Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

4 Strony < 1 2 3 4 > 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Jedyna, Która Go Rozumiała [nzak], o Huncwotach razem i z osobna :)

kkate
post 10.12.2004 13:59
Post #51 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



Taak, mam nadzieję, że to o to chodzi smile.gif

Po pierwsze - mamy weekend! Po drugie - tzw. wersja robocza trzeciego parta by kkate&Anulcia jest gotowa. Przez weekend powinna zostać ostatecznie przerobiona, poprawiona, i zatwierdzona przez wszystkie trzy autorki. A wtedy - może się doczekacie...

Aha, z góry ostrzegam, że ten part jest po trochu o Remusie, po trochu o Lily i Jamesie... Jest to raczej tu konieczne. A pod koniec dopiero rozpoczyna sie akcja właściwa... sami zobaczycie! blush.gif

Pozdro, życzę miłego weekendu!


--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kkate
post 21.12.2004 20:45
Post #52 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



Ech... napotykały nas różne trudności, dlatego trochę zeszło. Poza tym ja zmieniłam koncepcję i musiałam parta przerabiać. No cóż, w końcu jest gotowy. Nie wiem, jak go ocenicie.

Smerfko, niestety nie miałaś możliwości poprawy (złośliwość rzeczy martwych.. ech), ale moze się nie załamiesz. Nie ma tu zbyt wiele humoru, no ale...

Ten parcik chciałyśmy zadedykować Nimfadorce. Może jest tu trochę smutnych momentów, ale ty nie powinnaś się łamać. smile.gif


Ok, kończę juz gadać. Miłego (?) czytania.

JEDYNA, KTÓRA GO ROZUMIAŁA - CZĘŚĆ TRZECIA
by kkate & Anulcia


Remus wcale nie czuł się śpiący, mimo, iż zegarek stojący na jego biurku wskazywał prawie trzecią w nocy. Siedział w podniszczonym, ciemnoczerwonym fotelu, popijając mocną herbatę i wciąż nie mogąc opędzić się od ponurych myśli.
Czuł się fatalnie. To, co dziś stało się u Potterów - choć mogło się wydawać czymś naprawdę błahym - jemu nie dawało spokoju. Chociaż miał sporo wolnego czasu, nigdzie mu się nie spieszyło – to on mimo to po prostu uciekł stamtąd – uciekł, bo tylko to jedno słowo znajdywał na określenie swojego zachowania…
- Ciekawe, co sobie pomyśleli James i Syriusz. – mruknął ponuro. – Jasne, teraz na pewno uznali mnie za jakiegoś sztywniaka, który nie ma ochoty nawet trochę poszaleć…
„Nie przesadzaj!” – Remus prychnął mimowolnie, słysząc znów uciążliwy głos w swojej głowie. – „To twoi przyjaciele, znasz ich kupę lat, czemu mieliby tak diametralnie zmienić do ciebie nastawienie przez coś takiego!”
- Oni zawsze mówili, że czasem powinienem trochę wyluzować. Żebym dał sobie spokój z tą nauką i trochę się z nimi zabawił…
„A co ma do tego nauka! Skończyłeś Hogwart trzy lata temu, było, minęło!” – zdenerwował się głos. – „Posłuchaj, Lupin! Masz dziś po prostu zły dzień i tyle! Lepiej połóż się do łóżka!”
Ale Remus wcale nie miał zamiaru tego robić, przynajmniej w najbliższym czasie. Za dużo musiał jeszcze przemyśleć. Miał wszelkie powody, by sądzić, że ten wieczór coś zmienił – zarówno w jego przyjaciołach, jak i w nim samym…
Pamiętał, że wychodząc od Potterów, zdołał uchwycić ostatnie spojrzenie Rogacza. Było one pełne niepokoju i jednocześnie podejrzliwości… Tak jakby James szczerze wątpił w jego słowa.
A Lily… na myśl o przeszywającym, badawczym spojrzeniu jej szmaragdowozielonych oczu poczuł, jak dreszcze przebiegają mu po plecach. Chociaż od lat była jego najlepszą przyjaciółką, której zawsze mógł zaufać, tym razem po prostu podświadomie czuł, że nie może jej się zwierzyć. Niemożliwe byłoby przyznanie się przed nią do wszystkich niepokoi, jakie go dręczyły…

(…) I'm looking for a place
Searching for a face
Is anybody here I know
'Cause nothing's going right
And everythign’s a mess
And no one likes to be alone*


Nagle usłyszał ciche skrzypnięcie okna, a po chwili coś otarło się o jego nogi. Remus ocknął się z zamyślenia, wychylił i zobaczył obok fotela niewielką, rudobrązową kotkę wyraźnie domagającą się zwrócenia na nią uwagi.
- Ach, to ty, Luna – Remus uśmiechnął się z trudem i pogłaskał ją. – Dobrze, że w końcu przyszłaś.
Parę miesięcy temu przygarnął kotkę do siebie, po tym, jak znalazł ją pewnego zimowego popołudnia na wycieraczce swojego domu. Postanowił się nią wtedy tymczasowo zająć, ale potem nie miał sumienia jej wyrzucić i tym sposobem stał się opiekunem kociaka. Od tego czasu czuł się o wiele mniej samotny i nie nudził się podczas tych nielicznych wieczorów, których nie spędzał u przyjaciół. I to właśnie jej zwierzał się ze swoich najbardziej skrywanych pragnień i lęków. Traktował Lunę jak najlepszą przyjaciółkę, która na pewno nie wyda nikomu jego sekretów... sekretów, o których nie mógł albo nie chciał mówić nawet Lily. Często przemawiał do niej, a Luna wpatrywała się w niego swoimi dużymi, brązowymi oczami. Remusowi czasem zdawało się, że dostrzega w nich zrozumienie.
Tymczasem kotka miauknęła donośnie i trąciła łapką pustą miseczkę stojącą nieopodal. To mu o czymś przypomniało.
- Na Merlina, zapomniałem zupełnie przynieść ci jedzenia od Potterów! – zawołał Lunatyk i z obłędem w oczach poderwał się z fotela, rozlewając herbatę.
- Evanesco – mruknął, wyjmując z kieszeni różdżkę i jednym jej machnięciem usuwając z mebla mokrą plamę. – Nie, naprawdę tym razem nie wziąłem dla ciebie żadnych resztek… - powiedział, widząc, że Luna ociera mu się o nogi. – ale może coś znajdę.. – otworzył szafkę i szybko ocenił jej zawartość, po czym wyjął obsuszony kawałek kiełbasy i z głębokim westchnieniem położył go na miseczce.
Z powrotem usiadł na fotelu. Utkwił wzrok w Lunie, ze smakiem zajadającej kolację, i zmarszczył czoło.
- Wiesz Luna… - westchnął. – dzieje się ze mną coś naprawdę dziwnego.
Kotka uniosła głowę znad miseczki i spojrzała na niego.
- Czy to normalne, że drażni mnie szczęście innych? Sam nigdy nie miałem i nie będę miał raczej okazji, by poznać, czym ono jest, ale dlaczego nie mogę znieść, gdy doświadczają go moi przyjaciele?
Wstał i podszedł do kominka. Stała na nim oprawiona w drewnianą ramkę czarno-biała fotografia sprzed jakichś trzech lat. Znajdowało się na niej siedem osób. Po lewej stronie stał Syriusz, obejmując ramieniem Jamesa. Obaj byli roześmiani i machali wesoło rękami. Dalej Lily i jej dwie przyjaciółki - Liz – wysoka, szczupła brunetka, i Julia – drobna, nieco pulchna blondynka - chichotały i szeptały sobie coś na ucho. Za nimi stał on, Remus – z łagodnym uśmiechem na twarzy i jakby nieco zamyślony. I w końcu Peter, który zerkał na przyjaciół i ukradkiem ogryzał paznokcie…
Ale wzrok Remusa zatrzymał się mimowolnie na postaci Lily. Czy to możliwe, że właśnie ona ma związek z tym, co ostatnio się z nim dzieje?
- Jak sądzisz? – szepnął, zerkając na Lunę. Kotka, która skończyła już jeść, podeszła do niego i tylko zamiauczała cicho. Siedziała naprzeciw okna, a w jej wielkich oczach odbijała się srebrzysta tarcza księżyca. Była prawie zupełnie okrągła…
- Pojutrze pełnia. – westchnął Remus, odwracając głowę. Przez te wszystkie lata zdążył już trochę przywyknąć do tych przerażających momentów, lecz mimo to oddałby prawie wszystko, by móc patrzeć na pełnię księżyca ludzkimi oczyma… Chociaż i tak najważniejsi byli dla niego przyjaciele… Czasem czuł, że jest to jedyny powód, dla którego miał ochotę wciąż żyć. Ale teraz, siedząc na fotelu i patrząc na księżyc odbijający się w oczach Luny, czuł dziwny lęk, nie wiedział jednak do końca, z czym związany.
Zmarszczył brwi. Poczuł, że od tego wszystkiego zaczyna go boleć głowa.
- Położę się. – stwierdził, odkładając fotografię na kominek. Ale kiedy zmierzał w stronę sypialni, usłyszał ciche pukanie w okno. Odwrócił się i zobaczył coś, co spowodowało, że z jego ust wyrwał się okrzyk zdumienia.
Luna wskoczyła na parapet i usiadła obok czegoś, co przed chwilą, jak wszystko na to wskazywało, weszło przez okno do jego domu.
Przypominało ono kota, jednak z całą pewnością nim nie było. Zwierzę miało ogromne uszy, puszyste, żółtawe futro w brązowe cętki i długi ogon zakończony pędzelkiem jak u lwa. Tym, co najbardziej rzucało się w oczy w jego wyglądzie, była jaskrawoczerwona, a więc zupełnie inna kolorem od reszty, kępka futra na czubku głowy. Stworzenie wpatrywało się z Remusa ogromnymi, żółtymi ślepiami, a po chwili mruknęło cicho, ukazując dwa rządki ostrych jak szpileczki zębów.
- Kuguchar**… - wyszeptał Remus, zaintrygowany pojawieniem się w jego domu tak niezwykłego stworzenia. Nie ruszał się jednak z miejsca, ponieważ jeszcze z Hogwartu pamiętał, że choć kuguchary mogą być doskonałymi zwierzątkami domowymi, wobec obcych potrafią być agresywne. A ten miał naprawdę ostre pazurki…
Kuguchar nie zaatakował go jednak ani nie wyglądał, jakby miał zamiar to zrobić. Przeciwnie, rozciągnął się wygodnie na parapecie kuchennym, mrucząc przyjaźnie. Wszystko to sprawiło, że Lupin choć na chwilę zapomniał o dręczących go niepokojach.
„Zachowuje się jak zwykły kot” – pomyślał. – „Naprawdę, fascynujące stworzenie, no ale... mimo wszystko pierwszy raz widzę je na oczy, więc lepiej uważać…”
Tak więc Lunatyk, ku swemu niezadowoleniu, ze względów bezpieczeństwa postanowił tymczasowo odstąpić od zamiaru udania się na zasłużony odpoczynek, mimo, iż oczy same mu się zamykały. Usiadł na kanapie, od czasu do czasu ziewając szeroko i nieśmiało obserwując gościa. Kuguchar zdawał się jednak być bardziej zajęty jego kotką. Remus z lekkim przerażeniem przypomniał sobie, że zwierzęta te mogą krzyżować się z kotami, i westchnął głęboko na myśl o gromadce małych kociątek, które niechybnie wywróciłyby jego niewielkie lokum do góry nogami.
„Jeśli któryś z nich miałby zielone oczy, nazwałbym go Lily, oczywiście, jeśli byłaby to kotka” – pomyślał z czułością. – „Albo Harry” – dodał po chwili, uśmiechając się na wspomnienie półrocznego synka Potterów; uroczego, czarnowłosego bobaska z dwoma białymi ząbkami widniejącymi w wiecznie uśmiechniętej buzi. – „Jest tak podobny do Jamesa… Ale oczy… te migdałowe, zielone oczy… ma dokładnie po Niej”.
Tym sposobem jego myśli znów zawędrowały w niebezpieczne rejony. I choć za każdym razem, gdy tak bywało, Remus próbował za wszelką cenę zaprzątnąć swój umysł czymś innym, prędzej czy później kończyło się to tym samym, czyli kompletną klapą. Na szczęście kuguchar zamiauczał głośno i to o czymś Lunatykowi przypomniało.
- Skoro naprawdę zalecasz się do Luny… - zaczął, nieco nieufnie patrząc na zwierzaka – to… musisz mieć jakieś imię, prawda? Więc, co powiesz na… – jego wzrok zatrzymał się na czerwonej kępce futerka. – Czerwony… Czerwonek… Czerwonowłosy… RUDOLF!!! – krzyknął triumfalnie. – Rudolf, czerwonowłosy kuguchar! Może być? – zwierzak miauknął w sposób niewątpliwie wyrażający jego aprobatę.
– Świetnie… - Lupin wstał i podszedł do okna. – A teraz wybacz, chciałbym w końcu iść spać… - nieco brutalnie wypchnął Rudolfa za okno, po czym je zamknął. – Przepraszam, wolę spokojnie usnąć.. Luna, przestań – dodał, bo kotka patrzyła na niego z wyrzutem. – Idę do łóżka. Dobranoc.


***
W niedzielę rano obudziło go ciche stukanie w okno. Powoli otworzył oczy i zobaczył na parapecie brązową płomykówkę z gazetą w dziobie. Ziewając, wstał z łóżka i uchylił okno. Wziął od sowy „Proroka Niedzielnego”, wygrzebał z leżącej na szafce sakiewki kilka brązowych knutów i dał płomykówce, która z cichym pohukiwaniem wzniosła się w powietrze i po chwili zniknęła wśród burych chmur, którymi było zasnute całe niebo.
Remus zatrząsł się z zimna. Na dworze było dość chłodno. Na dodatek padał deszcz, a biegnąca w dół ulica powoli zaczynała zamieniać się w rwący potok. Zamknął okno, ze smutkiem myśląc, że dziś raczej nie dane mu będzie zobaczyć choćby jednego promyka słońca.
Odwrócił się i spojrzał na zegarek. Dochodziła jedenasta. Czując się nieco głupio, poszedł do kuchni, by zrobić sobie śniadanie, bo żołądek skręcał mu się z głodu.

Kilkanaście minut później, przebrany, najedzony i wypoczęty, wrócił do sypialni. Na jego łóżku siedziała Luna, a „Prorok Niedzielny” najwyraźniej służył jej za wygodną poduszkę. Remus syknął i pociągnął za gazetę, rozkładając ją.
- Och, Luna, co ty wyprawiasz! Nie widzisz, że to nowy „Prorok”? – nie podnosząc wzroku znad gazety skierował kroki w stronę salonu. - Jeszcze nie zdążyłem… - urwał nagle, a jego oczy rozszerzyły się. Opadł na stojący w pobliżu fotel, nie mogąc uwierzyć, że to, co widzi, nie jest tylko przywidzeniem albo koszmarnym snem.
- Nie… niemożliwe… - szepnął. Poczuł, że coś ściska go za gardło. Z najwyższym trudem opanował się i spojrzał jeszcze raz na gazetę.
Był tam dość krótki artykuł opatrzony zdjęciem pewnej kobiety … Z fotografii uśmiechała się młoda, nieco pulchna blondynka z krótkimi, kręconymi włosami.

WOJNA TRWA – KOLEJNA AURORKA NIE ŻYJE

Niestety, potwierdziły się nasze najgorsze obawy – Sami - Wiecie - Kto i jego poplecznicy znowu działają. Chociaż przez ostatnie parę tygodni panował względny spokój – a przynajmniej można to tak nazwać, w porównaniu z tym, co działo się wcześniej – teraz wiemy, że Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać chciał nas jedynie wprowadzić w fałszywe poczucie bezpieczeństwa, obmyślając w tym czasie następny okrutny plan. Wczoraj w nocy doszło do kolejnego szokującego incydentu.
Julia Millstone, aurorka pracująca dla Ministerstwa Magii, padła ofiarą napaści śmierciożerców we własnym mieszkaniu. Niestety, mimo swoich usilnych starań, zginęła podczas walki. Z naszych zaufanych źródeł dowiedzieliśmy się, że celem śmierciożerców nie była sama pani Millstone – ale najprawdopodobniej ktoś z jej bliskiego otoczenia, kogo zwolennicy Sami – Wiecie – Kogo spodziewali się zastać w jej mieszkaniu. Kim jest ta osoba, nie wiadomo. Udało nam się jednak dowiedzieć, że Julia przyjaźniła się z inną aurorką z ministerstwa – Elizabeth Lawndon, a także z Jamesem i Lily Potterami i Remusem Lupinem.


Na widok swojego nazwiska Remus zmarszczył brwi. Jak oni się dowiedzieli…? Starając się opanować drżenie rąk, czytał dalej:

W oficjalnym oświadczeniu Minister Magii powiedział: „Jest nam niezmiernie przykro z powodu tragicznej śmierci pani Millstone. Oprócz tego obawiamy się, że to zabójstwo może pociągnąć za sobą kolejne. Ale musimy walczyć. Jego tak łatwo się nie pokona”.

Lupin złożył gazetę i martwym wzrokiem wpatrywał się w okno.
To niemożliwe… Przecież ostatnio było tak spokojnie… prawie nikt…
A jednak.
On przecież nie zna litości.
To była jedynie cisza przed burzą.
Ale dlaczego ona? Dlaczego osoba, z którą on ma cokolwiek wspólnego?
Westchnął głęboko i zamknął powieki.
Julia była jedną z przyjaciółek Lily z Hogwartu. Chodziły razem do klasy... Zawsze nierozłączne - Lily, Liz, Dorcas i Julia… tak jak on, James, Syriusz i Peter. Teraz zostały tylko dwie…
Syriusz do tej pory nie mógł się otrząsnąć po śmierci Dorcas, która przez jakiś czas była dla niego kimś więcej niż tylko przyjaciółką. Chyba tylko Remus wiedział, co tak naprawdę czuje Łapa. W końcu sam dobrze wiedział, czym jest śmierć bliskiej osoby. Stracił matkę, kiedy był w szóstej klasie.
Łapa, Rogacz i Glizdogon lubili Julię, ale nie znaczyła dla nich tak wiele, jak chociażby dla Lily… i Remusa.
Tak, Lunatyk zawsze podziwiał ją za inteligencję, ogromne poczucie humoru i niezwykłą umiejętność zjednywania sobie sympatii innych. Onieśmielała go jednak jej pewność siebie i rzadko odzywał się w obecności Julii. Cóż… na pewno nie była jego najlepszą przyjaciółką, ani powierniczką jego sekretów, ale była dla niego ważna.
Lily nieraz śmiała się, mówiąc, że jeśli on, Remus, chciałby coś wyznać jej przyjaciółce, to droga wolna…
Ale tym, co do czuł do Julii na pewno nie była miłość, tylko zwyczajna, ludzka sympatia.
Zresztą… czy on w ogóle mógłby kogoś kochać… w ten sposób?
Remus zerknął na czarno – białe zdjęcie siódemki czarodziejów stojące na kominku, któremu wczoraj tak długo się przypatrywał. Dopiero teraz spostrzegł, że postać Julii na fotografii stała się blada i jakby trochę zamazana. Choć radość na jej twarzy pozostała dokładnie taka sama...
,,Niektóre rzeczy nie zmieniają się nigdy” – pomyślał Remus i poczuł, jak łzy mimowolnie napływają mu do oczu.

