Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Chłopiec, Który... [z], pojedynkowe

Kitiara
post 15.01.2007 14:14
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Z dedykacją dla Shee'naz.

Pojedynek odbył się jakis czas temu, ale wklejam dopiero teraz z braku czasu.

Pozdrawiam!



Chłopiec, który...

Świat jest zły i jeszcze mu się to ułatwia.
[Franz Kafka]


Ciemność jest w każdym z nas. Nawet w tych najlepszych.
[Dean Koontz, „Trzynastu Apostołów”]

Noc

- Dumbledore mówił, że mam czyste serce... Możliwe, że kiedyś tak było.
Kiedyś... Ale to musiało się zmienić. Peter. Śmierć Syriusza... – Harry przygryza dolną wargę, a jego ciałem wstrząsa nieznaczny dreszcz. - I w końcu jego śmierć. Śmierć człowieka, który wierzył w moją dobroć i potęgę miłości żyjącej we mnie, miłości którą zostawiła mi matka... – Chłopak śmieje się cicho, przeszywająco. - Ale jej już nie ma, Snape... Nie ma jej od dawna. I ich też już nie ma...
Ich... Snape wie o kogo chodzi. Ginewra i Ronald Weasleyowie. Zginęli zaledwie cztery dni temu w potyczce ze śmierciożercami. Jasnozielone oczy spoczywają na Severusie, a były Mistrz Eliksirów czuje niemal fizyczny chłód od pustki, którą w nich widzi. Czuje chłód od świadomości tego, co chce zrobić Potter. Oddałby wszystko, żeby to się nigdy nie stało. Nie to.
Leży sparaliżowany, niezdolny do żadnego ruchu i zdany na łaskę szaleńca. Bo Potter jest szaleńcem. Jest obłąkany i nie ma już żadnego ratunku, ale mimo wszystko Severus postanawia spróbować. Postanawia próbować dopóki dusza chłopca jest cała.
- Nie rób tego, Potter! Zabij mnie, ale tego nie rób! Na Boga, nie rób tego ze względu na NIEGO!
- Nie waż się o nim mówić, Snape! – Harry niemal syczy. - Zapomniałeś, że ty go zabiłeś?! Zapomniałeś?
Severus milknie i z fascynacją wpatruje się w zimne oczy Pottera.
Cruciatus jest silniejszy od wszystkich jakie zadał mu kiedykolwiek Czarny Pan i długo musi łapać zimne hausty powietrza, żeby nie zemdleć. Chłopak patrzy na niego z obojętną, pogardliwą miną.
- Potter, musisz go pokonać. Nie pokonasz go, jeżeli.... jeżeli staniesz się taki sam jak on... Nawet jeśli go unicestwisz, to go nie pokonasz....
Chichot Harry’ego odbija się upiornym echem od zimnych murów domostwa Severusa.
Nie powinienem był tego robić, Albusie, nie powinienem był cię słuchać. Ten jeden raz nie powinienem był być ci uległy... Wybacz mi. – Mężczyzna, sparaliżowany eliksirem własnego pomysłu (cóż za ironia losu!), nie może zatkać uszu, więc zamyka oczy, zaciskając powieki niemal do bólu.
- Pokonam go, Snape. Pokonam go. Pokonam. A ty mi pomożesz w zdobyciu, jakby to ująć... większej potęgi.
- I zniszczysz siebie, Potter – Severus próbuje jeszcze raz dotrzeć do krnąbrnego, ale przecież dobrego chłopca, jakim jest Harry. Jakim był Harry. Ale doskonale wie, że tamten Harry odchodzi coraz dalej. Umiera powolną i bolesna śmiercią. A śmierć to proces nieodwracalny. – Nie rób tego, jeszcze nie jest za późno, jeszcze potrafisz czuć, jeszcze możesz wygrać...
- A od kiedy ci na mnie zależy, Snape? – szept Pottera wgryza się w mózg leżącego z siłą ostrej piły mechanicznej.
Były Mistrz Eliksirów widzi wznoszącą się różdżkę. Ale nie boi się śmierci. Nie śmierci.
Od zawsze – ostatnia myśl Severusa odchodzi cicho w błysku zielonego światła.

~~*~~

- Hermiono, nie płacz, nie wrócisz mu życia.
- Wiem...
Remus Lupin obejmuje drżącą dziewczynę.
- Musisz wziąć się w garść i walczyć.
Granger kiwa głową.
- Wiem, że to, co mówię jest okrutne...
- Jest prawdziwe! – Hermiona z zawziętą miną wyrywa się z objęć wilkołaka i stanowczym ruchem ociera łzy. Nie patrzy na nikogo, zwłaszcza nie na Freda i nie na George’a, nie na Molly i Artura.
Tonks kładzie znacząco palec na wargach, sugerując Remusowi milczenie, i mężczyzna zamyka na wpół otwarte usta nie wypowiadając ani słowa więcej.
W nowej siedzibie Zakonu Feniksa – zabezpieczonej na tysiąc sposobów przez Szalonookiego i McGonagall Wrzeszczącej Chacie - panuje niemal głucha cisza, zakłócana jedynie trzaskającym w kominku płomieniami, trawiącymi przyniesione zaledwie pół godziny temu drwa. Ogień ogrzewa pomieszczenie, ale nie jest w stanie ogrzać chłodu w sercach zebranych.
Hermiona wychodzi do kuchni, burcząc cicho, że zrobi dla wszystkich herbatę. Artur i Molly siedzą smutni i przygnębieni. Włosy pani Weasley są całkiem białe – posiwiały w ciągu kilku minut. Bliźniacy się nie uśmiechają - nie ma w nich ani odrobiny tak charakterystycznej im radości życia i obaj wyglądają na o wiele starszych niż w rzeczywistości. Alastor, Minerwa, Kingsley, Charlie, Bill, Fleur i pozostali członkowie Zakonu milczą zapatrzeni w kominek lub podłogę. Żadne z nich nie jest w stanie zacząć mówić, a przecież trzeba działać, trzeba ustalić plany na przyszłość, trzeba... Ale jak działać w obliczu kolejnych bezsensownych śmierci?
- Cała nadzieja w Harrym – szepcze Minerwa i milknie niemal zażenowana własnymi słowami.
Nikt nie ma odwagi powiedzieć, że sam Harry musiałby nadal mieć nadzieję.

