Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Epitafium Dla Serca, O pierwszej wojnie

Katarn90
post 20.05.2007 19:59
Post #1 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



Kilka rzeczy na początek:
- oceniajcie czy jest ok, to wrzuce kolejne części, mam 10 stron na razie.
- nie dziwcie się, że Lucjusz jest "słaby" - rzecz dzieje się kiedy ma zaledwie dwadzieścia kilka lat (w końcu jesteśmy przyzwyczajeni do Lucjusza okrutnego i dumnego)
- nie dziwcie się bardzo szybkim początkiem - taki jego urok.


PART 1

Lucjusz Malfoy szedł ciemną uliczką przylegającą do Śmiertelnego Nokturnu, a jego kroki dudniły echem.
„Cholera”, pomyślał, kiedy po raz kolejny jedną nogą wpadł w kałużę i obryzgał eleganckie spodnie brudną wodą. W końcu doszedł do małego pubu na końcu uliczki, ledwo oświetlanej przez nikłe światło kilku latarni.
Malfoy wkroczył do baru i omijając rzędy krzesełek, nie spojrzawszy nawet na stojącego za ladą barmana, udał się na piętro po drewnianych, skrzypiących schodach. W niewielkim pomieszczeniu, na środku dywanu stało potężne metalowe krzesło, a przywiązany do niego siedział młody mężczyzna. Malfoy spojrzał na niego z mściwą satysfakcją.
Mężczyzna wyglądał na zagłodzonego, miał zakrwawioną twarz, a jego usta zakrywał knebel.
- Witaj Herakliuszu – mruknął cicho Malfoy, po czym podszedł do ofiary i zsunął mu knebel z ust
- Nie było mnie przez 3 dni. Mam nadzieję, że wszystko przemyślałeś.
Herakliusz zachrypiał coś w odpowiedzi, ale zbyt cicho by śmierciożerca mógł to dosłyszeć.
Malfoy wyjął z kieszeni małą paczuszkę i uchylił wieczko. W środku znajdował się spory kawałek ciepłego jeszcze kurczaka, a jego zapach szybko rozniósł się po pokoju.
- Dostaniesz coś do jedzenia jak ze mną porozmawiasz.
- Dob...Dobbrze – wychrypiał mężczyzna.
- Szpiegowałeś Czarnego Pana dla Zakonu Feniksa – zaczął głośno Malfoy – Robiłeś to prawda!
Herakliusz zatrząsł się w krześle.
- Nie, na Merlina, ja.... – mężczyzna przełknął ślinę – Lucjuszu, bracie kochany.... przecież wiesz... nie mógłbym.
Gdyby nie zaklęcie wyciszające, które rzucił Malfoy na drzwi pokoju, barman, a także sąsiedzi, z pewnością usłyszeliby przeraźliwy wrzask katowanego człowieka. Malfoy przemówił znów dopiero po kilku chwilach, kiedy zdjął klątwę Cruciatus i spojrzał z odrazą na przewróconego razem z krzesłem Herakliusza.
- Głupcze, od trzech dni siedzisz tu bez jedzenia i picia i nawet nie chcesz polepszyć swojego stanu. Przyznaj się a dostaniesz szansę na naprawienie błędów.
Mężczyzna zaczął głośno szlochać i dławić się łzami i krwią.
- Taa-ak – zapłakał Herakliusz – Ro-obiłem tto. Szpiegowałem na rz-rzecz Zakonu....
Malfoy zamyślił się.
- Od jak dawna?
- L-Lucjuszu błagam....
- MÓW!
Zapadła długa cisza.
- Rok. Ca-ały rok.
„Śmieć”, pomyślał śmierciożerca. Zero szacunku dla Czarnego Pana. Przecież mógł mieć wszystko, co oni widzą w tym starym Dumbledorze, to zwykły śmieć. Czarny Pan dał mu ciepłą posadkę w ministerstwie, a ten gnojek go oszukał.
- Jesteś zerem – powiedział dobitnie Malfoy – Przez bity rok oszukiwałeś nas wszystkich. Donosiłeś na swoich przyjaciół. Jesteś psem. A wiesz, że ja nienawidzę psó...
Lucjusz urwał i spojrzał z wściekłością na Herakliusza. Usłyszał stłumione kroki kilku osób na schodach.
- Udało ci się sprowadzić pomoc ? – wyszeptał blady ze wściekłości.
Drzwi otworzyły się z hukiem, ale Malfoy był już na to przygotowany. W progu stanął Alastor Moody, a za nim kilka osób, których śmierciożerca nie mógł poznać, bo od razu kucnął by uniknąć trzech klątw, które pomknęły w jego kierunku.
Malfoy przetoczył się pod ścianę i wstał niespodziewanie.
- Expelliarmus!!
Błysk. Różdżki dwóch stojących za Moody’m ludzi wyleciały im z rąk. Herakliusz płakał żałośnie na podłodze. Moody rzucił się do przodu, ale Malfoy odskoczył pod okno i wycelował w dwóch rozbrojonych.
- Avada....
Zanim dokończył, Moody pchnął go na ścianę, a Malfoy plecami rozbił szybę i obejrzał się szybko. Mężczyźni wybiegli pospiesznie na korytarz po różdżki. Malfoy wykorzystał ułamek sekundy, odepchnął od siebie aurora i wystrzelił klątwę w twarz Alastora.
Moody ułamek przed tym jak został trafiony, wykonał dziwaczny ruch różdżką, przez co promień Malfoya przesunął się o kilka cali w bok i zamiast trafić w środkową część głowy rozciął oko z powieką.
- Aaaaaaaaahhh – wrzasnął oniemiały z bólu auror.
- Znów przegrałeś, Moody – wrzasnął ucieszony Malfoy i w chwili gdy dwaj aurorzy wpadli do
pokoju z różdżkami, wyskoczył przez rozbite wcześniej okno.
Lucjusz syknął z bólu, gdy spadł na brukowaną uliczkę, prawdopodobnie łamiąc sobie nogę. Zdołał przetoczyć się za jakiś śmietnik, zanim kilka zielonych błyskawic rozświetliło przeraźliwą noc. Z głośnym hukiem śmierciożerca aportował się, na kilka chwil przed tym, jak za śmietnik zaglądnęli aurorzy.
Moody, przyciskając okrwawioną chusteczkę do oka, omiótł wzrokiem uliczkę.
- Musimy dorwać Malfoya. Znów się wymknął.


