Drukowana wersja tematu

Kliknij tu, aby zobaczyć temat w orginalnym formacie

Magiczne Forum _ W Labiryncie Wyobraźni _ Jak powoli pograza sie w mroku cale moje zycie...

Napisany przez: Abaska 14.04.2003 00:06

Od razu ostrzegam, ze ten Fick jest totalnie skopany i nienadajacy sie do czytania. Pisze go, bo musze rozladowac emocje...

14 kwiecien 2003

To dziwne, ze gdy czlowiek cos chce, to nigdy tego nie ma, a gdy mu na niczym nie zalezy, to ma wszystkiego pod dostatkiem... Czemu wszystko jest takie trudne?? No jasne, nikt nie mowil, ze bedzie latwo... Bo nikt nie wiedzial, jak bedzie... Kazdy ma swoje marzenia i Cele, ale rzadko komu udaje sie je osiagnac... Rzadko kto ma Odwage... Rzadko kto ma tyle silnej woli... Wlasciwie to nie wiem, czy ja w ogole mam w zyciu jakis Cel... Nie, chyba nie... Jestem bez Celu... Jestem pozbawiona wszelkiego Sensu... Pusta. Tak, to najlepsze okreslenie mojej wewnetrznej Nicosci... Czy ja czuje?? Czulam... Ale czy czuje teraz? Czy ja istnieje? Odkad dowiedzialam sie prawdy, zaszla we mnie radykalna zmiana... Tak, zmienilam sie... Moje zycie zmienilo sie... Moje wnetrze. Stalam sie Pusta. Stalam sie pozbawiona wszelkich uczuc... Jestem tylko wspomnieniem, ktore tylko przeszkadza ludziom w osiagnieciu ich Celow... Niezamierzenie przeszkadzam... Chce pomoc ludziom, lecz kazdy mysli inaczej. Kazdy patrzy na siebie... Na swoj interes... Swiat egoistow... Rodzice kloca sie na dole. Znow wyzwiska, znow pogrozki, znow sie rozwodza... Znow kloca sie o sprawowanie nade mna opieki. Znow stoje komus na drodze... Znow jestem piatym kolem u wozu... Znow przeszkadzam... Nie musza sie mna opiekowac. I tak tego nie robia. I nie potrzebuje tego. Nie potrzebuje niczego... Jestem tylko roslina, ktora czeka na Czas Zwiedniecia... I ktora wlasnie zastanawia sie, czego jej brak... Brak jej Milosci, brak jej przyjaciol, Akceptacji... Brak jej przede wszystkim drugiej rosliny, lub chodzby zwiedlego liscia... Byleby miec towarzystwo... Byleby lepiej przetrwac Czas Zycia. A pozniej zwiednie. Rozlozy sie, a na jej szczatkach powstanie nowa roslina... Tak samo Pusta, tak samo niepotrzebna jak ja... Moj sobowtor... Nigdy sie nie zastanawialam, czy naprawde istnieje ktos taki jak prawdziwy sobowtor. Jakie jest znaczenie tego slowa?? Kiedy bylam mlodsza wierzylam zawziecie, ze zrodlem wszystkich moich niepowodzen sa po prostu niepowodzenia mojego sobowtora... Ze to jego wina... Nie moja... Jego... Bo ja nie istnieje naprawde. Ja po prostu jestem. Trwam. Niczym kolek. Stoje w miejscu. Rozwijam sie umyslowo i fizycznie, ale nie o to wciaz mi chodzi... To moja dusza laknie pomocy... Ale nikt nie rozumie... Nie potrafi... Tak jak nie potrafi zwrocic uwagi na jedno male ziarenko piasku, gleboko zakopane pod milionem innych... Przesadzilam... Lubie przesadzac... Ale czy jest milion ziaren piasku podobnych do mnie?? Czy sa tak samo... puste?
Koncze, poniewaz klotnia umilkla i zaraz wejda rodzice zadawajac pytania typu z ktorym z nich chce mieszkac... Co odpowiedziec?? Nic... Przeciez jestem pusta...

-------------------------

Jezeli ktos to przeczytal, to go podziwiam...

Napisany przez: Draco 14.04.2003 07:27

Takie literackie użalanie się nad własną egzystencją... unsure.gif smile.gif.


Ee... jeszcze jedno... dat nie pisze się: 13 kwiecień, 18 maj, a 13 kwietnia, 18 maja wink.gif.

Napisany przez: Villemo 14.04.2003 08:32

nie za dużo tych wielokropków? happy.gif
i to pisanie z Wielkich Liter ciut irytkuje happy.gif - czy te elementy są konieczne?

Napisany przez: Abaska 14.04.2003 12:24

Hmm... Wielokropki to tak jakby... jakby to tu nazwac... Przemyslniki <jak to inaczej nazwac?? biggrin.gif> Ale postaram siem, zeby bylo ich mniej... A jak Duze Litery irytuja, to wieszosc ich wyklucze <ale nie wshystkie>.

Napisany przez: Jade^_^ 14.04.2003 16:04

wlasnie pzeczytala Twoj fick i musze powiedziec, ze...mi sie spodobal..
jest w nim pelno melancholii, odczuc (raczej tych negatywnych niz pozytywnych), a przede wszystkim sklania do przemyslen (przynajmniej u mnie tak bylo)..
pozostaje pytanie..kiedy next part??

Napisany przez: avalanche 14.04.2003 16:34

widze że rzeczywiście w tobie nabuzowało złą energią.........czy to było jednorazowe czy raczej zamierzasz kontynuuować?.......co do tekstu .......wszędzie te kropki laugh.gif ale ja też tak piszę więc jest oki.....będą z ciebie ludzie wink.gif

Napisany przez: Abaska 14.04.2003 19:57

15 kwiecien 2003

Zamieszkam z mama. Ojciec spi, wiec mama szybko i zrecznie wziela najpotrzebniejsze rzeczy. Chcialam go obudzic, aby nas zatrzymal, ale nie zdolalam...Znow przeprowadzki, znow droga do nikad... Przeprowadzamy sie juz po raz szosty. Nie wiem po co, nie wiem czemu. Wczoraj klotnia przeniosla sie do mojego pokoju. W nocy nie moglam spac. W szkole znow smiali sie z mojego sposobu bycia. To juz nie zycie. To fikcja. To zdeptanie rosliny. Wlasnie tak sie czuje. Zdeptana... Jedziemy samochodem do mieszkania mamy. Mowi cos do mnie, ale ja siedze z tylu i nic nie slysze. Nie chce slyszec. Po prostu jej slucham, ale nie rozumiem jej slow. Bo jest roznica miedzy sluchaniem, a slyszeniem... Tak jak jest roznica miedzy zyciem a smiercia. Nie wiem, co jest lepsze: zycie czy smierc... Dla niektorych z pewnoscia to pytanie jest bezsensowne... Dla mnie nie. Czemu samobojcy odbieraja sobie zycie?? Uciekaja od samych siebie?? Czy po prostu chca pokazac, ze sa niezalezni? Czytalam kiedys list pewnego samobojcy... Bylo w nim cos, co zwrocilo moja uwage...Pisalo w nim: "Smierc przez samobojstwo jest najpiekniejsza... O naszym zyciu decyduja inni, o smierci decydujemy sami...". Znam, a raczej znalam tego samobojce. To byl moj pzyjaciel, choc nawet nie zdawal sobie sprawy, jak wiele dla mnie znaczy... Olgierd. Byl tak samo zagubiony, tak samo pusty jak ja. I choc starszy o cztery lata, mniej roztropny i bardziej wybrykowy ode mnie byl dla mnie kims w rodzaju autorytetu. Imponowal mi. Jego nieustanna walka z samym soba, ucieczka przed nieznanym... I nagle znow czyjes zycie zawalilo sie. Umarl... Nie chcial czekac do Czasu Zwiedniecia... Poddal sie kropli deszczu... A przeciez jest nieskonczenie wiele takich kropli... Nieskonczenie wiele niepowodzen... Nieskonczenie wiele chwil, w ktorych zycie moze nas albo uszczesliwic, albo pograzyc... "Nasze zycie zalezy od innych"... Kim sa ci inni? Inni to ludzie... Kieruja nami, wywieraja wplyw na to, co bedzie... Dlatego zycie jest takie podle... Bo ludzie sa podli... Klamliwi, zlosliwi... Nie rozumiem ich. Nie rozumiem wielu rzeczy. Moze nie chce? Nie wiem... A moze to one nie chca... Te rzeczy... Moze czlowiek jest stworzony po to, by zyc w klamstwie, fikcji... Moze to Przeznaczenie... Albo po prostu jedno wielkie bagno... Zyje w takim bagnie. Kiedys Tania powiedziala mi na pocieszenie: "Nie martw sie, Calen. Zapamietaj: Zycie to bagno, przy ktorym czlowiek jest jak kamien spadajacy na samo DNO"... Tania zawsze umiala ubrac w piekne slowa to, co mysli... Ale Tanii juz nie ma. Wyjechala do Francji, na stale... Pisalam do niej, ale jej rodzice zakazali Tanii utrzymywania ze mna kontaktow. Wciaz ja sprawdzaja, wciaz kontroluja... Tyle tylko zdolalam wywnioskowac z jej ostatniego listu do mnie... Napisala go potajemnie, w sekrecie. Wiem, ze mialaby klopoty, gdybym odpisala, wiec nie odpowiedzialam jej... Ale mimo to tesknie. Nie ma juz osoby, ktorej moglabym sie zwierzyc, ktoraby mnie rozumiala... Matka? Ona jest wciaz zajeta wlasnymi sprawami... Ojciec? Zabiegany, nerwowy, spontaniczny... Nie mam w nich oparcia... Nie mam oparcia w nikim...
Kto to jest, ten gosc w samochodzie? Mama pomachala do niego przez szybe... Usmiechnal sie... Mama zaprasza tego mezczyzne do srodka <wyszla juz z samochodu>. Musze konczyc... Myslenie nie pomoze mi w promiennej prezentacji moich zebow, jak przystalo na grzeczna, wzorowa coreczke z dobrej rodziny... Teraz wiem, ze Olgierd mial racje... Nasze zycie zalezy od innych...