~~*~~

Harry patrzy obojętnie na martwego Severusa. Myśli zaprząta tylko jedna rzecz. Horkruks.

Pamiętał jak to pojęcie było dla niego tajemnicze, kiedy je usłyszał po raz pierwszy. Jak przeraził się, gdy dowiedział się czym jest horkruks. Jak poznał tajniki magiczne, pozwalające stworzyć ten potężny artefakt i jaki czuł wstręt do tej praktyki i jaką poczuł fascynację, gdy dowiedział się więcej. Pamiętał jak zniszczył ostatni horkruks Czarnego Pana i jak jeden dzień później zginęli Ron i Ginny. Voldemort wściekł się utratą Nagini i zemścił okrutnie na jasnej stronie, a śmierciożercy byli bardziej bezwzględni niż zwykle.
Kiedy minął pierwszy szok i uczucie wszechogarniającej rozpaczy, Harry po raz pierwszy pomyślał, że horkruks, jego własny horkruks, pozwoli mu wyzwolić się z cierpienia. Przecież okaleczona dusza nie może odczuwać bólu tak bardzo jak dusza nienaruszona, prawda? Nie może. Horkruks pozwoli mu zdobyć większą moc, pokonać Voldemorta i pozbyć się bólu. Harry odsuwał od siebie jak najdalej myśl, że okaleczona dusza nie będzie już taka sama, że on nie będzie już taki sam. Ale gdzieś na dnie serca czuł, że już nie jest. Zaczął się zmieniać po śmierci Dumbledore’a, być
może wcześniej. Najpierw te zmiany były nieznaczne, ale później... Kiedy zabił Snape’a z myślą o tym, żeby podzielić swoją duszę, przestał być Harrym Potterem. Ale już wcześniej stał się kimś innym; w chwili gdy zobaczył martwe, zakrwawione ciało Ginny z szeroko otwartymi i pustymi oczami. Wtedy wiara w siłę miłości i dobra, którą powoli i metodycznie tracił, opuściła go na zawsze.


Harry zamyka oczy i bierze głęboki oddech, oddalając od siebie wszelki sentymentalizm, każde ludzkie uczucie, które w nim jeszcze jest i które jeszcze może się pojawić w jego sercu. Nie myśli ani przez chwilę o tym, co robi sobie, co robi swojej przyjaciółce Hermionie, co robi Zakonowi. Chociaż wie, że robi rzecz straszną. Wie, że kiedy wypowie pierwsze wersy inkantacji nie będzie już odwrotu.
Z serdecznego palca lewej dłoni zdejmuje srebrną obrączkę – dar od Ginny, który ofiarowała mu zaledwie dwa tygodnie wcześniej. Ale Chłopcu, Który Kiedyś Przeżył wydaje się, że to było dawno, bardzo dawno temu. Harry całuje obrączkę i znowu zamyka oczy. Jakaś cząstka jego świadomości krzyczy rozpaczliwie: „nie rób tego!”, ale on już nie słucha żadnego głosu. Wie, że zamierza splugawić dar ukochanej, dar najgłębszej, najczystszej miłości, ale podczas gdy temu staremu Potterowi wydałoby się to odrażające, temu nowemu wydaje się niemal zabawne. Harry uśmiecha się nawet, ale jest to uśmiech na poły smutny, na poły okrutny. Coś w nim, maleńka cząstka jego jestestwa, drży z odrazy na myśl o tym, co stanie się za chwilę, ale Harry ją ignoruje i wyjmuje z głębokiej kieszeni szaty sztylet. Sztylet ma srebrne ostrze, które lśni w promieniu jedynej świecy zapalonej przez młodego czarodzieja. Czarny zegar nad kominkiem, ze wskazówkami w kształcie węży, wskazuje dokładnie północ. Chłopak zamyka oczy i unosi prawą dłoń.
Nie rób tego, jeszcze nie jest za późno, jeszcze potrafisz czuć, jeszcze możesz wygrać... – Słowa Snape’a rozbrzmiewają w jego głowie głośno, jak dźwięczne dzwony, i Harry dygocze porażony siłą ich wymowy. Bo naprawdę jeszcze czuje.
Ściska sztylet tak mocno, że jego ręka drży.
- Nie chcę – szepcze i przełyka ślinę. – Nie chcę... – Głos zamiera mu w gardle, czuje dziwne osłabienie i bierze głęboki haust powietrza.
Harry unosi powieki i patrzy na ciało Severusa. Zimne, martwe ciało z pustymi oczami wpatrującymi się w sufit, tak samo jak kilka dni temu oczy martwej Ginny. Słowa Snape’a w jednej chwili tracą całe swoje znaczenie.
- Nie chcę miłości, nie chcę dobra, nie chcę pokory – szepcze już pewnie pierwsze słowa inkantacji Harry, a w jego wnętrzu narasta ból, straszny ból. Omal nie wypuszcza z lewej dłoni obrączki, a z prawej sztyletu.
- Najstarsza, prastara magio, matko moja, któraś zrodziła Merlina i Morganę i królową moją, Potęgę, daj mi nieskończenie istnieć. Daj mi Moc. Daj mi siebie.
Potter przecina lewy nadgarstek i z fascynacją patrzy na ściekającą krew. Pochyla rękę tak, aby posoka z nadgarstka spływała na srebrna obrączkę. Szlachetny metal cicho syczy, a Harry myśli o tym, że jego krew jest przeklęta, kiedy obrączka ledwie dostrzegalnie dymi.
Nagle ciało czarodzieja ogarnia tak straszliwy fizyczny ból, że wrzeszczy. Wrzeszczy jak zarzynane zwierzę. A potem są już tylko cisza i ciemność.

