Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Harry Potter I Bractwo Smoka [zak]

Carmen Black
post 16.04.2005 22:45
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Pierwszy raz publikuję coś własnego na tym forum. Mam nadzieję, że będziecie dla mnie wyrozumiałi. Na razie tylko jeden rozdział. Jeśli będzie się podobać to będą kolejne.

ROZDZIAŁ 1

NIESPODZIEWANY WYJAZD


Wszyscy mieszkańcy domu przy Privet Drive numer 4 spali kamiennym snem. Wszyscy, poza jednym chłopcem. Harry Potter bał się zasnąć, bo noc w noc dręczyły go koszmary. Tego lata, zaledwie kilka tygodni temu zmarł jego ojciec chrzestny- Syriusz Black. Dla Chłopca, Który Przeżył była to prawdziwa tragedia. Harry przewracał się z boku na bok. Ilekroć zapadł w lekką drzemkę przed oczami widział tę samą scenę, Syriusza wpadającego za zasłonę.



W kwaterze głównej Zakonu Feniksa przy Grimmuald Place 12 trwała zażarta kłótnia pomiędzy Albusem Dumbledore’ m a Severusem Snape’ m .
-Nie, Albusie. Nie zgadzam się! Zresztą jak ty to sobie wyobrażasz?!
-Ależ drogi kolego to tylko nie całe dwa miesiące.
-To aż dwa miesiące.
-Severusie przykro mi, ale nie masz wyjścia. Harry’ emu podasz eliksir wieloosobowy, więc nawet jeśli ktoś by do ciebie przyszedł w odwiedziny to nikt go nie pozna.
-Dyrektorze- widać było, że czarnowłosy mężczyzna jest na straconej pozycji, jednak chwytał się każdej możliwości obrony- nie sądzę, żeby Potter był zadowolony możliwością spędzenia ze mną ponad sześciu tygodni. Poza tym ta dziewczyna… nawet jej nie znamy!
-Chciałeś powiedzieć, że to ty jej nie znasz.
-Ale…
-Żadnego „ale”- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Alastorze, jutro z samego rana pójdziesz po Harry’ ego i odprowadzisz go do Snape Manor.
-Dobrze. A co mam mu powiedzieć kiedy już tam będziemy?
-Severus wytłumaczy chłopakowi co trzeba.
Harry leżał na łóżku i tępo patrzył w sufit. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji. Były puste, a twarz przybrała wyraz kamiennej maski, której nic nie obchodzi. Już od godziny był w takim stanie. Ciągle myślał o tym dziwnym śnie. Nie był on związany bynajmniej z Voldemortem czy Syriuszem, tylko z jakąś dziewczyną. Nie pamiętał jak wyglądała, ale wiedział, że mówiła do niego. Miała obcy akcent, a jej słowa miały jakieś takie melodyjne brzmienie i układały się w zdanie: „Nim rok minie, poznasz swoje przeznaczenie”. Nie dawało to chłopakowi
spokoju i zaprzątało jego myśli. Co to miało znaczyć? Jakie przeznaczenie? O ile dobrze pamiętam to moim przeznaczeniem jest walka z Czarnym Panem- pomyślał.- No tak później będę ofiarą albo mordercą. Ciekawa perspektywa.
Z ponurych rozmyślań dotyczących jego przyszłości wyrwał go trzask towarzyszący aportacji. Młody Potter chwycił różdżkę i z bijącym sercem zbiegł na dół do kuchni. Zobaczył tam Szalonookiego, który zawzięcie tłumaczył coś wujowi Vernonowi i ciotce Petuni. Gdy tylko zauważył Harry’ ego zwrócił się do niego:
-Witaj chłopcze. Pakuj się zaraz musimy się stąd zbierać.
-Dzień dobry. Skąd mam mieć pewność, że jest pan prawdziwym Moody’ m?- zapytał podejrzliwie chłopak.- Nikt mi nie napisał, że dziś mam stąd wyjechać.
-Decyzja została podjęta dziś w nocy. Nie chcieliśmy wysyłać sowy w obawie,
że mogłaby zostać przechwycona. Dumbledore spodziewał się twojej reakcji,
dlatego kazał ci przekazać ten list.Harry niepewnie wziął list do ręki. Spodziewał się, że może to być świstoklik, który zabierze go prosto do Sami- Wiecie- Kogo. Nic takiego jednak się nie stało. Potter rozwinął pergamin i zaczął czytać:

Drogi Harry!
Zapewne zastanawiasz się dlaczego nikt nie napisał do Ciebie w sprawie twojego wyjazdu. Otóż nie chcemy, aby sowa wpadła w niepowołane ręce. Alastor zabierze Cię w bezpieczne miejsce. Niestety nie będzie to Kwatera Główna, gdyż jak mniemam z tym miejscem wiążą się zbyt bolesne wspomnienia. Wszystkiego dowiesz się po dotarciu do celu. Chcę też powiedzieć, że nie możesz wysyłać listów do swoich przyjaciół, gdyż wiąże się to z wielkim ryzykiem. Oczywiście będziesz mógł się z nimi kontaktować, ale nie zdradzaj im swojego miejsca pobytu. Listy przekazywał będziesz członkowi Zakonu, a on dostarczy je do adresatów.
Z poważaniem

Albus Dumbledore

PS.
Słuchaj osoby, u której przez najbliższe kilka tygodni będziesz mieszkać.

Harry jak zahipnotyzowany wpatrywał się w list. Wydawał się być autentyczny, ale… No tak, zawsze jest jakieś „ale”. Zgadzał się w stu procentach, że z domem przy Grimmuald Place 12 wiąże się dużo wspomnień, ale miał też nadzieję, że
spotka się z Ronem i Hermioną, a z tego co przeczytał jasno wynikało, że nie. Poza tym gdzie chcą go umieścić?
-Chłopcze, dobrze się czujesz?- zapytał Moody, bacznie przyglądając się chłopakowi.
-Tak…- odparł niezbyt przytomnie Harry.- To gdzie mnie pan zabierze?
-Nie mogę ci powiedzieć. Idź się spakować. Nie mamy za dużo czasu. Harry poszedł do swojego pokoju i zaczął wrzucać do kufra wszystko co miał pod ręką. Na dnie wylądowały jakieś ubrania, na nich książki, pergaminy i pióra. Najwięcej namęczył się przy wkładaniu Błyskawicy, ale i z tym szybko się uporał. Rozejrzał się po pokoju sprawdzając czy wszystko zapakował. Wziął kufer i klatkę z Hedwigą, po czym wszystko zniósł do kuchni.
Szalonooki wyciągnął z kieszeni swojej szaty coś co wyglądało jak gwizdek. Swistoklik- pomyślał Harry.
-Daj kufer. Wiesz jak z tego korzystać?- zapytał były auror.
-Tak. To do zobaczenia w następne wakacje- rzucił w
stronę wciąż oniemiałej rodziny.
-To na trzy.
1…2…2!
Złapali gwizdek. Harry poczuł szarpnięcie w okolicach pępka. Oderwali się od ziemi i znikli.

Ten post był edytowany przez estiej: 06.07.2006 14:19


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Carmen Black
post 14.07.2005 22:49
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 94
Dołączył: 16.04.2005
Skąd: Z Piekła...




Jeśli są błędy - przepraszam. Nie jest to jednak moją winą, a bety, którą został Paweł.

ROZDZIAŁ 9
Decyzja



Następnego dnia Harry obudził się z potwornym bólem głowy. Zamglonym wzrokiem rozejrzał się po dormitorium. Jego współlokatorów nie było już w łóżkach. Przez okna wpadały delikatne promienie słońca, które zdecydowanie nie wyglądały na poranne. Założył okulary i zaczął wyplątywać się z prześcieradeł, co skończyło się upadkiem na podłogę z głośnym łoskotem.

Przeklinając w myślach podniósł się na nogi. Szybkim ruchem różdżki naprawił okulary, które nieco się potłukły w wyniku zderzenia z podłogą. Włożył na siebie ubranie i powolnym krokiem ruszył w stronę Pokoju Wspólnego.

Zbliżając się do pomieszczenia usłyszał przyciszoną rozmowę swoich przyjaciół. Przykucnął na schodach chowając się w cieniu balustrady.

- Oh, nie mówcie, że niczego nie zauważyliście – denerwowała się Hermiona. – Śpicie z nim w jednym dormitorium!

- Hermiono, przez ostatnie pięć lat nie dawałaś nam spokoju i kazałaś się uczyć – mówił spokojnie Ron. – Teraz, kiedy Harry rzeczywiście zaczął się uczyć, masz jakieś irracjonalne wątpliwości.

Na chwilę zaległa cisza, którą przerwał Neville.

- Nie wiem czy to ważne, ale wydaje mi się, że on zachowuje się jak Snape.

- To jest akurat dziwne, ale nie niezwykłe – odezwał się Seamus. – Kilku uczniów ze starszych roczników, zwłaszcza ze Slytherinu tak robi – dodał tytułem wyjaśnienia. – Bardziej dziwi mnie, że oni ze sobą rozmawiają.

- Jakbyś nie zauważył rozmawiają ze sobą od pięciu lat – powiedziała Hermiona.

- Przez ostatnie pięć lat, to oni się ze sobą kłócili, jakbyś nie zauważyła – poparł kolegę Ron. – Nigdy nie rozmawiali ze sobą jak normalni ludzie. Co więcej, teraz tak jakby się tolerują?

Dziewczyna zamyśliła się. Oczywiście zauważyła, że jeden z jej przyjaciół zachowuje się zgoła dziwnie. Snape też, ale on nigdy nie zachowywał się normalnie. Przynajmniej jak na ogólnie przyjęte standardy.

- Jest jeszcze coś – kontynuował rudzielec. Dziewczyna spojrzała na niego pytająco. – Chyba przestał mieć koszmary, a przynajmniej nie budzi się w nocy z krzykiem.

- Myślisz, że…

- Na pewno. Inaczej, po co chodziłby do Nietoperza dwa razy w tygodniu?

- Mówił przecież, że ma dodatkowe eliksiry – sprzeciwił się Dean. – A tak swoją drogą to, o czym wy mówicie?