Napisany przez: Mara 14.04.2003 20:04

Heh...ten fick jest mądry podoba mi się przedstawia wiele prawd...na prawdę to juz coś..

Napisany przez: Psychopatka 14.04.2003 20:13

Jak kto snapisze o tym ficku < JEJU SUPER!! CHCE NEXT PARTA!> to bede kasowac bezlitosnie! A czemu? Bo nad tym PAMIETNIKIEM trzeba chwile pomyslec... inna sprawa jest to ze nie wszyscy mysla nad tym co czytaja... przeleca wzrokiem i pisza " jeju fajnie!"... moze po prostu nie rozumieja? NIe wiem... powinnam oceniac to krytycznie, czepais si ebledow itp... nie... jakos za duzo w tym uczucai i bolesnej prawdy, dobrze ze cso takiego znalazlo sie na forum. Pozdrawiam Abaske.
P.S. No dobra... staraj sie stawiac mneij wielokropkow... takei pourywane zdania utrudnaija czasem czytanie. Pozdrawiam

Napisany przez: Mara 14.04.2003 22:04

Jesu zaraz tego postu nie bedzie bo jak można określać coś mianem "Fajnego" jesli sie tego nie przemyśli. Tu jest bardzo dużo prawdy. Takie fiki są do myślenia a nie do pisania....czasem ludzie pomyslcie co piszecie zeby nie być uważanym za głupka przez innych ja niestety Ciebie uważam w tym momencie za taką bo nie umiesz dostrzec czegoś w tym ficku...widac ze nie czytałas postu psychopatki

Napisany przez: Psychopatka 14.04.2003 22:13

No ba... a komu by sie chcaiało stosowac do wypocin starej gderliwej Psycho co? Ale was zasmuce... sluchacie, nie sluchacie... posta i tak skasowalam. A opowiadania nie zapisuej w Wordzie, tylko dl atego... ze bdybym kazde dobre opowiaadnie chcaiaB zapisywac to bym miala tego tyle ze by mnie utopilo. Wybieram wiec tylko te naj naj naj naj leprze... kto wie... moze i ten pamietnik dojdze do tego grona.

Napisany przez: Abaska 15.04.2003 16:14

Dzisiaj wkleje nasteonego parta <kontynuacje tamtego dnia>. NIe bedzie super dlugi, bo jest zbyt piekna pogoda, a to nie sprzyja zbytnio rozmyslaniu ^^ Ten part bardziej opowiada o zyciu Calen, niz o jej rozmyslaniach...


***

Mezczyzna nazywa sie Piotr. Podobno jest przyjacielem mojej mamy juz z czasow studiow. Dziwne wiec, ze wczesniej go nie widzialam... Dziwne, ze w ogole nie wiedzialam o jego istnieniu. Od czasu moich narodzin, od 14 lat nie widzialam najlepszego przyjaciela mojej wlasnej matki... Nic w tym jednak dziwnego, przeciez nigdy nie mialam z nia blizszych kontaktow. Ani z ojcem. Z nikim... Moze tylko z Tania. Ale ona odeszla... Nawet nie mam sily tego wspominac. Nie wiedzialam, ze odejdzie. Nikt nie wiedzial... Nawet ona. Po raz ostatni widzialysmy sie w piatek. Byla u mnie w domu... Rozerwala swoje ukochane koraliki na 2 czesci i zalozyla mi jedna czesc na przegub reki. Nastepnie ja pomoglam jej z zalozeniem drugiej polowki na jej reke. "Pamietaj, ze nie wazne, co sie stanie, zawsze bede przy tobie" - to byly jej ostatnie slowa skierowane do mnie. Nie "pa", nie "na razie"... Tylko to jedno zdanie, ktore znaczy dla mnie wiecej niz cokolwiek innego... W poniedzialek juz jej nie bylo. "Wyjechala z rodzicami do Francji" - oznajmila nam po weekendzie zaskoczona nauczycielka. - "I watpie, zeby kiedykolwiek wrocila". Pani sie nie mylila. Po jakims czasie klasa zdawala sie powoli otrzasac z szoku. Ale nie ja. Plakalam po nocach, nie moglam spac. A moja matka nic nie zauwazyla. Nikt nie zauwazyl. Wszyscy mysleli, ze mam po prostu zly humor. A owy "zly humor" mialam prawie codziennie... Pamietam tylko, ze kiedys przyjaciolka matki powiedziala: "Cos sie z ta twoja corka dzieje... Takie z niej kiedys bylo radosne dziecko...". Wtedy to wlasnie moja mama po raz pierwszy <i ostatni> w zyciu zauwazyla, ze nie umiem cieszyc sie zyciem. Bo nie umiem. Umialam. Ale nie umiem. Po tej uwadze owej przyjaciolki mama poslala mnie do psychologa. Nawet lubilam tam chodzic, choc sie wstydzilam. Potem poznalam Tanie, wiec mama zdecydowala, ze wizyty nie sa juz potrzebne. Bo nie byly... Ale teraz chetnie bym sie tam wybrala. Moj psycholog byl madry i sympatyczny, rozumial mnie... Czy mooge go uznac za przyjaciela? Nie, chyba nie... To tylko jego praca... A co do przyjaciol... Nie podoba mi sie ten Piotr. Wciaz opoowiada, jaka to ja jestem cudowna... Ze po mamie... Nie zgadzam sie z tym... Moja mame znam tak jak obca osobe, nie wiem o niej prawie nic oprocz tego, ze rano okolo 8.00 zawsze ma byc wolna lazienka bo mama musi przez godzine zdazyc sie "upiekrzyc". Tylko to o niej wiem. Ale zdaje mi sie, ze Piotr wie o niej o niebo wiecej. Znaja sie dluzej... I choc przez prawdopodobnie 14 lat nie mieli ze soba kontaktu, to najwyrazniej wcale im to nie przeszkadza... Ale mi tak...
Przed chwila Piotr zaproponowal, bysmy wybrali sie do ZOO. Matka zgodzila sie bardzo chetnie i rozkazala mi szykowac sie do wyjscia. Nie rozumiem jej. Jeszcze wczoraj tak bardzo kochala ojca, a dzisiaj udaje, ze wcale go nie zna? Ze nie jest jej przykro? Moze nie jest... Moze ona tez po prostu jest... Tak jak ja. Jak roslina bez uczuc, a raczej jak roslina, ktora uczucia stracila... Nie, raczej nie... Bo rosliny przynajmniej sie rozumieja... A mi do zrozumienia mojej matki brakuje wiele. I pewnie nawzajem. Musze juz isc. Isc... Tylko to mi pozostalo... Tak, tylko isc przed siebie.

Napisany przez: Abaska 15.04.2003 17:32

Z tym "musze juz isc" to bylo "isc do ZOO", jakby co happy.gif A z tym "nic wiecej nie pozostalo" to tylko dopowiedzenie ^^

Napisany przez: avalanche 15.04.2003 18:25

Abasiu obiecałam ci że skomentuje i prosze jestem tongue.gif ( a co myślałaś że cie tak zostawię? biggrin.gif ) szczególnie podobał mi sie ostatni part, taki poruszający.....wiele mówi o odczuciach bohaterki, co czuje po stracie przyjaciółki, jak reaguje na starego przyjaciela matki i jak owa bliska osoba wydaje sie jej taka daleka, taka obca, zupełnie jakby nie było jej w jej życiu, sprawiającej wrażenie goście w jej życiu......bohaterka nie może zrozumieć postępowania matki...zadaje sobie pytanie dlaczego zapomniała o kimś kogo onie kochały kiedyś razem ....ojca.....i co sie stało z jej rodziną......bohaterka przeżywa trudny okres w życiu.....myślę że bardzo poważnie podeszłaś to tego aczkolwiek trudnego tematu.........umiałaś go bardzo dbrze przedstawić.....dobrze że piszesz tu dużo o uczuciach bohaterki....to bardzo ważne co czuje, co myśli......przedtawiłaś bardzo jasno jej sytuację.......co tu dużo mówić gratulacje Abasiu, bardzo podoba mi twój ff, kontynuuj go bo naprawdę warto.....a i temat nie jest głupi, więc podwójnie warto......będę komentować w miare możliwości jak chcesz (wiem że tak - moja skromność laugh.gif ).....jeszcze raz powodzenia tongue.gif

Napisany przez: Mara 15.04.2003 19:27

Ten fick sprawia ze az sie myśli...o ludziach którzy to przeżywają...a ska tacy ludzie...smutne jest to ale prawdziwe..

Napisany przez: Ling 15.04.2003 19:54

ten fick naprawdę robi niezłe wrażenie. jest inny niż wszystkie, które do tej pory czytałam. tutaj zawarta jest nie tylko treść, ale też uczucia, przemyślenia... kiedy to czytam po części czuję jakby to było o mnie...

Napisany przez: Abaska 22.04.2003 14:51

Cos trace wene... no ale postaram sie wklejac te party jako tako w miare szybko happy.gif Milego czytania!