~~*~~

Członkowie Zakonu siedzą w ciszy. Niektórzy piją herbatę, niektórzy tylko patrzą w kominek lub podłogę. Wszyscy milczą. Za oknem wieje coraz silniejszy wiatr. Pogoda jest okropna, tak okropna jak na brytyjski październik przystało. Jak przystało na noc smutki, strachu i zwątpienia. W pomieszczeniu płoną bladym blaskiem białe świece, a wosk skapuje na mosiężne świeczniki, tworząc osobliwe wzory na gładkim metalu.
- Dochodzi północ – szepcze cicho Bill, a jedna ze świec, ta w którą intensywnie wpatruje się Hermiona, gaśnie.
Dziewczyna podchodzi by odpalić świecę od innej.
Wiatr huczy za oknem, z coraz większą siłą, i jakaś zabłąkana gałąź uderza mocno w zamknięte okno, powodując drżenie zebranych we Wrzeszczącej Chacie osób.
Panna Granger powoli wraca na swoje miejsce przy kominku i patrzy wymownie
na Minerwę. To ona jest teraz ich przywódcą. Ale McGonagall ciągle milczy zamyślona i smutna.
- Ktoś umarł – szepcze pani Weasley.
Wszyscy zwracają na nią spojrzenia. Molly prawie wcale nie odzywa się od śmierci swoich dwojga najmłodszych dzieci.
- Kiedy w zamkniętym pomieszczeniu gaśnie świeca to znaczy, że ktoś umarł. Ktoś dobry – dodaje szeptem pani Weasley, a jej mąż obejmuje ją ramieniem.
Gaśnie kolejna świeca, a Hermionę przeszywa dziwny dreszcz, ale nie podchodzi po raz kolejny, by ją zapalić. Robi to Fleur.

~~*~~

Harry leży na zimnej, szarej posadzce w domu Snape’a. Powoli wraca mu świadomość i zdaje sobie sprawę z tego, że musiał stracić przytomność. Patrzy na zegar, który wskazuję już piętnaście po pierwszej. Niepewnie podnosi się z podłogi, zastawiając się, co się stało. Bardzo szybko sobie wszystko przypomina
i jego ciałem wstrząsa spazm mdłości, które z ledwością tłumi.
Zamyka oczy i otrząsa się jak mokry pies. Prostuje się i patrzy pod nogi prosto na srebrną obrączkę, którą dostał od ukochanej. Mdłości mijają całkowicie, pozostaje świadomość wszystkiego co się stało i już się nie odstanie chociażby pragnął tego z całych sił. A przecież nie pragnie. Uśmiecha się krzywo i podnosi horkruks, po czym zakłada na serdeczny palec. Rozgląda się po pomieszczeniu, a jego wzrok pada na śpiącego w terrarium czarnego węża. Trzymetrowa, zwinięta w kłębek Mamba to niedawny nabytek Snape’a. Nawet były Mistrz Eliksirów potrzebował towarzystwa jakiegoś zwierzątka. Harry chichocze cicho na tę przewrotną myśl, po czym rusza do drzwi, specjalnie potrącając stopą martwy korpus Severusa.
- Marność nad marnościami i wszystko marność – szepce zasłyszane kiedyś od pastora na mszy słowa, a jego głos zachwyca i przeraża jego samego.
Jest inny, chociaż pozornie taki sam. I nie dotyczy to tylko głosu.
Harry zatrzymuje się w progu, zamyka oczy i powoli porusza palcami, czując jak w jego żyłach pulsuje magia. Tak silna jak nigdy dotąd, wszechogarniająca, pochłaniająca, uzależniająca.
Potter wie, że teraz bez problemu rzuci niektóre klątwy, które wcześniej sprawiały mu kłopot. Uśmiecha się do siebie, ale nie jest to miły uśmiech. Wie, że nie zdobył jakiejś nieobliczalnej mocy; jest po prostu bardziej świadomy tej siły, która w nim drzemie od zawsze, i bardziej świadomy tego jak tę magiczną moc można wykorzystać.
- Nie ma dobra i zła... – mówi głośno. – Nie ma.
Otwiera oczy i odzywa się w mowie węży. Lśniącoczarne cielsko drży nieznacznie i po chwili się pręży. Powieki unoszą się, ukazując czujne, żółte oczy gada. Mamba syczy wyzywająco, ale po chwili pokornie wpełza po konarze, który sprawił jej Severus, i wypełza z terrarium sunąc w kierunku nowego pana. Zdecydowanie woli iść z nim, niż marnie zginąć, chociaż sen był przyjemny i odprężający.
W bezpiecznej odległości od domu Severusa Harry rzuca zaklęcie trawiących płomieni. Ogień pochłania martwe ciało Snape’a i cały jego dobytek.
Potter aportuje się wraz z wężem w pobliżu siedziby Voldemorta.

