Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Błyskawica [zakończone], spoilery HBP

Błyskawica [zakończone]
 
Dobre - zostawić [ 2 ] ** [100.00%]
Gniot - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 2
Goście nie mogą głosować 
Darkness and Shadow
post 28.01.2006 20:42
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)

Płeć: Kobieta



No cóż... Jest to mój pierwszy fick, więc proszę o szczere oceny i nawet negatywne przyjmę z godnością. Ta opowieść już od połowy grudnia ukazuje się na moim blogu, lecz tam oczywiście nie ma chętnych do oceniania (zrazili się czy co?), więc oddaję na wasze ręce pierwszą część z cyklu "Nadchodzą ciemne czasy..."


BŁYSKAWICA

Prolog


Jej płaszcz wzbudzał w wielu umysłach najgorsze obawy. Nawet kilkuletnie ślady walki nie przekonywały ludzi, o tym, że jest po ich stronie. W latach, gdy Czarny Pan powstał na każdego, kto rozniecał strach patrzono nieufnie.
Ciemnozielone oczy wyjrzały zza kaptura. "To tutaj" - spojrzała na wysoki budynek, na którego parterze znajdował się bar "Trzy Miotły. Pchnęła drzwi, które ustąpiły ze skrzypnięciem. Uderzyła w nią fala ciepła i zapach kawy waniliowej.
Większość par oczu utkwiła w niej spojrzenia. Niektóre spiorunowała zimnym, pozbawionym uczuć wzrokiem i z dźwiękiem stukających obcasów wysokich butów podążyła do najciemniejszego kąta, gdzie siedziała równie przerażająca osoba, która małymi łykami upijała gorącą kawę waniliową. Widząc jej przyjście przesunęła się bok i odstawiła filiżankę. Przybyszka usiadła ze słowami:
- Wybacz Tonks za spóźnienie, ale wiesz... sprawy służbowe.
- Nie ma sprawy, Vivien. Dopiero co przyszłam z patrolu - powiedziała Tonks, gdy nowa zamawiała u młodej dziewczyny, pracującej jako kelnerka herbatę poziomkową. - Lepiej nie ujawniać tożsamości - stwierdziła, gdy Vivien dotknęła kaptura, by odsłonić twarz. Po tych słowach cofnęła dłoń i schowała ją do kieszeni.
- Wiesz co się dzieje - Vivien spojrzała Tonks w oczy starając ujrzeć tam jakąś tajemnicę. Niczego nie zauważywszy odwróciła pospiesznie wzrok.
Błądząca w kieszeni ręka natrafiła na coś twardego. Kobieta nie wiedziała dokładnie co to jest. Miało okrągły kształt i było zimne, nawet bardzo zimne. Powierzchnia gładka, przeorana jakimiś symbolami... Przestała zajmować się tajemniczym przedmiotem. Wyciągnęła dłoń z kieszeni i oparła na stoliku.
- Nasilają się ataki śmierciożerców. Mamy coraz więcej wezwań z powodu Inferich i zniknięć ludzi - przerwała chwilę ciszy Tonks. - Ostatnio zniknął barman z Dziurawego Kotła i dwie osoby z Ministerstwa. Nas, aurorów ubywa.
Do Vivien podeszła kelnerka z herbatą, ale oddaliła się pospiesznie od osób wyglądających podejrzanie. Odnosząc tacę na ladę szepnęła coś Madam Rosmercie, lecz ona machnęła tylko ręką i odpowiedziała coś zdenerwowanej kelnerce.
- Niebezpiecznie o tym tutaj mówić... - Vivien machnęła delikatnie dłonią w stronę lady. - Mogą coś podejrzewać...
- Racja. Bezpieczniej będzie jak pójdziemy do Kwatery - Tonks wstała, a za jej przykładem poszła Vivien. Obie pogrzebały w kieszeniach, rzuciły na stolik pieniądze i podążyły ku drzwiom. Wiele osób odetchnęło z ulgą, gdy zatrzasnęły się za nimi.
Chłodnawe powietrze uderzyło je z świeżością. Mimo, że był to środek lipca, to noce były zimne. Wolnym krokiem ruszyły do pomalowanego na biało, wysokiego budynku. W tym momencie milczenie było najodpowiedniejsze.



Rozdział I
Światło w mroku.

Stanęły przy drzwiach, do których zastukała lekko różdżką Tonks.
- Sygnał? - zapytała cicho Vivien, ale nie otrzymała odpowiedzi tylko krótkie:
- Sprawdzę teren - Tonks odwróciła się i przylegając plecami do ściany posuwała się bok. Przy rogu wychyliła głowę i szukając ruchu przesunęła się dalej. Gdy zniknęła jej z oczu drzwi budynku się otworzyły, a za nimi stał Remus Lupin.
- Remus, kopę lat! Ty to się trzymasz! - zdziwiona Vivien powitała przyjaciela uściskiem dłoni.
- Gdzie masz Tonks? Po sygnale rozpoznałem, że to ona idzie - zapytał wprowadzając ją do ciepłego pokoju, gdzie młodzi aurorzy grali w karty, a starsi siedzieli w miękkich fotelach i popijali gorącą herbatę.
- Tonks? Bada teren. Zaraz, czekaj... - przerwała i wsłuchała się w odgłosy nocy zagłuszane przez hałas z pokoju. Usłyszała głosy ciche niczym szept. Zbliżyła się do okna. Jej obawy się potwierdziły. Zobaczyła światło i jak ktoś upada na ziemię.
Biegiem wypadła z budynku. Rozglądnęła się czy nikt jej nie śledzi i powoli skradała się do miejsca wypadku. Wychyliła głowę zza rogu i nie uwierzyła w to co zobaczyła...
Tonks klęczała i szeptała jakieś słowa w niezrozumiałym dla niej języku. Pod płaszczem chowała rękę, a wokół niej leżało pięciu śmierciożerców w maskach. Wysunęła się zza rogu pewniej z pytaniem:
- Co tu się stało? - Vivien uklękła obok przyjaciółki wpatrzonej w jeden punkt – rękę jednego z leżących, na której widniał wypalony Mroczny Znak.
- Tonks? - zapytała kładąc rękę na jej ramieniu. Nagle zza rogu wyłonił się Lupin. Stanął obok nich przysłuch..ąc się słowom aurorki:
- Było ich dwóch. Podglądali naszych w Kwaterze. Zagroziłam im. Nie zwracali większej uwagi. Kiedy trzasnęłam w nich oszałamiaczami, doszli jeszcze trzej i razem rzucali Avadę. Użyłam Zaklęcia Tarczy, ale to spowodowało tylko, że stracili przytomność... - przerwała, gdyż Remus nachylił się nad nią i odsłonił ukrytą pod płaszczem rękę. Wyglądała okropnie - cała we krwi, spod której widać było głębokie wcięcia.
- Skąd to się wzięło? - spytał mężczyzna.
- Nie wiem - wyszeptała Nimfadora patrząc na niego tak, jakby prosiła go, żeby nic nie robił. On widząc ten wzrok, pomógł jej jedynie wstać. Vivien również się podniosła i w trójkę weszli do wnętrza Kwatery. Drzwi zamknęły się z łoskotem. Młodzi aurorzy widząc panią kapitan ranną zamilkli i wpatrywali się w nią, jak w obraz.
- Co się gapicie?! - wrzasnęła Tonks. - Krwi nie widzieliście?! A może nie chciało wam się podnieść tyłków i sprawdzić terenu?! - zmieszani młodzieńcy odwrócili wzrok
- Dawlison! Cartons! Co to ma znaczyć? - zawstydzeni wywołani powstali i stawili się przed obliczem rozwścieczonej dowódczyni.
- Wy mieliście zrobić obchód o 20?
- Tak - odparli cicho.
- Wiedzcie na przyszłość, że przesadzę was do pilnowania obozów, jak tak dalej będzie! - krzyknęła tak, że włosy im się zjeżyły na głowie.
- Ale... - przerwał niepewnie Dawlison.
- Żadnych "ale"! Ja tu wydaję rozkazy! - postawiła nogę na pobliskim stołku i odsłoniła cztery złote sprzączki, które oznaczały stopień kapitana.
- Odejść! - powiedziała już spokojniej. Skierowała się w stronę schodów mamrocząc pod nosem:
- Tacy to nawet do pilnowania obozów się nie nadają... - weszła na pierwszy stopień potykając się przy tym. Gdy młodzi zachichotali, ona odwróciła się i groźnie się na nich popatrzyła.
- Co was tak śmieszy?! - oni zamilkli w obawie przed karą. Odetchnęli z ulgą kiedy zwróciła się już łagodnym tonem do Vivien i Remusa:
- Chodźcie - poprowadziła ich na ostatnie piętro budynku.
Gdy stanęli na miejscu, ona pchnęła dębowe drewno w przód. Drzwi skrzypnęły, a Tonks mruknęła coś w stylu:
- Mogliby przynajmniej te drzwi naoliwić - dopiero teraz odsłoniła twarz odrzucając kaptur do tyłu. Na czoło opadły jej ciemne dzisiaj włosy zakrywając oczy. Powstrzymała się od odgarnięcia ich zakrwawioną ręką, więc zrobiła to drugą.
Wskazała przyjaciołom miejsce na kanapie. Sama otwarła szeroko okno, a wieczorne, chłodne powietrze wtargnęło do pokoju. Usiadła na krześle obok biurka, z którego wyciągnęła jakiś eliksir i bandaże. Odsłoniła rękaw lewej, zranionej ręki.
- Nim, pamiętasz mistrza Xarona? - spytała Vivien.
- Jakże miałabym nie pamiętać... - Nimfadora polewała szpetne rysy eliksirem, a krew zniknęła, lecz wgłębienia - nie. Zaklęła głośno.
- Nim! - skarciła ją przyjaciółka.
- No co? - spytała kobieta bandażując rękę.
- Miałaś nie kląć...
- Ach, racja, ale chyba nie zapomniałaś o tym, co było kiedy oblałaś tropienie?
- Tego nie można zapomnieć... Kritomen!
- Dosatkit!
- Emnodess!
- Letrokin! - wymieniały obcojęzyczne przekleństwa.
- Starczy, starczy... - Remus nie mogąc dalej słuchać tego kalania języka przerwał im.
- No, może być! - Tonks wstała i odwróciła się pokazując zabandażowaną rękę.
Zauważyła, że również Vivien ściągnęła kaptur, by odsłonić twarz. Ciemnobrązowe włosy spadały na ramiona, a nierówna grzywka zakrywała czoło. Ciemnozielone oczy przechodzące w brąz zdawały się być gotowe przewiercić każdy, nawet najtwardszy metal.
- Ach, właśnie. Mieliśmy mówić o ślubie Billa i Fleur... - przypomniała sobie Tonks.
Vivien włożyła rękę do kieszeni, w której leżał ów tajemniczy przedmiot. Przejechała po nim palcami. „Okrągły i zimny” - powiedziała sobie w duchu. Na gładkiej powierzchni był symbol. Przymknęła oczy i starała sobie przypomnieć co to jest. Przez głowę przemknęło jej: „Znalazłam go w kieszeni dopiero w barze. Jak to możliwe? Przedtem go nie było...”. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk gongu na kolację. Tonks przerwała mówić coś o ślubie Billa i Fleur. Vivien podniosła się niepewnie z kanapy. To samo uczynił Lupin.
- Muszę wysłać wiadomość do Biura o wypadku – powiedziała Tonks. - Dokończę wam później, po kolacji. Zaraz zejdę na dół.
- Ja też dołączę trochę później – wtrącił Lupin. - Musimy porozmawiać – zwrócił się do Tonks, która głaskała po głowie przywołanego jastrzębia pocztowego, który siedział jej na ramieniu.
Vivien nacisnęła klamkę drzwi i zeszła po starych, zniszczonych schodach w dół. Będąc na I piętrze skręciła w prawo do dużej sali, gdzie urządzono stołówkę. Wiele osób, które usłyszały dźwięk gongu zbiegło się tam i głośno rozmawiając zajmowali miejsca przy długich ławach obok stołów.
Aurorka przekraczając próg stołówki wpadła na mężczyznę z długimi, siwymi włosami, bliznami na twarzy i czarodziejskim okiem.
- Alastor Moody? Skąd cię tu przywiało? - prawie wykrzyknęła zdziwiona. - Przecież jesteś na emeryturze!
- Vivien Renatusse! - zdumiony Szalonooki powitał kobietę. - Od kiedy tu jesteś?
- Od wczoraj. Co tutaj robisz?
- Ja? Ja pomagam Remusowi i Tonks w uprzątnięciu tego rozgardiaszu.
- Jak to, Remus został aurorem?
- Nie... On tylko wspomaga swoją ukochaną Nimfadorę - wypowiedział szczególny nacisk kładąc na imię kobiety - O, właśnie idą – machnął ręką w stronę schodów, z których para schodziła rozmawiając. Do uszu Vivien dotarły ich słowa:
- ... o co mi chodzi?
- Domyślam się.
- To kiedy? W sierpniu?
- Mnie to najbardziej odpowiada... Cały sierpień mam wolny...
- Wiesz, musimy sprawdzić wolny termin na... - Lupin przerwał, bo zauważył, że Moody i Vivien słuchają ich rozmowy.
- O czym tu mowa? - zapytał z ciekawością patrząc na dłoń w bandażach u Tonks. - A... Przepraszam. Już wiem – odwrócił wzrok, a zawstydzona aurorka schowała rękę pod płaszcz. Vivien poczuła, że coś przed nią ukrywają... Coś bardzo ważnego...
W czwórkę weszli do stołówki, gdzie zaczęły się rozmieszczać talerze z jedzeniem. Aurorzy zamilkli w obawie przed kolejnym wybuchem pani kapitan. Zamarli w oczekiwaniu na jakąś uwagę, lecz nic nie usłyszeli oprócz:
- Co tutaj tak cicho? Żałoba po kimś?



Rozdział II
„W imię miłości...”

Młoda kobieta leżała na łóżku wpatrując się w starą, spękaną ścianę pokoju. Promienie słoneczne zaczęły dotykać jej jasnych policzków i ogrzewać je. Osoba trzymała w dłoniach zamknięty medalion, którego nie potrafiła za żadne skarby otworzyć. Nie otworzenie jej chodziło. Starała się rozgryźć znaczenie symbolu na jego powierzchni. Miał on kształt kwadratu z dwoma zawijasami po przekątnej i dwoma głębokimi wcięciami nachodzącymi na siebie pod kątem ostrym.
Nie znała, ani jego znaczenia, ani pochodzenia. Podniosła lekko głowę i wlepiła wzrok w drewniany zegar tykający kolejne sekundy. Wskazywał 5.30 nad ranem. Mimo dość wczesnej pory kobieta wstała z łóżka, wzięła ręcznik z krzesła i cicho wyszła z pokoju. Kierowała się do łazienki. Starała się iść jak najciszej po trzeszczących deskach. Po przejściu obok siedmiu drzwi dotarła do umywalni, gdzie wślizgnęła się przez uchylone drzwi. Spojrzeniem odszukała umywalkę na końcu rzędu. Zawsze ją zajmowała.
Podeszła do niej, zawiesiła ręcznik na wieszaku i chcąc przemyć twarz wyciągnęła dłoń ku kranowi, ale cofnęła ją z przerażeniem słysząc trzask z sąsiedniej części łazienki. Wyciągnęła różdżkę zza pasa i skradając się stanęła przy łuku prowadzącym do miejsca źródła dźwięku. Wychyliła głowę zza gzymsu i nie kryjąc radości odetchnęła z ulgą:
- Ale mnie wystraszyłaś, Viv – rzekła do Tonks zdejmującej opatrunki ze zranionej ręki i sama schowała różdżkę.
- Jeszcze wcześnie... Co tu robisz? - Nimfadora oderwała się wzrok od bandażu, którego zaczęło ubywać na ranie i zbliżał się do końca.
- Nie mogłam spać. Przez to – wyjęła z kieszeni medalion i pokazała go Tonks, która rzuciwszy okiem spuściła głowę i przerwała zdejmowanie opatrunków.
- Muszę ci się do czegoś przyznać... - podniosła lekko oczy i utkwiła je w kafelce przedstawiającej jednorożca.
- Do czego? - zapytała po paru sekundach milczenia Vivien.
- Do tego... - Tonks odsłoniła ostatni bandaż, a na jej palcu lśnił pierścionek z diamentem. Po ranie nie było już ani śladu. Vivien aż otworzyła usta ze zdumienia. Wlepiła wzrok w błyszczący okaz i przez chwilę nie wydusiła z siebie słowa. Nimfadora podniosła głowę i oczy skierowała w jej stronę. Uśmiechnęła się lekko i powiedziała:
- Remus poprosił mnie o rękę. Przyjęłam oświadczyny, a co innego miałabym zrobić? Kocham go i chcę z nim być.
- Czyli to co rozmawialiście na schodach... to było o ślubie, prawda? - wydusiła nadal zszokowana Vivien. Tonks kiwnęła głową. - A jak Szalonooki przeniknął okiem bandaże to zobaczył to „coś”?
- Aha i dlatego trzeba na niego uważać. Chciałam ci powiedzieć zaraz po kolacji, jak mieliśmy dokończyć rozmowę o ślubie Billa i Fleur, ale wymówiłaś się zmęczeniem. To cóż...
- No właśnie, to już za trzy dni – przerwała jej przyjaciółka.
- Co?
- Ślub. Nie, nie, nie twój! - poprawiła się, kiedy ona popatrzyła na nią groźnie. - Billa i Fleur!
- Pamiętasz chyba, że mają obchód co 10 minut i my mamy przyjmować raporty?
- No, jasne... - przytaknęła i patrzyła, jak Tonks machnięciem różdżki uprzątnęła bandaże. Wyszła z komnaty, wyciągnęła rękę po ręcznik przyjaciółki i rzuciła go wciąż osłupiałej po wielkim szoku Vivien. Drzwi za nią tylko cicho skrzypnęły.

***

Wielkimi krokami zbliżał się ślub Billa i Fleur. Przygotowania szły pełną parą. Grupa Zakonu Feniksa miała się pojawić w pełnym składzie. Aurorzy mieli pilnować wejść i robić obchód co 10 minut.
W dniu ślubu wszyscy goście w wyśmienitych humorach zjawili się o wyznaczonej porze pod katedrą. Aurorzy zajęli już swoje pozycje. Tonks, Lupin, Vivien i Szalonooki mieli przyjmować raporty z obchodów. Sami usytuowali się z tyłu pod balkonami. Goście rozsiedli się w ławkach szepcząc między sobą o nowinach z świata magii. Rozmowy ucichły, gdy tylko zagrała muzyka.
U wejścia pojawiła się para młoda, a za nimi ich rodziny. Wolnym krokiem szli w rytm organów po czerwonym dywanie do ołtarza. Wszystkie oczy zwróciły się w kierunku panny młodej. Ubrana była w suknię do kostek, rzecz jasna białą. w niektórych miejscach ozdobiona została brokatem i haftowanymi różyczkami. Z głowy spływał na twarz Fleur welon, a z pleców ciągnął się tren. Pan młody szedł obok przyodziany w garnitur, a z ramion opadał mu czarny płaszcz spięty złotą broszą.
Para dotarła do ołtarza, a rodziny rozsiadły się w przygotowanych specjalnie dla nich ławach w pierwszych rzędach. Muzyka skończyła grać. Rozpoczęła się długo oczekiwana uroczystość.

* * *

Gdy zapadły słowa:
- Możesz pocałować pannę młodą - Tonks szepnęła do Vivien:
- Idę sprawdzić teren. Klenois spóźnia się już kilka minut - wstała i cicho wyszła z katedry. Lupin widząc to spytał siedzącej obok Vivien:
- O co chodzi?
- Idzie sprawdzić co się dzieje. Klenois się spóźnia z raportem. Mogło coś się stać - Lupin kiwnął głową na znak, że rozumie.
Tymczasem Tonks przylegając do odrapanych ścian katedry posuwała się w pełnej gotowości. Czuła, że coś się nie zgadza. Zbliżała się do miejsca, gdzie było wejście do zakrystii. Wychyliła głowę i znieruchomiała. Aurorzy leżeli uśpieni, a na ścianie wypalony został...MROCZNY ZNAK!

* * *

- Gdzie ona jest? - zapytała cicho Vivien. - Coś musiało się stać...
Para młoda szła już w kierunku wyjścia, gdy będąc w połowie drogi na środek katedry wbiegła Tonks. Szeptała coś z Billem w innym języku i co chwilę wskazywała na wyjście. Bill nie bardzo wiedział co ma robić, więc Tonks przywołała Vivien, Lupina, i Szalonookiego, by pomóc w podjęciu decyzji. Chwilę szeptali coś między sobą, a zaniepokojeni goście zaczęli odczuwać, że dzieje się coś złego. Wtem Tonks krzyknęła:
- Uciekać! Atakują! - ludzie nie wiedzieli co mają dokładnie robić: czy jej słuchać, czy pozostać na miejscach. W końcu zrozumieli, że to nie żarty i w popłochu zaczęli pchać się do wyjścia. Garstka aurorów i Zakon Feniksa pozostał na miejscu. Śmierciożercy zaczęli dobijać się do tylnego wyjścia.
Lupin i Kingsley zabarykadowali wszystkie drzwi i wrócili do wszystkich stojących plecami do środka. Zza drzwi było słychać głosy i zdawało się jakby ściemniać.
- Mają trolla! - krzyknął Szalonooki przenikając drewno magicznym wzrokiem. Vivien poczuła się tak, jakby miała nie wyjść już żywo z tej katedry. Huki stawały się coraz głośniejsze. Odłamy drewna odpadały od całości. Gdzieniegdzie były już dziury wystarczające, by się upewnić, że Moody miał rację. Troll swym młotem rozgruchotał drzwi na drobne drzazgi.
Zza obłoku pyłów wyszły zakapturzone postacie w maskach. Kilku z nich wypowiedziało pierwsze zaklęcia. Vivien spojrzała w oczy jednego z nich. Szare, nie wyrażające jakichkolwiek uczuć. Zacisnęła mocniej palce na różdżce i wycelowała ją w przeciwników. Błysnęło białe światło, a trzech wrogów padło oszołomionych. Ku niej poleciało kilka zaklęć. Odparowała je bez trudu.
- Stiliota! - wrzasnęła Tonks do Vivien, co miało znaczyć: "Z tyłu zachodzi cię przeciwnik".
Odwróciła się gwałtownie i rzeczywiście, za nią unosił się dementor i zaczął wysysać z niej najlepsze wspomnienia. Tonks widząc przyjaciółkę w niebezpieczeństwie i sama w nim będąc mając wokół siebie kilkunastu dementorów krzyknęła:
- EXPECTO PATRONUM! - błysnęła białe światło, z którego uformował się przezroczysty jastrząb. Patronus zaczął kąsać wszystkich dementorów w pobliżu. Wzlatywał coraz wyżej i wyżej, aż zalśnił takim blaskiem, że oślepił on wielu wrogów. Zrozumieli z kim mają do czynienia i rzucili się na Tonks ocierającą pot z czoła:
- To ona! - wołali. - Ta co załatwiła nas ostatnio!
Uniknęła tylu ciosów szybkimi skokami, przewrotami i unikami, ale po morderczej walce z dementorami jej siła znacząco spadła. Widząc,że reszta również nie daje już rady zrozumiała co jej zostało:
- UCIEKAJCIE! - wrzasnęła przez hałas bitwy. Wszyscy zamarli w bezruchu. Nie wiedzieli czy jej słuchać. - Ja ich zatrzymam.
- Chyba nie chcesz... - wtrącił się Lupin - Nie! Nie pozwolę ci na to! - spojrzał jej głęboko w oczy.
- To jedyny sposób! Uciekajcie! - krzyknęła do odchodzącej garstki Zakonu i aurorów. Vivien zawahała się przez chwilę, ale chciała znów obejrzeć światło dnia. W ciemnej katedrze nie mogłaby zbyt długo wytrzymać, więc pośpieszyła za resztą do wyrąbanych drzwi, zza których prześwitywało światło. Część ludzi wzbiła się już w powietrze na miotłach.
W pośpiechu odszukała swojego Nimbusa i nie zdziwiło jej to, że Lupin stał patrząc się na wnętrze kościoła, wahając się wciąż z odlotem. Wiedziała jak ciężko jest mu się rozstać w takiej trudnej chwili z Tonks. Vivien dotknęła jego ramienia i pocieszyła go:
- Nie martw się. Na pewno sobie poradzi. Nie raz widziałam jak rozgramiała po trzy oddziały śmierciożerców na raz, tak jak ostatnio - wsiadła na miotłę, a po namyśle dołączył do niej Remus.

***

Na środku pobojowiska stała Ona. Szeptała stare zaklęcie w mowie, którą rozumiał tylko On:

Huano sante feisht a moriet,
Huano sante feisht theina,
Huano sante, conte semo leit,
Huano sante hlonoit sit malesta,
Huano sante le dasta,
Huano sante sole mit uno!


Tylko jedna osoba rozumiała te słowa – Remus Lupin, a brzmiały one tak:

W imię miłości zawsze zwyciężającej,
W imię miłości zawsze wiernej,
W imię miłości, aby On przeżył,
W imię miłości wypowiadam te słowa,
W imię miłości naszej zginę,
W imię miłości przeżyję dla niego!


Lupin słysząc w głowie te zaklęcie gwałtownie zawrócił miotłę i powiedział:
- Wracam po nią – przyspieszył zostawiając resztę w trudnej sytuacji: lecieć z nim, czy nie?
Vivien, Szalonooki, Kingsley i paru innych aurorów wraz z częścią Zakonu podążyło w ślad za nim, a pozostali udali się do miejsca, gdzie według planu miało się odbyć wesele.

***

- „... Huano sante sole mit uno!” - wrzasnęła Tonks unosząc różdżkę w górę, a błękitna fala oślepiającego światła rozpromieniła się dookoła powalając śmierciożerców, lecz jeden z nich wyciągnął nóż umoczony w specjalnej truciźnie i rzucił w nią. Przez chwilę tak, jak wszyscy upadła na kolana krzycząc z bólu, ale spadła nie na twarz, tylko starała się wstać dusząc się i drżąc na całym ciele.
Nagle do katedry wpadł Lupin i podtrzymał ją aby nie upadła.
- Co się tutaj stało? Dlaczego zrobiłaś to dla mnie? - spytał, jakby z pretensją. Nie otrzymał odpowiedzi, tylko głośny głos Szalonookiego:
- Co z nią?
- Jest źle... - wskazał na sztylet sterczący z brzucha narzeczonej. - Dostała nożem z trucizną. Oby to nie było to co myślę...
Dotknął ciemnofioletowej mazi i obejrzał ją z bliska.
- Tylko nie to... Powoli dołącza do Nich... Do Crenod... – dokończył cichym głosem.
- Przyślijcie tu kogoś z św. Munga! - krzyknął Remus do aurorów. Przytulił krztuszącą się i drżącą Tonks do siebie.
- Nie oddam Wam jej tak łatwo... - pogładził kobietę po włosach.

