Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> *konkurs Lost 03x07*, Niezwiązane z HP, możliwe spojlery.

hazel
post 14.11.2006 01:50
Post #1 

czym jest fajerbol?


Grupa: czysta krew..
Postów: 3081
Dołączył: 24.12.2005
Skąd: panic room

Płeć: kaloryfer



Uwaga!

Z racji, że kolejny odcinek, kultowego już niemal, serialu LOST: Zagubieni ukaże się dopiero w lutym a na forum istnieje spora grupa fanów, mamy możliwość stworzenia kolejnego odcinka.

Zasady są proste.

Naszym zadaniem jest napisanie dalszej części przygód bohaterów.
Ostatnim odcinkiem, jaki jest obecnie dostępny jest szósty epizod trzeciej serii.

Termin wklejania prac upływa 14 grudnia.

Tego dnia zostanie dodana ankieta, umożliwiająca wszystkim użytkownikom forum głosowanie na najlepszą pracę. Głosowanie potrwa miesiąc od daty dodania ankiety.

Forma: dowolna

Objętość tekstu: minimum 2 strony Times New Roman 14.

Czas start. Powodzenia!

Wszelkie wątpliwości i pytania można przesyłać PM do mnie lub do użytkownika Avadakedaver.

Ten post był edytowany przez hazel: 14.11.2006 16:41


--------------------
user posted image
The voice in my head doesn’t think I’m crazy.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
PrZeMeK Z.
post 16.01.2007 21:40
Post #2 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



Tak jak obiecałem Hazel, oto moja wersja odcinka 3x07: Not in Portland. Będzie zamieszczana w kilku kawałkach, w odstępach... bo ja wiem... zapewne kilkudniowych. Na początek spora partia tekstu.

LOST 3x07 NOT IN PORTLAND
Retrospekcje: Juliet



Palce Kate boleśnie ściskały mokre pręty klatki. Sawyer klęczał na ziemi; nie mogła dostrzec jego twarzy. Wpatrując się w skapujące z jego włosów krople wody, wdusiła przycisk krótkofalówki.
- Jack... Nie wiem, czy uda nam się uciec...! Sawyer...
- Nie mamy czasu! – przerwał jej metaliczny głos Jacka. – Uciekajcie!
- Jack...!
- Oddaj radio temu facetowi, temu Danny’ emu!
Drżąc i szlochając, Kate podała radio Pickettowi.
- Co się dzieje, Tom?! – warknął Pickett, nie przestając celować w Sawyera. – Jak to mam ich wypuścić?! Nie! Nie zrobię tego, rozumiesz?! Ten sukinsyn zapłaci mi...
Kate go nie słuchała. Sawyer powoli odwrócił głowę i spojrzał jej w oczy, a ona zrozumiała. Nadszedł czas. Kiwnęła głową szybko jak mgnienie.
Z całej siły wyrzuciła do tyłu nogę, trafiając swojego strażnika w goleń. Potem, nim oślepiony bólem zdążył zareagować, błyskawicznie wybiła mu broń z ręki, uderzając jego ramieniem o kraty. Kątem oka ujrzała, jak Sawyer zrywa się na nogi kocim ruchem i powala Picketta na ziemię.
Strażnik uderzył ją pięścią. Upadła na ziemię, jakby w zwolnionym tempie rejestrując jedną rzecz: połyskujący wilgocią pistolet. Potoczyła się i chwyciła go w dłonie. Potem wycelowała w ciemną postać nad sobą i wcisnęła spust.
Huk wystrzału niemal ją ogłuszył. Mężczyzna zawył z bólu i zwalił się na ziemię, a jego krew opryskała twarz Kate. Dziewczyna szybko wstała i obróciła się ku Sawyerowi, wznosząc broń.
Sawyer stał nad powalonym Pickettem, celując w niego z jego własnego karabinu. Leżące w błocie radio trzeszczało donośnie.
- Danny, co się tam dzieje, do cholery?! Danny, słyszysz mnie?!
- Nie wiem, czemu miałem zginąć za tę twoją Coleen – warknął Sawyer, wpatrując się w Picketta. – Ale wiem, że zaraz do niej dołączysz.
- Sawyer, nie ma czasu! – krzyknęła Kate, wybiegając z klatki. – Jack dał nam niecałą godzinę!
Sawyer popatrzył na nią przelotnie. W jego oczach lśnił gniew. Spojrzał znów na Picketta, dyszącego wściekłością u jego stóp.
- Więc nie traćmy czasu, Piegusku.
Uniósł broń i wyrżnął kolbą w głowę Picketta.