~~*~~

Dopiero około godziny pierwszej narada Zakonu naprawdę się zaczyna. Każdy ma możliwość zabrania głosu i przedstawienia własnych pomysłów na strategię. Jednak wypowiedzi są nieliczne i bardzo lakoniczne, a każdy z obecnych myśli jedynie o tym, żeby zanurzyć się w bezpiecznych objęciach snu, najlepiej po zażyciu odpowiedniej dawki eliksiru zapewniającego brak koszmarów i innych nieprzyjemności. Zebranymi rządzą dziś smutek, marazm i poczucie bezsilności.
Trzydzieści minut po godzinie drugiej rozlega się pukanie do drzwi. Trzy razy, przerwa, dwa razy, przerwa i raz. Kod jest dobry, ale tę mugolską technikę porozumienia się mógł zdobyć każdy przeciętny czarodziej przy użyciu najzwyklejszego, nadużywanego ostatnio nagminnie przez obie strony, Imperiusa. Poza tym pora nie jest sprzyjająca do nadmiernego zaufania. Wszyscy siedzą w napięciu, czekając aż intruz odejdzie. Pukanie powtarza się po raz drugi. I po raz trzeci. W końcu zalega cisza. Słychać jedynie wycie wiatru i zawzięte sieczenie padającego od dwóch kwadransów ulewnego deszczu.
Nagle wszystkie świece gasną, a na środku pomieszczenia pojawia się wysoka, szczupła postać. Ogień płonący w kominku oświetla twarz przybyłego raczej upiornym blaskiem.
- Voldemort nie żyje – odzywa się cicho Harry.
Wszyscy wpatrują się w postać Pottera, zaskoczeni jego obecnością.
- Ciemno – szepcze Harry i bez użycia różdżki, jedynie gestem szczupłych palców, zapala świece.
Z ust Hermiony wydobywa się cichy okrzyk, a Minerwa blednie jak jedna ze świec.
Potter ma na nosie okulary, na jego czole widnieje blizna, a ciemne włosy są malowniczo potargane, ale... Każdy z zebranych wie, że coś z nim nie jest tak jak być powinno lecz nikt nie potrafiłby tego sprecyzować i ubrać w słowa. Jasnozielone, dziwnie przenikliwe, a zarazem obojętne oczy, rozglądają się po zaskoczonych
twarzach.
Zebrani czują się dziwnie nieswojo i chociaż nikt nie wyraża swoich wątpliwości, co do tożsamości przybyłego, młody mężczyzna odczuwa je niemal fizycznie. Potter znowu czuje to dziwne, przewrotne rozbawienie i... gorycz.
- Och, to naprawdę ja... Nie ma się czego obawiać. – Harry mówi łagodnie, niemal ciepło, a jednak każdy z obecnych czuje osobliwy chłód. – Voldemort zdechł.
- Harry? – szepcze Hermiona.
- Szszsz... – Potter kładzie palec na ustach i po chwili nie ma go już wśród obecnych.
Zapada głucha cisza.
- Tu nie można się aportować – mówi Szalonooki Moody powoli wychodząc z dziwnego odrętwienia. – To zbyt niebezpieczne ze względu na zabezpieczenia. Mogło mu się coś stać.
- On... Nie zachowywał się jak Harry – szepcze George. – Nie jak Harry.
- Ale to był Harry. – Luna nieznacznie drży.
- Cóż, przekonamy się – mówi sztywno McGonagall. – Jeśli unicestwił Voldemorta to... Zresztą... Nikt spoza naszych by się tu nie dostał. Alastor ma racje, to nawet dla nas jest niebezpieczne, więc lepiej tak lekkomyślnie nie postępować.
- Jeżeli to Harry, to czemu z nami nie został? – pyta cicho Longbottom. – Czemu pojawił się jak jakiś czarnoksiężnik, zupełnie suchy, podczas gdy leje ulewny deszcz? Czemu zachowywał się tak dziwacznie i znikł.
- Och! – Hermiona otrząsa się z poczucia mistyczności. – Jest ciemno, leje jak z cebra, jest wichura! Wszyscy mamy dziwne myśli, wszyscy jesteśmy zmęczeni i powinniśmy iść spać! Można użyć czarów, żeby się osuszyć, Neville, a Harry nie znikł tylko się deportował! Zawsze był lekkomyślny! – Mówiąc to, panna Granger patrzy wyzywająco na Minerwę. – Stracił Rona i Ginny, więc co jest zaskakującego w tym, że zachowuje się nienormalnie i nie ma ochoty na niczyje towarzystwo?! – Dziewczyna agresywnym ruchem odgarnia włosy z twarzy. - Nie wiem jak wy, ale ja wierzę, że Voldemort nie żyje, cieszę się z tego i idę spać. Dobranoc!
Hermiona niemal wybiega z pomieszczenia i podąża do małego pokoiku przygotowanego dla niej, Luny i Fleur. Cała drży. Doskonale wie, że Harry Potter się zmienił, a już na pewno nie ma w nim ani odrobiny brawury i lekkomyślności. Jednak rozpaczliwie odsuwa od siebie tę myśl.
Kładzie się i zasypia, gdy tylko przykłada głowę do poduszki.

Dzień

Hermiona budzi się i patrzy na dwa posłania obok. Fleur i Luna śpią smacznie i najprawdopodobniej bardzo głęboko. Panna Granger wstaje i przeciąga się, ziewając szeroko. Wie, że więcej nie zaśnie. Myśli o Harrym i próbuje wmówić sobie, że będzie tak jak dawniej. Że zawsze będą przyjaciółmi.
Zauważa przy swojej poduszce cienki pergamin i podnosi go, żeby przeczytać zapisane na nim czarnym atramentem słowa.

Nie szukaj mnie.
Nie myśl o mnie.
Zapamiętaj mnie takim jakim byłem kiedyś.
Harry


Hermiona czuje pod powiekami piekące łzy. Ubiera się i chowa kartkę w połach szaty. Wie, że nigdy nie wyrzuci tego listu. Ociera oczy i bierze głęboki oddech.
Idzie do kuchni, żeby zrobić sobie kanapkę, i odgania wszystkie nieprzyjemne myśli. Wita się zdawkowo z panią Weasley i kręci głową, gdy ta proponuje jej herbatę.
- Zrobię sobie kawę – mówi niemal przepraszająco.
Pół godziny później idzie do największego pokoju, który wszyscy ochrzcili „salonem”, i siada przy kominku rozpalonym przez Kingsleya. Zegar ścienny wskazuje godzinę ósmą trzydzieści pięć. Hermiona nie mówi tego na głos, ale z niecierpliwością oczekuje na Proroka Codziennego. I nie tylko ona. Wszyscy siedzą dziwnie napięci. Wiadomość o śmierci Czarnego Pana nikogo nie ucieszyła tak bardzo jak powinna. Ale zbyt wielkim bólem zwycięstwo nad nim zostało okupione. Zbyt wieloma stratami.
W końcu pocztowa sówka przynosi gazetę pannie Granger i odbiera od niej zapłatę. Hermiona niemal drżącymi palcami rozwija przesyłkę i patrzy na pierwszą stronę.
„Spektakularna śmierć czarownika wszechczasów” krzyczy nagłówek, a pod spodem widnieje tekst opisujący makabryczny dowcip pogromcy Voldemorta. Dziewczyna bierze oddech i czyta na głos.
- „Pod fontanną stworzoną na cześć idei braterstwa znaleziono dzisiaj rano zwłoki tego, którego imienia nie wolno wymawiać. Nie ma wątpliwości, że zamordowany był Czarnym Panem. Jego głowa spoczywała obok, a ciało było zalane czerwono-czarną posoką. Najwidoczniej uległ tak daleko idącym przemianom, że nie miał normalnej krwi. Ten, kto unicestwił Czarnego Pana, godzien jest naszej wdzięczności, jednak wątpliwości i słuszny niepokój budzi sposób, w jaki dokonano tego, w gruncie rzeczy, chwalebnego czynu. Ministerstwo nie podziela poczucia humoru tego, kto wybawił nasz świat od niebezpiecznego czarnoksiężnika jakim był Czarny Pan. Użycie czarnej magii jest uzasadnione, ale koszmarna demonstracja tego czynu zasługuje na naganę. Zwłaszcza napis umieszczony na fontannie, do zapisania którego została użyta krew zamordowanego...” Hermiona patrzy uważnie na zdjęcie fontanny i blednie.
- „Harry Potter jest martwy jak to ścierwo. Umarł król, niech żyje król.” - Jej głos jest ledwie słyszalny.
Próbuje czytać dalszą część artykułu, ale łzy powodują, że wszystko jest zamazane i niewyraźne. W drzwiach stają zaspane Fleur i Luna, a także Fred i George. Bill wyjmuje gazetę z dłoni Hermiony i czyta dalszą część.
- Wszyscy wiemy, że Czarnego Pana unicestwił najprawdopodobniej Harry Potter, o którym czytamy w mało zabawnym, makabrycznym i uwłaczającym godności czarodzieja napisie. Bohater proszony jest o stawienie się w Ministerstwie i usunięcie swojego rażącego i aroganckiego „dzieła”. Proszony jest też o stawienie się w Departamencie Prawa Czarodziejów, w celu wytłumaczenia swego karygodnego postępowania. Zbyt wiele łez i cierpienia stanęło na drodze do zwycięstwa jasnej strony, aby tak ohydnie z niego drwić...” Reszta to same dyrdymały. – Bill próbuje się uśmiechnąć, ale na jego twarzy pojawia się dziwny grymas bólu pomieszanego ze zgrozą. – O, dalej piszą, że napisu nie da się usunąć...
- Wiadomo do czego potrzebny im bohater – drwi George i próbuje się śmiać, ale jego śmiech jest tak pusty, że, zażenowany, szybko milknie.
- Harry Potter nie zrobiłby nigdy czegoś takiego! – McGonagall ma zacięty wyraz twarzy i wyrywa gazetę z rąk Billa. – Nie ten Harry Potter, którego znam! To jakieś bzdury!
Wszyscy patrzą zaskoczeni na Minerwę, która zawsze jest opanowana i rzadko kiedy okazuje światu swoje emocje. Teraz czyta w pośpiechu artykuł, a jej dłonie drżą. W końcu kobieta z niesmakiem wrzuca gazetę do ognia.