- Nieważne – skwitowała Hermiona. – Ale nadal uważam, że dzieje się z nim coś niedobrego.

Harry jeszcze przez chwilę siedział nieruchomo. Zauważyli jego zachowanie. Musi być bardziej ostrożny. Zdecydowanie. Podniósł się na nogi i ze znudzonym wyrazem twarzy zszedł ze schodów. W chwili obecnej dziękował Merlinowi i wszystkim znanym bóstwom za podręcznik aktorstwa. Dzięki niemu z łatwością mógł kłamać. Nie każdemu, ale jednak.

- O czym tak zawzięcie dyskutowaliście? – Wszyscy spojrzeli na niego z niepewnymi minami. – Mówiliście tak głośno, że aż na górze było was słychać.

Była to wierutna bzdura, ale oni o tym nie wiedzieli. Poza tym Harry mówił bardzo przekonująco, więc nie sposób było mu nie uwierzyć. Zwłaszcza, kiedy delikatnie uśmiechnął się do Ginny, która, co prawda brała udział w tym nadzwyczajnym posiedzeniu, ale w ogóle się nie odzywała. Dziewczyna zarumieniła się lekko.

- Harry, ty mi siostry nie podrywaj – powiedział z udawaną złością Ron.

Czarnowłosy chłopak uśmiechnął się bezczelnie. Oczy mu się niebezpiecznie zaiskrzyły. W tym momencie bardzo przypominał swojego ojca, ale tego wiedzieć nie mógł.

- Nie zamierzałem jej podrywać – rumieniec panny Weasley wyraźnie przybladł. – Nie bierz tego do siebie Ginny – dodał szybko. – Jesteś naprawdę ładną dziewczyną i mogę zaświadczyć, że w tym szacownym gronie jest ktoś, komu na tobie zależy. Słyszałem też jak jakiś piąto roczny Krukon mówił, iż chciałby iść z tobą, do Hogsmade w czasie najbliższego wypadu, ale wstydzi ci się o tym powiedzieć, bo boi się reakcji Rona.

Wszyscy spojrzeli na niego podejrzliwie. Zwłaszcza Hermiona.

- A ty skąd o tym wiesz? – Zapytała rudowłosa dziewczyna.

- Myślę, że Hermiona nie chodzi do biblioteki po to, żeby się uczyć. Przynajmniej nie tylko po to. – stwierdzeniem tym zarobił zdziwione spojrzenia swoich rozmówców. – Biblioteka jest jak Wielka Sala – zaczął tłumaczyć jak nic nierozumiejącym dzieciom. – To tam rodzą się wszystkie plotki, rozpełzają się potem po szkole, ale swój nędzny, lecz jakże hulaszczy żywot zawsze kończą w miejscu swych narodzin.

Ron, podobnie jak pozostali chłopcy patrzyli na niego w niemałym szoku. Od początku roku szkolnego Harry zachowywał się inaczej niż zwykle i każdy z nich to zauważył, ale jego dzisiejsza przemowa była wręcz dziwaczna. Żaden z nich tak naprawdę nie spodziewał się usłyszeć z ust kolegi więcej niż kilka zdań. Zwłaszcza z samego rana. Co prawa teraz było już południe, ale Harry najwyraźniej dopiero teraz wstał z łóżka, na co wskazywały wyjątkowo sterczące włosy, teoretycznie, więc powinien być raczej milczący i nie grzeszyć elokwencją.

Hermiona Granger swoim zwyczajem zmarszczyła brwi. Zawsze tak robiła, kiedy była zamyślona, zirytowana lub wściekła.

- Harry – odezwał się Ron – skończ filozofować.

Czarnowłosy chłopak uśmiechnął się bezczelnie. W następnej chwili klęczał z głową dotykającą podłogi przed swoim rudowłosym kolegą.

- Jak sobie życzysz, mój panie. Czy jest coś jeszcze, co mogę dla ciebie zrobić? – Powiedział najbardziej służalczym tonem, na jaki było go stać. Należy pamiętać, że takiego tonu był zmuszony wysłuchiwać w czasie swoich nocnych wizji z Voldemortem w roli głównej. Pech chciał, że bardzo często trafiały mu się Cruciatusy rzucane na Petera Pettigrew, najbardziej służalczego szczura świata.

Jego zachowanie wywołało salwę śmiechu w Pokoju Wspólnym. Hermiona jeszcze bardziej się zmarszczyła. Ginny teatralnie przewróciła oczami. Neville, Dean i Seamus patrzyli na chłopaka podejrzliwie. Zdecydowanie nie było z nim w porządku. Ron spojrzał na przyjaciela szeroko otwartymi oczami.

- Harry, dobrze się czujesz?

- Znakomicie Neville. Nie ma nic lepszego niż porcja dobrego humoru na sam początek dnia.

- Mówisz jak swój ojciec – odezwała się Ginny.

- Zamilcz kobieto i z łaski swojej nie mów przy mnie o tym człowieku z przerostem głupoty nad rozumem.

To stwierdzenie spotkało się z pełną zdziwienia ciszą. Nikt nie spodziewał się, że Harry w taki sposób może wyrazić się o swoim świętej pamięci ojcu. Hermiona, o ile to możliwe zmarszczyła brwi jeszcze bardziej. Po chwili odezwała się niepewnym głosem.

- Harry, co właściwie stało się wczoraj? To znaczy, co to dokładnie było za światło?

- Rozbłysk. Chyba rozbłysk – powiedział obojętnie. – Teraz wybaczcie, ale jestem głodny w związku, z czym zamierzam coś skonsumować.

Nie czekając na reakcję pozostałych przeszedł przez portret Grubej Damy.

- Czy teraz mi wierzycie? – Zapytała brązowowłosa Gryfonka po kilku minutach ciszy.

- Przyznaję, miałaś rację – odpowiedział jej rudowłosy chłopak. – Czy nie uważasz, że powinniśmy wezwać sanitariuszy z Munga? Tych od trwałych uszkodzeń mózgu.

- Nie, Ron. Poczekajmy jeszcze trochę. Miejmy nadzieję, że mu przejdzie.

- Nadzieja matką głupich – odezwała się najmłodsza latorośl Weasley’ ów.

Harry powoli acz nieustannie przybliżał się do kuchennego wejścia. Tyle razy pokonywał już tą drogę, za każdym razem szybko i kryjąc się pod peleryną niewidką. Teraz było inaczej. Szedł tam otwarcie w nadziei dostania czegoś smacznego do jedzenia.

Czuł się dziwnie i to bynajmniej nie z powodu innego sposobu dotarcia do kuchni. Od kilku dni miał wrażenie, jakby to ktoś inny był w jego ciele, a on jedynie obserwował wszystko z boku. Wczoraj na krótką chwilę znowu był sobą. Wtedy, na dziedzińcu.

Doszedł do wielkiego obrazu przedstawiającego owoce. Połaskotał gruszkę, która po kilku sekundach zmieniła się w klamkę. Wszedł do środka. Od razu ze wszystkich stron obskoczyły go skrzaty. Tuż przy nodze Harry’ ego pojawił się Zgredek rozpędzając pozostałe stworzenia na boki.

- Czego sobie Harry Potter sir życzy?

- Czegoś do jedzenia – mruknął.

Został poprowadzony do niewielkiego stołu. Usiadł na krześle i zaczął jeść przyniesione przez Zgredka kanapki, popijając je sokiem z dyni. Skrzat mówił coś do niego, ale chłopak nie słuchał. Po co miałby? Wypowiedzi swojego skrzaciego przyjaciela znał już niemal na pamięć.

Po kilkunastu minutach podziękował za spóźnione śniadanie i z obietnicą przekazania Hermionie, iż ma więcej nie zostawiać czapeczek w Pokoju Wspólnym opuścił kuchnię.

Wrócił do wieży Gryffindoru. Jego przyjaciele siedzieli przy kominku. Ron, Dean i Seamus grali w eksplodującego durnia, Neville tłumaczył Ginny jakieś zagadnienie z zielarstwa, a Hermiona jak zwykle czytała grubą księgę. Jak Harry zauważył były to eliksiry.

Podszedł do dziewczyny i przekazał jej wiadomość. Zareagowała dokładnie tak, jak się spodziewał. Rozpoczęła swoją tyradę na temat wykorzystywania skrzatów domowych i traktowania ich jak niewolników. Nie reagowała na żadne próby tłumaczenia jej, że one to lubią.

Ron spojrzał na Harry’ ego wzrokiem mówiącym „jak to zacząłeś to zakończ”. Czarnowłosy chłopak mruknął w stronę swojego przyjaciela, żeby dano mu kilka minut, a on już coś wymyśli. Opadł na fotel naprzeciwko dziewczyny, zamknął oczy. Po chwili odezwał się tonem moralizatorskim, co niezbyt często mu się zdarzało.

- Hermiono – powiedział na tyle głośno, żeby przerwać przyjaciółce wywód na temat mugolskich niewolników sprzed wieków, traktowanych, według niej, o niebo lepiej od biednych skrzatów – skąd wiesz, co czują skrzaty? Jakbyś ty się czuła, gdyby ktoś ci powiedział, że masz przestać chodzić do biblioteki, bo książki cię zniewalają? Zastanów się, czy przyjęłabyś taką propozycję z otwartymi ramionami i uśmiechem na ustach?

W pomieszczeniu zaległa cisza. Hermina, podobnie jak pozostałe osoby, patrzyła na chłopaka z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczyma.

- Ale skrzaty są… - odezwała się, gdy tylko odzyskała zdolność normalnego myślenia.

- Traktowane jak niewolnicy. Tak wiem – dokończył Harry. – Jednakże, jeśli jeszcze nie zauważyłaś, niewolnicy najpierw byli ludźmi wolnymi i pamiętającymi o swojej wolności. Skrzaty, w przeciwieństwie do ludzi, są stworzone do pomagania czarodziejom w codziennym życiu. To zupełnie tak jak z… - zamyślił się na chwilę. – Jak z dziećmi. Tradycja nakazuje, aby dzieci były szczęśliwe i beztroskie. Kiedy jednak, dajmy na to umierają im rodzice dzieci tracą całą radość życia. Skrzaty, kiedy przestają pracować zaczynają być smutne i nieszczęśliwe.

