Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

13 Strony « < 2 3 4 5 6 > »  
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> przyjaciele na zawsze [nk]

Abaska
post 23.04.2003 20:18
Post #76 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Avalanche, powodzenia!! Oby ci sie powiodlo ^^ A do 10 maja to nie tak zle, wytrwamy smile.gif Na razie!! biggrin.gif


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 08.05.2003 21:23
Post #77 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Avalanche, czy ty bedziesz jeszcze tego ficka kontynuowala, czy raczej wszystko wlejesz w "chlopca pustyni"?? Mi siem tamten fick podoba, ale ten zostanie dla mnie na zawsze (powtarzam tyul, heheh ^^) debest. Prosze, napisz chocby zakonczenie!!

Pozdrawiam


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 09.05.2003 19:23
Post #78 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



Abasiu pokontynuuje to jeszcze tongue.gif jutro dam next parta po długiej przerwie


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 09.05.2003 20:49
Post #79 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



ha! a jednak dzisiaj następna część tongue.gif jak zwykle opinie mile widziane tongue.gif

Part 25

Oczywiście wszyscy, czyli rodzice i pani Julia dowiedzieli się, co się wydarzyło w ów tajemniczym gabinecie Jonathana Smitha. Sergiusz, Stefan i Remis nie bardzo wiedzieli jak mają się zachować w tej, co bądź niezręcznej sytuacji. Mieli nawet pewne wątpliwości czy nie wyciągnąć odpowiedzialności za wścibstwo swoich synów, jednak powstrzymali się. Oni też dowiedzieli się o Scocie w równie nietypowy sposób. Wtedy też trudno im było uwierzyć w to, że tak szanowani ludzie, jakimi byli państwo Smith mogą skrywać ponurą tajemnicę o swym wyrodnym synu. Na początku nie za bardzo wiedzieli jak mają się zachowywać wobec nich. Bo przecież jak można przyjaźnić się z ludźmi walcząc z ich bliskim członkiem rodziny. Pan Smith jednak nigdy nie starał się na siłę chronić Scotta. Byłoby to po prostu nie do przyjęcia nawet przez niego. Nie mógł przecież odpierać ataków wrogów jego syna wiedząc, że ten zasługuje może nawet na więcej niż wieczne potępienie.
Historia " nowej drogi życia" Scotta miała początek wiele lat temu. Scott kończył właśnie Akademię i wiele wskazywało na to, że z jego wynikami bez problemu dostanie się do dowództwa sił atlantyckich. Pan Smith miał dobre kontakty z synem. Tamten zawsze zwierzał mu się z problemów, jakie trapią młodego człowieka, nie mówię tu oczywiście o sprawach sercowych - ta działka była zarezerwowana dla jego matki Julii. Scott jak na swój wiek wydawał się bardzo dojrzały i nader odpowiedzialny. Posiadał paru przyjaciół, których darzył szczególnym zaufaniem. Jednak ojciec odgrywał w jego życiu nadrzędną rolę. Był dla niego oparciem i ogromnym autorytetem. Cechowała go honorowość i godność. Miał swoje zasady, których nigdy nie łamał. Nie miał wrogów, a przynajmniej o takowych nie było mu wiadomo. Ostatniej nocy w Akademii zdarzyło się jednak coś, co wstrząsnęło nie tylko uczelnią. Ktoś z zimną krwią zamordował najbliższych przyjaciół Scotta. Jego samego znaleziono na szóstym piętrze nad ciałem jego najlepszego przyjaciela, umazanego całego krwią i z nożem w ręku. Nie udało się go zatrzymać i wiele wskazywało na to, że zaszył się gdzieś w Azji. Po wielu miesiącach pojawił się, lecz tym razem jako jeden z dowódców Krwiożerczego Zakonu. Idealny chłopiec stał się jednym z najokrutniejszych morderców, jacy zasilali szeregi Zakonu. Zawiódł wszystkich, których znał, zdradził najbliższych mu przyjaciół, przede wszystkim jednak wyparł się rodziców. Niewielu na szczęście wiedziało, że Diego to osoba, którą ludzie obarczają za wiele zabójstw. Większość społeczeństwa, nie licząc armii i rządu, nie wiedziała, że ów kat to tak naprawdę ten jasno-włosy młodzieniec, syn międzynarodowego dyplomaty Jonathana Smitha. Z biegiem lat przyjęło się wśród "zwyczajnych" obywateli, że armia nie zna prawdziwych danych osobowych sławnego mordercy. Nikt nie kojarzył już syna Smith'ów z rezydentem Zakonu. Przywódcy sił atlantyckich stwierdzili, że nie ma sensu zmieniać tego stereotypu, lepiej, aby nikt niepowołany nie odkrył tej smutnej historii rodu Smith'ów...
- Przepraszam, ale chciałbym o coś zapytać a raczej coś opowiedzieć - Adam zwrócił się do siedzących naprzeciwko niemu państwa Smith - W szkole spotkaliśmy ducha pewnego 17-letniego chłopca o imieniu Simon.
- Simon? - pan Smith wzdrygnął się lekko. - Powiedziałeś Simon?
- Tak, ale co pana tak zdziwiło? - spytał.
- Tak samo nazywał się dawny przyjaciel Diega...
- Diega?
- Tak naprawdę miał na imię mój syn. Imię Scott przylgnęło do niego tuż po wstąpieniu do Zakonu - wyjaśnił.
- Rozumiem, ale nadal nie rozumiem, co pana zdziwiło?
- Jak wcześniej wspomniałem tak nazywał się dawny przyjaciel Diega, którego on później...zamordował - powiedział łamiącym się głosem. - Jego innych przyjaciół znaleziono później. Ich również zamordował.
- Dlaczego on nam to zrobił? - pani Julia rozpłakała się ukrywając twarz w dłoniach - Nigdy nie przeszło nam nawet przez myśl, że mógłby się dopuścić tak strasznych czynów - jej szloch ogarniał cały salon.
- Przepraszam, ale jeszcze tylko jedno pytanie - nalegający wzrok Roberta uczynił swoje – Czy Diego należał do Navaget?
- Skąd o tym wiecie? - pani Smith nie kryła zdumienia.
- Simon wspominał o tym.
- Zwerbowali go jak miał piętnaście lat. Jego koledzy także znaleźli się w szczepie. Wszyscy mieli niesamowite zdolności, mające po odpowiednim treningu stać się śmiertelną bronią na Zakon. Czas jednak pokazał, że tak się nie stało... - Robert już więcej nie pytał. Wiedział, że wspomnienie Scotta, a raczej Diega są nawet po tylu latach bardzo bolesne. Przez jego głowę przebiegł wizerunek Scotta, twarz wykrzywiona w szyderczym uśmiechu, pełna nienawiści o twardym, zimnym spojrzeniu.
- Myślę, że jest już dość późno chłopcy - powiedział Stefan, dając do zrozumienia, żeby poszli do swojego pokoju iść spać. Przyjaciele posłusznie zrobili to, co im zasugerowano i parę minut później leżeli pogrążeni w głębokim śnie...
- Gdzie ja jestem? - Wiktor stał w cichym i ciemnym korytarzu. Po chwili jednak oświeciło go.
- To jest szóste piętro… - wyszeptał. Czuł się bardzo dziwnie. Rozejrzał się wokół. Wszędzie cisza. Po chwili jednak dało się słyszeć kroki. Wiktor obrócił się za siebie. Ku niemu szedł Simon. Nie otaczała go ta dziwna mgiełka, co oznaczało, że był żywy. Wiktor chciał mu jakoś zasygnalizować swoją obecność. Simon jednak przeszedł przez niego jakby to on był teraz duchem. Podążył za nim. Simon przystanął. Rozejrzał się, po czym zaczął dotykać ściany jakby szukał jakiegoś mechanizmu otwierającego tajemne przejście. Wiktor zauważył, że była to ta sama ściana, przez którą dostał się do jaskini. Na korytarzu zaszumiało. Simon nie zwrócił jednak na to uwagi, dalej szukając wejścia do jaskini.
- Cholera! Głupie drzwi, że też teraz musiały się... - mówił do siebie z coraz większą złością. Wiktor stał nieopodal obserwując bądź, co bądź dziwną sytuację.
- Witaj Simon - powiedział głos dobywający się z tyłu. Wiktor jak i Simon obrócili się natychmiast w stronę przybysza.
- To ty Diego? Matko, ale mnie wystraszyłeś - powiedział z ulgą Simon. Postać, z którą rozmawiał miała na sobie długi czarny płaszcz oraz kaptur na głowie zasłaniający twarz. - Mógłbyś mi pomóc z tymi drzwiami? Chyba się zacięły...
- Są zamknięte.
- Zamknięte? - spytał lekko poirytowany.
- Ja je zamknąłem - stwierdził Diego.
- Ale po co? Przecież nigdy ich nie zamykamy - Simon wydawał się lekko zdziwiony postępowaniem przyjaciela.
- Tego wymagała obecna sytuacja - powiedział z dziwnym spokojem.
- Jaka sytuacja? O czym ty mówisz?
- Na dole są nasi z Navaget - Diego mówił powoli, jakby chciał, aby Simon wysłuchał wszystkiego, co ma do powiedzenia.
- To, po co je u licha zamknąłeś! - prawie krzyknął.
- Nie chcę żeby ktoś niepowołany się tam dostał - odpowiedział.
- W takim razie jak mają stamtąd wyjść?!
- Masz rację...Nie wyjdą - jego ton wydawał się bardzo tajemniczy i trochę mroczny.
- Co to znaczy nie wyjdą? - Simon zaczął coś przeczuwać.
- Widzisz przyjacielu nieżywi nie mają w zwyczaju wstawać - powiedział z lekkim rozbawieniem Diego.
- Diego przestań się wydurniać...Chcecie mi zrobić żart.
- Żart? Ależ skąd przyjacielu. Ja bynajmniej nie żartuję. Oni nie żyją. Zostałeś jeszcze ty…- powiedział i sięgnął po sztylet. Simon chciał się rzucić do ucieczki, jednak zanim zrobił jakikolwiek ruch, był już w zasięgu ramion Diega. Długi, zamaszysty zamach i wbicie sztyletu najpierw w brzuch a potem w serce dawnego przyjaciela powaliło na zimną posadzkę nieżywego Simona.
Wiktor próbował coś zrobić, jednak uświadomił sobie, że nie ma wpływu na to, co dzieje. Stał przy ścianie chcąc opanować swój strach. Spojrzał na sylwetkę schylającego się nad ciałem Simona, Diega. I wtedy jego wzrok przykuła jego prawa ręka. Na przegubie dłoni miał wytatuowany dziwny, czarny znak skorpiona. Znał ten znak. Widział go wiele lat później podczas ich spotkania w momencie, gdy jako fantom, czy kim wtedy tam był, chciał go zabić. Pamiętał to zbyt dokładnie. Gdyby nie Paweł skończyłoby się to pewnie dla niego tragicznie.
Diego dotknął ręką szyi Simona, chcąc sprawdzić czy aby chłopak na pewno nie żyje. Stwierdziwszy, że dobrze wykonał "robotę", złapał martwego Simona za nogi i powlókł go na dół do jaskini. Wiktor chciał za nim ruszyć, jednak czuł, że obraz zaczyna się zamazywać. Wracał.