~~*~~

Szkocja. Piękny krajobraz. Cudowny zapach świeżości. To właśnie podziwiał Harry Potter przez ostatnie godziny.
Czarodziej podchodzi do drzwi mugolskiego hotelu i przekracza próg. Jedynym jego dobytkiem są: płócienny worek, wyblakła fotografia oraz różdżka i zmniejszony zaklęciem do jej rozmiarów jadowity wąż spoczywające w kieszeni szaty. Mężczyzna chce jak najszybciej znaleźć się w pokoju i odczarować Mambę, gdyż zbyt długie zaklęcie może spowodować nieprzyjemne dolegliwości u gada. Zamawia apartament i udaje się do pokoju numer siedemnaście.
Po kilku chwilach Harry wyjmuje różdżkę i z namaszczeniem zaczyna ją polerować. Trzymetrowa czarny wąż syczy cicho i zwija się u stóp swojego pana.

~~*~~

Ci z członków Zakonu, którzy nie musieli się udać do Ministerstwa, nadal przebywają we Wrzeszczącej Chacie. Zresztą często w niej przebywają. Niektórzy niemal się zadomowili. To ich azyl. Niepewny jak wszystko inne, ale azyl. Przebywając w chacie odczuwają większą wspólnotę.
Jest sobota, więc dyrektorka Hogwartu nie musi wracać jeszcze do szkoły. Zresztą Hogwart pod jej nieobecność jest w dobrych rękach pani Hooch. Molly w milczeniu szykuje obiad, a George, Fred, Charlie i Bill siedzą jak odrętwiali. Neville próbuje grać z Luną i Fleur w eksplodującego durnia, ale bardzo szybko przestają próbować zachowywać się normalnie. Harry się nie pojawił do tej pory i boją się pomyśleć, że być może już nigdy go nie zobaczą.
O godzinie czwartej sowa przynosi Hermionie Proroka Popołudniowego. Artykuł na pierwszej stronie powoduje, że dziewczyna wypuszcza gazetę z rąk i wybiega z płaczem z pomieszczenia. Ból który ją ogarnia jest nie do zniesienia. Tak nie może być. To nie jest prawda i nigdy się nie zdarzyło! W Proroku piszą bzdury. Jej Harry nigdy by tego nie zrobił! Nie on. Hermiona zwija się na w kłębek i szlocha, przyciskając do serca zmięty pergamin, który znalazła rano na swojej poduszce.

Charlie podnosi gazetę. Boi się przeczytać nagłówek artykułu z pierwszej strony, ale przełyka ślinę i spogląda na gazetę. Czarno-białe nieruchome zdjęcie trojga ludzi sprawia, że blednie tak, iż nie widać na jego twarzy nawet jednego piega. Ludzie na fotografii są martwi. Chuda kobieta i otyły mężczyzna siedzą na kanapie z szeroko otwartymi oczyma pełnymi przerażenia, przy stole niedaleko nich gruby jak wieloryb nastolatek zastygł w bezruchu przed ogromnym kawałkiem ciasta. Jego wybałuszone, pełne skrajnej histerii oczy i otwarte do krzyku usta mogłyby być nawet zabawnym widokiem, ale w obecnych okolicznościach budzą grozę. Jednak to nie zdjęcie najbardziej przeraża Charlie’ego ale informacja, że martwymi ludźmi są Mugole zamieszkali przy Privet Drive cztery – Petunia i Vernon Dursleyowie oraz ich syn Dudley.
McGonagall, widząc minę mężczyzny, wyrywa mu gazetę z dłoni i szybko czyta wyrywkowe zdania artykułu, w pośpiechu przebiegając tekst wzrokiem.

Znaleziono ich około godziny dwunastej. Jeden z pracowników firmy pana Dursleya zaniepokoił się jego nieobecnością...
Mugolska policja ogłosiła, że zmarli wskutek nieznanej przyczyny, być może silnego zatrucia...
Wiadomo, że zabiła ich
Avada...
Wiemy też ze sprawdzonych źródeł, że Państwo Dursleyowie byli mugolskimi opiekunami Harry’ego Pottera. W świetle tej informacji ich śmierć nie może być przypadkowa...

Czarownica bez słowa podaje Proroka panu Weasleyowi. Artur i Molly, w martwej ciszy, czytają artykuł z pierwszej strony. Żadne z nich nie jest w stanie przeczytać go na głos. W końcu Tonks wstaje i podchodzi do nich. Bierze z ręki Artura gazetę i zaczyna głośno czytać.

