Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Być Szczęśliwym Mimo Wszystko.., Hermiona & Dracon.

Liryczny_Wandal
post 05.10.2010 16:12
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 11.02.2009
Skąd: St.B - PoLsKa - Nie Elegancja FrAnCjA

Płeć: Kobieta



Cześć. Chcę wyrozumiałości i szczerej krytyki. smile.gif Przepraszam za jakiekolwiek literówki..



Zimny i ponury dzień, w sam raz na spacer, pomyślał z przekąsem Dracon.
Siedział w swojej willi, spadku po nie żyjących już rodzicach, którzy zginęli w walce dobra ze złem, w walce, w której Harry Potter zabił Lorda Voldemorta.
Na kolanach siedziała mu córeczka, Elizabeth. Powinna być w przedszkolu, ale potrzebował miec przy sobie kogoś bliskiego jego sercu, zwłaszcza, że dziś jest ten dzień.
Miał na sobie czarny, równo skrojony i szyty na miarę u sławnego krawca garnitur. Dzięki spadkowi rodziców mógł sobie pozwolić na jakikolwiek luksus i życie ponad miarę. Beth ubrana była w śliczną kremową sukieneczkę, białe rajstopki i pantofelki dopasowane do kreacji, na głowie miała słomkowy kapelusz, który miał za zadanie chronić ją przed listopadowymi podmuchami wiatru.
Za godzinę miał pojawić się tu jego najstarszy syn, Jake. Siedemnastoletnia kopia swego ojca za czasów szkolnych - platynowe włosy, szare, pociągające oczy, blada cera, krwistego koloru wąskie usta. Ale z charakteru był istnym przeciwieństwem; odpowiedzialny, poważny, przykładny. Unikał kobiet jak ognia i w ogóle się nie otwierał przed nimi, nie chciał angażować się w jakiekolwiek związki, bo nie chciał być zraniny. Strasznie wrażliwy.
Dwaj bliźniacy, Xavier i Francis, byli od niego o trzy lata młodsi. Jednojajowi - kropka w kropkę. Podłużne twarze, niebieskie oczy i blond czupryny. Rozrabiaki. Identyczni z charakteru, bardzo żywi, roześmiani i inteligentni chłopcy.
Beth - choć miała dopiero pięć lat - miała swoje kobiece i kapryśne humory i Dracon musiał przyznać, że wyrośnie z niej silna i niezależna kobieta.
Skorpius miał pół roku i teraz sobie grzecznie spał na górze, jak zwykle. Był cichym i spokojnym dzieckiem. Od niedawna zajmowała się nim niania.
Niania - nie matka...
Usłyszał trzask zamykanych drzwi i szybko zerwał się na nogi, wziął małą Beth na ręce i wszedł do holu. Bardzo uczekiwał powrotu synów na łono rodzinne. Dziewczynka chyba też, bo się uśmiechnęła. Była bardzo do niego podobna, z resztą - wszystkie dzieci były do niego podobne.
Do niego - nie do matki...
Bardzo żałował, bo jego żona była bardzo piękną kobietą. Brunetką, a w jego domu panoszyły się same blond czupryny o nieskazitelnie mlecznych cerach, prostych włosach i - w różnych odcieniach - niebieskich oczach. Wdali się całkowicie w niego. Czyste tatuśki, jak przywykł ich nazywać jego przyjaciel, Blaise Zabini.
- Witaj, tato - dwaj bliźniacy rzucili się na Dracona i uściskali go mocno, blade uśmiechy gościły na ich wargach, najstarszy syn ograniczył się tylko do uściśnięcia dłoni ojcu, nie zobaczył żadnego blasku w jego oczach, pozostał tam tylko smutek, ból i cierpienie.
- Cieszę się, chłopcy, że was widzę, naprawdę! - Dracon również uśmiechnął się z wysiłkiem. Młoda Beth szalała z radości, że jej kochani bracia ją odwiedzili. Mimo woli, twarze Malfoy'ów się trochę rozjaśniły.
- Wiesz, ojcze, wielo o tym wszystkim myślałem, i doszedłem do wniosku, że tak nie można - odezwał się Jake. Był zdenerwowany, mówił krótko, tak jakby więcej słów wypowiedzianych sprawiały mu przykrość. - Musisz wyjść na dwór, wrócić do pracy, żyć tak, jak... kiedyś - te słowa wypowiedział tak cicho, że zaczął się zastanawiać, czy ktoś, w ogóle, go usłyszał...?
Bliźniacy na tą wzmiankę zaprzestali swych zabaw z siostrzyczką i spojrzeli na brata, i ojca.
- Minął dopiero miesiąc, właśnie dziś - uciął krótko. Nawet nie spojrzał na nikogo, jego wzrok był martwy i przenikał przez dusze wszystkich zgromadzonych. Jake poczuł gęsią skórkę i zrobiło mu się nieprzyjemnie chłodno.
- Mama by tego nie chciała - walczył nadal, bo nie mógł patrzeć, jak ojciec coraz bardziej zamyka się w sobie. I tak teraz odzywał się do niego iście bezosobowym i lodowatym tonem, to wiedział - a przynajmniej miał taką nadzieję - że ojciec go kocha.
- Nie obchodzi mnie to, co by chciała wasza matka - warknął Dracon. ten temat był dla niego świeży, za świeży aby mógł o tym rozmawiać.
- Właśnie! Nigdy Cię to nie obchodziło, co mama miałą do powiedzenia - Jake nie ustępywał. - Zawsze ją ignorowałeś i dawałeś do zrozumienia, że masz nad nią władzę jakby była nic nieznaczącą kobieta, a była bardzo wartościowa! Była inteligentna i czuła w przeciwieństwie do Ciebie! Gdybym był na Twoim miejscu, to po tych dwudziestu latach małżeństwa, kochałbym ją bardziej niż my wszyscy razem wzięci!
- Ale nie jesteś na moim miejscu i nigdy nie będziesz - wycedził przez zaciśnięte zęby Senior Malfoy. Cały czas zaciskał pięści, które cały czas mu się pociły. Nie mógł wytrzymać tej presji, jaką narzucił mu Jake. - Nie wiesz nic o naszym małżeństwie i niech tak zostanie. Powiadają żeś mądry, więc wykorzystaj nalezycie swą inteligencję.
- Może i mówią, ale ona była moją matką. Biłeś ją, torturowałeś, katowałeś i wykańczałeś psychicznie, chyba mam prawo wiedzieć, jak było z wami, prawda?
- To niech powie Ci sama - wrzasnął Dracon, a po jego słowach zapadła cisza, którą przerwał płacz Elizabeth.
- Nienawidzę Cię, Malfoy - powiedział Jake, na pozór opanowanym i spokojnym głosem, choć w gardle coś go dławiło. Chciał dodać jeszcze "przepraszam, tato, kocham Cię", ale nie mógł już wykrztusić z siebie ani jednego słowa.
- Rób jak uważasz - mruknął Dracon, a Jake nawet nie próbował ukryć rozczarowania. Chciał aby ojciec zaprzeczył, walczył lub też mu wygarnął, że go nienawidzi, ale nie był przygotowany na taką obojętność i zgodność!
Wziął Beth na ręce, odezwał się coś do braci i poszedł na górę. Bliźniacy spojrzeli po sobie i już wiedzieli, co dokładnie zrobić - poszli za Jake'em.

Dracon patrzył jak wszystkie jego dzieci odchodzą. Serce pękało mu na miliony drobnych kawałeczków. Jego żona nigdy by nie dopuściła do takiej sytuacji. Wytłumaczyłaby dzieciom zachowanie ojca, a oni potulnie i ze skruchą zaczeliby go przepraszać. Ale jej już nie było w ich życiu i nigdy nie będzie...
Sam doprowadził do nienawiści między swoją rodziną. Robił to samo, co kiedyś jego ojciec. Boże! A tak się zrzekał, że nigdy nie pójdzie w jego ślady, ale w głębi duszy czuł, iż jego żona wiedziała, na co się godziła i wiedziała, że będzie taki sam jak Lucjusz Malfoy.
Za godzinę mieli iść do kościoła, a tymczasem jego dzieci się wyprowadziły. Widział jak niania wychodzi zaraz po ich pójściu na górę, a sami z walizkami, wyszli po trzydziestu minutach.
Dracon siedział cały czas w tym fotelu, sączył Brandy i patrzył jak odchodzi od niego wszystko to, co tak naprawdę w życiu bardzo mocno kochał. Zabrali mu nawet Scorpiuska, jego maleńką kruszynę...
Głupi! Nawet nie oponował! Jego cholerna duma! Dlaczego nie pozwoliła mu ich zatrzymać?! Znienawidził siebie za to, kim jest i za to, kim mógłby być, dlaczego nie był inny...?
Dlaczego żona od nich odeszła?! Obwiniał ją za każde nieszczęście jakie spotkało jego rodzinę w ciągu minionego miesiąca. Nie chciał, żeby ich zostawiała, żeby zabierała ze sobą ich ostatnie dziecko - chciał je kochać tak samo, jak kochał wszystkie...



Na razie takie wprowadzenie. Bless ya!


--------------------
nie płacz po mnie, proszę..
i tak jesteśmy z dala od sceny i ocen.. :O

Track13
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
katbest
post 06.10.2010 19:35
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 35
Dołączył: 01.04.2009
Skąd: Gdynia

Płeć: włóczykij



Yhm...
Od czego zacząć?
Zaciekawiłaś mnie. Sądzę że żoną może być Hermiona, ale nie daje głowy. czarodziej.gif
A co do literówek?
Nie zwracałam uwagi.
Napisz resztę! smile.gif
Katbest


--------------------
"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać." - Antoine de Saint-Exupéry
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
NarcyzaBlack
post 06.10.2010 21:01
Post #3 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 13
Dołączył: 29.05.2010

Płeć: Kobieta



Jestem bardzo ale to bardzo zaciekawiona. Tak na prawdę nie wiem, czy jego żona (jak mniemam hermiona) nie żyje, czy po prostu od niego odeszła.

Jeżeli to na prawdę Hermiona to aż byłoby dziwne że znosiłaby to wszystko co wypomniał Draconowi jego syn.

Cóż, sprawiłaś, że będę tu zaglądać codziennie w oczekiwaniu na nową notką smile.gif


--------------------
To będzie szybkie... może nawet bezbolesne... nie wiem... nigdy nie umierałem...
Lord Voldemort
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Lady_Gosha
post 10.10.2010 11:36
Post #4 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 36
Dołączył: 03.03.2010
Skąd: Biała Podlaska

Płeć: Kobieta



Ogólnie bardzo mi się podoba.
Tak jak dziewczyny mam podejrzenia co do rożnych rzeczy , Jestem raczej za tym ,że odeszła niż ,że zmarła.
Co do niej samej myślę ,że to Astoria Greenrgasss , bądź któraś z czysto krwistych dziewcząt.
W temacie jest wpisana Hermiona , więc z nią albo się teraz zwiążę albo jak mówiły moje poprzedniczki to była ona sama.
Ech.... tak się zapętliłam ,że pewnie mało kto zrozumiał o co mi chodziło.
Przede wszystkim chciałam powiedzieć ,że podziwiam cię . Ten pomysł może się wydać niektórym oklepany ,ale ty przedstawiłaś go w czystym i przejrzystym świetle co ogólnie nam daje ładny początek opowiadania.
Weny życzę oraz czasu .
Pozdrawiam .
Ave LG.


--------------------
To ja jestem wagą zbrodni...i mieczem kary.... I hate this part,I hate this part,just that.
Nie ufam nikomu,nikomu się nie zwierzam i nie widzę takiej potrzeby,jedyną mą towarzyszką : śmierć ...czasem też pragnienie...
''Od grzechu zaczął się Mój świat, a że Bóg Mnie stworzył, a Szatan opętał - Jestem więc odtąd po dziś dzień raz grzeszna, a raz święta"
To będzie szybkie... może nawet bezbolesne... nie wiem... nigdy nie umierałam...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Serena van der Woodsen
post 10.10.2010 20:07
Post #5 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 80
Dołączył: 14.04.2008

Płeć: Kobieta



Mnie się nie podobało. Wybacz. Po pierwsze literówki. Pilnuj tego, bo świadczy to o niedbalstwie i leniwym podejściu do sprawy! Sama historia... Nie wyobrażam sobie Dracona z taką ilością dzieci. Poza tym to chyba niemożliwe i niezgodne nawet z prawem czarodziejów, że siedemnastolatek, dwaj czternastolatkowie wyprowadzają się z domu i zabierają ze sobą pięciolatkę i półroczne niemowlę. Co to jego żony... Kościół sugeruje, że ona umarła. Jeśli tak się stało, to dlaczego idą do kościoła po pierwszym miesiącu? Zwykle obchodzi się rocznicę śmierci, a nie miesięcznicę. Dalej.. Trzymając się wersji, że umarła, to czy znowu była w ciąży? Z, zaraz zaraz, hmm...szóstym dzieckiem? Szybko im poszło skoro najmłodszy miał dopiero pięć miesięcy, gdy zmarła. I w ogóle to nie do przyjęcia, że wszystkie dzieciaki nagle się zbierają i wyprowadzają, a Malfoy w tym czasie siedzi i popija sobie spokojnie brandy. Heloł? Albo coś tu nie gra, albo ja jestem ciemna. No i na sam koniec powiem to, co zwykłam mówić zawsze, mianowicie - pisz dalej. Z czasem będzie szło coraz lepiej. Tak było ze mną - a przynajmniej mam taką nadzieję :]. Aha, do moich poprzedniczek - to chyba oczywiste, że Malfoy dopiero zwiąże się z Hermioną... To by było zupełnie bez sensu, gdyby autorka zaznaczyła ją w paringu, a praktycznie by jej nie było. Zakładając oczywiście, że rzekoma żona zmarła. Takie coś można zrobić jedynie w miniaturkach. No, to już koniec smile.gif. Pozdrawiam, S


--------------------
Wiesz, że mnie kochasz...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Nefretini
post 10.10.2010 22:40
Post #6 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.

Płeć: Kobieta



Jezu, nie podoba mi się.
Jestem w stanie zrozumieć Dracona, który ma jedno dziecko.
Ale piątka?! I co, dzieci odchodzą, a on nic? Nie reaguje?

Nie wiem, jak inni, jednak ja tego nie kupuję.

Do stylu i formy opowiadania się nie przyczepię, bo ładnie piszesz, jednak głównego zamysłu nie mogę zrozumieć. Ale cóż. smile.gif


Pozdrawiam,
Nef.

