Drukowana wersja tematu

Kliknij tu, aby zobaczyć temat w orginalnym formacie

Magiczne Forum _ W Labiryncie Wyobraźni _ Wilcza Rasa (zak)

Napisany przez: iskra 29.06.2003 22:40

Nie wiem po co to daje, ale może się komuś spodobać smile.gif Miało być nieco wojennie, wyszła totalna telenowela... Ale w trakcie dodawania postów bedę niektóre rzeczy zmieniać więc może bedzie dobrze. JAk by co to wszelka odpowiedzialność ponosi niejaka Sol z Ludzi Lodu (buhahahaha, mówiłam, że na Ciebie zwale? tongue.gif ) Życze miłego czytania happy.gif

Acha, może byc wiele błendoof, bo pisałam to właściwie troche czasu temu, ale co tam happy.gif I mam chyba nieco kłopoty z czasem...

___________

1


Kiedy byłam małą dziewczynką mama zawsze ostrzegała mnie przed tajemniczą wilczą rasą. Podobno rasa ta umiała się dostosować do każdych warunków, była inteligentna i przebiegła i nade wszystko nienawidziła ludzi. Zresztą z wzajemnością. Mama mówiła, że wilcza rasa miała w zwyczaju żywić się ludzkim mięsem, ale po skończeniu 13 lat przestałam w to wierzyć. Opowiedziała mi też legendę o Wielkiej Wojnie toczącej się w zamierzchłych czasach. Wilcza rasa przegrała i wycofała się na bardziej niedostępne tereny w głębi lasu. Teoretycznie miał zapanować pokój lecz w praktyce... cóż, tylko teoretycznie. W praktyce toczyła się nadal nieformalna wojna. Prawdopodobnie trwa do dziś, ale objawia się tyko sporadyczną niechęcią lub nawet nienawiścią. Słyszałam ostatnio, że gdzieś na północy istnieje miasto, w którym ludzie i wilcza rasa żyją we względnej zgodzie. Osobiście nie wiem, czy jest to możliwe.
Teraz mam 16 lat i nadal boje się wilczej rasy. Wprawdzie nigdy nie widziałam jej przedstawiciela, ale Tarimin często mi opowiada o ludziach zamordowanych przez wilczą rasę, których znalazł jego ojciec. Tarimin jest synem generała armii naszego państwa - Narni - i jest ode mnie o 6 lat starszy. Lubię jego towarzystwo, bo zna wiele ciekawych opowieści i jest bardzo oczytany (uczy się na dworze króla). Tari nie lubi wilczej rasy i niejednokrotnie opowiadał mi co zrobiłby z takim osobnikiem, gdyby go spotkał. Nie lubię tego i mówię, że to okrutne. Wprawdzie się ich boję, ale żeby od razu nienawidzić? Tari zawsze mnie wtedy przytulał i śmiał się, że to tylko takie żarty. On jest taki sympatyczny, opiekuńczy, pełen dobroci i mam takie śliczne ciemne oczy. Chyba właśnie dlatego się w nim zakochałam. Jednak bardzo dbam o to by się tego nie dowiedział. Boję się, że to zepsułoby nasze przyjacielskie stosunki. "Dlaczego życie jest takie skomplikowane?' zadawałam sobie to pytanie raz za razem nieświadoma, że moje życie dopiero się skomplikuje... i to bardzo.

*

Wieczorem, w trzeci dzień od przesilenia letniego, przyszedł do mnie bardzo uradowany Tarimin.
- Zgadnij, przyjaciółko moja, jakie szczęście się do mnie uśmiechnęło - zawołał od progu i nie czekając na moją odpowiedź rzekł - Sora - wiesz ta dziewczyna, za którą się uganiałem tyle czasu - w końcu mnie zauważyła. Mało tego, jeszcze zgodziła się za mnie wyjść! Słyszysz, Cailith? Żenię się! Przyjdziesz?
Otworzyłam szeroko oczy, a powietrze wypłynęło mi z płuc ze świstem. Poczułam ból w głowie i w oczach mi pociemniało. Osunęłam się na podłogę.
Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam twarz swojej matki. Leżałam na łóżku, a ona siedziała przy mnie.
- Jak się czujesz, Cai? - usłyszałam jej troskliwy głos.
- Chcę zostać kapłanką - powiedziałam.
- Kapłanką? - uśmiechnęła się mama - Kochanie, cóż to za dziwaczne pomysły?
- Chcę iść do Świątyni Czterech Żywiołów, mamo. Czy możesz to uszanować?
- Oczywiście, córeczko. Jeśli jesteś tego pewna, zaakceptuje to.
- Dziękuje, mamo - powiedziałam i zamknęłam oczy, by osunąć się w sen. Ostatnim skrawkiem świadomości zapytałam - A Tari?
- Siedział przy tobie przez 2 godziny. Przed chwilą wyszedł. Był umówiony z Sorą. To naprawdę miła i ładna dziewczyna - rzekła mama z uśmiechem, nie wiedząc jak bardzo mnie rani - Aha, zapomniałabym. Tarimin zostawił dla ciebie kwiaty.
- To miłe - odpowiedziałam, ale łzy cisnęły mi się do oczu. Gdy mama opuściła pokój wyrzuciłam kwiaty przez okno i załkałam cicho.
Zaraz na następny dzień poszłam do świątyni. Leżała ona w głębi lasu i prawdę mówiąc trudno było się do niej dostać. Mama chciała bym poszła z Tariminem, ale ja stanowczo zaprzeczyłam i wyruszyłam sama. Po dojściu na miejsce ujrzałam zaskakujący widok: przed drzwiami świątyni była kolejka! Od jednej z dziewczyn dowiedziałam się, że kapłanki wybierają tylko dziewczęta inteligentne, młode i odpowiedniej budowy. Każda kandydatka musiała zostać obejrzana i przepytana przez Najwyższą Kapłankę. Ja byłam 12 dziewczyną. 12 to szczęśliwa liczba, więc raczej powinnam zostać przyjęta. Po wypaleniu się dwóch świec byłam już zmęczona. Znużona usiadłam na zwalonym konarze z dala od reszty dziewczyn. Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się gwałtownie ze zduszonym krzykiem.
- Nie chciałem cię przestraszyć - usłyszałam bardzo ładny niski i dźwięczny głos, brzmiący trochę jakby z obcym akcentem. Chłopak (a może już mężczyzna?), który wypowiedział to zdanie miał zakrytą twarz tak, że byłoby mu widać tylko oczy gdyby nie kaptur, który obcy miał naciągnięty na twarz. Spod kaptura wylatywały mu czarne jak smoła pasemka włosów, sięgające do ramion. Dłonie miał ukryte pod rękawiczkami z ... wilczej skóry? Mój ojciec jest garbarzem, ale nie potrafiłabym precyzyjnie określić z jakiego zwierzęcia jest ta skóra.
- Przepraszam - powiedział obcy.
- Nic nie szkodzi - odparłam trochę zmieszana tym miłym głosem. Chciałam zapytać kim jest, ale on mnie uprzedził pytaniem:
- Chyba mi nie powiesz, że chcesz wstąpić do świątyni? - spytał zaczepnie i wiedziałam, że pytanie to nie jest złośliwe.
- Chcę - odpowiedziałam z prostotą - A dlaczego pytasz?
- Tak jakoś - wzruszył ramionami - Po prostu szkoda by było takiej ładnej dziewczyny na kapłankę.
Zarumieniłam się słysząc ten komplement, a on chyba właśnie tego oczekiwał, bo zauważyłam jak jego usta naciągają się w uśmiechu pod materiałem, którym okrywał twarz.
- Kim jesteś? - spytałam w końcu.
- Wędrownym bardem, wojownikiem, minstrelem, poetą, złodziejem damskich serc... kim tylko zechcesz - powiedział słodko, ale wiedziałam, że nie na poważnie.
- Przestań - zaśmiałam się głośno - Kandyduje na kapłankę, więc nie próbuj mnie uwieść.
- Ja? - spytał niewinnie - Czy ja próbuję cię uwieść? A tak poważnie, to nie idź do świątyni. Będziesz żałować.
- Czyżby? - zmieniłam ton głosu na bardziej buńczuczny. To, że próbuje mnie odwieść od mojego zamiaru zaczęło mnie powoli irytować - W ogóle to dlaczego chcesz zmienić moje zdanie co do bycia kapłanką?
- Powiedzmy, że gram role Dobrego Duszka.
- Ale dlaczego? - dopytywałam się - Dlaczego rozmawiasz właśnie ze mną, a nie z jakąś inną dziewczyną?
- Powiedzmy, że nie widzę w twoich oczach powołania.
- Co cię obchodzi z jakiego powodu idę do świątyni? - warknęłam, ale wiedziałam, że ma rację. Jeśli nie pójdę do świątyni z powołania zniszczę się.
- Nic - mruknął - Ale twoje zachowanie i wyraz twarzy świadczą, że to przez mężczyznę.
- A co ty możesz o tym wiedzieć?! - rzuciłam gniewnie.
- Tez potrafię kochać - powiedział cicho - i też kiedyś... hm, powiedzmy, że moja dama serca mnie zdradziła.
- Co mnie to obchodzi?
- Nie idź do świątyni - powtórzył.
- Idź do diabła! - warknęłam i pobiegłam do... domu. Nie wiem dlaczego nie zostałam przy świątyni.
Przecież słowa tego obcego chłopaka nic dla mnie nie znaczyły, nie miały na mnie żadnego wpływu. Po co ja się okłamuję? Miały wpływ, ale kompletnie nie mam pojęcia dlaczego tak duży. Biegłam tak aż do wioski. Potem zwolnił, przeszłam kilka kroków i zatrzymałam się. Popatrzyłam na lecącego na niebie orła i poczułam w sercu spokój. Jestem wolna, wolna jak ptak. Gdybym została kapłanką byłabym orłem zamkniętym w klatce, z której nie mogę uciec. Uśmiechnęłam się odruchowo i ruszyłam powoli do Arni - stolicy państwa i mojego rodzinnego miasta. Jestem wolna, powtórzyłam jeszcze raz w myślach. W Arni spotkałam Tarimina.
- Witaj, Cai - rzekł z uśmiechem - Chodzą słuchy, że chcesz zostać kapłanką. Ledwo ci się poprawiło, a już żarty się ciebie trzymają.
- To prawda - rzekłam poważnie - Chciałam zostać kapłanką.
- Nie możesz! - rzucił i złapał mnie za rękę ściskając mocno, potem dodał łagodnie - Cai, nie idź do świątyni. Zmarnujesz się. Nie idź, proszę cię o to jako przyjaciel.
- Nie pójdę - odpowiedziałam siląc się by nie jęknąć z bólu. Uścisk Teriego był mocny - Już zmieniłam zdanie.
- To dobrze - uśmiechnął się lekko i puścił moja dłoń.
- Wiem, ktoś już mi to uświadomił - odwzajemniłam uśmiech.
- Cai, wyrzuciłaś moje kwiaty - stwierdził, nie zapytał, niemal obojętnie.
- Ja... to... - westchnęłam z rezygnacją - jakoś tak wyszło, przepraszam.
- Nie przejmuj się - jego usta rozciągnęły się w uśmiechu, ale miałam wrażenie, że mimo wszystko jest mu przykro - To tylko kwiaty. Chodź ze mną! Sora chciałaby cię poznać.
- Ja... nie mogę - wydusiłam z trudem. Może i pogodziłam się z myślą, że Tari żeni się z Sorą, ale nie aż na tyle by się z nią spotkać - Musze jeszcze coś załatwić, coś... bardzo ważnego.
- Szkoda - popatrzył na mnie tymi swoimi ślicznymi oczami - Naprawdę szkoda. Do zobaczenia, Cailith.
Pomachałam mu na pożegnanie uśmiechając się przy tym, a potem odetchnęłam głęboko. Cieszę się, że Tarimin jest szczęśliwy i nie chcę tego zniszczyć swoimi uczuciami. Cóż, będę musiała z tym żyć.

*

Wiatr targał delikatnie liśćmi drzew, a promienie słoneczne przemykały miedzy nimi w jesiennym tańcu. Zakapturzona postać opierała się o stary dąb. Wyraźnie na kogoś czekała.
- Tylko informacje. To rozkaz królowej - rozległ się miękki kobiecy głos.
- Rozumiem - odparł zakapturzony mężczyzna
- Czyżby?
- Nie przyjechałem tu po nic innego jak po informacje. Jeśli myślisz, że chciałbym atakować na własną rękę znaczy, że masz mnie za głupca.
- Tylko informacje. Broń. Strategia. Taktyka. Wojsko. Liczebność.
- Rozumiem.
- Uważaj na Wasukiego.
- Wiem.
- Uważaj...
- Wiem - przerwał jej stanowczo.
- Nadużywasz swej władzy.
- Wiem - uśmiechnął się, a w uśmiechu tym mogło się kryć wszystko.

*

W domu nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Coś mnie gryzło tylko nie wiedziałam co. Wyszłam na zewnątrz i pozwoliłam by wiatr rozwiał moje długie jasne włosy. Jestem wolna jak ptak, kolejny raz powtórzyłam to zdanie. Tak, już wiem co mnie gryzie! Ten chłopak, którego spotkałam przy świątyni uchronił mnie od poważnego błędu jaki chciałam uczynić. Zdenerwowałam się na niego i, co gorsze, dałam mu to do zrozumienia. Tak nie można. Musiałam mu podziękować. Chciałam dać mu coś drobnego, niekoniecznie wartościowego, ale od serca. Wtedy wpadłam na genialny pomysł, który w przyszłości stał się przekleństwem dla nas obojga. Wyrzeźbiłam z drewna mały zdobiony medalionik z wklęsłością w środku. W dołku umieściłam niebieskie szkiełko, a na odwrocie wyryłam swoje imię. Do medaliku przyczepiłam rzemyk. Podarunek niezbyt wyszukany, ale ładny. Wstałam z krzesła, na którym wykonałam wisiorek z zamiarem wrócenia na miejsce spotkania z nieznajomym. Jednak słońce chyliło się ku zachodowi i zdecydowałam, że wrócę tam jutro. Rano, gdy tylko słonce wyjrzało zza gór, ruszyłam spacerkiem w stronę świątyni. W taki tempie byłam tam zanim wypaliła się jedna świeca. Po dotarciu na miejsce usiadłam na zwalonym pniu w miejscu spotkania z obcym. Miałam cichą nadzieję, że go tu spotkam. Cóż, nadzieja matka głupich. Mimo, że chłopaka nie było, postanowiłam zostać przez chwilę w tym miejscu.
- Dlaczego wróciłaś? - usłyszałam za plecami znajomy głos.
- Ja... ja... chciałam ci podziękować - powiedziałam i odwróciłam się do niego twarzą.
- Doprawdy? - pod materiałem, którym zakrywał twarz pojawił się zawadiacki uśmiech.
- Tak - przytaknęłam i wyciągnęłam z kieszeni sukienki wisiorek - To nic wielkiego, ale chciałabym żebyś go przyjął - wyciągnęłam do niego rękę z medalionem na otwartej dłoni. Nie wziął go.
- A za co te podziękowania? - spytał podejrzliwie, co mnie trochę zraniło.
- Za granie Dobrego Duszka - uśmiechnęłam się przyjaźnie, a on odwzajemnił ten gest. Wziął z mojej dłoni wisiorek i obejrzał go starannie.
- Ładna robota - rzekł i przeczytał to co było napisane na odwrocie - Cailith. To twoje imię?
- T... tak - odpowiedziałam i, nie wiedzieć czemu, zaczerwieniłam się lekko - Chciałam, żebyś pamiętał od kogo to dostałeś.
- I tak bym pamiętał. Dawno nie spotkałem się z życzliwością w tych stronach.
- Jak ci na imię? - spytałam.
- Lezard, ale możesz mi mówić Lez.
- Ja jestem dla przyjaciół Cai.
- A więc wstąpiłem już do grona twych przyjaciół? - zaśmiał się dźwięcznie.
- A nie chcesz? - spytałam obrażonym tonem.
- Oczywiście, że chcę, ale zauważ, że nie stanę się twoim przyjacielem przez same słowa. Na to trzeba czasu - rzekł poważnie.
- Racja, przepraszam - zawstydziłam się lekko.
- Nie ma za co, moja przyszła przyjaciółko - wykonał gest jakby chciał położyć mi dłoń na ramieniu, ale w ostatniej chwili rozmyślił się - Może chciałabyś się bliżej poznać?
- Tak - przytaknęłam - Skąd pochodzisz?
- Ze wschodu - nabrał powietrza jakby chciał coś jeszcze powiedzieć na temat swego pochodzenia, ale nie zrobił tego.
- A dokładnie - dopytywałam się.
- Wybacz mi, Cailith, ale nie mogę ci wiele powiedzieć o moim pochodzeniu. Prawdę mówiąc nie mogę ci nic powiedzieć.
- Jesteś banitą? - spytałam z lękiem. Nie przed nim, jeśli odpowiedź brzmiałaby "tak", ale raczej o niego. Banici w Narni są często szykanowani i oskarżani o różne niedorzeczności.
- Cóż, można to tak nazwać, ale nie bój się nie zrobię ci krzywdy.
- Nie boję się o siebie tylko o ciebie. Ludzie w Narni nie przepadają za podejrzanym obcymi. A wiesz co się może z tobą stać jeśli ludzie się dowiedzą, że jesteś banitą? - wypowiedziałam te słowa z troską, co wyraźnie zmieszało Lezarda. Nie odezwał się tylko pochylił bardziej głowę. Teraz nie widziałam nawet jego dolnej części twarzy zakrytej materiałem.
- Czy to dlatego zakrywasz twarz? Jesteś skazanym banitą?
- Nie, Cailith, nie - jego ładny głos dziwnie brzmiał, gdy mu drżał - Nie jestem banitą i nie jestem skazany - przerwał na chwilę - Cailith, musisz mi obiecać, że nikomu nie powiesz o naszym spotkaniu. W ogóle to najlepiej by było gdybyśmy właśnie teraz zakończyli naszą znajomość. To może być niebezpieczne dla nas obojga.
- Może być, ale nie musi - odpowiedziałam z pocieszającym uśmiechem - Nie wiem na razie kim jesteś, więc nie mogę cię osądzać. Poza tym to będzie duży krok w naszej przyjaźni, gdy ci teraz zaufam i nie będę cię o nic pytać póki sam nie zechcesz mi tego powiedzieć.
- Jesteś bardzo naiwna, Cailith - powiedział, a na jego twarzy znów zagościł lekki uśmieszek. Być może nawet smutny - Jesteś też dobrą istotką na tym świecie pełnym zła i okrucieństwa. To będzie dla mnie zaszczyt mieć taką przyjaciółkę jak ty, Cailith.
I tak zaczęła się moja przyjaźń z Lezardem. Codziennie spotykaliśmy się w tym samym miejscu i o tej samem porze. Zawsze rozmawialiśmy długi czas i nigdy się z nim nie nudziłam. Lezard miał bardzo duże poczucie humoru, ale okazał się też bardzo wrażliwy. Cieszę się z tej przyjaźni. Tak jak obiecałam, nikomu nie powiedziałam o jego istnieniu. Opowiedziałam Lezardowi o całym moim życiu, o moich problemach i radościach, o rodzinie. On nie powiedział mi nic o swoim życiu poza tym, że w jego żyłach płynie mała część błękitnej krwi. Za to jego osobowość, po tych trzech miesiącach, była mi znana niemal doskonale. Przynajmniej tak mi się wydawało. Teraz wiem, że się myliłam.
Wracając z mojego kolejnego spotkania z Lezardem przyglądałam się krajobrazowi. Pomyślałam, że jeszcze trzy miesiące temu zrywałam na łące kwiaty, a teraz wszystko jest opatulone białym kożuchem śniegu. Biały krajobraz tego roku bardzo mi się spodobał, mimo, że zazwyczaj nie lubię tego okresu. Był taki czysty, niewinny i uspokajający, ale był też zimny i niebezpieczny przy zamieciach, wręcz zabójczy. Nie wiem dlaczego przy właśnie takich skojarzeniach pomyślałam o Lezardzie. Nagle poczułam uderzenie w głowę. Odwróciłam się gwałtownie. Tari stał kilka kroków za mną. Pomachał mi i zaczął lepić kolejną śniegową kulkę. Zaśmiałam się, bo niedawno praktykowałam tę zabawę z Lezardem.
- Cailith , skąd wracasz? - spytał i rzucił śnieżką. Trafił mnie w dolną część spódnicy.
- Ze spaceru - odpowiedziałam tak jak zawsze i zaczęłam lepić kulkę.
- Nie przykrzą ci się te samotne spacery? - ulepił śnieżkę - Może powinnaś znaleźć sobie mężczyznę - rzucił.
Jego ostatnie słowa zaskoczyły mnie i zraniły, bo myśląc o mężczyźnie widziałam w wyobraźni właśnie Tariego. Stanęłam jak wryta. Wszystkie moje uczucia trwały niemal ułamek chwili, ale wystarczająco długo bym nie zdążyła zasłonić się przed śnieżką. Dostałam w twarz. Przewróciłam się, choć nie rzucił mocno. Tari podbiegł do mnie.
- Na bogów, Cai, nie chciałem. Przepraszam. - powiedział troskliwie i zauważyła, że jest przerażony.
- Nic mi nie jest - odparłam, a głos miałam słaby.
- Jesteś biała jak ten śnieg. Rzuciłem za mocno?
- Nie, Tari - zaprzeczyłam i wstałam z trudem - Nie przejmuj się. Nic mi nie jest.
- Odprowadzę cię do domu - zaoferował.
- Tari, nie trzeba. Czuję się znakomicie - skłamałam.
- Tak, tak, mimo to odprowadzę cię, a później poznam cię z Sorą. Przez trzy miesiące zgrabnie się od tego wykręcałaś, ale teraz zmuszę cię do tego choćby siłą - zaśmiał się, a ja zmieszałam.
- Tari, to nie tak. Ja się nie wykręcałam tylko jakoś tak...
- Nie tłumacz się - przerwał mi - Przecież żartuję.
Uśmiechnęłam się z ulgą w odpowiedzi. Nie chciałabym się tłumaczyć, bo wtedy musiałabym skłamać mu prosto w oczy, czego zapewne nie potrafię lub po prostu nie chcę. Pomyślałam, że miło by było gdyby Tari odprowadził mnie do domu.
- Może odprowadzić cię do domu? - zapytał tak jakby czytał w moich myślach.
- Tak - przytaknęłam i poczułam się jak mała dziewczynka pod opieką starszego brata. I ten stan musiał pozostać. Ja byłam dla niego zawsze tylko młodszą siostrą, którą trzeba się opiekować i musiałam go traktować jakbym też tak czuła. Tak musi być, powtórzyłam w myślach. Głośno zaś powiedziałam: - To byłoby miłe.
Gdy byliśmy już w mieście Tari pożegnał mnie i ruszył do swego domu. Wcześniej , kolejny raz zaproponował bym przyszła do nich na kolację i poznała Sorę. Zgodziłam się.

*

W domu zjadłam coś ciepłego i poszłam do swojego pokoju. Tam położyłam się na łóżku i wlepiłam wzrok w sufit. Pomyślałam, że moje życie nie jest niczego warte, bezcelowe i bez sensu. Jestem nieszczęśliwie zakochana w przyjacielu, który ma żonę. Moje życie to ciągła, bezbarwna egzystencja, którą urozmaica tylko Lezard. Na myśl o tym tajemniczym chłopaku zrobiło mi się cieplej na sercu. Wspomniałam, nasza dzisiejsza rozmowę. "Życie jest czymś danym nam od bogów. Powinniśmy je cenić, bo więcej się nie powtórzy. Bierz życie takim jakie jest i nie żądaj niczego więcej, korzystaj z niego, Cai. Raz matka rodziła i raz się umrze" Pomyślałam, że tak właśnie powinnam żyć, ale... cóż, chyba będę musiała poprosić Lezarda o radę. On jest naprawdę inteligentny i ma takie trzeźwe spojrzenie na świat. Ostatnimi czasy bardzo go polubiłam. Przypomniało mi się coś co powiedział kilka dni temu. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam w stronę świątyni. Kiedy tam dotarłam zawołałam cicho:
- Lezardzie
Pojawił się za mną tak jakby wyrósł spod ziemi i równie cicho jak zawsze.
- Coś się stało? - spytał zatroskany.
- Powiedziałeś, że mogę ty przyjść kiedy chcę.
- Powiedziałem, że jeśli miałabyś kłopoty zawsze możesz mnie tu znaleźć - widziałam, jak pod materiałem jego usta rozchyliły się w uśmiechu - Co cię tu sprowadza?
- Ty - odpowiedziałam z prostota i zgodnie z prawdą.
- To ciekawe - odparł i zapraszającym gestem wskazał na "nasz" konar.
- Bo widzisz, moje życie jest takie nudne. Będąc już w domu przypomniałam sobie naszą dzisiejsza rozmowę i naszła mnie chęć żeby porozmawiać jeszcze.
- Nie powinnaś się do mnie tak przywiązywać - rzekł poważnie - Niedługo odjeżdżam.
- Dlaczego? - spytałam z żalem.
- Cai, naprawdę bardzo cię polubiłem i będzie mi cię brakować, ale muszę jechać - położył niezwykły nacisk na słowo "muszę" tak, jakby nie chciał powiedzieć głośno, że tego nie chce.
- Ale dlaczego? - powtórzyłam.
- Posłuchaj, kiedyś spotkało mnie wiele sytuacji, od których teraz zależą moje losy. Wierz mi, wiele bym dał za oszukanie czasu i przeznaczenia. Wiem, że tego nie widzisz, że nie poznałaś mnie od tej strony, ale ja nie jestem... nie jestem ... - zamilkł na chwilę, wyraźnie szukając właściwych słów.
- Kim nie jesteś?
- Nie jestem kimś z kim przebywanie byłoby bezpieczne - powiedział, a widząc moje rządne informacji oczy dodał - Ograniczam twoje świadomość na mój temat jak tylko mogę, bo chce cię chronić.
- Kiedy? - spytałam, a on zrozumiał, że chodzi mi o jego wyjazd.
- Za dwa dni - odpowiedział, a ja spuściłam głowę - Cai, nie pozwolę na zbędne pożegnania.
Podniosłam gwałtownie głowę, a on swoją pochylił. Chciałam zajrzeć w jego oczy, jeden jedyny raz zanim odjedzie, ale nie widziałam ich ani teraz, a ni przedtem. Nie widziałam nawet rąbka jego skóry. Chciałam krzyknąć: "Spójrz mi w oczy! Zobacz co czuję!". Jednak zamiast tego otarłam łzy i powiedziałam udając twardą:
- Mówiąc, że słowa to potężna broń miałeś rację. Właśnie od nich zginęłam.
Nie podniósł wzroku na mnie, nawet nie drgnął. Wstałam i ruszyłam w stronę wioski ze świadomością, że nigdy już nie zobaczę mojego najlepszego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek miałam. Liczyłam, że usłyszę za plecami jego przepraszający melodyjny głos. Myliłam się. Zamknęłam oczy by powstrzymać łzy, a gdy to nie pomogło biegiem ruszyłam do domu. Biegłam przez cała drogę do wioski. Zadawałam sobie pytanie "Dlaczego?". Rozmyślania całkowicie zajęły mój umysł i nim się postrzegłam stałam w izbie opierając się o drzwi frontowe. Rodzice i brat popatrzyli ze zdziwieniem na moja zalaną łzami twarz. Mama i tata milczeli, ale Tesu zadał pytanie, którego się obawiałam i wiedziałam ,że jeśli padnie zacznę płakać.
- Dlaczego płakałaś? - spytał.
Zignorowałam go i ruszyłam do pokoju, by w ciszy dać upust swojemu żalowi. Wiedziała, że zaraz zapuka moja mama i samą swoją obecnością, bez zadawania zbędnych pytań ukoi moje cierpienie. Nieświadoma czekałam na ten odgłos. Byłam gotowa opowiedzieć jej wszystko, mimo przysięgi jaką dałam Lezardowi. Po chwili usłyszałam oczekiwany dźwięk. Do pokoju wszedł... Tari?
- Co ty tu robisz? - spytałam, ocierając pośpiesznie łzy.
- Przyszedłem po ciebie. Umówiliśmy się na kolację - powiedział to tak jakby był zdziwiony moim stanem.
- Przepraszam, zapomniałam. Przykro mi, ale naprawdę nie mogę...
- Nie musisz - usiadł przy mnie i przytulił - Co się stało, Cai?
- Chodzi o to, że... - umilkłam i wtuliłam się w jego ramiona- Nie mogę nic powiedzieć.
- Ktoś ci zabronił?
- Nie, nie chcę nic mówić. Obiecałam
- Jeśli nie chcesz to nie mów. Po prostu wypłacz się. Mam czas.
- A Sora? - spytałam. Nie chciałam by niańczył mnie podczas, gdy jego żona siedzi sama w domu.
- Ona zrozumie.
Przytuliłam się więc jeszcze mocniej do niego i płakałam jak mała dziewczynka, którą się czułam.

*

_______________________________

Aż strac myśleć ile tu będzie błendoof happy.gif Tak wiem, dramatyzje (mam to we krwi) tongue.gif

Napisany przez: Psychopatka 29.06.2003 22:57

Dlugi part, ale dalam se rade... Co do rzeczy technicznych. No to ogolnie jest dobrze, tylko ze jak mowilam na gg... za duzo dialogu i to sie troche mu rzucalo w oczy... za malo walilas opisow, ale pisalas to jakis czas temu... widac, bo Twoje opowiedanei o Gryfie jest napisane profesionalniej, rozwijasz sie =) Jak papier toaletowy.

Bardzo ladnie opisalas jej uczucia... jej - tej glownej bohaterki, nawet nie przeszkadzala mi pierwszoosobowa narracja, ktorej nielubie. Wkurzalo mnie zachowanie niektorych postaci, strasznie slodko sie robili. Czekam na kolejne czesci i wtedy stwierdze co o tym myslec.

Napisany przez: Sir Momo Mumencjusz Mum 29.06.2003 23:04

Kilka uwag:
Po pierwsze - miałaś mi to wysłać mailem...
Po drugie - na początku zdecydowanie nadużywasz frazy "wilcza rasa"
Po trzecie - nie będę się póki co wypowiadał o fabule, bo moja wypowiedź będzie zależała od dalszego ciągu tego opowiadania

To tyle na razie ^^

Napisany przez: matoos 30.06.2003 16:33

Narnia? Chodzi o tę Narnię z książek C.S.Lewisa? Klimatycznie twoje opowiadanie bardzo się od nich różni, ale ja nie narzekam... biggrin.gif

Bardzo fajne opowiadanie, aczkolwiek odniosłem wrażenie że na początku narracjęprowadzi kilkuletnia dziewczynka... Nie wiem czy takie było twoje zamierzenie... Nie chce mi się szczerze mówiąc szukać błędów (czyt. dziury w całym biggrin.gif), bo w sumie to mam już wakacje... Ale były... Jak na twoje opowiadanie to szczerze mówiąc wydało mi się z deka słabe... Ale zobaczymy jak się rozwinie... Jeszcze można je uratować biggrin.gif

Napisany przez: iskra 01.07.2003 08:49


Mówiłam, że to opowiadanie jest do bluzgania... tongue.gif Teraz i tak jest jeszcze względnie, później dzieją się poprostu cyrki biggrin.gif W ogóle to jakaś taka dziwna ta Cailith, a poza tym spieprzyłam osobowość Lezarda, a później jeszcze Wasukiego... Zresztą jak dotrwacie to sami zobaczycie wink.gif

Matoos, to opowiadanie jest ciągnięte nie wiem od ilu, ale posiada troche stron i jeśli da się je jakoś (jak?! tongue.gif ) uratować to postaram się to zrobić wink.gif

Acha, jeśli ktoś ma jakieś pomysły na zmianę czegoś to niech się nie krępuje smile.gif
_______________________________________
*