Ten post był edytowany przez avalanche: 17.01.2004 00:38


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 10.05.2003 14:44
Post #80 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Ava powrocila!! biggrin.gif
Ale zrobila jeden blad, ktory mi sie rzucil w oczy:

powiedział Stefan, dając do zrozumienia, żeby poszli do swojego pokoju iść spać


takie powtorzeni male ^^ zmien to, a part bedzie perfekto ^^ qrcz, ale szuja z tego Diega!! swinia!! eff... nioe mam sloff :[


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 10.05.2003 23:24
Post #81 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



Part 26

Następnego dnia, wszystko zdawało się być po staremu. Nie rozmawiano o wczorajszym wydarzeniu. Chłopcy i tak już uznali, że dość narozrabiali wchodząc do ukrytego gabinetu. Po śniadaniu udali się na dwór w celu wykorzystania sposobności z tego, że w nocy nasypało dużo śniegu. Oczywiście jak to w takich wypadkach bywa, zaczęli się rzucać śnieżkami. Adam z Robertem w jednej drużynie, a Michał z Wiktorem w drugiej.
- A masz! - krzyknął Michał rzucając w Adama dość sporą pigułą. Zanim Adam zdążył zrobić unik, leżał już na śniegu i otrzepując się próbował wstać. Niestety wyglądało na to, że nie ma dzisiaj szczęścia, gdyż leżąc pod wysoką sosną nie zauważył, że gałęzie pod wpływem ciężaru białego puchu za chwilę zlecą mu na głowę.
- AAaaa! - tylko tyle udało mu się powiedzieć. Góra śniegu zasypała całkowicie Adama. Przyjaciele śmiali się do rozpuku na widok wygrzebującego się przyjaciela.
- Żyjesz? - spytał z rozbawieniem Michał.
- Odwal się dobra? To wszystko przez ciebie! - Adam nie wyglądał, aby cała ta sytuacja była zabawna. Podniósł się powoli, wytrzepując zza kołnierza resztki śniegu.
Z domu wyszedł właśnie pan Smith. Wyglądało na to, że wybierał się na spacer. na widok chłopców, zawołał:
- Chcecie się przejść? - spytał. Przyjaciele z chęcią przyjęli propozycję. Jedynie Adam nie biegł, idąc powoli otrzepując się nadal ze śniegu.
- Widzę, że mieliście bitwę, co? - powiedział z uśmiechem pan Smith - Za moich czasów to był sztandarowy obowiązek każdego chłopca w zimie.
- To wszystko przez Michała - wskazał na przyjaciela Adam. Michał tylko się uśmiechnął. Wiedział, że to nie była skarga na niego tak jak to miał w zwyczaju robić Radek, gdy coś przeskrobali, lecz zwyczajna reakcja Adama na wszelkiego rodzaju ataki na niego. Zawsze w ten sposób wyładowywał swoje emocje, gdy przegrywał. Można by rzecz, że czasami sprawiał wrażenie wielkiego pesymistę i wiecznie obrażonego. Były to jednak tylko pozory...
- No dobrze, idziemy - Ruszyli szeroką ścieżką porośniętą po obu stronach wielkimi drzewami.
- Panie Smith chciałem jeszcze raz przeprosić za to, co zaszło wczoraj...Nie powinniśmy byli tam wschodzić... - wyraził skruchę Wiktor.
- Nie gniewam się na was - powiedział obdarzając ich uśmiechem. - Już raz przeżyłem taką samą sytuację.
- Chodzi o naszych rodziców? - spytał.
- Zgadza się. Wtedy jednak stało się to przez przypadek. Otto niechcący uruchomił przejście.
- Założę się, że mój ojciec już wcale nie przez przypadek przeszukał kufer - powiedział z pewną miną Wiktor.
- Nie mylisz się.
- Panie Smith a tak zbaczając z tematu to chciałbym o coś zapytać.
- Słucham.
- Chodzi mianowicie o naszych ojców. Moglibyśmy się dowiedzieć o nich od pana? - spytał Wiktor.
- No cóż - zaczął pan Smith, śmiejąc się lekko - Trzeba przyznać, że to były prawdziwe łobuziaki. Pamiętam jak kiedyś pozbyli się mnie z mojego domu wysyłając list pod mój adres, że mam pilne wezwanie. Po powrocie zastałem tylko obraz nędzy i rozpaczy. Okazało się, że w szkole był "szlaban" na zabawy, a oni mieli swój pogląd na ten temat, no i wykorzystali mój dom na miejsce gdzie takową zabawę można urządzić, szczególnie, że było w miarę blisko do szkoły.
- A profesor Twintower?
- Przyjaźnię się z Howardem już przeszło dobrych "parę" lat. Poznaliśmy się w Akademii. Chodziliśmy do tej samej klasy i muszę przyznać, że był jednym z moich najbliższych przyjaciół.
- On nas tak samo nienawidzi jak kiedyś naszych ojców - stwierdził Michał.
- Howard, rzeczywiście ma trochę odmienny pogląd na świat. A biorąc pod uwagę, co przeszedł przez te lata, to czasami odnoszę wrażenie, że zwyczajny człowiek dawno by zrezygnował.
- To znaczy, że on kiedyś taki nie był?
- Ho ho...Gdybyście go widzieli w młodości to byście się zdziwili - machnął ręką. - Wtedy to były inne czasy. Bo widzicie, profesor Twintower zawsze był kimś w rodzaju przywódcy, którego wszyscy się słuchali i z którym się liczono. - tu spojrzał na Wiktora - przyznam jednak że wtedy inaczej pojmowano role przywódcy w grupie. Musiała to być osoba odpowiedzialna i której można ufać - Wiktor oczami wyobraźni widział rozkazującego Twintowera w młodszym wydaniu. Prawdę mówiąc, nie mógł go sobie wyobrazić tak jak to opisywał pan Smith. W jego głowie był widoczny wizerunek, Twintowera jako złowieszczego dyktatora, z wiecznie kwaśną miną i znęcającym się nad wszystkimi, kogo uważał za wrogów swej "niby - słusznej" ideologii bycia jedynym sprawiedliwym.
- Wiem co pan ma na myśli. Mój ojciec był zupełnym przeciwieństwem tego co pan mówi.
- Nie o to chodzi Wiktor. Widzisz, twój ojciec był trudnym dzieckiem o silnym charakterze i dlatego profesorowi Twintowerowi trudno było go przytemprować. Pamiętam jego początki w Akademii i z perspektywy czasu inaczej patrzę już na to co zdarzyło się kiedyś.
- No tak, ale tata podobno nie był raczej tym dobrym z początku....- pan Smith westchnął.
- Ja bym to ujął tak: potrzeba było mu po prostu mocnego wstrząsu, aby się ocknął i spojrzał na świat innym okiem.
- To znaczy?
- Remis był raczej osobą, która odbiegała od standardów dobrego ucznia. Nie ukrywam, że nie szanował innych i dbał przede wszystkim o własną osobę. Jednak Stefan okazał się tą osobą, która wskazała właściwą drogę Remisowi, co wydawało się wielu, niemożliwym do wykonania- podrapał się po brodzie kiwając głową - Ale to już powinni wam opowiedzieć wasi ojcowie - wskazał na idących ku nim Remisa, Sergiusza i Stefana.
- Tato! - zawołał Wiktor. Remis spojrzał na syna obdarzając go swoim dziwnym i nieprzeniknionym wzrokiem.
- Możemy się przejść? - zaproponował. Remis zrobił zdziwioną minę, spojrzał na swych przyjaciół a po chwili, mimo lekkiego wahania udał się z synem na krótką przechadzkę.
- Tato nigdy mi nie opowiadałeś dlaczego się zmieniłeś - zaczął niepewnie.
- Zmieniłem? Wcale się nie zmieniłem - powiedział.
- Wiesz, o czym mówię. Chodzi o to, co takiego zrobił Stefan - Remis jakby się zamyślił, po czym wziął głęboki oddech
- Widzisz...Stefan pomógł mi kiedyś zrozumieć parę ważnych spraw. Pokazał mi inny punkt patrzenia na świat.
- To znaczy, że przez niego stałeś trochę lepszy? - Remis zaśmiał się i potargał syna po włosach.
- Można tak to ująć. Byłem zbyt zadufany w sobie i prawdę mówiąc to straszny był ze mnie egoista. Stefan pracował wtedy jako wolontariusz. - Wiktora jakoś to nie zdziwiło. Stefan był osobą o gołębim sercu i kimś pełnym ufności. Zawsze roztaczał wokół siebie pewną aurę szczęścia. - Jakimś dziwnym trafem i mnie wysłano na wolontariat do zniszczonego miasta, w którym w odbudowie pracował także Stefan.
- Twintower? -spytał znienacka Wiktor.
- Wiesz to całkiem możliwe, że ten mamut mnie tam wysłał - uśmiechnął się. Było to bardzo dziwne. Remis nigdy nie uśmiechał się nawet na samo wspomnienie imienia profesora. Wiktor pomyślał, że w głębi duszy to lubili się, choć nigdy żadna ze stron nie okazała to drugiej. Typowe. Obaj prędzej zjedliby śmierdzące skarpetki niż przyznaliby się, że choć troszkę się lubią. A może tak ma być? Nie wiadomo, co by wyniknęło z tego, że nagle po tylu latach profesor Twintower - postrach szkoły jako "straszny" nauczyciel zaprzyjaźniłby się z Remisem - postrachem szkoły w młodości. Jakoś nie mógł sobie tego wyobrazić. Ich niechęć do siebie była chyba zbyt wielka, aby stał się cud. Zresztą może to lepiej...Tak jest bezpieczniej.
- Przypuszczam, że na pewno nie wysłali mnie tam ot tak sobie - ciągnął dalej Remis.
- Ale widać osiągnęli wtedy to co zamierzali - stwierdził Wiktor.
- Możliwe. Bardzo zaintrygowała mnie bezinteresowność Stefana. Nigdy wcześniej nie spotkałem faceta, któryby z takim poświęceniem zajmował się poszkodowanymi. Kazano nam razem współpracować a raczej kazano mi przyjąć taki układ: albo współpracujesz z nim i się go słuchasz, albo inaczej porozmawiamy. Chodziło o to, że gdybym zachowywał się nie tak jak trzeba to wysłaliby mnie do szkoły na takiej wysepce… - tu spojrzał na Wiktora - lepiej nie będę o tym ci wspominać, bo to raczej niezbyt miłe
- W takim razie pomińmy fakt, co by z tobą zrobili.
- Rozumiesz, że w takim wypadku byłem zmuszony się go słuchać. Nie byłem tym zachwycony, gdyż Stefan był osobą, której mówiąc delikatnie...nie szanowałem i nie znosiłem, a już sama myśl że będzie mi wydawać rozkazy i rządzić mną doprowadzała mnie do wściekłości. Nigdy nie pozwalałem żeby ktokolwiek mówił mi, co mam robić. Nie miałem jednak wyjścia. Inną opcją mogłoby być to, że wylądowałbym w o wiele gorszym miejscu niż byłem. I tu Stefan bardzo mnie zdziwił. Myślałem, że wykorzysta tak świetną okazję żeby się zemścić na mnie za to, co mu robiłem. On jednak traktował mnie jako kogoś sobie równego…partnera. Przyznam, że na początku miałem go "w głębokim poważaniu" i że guzik mnie obchodziło, co stanie się z tymi wszystkimi ludźmi, którzy stracili cały swój dobytek życia, którzy odnieśli poważne rany. Stałem tak patrząc na spalone domy, w ogóle nie mogąc sobie wyobrazić tego, co ja - bogaty i wpływowy robię w takim miejscu jak to? Wtedy jednak coś zrozumiałem - Wiktor z niecierpliwością czekał na to wyznanie - Zobaczyłem małą dziewczynkę. Miała najwyżej sześć lat. Jej sukienka jak i buzia i ręce były całe umazane sadzą. Stała pośrodku placu, zupełnie nie zauważając mnie. Po chwili przykucnęła i skryła główkę w dłoniach. Nie płakała. Wzięła zaraz potem jakiś kamień i zaczęła malować nim po czarnej glebie. Chciałem podejść do niej, lecz ona, gdy tylko zauważyła mnie, zlękła się i zaczęła uciekać. Spostrzegłem, że kieruje się w stronę płonących jeszcze budynków. Zacząłem biec za nią, chcąc wyciągnąć ją z tego piekła. W miejscu, w którym przystanęła pojawił się mur ognia odgradzający ją od wyjścia z budynku, do którego weszła.
- I uratowałeś ją? - spytał Wiktor, choć wiedział jaka będzie odpowiedź.
- To było bardzo dziwne. Poczułem w sobie coś, czego nigdy przedtem nie doświadczyłem. Moje serce, dotąd zimne i całkowicie pozbawione wszelkich uczuć po raz pierwszy doznało czegoś niezwykłego jak dla mnie. Zależało mi na jej życiu. Nigdy wcześniej nie poświęciłem się dla nikogo tak jak dla niej. Kiedy ją znalazłem, siedziała w kącie przerażona, kuląc się przed ogniem. Wziąłem ją na ręce i wyniosłem na zewnątrz. Teraz oboje byliśmy ubrudzeni sadzą. Zdziwiłem się bardzo, kiedy wtuliła się we mnie i po prostu zasnęła. Jej rodzice byli bardzo wdzięczni z powodu jej odnalezienia. Ona sama jednak po przebudzeniu poprosiła mnie o coś. Chciała abym pomógł odbudować jej wioskę i żebym zaprzyjaźnił się z nią. Muszę ci przyznać, że nawet ja sam zdziwiłem się zgadzając się na to. Spotkania z tymi ludźmi, którzy stracili wszystko dały mi wiele do myślenia. Postanowiłem, że zmienię się.
- I obietnicy częściowo dotrzymałeś.
- Częściowo?
- No tak... nadal masz sobie coś z tyrana - Wiktor zaśmiał się i po chwili uciekał już przed Remisem, który mimo tego że był człowiekiem rzadko okazującym uczucia to jedno widział na pewno. Bardzo kochał swego syna, czego dowodem mogłoby być, chociaż to że gdy złapał Wiktora i wrzucił go w górkę liści śmiał się z nim razem do rozpuku przysypując go co rusz złotymi liśćmi klonu.