~~*~~

Harry odkłada wypolerowaną różdżkę i wyjmuje wyblakłe zdjęcie z kieszeni szaty. Jego rodzice. I on jako niemowlę. Album spalił prawie dwa tygodnie temu, ale tę fotografię pozostawił. Na razie. Wie, że ją także kiedyś strawią płomienie. Dotyka wizerunku promiennie uśmiechniętej kobiety. Sam niemal się uśmiecha. Niemal. Z powrotem chowa zniszczone już zdjęcie do kieszeni i rozgląda się bez zaciekawienia po pomieszczeniu.
W końcu uważnie spogląda na czarnego węża u swoich stóp. Przenikliwe, jasne oczy Mamby wpatrują się w niego w napięciu.
- Nazwę cię po prostu Draco*... Pasuje? – Ten, który zabił Czarnego Pana odzywa się w cicho w mowie swojego nowego podopiecznego.
Pysk stworzenia otwiera się, ukazując czarne jak węgiel wnętrze i ostre kły. Język porusza się leniwie.
- Podoba ci się, Draco... przyjacielu... – Mężczyzna chichocze cicho zadowolony ze swojego przewrotnego dowcipu i gładzi łeb węża, a gad mruży ślepia z zadowoleniem.
- Nie ma dobra i zła – syczy śpiewnie Potter, a żółte oczy wpatrują się niego z adoracją. - Nie ma dobra i zła, nieprawdaż? Jest tylko potęga oraz słabi i ci silni, którzy w końcu potrafią to zrozumieć. Nie ma dobra i zła, to by było takie... melodramatyczne. Są tylko potęga i słabość. Tak jest lepiej.

~~*~~

Około godziny piątej po południu znowu rozlega się pukanie do drzwi. Tym razem Minerwa otwiera i zastyga zaskoczona.
- Ja chciałem przeprosić i powiedzieć, że tak naprawdę już od dawna jestem po waszej stronie – odzywa się niemal szeptem blady chłopak, stojący w progu.
- Wiesz, że zasłużyłeś na Azkaban – odpowiada oschle czarownica.
- Być może... Snape kazał mi tu przyjść wcześniej, ale nie miałem odwagi. Wiem, że jest za późno, że już po wszystkim...
Minerwa prycha lekceważąco.
- Severus Snape był zdrajcą najgorszego gatunku! – kobieta podnosi głos. – Nie wypowiadaj jego imienia i nazwiska. To przeklęty człowiek.
- Nieprawda! – Draco Malfoy podnosi spuszczony wzrok i hardo patrzy w oczy postawnej czarownicy. – On chciał, żebym był po waszej stronie, ale ja wolałem ukrywać się i przed wami i przed nimi. Jestem tchórzem, ale on tchórzem nie był. I nie był zdrajcą!
- Nie był? – coś w postawie i głosie chłopaka sprawia, że wzrok Minerwy nieco łagodnieje.
- Nie, a teraz nie żyje, więc już nie mogłem się ukrywać. Teraz już nikt by mnie przed nimi nie bronił... Już nikt. – Draco drży i dopiero teraz widać jak bardzo się boi. – Ktoś go zabił i spalił jego dom, więc w końcu przyszedłem tutaj. Tylko on chciał dla mnie dobrze...
- A twoja matka? – McGonagall nie może poradzić nic na to, że jej głos jest miekkszy, niemal ciepły.
Draco znowu spuszcza wzrok, a Minerwa oblewa się czerwonym rumieńcem. Zupełnie zapomniała, w ferworze wszystkich przytłaczających przeżyć, że Narcyza zginęła przeszło miesiąc temu.
- Przecież nie żyje... Przeze mnie. – Chłopak przełyka łzy. – Nie byłem.. dobrym sługą... – Draco milknie, żeby się nie rozpłakać.
Minerwa wpatruje się z napięciem w niespodziewanego gościa.
- Wejdź – mówi w końcu.
Malfoy patrzy na nią nieufnie.
- Wejdź powiedziałam – dodaje ostrzej, ale spogląda na blondyna łagodnie, zaskoczona jego postawą, i zastanawia się, gdzie podział się ten pełny buty i pogardy dla wszystkich poza sobą arystokrata. Ona widzi tylko zabłąkanego chłopca, który... No właśnie. Który co? Który szuka dla siebie ochrony? A nawet jeżeli tak, to co w tym złego? McGonagall bije się ze swoimi myślami i obserwuje Malfoya, który niepewnie przekracza próg chaty.
Wymija go i wchodzi do „salonu”.
- Mamy gościa, a właściwie nowego członka Zakonu – mówi głośno, a obecni patrzą na nią z zaciekawieniem. – Wejdź, Draco.
Malfoy wchodzi. Milczy i spuszcza wzrok.
Wszyscy patrzą na niego ze smutkiem, z zaskoczeniem, ale bez nienawiści. Nienawiść widnieje tylko w jednej parze oczu. Bursztynowej. Hermiona patrzy na przybysza z odrazą. To Harry powinien tu być, nie ten tchórz. Jej przyjaciel. Dobry i szlachetny Harry Potter, a nie Wypłosz Jestem Od Was Wszystkich Lepszy Malfoy.
Prycha z pogardą i ostentacyjnie wychodzi cały czas trzymając prawą dłoń na kieszeni szaty, w której tkwi list. Za progiem zaciska wargi, żeby się znowu nie rozpłakać.
Alastor łypie nieufnie na Dracona.
- Powiedz, czemu tu jesteś, Draco – mówi łagodnie McGonagall.
Chłopak milczy. Nigdy nie czuł się tak jak teraz. Zawsze był „kimś”, aż do czerwca zeszłego roku, gdy na jego przedramieniu pewien czarnoksiężnik wyrył Mroczny Znak i kiedy bezpowrotnie skończyło się jego dzieciństwo. Nigdy jednak nie czuł się tak bezradny, tak zależny od innych. I nigdy tak nie pragnął akceptacji jak teraz. Bo nigdy jej nie potrzebował.
- Ja... – szepcze, ale głos więźnie mu w gardle i przełyka łzy.
- Draco, tutaj nikt cię nie potępia.
Malfoy unosi głowę i patrzy prosto w ciepłe, brązowe oczy Remusa Lupina.
- Nikt cię nie potępia – powtarza wilkołak. – Każdy ma prawo do tego by popełniać błędy i by je naprawiać. Każdy.
Chłopak przełyka ślinę, a potem zaczyna mówić. Nikt go nie ponagla, nikt się z niego nie śmieje, nikt nie okazuje pogardy.
Nikt poza Hermioną, która siedzi na swoim posłaniu i usilnie stara się nie płakać.