Rano czułam się okropnie. Bolała mnie głowa i serce po mglistym przypomnieniu sobie wczorajszego dnia. Obok mojego łóżka na fotelu spał Tari. Uśmiechnęłam się do siebie ze smutkiem. On się dla mnie tak poświęca, to takie miłe. Nie chciałam go budzić. Przykryłam go kocem i wyszłam. Mama powitała mnie ciepłym uśmiechem.
- Zjesz coś? - spytała, a ja przytaknęłam.
- Tari jeszcze śpi. Nie budziłam go - rzekłam.
- Niech śpi. Przed chwilą wzeszło słońce, a on siedział przy tobie przez cała noc.
- Dopiero świta? - spytałam zaskoczona - Czuję się jakby było południe.
- A ja czuje się jakbym przespał całe wieki - powiedział Tari wchodząc do izby. Wiedziałam, że kłamie. Wyglądał na niewyspanego i zmęczonego. Nie wykluczone, że jemu też towarzyszył ból głowy.
- Siadaj - powiedziałam i poklepałam miejsce przy stole obok mnie - Zjemy śniadanie.
- Z miłą chęcią.
Mama podała nam jajecznicę i kromki świeżo upieczonego chleba, po czym wyszła. Skorzystałam z okazji, że jesteśmy sami i powiedziałam szeptem z wdzięcznością:
- Dziękuje, Tari, byłeś... jesteś mi podporą.
- Zawsze do usług - powiedział z uśmiechem i pstryknął mnie w nos, na co odpowiedziałam z uśmiechem, a po chwili dodał - Lepiej?
- W porównaniu z wczoraj - bardzo dobrze. I jeszcze raz dziękuję.
Po śniadaniu Tarimin zaproponował bym resztę dnia spędziła w towarzystwie jego i Sory. Zgodziłam się bez oporów. Towarzystwo było mi bardzo potrzebne. Zniknęło nawet cierpienie z powodu niespełnionej miłości. Pozostał tylko ból po słowach Lezarda. Szliśmy właśnie do jego domu, gdy jeden z żołnierzy ojca Tariego zawołał:
- Panie Tariminie! Złapali w nocy jednego z wilczej rasy. Chce pan go zobaczyć?
Zauważyłam jak w oczach Tariego błysnęła nutka zaciekawienia. Nim się spostrzegłam biegłam już do domu, w którym przetrzymywano więźniów, a mój przyjaciel trzymał mnie za rękę. Weszliśmy do środka. Na krześle stojącym na środku siedział chłopak z wilczej rasy. Miał kruczoczarne włosy sięgające mu do ramion. Był pobity i zakrwawiony. Ubrany był w takie same rzeczy jak... Lezard. Zakryłam usta dłonią.
- Nic ze mnie nie wydusicie - powiedział związany melodyjnym głosem z obcym akcentem.
Stałam chwile oniemiała, a potem szepnęłam do siebie:
- Ty nie możesz być...
Nie dokończyłam własnych myśli. Wyrwałam swoja rękę z dłoni Tariego i pędem ruszyłam do miejsca, w którym spotykałam się z Lezardem. Przez cała drogę myślałam, że to tylko zbieg okoliczności. Chłopak z wilczej rasy nie mógł być Lezardem. Miał inny głos i budowę, ale musiałam się upewnić. Gdy zobaczyłam Lezarda stał do mnie tyłem. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, wspominał. Serce zaczęło walić mi ze szczęścia. I to nie dlatego, że Lezard okazał się nie być jednym z wilczej rasy, ale z tego, że nic mu nie jest. Gdy tylko się obrócił słysząc nadbiegające kroki rzuciłam mu się na szyję. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć usłyszał wyszeptane przeprosiny.
- Myślałam, że to ty. Myślałam, że to ciebie złapali żołnierze, bo byłeś z wilczej rasy. Jak mogłam się tak pomylić? - słowa te wypowiadałam szybko i z przejęciem.
Lez zdrętwiał i odsunął mnie od siebie na znaczną odległość, a potem poprosił o dokładny wygląd więźnia. Kiedy go usłyszał powiedział coś, co brzmiało jak przekleństwo w innym języku.
- Zaprowadź mnie tam, Cai.
- Ale po co? - spytałam zaskoczona.
- Proszę.
Złapałam go za dłoń i ruszyłam biegiem do wioski. Głupia jestem! Lezard mnie zranił, a ja, nie wiem po co, prowadzę go do mojej wioski tylko dlatego, że mnie o to prosi. Głupia!
- Gdzie to jest? - spytał biegnąc za mną.
- Prosto tą ścieżką, a przy rozwidleniu w prawo
Przyspieszył i wyprzedził mnie. Teraz ja biegłam za nim, a on ciągnął mnie za rękę. W biegu jego kaptur zsunął mu się na plecy. Zobaczyłam czarne włosy i... wilcze uszy? Nie może być... Zatrzymałam się odruchowo. Lezard puścił moja dłoń i odwrócił się do mnie, ukazując swą twarz. Zamarłam. Była porośnięta sierścią. Jego twarz miała kształt ludzki, ale posiadała też wilczy pysk, tylko ze znacznie krótszy. Nos też był wilczy. Zrozumiałam, że zakryta materiałem twarz, która zawsze widziałam, była tylko magicznie wywołana iluzją. Spojrzałam w jego bursztynowe zwierzęce oczy.
- Lezard? - zdołałam wyszeptać. W odpowiedzi ujął mnie za ręce. Wzdrygnęłam się.
- Cai, jestem tym samym Lezardem, z którym przebywałaś przez ostatnie trzy miesiące. Tym samym. Rozumiesz?
- Nie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą - Nie rozumiem dlaczego nic mi nie powiedziałeś. Nie rozumiem dlaczego mnie oszukałeś. Jesteś zwierzęciem! - zaczęłam się wyrywać, ale Lezard złapał mnie za ramiona i przytrzymał mocno.
- Cailith, jestem potomkiem Wilczej Rasy. Wilki pomagają sobie nawzajem, a Wasuki potrzebuje teraz właśnie mojej pomocy. Jeśli mnie do niego zaprowadzisz obiecuję, że nikomu nie zrobię krzywdy. Proszę.
- Dlaczego ja ci pomagam? - głośno zapytałam sama siebie i zaczęłam biec.
- Dziękuję - odparł w odpowiedzi i wyprzedził mnie.
Przez całą drogę dawałam mu wskazówki, w która drogę ma biec. Wiedziałam, że jest mu spieszno, ale byłam mu wdzięczna, że zwalniał, gdy brakowało mi sił. Kiedy wioska była już widoczna Lezard szepnął:
- Przepraszam cię, Cai.
Słowa te były skierowane do mnie, ale czułam, że nie powinnam ich słyszeć. Co ty planujesz, Lezardzie, pomyślałam. Nagle przyspieszył i nieświadomie pociągnął mnie zbyt mocno za rękę. Przewróciłam się. Lezard odwrócił się i spojrzał na mnie, tak jakby ze złością, że go opóźniam. Patrzył tak na mnie przez chwilę, a potem wbrew mojej woli wziął mnie na ręce i ruszył biegiem w stronę wioski. Biegł naprawdę szybko i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jak bardzo go opóźniałam, nawet wtedy gdy biegłam najszybciej jak potrafiłam.
- Którędy? - spytał, gdy wbiegł ze mną w ramionach do wioski.
- Tam - pokazałam ręką kierunek i dodałam - Za ta mała chatą jest duży budynek z czerwonym dachem.
Ludzie patrzyli na nas, a raczej na Lezarda, z trwogą. Widzieli jak wskazuje mu drogę. Na bogów, jak to się skończy to pewnie oskarżą mnie o zdradę. Spalą mnie na stosie albo powieszą. Będą do końca życia linczować moja rodzinę. Lezardzie to twoja wina! Wiedziałeś, że ludzie tak zareagują. Wiedziałeś czym mi to grozi, a mimo to wciągnąłeś mnie w to bagno. Niech cię szlag, Lezardzie!
Przed samym budynkiem Lezard postawił mnie, złapał za rękę i siłą wciągnął przez drzwi, a potem posadził mnie w kącie i kazał się stamtąd nie ruszać. Następnie ruszył na ludzi, którzy zamierzali go atakować. Tari tez tam był. Lezard prześlizgnął się między nimi i podbiegł do Wasukiego, by go rozwiązać. Nie słyszałam co do niego powiedział, ale wyraz twarzy świadczył, że było to upomnienie z elementami agresji. Gdy Wasuki był już wolny zaczęła się rzeź. Lezard, tak jak obiecał, nikogo nie zabijał, tylko pozbawiał przytomności. Natomiast Wasuki podcinał gardła i rozpruwał brzuchy. Bezwiednie przyglądałam się temu, nie mogąc nic zrobić. Tari i Wasuki walczyli ze sobą niemal tuż przy mnie. Nagle nóż sięgnął boku człowieka. Zamarłam.
- Tarimin!!! - krzyknęłam.
Lezard spojrzał na mnie, a potem podbiegł do Wasukiego i warknął mu coś do ucha. Nie dosłyszałam co, ale tamten się skrzywił i wybiegł na zewnątrz. Następnie ukląkł przy Tarim, rozdarł swój płaszcz i przyschnął do rany mego przyjaciela, na co ranny się wzdrygnął. Lezard szybko wyciągnął zioła w małej buteleczce z kieszeni i siłą wsadził w dłoń Tarimina.
- Połknij to, a rana będzie się szybciej goić - usłyszałam łagodny lecz pospieszny głos Lezarda.
- Nie potrzebuje od ciebie pomocy, wilku! - warknął Tari i chciał wyrzucić to co dostał, ale Lezard mu nie pozwolił i jeszcze mocniej zacisnął ręce na pięści Tariego, w której były zamknięte zioła.
- Nie robię tego dla ciebie, tylko dla Cailith.
Po tych słowach wstał i podszedł do mnie. Spojrzałam mu w oczy próbując wyczytać z nich jego zamiary. Nie zdołałam, ale za chwilę miałam je poczuć. Lezard złapał mnie w talii i podniósł na proste nogi, po czym przerzucił mnie przez ramię.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam wściekle i wyciągnęłam błagalnie ręce do Tarimina. Chciał się podnieść, ale jęknął tylko z bólu i popatrzył na mnie tak, jakby chciał powiedzieć żebym się nie martwiła, że odnajdzie mnie gdziekolwiek bym była. To byłby błąd.
- Nie szukaj mnie, Tari. Rozumiesz? Nie narażaj się! - krzyknęłam nim Lezard wybiegł z budynku.
Na zewnątrz czekał Wasuki z dwoma skradzionymi końmi. Lezard przerzucił mnie przez siodło, a potem usiadł za mną i kopnął konia obcasami, by zmusić go do biegu. Zaraz za nami jechał Wasuki.
- Na cholerę ci ta wiejska dziewucha - usłyszałam jego głos.
- Zamknij się - warknął w odpowiedzi Lezard.
Jechaliśmy tak przez trzy mile. Później zatrzymaliśmy się w zagajniku świerków. Lezard zdjął mnie z siodła i pozwolił bym osunęła się z jego ramion na śnieg. Wasuki też się zatrzymał, choć niechętnie. Siedziałam na śniegu próbując złapać oddech. Całą drogę jechałam na brzuchu. Chciało mi się wymiotować i miałam wrażenie, że wszystko w moim wnętrzu zmieniło swe położenie. Wasuki stał chwilę patrząc na mnie, po czym wyciągnął nóż i ruszył w moim kierunku. Lezard zastąpił mu drogę.
- Po co nam ona? - spytał Wasuki z pogardą w głosie dla mojej osoby.
- Uratowała ci życie - rzekł w odpowiedzi Lez.
- To zwykła ludzka suka
- Dzięki niej żyjesz
- Bronisz jej? - spytał z obrzydzeniem, a potem dodał z szelmowskim uśmiechem - A może się już z nią pieprzyłeś, co? Dobra jest? Może i ja...
Nie dokończył. Lezard uderzył go pięścią w twarz, a gdy tamten się przewrócił usiadł na nim okrakiem. Jedną rękę trzymał go za szyję, drugą zaś chciał wymierzyć kolejny cios.
- Aż tak dobra? - wyksztusił Wasuki nie zmieniając tonu.
Pięść Lezarda uniosła się ostrzegawczo. Nie mogłam na to patrzeć. Podeszłam do nich i ujęłam dużą silna pięść swoimi drobnymi dłońmi. Lez popatrzył na mnie ze zdziwieniem, po czym oswobodził swego rodaka.
- Kolejny raz uratowała ci życie - powiedział twardo.
- Nie potrzebuje pomocy od dziwki - odparł wrogo.

______________________________________________

ciąg dalszy nastąpi... (hie hie, jeszcze troche was poterroryzuje tongue.gif )

Napisany przez: Sir Momo Mumencjusz Mum 01.07.2003 12:26

Całkiem ciekawe. Na tyle ciekawe, że da się przeczytać całość. Ale jak mówił matoos - pisałaś lepsze.

Napisany przez: iskra 01.07.2003 14:41

Te, ludu, skończyć jush trzebaby było z uwagami typu "pisałaś lepsze" (tak, Matoos i Momo, to do Was wink.gif ). Mówiłam przecież, że to jest moje dawne dzieło (właściwie jest to pierwsze opowiadanie na dłuższą metę, za które się w ogóle wzięłam wink.gif ), telenowela z tego jak nie wiem co, fabuła dość nudna i bezbarwna, wszystko skupia się raczej na Cailith i w ogóle... Ale niegdyś byłam z tego opowiadania baaaaaardzo dumna smile.gif Zresztą może nadal jestem... Ale świadomość mam, że "ewoluowałam" z kurzego jajka w nieopierzonego pisklaka biggrin.gif

....

A zresztą, sama przecież powiedziałam, że opowiadanko jest do bluzgania biggrin.gif (ooo! powtarzam się dry.gif )

Napisany przez: Sir Momo Mumencjusz Mum 01.07.2003 14:44

No dobra ^^ Nie powiem już, że pisałaś lepsze (choć tak jest ;P ). Ale zamieszczaj dalej ^^ Na ff ostatnio mało się dzieje, więc warto by mieć coś do czytania ^^. A to opowiadanie nie jest złe, ale *nie powiem tego* ;P

Napisany przez: Dirbaa 02.07.2003 10:50

Piszesz ciekawie a fabula pod koniec sie rozkrecila wiec... kiedy ciag dalszy?? biggrin.gif

Napisany przez: iskra 02.07.2003 13:04

oke, macie końcówkę pierwszego rozdziału i początek drugiego smile.gif

Dirbaa, zdaje Ci się bo rośniesz happy.gif

___________________________________
Tym razem nie zdołałam powstrzymać uderzenie. Wasuki upadł nieprzytomny na śnieg.
Lezard jechał przodem, mając przed sobą nieprzytomnego Wasukiego, przywiązanego rękoma do siodła. Ja jechałam na jego koniu, trzymając się raczej z tyłu. Milczałam, ale w mojej głowie toczyła się walka myśli. Dlaczego mam jechać z nim? Dlaczego nie wrócę? Mam przecież konia. Wystarczy zawrócić. Nie musze nic mówić. Po prostu odjadę, tak jak chciał odjechać ode mnie Lezard - bez zbędnych pożegnań. Zatrzymałam konia. Zaraz potem zatrzymał się koń z dwoma chłopakami z wilczej rasy.
- Co teraz? - spytałam cicho, chociaż chciałam wykrzyczeć, że odjeżdżam, zostawiam go, wracam do siebie.
- Pojedziesz ze mną - rzekł niemal obojętnie.
- Dlaczego? Chcę wrócić.
- Nie wrócisz - powiedział stanowczo, a gdy nic nie odrzekłam dodał - Powieszą cię za pomoc wilkom. Nie chcę tego.
- Trzeba było o tym pomyśleć zanim wciągnąłeś mnie w tą sprawę! - krzyknęłam.
- Nie chciałem tego, wierz mi - powiedział cicho, przepraszająco.
- Nie chcesz, nie chciałeś? - rzuciłam ironicznie - Ale zrobiłeś to! I nie obchodzą mnie twoje intencje!
Popatrzył na mnie z wyrzutem, a ja skuliłam się w sobie z wyrzutów sumienia. Kłamałam. Zależało mi na Lezardzie. Był... nadal jest moim przyjacielem i nic już tego nie może zmienić. Za dobrze go znam. Lezard zsiadł z konia i podszedł do mnie.
- Zejdź - powiedział cicho lecz rozkazująco. Przestraszyłam się. Czyżby chciał mnie tu zostawić? Gdy zsiadłam objął mnie i powiedział:
- Przepraszam. Nie powinienem cię w to wciągać. Wszystkiemu jestem winny ja i postaram się to naprawić.
- Gdybym mogła cofnąć czas... - zaczęłam i słowa ugrzęzły mi w gardle z przejęcia - Gdybym mogła cofnąć czas pomogłabym ci jeszcze raz.
Poczułam jak jego ramiona zaciskają się mocniej. Jeśli wilcza rasa właśnie tak okazuję radość...
- Zaraz mnie połamiesz - wyksztusiłam.
Nic nie powiedział, tylko rozwarł ramiona, popatrzył na mnie poczym wsadził mnie spowrotem na konia. Sam usiadł za mną i okrył mnie swym płaszczem. Poprowadził konia tak by podszedł do Wasukiego i złapał za uzdę jego konia. Spojrzał zwierzęciu w oczy i puścił. Ruszyliśmy naprzód. Oglądnęłam się za siebie.
- Nie martw się, koń Wasukiego będzie za nami podążał.
- Ale jak...
W odpowiedzi napotkałam spojrzenie bursztynowych oczu.
- No tak - mruknęłam. Wiedziałam, że i tak niczego się nie dowiem.
Poczułam naglę, że ta sytuacja mnie przerasta. Tak właściwie to nic nie wiem o Lezardzie. Poznałam tylko jego wnętrze. Duszę, którą chciałby mieć... Co ja opowiadam?! Przecież on ma duszę! A ja traktuję go jak zwierze. Jestem niesprawiedliwa, ale... na bogów, Lezard walczył jakby parał się w tym od kilku lat. Ja naprawdę nic o nim nie wiem. Nie wiem kim jest, nie wiem skąd pochodzi i nie wiem... czy jestem z nim bezpieczna. A jeśli nie jestem? Jeśli istnieje prawdopodobieństwo, że zginę... Stracę... No właśnie, co bym straciła? Życie, które jest tylko beznamiętnym istnieniem, graniem roli, którą przydzielił mi los... Nie mam nic do stracenia. A może jednak... może kocham to udawane życie bez samej siebie? Kocham je i nie chce nic zmieniać! Uświadomiwszy sobie to wyrwałam wodze Lezardowi i zatrzymałam konia, po czym zeskoczyłam z niego i pobiegłam w stronę, jak mi się zdawało, wioski. Biegłam jak szalona. Szybowałam niczym wolny ptak. Ptak, który będzie wciąż śpiewał tą samą pieśń... Co ja robię? Zwolniłam, a potem zatrzymałam się i usiadłam na śniegu. Schowałam twarz w dłoniach i pozwoliłam, by łzy bezradności spływały mi po policzkach. Nagle poczułam dłoń na ramieniu.
- Zostaw mnie, Lezardzie - wyszeptałam - Nie jestem ci do niczego potrzebna... Nie ma mnie, nie istnieję, nie potrafię zdecydować... Wciąż będę uciekać przed własnymi pragnieniami, bo nie umiem ich pogodzić...
- Przepraszam za wywrócenie twojego życia do góry nogami. Gdybym wiedział, że tak to się skończy nigdy bym nawet na ciebie nie spojrzał - powiedział obojętnie jakby nie chciał okazywać uczuć.
Nie skomentowałam tego. Czułam, że nie ma potrzeby. Cisza przeciągała się. Zaczął padać śnieg. Puszysty i bielutki tak jak miał zawsze w zwyczaju o tej porze roku.
- Będziemy w pobliżu - powiedział i odszedł.
Zostałam sama. Lezardzie, czyżbyś znał mnie na tyle dobrze, że nie boisz się zostawić mnie samą?


2


Zostałam sama.
- Jestem bezużyteczna. Trwam tylko, nikomu niepotrzebna. - mówiłam sama do siebie - Może tu zostanę i poczekam, aż śnieg i zimno zgaszą moją iskrę życia? Dlaczego wszystko musi być tak skomplikowane?
Zostałam. Po kilkunastu minutach zaczęło mi się robić zimno. Nigdy jeszcze nie czułam się tak okropnie. Chciało mi się wymiotować z zimna i w głowie zaczęło mi się kręcić. Oparłam się dłońmi o śnieg. Nie miałam sił utrzymać pozycji siedzącej. Nie miałam sił już na nic...
- Cai, skończ ta uparta i bezowocną próbę zamarznięcia - usłyszałam za sobą rozbawiony głos Lezarda.
Siedział za mną przez cały ten czas, a ja o tym nie wiedziałam! Bałam się obrócić. Nie chciałam widzieć jego poirytowanej moją głupota twarzy.
- Idziesz? - usłyszałam jego ponaglający głos.
- Ja... Ja nie wiem.
Poczułam nagle jak Lezard łapie mnie za ramie i podrywa w górę.
- Przestań się nad sobą użalać. Gdybyś była nic nie warta zostawiłbym cię na pastwę losu, nie oglądając się za siebie.
- Więc jaka mam dla ciebie wartość? - pochyliłam głowę.
- Rozrodczą - warknął
Poderwałam głowę do góry i... napotkałam parę roześmianych bursztynowych oczu.
- Wybacz - uśmiechnął się - Zadajesz takie niemądre pytania. To jest irytujące. Nawet jak dla mnie.
Pociągnął mnie delikatnie za płaszcz i ponaglił zachęcającym: "Chodź". Ruszyłam za nim ze spuszczoną głową.
- Gdzie się podziała twoja chęć życia? - rzucił z uśmiechem, ale po chwili spoważniał i dodał - Wiem, że to przeze mnie i przez moje pochodzenie. Nie tłumacz się - powiedział gdy chciałam mu przerwać - Ja to wiem. Gdyby nie ja żyłabyś sobie spokojnie w swojej wiosce przez nikogo nie niepokojona. A tak jesteś skazana na tułaczkę i niebezpieczeństwa. Mógłbym cię odstawić do wioski, bo jest tylko nikła szansa, że o coś by cię oskarżyli, ale... Wybacz mi. Nie mogę się z tobą rozstać. Wiem, że to egoistyczne, ale jesteś moim jedynym przyjacielem. Potrzebuje cię.
Nie odpowiedziałam. Zaskoczyły mnie jego słowa, choć wiedziałam, że te trzy miesiące sprawiły, że potrzebujemy się nawzajem. Pomyślałam o swojej rodzinie. Mamie, tacie i Tesu. Oni przecież tez mnie potrzebują... Dlaczego życie musi być takie skomplikowane?!
- Co, już po bzykaniu? - usłyszałam kpiący głos Wasukiego. Najwyraźniej zdążył się ocknąć, kiedy nie było Lezarda i mnie - Lez, odwiąż mnie.
Lezard nie zareagował tylko zaczął rozpalać ognisko. Popatrzyłam na niego, a potem na Wasukiego.
- Lezardzie, a może by jednak...
- Nie - przerwał mi, niczego nie tłumacząc.
- Ale...
- Nie - powtórzył i dodał po chwili - Pójdę coś upolować. Pilnuj się.
Zniknął za gęstwiną drzew. Nie bardzo wiedziałam do kogo były skierowane jego ostatnie słowa. Zresztą nie bardzo mnie to interesowało. Siedziałam przy ognisku, dorzucając co chwila drew do ognia. Wasuki uparcie milczał. Spojrzałam na niego. Był skulony. Może jest mu zimno? Wbrew zdrowemu rozsądkowi podeszłam do niego i zaczęłam rozwiązywać sznur. Wasuki popatrzył na mnie jak kot, który zaraz miał pożreć kanarka. Udałam, że tego nie widzę i kontynuowałam rozwiązywanie. Gdy się już uporałam z węzłem Wasuki zeskoczył z konia i objął mnie przyciskając do siebie. Przestraszyłam się, a w głowie krążyło mi tylko jedno pragnienie: "Lezardzie, wróć jak najszybciej". On natomiast uśmiechnął się drapieżnie i przybliżył swą twarz bardzo blisko mojej.
- Nie bój się. Nie jestem potworem - uśmiechnął się szeroko i szczerze. Poczym wypuścił mnie z ramion i usiadł przy ognisku krzyżując nogi - Poza tym Lez by mnie obdarł żywcem ze skóry, gdybym coś ci zrobił.
Stałam jak wryta. Nie przypuszczałam, że Wasuki jest zdolny do tak "szlachetnego" czynu, jakim jest niezrobienie krzywdy człowiekowi.

__________________________________________

Zaraz wyjdzie na to, że miałam jakieś schizy jak "toto" pisałam biggrin.gif

QUOTE
- Zejdź - powiedział cicho lecz rozkazująco. Przestraszyłam się. Czyżby chciał mnie tu zostawić? Gdy zsiadłam objął mnie i powiedział:
- Przepraszam. Nie powinienem cię w to wciągać. Wszystkiemu jestem winny ja i postaram się to naprawić.
- Gdybym mogła cofnąć czas... - zaczęłam i słowa ugrzęzły  mi w gardle z przejęcia - Gdybym mogła cofnąć czas pomogłabym ci jeszcze raz.
Poczułam jak jego ramiona zaciskają się mocniej. Jeśli wilcza rasa właśnie tak okazuję radość...
- Zaraz mnie połamiesz - wyksztusiłam.


O ja nie moge, myslałam, że się poszczam ze śmiechu jak to przeczytałam biggrin.gif biggrin.gif biggrin.gif hie hie hie żenda happy.gif

Napisany przez: Sir Momo Mumencjusz Mum 02.07.2003 13:42

No ej! Jak ja mam pisać komentarze jak nie mogę pisać tego co chce? ;P

hie hie hie fajne ^^ Super, pisz dalej ;P

Napisany przez: Dirbaa 03.07.2003 10:27

Iskra: Rosnę tongue.gif ale naprawde jest to dobre opowiadanie laugh.gif laugh.gif Bedzie ciąg dalszy??

Napisany przez: iskra 05.07.2003 20:07

"Magia" dialogu tongue.gif

Dibraa, wklejam to specjalnie dla Ciebie wink.gif

-----------------------------

< br>- Chodź, usiądź przy ognisku, bo zamarzniesz - powiedział życzliwie, a gdy się nie poruszyłam dodał - Chodź, przecież cię nie ugryzę.
- Nie byłabym tego taka pewna - powiedziałam i usiadłam po przeciwnej stronie ogniska.
- Chyba nie wzięłaś sobie do serca faktu, że chciałem ci poderżnąć gardło - zaśmiał się.
- Nie, wcale - warknęłam. Jego słowa zaczęły mnie irytować - To naprawdę nic, że chciałeś mnie zabić. Zupełnie nic.
- Skąd tyle ironii w twoim głosie? Przecież nic ci już nie grozi - nie przestawał się uśmiechać.
- A jaką mam niby pewność, że nie zetniesz mi głowy w stosownym dla ciebie momencie?
- Lezard cię szanuje i ceni - powiedział poważnie i wzruszył ramionami - A skoro mój brat cię szanuje i ceni, to ja też. Tego wymaga prawo wilków.
- Jesteście... braćmi? - otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
- Faktem jest, że mamy całkowicie odmienne charaktery, ale wizualnie jesteśmy do siebie bardzo podobni. Nie zauważyłaś tego?
- Zauważyłam, ale myślałam, że wszyscy z wilczej rasy tacy są.
W odpowiedzi Wasuki zaśmiał się dźwięcznie. Zupełnie jak Lezard. Nie miałam ochoty na rozmowę, więc nie skomentowałam tego. Nie byłam też na siłę zagadywana, za co zresztą byłam wdzięczna. Po godzinie nadal siedzieliśmy tylko we dwoje nic nie mówiąc.
- Lezarda nadal nie ma - rzuciłam w przestrzeń.
- On tak zawsze. Mógłby wrócić po piętnastu minutach, ale jak zwykle szuka najsłabszego okazy, który i tak by zdechł z głodu lub zimna - patrzył na mnie przez chwilę w skupieniu, poczym dodał - Jeśli chcesz mogę po niego pójść.
- Nie - rzekłam, może zbyt szybko, bo Wasuki uśmiechnął się szelmowsko, ale bałam się zostać sama.
- A więc jednak potrzebujesz mojej obecności. Może jednak przysiądziesz się do mnie. Ja też chętnie poczułbym twoją bliskość...
- Przestań! - zdenerwowałam się - Denerwujesz mnie te twoje podteksty!
- Jakie podteksty? - roześmiał się - To są jawne propozycje.
- Na jedno wychodzi. Skończ z tym!
- Przyzwyczajaj się. Wilki maja w zwyczaju wyrażać bardziej dosadnie takie propozycje.
- Grozisz mi?
- Nie. Ja cię ostrzegam... przed innymi.
- A ciebie mam się już nie bać, tak?
- Twoja wola - rozszerzył wilcze usta w uśmiechu. Potem spoważniał trochę, dorzucił patyków do ognia i opatulił się szczelniej płaszczem. Uczyniłam to samo.
- Zimno ci? - spytał, a gdy nie odpowiedziałam wstał. Podszedł do mnie i usiadł bardzo blisko otulając mnie swym płaszczem.
- Nie prosiłam cię o to.
- Wiem - odrzekł poważnie.
Zrobiło mi się ciepło i, wbrew samej sobie, byłam wdzięczna Wasukiemu za ten gest. Przynajmniej wiem, ze nie chce żebym zamarzła. Nagle usłyszałam ciepły głos Lezarda.
- Masz szczęście, Wasuki. Nawet nie wiesz jak wielkie.
Ucieszyłam się na widok przyjaciela. Poderwałam się, podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję.
- W moim przypadku żeby się do niej zbliżyć potrzebny był mróz wraz z głodem - uśmiechnął się lekko Wasuki.
- Jak bardzo próbowałeś się do niej zbliżyć? - spytał Lezard odsuwając mnie od siebie. Jego głos brzmiał spokojnie i przyjaźnie, ale mimo to wyczułam w nim nutkę groźby.
- Nie aż tak - wyjaśnił krótko jego brat.
Lez uśmiechnął się lekko i pokazał kolację - białego królika - na co Wasuki zareagował śmiechem i stwierdził, że Lez musi być do niczego, skoro poświęcił tyle czasu na złapanie królika.
- Dobra, Lez, daj mi tą kolację, żebym mógł z niej zrobić coś znośnego - rzekł gdy już przestał się śmiać - Obiecuję, że dam ci króliczą łapkę na szczęście.
- Masz dobry humor - stwierdził podejrzliwie Lezard - Jak nigdy.
- To z powodu Cailith - uśmiechnął się Wasuki.
- Zrobił ci coś? - Lezard szybko zwrócił się ku mnie i nim odpowiedziałam popatrzył wrogo na brata - Jeśli...
- Nie - przerwał mu poważnie - Nie dobierałem się do niej i ona wie dlaczego, a ty powinieneś mi zaufać... choć przez chwile.
- Nie po tym co zrobiłeś. Nie po tym jak nas naraziłeś i nie po tym co mówiłeś o Cailith, bo wiem, że nie masz w zwyczaju rzucać słów na wiatr - wyliczył lodowato Lezard.
Nie miałam pojęcia co oznaczają te oskarżenia o zrobienie czegoś i narażenia kogoś. Tak właściwie to nawet nie miałam ochoty się tego dowiadywać. Nie chciałam wplątywać się w tą całą sytuacje jeszcze bardziej. Wasuki i Lezard patrzyli sobie w oczy, rozgrywając jakąś prywatną walkę. Nagle Wasuki rzucił się na brata. Wstałam przestraszona. Słyszałam tylko powarkiwania i widziałam obnażone kły. Na bogów! Dlaczego oni walczą? Zamknęłam oczy i zatkałam uszy dłońmi. Nie chciałam nic słyszeć, ani widzieć. Po kilu chwilach odetkałam uszy, nie otwierając oczu, ale nadal nic nie słyszałam. Otworzyłam powoli oczy. Lezard leżał na Wasukim i szczerzył kły, po czym wstał i otrzepał się ze śniegu. To samo uczynił Wasuki. Lez bez słowa rzucił bratu królika.
- Nigdy się nie poddasz - stwierdził, nie zapytał, z uśmiechem.
- Nigdy - przyznał Wasuki.
Znów nie wiedziałam o co poszło i co miała znaczyć ta demonstracja sił. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że nie znam obyczajów wilczej rasy, nie znam ich zachować i nie wiem jaka mają hierarchię, bo pewnie jakąś mają.
- Cailith zadaje zabawne pytania. To dlatego - rzekł Wasuki i wiedziałam, że to wyjaśnienia dla Lezarda.
- Usiądź przy ogniu, Cai - powiedział Lez. Nie skomentował tłumaczeń brata, ale najwyraźniej je przyjął.
Uczyniłam to, a oni zaczęli przyrządzać królika. Zapatrzyłam się w ogień i poczułam się jak opętana. Odczuwałam nieodparta potrzebę bycia przy ogniu.
- Cailith, czy coś się stało? - usłyszałam, jak za mgłą, głos Wasukiego.
- Jesteś jak ogień, czarny bracie - powiedziałam, choć nie jako ja - Silnym i fascynującym. Podsycony nienawiścią i uprzedzeniami stajesz się niebezpieczna bestią, która strawi świat. Jednak płonąc spokojnym, umiarkowanym ogniem jesteś upragnionym ciepłem i spokojem. Ale zgaśniesz i pozostaniesz tylko tlącym się popiołem, który się rozwieje lub też odrodzisz się jak feniks z popiołów... jeśli tylko pojawi się iskra życia.
Poczułam ogień w swym ciele. Trawił mnie od środka, a ja nie mogłam krzyczeć, choć bardzo tego chciałam. "Nie możesz już wrócić" słyszałam w mojej głowie, ale myśl ta nie pochodziła ode mnie. "Coś się kończy...Coś się zaczyna. Taka jest kolej rzeczy... Ty jesteś końcem i początkiem... Upragnioną niewiastą czarnego brata...". Otworzyłam gwałtownie oczy. Leżałam na śniegu, a Lezard podtrzymywał mi głowę. Odepchnęłam go.
- Kim jesteś!?! - krzyknęłam, gdy już mogłam wydobyć z siebie głos.
- "Jestem..." - w głowie rozbrzmiał mi nieprzyjemny chichot - " Do zobaczenia. Czekam na ciebie. Dotrzyj do mnie.W przeciwnym razie... strawie cię jak ogień trawi słabe, zmęczone konary..."
- Nie! - pisnęłam ze strachu, bo pierwszy raz spotkałam mnie taka sytuacja. Zaczęłam zasypywać ognisko śniegiem. Na szczęście Lezard powstrzymała mnie zanim zdążyłam je zgasić.
- Cai... - zaczął, ale nie dokończył. Wyrywałam się z jego uścisku, kopałam i drapałam.
- Cailith, uspokój się! - krzyknął nagle i rzucił mnie na śnieg.
Popatrzyłam na niego jak zaatakowana, spłoszona sarna. Wasuki podszedł do mnie. Chciał pomóc mi wstać, ale odtrąciłam jego dłoń i wstałam sama. Powoli budził się we mnie gniew.
- Nie mogę wrócić, tak? - krzyknęłam w przestrzeń - To patrz.
Podciągnęłam spódnice do kolan i dumnie ruszyłam w kierunku koni, nie zważając na zdziwione spojrzenie Wasukiego i obojętne Lezarda. Wsiadłam na czarnego wierzchowca.
- Nie rozumiesz - powiedział do mnie Lez.
- Masz rację. Nie rozumem - odpowiedziałam i poderwałam konia do galopu.
- Chyba nie pozwolisz jej odjechać!? - usłyszałam za sobą wykrzyczane pytanie Wasukiego.
Pognałam przed siebie. O co tu chodzi? Myślałam, że Lezard to delikatny i rozsądny facet. Natomiast Wasukiego traktowałam, i zresztą nadal traktuję, jak potencjalnego mordercę mojej osoby, a to właśnie on chciał mnie zatrzymać. Nie rozumiem tego.
- "I nie musisz" - znów ten głos. Zatrzymałam się.
- Kim jesteś?
- "Jestem głosem przeznaczenia"
- Pieprzysz - rzuciłam gniewnie.
- "Ty to powiedziałaś"
- Dlaczego siedzisz w mojej głowie? Zostaw mnie.
- "He, he. Nie siedzę w twojej głowie. Jestem materialna istotą oddaloną od ciebie tysiące mil. Słyszysz ,mnie dzięki magii. Pomagam ci. Odrzucasz moja pomoc?"
- Nie prosiłam cię o pomoc.
- "Ale ja ci jej udzielam. Zapłatę odbiorę później"
- Nie zgadzam się.
- "Wróć do wilków"
- Nie.
- "Wracaj do nich! Nie pozwolę by moje plany legły w gruzach tylko dlatego, że jesteś kapryśną smarkulą"
- Nie masz mi nic do zaoferowania - wzruszyłam ramionami. To powinno go zbić z tropu.
- "Jeśli mi pomożesz ocalisz... możesz ocalić wielu niewinnych ludzi...w tym siebie"
- Jeśli będę żyła tak jak chcą tego inni nic mnie nie uratuję. Będę martwą duszą w pustym ciele.
- "Więc pomyśl o innych. Pomyśl o Lezardzie..."
- Kim ty jesteś?
- "Niedługo się spotkamy, Cailith."
Głos umilkł, a ja nadal nie podrywałam konia do galopu. Co robić?, myślałam. Dlaczego to właśnie mi muszą się przydarzać takie durnowate rzeczy?! Dlaczego jestem taka głupia? Czas zacząć zachowywać się odpowiedzialnie, a nie jak przestraszona mała dziewczynka. Zawróciłam. Przecież niedorzecznością byłoby zostawić Lezarda z powodu jego chwilowej agresji. Jest moim przyjacielem, gdybym go opuściła, mimo jego prośby, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.

Napisany przez: Nadine 05.07.2003 20:11

Podobało mi się. Interesujący początek. Narracja pierwszoosobowa nie jest w moim typie,ale tutaj kompletnie nie przeszkadza. Stworzyłaś ciekawych bohaterów. Każdy z nich ma duszę, że tak powiem (no może poza Tarim wink.gif )
Nie zauwazyłam błędów stylisistycznych, czasami zapominasz m na końcu, ale tak poza tym od strony ortograficznej i interpunkcyjnej opowiadanie wyglada w porządku.

Napisany przez: Dirbaa 07.07.2003 10:21

Dziękuję, i po raz kolejny mam nadzieję na ciąg dalszy cheess.gif . Musisz tylko dodać trochę więcej opisów i będzie spoxo tongue.gif

Napisany przez: Megan 07.07.2003 12:50

Interesujące. Na początku wydawało mi się trochę nudne, ale potem akcja nabrała rozpędu.