__________________________

I jak pierwsze wrażenia?

Ten post był edytowany przez Darkness and Shadow: 26.05.2006 15:03


--------------------
Forever, your eyes will hold the memory.
I saw your heart as it overtook me.
We tried so hard to understand and reason
But in that one moment, I gave my heart away.


Wróciłam. Tak jakby.

Moje forum. Przystań obłąkańców.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Darkness and Shadow
post 28.01.2006 20:59
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)

Płeć: Kobieta



Rozdział III
Za zasłoną...

Ekipa ratunkowa zjawiła się szybko i zabrała ciężko ranną Tonks do szpitala św. Munga. Jej stan wciąż się pogarszał i to z minuty na minutę. Oczy straciły źrenice, a obręcz bólu ściskająca płuca nie dawała jej zwyczajnie oddychać. Gdy ją zabierali zdążyła wydusić z siebie słowa skierowane do członków Zakonu:
- Quendo one simo ca denro we – co znaczyło: „Nie płaczcie po mej śmierci”. Po wypowiedzeniu tych słów straciła przytomność.

***

- Ta spod 7- emki! Przestała oddychać! Coś się z nią dzieje! Szybko! - krzyczał jeden z uzdrowicieli na korytarzu. Czterech kolejnych przybiegło do sali nr 7 w celi ratowania jej. Rzeczywiście przestała oddychać, ale puls wyczuli, jak można było wywnioskować z ich okrzyków:
- Brak oddechu!
- Puls jest!
- Niepokoi mnie ta zaburzona praca płuc...
- Podajcie Eliksir przywracający postać! Jeszcze nie jest za późno... - zawołał pielęgniarkę jeden z nich. W chwilę potem ktoś krzyknął:
- Tracimy ją!
Mężczyzna siedzący przed 7- emką i słuchający wszystkiego z niepokojem wrzasnął:
- Nieee!!!
Parę elektrowstrząsów uderzyło w pacjentkę z całą siłą. Drugi raz. Trzeci. Czwarty i nic. Jeden z uzdrowicieli rzekł ze zrezygnowaniem:
- Nie ma szans. Straciliśmy ją – wyszedł przed salę, zatrzymał się i spojrzał na wstrząśniętego mężczyznę.
- Naprawdę mi przykro... Zrobiliśmy co mogliśmy... - zostawił zrozpaczonego człowieka pod drzwiami. Po kolei zaczęli wychodzić pozostali. Każdy mówił kilka słów pociechy do faceta i odchodził.
- Co z tym Eliksirem?! - żywiący wciąż nadzieję, młody uzdrowiciel zawołał zniecierpliwiony.
- Już, już – spóźniona pielęgniarka wpadła do sali omal nie przewracając pogrążonego w rozpaczy mężczyzny. Uzdrowiciel wziął strzykawkę z jasnoniebieskim płynem w butelce, odmierzył dawkę. Wkłuł igłę w żyłę na nadgarstku pacjentki i wstrzyknął zawartość.
Przez parę chwil nic się nie działo, lecz w końcu człowiek przed drzwiami usłyszał parę kaszlnięć. Uśmiechnął się sam do siebie. Odzyskał nadzieję.

***

Pani Weasley pierwszy raz od długiego czasu obgryzała paznokcie z nerwów.
- Nie dają znaku życia od pięciu godzin! - zdenerwowana wpatrywała się na zmianę w drzwi i okno. - Przysłali jedynie wiadomość, że będą później, ale dlaczego ich nie ma?
- Może ktoś został ranny? - rzuciła Hermiona, gdy spod drzwi dał się słyszeć głos Tonks:
- Przecież mówiłam ci, że wszystko w porządku! - pani Weasley z wyraźną ulgą otworzyła drzwi, a za nimi stał Zakon Feniksa. Po kolei wchodzili Szalonooki, Charlie, Kingsley, Vivien, dwóch aurorów, pan Weasley, Fred z Georgem i wspierana przez Lupina Tonks. Gdy wkroczyła na salę wszystkie oczy skierowały się na nią. Vivien szturchnęła ją lekko w bok i szepnęła:
- Tylko nie rób takiego ochrzanu jak w Hoegsmade.
Tonks skinęła tylko i poczuła, że lekko słabnie. Przytrzymała się mocniej Lupina i zapytała cichym głosem:
- O co chodzi?
Pani Weasley była zaniepokojona jej bladą twarzą pełną zadrapań i głębokich ran:
- Kochana, chyba nic ci się nie stało?
- Ach to nic, nic... - starała się wymigać Nimfadora. Niestety za późno...
- Pomijając fakt, że wyczarowała patronusa przeganiającego większość dementorów. Robiła tyle uników, że aż można bić brawa. Użyła zaklęcia Prawdziwej Miłości i omało nie stała się Crenodą. - dokończył Lupin.
Tonks rozglądnęła się po twarzach zwróconych w jej stronę. Niektóre wyrażały zdziwienie, a inne podziw.
- Spokojnie, nie ma powodów do obaw. Stwierdzili, że mogę opuścić szpital, ale muszę wypocząć. W końcu wyciągali mnie za zasłony śmierci... - powiedziała, gdy pani Weasley otwierała już usta, by o coś zapytać.
- A nagroda? - zwrócił się do Tonks Lupin upominając się o coś. Ona popatrzyła na niego z wdzięcznością, założyła mu ręce na szyję i na oczach wszystkich go pocałowała. W sali rozbrzmiały oklaski. Para, jakby ciut zniechęcona odskoczyła od siebie, a Vivien skomentowała:
- Przecież to ślub Billa i Fleur mamy świętować!
- Uwaga! Wszystkie dziewczęta niezamężne! Panna młoda będzie rzucać wiązankę! - zawołała mama Fleur wskazując na swoją córkę.
- Molly, przecież nie ma wątpliwości, że Nim i Remus będą kolejną młodą parą. - stwierdziła Vivien, gdy rozpiszczane dziewczęta ustawiały się obok siebie w szeregu. - Biorą ślub już w sierpniu!
- No, właśnie! Ja też mam iść do nich? One i tak nie mają szans na najbliższe SWOJE wesele! - Tonks buntowała się, gdy pani Weasley z Billem na siłę ciągnęli ją do żeńskiej grupki. Ostateczne ustawili ją obok zestresowanej Gabrielle.
- Pilnujcie jej, żeby nie uciekła! - przykazał Charlie dziewczynom widząc, że Tonks szuka wzrokiem drogi ucieczki.
- Jak tak, to tak! W takim razie nie dam wam złapać tych kwiatów! - rzekła bardziej sama do siebie niż do innych rywalek.
- Trzy, dwa, jeden! - Fleur rzuciła bukiet na znak.
Tonks wyskoczyła w przód, chwyciła wiązankę i przewrotem przez ramię uniknęła groźnego upadku. Wokół zabrzmiała fala oklasków. Lupin patrzył na narzeczoną wstającą z przysiadu i obskakiwaną przez grono dziewcząt, które z podnieceniem oglądały jej pierścionek zaręczynowy. Niektóre zazdrosne dogadywały:
- To nie fair!
- Ona jest aurorką!
- Przecież ona i tak będzie miała ślub!
- Niestety musicie się pogodzić z przegraną. Nie w najbliższym czasie dziewczyny! - odparowała Tonks posyłając pełne próśb o pomoc spojrzenia do Remusa, który wzruszył tylko ramionami nie wiedząc co robić. Wtem pan Weasley wykrzyknął:
- A teraz kawalerzy! Ustawcie tutaj w szeregu – wskazał na to samo miejsce, gdzie stały dziewczęta – a będziecie zaraz łapać krawat pana młodego!
- Arturze, podtrzymuję to co powiedziała Vivien Renatusse. Kolejną parą młodą będą Nimfadora i Remus – stwierdził Szalonooki i natychmiast otrzymał mocne uderzenie w plecy, tak że prawie się zachwiał. Nie musiał nawet się nawet oglądać, by wiedzieć kto jest sprawcą, ale mimo tego zrobił to. Wyswobodzona z „bandy” panien Tonks stała za nim prostując palce pięści.
- Chyba powtarzałam, żeby nie wymieniać mojego imienia! - zwróciła mu głośno uwagę.
- A jak będę miał cię nazywać kiedy wyjdziesz za Remusa? - spytał uśmiechając się złośliwie.
- Po prostu „Tonks”! - odkrzyknęła mu.
- O, wracasz do formy! Brawo, jesteś już zdrowa! - zażartował Moody patrząc jak Lupin, rozgorączkowany myślą, że ktoś inny niż on może złapać część ubioru pana młodego, wyskakuje do góry i chwyta krawat.
- I tak nie oddałbym wam jej! - odgryzł się zawiedzionym mężczyznom odgarniając włosy z twarzy.
- Idź! - Vivien wypchnęła na środek Tonks, która zaskoczona znalazła się w objęciach Remusa.
- Ale co... - nie zdążyła się spytać, gdyż mężczyzna pocałował ją, a Fred i George wyczarowali wokół nich serce układające się z czerwonych iskierek. Wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować.
- Oto nasza przyszła para wybrana przez zaciętą walkę i na co dzień złączona prawdziwą miłością, którą chyba widać! - zawołał Bill.

***

- Zatańczysz? - Ron wyciągnął rękę do Hermiony plotkującej z Ginny o znanych zespołach ze świata magii. Przez chwilę chłopak czekał na odpowiedź na pytanie, ale jej nie usłyszał. Zapytał więc ponownie, tylko trochę głośniej:
- Zatańczysz?! - Hermiona przerwała i rzuciła okiem na rudzielca namyślając się.
- Idź, idź – zachęcała ją przyjaciółka. Wreszcie dziewczyna przełamała się, podała mu dłoń i wyszła razem z nim na parkiet pełen tańczących już par.
Vivien z zazdrością patrzyła na przytulające się, uśmiechnięte dziewczęta w tańcu. Sama chciała się teraz tam znaleźć i to razem z... On jako jedyny mężczyzna gościł w jej wspomnieniach jako mężczyzna marzeń i był tam już od dawna. Chociaż później zajmowała się innymi facetami, to ten przetrwał najdłużej i zawsze wracała do jego zdjęcia, które kiedyś sam jej podarował i podpisał.
- Czemu nie tańczysz? - do aurorki przysunął się Simon – kolega z Akademii Aurorskiej.
- Nie mam partnera, a tego, z którym chciałabym zatańczyć nie ma wśród nas.
- Nie został zaproszony? A może ma inną?
- Dosatkit – zaklnęła pod nosem wstając od stołu tylko po to, by uwolnić się od towarzystwa tego ciekawskiego typa. Podążyła w stronę tarasu.
Zawsze uwielbiała wbijać wzrok w jedną gwiazdę na niebie. Tą jasno świecącą, mrugającą tak, jakby chciała roznosić radość i ciepło wszędzie. Kochała ją całym sercem, tak jak osobę, której to ciało niebieskie zostało przypisane.

***

- Noc jest chłodna – Tonks mocniej naciągnęła na siebie płaszcz i skierowała wzrok ku gwiazdom. Obok niej stanął Lupin, który objął ją ramieniem. Ona oparła mu głowę na piersi. Oboje wpatrywali się w niebo, na którym widniały miliony punkcików.
- Lily, James, Syriusz już tam są... - szepnęła ze łzami w oczach. Nawet wymawianie imienia kuzyna sprawiało jej ból. - My też się tam kiedyś znajdziemy... - słone, ciepłe krople potoczyły się po jej bladych policzkach.
- Najważniejsze jest to, że oni patrzą na nas i oczekują nas tam. Śmierci nie powinniśmy się bać... - otarł łzy kobiety i zaczął cicho wymawiać znane na pamięć słowa wiersza:

Sen, którego tak się lękamy...
Czym on jest?
Śmierć to złagodzenie ran zadanych za życia...
Śmierć to ukojenie dla duszy,
sharatanej ostrzem minionych dni...
Śmierć to droga do zasłużonego odpoczynku
po życiu pełnym ciężkiej pracy...
Śmierć to balsam na ból i cierpienia
doznane za życia...
Więc czego tu się bać?
Przed śmiercią i tak nikt nie ucieknie...
*

Nie podejrzewał nawet, że jest ktoś na świecie, kto potrafi przełamać śmierć. Nie wiedział też, że myślach, że teraz życie będzie inne kryje się prawda. Wszystko się jeszcze zmieni... Już niedługo...

*ten wiersz był stworzony na potrzebę opowiadania, więc nie znajdziecie go nigdzie, a auterem jestem ja


Rozdział IV
„Aż do śmierci...”

Wezwań z powodu ataków śmierciożerców przybywało, a na niebie coraz częściej pojawiał się Mroczny Znak. Bardziej doświadczeni i obeznani z siłą Ciemnej Strony czarodzieje wyczuli już dawno rosnącą z dnia na dzień potęgę Czarnego Pana. Wielu z nich przez to zaczęło znacząco słabnąć. Członkowie Zakonu Feniksa nie wiedzieli, że wśród nich również znajdują się takie osoby. Tylko co po niektórzy odkrywali prawdziwą twarz swoich przyjaciół...
Vivien po kilkunastu dniach od ślubu Billa i Fleur zaczęła zauważać zmianę w Tonks. Przyjaciółka coraz częściej miała problemy w walce i chodziła blada, bez dawnego uśmiechu powalającego nawet największych smutasów. Po jednym ze wspólnych patroli w okolicach wodospadu Wysokiego poruszyła ten temat:
- Zauważyłam, że ostatnio miewasz problemy w walce. Twoje zaklęcia nie mają już takiej porażającej mocy i w dodatku zdają się słabnąć. Jak to jest? - popatrzyła na Nimfadorę, która pochyliła tylko głowę starając się uniknąć jej wzroku.
Szły długim, zdającym się nie mieć końca, zawilgłym tunelem pod miastem. Między nimi zapanowało milczenie. Skręciły w korytarz boczny.
- Nim, coś się z tobą dzieje! - powiedziała już głośniej Vivien. Stanęły słuchając odgłosów spadających kropli wody. Tonks odwróciła w jej kierunku bardzo bladą twarz, do której przylepiały się mokre, obecnie półdługie, ciemnobrązowe, proste włosy.
- Martwisz się o Remusa? Wspominałaś, że nie wraca z patrolu...
- Nie, nie o to chodzi... Mówił, że ma być pełnia, więc to inna sprawa... Racja, boję się o niego, ale to nie to mnie gnębi... - odpowiedziała z chłodem Tonks.
- Ale co się stało! Od jakiegoś czasu snujesz się niczym duch i w niczym nie przypominasz tej dawnej osoby jaką byłaś! Mogę ci pomóc! Tylko powiedz, mnie możesz powierzyć wszystko, nawet...
- Sprawa jest trudniejsza niż myślisz - przerwała jej Nimfadora. - Nikt mi nie pomoże... Muszę to wycierpieć do końca, o ile nie oddam życia wcześniej...
- Nie mów tak! Jeśli zdradzisz o co chodzi, to przynajmniej będzie ci lżej na duszy i mogę się wesprzeć w potrzebie, bo od czego są przyjaciele?
Tonks westchnęła ze zrezygnowaniem i rzekła:
- Problem jest naprawdę wielki... Gdy Voldemort rośnie w siłę, to ja słabnę. Nie bardzo tego rozumiem, ale wiem, że skończy się to kiedy zostanie pokonany na zawsze. Jednak nie pomożesz mi w tym wiele... Muszę przeżyć to sama... - przerwała i zamilkła na chwilę. - Zresztą, niedługo o tym zapomnę – dokończyła po namyśle.
- Fakt, ślub już w przyszłym tygodniu – zmieniły temat i ruszyły dalej między ciemne ściany oświetlane jedynie światłem z ich różdżek.
- Jak myślisz, czy członkowie Zakonu i najbliższa rodzina wystarczy? - spytała Tonks po kolejnym przebytym zakręcie.
- O ile z tego nie zrobi się kupa ludzi... Chyba nie musicie robić tak jak u Billa i Fleur. Tam z członków Zakonu, najbliższej rodziny, plus przyjaciele wyszło 150 osób – stwierdziła Vivien i obie zaśmiały się cicho.
- No coś ty... My tak skromnie... Ale i tak zbierze się 50 – tka. Nam dużo do szczęścia nie trzeba. Zresztą... im mniej ludzi, to tym mniejsze zainteresowanie Ciemnej Strony.
- Do szczęścia wystarczacie się nawzajem. Ech... też bym tak chciała... Chyba wiesz z kim... - wymieniły spojrzenia. - Ale to i tak niemożliwe...
Korytarz zaczął się kończyć. Stanęły w ślepej uliczce, a przynajmniej tak wydawałoby się komuś nie wtajemniczonemu. Vivien spojrzała w górę. Właz. Tonks sięgnęła po uchwyt i mocno wypchnęła go w górę. Chwyciła się krawędzi i podciągnęła w górę. Po chwili była już na górze, a po niej wgramoliła się przyjaciółka.
Rozejrzały się po pomieszczeniu. Stara piwnica domu Blacków. Na półkach leżały beczułki z winem, jakieś stare konfitury lub butelki z wódką. Vivien skomentowała to jednym zdaniem:
- Oby Dung się do tego nie dostał... - obie podniosły wieko włazu i zatrzasnęły go z hukiem.
- Ups - Tonks zakryła dłonią usta podobnie, jak druga aurorka. Wsłuchały się w ciszę. W oddali było słychać trzeszczenie desek i stukanie. Odgłosy przybliżały się, a po chwili skrzypnęły drzwi piwnicy. Stanął w nich Moody, który zwrócił się do kobiet żartobliwie:
- Tak się domyślałem... Po takim huku rozpoznam was na kilka mil. Nie wiem, czy macie to w zwyczaju, ale musicie zawsze prawie wywołać atak serca u Molly.
- Czyli chcesz zaznaczyć, że zemdlała? - spytała co chwilę zerkając na chichrającą się pod nosem Tonks.
- Można tak powiedzieć... Zaraz zdacie raport. Zebranie już trwa. Jakoś długo wam trwał ten patrol - odwrócił się i odszedł najprawdopodobniej w stronę miejsca zgromadzenia Zakonu.
- Może trochę przesadziłyśmy – zaśmiała się Nimfadora w czasie drogi do uchylonych „wrót” kuchni. Wślizgnęły się do oświetlonego przez świece wnętrza. Rozmowa jaką prowadzono dotychczas ucichła, a aurorki w ciszy zajęły swoje stałe miejsca. Wśród zebranych nie zauważyły, ani Remusa, ani Billa. Wiedziały, że jak zawsze wszyscy będą im teraz robić wymówki.
- Spóźniłyście się – wytknął im Kingsley.
- Myślisz, że łatwo jest zdążyć na czas, kiedy wypytują cię o takie tematy, na które nie masz najmniejszej ochoty rozmawiać?
- Ej! - Vivien szturchnęła przyjaciółkę, lecz ona ciągnęła dalej:
- Jeśli tak, to jesteś w błędzie. Nie jest łatwo wtedy zdążyć, więc jeśli nie jest łatwo, to jest trudno. Koniec, kropka.
- Dosyć! - krzyknął Szalonooki. - Z powodu, że Albus Dumbledore nie żyje, wybraliście nowego przywódcę, którym jestem ja. Będziemy mieć dużo więcej pracy niż w zeszłym roku, bo jak zapewne wiecie Voldemort – przy tym kilka osób się wzdrygnęło – odzyskał siły i jest gotów na nas uderzyć. Zdrajca – Snape – z pewnością wyjawił Mu, gdzie mieści się Kwatera Główna Zakonu Feniksa, toteż z tego powodu przenosimy ją do ruin Zamku Czarnej Skały. Hasłem jest: „Żyć i zdążyć przed śmiercią”. Chyba każdy wie, gdzie jest Zamek Czarnej Skały? - po sali przeszło mruknięcie, że wszyscy wiedzą.
- No to świetnie. To tyle co mam do powiedzenia. Jakieś pytania? Nie? No to wasza kolej – usiadł wskazując na Vivien Renatusse i Tonks, które wstały.
- Razem z Vivien przetrząsnęłyśmy okolice wodospadu Wysokiego. Są tam stare ślady po obozowiskach śmierciożerców, lecz nie znalazłyśmy żadnego z nich. Po tropach można wywnioskować, że posuwają się na północny-wschód, w stronę Bagien Duchów. Prawdopodobnie mają tam fortecę – Tonks zdała krótki raport.
- Według tego co wiemy z patroli i tajemnych zadań, po naszej stronie stoi kilkunastu olbrzymów, część wilkołaków i zostają jeszcze Crenody. Jeżeli nie mają wypalonego Znaku Wierności to można im ufać, gdyż każda z nich nie mająca tego tatuażu nienawidzi Ciemnej Strony. Jednakże co mnie martwi, Voldemort ma na swe usługi jedną z Trzech Potężnych, Płomień. Całe szczęście, że przeciw niemu stoi Szron, najstarsza i prawdopodobnie najsilniejsza z Crenod – rzekł Moody.
- Jak wyglądają porównania sił naszych i ciemnych? - zapytał Artur Weasley.
- Obecnie oni mają osiemdziesięciu olbrzymów, z czego dwunastu jest szpiegami dla nas, a przeciw nim stoi dziewiętnastu plus Hagrid z Graupem, co daje dwudziestu jeden. Ich stan Crenod liczy pięćdziesiąt siedem osób, w porównaniu z siedemdziesięcioma sześcioma naszymi. W tym mamy przewagę, ale... - Vivien przerwała, gdyż drzwi otwarły się z hukiem, a do kuchni wpadł Lupin dysząc ciężko. Wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę, a Tonks posłała mu uśmiech, który on lekko odwzajemnił.
- Jakie wieści przynosisz? - spytał Moody świdrując go magicznym okiem.
- Udało nam się przeciągnąć do nas jeszcze siedemnastu wilkołaków – powiedział ledwo chwytając oddech. Za nim stanął Bill równie zmęczony.
- Nie udałoby mi się bez pomocy – Lupin wskazał na Weasley'a.
- Ech, nie trzeba było...
- Ale to nie koniec. Zauważyliśmy, że Greyback wspomina co jakiś czas o Bagnach Duchów i Zamku Cieni. Zdaje nam się, że jest tam siedziba Voldemorta i śmierciożerców.
Vivien i Tonks wymieniły spojrzenia.
- Usiądźcie. Nimfadora – wspomniana czarownica zmroziła przywódcę wzrokiem – i Vivien przed chwilą zdały raport. Jednak ich podejrzenia się sprawdzają. Według tego co przynieśli nam chłopacy z patrolu, wychodzi na to, że Zamek Cieni na Bagnach Duchów jest siedzibą Voldemorta i miejscem tortur. Bardzo mnie cieszy wieść, iż stan wilkołaków po naszej stronie wzrósł i mam nadzieję, że wkrótce zdobędziemy większość. Uważam zebranie za zakończone. Nie zapomnijcie hasła i miejsca nowej Kwatery Głównej. O godzinie powiadomię was listownie, chociaż to niebezpieczne. Myślę, że ustawimy sobie szyfr... - dokończył półgłosem.
Moody wstał od stołu, a w jego ślady poszli inni członkowie Zakonu oprócz Remusa, Tonks, Vivien, Billa i Charliego, który zaoferował się, że opowie im w skrócie o czym mówiono na zebraniu. Gdy tylko zostali w kuchni oni, Lupin spytał Tonks:
- Martwiłaś się?
- Mówiłeś, że ma być pełnia, więc miałam mniejsze obawy, ale mimo to, bałam się o ciebie.
- Ech... Nie trzeba było... To ja się bardziej o ciebie bałem – odrzekł jej i pocałował ją. Nie zauważyli nawet, że Charlie już mówi.
- Hej! Bill do zakochanej pary! - Weasley pomachał im przerywając upojną chwilę. - Na czułe pocałunki będziecie mieć jeszcze czas, lecz teraz chyba chcielibyście wiedzieć o czym było zebranie?
Tonks odsunęła się lekko od narzeczonego, a Billowi pokazała środkowy palec ze słowami:
- Później może nie być czasu, więc lepiej korzystać z czasu wolnego...
- Wolnego! - prychnął Bill obrażony. Dopóki nie wyszedł z Grimmauld Place nie odezwał się do Tonks słowem.

***

Szron, Najstarsza z Trzech Potężnych stanęła na polanie w Złotym Lesie. Światło prześwitywało przez gałęzie i liście tworząc na trawach jasne plamy. Pośrodku leżał obalony konar, do którego podeszła. Delikatnymi palcami pieściła korę szepcząc sama do siebie:
- Już niedługo... Oni wykonają za mnie robotę, ale medalion podrzucić muszę sama... Zasmakujesz bólu bycia Trzecią Potężną... Poszukiwania wreszcie zakończone i ty zostaniesz Panią Przeszłości. Mam jedynie nadzieję, że oni nie wypalą ci Znaku Wierności, bo inaczej moje nadzieje legną w gruzach i będę zmuszona walczyć przeciw tobie... Oby tak się nie stało...



Rozdział V
Wszystko się zmieni...

Czas mijał szybko, a wielkimi krokami zbliżało się Boże Narodzenie. Lupin i Tonks będąc po ślubie mieszkali razem. Rodzina Nimfadory nie zaakceptowała do końca zięcia, ale by przełamać te lody służyła zawsze Wigilia Bożego Narodzenia. Same małżeństwo rzadko się widywało, gdyż Tonks pracowała dla Biura Aurorów i jednocześnie dla Zakonu. Często wyjeżdżała i wracała dopiero po kilku dniach, a na dodatek coraz częściej miała prowadzić szkolenia dla młodych aurorów, którzy nie znali jeszcze życia rozdartego pomiędzy dwa światy: dom i pracę, w której mogli w każdej chwili zginąć.
Remus wykonywał nadal misję w podziemiach, jednak tym razem z Billem, u którego wystąpiły oznaki wilkołactwa. Fleur, gdy tylko się o tym dowiedziała, załamała się, ale nadal kochała męża całym sercem i niespokojnie oczekiwała każdego jego powrotu. Wracał z nim również Lupin, który z zazdrością patrzył na gorące powitanie towarzysza z żoną, gdyż na niego nikt nie czekał. Wiedział wtedy, że Tonks musiała znów wyjechać i ze smutkiem wracał do domu, by znaleźć na stole karteczkę ze znajomym pismem:
Znów zadania tajemne... Uduś Vivien przy najbliższej okazji, bo ona mnie w to wpakowała. Wrócę najpewniej późno, więc nie czekaj.
Całusy.
N.
Nie podejrzewał, że niedługo takich karteczek może już nie być. Nie miał nawet pojęcia, że rożne siły polują na jego żonę. Zmiany już zachodzą, chociaż jeszcze tego tak nie widać. Wkrótce przebudzi się Ona – Trzecia Potężna, a nic nie będzie już inne.