Ten post był edytowany przez Nefretini: 10.10.2010 22:44


--------------------
"Puszczała się dziewczyna, puszczała z miłości,
Puszczała dla pieniędzy, puszczała z litości,
Aż taką masę razy upadła moralnie,
Ze całkiem się skurwiła – i wpadła fatalnie,
Albowiem w ciążę zaszła od jednego z gości:
Tak powstał SKURWYSYNDYK MASY UPADŁOŚCI.
"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Poterina
post 29.10.2010 15:49
Post #7 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 10
Dołączył: 27.10.2010




a ja pochwalę i to bardzo.

głównie za styl, język... tak z ciekawości ile masz lat? co do tego, że nie wyobrażacie go sobie z taką ilością dzieci... hmmm.... chyba po to są opowiadania fanów, żeby zaskakiwać, prawda?

jedno co: faktycznie troszeczkę niespójnie jeśli chodzi o jego żonę - umarła (odeszła na zawsze) czy odeszła (opuściła go)?
i w ogóle pisz dalej, bo ciekawa bardzo jestem! smile.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Casiopeja
post 29.10.2010 17:26
Post #8 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 44
Dołączył: 31.01.2009




Rozumiem, że jesteś droga autorko również autorem bloga na, którym znajduje się treść Twojego postu, tak?
http://magiczne-pudlo-milosci.blog.onet.pl - wiedziałam, ze gdzieś już to czytałam....
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
katbest
post 30.10.2010 00:29
Post #9 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 35
Dołączył: 01.04.2009
Skąd: Gdynia

Płeć: włóczykij



A ja już wiem! tongue.gif
Już przeczytałam.
I jak ktoś już powiedział, takie opowiadania zaskakują. Zaskoczyłaś mnie, liczyłam na jakiś happy end. A tu tylko łzy i łzy.
Dobrze napisane, łatwo się czyta, długie i nowe - podsumowując ideał.
Czekam na coś nowego, może z weselszym zakończeniem?
Katbest
P.S. Dzię-ku-je-my czekolada.gif


--------------------
"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać." - Antoine de Saint-Exupéry
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Arletia
post 21.05.2011 17:17
Post #10 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 04.07.2010
Skąd: Kielce

Płeć: Kobieta



Też już wiem wszystko. Cały blog przeczytałam w może trzy godziny bez przerwy. Zakochałam sie w opowiadaniu, płakałam i uśmiechałam sie na przemian. Jeśli możesz i masz chęć, to prosze pisz wiecej smile.gif Dziękuje że napisałaś takie cudo <333


czarodziej.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
oxxy
post 22.05.2011 19:39
Post #11 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Dołączył: 22.05.2011




Podoba mi się.
Takie "inne", jeśli mogę tak rzec. Dracon taki, jaki być powinien - oziębły. Choć nie spodziewałam się nigdy, że pójdzie w ślady ojca i będzie znęcać się nad żoną. Cóż, zdarza się. "Jaki ojciec taki syn".

W każdym bądź razie, pisz dalej. Z niecierpliwością czekam na następną część. wink2.gif

Nie będę czytać opowiadania na blogu, poczekam aż tu pojawią się następne odcinki. wink2.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Liryczny_Wandal
post 13.06.2011 19:42
Post #12 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 11.02.2009
Skąd: St.B - PoLsKa - Nie Elegancja FrAnCjA

Płeć: Kobieta



no cóż. nie pozostaje mi nic innego, jak tylko wkleić resztę opowiadania, bo jak zauważyłam, pojawił się tu link do mojego bloga. smile.gif

1.

Nie przejmował się swoim stanem, nie obchodziło go to, że jest kompletnie pijany - liczyły się tylko jego dzieci. Mógł na nie patrzeć bez oporu. Nawet nie przebrał swojego wymiętolonego garnituru. Nie mógł się nie uśmiechnąć, bo tylko wyglądał tak po porannej sjeście z żoną. Mówiła mu wtedy, że nie może się go oprzeć i bardzo chce go widzieć znów w sypialni - był głownym pikantnym żartem w pracy. Wiedział, że zazdrościli mu za plecami, ale nie mogli mu tego okazać, bo był ich szefem.
Otrząsnął się ze wspomnień, bo zorientował się, że jest w kościele. Spojrzał po twarzach zgromadzonych i aż się wzdrygnął, gdy dostrzegł w ich oczach wyrazy współczucia. Poczuł się bardzo żałośnie, nie chciał aby się nad nim litowali. A może tak bardzo widać jak dotknęło go odejście żony? Może oni wiedzieli o uczuciach jakie do niej żywił?
Zastrzegał się, że to jest tylko małżeństwo z rozsądku, ale gdy urodził się Jake, pokochał ją. Pokochał za to, że sprowadziła mu na świat tak cudowną istotkę, a sama mawiała, że perspektywa noszenia w łonie dziecko Dracona bardzo ją uszczęśliwia, więc stąd ta cała gromadka wspaniałych i pięknych dzieci. Chcieli ich więcej, ale los ich ze sobą rozłączył.
Teraz żałował, że nigdy nie wyznał jej tego, co czuje, bo żywił do niej mocne i wielkie uczucia. Znał wiele słów by to wszystko określić, ale wystarczyły dwa proste słowa, które tak trudno dla niego wypowiedzieć. On nigdy ich nie użył do nikogo. Wspominał tylko coś o miłości w przysiędze małżeńskiej. Przecież w jego życiu ona była niewskazana, a jednak pokochał.
I wiedział, że z wzajemnością. Tylko szkoda, że ona nigdy się o tym nie dowiedziała.
Ona powtarzała mu codziennie, że go kocha. Szeptała obietnice wiecznej miłości podczas cielesnych zbliżeń, pokazywała mu to w każdych, nawet najmniejszych gestach, robiła to na różne sposoby. Nawet pogodziła się z brakiem jakichkolwiek uczuć z jego strony..
Szkoda, że potrafił ukrywać swoje uczucia tak bardzo i jego chora i wielka duma nie umarła razem z rodzicami.
Wiedział, że płakała przez niego, że jej nie pomagał, że krzywdził. Kiedyś, gdy narzekała na PMS to pomyślał, że tłumaczy się od uprawiania seksu i wziął ją na siłę. I widok jej łez nie zmniejszył jego żądzy. Wiedział również, że była dla niego widoczna tylko wtedy, gdy jej potrzebował, a tak, to się nią wyręczał i poniżał.
Ona nie potrafiła ukrywać uczuć albo pozwalała mu w nich czytać jak w Otwartej Księdze. Prawda była bolesna i bardzo brutalna. Może gdyby była inna, łagodziłoby to jego postępowanie, ale nie miał prawa się usprawiedliwiać - byłby ostatnim i największym frajerem, gdyby to robił...
Jego żona była nieskazitelna, czysta. Wziął ją jako dziewicę. Była cała jego i nikogo więcej. Nawet pierwszy pocałunek przeżyła z nim. Nigdy go nie okłamała, nie spojrzała na innego, nie flirtowała z nikim. Był całym jej światem.
Więc dlaczego odeszła?, wrzasnął głos w jego głowie.
W takich właśnie chwilach miał chęć coś rozwalić. Nie chodził do pracy, bo bał się, że wpadnie w szał i połowa biura rozmieni się na pył, a przy okazji nastawi do siebie wrogo podwładnych.
Miał pełno kochanek, o których ona wiedziała, bo pismaki z rubryk plotkarskich nie zostawiali na niej ani jednej suchej nitki. Jego bezbronna, krucha i naiwna żona tolerowała to. Jeszcze mówiła, że rozumie i nie dziwi mu się, że szuka pocieszenia u innych skoro prowadził tak bujne i aktywne życie łóżkowe zanim ona na dobre usidliła go w domowym areszcie. Mówiła, żo ona tamtym nigdy nie dorówna, bardzo jej przykro, że prasa go tak oczernia i to z jej powodu i winy. Chciała żeby i ją trochę poduczył bycia dobrą kochanką to wtedy nie miałby opinii niewiernego męża. Wiele razy błagała go o przebaczenie i przepraszała za to, że nie umie się kochać.
A to do niej zawsze wracał z podkulonym ogonem; to on powinien prosić ją o wybaczenie, powiedzieć też, że tylko jej pragnie nad życie, a tamte to tylko wzbudzenie w niej zazdrości. Pokazanie, że jakaś głupia przysięga wcale go nie interesuje, a sama miłość jest czymś, o czym nie miał zielonego pojęcia.
Tak robił przez okres ich narzeczeństwa i trzy lata ślubu. Dopiero, gdy na świat przyszedł jego syn, Jake, zmienił się trochę aby nie okazać jak bardzo mu na nich zależało i jak mocno zaangażował się w małżeństwo.
Skończył z kochankami, które i tak nie miały dla niego znaczenia, bo przecież to jego żona zawsze go we wszystkim wspierała, była blisko i pomagała. Tamte chciały tylko dobry i ostry seks, który im dostarczał.
Jego żona nigdy nie chciała nic w zamian; chciała tylko aby był przy niej i nigdy nie żądał od niej rozwodu, bo nie wytrzymałaby już życia bez niego. Prosiła też - z ciężkim sercem - że jeśli nie będzie jej nigdy kochał to niech okazuję tą miłość ich dzieciom.
Boże, jaka ona była skromna. Nie była w stanie pohamować wzruszenia i paniki, gdy obdarowywał ją drogimi prezentami, mówiła coś o odwdzięce, ale nie chciał o niej słyszeć, bo to on nie umiał okazać jej tej miłości za urodzenie Jake'a.
Gdy zabierał ją na różne bale, bankiety i imprezy, ludzie patrzyli na nią z zazdrością; na jej świeżą urodę i blask w czekoladowych oczach, który oni już dawno stracili. Była drobna, miała idealną figurę, miękkie i długie brązowe włosy, aksamitną i delikatną latynoską skórę, wąskie i zgrabne dłonie - miała wszystko, czego chciały kobiety i wszystko, czego oczekiwali mężczyźni od kobiet.
Jak jakiś mężczyzna prosił ją do tańca, zwykle kończył się w połowie, gdy zazdrosne żony odprowadzały mężów z parkietu albo gdy ktoś ją obleśnie i jawnie obmacywał. Wtedy szukała go wzrokiem i niemo prosiła o pomoc. Zachowywał się wtem jak rycerz, który wpada na pole walki by uratować ukochaną królewnę z opresji, po czym odjeżdżali w tany i żyli 'długo i szczęśliwie' aż do następnego razu... Z nim zawsze tańczyła do końca i była zadowolona, gdy swoje arystokratyczne dłonie kładł na jej śmiesznie małym tyłku.
Była inteligentna, cholera, piekielnie mądra. Miała doskonałe poczucie humoru, cięty dowcip i wyszukane słownictwo. Po szkole poszła na mugolskie studia, na medycynę z kierunkiem psychiatrii, ale musiała przerwac naukę, gdy zaszła w ciażę.
Poświęciła się całkowicie niemowlakowi, choć o nim też nie zapomniała. Zmęczona i zaspana pieściła go i zaspokajała. Raz, gdy zażadął od niej aby wzięła jego męskość do ust, już po chwili wiedział, że popełnił wielki błąd. Przestraszona jak małe dziecko uklękła przed nim i trzęsącymi się rękoma rozpięła mu rozporek. Uwolniła jego penisa i zaczęła ssać. Czuł się później okropnie, może w połowie, bo każda poprzednia kochanka tak mu dogadzała i od swojej żony mógłby i MIAŁ prawo tego oczekiwać, ale wiedział, że ona nie jest ''każdą'' i robiła to pierwszy raz.
Gdy doszedł przełknęła spermę i bez słowa położyła się na łóżku; twarz czerwoną ze wstydu ukryła pod kołdrą. Nie wiedząc, co w takiej chwili powiedzieć, Dracon zgasił światło i położył się obok. Po półgodzinie poczuł jak materac się ugina i kątem oka zrejestrował, że żona łapie się za brzuch i ucieka do łazienki. Szlochała i wymiotowała, a on miał chęć przyłączyć się do niej, bo wiedział, że to z jego powodu tam była.
Podszedł do niej. Zerwała się na równe nogi i opłukała twarz, zaczęła tłumaczyć, że coś wpadło jej do oka i raz dwa sobie z tym poradzi, a on niech się położy w łóżku i czeka tam na nią.
Zapytał, czy ją mocno skrzywdził, a ona zesztywniała i popadła w lękliwą zadumę. Trwała tak dobre pięć minut, dopóki dopóty się nie otrząsnęła i nie spojrzała na męża. Powiedziała, że nigdy nie mógłby jej skrzywdzić, bo jest jej mężem. Znów przed nim uklękła i zaczęła ściągać mu bokserki z bioder. Bardzo się wściekł, nie chciał aby ona robiła z nim coś, co sprawiało jej przykrość. Odciągał ją, ale była nieugięta, mówiła, że on to lubi i będzie tak robić żeby był z niej zadowolony. Zdenerwowany uderzył ją w twarz, aż ta upadła na plecy. Spojrzała na niego i się rozpłakała, dłonie trzymała na obolałym policzku, a gdy chciał ją przytulić uciekła w kąt chlipiąc pod nosem i błagając aby jej więcej nie uderzył.
Nie poznawał jej tak jak i siebie. Był w kompletnym szoku. Przed oczyma stanęła mu jedna z awantur domowych, w których Lucjusz maltretował swoją żonę, a on, Dracon był małym dzieckiem i przypatrywał się temu biernie nie mogąc zrobić nic. Wyobraźnia spłatała mu figla, bo nie widział wtedy twarzy swojej żony, lecz tą znienawidzoną, tą ojcowską. Myślał, że przed nim stał sam Lucjusz eM. i uderzył ją z całej siły. Gdy on modlił się do wszystkich bogów jakich znał, żeby nie miała połamanej szczęki, ona szeptała, że go kocha, jest niedobrą żoną i się poprawi; będzie lepsza, ale niech zaniecha dalszego jej bicia.
Przytulił ją bardzo mocno i zaniósł na posłanie, a tam uprawiali francuską miłość. Z kochanej i czułej żony zamieniła się w jeszcze bardziej kochańszą i czulszą - normalnie do rany przyłóż. Nawet już nie narzekała na Jake'a, gdy marudził wieczorami tylko śmiała się z jego płaczu.
Opuchliznę miała przez dziewięć następnych dni...