- Może masz rację – mruknęła zamyślona dziewczyna.

Harry spojrzał triumfująco na przyjaciół. Wstał z fotela i poszedł do swojego dormitorium. Wyciągnął z kufra książkę o quidditchu. Zaczął czytać, jednak nie mógł skupić się na tekście. Przez jego głowę przebiegały tysiące myśli i wspomnień. Miał wrażenie, że nie należały do niego, a jedynie pojawiły się gościnnie, aby po chwili zniknąć w mrokach zapomnienia.


Widział małego, bladego chłopca kłócącego się z trójką starszych. Jakaś pulchna kobieta prawiła kazanie temu samemu chłopcu. Ten sam chłopak, tylko nieco starszy rozmawiał z mężczyzną skrywającym się w mroku.


Obudziło go potrząsanie za ramie. Potoczył dookoła siebie nieprzytomnym wzrokiem. Nad sobą ujrzał zaniepokojone oblicze Rona i Hermiony.

- Co się stało?

- Zacząłeś krzyczeć, więc tu przybiegliśmy – zaczęła tłumaczyć dziewczyna. – Przez pięć minut nie mogliśmy wyrwać cię z tego transu.

- Mówiłeś coś o zemście przodków i wypełnieniu misji – dodał Ron. – Dobrze się czujesz?

- Tak, już mi lepiej.

- To dobrze.. Teraz chodź na obiad.

Wmusił w siebie talerz zupy, kilka ziemniaków i kotlet. Popił sokiem dyniowym, ale zdecydowanie odmówił deseru.

Zastanawiał się, co za dzieciaka widział w tych wspomnieniach, albo wizjach? Na początku wydawało mu się, że był to Snape, ale szybko odrzucił tę myśl. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy czasami udawało mu się wpadać we wspomnienia nauczyciela. Widział w nich chłopca, ale zupełnie innego.

Nagle doznał jakby olśnienia. We wtorek zapyta o to Snape’ a. Tymczasem powinien pośpieszyć się na spotkanie. Wstał od stołu. Na pytanie przyjaciół gdzie idzie odpowiedział, że musi coś sprawdzić i niedługo wróci. Przecież wieża Bractwa była pod zaklęciem pętli czasu, dzięki któremu czas na zewnątrz stał w miejscu, a w środku płynął, jakby nigdy nic.

Przed obrazem czekała już Carmen. Skinęła głową na powitanie. Odwróciła się i powtórzyła całą operację sprzed tygodnia. Weszli do środka. Tak jak ostatnio był tu jedynie stolik i cztery fotele. Tylko dwa z nich były zajęte. Podeszli do pozostałej dwójki i usiedli. Denerwującą ciszę przerwał Pablo.

- Masz dużo pytań. Zadaj je.

- To wczoraj, co to dokładnie było?

- Rozbłysk twojej mocy. Teraz będzie już spokojniej. Przeżyłeś już trzy wybuchy, więc przeżyjesz i kolejne – wytłumaczyła czarnowłosa dziewczyna.

Harry zastanowił się. Tak, to by się zgadzało z jego przeczuciami.

- Co teraz?

- To już zależy tylko od ciebie. Jeśli zechcesz się do nas przyłączyć, to będziesz musiał się sporo nauczyć. Jeśli odmówisz to szybkie obliviate powinno załatwić sprawę. Masz czas do końca miesiąca. Spotkamy się tutaj trzydziestego września.

- Przemyśl dokładnie wszystkie aspekty tej sprawy i podejmij właściwą decyzję – dodał Pablo.

Harry właściwie już teraz mógłby odpowiedzieć na postawione mu przed chwilą pytanie. Zrobiłby to tylko i wyłącznie na przekór dyrektorowi, ale zaczynał już rozumieć, że ta decyzja zaważy na całym jego przyszłym życiu.


- Nie, nie zrobisz tego! – Krzyczała młoda, rudowłosa kobieta.

Czarnowłosy, wysoki mężczyzna ubrany w brązową szatę uśmiechną się ironicznie. Jego rozmówczyni nie miała szans w starciu z przeznaczeniem.

- Ależ kochanie. Musisz zrozumieć, że nie możesz wpłynąć na życie swojego syna. Nie dożyjesz przyszłego roku, a jeśli nie chcesz, aby ten sam los spotkał to śliczne maleństwo – wskazał ściskanego przez kobietę małego chłopczyka – to rzuć na niego tarczę miłości i poświęcenia.

- Ale…

- Nie ma żadnego „ale”. Chłopak sam zadecyduje o swoim życiu.


- Harry! Harry!

Krzyki i potrząsania za ramię nie ustawały. Wręcz przeciwnie, z każdą chwilą stawały się coraz bardziej natarczywe. Chłopak otworzył oczy, jednak prawie natychmiast je zamknął. Spróbował ponownie, tym razem wolniej i z dużo lepszym skutkiem.

Z położenia głów nad nim zorientował się, że leży. Tylko gdzie? Pomacał ręką dookoła siebie. Hm… Twarde. A tak, podłoga. Spojrzał w górę i na boki. Wieża. Bractwo Smoka. Czyli wszystko jasne, przypomniał sobie, co tu robi i dlaczego.

Podniósł się z podłogi i z powrotem usiadł w fotelu. Z boku z zaciekawieniem przyglądały mu się trzy pary oczu. Harry jednak nie zdradzał chęci nawiązania kontaktu z rzeczywistością. Siedział nieruchomo i patrzył na butelkę piwa kremowego, jakby to tam miał odnaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania świata.

- Nie, to niemożliwe – mruczał do siebie, całkowicie ignorując pozostałe osoby znajdujące się w pomieszczeniu. – Niby jak mogłoby być?

Carmen, Angelica i Pablo spoglądali na siebie ze zdziwieniem. Po chwili jakby wszystko zrozumieli. Angel pobiegła do swojej pracowni po eliksir uspokajający, Pablo usiadł naprzeciwko Gryfona i zaczął się wpatrywać w jego oczy, Carmen udała się do biblioteki.

- Mam – wykrzyknęła triumfalnie wbiegając do salonu. W ręku trzymała sfatygowaną księgę.

Pozostałe osoby spojrzały na nią. Brązowowłosy chłopak uśmiechnął się pod nosem. On przeżywał to w taki sam sposób jak Harry.

- Spójrzcie – otworzyła księgę na setnej stronie. – Tutaj piszą, że w zależności od przodka każdy przeżywa inicjację w inny sposób.

- Jaką inicjację? – Zainteresował się Harry, który odzyskał już zdolność racjonalnego myślenia.

- Każdy z nas zanim zostanie pełnoprawnym członkiem Bractwa przechodzi inicjację. To coś w rodzaju przypieczętowania swojego losu. Niektórzy przypominają sobie rzeczy ze swojej przeszłości, inni widzą przyszłość, ale ty nie podjąłeś jeszcze decyzji, więc… sama nie wiem.

Jeszcze przez kilka godzin rozmawiali o wszystkim i o niczym. Harry dowiedział się, że jeśli zdecyduje się zostać członkiem Bractwa czeka go dużo nauki. Oklumencja, legilimencja, walka, a w rozszerzonym zakresie to, do czego ma prawdziwy talent. Na pytanie, co to takiego, otrzymał odpowiedź, że tego jeszcze nie wiadomo, ale prawdopodobnie będzie to coś związanego z zaklęciami.

Wrócił do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, tylko po to by zabrać Rona i Hermionę do Hagrida. Odwiedził też Strzałę, która bardzo wylewnie się z nim przywitała, ale zachowywała chłodną rezerwę w stosunku do jego przyjaciół.

Wieczorem zasypiając w swoim łóżku miał wrażenie, że ktoś go obserwuje. Ktoś, kogo nie ma w tym świecie, ale istnieje na innej płaszczyźnie. Ostatnio często miał takie uczucie. Z takimi myślami kłębiącymi się w głowie zasnął. Nic mu się nie śniło i za to był wdzięczny Merlinowi i wszystkim znanym bóstwom.


W tym samym czasie, setki kilometrów dalej długobrody mężczyzna z siwymi włosami uśmiechnął się diabolicznie.

Czekanie opłaciło się. Już teraz rozpoczął fazę wtajemniczania. Pomału, powolutku. Musi wykazać się olbrzymią cierpliwością. Nikt nie może się o nim dowiedzieć. W końcu nie na darmo dał się pokonać Białemu.

Teraz jednak zemsta na jego byłym uczniu będzie wielka. I posłużą mu do tego celu Dzieci Przeznaczenia.


Wtorkowa lekcja oklumencji nie różniła się zbytnio od pozostałych. Snape jak zwykle używał sobie na Harry’ m. Mężczyzna od dwóch tygodni usiłował dowiedzieć się, kto pomagał chłopakowi w pamiętnym zadaniu. I od dwóch tygodni musiał zadowolić się niczym. Potter, co prawda nie umiał jeszcze całkowicie bronić się przed penetracją z zewnątrz, właściwie to w ogóle mu to nie wychodziło, ale tego jednego, konkretnego wspomnienia strzegł bardzo zazdrośnie i nie pozwalał go sobie wyrwać.


Mistrz Eliksirów zastanawiał się, co sprawiło, że Harry pilnuje swego umysłu jedynie fragmentarycznie. Chwilowo nie umiał znaleźć na to odpowiedzi.


- Dobrze, Potter. Na razie wystarczy. Dziesięć minut przerwy powinno ci wystarczyć – odezwał się po godzinie ćwiczeń.

Harry podniósł się z podłogi i z westchnieniem ulgi opadł na najbliższe krzesło. Nauczył się już po części odpierać ataki, dlatego coraz rzadziej lądował na podłożu. Pod koniec ćwiczeń był jednak tak wyczerpany, że zawsze mu się to przytrafiało. Tym razem nie było inaczej.

