Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> *konkurs Lost 03x07*, Niezwiązane z HP, możliwe spojlery.

hazel
post 14.11.2006 01:50
Post #1 

czym jest fajerbol?


Grupa: czysta krew..
Postów: 3081
Dołączył: 24.12.2005
Skąd: panic room

Płeć: kaloryfer



Uwaga!

Z racji, że kolejny odcinek, kultowego już niemal, serialu LOST: Zagubieni ukaże się dopiero w lutym a na forum istnieje spora grupa fanów, mamy możliwość stworzenia kolejnego odcinka.

Zasady są proste.

Naszym zadaniem jest napisanie dalszej części przygód bohaterów.
Ostatnim odcinkiem, jaki jest obecnie dostępny jest szósty epizod trzeciej serii.

Termin wklejania prac upływa 14 grudnia.

Tego dnia zostanie dodana ankieta, umożliwiająca wszystkim użytkownikom forum głosowanie na najlepszą pracę. Głosowanie potrwa miesiąc od daty dodania ankiety.

Forma: dowolna

Objętość tekstu: minimum 2 strony Times New Roman 14.

Czas start. Powodzenia!

Wszelkie wątpliwości i pytania można przesyłać PM do mnie lub do użytkownika Avadakedaver.

Ten post był edytowany przez hazel: 14.11.2006 16:41


--------------------
user posted image
The voice in my head doesn’t think I’m crazy.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
PrZeMeK Z.
post 25.01.2007 22:19
Post #2 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



Konkurs się już skończył, zresztą, co to za konkurs bez nagród. Piszę ot, tak, bo spodobał mi się temat i znalazłem czas.

Avada - ale które zachowania nie pasują do których postaci? Juliet i Bena prawie nie znamy (zwłaszcza jej) i nie wiemy, jaka jest prywatnie. A Ben jako fanatyczny "wielbiciel" Dharmy wydaje mi się jak najbardziej na miejscu.

***

- Biegnij, Piegusku! Cholera, szybciej!
- Robię co mogę!
Kate potknęła się o jakiś kamień i o mały włos nie upadła. Zaledwie z trudem odzyskała równowagę, Sawyer chwycił ją za ramię.
- Teraz tędy! Musimy dostać się na północne wybrzeże wyspy!
Skręcili przy wielkiej, pustej klatce. W jej wnętrzu rosło kilka drzew, skrytych w niej aż po korony i Kate uznała, że musiała służyć do przechowywania ptaków. Nie było jednak czasu, by się przyglądać; pędzili bez ustanku, z trudem chwytając powietrze i oglądając się nerwowo za siebie.
Nagle nad uchem zaświstały jej kule. Wtuliła głowę w ramiona i krzyknęła:
- Rozdzielamy się!
- Nie, Piegusku!
- Musimy!
Kolejne strzały zmusiły Sawyera do zgodzenia się z nią. Skoczył w prawo, podczas gdy ona pognała w lewo, wpadając w szpaler wysokich drzew, pomiędzy którymi było dość miejsca na szybki sprint. Bez wahania pognała przed siebie jak gnana wichrem.
Gdzieś z prawej dobiegły ją strzały i zdała sobie sprawę, że to Sawyer.
Oby nic mu się nie stało, pomyślała.

Sawyer miał mniej szczęścia. Ledwie skoczył w prawo, poczuł, iż ziemia pod jego nogami staje się niebezpiecznie pochyła. Zanim zdążył wyhamować, potknął się i stoczył z niskiej skarpy. Szorując butami po piachu, zdołał się zatrzymać i w tej samej chwili ktoś znów zaczął do niego strzelać. Sawyer zacisnął zęby, uniósł broń i wypalił dwukrotnie ku majaczącym na górze sylwetkom.
Trafił. Rozległ się jęk bólu i jeden z Tamtych zwalił się na dół, lądując tuż obok Sawyera z obficie krwawiącą piersią. Mężczyzna zerwał się i pognał wzdłuż skarpy, nie chcąc zgubić kierunku i ponownie połączyć się z Kate.
Strzały chwilowo ucichły i Sawyer poczuł niemiły dreszcz na myśl, że Tamci pobiegli teraz za Pieguskiem. Do cholery, powinien martwić się o siebie, Piegusek to specjalistka od ucieczek. Da sobie radę.
Wspiął się po łagodnym zboczu i ujrzał majaczące w oddali morze. To było to. Ich cel. Modląc się (choć przecież nie wierzył w Boga), by Piegusek dotarł bezpiecznie, puścił się w poprzek wzgórza, wypatrując z napięciem Tamtych.