- Jak się czujesz, Smoku? - Usłyszał tak dobrze znany mu głos. Tylko jedna osoba tak do niego mówiła, a mianowicie Blaise Zabini. Jego wieloletni przyjaciel, kompan i druh.
- Żona mnie opuściła, Diable. Jak ty byś się czuł? - Zapytał doszukując się jakiejkolwiek ironii lub drwiny w swoim głosie.
Głupio zrobił, bo wiedział, że Blaise ma również żonę i dzieci, ale on jest tym mądrzejszym mężem, bo jego żona jest taką szczęściarą, że słyszy codziennie jak bardzo kocha ją i dzieci. Zabiłaby za niego, zamordowałby za nią.
Widział ból i winę na twarzy przyjaciela i poczuł dozę satysfakcji. On też przyczynił się do odejścia jego żony. Nieświadomie, ale to zrobił.
- Słuchaj stary, ja... ja wiem, że to moja wina, bo dałem jej ten samochód i bardzo mi przykro z tego powodu. Przyznaję się do winy i to z ciężkim sercem, bo - wierz mi - nie chciałbym mieć z tym nic wspólnego
- Ona nawet nie miała prawa jazdy, Blaise - powiedział z wyrzutem tak, jakby to wyjaśniało wszystko.
- Nie wiedziałem, do diabła! Nawet o tym nie myślałem dając jej te cholerne auto! Przyszła i zapytała, więc jej dałem, bo dlaczego miałbym odmawiać? Stałem i czekałem jak odjedzie i, uwierz mi, nie wyglądała na taką coby nie potrafiła jeździć - brunet zaczął tłumaczyć, głos lekko mu się łamał, a blondyn zastanawiał się, dlaczego zaczęli się przyjaźnić. Przecież na początku ze sobą rywalizowali; teraz też, ale dla zabawy, kiedyś na poważnie. Nie lubili się. Za wszelka cenę, któryś z nich chciał być na szczycie. Być pupilkiem Voldemorta... - Nie wiedziałem, że odjedzie na zawsze - dokończył, a Dracon pomyślał, że to jest idealne określenie, którego on nigdy by nie użył. Powiedziałby "zostawiła mnie" albo "odeszła ode mnie", ale nie odważyłby się wypowiedzieć tych słów, które użył Blaise.
- Kochałeś ją, zrobiłeś to specjalnie - warknął. Boże drogi! Ale się wygłupił. - Widziałem jak na nią patrzyłeś, gdy przychodziliście czasem na kolację.
- To było w szkole. A po resztą wina lezy po obydwu stronach. Sam nie jesteś święty! - Wytknął mu brunet, bo miał dość ciągłych oskarżeń przyjaciela. - Nie pamiętasz już jak usunąłem się w cień dając Ci pole do popisu? Nie? To Ci przypomnę: zrezygnowałem z niej dla Ciebie, bo bardziej jej potrzebowałeś. Teraz mam żonę, Draco, kocham Isobell - wysapał Blaise, Dracon oddychał z trudem, obaj panowie zacisnęli pięści.
- Proszę się uspokoić, to msza za...
- Dobrze wiem za kogo, bo chyba bym nie przyszedł, pradwa? - Rzekł lodowatym tonem. Blaise pokręcił głową z politowaniem i oddalił się do swojej włoskiej żony, a starsza kobieta mruknęła formułkę z przeprosinami. Ciekawe z jakiego Rozdziału i czy z Biblii...?
Mu "przepraszam" nie wystarczyło! Chciał mieć przy sobie swoją ukochaną. Zazdrościł przyjacielowi tej sielanki, tych wszystkich posiłków rodzinnych, gdzie małe dzieci ciaplały się w jedzeniu.
U niego w domu były surowe zasady; dopiero jak ktoś w pełni objął do czego służą sztućce dopiero mógł siadać przy stole. Tak było od zawsze.
Xavier i Francis mieli już po trzy lata, a - jego duma - Jake aż sześć. Nie wiedział, dlaczego akurat te straszne wspomnienie - z miliona innych - pojawiło się w jego głowie.
Bliźniaki jadali w swoich pokojach z nianią. Żona się upierała aby jadali razem z nimi, będzie ich pilnować i karmić, nie będą mu przeszkadzały w jedzeniu. I właśnie ten temam poruszyła przy jedzeniu. Zaczęła się wojna. Kobieta zaczęła podważać jego zdanie. Bardzo się wściekł, zbeształ ją i znów powrócił do czasów szkolnych, gdzie zmieszał ją z błotem, a na koniec potraktował ją Crutiatusem na oczach swego dziecka. Znów stał się Lucjuszem Malfoy'em. Był w całkowitym szoku. Wstąpił w niego demon i rozwalił pół zastawy. Chciał ją jeszcze torturować, ale podbiegł do niej Jake i zaczął płakać nad nią. Właśnie ten płacz przywrócił go do rzeczywistości. Otrząsnął się z amoku.
Jego żona straciła przytomność. była w ciąży, a on o tym nie wiedział. Poroniła przez niego. To był trzeci miesiąc. Dowiedział się o tym od magomedyków, gdy zawiózł ją do Św. Munga. Patrzyli na niego z jawną nienawiścią, bo chyba odgadli, że to on ją do takiego stanu doprowadził.
Obudziła się po miesiącu cała obolała, a rany lizała jeszcze następny miesiąc. Chwytała się często za brzuch i mówiła doń czule, a mu serce krwawiło. Pozbawił życia tak niewinną i bezbronną istotkę. Nie zasługiwał na nic - był potworem. Powinni mu na czole napisać "Potwór Malfoy", od razu jak się urodził.

Jake przysiadł na ich wielkim łożu, on był wtedy w łazience i doskonale usłyszał głos swojego syna i podszedł bliżej drzwi. Słyszał ich całą romowę. Na serio zastanawiał się nad tym tatuażem.
- Mamuś, a tata nas nie kocha, nikogo nie kocha - ból w słowach dziecka sprawiał mu przykrość. Jake miał dopiero sześć lat, powinien się bawić i śmiać!
- Skąd Ci to do głowy przyszło, kochanie? - Zapytała z troską jego żona. Choć tego nie widział, to czuł, że ona mocno go przytuliła.
- Widziałem jak...
- Tatuś kocha Was wszystkich tylko inaczej to okazuje. Daj mu szansę, a zobaczysz jakim jest supertatą!
- Nienawidzę go, on Cię zbił, mamusiu - rzekł twardo Jake, a Draco pomyślał, że jest potworotatą.
- Nie mów tak! - Usłyszał przyganę w słowach żony. - Tatuś lubi mamusię. Tatuś nie jest taki na codzień. To było tylko raz. Mamusia zdenerwowała tatusia i dostała lanie. Pamiętasz tą bajeczkę, co Wam czytałam? Tą o złym chłopczyku? - Mały pokiwał głową. - Mamusia też coś złego zrobiła i została ukarana. Zapomnij o tym, bo tatuś już więcej tak nie zrobi. Idź na plac zabaw. Zaraz przyjdę tam z Xavim i Francem. Możesz zadzwonić po kolegę - zmieniła temat, a mały uradowany wyleciał z pokoju. Posiadanie dzieci jest cudowne i urokliwe.
Stał dobre pięć minut, oniemiał. Po tym wszystkim, co jej zrobił, jeszcze go broniła?! Powinna już dawno go znienawidzić, zabrać dzieci i odejść, a on by ich zatrzymał. Walczyłby o nich i o ich miłość.
Gdy wyszedł nadal tam siedziała. Szybko otarła łzy, znów go przeprosiła i przy drzwiach powiedziała, że "nasz mały Jake zasznurował sobie buta", a on przecież miał tenisówki na rzepę. Jego żona nie umiała kłamać...

Przyszła do jego gabinetu bardzo zmartwiona. Zdradzał to jej nos i mars na czole. Po incydencie w jadalni wiele razy go przepraszała, przyznawała się do błędu, a on wysłuchiwał wszystko w milczeniu. Pomyślał, że zwariuje jak jeszcze raz usłyszy "przepraszam". Potrafiła siedemnaście razy dziennie go przepraszać za niedostosowywanie się do jego instrukcji, że jest dla niej taki dobry i hojny, a ona jest niewdzięczną żoną i nie zasługuje na niego. W takich chwilach miał ochotę się zabić.
- Witaj, Draconie - powiedziała aksamitnym głosem, od którego mocniej biło mu serce. - Muszę Ci coś powiedzieć - zaczęła stojąc w drzwiach, była przygotowany na ucieczkę z paszczy lwa.
- Zamknij drzwi i usiądź, to porozmawiamy - bez słowa i w mgnieniu oka spełniła jego żądania.
- Jestem w ciąży. To już piąty miesiąc, ale brzuch mi nie rośnie. Chciałam Ci powiedzieć, ale nie było okazji, wybacz - uciekła wzrokiem w bok. - Zakazałeś mi opuszczać posiadłość, więc pomyślałam sobie, że mógłbyś mi zezwolić iść do ginekologa. Ostatnia wizyta kontrolna była dwa miesiące temu - i znów odwróciła wzrok.
- W ciąży? - Udał zaskoczenie, ale w głębi duszy chciał jej wszystko wyznać. Rzucić się do stóp i błagać o przebaczenie. Wiedział, że wszystko zepsuł, ale nie było już odwrotu.
- Tak, będziemy mieli dziecko, Draconie. Jeśli go nie chcesz, to pózwól zatrzymać je mnie - rzekła z rozpaczą.
- Rozmawiałem z lekarzami i mówili, że nie ma żadnego dziecka.
- Ale to niemożliwe! Przecież ono jest tu, w środku - ręką pogładziła się po brzuchu. - Mam badania, zdjęcia USG - to dziewczynka. Mogę Ci pokazać - powiedziała to wszystko na jednym wydechu. Pierś jej unosiła się i opadała szybko, była bardzo zdenerwowana.
- Dziewczynka? - Matko Boska! Miałby córeczkę? Poczuł, jakby ktoś uderzył go mocno w brzuch. Teraz na sto procent był potworem. Ale gdyby wiedział, że jest w ciąży pohamowałby się? Nie wiedział, miał kompletną pustkę w głowie.
- Owszem, będzie piękna po tatusiu - zdobyła się na nieśmiały uśmiech.
- Posłuchaj mnie; medycy powiedzieli, że poroniłaś - warknął, bo już nie mógł dłużej znieść tego, że ona tak bardzo liczy na tą ciążę. Wiedział, że odebrał jej czastkę siebie tymi słowami, ale musiał to zrobić.
- Nie mów tak, Draconie! - Błagała. - Ona tu żyje, proszę, pozwól mi jechać do Munga.
- Przykro mi... ale nie da się już nic zrobić - po tych słowach wyszedł, bo nie mógł znieść jej strasznego widoku.

Stała się inna, zniszczył ją. Była jak dobrze naoleiwiona maszyna. Przynieś, podaj, zanieś. Można ją było przestawiać z kąta w kąt. Nie chciała jeść i pić - służący z trudem wciskali w nią kęsy smakołyków. A Dracon przez trzy lata nie widział nawet cienia uśmiechu na jej twarzy. Ich dzieci również na tym ucierpiały, bo nie mogła patrzeć na ich roześmiane i szczęśliwe buzie, bała się je dotykać. Już nie była taka czuła, wrażliwa i kochana. Jej obojętność aż parzyła. Wpadła w depresję, usposobiła się z katonem. Jej oczy straciły dawny blask, który zastąpił martwy i pusty wzrok. Gdy nie była czymś zajęta, snuła się po domu niczym widmo. Nie zajrzała do dzieci z własnej woli. Ukrywała się w sypialni. Była lekomanką i alkoholiczką. Bardzo często zaglądała do butelek z mocnymi trunkami, dawały jej chwilowe zapomnienie, ale na kacu wracały ze zdwojoną siłą. Od proszków na ból głowy była uzależniona, to na kaca, to migrenę, tamto na stawy, a to na nerwy - miała ich od wyboru do koloru.
Pomału uchodziło z niej życie, ale on nie zrobił nic, co zatrzymałoby ją w normalnym stanie. Wolałby, żeby wrzeszczała, że go nienawidzi niż milczała z bólem w oczach, a ta cisza była wymowna. Jake się załamał. Był przekonany, że żaden z rodziców go nie kocha, zamknął się w sobie tak jak jego żona. Xavier i Francis wcale jej nie poznawali, bardziej przywiązali się do niani.
Po trzech latach ocknęła się z letargu pełnego bólu i smutku. Obudziła go rano czułymi pocałunkami, była taka jak kiedyś. Ze szczęścia myślał, że będzie góry przenosił. Kochał się z nią wtedy i już wiedział, że ona jest dla niego stworzona. Co prawda, nie żył w celibacie przez ten okres, tak jak ona, ale poczuł dozgonną miłość i przyjemność z tego, że się w niej zagłębił.
Jego życie dostało trochę kolorów. Boże! - jak on się cieszył. I chłopaki zaczęli czuć się szczęśliwi. Jedynie Jake i jego żona potrzebowali wsparcia własnego jak i specjalistów...


--------------------
nie płacz po mnie, proszę..
i tak jesteśmy z dala od sceny i ocen.. :O

Track13
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Liryczny_Wandal
post 13.06.2011 19:43
Post #13 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 11.02.2009
Skąd: St.B - PoLsKa - Nie Elegancja FrAnCjA

Płeć: Kobieta



2.