*

Will Travers jak co dzień o tej porze siedział właśnie w Trzech Miotłach i popijał Ognistą Whisky, przyglądawszy się klientom baru. Śmieszyła go cała ta sytuacja. Ministerstwo chorobliwie tropi śmierciożerców, a on siedzi sobie w Hogsmeade, kilka kilometrów od samego Albusa Dumbledore’a i czeka.
Czeka na wiadomość. Czeka od wielu dni.
Will wciąż był uważany za dobrego czarodzieja, nie sprzyjającego Voldemortowi, wspomagającego Ministra Magii. Dzięki swej przebiegłości nie został jeszcze nakryty przez aurorów czy Zakon Feniksa i dzięki temu jako jeden z niewielu mógł spokojnie pojawiać się w każdym miejscu, bez obawy, że zostanie aresztowany.
Ostatnie zadanie wykonał przeszło dwa tygodnie temu. Od tego czasu Czarny Pan ani razu go nie wezwał, ani razu nie zapiekła go górna część ramienia, na której wyryty miał Mroczny Znak. Voldemort obiecał mu jakieś zajęcie, i dlatego Travers czekał cierpliwie, aż znów będzie mógł pograć w kotka i myszkę z tymi głupcami z ministerstwa.
Dopił Whisky do końca i wyszedł energicznym krokiem z baru, kłaniając się w drzwiach barmanowi, który był jego znajomym. Z hukiem aportował się do swojego domu, a raczej willi, na obrzeżach Crystal Palace.
Travers znalazł się w przestronnym ogrodzie, jako, że posiadłość była chroniona przez złożone zaklęcia nie pozwalające aportować się wewnątrz. Przeszedł wydeptaną ścieżką między kwiatami i wszedł po kamiennych schodkach do zadaszonego ganku. Spojrzał z żalem w niebo – od kilku dni było szarawe, a od czasu do czasu padał deszcz. Travers podszedł do magicznych drzwi i wyszeptał hasło, po czym usłyszał szczęk otwieranego zamka i drzwi same uchyliły się przed nim.
Will aż podskoczył – w eleganckim salonie, na skórzanym fotelu siedział Lucjusz Malfoy, popijając drinka. Travers stłumił w sobie gniew.
- Skąd znasz hasło? – zapytał nieprzyjaznym tonem.
Malfoy odstawił kieliszek na szklany stół.
- Twoja córka mi je dała – odparł wesoło.
Travers zanotował sobie w pamięci, że ma zmienić hasło tuż po wyjściu Malfoya.
Will usiadł naprzeciwko śmierciożercy i odezwał się pierwszy:
- Rozmawiałem z Waldenem. Twierdzi, że sporo namieszałeś.
Uśmiech znikł z twarzy Lucjusza. Omiótł wzrokiem przestronny salon i spojrzał na kryształowy żyrandol ponad nimi.
- Taaak – odparł powoli – Zrobiło się nieprzyjemnie.
- Skrzacie! – zawołał głośno Travers.
Do pokoju wpadł domowy skrzat, kłaniając się nisko obu panom, po czym stanął przed Traversem i znów się ukłonił, tym razem o wiele niżej.
- Podaj mi dzisiejszą prasę.
- Oto ona – odparł natychmiast skrzat i dzisiejszy numer „Proroka Codziennego” pojawił się w jego
chudej ręce, zapewne za sprawą zaklęcia przywołującego.
Malfoy przełknął głośno ślinę.
Will przeczytał pierwszą stronę i rzucił gazetę Lucjuszowi. Na pierwszej stronie widniał tytuł:

