części poirytowane spojrzenie.
- Jak
dzieci – oznajmiła dystyngowanym szeptem Minerva i poprawiła zapięty
pod samą szyję kołnierzyk.
- Nie jestem twoim skarbem –
warknęła Hermiona – i nie będę jadła. Koniec dyskusji.
Draco
jedynie sardonicznie się uśmiechnął.
- Będziesz jadła, skarbie –
Harry nie mógł sobie darować. – Popatrz jaki ładny tościk, Herm. Bądź
grzeczną dziewczynką i zjedz kanapeczkę.
- Nie mów do mnie w ten
sposób, bo przyłożę, Harry – wzrok dziewczyny miotał wściekłe
błyski.
- No, zjedz – Harry podsunął jej kanapkę pachnącą szynką
pod sam nos.
- Odczepcie się ode mnie obydwaj! – Ruchem
tak szybkim, że niemal niezauważalnym, dziewczyna wyciągnęła różdżkę i
zbliżyła ją do twarzy Gryfona.
- O, jaka tygrysica – Malfoy nadal
miał przyklejony do twarzy swój najlepszy ironiczny uśmieszek.
-
Zwłaszcza ty, Malfoy – syknęła Hermiona i ze złością skierowała
różdżkę na Dracona.
Severus już trzymał swoją różdżkę w
pogotowiu, a Rolanda spytała cicho:
- Sev, zakładamy się o to jakim
przekleństwem w niego miotnie?
- Myślę, że nie miotnie – odrzekł
Snape.
Podczas tej wymiany zdań Harry stracił cierpliwość. Odłożył
kanapkę na talerz i wyrwał zaskoczonej Hermionie różdżkę z ręki.
-
Niebezpieczeństwo zażegnane – pani Hooch cieszyła się, że nie doszło
do zakładu. Nie lubiła przegrywać.
- Posłuchaj mnie, Hermiona
– powiedział Harry ze złością. – Może i cię zdenerwowałem tymi
tekstami... Tym, że mówiłem jak do małego dziecka. Ale powiedz mi jak mam
mówić, skoro argumenty do ciebie nie trafiają, co?
- Po prostu ją
nakarm. Pomogę ci – ton głosu Dracona był chłodny i uprzejmy.
Zanim oburzona Hermiona zdążyła zareagować, Draco najspokojniej w świecie
przytrzymał jej ręce na plecach i sucho oznajmił:
- Potter cię nakarmi,
a ty grzecznie zjesz, Granger i nie zmuszaj mnie do używania siły.
-
Jesteście chorzy – syknęła ze złością Gryfonka i mocno się
szarpnęła.
- To chyba ty chcesz być chora – sprostował
Harry, a Draco nieznacznie ścisnął ręce dziewczyny.
- Ała!
– warknęła ze złością.
- Granger, ja jestem bardzo delikatny, za
chwilę mogę nie być. Bądź rozsądną dziewczyną i zjedz chociaż jedną kanapkę.
Czy ty lubisz tracić przytomność? – pytanie zadał dosyć jadowitym
tonem.
- Robicie ze mnie przedstawienie. Z siebie też! –
Hermiona była bliska łez.
- Ty robisz z siebie przedstawienie –
cicho powiedział Harry. - Swoim upartym, bezmyślnym zachowaniem.
- Z
łaski swojej wyjdźcie z sali – Draco rzucił w kierunku uczniów bardzo
nieprzyjemne spojrzenie. – To nie jest ani cyrk, ani teatr tylko
miejsce posiłków. Skończyliście jeść? To do widzenia. Jak za chwilę nie
poznikacie to osobiście się wami zajmę.
- Jazda stąd –
Severus poparł swojego podopiecznego i patrzył chmurnym wzrokiem jak
uczniowie niechętnie opuszczają Wielką Salę. – A ty Granger tracisz
kolejne pięć punktów za swoją infantylną postawę i upór godny małego
dziecka. Myślałem, że jesteś inteligentną dziewczyną.
- Malfoy, ty
także tracisz pięć punktów – oznajmiła z powagą Minerva i posłała
urażone spojrzenie Severusowi. – Używasz przemocy wobec uczennicy.