~~*~~

- Granger...
Hermiona patrzy przez ramię, ale potem z powrotem odwraca wzrok.
- Idź stąd – warczy cicho.
- Granger, pani Weasley prosiła mnie, żebym po ciebie przyszedł. Jest kolacja.
- Doprawdy, Malfoy, już nie "gruba świnia”, ale pani Weasley... Jestem pod wrażeniem.
Malfoy czuje skonsternowanie, ale także złość.
- Granger, nie uśmiecha mi się łazić za jakąś rozkapryszoną pannicą, ale zostałem o to grzecznie poproszony. Więc się łaskawie rusz i zejdź na dół, bo ja prosić, zwłaszcza grzecznie, nienawidzę.
Hermiona rzuca Draconowi spojrzenie pełne odrazy.
- Nie jestem głodna – cedzi przez zęby.
- Więc miłego głodzenia się. I nawet o tym nie myśl. To żałosne.
- Wynoś się. Nie masz pojęcia czym jest ból, strata i bezsilność, i zabraniam ci używania wobec mnie legilimencji, Malfoy. – Hermiona jest tak wściekła, że nie krzyczy, ale jadowicie syczy.
- Masz rację, Granger. Ja nie mam uczuć, a śmierci matki nawet nie zauważyłem. To, że kilku moich przyjaciół gryzie ziemię od paru miesięcy, też mnie nie rusza. Miłego użalania się nad sobą.
Zamierza odwrócić się i wyjść, ale Hermiona mu nie pozwala.
- Nienawidzę cię, Malfoy - mówi. - Nienawidzę cię, za to, że jesteś tu zamiast Harry’ego. Rozumiesz?
Draco się nie odzywa. Patrzy na dziewczynę, która bezmyślnie mnie w dłoni kawałek pergaminu.
- A wiesz dlaczego tu jestem? – pyta po dłuższej chwili krępującego milczenia.
Hermiona nie zamierza odpowiadać, jedynie wzrusza ramionami.
- Jestem tu, ponieważ coś zrozumiałem. Zrozumiałem, że dobro i zło to nie tylko puste frazesy, Granger. I że zło może jedynie niszczyć, nie budować. Dlatego tu jestem. Ale wydaje mi się, że ty nie podzielasz mojego zdania.
- Dobro zawsze przegrywa. – Głos dziewczyny brzmi dziwnie pusto. – A ty jesteś zwykłym tchórzem, który potrzebuje schronienia.
Draco uśmiecha się gorzko.
- Być może jestem tchórzem, ale wiem, że źle postępowałem. I zadziwia mnie, że ktoś, kto całe życie był po właściwej stronie, zastanawia się nad tym, żeby ją zmienić. Z doświadczenia wiem, że nie warto.
Malfoy odwraca się i wychodzi.

Pół godziny później Hermiona schodzi na dół. Molly Weasley wstaje, żeby przynieść jej kanapki. Granger dotyka lewej kieszeni szaty, gdzie złożony tkwi list od Harry’ego. Wie, że ból po stracie Rona kiedyś w końcu minie, ale ból po stracie Pottera nigdy. Zastanawia się, czy kiedykolwiek przyzwyczai się do myśli, że jej przyjaciel wybrał w końcu tą drugą stronę medalu. Tą, którą Draco Malfoy nazwał złem. Może się przyzwyczai lecz nigdy się z tym do końca nie pogodzi.
Ale na pewno wie jedno, że zapamięta Harry’ego jako Chłopca, Który Przeżył.

*Draco (łac.) - smok, wąż.

koniec

Ten post był edytowany przez Kitiara: 15.01.2007 14:22


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Josephine
post 15.01.2007 16:05
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 49
Dołączył: 01.12.2006
Skąd: Z piekła rodem...

Płeć: Kobieta



Naprawdę bardzo dobre smile.gif Ostatno nie było Cie tu widac i liczę, że dokończysz opowiadania które zaczęłaś bo są świetne... smile.gif


--------------------
Nie należy sądzić, że diabeł kusi jedynie ludzi genialnych. Gardzi zapewne głupcami, ale nie lekceważy ich pomocy. Przeciwnie, pokłada w nich wielkie nadzieje.

[ Charles Baudelaire ]

http://s10.bitefight.pl/c.php?uid=73129
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Rosssa
post 23.01.2007 17:02
Post #3 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 205
Dołączył: 25.09.2006
Skąd: City centre

Płeć: Kobieta



Ból i rozpacz po stracie bliskich osób Harry'emu pokazały ścieżkę na drogę zła. Niestety Wybraniec nie pozbierał się i zostawił resztę przyjaciół, i odszedł.

Bardzo mi się podobało, tylko szkoda, że to nie dłuższe opowiadanie sad.gif Szczerze mowiąc wyobrażałam sobie ciąg dalszy...Kolejne Twoje dzieło udane smile.gif

Pozdrawiam serdecznie smile.gif

Ten post był edytowany przez Rosssa: 23.01.2007 17:02


--------------------
Love - devotion
Feeling - emotion

Don't be afraid to be weak
Don't be too proud to be strong
Just look into your heart my friend
That will be the return to yourself
The return to innocence.

If you want, then start to laugh
If you must, then start to cry
Be yourself don't hide
Just believe in destiny.

Don't care what people say
Just follow your own way
Don't give up and use the chance
To return to innocence.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
LilienSnape
post 24.01.2007 20:21
Post #4 

Prefekt Naczelny


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 579
Dołączył: 11.12.2006
Skąd: Roseau

Płeć: Kobieta



boskie ^^ z reszta jak kazde twoje opowiadanie ; D tylko szkoda, ze takie krotkie .


--------------------
user posted image
what the fuck was i thinking?