Strzały ucichły w oddali. Mimo to Kate nie przestawała biec.
Dżungla migała obok niej jak rozmyta zielona plama. Leśny dukt biegł cały czas w dół i Kate nie widziała, czy biegnie w dobrym kierunku. Głośno śpiewały ptaki.
Nagle, zupełnie niespodziewanie dla siebie samej, Kate wybiegła na jakąś drogę. Była to dość wąska, piaszczysta ścieżka, biegnąca mniej więcej wzdłuz osi wschód – zachód. Zaskoczona kobieta przystanęła, rozglądając się uważnie. Po prawej, jakieś kilkanaście metrów dalej, droga rozwidlała się. Węższa odnoga biegła w kierunku, z którego Kate przybiegła. Szersza wiodła w przeciwną stronę, ale nie to było najciekawsze. Na rozwidleniu stała tabliczka wskazująca szerszą odnogę, głosząca: „PRZYSTAŃ”.
Przystań. A więc mają tam jakąś łódź. Jeśli Sawyer mówił prawdę, będą potrzebować łodzi, by wydostać się z wyspy.
Kate już miała podejść bliżej, by przyjrzeć się tabliczce, ale nagle coś obudziło jej czujność; błysk światła, odbity od czegoś skrytego między gałęziami drzew. Kate zbliżyła się ostrożnie, trzymając się linii drzew i wstrzymała oddech: wśród pnączy i liści na drzewie wisiała kamera.
Żeby tylko mnie nie zobaczyli, pomyślała Kate.
Pierwszy impuls był prosty: zniszczyć kamerę. Ale zaraz wrócił rozsądek: jeśli ją zniszczy, Tamci natychmiast dowiedzą się, gdzie ona jest. Trzeba zostawić ją w spokoju.
Kamera zazgrzytała mechanicznie i zaczęła łagodnie obracać się w lewo, w kierunku rozwidlenia ścieżek. Kate wykorzystała okazję: błyskawicznie przemknęła przez drogę i zapadła w głąb dżungli po przeciwnej stronie. Nie marnując już czasu, pognała w dół zbocza, starając się utrzymać dotychczasowy kierunek.