- Jakiej przemocy, pani sor?!– obruszył się chłopak. – Ja
tylko próbuję zapobiec nieszczęściu. Potter nie ma pojęcia, jak ona potrafi
przyłożyć i może nie powinien zbyt szybko się o tym przekonywać.
-
Przyłożę tobie, Malfoy – syknęła dziewczyna. – Może nawet dwa
razy.
- Och, a za co ten drugi Hermiono, co? – zapytał cicho i
ironicznie.
Dziewczyna miała już odpowiedzieć za co, ale przypomniała
sobie o obecności Harry’ego.
- Po to, żeby było po równo!
– warknęła i ponownie spróbowała wyszarpnąć ręce.
- To
boli!
- Bo się szarpiesz.
- Świnia!
- Uparty
bachor.
- Cham!
- Zawzięta smarkula.
-
Przestańcie! – Harry nie dopuścił do posypania się mniej
wybrednych epitetów, przynajmniej w przypadku Hermiony. – Chcesz
stracić kolejne punkty? – spytał cicho dziewczynę.
- Wiesz ile
mnie obchodzą te zakichane punkty?! A ty, Malfoy puść mnie w tej
chwili! – Hermiona była coraz bardziej zła.
- Puszczę cię
– powiedział spokojnie Draco. – Pod jednym warunkiem. Zachowasz
się jak dorosła kobieta i zjesz chociaż jednego tosta. Nic ci się nie
stanie, a jeżeli czujesz się źle, to najwyżej poczujesz się trochę lepiej. Z
dolegliwościami udaj się do pani Pomfrey, ale nie zwalczaj ich głodówką. Tym
możesz sobie jedynie zaszkodzić.
- Jakiś ty troskliwy! –
prychnęła Hermiona.
- Mogę cię puścić? – spytał spokojnie nie
zwracając uwagi na sarkastyczny ton dziewczyny. – Czy zamierzasz
zachowywać się jak niepoprawne dziecko?
Hermiona nic nie
odpowiedziała. Zdziwiła ją autentyczna troska w głosie Ślizgona,
Harry’ego zresztą też, ale nie zamierzał się nad tym rozwodzić.
-
Hermiona, Malfoy ma rację – powiedział zielonooki. - Dlaczego ty
postępujesz w myśl zasady „na złość mamie odmrożę sobie uszy”?
Przecież doskonale zdajesz sobie sprawę, że powinnaś zjeść cokolwiek, a ty
nawet herbaty nie chcesz się napić... Zjedz i zaprowadzę cię do skrzydła
szpitalnego. Pani Pomfrey da ci coś na ból brzucha, dobrze? – Harry
mówił z taką troską, że dziewczyna zawstydziła się z powodu swojego
krnąbrnego zachowania.
- Mogę cię puścić? – łagodnie spytał po
raz drugi Ślizgon.
Cisza. Hermiona zacisnęła zęby. Nie lubiła
przyznawać się do błędów, a teraz musiała to zrobić.
- Mogę cię puścić?
– po raz kolejny zadał to samo pytanie Malfoy junior i delikatnie
rozluźnił uścisk na łokciach dziewczyny.- Czy wolisz, żeby Potter karmił cię
na siłę z moją skromną pomocą? Bądź dorosła.
- Dajcie mi święty spokój,
sama zjem! – Hermiona tym razem wyrwała bez problemu ręce i
spojrzała na niego koso.
- No, to rozumiem – Harry uśmiechnął się
szeroko, za co otrzymał spojrzenie z serii „lepiej zamilcz, bo nie
ręczę za siebie”.
- No – pani Hooch wstała i
popatrzyła z uznaniem na stół Gryffindoru. – Pan Malfoy i Pan Potter
otrzymują po dziesięć punktów za uświadomienie koleżance Granger, że jeść
nie tylko się powinno, ale nawet trzeba.
– Nie patrz tak na
mnie, dziewczyno – dodała widząc zabójcze spojrzenie Hermiony. -
Niedługo będziesz tak chuda, że cię podmuch wiatru przewróci. Chyba, że
złoci chłopcy Hogwartu – przy tych słowach uśmiechnęła się złośliwie -
będą cię tak skutecznie pilnować jak dzisiaj... albo zmądrzejesz sama.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, patrzyła tylko z niechęcią na
profesorkę, która powoli wyszła z sali.
