Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> "myśli O Ojcu" [t] 2/9, severitus, lekka wulgarność

rysiaczek
post 29.04.2007 16:23
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 2
Dołączył: 18.02.2007




OSTRZEŻENIE!!! FANFICK TYPOWY, SCHEMATYCZNY

Poprawione przez Betę. Wielkie podziękowania dla _amin_


Tytuł oryginalny: Thoughts about a Father http://www.fanfiction.net/s/2450219/1/
Autor: Danu3, zgoda jest - wszystko legalnie smile.gif
Tłumaczenie popełniła: Rysiaczek
Betą była: _amin_

Myśli o Ojcu


Rozdział 1


- Severusie! Musimy porozmawiać! - Remus Lupin kroczył w kierunku znienawidzonego mężczyzny, starając się wyglądać na o wiele bardziej pewnego siebie, niż w czuł się w rzeczywistości. Snape, niestety, od razu wyczuł jego niepewność i bezlitośnie postanowił to wykorzystać.
- Lupin. Wydaje mi się, że jestem zbyt zajęty na rozmowę z wilkołakiem. - Ton jego głosu był niebezpiecznie niski.
- Tylko chwilka. Mam dla ciebie wiadomość. Była zaczarowana tak, aby pojawić się dziś u mnie. Chciałem ci ją przekazać. Jest od niej.- Lekko podenerwowany Remus podał Severusowi list.
- Od kogo, Lupin? – warknął Mistrz Eliksirów, biorąc przesyłkę.
- Lily. Pachnie nią. Wciąż pamietam…jej zapach. Taki piękny. Taki radosny. Jakkolwiek, pomyślałem, że chciałbyś to dostać. Do widzenia.– dokończył Remus i odszedł. Snape popatrzył za nim z pogardą i zerknął na list, następnie zaś odwrócił się i podążył w kierunku, z którego przyszedł.


***

- Chłopcze! Czy ty umiesz gotować? - Vernon Dursley wyładowywał swą wściekłość, waląc pięścią w stół. Harry przewrócił oczami, nakładając całkiem sporą porcję bekonu na półmisek wuja.
O wiele lepiej niż myślisz.
- Przepraszam, wujku - mruknął.
- Głupcze! Nie takim tonem. Ja ci pokaże!
Pokażesz mi, co? Jak dużo bekonu potrafisz wepchnąć w swoje wielkie, tłuste usta?
Ta myśl wydała się uzasadniona, gdy mężczyzna zaczął dosłownie wchłaniać w siebie kolejne kawałki bekonu, jednocześnie krzycząc na chłopca, poczym dwoma ruchami przełyku połknął wszystko.
Po chwili Harry zbierał już z powrotem brudne talerze.
Wydajesz co roku krocie na tysiące nieprzydanych rzeczy. Dlaczego, do cholery nie możesz kupić pieprzonej zmywarki? Aa, jasne, ponieważ ja tu jestem od roboty. Ciekawi mnie co zrobisz, kiedy zabije mnie Voldemort, niech Bóg ma cię w swojej opiece, jeśli choć raz zrobisz coś nie dla siebie.
- Chłopcze! Co z tym bekonem, czemu dałeś mi tak mało! Mam ci przypomnieć o twoich obowiązkach…? – warknął wuj Vernon, niebezpiecznie unosząc rękę.
- Przykro mi wujku, usmażyłem wszystko co było - odpowiedział cicho Harry dusząc w sobie złość.
- Następnym razem kup więcej! – krzyknął Dursley, po czym uderzył Harry’ego w twarz. Chłopiec nie poruszył się, pozwolił sobie jedynie na lekkie wzdrygnięcie. Nie mógł oczekiwać żadnej pomocy, od nikogo. Zamknął oczy.
Czuł jak okulary zjeżdżają mu z twarzy i słyszał jak uderzają o podłogę, ale wuj wciąż go uderzał.
Ty gruby bydlaku. Nienawidzę cię, popierdoleńcu. Chciałbym być o rok starszy. Rzuciłbym na ciebie urok i najlepiej wysłał tysiące mil stąd. Tysiące mil stąd… Zniszczyłbym cię. Nie zdążyłbyś nawet przeliterować swojego nazwiska. Nienawidzę cię, popierdoleńcu!
Trzy uderzenia później, Harry nie kontrolował już własnych myśli i dryfował w dawnych wspomnieniach. W myślach, do których wciąż wracał zanim zasnął. W myślach, do których wracał każdej nocy, gdy zbił go wuj.
Gdzie jest mój tata?