- Elizabeth, chodź do tatusia - zawołał rozpierając ramiona, a lecąca ku niemu burza loczków piszczała radośnie. Boże, jak on ją kochał. Jego jedyna córeczka, oczko w głowie. Miałby dwie, myśli i zaraz przygasa, zamiast uśmiechu ukazuje mu się dziwny grymas, jego córka również przygasa...
- Dlaczego wszyscy płaczą, tatusiu? - Zapytała, a on zamarł. Wiedział, że będzie kiedyś musiał powiedzieć swoim dzieciom o odejściu żony, ale nie wiedział, że to tak szybko i pięcioletniej dziewczynce, której serce było zbyt niewinne i naiwne. Zamarł.
- Tatuś Cię kocha - zdołał wykrztusić, przełykajac w ten sposób łzy jakie cisnęły mu się do oczu.
- Zebraliśmy się tutaj aby... - słowa kapłana zapowiedziały rozpoczęcie mszy. Jake odebrał małą od pijanego ojca, popatrzył na niego z bólem i współczuciem. To Dracon pierwszy odwrócił wzrok.
Nie, tylko nie teraz! Chciał być całym sobą na tej mszy, musiał się dobrze skoncentrować, żeby wspomnienia nie wróciły. Już odetchnął z ulgą, że wygrał walkę, ale one wróciły z podwójną ostrością.
Jack miał rok. Przecież to było dawno temu, bronił się jeszcze, nie mógł tego pamiętać! Ale jednak ktoś spłatał mu figla, bo nie zapomniał...
Jego żona i dziecko, kąpali się w basenie. Ładnie, pięknie - sielanka, którą, jak zwykle, musiał zepsuć. Już tak miał, to był jego sposób na wyrażanie miłości.
Wściekł się, gdy nie odpowiadała na jego nawoływania - zawsze witali go już od progu. Wpadł w furię, a w jego głowie pojawiały się najczarniejsze scenariusze. Nie przyznawał się do tego, ale był o nią chorobliwie zazdrosny, wręcz obsesyjnie. Bał się, że któregoś dnia ukradnie mu dziecko i ucieknie z jakimś przystojnym młodzieńcem, bo ona była tak piękną kobietą, że mogła mieć każdego. Nawet, gdy po ciąży trochę utyła, ale to i tak nie przeszkadzało jej w wyglądaniu nieziemsko pięknej, wręcz przeciwnie - była jeszcze urokliwsza.
Bardzo szybko schudła, bo praca przy dziecku i Draconie wymagała wiele ruchu.
Żądzę mordu miał wypisaną na twarzy, a gdy ujrzał ich z werandy, jego gniew diametralnie się powiększył. Nie wiedział, dlaczego, ale był pewien, że tak miało być. Gniew opanował całe jego ciało i emocje, przez chwilę nie mógł oddychać.
Ona, gdy go ujrzała, pomachała mu wesoło i pokazała Jake'owi gdzie ma patrzeć. Puściła go na trawnik, a mały ślamazarnym kroczkiem ruszył do taty. Gaworzył przy tym głośno i smiesznie. Uchwycił go silnymi dłońmi i szybkim krokiem podszedł do basenu. Był niemal pewny, że kobieta go zdradza. Dyszał ciężko.
- Nawet szanować się nie potrafisz! Jesteś... jesteś zwykłą... zdzirą! - Wykrzyczał jej wtedy w twarz, a ona spuściła głowę na dół. Nie do wiary! Zupełnie jakby przyznawała się do jego przypuszczeń kłębiących się w jego myśli. - Boże, i pomyśleć, że Cię szanowałem, nawet lubiłem! - Sranie w banie. On ją kochał.
- O co Ci chodzi? Zrobiłam coś nie tak? - Zapytała i spojrzała na niego czerwonymi, od powstrzymywanego płaczu, oczyma.
- Jeszcze masz czelność pytać?! Wynoś mi się stąd! Ale już! - Jęknął, widząc ból w jej oczach, ale on nie należała do osób, które tak łatwo przyznają się do własnych błędów. W ogóle się nie przyznawał. Życie za bardzo go rozpieściło, aby mógł je nosić na swoich barkach. Kiedyś myślał, że oznaczenie swojej winy to jak ujma na honorze, ale teraz... z biegiem lat, wcale tak nie myślał.
Wyszła z wody i chciała odebrać od niego małego, ale gestem ręki ją powstrzymał i kiwnął na dom, aby tam się udała. Tak bardzo chciał cofnąć czas i przywitać się na miarę XX wieku... Miał obolałe serce, a Jake zaczął płakać. Chciał dać żonie parę chwil sam na sam ze sobą, żeby mogła ochłonąć po tej niezbyt kulturalnej wymianie zdań, więc bez zastanowienia, usadził go w foteliku auta, zapiął dokładnie pasy i pojechał do Centrum Zabaw dla Dzieci.
Cały czas myślami był przy ukochanej, nawet w pewnym momencie zgubił Jake'a w basenie pełnym kolorowych piłeczek. Wystraszył się nie na żarty i zrobił wojnę opiekunce za to, że jest nieodpowiedzialną smarkulą, która nie umie upilnować dzieci. Sam miał wtedy dwadzieścia jeden lat, więc ojcostwo pewnie bardziej go przerażało niż ją niańczenie cudzych dzieci.
W pewnym sensie dziecko go ograniczało, ale i tak kochał je nad życie. Był młody, a przy okazji zabrał tą młodość żonie, która do końca nie zobaczyła świata i zrezygnowała z realizacji swoich marzeń na potrzeby dziecka, aby miało jej pełną opiekę. Nigdy nie narzekała, ale czasem widział te iskierki ożywienia, kiedy jej "przyjaciółki" plotkowały o swych nowych partnerach, przebytych podróżach, rozlicznych wakacjach w ciepłych krajach i spełnionych zachciankach.
Samantha Moore, jedna z tych piękności salonowych, nie była odpowiednim towarzystwem dla jego żony. Przychodziła do ich domu z zamiarem zaciągnięcia Dracona do łóżka, czego nie omieszkała mu wyjaśnić i pokazywać przy każdej jej wizycie. Jego żona była naiwna i szczerze wierzyła w tą platoniczną przyjaźń. Jedynie Isobell. Włoska żona Blaise'a. Jej intencje były czyste i szczere, a wywodziły się z troski o panią Malfoy. Ona wiedziała jak Dracon ją traktował, więc tamtego dnia, gdy przyjechał z Jake'em do domu i nie zastał jej w nim, od razu udał się do domu przyjaciela.
- Przykro mi - usłyszał wtedy od niej. - Była tutaj, strasznie płakała - warknęła i spojrzała z nienawiścią na blondyna. Zawsze dziwiła się mężowi, że potrafi przyjaźnić się z takim potworem i katem. Jej Blaise był inny; ciepły, łagodny, czarujący... A ten typ tutaj był jego istnym przeciwieństwem; znęcał się nad swoją rodziną, biła od niego aura zła i drwiny.
Ironia była jego kochanką, przyjaciółką. Isobell nigdy nie ukrywała do niego niechęci, nawet gdy sprawiała przy tym przkrość swemu mężowi, ale ona nie należała do osób, które lubią coś ukrywać. Potrafiła być jadowicie słodka, gdy Blaise ją o to bardzo prosił albo jego żona, bo jej również było ciężko z tą sytuacją, ale nie jemu...
O nieee, on nie był takim, któremu zależało - to innym musiało zależeć, aby mógł się zastanowić nad znajomością.
- Ukrywasz ją gdzieś? - Zapytał zerkając przez drzwi do wielkiego holu, bo nie chciała wpuścić go do środka. - Jest Diabeł? - Widział jak skrzywiła się, gdy zapytał o przyjaciela. Nie lubiła, gdy w ten sposób zwracał się do jej męża. W ogóle nie lubiła niczego, co wywodziło się od niego. Pomijając jego żonę i dzieci, oczywiście.
- Słuchaj dupku - warknęła i wyszła na zewnątrz zatrzaskując za sobą drzwi - to, że ona Ci pozwala sobą pomiatać, nie znaczy jeszcze, że ja pozwolę się choćby obrażać i to w moim własnym domu!
- Twoim? - Zakpił. - Kupywanym za pieniądze męża? Doprawdy wzruszające - teatralnie otarł łezkę. - Proszę, nie rozśmieszaj mnie, bo nie jestem w nastroju do żartów - uciął jadowicie.
- Nienawidzę Cię i zrobię wszystko, aby odseparować od Ciebie Blaise'a, Malfoy. Uwierz mi, jeśli chcę to dopnę swego, ale lepiej się módl, żeby ta przyjaźń, między Tobą a moim mężem, była prawdziwa i wielka, jeśli chcesz aby przetrwała - zakończyła cedząc każde słowa, weszła do mieszkania i zatrzasnęła za nim drzwi. - Palant - mruknęła i pokręciłą głową.
Skoro nie było jej u Izobell Zabini to pomyślał, że może wróciła już do domu i pewnie zabrała Jake'a od służby i czekają razem w holu na jego powrót. Ta myśl go rozchmurzyła, a rozmową z żoną przyjaciela nawet się nie przejął, bo wiedział, że to nic nie znaczy - zawsze wymieniali tak zdania między sobą; wtedy, gdy mieli towarzystwo również. Nie potrafili znaleźć wspólnego języka.

- To Twoja wina! - Isobell spojrza na niego z obrzydzeniem. Oczy miała podpuchnięte i czerwone, widać, że niedawno płakała. - Nie mojego Blaise'a, tylko Twoja! Odeszła od Ciebie, bo nie potrafiłeś jej docenić i pokochać - wyrzuciła z siebie. - Nie jesteś człowiekiem, Malfoy. Ludzie mają uczucia, ale ty? - Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale spuściła głowę i nią pokręciła, lekko się zgarbiła, postarzała się momentalnie.
Diabeł rzucił mu przepraszajace spojrzenie i ujął pod ramię żonę, wyszli na zewnątrz, aby kobieta mogła ochłonąć. Chyba nigdy się z tym nie pogodzi...
Szczerze powiedziawszy, Dracona zabolały jej słowa. Dlaczego - jeśli chodziło o uczucia - od razu wykluczano z tego jego osobę? Cholera, starał się, ale nie mógł się zmienić z dnia na dzień. Miał na to siedemnaście lat małżeństwa, które się skończyło, ale mając przy boku swoją żonę i wiedząc, że ona go takiego akceptuje, wcale nie musiał tego robić.
Niech te demony w końcu ode mnie odejdą!, wrzasnął w sobie, bo część dalsza poprzedniego wspomnienia wracała. Myślał, że już będzie to miał za sobą, ale się mylił. Musiał się poddać, bo nie miał już sił na udawanie, że nic nie robił, skoro wszyscy wokół wiedzieli, co zachodziło między nim a jego piękną, latynoską żoną.

