Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Zaklęcie Cofniętej Świadomości [zak]

Zaklęcie Cofniętej Świadomości [zak]
 
Dobre - zostawić [ 2 ] ** [100.00%]
Gniot - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 2
Goście nie mogą głosować 
Gem
post 25.02.2006 23:23
Post #1 

Magik


Grupa: Prefekci
Postów: 749
Dołączył: 24.07.2005
Skąd: z oślizłego lochu >:]

Płeć: Kobieta



Zaklęcie Cofniętej Świadomości

Występują:
- Harry
- Hermiona
- Ron
- Snape
- głos p. Weasley
- “Leksykon Czarnoksięskich Klątw”

Już od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie napisanie humoreski z udziałem Snape’a. No i w końcu dopadła mnie wena. Nie będę streszczać, bo to nie na tym rzecz polega, ale powiem tylko, że zamierzam nieźle poużywać sobie na Mistrzu Eliksirów J. Planuję dalszą część napisać mniej więcej w takiej samej ilości jak pierwsza, ale ja mam słabość do rozpisywania się, robię to całkowicie nieświadomie xP, dlatego mogą wyjść trzy. Ale to już max...dobra, nie przynudzam już...enjoy.



To był jeden z tych nieznośnych, letnich poranków, kiedy człowiek budzi się z trudem otwierając oczy i rozważa możliwość przeniesienia łóżka do piwnicy. Słońce przedarło się do pokoju mimo zaciągniętych zasłon, a w cienkich smugach światła fruwały małe drobinki kurzu. Harry przeciągnął się, otworzył jedno oko, po czym natychmiast je zamknął i obrócił się na drugi bok chowając głowę pod pościelą. Jednak zaledwie sekundę później odrzucił zamaszystym ruchem kołdrę i odetchnął głęboko. Ku jego rozpaczy okazało się, że powietrze zarówno w pokoju jak i pod przykryciem jest tak samo zatęchłe i parne. Nie widząc sensu w dalszym „gniciu” w łóżku, sięgnął po swoje okrągłe okulary i osadził je na nosie. Zauważył, że Rona już nie było, a to zapewne było sygnałem, iż śniadanie jest gotowe. Zaledwie o tym pomyślał, gdy ktoś głośno zapukał do drzwi i oznajmił nie wchodząc do środka.
- Harry kochanie, zejdź na dół do kuchni...śniadanie na stole!- To była pani Weasley. Jak zwykle o poranku tryskała energią, a jej głos brzmiał jakby właśnie wygrała wycieczkę na Hawaje dla dwóch osób. Słuchając oddalających się kroków stwierdził, że mama Rona zawsze miała taki ton krzątając się przy kuchence. A chyba najbardziej szczęśliwa czuła się, kiedy wpychała w Harry’ego dziesiąta porcję naleśników z masłem orzechowym. Ale Harry nie wiedział jak dokarmianie innych może być dla kogoś uciechą. Osobiście wiele razy przygotowywał posiłki dla Dursley’ów i jakoś nigdy nie sprawiało mu to wielkiej przyjemności, szczególnie kiedy musiał potem pozmywać gary. Wzruszył ramionami i zabrał się ospale do ubierania.

- Nareszcie wstałeś.- powitała go Hermiona i przewróciła następną na stronę Proroka sącząc herbatę.
- O! Hałły jechtech w konku...- Ron właśnie przeżuwał naleśnika. Na brodzie miał grudkę dżemu, która plasnęła o stół.
- Gdzie są wszyscy?- zdziwił się Harry, gdyż kuchnia na Grimmauld Place 12 co rano pełna była członków Zakonu Feniksa. Dziś jednak przy stole siedziały tylko dwie osoby.
- Tam stoją naleśniki, ale jak chcesz to możesz sobie zrobić grzanki. Chleb jest w szafce.- Hermiona wskazała na talerz z górą okrągłych, złocistych placków, a potem półkę na górnym regale.
- Pani Weasley prosiła nas, żebyśmy zrobili parę rzeczy. Gdzieś tu była lista...o jest!- oznajmiła pokazując długi pergamin z wypunktowanymi pracami domowymi. Harry zerknął na nią przelotem, nakładając sobie jedzenie na talerz.
- Dobra, ale dalej nie odpowiedziałaś na moje pytanie.- oświadczył dosadnie, tym razem wygrzebując widelcem masło orzechowe i rozsmarowując je na powierzchni naleśnika.
- Ja ci powiem...Hermiona podaj powidła. Nie te! Dzięki...Jak zeszliśmy na dół, to już nie było nikogo. Musieli wyjść bardzo wcześnie...- zmarszczył czoło, gdyż właśnie mocował się z zakrętką od słoika.
- Mama już zrobiła żarcie i powiedziała, że muszą wszyscy gdzieś pojechać. Cholera! Ugh...jak to się...?!- Harry właśnie otwierał usta, ale odezwała się Hermiona.
- Tak. Syriusz też jest z nimi, ale jak się domyślasz nic nie chcieli nam powiedzieć. Pani Weasley wyjaśniła tylko, że jadą w sprawie zakonu i będą dopiero jutro...i żebyśmy się nie martwili, bo to nic ważnego...-
- Tak jasne, jakby to nie było nic ważnego, to by nam powiedzieli!- warknął Harry wchodząc jej w zdanie i wcisnął ze złością do ust całego, ociekającego masłem naleśnika. Hermiona westchnęła z miną pod tytułem ”Ależ Harry...” i powiedziała już nieco ciszej.
- W każdym razie chciała, żebyśmy zajęli się porządkami.- Spojrzała na jego wyraz twarzy, który wydawał się być mieszanką rozżalenia i wściekłości. Harry w milczeniu pochłaniał kolejne porcje. Był zły, że podczas gdy inni będą uczestniczyć w ważnej misji, narażając własne życie, oni najzwyczajniej zajmą się odkurzaniem spleśniałych dywanów i czyszczeniem zakurzonych foteli.
- Po prostu świetnie...- mruknął po przełknięciu dużego kęsa, który niemal stanął mu w gardle. Ron nic już nie powiedział, wyraźnie uznając, że ciągnąc tą rozmowę, pogorszy tylko całą sprawę.