Sawyer pokonał ostatnią linię drzew i znalazł się na wąskiej, piaszczystej plaży. Zaklął cicho; najwyraźniej zabłądził, bo nie było to wybrzeże, z którego widział ich wyspę. Co gorsza, nigdzie nie było ani śladu Kate. Sawyer wyjął magazynek z pistoletu i sprawdził go. Zostało mu jeszcze pięć pocisków.
Za dużo strzelał podczas ucieczki. Zmarnował tylko amunicję. Zły na siebie i na Tamtych, rozejrzał się gorączkowo. Nigdzie nie było widać żywego ducha ani w ogóle żadnego śladu ludzkiej obecności. Gdzieś w oddali śpiewały ptaki.
Nagle jednak ciszę rozdarł głośny trzask. Sawyer przyczaił się za drzewem i wycelował w nadbiegającą postać. Zaledwie jednak zbliżyła się, rozpoznał ją.
- Biegnij, Forrest, biegnij! – rzucił mężczyzna, wychodząc na plażę. – Spokojnie, Piegusku. Zgubiliśmy ich.
- Sawyer! – wydyszała Kate, rzucając mu się w ramiona, których jej nie poskąpił. – Myślałam, że cię nie znajdę! Nic ci nie jest?
- Cóż, twarda ze mnie bestia – odparł Sawyer ze swoim uśmieszkiem, na widok którego Kate robiło się gorąco. – Tobie też nic nie odstrzelili?
- Nie, nic mi nie jest. Gdzie my jesteśmy?
Oboje rozejrzeli się dokoła. Kate odruchowo przebiegła spojrzeniem falujący łagodnie ocean.
- Nie widać naszej wyspy – stwierdziła.
- Pewnie nie dasz wiary, ale zauważyłem to. Musieliśmy trochę zboczyć z drogi. Spójrz na słońce.
- Jesteśmy za bardzo na zachód – przytaknęła mu Kate. – Ale nasza wyspa musi być niedaleko. Sawyer, jak my się stąd wydostaniemy?
- A skąd mam wiedzieć, Piegusku? – rzucił kpiąco Sawyer. – Nasz doktorek dał nam amnestię, ale chyba nie powiedzieli mu, że już nie jest na swoim ranczu.
- Sawyer, przestań żartować! – przerwała mu Kate. – Tamci mogą nas znaleźć lada chwila. Musimy jak najszybciej stąd uciec!
- Więc powiedz to szantażyście ze skalpelem – odparł. – Skoro trzyma w rękach życie tego ich szefa, może załatwi i łódź?
Kate popatrzyła na niego przez chwilę, po czym uniosła krótkofalówkę do ust.
- Jack, jesteś tam?
- Jestem.
- Jack, potrzebujemy łodzi. Potrzebujemy czegoś, żeby wydostać się z tej wyspy!

Jack odsunął radio od ucha i spojrzał ostro na Toma.
- Jak oni mogą wydostać się z tej wyspy?! – krzyknął, podchodząc bliżej.
Zanim jednak Tom odpowiedział, radio trzasnęło donośnie i zaczęło szumieć. Jack poczuł, jak przeszywa go lodowaty dreszcz.
- Kate! – krzyknął do krótkofalówki.
Z głośnika płynęły tylko szumy. A to oznaczało...
Sprawy nagle bardzo się skomplikowały.

Rozległ się świst kuli i radio w ręku Kate rozprysło się na kawałki. Spojrzała w lewo, czując serce w gardle i zobaczyła Picketta, wybiegającego z dżungli na czele dwóch innych Tamtych. Przez chwilę sparaliżowała ją myśl, że zaraz zginą.
Sawyer zareagował błyskawicznie. Zaledwie dostrzegł Tamtych, uniósł broń i wystrzelił dwukrotnie. Nie trafił żadnego z nich, ale zmusił ich do padnięcia na piasek, zyskując tym samym odrobinę czasu.
- Uciekaj! – ryknął.
Wpadli z powrotem do dżungli. Kate osłaniała głowę rękami w bezsensownym odruchu, tak jakby jej dłonie mogły powstrzymać pociski. Sawyer wystrzelił jeszcze raz, ponownie chybiając. Potem uświadomił sobie, że zostały mu dwa naboje. Nadbiegających było trzech.
Rozdzielili się, modląc się, by to przeżyć.

