Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Pasja I Pożądanie, [zak]

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 7 ] ** [41.18%]
Gniot - wyrzucić [ 10 ] ** [58.82%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 17
Goście nie mogą głosować 
Pani_Snape
post 09.10.2004 17:32
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 2
Dołączył: 09.10.2004




Zamieszczam początek pewnego mojego tworu. Mówić szczerze czy się podoba, czy nie. smile.gif Nie sugerować się dziwnym początkiem. Mam już kilka następnych części. Będzie lepiej. :] Nie zwracać uwagi na niezgodnosci z książką, czasem itd.Moje twory mają to do siebie, że są po prostu inne..


Dwudziestego piątego sierpnia, Severus Snape szedł jedną z londyńskich ulic, prowadzących do Teatru Wielkiego. W ręku ściskał kawałek listu, otrzymanego od Dumbledore' a. Jego treść była wyjątkowo krótka i treściwa:
Dwudziestego piątego sierpnia, w Teatrze Wielkim. Czekaj do samego końca.
Snape dobrze wiedział o co chodziło dyrektorowi. Zatrzymał się przy jakiejś starej, walącej się kamienicy, rozejrzał się czy nikt nie nadchodzi i stuknął różdżką w bramę wejściową. Odczekawszy kilka sekund, pchnął ją i wszedł. Zamiast typowego miejskiego podwórza znalazł się w ogromnym, marmurowym holu. Kręciło się tu dużo, eleganckich czarodziei, dyskutujących o nowinkach kulturalnych. Severus nienawidził takich miejsc, ale jak każdą to musi. Nie wyróżniał się zbytnio w tłumie, gdyż większość magów płci męskiej była ubrana na czarno. Ociężałym ruchem zaczął się wspinać po lśniących schodach, których poręcz była ze złota. Bardzo dawno tu nie był. Z zainteresowaniem przyglądał się drogocennym obrazom i figurom. Na trzecim piętrze skręcił korytarzem w lewo i znalazł się w ogromnej sali teatralnej. Scena była olbrzymich rozmiarów, przysłonięta teraz bordową kurtyną. Usiadł w pierwszym rzędzie. Nie przepadał za teatrem, jednak zawsze rezerwował miejsca na początku. Z czysto samolubnego powodu, ale też dlatego, by móc widzieć czy aktorzy nie oszukują i łatwo wyłapywał potknięcia, co szalenie go satysfakcjonowało. Mimo tego wszystkiego dobrze pamiętał w jakiej sprawie się tu zjawił i dobry humor odleciał gdzieś daleko. Po prawie półgodzinnym zapełnieniu sali, pogasły światła. To był jego ulubiony moment: początek i koniec przedstawienia. Tym razem było jednak nieco inaczej. Spektakl, który po części miał być również musicalem, nie miał tytułu, ale pewne wyznaczniki przewodnie, które go zaciekawiły: brak zasad, brak limitów i tylko intryga. Gdyby nie te wyrażenia, w życiu nie poszedłby na przedstawienie opowiadające o miłości biednego grajka do arabskiej królowej, żony wielkiego maharadży.
Scenografia robiła wrażenie, ale przez pierwszych kilkanaście minut, jak co po niektórzy, Snape po prostu usypiał. Obudził go dopiero donośny wrzask wściekłego maharadży:
- Jest MOJA!!
Rozbrzmiała głośna muzyka i arabskie kobiety zaczęły wykonywać skomplikowany taniec. Snape przyglądał im się z niesmakiem. Nie miały w ogóle poczucia rytmu i stąpały jak słonie, pomimo figury. Nagle grono tańczących dziewcząt rozstąpiło się. Ukazała się najpiękniejsza kobieta, jaką Snape w życiu widział. Albo po prostu tak ją ucharakteryzowali. Miała niemal przezroczystą, błękitną sukienkę, od stóp do głów lśniła blaskiem diamentów i rubinów. Muzyka ucichła. Rozległ się tajemniczy, zmysłowy głos:
- Zakochani uwielbiają umierać z miłości. Wy też uwielbiacie umierać z miłości.
Snape zaperzył się w myślach. Wcale nie miał zamiaru umierać z miłości.
- Ale ja wieczna królowa... - aktorka zaczęła tańczyć. Poruszała się jak motyl - uważam to za bzdurę!
Snape wychylił się z krzesła zaciekawiony ostatnią wypowiedzią.
- Umieranie z miłości to bzdura. Ja wolę diamenty - śpiewała dziewczyna. - Pocałunek w dłoń bywa wytworny, ale diamenty to lepszy przyjaciel dziewczyny. Pocałunkiem nie zapłacisz rachunków i nie nakarmisz swojego kota!
Arabska królowa zaczęła uwodzić biednego grajka, który wpatrywał się w nią zachwycony.
- Mężczyźni nie lubią starych kobiet, a przecież każda z nas straci kiedyś powab. Ale lśniące diamenty nigdy i one są moją miłością!
Dziewczyna popchnęła kilka stojących obok mężczyzn. Miała pogardliwe i nonszalanckie spojrzenie.
- Bo żyjemy w materialnym świecie i ja jestem materialną dziewczyną!
Na scenę wkroczył maharadża, obserwując swoją żonę.
- Wy wolicie umierać z miłości, ale ja wolę oglądać w rubinach przelaną krew z miłości!
Słudzy unieśli królową na rękach. Maharadża założył jej naszyję wielki, diamentowy naszyjnik.
Muzyka ucichła.
- Jest moja! - powtórzył maharadża.
Ni stąd ni zowąd na scenę wpełzło mnóstwo żywych węży. Głównie kobr. Snape jeszcze bardziej wychylił się z krzesła. Siedzący z tyłu czarodzieje zaczęli wstawać z miejsc.
Królowa zaczęła hipnotyzować węże rękami i spojrzeniem. Wykonała piękny taniec, śpiewając po arabsku, a węże raz po raz oplatały jej ciało, nie kąsząc.
Reszta przedstawienie mniej podobała się Snape' owi. Na końcu królowa popełniła samobójstwo, gdyż była zbyt nieszczęśliwa. Diamenty szczęścia jej nie przyniosły. Brakowało tylko miłości. Nie mniej postać okrutnej i pięknej królowej niezmiernie go zaciekawiła. Nigdy nie widział tak okrutnego, zmysłowego i tajemniczego spojrzenia. Albo dziewczyna była znakomitą aktorką, albo... to jest ona.
Po przedstawieniu pokazując ochroniarzom odpowiednie pismo od Dumbledore' a, udał się za kulisy. Zapytał pierwszego lepszego aktora, który nawinął mu się przed nos:
- Szukam niejakiej Sophii Larmes. Zna ją pan?
Mężczyzna spojrzał na Snape' a jak na wariata.
- Zaraz ją tu przyprowadzę - powiedział powoli, obserwując zachowanie Severusa.
- To dobrze, tylko proszę szybko. Mój czas nie jest nieograniczony.
Chyba jak na złość czekał z piętnaście minut. Po tym czasie ktoś go strasznie ukłuł w plecy.
- Co jest... - za nim stała kobieta, która grała królową. Raczej nie potrzebowała charakteryzacji. Była przepiękna.
- Chciał mnie pan widzieć? -zapytała buntowniczo.
- Tak. Dumbledore chciał...
- A tak, wiem - Sophia przerwała mu bezczelnie - Może mu pan powiedzieć, że się nie zgadzam.
- Dlaczego?
- Oślepł pan? Czy ja wyglądam na taką, co się nadaje na zastępcę dyrektora?
Snape zmierzył ją od stóp do głów.
- Raczej nie - powiedział, uśmiechając się cynicznie.
- No widzi pan, panie Snape. Nie mamy o czym rozmawiać. Nie rzucę teatru na rok, tylko dlatego, że jakiś szalony staruszek tego chce.
Snape oburzył się w duchu.
- Na pani miejscu nie wyrażałbym się tak o dyrektorze.
Sophia wzruszyła ramionami.
- Wszyscy skretynieli. Odkąd Voldemort wrócił, wszędzie została zasiana nieustająca panika. To bzdura.
- Odważna pani jest, wymawiając Jego imię.
- Imię to imię. Imię nic nie znaczy prychnęła. - Wybaczy pan, ja nie mam czasu - Sophia obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem i ruszyła w kierunku drzwi, jednak zatrzymała się przed nimi i odwróciła.
- Niech pan się zastanowi, panie Snape czy warto robić za pieska na posyłki Dumbledore' a - uśmiechnęła się ironicznie i wyszła.
- Zadufana kretynka - warknął Snape. - Wszyscy aktorzy tacy są. Do diabła z wami.
Mocno rozzłoszczony, szedł ulicami Londynu, zastanawiając się jak powie dyrektorowi, że uznana w świecie czarodziejów hipnotyzerka i członkini Koła Czarnej Magii, nie zgodziła się objąć posady McGonagall. Kopnął ze złością jakąś puszkę, która potoczyła sie z brzękiem i wpadła do najbliższego kanału.
*******
Po obwieszczeniu niepomyślnych informacji dyrektorowi Hogwartu, Snape ruszył do domu po kilka ważnych rzeczy, których nie mógłby przywieźć w ciągu roku szkolnego. Pociąg był prawie że pusty, więc siedząc samotnie w przedziale przespał niemal całą drogę. W sumie nawet i dobrze, gdyż czekał go jeszcze godzinny spacer pośród pól. Słońce prażyło niemiłosiernie i Severus już ledwo co trzymał się na nogach. Ten jeden, jedyny raz w życiu żałował, że jest ubrany na czarno. Stanął właśnie na chwilę, z zamiarem odpoczynku, gdy pomiędzy drzewami pobliskiego lasku dostrzegł kilka kolorowych świateł. Zaniepokojony wyciągnął różdżkę i ruszył w tamtym kierunku. Dosłyszał krzyki wypowiadanych zaklęć. Przyspieszył kroku. Zza drzewa wyskoczył jakiś śmierciożerca. Snape w ostatniej chwili schował się za krzakiem.
- Idź tamtędy - usłyszał chrapliwy głos - ja pójdę tędy!
Nareszcie od dwóch miesięcy coś zaczęło się dziać. Zadowolony Snape opuścił kryjówkę i popędził w głąb lasu. Zatrzymał się dopiero w miejscu, gdzie las rozrzedził się tworząc rozległą polanę. Po jej środku stała znajoma postać dziewczyny z różdżką w ręku, a trzech śmierciożerców widocznie zamierzało ją zaatakować. Jeden z napastników wyraźnie kulał.
- Do diaska, bierzcie ją!! - krzyczał jeden z nich. - Nie umiecie sobie poradzić z kobietą?!
- Jeśli mnie tkniecie spadnie na was gniew Fortuny! - krzyknęła Sophia. Wyglądała dość dziwnie w jakiejś hinduskiej sukni i z potarganymi, czarnymi włosami.
- Bierzcie tę kretynkę! Ale to już! - krzyczał kulawy śmierciożerca.
- Drętwota!! - ryknął Snape prosto w atakującego śmierciożercę. Napastnik runął nieruchomy na ziemię. Dziewczyna skorzystała z okazji i zniknęła w gęstwinie lasu.
- Kto tu jeszcze jest?! - pytali się śmierciożercy.
Severus korzystając z okazji, wymknął się bezszelestnie z kryjówki i okrążając polanę pobiegł za Sophia. W pewnym momencie zatrzymał się przerażony. Dziewczyna przylgnęła do drzewa, nasłuchując. Za nią skradała się cichcem czarna postać, gotowa do ataku. Snape musiał się szybko decydować. Jeśli rzuci zaklęcie, zbiegną się tu inni, przywabieni hałasem i nie będzie żadnych szans ucieczki. Jeśli nie zareaguje, śmierciożerca dopadnie dziewczynę. Chwycił duży kamień leżący nieopodal i jednym machnięciem ręki wymierzył cios w głowę śmierciożercy, który rozłożył się jak długi, nie wydając przy tym najmniejszego krzyku. Niestety Sophia słysząc szelest odwróciła się i krzyknęła przerażona na widok krwi sączącej się z czarnego kaptura. Nie czekając na efekt, Snape zatkał usta przerażonej dziewczynie i popchnął na ziemię.
- Siedź cicho, głupia bo nas znajdą - syknął jej do ucha.
Leżeli tak kilka minut, obserwując jak pozostali śmierciożercy mijają ich kryjówkę i teleportują się.
- Co ty wyprawiasz, kretynie? - ofuknęła go Sophia, gdy już wyszli z lasu.
- Ratuję ci życie, jakbyś nie wiedziała. Gdyby nie ja, już by było po tobie.
- Ach tak, ja jestem innego zdania.
- Jesteś w niebezpieczeństwie czy tego chcesz czy nie - przerwał jej Snape. - Powinnaś przyjąć propozycję Dumbledore' a. W Hogwarcie byłabyś bezpieczna.
- Nie rzucę teatru!
- Nie bądź głupia! Jak będziesz się dłużej opierać, to już nie zagrasz więcej żadnej sztuki. Chyba że gdzieś w zaświatach - prychnął.
- Dobrze, już dobrze. Pojadę do szkoły, chociaż na pierwsze półrocze.
- I bardzo dobrze. Widzimy się jutro na stacji. Ja też jadę do Hogwartu.
- Zamierzasz być moim ochroniarzem?
Snape uśmiechnął się cynicznie.
- Już nie tylko taką funkcję spełniałem.
***********
Lało jak z cebra. Dla Severusa była to przyjemna odmiana, po upalnych dniach. Wpatrywał się ze znudzeniem w mokrą szybę pociągu. Jego towarzyszka najwyraźniej nie nudziła się. Wyciągnęła stos kart i namiętnie zaczęła je tasować. Wyglądała po trosze jak ktoś obłąkany i nie z tego wymiaru. Jej hinduskie suknie z drobnymi świecidełkami irytowały Snape'a. Za bardzo rzucała się w oczy. Przez złoty makijaż na oczach i dziwnych czarnych obwódkach, jej ciemne oczy zdawały się w przypływie złości nabierać bursztynowego koloru.
- Lubisz być w centrum uwagi, prawda Sophio? - zapytał z znienacka Snape.
- Nie przeczę, że tak. Skąd takie pytanie?
- Wydajesz się być dziwna. Dziwnie się ubierasz, zachowujesz. Czy to tylko jakiś styl, czy ma to jakieś dogłębniejsze znaczenie?
Sophia spojrzała na niego uważnie.
- Zdecydowanie to drugie. Muszę się tak ubierać. Tacy ludzie jak ja muszą przestrzegać pewnych zasad, by nie popaść w chaos.
- Nie rozumiem.
- Nie jestem tylko aktorką.
- Wiem. Ponoć umiesz hipnotyzować. Te węże na scenie też hipnotyzowałaś?
- Tak, oczywiście - na ustach Sophii pojawił się uśmiech triumfu. - Ale nie tylko to potrafię. Nie jestem Sophia Larmes.
- To kim jesteś? - zapytał zdenerwowany już Snape. Jeszcze tego by brakowało, by pomylił osoby.
- Przybrałam takie imię dla kamuflażu. Wiele osób wygląda tak ja i ma podobne predyspozycje. Niepowołane osoby nie mogą wiedzieć kim jestem.
- A powiesz mi kim jesteś?
- Muszę. Tylko BLISKIE mi osoby mogą nazywać mnie Sophia. Dla innych jestem Solitaire.
Severus podskoczył jak oparzony na siedzeniu.
- TA Solitaire?
- Co masz na myśli, mówiąc TA Solitaire? - powiedziała spokojnie, rozkładając karty na stół.
- Ta, co kiedyś wróżyła Czarnemu Panu.
Dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie.
- Tak, kiedyś wróżyłam Voldemortowi z tarota.
Snape nie dowierzał.
- Naprawdę? I co wywróżyłaś?
- Nie mogę powiedzieć. Obowiązuje mnie tajemnica.
Severus machnął ręką.
- Mogłabyś uczyć wróżbiarstwa w Hogwarcie. Wróżenie to czyste bzdury.
- Wróżbiarstwo jest bzdurą, panie Snape. Wróżenie z kuli czy fusów to bzdura. Ich interpretacjami można się zajmować latami i znaleźć milion wytłumaczeń. Ja zajmuję się czymś innym.
- To znaczy?
- Tarotem, panie Snape. Tarot ma jedno, wielkie znaczenie, tarot nie zmienia się, tarot prawdę ci powie, tarot nigdy nie kłamie, tarot nie ma milionów znaczeń - mówiła Solitaire tym dziwnym głosem, co niegdyś na scenie. Wolnymi ruchami rozkładała karty.
- Niech pan wciągnie kartę - powiedziała nagle.
Snape niepewnym ruchem wyjął jedną ze środka.
- Ta karta powie wszystko o panu.
Severus odwrócił kartę i rzucił na stoliczek. Przedstawiała postać błazna.
Solitaire wybuchnęła śmiechem.
- No proszę, wszystko już wiemy. Wyciągaj pan jeszcze jedną. Będzie ona dotyczyć przyszłości.
Snape przyjrzał się następnej karcie w ręku i zrobił kpiący uśmieszek.
- Czy to my? - zapytał ironicznie, kładąc na stół kartę, obrazującą kochanków.
Solitaire ponownie wybuchnęła śmiechem.
- Nic pan nie wie o takich ludziach jak my. Kobiety mojego pokroju, że tak powiem, muszą zachować dziewictwo do końca życia, inaczej karty odbiorą moc.
- To wszystko jest jednym, wielkim kłamstwem - Snape zagarnął stos kart. - Teraz ty wyciągnij jakąś. No dalej!
- Nie ma pan daru jasnowidzenia.
- Co z tego? Wyciągnij.
Solitaire wyciągnęła pierwszą kartę z brzegu i odwróciła ją. Była nieco bledsza niż zwykle. Spokojnym ruchem położyła ją na stoliku. To była karta śmierci.
- No proszę. Możesz chociaż przewidzieć kiedy umrzesz? - zakpił Snape.
Dziewczyna milczała i wpatrywała się w rozłożone karty.
- No proszę, wiesz?
- Dziewiąta pełnia księżyca minie - Solitaire rozkładała kolejne karty. - Obudzi się krwawe słońce. Oboje kochankowie zapłacą karę. Niebo rozstąpi się i pierwsza błyskawica po dziewiątej pełni księżyca dopełni przeznaczenie.
- To czyste brednie - powiedział Snape, starając nadać swojej wypowiedzi lekceważący ton, ale ona mówiła to w tak dziwny sposób, że było mu trudno.
- Nigdy nie lekceważ tarota - powiedziała Solitaire ostrzegawczo.
- Niby dlaczego?
- Powtarzam, tarot to nie jest wasze wróżbiarstwo. Tarot lubi mścić się na niedowiarkach. Albo się jest pewnym i przyjmuje wróżbę, albo...
- Albo?
- Kiedyś panu powiem. Czy my juz przypadkiem nie dojeżdżamy?
- Zgadza się.
Deszcz przestał padać i znów wyłoniło się słońce, piekące jeszcze bardziej niż poprzedniego dnia.
Rok szkolny zaczął się bez żadnych, większych przeszkód. Mimo to wyczuwało się coraz bardziej gęstniejącą atmosferę w szkole. Profesor Trelawney już pierwszego dnia dała wyraźny znak, że nie aprobuje nowego zastępcy dyrektora. Nie było w tym nic dziwnego. Jako nauczycielka wróżbiarstwa czuła zagrożenie swojej pozycji, osobą Solitaire. Mało było osób, które by o niej nie słyszało. Solitaire objęła stanowisko opiekuna domu Gryffindor, z powodu rocznego wyjazdu McGonagall, o bliżej nieokreślonym powodzie. Ślizgoni z satysfakcją obserwowali niepokój Gryfonów, co do nowej opiekunki. Nie bardzo wiedziano, jak się zachowywać, by nie podpaść. Na szczęście okazało się, że pod względem wychowawczym, Solitaire nie różni się prawie wcale od McGonagall. Mimo wszystko wzbudzała większy respekt, jako "wieszczka" i hipnotyzerka, jak ją nazwali uczniowie. Kilka odważniejszych osób, na czele z Parvati i Lavender, które lubowały się we wróżbiarstwie, próbowało nakłonić Solitaire, by pokazała, jak się hipnotyzuje i wróży z tarota, ale ta kategorycznie odmówiła, mówiąc coś o bezpieczeństwie otoczenia, paranojach i młodym wieku. Natomiast już od połowy września rozwinął się w szkole klub teatralny, ściągający mnóstwo zainteresowanych uczniów. Solitaire, jako aktorka, zaproponowała wyreżyserowanie spektaklu, którego finał miał odbyć się w Święto Duchów. Sam pomysł przedstawienia wysunęła Lavender i zyskała aprobatę Solitaire. Spektakl miał być tragicznym romansem. Z początku myślano o adaptacji znanej sztuki Sheakspeare' a, ale zaniechano tego, z powodu ogromnej popularności tego dramatu i związanej z tym monotonności aktorskiej. Solitaire wymyśliła więc własny scenariusz tragicznej miłości kochanków, z udziałem duchów i innych stworzeń. Scenariusz ten wyglądał następująco: XVIII wiek. Młoda, chora na gruźlicę, biedna dziewczyna, zarabia na życie, sprzedając własne ciało. Pewnego dnia spotyka na swojej drodze bogatego hrabię, który obiecuje jej godne życie, w zamian za jej "usługi". Pojawia się jednak problem, gdyż dziewczyna jest zakochana w biednym pisarzu. Postanawia grać na dwa fronty. Hrabia odkrywa oszustwo i zakazuje jej spotykać się z pisarzem, pod groźbą śmierci dla niego. Opowieść kończy się śmiercią chorej dziewczyny.
W kilka dni po ukazaniu się scenariusza, pod gabinet Solitaire napłynęły falangi starszych uczennic, które zapragnęły zagrać główną rolę. Rozpoczął się mini casting i ostatecznie żadna z uczennic się nie nadawała. Albo popadały w depresję z powodu smutnych scen, albo nerwowo chichotały, w scenach z pocałunkami i nie mogły się nauczyć tekstu. Po wielodniowych próbach, uczniowie stwierdzili, że sama opiekunka Gryffindoru najlepiej się nadaje do głównej roli. W roli biednego pisarza osadzono Lupina, który kategorycznie wzbraniał się, lecz ostatecznie niemal zmuszony, musiał się zgodzić. Solitaire miała niezwykły dar przekonywania. Czy to siłą, czy perswazją. Nie było też inaczej, jeśli chodzi o Snape' a, któremu powierzono rolę hrabiego. Przejrzawszy scenariusz kilka razy, ta rola czarnego charakteru nawet mu się spodobała. Była to jedyna, lepsza okazja do wyładowania swojej złości na Lupinie - biednym pisarzu. Uczniowie tłumami przychodzili na próby, po lekcjach, obserwować postępy aktorów.
Przedstawienie stało się zgrabnym musicalem, śpiewanym przez bohaterów. Szczególnie podobał się występ Snape' a, śpiewającego zimnym głosem, mroczną wersję "Show must go on". Z Teatru Wielkiego sprowadzono różne dekoracje i stroje. Snape' owi strasznie podobała się szata hrabiego. Czarna, mroczna i istnie hrabiowska. Z zadowoleniem paradował w niej na wszystkich próbach, wzbudzając jeszcze większy postrach wśród uczniów. Wszystko układało się w jak najlepszym kierunku, aż do tygodnia przed premierą. W Święto Duchów przypadała pełnia księżyca, co było równoznaczne z tym, że Lupin nie mógł zagrać swojej roli. Posłano po aktora do Teatru Wielkiego, ale niestety nie był on w stanie nauczyć się większej partii scenariuszu, który był przeznaczony dla pisarza. Potrzeba było kogoś, kto znał cały scenariusz od dawna.
- ŻE CO?!!? - Donośny ryk rozległ się w po lochach Hogwartu.
- Nie krzycz tak, Severusie, nie mamy wyjścia - mówiła błagalnym tonem Solitaire.
Pod drzwiami klasy Snape' a ustawiła się kolejka uczniów, nasłuchując uważnie.
- Bez ciebie to się nie uda, rozumiesz?
- Myślisz, że znam aż dwie role?!!- Snape był wściekły.
- Nie wykręcaj się! Tyle razy to czytałeś, że nie będziesz miał problemu! Rola Hrabiego jest mniejsza i mój kolega z teatru jest w stanie jej się nauczyć przez tydzień. Co innego...
- NIE MA MOWY!? Czy ja wyglądam na biednego, romantycznego pisarza, co zakochuje się w chorej dziwce?!!
Uczniowie stojący pod drzwiami zaczęli chichotać.
- Chcesz mieć na sumieniu całe przedstawienie?! Przez ciebie nic nie wyjdzie! Dumbledore się wścieknie i uczniowie też! Nie obchodzi cię to?
- Ani trochę.
- Masz się dziś stawić ze swoją rolą. Jeśli nie, to przedstawienie diabli weźmie i będzie to tylko i wyłącznie TWOJA WINA!
Solitaire wyszła, trzaskając drzwiami.
Chcąc, nie chcąc Snape pojawił się na wieczornej próbie z rolą pisarza w ręku. Po trzech dniach wyszło na jaw, że jest tak uzdolnionym aktorem, iż z roli demonicznego hrabiego potrafił przemienić się w biednego pisarza, zachowując pewien dystans i dumę. Uczniowie przyglądali się z niedowierzaniem. Nie miał co prawda słodkiego głosu romantyka, ale za to wyczucie świetne. Solitaire była zachwycona i zaproponowała mu stałą pracę w Teatrze, na co Snape kategorycznie odmówił.
- Moją pasją nie jest teatr, ale eliksiry - mówił.