ps. troche dziwna tą część pisałam dawno temu i to w takim dziwnym nastroju... blink.gif

Ten post był edytowany przez avalanche: 17.01.2004 00:51


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 11.05.2003 00:01
Post #82 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Bledow nie znalazlam (moze niezbyt uwaznie czytalam huh.gif ?). I wcale nie dziwne. Ciesze sie, ze naklikalas cos o Remisie, bo mi cosik tam nie gralo, ze postrach szkoly dobrym tatusiem ^^

No i ciesze sie, ze jednak koontynuujesz PZN ^^ Bo to siest debest ^^

Pozdrawiam - sadystka Rogue ^^


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 11.05.2003 00:07
Post #83 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



i mam zamiar kontynuować cool.gif ciesze sie jednak że nie zawaliłam tego parta zbytnio biggrin.gif jutro next part..........ecccch Abasiu ale Quicksilver to dopiero facet wub.gif


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 11.05.2003 00:39
Post #84 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Ava!! Czyzby w twoim sadystycznym sercu cos zaczelo podlegac zmianie?? ^^


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 11.05.2003 20:09
Post #85 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



Abasiu - sadyści czasami mają serce..ale tylko dla sadystów laugh.gif a Quick nie jest raczej tym dobrym, więc spełnia wymagania laugh.gif

Part 27

Święta się skończyły i niestety trzeba było wracać do Akademii. Robert nie raz zaprzątał sobie głowy myślami o Pawle. Całe święta spędził w Zakonie. Szczerze wątpił w to, aby mieli tam wszystkiego ogóle jakiekolwiek święta. Orfeusz pewnie zaczął mu znowu robić pranie mózgu namawiając go zapewne, aby wykonał jeden z jego szatańskich planów. Podobno tam szybko człowiek przestaje być człowiekiem a staje się bestią, mordercą...Człowiekiem pozbawionym wszystkiego, co ludzkie...co dobre. A jednak Paweł nie wyglądał na przesiąkniętego złem, psychopatą. Przeciwnie, sprawiał wrażenie raczej lekko przerażonego, ale i też całkiem normalnego. A może to były tylko pozory? Przecież tak naprawdę nie jest pewien, co się dzieje w umyśle jego brata. Czy byłby zdolny zabić? Czy mógłby zranić jego? Nie wiedział. Wiedział jedynie to, że trzeba mu pomóc. Tylko jak? On go nie pamięta...Nie pamięta rodziców. Rodzice…tak....Gdyby oni żyli wszystko byłoby dobrze. Ale ich nie ma. Musi sobie radzić sam. Sam musi uratować brata. Ale jak to zrobić? Nie może podejść do niego i powiedzieć tak po prostu, że jest jego bratem.
Za duże ryzyko. Orfeusz porwałby go z Akademii i wychowywałby go sam na jeszcze gorszego psychopatę niż sam był. W głowie zaiskrzyła mu kolejna myśl - Orfeusz. I nie chodziło tu bynajmniej o to, co teraz robi. Sęk w tym, dlaczego on to robi?...Nie, inaczej...Co sprawiło, że on w ogóle to wszystko robi? Jaka więź łączy go ze Scottem? Dlaczego dwoje młodych, inteligentnych ludzi zmieniło się morderców? Co było tego przyczyną? Te pytania były bardziej dręczące niż to, że Paweł zaczyna być jednym z nich. Nie mógł pojąć tego. Scott miał wszystko, czego potrzebował - wspaniałych rodziców i kumpli, był świetnym uczniem - chodzący ideał. Tyle, że ideał, który zawiódł. Zawiódł wszystkich. A Orfeusz? Nie wiedział o nim zbyt wiele. Prędzej zrozumiałe mogłoby być to, że on mógł mieć powody do stania się Zakonnikiem. Z tego, co kiedyś się dowiedział, Orfeusz był również niesamowicie zdolny. Niewielu jednak wiedziało o tym, co tak naprawdę kryło się w młodym umyśle geniusza. A jednak...Skoro to on był tym gorszym, to, dlaczego Scott zabił członków Navaget a nie on? Gdyby Orfeusz zrobił to zamiast niego Zakonnikiem stałby się szybciej niż by sobie tego życzył a nie dopiero teraz. Skoro zakonnicy są tacy okrutni to, dlaczego zwlekali z przyjęciem go do ich szeregów? Przecież to pozbawione sensu. Dzięki niemu mogliby wymordować więcej ludzi - na czym zależało przede wszystkim szefom Zakonu. Coś musiało się wydarzyć...Coś, co uniemożliwiało mu dojście Do Krwiożerczego Zakonu. Ale co?