16 marzec 2003

W Zoo bylo niezbyt interesujaco... Niezbyt to malo powiedziane. Mama i Piotr byli zbyt zajeci soba i nie zwracali na mnie najmniejszej chocby uwagi. To tylko utwierdzilo mnie w przekonaniu, ze jestem nikim. Tak jak te wszystkie zwierzeta. One sa w tym Zoo tylko na pokaz. Ja jestem w mojej rodzinie tylko na pokaz. One musza byc posluszne tak jak ja musze byc posluszna. Ale na nie chociaz ktos od czasu do czasu zwraca uwage. A na mnie? Na mnie nie. Jestem jak cien, ktory boi sie ciemnosci, kiedy to musi zniknac i na nowo wyczekiwac dnia. A ja jestem wlasnie w takim stanie. Wyczekuje dnia. Jestem pograzona w ciemnosci, a istnieje tylko dzieki nadziei. O tak... Tak jak czlowiek rzuca cien i jak cien istnieje tylko dzieki czlowiekowi, tak i ja zyje tylko dzieki nadzieji. Ale ona wkrotce wygasnie. Bo ilez mozna czekac na lepsze jutro? Ile mozna tkwic w mroku? Ile? Ja tkwie w nim od poczatku... Od moich narodzin. I tylko od czasu do czasu moja nadzieja zapala lampke, abym mogla pokazac, ze istnieje. Nic wiecej. Nic. A najgorsze z tego wszystkiego jest to, ze matka i Piotr coraz bardziej maja sie ku sobie. Nie wierze w to, ze przez 14 lat nie utrzymywali ze soba kontaktow. Matka wie o nim wszystko i on wie wszystko o niej. Za to ja nie wiem nic o zadnym z nich. Bledne kolo. Bledne zycie. Bledna pustka... Czemu tata nie spotkal nas w Zoo? Czemu mnie z tamtad nie wzial? Czemu? Jest tyle rzeczy, ktorych nie rozumiem... Swiat dzieli sie na dwie czesci: na rzeczy, ktorych nie rozumiemy i te, ktorych nigdy nie zrozumiemy. Czemu umarla Sara? Nigdy jej nie znalam. I juz nigdy jej nie poznam. Rodzice to przede mna taili... Nie wiem gdzie jest jej grob... Malutki grob... Nie wiedzialam nawet o jej istnieniu. Dopiero niedawno odkrylam zakopany gleboko pod ziemie pamietnik matki. Po co go zakopala? Zeby ukryc prawde? Chyba tak... Przeciez nic nie rani tak jak prawda... Ale moze lepiej by mi bylo ja zniesc, gdyby zyla Sara... Gdyby zyla moja blizniacza siostrzyczka... Czemu umarla podczas porodu? Przez glupi blad lekarza. A czemu lekarz popelnil taki blad? Jaka byla jego przeszlosc? Czy zrobil to ze zdenerwowania, czy z nieuwagi? Moze byl zbyt rozkojarzony, aby przeprowadzic porod? Moze wydarzylo sie cos, co nie dawalo mu skupic sie na operacji... Moze... Moze jest jeszcze wiele osob, ktore nigdy nie dowiedzialy sie o istnieniu swojego blizniaczego rodzenstwa? Nie moge o tym myslec. Nie potrafie. Moze gdyby zyla Sara, byloby mi latwiej... Mialabym kogos do rozmowy.... Gdyby zyla Sara...


PEES: Przepraszam, ze tak malo... No i ten part bardziej opowiada o rodzinie Calen, niz o jej odczuciach biggrin.gif

Napisany przez: Abaska 22.04.2003 16:34

17 marzec 2003

Po raz pierwszy poruszylam z matka temat Sary. Nawet nie wiem jakim sposobem udalo mi sie z nia porozmawiac... To jakis cud. A zaczelo sie od negocjacji. Chcialam odwiedzic tate. Nie mam z nim kontaktu, a chociaz nigdy nie mialam w nim jakiegos oparcia, to jednak za nim tesknie. Dziwne jest to wszystko. Kiedy jednak matka stanowczo odmowila, wykrzyczalam jej w twarz wszystko, co mysle o tajeniu przede mna smierci Sary. Byla wstrzasnieta wiadomoscia, ze w jakis sposob sie o tym dowiedzialam. Nie mogla mowic ze zdenerwowania. Po prostu usiadla na krzesle i poprosila mnie, zebym sie dosiadla.Opowiedziala mi cala swoja historie. Po raz pierwszy spojrzalam na swoja matke innym okiem. Po raz pierwszy ujrzalam w niej... czlowieka. Dowiedzialam sie, ze Sara byla za slaba, zeby przezyc. Ze nie miala zadnych szans. Byla za slaba... Te slowa wciaz obijaja mi sie o uszy. Nie miala zadnych szans... A czy ja mam jakies szanse? Moje relacje z matka ulegly naglej przemianie i czesto z nia rozmawiam, ale nie o rzeczach powaznych. Mam szanse... Wlasnie ja dostalam. Teraz moge sie wybic. Musze obudzic nadzieje, aby zapalila pstryczek w lampie... Musze... Dla siebie. Dla Sary. Dla mojej przyszlosci.

Napisany przez: Mara 22.04.2003 19:32

No nieźle nareszcie cos włozyłaś...dobrze napisane...to przeciez jakby notatki jakiejs dziewczyny a tu nie mozna spodziewać sie perfekcji...dlatego mi sie podoba

Napisany przez: Tajemnicza 22.04.2003 21:33

Ogólnie nie za bardzo lubię pamiętnki ale ten jewst wyjatkowy. Taki ciekawy inny niż wszystkie. Mam nadzieje ze tio fikcja, a nie prawda. Raczej tak jest smile.gif Ten fcik daje od myślenia. Tu są przeprowadzane myśli jak wiele z nas robi. Za użmy, miałam kiedys takiego dołka, ze a anglelskim zaczełam gadac ze ja nikogo nie bchodzę ze jestem nie potrzebna ze pojade do warty itp. Ale przeszło smile.gif Bardzo ciekawi mnie ten pamętnik. Czekam na next parta!!

Napisany przez: Abaska 25.04.2003 16:28

Dobrze, poprawie sie, Dan... A teraz parcik...

18 marzec 2003

Nie moge w to uwierzyc!! Odbudowalam kontakty z moja matka, w szkole coraz lepiej... Magda zaczela sie do mnie odzywac, ale ja pamietam, jaka byla dla Tanii i ze wzgledu na lojalnosc wobec przyjaciolki nie mooge sie za bardzo wtajemniczych. A to jest naprawde trudne, tym bardziej, ze jestem coraz bardziej zauwazana w klasie... Ba, w calej szkole!! Dzis anglistka we mnie uwierzyla i dala mi malutka rolke w przedstawieniu na Dzien Angielski... Ale to mi w zupelnosci wystarczy. Rozpiera mnie duma, szczescie... Szczescie... Kiedy ostatnio uzylam tego slowa? Kiedy ostatniom razem bylaom szczesliwa? Kiedy bylam z Tania... Kiedy... Nie. Nie moge tego teraz rozpamietywac... Nie teraz. Nie teraz, kiedy odbilam sie od dna. Nie teraz. Pamietam przyslowie chinskie: "Nie sztuka jest nigdy nie upadac. Sztuka jest po kazdym upadku podniesc sie i isc dalej". Czyli ze dokonalam cudu!! Wstalo slonce, abym mogla istniec... Na jego czesc spiewaja ptaki... Nie, to nie ptaki... To moja dusza... Cos sie zmienilo... Nie, nie cos... Wszystko!! Jestem tak szczesliwa, ze teraz najchetniej wybieglabym na podworko i biegala wokol domu... Moja matka ze mna rozmawia, odbudowuje swoja pozycje w klasie, jastem szczesliwa... SZCZESLIWA!! A teraz, nie zwazajac na wszystko ide dac upust swojej energii!! Ide pobiegac... A po poludniu obiecalam Mackowi pomoc mu w zadaniach z matmy... Teraz czuje, ze zyje... Ze oddycham pelna piersia... Saro!! Gdybys byla tu przy mnie stalabym sie najszczesliwsza osoba na swiecie!! Kocham Cie!! Kocham!! Tego slowa tez od wiekow juz nie uzywalam... I wreszcie jest pora! Teraz... Zaraz... Zaczynam nowe zycie!!

Napisany przez: Wiola 25.04.2003 17:18

piekne..pisz wiecej i sszybciej
w koncu dalas cos optymistycznego (=
mam uwage.. powinnas wklejc dluzsze party
pozdro

Napisany przez: Abaska 26.04.2003 18:51

27 kwiecien 2003

Dzis sa urodziny Kory. Ach, przeciez jeszcze nic nie napisalam o Korze!! To dziwne, ale kiedy wszystko uklada mi sie jak nalezy, po prostu pisanie pamietnika nie jest mi juz potrzebne... Nie tak jak kiedys. Kiedys byla noc, dzisiaj jest dzien. Tylko czasem podczas dnia pada deszcz. A padal on podczas swiat Wielkanocnych, czyli tydzien temu. Wtedy spotkalam sie z ojcem po raz pierwszy od tamtej wyprowadzki. Tesknilam za nim. On twierdzi, ze on za mna tez... Ale jakos trudno mi w to uwierzyc... Powiedzial bowiem, ze juz od dawna sa z mama w separacji i nie mowili mi tylko ze wzgledu na moj owczesny stan psychiczny. Ze niedlugo bedzie proces sadowy w sprawie opieki nade mna. Wtedy to nie byl deszcz. To byla ulewa. I choc Kora wspierala mnie jak mogla, nic to nie dawalo... Nic. I znow ozyly dawne wspomnienia, znow ozyla Sara... Nie, ona nie ozyla. Ozyla pamiec o niej. Czasem probuje wraz z Kora namalowac moja siostre. Jeden z rysunkow wyszedl nam bardzo ladnie. Wiem, ze Sara, jak na moja blizniaczke przystalo, mialaby ciemno-blond wlosy i granatowe oczy. I ze bylaby bardzo piekna, zeby uzupelnic moja brzydote. Chociaz... Co ja mowie? Przeciez postanowilam polubic siebie... I taki mam wlasnie zamiar!! Polubie siebie! I stane sie taka piekna jak moja siostra!! Wierze w to!! Wierze w siebie! Uwierzylam! Uwiezylam, ze mozna wierzyc... Naprawde zaszla we mnie olbrzymia przemiana... Tak wiec teraz z okazji mojego uwierzenia oglaszam wszem i wobec: Wiara czyni cuda!!

Napisany przez: Ling 27.04.2003 10:29

ta przemiana bardzo ładnie Ci wyszła. i nie przejmuj się, że party są krótkie. lepiej, żeby były krótkie i porządne niż długie i byle jakie. zresztą na długie trzebaby dłużej czekać. więc pisz jak Ci wygodniej smile.gif

Napisany przez: Anka 27.04.2003 18:36

Podobało mi się, naprawdę super klimat. Dobrze, że wreszcie jest szczęśliwa. Zawsze po deszczu wychodzi słońce... Tylko mam wątpliwości, czy zawsze tak dobrze piszesz, czy np. gorzej byłoby gdybyś napisała opowiadanie. Bo pamiętnik ma inne prawa. Możesz w nim popełniać takiego błędy jakich w opowiadaniu nie.