- Kate! Kate! Kate, odezwij się!
Wrzaski Jacka nie przyniosły żadnego rezultatu. Radio milczało jak zaklęte. Wściekły lekarz odwrócił się do Toma.
- Kazałem wam puścić ich wolno! Mieliście ich nie ścigać! Chcesz, żeby Ben umarł?!
- Gdybyś chciał go zabić, zrobiłbyś to już dawno. Nie wierzę ci, Jack.
- Proszę bardzo! – krzyknął chirurg, podchodząc do operowanego. – Za dziesięć minut nie zaszyję jego nerki, a on wykrwawi się na śmierć!
- Za dziesięć minut twoi przyjaciele będą martwi, Jack – powiedział Tom z uśmieszkiem. – Danny najwyraźniej nie posłuchał mojego rozkazu. A raczej twojego rozkazu. Nie odpowiadam już za niego.
- Złamałeś zasady!
- Które ty ustaliłeś! Dopóki mnie tu trzymasz, nie mogę nic zrobić!
- Więc idź i powstrzymaj tych, którzy ścigają moich przyjaciół! Słyszałeś? Idź, albo on umrze!
Ben leżał nieruchomo, zupełnie nieświadomy tego, co się dzieje wokół niego. Miarowo pikało monitorujące jego tętno urządzenie. Tom popatrzył na Jacka z jawnym szyderstwem w oczach, jakby już wiedział, że wygrali. Odwrócił się i wyszedł z sali, zatrzaskując za sobą wrota. Jack kazał Sally, kobiecie asystującej przy operacji, by zamknęła je na głucho.
Potem zaczął krążyć wokół stołu, czując, że ziemia ucieka mu spod nóg. Tracił kontrolę. A to oznaczało przegraną.
I co miała na myśli Kate, mówiąc, że muszą się wydostać z tej wyspy?


--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
hazel   *konkurs Lost 03x07*   14.11.2006 01:50
em   No, przyjaciele. Termin minął, a tu pustki. Zawiod...   17.12.2006 19:57
PrZeMeK Z.   Tak jak obiecałem Hazel, oto moja wersja odcinka 3...   16.01.2007 21:40
PrZeMeK Z.   - Co się dzieje, Danny? – jęknął Jason, ści...   16.01.2007 21:42
PrZeMeK Z.   Dziś mam dla Was retrospekcję. Zapadał zmierzch. ...   17.01.2007 19:02
Avadakedaver   kilka małychj błędów polegających na tym, że posta...   20.01.2007 02:17
PrZeMeK Z.   Dzięki, Avada. Już myślałem, że nie zajrzy tu nawe...   20.01.2007 23:30
Avadakedaver   pisz dalej, pisz, ja czytam!   22.01.2007 09:52
PrZeMeK Z.   Piszę, piszę. :) *** Wrota były zatrzaśnięte na...   22.01.2007 12:24
Avadakedaver   czad. nadal masz problem z dopasowaniem zachowania...   24.01.2007 00:19
Eva   Dlatego ze dobre czy ze nikt inny nie uczestniczy?   24.01.2007 00:31
Avadakedaver   jedno i drugie ;]   25.01.2007 13:18
em   mieliśmy już kiedyś jeden konkurs walkowerem. praw...   24.01.2007 12:30
PrZeMeK Z.   Konkurs się już skończył, zresztą, co to za konkur...   25.01.2007 22:19
Avadakedaver   a więc tak. świetnie piszesz. nie miałbym żadnych ...   26.01.2007 01:22
PrZeMeK Z.   Dzięki za rady. Postaram się zastosować. A Juliet ...   27.01.2007 23:27
Avadakedaver   na początek powiem ,że wreszcie dojrzałem literówk...   28.01.2007 01:02
PrZeMeK Z.   U mnie wszyscy zdrowi, dziękuję. Literówki nie ch...   30.01.2007 20:14
Avadakedaver   oprócz tego, że rewelacja, to co mogę powiedzieć, ...   31.01.2007 16:41
PrZeMeK Z.   A tam, czepiasz się. Zaczynam zdania od czego chc...   31.01.2007 18:08
Avadakedaver   no właśnie, czepaim się, bo do niczemu innego się ...   31.01.2007 18:11
PrZeMeK Z.   Jack oblizał nerwowo wargi. Czasu było coraz mniej...   02.02.2007 21:15
Avadakedaver   mnie tam te Twoje retrospekcje nie poruszają, czyt...   03.02.2007 02:05
PrZeMeK Z.   Aj, przykro mi, że Ci się nie podobało. Co do retr...   03.02.2007 20:14
em   no cóż. powiem szczerze, że zaczęło się lepiej niż...   03.02.2007 20:22
Avadakedaver   a nom. zgadzam się z Emm, wygrałeś, i toi zasłużen...   03.02.2007 22:41


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 27.04.2024 19:57