Wszedł do domu i się zdziwił. Było cholernie cicho i - o dziwo! - nawet ani jednej młodej i ślicznej sprzątaczki śliniącej się na jego widok. Coś było nie tak, a on jeszcze nie wiedział co, ale czuł, że za chwilę się tego dowie.
W salonie i na piętrze również nikogo nie było. Zaczynał się wściekać - to nie wróżyło nic dobrego.
- Harry! - Wrzasnął, a po chwili pojawił się majordomus z jego dzieckiem na rękach. Zupełnie z nikąd, blondyn wzdrygnął się lekko, bo wejścia Harrego zawsze były take mroczne. I dziecko na rękach nie uprzyjemniało tego widoku.
Staruszek odstawił Jake'a na ziemię i z lekkim ukłonem zapytał, czego Dracon sobie życzy.
Prychnął gniewnie i wziął syna.
- Chcę żebyś mi wyjaśnił, co tu, do cholery, sie dzieje. I gdzie moja żona?
- Wszyscy są zajęci przygotowaniami do przyjęcia urodzinowego panicza Malfoya, które zleciła im pańska żona w zeszłym tygodniu, a sama opuściła dom godzinę temu - wyjaśnił spokojnie, nawet lekko się zdziwił, bo pani zawsze informowała pana, gdy chciała gdzieś wyjść samotnie.
- Przyjęcie urodzinowe? - Zapytał zdezorientowany.
- Owszem. Panicz Jake za cztery dni obchodzi pierwsze urodziny; lista gości została ustalona i już dawno przekazana kucharce - wie pan, ilość dań, przystawek i te sprawy, zaproszenia juz dawno wysłane, pierwsi goście - pana rodzina, Maria i Jacob Malfoy z dwójką dzieci; Hanah i Michaelem, przybędą do rezydencji za dwa dni. Następnie...
Stał oniemiały i słuchał Harry'ego. Jak on mógł zapomnieć o urodzinach swojego dziecka?!
Wiedział. To nowa sekretarka w jego biurze. Dojrzała, oszałamiająco piękna i wyrafinowana. Chłodna, udawająca niedostępną....
Owszem, miał z tym skończyć, ale to było silniejsze od niego, a ta sekretareczka to wyzwanie, które miał zamiar przyjąć. Nawet przespał się z nią kilka razy, ale ona inaczej zaczęła to odbierać: złapała dzianego kolesia i myślała, że go usidli, ale nie wiedziała jaka jest pani Malfoy... Caroline wpadła wręcz w obsesję i stała się natarczywa, więc musiał się jej jakoś pozbyć, a to była sztuka, żeby inni nie domyślil się, z jakiego powodu zostaje zwolniona dyscyplinarnie. To zaprzątnęło cały jego umysł, ale w końcu dopiął swego i miał spokój.
- Proszę pana...? - Zapytał Harry, a on spojrzał na niego ze zdziwieniem. Myślał, że juz dawno sobie poszedł.
Przez chwilę zastanawiał się, dlaczego wybrał tego majordomusa. Ha! Wiedział - bo miał na imię Harry, a potrzeba, aby mieć jakiegoś Harry'ego pod sobą, w sensie władzy, była silniejsza od niego, taka oczywista i satysfakcjonująca.
- Pana żona kazała sobie wezwać taksówkę godzinę temu i nie mówiła dokąd jedzie - powiedział lokaj, a gdy zobaczył zaskoczenie na twarzy pracodawcy ciągnął dalej. - Wypowiedział pan dwa razy jej imię, więc informuję.
- Zabierz Jake'a - polecił mu, a sam poszedł do swojej sypialni.
Dopadł się do barku. Pociągnął z gwinta trochę Krwawej i skrzywił się lekko, przetarł usta dłonią i usiadł na łóżku, nadal trzymał alkohol. Zobaczył list i się wściekł. Wcale nie rozumiał swojej żony! Wyjechała? Ale dokąd? Był pewny, że zamknie się w sypialni i poczeka żeby go przeprosić..
Zagarnął papierek i zaczął czytać. Z każdym słowem robiło mu się źle i słabo. Wstał i rozbił butelkę o ścianę, wybiegł szybko z domu.
Co jej odwaliło żeby uciekać?! Nie mógł hamować potoku przekleńst, gdy siedział za kierownicą swego Hummera H3. W liście pisała, że jest jej ciężko i serce jej pęka na myśl, że musi opuścić osoby, które tak kocha. Byłaby gotowa zabrać Jake'a ze sobą, ale miała tą świadomość, że nie zapewni mu nic prócz swojej miłosci do niego. Chciała, aby Dracon dużo opowiadał o niej synowi, że mimo wszystko bardzo go kochała i zawsze będzie w jej sercu. Będzie miała jego obraz przed oczami w każdej chwili i będzie sobie wyobrażała jak dorasta, jak przyprowadzi pierwszą dziewczynę do domu.
To był megastek bzdur, które pisała pod wpływem rozpaczy, chociaż niektóre wzmianki napełniły go jeszcze większą miłością do żony.
Pisała, że będzie również tęskniła do Dracona i będzie przy nim - duchowo - każdej jednej nieprzespanej nocy. Spełniając jego oczekiwania i odchodząc kierowała się czystą altruistyczną miłością, ale na Boga! Nie chciał, żeby wyjeżdżała, potrzebował jej u swego boku. Musiał patrzeć na jej piękną twarz, bez niej usychał.
Poczuł nagły przypływ mdłości i kaszlu. Na moment nie mógł oddychać. Dopiero do niego dotarło, że nie wie, gdzie ona jest i co robi. Nie przyjedzie na noc do domu. Zostawiła go. Zjechał na pobocze i zgasił silnik. Siedział za kierownicą i martwym wzrokiem patrzył w ciemność. Jeśli jej nie znajdzie, to czy... jego życie... ono zawsze będzie tak wygladało? Jak widok za szybą?
Wzdrygnął się lekko. Nie, przecież on ją znajdzie, bo inna opcja nie wchodziła w grę!
Nie powinien tego robić, ale spojrzał raz jeszcze na list. Na dole była jakaś informacja, ale łzy przeszkadzały w dokładnym przeczytaniu ich. Zapalił lampkę i wysilił całą swoją widoczność. Jak to szło? Jak będzie szukał matki dla Jake'a, niech znajdzie taką, która będzie troskliwa, ciepła, miła i łagodna. I żeby jej mężczyźni - Draco i Jake - nigdy o niej nie zapomnieli albo chociaż ciepło wspominali.
Przez całą drogę myślał o tym liście. Był cholernie wściekły na żonę. Jak w ogóle mogła pomyśleć, że on chce rozwodu? Albo może tak łatwo wyrzucić ją z pamięci?
Objechał wszystkich znajomych, ale słuch po niej zaginął. Powinnien poprosić o kontakt, gdyby dała jakiś znak, ale nie mógł powiedzieć, że jego żona go opuściła. Jego duma i wielkie ego nie pozwalały na to, aby inni mu współczuli albo udzielali pomocy. Sam z takową inicjatywą nie wyskakiwał, bo był przekonany, że to mu się nie zwróci w żadnym wypadku. Nawet żonie nie pomagał, jedynie ona jemu mogła pomóc... Od niej potrzebował innej, specjalnej i wyjątkowej. Chciał wyłączności.
Był czarodziejem, a żony nie mógł znaleźć? Myślał, że się rozpłacze z tego wszystkiego. Tak, za nią mógł płakać, bo się tego nie wstydził. Ona była jego całym światem, narkotykiem, tlenem... Fakt, że okazywał to w trochę mniej cywilizowany sposób, ale to nie zmieniało postaci rzeczy, bo nadal ją kochał.
Przyjęcie urodzinowe Jake'a się odbyło... Było nawet udane, choć on bardzo dotkliwie odczuł brak żony i tą obojętność rodziny na to, że matka solenizanta się nie pojawiła. Wiedział jak ozięble w jego rodzinie każdy odnosi się do pani Malfoy, cierpiał widząc przykrość w jej oczach. Ona zachowywała się na pozór beztrosko, ale oczy odzwierciedlały to wszystko, co się z nią działo przy każdym rodzinnym spotkaniu. Była tematem ich drwin, dowcipów i wyładowaniem na złe nastroje.
Odezwała się po czterech miesiącach. Było sporo po północy.
- Myślałam, że nie odbierzesz - powiedziała ze strachem, a jemu serce nagle zaczęło łomotać.
- Odebrałem - rzucił lodowato. - Gdzie Ty się podziewasz? Chyba mam prawo to wiedzieć, prawda?
- To bez znaczenia - zbyła go. Jake cicho zagaworzył. Dracon dziś potrzebował jego bliskości i wziął go do siebie. - To Jake? Daj mi go do telefonu, proszę. Nie zabiorę wam dużo czasu - błagała.
- Słuchaj...
- Nie odbieraj mi tego - powiedziała łamiącym się głosem. Pomyślał, że powstrzymuje płacz. - Na chwilę, przyrzekam.
- Dobra - powiedział, nie chciał, żeby płakała, a jeśli ją to na moment uszczęśliwi...
Wymieniane czułości przez szloch, bardzo wzruszyły Dracona, na jego sercu pojawiła się rysa. Za każdym razem, gdy cierpiała, robiła się nowa rysa. Miał wrażenie, że umrze zbyt młodo.
W końcu Jake przestał interesować się rozmową - jak w ogóle się nią interesował - i zajął się jedzeniem słuchawki. Dracon ze śmiechem odebrał mu aparat i przyłożył sobie do ucha.
- Jesteś szczęśliwy - rzuciła ot tak. - Gdybym wiedziała, że moje odejście Cię uszczęśliwi, zrobiłabym to dawno, a Jake... Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Może mogłabym Ci jakoś schodzić z drogi, zabierać czasem Jake'a - wyrzuciła z siebie, a on zdał sobie sprawę, że wstrzymał oddech.
Głośno wypuścił powietrze.
- Nie chciałbym... - zaczął i umilkł nagle, bo po drugiej stronie usłyszał krzyki. - Powinienem się o Ciebie bać? - Warknął, aby nie pokazać jak bardzo jest wystraszony, ujął się pod jej atak. W rzeczywistości złościł się na siebie i swoją bezradność, bo być może, ona ma tam jakieś kłpoty, a on wcale nie ma możliwości zachowania się jak rycerz, który ratuje z opresji damę swojego serca.
- Nie, to Mike, nic mi nie zrobi. Dziś chyba więcej wypił - cholera! Jak poczuł się dotknięty, gdy usłyszał zdrobnienie imienia mężczyzny!
- Mike? Kim jest Mike? - Jasny gwint! Jeszcze zachowuje się jak zazdrośnik.
- Mój współlokator, Michael Spencer - wyjaśniła. - Słuchaj, co wtedy zrobiłam nie tak? - Zapytała nagle, a go zatkała ta bezpośredniość. Jego żona nigdy nie walczyła o swoje, lecz z opuszczoną głową chowała się w kąt, ustępując należnego jej miejsca innym.
- Zdradzałaś mnie - powiedział zgodnie z tym, co wtedy myślał.
- Przecież wiesz, że to nieprawda - głos jej się załamał, a on postanowił to wykorzystać.
- Nie? A jeśli byłoby to prawdą, byłabyś mi w stanie na potwierdzenie tych słów powiedzieć, gdzie teraz jesteś? - W duchu pogratulował sobie błyskotliwości i inteligencji. Po drugiej stronie zaległa cisza. Trochę się przeciągnęła, więc zaczął na poważnie się zastanawiać, czy aby na pewno ona go nie zdradza, ale wtem podała adres. Bez pożegnania się rozłączył, oddał Jake'a pod opiekę służby i wsiadł do swojego Hummera H3.
Próbował skupić się na jeździe, ale ciągle myślał, jak zareaguje, gdy ją zobaczy. Przecież nie widział jej od czterech miesięcy! A dzieliły ją od domu tylko czterysta mil! Zabawne, gdy dojechał do celu i stwierdził, że to malownicza prowincja, więc jego żona nie wybrała metropolii, aby skryć się przed paszczą lwa. Musi ją znaleźć i powiedzieć, gdzie jest jej miejsce; w jego domu... i łóżku.
Nie trudno było ją znaleźć, bo prawie każdy - jak nie wszyscy! - ją tutaj znał. "Ta miła" albo "ta piękna" "dziewczynka". Denerwowały go te słowa, zwłaszcza wypowiadane z ust mężczyzn. Siłą woli powstrzymywał prawy sierpowy. Zapytanych o "panią Malfoy" reakcją był śmiech tłumaczony, że "panienka nie może być panią, jedynie panną". Już nie chciał tłumaczyć, że jest mężatką, bo przecież nie przyjechał tu po to, aby zwierzać się tym ludziom.
Mieszkała trzy mile dalej, u Michaela Spencera. Gdy podjechał pod dom na farmie, poczuł skurcz w żołądku. Bał się, że będzie chciał pobić żonę, a zabić Mike'a, jak go nazwała. Przed drzwiami wziął trzy głębokie wdechy i wszedł bez pukania. Zaczął wsłuchiwać się w odgłosy mieszkania. Wypowiedział lumos, a z jego różdżki rozbłysło się światło. Wodzony słuchem, szedł za muzyką, którą często słuchała jego żona, gdy myślała, że on nie słyszy. Ciche i spokojne dźwięki jazzu rozbrzmiewały echem po prawie pustym mieszkaniu, przywracając je jakby do życia. Wszedł na piętro i ujrzał smugę światła. Zgasił różdżkę i podszedł pod drzwi. Przez chwilę się nie poruszał, ale zaraz szarpnął klamką gwałtownie.
Zastał ją skuloną na łóżku, żałosny widok. Już nie wyglądała na swoje dwadzieścia jeden lat, lecz na czterdzieści! Wyglądała jak anorektyczna ćpunka; opuchnięte od płaczu oczy tworzyły wory i sińce na jej bladej twarzy, która straciła rumieńce i kilka piegów wyblakło całkiem. Jak można było nazwać ją piękną?!
Nawet się na niego nie obejrzała, bo już wiedziała, że przybył, rzec można było, że go oczekiwała! W jej nozdrza wdarł się zapach jego drogich perfum.
On lubił pławić się w luksusie; ona wręcz przeciwnie - oszczędzała każdego grosza, kupywała jak najtaniej, a resztę wpłacała na konto Jake'a. Zupełnie jakby przewidywała, że on zechce zostawić ją samą z dzieckiem. Wolała martwić się o syna i męża niż o samą siebie.
Już zapomniał, kiedy ostatnio gdzieś wyszła, ale tak dla przyjemności lub z nim... Przed narodzinami Jake'a zabierał ją wszędzie tam, gdzie tylko chciał, żeby z nim pojechała. Nawet nie znał jej ulubionych miejsc, gdzie chętnie by przesiadywała...
- Jedziemy do domu - warknął przerywając w ten sposób nową falę wspomnień. Kiwnęła lekko głową na znak zgody i zaczęła wyjmować z szafki niewielką ilość ubrań, pakowała je do torby.
- Szukałem Cię przez cały czas - podjął i trafił. Spojrzała na niego z takim dziwnym błyskiem w oczach, chciała się uśmiechnąć, ale zaniechała tego i z bólem wróciła do przerwanej czynności. - Widziałaś się w lustrze? - Zapytał nie mogąc wytrzymać tej ciszy, a ona tylko uśmiechnęła się blado, spojrzała mu prosto w oczy.
- Widzisz jak tęsknota za wami odchudza - próbowała zażartować, ale syknęła i złapała się za głowę. - Przynajmniej wróciłam do dawnej lini - dorzuciła ignorując ból, nie chciała, aby martwił się o nią, ale on wiedział, że prawda była inna.
Nieprawdą było to, że wróciła do swojej sylwetki, bo przecież w Hogwarcie była bardzo krągła i ponętna. Miała wspaniałe kształty, a teraz nic nie przypominało mu jego żony, którą była sprzed czterech miesięcy.
- Idziemy. W domu czeka na Ciebie dziecko. Jesteś nieodpowiedzialną matką - wiedział, że nie grał czysto, ale taki już był. Rzucił jej nieme wyzwanie, ale ona go nie przyjęła. Spuściła głowę w dół i mruknęła jakieś przeprosiny.
Gdy złapał ją za przegub dłoni, poczuł bolące pożądanie. To śmieszne, bo wystarczyło jedno jej dotknięcie, aby doprowadzić go do szaleństwa, żeby był pobudzony. Mógł mieć najpiękniejsze kobiety świata, każdą mieć na skinienie palca, ale nie mógł czuć tego pożądania, które wywoływała u niego tylko i wyłacznie jego własna żona.
I teraz, jako prawdziwy barbarzyńca, człowiek z krwi i kości, Malfoy, bardzo jej zapragnął. Pchnął ją na łóżko i przygniótł swoim ciałem. Rozkoszował się tą drobną istotą pod sobą tak długo, aż błagała aby w nią wszedł, a zrobił to z czystą przyjemnością. Zapomniał nawet o Mike'u Spencerze, który - jak się później okazało - był siedemdziesięcioletnim weteranem marynarki wojennej, całe szczęście.
Po skończonym akcie wstał i ubrał się. Żonie nakazał zrobić to samo. W ciszy spakował ją do końca i wyszli na zewnątrz. Zaniósł torbę do auta i przyszedł po nią. Zachowując się jak dżentelmen otworzył i zamknął jej drzwi auta. Cieszył się, że w końcu wróciła tam, gdzie jej miejsce, a w życiu Dracona Lucjusza Malfoya znów zapanowały ład i harmonia...

Boże Narodzenie. Mówią, że najszczęśliwszy dzień w roku. Dla niego był najgorszym i najobrzydliwszym ze wszystkich możliwych dni. Przynosił on ze sobą tyle chłodu, masę bólu i cierpienia, odrzucenia i braku akceptacji dla jego żony. Najgorsze było to, że naraził ją na taką atmosferę i nie robił nic w kierunku jej poprawy.. Kiedyś, gdy tak bardzo mu na niej nie zależało, wcale się tym tak nie przejmował, ale teraz, z ogromnej perspektywy czasu; powinien reagować, pocieszać żonę, ale duma mu nie pozwalała robić to nawet w późniejszych latach, kiedy to wystawiał ją na pośmiewisko.
Tego dnia była podniecona na myśl, że pozna całą jego rodzinę. Chciała nawet pomóc skrzatom w kuchni, ale od tego ją powstrzymał. W oczekiwaniu, nie mogła znaleźć sobie miejsca, była naładowana wielką energią, przez co wylądowali kilka razy w łóżku. Oczywiście nie obeszło się bez przeprosin, że jest słabą kochanką, co w praktyce nie mogło mieć miejsca, bo była cholernie namiętną młódką.
Stojąc przy drzwiach i oczekując gości, wyglądała anielsko, a jej brązowe włosy lśniły w blasku. Boże, jak bardzo była rozczarowana powitaniem! Przyglądając się jej z boku, prawie czuł jej wstyd i mękę. Gdy z nim witano się uprzejmie, czasem nawet wylewnie, jej podawano płaszcze i obdarzano, co najwyżej, wyniosłym spojrzeniem.
Aby ukryć zmieszanie, postanowiła grać taką rolę, jaką jej wyznaczyli, bo tak było lepiej. Przez całą wieczerzę nie miała chwili dla siebie, a jeść to mogła jedynie, gdy coś skubnęła w jedzeniu z kuchni. Malfoy'owie wysługiwali się nią na całego, a dlatego, że nie potrafili jej zaakceptować i nie mogli zrozumieć, dlaczego Dracon wybrał właśnie tą dziewczynę. O ironio, przy stole namawiali go do rozwodu, wymieniali wszystkie bogactwa świata, aby usunąć ją z rodziny. Na początku było to śmieszne, ale później stało się irytujące i nie do zniesienia, a ilekroć widział ukradkiem twarz swojej żony, czuł obrzydzenie do rodziny. Widział jak ukradkiem ścierała łzy, gdy ją krytykowali. Czasem wkradał się podziw, że potrafi spojrzeć im wszystkim w oczy i nie wstydzi się szklanych oczu.
Zachowywali się tak, jakby miała śmiertelną chorobę, która zaraża podczas jej dotyku, a tego unikali jak ognia. Ona to tolerowała i również starała się ich nie denerwować ani psuć nastroju tego wieczoru.
Stała z boku, gdy dzielili się opłatkiem. Przygryzała wargę i pilnowała się, aby nie wybuchnąć niepohamowanym płaczem, a on nie robił nic, żeby ułatwić jej te zadanie. Widząc z jaką czułością składali sobie życzenia, jaka zapanowała między nimi więź i atmosfera miłości, nie chciała nawet wychodzić z ukrycia. Przeprosiła - bo tak nakazywało jej wychowanie i wymagała etykieta w towarzystwie arystokracji - że musi iść się odświeżyć. Nikt prócz niego nie zauważył jej wyjścia. Z początku się wystraszył, że to ona weźmie z nim rozwód, bo tak chce jego rodzina, ale to on przecież się z nią ożenił, a nie reszta! Był pewny, że gdyby ją naciskali, poddałaby się. Nie chodziło tu o pieniądze, bo wcale by ich nie przyjęła, lecz o jej słabe punkty i brak pewności siebie.
Znalazł ją na werandzie. Wyglądała jak bogini; piękna i kusząca, a blask księżyca tworzył wokół niej aurę kruchości. Była tak zamyślona, że nie zauważyła jego obecności. Postanowił chociaż w tym dniu zelżeć jej cierpienia, które zadali jej Malfoy'owie.
Wyciągnęła dłoń w kierunku nieba, jakby chciała zamknąć w niej jedną z gwiazd. On ją uchwycił, stanął z tyłu i objął w talii. Zaskoczona podskoczyła z piskiem i obróciła szybko. Widząc Dracona odetchnęła z wyraźną ulgą, a go to bardzo zaciekawiło. Nie musiał długo czekać na wyjaśnienia.
- Przepraszam, myślałam, że to wujek Tedd.
- Boisz się go? - Zapytał z troską, a ona pokiwała lekko, prawie niezauważalnie głową.
- Dobierał się do mnie - wyszeptała i ze wstydu znów stanęła twarzą do księżyca.
A to stary cap, pomyślał, przecież jest blisko setki. Ale zaraz się wściekł, bo w gronie udawał obojętnego na wdzięki jego młodziutkiej żony. Nikt prócz niego nie miał prawa jej dotykać!
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - Spytał miękko. - Powiedziałbym mu parę słów.
- On Cię kocha, wiem, i nie chcę psuć waszych stosunków, proszę - zakończyła łamiącym się głosem, a on objął ją ciaśniej. Była wielką altruistką. Dlaczego nie potrafiła walczyć o swoje? Aby zrobić jej przyjemność, skinął na zgodę, a brodę położył na jej głowie, zaczął nią kołysać.
- Masz opłatek? - Spojrzał w jej piękną twarz, a ona po jego słowach przygarbiła się lekko i odwróciła wzrok. Zrozumiał. - Nie szkodzi - wyszeptał. - Mam taki, że starczy na nas dwoje - odsunął się na chwilę od niej, a ona spojrzała na niego nieufnie.
- Naprawdę chcesz? - Jej niedowierzanie wcale go nie zaskoczyło, lecz na moment ukuło w serce.
- Dlaczego miałbym nie chcieć podzielić się opłatkiem z piękną dziewczyną? - Zaczął żartobliwie, a atmosfera trochę się rozluźniła, bo zachichotała. - Z moją gwiazdą na niebie? Z moją żoną? - Pocałował ją delikatnie. - Życzę Ci tego, co tylko pragniesz - połamał opłatek i kawałek podał jej na język.
- Ciebie pragnę - wyszeptała nieśmiało i spojrzała na niego tymi swoimi czekoladowymi oczami.
- A więc będziesz mnie miała - znów złożył na jej ustach pocałunek, tym razem mocniejszy. - A teraz Ty mi czegoś życz - poprosił.
- Życzę Ci szczęścia, mężu - rzekła z całą swoją młodzieńczą miłością.
I już miał pozbawiać jej tej piekielnie seksownej sukienki, gdy z głębi mieszkania usłyszał własne imię. Westchnął poirytowany i poprawił jej ramiączko. Mruknął jakieś przekleństwo i wrócili do salonu. Oczywiście, nie obyło się bez przykrości, lecz już mniej bolały, bo on przyczynił się do ich złagodzenia. Był z siebie dumny.
Przy rozdawaniu prezentów, nikt nie tknął jej pakunków, a sama tylko dostała od niego. Potrafiła się tym cieszyć, choć wiedział, że w głębi duszy czuła wstyd i zawiedzenie, bo przecież nie tak miały wyglądać jej pierwsze święta Bożego Narodzenia wśród nowej rodziny...
Do następnych świąt przygotowywała się bardzo długo, choć słowa Malfoy'ów raniły z taką samą mocą to potrafiła opanować emocje i udawać obojętną na ich krytyki.


