Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Wiosenne Noce, romans, eksperyment, inny paring

sareczka
post 25.01.2009 00:06
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 82
Dołączył: 13.07.2007




Strach się przyznać, ale popełnił mi się rrr...rr..romans! I to jeszcze w formie takiego no... eksperymentu literackiego. Jakby. Ale może się udało

WIOSENNE NOCE

- Pisałam to nocą, och tak. Żeby mieć jasność sytuacji. Żeby dogłębnie poczuć jak to jest, kiedy umysłem włada już duch, nie ciało. Nie ta cudowna maszyneria, która pozwala nam istnieć jedynie póki krew posłusznie dobiega z tlenem do wszystkich komórek ciała, a mózg niestrudzenie czuwa na straży tego skomplikowanego procederu. Nie. Chciałam poczuć jak to jest w ciemności słyszeć szepty tysiąca dusz, które oddały swą materię, aby z ich atomów przedwieczna siła mogła stworzyć włókienka nowego ciała i przelać w nie mego ducha. Chciałam po prostu wiedzieć jak to jest. Z kubkiem kawy i w blasku migającej lampki biurowej. Chciałam odkrywać nocny świat na nowo.

Śniegowa istota oddychała coraz słabiej. Wyciągała macki powoli, jakby w wielkim zmęczeniu, każdej nocy, tylko po to, by w południe z żałosnym bulgotaniem chować je w popłochu. Słońce wygrywało. Śniegowa istota kurczyła się z dnia na dzień pozostawiając po sobie żałosne rozlewiska łez, jak porzucona kochanka rozrzuca wszędzie mokre, koronkowe chusteczki. Słońce wygrywało. Pojawiało się na błękitnym podium w otoczeniu stada potulnych jak baranki bialuśkich, postrzępionych chmurek, które ani myślały upuścić na ziemię trochę litościwego zimnego puchu. Zresztą było na to za ciepło. Wiatr zdradził i śniegowa istota czuła to doskonale. Nie przynosił już z sobą cudownego rześkiego powietrza z północy. Nie dął i nie trąbił zawzięcie. Zmienił front tak radykalnie, że dmuchał teraz ledwie leciutko i z namaszczeniem, oddając tej ziemi ciepłe, południowe powietrze. Zdrajca. Wespół ze słońcem czynili wiosnę.

Draco oderwał oczy od małego okna, które za sprawą magii pokazywało żałosne, tonące w kałużach błonia na zewnątrz. Zirytował się jeszcze bardziej niż zwykle. Mierziła go ta pogoda, mierziła przewrotna hipokryzja budowniczych zamku, którzy zamiast stworzyć Ślizgonom kwatery, w którejś z wież, zmusili ich do odmrażania szlacheckich kości w lochach.
I zupełnie nie rozumiem co Salazar w nich widział!
Najbardziej jednak denerwował go sen, który wyrwał go z łóżka tak wcześnie.
Śniła mu się. Ona.
Nie miał pojęcia kim była dla niego. Nie wiedział, czy kiedykolwiek ją spotka. Ale czuł, mógłby przysiąc... Czuł zapach jej włosów. Był w nich szelest leśnych liści i szum wody. Była wiara w błękit nieba i nadejście jutra. Była muzyka fletni Pana i śpiew słowika. Była nadzieja.
Wzdrygnął się z obrzydzeniem odrzucając senną ułudę. On i nadzieja? Jaka nadzieja? Dla niego nie ma nadziei. Nie ma słowików i fletni.
Mnie jest pisana inna piosenka.

- Skąd wziął się temat? Nie mam pojęcia. Po prostu mi się przyśnił. Nocą wsunął mi do ucha aksamitną łapkę i tą łapką pogładził moje myśli. Pogładził delikatnie, ale już po chwili go poniosło. Zabawił się nimi jak plasteliną i zostawił tak w nieładzie, żebym wiedziała, co z tym zrobić. Więc stukam, stukam w klawiaturę i wystukuję Mu przyszłość. Bo i mnie przyśniła się Ona.

Wiosna odważyła się zajrzeć. Wystawiła nieśmiało jeden paluszek. Kiwnęła zachęcająco na ciepły południowy wietrzyk. Nie mógł odpowiedzieć szelestem zielonych liści, bo drzewa jeszcze stały skromnie, wstydliwie kuląc nagie gałęzie. Wiosna zmarszczyła brwi delikatną mżawką.