***

Zebranie Zakonu Feniksa w ruinach Zamku Czarnej Skały dobiegało końca, a Moody zabrał głos jako ostatni:
- Pragnę przypomnieć, że Vivien, Remus i eee... Nimfadora – Tonks skrzywiła się, ale milczała – prowadzą pierwszą grupę, a ja z Arturem i Charliem pójdziemy z grupą drugą. Jutro o piętnastej spotkamy się tutaj, pewnie, że godzina ulegnie zmianie, ale wtedy poślę do was kogoś z wiadomością. Życzę wam wesołych świąt! Zebranie zakończone!
Wszyscy wyszli oprócz Tonks, która chwyciła Szalonookiego za kołnierz, przyparła do kamiennej ściany i wrzasnęła:
- Czy do ciebie nie trafia, że nawet jeśli mam inne nazwisko, to nikt nie ma prawa do mnie mówić po imieniu?! Przyzwyczaiłam się do „Tonks” i mów do mnie po prostu TONKS!!! - puściła zdumionego eks-aurora, gwałtownie się odwróciła i z hukiem opuściła Kwaterę Główną.

***

Nicoladaida Tonks zapukała do starych drzwi. Nikt nie otwierał, więc nacisnęła klamkę. Ustąpiła bez trudu, toteż wślizgnęła się niepewnie. Zamknęła drzwi za sobą jak najciszej.
Zdjęła kaptur z głowy, a na czoło wysypały się czarne kosmyki włosów będące w nieładzie. Granatowymi oczami przejrzała się w lustrze. Nigdy nie lubiła za bardzo swojego wyglądu. Zawsze pragnęła mieć metamorfomagiczne zdolności, jak starsza siostra, która jak zauważyła przez szparę w drzwiach od salonu, całowała się z jakimś jasnowłosym mężczyzną pod jemiołą.
„Więc to jest mąż Nimfadory...” - pomyślała wkraczając do kuchni skąd dobiegły ją kuszące zapachy potraw świątecznych i ciche śpiewy matki. Gdy tylko pojawiła się w progu usłyszała:
- Córuś, już jesteś? No i jak egzaminy? Co tak marnie wyglądasz? Chyba podróż nie była męcząca? A może coś się stało? Zaparzyć ci herbaty? - kilka pytań spadło na przybyłą niczym nagła ulewa.
- Mamo, po kolei. Po pierwsze: jestem. Po drugie: egzaminy mamy za miesiąc. Po trzecie: nic mi nie jest. Po drugie: podróż przebiegła dobrze. Po czwarte: nic się nie stało i po piąte: możesz zaparzyć, bo przemarzłam do kości – Nicoladaida zdjęła plecak i położyła go na stole.
- A jak ci idzie nauka?
- Nawet nie najgorzej i może uda mi się dostać do Biura Aurorów. No cóż, chciałabym być tam, gdzie Nim... O właśnie idzie... - wskazała na uśmiechniętą starszą siostrę idącą z mężem do kuchni. Gdy tylko zauważyła przybyszkę zawołała:
- I co u Latynosów, Niki?
- Całkiem dobrze, Nim – padły sobie w ramiona. - Wiesz, że wypytują o The Aurores? Chyba im się spodobał wasz stary zespół.
- Serio? No cóż, trzeba będzie zwołać dziewczyny do kupy i odegrać im parę kawałków. Może ucichną...
Odsunęły się od siebie na długość ramion i zmierzyły się wzrokiem od stóp do głów.
- Zmieniłaś się... - rzuciła pierwsza Nimfadora.
- A ty nie? Kobieto, ty wracasz na stare śmiecie! Wygląd naturalny! To może się zamienimy i ja wezmę sobie zdolności metamorfomagiczne? Przydadzą mi się na egzamin z maskowania...
- O nie! - sprzeciwiła się starsza siostra. - Czekaj, Osoba – Która – Jest – Naszą – Zmorą mnie woła – i zwróciła się do Remusa - Przedstawcie się, bo...
- Nimfadoro, co to ma znaczyć?! - zawołała ostro Andromeda Tonks.
- Ratujcie mnie... - prosiła niebiosa błagalnym tonem aurorka.
- Nicoladaida Tonks – dziewczyna wyciągnęła rękę do Remusa – ale podobnie jak siostra nienawidzę swojego imienia, więc wolę, by mówiono do mnie „Nicola”, chociaż Nim nazywa mnie „Niki”, lecz mnie to nie przeszkadza.
- Remus Lupin – mężczyzna uścisnął dłoń – mąż twojej siostry. Patrz – wskazał na żonę wykłócającą się ze swoją matką:
- Przecież wiesz, że dopiero co zaliczyłam dyżur, a jutro z Remusem i Vivien prowadzimy grupę, więc musimy wypocząć!
- Ale w stroju służbowym chyba nie musisz cały czas chodzić? - zauważyła matka.
- Och. Mamy nakaz, że jak potrzebna będzie pomoc, to musimy być gotowi w każdej chwili, bo nigdy nie wiadomo w której chwili uderzy wróg! Posiadając stopień aż kapitana powinnam dawać przykład!
- No dobrze już. Masz ten stopień i musisz pokazywać innym co należy robić. Zasiądźmy do stołu. Zaraz zawołam ojca.

***

- Nim, coś ty taka blada? - spytała z przerażeniem Nicola patrząc na białą jak ściana siostrę.
- A, to nic – skłamała Tonks zaciskając zęby. Czuła jak tamten sztylet przebija jej bok. „To było dawno. Nie mogę ich okłamywać, że mam nawroty. Ból pozostaje i wrócił już trzeci raz” - biła się z myślami i chcąc rozładować przerażenie sięgnęła po pusty dzbanek i powiedziała:
- Idę po herbatę – wstała od stołu i powędrowała do kuchni. Chwilę milczenia przerwał Ted Tonks:
- Jakoś się zmieniła. Gorzej wygląda. Rzeczywiście jest bardzo blada i jak mi się zdaje walczy z czymś wewnętrznie. Czy ona czasem się nie przepracowuje? - zwrócił się do Remusa, który zaskoczony pytaniem odpowiedział cicho:
- Ja uważam, że... - przerwał mu huk tłuczonego szkła i głośne przekleństwo:
- Kritomen!
Wszyscy poderwali się z krzeseł i pobiegli do kuchni. Na podłodze siedziała Tonks opierająca się plecami o drzwiczki szafki. Zaciskała zęby, starając się wytrzymać ból. Ciężko oddychając zwróciła się do Nicoli:
- Sok... brzozowy...
Niki skoczyła po plecak, który zostawiła na stole. Wyjęła z niego niedużą buteleczkę i podała ją Remusowi, który ukląkł przy żonie i trzymał ją za rękę. Matka rozpaczała ze strachem:
- A jak ona umrze?
Ojciec stał niewzruszony, lecz na jego twarzy widać było lęk. Patrzył niespokojnie jak Remus odsłania koszulę córki i odnajduje na brzuchu lekko różową bliznę, która była centrum bólu. Niki i Andromeda Tonks odwróciły wzrok nie chcąc widzieć jak Nimfadora krzywi się, kiedy mąż leje jej sok brzozowy na starą ranę. Po chwili jej twarz złagodniała i można było zrozumieć, że jej cierpienia się zakończyły. Z pomocą Remusa powoli wstała na nogi i cichym głosem starała się wytłumaczyć:
- Chciałam wam powiedzieć, że mam nawroty po tym co zaszło w katedrze, ale...
- Jakie „ale”? Tu nie ma żadnych „ale”! - wybuchła matka. - Ukrywałaś przed nami, że to ten ból cię niszczy i okłamałaś nas!
- Jeśli chodzi ci o przyczynę tego mojego wyglądu, to coś innego to wywołało i nadal to mi przeszkadza!
- W takim razie to co jeszcze przed nami kryjesz?!
- I tak nie zrozumielibyście mojego powiązania z potęgą Voldemorta!
- Nie wymawiaj tego imienia! - wrzasnęła Andromeda.
- Jakiego powiązania? - zaciekawiła się Nicola.
- Nieważne – odwarknęła Tonks.
- Masz natychmiast powiedzieć! - krzyknęła matka.
Nagle do kuchni wpadła jak burza z gradem Vivien.
- Nim, Remus! Szybko! Ty też możesz iść – zwróciła się do Nicoli. Wezwani zabierali płaszcze z wieszaka i wychodzili z domu oprócz starszej Tonks.
- Gdy wrócę, miej o mnie lepsze zdanie i zrozum, że o niektórych sprawach jest mi trudno mówić i zawsze będzie – Nimfadora stanęła przed czerwoną ze złości matką.
- Nigdzie nie idziesz! - wykrzyknęła jej prosto w twarz, lecz córka odwróciła się gwałtownie, porwała płaszcz z wieszaka i wyszła w ślad za mężem, przyjaciółką i siostrą.

***

- Vivien, pójdę z Remusem prowadząc silniejszych do drugiej grupy – oznajmiła Nimfadora przyjaciółce.
- Ja wybiorę się z Nicolą do Kwatery po posiłki i wezmę rannych. Właśnie, gdzie ona jest?
- Tam – wskazała Tonks na siedzącą pod ścianą dziewczynę.
- To idę jej powiedzieć – rzekła kobieta i podążyła do Nicoladaidy.
Nimfadora zarządziła zbiórkę i ogłosiła:
- Wy – wskazała na całych i zdrowych czarodziejów – idziecie ze mną do drugiej grupy, a wy – machnęła ręką w stronę rannych i niezdolnych już do walki – pójdziecie z porucznik Vivien Renatusse do Kwatery po posiłki. Ci co idą do reszty niech już idą.
Patrzyła jak ludzie powoli odchodzą. Zwróciła się do Remusa:
- Idź za nimi. Ja zaraz dołączę tylko zamienię parę słów z Vivien – rzekła i podeszła do przyjaciółki.
- Powiadom tych w Kwaterze i niech kogoś przyślą.
- Mam nadzieję, że szczęśliwie dołączycie do reszty. Trzymaj się – Vivien klepnęła Tonks po ramieniu.
- „Tenro vainatena” - „Miej nadzieję” - odrzekła jej przyjaciółka odchodząc do oddalającej się grupki.

***

Tonks leżała nieprzytomna na śniegu. Wokół wrzała bitwa. Ocknęła się gwałtownie i natychmiast poczuła pulsujący ból w nodze. Spróbowała nią poruszyć. Bez skutku. „Złamana” - pomyślała i z trudnością przeczołgała się pod stare drzewo, gdzie upadła jej wcześniej różdżka.
Miała ją prawie w dłoni, gdy coś ciężkiego zwaliło jej się na plecy. Ktoś lub coś schwyciło ją za ręce i zakuło je w kajdany strącając przy tym jej pierścionek zaręczynowy na śnieg. To coś odwróciło ją na plecy i mogła stwierdzić, że miała właśnie spotkanie III stopnia z trollem, który patrząc aurorce w oczy przeorał pazurami po jej twarzy. Krew zaczęła jej zaślepiać oczy i wlewać się do nosa.
Troll oddalił się bardzo zadowolony z siebie. Za to Tonks podniosła skrępowane ręce w celu wytarcia krwi i przejrzenia na oczy. Gdy to zrobiła, jedynym pragnieniem było zdobyć różdżkę. Z trudem przetoczyła się pod pień i po omacku szukała znajomego kształtu. Nie natrafiła na niego gdyż poczuła silne uderzenie w tył głowy. Ostatnim obrazem jaki ujrzała był widok Remusa wyrywającego się ostatkami sił i również zakuwanego w łańcuchy. „Matka miała rację...” - przemknęło jej na myśl zanim wszystko wokół zawirowało i zapadła się w ciemność.

***

- Gdzie oni są? - krzyczał Moody. Jego zniecierpliwiona grupa od kilku godzin prowadziła poszukiwania resztek grupy pierwszej. Od strony Kwatery szło kilkanaście osób z Vivien i Nicolą na czele.
- Nie doszli do was? - zawołała z lękiem Vivien. Nicola przyspieszyła kroku i stanęła przed Szalonookim.
- Jak to? Dlaczego ich tu jeszcze nie ma? - w oczach Niki błyskało przerażenie.
- Coś ich musiało zatrzymać... - Vivien wdrapała się na duży, zwalony pień drzewa i spojrzała w dal. Jej uwagę przykuło wielkie pobojowisko kilkadziesiąt metrów od miejsca, w którym stała. Zeskoczyła z drzewa i pobiegła w tamtą stronę.
Zdumieni czarodzieje patrzyli jak aurorka schyla się nad pewną plamą krwi. Na śniegu leżał pierścionek zaręczynowy Tonks.
- O, nie! Tylko nie to! - obok niej stanęła Nicola i wpatrywała się raz w krew, a raz w złoty krążek z diamentem.
A więc zabrali ich do twierdzy na tortury... Zapewne nie przeżyją albo stanie się cud – wyszeptała Vivien i poczuła jak słone, ciepłe łzy spływają jej po policzkach.


Rozdział VI
„Tenro vainatena”

Tonks ocknęła się przykuta do żelaznej mokrej ściany. Czuła, że stalowe obręcze zbyt mocno zaciskają się na jej chudych nadgarstkach. Poruszyła lekko łańcuchami. „Nawet olbrzym nie rozerwałby ich” - pomyślała i rozejrzała się po komnacie, w której dane było jej się znajdować.
Obok niej stał skuty tak jak ona Remus, tylko on w przeciwieństwie do żony wisiał bezwładnie i lekko drzemał. Naprzeciw ich obojga stał stół z jakimiś narzędziami. Haki, noże, sztylety, najpewniej zatrute, eliksiry, baty, skalpele i inne służące do nie wiadomo czego przedmioty nie tylko o ostrym zakończeniu. Za tym przerażającym widokiem ustawiono czarny, skórzany fotel.
Nimfadora drgnęła. Do sali weszło kilku odzianych w płaszcze z kapturami na głowach osobników. Stanęli przed nimi. Jeden wyciągnął zza pasa bat i trzasnął nim w Remusa. On zerwał się, jak oparzony, a Tonks nerwowo szarpnęła się. Na twarzach typków zagościły szydercze uśmiechy, a jeden z nich śmiejąc się szyderczo wystąpił lekko w przód i odrzucił kaptur. Ich oczom ukazała się ziemista cera Severusa Snape'a, który z drwiącym uśmiechem wpatrywał się jeńców.
- No i znów się spotykamy... Słyszałem pogłoski o waszym ślubie – rzucił chwilowo wzrok na obrączki Tonks i Remusa. - i widać plotka się potwierdza. Myślę, że te tortury możecie potraktować jako spóźniony prezent ślubny.
- Tortury? - jęknął jeden ze śmierciożerców – Szefie, my mieliśmy tylko ich przepytać i w razie konieczności użyć Veritaserum...
- Zamilcz! - krzyknął na niego „szef”. - Czy nie rozumiesz, że tutaj potrzebne będzie coś więcej niż tylko Veritaserum? Oni nawet przy tym eliksirze nie pisną nic! Mnie największą przyjemność sprawi torturowanie dwóch członków Zakonu...
Tonks wymieniła spojrzenia z mężem i oboje trwali w oczekiwaniu na palące pytanie. Jednak ono dosyć długo nie nadchodziło, więc Remus rzucił:
- Co zamyśliłeś się o swoich eliksirkach?
Snape wyrwany z zamyślenia skinął na śmierciożercę z batem, który trzasnął powtórnie w wilkołaka. Tonks znów szarpnęła się w kajdanach.
- No to, skoro już się wyrywasz Lupin, to pytanie skieruję do ciebie... Słyszeliśmy, że zmieniliście Kwaterę, więc pytam – gdzie jest teraz obecnie Kwatera Główna, Lupin?
Remus w milczeniu uchwycił spojrzenie żony, która spojrzeniem jakby mówiła: „Nie mów im, nie mów nic. Zaraz spyta mnie”.
- Nic nie powiesz... No to może... - skinął po raz kolejny na śmierciożercę, który trzasnął batem w twarz Tonks, gdzie po uderzeniu zostało długie rozcięcie, idące na ukos, ciągnące się od brwi aż po tętnicę szyjną.
Nagle nie wiadomo skąd, w rękach Severusa pojawił się jakiś list. Śmierciożerca zaniepokojony czytał jego treść. Po chwili zwrócił się do Tonks:
- Masz jakieś porachunki lub zmowy z Crenodami? - położył kartkę na stole i rozsiadł się w fotelu. Nimfadora poczuła, że zaraz coś złego się stanie. Coś co będzie miało konsekwencje na całe jej życie...
- Nie wydaje mi się... - mruknęła, wymieniając spojrzenie z mężem.
- Hmmm... Nie wydaje ci się? Tak? To może zaraz coś ci się przypomni?
Gestem przywołał jednego z śmierciożerców i szepnął mu:
- Przynieś mi tutaj truciznę. Tylko tą, po której staje się Crenodą...
Mężczyzna wyszedł z komnaty szybkim krokiem.
- Tak więc, jak ty, Lupin, nie powiesz nic na temat Kwatery to będziesz widział, jak twoja ukochana żona będzie wiła się w męczarniach.
Tonks przymknęła oczy i wytężyła umysł, jak tylko mogła. Starała się wniknąć do umysłu Remusa i przekazać mu pewne myśli. Wciąż czuła blokadę. „Stosuje oklumencję” - pomyślała i rzuciła mu spojrzenie, mówiące by odblokował umysł. On tylko skinął na Snape'a, który nerwowo przechadzał się od jednego końca sali do drugiego. Nimfadora westchnęła cicho i spróbowała jeszcze raz. „Nawet jeśli mnie zabiją, to ty nie mów im nic” - udało jej się przesłać tą krótką wiadomość do męża.
Do komnaty wpadł śmierciożerca z jakąś buteleczką. Podał ją koledze stojącemu już za stołem i szykującemu sztylety. Severus zerkał co chwilę w list i rzekł:
- Pięć noży wystarczy...
Mężczyzna, który przygotowywał narzędzia tortur wziął jedno z nich i polał je trucizną.
- Pytam jeszcze raz, Lupin, gdzie jest Kwatera?
Remus szybko spojrzał na Tonks, a ona dalej patrzyła na niego wzrokiem mówiącym: „Nie mów!”. Śmierciożerca podniósł rękę i na skinienie szefa rzucił sztylet prosto w klatkę piersiową aurorki. Przeszył ją ból gorszy nawet od tysiąca Cruciatusów, a na dodatek trucizna paliła ją od wewnątrz. Po jej twarzy było widać, że stara się przetrzymać najgorsze na świecie męki. Zaczęła lekko drżeć i skóra jej ścierpła. Szarpnęła się w łańcuchach.
- Daję ci kolejną szansę. Możesz oszczędzić jej cierpień i pozwolić na skrócenie mąk natychmiastową śmiercią, gdyż mam gdzieś ten list – wziął kartkę i poszarpał ją na drobne strzępy. - Jeśli chcesz zgotować jej dużo gorszy los to bardzo proszę – skinął na tego samego śmierciożercę co wcześniej. On ujął kolejny, polany eliksirem sztylet i po chwili kolejne ostrze utkwiło w ciele kobiety. W sali rozbrzmiało krztuszenie się, przerywane chwytaniem oddechu oraz połączone z wypluwaniem krwi sapnięcie:
- Będziesz... się za to smażył... w piekle jakie... ci zgotują... nasi!
Nie obejrzała się nawet, a kolejny nóż wbił się w jej brzuch.
- Chyba wiesz, że nie lubię pogróżek. A ty, Lupin, nic nie powiesz? Widzisz jak twoja UKOCHANA żona cierpi i nic nie zrobisz?
Remus podniósł na niego wzrok i korzystając z okazji, że zdrajca Zakonu stoi przed nim, splunął mu w twarz. Snape rozwścieczony pochwycił bat ze stolika i z całej siły trzasnął nim w wilkołaka, a sam dał znak do kolejnego ciosu. Czwarty sztylet trafił Tonks, która już tracąc siły zawisła na łańcuchach walcząc o oddech.
Lupin drgnął. Nie mógł patrzeć jak żona cierpi, ale nic nie mówiąc mógłby być może oszczędzić jej życie. W jego umyśle wciąż kołatały jej myśli: „Nawet jeśli mnie nie zabiją, to ty nic nie mów im nic!”. Wahał się, a gdy śmierciożerca uniósł rękę z ostatnim już nożem, dotarło do niego, że to być może ostatnie chwile kiedy widzi Nim przy życiu. Prawda, która zaraz mogła się spełnić ukłuła go w serce i z bólem patrzył jak osobnik w czerni bierze zamach. Powietrze przeciął świst i ostatnie ostrze utkwiło w sercu aurorki, która zebrawszy wszystkie siły wydusił w stronę Snape'a:
- Jeszcze... tego... pożałujesz... Zobaczysz... - po tych słowach zawisła bezwładnie na łańcuchach. Jej ciało nie miało już w sobie życia.
Remus poczuł, że łzy same mu się cisną do oczu. Severus stanął przed nim i rzucił mu:
- Mogłeś tego uniknąć, ale wybrałeś taką drogę... Drogę przekleństwa i bólu. Zrobię ci łaskę i oszczędzę ci tego okropnego widoku Przemiany. Naprawdę wygląda to strasznie, a i tak jesteś już dość zrozpaczony...- spojrzał na niego i ryknął do śmierciożerców:
- Zabrać go do celi – i wyszedł z komnaty.

***

Vivien usiadła na poniszczonej ławie w kuchni Kwatery Głównej. Oparła łokcie o blat stoły i schowała twarz w dłoniach. Łzy ciekły jej po policzkach i spadały na czarny płaszcz, którym była okryta. „Tenro vainatena – Miej nadzieję” - te ostatnie słowa jakie przyjaciółka skierowała do niej odbijały się echem w jej głowie.
- Nie, Nim. Ja nie mam już żadnej nadziei... - otarła rękawem łzy, a rękę skierowała do kieszeni, by wydobyć z niej chusteczkę, lecz palce natrafiły na coś zimnego i okrągłego. Wyjęła to.
- Dlaczego? - szepnęła wpatrując się w pierścionek zaręczynowy Tonks. Obróciła go tylko w palcach, a masa wspomnień uderzyła w nią.
- „Quendo one simo ca denro we” - szeptała. „Nie płaczcie po mej śmierci, więc dlaczego łzy same cisną mi się do oczu?” - pomyślała, a do kuchni weszła Nicola, która zwykle wesoła, skora do żartów, teraz chodziła przygnębiona brakiem siostry.
- Zawiadomiłam swoich rodziców, ale nie wiem czy..., czy Remus też ma kogoś ze swoich...
- On nie ma już nikogo z rodziny. Wszyscy zostali wymordowani przez Voldemorta.
- A ty mówisz to tak łagodnie... - Niki przysiadła się do niej i objęła ją ramieniem.
- Widziałam, jak stawała się słabsza z dnia na dzień. Zauważyłam to i kiedy ją o to zapytałam, to ona nie chciała o tym rozmawiać. Raniło ją to, że ktoś miał ochotę jej pomóc, ulżyć. Powiedziała, że musi to ścierpieć sama... Nie rozmawiałyśmy więcej o tym... Teraz żałuję, że nie poruszyłam tego tematu w ostatnim czasie, gdyż ona zapewne stamtąd już nie wróci. Ona była ostatnią przyjaciółką, która utrzymywała stale ze mną kontakt. Dziewczyny z zespołu już dawno zapomniały o nas... - zwierzyła się Vivien.
- Jeżeli ona była twoją ostatnią przyjaciółką, to ja postaram się za wszelką cenę ją zastąpić. Czyż ona nie powiedziała: „Miej nadzieję”? Więc miejmy tą nadzieję! - wykrzyknęła Nicola. Wiedziała, że to nic nie da, bo obie straciły już ten ostatni okruch nadziei...





--------------------
Forever, your eyes will hold the memory.
I saw your heart as it overtook me.
We tried so hard to understand and reason
But in that one moment, I gave my heart away.


Wróciłam. Tak jakby.

Moje forum. Przystań obłąkańców.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Fauna
post 29.01.2006 18:36
Post #3 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 80
Dołączył: 13.02.2004




Bardzo mi się podoba. Troszkę za mroczne jak dla mnie, ale naprawdę fajnie Ci to wyszło. Nie będę się zajmować błędami językowymi (bo nie jestem w tym dobra, a chyba ich nie było smile.gif ) ani literówkami, ale zauważyłam dwie nieścisłości. Po pierwsze - patronusem Tonks nie był jastrząb, ale czworonożne zwierzę, prawdopodobnie wilk, albo pies, JKR nie napisała dokładnie co. Albo ja nie zauważyłam tongue.gif Po drugie - kwatera główna Zakonu nie mieści się na Grimmould Place od momentu śmierci Syriusza, a biorąc pod uwagę wspomnianą śmierć Dumbledore'a opisujesz czasy zaraz po szóstej śmierci, prawda? Więc Zakon już się wyniósł z domu Black'a.
Nie wiem, czy to rzeczywiście jakieś niedociągnięcia, możliwe, że specjalnie i z rozmysłem napisała/eś tak, a nie inaczej.
Trochę razi mnie używanie tych obcych języków przez Tonks i Vivien. Od razu mam skojarzenie z Władcą Pierścieni i językiem elfów huh.gif Z kolei wprowadzenie do akcji tajemniczych Crenod bardzo mi się podoba. Nie bardzo wiem, kim, lub czym są, ale dodają tajemniczości i jakiegoś fantastycznego posmaku fabule.
Czekam na kontynuowanie opowieści, powodzenia! smile.gif


--------------------
"Połowy z was nie poznałem i w połowie tak dobrze jak bym chciał. A mniej niż połowę chciałbym znać choć w połowie tak dobrze jak na to zasługują."
/Bilbo Baggins/

(\__/) This is Bunny. Copy Bunny into
(O.o ) your signature to help him
(> < ) on his way to world domination
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Darkness and Shadow
post 29.01.2006 21:19
Post #4 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)

Płeć: Kobieta



Och, dzieki za komenta. Co do patronusa Tonks, to jak mi się zdaje był on wilkiem tylko na czas szóstej części, ale mogę się mylić! Co do Kwatery Głownej to nie rozpatruję książek Rowling w poszukiwaniu jakiejś wskazówki, tylko poruszam wyobraźnię i jakoś tak mi lepiej brzmiało.
Te Crenody będa miały tutaj dosyć do roboty, a w zasadzie to Tonks będzie miała dużo do roboty ( tongue.gif ). Dalszy ciąg niebawem, bo muszę poprawić tekst, a jeżeli ktoś chce być już parę rozdziałów dalej to zapraszam na mojego bloga.
Kliknij na ten adres

Wiem, że ten język może być trochę dziwny, ale przecież układałam go sama i dlatego jest on niepowtarzalny. Nie dziwię się, że przypomina język z Władcy Pierścieni, bo już koleżanki, na których testowałam, czy aby ten utwór jest znośny i czy mogę go gdzieś opublikować, twierdziły, że język jest dziwny i gdybym nie tłumaczyła tego, to one by się nie połapały!