Snape patrzył na chłopaka przez chwilę. Chcąc nie chcąc, przez dwa miesiące spędzone w Snape Manor nauczył się odczytywać mimikę twarzy Pottera. Teraz najwyraźniej coś go dręczyło.

- O co chodzi?

Wyrwany z zamyślenia Harry spojrzał na niego nic nie rozumiejąc. W końcu jednak zdecydował się odezwać.

- W sobotę, nie wiem, co się wtedy stało, ale Ron i Hermiona twierdzą, że strasznie krzyczałem – skrzywił się nieznacznie.

- Czarny Pan?

- Nie wiem, choć raczej nie. Blizna mnie nie bolała.

- Widziałeś coś?

- Chłopca. Może ośmioletniego. Blady i czarnowłosy. Najpierw kłócił się z kilkoma starszymi, potem jakaś kobieta na niego krzyczała – zamilkł na chwilę. – Na koniec pojawił się ten sam chłopak, ale starszy. Wyglądał na trzynaście, może czternaście lat. Rozmawiał z mężczyzną ukrytym w cieniu.

- Coś jeszcze?

- Chyba tak. Ponoć mówiłem coś o zemście przodków i wykonaniu misji, ale ja tego nie pamiętam.

Severus Snape rzadko nie wiedział, co powiedzieć. Teraz jednak nastąpiła taka sytuacja. Opis tego dzieciaka pasowałby do niego z okresu dzieciństwa, ale nie przypominał sobie wyżej wymienionych sytuacji. Dumbledore. Tak, Dumbledore będzie wiedział, o co chodzi. Już nie raz ratował czarnowłosego mężczyznę z opresji, więc i tym razem powinien sobie poradzić.

Podszedł do kominka, wziął garść proszku Fiuu i wyraźnie wypowiedział adres prywatnego kominka dyrektora. Po kilku minutach w zielonych płomieniach pojawiła się głowa Albusa. Mężczyzna wysłuchał relacji swojego byłego ucznia. Przelotnie spojrzał na Harry’ ego, który przez cały czas siedział na krześle krzywiąc się nieznacznie.

- Twierdzisz, więc, że Harry widział czyjeś wspomnienie, ale nie ma pojęcia czyje? Dodatkowo mówił w czasie tej wizji, ale tego już nie pamięta?

- Tak właśnie powiedział.

Białobrody zamyślił się na chwilę. Już kiedyś słyszał o zemście przodków. Tylko, kiedy? Wtedy mówiła to dziewczynka. Była w wieku, Harry’ ego. Miała talent do wróżb i czarnej magii. Jeśli dobrze pamiętał to wyjechała za granicę, by w spokoju spróbować rozwiązać zagadkę.

- Cóż, dziękuję, że mnie o tym poinformowałeś. Chyba wiem, o co chodzi, ale muszę się jeszcze upewnić. Wracajcie do lekcji.

Snape kiwnął głową. Był oczywiście ciekaw, co też wymyślił dyrektor, ale z doświadczenia wiedział, że lepiej nie pytać. I tak niczego by się nie dowiedział. Spojrzał na Pottera, który od początku rozmowy nie zmienił pozycji ani na chwilę.

Harry wpatrywał się w jeden punkt na ścianie, całkowicie ignorując otoczenie. Już drugi raz w ciągu ostatnich kilku dni.

Severus po chwili zastanowienia stwierdził, że od dwóch miesięcy przerabiał z nim jeden i ten sam materiał. Do tej pory ostrzegał chłopaka przed kolejnymi próbami wejścia w jego umysł. Czemu więc teraz nie mógłby zrobić czegoś trudniejszego?

- Legilimens – mruknął pod nosem.

W następnej chwili tego pożałował.


W czwartek na eliksirach Snape również się nie pojawił. Po szkole krążyły plotki, że robił jakiś paskudny eliksir i w końcu coś mu się nie udało.

Hermiona w to nie wierzyła. Przypuszczała, że Harry zna prawdziwy powód pobytu nauczyciela w skrzydle szpitalnym. Potter nie zamierzał jednak niczego ujawniać. Nie bez Snape’ a. Ten zapewne nie chciałby, aby prawda wyszła na jaw.

Uczniowie siedzieli w klasie i czytali podręcznikowe regułki. Takie polecenie dostali od dyrektora w środę rano. Dumbledore stwierdził, że „niestety nie wiemy, kiedy obudzi się Mistrz Eliksirów. Dlatego nie odwołujemy lekcji. W zastępstwie za profesora Snape’ a uczyć was będzie Astor Greylove.” Był to ten sam człowiek, który pojawił się w Snape Manor.

Harry z uporem patrzył na kartki zapisane drobnym druczkiem. Od dziesięciu minut miał wrażenie, że Snape się obudzi, ale, aby w pełni to osiągnąć potrzebuje jeszcze jednego elementu. Chłopak nie wiedział skąd to wie, po prostu musiał coś zrobić.

Zamknął oczy. Pod czaszką rozbłysły miliony kolorów, z których wyłoniła się postać drobnej, rudowłosej kobiety. W ręku trzymała małą buteleczkę. Uniosła ją na wysokość serca i powiedziała.

- Tylko to go uratuje. Osiemnaście kropli życia w zamian za naukę i opiekę to niewielka cena. Pamiętaj…

Otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. W szafce za biurkiem, w której nauczyciel trzymał eliksiry lecznicze, dostrzegł znajomy kształt. Przez chwilę się w niego wpatrywał. Podniósł się z krzesła i niczym pod Imperiusem podszedł do szafki. Uniósł różdżkę na wysokość zamka i wyszeptał kilka słów.

Hermiona, podobnie jak pozostałe osoby przebywające w sali, nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Przetarła oczy jednak obraz nie znikał. Uparcie tkwił na swoim miejscu i najwyraźniej nie zamierzał nigdzie odchodzić.

Harry wyciągnął rękę po buteleczkę znajdującą się na najwyższej półce. Po chwili wrócił do swojej ławki z fiolką pełną przeźroczystego płynu.

Panna Granger ze zdziwieniem przyglądała się jak jej przyjaciel wziąwszy do ręki nóż, którym zazwyczaj kroi się składniki przykłada go do palca wskazującego lewej ręki. Następnie przeciąga nim po opuszku i ze skupieniem zaczyna liczyć krople krwi spadające do naczynia. Po każdej szóstej lekko potrząsa fiolką. Operację taką powtórzył trzy razy.

Kiedy skończył, nie zwracając uwagi na pytające spojrzenia pozostałych uczniów ani zastępcy nauczyciela wyszedł z klasy i udał się w kierunku skrzydła szpitalnego.


Pomponia Pomfrey krzątała się wokół jedynego pacjenta na sali. Nie wiedziała, co stało się Snape’ owi, ale z całą pewnością nie był to wypadek przy pracy, jak twierdzili uczniowie. Bardziej skłaniała się ku wersji dyrektora. Już nieraz leczyła Mistrza Eliksirów po wyjątkowo „udanych” spotkaniach śmierciożerców. Jak wtedy po pamiętnym zadaniu turnieju trójmagicznego.

Jej rozmyślania przerwało pojawienie się osoby trzeciej. Podniosła wzrok znad mieszanej właśnie nalewki, którą zamierzała zaserwować swojemu pacjentowi. To, co zobaczyła nieźle nią wstrząsnęło. Jeszcze, Pottera brakowało jej do pełni szczęścia.

- Coś się stało, panie Potter?

- Proszę mu to podać – powiedział, jakby bez udziału woli.

Pielęgniarka w kompletnym osłupieniu patrzyła jak chłopak wyciąga przed siebie zaciśniętą w pięść rękę. Rozwarł ją upuszczając na białą pościel malutką buteleczkę z błękitną cieczą w środku.

Podniosła ją i obejrzała pod światło. Jeszcze raz spojrzała na chłopaka, który wogóle się nie ruszył.

- Greylove ci to dał?

- Proszę mu to podać – uparcie powtórzył Harry, nie zamierzając najwyraźniej ujawniać pochodzenia specyfiku.

Kobieta westchnęła. Nie przypuszczała raczej, że młody Potter ma zadatki na mordercę. Nie wydawało jej się też, że nienawidzi swojego nauczyciela, aż tak bardzo, żeby chcieć go uśmiercić. Uniosła nieco głowę Mistrza Eliksirów i wlała mu do ust płyn.

Mężczyzna przełknął z trudem. Jego ciało naprężyło się lekko. Po chwili, która wydawała się być wiecznością otworzył oczy. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego wzrok skupił się na Harry’ m, który powoli wycofywał się do wyjścia. Snape opadł na poduszkę.


Harry wszedł do klasy i usiadł na swoim miejscu. Otrząsnął się nieco. Podniósł książkę do eliksirów i zagłębił się w jej czytaniu, byle tylko nie zareagować na spojrzenia wiercące mu dziurę w plecach. Nie mógł jednak zbyt długo cieszyć się spokojem.

Drzwi otworzyły się z trzaskiem. Wszedł przez nie Mistrz Eliksirów we własnej osobie. W jego wyglądzie zaszła jednak zauważalna zmiana. Mianowicie był wściekły bardziej niż zwykle. Swoją złość skierował w stronę Harry’ ego. Zamaszystym krokiem zbliżył się do chłopaka, pochylił nad nim i przez zaciśnięte zęby wysyczał:

- Co to miało być, Potter?

- Magia. Starożytna. Czarna – odpowiedział szeptem. – Na Merlina, nie wiem!

W klasie momentalnie zapanowała jeszcze głębsza cisza. Snape rozejrzał się. Jego wzrok zarejestrował innych uczniów.

- Za mną, Potter – rzucił, poczym ruszył do swojego gabinetu.

Harry zdziwił się nieco reakcją mężczyzny. Prawdopodobnie sam również by tak zareagował, ale na szczęście nie był w takiej sytuacji. Swoją drogą, Mistrz Eliksirów już drugi raz zawdzięcza swoje życie Potterowi. Najpierw James, teraz Harry… Severus Snape nie ma łatwego życia.

- Skąd wiedziałeś jak zrobić ten eliksir? – Odezwał się, Snape, gdy tylko znaleźli się sami.