Severus i Minerva także wstali
i ruszyli do drzwi.
- Tylko cisza i spokój was uratują –
oznajmił Snape i wraz z panią wicedyrektor udał się do pokoju
nauczycielskiego.
- Bardzo ładnie, skarbie – stwierdził
Draco, gdy Hermiona skończyła jeść tosta i popiła go gorącą herbatą.
-
Naprawdę się doigrasz – skomentował słowa Malfoya Harry, gdy zauważył
błysk żądzy mordu w oczach dziewczyny. – Doigrasz się, a ja nie będę
interweniował.
- Nie musisz, sam sobie poradzę – obojętnie
odpowiedział Draco. – A ty, Hermiono, weź sobie jeszcze jednego tosta,
widzę że ci smakują... To nie była prośba, Granger – dodał, gdy
dziewczyna podziękowała za tą „wątpliwą przyjemność”. spojrzała
na niego wzrokiem rozwścieczonego hipogryfa.
- Czy ty nie potrafisz
zrozumieć, że nie jestem w stanie zjeść już czegokolwiek, kretynie? -
Hermiona życiu nie przyznałaby się że poczuła się odrobinę lepiej i mdłości
które odczuwała nieco się zmniejszyły. Z drugiej strony, rzeczywiście
heroizmem z jej strony było skonsumowanie jednej kanapki i Draco jedynie
uśmiechnął się ciepło w odpowiedzi na jej deklarację.
- Już druga
kobieta mnie w tym tygodniu nazwała kretynem, Potter. Coś w tym musi być.
Hermiona zarumieniła się, kiedy przypomniała sobie okoliczności w
jakich ostatnio chłopak został tak nazwany przez Pansy Parkinson. Rzuciła
przelotne spojrzenie na blondyna i nie dojrzała w jego oczach błysku
złośliwości, jedynie szczere rozbawienie i ciepło.
- Co by nie mówić,
Malfoy. Musisz mieć w tej kwestii rację, więc nie będę się spierał –
orzekł z miną filozofa Harry i wyszczerzył zęby w uśmiechu, zadowolony ze
swojej błyskotliwej odpowiedzi.
Hermiona dopiła herbatę, wstała,
powiedziała niezbyt miłym tonem „było pyszne” i ruszyła w
kierunku wyjścia.
- Herm! – krzyknął Harry. – Idę z
tobą do skrzydła szpitalnego, poczekaj.
Hermiona przewróciła oczami,
ale zatrzymała się i łaskawie poczekała, aż Harry podniesie się i wyjdzie
razem z nią.
Draco jeszcze przez kilka chwil siedział przy stole
Gryfonów i wpatrywał się bezmyślnie w drzwi do Wielkiej Sali. W końcu wstał
i smętnie poczłapał do biblioteki, żeby skończyć kilka wypracowań na kolejny
tydzień.
(*) Całą scena w
Wielkiej Sali opisana została specjalnie na prośbę Nagini i zadedykowana
jest właśnie Jej i Sonce, której ten pomysł także się
spodobał.
***
- Hermiona, eee...
Dziewczyna obejrzała się niemal ze złością.
„Znowu
on!” – pomyślała.
- Wypadło ci pióro, proszę... –
Draco wyglądał na zmartwionego.
Dziewczyna wyrwała mu je z ręki.
-
Dzięki – burknęła.
Była zła na samą siebie, że zachowuje się jak
jakaś obrażalska pannica z przerostem ego, ale nic nie mogła na to
poradzić.
- Ty się na mnie gniewasz, prawda? – chłopak popatrzył
ze smutkiem na Gryfonkę, co ją tylko jeszcze bardziej zezłościło.
Była
środa i właśnie skończyły się ostatnie zajęcia w tym dniu - Transmutacja.
Lekcja była wyjątkowo trudna i nużąca. Hermiona marzyła tylko o pójściu pod
prysznic i ciepłym łóżeczku. Nie chciało się jej iść nawet na kolację,
wybierała się jednak na nią tylko po to, żeby Harry nie gderał jej o
potrzebie jedzenia.
- Zrobiłeś ze mnie pośmiewisko razem z Harrym
i dziwisz się, że czuję do ciebie urazę? Niesamowite, Malfoy.