Ten post był edytowany przez Pani_Snape: 09.10.2004 17:37
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Miaka
post 09.10.2004 18:00
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 64
Dołączył: 16.05.2004




No dobra. Lecimy po kolei XP
QUOTE
Dwudziestego piątego sierpnia, Severus Snape szedł ...

Od razu masz u mnie plusa za Snape'a biggrin.gif

cały fragment w Teatrze troszkę mnie rozbawił, bo dialogi były strasznie niezdarne.
QUOTE
- Bo żyjemy w materialnym świecie i ja jestem materialną dziewczyną!

Zaleciało mi troszkę piosenką Madonny.... huh.gif
QUOTE
tarot prawdę ci powie, tarot nigdy nie kłamie

zadzwoń pod 0 700 72 772, wróżka Kasandra prawde Ci powie XD

Ogólnie fabuła jest oryginalna, ale tylko to. Styl nie powala. Czyta się, bo czyta. Większych emocji fic nie wzbudza. Zdenerwowało mnie, że pod koniec streściłaś co działo się we wrześniu, tak jakbyś chciała szybko ominąć tamte wydarzenia. Mogłas inaczej to rozplanować. Pomysł z teatrem był dobry, ale wykonanie gorsze (A propos- kojarzy mi sie trochę z książką O.Wilde'a- "POrtret Doriana Greya", gdzie owy Dorian zakochuje się w aktoreczce...). Mam mieszane uczucia. Zobaczymy co będzie dalej działo się w "Pasji i Pożądaniu"...

P.S Czy aby nie Solitare to ten pasjans, co to mój tata w niego pyka, jak wraca z pracy...??!! huh.gif

Ten post był edytowany przez Miaka: 10.10.2004 10:53
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Coyote
post 09.10.2004 22:15
Post #3 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 44
Dołączył: 18.08.2004
Skąd: się wziął Czesio?

Płeć: Kobieta



A mnie rozbawiło to, jak sobie wyobraziłam Snape'a śpiewającego laugh.gif buhahaha


--------------------
"Żyjemy w wesołym miasteczku Pana Boga"
"Cokolwiek by się zdarzyło - to tylko życie - wszyscy przez nie przebrniemy"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Pani_Snape
post 13.10.2004 17:25
Post #4 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 2
Dołączył: 09.10.2004




Dobra ciąg dalszy i koniec tongue.gif Pracuję nad czymś innym.




Nadszedł długo wyczekiwany przez wszystkich dzień. Wielką niespodzianką był przyjazd McGonagall, która dowiedziała się o przedstawieniu i chciała je koniecznie zobaczyć. Nikomu nie udało się wyciągnąć od niej informacji, czemu nie mam jej w szkole.
Dumbledore wpuszczał uczniów kolejno do Wielkiej Sali, by nie nastąpiły przepychanki. Wizja romantycznego i całującego się Snape' a tak podniecała wszystkich, że mogły nastąpić poważne problemy. Solitaire była po części zła, gdyż to Snape kradł jej publiczność. Nagła i przymusowa zmiana jego oblicza była prawdziwą niespodzianką dla wszystkich.
Po kilku pierwszych nudniejszych scenach zapoznawczych następowały ciekawsze wątki. Solitaire broniła się przed miłością do pisarza, tłumacząc się sama sobie, że musi z czegoś żyć i być podległa hrabiemu. Jednym z ciekawszych momentów była chwila, gdy Snape miał wyznać w sposób śpiewany miłość, biednej dziewczynie. Tekst piosenki przeszedł już do historii w Hogwarcie.

Darem mym piosenka, którą śpiewam właśnie Tobie. I możesz mówić wszystkim dookoła, że to jest Twoja piosenka. I może to zbyt proste, ale jeśli już się stało... Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, iż w słowa ubrałem to... Jakże piękne jest życie, gdy Ty zdobisz ten świat.
Siedziałem na dachu, mech zeń strząsając. Niektóre z tych wersów w głowie mi mieszają. Ale słońce świeciło, gdy układałem tę pieśń. To dla takich ludzi jak ty, trzymałem ją żywą. Więc wybacz mi zapomnienie, ale rzeczy, które robię. Widzisz, zapomniałem już jakimi kolorami je zdobię. Ale chodzi właśnie o to... i to mam na myśli... Twoje oczy są piękniejsze, niźli mógłbym wyśnić.
I możesz mówić wszystkim dookoła że to Twoja piosenka! Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, iż w słowa ubrałem to... Jakże piękne jest życie, gdy Ty zdobisz ten świat!