Napisany przez: Abaska 11.05.2003 01:24

No i next part... Specjalnie dla Wioli ^^ Obiecalam, ze wkleje go dzis, ale dzis w nocy chyba tez sie liczy?? ^^Nie bedzie tak dobry jak poprzednie, ale coz...



11 maj 2003

Przeczytalam ten pamietnik... Jest dziwny... Razem z Kora go na zmiane czytalysmy. No i ona sie ze mnie zaczela smiac, ze jestem nienormalna, jesli mysle, ze jestem roslina i ze te moje wszystkie porownania sa smieszne. Czy ja wiem? To sa moje odczucia, a nie jej... Ale kiedy sprobowalam sie jej niesmialo sprzeciwic, nagle stala sie strasznie drazliwa. Powiedziala, ze nie wie, po co ona tu w ogole jest, po czym wybiegla z mieszkania, zatrzaskujac drzwi. Czasem to ja jej po prostu nie rozumiem. No, ale coz... Wiekszosc ludzi na tym swiecie sie nie rozumie... Tak, swiat to jedno wielkie nieporozumienie. Chociaz watpie, czy gdybysmy mieszkali na ksiezycu byloby inaczej. To ludzie sa jacys dziwni. To nie swiat... Probowalam zaczac nowe zycie... I calkiem niezle mi to wyszlo... Tyle ze ja ciagle gram... Tak, wlasnie w taki sposob mozna to nazwac... Odgrywam role swojego zycia... Kto wie, czy nie ja jedna... Przeciez jest wiele dziewczyn na swiecie nazywajacych sie Calen i przezywajacych taka sama sytuacje... Ech, kogo ja tu oklamuje? Przeciez wiem, ze jest jak jest i nikt nie ma nic identycznego... Roznimy sie chocby przeszloscia... Ciekawa jestem, co teraz robi Sara... Przyglada mi sie z gory? Moim wszystkich zwyciestwom i porazkom?? Co ona o mnie mysli?? To samo co Kora? Jezeli wszyscy tak mysla, to moze ze mna naprawde cos jest nie tak? Moze naprawde cos mnie rozni od innych ludzi? Bo od mojej matki to mnie wszystko rozni... Ostatnio ubrala sie w mini i poszla tak na miasto... Ja bym tak nie mogla... Wole skromne ciuchy choc matka wciaz probuje mnie zmusic do noszenia falbanek. Nie daje sie. Przeciez kazdy moze miec swoje zdanie na ten temat... A kiedy mowi mi, ze wygladak jak scierka do podlogi w zwyklych jeansach i bluzie, powtarzam sobie w duchu: "Nie liczy sie to, co na zewnatrz, ale to, co nosimy w srodku". To mi naprawde pomaga. Bo to prawda. NIc nie pomaga tak, jak prawda... Prawda to najlepsze lekarstwo na krzwde i bol... Przynajmniej ja tak uwazam. Wiele osob twierdzi, ze prawda mooze ranic... Owszem. Ale rani jeszcze bardziej, gdy zostanie utajona i dziwnym trafem ujrzy swiatlo dzienne. Wtedy dopiero boli. Wiem cos o tym. Tak bylo z Sara... Z pamiecia o niej. Teraz na pewno bylaby bardzo szczesliwa osoba, podobnie jak ja. Ojciec powiedzial mi, ze Sara byla silniejsza ode mnie i dziwne, ze to ona umarla, a nie ja. A to wcale nie dziwne. Sara byla bohaterka i poswiecila sie za mnie. Wykazala sie prawdziwa odwaga i szlachetnoscia. Bo ja bylam po urodzeniu w istocie trzy cwierci od smierci. Ale co do tej silnosci... Gdyby zyla Sara, bylaby "szefowa" mnie, a ja bylabym podlegla. Czy lepiej cale zycie byc w cieniu siostry, czy lepiej, zeby jej nie bylo? Zdecydowanie to pierwsze.Ona by mi doradzila, co jest lepsze, pocieszylaby mnie w trudnych sytuacjach i zawsze podczas sprzeczek rodzicow mialybysmy siebie nawzajem. A tak to pustka. Nie mam nikogo takiego, Kora robi sie w stosunku do mnie coraz bardziej oschla, a matka patrzy na mnie, jakbym byla piatym kolem u wozu. Co ja na to moge, ze zyje?! Wczesniej z moja matka nie bylo tak zle, ale od tygodnia doslownie kazda wolna od pracy chwile spedza z Piotrem. Tlumaczy sie, ze on ma dobre znajomosci wsrod najlepszych adwokatow i wogole. Ale ja jej nie wierze. Bo niby dlaczego w takim razie u nas nocowal? No, nie spal z moja mama, ale... Cos mnie niepokoi. Zachowuja sie jak stare malzenstwo. A gdy mowie o tym tacie, on odparowuje, ze to jest jej zycie i niech sobie je psuje, jak chce. Nie ma to jak roztac sie w przyjazni... Dorosli sa dziwni... Chociaz, ja tez jestem na swoj sposob dziwna... Wszystko jest dziwne. Czy jest ktos na tym swiecie, kto zna wszystkie jego (swiata) tajemnice?? Chyba nie...
Jestem zmeczona, wiec koncze. mam nadzieje, ze Kora nie jest na mnie obrazona... Mam nadzieje, ze chociaz ona sie ode mnie nie odwroci... Bo tak robia wszyscy po koleji... Albo mi sie zdaje, albo swiatlo mojego slonca powoli przyslania chmura....

_____

PEES: Od dzis sie poprawiam i pisze czestsze party ^^

Napisany przez: Abaska 11.05.2003 14:11

Wiolu, to nie zadne wielkie wydarzenie ^^ Troche sie zawstydzilam ^^ Ale zauwazylam, ze sie psuje z parta na part... Coraz gorzej... sad.gif I nawet mi noc nie pomoze ^^ Avalanche, co ci sie snilo? Quicksilver?? biggrin.gif


12 maj 2003

Jest gorzej, niz myslalam... Kora sie ode mnie odwrocila... Czy to jest koszmarny sen, czy jawa? Teraz caly dzien trzymala sie z Mela i Christina... Chyba robila mi to specjalnie na zlosc, bo przeciez wie, ze sie z tymi dziewczynami ciagle gryze, taka glupia to ona nie jest. Nie wiem, wszystko powoli traci sens. Na kazdym kroku widze, ze klasa coraz bardziej sie mnie wypiera. Znowu. I znowu bede przezywac to samo pieklo... Chyba juz rozumiem, dlaczego Kora chciala sie ze mna "przyjaznic"... Bo bylam wtedy popularna. Ale mimo wszystko faktem jest, ze Mela i Christina sa bardziej "na topie" niz ja. Watpie czy ja wogole bylam kiedys taka. A moze Kora po prostu czula sie samotna? Nie wiem. Trudno jest zrozumiec ludzi. Wiem, ze sie powtarzam, ale nie umiem inaczej opisac tego, co wciaz nie daje mi spokoju. Musze chyba gdzies wyjechac... Daleko, zeby nikt nie wiedzial, gdzie jestem. Najlepiej do Francji. I zamieszkac niedaleko Tanii. Zmienic dane osobowe, zapisac sie do szkoly, zamieszkac u bezdzietnego malzenstwa... Nie, co to, to nie. Nie chce mieszkac z jakas para... Lepiej z kobieta o golebim sercu, ktora mnie bedzie rozumiec... Ktora bedzie moja przyjaciolka i zastepowac mi bedzie mi mame... Bo moja matka zawsze byla w stosunku do mnie taka... falszywa... Nie wiem, jak to mozliwe... Ale tak samo jest z ojcem. Oboje udaja, ze tak bardzo mnie kochaja, ze jestem ich najlepsza coreczka i w ogole. Ale widze, ze jestem im niepotrzebna. I choc moja matka od zawsze chciala miec szczesliwa rodzine ze wzgledu na swoje straszne dziecinstwo, stworzyla tylko wizje takiego domu. Kiedys mi mowila, ze dom to nie tylko cztery sciany i ze mam byc w koncu normalnym domownikiem. Ale dziwne, ze dla mnie dom zawsze byl jedynie budynkiem. I w dodatku nie byl bezpieczny. Nie jest bezpieczny. Czemu tak jest? Nie wiem. Wlasnie mama krzyczy na mnie, ze nie posprzatalam pokoju. To juz codziennosc. Ale ona nie patrzy na siebie... Bo tak naprawde jestem bardziej porzadna od niej. Ktos kiedys powiedzial: "Ludzie sa jak oczy, innych widza, siebie nie". Mial stuprocentowa racje...