LOST



Ciepła woda łagodnie omywała jej ręce. Juliet powoli zmywała naczynia, zerkając ze znudzeniem przez okno domu. Za szklaną taflą łagodnie kołysały się szczyty drzew w dżungli.
Ale ten widok od dawna już nie cieszył ani nie uspokajał. Juliet czuła się więźniem tej wyspy i wcale nie było to przyjemne uczucie. Od kilku lat nie wychylała nosa spoza wioski, gdzie ich osiedlono po zawieszeniu prac Dharmy. Początkowo była zachwycona – spokój, mili ludzie, wszystkiego pod dostatkiem... Teraz każdy dzień, w którym zmuszona była oglądać tę przeklętą wyspę, był dla niej katorgą. Miała już tego dość. Chciała wrócić do cywilizacji.
Drzwi skrzypnęły. Juliet obejrzała się.
- Hej, Ben.
- Witaj, Juliet.
Jej mąż przemaszerował przez kuchnię i wziął jabłko z koszyczka na stole. Juliet boleśnie odczuła fakt, iż nie zaszczycał jej nawet spojrzeniem. Wróciła do przecierania miękką gąbką talerzy, choć te były już dawno czyste.
- Co z Alex? – zapytał Ben po chwili milczenia. – Czuje się już lepiej?
- Tak – mruknęła Juliet. W jej uszach krew zaczęła głośniej pulsować. – Czuje się już całkiem dobrze.
- Cieszę się – odparł Ben, nie dostrzegając jej zdenerwowania. – Gdyby czegoś potrzebowała z magazynu, daj mi znać, to...
- Dlaczego ona aż tak cię obchodzi?
Ben wbił w nią zaskoczone spojrzenie swoich wyłupiastych, wodnistych oczu. Powolnym ruchem opuścił trzymane przy ustach jabłko.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Przybrana córka obchodzi cię bardziej niż własna żona! – warknęła Juliet, wycierając trzęsące się lekko ręce o ściereczkę. – Kiedy ja jestem chora, nie pytasz co godzinę, jak się czuję.
- Uspokój się – powiedział sucho Ben. – To do ciebie niepodobne. Jesteś zazdrosna o naszą, jak ją nazwałaś, przybraną córkę?
Juliet poczuła zimne ukłucie szyderstwa, czającego się w jego głosie. Zacisnęła szczęki.
- Nie, Ben – odparła zimno. – Skąd ty możesz wiedzieć, co jest do mnie podobne, a co nie? Ostatnio wcale nie ma cię w domu. Przesiadujesz bez przerwy u tego...
- Dość! – uciął niegłośno, ale stanowczo Ben. – Nie będziemy tak dyskutować. Muszę iść.
- Dokąd? – rzuciła głosem, który miał być chłodny i szyderczy, ale niebezpiecznie się łamał. – Ben!
Zatrzymał się w progu. Powoli spojrzał na nią. Uderzyło ją, jak staro już wygląda. A wydawałoby się, że nie minęło nawet kilka lat, odkąd tu przybyli...
- Ben... – zaczęła pojednawczym tonem. – Jestem już zmęczona tą wyspą. Odkąd tu przyjechaliśmy, nie widziałam nawet pięciu nowych osób. A odkąd zawieszono eksperymenty w Hydrze...
- Do czego zmierzasz, Juliet? – zapytał bezbarwnym tonem Ben.
Tego tonu nienawidziła najbardziej. Oznaczał, że rozmowa wchodzi w obszar, gdzie fanatyzm Bena zwyciężał jego zdrowy rozsądek. Mimo to spróbowała.
- Ben, proszę cię, wyjedźmy stąd. Opuśćmy tę wyspę.
Patrzył na nią bez słowa. Rysy jego twarzy ściągnęły się.
- Doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie wolno nam opuścić posterunku. Dopóki nie przybędą inne rozkazy...
- Możemy uciec, Ben!
- Uciec? – zapytał tym samym bezbarwnym tonem, w którym zadrgało jednak coś groźnego. – Jak chcesz tego dokonać?
- Mamy łódź podwodną – powiedziała żarliwie Juliet, podchodząc do niego bliżej. – Wiem, że kilka osób poszłoby z nami... Odpłynęlibyśmy choćby jutro o świcie...
- I co dalej? – przerwał jej szyderczo. – Dokąd popłyniemy? Może do twojego ukochanego Portland? Co ty na to? Zawsze marzyłaś, by tam zamieszkać, prawda?
- A dlaczego nie, Ben? – szepnęła błagalnie, czując, jak coś ściska jej gardło. – Ben... Ja tu oszaleję... Nie mogę już wytrzymać na tej wyspie...
- Jesteśmy pracownikami Dharmy, Juliet! – podniósł głos. – Dopóki nie otrzymamy...
- Dharma już nie istnieje! – krzyknęła Juliet. – To wszystko już przeszłość! Od wielu lat każą nam siedzieć w tej przeklętej wiosce, połowa stacji jest opuszczona, a my...
- On tak nakazał!
- On? To szaleniec, Ben! Słuchamy rozkazów szaleńca! A może on już nie żyje?! Może siedzimy tu bez żadnego sensu, bo nie ma kto wydawać kompetentnych rozkazów?
Po wyrazie jego twarzy poznała, że przegięła. Ben poczerwieniał.
- Nie waż się tak o nim mówić!
- Ja muszę wydostać się z tej wyspy! Chcę zamieszkać w Portland!
- Zamknij się, Juliet!
Poczuła się tak, jakby dostała w twarz. Zamarła, zbyt wściekła i zrozpaczona, by cokolwiek powiedzieć. Ben wpatrywał się w nią tym swoim przeklętym, bezwzględnym spojrzeniem.
- Dla twojej wiadomości, Juliet – powiedział cicho – nie jesteśmy w Portland.
Wyszedł, trzaskając drzwiami. Juliet poczuła, że chce jej się płakać. Opadła na kanapę, dygocząc ze złości. Poczuła, że coś ją uwiera i podniosła to. Był to magazyn medyczny, który przysyłano tu co kilka miesięcy. Na okładce uśmiechał się lekko przystojny chirurg w dopasowanym garniturze. Napis powyżej głosił: „JACK SHEPHERD CHIRURGIEM ROKU”.
Juliet popatrzyła przez chwilę na uśmiechniętą twarz, czując, jak wypełnia ją coraz głębsza nienawiść do tego szczęśliwego człowieka. Cisnęła pismo do kosza.