Napisany przez: nienor_malna 16.07.2003 20:09

Iskro droga nie trzymaj ludzi w niepewności i dodawaj szybciej kolejne części bo się biedni zamyśłą na śmierć.... ah i obiecałaś napisać dalszy ciąg do wilczej rasy jak Ci idzie?? mam nadzieję że dobrze bo nie mogę się doczekać co będzie dalej smile.gif[FONT=Arial]

Napisany przez: iskra 21.07.2003 10:36

Hieny, kolejna porcja padliny tongue.gif

_______________________________


Na miejscu czekał na mnie upieczony królik. Lezard nie jadł. Twarz miał schowana w dłoniach. Widać było, że coś go dręczy. Gdy mnie usłyszał spojrzał na mnie i zobaczyłam w jego oczach ulgę. Wasuki uśmiechnął się szeroko i nie bez złośliwości.
- Coś w tym musi być, braciszku, że tak ją dobrze znasz. Skąd wiedziałeś, że wróci?
- Nie wiedziałem - odparł poważnie i podszedł do mnie, by pomóc mi zejść z konia. To nie było potrzebne, ale miłe.
Usiadłam przy ognisku i zjadłam kawałek królika. Był bardzo smaczny. Następnie wytłumaczyłam moim towarzyszom dlaczego zachowałam się tak dziwnie. Oczywiście wspomniałam o rozmowie z tajemniczym głosem.
- Zapomnij o nim - rzekł Lezard - To mogły być tylko urojenia wywołane głodem, zimnem i wyczerpaniem organizmu.
- Mogły być, ale nie były - Popatrzyłam na niego z wyrzutem.
Ziewnęłam. Byłam zmęczona dzisiejszym dniem. Lezard zauważył to. Usiadł obok mnie i pozwolił bym oparła się o jego ramię i okrył mnie częścią swego płaszcza. Niemal natychmiast osunęłam się w "półsen", ale nie mogłam zasnąć całkowicie. Słyszałam jak Wasuki dorzuca drewno do ognia. On i jego brat milczeli. Już prawie osunęłam się w głęboki sen, gdy usłyszałam słowa Wasukiego.
- Co teraz? - spytał.
- W jakim sensie?
- No, co zrobimy z Cailith?
- Nic. Pojedzie ze mną.
- Durniu. Ona jest delikatna dziewczyną. Wiesz jakie jest nasze zadanie. Niepotrzebnie narazisz ją na niebezpieczeństwo. Ona nie jest przyzwyczajona do życia jakie prowadzisz, jeśli w ogóle jest w stanie je znieść. Widziałeś wyraz jej twarzy podczas rzezi jaką urządziłem w jej wiosce? Widziałeś te przerażone oczy?
- Ta rzeź nie była potrzebna.
- Daj spokój - zirytował się Wasuki - Kilku wrogów mniej... Ale chcę porozmawiać o Cailith.
- Dlaczego się tak o nią troszczysz?
- Bo jest dla ciebie kimś ważnym. Wiem... Czuję, że jeśli coś jej się stanie... cóż, możesz zrobić jakieś głupstwo.
- Wasuki, robisz się podejrzany martwiąc się o mnie.
- Lez, wiem, że tego nie okazuję, że jestem narwany, a moja odwaga graniczy z głupotą, ale szanuję cię braciszku. Nie zgadzam się z tobą w wielu rzeczach, czasem mam ochotę wyrwać ci wątrobę i wtłoczyć ci ja spowrotem przez gardło, ale naprawdę cię szanuję.
- Cóż za wyznanie. Jestem pod wrażeniem - zaśmiał się szczerze Lezard - Mogę jeszcze rzec, że tez cię szanuję przyjacielu, ale jak jeszcze raz zignorujesz moje rozkazy to cię powieszę.
- Zapamiętam to - Wasuki tez się roześmiał i po chwili dodał - Powiedz szczerze. Ile tak naprawdę znaczy dla ciebie Cailith?
- Dużo i z każdą chwilą wciąż więcej.
- Ona cię zgubi. Wiesz o tym - stwierdził, nie zapytał.
- Może, ale nie musi.
- Lezardzie, jeśli oni będą chcieli wykorzystać Cailith jako przynętę, zakładniczkę lub cos w tym stylu nie zawaham się pozbawić jej życia, mimo, że ją cenisz.
- Nie zrobisz tego. Nie pozwolę na to.
- Pozwolisz. Jeśli zrozumiesz powagę sytuacji pozwolisz.
- Łudź się... - mruknął Lez wrogo.
- Nie zawaham się - powtórzył Wasuki twardo - Ona jest mniej warta od ciebie. Zapamiętaj to.
Lezard nie odpowiedział. Poczułam jak opiera swoją głowę o moją. Mimo słów Wasukiego poczułam się bezpiecznie w towarzystwie tych dwóch osobliwych wilków. Po chwili przyszedł sen.
Rano obudziłam się słaba i skostniała. Cud, że nie zamarzłam. Po lekkim posiłku składającym się z resztek wczorajszego królika, ruszyliśmy w drogę. Gdzie? Nie miałam pojęcia, ale chciałam się dowiedzieć.
- Dokąd jedziemy? - spytałam Lezarda, który siedział za mną.
- Do przyjaciela - odparł krótko.
- Do Reydena - poprawił Wasuki
- Czyli gdzie jedziemy? - dopytywałam się.
Bracia milczeli tak, jakby się zmówili. Wszystko przede mną ukrywają. To staje się irytujące.
Wieczorem dotarliśmy do chaty Reydena. Byłam bardzo zmęczona. Lezard nie pozwolił na ani jeden postój, powtarzając wciąż, że nie mamy czasu. Wnętrze budynku było bardzo przytulne. Na środku stał duży drewniany stół. W kominku płonął ogień, co sprawiło, że poczułam się jak w domu. Pod ściana były ułożone skóry zwierząt. Przy stole siedział przedstawiciel wilczej rasy. Jego sierść nie była ciemna, tak jak Lezarda i Wasukiego. Miała kolor brązowo-rudy. Jego włosy były krótkie.
- Witam - gospodarz wstał i rozłożył ręce w zapraszającym geście - Siadajcie. Pewnie jesteście zmęczeni.
- My nie, aż tak, ale Cailith przydałby się odpoczynek - wtrącił Wasuki.
Reyden dopiero wtedy zwrócił na mnie uwagę. Przyjrzał mi się uważnie. Poczułam się niezręcznie pod jego spojrzeniem. Wydawało mi się, że bada moją duszę, moje myśli...
- Przestań - szepnęłam mimowolnie.
- Wybacz - uśmiechnął się przyjaźnie - Nie mogę się powstrzymać od ocenienia nowo poznanych osób.
- Reyden jest magiem - powiedział Lez i usiadł przy stole - Właśnie ocenił twoja lojalność w stosunku do przyjaciół, prawdomówność i odwagę.
- Za pomocą magii? - spytałam i usiadłam obok Lezarda. Przytaknął mi.
Nagle usłyszałam kroki. Mała osóbka z blond włosami zbiegła ze schodów. Stanęła na ich końcu. To była wilcza dziewczyna. Jej sierść była bardzo jasna, prawie biała. Oczy miała szare. Była bardzo ładna, nawet ja to mogę powiedzieć. Wodziła po pokoju wzrokiem, jakby kogoś szukała. Znalazła. Ruszyła szybko w stronę Wasukiego i rzuciła mu się na szyje z radosnym uśmiechem. Wszystko to trwało zaledwie kilka chwil.
- Już myślałam, że nie przyjedziesz - zaśmiała się dziewczyna.
- No co ty, Stu? Wątpiłaś we mnie? - Wasuki obdarzył ją namiętnym pocałunkiem - Dla ciebie wszystko.
Patrzyłam na to jak zahipnotyzowana. Ta śliczna dziewczyna jest zauroczona tym wulgarnym kobieciarzem? Czy oni są parą? Jeśli tak, to współczuje jej.

Napisany przez: Abaska 24.07.2003 13:56

Uff... Wczoraj w nocy siedzialam i czytalam happy.gif Swietne!! S-W-I-E-T-N-E!! Ale jakos nie wyobrazam sobie wilka jako kasanowy biggrin.gif Moze za wilkowato sobie go wyobrazam? O_o nie wiem, w kazdym razie wiem jedno: czekam na next parta biggrin.gif

Wiesz, zrobilas sobie u mnie niezla reklame biggrin.gif Ide czytac Gryfa z tego wszystkiego chyba biggrin.gif

Napisany przez: iskra 24.07.2003 14:23

kociaczki, tas taś, padlina! nowa dostawa tongue.gif wink.gif

- Lezardzie, może przedstawiłbyś nas swojej nowej przyjaciółce? - rzekł Reyden, psując tym samym romantyczne powitanie Wasukiego.
- Oczywiście. Cailith to jest Reyden, bardzo przydatny mag, choć niezbyt umiejętny - Reyden uderzył lekko Lezarda w głowę, po przyjacielski, na co wszyscy, prócz mnie, się zaśmiali - A to jest Stu, jego córka, ulubienica Wasukiego.
- Widzę - mruknęłam.
- Cailith, chyba mi nie powiesz, że jesteś o mnie zazdrosna - Wasuki uśmiechnął się szelmowsko. Nadal obejmował Stu w pasie - Miałaś swoją szansę, której, ku mojemu rozczarowaniu, nie wykorzystałaś.
Popatrzyłam na niego ze złością. Nic nie mówiłam z obawy, że kogoś mogę urazić lub skrzywdzić. Przecież nie chodziło mi to żeby pokazać zazdrość, tylko oburzenie. A ta Stu nawet się nie skrzywiła na słowa Wasukiego. Nadal się uśmiechała. Co to w ogóle są za zwyczaje?!
- Miło cię poznać, Cailith - powiedziała do mnie przyjaźnie.
- Dobrze, szkoda czasu. Wasuki, Lezardzie miło by było gdybyście zdali mi raport - Reyden przeszedł do rzeczy.
- Wolałbym żeby Cai opuściła najpierw ten pokój -rzekł zimno Lez.
- Słucham? - popatrzyłam na niego ze zdziwieniem, a on nawet nie raczył mi odpowiedzieć.
- Choć, Cailith - Stu pociągnęła mnie za rękaw sukienki - To męskie sprawy. Nic tu po nas.
Wstałam i podążyłam za Stu. Mogłam się oczywiście kłócić z Lezardem, oskarżyć go o nieufność i zaprotestować, ale po co? I tak nic bym nie osiągnęła. Stu zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Usiadłyśmy na łóżku.
- Nie jesteś chyba zadowolona z mojego związku z Wasukim - rzekła od razu.
- Nie, to nie tak - zaczęłam się tłumaczyć.
- Więc jak?
Jej pytania nie były wrogie. Co mnie zresztą zdziwiło.
- Po prostu spędziłam z nim dwa dni i nie wydaje mi się żeby był odpowiedni do jakiegokolwiek związku.
- Mam nadzieję, że nie zaciągnął cię siłą do łóżka - przestraszyła się.
- Chcesz powiedzieć, że jeśli spałabym z nim z własnej woli nie miałabyś nic przeciwko? - otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia.
- Cailith, ja wiem jaki jest Wasuki. Ma słabość do ślicznotek - powiedziała poważnie, bez żalu - Wiem też, że to ja jestem dla niego jedyną. Wiem, że będzie do mnie wracał za każdym razem. Wiem, że zawsze będzie mnie kochał tak samo. A że chodzi z innymi do łóżka... cóż, jest mężczyzną. Nie mogę mu tego zabronić.
Przyjrzałam jej się uważnie.
- Stu, ile ty masz lat?
- Liczę sobie 17 wiosen. Dlaczego pytasz?
- Jesteś ode mnie rok starsza, a mówisz jak dojrzała kobieta.
- "Uznam to za komplement" - rozbrzmiało nagle w mojej głowie. To był tamten głos.
Złapałam się za głowę i zacisnęłam mocno powieki. Wynoś się, myślałam gorączkowo.
- Cailith - uśmiechnęła się Stu, jej głos brzmiał zupełnie jak... - To Ja jestem tym głosem - Wystawiła mi czubek języka. Ciekawe co oznacza ten gest w wilczej mowie?
- Jak to "to ty"?
- To ja byłam tym głosem. Chciałam po prostu, byś została z Lezardem.
- Ale dlaczego?
- Jesteś jego jedyną przyjaciółką, a przyjaźń jest mu teraz bardzo potrzebna.
- A ta gadka o końcu, o początku, o jakimś planie, groźba o spaleniu?
- Musiałam coś wymyślić żeby zmusiło cię do pozostania - przechyliła figlarnie głowę - Przepraszam jeśli cię tym uraziłam.
- Nie - zaprzeczyłam - Ach, było minęło. I tak nie miałabym dokąd pójść... - wzruszyłam ramionami. Tak naprawdę gniewałam się na Stu, ale nie chciałam tego okazywać. I tak niczego by to nie zmieniło.
- Podejrzewam, że Lez niewiele ci powiedział o swojej... hm, pracy - zmieniła temat Stu.
- Tak właściwie to nic mi nie powiedział - wyznałam.
- Można się było tego spodziewać - mruknęła Stu, ale zaraz potem uśmiechnęła się i dodała - Ale zaraz to naprawię.
- Zamieniam się w słuch.
Usiadłam wygodniej na łóżku. Czułam, że ja i Stu już jesteśmy przyjaciółkami. Ta mała osóbka ma wiele optymizmu w sobie i jest naprawdę sympatyczna.
- Lez jest generałem w Wilczej Armii - zaczęła opowiadać - To znaczy teoretycznie jest generałem. W praktyce wygląda to nieco inaczej, gdyż Lez pełni raczej funkcję szpiega i, co tu kryć, najemnika. Jest bardzo lojalny w stosunku do królowej, ale swoje zadania wykonuje zawsze tak, by nikomu postronnemu nie stała się krzywda. Lez kręcił się przy twoim mieście, gdyż miał zdobyć informacje o planach waszej armii.
- Podczas tych trzech miesięcy znajomości z Lezardem nawet by mi na myśl nie przyszło, że może być kimś... takim.
- Bo ty poznałaś prawdziwego Lezarda - uśmiechnęła się Stu, a ja popatrzyłam na nią ze zdziwieniem.
- Lez jest osobą, która nie lubi odsłaniać swej rzeczywistej natury. Ma dwa oblicza. Jedno to Lez, a drugie to generał Lezard. Ty poznałaś Leza... ale od wczoraj zaczęłaś poznawać generała Lezarda.
- Ale nawet po ostatnich wydarzeniach nie powiedziałabym, że Lez jest generałem. Wydawało mi się raczej, że stał się bardziej chłodny i, że się tak wyrażę, drętwy - rzekłam zamyślona.
- To dlatego, że Lez nie potrafi grać generała w twojej obecności. Zbyt wiele swej duszy odkrył przed tobą.
Nie skomentowałam tego. Skrzyżowałam ręce nad głową i położyłam się na łóżku. Czułam się odprężona, spokojna, bezpieczna... Dlaczego? Przecież nie miałam ku temu powodów. Nigdy się tego nie dowiem.
- Stu, jeśli istniałaby taka możliwość chciałabym się wykapać.
- Oczywiście. Poczekaj tutaj, a ja wszystko przygotuję.
- Dziękuję - powiedziałam zanim wilcza dziewczyna wyszła z pokoju.
Przeciągnęłam się. Tak, kąpiel bardzo mi się przyda. Zamknęłam oczy. Cóż za przewrotny los, pomyślałam. W ciągu ostatnich dni moje życie zmieniło się tak bardzo... Przyjęłam to stwierdzenie spokojnie, bez żalu, tak jakbym tej zmiany oczekiwała... Poczułam jak burczy mi w brzuchu. Postanowiłam zejść na dół i poszukać kuchni. Dlaczego nikt nie pomyślał, że mogę być głodna?, uśmiechnęłam się do siebie, bo bynajmniej nie byłam z tego powodu zła. Wyszłam z pokoju i zanim zeszłam ze schodów do moich uszów dotarły słowa:
- ... zabrać ze sobą! - krzyknął Lezard.
- Zastanów się chwilę co ta dziewczyna będzie czuła - cichy głos Reydena był wzburzony.
- Nie obchodzą mnie jej uczucia, tylko bezpieczeństwo!
- Posłuchaj siebie. O czym ty w ogóle mówisz? Jesteście podobno przyjaciółmi.
- Jesteśmy i dlatego pojadę bez niej!
- Nie możesz tak po prostu odjechać. Musisz najpierw poinformować ją o tym, wytłumaczyć dlaczego postępujesz tak, a nie inaczej i zapewnić ją, że wrócisz.
- Nie wiem czy wrócę - rzekł łagodnie Lez - Jeśli zginę powrót będzie raczej niemożliwy.
- Tym bardziej powinieneś z nią porozmawiać.
Usłyszałam ostrzegawcze warknięcie Lezarda, a zaraz potem dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Odechciało mi się czegokolwiek. Poszukałam Stu, podziękowałam jej za przygotowanie dla mnie kąpieli i zanurzyłam się w ciepłej wodzie. Nie myśleć, nie osądzać, nie przewidywać... Po prostu czekać. Po kąpieli Stu pokazała mi mój pokój i dała białą koszulę do spania. Przebrałam się i od razu położyłam, ale zdążyłam zauważyć, że koszula jest z miękkiego materiału. Chciałam tylko zasnąć, choć wiedziałam, że obudzę się ze świadomością, że Lezarda nie będzie. Zacisnęłam powieki, by powstrzymać łzy. Pierwszy raz udało mi się to.


Napisany przez: Abaska 25.07.2003 16:05

Iskierko!! Czemu taka mala ta dostawa?? Aaach, chyba sie juz uzaleznilam biggrin.gif ... Pani autor... Nakarm pajacyka =P

Napisany przez: iskra 25.07.2003 17:25

Co Wy w tym widzicie? Toż to ostatni chłam jest... Jush! Sio mi stąd, Gryfa komentować tongue.gif

_______________________________________________

3


Rano obudził mnie hałas zamykanych drzwi. Stał w nich Lez!
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić - rzekł łagodnie.
Podszedł do stolika i położył na nim coś co było zawinięte w czarne skóry. Popatrzyłam na to, a potem na Lezarda. Uśmiechnął się delikatnie i ruszył ku drzwiom. Poderwałam się do pozycji siedzącej.
- Nie odjeżdżaj - poprosiłam cicho.
- Porozmawiamy na dole - powiedział i spojrzał na czarne zawiniątko - Mam nadzieję, że będzie pasować.
Ostatnie słowa wypowiedział tak, jakby wiedział, że na pewno będzie pasować. Tylko, że ja jeszcze nie wiedziałam co ma niby na mnie pasować. Lezard otworzył drzwi i obrócił się w moja stronę. Na jego twarzy zagościł uśmieszek, tak dla niego charakterystyczny.
- Ładny dekolt - powiedział i szybko wyszedł.
Spojrzała w dół i poczułam jak oblewa mnie fala wstydu. Dekolt, nie dość, że głęboki, to jeszcze ułożył się tak, że ukazywał moje nagie ramię i niewielką część piersi. Odruchowo się zakryłam, choć nikogo nie było już w pokoju. Trwałam tak przez chwilę, a potem moja uwagę przykuł podarunek Lezarda. Rozpakowałam go. To była czarna sukienka. Założyłam ją i przeglądnęłam się w lustrze, które stało w pokoju. Miała prosty krój, ale była bardzo ładna. Leżała idealnie. Zupełnie jak szyta na miarę. Zaplotłam swoje rude włosy w warkocz sięgający mi za pośladki i zeszłam na dół. Wszyscy na mnie spojrzeli. Reyden obdarzył mnie ciepłym uśmiechem, tak jak jego córka. Lezard patrzył na mnie... bardzo dziwnie. Natomiast Wasuki nie powstrzymał się od komentarza.
- O bogowie! Cailith wyglądasz prześlicznie. Może skusisz się dziś wieczorem na kielich wina w moim pokoju? - błysnął zębami.
- O nie, mój drogi - Stu szturchnęła go żartobliwie w ramię - Dziś w nocy jesteś mój.
- Ach, tak - udał zmartwionego - Niestety, Cailith, nici z naszego wspólnego wieczoru.
- Jakoś to przeboleje - odparłam z uśmiechem i usiadłam przy stole obok Lezarda.
Zaczęliśmy posiłek, przy którym co chwilę wszyscy się śmiali z opowieści Waukiego i żartów Leza. Reyden zresztą też ma duszę żartownisia. A wydawał się taki poważny... Po posiłku, ja i Stu, posprzątałyśmy ze stołu.
Właśnie zmywałyśmy naczynia, gdy poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię. To był Lezard. Poprosił mnie o rozmowę. Wyszliśmy przed dom.
- Muszę wyjechać. Kolejne zadanie - wyjaśnił krótko i tak, jakby wiedział, że Stu mówiła mi o jego zajęciu i że słyszałam część wczorajszej rozmowy. A może wiedział?
- Kiedy wrócisz? - spytałam, choć czułam, że on nie chciał tego pytania słyszeć.
- Nie wiem - odparł.
- Jak bardzo to zadanie jest niebezpieczne? - zadałam kolejne pytanie pochylając głowę. Poczułam jak mnie przygarnia do siebie i opiera brodę na mojej głowie.
- Wrócę, Cai. Wrócę - powiedział i nie dodając nic więcej ruszył do stajni po konia. Zaraz potem ujrzałam galopującą postać w czarnym płaszczu na koniu.
- Wróć - szepnęłam do siebie.
Patrzyłam w kierunku odjazdu Lezarda. Miałam cichą, bardzo cichą nadzieję, że zaraz wróci, że nie ma go tylko przez chwilę... Poszłam do kuchni, aby pomóc Stu. Chciałam się czymś zająć. Wiedziałam, że jeśli będę siedzieć bezczynne, zacznę myśleć o zadaniu Lezarda, a to tylko zwiększy moje obawy.
- Nie musisz mi pomagać - rzekła miękko Stu.
- Wiem - przytaknęłam.
- Wiem, że może teraz nie jesteś w nastroju, a to co teraz robimy nie sprzyja zbytnio rozmowie - rzekła Stu po chwili milczenia - ale może jednak...
- Tak - przerwałam jej - Tak, rozmowa bardzo mi się przyda - uśmiechnęłam się lekko.
- Chciałabym cię zapewnić, że wróci cały i zdrowy, ale niestety nie mogę.
No pięknie! Skoro tak się zaczyna potrzebna mi rozmowa, to jak się skończy?!
- To co ma zrobić graniczy niemal z cudem - ciągnęła bezlitośnie Stu.
- Dlaczego mi to mówisz? - spytałam z wrogością w głosie.
- Nie rozumiesz? - spojrzała na mnie jak matka karcąca swoje dziecko - Nie chcę żebyś czekała na niego w nieskończoność, żebyś się umartwiała...
- Jesteś okrutna - rzuciłam.
- Nie, Cailith - usłyszałam za sobą głos Reydena - To życie jest okrutne.
- Jeśli chcesz opowiemy ci o naturze, zwyczajach i prawie Wilczej Rasy - powiedziała Stu - To pomoże ci zrozumieć.
Przytaknęłam po dłuższej chwili. Usiedliśmy we trojkę na skórach leżących przy kominku. Stu siadła ze skrzyżowanymi nogami - tak jak mężczyzna. Wydaje mi się, że kobiety z Wilczej Rasy są bardziej śmiałe i nie wstydzą się swego ciała. Ja nigdy bym się nie dowarzyła zachowywać jak Stu, ale nie twierdze też, że takie zachowanie jest złe. W pewnym stopniu to mi nawet imponuje.
- O czym chcesz najpierw usłyszeć? - spytał Reyden i dorzucił drewna do ognia.
- Nie wiem - odparłam - Może o zwyczajach?
- Dobrze - zgodził się - Zacznę więc od naszych wierzeń.
- Bóstwa ludzkie i wilcze pochodzą z tego samego kultu czterech żywiołów - dołączyła się do rozmowy Stu.
- Tak, z tą różnicą, że nasze bóstwa są przedstawiane zupełnie inaczej. Każde z nich posiada oddzielną i odmienną historie powstania. Feniks jest uosabiany z ogniem. Symbolizuje odrodzenie oraz oswojenie z bólem, jak i również wojnę. Żywioł ten szczególnie czcimy w lecie, a ofiary w postaci...
- Nie, nie ludzi - wtrąciła się Stu lecz widząc karcący wzrok ojca dodała - Przepraszam.
- ...a ofiary w postaci kwiatów i rożnego rodzaju plecionek składamy mu w pierwszy ranek lata - kontynuował Reyden - Powietrze uosabia orzeł imieniem Wind. Symbolizuje on wolność i mądrość. Kult tego bóstwa przypada na jesień. Legenda głosi, że Wind pomaga roślinom i zwierzętom przygotować się do zimy. Wodę symbolizuje bóbr Snow. Snow jest uosobieniem lenistwa, porywczości, siły i wytrwałości oraz bezpieczeństwa. Jego święto jest obchodzone w najdłuższą zimową noc, gdy księżyc jest w nowiu. Czwarty z żywiołów - ziemię - uosabia wilk, a właściwie wilczyca, imieniem Ert. Wilczyca jest symbolem narodzin i płodności, siły i łagodności, wytrwałości duchowej...
- Kiedy się urodziłaś? - spytała mnie Stu, znów przerywając ojcu.
- W ostatnią wiosenną noc podczas pełni - odpowiedziałam, a Stu i Reyden uśmiechnęli się do siebie.
- Urodziłaś się w noc, podczas której Wilcza Rasa obchodzi święto płodności. No i oczywiście jesteś spod znaku wilka - wyjaśniła mi Stu.
- Ludzie posiadają dwanaście znaków zodiaku, a my tylko cztery. Jest to dla nas liczba mająca wielkie znaczenie. Jeśli będziesz miała ochotę opowiem ci kiedyś o numerologi. Wiesz co to jest numerologia?
- Tak - przytaknęłam - Chodzę... Chodziłam do bardzo dobrej szkoły.
- Więc dobrze. Jeszcze kiedyś o tym porozmawiamy. Wróćmy jednak do wilczych zwyczajów. Jesteśmy stworzeniem w dużej mierze związanymi z naturą. Kochamy ją, szanujemy i jesteśmy od niej, w pewnym sensie, zależni. Oczywiście nie znaczy to, że jesteśmy bandą dzikusów żyjących w leśnych szałasach. Nasze osiedla są budowane w głębi lasów, w górach z dala od ludzi. Bez fałszywej skromności musze przyznać, że budynki wilczych architektów są niezwykle piękne i harmoniczne, a przy tym trwałe i przytulne.
- Tak jak ten domek? - spytałam rozglądając się.
- Nie - zaprzeczyła Stu - To jest dom zbudowany przez naszego ludzkiego przyjaciela...
Stu nie dokończyła, gdyż do domu wszedł, a raczej wpadł, uśmiechnięty Wasuki. Zapewne chciała mi powiedzieć coś więcej o tym przyjacielu, ale nie zdążyła. Zresztą nie bardzo mnie to interesowało.

Napisany przez: Abaska 25.07.2003 19:41

Iskierko, sama nie wiem, co w tym widze =) Ale jush sie nowego parta nie moge doczekac!! Juz nawet nie zwracam uwagi na styl i bledy ( O_o )... Tylko C-Z-Y-T-A-M. Swietny part, jak zwykle =D

(Abaska czyta ostatnie slowa Iskry...) Dobra, ide komentowac Gryfa =P

Napisany przez: Rok 27.07.2003 21:24

Jak zacząłem to czytać to od razu mi się skojarzył jakiś romans średniowieczny, ale w miarę czytania nawet mi się spodobało. Ciekawe to to! wink.gif Wytrwałości życzę w dalszym pisaniu.

Napisany przez: Abaska 27.07.2003 23:32

Iskra, gdzie next part?? Buuu...

Jak wroce 4 sierpnia to ma byc kilka partoff, bo bedem nad Toba z batem stala!! user posted image

Pozdrawiam!! I weny zycze ^^


Napisany przez: iskra 27.07.2003 23:44

Może by to ktoś zbluzgał, co? =)

Mam napisane 7 rozdziałow tego. Jush teraz uprzedzam, że kontunuowac nie zamierzam =) Ale mila wiadomosc dla tych ktorym sie podoba: jestescie dopiero w trzecim rozdziale tongue.gif

_______________________________
< br>Wasuki wyjął złożone dłonie spod płaszcza i otworzył je. Stu pisnęła. Na dłoni Wasukiego siedziała mała biała myszka. Wasuki uśmiechnął się do mnie złośliwie, złapał myszkę za ogon i przystawił mi ja do twarzy. Niestety musiałam go rozczarować. Wzięłam stworzonko w dłonie.
- Wasuki, zostaw tą biedna istotkę. Wystarczy, ze przestraszyłeś Stu - uśmiechnęłam się, nie mniej złośliwie niż on.
Wilcza dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Najwyraźniej nie mogła uwierzyć, że nie boje się myszy. Ja z kolei nie mogłam zrozumieć dlaczego miałabym się jej bać.
- Cailith, zepsułaś mi całą zabawę - rzekł z wyrzutem Wasuki, a Stu podeszła do niego i z udawana złością uderzyła go w ramię.
- Wiesz, ze nienawidzę tych małych obrzydliwych stworzeń! - krzyknęła z uśmiechem i uderzyła go mocniej.
- Wiem - wyszczerzył zęby.
Stu zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowała czule w policzek.
- Nie rób tego więcej - powiedziała słodko.
- Zastanowię się - odpowiedział tuląc ja do siebie.
Popatrzyłam myszce w czarne oczka i zamknęłam ją w dłoni.
- Pójdę na górę do siebie - rzekłam i nim wyszłam dodałam do Reydena - Porozmawiamy później.
Skinął twierdząco głową, a ja wyszłam po schodach i ruszyłam do swego pokoju. Usiadłam na łóżku i otworzyłam dłonie. Myszka patrzyła na mnie z trwogą. Na pewno bardzo się przestraszyła. Pogłaskałam ja palcem po główce, a ona tak jakby się uspokoiła. Wiedziałam jednak, ze to niemożliwe. Gryzonie działają instynktownie. Po prostu myszka tak bardzo się boi, że dlatego nie ucieka.
- I co my z tobą zrobimy, mała? - uśmiechnęłam się do stworzonka i pozwoliłam by zeszła z mojej dłoni na łóżko. Przyglądnęłam się jej uwarzeni - Dlaczego nie uciekasz?
Myszka oczywiście mi nie odpowiedziała. Nadal siedziała w tym samym miejscu i patrzyła na mnie przenikliwymi małymi perełkami. Uśmiechnęłam się. Ona jest naprawdę śliczna.
- Jak chcesz - rzekłam i położyłam się obok gryzonia. Zamknęłam oczy.
To pierwszy dzień, od trzech miesięcy, bez Lezarda, pomyślałam. Czuję się dziwnie. Sama świadomość, że go przy mnie nie ma, że nie mogę z nim porozmawiać, że nie wiem czy wróci... Świadomość była w tym przypadku przekleństwem. Pomyślałam o mojej rodzinie. Ciekawe co teraz robią? Jest przedpołudnie, więc mama pewnie wypieka chleb., tata jest w pracowni, a Tesu... Ciekawe co znowu wymyślił? On ma zawsze takie zwariowane, a czasem nawet niebezpieczne, pomysły. Wasuki i on byliby dobrymi przyjaciółmi... Tęskniłam za nimi wszystkimi, ale nigdy nie żałowałam. Nie żałowałam ani jednej swojej decyzji. Ani jednej...
Do pokoju weszła Stu.
- Cailith, może masz ochotę poznać okolicę? - spytała już od progu.
Podniosłam się i rozglądnęłam za myszą. Nie chciałam by Stu znów się przestraszyła. Gryzoń leżał w tym samym miejscu co wcześniej. Spał. Wzięłam myszkę w dłonie.
- Jak najbardziej - dopiero wtedy odpowiedziałam na pytanie.
- Świetnie - ucieszyła się - Ale najpierw wypijemy coś ciepłego i... wypuścimy tego obrzydliwego szczura.
Złapała mnie za rękę i pociągnęła na dół, po czym otworzyła drzwi frontowe. Zrozumiałam jej niemy rozkaz i wypuściłam myszkę. Następnie Stu przygotowała dwa kubki ciepłego kompotu. Wypiłam go ze smakiem.
- To co, Cailith? Idziemy?
Przytaknęłam i zaczęłam wkładać swoje buciki.
- Zaczekaj - powstrzymała mnie - Zaraz przyniosę ci porządne buty na zimę.
Nie wiedziałam o co jej chodzi. Moje buty były na zimę i tym bardziej były porządne. Stu podała mi buty na płaskiej podeszwie, wysokie aż po kolana. Były idealnie wyprofilowane do stopy. Od wewnątrz miały futerko. Nigdy nie widziałam takich butów.
- No, co się tak patrzysz? Zakładaj. - ponaglała mnie Stu.
Więc założyłam. Były niezwykle wygodne i niemal idealnie dopasowane, a przy tym moja stopa i łydka wyglądały bardzo zgrabnie.
- Tak myślałam, że mamy taki sam rozmiar stopy - uśmiechnęła się - Poczekaj chwilkę. Założę buty i pójdę po płaszcze.
Skinęłam twierdząco. Po kilku minutach byłyśmy gotowe do wyjścia.
Na zewnątrz nie było zimno, wręcz przyjemnie. Wspaniała pogoda na spacer. Szłam obok Stu, podziwiając piękno krajobrazu.
- Ładnie tu, prawda? - zagadnęła wilcza dziewczyna.
- Tak, bardzo - przytaknęłam.
- Wiosną jest jeszcze ładniej. Zresztą niedługo zima się skończy i sama będziesz mogła zobaczyć.
- Nie jestem pewna czy zostanę tu do tego czasu - rzekłam.
- Nie martw się. Nawet jeśli wyjedziesz stąd z Lezardem to zawsze możesz go poprosić by cię tu przywiózł.
- Skąd pewność, że go jeszcze zobaczymy? - spytałam z pochylona głową, prawie gniewnie.
- Cailith, Lezard wróci.
- Jeszcze niedawno mówiłaś coś innego - przypomniałam jej, teraz już nie kryjąc gniewu.
- Skąd w tobie tyle agresji? - spytała, niemal upominająco - Agresji i gniewu.
- Może dlatego, że nie rozumiem wielu rzeczy - warknęłam - Może dlatego, że boje się o Lezarda. A może dlatego, że ta cała sytuacja mnie przerasta, przerastają mnie problemy i życie.
Przy ostatnich słowach prawie płakałam. Nie wiem co się ze mną działo. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywałam. A teraz... Jeśli tylko nie miałam pewności, że Lez jest bezpieczny czułam złość. Złość na samą siebie. Bałam się. Przyjaciela szuka się całymi latami, a można go stracić w jednej chwili.
Poczułam jak Stu mnie przytula.
- Czasem musimy sobie pozwolić na chwile optymizmu - rzekła łagodnie - Nie mogę powiedzieć, że Lez wróci cały i zdrowy, ale wróci. Mam nadzieję...
- Ja też i... przepraszam za swoje zachowanie.
- Nie ma sprawy - Stu uśmiechnęła się przyjaźnie - Chodź pokażę ci cos naprawdę ładnego.
Pobiegłam za nią. To wręcz nieprawdopodobne, że dotyk Lezarda i Stu działały na mnie tak uspokajająco. Jestem ciekawa czy ma to jakieś podłoże magiczne.
- To już niedaleko - zawołała moja wilcza przyjaciółka.
Nie wiem jak długo biegłyśmy, ale po ostatnich słowach Stu nie mogłam już ujrzeć jej domu, ani świerków, które go otaczały. Zupełnie niespodziewanie zaczął padać śnieg. Widoczność niemal cały czas spadała. Nie podobało mi się to. Dobrze, że miałyśmy czarne płaszcze. Stu złapała mnie za rękę i wprowadziła do jakiejś jaskini. Najpierw otrzepałam się ze śniegu, a dopiero potem rozglądnęłam... i niemal otworzyłam z zachwytu usta.
- Wiedziałam, że ci się spodoba - powiedziała radośnie i ruszyła na przód.
Nie mogłam się otrząsnąć. Widok zapierał dech w piersiach. Jaskinia nie była duża. Na środku mieściła się fontanna z zamarzniętą wodą, a wokoło... wokoło były piękne kolorowe kwiaty zamknięte w kryształowym lodzie. Po sklepieniu jaskini piął się bluszcz. On tez był oblodzony. Nie potrafię opisać tego widoku, bo przecież prawdziwego piękna nie da się opisać. Trzeba je zobaczyć.