Isn't anyone tryin to find me?
Won't somebody come take me home
It's a damn cold night
Trying to figure out this life
Wont you take me by the hand
Take me somewhere new
I don't know who you are
But I... I'm with you
I'm with you…*


***

Lily stała w niewielkim pokoiku ze ścianami pokrytymi ciemnoniebieską tapetą w gwiazdki i obserwowała malutką istotkę, która aktualnie znajdowała się w cudownej krainie snów i marzeń. Przyglądała się jego czarnym, rozczochranym włoskom, różowym usteczkom złożonym w dzióbek i maleńkim rączkom zaciśniętych w piąstki. Uśmiechała się, patrząc na otaczające go stado pluszowych zabawek, które wytrwale kolekcjonowała wraz z Remusem. Nagle uświadomiła sobie, że stoi nad łóżeczkiem Harry’ego już od pół godziny i nie może od niego oderwać wzroku. Najciszej jak tylko potrafiła skierowała się więc w stronę wyjścia i zanim wyszła, obejrzała się jeszcze przez ramię. Zgasiła małą lampkę, która niczym księżyc rozrzucała po pokoju blade, srebrzyste światło i zamknęła cicho drzwi.
- Jest taki słodki, kiedy śpi – westchnęła, siadając na kanapie w salonie obok Jamesa, który czytał książkę, nie będącą niczym innym, jak starym, dobrym „Quidditchem przez wieki”.
- Tak, a jeszcze słodszy, kiedy nie śpi. – mruknął. – Szczególnie, kiedy celuje środkami konsumpcyjnymi, czyli ściślej mówiąc swoją kaszką, we wszystkich oprócz mamusi.
Lily roześmiała się na samo wspomnienie dzisiejszego obiadowego incydentu.
- Mówiąc „wszystkich” masz na myśli swoją skromną osobowość? – uśmiechnęła się.
- Dokładnie mówiąc swoją i starego wujka Łapy. Zapomniałem ci wspomnieć, że kiedy poszłaś wczoraj do Liz, to niejaki wielki i nieustraszony Syriusz Black odważył się nakarmić naszego drogiego potomka. Wyobraź sobie, że Harry trafił go tartymi ziemniaczkami prosto w oko. – James zachichotał - Zobaczysz, kiedyś odkryją w nim wielki talent ścigającego i będzie doskonale trafiał kaflem do bramek, tak jak jego tatuś. Będziemy z niego dumni. A tak przy okazji, kiedy będzie kolacja?
- Co? – Lily uniosła brwi. – To jeszcze nie jadłeś?
- Nie, kochanie, ponieważ chciałem ją zjeść z tobą, ty natomiast cały wieczór spędziłaś na wpatrywaniu się w naszego synka…
- Mogłeś mnie zawołać – mruknęła – Ja tam nie jestem głodna.
- Wiesz… - szepnął James, obejmując ją ramieniem i przyciągając do siebie. – Nie chciałem ci przeszkadzać w takiej chwili… - pochylił się i pocałował ją delikatnie. Lily uśmiechnęła się lekko.
- Ach tak… miło z twojej strony. – połaskotała go po nosie, po czym wstała i poszła do kuchni. Rogacz podążył za nią.
- Tak… to co sobie życzy szanowny pan Potter? – spytała, otwierając lodówkę. – Swoją drogą, nie powinnam tego robić. Przeczytanie którejś z książek kucharskich, chociażby „Zaczaruj swój ser”, albo „Kanapki na 102 magiczne sposoby”, to naprawdę żaden wysiłek, biorąc pod uwagę twoją ilość czasu wolnego, który dość często zdarza ci się po prostu marnować.
Do Jamesa, który z błogim uśmiechem na twarzy patrzył na swoją żonę sprawnie uwijającą się po kuchni, dopiero po paru sekundach dotarło, co Lily do niego powiedziała. Otrząsnął się więc, zamrugał szybko oczami i rzekł:
- Hmm… coś sugerujesz? – oparł się o stół i skrzyżował ręce na piersiach.
- Tak, kochanie. – odparła Lily, krojąc chleb na kanapki. – Chwilami jakoś zapominasz o swoich zwykłych obowiązkach. Z serem? – podniosła głowę.
Rogacz przytaknął, lekko naburmuszony.
- Pomyślmy… co dziś zrobiłeś? – ciągnęła. – Byłeś u Łapy, spędziłeś u niego całe przedpołudnie, a potem…
- Zrobiłem zakupy. – uśmiechnął się triumfalnie.– A wieczorem… cóż, czytałem książkę. Nie zapominaj jednak, z jakim poświęceniem próbowaliśmy wczoraj z Syriuszem nakarmić Harry’ego. Sama o tym mówiłaś. A, no i kto uśpił malucha po naszej piątkowej... eee… zabawie?
Lily położyła gotowe kanapki na stół i westchnęła głęboko, siadając przy nim.

Niemalże cały wczorajszy dzień spędziła na doprowadzaniu do jako takiego porządku ich salonu. Po tym, jak „przez przypadek” został on zdemolowany przez nikogo innego, jak jego mieszkańców, by przywrócić normalny stan rzeczy, potrzeba było całego mnóstwa zaklęć naprawiających i czyszczących, butelki Magicznego Likwidatora Zanieczyszczeń Pani Skower, kilku rolek magicznej taśmy klejącej, trzy tubki Supermagicznego Kleju firmy Zrób To Sam, i oczywiście pomocy męża oraz ich przyjaciół. Remus i Syriusz, namówieni przez Potterów, zgodzili się przyjść – jednakże (w przypadku Łapy) w zamian za dwie butelki piwa kremowego oraz (w przypadku Lunatyka) pożyczenie książki „Nietypowe zwierzęta domowe”. Lily i James zastanawiali się, jakim nietypowym zwierzęciem zainteresował się ich przyjaciel, jednak przystali na te warunki.
Cały dzień trwały więc wspólne porządki – zamiatanie, sklejanie, składanie, szycie - ogółem naprawianie wyposażenia pokoju. Syriusz z wielkim zapałem wieszał nowe firanki, James zajął się tym, co pozostało z zastawy stołowej, Lily układała na półkach ocalałe figurki i zdjęcia, od czasu do czasu sprawdzając postępy w pracy innych. Natomiast Remus po kilkunastu minutach uznał, że nie ma nic ciekawego do roboty i zajął się lekturą obiecanej mu książki. Jednak, gdy Syriusz z wielkim hukiem zleciał z drabiny i narobił niewiele mniej hałasu niż włączona na cały regulator piosenka Pędzących Hipogryfów, Harry, dotychczas nie sprawiający najmniejszych kłopotów, został brutalnie wyrwany ze słodkiego snu i w związku z tym ktoś musiał się nim zająć. I padło na Remusa.
Lily uśmiechała się teraz szeroko na wspomnienie Lunatyka trzymającego na kolanach malucha, który usiłował za wszelką cenę odebrać mu butelkę piwa kremowego trzymaną w prawej ręce. Remus wcisnął mu do rączek nowo przyniesionego przez siebie pluszaka (błękitnego króliczka), a sam, popijając powoli napój, w spokoju obserwował przyjaciół zmagających się z bałaganem, od czasu do czasu wymieniając uśmiechy z którymś z nich. W pewnym momencie wydał z siebie jednak głośny jęk, który sprawił, że wszyscy przerwali swoją pracę i spojrzeli na niego.
- Auu… ugryzł mnie… w palec! – wystękał, patrząc na Harry’ego, który tylko wlepił w na niego niewinne spojrzenie, przy okazji pochłaniając uszko puchatego zwierzaka. Syriusz, James i Lily wybuchli głośnym śmiechem.
- Nie ma co, zaczynają mu wyrastać ząbki, i na czymś… na kimś… musi ćwiczyć. – Syriusz wyszczerzył własne uzębienie.
Remus obdarzył go niezbyt przychylnym spojrzeniem, a Harry pisnął radośnie.

- Tak, to bez wątpienia był jeden z najlepszych momentów tamtego popołudnia. – głos Jamesa dobiegł do niej jakby z dna głębokiej studni. Lily ocknęła się z zamyślenia.
- Znowu to robisz…wiesz, że tego nie lubię. – spojrzała na niego z wyrzutem.
- Cóż, nie jestem zbyt dobry w legilimencji. Dumbledore dał mi zaledwie kilka lekcji. Ale to akurat była wyjątkowo łatwa do odczytania myśl. – wzruszył ramionami i wziął z talerza kanapkę. Lily zauważyła, że był już prawie zupełnie pusty. – Poza tym Harry’emu naprawdę udał się ten… chwyt.
Lily parsknęła śmiechem. James przełknął ostatni kęs i ciągnął dalej.
- A jak Syriusz spadł z drabiny… - powiedział, dopijając herbatę. – Widziałaś, jak wymachiwał rękami, zanim zleciał? Cóż, z koordynacją ruchów zawsze było u niego krucho…
Po czym oboje zaczęli chichotać jak opętani, nie mogąc się powstrzymać.
Właśnie wtedy rozległo się pośpieszne i jakby nerwowe pukanie do drzwi.
- Wujcio Łapa! – zawołał James, zrywając się z kanapy i biegnąc do przedpokoju, a Lily w tym momencie dziękowała sobie w duchu, że rzuciła na pokój synka zaklęcie wyciszające – Właśnie o tobie… - ale kiedy otworzył drzwi, urwał. Nie był to bowiem Syriusz… tylko ktoś, kogo chyba najmniej w tej chwili się spodziewali.


* - fragmenty piosenki Avril Lavigne „I’m with you”.

** - kuguchar – stworzenie wymyślone przez Rowling, opisane m.in. w książce „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”. Nie występuje ono bezpośrednio w powieściach o HP, ale ma związek z pewną postacią… i raczej nie człowiekiem. Niektórzy wiedzą, o co chodzi, a inni – niech szukają smile.gif


C.D.N.

Prosimy o komentarze smile.gif

Ten post był edytowany przez kkate: 08.05.2005 12:28


--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Galia
post 21.12.2004 22:18
Post #53 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 249
Dołączył: 28.05.2004
Skąd: *From the land of stars *




Widzę, że wreszcie nas zaszczycił nowy parci, tak długo oczekiwany. Pwiem ,że bardz mi się podoba, uwielbiam taki sposób pisania, zagadki są , ale w większości wiem wokół czego sprawa się kręci. Świetnie zarysowane postacie, żadnych przydługich opisów, czy nienaturalnych dialogów. I oczywiście brak literówek. Jednym słowem - wonderful tongue.gif
Pozdrawiam czekolada.gif
Gali


--------------------
Jestem myślicielką niezależną, wolną poszukiwaczką oazy nieskrępowanych istnień. Przemierzam pustynie w poszukiwaniu sensu... Czy odważysz się pójść za mną?

Myśli, marzenia, złudzenia. Moje życie...

Nie można dostać czegoś, nie tracąc czegoś w zamian.
Żeby coś otrzymać musisz poświęcić coś o podobnej wartości.
To zasada równoważnej wymiany.
To prawda o świecie...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
żaba
post 21.12.2004 23:30
Post #54 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 146
Dołączył: 06.12.2003
Skąd: obsypany różanym kwieciem Olsztyn...(pff jasne =P)




I jak zwykle się nie zawiodłam. Pięknie i ogólnie bardzo fajne! Czekam na kolejne części...tylko ja jeszcze nie wiem kiedy się akcja rozkręci i jaka jest fabuła tego opowiadania...ale będą OCZYWIŚCIE czytać dalej i czekać na dalsze częsci.



QUOTE
W pewnym momencie wydał z siebie jednak głośny jęk, który sprawił, że wszyscy przerwali swoją pracę i spojrzeli na niego.
- Auu… ugryzł mnie… w palec! – wystękał, patrząc na Harry’ego, który tylko wlepił w na niego niewinne spojrzenie, przy okazji pochłaniając uszko puchatego zwierzaka. Syriusz, James i Lily wybuchli głośnym śmiechem.
- Nie ma co, zaczynają mu wyrastać ząbki, i na czymś… na kimś… musi ćwiczyć. – Syriusz wyszczerzył własne uzębienie.
Remus obdarzył go niezbyt przychylnym spojrzeniem, a Harry pisnął radośnie.


Ojejka....jakie to słodkie... smile.gif ...chyba mój ulubiony fragment.

Pozdrawiam!


--------------------
„I nagle zdałam sobie sprawę, jak bardzo jestem próżna; jak próżni jesteśmy wszyscy i jak wielką wagę przypisujemy sobie samym, naszemu istnieniu w świecie, które tak naprawdę ma znaczenie jedynie dla paru najbliższych. A może nawet i to znaczenie przeceniamy? A nawet jeśli nie, to czymże ono jest wobec milionów tych, którym nasz los jest obcy i najzupełniej obojętny; którzy o tym, że w ogóle jesteśmy, nawet nigdy się nie dowiedzą? Tysiące, miliony takich jak ja dziewcząt i chłopców – tak samo przecież jak ja ważnych i niepowtarzalnych – mogłoby zniknąć w jednej chwili jak jakiś obłok albo tęcza i czy to by cokolwiek zmieniło? Czy świat by przez to przestał istnieć? Wszystko by nadal biegło już utartym torem, a po zimie, jak zwykle, zakwitłyby kwiaty... Z jaką siłą dotarła do mnie ta brutalna prawda! Ta oczywista prawda, którą tak łatwo jest przeoczyć, przez to, że taka oczywista...”
Helena Saniewska –Mały wielki świat

Mój blog
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tygrys
post 22.12.2004 11:57
Post #55 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 30.10.2004
Skąd: Chełm




O mój gadzie! Jest 3 część! HURRA!!! Część bardzo dobra, chyba najlepsza (czyt. moja ulubiona) ze wszystkich. Podoba mi się pomysł z Rudolfem (Rudolf czerwonowłosy... tongue.gif ) I czekam na więcej!

Buziaki, Tygrysek smile.gif


--------------------
~~**Członek Stowarzyszenia THE FULL MOON - fanklubu R.Lupina**~~

I Solennly Swear...

user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tenebris69
post 24.12.2004 12:38
Post #56 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 228
Dołączył: 05.10.2004




Oh, kkate, Smerfko, Anulciu.

Wy i tak wiecie, że uwielbiam waszą "Jedyną". To takie cieplutkie, chwilami smutne opowiadanie. Kocham fanfiki o Hucwotach. Nawet nie wiem dlaczego... Może po prostu ponieważ tamte czasy Rowling okryła mgiełką tajemnicy i każdy z nas może dopisać sobie własną historię? Tak. Chyba tak. ^^


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kkate
post 24.12.2004 14:02
Post #57 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



Och... dzięki. Jestem wzruszona blush.gif

Nie no, cieszę się, że wam się podoba. Wszystkie trzy dałyśmy do tego ff coś od siebie i to chyba przynosi efekty. 3 część najlepsza? Hmm, możliwe... ciekawe jaka będzie 4 wink.gif

W każdym razie 4 część spoczywa głównie w rękach Anulci. Ja ew. pisze zakończenie. Także trzymajcie kciuki za jej wenę.

A ja na same Święta zachorowałam na coś w rodzaju grypy. Chwilowo nie mam gorączki, więc piszę tutaj. Ech, co za pech... dry.gif

No to wam też, kochani - Wesołych Swiąt i Szczęśliwego Nowego Roku 2005! czarodziej.gif


--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Nimfka
post 24.12.2004 18:07
Post #58 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 322
Dołączył: 10.08.2004

Płeć: Kobieta



No i bardzo dzekuje.
A ja musze jeszcze podziękować za dedykacje. I za to, co dla mnie zrobiłyście. smile.gif

Pozdrawiam i życzę wesołych świat. czarodziej.gif


--------------------
"Without music, life would be a mistake"
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hermionciaa
post 04.01.2005 21:54
Post #59 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 28
Dołączył: 22.08.2004
Skąd: Nie wie nikt

Płeć: Kobieta



Fanfick niesamowity!
Tylko jedna prośba: NASTĘPNY PART PLEASE!
Pozdrowionka oraz życzenia jak najlepszej weny tffórczej! czarodziej.gif

Ten post był edytowany przez Hermionciaa: 04.01.2005 21:55


--------------------
user posted imageuser posted image

"- Estelu! Estelu! - krzyknęła, Aragorn zaś ujął jej rękę, ucałował ją i zasnął. Twarz jego zajaśniała niezwykłą pięknością, tak że wszyscy, którzy weszli potem do Domu Królów, patrzyli na niego z podziwem, ujrzeli bowiem Aragorna w uroku młodości i w sile męskich lat, a zarazem w pełni mądrości i w majestacie sędziwego wieku. Długo spoczywał tak i widzieli w nim obraz chwały królów ludzkich w nieprzyćmionym blasku, jak o poranku świata."

J.R.R. Tolkien, Władca Pierścieni: Powrót Króla, Dodatek A

Wejdź, jeżeli sądzisz, że jesteś osobą o silnych nerwach...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kkate
post 05.01.2005 16:50
Post #60 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



Dzięki Hermionciu smile.gif

No więc, oznajmiam z niejakim smutkiem, że następna część spoczywa głównie w rękach Anulci która jak wszyscy trzecioklasiści ma już w przyszłym tygodniu próbny egzamin do liceum. Tak więc większość czasu spędza na nauce... Ale nie martwcie się, już wkrótce odetchnie i (mam nadzieję) weźmie się do pracy! Zwłaszcza że próbny plan parta już jest ułożony. A i ja jej pomogę. Będzie dobrze!