Potem następowały smutniejsze momenty, jakim była pieśń Solitaire, odnośnie swojego życia.

Podążam za nocą. Męczy mnie światło. Kiedy znów zacznę żyć? Pewnego dnia odlecę daleko! Zostawię wszystko za sobą! Co może mi jeszcze Twoja miłość da? Kiedy miłość zdradzi mnie? Po co żyć od snu do snu i przeklinać dzień, w którym sen kończy się?

Po kilkunastu minutach nastąpił moment, na który wszyscy czekali. Pocałunek pisarza i dziewczyny. Jednak poprzedzony był wspaniałą walką uczuć, prowadzoną przez obojga bohaterów.

Snape:
Miłość to wielki blask! Wszystko co potrzebujesz to właśnie miłość!
Solitaire:
Proszę, nie zaczynaj znów...
Snape:
Wszystko co potrzebujesz to właśnie miłość!
Solitaire:
Trzeba też coś jeść....
Snape:
Wszystko co potrzebujesz to właśnie miłość!
Solitaire:
żeby nie umrzeć na ulicy!
Snape:
Wszystko co potrzebujesz to właśnie miłość!
Solitaire:
Miłość to tylko gra!
Snape:
Ja potrzebuję kochać ciebie i ty potrzebujesz kochać mnie.
Solitaire:
Jedyną drogą by kochać mnie, to zapłacić mi!
Snape:
Jedna noc, tylko jedna noc...
Solitaire:
Nie ma takiej drogi. Nie stać cię na to!
Snape:
W imię miłości! Jedna noc, w imię miłości!
Solitaire:
Ty szalony głupcze, nie poddam ci się.
Snape:
Proszę, nie... Nie zostawiaj mnie tak. Nie przeżyję bez twojej miłości, kochanie. Proszę, nie zostawiaj mnie.
Solitaire:
Myślałam, że ludzie mają dość naiwnych, miłosnych pieśni.
Snape:
Rozglądam się wokół i widzę, że tak nie jest, o nie.
Solitaire:
Niektórzy chcą zapełnić świat naiwnymi, miłosnymi pieśniami.
Snape:
Wiec cóż w tym złego...chciałbym wiedzieć...

W tym momencie widownia wstrzymała oddech. Czyżby mieli się pocałować? Solitaire odwróciła się gwałtownie.

Snape:
... ponieważ jeszcze tu jestem!
(Wskakuje na poręcz balkonu.)
Miłość unosi nas tam, gdzie nasz dom!
Solitaire:
Złaź stamtąd!!
Snape:
Gdzie orły latają ... na wysoką górę.
Solitaire:
Miłość czy nas głupcami! Tracimy czas, na chwilę rozkoszy...
Snape:
Moglibyśmy być dzielni! Choć przez jeden dzień...
Solitaire:
Ty...ty będziesz wredny.
Snape:
Nie, nie będę.
Solitaire:
A ja... ja będę cały czas pić.
Snape:
Powinniśmy się kochać!
Solitaire:
Nie sposób wszakże...
Snape:
Powinniśmy się kochać i to jest fakt!
Solitaire:
Choć nic nas nie utrzyma....
Snape:
Moglibyśmy ukraść czas...
Snape i Solitaire:
... choć na jeden dzień!
Moglibyśmy być dzielni zawsze i na zawsze!
Moglibyśmy być dzielni zawsze i na zawsze!
Moglibyśmy być dzielni...
Snape:
Tylko dlatego, że zawsze będę cię kochał...
Solitaire i Snape:
... tylko dlatego, że nic na to nie poradzę...
Solitaire:
Jakże piękne jest życie, gdy Ty zdobisz ten świat...
Będę miała przez ciebie problemy, wiesz?