Napisany przez: Tajemnicza 28.07.2003 09:08

To jest ZAJEBISTE! Dosłownie aż staje to się dla mnie nałogiem!!! Stwarzasz cudowny klimat do którego my mozemy sie zaklimatyzować. W pewnych momentach chce mi się śmiać do bólu brzucha biggrin.gif a czasami jestem tak wzruszona ze az mi wcześniej łezka poleciała tongue.gif Hehe... a czasami myślę ze ten fick jest troche, bez obrazy, ee...zboczony tongue.gif tongue.gif tongue.gif Ale jest cudownie, wiesz pewnie ze są błędy nawet sporo biggrin.gif ale ujdzie w tłumie, ale czasami zjadasz albo przemienasz litery i to troche denerwuje. To jest jeden z moich ulubonych ficków!!! Czekam na następnego parta, bo nie wytrzymam zaraz. Koffam Cię Iskro tongue.gif i wszystkich innych tesh biggrin.gif:tongue.gif

Napisany przez: iskra 28.07.2003 09:16

Ja wiem czemu Wy "toto" czytacie!!! Młodocianym się rzekomy erotyzm podoba!!! tongue.gif

Nie no, ale bez przesadyzmoof... =) dzieciaczki, gdzie tu jest cos zboczonego? happy.gif Wskażcie mi choć jeden moment...

Błędy? A są, nawet nie chce mi się ich poprawiać tongue.gif Jakbym miała jeszcze raz przebrnac przez to całe opowiadanie to bym chyba... nie wiem... kipnela przy 10 stronie biggrin.gif Tak wiec bledy bedą i ja na to nic nie mogę poradzić (inna sprawa ze jestem leniwa) =)

Napisany przez: Tajemnicza 29.07.2003 19:43

Iskruś, dawaj parta! Nie mogę się doczekać, To nałó. Dalej. Ostatnio cos cie nigdzie nie ma. Na gg ani na forum!! Dalej dawaj dawaj parta następnego. Bo coś ci zrobie, jush nie mówie co tongue.gif tongue.gif
QUOTE
Młodocianym się rzekomy erotyzm podoba!!!
Hehehe...nio bo to takie, hehehe, śmieszne tongue.gif
QUOTE
dzieciaczki, gdzie tu jest cos zboczonego
EEEEE, możę źle to ujęłam ale nie wiedziałam jak to nazwać biggrin.gif tongue.gif Pa!

Napisany przez: Sol z Ludzi Lodu 29.07.2003 22:23

No zemsto! Nie dociera:P Bo Ci zrobie nalot na gadaczu:P, że aż Ci sięwszystko pozacina tongue.gif no dobra joke, ale nie każ czekać^^ A co sądzę, to chyba już mówiłam^^

Napisany przez: iskra 29.07.2003 23:00

- Jak to możliwe? - spytałam i z zachwytem rozglądnęłam się po jaskini.
- Nie wiadomo - Stu usiadła na fontannie - Zapewne działa tu jakaś magia, ale nie mam pojęcia kto rzucił zaklęcie i po co.
- Może po to byśmy mogły cieszyć oczy tym widokiem - uśmiechnęłam się.
Po krótkiej chwili zaczęło mi się robić zimno. Otuliłam się szczelniej płaszczem. Stu zrobiła to samo.
- To miejsce ma jedną wadę. Przez cały rok jest tu niesłychanie zimno - ruszyła w stronę wyjścia - Lepiej stąd chodźmy. Nie chce się zamienić w kryształową ozdobę.
- Popieram cię całym swym sercem - odparłam.
Wyszłyśmy z jaskini. Padający śnieg nadal był gęsty.
- Mam nadzieję, ze wiesz którędy do domu - powiedziałam.
- Ja też - zażartowała Stu.
Ruszyłyśmy w stronę domu. Po dość meczącej wycieczce, przerywanej czasem wojną na śnieżki, dotarłyśmy w końcu co celu. Zobaczyłam czarnego konia przed budynkiem. Serce zabiło mi mocniej. Czyżby wrócił? Biegiem ruszyłam do drzwi. Stu próbowała mnie zatrzymać. Z trzaskiem otworzyłam drzwi.
- Lezard? - rzuciłam od progu nie rozglądając się.
Postać w czarnym płaszczu stojąca przede mną tyłem odwróciła się błyskawicznie. Przez chwilę patrzył na mnie uważnie. Nagle w mgnieniu oka znalazł się przy mnie. Poczułam na gardle nóż, a w oczy spoglądała mi para czarnych wilczych oczu.
- Życie ci niemiłe, dziewko? - warknął - Czego tu szukasz?
- O to samo mogłabym zapytać ciebie - odrzekłam odważnie i poczułam jak ostrze mocniej przylega mi do gardła.
- Bezczelność ludzi - mruknął, a ja czułam, że zaraz przejedzie nożem po mojej szyi.
- Sel, na bogów, przestań! - krzyknęła Stu stając na progu.
- To człowiek - przypomniał jej wilk zwany Selem.
- To towarzyszka Lezarda - poprawiła go Stu.
Poczułam jak ostrze oddala się od mojej szyi. Sel stanął przede mną i bezczelnie mierzył mnie wzrokiem.
- W pewnym sensie mogę go zrozumieć - uśmiechnął się lekko, a potem całą swą uwagę skupił na Stu - Jak się masz, Stu?
Podczas gdy Sel witał się z moją wybawczynią, ja przyglądnęłam się mu. Gdybym powiedziała, że był cały czarny oddawałoby to urok jego wyglądu, a być może też charakteru. Jego sierść była czarna, tak jak dość krótko przystrzyżone włosy i przenikliwe oczy. Ubranie też miał ciemne.
- Sel, to jest Cailith - Stu przedstawiła mnie przybyszowi - Radzę być dla niej miłym. Ona jest podopieczna Lezarda.
- Witam serdecznie - uśmiechnął się fałszywie i wziął moją rękę, którą zresztą wyrwałam z jego uścisku - Jestem Sel, brat Stu i syn Reydena, doświadczony i utalentowany mag.
Nie odezwałam się. Nie miałam ochoty rozmawiać z kimś kto przed chwila próbował poderżnąć mi gardło. Wilcza rasa chyba lubuje się w zadawaniu śmierci w ten sposób. Wasuki przecież tez chciał użyć noża.
Sel popatrzył na mnie jeszcze raz. Potem uśmiechnął się i złapał mnie dłonią za brodę, zbyt mocno był mogła się wyrwać.
- Milcząca jesteś. Czyżby odwaga cię opuściła? - spytał z kpiącym uśmiechem i popatrzył mi głęboko w oczy - Ty też bądź dla mnie miła, mała, bo nie ręczę za siebie.
- Sel, przestań ja straszyć! - wściekła się Stu - Dopiero co przyjechałeś, a już siejesz zamęt.
- Taka już moja natura - odrzekł nie przestając wpatrywać się we mnie. Po chwili mnie puścił.
On jest gorszy niż Wasuki, pomyślałam ze zgrozą. Z Wasukim da się przynajmniej jakoś żyć. A ten Sel... Nie wytrzymam z nim psychicznie. Jest okropny. Te jego zimne, niemal złe oczy przyprawiają mnie o gęsia skórkę. Jak to możliwe, że on jest synem Reydena? Reyden i Stu maja w sobie tyle ciepła, poczucia humoru, współczucia i dobroci. A Sel wydaje się być złośliwym narcyzem z kompleksem wyższości.
- Chodź, Cailith - zwróciła się do mnie Stu i ruszyła ku drzwiom kuchennym - Zrobimy coś do jedzenia tej czarnej owcy.
Stu nacisnęła na klamkę drzwi, ale te ani drgnęły. Pchnęła jeszcze raz, po czym popatrzyła z wyrzutem na Sela.
- Tylko nie owca - upomniał siostrę ze złośliwym uśmiechem.
- Sel, zachowujesz się jak szczeniak! - krzyknęła Stu - Wiem, że twoja magia jest niezwykle silna i nie musisz mi tego pokazywać! A poza tym zamknąć drzwi magia potrafi każdy podrzędny mag.
- Nasypie mu arszeniku do napoju - mruknęłam do siebie.
- Zapewniam cię, mała, że zostaniesz uprzedzona - warknął na mnie Sel.
- Nie jestem żadna "mała"! - podniosłam głos - Przynajmniej dla ciebie.
- A dla Lezarda?
Nie odpowiedziałam. To pytanie zbiło mnie z tropu. Co miał na myśli zadając właśnie takie pytanie?
- Czyżby to pytanie było dla ciebie kłopotliwe, mała? - Sel nie spuszczał z drwiącego tonu.
- Zamknij się, Sel - warknęła Stu - I otwórz te cholerne drzwi, jeśli chcesz cokolwiek zjeść.
Drzwi otworzyły się na oścież, choć Stu nawet ich nie dotknęła. Weszła do kuchni.
- Przygotuj coś dobrego, mała - rzucił kpiąco w moją stronę - I nie przypal niczego.
- Kim jesteś? - spytałam beznamiętnie i popatrzyłam mu bez lęku w oczy. Później już nigdy tego nie powtórzyłam. Za bardzo się bałam.
- To zależy - odpowiedział zimno. Bez uśmiechu.
- Od czego?
- Od ciebie - odparł.
Jeszcze przez chwilę patrzyły na mnie czarne ślepia bestii, którą w istocie był Sel. Potem odwrócił się i ruszył w stronę kominka. Ja natomiast dołączyłam do Stu. Coś się kończy, coś się zaczyna, pomyślałam. Skończyło się moje spokojne życie w Arnii, a już wkrótce Sel miał mi pokazać gdzie zaczyna się śmierć.

***

4

Wieczorem wrócili Reyden i Wasuki. Okazało się, że byli na polowaniu. Przywitali się z Selem. Przez cały czas starałam się trzymać z dala od brata Stu. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Odkąd przyjechał starałam się cały czas spędzać w swoim pokoju. Ale i tam nie czułam się ani szczęśliwa, ani spokojna, ani nawet bezpieczna... Leżałam na łóżku, gdy usłyszałam pukanie. Nie odezwałam się. Po chwili do pokoju wszedł Wasuki.
- Chodzi o Sela, prawda? - spytał i usiadł na brzegu łóżka. Nie odpowiedziałam. Przeklęta wilcza rasa! Zawsze wiedzą o co chodzi zanim cokolwiek zdąży się odpowiedzieć.
- Tak, to o niego chodzi - stwierdził, gdy moje milczenie zaczęło się przeciągać.
- Skoro to wiesz to dlaczego pytasz? - mruknęłam obojętnie.
- Bo się o ciebie martwię.
- Nie wierze - odparłam - I nigdy nie będę potrafiła ci zaufać.
- Wy, ludzie, jesteście tacy przewrażliwieni i pamiętliwi - warknął.
- Tak, jestem człowiekiem - ja również nie kryłam irytacji - I to cię właśnie boli, Wasuki! Jesteś wściekły, że Lezard ma za przyjaciela człowieka. Jesteś wściekły, że coraz bardziej przywiązuje się do Stu. Jesteś wściekły, że musisz mieszkać z człowiekiem pod jednym dachem!
- To nie jest prawdą! Zastanów się w ogóle to ty mówisz! Przecież ci już mówiłem, że cię nie skrzywdzę, bo...
- Bo mnie szanujesz i cenisz jak Lez? - dokończyłam za niego i prychnęłam jak wściekła kotka - Przypomnij sobie co powiedziałeś później!
- Ty mi przypomnij. Jestem tego niezwykle ciekaw.
- "Nie zawaham się pozbawić jej życia, Lezardzie. Mimo, że tak ją cenisz." - zacytowałam, a Wasuki popatrzył na m nie dziwnie.
- To prawda - odparł zimno - Życie brata jest dla nie ważniejsze niż twoje. To nie powinno cię dziwić.
Milczałam. Wasuki w pewnym sensie miał rację.
- A ja się dziwiłem dlaczego Sel jest tak wrogo do ciebie nastawiony - mruknął i wstał. Ruszył ku drzwiom.
- Co przez to rozumiesz? - podniosłam się.
- Nikomu nie ufasz, prócz Lezardowi. Nikogo tak naprawdę nie kochasz. Z góry zakładasz, że inni pragną cię skrzywdzić, a ponadto... jesteś pyskata - dokończył z lekki uśmiechem.
Wyszedł, a ja pustym wzrokiem patrzyłam na zamknięte drzwi. Wiedziałam, że nie jest na mnie zły za brak zaufania z mojej strony. Ale co jeśli Wasuki ma rację?, pomyślałam. Czy tak widzą mnie inni? Jako pyskatą ludzką dziewczynkę, która nikomu nie ufa, nikogo tak na prawdę nie kocha i nie szanuje...
- Lezardzie, wróć jak najszybciej - powiedziałam szeptem do siebie - Potrzebuje cię, przyjacielu.
Położyłam się na plecach i wpatrzyłam w sufit. Pomyślałam o Tariminie. Przypomniałam sobie jego ciemne oczy i miły uśmiech. Przypomniałam sobie wszystkie dni, które z nim spędziłam. Wszystkie... Zamknęłam oczy. Nie warto wspominać przeszłość, to już nie wróci, pomyślałam bez żalu. Przestraszyłam się. Skąd u mnie takie bezwzględne myśli? Otworzyłam oczy i dopiero wtedy zauważyłam czarną postać stojącą przy mnie. Sel wskoczył na łóżko i usiadł na mnie okrakiem. Chciałam krzyknąć, ale zacisnął dłonie na mojej szyi i tym samum zdławił mój głos.
- Jak się masz, mała? - spytał z uśmiechem na twarzy, a ja pierwszy raz w życiu poczułam namacalny strach - Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
Milczałam.

_______________________

Gryfa komentować, kanalie!!! GRYFA!!! I galerie tongue.gif

Tajemnicza, wierz mi - ja zawsze jestem (a przynajmniej czesto smile.gif )

Napisany przez: skejtmenka 29.07.2003 23:56

Fajne. Kiedy następna część?

Napisany przez: Tajemnicza 30.07.2003 17:14

Skejtmenko, ale sie napisałaś =D Iskro !! SAuper!! Ciekawe co on chce jej zrobić tongue.gif tongue.gif tongue.gif Suprowsko opisujesz i wogóle masz super testy. Nie moge sie doczekać następnego pata!!! tongue.gif Ciekawe co w ni bedzie tongue.gif

Napisany przez: iskra 30.07.2003 21:47

- Chyba zraniłaś Wasukiego, mała - powiedział. Poczułam, jak ręce na mojej szyi zaciskają się. Jednak nie na tyle mocno, bym nie mogła oddychać - On się tak martwi tym, że mu nie ufasz.
- Zostaw mnie, Sel - wydusiłam błagalnie, a z oczu popłynęły mi łzy. Tak bardzo się bałam śmierci. - Proszę cię.
Jego wyraz twarzy zmienił się natychmiastowo. Oczy zrobiły się... łagodne? Poczułam jak dłonie Sela rozluźniają się. Zszedł ze mnie i usiadł na brzegu łóżka. Pochylił głowę.
- Nie przepadam za ludźmi - zaczął mówić cichym głosem - Tak właściwie to ich nienawidzę. Przyznaję, że zastraszanie cię dostarczało mi sadystycznej przyjemność, ale... Na bogów, Cailith, nie wiedziałem, że boisz się aż tak bardzo.
- Skąd ten nagły napływ uczuć? - szepnęłam z wyrzutem prawie niedosłyszalnie.
- Co takiego masz w sobie, że od razu zjednujesz sobie tylu przyjaciół? - zignorował moje pytanie zadając inne. Spojrzał mi w oczy. Przez chwilę wyglądał jak mały chłopiec, który rozpaczliwie potrzebuje przyjaźni, zaraz jednak jego oczy stały się zimne i nieprzenikliwe - Nie myśl przypadkiem, że to na mnie w jakikolwiek sposób działa. I nie spodziewaj się z mojej strony nawet skrawka życzliwości.
Wstał pośpiesznie.
- A więc jednak masz jakieś uczucia - szepnęłam bardziej do siebie niż do niego.
Zatrzymał się.
- Każdy jakieś ma - odpowiedział bezbarwnym głosem i wyszedł.
Opadłam na plecy. To były najgorsze chwile w moim życiu. Tak bardzo bałam się, że Sel zaciśnie ręce mocniej, wydusi ze mnie życie. Rozpaczliwie bałam się śmierci. W odległej przyszłości zrozumiałam, że śmierć jest wybawieniem, a strach przed nią stał się moim przekleństwem.
Mój pierwszy dzień bez Lezarda dobiegał końca. Zastanawiałam się ile jeszcze wytrzymam takich dni. Otoczona żywymi istotami, a jednak bardzo samotna. Bezpieczna, a jednak prześladowana strachem. Bezradna jak dziecko... Zamknęłam oczy i niemal natychmiast zasnęłam.
Obudziłam się. Przez okno wpadały promienie wschodzącego słońca. Wdusiłam twarz w poduszkę. Chcę wrócić do domu, pomyślałam. Chcę wrócić do domu...
- Zaczekaj! - usłyszałam krzyk Stu dochodzący zza drzwi. Zaraz po tym do pokoju wpadł mały wilczy chłopak. Mógł mieć 10, może 12 lat.
- Nigdy jeszcze nie widziałem ludzkiej dziewczyny - rzekł zafascynowany. Podszedł do mnie i uniósł do góry moją spódnicę - Czy wszystkie ludzkie dziewki są poubierane w wilcze suknie? - spytał kpiąco.
Nie wytrzymałam. Byłam zaskoczona tym wtargnięciem. Nic nie mówiłam, ale to już była przesada! Nie wiem dlaczego tak się zdenerwowałam. Być może dlatego, że obrażał mnie taki smarkacz. Choć z drugiej strony czy można to nazwać obrazą? Zamachnęłam się by uderzyć chłopca. Na szczęście w porę się powstrzymałam. Zaraz potem weszła Stu. Chłopak popatrzył na mnie z niedowierzaniem .
- Stu, ona chciała mnie uderzyć - powiedział obojętnym tonem nie spuszczając ze mnie wzroku.
Zachowywał się niemal tak samo jak Sel. Kpiący, bezczelny, z kompleksem wyższości.
- Pewnych rzeczy nie można mówić, książę - odparła.
- Książe? - zdziwiłam się.
- Cailith, poznaj syna królowej, księcia Sevotharte.
- Możesz mi mówić Sevi, człowieku - pozwolił łaskawie.
- Mam imię - przypomniałam.
- Będę się do ciebie odzywać jak chcę, człowieku! - krzyknął rozkazująco.
- Dla mnie nie jesteś księciem, Sevotharte - powiedziałam zimno, patrząc w jego ciemne oczy - I radziłabym ci odnosić się do nie z szacunkiem.
- W przeciwnym razie? - zapytał i uniósł władczo podbródek.
- W przeciwnym razie będę zmuszona wymierzyć kilka klapsów na twój królewski tyłek!
- Stu, ona jest bezczelna! Mogę kazać ją powiesić?
- Nie, książę. Cailith ma rację - Stu uśmiechnęła się łagodnie do chłopaka - Powinieneś okazać jej szacunek.
- Ale... ale - mały wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. Widocznie nie był przyzwyczajony do takiego traktowania.
- Jeśli ty będziesz szanować mnie, ja będę się odnosić z szacunkiem do ciebie - obdarzyłam go promiennym uśmiechem i chciałam go poczochrać po włosach.
- Nie dotykaj mnie, człowieku! - krzyknął ze złością i chciał mnie uderzyć, ale złapałam w porę jego dłoń.
Nie odezwałam się. W pierwszej chwili miałam ochotę przyłożyć mu porządnego klapsa, ale zaraz potem stwierdziłam, że coś może zranić go dotkliwiej. Słowa.
- Nie będziesz dobrym królem - powiedziałam - Lud będzie cię nienawidził. Nigdy nie zdobędziesz ich zaufania. Wciąż będziesz żył w strachu przed zamachem na twe życie. Wszyscy będą podporządkowani twoim rozkazom, ale nigdy nie zaznasz miłości, przyjaźni... Tylko smutek, złość, samotność, gniew...
- Cailith, przestań! - krzyknęła Stu przerywając mi - Wybacz, ale nie pozwolę na obrazę księcia.
- Przepraszam, Cailith - usłyszałam cichy głos Sevotharte - Twoje słowa potrafi zrozumieć nawet takie rozpuszczone dziecko jak ja - do oczu napłynęły mu łzy.
Popatrzyłam na niego zdziwiona. Nie potrafiłam sobie wytłumaczyć zachowanie małego księcia. Obiecałam sobie, że kiedyś go o to zapytam... Objęłam chłopca. Czułam jak jego mięśnie napięły się pod moim dotykiem. On naprawdę potrzebuje miłości...
- Przepraszam, Sevotharte - rzekłam. Użyłam zbyt mocnych słów. Zwłaszcza, że ten dzieciak pewnie od zawsze słyszał, że jest najlepszy, będzie wspaniałym władcą i zapewne nikt nie odzywał się do niego tak jak ja.
Odsunęłam chłopaka na odległość rąk i uśmiechnęłam się.
- I jak Savotharte? Dogadamy się?
- Jestem księciem Savotharte! - podniósł głos.
- O nie, młodzieńcze - odparłam zimno - Jesteś jeszcze małym chłopcem, który nie ma pojęcia co oznacza bycie władcą.
- Nie jestem mały! Mam 11 lat! I nie odzywaj się tak bezczelnie, wiejska dziewko!!!
- Stu, zabierz tego dzieciaka - powiedziałam spokojnie i wstałam.
Stu nie interweniowała w moje wypowiedzi. Widocznie zauważyła, że staram się pokazać Sevotharte, że nie jest nikim wyjątkowym. Jest taką samą istotą jak wszyscy dookoła.
- Choć, książę - powiedziała ponaglająco.
- Oczywiście, że pójdę! Nie będę siedział w jednym pomieszczeniu z wiejską, głupią dziewuchą - rzucił pogardliwie.
- Dla twojej wiadomości, Sevotharte, miarą wartości człowieka nie jest przynależność do grupy społecznej lecz serce.
- My nie jesteśmy ludźmi - zauważyła bezbarwnie Stu i wyszła wraz z chłopakiem.

Napisany przez: Tajemnicza 30.07.2003 22:05

Iskierko, dzięki tongue.gif Nie moglam się doczekać, gorąco się robi gorąco. Zaskoczył mnie ten książe, i to ze tak wpadł. Myślałam ze jak ona go przytuli zostną przyjaciółmi huh.gif a on taki uparty. Czekam na jeszcze!! Pa, Taj, pogromca małych chłopców tongue.gif (papuga jestem)

Napisany przez: iskra 31.07.2003 17:37

Usiadłam na łóżku. Co tu robi wilczy książę?, pomyślałam. Zaraz potem uświadomiłam sobie, że ja też mam zejść na śniadanie. Cóż Sevotharte będzie musiał to jakoś ścierpieć. Uśmiechnęłam się złośliwie pod nosem. Jednak mój uśmiech po zejściu na dół zbladł znacznie. Nie zostałam przyjęta zbyt przyjacielsko. Kiedy weszłam do głównego pokoju wilcza kobieta ubrana w bardzo bogate stroje zaczęła wrzeszczeć, że to hańba być pod jednym dachem z człowiekiem. Sevotharte wykrzykiwał rozkazy, że mam stąd jak najszybciej się wynieść. Sel uśmiechał się do mnie kpiąco. Reyden i Stu nic nie mówili. Chyba chcieli przeczekać burzę. Na szczęście te wszystkie wrzaski zdołał przerwać Wasuki.
- Cisza! - wrzasnął. Kobieta natychmiast się uciszyła lecz książę nadal wykrzykiwał różne rozkazy - Ty też, Wasza Wysokość! Jak na razie to nie masz tu samowolki!
- Licz się ze słowami - warknęła kobieta. Wasuki zignorował ją.
- Cailith jest naszym gościem i nigdzie się stąd nie ruszy! - zaczął - To raz. Dwa: Wasza Wysokość zostaje tu pod opieką Reydena, więc radzę się zacząć przyzwyczajać do towarzystwa człowieka. I wreszcie trzy: Iria, nie rób takiej miny. Złość piękności szkodzi.
Wilcza kobieta nie zareagowała na komplement.
- Oczywiście zdajecie sobie sprawę jak zareaguje królowa na wieść, że zmuszacie księcia do ludzkiego towarzystwa? - spytała i spojrzała na mnie z pogardą.
- Króla będzie zapewne szczęśliwa, że książę obraca się w towarzystwie towarzyszki Lezarda - odezwał się niespodziewanie Sel.
- To jest towarzyszka generała Lezarda? Towarzyszka życia?!
- Nie - zaprzeczyłam. Miałam dosyć swojej bierności - Jestem jego przyjaciółką, a poza tym... Jeśli dacie mi konia, pani, odjadę stąd jak najszybciej.
- Mądra decyzja - uśmiechnęła się tryumfalnie Iria - Wasuki osiodłaj konia dla tej dziewki.
- Nie - sprzeciwił się.
- Ja to zrobię - zaoferował się Sel i mrugnął porozumiewawczo do Reydena.
- Oczywiście - zgodził się Reyden - Iria powinna już jechać do domu.
- Ja? - zdenerwowała się kobieta - Co ty knujesz, przeklęty magu?
- Pojedziesz do domu - powtórzył twardo - Cailith zostanie tutaj i pomoże mi w edukacji księcia. Jej wiedza bardzo się Jej Wysokości przyda. Poza tym Cailith czeka na powrót Lezarda.
- Strata czasu - warknęła do mnie wilcza kobieta imieniem Iria - On nigdy nie wróci. Wszyscy wiedzą, że jego misja to samobójstwo.
- Wróci - powiedziałam, choć z każdą chwilą zaczynałam w to wątpić - Wiem to.
- Nic nie wiesz - zaśmiała się tryumfalnie kobieta - Żałuję, że nie zobaczę twojej miny kiedy wszystkiego się do wiesz. Jak myślisz, co się z tobą stanie, gdy generał Lezard nie wróci? - spojrzała na mnie - Och, chyba się domyślasz. Nie sądzę byś była aż tak głupia.
Popatrzyłam na Reydena szukając w jego oczach odpowiedzi, ale nie ujrzałam jej. Zobaczyłam tylko nieprzeniknione wilcze oczy. Mądre, dobre, łagodne... i świadome. Świadome tego co mnie czeka.
- No dalej, Reydenie - kpiła ironicznie Iria - Powiedz jej prawdę!
Reyden nie odpowiedział. Czyżby prawda była aż tak okrutna?, pomyślałam.
- Zginiesz - powiedział obojętnym głosem Sel z pochyloną ze znudzenia głową. Popatrzył mi w oczy. W jego ciemnych oczach nie widziałam litości czy współczucia. Nie widziałam w nich złości, nienawiści, gniewu. Czarne oczy były obojętne. I to mnie najbardziej przeraziło. Apatia w jego oczach, strasznych a jednak urzekająco pięknych.
- Cóż mogę zrobić? - odparłam zwyczajnie, bez lęku, smutku - Pozostaje mi tylko śmiać się z przewrotności losu.
Złapałam płaszcz i ubrałam szybko buty. Wyszłam nie patrząc na nikogo. Ruszyła w stronę wielkiego drzewa, które rosło niedaleko. Zauważyłam je podczas wczorajszego spaceru ze Stu. Śnieg był głęboki, a ja byłam naprawdę wdzięczna Stu, że podarowała mi swoje wysokie buty. Było ciepło. Niedługo chyba przyjdzie wiosna. Wiosna... Kocham wschody i zachody słońca, kocham księżyc w pełni, kocham ptaki, kwiaty, motyle-wszystko co mnie otacza. Kocham życie, które prawdopodobnie niedługo zgaśnie. Raz matka rodziła i raz się umiera-przypomniałam sobie słowa Lezarda. Tak, to prawda. Czasami nic nie można zrobić... Dotarłam do drzewa. Było większe niż zdawało mi się na początku. To był dąb. Dotknęłam otwarta dłonią pnia. Mądrość. Siła. Bezpieczeństwo. Oparłam się o drzewo plecami. Pozwoliłam ciału zsunął się po pniu do pozycji siedzącej. Podciągnęłam nogi pod brodę i otuliłam je rękoma. Pochyliłam głowę i uwolniłam łzy. Płyńcie, myślałam, płyńcie strumieniami. Może to przyniesie mi ulgę... Nie wiem jak długo siedziałam pod drzewem, ale było mi bardzo zimno. Tak zimno, że niemal nie mogłam się ruszyć.
- Nie pragniesz śmierci - usłyszałam głos Sela. On to stwierdził, nie zapytał. Nie wiedziałam jak się tu znalazł i szczerze mówiąc nie obchodziło mnie to za bardzo. Tymczasem czarny wilk ciągnął dalej - Dlaczego? Przecież tak właściwie jesteś sama. Nikogo tak naprawdę już nie masz. Lezard nie wróci. Dlaczego nie pragniesz śmierci?
- Bo się jej boję - odparłam nie patrząc na niego - Poza tym póki wciąż mam nadzieję, chce żyć.
- Nadzieję na powrót Lezarda?
- Nadzieję na powrót Lezarda - potwierdziłam i dodałam - Nadzieję na lepsze jutro, nadzieje na miłość i przyjaźń, nadzieję na wciąż nowe poranki i wieczory, nadzieję na życie.
Milczał. Nie rozumiałam go. Nie wiedziałam czy przyszedł tu po to by się napawać moją bezradnością i szybkim końcem, czy też pragnął mi pomóc. Podejrzewałam, że jest tutaj raczej z tego pierwszego powodu. Nawet wolałam ten pierwszy, bo gdyby było inaczej wiedziałabym, że Sel jest nieobliczalny. Chociaż czy już nie udowodnił swej nieobliczalności?
- Dlaczego byłeś po mojej stronie w tej całej kłótni? - spytałam.
- Wiedziałem, że nie chcesz odjechać.
- Ale dlaczego wstawiłeś się za mną? - pytałam spokojnym głosem. Już i tak nie mogłam nic zrobić - Przecież mnie nienawidzisz.
- Gdybyś wyjechała postąpiłabyś wbrew sobie. Potem wciąż zastanawiałabyś się czy zrobiłaś dobrze, wciąż miałabyś wątpliwości, wciąż byś tęskniła i nigdy nie wiedziałabyś czy Lezard żyje - urwał na chwilę - Nie jestem aż tak okrutny by pozwolić komukolwiek na taka powolną śmierć duszy.
- Ha, cudowne stwierdzenie "Nie jestem AŻ tak okrutny" - zaśmiałam się cicho, ironicznie.
- Nie znasz mnie, mała - powiedział z tak charakterystycznym dla siebie kpiącym uśmiechem - Nie wiesz jaki jestem, jaki byłem, co przeszedłem. Nie masz prawa mnie osądzać.
- Nie, nie mam - przyznałam - Ale... ty oceniasz mnie, ja ciebie. To chyba uczciwa wymiana?
- Nie, mała. To nigdy nie było uczciwe. Jestem magiem. Bezczelnie wtargnąłem w twoje uczucia, wspomnienia, duszę, we wszystko, choć wilcze prawo tego zabrania. Znam cię lepiej niż twoja własna matka. Ty natomiast nie znasz mnie w ogóle.
Popatrzyłam na niego dość obojętnie. Nic już dla mnie nie miało znaczenia, a tym bardziej słowa Sela.
- Masz rację. I nigdy cię już nie poznam. Nie pozwolisz by człowiek poznał cię choć odrobinę, nie pozwolisz komukolwiek się poznać.
- A więc jednak trochę mnie znasz - uśmiechnął się lekko.
- Sel... Czy to cię nie męczy? Nie męczy cię brak miłości, przyjaźni? Nie męczy cię samotność?
- Męczy - odparł obojętnie i usiadł koło mnie, ale nie na tyle blisko bym dotknęła choć jego płaszcza - Ale sam wybrałem sobie taki los.
Poczułam jakby Sel był moi przyjacielem, choć wiedziałam, że taki stan NIGDY nie nastąpi. Milczeliśmy. Zebrałam wszystkie myśli i... przeraziłam się. Nie tęskniłam za rodziną, choć wciąż ich kochałam. Nie miało dla mnie znaczenia co się ze mną stanie, jaka będzie moja przyszłość. Wszystko stało prostsze, choć tak bardzo skomplikowane. Popatrzyłam w niebo. Było czyste i błękitne. Idzie wiosna, pomyślałam.
- Dlaczego ludzie was krzywdzą? Dlaczego wy krzywdzicie ludzi? Dlaczego na świecie jest tyle gniewu, nienawiści, zła? - spytałam cicho.
- Bo musi istnieć równowaga - odparł - Obok szczęścia musi być ból. Obok przyjaźni nienawiść. Obok dobra zło.
- Po co to wszystko?
- Byśmy mogli doceniać pozytywne aspekty życia, być wrażliwymi. Byśmy odkładali w sobie pokłady miłości, współczucia. By kochać i być kochanymi. By nie być samotnym - odparł i spojrzał tam gdzie ja.
- Nie rozumiem cię.
- I nigdy nie zrozumiesz - szepnął i wstał.
- Dlaczego? Dlaczego mi to wszystko mówiłeś? Przecież mnie nienawidzisz.
- Myślisz, że cię nienawidzę - rzekł poważnie nie odwracając się - Bo ci tak powiedziałem. Naucz się słuchać sercem, nie uszami.
Odszedł. Nie zrozumiałam jego słów. Wtedy. Teraz je rozumiem dokładnie...