- Robert, zlituj się i przestań patrzeć się tępo w swoje buty tylko spójrz na mnie - Robert rzeczywiście trochę się zamyślił - Wiesz, co? Ty to masz mózg jak wypatroszona mumia w śladowych ilościach.
- Nie, po prostu myślałem nad tym wszystkim...o Orfeuszu...o Scocie… - wymamrotał.
Wiktor spojrzał swoimi przenikliwymi oczami na przyjaciela.
„Te oczy...” - odezwał się w jego głowie głosik . „Oczy...”- spojrzał na Wiktora. „Identyczne...” - znów odezwał się głosik. Robert zaczynał podejrzewać, że głos, który to mówi istnieje naprawdę.
„Spójrz na oczy...”- głos coraz bardziej zaczął przeszywać mu mózg. Robert zrozumiał, że coś dzieje się nie tak...To nie był głos z jego umysłu. To był głos do niego...Należący do jakiejś innej osoby.
„Oczy...Patrz na oczy” - ból zaczął się stawać coraz bardziej uciążliwy.
- Robert...Robert, co ci jest? - spytał zdezorientowany Wiktor. Robert stoczył się z łóżka, klęcząc teraz na podłodze i rękoma trzymając się za głowę.
„Robert spójrz na jego oczy” - głos toczył się jakby echem, świdrując umysł Roberta. Mimo okropnego bólu, jaki przeżywał spojrzał tam gdzie kazał mu głos. Patrzył teraz prosto w oczy przerażonego przyjaciela.
„Wiktor...syn Remisa....REMIS!” - głos wydarł się niemiłosiernie, powalając ledwo już przytomnego Roberta. Każde słowo…każda sylaba, była bolesna, nie mógł znieść tego głosu...Niech on przestanie!
„ Nie chcesz żebym już krzyczał, prawda?”- spytało gnębiące go echo – „Nie chcesz żebym ci sprawiał ból...Powiedz, że nie chcesz...Powiedz...POWIEDZ!”
- Nieeeeeeee! - krzyknął Robert. Leżał na podłodze, dysząc ciężko. Czuł się jak na torturach.
- Nie łatwiej jest odpowiedzieć od razu? Nie czułbyś mojego gniewu na sobie - głos dudnił mu w mózgu, buzując z coraz to większą siłą. Robert spostrzegł, że Wiktora nie było w pokoju.
„ Szukasz Wiktora?” - zaśmiał się znów ten sam głos. – „Twój przyjaciel musiał wyjść...tak ładnie go o to poprosiłem” - śmiech był coraz bardziej obłąkańczy.
- Kim jesteś? - wymamrotał ledwie Robert.
„ Kim jestem? A czy to takie ważne?” - śmiech ucichł ustępując twardemu tonowi mówcy. – „Nie ładnie, że grzebałeś w moich rzeczach...ONE NIE NALEŻĄ DO CIEBIE!” - pokój przeszył wrzask Roberta.
„ Nie krzycz, bo i tak nic ci to nie pomoże”- umysł Roberta rozjaśnił się na moment.
- Scott? - głos zamilkł na chwilę po czym znowu się odezwał.
„ Brawo, nie sądziłem, że tak szybko mnie poznasz.”
- Co ty...Co ty chcesz?
„Pobawić się z tobą”- Scott zaśmiał się jeszcze bardziej obłąkańczo niż przedtem – „Zły Wikuś znalazł kuferek i zajrzał do niego...On należy do mnie…Tylko DO MNIE!” - Mimo iż Robert miał już nawet trudności z mówieniem spytał o coś.
- Diego...Jesteś Diego, nie pamiętasz? Nie jesteś Scott...Jesteś Diego - wydyszał.
„Diego umarł wiele lat temu. Teraz jest tylko Scott.”
- Nie prawda! Jesteś Diego...Diego Smith...Syn Jonathana
„ZAMILCZ! „- Scott starcił panowanie nad sobą. Przed oczami Roberta zaczęły się przesuwać szybko obrazy ludzi.
„ Nie! Nie patrz!”- Obrazy zniknęły tak szybko jak się pojawiły –„ Nie masz prawa...Zginiesz...Zamorduję cię!”
- Nie zrobisz tego...
„Nie wierzysz mi?”- głos zmienił się z psychopatycznego na bardziej zrównoważony – „Ależ ja mogę zrobić jeszcze coś gorszego” - wysyczał – „Na przykład Paweł…”
- Zostaw go...Ty..Ty
„Ależ powiedz, kim jestem...Ciekawe nieprawdaż?...Nienawidzisz mnie. Czuję to nawet tu będąc tyle kilometrów od ciebie...ale ja wiem jak można przyporządkować sobie upartych...Wystarczy, Robert …”- zrobił pauzę – „Mieć haka. Ja go mam...Twój brat jest wystarczającym argumentem na to abyś był mi posłuszny...”

ps. plissss dajcie opinie tongue.gif

Ten post był edytowany przez avalanche: 17.01.2004 14:35


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 11.05.2003 23:47
Post #86 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Czeakaj, ava, nie nadazam... Scott tam byl przy nim, i tak sobie do niego gadal, czy po prostu wkardl sie do mysli Roberta??
Nie, to byc za bardzo skomplikowane ^^

No i czemu Wiciu wyszedl?? Co sie stalo??

Aj, jush cie nie mecze, chociaz chcialabym sie dowiedziec wiecej ^^ Bo to jest chyba wszystko porozkladane na party w twojej sadystycznej gloffie smile.gif

Uch, mum isc na gore... Ja musiec spadac nyny ^^ NarQa!!


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 12.05.2003 22:58
Post #87 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



Abaś na twoje życzenie biggrin.gif parcior nowy

Part 28


- Robert...O matko on się nie budzi...ROBERT!
- Nie wrzeszcz tak! To może chwile potrwać, uspokój się, zaraz się ocknie. - Adam starał się uspokoić Wiktora. Robert powoli otworzył oczy.
- Gdzie ja jestem? - spytał nieprzytomnie.
- Wszystko w porządku. Jesteś w skrzydle szpitalnym - wyjaśnił.
- Diego...On...Był w moim umyśle - starał się wytłumaczyć.
- Leż spokojnie, powinieneś teraz odpocząć - rzekł Michał przytrzymując Roberta, aby nie wstawał
- Ale...
- Żadnych, „ale" masz odpoczywać. Jesteś w ciężkim stanie.
- Zaraz zaczynają się lekcje. Ja przy nim zostanę - do gabinetu wszedł profesor Grey. Wyglądał na bardzo zatroskanego stanem Roberta. Chłopcy posłusznie opuścili gabinet zostawiając ich samych.
- Panie profesorze...
- Wiesz, że powinieneś odpoczywać
- Ale ja muszę...Powiem...Muszę - Robert nie dawał za wygraną. Musi powiedzieć, co się stało. Profesor Grey uznał, że Roberta i tak nie da się uciszyć, więc postanowił go wysłuchać.
- Pan wie, kim jest Scott? - zapytał. Profesor kiwnął głową. - Święta spędzaliśmy u państwa Smith'ów. Podczas nich dowiedzieliśmy się czegoś.
- Że Scott to tak naprawdę Diego Smith - dokończył za niego profesor. Robert zrobił zdziwioną minę.
- Skąd...Skąd pan wie? - spytał zaskoczony.
- Dowiedziałem się tego wiele lat temu. - wyjaśnił krótko.
- On...On zabił swoich przyjaciół...Zdradził rodzinę...Zdradził wszystkich - wyszeptał - sprawił, że nie mam rodziców...Mojego brata - Robert ukrył twarz w dłoniach. To wszystko było dla niego bardzo bolesne.
- Wiem. - Profesor Grey nie potrafił w tym momencie powiedzieć niczego bardziej podniosłego.
- I dzisiaj...Mówił do mnie, groził, że zabije mojego brata, jeżeli nie będę mu pomagać - odwrócił głowę. Po policzkach spływały mu łzy - Proszę mi powiedzieć...Co ja mam zrobić? - zapytał. Popatrzył w oczy siedzącego przed nim profesora alchemii.
„Oczy...Patrz na oczy....”
- Nieeeee! - Robert złapał się za głowę. Jego umysł przeszył znów ten straszny ból. Profesor złapał za dłonie Roberta. Stało się coś dziwnego. Ból ustępował, a głos jeszcze przed chwilą tak głośny stawał się coraz mniej słyszalny, by po chwili zupełnie zamilknął.
- Jak...Jak pan to zrobił?- Robert zdawał się nie pojmować dziwnych zdolności profesora alchemii.
- Przykładając ręce do osoby cierpiącej i skupiając się dostatecznie na jej bólu można sprawić, że zniknie on.
- Ale to znaczy, że pan też poczuł to co ja czułem. - profesor nic nie odpowiedział. Uśmiechnął się jedynie przyjaźnie i powiedział:
- Świadomość, że odciąża się człowieka od bólu sprawia, że rozumie się jego problemy... - Robert nie wiedział, co odpowiedzieć. Profesor Grey był trochę dziwną osobą, szczególnie, gdy rozmawiało się w nim w cztery oczy. Nie dało się go rozszyfrować tak po pierwszej rozmowie. Była to postać nieco złożona, otoczona dziwną aurą tajemniczości. Z drugiej jednak strony, był osobą całkiem zwykłą, posiadającą jak każdy człowiek swoje sekrety. On jednak zdawał się coś ukrywać...
- No dobrze. Zostawiam cię, wracaj do zdrowia - pożegnał się i wyszedł. Robert jednak nie miał zamiaru leżeć w łóżku. Po głowie chodziły mu różne myśli. Ten głos. Głos Diega, mówiący mu by spojrzał w oczy najpierw Wiktora, później profesora Greya...Nie...To się nie trzyma kupy. Ale może trzeba... - w tym momencie wytężył umysł i skupił się na starym albumie leżącym w jego pokoju - No chodź...Przyleć tu...
Nie minęło parę minut a album ze zdjęciami przyleciał unosząc się delikatnie w powietrzu. Robert pochwycił go i otworzył na pierwszej stronie. Było tam duże zdjęcie jego rodziny z czasów jego dzieciństwa. Popatrzył moment z sentymentem na nie, po czym przewrócił kartkę. Na następnej stronie widniało zdjęcie jego ojca wraz z jego kumplami - Sergiuszem, Remisem i Stefanem. Robert przyjrzał się uważnie postaci młodego Remisa uśmiechającego się luzacko. Jego uwagę przykuły jego oczy. Po dłuższym wpatrywaniu się w nie stwierdził, że...budziły lęk. Były dzikie i nieprzeniknione a zarazem zimne. Pozwalały zgłębić się w przeszłość ich właściciela tak namiętnie tłumionej, ale nadal widocznej i odzwierciedlanej w jego źrenicach. Nie bez powodu mówi się, że oczy są oknem na duszę człowieka. Czyżby Diego chciał mu coś powiedzieć?