Już godzinę później zabrali się za realizowanie pierwszych zadań wyznaczonych im przez panią Weasley. Na drugim piętrze znajdował się pokój, w którym trzeba było zerwać odłażącą od ścian tapetę i umyć oblepione jakimś mazistym paskudztwem okna. Harry z naburmuszoną miną zanurzał raz po raz brudną ścierkę, a potem wykręcał ją aż nazbyt mocno. Hermiona nuciła najnowszy przebój z repertuaru „Wrednych Jędz” odrywając kolejne płaty pożółkłej ze starości tapety. Natomiast Ron apatycznie pucował szyby okienne.
- Jak ja nienawidzę sprzątania. Jak raz na miesiąc robię porządki w moim pokoju, to już mnie wykańcza!- powiedział, na szczęście nie zauważając krytycznej miny Hermiony.
- Jasne że wykańcza! Jakbyś zawsze utrzymywał czystość, to potem nie musiałbyś wywozić śmieci taczkami spod mebli.- prychnęła zirytowana jego niedbalstwem. Po jakichś dwóch godzinach postanowili zrobić sobie przerwę i zeszli na dół napić się czegoś zimnego.
- O rany! Ja już nie mogę, a my nie zrobiliśmy nawet połowy z tego co kazała nam mama...- jęknął Ron i pacną twarzą o blat stołu.
- Wiem, ja też jestem zmęczona tym...- zawtórowała mu Hermiona popijając oranżadę. Harry miał dość oddychania zakurzonym powietrzem podczas trzepania zasłon, ale musiał przyznać, że złość uchodziła z niego powoli. Pocieszał się myślą, że przynajmniej nie zostawili go samego. I kiedy Hermiona zarządziła powrót do „robót publicznych” z nieco lżejszym sercem nakładał na siebie fartuch i chustkę (czerwona w białe kropki), które zostawiła im pani Weasley dla ochrony. Magiczne właściwości stroju, polegały na tym, że nie dopuszczały do osiadania na właścicielu brudu, a także odpychały naelektryzowane koty z kurzu. Ostrożnie przemknęli obok portretu pani Black i wspięli się cicho po schodach.
- Dobra co teraz? Łamanie kołem, czy nabijanie na pal?- zapytał zrezygnowany Harry. Ron zachichotał, a Hermiona zgromiła go wzrokiem, po czym prześledziła dokładnie listę i odparła tonem rzeczoznawcy.
- Hmmm...biblioteka. Zdaje mi się, że to ten pokój na końcu.-
- Jesteś pewna? Pokaż to!- powiedział rudzielec wyrywając jej z rąk kartkę.
- A myślisz, że co?! Sama to sobie dopisałam?!- żachnęła się, a jej bujne włosy nastroszyły się jak u Krzywołapa na widok wody.
- Ty jesteś zdolna do wszystkiego, żeby dorwać kilka nowych książek.- zadrwił, na co Hermiona uśmiechnęła się krzywo i stwierdziła, że to był wyjątkowo głupi dowcip. Kiedy tylko otworzyli drzwi do mrocznego pokoju, uderzyła w nich silna woń starego pergaminu i zgniłych ksiąg. W pomieszczeniu nie było okien, tylko mnóstwo pustych lampek naftowych i lichtarzy. Zapalili kilka świec, a ich oczom ukazały się szeregi regałów, po brzegi wypełnionych opasłymi tomami, które spoczywały spokojnie pod centymetrową warstwą kurzu.
- O rany! Musza być ich setki. Zobaczcie tylko na to...- mamrotała urzeczona Hermiona i natychmiast podbiegła do jednej z półek przyglądając się niewyraźnym złoconym napisom. Ron przewrócił oczyma, westchnął i mruknął pod nosem coś, co zabrzmiało jak ”wolałbym nie”.
- No to my może pójdziemy robić coś innego...na pewno sama chcesz się tym zająć.- powiedział z nadzieją w głosie Harry.
- Nie wygłupiaj się! Nie poradzę sobie z segregowaniem tych wszystkich wspaniałych dzieł.- odparła nie odrywając wzroku od rządku z „Najskuteczniejszymi Zaklęciami Oczarowującymi”. Musieli oddzielać te z książek, które już nie nadawały się do odczytania i wrzucać je do wielkiego pudła. Hermiona z wielkim bólem serca skazywała niektóre z woluminów na „śmierć”, ale były to już przypadki beznadziejne, rozsypujące się w rękach. Harry sortował właśnie dział „Magicznych Przedmiotów i Stworzeń”, kiedy jedna z książek ugryzła go w palec.
- Aua!!! Cholerna, parszywa...- przeklinał skacząc na po pokoju.
- Co się stało Harry?- zaciekawił się Ron rzucając za plecy „Almanach Mistrzostw Qidditcha 1827r.”, który studiował przed chwilą.
- Ta wredna książka udziabała mnie.- odparł dmuchając na kciuka.
- O ty jedna...teraz już na pewno pójdziesz do pieca!- odgrażał się Ron i już chwytał za jej spłowiałe brzegi, gdy ta zatrzęsła się groźnie.
- Łapy precz, ty nędzna kreaturo!! Nie jesteś godzien mnie tykać!!- warknęła szeleszczącym głosem i kłapnęła na niego okładką. Harry wytrzeszczył oczy. Co prawda ich podręcznik do ONMS w trzeciej klasie, też czasem go ugryzł, ale na szczęście nie miała głosu. Hermionę również zdziwił ten fakt.
- O tylko nie to!- Ron załamał ręce. – Mama miała kiedyś taką książkę kucharską, co sama dyktowała przepisy jak ją się poprosiło. Ale potem zaczęła wciąż pouczać mamę jak ma gotować. No i w końcu tak się wkurzyła i powiedziała, że jak się nie zamknie to ją w kominku spali. Zgadnijcie co się stało...- wyjaśnił
i zacmokał z przekąsem. Harry wyobraził sobie minę pani Weasley, stojącej przy kuchence, gdy coś mówi jej żeby zmniejszyła gaz i nie dawała tyle oleju, bo to niezdrowe.
- Barbarzyńcy!!! Łotry!! Dzikusy!!! – krzyknęła w odpowiedzi książka.
- Ciekawe co jest w środku...- zastanawiała się na głos Hermiona.
- Zboczeńcy!!!- wrzasnęła na nią książka, a kilka wystrzępionych kartek zafurkotało wściekle. Harry obszedł regał z drugiej strony i zdołał zobaczyć lekko wytarte litery wytłoczone w skórzanej okładce.
- „Lek”...coś tam...„on Czarodziejskich”...eeee. Nie jestem pewien, ale tu chyba pisze „Mątw”.- przeczytał Harry, a książka obróciła się natychmiast.
- Odszczekaj to, ty plugawy psie... - oburzyła się, a dwie literki „o” zwężyły się na wzór oczu.
-Nie, nie. Tam pisze „Leksykon Czarnoksięskich Klątw”.- poprawiła go Hermiona czytając napis na grzbiecie Leksykonu.
- Jak śmiesz mówić do mnie po imieniu?! Nieokrzesana poczwaro!- książka kipiała ze złości. Osaczona, zaczęła kłapać stronicami na oślep. Cała trójka traciła powoli cierpliwość. Ron sięgnął po miotłę i jednym ruchem strącił rozwścieczony wolumin na podłogę. Błyskawicznie skoczył na niego, przygniatając własnym ciężarem, potem ostrożnie ścisnął okładkę, żeby go nie ugryzła i wrzucił do pudła z innymi, przeznaczonymi do spalenia.
- I już po wszystkim.- zawołał zadowolony otrzepując ręce.
- Ratunku, to mordercy! Tu są same zwłoki! O ja nieszczęśliwa!! Pogrzebią mnie żywcem w masowym grobie...- biadoliła i przerażona wcisnęła się w kąt pudła.
- Cicho bądź! Bo powyrywam ci jeszcze wszystkie strony zanim wrzucę cię do ognia!- fuknął Ron.