- Nie wiedziałem. Chyba ma pan po prostu szczęście. Ona powiedziała, że osiemnaście kropli życia to niewielka cena. O co jej chodziło?

- Jej? Jakiej jej?

- Miała rude włosy.

Mężczyzna zamyślił się na chwilę. Przypomniał sobie pewną sytuację. Tamta kobieta też była ruda.


- Zrób ten przeklęty eliksir! Kiedy nadejdzie odpowiednia pora pojawię się i pomogę w uratowaniu ciebie!

- Jak chcesz to zrobić? Gdzie znajdziesz wroga, podopiecznego i sprawcę w jednym?

- Znajdę. Nie martw się. Znajdę.


Mężczyzna wykrzywił wargi w czymś, co miało przypominać uśmiech. Teraz już wiedział, o co chodziło jego przyjaciółce. Kto by pomyślał, że to właśnie Potter będzie właściwą osobą?

Wrócili na lekcje. Do końca eliksirów panowała nerwowa atmosfera. Snape był dziwnie milczący i nikomu nie robił żadnych wyrzutów ani aluzji. Po skończonych zajęciach zatrzymał Harry’ ego i poprosił, aby chłopak zjawił się u niego wieczorem. Stwierdził przy tym, że „na jakiś czas darujemy sobie korepetycje. Obu nam przyda się od nich odpoczynek. Wznowimy je, kiedy stwierdzę, że będzie to konieczne.”


Harry z duszą na ramieniu zbliżał się do lochów. Nie to, żeby bał się Mistrza Eliksirów jako takiego, bo zdążył się już do niego przyzwyczaić przez pięć lat nauki i dwa miesiące spędzone w jego domu. O wiele bardziej bał się reakcji nauczyciela w związku z porannymi zdarzeniami.

Przed gabinetem Snape’ a znalazł się równo o godzinie dwudziestej. Podniósł rękę i trzykrotnie zapukał w dębowe drzwi. Odpowiedziało mu burkliwe „proszę wejść”. Nacisnął klamkę i wszedł do pomieszczenia.

Severus siedział przy biurku przeglądając dość gruby wolumin. Gestem wskazał Harry’ emu krzesło naprzeciw. Na kilka minut zapanowała trudna do zniesienia cisza.

- A więc Potter. Chciałbym dowiedzieć się jak udało ci się odeprzeć mój atak, skoro, gdy cię o nim informowałem nie raczyłeś nawet próbować wyrzucić mnie ze swojego umysłu.

- Nie wiem, sir – odpowiedział grzecznie chłopak.

- W takim razie dowiedzmy się tego – powiedział aksamitnym głosem profesor.

Przez najbliższą godzinę Harry usiłował przypomnieć sobie, co czuł w chwili mentalnego ataku.


- Legilimens – mruknął pod nosem nauczyciel.

Wyrwany z dziwnego transu Harry poczuł, że ktoś bezkarnie przegląda jego wspomnienia. Poczuł irytację i złość. Nie wiedział, jakim cudem, ale w jego głowie zapanował idealny ład. Każde wspomnienie wskoczyło na właściwe miejsce, podobnie było z myślami. Całą siłą woli próbował utrzymać taki stan. Usłyszał jakiś hałas dobiegający z prawej strony. Powoli odwrócił się i otworzył oczy, choć nie pamiętał, kiedy je zamknął.

Mistrz Eliksirów został odrzucony na najbliższą ścianę. Kilka fiolek z najprzeróżniejszymi specyfikami rozbiło się tworząc mieszaninę wybuchową. Mężczyzna miał wykręconą pod nienaturalnym kątem rękę, a z nosa ciekła mu krew. Zamknięte oczy i wyjątkowa bladość dopełniały obrazu.

Potter podszedł do leżącego i przez chwilę zastanawiał się, co ma robić.

- Panie profesorze? – Odezwał się po kilku minutach milczenia. Odpowiedziała mu głucha cisza.

Harry pochylił się nad człowiekiem, którego przez kilka ostatnich lat nienawidził z wzajemnością. Sprawdził mu puls. Z trudem przypomniał sobie zajęcia z pierwszej pomocy, jakie odbywały się, co roku w mugolskiej podstawówce. Jednym machnięciem różdżki wyczarował woreczek z lodem. Przyłożył go do karku mężczyzny.

Rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego wzrok padł na kominek. Nie ufał Dumbledore’ owi, ale przypuszczał, że jest on jedyną osobą w zamku, no może prócz McGonnagall, która wie o jego lekcjach. Jeszcze raz popatrzył na Snape’ a, ale ten najwyraźniej postanowił uciąć sobie drzemkę.

- Świetnie – mruknął do siebie, – że też akurat teraz zachciało mi się bronić umysłu.

Podszedł do kominka, wziął do ręki puszkę z proszkiem Fiuu, poczym sypnął garść w palenisko.

- Gabinet Dumbledore’ a.

- Severusie, co…? – Urwał widząc przed sobą latorośl Potterów. – Co się stało Harry?

- Mieliśmy mały wypadek. Profesor Snape jest nieprzytomny.

Białobrody mężczyzna zerwał połączenie. Kilka minut później zjawił się w lochach.

- Więc, co wtedy czułeś? – Zapytał, Snape, gdy tylko ustalili co się stało.

- Złość, irytację i coś jeszcze, ale nie wiem jak to nazwać. To wyglądało, jak, bo ja wiem, poczucie władzy – zakończył niepewnym głosem.

Mężczyzna milczał przez chwilę. Jego twarz zastygła niczym kamienna maska, nie wyrażając żadnych uczuć. Jedynie oczy ukazywały coś więcej, niż zawsze obecną w nich drwinę. W tych czarnych tunelach bez dna widać było autentyczny strach i jakby lekką panikę.

Władza nigdy nie prowadziła do niczego dobrego. Mogła jedynie zmienić człowieka w bestię. Tak było z Tomem Riddle, tak było z Jamesem Potterem, tak jest z Draco Malfoy’ em i najwyraźniej zaczyna tak być z Harrym Potterem.

Harry zastanawiał się, co dzieje się w głowie nauczyciela. Jakby w odpowiedzi zobaczył wspomnienie, widziane w zeszłym roku w myślodsiewni Snape’ a. Powoli zaczynało do niego docierać, że tak naprawdę niewiele różni się od swojego wroga, a nawet, jeśli kiedyś był inny to teraz się do niego upodabnia.

Spojrzał na nauczyciela, który przechadzał się po gabinecie. Gdy zorientował się, że Harry na niego patrzy zatrzymał się przy biblioteczce i zapytał wypranym z emocji głosem:

- Jesteś pewien, że to było poczucie władzy?

- Nie – odpowiedział chłopak. – Nigdy nie miałem możliwości decydować ani o własnym życiu, ani o tym, co chcę robić – uśmiechnął się smutno. Snape popatrzył na niego ze zdziwieniem. – Och, niech pan nie udaje. Już o tym rozmawialiśmy i nie zamierzam do tego wracać. Poza tym odbiegamy od meritum.

- Idź już Potter zanim zrobimy coś, czego później obaj będziemy żałować.

Tuż przy drzwiach Harry zapytał, co z dodatkowymi lekcjami. Odpowiedź była niezwykle cicha jak na możliwości profesora. Chłopak dowiedział się, że chwilowo lekcje nie są potrzebne, co się zaś tyczy korepetycji to nauczyciel wyraził głęboką wiarę w pedagogiczne zdolności panny Granger.

Gdy tylko Gryfon wyszedł Mistrz Eliksirów opadł na krzesło z głuchym łoskotem. Z niedowierzaniem pokręcił głową. Strasznie ciekawiło go jak, w tak krótkim czasie temu chłopakowi udało się opanować oklumencję. Doszedł do wniosku, że Potter najwyraźniej odziedziczył zdolności w tym kierunku po matce. Martwiło go natomiast coś innego. Złość Pottera. Chłopak miał okropną motywację. Severus przypuszczał, że już niedługo trzeba będzie wznowić lekcje. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko Czarnego Pana. Jakby potwierdzając jego przeczucia rozbolało go ramię, na którym widniał Mroczny Znak.

Z westchnieniem dźwignął się z krzesła. Poszedł do swoich prywatnych kwater. Z szafy wyjął czarny płaszcz i białą maskę. Spojrzał na nie z obrzydzeniem, ale skrupulatnie zmniejszył zaklęciem śmierciożercze akcesoria. Wyszedł z zamku i udał się do Hogsmade. Wcześniej teleportował się z Zakazanego Lasu, ale od pamiętnych wydarzeń pod koniec zeszłego roku szkolnego wolał nie ryzykować spotkania z jakimś wściekłym centaurem.

Aportował się prosto przed bramą wejściową Czarnego Dworu. Nie lubił tego miejsca, ale jeszcze bardziej nie lubił drugiego zamku Lorda. Rozkurczył swoje ubrania, a następnie założył je na siebie. Snape przeszedł przez olbrzymią żelazną bramę. W kącie dostrzegł skulonego Glizdogona. Uśmiechnął się ironicznie. Tego człowieka nienawidził od zawsze. Może nawet bardziej od Pottera i Blacka. Nigdy nie był dobry z wróżbiarstwa, ale co do jednego się nie pomylił. Peter Pettigrew był zdradzieckim szczurem i nic tego nie zmieni.

- Gdzie Czarny Pan? – Zwrócił się do człowieczka.

- W sali kominkowej.

Severus odetchnął w duchu. Do sali kominkowej zapraszano jedynie, gdy Lord miał pilną sprawę do jednego ze swoich sług. Szpieg był tam jedynie dwa razy. Pierwszy, gdy Czarny Pan zamierzał zaatakować Potterów i drugi, gdy zachciało mu się uwalniać swoich sługusów z Azkabanu.

Zapukał w wielkie dębowe drzwi. Odpowiedziało, mu ciche „proszę”. Wszedł do dużego pomieszczenie z olbrzymim kominkiem na wprost wejścia. Lord stał odwrócony tyłem. Swoją kredowobiałą ręką opartą na gzymsie wystukiwał tylko sobie znany rytm.

