Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Abbey Road - The Beatles [26 Września 1969]

MisieK
post 17.12.2007 18:46
Post #1 

Chrapiący Mesjasz New Age


Grupa: czysta krew..
Postów: 4619
Dołączył: 27.03.2004

Płeć: Mężczyzna



Trudno jest pisać o czymś, co zostało opisane już setki, jeśli nie tysiące razy. Jeszcze trudniej po raz tysięczny powtórzyć, że to coś jest genialne. Ale spróbuję.
Do czasu wydania pierwszego albumu Beatlesi zdążyli zmienić obliczę rocka i stać się jego niekwestionowanymi królami. John i Paul zdążyli napisać najlepszą piosenkę świata(„A Day in the Life”) i chyba naprawdę byli wtedy popularniejsi od Jezusa. Najwyraźniej było im mało.
Pierwszy utwór pierwotnie miał być tylko piosenką do kampanii gubernatorskiej pewnego amerykańskiego ćpuna( i profesora Harvardu przy okazji). Mistrzowska gra Harrisona, McCartney na pianinie elektrycznym i Lennon z czymś na kształt ‘shoot…shoot…shoot’, to jak dla mnie klucz do sukcesu tej piosenki.
Harrisom błyszczy najjaśniej przy utworze numer dwa. Świetnie sprawdza się w roli wokalisty, o grze na gitarze nie wspominając. I refren:
You're asking me will my love grow
I don't know, I don't know
You stick around and it may show
I don't know, I don't know
Takie proste i tak niebanalne słowa pokazują, że Harrison także był utalentowanym songwriterem. A Sinatra stwierdził potem, że to najlepsza piosenka duetu L/MC.
Kiedy kończy się Something do akcji wkracza Paul. Maxwell's Silver Hammer, to wesoła i skoczna piosenka o tym jak to Maxwell Edison morduje swoją dziewczynę i nie tylko. Typowy przykład McCartneyowskiego stylu, który Brytyjczycy określają jako granny, a mi za cholerę nie pasuje stwierdzenie babciny.
Potem jest „Oh! Darling” piosenka, którą zna każdy, choć większość nie wie kto ją popełnił. Lennon twierdził, że być może jest to najlepsza piosenka Paula i dodał, że sam zaśpiewał by ją lepiej. Może i tak, ale to co robi McCartney przechodząc z gładkiego bluesowego wokalu przy „Believe me Darling”, w zdzieranie sobie gardła przy „When you told me/You didn't need me anymore”… Mistrzostwo świata.
Żeby tradycji stało się zadość teraz śpiewać będzie Ringo. Dodatkowo, po raz drugi(i ostatni) w swojej karierze wystąpi w roli songwritera. Solówka Harrisona jest jedną z moich ulubionych na płycie i jedną z moich ulubionych by Starr w ogóle. Pyzatym, jest to kolejna niby-dziecinna piosenka z dragami w tle.
Numer sześć to, długa jak na Żuki, hardrockowa piosenka, w której mamy do czynienia z 15 może słowami na krzyż, trzyminutowym powtarzaniem jednej nuty, ale i tak jest świetnie. I Paul szaleje na basie.
“Here Comes The Sun” to chyba najbardziej dopracowany i beztroski utwór na płycie. Zupełne przeciwieństwo poprzednika. Doskonałe wprowadzenie do drugiej, lepszej części płyty.
Lennon napisał „Because” na podstawie zagranej przez Yoko od tyłu sonaty Beethovena. Ta baśniowa ballada sprawia, że na te 2:46 odpływamy. Dodam, że ten patent z potrójnym nagrywaniem wokalu przez Paula, Johna i George’a, by uzyskać efekt śpiewającej dziewiątki, jest świetny – piąty Beatles szaleje.
Spokojna, piękna melodia w pierwszej części i bluesowe wymiatanie w drugiej – „You Never Give Me Your Money”. Idealnie zrównoważone proporcje – Żuki.
Gitara w „Sun King” troche jak u Hendrixa na “Are You Experienced”. I te wstawki po hiszpańsku czy jakimś innym języku.
Mr. Mustard i Pam to brat i siostra. Świetnie napędzają płytę i pokazują, że Beatlesi mają w sobie jeszcze coś z zadziory z pierwszych wydawnictw.
“She Came In Through The Bathroom Window” ma troche chory tekst. I co z tego skoro całość jest jak zwykle świetna.
Drugi medley to już rzeź. Szczytowy moment płyty. „Golden Slubmers” masakruje skrzypcami, fortepianem i chyba najpiękniejszym śpiewem Paula od początku kariery.
„Carry That Wright” i powtórka z “You Never…”, jak nigdy nic, autentycznie mnie wzrusza.
Na końcu szalej cała czwórka. Solówka na perce Ringa to mistrzostwo. Harrison też się nie oszczędza. I końcówka „The End” powinna być dla wszystkich jasna.
Całą płytę kończy 23 sekundowy „Her Majesty” – wyluzowany, fajny. Choć ja go omijam. Wolę wysłuchać ostatnich słów „The End” i utwierdzać się w przekonaniu, że nie będzie drugich The Beatles nie będzie nigdy i że już nigdy nie powstanie 13 tak doskonałych albumów a tym najdoskonalszym był ten, którego właśnie wysłuchałem.

a-must-see: http://www.youtube.com/watch?v=wBe85UKa1GQ
link jutro.

Ten post był edytowany przez MisieK: 17.12.2007 19:20


--------------------
QUOTE
MisieK: Ja jepie [pozdro dla matoosa, przyp. red.]
PrZeMeK_Z.: Tak trochę.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 18.04.2024 03:24