- Och, już wystarczy, ona i tak jest wystarczająco przerażona...- rzekła współczującym głosem Hermiona, na co rudzielec odpowiedział coś lekceważącym tonem. Harry postanowił rozejrzeć się trochę i nie zwracał uwagi na sprzeczających się przyjaciół. Przecisnął się obok komody, na której leżała sterta pożółkłych pergaminów i podszedł do zawieszonej na ścianie, oszklonej szafki. Sięgnął po świecę i przykleił nos do szybki. W środku znajdowały się poustawiane rzędem, nieznane Harry’emu przedmioty. W jednym z nich rozpoznał mugolską, elektryczną szczoteczkę do zębów, a w innym zwykłe nożyczki. Pozostałych nie był w stanie zidentyfikować. Jednak jego wzrok przykuła mała, zrobiona z ciemnego drewna szkatułka, obita srebrnymi ornamentami. Pośród wrzasków i lamentów Czarnoksięskiego Leksykonu, Harry odsunął szklane drzwiczki i wyciągnął szkatułkę. Trzymając zdobycz w dłoniach, zdmuchnął kurz i podekscytowany pociągnął za wieko. Niestety okazało się być zamknięte.
- Hej! Przestańcie!- uciszył ich. Ron właśnie zamierzał spełnić groźbę, która padła pod adresem nieuprzejmej książki i zatrzymał dłoń w połowie drogi do pudła.
- Zobaczcie lepiej co znalazłem.- dodał manewrując między stosami papierów.
- To jakieś pudełeczko. Co jest w środku? – zaciekawił się rudowłosy chłopak
- Jeszcze nie wiem. Jest zamknięte.- oznajmił Harry obracając nim w dłoniach.
- Nie otwieraj go lepiej! A jak jest niebezpieczne? Albo opatrzone jakąś klątwą?- Hermiona z niepokojem obserwowała szkatułkę.
- Daj spokój Hermiona! Ty to zawsze szukasz dziury w całym...- skwitował Ron
- Chciałam ci uprzytomnić, że jakby poraziła cię jakaś wyjątkowo paskudna klątwa Ronaldzie Weasley, TO NIE LICZ NA MNIE.!- prychnęła urażona Gryfonka.
- Przestańcie w końcu! Myślicie, że da się otworzyć zwykłym zaklęciem?- zapytał Harry, ale Hermiona odparła automatycznie.
- Niby jak? Przecież nie możemy używać różdżek.- uśmiechnęła się kwaśno. O tym Harry zupełnie zapomniał. Ale zwykłe mugolskie sposoby też mogły okazać się skuteczne. Ron zgodził się z nim, że to możliwe o ile nie została zamknięta w sposób magiczny. Fred i George często stosowali na zamki metodę spinki do włosów i to całkiem skutecznie. W końcu Harry po prostu uderzył małą kłódką o kant blatu i ta odpadła. Trójka Gryfonów pochyliła się w milczeniu nad szkatułką, a wieczko uchyliło się samoistnie. W środku, zawinięty w czerwony materiał, leżał kamyk wielkości landrynki. Miał jasnofioletową barwę, a jego kształt nie przypominał właściwie niczego.
- Myślisz, że jest magiczny?- zapytał Ron sięgając po niego ręką.
- Nie dotykaj! NA PEWNO jest magiczny! Bo i po co mieliby chować kawałek kwarcytu. To tylko ametyst i w dodatku nienajlepszej jakości.- orzekła fachowo. Na jeszcze nie zadane pytanie Rona odpowiedziała, że takich rzeczy uczą w mugolskich szkołach.
- No dobra, ale co on może robić i czy to coś niebezpiecznego...- zastanawiał się na głos Harry, ale w tym momencie coś poruszyło się w pudle odwracając ich uwagę.
- To znowu ty!? Już ci powiedziałem, że się policzę z tobą później.- warknął Ron do wychylającej się ponad krawędź kartonu okładki.
- Nadobni uzurpatorzy...- zaczęła nieco wymuszonym, ale grzecznym tonem książka. – Pozwólcie, że oświecę wasze zjedzone przez mole umysły...- Ron poruszył się niespokojnie i łypnął na książkę ostrzegawczo.
- Nie unoś się gniewem chłopcze o płonącej głowie. Albowiem to, co chcę wam powiedzieć zainteresuje wasze bezwartościowe pergaminy.- rzekła szeleszcząc z cicha. Hermiona wyjaśniła im, że Leksykon najwyraźniej postrzega ich w kategoriach książek. Natomiast jeżeli chodzi o sposób wypowiadania się, jest on uzależniony od stylu pisania autora, toteż nie zdziwiła się kiedy udało jej się przypadkiem przeczytać na pierwszej stronie datę : 1446r. Książka usłyszawszy to oburzyła się i stwierdziła, że nie przystoi pytać o wiek, a ponadto zaglądać pod odzienie.
- A co nam chcesz powiedzieć?- zwrócił się w końcu do woluminu Harry.
- Chcę zaproponować układ. Azali wy śmiertelnicy łakniecie wiedzy, a ja ocalić okładkę.- zaczęła powoli. – Wiele lat spędziłam w tej komnacie, aż omal nie sczezłam. Jednakowoż wasze pergaminy nie są nawet w połowie zapisane i nie pojmiecie potęgi ukrytej w moim wnętrzu.-
- Do rzeczy, bo się zacznę poważnie zastanawiać, czy nie rzucić cię jednak do szafy na futra pani Black, molom na pożarcie!- Harry zaczynał się poważnie niecierpliwić. Księga zadrżała, a literki „o” powiększyły się znacznie.
- Tylko nie mole!! Już mówię...mój zamysł jest następujący: Wy oszczędzicie moje cenne istnienie, a ja odpowiem na wasze pytania.- oświadczyła pośpiesznie.
- Ale my nie chcemy nic od ciebie wiedzieć!!- stwierdził Ron, jednak Hermiona już nie była tego samego zdania.
- Oj, Ron, Ty nic nie rozumiesz. Ona słyszała jak rozmawiamy o Ametyście i może wiedzieć jaką posiada moc! Prawda? Z resztą zobacz co na niej pisze. To „Leksykon Czarnoksięskich Klątw”, a Blackowie byli Śmieciożercami i na pewno ich używali...no przynajmniej niektórzy z Blacków. - dodała prędko widząc wzrok Harry’ego. Książka klasnęła okładką.
- Postawcie mnie na tej oto czystej półce. Widok zmarłych przyprawia mnie o gniecenie kartek.- zaszeleściła słabym głosem. Przyjaciele spojrzeli znacząco na Harry’ego, który niechętnie, ale zgodził się wykonać zadanie.
- Tak lepiej. A teraz ukażcie mi owy przedmiot.- nakazała księga i Hermiona przystawiła od niej szkatułkę z kamieniem. Leksykon zaszeleścił stronami, przełożył zakładkę mniej więcej po środku.
- Jesteście w posiadaniu magicznego Ametystu. „...te półszlachetne kamienie używa się do rzucania uroków hipnotycznych oraz zaklęcia cofniętej świadomości. Działanie obejmuje jedynie podczas stałego kontaktu fizycznego. Sproszkowany i spożyty może służyć jako skuteczny środek przeczyszczający.”- wyrecytowała i zatrzasnęła się z powrotem. Trójka przyjaciół stała jakiś czas w milczeniu, gdy ciszę przerwała Hermiona.
- Jak myślicie, które z nich odnosi się do tego kamienia?-
- O tym możecie przekonać się jedynie go dotykając, ale skutki hipnozy są niestety nieprzewidywalne dla mnie.- odparła automatycznie książka.
- Łatwo ci mówić, to nie ty będziesz potem „zacofana”.- oświadczył Ron.
- Pod wpływem zaklęcia „cofniętej świadomości”!- zaperzył się Leksykon.
- To wszystko ciekawe, ale zmarnowaliśmy już sporo czasu. Może poczekajmy, aż wrócą Syriusz i reszta. A na razie wracajmy do pracy, potem zastanowimy się co zrobić z „Leksykonem Czarnoksięskich Klątw”.- powiedziała Hermiona. Harry’emu nie śpieszyło się do pracy, ale uznał rację przyjaciółki i zaczął zawijać kamyk w czerwony materiał.
- Jeżeli taka wasza wola.- mruknął wolumin odstawiając się na miejsce.