KOLEJNE ZATRZYMANIA MINISTERSTWA

Nasz specjalny korespondent donosi, że wczoraj przeprowadzono dwie poważne akcje mające na celu pokrzyżowanie planów zwolenników Sami-Wiecie-Kogo. Dzięki informacji Billa Wardena z Biura Aurorów, wiemy, że wczoraj dwie grupy uderzeniowe osiągnęły sukces w walce ze zwolennikami Lorda. Danny Cook i jego informatorzy udaremnili wczoraj śmierciożercom napad na mugolską rodzinę w Knebworth, natomiast krótko po północy do powszechnej informacji podano raport z działań grupy uderzeniowej aurora Moody’ego, który wczoraj w nocy odbił z rąk śmierciożercy Sekretarza w Biurze Ministra Magii Heraklisza Longforda. Z bliskich Biura Aurorów informacji wiemy, że nie udało się jednak aresztować śmierciożercy odpowiedzialnego za torturowanie Longforda, którego tożsamości nie chce, dla dobra sprawy, ujawnić Alastor Moody.
„Ten człowiek już niedługo wpadnie w nasze ręce, na razie nie mogę podać jego imienia ani nazwiska. Podejrzewamy jednak, że działa pod klątwą Imperius, gdyż jest to szanowany w swojej branży czarodziej” – mówił Moody wczesnym rankiem, po wyjściu ze Szpitala Świętego Munga.
„Nasz człowiek został ranny w oko, przez co musiał przejść poważną magiczną transplantację. Niestety operacja nie powiodła się, więc auror Moody tymczasowo używa sztucznego oka, które dzięki swym niezwykłym właściwościom może być przydatne w polowaniach na ludzi Sami-Wiecie-Kogo” – mówił Bill Warden


. Lucjusz przestał czytać dalej. To, że ministerstwo wciąż nie wiedziało, że Herakliusz był współpracownikiem śmierciożerców najmniej go bolało. Zawiódł wszystkich. Mógł im tak dużo powiedzieć, a on pozwolił go odbić.
- Macnair przez trzy bite tygodnie planował porwanie Herakliusza, a ty wszystko spieprzyłeś w trzy dni od kiedy ci go przekazano – warknął gniewnie Travers.
Malfoy wstał. Poczuł, że wzbiera w nim gniew.
- Nie przed tobą mam się tłumaczyć – odparł oschle – Łatwo ci przychodzi krytykowanie innych, co?
- Co masz na myśli – rzucił wyzywająco Will, teraz też wstając.
Skrzat, dotychczas czający się pod stolikiem, czując, że będzie nieciekawie, czmychnął szybko do kuchni. Malfoy energicznym krokiem obszedł cały salon i stanął naprzeciwko Traversa.
- Siedzisz sobie tutaj i wcale nie musisz ukrywać się przed aurorami. Masz klawe życie, nie ma co Travers, pamiętaj tylko, że każdy kiedyś zostanie przez Czarnego Pana osądzony. Co TY dla niego zrobiłeś?
Will poczerwieniał na twarzy.
- Nie czas na kłótnie – mruknął i zapadł się w skórzanym fotelu. – Powinienem zabić cię za to, że wdarłeś się do mojego domu, nie pytając mnie o zgodę. Nie przychodź tu często, bo jak ktoś nas zobaczy razem to będzie kiepsko. Jesteś jeszcze młodzikiem, Lucjuszu, ale mam nadzieję, że rozumu ci nie brak.
Teraz Malfoy poczerwieniał. Odrzucił długie włosy z twarzy i podszedł do drzwi, a Travers odprowadził go wzrokiem.
- Czarny Pan kazał ci przekazać – zaczął Malfoy, a Travers zerwał się z fotela – że twoje zadanie czeka na ciebie w Londynie, przy Baker Street. To dość..ee.. trudne zadanie - spojrzał znacząco na Willa – Wygląda na to, że będziesz musiał po mnie posprzątać.
Travers opadł znów na fotel, całkowicie zrezygnowany. Mógł się tego spodziewać. Zamyślił się na kilka chwil, a potem pstryknął palcami, przywołując skrzata.
Zmień hasło na „Victoria” – rzekł i natychmiast pomyślał o swojej córce, która przebywała teraz w Św.Mungo.