Napisany przez: Abaska 15.05.2003 16:43

15 maj 2003

Dzis mialam nieprawdopodobnie trudny sprawdzian. Do tego nic nie wiedzialam, bo tego nie rozumiem... Obawiam sie, ze moje oceny sa rownie nieodpowiednie jak moje zachowanie wczorajszego dnia. Dalam sie poniesc emocjom. Najczesciej po prostu ignoruje osobe, ktora mnie obraza, teraz jednak nie umialam... Bo obrazila mnie Kora. Powiedziala na glos:"Och, Calen!! Jak tam twoj dziennik?? Dasz poczytac? Bo wlasnie rozmawialysmy o tym debilu - Olgierdzie, czy jak mu tam...". Te slowa nie bolaly by tak bardzo, gdyby nie plynely z jej ust. Nie wiem, co jej takiego zrobilam. Chociaz ona nigdy sie przede mna nie otwierala. Zyla moim zyciem. Podejrzewam, ze kiedy zorientowala sie, ze wcale nie mam tak "rozowego" zycia, po prostu sie mnie wyparla. Tak by nie zrobila Tania. Tak by nie zrobil nikt, nawet najgorszy podlec na swiecie. Ale ona tak. Dziewczyny kolo niej zaczely sie ze mnie smiac. To bylo okropne.
Dostalam komorke. Nie wiem, po co mi ona, ale dostalam. Nie wiem, czemu. Przeciez i tak mi ja tata odbierze. Nie mowie tego, zeby wzbudzic czyjes wspolczucie, ale taka jest prawda. Zawsze rodzice zabieraja mi cos, na czym mi zalezy. Dlatego nie posiadam nic. Nie przyzwyczajam sie do niczego i do nikogo. Bynajmniej nie bede od teraz. Bo przyzwyczailam sie do szczescia. Zaczelam powoli wtajemniczac sie w debilne plotki typu "A ta ma strasznie wielkie oczko w rajstopach" lub "Ta zerwala z tym i chodzi z tamtym, ale wcale tamten jej sie nie podoba, tylko jego kolega jakistam". Przyznam, ze sama tez zrobilam sie bardzo wscibska. Czulam sie bezpiecznie przy Korze, bo wierzylam, ze ona mnie nie zdradzi... Jakze mylne byly moje nadzieje!! I po raz pierwszy chyba przekonalam sie, ze nie wszystko zabrali mi rodzice. Bo chwilowe szczescie na przyklad zabrala mi wlasnie moja pseudo-przyjaciolka. A Tanie zabrali mi jej rodzice. Natomiast Olgierda zabral mi zal i smutek... Co ze mna? Ja jeszcze trwam... Ale przekwitam. Tak, jestem roslina, ktora zakwitla w promieniach slonca, ale schowala swe platki w nocy... I znow wracam do przeszlosci...

_________

Lubie komentarze, wiecie?

Napisany przez: Nea 15.05.2003 17:08

Abasieńko... przecztałam to calutkie od początku do końca i stwierdzam, że ..... mi się podoba. Pisz dalej. Ten pamiętnik daje mi jakąś energię.... jakby mi pokazywał, że ja sama nie mam najgorszej sytuacji itp.

Dziękuję. :*

Napisany przez: Abaska 19.05.2003 18:38

19 maj 2003

Dzis sa urodziny mojej mamy ( <---to akurat jest oparte na faktach wink.gif ), ale jakos wcale tego nie czuje. Ale coz... Nigdy tego nie czuc... Nigdy. Po prostu Piotr przyszedl do "nas" na drinka, a tata przyslal mamie kwiaty, ktore i tak wyrzucila do kosza, kiedy dowiedziala sie, kto jest ich nadawca. A byly naprawde piekne. Az zapieralo dech w piersiach. Az... Az sie chcialo zyc... Ale ja nigdy nie dostalam kwiatow i waptpie w to, bym kiedykolwiek je otrzymala. Tak samo wapie w to, czy znow wstanie slonce... Naprawde straszebnie zawiodlam sie na Korze. Ale postanowilam sie nia nie przejmowac. Wspiera mnie w mym przekonaniu fakt, ze w przyszlym roku dojdzie do naszej klasy nowa dziewczyna - Suzanne. O ile sie nie myle. Ale nie sadze, bo wciaz mam przed oczami liste nowych uczniow, moja radosc na widok nowego imienia. A lista to nowy pomysl dyrektora. No, moze nie calkiem nowy. Jakis rok temu postanowil uprzedzic uczniow, ze ktos dolaczy do ich klasy. Mialam to szczescie, ze bylam w klasie od samego poczatku. Bo pewien chlopak - Corin - dolaczyl do nas w srodku roku szkolnego i zostal automatycznie skreslony z listy normalnych uczniow naszej klasy. A dlaczego? Bo ubieral sie dosc dziwnie. Nie tyle, co dziwnie. po prostu biednie, co calkowicie nie pasowalo do wizerunku naszej klasy, w ktorej wszyscy maja "nadzianych" rodzicow. I dlatego stal sie kozlem ofiarnym. To na niego spadala odpowiedzialnosc za wszystkie przewinienia "kolegow", chocby nawet nie byl obecny przy tym incydencie. Uwazalam to za potwornie niesprawiedliwe, ale coz... Wtedy jeszcze cieszylam sie jako-taka opinia wsrod klasy i nie moglam sobie pozwolic na kolegowanie sie "dziwolagiem". Teraz widze, jaka jestem egoistka. Mimo, ze go nigdy nie wyzwalam, nigdy tez nie stanelam po jego stronie. A szkoda, bo byl to niesamowicie mily chlopak. Byl wesoly, radosny, smial sie z byle czego. Urodzony optymista. Jednak kiedy spotkal sie z reakcja naszej "cudownej" klasy na jego "innosc", nie mogl sie pozbierac. Jego rodzice dokladali grosik do grosika, byle tylko zapewnic mu dobre wyksztalcenie. A on to docenial. Uczyl sie pilnie i moglby dostac stypendium, gdyby nie wypadek... jego tata dostal zawalu serca. mial duze szczescie, ze przetrwal, ale musial niestety zrezygnowac z pracy. Na tym skonczyla sie kariera Corina w naszej szkole. Wiem, ze obecnie klepie biede, ale nie potrafie mu pomoc. Szukalam w ksiazce telefonicznej nazwiska "Ellington" ale niestety nie znalazlam go. naprawde wciaz chce pomoc Corinowi. Ale naprawde nie wiem jak. Raz Shelley - chyba najwieksza pindzia w klasie - opowiadala z podekscytowaniem dziewczynom o tym, jak spotkala Corina w drodze do szkoly. To znaczy... Ona jechala wyjatkowo luksusowym samochodem, a on szedl na piechote... Swinia! Nie moglaby mu chociaz pomoc! Podwiezc go, albo cos... Ale nie, bo to by bylo "ujma dla jej honoru wozic roznego rodzaju zebrakow i wyrzutkow spoleczenstwa". Nie wiem, czemu swiat jest taki dziwny... Ale wracajac do Corina. Za bardzo Shelley nie sluchalam, bo nie za bardzo interesuja mnie jej plotki, ale ta byla wyjatkiem. Opowiadala o tym chlopaku z takim przekonaniem, ze bylam jej gotowa uwierzyc. Przed oczami stawal mi Corin ubrany dokladnie tak, jak opisywala, czyli brudny i wyglodzony. Nie wiem, czemu mu nie pomogla. Ludzom biednym trzeba pomagac, bo kiedys sami potrzebowac bedziemy potrzebowac pomocy. I kto nam wtedy pomoze, jesli nigdy nie dalismy czegos od siebie? Teraz dopiero pojelam, jak kruche jest zycie ludzkie. Jak kruche, zaplatane i zagadkowe jest istnienie. Czy Corin i jego rodzice wciaz istnieja? Nie jestem pewna. Matce Corina bowiem wciaz grozilo usuniecie z pracy... Szczerze mowiac chlopak mogl nie chodzic do tak drogiej szkoly, skoro wiedzial, ze jego rodzice odejmuja sobie od ust, aby go do niej poslac. Nie. Zle mysle. Dali z siebie wszystko. Dali z siebie wszystko, aby dzieciak byl szczesliwy... Czy byl? Czy byl szczesliwy wsrod samych snobow, ktorzy wciaz smiali sie z jego sytuacji finansowej? Szczerze watpie. Ale chociaz mial kochajacych rodzicow, ktorzy naprawde byli wspaniali. Wiem, ze musial czuc sie niezrecznie wobec nich. Wiem, ze musial cierpiec w duszy przez to, ze nie jest im sie w stanie w zaden sposob odwdzieczyc... Czy i ja taka jestem? Nie, ja nic nie robie z tego, ze rodzice sie dla mnie poswiecaja... Przynajmniej ich zdaniem. Chcialabym chodzic do zwyklej szkoly, a snobow zamienic na ludzi normalnych. Mysle, ze przydalaby mi sie taka zmiana. Moze bym sie czego nauczyla? A moze... Moze bym spotkala Corina? Slyszalam przeciez, ze odchodzi do miejscowej szkoly publicznej. Ja jestem zameldowana wlasnie w tym rejonie, wiec gdybym go spotkala, to bym przeprosila za moje zachowanie, wsparlabym finansowo... Ech, w co ja wierze? W lepsza przyszlosc? To niemozliwe z moimi rodzicami... I znowu ich o cos obwiniam. Ktos moglby pomyslec, ze rodzice sa ofiarami mojego niezmiennie pomurego nastroju, dlatego wciaz przedstawiam ich w czarnych barwach... Mimo to w zadnym wypadku nie zaprzecze, ze z calego serca tesknie za rodzicami takimi jak Corina. Bo teraz wiem, ze nie pieniadze sa podstawowym elementem potrzebnym do stworzenia pradziwej rodziny. Nie. Bo tym elementem jest milosc.....

______________

Wow, chyba ten part mi jakos taki dluzszy wyszedl, niz poprzedni wink.gif
Pozdrawiam wszystkich tych, ktorzy czytaja moje wypociny!!

No i jak zwykle mile widziane komentarze wink.gif

Napisany przez: Nea 19.05.2003 20:04

Fajne fajne. Co ja będę pisać? Jest świetne ale uważaj bo często nie piszesz polskich liter.