Napisany przez: Tajemnicza 31.07.2003 17:52

Zarąbiste! Kocham ten fick. Jest superowski! Śiwtne tematy rozmów bohaterów, opisy i jej rozmyślania. Jaaaa...suuuper. Zajebiscie się czyta, tak lekko i przyjemnie tongue.gif Kocham takie ficki. Przygodówki i troche fantastyki. Mmmmniam mniam ze tak powiem tongue.gif Czekam na następne party =D i bede cie o to wołać cały czas =D Pa! =)

Napisany przez: nienor_malna 31.07.2003 19:51

[COLOR=green]a widzisz Iskierko mówiłam Ci że to świetne opowiadanie smile.gif musisz pisać je dalej... ja chcę znać dalszy ciąg i podejrzewam że nie tylko ja smile.gif pozdrawiem

Napisany przez: Tajemnicza 05.08.2003 00:34

Ehkem...czy ktoś ten fick proadzi? Puk puk, jest tam kto?? Jakośnic nie widać i nie słychać. Na posta czekam i czzekam a tu bum. Nie ma nic. A dlaczego? Pewnie dlatego ze pani Iskierka gdzies pojechała. Skąd ja moge wiedziec, ale tak przypuzczam bo dawno jej nie widziałam =(

Napisany przez: iskra 05.08.2003 15:08

Gdy wróciłam do domu, Irii już nie było, a domownicy jedli obiad. Przypomniałam sobie, że przecież nic dziś nie jadłam. Wzięłam więc jedzenie i poszłam do swojego pokoju. Nikt się nie odezwał. Miałam wrażenie, że podczas mojej nieobecności wiele się wydarzyło. Ale co? Nie miałam pojęcia. I nigdy tego nie dociekałam. Czasami rzeczy trzeba zostawić takimi jakimi są.
- Wybacz, że bez pukania, mała - powiedział Sel wchodząc do pokoju - Chciałbym ci jeszcze coś powiedzieć zanim odjadę.
- Odjeżdżasz? Przyjechałeś tylko na dwa dni?
- Oh, wiem, że będziesz tęsknić za moimi docinkami, mała - odparł z kpiącym uśmiechem - Nie martw się, jak wrócę być może jeszcze tu będziesz... Ale nie o tym chciałem porozmawiać.
Popatrzyłam na niego. Już się go nie bałam, a przynajmniej nie aż tak bardzo. Jest nieobliczalny, pomyślałam, by nie poczuć do niego żadnych pozytywnych myśli. Wiedziałam jednak, że jest już za późno. Nasze rzadkie rozmowy sprawiły, że już czułam do niego coś na kształt ostrożnej, nieśmiałej specyficznej przyjaźni. Nic na to nie mogłam poradzić. Zresztą nie wiem, czy bym chciała. Jednak zawsze wiedziałam, że to nigdy nie będzie prawdziwa przyjaźń. Nigdy.
- A o czym?
- O Lezardzie i jego zadaniu.
- Nie chcę - mruknęłam wrogo. Nie miałam ochoty wysłuchiwać, że Lez nie wróci.
- Słuchaj! - warknął - Chcę ci powiedzieć na czym polega jego misja byś sama oceniła czy wróci, czy też nie. Więc proszę mi tu nie prychać jak wściekła kotka, że niby nie chcesz, bo mówię to dla twojego dobra, mała.
- Ach, tak? Nie dość, że zniżasz się do poziomu rozmowy z człowiekiem, to jeszcze pragniesz mojego dobra. Cóż za postęp - uśmiechnęłam się zjadliwie.
- Uprzejmie informuję, że kpiące, złośliwe i zjadliwe uśmiechy należą do mojego wizerunku. U ciebie wygląda to jakoś komicznie, mała - odparł zimno.
- Przestań. Przecież wiesz, że już się ciebie nie boję - rzekłam lekko. Nie wiem co mnie podkusiło do użycia takich słów. Przecież to było kłamstwo, a poza tym wiedziałam, że Sel lubi wzbudzać strach. To były ryzykowne słowa. Sel złapał mnie jedną ręką za szyję. Poczułam na skórze zimno skórzanych rękawiczek.
- Czy naprawdę chcesz bym dopilnował tego byś się zaczęła bać? - szepnął złowrogo i zacisnął dłoń.
- Nie - wyszeptałam z trudem.
- Mógłbym cię teraz puścić i żylibyśmy w zgodzie, ale na twoje nieszczęście pomyślałaś, że możesz mnie zlekceważyć. Proszę, mała, nie myśl tak więcej. Nie jestem taki jak Lezard - poczułam jak uścisk rozluźnia się nieco.
- Co zamierzasz w związku z tym? - spytałam ze strachem. Wiedziałam, że nie czeka mnie nic dobrego.
- O zadaniu Lezarda będziesz musiała porozmawiać z Reydenem - odparł a potem złapał mnie za rękę. Poczułam ostry ból. Pisnęłam przerażona, a zarazem wściekła.
- Złamałeś! Złamałeś mi rękę!!! - wrzasnęłam przez pryzmat bólu - Odbiło ci.
- Do zobaczenia, mała - odparł obojętnie. W jego oczach było widać coś na kształt... przeprosin? Nie wierzę. Już nigdy nie uwierzę, że ta bestia ma jakiekolwiek uczucia!!!
Do pokoju wbiegli Stu i książę. Stu zbladła, gdy zobaczyła, że moja ręka jest nienaturalnie przekrzywiona.
- Złamałeś jej rękę? - szepnęła, a potem powtórzyła krzycząc - Sel, złamałeś jej rękę!?! Dlaczego!?!
- Tak to już bywa - odparł obojętnie.
- Jesteś wcieleniem zła! Wynoś się z tego domu!!! - Stu po tych słowach podeszła do mnie.
- Z przyjemnością - rzekł lodowato Sel i wyszedł.
Mały książę patrzył na to wszystko z rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. Chyba nie rozumiał wszystkiego. Ja zresztą też. Ręka bolała mnie do tego stopnia, że po twarzy spływały mi łzy bólu. Stu na miejscu nastawiła mi kość. Krzyknęłam. Potem sprowadziła mnie na dół.
- Już wiem dlaczego tak krzyczałaś - rzekł do mnie Rejden, gdy zakładał mi szynę i bandażował rękę od dłoni do łokcia.
- To nie jest śmieszne - warknęłam przez zaciśnięte usta.
- Wiem - odparł poważnie, a potem zwrócił się do Stu - Wyrzuciłaś Sela z domu?
- Tak - przyznała wilcza dziewczyna.
- Porozmawiamy o tym później - rzekł niemal złowrogo i uśmiechnął się do mnie - Sel wiedział gdzie złamać, tak by ręka była potem sprawna. Nie martw się. Do zaślubin się zagoi.
- To znaczy, że Cailith będzie musiała zostać - wtrącił się Sevotharte.
- Co? - zdziwiłam się.
- Miałem cię wyprawić do domu - odparł Reyden.
- Ale dlaczego? Przecież miałam zostać!
- Porozmawiamy o tym później - powiedział i kazał mi się położyć.
Nie rozumiem wilczej rasy, pomyślałam po raz kolejny. Naprawdę nie wiem dlaczego nic mi nie mówią... Bo jestem człowiekiem, odpowiedziałam sama sobie po namyśle.
- Porozmawiajmy teraz - rzekłam z naciskiem.
- Dobrze, skoro chcesz. Chciałem cię odprawić do domu, bo pomyślałem, że męczysz się tu tylko. Czekasz na powrót Lezarda, który może nie nastąpić, Sel wciąż cię gnębi, a książę pewnie też dał ci się we znaki. Zresztą twoje miejsce jest w Arnii, wśród rodziny i przyjaciół.
- Odprawiłbyś mnie nawet, gdybym chciała zostać?
- Nie zastanawiałem się nad tym - odparł beztrosko - Ale teraz to już nie ma znaczenia. Zostajesz póki ręka się nie zagoi.
- Dlaczego Sel to zrobił? - spytałam.
- Nie wiem - odparł tak szybko, że miałam wrażenie, że jednak wie.
- Czy on wróci?
- To... to już zależy od niego - wtrąciła się Stu.
Milczałam. Inni też. Nawet Sevotharte.
- Na czym polega misja Lezarda - spytałam, nie tylko dlatego by przerwać milczenie.
- W zasadzie plan jest bardzo prosty - odpowiedzi udzielił mi Reyden - i dlatego taki niebezpieczny. Lez musi wkraść się do zamku i dać się złapać.
- Jak to?
- Nawet nie wiesz jakie rzeczy mówi się swoim umierającym ofiarom. Lez musi wytrzymać tortury i dokładnie zapamiętać każde słowo, a potem mieć jeszcze siły by się wydostać i tu dotrzeć.
- Ten plan jest absurdalny! - krzyknęłam - Przecież oni mogą go po prostu zabić, nic nie mówiąc.
- Wiem.
- To niesprawiedliwe - po policzkach zaczęły ściekać mi łzy - Lez musi zginąć tylko dlatego...
- Nie "tylko dlatego" - przerwała mi Stu zanim jeszcze zdążyłam dokończyć - Te informacje są nam bardzo potrzebne. Nie ma co ukrywać. Szykuje się wojna, a my mamy za mało wojska by wygrać. Bez istotnych informacji nie możemy mieć nawet nadziei. Rzeź sprzed kilkuset lat powtórzy się.
- Rzeź?
- Tak, to nie była wojna. Nasza armia była niewielka, ale walczyliśmy zażarcie o nasze domy, rodziny, życie, wolność. Fakt, że to my wywołaliśmy Wielką Wojnę...
- Nie, to nie my - przerwał jej ojciec - To buntownicze grupy, które za wszelką cenę chciały rozlewu ludzkiej krwi. Potem mogliśmy się tylko bronić.
- W szkole uczyli mnie, że to wilki były wszystkiemu winni i że wszyscy pragnęli naszej krwi. Chcieliście nas zniszczyć, bo uważaliście, że świat jest za mały dla dwóch ras i (o ile mi wiadomo) to wilczy król wypowiedział nam wojnę.
- Jest kilka tak zwanych prawd, ale jak to się mówi punkt widzenia zależy stołka, na którym się siedzi.
- Nieważne - wzruszyłam ramionami - To już przeszłość.
- Przeszłość jest częścią nas. Nie możemy o niej zapomnieć. Nawet jeśli byśmy chcieli...
- Przeszłości nie można zmienić. Pozostaje tylko o niej zapomnieć - rzekłam obojętnie patrząc Reydenowi w oczy.
- A czy potrafiłabyś zapomnieć wyrzekając się części siebie, tracąc wspomnienia?
- Znasz mnie niedługo, ale chyba wystarczająco by samemu sobie na to odpowiedzieć - uśmiechnęłam się lekko, szczerze.

_____________________

Prosze bardzo... oto kolejna czesc.

Tajemnicza, ja jestem tylko Ciebie wtedy nie ma =)

Napisany przez: Tajemnicza 05.08.2003 19:31

Mmmmmm...wreszcie part! Jak długo czekałam! Nio bardzo ładnie =D Tylko nie rozumiem dlaczego Sel złamał jej rękę. Dziffne...Ale superowskie =D Emocje po przeczytaniu ficka są świetne. I klimacik mi się bardzo podoba. Czekam na następne party! Pozdraffiam i całuję tongue.gif

Napisany przez: Dirbaa 07.08.2003 12:54

Chyba złamał jej rękę żeby została bo Sel doeiedział się że chcą zeby wyjechała. KIEDY NASTEPNA CZĘŚĆ??

Napisany przez: Rapsodia 07.08.2003 18:22

Wasuki rządzi!! biggrin.gif A zaraz po nim Lezard!! wink.gif Hiehie.
Co do ficka. Niom jest jaki jest. Mi siem podoba ^^ Tylko ta Cailith... No jakoś nie potrafie jej zrozumieć...

Dobra. No to gdzie następne ochłapy?? tongue.gif

Napisany przez: Tajemnicza 07.08.2003 18:42

Yaiho, pisiu pisiu dalej. Pisiaj następnego parcika, bo czekam i czkema. Mówiłaś, żę dodasz do Ras i Gryfa...A ja nic nie widze i nie mam się czym upajać tongue.gif
I przepraszam rapsodio

QUOTE
Dobra. No to gdzie następne ochłapy??

Ty party uważasz za ochałpy ??? dry.gif sleep.gif

Napisany przez: iskra 07.08.2003 19:05

5

Przez kilka dni prawie nie wychodziłam z domu. Czas spędzałam głównie na pomaganiu Stu w przygotowywaniu posiłków, czytania książek i próbie wpajania księciu, że mimo bycia królem i władcą, to jest on również istotą i opiekunem. Nie wiem czy to mi się udało nawet w małym stopniu. Z każdym zamienionym słowem z Sevotharte dostrzegałam podobieństwo między nim a Selem. Sevotharte to wyniosły, pewny siebie, bezczelny i złośliwy smarkacz. Natomiast moje zdanie na temat Wasukiego zmieniło się. I to bardzo. Jest on jednak odpowiedzialny, wbrew pozorom, i naprawdę kocha Stu. Teraz wątpię, że Wasuki mógłby spać z jakąkolwiek inną kobietą. Dla niego istniała tylko Stu, a te jego przechwałki i podteksty to tylko wynik jego charakterku.
Rano, ósmego dnia od wyjazdu Lezarda, nie wstałam z łóżka. Patrzyłam beznamiętnie w sufit.
- Lezard nie wróci - powiedziałam cicho do siebie i pozwoliłam by łzy zwątpienia pociekły mi po policzkach - Są obietnice, których nie sposób dotrzymać.
Nie schodziłam z łóżka póki Stu nie przyszła sprawdzić czy dobrze się czuję. Odpowiedziałam, że tak. Popatrzyła na mnie podejrzliwie i wyszła. Ja natomiast ubrałam się w czarna suknie od Lezarda. Włosy jak zwykle splotłam. O, bogowie dlaczego z tymi kudłami nic innego nie da się zrobić? Zeszłam na dół.
- Wyjeżdżam - powiedziałam zanim wszyscy zdążyli zasiąść do stołu.
- To znaczy, że już mnie nie będziesz męczyć tymi morałami? - ucieszył się Sevotharte i zaraz dostał od Wasukiego w głowę.
- Ale dlaczego? - spytała Stu.
- Lezard nie wróci - odpowiedziałam ze spuszczoną głową.
- I to mówi ta, która wierzyła w jego powrót najbardziej z nas wszystkich? - zakpił Wasuki, ale zaraz zrozumiał, że nie powinien. Widziałam to w jego oczach.
- Kiedy? - spytał Reyden. Przypomniałam sobie moment odjazdu Lezarda sprzed czterech miesięcy. To ja zadałam wtedy takie pytanie.
- Niedługo. Może nawet jutro. A teraz jeśli pozwolicie pójdę na spacer.
Skinęli tylko głowami. Cieszyłam się, że mnie nie zatrzymywali. To mi ułatwi odejście.
Podążyłam w stronę starego dębu.
- Cześć staruszku - powiedziałam, gdy już tam dotarłam.
Dotknęłam pnia. Mądrość. Siła. Bezpieczeństwo. Uśmiechnęłam się do siebie.
- To nasze ostatnie spotkanie - powiedziałam, tak jakbym rozmawiała ze starym przyjacielem - Już niedługo się stąd wyniosę i... spróbuje o wszystkim zapomnieć. Zacząć żyć od nowa.
- Kogo chcesz oszukać? - usłyszałam znajomy głos dochodzący zza drzewa.
Nie czekałam aż Sel się pokaże. Zaczęłam uciekać. Przestraszona nie patrzyłam pod nogi. Myślałam tylko o tym, że musze biec. Biec jak najszybciej. Potknęłam się o wystający spod śniegu pień. Upadłam na twarz i poczułam ostry ból w ręce, ale zaraz odwróciłam się na plecy. Sel szedł ku mnie. Zdrową ręką złapałam się za złamana łudząc się, że to w jakiś sposób uśmierzy ból. Nogami bezradnie kopałam w śnieg, by oddalić się od niego choć o kawałek. Sel kucnął przy mnie i położył dłonie na mojej złamanej ręce. Popatrzyłam mu w oczy i przeraziłam się, bo nie mogłam odgadnąć co w nich zobaczyłam. Odruchowo uderzyłam go w twarz zdrową ręką. Moje przerażenie zwiększyło się. Mógł zatrzymać uderzenie. Mógł, a jednak nie zrobił tego. Dlaczego?! Popatrzył na mnie.
- Nic nie rozumiesz - rzekł łagodnie. Nagle poczułam ciepło rozlewające się po złamanej ręce. Ból minął. Milczałam. Sel podniósł mnie delikatnie na proste nogi. Milczałam. Popatrzył mi w oczy.
- Czego chcesz? - warknęłam z lękiem i nienawiścią zarazem. Jego oczy były nieprzeniknione.
- Nie odjeżdżaj - powiedział.
- Dlaczego o to prosisz? Żeby mnie jeszcze dręczyć? Jaką jeszcze krzywdę chcesz mi wyrządzić? Dlaczego mam zostać?
- By poczekać na Lezarda - odparł.
- Lez nie wróci.
- Cailith, obroniłem cię przed Irią byś została, złamałem ci rękę by Reyden nie mógł cię odesłać do domu. A ty chcesz to wszystko zaprzepaścić tylko dlatego, że w chwilach słabości strąciłaś nadzieję?
- Po co to wszystko? Dlaczego tak bardzo chcesz bym czekała na Lezarda?
- Bo wiem, że jesteś z nim szczęśliwa, wiem, że jest dla ciebie przyjacielem, którego potrzebujesz, wiem, że chcesz tu zastać - nabrał w płuca powietrza - Bo cię kocham, mała głupia ludzka dziewczyno.
- Co?! Zwariowałeś?! - krzyknęłam przerażona tym wyznaniem. A jeszcze bardziej przerażono było to, że wydawało się ono szczere i prawdziwe - Jestem człowiekiem! Ślepy jesteś czy co?!
- Nie wrzeszcz tak, mała - odparł z kpiącym uśmiechem - To nie moja wina, że serce mnie nie słucha. A poza tym nie rozumiem dlaczego jesteś taka zbulwersowana.
- Ja jestem CZŁO-WIE-KIEM! A ty WIL-KIEM! Czy jest coś jeszcze do tłumaczenia?!
- O bogowie, mało było takich związków? - przewrócił oczami - Ja tylko mówię to co czuję.
- Nie, nie, nie - powtarzałam jak w transie chodząc w kółko - Nie, nie, nie, nie, nie.
- O co chodzi? - spytał z tym swoim kpiącym wyrazem twarzy.
- NIE ROZUMIEM TEGO!!! - wrzasnęłam, a tak właściwie to był to pisk. Bardzo głośny i przenikliwy pisk. Nie wiedziałam jak inaczej mogłam wyrazić to co czułam. Opuściłam ręce wzdłuż ciała. Odwróciłam się na pięcie z zamiarem odejścia. Sel złapał mnie za ramię.
- Zrobiłem wszystko byś mnie znienawidziła...
- I znakomicie ci się to udało - odparłam nie odwracając się.
- Wiem, ale... - umilknął. Pewne rzeczy chciał chyba przemilczeć. Zaraz potem dodał - Lez żyje. Nie pytaj jak, po prostu mi uwierz. Jeden jedyny raz.
- Nie. Raz to uczyniłam i naraziłam się na niepotrzebny ból i cierpienie.
Wyrwałam ramię z jego uścisku. Ruszyłam do domu... Prychnęłam w duchu. Do domu, którego tak naprawdę nie miałam. Już nic nie czułam i wiedziałam, że jeśli Lezard nie wróci i tego nie opanuje to pozostanie we mnie już na zawsze. Wieczna apatia. Stan, który niegdyś nienawidziłam, a który był teraz mym ukojeniem. Cóż za ironia. Nie wiem ile czasu szłam. Po prostu usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Otworzyłam oczy i ujrzałam, że jestem w chacie.

______________

ps. To są ochłapy wink.gif

Napisany przez: Tajemnicza 07.08.2003 19:49

Dla mnie nie są to ochlapy tylko coś czym moge zaspokoić pragnienie!! Matko. Było tak ładie i musiała się zdenerwować =D Hhehe... Tylko nie pasuje mi swrot 'bo cię kocham, mała głupia ludzka dziewczyno' Niby ja kocha a bezczelnie nazywa dry.gif Mófilam ze czepne się tongue.gif Czekam na nastepnego parta!!!!!!!!!!!!

A teraz cos dziffnego "Był sobie zamek, a w tym zamku saaame dziwy. Czy to na pewno byl zamek?" Hhehehe...

Napisany przez: Rapsodia 07.08.2003 23:16

QUOTE (Tajemnicza @ 07-08-2003 19:49)
Dla mnie nie są to ochlapy tylko coś czym moge zaspokoić pragnienie!! Matko. Było tak ładie i musiała się zdenerwować =D

Nio prosze. Ale wywołałam burze u ciebie. Ale sama Iskra je tak nazywała. A my przeciez rzucamy sie na nie niczym te hieny (za przeproszeniem tongue.gif ). Uważam, że ten fick jest świetny, a ty źle zrozumiałaś moją aluzję... dry.gif

Co do Cailith. nadal jej nie rozumiem... huh.gif No ale chyba jest coś ze mną nie w porządku... tongue.gif

Napisany przez: Tajemnicza 07.08.2003 23:53

Dzisiaj ja z trudem rozumiem rózne rzeczy tongue.gif Przepraszam. I witaj w kubie :hien: ehehehe. Iskra...koffanie moje. Rzuć nam jeszczecos na pozarcie... Głodna jestem...Na prawde =D Hhehe. Iskra koffam cię koffam ficka koffam syskich na sffiecie oprócz siebie huh.gif

Napisany przez: Abaska 09.08.2003 00:53

ohmy.gif ... Tylko na tyle na razie mnie stac... Iskro, jestes geniusz...

Pees (I): A ja nie wiem, czemu, mi sie bardziej Wilcza rasa od Gryfa podoba... Chyba dlatego, ze w tym drugim jush sie troche pogubilam i stracilam orientacje w terenie =) Nie wiem, gdze skonczylam ^^"

Pees (II): Mi sie tez troche to nie naturalne wydalo to wyznanie Sela...

Pees (III): To nie smakuje jak ochlapy, tylko jak nuttelka biggrin.gif

Weny zycze!!

Abaska - zemsta Iskierki jezeli nie bedzie tu lada chwila next parta wink.gif

(druga kopiara tu rosnie XD)

Napisany przez: iskra 09.08.2003 10:48

- Jesteś bardzo blada, Cailith - powiedziała Stu - Czy cos się stało?
- Sel właśnie mi powiedział, że mnie kocha - odparłam obojętnie.
Reyden zakrył dłonią twarz i pokręcił z rezygnacja głową. Cisza jaka zapanowała była niemal namacalna. Sevotharte popatrzył mi w oczy i... nagle wyskoczył na stół. Uniósł tryumfalnie rękę z okrzykiem na ustach.
- O, tak! Nareszcie to powiedział!
- Co cię tak cieszy smarkaczu? - warknęłam, a potem zwróciłam się do Reydena - Wiedziałeś.
- Tak, wiedziałem - potwierdził to co stwierdziłam - Wiedziałem od samego początku.
Milczałam. W mojej głowie kłębiło się tysiące myśli, pytań, na które nigdy nie poznałam odpowiedzi.
- Wyjeżdżam - oznajmiłam po dość długiej chwili - Jutro rano. Żałuję, że jestem na tyle tchórzliwa, że nie wyjadę natychmiast, bo boje się jechać nocą.
Nie oglądając się na innych poszłam do swojego pokoju. Moje słowa były pełne gniewu. Wiedziałam o tym. Położyłam się na łóżku. Gdzie się podziała dawna ja?, zastanawiałam się. Gdzie dawna Cai, dziewczyna, która kochała każdą chwilę, swą złość wolała przemilczeć, była pełna dobroci, życzliwości, chęci pomagania? Tak bardzo się zmieniłam przez te kilka, chyba 12, dni. Tak bardzo... Wtuliłam głowę w poduszkę. Nic innego nie mogłam zrobić. Nic... Zapadłam w głęboki sen.
Pukanie do drzwi obudziło mnie. W pokoju panował mrok, mimo świecącej się świeczki.
- Nie... - nie dokończyłam. Do pokoju wszedł Sevotharte. O, bogowie jak to imię nie pasowało do tego malca!
- Naucz się, że nie należy wchodzić do pokoju bez zaproszenia - mruknęłam.
- Cailith, ja też nie chcę żebyś odjeżdżała - powiedział nieśmiale i usiadł na brzegu łóżka.
Pierwszy raz zwrócił się do mnie po imieniu, a nie pogardliwie "człowieku" czy "dziewucho". Nie zwróciłam na to jednak większej uwagi. A powinnam... Być może przyszłość potoczyłaby się inaczej.
- Co to znaczy "ja też"? - spytałam beznamiętnie.
- No... - zawahał się - Tak jak Sel.
- Jak Sel? - fuknęłam wściekle - Nigdy nie staraj się być do niego podobnym.
- Ty nawet nie starasz się zrozumieć - szepnął książę. Te słowa... - Sel cię tak bardzo polubił.
- Miałam wątpliwą przyjemność się już o tym dowiedzieć.
- Ty nie wiesz co on czuje - Sevotharte pochylił głowę, tak by czarne włosy opadały mu na twarz - Nie wiesz, że...
- Co jest, Sevotharte? Przyszedłeś go usprawiedliwiać?
- Tak - pochylił jeszcze bardziej głowę - Sel nigdy by ci tego nie powiedział.
- Więc i ty nie powinieneś tego mówić - zauważyłam.
- Posłuchaj - nadal miał pochyloną głowę - Sel robił to wszystko, bo... hm, nie chciał niszczyć ci życia. Wiedząc, że generał Lezard jest dla ciebie przyjacielem chciał byś była przy nim kiedy wróci.
- Nie chciał niszczyć mi życia? - rzuciłam ironicznie - Mógł po prostu przemilczeć swoje uczucia, a nie sprawić by strach trawił mnie od środka.
- Generał Lezard... - urwał - Jest jeszcze coś o czym nie mogę powiedzieć.
- Czy tylko tyle masz mi do powiedzenia? - spytałam ze znudzona miną.
- Wiedz, że Sel cierpi nie mniej od ciebie - powiedział i wstał.
- A to dobre - zaśmiałam się sztucznie, ale zaraz przybrałam poważny, wręcz wrogi wyraz twarzy - Co ty nie powiesz.
Sevotharte odwrócił się i napotkałam parę błękitnych oczu. Już wtedy wiedziałam. Wiedziałam, że będzie wspaniałym władcą.
- Postaw się w jego sytuacji, proszę. Jak ty byś się czuła raniąc ukochaną osobę tylko dlatego, że to jedyny sposób.
- Jedyny sposób na co?
- I ja nie powinienem mówić tego czego nie powiedziałby Sel - uśmiechnął się smutno i otworzył drzwi - Wiele się od ciebie nauczyłem. Nie myśl, proszę, że marnowałaś tylko czas.
- Myślałam tak. Wiele razy - odparłam, a on pochylił głowę - Ale wiem, że się myliłam... Wasza Wysokość.
Pochyliłam lekko głowę z szacunkiem, a on obdarzył mnie promiennym uśmiechem.
- Sevi - poprawił mnie - Proszę, mów mi Sevi.
Trzaśnięcie drzwi.
- Wszystkie słowa wypalają na duszy piętno - powiedziałam jakby jeszcze tu był - Zapamiętaj to, Sevi.
Dlaczego nie jestem kowalem swego losu?, myślałam. Zawsze poddaje się temu co przynosi mi życie. Jeśli przyjmuję z góry przesądzony los, to... życie tak właściwie nie ma sensu.
- Nie - powiedziałam na głos - Lez, zawsze powtarzał, że należy się doszukiwać sensu w bezsensie.
Westchnęłam i podeszłam do okna. Miałam widok na tyły domu, las, a dzisiejszej nocy także na księżyc. Świecił pełnią swego uroku. Taki jasny wśród mroku.
- Lezard - wyszeptałam.
Nagle poczułam skurcze w żołądku. Przypomniałam sobie, że nic jeszcze nie jadłam.
- Cóż, wygląda na to, że za dużo myślę - uśmiechnęłam się do siebie, pogodnie, tak jak kiedyś.
Wyszłam z pokoju i ruszyłam ku schodom. Cisza. Pomyślałam, że to trochę dziwne, ale nie byłam tym faktem specjalnie zaniepokojona. Nim zeszłam ze schodów zauważyłam, że w dużym pokoju na dole jest więcej osób niż zwykle. Dużo więcej. Ostatnie kroki pokonałam biegiem. Nim zdążyłam ogarnąć całe pomieszczenie moje oczy spoczęły na jednej osobie.
- Tarimin? Ty tutaj?
Byłam całkowicie zdezorientowana. Wiem, że spałam. Wiem, że po wyjściu Sevotharte byłam zajęta własnymi myślami. Ale dlaczego nie usłyszałam odgłosów walki dochodzących z dołu? Czyżby magia?
- Wygląda na to, że uprzedziłem twojego wilczego przyjaciela - powiedział przyjaźnie, ale ostatnie słowo niemal wypluł.
Nie rozumiałam jego słów. Rozglądnęłam się po sali. Było tam 6 żołnierzy królewskich. Znałam wszystkich. Reyden siedział związany na krześle. Z ramienia sączyła mu się krew. Sevotharte robił mu prowizoryczny opatrunek. Wasuki siedział na podłodze. Związany i pobity. Obok leżała Stu w czerwonej plamie... krwi? Wasuki płakał. Moje oczy też zaszły łzami. Poczułam rękę Tarimina na ramieniu. Odwróciłam do niego rozżaloną twarz i spojrzałam w jego ciemne oczy.
- Jak mogłeś? - szepnęłam - Dlaczego?
- Nie miałem wyjścia - powiedział przepraszająco - Uwierz mi.
Reyden skierował na niego bystre oczy.
- Stu broniła Sevotharte - powiedział beznamiętnie.
W jednej chwili podszedł do niego krepy osiłek zwany Turbi i uderzył go z zamachem w twarz. Chciałam podbiec do przyjaciela, ale Tari zatrzymał mnie.
- Przestań. To wilk.
Nie skomentowałam tego. Wyrwałam się i podeszłam do Reydena. Opatrzyłam jego rozcięty policzek. Rana była długa, ale niezbyt głęboka. Jedyne co mogłam zrobić to rozedrzeć brzeg swojej sukienki i przyłożyć materiał do rany. Podeszłam do Wasukiego.
- To twoja wina - warknął przez łzy nim zdarzyłam go dotknąć, a potem spojrzał na mnie szalonymi ze wściekłości oczyma - Przysięgam, że poderżnę ci gardło przy pierwszej okazji, suko!
Patrzyłam na niego przerażona.
- Ale ja nic... - spojrzałam na Tariego.
Pomachał mi przed oczami... moim wisiorkiem!
- Niby taki niepozorny, a z odrobiną magii zawsze znajdzie swojego twórcę - rzekł z satysfakcją.
Uderzyłam go w twarz i wyrwałam wisiorek.
- Po co przyjechałeś? - spytałam z żalem - Odjedź.
- Przyjechałem po ciebie. Ty mnie tu sprowadzasz.
Milczałam. Tak, to byłą moja wina. Usiadłam obok Reydena wyraźnie pokazując, po której jestem stronie. Chociaż nie wiem czy to miało jakikolwiek sens. Wszystko i tak było przesądzone. To moja wina, myślałam wciąż w duchu. Moja wina.

_________

Heh =) Miło, że się Wam podoba. Ale ja nie jestem tego zdania happy.gif

Napisany przez: Abaska 09.08.2003 13:27

A ja jestem, jak najbardziej =) Ten part byl swietny... A teraz sie wszystko skupilo na Cailith... Bidna Stu... Juz ja zdazylam polubic... Ale one question. Tairimin... Tzn. Ludzie tez umieli czarowac? O_o Buu... Myslalam, ze tylko wilki

Napisany przez: Tajemnicza 09.08.2003 14:48

Świetne! Matko jak ja kofam cię i ficka!!! *_* *_* Piękne opisy i ta akcja. Nie no ... cudo poprostu. Dlaczego tak mało dałaś?? Przecież ja i nie tylko czekam cierpliwie na "ochłapy" a ty tylko takie krótkir cos dajesz. No coosz, zawsze coś. Świetny pmysł jest w tym parcie. Niesamowicie mi sie podoba. Nie pomyślałam, żę ten, jak on tam ma, ee...W tkazdym bądź razie ten na T... ją znalazł tak szybko! Jestem zaskoczkona ohmy.gif Ale mile zaskoczona. I Sevi, cciekawe. Chyba Sev wywarł na nim taki wpływ. Koffam was syskich =* Czkeam cierpliwie na party =D

Napisany przez: Dirbaa 09.08.2003 17:37

WOW... cry.gif mam pytanko czy człowiek i "wilk" mogą mieć dzieci? tongue.gif A tak serio to mogłabyś zostać pisarką. Czasem tylko kolejność wyrazów w zdaniu jest dziwna ale to pikuś... cool.gif

Napisany przez: iskra 09.08.2003 17:47

Macie, bo sie jeszcze posikacie jak Wam nie dam tongue.gif

ps. Ci co nie czytali Gryfa jush zawalać na ten temat i czytać! wink.gif

Dirbaa - Raczej nie, za mało mam predyspozycji by zostac pisarką, ale dzieki za komplement happy.gif

_______________________________________


- Cailith, nie martw się. Przybędzie pomoc - szepnął do mnie Reyden, tak cicho bym tylko ja mogła to usłyszeć - Nie płacz, to niczego już nie zmieni.
Dopiero wtedy poczułam, że po twarzy ściekają mi łzy. Tarimin usiadł na krześle naprzeciwko mnie. Nie poznawałam go. Zawsze taki miły w stosunku do mnie... Co się z nim dzieje?
- Cai, co się dzieje? - spytał patrząc mi w oczy - Nie cieszysz się, że przyszedłem ci z pomocą. Te wilki rozszarpią cię na strzępy jeśli tylko się uwolnią. Oni nie mając uczuć. Chcesz zginąć z ich ręki?
- Życie za życie - odparłam - Czy to nie sprawiedliwy układ?
- Ich życie jest nic nie warte...
- Ach, zamknij się już - warknęłam - Nie jesteś bogiem.
- Owszem, dziś jestem - złapał mnie boleśnie za podbródek. Kątem oka ujrzałam wściekłe oczy Sevotharte. Tari zresztą też. Puścił mnie i potargał chłopca po włosach - Mądry chłopak. Wie, że milczenie jest złotem.
Sevotharte odepchnął go, na co Tari tylko się zaśmiał. Żołnierze mu zawtórowali. Rzygać mi się chciało od tego śmiechu. Wstałam, ale nim zdążyłam zrobić kilka kroków Tarimin złapał mnie delikatnie za ramię.
- Opuszczasz mnie? - spytał łagodnie.
Być może się pomyliłam, myślałam. Może Tari naprawdę jest wrażliwym i dobrym chłopakiem. Teraz po prostu boi się o mnie. Chce mnie chronić, a z równowagi wyprowadza go obecność wilków, których zawsze nienawidził. Oskarżam go. To niesprawiedliwe.
- Idę do kuchni - odparłam.
- Dobry pomysł. Wszyscy byśmy zregenerowali swoje siły - rzekł z entuzjazmem i niemal rozkazał - Cailith, przygotuj nam coś.
- Sama nie dam sobie rady.
- Mały - skinął z nieukrywaną wrogością na Sevotharte - Pomóż damie i nie próbuj żadnych sztuczek.
Sevi podążył za mną do kuchni. Przymknęłam lekko drzwi.
- Szybko. Weź jakiś nóż i siekaj tą marchewkę - rozkazałam szeptem.
- Nie będę gotował dla ludzi, zdrajczyni - rzucił wrogo.
Złapałam go za ramiona i spojrzałam głęboko w oczy. Oczy przyszłego króla.
- Posłuchaj mnie, Sevotharte. Właśnie teraz mamy niewiele czasu by porozmawiać o kilku ważnych rzeczach. Chcę dobrze.
- Ale przez ciebie jest źle.
- Ty naprawdę myślisz, że to moja wina - stwierdziłam, nie spytałam. Sevotharte milczał.
- Dobra - podparłam się pod boki - Albo robisz co ci każę, albo Tarimin się tobą zajmie.
Popatrzył na mnie przerażonymi oczyma. To nie był strach, raczej zawód i myśli jakie kłębiły się w jego królewskiej główce. Nie wiedział co zamierzam. Ja zresztą też.
Po godzinie była gotowa pieczeń z królika i przystawki. To był dobry czas. Widział jak szybko rodzi się w Sevotharte nienawiść. Zaniosłam danie na stół. Musiałam przy tym wytrzymać pełen gniewu wzrok Wasukiego i rozczarowania Reydena.
- Seban, Turbi wyszedł kilka minut temu się odlać - powiedział Tari - Weź Kriga i idźcie go poszukać. Tylko uważajcie. Noc niesie ze sobą różne bestie.
Dwaj żołnierze wyszli, a my zaczęliśmy posiłek. Za moimi namowami jedli również Sevotharte i Reyden. Wasuki nie chciał. Kiedy podsunęłam mu talerz pod nos napluł mi w twarz. Tarimin podniósł zaciśniętą pięść, ale powiedziałam, że to nic. Wasuki uniknął bolesnego uderzenia. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- A oni co? - zarechotał Fabio, największy z obstawy Tariego - Chcą nas przestraszyć?
Otworzył drzwi. To były ostatnie drzwi, które otworzył w życiu. Sel tego dopilnował. Tarimin zerwał się i ruszył na Sela. Dwóch z żołnierzy ruszyło w jego ślady. Trzeci natomiast ruszył z mieczem na Sevotharte. Teraz, albo nigdy, pomyślałam i bez wahania chwyciłam nóż leżący na stole. Wbiłam go w plecy żołnierza. Tamten tylko zacharczał i upadł. Pisnęłam jak przerażone dziecko. Dopiero wtedy zrozumiałam, że... ZABIAŁAM!!! Nagle poczułam jak ktoś się na mnie zwala. To był, ku mojemu zaskoczeniu, Tarimin. Wyciągnął sztylet z pochwy u pasa i pokazał mi go. Strach dławił mi gardło. Siedział na mnie okrakiem rozgniewany żołnierz.