Monotonne, szybkie pikanie tętna Bena rozbrzmiewało echem w sali operacyjnej. Jack krążył wokół stołu jak sęp, starając się jednocześnie wyglądać stanowczo i nie okazać zdenerwowania. Czuł, jak po plecach spływa mu zimny pot.
Nikt się nie odzywał. Tom, po kilku bezskutecznych próbach nawiązania łączności z Pickettem, dał sobie spokój i zerkał tylko na Jacka spod zmrużonych oczu. Kobieta, która asystowała przy operacji, szeptała coś w kącie do towarzyszącego jej mężczyzny, któremu Jack zabronił podchodzić do stołu. Juliet po prostu wpatrywała się w chirurga tym swoim zagadkowym, nieodgadnionym spojrzeniem.
Jack rozejrzał się uważnie po twarzach Tamtych i poczuł coś w rodzaju satysfakcji. Ci ludzie myśleli, że zdołali go złamać. Że zrobili z niego marionetkę podległą ich rozkazom. Że zaszantażowali go i trzymają w szachu. Tymczasem to on zwyciężył. Oszukał ich wszystkich. I ocalił Kate.
No i Sawyera, oczywiście.
Jednak myśl o tych dwojgu nie była teraz najlepszym pomysłem. Potrzebował całego swojego opanowania i ostrożności, by utrzymać przewagę, a obraz półnagiej Kate leżącej w ramionach Sawyera z pewnością mu w tym nie pomagał. Jack wziął głębszy oddech i zerknął na wzkaźniki urządzeń. Tętno Bena było odrobinę za szybkie. Lekarz chwycił jedną z przygotowanych przed operacją strzykawek i uniósł ją ku światłu, sprawdzając drożność igły.
- Co ty robisz? – zapytał podejrzliwie Tom, kiedy Jack zbliżył się ze strzykawką do Bena.
- Podaję mu coś na wzmocnienie – odparł Jack. – Chyba nie chcecie, żeby umarł, prawda?
Bez dalszych dyskusji wstrzyknął operowanemu substancję uspokajającą. Tętno Bena nieco zwolniło, choć nadal szaleńcze pikanie budziło w nim odruch zajęcia się rannym. Powstrzymał się jednak. Ten ranny musiał być w niebezpieczeństwie. Przynajmniej na razie.
Nagle zatrzeszczało radio przy pasku Toma. Wszyscy spojrzeli w jego kierunku, a Jack poczuł szybsze bicie serca. Czy Kate i Sawyer są już bezpieczni? Czy to może wiadomość o ich schwytaniu? Kiedy Tom podniósł krótkofalówkę do ust, Jack zdał sobie sprawę, że usta ma zupełnie suche.
- Tak?
- Tom, to ja, Danny! – zaskrzeczało radio głosem Picketta. – Ta suka postrzeliła Jasona w ramię! Zabrali moją krótkofalówkę i uciekają w kierunku wybrzeża!
Jack poczuł nagły dreszcz. A więc na razie wszystko w porządku. Uciekają. Tom spojrzał na niego i przez chwilę patrzyli sobie z napięciem w oczy. Jack przeniósł powoli spojrzenie na Bena i dostrzegł, że i wzrok Toma tam podąża.
- Tom, słyszysz mnie?! – warknęło radio. – Przyślij mi pomoc! Opatrzyłem Jasona, ale musimy ich złapać!
Tom oblizał wargi. Jack rzucił mu groźne spojrzenie, po czym wskazał na Bena.
- Decyzja należy do ciebie, Tom – powiedział cicho. – Każ im zaniechać pościgu, albo pozwolę mu umrzeć.
Tom znów oblizał usta. Potem z wahaniem podniósł krótkofalówkę do ust i wdusił przycisk nadawania.
- Danny, nie ścigajcie ich. Inaczej doktor zabije Bena.
- Co ty wygadujesz?! Oni uciekli, rozumiesz? Od kiedy, do cholery, ten doktor nami rządzi?!
- Od kiedy od niego zależy życie Bena! – warknął Tom. – Wracajcie do kwater, Danny. Nie ścigajcie ich.
- A niech cię cholera, Tom...!
Radio trzasnęło i umilkło. Tom patrzył na nie przez chwilę, nim zatknął je za paskiem. Miarowo pikały urządzenia.
- Podjąłeś słuszną decyzję, Tom – powiedział Jack, usiłując się uśmiechnąć mimo boleśnie ściśniętych szczęk.