Draco śnił o niej znowu. Jasne włosy czepiały się gałęzi, kiedy biegła przez las. Kolorowa sukienka migała na tle ciemnozielonego listowia. Czuł ciepło jej wzroku, gdy mówiła do niego ukochany. Oglądał jej lazurowe oczy z bardzo bliska. Czuł składaną w tym wejrzeniu obietnicę.
I budził się wściekły!
Dlaczego znowu ona? Dlaczego właśnie ja?
Jego czas się kończył. Wiedział o tym. Nauczycieli słuchał jednym uchem, przyjaciół nie słuchał wcale, a z Pansy w ogóle się nie widywał. Czas Hogwartu się kończył, a on nie mógł się zdecydować, czego bardziej się boi. Czy tych dni, pełnych pustych godzin, pełnego hipokryzji udawania, że się jest zadowolonym z siebie? Czy tych nocy, kiedy w myśli wkrada się ona, zdradliwie pogodna, zdradliwie ufna i niewinna, boleśnie nieprawdziwa?
Jego czas się kończył. Wiedział o tym, ale mimo to, zapragnął ją odnaleźć.

- Dlaczego tortury? Jest taki piękny wiersz Szymborskiej*. W nim znajduje się odpowiedź. Jesteśmy tylko ludźmi, a toczymy boską walkę. Walkę tragiczną, na której ciąży fatum, bo od początków istnienia świata, od samego Wielkiego Wybuchu i spektakularnego "ożycia" makromolekuł, wiadomym jest, że jak koło nie ma początku, tak ta walka zwycięzcy. Dobrze chociaż, że są noce i dnie. Że ofiarowano nam chwile, kiedy dusza podąża własnymi ścieżkami bez zbędnego balastu ciała. A kogo tam po drodze spotyka? Inne dusze. To chyba oczywiste.

Na drzewach rozkwitły pierwsze pączki. Były jeszcze trochę zmarznięte, wszak słońce nie za bardzo się narazie starało. Ale już je wiosna pogoni! Niech no tylko skończy zazieleniać łąki świeżą trawą. Niech przestanie doglądać kwiaty w ogrodach i leśnym poszyciu, a zaraz słońce wyżej podźwignie się na nieboskłonie i odda ziemi należne promienie. Zaraz będzie przyjemniej.

Draco się bał. Nie czuł już nic innego oprócz strachu. Straciło znaczenie kto wygra i kto jest szlamem, a kto nie. Nie zastanawiał się nad stronami w tej wojnie, nad tym, czy stoi po właściwym brzegu rzeki. Tylko się bał i chciał, żeby to się jak najprędzej skończyło.
Nieważne jak.
I polubił swoje sny. Sny o niej. Bo wtedy się nie bał. Uciekał w te sny i chował się w nich, jak w mysiej norze, której tak bardzo teraz potrzebował. Chował się w strugach deszczu, w ciepłym wietrze, w głębokich jeziorach. Chował się w jej ramionach. W dźwięcznych nutach jej głosu, gdy mówiła: ukochany. W perlistym śmiechu, któremu nawet tam, po drugiej stronie, nie umiał zawtórować.
Tej nocy po raz pierwszy zobaczył siebie we śnie. Zobaczył siebie takim, jakim widziała go ona.
Miał krucze włosy i tęczówki koloru mchu.
Byłem Potterem?
Jak bardzo go nienawidził! Musiał jeszcze zatruwać jego sny jakby nie wystarczyły mu tu wszystkie dni, których beznadziei był winien. Nienawiść na nowo odnaleziona w sercu paliła i gryzła bolesną obręczą. Ale Draco cieszył się z tego, że ją odnalazł. Odtąd towarzyszył mu nie tylko strach.