- Boże,
Hermiona! – Draco nagle przestał być cichy, miły i uprzejmy, i
dziewczyna uniosła na niego zdziwiony wzrok.
- Obydwoje wiemy –
powiedział już dużo ciszej – dlaczego się na mnie wściekasz.
Przeprosiłem cię przecież. Co mam zrobić, błagać cię na kolanach o
przebaczenie?
Hermiona patrzyła ze zdziwieniem na Ślizgona i nie miała
pojęcia, co mu odpowiedzieć.
Przecież chyba nie przyznać się do tego,
że czuje wściekłość nie za pocałunek, a na myśl o tym, że za tym pocałunkiem
tęskni... Nie odpowiedziała więc zupełnie nic.
- Wiesz, co?
Myślałem, że jesteś inna. Ale jesteś zwykłą zarozumiałą i obrażalską
pannicą. Mam dość.
- To daj mi spokój i za mną nie łaź! –
krzyknęła urażona i zraniona dziewczyna.
- Czy to moja wina, że
chodzimy praktycznie na te same zajęcia?! Wcale za tobą nie chodzę!
A jeżeli tak bardzo chcesz, to w ogóle nie będę się do ciebie odzywał!
– Chłopakowi było przykro, czuł się źle. Nie chciał krzyczeć na
Hermionę, ale był rozżalony jej chłodnym, bezdusznym stosunkiem.
Skąd
mógł wiedzieć, że tak naprawdę nie jest jej obojętny.
- ŚWIETNIE!
– Hermiona miała w oczach łzy. – Ja nie mam nic przeciwko
temu! Daj mi święty spokój, Malfoy! – odwróciła się i poszła w
kierunku Wielkiej Sali.
„Pobiłem właśnie rekord kretynizmu”
– pomyślał Ślizgon. Był jednak zbyt dumny i zbyt urażony, by biec za
dziewczyną i ją przepraszać.
***
Drogi Synu!
Oboje z matką jesteśmy z Ciebie bardzo dumni. Ostatnio Twoje wyniki w
nauce osiągnęły bardzo wysoki poziom i tuszę, że utrzymasz je w tym stanie
do ukończenia Hogwartu.
Wiem, że ta szkoła ma niższy poziom nauczania
niż Durmstrang, i że prowadzi ją ten miłośnik szlam i mugoli, zramolały
Albus Dumbledore, ale jednak cieszy się ona dużą renomą w naszym świecie,
także wśród zacnych i szanowanych rodów, takich jak nasz ród Malfoyów, który
od dwunastego wieku może pochwalić się wolnością od nawet kropelki
mugolskiej, czy szlamowatej krwi.
Jesteś już prawie dorosły i
niedługo będziesz mógł ukoronować swoją przynależność do arystokratycznej i
najszlachetniejszej czystej krwi, wstępując w szeregi Czarnego Pana, który
wyraził nadzieję, że Twoja inicjacja nastąpi, gdy tylko zdasz pomyślnie
swoje Owutemy, Synu.
Jestem z tego powodu bardzo dumny i tuszę, że z
należytym szacunkiem i powagą przyjmiesz ten zaszczyt i będziesz godnie
służył naszej sprawie, przyczyniając się do oczyszczenia Magicznego Świata z
tych, którzy nie są godni nosić miana Czarodziejów i Czarownic.
Mam
nadzieje, że nie zawiedziesz ani Jego, ani moich i matki, oczekiwań wobec
Ciebie.
Z wyrazami miłości
Twój ojciec Lucjusz
Malfoy
„Miłości, czy ty masz jakieś pojęcie o
miłości, drogi ojcze?” – pomyślał Draco z gorzką ironią. Jeszcze
raz przebiegł wzrokiem po równym, pochyłym piśmie ojca, tak bardzo podobnym
do jego pisma, skupiając się na ostatnich kilku zdaniach
- Niech to
szlag! – zaklął na głos w swoim pustym, luksusowym dormitorium.
– Niech to wszystko trafi jasny szlag!