P.S. Ej, nie wchodzicie ostatnio na bloga... http://the-full-moon.blog.onet.pl tongue.gif


--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Anulcia
post 10.01.2005 15:50
Post #61 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 17.09.2004
Skąd: Radom...->taka dosyć duża wioska




Ano tak, nauka nauka...
Oprócz egzaminów (7:30) mamy w tych dniach normalne lekcje. No i w tym tygodniu czeka mnie jeszcze dwie klasówki, także z czasem kiepsko.
No ale ogłaszam, że dzisiaj udało mi się skrobnąć kilka zdanek (niewiele, ale zawsze, a co!! biggrin.gif ), ale jeszcze sporo przede mną. No i ,,Pieśni..." też jeszcze nie tknęłam. A chciałabym, oj chciała...
No nic, czekajcie, a na pewno się doczekacie. No i dziękuję za cierpliwość wink.gif

Pozdrowionka spod stosu książek
<peace> tongue.gif

Ten post był edytowany przez Anulcia: 10.01.2005 15:51


--------------------
Facet z natury swej cierpi na nieuleczalne upośledzenie emocjonalne :]

---------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kkate
post 07.04.2005 10:46
Post #62 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



Witam ponownie! To na czym my skończyłyśmy wklejanie ficka?

Część... trzecia? Dopiero? Ooo, kupa czasu...

No to lecimy po kolei. Czwarta na razie. A skończonych mamy w sumie siedem.

JEDYNA, KTÓRA GO ROZUMIAŁA
CZĘŚĆ CZWARTA
by Anulcia & kkate


Był to czarodziej ubrany w fioletową szatę, z długą srebrną brodą i włosami sięgającymi pasa. Na nosie miał okulary połówki, zza których mrugały błękitne oczy. Zazwyczaj igrały w nich wesołe ogniki. Tym razem jednak na twarzy Albusa Dumbledore’a nie było nic z jego zwykłego spokoju, ani dobrotliwego uśmiechu. Jego przygaszone oczy wyrażały smutek i niepokój. Co robił w Dolinie Godryka, w niedzielę, a w dodatku tak późnym wieczorem?
- Profesor? Co… - zaczął James, ale Dumbledore mu przerwał.
- Ciii… nie tutaj - rozejrzał się. – Musimy porozmawiać.
Kiedy weszli do salonu, Lily natychmiast zerwała się z miejsca. Z twarzy przybysza od razu wyczytała, że przynosi złe wieści.
Poprowadziła ich do kuchni. Gdy tylko usiedli przy stole, znów poderwała się, by zaparzyć herbatę, lecz Dumbledore tylko machnął różdżką i przed każdym z nich pojawił się parujący kubek. Zapadła głucha cisza. Lily i James wpatrywali się wyczekująco w Dumbledore’a, a ten z kolei wlepił wzrok w okno. Wyglądał, jakby walczył ze swoimi myślami, zastanawiając się, czy przemówić. W końcu wygrały myśli.
- Powiem wprost – odezwał się po kilku ciężkich chwilach, nie patrząc na nich. – Nie będę niczego ukrywał, albo, jak to się mówi, owijał w bawełnę. Stracilibyśmy bowiem dużo czasu… a czasu już nie mamy.
Zamilkł na chwilę i wypił łyk herbaty. Lily i James wymienili szybkie spojrzenia. Dumbledore ciągnął dalej.
- Na pewno dziwi was, co robię tu, w Dolinie, w późny niedzielny wieczór. Otóż chciałem mieć pewność, że kiedy przybędę, będziecie sami. No i nie chciałem oczywiście narażać się na podejrzliwe spojrzenia. Niedawno potwierdziły się moje najgorsze obawy, które do tej pory były tylko domysłami, przeczuciami, czy też zwykłymi podejrzeniami – spojrzał na nich krótko i przez chwilę milczał. Kiedy jednak odezwał się ponownie, słychać było, że z trudem powstrzymywał drżenie głosu. On, największy czarodziej, jakiego pamiętał współczesny świat.
- On… już wie. O przepowiedni…
Kuchnię w domu Potterów wypełniła głucha cisza - każda cząsteczka powietrza zdawała się być teraz przesycona rozpaczliwym napięciem. Przerwał to zduszony okrzyk Lily, który dał upust jej emocjom.
- Ale Albusie…
- Właściwie tego się spodziewałem. To była tylko kwestia czasu. Kiedy z Gospody wyrzucono szpicla Voldemorta, było rzeczą oczywistą, że przekaże on swemu panu to, czego sam się dowiedział. Rzecz w tym, że naszemu najlepszemu szpiegowi udało się ustalić, że Voldemort dopiero teraz podjął jakieś konkretne kroki.
- To znaczy… komu? – zapytał szybko James. Był bardzo blady. Dumbledore spojrzał prosto w jego brązowe oczy. Rogacz już wiedział, co profesor zamierza powiedzieć.
- Severusowi Snape’owi – rzekł z powagą Dumbledore, dowodząc Jamesowi, że się nie mylił. Ten prychnął pogardliwie, ale nic więcej nie powiedział. Dumbledore ponownie zamilkł, wpatrując się w swój kubek. Przymknął oczy, lecz po chwili je otworzył i kiedy na nich spojrzał, po raz pierwszy ujrzeli w nich strach i, co gorsza, bezradność.
- Voldemort wybrał… wybrał chłopca, którego uważał za możliwie największe dla siebie zagrożenie - tak więc nie małego Neville’a Longbottoma, czarodzieja czystej krwi, co przecież zawsze tak cenił, ale kogoś podobnego do siebie – czarodzieja pół - krwi… Wybrał Harry’ego – Dumbledore spuścił głowę. Głos mu się załamał.
Lily ponownie zerwała się z miejsca i zaczęła nerwowo przechadzać się po kuchni. Widać było wyraźnie, że cała drży. James wstał i przytulił ją mocno. Sam po prostu bladł w oczach. Dumbledore z trudem ciągnął dalej.
- Niestety, jestem także pewien – choć może to wam się wydać zupełnie niedorzeczne - że ktoś z waszego bliskiego otoczenia jest szpiegiem Voldemorta i donosi mu o waszych krokach. Wszyscy jesteście w niebezpieczeństwie. I obawiam się, że tym razem nie pomoże rzucanie na wasz dom Zaklęcia Nienanoszalności, ani stosowanie innych środków bezpieczeństwa. Dobrze wiecie, że przed Nim nie można się nigdzie ukryć. Po namyśle doszedłem jednak do wniosku, że największą szansę ochrony może wam zapewnić Zaklęcie Fideliusa – w tym wypadku ukrycie tajemnicy miejsca waszego pobytu w duszy żywego człowieka, czyli, jak się domyślacie - Strażnika Tajemnicy. To magia oparta na uczuciach i więzach zaufania, czyli na tym, czym Voldemort najbardziej gardzi. I to w tej chwili jest naszą największą siłą.
Dumbledore ponownie wlepił wzrok w kubek. Przez chwilę wyglądał, jakby miał zamiar coś jeszcze powiedzieć, bo otworzył usta, ale po chwili je zamknął i znów spuścił wzrok. W kuchni zapadła głucha cisza, przez dobre kilka minut nikt nic nie mówił, wpatrując się w inną stronę. Lily usiadła przy stole i ukryła twarz w dłoniach. Wtedy odezwał się James:
- Jutro z samego rana osobiście powiadomię Syriusza. Jestem pewien, że zgodzi się bez wahania zostać naszym Strażnikiem.
Dumbledore i Lily równocześnie podnieśli głowy i spojrzeli na niego. Na jego bladej twarzy malowała się powaga i smutek, ale także zaciętość. Zaciętość, którą Lily tak dobrze znała. Wiedziała, że jeśli jej mąż na coś się uprze, to dopnie swego i nic go od tego nie odwiedzie. On już podjął decyzję.
Dumbledore jednak w przeciwieństwie do niej nie zamierzał dać za wygraną.
- James, ja wiem, że to twój najlepszy przyjaciel. Wiem, że ufasz mu bezgranicznie. Ale nadszedł taki czas, kiedy już niczego nie możemy być pewni. Kiedy nie wszystko jest takie, jakim często wydaje się być. A dodatkowo jestem niemalże pewien, że szpieguje was ktoś z Zakonu – no bo jak inaczej Voldemort dowiadywałby się o naszych zamierzeniach i krokach? A na pewno się dowiaduje, bo już nieraz zdołał nas do tego przekonać, że wie o wielu rzeczach, które tak staraliśmy się ukryć przed nim i przed jego poplecznikami. Chciałbym także – dodał szybko, widząc, że James zamierza mu przerwać – abyście pamiętali, że zawsze możecie na mnie liczyć. I myślę, że byłoby najlepiej, najbezpieczniej dla was, gdybym został waszym Strażnikiem Tajemnicy. W obecnej sytuacji jest to chyba najlepsze z możliwych rozwiązań.
- Rozumiem twoją troskę, Albusie, i jesteśmy ci za to bardzo wdzięczni, ale w tej jednej kwestii mogę być całkowicie pewien. I jestem – Syriusz wolałby umrzeć, niż nas zdradzić!
Jeszcze przez chwilę słowa wykrzyknięte przez Jamesa dźwięczały im w uszach. Potem Dumbledore podniósł się powoli. Jego twarz, dotychczas ukrytą w półmroku, oświetliło teraz światło padające z małej kuchennej lampki. Dopiero teraz uderzyło ich, jaki jest zmęczony i przygnębiony, choć cały czas próbował tego nie okazywać.
Przecież w nim cała nasza nadzieja – pomyślała Lily.
- Proszę was, przemyślcie to jeszcze. Przemyślcie to jeszcze raz, na spokojnie, bo w takich sprawach gwałtowne emocje nie są dobrym doradcą.
Machnął różdżką w kierunku stołu, a trzy puste kubki po herbacie zniknęły.
- Powiadomcie mnie, jak tylko podejmiecie ostateczną decyzję.
Patrzyli, jak wychodzi, zostawiając ich z ogromnym mętlikiem w głowie.

***

Albus Dumbledore powoli wyszedł w aksamitną ciszę nocy. Poczuł na twarzy chłodny powiew wiatru. Dookoła było zupełnie pusto, okna we wszystkich domach były ciemne, a jedynym jasnym punktem była stojąca nieopodal latarnia, która roztaczała dookoła przymglony, złocisty krąg światła. Wszyscy mieszkańcy wioski byli już zapewne w swoich łóżkach i śnili teraz o mniej lub bardziej przyjemnych rzeczach, lub też leżeli z szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się, co przyniesie następny dzień.
Dumbledore spojrzał smutno przez ramię na dom Jamesa i Lily. Westchnął głęboko i zaczął iść opustoszałą ulicą, a odgłos jego kroków rozbrzmiewał dookoła cichym echem.
Po chwili jednak zatrzymał się. Spojrzał w górę, na atramentowoczarne sklepienie upstrzone milionami gwiazd, które migotały do niego wesoło. Chyba aż za wesoło.
Zastanawiał się, gdzie teraz może być Julia. Otchłań nieba jest przecież taka ogromna… Ale podobno tam ludzie są szczęśliwsi. No i przecież na pewno jeszcze się kiedyś spotkają – wszyscy. Kiedy tylko przekroczą złotą Bramę Życia, aby rozpocząć po prostu kolejny etap bezkresnej wędrówki – to zwykła rzecz. Ale dziś po prostu nie mógł im tego powiedzieć. Nie dałby rady. Oczywiście, szedł do nich z zamiarem poinformowania ich zarówno o przepowiedni, jak i o śmierci Julii, ale gdy zobaczył jak zareagowali na tę pierwszą wiadomość, po prostu nie mógł ich dodatkowo obarczać. Nie dzisiaj. Nie teraz. I nie wiedział, czy kiedykolwiek się na to zdobędzie.
Ale i tak się dowiedzą… Prędzej czy później ktoś im powie. Być może będą mieli do niego pretensje, ale w tej chwili czuł się wobec tego zupełnie bezradny.

(...)Wierzyć chcę, że przyjdzie czas,
Nadziei czas. Zniknie lęk a
ludzki śmiech zagłuszy lęk.
Będę gdzieś gdzie nie ma łez
nie boję się tu wolność jest
będę gdzieś gdzie ptaków śpiew
tam znajdziesz mnie...*


***

Przez kilkanaście minut żadne z nich nie wypowiedziało ani słowa. Było to spowodowane po części szokiem, w jakim się znaleźli, a także głębokimi rozmyślaniami nad zaistniałą sytuacją. Wreszcie, nie podnosząc głowy, odezwała się Lily.
- Boże, ale kto to może być? Kto może być zdrajcą?
James spojrzał na nią i lekko się zawahał.
- Lily… a jeśli to Remus?
Do Lily sens tych słów dotarł dopiero po krótkiej chwili. Podniosła szybko głowę i spojrzała na męża.
- R-Remus? – wyjąkała. – James, ale…
- Już zapomniałaś, jak ostatnio się zachowywał? Taki jest milczący i ciągle zamyślony. Jakby coś ukrywał. A co było ostatnim razem? Wyszedł wcześniej z kolacji i nie podał żadnego powodu! Dla mnie to było podejrzane od samego początku.
Lily kręciła z niedowierzaniem głową i wpatrywała się w Jamesa, jakby zobaczyła go po raz pierwszy w życiu. Jej mąż dość często miewał niezbyt mądre pomysły, ale przecież to było po prostu niedorzeczne i nie miało najmniejszego sensu. Posądzanie Remusa o coś takiego było ostatnią rzeczą, jaka mogła jej przyjść do głowy. Nie spodziewała się, że w przypadku Jamesa będzie inaczej…
- Nie masz racji – szepnęła. Poczuła, jak do oczu napływają jej łzy, które szybko otarła wierzchem dłoni. Rogacz podszedł do niej, chcąc ją objąć ramieniem, ale Lily odsunęła się. Czuła, jak coś ściska ją za gardło i jak chyba nigdy w życiu pragnęła, by to wszystko okazało się jakimś sennym koszmarem, z którego zaraz się obudzi.
- Lily… - usłyszała głos Jamesa tuż obok siebie.
- To nie on – powiedziała drżącym głosem.
- A jeśli?
Nie. To musi być sen… To jest zbyt niedorzeczne, by mogło być prawdziwe. Lily zacisnęła powieki i lekko uszczypnęła się w rękę. Wiedziała, że to i tak nic nie pomoże, ale po prostu jakaś cząstka jej świadomości nie chciała tego wszystkiego zaakceptować i za wszelką cenę usiłowała się bronić. Otworzyła oczy. Niestety, nic się nie zmieniło. Dalej czuła w gardle ten okropny ucisk, a na dodatek po policzkach zaczęły jej spływać łzy. Kątem oka dostrzegła Jamesa, który wpatrywał się tępo w przestrzeń. Poczuł na sobie jej spojrzenie i uniósł głowę. Wziął głęboki oddech i otworzył usta, by coś powiedzieć, ale po chwili je znów zamknął.
- No, wyduś to z siebie – wychrypiała cicho Lily, czując, że tak naprawdę nie chce tego usłyszeć. Nigdy. Przygryzła wargi i patrzyła na niego z napięciem.
- Cóż… obawiam się – James westchnął głęboko – że na razie będziemy zmuszeni ograniczyć z nim kontakty.
Uniosła brwi. Wciąż miała zaczerwienione oczy.
- Chyba żartujesz.
- Nie – jej mąż zaczął nerwowo przechadzać się po kuchni. – Po prostu musimy być ostrożni.
- Ostrożni?! – głos Lily drżał, a ona sama oddychała szybko. – Co nam to da? Co ci w ogóle strzeliło do głowy, żeby go podejrzewać? Dlaczego on? Dlaczego…
- Uspokój się – przerwał jej spokojnie. – Już ci podawałem powody, dla których uważam, że to właśnie Remus może być zdrajcą. Nie uważasz więc, że tak będzie lepiej?
Lily nie odpowiedziała. Wpatrywała się pustym wzrokiem w różowego, pluszowego słonika stojącego na parapecie okna. Remus przyniósł go w piątek… Przypomniała sobie dziesiątki podobnych zabawek leżących w łóżku Harry’ego, na które Lunatyk często przeznaczał ostatnie resztki swych oszczędności. Poczuła, jak jej oczy znów napełniają się łzami.
- Nie zrobisz tego – szepnęła, zwracając wzrok na Jamesa. – Pomyśl, jak on się poczuje…
Rogacz prychnął pogardliwie.
- A jak ma się poczuć? Dowie się, że go przejrzeliśmy, a to utrudni plan Voldemortowi. Wtedy będzie wiedział, że wyciąganie różnych informacji od nas stanie się praktycznie niemożliwe i…
Lily słuchała tych słów z szeroko otwartymi oczami, nie dowierzając własnym uszom. Czy to naprawdę mówi jej mąż? Czy naprawdę ośmiela się posądzać o zdradę swojego przyjaciela?
- Co się z tobą stało? – spytała. – Naprawdę, nie poznaję cię, James. Wydawało mi się, że Remus jest jedną z niewielu osób, którym bezgranicznie ufasz…
- Już nie – odpowiedział, a przez jego twarz przemknął dziwny cień. – Nie mogę mu ufać, jeżeli jesteśmy prawie pewni, że przekazuje…
- To ty jesteś pewien! – krzyknęła. – I zobaczysz, jak fatalny popełniasz błąd! Zobaczysz, czym on ci się odwdzięczy! Wszystkim nam jest teraz ciężko, powinniśmy się wspierać, a ty co robisz? Zostawiasz go, kiedy on cię najbardziej potrzebuje! Taki z ciebie przyjaciel?! Zastanów się, jak on się poczuje, biedny i odtrącony przez wszystkich…
James mimowolnie parsknął śmiechem, ale gdy napotkał mordercze spojrzenie żony, spuścił głowę.
- Może i masz rację… - powiedział cicho. – Ale przecież nigdy niczego nie możemy być pewni. Nie mamy pojęcia, co przyniesie każdy następny dzień. Wszyscy żyjemy w takiej strasznej niepewności! – uderzył pięścią w stół i po chwili spojrzał na nią poważnym wzrokiem. – Musimy to zrobić, Lily. Może będę tego żałował, ale to Harry jest w tej chwili najważniejszy. Proszę cię, zgódź się. Skończ na razie z tymi wszystkimi odwiedzinami, połączonymi z wymianą pluszaków. Dobrze?
Lily obdarzyła go wściekłym spojrzeniem. Jeżeli James myśli, że zakończy ten spór tak łatwo, to grubo się myli…
- Będziesz tego żałował… - wycedziła. – I wkrótce przekonasz się, jak bardzo. Ja nie zmienię zdania i nadal będę uważała, że to nie on…
Jej mąż zmarszczył brwi i najwyraźniej nad czymś usilnie się zastanawiał.
- A właściwie – dodała po chwili, z mściwą satysfakcją obserwując zmieszanie na twarzy Jamesa i wynajdując kolejny argument – to czemu nie podejrzewasz Syriusza albo Petera? Przecież oni niby też są „kimś z naszego najbliższego otoczenia”.
- Już to mówiłem Dumbledore’owi – powiedział James. – Syriuszowi ufam bezgranicznie i powierzyłbym mu absolutnie wszystko. On jest moim najbliższym przyjacielem, osobą, którą znam najlepiej i wiem, że nigdy w życiu by tego nie zrobił…
- Znasz go najlepiej, tak? – prychnęła Lily. – Dobrze, ale czy Remus także nie jest twoim przyjacielem?
- To nie tak… - pokręcił głową. – To również jest… o ile nie stosowniej byłoby powiedzieć był… mój przyjaciel… Ale zrozum, znam go od lat, lecz tak naprawdę wiem o nim bardzo mało. On zawsze był taki skryty i zamknięty w sobie, nigdy dużo nie mówił o swoich uczuciach. Oczywiście niezwykle cenię jego inteligencję, wrażliwość i lojalność… jest naprawdę świetnym przyjacielem, a przynajmniej takim wydawał się być. Skąd wiesz, że pod tą maską cichego i niepozornego człowieka nie ukrywa się zupełnie ktoś inny? Przecież to takie proste – nagle okazuje się, że najmniej podejrzana osoba…
- W takim razie przyjmij do wiadomości… - powiedziała Lily, patrząc mu prosto w oczy - …że ja znam go wyjątkowo dobrze, wygląda na to, że nawet lepiej niż ty. I mogę przysiąc, że on nie byłby w stanie przejść na Stronę Ciemności. Nie on.
James przygryzł wargi. Argumenty Lily były rzeczywiście mocne, ale nie mógł dać się przekonać. Przecież nie może się mylić…
- A Peter? – usłyszał jej głos.
- Glizdogon? – parsknął nieco wymuszonym śmiechem. – On, ten mały, tchórzliwy ciamajda, który nigdy w życiu nie zrobi czegoś, jeżeli nie przyniesie mu to korzyści i nie będzie miał za plecami silniejszych od siebie…
- I tu pobiłeś się swoją własną bronią – szepnęła Lily, a na jej twarzy pojawiło się coś w rodzaju ponurej satysfakcji. – Przecież doskonale wiemy, że nie zgodziłby się na pracę dla Voldemorta, gdyby nie miałaby ona mu przynieść korzyści. A wiesz, że On może zaoferować bardzo dużo…
- To nie może być Glizdogon – stwierdził James tonem zamykającym sprawę. – To po prostu śmieszne, Lily.
- Niedługo chyba wcale nie będzie ci do śmiechu – warknęła. – Idę spać, czuję się cholernie zmęczona.
Wyszła z kuchni i pośpiesznie wbiegła po schodach. Ale nie udała się do sypialni. Udała się do pokoiku z tapetą w srebrzyste gwiazdki, w którym spał malutki, czarnowłosy chłopczyk. Lily przysiadła cicho na sofie, która stała przy łóżeczku Harry’ego i popatrzyła na jego twarzyczkę. Jej wyraz nie zmienił się, odkąd była tu po raz ostatni – usteczka nadal miał złożone w ten śmieszny dzióbek.
„Jest taki bezbronny. I taki malutki – myślała. – I James miał jednak rację. Ten nosek to ma po tatusiu.”
Nagle Harry uśmiechnął się lekko, jakby w swych snach odnalazł cudowną krainę. Miejsce, gdzie nie ma strachu, ani cierpienia, ani tej niepewności o jutro, która z biegiem dni staje się nie do wytrzymania. Wtedy Lily poczuła, że jakaś potężna, niewidzialna siła ściska ją za gardło. Wiedziała, że już dłużej nie wytrzyma, nie zdoła powstrzymać tego wszystkiego, co gromadziło się w niej od wielu dni. Miesięcy, z których każdy dzień przynosił straszne wieści. I tej straszliwej niepewności, co będzie dalej. Teraz ta ogromna fala wylała się na nią z całą swoją mocą, ponieważ tłumiony ból powraca po pewnym czasie ze zwielokrotnioną siłą. Poczuła łzy spływające po policzkach, które skapywały na jej spódnicę, wsiąkając w materiał. Nie miała siły nawet ich ocierać. Wtedy usłyszała ciche skrzypnięcie drzwi, a po chwili poczuła, jak ktoś siada obok niej i mocno obejmuje. Wtedy jej płacz przerodził się w szloch. Nie umiała już go powstrzymać. Chciała wreszcie zrzucić z siebie cały ten ciężar, jaki ciążył jej przez tyle dni i który z taką dzielnością dotąd ukrywała.
- Zrobimy wszystko, aby go ochronić – usłyszała cichy głos Jamesa. – I musimy mieć na to dość siły. Musimy, słyszysz Lily?
Lily oparła głowę na jego ramieniu – teraz jej łzy wsiąkały w koszulę Jamesa, tak, że po kilku minutach była w tym miejscu zupełnie mokra. Gładził ją po głowie i kołysał uspakajająco, jak kołysze się małe dziecko, kiedy nie może zasnąć. O dziwo, jej szloch nie obudził Harry’ego, który jedynie przytulił się bardziej do swojego pluszowego misia.
Mniej więcej godzinę później Lily zasnęła, zmęczona płaczem. Siedzieli tam długo. James, gładząc błyszczące włosy żony patrzył, jak na niebie za przysłoniętym firanką oknem pojawiała się blada poświata, a gwiazdy powoli znikały w blasku rodzącego się poranka. Zastanawiał się, co teraz może robić Remus. Być może już obmyśla plan dla Voldemorta? A może po prostu śpi?
Wtedy zobaczył na coraz bardziej jaśniejącym niebie ostatnią, spadającą gwiazdę. Nie zastanawiał się długo nad życzeniem.
Żebyśmy wygrali.