Napisany przez: Abaska 20.05.2003 13:22

Nea, mi wcina polskie literki!! Chetnie bym pisala po polskiemu ale nie moge sad.gif

Ava, thx :*

A juz niedlugo next part ^^

Napisany przez: Abaska 20.05.2003 16:49

20 maj 2003

Kolejny dzien dajacy szanse na lepsze. I kolejna zludna nadzieja. Nie wiem kiedy, nagle zaczelam sie przejmowac tym, co o mnie mowia inni. Nie chcialam sie przyznac co do tego nawet w stosunku do siebie, ale nie moge juz tlumic w sobie uczuc. A oto one: Mam zamiar sie zabic. I to nie takie blache glupoty, jakie czasem wypisuja "odjazdowe nastolatki" w zeszytach. Moj zamiar jest jak najbardziej szczery. Czemu niby nie moglabym tego zrobic? Rodzice coraz bardziej mnie ignoruja. Juz nawet tata, chociaz "bardzo stara sie o przydzielenie mu nade mna opieki" nie jest taki jak kiedys. Wszystko sie zmienia. Czuje to. W duszy. W sobie. Czasem mysle sobie, jakby bylo, gdyby costam sie stalo albo nie. Tak wlasnie mysle teraz. Co by sie stalo, gdybym dzis nie zobaczyla, ze Piotr u nas nocowal? Nie moglam powstrzyac sie od wybuchniecia placzem na jego widok. Plakalam, wrzeszczalam i, co gorsza, nie moglam sie w zaden sposob uspokoic. Matka na to wszystko darla sie jeszcze, ze mnie wysle do zakladu psychiatrycznego w Gnieznie, jesli sie nie uspokoje. Nie watpie, ze kazdy uznalby mnie za wariatke, nie mogaca zlapac oddechu ze zdenerwowania, cala czerwona, rwaca wlosy z glowy i na dodatek ze strasznie opuchnietymi oczami. Z pewnoscia wlasnie tak mysli o mnie Piotr. Kiedy ja nie moglam sie uspokoic, on... Smial sie. Po prostu zrywal boki, jakby go cos napadlo. To mnie wprawialo w jeszcze wieksza rozpacz. Skonczylo sie na tym, ze matka kilka razy "dala mi w czajnik" i kazala w tej chwili kazala... Nie bede przeklinac. Powiedziala cos w stylu "W tej chwili spadaj mi do szkoly, albo...". No wlasnie. Albo. Dowiedzialam sie, co to jest to "albo" szybciej, niz skonczyla. Nie wiem, czy to miala na mysli... Mniejsza o to. Nagle zadzwonila komorka. Tata. Prosil mame, czy moglby w koncu ze mna porozmawiac na temat wyjazdu w wakacje do Francji. Nie wiedzialam, ze che mnie zabrac. Zawsze marzylam, zeby zobaczyc wieze Eiffla. Ale marzenia marzeniami, moje sie chyba nie spelni... Mama tak nawrzeszczala na ojca, ze ten sie rozlaczyl. Korzystajac z chwili, kiedy moja matka zaczela opowiadac swojemu kochasiowi o moim ojcu nazywajac go natretnym snobem, ucieklam do szkoly. Nie wytrzymalabym juz dluzej. W drodze do szkoly spotkalam moja "kochana" Shelley... Jechala swoja ekskluzywna limuzyna z Lucy i Kris - jej "najlepszymi przyjaciolkami". Pisze w cudzyslowiu, poniewaz watpie, czy w razie jakiegokolwiek niebezpieczenstwa jedna pomoglaby drugiej. Mimo wszystko - Kris mnie zobaczyla. Wydala zduszony okrzyk, ze ide ulica, a nie jade samochodem, po czym podekscytowana Shelley otworzyla automatyczne okno. Stanelam w miejscu, bo limuzyna zjechala na chodnik tuz obok mnie. Spojrzalam na dziewczyny w milczeniu, przeczuwajac, co teraz sie wydarzy... Pytania. No wiec owe "super-girls" sie pluly jedna przez druga, czy odchodze ze szkoly, gdzie bede teraz chodzic, czy spotkalam w szkole Corina, jak on wyglada, czy wroce chociaz na chwile do szkoly, zeby sie z nimi pozegnac, i wiele innych w tym stylu. Ja przez cala ta akcje patrzylam na nie jak na debilki. Gdy umilkly uprzejmie powiedzialam im i szoferowi Shelley (ktory bacznie sie przysluchiwal) ze po prostu przeszlam sie na poranny spacer. Shelley natychmiast zamknela automatyczna szybe i chwile pozniej samochod odjechal z piskiem opon wiozac patrzace na mnie z dezaprobata dziewczyny do szkoly. Ja natomiast postanowilam kontynuowac swoj "spacer". Nie uszlam za daleko, gdy stalo sie cos nieoczekiwanego. Zobaczylam Corina...

Napisany przez: Abaska 20.05.2003 21:25

Next part tamtego dnia...

Opieral sie o popisana scianie brudnego bloku i najwyrazniej na kogos czekal. Szczerze mowiac, urzekl mnie jego widok... Jego osoba. nie ubieral sie juz tak, jak kiedys. Chyba wreszcie mu sie zaczelo cos ukladac!! Bylam tak zaskoczona, ze az zaparlo mi dech w piersiach, kiedy wolno odwrocil sie w moja strone. Chcialam rzucic mu sie na szyje, wrzasnac "ZYJESZ!! CORIN, TY ZYJESZ!!" ale na szczescie powstrzymalam sie w biegu. No, ale co sie stalo, to sie nie odstanie. Bieglam w jego strone. On, zaskoczony, rozejrzal sie na boki a gdy nie zobaczyl nikogo poza soba wrocil do obserwowania mnie. W tym momencie zauwazylam, ze robie cos baaardzo glupiego. Corin bowiem najwyrazniej mnie nie poznawal. Tak wiec zwolnilam tempo biegu i... Wsiadlam do pierwszego lepszego autobusu, ktory akurat podjechal na przystanek. Corin jeszcze przez jakis czas obserwowal mnie przez szybe, a ja patrzylam mu prosto w oczy... Nie moglam sie opanowac... Mial takie ladne, niebieskie oczy... Piekne... Z daleka bylo widac, ze niebieskie, ze... I nagle ogarnelo mnie przerazenie. To nie byl Corin!! Corin mial oczy szare, a ten tutaj... Nie, nie wiedzialam, co o tym myslec... Cale szczescie, ze nie uwiesilam mu sie na szyi, bo facet by oglupial. Myslalam tak przez jakis czas siedzac wygodnie na krzesle i obserwujac mijajacy krajobraz... Dopiero po jakims czasie dotarlo do mnie, ze jade na gape jakims autobusem, ktory - ku mojemu przerazeniu - jechal w strone nieznanej mi dzielnicy... Zaczelam na nowo rozpaczac. Zobaczylam swoje odbicie w szybie. Moje oczy wciaz byly nienaturalnie napuchniete. Moze to dlatego ten chlopak zwrocil na mnie uwage? Moze... Zatrzymalimy sie. To znaczy autobus zatrzymal sie na przystanku. Siedzialam dalej spokojnie, gdy nagle... Zobaczylam "zamaskowanego" kontrolera biletow. Widzialam sznureczek na jego szyi... Drzwio juz sie zamykaly, gdy ja w ostatniej chwili wyskoczylam. Udalo mi sie. No, moze nie calkiem. Bylam w Euyor Lane, jak mi sie zdawalo... Nie, nie zdawalo mi sie. Mialam racje. Znalazlam sie w najbrudniejszej i najczarniejszej dzielnicy miasta. Jak ja tu trafilam? Spojrzalam na rozklad jazdy autobusow i (o, zgrozo!) nastepny autobus jechal dopiero za poltorej godziny. Bylam na tak zwanym odludziu. Wszedzie walace sie domy, kurz, czarny piach i cisza jak makiem zasial. Mialam tego dosc. Siegnelam do torby po komorke, zeby zadzwonic po taksowke... Ale jej nie mialam! Zostawilam ja w domu. Tak wiec zrezygnowana zaczelam sie rozgladac za jakims sklepem, gdzie moglabym usiasc i w spokoju poczekac na autobus. W koncu znalazlam cos
sklepo-podobnego. Nie byl to doslownie sklep, tylko dom , a nad furtka widnial napisany odrecznie napis: SKLEP SPOZYWCZY. Postanowilam poprosic sprzedawce o skorzystanie z telefonu. Gdy weszlam, moje nadzieje rozwialy sie w trymiga. Nie byl to sklep. To byla katastrofa. Mimo, ze wszystko bylo czyste, czuc bylo biede. Zza kotary przy ladzie wyszla chuda kobiecina o sympatycznym wyrazie twarzy i zapytala sie, w jaki sposob moglaby mi pomoc. Poprosilam ja o skorzystanie z telefonu, ale ona ze smutkiem odparla mi, ze niestety nie ma u niej telefonu. Moze mnie jednak podwiezc do najblizszej budki telefonicznej. Przystalam na to z ochota. Kobieta krzyknela "Corin, popilnuj sklepu!! Zaraz wracam!!". Blyskawicznie odwrocilam sie i zobaczylam Go. Corina z mojej szkoly we wlasnej osobie. Nie byl tak znow wyglodzony, ale sprawial wrazenie osoby, ktorej asie nie przelewa. Taka byla prawda... Spojrzal na mnie dziwnie, jakbym kogos mu przypominala... Usmiechnelam sie w odpowiedzi i wyszlam za jego mama. Poprosilam, zeby powiozla mnie do przystanku na A. Alessiego. Zrobila to z ochota. Nie wiedzialam, w jaki sposob sie jej odwdzieczyc, wiec zostawilam jej na siedzeniu piecdziesiat zlotych. Mam nadzieje, ze nie obrazi sie, ze tak malo. Chociaz w ogole ciekawi mnie jej reakcja, kiedy zobaczy te pieniadze. Mysle, ze sie ucieszy. Gdy dojechalysmy, podziekowalam, poprosilam, zeby pozdrowila Corina. Nie powiedzialam, kim jestem. Nie mialam odwagi. Gdy mama Corina odjechala poczekalam na autobus do mojej szkoly, po czym czym predzej sie do niej wybralam. Gdy weszlam do klasy spozniona o trzy lekcje, wszyscy robili zdziwione miny. Kora zapytala mnie, czy ja przypadkiem nie zostalam porwana przez Corina. Spojrzalam jej w oczy dziwnym wzrokiem i nagle... Zrozumialam, ze jest o tym swiecie przekonana!! Nastepnie zwrocilam swoj wzrok na Shelley. Byla wyraznie zawstydzona. Juz wiem czemu. Rozgadala po calej klasie, ze mnie widziala, kiedy bylam ciagnieta przez "barbarzyncow" do jakiego s samochodu. A ona - bohaterka - chciala zadzwonic na policje, ale niestety nie wiedziala, czy oni nie zaproponowali mi podwiezienia do szkoly. A pozniej, po moim przybyciu zaczela nadawac o zepsuciu sie samochodu Corina. Nie wytrzymalam. Podeszlam do niej i syknelam drwiacym tonem: "Doprawdy? A jaki samochod ma Corin?". Wszyscy obecni spojrzeli na mnie zdumieni. Shelley natomiast zaczela krecic cos, ze nie przygladala sie, ze nie zwraca uwagi na takie blachnostki. Z satysfakcja zauwazylam, ze klasa patrzy na nia jak na wariatke. Cieszylam sie... Chyba po raz pierwszy tego dnia.
Teraz siedze w domu i wspominam dzisiejsze wydarzenia. Ciekawe, jak bedzie jutro...