Jeżeli ktoś byłby ciekaw ile mam lat, że piszę, to nie wiem czy to dobrze, czy źle jak na mnie, ale niedługo skończę 13 ( tongue.gif )!!! Nie wiem jak piszę na ten wiek, więc proszę o szczere wypowiedzi na temat tego ficka!!!


--------------------
Forever, your eyes will hold the memory.
I saw your heart as it overtook me.
We tried so hard to understand and reason
But in that one moment, I gave my heart away.


Wróciłam. Tak jakby.

Moje forum. Przystań obłąkańców.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Darkness and Shadow
post 29.01.2006 21:43
Post #5 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)

Płeć: Kobieta



Rozdział VII
Nowy początek.

Lupin ocknął się po bolesnym uderzeniu w twarz batem. Otworzył szerzej oczy i stwierdził, że znajduje się w tej samej komnacie co przedtem. „Czyżby to było snem? A teraz się ziści?” - zadał sobie te pytania zerkając w bok. Nie znalazł tam żony tylko jakąś obcą osobę. Oboje byli przykuci do żelaznych ścian, a przed nimi stali śmierciożercy z Severusem Snape'm na czele.
- I co, Lupin? Już odczuwasz brak żony? - zapytał z drwiącym uśmiechem zdrajca Zakonu. Nieznajoma podniosła swoje nabiegłe krwią oczy na prześladowcę i syknęła:
- Milcz!
Snape sięgnął po sztylet ze stołu, a ona ubiegła go słowem:
- Nawet o tym nie myśl! Będziesz się trzymał rozkazów z listu, bo inaczej pożałujesz, żeś w ogóle przyszedł na świat! Chyba wiesz, że w każdej chwili, gdybym tylko chciała, tobym się uwolniła i zabiła cię na miejscu.
Śmierciożerca zaśmiał się głośno podchodząc do niej i patrząc w jej czerwone oczy.
Remus korzystając z okazji, że Severus poświęca teraz uwagę nieznajomej, zaczął się jej przyglądać. Odziana była w czarny płaszcz, pod którym widniał skórzany kaftan przewiązany pasem. Charakterystyczne były jej buty sięgające do kolana i mające kolce po wewnętrznej i zewnętrznej stronie podeszwy. Wyglądała wręcz potwornie.
Postać miała bladą, przypominającą bardziej trupią niż ludzką twarz, poznaczoną licznymi ranami, z których obficie ciekła krew. Spiczaste uszy wystawały zza posklejanych krwią, czarnych, długich do ramion włosów, nabiegłe krwią oczy „przewiercały” na wylot Snape'a. Przed nią utworzyła się dosyć pokaźna kałuża krwi, która kapała z jej ran na posadzkę. Teraz obnażyła lekko kły i szarpnęła się w łańcuchach.
- I co mi zrobisz? Co mi zrobisz, jak to cię nazwała ta jedna w liście... Błyskawica? Tak, więc co mi zrobisz, Błyskawico?
- To ci zrobię! - wykrzyknęła, rozerwała łańcuchy szarpnięciem i skoczyła na prześladowcę, obalając go na plecy. Wysunęła szpony i jednym ruchem podcięła mu nimi gardło. Widząc, że pozostali śmierciożercy rzucili się w jej stronę, wstała i szeptała jakieś słowa. Wyciągnęła przed siebie pociętą ranami rękę. Dłoń skierowała w stronę wrogów, którzy byli już zaraz przed nią i przygotowywali różdżki do skierowania na nią Avady.
Ona się tylko zaśmiała i sprawiła, że z jej palców popłynęły, jakby sznurki piorunów, które rozszczepiły się, a każdy promyczek trafił jednego śmierciożercę. Trafieni osunęli się na ziemię i leżeli w bezruchu.
Błyskawica stanęła przed Lupinem i powiedziała:
- Zanim cię uwolnię...
- Dlaczego miałabyś mnie uwalniać - przerwał jej Remus - skoro mogłabyś mnie po prostu zabić, tak jak tych - wskazał na nieżywych śmierciożerców.
- Daj mi powiedzieć do końca – poprosiła. - Nie wybaczyłabym sobie do końca życia... - wyciągnęła w jego stronę dłoń z obrączką na palcu. - Nie myśl, że ja tak po prostu jestem tylko potworem albo jak wolisz, Crenodą. Mimo, że po części nic nie pamiętam z podróży tutaj, to wiem przynajmniej kim jestem. Obecnie jestem Błyskawicą, Trzecią Najpotężniejszą Crenodą, władczynią burz i piorunów, lecz dawniej byłam Nimfadorą Tonks, a jeszcze niedawno - Nimfadorą Lupin. Wierz mi, to co się stało, po tym jak wyglądałam niczym trup i wisiałam tutaj na łańcuchach – wskazała na rozerwane ogniwa leżące na posadzce – nie było za miło... Między śmierciożerców wkradła się Szron, Pierwsza Najpotężniejsza, władczyni lodu i mrozu i zdradziła mi na kogo zostałam wybrana i dała mi to – wyciągnęła spod kaftana wiszący na rzemieniu symbol pioruna świecący ciemnoniebieskim światłem. - Myślę, że to powinieneś wiedzieć.
- Że co?! - wykrzyknął Remus, będąc uwalnianym z kajdanów przez Błyskawicę. - Czy ja dobrze słyszę?! Ty niby jesteś moją żoną?! Nieee, ja nigdy w to nie uwierzę!
- Ale chyba będziesz musiał,... bo to jest czysta prawda, a tego co prawdziwe nigdy nie przekręcisz, na to czego byś chciał. Zaraz, a może byś chciał, żeby ona dalej nie żyła tak jak ty myślisz? Nie? Więc, musisz uwierzyć, że ja i Tonks, to jedna i ta sama osoba, która na dodatek stoi przed tobą!
Remus uśmiechnął się i rzekł już spokojnie:
- No dobra, poddaję się i wierzę ci, Nim. Tylko co z Zakonem?
- Zakonowi i innym powiedz, że tutaj zginęłam i to na twoich oczach, bo w końcu tak prawie było, a gdy cię zapytają jak uciekłeś to możesz zdradzić, że pomogła ci pewna tajemnicza osoba, ale proszę, nie mów, że Błyskawica!
- A dlaczego nie miałbym im mówić? Mają chyba prawo wiedzieć...
- Gdyż ja jestem tym, kim jestem i nie chcę, aby mieli świadomość, że ktoś, kogo znali stał się czymś takim! - podeszła do stołu i wśród narzędzi tortur wzięła nóż do ręki i dodała:
- Nie chcę też, by mi przeszkadzali w zadaniu, które powierzy mi Szron na miejscu, gdzie nas pojmano. Tylko,... że ja całej drogi tutaj nie pamiętam.
- Będę mógł ci pomóc, jak tylko będziesz chciała. Pamiętam całą drogę.
- Wiesz, może jeszcze nie teraz, najpierw musimy się stąd wydostać – przejechała palcem po ostrzu noża. - Mam do ciebie jedną prośbę...
- Jaką?
- Czy mógłbyś przyrządzić Eliksir Przemiany? Będzie potrzebny, gdy zakończę zadanie i będę wracać do statusu człowieka...
- Nie ma sprawy, tylko będzie trochę trudno o składniki...
- Coś ty, ja ci skądś je wytrzasnę. A teraz lepiej zwijajmy się stąd. Niby te ściany są dźwiękoszczelne, ale zaraz pewnie się zniecierpliwią i wyślą tu kogoś – kopnięciem otworzyła drzwi i wbiegła po schodach. Za nią podążył Remus. Znaleźli się w długim korytarzu, po którego obu stronach znajdowały się cele dla więźniów, którzy nie chcieli sie przyłączyć do Voldemorta. Nikt ich teraz nie pilnował.
- Muszą mieć jakieś zebranie, bo inaczej chodziłoby ich tutaj mrowie – stwierdziła Crenoda wchodząc do pobliskiego magazynu i grzebiąc tam w poszukiwaniu czegoś. Po chwili wyszła stamtąd z dużą skrzynią, którą położyła na kamiennej posadzce i różdżką Remusa w ręku. Podała mu ją ze słowami:
- Mojej pewnie te ślepoty, nie zauważyły w śniegu i oczywiście nie zabrały, bo nie znalazłam jej tam – rozglądnęła się po kłódkach od celi, wewnątrz których więźniowie niespokojnie się poruszali.
- Alohamora – mruknął Lupin kierując różdżkę na pierwszą z najbliższych mu kłódek. Nic nie zadziałało.
- Coś mi się zdaje, że użyli blokady... - rzekł ze zrezygnowaniem.
- Czekaj... - Błyskawica odepchnęła lekko w bok Lupina i skierowała na wszystkie zamki promienie podobne do tych, którymi zabiła śmierciożerców w sali tortur. Każda po kolei kłódka otwierała się i spadała na ziemię, a zza krat niepewnie wychodzili nie tylko ludzie, ale i Crenody, które nie zgodziły się stanąć po Ciemnej Stronie.
- Wiejemy stąd – była Tonks wskazała na skrzynię i przepchała się do drzwi na końcu korytarza. Cicho otworzyła je i poprowadziła jeńców. Po pokonaniu zakrętu, stanęła w kącie i kazała wszystkim biec już prostą drogą do krat.
Patrzyła jak grupa biegnie, lecz wzrokiem szukała Remusa. Znalazłszy go na końcu dołączyła do niego.
- Zaraz będą tutaj – wskazała na boczne korytarze. Więźniowie z pomocą Crenod podnieśli w górę kraty i wychodzili już na wolność.
Nagle z bocznego korytarza wyskoczyła grupa śmierciożerców, obezwładniła te Crenody, które przepuszczały ludzi. Później widząc, że Błyskawica nadbiega, rzucili się w jej kierunku.
- Uciekaj, nie czekaj na mnie – rzekła Lupinowi, zatrzymała się i wyszeptała jakieś zaklęcie, które spowodowało, że przeciwnicy osunęli się na ziemię.
- Uciekaj! - krzyknęła mu, gdy on stanął w bramie i obejrzał się za siebie. - Uciekaj! Ja sobie poradzę!
Remus niepewnie odbiegł w pobliski ciemny las.
Tymczasem Błyskawica zerknęła za siebie. Z bocznych korytarzy wylewali się śmierciożercy, a na posadzce leżały Crenody skrępowane zaklęciami.
- Firentis – szepnęła Trzecia Potężna, a ich powrozy rozwiązały się. Wrogowie zbliżali się w przerażającym tempie. Wtem poczuła silne uderzenie w tył głowy i straciła przytomność. „Zasada pierwsza – nie stawaj tyłem do wroga” - przypomniała sobie w ostatniej chwili zanim przed oczami zobaczyła tylko ciemność.

***

- ...Mają nikłe szanse ucieczki, o ile jeszcze żyją. Jest to wątpliwe twierdzenie, gdyż śmierciożercy nie oszczędzają nikogo, a sam Voldemort nie lubi się babrać czyjąś krwią, zwłaszcza jeżeli jest ona mieszana – ciągnął Moody.
- A sam kim jest! - wykrzyknął nagle Artur Weasley.
- Wiemy doskonale jakiego jest pochodzenia, Arturze, ale nie to mam na myśli... On nie lubi takich rzeczy. On woli patrzeć na tortury zadawane Cruciatusem lub Avadą. Zatem możemy się spodziewać, że nikt nie powróci z lochów Zamku Cieni. Słyszałem o okrucieństwie, jakim częstują tam więźniów i myślę, że... - przerwało mu wejście do refektarza Vivien.
- Dowiedziałam się od Crenod w Złotym Lesie, że w nocy uciekła jakaś grupa ludzi z Zamku Cieni, gdyż część urwała się stamtąd razem z nimi. Nie wiem jednak, czy Tonks i Remus byli wśród tych osób, Crenody nic nie wiedzą. I tak część pozostała tam razem z tą, która je uwolniła. Zwą ją Błyskawica. Coś mi się wydaje, ze to Trzecia Najpotężniejsza...



Rozdział VIII
Wspomnienie

Vivien uniosła niechętnie głowę. Na dziedzińcu Kwatery było słychać podniecone krzyki. Nie wierzyła, że ktoś wrócił z tortur. Nadzieję straciła już wtedy kiedy odnalazła pierścionek zaręczynowy przyjaciółki w śniegu. Jednak chwilę później do pokoju wpadła Nicola z rozwichrzonymi włosami.
- Ktoś wrócił! Może to oni? Chodź! – Vivien lekko ożywiona powrotem nadziei wybiegła ciągnięta przez Niki, która zamiast zbiec po schodach, po prostu z nich zeskakiwała. Zjawiły się na dziedzińcu i zauważyły, że Bill z Charlie'm, otoczeni przez cały Zakon, prowadzą kogoś pod ramię do refektarza. Pognały tam ile sił w nogach. Zatrzymały się wraz z tłumem, a Nicoladaida wyjrzała zza głów innych czarodziejów. Ujrzała jak Weasley'owie pomagają tej osobie usiąść. To był Remus Lupin. Serce zabiło jej żywiej i wzrokiem szukała siostry, lecz jej nie zauważyła. Po oczach męża Tonks zrozumiała, że stało się coś strasznego...
- I co? - dopytywała się Vivien, która nie mogła nic dojrzeć.
- Widzę Remusa, ale... - urwała, gdyż aurorki obok niej już nie było, bo słysząc tylko imię Lupina, zaczęła się przeciskać do przodu. Po długiej chwili znalazła się u jego boku. Rozglądnęła się dookoła, lecz nie zauważyła przyjaciółki.
- Gdzie masz Nim? - spytała od razu. Mężczyzna milczał. - Gdzie ona jest?!
- Weźże, daj mu święty spokój. Facet zbyt dużo wycierpiał! - warknął Moody próbując utrzymać równowagę, będąc popychanym przez grupę Zakonu.
- Nie, nie Alastorze... Nie trzeba... Ona ma prawo wiedzieć...
- O czym wiedzieć? - obok Vivien pojawiła się Nicola również ciekawa tego, czego do powiedzenia miał Remus.
- Nim nie ma ze mną dlatego, że... ona... nie żyje...
Zakon stanął jak zamurowany. Krzyki i wrzaski ucichły. Wszyscy wpatrywali się szeroko otwartymi oczami w Lupina, który dodał już szeptem:
- Zginęła na moich oczach, a ja nie mogłem nic zrobić... Te rany, które z sobą przynoszę nie są warte jej życia... Życia, którego już jej nie przywrócę...
- Nie... - po policzku Vivien spłynęła łza, a po niej druga, trzecia i kolejne. U Nicoli działo się podobnie...
- To nie może być prawda! - wrzasnęła aurorka.
- A jednak... - Remus oparł łokcie o kolana i schował twarz w dłoniach. - Dlaczego... Dlaczego zrobiłaś to dla mnie?
A Moody westchnął ciężko:
- Wspaniały początek roku...

***

Powiew wiatru przewracał kartki albumu. Na cienkich stronach widniały wklejone fotografie przedstawiające piątkę dziewcząt będących w wieku studenckim. Postacie uśmiechały lub wygłupiały się. Obok leżał notes o czarnej oprawie.
Vivien podeszła do biurka, gdzie leżały te przedmioty. Dotknęła twardej skóry, w jaką był oprawiony zeszycik. Otworzyła go i przekartkowała szybko. Nie natrafiła na żadną nawet lekko zapisaną stronę. Wszystkie kartki były czyste, jednak pod koniec natrafiła na mały zwitek papieru. Kobieta wzięła go w dłonie i obejrzała dokładnie. Przejechała po nim palcem i natrafiła na wypukłe znaki.
- Cwana z ciebie lisica... - mruknęła i zaczęła odczytywać pismo. - „Gdy straciłaś już nadzieję i wiarę w to, że żyję, wypowiedz moje imię, a może to co ujrzysz pokrzepi cię. Przeszłość ma dar rozdrapywania ran i ich leczenia, lecz pamiętaj: nigdy nie trać nadziei! Ona zawsze tli się niezauważona! Kiedyś wrócę, obiecuję! N. C. T.”
Drzwi otworzyły się cicho i do wnętrza wślizgnęła się cicho Nicoladaida.
- Remus cię prosił, byś zeszła na dół. Ma coś dla ciebie... - oznajmiła cicho.
- Mówił co?
- Nie... To jakieś delikatne sprawy, więc ja się do nich nie mieszam... Aha, to chyba ma jakiś związek z Nim...
- Z Nim? Może jednak zejdę... Jeśli dotyczyłoby to czegoś tak błahego jak dajmy... Hmmm... Nie wiem... Idę tam. Może czegoś ciekawego się dowiem... - zatrzasnęła album, a dziennik z karteczką wsunęła do kieszeni. Wypchnęła siostrę przyjaciółki na korytarz i powlokła się po kamiennych schodach w dół wieży. Przeszła przez zaśnieżony dziedziniec ciągnąc za sobą Nicolę, która mruczała pod nosem:
- Skąd ona wiedziała, że ma iść do refektarza, a nie do podziemi? Niebywałe...
Vivien słysząc te pomruki odpowiedziała głośno:
- A gdzie indziej mógłby siedzieć Remus jak nie w refektarzu? On tam teraz siedzi prawie non stop. Może nawet tam sypia... - wbrew zamiarowi nie udało jej się nawet wpędzić lekkiego uśmiechu na twarz towarzyszki.
Weszły wolnym krokiem do wnętrza, gdzie przy stole siedział zmarkotniały Remus. Na widok Vivien ożywił się znacznie i zaczął grzebać po kieszeniach.
- Ja nie będę przeszkadzać... - mruknęła w ich kierunku Niki kierując się na zaplecze kuchenne, zapewne w celu zaparzenia sobie mocnej kawy. Gdy zniknęła za rogiem Lupin wygrzebał z wewnętrznych części płaszcza jakiś zawinięty w rulon pergamin i położył go przed przyjaciółką.
- Co to za badziewie? - spytała groźnie aurorka.
- Badziewie? - prychnął wilkołak - Ładnie dziękujesz Nim... Ona zapewne ma tutaj jakieś słowa skierowane do ciebie, coś w stylu testamentu, a ty mówisz „badziewie”?
- Och, przepraszam. Nie wiedziałam, że to coś od niej... - usiadła obok mężczyzny i ujęła w dłonie rulon.
- Zaraz jak pobraliśmy się, ona dała mi to, żebym przekazał ci to po jej śmierci. Spełniam tylko jej wolę... - odwrócił twarz w kierunku okna. Wpatrywał się w zachmurzone niebo.
- Będzie śnieżyca... - mruknął pochylając głowę ku stołowi i podpierając ją rękami. Wyglądał tak, jakby stale go coś dręczyło...
- Opowiesz mi jak ona... - wyrwało się aurorce. W porę zamilkła. - Przepraszam... Nie powinnam była ci wspominać... - przeprosiła i wstała od stołu.
- Nie, nie idź. Zdarzyło się i tyle. Gdyby nie Błyskawica, to na pewno nie byłoby mnie tutaj, tylko tam, gdzie teraz jest Nim...
- Gdyby nie ona... - westchnęła Vivien.
- Opowiem ci o tym dopiero gdy rany się zagoją... nie będą tak świeże... Zbyt szybkie zdrapywanie może sprawić ból, więc lepiej poczekać aż rana się zabliźni... - Remus również wstał od stołu. W jego oczach błyskało coś niepokojącego. „On unika tego jak ognia... Unika tematu Nim... On coś wie i ukrywa to przed nami.” - odprowadziła wzrokiem przyjaciela do drzwi i odeszła w stronę zaplecza kuchennego, by odnaleźć Nicolę.

***

„Tenro vainatena!”(Miej nadzieję)

Gdy to czytasz, zapewne już nie żyję lub przynajmniej ukrywam się w mroku jako cień. Wiem, że chciałabyś cofnąć dni i naprawić to co złe, ale ja tego od ciebie nie wymagam. Zdarzyło się to, co miało się zdarzyć, co było nam zapisane jeszcze przed naszymi narodzinami i nie można tego odkręcić nawet zmieniaczem czasu. Nie wiń się za to i staraj się zapomnieć o tym.
Przekazałam ci kiedyś stary dziennik. Mam nadzieję, że jeszcze go masz. Jakbyś nie znalazła tam karteczki ode mnie, to kluczem jest moje drugie imię – Catharine. Wszystko co tam jest opisane mówi o naszym pobycie na Akademii Aurorskiej Niższej i Wyższej, o mistrzu Xaronie i dziewczynach z The Aurores. Pamiętasz? Powspominaj i pamiętaj o tamtych dniach – to były nasze złote lata, zanim wszystko się zaczęło paprać. Dziennik pozwoli ci zrozumieć tamten czas...
Jeśli tracisz już nadzieję w moje istnienie, to uwierz, że gdzieś daleko błąkam się po pustkowiach ocalona cudem z otchłani śmierci. Być może szukam jedynie pomocnej dłoni i ukrywam się w ciemności, bo nie mam do kogo się zwrócić, chociaż kiedyś miałam tylu przyjaciół...
„Tenro vainatena”, Vivien! Uwierz w to! Tak może być naprawdę!

N. C. Tonks – Lupin

Po policzkach Vivien popłynęły łzy. Otarła je rękawem szaty i wyjęła z kieszeni wspomniany w liście dziennik.
- Catharine – szepnęła, a na wyblakłych kartkach zaczęły pojawiać się powoli litery, zdania, aż powstały całe wpisy. Aurorka pochyliła się nad pochyłym pismem przyjaciółki. Odczytała pierwszą lepszą datę.
- 15 sierpnia 1976 r. - odchyliła głowę w tył starając sobie przypomnieć co wtedy się stało. „Początek pobytu w Hiszpanii i początek naszej znajomości” - przemknęło jej na myśl.

***

...Wolność... Tego mi potrzeba... Każdy dzień gorszy od poprzedniego... Ból, który rozsadza ci wszystkie kości, nie pozwala ci się poruszać, a jednocześnie zmusza się do tego... Już niedługo nadejdzie dzień rozerwania łańcuchów... Dzień, który przyniesie mi upragnioną wolność i zapisze się w dziejach magii jako Dzień Wyzwolenia Crenod, bo i ja jestem Crenodą...

...Zza drzew wyłoniły się zakapturzone postacie uzbrojone aż po zęby. Z mroku wyszła znajoma postać lekko utykająca na prawą nogę. Rozległ się głos Crenody:
- Kiedro, dateisa more! - ziemia zadrżała tak, że czarodzieje ledwo utrzymywali równowagę, lecz Plemię Ciemności stało nawet nie poruszywszy się...
...Jednorożec. Biały rumak z kontrastującym barwą jeźdźcem na grzbiecie. Jeźdźcem chwiejącym się i skrywającym roztrzaskaną na strzępy rękę pod podziurawionym płaszczem, który przetrwał już wiele starć. Sylwetka obcego zaczęła zsuwać się z grzbietu zostawiając ślady krwi na srebrzystobiałej, gładkiej skórze stworzenia...
...Ciało opadające beż życia na posadzkę. Pełne przerażenia oczy Zakonu i zduszony przez płacz szept Nicoli:
- Co ja zrobiłam? Zabiłam własną siostrę! Jak tak mogłam?
Mokre kosmyki włosów oblepiły bladą twarz osoby, która jeszcze przed chwilą była Błyskawicą, a teraz leżała w bezruchu przed grupą czarodziejów jako Nimfadora Lupin...


Remus obudził się zlany potem. Chwycił medalion wiszący na szyi i pogładził jego powierzchnię. Był gorący, wręcz palił.
- Nim... - szepnął wpatrzony w ciemność pokoju. „Oddając własne serce, daję ci to, co moja matka dała memu ojcu. Ten medalion przechodzi z pokolenia na pokolenie w rodzie Blacków i chociaż matka została wyklęta, otrzymała dziedzictwo.” - słowa Tonks wypełniły jego umysł skołatany przerażającymi wizjami.
Położył głowę z powrotem na poduszkę i przymknął powieki. Zapadł w spokojny sen...

***

- Przepowiednia się spełnia – Szron zgłębiła wzrok w obrazie z szklanej kuli. - Dołączyła do nas Trzecia Potężna, Błyskawica. Poszukiwania zakończone, chociaż szkoda mi tej drugiej, Vivien... Też by się nadawała... Obie takie młode, niedoświadczone... A ta nasza Trzecia nie wie nawet, że w Hoegsmade prorokowała nieświadomie... Och, nie wie nawet co powiedziała...
Z wnętrza zaczęły dochodzić szepty:

Sando vetra hamoni,
Dietra na ruanedo domeri,
Hitamon kletano sande,
Crenodas seimono vende,
Demona fitanetro,
Hestana vitande gykka tenatero...


A wszystko znaczyło:

Wszystko spowije cień,
Nad światem zawiśnie groźba,
Naszą przywódczynią będziesz,
Crenodą burzy zostaniesz,
Demonem śmierci,
Zwiastunem mroku się staniesz...


- To tylko pierwsza część przepowiedni, moja droga... Resztę usłyszysz w swoim czasie... Gdy nadejdzie koniec pierwszego z Trzech Demonów – Voldemorta. Crenoda Crenodę zabije, lecz jeśli ty zginiesz, to zgaśnie ostatnia nadzieja dla Plemienia Ciemności, a do tego nie można doprowadzić – Szron westchnęła i odsunęła się od kryształu widzenia. - Czas rozerwania łańcuchów już bliski. Wkrótce się spotkamy, ale nie będziemy same... Będzie ktoś jeszcze...


--------------------
Forever, your eyes will hold the memory.
I saw your heart as it overtook me.
We tried so hard to understand and reason
But in that one moment, I gave my heart away.


Wróciłam. Tak jakby.