***

Snape wrócił szybko do swoich komnat, od dłuższej chwili dusił w sobie myśli, które kołotały mu po głowie. Zrezygnowany, przyjrzał się bliżej tajemiczemu listowi.
Było oczywiste, że nie jest to podróbka. Świadczył o tym, nie tylko styl pisma właściwy Lily. Lupin nie dałby mu tego, gdyby tak było. Wiedział, że wilkołak wyczuł jej zapach, a jego gryfońska uczciwość była niepodważalna. Nawet za szkolnych czasów, Lupin nie był skłony do takich kłamstw.
I nigdy nie zrobiłby niczego, co mogłoby kogokolwiek skrzywdzić.
Zatem, to musiało być jak najbardziej prawdziwe.
Lily. Snape powąchał papier, chcąc poczuć jej zapach jeszcze raz. Niestety, ten przywilej należał się jedynie temu cholernemu wilkołakowi. Rozdarł list.

Severusie,
To koniec. Wiesz dlaczego. Zostałeś Śmierciożercą. Ta kwestia zaważyła na tym, że przestałeś być tym jedynym. Byłeś nim, naprawdę. Jednak nie potrafię ci tego wybaczyć. Dlaczego, Severusie? Na Merlina, znów się rozpłakałam.
Nienawidze płakać, czuć się źle, ale tak tęsknię do rozmów z tobą. Wciąż cię kocham,oczywiście, podejrzewam jednak, że ty już nie odwzajemniasz tego uczucia. Myślę, że nie potrafiłbyś mnie kochać przez dłuższy czas.Mimo to, naprawdę, niecierpię nie rozmawiać z tobą, Severusie.
Jak wiesz pobraliśmy się z Jamesem. Tydzień po tym, jak zerwałam z …tobą. Nie zrobiłam tego, by cię zdradzić. Nie zrobiłam tego przez złośliwość. Ale dlatego, że James był moim najlepszym przyjacielem i mnie pokochał. Dlatego, że zdecydowałam się odwzajemnić to uczucie. No i oczywiście, dlatego, że on też mnie pociągał.
Ale wyszłam za niego także dlatego, że byłam w ciąży, Severusie. To twoje dziecko. On wygląda…wygląda tak jak ty.Odziedziczył moje oczy. I nos. Uśmiechasz się do mnie, chociaż nigdy cię tu nie było. Wciąż słyszę twój głos.
Pamietasz, jak mówiłeś: „Miejmy nadzieje, że nigdy nasze dziecko nie będzie miało mojego orlego nosa, że nigdy nie będziemy mieli dzieci”. Zawsze uwielbiałam twój śmiech, a teraz słyszę go tak często, jak nigdy dotąd.
Nic więcej nie upodabnia was teraz do siebie. Rzuciłam na niego czar, ale będzie działał tylko przez szesnaście lat. Wszystkie twoje cechy zostaną zastąpiene przez cechy Jamesa. Czar przestanie działać dziś, w szesnaste urodziny Harry’ego, nie od razu, ale coś zacznie się zmieniać. Niedalej jak w ciagu dwóch nastepnych tygodni.
Kocham Cię, Severusie, mam nadzieję, żę jeszcze kiedyś porozmawiamy.
Lily


Severus Snape poczuł, że cały dygocze. Harry Potter? Harry Potter jego synem? Co do cholery! Nie, zachowaj spokój, Severusie. Idź do Dumbledore’a. Nic nie mów. Idź do Dumbleodore’a.
Bądź rozsądny Severusie. Idź do Dumbledore’a.