Szary świat, gdy brak w nim barw
Nadziei brak, płacze świat
gdy ludzki gniew znów rodzi strach
pójdę gdzieś gdzie nie ma łez
by nie bać się tam wolność jest
pójdę gdzieś gdzie ptaków śpiew
tam znajdziesz mnie(…)*


***

Zaledwie kilka ulic dalej, w domu z numerem pięć, leżał Remus, wpatrując się w to samo jaśniejące niebo. Minęła kolejna, bezsenna noc, spędzona na rozmyślaniach nie dających mu spokoju. Spojrzał na blady krąg księżyca. Już jutro pełnia.
"Merlinie, jak ten miesiąc szybko minął…" - pomyślał. - "Będę musiał chyba iść jutro do Syriusza albo Jamesa i poprosić…"
Lecz nagle poczuł, jak do żołądka opada mu wielka bryła lodu. Czy oni wiedzą o śmierci Julii? Pewnie tak… przecież czytają gazety. Ale… możliwe, że po prostu nie będą w stanie przyjść jutro do niego. Lily na pewno okropnie to zniosła, o wiele gorzej niż chociażby on. James będzie musiał z nią zostać… A kto będzie z nim?
"Za dużo myślisz o sobie" - syknął mu do ucha znajomy głos. - "Są naprawdę o wiele ważniejsze rzeczy. Poradzisz sobie sam."
On jednak wiedział, że to nie będzie takie proste. Kiedy był z którymś z przyjaciół, pełnię znosił o wiele lepiej, zachowywał wtedy jakąś cząstkę ludzkiej tożsamości. Tak… Pójdzie jutro do Syriusza i poprosi go o tę przyjacielską przysługę.
Niebo było teraz jasnoróżowe, jedynie wysoko nad horyzontem rozciągał się pas granatu. Świat powoli przygotowywał się do nadejścia nowego dnia…
Remus mimowolnie wrócił myślami do Julii. To jeszcze bardziej wzmogło w nim niepokój.
Co teraz będzie? Ile jeszcze nadejdzie dni, z których każdy przynosi wieści o nowych atakach, mordach, torturach? No i czy to wszystko się kiedyś skończy? Ostatnia, gasnąca gwiazda jakby resztkami sił mrugnęła do niego w odpowiedzi. Remus uśmiechnął się blado, po czym wstał i powlekł się do kuchni, aby zaparzyć kawę. Zwyczajnie powitać nowy dzień – jakikolwiek by nie był.

* - H2O „Oszukam czas”

cdn.



--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
anagda
post 07.04.2005 15:38
Post #63 

Członek Zakonu Feniksa


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1994
Dołączył: 05.04.2003

Płeć: Kobieta



uf.... przeczytałam smile.gif tak jak mówiłam wink.gif trochę się tego nazbierało. bardzo mi się podoba. takie lekkie i wogóle fajnie sie czyta. no i huncwoci a zwłaszcze remusek smile.gif


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kkate
post 08.04.2005 15:48
Post #64 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



No, dzięki smile.gif

To część następna...

Jedyna, Która Go Rozumiała

CZĘŚĆ PIĄTA
by kkate & Anulcia, korekta by Anulcia


Słońce świeciło już wysoko nad horyzontem, a całkowicie bezchmurne niebo miało barwę czystego błękitu. Zapowiadał się wyjątkowo piękny, wiosenny dzień.
Remus siedział w kuchni, pijąc kawę. Luna, która właśnie wróciła z nocnej schadzki, wskoczyła mu na kolana. Głaskając ją machinalnie za uszami, patrzył za okno. Przez ulicę biegło właśnie dwóch małych, może ośmioletnich chłopców – chudy, wysoki blondynek i nieco niższy, tęgi rudzielec. Nagle blondyn zatrzymał się i szepnął coś na ucho koledze. Rudzielec zrobił ogromnie zaskoczoną minę i zaczął gwałtownie gestykulować, kiedy jasnowłosy wrzasnął: „PRIMA APRILIS!!!” Jego okrzyk sprawił, że Remus lekko podskoczył, rozlewając kilka kropel kawy.
No tak, zapomniał, że dziś jest 1 kwietnia. Prima Aprilis*… w ten dzień chyba nigdy nie zdarzyło mu się nudzić. Syriusz i James zawsze wymyślali najoryginalniejsze i najzabawniejsze żarty i zwykle mnóstwo osób padało ich ofiarą. Potrafili wmówić ludziom najbardziej absurdalne rzeczy (tak jak wtedy, gdy podczas rozmowy z Lily Syriusz nagle zaczął wrzeszczeć, że tuż za nią czai się ogromna mantykora). Byli przy tym tak przekonujący, że nawet Remus, który co roku zarzekał się: „Nie, w tym roku się nie dam… nie ma mowy”, w końcu i tak był nabierany przez któregoś z nich.
Pamiętał, jak w zeszłym roku siedzieli u Potterów, starając się chociaż na moment zapomnieć o ponurej rzeczywistości. Lily była wówczas w piątym miesiącu ciąży. Przypomniał sobie, jak przykładał ucho do jej brzucha, by usłyszeć tkwiące w nim nowe życie – Harry’ego… Wtedy to James wymknął się na podwórko, a po chwili wrócił, krzycząc na całe gardło, że motor Syriusza zniknął. Łapa poderwał się z obłędem w oczach i wybiegł na dwór. Istotnie, motocykla nie było.
Remus uśmiechnął się na wspomnienie Syriusza biegającego bez ładu i składu w kółko i rzucającego rozpaczliwe spojrzenia na wszystko dookoła w poszukiwaniu ukochanego pojazdu. Kiedy miał już zamiar deportować się do Ministerstwa Magii, by złożyć doniesienie o kradzieży, James, pokładając się ze śmiechu, otworzył garaż i wyprowadził motor.
Ale niestety, takie chwile beztroski, jak w ostatni piątek, zdarzały się im niezwykle rzadko.

Nagle Remus syknął z bólu. Poczuł w skroniach przeszywający ból. No tak, mógł się tego spodziewać. Zawsze w dniu poprzedzającym pełnię miewał bóle głowy, czuł się osłabiony, potwornie zmęczony i rozdrażniony. Nienawidził swoich przemian. Ale równie straszne były też poprzedzające je godziny.
Odłożył filiżankę. Ostry ból znów dał o sobie znać. Lupin przymknął powieki i położył prawą dłoń na czole, które wydało mu się aż nadto ciepłe. Chyba będzie musiał łyknąć jakieś prochy.
Wstał gwałtownie, zrzucając Lunę z kolan. Ta miauknęła gniewnie. Ale Remus nie zwrócił na nią uwagi i nieco chwiejnym krokiem udał się do łazienki.
Oparł dłonie na chłodnej umywalce i spojrzał w wiszące nad nią lustro.
Jego szczupła twarz była przeraźliwie blada. Na spocone czoło opadały kosmyki jasnobrązowych włosów. Spod ciemnych brwi spoglądały zmęczone, szaroniebieskie oczy, które jakby straciły swój zwykły blask. Pod nimi widniały ciemne podkówki.
Poczuł przechodzące po całym ciele lodowate dreszcze. Przygryzł bledsze niż zazwyczaj wargi.
- Nie jest dobrze – szepnął.

***

Ogromny, srebrno-czarny motocykl stał przed niewielkim, skromnym domkiem. Każdy cal pojazdu lśnił jak diament, odbijając promienie wiosennego słońca. Wyglądał jak nowy – bez najmniejszej plamki czy zarysowania. Słowem, aż się prosił, by go dosiąść, zapuścić silnik i ogromną szybkością pomknąć w siną dal. Patrząc na niego, każdy miłośnik dwóch kółek już czułby w uszach ryk wiatru rozwiewającego włosy i to niesamowite uczucie towarzyszące podróżom po ziemskich… oraz podniebnych przestworzach.
Syriusz Black z całą pewnością do takowych osobników się zaliczał.
W chwili obecnej stał, oparłszy się o drewniany płotek, i z błogim uśmiechem na twarzy kontemplował to niezwykłe zjawisko – efekt swojej kilkugodzinnej pracy.
- Świetnie – powiedział, odkładając na bok ściereczkę. – Taak, po prostu boski…
Promień słońca zaigrał niewinnie w jednym z reflektorów motocykla, który zdawał się mrugać do swojego właściciela. Syriusz, ogarnięty nagłym uniesieniem, podbiegł do ukochanego pojazdu, wskoczył na siodełko i już-już miał zapuścić motor, gdy…
- Wybierasz się gdzieś, Łapo? – rozległ się łagodny głos tuż za nim.
Syriusz obrócił się gwałtownie i zobaczył stojącego kilka metrów dalej Remusa. Już na pierwszy rzut oka wyglądał dość mizernie i żałośnie. Przez moment Łapa, tknięty współczuciem, chciał zawołać: „Cześć stary! Coś kiepsko dziś wyglądasz…”. Jednak wraz z przybyciem Lunatyka, myśli Syriusza powróciły do realnego świata i do tego, co dziś usłyszał.
Rano odwiedził go James – blady i trzęsący się ze zdenerwowania. Ponieważ Syriusz niezwykle rzadko widywał przyjaciela w takim stanie, od razu poczuł, że musiało stać się coś bardzo złego.
Rogacz opowiedział mu krótko o wizycie Dumbledore’a i o jego planach. Kiedy wyznał zszokowanemu Łapie, że zastanawia się nad uczynieniem go ich Strażnikiem Tajemnicy, Syriusz wydał z siebie dziwny odgłos i wytrzeszczył oczy.
Nie wiedział, czy jest na to gotowy. Bał się, że nie jest odpowiednią osobą. Podejrzewał, że Voldemort może od razu domyślić się, że Lily i James powierzyli swój największy sekret najlepszemu przyjacielowi. Ale James był uparty i chyba nic nie było w stanie odwieść go od już podjętej decyzji.
Dlatego też zgodził się… musiał to dla nich zrobić. Żadnemu z nich nie wolno się teraz poddawać.
Ale i tak najgorsze było następne… ktoś z ich bliskiego otoczenia szpieguje Lily i Jamesa.
„Powiedziałbym” – rzekł wówczas James – „że z bardzo bliskiego. Naszym zdaniem to Remus.”
Remus? To wydało się Syriuszowi nieco dziwne. Ale James, mówiąc te słowa, miał w oczach ogromne zdeterminowanie i niemalże stuprocentową pewność. Chcąc nie chcąc, Łapa mu uwierzył. Zgodził się na tymczasowe ograniczenie z nim kontaktów. W głębi duszy czuł jednak, że nie jest w stanie się całkowicie od niego odwrócić. Po prostu nie może…
A do tego dziś jest 1 kwietnia - Prima Aprilis. Czy James mógłby po prostu robić sobie z niego żarty? Znając go, było to całkiem możliwe. Choć jeśli to dowcip, to mimo wszystko niezbyt zabawny…
- Syriusz! – głos Lupina wyrwał go z zamyślenia. – Słyszysz, co ja do ciebie mówię?
Podniósł głowę. A więc przyszedł do niego. On, domniemany zdrajca. Dobrze, zobaczymy, czego chce…
- Cześć – powiedział, starając się, by jego głos zabrzmiał dość wyniośle. – Eee… co ty tutaj robisz?
- Moglibyśmy wejść do środka? – szepnął Remus zamiast odpowiedzi, nie patrząc na niego.
Syriusz zsiadł z motoru, rzucił mu ostatnie, tęskne spojrzenie i otworzył drzwi. Weszli do domu i usiedli przy okrągłym stoliku.
Remus westchnął głęboko i wbił wzrok w stół. Łapa z niepokojem zauważył, że Lunatyk rzeczywiście wygląda okropnie. W jednej chwili cała jego podejrzliwość i chłód gdzieś się ulotniły.
- Co się stało? – szepnął.
Lupin rzucił mu przelotne spojrzenie. Syriuszowi zdawało się, że dostrzegł w nim cień wyrzutu. Przez chwilę obaj milczeli, a potem…
- Dziś pełnia – powiedział krótko Remus.
Syriusz zaklął pod nosem. Jak mógł o tym zapomnieć! Przecież widział, że ostatnio tarcza księżyca jest coraz większa…
- Przepraszam, stary – mruknął.
- Wiesz, pomyślałem… - zaczął Lunatyk. - …czy nie mógłbyś dziś przyjść do mnie i…
- Jasne – odparł natychmiast Łapa, w tej chwili już zupełnie zapominając o obietnicy złożonej Jamesowi. – Będę o szóstej, dobra?
Remus pokiwał powoli głową i spojrzał na niego.
- Dzięki. Wiesz, nie chciałem prosić o to Jamesa, bo chyba by się nie zgodził…
Syriusz wytrzeszczył oczy. Czyżby on coś wiedział? Nie, to przecież niemożliwe…
- D-dlaczego? – wydukał niepewnie.
Lupin zmarszczył z niedowierzaniem brwi.
- Jak to? To znaczy… przecież chyba nie zostawi Lily w takim stanie…
Tego już było za wiele. Łapa zerwał się na równe nogi.
- CO?! W jakim stanie? Do licha, Remus, o czym ty gadasz?!
- To… to ty nic nie wiesz…?
- O czym mam nie wiedzieć?!
- Nie wiesz, że… że Julia… - urwał nagle i spojrzał na niego wyczekująco.
Syriusz poczuł, że zaschło mu w ustach.
- Nie… - wyjąkał, tak cicho, że Remus ledwo go usłyszał. W odpowiedzi Lupin wyjął z kieszeni wymięty kawałek papieru i wręczył Łapie.
Syriusz rozwinął go. Był to niewielki wycinek z „Proroka Niedzielnego”, a na nim krótki artykuł i zdjęcie przyjaciółki Lily… Zaczął czytać. Z każdym kolejnym zdaniem czuł, że ucisk w jego żołądku się zwiększa. Gdy skończył, odłożył wycinek i spojrzał na przyjaciela.
- Nie wiedziałem… - wyszeptał. – Remus, tak mi przykro…
Lupin wstał i stanął twarzą w stronę okna.
- Nie martw się o mnie… - powiedział. – …ale o kogo innego. Ja boję się o Lily. W końcu to była jej przyjaciółka, prawda?
Syriusz nie odpowiedział. Mógł się tylko domyślać, jak się czuje teraz Remus, któremu Julia również była bardzo bliska. Czy można go obarczać jeszcze jednym ciężarem? Czy właśnie teraz muszą się od niego odwrócić?
Przez chwilę pomyślał nawet, aby opowiedzieć mu o wizycie Dumbledore’a, ale zrezygnował z tego pomysłu. Nie może złamać słowa danego Jamesowi. Zamiast tego podszedł do okna i położył dłoń na ramieniu Remusa. Kiedy ten odwrócił się, uściskał go ze współczuciem.
Lupin poczuł, jak za gardło chwyta go wzruszenie. Ten drobny gest ze strony Syriusza był wart więcej niż tysiąc słów.
- Dzięki – jego głos był dziwnie wilgotny. Popatrzył na Łapę ze smutnym uśmiechem. Ku jego zaskoczeniu, Syriusz wyglądał teraz, jakby bił się ze swoimi myślami. Przygryzł wargi i wpatrywał się tępo w podłogę. Chyba nie należało mu przeszkadzać…
- To ja lecę. Do zobaczenia o szóstej – rzekł Remus, wychodząc z domu przyjaciela.
Tymczasem Syriusz pełen był wewnętrznych rozterek. Po tym, co się przed chwilą wydarzyło, sam nie wiedział, po czyjej być stronie. Ma uwierzyć Jamesowi czy nie?
Jeśli nawet Remus jest zdrajcą, to naprawdę na niego nie wygląda. Wydaje się to wprost niemożliwe… ale skąd wiadomo, kto jest w pełni szczery, a kto tylko gra?
Opadł z westchnieniem na kanapę. Ochota na przejażdżkę swoim świeżo wypucowanym motocyklem jakoś całkiem mu przeszła.