- Panie – mężczyzna skłonił się nisko.

Tom Riddle zwany również Lordem Voldemortem odwrócił się powoli. Podszedł do biurka z ciemnego drewna. Przez chwilę przeglądał papiery leżące na nim. W końcu trafił na odpowiedni. Przez chwilę mu się przyglądał. Wziął do ręki pióro, zamoczył je w atramencie i dopisał kilka słów. Podał pergamin Mistrzowi Eliksirów.

Severus czytał go przez chwilę. Zastanawiał się, po co temu, czerwonookiemu potworowi takie specyfiki jak: Wywar Żywej Śmierci, czy WB – czarodziejska wersja mugolskiego dynamitu. Wolał nie pytać, jakie zastosowanie znalazł dla nich Czarny Pan.

- W jakich ilościach mają być te eliksiry? – Zapytał obojętnym tonem.

- W dużych. Świat już niedługo się o nas dowie – zaśmiał się demonicznie. – Możesz odejść Severusie.

Czarnowłosy mężczyzna ukłonił się i odszedł.

Gdy tylko znalazł się w Hogwarcie, poszedł do Dumbledore’ a. Dyrektor nie był zdziwiony jego późną wizytą. Uśmiechnął się dobrodusznie i ze zwykłą u siebie kurtuazją zaproponował herbatę, którą Mistrz Eliksirów chętnie wypił.

- O co chodzi Severusie?

- Obawiam się, że Czarny Pan planuje coś okropnego. Dziś zażądał ode mnie zrobienia czterdziestu eliksirów w dużych ilościach. Większość z tych specyfików to eliksiry torturujące, ale na liście znalazły się też takie pozycje jak WB.

Mężczyzna mówił spokojnym głosem. Zrelacjonował całe spotkanie, wyraził swoje zdanie na ten temat i zamierzał udać się do swoich kwater, gdy padło pytanie, którego Severus chyba najbardziej się obawiał.

- A jak tam lekcje z Harrym?

- Na razie są w stanie zamrożenia. Chłopak umie odeprzeć atak z zaskoczenia, ale nie radzi sobie z w przypadku, gdy go o nim ostrzegam. Przypuszczam, że za jakiś miesiąc sprawdzę jego postępy.

Pożegnał się z dyrektorem i wrócił do swoich kwater. Podszedł do barku i nalał sobie Ognistej Whisky, zaś różdżką wyczarował trochę lodu. Rozsiadł się wygodnie w fotelu i ze szklanką w ręce zaczął wspominać pewną rudowłosą istotkę.


- Sev, chyba zwariowałeś. Nie możesz tam iść. To zbyt niebezpieczne.

- A co takiego jest w tym drzewie.

Dziewczyna zarumieniła się słodko.

- W drzewie nic, ale w tym, co ono w sobie kryje wiele.

- Ty coś wiesz, prawda?

- Naprawdę chciałabym ci powiedzieć, ale nie mogę. Obiecałam.


Więcej już o nic nie wypytywał. Znał tą dziewczynę niemal jak siebie samego i wiedział, że jeśli złożyła jakąś obietnicę to jej dotrzyma. Była strasznie honorowa i nad podziw lojalna.


Severus uśmiechnął się smutno. Kochał tą upartą dziewuchę niemal jak siostrę. Kolejny łyk alkoholu wywołał następne wspomnienie.


Siedzieli w Trzech Miotłach. To był ich ostatni weekend jako uczniów. Już za tydzień mieli otrzymać świadectwa ukończenia szkoły. Dziewczyna trzymała w ręce plik kartek, które co jakiś czas przeglądała.

- Tak bardzo się denerwuję. Nie mogę uwierzyć, że to ja mam przemawiać. Co będzie jak się zbłaźnię? Wyobrażasz sobie minę Pottera?

- Och, daj spokój. Poradzisz sobie wyśmienicie. W końcu na to zasłużyłaś. Potterem się nie przejmuj, jeśli powie na ciebie, choć jedno złe słowo to przyrzekam, że mnie popamięta.

- Dziękuję Sev.

Ich sielankę przerwało pojawienie się Lucjusza Malfoy’ a. Był o kilka lat starszy od Snape’ a. Uśmiechnął się promiennie. Podał rękę Severusovi i pocałował dłoń jego towarzyszki.

- Severusie, nie wiedziałem, że masz aż taki gust – powiedział z uznaniem.

Dziewczyna zarumieniła się uroczo. Oczywiście wiedziała, że jest ładna. Rude loki i ładna buzia czyniły z niej kogoś na kształt księżniczki. Do tej pory pamiętała jak po wakacjach po czwartym roku w Hogwarcie patrzyli na nią chłopcy. Nabrała wtedy kobiecych kształtów. Wcześniej była raczej chłopczycą, płaską jak deska z włosami wiecznie związanymi w kitkę.

- I jak Severusie, przemyślałeś moją propozycję?

- Mówiłeś przecież, że mam czas do końca roku. Został mi, zatem jeszcze jeden tydzień.

- Oczywiście. Po prostu byłem ciekaw. Wybaczycie, ale ma teraz umówione spotkanie. Do zobaczenia.

Rudowłosa patrzyła jak były Ślizgon wychodzi z Trzech Mioteł. Spojrzała na swojego towarzysza zmrużonymi oczyma.

- O co mu chodziło, Sev?

Chłopak odwrócił wzrok. To wystarczyło dziewczynie za całą odpowiedź. Od kilku lat słyszała o sporadycznych mordach w świecie czarodziei. Ofiarami padały najczęściej szlamy.

- Sev, obiecaj mi, że tego nie zrobisz. Ty nie jesteś taki!

Kilka osób spojrzało na nich z zainteresowaniem.

- Zrozum, nie mam wyboru – powiedział spokojnie. – Matka i ojciec już do niego dołączyli. Podobnie ciotka i wuj. Arachna się sprzeciwiła i pamiętasz, co ją spotkało? Musi się ukrywać, ale wnioskując z jej lakonicznych listów jest teraz szczęśliwa. Ostatnio pisała mi, że spotkała bardzo miłego człowieka i chyba się w nim zakochała.

- Pogratuluj jej ode mnie. I przepraszam, że się uniosłam – uśmiechnęła się lekko. – Jakąkolwiek podejmiesz decyzję, ja zawsze będę z tobą.


To w gruncie rzeczy dzięki niej stał się szpiegiem. Ona jako jedyna nie odwróciła się od niego, kiedy próbował naprawić swoje błędy. Zaproponowała nawet, że wstawi się za nim u Dumbledore’ a, co zresztą zrobiła.

Mężczyzna dokończył drinka. Odstawił szklankę na stolik. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Tyle lat spędził w tych lochach i to wszystko dzięki niej. Inaczej pewnie do tej pory gniłby w Azkabanie. Poszedł do łazienki, gdzie opłukał twarz zimną wodą.

Zegar w saloniku wybił północ.


Prawie przez całą sobotę Harry był milczący i nieobecny duchem. Ożywił się jedynie w czasie rekrutacji nowych członków do drużyny.

- Mamy problem, Harry – odezwał się Ron, gdy tylko Złoty Chłopiec dotarł na boisko.

- Jaki?

- Okazuje się, że obecny skład drużyny to obrońca, szukający i jedna ścigająca.

Potter milczał przez chwilę, jakby nic do niego nie dotarło. Zaniepokojony rudzielec pomachał ręką przed oczami kolegi.

- Przestań, Ron. Myślę.

- Nad czym?

- Powiedziałeś, że tylko trzy osoby są aktywne jako zawodnicy, podczas gdy jeszcze miesiąc temu mieliśmy dwóch pałkarzy?

- No właśnie, mieliśmy.

- I cóż się z nimi stało?

- Nic. Po prostu nie chcą grać.

- I ty myślisz, że w to uwierzę?

- Musisz. Oni byli wybrani jako zastępcy Freda i George’ a. Pani Hooch miała nadzieję, że bliźniaki wrócą do szkoły po wakacjach. Nie wrócili.

Harry w milczeniu kontemplował zasłyszane nowiny. Coś mu tu nie pasowało. Zazwyczaj, jeśli ktoś się dostał do drużyny, to nie odchodził z niej po kilku miesiącach. W Gryffindorze śmietanką towarzystwa byli zawodnicy, więc raczej marne szanse by zrezygnowali z przywilejów. Przynajmniej tak myślał Złoty Chłopiec.

Spojrzał na swojego przyjaciela, który był cały czerwony na twarzy. Kilka metrów za Ronem dostrzegł Ginny stojącą w towarzystwie dwóch rosłych młodzieńców zwijających się ze śmiechu.

Czarnowłosy pokiwał głową z politowaniem. Mógł się założyć, że pomysłem Ginewry było zrobienie z niego kretyna na forum prawie całego domu. Trzeba w tym momencie zaznaczyć, że na eliminacje przyszło, co najmniej dziewięćdziesiąt procent Gryfonów. Pominąwszy rok pierwszy i siódmy, no i oczywiście Hermionę, która sport czarodziejów uważała za stratę czasu.

Na pytanie, czy wszyscy obecni zamierzają być ścigającymi odpowiedział zgodny chórek. Mówi się, że wyjątek potwierdza regułę. Tak było i tym razem. Z tłumu wystąpił chłopak, stojący razem z grupką kolegów w pewnym oddaleniu od reszty. Podszedł do kapitana oraz pozostałych zawodników i zaczął przemawiać konspiracyjnym szeptem.

- Ja i moi koledzy stwierdziliśmy, że drużynie przydałaby się jakaś zmiana.

- Co ty mi tu…? – Zaczął Ron

- Spokojnie Roniaczku – odezwała się Ginny. – Pozwól mu powiedzieć.

- Chodzi mi o to, że może warto zrobić skład rezerwowy – kontynuował niezrażony chłopak. – Na wypadek, gdyby komuś w czasie gry coś się stało.

- To nie jest głupie Ron – przemówił milczący do tej pory Harry, Widząc niezdecydowanie w oczach kolegi, postanowił wjechać na ambicję rudzielca. – Każda szanująca się drużyna ma skład rezerwowy.