Właśnie brali się za wynoszenie niepotrzebnych rzeczy zgromadzonych w korytarzu, obok wejścia do biblioteczki, gdy usłyszeli jakieś hałasy dochodzące z dołu.
- O! Nareszcie wrócili!- zawołał Harry i już chciał zbiec na dół, gdy zatrzymała go Hermiona. Miała szeroko otwarte oczy.
- Harry, pani Weasley powiedziała, że NA PEWNO nie będzie nikogo, aż do jutra.- Spojrzała z lękiem na niego, a potem przeniosła wzrok na Rona.
- Daj spokój! Jeżeli to nikt z zakonu, to na pewno Stworek coś knuje. Chodźmy to lepiej sprawdzić.- odparł. Ale wtedy poczuł jak ktoś ciągnie go za rękaw.
- Harry...Harry...-
- No co chcesz Ron!?- zapytał w końcu zirytowany i odwrócił się do przyjaciela. Ron stał jak wryty i wskazywał palcem na uchylone drzwiczki do legowiska Stworka. Skrzat domowy gnieździł się w swojej klitce i upychał nowo przyniesione rzeczy. Przyszło mu na myśl, że może to Mundungus, znowu wypił za dużo Ognistej Whisky i przyszedł myśląc, że załapie się na obiad.
- Przecież nikt nie mógł odkryć zakonu, prawda? – zapytał trzęsącym się głosem Ron, a z jego twarzy odpłynęła krew. Harry przełknął ślinę i wyciągnął różdżkę. Wiedział, że jeżeli jej użyje, to będzie miał ogromne kłopoty, ale w chwili zagrożenia takie czyny są dopuszczalne. Poza tym, ważniejsze dla niego jest życie własne i przyjaciół, niż przepisy. Po krótkiej namowie ustalili, że zejdą ostrożnie do jadalni zapasowym wejściem, na wszelki wypadek. Kiedy znaleźli się już przy drzwiach, upewnili się, że każdy ma różdżkę w pogotowiu. Harry uchylił lekko drzwi i przez szparę obserwował wnętrze kuchni, ale nic nadzwyczajnego się nie działo. Otworzył szerzej przejście i powoli wszedł do środka. Gestem przywołał czekających w ukryciu Rona i Hermionę. Rozejrzeli się dokładnie.
- Spójrz.- wyszeptała Hermiona. Na wypolerowanym stole leżał opróżniony kubek.
- Jesteście pewni, że pozmywaliście po sobie? – zapytała cicho z nadzieją w głosie, na co Harry kiwnął twierdząco.
- Nie...nie jestem pewien...- Ron myślał gorączkowo.
- Przecież Śmierciożerca nie przyszedłby tu tylko po to, żeby napić się herbaty i najzwyczajniej odejść!- odparł coraz bardziej poirytowany Harry chowając różdżkę. - Ron po prostu zapomniał umyć kubka i...-
- Czyżby Potter?- Wszyscy podskoczyli równocześnie i odwrócili się na dźwięk słów Mistrza Eliksirów. Severius Snape stał w drzwiach mierząc ich zimnym spojrzeniem. Mimo wszystko, odetchnęli z ulgą, ale nie Harry. Dłoń na różdżce zacisnęła się mocniej, czego Snape nie mógł przeoczyć.
- Twoje zdolności łączenia faktów Potter, okazały się wprost „niezwykłe”. Gdybym mógł postawić ci za to ocenę, nie starczyłoby skali, bo niema nic poniżej „Trolla”- syknął mrużąc oczy. W ręku trzymał mały flakonik z ciemnozieloną substancją. Żadne z nich nie odpowiedziało. Harry, aż zatrząsł się z gniewu. Wszyscy wiedzieli, że miał wielką ochotę złamać zakaz używania czarów, a przy okazji zaklęć niewybaczalnych. Poczuł uścisk na ramieniu i zobaczył jak Hermiona kręci ostrzegawczo głową.
- Co pan tu robi? Przecież wszyscy udali się w ważnej sprawi dla zakonu.- zapytał Harry mając nadzieje, że przynajmniej na tym zagnie Snape’a. Ale nauczyciel eliksirów uśmiechnął się kwaśno i z pogardą zmierzył Gryfonów.
- Wykonuję polecenia Dyrektora, a tobie Potter nic do tego. Wracajcie do roboty, chyba dostaliście swoją listę „ważnych spraw zakonu” do wykonania?- wycedził przez zęby podkreślając ostatnie słowa, co Snape’owi sprawiło jeszcze większą radość.
- Niezłe wdzianka...widzę że sprawiłeś sobie nawet ściereczkę pod kolor.- rzucił na widok czerwonego skrawka materiału. Harry z tego wszystkiego zapomniał, że przez cały czas ściskał w lewej dłoni zawiniątko z kamykiem. Teraz z kolei twarz Rona nabiegła krwią, ale Hermiona z niepokojem obserwował Harry’ego zdzierającego z siebie strój do „walki” z brudem. Snape już miał się aportować, gdy zauważył porozumiewawcze spojrzenia Gryfonów na wzmiankę o czerwonym płótnie.
- Co ty tam masz Potter? Czyżbyś zajmował się nie tym, czym powinieneś?- Harry szybko schował kamień do kieszeni. Doskonale wiedział, że to wzbudzi ciekawość profesora.
- Nic proszę pana. Tylko szmatkę.- rzucił przesadnie lekceważąco, wzruszając ramionami.
- Pokaż mi to, natychmiast!- polecił Snape. Hermiona zakryła ręką usta. Nie mogła wydać przyjaciela, ale niestety już przewidziała jego plan.
- Niby dlaczego? Pan profesor chce pomóc nam myć okna?- zapytał niefrasobliwym tonem i wyciągnął z kieszeni spodni zawiniątko. Snape stracił cierpliwość, podszedł do Harry’ego i pochwycił materiał. Odwinął go nie dotykając Ametystu i uśmiechnął się triumfalnie.
- I co Potter? Myślałeś, że mnie na to nabierzesz? Myślisz, że jestem tak naiwny? Cuchnie od ciebie podstępem na kilometr.- syknął zbliżając swoją twarz tak, że była teraz zaledwie kilkanaście centymetrów od jego. Harry przełknął ślinę, ale złość nadal rozsadzała go od środka. Snape wyprostował się i powiedział spokojnie.
- No cóż. Chciałeś ukryć to przede mną, ale ja znam cię na wylot. Ty Potter zawsze coś ukrywasz. - Słysząc słowa Snape’a Harry uprzytomnił sobie, że jednak wcale nie został zdemaskowany. Ron spojrzał z niedowierzaniem po przyjaciołach.
- Jakie to prymitywne Potter. Miałeś zamiar sproszkować go i dosypać do posiłku? Granger i Weasley mieli ci pomóc w tych głupotach...- I właśnie wtedy stało się coś, czego nikt nie podejrzewał. Snape wziął kamień w dwa palce z zamiarem schowania go do kieszeni i ...zastygł w bezruchu, ze wzrokiem utkwionym w jasnofioletowym klejnocie i błogim wyrazem twarzy.