***

Harry zamrugał obserwując otoczenie. Ciemno. Może jest noc. Nie... Ciemność powodował fakt, że nie było tu sufitu. Zastępowały go schody.
To jest śmieszne. Dlaczego, do cholery, tu jestem? Wszystko co zrobiłem, to to, że nie było pod dostkiem bekonu. Przepraszam, Boże wszystkich Bekonów, proszę, ukarz mnie nie dając jedzenia i zamykając w komórce pod schodami na kilka nastepnych dni.
Westchnął i pomacał się po twarzy. Wyczuł opuchliznę, co sprawiło, że poczuł strach przed spojrzeniem w lustro. Powinien pomyśleć. Jak zawsze. Jednak teraz, sen wydawał się najlepszym rozwiązaniem.


***

-Severusie, musisz zabrać go od tych ludzi. – powiedział Dumbledore przerywając ciszę, która nastąpiła po wyznaniu Snape’a.
- Co?! Dlaczego? – wykrzyknął w przerażeniu ten ostatni.
- Będzie bezpieczniejszy tutaj. Hogwart zapewni mu „ochronę krwi” . I przecież wiesz, że Voldemort obserwuje go nawet teraz. Będzie chciał przejąć chłopca.- odpowiedział stary mężczyzna ze znużeniem.
- Dumbledore. Nie oczekuj, że mój stosunek do niego się zmieni, tylko dlatego, żę jestem jego ojcem! To rozpuszczony, arogancki bachor. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. – próbował sprzeczać się Snape.
- Przedyskutujemy to po twoim powrocie, Severusie. Z resztą spodziewam się, że przedstwisz swoje stanowisku chłopcu po drodze. W każdym razie, tyle mam ci do powiedzenia.
- Wyruszę natychmiast. Możesz oczekiwać powrotu Pottera już jutro. – odpowiedzial ponuro Mistrz Eliksirów. Spodziewał się, że nie zdoła przekonać Dumbledora do zmiany zdania.


Od Autorki:
Nie byłam pewna czy zamieszczać to tu, ale jest to nowela, składająca się z dziesięciu rozdziałów, i zanim to zaczęłam pisać... nie było jeszcze szóstego tomu. W porządku, bycie siostrą denerwuje, więc powiedzcie mi co myślicie.
[color=red][/color]

Ten post był edytowany przez rysiaczek: 29.04.2007 21:15
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kylie
post 29.04.2007 17:34
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 70
Dołączył: 04.02.2007
Skąd: znad Wisły

Płeć: Kobieta



Intrygujące i ciekawie napisane. Snape ojcem Harry'ego...
Znalazłam sporo literówek.
Będą następne części?
Pozdrawiam, czekolada.gif dla ciebie.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
rysiaczek
post 29.04.2007 17:42
Post #3 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 2
Dołączył: 18.02.2007




2 pierwsze rozdziały zdecydowanie nie betowane. Za co przepraszam. obecnie mam przetumaczone 6.

A oto drugi rozdział. Przepraszam za ewentualne błędy i że tyle czekaliście, ale niestety mam teraz straszliwie dużo nauki i nic na to nie poradzę.

Wielkie podziekowania dla Bogdana, bez którego nie dałabym czasami rady.
Amin, tobie dziękuje za zbetownie.



Rozdział 2

Harry został wypuszczony, by skorzystać z łazienki i przyrządzić śniadanie. Potem miał wypielić ogródek i później mógł liczyć na lunch. To „później” nie zostało sprecyzowane, jednak Harry był pewny, że zanim nastąpi czeka go straszna robota.

Na śniadanie nie miał co liczyć.

Dokonując oględzin obrażeń twarzy w łazienkowym lustrze, Harry doszedł do wniosku, że wygląda gorzej niż się czuje. Jego prawe oko było obrzmiałe i napuchnięte, widział nim niewyraźnie, mimo że miał na nosie okulary sklejone taśmą izolacyjną.
Lewe nie wyglądało tak źle, choć okalał je wciąż wielki siniak. Nienawidził myśli o pokazaniu się w tym stanie światu i dziękował Merlinowi, że nikt z czarodziejskiego świata nie może go teraz zobaczyć.