***

Zbliżał się wieczór. Przejrzysty błękit nieba przeobrażał się powoli w róż i pomarańcz, na wschodzie przechodząc już w ciemny granat, kiedy Syriusz zastukał do drzwi małego, zaniedbanego domku na peryferiach Roseville.
Ale przez parę minut nikt nie otwierał. Gdy zapukał ponownie, znowu odpowiedziała mu jedynie głucha cisza. Chociaż…? Przez chwilę wydawało my się, że słyszy jakby czyjeś głośne westchnienia. A może to tylko wiatr gwizdał wśród gałęzi drzew?
W każdym razie nie mógł już dłużej czekać. Wyciągnął z kieszeni różdżkę.
- Alohomora – szepnął, celując nią w klamkę. W zamku coś kliknęło i Łapa otworzył drzwi. Wewnątrz zastała go cisza. Ale cisza niezwykła, pełna jakiegoś dziwnego niepokoju i napięcia. Syriusz, stąpając na palcach, udał się w stronę kuchni.
Remus siedział przy stole, z twarzą ukrytą w dłoniach. Syriusz zamarł w progu. Kiedy jednak po kilku sekundach zrobił nieśmiało krok do przodu, nastąpił na wyjątkowo skrzypiącą deskę w podłodze. Lunatyk drgnął i uniósł głowę. O ile to w ogóle możliwe, wyglądał jeszcze mizerniej niż rano.
- Cześć – powiedział słabo. – Dobrze, że przyszedłeś.
Syriusz usiadł naprzeciw niego bez słowa.
- To dziwne… - zaczął Lupin. – Dawno nie czułem się tak źle przed pełnią.
- Ostatniej nocy księżyc świecił wyjątkowo jasno – zauważył Łapa. – Więc może…
- Ale nie tylko. Czuję… jakiś dziwny niepokój. Jak chyba nigdy. Nie wiem, nie potrafię tego do końca… zdefiniować - popatrzył na niego. – Ale wiesz, że zawsze tuż przed pełnią czuję i zauważam to, czego normalnie nie jestem w stanie dostrzec. Tak jak i teraz. Chyba… chyba stanie się coś złego, Syriuszu…
Łapa uniósł z niedowierzaniem brwi.
- Co ty, bawisz się w świruskę, Sybillę?
- Nie, ale… - Remus urwał nagle. Przez jego ciało zaczęły przechodzić dreszcze. – Niedługo będziesz musiał się już przemienić.
Syriusz westchnął głęboko. Przez chwilę obaj milczeli. Po paru ciężkich minutach Remus odezwał się:
- Ciekawe, jak tam Lily… Byłeś u nich ostatnio? Jak ona się czuje?
Łapa, który wpatrywał się w ciemniejące niebo za oknem, został brutalnie przywrócony do rzeczywistości.
- Co? Och…
Syriusz przez chwilę zawahał się, zerkając na Lunatyka, który wpatrywał się w niego z wyczekiwaniem.
- Oni nic nie wiedzą – powiedział po chwili, przymykając oczy i oczekując na reakcję Remusa.
Ale ten tylko wpatrywał się w przyjaciela z niedowierzaniem. Nic nie wiedzą…? Jak to możliwe? Przecież czytają gazety, Lily w zeszłym miesiącu zamówiła prenumeratę „Proroka”.
Syriusz zaczął kiwać się na tylnych nogach krzesła. Kiedy ostatnio rozmawiał z Jamesem, jego przyjaciel wydawał się być wystarczający przybity, ale… czy rzeczywiście nic nie wiedział?
Dopiero teraz uświadomił sobie absurd całej sytuacji. O śmierci Julii wie on, Remus, i wszyscy, którzy czytali tamten numer „Proroka”. Tymczasem oni… praktycznie jej najbliżsi przyjaciele…
- Dlaczego Dumbledore im nie powiedział? – mruknął pod nosem, jakby nieświadomy obecności Lupina.
- Dumbledore? – spytał szybko Remus.
- No… - zmieszał się Łapa. – To znaczy, myślałem, że jeśli sami się tego nie dowiedzą, albo nie powie im któryś z nas, to… to pewnie on wyśle im s-sowę czy coś…
Remus zmrużył oczy.
- Taak… - mruknął, wpatrując się podejrzliwie w Syriusza. – To naprawdę dziwne.
Łapa, który chyba nie zauważył jego spojrzenia, pokręcił głową.
– Czemu akurat teraz, kiedy Lily i James… - westchnął, lecz Remus natychmiast mu przerwał:
- Co?
Po raz drugi tego wieczora Łapa zorientował się, że powiedział za dużo.
- Eee… kiedy najbardziej potrzebują wsparcia…
- Wszyscy go potrzebujemy, Syriuszu – rzekł cicho Remus, wstając i zerkając przez okno. Syriusz pokiwał powoli głową i zerknął na zegarek.
- Chodźmy już może na dół… księżyc niedługo wzejdzie.
Oboje wyszli z kuchni i udali się do przedpokoju. Następnie zeszli w dół wąskimi, kamiennymi schodkami. Znaleźli się w ciemnym, krótkim korytarzu, na końcu którego widniały dość porządnie wyglądające drzwi. Lunatyk pchnął je i weszli do sporego, kwadratowego pomieszczenia. Było prawie puste, jeśli nie liczyć kilku połamanych krzeseł i koców leżących na zakurzonej podłodze. Przez pozabijane deskami, niewielkie okna sączyło się słabe światło.
To tu od jakiegoś czasu przechodził swoje przemiany. Dzięki niewielkiej pomocy przyjaciół oraz Dumbledore’a udało mu się przekształcić piwnicę domu w miejsce, gdzie raz na miesiąc mógł w miarę bezpiecznie przemienić się w wilkołaka.
Teraz ta chwila zbliżała się nieuchronnie. Już niedługo…
Remus i Syriusz usiedli na kocach.
– Wiesz, wydaje mi się, że to nie był przypadek – powiedział Remus, kontynuując ich rozmowę. – Że padło na nią…
Łapa milczał. Słuchał uważnie przyjaciela, ale jednocześnie w napięciu oczekiwał na pojawienie się księżyca.
- Voldemort wiedział, z kim ona się przyjaźni – kontynuował Lunatyk. – Może próbował przekabacić ją na swoją stronę, aby mógł mieć wgląd w sprawy Zakonu? Ale chyba mu się to nie udało. Julia… ona by się nie dała. Była silna.
Głos lekko mu zadrżał, kiedy wymawiał ostatnie słowa. Ale widząc zaciekawioną minę Syriusza, ciągnął dalej:
- Jestem prawie pewien, że już parę miesięcy temu… ktoś… ją szpiegował. – szczególnie mocno zaakcentował słowo „ktoś”. Syriusz zmrużył powieki. Czyżby miał niepowtarzalną szansę dowiedzieć się czegoś nowego? Czy Remus wie o czymś, o czym on nie ma pojęcia?
- Jak myślisz, kto to mógł być? – spytał z prawie niezauważalną nutką sarkazmu w głosie.
- Nie wiem… - odparł Lunatyk, ale jakby ciszej i słabiej. – Ale wcale bym się nie zdziwił, jeżeli Lily… i… James… także…
Ale urwał nagle. Przez szpary między deskami prześwitywało jasne światło. Syriusz kątem oka dostrzegł biały okrąg na niebie...
Remus wydał z siebie jęk bólu. Jego ciało zesztywniało, po czym zaczęło się trząść. Łapa błyskawicznie wskazał różdżką na drzwi, krzyknął „Colloportus!” i w jednej chwili przemienił się w ogromnego, czarnego psa.

C.D.N.

* w krajach anglosaskich 1 kwietnia nazywany jest „April Fool’s Day”, ale tradycje są mniej więcej takie same. Dlatego też pozostałyśmy przy stosowanej u nas nazwie.


--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
anagda
post 08.04.2005 19:52
Post #65 

Członek Zakonu Feniksa


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1994
Dołączył: 05.04.2003

Płeć: Kobieta



czyżby zblizał się atak Voldemorta?? niecierpliwie czekam na dalszą część!


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kkate
post 11.04.2005 19:10
Post #66 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



Przedostatnia z już napisanych części.

JEDYNA, KTÓRA GO ROZUMIAŁA
CZĘŚĆ SZÓSTA
by kkate & Anulcia

- Remus? Remus, żyjesz? – usłyszał nad sobą czyjś głos. Otworzył z trudem oczy i zobaczył nad sobą nieco rozmazany zarys twarzy. Zamrugał szybko i zobaczył Syriusza. Łapa uśmiechał się lekko, a na twarzy i rękach miał kilka drobnych zadrapań.
- Taak… - mruknął Lupin. Szybko zorientował się, że leży na drewnianej podłodze w piwnicy. - Jak widać, żyję i mam się całkiem do… - tu spróbował się podnieść, ale wszystkie mięśnie miał tak potwornie obolałe, że z jękiem opadł z powrotem na ziemię.
- Chyba nie do końca dobrze, co? – powiedział Syriusz, podając mu rękę i pomagając wstać. – Ale starczy ci już leżenia w tej zakurzonej komórce. Chodź na górę, napijesz się czegoś i od razu zrobi ci się lepiej.
Po chwili obaj znajdowali się już w ciepłej kuchni. Remus usiadł na najbliższym krześle, przymknął oczy i wypuścił głośno powietrze z ust.
- Nie mam siły – wyznał szczerze. Czuł się tak, jakby nie spał całą noc, tylko spędził ją na jakiejś wyjątkowo męczącej czynności. Prawdę mówiąc, tak właśnie było.
- Kawki, herbatki, czy może… czegoś mocniejszego? – spytał Syriusz, krzątając się po kuchni.
- Mocniejszego? Niby skąd…
- Ej, Luniaczku, zapomniałeś o umiejętnościach wujka Łapy… Przemyciłem do ciebie jedną butelkę Ognistej…
- A idź, ty pijaku – zażartował Remus, uśmiechając się. – Prosiłbym o herbatkę z odrobiną whisky…
- O, jakie wymagania! Ale dobra… już się robi – odparł ochoczo Łapa, jednym machnięciem różdżki wyczarowując dwa kubki pełne gorącego napoju. – Też sobie zrobię – wyjaśnił, po czym dolał do każdego nieco bursztynowego płynu z ciemnej, szklanej butelki. Remus obserwował go jakby od niechcenia. Trzeba przyznać, że dziś Syriusz miał się najwyraźniej znakomicie, więc chyba nie… ale jednak, powinien go spytać.
- A w ogóle to… jak dziś było? – zapytał Lupin, ostrożnie rozcierając sobie bolące mięśnie. Nagle poczuł pieczenie w okolicach łydki. Ostrożnie podwinął postrzępioną nogawkę spodni i zobaczył długie zadrapanie, z którego ciekły małe kropelki krwi.
- Paskudna sprawa – syknął Syriusz, stawiając na stole herbatę. – Przepraszam, stary, ale musiałem cię powstrzymać od wyłamania drzwi… niechcący chyba cię drapnąłem – skrzywił się nieco. – W ogóle byłeś strasznie… agresywny. Zwykle są takie momenty, kiedy jesteś po prostu sobą… tym razem tylko przez chwilę…
- Nic nie pamiętam – powiedział cicho Remus. Daremnie usiłował przywołać jakieś ślady wspomnień z ostatniej nocy… Ale pomiędzy momentem przemiany a obudzeniem go przez Łapę w jego pamięci była po prostu biała plama.
- Dobrze, że już po wszystkim – westchnął. – A ty… bardzo oberwałeś?
- Nie – odparł Łapa, popijając ze swojego kubka. – Tylko te parę zadrapań, normalka. Ale ty… no wiesz, Luniaczku, nie wyglądasz najlepiej. Może lepiej opatrzyć…
- Zagoi się – rzucił Lupin. Nie chciał robić Syriuszowi kłopotów. Mało tego, przyszła mu do głowy myśl, że może on robi to z czystej litości. A Remus jak mało czego nie znosił, gdy ktoś się nad nim litował.
Nagle przypomniał sobie dziwny, jak gdyby sarkastyczny ton, jakim Syriusz wczoraj pytał go, kto jego zdaniem może być szpiegiem… Nie chciał się nawet nad tym zastanawiać, chciał tylko nie wracać już do tej rozmowy. No chyba, że będzie musiał. W każdym razie postanowił zmienić temat. Ale przez kłąb myśli w jego głowie nagle przebiła się jedna…
Potterowie wciąż nie wiedzą nic o Julii.
- Wiesz… - zaczął nieśmiało. – Kiedyś trzeba będzie powiedzieć Jamesowi i Lily… prędzej czy później o tym usłyszą, a jeśli dowiedzieliby się zupełnie przypadkiem… z gazety, czy od kogoś obcego… - Remus zawiesił na chwilę głos. – Pójdę do nich jeszcze dzisiaj.
Syriusz rzucił mu krótkie spojrzenie, ale tak, że nie zdołał odczytać wyrazu jego twarzy.
To ten, którego oni posądzają o zdradę, oskarżają o sprzymierzenie Ciemnym Mocom… To właśnie on troszczył się o nich najbardziej. A sam był przecież w wystarczająco kiepskim stanie – to było po prostu widać. I na dodatek o niczym nie wie… Paradoks.
A może to tylko gra…? Może tak właśnie postępują ci, którzy złożyli swoje życie na ręce Lorda, wstąpili na dożywotnią służbę? W takim wypadku Remus gra perfekcyjnie. Cóż, zawsze był perfekcyjny. Teraz mógł to dowolnie wykorzystać. Łapa drgnął nagle, po czym zawołał:
- Nie! – poderwał się z krzesła, rozlewając herbatę; ale ujrzawszy zdziwioną minę Remusa, dodał szybko: – To znaczy… może lepiej…
- Co? – uciął szybko Lunatyk.
Całe wczorajsze i dzisiejsze zachowanie Łapy dawało mu coraz więcej do myślenia.
- Nie powinieneś wychodzić dziś z domu, powinieneś odpocząć – odparł szybko Syriusz, siadając i jednym machnięciem różdżki neutralizując rozlaną herbatę.
Remus zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem. Łapa przełknął głośno ślinę.
- No dobra. W takim razie ty pójdziesz i…
Ale w tym momencie coś zastukało w okno. Oboje odwrócili się i zobaczyli na parapecie brązowawego puszczyka. Lupin rozpoznał w nim sowę Potterów o imieniu…
- Felek! – rozpromienił się Syriusz, podchodząc do okna. Remus zauważył, że na jego twarzy pojawiła się ogromna ulga. – Co dla nas masz?
Sowa zahukała cicho, po czym wyciągnęła do przodu nóżkę, do której przywiązany był niewielki zwitek pergaminu.
- Eee… to do mnie – mruknął Łapa, rozwijając list. – Od Jamesa. Pisze, abym w miarę szybko do niego przyszedł.
- Rozumiem. – Remus wypił ostatni łyk herbaty (która, prawdę mówiąc, nieźle go rozgrzała) i odstawił kubek. – Idź, jeśli musisz…
- Na pewno nie chcesz, aby ci w czymś pomóc? – spytał jeszcze Syriusz, ale gdy on potrząsnął głową, dodał:
- To trzymaj się, Remus. Lecę… jakbyś czegoś potrzebował, daj znać. – zrobił kilka kroków w kierunku wyjścia.
- Pozdrów ich ode mnie… - powiedział jeszcze Remus. – I powiedz, że przyjdę, jak tylko będę mógł.
Lecz coś w twarzy Syriusza wyraźnie go niepokoiło… Z jego oczu raczej nie dało się nic wyczytać, ale ostatnio dziwnie się zachowywał na każde jego wspomnienie Potterów. Łapa pokiwał wolno głową, nie spuszczając z niego swego czujnego jak zawsze spojrzenia.
Może mu się tylko wydawało, ale miał wrażenie, że Syriusz przyglądał mu się w tej chwili owym swym wnikliwym, żeby nie powiedzieć „psim” wzrokiem. Nawet kiedy odwrócił się i wyszedł z kuchni, to uczucie towarzyszyło Remusowi nadal.
Wziął ze stołu kubki po herbacie, z zamiarem wstawienia ich do zlewu. Lecz nagle…
Przyjrzał się bliżej jednemu z nich - swojemu. A dokładnie znajdującym się w nim fusom. Tym razem nie mógł się mylić.
- Lis… – szepnął, zaintrygowany. Widział ten kształt bardzo wyraźnie – nie miał żadnych wątpliwości. I musiał to sprawdzić. Utykając, poszedł do saloniku i klęknął przy biblioteczce z książkami. Ma, na pewno gdzieś to ma…
Jest. „Demaskowanie przyszłości”. Książka co prawda pełna bzdur, ale… Szybko znalazł rozdział o wróżeniu z fusów, przejechał palcem po liście symboli…
- „Lis” – odczytał cicho. – „Fałsz, zdrada, oskarżenia.”
Zamarł, wpatrując się w tekst. Po chwili z trzaskiem zamknął ciężki wolumin. Po raz kolejny utwierdził się w przekonaniu, że wróżbiarstwo to jednak stek bzdur.
Położył się z westchnieniem na kanapie i przykrył się leżącym na niej kocem. Mała drzemka chyba dobrze mu zrobi.