I tu wszyscy wstrzymali oddech. Czarodziejskie, lśniące, małe gwiazdeczki spłynęły z dekoracji granatowego nieba, na całujących się kochanków. Kurtyna opadła, gdyż pora była na przerwę, ale wszyscy jeszcze siedzieli przez chwilę i gapili się w kurtynę, jak by ta miała się za chwilę rozsunąć.
Snape jeszcze przez chwilę trzymał w objęciach Solitaire, ale ta wyrwała się nagle i pobiegła się przebrać.
Potem zaistniały jeszcze dwa momenty, które strasznie się wszystkim podobały. Mianowicie niesamowite tango zazdrości w wykonaniu hrabiego, Snape 'a i Solitaire, chwila, w której Solitaire opuszcza pisarza, gdyż nie chce, by hrabia go zabił, a Snape ze złości i rozpaczy, nie znając powodu porzucenia, rzuca jej w twarz pieniędzmi i krzyczy: "Zapłaciłem, mojej dziwce! Dziękuję, że wyleczyłaś mnie z głupiej obsesji miłości!", oraz końcowa scena, w której to hrabia wymierza z pistoletu do Snape' a i Solitaire, ale przyjaciel pisarza uderza go w policzek i hrabia upada na ziemię. Niestety Solitaire, chora na gruźlicę, umiera w ramionach pisarza, prosząc o spisanie ich historii.
Długo jeszcze klaskano po opadnięciu kurtyny. Podczas kolacji, która odbyła się zaraz po spektaklu długo dyskutowano o wspaniałości projektu i już snuto przypuszczenia co do kolejnego.
*****
Kolejnego przedstawienia jednak nie było. Semestr powoli dobiegał końca i Solitaire przygotowywała się do odjazdu. Na nic zdały się prośby Dumbledore' a który ostrzegał ją wielokrotnie przed Voldemortem. Pierwszego dnia ferii zimowych, Solitaire opuściła zamek. W godzinę po jej odjeździe, dyrektor wezwał do siebie Snape' a.
- Złe wieści, Severusie.
- Znów?
- Rozmawiałem z członkami Zakonu. Z tego co wiemy, Voldemort próbował uprowadzić Sophię już pod koniec wakacji.
- Doprawdy?
- Tak słyszano. Niestety jakoś udało jej się uciec. Nie masz z tym nic wspólnego? Może widziałeś coś lub słyszałeś? Jechałeś wtedy po coś do domu, o ile pamiętam.
- Niestety nic, dyrektorze. Od razu bym interweniował.
- No cóż, w każdym razie Solitaire jest w niebezpieczeństwie. Jest też strasznie uparta. Boję się o nią. Może stać się wielką bronią w posiadaniu Voldemorta. Jedź za nią i dopilnuj, by bezpiecznie dotarła do domu. Postaraj się, by zmieniła zdanie, lub zamieszkała z kimś, by nie być samą.
- Dobrze, już wyruszam - Snape sięgnął za klamkę - Aha i jeszcze jedno! - zatrzymał go Dumbledore. - Informuj mnie o wszystkim na bieżąco. Jeśli będzie trzeba, przed resztę ferii zamieszkaj w pobliżu Sophii. Musimy mieć wszystko pod kontrolą.
- Oczywiście, dyrektorze. Dam znać, jak będę na miejscu.
Drzwi zamknęły się niemal bezszelestnie.
*********
Czarny powóz wtoczył się ociężałym ruchem przed ganek wielkiej rezydencji, całkowicie zatopionej w leśnym gąszczu. Solitaire miała w posiadaniu ogromny dom, w którym mieszkała całkiem sama. Jako wróżka i aktorka potrzebowała kompletnego, niczym nieograniczonego spokoju.
Usiadła na wielkiej sofie i uśmiechnęła się do siebie. Nareszcie koniec hałaśliwych wrzasków hogwardzkich uczniów. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Niemal podskoczyła w miejscu. Rzadko miewała gości. Poza tym od wczoraj przeczuwała, że stanie się coś złego. Niestety posiadała ten dar, który powoli stawał się jej przekleństwem. Powoli otworzyła drzwi. Na zewnątrz stał Lucjusz Malfoy, owinięty w uderzająco szmaragdowy płaszcz.
- Czego chcesz? - rzuciła na przywitanie.
- Przyszedłem cię odwiedzić i złożyć propozycję.
- W takim razie wejdź.
- Ładnie się tu urządziłaś. Dość mroczno...
- Lubię mrok i spokój.
- To bardzo dobrze. Czy już kiedyś wspominałem, że jesteśmy do siebie nieco podobni.
- Tak, mówiłeś - powiedziała Solitaire, uśmiechając się złośliwie. - Powiedz mi Malfoy, dlaczego pod koniec sierpnia, banda twoich koleżków próbowała mnie schwytać?
- W tej sprawie właśnie jestem. Mój Pan chce znów skorzystać z twojej nieocenionej pomocy.
- Doprawdy? I musiał nasyłać na mnie swoich śmierciożerców? Wystarczyło napisać list.
- Czasy się zmieniły, moja droga. Nie można być niczego pewnym. Wszędzie pełno jest szpiegów, oszustów... aktorów.
- Insynuujesz coś? - Solitaire usiadła przy stole w półmroku i zaczęła rozkładać karty.
- Nie, zupełnie nic. Będziesz wróżyć?
- Może...
- Nigdy mi nie wróżyłaś. Zrobisz to teraz?
- Proszę bardzo. Siadaj.
- Znamy się sporych ładnych lat. Chyba mnie nie oszukasz? - oczy Lucjusza błysnęły groźnie.
- Ja mówię tylko to, co przekazują mi karty. Karty nigdy nie kłamią.
- Wiesz, czasem zastanawiam się, czemu tak piękna, utalentowana kobieta, poświęciła się czemuś takiemu jak wróżenie - mówił Lucjusz, obserwując jak Solitaire bawi się kartami.
- Są rzeczy, których nie zrozumiesz i tyle. No proszę, skup się i przyjmij do wiadomości to, co ci teraz powiem.
Solitaire wyciągnęła pierwszą kartę.
- Jesteś człowiekiem nieustępliwym, zimnym i pozbawionym skrupułów.
- Cenię to sobie - zakpił Malfoy.
Solitaire wyciągnęła kolejną kartę.
- W tej chwili mnie okłamujesz. Tak mówią karty.
Lucjusz prychnął.
- To głupoty. Mówiłem prawdę przed chwilą.
- Nie,...czekaj - wyciągnęła kolejną.
- Przyszedłeś tu ze złym zamiarem... dlaczego mnie okłamujesz?
Malfoy się nie odezwał, tylko utkwił w niej swoje zimne oczy. Sophia wyciągała kolejne karty.
- Takie kłamliwe osoby jak ty źle kończą. Zaplątują się we własną sieć kłamstw i ... umierają. Tak, karty pokazują twoją śmierć. Niebawem umrzesz. Umrzesz od własnej pomyłki i głupoty. Ale zanim to się stanie, będziemy mieć jeszcze jednego gościa. Jeszcze dziś...
- Łżesz! - ryknął Malfoy, wstając od stołu. - Kłamiesz!
- Ja tylko czytam z kart. To do nich miej pretensje.
- Jesteś zwykłą oszustką!
- Myśl co chcesz - Solitaire wyciągnęła ostatnią kartę. - Człowiek, który boi się przyszłości i śmierci jest nikim... Dlaczego chcesz mi zrobić krzywdę? Myślisz, że się nie domyślam? Nie masz nade mną władzy. Ani ty, ani twój pan.
- Nie obrażaj go ty oszustko!
Lucjusz szarpnął ją silnie.
- Jeszcze jedno kłamstwo i znikniesz z tego świata!
- Proszę bardzo. Nie będę musiała oglądać twojej zepsutej twarzy.
Malfoy zamachnął się silnie i uderzył Solitaire. Dziewczyna upadła na ziemię, ocierając krew, płynącą z wargi. Stojąca na stoliczku lampa upadła z brzękiem i rozbiła się na kawałeczki.
- Jesteś nikim, Malfoy. Tak jak i cała wasza reszta. Myślicie, że władza to wszystko. To was zgubi!
Lucjusz zaczął ją szarpać.
- Odwołaj to, co powiedziałaś! Teraz!
- Nie!
- Zostaw ją Malfoy! - w drzwiach stanął Snape. - Szkoda nerwów. Zobaczymy jak powróży naszemu Panu. Zabierz ją. Ja zatrę wszelkie ślady.
- Dobrze, tylko się pospiesz.
- Spróbuję! Miało być bez żadnego bałaganu, a tymczasem co narobiłeś?
- Zamknij się, Snape i bierz do roboty. Masz jakieś informacje od Dumbledore' a?
- Tak. Przed wczoraj złożyłem raport w Zakonie.
- Mam nadzieję, że równie dobry złożysz Czarnemu Panu?
- Bez obaw.
- TY ZDRAJCO!! - krzyknęła Solitaire.
- Zaknebluj ją. Nie lubię jak ktoś mi się wydziera nad uchem - warknął Severus.
- Jak mogłeś!? Kłamiesz, prawda!? Powiedz, że tak!
Snape podszedł do niej tak blisko, że niemal stykali się nosami.
- Różnimy się od siebie tym, Solitaire, że ty jesteś aktorką na scenie, a ja w życiu.
- Nieprawda, nie wierzę. Mogłeś mnie porwać już wtedy, w sierpniu! Dlaczego tego nie zrobiłeś?
- Zabierz tę wariatkę. Zaraz do was dołączę.
Malfoy machnął różdżką i ciało Solitaire oplotły krępe liny.
Snape zatrzymał ich przy wyjściu.
- Tylko ją tknij jednym palcem, Malfoy, a pożałujesz! Ma dotrzeć do Pana cała i nienaruszona, słyszysz?
- Tak, tak. Idziemy! - Lucjusz wepchnął Sophię do powozu, którym niedawno przyjechała.
*********
- Znów się spotykamy, Sophio. Ostatnim razem byłaś nieco bardziej przystępna.
Czerwone oczy Voldemorta zalśniły złowieszczo.
- Panie, ona przepowiada nam wszystkim klęskę - odezwał się Lucjusz.
- To prawda, Solitaire? - zapytał Voldemort.
- Tak! Widziałam waszą śmierć i waszą przegraną. Zrezygnujcie, albo idźcie dobrowolnie na śmierć!
- Ona się źle czuje - parsknął Voldemort. - Malfoy!
- Tak, panie?
- Umieść ją w piwnicy i pilnuj dobrze. Snape, złożysz mi raport i pojedziesz po karty Solitaire. Nasz kochany gość, jutro będzie nam wróżył.
- Proszę bardzo! - krzyknęła Sophia. - I tak widzę pełno krwi. Ten dom stanie się waszym cmentarzem! Nie wierzycie mi? Sami się przekonacie już niebawem.
- Zabierzcie ją z moich oczu. Wygląda, jakby dostała obłędu!
- Snape, nie rób tego! Spal karty, słyszysz? Spal je! - Solitaire zaczęła się wyrywać. - Nie pozwól im tobą zawładnąć. Jesteś aktorem, wiem i w imię tego, zrób to, o co cię proszę!
Lucjusz siłą wypchnął ją z pokoju.
- Snape!! - Jeszcze w przedpokoju dało się słyszeć rozpaczliwe krzyki.
- Co jej zrobiliście, Snape? - zapytał Voldemort.
- Nic, panie.
- Wygląda jakby wróciła od Munga.
- Może udaje? - podsunął Snape.
- Możliwe. Zobaczymy jutro. Jedź po te karty i zawitaj do Hogwartu. Wymyśl jakąś śpiewkę o jej porwaniu.
- Tak, panie. Mam już cały plan w głowie.
- Jak zwykle, niezawodny, Snape. To mi się zawsze u ciebie podobało. Idź już. Szkoda czasu.
******
- Jakim sposobem!?! - ryknął Dumbledore. Nikt nie widział go jeszcze tak wściekłym.
- Co ja miałem poradzić, dyrektorze? Dwudziestu na jednego?
Dumbledore uspokoił się nieco.
- W porządku, Severusie. Musimy teraz myśleć co dalej. Niewątpliwie Voldemort jej nie zabije, bo jest mu potrzebna, ale gdy już przestanie...
- Co mam robić? - zapytał Snape.
- Są ferie. Jedź do siebie i obserwuj czy coś się będzie działo wokół jej domu. A ja już coś pomyślę.
- Tak, oczywiście.
Snape wyszedł jak najprędzej z gabinetu dyrektora. Ta cała sytuacja niezmiernie go bawiła i ledwo panował nad wybuchem śmiechu. Miał ich wszystkich w swoim ręku. Wszystkich, bez wyjątku! Nawet Solitaire się nie zorientowała. Nic o nim nie wie, pomimo tego, że umie czytać przyszłość. To zwykła oszustka. Mimo to ma coś w sobie. Coś, co go irytowało i zadziwiało zarazem. Miał nieodparte wrażenie, że zna jego przyszłość, ale to było tylko złudzenie, trwające to tego dnia. Teraz już wiedział, że to zwykła oszustka. Gdyby było inaczej wiedziałaby o wszystkim. Z zadowoleniem wyszedł z zamku i skierował się prosto na stację w Hogsmeade.
*******
Grono wybranych śmierciożerców z Voldemortem na czele, usiadło przy wielkim stole. Dwa miejsca były wolne. Jedno po prawej, a drugie po lewej stronie Czarnego Pana. Drzwi otworzyły się z hukiem i wprowadzono Solitaire. Wyglądała żałośnie w obdartej sukni, rozczochranych włosach i poharatanej twarzy. Siłą posadzono ją po lewej stronie Voldemorta.
- Zaraz będziesz nam wróżyć moja droga. Za każdą kłamliwą wróżbę otrzymasz o jedno zaklęcie Cruciatus więcej, zrozumiałaś?
Solitaire nie odezwała się ani słowem, tylko utkwiła wzrok w martwym punkcie stołu. Przywodziła na myśl wariatkę, którą właśnie próbowano oswoić z nowym otoczeniem. Drzwi ponownie otworzyły się i wszedł Snape. Solitaire poruszyła się niespokojnie.
- No jesteś wreszcie! - syknął Voldemort.
- Tak, panie.
- Masz to, o co cię prosiłem?
- Oczywiście, jakże by inaczej.
Severus rzucił na stół karty tarota.
- Wspaniale, siadaj. A ty zabieraj się za swoją powinność.
Dziewczyna nie poruszyła się, tylko szepnęła:
- Dlaczego to zrobiłeś Severusie, dlaczego?
- Rób co każę, albo z góry dostaniesz kilkanaście Crucio i inaczej będziesz rozmawiać.
Solitaire powolnym ruchem zaczęła tasować karty. Patrzała jednak nie w nie, lecz w Snape' a, który również utkwił w niej swoje złowrogie spojrzenie. O czym myślała? Na pewno ma wyrzuty sumienia. I dobrze jej tak. Zadufana aktoreczka o wielkiej mocy. Gdzie jest teraz ta jej wielka moc? Podobno umie hipnotyzować. Jakby chciała, dawno zahipnotyzowałaby już wszystkich i uciekła.
Solitaire zaczęła rozkładać karty.
- Co widzisz? - nalegał Voldemort.
- Śmierć, zniszczenie, śmierć. Wysyłasz złe fluidy, Voldemort. Wszędzie pełno zniszczenia i... oszustwa. Tak, mnóstwo intryg, niedomówień. Ktoś ciągle oszukuje. Ktoś szpieguje obydwie strony. Jesteście skazani na klęskę, tak czy inaczej. To mówią karty.
- Łżesz!
- To prawda. Nie ma innej prawdy!
- Zabrać ją i dać kilka porządnych Crucio! Denerwujesz mnie kobieto, wiesz?
Snape?!
- Tak, panie?
- Przygotuj ten opuszczony pokój na pierwszym piętrze. Nasz gość będzie musiał tu dłużej pomieszkać, póki nie zechce powiedzieć prawdy. A jeśli się w ogóle nie zdecyduje, to nic nam po marnej oszustce. Malfoy?!
- Tak?
- Jeżeli przez następne dwa dni, ona nie zmieni zdania i nie zacznie mówić prawdy, osobiście wymierzysz jej sprawiedliwość!
- Tak jest.
Pokój na pierwszym piętrze był chyba gorszy od dotychczasowej piwnicy. Było w nim nawet zimniej i cuchnęło stęchlizną. Zostawiono ją samą, leżącą na lodowatej podłodze, stękającą z bólu. Jeszcze nigdy nikt nie rzucił na nią zaklęcia Crucio. To było straszne. Nie, bardziej niż straszne, niepodobne do żadnego innego bólu. Z ledwością doczołgała się do łóżka. Miała związane nogi i ręce i w żaden sposób nie mogła choćby uklęknąć. Zresztą za każdym ruchem, mięśnie zdawały się pękać jak lód na rzecze w okresie wiosennym. Próbowała zębami ściągnął koc z łóżka, by chociaż położyć się na nim. Zimna podłoga jeszcze bardziej potęgowała ból. Po kilku minutach wyczerpujących zmagań, koc spadł na ziemię. Położyła się na nim, dysząc ze zmęczenia i bólu. Nagle pod łóżkiem dostrzegła coś lśniącego. Kopiąc obiema nogami o poręcz łoża, przesunęła je nieznacznie. Na ziemi leżał nóż, a pod nim lekko nadpalona karta tarota. Nie zastanawiając się dłużej, wszelkimi możliwymi sposobami zaczęła przesuwać nóż w kierunku stoliczka, umiejscowionego przy łóżku i gdy w końcu utkwił on pomiędzy podłogą a nogą stolika, ostatnimi siłami usiadła i powoli, ostrożnie poruszając rękami, ocierała linę o nóż. W pewnym momencie syknęła z bólu. Nóż przeciął nie tylko więzy, ale też spory kawałek ręki. Mimo to była już prawie wolna. Chwyciła nóż i szybko zaczęła przecinać liny związanych nóg. Przerywała co jakiś czas, nasłuchując czy nikt nie idzie. Skończywszy, wstała i pobiegła w kierunku okna. Pierwsze piętro. To niezbyt wysoko. I tak czekałaby ją śmierć. Lepiej umrzeć, ratując się, niż haniebnie na oczach tych potworów. Ściskając w lewej ręce nadpaloną kartę z tarota, weszła na parapet i kucnęła na nim. Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w ciemności nocy. Serce waliło jej jak oszalałe. Nie mogła się zdecydować. W tej oto chwili może się zabić. Wtem usłyszała czyjeś kroki na korytarzu. To przesądziło sprawę. Wzięła głęboki oddech i skoczyła. Poczuła jedynie lekkie szarpnięcie i wielki ból w kręgosłupie. Po chwili odzyskała świadomość. Dotkliwe zimno wstrząsnęło jej ciałem. Otworzyła oczy. Wszędzie panowała cisza, spowodowana prószeniem śniegu. Zaczęła się czołgać. Gdyby tylko miała siłę... Z takim tempem jeszcze dziś ją złapią. Prawa noga doskwierała bardzo. Musiała ją złamać, gdyż wcale jej nie czuła. Gdzieś przed nią zamajaczył czarny, znajomy powóz. Ożywiona nadzieją, chwyciła jakiś kamień i czołgała się coraz szybciej. Jeszcze tylko kilka kroków. Drzwiczki powozu były otwarte a schodki wysunięte. Przypadek czy ktoś miał zaraz nim odjechać? Zebrawszy wszystkie siły, wstała o jednej nodze i niemal wczołgała do powozu. Ból jaki targał jej ciałem nie był już bólem. To było coś gorszego. Wychyliła się jeszcze i uderzyła kamieniem w konia. Spłoszone zwierzęta pognały przed siebie. Było jej obojętne dokąd ją zawiozą. Byle najdalej stąd.