Był tak bardzo zły.

W końcu Harry zrozumiał, że nie dostanie żadnego śniadania ani obiadu, co zmusiło go do zrobienia czegoś o czym myślał już dłuższego czasu. Radził sobie w ten sposób już wcześniej, a teraz potrzebował tego bardziej niż kiedykolwiek.
Pospieszył do ogrodu i niepostrzeżenie wszedł do szopy na tyłach. Rozglądnął się pod pozorem wzięcia łopaty i szybko znalazł ukryte papierosy Dudleya. Wziął kilka, wepchnął je do kieszeniu i wyszedł.

Po chwili mógł już stawić stawić czoła czekającemu go dniu .

Pielenie ogródka było żmudnym zajęciem i Harry zdecydował, że powinien pomyśleć o czymś innym. Ron, Hermiona, Seamus, Neville.
Jego przyjaciele. Czy miał ich wielu? Czy przyjaźniliby się z nim jeśli nie byłby Harrym Potterem? Jeśli miałby całkiem innych rodziców? Jeśli wychowałby się w całkiem innych warunkach? Jeśli miałby rodziców jak wszyscy?
Może. Jednak to niczego nie zmienia i zastanawianie się nad tym nie wróci mu rodziców. Wolałby nie mieć przyjaciół a rodziców. Jednak jest jak jest. Oprócz Syriusza nie miał nikogo bliskiego na świecie. Był Remus, oczywiście. I Państwo Weasley. Wszyscy Weasleyowie. Harry postanowił do nich napisać.
W końcu jakoś wydostanie się z tego piekła.

- Potter! – wuj Vernon przywołał go siebie. – Potrzebujemy kilku artykułów spożywczych. Harry’emu chciało się krzyczeć. Jednak nim zdążył cokolwiek pomyśleć dostał już pieniadze i listę zakupów.
Idąc do sklepu, Harry zapalił zwędzone papierosy ukradzioną zapalniczką i zaciagnął się oddychając z ulgą. Pamiętał czasy zanim poszedł do Hogwartu. Kiedy Josie pracowała w tym małym sklepiku spożywczym. Dawała mu zawsze słodkie drożdżówki, musiała wiedzieć jak było. Oczywiście, nigdy nie powiedziała niczego. Harry był naprawde wdzięczny za te bułeczki i niechętnie akceptował fakt, że uwielbia patrzeć na nią za każdym razem, ale nigdy nie pomyślał, że była zbyt wystraszona i głupia, żeby powiedziec komuś, jak bardzo Harry był zagłodzony.

Cudownie -pomyślał Harry biorąc kolejnego papierosa. Czuł się niesamowicie zrelaksowany, jego kroki stały się wolniejsze, zadziwiające jak bardzo papierosy mogą pomagać.
Doszedł do sklepu, zgniótł peta o ziemię i wszedł do małego pomieszczenia. To nie był jeden z tych sklepów, gdzie Dursleyowie zwykli robić zakupy, ale oczywiście potrzebowali tylko kilku produktów.