Napisany przez: Tajemnicza 09.08.2003 21:56

Powiem jak zawsze, super. Końcówka zaparła mi dech w piersciach. Coraz bardziej się rozkręca smile.gif Dwa posty jednaego dnia tongue.gif Nie widziałam u cebie jeszcze takiego czegoś =) Nio, czekam na nastepne party a tym czasem na arkadie smile.gif

Napisany przez: iskra 12.08.2003 19:15

- Nie myślałem, że możesz być... taka - rzekł złowrogo i zaczął mi jeździć ostrzem po twarzy. Pisnęłam.
- Nie martw się - ciągnął dalej - Nie skrzywdzę tak pięknej twarzy...
Zamachnął się i wbił mi sztylet w ramię złamanej ręki. Niezbyt głęboko, ale tak by bolało. Wiedziałam, że nikt mi nie pomoże, nawet gdyby chciał. Tarimin zaczął ciągnąć sztylet wzdłuż ramienia. Krzyknęłam przeraźliwie.
Niespodziewanie przez okno wpadł... Lezard? Jednym machnięciem miecza pozbawił życia jednego z napastników Sela, a potem rzucił się na Tarimina. Usiadł na nim okrakiem i błyskawicznie przystawił miecz do jego łuku brwiowego.
- Co powiesz na to, kłamco bez krzty honoru? - przycisnął lekko miecz, spod którego wypłynęła cieniutka stróżka krwi - Jedno oko wydłubie ci w ramach rewanżu, a drugie za skrzywdzenie Cai.
Sel uporał się z napastnikiem i pomógł mi wstać. Szerokimi oczyma patrzyłam na Tarimina. A więc jednak się pomyliłam...
- Stu - szepnęłam i ruszyłam ku leżącej na podłodze wilczej dziewczyny. Czułam niemiłosierny ból w ręce.
- Nie dotykaj jej! - warknął Wasuki już rozwiązany przez Sevotharte.
Zatrzymałam się. Widziałam jak Stu otwiera z wysiłkiem oczy i ściska lekko dłoń Wasukiego. Popatrzyła na mnie i poprosiła bardzo cicho bym podeszła. Uczyniłam to, ale przycupnęłam przy niej z dala od brata Lezarda.
- Nie wiń siebie - ścisnęła mi lekko dłoń - Spróbuj zmienić przeznaczenie.
- A ty, kochany - zwróciła się do Wasukiego - Zaopiekuj się nią, tak jak opiekowałeś się mną.
- Nie - odparł i popatrzyła na mnie z niechęcią.
- Więc zostaw - odparła i zanim jej głowa zawisła bezwiednie na ramieniu Wasukiego zdążyła wyszeptać - Nie zapomnij o mnie.
Zacisnęłam oczy. Dlaczego to trak musiało się skończyć? Znów łzy. Łzy tak często obecne w moim życiu. Ze stanu w jakim byłam wyrwał mnie nagle krzyk. Odwróciłam się. Sel trzymał ręce Tarimina z dzikim blaskiem w oczach. Lez nachylał się nad nim i ciął go mieczem od połowy czoła zmierzając ku oku. Doszedł do łuku brwiowego, gdy się opamiętałam.
- Lezardzie, nie! - krzyknęłam. Poczułam jak kręci mi się w głowie, a potem była już tylko ciemność...


›››



6

W nocy miałam koszmary. Wciąż śniło mi się jak zabijam tego żołnierza. Patrzyłam na siebie z góry. Wszystko działo się tak bardzo powoli. W kółko oglądałam jak łapie za nóż i wbijam go w plecy człowieka. Oglądałam ten obraz kilkanaście razy, aż w końcu ciało upadło. Martwe oczy patrzyły na mnie...
Zerwałam się do pozycji siedzącej. Tyłem do mnie siedział... tak, Lezard. Nim zdążył się odwrócić zarzuciłam mu ręce na szyję, ale zaraz cofnęłam lewę ramię. Bolało. Nawet bardzo. Oplatając szyję przyjaciela jedną ręką milczałam. Czułam jak dotyka ręką mojej dłoni.
- Wróciłeś.
- Tak - odpowiedział zmęczonym głosem i odwrócił się. Zamarłam. Dotknęłam dłonią jego lewego policzka. Cofnął głowę, a na jego wilczych ustach pojawił się grymas bólu.
- Co oni ci zrobili? - spytałam. Rana, która biegła od czoła po policzek pozbawiła go lewego oka. Jak mogłam tego nie zauważyć wcześniej?
- Nie rozmawiajmy o tym - odparł i odwrócił twarz tak bym widziała tylko jego prawą stronę.
- Cieszę się, że żyjesz. Tak bardzo za tobą tęskniła.
- I ja za tobą - ujął moją lewą rękę. Jęknęłam z bólu.
- Przepraszam. Zapomniałem o ręce - popatrzył na mnie uważnie - Jak ją złamałaś?
- Ja... To znaczy... - nabrałam głęboko powietrza - To Sel.
- Co?! - zerwał się na równe nogi - Zamorduje, sku...
- Lezardzie, proszę - próbowałam go uspokoić - Sel... On... On nie chciał źle.
- Ja też nie chcę źle, ale przez przypadek mogę mu złamać obie.
- Lezardzie. To wszystko jest takie dziwne i skomplikowane. Nie rozumiem wszystkiego.
- Bo nie czujesz tak jak my - odparł i ruszył ku drzwiom.
- Wychodzisz? - spytałam zdziwiona.
- Porozmawiam sobie z Selem.
- Nie... - zawahałam się na chwilę - Nie rób mu krzywdy.
Popatrzył na mnie dziwnie, a ja odpowiedziałam mu nieśmiałym uśmiechem. Wyszedł. Odetchnęłam głęboko i zmarszczyłam czoło. Ból w ręce był nie do zniesienia. W pokoju panował lekki mrok rozświetlany świecą. Odetchnęłam jeszcze raz i zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam przede mną stał Wasuki. Przestraszyłam się i odruchowo starałam się cofnąć do tyłu. Widząc to Wasuki uśmiechnął się. Wyglądał przerażająco w migocącym świetle świecy. Podniósł dłonie na wysokości klatki piersiowej. Zaczęły świecić zimnym blaskiem, a on począł zbliżać się do mnie. Wasuki oparł się kolanem o brzeg łóżka i wyciągnął do mnie ręce. Czułam jak krew odpływa mi z twarzy, a serce zaczyna szybciej bić. Zimne dłonie dotknęły mojej chorej ręki. Ból minął i poczułam przyjemnie pulsujące ciepło.

Napisany przez: Nadine 15.08.2003 14:22

Fajne opowiadanie smile.gif Podoba mi się fabuła, obfitująca w szybką akcję i ciekawe wydarzenia. Cały czas coś się dzieje, nie wieje nudą, masz dużo fajnych pomysłów. Ale według mnie zamieszczasz za mało opisów. Gdybyś te wydarzenia okrasiła dłuższymi opisami, byłby o wiele lepiej. Oczywiście każda przesada szkodzi i absolutnie nie chcę, żebyś zrobiła z tego coś w stylu "Panny z mokrą głową" smile.gif
Następna sprawa- bohaterowie. Ten element udał ci się szczególnie. Każda z postaci jest charakterystyczna i jedyna w swoim rodzaju. Każda zachowuje się w specyficzny i jedyny dla niej sposób. Mam wrażenie, że ich świat żyje smile.gif Ale jednocześnie ich zachowanie względem siebie czasami dziwi. Na przykład ten moment, kiedy Sel skacze na Ceilith (czy jak jej tam smile.gif). Za szybko przeszłaś wtedy od momentu „oblężenia” (nie wiem dlaczego tak mi się to skojarzyło smile.gif) do ich rozmowy. Podobnie spotkanie bohaterki z księciem. Myślę, że można by trochę przedłużyć te sceny, wpleść więcej opisów i uczuć.
Co do stylistyki- jak już mówiłam, przydałoby się więcej opisów. Jeżeli są jakieś błędy, to ja ich nie zauważyłam wink.gif Interpunkcja i ortografia- wydaje mi się, że w porządku.
Ogółem jest to jedno z ciekawszych opowiadań na forum. Zamieszczaj dalsze party, bo sama jestem ciekawa fabuły. Pozdrówka smile.gif


Napisany przez: Bieta 15.08.2003 15:50

WoW...to opowiadanie jest świetne.Kiedy następna część???

Napisany przez: Tajemnicza 16.08.2003 17:01

Miodzio! Suer. Co raz bardziej misie podba smile.gif Akcja jest zarąbista i ospiy. Teraz mnie Lezard zdziwił. Już? Hhehe...może dla bohaerki bylo to dlugo ale dla mnie szybko, bardzo szybko, moze dlatego ze cyztam to i nie wiem kiedy kończę tongue.gif smile.gif Madzia! Dawaj parta smile.gif I to o wile dłuższego! WIECEJ!

Napisany przez: Rok 17.08.2003 16:48

Jezu ale ty masz tempo kobieto... wink.gif Dużo tego od kiedy czytałem ostatni raz i muszę powiedzieć, że przeczytanie opłaciło mi się w 70%. ciekawe jest i to bardzo ale to trochę romans taki się zrobił. wink.gif wink.gif wink.gif fajne mimo to więc pisz dalej!

Napisany przez: Abaska 17.08.2003 19:00

Uuu, to jednak Wasuki tesh umie czarowac, nu nu nu ^^

Czekam na nastepne party, ale chyba nie musze juz pisac, jak bardzo =D

Napisany przez: Cailith 20.08.2003 18:07

Madzieńko moja, ja Ci już mówiłam, co o tym opowie myślę, ale powtórzę - Z-A-J-E-B-I-S-T-E!!! Ciekawy temat, wciągająca akcja, a jeszcze to "porcjowanie"... Mmmmiiooodzioo!!! Dawaj dalej!! holiday.gif czarodziej.gif

Napisany przez: Tajemnicza 21.08.2003 16:17

Spokojnie tongue.gif (nie myslcie sobie, ze jestem jakas inna ze mowie za Iskre) Iskierka wyjechała i powinna nie długo rócić. Chyba wiecie tym nie? A tak wogólne musismy z niej wyciągnąć cos dłuuuuuuuugiego tongue.gif Nio, kto sie przyłacza??

Napisany przez: iskra 24.08.2003 18:45

Dirbaa: nie krzycz na mnie, jesli chcesz dozyc pelnoletnosci tongue.gif
Cailith: nie ładnie się tak podlizywać =)
Tajemnicza: nie probuj (proboj? o_O) ze mnie niczego wyciagac... wlasnie skonczylo sie to waszym dlugim oczekiwaniem. Jestem bezlitosna - na razie czekajcie dalej tongue.gif wink.gif
Dirbaa: Nikt kto nie zaglądał na mojego bloga nie wiedział, ze jade wink.gif
Tajemnicza: Cierpliwość to cnota wink.gif

Pozdrafffiam
iskra - wyjatkowo milutka i uchachana zemsta milosnikoof pozaroof =)

Napisany przez: iskra 27.08.2003 10:14

Proszę bardzo... =) Chciałabym rzec, że opłacało Wam się czekac, ale to bardzo marny part pod względem długości... Wybaczcie, ale od teraz wszystkie dawki takie będą. To co mam na dysku jush mi się kończy, a Wy pewnie będziecie chcieli znać dalsze losy bohateroof... Nie wiem czy bedę mogła (i czy bedzie mi sie chcialo) pisac dalej... Więc... Sami rozumiecie. Apokalipsa się zbliża tongue.gif

_______________________________

- Mówiłem, że nie jestem potworem - powiedział cicho.
- Mówiłeś też, że poderżniesz mi gardło przy najbliższej okazji - przypomniałam mu szeptem.
- Nie skrzywdzę cię ze względu na Stu i dlatego, że byłaś dla mnie... Byłaś. Ale teraz już nie jesteś - przerwał na chwilę - Stu zginęła przez ciebie. Tak, wiem, że tego nie chciałaś, ale stało się. Wilcze prawo... Życie za życie. Kiedyś sprawię byś cierpiała tak jak ja.
- Myślisz, że ja nie cierpię? - spytałam niemal niedosłyszalnie - Myślisz, że nie wiem, że to ja zabiłam pośrednio Stu?
- Nie - odparł poważnie - Nigdy tak nie myślałem. Jednak ty nie znasz ogromu mojego bólu. Nie byłaś z nią związana linią życia.
- Mówisz o miłości?
- Nie, mówię o czymś więcej... Zresztą, ty tego nie zrozumiesz. Nie czujesz tak jak my.
- W ogóle lepiej by było gdybym nigdy nie spotkała Lezarda. Wtedy nikomu nic by się nie stało - powiedziałam cicho.
- Nie, to nie tak - usiadł przy mnie - Nie można zmienić ani przeszłości, ani teraźniejszości, a przyszłość... Cóż, przyszłość jest czymś przeznaczonym nam od momentu narodzin.
- W takim układzie po co żyć? - wtrąciłam się Wasukiemu w wypowiedź.
- Życie jest czymś względnym. Ono zależy od nas. Możemy je zmienić...
- Ale mówiłeś, że jest już określone? - znów mu przerwałam.
- Dasz mi skończyć? - łupnął na mnie spod oka - Życie należy do istoty, ale to bogowie wytyczają mu tor. Istota podchodząca do życia biernie spełnia los dany jej od bogów, ale nawet jeśli sami jesteśmy kowalami swego losu sprawa nie jest tak do końca prosta. Los bogów wciąż nas goni. Goni nas śmierć, którą dla nas przeznaczyli. Nikt nie jest w stanie przed nią uciec.
- Ale dlaczego Stu...
- Stu nie uciekała - przerwał mi - Jej sytuacja była inna. Ona goniła swój los. Pisana jej była śmierć w obronie Jego Królewskiej Mości Sevotharte, a zginęła za Księcia Sevotharte. Wyprzedziła wolę bogów.
Popatrzyłam na niego pytająco. Próbowałam doszukać się jakiegoś sensu, logiki w jego słowach.
- To z twojej przyczyny tak się stało - ciągnął - Twoje pojawienie się w życiu Lezarda spowodowało, że zmieniasz los każdego z kim się zetkniesz.
- Skąd wiedziałeś jaki los czeka Stu? - spytałam próbując poukładać "to wszystko".
- Magia towarzyszy wilkom od początku ich istnienia. Jedni mają moc uzdrawiania, która podarował im Snow, bóstwo wody. Inni zostali zaszczyceni mocą Feniksa. Jeszcze inni otrzymali moc wszystkich żywiołów, a niektórzy tylko dar rozpoznawania emocji i zamiarów innych. Ja byłem właśnie jednym z nich, a tą tylko różnicą, że niedawno zaczął się u mnie przejawiać dar jasnowidzenia.
- A moja przyszłość? Widzisz ją? - spytałam zaciekawiona.
- Twoja przyszłość? - popatrzył mi w oczy i zaśmiał się - Nikt nie może poznać twojej przyszłości. Twoja przyszłość zmienia się z każdym wypowiedzianym przez ciebie słowem, z każdym oddechem i uderzeniem serca. Jesteś inna od nas, ale jesteś też inna od ludzi. Masz zbyt silną osobowość. Doprawdy, jest to dla mnie niezrozumiałe. Nie widzę twojej śmierci.
- Nie mam silnej osobowości - pochyliłam głowę - Życie mnie przytłacza i ciągle płaczę. Jestem słaba.
Nie skomentował tego tylko uśmiechnął się pobłażliwie i wyszedł. Dotknęłam rozciętego ramienia. Już nie bolało. Dlaczego Tarimin to zrobił?
- Tarimin! - prawie krzyknęłam. Zerwałam się i wybiegłam na zewnątrz. Na schodach potrąciłam Sela. Zaraz po tym byłam już na dole. Ujrzałam skrępowanego Tariego siedzącego przy kominku. Na czole miał niewielką ranę ciętą. Zanim ktokolwiek mnie powstrzymał rzuciłam się w jego stronę. Upadłam przed nim na kolana i delikatnie podniosłam dłonią jego twarz. Popatrzyłam w jego oczy. Kiedyś czarne i błyszczące. Teraz przyszarzałe i matowe. Po policzkach pociekły mi łzy. Dlaczego? Dlaczego to wszystko musiało się tak skończyć?
- Tariminie - szepnęłam - Tari.
- A więc przegrałem - powiedział bez żalu z lekkim uśmiechem - Już nigdy cię nie odzyskam.
- Tari, nigdy mnie nie stracisz. Zawsze będę twoją przyjaciółką. Bez względu na wszystko - poluźniłam mu trochę więzy na nadgarstkach.
- I wybaczysz mi zranienie cię? - skinął na moją złamaną, a teraz i zranioną rękę.
- Wybaczę ci wszystko.
- Naiwna - usłyszałam prychnięcie Sela.
Popatrzyłam w jego stronę. Stał oparty o ścianę obok. Ręce miał założone na piersi. Patrzył na mnie uważnie.


Napisany przez: Dirbaa 27.08.2003 10:32

cry.gif aby sie nie powtarzać bo jak zywkle wszystko ładnie itd. ZNOWU krótko i skończone w fajnym momencie. Pisałaś żę bedziesz właśnie tak

QUOTE
Wybaczcie, ale od teraz wszystkie dawki takie będą
będziesz pisać, to chcialabym sie dowiedziec co jaki czas bedziesz dodawac nowe party.
p.s. NARESZCIE

Napisany przez: Layla 27.08.2003 13:35

troche romansidłowate to sie robi ale i tak mi się podoba smile.gif szkoda że taki króciutki kawałek dałas,juz się nie mogę doczekać kolejnego parta.

QUOTE
Nie wiem czy bedę mogła (i czy bedzie mi sie chcialo) pisac dalej... Więc... Sami rozumiecie. Apokalipsa się zbliża



ty nawet nie próbuj tego przerywac tylko dopisuj ciąg dalszy!

Napisany przez: Nadine 27.08.2003 18:23

Za każdym razem, gdy pojawia się Sel moje zainteresowanie ffickiem rośnie jeszcze bardziej wink.gif Więcej Sela!!! wink.gif
Zastrzeżenia? Błędów nie zauważyłam poza jedna literówką

QUOTE
łupnął na mnie spod oka

tongue.gif
Przydałoby się więcej opisów. Takie party składające się tylko i wyłacznie z dialogów są według mnie...toporne,źle sie to czyta.
Pozdrawiam i czekam na więcej Sela wink.gif

Napisany przez: Tajemnicza 27.08.2003 21:31

Tak jakby, troche mnie zawiodłaś wink.gif Ale podkreślam TROCHE Zgadzam sie z Nadine, ze powinnaś robić wiecej opisów w tym parcie. Tez nie lubie dialogów. Masz mi ten fick prowadzić! Nawet nie myśl o skonczeniu z nim nie dokonczając go! Obraże sie w tedy na ciebie...(Moge sie założyć ze mi przejdzie po 2 dniach tongue.gif ) Nio wiec masz grono fanów ficka i dlatego powinnas go doprowdzic do konca. Chcesz nas zawieść? Chyba nie... Powodzenia i wytrawłości zycze =)

Napisany przez: Eire 01.09.2003 11:23

a mi się podobało jakreszta tgeo opowiadania! czylli ślicznie!
podoba mi się sam pomysł ficka i to jak go realizujesz
i ani mi się waż to zostawić niedokończone, jak skończy ci się to co masz napisane to kontynuuj, bo to jest genialne!

Napisany przez: Raven 03.09.2003 22:02

ten fick jest jak bagno. bardzo wciąga ^^

no cóż, co tu dużo mówić świetny ff. chciałoby się coś skrytykować, ale nie ma co. zauwarzyłam u Ciebie coś żadkiego; gdy się czyta, to w ogóle się nie zauwarza błędów. w innych jakoś bardziej się rzucają w oczy.
czekam na kolejną cześć. oby była niedługo
pozdrowionka^^

Napisany przez: iskra 04.09.2003 18:19

- A może nadzieję go na miecz, co? Albo jeszcze lepiej. Będę powoli upuszczał z niego krew, tak by poczuł wypływające z niego życie.
- Sel, jak możesz?
- A ty?! - warknął - Jak ty możesz? Chcesz się troszczyć o mordercę?!
- Popatrz w jakim on jest stanie.
- Zabił Stu!
- Ty też zabijałeś! Zabiłeś z Lezardem sześciu niewinnych żołnierzy, którzy tylko słuchali rozkazów.
- Tak, ci niewinni żołnierze słuchali rozkazów Tarimina! Zapewne wyrżnęli by nas wszystkich w pień!
- On jest moim przyjacielem - powiedziałam spokojnie. Wydawało mi się, że to najmocniejszy argument.
- A my? My nie jesteśmy twoimi przyjaciółmi? Chcesz wybierać między naszym życiem, a jego?
- To wy stawiacie mnie przed takim wyborem! - krzyknęłam na cały głos.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Bardzo ciężka cisza, a ja byłam w jej samym środku. Popatrzyłam na Sela, a on na mnie. W końcu odwrócił ode mnie rozgniewany wzrok.
- Istotnie, Cailith - usłyszałam za plecami poważny melodyjny głos Lezarda - Musisz dokonać wyboru. Musisz wybrać, która przyjaźń jest ważniejsza.
- Przyjaźń to przyjaźń. Nie ma ważnej i mniej ważnej - popatrzyłam na niego zaskoczona. Nie myślałam, że kiedykolwiek postawi mnie przed takim wyborem.
- To nie ja jestem panem losu - wzruszył ramionami. Podszedł i kucnął przy mnie - Wierzysz mi? - spytał, a ja pochyliłam głowę. Złapał mnie za podbródek i uniósł go. Popatrzył mi w oczy - Cailith, czy wierzysz, że chcę dla ciebie jak najlepiej?
- Tak - szepnęłam.
- Tarimin manipuluje ludźmi. Wciąż udaje, gra jakąś przemyślaną rolę.
Poczułam jak Tarimin szarpie się w gniewie. Nie spojrzałam na niego. Całą swą uwagę skupiłam na bursztynowych oczach.
- Zapewne jeszcze trochę, a rozwiązałabyś go ze świadomością, że ratujesz przyjaciela. Później... Później przeżyłabyś tylko ty. Tarimin to kłamca. Magowie jego ojca nauczyli go prostej, acz skutecznej sztuczki. Nikt nie może wkraść się do jego umysłu. Nikt. Tym bardziej staje się groźniejszy. On używa przeciwko innym nawet swoich własnych uczuć, które zagłusza żądzą władzy. A ponadto... - oderwał dłoń od mojego podbródka i wstał - A ponadto cię kocha.
Sel znów prychnął i ruszył za Lezardem na górę. Zostałam sama z Tariminem, ale nie patrzyłam na niego. Zamarłam. Patrzyłam w przestrzeń, tam gdzie kiedyś były bursztynowe oczy.
- Cai, Lezard kłamie - rzekł nagle Tari - On mówił o sobie. Trzyma cię przy życiu tylko dlatego, że chce się jak najwięcej dowiedzieć o mnie, o moim ojcu, o stolicy. Kiedy zacznie się wojna będziesz dla nich już tylko żywą tarczą obronną.
- Co z Sorą? - spytałam tak, jakbym nie słyszała jego słów. Nie zastanawiałam się nad tym pytaniem, po prostu je powiedziałam. Tak po prostu.
- Sora umarła na ospę 3 dni temu - szepnął niemal niedosłyszalnie.
Milczałam myśląc tylko o jednym: "Naprawdę musze wybrać". Z jednej strony przyjaciel z dzieciństwa, miłość mojego życia, przybrany starszy brat, który troszczył się o mnie, który naraził się na niebezpieczeństwo by mnie ratować mimo, że jego żona umarła, a który teraz siedzi związany i pobity przez wilków - tę druga stronę. Wilków, którzy wciągnęli mnie w te plątaninę zdarzeń, wilków których tak naprawdę nie znam, obce mi są ich obyczaje. Nigdy nie wiem co kryje się w ich oczach, takich tajemniczych i niedostępnych. Oczy zaszły mi łzami. Zamknęłam je, ale zaraz otworzyłam. Wybacz mi, pomyślałam rozpaczliwie i sięgnęłam do węzłów na nadgarstkach Tarimina.
- Wiedziałem, że podejmiesz właściwą decyzję - powiedział Tari niemal tryumfalnie.
- Właściwa decyzja jest tu pojęciem względnym - szepnęłam i zacisnęłam bardziej węzły.
- Co robisz?! - zdziwił się, ale i zdenerwował.
- Podejmuje decyzję - mruknęłam i odeszłam by nie słyszeć słów Tarimina wypowiedzianych w gniewie.
Ruszyłam do kuchni. Czułam się jak wyprana z wszelkich uczuć. Skazałam przyjaciela na śmierć i tak właściwie to ja wykonam wyrok. Weszłam do kuchni i zatrzymałam się. Na krześle siedział Sevotharte. Kolana miał podciągnięte pod brodę. Smutne, strudzone oczy spojrzały na mnie. To nie był wzrok jedenastolatka.
- Dlaczego? - spytał prosto, a w tym pytaniu zawierało się wszystko.
- Nie wiem - odpowiedziałam i zaczęłam przyrządzać sobie posiłek. Biorąc pod uwagę to, że miałam wolną tylko prawą rękę robiłam to raczej nieudolnie. Zignorowałam go, zachowywałam się obojętnie. Wiem, ale nie byłam zdolna do innej reakcji.
- Uratowałaś mi życie - stwierdził cicho.
- Tak - przytaknęłam.
- Ale zabiłaś człowieka.
- Tak
- Dlaczego?
- Dlaczego? - powtórzyłam jego pytanie z nutką ironii - Nie wiem czy jest na to jakaś odpowiedź. Pewnie dlatego, że nie mogłam pozwolić by zginał przyszły władca - uśmiechnęłam się lekko, ale z goryczą.
- Ja... Ja cię szanuję, ale nie narażałbym siebie na uratowanie człowieka - pochylił głowę. Miałam wrażenie, że płacze.
- A myślałam, że zdołałam cię nauczyć, że każde życie jest ważne, nie tylko twoje - westchnęłam.
- Nie, nie, źle mnie zrozumiałaś - pokręcił przecząco głową - Ja bym się nie narażał, bo... - urwał - Cailith, ja się nie boję śmierci, bo wiem, że kiedyś i tak po mnie przyjdzie i to najpewniej przed czasem, ale... Ja się boję. Bólu. Cierpienia. Strachu... Przepraszam.
Patrzyłam na niego oniemiała. Sevotharte w istocie był dzieckiem, mimo, że od malutkiego uczono go, że jest pępkiem świata, najważniejszym wilkiem i przyszłym władcą. Tak, to tylko mały chłopiec, na którego barki nałożono zbyt wielki ciężar. A jednak wytrzymał to.
- Nie przepraszaj - rzekłam. Nie chciałam nic więcej dodawać.
- Sel był moim nauczycielem - powiedział nagle.
- I co z tego? - spytałam obojętnie.
- On mnie uczył tego co ty, ale ja chciałem być taki jak on.
- Dlaczego mi to mówisz? Uważasz, że to ma jakiekolwiek znaczenie?
- Chcę żebyś wiedziała, że jesteście do siebie bardzo podobni.
- Przestań! - warknęłam - Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Rozumiesz? Nic!
- Ty go nienawidzisz - stwierdził ze zdziwieniem.
Zacisnęłam usta i odwróciłam się tyłem by dokończyć przygotowanie posiłku. Wykonywałam gwałtowne, nerwowe ruchy. W końcu uraziłam się w chorą rękę. Skrzywiłam się z bólu.
- Pokaż - powiedział Sevi, a gdy się do niego odwróciłam przyłożył swoje dłonie spowite niebieską poświatą do złamanej ręki - To powinno pomóc.
Poczułam ciepło i mrowienie w całym ciele. Ból minął, a na jego miejsce pojawiła się błogość. Przymknęłam oczy.
- Zostaw! - usłyszałam krzyk Lezarda i otworzyłam szybko oczy. Lez dość brutalnie odepchnął Sevotharte.
- Chciałem pomóc - tłumaczył się Sevi.
- Powinieneś się bardziej przykładać do nauki, smarkaczu - warknął Lezard. Takiego go jeszcze nie znałam - Nie wiesz, że nasza magia uzdrawiania nie może być stosowana u ludzi? Chcesz ją zabić?
- Nie. Nie, ja...
- Wyjdź - przerwał księciu Lezard.
- Ale...
- Wyjdź! - powtórzył dobitnie.
Milczałam. Byłam zamroczona magią. Sevotharte opuścił kuchnię, a Lez zaczął badać moją rękę.
- Dlaczego tak na niego nakrzyczałeś? Przecież wy też leczyliście mnie magią - rzekłam w końcu.
- Sevotharte wciąż się uczy. Jego magia jest zbyt chaotyczna, by mógł używać jej jako środek uśmierzający dla ludzi. Mógł cię skrzywdzić - odparł już opanowanym głosem.
- Co się z tobą stało? - przyjrzałam mu się dokładnie.
- Słucham? - przeniósł wzrok z mojej ręki na twarz.
- Odkąd wyjechaliśmy z Arnii stałeś się bezwzględny i wręcz agresywny. Dlaczego?
- Słucham? - powtórzył jeszcze raz, ale tym razem jego ton był nieco inny.
- Drażnisz się ze mną - zauważyłam bez uśmiechu - Zacznij mnie traktować poważnie.
- Nie mogę, Cai - na jego ustach zagościł zawadiacki uśmieszek - Jesteś dla mnie jak młodsza siostra.
- A młodsze siostry to już trzeba lekceważyć, tak? - zapytałam buńczucznie, ale nie z wrogością.
- Ależ nie. Oczywiście, że nie - uśmiechnął się szerzej i ruszył do wyjścia.
- Ej, wracaj tu natychmiast! - krzyknęłam za nim. On jest taki bezczelny, pomyślałam rozbawiona.
- Nie zatrzymuj mnie - odparł i odwrócił się do mnie przez ramię- Idę przeprosić księcia.
Wyszedł. Uśmiechnęłam się do siebie. Próbowałam wytłumaczyć sobie moją, jakże wielką, sympatię do Lezarda. Jest w nim coś takiego co przyciąga. Czułam, że jestem dla niego gotowa na każdy krok, bez względu na wszystko.

Napisany przez: Sol z Ludzi Lodu 04.09.2003 19:24

NO jaaa, chyba nie doczekam się nowej częsci! No Iskra, żwawiej, żwawiej! Bo ja tu z niecierpliwością oczekuję czegoś new^^ Tyle czekałam to mogę i te pare dni nic nie zmieni..uch dobra jeszcze poczekam =) Pozdro.

Napisany przez: Dirbaa 05.09.2003 18:50

No i co tu napisać... jak zwykle wspaniale... tongue.gif Heh... życze weny... biggrin.gif

Napisany przez: iskra 05.09.2003 19:50

Przepraszam bardzo, czy moja "jednopartoofka" i "elfia moc" Psajcho nie sprowokowała Cię, droga Dirbo, do myslenia? Takie posty sa ino do wyrzucenia... Może się w końcu nauczycie komentować, co? Nieco kreatywnosci prosze... Niczego innego nie pragne... A za Wasze komenty jestem wdzieczna... TYlko prosze, starajcie sie chociaz troche... Bo zaczne sie obrazac tongue.gif

Napisany przez: Dirbaa 06.09.2003 11:24

Eh.. moge sprobowac. A więc:
W mym spkojnym życiu przeczytałam wiele książek, dzięki czemu mogę z całą pewnością napisać że twoje opowiadanie jest wspaniałe, pełne akcji, ciekawych postaci. Jednakże mogłabyś dodać parę wątków pobocznych. Uważam że wtedy czytelnik mógłby więcej dowiedzieć się o tym świecie. Mogłabyś też napisać więcej o kolorach, czego mi trochę brakuje. Pozatym nie lubie szukać dziury w całym więc nie czytam szukając błedów i niezgodności.

Napisany przez: Lena 06.09.2003 19:04

Mi się podobał ten fick , jakoś mi się go dobrze czytało i zbytnio na błedy nie zwracałam uwagi . Jedyne co mnie raziło to niektóre dialogi , jakoś mi nie pasowały . I pod koniec to jakoś mi się wszystko zaczeło komplikować , cała osoba głównej bohaterki .... Nie wiem to może dlateo ,że byłam zmęczona =P . Ogólnie mi się podobało , lubie czytać twoje ficki .