***

- Lada chwila powinien się zjawić – oznajmił James, wchodząc do pokoju.
- Tak mówisz? – Lily siedziała na kanapie, karmiąc Harry’ego. – I co, masz nadzieję dziś wszystko ustalić?
Rogacz usiadł obok niej. Przez chwilę patrzył, jak maluch zawzięcie ssie smoczka od butelki z mlekiem. Ale gdy napotkał pytające spojrzenie żony, odezwał się:
- Musimy działać jak najszybciej. Ja… ja naprawdę chciałbym poczuć się bardziej bezpiecznie. A przynajmniej zapewnić bezpieczeństwo Harry’emu. Cokolwiek się stanie… chyba powinien być ochrzczony i mieć innego opiekuna, prawda?
- A kto będzie ojcem chrzestnym? – spytała szybko Lily. Co prawda wiedziała, jaka będzie odpowiedź – wspólnie ustalili to tuż po narodzinach synka, ale…
- Kogo mamy do wyboru? – Rogacz wzruszył ramionami. – To oczywiste, że…
- Myślałam, że masz trzech przyjaciół – ucięła lodowatym tonem.
- Ale w obecnej sytuacji… - James jakby trochę się zmieszał. Chcąc nie chcąc, znów zboczyli na tak bardzo ostatnio drażliwy temat. – Zrozum, to nie może być wystawna uroczystość. Nie może… Będziemy tylko my, Syriusz… chyba zaprosimy też Albusa.
Tymczasem Harry zakończył właśnie konsumpcję mleka, co oznajmił głośnym piśnięciem. Lily drgnęła, po czym delikatnie go podniosła i posadziła na kolanach męża. Kiedy wstała z kanapy, Rogacz natychmiast zawołał:
- Lily! Co się stało? Gdzie idziesz? Znów powiedziałem coś nie tak?
Ale ona rzuciła mu tylko przelotne spojrzenie i uśmiechnęła się pod nosem na widok jego lekko przerażonej miny. Naprawdę tym razem nie miał powodu, by się martwić, chociaż… miała ważne plany na dziś i bynajmniej nie zamierzała z nich rezygnować.
- Nie, w porządku – odparła, patrząc mu teraz prosto w oczy. Jej mina nie wyrażała niczego. James zmarszczył brwi. – Porozmawiasz z Syriuszem na temat chrzcin, a ja skoczę do Liz, dobra?
- Ale… - zaczął Rogacz. – Po co, przecież ty też…
- Nie martw się, niedługo wrócę. Muszę od niej pożyczyć jedną rzecz. Na razie. – pomachała im ręką i wyszła do przedpokoju.
James wpatrywał się przez moment w otwarte drzwi salonu, po czym nagle zerwał się z miejsca i pobiegł za nią, wciąż z Harrym na rękach.
- Lily! – krzyknął. – Zaczekaj!
Obróciła się i spojrzała na niego ze zdziwieniem, trzymając już dłoń na klamce.
- O co chodzi? – spytała niecierpliwie.
- Może jednak dasz sobie spokój… - mruknął James. – Wyglądasz dziś na bardzo zmęczoną… chociaż i tak jesteś śliczna, jak zawsze – dodał szybko. Harry zaśmiał się z uciechą.
- Nie mogłam dziś spać – powiedziała krótko. – Niedługo wrócę, zdążę jeszcze pogadać z Syriuszem – powtórzyła.
- Dobra, ale… uważaj na siebie – szepnął Rogacz, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Jasne. – szybko pocałowała jego i Harry’ego, po czym wyszła.
Spojrzała w górę. Niebo pociemniało, przewijały się po nim bure chmury. Chyba zbierała się na deszcz. Westchnęła i szybkim krokiem udała się w dobrze znanym sobie kierunku.

***
Granatowe niebo upstrzone jasno świecącymi gwiazdami. I duży, płynący po nim szary obłok…
Nagle zza jego brzegu wychynął kawałek… połowa… teraz już cała, okrągła tarcza księżyca. Srebrzysty blask od niego bijący zalał całą polanę. A on stał, nie mogąc się poruszyć… Jasne światło padło na jego twarz. Wyczekiwał w napięciu, ale nic się nie stało. Zupełnie nic. Wciąż był człowiekiem.
Nareszcie był wolny.
Położył się wśród chłodnej, zroszonej trawy i przymknął oczy. Cóż za cudowne uczucie… Coś puszystego położyło się obok niego. To pewnie Luna. W pewnej chwili poczuł jak po całym ciele rozchodzi mu się przyjemne ciepło, gdyby ktoś otulił go miękkim kocem. Jednocześnie czuł, jak lekki wiaterek rozwiewa mu włosy. Jakie to miłe… Jednak czas już chyba wstać i wrócić do domu. Ale tu jest tak dobrze…
Nagle usłyszał czyjś śmiech. Jakby przytłumiony, radosny śmiech.
- Remus?
Obrócił się na drugi bok. Znów ktoś chce go wyrwać z tej cudownej krainy. Nie, nie tym razem…
Znów to samo. Wydał mu się dziwnie znajomy…
- Przepraszam, ale teraz to i tak cię chyba obudziłam. Remus…
Poczuł delikatny dotyk na swoim ramieniu. Z niechęcią otworzył oczy i o mało nie krzyknął ze zdumienia.
Leżał na kanapie we własnym domu, koło niego rzeczywiście spała zwinięta w kłębek Luna, a nad nim pochylała się…
- L-Lily! – wydusił, szybko unosząc się na rękach i siadając. – Na Merlina, dlaczego…
- Przepraszam, nie chciałam cię budzić – odparła Lily, która wyglądała na lekko rozbawioną. – Kiedy przyszłam, zobaczyłam, że śpisz, i chciałam wracać, ale… wyglądałeś normalnie słodko… - zachichotała.
- Że co? – Remus poczuł, że się gwałtownie czerwieni. – Słodko?
- No, najpierw przykryłam cię kocem, a wtedy uśmiechnąłeś się przez sen tak… zupełnie jak Harry. Aż miałam ochotę wetknąć ci jakiegoś pluszaka, ale niestety żadnego w zasięgu wzroku nie było. Ale… to było tak rozczulające, że nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. No i się obudziłeś – zakończyła Lily, siadając obok niego na łóżku. – Ale mniejsza z tym… jak się czujesz?
Lunatyk, który czuł się nieco zażenowany tym, co powiedziała mu przyjaciółka, wbił wzrok w podłogę.
- Nie jest tak źle – odparł, głaszcząc Lunę. – Chociaż bywało lepiej.
- Wyglądasz na zmęczonego… - zaniepokoiła się Lily. Uniósł głowę i napotkał jej spojrzenie. Przypominało ono trochę słynny, badawczy wzrok Albusa Dumbledore’a. A przynajmniej on miał zawsze dreszcze pod wpływem i jednego, i drugiego. – Widziałeś się dziś w lusterku?
Pokręcił głową. To pytanie nieco go zaniepokoiło.
- Masz. – Lily sięgnęła do kieszeni spodni, wyjęła małe, okrągłe lustereczko i podała je Lupinowi. Zerknął w nie z pewną obawą i uśmiechnął się kwaśno.
Wyglądał tak samo okropnie, jak poprzedniego dnia, z tym że na jego twarzy i szyi pojawiło się kilka drobnych zadrapań.
- Teraz widzę – mruknął.
- Ale poza tym w porządku? – spytała Lily, a kiedy on nieśmiało kiwnął głową, dodała:
- Chodź do kuchni, pogadamy trochę przy kawie.
Wstała i wyszła z sypialni. Remus powoli poczłapał za nią.
- Remus, ty utykasz! – zawołała, odwróciwszy się. – Co…
- To nic takiego – odparł, siadając na krześle.
Ale ona nie dawała za wygraną. Uklękła obok niego.
- Która noga? Ta? Dobra… - podwinęła ostrożnie nogawkę. – Ajj… - syknęła. – Paskudne rozcięcie. I nic nie mówisz? Remus, myślałam, że chociaż ty…
- Miałem się tym później zająć – powiedział. – Lily, naprawdę nie musisz…
- Daj spokój… - mruknęła. – Gdzie masz apteczkę?
Po pięciu minutach rana była już perfekcyjnie opatrzona.
- Dzięki – Lunatyk uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. – W ogóle dzięki, że przyszłaś. Szkoda tylko, że nie wzięłaś Harry’ego. James też mógłby się przywlec…
Łagodny uśmiech na twarzy Lily natychmiast zniknął.
- Nie, wolałam przyjść sama. James miał chyba co innego do roboty.
- Razem z Syriuszem? – spytał. Przymrużyła oczy.
- Skąd o tym wiesz?
- Kiedy Łapa był tu rano, dostał sowę od niego. Podobno miał natychmiast przyjść.
- Mają swoje sprawy – szepnęła, odwracając wzrok. Remusowi wydało się, że dostrzegł w jej oczach jakiś błysk. Ale nie ten wesoły, który zwykł widywać, kiedy się śmiała.
Nie wytrzymał dłużej. Złapał ją za ramię, zmuszając, by na niego spojrzała.
- Lily, powiesz mi w końcu, co tu się dzieje? – powiedział.
Przygryzła wargi. Jego wzrok był wręcz nie do zniesienia.
- Nie wiem, Remus… nie wiem, czy mogę. Nie wiem, czy potrafię…
Pierwsze krople deszczu zaczęły stukać o parapet. Kilka sekund później usłyszeli cichy grzmot. Po policzku Lily spłynęła jedna, samotna łza.

C.D.N.


--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
anagda
post 11.04.2005 19:48
Post #67 

Członek Zakonu Feniksa


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1994
Dołączył: 05.04.2003

Płeć: Kobieta



uuu... zapowiada się baaaardzo ciekawie! nie mogę się doczekac kolejneo parta!


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kkate
post 13.04.2005 08:49
Post #68 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



I ostatnia z już napisanych części, na następne trzeba będzie troszkę poczekać smile.gif

JEDYNA, KTÓRA GO ROZUMIAŁA
Część 7
by kkate & Anulcia


Remus milczał, zaskoczony i nieco speszony reakcją Lily. Nie chciał, naprawdę nie chciał doprowadzić jej do płaczu.. On po prostu pragnął w końcu się dowiedzieć, co tak naprawdę się dzieje między jego przyjaciółmi. Krople deszczu rozbijały się głośno o blaszany parapet, nie słyszał więc, czy płacze.
- Lily… - szepnął po chwili. – Proszę cię, mów i rób co chcesz, tylko nie zacznij płakać… - po jej cichym prychnięciu zorientował się, że popełnił błąd i postanowił się szybko zrehabilitować: - To znaczy… jeśli nic nie chcesz mówić…
- Poczekaj – przerwała mu na pozór spokojnym tonem. Podniosła wzrok, a Remus z niemałą ulgą zauważył, że w jej oczach nie było łez. Sytuację, w której znalazłby się sam na sam z płaczącą kobietą, uznałby za wyjątkowo niekomfortową. Nawet wtedy – a może zwłaszcza wtedy – gdyby to była Lily.
- Remus, ja wiem, że niepewność to okropne uczucie… – zaczęła Lily. Wzięła głęboki oddech i przygryzła wargi, tak jakby walczyła z własnymi myślami. – I wiem, co czujesz.
- Nie sądzę – uciął Remus, a jego głos zabrzmiał dziwnie obco. Tak naprawdę nie chciał wypowiedzieć tych słów. Ale był w tej chwili niezwykle poirytowany i nie do końca panował nad tym, co mówi. Jednak czuł się teraz jak zagubione, małe dziecko, które nie wie, o czym rozmawiają dorośli.
- Posłuchaj – powiedziała powoli Lily, jakby starannie dobierając każde słowo – nie chcę cię okłamywać. Czasem lepiej jest nic nie mówić, niż okłamać przyjaciela.
- A jeszcze lepiej jest powiedzieć mu prawdę – Lupin skrzyżował ręce na piersiach.
- Tak, wiem… - jej głos zadrżał lekko. – Ale to czasem boli…
Remus wpatrywał się w nią, myśląc gorączkowo. A więc nie mylił się. Jego najbliżsi przyjaciele coś przed nim ukrywają. On jest w tej chwili tak blisko dowiedzenia się od Lily całej prawdy. Jednak… kto wie, jakie to przyniesie konsekwencje? Lily wydawała się być obarczona tą tajemnicą, z trudem powstrzymywać od wyjawienia prawdy. Syriusz zachowywał się nieswojo, tak jakby targały nim wewnętrzne rozterki. Z Peterem ostatnio w ogóle się nie widział, więc…
- Nie chcesz mi powiedzieć ze względu na Jamesa, prawda? – spytał cicho. Lily spojrzała na niego wystraszonym wzrokiem i po chwili wahania pokiwała głową.
- A więc dobrze – westchnął, wstając i idąc powoli do kuchni, by zaparzyć kawę. – W porządku, nie będę tego z ciebie wyciągał, Lily. – wlał wrzątku do dwóch filiżanek i postawił je na stole, już prawie nie kuśtykając. Solidny opatrunek zrobił swoje.
Lily obserwowała go ze smutkiem. Podziękowała za kawę, wlała do niej nieco stojącej na stoliku śmietanki, po czym wysączyła łyk napoju.
Remus także nie odzywał się więcej. Nie było takiej potrzeby. Po prostu lubił momenty, które spędzali razem. Bez wątpienia było im dobrze w swoim towarzystwie i czasem słowa nie były konieczne. Ale akurat to nie było tak spokojne, beztroskie popołudnie. Lily wciąż wyglądała na zaniepokojoną, kilka razy otwierała usta, aby coś powiedzieć, ale po chwili je zamykała. I właśnie w momencie, gdy Lunatyk pomyślał, że chyba nic więcej się dziś nie wydarzy, Lily odstawiła na stół filiżankę i wciągnęła głośno powietrze.
- Och, Remus, to wszystko jest takie skomplikowane! – wybuchnęła nagle. – Jak mogę być lojalna wobec was wszystkich? To niemożliwe, w tej całej napiętej atmosferze wzajemnych podejrzeń i oskarżeń…
- Zaraz… - Lupin przełknął głośno ślinę. – Podejrzeń i oskarżeń?
Urywki myśli w jego głowie zaczęły formować się w całość, o nie do końca jeszcze określonym kształcie…
- N-no… - wydusiła Lily. Wyglądała na lekko wstrząśniętą. – Tak, Remus, ale ja nic nie mogę zrobić… Zrozum, nic.
- Rozumiem. – właściwie nie do końca wiedział, co ona ma na myśli, ale postanowił przemyśleć to później. – W porządku…
Ale Lily pokręciła głową i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Przepraszam, Remus.
- Przepraszam? – powtórzył z niedowierzaniem. – Nie masz za co przepraszać… Wracaj do domu, Lily.
- Zaraz… - ponownie wzięła do ręki filiżankę. – Zaraz pójdę. Aha, wracając wstąpię chyba jeszcze do Julii…
- Och… - wyrwało się Remusowi. Tego się nie spodziewał. – Lily, nie…
Lily zmarszczyła brwi i spojrzała na niego wzrokiem pełnym zdumienia.
Remus nie wiedział, co odpowiedzieć. No, to nieźle się wpakowałem – pomyślał z rozpaczą.
- Remus…? – dotarł do niego jej głos, jakby odległy i niezbyt wyraźny.
Spojrzał za okno, jak gdyby tam poszukując ratunku.
Merlinie, ratuj…
Nie powie jej o śmierci Julii. Nie teraz. Nie on…
Ale musiał przerwać tą okropną, pełną wyczekiwania ciszę.
- Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą… - zaczął powoli i ostrożnie. Lily ściągnęła brwi jeszcze bardziej. - To znaczy ja nie… nie wiem…
Remus spojrzał w jej jasnozielone oczy, pełne niemego wyczekiwania. Merlinie, czemu to on musi zadać jej ten cios…? Ale kiedy miał zamiar otworzyć usta, usłyszał ciche skrzypnięcie okna. Odwrócił się błyskawicznie.
Na parapet kuchenny wgramoliła się przemoczona do suchej nitki Luna. Z rudego futerka ciekły jej strugi wody. Po chwili wszedł za nią również podobny do kota stwór z kępką czerwonego futerka na łebku.
- Luna! Rudolf! Gdzie wyście się włóczyli?! – wydyszał Remus, zrywając się błyskawicznie z krzesła. Poczucie ulgi ogarnęło go z ogromną mocą. Wiedział jednak, że co się odwlecze, to nie uciecze…
Lily z kolei wyglądała na zdezorientowaną.
- Rudolf? – spytała podejrzliwie, przyglądając się zwierzątkom. – Ależ Remus, to… kuguchar!
- Wiem – odparł, porywając wiszący nieopodal ręcznik i otulając nim kotkę, która zaczęła prychać gniewnie. – Eee… jakbyś mogła, wytrzyj go tamtym zielonym ręcznikiem, dobra?
Lily wstała, podeszła do kuguchara i nieco nieufnie wyciągnęła rękę w jego stronę.
- Nie bój się, nic ci nie zrobi – powiedział Remus. Luna wyrwała się z jego objęć, zwinęła w kłębek w koszyku stojącym przy drzwiach i zaczęła zawzięcie wylizywać sobie futerko. Tymczasem Lily ostrożnie owinęła Rudolfa ręcznikiem. Ten zaczął głośno mruczeć. Po chwili usadowił się obok kotki.
- Skąd go wytrzasnąłeś, do stu hipogryfów?! – spytała Lily. Wrodzona ciekawość oraz miłość do wszelkiego typu zwierzątek na chwilę odciągnęła jej uwagę od tematu Julii.
Remus uśmiechnął się z trudem.
- Po prostu pewnego wieczoru, kiedy eee… siedziałem sobie i czytałem, przyplątał się do domu razem z Luną. Podejrzewam, że mają ze sobą dużo wspólnego…
Kąciki ust Lily uniosły się nieznacznie.
- Wiesz, że one mogą się krzyżować?
- Jasne – mruknął. – Ale przecież nic na to nie poradzę. Postanowiłem przygarnąć Rudolfa… zresztą oni i tak po całych dniach gdzieś łażą i przychodzą tylko po to, by coś zjeść.
- Aha. – Lily pokiwała głową. – Razem wyglądają uroczo, trzeba to przyznać.
Usiadła z powrotem na krześle i wzięła do ręki filiżankę z nieco już chłodnawą kawą. Remus przycupnął obok niej i wstrzymał oddech.
- No dobra – zaczęła nieśmiało. – Miałeś mi coś powiedzieć, prawda?
Lunatyk pokiwał powoli głową. Za chwilę ostatni kolor zniknie z twarzy Lily, ostatni promyk w jej oczach zgaśnie… Nie mógł tego znieść.
Przez chwilę milczał, po czym zebrał w sobie całą odwagę i rzekł:
- Nie pójdziesz dziś do Julii, Lily. Nie spotkasz jej tam ani nigdzie indziej.
Lily wpatrywała się w niego bez jednego mrugnięcia okiem. Remus nie był pewny, czy dotarły do niej jego słowa.
- J-jak to? – wyjąkała w końcu.
- Julia zginęła w walce ze śmierciożercami – powiedział pustym głosem, patrząc na swoje kolana.
Pusta filiżanka, którą trzymała w ręce, spadła z hukiem na podłogę, roztrzaskując się na tysiąc drobnych kawałeczków.