Chleb

Jajka

Bekon

„Typowe, chce bekonu, oczywiście. Tłusty bydlak.”
Tak naprawdę nie chciał bekonu, tylko natrzeć spuchnietą twarz Harry’ego. Szesnastolatek pochylił nisko głowę, kiedy wyszukiwał bekon, jajka i chleb i położył je na ladzie.
Starsza pani, która go obsługiwała wzdrygnęła się przestraszona.
„Święty Brutus. Wkurzające…”
- Dzień dobry. – uśmiechnął się radośnie. Sprzedawczyni skinęła mu głową. Spojrzała w twarz chłopca i pisnęła. Harry wyszczerzył się w odpowiedzi, ale prawie natychmiast się skrzywił, to bolało.
- Proszę się nie martwić. Uderzyłem się drzwiami.
„Wiele razy, kiedy byłem młodszy.”
- Mmmm.- odmruknęła sceptycznie staruszka. Suka. Westchnął.
- Nie zawsze jest dobrze słuchać wszystkiego co mówią ludzie. Miłego dnia, życzę. - powiedział, zapłacił za zakupy i wziął torbę.
Starsza pani przyglądała mu się , kiedy wychodził i zamknęła za nim delitaknie drzwi.
Ośrodek Wychowawczy Świętego Brutusa dla Młodocianych Recydywistów? Co do cholery? Jest w ogóle miejsce, które się tak nazywa? Kto chciałby nazwać tak szkołę? Nie wspominając, że jeśli ktoś miałby być „młodocianym recydywistą” czemu miałby być puszczany do domu na wakacje? Ponadto, nigdy nie obraziłem nikogo czymkolwiek. Dudley znęca się nad młodszymi, przeklina i został przyłapany na kradzieży. Ja mówię „proszę” i „dziękuję”, przytrzymuję drzwi przed starszymi ludźmi i zawsze robię zadania domowe, wykluczając momenty, kiedy mój wuj zbije mnie tak, że nie jestem w stanie utrzymać pieprzonego pióra. A mimo to, wszyscy oni wierzą, że jestem recydywistą.