__________

Postanowilam dac dzis bonusa ^^ Bo nie wiem, czy jutro bede mogla wejsc przed kompa... Pozdrawiam!!

PEES: Ava, taki dlugi moze byc? smile.gif

Napisany przez: Abaska 23.05.2003 19:05

23 maj 2003

Nie moglam pisac. Nie umialam. Dopiero teraz, w dzien moich urodzin zdolalam sie przelamac. Nie musze chyba nawet wspominac, ze nikt o nich nie pamietal... Ale nie to jest najgorsze. Shelley caly czas smieje sie ze mnie i z mojego "wypadu na miasto". Mysle, ze wciaz jest wsciekla za to, jak ja wtedy uciszylam... Jest nawet bardzo wsciekla... Ale coz... Ja nic na to nie poradze, ze dziewczyna potrzebuje wizyty u specjalisty. Musze konczyc, bo zaraz jedziemy na "wycieczke" nad jezioro. Podejrzewam, ze wiem, na czym owa wycieczka bedziec polegac. Na zbieraniu przeze mnie galezi i szukaniu w tym frajdy oraz obsciskiwaniu sie mojej matki i Piotra. Ach, no tak... Nie napisalam o tym... No wiec niedawno oglosili mi, ze sa para i gdy tylko skonczy sie sprawa rozwodowa jej i ojca, pobiora sie... Odpowiedziealam tylko "Faaajnie". Po czym poszlam do pokoju i ukrylam sie w... Naprawde, musze konczyc!!!

Napisany przez: Anka 25.05.2003 14:49

Ogólnie bardzo mi się podoba, ale ostatni part był trochę krótszy i bardziej zwykły niż inne. Mniej emocji i wydarzeń, ale pisz dalej i nie przerywaj prowadzenia tego pamiętnika, bo jest extra smile.gif A wydarzeń w pamiętniku nie musi być tak dużo, bo to przecież pamiętnik smile.gif Abasko, masz talent.

Napisany przez: avalanche 27.05.2003 14:06

Abaś nie pozostwaiasz mi wyboru - muszę cię wysłać na dwutygodniowy kurs dla niepoprawnych optymistów (ja do nich ostatnio sie zaliczam tongue.gif ) i wyciągnąc cię z tego bagna zwanego "pesymizmem" i rozbudzić w tobie chęć do pisania.........uwierz mi pisanie czasami pomaga - można się wyrzyć (moja praktyka rolleyes.gif ) urealnić swoje marzenia na ekranie komputera.....poza tym czuje się że ma sie kompletną władzę nad postaciami (no może uśmiercanie zostawmy na kiedy indziej rolleyes.gif )......no ale podsumując mój nudny i pełen psychicznych strofek wywód to stwierdzam co następuje (t jest mój jedyny wniosek) - zobaczysz uczucie beznadziejności minie i znowu zachce ci sie pisać........a i jeszcze jedno - nie przejmuj sie tym że czasami nie ma komentów - bo będą.........ja pamiętam moje początki w moim ff PNZ - dziewczyno -ponad tydzień pusto, żadnych oznak tego że ktoś to czyta......no ale parę osób się zlitowało rolleyes.gif .........tak więc jak chcesz to daj sobie paredni wypoczynku i potem znowu zacznij........życzę powodzenia! laugh.gif (psik! Ave Cesar!)

Napisany przez: Abaska 30.05.2003 19:52

Postanowilam, ze bede troche przyspieszac z datami, bo pozniej nie nadazam... A to potraktujcie jako CHWILOWY przyplyw weny ^^ Milego czytania!!


10 czerwiec 2003
Zabrali... Nie moge w to uwierzyc... Zabrali mi... Pamietnik! Zabrali mi go... Ta swinia, Shelley... Zabrala. I przeczytala. I wie wszystko. I Kora tez. I... I cala klasa. Mam ochote sie zabic. Musialam ta zouze blagac, zeby oddala mi dziennik. Czulam sie jak scierka do podlogi. Nigdy tak podle sie nie czulam... Nigdy nikt mnie tak nie upokarzal. Teraz wiem, ze moglam nie przynosic dziennika do szkoly. Zrobilam to po raz pierwszy i z pewnoscia po raz ostatni... Czemu placze? Przeciez to nic... Teraz przynajmniej wie, co o niej mysle... Co mysle o nich wszystkich... Naprawde, czuje sie strasznie. Jak wyrzutek spoleczenstwa... Chociaz... Czy ja nim nie jestem? Teraz siedze sama w parku, ludzie omijaja mnie szerokim lukiem, najczesciej sa to pary albo starsze osoby. Z mojej prawej strony idzie grupa chlopakow ubranych w luzne bluzy, trzymajacych w rekach deskorolki. No tak, przeciez za mna jest "plac skatowski". Ida pojezdzic i "poszpanowac"... Moze i dobrze? Bede miala zajecie... Ogladanie ich wyczynow... Ale interesujace. Flaki z olejem... Ale lepsze to, niz nic. Przeciez i tak jestem sama. Patrze na ich popisy i... calkiem calkiem. Szczegolnie podoba mi sie jeden z nich, ktory robi salto z deska... Ze sluchawkami w uszach. Nie wiem, co mi odbija. Nigdy wczesniej nie podobalo mi sie TAKIE cos. Nie cierpie przeciez hiphopu i tych innych szpanerskich rzeczy... Ale deski sa niezle. Szczegolnie jak umie sie na nich jezdzic... Oho, idzie grupa innych chlopakow... Ale nie z deskami. Niestety. Jeden z nich podchodzi do deskarza ze sluchawkami i cos do niego mowi, a potem popycha... Chyba zanosi sie na bojke... Juz nikt nie jezdzi na desce. Wszyscy bez wyjatku wlaczaja sie do nic nie wartej dyskusji... Jakie to idiotyczne. Ludzie to maja problemy... I sposoby na radzenie sobie z nimi... Piesci. Pseudo-deskarz zaczyna szarpac chlopaka sluchajacego wczesniej muzyki (zdjal sluchawki). Nie, to debilne, ale... Oni sie tluka!!


***

Obserwowalam rozwoj sytuacji. Niestety, pseudo-deskarzy bylo wiecej. Pobili skate'ow i odeszli. Spojrzalam z niepokojem na deskarzy, ktorzy pochylali sie nad chlopakiem ze sluchawkami, ktory... Byl nieprzytomny!! Zerwalam sie i podbieglam do nich. Byli tacy zaaferowani, ze nawet mnie nie zauwazyli. Cale szczescie, ze mialam komorke. Po raz pierwszy mialam okazje zadzwonic po pogotowie, a nastepnie usunelam sie z pola widzenia. Gdy przyjechali lekarze, natychmiast udzielili mu pierwszej pomocy, po czym jedni pojechali z chlopcem do szpitala, a inni zostali na miejscu. Ktorys z doktorow zapytal sie skate'a, kto zadzwonil. Ten, poobijany wzruszyl tylko ramionami na znak, ze nie wie. Natomiast jego kolega zaczal cos opowiadac, prawdopodobnie cala "historie". Mysle, ze domyslal sie, ze to ja. Przynajmniej mam taka nadzieje.
To wszystko dzialo sie tak dziwnie szybko, ze calkowicie zapomnialam o moich problemach... O Shelley i o jej psiapsiolkach... O wszystkim. Chyba musze czesciej przychodzic do parku. I choc dalej jestem przeciwna muzyce, ktorej sluchaja, polubilam skate'ow. Nie szpanuja, maja po prostu taki styl bycia. I, co najwazniejsze, wydaja sie normalni. Dziwie sie temu, co mowie, ale tak jest... Samo przez sie. Nie umiem tego wytlumaczyc. Tak, jak nie umiem wytlumaczyc wielu rzeczy... Wszystko jest takie... Nierealne... Takie... Dziwne. Ale teraz, w czasie rozwazan jednego jestem pewna: Gdy spotkam tego pakera, tego pseudo-skate'a, spiore go na kwasne jablko...


_________________

Chcialam wprowadzic tego parta, zeby zwrocic wasza uwage na tolerancje... Bo nie wszyscy skaci sie det. Przekonalam sie o tym w sposob taki, jak Calen... Nie dzwonilam na pogotowie, bo potrzeby takiej nie bylo, ale trza to bylo troche urozmaicic ^^ A tak apropo: Wiele jest takich sytuacji, niestety. Rasism, normalnie rasizm sad.gif


Napisany przez: Abaska 01.06.2003 17:31

Dla wszystkich, ktorzy to czytaja (czyt. chyba na pewno nikt, wiec gadam do siebie): Mam zamiar zrobic kilka pamietnikow. Kilka opowiesci. Kilka... A, no po prostu opisac zycie ludzi z klasy Calen. Dlatego prosze Was o pomoc: Chce pisac teraz o zyciu kogos innego (tajemnica ^^), ale nie wiem, czy zalozyc w tym celu nowy topic. Chce dalej prowadzic topic Calen... I zarazem nie chce za bardzo zasmiecac foroom (co wlasnie robie dry.gif ). A teraz, zeby nie przynudzac, next part:


15 czerwiec 2003

Wszystko jest nie tak. Nie tak, jak mialo byc... Ale co mialo byc? Nie wiem. Nasze zycie jest jak labirynt... Nie wiemy, co czeka za rogiem. Albo szczescie, albo bol i rozpacz. Mozemy isc naprzod, zaryzykowac, lecz nigdy nie mozemy byc pewni, czy postepujemy slusznie. Ja postapilam nieprawidlowo. Zaryzykowalam... O duza dosc stawke. O zycie obcej osoby... O zycie skate'a ze sluchawkami. Nie moge sobie wybaczyc i watpie, czy kiedykolwiek sie na to zdobede. Przeze mnie zginela juz druga osoba. Najpierw Sara, teraz Pete. Pete Crenshaw. Dosc ladnie sie nazywal... Gdyby nie ja... Gdyby nie to, ze przewodnik pseudo-skate'ow mnie odnalazl... Gdyby nie ten przeklety Shamal... Shamal King! Dobre sobie! Raczej Shamal Gnojek. Odnalazl mnie i zaszantazowal... Odparlam, ze nie wiem, o co mu chodzi. Nie mialam pojecia, ze przy tym wszystkim obecny jest Pete!! I Shelley... Nie wierze, wciaz nie wierze, ze zapuscila sie w "takie" dzielnice miasta. Ona szczerze mowiac tez sprawiala wrazenie roche zamroczonej... Te przesloniete mgla oczy, ten obledny usmiech... I ten upadek. Przez glowe przemknela mi mysl, ze jest odurzona. ale to niemozliwe. Zbyt bardzo dba o reputacje. Nie mialam czasu sie jednak nad tym zastanowic, bo Shamal pokazal mi noz. I Pete... Skoczyl. Prosto na noz. Nadzial sie. Zamiast mnie... Zamiast mnie. Nie moge w to uwierzyc. Nie potrafie. Zakrztusil sie i upadl. Jakies 50 metrow od Shelley. Sprawcy uciekli, a ja nie zdawalam sobie sprawy z sytuacji. Nie. Wciaz nie zdaje sobie sprawy, choc od tego czasu minely dwa dni. Dwa przeklete dni. Dwa dni, ktore w pelni uswiadomily mi, kim, a raczej czym jestem. To ja powinnam byla zginac. On nic nie zrobil. A Shamal po prostu sie na niego uwzial. A ja... Ja spowodowalam smierc Sary. Ja spowodowalam rozwod rodzicow. Ja spowodowalam smierc Pete'a... Musze odejsc. Swiat i tak ma wiele wiecej problemow, niz zajmowanie sie moja osoba. Nie jestem potrzebna. Tylko przeszkadzam. Niczym chwast w perfekcyjnym ogrodzie. Niczym ja...

Napisany przez: avalanche 01.06.2003 20:52

Abaś jakie to głebokie.....naprawdę bardzo dobrze że poruszyłaś temat nie tolerancji....tyle się tego debilstwa widzi na ulicach, że tylko wziąść ich pod ścianę postawić i rozstrzelać...może by pomogło, chociaż nie wiadomo.....biedny Pete sad.gif ja bym takiego pseudo debila co go zabił posiekała na kawłeczki......W niektórych miejscach zapomniałaś przecinków poprzestawiać, ale myślę że problemy z tym takim nie ma u ciebie raczej.

a co do pamiętników tych różnych osób to myślę że można by to w tym pisać...nawiązywać ich relacje z dzienników do sytuacji w jakiej się znajdują wszyscy piszący.......no nie wiem.......może ktoś ma inny pomysł, lepszy to ci powie

Napisany przez: Abaska 03.06.2003 19:32

Zdecydowalam, ze nie chce robic zametu na tym topicu, wiec bede zaloze nowy z dziennikiem tej innej osoby. Mam nadzieje, ze ten nowy tez bedziecie czytac (maslane oczka ^^)... Dobra, no to next parcik =D


17 czerwiec 2003

Dzis byl koniec roku szkolnego. Nie dostalam swiadectwa z czerwonym paskiem, czym wywolalam wscieklosc rodzicow i Piotra. Ten ostatni po raz pierwszy mnie uderzyl... Nie mial prawa!! Jak on smial!! Wracam ze szkoly, mowie, ze do swiadectwa z paskiem zabraklo mi trzech setnych, a tu... Swist i uderzenie. Piotr. Spojrzalam na niego z wsciekloscia, i tu nagle drugi swist - tym razem matka. Zaczelam plakac, bo uderzenia bolaly, natomiast oni wrzeszczeli na mnie i bili zarazem. Mama wypominala mi, ze teraz przeze mnie nie bedzie sie mogla w pracy pokazac. Piotr darl sie, ze co on teraz powie swoim znajomym... Nie wiem i nie chce wiedziec ani znac jego znajomkow... Nigdy w zyciu!! Jesli sa tacy, jak on... Teraz siedze w pokoju i zapieram plecami drzwi, bo oni chca sie do mnie dostac. Mowiac "oni" mam na mysli oczywiscie matke i jej kochasia. Czemu nie moge miec normalnej rodziny? Czemu moje zycie to jedno wielkie bagno? Czy to moja wina, ze jestem, ze istnieje? Czasami mam wrazenie, ze gdybym sie malowala i "pindziowala" bylabym bardziej popularna w klasie. Lubiana... Czemu jest to takie niesprawiedliwe? Pozycja w klasie zalezy od stroju i od grubosci portfela rodzicow danej osoby... Czemu tak jest? Czemu nie moze byc rownosci miedzy ludzmi? Tyle mam pytan, a nikt nie zna odpowiedzi... Nikt. Nikt, choc na Ziemi zyje tyle zablakanych dusz... Czy zadna z nich nie wie nic wiecej, niz jest jej dane? Czy wszystkie dusze skazane sa na nieskonczona wedrowke w ciemnosci w poszukiwaniu nieistniejacego swiatla? Lub czy istnieje takie miejsce, jak Slonce, ktore az razi swa jasnoscia? Tak... zapewne... bowiem zawsze niechec budzi w nas, ludziach swiadomosc, ze inni maja lepiej. Zazdrosc? Mozliwe... Zawisc? Owszem... Zablakanie i wynikajaca z tego wspolna nienawisc? To najbardziej trafne okreslenie. Ale nawet najszczesliwszy czlowiek we Wszechswiecie nie jest w stanie odpowiedziec na wszystkie pytania dotyczace istnienia. Nikt.
Wlasine slucham radia. Czemu swiat dzieli sie na "gwiazdy" i zwyklych, pospolitych ludzi, ktorzy mimo mniejszej ilosci pieniedzy sa bardziej szczesliwi? Czy to jest konieczne? Ktos madry odparlby: "Nie, nie jest. Jednak wszystkie kroki poczynione w tym kierunku obroca sie w nicosc, gdyz ludzie nie sa jeszcze przygotowani na taka zmiane. Tylko w obliczu wspolnego kataklizmu powstanie nadzieja, ze istnieje jeszcze takie cos jak wspolna pomoc i tylko wtedy mozliwe bedzie zjednoczenie swiata". Osoba ta mialaby racje. Kazdy z nas jest czastka Wszechswiata. Tak mala, ze wprost niewidoczna golym okiem, lecz jest. Kazda drobina jest inna, tak jak kazdy czlowiek jest inny. I warto o tym pamietac, gdyz przyda sie to wlasnie w chwili owego niebezpieczenstwa.

Napisany przez: avalanche 03.06.2003 20:18

rok temu zabrakło mi 0.2 setnych do paska (Psycho ja to dostałam cholery i to też było przez informatykę!!!!!!) a w tym....też dostanę cholery.....zabraknie mi 0.4 do paska przez polski z którego powinnam mieć 5!!!naprawdę czuję się na tyle i wiem że mi się należy, ale rozmawiaj tu z taką (kiedyś myślała że jest fajna)......

co do ficka jeszcze........
<Tak... Zapewne... Bowiem zawsze > - to zapewne to z małej moim zdaniem mogłoby być. Jeszcze parę takich podobnych było co z małej po tych kropkach mogłaś napisać. No ale to nie są takie błędy straszne, ale warto czasami zwracać uwagę na takie szczególiki jak się dobrze pisze. wink.gif

Napisany przez: Abaska 04.06.2003 16:48

Dzieki Ava!! Nareszcie ktos mi wytyka bledy =) Jush zmienilam ^^

Napisany przez: Abaska 07.06.2003 22:43

Koncze ten pamietnik. Jak ktos bedzie chcial, to czytnie =) Ale za to obiecuje, ze niedlugo bedzie pamietnik innej osoby...


CHRISTINE

20.06 godz. 22. 30

Czy ja tak zle wychowalam corke? Czego jej nie dalam, ze nie potrafila wytrzymac? Milosci? Przeciez miala jej bardzo duzo... Az nadto... Ladne ciuchy, sliczny pokoj... Czegoz innego pragnac moze dziewczyna w jej wieku?? Chlopaka? Nie... Przesadzam. Ale dowiem sie wszystkiego... Przynajmniej mam taka nadzieje. A pozniej uciekne. Uciekne stad. Z tego swiata. Tak jak zrobila to Calen... I mozliwe, ze rowniez Sara...
Bylam beznadziejna matka. Przynajmniej w ostatnim czasie. Widzialam tylko Piotra... A po co? Czemu? Jak? Dlaczego? I tak wrocil do swojej lafiryndy. Zaryzykowalam dla niego wszystko... Nawet zycie mojej jedynej corki... I przegralam. Opuscil mnie... A ja przed smiercia Calen wyrzadzilam jej taka krzywde... Nie wiem, czy mam sile czytac zapiski z tego zeszytu, ktory polozyla na biurku... Nie wiem. Ale wiem jedno... Stracilam wszystko. Stracilam dwie corki, meza, kochanka, prace... Stracilam chec do zycia...

********

A reszte mozecie ulozyc sami... Mysle, ze tak bedzie najlepiej =) Dziekuje wszystkim, ktorzy czytali tego FFa i tym, ktorzy go przeczytaja =) Pozdro!!

Napisany przez: avalanche 07.06.2003 22:49

szkoda że skończyłas sad.gif am jednak nadziej że niedługo wystartujesz z nowym pomysłem. Pozdrowionka kochana sadystko! tongue.gif

Napisany przez: Abaska 07.06.2003 23:00

avus skonczylam, bo sie to coraz goorsze robiloo niestety... a co do pomyslow, to wystartowalam =) tytul zniechecajacy chyba, ale coosz... "historia Gromady" sie zwie =) zapraszam, droga sadystko =)

Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)