Moje forum. Przystań obłąkańców.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Fauna
post 30.01.2006 00:16
Post #6 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 80
Dołączył: 13.02.2004




Kurczę, miałam skończyć referat z anglika, bo jutro pierwszy dzień szkoły po feriach, ale weszłam na forum i czekał na mnie kolejny rozdział. I to całkiem spory. No cóż, mam całą noc smile.gif

Tak na początku mam pytanko: co to są te Crenody? Mam wrażenie, że jakieś potężniejsze od innych czarownice, ale nie ludzie. Opisujesz tak, jakby były innej rasy, jak centaury, czy gobliny. Coś w stylu pół-bogiń-czrownic tongue.gif Trochę to wszystko zagmatwane i się pogubiłam huh.gif

Ogólnie rozdział dobry, ale jedno mi tu nie pasi:
QUOTE
- Że co?! - wykrzyknął Remus, będąc uwalnianym z kajdanów przez Błyskawicę. - Czy ja dobrze słyszę?! Ty niby jesteś moją żoną?! Nieee, ja nigdy w to nie uwierzę!

wydaje mi się, że ta reakcja nie bardzo do niego pasuje. Spokojny i opanowany Lupin zareagowałby raczej z dystansem, przeprowadziłby z Tonks krótki wywiad, żeby Tonks udowodniła swoją tożsamość (coś w stylu "jaki ma kształt znamię na moich plecach" biggrin.gif ), a na koniec nazwałby ją Nimfadorą, żeby się upewnić, że to naprawdę ona, jeśli oburzy się nazwaniem ją imieniem. Ale to tylko mała sugestia, przecież Twoi bohaterowie nie muszą być kanoniczni smile.gif
Mam nadzieję, że w następnym rozdziale pojawią jakieś skoki w przeszłośc, skoro Vivien odkryła dziennik Tonks, strasznie lubię takie rzeczy tongue.gif I może nie będzie tak mroczno biggrin.gif

Powodzenia w dalszym pisaniu, pozdrowionka! smile.gif


--------------------
"Połowy z was nie poznałem i w połowie tak dobrze jak bym chciał. A mniej niż połowę chciałbym znać choć w połowie tak dobrze jak na to zasługują."
/Bilbo Baggins/

(\__/) This is Bunny. Copy Bunny into
(O.o ) your signature to help him
(> < ) on his way to world domination
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Darkness and Shadow
post 30.01.2006 14:53
Post #7 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)

Płeć: Kobieta



Droga Fauno, nie zawiedziesz się! W następnym rozdziale powinny się pojawić fragmenty pamiętnika Tonks i rzeczywiście: odbieglam trochę od kanonu i zaczęłam tworzyć trochę cech, których nie widzimy w książce.
Odpowiadam na pytanie o Crenodach:

Crenody są nieśmiertelne.
Crenody może zabić każde stworzenie, które nie jest człowiekiem.
Crenody władają niezwykłą mocą.
Crenody są inaczej nazywane Ludem Wyklętych.
Najpotężniejsze Crenody mają wgląd do przydzielonego im czasu: przeszłości (Blyskawica), teraźniejszości (Płomień) i przyszłości (Szron), a oprócz tego władają jakimś dosyć groźnym żywiolem: burzy, lodu lub ognia.
Crenody potrafią walczyć praktycznie każdą bronią ( biggrin.gif )!
Wyszkolone Crenody potrafia zabijać gołymi rękami na wiele sposobów!
Crenodą można się stać na dwa sposoby: poprzez bezpośrednie ugryzienie lub truciznę.
Crenoda jest odporna na truciznę zawartą w ugryzieniach innych ras, np: wilkołaków, wampirów, itp. groźnych stworów. W razie jakby wilkołak ugryzł Crenodę, to ona nie może stać się wilkołakiem, gdyż jej krew nie akceptuje tej trucizny i wzbrania się przed nią.
Każda Crenoda, po przyjęciu do grupy, wybiera sobie czlowieka, który będzie strzegł tajemnicy, np.: Tonks wybrała Lupina.
Crenody to hmmm... jakby to ująć... zmutowane czarownice! Nie ma Crenod-mężczyzn. Są tylko kobiety (heh, kobieca solidarność!!!)

Wygląd Crenod:
Crenody zaraz po przemianie mają niezwykle trupiobladą cerę, z czasem ich skóra ciemnieje, aż staje się z powrotem blada (cały cykl trwa ok. kilkunastu miesięcy).
Mają ostre kły jadowe, które potrafią niekiedy ukrywać.
Crenody są zazwyczaj niezwykle chude, a wręcz kościste.
Crenody nie mają wyznaczonego stroju ludowego, jak to można określić, lecz ubierają się zazwyczaj w czarne szaty (wyjątek! Szron - ona jest przyodziana w biel!).
Podstawowym wyposażeniem wyszkolonych Crenod są: noże, miecz, bat, łańcuch, proch łzawiący, magiczne proszki oraz różnego rodzaju trucizny i antidota.

Myślę, że tyle na razie wystarczy.

Ten post był edytowany przez Darkness and Shadow: 30.01.2006 20:33


--------------------
Forever, your eyes will hold the memory.
I saw your heart as it overtook me.
We tried so hard to understand and reason
But in that one moment, I gave my heart away.


Wróciłam. Tak jakby.

Moje forum. Przystań obłąkańców.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Darkness and Shadow
post 30.01.2006 20:40
Post #8 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)

Płeć: Kobieta



Rozdział IX
Rozerwane łańcuchy.

Minął miesiąc od przybycia do Kwatery Głównej Lupina. Teściowie jednocześnie starali się wspomagać zięcia, a jednocześnie obwiniali go śmierć córki. Vivien przerzucała kartki dziennika w szybkim tempie, chłonąc dawne wydarzenia, niczym gąbka chłonie wodę, lecz w głębi duszy obwiniała się o to co zaszło.
- Najpierw On, teraz Ona... Nie było mnie ani przy tym, ani przy tym, ale jestem temu winna... Gdybym tylko w porę się zjawiła... - tak sobie powtarzała.
Nicola wyjechała na egzaminy do Hiszpanii. Ze łzami w oczach żegnała rodziców i Zakon. Nie wierzyła, że może zdać. „Zdałabym, gdyby Nim była tutaj, ale jej już nie ma i nie wróci...” - myślała. Powątpiewała w swe zdolności aurorskie i spodziewała się niekorzystnego wyniku.

***

Vivien oparła nogi na stole w refektarzu. Chudymi palcami przerzucał kartki Proroka Codziennego w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Po raz kolejny wróciła do spisu treści i powiodła po nim wzrokiem. Jej oczy przykuł jeden napis u dołu strony - „Trzecia Potężna wychodzi na wolność”.
- No, dobra. Zobaczymy co te Ministerstwo zaś namieszało... - otworzyła na odpowiedniej stronie i zaczęła czytać:

Trzecia Potężna wychodzi na wolność

Trzecia Najpotężniejsza z Crenod, jak donoszą szpiedzy, kilka dni temu uciekła z niewoli Czarnego Pana. Na razie wiadomo, że posuwa się w stronę Bagien Ciemności. Ci którzy ujrzeli ją, twierdzą, że wygląda jak człowiek, lecz jest nienaturalnie silna i potrafi jednym słowem uśmiercić kilka osób. Wiele ludzi, którzy chcieli ją złapać lub przyjrzeć się jej z bliska przypłaciło to życiem. Do tej pory żyje niewielu, którzy zetknęli się nią i powrócili żywi.
„Przedstawiła nam się jako Błyskawica, Trzecia Potężna. Ma ogniste, pełne nienawiści i gniewu spojrzenie. Gdy właśnie tak na nas spojrzała, to poczuliśmy się tak, jakbyśmy nie mieli już wrócić z życiem. Spytała nas skąd przychodzimy. Odpowiedzieliśmy, że pracujemy jako aurorzy i pokazaliśmy nasze licencje. Wtedy puściła nas wolno mówiąc, że jeżeli mamy trochę oleju w głowie to nie będziemy już jej szpiegować, bo inaczej może nie przystopować i zabije nas żywcem” - mówi jeden z szpiegujących aurorów.
„W ostatnim czasie wybiła cały oddział uzbrojonych trolli i olbrzymów będących po stronie Czarnego Pana. Tak więc, wciąż nie wiemy dla kogo walczy, lecz musimy być gotowi na to, że zaskoczy nas przechodząc na Ciemną Stronę, o ile oczywiście po niej już nie jest.” - ostrzega Minister Magii, Rufus Scrimgeour.
Niecierpliwie czekamy na wiadomości dotyczące Błyskawicy i pozostałych dwóch Potężnych. Płomień, jak wiemy, stoi po stronie Czarnego Pana, a Szron walczy przeciw niej.

Więcej o Crenodach na stronie 15.


Do refektarza wszedł Lupin. Vivien widząc, że przyjaciel zmierza w kierunku zaplecza kuchennego zdjęła nogi ze stołu i zatrzymała go słowami:
- Czytałeś to? - rzuciła na blat gazetę. - Jest tutaj o tej Błyskawicy, co uwolniła cię z Zamku Cieni. Pewnie kolejna bajeczka wymyślona przez Ministerstwo...
Remus zbladł i wolnym krokiem zbliżył się do ławy. Pochylił się nad artykułem. Aurorka stukała palcem w nagłówek - „Trzecia Potężna wychodzi na wolność”.
- Ale jak... - szepnął biegnąc wzrokiem po literach. - Jak ona może zabijać niewinnych...
- Ciekawość pierwszym stopniem do piekła... - westchnęła Vivien. - A ta Crenoda potulnym barankiem najwyraźniej nie jest. Zresztą nie wiadomo nawet po której stronie się opowiada...
„Będę musiał ją znaleźć i porozmawiać z nią poważnie...” - postanowił Remus rzucając prasę na stół i zmierzając do kuchni, by zaparzyć sobie porządną kawę.

***

Ciemna postać kroczyła we mgle między drzewami. Była noc. Bezgwiezdna noc. Nawet księżyc przysłoniły ciężkie chmury. Upiorne miejsce. Wzgórze Duchów – tak nazywali to wzniesienie pozbawione drzew. Niektórzy ponoć słyszeli tutaj śmiechy i płacze duchów, które nie mogły odnaleźć swego wiecznego spokoju, ale to była tylko legenda. Tymczasem mrok zagęszczał się jeszcze bardziej.
Nagle, zza pni wypełzły mroczne sylwetki Crenod. Idąca przystanęła i rozejrzała się po groźnych twarzach otaczających ją kreatur. Pierścień zacieśniał się, a jedna, dominująca w gronie wystąpiła naprzeciw przybyłej i spytała swym chrapliwym głosem:
- Kim jesteś i po co przychodzisz?
- Szukam Szron, Pierwszej Potężnej...
- Ach, to ty, Błyskawico. Szron mówiła nam, że przybędziesz – krąg rozluźnił się. - Podobno chciała ci dać pewien medalion, ale będąc w przebraniu w Zamku Cieni śmierciożercy spostrzegli się i wyrzucili ją stamtąd, przy okazji zabierając medalion. Jak widzę druga próba była udana... - rzuciła okiem na wiszący na szyi Trzeciej rzemień schowany pod kaftanem. - Ach, co ja będę cię zanudzać, Szron sama ci wszystko powie. Przejdźmy do tej Przysięgi...
- Ale, ale... jakiej... Przysięgi? - pytała zdziwiona Błyskawica patrząc jak Crenody klękają na jedno kolano, wyciągają szable i kierują je w stronę Potężnej. Nie usłyszała żadnej odpowiedzi tylko słowa zebranych:
- My, zrodzone w Ciemności i wychowane wśród Mroku, przysięgamy tej oto Błyskawicy, Trzeciej Najpotężniejszej Crenodzie, że będziemy gotowe na każde jej wezwanie, że przyjdziemy kiedy nas wezwie i ramię w ramię walczyć będziemy o Wolność dla nas i dla każdego kto po naszej stronie stać będzie. Swą szablą i nożem wspomożemy ją w potrzebie i w proch wroga rozbijać będziemy niosąc Odkupienie dla Nas - Wyklętych i dla ludzi, którzy oparli się Cieniowi i w imię Światłości walczyć będą. Przysięgamy!
Z szabel wystrzeliły oślepiające iskry, które otoczyły Błyskawicę i po chwili zgasły.
Crenody powstały z klęczek i schowały szable do pochew. W tym czasie spomiędzy drzew rozległ się trzask łamanych gałązek. Wszystkie odwróciły głowy w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Będące najbliżej źródła rzuciły się w tamtą stronę i znikły w ciemności. Po chwili wyszły ciągnąc kogoś za ręce, tak że nogi zatapiały się w śniegu. Ten „ktoś” szamotał się i mruczał coś pod nosem, że on do Błyskawicy z jakąś ważną sprawą.
- Jak do Błyskawicy to do Błyskawicy... - zarechotały Crenody i brutalnie rzuciły człowiekiem pod nogi Trzeciej Potężnej, tak że jego głowa znajdowała się dokładnie przed butami Błyskawicy, która rozpoznawszy go skarciła towarzyszki:
- No wiecie co... Gościa traktować tak brutalnie! – spojrzała na nie tak groźnie, że Crenody natychmiast odeszły kilka kroków w tył obawiając się kary. - Możecie nas zostawić? Spokojnie, ja go znam. Nic się nie stanie.
Podwładne odsunęły się w mrok drzew, a Błyskawica pomogła przybyszowi wstać.
- Wybacz, Remusie, że tak cię potraktowały – otrzepała mu płaszcz z grudek lodu – Ale wiesz...
- No coś ty... Nie dziwię im się... Przecież aż opisują cię w gazetach – mężczyzna wyciągnął z kieszeni świeży wycinek Proroka Codziennego i podał go Crenodzie. Ona powiodła po nim wzrokiem i oddał mu go z powrotem.
- Dlaczego zabijasz niewinnych? - spytał chowając papierek. Błyskawica odwróciła się tyłem do niego i przeszła kilka kroków w przód z pochyloną głową. Zapanowało milczenie.
- Może dla Ministerstwa są niewinni, ale w rzeczywistości to zwykli szpiedzy Voldemorta – odezwała się po chwili ciszy. - Zbyt blisko mnie podeszli, a wtedy nie ręczę za siebie. Co do tych aurorów to napisali prawdę. Kiedy wylegitymowali się, zrozumiałam, że nie ma potrzeby ich zabijać skoro są po naszej stronie. Swojego nigdy bym nie zabiła.
Odwróciła się i zetknęła się ze wzrokiem męża. Uśmiechnęła się lekko, a wychodzący na chwilę zza chmur księżyc oświetlił jej twarz. Już nie blada, lecz ciemnoszara i pełna zadrapań.
- Poszarzałaś – zażartował Lupin podchodząc do niej. Stanął przed nią i przytulił ją do siebie.
- Ech – westchnęła Błyskawica – to normalne. Na początku blade, później szare i zaś blade... - uśmiechnęli się.
- Nim – odsunął ją na długość ramion – ja nie mogę tak cały czas udawać, że ty zginęłaś. Przecież stoisz tutaj przede mną!
- Właściwie, to nie żyję, bo moje prawdziwe ciało nie jest tym ciałem, a tamta dusza nie jest tą duszą, chociaż jestem tą samą osobą. Moje prawdziwe ciało zostało zniszczone tam, w Zamku Cieni, a potrafię je odzyskać na krótki czas, jakim jest czas trwania burzy. To jednak nie daje mi tej samej siły jaką posiadałam będąc twoją Nim... Oddałabym wszystko żeby wrócić do tej prawdziwej postaci, lecz dzisiaj jestem Błyskawicą, Trzecią Najpotężniejszą z Crenod, choć na te kilka godzin może wrócę do swej postaci... – rzuciła okiem na ciemną chmurę zasłaniającą gwiazdy.
- Że co? Do swej normalnej postaci? Przecież jest zima! Skąd tutaj burza? - wykrzyknął zdumiony Remus.
- Nieważne jaka burza... Byleby była... - Błyskawica uśmiechnęła się tajemniczo.
- Ale...
- Cokolwiek zobaczysz lub – zaśmiała się – nie zobaczysz, to nie bierz tego poważnie. Może wyglądać to trochę groźnie, ale nic mi się nie stanie...
- Co ma wyglądać groźnie? - zapytał przerażony Lupin patrząc jak Błyskawica odchodzi kilkanaście kroków od niego i staje twarzą do nadchodzącego obłoku.
Zaczęły spadać maleńkie płatki śniegu, które niesione przez wiatr opadały na inne. Tańczyły w powietrzu, wirowały. Opad zagęszczał się stopniowo, a do Remus dotarło, ze nie chodziło tutaj o zwykła burzę, lecz śnieżną. Śnieg padał już tak gęsto, że Błyskawica zniknęła mu z oczu. Nagle z nieba popłynął świetlisty piorun, który oświetlił postać Crenody i uderzył w nią. Światło oślepiło mężczyznę tak, że musiał sobie dłońmi przysłonić oczy. Gdy blask zaczął tracić na sile rozległ się potężny grzmot, który spowodował, że aż ziemia się zatrzęsła. Natomiast śnieg dalej padał tak samo gęsto jak przedtem.
Spomiędzy płatków śniegu wyłoniła się sylwetka już nie Błyskawicy. Ku Remusowi szła już nie Trzecia potężna, lecz Nimfadora Tonks. Dawna Nimfadora Tonks, która jeszcze przed chwilą była Crenodą. Zbliżała się do mężczyzny wolnym, chwiejnym krokiem, aż stanęła tuż przed nim. Jej czarne, mokre włosy przylgnęły do przerażająco bladej twarzy, na której znacząco uwidoczniły się zadrapania. Zniknęły oczy nabiegłe krwią i kły. Gdyby nie ubiór, to nikt nie pomyślałby, że ta kobieta jest Trzecią Potężną. Nikt. Nawet Remus, gdyby nie wiedział kim ona naprawdę jest, nie pomyślałby tak.
Patrzyli na siebie. Ciemnogranatowe oczy zerknęły się z piwnymi. Byli razem. Ona i On. Crenoda i wilkołak. Rasa nie była już tutaj ważna. Byli nareszcie razem – oboje w ludzkiej postaci. Dawne dni odeszły w zapomnienie wraz z nadejściem gorącego pocałunku. Nic nie wygląda piękniej jak dwie postacie wśród śnieżnej wichury, czule się obejmujące i obdarzające pocałunkami nie zważając na przenikające zimno i porywisty wiatr. Byli nareszcie razem – to było teraz najważniejsze.

***

Zbliżała się już druga w nocy. Większość ludzi o tej porze śpi, ale gdy sen z powiek spędza obawa o życie bliskiego przyjaciela...
Vivien siedziała skulona na parapecie okna. Oparła o ścianę plecami, a wzrokiem przeszukiwała las. „Nie wrócił na noc. Coś musiało się stać. Być może ma to związek z tą Trzecią Crenodą...” - myślała. Oczy skierowała na niebo pełne chmur. Szukała tej jednej gwiazdy. Tej najbliższej sercu, lecz ciemne obłoki pokrywały się tak gęsto, że nawet światło księżyca się nie przebijało.
Nagle wichurę śnieżną rozjaśnił blask błyskawicy, której światło ukazało czyjąś sylwetkę między drzewami.
- O nie, to przecież niemożliwe... - szepnęła sama do siebie.
Ujrzała osobę, która od około miesiąca uważana jest za zmarłą. Zobaczyła swoją przyjaciółkę – Nimfadorę Tonks, która nosiła te szpetne rany na swej twarzy, a światło jeszcze bardziej je uwidoczniło. Ciemność okryła „ducha” i huknął grzmot.
Tymczasem do drzwi Kwatery zbliżał się ktoś. „Remus” - przemknęło jej na myśl. Zerknęła powtórnie między drzewa, lecz nie dopatrzyła się tam już nikogo. „Czyżby to tylko przewidzenie? Ech, nieważne. Ważne, że Remus wrócił cały i zdrowy.”



Rozdział X
Cień przeszłości.

Vivien przewróciła kartkę pamiętnika:

24 sierpnia
Dzisiaj o 17 nasz zespół ma wystąpić na jakimś koncercie studenckim na pożegnanie wakacji. Wakacje... Kończą się i zaś do Hiszpanii na Akademię! Postanowiłyśmy zagrać: „The Wind Of Death”, „One Hundred Dreams”, „The Large Battle”, „The Knight Of Light” i „We are The Aurores”. Amy miała małe zastrzeżenia, żeby zamiast „One Hundred Dreams” zagrać „The Days Of Darkness”. Zaś Sarah chce, żeby pojawił się jej ulubiony „Difficult Times”, ale ja razem z Cassy wbijałyśmy jej do głowy, że dla nas to zdecydowanie za dużo roboty! Mnie to tam ledwo wyrabiają palce! „O, my biedne gitarzystki!” - tak jęczałyśmy z Cassy.
Resztę dorzucimy w ewentualności, zwanej zsypką, czyli doklejaniem do zestawu innych utworów, jak błagają o bis. Oops. Sarah usiłuje zabrać moją gitarę! Ja jej dam! Uduszę ja kiedyś! Dobra, dobra. Niech sobie pogra, ale jak coś sknoci to będzie na nią!
Wiem, że ma przyjść Syriusz z przyjaciółmi, więc zapowiada się ostry występ! Zaraz próba nagłośnienia, toteż kończę. Naskrobię coś po koncercie, o ile będę miała jak, bo zawsze po długim graniu na gitarze ręce tak mi się trzęsą, że nie jestem wtedy w stanie utrzymać nawet szklanki, a zapowiada się długa gra!

Po koncercie:
Jakoś udało mi się chwycić pióro i cos naskrobać, ale to nie jest ważne! Zacznijmy więc od początku:
Jakiś facet w okularach zapowiedział nas tak:
- Oto zespół rodem z gorącej Hiszpanii i chociaż pochodzenie zespołu może was zmylić, te dziewczyny pochodzą z Anglii, a uczą się na Podstawowej Akademii Aurorskiej. Uważajcie, bo te zakręcone trzynastolatki nie śpiewają byle pioseneczek! Powitajmy „The Aurores”! Wokal i liderka zespołu – Vivien Renatusse, perkusja – Sarah Miltons, klawisze – Amy Savick, gitara basowa – Cassy Charlton i gitara elektryczna – Nimfadora Tonks.
Wchodziłyśmy po kolei jak nas wywoływał, ale kiedy usłyszałam swoje imię to miałam wielką ochotę przywalić temu gostkowi z glana! Ale wkroczyłam na scenę i chyba zrobiłyśmy piorunujące wrażenie na Syriuszu i jego przyjaciołach: Jamesie i Lily Potterach z synkiem Harrym, Remusie Lupinie i Marku Harmanie, koledze ze szkoły. Nie dziwię się, bo naprawdę przerażające są te czarne płaszcze, aż do ziemi.
A teraz najważniejsze! Spodobał mi się nawet Remus. Niczego sobie jest... Wysoki facet, jasne włosy, piwne oczy... Ubiór może trochę nie najlepszy, ale spodobał mi się. Tylko jest mały szkopuł – on jest ode mnie starszy o sześć lat! Na pewno nie zwrócił na mnie uwagi! Chociaż... Zdawało mi się, że kiedy zaśpiewałam z Vivien „The Knight Of Light” to powiedział do Syriusza coś w stylu „Ta twoja kuzynka jest nawet ładna, naprawdę świetnie gra i śpiewa. Zapoznasz mnie z nią?”. Ale chyba tylko mi się zdawało, bo odczytałam to tylko z ruchu ust.
Zauważyłam, że Vivien gapi się na Syriusza tak, jakby miała ochotę go pocałować przy wszystkich. Natomiast słyszałam jak Cassy mówiła do Sarah, że podoba jej się Mark. Raczej nie mój styl. Ja wolę Remmy'ego! A ten mały Harry taki słodziutki! Skończył niedawno roczek! Chciałabym żeby Nicola się wróciła w rozwoju i znów stała się takim bobaskiem!

25 sierpnia
Zwijamy powoli manatki i pojutrze jedziemy już do Hiszpanii, Nicola nalega żebym ją oprowadziła po Madrycie i pokazała jej jakieś fajne miejsca. No to w takim razie trzeba byś tam wcześniej. Przy okazji mama i tata odetchną sobie innym powietrzem. Nie mogę się doczekać powrotu do Hiszpanii! Wiem, że zaś będą coś mówić o egzaminach na koniec tego roku i o ostatecznym wyborze: auror czy nie auror. Ja i Vivien jesteśmy całkowicie pewne, że bierzemy się za aurorstwo i niczego innego nie weźmiemy. Nie wiem jak reszta...


Vivien przerwała czytanie. Czuła się niepewnie. Tak jakby coś stało tuż za nią i nie pozwalało jej dalej śledzić wzrokiem tekst. Zatrzasnęła z hukiem notes, odłożyła go na biurko i chciała już wstać z krzesła, gdy poczuła, że na jej gardle zaciskają się jakieś szpony. Chwyciły ją tak mocno, że nie potrafiła nawet odwrócić głowy, by spojrzeć na napastnika. Usłyszała czyjś zachrypnięty głos:
- Ty jesteś Vivien Renatusse?
Aurorka usiłowała sięgnąć ręką po różdżkę, lecz paznokcie jeszcze mocniej wbiły się w skórę jej szyi.
- Czekam na jakąkolwiek odpowiedź!
Kobieta z trudem pokiwała głową na „tak”. Palce zwolniły uścisk i puściły Vivien, która poczuwszy ulgę, rozmasowała sobie dłońmi gardło. Zerknęła za siebie i spotkała się z nabiegłymi krwią oczami Crenody. „Błyskawica” - przemknęło jej na myśl, gdy spojrzała na wiszący na rzemieniu symbol pioruna.
- Przychodzę tu w sprawie ciągłego śledzenia mnie przez Zakon Feniksa. Szczerze mam już tego dosyć! Jeżeli jeszcze raz...
- Z takimi sprawami to chyba do Szalonookiego – wtrąciła Vivien - a po drugie, to skąd wiesz o Zakonie?
- Mam swoje źródła – odgryzła się Trzecia.
- Więc co tu robisz, jak z tą sprawą powinnaś iść do...
- Nie jestem na tyle głupia, aby iść tutaj nie sprawdzając najpierw, czy jest obecny przywódca – odrzekła Błyskawica. - A tak nawiasem i tak nie tylko mam coś tutaj na temat śledzenia mnie. Jestem tu też do Remusa Lupina, ale to zajmie więcej czasu.
- Nie wtrącam się w wasze sprawy, ale wiem swoje – zostaw tego biednego faceta w spokoju, stracił żonę i ma prawo do wyciszenia i...
- Trwa wojna i nie ma czasu na jakieś wyciszenia i coś tam! Śmierć poniosło już dość osób, a ta sprawa może pomóc w rozwiązaniu tego problemu! Chodzi tutaj o coś, co może mieć wpływ na wynik wojny! Voldemort nie wyleguje się i nie popija sobie drinków! On gromadzi ludzi i nie tylko ludzi! Wszelkie trolle, olbrzymy, dementorzy i inne stwory trzymają jego stronę, a tutaj wyciszenia! Nie ma czasu na wyciszenia, tu trzeba działać i to natychmiast zanim będzie za późno!
- Takie mowy to sobie wepchnij gdzieś! Gadaj to co masz i odwal się ode mnie! - krzyknęła Vivien tracąc panowanie nad sobą.
- Dobrze, dobrze! - powiedziała głośno ze złością Błyskawica. - Nie życzę sobie żadnych szpiegów z Zakonu, gdyż dzisiaj omało nie rozwaliłam tej dziewczyny co przylazła do mnie, niby ciekawa jak to wygląda Trzecia Potężna, ale ja się nie dam nabrać! Wiem, że to Nicoladaida Tonks! Ciesz się, że nic jej nie zrobiłam, lecz następnym razem nie odpowiadam za siebie! Mam swoje sprawy, wy macie swoje i mam małą prośbę – NIE WTRĄCAJCIE SIĘ W SPRAWY CRENOD, BO MOŻECIE MIEĆ DUŻE NIEPRZYJEMNOŚCI!!! - wrzasnęła i opuściła pokój zatrzaskując drzwi z całą siłą, przez co trochę tynku w pobliży futryny się posypało.