Ten post był edytowany przez Katarn90: 20.05.2007 20:49
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 20.05.2007 20:20
Post #2 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



PART II

Victoria zastała ojca z kieliszkiem w dłoni, rozwalonego na fotelu. Krawat leżał na ziemi.
Córka Traversa pracowała jako uzdrowicielka w Szpitalu Św. Munga i osobiście nie pochwalała tego co robi jej ojciec, chociaż wiedziała, że nawet gdyby wyprowadziła się z domu, on nie zmieniłby postępowania. Był uparty, tak jak ona.
- Cześć tato – zawołała z holu i weszła do salonu. Ojciec nie dosłyszał w jej głosie przyjaznego tonu.
Will był zmuszony przerwać swoje rozmyślania.
- Musimy sobie porozmawiać – powiedziała i usiadła naprzeciw niego – Miałam urwanie głowy na
nocnej zmianie i mam nadzieję, że nie przez ciebie.
„O czym ona mówi”?, pomyślał nieprzytomnie Travers. Milczenie trwało zbyt długo i zostało przerwane przez Victorię.
- Alastor Moody. Baaardzo poważna rana oka.
„Zabiję tego gówniarza, Malfoya” pomyślał gorzko Will. „W co ja się pakowałem, muszę się tłumaczyć przed własną córką, kogo zabiłem , a kogo raniłem. Jesteśmy po przeciwnych stronach barykady”. Ale zbyt bardzo ją kochał, żeby pozwolić jej odejść do Dumbledore’a. Wiedział, że Czarny Pan wygra tą wojnę, jest niepokonany.
- Przysięgam, że nie ja to zrobiłem – odparł w końcu – Wiesz, że ja tak nie postępuję.
Victoria spojrzała na niego z troską. Wyglądał jakby był oszołomiony, czyżby dostał kolejne zadanie od tego psychopaty?
- Tato – wyszeptała – Wróć.
Travers odstawił kieliszek. „Nie, z tej drogi nie ma powrotu”.
- Nie zaczynaj znów – odparł oschle i pstryknął palcami – Kruszek! – krzyknął przywołując skrzata.
Kruszek wpadł do salonu i przywitał niskim ukłonem córkę swego pana.
- Przygotuj nam coś do jedzenia – rzekł i zwrócił się do córki – Pewnie jesteś głodna. Chodźmy do kuchni.
Jedli w milczeniu. Travers trochę bał się zaistniałej sytuacji. Jego córka choć bardzo młoda, była dojrzałą kobietą, wiedziała, że ojciec jest Śmierciożercą, mimo, że ten nigdy nie rozmawia z nią na temat swoich misji.
O tak, wiedział, że jeśli ona kiedyś jawnie opowie się po stronie Dumbledore’a Czarny Pan każe mu ją zabić. Dlatego tak bardzo ją przed tym powstrzymywał.
- Muszę lecieć do Londynu – powiedział, kiedy już zjedli – Wrócę wieczorem.
Victoria kiwnęła głową.
Już w ogrodzie, z donośnym hukiem, Travers aportował się na Baker Street w Londynie, a konkretnie w okolice baru „Tęgi Gość”, który był często miejscem spotkań z innymi śmierciożercami i informatorami.