ps. powiedźcie czy to nie jest za bardzo powalone?.....ja ma pewne wątpliwości rolleyes.gif

Ten post był edytowany przez avalanche: 17.01.2004 14:41


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 13.05.2003 17:14
Post #88 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Ava... czemu powalone?? ^^ Nie jest... Ale qrde, czekaj... Ojcem Vicia jest Remis... Ojcem braci jest Otto... A mi sie ciagle pieprza imiona ojoow Adama i Michala... Sergiusz i Stefan... Kto siest "z" kim?? ^^"

na razie!!


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 13.05.2003 19:41
Post #89 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



Stefan - Michał
Sergiusz - Adam

Abas ja to musze przeczytać jeszcze raz wszystko bo mam wrażenie że coś mi sie pomieszało..... rolleyes.gif


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 14.05.2003 13:50
Post #90 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Oł, tenks vielkie, bo juz sie gubilam ^^
Tak szczerze mowiac, to mi sie zdaje tez, ze cos tu nie gra... Moze o czyms zapomnialas?? Mniesza o to. Jeszcze raz dzieki za wytlumaczeine ^^


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 16.05.2003 17:25
Post #91 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



Abaś nie chciało mi sie narazie tego mojego całego powalonego tekstu analizować więc wszystko jest tak jak jest....zajmne sie tym później a narazie następny part tongue.gif

Part 29


- Ach obudziłeś się - pani doktor Wanda Grajewska weszła niespodziewanie do sali. - Już lepiej? - spytała uśmiechając się.
- Myślę, że tak - odpowiedział nieśmiało Robert - Czy mogę iść na lekcje? - spytał szybko. Doktor Grajewska popatrzyła się niepokojącym wzrokiem na młodego pacjenta i po chwili znów się uśmiechnęła.
- No dobrze, tylko się nie przemęczaj! - wykrzyknęła za Robertem, który szybko wybiegł z sali. Zapomniał jednak, że zostawił na łóżku album. Biegł szybko korytarzem chcąc zdążyć na lekcje. Wyjął pośpiesznie plan lekcji z kieszeni.
- Historia - powiedział do siebie. Skręcił w lewo i udał się do klasy.
- Tak, więc proszę zapisać...Rok 2345 p.n.e. charakteryzował się wzmożoną aktywnością zakładanych w tym czasie wszelkich bractw, zakonów...
- Przepraszam, ale byłem u pani doktor i…
- Siadaj proszę - lekcje prowadziła ta sama kobieta, która witała ich na początku roku - prof. Michelle Bradford. Była mniej więcej w wieku prof. Greya - młoda i ładna z brązowymi długimi włosami, tryskająca humorem i niezwykle inteligentna. Można było nawet rzecz, że jej osoba wzbudzała równie wielkie zainteresowanie wśród młodych uczniów, co prof. Grey u dziewczyn, wzdychających na korytarzach za nim. Robert zauważył, że Wiktor nie odrywał wzroku od niej oczu patrząc na nauczycielkę jak zaczarowany. Nie był zresztą jedyny, reszta chłopców też tak reagowała na młodą panią profesor o długich zgrabnych nogach i szczupłej sylwetce. Nawet Radek, klasowy brzydal nie miał nic sensownego do powiedzenia żeby pochwalić się swoją wiedzą.
- Pani profesor wspominała pani, że zakładano wtedy różnego rodzaju bractwa i zakony. Czy tyczy się to także Krwiożerczego Zakonu? - spytała Laura.
- Tak. Krwiożerczy Zakon był jednym z pierwszych, które założono. Niewiadomo, kto dokładnie założył to bractwo. Z badań, jakie są prowadzone od lat wynika, iż początkowo Zakon skupiał niewielką grupkę morderców i wojowników oraz przeklętych magów i alchemików. Ich przywódcą miał być Jan Krwawy - nie wiadomo czy to on założył Zakon, jednak przypuszcza się, że od jego przydomka wzięła się dalsza część nazwy Zakonu. Krwiożerczy Zakon zaczął się jednak rozrastać i po latach zaczęli coraz częściej dawać o sobie znać - zabijali wszystkich, którzy stawali im na drodze do władzy. Mówi się, że król Jan IV Podły był w rzeczywistości podstawionym kandydatem do tronu, który z pomocą zakonników zdobył władzę. Króla jednak po paru latach zgładzili ci sami Zakonnicy, którzy wepchnęli go na tron, prawdopodobnie za to, że nie spełniał ich oczekiwań i nie podbijał coraz to nowych ziem.
- Przejdźmy jednak do innych zakonów - prof. Bradford kontynuowała dalszą lekcje powracając do tematu Krwiożerczego Zakonu jedynie w notatce, którą później podyktowała uczniom na koniec lekcji.
- Ona jest cudowna - powiedział rozmarzony Wiktor.
- Wiesz, co Wiktor? Nie zdziwiłabym się gdyby podobała ci się jakaś super laska, ale nauczycielka? - spytała przyjaciela powątpiewającym tonem Laura.
- I kto to mówi? Ta, co nie mogła oderwać wzroku od Greya - odciął się Wiktor.
- To było dawno…a poza tym mam teraz chłopaka - spojrzała na stojącego nieopodal Adama rozmawiającego właśnie z Michałem. - Wiesz ona mogłaby pasować do Greya - uśmiechnęła się znacząco.
- Może....Ale teraz będę żyć w świecie marzeń razem z nią - zaśmiał się Wiktor, po czym dodał - ona jest ideałem kobiety...Piękna, inteligentna i ma to coś.
- Tak ma to coś....Jest dużo starsza od ciebie i jest nauczycielką - dodała zgryźliwie Laura.
- No i co z tego? - westchnął Wiktor po czym cały w skowronkach poszedł na obiad.
- Co mu jest? - spytał Adam, który podszedł właśnie z Michałem do Laury i całując ją w policzek.
- Nie uwierzysz. Wiktor zakochał się w Bradford - powiedziała z lekkim uśmiechem.


Ten post był edytowany przez avalanche: 17.01.2004 14:45


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 16.05.2003 19:03
Post #92 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Ava... Hmm... Jakby ci to... ^^" Troszke tu jest pomieszanie z poplataniem ^^" Do tego zdaje mi sie, ze byloby lepiej, gdybys przed Swietami przedstawila lecje historii... Bo to teraz brzmi tak, jakby oni mieli pierwsza lekcje historii dopiro po Sw. Mikolajku cheess.gif

Można było nawet rzecz że jej osoba wzbudzała równie wielkie zainteresowanie wśród młodych uczniów co prof. Grey u dziewczyn, wzdychających na korytarzach za nim.

Nie rozumiem sensu tego zdania. Kilka razy czytalam, ale nic nie wywnioskowalam ^^" Wytlumacz mi to, plizz... I najlepiej to zdanie podziel na 2 , czy cos tak, bo naprawde trudno je skapowac...

A fick jak zawshe swietny ^^ Pozdro, droga sadystko biggrin.gif Sasasa


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 16.05.2003 19:54
Post #93 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



Abaś dzięki za to że mnie poprawiasz - tak to jest jak się pisze w nocy biggrin.gif mnie też dopiero teraz wydaje się to jakieś nie takie - to także wina mojej długiej nieobecności, czego dowodem są potem te niespójne party...no tak pamięć szwankuje rolleyes.gif -postaram się poprawić tongue.gif to co mi zasugerowałaś abym poprawiła...a z tą lekcją od historii - no może tak...ale niech będzie jak jest rolleyes.gif ...ale cóż...kurcze teraz mam zamiar wprowadzić jakąś akcje bo przy tym można usnąć...sasaasasa cool.gif...a z tym zdaniem to chodziło mi że oboje są postrzegani jako atrakcyjni, dlatego do Bradford wzdychają chłopcy a do Greya dziewczyny tongue.gif ...taaaaa... psychiczne to wszystko jest rolleyes.gif