***

Szron, jedna z Trzech Najpotężniejszych Crenod przechadzała się po lesie. Śnieg nie skrzypiał pod jej stopami, gdyż potrafiła panować nad lodem i mrozem. Zima była jej porą, tak jak wiosna ze względy na burze przypadała najlepiej Błyskawicy. Właśnie na nią czekała, ale nie tylko na nią...
W srebrzystobiałych włosach wplątały się małe śnieżynki. Lśniące, białe szaty Crenody zlewały się z zimowym krajobrazem lasu. Trupio blada twarz nosiła na sobie ślady wielu minionych lat, a może nawet wieków. Nikt w końcu nie wiedział jak długo stąpa na tej ziemi. W ręce trzymała laskę oplecioną srebrnym wężem z czerwonymi oczami.
Wtem wzrok Szron się ożywił. Nadchodzili. Dwie ciemne sylwetki wyraźnie odcinały się na tle ośnieżonych drzew. Zbliżali się wolno. Brodzili w zaspach głębokich po kolana, aż po uciążliwej wędrówce stanęli zziajani przed obliczem Crenody, która powitała ich słowami:
- Witam was, Błyskawico i ty, Remusie, wybrany przez nią na swojego Powiernika Prawdy. Jeżeli nie kojarzysz mnie to chętnie się przedstawię. Szron, Pierwsza Potężna i jak mi się wydaje Najstarsza z Crenod – skłoniła lekko głowę w kierunku Remusa.
- Od Shade dowiedziałam się, że chcesz mi przekazać cel misji i jeszcze parę innych spraw, o których mój mąż powinien jak najbardziej wiedzieć – rzekła Błyskawica.
- Tak, rzeczywiście... Zacznijmy od początku. Musisz pokonać Płomień, Drugą z nas, Potężnych. Włada ona ogniem i potrafi doskonale rozłożyć przeciwnika w walce wręcz. Aby wiedzieć w jaki sposób ją pokonać musisz wypić to – Szron wyjęła z wewnętrznej kieszeni płaszcza małą buteleczkę z prawie przezroczystym płynem. - Nie otrzymałaś jeszcze należnego ci daru, widzenia przeszłości, więc daję ci go teraz. Te zaniki pamięci, z powodu których przybyłaś tutaj z przewodnikiem znikną zaraz po wypiciu tego. Może ci się trochę zakręcić w głowie, ale tak to nic nie powinno ci się dziać – podała fiolkę Błyskawicy, która przez krótką chwilę patrzyła w płyn, odkorkowała buteleczkę i wychyliła jej zawartość do ust.
Świat jakby zawirował wokół niej, a obecna chwila odleciała daleko z jej umysłu. Przed oczami przewijały się całe dzieje świata magii, od pierwszych magów, aż po dzisiejszą wojnę. Jej całe życie jeszcze w postaci człowieka przemknęło bardzo szybko: pierwsze kroki, pierwszy koncert zespołu The Aurores, egzaminy na Akademii, Uniwersytecie, Departament Tajemnic, ślub jej i Remusa, lochy Zamku Cieni i ten ból...
Zachwiała się, tak jakby nie potrafiła już utrzymać ciężaru dawnych dni. Na szczęście stojący obok Lupin potrzymał ją, by nie upadła. Świat wracał do zwyczajnych barw. Znów widziała las i TO miejsce. „To tutaj wszystko się zaczęło. To tutaj dostałam się do niewoli i gdyby nie to, nie byłabym dzisiaj Crenodą” - uświadomiła sobie Błyskawica. Odszukała wzrokiem stare drzewo. „To tam leży to, co potrzebne mi będzie do odzyskania prawdziwej postaci. Moja różdżka”.
- Teraz już wiesz, co się wtedy zdarzyło – odezwała się Szron.
- Wiem, ale nie to mnie teraz interesuje. Shade mówiła, że do odzyskania dawnej postaci oprócz Eliksiru Przemiany, jest potrzebny przedmiot, który był ze mną nierozłączny, prawie tak jak dusza. Chodziło jej o różdżkę, czyż nie? Tak się składa, że moja różdżka leży tam – wskazała w kierunku starego drzewa. - Accio różdżka! - zawołała, a spod skorupy stwardniałego śniegu wydostało się właśnie to narzędzie i trafiło wprost do ręki swej właścicielki.
- Co do Eliksiru – Szron wyciągnęła z kieszeni płaszcza jakąś paczuszkę i wręczyła ją Remusowi. - Może się przydać przy ważeniu Eliksiru Przemiany. Myślę, że dla was nie jest ważna odmienność ras, jeśli naprawdę się kochacie, to potraficie przezwyciężyć nawet te nieludzkie natury – Remus wymienił spojrzenie z żoną, natomiast Szron ciągnęła dalej - Wybaczcie mi, że tak rozdzielam wasz związek, lecz trwa wojna. Zresztą przed nami wiele wojen, gdyż nastał Czas Trzech Demonów i przez te najbliższe lata wasza miłość jest narażona na wiele niebezpieczeństw, a zresztą co ja wam będę mówić o przyszłości! Sami się przekonacie! Teraz muszę wracać do swojej twierdzy, bo spóźnię się na zebranie Rady. Do zobaczenia, Remusie. Samarento (żegnaj), Błyskawico.
Rozpłynęła się w powietrzu.
- Czyli nadal prawie nic nie wiemy... - stwierdził Remus.
- Nic? A to, że nawet Szron widzi jak bardzo się kochamy? Czyż tego właśnie się przed chwilą nie dowiedzieliśmy? - uśmiechnęła się szeroko. Wiedzieli, że Pierwsza Potężna mówiła prawdę o tym, że nieważne są dla nich rasy. Nie byli jednak pewni, czy przyszłość zapowiadana prze nią się spełni. Nawet sama Szron nie była co tego całkiem przekonana...



Rozdział XI
Mistrz Sztuk Walki i Obrony.

Któregoś września, do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, miał zawitać Mistrz Xaron ze swymi najlepszymi uczennicami. Mędrzec miał w tym roku udzielać lekcji Samoobrony na życzenia profesora Albusa Dumbledore'a. Przyczyna była jasna – młodzież nie potrafiła opanować nawet prostych zaklęć pojawiających się w potyczkach w Klubie Pojedynków. Było to już dwa tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego, więc zdziwienie uczniów na widok tiary przydziału w czasie jednej z kolacji było niemałe.
- Drodzy uczniowie i nauczyciele – ze swojego „tronu” wstał Dumbledore – mamy zaszczyt gościć w tych murach szlachetnego Mistrza Xarona Damoy'a ze swymi pięcioma najzdolniejszymi uczennicami, które może znacie z popularnego zespołu The Aurores. Powitajmy ich! - drzwi Wielkiej Sali otworzyły się i do wnętrza wkroczyło sześć ubranych na czarno postaci z pięknie rzeźbionymi laskami. Ich twarze były skryte pod kapturami. Przybysze stanęli przed stołem nauczycielskim i odsłonili głowy. Na przedzie stał starszy mężczyzna, który ukląkł przed dyrektorem Hogwartu i uderzył się dłonią w pierś.
- Xaronie, przyjacielu, nie musisz mi się kłaniać – skomentował to Dumbledore.
- Nie jestem godzien wkraczać na teren tego zamku, lecz na twą prośbę zgodziłem się tu przybyć i prowadzić lekcje Samoobrony, gdyż jak wiecie, żyjemy w ciężkich czasach. Mam nadzieję, że moja praca przyniesie choć trochę korzyści i przyda się uczniom tej szkoły, do których mam parę słów w imieniu moich uczennic – Damoy odwrócił się w stronę studentów i rzekł:
- Niech was nie zmyli miejsce, z którego te dziewczęta przyjechały – Hiszpanii, bo pochodzą i mieszkają w Anglii, a na Akademii jedynie pobierają nauki. Wiem, że u was rocznikowo powinny zostać przydzielone na trzeci rok, lecz biorąc pod uwagę ich zdolności powinny znaleźć się na piątym roku. Jako zespół zgodziły się zagrać na wszelkich balach i zabawach organizowanych w tym roku szkolnym. Myślę, że same się wam przedstawią – skinął na piątkę dziewcząt, a sam skierował się w stronę stołu nauczycielskiego, za którym czekało na niego przygotowane krzesło.
- Cassy Charlton, ale mówcie mi Cas – rzekła drobna, chuda, niebieskooka blondynka.
- Amy Savick – przedstawiła się wysoka dziewczyna o długich, kruczoczarnych lokach stojąca obok. Później nadeszła kolej na brązowooką rudowłosą:
- Sarah Miltons.
- Vivien Renatusse, ale mówią mi Viv – powiedziała zielonooka brunetka o falowanych włosach. Została jeszcze piąta, chyba najwyższa z grupy.
- Nimfadora Tonks, ale jak ktoś powie do mnie po imieniu to dostanie w ryj! - zagroziła.
- Ona nie żartuje! - dodała Amy słysząc jakieś szepty, ale nie chodziło o imię, tylko o coś zupełnie innego.
Na sali niosły się ciche głosy:
- Czy jej matka nie jest z Blacków?
- Ta ma rodzinę wśród tych podłych czarnoksiężników...
- Podobno jej matka została wykreślona z rodu...
- Czy ta nie jest w połowie krwi z Blacków?
Dziewczyna zignorowała całkowicie szepty i stała tak jakby ich w ogóle nie było.
McGonagall wstała i wyszła przed oblicze piątki. Trzymała w ręku listę, która w zasadzie była zbędna, lecz zawsze chciała mieć tę całkowitą pewność, że nikogo nie przeoczyła.
- Gdy wyczytam wasze nazwisko, to proszę siadać na tym stołku, a Tiara przydzieli was do odpowiedniego domu. Zaczynamy. Cassy Charlton.
„O nie. Zawsze ja pierwsza. Za jakie grzechy?” - pomyślała wywołana i usadowiła się na krześle. Kapelusz opadł na jej złociste włosy, pomruczał coś i wykrzyknął:
- Gryffindor!
Uśmiechnięta Cas zeskoczyła ze stołka i podążyła ku stołowi Gryfonów, z którego rozbrzmiała fala oklasków.
- Sarah Miltons! - Tiara znów pomruczała coś i krzyknęła:
- Gryffindor!
Następna usiadła Vivien.
Twoje życie będzie pełne krętych ścieżek. Będziesz miała wielu przyjaciół, lecz uważaj – mogą się od ciebie odwrócić lub ukrywać przed tobą prawdę. Życie sprawi ci dużo niespodzianek. Tych dobrych jak i złych. Potrzebna będzie tutaj twoja odwaga, której, jak widzę, masz wiele. Idź więc do Gryffindoru moje dziecko...
- Gryffindor!
I padło ostatnie wezwanie na stołek:
- Nimfadora Tonks.
Dziewczyna westchnęła i usiadła na krześle. Poczuła jak Tiara opada na jej ciemne włosy.
Widzę tu szlachetność, odwagę... Nie wiesz jeszcze, ale przyjdzie ci się zmagać z ciemną stroną... Twoje życie będzie trudniejsze niż się nawet spodziewasz. Krew. Krew ze strony matki ciągnie cię do Slytherinu, więc tam powinnaś trafić...
„Nie!” - sprzeciwiła się w myślach Nimfadora.
- Sly... - zaczął kapelusz, lecz przerwał słysząc myśli dziewczyny.
Nie? No cóż... Może masz rację. Twój przyszły mąż był w Gryffindorze, więc i ty powinnaś tam trafić. Zdaję się na to całkowicie, więc...
- Gryffindor! - wrzasnęła Tiara.
Tonks, w przeciwieństwie do przyjaciółek odeszła w stronę stołu Gryfonów w całkowitej ciszy. Wiele osób patrzyło na nią nieufnie. Znów rozbrzmiały szepty. Dziewczyna zasiadła między Cassy, a Vivien.
- No to zajadajcie! - zawołał Dumbledore.
Wszyscy rzucili się na jedzenie za wyjątkiem przybyłej piątki. Sarah powiedziała cicho:
- Nie wiem jak wy, ale mam wrażenie, że wszyscy się na nas gapią – Cassy, Viv i Amy rozglądnęły się po Wielkiej Sali i zanim zdążyły coś rzec usłyszały słaby głos Tonks:
- To na mnie się tak gapią.
Przyjaciółki popatrzyły na dziewczynę z niedowierzaniem.
- Nie moja wina, że matka pochodzi z rodu Blacków i chociaż zostałyśmy wykreślone, nie możemy oszukać własnej krwi.
- Nie mów tak! To pewnie to o moim makijażu! Wiedziałam, że coś spaściłam przed wyjazdem! - oburzyła się Amy wyciągając z kieszeni lusterko i przeglądając się w nim nerwowo.
- Amy, nie muszę nawet się rozglądać, żeby wiedzieć, że gapią się na mnie. To się po prostu czuje – odezwała się niechętnie Tonks.
Wtem, poczuła klepnięcie w ramię. Obejrzała się gwałtownie i napotkała ciepły wzrok Mistrza Xarona.
- Czy mogę cię prosić na słówko? - spytał z uśmiechem.
Nimfadora pokiwała głową, wstała od stołu i podążyła za opiekunem. Wyszli z Wielkiej Sali odprowadzani wieloma spojrzeniami. Kroczyli korytarzem oświetlonym jedynie pochodniami. Przeszli przez główny hall, a później przez dziedziniec. Kierowali się w kierunku błoni Hogwartu.
Chłodnawe, wrześniowe powietrze rozwiewało ich włosy. To była piękna noc. Księżyc, chociaż przysłonięty przez chmury, tworzył na niebie bladą poświatę, która wprawiała serca w radosny nastrój. Dla Tonks, te szepty w Wielkiej Sali były już odległym wspomnieniem. Teraz rześkie powietrze wypełniło jej płuca, tak jak nowe myśli zaczęły kłębić się w głowie.
- Nie przejmuj się nimi. Niektórzy ludzie już mają takie charaktery. Wszystko co usłyszą, rozpowiadają i nie zwracają uwagi na to, że to może ranić tą osobę – rzekł Mistrz. Jego miły głos sprawiał, że nie czuła bólu, jakie przyniosło wspomnienie Wielkiej Sali wypełnionej szepczącymi między sobą uczniami.
- Jednak nie po to cię prosiłem o rozmowę. Widzę, że masz wspaniały talent. Nie bez powodu kierujesz się na karierę aurora. Naprawdę wierzę, że dar władania mieczem ci się przyda. Nie wiemy jeszcze jakie czasy nadejdą. Na razie jest źle. Bardzo źle. Mówiono wam o ataku Voldemorta na małą, czarodziejską wioskę? Na pewno słyszałyście. Tylu ludzi zginęło...
- Nie boi się Mistrz, wymawiania tego imienia? Wszyscy mówią o Nim Czarny Pan, Ten–Którego-Imienia–Nie Wolno–Wymawiać albo jeszcze Sam–Wiesz–Kto...
- Wszystko ma swoją nazwę i powinniśmy to nazywać po imieniu. No, może za wyjątkiem ciebie – dodał widząc minę uczennicy. Uśmiechnęli się i skierowali wzrok na tarczę księżyca, który wychodził zza chmur.

***

Trzaski uderzających o siebie mieczy rozlegały się w Wielkiej Sali. Vivien stanęła pod jej drzwiami i przez szparę obserwowała przebieg walki. Tonks po raz kolejny wytrąciła Mistrzowi broń.
- Zawsze jej to wychodziło... - szepnęła sama do siebie, patrząc jak przyjaciółka zwraca miecz w pół-ukłonie i zaczynają od nowa. Kolejna porażka mężczyzny.
- Naprawdę, świetnie ci idzie. Podziwiam cię. Wygrać pięć razy z rzędu z samym Mistrzem to rzecz niebywała. Jednak jestem ciekaw jak sobie poradzisz kiedy przeciwników będzie więcej. Zaraz zawołam tutaj grupę.
Vivien słysząc słowa Mistrza natychmiast odskoczyła od drzwi i popędziła do wieży Gryffindoru.




Rozdział XII
W świetle księżyca.

Nieubłaganie zbliżał się dzień ostatniej bitwy z Voldemortem, a przynajmniej tak przeczuwali niektórzy. Zanim jednak miała ona nadejść zdarzyło się coś, co mogło nawet rozbić pewien związek... Tej nocy miała być pełnia...
Lupin stanął obok Błyskawicy i spytał cicho:
- Naprawdę mnie kochasz? - Crenoda skierowała na niego wzrok, opuściła głowę i rzekła:
- Remusie, ja mówiłam ci już wiele razy jak mocno cię kocham, lecz sama chciałabym wiedzieć, czy nie przeszkadza twojej miłości to kim jestem? Czy to uczucie już nie przeminęło?
Mężczyzna westchnął i odpowiedział:
- Gdy po raz pierwszy cię zobaczyłem w takiej postaci, myślałem, że mam do czynienia z osobą całkowicie mi obcą, ale kiedy do mnie dotarło, że ty jesteś tą dawną Nim, kochałem cię tak samo jak przedtem. Uwierzyłem, że ty i ona to jedna i ta sama osoba, więc kochając tamtą Tonks, pokochałem również i ciebie. Czy jednak jesteś gotowa zrobić dla mnie wszystko?
- Oczywiście, tak jak ty dla mnie.
- Dzisiaj pełnia, więc kiedy się przemienię i będę chciał cię zranić, to proszę – zaatakuj mnie. Nigdy nie pozwoliłbym nikomu zrobić ci krzywdy, ale kiedy sam mogę tego dokonać, musisz się bronić. Nie udało mi się zdobyć eliksiru, więc wiesz co może się stać kiedy przejdę przemianę...
- Nie mogę ci tego zrobić. Kocham cię zbyt mocno. Gdybym cię zbyt mocno uderzyła, a zostałby po tym jakiś uraz, to nie wybaczyłabym sobie tego do końca życia...
- Sama powiedziałaś, że zrobisz dla mnie wszystko, więc proszę cię tylko o to. Zrobisz to dla mnie? Proszę.
Crenoda westchnęła ciężko i odrzekła z ciężkim sercem:
- Zrobię to tylko ze względu jak bardzo cię kocham i że prosisz mnie o to.
Zapadła długa chwila ciszy przerywana leśnymi odgłosami charakterystycznymi dla wiosennej nocy. Milczenie przerwał Remus:
- Eliksir jest już gotowy, więc gdy tylko wykonasz swe zadanie będziesz mogła powrócić do swej prawdziwej postaci.
- Tylko muszę wykonać do końca zadanie... Płomień jest tak trudno namierzyć, że nawet gdyby dać jej jakiś mugolski nadajnik, wtedy to i to nic nie da. Poradzę się jeszcze Szron, jak ją znaleźć, ale czuję, że mamy mało czasu... Mimo, że nie władam darem widzenia przeszłości, przeczuwam, że już wkrótce nadejdzie dzień ostatniej bitwy jaką stoczymy z Voldemortem, a wszystko na to wskazuje – ciągłe ataki, małe starcia... Mamy nikłe szanse, ale zawsze trzeba wierzyć, że uda nam się przezwyciężyć Ciemność.
Oboje czuli ten sam niepokój. Czy przeżyją? Czy ona dożyje dnia powrotu do zwykłej postaci? Czy on nie zostanie wcześniej zabity? Czy cos nie pokrzyżuje im planów na całe życie? Takie pytania błądziły po ich głowach. Wtem, zza gór wypełzła tarcza księżyca, a Błyskawica wrzasnęła:
- Uważaj!
- Zrób to,... o co cię prosiłem... - wydusił mężczyzna zanim światło padło na niego i rozpoczęła się przemiana. Ubranie rozdarło się na strzępy, a skórę zaczęła pokrywać gęsta sierść. Twarz przeobraziła się w pysk uzbrojony ostrymi kłami.
Stworzenie rzuciło się na Crenodę, która bała się zadać jakikolwiek cios obawiając się, że może zranić tak bliską osobę. Zanim zdążyła nawet się poruszyć miała już wiele ran. Zrozumiała, że nadszedł czas by działać. Z bólem w sercu rozcięła mu klatkę piersiową szponami, a on w odwecie rozszarpał jej nogę nieco nad kolanem.
- Wybacz mi... - szepnęła wyjmując z pochwy nóż i nadstawiając go do ciosu. - Wybacz mi...
Ostrze przeorało pysk przeciwnika. Wilkołak zawył z bólu i skoczył na napastniczkę. Przycisnął ją do pnia drzewa, oblizał zakrwawione kły i już chciał ją ugryźć gdy ona wbiła mu w pierś nóż i wyjęła go szybko. Stworzenie odskoczyło gwałtownie i skuliło się. Błyskawica korzystając z okazji wypuściła pod jego stopy serię iskier, które przegoniły wilkołaka ze skomleniem wgłąb mrocznego lasu.
Crenoda osunęła się na ziemię i opierając się o drzewo siedziała na tym polu walki. Czuła ogromny ból nie tylko na ciele, również na duszy.
- Wybacz mi... - szepnęła przez łzy, zdjęła but podwinęła nogawkę poszarpanych spodni. Skrzywiła się na sam widok rany.
Nad kolanem widniały rozszarpane kawałki mięśni i skóry. Między plątaniną tkanek widać było bielejącą kość udową. „Jestem Crenodą, więc wilkołakiem stać się nie mogę. Nasza krew nie akceptuje się siebie nawzajem” - pomyślała ocierając płaszczem strużki krwi spływające po jej łydce.
Zwróciła wzrok na księżyc i szepnęła:
- On jest potworem, ja też nim jestem... Miłość tego już nie zmieni... Wybacz mi, ale musiałam... Tak jak mnie prosiłeś... Wybacz mi...

***

Zaczynało juz świtać. Mimo wczesnej pory, po lesie przechadzała się Błyskawica. Szukała znajomego ciała leżącego wśród zżółkłych traw. Szła wolno rozglądając się wokół i starając się nie przeoczyć czegoś. W pewnej chwili coś dostrzegła i podbiegła w tamtą stronę utykając na rozszarpaną minionej nocy nogę. Zatrzymała się przy ciele Remusa i uklęknęła przy nim. Był nieprzytomny.
- Wybacz mi... - szepnęła gładząc jego policzek, na którym widniało długie rozcięcie. Przyłożyła palce do jego klatki piersiowej znaczonej już wieloma bliznami i pozwoliła, by srebrne iskierki zamknęły dokładnie każdą ranę na ciele męża.
- Siebie samej uzdrowić nie potrafię, ale przynajmniej ciebie mogę... - rzekła sama do siebie.
Gdy doleczyły się wszystkie uszczerbki na ciele Remusa, Błyskawica oparła swoją głowę na piersi mężczyzny i nasłuchiwała jego równego, spokojnego oddechu. Wszystko zdawało się być w porządku... oprócz myśli.
„Jak mogłam ci to zrobić? Prosiłeś, ale przecież mogłam się obronić bez zadawania ci jakichkolwiek poważniejszych ran...” - podniosła głowę i wstając musnęła delikatnie ustami jego wargi. Stanęła na nogi i odchodziła powoli nie odrywając spojrzenia od ciała mężczyzny.
„To musiało się kiedyś stać... Nasza miłość wystawiona na próbę... Wybacz mi... Noś Eliksir przy sobie, bo możemy się spotkać w każdej chwili, nawet w walce...” - przelała swe myśli do jego umysłu. Odwróciła wzrok i skierowała go na ścieżkę prowadzącą między drzewa i kulejąc podążyła w tamtym kierunku. W stronę obozu związanych przysięgą Crenod.
Tymczasem Remus powoli otworzył oczy. Ujrzał nad sobą błękit nieba zasłaniany gałęziami drzew. Usiłował sobie coś przypomnieć z zeszłej nocy. Pamiętał jedynie krzyk i oślepiające światło księżyca w pełni. Dalej, ogromna luka. „Zaraz, zaraz, czyli tej nocy była pełnia. Prosiłem ją, by broniła się przede mną, ale gdzie są rany?” - pogładził swoją klatkę piersiową w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów walki, lecz na nic nie natrafił. Nie czuł nawet bólu towarzyszącemu przebudzeniu po ciężkiej nocy. „Była tutaj” - pomyślał. Zerwał się na równe nogi i rozejrzał się dookoła. Ujrzał niknącą za drzewami ciemną sylwetkę Błyskawicy. Dotarły do niego myśli, które miała zamiar mu przekazała i zawołał ją:
- Nim, zaczekaj!
Crenoda stanęła i odwróciła w jego kierunku twarz pełną ran. Wtedy zrozumiał dlaczego odchodzi. „Skrzywdziłem ją i chce odejść... To przeze mnie. Mogłem ją nawet zabić!” - myślał patrząc jak odchodzi w dal kulejąc. Nie miał już siły, by ją zatrzymać.

***

- Pamiętajcie, jutro wyruszamy do Hogwartu, by go bronić. Nie możemy się teleportować ze względu na to, że zamek jest otoczony dużym polem antydeportacyjnym i wiemy, że tu nic nie wskóramy. Z doniesień szpiegów wiemy, że to właśnie tam spadnie największy cios. Voldemort nienawidzi tego miejsca z całej duszy i będzie chciał je zrównać z ziemią a my nie możemy na to pozwolić! Niewykluczone też, że spotkamy się z nim w drodze, więc bądźcie gotowi na wszystko! Przy Skałach Olbrzymów zatrzymamy się na nocleg i tam powinniśmy być najbardziej ostrożni – ostrzegał Moody na wieczornym zebraniu Zakonu. - Myślę, że tyle na dzisiaj. Uważam zebranie za zamknięte! - wstał, a za jego przykładem poszli prawie wszyscy. Prawie, bo Vivien Renatusse i Remus Lupin nie mieli zamiaru opuszczenia pomieszczenia. Gdy wreszcie zostali sami w refektarzu, Vivien przysunęła się bliżej mężczyzny i spytała:
- Wczoraj była pełnia?
- Tak... - mruknął niechętnie wilkołak. „Wyraźnie coś go dręczy. Ma taki humor od kiedy wrócił ze Złotego Lasu” - pomyślała Vivien i szybko zmieniła temat:
- Jak myślisz, wygramy?
- Może... - udzielił lakonicznej odpowiedzi Remus będąc jednocześnie zapatrzonym w ciężkie obłoki płynące po niebie za oknem.
- Jak tak mówisz, to mam wrażenie, że nie wierzysz w to!
- A w co mam wierzyć? - odburknął oburzony.
- Nie pamiętasz jak mawiała Nim? „Tenro vainatena”, czyż nie? - spytała i ugryzła się w język, ale było już trochę za późno. Zobaczyła jak Lupin zwiesza ze smutkiem głowę, a po jego policzkach zaczynają płynąć łzy. Nigdy nie widziała go w takim stanie...
- Przepraszam... - szepnęła kładąc mu rękę na ramieniu. - Mnie też jest jej brak... Nawet nie przypuszczasz jak...
- Domyślam się, lecz nie chodzi o to... - Remus wstał i przeszedł parę kroków w stronę wyjścia, lecz zatrzymał się i dodał:
- Stało się i po prostu...
- Tak więc o co chodzi? - przerwała mu aurorka.
- O... O nic... - mruknął i wyszedł szybkim krokiem.
„On coś tu ukrywa...” - pomyślała Vivien wysuwając łokcie na blat. Podparła sobie głowę rękami i wpatrywała się w obłoki płynące po niebie za oknem. Westchnęła cicho. Miała już wszystkiego dosyć: świata, tej wojny, życia... Nie przypuszczała wcześniej, że jej życie może stać się pełne zagadek do rozwiązania i krętych ścieżek do prawdy... Nie przypuszczała...