„Tęgi Gość” był dość obskurnym pubem, niewidocznym dla mugoli tak jak Dziurawy Kocioł czy inne czarodziejskie miejsca. Will nie był zaskoczony, że to tutaj dowie się więcej o swoim nowym zadaniu. W końcu często tak bywało. Miał tylko nadzieję, że jego pośrednikiem znów nie będzie ten czarnoskóry palant.
Travers przekroczył próg baru i omiótł wzrokiem ciasną izbę, z ladą po lewej stronie i stolikami po prawej. Było prawie pusto, gdyby nie liczyć tego...
„Ech” westchnął Travers. Na jednym z krzesełek siedział wysoki czarnoskóry mężczyzna i popijał Smoczy Koniak. Niewielka lampka ledwo oświetlała obskurne pomieszczenie, przez co Teodor Bogarth wyglądał na jeszcze ciemniejszego niż w rzeczywistości był. Will nienawidził go i był zły na Czarnego Pana, że zawsze musi rozmawiać z nim przez tego kretyna. No, prawie zawsze. Travers tęsknił za szkolnymi czasami, kiedy mógł do Voldemorta powiedzieć po prostu „Tommy”, tak jak młodszy kolega do swojego starszego idola.
- Witaj Teodorze – rzucił gniewnie Will.
- Siadaj – rozkazał Bogarth równie wrogim tonem. Zdawało się jakby powietrze aż wibrowało od
złych emocji.
Travers wciąż stał.
- Wiesz co czarny ma białego? – zapytał nagle, a kąciki jego ust zadrgały.
Teodor powoli pokręcił głową.
- Słuchać – odparł z uśmiechem Travers i nie czekając na ripostę usiadł hałaśliwie i zapytał – Chcę się spotkać z Czarnym Panem w cztery oczy.
- To doskonale, bo on też tego chce.
„Uuuu, niedobrze” pomyślał Will i próbował sobie przypomnieć co ostatnio schrzanił. Teodor piorunował go wzrokiem i dopiero po dłuższej chwili milczenia wyjął z kieszeni pomiętą kartkę z odręcznie zapisanym adresem.
- Będzie tam do wieczora czekał na ciebie. To willa położona w dość ...ee.... nieciekawej okolicy, ale takiemu śmieciowi jak ty powinno to pasować.
Will jeszcze szerzej się uśmiechnął.
- Mam przekazać Panu, że uważasz go za śmiecia? – Teodora zatkało na tak podstępną interpretację jego słów – Możesz na mnie liczyć - dodał złośliwie Will i wstał pospiesznie.
Bogarth przygryzł wargi.
- Zaczekaj.
Will stał już w drzwiach, ale coś w tonie Bogartha kazało mu wrócić.
- Musisz być ostrożny – zaczął mówić murzyn, kiedy Travers znów usiadł naprzeciwko niego, całkiem innym tonem – Wiesz, że jest niedobrze. Trzeba odłożyć osobiste pretensje na bok – i zanim Will zdążył coś powiedzieć, dodał – Herakliusz Longford został odbity, pisali w dzisiejszej prasie, a Czarnemu Panu szalenie zależało na jego zeznaniach. Pojmano także naszego współpracownika, pisali o tym kilka zdań na początku, ale nie podali nazwiska. To Wilkes. Wiesz, że Czarny Pan zna go od dawna, bardzo go potrzebuje, to jeden z najpotężniejszych śmierciożerców.
Will pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Jakiekolwiek dostanę zadanie, zrobię wszystko, żeby nie zawieść Pana – odparł drżącym głosem.
Teodor wstał i włożył dłoń w największą kieszeń w swoim płaszczu, a po chwili wyjął z niej zmięty, dzisiejszy numer „Proroka” i rzucił go na stół.
- Czytałem – odparł szybko Will – Czytałem o Malfoy’u, to jego sprawka. Dzieciak jeszcze się uczy, poręczę za niego przed Panem.
- Ale jeśli jeszcze raz coś spapra to go zabiję – a widząc zdziwienie na twarzy Willa dodał – Dostałem rozkaz. Mam pilnować gnojka, a jeśli coś się będzie działo – przejechał palcem po gardle – Wyeliminować.
Travers trochę się zmieszał. Też uważał Lucjusza za rozpieszczonego bachora, ale jego córka, przyjaciółka Malfoya, nigdy by mu nie wybaczyła, że pozwolił zabić „wujka”.
- To nie będzie konieczne – rzekł – Przemówiłem mu do rozsądku.
Teodor kiwnął głową. Nie odważył się podać ręki Willowi, ale nieznacznie się skłonił i podszedł do drzwi.
- Jest coś jeszcze. Strona 12, artykuł Marie Chayal. Przeczytaj.
Travers rzucił okiem na gazetę i jakby walcząc z chęcią przeczytania a nienawiścią do Teodora zamknął oczy. Wolał jednak nie ryzykować. „Może to coś o mnie?” pomyślał i otworzył gazetę na stronie 12. Wyglądało na to , że artykuł Chayal to rozwinięcie tematu z pierwszej strony.

Herakliusz Longford (lat 31) Sekretarz w Biurze Ministra Magii został uprowadzony przez zwolenników Sami-Wiecie-Kogo w zeszłym tygodniu. Z naszych informacji wynika, że około trzy dni temu został przeniesiony do tajnej kryjówki na ul. Śmiertelnego Nokturnu. Aurorzy odkryli tam spore ilości nielegalnych różdżek i eliksirów, zakazanych w Wielkiej Brytanii, a sprowadzanych nielegalnie z zagranicy. Przesłuchano także barmana, pracującego w pubie na parterze kryjówki.
„Mamy pewność, że bar był tylko przykrywką. Tak naprawdę podejrzewamy, że przetrzymywano tam nie tylko pana Sekretarza, ale także innych poszukiwanych przez nas zaginionych” mówi Bill Warden z Biura Aurorów „Świadczą o tym ślady krwi w pomieszczeniu na piętrze. Niestety poprzednie ofiary przeniesiono w inne miejsce. Dzięki temu odkryciu wiemy jednak, że bar musiał być kryjówką przez dłuższy okres czasu”
Barman, Warty Harris z Elephant And Castle, twierdzi, że nie wiedział nic o eliksirach i różdżkach, ani tym bardziej o ofiarach przemocy śmierciożerców.
„Może przyprowadzali te ofiary w nocy, kiedy zamykałem pub. Zapewniam jednak, że nie mam nic wspólnego z tymi ludźmi. To oszczerstwa i pomówienia”.
Podczas wstępnego przesłuchania pan Harris zeznał, że pewnego ranka zastał w barze dwie osoby (w tym Antonina Dolohowa, śmierciożercę, poszukiwanego listem gończym) rozmawiających o czymś szeptem. Podczas tej rozmowy miało paść imię Williama S. Traversa jako ich opiekuna, co stawia tegoż znanego w świecie czarodziei właściciela sieci magicznych restauracji w niekorzystnym świetle.
„Pan Travers oraz jego córka zostaną przesłuchani w piątek, nakazem Billa Wardena z Biura Aurorów” mówi auror Frank Longbottom. Aurorzy badają teraz sprawę powiązania Longforda ze śmierciożercami i szpiegowaniem na rzecz Zakonu Feniksa, prywatnej organizacji Albusa Dumbledore’a.