Ten post był edytowany przez avalanche: 10.03.2004 19:49


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 17.05.2003 18:28
Post #94 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



niestety ten part wymagał według mnie tej długaśności tongue.gif

Part 30

- Przejdzie mu - powiedział ze spokojem Michał. - Zobaczysz jutro znajdzie sobie kolejną, do której będzie wzdychał.
- Może masz rację, ale…
- No co ty, wyobrażasz sobie Wiktora w objęciach Bradford? - chłopcy wybuchnęli śmiechem
- Och Wiktorze kocham cię!
- Panno Bradford ja też panią kocham, czy zostanie pani moją żoną?
- Ach, Wiktorze..oczywiście! - Adam i Michał nie mogli powstrzymać się od zagrania scenki zakochanych. Oczywiście ich wygłupy przykuły uwagę Twintowera.
- Borquez! Karlsen!
- Tak panie psorze?- obaj obrócili się i jednocześnie zapytali. Twintower zazgrzytał zębami. Bardzo nie lubił gdy się go lekceważono...
- Nie toleruję takiego zachowania u moich uczniów - wysyczał.
- Jakiś problem profesorze? - prof. Bradford okazała się jedyną osobą, która mogła ich wywabić z kłopotów.
- Ależ nie pani profesor -uśmiechnął się przymilnie Adam - Profesor Twintower właśnie chciał nam przekazać żebyśmy....
- Poszukali dyrektora - dokończył Michał i pociągnął Adam za rękaw. Nie minęło parę chwil a ulotnili się szybciej niż można było. Z daleka dostrzegli tylko wściekłą twarz Twintowera, który nawet nie zdążył zaprotestować, że tak naprawdę to miał wobec nich inne zamiary. Profesor Bradford natomiast obdarzyła Twintowera uśmiechem, po czym również oddaliła się.
- Ale się wściekł - do przyjaciół dołączyła Laura, która obserwowała sytuację z boku.
- Eeee tam. Nim to bym się nie przejmował - machnął ręką Adam - Mamutowi jak zwykle ciśnienie skacze - uśmiechnął się.
Po obfitym obiedzie przyjaciele udali się na polanę, gdzie następna lekcja miała się odbyć z profesorem Shepardem. Pojawił się na niej także Paweł, którego wcześniej nie było. Robert natomiast nie pojawił się na lekcji, gdyż doznał rostrou żołądka po ciężko strawnym obiedzie.
- Dzisiaj chciałbym abyśmy przeprowadzili krótką lekcję w terenie - poinformował Shepard - Podzielę was na dwie grupy. Proszę bardzo - Loyola, Marcewicz, Switz, Ives i Maxwell w pierwszej grupie…A w drugiej... - Shepard rozejrzał się wśród reszty uczniów - Borquez, Applegate, Karlsen, Szczęsny i Clove. Reszta zostaje ze mną. A wy...- Shepard pstryknął palcami i przed nimi ukazały się...
- Deski do latania! - wykrzyknął Wiktor - Ale panie profesorze....gdzie jest moja?
- Applegate nie strugaj idioty…przed tobą wisi. Jak niedowidzisz to okulary załóż - klasa wybuchła śmiechem.
- No dobra dość gadania. W lesie ukryłem srebrny kielich. Waszym zadaniem będzie znalezienie i przyniesienie go do mnie. Grupa, która pierwsza przyniesie kielich - wygrywa. Na deski...gotowi...Start! - dało się słyszeć jedynie szum i po chwili obie grupy zniknęły w gęstwinie lasu.
- Panie profesorze a co my mamy robić? - spytał jeden z uczniów, którzy zostali na polanie.
- My natomiast do powrotu waszych kolegów zajmiemy się czymś pożytecznym. Proszę wyjąć notatniki...
- Znaleźć kielich! Ciekawe jak? Ten las jest ogromny i zanim...
- Laura, mamy przecież deski, więc możemy z łatwością przemierzyć tan las szybciej niż gdybyśmy mieli na przykład iść - uśmiechnął się Michał.
- No tak, ale...
- Zamknijcie się oboje! Widzieliście tego przygłupa gdzieś? - spytał Wiktor.
- Sam jesteś przygłup...Ta deska jest niekomfortowa i ciężko się na niej siedzi...A poza tym, ciężko się nią kieruje... - Wiktor jak i cała reszta nie mogli opanować się ze śmiechu.
- No co?
- Ty przymule! Na tym się stoi a nie siedzi! - Wiktor o mały włos nie spadł z deski ze śmiechu. Radek naburmuszył się i stanął tak jak inni na swej desce.
- Wiedziałem. Ja tylko chciałem was sprawdzić… -starał się wytłumaczyć.
- Taaaak...A ja jestem Merlin - zakpił Adam.
- Dobra koniec. Mamy znaleźć ten kielich przed nimi, jeżeli chcemy wygrać.
- Ja tak sobie myślę, że można by było przeszukać jakieś jaskinie - zaproponował Michał.
- Dobra w takim razie przyspieszamy! - rozległ się świst i pięć postaci ruszyło z zawrotną prędkością wśród wiekowych drzew. W trakcie poszukiwań nie obyło się jednak od wypadku…
- Wiktor sądzę, że ty nie masz zielonego pojęcia gdzie szukać tego kielicha - stwierdził przemądrzałym głosem Radek.
- Milcz, bo ci nogi powyrywam! - odwarknął Wiktor - Jak jesteś taki mądry to powiedz lepiej w którą stronę mamy lecieć?
- Myślę, że w prawo - odrzekł szybko Radek.
- „Myślę, że w prawo”...A ja myślę, że w lewo, no i co?
- No i nic. Twoja sprawa jak jesteś taki głupi to... – nie zdążył jednak dokończyć gdyż Wiktor natarł na niego z całej siły. Deska Radka musiała doznać jakiegoś poważnego uszkodzenia, gdyż wpadła w turbulencje i zaczęła się obracać dookoła w zawrotnym tempie. Radek nie zdołał się jednak dłużej utrzymać w powietrzu i po chwili został wyrzucony z wiru i uderzył o drzewo tracąc przytomność. Przyjaciele natychmiast podfrunęli do rannego - wszyscy oprócz Wiktora byli nie na żarty przejęci stanem Radka, który nie tylko stracił przytomność, ale także był ranny - z czoła spływała mu strużka krwi, zaś nadgarstek wyglądał na złamany, ponieważ wykrzywił się pod dziwnym kątem. Adam natychmiast wyczarował bandaże i zajął się opatrywaniem Radka, gdy skończył podszedł do Wiktora.
- Zadowolony jesteś? - powiedział rozgniewanym głosem - Masz czego chciałeś! - wskazał palcem na Radka - Mogłeś go zabić! - wykrzyczał mu prosto w twarz - Jesteś aż tak głupi czy tylko udajesz? - wysyczał w końcu przez zęby. Te słowa sprawiły, że obaj rzucili się na siebie.
- Adam, Wiktor przestańcie! - Laura próbowała uspokoić przyjaciół, jednak dopiero po interwencji Michała udało się ich obu rozdzielić i odsunąć od siebie na bezpieczną odległość.
- Jesteś taki sam palant jak on! - wykrzyczał rozłoszczony Wiktor.
- Zamknij gębę kretynie! - przezwiska sączyły się z ust przyjaciół niczym trujący jad. Każdy z nich miał ochotę jak najbardziej pogrążyć przeciwnika.
- Wiesz, co Wiktor?! Nigdy bym się niespodziewał, że możesz być taki podły! Od początku go nienawidziłeś, ale to ci nie daje prawa do tego żeby tak nim poniewierać! - Adam zdołał opanować się na, tyle aby móc wreszcie powiedzieć to co miał zamiar.
- Obrońca uciśnionych się znalazł - parsknął pogardliwie Wiktor - Wyliż mu jeszcze buty. A może już zdążyłeś to zrobić? -zaśmiał się pogardliwie. Adam stał nieruchomo zaciskając pięści. Nie mógł jednak nic zrobić, ponieważ Michał stał między nimi i w razie, czego powstrzymałby go od porządnego lania, jakie miał teraz ochotę sprawić Wiktorowi.
- Jesteś durny jak nie wiem, co - powiedział Adam z szyderczym uśmiechem.
- Nawzajem Borquez
- Coś ci jeszcze powiem Wiktor. Zachowujesz się jakbyś był tu panem i władcą. Masz gdzieś innych i najchętniej zdeptałbyś ich gdybyś tylko mógł. Ale mylisz się. Nikt tu nie będzie rozwijał ci czerwonego dywanu ani potakiwał za każdym razem. Jesteś strasznym egoistą a na dodatek myślisz, że jesteś lepszy od innych - te słowa ugodziły Wiktora w jego najczulszy punkt. Nie pomógł nawet Michał. Wiktor rzucił się ponownie na Adama. Obaj zaczęli okładać się pięściami.
- Przestańcie! - nawet błagalne krzyki Laury nie zdołały przekonać chłopców do zaprzestania walki ze sobą. Każdy z nich w tym momencie miał ochotę jak najdotkliwiej pobić drugiego. Michał ponownie próbował rozdzielić walczących i choć w końcu po jakimś czasie udało mu się to ti i tak nie ustrzegł się przed paroma ciosami, niechybnie wycelowanymi w niego. Tym razem Michał postanowił lepiej poradzić sobie z jego kumplami a by się nawzajem nie pozabijali. Związał i magicznymi sznurami przy dwóch oddzielnych drzewach. Na nic zdała się szarpanina - sznury mocno oplątywały obydwu przyjaciół uniemożliwiając wydostanie się z nich.
- Jeszcze jedno - Michał pstryknął palcami i chwilę potem zakneblował Wiktora i Adama, którzy nie mogąc się dopaść zaczęli coraz bardziej kląć na siebie.
- Michał zostawmy ich. Zobaczmy lepiej, co z Radkiem - oboje podeszli do Radka. Ten zaczynał się powoli wybudzać.
- Co się stało?....Ała …boli...
- Nie ruszaj się. Masz złamany nadgarstek i małą ranę na głowie od uderzenia - wytłumaczył Laura.
- Pamiętam tylko, że uderzyłem w drzewo, a potem...Potem film mi się urwał. To Wiktor mnie zwalił... - powiedział słabym głosem. Michał, który klęczał przed Radkiem wsakazał mu związanych i zakneblowanych przyjaciół. Radek uśmiechnął się na widok unieruchomionego Wiktora, jednak widok Adama przywiązanego do drzewa wprawił go w lekkie zdziwienie.
- Dlaczego związaliście Adama? - spytał.
- A to tak na wszelki wypadek. Obaj się trochę posprzeczali i tylko tak mogliśmy sobie z nimi poradzić.
- Ja osobiście nie widzę nic dziwnego w tym, że ten głupek Wiktor jest przywiązany, ale Adama można by wypuścić...
- Lepiej nie - powiedziała Laura.
- Michał, mógłbyś sprawdzić moją deskę? Chyba się uszkodziła, zobacz czy nie da się naprawić - Radek uśmiechnął się lekko prosząc Michała o przysługę. Gdy tamten odszedł Radek zwrócił się do Laury.
- Jesteś taka miła dla mnie - zaczął przymilnie. - Widziałaś jak Wiktor mnie potraktował. On mnie nienawidzi.
- Może cię nie lubi ale nie nienawidzi... -zaprzeczyła Laura. Radkowi spełzł jego uśmiech z twarzy i po chwili powiedział
- To nie pierwszy raz, kiedy próbował się mnie pozbyć. On jest niebezpieczny. Nie mówię to tylko ze względu na siebie, ale na ciebie. Nie wiadomo, co takiemu może przyjść do głowy. Dzisiaj może być miłym kolegą, a jutro może ci wbić nóż w brzuch.
- Co ty gadasz? - Laura nie kryła zdziwienia.
- Mówię prawdę. Sądzę, że Wiktor ci nie mówił o tym jak o mało mnie zabił - Laura zrobiła wielkie oczy - Dyrektor przyciszył sprawę, bo Wiktor to przecież "miły i grzeczny" chłopiec. Ale ja ci powiem, co się zdarzyło pewnej nocy. Chciałem wyjść do kuchni, bo poczułem głód. Zajadałem się właśnie roladą, gdy zjawił się Wiktor. Stał niedaleko mnie a twarz miał nadzwyczaj poważną i po chwili zaczął się do mnie zbliżać. Był już bardzo, blisko gdy nagle sięgnął ze stołu po nóż i rzucił się na mnie - Radek przewrócił się na bok, podwinął lekko koszulę i pokazał bliznę. Laura skrzywiła się lekko i po chwili namysłu spytała:
- To ci zrobił Wiktor?...Ale to niemożliwe.
- Możliwe. Rzucił się na mnie jak oszalały. Krzyczałem a on wbił mi nóż. Na szczęście zjawił się dyrektor i pomógł mi opanować tego szaleńca. Nie wiem czy bym przeżył gdyby nie jego pomoc. Prawdopodobnie nie rozmawiałabyś dzisiaj ze mną gdyby nie dyrektor, który mnie uratował.
- Ale to nie możliwe...Jak?...Przecież -Laura starała sobie przetłumaczyć, że to, co mówi Radek to nieprawda. Jednak ta blizna nie dawała jej spokoju. - Wiktor by czegoś takiego nie zrobił!
- Tak? A co on przed chwilą chciał mi zrobić.? Chyba nie powiesz, że to było przez przypadek! Natarł na mnie i o mało mnie nie zabił! - Radek zaczął dyszeć ciężko.
- Ale...
- Nadal mi nie wierzysz. Nie wierzysz, że twój przyjaciel jest zdolny do wszystkiego. Przejrzyj na oczy Laura, on jest niebezpieczny. Wyładowuje swoją złość na mnie a niedługo, kto wie? Może któregoś dnia zaatakuje również i ciebie - Radek spojrzał Laurze prosto w oczy. Był bardzo przekonujący w swojej wypowiedzi. Coś musiało w tym być. Wiktor już nie raz wykazał, że gdyby mógł to chętnie by się pozbył Radka ze szkoły i to najlepiej gdyby go odesłano w trumnie. Laura nie raz była świadkiem znęcania się nad Radkiem. Może rzeczywiście z Wiktorem jest coś nie tak...
- Wiem, że trudno ci uwierzyć w to, co ci powiedziałem. Jednak weź sobie do serca moją przestrogę - Uważaj na niego. Jesteś moją koleżanką i widzę, że możesz się znaleźć w poważnym niebezpieczeństwie, gdyby temu wariatowi coś odbiło. Wtedy nikt ci nie pomoże. Będziesz zdana tylko na siebie. Przyrzeknij mi, że będziesz ostrożna - Radek złapał Laurę za rękę. - Pamiętaj, co ci mówiłem....Aha i jeszcze jedno. Nie mów Wiktorze ani nikomu innemu o tym, że powiedziałam ci o naszym incydencie. Wiktor mógłby się wściec i zabić mnie w końcu a poza tym przysięgałem dyrektorowi, że nikt się o całej sprawie nie dowie.
- Ale mi powiedziałeś...
- Powiedziałem ci, bo chcę cię ostrzec. Wiktor na zewnątrz wygląda jak niewinny nastolatek a tak naprawdę w środku kryje się jego prawdziwe oblicze. Oblicze maniaka i niebezpiecznego dla społeczeństwa wariata gotowego na wszystko. Laura proszę uwierz mi. - Laura miała chwilowe wątpliwości jednak po chwili kiwnęła głową.
- Dobrze będę uważać - powiedziała.
- Pamiętaj tylko żeby nikomu nie mówić o tym, co ci powiedziałem. Obiecujesz?
- Obiecuję.
- Ciężka sprawa. Deska została poważnie uszkodzona. - w tym momencie podszedł Michał niosąc "lekko" zdezelowaną deskę Radka.
- A kielich? - spytała Laura.
- Możemy się pożegnać już w wygraną. Nie ma szans. Zobacz na naszych "milusińskich". Rozwiąże ich a oni się znowu zaczną bić.
- A może zostawimy ich tu na jakiś czas a sami poszukamy kielicha? - zaproponował Radek. Michał popatrzył się dziwnie na Radka - nie podobała mu się jego propozycja, jednak po dłuższych namowach nie pozostało mu nic innego.
- Dobra, ale jak ich potem znajdziemy?
- Nie martw się znajdziemy - uspokoił go Radek i uśmiechnął się lekko.
- Słuchajcie, jako że wy nie możecie się dogadać, postanowiliśmy was tu zostawić na trochę i poszukać kielicha. Nie obraźcie się, ale tak będzie najlepiej. Kielicha jeszcze nie znaleziono - inaczej tamci wystrzeliliby złote iskry w niebo, więc mamy jeszcze szanse. Niedługo po was wrócimy - Adam i Wiktor zmrużyli oczy - gdyby teraz ich uwolniono na pewno mieliby odmienne zdanie na ten temat, oczywiście przyjmując, że wcześniej obaj by się nie pozabijali.
Cała trójka, czyli Radek, Laura i Michał wskoczyli na deski i ruszyli na poszukiwanie kielicha. Nie spodziewali się jednak, iż ich decyzja o pozostawieniu przyjaciół może mieć poważne konsekwencje...