--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
hazel   *konkurs Lost 03x07*   14.11.2006 01:50
em   No, przyjaciele. Termin minął, a tu pustki. Zawiod...   17.12.2006 19:57
PrZeMeK Z.   Tak jak obiecałem Hazel, oto moja wersja odcinka 3...   16.01.2007 21:40
PrZeMeK Z.   - Co się dzieje, Danny? – jęknął Jason, ści...   16.01.2007 21:42
PrZeMeK Z.   Dziś mam dla Was retrospekcję. Zapadał zmierzch. ...   17.01.2007 19:02
Avadakedaver   kilka małychj błędów polegających na tym, że posta...   20.01.2007 02:17
PrZeMeK Z.   Dzięki, Avada. Już myślałem, że nie zajrzy tu nawe...   20.01.2007 23:30
Avadakedaver   pisz dalej, pisz, ja czytam!   22.01.2007 09:52
PrZeMeK Z.   Piszę, piszę. :) *** Wrota były zatrzaśnięte na...   22.01.2007 12:24
Avadakedaver   czad. nadal masz problem z dopasowaniem zachowania...   24.01.2007 00:19
Eva   Dlatego ze dobre czy ze nikt inny nie uczestniczy?   24.01.2007 00:31
Avadakedaver   jedno i drugie ;]   25.01.2007 13:18
em   mieliśmy już kiedyś jeden konkurs walkowerem. praw...   24.01.2007 12:30
PrZeMeK Z.   Konkurs się już skończył, zresztą, co to za konkur...   25.01.2007 22:19
Avadakedaver   a więc tak. świetnie piszesz. nie miałbym żadnych ...   26.01.2007 01:22
PrZeMeK Z.   Dzięki za rady. Postaram się zastosować. A Juliet ...   27.01.2007 23:27
Avadakedaver   na początek powiem ,że wreszcie dojrzałem literówk...   28.01.2007 01:02
PrZeMeK Z.   U mnie wszyscy zdrowi, dziękuję. Literówki nie ch...   30.01.2007 20:14
Avadakedaver   oprócz tego, że rewelacja, to co mogę powiedzieć, ...   31.01.2007 16:41
PrZeMeK Z.   A tam, czepiasz się. Zaczynam zdania od czego chc...   31.01.2007 18:08
Avadakedaver   no właśnie, czepaim się, bo do niczemu innego się ...   31.01.2007 18:11
PrZeMeK Z.   Jack oblizał nerwowo wargi. Czasu było coraz mniej...   02.02.2007 21:15
Avadakedaver   mnie tam te Twoje retrospekcje nie poruszają, czyt...   03.02.2007 02:05
PrZeMeK Z.   Aj, przykro mi, że Ci się nie podobało. Co do retr...   03.02.2007 20:14
em   no cóż. powiem szczerze, że zaczęło się lepiej niż...   03.02.2007 20:22
Avadakedaver   a nom. zgadzam się z Emm, wygrałeś, i toi zasłużen...   03.02.2007 22:41


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 05.05.2024 21:57