******
- Dumbledore, budzi się. Chyba nic jej nie będzie.
Wokół łóżka szpitalnego zgromadziło się mnóstwo osób, przypatrujących się z niepokojem poszkodowanej.
- Gdzie jestem? - odezwała się Solitaire. Przed oczami miała jeszcze zamazane plamy.
- W Hogwarcie. Znaleźli cię wczoraj członkowie Zakonu. Miałaś dużo szczęścia. Wiem, że jesteś teraz bardzo zmęczona, ale muszę ci zadać jedno pytanie - powiedział dyrektor.
Solitaire otworzyła szerzej oczy.
- Byłaś tam wystarczający czas, by dowiedzieć się wielu rzeczy. Czy Voldemort ma swojego szpiega wśród nas?
Dziewczyna przełknęła ślinę.
- Nie, Dumbledore. Nie ma.
- Dobrze więc. Odpoczywaj. Nie powinnaś już opuścić zamku, aż do końca roku szkolnego.
Wszyscy powoli zaczęli opuszczać skrzydło szpitalne. Dyrektor zatrzymał się jeszcze w drzwiach i spojrzał uważnie na Solitaire, znad swoich okularów - połówek. Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie i zamknęła oczy. Była prawie pewna, że dyrektor jej nie uwierzył.
- Co o tym wszystkich sądzisz, Dumbledore? - zapytał Lupin. - Miała dużo szczęścia.
- Tak, może i miała, a może i nie.
- Jak to?
- Nie można tak po prostu uciec od Voldemorta. To graniczy z cudem. Gdy cię złapią to czeka cię śmierć. Albo zabiją od razu albo przy próbie ucieczki. Nie wierzę, że tak po prostu uciekła.
- Mam rozumieć, że ktoś jej pomógł?
- Tak. To jest więcej niż prawdopodobne. Mam dwie hipotezy. Ktoś od Voldemorta chce go zdradzić i pomaga w ucieczce Solitaire, albo...
- Albo?
- Ktoś od nas tam był.
- Ale wiedzielibyśmy o tym.
- Niekoniecznie.
- Czyli ktoś nas zdradza?
- Wszystko by na to wskazywało, ale w takim razie czemu pomaga jej w ucieczce? Nie rozumiem.
- Ktoś się nami widocznie zabawia - stwierdził Lupin.
- Być może. Poczekajmy co będzie dalej. Nie można wyciągać pochopnych wniosków.
*******
Kilka godzin później drzwi od klasy Snape' a otworzył się z hukiem.
- W co ty pogrywasz? - zapytała Solitaire, rzucając przed nim nadpaloną kartę z tarota.
- Czego ty chcesz, Solitaire?
- Nie udawaj! - szarpnęła go. - Wiem, że to ty!
Snape uniósł brwi.
- To ty to zrobiłeś! Miałeś przygotować mi pokój. Oprócz lin do związania mnie, zostawiłeś też nóż, prawda? Wiedziałeś co się wydarzy! Wiedziałeś, że będę chciała uciec! Podłożyłeś inną talię kart! Myślisz, że nie rozpoznam z jakimi kartami mam do czynienia!? Spaliłeś tamte, prócz tej jednej, jako znak!
- Sprytna jesteś. Wiedziałem, że sobie poradzisz.
- Po czyjej ty jesteś stronie?
- Po żadnej.
- Nie pleć bzdur! Najpierw pozwalasz mnie uprowadzić, a potem pomagasz w ucieczce! Myślisz, że możesz się bawić moim życiem?! Po czyjej jesteś stronie!?
- Nie mieszaj się w to, słyszysz?! To ciebie nie dotyczy!
- Jeśli nie powiesz, wydam cię przed Dumbledorem!
- Dobrze więc. Jeśli już chcesz wiedzieć, to obie strony przegrają! Ja się do tego przyczynię!
- Jak mam to rozumieć?
- Dążę do tego, by obie strony upadły! To jest moja osobista zemsta, która cię nie dotyczy, więc daj mi spokój!
- Ale... ale dlaczego? Rozumiem... Voldemort... masz prawo, ale Dumbledore? Co on ci takiego zrobił?
- To przez niego stałem się kiedyś śmierciożercą! Przez niego zmarnowałem część mojego życia i do dziś za to płacę! Dopiero kiedy szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Czarnego Pana, przypomniał sobie o mnie i zaproponował, żebym został jego szpiegiem. Pomyślałem: Czemu nie? To będzie doskonała okazja, by się zemścić. Aha i dodajmy jeszcze ten drobny szczegół, że za młodzieńczych lat, wcale nie reagował, kiedy James Potter i jego banda znęcali się nade mną. Zresztą nie musiał. W jego oczach byli święci!
- Przykro mi.
- Nie musi ci być wcale przykro, bo nikomu nie jest i nigdy nie było.
- Ale mi naprawdę jest przykro. Nie wiedziałam.
- To już wiesz. Daj mi spokojnie zemścić się na nich obydwu.
- Nie, nie mogę - Solitaire wyglądała na zmartwioną.
- I tak mnie nie powstrzymasz.
- Nie niszcz siebie. Zemsta to zła rzecz.
- Daj mi spokój. Nie chcę z tobą walczyć.
- Chyba będziesz musiał, bo ja opowiem się po stronie Dumbledore' a.
- W takim razie jesteśmy wrogami.
- Nie, ja nie chcę walczyć z kimś, kogo... - na sińcach po jej oczami, pojawiły się łzy.
Snape pogłaskał ją po policzku.
- Zrozum Solitaire, w moim życiu nie ma praw, nie ma limitów i obowiązuje jedna zasada: nigdy nie zakochać się.
- A jeśli Dumbledore wygra?
- To nie ma znaczenia. Ja i tak nie spocznę, dopóki oboje nie przegrają. Albo zniszczą się nawzajem, albo ja to zrobię.
- I co potem? Jak już się zemścisz?
- Będę żył spokojnie do końca.
- Nieprawda. Nie będziesz. Będziesz miał wyrzuty sumienia.
- Trudno. Całe życie mam jakieś wyrzuty sumienia. Jedno czy dwa więcej... co za różnica. Mam dużo pracy. Uważaj na siebie, Solitaire.
Wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi. Stała jeszcze przez chwilę, patrząc w nie nieprzytomnie. Cóż zrobi teraz ten nieszczęśliwy człowiek? To nie może się tak skończyć. Jej miłość miałaby stać się jej śmiertelnym wrogiem? Nigdy.
- Czekaj! - Solitaire wybiegła z klasy.
- Czego znów chcesz?
- Przyłączam się do ciebie!
- Co proszę?
- Kocham cię, słyszysz!?
- Przykro mi, ja nikogo nie kocham.
- Co za różnica. Twoja zemsta jest i moją. Skoro przez Dumbledore' a człowiek, którego kocham jest nieszczęśliwy, również i mnie to czyni nieszczęśliwą. Dołączam się do zemsty. Czy tego chcesz, czy nie!
- Wiesz na co się godzisz?
- Wiem i już nie zmienię decyzji! Nie jestem po żadnej z tamtych stron, jestem po twojej!
- Jedyna osoba, która jest mojej stronie... - stwierdził.
- Jedyna, ale najważniejsza!
Snape uśmiechnął się nieznacznie.
- Będziesz ze mną do końca? Niezależnie od wyniku walki?
- Do końca, do wygranej albo do śmierci!
- W takim razie dobrze. Dołączasz do mnie. Nie boisz się?
- Nie, z tobą nigdy - zaśmiała się Solitaire.
- Jesteś pewna, że umiesz grać?
- Bardziej niż czegokolwiek na świecie...
- Dobrze. Nadszedł ten dzień, Solitaire. Dzień zemsty i zdrady wszelkich praw i zasad. Rozumiem, że jesteś gotowa?
- Tak!
*****
- Panie, przybył Snape i uciekinierka...
- Na co czekasz, głupcze!? Każ im wejść!
Po chwili do salonu wszedł Snape, otrzepując płaszcz ze śniegu, a za nim Solitaire.
- No no Snape. Nie spodziewałem się, że sprawisz mi taką niespodziankę.
- To nie jest zupełnie tak, Panie. Ta kobieta postanowiła się "nawrócić".
- Doprawdy i ja mam w to uwierzyć?
- Ręczę za nią. Przyłącza się do mojej zemsty na Dumbledorze.
- Twoje słowo dużo znaczy, ale robisz to na własną odpowiedzialność, Snape. Jeżeli ona okaże się oszustką, ty za to zapłacisz!
- Tak, panie - Snape skłonił się lekko i pociągnął Solitaire za sobą.
- Goyle! - szepnął Voldemort.
- Tak Panie?
- Miej na nich oko. Donoś mi o wszystkim, co robią. Nie podoba mi się to wszystko.
- Tak jest!
*****
Szli w milczeniu mrocznym korytarzem i weszli do jakiegoś opuszczonego pokoju.
- Nie możemy tu o tym rozmawiać - warknął Snape i zaczął przeglądać jakieś papiery. - Mamy robotę, Solitaire. Jeżeli się wykażemy, Czarny Pan okaże więcej łaski.
- Zaczynam się denerwować - Sophia była niespokojna.
- To kwestia czasu. Pamiętaj, to tylko gra, zwykły cyrk. Zrobisz parę sztuczek i masz ich w garści. Mimo to musimy być ostrożni. Czarny Pan z pewnością będzie kazał nas szpiegować. Nie odstępuj mnie na krok i rób co każę.
- Tak, wszystko co każesz. Nie znam się na tym wszystkim...
- Nie musisz. Zobacz - pokazał jej jakiś pergamin. - Czarny Pan zleca co jakiś czas mniejsze lub większe misje. Mają one na celu przybliżyć go do zwycięstwa. Dziś, o zmroku idziemy do Ministerstwa Magii. Korneliusz Knot, na prośbę Dumbledore' a ma wprowadzić jakąś nową ustawę, niekorzystną dla Czarnego Pana. Mamy ją wykraść i zniszczyć.
- To chyba nie jest tak trudne...włamać się, prawda?
- Niby nie, ale pamiętaj, że nasza rola się na tym nie kończy. Gramy po obu stronach i obie muszą przegrać. Obie strony muszą być przekonane, że gramy po ich stronie.
- To jaki jest plan?
- Ty tu zostajesz i idziesz jeszcze z dwoma innymi, których wyznaczy Czarny Pan. Ja muszę być u Dumbledore' a i razem z nim udam się do Ministerstwa.
- Ale przecież on nie wie, że Voldemort chce wykraść ten dokument - przerwała mu Solitaire.
- O to się nie martw. Już ja coś wymyślę, żeby go tam zwabić. Ty tymczasem rób wszystko co ci tu każą. Ja opóźnię to wszystko dokładnie o godzinę. Od dwudziestej trzeciej wyruszycie. Będziecie mieli godzinę na włamanie się i wykradzenie dokumentu. Będziesz tak operowała czasem, by nie szło to zbyt szybko lub wolno. Dokładnie o północy rozpęta się walka. Nikt ze strony Dumbledore' a nie może cię zobaczyć, nikt! Ostatecznie dokument musi zostać zniszczony. To by było wszystko. Reszta wyjdzie na miejscu.
- Chyba nie dam rady...
- Dasz, jesteś dobrą aktorką. To tylko zwykłe przedstawienie. Odegraj swoją rolę. Powodzenia!
- Spotkamy się tu jeszcze, prawda?
- Mam nadzieję. Do zobaczenia.
Snape zarzucił na siebie czarny płaszcz i wyszedł z pokoju. Solitaire stała jeszcze przez chwilę jak posąg. Zacisnęła tylko pięści i przejrzała cały plan akcji. "Uda się. Jeszcze go zobaczę." Powtarzała w duchu.
Dokładnie o godzinie dwudziestej trzeciej, dziesięciu śmierciożerców stanęło w holu Ministerstwa Magii. Panował mrok i głucha cisza. Nie wiedzieli dokładnie gdzie może znajdować się poszukiwana rzecz, lecz z pewnością gdzieś w gabinecie Knota lub w Departamencie Zatwierdzania Ustaw. Rozdzielili się i zaczęli przeszukiwać Ministerstwo. Solitaire szła w towarzystwie Goyl ‘a, który nie odstępował jej na krok, co było strasznie irytujące.
Dochodziła dwudziesta trzecia trzydzieści. Coraz bardziej zaniepokojona Solitaire, biegała od korytarza do korytarza, wyłamując zamki w drzwiach. Niecały kwadrans później dotarli do gabinetu Knota. Był ogromnych rozmiarów, także każdy zajął się osobną szafką. Były tam stosy dokumentów.
- Mam! - Solitaire wyglądała na uszczęśliwioną.
- W takim razie ty tego pilnuj - Crabbe wepchnął jej dokument w rękę.
- Czemu ja?
- Nie gadaj tyle. Wynosimy się!
Wybiegli na korytarz.
Zegar wybił północ. Jeszcze tylko dwa piętra. Usłyszeli nagle obce głosy:
- Muszą być u Knota. Tonks, tędy!
Śmierciożercy stanęli zdezorientowani.
Solitaire wyrwała się z uścisku Goyl’ a i zawróciła.
- A ty gdzie? Wracaj, idiotko!
Na korytarzu pojawił się Kingsley i Tonks.
- Drętwota!!
Rozpoczęła się wymiana zaklęć.
- Szukajcie dokumentu!! - krzyczał Lupin.
Kingsley uchylił się przed zaklęciem Bellatrix i nagle dostrzegł zbiegającą po schodach Solitaire w czarnym płaszczu.
- On musi go mieć! - krzyknął i pobiegł za nią.
Solitaire biegła na ile starczyło jej sił. Dumbledore musi najpierw zobaczyć ten dokument, zanim go zniszczy. W połowie korytarza wpadła na kogoś.
- Spokojnie to ja - szepnął Snape, próbując uspokoić wyrywającą się dziewczynę.
- Och, dobrze. Mam go, mam ten dokument. Gdzie jest Dumbledore?
- Na dole. Daj mi go. Pokażę mu i potem jakoś wykombinuję, by go zniszczyć.
Solitaire już wyciągała pergamin, gdy ktoś stanął za nimi.
- Zdrajcy! Haniebna zdrada! Mówiłem Dumbledor' owi o takiej możliwości, ale nie chciał mnie słuchać! Teraz mi to oddajcie i miejcie honor przegrać! - Kingsley wpatrywał się w nich z odrazą.
Snape stał zdezorientowany, ale Solitaire zachowała zimną krew.
- Nigdy, Kingsley. To nasza zemsta!
Odwróciła się gwałtownie i zaczęła zbiegać w dół, po kolejnej kondygnacji schodów.
Kingsley zostawił oszołomionego Snape' a i pobiegł pędem za Sophia.
- Wracaj, poddaj się! To nie ma sensu. Drętwota!!
Solitaire uchyliła się zręcznie i hacząc o gwóźdź w ścianie, zrzuciła płaszcz.
Po chwili gdzieś w górze słychać było głos Snape' a.
- Zostaw ją, Kingsley! Ona nie jest niczemu winna!
- Drętwota!!
Uchylając się przed ciosem, Snape potknął się o zrzucony płaszcz Solitaire.
Dziewczyna zbiegła z ostatniego półpiętra i znalazła się w jakimś pomieszczeniu, przypominającym kuchnię. Gorączkowo zaczęła szukać różdżki. Nie było jej. Została w płaszczu na schodach. Nie było też wyjścia. Do kuchni wpadł Kingsley.
- No, a teraz oddaj dokument!
- Nie, ty nie rozumiesz...
- Dalej, bo użyję siły!
- Nie!
- Jak oddasz, nie wydam was!
- Kłamiesz!
- To wy jesteście podłymi zdrajcami i kłamcami!
Kingsley rzucił się na Solitaire.
- Oddawaj to!
Szamocząc się, wpadli na metalowy blat stołu. Coś ukłuło dziewczynę w kręgosłup. Wymacała ręką. Jej jedyny ratunek...
Kingsley już sięgał do jej kieszeni po dokument, gdy nagle znieruchomiał, wydając z siebie cichy pisk. Jego oczy rozszerzyły się przeraźliwie w akcie zdumienia i przerażenia.
- Przepraszam, Kingsley... Widziałeś nas. Może mi kiedyś wybaczysz.
Mężczyzna zsunął się z blatu i upadł na wznak. W miejscu klatki piersiowej płaszcz przybrał bordową barwę.
- Sol... - do kuchni wbiegł Snape. Stanął lekko przerażony, tym co zobaczył.
Solitaire klęczała nad martwym Kingsley' em z zakrwawionym nożem w ręku.
- Przepraszam, Severusie, ale on... ty wiesz..
- W porządku. Teraz musisz uciekać! Szybko!