ps jak ktoś to przeczytał to chyba naprawde nie wiedział co zrobi ze swoim czasem.....żartuje tongue.gif jak zwykle mile widziane opinie......o ile macie siłe coś napisać biggrin.gif

Ten post był edytowany przez avalanche: 17.01.2004 15:00


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 19.05.2003 16:53
Post #95 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



No NARESZCIE SAMFINK IS HAPENNING!!

Bo juz sie troche dzifne robilo, jak caly czas byla taka akcja... No nie bylo akcji ^^ Ale wiem, ze cos takiego musialo byc zeby dobrze przedstawic bohaterow. No, ale ten ostatni part byl boski^^ happy.gif To siest to, co tygryski loobia najbardziej ^^ AKCJE. A teraz z tego moze wyniknac wszystko doslownie. Ma nadzieje, ze czesciej beda taie dlugasne party!!

Pozdrooffka!!

PEES: Gdzies widzialam jakis blad (chyba huh.gif , ale teraz mi umknal... Jakbym znalazla, to ci dam znac ^^


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 19.05.2003 18:24
Post #96 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



ssasasa Abaśśśśśśśś......miałam pomysł ale mi się chyba w głowie dziry porobiły bo mi wszystko powylatywało i nie ma zbytnio pomysłów narazie......no la eten part pisałam pod "jakąś tam" weną rolleyes.gif
Aha i jeszcze jedno: to co jest pisane wierszem to nie jest mój pomysł!!!!!!! znalazłam to kiedyś w internecie i tak sobie pomyślałam że wstawie to sobie do mojego ff, niestety ja sie musze jeszcze sporo nauczyć żeby tak pisać...

Part 31

- Jest?
- Nie ma? - krzyknął Radek wychodząc z jaskini.
- Cholera, gdzie też on może być...
- Michał spójrz! Tam jest jakiś ogromny pagórek i jakieś wejście - spostrzegła Laura.
- Lecimy! - cała trójka podleciała lekko na do wejścia jaskini. Zeskoczyli z desek, pozostawiając je na zewnątrz.
- Wchodzimy wszyscy - rozkazał Michał. Dmuchnął w swoją dłoń i po chwili pojawił się niebieski płomień na jego ręce. W środku było bardzo ciemno i wyjątkowo strasznie. Na ścianach, gdy się uważnie przyjrzeć widniały liczne zarysowania, jakby jakiś ogromny stwór podrapał je swoimi pazurami.
- Michał! - krzyknął Radek. Echo imienia Michała ogarnęło całą jaskinię. Chwilę potem rozległ się ogromny szum. Krzyk Radka rozbudził śpiące nietoperze. Cała chmara czarnych nietoperzy zmierzała ku wyjściu. Laura złapała się kurczowo Michała i kryją głowę w jego ramieniu. Radek natomiast skulił się na podłodze zakrywając głowę rękami. Szum powoli ucichł a nietoperze wyleciały z jaskini.
- Nigdy tak nie rób! - wysyczał Michał. - Mów szeptem!
- Dobra, dobra przepraszam - powiedział jak najciszej Radek. Schodzili coraz bardziej w dół. Chłód coraz bardziej oplatał ich ciała. Czuli się coraz bardziej niepewnie, gdy nagle…
- Aaaa! - krzyk Laury spowił jaskinię. Przed nimi leżał ludzki szkielet w resztkach czarnej szaty jaką miał zapewne przed śmiercią. Radek powstrzymywał się od wrzasku, zakrywając sobie dłońmi usta. Oczy zaś o mało nie wyszły mu z orbit. Jedynie Michał zachowywał względny spokój.
- Nie bójcie się, przecież to tylko szkielet - starał się uspokić resztę. Lauraednak cały czas była odwrócona - nie mogła znieść widoku szkieletu. Michał który przyglądał się szkieletowi, zauważył iż szkielet trzymał w swoich kościstych łapach jakiś zwój papieru. Podszedł bliżej i rozwinął pożółkły papier. Większość liter była już wytarta. Ku zdziweniu Michała jeden napis na dole kartki wyglądał jakby był zupełnie świeży, albo jakby tylko ten napis miał przetrwać....

