Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )


Selene Napisane: 13.10.2004 19:18


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 10
Dołączył: 01.08.2004
Nr użytkownika: 2481


Jejku, jak ja dawno tu nie byłam... Zaraz biore sie do czytania

A co do tego (wiem, ze to dawno bylo, ale...):

QUOTE
Aha, i nie Stawiajcie mojego skromnego nicka obok Toroj jeszcze na to nie zasługuję . Toroj jest niezastąpiona i już :]
pozdrawiam :]


Niezastąpiona owszem jest, ale cóż, pisać bez przerwy nie może, a wtedy przychodzi czas na poczytanie sobie twojego dziela i tez jest dobrze (mam nadzieje, ze od mojej ostatniej wizyty dalej jest jak bylo - tz wspaniale!)

Pozdrowionka,

Selene (wściekła z powodu braku stałego łącza)
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #197901 · Odpowiedzi: 20 · Wyświetleń: 10452

Selene Napisane: 19.09.2004 18:56


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 10
Dołączył: 01.08.2004
Nr użytkownika: 2481


Opowiadanko wspaniale. Ty (jesli dalej bedziesz pisac), Toroj i naprawde bedzie warto odwiedzac to forum w poszukiwaniu srodka na nude czy (obecnie) wczesnojesienna depresje.

Tradycyjne: Pisz Dalej! tongue.gif
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #194170 · Odpowiedzi: 20 · Wyświetleń: 10452

Selene Napisane: 15.09.2004 17:56


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 10
Dołączył: 01.08.2004
Nr użytkownika: 2481


Toroj!
Zamiast na siłe starac sie wladowac troche wiedzy chemicznej do mojej biednej glowy czytam Twoje ff... blush.gif

Trzeba dac psorce namiary na Twoje dzieła... Moze da mi jakas taryfe ulgowa, co???



Alabaster, anhydryt, wapienie - jakie to ma znaczenie przy Twoich tworach?!

P.S. Juz nie moge sie doczekac kolejnych fickow...
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #193459 · Odpowiedzi: 61 · Wyświetleń: 39783

Selene Napisane: 24.08.2004 18:25


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 10
Dołączył: 01.08.2004
Nr użytkownika: 2481


Jeszcze kilka ficków Toroj, a świat stanie sie w miare do zniesienia laugh.gif
  Forum: Fan Fiction i Kwiat Lotosu · Podgląd postu: #189375 · Odpowiedzi: 103 · Wyświetleń: 46803

Selene Napisane: 24.08.2004 18:20


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 10
Dołączył: 01.08.2004
Nr użytkownika: 2481


Fick nawet fajniutki, tylko przecinki są często w dość dziwnych miejscach wink.gif
A tak poza tym kilka literówek, czasem zjedzony lub dany niepotrzebnie wyraz
(np.: "Paweł spojrzał się na mężczyznę. Był bezwzględny a jego oczy przywodziły na myśl zimnych i nieodgadnionych." [13 part - końcówka]),
a innym razem powtórzenia
(np.: Nie bójcie się, przecież to tylko szkielet - starał się uspokić resztę. Lauraednak cały czas była odwrócona - nie mogła znieść widoku szkieletu. Michał który przyglądał się szkieletowi, zauważył iż szkielet trzymał w swoich kościstych łapach jakiś zwój papieru. [part 31] - chyba troche za duzo tych szkieletow happy.gif), ogólnie jednak długi, wciągający i ciekawy twór. wink.gif
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #189373 · Odpowiedzi: 303 · Wyświetleń: 46763

Selene Napisane: 24.08.2004 18:12


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 10
Dołączył: 01.08.2004
Nr użytkownika: 2481


QUOTE (Golden Phoenix @ 22.08.2004 13:46)
raczej nie używa się zwrotu "pochłodniało" tylko "ochłodziło się".