Solitaire płakała.
- Ja nie chciałam. Och, zbrukałam się czyjąś śmiercią i ta krew nigdy nie zejdzie z moich rąk..
- Nie wygłupiaj się, idziemy!
Będąc dwa piętra wyżej, Snape zabrał dokument.
- Deportuj się razem ze śmierciożercami. Powiedz Czarnemu Panu, że mieliśmy ten dokument, że ja go miałem, ale pojawił się Dumbledore i nie mogłem nic zrobić, bo przecież on myśli, że jestem po jego stronie.
- Nie zostawiaj mnie...
- Uciekaj! Nie mogą cię zobaczyć! Spotkamy się jeszcze dziś.
Severus zniknął w ciemnościach korytarza. Po chwili pojawili się niektórzy śmierciożercy.
- Gdzie masz dokument - syknęła Bellatrix.
- Snape go ma! Poszedł was szukać, ale natrafił na Dumbledore 'a i nie mógł już nic zrobić. W każdym razie zniszczy dokument - skłamała Solitaire.
- Czemu jesteś skrwawiona? - zapytał Goyle.
- Zabiłam Kingsley’ a, przeszkadzał - powiedziała wyniosłym i dumnym tonem, choć serce ściskało jej się z bólu niemiłosiernie.
- W takim razie, deportujemy się. Stary Snape powinien zniszczyć ten świstek, bo inaczej Czarny Pan się z nim rozliczy.
Pyknęło parę razy i Solitaire siedziała samotnie w opuszczonym pokoju. Serce waliło jej strasznie. Ręce miała umazane krwią, a oczy zamazane łzami. Zabiła niewinnego człowieka i zostawiła Severusa samego. Jak mogła? Na drugi raz tego nie zrobi, o nie.
*******
Godziny mijały jak wieki. W pokoju nastał taki mrok, że nie było nawet widać własnej ręki przed nosem. Zresztą cały dom był skąpany w mroku lasu, gdzie rzadko dochodziły promienie słoneczne. Solitaire siedziała na łóżku z podkurczonymi nogami i cicho łkała. Nie musiała tego robić. Co jej strzeliło do głowy? Okryła hańbą swój ród jasnowidzów. Już jest za późno, by cokolwiek zmienić. Pozostaje pogodzić się z losem i żyć dalej. Jednak... ile czasu jej jeszcze zostało? Bała się. Tak strasznie się bała, jak nigdy w życiu. Nie wytrzyma dłużej takiej presji. Zeskoczyła z łóżka i już miała wychodzić, gdy zatrzymała się. Delikatne światło księżyca oświetliło jej sylwetkę. Ręce nadal były brudne od zaschniętej krwi. Rzuciła się z powrotem na łóżko. To nie ma sensu. Wyjdzie do ludzi z morderstwem wymalowanym na twarzy. Czy da się ukryć coś takiego? Nawet najlepszy aktor by nie potrafił, chociaż... Wizja czarnej peleryny i czarnych, błyszczących oczu napawała ją nadzieją. On umie. Był śmierciożercą, teraz się mści. Gdyby widziała go pierwszy raz, w życiu by nie pomyślała, że ma tyle ludzkich ofiar na sumieniu. Co najwyżej wzięłaby go za mruka i oszusta. Jak mogła się zakochać w kimś takim? Kiedy to w ogóle nastąpiło? Następowało bardzo powoli. Od chwili gdy zmierzył ją tym demonicznym spojrzeniem w teatrze, gdy z zainteresowaniem obserwował jej grę, gdy ratował jej życie w sierpniu, gdy wyciągnął kartę kochanków z talii tarota, gdy całował ją w przedstawieniu szkolnym. Ileż człowiek jest w stanie zrobić dla miłości. Jeszcze przed chwilą chciała zrezygnować z tego wszystkiego. Jednak w porę uświadomiła sobie, że już za późno. Przedstawienie musi trwać dalej. Jeśli miałaby patrzeć na samotnie męczącego się Severusa, już prędzej zabiłaby wszystkich dookoła. On nie odwzajemniał jej uczucia. W ogóle jej nie kochał. Czy przypadkiem to nie jest poniżenie w oczach innych? Robić wszystko dla osoby, dla której się nic nie znaczy? A może to tylko złudzenie... Drzwi otworzyły się. W mroku nocy zamajaczyły błyszczące oczy. Solitaire zerwała się z lóżka i rzuciła prosto na Snape 'a.
- Udało ci się, prawda? Powiedz, że tak. Przytul mnie, tak bardzo się boję.
- Musisz wrócić do domu. Ferie się kończą i powinniśmy wrócić do Hogwartu.
- Nie, ja nie pokażę się tam już. Noszę skazę na twarzy, nie widzisz?
- Nie, nie widzę. Jest bardzo ciemno.
Jego poczucie humoru w tym momencie roztopiło wszelkie lody. Wybuchnęła spazmatycznym śmiechem.
- Co ty ze mną robisz, Severusie? Nie kochasz mnie przecież. Dlaczego ja się dla ciebie tak poświęcam?
- Nie wiem, Sol, nie wiem. Mogę tak do ciebie mówić?
- Możesz...chyba tak.
- Dobrze się spisałaś. Lepiej niż przypuszczałem.
- Zabiłam człowieka!
- Przecież dążymy do zniszczenia obu stron. To jest nieuniknione. Jeśli chcesz, możesz się wycofać. Nie trzymam cię siłą.
- Nie, już nie. Teraz już wiem, że potrafię zrobić wszystko.
- Odwiozę cię do domu. Zrób ze sobą porządek i spotykamy się w Hogwarcie za trzy dni.
- Pamiętaj, przedstawienie musi trwać do końca.
*********
Z daleka od mrocznego domu i Ministerstwa mogło być trudno o jakieś lęki, ale Solitaire mimo wszystko chodziła rozdrażniona. Na każdy odgłos, podskakiwała jak oparzona. Już następnego dnia zadzwonił dzwonek do drzwi, wywołując u niej panikę.
- Znowu ty? - syknęła na widok Lucjusza Malfoya.
- Tak, ja. Dowiedziałem się o zawaleniu waszej misji
- Nie było do końca tak źle. Dokument został zniszczony.
- Może i tak, ale ... nieważne. Przyszedłem cię o coś zapytać.
- To znaczy?
- Komu ty chcesz wmówić, że przeszłaś na stronę Czarnego Pana?
- Chcesz mi udowodnić coś, czego nie ma - warknęła.
- Naprawdę? Ja myślę, że to sobie sprytnie sfingowałaś.
- Jakie miałabym niby mieć z tego korzyści?
- Nie wiem, ale wiem jedno. Może starego Czarnego Pana łatwiej oszukać, ale mnie nie. Czym cię Snape przekonał do zmiany zdania?
- Co cię to obchodzi?
- Nie wierzę wam. Snape' a trudno o coś oskarżyć, bo jest prawą ręką Pana, ale ja udowodnię, że ty jesteś oszustką. Zabiłaś wczoraj członka Zakonu, prawda?
- I co z tego?
- Mam uwierzyć, że takie delikatne stworzenie jak ty zabiło? A nawet jeśli, to musiało mieć strasznie wielki powód. Niemalże dramatyczny, prawda? Tak robię tylko ludzie, którzy panikują, bo coś ... może się wydać, czyż nie? Nie zabiłabyś nikogo na czyjeś polecenie. Zbyt długo cię znam.
- Wynoś się stąd!
- Jak sobie życzysz, ale pamiętaj, że nie spocznę, dopóki nie ujawnię twoich zamiarów! Czarny Pan jak dotąd przegrywał, bo otaczali go oszuści. Tym razem będzie inaczej.
Solitaire zatrzasnęła drzwi z hukiem i oparła się o nie. Jak długo to wytrzyma?
Po obiedzie zjawił się Severus. Nie był zachwycony wizytą Lucjusza.
- Nie możemy mu nic zrobić, bo inaczej wszystko się wyda.
- I co teraz?
- Nie wiem. Wiem jedno. Niedługo zbliża się finał.
- Finał czego?
- Czarny Pan zamierza uprowadzić Pottera. To będzie w maju, podczas ostatniej wycieczki do Hogsmeade. Rozpęta się piekło. Z tego co wiem, jego plan jest bez zarzutu.
- No to dobrze w takim razie. Dumbledore się wścieknie i wykończą się sami nawzajem.
- Tak, tylko że...
- Co?
- Ja mam uprowadzić Pottera.
- Że co?
- Wiem już, co mam robić, ale to zaważy na wszystkim. Potter będzie musiał zginąć tak czy siak, bo jak przeżyje, wyda mnie przed Dumbledor 'em.
- Zabijesz dziecko? - szepnęła z przerażeniem Solitaire.
- Nie, ja nie. Zrobi to Czarny Pan.
- Jak jest w tym moja rola?
- Będziesz robić wszystko by opóźnić jakąkolwiek akcję dyrektora. Ale nie martw się na zapas. To dopiero za cztery miesiące.
- Już się boję. Nie wytrzymam tego chyba...
- Jeżeli się powiedzie... jeżeli Potter zginie. To przysięgam ci, że skończę z zemstą.
Solitaire patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Mówisz serio?
- Tak. Męczy mnie to. Potter zginie i Pan będzie walczył z Dumbledor' em. To już nie moja działka.
- I co potem.
- Potem... nie wiem. Jakoś to będzie. Odejdę z Hogwartu, zamieszkam gdzieś sam, zobaczę.
- Zostawisz mnie tak?
- A chciałabyś żyć z kimś takim jak ja?
- Nie zadawaj głupich pytań! Oczywiście, że tak.
Snape uśmiechnął się z lekka.
- Dlaczego nie możesz mnie pokochać? - zapytała.
- Bo każda taka osoba później cierpi. I po co?
- Ale... mówiłeś, że ciągle masz jakieś wyrzuty sumienia i że jedno czy dwa więcej nie zrobi ci różnicy. Jeżeli nie chcesz mieć mnie na sumieniu... Zależy ci na mnie, prawda? - objęła jego twarz dłońmi. - Moje dłonie mają moc...jeszcze mają. Jako wróżbita umiem czytać z dłoni, ale to moje dłonie czytają, nie ja. Moje dłonie kochają twoje rysy twarzy. Widzę w nich cierpienie, pożądanie i żal. Nie okłamuj mnie, proszę. Prędzej zostaw na zawsze, ale nie kłam, bo ja i tak wiem...
- Co ja mam ci powiedzieć, Sol?
- Powiedz to, co ukrywasz. To zostanie tutaj. Między nami i w tym domu. Na zawsze.
- Nie, obiecałem sobie, że nie powiem ci tego nigdy.
- Ale ja i tak wiem. Odpowiedz tylko tak lub nie, wtedy będziesz zgodny z samym sobą.
Snape pogłaskał ją po włosach.
- Chcesz się zemścić?
- Tak.
- Widzisz sens w zemście?
- Tak.
- Nie poddasz się?
- Nie.
- Nawet ze względu na mnie?
- Nie wiem...
- Zależy ci na mnie?
- Tak. Po co te pytania? - Snape obruszył się.
- Jesteś dla mnie gotowy zrobić wszystko? - zapytała nieco głośniej i napastliwiej.
- Tak i daj mi już spokój! - Rozzłoszczony, wstał z kanapy, ale Solitaire zatrzymała go.
- Kochasz mnie?!
- Tak, do cholery.... Nienawidzę siebie za to! - krzyknął i ze złości strącił książkę leżącą na stole.
- Wychodzę! - warknął i chwycił za klamkę.
- Zostawiasz mnie znów... Znów mnie zostawiasz. I tak będzie zawsze. Może masz rację, może nie powinnam żyć z kimś takim jak ty. Dla własnego dobra. Jeżeli teraz przekroczysz próg tego domu, nie wracaj więcej i nie rań mnie.
Severus zatrzasnął z powrotem otwarte już drzwi.
- Jaką człowiek jest niesamowitą istotą - szepnął. - Wie, co jest dla niego złe, ale i tak dąży do tego, by choć na chwilę być szczęśliwym...
- Jedna, prawdziwie szczęśliwa i wartościowa chwila w życiu jest więcej warta, niż milion innych, drobniejszych. Choćby była pierwszą i ostatnią taką w życiu...
- Choćby była chwilą niecnej słabości?
- Choćby była i chwilą słabości.
Snape odwrócił się i gwałtownie przyciągnął do siebie Solitaire. W jakiś sposób czuł, że była za nim.
- Dlaczego nie znałem cię wcześniej? Dlaczego akurat teraz? - szepnął.
- Bo to co najpiękniejsze przychodzi nieoczekiwanie i... - przerwała, tonąc w namiętnym pocałunku pożądania i cierpienia.
- Tracę swoją moc... Ten proces rozpoczął się już dawno - szeptała, błądząc po jego ciele, tak ukochanym i znienawidzonym po trosze za to, że przynosiło cierpienia.
- Dla mnie zawsze będziesz pełna magii, Sol, zawsze...
- W tym momencie po raz drugi hańbię swój ród...
- Czy to ma jakieś znaczenie?
- Nie ma... nie ma już, Severusie. Nic innego już nie ma sensu. Ty jesteś moim sensem, moim cierpieniem i moją miłością. Rozkoszujemy się tą chwilą, ale wiemy co będzie potem... Potem będę z tobą do końca i jeszcze dłużej..
A koniec zbliżał się nieuchronnie, jak nieuchronnie nadciągają chmury, podczas złej pogody. Maj i przepowiedzana dziewiąta pełnia księżyca. Pierwsza błyskawica dopełni przeznaczenia i nastanie krwawy świt. Świt ostateczności...
******
Drzwi mrocznego salonu uchyliły się.
- Czego chcesz, Malfoy?
- Panie, mam bardzo ważną sprawę do omówienia.
- Nie przeszkadzaj mi. Jutro misja. Muszę być przygotowany na każdą ewentualność. Potter słynie ze swoich sztuczek.
- Tak, panie, ale to dotyczy nas. Od tego będzie zależeć powodzenie jutrzejszej misji.
- No to mów w takim razie.
- Wydaje mi się... nie, jestem pewny, że Snape i Solitaire nas zdradzają.
Voldemort parsknął śmiechem.
- Wiem o tym.
Lucjusz wyglądał na szczerze zaskoczonego.
- I pozwolił pan im działać?
- Tak, by ich zmylić. Jutro pożałują swojej zdrady. Voldemort wie wszystko! Jego nie można oszukać!
- Tak, Panie i co zamierzamy?
- Za parę minut się dowiesz. Wtajemniczyłem w plan Bellę i paru innych. Pomogą mi.
- Mogę znać ten plan?
- Możesz, a nawet musisz, Malfoy. Staniesz się pseudozabójcą Solitaire.
- Jak mam to rozumieć?
- Snape i ta ladacznica swoją zdradą ułatwili mi sprawę. Jutro ty i kilku innych udacie się prosto do Hogwartu i uprowadzicie Solitaire.
- To nie takie proste wejść do Hogwartu.
- Może i nie, ale też nie niemożliwe. Jesteście czarodziejami, kretyni, czarodziejami! Najłatwiej tam wejść od strony Zakazanego Lasu. Na przeciwko jeziora, w drugiej wieży od strony zachodu jest zamurowane tajemne przejście. Idąc nim dojdziecie na korytarz, na trzecim piętrze. Piętro wyżej jest pokój Solitaire. Zamek będzie opustoszały, bo każdy uda się do Hogsmeade! Przy porwaniu możecie narobić dużo szumu. Chodzi o to, by odciągnąć uwagę Dumbledore' a od Pottera. A wtedy Snape wykona swoją robotę w Hogsmeade.
- Dobrze panie.
Voldemort przechadzał się w tę i z powrotem, rozmyślając nad czymś głęboko.
- Snape' a będzie ciężko namówić do powiedzenia prawdy. Pewnie będzie wolał zginąć, niż się przyznać, chociaż...mam pewien sposób, by temu zaradzić. O właśnie nadszedł!
Do Salonu weszła Bellatrix.
- Jesteś gotowa, moja droga?
- Tak panie.
Voldemort uniósł różdżkę i wymówił parę niejasnych formułek. Bellatrix stanęła nagle w płomieniach. Chmura dymu owiała jej sylwetkę. Po chwili wyszła z niej... Solitaire.
Czarny Pan zaśmiał się złośliwie.
- Ćwiczyłem nad tym bardzo długo. Jest uderzająco podobna, prawda Malfoy? Nawet ma ten sam głos.
- Co to ma na celu, Panie?
- Bella, jutro, dokładnie na godzinę przed czasem wypijesz to - podał jej jakiś ciemny flakonik. - Zatrzyma to rytm serca na parę godzin.
- Wszystko wspaniale Panie, tylko nadal nie rozumiem...
- Wmówimy Snape' owi, że przy porwaniu zabiłeś Solitaire. Jeżeli mu na niej zależy to przyzna się. Żeby uwiarygodnić moje słowa, pokażę mu martwą Bellę jako Solitaire.
- Wspaniałe. Naprawdę genialne panie. A co z samą dziewczyną?
- Jak będziemy mieć Pottera, to potem się z nią rozprawię. A teraz zostawcie mnie samego.
- Jak sobie życzysz, Panie.
Bella i Lucjusz opuścili pokój, dyskutując z ożywieniem.
Voldemort zacisnął szponiaste palce na poręczy fotela. Jego czerwone oczy rozbłysły w akcie złości i bezgranicznej nienawiści.
- Nikt nie będzie robił bałwana z Voldemorta! Nikt!
*********
- Mogę wejść? - zapytała Solitaire, widząc, jak Snape miota się niespokojnie po swoim gabinecie.
- Tak, możesz.
- Jesteś gotowy?
- I tak i nie. Nigdy tak się nie denerwowałem, jak teraz.
- Wszystko będzie dobrze. Musi się skończyć dobrze.
- Dziś jest ten dzień. Dzień twojej śmierci.
Solitaire uśmiechnęła się.
- A więc pamiętasz jeszcze te bzdurną wróżbę?
- Tak, pamiętam każde twoje słowo - ucałował jej ręce. - Muszę już iść.
- Wiem, że wrócisz - pocałowała go na pożegnanie.
Snape tylko westchnął nieznacznie i wyszedł.