CDN

Ten post był edytowany przez Gem: 26.02.2006 00:11


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Gem
post 13.04.2006 22:54
Post #2 

Magik


Grupa: Prefekci
Postów: 749
Dołączył: 24.07.2005
Skąd: z oślizłego lochu >:]

Płeć: Kobieta



A oto kolejna, a zarazem przedostatnia porcja mojego chorego humoru wink2.gif...



Zaklęcie Cofniętej Świadomości III

Występują:
- Harry
- Ron
- Hermiona
- Snape
- Leksykon Klatw Carnoksięskich
- Portret Pani Black


Snape siedział na dywanie ze skrzyżowanymi nogami, a jego blade, pokryte mchem łydki (o zgrozo!) wyłaziły mu spod szaty. Miętosił zawzięcie kłębek zwiniętego materiału.
- Ron, naprawdę musiałeś to zrobić?- zapytała z wyrzutem Hermiona i popatrzyła na przyjaciela koso z rękoma na biodrach.
- Niezły pomysł, co nie!- zawołał uradowany chłopak, patrząc jak nauczyciel rozwija starą, zużyta skarpetę.
- Lepiej oddaj ją Stworkowi, zanim się zorientuje. A co jak ON weźmie to do buzi? - powiedziała stanowczo. Harry kaszlnął, aby ukryć rozbawienie. Razem z Ronem wpadli na ten pomysł, kiedy Hermiona poprosiła ich o przyniesienie czegoś, czym mógłby się zająć profesor.
- No właśnie mam taką nadzieję.- odparł Ron. Harry domyślał się, że chodziło mu o to drugie. Od czasu szalonej jazdy Snape’a, wolał się nie odzywać w obawie, iż znowu dostanie mu się przypilnowanie niesfornego Severusa.
- Nędznicy! Zamiast prasować leniwe kartki (siedzieć na tyłkach), winniście szukać anty zaklęcia! – odezwał się głos Leksykonu z szuflady na bieliznę. Hermiona była bardzo tolerancyjna, do póki książka nie zaczęła wygłaszać głośnych uwag na temat ich edukacji. A tego Hermiona znieść nie mogła. Owszem, nie znała się aż tak dobrze na czarnej magii i w gruncie rzeczy nie zamierzała, ale to nie był powód, żeby nazywać ją zaropiałym strupem. Zignorowali książkę.
- Ile jeszcze to potrwa...- jęknął rudzielec bujając się na tylnych nogach krzesła. Co prawda od godziny nic się nie działo, a czas płynął nieubłaganie. Harry z przestrachem pomyślał co będzie, jak znowu zjawi się ktoś z zakonu, albo jeszcze gorzej, cały zakon. Snape wepchnął w zaślinione usta musztardowo-żółtą skarpetę.
- Może...może ma problemy z trawieniem.- podjęła Hermiona.
- Na Merlina! Nawet nie chcę o tym myśleć!- powiedział z obrzydzeniem Ron i wzdrygnął się jakby go ktoś poraził prądem.
- Albo ma hemoroidy...słyszałam, że stres źle wpływa na układ trawienny...-
- Ochyyyyda!-
- Ale przecież połknął cały kamień! Leksykon powiedział, że wystarczy szczypta, a efekty są...hmmm, jakby to ująć...oszałamiające!- dodał Harry i ukradkiem posłał mściwy uśmiech Snape’owi, który właśnie żuł piętkę. Hermiona spojrzała na niego z politowaniem, a potem odwróciła wzrok na Severusa.
- Chyba jest głodny. Pójdę do kuchni i zrobię mu kaszki.- rzuciła i pognała do kuchni. Harry i Ron wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Nagle w drzwiach pojawiła się jeszcze głowa Gryfonki.
- Tylko nie chcę słyszeć, że znowu mu dokuczacie! Pamiętajcie, że nie mamy pewności czy on to zapamięta!- zagroziła i znikła z powrotem w kuchni.
- Nie ma sprawy...- mruknął Ron
- Nic nie usłyszysz.- dokończył Harry i obaj ryknęli śmiechem, ale szybko się opanowali, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Ron usiadł naprzeciwko Snape’a, który wydawał się lekko zaniepokojony, gdyż wymemłana skarpeta wypadła mu z otwartych ust. Znieruchomiał i z przestrachem strzelał oczami po całym pokoju, jakby w poszukiwaniu pomocy.
- Wyrwiemy mu parę włosów, Harry? – zagadnął uradowany Ron.
- Parę, tylko? A może by tak od razu cały skalp!- zarechotał Harry.
- Nie! Mam pomysł! Zgolimy mu brwi!-
- Eee tam! Jak przyjdzie do siebie, jednym zaklęciem je przywróci.-
- No... ale liczy się efekt, czyż nie?- Rudzielec zatrzepotał rzęsami na co profesor kwiknął bezradnie i jakby skulił się w sobie.
- Wiem! To go zabije...umyjemy mu włosy!- zaproponował Harry i znowu zakryli usta, aby zdławić śmiech. Snape nie bardzo rozumiał o co im chodzi, gdyż znowu zaczął badać zawartość swojego haczykowatego nosa, tym razem serdecznym palcem (paznokieć wskazującego, był już zbyt obgryziony). Chłopcy rozważali jeszcze po cichu kolejne możliwości, ale ostatecznie uznali, że najlepiej będzie dać mu zaschnięte łajno Hipogryfa.
- ...i wszyscy będą szczęśliwi. I my cali i Snape syty. Nikt nawet się nie skapnie.- Harry słuchając Rona, omal nie udusił się ze śmiechu. Zastanawiał się jakby to przyjął mistrz eliksirów, gdyby nagle odzyskał świadomość. Wtem, do pokoju wkroczyła Hermiona niosąc parującą miskę żółtawych klusek.