Nie wiem... "Ochłodziło się" , "pochłodniało" - dla mnie to jedno i to samo laugh.gif
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #189371 · Odpowiedzi: 9 · Wyświetleń: 8198

Selene Napisane: 20.08.2004 13:44


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 10
Dołączył: 01.08.2004
Nr użytkownika: 2481


Nikt nic nie mówił o żadnych błędach... Czyżby choc raz udało mi sie napisać coś bez durnych wpadek??? ohmy.gif
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #187632 · Odpowiedzi: 9 · Wyświetleń: 8198

Selene Napisane: 19.08.2004 18:31


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 10
Dołączył: 01.08.2004
Nr użytkownika: 2481


ehh... Dzieki za opinie... Ja bynajmniej nie sądze że to
QUOTE
doskonale sie nadaje na I rozdzial VI tomu
tongue.gif
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #187410 · Odpowiedzi: 9 · Wyświetleń: 8198

Selene Napisane: 19.08.2004 16:34


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 10
Dołączył: 01.08.2004
Nr użytkownika: 2481


Od razu ostrzegam - to jest moje pierwsze opowiadanko, wg mnie dość nudne, więc jak ktoś chce, niech czyta, ale tylko NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ! biggrin.gif

P.S. W razie czego nie czepiać się zbytnio interpunkcji (zawsze zapomnę o paru przecinkach, albo wcisnę je tam, gdzie nie trzeba...)
..::Huśtawka::..

Ulice opustoszały. Nie było śladu po dzieciach tak często bawiących się w przydomowych ogródkach, żaden samochód nie przecinał z pośpiechem drogi. Wszyscy albo wyjechali na wakacje, albo siedzieli teraz w domach, rozkoszując się chłodem i cieniem. Na zewnątrz upał był nie do zniesienia, co rzadko zdarzało się tego lata. Powietrze było tak ciężkie, że niemal namacalne. Zbliżała się kolejna burza. Nie dalej niż dwa dni temu ogromna nawałnica przetoczyła się nad Londynem - nadal liczono i naprawiano straty. Jednak ani ta, ani żadna inna nie mogła równać się temu, co działo się w głowie Harry'ego.

Odkąd wrócił z Hogwartu prawie nie opuszczał swojego pokoju. Te cztery kąty stały się jego azylem. Rozmyślał godzinami tępo gapiąc się w sufit. Tu nikt mu w tym nie przeszkadzał. Odmówił Ronowi, gdy ten chciał zaprosić go do Nory. Nie potrafiłby znieść współczucia i smutnych spojrzeń swoich przyjaciół. Chciał być sam.

Petunia Dursley stała w swojej czystej kuchni i nieobecnym wzrokiem patrzyła na zaniedbany ogród sąsiadów. Nawet ona zaczynała się niepokoić. Odkąd chłopak wrócił z tej swojej szkoły dziwolągów nie odezwał się ani słowem. Z pokoju wychodził tylko do łazienki i żeby coś zjeść. Nawet nie czytał listów od tych swoich... przyjaciół. Wczoraj zerknęła dyskretnie, co on tam robi całymi dniami. Na środku pokoju leżał nienaruszony stosik listów i paczek. Z jednej z nich coś wyciekało - podejrzewała, że ktoś przysłał mu coś do jedzenia. Nawet ona sama podczas obiadu nakładała mu nieco więcej, co nie umknęło bystremu oku jej syna. Petunia widziała, że z Harrym jest coś nie tak. Był dość blady i ciągle taki jakiś... odległy. Może w tej całej szkole czymś oberwał? Ale w końcu to nie jej problem.

Dla Harry'ego nic nie miało sensu. Tak wiele osób ginęło - i to przez niego. Rodzice zginęli w jego obronie, potem na darmo odszedł Cedrik, a teraz Syriusz. Przez jego głupią niechęć do Snape'a i naiwną wiarę w swoje sny. Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Chyba coś w tym jest. Gdyby nie zaglądnął wtedy do... Nie, dość. Nie można już tego cofnąć. Mógł bardziej przykładać się do "korepetycji z eliksirów", ale nie. Był głupi. A teraz nie ma już nawet Łapy. Zostali mu tylko Ron i Hermiona. Ale... Czy oni też kiedyś zginą? I to przez niego? Co gorsza nie mogą mu teraz pomóc, zresztą i tak nie potrafią. Zaczynał mieć dość. WSZYSTKIEGO. A w szczególności tego ciasnego pokoju, w którym poznał już wszystkie, najmniejsze nawet, nierówności na suficie. Dawał mu spokój, ale mimo to miał go dosyć. Musiał wyjść - pierwszy raz tego lata.