Nadszedł dzień chwały lub hańby.
Przedstawienie musi jednak trwać.

Snape szedł wolno drogą w kierunku Hogsmeade. Patrzył dumnie przed siebie.

Zemsta musi się dokonać, choćby nie wiadomo co.
Przedstawienie musi trwać dalej.

Patrzył na okoliczne drzewa, rozkwitające w majowych pąkach.

Świat będzie szedł na przód. Teraz jest teraz.
Przedstawienie musi trwać dalej.

Solitaire siedziała w swoim gabinecie. Mimo, że już dawno utraciła swoją moc, rozkładała karty na stół. Tasowała i rozkładała po kilka razy. Wszędzie widziała śmierć. Może to już była obsesja? Właśnie chowała talię do szuflady, gdy odskoczyła jak oparzona. Jej dłonie były czerwone. Krew...
Pobiegła szybko do umywalki i zaczęła je zmywać. Na próżno.
- To kara! - krzyknęła nagle i okręciła się w kółko. - Wiem, że to kara. Dziś jest mój koniec, prawda?
Łzy spłynęły po jej bladych policzkach.
- Tak dziś, jest twój koniec, ladacznico - odezwał się zimny głos. Do gabinetu wszedł Malfoy, a za nim kilku innych śmierciożerców.
- Nie, tylko nie to... zostawcie mnie!
- Podła zdrajczyni... - syknął Malfoy. - Bierzcie ją!
- Nie!
Dwóch śmierciożerców złapało ją pod ramię i zaczęło ciągnąć.
- A wrzeszcz sobie, wrzeszcz - zachęcał Lucjusz. - Miało być dużo szumu. Wiemy, że ty i Snape nas zdradziliście!
Solitaire jęknęła.
- Snape' owi też Czarny Pan wymierzy sprawiedliwość. Idziemy!
Będąc na korytarzu, Solitaire wyrywała się i krzyczała jeszcze bardziej. W pewnym momencie kopnęła trzymających ją napastników i pobiegła wzdłuż korytarza.
- Łapać ją! Kto ją nie złapie, zginie! - ryczał Malfoy.
- Dumbledore!! Dumbledore!!
Jak na zawołanie przed nią wyrósł dyrektor. Zatrzymał się oniemiały na widok uciekającej Solitaire i śmierciożerców, którzy zawrócili gwałtownie i zaczęli uciekać. Dziewczyna padła na kolana, dysząc ciężko.
- Zobacz, Dumbledore, zobacz! Moje ręce! Splamione krwią Kingsley’ a! Ja i Severus zdradzaliśmy obie strony! Ja nie potrafię już grać... już nie potrafię. Oni chcą uprowadzić Pottera. Oni są w Hogsmeade!
- Idziemy, biegiem!! - krzyknął dyrektor. - Idziesz z nami, Solitaire - szarpnął ją, by wstała.
*********
- Potter!
Harry zerwał się, zaskoczony obecnością Snape 'a w pubie pod Trzema Miotłami.
- Ee tak, panie profesorze?
- Profesor Dumbledore chce cię widzieć. Ma ci coś ważnego do pokazania. Chodź ze mną. BEZ przyjaciół - syknął, zobaczywszy, że Ron i Hermiona też się podnoszą z krzeseł.
Wyszli na zewnątrz.
- Nie powie mi pan, w jakiej sprawie dyrektor chce mnie widzieć?
- Nie, Potter. Twój mózg by tego nie zrozumiał - warknął ironicznie.
Harry zacisnął pięści. Od roku starał się nie dać sprowokować.
- Dokąd my właściwie idziemy? - zapytał z niepokojem, widząc jak mijają Wrzeszczącą Chatę.
- Tam, gdzie dawno powinieneś się znaleźć, Potter.
Harry' ego uderzyła cała ta podejrzana sytuacja, ale że jak dotąd nie wydarzyło się nic podejrzanego z jego udziałem, wolał iść grzecznie za Snape 'em, niż potem zostać np. wylanym z Hogwartu.
Zatrzymali się na jakimś niewielkim wzgórzu, skąd było widać część wioski.
Snape zagwizdał parę razy i zanim Harry zdążył wykonać jakikolwiek ruch, zza krzaków wyskoczyła gromada śmierciożerców, splątując go mocno.
- Wiedziałem, że jest pan zdrajcą! - krzyczał Harry.
- Tak i to podwójnym, Potter - odezwał się zimny głos.
Na wzgórze wkroczył Voldemort.
- Gratuluję, Snape. Kolejna, udana misja. Mimo tych wszelkich dóbr, jakie mi wyrządziłeś, nie zdołałeś mnie omamić. Chcesz wiedzieć, jak giną zdrajcy? Podwójni agenci?
Snape' owi uśmiech spełzł z twarzy. Zacisnął dłoń na różdżce.
- Wnieść ją! - syknął Voldemort.
Po chwili ukazał się Goyle, z martwą Solitaire w rękach.
Snape stał się bledszy niż najczystszy śnieg.
- I co Snape? To tylko chwilowa śmierć. Dostała eliksir. Jeśli się przyznasz, to może przywrócę ją do życia.
- Mam ci zaufać? - warknął Snape.
- Musisz. Tak jak to tobie... To koniec, Snape, przyznaj się!
- Skoro wiedziałeś, to po co mam się przyznawać! - krzyknął Severus. W jego głosie można było usłyszeć nutę rozpaczy. - Przywróć jej życie, ja ją do tego namówiłem. To nie jej wina!
- Jakiś ty wspaniałomyślny, ale nic z tego! Zginiesz jak pies!
******
Dumbledore i kilku członków z Zakonu, z Solitaire na czele wpadło do Hogsmeade.
Nagle na ich drodze stanął Malfoy ze śmierciożercami.
- Drętwota!
- Avada Kedavra!
- Crucio! - to ostatnie dosięgło Solitaire.
Dziewczyna upadła na ziemię. Nikt nie raczył jej pomóc. Wszyscy zajęci walką ze śmierciożercami nie zauważyli, jak Lucjusz wymierza w Solitaire swoją różdżkę.
- Nie pogodziłaś się z tym, że umrzesz, Sophio? Zobacz! - wyciągnął nóż z zaschniętą krwią. - Tym zabiłaś tamtego człowieka, prawda? Chcesz się przekonać jakie to uczucie?
- Ty nędzna szumowino! - warknęła, wijąc się z bólu.
Zaczęli się szamotać na wilgotnej od rosy trawie. Zrobiło się dziwnie ciemno i cicho. Nadciągnęły burzowe chmury.
- Zostaw ją! - Lupin rzucił się na Malfoya. Ten odepchnięty z dużą siłą, przejechał ostrzem noża po szyi Solitaire. Dziewczyna wrzasnęła z bólu.
- Nic ci nie jest? - Dumbledore pochylił się nad nią.
- Nie, on tylko mnie zranił. Musimy iść tam, na tamto wzgórze... - wyszeptała, z trudem podnosząc się. W ręku trzymała zaciśnięty nóż.
*******
- Chcesz walczyć ze mną? - Voldemort wybuchnął śmiechem na widok wyciągniętej różdżki Snape 'a.
Zgromadzeni śmierciożercy również wybuchnęli śmiechem.
- Świetnie! Choć raz zachowasz resztki honoru. Może na początek.. Crucio!
Snape uchylił się i zaklęcie trafiło w stojącego za nim śmierciożercę. Czarna postać upadła, wijąc się z bólu. Reszta zarechotała.
- No dalej, Snape pokaż co...
- Avada Kedavra!
- Oo, od razu prosto z mostu, tak? - powiedział szyderczo Voldemort, uchylając się przed zaklęciem.
- Nie!!! - rozległ się zrozpaczony głos. Na wzgórze wbiegła Solitaire. Mimo zranienia dotarła szybciej niż reszta.
Snape oszołomiony wpatrywał się to w nią, to w leżącą na ziemi fałszywą Solitaire. Nagle błysnęło, rozległ się huk i pierwsza tego roku błyskawica rozświetliła wieczorne niebo. Ciało martwej Solitaire zaczęło się zmieniać i po chwili zamiast niej leżała już Bellatrix.
- Crucio! - ryknął Voldemort. Solitaire upadła na ziemię. Nóż wypadł jej z ręki na kilka metrów.
Snape podbiegł do niej.
- Co oni ci zrobili - zapytał z przerażeniem, unosząc lekko jej głowę.
- Nieważne, nie... uważaj!
Voldemort skorzystał z zamieszania i wymierzył różdżką w Snape 'a. Ten wyciągnął swoją, ale Czarny Pan był szybszy. Zielone światło ugodziło Severusa, który przygniótł swoim ciałem Solitaire. Wszyscy zamilkli. Zaległa grobowa cisza. Na wzgórze dotarł Dumbledore i reszta.
- A więc jesteś Dumbledore! Teraz mamy okazję się zmierzyć. Sam na sam! - czerwone oczy Voldemorta rozbłysły.
Za nim Snape powoli podnosił się. Trząsł się lekko i ledwo łapał oddech. Solitaire nie wymówiła ani jednego słowa. Jej oczy wpatrywały się w niego z przerażeniem. Snape na kolanach doczołgał się kilka metrów dalej i chwycił nóż.
- No dalej, Dumbledore. Kto zaczyna?
- Ja! - ryknął Snape, wbijając nóż w plecy Voldemorta.
Wszyscy zastygli w przerażeniu. Voldemort odwrócił się i złapał Snape 'a za głowę, chcą go powstrzymać, ale ten odepchnął go. Czarny Pan upadł na ziemię.
- Nie można cię zabić magią, to zabiję jak przystało ci umrzeć, szlamo! - wydyszał Snape, wpatrując się w wykrzywioną twarz Voldemorta. - Może nie zginiesz. Może kiedyś znów powrócisz, ale ja cię zabiłem, psie! To za wszystkich, którzy przez ciebie cierpieli, a w szczególności za NIĄ! - Snape wbił raz jeszcze nóż, choć ledwo trzymał go w ręce.
Śmierciożercy rozpierzchli się w przerażeniu.
- Powstrzymajcie go! - krzyknął Lupin, ale nie trzeba już było. Snape upuścił nóż i padł na ziemię.
- Nie, proszę, nie teraz - Solitaire doczołgała się do Severusa. Uniosła jego głowę i przytuliła do piersi.
- Zwyciężyliśmy, prawda? - szepnął Snape.
- Tak, kochanie zwyciężyliśmy. Ty i ja. Udało nam się. Teraz odejdziemy i zamieszkamy w małym domku, gdzieś w ładnej wiosce...
- Nie, nie zamieszkamy. Kocham cię Solitaire. Teraz mogę ci to powiedzieć bez wyrzutów sumienia.
- Ja wiem, ja wiem... - Solitaire łkała, całując go po twarzy.
Zaczął padać deszcz, przynoszący przyjemne orzeźwienie. Czarne oczy Snape' a rozbłysły teraz radośnie, jak nigdy w życiu. Solitaire uśmiechnęła się do niego i patrzyła w nie tak długo, dopóki nie zamknęły się już na zawsze.
- Nie!!
Dookoła wzgórza zgromadziło się pół wioski, przywabionej głośnym lamentem.
Solitaire wciąż tuliła Snape' a do siebie, kołysząc się lekko. Lupin przyodział Harry' ego w ciepły płaszcz.
- Chodź, Solitaire - powiedział Dumbledore. - Chodź!
- Nie, ja nigdzie nie pójdę. Obiecałam, że zostanę z nim do końca i jeszcze dłużej. Niezależnie od wyniku walki...
- Wykrwawisz się na śmierć. Ta rana na szyi jest głęboka - oburzył się Lupin.
- Nie! Słyszycie, NIE! Jesteście potworami! W niczym nie różniliście się od Voldemorta! Pragnęliście zwycięstwa nawet kosztem innych! Nikt nie zwrócił uwagi na biednego profesora, męczącego się z samym sobą i własnymi lękami. Nikt mu nie pomógł. Przydzielaliście go do ważnych i niebezpiecznych misji, ale nikt nie liczył się z nim i z jego uczuciami! Teraz odszedł, a ja wraz z nim! Teraz jest tylko mój, nie wasz... - ostatnie zdanie zostało już wyszeptane, po wykrzyczanych pierwszych.
- Chodź, Remusie. Ta kobieta dobrowolnie wybrała własną drogę i nie możemy jej do niczego zmuszać - Dumbledore poklepał go po plecach.
Solitaire przestała się kołysać. Ujęła rękę Snape 'a w swoją i położyła się. Oparła głowę o jego pierś i łkała cicho, dopóki wylała wszystkie możliwe łzy. Rana z szyi nadal krwawiła. Tak było przez całą noc, aż wstało krwawe słońce, dając znać na całym świecie, że gdzieś na tym wielkim globie umarły kolejne osoby. I tak jest za każdą czyjąś śmiercią. Zawsze trzeba spodziewać się krwawego świtu i zachodu.

Snape' a i Solitaire pochowano we wspólnym grobie. Nie wyryto nazwisk ani inicjałów. Widniało tylko jedno zdanie:

"Wciąż dążymy do zła, by choć przez chwilę zaznać rozkoszy złej- szczęśliwej chwili."

Opowiadano sobie najróżniejsze rzeczy, związane z tą historią. Dzieciaki straszyły siebie historiami, jakoby duch Snape' a i Solitaire wędrował po Hogwarcie. Niektórzy uparcie twierdzili, że widywano ich czasem w londyńskich teatrach. Wieści dochodziły najróżniejsze. Przypuszczenia i tłumaczenia również. Jedno było pewne. W pierwszą rocznicę ich śmierci na grobie wyrósł krzak czerwonej róży. Ścinano go wielokrotnie, ale wciąż odrastał. Kwiaty kwitły nawet w najsroższe zimy, owijały się wokół grobu, zdobiąc go. I tak pozostało na zawsze...
KONIEC
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Girl of Gryffindor
post 13.10.2004 18:47
Post #5 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 38
Dołączył: 05.04.2003

Płeć: Mężczyzna



nie no, przeciez to przerobka Moulin Rouge, jednego z moich ukochanych filmow zreszta...

nie przeczytalam calosci, tylko tak z polowe pierwszej czesci, kapnelam ze to z tego musikalu juz na samym poczatku i potem sie utwierdzilam w tym przekonaniu... nie czytalam calosci, wiec nie chce oceniac, w sumie calkiem oryginalny pomysl, zeby przerobic Moulin Rouge, ale bo ja wiem..


edit:dobra, przeczytalam wiecej, i stwierdzam, ze tylko poczatek byl z Moulin Rouge... nie skonczylam jeszcze, a musze zwolnic kompa teraz, ale rzeczywiscie fic ten jest ciekawy. Bardzo mi sie podoba, ciekawie i dokladnie opisujesz sceny walki i uczucia bohaterow, wszystkie sytuacje itp, naprawde dobre:)

Ten post był edytowany przez Girl of Gryffindor: 13.10.2004 19:14
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kara
post 14.11.2005 14:05
Post #6 

Absolwent Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 666
Dołączył: 12.11.2005
Skąd: 3miasto

Płeć: Kobieta



gniot i tyle... To nie jest poprawna polszczyzna... Kiedys jak bylam początkujacym forumowiczem pochwaliłam tego ff nie wiem sama czemu... Ale przeczytałam juz góry lepszych ff niz ten... I dlatego musza Cie za to coś objechac...

1.Bez polotu
2.Moulin Rogue to na jej podstawie to pisałas a zatraciłas jej wartosci
3.Nudne

Ten post był edytowany przez Kara: 21.07.2006 10:08


--------------------
Luke I'm your father!!!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tasha13
post 13.02.2006 15:44
Post #7 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 30
Dołączył: 25.08.2005
Skąd: Z Otchłani Ciemności

Płeć: Kobieta



Cudowne.... choć smutne sad.gif ....
Śliczne, śliczne i jeczcze raz śliczne.....
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
EnIgMa
post 13.02.2006 19:26
Post #8 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 30.01.2006

Płeć: Kobieta



A mi się nie podobało...
Na samym początku jeszcze mnie troszkę ciekawiło, ale potem zrobiło się strasznie nudne... dry.gif Doczytałam do końca tylko po to, żebym móc teraz z czystym sumieniem objechać tego ficka.
No więc powiem tak... Fabuła jeszcze w miarę znośna (niezbyt przypadła mi do gustu, ale nie była znowu taka tragiczna) za to styl nieciekawy, a dialogi jeszcze gorsze... Ciężko mi się to czytało... Nie polecam...