--------------------
Forever, your eyes will hold the memory.
I saw your heart as it overtook me.
We tried so hard to understand and reason
But in that one moment, I gave my heart away.


Wróciłam. Tak jakby.

Moje forum. Przystań obłąkańców.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Moongirl
post 02.02.2006 16:31
Post #9 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 45
Dołączył: 03.02.2004




opowiadanie calkiem fajne i ciekawy pomysl smile.gif jak na fakt ze masz 13scie lat jestem pod wrazeniem a i na dodatek rozbawiaja mnie niektore txt takie jak:
QUOTE
zabije nas żywcem

pisz dalej smile.gif


--------------------
I'm not like them but I can pretend!


User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Darkness and Shadow
post 03.02.2006 23:21
Post #10 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)

Płeć: Kobieta



No cóż, jesteśmy teraz na bieżąco z blogiem... Aż dziw, że to wytrzymujecie tego ficka! biggrin.gif


Rozdział XIII
Burza się rozpętała...

Grupa Zakonu Feniksa wyszła o wyznaczonej porze w stronę Hogwartu. Dołączyła do nich grupka aurorów i nie przyjętych, ale zaznajomionych już z Zakonem czarodziejów. Słońce zakrywały ciemne chmury, lecz nie zanosiło się na razie na deszcz. Wczesna wiosna lubiła płatać figle, ale teraz była wyjątkowo przyjazna dla zmęczonych długim marszem ludzi odpoczywających przy Skałach Olbrzymów. Głośny szum wody przeszkadzał wielu w drzemce i nie pozwalał zmrużyć oka.
Vivien ruszyła się spod skały, o którą się opierała i zaczęła szukać jakiegoś miejsca do obserwacji. Rozejrzała się dookoła i stwierdziła, że jedyne miejsce, które nadawałoby się do rzucenia okiem na okolicę jest dosyć wysoka ściana, niedaleko której stała. Obeszła ją dookoła i odnalazła wąską ścieżkę, później schody. Wbiegła nimi na szczyt, a gdy postawiła stopę na ostatnim stopniu olśnił ją wspaniały widok...
Niedaleko widniał wodospad Wysoki. Daleko w dole nad rzeką stał most, a za nim była przystań hogwarcka, w pobliżu której leżało miasteczko Hoegsmade. W oddali, za taflą jeziora, wznosiły się dostojne wieże Hogwartu. Gdy Vivien zerknęła na zamek, poczuła jak coś ściska ją w sercu. „Jeden rok, jeden rok tam spędziłam, ale była tam ona... Tylko jeden rok, a tego widoku nie zapomniałam do tej pory!” - pomyślała.
Na dole, wśród skał powstało poruszenie. Spośród drzew po lewej wyszły trzy postacie. Aurorka szybko zbiegła w dół i wyszła naprzeciw gościom. Od razu poznała przybyszów: idący pośrodku, czarnowłosy chłopak w okularach, to nie kto inny jak Harry Potter. Po prawej, dziewczyna z kasztanowymi, pofalowanymi włosami, to Hermiona Granger, i jakże tu nie poznać kolejnego z Weasley'ów? Rona?
- Słyszeliśmy, że kierujecie się do Hogwartu, a postój ma się odbyć tutaj, więc przybyliśmy wam pomóc – zaczęła nieśmiale Hermiona.
- Zapewne chcecie porozmawiać z Alastorem? - spytała kobieta.
- Skąd pani wiedziała? - wykrzyknął Ron.
- Po pierwsze: mówcie mi Vivien, a po drugie: wszyscy, którzy nagle przybywają mają kilka słów do Szalonookiego.
- Aha – mruknął Weasley.
- To chodźmy – zachęciła trójkę prowadząc ich w tunele i korytarze w skałach, aż doszli do dosyć dużej jaskini, gdzie królował Moody.
- Alastorze, masz tu kogoś! - zawołała.
- Kogo? - warknął Szalonooki wyłaniając się z groty. - Ach, to wy. Dziękuję ci Vivien. Nie, nie idź jeszcze. Poślę tylko kogoś po Remusa – będzie nam potrzebny. A wy usiądźcie – zwrócił się do przyjaciół, którzy posłusznie spoczęli na kamieniach.
- Michael! - Moody zawołał jakiegoś młodego mężczyznę spod pobliskiej skały. - Przyprowadź tu Remusa i to natychmiast!

***

Zapadł zmrok. Wokół rozpalono ogniska, przy których zasiadły grupy milczących aurorów. Nikt nie miał odwagi przemówić z powodu miejsca w jakim się znajdowali. Od ogniska do ogniska krążyły plotki o czającej się w mrokach lasu Błyskawicy i jej armii, Armii Crenod siejącej spustoszenie gdzie tylko popadnie.
Jedynymi osobami, które miały odwagę zwyczajnie rozmawiać byli ci przesiadujący w grocie Moody'ego.
- Słyszałem o tym, co zaszło w lochach Zamku Cieni... - zwrócił się smutnym tonem Harry do Lupina zapatrzonego w gwiazdy. - Och, przepraszam... - szepnął widząc, że opuszcza głowę, a po jego policzku toczy się łza.
- Nie, nie musisz przepraszać... Stało się i po prostu... - odrzekł cicho Remus.
- Pamiętam, że widziałam ją po raz ostatni na ślubie Billa i Fleur. A później odeszła na zawsze... - zamyśliła się Hermiona.
- Możecie o niej mówić zwyczajnie. Tak jakby była tutaj. Ja czuję się tak jakby ona siedziała tutaj obok mnie – wilkołak podniósł głowę – i przytulała mnie. Tak jakbym wyraźnie słyszał jej myśli, które przekazała mi w lochach: „Nawet, jeśli mnie zabiją, to ty nic nie mów”. Posłuchałem jej i widać jakie są dzisiaj tego skutki...
- To była jej wola. Chciała zginąć za Zakon i za ciebie – odezwała się z głębi jaskini Vivien – Ostatnie słowa jakie od niej usłyszałam to „Tenro vainatena – Miej nadzieję” i staram się tego trzymać, choć nie najlepiej mi idzie... Pamiętasz kiedy została by mnie pożegnać? Tak jakby wiedziała, że już się nie zobaczymy...
- Pamiętam to tak, jakby zdarzyło się to wczoraj... Nie mogłem wtedy patrzeć jak oni ją katują. Każdą kroplę krwi wylaną przez nią odczuwałem jak swoją. Jej ból, jakby to był mój ból...
- Trudno panu o tym mówić... - stwierdziła Hermiona widząc jak profesor ze smutkiem wypowiada słowa.
- Mnie również byłoby trudno rozmawiać o śmierci ukochanej – Ron zerknął na Hermionę i szybko odwrócił wzrok widząc, że ona też na niego patrzy.
- Nie chciałbym juz o tym mówić... To dla mnie zbyt delikatny temat... - Remus wstał i wyszedł z groty zapatrzony w gwieździste niebo.
Vivien odprowadziła go wzrokiem do ściany skalnej, za którą zniknął. Również się podniosła i odeszła w ciemną noc. Szła wzdłuż pionowych kamieni oddzielających ognisko od lasu. Rzuciła okiem na płomienie strzelające w górę. Iskry wzbijały się wysoko i gasły bezpowrotnie. Zapatrzyła się w ogień na chwilę i skręciła między skały w ciemną okolicę Skał Olbrzymów. Nikt nie rozbijał obozów w tej części od dawna. Wierzono, że to miejsce przeklęto, a każdy kto spędzi tu noc, zginie w męczarniach.
Poczuła zimny, ostry wiatr na twarzy. Okryła się szczelniej płaszczem i przeszła parę kroków. Zatrzymała się, by nasłuchiwać. Słychać było trzaski łamania gałązek z lasu. „Nie jesteśmy sami” - pomyślała i zaczęła wpatrywać się w mroki lasu. Z początku wyglądało, ze nikogo tam nie ma, lecz po chwili wpatrywania się zauważyła jakieś sylwetki posuwające się między drzewami.
Kobieta wyjęła ostrożnie różdżkę i zacisnęła na niej mocno palce. Modliła się w duchu, by jej nie zauważyli. „Całe szczęście, że ubrałam ten czarny płaszcz, bo dzięki temu mam większe szanse, że na tle skał będę w tej ciemności niewidoczna niż w jakimś innym płaszczu” - pomyślała. Starała się odnaleźć jakiś w miarę nieruchomy cel...
- Drętwota! - zaklęcie trafiło w jakiegoś człowieka, który upadł na ziemię. Zakon Feniksa i aurorzy poderwali się sprzed ognisk, a śmierciożercy wysłali serię zaklęć w kierunku Vivien, która szybka skryła się za którąś ze skał. Czuła się tak, jakby nowy dzień miał już nigdy nie zaświtać...

***

Gdy zaczynało wschodzić słońce, wielu leżało już na ziemi. Gdzieniegdzie walały się płaszcze, różdżki, strzępy ubrań, czy też różne części ciała. Szeregi obu armii malały, choć co jakiś czas przybywały posiłki i do tej grupy i do tej. Harry gorączkowo poszukiwał wśród śmierciożerców Snape'a i Voldemorta. Pierwszego po to, by zemścić się za śmierć Dumbledore'a,a drugiego, by spełnić przepowiednię...
Powietrze przeszył ogłuszający świst. Kilkoro aurorów padło martwych. Na skałach stanęła grupa Crenod opowiadających się po Ciemnej Stronie. Nie było wśród nich Płomień... Noże, które utkwiły w ciałach ludzi powróciły do ich dłoni. Pełnym majestatu krokiem weszły na pole bitwy. Pochód wojowniczek zamykał On. Voldemort.
Harry stanął jak wryty. Na tą chwilę czekał tyle lat i jednocześnie bał się jej. Ten koszmar nękał go od długiego czasu. Ostateczne starcie. Podniósł z ziemi różdżkę. Nie swoją – różdżkę Ginny, która leżała nieprzytomna pod skałami. Szli sobie naprzeciw. Stanęli.
- Znów się spotykamy, Harry – zasyczał Voldemort – Nadszedł dzień zapłaty. Tyle lat już usiłuję cię zgładzić i wciąż niepowodzenia, ale teraz już nie pomoże matczyna miłość, nie pomoże ci Dumbledore, nie pomoże ci Black. Zostaliśmy sami – przybliżył swoją twarz do jego twarzy. Harry zacisnął mocno palce na różdżce mając ochotę zakończyć już wojnę jednym zaklęciem. Natomiast Voldemort ciągnął dalej:
- Przyznam, że kiedy zabiłeś Nagini, to trochę poczułem się samotny i słabszy, ale nie będę owijać w bawełnę – skąd wiedziałeś o horkruksach? Skąd?
- Myślisz, że jesteś taki sprytny, że nikt nie odgadłby twojej najskrytszej tajemnicy, ale się myliłeś. Dowiedziałem się o horkruksach i postanowiłem je zniszczyć. Twój pamiętnik, pierścień Gaunta, medalion Slytherina, puchar Huflepuff, filiżanka Rawenclaw, miecz Gryffindora, Nagini... Pozostajesz jedynie ty, jako... - przerwał słysząc długi gwizd i świst sztyletów lecących z lasu i trafiających śmierciożerców. Voldemort syknął.
Z cienia drzew wyłoniły się Crenody. Broń powróciła do ich rąk z równie ogłuszającym świstem. Z mroku wyszła lekko utykając Błyskawica. Wyglądała na zmęczoną. Armia rzuciła się w wir walki, oprócz Trzeciej Potężnej, która stanęła i wrzasnęła w znanym tylko Crenodom języku:
- Siedro! Daleisa more! - miało to oznaczać „Wyjdź! Pokaż się!”. Przez kilka sekund się nic nie działo. Wtem zadrżała ziemia, a naprzeciw Błyskawicy pojawiła się druga Crenoda. Miała trupiobladą cerę i na kaftanie nosiła symbol języka ognia. To niewątpliwie była Płomień, Druga Potężna.
Lupin starając się wygrać z Greybackiem zerknął w stronę Błyskawicy, która wyciągnęła miecz z pochwy, podobnie jak druga. Dwie przywódczynie rozpoczęły walkę na śmierć i życie. Czas jakby się zatrzymał dla nich, a wszystko poza ich walką, jakby przestało istnieć. W pobliżu wodospadu Wysokiego – Błyskawica i Płomień, na Skałach Olbrzymów – Harry Potter i Lord Voldemort. Dwa miejsca, dwie armie, cel ten sam – wyeliminować jeden drugiego.

***

Wokół sylwetek dwóch Najpotężniejszych utworzyła się ciemna mgła rozświetlana co chwilę kulami ognia, piorunów i iskrami z uderzeń szablami. Nie wyglądało na to, by któraś z nich chciała się poddać.
Błyskawica mocnym uderzeniem wytrąciła ostrze przeciwniczce i piorunem powaliła ją na piach. Czuła, że nadszedł już czas. Wzniosła rękę ku niebu, a ciemne chmury zaczęły się gromadzić nad jej postacią. Z nieba, ku jej dłoni popłynęły żyłki energii i po chwili oplotły całe jej ramię. Czuła, że nadszedł już czas zakończyć zadanie, zamknąć ten dział życia i powrócić z powrotem do ludzi, nie żyć na uboczu. Całą zebraną moc skierowała rękoma na podnoszącą się z piachu Płomień. Ona, uderzona siłą czarów starała stawić im czoło, lecz ogarnął ją strach, że to już ostatnie sekundy jej życia. Upadając na ziemię szepnęła:
- Zobaczysz, jeszcze przyjdzie nam wrócić... w Dniu Apokalipsy...
Osunęła się bezwładnie na piach, a Błyskawica przerwała czar. Chmury rozwiały się. Otarła ręką pot z czoła i patrzyła jak ciało jej wroga zapala się i wokół niego tworzy się ciemna mgła.
Nagle poczuła, że coś zwala ją z nóg i zaczyna ciągnąć za sobą. Zerknęła w górę i spostrzegła się, że jej ochraniacz na nadgarstek zaczepił się o uzdę wyczarowanego wierzchowca. Przez mgłę widziała szeroki, drwiący uśmieszek Bellatrix, a później jak ostrze miecza Crenody przeszywa jej brzuch. Zza śmierciożerczyni wyjrzała Shade. Posłała do oddalającej się Błyskawicy uśmiech i zniknęła wśród mgły.
Rumak biegł wprost na rozszalały wodospad. Zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że nie uda jej się w porę odczepić nadgarstnika i najpewniej spadnie z wodospadu. Pewnie, że Harry zakończy swe zadanie wcześniej... Wiedziała, że wszystko, co po Ciemnej Stronie się czai, wraz z panem swym ginie, więc żywiła tę nadzieję... Ostatnią nadzieję...
Czuła już jak jej nogi wpadają do wody, gdy koń rozprysł się na proch, kalecząc jednocześnie jej zaczepioną rękę. Niesiona z prądem rzeki obijała się o kamienie, aż pochwyciła się głazu prawie na krawędzi wodospadu. Z trudem podciągnęła się jego powierzchnię, bo zranione palce z trudem chwytały mokrą i gładką skałę. Wokół rozbrzmiały szepty, nachodzące na siebie:

Sando vetra hamoni,
Dietra na ruanedo domeri,
Hitamon kletano sande,
Crenodas seimono vende,
Demona fitanetro,
Hestana vitande gykka tenatero...

Lemo fitanetro ket nodemaro,
Finde wimanera ket metrasat,
Nosta tri demona hremon,
Gritosane fen tet sancre de soren,
Fin ti ket vonasen mitri dasta,
Trasem leta mitri carte dotento

Krota fen adrecati...
Noneto ket viertolen!
Lome sar kin delos terana.
Mitri carte mosaro!


Lupin stanął i patrzył w zmęczone oczy Błyskawicy. Z ruchu jej ust odczytał:
- Wybacz, ale inaczej wtedy nie mogłam.
Poranione palce ślizgały się po powierzchni kamienia.
Wtem z nieba popłynął ognisty grom i grzmotnął w skałę, na której wisiała Crenoda. Rozkruszył ją na kawałki, a stworzenie poleciało w dół.
- Nieee!!! - wrzasnął Remus i upadł na kolana. Poczuł jak łzy same cisną mu się do oczu. Wszystko straciło swój blask. Nawet zwycięstwo Harry'ego nad Voldemortem nie przynosiło mu radości. Czuł jakby utracił cząstkę siebie...
- Chodź, pomóż zbierać rannych i idziemy do Hogwartu – obok Lupina pojawiła się znienacka Vivien. - Co ci jest? - położyła mu rękę na ramieniu i nachyliła się nad nim. Zauważyła w jego oczach łzy... Był pogrążony we własnych myślach...
Mężczyzna wpatrywał się w spadającą wodę. Dla niego świat się zawalił, a słowa przyjaciółki były odległe i puste. „Ona nie mogła przeżyć takiego upadku. Nikt nie przeżyłby chyba rozbicia się o skały z wysokości ponad 100 metrów...” - myślał. Nic dla niego nie było już ważne, bo stracił najważniejszą osobę – żonę...


--------------------
Forever, your eyes will hold the memory.
I saw your heart as it overtook me.
We tried so hard to understand and reason
But in that one moment, I gave my heart away.


Wróciłam. Tak jakby.

Moje forum. Przystań obłąkańców.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Darkness and Shadow
post 10.02.2006 00:00
Post #11 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)

Płeć: Kobieta



Uwaga! ten rozdział zawiera treści troszkę brutalne, więc wrażliwych na "mięso odchodzące od kości" prosze o ostrożność!



Rozdział XIV
Przepowiednia i... cud.

- Nie powiedziałem ci prawdy... - szepnął Lupin ocierając łzy. - Chodzi o Nim...
- Przecież zginęła – przerwała mu Vivien. - Przynajmniej tak mówiłeś...
- Rzeczywiście, nie żyje, ale... - urwał w połowie zdania i obejrzał się szybko. Zauważył u brzegu lasu białą sylwetkę Szron.
Wokół zawiało chłodem. Crenoda szła w stronę Remusa. Wyglądała tak jak przy ostatnim ich spotkaniu...
- Vivien, czy mogłabyś nas zostawić? - poprosił mężczyzna wstając z klęczek. Aurorka odeszła w stronę rannych.
- Myślisz, że zginęła? - spytała Szron, jakby odgadując jego zastanowienia. - Gdy spadała, słyszałeś jej głos. Co mówiła?
- Odczytałem z jej ruchu ust „Wybacz, ale inaczej wtedy nie mogłam”. Nie wiem co chciała przez to powiedzieć...
- Ale ja wiem. Zanim wyruszyła z Armią w drogę, przybyła do mnie poradzić się w pewnej sprawie. Obwiniała się o to, że cię musiała zranić. Potrafiła się obronić bez większego rozlewu krwi, ale jednak postąpiła inaczej. Robiła sobie wyrzuty za to co zrobiła...
- To ja ją prosiłem, żeby się broniła kiedy zajdzie potrzeba i zrobiła to, chociaż ją skrzywdziłem. Widziałem jak kuleje, a kiedy odwróciła ku mnie tą poranioną twarz, wiedziałem, że to ja zrobiłem, że to ja ją zaatakowałem.
- Ale ona zbyt cię kochała, by coś ci zrobić. Zmieńmy temat. Czy kiedy spadała widziałeś lub słyszałeś coś jeszcze?
- Były szepty mówiące coś w innym języku, a gdy skończyły, to w skałę, na której wisiała uderzył piorun.
- Czyli to było już jej przeznaczone... Miało się właśnie tak stać i jednocześnie zakończyć jej zadanie. Te szepty to była jej przepowiednia. Wszystkie przepowiednie związane z nami są układane w Mowie Nocy, naszym szczególnym języku. A to co słyszałeś znaczyło:

Wszystko spowije cień,
Nad światem zawiśnie groźba,
Naszą przywódczynią będziesz,
Crenodą burzy zostaniesz,
Demonem śmierci,
Zwiastunem mroku się staniesz...

Od śmierci się nie uchronisz,
Chociaż kilkukrotnie się odrodzisz,
Czas Trzech Demonów nadszedł,
Przebudzą cię i powołają na nowo,
Zanim się to stanie musisz zginąć,
Prawda znów musi być ukryta...

Noc cię przyzywa.
Nie możesz się sprzeciwić!
Ona ma nad tobą władzę.
Musisz być jej posłuszna!


Szron zamilkła wpatrując się w wodę, która spadała z urwiska.
- To jej przeznaczenie... - odezwał się cicho Remus.
- Nie nadszedł jeszcze koniec. Idźcie do Hogwartu. Wkrótce przybędą tam olbrzymy i reszta wilkołaków. Oni nie wiedzą jeszcze nic o porażce Voldemorta. Możecie uniknąć walki... Bądź w gotowości z Eliksirem Przemiany i jej różdżką. Niedługo przybędzie. Wypatruj białego jednorożca o zmroku, gdy mgła okryje ziemię.
- Ale o co... - nie dokończył, bo Crenoda zniknęła mu z oczu. Nie rozumiał jej słów...

***

Grupa kilkudziesięciu osób poruszała się wolno w stronę jeziora hogwarckiego, za którym jaśniał w zachodzącym słońcu zamek. Wśród wędrujących było wiele ocalałych Crenod, a resztę stanowili aurorzy i Zakon. Niektórzy lewitowali na noszach ciała rannych.
Jedna postać kończąca pochód usiłowała zrozumieć słowa Pierwszej Potężnej. Tak, to był Remus Lupin. Wiedział, że nie powinien ukrywać prawdy, lecz nie wiedział jak może zareagować Zakon.
„Gdyby nie użyła Zaklęcia Prawdziwej Miłości, to zdarzenia potoczyłyby się inaczej. Ten czar ochraniał mnie cały czas od śmierci, a teraz zapewne stracił swą moc. Dlaczego?” - zadawał sobie to samo pytanie. Stracił już wiarę w cokolwiek.
Pochód zatrzymał się przy przystani. Lupin podniósł wzrok na stojącego na dużym kamieniu Szalonookiego, który mówił:
- Mamy do dyspozycji sześć łodzi po pięć miejsc. Na razie weźmiemy rannych i niezdolnych do dalszego marszu. Kto jest w stanie iść drogą okrężną na południe niech stanie obok studni, a reszta przed łodziami! - rozkazał. Ludzie i Crenody powoli rozdzielali się, aż ustawił się cały skład.
- Doskonale! - pochwalił Moody. - Remusie, Vivien, wy poprowadzicie ich do zamku. Tam się spotkamy, ale na pewno czujesz się dobrze? - przyglądnął się uważniej mężczyźnie.
- Na pewno, może trochę jestem zmęczony po walce, ale jest dobrze.
- Jesteś pewien?
- Naprawdę, uwierz mi.
- No dobra – westchnął Alastor. - Idźcie już – zwrócił się do grupy.

***

Płynący przez jezioro już krzątali się na dziedzińcu szykując się i przekrzykując nawzajem. Niektórzy nerwowo kręcili się przy murach, a inni wsparci o kolumny rozmyślali. Ciemność okryła już zamek, a poruszający się z latarniami, pochodniami bądź z światłami z różdżek byli chyba jedynymi postaciami ruchliwymi na tym terenie. Nie, był ktoś jeszcze. Bez światła. Remus. Stał na murach i wypatrywał jednorożca z jeźdźcem. Mgła juz dawno okryła ziemię, a nadal nic nie nadchodziło... Wszyscy odczuwali lekki niepokój. Przeczuwali coś złego. Trwali w oczekiwaniu na wyłaniające się z ciemności sylwetki wilkołaków i olbrzymów, lecz to co zobaczyli jeszcze bardziej ich przeraziło od wyczekiwanej armii...
Na tle Zakazanego Lasu uwyraźniał się powoli kształt konia z jeźdźcem. Gdy przybysze zbliżyli się do murów Remus zauważył, że to wyczekiwany jednorożec z postacią w przemokniętych krwią i wodą szatach. Był zgarbiony i chwiał się na grzbiecie stworzenia tak, że po chwili spadł zostawiając na srebrzystej skórze zwierzęcia krwawe ślady. Jednorożec stanął i pochylił nad ciałem łeb. Trącił je lekko, ale postać się nie poruszała. Widząc wychodzącego zza bramy Remusa stanął dęba i odbiegł w ciemności Zakazanego Lasu.
Wilkołak przewrócił na plecy ciało i odgarnął z twarzy mokre włosy. Znał tę twarz. Na ciemnoszarej skórze widać było głębokie rany, z których sączyła się krew. Odsłonił owiniętą szmatami poszarpaną na strzępy rękę. Skrzywił się trochę widząc kawałki mięśni zwisające od bielejącej kości. W zasadzie to co właśnie ujrzał trudno było nazwać jeszcze ręką – to była uszczerbiona głęboko kość z resztkami tkanek odchodzącymi od reszty. Zawinął starannie ranę szmatą i wziął ciało na ręce.

***

Nicola Tonks wpadła do wieży, gdzie urzędował Moody. Rozejrzała się po wnętrzu. O ścianę opierała się Błyskawica, która wyglądała bardziej niż okropnie. Obok stał Remus z rękami w kieszeniach i jakąś ponurą miną. Szalonooki siedział przy biurku z nogami wyłożonymi na blat i jakimś śmierdzącym petem w zębach, a reszta w składzie: Vivien, Kingsley, Weasley'owie, Trio i jacyś młodzicy stali przy oknach starając się złapać świeży oddech. Dziewczyna zakaszlała głośno, zwracając przy tym uwagę Zakonu i ogłosiła:
- Mgła przerzedziła się na tyle, że obserwatorzy zauważyli armię idącą od zza jeziora. To chyba oni. Jest ich zbyt wiele. Sami nie damy rady.
Lupin jakby lekko zbladł i zerkał nerwowo na Błyskawicę, która ze spokojem dalej sie opierała o ścianę. Tylko to tak wyglądało, bo jej oczy mówiły co innego... „Szron powiedziała, że to właśnie dnia gdy jezioro osłoni wroga dopełni się to czego tak pragnę, a jednocześnie się boję – powrót do rzeczywistości” - myślała słuchając słów Szalonookiego:
- ...trzeba by poinformować placówkę w Hoegsmade i wszystkich kogo się da. Szykuje się krwawa rzeź, więc...
- Wy nie musicie nawet ruszać stąd tyłków – odezwała się Błyskawica, odchodząc od ściany.
- A to dlaczego?! - wykrzyknęła Nicola. - Może chcesz nas pozabijać?!
- No właśnie! - zgodziła się grupka pod oknem.
- Wy nie musicie nawet kiwnąć palcem, a ich nie będzie. Już ja się o to postaram!
- A później może będziesz chciała kropnąć jeszcze nas?! - wykłócała się Niki.
- A po...
- Dosyć! - krzyknął Moody, zgniatając w pięści peta i rzucając nim o ziemię. - Mów jak zamierzasz tego dokonać – zwrócił się do Crenody.
- Strachem i cierpieniem. Bólem i zwątpieniem. Lodem i piorunem. Szron i ja – dwie Crenody kontra dwieście wilkołaków i olbrzymów – mówiła przepychając się do okna.
- Ja jej nie wierzę! - krzyknęła Nicola, ale Błyskawica stała juz na parapecie.
- Trzeba działać od razu, więc hasta la vista*! - zeskoczyła w dół zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować. Zakon dopadł okien, by spojrzeć, czy się zabiła czy nie.
- Jednak się nie zabiła... - mruknęła ze złością Nicola. A miała już taką nadzieję...