--------------------
nie płacz po mnie, proszę..
i tak jesteśmy z dala od sceny i ocen.. :O

Track13
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Liryczny_Wandal
post 13.06.2011 19:59
Post #14 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 11.02.2009
Skąd: St.B - PoLsKa - Nie Elegancja FrAnCjA

Płeć: Kobieta



3.

- Tato, my chcemy żebyście...
- Z Jake'em...
- Się pogodzili, bo...
- Jesteśmy rodziną...
Nie mógł się lekko nie uśmiechnąć. Pogładził bliźniakow po ich czuprynach. Byli świetni; zawsze żywi, a teraz zachowywali się jakby całe życie z nich uleciało. To było smutne. Zwłaszcza w oczach ojca.
- Porozmawiamy po mszy, chłopaki - uciął krótko.
- Ale my chcemy jeszcze iść do krypty...
- Też tam będę - zakończył.
Obiecał sobie, że powie im prawdę. Opowie o całym ich małżeństwie i nie będzie unikał prawdy. Mają prawo wiedzieć. Muszą wiedzieć.
Znów tracił świadomość, a wspomnienia klatka po klatce się przesuwały. Zupełnie jakby wybierał sobie sceny, ale dziś to nie on decydował o ich wyborze, tylko jego własna podświadomość.
Xavier i Francis mieli po siedem lat i bardzo chcieli uczęszczać na zbiórki młodych skautów, lecz on - niestety - nie podzielał ich entuzjazmu. Miał kilka inteligentnych argumentów, których siedmiolatkowie za nic by nie zrozumieli, ale wówczas go to nie obchodziło - ważne, że im odmówił.
Spuścili głowy i poszli do jego żony.
Nic wielkiego; on był zmęczony, a taka odmwa go usatsfakcjonowała, wtedy nie doceniał uroków posiadania dzieci.
Chłopcy później chodzili szczęśliwi, rzec można, ze dumni jak pawie! Pomyślał sobie wtedy, że zrozumieli wytoczone przez niego sprzeciwy i sam również był dumny ze swoich mądrych dzieci.
Pewnego dnia byli czymś podekscytowani, a on chciał znać przyczynę ich radości.
Nie musiał długo na to czekać, bo bliźnaiki sami przybiegli do jego gabinetu. Zaczął wrzeszczeć na żonę, że przeszkadzają mu w pracy. Zjawiła się bardzo szybko i chciała ich wyprowadzić, ale wyrywali się i powiedzieli, że chcą zaprosić Dracona na "dzień otwarty", w którym mali skauci będą zdobywać nowe umiejętności.
Zapadła cisza. Był zły, wściekły. Mord miał wypisany na twarzy. Żona wiedziała, że musi mu mówić o każdym ich ruchu...
Jakim prawem podważano jego decyzje?! Wiedział, kto za tym stoi. Jego żona, to ona zabierała ich na zbiórki. I to w tajemnicy przed nim!
Ona chyba wyczuła jego stan, więc kazała szybko uciekać chłopcom, ale oni uparcie czekali na odpowiedź.
Obszedł biurko i dopadł żonę. Ona błagała aby nie robił tego przy dzieciach, ale on nie słuchał, był zbyt sfrustrowany i zgniewany żeby ją słuchać.
Zaczął ją bić i rzucać wyzwiskami w jej kierunku, a to wszystko na oczach dzieci. Ale wtedy na to nie zważał, w ogóle, na nic nie zważał.
W tej szarpaninie uderzył Francisa i to go uprzytomniło. Spojrzał zamglonym wzrokiem po biurze, istny huragan. Jego żona leżała zakrwawiona u jego stóp, a jeden z jego synów stracił przytomność, z głowy również leciała mu krew.
Słyszał coś o odczuciach bliźniaków, ale nie wiedział, że są one tak wielkie; Xavier skulił się w rogu, łapał za głowę tam, gdzie Francisowi ciekła krew, płakał. Nie, on wył niczym wilk.
Był bestią i dobrze o tym wiedział. Był synem Lucjusza z krwi i kości, a genów nie da się zmienić, choćby nie wiadomo jak bardzo by się tego pragnęło, a on pragnął bardzo mocno.
Instynkt macierzyński jego żony nakazał zaprzestać lizać własne rany, a zająć się dziećmi, które na nią liczyły i jej potrzebowały.
Uklękła przed Francisem, podniosła go z wysiłkiem, choć chłopiec był chudym dzieckiem, i tak miała sporo trudności. Chwyciła oszołomionego Xaviera za rękę i wyszła z gabinetu.
A Dracon stał nadal i patrzył na swoje dłonie, które były ubrudzone krwią żony. Nie zrobił nic aby im pomóc, tylko patrzył tak, jak kiedyś patrzyli jego rodzice.
Co prawda, później zgodził się na harcerstwo, ale oni nigdy już o nim nie wspominali, nie chodzili nawet na zbiórki - wypisali się. Przez pół roku go omijali, a przychodzili tylko wtedy, gdy on ich oczekiwał. Odzywali się wyłącznie na temat i tyle, ile od nich tego wymagano. Zgasił w ich oczach promyczki nadziei, które na nowo zapaliła jego żona.

Siedział na ławeczce i zastanawiał się, ile może trwać msza, bo miał jej już dosyć. I tych demonów przeszłości, które pojawiały się, ilekroć żona była w pobliżu.
Te wizyty, śmieszne, bo były dopiero dwie, wykańczały go psychicznie. Zawsze wracały te złe wspomnienia, ale dobre też były. Tylko szkoda, że nigdy nie przychodziły, gdy był blisko żony.
Czuł jej obecność całym sobą, wiedział, że gdzieś tutaj ona powinna być, musi być. Nie przegapiłaby takiej okazji żeby się z nimi wszystkimi spotkać.
Nie miał jej za złe tego, że przywracała bolesne tylko dla nich chwile. Tak, bo on cierpiał widząc ból malujący się na twarzach członków swojej rodziny. Chciał aby zawsze byli szczęśliwi, ale tak się nie stało, bo żona od niego odeszła, gdy miał odwagę wyznać jej miłość, a dzieci straciły jakiekolwiek nadzieje na to, iż Dracon ich kiedykolwiek pokocha.
Tak sobie myślał, że jego żonie chyba nie dane było żyć z myślą, że jej miłość została odwzajemniona. Przecież przez dziewiętnaście lat byli małżeństwem. Dlaczego po tak długim czasie, dopiero od niego odeszła i była na tyle bezczelna aby zabrać ze sobą ich dziecko?
Sam siebie oszukiwał. Isobel miała rację, wszyscy mieli racje; to była tylko i wyłącznie jego wina.
Na USG wyszła mu dziewczynka, druga córeczka, a właściwie trzecia w historii Dracona Lucjusza Malfoya.
Rozejrzał się po grobowcu i owiał go chłód. Całe to pomieszczenie przypominało kostnicę, ale trupy tu były rozłożone, poza jednym, on był jeszcze soczysty. Blondyn skrzywił się z obrzydzeniem.
Sala ku pamięci zmarłym. Każdy Malfoy mógł tu wejść i przy wybranej trumnie złożyć podarek osobie, którą się kocha. On przy jednej chciał złożyć całe swoje serce.
- Chciałbym abyście mnie wysłuchali - Dracon spojrzał po twarzach swoich dzieci. - Chcę wam powiedzieć całą prawdę o naszym małżeństwie, moim i waszej matki.
- Rusz się, bo Scorp niedługo się obudzi - warknął Jake, a on tylko się lekko uśmiechnął.
Miał misję, opowie im o wszystkim, a złe duchy odejdą.. albo i nie, ale kogo to obchodziło?
- To zaczęło się...

Już w szkole bardzo mu się podobała, a poza tym, jej charakter idealnie pasował do roli matki i żony; troskliwa, opiekuńcza. Dla niego była przeznaczona surowość, stanowczość. W domu mianował się dyktatorem. Wiedział, że kiedyś z nią będzie i postanowił dopomóc losowi, by byli sobie przeznaczeni szybciej.
Blaise, jego przyjaciel, on również zauważył jej brak wad, bo też się o nią starał. Wziął go wtedy na bok i wytłumaczył, iż ona bardziej mu potrzebna, ponieważ w jego domu nie panowała tak sielska atmosfera, jak w domu Zabinich. Ona miała mu pokazać ten inny świat, w którym "pali się" ognisko domowe, okazuje czułość dzieciom, a ich samych jest gromadka.
Chodził za nią, choć to dziwacznie wyglądało. Ona się jego bała, myślała, że znów coś kombinuje, aby uprzykrzyć jej życie. Widział żal w oczach przyjaciela, gdy tamten powoli zdobywał jej przychylność tylko po to, żeby cukrzyć na Dracona. Opowiadać o jego wielkich przemianach w dobrego człowieka.
Malfoy adorował ją, uchylił trochę swoich uczuć, aby zaczęła mu współczuć; robił wszystko, by mu zaufała, a ta niedostępność tylko wzmogła uderzanie do niej w konkury.
Przerwał jej "cudowne" zaręczyny i "porwał" na prywatną wyspę swych zmarłych rodziców. Nie mógł pozwolić żeby wyszła za innego. Za to ona bardzo się wściekła, mówiła, że nie może zawieść tamtego, bo mu obiecała ślub! Nie do wiary, jaka była słaba i bezbronna.
Na wyspie był najczulszym, najtroskliwszym i najwrażliwszym osobnikiem na całym globie. Gdyby wtedy chciała gwiazdkę z nieba, bez wahania by ją ściągnął dla niej i podarował, ale ona nic nie chciała, nic prócz jego samego. Później powiedziała mu, że go kocha. Był już pewny, że nic im nie stanie na drodze. Miał rację, bo przyjęła jego oświadczyny bez zastanowienia i zająknięcia. Do Malfoy Manor wrócili już jako narzeczeństwo.
Żona poświęciła mu się całkowicie; zerwała z tamtym światem, który wcześniej ją otaczał, ze znajomymi i ze swoim życiem, a wniosła się do świata Dracona Malfoy'a, gdzie panowały surowe zasady, etykieta i brak emocji. Do świata luksusu i błysku fleszy.
Z początku była trochę zagubiona, gdy na wielkich galach kobiety patrzyły na nią zawistnie. Była taka świeża, niewinna. Później zaczęła przyzwyczajać się do światowego życia i cieszyć najdrobniejszym przejawem ciepła wśród zgromadzonej tam śmietanki towarzyskiej, ale z czasem stawała się zupełnie taka sama jak reszta; jej sztuczna grzeczność bolała, bo Dracon wiedział, że tak się dzieje za jego sprawą.
Dziękował wszystkim bogom, jakich znał, że chociaż w domu była tą samą osobą, którą pokochał..