Harry westchnął, decydując się odłożyć kolejnego papierosa, ponieważ zostało mu już tylko dziesięć. Wszedł do chłodnego pokoju i dyskretnie porównał kolor swojej skóry do Dudleya. Był o wiele bardziej opalony.
Nigdy tego nie przyznawał, ale gdy pracował w ogrodzie bez koszuli, zwracał uwagę dziewczyn z sąsiedztwa. Nie był gruby, za to bardzo umięśniony, co było raczej skutkiem ciagłej pracy w ogrodzie niż gry w quidditcha. Jak o tym pomyśleć, wygląda na to, że gracze mają lepszą kondycję psychiczną, ale czemu? Wszystko co robią, to siedzenie na miotłach.
Wypakował zakupy i nagle stwierdził, że nie ma co ze sobą zrobić. Nie czułby się dobrze siedząc w pobliżu wujostwa, wiedząc, że nie minęłoby dużo czasu, a naraziłby się robiąc coś nie tak.
Cokolwiek, do cholery, bym zrobił.
- Dud, herbaty? – spytał kuzyna. Dudley skinął głową, a Harry wziął czajnik. Z przyzwyczajenia nalewał zawsze tyle wody, żeby starczyło dla wszystkich Weasleyów. Jego ręce były zgrubiałe od ciagłej pracy, pokryte zadrapaniami i bliznami, na prawej dłoni głęboko wryły się słowa: „Nie będę opowiadać kłamstw”.
Czerwona skóra sprawiała wrażenie, jakby uległ poważnym poparzeniom w dzieciństwie. Blizna rozciągająca się w poprzek dłoni, była pamiątką z walki w Departamencie Tajemnic.
Nieoczekiwanie poczuł wielką gulę w gardle. Skutecznie zmuszał się, by nie myśleć o swoim ojcu chrzestnym przed 12:56, ale teraz to wspomnienie tak mocno go uderzyło. Przerażony tym, Harry wziął głeboki oddech i zajął się na powrót robieniem herbaty.
Harry wlał herbatę do dzbanka, pozostawił do zaparzenia i właśnie miał położyć go na kuchennym stole, kiedy rozległ się dzwonek u drzwi. Przewrócił oczami.
Otworzę.
Oczywiście, choćby nawet nie chciał, nie miał wyboru. Już dawno zdążył się do tego przyzwyczaić. Tym bardziej się zdziwił, gdy to ciotka Petunia poszła otworzyć. A jeszcze większą niespodzianką było, gdy wydyszała.
- Ty chłopcze… Idź zrobić herbatę.-Harry wzruszył ramionami.
- Dobrze - Poszedł do kuchni.
Nic wielkiego. Ja tylko robię herbatę. Wydaje mi się, że zrobiłem już dosyć, muszę tylko przelać to wszystko do dużego dzbanka. To było o wiele łatwiejsze niż magia.
Westchnął, robił tak, ponieważ był to mugolski zwyczaj. Wziął dzbanek, odrócił się i prawie go upuścił. Ostatni człowiek, którego teraz chciał zobaczyć, jego znienawidzony profesor eliksirów, stał tuż przed nim.
Harry odruchowo złapał dzbanek.
- P-Profesorze - wydusił, położył dzbanek z herbatą na stole i wyciągnął filiżanki. – Cukier, mleko, śmietanka?
Jąkam się? Dlaczego do cholery mówię takie głupoty? To nie w porządkul. To wszystko jest nie w porządku. Dlaczego, do cholery Snape jest tutaj? Dobrze, że pamietałem żeby schylić głowę, nie widział jeszcze mojej twarzy.
- Jestem tu, aby cię zabrać, Potter. Nie chcę niczego w mojej herbacie, poradzę sobie. Nie jesteś służącym. – powiedział Mistrz Eliksirów z ironią w głosie.
Oczywiście, że jestem, krwawy bydlaku. Spójrz na mnie. Zobacz jak jestem ubrany. Czy nigdy nie zastanawiałeś się, dlaczego chodzę tylko w szkolnej szacie? Hmm, myśląc o tym, powinienem poprosić Hermionę żeby wzięła mnie na zakupy do mugolskiego Londynu, jak tylko będę miał dostęp do swoich pieniędzy.
- Nie, sir.- wymamrotał, starając się zasłaniać twarz włosami. Dobrze, że urosły mu przez lato. Snape uśmiechnął się złośliwie.
Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię.
- Potter! – krzyknął Dursley. Harry podskoczył i poparzył się wrzatkiem, który właśnie wlewał do kubka Dudleya. Nie krzyknął jednak, wytarł jedynie mokre ręce o spodnie i zacisnął zęby.
Snape obserował wszystkie jego czynności.
- Tak, sir? - spytał. Starał się aby jego głos zabrzmiał całkowicie neutralnie. Wuj nie mógłby go teraz uderzyć, ale na pewno zapamiętałby, żeby zrobić to później. Snape zabierał go stąd. Mimo to Harry wciąż nie chciał okazywać całkowitego braku szacunku.
- Dlaczego, do cholery jest tutaj ten profesor?- krzyknął wuj.
- Nie mam pojęcia, sir.
Zniknijcie siniaki. Zniknijcie. Proszę, nie chcę by Snape zobaczył mnie z tymi stłuczeniami. Proszę, zniknijcie. Proszę.