***
Syriusz popatrzył na szarogranatowe, zasnute ciemnymi chmurami niebo. Miał ochotę na spacer, podczas którego mógłby jeszcze raz przemyśleć wszystkie nurtujące go sprawy. Jednak na jego czarną, skórzaną kurtkę zaczęły właśnie skapywać pierwsze krople deszczu. W takim razie będzie musiał dostać się tam inaczej.
Przymknął oczy i mocno skupił się na miejscu, gdzie chciał dotrzeć. Poczuł znajome mrowienie w ciele, usłyszał głośny trzask, a po chwili czyjś zduszony okrzyk. Kiedy podniósł powieki, ujrzał tuż przed sobą stojącego przed swoim domem Jamesa. Rogacz wyglądał na śmiertelnie wystraszonego, jednak na widok przyjaciela uśmiechnął się.
- Na żądło mantykory! Ale mi stracha napędziłeś… - wydyszał.
- Skąd mogłem wiedzieć, że akurat w tym momencie będziesz stał przed domem? – burknął Łapa, wzruszając ramionami. Kiedy zerknął na Jamesa, zauważył, że wygląda on na nieco zamyślonego i zupełnie ignoruje padający coraz gęściej deszcz. Syriusz podszedł do niego i zdecydowanym ruchem pociągnął do środka.
- Wiem, że nie jesteśmy z cukru, ale mimo wszystko lepiej pogadać w domu, no nie? – powiedział. James pokiwał głową i razem weszli do środka.
- Mały śpi? – spytał Syriusz, zdejmując kurtkę. Nigdy nie marnował okazji do zabawy z najmłodszym Potterem.
- Przed chwilą go położyłem… Rozrabiał całe przedpołudnie, więc teraz musi odpocząć – odparł James i gestem zaprosił przyjaciela do salonu.
Łapa opadł na kanapę i rozejrzał się dookoła.
- A gdzie Lily? – zaciekawił się.
James zmarszczył brwi.
- Polazła do Liz. Mówiła, że niedługo wróci…
- Do Liz, mówisz? – Syriusz przygryzł wargi.
- Co w tym dziwnego?
Łapa pokręcił głową.
- Właściwie to nic.
Ciekawe, czy Liz wie o Julii? – pomyślał. – Jeśli tak, to na pewno dziś Lily dowie się… Jeśli nie…
Niestety, od jakiegoś czasu w ogóle nie kontaktował się z przyjaciółką Lily. Zabrakło czasu, ale przede wszystkim po prostu o niej ostatnio zapomniał… Zagubiony w ponurym labiryncie spraw związanych z Remusem i Potterami, nie pomyślał o tym, że jest jeszcze jedna osoba, która może wiedzieć.
Skoro Lily prawdopodobnie wróci do domu załamana, to James powinien już znać tego przyczynę. I tak dowie się prawdy, a inaczej mógłby mieć do niego, Łapy pretensje…
- To co, niedługo robimy te chrzciny, no nie? – usłyszał głos Jamesa. – Może dzięki temu poczujemy się pewniej…
Syriusz spojrzał na jego twarz. Nie mógł zgasić tej nadziei w jego oczach. A przynajmniej jeszcze nie teraz.
- Tak. – pokiwał głową. – Jasne, nie ma co tego odwlekać. Co do ojca chrzestnego…
- Ty nim będziesz – oświadczył James.
- Och, tak… - zgodził się Łapa. W głębi duszy poczuł jednak odrobinę lęku. Strażnik Tajemnicy, ojciec chrzestny Harry’ego… Czy nie za wiele od niego zależy? – Wszystko dla mojego malucha.
- No, no, nie przesadzaj – uśmiechnął się Rogacz. – W takim razie postaramy się to zorganizować jak najwcześniej. Poinformuję jeszcze dziś Dumbledore’a. Ustaliliśmy z Lily, że będzie to skromna uroczystość, bez zbędnych przyjęć i gości. Tylko my, ty i Albus.
- Nikt więcej? – spytał Syriusz.
- No raczej tak – przyznał James. – Nie ma takiej potrzeby. Zresztą nie możemy sobie pozwolić na obecność kogokolwiek, kto… no wiesz… nie można ryzykować.
Było to jednoznaczne z tym, że nie zaproszą Remusa. Syriusz westchnął.
- Wszystko musi odbyć się szybko i sprawnie – mówił dalej Rogacz. – Nie wiem, może najwyżej Lily zaprosi swoje przyjaciółki…
- Przyjaciółkę – mruknął cicho, niemalże machinalnie Łapa. To słowo, tak głośno i zdecydowanie wypowiedziane w jego myślach, mimowolnie wydostało się na zewnątrz – jakby pragnęło wolności. Syriusz wyprostował się momentalnie i wlepił wzrok w Jamesa, z napięciem wyczekując jego reakcji. A może w ogóle tego nie usłyszał? Jednak w oczach Rogacza błysnęły dziwne ogniki.
- Przyjaciółkę? – powtórzył tępo.
- Tak – przytaknął cicho Syriusz. Teraz nie miał już wyboru. – Julia nie przyjdzie…
James wytrzeszczył oczy, w których po chwili pojawił się cień zrozumienia.
- Nie mów mi, że ona… ona jest szpiegiem? – uniósł brew.
Syriusz pokręcił głową, wpatrując się martwym wzrokiem w kolorowy dywan.
- Ma cokolwiek wspólnego z czarną magią? Z Voldemortem?
- Nie – zaprzeczył Łapa. James dosłyszał nutkę smutku w jego głosie.
- Chyba nic jej się nie stało? – szepnął.
Tym razem Syriusz milczał. Było to owe charakterystyczne milczenie, które często zastępowało najcięższe słowa. James znał je aż nazbyt dobrze.
Pokręcił powoli głową.
- Nie…
- Zginęła we własnym domu, walcząc ze śmierciożercami.
Po tych słowach zapadła głucha cisza. Słychać było tylko radosny świergot ptaków za oknem. Ptaki siadające na gałązkach drzew przed ich domem zawsze ćwierkały wesoło, jednakże teraz ten śpiew brzmiał dziwnie sztucznie i… obco.
Julia… najlepsza przyjaciółka Lily. Pracowali razem w ministerstwie. Jeszcze kilka dni temu przychodziła do jego boksu w Kwaterze Aurorów, by wziąć sobie troche cukru do herbaty. To było tak nie dawno…
Nie bardzo wiedział, co ma powiedzieć, co ma myśleć. Zrobiło mu się głupio, że tak od razu posądził Julię o jakiś spisek. Ostatnio zresztą często łapał się na tym, że zachowuje się dokładnie tak, jak Szalonooki – prawie w każdym widział spiskowca. A może to po prostu takie zboczenie zawodowe – może wszyscy aurorzy tak mają?
Ukrył twarz w dłoniach.
- Możliwe, że szukali jej… lub kogoś innego – dobieg do niego głos Syriusza, jakby odległy i stłumiony. James poderwał głowę i obrzucił go czujnym wzrokiem.
- Skąd o tym wiesz? – spytał, mrużąc oczy.
- Dowiedziałem się od Remusa przed pełnią – powiedział powoli Łapa uważnie przypatrując się Rogaczowi.
- Więc on wiedział, tak? – James powoli tracił panowanie nad sobą. – Wiedział, a my nie? Daj spokój, cała sprawa cuchnie z daleka, mówiłem, że on…
- Przeczytał to w gazecie – przerwał mu Łapa. - W ostatnim „Proroku Niedzielnym”.
- Nie dostaliśmy go – mruknął James. – A przecież prenumerujemy…
- To dziwne – przyznał Syriusz, który wcześniej również się nad tym zastanawiał.
Znowu zapadła cisza. James zaczął kiwać się na krześle, Syriusz wlepił wzrok w okno.
- To się kiedyś skończy – powiedział tak nagle i tak pewnie, że nawet jego to zaskoczyło.
James zerknął na niego ze zwątpieniem w oczach. Syriusz odetchnął głęboko wilgotnym powietrzem wydobywającym się przez uchylone okno. Ogarnął go dziwny, trudny do wyrażenia stan. Choć z jednej strony z wiadomych powodów czuł się przygnębiony, z drugiej chciał w tym wszystkim dostrzec jakiś promyk nadziei. Promyk… Przed oczami stanęła mu nagle Dorcas. Jego Promyczek… Całkiem wyraźnie usłyszał słowa, które tak często lubiła powtarzać…
- Nawet po najdłuższej zimie… będzie wiosna – mruknął, odwracając się od okna i przywołując na twarz cień uśmiechu.

…wszystko mija tak, jak z drzew opadną liście
przecież po najgorszej zimie będzie wiosna, nowe kwitną bzy
i nikt, już nikt nie będzie płakać...


James też znał to powiedzenie. I doskonale wiedział, od kogo zna je Syriusz. W przeciwnym wypadku zacząłby się zastanawiać, czy z jego głową aby na pewno wszystko w porządku i skąd u niego taki wzniosły język.
- Słuchaj, skoro Lily poszła do Liz, to chyba się dowie – powiedział po chwili Syriusz. - Liz chyba wie…
James natychmiast poderwał się z miejsca.
- Lecę tam – rzucił, rozglądając nerwowo w poszukiwaniu różdżki.
- Tak, jakbym nie wiedział – powiedział sarkastycznie Łapa.
- Jakby Harry się obudził, mleko jest w lodówce, na bocznej półce. Trzeba grzać…
- … pięć minut – dokończył za niego Syriusz. - A potem sprawdzić na wewnętrznej stronie nadgarstka, czy nie jest za gorące.
- Zatrudnij się jako niania – James złapał swoją różdżkę, leżącą na parapecie i włożył ją do kieszeni. – No to na razie.
Rozległ się trzask i Syriusz został sam. Znów wlepił wzrok w okno. Jakiś ptaszek przysiadł na parapecie, podskakując i skubiąc wysypane okruszki.
Cała Lily – pomyślał.
Nagle w oddali dostrzegł dwa niewyraźne kształty. Stopniowo rosły i rosły, a po chwili Syriusz rozpoznał sylwetki kobiety i mężczyzny. Kobieta ledwo szła, tak mu się przynajmniej wydawało. Była raczej podtrzymywana przez towarzyszącego jej mężczyznę. Nagle dostrzegł jej rude włosy. A mężczyzna… coś znajomego było w tym charakterystycznym pochyleniu ramion i kroku. Lily i Remus.
I nagle zrozumiał – Lily już wie…

cdn. smile.gif


--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kkate
post 06.06.2005 17:27
Post #69 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



happy.gif


kkate jest absolutnie zachwycona umiejętnościami swojej współpracowniczki. Jednak jak już to-to się zbierze i napisze, to ładnie napisze tongue.gif Swoich umiejętności oceniać nie będę, ale w każdym razie....

NARESZCIE. Mamy następną część. Nie najdłuższa, ale jest.

Przepraszamy że to trwało tak koszmarnie długo, ale na zmianę nie mogłyśmy się zebrać. blush.gif W każdym razie, niezrównany duet kkate&Anulcia ma zaszczyt zaprezentować częśc ósmą. Bardzo, bardzo prosimy o czytanie i koniecznie komentarze.

---

Jedyna, Która Go Rozumiała

CZĘŚĆ ÓSMA
by kkate & Anulcia

Monotonne tykanie staroświeckiego zegara odbijało się cichym echem po niewielkim, skromnie urządzonym pomieszczeniu. Siedząca na jednym z foteli wysoka, długowłosa szatynka wpatrywała się zamyślonym wzrokiem w okrągłą tarczę i przesuwające się po niej powoli długie wskazówki, nieświadomie okręcając na palcu pasemko włosów. Gdy zegar wybił godzinę trzecią po południu, Liz westchnęła głęboko i wstała. Najwyższy czas, aby w końcu odwiedzić Lily. Ciekawe, jak biedaczka się czuje…
Liz miała lekkie wyrzuty sumienia - ostatnio odrobinę zaniedbała przyjacielskie obowiązki. Ale najpierw sama musiała dojść do siebie.
Elizabeth Lawndon była z natury dość opanowaną i silną psychicznie osobą. Nie tak łatwo było wyprowadzić ją z równowagi – zazwyczaj wszelkie próby prowokacji ze strony kogokolwiek kwitowała ironicznym uśmiechem. Na jej twarzy rzadko gościły łzy. Nawet w najtrudniejszych sytuacjach starała się zachowywać pogodę ducha i pokonywać życiowe pagórki bez potknięć.
Silny charakter raczej nie pasował do pierwszego wrażenia, jakie pozostawiała po sobie Liz. Wydawała się cichą, skromną i spokojną dziewczyną. Lily zawsze mówiła, że jej przyjaciółka jest jak żółw zamknięty w swojej skorupie – trudno jest go zranić, ale gdy komuś się to już uda, zwykle pozostawia to dotkliwe ślady.
Czy takie ślady pozostawiła w jej psychice śmierć Julii, tego sama Elizabeth jeszcze nie była pewna. W każdym razie postanowiła tego nie okazywać, zwłaszcza przy Lily. Bo ona na pewno także przeczytała ten artykuł, w końcu chyba każdy dostaje „Proroka”…
Liz związała sięgające do połowy pleców, ciemnobrązowe włosy w kucyk i spojrzała w wiszące w przedpokoju duże, prostokątne lustro. Sięgnęła po leżący na półeczce tusz i już miała nim pociągnąć rzęsy, gdy…
Gdzieś za nią rozległ się głośny trzask. Liz podskoczyła, zamrugała gwałtownie i otarła oczy, tworząc na twarzy czarną smugę.
- Co, do…? – odwróciła się gwałtownie i ujrzała nieco zakłopotanego mężczyznę w okularach, który rzucał dookoła zaniepokojone spojrzenia, zdając się jej nie zauważać.
- James…? - syknęła, rozpaczliwie szukając chusteczki w torebce. – Co ty tu, na Merlina, robisz?
Rogacz, który najwyraźniej miał zamiar udać się do saloniku, zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na nią, zdziwiony,
- Cóż, właściwie… - mruknął, obserwując jak Liz desperacko próbuje wytrzeć rozmazany tusz z policzka. – Ja właśnie… eee… Liz, to jakiś nowy trend? Makijaż á la zombie?
Dziewczyna łypnęła na niego groźnie jednym okiem, drugie instynktownie zasłaniając chusteczką.
- Żebyś wiedział – odparła ze złością, mijając go i idąc w stronę łazienki. – Poczekaj chwilę, pogadamy, jak zmyję to coś...
- Liz, a czy czasem nie… - zaczął James, ale jego słowa utonęły w trzasku zamykanych drzwi. Rogacz rozejrzał się, nasłuchując. Czyżby Lily tu nie było? Gdyby gdzieś siedziała, trzask towarzyszący deportacji na pewno przywołałby ją do przedpokoju. Czując narastającą falę paniki, szybkim krokiem udał się do kuchni. Pusto. Tak samo w saloniku. Sypialnia… raczej nie wypadało tam zaglądać, ale jedno szybkie spojrzenie przez szparę w uchylonych drzwiach wystarczyło, by szybko cofnął głowę (na podłodze i na łóżku leżało kilka dosyć osobistych rzeczy Liz) stwierdzając, że nikogo w środku nie ma.
- Chyba nie siedzi w spiżarce? – pomyślał, wracając do przedpokoju i na wszelki wypadek uchylając drewniane drzwiczki. – Skoro jej tu nie ma… to gdzie, do licha, jest?!
- Na pewno wraca już do domu – powiedział cicho, aby się nieco uspokoić. Ale… ale to przecież niemożliwe, dopiero co wyszła, zresztą Liz by nie pozwoliła, aby…
W tym momencie drzwi do łazienki otworzyły się i wyszła zza nich nieco naburmuszona, ale za to perfekcyjnie umalowana Elizabeth.
- Eee… Lily tu nie ma? – bąknął James. Liz wytrzeszczyła oczy.
- To miała tu być? – wyjąkała, nie mniej zaskoczona niż Rogacz.
- No tak – przyznał. – Mówiła przecież, że idzie do ciebie.
Ale ona tylko pokręciła głową i pociągnęła go za rękaw do salonu.
- Siadaj – powiedziała zdecydowanie, wskazując na kanapę. – I mów, o co chodzi.
James, chociaż na ogół dość śmiały w kontaktach z przedstawicielkami płci przeciwnej, jakby skulił się w sobie. Liz na pewno nie była osobą, której można było się łatwo sprzeciwić.
- Lily powiedziała mi, że idzie cię odwiedzić – rzekł w końcu – ale niedługo wróci, bo mamy pewną ważną sprawę do omówienia, więc…
- Nie było jej tu – szepnęła Liz, przygryzając wargi. – Myślisz, że… coś jej się stało?
- Nie! – krzyknął Rogacz, podrywając się z kanapy. – Nic jej się nie mogło stać! A my nie możemy tracić czasu! Liz… - odwrócił się nagle w jej stronę. – Ty wiesz o Julii, prawda?
Pokiwała powoli głową, wciąż nie spuszczając z niego uważnego wzroku.
- Właśnie… a ona nie – teraz James zaczął nerwowo krążyć po pokoju. – Wszyscy dostali tamten numer gazety, a my nie, rozumiesz? Nic nie wiedzieliśmy, ja dowiedziałem się dziś od Syriusza, myślałem, że ona dowie się od ciebie, a tu tymczasem…
- Czekaj – przerwała mu spokojnie. Mówił bardzo szybko, a w jego głosie pobrzmiewał strach. Nie mogła dopuścić do tego, by spanikował. – A może… może rozmyśliła się i poszła do domu? – powiedziała cicho.
James nie chciał nawet myśleć, czy tak mogło być – podjął jednak szybką decyzję.
- Wracam z powrotem – stwierdził. – A jeśli jej tam nie ma, szukam dalej.
- Idę z tobą – oświadczyła, zarzucając na koszulkę dżinsową kurtkę literami PH. Przemknęło mu przez myśl, że najwyraźniej ona również jest fanką Pędzących Hipogryfów. Tymczasem Liz ubrała się i stanęła naprzeciw niego, oparłszy ręce na biodrach.
- No to wracamy – powiedział Rogacz lekko drżącym głosem.
Rozległy się dwa donośne trzaski i po chwili dom był już pusty.