Spojrzał po twarzach dzieci i nie musieli nic mówić, bo on wiedział, że nie takiej historii się spodziewali. Odetchnął głęboko i wzrok utkwił w jednym z kilkunastu wejść w grobowcu. Czas zacząć przedstawienie i odgrywać je do końca życia..
- Kochałem waszą matkę najbardziej na świecie. Byłem arogantem i egoistą, ale ją kochałem. Na swój sposób - dodał widząc zdziwione miny swoich dzieci. - Może z boku wyglądałem na sadomasochistę, ale naprawdę taki nie byłem. Umiałem być wrażliwy, czuły i kochany, ale geny Malfoy'ów i moja wielka duma nie pozwalały mi w pełni stać się dobrym człowiekiem. Ona to wiedziała, pogodziła się z tym.
- Mówisz "geny". My mamy takie same, więc nasze kobiety..? - Zapytał Francis, a Dracona zatkało. Nie był przygotowany na tego typu pytania. Myślał, że będą się tyczyły tylko jego małżeństwa.
- Nie, nie będą zagrożone, bo mieliście wspaniałą matkę, która wychowała was na dobrych ludzi. Wiem, że w ogóle nie uczestniczyłem w waszym wychowaniu, ale zawsze stałem z boku, nie chciałem wkradać się w harmonię szczęścia jaką sobie stworzyliście.
- Nie byliśmy szczęśliwi - odezwał się Jake. - Za każdym razem niszczyłeś nas na swój sposób. Już przez samo Twoje wejście do pomieszczenia, w którym przebywaliśmy, psuła się atmosfera miłości, a pojawiało się napięcie i zdenerwowanie - cedził Jake. - Baliśmy się każdego Twojego następnego ruchu. Czy zaatakujesz mamę? A może młodych? Scorpa też już biłeś?!
- Daj spokój, Jake. Ja bym chciał posłuchać..
- No jasne, w końcu to chwila prawdy - mówili bliźniacy.
- Nie chciałem was bić, ale wiem, że teraz słowami nic nie zmienię, bo czyn został dokonany. Chcę jednak wam powiedzieć, że bardzo było mi przykro, gdy patrzyłem jak cierpicie. Ja chyba cierpiałem dwa razy gorzej, bo jesteście moimi dziećmi, częścią mnie. - Draco popatrzył na nich z jawną miłością. - Jak byłem wściekły, przestawałem czuć, a przed oczami stawał mój ojciec.
- Nigdy nie mówiłeś o dziadku. Z tego, co mama opowiadała, był wspaniałym człowiekiem, więc nie wiem, skąd u Ciebie taka niechęć do niego - Xavier wzruszył ramionami i wbił wzrok w ojca, który z kolei zaśmiał się z goryczą.
- Cała ona. Wasza matka nie potrafiła chować długo urazy i potrafiła równie szybko wybaczać. Naopowiadała wam o jego zasługach dla kraju i o tym, jaki był szanowany, ale w rzeczywistości był takim samym sukinkotem jak ja - z ust Dracona poleciała jeszcze długa wiązanka przekleństw. W tym czasie młodsi odwrócili wzrok, a Jake zatkał uszy Elisabeth. - Lucjusz Malfoy był potworem, który zabijał dla własnych wygód. Wpajał mi od małego, że nie ma miłości na świecie, a ludzie dążą jedynie do władzy. Nauczył nienawidzić ludzi i gardzić przez ich niemagiczne pochodzenie. Bił mnie i moją matkę tylko dlatego, że ona mnie kochała i trzymaliśmy się razem. Pomału niszczył Narcyzę tak, jak ja waszą matkę.
Draco na chwilę oderwał się od grobowca i znów był ze swoją żoną.

Chodzili po straganach, by kupić coś na piknik, który mieli zrobić razem z Jake'em. Kobieta uśmiechała się do wszystkich i czasem przystawała aby pogratulować pociech przechodnim rodzicom. Trzymał ją za rękę i poruszali się tanecznym krokiem po rynku. Czuł się najszczęśliwszym mężczyzną w promieniu dwustu mil albo dalej. Dla niego miała zarezerwowany uśmiech pełen miłości, w jej oczach czasem pojawiał się strach i niepewność, czy on zaaprobuje jej zachowanie. A on nie mógł nic innego robić, jak tylko uśmiechać się razem z nią.
Tryskała energią, była uosobieniem marzeń każdego faceta. I wtedy - tak mu się wydawało - wiedziała o jego miłości, ale zaraz musiał to zniszczyć, gdy zderzyła się z jakimś biznesmenem. Poszła po mandarynki, odwróciła się, wpadła na niego i pomagała mu pozbierać rzeczy, które wysypały się z jego walizki.
Podszedł do niej i z wyrazem nienawiści chwycił za ramiona, postawił "do pionu" i zaprowadził do auta. Tam ją dopiero nazwyzywał, a aura pięknego dnia nagle zniknęła, pojawił się tylko żal.
Gdyby nie ona, ten piknik byłby kompletną katastrofą, ale, na szczęście, Malfoy'owie mieli swojego anioła stróża.

- Cierpiałem, bo nie mogłem się przełamać i wam pomagać. Wiem, że wystarczyło niewiele, zwykłe "jak się czujesz?", ale wolałem udawać, że nic się nie stało, a waszym oprawcą był ktoś inny.
- Ale mama..
- Ona nie miała Ci tego za złe..
- Wybaczała Ci..
- Za każdym razem..
- Denerwuje mnie to gadanie - warknął Jake. - Chciałbym się skupić, ale nie ułatwiacie mi tego. Bliźniaki w domu to istne przekleństwo.
- Nieprawda - zaprotestował Dracon. - To wiele radości i śmiechu. Nigdy nie myślałem o was jak o problemie i nie mam zamiaru. Kocham was za wszystko, co jest z wami związane.
- Mama mnie rozumiała, ona.. Nie potrafię Ci jeszcze tak dobrze zaufać - Jake spuścił głowę, było mu wstyd, że nie mógł porozmawiać o tym z ojcem. Chciał coś jeszcze dodać, ale zabrakło mu słów. Chciał powiedzieć ojcu o swoim sekrecie, który miał od czterech lat, a matka wiedziała o nim od trzech i wcale go nie potępiała. Tak bardzo by chciał znaleźć u niej wsparcie, ale od nich odeszła. Nie wiedział, czy kiedykolwiek będzie w stanie jej wybaczyć. - Przepraszam, Malfoy.
- Mamy jeszcze czas na wzajemne zaufanie - uspokoił go senior. - Nie mam Ci tego nawet za złe, bo wiem jaki byłem, ale teraz chcę się zmienić dla was. Pierwszym krokiem będzie przyznanie się do tego, że kocham was i waszą matkę nad życie. Chciałbym móc cofnąć czas i uciec od niej jak najdalej, aby nie zniszczyć jej tego życia, ale wtedy nie miałbym was.
Mam świadomość, że zniszczyłem jedno życie, ale zyskałem aż pięć.. Strata była i jest nadal bolesna. Nie potrafię się ogarnąć, ale mam nadzieję, że wy mi w tym pomożecie, bo chcę normalnie funkcjonować..
Moje małżeństwo miało być idealne, z rozsądku, ale stało się inaczej, gdyż zakochałem się w niej jak szczeniak, a miałem wówczas dwadzieścia lat. Miałem chęć niebo i ziemię poruszyć, aby była szczęśliwa, ale było na odwrót: niszczyłem ją z zazdrości, że mogłaby odejść do innego, wykorzystywałem fakt, że mnie kocha, chociaż to mnie nie uspakajało. Cholernie bałem się życia bez waszej matki i teraz również się boję, ale to dopiero preludium..
I Dracon zaczął opowiadać całą okrutną prawdę o swoim małżeństwie. Zrozumiał, że człowiek nie docenia skarbu, który ma tuż pod swoim nosem, dopóki go nie straci, bo wtedy zyskuje największą wartość.
Nie obyło się od straszliwych pytań, w których senior Malfoy musiał wyciągać wszystkie brudy i mieszać je z czystymi i niewinnymi duszami swoich dzieci. Nie chciał dopuścić do przerwania opowiadania, więc cały czas mówił, jakby bał się, że odwaga go opuści i nie powie nic więcej. Chciał mieć to już za sobą, bo słowa go bolały i również raniły jego dzieci, bo dotyczyły ich kochanej matki, którą on, Dracon Malfoy, wdeptał w ziemię i traktował jak służkę.
I oceniały go dzieci! Słowa, choć wypowiedziane przez trójkę nastolatków, były mądre i zawierały dużo ziarna prawdy, bo oni również uczestniczyli w prawie wszystkich zdarzeniach. Nie byli bierni, przez co również dostawali, ale się nie poddawali - za matkę zrobiliby wszystko.
Uświadomił sobie, że już nigdy nie przestanie kochać swojej byłej żony. Była jego wielką, prawdziwą i jedyną miłością.
- Tato - odezwał się Jake, a Draco otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. - Jestem gejem - powiedział. Po tych słowach zapadła cisza. Najstarszy z latarośli Malfoy'ów wstał. - Po tylu latach spędzonych pod jednym dachem z takim małżeństwem, poczułem czerwoną lampkę w głowie. Nie chciałem żeby moja kobieta była tak traktowana.
Owszem, potrafię docenić jej piękno, wdzięki, charakter, ale nie umiem obdarzyć jej innym uczuciem niż tym przyjacielskim. Boję się, że i ja bym tak z nią robił - ryzyko jest zbyt duże.
Gdy się zorientowałem, miałem trzynaście lat. Może uważasz, że to bardzo mało, ale ja to czuję w środku. Dziewczyny mnie nie podniecają, choć niejedna przewinęła się przez moje Hogwardzkie łóżko, ale chłopcy.. dziwnie na nich reaguję, myślę, że jestem zdolny do ich kochania.
Chciałem wam o tym powiedzieć, żebyście się z tym oswoili, dam wam mnóstwo czasu, nie oczekuję od razu zrozumienia, ale nie chcę potępienia - wystarczy akceptacja. Mama o tym wiedziała i kochała mnie tak samo..
- Przecież rodzina jest po to, aby się wspierać i pomagać w trudnych sytuacjach, a ta właśnie nadeszła - odezwał się po długim milczeniu Draco. Miał świadomość, bolesną z resztą, że to przez niego jego własny syn stracił pociąg do kobiet. - Dla mnie to na razie szok, alem gotów zrozumieć. Jesteś najstarszym synem..
- Ciągle to powtarzasz, a ja mam inne plany: nie chcę być prawnikiem, chcę pójść w ślady mamy i dokończyć to, co ona zaczęła, bo wiem, że przeze mnie przestała, będę psychiatrą! - Zbulwersował się Jake. - Są jeszcze bliźniaki, którzy na poważnie myślą o prawie, więc nie przekreślaj ich tylko dlatego, iż są młodsi ode mnie.
- Nie wiedziałem..
- Jest jeszcze dużo rzeczy, których o nas nie wiesz, ale mamy jeszcze pięćdziesiąt Twoich następnych lat, tato, aby to nadrobic. Co wy na to? - Zapytał Francis, popatrzył na wszystkich wyczekująco. Po namyśle potaknęli głowami, a on odetchnął z ulgą. Na twarzach Malfoyów pojawiły się uśmiechy..


--------------------
nie płacz po mnie, proszę..
i tak jesteśmy z dala od sceny i ocen.. :O

Track13
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Liryczny_Wandal
post 13.06.2011 20:11
Post #15 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 11.02.2009
Skąd: St.B - PoLsKa - Nie Elegancja FrAnCjA

Płeć: Kobieta



4.

Dracon został w krypcie jeszcze długo po tym, jak jego dzieci wyszły. Myślał, że stoczy cięższą bitwę, lecz ta również nie należała do łatwych. Miał jeszcze jeden sekret, którego nikomu nie wjawi.
Okrutny i bestialski.
Podszedł do jednego z grobów i popatrzył na szarą tabliczkę. Bez wyrazu, ani czegoś, co wskazywałoby na to, że spoczywa tam kobieta, która tryskała energią i miała pełnię chęci do życia, że lubiła jaskrawe kolory i skromny ubiór, kobieta, która zawsze chciała spędzić dwa dni na Karaibach, z nim, a on jej tego nie ofiarowywał z błahych powodów. Kobieta, która mimo przeciwności losu nie poddawała się i kochała go. Kobieta, bez której nie wyobrażał sobie już życia. Kobieta, którą również kochał. I kobieta, którą zabił..
Tego dnia, gdy wracał z konferencji, już w samolocie wisiało nad nim złe fatum, bo wylał na siebie gorącą kawę. Zaklął siarczyście, cholernie potrzebował tego napoju bogów, aby móc normalnie funkcjonowac. Chciał znaleźć się jak najszybciej w domu. Wyjechał na dwa tygodnie, a przed wyjazdem żona oferowała mu kuszące zapełnienie straty czasu. Na samą myśl robiło mu się gorąco.
Szofer się spóźniał, więc wynajął samochód z lotniska. Było strasznie ciemno, a na przednią szybę spadały grube krople deszczu - wycieraczki nie nadążały z oczyszczaniem. Jechał i cały czas przeklinał. Był już całkowicie pobudzony, a na myśl o tym, co będzie robił z żoną w domu, cały żar skupiał się w dolnej partii jego ciała. Dodał gazu.
Zza zakrętu wyłoniło się auto, zasłoniło mu widoczność, bo jechało na długich światłach. Wściekły, pomylił pedał gazu z hamulcem, auto przyśpieszyło. Nie zdążył wyhamować, gdy stracił tamto auto z pola widzenia.
Spojrzał w lusterko wsteczne i na moment zamarł - nie było tam tego cholernego samochodu, ale zaraz się zrelaksował, bo pomyślał, że mogło zniknąć za zakrętem. Przecież nie mogło spaść w przepaść, myślał oddalając samochód od krawędzi jezdni, powinni zamontować tu barierki ochronne tak na wszelki wypadek i przyszłość.
Dojechał do domu. Cisza. Zajrzał do pokoju Beth - jak zwykle wyglądała anielsko. Na chwilę, na jego przystojnej twarzy zagościło poczucie winy, że za mało spędza z nią czasu, ma ją tylko jedną, a miałby dwie. Wina znika, gdy pomyśli, że żona jest w ciąży i znów urodzi mu córeczkę. Za chwilę obiecuje sobie, że będzie spędzał z nią każdą wolną chwilę.
To samo myśli o Scorpiusie z tym, że teraz jest zadowolony, bo ma wspaniałych synów, jest z nich dumny, a Jake przejmie po nim pałeczkę.
Zdziwiony, zauważył, że jeszcze nie ma przy nim żony. Spojrzał na zegarek. Już trzydzieści minut minęło, jak przekroczył próg domu. Uśmiechnął się, bo ten czas spędził tylko z dziećmi, dobrze, dotrzymuje danej sobie obietnicy. Jest dobrym ojcem.
Po czterdziestu pięciu minutach poczuł niepokój i bolesny skurcz w żołądku. Ona mnie zdradza!, z tą myślą zaczął przeszukiwać mieszkanie.
Godzina, myśli, że za chwilę zwariuje, jak nie ujrzy twarzy swojej pięknej i młodziutkiej, latynoskiej żony. Wtem pojawia się pomoc.
Kucharka wbiegła do salonu. Była czymś poruszona i zdenerwowana. Jak wybuchnie płaczem to ją zwolni albo da urlop, bo wspaniale przyrządza kurczaka i robi pyszne sałatki.
- Panie Malfoy! Proszę pana! Proszę włączyć telewizję! - Krzyczała od progu.
- Nie mam..
- Na kanale piątym mówią o pana żonie, o pani Malfoy - wybuchnęła płaczem i uciekła. Poczuł pięść w brzuch. Nie mogła przecież wywołać żadnego skandalu, nie zrobiłaby tego, kochała go..
Chwycił za pilot, ale bał się włączyć TV. - Dobra, zrobię to - powiedział do siebie.
Za chwilę jego nastrój i jego życie zmieniło się na gorsze. To było coś strasznego: widzieć swoją żonę za kierownicą, martwą.
Zaczął płakać jak małe dziecko. Ukrył twarz w dłoniach z poczucia bezradności.. i winy.
Rozpoznał te auto, które mijał na zakręcie. Cholera, że nie wiedział, kto prowadził! Mógł ją uratować, bo lekarze orzekli zgon pół godziny temu, ale bał się odpowiedzialności i konsekwencji za swoje czyny.
Boże, zabił ją. Gdyby wtedy nacisnął hamulec, żyłaby. To wszystko jego wina. Naprawdę, Dracon Lucjusz Malfoy był potworem.
Z uczuciem bólu i straty doszła zdrada, dlatego że od niego odeszła! Nie miała prawa, miała być na wieki!
Oskarżał ją o wszystko, chciał żeby poczuła odrobinę jego bólu. Dlaczego cały świat nie płacze razem z nim?! Przecież to wielka strata.
Za chwilę, myślał iż nie wytrzyma. Co on zrobi z tą 'wielką stratą'? Naciskał. Czy bez niej będzie tak samo? Kto teraz będzie wychowywał dzieci?
Chryste, dzieci! Co on im powie? Że zabił matkę? Nie, nie powie im o tym, ani nikomu innemu. Zachowa to dla siebie, a jak pójdzie do nieba to ją przeprosi. Powie, że nie wiedział, że chciał zahamować..
Nie, to głupie. Dla niego nie ma miejsca w niebie, nie po takim czymś. Draco pójdzie do piekła za wszystkie swoje grzechy jakie popełnił za młodu..
Jego serce krwawiło, czuł ten wewnętrzny rozlew. Rozbolała go głowa, zaraz oszaleje; świat zaczął wirować mu przed oczyma, a w podświadomości oglądał, chłonął i przeżywał jeszcze raz zdarzenia z szosy.
Chciał to pamiętać, mieć wyrzuty sumienia, czuć się winnym, bo popełnił niewybaczalne przestępstwo - odebrał dzieciom matkę, a mężowi - żonę.
Pojawił się Blaise z Isobel, za nimi policja, przyjaciel i stróże prawa z trudem wypędzali reporterów, którzy tylko czychali na sensację, a tragedia playboya, miliardera i arystokraty była jak najbardziej pożądana wśród czytelników wszystkich plotek towarzyskich.
Gdy policjanci go przesłuchiwali, wiele razy miał chęć się przyznać do winy, ale zawsze czuł bliskość swojej żony, która podpowiadała mu, żeby milczał, pomyślał o dzieciach potrzebujących ojca.
Jakby żyła, na pewno by mu wybaczyła i ta świadomość była najgorsza, nienawidził siebie - nie miał prawa żyć..