Will poczuł, że wzbiera w nim gniew. Jak mógł to przeoczyć?
Rzucił gazetę do kosza i unikając spojrzenia barmana wybiegł szybko na ulicę. „Na Merlina” myślał „A jeśli Victoria nie wytrzyma i powie całą prawdę? Jego kariera będzie skończona. Zginie w Azkabanie albo we własnym domu, zabity przez Czarnego Pana”.
Wyciągnął z kieszeni świstek z wypisanym adresem. Przeczytał go uważnie kilka razy i skupiając się na nim aportował się z głośnym hukiem w jakiejś ciemnej uliczce, z dala od wścibskich mugolskich spojrzeń.


*

Lord Voldemort przechadzał się po wielkim salonie, urządzonym w stylu lat dwudziestych. W domu było dość jasno, mimo, że na zewnątrz niebo wciąż było szare, a chmury ciemne i ciężkie. Na kilka godzin zdjął zaklęcia ochronne z willi, tak, żeby William mógł aportować się prosto w salonie, unikając ryzyka związanego z przechodniami. Gdyby ktoś zobaczył go w TAKIM miejscu.
„No właśnie”, pomyślał Lord i jednym machnięciem różdżki zasunął zasłony w całym domu. „Lepiej żeby nie wiedział, gdzie jesteśmy, przynajmniej nie wygada się na przesłuchaniu”. O tak, Voldemort znał nowe techniki aurorów, nowe sposoby „przesłuchiwania” śmierciożerców. Mogli wygadać wszystko, a to przez tego zarozumialca Croucha, który nadał aurorom większe prawa. No cóż, tonący brzytwy się chwyta.
Donośny huk wyrwał Voldemorta z zamyślenia.
Przed nim pojawił się Will Travers, wysoki mężczyzna w średnim wieku, elegancko ubrany, z czarnymi włosami, siwiejącymi już nieco.
Travers opanował chęć rozglądnięcia się po salonie i wyjrzenia przez okno, aby zobaczyć gdzie jest, i upadł na kolana przed Voldemortem.
- Witaj Panie – wyszeptał wstając.
Chcąc nie chcąc, przypomniał sobie sytuację, kiedy po raz pierwszy użył nowego imienia Voldemorta do którego czuł taką niechęć.
Riddle był wtedy już w siódmej klasie i choć już dawno zaprojektował nowe imię, jego najbliżsi przyjaciele, jak na przykład Avery, wciąż nazywali go „Tommy’m” żeby go poddenerwować. Ale nie Will. Dla niego Riddle był niedoścignionym wzorem, ideałem – Prefekt szkoły, marzenie wszystkich dziewcząt.
Will poczuł coś na wzór żalu kiedy widząc tę wężową twarz, prawie bez nosa, wykrzywioną grymasem nienawiści, przypomniał sobie tego przystojnego chłopca z Hogwartu.
Travers dowiedział się o nowym imieniu Toma od niego samego.
- Słuchaj mały – powiedział kiedyś Riddle, kiedy Will przyszedł prosić go o pomoc w zadaniu domowym z eliksirów, i odciągnął go na bok, z dala od towarzystwa – Pomogę ci w tym zadaniu, ale coś mi obiecasz, zgadzasz się?
Will był nieco wystraszony. Mimo, że Riddle zachowywał się w stosunku do niego fair, zawsze wzbudzał w nim respekt i... strach. Teraz widział na jego twarzy dziwną zaciętość.
- Nie chcę żebyś mówił mi po imieniu – powiedział Riddle kucając obok chłopczyka – Wiesz, że go
nie lubię. Obraża mnie, sprawia, że przypominam sobie rzeczy o których wolałbym zapomnieć. Będę z tobą szczery, mały, bo wiem, że nie wygadasz – dodał szeptem – Przypomina mi ojca, którego nienawidziłem.
- On... on umarł? – zapytał cicho Will.
Dziwny błysk pojawił się w oczach Toma.
- Taaak – odparł powoli, wciąż szeptem – Został zamordowany. A teraz posłuchaj, mały – dodał całkiem innych tonem – Nazywaj mnie, zawsze kiedy będziesz mnie potrzebował, Voldemortem.
Will powtórzył w myślach w celu zapamiętania: Voldemort.
- Dobrze Voldemorcie – powiedział grzecznie.
Riddle wstał i pstryknął palcami, a natychmiast u jego boku pojawił się Avery.
- Avery – powiedział stanowczym tonem Riddle – pomóż małemu z eliksirów, wiem, że jesteś z tego dobry.
Avery westchnął.
- Dobra.
Will uśmiechnął się. Oczywiście nie liczył na pomoc od samego Riddle’a, zawsze tak było. Voldemort już wtedy wykorzystywał swoich „przyjaciół” raczej nie robił sam nic bezinteresownie. Ale gdyby Travers poszedł do samego Avery’ego ten by go przegonił.