Cichy odgłos otwieranych na piętrze drzwi. Normalne. Po chwili drugie, bliższe już skrzypnięcie. Petunia ze zdziwieniem stwierdziła jednak, że dochodziło z okolic korytarza. Harry wyszedł na opuszczoną Privet Drive i odruchowo cofnął się do przedpokoju. Było nieznośnie gorąco.

Żar lał się z nieba, które przejawiało dziwną chęć odpracowania całego lata w jeden dzień. Jednak ani Dudleyowi, ani jego bandzie najwidoczniej to nie przeszkadzało. Był tylko pewien problem ze znalezieniem sobie l u d z k i e j ofiary w tym ukropie, więc zdecydowali się na odwiedziny w parku. Niewiele ocalało po latach ich wizyt. Najwyżej ze dwie ławki, na których czasem siadali i jedna huśtawka w pobliżu wiekowego dębu. Dudley właściwie nie wiedział, dlaczego ją oszczędzili. Przecież nikt z jego bandy, ani tym bardziej on z niej nie korzystał. Co innego ławki - te przynajmniej były pożyteczne. Był piątek, więc nawet gdyby nie obecna pogoda, w parku powinno nie być nikogo. A jednak na ławeczkach siedziało, tak na oko czteroletnie, rodzeństwo grające w warcaby, a huśtawka była zajęta przez jakąś dziewczynę. Dudleya już dawno przestało bawić znęcanie się nad młodszymi, a zwłaszcza tak bardzo małymi, jak roześmiane rodzeństwo. Z reguły nie dokuczał też dziewczynom. Nie mogli też "poznęcać się" nad rzeczami martwymi, bo któreś z maluchów lub dziewczyna siedząca na huśtawce mogłoby na nich donieść. Już miał ogłosić odwrót, gdy kątem oka dostrzegł swojego dziwacznego kuzyna, powoli idącego, a raczej sunącego się, w stronę parku.

Harry zastanawiał się, czy dobrze zrobił wychodząc z domu. W jego pokoju było przynajmniej nieco chłodniej. Na zewnątrz nie pomagał nawet lekki wietrzyk pojawiający się stopniowo coraz częściej. Nie myślał już o Syriuszu - w ogóle o niczym nie myślał. Poruszał się jak we śnie, nogi same niosły go w stronę najbliższego cienia - parkowych drzew. Nie zauważał niczego ani nikogo, dopóki kolejny podmuch wiatru nie przyniósł odgłosu rozmowy i czyjegoś śmiechu. Rozpoznał go. To bez wątpienia był Dudley i jego gang.

Wszyscy już go zobaczyli. Co robić? Normalnie nie zastanawiałby się ani chwili, ale teraz... Dudley wiedział, że jego kuzyn ostatnio zrobił się dziwny - dziwniejszy niż zwykle. A teraz miał niejasne przeczucie, że Harry nie zawahałby się użyć... tego swojego patyka, nawet pod groźbą wydalenia ze szkoły. Jeszcze ich nie zobaczył, ale wkrótce i tak usłyszy. Dudley myślał (już to widzę... - przyp. aut.) gorączkowo, co robić. Nie mógł przecież skompromitować się przed kumplami. Gdyby chociaż tamten zaczął uciekać... Choć pochłodniało, to i tak temperatura stanowczo zniechęcała do pościgów. Widocznie zniechęcała również do ucieczki.

Harry stwierdził, że nie ma szans na spokój w parku. Banda Dudleya wyglądała jak stado wygłodniałych sępów, które właśnie dostrzegły padlinę. W oddali zagrzmiało. Słońce, stwierdziwszy zapewne, że swoje już odrobiło, skryło się za ponuro wyglądającą chmurą. Spokojnie minęła go para maluchów. Miał tylko dwa wyjścia: uciec jak najszybciej albo zostać i pokazać tym przygłupom, na co go stać. Nie był tchórzem, a poza tym miał już wszystko gdzieś. Sięgnął po różdżkę - gdy wyleją go z Hogwartu przynajmniej nie będzie narażał nikogo oprócz Dursleyów. Podszedł bliżej pewniejszym już krokiem.