Młody chłopak, który miał idealne życie, musiał się z niego szybko wycofać, bo przez tą idealność, w jego duszy zaczął wyrastać chwast. Coś pękło i zniszczyło ta aurę, ukazała się niewinność zbyt wielka, aby móc plamić duszę czyjąś krwią, lecz został do tego zmuszony.
Musiał szybko dorosnąć, bo świat, w którym obecnie się znajduje, nie zna litości: nie rozczula się nad ludźmi. Jednym życie przychodzi z łatwością, drugim z trudem, choć można jeszcze wiele klas w to włączyć, np. średnio-trudno, średnio-łatwo i tak dalej. Ale tego, co ten młody chłopak przeżył, nie da się opisać.
Z chmur sprowadzono go w wieku siedemnastu lat - najważniejszy wiek do kształtowania swej psychiki i stawiania jej na mocnym, trwałym podeście, złamał się. Pokazano mu, że życie jest brutalne i pełne przykrych niespodzianek. Pełne jest tęsknoty, bólu, męki..
Ale później przychodzi taki okres, w którym człowiek choć raz może poczuć się szczęśliwym, tak naprawdę, szczerze. I tak też było z nim. Czuł szczęście przez kolejne dwadzieścia lat swojego życia. Później też, owszem, ale już mniejsze i bardziej skomplikowane od poprzedniego.
Z młodego chłopaka stał się dorosłym mężczyzną, który był odpowiedzialny za swoją rodzinę i jej przyszłość. Musiał wziąć na barki ten ciężar, który wcześniej nosiła jego żona, a nosiła go całe dwadzieścia lat. Nie było to swego rodzaju karą, lecz swoistą przyjemnością. Patrzeć jak na własnych oczach rozwijają się dzieci, popełniają błędy, dokonują wyborów, szukają w sobie dobra i zła..
Wtedy, gdy on cieszył się skrycie ze szczęścia jakie ma, ona musiała znosić jego humory i wybuchy, ale również była szczęśliwa, bo wiele razy zapewniała go o tym. Jakże łatwo było jej rozmawiać o swoich uczuciach, gdy to mu przychodziło z trudem.
Dorosły mężczyzna, dokładnie taki sam jak młody, lecz już dojrzały, ale nie tak pewny siebie jak kiedyś. Zagrodził się murem, przez który przepuszcza tylko swoje dzieci, bo są dla niego wszystkim, co ma i dla nikogo innego nie znajdzie już tam miejsca..

Dracon Lucjusz Malfoy stał nad grobem swojej żony. Nie potrafił powstrzymać płaczu, nawet nie chciał tego robić. Niech zobaczy, co mu zrobiła, do jakiego stanu doprowadziła i jak przez nią się zachowuje. Usiadł na zimnej, betonowej ławce i znów spojrzał na nagrobek.
Wzdrygnął się. Ten grobowiec nie pasowałby do jej wyobrażenia. Nie chciałaby, aby ludzie za nią płakali, aby robili stypy, czy nosili żałobę, na pewno. Ale za to, chciałaby, aby cieszyli się swoim życiem, byli wdzięczni swoim bogom - wedle uznania, w zależności od wiary - że jeszcze dużo mogą zmienić w swoim życiu na lepsze jeśli tego bardzo mocno zapragną. I chciałaby, aby wspaminali ją z uśmiechem na ustach - to najważniejsze.
Pewien mądry, współczesny pisarz napisał iż "kiedy czegoś bardzo gorąco pragniesz, to cały Wszechświat działa potajemnie, by udało Ci się to osiągnąć", więc warto mieć pragnienia, pokładać w nie swe nadzieje, wiarę..
Podszedł do nagrobka i przejechał chudymi palcami po wygrawerowanych tam literach. Były puste, nie zawierały tam jakichkolwiek słów, które mogły być wierną kopią jej duszy, które możnaby uznać za czułe. Krótka notka zawierajaca najważniejsze informacje.
Zabrakło tam parę pocieszycielskich słów dla rodziny pogrążonej w żalu, ostatniego pożegnania i tego, jaka była, a dla niego była promykiem nadzieji, miłością jego życia, całym światem..

Jane Hermiona
Granger - Malfoy.
ur. 1803.1967r.
zm. 05.10.2004r.

- Kocham Cię, zarozumiała szlamo, kocham mocno. Moja na wieki - uśmiechnął się lekko, odcisnął całus na dwóch opuszkach palców i przejechał po imieniu żony.
Bo kochał mimo nienawiści łączącej ich od początków znajomości..


--------------------
nie płacz po mnie, proszę..
i tak jesteśmy z dala od sceny i ocen.. :O

Track13
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Liryczny_Wandal
post 13.06.2011 20:19
Post #16 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 11.02.2009
Skąd: St.B - PoLsKa - Nie Elegancja FrAnCjA

Płeć: Kobieta



EPILOG.

Dwadzieścia lat później..

Taki sam zimny i ponury ranek. Dracon siedział na fotelu, ale już innym od poprzedniego, nowym, bo tamten się już zużył, pewnie tak, jak wszystko w Malfoy Manor, lecz on nie chciał niczego zmieniać, bo każdy mebel, skrawek podłogi - to wszystko przypominało mu zmarłą żonę. Tak już bywa, był egocentrykiem.
Usłyszał trzask otwieranych i zamykanych drzwi, poderwał się szybko z miejsca.
- Hemiona? - Zawołał z bijącym sercem, bo nagle puls mu zwariował.
- Tak, kochanie - usłyszał śmiech. - Pytasz mnie o to codziennie od dziesięciu lat i za każdym razem dostajesz tą samą odpowiedź.
Gdy kobieta podeszła i ucałowała go w policzek, puls ustał, zakończył swój oszalały bieg, zupełnie tak, jakby umarł.
Robił tak co dzień, bo chciał mieć nadzieję, że usłyszy głos ukochanej od progu, jej perlisty i dźwięczny śmiech, który zarażał, i wieczny optymizm, który udzielał się także i jemu..
Chciał choć raz na dzień być przez chwilę pewnym, że jego ukochana wciąż żyje, zaraz podejdzie i spojrzy na niego tymi swoimi wielkimi, czekoladowymi oczyma, w których kryje się strach i wielka miłość, że będzie tańczyć z dziećmi w bawialni myśląc, że on tego nie widzi i nie uśmiecha się z czułością, że będzie siedziała w oknie i wypatrywała z daleka, czekając aż synowie napiszą listy z Hogwartu.
Każdego dnia tęsknił za swoją Jamie coraz bardziej i coraz mocniej ją kochał - już nie mógł się doczekać, kiedy pójdzie do nieba i się z nią spotka, ale miał jeszcze dzieci, które nie wybaczyłyby mu nigdy samobójstwa, tak jak nie wybaczyły matce za to, że ich tak przedwcześnie opuściła.
Niebo? Tak.. Dwadzieścia lat temu powiedziałby, że idzie do piekła, ale nie teraz.
Teraz ma pięćdziesiąt siedem lat i miał nadzieję, że odkupił już wszystkie swoje winy, które popełnił w młodości, a to wszystko dla szlamy, aby być bliżej niej.
Hermiona Rita Victoria Sullivan - Malfoy nie była kobietą w jego typie, choć się z nią ożenił. W niczym nie przypominała jego Miony, ale miała kilka jej cech wewnętrznych i dobre serce.
Miała surowy typ urody; alabastrowa cera, piwne oczy i jasne długie włosy. Była wysoka - dorównywała mu wzrostem, i była chuda. Nie miała takich wypukłości jak Jamie, ale posiadała równie gładką i aksamitną skórę.
Znając na pamięć ciało zmarłej żony, Dracon poczuł się zawiedziony i smutny nie dostrzegając tych wszystkich skrzywizn, szlaków zaznaczonych jego wilgotnym językiem na jej ciele, u obecnej żony, które posiadała poprzednia.
Świadomie szukał podobieństw, ale mało ich znajdywał. Z Ritą ożenił się dla dobra dzieci dziesięć lat temu. Zadawała dużo pytań na temat Jamie, ale nie chciał na nie odpowiadać. Miało ją to w ogóle nie interesować.
Był na tyle uczciwy, iż przyznał, że nigdy nie pokocha nikogo prócz żony i dzieci. Z początku się buntowała, bo i z racji bytu, była jego żoną, wtedy zawsze podkreślał, że pierwszą i jedyną żoną jego serca była, jest i na zawsze będzie Jamie.
Kochana i dobra Jamie..
Rita nauczyła się być przyjaciółką Dracona. Mieli układ - on chciał wsparcia i kobiecej ręki do dzieci; ona zapewnione bezpieczeństwo na przyszłość i seks, który nie sprawiał mu takiej przyjemności i eksplozji rozkoszy, uczuć, jak z Mioną.
Nie chciał też aby obecna żona zaszła w ciążę, bo bał się, iż nie da temu dziecku, co ofiarował swoim, bał się, że je odtrąci..
Jutro przyjedzie Jake ze swoim narzeczonym, Connorem. Bliźniacy Xavier, który jeszcze nie znalazł swojej miłości, i Francis z żoną Erin, która była brzemienna i ich dziećmi: dziewięcioletnią Astorią i sześcioletnim Syriuszem. Elizabeth, która wwychowała się wśród tylu mężczyzn, mogła pochwalić się dwiema wspaniałymi córkami - dwuletnią Narcyzą i roczną Bellą, nadanymi imionami na cześć matki i ciotki Dracona. Powinna być tu jeszcze dziś ze swoim mężem Tomem. A najmłodszy ze wszystkich, Scorpius był już w Malfoy Manor ze swoją młodziutką i piękną żoną Lauren, był w niej szaleńczo zakochany, stąd ten szybki ożenek. I z wzajemnością, bo kobieta świata poza nim nie widziała.
I pójdą - jak zwykle - na cmentarz i będą się śmiać z wyczynów najmłodszych członków wielkiej rodziny Malfoy'ów. Dracon będzie opowiadał swoim wnukom i dzieciom zabawne historyjki za czasów szkolnych, znów uchyli rombka tajemnicy za czasów nienawiści do ukochanej. Będzie opowiadał z dumą o zmarłej żonie, o jej wynikach w nauce i starciach z Voldemortem. Będą planowali wspólne wakacje, opowiadali o strojach na Halloween i zaczną organizować najbliższe święta, mianowicie święta Bożego Narodzenia..
Dracon Lucjusz Malfoy, syn Lucjusza Malfoya, w głębi duszy czuł smutek z powodu braku Jamie, że nie mógł dzielić z nią tej radości życia, ale za to nie mógł narzekać na brak szczęścia i wspaniałą rodzinę, którą ma dzięki szlamie, którą chciał upokarzać i poniżać..
Mężczyzna przekonał sie również o tym, iż każdy zasługuje na własne szczęście, każdy posiada uczucia, lecz musi je obudzić, bo uśpione, marnują się na samym dnie serca i obumierają powoli. On w porę się opamiętał.
Nauczył się też tolerować i akceptować odmienność seksualną swojego najstarszego syna, bo skoro dla niego być homoseksualistą znaczy być szczęśliwym, to powodem do szczęścia Dracona jest radość Jake'a, który stąpa twardo po ziemi i nie chowa głowy w piasek, gdy nadchodzi krytyka. Zrozumiał, że nie ważne jest to, jak i kogo się kocha, lecz ważne jest to, że w ogóle kogoś się takim uczuciem darzy.
Dracon nigdy by sobie nie pomyślał, że jego powodem szczęścia i nieszczęścia będzie panna "Ja-Wiem-Wszystko", szlama Granger, ale patrząc wstecz, widział siebie w roli głupca i marionetki, którą sterowali rodzice, później Śmierciożercy i Voldemort, ale wszystko się zmieniło i on się zmienił.
Bo obdarzył miłością..

_______________________________
niedługo startuję z nowym opowiadaniem. trzymajcie się cieplutko. smile.gif


--------------------
nie płacz po mnie, proszę..
i tak jesteśmy z dala od sceny i ocen.. :O

Track13
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 18.04.2024 02:40