Will wyrwał się z zamyślenia. Siedział na wygodnym fotelu, naprzeciwko Lorda Voldemorta. Ten dziwnie mrużył oczy i śmierciożerca od razu zgadł, że używa magii by wedrzeć się do jego umysłu. Travers nigdy nie był dobry w blokowaniu umysłu przed penetracją z zewnątrz.
- Dlaczego nagle sobie o tym przypomniałeś? – zapytał Voldemort cicho.
Will zaczerwienił się.
- Oh, zawsze lubię wspominać Hogwart – odparł – Nie tylko dla Ciebie Panie było to wspaniałe miejsce.
Voldemort pokiwał głową. Znów zmrużył oczy.
- Czytałeś dzisiejszą prasę, prawda? – zapytał lodowatym tonem.
Will przełknął ślinę. Voldemort nie przerywał penetracji jego umysłu.
- A więc tak jak mnie, zaniepokoił cię artykuł Chayal.
Travers pokiwał głową.
- Udasz się na przesłuchanie? – zapytał cicho Voldemort.
Will umilkł, zastanawiając się, jaka odpowiedź będzie poprawna. Rozejrzał się po staromodnym salonie.
- Tak – rzekł w końcu – Wyprę się wszystkiego.
- Doskonale – odparł natychmiast Lord – My zajmiemy się twoją córką.
Śmierciożerca zerwał się z fotela, ale po chwili zrozumiał swój błąd. Voldemort patrzył na niego z przekrzywioną głową.
- Chodzi o to – wymamrotał Will – Panie.... wiesz..... to moja córka. Może...eee... nie powinna przebywać z .... ze śmierciożercami – całkowicie nie wiedział jak to przekazać Panu, tak aby nie obrazić swoich przyjaciół.
Na jego nieszczęście, Voldemort znów zmrużył oczy.
- Twoja córka popiera Dumbledore’a – wysyczał, a Travers poczuł jak ogarnia go lodowaty lęk.
Twarz Lorda wykrzywił kolejny grymas – odrazy.
- Miałeś ją przekonać.
- Panie... – wyszeptał Will – ona jest dorosła. Mówiłem! – dodał oktawę wyższym głosem, kiedy
napotkał spojrzenie Voldemorta – Mówiłem, że jesteś wielki, że zginie, jeśli nie przystanie do nas, ale ona powiedziała, że jest gotowa na to by umrzeć za Dumbledore’a.
Starał się nie patrzeć na swojego mistrza.
O dziwo, Voldemort po chwili rozchmurzył się i nawet lekko się uśmiechnął.
- Widzisz, mój mały przyjacielu? – szepnął – Widzisz jak Albus zamotał jej w głowie?
„mały przyjacielu” powtórzył w myślał Travers. To obudziło w nim kolejne niekontrolowane wspomnienie.