Był piątkowy wieczór i
do tej pory Malfoy junior miał wyrzuty sumienia po kłótni z Hermioną, ale
był zbyt dumny i nie miał na tyle odwagi cywilnej, aby ją przeprosić. Poza
tym, gdzieś w głębi duszy, cały czas czuł się przez nią pokrzywdzony.
A
teraz jeszcze to.
List od ojca.
Jak zwykle chłodny i oficjalny.
Jak zwykle żadnych decyzji o swoim życiu nie mógł podjąć samodzielnie.
Albo zrobi to, czego pragnie ojciec, albo szanowny Lucjusz Malfoy
wyrzeknie się krnąbrnego syna.
Albo zostanie Śmierciożercą, albo straci
ojca i zyska śmiertelnego wroga.
Albo się pokornie zgodzi na zgotowany
mu los, albo straci rodzinę i dom.
W obydwu przypadkach przegrywał.
W obydwu przypadkach musiał cierpieć.
Ale tylko w jednym przypadku
straciłby szacunek do samego siebie.
Draco Malfoy usiadł przy
stole i zaczął pisać list do rodziców.
Długi, smutny, pełen goryczy i
żalu list, w którym oznajmiał swoim szanownym rodzicielom, że nie chce mieć
już z nimi nic wspólnego.
***
Draco siedział nad
jeziorem i wrzucając do wody kamyki, obserwował rozchodzenie się fal.
Myślał nad listem, który wysłał poprzedniego wieczoru do domu.
Nie
odczuwał żalu z powodu podjętej decyzji, ani nie oczekiwał żadnej odpowiedzi
od matki, która trzymała zawsze stronę swego szlachetnego małżonka, czy tym
bardziej od ojca.
Powinien czuć niepokój, ale czuł jedynie ulgę i
wewnętrzną harmonię.
Kolejny kamyk, nieco większy od pozostałych,
poszybował daleko i z cichutkim pluskiem wylądował prawie na środku
jeziora.
- Ładny rzut – Hermiona usiadła obok chłopaka i
popatrzyła na kręgi rozchodzące się falami po przejrzystej wodzie.
-
Teraz ty za mną łazisz? – zadrwił Draco nawet nie racząc spojrzeć na
dziewczynę.
- Przestań – odpowiedziała cicho.
- W porządku
– Ślizgon nie chciał się kłócić. W duchu cieszył się nawet, że
pierwsza się do niego odezwała. Sam nie wiedziałby co powiedzieć, jak zacząć
jakąkolwiek rozmowę.
- Co się z tobą dzieje? Zmieniłeś się.
-
Przecież ci mówiłem. Opowiedziałem ci niemal całe swoje życie. – Draco
popatrzył Hermionie w oczy. – Zapalisz?
- Nie, dziękuję.
-
Nie będzie ci przeszkadzało jak ja to zrobię?
- Proszę bardzo.
Siedzieli w absolutnym milczeniu przez dobrych kilka minut. Żadne z nich
nie odczuwało potrzeby mówienia, jedynie potrzebę bliskości drugiej osoby
Draco zgasił papierosa i za pomocą prostego zaklęcia sprzątnął
niedopałek.
- Bardzo kochałam swoich rodziców... nadal kocham i
tęsknię za nimi – Hermiona wpatrywała się uparcie w jezioro.
- Ja
już nie mam rodziców – chłodno odrzekł Draco.
- Nie rozumiem.
– Dziewczyna popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Nie chcę
być... – Zawahał się na chwilę i lekko się zarumienił. – Nie
chcę być tacy jak oni, nie chcę być jednym z nich. Nie mam już domu, bo
ojciec nie zechce mieć do czynienia z wyrodnym synem, który odrzuca życiową
szansę... Nieważne. – W jego głosie słychać było chłód, ronię i
sarkazm.
Hermiona była zdziwiona jego deklaracją. W głębi duszy poczuła
do chłopaka coś na kształt szacunku. Miała świadomość, że decyzja Dracona
wymagała odwagi, samozaparcia, rezygnacji z życia pełnego luksusów.
- I co teraz? Gdzie będziesz mieszkał? Co będziesz robił? –
spytała po kilku chwilach ciszy.
Draco wzruszył ramionami.