- Bo tak. Zupełnie z kaprysu. Z dużą dozą niekontrolowanej, własnej woli. A może trochę z przekory. Bo jak Harry dobry, to Draco zły. Bo jak Harry słodki, to Draco gorzki. A ja bardzo lubię gorzką herbatę. Jest taka mocna, że aż cierpną oburzone kubki smakowe na języku. Tego właśnie czasem potrzeba. Jakiegoś mocniejszego posmaku. Świadomości, że robi się coś trochę na bakier, trochę wbrew utartemu przeznaczeniu. Nasza zwierzęca strona osobowości, ta, o której chętnie zapominamy, musi mieć przecież jakąś pożywkę. Musi czasem podnieść pazurzastą dłoń i błysnąć wilczym uśmiechem. Lepiej gdy się zdejmie kaganiec na chwilę, niż pozwoli zerwać się ze smyczy.

Zieleń puloswała radosnym rytmem. Oddychała pełną piersią i tańczyła skoczną polkę wraz z wietrzykiem. Śpiewała w kanonie z leśnymi skowronkami. Wiła się w życzliwym uścisku z pobliskim strumykiem. A wiosna swawolna i odprężona siedziała nad brzegiem jeziora i malując spóźnionym kwiatom czerwone główki. Przeglądała się w jego tafli. Świat śmiał się upojony nowym życiem.

Draco się nie śmiał. Nie wiedział, czy jeszcze to potrafi. Nie śmiał się nawet wtedy, gdy ją odnalazł. Gdy upijał oczy jej smukłą sylwetką. Gdy szumiało mu w uszach jej głosem. Gdy piersi wypełniał jej zapach. Gdy w dłoniach zamykał jej dłonie. Gdy smakował jej usta.
Zdziwieniem napełniały go jej słowa. Ze zdziwieniem przyjmował to, że go przyjęła, takim, jakim był.
Więc nie pytał ją co myślą jej przyjaciele. Czy wiedzą. Nie pytał, dlaczego nie pojawiała się na lekcjach. Wiedział jaka jest jej krew, ale to już nie wzburzało jego krwi. Zbyt bardzo bał się o swoje życie, by mógł bać się jeszcze pogwałcenia rodowych zasad.
Przychodziła do niego z nastaniem zmierzchu. Kiedy wiosna, której w tym roku nienawidził, zabierała sprzed jego oczu nietaktowną ferię radosnych kolorów. Nocą wszystko było czarne, czyli takie jakie powinno. Jak trumna, w której zamknął swoje serce.
Ale nocami należał do niej. I zdziwił się bardzo, kiedy nazwała go ukochanym. Bo śnił o niej i nie przypuszczał, że ona śniła o nim.
Nocą było ciemno i nie musiał pamiętać kim ona jest.
I tak miał ją w dwójnasób - o zmierzchu i we śnie.

- Dlatego, że po nocy zawsze nastaje dzień. A dzień jest końcem snu. Jest końcem odpoczynku duszy od ciała. Końcem wolności i wędrówki. Dusza wraca do swych kajdan, do nieuniknionej klatki. A sny nie mogą się spełnić. To co niematerialne, nigdy materii nie zyska. Cząstka antymaterii w zetknięciu z materią wybucha i spala wszystko na popiół. Czy ktokolwiek zechciałby narazić swe serce na coś takiego? Na spopielenie myśli? Wątpię. Na to mogą sobie pozwolić tylko szaleńcy.

Słońce objęło ziemię we władanie. Strumyk skurczył się w sobie z cichym westchnieniem. Cień wziął nogi za pas i uciekł pod drzewo. Chmury roztopiły się w złotych promieniach. Wiosna wyjęła kolorowy wachlarz i na próżno starała się namówić wiatr by skoczył z nią w tany. Zieleń traw przygasła i poskarżyła się zeschłymi łodyżkami. Wiosna chciała jeszcze wybuchnąć płaczem, ale już nie miała chmur. Wreszcie... Odeszła.