- ...mój mały przyjacielu – mówił Riddle – Kiedyś na pewno się spotkamy.
Will spojrzał na tego wysokiego młodzieńca, ubranego w szatę wyjściową.
- Będzie tu bez ciebie smutno – wyszeptał w końcu.
- O tak – wtrącił stojący obok nich w grupce kolegów Riddle’a Lestrange - Będzie o wiele mniej
CIEKAWIE.
Grupka zarechotała zgodnie śmiechem i popatrzyła z uwielbieniem na Voldemorta.
- Pamiętaj co ci mówiłem – rzekł Riddle nie patrząc na kolegów – Kiedy skończysz siódmą klasę, znajdź mnie, a nauczę cię więcej niż możesz sobie wyobrazić. Więcej niż może ci dać Dumbledore’a – dodał a jego oczy zapłonęły blaskiem szaleńca.
Travers znów poczuł ogromny szacunek i strach do tego mężczyzny. Nie użył formuły „dyrektor”, a coś w jego głosie mówiło mu, że gardził Dumbledore’em.
- Ja już skończyłem szkołę, nie szukaj mnie ani teraz, ani na wakacjach, dopiero jak sam ją
ukończysz – mówił dalej Riddle , śmiertelnie poważnym tonem. – Zbierz swoich najwierniejszych kolegów, którzy tak jak ty chcieliby mnie naśladować, przekaż im wszystko co ja przekazywałem tobie, szanuj ich, ale nie kochaj, współczuj ale naucz się ich karać. Dbaj o swój wygląd – dodał, a William zwrócił uwagę na jego idealnie białe zęby i zadbane, długie włosy – Dzięki temu zawładniesz sercami kobiet, a może i niektórych swoich towarzyszy – dodał wesołym tonem, zerkając na Avery’ego. - Potem wszyscy mnie znajdźcie.
Will przypomniał sobie na chwilę słowa profesora Slughorna.
- Zamierzasz pracować w Ministerstwie?
Dopiero teraz Riddle uśmiechnął się i spojrzał znacząco na swoich towarzyszy.
- To zależy czy powiedzie się mój plan – odparł wymijająco, ale widząc zdumienie na twarzy chłopca dodał – Może uda mi się dostać pracę tutaj, w Hogwarcie.
Tym razem nawet prekursorzy śmierciożerców spoważnieli.
- A jeśli się nie powiedzie? Gdzie mam cię szukać?
Riddle wymienił spojrzenia z towarzyszami.
- Znajdziesz mnie, mały, znajdziesz.


- Czy to ja na ciebie tak działam? – zapytał Voldemort wysokim głosem.
Will spojrzał na niego nieprzytomnie i szybko się otrząsnął.
- Przepraszam.
Czarny Pan powstał i podszedł do zasłoniętego okna.
- Posłuchałeś mnie. Znalazłeś mnie.
- A ty, Panie, spełniłeś swoją obietnicę i pokazałeś mi rzeczy, których nie zobaczyłbym w
Hogwarcie – odparł teraz już całkiem przytomnie Will.
Voldemort uśmiechnął się na myśl o tym wspomnieniu. Jakież życie było wtedy proste, chociaż już jako szesnastolatek Riddle musiał się wykazać przebiegłością zabijając ojca i dziadków.
Czarny Pan znów usiadł. Travers wykorzystując chwilową ciszę obejrzał się do tyłu i zobaczył przy drzwiach dwóch strażników – Macnaira i jednego, którego nie znał. Ukłonił się lekko Macnairowi.
- Do rzeczy – wyszeptał Lord – Twój niegrzeczny przyjaciel, Lucjusz Malfoy, zawiódł mnie strasznie.
Śmierciożerca tylko czekał na tę chwilę. Był do niej przygotowany od rana.
- Panie, ręczę za niego swoim życiem. Lucjusz to młody człowiek, uczy się jeszcze, ale widzę w nim już ten potencjał. On bardzo lubi torturować mugoli – dodał nieśmiało.
Voldemort pokiwał głową. Macnair i jego towarzysz stłumili śmiech.
- Skoro ręczysz życiem – rzekł powoli Lord – To damy panu Malfoy’owi jeszcze jedną szansę, którą udowodni, że jest gotów zrobić dla mnie wszystko.
Travers wstał powoli. Minęło już dużo czasu, a on wciąż nie dowiedział się niczego o swojej misji. Ukłonił się lekko i spytał.
- A moja misja panie?
Voldemort spojrzał na niego dziwnie.
- Najpierw musisz wyrazić zgodę na ukrycie twojej córki.
Will przeklął się w duchu, że zaczął temat.
- Aurorzy mają nowe metody – zaczął spod drzwi Macnair – Wyciągną z niej wszystko.
- Racja, Macnair – rzekł Voldemort lodowatym tonem – Słyszysz, Will? Twoja córka zostanie
przechowana w nowej kryjówce. To rozkaz.
Śmierciożerca zgodził się kiwając głową. Trudno, nie mógł zrobić dla niej nic więcej. Miał tylko nadzieję, że nic jej nie zrobią.
Macnair znów się odezwał:
- Zabierzemy ją z twojego domu jutro po południu. Niech tam czeka.
Will zbladł, ale znów pokiwał głową.
- A teraz idź. W domu czeka na ciebie poczta, a w niej treść zadania. Spal list i kopertę – wtrącił towarzysz Macnaira.
Voldemort znów usiadł na fotelu, a Will ukłonił się mu i obu strażnikom, po czym z hukiem aportował się do swojej posiadłości.

*

Ten post był edytowany przez Katarn90: 22.05.2007 18:26
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 22.05.2007 15:19
Post #3 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



ej no , chociaż tak orientacyjnie powiedzcie, czy wrzucać dalsze party.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.04.2024 00:33