***

Kiedy tylko James i Liz zmaterializowali się w domu Potterów, ich oczom ukazał się dość niezwykły widok. Rogacz spodziewał się zastać na miejscu nie więcej niż dwie osoby – łącznie z Harrym, który i tak o tej porze prawdopodobnie znajdował się w swoim łóżeczku – a tymczasem…
Syriusz stał przy oknie, rzucając nerwowe spojrzenia to na zewnątrz, to na kanapę, na której siedzieli… Lily i Remus. James zamrugał oczami, chcąc upewnić się, że to nie przywidzenie, po czym jednym susem dopadł żony. Nawet nie próbował zastanawiać się, skąd w tym całym zamieszaniu wziął się Lupin.
- Lily! – wydyszał, siadając obok niej i przyciskając do siebie. – Wszystko w porządku?
Gdy delikatnie odgarnął z jej twarzy kosmyki włosów, zauważył, że zielone oczy były podpuchnięte i zaczerwienione. I nie błyszczały tak jak zwykle.
- Teraz ty się nią zajmij – usłyszał cichy głos Remusa. Spojrzał na niego i zauważył, że Lunatyk był jeszcze bardziej niż zwykle blady i wyglądał na wstrząśniętego. W jego szeroko rozwartych oczach była widoczna jakaś dziwna obawa. Ale James nie zwrócił na to uwagi i z powrotem skierował swoją uwagę na Lily. Nie widział, że Remus zrobił taki ruch, jakby chciał wstać…
Rogacz w milczeniu obejmował Lily. Jego słowa nie były tu potrzebne. Nie patrzyła nawet na niego, tylko w jakiś odległy punkt przed sobą.
- James… - szepnęła w końcu. – To… to prawda?
W odpowiedzi kiwnął głową i przytulił ją jeszcze mocniej.
Syriusz obserwował tę scenę z niemałym wzruszeniem. Znów odezwało się w nim tak nielubiane poczucie samotności. Dziwne, ale w tym momencie żałował, że sam nie ma kogoś, kogo mógłby tak do siebie przytulić, pocieszyć… Mimo wszystko, chyba mało który facet na dłuższą metę nie czuje się dobrze bez kobiety.
Nagle ktoś stanął obok niego. Obejrzał się i zobaczył Liz.
- Lily już wie, tak? – szepnęła mu do ucha. Przytaknął, nieco odurzony bijącym od niej zapachem perfum. Naprawdę… ładnym zapachem. To dziwne, że wcześniej tego nie zauważył.
- Ty jej powiedziałeś?
- Nie – odparł cicho. – Remus.
Liz uśmiechnęła się ponuro.
- Dobrze… dobrze, że on, a nie kto inny. Chyba nawet nie wiesz, jak bardzo on się dla niej liczy…
- Naprawdę? – Łapa uniósł brwi. Elizabeth obdarzyła go nieco ironicznym spojrzeniem.
- Nie wiedziałeś? Oj Syriuszku, to chyba w ogóle dość mało o niej wiesz… Ale właśnie… co robi Remus?
Oboje spojrzeli na Lupina, który wyglądał na lekko zmieszanego i kręcił się niespokojnie. Gdy napotkał ich spojrzenia, wyprostował się i przełknął głośno ślinę.
- Hmm... Coś się denerwuje – mruknął pod nosem Łapa. – Swoją drogą, dziwne, że James jeszcze nic mu nie powiedział…
- Słucham? – Liz uniosła brwi.
- Nic, nic… - speszył się Syriusz. – Tak sobie tylko głośno myślę.
Tymczasem przyczyną nerwowego zachowania Remusa była dość krępująca dla niego sytuacja, w jakiej się znalazł. Po części sam był trochę zaskoczony, że James od razu nie zaczął się dopytywać o żonę. Wcześniej zdołał się bowiem dowiedzieć, co Lily powiedziała mężowi, wychodząc. Spowodowało to, że czuł się wręcz okropnie. Dlatego też pragnął jak najszybciej stąd zniknąć, by nie dopuścić do nieprzyjemnej sytuacji. Problemem była jednak… dłoń Lily, wciąż nieświadomie ściskająca jego prawą rękę. A Lunatyk ze zrozumiałych powodów nie chciał, by James cokolwiek zauważył.
Tak więc możliwie powoli i ostrożnie usiłował wysunąć dłoń z jej uścisku. W tym jednak momencie dostrzegł zaciekawione spojrzenia Liz i Syriusza. Gdy po kilkunastu sekundach wrócili do rozmowy, Remus ostatecznie „uwolnił się” i powoli wstał z kanapy. Odchrząknął.
- Muszę iść – oznajmił. James przerwał na chwilę pocieszanie Lily i spojrzał na niego. Na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju złośliwego uśmiechu. Remus wzdrygnął się mimowolnie – był to bowiem uśmiech, który Rogacz adresował dotąd tylko do jednej osoby, mianowicie Severusa Snape’a.
- Iść? – powtórzył James, a w jego głosie zabrzmiało lekkie zdziwienie. – Nie, Remus, zostań przez chwilę. Mamy chyba kilka spraw do wyjaśnienia.
I znowu ten znajomy, przeznaczony prawie wyłącznie dla Snape’a sarkastyczny ton. Lunatyka zaczynał poważnie niepokoić taki obrót sprawy. Dlaczego James nagle zwraca się do niego jak do… wroga?
- Wyjaśnić? – rzekł w końcu Remus. – Ale James, przecież nie ma czego wyjaśniać…
- Daj spokój – odezwała się nagle Lily, podnosząc głowę. Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem. – Wiem, że miałam iść do Liz. Ale po prostu po drodze spotkałam Remusa i… i…
- Lily, ale przecież… - zaczął James, ale pod ostrzegawczym spojrzeniem żony zamilkł. Lupin także się nie odzywał. Ta wersja wydarzeń niezbyt różniła się od prawdziwej, a poza tym była dość wiarygodna i w zupełności mu odpowiadała.
- Więc poszliśmy razem do domu, rozmawialiśmy i w końcu… - ciągnęła cichym, ale wyraźnym głosem Lily. Po chwili jednak ucichła, jakby nie mogła mówić dalej.
- I w końcu powiedział ci to, o czym sam już wiedział, natomiast ty nie – odezwał się Syriusz. Liz trzymała go za ramię, głęboko poruszona.
- Tak – Lily pokiwała głową. – Cała historia, James. Nie miałeś się co o mnie martwić.
- Nie miałem? – Rogacz uniósł z niedowierzaniem brwi. – Źle zrobiłem, że w ogóle pozwoliłem ci gdziekolwiek iść! Zwłaszcza do… - zająknął się, gdy napotkał wzrok Liz – zwłaszcza teraz, i samej…
Ale gdy Lily spojrzała na niego z wyrzutem i wyraźnie wyczuwalną złością, Rogacz zmieszał się.
- No dobra… dobrze, słonko… - uśmiechnął się przepraszająco. Usłyszał w uchu jej szept: - Wiem, co chciałeś powiedzieć.
Wstała i spojrzała w stronę Remusa, unosząc porozumiewawczo brwi.
- To ja się zmywam… - powiedział niepewnie Lupin. – Do zobaczenia wszystkim, trzymajcie się.
Obrócił się na pięcie i poszedł do przedpokoju. Ku jego zdumieniu, Lily podążyła za nim. Patrzyła, jak wkłada kurtkę, a gdy wyprostował się, gotowy do wyjścia, rzekła cicho:
- Wiesz… chciałam ci tylko podziękować. Za to, że poznałam chociaż część prawdy.
- Nie ma za co… - Remus uśmiechnął się krzywo. Ciężko było patrzeć na jej wciąż zaczerwienione oczy, na bladą twarzyczkę, na której pojawił się wymuszony cień uśmiechu. Mógł tylko podejrzewać, co dzieje się w jej środku i naprawdę nie miał ochoty jej zostawiać. Ale w końcu… James się nią zajmie. Wiedział też jedno…
- Dasz radę. – powiedział. Lily odetchnęła głęboko.
- Mam nadzieję. I jeszcze… dzięki, że mnie potem odprowadziłeś, bo inaczej nie wiem, czy…
- Żaden problem – wzruszył ramionami, otwierając drzwi. – Ja po prostu…
Nie skończył, bo w tym momencie Lily wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. Poczuł, że gwałtownie się czerwieni.
- To na razie – bąknął, wychodząc na zewnątrz.
Pomachała mu ręką.


Kiedy wróciła do salonu, zobaczyła Jamesa wciąż siedzącego na kanapie, pogrążonego w rozmowie z Syriuszem i Liz. I nagle poczuła, że musi po prostu przez chwilę zostać sama. Przemyśleć to wszystko… jeśli w ogóle było cokolwiek do przemyślenia. Minęła wejście do salonu i na palcach wspięła się po schodach. Uchyliła drzwi do pokoiku Harry’ego. Wciąż dziwiła się, że to dziecko jest takie spokojne, rzadko płacze i marudzi. Czasem wręcz ją to niepokoiło. Słyszała bowiem różne opowieści od znajomych czarodziejów, którzy sami zostali rodzicami i których pociechy obrzucały szpinakiem ściany, spały wyłącznie w dzień oraz osiągały natężenie hałasu porównywalne ze startującym odrzutowcem. Uśmiechnęła się lekko na widok słodko śpiącego, tak niepodobnego do innych dzieci synka. Otworzyła drzwi znajdujące się naprzeciwko wejścia do pokoju Harry’ego i znalazła się w sypialni. Opadła na łóżko.
Pod ścianą stała długa komoda, zastawiona tysiącami fotografii w ramkach. Miło było zasypiać, patrząc na uśmiechnięte twarze swoich najlepszych przyjaciół. James z Harrym na kolanach siedzący na kanapie w salonie, Liz, Alice i Frank razem z małym Nevillem, Remus z Syriuszem przy jego ukochanym motocyklu, Julia…
Julia… Nawet w myślach było jej ciężko wymówić to imię. Ciężko było jej myśleć. Chciałaby przez chwilę przestać myśleć, przestać cokolwiek czuć… zapaść w jakiś kojący sen, który zabrałby od niej te wszystkie problemy. A po nim… chciałaby wstać i cieszyć się tylko z tego, że nadszedł nowy dzień. I nie bać się…
Drzwi skrzypnęły lekko. Lily spojrzała w tamtą stronę i ujrzała Liz. I wtedy uderzyło ją, że ona jest tak samo przyjaciółką Julii, jak ona. Była przyjaciółką Julii… wciąż nie mogła się przyzwyczaić do czasu przeszłego. Liz usiadła na brzegu łóżka.
- W zeszłym miesiącu pożyczyła mi talerz – powiedziała Lily. Nie wiedziała dlaczego, ale poczuła, że musi wyjaśnić to Liz. – Z imprezy zostało trochę ciasta. Ale wiesz… potłukł się.
Liz wpatrywała się w nią, słuchając z uwagą.
- Ale odkupiłam identyczny. Identyczny… leży w kredensie - jej głos stawał się coraz słabszy. Coraz trudniej było jej mówić.
Chciała się rozpłakać. Być może zmniejszyłoby to choć trochę ten porażający ból, zagłuszyłoby choć na chwilę poczucie straszliwej pustki. Ale nie mogła. Może ów ból był zbyt wielki? A może po prostu nie starczyło jej sił…
- A teraz, kiedy trzeba będzie pożyczyć cukru… albo… albo… - nie dokończyła. Liz objęła ją mocno. Tak mocno, że poczuła bicie jej serca.
- Ja już nie daję rady… - wychrypiała i oparła głowę na jej ramieniu. Jej ciemne włosy łaskotały ją w policzek, ale nie miała siły podnieść ręki, aby je odgarnąć. – Nie mam już sił.
Liz pogłaskała jej rude kosmyki. Zaczęła głęboko oddychać, żeby tylko się nie rozpłakać. Nie może… nie przy Lily. Musi być teraz silna.
- Jak skończy się wam cukier… to ja przyniosę – szepnęła, wciąż głaszcząc Lily po głowie.
Poczuła, że drży.
Lily skrzywiła się, walcząc z niewidzialną siłą, która ściskała ją za gardło. Czuła jak ten ciężar zatruwa ją, a ona tak chciała się od niego uwolnić… Poczuła łzę spływającą jej po policzku. Łaskotała, ale jej również nie miała siły otrzeć. Po chwili płakała… płakała jak chyba jeszcze nigdy w całym swoim życiu. Nie mogła złapać oddechu, dławiła się łzami.
Cała dzisiejsza sytuacja, słowa Remusa, Jamesa… Wszystkie kłębiące się w jej głowie myśli - to była jedynie mieszanina pustych, niezrozumiałych wyrazów i dźwięków. Teraz do niej dotarły.


C.D.N.


--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tenebris69
post 11.06.2005 11:27
Post #70 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 228
Dołączył: 05.10.2004




Ja walnęłam już porządny komentarz na Antrim, więc tu już o treści smęcić nie będę. Autorki i tak wiedzą, że kocham to opowiadanie. ^^
Po co więc piszę?
Zeby zmobilzować publikę do wlepienia chociażby jakiegoś tyciuńkiego komentarza. Jak mogą pojawiac się kolejne części skoro nikt nie drapie pazurkami w monitor i się nie dopomina? Hm?

Ja czekam na TEN moment, którym kkate zaciekawiła mnie kidy rozmawiałyśmy przez telefon. Ma się on bodajże pojawic za... jeden odcinek?
Mam nadzieję, że jeszcze przed wakacjami, bo mowy nie ma zeby np. w sierpniu się zdolała dorwać gdzieś do kompa...

EDIT.
Dziś rano zebralam się i postanowiłam poszukac wydrukowaną "Jedyną", zeby doczepić najnowszy odcinek. Przekopałam cały regał i nic nie znalazłam. W końcy zrezygnowana zaczęłam czytać z segregatora opowiadania Toraj i nagle patrzę - "Jedyna"! Okazało się, ze zdolnie wczepiłam ją do działu, który w moim niezwyciężonym segregatorze zwie się OPOWIADANIA JEDNOCZĘŚCIOWE.
Ha! Ale teraz mam już wszyściutko. ^^

Ten post był edytowany przez Tenebris69: 11.06.2005 11:30


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kkate
post 11.06.2005 17:31
Post #71 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



O! No widzisz, i to jest postawa, która mi się podoba tongue.gif

Rozleniwili się ludzie, nie ma co... nie licząc Ciebie, tego forum i Antrim, mam 4-5 osób na innych forach, które to komentują. Nie jest źle. Szczerze mówiąc, myślę o dawaniu na głównej stronie hp.org.pl linków do najpopularniejszych ff. Może to coś da!

Tyle było komentarzy na początku, a potem ta długa przerwa w działaniu MF tylko zaszkodziła... sad.gif


QUOTE
Ja czekam na TEN moment, którym kkate zaciekawiła mnie kidy rozmawiałyśmy przez telefon. Ma się on bodajże pojawic za... jeden odcinek?
Mam nadzieję, że jeszcze przed wakacjami, bo mowy nie ma zeby np. w sierpniu się zdolała dorwać gdzieś do kompa...


Ach, TEN moment.... nie wiem, kiedy nastąpi. Jeszcze nie w następnej części, być może w 10. Albo 11 tongue.gif Zobaczymy, jak nam się akcja rozwinie.

Ej no, przyszedł by kto ze starych i coś napisał... Anagda, CyCuś, Żaba... nawet Nimfka, leń jedeń!








--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Nimfka
post 11.06.2005 19:02
Post #72 

Ścigający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 322
Dołączył: 10.08.2004

Płeć: Kobieta



Nimfka, leń jeden nie komentuje, bo nie ma czasu czytać.
Ale przeczyta, przecież wiesz.

smile.gif


--------------------
"Without music, life would be a mistake"
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ania*
post 11.06.2005 21:07
Post #73 

Unregistered









przeczytałam 7 i 8 część - super happy.gif
Go to the top of the page
+Quote Post
HUNCWOTKA
post 11.06.2005 23:05
Post #74 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 213
Dołączył: 06.06.2005
Skąd: :]




kurczę,jeszcze nie zaczęlam czytac ajuz wiedzialam ze mi sie spodoba,i nie myliłam sie! wspaniale Ci (wam) idzie! wielkie brawa


--------------------
"Członkini The Marauders-fanklubu Huncwotów"
Kociaki:]
user posted image
UWAGA GRYZIE:P
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kkate
post 12.06.2005 13:05
Post #75 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



No, i od razu lepiej. Dziękujemy. Jak mi wystawią wszystkie oceny, spróbuję coś napisać smile.gif


--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

4 Strony < 1 2 3 4 >
Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 27.04.2024 17:28