***

- Ja będę ich zabijać lodem i srebrem, bólem i zwątpieniem. Ty zaś weźmiesz w ręce miecz przodków wraz z piorunem i wymordujesz ich strachem i cierpieniem. A gdy nadejdzie koniec bitwy, przystąpisz do działania. Twoje zadanie się zakończyło, ale oczywiście Callisto** śmiała ci pokrzyżować plany! - mówiła Szron podpierając dłonie na białej lasce ze srebrnym, czerwonookim wężem oplecionym wokół kija. W pysku trzymał sopel lodu...
- Biorę olbrzymy – one juz mnie znają z wielu rozróbek. Twoje są wilkołaki – podobno słyniesz z wieloletniego tępienia wilkołaków. Mam nadzieję, że na Remusa się nie wahniesz! - Błyskawica omiotła ją groźnym wzrokiem.
- Naprawdę! Tak mówią? Ja nawet sama się nie spostrzegłam, że to już tak wiele lat! - zaśmiała się Szron. - Ale się nie martw – twojego ukochanego nie tknę! Wybijam jedynie tych po Ciemnej Stronie, nie tych, którzy walczą przeciw nim. A w szczególności nie śmiałabym podnieść laski*** na twojego męża! - zaparła się Szron.

* „hasta la vista!” - hiszp. czyli po prostu „do widzenia!”
** Callisto - kto to jest dowiecie się w części drugiej.
*** „podnieść laski” - jak nasze „podnieść ręki”, tylko, że w lasce Szron jest coś, co zabija (dowiecie się z następnego rozdziału)


---------------------------

Och, to juz przedostatni rozdział! Później będzie jeszcze prolog, a może nawet dwa! I czekać tylko na część drugą! Prosze o komentarze, bo wtedy będę przynajmniej wiedziała jak piszę (zaznaczam - mam 13 lat! blink.gif ). Może nie wiecie jak to jest dla mnie ważne!

Aha, i możecie mi wytykac nawet najbłahsze błędy - będę wiedziała na przyszłość na co uważać!


--------------------
Forever, your eyes will hold the memory.
I saw your heart as it overtook me.
We tried so hard to understand and reason
But in that one moment, I gave my heart away.


Wróciłam. Tak jakby.

Moje forum. Przystań obłąkańców.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Fauna
post 11.02.2006 11:34
Post #12 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 80
Dołączył: 13.02.2004




Uff, miałam spore zaległości w czytaniu "Błyskawicy", wszystko z braku czasu mad.gif No, ale teraz już piszę komenta smile.gif
Te kilka rozdziałów wydaje mi się trochę inne od początkowych. Może dlatego, że jest w nich więcej bitew itd, nie wiem. A moment, gdy Błyskawica była uczepiona skały na granicy wodospadu (rozdz. XIII) kojarzy mi się ze świetną trylogią Nix'a - gdy Sabriel albo Lirael "odwiedzają" śmierć idąc za kolejne "Bramy" tongue.gif
Nieźle- masz 13lat, a już takie "dzieło" tworzysz smile.gif Widać, że masz ogromną wyobraźnię i spore umiejętności. Są momenty naprawę świetne, ale czasem wkradają się takie zupełnie... hm, "głupie" (wybacz) błędy. Np.:

QUOTE
„Całe szczęście, że ubrałam ten czarny płaszcz, bo dzięki temu mam większe szanse, że na tle skał będę w tej ciemności niewidoczna niż w jakimś innym płaszczu”


"...będe w (niepotrzebne jest "tej") ciemności mniej widoczna, niż w jakimś innym (nie musisz powtarzać "płaszacza"). W ogóle wystarczyłoby napisać "Całe szczęście, że ubrałam czarny płaszcz." I koniec. Czytelnicy nie są głupi, wiemy, do czego przydaje się ciemny płaszcz nocą wink2.gif biggrin.gif

Takich "kwiatków" jest trochę, ale nie mnie Ci je wypominać blush.gif Najważniejsze, że akcja jest dobrze prowadzona i wciąga biggrin.gif Jak długo piszesz tego ficka?
No cóż- pozdrawiam i życzę weny smile.gif


--------------------
"Połowy z was nie poznałem i w połowie tak dobrze jak bym chciał. A mniej niż połowę chciałbym znać choć w połowie tak dobrze jak na to zasługują."
/Bilbo Baggins/

(\__/) This is Bunny. Copy Bunny into
(O.o ) your signature to help him
(> < ) on his way to world domination
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Darkness and Shadow
post 14.02.2006 18:49
Post #13 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)

Płeć: Kobieta



Rozdział XV
Prawdziwa twarz.

Zaczynało świtać. Jasne promienie wydobywały się leniwie zza horyzontu oświetlając pełną skupienia twarz Błyskawicy. Opierała się o zimne kamienie tworzące mur.
„Niki jak się dowie będzie miała do mnie wyrzuty, ale kiedyś musi się dowiedzieć. Nie chcę przecież, by miała świadomość, ze w jej rodzinie kogoś tak napiętnowano i że jeszcze to jest jej starsza siostra. Ukochana siostra... A Vivien? Nigdy nic przed nią nie ukrywałam, lecz kiedy zostałam wplątana w tą wojnę zaczęłam zatajać tyle rzeczy... I jeszcze poprosiłam Remusa, żeby zatajał takie rzeczy!” - schował twarz w dłonie chcąc załkać, lecz nie miała na to siły. Nie potrafiła. Jako Crenoda nigdy nie uroniła nawet małej łezki.
„Jakże pragnę, by to już się skończyło...”
Mgła przerzedziła się dość, by na tle jeziora uwidoczniły się sylwetki przypominające ludzi i olbrzymy. Błyskawica wyjęła miecz z pochwy. Nagle obok się usłyszała dziewczęcy głos:
- Będziemy z tobą...
Crenoda zerknęła w bok. Koło niej stała jasnowłosa dziewczyna z wyłupiastymi oczami, a dalej słynna Gwardia Dumbledore'a.
Trzecia zmarszczyła czoło, co nie zapowiadało nic dobrego...
- Co właściwie tu robicie? - spytała głośno.
- Też chcemy walczyć! - okrzyknęła grupa.
- Ani mi się ważcie! To nie miejsce dla was! Marsz za mury! - krzyknęła, a w Gwardii zapanował bunt.
- A to dlaczego? Dlaczego nie możemy walczyć o swoją wolność?
Wtem obok Błyskawicy pojawiła się Szron i wrzasnęła głosem innym niż zwykle – świszczącym i przenikającym do każdego umysłu:
- Każdy, kto Crenodą nie jest, nie przeżyje tej bitwy!!! Tak jest napisane i tak będzie!!!
Gwardia ze strachem wycofała się się za mury zatrzaskując bramę z łoskotem.
Na dziedzińcu panowała cisza. Wszyscy z zapartym tchem patrzyli jak Dwie Potężne z majestatem podążają naprzeciw wielkiej armii. Zawiał lodowaty wicher, a niebo zakryły ciemne chmury. Mgła szybko się zagęściła zamiast, jak dotychczas – przerzedzać. Dziwny szept zaczął dobiegać z obłoku, który okrył pole bitwy:

Przechodząc na Ciemną Stronę przeszliście na Stronę Śmierci.
Nie przyjmując Światła przyjęliście na siebie Klątwę.
Klątwę, która dziś się wypełnia.
Srebrny wąż ból i zwątpienie siać będzie,
a piorun strach i cierpienie na Was rzuci.
Dziś Klątwa uśmierci każdego kto w obłoku przebywa,
a do Wyklętych nie należy,
bo to Wyklęte Przysięgę zemsty złożyły i dziś ją wypełniają.

***

Porywisty wiatr targał włosami Błyskawicy.
- Nie zwlekaj, bo potem będzie za późno. Nadszedł już czas – rzekła Szron do Trzeciej zapatrzonej w gładką toń jeziora.
- Nie jestem pewna, czy dobrze robię wracając już teraz. Przy wszystkich. Mogłabym przecież wypić eliksir w innym miejscu.
- Ale wtedy nie uwierzyliby i myśleliby, że jesteś kimś zupełnie innym, a gdybyś jeszcze opowiedziała historię z Błyskawicą to uznaliby cie za jakąś wariatkę i zamknęliby cię na Oddziale Zamkniętym. Tutaj będzie to dla nich szokiem, ale powinni zrozumieć nasze prawo do tylko jednego Powiernika – odpowiedziała kładąc szczególny nacisk na prawo.
- Może i lepiej, ale boję się reakcji mojej siostry. Przed bitwą...
- Wiem co powiedziała przed bitwą. Widziałam to o wiele przedtem w kuli. Nienawidzi tej maski, którą przywdziałaś, a nie samej ciebie. Nie mogę ci nic powiedzieć co się stanie, ale to może mieć wpływ na długi czas.
- Nie zdziwię się jak gazety będą o tym szumieć... - westchnęła Błyskawica.
- Nie pozwoliłabym na to! - zaśmiała się Szron, a po chwili dodała:
- Powinnam już iść. Chcę ci przypomnieć, że trwa Czas Trzech Demonów. Mamy jeszcze dużo pracy, ale na razie należy nam się odpoczynek. Pogrzeb trochę w okolicach Zamku Cieni. Gdzieś tam powinien się znaleźć medalion, który miałam ci dać, ale w końcu dostałaś ten wisior. Te gady, śmierciożercy złakomili się na twoją własność i podwędzili mi ją. Teraz może ci służyć jako przypomnienie, że nasza wojna jeszcze się nie kończy. Wrogowie i sojusznicy mogą się zmieniać, a kiedy myślimy, że trwa pokój, ona jest tylko w uśpieniu i nagle może nas zaskoczyć.
- Nie daj się pociągnąć życiu ludzkiemu, bo i tak przyjdziemy po ciebie. Za rok, za dwa, czy więcej, ale przyjdziemy – ostrzegła i patrząc jak odchodzi szepnęła:
- Teraz ktoś bliski może cię zdradzić, a wtedy nawet moje słowa nic nie dadzą... Wszystko w twoich rękach...

***

Wkroczyła do zamku i od razu skierowała się do wieży, gdzie obecnie powinien świętować cały Zakon. Biegła po krętych schodach po trzy stopnie naraz. Na klatce słychać było krzyki i wrzaski. Minęła drzwi do jakiejś sali, ale wspinała się dalej. Obrazy patrzyły na nią dziwnie podejrzliwie...
Drzwi prawie na szczycie otworzyła kopnięciem i wkroczyła do środka. Hałasy umilkły. Zakon wyglądał dosyć nienaturalnie... Artur trzymał w objęciach Molly, a Fleur, mimo że była w piątym miesiącu ciąży prawdopodobnie wywijała z Billem dopóki nie przeszkodziła w zabawie Błyskawica. Vivien odsunęła się od Charliego, a Niki od Kingsley'a. Tylko jedna osoba stała pod ścianą - Remus. Trzymał coś mocno w ręce, tak jakby się bał, że to upuści.
- Czegoś takiego jeszcze nie widziałem! - ośmielił się pogratulować Moody popijając kremowe piwo.
- W kwadrans załatwić taką armię! - pochwaliła Vivien.
- Można świętować? - spytał Artur Weasley mocując się z butelką Szalonego Szampana. Żona wyrwała mu ją z rąk ze słowami:
- Prędzej ją rozbijesz niż otworzysz! - machnęła różdżką, a korek od razu odskoczył omało nie trafiając w Błyskawicę, która w porę uchyliła się przed nim. „Pocisk” leżał u jej stóp, więc schyliła się, by go podnieść równocześnie z grzmotem dochodzącym z zewnątrz. Zamiast wyprostować się z korkiem w ręku, wypuściła go i zatoczyła się na podłogę. Remus zerwał się spod ściany i po dosłownie sekundzie stał obok niej:
- Odsuń... się – wycharczała odpychając go na Zakon, który błyskawicznie wyciągnął różdżki i wycelował je w zasłaniającą się poszarpanym płaszczem Crenodę. Przytrzymywany przez Nicolę i Vivien Remus szarpał się chcąc dać coś Błyskawicy. Wreszcie wyrwał się karcony krzykami Nicoli:
- Chcesz żeby cię zabiła? Ona może cię poszarpać na kawałki! - ale żaden z nich nie potwierdził się. Lupin wcisnął postaci do ręki fiolkę z Eliksirem Przemiany i został odciągnięty przez Vivien od drżącego ciała.
Jasna ręka wsunęła się pod tkaninę. Rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i potworny ryk Błyskawicy. Wtem wyrwała się Nicola:
- Ja jej nigdy nie ufałam! Ona będzie chciała nas wymordować! - i skierowała różdżkę na Crenodę targaną przez już wystarczająco silny ból i z błyskiem w oczach wypowiedziała zaklęcie:
- Crucio!
Reszta Zakonu oprócz Remusa zgodziła się z czynem Nicoli i również zaczęła rzucać czary. Dla nich nie miało to znaczenia jakie. Niekaralne, czy Niewybaczalne. Nie obchodziło ich to. Dzielnie odparowując zaklęcia Błyskawica starała się stanąć na nogi, lecz z niewiadomych przyczyn tarcza zaczynała słabnąć.
Remus próbował powstrzymać Zakon. Wyrywał niektórym różdżki przez co został odrzucony na ścianę porządnym czarem. Chciał miotnąć w kogoś Rozbrajaczem, ale było juz za późno. Tarcza zniknęła całkowicie, a jednocześnie Błyskawica odzyskała prawdziwą twarz. Ostatnie zaklęcie wyrwało się z uwięzi. Zaklęcie, które nie miało być w ogóle wypowiedziane:
- Avada Kedavra.
Nicola, która rzuciła je, miała teraz ochotę szybko je cofnąć, lecz nie potrafiła. „Zrób osłonę” - prosiła w duchu. Na próżno. Czar uderzył w postać i gruchnął nią o ścianę z taką siłą, że na jej powierzchni pojawiło się wyraźne pęknięcie, a ciało osunęło się na podłogę. Wszyscy stali teraz w bezruchu patrząc na nieruchomą postać. Nie była to już Błyskawica. To była Tonks.
Zakon będą wciąż w szoku powoli zbliżał się do zwłok. Wpatrywali się w znajomą osobę, która wydawała im się teraz tak obca, inna. Bladą, posiniaczoną i poranioną twarz okrywały czarne włosy. Na rękach było widać głębokie wcięcia i szpetną ranę, która powstała kiedy wyczarowany rumak rozprysł się nad wodospadem. Świeżo zadane broczyły obficie krwią, która spływała na posadzkę.
Remus przepchał się przez grupkę czarodziejów i ukląkł przy ciele żony. Chwycił jej nadgarstek i sprawdził tętno. Pod palcami wyczuł lekki puls. Odetchnął z ulgą.
- Ocaliła ją przemiana.
- To znaczy, że żyje? - wyrwała się nagle Nicola.
- Tak, żyje. Ledwo, ale żyje – oświadczył Lupin odgarniając włosy z twarzy ukochanej.
- Ale jak to możliwe? Przecież dostała Avadą!
- Już mówiłem, że ocaliła ją przemiana.
Jeżeli spadanie kamienia z serca byłoby słyszalne to w tej sali słychać byłoby wielki huk.
- Remusie, dlaczego nic nie powiedziałeś? Dlaczego ukrywałeś przed nami prawdę? - spytała z pretensją w głosie Vivien.
- No właśnie! - zgodziła się Molly z Arturem.
- Nie wyjawiałem wam prawdziwej tożsamości Błyskawicy, bo...
- Ja go o to prosiłam... - słabym głosem dokończyła Tonks podnosząc plecy i próbując usiąść.
- Że co, bo ja nie bardzo rozumiem – rzekł Moody. - Ty go o to prosiłaś? On nic nie mówił, bo ty mu kazałaś?
- Robiłam to dla jego dobra...
- Ale co ma do tego jego dobro? Czy jakby powiedział, to coś by się zmieniło? - pytał Bill.
- Jakbyście się dowiedzieli, to on zmarłby. Prawo Crenod nakazuje mieć jednego Powiernika Tajemnicy i nikt poza nim nic nie wie. Nawet świadkowie przemiany nic nie pamiętają, bo Crenoda może wybrać inną osobę. Zrozumcie to. On nic nie zawinił. Wybaczycie mi to?
Trwała cisza. Wszyscy patrzyli na Tonks. Każdy chyba wiedział co powinien zrobić, lecz bał się. Pierwsza odważyła się Vivien:
- To my powinniśmy prosić cię o wybaczenie. Ciebie wybrano i naznaczono takim piętnem, a my zwątpiliśmy w twoją uczciwość wobec nas.
- Nie musieliśmy przecież używać czarów – dodał Moody.
- Tak naprawdę nie chcieliśmy cię tak potraktować. Baliśmy się, że możesz się zmienić w coś groźnego, a później nas zmienić – przyznał Kingsley ze spuszczoną głową. Tak po kolei każdy członek Zakonu przepraszał, aż nadeszła kolej na Nicolę, która kucnęła obok siostry, ujęła jej podrapaną, posiniaczoną dłoń i z łzami w oczach mówiła:
- Gdybym wiedziała, że ty jesteś Błyskawicą, nigdy bym nie użyła tego zaklęcia. Nie zwracałabym się do siebie w taki sposób w jaki się zwracałam, nie oczerniałabym cię za twoimi plecami. A tak to mogłam cię nawet stracić! - wyłkała – Przez jedno głupie zaklęcie! - rozryczała się na dobre.
Tonks przyciągnęła do siebie płaczącą siostrę i przytuliła ją mocno.
- Ja już ci dawno przebaczyłam. Nie musieliście mnie prosić o wybaczenie. Mieliście prawo zwątpić. Nic przecież nie wiedzieliście.
Nastało milczenie przerywane łkaniami żeńskiej części Zakonu.

---------------
Tak, to już ostatni rozdział, ale jeszcze będzie epilog.


--------------------
Forever, your eyes will hold the memory.
I saw your heart as it overtook me.
We tried so hard to understand and reason
But in that one moment, I gave my heart away.


Wróciłam. Tak jakby.

Moje forum. Przystań obłąkańców.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Darkness and Shadow
post 14.02.2006 19:35
Post #14 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)

Płeć: Kobieta



Epilog.

I
W Ministerstwie Magii od kilkunastu dni trwało ogromne poruszenie. Nowy Minister, Brad Slaters ogłosił, że w Sali Okolicznościowej zasłużeni dla społeczeństwa magicznego czarodzieje zostaną nagrodzeni. Najmocniej odczuwał ten zamęt Wydział Aurorów, gdzie wiele osób otrzymało zaproszenia.
Wreszcie nadszedł ten dzień. Goście siedzieli na krzesłach i wpatrywali się na podwyższenie, gdzie stał już Minister Magii, a z tyłu sali usytuowali się dziennikarze, fotografowie i inni pracujący dla mediów. Pierwsze rzędy zajmował Zakon Feniksa, choć w niecałym składzie...
- Gdzie Nim? - spytała Vivien siedzącego obok Lupina.
- Mówiła, że może dojdzie później. Musiała jeszcze coś załatwić.
- Ale dojdzie?
Nie usłyszała odpowiedzi, bo na całą salę rozbrzmiał głos Brada.
- Szanowni zebrani – kilka osób zatkało sobie uszy. Minister odsunął trochę różdżkę od krtani i powtórzył:
- Szanowni zebrani, jesteśmy tutaj, by przyznać nagrody najbardziej zasłużonym naszemu środowisku czarodziejom. Jednak chyba nikt nie zaprzeczy – nieocenione są zasługi świętej pamięci profesora Dumbledore'a i pana Harry'ego Pottera, którego proszę tutaj na środek.
Syn Jamesa powstał i udał się na podwyższenie, gdzie uścisnął dłoń Ministra i przypięto mu do piersi order mieniący się złotem.
- Order Merlina pierwszej klasy otrzymują: Alastor Moody, pośmiertnie Syriusz Black, pośmiertnie Lily i James Potterowie, Kingsley Shaklebolt, Vivien Renatusse – wywoływani wychodzili na środek i ustawiali się jeden obok drugiego. - pośmiertnie Dedalus Diggle, pośmiertnie Amelia Bones, pośmiertnie Emmelina Vance, Artur, Molly, Charlie, Bill, Fleur, Fred, George, Ron i Ginny Weasley'owie, Hermiona Granger, Remus i Nimfadora Lupin. Niestety jest tylko pan Lupin – dodał widząc, że Remus wychodzi sam.
Chciał już wyczytać kolejne nazwisko, gdy drzwi sali otworzyły się z hukiem i szybkim krokiem weszła postać w czerni, a za nią wlekli się ochroniarze wyglądający na zmęczonych, a niektórzy mieli sińce na twarzy.
- Jak to nieobecna? - zawołała przybyła osoba.
- Próbowaliśmy ją zatrzymać, ale spuściła nam taki łomot, że musieliśmy się poddać! - zawołał usprawiedliwiając się jeden z mężczyzn.
- Jak to nieobecna? - powtórzyła po raz drugi postać zatrzymując się przed podwyższeniem. Zdjęła kaptur, spod którego wyjrzała twarz Tonks.
„Ty to zawsze wiesz kiedy przyjść” - pomyślał Remus śmiejąc się głośno. Zauważył też, że inni również z trudem tłumią chichot. A wszystko przez minę Ministra...


II

Szron, Pierwsza Potężna wyjęła spod fałd płaszcza małą, srebrną kulkę. Ułożyła ją na dłoni i przyglądała się obrazowi wewnątrz.
- To są krótkie chwile szczęścia, Błyskawica – mówiła – Wkrótce nadejdzie inna, dużo silniejsza potęga. Jeszcze nie wiesz co cię czeka... Krwawe bitwy powrócą, a sama nie wyjdziesz bez szwanku. Wiem, że „Błyskawica” to dla ciebie już zamknięty dział życia. Poczekaj jeszcze parę lat. Wtedy zauważysz, że Błyskawicą nie można stać się, a później nią nie być, tylko stając się nią raz, będziesz juz nią przez całe życie, a nawet po śmierci. Może z innym imieniem powrócisz, ale zawsze będziesz tą samą Błyskawicą, Trzecią z Nas. Oni juz nadchodzą... Już niedługo, Błyskawico...
Westchnęła i odłożyła kulkę.
- Już niedługo...

---------------------------
Ufff... To już koniec "Błyskawicy"! Teraz troszkę sobie odpocznę i w spokoju dokończę część drugą "Darkness" (z ang. "Ciemność"). Jeszcze nie jestem całkowicie pewna, ale może zrobię też więcej części.

Odpowiadam na pytanie:
QUOTE
Jak długo piszesz tego ficka?

Piszę to właściwie od października, a na blogu zamieszczam od połowy grudnia!


--------------------
Forever, your eyes will hold the memory.
I saw your heart as it overtook me.
We tried so hard to understand and reason
But in that one moment, I gave my heart away.


Wróciłam. Tak jakby.

Moje forum. Przystań obłąkańców.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Darkness and Shadow
post 27.02.2006 21:28
Post #15 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)

Płeć: Kobieta



Obecnie piszę "Darkness" - część drugą do tego ficka. No cóż... Obiecałam sceny usunięte z "Błyskawicy"...

Miejsce wydarzeń: Hogwart
Czas wydarzeń:
Part I: początek pażdziernika, po przyjeździe The Aurores do Hogwartu.
Part II: pierwsze dni listopada tego samego roku.
Bohaterowie: Nimfadora Tonks, Vivien Renatusse, Sarah Miltons, Cassy Charlton i Amy Savick.


Part I

Nimfadora Tonks oparła się o fotel.
- Jak myślisz, czy to wypracowanie da się napisać? - spytała Sarah gryząc końcówkę ołówka.
- To od Volley'a? Ja już je zrobiłam – odparła splatając ręce w koszyczek i rozciągając je.
- Żartujesz? - rudowłosa podskoczyła na krześle. - A dasz odpisać? - zrobiła słodkie oczka do przyjaciółki. - Proszę... Proszę... Proszę! - zerwała się padła na kolana koło fotela składając ręce jak do modlitwy.
- Proszę! - błagała dalej.
- No dobra! - poddała się dziewczyna. Zaczęła się śmiać kiedy Sarah zaczęła jej oddawać pokłony niczym Arab. Szturchnęła ją lekko stopą.
- Kufer, książka do Obrony, gdzieś koło naszego ostatniego tematu – powiedziała.
- Dzięki ci! - ruda wstała niemal błyskawicznie i w podskokach popędziła do dormitorium dziewcząt.
- Co jej się dzieje? - koło dziury w portrecie stała Cassy, która od początku przyglądała się dziwnemu zachowaniu perkusistki.
- Objaw głupawka zadaniowa, czyli językiem potocznym chęć zrąbania zadania od kogoś innego – wytłumaczyła widząc pytający wzrok basistki.



Part II

- Że co? - krzyknęła Cassy podczytując prasę Nimfadory.
- Że co?! - zawołała podobnie Tonks, która rzuciła Prorokiem na swój talerz. Na szczęście pusty.
- Co zaś za brednie wypisują? - Amy sięgnęła po zmiętą gazetę nie zważając na ostry wzrok Sary. Po chwili również rzuciła nią na talerz, ale sąsiedni.
- Amy! - wrzasnęła Vivien.
- No tfo? - spytała skarcona z ustami pełnymi surówki.
- Oż wy... - Viv przyglądnęła się artykułowi na pierwszej stronie gazety. - Nie to niemożliwe... Jak on mógł... - szeptała wodząc wzrokiem po literach. Siedząca obok niej Sarah nachyliła się i widząc nagłówek zakryła usta dłonią.
- O Merlinie... - tylko tyle zdołała z siebie wydusić. Nagłówek głosił bowiem:
Syriusz Black – najlepszy przyjaciel Potterów, zdrajcą!


Ten post był edytowany przez Darkness and Shadow: 27.02.2006 21:29


--------------------
Forever, your eyes will hold the memory.
I saw your heart as it overtook me.
We tried so hard to understand and reason
But in that one moment, I gave my heart away.


Wróciłam. Tak jakby.

Moje forum. Przystań obłąkańców.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.03.2024 00:46