- Będę
pracował dla starego Dumbla.... Na razie przekoczuję w Hogwarcie, a potem
się zobaczy. A ty? Zamierzasz wrócić do rodzinnego domu? – popatrzył
jej uważnie w oczy. – Przepraszam, nie powinienem o to pytać, wybacz
– dodał zaraz, uświadamiając sobie jak nietaktowne były jego słowa.
- W porządku... Zamierzam sprzedać dom, nie mogłabym w nim mieszkać, nie
po tym, co się stało – głos jej się załamał, a z oczu popłynęły łzy.
– Przepraszam, ostatnio często się rozklejam.
- Nie przepraszaj,
przecież to normalne, że ci smutno. - Podał jej czystą, jedwabną
chusteczkę.
- Dziękuję.
- Hermiona, przykro mi, że tak się
paskudnie zachowałem w środę po Transmutacji – odezwał się ze skruchą
po kilku minutach ciszy.
- Ja też zachowałam się okropnie. Nie
przepraszaj.
- Mimo wszystko, przykro mi. To wszystko wyszło nie tak
jak chciałem. Zawsze coś schrzanię... Nie słuchaj mnie. Bredzę.
Hermiona popatrzyła uważnie na chłopaka.
- Nie bredzisz –
powiedziała cicho.
- Bredzę. Zawsze powiem, albo zrobię coś nie tak,
mam to chyba we krwi. – Draco z irytacją wrzucił koleiny kamyk do
wody.
- To nieprawda... Gdyby tak było nie odważyłbyś się przeciwstawić
ojcu – czułą, że wstępuje na niepewny grunt, ale Draco nie zdenerwował
się, jedynie ironicznie się uśmiechnął.
- A może to głupota nie odwaga?
Sam nie wiem. Czuję wewnętrzny spokój po tej decyzji.
- To znaczy, że
jest słuszna. Tylko, czy ty będziesz teraz szczęśliwy? Straciłeś rodzinę i
nie będziesz miał już tego co do tej pory. Przeszedł ci koło nosa olbrzymi
majątek... Nie mówię tak bo mam cię za materialistę, tylko że jak człowiek
jest przyzwyczajony do pewnego poziomu życia, to trudno mu z tego
zrezygnować.
- To jest akurat mój najmniejszy problem – Draco
wrzucił do jeziora chyba już setny kamyk i zapatrzył się na fale. - Moje
szczęście nie zależy ani od poparcia apodyktycznych rodziców, ani od ilości
galeonów na koncie u Gringotta. Od jakiegoś czasu zupełnie inaczej pojmuję
to, co nazywamy szczęściem... Będę szczęśliwy mogąc zrobić coś dobrego.
– Hermiona popatrzyła na jasnowłosego Ślizgona z niemym zdziwieniem.
Słowo „dobry” w jego ustach brzmiało jakoś egzotycznie, ale
chłopak mówił bardzo poważnie.
- To oczywiście nie wszystko, bo moje
szczęście zależy jeszcze od jednej, bardzo ważnej osoby. – Kolejny
kamyk poszybował daleko i opadł w toń jeziora.
- Od kogo? –
automatycznie spytała dziewczyna, chociaż w głębi duszy czuła, że zna
odpowiedź.
Draco wstał i popatrzył na nią.
- Od ciebie,
Hermiono – powiedział po prostu i powoli ruszył w kierunku Zamku.
Nie potrafiła nic na to odpowiedzieć. Siedziała jeszcze przez dłuższy czas
nad jeziorem i mimo że było zimno, nie przejmowała się tym.
Hermiona
Granger rozmyślała. Myślała o swoim życiu, o swojej przeszłości i
przyszłości.
Zamknął się za nią jeden ważny rozdział życia i wkraczała
w następny.
Nie była już dzieckiem, była dorosłą kobietą i sama musiała
sobie radzić ze swoimi problemami, uczuciami, sama musiała podejmować
istotne decyzje.
Wzięła kamyk w dłoń opiętą ciepłą rękawiczką i
rzuciła.
- Niezły rzut, Granger – pochwaliła samą siebie. Zrobiło
się już późno. Dziewczyna wstała i otuliła się mocniej płaszczem.
Westchnęła i bardzo wolno ruszyła w stronę Zamku.
Nagle uświadomiła
sobie, że ma przed sobą całe długie życie...
KONIEC
Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)