Ten wariat szedł do nich. I rzeczywiście trzymał w ręku tę... rzecz. Widać było mu wszystko jedno. Znowu zagrzmiało, tym razem bliżej. Powinni wracać do domów. Kilku jego kumpli zaśmiało się głośno na widok marnego patyka, którym Harry najwyraźniej zamierzał się bronić. Gdzieś po prawej zadzwoniła komórka. To chyba tej dziewczyny z huśtawki. Dudley zdziwił się, że nadal tam siedzi. Trochę jej zazdrościł - sam od dawna chciał mieć telefon, ale rodzice mu nie pozwalali. Swoją drogą, ciekawe dlaczego? Ale dziewczyna najwidoczniej nie zamierzała odebrać. Siedziała nieruchomo jak posąg z którejś kiepskiej galerii, które dość często odwiedzał z rodzicami.

Pierwsze krople rozprysły się o nagrzany beton. Niczym wielkie, gorące łzy. Po chwili już lało. Dudley i jego banda schroniła się na pobliskim przystanku, a Harry rozpaczliwie szukał miejsca, gdzie mógłby przeczekać najgorszy deszcz. Drzewa. Tylko tam mógł uniknąć bezlitosnej ulewy. Wiedział, że to niezbyt mądre, zwłaszcza w obliczu nadchodzącej burzy, ale nie miał najmniejszego zamiaru wracać do domu w strugach deszczu. Schował się pod dębem.

Dudley miał mieszane uczucia. Z jednej strony dziękował niebu za ten deszcz, który łaskawie rozwiązał jego dylemat, ale jak teraz miał niby wrócić do domu? Jego przeklęty kuzyn siedział pod drzewem. Może przy odrobinie szczęścia jakiś zbłąkany piorun trafi w Harry'ego i Dudley będzie miał go z głowy raz na zawsze... Tymczasem rozpadało się na dobre.

"Wariatka" - pomyślał Harry. Dopiero teraz dostrzegł, że w parku oprócz jego samego i bandy Dudleya jest ktoś jeszcze. Na huśtawce siedziała dziewczyna. To chyba jej telefon dzwonił niedawno, ale chłopak nie zwrócił na to uwagi. Wydawałoby się, że siedząc tam nagle zmarła albo że to w ogóle nie był człowiek tylko jakaś kukła, gdyby nie to, że chcąc uchronić twarz przed deszczem spuściła nieco głowę. Szare smugi wody skutecznie psuły widoczność, więc Harry'emu ciężko było coś o niej powiedzieć. Mogła być w jego wieku, lub nieco młodsza. Miała długie, ciemne włosy - może czarne, może tylko ciemnobrązowe. W normalnych warunkach nie rzucałaby się w oczy. Siedziała tam obojętna na wszystko. Chyba nawet nie zdawała sobie naprawdę sprawy z ilości lejącej się z nieba wody. Jeśli Harry miałby opisać ją w trzech słowach byłyby to niewątpliwie "smutek", "obojętność" i "rezygnacja".

Grupka ciasno stłoczona na małym przystanku, niezadowolona z kolei losu i zmarnowanego dnia znalazła sobie wreszcie jakąś ofiarę. Dziewczynę z huśtawki. Dudley pomyślał (niemożliwe! znowu?! - przyp. aut.), że świat schodzi na psy. Coraz więcej kretynów w coraz to młodszym wieku...

Zmienił zdanie. Nie mogła być wariatką, bo to oznaczałoby, że on nie jest wcale lepszy. A może jednak on też jest trochę... niezbyt zdrowy psychicznie? Przed chwilą zdał sobie sprawę, że właściwie niewiele różni się od dziewczyny na huśtawce. Przez całe tegoroczne wakacje zachowywał się niemal identycznie. Zamknięty w sobie i zobojętniały na świat dookoła. Miał niecałe 16 lat, a życie jakoś nie miało zamiaru go rozpieszczać. Nie może tak łatwo się poddawać. Musi walczyć. Sam ze sobą i z innymi, jeśli będzie trzeba. Poradzi sobie, będzie trudno, ale M U S I dać radę. Stawić czoło życiu.
Jego kuzyn ze swoją świtą właśnie wybiegali z parku. Harry nawet nie zauważył jak ulewa stopniowo przechodziła w delikatną mżawkę. Pobiegł szybko w stronę Privet Drive, by uniknąć drugiej fali deszczu nadciągającej nieubłaganie z południowego-wschodu. Po drodze postanowił, że wieczorem zajmie się zaległą korespondencją, a następnego dnia porozmawia z tą dziewczyna z parku.

Ale nazajutrz jej nie było. Nie było jej już nigdy.