Lenka.

chomik !
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zwodnik
post 26.01.2007 00:12
Post #5 

Prefekt


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 341
Dołączył: 05.04.2003




Ekhm...(coby znowu nie było, że ludzie nie komentują smile.gif ). Dobre. Naprawdę dobre. Tradycyjnie nie ma jak się czepić do stylu czy języka. Jedyne, co można było zrobić nieco inaczej to poświęcenie większej ilości miejsca na przyczyny, mniejszej na skutki (proporcje). Na początku wydawało mi się, że żadne uzasadnienie się nie znajdzie. Potem okazało się, że jest i to nieliche. Ale koniec końców nie wykorzystałaś w pełni potencjału, jaki daje wyjaśnianie przyczyn przejścia na ciemną stronę. To powinna być oś tego opowiadania, a tutaj jakoś umyka - zwłaszcza, że wszystko dzieje się zbyt szybko. Przejście na ciemną stronę to nie jest coś nieprawdopodobnego. Ale gdyby trwało nieco dłużej (czyt. było bardziej rozbudowane), byłoby bardziej przekonujące.

Tyle ode mnie, świetna robota.

P.S. Na koniec pozwolę sobie mimo wszystko zatęsknić za opowiadaniami jakie poszły w odstawkę z powodu prac nad pojedynkowymi jednopartówkami.

Ten post był edytowany przez Zwodnik: 26.01.2007 01:51


--------------------
AMOR PATRIAE NOSTRA LEX...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Rosssa
post 26.01.2007 00:17
Post #6 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 205
Dołączył: 25.09.2006
Skąd: City centre

Płeć: Kobieta



Ahh sad.gif Widzę, że nie tylko ja tęsknie za opowiadaniami Kitiary sad.gif Kurcze no smutno, że dalsze części się nie pojawiają sad.gif


--------------------
Love - devotion
Feeling - emotion

Don't be afraid to be weak
Don't be too proud to be strong
Just look into your heart my friend
That will be the return to yourself
The return to innocence.

If you want, then start to laugh
If you must, then start to cry
Be yourself don't hide
Just believe in destiny.

Don't care what people say
Just follow your own way
Don't give up and use the chance
To return to innocence.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Madziunia
post 20.02.2007 15:18
Post #7 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 19.02.2007




Kiedy czytałam ten tekst zrobiło mi się smutno i poczułam dziwną pustkę. Opowiadanie jest piękne, ale trochę przygnębiające. Wydawało mi się, że Harry zajął miejsce Voldemorta. Stworzył sobie hokruks, zaczął zabijać z całkowitą obojętnością. Przestał kochać, wierzyć w magię miłości, uwierzył w to, że nie ma dobra i zła. No i jeszcze ten wąż.
Podobała mi się postawa Snape'a, na koniec Dracona, ale Hermiona... sad.gif

QUOTE(Zwodnik @ 25.01.2007 23:12)
P.S. Na koniec pozwolę sobie mimo wszystko zatęsknić za opowiadaniami jakie poszły w odstawkę z powodu prac nad pojedynkowymi jednopartówkami.
*


Ja też.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Eulalia_Cloak
post 20.02.2007 18:39
Post #8 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 58
Dołączył: 09.08.2005
Skąd: espagne!! :D

Płeć: Kobieta



Czytalam i strasznie chcialo mi sie plakac. To chyba najgorsze z mozliwych rozwiazan ksiazki, a ty ujelas je tak, ze mrozi i naprawde przejmuje. Gratuluje, swietne opowiadanie.
Tylko troche mi teraz pusto.


--------------------
"-nigdy bowiem nie pozwalał sobie na nieuprzejmość wobec drugiej osoby, jeśli nie było ku temu bezpośredniej przyczyny."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Annik Black
post 27.02.2007 00:21
Post #9 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 64
Dołączył: 02.11.2005
Skąd: Wrocław

Płeć: Kobieta



Opowiadanie świetne, tak samo zresztą jak pomysł. Podoba mi się to jak jest pokazana przemiana Harry'ego i Dracona... świetne. Takie zakończenie sagi mnie by usatysfakcjonowało, ale wydaje mi się że innych czytelników nie. Opowiadanie krótkie troszkę (brak mi ciągu dalszego sad.gif) można by pisać dalej, ale to chyba minęłoby się z celem... Jednym słowem ff bardzo mi się podobał, tylko czemu czuję taką dziwną pustkę...


--------------------
"There is no good and evil, there is only power... and those too weak to seek it."
"Died rather than betray your friends."
"Voldemort... is my past, present and future...

Nieruchomości - znam się na tym :)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zakohana w książkach
post 29.04.2007 16:31
Post #10 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Pustka. To jedyne słowo, którym mogę zdefiniować moje odczucia po przeczytaniu tego wspaniałego fanficka. Nie czuję nawet smutku. Tylko pustkę. Coś jakby jedyna nadzieja we mnie umarła. A opowiadanie cudowne i nie potrzebuje dalszego ciągu.


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Miss-Malfoy
post 01.01.2008 00:49
Post #11 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 72
Dołączył: 03.11.2007
Skąd: Z otchlani opetania na samym dnie paranoi.

Płeć: Kobieta



Nie na temat:

I jest Dracus ^^.

Na temat:
Smutne.
Naprawde.
Potter zapowiadal sie o wiele lepiej.
Nawet jezeli nie lubie Rona to wciaz czuje sie dziwnie czytajac ze umarl.
Slicznie piszesz ^^.


--------------------
SLYTHERIN... And PROUD.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
puszka_po_konserwie
post 10.01.2008 20:26
Post #12 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 02.01.2008
Skąd: W trzcinie w przebrzeszynie

Płeć: Kobieta



Oj, dobrze zrobiłam że sięgnęłam po resztę Twojej twórczości, oj bardzo dobrze.
Bardzo ładne sceny, malownicze wręcz.

Więcej, więcej, więcej twoich ff >XD.


--------------------

user posted imageuser posted image

user posted image

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Nadia vel Ariana
post 21.02.2010 23:42
Post #13 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 26.11.2009




Achhhh...
Pięknie blush.gif
Tak własnie powinno się to skończyć. Taki ból byłby nie do zniesienia. Może to po prostu słabość mojego charakteru, ale nie wiem, czy miałabym siłę dalej walczyć opierając się na Dumbldorze i stereotypach, niedomówieniach, niewiedzy i zawodzącym d o b r z e. "Są słabi i ci silni."
Pieknie pokazane szaleństwo.
Miniaturak jedna z Twoich najlepszych, Kitaro.


--------------------
Jeżeli zabałaganione biurko jest oznaką zabałaganionego umysłu, oznaką czego jest puste biurko?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.03.2024 22:14