- Jestem tu, by zabrać Pottera. Ustalono, że będzie bezpieczniejszy w Hogwarcie – odpowiedział Snape.Twarz Vernona przybrała kolor purpury, Petunia zbladła, a Dudley wrzasnął i upuścił swój kubek.
Harry schylił się, żeby pozbierać skorupy. Ostrożnie wyrzucał je kosza, ale małe drobinki szkła były wszędzie i w pewnym momecie Harry skaleczył się.
Na Boga, to naprawdę mój zły dzień!
- Dlaczego będzie tam bezpieczniejszy? To jakieś oskarżenie? Chłopcze! Co ty naopowiadałeś tym dziwakom?! – wrzeszczał wuj Vernon. Harry westchnął.
- Nic, sir. Nie mówiłem im nic o was. – odpowiedział spokojnie.
Ty hipokryto! Jak śmiesz oskarżać mnie o jakieś nadużycia wobec mojego siostrzeńca? Ja tylko podbijłem mu oczy kilka razy podczas wakacji! Ja tylko go głodzę! Nie nazwałbym tego nadużyciem! – pomyślał złośliwie Harry.
- Masz cholerne szczęscie, że im nic nie powiedziałeś! Bo, gdybym pomyślał, choć przez chwilę, że było inaczej…- Vernon natarł na Harry’ego, który na niego nie patrzył.
- Jakkolwiek uwielbiam patrzeć jak cudowny i sławny Potter jest dręczony przez mugoli, ale mam napięty harmonogram i Dumbledore oczekuje na spotkanie z nami – powiedział Snape znudzonym głosem.
- Sławny?- sapnął Vernon.
- I bogaty. Odziedziczył dwa spadki po bardzo bogatych czarodziejach i jego majatek, składa się z dużej ilości złota. Obecnie jest więc, jak to nazywacie w waszych świecie, milionerem. – poinformował go Snape.
- Słucham? Chłopcze! Nigdy nie mówiłeś nam, że masz jakieś pieniądze! – krzyknął Dursley. Snape posłał mu złośliwy uśmieszek.
- Musimy iść. Potter, weź swoje rzeczy – powiedział Snape, wstając.
- Nie mogę.- mruknął Harry.
- Czemu, Potter? Jesteś tak bezczelny, że myślisz, że ktoś zrobi to za ciebie? – zadrwił szyderczo Snape.
Tak, jestem. Nigdy nie robię nic, tutaj. Siedzę i jestem obsługiwany przez wszystkich wkoło. Oczywiście.
- Są zamkniete w piwnicy, sir.- odpowiedział spokojnie. Snape parsknął zirytowany, i rzucił „Alohomora” na zamknięte drzwi.
- Weź je, i cokolwiek tam jeszcze ci potrzeba. - rozkazał. Harry skinął głową i wziął swój kufer a nastepnie wszedł na góre by zabrać Hedwigę. Kiedy wrócił, zastał Snape mówiącego Dursleyom o jego pieniądzach.
- Tak, rodzina Pottera i jego ojca chrzestnego była dobrze sytuowana, jednak za żadne skraby nie jestem w stanie powiedzieć czemu. Zatem, dostał dwa spadki. Po Blacku i po Potterach.- mówił.
Nawet o tym nie myśl, Harry.
- Wziąłem swoje rzeczy, profesorze.- powiedział szybko Harry. Snape przyjrzał się mu sceptycznie, ale nic nie odpowiedział.
- Stój! Chcę wiedzieć jak dużo pięniędzy Harry’ego dostaniemy! Jako…opiekunowie. – warknął Vernon.
- Nic. Nie jesteście już jego opiekunami i w świetle prawa nigdy nimi nie byliście. Od teraz Harry Potter nie istnieje w mugolskim świecie. I jeśli nie chcesz, żeby zostały zarzucone ci jakieś oskarżenia, jego tu nie było. - odburknął Snape , chwycił Harry’ego za przegub i wyszli.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
marhianne
post 14.05.2007 17:01
Post #4 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 02.03.2007
Skąd: z kosmosu

Płeć: Kobieta



weszłam, zaczęłam czytać i zauważyłam jedną rzecz...
Podoba Mi Się biggrin.gif
naprawdę biggrin.gif:D
parę błędów wprawdzie znalazłam, ale ja nie jestem od ich poprawiania smile.gif
zresztą kto ich nie popełnia ;>
czekam na następną część
pozdrawiam i zostawiam coś w podziękowaniu z to tłumaczonko =>> nutella.gif czekolada.gif

Ten post był edytowany przez marhianne: 14.05.2007 17:02


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tajemnicza
post 26.05.2007 14:36
Post #5 

Prefekt


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 385
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Tureeeek/Poznań

Płeć: Kobieta



Spodobało mi sie =P kurna, spodobalo mi sie i chce wiecej! =P niby takie proste opowiadanie, ale calkiem niezle sie zaczyna =P Kto by pomyslal, z Snape zostanie ojcem Harry'ego =P hehe =) na literówki i bledy nie zwracam uwagi , gdy nie przeszkadzaja i opowiadanie sie dobrze czyta =) dla mnie wszystko w porzadku i czekam na dalsze czesci =D


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 25.05.2024 23:44