Od jakiegoś czasu wszelkie nowinki i plotki z okolicy nie dostarczała Petunia, ale, o dziwo, Dudley. Harry'ego niewiele to obchodziło, bo zazwyczaj i tak nic ciekawego się nie działo. Przy wtorkowym lunchu było podobnie: jego tęgi kuzyn streszczał wszystkie mniej lub jeszcze mniej ważne wieści z pobliskich terenów. Jednym uchem Harry słuchał południowych wiadomości nadawanych właśnie w radiu, a drugim nowinek Dudleya. "W centrum Londynu utworzył się kilkukilometrowy korek na skutek zderzenia autobusu z ciężarówką wiozącą materiały budowlane, w którym zginęły dwie osoby, a pięć zostało rannych. Radzimy omijać..." "Ktoś przejechał samochodem kota pani Figg, wiesz tego bez ucha. Szkoda, że nie widziałaś jej miny..." I tak bez przerwy. "Dziś w południe odbył się pogrzeb znanego i cenionego w wielu kręgach..." "Właśnie! A propos pogrzebów. Dzisiaj rano pochowali jakąś dziewczynę. Podobno jej rodzina sprowadziła się tu dwa miesiące temu. Ludzie mówią, że nałykała się jakiś tabletek i nie udało się już jej uratować. Jej rodzice poszli do kina, wiesz, na te piątkowe seanse, co teraz zrobili promocję i jak wrócili to zastali swoją córkę totalnie sztywną..."

Dziewczyna z parku... Czy to o jej pogrzebie mówił tak beztrosko jego kuzyn? Harry'emu od razu przyszła na myśl nieznajoma z huśtawki. Co sprawiło, że ta dziewczyna posunęła się tak daleko? Czy było aż tak źle, że tylko śmierć wydawała się rozwiązaniem? Przecież on sam tak często myślał o tym w ten sposób. Czy nie żałował, że jego rodzice, Cedrik, Syriusz, oni wszyscy zginęli, a on żył nadal? Tamta dziewczyna zginęła bez sensu, jak Diggory, ale jego ojciec chrzestny i rodzice... Ich śmierć pozwalała jemu nadal żyć. Odeszli dla niego. Harry wiedział, że śmierć rzadko coś rozwiązuje, a czasem potrafi nieźle namieszać. Czasem chciał, żeby to wszystko sie skończyło, ale nie pragnął śmierci. Już nie.
Coś przyszło mu do głowy.

Petunia z zadowoleniem stwierdziła, że jej siostrzeniec wraca do normy. Już myślała, że chłopak jest na coś chory i trzeba będzie płacić za leczenie. Kilka dni temu na szczęście mu się polepszyło i jadał już więcej. Jednak nie dziś. Nie zawracając sobie głowy kończeniem tostów zerwał się od stołu i pobiegł do swojego pokoju. Po chwili wrócił na dół i wybiegł z domu jakby się paliło. Zdziwiła się, ale jej syn raczej nie był zaskoczony. Jego mina dobitnie świadczyła o tym, co myśli o swoim kuzynie.

Do najbliższej kwiaciarni był spory kawałek, więc trochę mu zajęło chodzenie tam i z powrotem. Harry kupił dwa bukiety - mały i drugi nieco większy. Postanowił zanieść duży na grób tamtej dziewczyny. Mniejszy zostawił w parku, na huśtawce. Tak na wszelki wypadek.


KONIEC
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #187370 · Odpowiedzi: 9 · Wyświetleń: 8198

Selene Napisane: 18.08.2004 19:50


Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 10
Dołączył: 01.08.2004
Nr użytkownika: 2481


Toroj, kiedy znow coś napiszesz???


Bo piszesz świetnie (a nawet lepiej:D)
  Forum: W Labiryncie Wyobraźni · Podgląd postu: #187146 · Odpowiedzi: 61 · Wyświetleń: 39783


New Posts  Nowe odpowiedzi
No New Posts  Brak nowych odpowiedzi
Hot topic  Gorący temat (Nowe odpowiedzi)
No new  Gorący temat (Brak nowych odpowiedzi)
Poll  Sonda (Nowe odpowiedzi)
No new votes  Sonda (Brak nowych odpowiedzi)
Closed  Zamknięty temat
Moved  Przeniesiony temat
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 01.05.2024 13:25