- Er...Hermiono? Co to właściwie ma być?- zapytał Harry drapiąc się po głowie. Pamiętał jeszcze z Privat Drive 4, jak ciotka Petunia gotowała małemu Dudley’owi kaszkę manną, ale nie przypominał sobie, żeby zupka miała musztardowy kolor i kołysała się leniwie, produkując przy tym mętne bąbelki.
- Kaszka! Może nie jestem najlepszą kucharką, ale przynajmniej się starałam!- zaperzyła się i trzasnęła łyżką w zupę tak mocno, że część zawartości rozchlapała się wokół naczynia. Harry wzruszył ramionami i przeszło mu przez myśl, że po Stworkowej skarpecie, już żadne frykasy nie powinny robić wrażenia na nauczycielu.
- Hermiono! Niepotrzebnie się trudziłaś! Możemy mu przynieść trochę słodyczy z miodowego królestwa, które ostatnio kupiliśmy.- powiedział beztrosko Ron i machnął w stronę niezidentyfikowanej potrawki.
- Papu!- zawołał nagle uradowany Snape widocznie rozumiejąc słowo „słodycze”, a jego oczy zalśniły z pożądania do wyrobów cukierniczych. Gryfonka zmrużyła oczy, jakby podejrzewając, iż pod tym dziwnie uczynnym zachowaniem chłopaka kryje się coś innego. W ostateczności zgodziła się, ponieważ resztka kaszki właśnie wypełzła z miski i potruchtała pod tapczan.
- Tylko nie bierz Fasolek Wszystkich Smaków...- krzyknęła za oddalającym się rudzielcem.
- To będzie coś znacznie lepszego...- powiedział cicho do siebie Harry i wrócił zadowolony na fotel. Hermiona przez cały czas klęczała przy Severusie pilnując, żeby znowu nie wkładał do buzi wszystkiego, co się porusza, a zwłaszcza kiedy są to jej własne sznurówki. Omal nie załamała się, gdy z zamkniętych ust profesora wystawała mała nóżka bachantki podrygując jeszcze w konwulsjach.
- Och! Zostaw to już!- warknęła na mistrza eliksirów, który teraz zawzięcie starał się wydobyć spod mebla ukrywającą się tam kaszkę. Odciągnęła go raz, potem drugi, ale wciąż wczołgiwał się między komodę chciwie wyciągając paluchy po zdobycz. W końcu zdenerwowana dziewczyna zaciągnęła nauczyciela na środek okrągłego dywanu i dała mu porządnego klapsa. Snape chyba najpierw nie wiedział jak zareagować. Harry ożywił się i z lubością obserwował narastającą rozpacz profesora. Jego czarne oczy zaszkliły się od łez, pociągnął nosem i...to trwało zaledwie kilka sekund, ale Harry’emu wydawało się, że jego reakcje są spowolnione, a uczucia zbierają się w nim jak ciemne chmury sunące ociężale po niebie, dźwigając swój deszczowy ładunek i czekając tylko na odpowiednią okazję, aby się go pozbyć. Klatka po klatce Harry w osłupieniu obserwował jak usta Snape’a wyginają się w podkówkę, na czole pojawia się pionowa bruzda, a broda zaczyna drgać niebezpiecznie. Nagle z jego gardła wydobył się żałosny jęk, jakby dźwięk syreny, a potem strumień łez polał się po jego ziemistych policzkach i zawył przeraźliwie. Hermiona wpadła w panikę starając się go uspokoić, bo rozbeczał się już na dobre. Harry zatykał uszy i z frustracją wcisnął się głębiej w fotel, ale to nie pomogło. Zawodzenie Snape’a musiało najwyraźniej obudzić nawet portret pani Black, gdyż doszedł ich jej pełen wyzwisk, wzburzony głos z przedpokoju.
- Zakały! Jeszcze zawlekli tu wstrętne bachory! Plugawe szlamy!! Parszywe gnidy...!-
- Hermono- Harry starał się przekrzyczeć hałas.- jak on się zaraz nie zamknie to zwariuję!- Ku jego zdziwieniu Hermiona skrzywiła się i odpowiedziała.
- Ja też!- Nagle w drzwiach pojawił się znowu Ron. Obrzucił Snape’a nienawistnym spojrzeniem i przycisnął mocniej palce do uszu.
- Niech ten przeklęty bachor się zamknie!! Czego on znowu ryczy?- fuknął poirytowany. Trzymał w jednej ręce mały woreczek, którego zawartość kiwała się na wszystkie strony. Hermiona już chciała cos powiedzieć, gdy nagle Harry przypomniał sobie, po co wysłali go na górę.
- Ron! Szybko daj mu to...co przyniosłeś!- zawołał Harry. Ron otrząsnął się, podbiegł do zapłakanego profesora i pośpiesznie otworzył pakunek.
- Zooobacz. Jak Snejpuś chce ciasteczko, to musi być grzeczny.- Poskutkowało, bo mistrz eliksirów jak na zawołanie uspokoił się i rozpromienił. Już sięgał po smakołyk, a Ron zachęcająco potrząsnął woreczkiem, ale Hermiona złapała go za rękę.
- Co to jest?- zapytała i zaraz otrzymała niemą odpowiedź, bo rudzielec z szerokim uśmiechem podsunął jej odchody Hipogryfa pod nos. Gryfonka zmarszczyła nos.