"Słowa ulotne, drżące, rozsypane.
słońcem rozpalone, wiatrem szarpane,
lekkie i zwiewne jak lekkie duchy,
z ksiąg pozbierane - drobne okruchy...”

- To brzmi trochę jak jakaś formuła zaklęcia albo coś podobnego…- szeptnął do siebie Michał, po czym zwinął pergamin i schował do kieszeni.
- Dziwne to było - stwierdziła Laura.
- Nieważne. Chodźmy dalej - powiedział Michał i po chwili ruszyli dalej ku ciemnościom. Po paru krokach stwierdzili jednak, iż robi się coraz jaśniej. Smugi białego światła rozświetlały jaskinię. Michał zgasił swój płomień. Robiło się coraz jaśniej...
- Patrzcie! - Radek nie musiał powtarzać. Wszyscy spojrzeli przed siebie. Przed nimi znajdowało się jezioro. Wnętrze było jasne a na ścianach smykały sobie odblaski wody. Ze stropu zwisały różnej długości sople - stalaktyty, nadając wnętrzu niezwykłości i tajemniczości. Ku ich zdziwieniu na środku jeziora znajdował się...
- Kielich - krzyknęli jednocześnie. Złoty kielich ozdobiony czerwonymi rubinami wydobywał z siebie owe światło. Obracał się wokół siebie, połyskując.
- Jak my go dostaniemy? - spytała w końcu Laura.
- Chyba trzeba do niego podpłynąć - odpowiedział jej Radek.
- Ja pójdę. Wy zostańcie tu w razie gdyby mi się coś stało - Michał zdjął koszulę i po chwili wkroczył do lśniącej wody. Była chłodna, a płynąc po niej zdawało się że człowiek jest niesiony po jej tafli. Michał coraz bardziej zbliżał się ku kielichowi, gdy nagle jego uwagę przykuł ledwo słyszalny dźwięk. Woda zaczęła niebezpiecznie bulgotać, a na tafli jeziora zaczęły się pojawiać zmarszczki. Coś najwyraźniej strzegło tego kielicha. Po chwili z jeziora wyłoniła się ogromna hybryda. Olbrzymi, wstrętny stwór o zielonkawej barwie rzucił się na Michała.
- Michał! - Laura natychmiast rzuciła nie do jeziora. Radek nie był w stanie się poruszyć z przerażenia.
- Laura uciekaj! - Michał za wszelką cenę chciał ustrzec Laurę przed czyhającym na nią niebezpieczeństwie. Za późno. Potwór schwytał bezbronną dziewczynę. Na nieszczęście potwora Michał zgromadził w sobie całą moc, którą posłał w stronę potwora. Hybryda zaczęła się wić z bólu, od raniących ją czerwonych promieni, by po chwili wypuścić ledwo żywą Laurę a samej kryjąc się w otchłaniach jeziora. Michał natychmiast podpłynął do dziewczyny.
- Nic ci nie jest? - spytał przestraszony.
- Uratowałeś mnie...Dzięki - uśmiechnęła się.
- Dobra, bierzemy ten kielich i spadamy stąd, zanim znów nie wypłynie jakaś poczwara - Michał pochwycił zdobycz i odpłynął do brzegu razem z Laurą, gdzie czekał już na nich Radek, który sprawiał wrażenie jakby się przeraził bardziej od nich - był blady jak kreda i ręką trzymał się za serce, które o mało, co mu nie wyskoczyło z przerażenia.
- W życiu nie widziałem czegoś takiego - wydukał wreszcie.
- Nie ględź tylko chodź, zanim nas coś znowu dopadnie - cała trójka ruszyła ku wyjściu.
Tymczasem w innej części lasu Adam i Wiktor siłowali się z więzami, które oplatały ich ciało. Byli jednak zbyt słabi, aby móc się uwolnić. Mówić też nie mogli, gdyż ich zakneblowano. Mogli tylko stać i patrzyć z nienawiścią na siebie.
Robiło się coraz chłodniej i powoli zaczął kropić deszcz, który po chwili zamienił się w potworną ulewę. Przyjaciele stali, moknąć coraz bardziej. Strużki wody spływały im po czołach, zaś ubranie coraz bardziej przylepiało się do ciała. Było im zimno, lecz nie mogli się rozgrzać. Wiatr dął coraz mocniej, rozczochrując im mokre włosy. Rozpoczęła się prawdziwa burza z piorunami. Adam dostrzegł, że za drzewem, do którego był przywiązany Wiktor zbliżają się do nich jakieś postacie. Nie leciały ona deskach - sunęły unosząc się nad ziemią. Adam poczuł dziwny skurcz w okolicach żołądka. Postacie miały na sobie czerwono- krwiste płaszcze a w rękach każda z nich trzymała kosę. Zbliżali się do nich Zakonnicy.


Ten post był edytowany przez avalanche: 17.01.2004 15:04


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 19.05.2003 19:44
Post #97 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



nununu, nieladnie tak chlopcow zostawiac, nieladnie ^^

dawaj szybciutko next parta, bo mi sie ciekawie zrobilo biggrin.gif


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 19.05.2003 19:48
Post #98 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



sassaa Abaś......nie teraz...kiedy nadejdzie pora...Ava wstawi łaskawie biggrin.gif może jutro?........nie wiem.....musze czekac na wenę bo nie wiem co dalej robić....w sensie za pare partów unsure.gif


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
avalanche
post 20.05.2003 20:00
Post #99 

Mistrz Różdżki


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1391
Dołączył: 11.04.2003
Skąd: Mementium Morium

Płeć: Kobieta



sory że krótkie ale takie wyszło wink.gif

Part 32

Wiktor nie rozumiał, co starał mu się przekazać Adam. Przyjaciel zaczął się gorączkowo wyrywać z więzów, rzucać się na wszystkie strony - wszystko to było jednak na próżno. Wiktor z lekkim niepokojem przyglądał się na szarpiącego się Adama. Pomyślał, że po prostu był już na niego tak zły, iż postanowił się wyrwać ze sznurów i go udusić. Było jedno "ale". Jeżeli Adam rzeczywiście miał być wściekły to, dlaczego w jego oczach widać było przerażenie i strach. Po chwili Wiktor zrozumiał, że przyjaciel najwyraźniej się czegoś przestraszył. Nie rozumiał jednak, czego.
Adam próbował coś wykrzyczeć do Wiktora, jednak na nic zdały się jego wysiłki. Wiktor stał przed nim nieświadomy zbliżającego się niebezpieczeństwa.

- Piękny ten kielich - zauważył Michał.
- I jest cały ze złota - powiedział Radek.
- Ciekawe skąd profesor Shepard miał tak cenny przedmiot? - Michał przystanął na chwilę. Pytanie Laury obudziło w nim jego czujność.
- Właśnie…To trochę dziwne. Taki drogi przedmiot...
- Co masz na myśli? -spytała Laura.
- Czy to nie dziwne, że profesor Shepard kazał nam szukać przedmiotu o takiej wartości narażając nas na takie niebezpieczeństwo, jakim było zmierzenie się z hybrydą?
- Może to na tym polegało, Michał? Może chciał nas sprawdzić...
- Laura, mi się to wszystko coraz mniej podoba. Nie sądzę, że Shepard narażał nas na TAKIE niebezpieczeństwo. Wierz mi, ale hybrydy nie są jakimiś potulnymi stworzonkami mieszkającymi w jeziorze. To krwiożercze bestie, z którymi wielu dorosłych, Atlantydów miałoby spory problem... - nastała cisza. Każde z nich zastanawiało się nad tym, co powiedział Michał.

W tym samym czasie na polanie rozgrywała się normalna lekcja. Mimo deszczu, Shepard nie zarządził powrotu do zamku. "Mały deszczyk" nikomu nie zaszkodzi - mawiał.
- Panie profesorze, a właściwie to, czego szukają tamci? - spytał jeden z uczniów.
- Mówiłem ci już Travis. Szukają SREBRNEGO kielicha....


Ten post był edytowany przez avalanche: 17.01.2004 15:06


--------------------
"Oznaką inteligencji najwyższej klasy jest zdolność do uznawania dwóch przeciwstawnych idei jednocześnie."
F. Scott Fitzgerald
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 20.05.2003 20:18
Post #100 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Opinia psorki ^o_o^ (sasasa ^^):

Krotkie, ale jednak cosik wnioslo ^^ A wiesz, ze podejrzewalam, ze to nie bedzie ten kielich? Wiedzialam, wiedzialam!! Sasasa, sasasa!! laugh.gif Jak male bobo sie zachowujem ^^ No ale cosh... Wesole jest zycie staruszka!! lalalalalalalaLAAAAAAAAA!!

Dobra, mi odbija, wiec ja juz wiecej nie pisze ^^


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

13 Strony « < 2 3 4 5 6 > » 
Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 15.05.2024 19:19