Po blisko piętnastominutowych naleganiach Ronald zgodził się z propozycją Grega. Zaznaczył przy tym, że młodszy Gryfon zostanie tymczasowo mianowany kapitanem drugiej ligi, jak to sam zainteresowany określił, oczywiście pod warunkiem, że okaże się na tyle dobry by zapewnić sobie miejsce w drużynie.

- Dobrze, więc – odezwał się kapitan. – Jak już wiecie potrzebujemy dwóch ścigających, bądź dwie ścigające – dodał zauważając mordercze błyski w oczach swojej siostry. – Podzielcie się na trzyosobowe grupki. Sprawdzian obejmuje zgranie oraz umiejętność unikania tłuczków.

Następnie Ginny przeszła wśród uczniów i rozdała im karteczki z numerami. Na każdą trójkę jeden. Przez kolejne trzy godziny obserwowali grę. Zgodnie orzekli, że do drużyny przechodzą Elizabeth Silverstone oraz Lisa Northon.

Gdy Ron poprosił, aby nikt się nie rozchodził, ponieważ ma do ogłoszenia pewien komunikat, zaległa natychmiastowa cisza.

- Dostałem propozycję, aby utworzyć rezerwową drużynę Gryfonów. Jeżeli, ktoś chciałby się do niej dostać, to, niech zostanie na boisku.

Jak łatwo się domyślić zostali wszyscy. Ścigających nie wybierano, gdyż zostali nimi uczniowie, którzy podczas pierwszego sprawdzianu byli dobrzy, ale nie tak dobrzy by dostać się do składu podstawowego. W następnej kolejności zajęto się pałkarzami. Zostali nimi kolejni bliźniacy. Greg i Rob. Do wyboru pozostało jeszcze dwóch zawodników. Obrońca i szukający. W ciągu następnej godziny wybrano obydwóch. Z czego sprawa z szukającym była prosta.

- Colin Creevey – powiedział stanowczo Harry. – W końcu będzie moim zastępcą i chyba mam prawo głosu, prawda? Och, Ron, już mówię, czemu. Fotograf musi mieć refleks, a Colin go ma.

Na jakiekolwiek protesty ze strony pozostałych osób reagował wzruszeniem ramion i stwierdzeniem „ja wiem lepiej, kto może mnie zastąpić. Bez obrazy Ginny”. Chcąc nie chcąc zgodzono się na Colina, ewentualnie Denisa.

Ron Waesley w przeciwieństwie do swojego zielonookiego przyjaciela nie miał upatrzonego zawodnika. Cała drużyna zgodziła się jednak, że najlepszym obrońcą będzie mała, acz niepozorna trzecioklasistka. Zgodnie stwierdzono, iż „takich dziewczyn nam trzeba”.

Po blisko sześciu godzinach zawodnicy, jak i pozostali uczniowie wrócili do Pokoju Wspólnego, a następnie udali się na kolację.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła Hermiona, gdy tylko zobaczyła swoich przyjaciół było pytanie, gdzie się podziewali tyle czasu, bo jakoś nie chce jej się wierzyć, że eliminacje trwały tak długo. Ron odpowiedział zgodnie z prawdą, że „owszem tyle trwały, ale nie pytaj, dlaczego, bo i tak ci nie powiem.” Harry spojrzał na przyjaciela jak na kretyna. Sam z własnej woli nigdy nie wystawiłby się na działanie pięści, ani różdżki Hermiony. Ron najwyraźniej ma jakieś względy u koleżanki, ponieważ ta jedynie się uśmiechnęła.

- Który dzisiaj? – Zapytał Harry, gdy tylko całą trójką znaleźli się w Pokoju Wspólnym.

- A co? Jesteś, aż tak zmęczony, że nawet tego nie pamiętasz? – Ron jak zwykle znalazł jakiś pretekst do śmiechu.

- Trzydziesty września, Harry – odpowiedziała jak zawsze racjonalnie myśląca Hermiona. – Sobota.

- Dzięki – rzucił zielonooki chłopak, gdy był już w przejściu.

- A jego gdzie wywiało? – Niestety na to pytanie brązowowłosa Gryfonka nie umiała znaleźć odpowiedzi.


Harry pędził szkolnymi korytarzami na złamanie karku. Było prawdopodobnie koło ósmej trzydzieści, może dziewiątej, a on miał się stawić równo o trzeciej po południu i dać odpowiedź. Jakby nie było te kilka godzin spóźnienia nie wynikało z jego sklerozy, ale było to uwarunkowane siłą wyższą. Nie mógł przecież opuścić boiska, twierdząc, że musi się pouczyć. W coś takiego raczej nikt by nie uwierzył. A już zwłaszcza rudowłosi Waesley’ owie, z którymi spędzał prawie każde wakacje odkąd poszedł do Hogwartu.

Dobiegł do obrazu wiedźmy, ale nie ujrzał przy nim nikogo. Stwierdził, że pewnie znudziło im się czekanie na niego, ale bardzo się mylił. Zdążył się odwrócić i już zamierzał odejść, gdy na horyzoncie pojawiła się Angelica. Uśmiechając się słodko otworzyła przejście i gestem zaprosiła chłopaka do środka. Obiecała również, że za kilka minut dołączą do nich pozostali. Jak się okazało Pablo był w bibliotece Bractwa i wyszukiwał wszystko na temat czytania w myślach, które teoretycznie nie istnieje. Carmen natomiast przebywała w sali na samym szczycie wierzy i robiła tam „swoje doświadczenia”.

– Wierz mi, nie chciałbyś się tam znaleźć Harry – Powiedziała Angelica, a następnie zeszła po schodach na sam dół.

- Muszę to zanieść do pracowni – wytłumaczyła wskazując trzymane w rękach paczki.

Harry usiadł, więc na wygodnym skórzanym fotelu i cierpliwie czekał. Po około piętnastu minutach w pomieszczeniu pojawiły się pozostałe trzy osoby. Wszyscy usiedli na takich samych siedziskach jak Chłopiec, Który Przeżył. Czarnowłosa dziewczyna machnęła różdżką i na stoliku pojawiły się cztery butelki kremowego piwa oraz kilka rodzajów słodyczy. Zapadła denerwująca cisza, którą postanowił przerwać Harry.

- Zastanawiałem się nad waszą, hm… propozycją – zaczął niepewnie, jednak nie słysząc żadnych dźwięków dochodzących ze strony swych towarzyszy, kontynuował nieco już uspokojony. – Chciałem wam powiedzieć, że się zgadzam.

- To dobrze – odezwała się Carmen. – Przemyślałeś tą decyzję? Jesteś całkowicie pewien, że dobrze robisz?

- Tak – powiedział stanowczo Harry. – I żeby żadne z was nie próbowało mi tego wyperswadować – dodał na zakończenie, ostentacyjnie bawiąc się różdżką.

Spojrzeli po sobie porozumiewawczo, uśmiechając się przy tym nieznacznie. Black wyszła z salonu, jak w myślach nazywał to miejsce Harry. Wróciła po chwili mówiąc, że wszystko załatwione i że naukę czas zacząć, ale nie dziś, bo sądząc po minie Pottera nie umiałby on rzucić nawet prostego Protego. Powiedziała też, że zielonooki wreszcie zaczął używać czegoś takiego jak mózg, a skoro to zrobił to mógłby przestać zachowywać się jak idiota, bo wszyscy się domyślą, iż ma on jakieś tajemnice.

Złoty Chłopiec pożegnał się i opuścił wierzę. Trójka uczniów siedziała jeszcze chwilę popijając piwo i kończąc jedzenie smakołyków.


Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco. Już wyobraził sobie minę Białego, gdy ten dowie się, że jego rycerzyk bez zmazy ni skazy nie jest tak naprawdę czysty jak łza. Co więcej, że już od kilku lat go okłamywał. Och nie, nie zamierzał jeszcze wyjawić tajemnicy. To potrwa. Może nawet dłużej niż wydawało mu się na początku, ale on będzie cierpliwy.

Przewrócił stronę trzymanej na kolanach księgi. Napis na górze kartki głosił TOM MARVOLO RIDDLE. Tak, ten smarkacz okazał się totalną klapą. Dość, że nie umiał wykorzystać ofiarowanej mu wiedzy, to jeszcze bezczelnie stwierdził, że sam da sobie radę. I jakie są tego skutki?

Strach i terror. Na tym nie może opierać się żadna władza. Sam się o tym przekonał i zamierzał wpoić to również nowemu pokoleniu. Oby tylko chcieli go słuchać i nie popełnili jego błędów.