- Ty chyba nie zamierzasz mu tego dać!?- zapytała z niedowierzaniem.
- Wprost przeciwnie, a po co bym je przynosił?- odparł zdawkowo.
- Nie ma mowy! Nie możesz tego zrobić!-
- Dlaczego nie? Zjadłby nawet podeszwy laczków Filcha, jakbym mu dał w pazłotku.- wtrącił Harry, a jego usta rozciągnęły się, gdy to sobie wyobraził.
- Ale nie możemy...- Hermiona rozpaczliwie próbowała im to wyperswadować.
- Daj spokój! Zobacz i tak już za późno.- powiedział Harry z zachwytem oglądając nurkującą w woreczku dłoń profesora.
- No... dlaczego by nie. W końcu wyrządził nam tyle złego...- zaczęła dziewczyna, a Gryfoni zachichotali z podniecenia.
- ...ale za to, zrobisz coś o co cię poproszę! Zgoda?-
- Jasne, jasne...- wydusił z siebie trzęsąc się ze śmiechu. Snape z rozmarzoną miną pochrupywał okrągłe i płaskie guano, niczym sucharki.
- Doooobre jedzonko...Snape’uś chce jeszcze!- zażądał i cała trójka wybuchła niepohamowanym śmiechem. Hermiona zataczała się jak pijana, a Harry spadł z fotela, omal nie roztrzaskując okularów, podczas gdy Ron trzęsąc się podał nauczycielowi resztę przekąski.
- Cóż się tam kotłujecie miernoty!- dobiegł ich stłumiony glos Leksykonu. W przypływie dobrego humoru i oczywiście ogromnej radości, Harry odsunął szufladę, aby wypuścić książkę. To był błąd. Leksykon wystrzelił z głośnym okrzykiem „kamikadzeee!” tak nagle, że biedny chłopak nawet nie zdążył powiedzieć „gównojad”, a okładki z głuchym klapnięciem zatrzasnęły się na jego twarzy. Krzyknął z zaskoczenia i stracił równowagę padając między kolana Snape’a. (Harry o tym nie wiedział, ale miał tak wspaniałomyślnych przyjaciół, że postanowili wziąć ten ciężar na własne barki i nigdy mu o tym nie powiedzieli.) Ten z oburzeniem popatrzał na impertynenta i zasłonił pakunek z „przysmakami”.
- Moje! Nie oddam!- zaperzył się i chciwie oblizał paluchy. Ron i Hermiona na ten widok wpadli w jeszcze większy szloch, ale Harry z zatrzaśniętym Leksykonem na twarzy czołgał się po pokoju, szukając po omacku jakiegoś oparcia. Całe to zamieszanie po raz kolejny obudziło panią Black i usłyszeli z korytarza jej skrzeczący głos.
- Hańba!! Hańba wam szelmy i prostaki...!- W końcu Harry chwycił za pierwszy napotkany przedmiot, którym okazał się być posrebrzany świecznik i trzasnął nim w skórzaną okładkę. Książka zajęczała, ledwo dosłyszalna wśród histerycznego śmiechu Gryfonów, wrzasków pani Black i mamroczącego Snape’a. Odpadła od głowy chłopaka i z głuchym tąpnięciem plasnęła na podłogę. Zgięła się w harmonijkę i rozprostowała.
- Mój pergamin został splugawiony...- zajęczała i podpełzła na bok, lecz Harry zagrodził jej drogę butem i wrzasnął wściekły masując sobie policzki.
- Ty parszywy gniocie!-
- O przepraszam, byłam bestsellerem od roku 1446 aż do 1532!- oburzyła się i nastroszyła gniewnie kartki.
- Nic mnie to nie obchodzi! W tym roku dostaniesz gorące, honorowe miejsce w kominku!- krzyknął postępując ku przerażonemu woluminowi, który odskoczył natychmiast w przeciwną stronę.
- Na pomoc! Ten łotr chce mnie sponiewierać! – wydzierała się książka, ale Harry ze złością przytrzasnął ją krzesłem i już miał pochwycić z zamiarem wrzucenia w płomienie, gdy poczuł na ramieniu dłoń Hermiony. Odwrócił się powoli ze zmarszczonym czołem i zobaczył jej szeroko otwarte oczy. Nie zauważył nawet, kiedy zrobiło się tak cicho.
- Harry, przepraszam, że ci przerywam...nie, nie chodzi o to, że niszczysz cenny okaz, który właściwie jest białym krukiem, ale o TO.- powiedziała dosadnie i wskazała na kulącą się w kącie sylwetkę czarodzieja. Snape siedział z bardzo dziwnym wyrazem twarzy, bardzo skupionym.
- To już? – zapytał Harry jak ktoś, kto widzi ciężarną kobietę mającą z moment urodzić. Hermiona w milczeniu pokiwała głową. Harry spojrzał na Rona, który właśnie podnosił się z ziemi i ocierał sobie łzy szczęści z twarzy.
- Harry, pamiętasz jak mi coś obiecałeś...-
- O nie!!! Nigdy w życiu!!! Przenigdy!!!- krzyknął przeczuwając co chciała powiedzieć. Cofnął się o krok i zwrócił swój wzrok na przyjaciela w poszukiwaniu poparcia. Ron wyglądał na zmieszanego. Spuścił głowę i zaczął uporczywie wykręcać sobie rękawy.
- No...wiesz, w zasadzie Hermiona ma rację. W końcu, to ty przyniosłeś ten kamień.- wyrzucił z siebie, jakby chciał się jak najszybciej pozbyć tych słów. Harry poczuł, że odpływa mu krew z twarzy, ale policzki nadal mu płonęły może ze zgrozy, a może przez skórzane okładki.