Swoją drogą ciekawe, czy autorka odwiedza jeszcze forum, bo tego ff zamieściła tu ponad rok temu tongue.gif


--------------------
"Love isn't brains, children, it's blood. Blood screaming inside you to work its will."

Nakarm mnie...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Sinistra
post 17.07.2006 00:25
Post #9 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 16.07.2006
Skąd: z Ciepłego i Bezpiecznego Miejsca zwanego Domem

Płeć: Kobieta



Przeczytałam twoje opowiadanie od początku do końca.
Chwilami dłużyło mi się niemiłosiernie jednak pełna nadziei czytał. Łudziłam się, że w końcu się rozkręcisz. Coś pod koniec drgnęło, ale to nie to, czego oczekiwałam.

Jestem załamana. Taka szansa, a niestety nie wykorzystałaś nawet małej części potencjału tego pomysłu.
Wiesz dobre chęci i wytrwałość nie wystarczą, aby stworzyć coś, co by się przyjemnie czytało.

Główne postacie są bardzo sztuczne. Postępują bardziej jak jurne nastolatki aniżeli dorośli ludzie nie wspominając już o tym, że akcja toczy się podczas wojny. Abstrahując już od stereotypowych zachowań poszczególnych postaci.
W ogóle nie ma się zbyt dobrego kontaktu z postaciami. Występuje tu tylko charakterystyka pośrednia, a to stanowczo za mało. Niestety żaden z bohaterów nie zainteresował mnie ani swoim charakterem, ani postępowanie. Możliwość „zaprzyjaźnienie się z bohaterem” jest jednym z ważniejszych elementów opowiadań. Niestety nie udostępniłaś czytelnikom takiej możliwości.
Zastanów się. Czy przyjemnie się czyta opowiadanie, które jest sztuczne.
Według mnie fabuła nie jest nazbyt specjalnie wyszukana. Rzekłabym, że przez to jest niespójna i nieciekawa. Odnoszę wrażenie jakbyś chciała połączyć na siłę świat musicali i potterowski.
Niestety zdążyłam już zaszufladkować to opowiadanie do przegródki NAIWNE, więc zaczynam być już nieobiektywna.
Akcja toczy w sposób bardzo nieregularny i jest nieprzekonywująca.
Na początku znajdujemy się w teatrze, potem następuje niby nieoczekiwany zwrot akcji (atak ŚMIECIOżerców na Solitaire) przeplatany informacją o wskazówkach od Dumbledore dla Snape`a. Coś takiego miało miejsce. W każdym bądź razie stanowczo tego typu przejście mi nie pasowały. Wszystko to niby wydaje mi się jasne pod względem merytorycznym, ale nie pod względem konstrukcyjnym.
Ogólnie masz problemy z przejściem akcji.
Opisy są dość ubogie przez to klimat jest taki, a nie inny.
Reasumując nie powaliło mnie na nogi a co dopiero mówić o dotknięciu duszy.

Dobra spróbujmy spojrzeć na to obiektywnie. Dobre strony… hmm.
1) Brak rzucający się w oczy błędów.
2) W jakiś sposób jest oryginalne i kontrowersyjne.
3) Ma jakąś tam prostą głębię, choć wyrażoną w bardzo skomplikowany sposób. Podobało mi się zakończenie. Dumbledore, który osiąga cel po trupach musze przyznać, że było to ciekawe. Niespotkałam się jeszcze z takim nastawieniem u tej postaci.

Poza tym wracająć do konstruktywnej krytyki. <szeroki uśmiech>
Kobieto trochę komplikujesz sobie życie. Namieszałaś troszkę z tą konstrukcją. Można to było wyrazić w zupełnie inny sposób np. klarowniejszy.
Wracając do głównej koncepcji, właśnie do głównego przyczyny tego, że zdecydowałam się napisać te komentarz..

Zupełnie nie zrozumiałaś treści i głównego przesłania Moulin Rouge. W każdym razie nie znalazłam odzwierciedlenia w twoim opowiadaniu.

W Moulin Rouge wyśmiewa się piosenki o miłości. Sarkaz i kpina jest tak widoczna, że nie rozumiem jak można tego nie zauważyć.
Ten musicale nie jest zwykłymi przedstawienie, zwykłym romansem. Naprawdę to się da wyczuć. Wierzę w ty! Przekazują wiele prawd życiowych w sposób niekonwencjonalny a o tym zupełnie zapomniałaś.
Mam wrażenie, że skupiłaś się jedynie na romansie i na intrydze.
Nie na prawdzie, pięknie i miłości.

Radzę obejrzeć jeszcze raz ten musical i przemyśleć go.
Mam nadzieję, że będziesz pisać więcej i nie załamiesz się. Wierzę w Ciebie drzemie w tobie duży potencjał.

"Okropne pomysły są jak ofiary podwórkowe.
Odpowiednio zachęcone, wyrastają na geniuszy."

Weź jeden z tych pomysłów i zacznij nad nim pracować. Zobaczymy co niego wyrośnie.


--------------------
"Gdybyś miała wkrótce umrzeć i mogła zadzwonić jeszcze tylko do jednej osoby, do kogos byś zadzwoniła i co być powiedziała? Więc... na co czekasz?"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Jess
post 23.07.2006 22:46
Post #10 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 28
Dołączył: 23.07.2006

Płeć: Kobieta



masakra! Jaki gniot... oczywiście nie chce Cię swoim zdaniem uzrazić... ale to jest beznadziejne... tylko straciłam czas czytając to... no poprostu brak mi słów...ehhh... ale nie berz teo zbytnio do siebie.. pewnie Komuś sie spodoba ... ale Mi sie nie podoba! I sama soibie sie dziwie że doczytałam to do końca...


--------------------
Jeśli potrafisz spojrzeć na świat oczyma "plastyka" to Twoje życie będzie bardziej kolorowe
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
dodo
post 04.12.2006 00:14
Post #11 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 25.11.2006




A mi się tak właściwie nie podobało(mieszane uczucia)......... takie romansidło, ale na końcu zakręciła się łezka w oku................. Pisz dalej, chętnie przeczytam jeszcze jakieś Twoje opowiadanie, by zobaczyć czy się poprawiłaś..... rolleyes.gif closedeyes.gif glare.gif huh.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Alexis
post 07.02.2007 18:30
Post #12 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 15
Dołączył: 05.02.2007

Płeć: Kobieta



Nie podobała mi się bezstronność profesora Snape'a. Ogólnie ciekawe. blush.gif

Powodzenia w dalszym pisaniu. tongue.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kasia1551
post 17.02.2007 16:06
Post #13 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 29
Dołączył: 24.06.2006

Płeć: Kobieta



[quote]Kręciło się tu dużo, eleganckich czarodziei[/quote]
Po co ten przecinek? Poza tym "dużo" nie brzmi najlepiej.

[quote]Severus nienawidził takich miejsc, ale jak każdą to musi.[/quote]
"każą"

[quote]To był jego ulubiony moment: początek i koniec przedstawienia.[/quote]
Naraz? Czyli to przedstawienie do długich nie należało...

[quote]Maharadża założył jej naszyję wielki,[/quote]
"na szyję"

[quote]- Imię to imię. Imię nic nie znaczy prychnęła. [/quote]
Myślnik przed "prychnęła".

[quote]- Niech pan się zastanowi, panie Snape czy warto robić za pieska na posyłki[/quote]
Przecinek po "Snape".

[quote]Pociąg był prawie że pusty, więc siedząc samotnie w przedziale przespał niemal całą drogę. [/quote]
Po co "że"? Przecinek po "przedziale".

[QUOTE]- Jeśli mnie tkniecie spadnie na was gniew Fortuny! - krzyknęła Sophia. [/QUOTE]
Przecinek po "tkniecie".

[QUOTE]Niestety Sophia słysząc szelest odwróciła się i krzyknęła[/QUOTE]
Przecinek po "szelest".

[QUOTE]- Siedź cicho, głupia bo nas znajdą[/QUOTE]
Przecinek po "głupia".

[QUOTE]Snape miał wyznać w sposób śpiewany miłość, biednej dziewczynie[/QUOTE]
A ten przecinek to po co?

[QUOTE]I możesz mówić wszystkim dookoła że to Twoja piosenka![/QUOTE]
Przecinek przed "że".
I tekst wyznania powinien być w cudzysłowiu. Nie zaszkodziłby również podział na wersy... To samo dotyczy innych pieśni.

[QUOTE]Jedyną drogą by kochać mnie, to zapłacić mi![/QUOTE]
Przecinek przed "by"

[QUOTE]Ty...ty będziesz wredny.[/QUOTE]
Odstęp po wielokropku.

[QUOTE]jak by ta miała się za chwilę rozsunąć.[/QUOTE]
"jakby"

[QUOTE]Zapłaciłem, mojej dziwce![/QUOTE]
Po co tutaj przecinek?

[QUOTE]Na nic zdały się prośby Dumbledore' a który ostrzegał ją wielokrotnie przed Voldemortem. [/QUOTE]
Przecinek przed "który".

[QUOTE] Dobrze, już wyruszam - Snape sięgnął za klamkę - Aha i jeszcze jedno! - zatrzymał go Dumbledore. -[/QUOTE]
Czy to wypowiedź jednej osoby? huh.gif

[QUOTE]przed resztę ferii zamieszkaj w pobliżu Sophii.[/QUOTE]
"przez"

[QUOTE]hogwardzkich uczniów[/QUOTE]
hogwarckich

[QUOTE]- Zostaw ją Malfoy! - w drzwiach stanął Snape. [/QUOTE]
Przecinek przed "Malfoy".

[QUOTE]- Zamknij się, Snape i bierz do roboty.[/QUOTE]
Przecinek po "Snape".

[QUOTE] Tak. Przed wczoraj złożyłem raport w Zakonie.[/QUOTE]
"Przedwczoraj"

[QUOTE]Zrezygnujcie, albo idźcie dobrowolnie na śmierć![/QUOTE]
Bez przecinka.

[QUOTE]Nasz kochany gość, jutro będzie nam wróżył.[/QUOTE]
j.w.

[QUOTE]trwające to tego dnia.[/QUOTE]
"do"

[QUOTE]- Zaraz będziesz nam wróżyć moja droga. [/QUOTE]
Przecinek przed "moja droga".

[QUOTE]- Rób co każę, albo z góry dostaniesz [/QUOTE]
Bez przecinka.

[QUOTE]Denerwujesz mnie kobieto, wiesz?[/QUOTE]
Przecinek przed "kobieto".

[QUOTE]Z ledwością [/QUOTE]
"Ledwo"

[QUOTE]Gdy cię złapią to czeka cię śmierć.[/QUOTE]
Przecinek przed "to".

[QUOTE]Albo zabiją od razu albo przy próbie ucieczki.[/QUOTE]
Przecinek przed "albo".

[QUOTE]- Tak Panie?[/QUOTE]
Przecinek przed "Panie".

[QUOTE]- To chyba nie jest tak trudne...włamać się, prawda?[/QUOTE]
Odstęp po wielokropku.

[QUOTE]- Ty tu zostajesz i idziesz jeszcze z dwoma innymi[/QUOTE]
Zostajesz i idziesz... Fascynujące...

[QUOTE]Od dwudziestej trzeciej wyruszycie. [/QUOTE]
"O"

[QUOTE]Goyl ‘a,[/QUOTE]
"Goyle'a"

[QUOTE]Goyl’ a[/QUOTE]
j.w.

[QUOTE]Dumbledor' owi[/QUOTE]
Dumbledore'owi

[QUOTE]Tak robię tylko ludzie[/QUOTE]
"robią"

[QUOTE]Dumbledor 'em[/QUOTE]
Dumbledorem

[QUOTE]- Będziesz robić wszystko by opóźnić jakąkolwiek akcję dyrektora.[/QUOTE]
Przecinek przed "by".



A teraz, po wypisaniu części błędów, przejdę do głównej części komentarza.
Tekst na początku zapowiadał się ciekawie, ale końcówka zepsuła efekt. Zbyt wiele dramatyzmu. Solitaire początkowo wydaje się być dość spokojną i rozsądną osobą, a potem nagle takie zachowanie...
Brakuje mi kanonu. Jeśli chodzi o postać Severusa, to z kanonu wzięłaś tylko imię, nazwisko, czarne szaty, zamiłowanie do eliksirów i docinki w kierunku Pottera. Severus chodzący do teatru (to jeszcze jakoś zniosłam...), grający w przedstawieniu(?!) rolę kochanka(?!). Nie wierzę...
Poza tym, samo przedstawienie... Nie zapominaj, że w Hogwarcie uczą się również dzieci w wieku 11 lat. Chyba, że na przedstawienie wpuszczano tylko uczniów starszych roczników, ale o tym nie było ani słowa.
Severus stojący po swojej własnej stronie - ta wizja mnie przekonuje, ale nie w ten sposób.
Podsumowując, Twój tekst mi się trochę spodobał, jednak dobrze byłoby go dopracować (m.in. poprawić błędy...). Brakuje kanonu, a zakończenie z kwiatem na grobie jest jak wzięte z "Tristana i Izoldy", czyli zbyt romantyczne, biorą pod uwagę, że jedną z postaci jest Severus Snape.
Pozdrawiam
Kasia

Ten post był edytowany przez Kasia1551: 17.02.2007 17:18
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Izyda
post 24.04.2011 20:13
Post #14 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 23.04.2011

Płeć: Kobieta



Jako zażarta wielbicielka Snape' a skupię się właśnie na nim i ogólnie na bohaterach. Po pierwsze, niekonsekwencja. Najpierw przedstawiasz swoją bohaterkę, Sophię, jako taką dumną, niemalże wyniosłą kobietę, a potem robisz z niej, używając Twojego określenia, "zakochaną idiotkę". Bez urazy, ale tak to wyglądało.
(Chwila, właśnie zauważyłam, że to jest zamieszczone w Kwiecie Lotosu. Hmm, koleżanka podała mi link, zazwyczaj nie czytam opków w tej sekcji, niezbyt mnie to interesuje, ale czemu to jest akurat tu? scen erotycznych tu nie widzę, to chyba... no nieważne)
Dalej. Severus Snape. Mój ulubieniec. Niewątpliwym jest to, że umie kochać, ale to jest trudny, złożony charakter. Na pewno nie stanie się takimi ciepłymi kluchami, takim "aktorzyną", jak to przedstawiłaś. To nie jest ten typ. Severus nie zmienił się nawet dla Lily, miłości swojego życia, nie umiał dla niej przezwyciężyć fascynacji czarną magią. Wątpię, aby potrafił to zrobić.
(No i sprawdziłam datę zamieszczenia tu fika. Zwalam na koleżankę. Nie jest na bieżąco. No i zna moją słabość do komentowania. Przepraszam.)


--------------------
Wielbicielka kawy, czekolady, książek i Severusa Snape' a.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.03.2024 12:03