Napisany przez: Aeth 26.10.2003 13:41

No, ostatnio coś postanowiłam nadrobić zaległości i poczytać te najlepsze ficki na forum, więc o to jestem i tu, i będę sobie zaraz komentować wink.gif (póki jeszcze opowiadanie się tu znajduje).
No więc co mogę powiedzieć - na początek to, że opowiadanie wciągnęło mnie od początku. Wiem, jak to brzmi, ale taka jest prawda - styl pisania, dobór słów i jakieś takie życie nie pozwolały się od tego oberwać. Magia dialogu, no cóż, ma tu dużo do gadania - dialogi są żywe i naturalne i czyta się to bardzo przyjemnie. Jednak kilkakrotnie po drodze wspominano conieco na temat małej ilości opisów - nie sposób się z tym nie zgodzić. Mimo, że są, no, wciągające, to jednak grają za małą rolę w układzie opowiadania. Taki świat, konkretne miejsca (np. wygląd tego domu wilków - tam mogło być tyle oryginalnych i ciekawych rzeczy...), jakieś szczegóły uczuć (i tu kłaniają się np. wstawki między dialogami, których jestem zagorzałą fanką i innym też to polecam wink.gif) wysączyłyby z tego opowiadania więcej klimatu, więcej ognia ( wink.gif), więcej życia. Nie mówię, że tego brak, ale dialog to jak dla mnie trochę za mało. Więc mała ilość opisów to główny zarzut, że tak powiem, bo o kilkakrotnym zjadaniu słów i przecinków, to nie trzeba tak wspominać wink.gif. No i czasem jeszcze zdanka są za krótkie, hehe wink.gif
Samo opowiadanie - no miód i orzeszki, naprawdę mi się podobało. Nie dość, że jest przygoda, uczucia i klimat, to jeszcze trochę nauk życiowych i innych takim morałów tongue.gif. Ta cała filozofia wilków itp. Podobają mi się bohaterowie, najbardziej Wasuki i Sel - lubię takie zdecydowane charaktery, trochę mroczne, z sarkastycznymi docinkami. Lezard jest dla mnie zbyt wyidelalizowany, taki nieskazitelny i w ogóle, no nie bardzo wink.gif. Zresztą, podobnie jak Cailith, ale ja po prostu za takimi charakterami nie przepadam.
Hmm, no i cóż dodać... Szkoda, że nie piszesz dalej, bo wiele można z tego wykrzesać, skoro już i tak jak jest, jest dobrze. Małe poprawki tu i ówdzie i jest opowiadanie przez duże "o" wink.gif

Napisany przez: iskra 26.10.2003 15:24

7

Rano dowiedziałam się, że wyjeżdżamy, gdyż niedługo zaczną pewnie szukać Tarimina. Zaciekawiona spytałam gdzie i z kim. Choć tak właściwie na to ostatnie znałam odpowiedź. Wyruszyliśmy do Atlasu, miasta, które podobno było ostoją spokoju, gdzie i ludzie i wilki żyli ze sobą w zgodzie przez nikogo nie niepokojeni. Miasto to było jednak trudne do odnalezienia, a droga do niego nie należała do lekkich. Atlas był położony daleko na północ i powinniśmy dotrzeć tam w środku wiosny, ale głównie z mojego powodu znaleźliśmy się tam pod jej koniec. Przed wyjazdem bałam się o los Tariego. Niemal wyłożyłam się plackiem przed Lezardem by zachował mu życie. Lez pokręcił nosem i zmarszczył brwi, ale ustąpił. Zostawiliśmy związanego Tarimina w domu. Nie było to, to czego oczekiwałam, ale przynajmniej miał szansę przeżycia... jeśli żołnierze Narnii dotrą tu szybko.
Wyruszyliśmy o zmroku. Jedynie Wasuki ruszył inną drogą. Bez wyjaśnień. Bez pożegnania. Tak po prostu. Nie miałam mu tego za złe. Wiedziałam, że wciąż czuje do mnie żal, po stracie Stu. Stu... Tak bardzo za nią tęskniłam. Nie płakałam, bo wiedziałam, że wtedy trzęśli by się nade mną jak nad jajkiem, a to niepotrzebnie opóźniałoby marsz. Bałam się o Reydena. Po śmierci Stu stał się bardziej milczący niż zawsze. Jego oczy straciły blask, a ruchy witalność. Cierpiał. Widziałam to, ale nic nie mogłam zrobić.
Lez jechał zawsze obok mnie. Książę i Reyden byli zazwyczaj z przodu. Natomiast Sel wciąż trzymał się daleko za nami. Miałam wrażenie to jest to związane z jego rozmową z Lezardem.
Po długiej nocy spędzonej w siodle byłam wyczerpana. Nic jednak nie mówiłam. Już dość narobiłam im kłopotu.
- Twoja obecność, Lezardzie, sprawiła, że Cailith jest spokojna i... ułożona - rzekł nad ranem Reyden. Jego głos nie wyrażał żadnych emocji. Po prostu stwierdzał fakty.
- Tak? - odparł z lekkim uśmiechem Lez i popatrzył na mnie spod oka.
- O co chodzi? - chciałam by zabrzmiało to hardo, ale wydałam z siebie tylko zmęczony szept.
- Jesteś wyczerpana - stwierdził Lezard poważnym głosem - Zatrzymamy się.
- Nie - zaprzeczyłam szybko - Nic mi nie jest. Dam radę.
- Zatrzymujemy się - powtórzył twardo i zsiadł z konia.
- Lezardzie, dam radę! - krzyknęłam ostatkiem sił, ale on już ściągał mnie z siodła.
- Przekoczujemy tu... - zastanowił się przez chwilę - Powiedzmy, że do południa.
- Mówiłam, że nic mi nie jest - warknęłam i wyrwałam się.
- Cai, jest zmęczona. Nie wiem czy nie powinniśmy zostać tu do wieczora - w jego oczach tańczyły złośliwe iskierki.
- Idiota - mruknęłam.
- Nie - usłyszałam za sobą głos Sela - Opiekun.
- Chyba coś uzgodniliśmy? - Lez łupnął na niego spod oka.
- Rączki mam tutaj - roześmiał się Sel i podniósł dłonie - Lezardzie, dotrzymam obietnicy.
- Jakiej obietnicy? - wtrąciłam się.
- Rozkazu - poprawił zimno Lez
- Dlaczego to jest dla ciebie takie ważne? - Sel zmierzył nagle Lezarda lodowatym spojrzeniem. W ogóle nie zwracali na mnie uwagi. Po prostu patrzyli sobie w oczy, tocząc niewidzialną walkę.
- Nie musisz wiedzieć.
- Odbieram twoje uczucia bardziej niż zdajesz sobie z tego sprawę. Wiem, że...
- Milcz! - Lezard zwęził złowieszczo oczy - Jeśli ci życie miłe.
- Byłbyś zdolny dla niej zabić? - uśmiechnął się cynicznie Sel.
- Nie - odwrócił wzrok - I na pewno nie ciebie.
- Czy ktoś mi może powiedzieć o co tu chodzi? - zdenerwowałam się. Oni byli tacy irytujący.
- Nie - odpowiedział mi obojętnie Sevi.
- Smarkacz - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Atmosfera była bardzo napięta. Czułam to. Milczenie przedłużało się.
- Ona was zgubi - rzekł Wasuki, który właśnie wyłonił się zza drzew - Mąci waszą równowagę ducha. Poprowadzi was ku śmierci.
- Nie - powiedział Reyden i usiadł na śniegu krzyżując nogi - Po śmierci Stu wszyscy jesteśmy rozgoryczeni i słabi. Chcemy to ukryć pod maską agresji i gniewu.
Popatrzyłam na Reydena. Cierpiał, ale myśli były nadal obiektywne.
- Po co wróciłeś? - zwróciłam się do Wasukiego, a on wyciągnął do mnie zamkniętą dłoń
- Weź to - otworzył dłoń i moim oczom ukazał się wisiorek, który niegdyś zrobiłam.
- O ile wiem to należy do mnie - Lezard chciał zgarnąć wisiorek z dłoni brata, ale tamten cofnął szybko rękę.
- Jesteście niepoprawni! - warknął Wasuki - Cailith powinna go zniszczyć.
- Ale on już nie jest jej - stwierdził ze spokojem Lez - Podarowała mi go.
- Jesteś głupcem. Głupcem jakiego nigdy jeszcze nie widziałem. Niech no tylko królowa dowie się o nowym obliczu swojego generała...
- Przestań, synu - rzekł Reyden nie podnosząc na niego wzroku - Pozostaw sprawy takimi jakie są. Przeznaczenia nie da się zmienić.
- Ale można od niego uciec - odparł Wasuki, a jego głos brzmiał tak jakby rozpaczliwie.
- Można, ale po co?
- Po to by mieć świadomość, że się próbowało - odpowiedziałam z prostotą.
- Świadomość to za mało - powiedział cicho, z rezygnacją i cisnął wisiorek w śnieg. Odjechał nie oglądając się na nikogo. To był ostatni raz kiedy widziałam Wasukiego.



WILCZA RASA - NOWA ERA =P

8.

Wiatr nasilał się z każdym dniem, a śniegu przybywało. Nic nie wskazywało na to, iż zbliża się wiosna. A zbliżała się mozolnymi krokami, niczym przebudzona z letargu zimowego żmija. Wiedziałam, że już niedługo śnieżna kopuła okalająca otoczenie zacznie gwałtownie topnieć. Jednak moje zmysły stanowczo temu zaprzeczały. Otuliłam się szczelniej płaszczem i skuliłam w siodle. Kątem oka widziałam jak Lezard zerka na mnie z niepokojem. Tak bardzo się o mnie troszczył, co było dla mnie uspokajającym faktem. Ostatni tydzień wędrówki wyraźnie mnie zahartował. Nie byłam już taka obolała, przyzwyczaiłam się do niewygodnego siodła, skromnych posiłków i niewielkiej ilości snu. Powoli zaczynał się budzić we mnie bunt. Byłam tym wszystkim zmęczona, zmęczona bólem, cierpieniem, utratą Stu. Wystarczyło tylko się zatrzymać, odmówić dalszej podróży i ruszyć w stronę, jak przypuszczałam, nadjeżdżającego Tarimina wraz z wojskiem. Wystarczyło... Ale ja już podjęłam decyzję. Nie mogłam i nie chciałam zawrócić. Moje miejsce było przy Lezardzie. Poczułam jak mój koń się zatrzymuje. Oczekiwany odpoczynek przyjęłam z westchnieniem. Zsiadłam z wierzchowca i rozglądnęłam się wokoło. Nie oczekiwałam jednak żadnego charakterystycznego krajobrazu. Od tygodnia wszystko wyglądało tak samo. Lasy pokryte śniegiem i soplami lodów, łąki i pola pochłonięte w mlecznej bieli. Świat mienił się w czarno-białych barwach. Nawet niebo było spowite przyszarzałymi chmurami, które skutecznie uniemożliwiały słońcu stopienie śniegu. Sel bez słowa rozpalił ognisko, po czym oświadczył, że idzie coś upolować. Usiadłam przy leniwie wzrastających płomieniach. Lezard zajął miejsce przy mnie. Sevotharte przysiadł przy Reydenie. Nawet nie oczekiwałam, że ktoś się odezwie. Ostatnie dni były spędzane raczej w milczeniu. Słyszałam tylko własne myśli, a tak bardzo potrzebowałam rozmowy. Tak bardzo... Nie miałam zamiaru przemilczeć kolejnego wieczoru.
- Co potem? - spytałam.
Bez odpowiedzi. Znali sens mojego pytania, a jednak milczeli. Czułam, że nie chcą o tym rozmawiać, ale nie poddałam się i powtórzyłam pytanie.
- Co stanie się po tym jak dotrzemy do Atlasu?
Cisza znów irytująco się przedłużała. Właśnie chciałam coś powiedzieć, ale słowa Leza mi przerwały.
- Nie wiem - odparł i miałam wrażenie, że głos mu lekko zadrżał - Tam oczekuje nas kurier królowej.
- Kurier?
- Jestem generałem - odparł - Szykuje się wojna.
Tym razem ja milczałam. Zatopiłam się we własnych myślach. Lezard odpowiedział mi krótko i zwięźle, ale i tak wiedziałam co to oznacza. Lez już niedługo wyruszy na wojnę. Myśl ta napawała mnie niepokojem. Najwyraźniej będę musiała się z nim rozstać. Na zawsze... Nie, nie chciałam tak myśleć.
- Cailith - odezwał się nagle Reyden i spojrzałam w jego łagodne oczy - Nie przypominam sobie bym opowiadał ci o przeszłości Wilczej Rasy...
- Chcesz mi teraz o tym opowiedzieć? - zdziwiłam się przerywając mu.
Skinął tylko głową. Nie mogłam zrozumieć o co mu chodzi. Odezwał się tak nagle, tak nagle zebrało mu się na opowieści. Czyżby miał w tym jakiś cel? Nie wiem. Być może... Nim jednak zdążyłam się nad tym zastanowić całkowicie pochłoną mnie ciepły głos Reydena. Opowiadał o przeszłości. Podobno w zamierzchłych czasach Wilcza Rasa była bardzo związana z naturą. Bardziej niż teraz. Jej przedstawiciele mogli wedle kaprysu przybierać postać wilka. Posiadali moc panowania nad innymi zwierzętami, ich magia kryła w sobie wielką moc. Teraz wszystkie ich dawne umiejętności pozostały tylko szczątkowe. A przemiana w wilka przekreśla całe życie, bowiem działa tylko w jedną stronę. Osobnik Wilczej Rasy nie może potem wrócić do swej dawnej postaci. Powoli zatraca świadomość i staje się zwykłym zwierzęciem, które przynależy do natury bardziej niż inne stworzenia. Reyden umilkł, a cisza znów zaczęła gęstnieć z minuty na minutę. Z nieba zaczęły sypać się płatki śniegu. Kojarzyły mi się z białymi motylami tańczącymi na wietrze. Widoczność znaczne zmalała. Nagle przez śnieżną ścianę opadających płatków ujrzałam ciemną sylwetkę. Nie zareagowałam na to żadnym gestem. Wiedziałam, że to Sel. W istocie tak było. Brat Stu wrócił z kolacją - dwoma tłustymi królikami. Lez spojrzał nie z lekkim niesmakiem. On zawsze wybierał najsłabsze osobniki, był niejako selekcjonerem populacji. Niczym łowca... którym przecież w istocie był. Sel zignorował wzrok Lezarda i już po chwili sprawnie obdzierał zwierzaki ze skóry. Poczułam skurcz w żołądku na myśl o ciepłej strawie.
- Niedługo dotrzemy do Wodospadu - odezwał się Lezard - Musimy mieć siły, by przez niego przejść. Nikt tamtędy nie przechodził ostatnimi czasy. Obawiam się, że most może być nadgryziony przez czas.
Reyden pokiwał tylko głową. Dla Seviego wiadomość ta też nie była nowością. Dla Sela również. I wiedziałam, że słowa te były skierowane do mnie.

______________________


Kurde, a Psaycho miała ten temat skasować na moją prośbę... Normalnie zmartwychwstanie, czy jak?

Napisany przez: Dirbaa 26.10.2003 17:21

Jednak to prawda! A już myślałam, że to fatamorgana smile.gif Nowa era... super! Tradycyjnie na początku błędy, a raczej jeden tongue.gif:

QUOTE
- Cai, jest zmęczona. Nie wiem czy nie powinniśmy zostać tu do wieczora - w jego oczach tańczyły złośliwe iskierki.

Niepotrzebny przecinek.

Rozdział 7: O kurde! 90% dialogu blink.gif
8: więcej opisów, ale i tak ich mało :/ Zapowiada się bardzo ciekawie... może nawet ciekawiej niż wcześniejsze rozdziały smile.gif Cieszę się, że kontynuujesz opowieść.

Napisany przez: Egwadien 16.11.2003 19:47

Skasować ten temat?
Jak to?!
Przeciez... dobrze wiesz, ze sie zakochalam w wilczej rasie... nie mozez tego usunac! ^^
Ja ce wiecej! =)

Moowilam Ci jush, ze to jest cudne?

Napisany przez: Neonai 19.11.2003 23:50

Iskierko droga....ja tyle przed kompem siedziec nie moge zeby to przeczytac, wiec sobie wydrukowalam..przeczytalam pierwsza strone forumową i musze stwierdzic ze jest to w rzeczy samej bez dwóch zdan ZAJEBISTE. totalnie trafia w moj gust. mam nadzieje, ze jush szukasz wydawnictwa ktore by to wydalo. pozdro.

Napisany przez: Tajemnicza 28.11.2003 17:40

Witam, znam ta czesc na pamiec, bo czytalam to wieeeeele razy =( Dlaczego nie piszesz tego dalej ? Nie ma co czytać =( Dawno nie wchodziłam i myslalam, ze przeczytam co najmniej 5 partów, a tu pusto =( Szkoda, jak wejdziesz to napisz cos Iskierko =(

Napisany przez: muszka Me 28.11.2003 21:44

Iskierko... to działa jak narkotyk... rano zaczęłam, rano skończyłam... I chcę wiedzieć, co dalej!!

A jeśli chodzi o samą formę, język to widać jak on się zmienia... na lepsze oczywiście =) A ostatni part to naprawdę niemal mistrzostwo... ;-)

Iskra skąd Ty bierzesz te wszystkie pomysły? Tak jak J. Carroll kupujesz je sobie w sklepiku za rogiem, po dwa euro za sztukę? =*

Napisany przez: iskra 30.11.2003 21:26

Wiecie, ja nie mam najlepszego samopoczucia psychicznego do pisania fickow. Jak mi przejdzie to coś skrobnę...

A tak w ogóle, to spieprzać na BURSZTYNOWEGO GRYFA !!! W trybie natychmiastowym!! <iskra usmiecha sie nagle demonicznie> Jak nie bedziecie komentowac Gryfa to ja NIE BEDE pisac WIlczej Rasy biggrin.gif To sie nazywa szanraz, nie? tongue.gif

Pozdrawiam
Dymna

Gollumka, a spodziewalabym sie raczej ze "na znak protestu" nie napiszesz na temat moich fickach ni literki... wink.gif

Napisany przez: Tajemnicza 30.11.2003 23:39

Oj Iskra ty szantarztsztko tongue.gif Ja ci dam szantarz <taj wyglonda jak majacy zaraz wybuchnac wulkan> Nie mozesz tak! Co my na to poradzimy ze wilcza rasa nas bardziej interesuje. W kazdym badz razie u mnie tak jest, chocicaz gryf tesh jest fujny =P Przykro mi ze sie zle czujesz psychicznie, ostatnio brakuje mi Wi...(bratora) błehehehe (chodzi o chlopakaa), ale co tam bede gadać, czekam na party i pozdro dla syskich tongue.gif

Napisany przez: iskra 01.12.2003 22:03

Macie. Part napisany w godzinkę wink.gif fabuła jest taka jaka miała byc, ale wykonanie "na odpieprz" tongue.gif

__________________________________________

&qu ot;Niedługo" Lezarda okazało się pięcioma dniami. Bardzo mozolnymi i ciężkimi. Bardziej niż poprzednie. Wiatr ani myślał złagodnieć, a śnieg padał nieubłaganie jakby chciał stłumić wiosnę i nie pozwolić jej przybyć. Kiedy nie myślałam o bólu, zimnie i zmęczeniu modliłam się o cieplejsze dni. Nieoczekiwanie w dzień przed dotarciem do Wodospadu temperatura zaczęła wzrastać. Widziałam, że wszyscy przyjęli to z ulgą. Następnego ranka usłyszałam wodospad i przeraziłam się, bo dźwięk ten powiewał groźbą i niebezpieczeństwem ,a przede wszystkim potężnym hałasem. Zanim więc ujrzałam most już byłam przepełniona lękiem. Wiedziałam jednak, że nic nie może mi się stać. W końcu Lez czuwał nad moim bezpieczeństwem. Jednak gdy zobaczyłam wątły most, który faktycznie wyglądał na wiekowy zaczęłam szczerze w to wątpić. W dodatku wydawał się oblodzony. Pod kruchą konstrukcja rwała szeroka na dziesięć metrów rzeka spadająca w nieopisaną otchłań.
- Zsiadajcie z koni! - usłyszałam za sobą stłumiony krzyk Sela. Wodospad był naprawdę głośny.
Wszyscy zastosowali się do polecenia. Nikt się nie sprzeciwiał, bo przecież sprawa była jasna - most nie utrzyma tak dużych zwierząt jak konie. Ale czy zdoła utrzymać nas? Słyszałam jak w piersi serce tłukło mi się jak oszalałe. Bałam się. I to bardzo. Oczami wyobraźni widziałam siebie spadającą i porywaną przez rzeczną toń. Podczas gdy ja próbowałam się oswoić ze strachem Sel i Lezard oswobadzali konie z juków. Chciałam by robili to jak najdłużej, by wejście na most odwlekło się. Nagle poczułam ciepłą dłoń na ramieniu. Odwróciłam się. Reyden uśmiechnął się i poklepał mnie delikatnie po barku, co dodało mi nieco odwagi. Kiedy konie zostały odciążone z naszych bagaży Sel poklepał je po zadach i spłoszył w las. Po czym podszedł do mnie i popatrzył mi głęboko w oczy.
- Nie martw się, mała - jego głos dziwnie brzmiał, gdy musiał przekrzykiwać dźwięk spadającej wody - Kilka kroków i będziemy po drugiej stronie. I... Nie bądź taka blada.
Widząc jego drwiący uśmiech, którego znaczenia znów nie mogłam odgadnąć, zarumieniłam się. Wtedy w jego oczach pojawił się błysk znaczący mniej więcej tyle samo co słowa: "Teraz lepiej, mała". Odetchnęłam z ulgą. Być może dawny Sel już odszedł na dobre. Nim jednak zdołałam się głębiej nad tym zastanowić brat Stu wziął mnie pod rękę i zaczął prowadzić w stronę mostu. Zaparłam się lekko, ale pod naporem jego siły uległam. Reyden z Savotharte szedł z przodu niosąc najpotrzebniejsze rzeczy. Ja z Selem, niosącym koce, pośrodku, a Lez ubezpieczał tyły. Starałam się stąpać jak najostrożniej i wiedziałam, że inni czynią tak również. Co chwilę słyszałam trzask niestabilnych desek i wtedy serce podchodziło mi prawie do gardła.
- Spokojnie - zaśmiał się z cicha Sel.
Przyjęłam to prychnięciem, którego i tak nie mógł słyszeć w tym okropnym hałasie. Nagle tuż przede mną wbiła się strzała. Zaskoczona postąpiłam krok do tyłu z taką siłą, że deska ułamała się pod moim ciężarem. Czułam jak oczy rozszerzyły mi się w panicznym strachu. Runęłam w dół. Niemalże czułam zimną ciecz wdzierającą się już w moje ciało, gdy mocno mną szarpnęło. Spojrzałam ku rzece, a zaraz potem popatrzyłam w górę i ujrzałam trzymającego mnie za rękę Sela, którego oczy były nie mniej przerażone od moich. Chwyciłam się kurczowo jego ręki.
- Nie puszczaj! - krzyknęłam piskliwie, a obok mnie świsnęła kolejna strzała - Błagam, nie puszczaj!
Nie odpowiedział. Podniósł nieco głowę, a ja pomyślałam, że zaraz mnie puści. On jednak zmarszczył tylko brwi i poczułam jak jego palce zaciskają się mocniej na mojej ręce. Nie wiedziałam co ujrzał na początku mostu. Sprawiło to, że strach zmroził mnie jeszcze bardziej. Deszcz strzał ustał, ale wiedziałam, że nieznani mi łucznicy napinają cięciwy. Poczułam mocne szarpnięcie i Sel wyciągnął mnie w taki sposób, że wylądowałam na nim.
- Niech bogowie mają cię w opiece - szepnęłam z ulgą - Jeśli...
Nie dokończyłam. Sel objął mnie i przetoczył się nieco dalej. W miejscu gdzie byliśmy wbiły się trzy strzały. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć poderwał mnie z desek i pociągnął za sobą biegnąc ku końcowi mostu. Chciałam się zatrzymać i wykrzyczeć, że most jest przecież niestabilny, ale zamknęłam tylko oczy dając się ponieść wirowi wydarzeń. Po niespełna kilku minutach poczułam pod nogami stały grunt. Wodospad "darł się" nieubłaganie. Otworzyłam oczy i spostrzegłam na początku mostu żołnierzy... Żołnierzy Tarimina! Nim zdążyłam się otrząsnąć z tego widoku Lezard dobiegł do nas i z rozmachem odciął sznury podtrzymujące most przy skarpie i konstrukcja runęła w przepaść ku lodowatej wodzie. Przez szum Wodospadu przedzierały się wrzaski ludzi. Nic jednak nie mogłam zrozumieć. Podejrzewałam, że to tylko nieartykułowane krzyki przerażenia przed nadchodząca śmiercią. Potem wszystko ucichło. Patrzyłam jak oniemiała na stojącego po drugiej stronie rzeki Tarimina. Więc to jego ludzie strzelali z łuków. To on... Nie wiedziałam jednak czy przybył mnie zabić razem z resztą czy ratować. Postąpiłam krok do przodu. Tari spojrzał na mnie, a potem na Lezarda i uśmiechnął się dziwnie. Nie musiałam podążać jego wzrokiem, a i tak wiedziałam, że Lez patrzy na niego z taką samą nienawiścią. Po czym zaczął wykonywać skomplikowane ruchy dłońmi. To był chyba dawny język Starych Ludów. Przeniosłam wzrok na Lezarda, a on również wykonał kilka znaków i odwrócił się dając nam sygnał, że czas ruszyć w drogę. Byłam zdezorientowana. Podbiegłam do niego i pociągnęłam za płaszcz.
- Co ci powiedział?
- Że nadejdzie czas, w którym mnie zabije - odparł, ale miałam wrażenie, że nie mówi mi wszystkiego.
- Co odpowiedziałeś? - dopytywałam się.
- Że będę czekał.

Napisany przez: Egwadien 01.12.2003 22:17

Iskra! Kocham Cie Normalnie!!
Mam nadzieje, ze gryf jest rownie dobry, bo wlasnie ide go pochlanac... (wczesniej nie mialam czasu) huh.gif

Napisany przez: Neonai 01.12.2003 22:39

Jush z jezorem wywieszonym czekam na kolejny part =P

QUOTE
Calym sercem popieram przedmowce!!

chyba przedmówczynię!


Napisany przez: Egwadien 01.12.2003 22:47

QUOTE (Neonai)
Jush z jezorem wywieszonym czekam na kolejny part =P

Dobrze ujete!
Calym sercem popieram przedmowce!! Tzn przedmowczynie... Czepiasz nie Nai tongue.gif

Iskra. Prosze bardzo: oto watrosciowy komentarz:
Zostan moim guru! prooooooooosze! cry.gif ^^
tongue.gif

Napisany przez: iskra 01.12.2003 23:09

Ej, robaczki, nabijacie mi posty na temacie biggrin.gif Żeby jeszcze były wartościowe, a to takie zmutowane "super, pisz dalej" wink.gif Weźcie się opanujcie =)

Napisany przez: Nadine 02.12.2003 18:58

Nawet nie masz pojecia jak sie ciesze, że zdecydowałas sie kontynuowac to opowiadanie. Jak ja bym wytrzymała bez Sela i jego ironicznych tekstów i drwiących usmiechów:) I chwała ci za to:)
Ostatni parcik...hmmm stylistycznie chyba w porządku. Nic jakoś szczegolnie nie wzbudziło moich protestów. a fabuła..miodzio (+ orzeszki:))

Napisany przez: Pola 03.12.2003 17:11

iskra, dziwisz się nam? po przeczytaniu tego fficka na myśl nie przychodzi nic lepszego jak "super, pisz dalej" może to i banalny tekst ale przynajmniej wyraża to co czytający ma na myśli tongue.gif a więc co tu się będe rozpisywać: Wspaniale , czekam na next parta

Napisany przez: muszka Me 03.12.2003 17:20

super, pisz dalej^^

buahah =P

a tak żeby urozmaicić tego posta, dodam, że świetnie zakończyłaś =) normalnie jak w brazylijskiej telenoweli... kończy się w najlepszym momencie =)

Napisany przez: Nadine 03.12.2003 19:58

A mi własnie zakończenie jakos tak nie podpasowało i troszeczke popsuło nastrój. Ten tekst Tarimina i dopowiedz Lezarda, jakos tak zaleciały mi marnymi serialami sensacyjnymi emitowanymi na Polsacie. To takie...banalne.
Ale w obliczu całej fabuły ginie:)
Pozdro

Napisany przez: Pola 04.12.2003 17:46

a ja chyba dostaje wyrzutów sumienia że nie czytałam tego ff wcześniej, tylko wczoraj, albo przedwczoraj!? ...eh..tracę rachube czasu... tongue.gif

Napisany przez: Psychopatka 04.12.2003 17:49

Uuu jaka wazelinada... u iskra jestes idolem, uuu autograf mi dasz?
no i SUPER Pisz dalej.

Co do ficka to fakt, ciekwy jest i dobrze napisany, ale nie zmienia to faktu ze inne twe twory bardziej przypadaja mi do gustu =) Pozdrowienia robaku.

Napisany przez: Neonai 04.12.2003 18:07

Jaka wazelina jaka wazelina? Ona pisze fick po to by go komentować prawda? A skoro mi się podoba to piszę miły komentarz. A no i Iskra na pewno nie jest moim idolem...sleep.gif

Napisany przez: Psychopatka 04.12.2003 18:11

haha, NIE BULWERSUJ SIE dziewczyno, ja sie tutaj nabijam a ty jakies wyrzuty...

No komentujcie, znam Iskre i ona bardzo lubi takie posty < ekstra pisz dalej, nie moge sie doczekac nekst parta!> ach! przeciez nawet napisała kiedys fick Elfia Moc- chyba sie zwal - specjalnie na czesc jej fanów!

Iskra nie jest twoim idolem??? CHolera jak mozesz! Przesrane u mnie masz... a wlsnie do do Iskry, to gdzei ty sie mendo podziewasz? Pogadalabym sobie z Toba =)

Napisany przez: Egwadien 10.12.2003 10:46

Iskra? Czemu tu jeszcze nic nie ma?
Co sie stalo? wink.gif

Napisany przez: Pola 10.12.2003 18:15

Iskra? hop-hop tongue.gif jest tam kto? biggrin.gif

Napisany przez: iskra 10.12.2003 18:58

spokojnie, hieny, jedne tongue.gif bede miala czas i checi - napisze. ot co

psaycho, ty pipo, jak mozesz straszycmoich czytelnikow? chcesz mnie zrujnowac moja kariere mlodej i dobrze zapowiadajacejsie pisarki? nie wybacze... ja jush jestem, i byc tesh bylam, no Cie teraz zgubilam =)

a Elfia Moc czy jakto tam sie zwalo, trzeba przeczytac by wiedziec jak komentowac wink.gif goraco polecam

Napisany przez: Egwadien 02.01.2004 16:26

eeeeeeejjjjjjjjjjj!
ja ce Wilcza rase! nie zostawiaj tego!
(gryffa tesh!)

Napisany przez: Kasandra Black 08.02.2004 16:56

Dawaj, dawaj...........
Iskra, jesteś super!!!!!!!!!!!!!!& #33;!!!!

Napisany przez: Cho Chang 10.02.2004 14:56

I to mi się podoba wink.gif
Wasuki jest (a raczej był) bardzo fajny....Szkoda go trochę cry.gif Tak samo jak Stu i co tu dużo mówić cała reszta smile.gif
Należałoby to jakoś pożądnie skrytykować, ale nie znalazłam prawie żadnych bledoof wink.gif

QUOTE
Usiadł obok mnie i pozwolił bym oparła się o jego ramię i okrył mnie częścią swego płaszcza.

Jakoś nie podobają mi się te dwa "i" w jednym zdaniu.
QUOTE
Niemal natychmiast osunęłam się w "półsen", ale nie mogłam zasnąć całkowicie. Już prawie osunęłam się w głęboki sen, gdy usłyszałam słowa Wasukiego.

Nie lepiej : Już prawie zasnęłam, albo coś w tym rodzaju? wink.gif



Napisany przez: Kasandra Black 10.02.2004 17:49

QUOTE
- Co, już po bzykaniu?

To mnie rozśmieszyło.

Napisany przez: iskra 23.02.2004 14:52

Tego parta dedykuje Gollumce.
Dziewczyna nie cierpi na skleroze i dodatkowo nie pozwala mi zapomnieć o tym opowiadaniu (:


___________


Wiatr przestał tak przeraźliwie smagać po twarzy, co przyjęłam z ulgą. Po wydarzeniu na moście wszyscy byli dziwnie milczący. Zresztą... Kiedy nie byli? Miałam wrażenie, że im jesteśmy bliżej Atlasu tym atmosfera staje się bardziej napięta i nic tak naprawdę nie mogłam przewidzieć. Widziałam, że Lez oglądał się czasem na mnie z taką troską w oczach, jakby już tęsknił. Starałam się nie myśleć o tym, jak to będzie gdy pozostawi mnie w Atlasie samą. Właściwie to czułam się jakby mnie porzucał, choć dobrze wiedziałam, że nie zgodziłby się nigdy narazić mnie na niebezpieczeństwo i zabrać na wojnę. Potrząsnęłam lekko głową by odgonić ponure myśli i zrównałam krok z Selem.
- Dziękuję – rzekłam.
- Za co? – spojrzał na mnie pytająco.
- Za to, że nie puściłeś. – przerwałam na chwilę, po czym dodałam ciszej, choć z niemniejszą wdzięcznością – Jeśli kiedyś będę mieć syna nazwę go twoim imieniem.
Sel zatrzymał się nagle. Uczyniłam to samo i spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Mogłabym przysiąc, że pobladłby gdyby tylko był człowiekiem. Nie wiedziałam jednak co wywołało u niego taką reakcję. Kątem oka spostrzegłam jak Lezard patrzy na nas podejrzliwie.
- Nigdy tego nie rób, mała. – rzekł z naciskiem Sel – Nigdy nie nazywaj swego syna moim imieniem.
- Ale...
- Po prostu tego nie rób. – powtórzył, przerywając mi tym samym – Nie znasz naszych praw. Nie wiesz jakie... – westchnął i jakby złagodniał – Wierz mi, że bardzo bym tego chciał, ale nie możesz tego zrobić.
Po ostatnich słowach ruszył szybkim krokiem w stronę Lezarda, ale nie zatrzymał się przy nim. Spojrzał tylko na niego dziwnym wzrokiem i wyprzedził. W jego oczach było coś nieokreślonego, jakby na kształt szacunku, gniewu i... zazdrości? Oniemiałam trochę. Zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi. Zbyt intensywne rozmyślanie o zachowaniu Sela przerwał mi Sevotharte. Pociągnął mnie lekko za płaszcz, a gdy na niego spojrzałam uśmiechnął się ciepło.
- Sel ma rację – zaczął, a ja znów skrzywiłam się na myśl, że ten mały wilczek chce być taki jak jego nauczyciel – Nie możesz nazwać swego syna jego imieniem. Chyba że będzie on potomkiem Sela.
- Wy i te wasze zwyczaje – prychnęłam i przyspieszyłam by dogonić Leza.
I na pewno żadne wilcze prawa nie będą mi dyktować jak będę nazywać swoje dzieci, pomyślałam w gniewie. Kiedy zrównałam krok z Lezem objął mnie ramieniem i spytał czy nie jest mi zimno. Potrząsnęłam przecząco głową, a on uśmiechnął się lekko. Czułam się przy nim tak bardzo bezpiecznie i prawie z oczu popłynęły mi łzy na myśl o tym, że to poczucie bezpieczeństwa niedługo mnie opuści. Chcąc zająć myśli czymś innym przyglądałam się otoczeniu. Słońce zaczęło przygrzewać mocniej i śnieg topniał mozolnie pod jego wpływem. Na gałązkach drzew pojawiały się kropelki wody. Gdzie niegdzie można było ujrzeć szczątki liści i trwa wyłaniających się spod stopionego śniegu. Już niedługo zamiast po białych ścieżkach będziemy wędrować w błocie, pomyślałam ze skrzywionymi ustami. Ale przynajmniej w powietrzu czuć było wiosnę, a o zimie przypominano sobie tylko w czasie mroźnych nocy. Na szczęście dzień stawał się coraz dłuższy.
Przestałam oglądać się na około i spojrzałam przed siebie. Sela nigdzie nie było. Jakie z niego skomplikowane stworzenie! Nigdy nie potrafię przewidzieć jego postępowania. Czasem wydaje się być całkiem miłym, innym razem wystarczy najmniejszy gest czy słowo żeby przez cały dzień wędrówki zostawał z tyłu lub wyprzedzał nas. Tak jak teraz. Ledwo jednak o tym pomyślałam, ujrzałam majaczącą gdzieś za konarami drzew sylwetkę Sela. Wracał. I to nie sam. Jechało za nim czworo zakapturzonych jeźdźców. A właściwie pięcioro, ale ten ostatni trzymał się nieco w tyle tamtych i ujrzałam go dopiero po chwili. Kiedy byli już na tyle blisko, że można było rozpoznać, iż są to cztery wilcze kobiety, Lezarad przygarnął mnie lekko do siebie i poszukał spojrzenia Sela. Ten wzruszył tylko ramionami i bezradnie rozłożył ręce. Czułam jak palce Leza zaciskają się na moim ramieniu. Konie zatrzymały się kilka metrów od nas.
- Cóż za niespodzianka – zadrwiła wilcza kobieta, której koń wysunął się na przód. Prawdopodobnie była liderką pozostałych – Generał Lezard we własnej osobie. No proszę, a i książę Sevotharte jest obecny.
Jej sierść była szara tak, jak oczy, które dodatkowo były zimne i nie wzbudzały zaufania. Ubrana była jak wojowniczka. Buty do kolan były zrobione chyba ze skóry jelenia, ale nie jestem do końca pewna. Tak dawno nie rozmawiałam z ojcem o jego rzemiośle. Na biodrach miała dwa grube pasy ze srebrnymi klamrami. Do jednego z nich był przypięty miecz, do drugiego sztylet i dość pokaźna sakiewka. Kaptur od płaszcza miała zarzucony na głowę.
- Most jest przerwany, Neit – rzekł w odpowiedzi Lezard zimnym głosem.
- Myślałam, że po zakończeniu naszego... – przerwała i uśmiechnęła się prowokacyjnie – ...naszej współpracy przeszliśmy na oficjalne zwroty.
- Tyle że dla mnie już od dawna nie jesteś porucznikiem – odparł Lez.
Neit zwęziła nieco oczy i skinęła ręką na piątego jeźdźca. Ten odrzucił kaptur do tyłu i przygotował kuszę do strzału. Dopiero teraz spostrzegłam, że to ludzka kobieta. Celowała we mnie. Lezard błyskawicznie zasłonił mnie swoim ciałem, a na twarzy wilczej kobiety pojawił się grymas zawodu, a być może nawet utraconej nadziej.
- Spokojnie, Lezi – rzekła sucho - Chciałam tylko zobaczyć ile jest dla ciebie warta ta ludzka dziewczyna.
Lezi, powtórzyłam w myślach i już nie miałam wątpliwości jaka współpraca ich łączyła. Świadomość ta miała gorzki smak. Neit skinęła na swoją drużynę i wszystkie zsiadły z koni, a potem pokłoniły się Sevotharte, na co wilczy chłopiec zareagował godnym skinieniem głowy.
- Zbliża się zmrok – powiedziała kobieta przybyła z wilczycami zwracając się do porucznik Neit – Myślę, że powinnyśmy rozbić obóz, pani.
Ta skinęła głową i popatrzyła znacząco na Lezarda. Przytaknął. Zapowiadała się wspólna noc. I bynajmniej nie byłam z tego powodu szczęśliwa.