CDN


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic
Gem   Zaklęcie Cofniętej Świadomości [zak]   25.02.2006 23:23
Błysk21   Bardzo fajne tylko czy mógłbyś dokończyć "Klą...   26.02.2006 21:25
Avadakedaver   po myślniku, jeśli chcesz kontynuoować coś o pan...   04.03.2006 09:00
Gem   Och, dzięki za wielce obiektywna ocenę :P...No i n...   04.03.2006 12:14
Avadakedaver   mnie tam przez dziesięć lat dotychczasowej nauki n...   04.03.2006 14:12
Gem   No widzisz, ja to mialam na geografii w gimnazjum ...   05.03.2006 11:39
Gem   nop :)..wiem. Estiej...to na co czekasz :D?...   06.03.2006 17:27
Amania   Po przeczytaniu tego opowiadania stwierdzam, że za...   07.03.2006 17:15
Gem   Przepraszam wszystkich, bo obiecałam, że będzie to...   26.03.2006 13:32
Gem   Zaklęcie Cofniętej świadomości: część II występuj...   09.04.2006 19:21
wnenkowa   O MATKO!!! Buahahhahahahahahbuahahaha...   10.04.2006 02:38
Gem   A oto kolejna, a zarazem przedostatnia porcja moje...   13.04.2006 22:54
Avadakedaver   Super. Niektóre fragmenty typowo w stylu Rowling, ...   13.04.2006 22:56
Amania   Ale się uśmiałam :P Naprawdę, podobało mi się. T...   14.04.2006 09:33
Gem   Wszystko co dobre, musi się kiedyś skończyć. Tak w...   17.04.2006 02:12
Avadakedaver   co zapamiętałem najbardziej, co mi się najbardziej...   17.04.2006 09:02
Gem   I'm glad you like it :). Muszę powiedzieć, że...   17.04.2006 10:42
hazel   Fick niezły, miejscami śmieszny Nie mogę się jedn...   17.04.2006 18:34
Gem   Nie znam i nie czytałam fica o intrygującym tyltul...   17.04.2006 18:55
hazel   "Koła czasu" masz tu. Moje poczucie humo...   17.04.2006 19:42
Gem   Dobre chociaż? Mam na myśli KC.   18.04.2006 11:47
Amania   No to teraz ja się wypowiem :) Przeczytałam osta...   18.04.2006 15:22
hazel   Świetne, ale nie skończone, niestety.   22.04.2006 00:23


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 07.05.2024 16:14