Draco doczekał końca. Przeżył. Ale nie przestał się bać. Teraz nawet bał się jeszcze bardziej. Świat który znał, odszedł. Świat jego rodziców rozwiał się jak ułuda. Pękł jak bańka mydlana. To był świat marmurowych sal i perskich dywanów. Świat szeleszczących, jedwabnych sukni i egipskich perfum. Świat ognistego flamenco i najdroższych cygar. Ten, w którym się wychował. Świat, kiedy dom przestał być Domem, a Hogwart, Hogwartem.
I zawdzięczam życie Potterowi!
Znowu on. Czy można nienawidzić kogoś, kto uratował ci życie?
Wydawało mu się, że to był koszmar. Uznał, że nareszcie się obudził. Te sny, sny o niej, które śnili wspólnie. Chwile, gdy słońce zasypiało, a ona była przy nim. Chciał zamienić noce na dni. Chciał odnaleźć ją w jej domu, jak jej dusza odnalazła jego we śnie. Chciał dokonać niemożliwego, ale zwlekał.
Zawsze o niej śnił. Każdej nocy gubił się w labiryncie jej lazurowych oczu. Rozczesywał jej jasne włosy na swojej piersi. Każdy dzień miał być tym ostatnim. Miał zbliżać go do niej, a wpychał w ramiona dawnego życia. Może bez jedwabiu i najdroższych cygar, ale z flamenco tańczonym w balowej sali, a nie z różdżką i w białej masce. Czarna zmora strachu powoli schodziła z jego piersi, jak ona znikała z jego myśli. Czerwone, fioletowe i zielone spódnice wirowały w skocznym flamenco.
I znów dla niej były tylko noce. I już nie przychodziła o zmierzchu.

Odnalazł jej dom w noc, w którą mu się nie przyśniła. Ale jej dom był pusty. Był milczący i opuszczony, jakby od dawna nie doświadczył jej kojącej obecności. Jakby już nigdy tu nie wróciła.
Draco zasnął na stopniach werandy. Nie pożegnała się.
Złote promienie otworzyły mu oczy, a gorące powietrze natrętnie wepchnęło się do płuc. Było gorąco. Nastało lato, a z nim upalne, pijane noce. Nie dla snu przeznaczone, ale dla nieokiełzanych zmysłów.
A Luna odeszła.

- KONIEC.

-------------------------------
* przytaczam wiersz (jeden z moich ulubionych )
Wisława Szymborska - Tortury

Nic się nie zmieniło.
Ciało jest bolesne,
jeść musi i oddychac powietrzem, i spać,
ma cienką skóre, a tuż pod nią krew,
ma spory zasób zębów i paznokci,
kości jego łamliwe, stawy rozciąglliwe.
W torturach jest to wszystko brane pod uwagę.

Nic się nie zmieniło.
Ciało drży, jak drżało
przed założeniem Rzymu i po jego założeniu,
w dwudziestym wieku przed i po Chrystusie,
tortury są, jak były, zmalała tylko ziemia
i cokolwiek się dzieje, to tak jak za scianą.

Nic się nie zmieniło.
Przybyło tylko ludzi,
obok starych przewinien zjawiły się nowe,
rzeczywiste, wmówione, chwilowe i żadne,
ale krzyk, jakim ciało za nie odpowiada,
był, jest i będzie krzykiem niewinności,
podług odwiecznej skali i rejestru.

Nic się nie zmieniło.
Chyba tylko maniery, ceremonie, tańce.
Ruch rąk osłaniających głowę
pozostał jednak ten sam.
Ciało się wije, szarpie i wyrywa,
ścięte z nóg pada, podkurcza kolana,
sinieje, puchnie, ślini się i broczy.

Nic się nie zmieniło.
Poza biegiem rzek,
linią lasów, wybrzeży, pustyń i lodowców.
Wśród tych pejzaży duszyczka się snuje,
znika, powraca, zbliża się, oddala,
sama dla siebie obca, nieuchwytna,
raz pewna, raz niepewna swojego istnienia,
podczas gdy ciało jest i jest i jest
i nie ma się gdzie podziać
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Vivian Malfoy
post 16.03.2009 16:38
Post #2 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 21
Dołączył: 02.01.2008

Płeć: Kobieta



Ten tekst jest godny zastanowienia... podobał mi się najbardziej z tych wszystkich, które napisałaś. Nie brałam jeszcze pod uwagę "Przegranej" ale zamierzam to dzisiaj przeczytać smile.gif Zakończenie trochę nietypowe, muszę przyznać, że byłam zaskoczona. "Tortury" jest jednym z trzech moich ulubionych wierszy Wisławy Szymborskiej (pozostałymi są "Jaskinia" i "Listy umarłych" ale to już praktycznie nie należy do tematu tego postu biggrin.gif). Jak już pisałam bardzo mi się podobało i proszę o jeszcze wink2.gif
czekolada.gif czekolada.gif to dla ciebie. Pozdrawiam
Vivian czarodziej.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.03.2024 02:59