Napisany przez: Kasandra Black 23.02.2004 15:52

Ja błędów nie widziałam, a jakby jakieś były, wińcie za to mój wzrok.
Iskro, jest coraz ciekawej..... Ja czekam na następną część, więc jakby ci akumulatory wysiadły, to je podładuj.

Napisany przez: Egwadien 25.02.2004 20:53

Iskra, Wierna wyznawczyni składa pokłon swojej Guru.

Napisany przez: iskra 02.03.2004 15:35

Podczas gdy Lezard, Sel i trzy wilcze kobiety przygotowywali miejsce na obóz kobieta, która celowała do mnie z kuszy opierała się o pień drzewa. Myślałam, że jest ona jakiegoś rodzaju służką Neit, ale widać wędruje z nią na innych zasadach. Podeszłam do niej i kiedy już miałam otworzyć usta spojrzała na mnie. Milczałam. Miała zielone oczy, z których nie wyczytałam żadnych emocji, uczuć. Zielona pustka. Jej włosy było ciemnobrązowe, prawie czarne, krótkie do ramion i wystrzępione. Na Bogów, naprawdę była piękną kobietą. Może nie można było dostrzec tego od razu, ale jej twarz była wyjątkowa.
- Jak znalazłaś się pod dowództwem Neit? - spytałam w końcu.
Nie odpowiedziała. Popatrzyła na mnie z pogardą, a potem ostentacyjnie odwróciła głowę w drugą stronę. Stałam chwilę oniemiała. Potem Neit przyzwała do siebie kobietę. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Ta kobieta intrygowała mnie. I właściwie czułam się trochę zawiedziona. Pierwszy raz od dłuższego czasu miałam okazję porozmawiać z człowiekiem, a ona obrzuciła mnie tylko nieprzychylnym spojrzeniem.
- Nie znajdziesz z nią wspólnego języka, mała – usłyszałam za sobą.
Nie musiałam się odwracać by wiedzieć, że to Sel. Mimo to zrobiłam to. Jego ciemne oczy patrzyły posępnie na porucznik Neit rozmawiającą z ciemnowłosą. Wydawało mi się, że jest w nich cała wilcza nienawiść do ludzi. Wiatr nasilił się i skuliłam się nieco owijając szczelniej płaszczem. Wtedy brat Stu spojrzał na mnie z troską, tak bardzo inaczej niż na tamtą, i skinął głową na ognisko. Bez słowa podeszłam do źródła ciepła i przysiadłam na kocach. Przynajmniej to udało nam się uratować podczas ucieczki przed żołnierzami Tarimina. Dziwne, ale zaczęłam coraz częściej myśleć o Tarim jak o w wrogu. Miałam jednak wrażenie, że ofiarowałabym mu życie, gdyby zaszła taka potrzeba. Cóż, chyba nie tak łatwo wyprzeć się wieloletniej przyjaźni. Wiatr robił się coraz chłodniejszy. Cztery wilcze kobiety usiadły na przeciw mnie. Po mojej prawej stronie rozłożyli swe koce Sel, Rayden i Savotharte. Ciemnowłosa kobieta przysiadła pod pobliskim drzewem i obwinęła się płaszczem. Lezard przysiadł obok mnie i bez słowa zarzucił na mnie część swojego płaszcza. Rzadko się odzywał. Trudno było mi się do tego przyzwyczaić biorąc pod uwagę nasze dawne wspólne rozmowy, ciągnące się czasem godzinami. Potrafił go jednak zrozumieć. W obecnej sytuacji nikt nie miał zbytniej ochoty na pogawędki.
Ta noc była zimna. Rzekłabym nawet, że bardzo. A myślałam, że już takie nie nastaną. Najwyraźniej się myliłam. Miałam jednak nadzieję, że wiosna się nie wycofa, choć nie miałam ochoty na odwilż. Ten stan przechodni między porami roku stanowczo mi nie odpowiadał. Rozmyślając o pogodzie bezwiednie przyglądałam się owiniętej w koc postaci.
- Dlaczego ona nie siedzi przy ogniu? – spytał w końcu nie kierując swego pytania do konkretnej osoby.
- Mya? – odparła Neit i oglądnęła się za ramię na kobietę, po czym dodała - Nie przejmuj się. I w gorszych warunkach zdarzało jej się drzemać.
- Ale dlaczego? Przecież może się ogrzać przy ogniu!
- Nie, nie może – mruknął Sel z wrogością w głosie.
Jego słowa skutecznie zatkały mi usta. Nie chciałam z nim dyskutować, a już na pewno nie o dziwacznych wilczych prawach, które powoli stawały się dla mnie absurdalne. Neit rzuciła mi krótkie spojrzenie i skrzywiła się. Odruchowo uczyniłam to samo. Nagle poczułam jak Lez ściąga mi rękawiczki. Pierwszy raz dotknęłam jego pokrytych krótką sierścią dłoni. Włos nie był szorstki jak się spodziewałam. Wręcz przeciwnie – gładki i przyjemny w dotyku.
- Zimno ci – bardziej stwierdził niż zapytał Lezard.
- Nie – odparłam szybko tak, jak zawsze gdy kłamałam.
Na jego wilczych ustach pojawił się nikły uśmiech. Wziął moje dłonie w swoje i podniósł je do swoich ust. Przestraszyłam się nieco i chciałam cofnąć dłonie, ale jego uścisk był stanowczy. Poczułam na skórze jego ciepły oddech, zaraz potem dotyk delikatnej skóry przy nosie. Pomyślałam o swoim psie, którego tak lubiłam głaskać po pysku, ale dotyk twarzy Lezarda był inny, przyjemniejszy. Przymknęłam oczy.
- Masz bardzo zimne dłonie – rzekł, a tym samym przywrócił moje zmysły rzeczywistość.
Niemal błyskawicznie podciągnął swoją koszulę nieco do góry, próbując włożyć pod nią moje dłonie. Tym razem przycisnęłam ręce do boków spoglądając na niego z zaskoczeniem.
- No śmiało – zachęcił i roześmiał się – Przytul się do mojego owłosionego ciała. Zapewniam cię, że ciepło sprawi, iż poczujesz się lepiej. Przecież cię nie ugryzę.
Spuściłam oczy i zarumieniłam się, ale włożyłam dłonie pod koszulę Leza. Prawie natychmiast poczułam ciepło, co sprawiło, że niemalże wczepiłam się w wilka. Spostrzegłam jak Sel wymienia z Neit spojrzenia nie tyle przyjazne, co porozumiewawcze. Oboje się skrzywili, jakby z niesmakiem. Poczułam się nieswojo, ale bliskość Lezarda skutecznie mi to rekompensowała. Opadając w otchłań przyjemnego snu pomyślałam o dziwnej kobiecie imieniem Mya.


________________________________

"Deja vu" czyli trochę inaczej. // part 1 //

Niemal błyskawicznie podciągnął swoją koszulę nieco do góry, próbując włożyć pod nią dłonie Calith. Tym razem przycisnęła ręce do boków spoglądając na niego z zaskoczeniem.
- No śmiało – zachęcił i roześmiał się – Przytul się do mojej owłosionej klaty.
Cailith kątem oka spostrzegła jak w oczach Neit błyszczą iskry nienawiści. Mimo to wyciągnęła ręce w stronę Lezarda. Wilcza kobieta zagryzła wargi i wstała gwałtownie, wyciągając miecz. Sel chciał pójść w jej ślady, ale potknął się o własny płaszcz i w padł do ogniska. Mógł podpalić sam siebie, ale Neit natychmiast obsypała go śniegiem. Zaraz potem zwróciła swe rozżalone spojrzenie w stronę Lezarda. Ten wyciągnął tylko swój miecz i rzekł szorstko:
- Jeśli chcesz skrzywdzić Cailith, musisz skrzywdzić najpierw mnie.
- NIE! PROSZĘ! NIE ZNIOSĘ TEJ NIENAWIŚCI MIĘDZY... - wrzasnęła Cai, ale nagle umilkła. W jej brzuchu tkiwł bełt. Krew zalała jej czarną suknię i śnieg. Wokoł niej naprawdę było dużo czerwonej lepiej cieczy. Nikt nie miał wątplkiwości kto strzelał z kuszy i spojrzenia wszystkich obróciły się w stronę Myi. Ta wzruszyła tylko ramionami.
- Przynajmniej nie bedzie się tak drzeć - rzekła obojętnie.
Oczy Lezarda zaszły łzami i rzucił się na kolana przy leżącej już na śniegu Cailith. Nim zdążył jej powiedzieć jak bardzo była dla niego ważna - skonała.
- To ja pójdę po drewno - skwitował Sel i poszedł w las.

=P

_____________________________

Geez, trochę mi się nie chce tego pisać ^^"

Napisany przez: Kasandra Black 02.03.2004 15:40

No nie no weź....... Jak to jest koniec to stanowczo PROSTESTUJĘ! Ale mam nadzieję, że nie zakończysz tak tego opowiadania, bo inaczej bym cię ŻYWCEM UPIEKŁA NA GRILLU!

Napisany przez: Neonai 02.03.2004 17:42

O__O Mam nadzieje ze to sie tak nie skonczy. To deja vu wogole nie jest potrzebne! =( Ale coz, autorka ma prawo do wszystkiego...przeczytalam szybko i z przyjemnoscia - jak zawsze.

Napisany przez: iskra 02.03.2004 20:15

Jezu... Ludzi! "Deja vu" to JOKE !!! rozumiecie to skomplikowane słowo? j-o-k-e

dry.gif

Napisany przez: Neonai 02.03.2004 20:21

Niech bedzie. jak ja nie lubie czarnego humoru..XD

Napisany przez: Kasandra Black 02.03.2004 20:25

QUOTE (iskra @ 02-03-2004 19:15)
Jezu... Ludzi! "Deja vu" to JOKE !!! rozumiecie to skomplikowane słowo? j-o-k-e

dry.gif

Nie wściekaj się. Rozumiemy. Ale mnie to mało rozśmieszyło, więc...... Prawo do upieczenia żywcem na grillu nadal zachowuję.

Napisany przez: Caliente 03.03.2004 15:31

Jak dla mnie bomba smile.gif
Opowiadanie jest ciekawe i mimo błędów bardzo mi się podoba. Mam nadzieję, że nie długo zobacze następnego parta smile.gif
Co do tego "deja vu" to nie być złe smile.gif Chociaż osobiście nie chciałabym aby tak się to skończyło ... dobrze jest jak jest wink.gif
Pozdrawiam

Napisany przez: Egwadien 11.03.2004 20:30

Oj... jak to sie stalo, ze dopiero teraz, kiedy chcialam prosic o kolejnego parta zobaczylam ten?
Ale i tak prosze...
To jaest... takie wyjatkowe...
nie mozesz tego tak skonczyc...

Napisany przez: Eire 13.03.2004 22:26

QUOTE (iskra @ 02-03-2004 15:35)
- To ja pójdę po drewno - skwitował Sel i poszedł w las.

XD
co do tej alternatywy to to mnei rozwaliło ;D

a tak serio to jak każda tutaj hiena czekam na dalszą część, choćby z duchem cai biggrin.gif

Napisany przez: iskra 18.06.2004 21:45

Tak, tak, wiem, że ten post to offtopic ^^"

Ale chciałam tylko uprzedzić, że w związku z wakacjami zaczynam dopisywać "Wilczą Rasę". Kolejny rozdział już jest, ale muszę go jeszcze sprawdzić, więc do jutra macie czas na przypomnienie sobie całej historii Cailith tongue.gif

Napisany przez: Catherine Virgo 21.06.2004 21:40

Mogę się wtrącić, robiąc offtopa?
Jeśli tak, to przypominam, że są już dwa dni przed dniem ojca(przed moimi urodzinkami też, ale i tak mi życzeń nie złożycie, bo mnie nie lubicie, o!), a części nie ma... Może mogłabyś już dać wersję po sprawdzeniu. Proszę...

Napisany przez: iskra 23.06.2004 18:18

Rano czułam się wypoczęta jak nigdy. Razem z Savotharte spaliśmy najdłużej i kiedy nas zbudzono okazało się, że wszystko jest już spakowane i przygotowujemy się do podróży. Nie mogłam nigdzie dostrzec trzech wilczych kobiet. Neit rozmawiała z Lezardem. Nie słyszałam co mówią, ale po gestach i mimice można było poznać, że ulegli miłej konwersacji zwanej kłótnią. Patrzyłam na to przez chwilę z obojętnością, po czym skupiłam się na składaniu swoich koców. Bezwiednie zaczęłam nucić krótką dziecinną piosenkę, którą śpiewała mi mama na dobranoc, a którą ja powtarzałam przy ścieleniu łóżka. Niespodziewanie wróciły wspomnienia. Uśmiechnęłam się na myśl o Tesu. Jeszcze tak niedawno zamęczałam go swoją obecnością, łaziłam za nim, gdy wybierał się z kompanami na polowanie. Irytowało go to, wiedziałam o tym bardzo dobrze, ale nigdy nie podniósł na mnie głosu, nigdy nie uderzył, nawet nic nie mówił mamie. Po prostu z uśmiechem na ustach znosił zachowania młodszej siostry. Tęskniłam za nim, ale… To, co było już nie wróci, powtórzyłam w myślach, jak za każdym razem, gdy zapragnęłam wrócić. Składałam mechanicznie koce myśląc o przeszłości. W momencie, kiedy chciałam się zabrać za następny podeszła do mnie Mya. Bez słowa złapała rogi przeciwnego końca. Oczywistością była jej chęć pomocy, ale i zaskoczeniem. Głos ugrzązł mi w gardle.
- Nie przestawaj – jej głos brzmiał cicho, delikatnie.
Popatrzyłam jej w oczy i zobaczyłam w nich tęsknotę za człowieczeństwem, zobaczyłam dzieciństwo. Zanim jednak podjęłam nucenie Sel złapał mnie za ramię i odciągnął nieco na bok. Zanim wyraz twarzy Myi zmienił się w maskę obojętności rzuciła mu krótkie, wrogie spojrzenie. Sel pokazał jej w odpowiedzi kły w pogardliwym uśmiechu. Spojrzałam na niego nic nie rozumiejąc.
- Jej towarzystwo nie jest dla ciebie… odpowiednie – rzekł w końcu.
- Och, a twoje zapewne jest – rzuciłam przewracając oczami.
- Jesteś niczym naiwne dziecko, mała – mruknął w odpowiedzi.
Zmierzyłam go niechętnym spojrzeniem i wróciłam do składania koców. Mya kończyła już układać swoje na koniach. Nie spojrzała na mnie, nie odezwała się, a ja poczułam, że Sel zniszczył porozumienie, które mogło zaistnieć między mną, a tą kobietą. Z czasem jednak zrozumiałam, że o żadnym porozumieniu nie był mowy. Mya niemalże przez całe swe życie wychowywała się z wilkami. Przejęła ich zwyczaje, wierzenia, mentalność. Nie potrafiła już… Podświadomie nie chciała rozmawiać z ludźmi, choć tęskniła do ich świata. Ja z kolei porzuciłam go dobrowolnie. Wilczy świat wydawał mi się dziwny, a czasem nawet absurdalny – a i owszem – ale był też fascynujący i brutalny, co w pewien sposób pociągało. Nigdy jednak tak naprawdę nie zrozumiałam go. Po latach stwierdziłam, że miałam być może zbyt mało wyobraźni. Pamiętam, że wtedy, tamtego dnia spojrzałam w niebo i wydało mi się ono piękne jak nigdy. Niesamowite uczucie, choć nie wiedziałam dlaczego, zagościło przez chwilę w mym sercu. Chyba uśmiechnęłam się lekko, bo Lez odebrał to jakbym cieszyła się z nadchodzącej wiosny.
- Już niedługo będzie w tych stronach upalnie – zaśmiał się i przez chwilę objął mnie ramieniem.
Zaraz potem zaczął układać nasze koce na jednym z koni wilczyc. Sel zajął się drugim. Patrzyłam na to przez chwilę, zapewne z idiotycznym wyrazem twarzy. Neit podeszła do mnie od tyłu. Nie stanęła obok, ale mówiła za moimi plecami.
- To dar od nas. – rzekła dość obojętnym tonem – Jest jeszcze jeden.
- Wtedy zostaną wam tylko dwa konie – zauważyłam walcząc z chęcią by się nie odwrócić.
Usłyszałam za sobą cichy śmiech.
- Nie o konia chodzi. Chcę żeby Mya została twoją opiekunką.
- Mya?
Odwróciłam się gwałtownie. Słowa Neit brzmiały dla mnie zbyt nieprawdopodobnie, prawie fałszywie. Nie potrafiłam jej zaufać. Wiedziałam, że mogłaby chcieć mnie skrzywdzić, a Mya stanowiła całkiem niezłe do tego narzędzie, wykonałaby każdy rozkaz wilczej porucznik. Patrzyłam w szare oczy wilczycy i nie mogłam nic z nich wyczytać. Czułam na sobie jej baczne zimne spojrzenie.
- Tak, nie mam powodów by chcieć cię chronić – rozchyliła wargi w cynicznym uśmiechu, jakby znała moje myśli, co zresztą nie byłoby dla mnie niespodzianką – Ale nie chciałabym by generał Lezard skupiał na twoim bezpieczeństwie zbyt wiele uwagi. Jest żołnierzem – musi mieć oczy szeroko otwarte w każdym momencie.
- Mam podziękować? – warknęłam i uniosłam brwi w pytającym geście.
- Mi nie dziękuj – zaśmiała się. Nie wyglądało to na szczery śmiech, pobrzmiewała w nim nienawiść – Podziękujesz Myi, gdy tylko dotrzesz do Atlasu. Miejmy nadzieję, że żywa.
- Nie muszę tego słuchać – wzruszyłam ramionami niczym obrażona mała dziewczynka. Odwróciłam się na pięcie, a Neit złapała mnie za ramię. Jej wargi znalazły się bardzo blisko mojego ucha.
- Nigdy nie poczujesz ciepła jego dotyku – wyszeptała tonem, w którym kryły się wszystkie noce spędzone z Lezardem. Zacisnęłam usta w wąską linię i szarpnęłam lekko barkiem wyrywając się z uścisku.
- Poczuję coś więcej – rzuciłam nie odwracając głowy. Czułam w swoim sercu nikły skurcz tryumfu kobiety, która wypowiedziała ostatnie słowo, kobiety, która wygrała. Teraz nie mogę wręcz uwierzyć jak bardzo się nie myliłam, choć przecież w przeszłości nigdy taki myśli nawet nie pojawiłyby się w moim umyśle, o czynach już nie wspominając.


9.

Od spotkania z Neit i jej kompankami minęło 6 dni. Ja i Sevotharte jechaliśmy na jednym wierzchowcu, Reyden na drugim. Pozostali kroczyli przy koniach. Przez jeden dzień pokonywaliśmy czasem do osiemnastu kilometrów, ale nigdy nie widziałam na ich obliczach zmęczenia. Ojciec Stu z każdym kolejnym dniem stawał się bardziej milczący. Na jego wilczej twarzy malowało się cierpienie wraz ze zmęczeniem. Tak bardzo było mi go żal, a jednocześnie nie wiedziałam jak mu pomóc. Czasem jego oczy były tak matowe, tak puste, że przychodziły myśli o śmierci. Jego śmierci. W takich chwilach czułam napływające do oczu łzy. Nigdy jednak nie zapłakałam. Mya również milczała często, a jeśli już coś mówiła to konkretnie, bez niepotrzebnych emocji. Nie dało się też ukryć, że jej obecność irytuje Sela.
Pogoda rzeczywiście robiła się coraz ładniejsza. Gorąco przyprawiało mnie o zawroty głowy. W końcu nie wytrzymałam i w desperackim geście obcięłam nożem rękawy sukienki, odsłaniając gołe ramiona do słońca. Mya spojrzała na mnie z nieukrywaną dezaprobatą, ale wkrótce poszła w moje ślady. Nie mogłam zrozumieć jak wilki znoszą tak duże ciepło. Jednego wieczoru spytałam o to Lezarda.
- Nie musisz się o nas martwić. Radzimy sobie – odparł z uśmiechem.
Odpowiedziałam tym samym. Lezard rozglądnął się po towarzyszach, a gdy spostrzegł, że każdy zajmuje się swoimi sprawami wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę lasu.
- Co robisz? – szepnęłam.
- Chodź. Jeśli mnie pamięć nie myli gdzieś tutaj powinna być polana.
Na usta cisnęło mi się wiele pytań, ale nie zadałam ich. Postanowiłam po prostu uwierzyć Lezowi. Rzeczywiście, po kilkudziesięciu minutach spaceru moim oczom ukazała się niewielka leśna polana. Na jej środku rosła wierzba płacząca. Jej konar był imponująco gruby, a czas zmusił go do ukłonu ziemi. Korona wierzby tworzyła wokół niego niejako kopułę zieleni. Wiatr przemykał się między jej liśćmi zmuszając do szumiącego śpiewu. Podbiegłam bliżej. Chciałam dotknąć tej niezwykłej istoty. Kora sprawiała wrażenie jakby życie tętniło w niej od wieków. W przejawie fascynacji przytuliłam się do korzenia. Lezarad patrzyła mnie z życzliwym uśmiechem.
- Wiedziałem, że ci się spodoba – usiadł na trawie obok konaru tak, by mógł widzieć niebo. Poklepał miejsce obok siebie. Zrozumiałam zachętę. Wypuściłam z objęć pień i zajęłam miejsce przy Lezie, a on wyciągnął dłoń w niebo wskazując na dużą, jarzącą się zieloną poświatą, gwiazdę.
-Widzisz? – spytał, a gdy przytaknęłam dodał – To wilczyca, Ert.

Napisany przez: Neonai 23.06.2004 18:29

miła niespodzianka! straciłam już nadzieję, że wrzucisz jakikolwiek part, a tu proszę =) co moge powiedziec? świetna jak poprzednie i juz czekam na nastepną...

Napisany przez: Aeth 23.06.2004 19:19

No, musiałam sobie trochę odświeżyć pamięć wink.gif. Przy okazji wyszło, że ostatnich części jakimś cudem nie przeczytałam wcześniej...
Naprawdę mi się to podoba. Rzadko mi się zdarza, żeby opowiadania czytać w takim tempie, w sensie, że bez problemów można przejść od jednej linijki do drugiej, bo tak fajnie się czyta. Są tu świetne opisy, krótkie, ale treściwe, żywe dialogi, które chyba z całości podobają mi się najbardziej, coraz lepsza fabuła, nowe wątki, nowi bohaterowie. Same cechy dobrego opowiadania. Zazdroszczę Ci, iskra - pisanie przychodzi Ci tak naturalnie, masz świetne pomysły i świetne wykonanie...
Niemniej jednak - przecinków mało. I w ostatnim akapicie coś chyba jest nie tak wink.gif

QUOTE
Lezarad patrzyła mnie z życzliwym uśmiechem.


Pozdrawiam :]

Napisany przez: Catherine Virgo 24.06.2004 14:47

Jupi! Wreszcie... Nie mogłam się doczekać...

QUOTE
Lezarad patrzyła mnie z życzliwym uśmiechem.


To on zmienił płeć, czy jak? Bo mi się nie wydaje...

Napisany przez: Bieta 25.06.2004 18:30

ha...

QUOTE
- Nigdy nie poczujesz ciepła jego dotyku – wyszeptała tonem, w którym kryły się wszystkie noce spędzone z Lezardem. Zacisnęłam usta w wąską linię i szarpnęłam lekko barkiem wyrywając się z uścisku.
- Poczuję coś więcej – rzuciłam nie odwracając głowy. Czułam w swoim sercu nikły skurcz tryumfu kobiety, która wypowiedziała ostatnie słowo, kobiety, która wygrała. Teraz nie mogę wręcz uwierzyć jak bardzo się nie myliłam, choć przecież w przeszłości nigdy taki myśli nawet nie pojawiłyby się w moim umyśle, o czynach już nie wspominając.

ten fragment zwrócił moją uwagę...czyzby to zapowiadało jakiś...erotyk? laugh.gif <bieta odzywa sie niesmialo zeby nie zapeszyc> XD
Ogólnie bardzo się cieszę, ze zabrałaś się za kontynuację...juz dawno przestałam wchodzic na fanfiction, a tu patrze takie cacko biggrin.gif

Napisany przez: iskra 05.07.2004 19:30

Taki marny kawałek, ale uważam, że macie prawo jak najszybciej wiedzieć co było dalej (: Tymbardziej, że dochodzi do zoofili tongue.gif




- Tak, jej czas… - przytaknął jakby rozmarzonym głosem.
Miałam wrażenie, że chce mi wynagrodzić fakt, że już niedługo mnie zostawi. Ale to i tak bolało. Rozstanie. Myślałam jak sobie poradzę sama, jak będę żyć. I nie widziałam nawet najmniejszego rąbka tej przyszłości. Zadrżałam na myśl o wielkiej niewiadomej, jaka mnie czekała. Lezard objął mnie i otulił swoim płaszczem. Myślał, że jest mi chłodno. Może to i dobrze, przynajmniej nie zadawał zbędnych pytań. Dobrze mi było w jego obecności. Miałam nadzieję na długą rozmowę pod baldachimem nieba. Stało się jednak coś zupełnie innego i zaskakującego. Nawet nie wiem jak, nie wiem kiedy nasze usta zetknęły się ze sobą. Pamiętam, że Lez odepchnął mnie wtedy lekko i wstał, a jego ruchy zdradzały zdenerwowanie. Widocznie nie chciał, by do tego doszło. A ja… Ja chyba chciałam. I nie miałam najmniejszej ochoty by ta sytuacja wymknęła mi się spod kontroli. Choć raz chciałam wziąć życie we własne ręce. Złapałam za płaszcz Lezarda i pociągnęłam lekko. Wilk spojrzał na mnie smutnym wzrokiem wyrażającym tyle samo, co słowa: ”Proszę, nie rób tego”.
- Ugaś to, co rozpaliłeś, Lezardzie – rzekłam stanowczo.
Wczepiłam w płaszcz drugą rękę i pociągnęłam z całej siły. Lezard upadł obok mnie zapewne tylko dlatego, że nie spodziewał się szarpnięcia. Bez słowa przygarnął mnie do siebie. Nie powstrzymuj się, pomyślałam w duchu. Ale Lez ani myślał się powstrzymywać. Czułam na szyi jego ciepły, przyspieszony oddech, na ciele – jego dłonie. Pod rozgwieżdżonym niebem, w czasie Ert, bogini siły, płodności i stabilności ducha, przeżywałam noc, której nigdy nie zapomniałam, której konsekwencje nie pozwalały mi zapomnieć.
Rano obudziły mnie promienie słońca. Otworzyłam oczy i z wyrazem błogości na twarzy spojrzałam na Lezarda, a raczej spojrzałabym gdyby był ze mną. Uśmiech spełzł z mojej twarzy. Rozejrzałam się jeszcze raz. Ta sama polana, ta sama wierzba. I ja. Naga, leżąca pod płaszczem kochanka, którego już nie było. Wciągając na siebie sukienkę czułam się w pewnym sensie upokorzona i wykorzystana. Wmawiając sobie, że noc była snem skierowałam się w stronę obozu. Minęło nieco czasu zanim tam trafiłam – ścieżka nie wyglądałam tak samo jak w nocy. Kiedy weszłam do obozowiska wszyscy zbierali się już do wyjazdu. Nigdzie nie widziałam Lezarda. Rozejrzałam się za nim nerwowym wzrokiem. Nic. W końcu pociągnęłam za rękaw przechodząca obok Myę. Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, a ona napluła mi w twarz. Spojrzałam zaskoczona w jej oczy i ujrzałam w nich pogardę i wiedzę o minionej nocy. Otarłam twarz rąbkiem sukni, a ona wciąż stała nade mną patrząc tym swoim wzrokiem, wyrażającym głęboki niesmak na mój widok. Bez słowa odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Zaraz potem zobaczyłam jak Sel łapie Myę brutalnie za ramię i prowadzi głębiej do lasu. Chciałam go powstrzymać, krzyknąć, by nie robił jej żadnej krzywdy, ale powstrzymałam się. Tym bardziej, że czułam się upokorzona. Gdzieś obok przemknął Sevotharte. Złapałam go za ramię. Chyba mocniej niż zamierzałam, bo spojrzał na mnie nieco dziwnie.
- Gdzie Lez – spytałam już całkiem spokojnie i puściłam jego rękę.
- Pojechał przodem. Mówił, że chce się upewnić czy nie czeka nas w przyszłości jakaś niespodzianka – odparł Sevi przyglądając mi się badawczo.
- Niespodzianki, tak? – mruknęłam.
- A coś nie tak, Cai? – poczułam jak bierze moje dłonie w swoje – Może ja mógłbym ci jakoś pomóc.
- Nie – zaprzeczyłam i wyciągnęłam ręce z jego dłoni – Wątpię.
Odeszłam. Czułam na sobie jego wzrok. W ogóle czułam się jakby wszyscy już wiedzieli, jakby mną gardzili. Usiadłam bezwiednie na wystającym konarze i schowałam twarz w dłoniach. O Bogowie, myślałam próbując powstrzymać łzy, co ja zrobiłam? Co ja zrobiłam?! Poczułam czyjąś rękę na ramieniu i wzdrygnęłam się. Podniosłam głowę i popatrzyłam w blade oczy Reydena.
- Cailith, moje dziecko – rzekła łagodnie i przysiadł się – Targają tobą potężne emocje.
- Targają? – spytałam nieprzytomny głosem, ale wiedział, że to potwierdzenie.
- Cokolwiek się stało… - zaczął i przerwał na chwilę. Chyba nie chciał dokończyć, ale jednak to zrobił. – wiedz, że za kilka dni dotrzemy do Atlasu. Jeśli chcesz coś wyznać Lezardowi zrób to teraz. Później możesz nie mieć okazji.
- Co masz na myśli?
- Tylko tyle, że będzie wojna, Cailith. A nie muszę ci chyba mówić, że na wojnie giną wilki. Generałowie także. I choć podejrzewam, że Lezard jeśli przeżyje, przeżyje tylko dla ciebie, to myślę, że powinnaś coś powiedzieć – przerwał na chwilę i zastanowił się – To znaczy, jeśli masz mu coś do powiedzenia.
Po tych słowach wstał. Klepnął mnie przyjaźnie po plecach i zasugerował, że powinnam się zbierać. Więc zebrałam się. Wsiadłam z niemałym trudem na wierzchowca. Czułam każdą część swojego ciała, każdy mięsień. Na drugiego konia wsiadł Sevotharte i Reyden. Sel usiadł za mną. Obejrzałam się gwałtownie. Byłam gotowa go zepchnąć. Zamiast tego zadałam mu tylko pytanie.
- Gdzie Mya?
- Mya nie jedzie z nami – odparł twardo tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Jak to?! Chyba nic jej nie zrobiłeś!
- Nie zrobiłem, choć miałem na to ochotę. Wytłumaczyłem jej z jakich powodów nie powinna jechać.
- Co z nią będzie?
Nie odpowiedział. Kopnął konia piętami w boki i pogalopowaliśmy w las. Drugi wierzchowiec biegł zaraz za nami.

Napisany przez: Catherine Virgo 06.07.2004 13:56

No, i o to chodziło...
Dobra, przejdę do rzeczy: napisane jak zwykle dobrze, ale... Nie zauważyłaś, że ona siakaś taka dziwna? W jednej chwili jedno, w drugiej drugie i wszystko się sprowadza do wspólnego punktu... Tak to odbieram...

Napisany przez: kaola 17.10.2004 12:56

zachwyciłam się.
kompletnie.
przeczytałam całość w jeden dzień.
poza ostatnim rozdziałem (który mi się niespecjalnie podoba) to jest genialnie.

dalej, dalej poprosze!
(:

Napisany przez: żaba 20.11.2004 17:24

BARDZO mi się podobało...wszystkie party. Tylko ten ostatni z tą łąka mnie trochę zawiódł. Nie myślałam, że ona i Lezard...wolałabym żeby wkąńcu się do Sela przekonała, bo to by było takie niespodziewane, a z tym Lezem to od początku można było się domyślać, że coś takiego zajdzie(a moim skromnym zdaniem to troche przereklamowane sad.gif ). Ale i tak myślę, że PRZEPIĘKNIE PISZESZ. Czekam z niecierpliwością na kolejne części.
żabka pozdrwawia i weny życzy.

P.S.
Szczerze bym się ucieszyła, gdyby ta scenka z tą łąką okazała by się snem...(prosze!!! sad.gif )

Powered by Invision Power Board (Trial)(http://www.invisionboard.com)
© Invision Power Services (http://www.invisionpower.com)