Oby tylko…


Ten post był edytowany przez Carmen Black: 15.07.2005 20:19


--------------------
Czy będzie ci ze mną dobrze?
Czy będzie ci ze mną źle?
Czy będzie ci ze mną lepiej,
czy gorzej?
Możesz przekonać się!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Carmen Black   Harry Potter I Bractwo Smoka [zak]   16.04.2005 22:45
KaFeCkO  
QUOTE   17.04.2005 19:03
Carmen Black   ROZDZIAŁ 2 „CZUŁE” POWITANIE ...   17.04.2005 21:32
Weasley   a bedzie rozdział 3?!   18.04.2005 16:46
Magya   Mam mieszane uczucia i z krytyką wstrzymam się do ...   18.04.2005 19:12
Carmen Black   ROZDZIAŁ 3 WYJAŚNIENIA Harry zamr...   18.04.2005 22:05
Carmen Black   CZwarty jest dłuższy... ROZDZIAŁ 4 Ważne rozmowy...   21.04.2005 18:31
Mariah Hiwatarii   Bardzo fajne opowiadanie !!! Podziwiam...   03.05.2005 11:57
Moonchild   hmmm.. no to zacznijmy od początku 1 rozdział to...   03.05.2005 12:35
Carmen Black   Do Moonchild!! 1) Piszę w "wordzie...   03.05.2005 14:30
Moonchild   Dobra Snake zamiast Snape to jeszcze moge zrozumie...   03.05.2005 14:39
Carmen Black   A więc tak: to jest kolejny rozdział. Ma niecałe 1...   04.05.2005 00:27
Moonchild   Całkiem fajne :) Pojawiło się troche więcej opisów...   08.05.2005 11:29
Forhir   Swietne! Czekam z niecierpliwoscia na kolejne ...   08.05.2005 12:03
Ewelka   Przecyztałam dopiero trzy pierwsze odcinki ale...   08.05.2005 19:08
raven11   Super! :D czekam na następne jest świetne mam ...   19.05.2005 19:21
Martuś_gryffindor   fajnie fajnie,ale dla mnie to troszke za duzo opis...   28.05.2005 13:14
Carmen Black   Rozdział 6 już jest. Jeśli jego konwencja wam się ...   29.05.2005 18:03
Moonchild   No wreszcie dałaś kolejną część. I to całkiem ciek...   29.05.2005 19:52
Carmen Black   No cóż. Może trochę wyjaśnię. W liście owszem nie ...   02.06.2005 21:05
Carmen Black   ROZDZIAŁ 7 NOWI Zgiełk. Hałas. Śmiech. Krzyki. J...   02.06.2005 21:09
Moonchild   Początek średnio mi się podobał, ale dalej się roz...   02.06.2005 21:46
Carmen Black   No cóż. Błędy są. Rozdział nie jest zbyt ciekawy, ...   20.06.2005 16:06
Moonchild   Dawno tu nie zaglądałam. Nawet nie zauważyłam, że ...   10.07.2005 22:46
Carmen Black   Jeśli są błędy - przepraszam. Nie jest to jednak m...   14.07.2005 22:49
Avadakedaver   Grtuluję Ci! napisałaś już prawie całą książkę...   04.02.2006 21:14
Natalia   Podoba Mi Się Nie Znalazłam Żadnych Błędów Może D...   15.07.2005 13:32
Vanillivi d'Azurro   Czytałam już wcześniej ten ff na blogu. Szczerze m...   13.09.2005 21:48
Carmen Black   Ja, ja przepraszam. Wiem, że niektórym to się nie ...   14.09.2005 17:04
Carmen Black   Sory, to jest ciąg dalszy poprzedniego rozdziału. ...   14.09.2005 17:24
Tomak   Przeczytałem opowiadanko i stwierdzam ze jest napr...   14.09.2005 18:47
Carmen Black   Na żywca, na żywca. Jestem mistrzem improwizacj...   14.09.2005 19:36
Mroczny Wiatr   :blush: Cóż szkoda, że dopiero jutro. Szkoda, że ...   14.09.2005 23:14
Carmen Black   Rok temu, że się tak wyrażę nie miałam jeszcze ...   15.09.2005 15:04
Carmen Black   Obiecany rozdział jedenasty właśnie wylądował. Zap...   15.09.2005 15:11
Tomak   Bombastick fajny parcik opowiadanko wciaga. Piszes...   15.09.2005 15:30
Carmen Black   Kolejne części podzielone na party najpierw ląd...   15.09.2005 15:43
Carmen Black   Jak zwykle coś mi ucina końcówkę. No, nic. Wklejam...   15.09.2005 15:30
Tomak   Dobra kapie. o sowe było by trudno a kominka w dom...   15.09.2005 16:06
Moonchild   Podoba mi się, ale miejscami troche nudnawe sie ro...   15.09.2005 16:38
Mroczny Wiatr   :blush: Doczytałem reszte u Ciebie na blogu bo co...   16.09.2005 14:14
Tomak   A mozesz podac adres bloga bo tez bym sobie chciał...   16.09.2005 14:33
Mroczny Wiatr   Carmen podała wczoraj o 15,43 http//hpibractwosmo...   16.09.2005 16:20
Tomak   Dzieki. Jezeli juz wczesniej adres był podawany to...   16.09.2005 17:33
Carmen Black   Do stu tysięcy wściekłych Hipogryfów! Na Chime...   16.09.2005 18:02
Tomak   Impervius! Mam małe pytanko. Co to za zakleci...   16.09.2005 19:56
Czarny Łowca_   Zeklęcia Impervius użyła Hermiona w tomie IV i dru...   17.09.2005 14:43
Tomak   Aha juz pamietam dzieki teraz juz sobie przypomnia...   17.09.2005 15:00
Czarny Łowca_   Faktycznie pomyłka, ale pisałem to z pamięci, a ta...   17.09.2005 17:50
moniczka   Narazie przeczytalam tylko trzy rozdzialy, bo nie ...   17.09.2005 18:23
Carmen Black   Dawno tego nie aktualizowałam. Mam sporo zaległośc...   02.02.2006 17:49
Carmen Black   Kontynuacja dwunastki Kolejne kilka tygodni były ...   02.02.2006 17:51
Carmen Black   ROZDZIAŁ 13 Biała Śmierć Lord Voldemort by...   02.02.2006 17:54
Katon   Kurde, ludzie, macie rozmach.   02.02.2006 17:56
Carmen Black   ROZDZIAŁ 14 Serum prawdę Ci powie ...   02.02.2006 17:58
Carmen Black   ROZDZIAŁ 15 Poza czasem i przestrzenią Harry ...   02.02.2006 18:01
Carmen Black   ROZDZIAŁ 16 Wyprawa - Wyglądasz jak kretyn ...   02.02.2006 18:06
Carmen Black   Rozdział 17 Drużyna Marzeń Anastazja Romanowa s...   02.02.2006 18:08
Carmen Black   Rozdział 18 Kryształowy Sen Przez cały tydzień ...   02.02.2006 18:09
Carmen Black   ROZDZIAŁ 19 Ciężkie życie artysty Anastazja wst...   02.02.2006 18:11
Tomak   Czytałem na blogu rozdzialiki są super nie moge si...   02.02.2006 20:26
Ajihad   Czy tu będą następne rozdziały? :(   12.02.2006 15:30
Carmen Black   Rozdziały będą, a jakże! Rozdział 20 Zagini...   12.02.2006 17:16
Carmen Black   ROZDZIAŁ 21 Odkryte tajemnice Hogwardzkie śniad...   12.02.2006 17:24
Ajihad   Juhuuu! :P Wreszcie! Te części wymiatają...   12.02.2006 23:17
Carmen Black   ROZDZIAŁ 22 Prawda w oczy kole Ginny siedziała pr...   15.02.2006 19:22
Czarny Łowca_   Świetnie że jest już nastepna część. Szczególnie p...   16.02.2006 11:08
em   Nie mam czasu czytać całości, wybacz ^^", ale...   16.02.2006 11:14
Ajihad   Prócz tego, że jak powiedział emoticonka: " H...   16.02.2006 17:37
Carmen Black   Mam nadzieję, że będzie się miło czytało... ROZDZ...   20.02.2006 00:04
Carmen Black   ROZDZIAŁ 24 [u]Urodziny[/b] Powoli docierały do n...   22.02.2006 16:47
Avadakedaver   niessamowite. TY jesteś niessamowita, Carmen. Powi...   26.02.2006 23:13
Carmen Black   Z Rowling nie zamierzam niczego obgadywać. Każda z...   28.02.2006 21:13
Avadakedaver   noooo... niby tak, ale kobieto, takiego talentu ni...   02.03.2006 22:38
Moongirl   jak zaczełam czytać to opowiadanie to hm bylo wida...   07.03.2006 17:14
zgred   Pozdrowionka opowiadanie ciekawe. Im wiecej czytas...   11.03.2006 12:24
mateusz14   Niezłe opowiadanie nie moge się doczekać następneg...   11.03.2006 13:25
Carmen Black   ROZDZIAŁ 26 [u]Przekleństwo Nienawidził żyć w nie...   14.03.2006 00:18
Ajihad   Skończyć w takim momencie! Tóż to zbrodnia...   14.03.2006 09:47
Moongirl   jaka cudna niespodziewajka :) rozdzial swietny :) ...   15.03.2006 16:47
pelbinek   Kiedy wyjdzie następny rozdział ?? Bo już nie mogę...   23.03.2006 16:18
Michal   No to jest za......e:) Pomyśl czy tego nie wydać,...   23.03.2006 23:21
Carmen Black   ROZDZIAŁ 27 [u]Powtórka z rozrywki[/u] Dudley si...   24.03.2006 18:08
pelbinek   Następny super odcinek :D Tylko znowu przerwany w ...   24.03.2006 20:05
Dragona   Troche podobne do Szczesliwych dni (skalpel Avereg...   25.03.2006 20:09
Carmen Black   ROZDZIAŁ 28 [u]Cena wolności[/u] Hermiona była p...   07.04.2006 22:19
Ajihad   Wreszcie nowy part! Określę go jednym zdaniem ...   08.04.2006 11:39
Dragona   No i oto chodzi ten rozdzial wyszedl ci swietnie :...   09.04.2006 15:38
Michal   Kiedy bedzie dalszy ciąg... juz od 18dni nic niema...   25.04.2006 16:40
Carmen Black   Rozdział 29 Powroty bolą najbardziej Mary siedzi...   26.04.2006 17:18
Michal   Fajne:D:D Harry śmierciożercą:] Tylko nierozumiem...   26.04.2006 18:32
Carmen Black   Gwałt był iluzją. Mroczny Znak był jedynie chronio...   26.04.2006 18:55
Michal   Aaa dobra teraz czaje:] Dzięki:D:D Jak skonczysz ...   26.04.2006 20:17
Carmen Black   [b]Rozdział 30 Nie zrywaj… Harry pakował ku...   01.05.2006 19:25
nosferatu   nie tylko nie :cry: to...to mój ulubiony ff napisz...   03.05.2006 16:16
Ajihad   Nie! Tylko nie to! Ten napis"koniec...   03.05.2006 21:58
Moongirl   a bedzie jakis dalszy ciąg? w nowym ff?   12.05.2006 16:17
Hawtagai   Jestem pod wrażeniem tego ff :) mam nadzieje,że t...   12.05.2006 16:46
Carmen Black   Nie, nie koniec   12.05.2006 20:08
Kedos   To nie moze byc koniec bo gdzie cala bitwa ;P Nooo...   12.05.2006 23:23
2 Strony  1 2 >


Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 13.05.2024 19:25