Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Błyskawica [zakończone], spoilery HBP

Błyskawica [zakończone]
 
Dobre - zostawić [ 2 ] ** [100.00%]
Gniot - wyrzucić [ 0 ] ** [0.00%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 2
Goście nie mogą głosować 
Darkness and Shadow
post 28.01.2006 20:42
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)

Płeć: Kobieta



No cóż... Jest to mój pierwszy fick, więc proszę o szczere oceny i nawet negatywne przyjmę z godnością. Ta opowieść już od połowy grudnia ukazuje się na moim blogu, lecz tam oczywiście nie ma chętnych do oceniania (zrazili się czy co?), więc oddaję na wasze ręce pierwszą część z cyklu "Nadchodzą ciemne czasy..."


BŁYSKAWICA

Prolog


Jej płaszcz wzbudzał w wielu umysłach najgorsze obawy. Nawet kilkuletnie ślady walki nie przekonywały ludzi, o tym, że jest po ich stronie. W latach, gdy Czarny Pan powstał na każdego, kto rozniecał strach patrzono nieufnie.
Ciemnozielone oczy wyjrzały zza kaptura. "To tutaj" - spojrzała na wysoki budynek, na którego parterze znajdował się bar "Trzy Miotły. Pchnęła drzwi, które ustąpiły ze skrzypnięciem. Uderzyła w nią fala ciepła i zapach kawy waniliowej.
Większość par oczu utkwiła w niej spojrzenia. Niektóre spiorunowała zimnym, pozbawionym uczuć wzrokiem i z dźwiękiem stukających obcasów wysokich butów podążyła do najciemniejszego kąta, gdzie siedziała równie przerażająca osoba, która małymi łykami upijała gorącą kawę waniliową. Widząc jej przyjście przesunęła się bok i odstawiła filiżankę. Przybyszka usiadła ze słowami:
- Wybacz Tonks za spóźnienie, ale wiesz... sprawy służbowe.
- Nie ma sprawy, Vivien. Dopiero co przyszłam z patrolu - powiedziała Tonks, gdy nowa zamawiała u młodej dziewczyny, pracującej jako kelnerka herbatę poziomkową. - Lepiej nie ujawniać tożsamości - stwierdziła, gdy Vivien dotknęła kaptura, by odsłonić twarz. Po tych słowach cofnęła dłoń i schowała ją do kieszeni.
- Wiesz co się dzieje - Vivien spojrzała Tonks w oczy starając ujrzeć tam jakąś tajemnicę. Niczego nie zauważywszy odwróciła pospiesznie wzrok.
Błądząca w kieszeni ręka natrafiła na coś twardego. Kobieta nie wiedziała dokładnie co to jest. Miało okrągły kształt i było zimne, nawet bardzo zimne. Powierzchnia gładka, przeorana jakimiś symbolami... Przestała zajmować się tajemniczym przedmiotem. Wyciągnęła dłoń z kieszeni i oparła na stoliku.
- Nasilają się ataki śmierciożerców. Mamy coraz więcej wezwań z powodu Inferich i zniknięć ludzi - przerwała chwilę ciszy Tonks. - Ostatnio zniknął barman z Dziurawego Kotła i dwie osoby z Ministerstwa. Nas, aurorów ubywa.
Do Vivien podeszła kelnerka z herbatą, ale oddaliła się pospiesznie od osób wyglądających podejrzanie. Odnosząc tacę na ladę szepnęła coś Madam Rosmercie, lecz ona machnęła tylko ręką i odpowiedziała coś zdenerwowanej kelnerce.
- Niebezpiecznie o tym tutaj mówić... - Vivien machnęła delikatnie dłonią w stronę lady. - Mogą coś podejrzewać...
- Racja. Bezpieczniej będzie jak pójdziemy do Kwatery - Tonks wstała, a za jej przykładem poszła Vivien. Obie pogrzebały w kieszeniach, rzuciły na stolik pieniądze i podążyły ku drzwiom. Wiele osób odetchnęło z ulgą, gdy zatrzasnęły się za nimi.
Chłodnawe powietrze uderzyło je z świeżością. Mimo, że był to środek lipca, to noce były zimne. Wolnym krokiem ruszyły do pomalowanego na biało, wysokiego budynku. W tym momencie milczenie było najodpowiedniejsze.



Rozdział I
Światło w mroku.

Stanęły przy drzwiach, do których zastukała lekko różdżką Tonks.
- Sygnał? - zapytała cicho Vivien, ale nie otrzymała odpowiedzi tylko krótkie:
- Sprawdzę teren - Tonks odwróciła się i przylegając plecami do ściany posuwała się bok. Przy rogu wychyliła głowę i szukając ruchu przesunęła się dalej. Gdy zniknęła jej z oczu drzwi budynku się otworzyły, a za nimi stał Remus Lupin.
- Remus, kopę lat! Ty to się trzymasz! - zdziwiona Vivien powitała przyjaciela uściskiem dłoni.
- Gdzie masz Tonks? Po sygnale rozpoznałem, że to ona idzie - zapytał wprowadzając ją do ciepłego pokoju, gdzie młodzi aurorzy grali w karty, a starsi siedzieli w miękkich fotelach i popijali gorącą herbatę.
- Tonks? Bada teren. Zaraz, czekaj... - przerwała i wsłuchała się w odgłosy nocy zagłuszane przez hałas z pokoju. Usłyszała głosy ciche niczym szept. Zbliżyła się do okna. Jej obawy się potwierdziły. Zobaczyła światło i jak ktoś upada na ziemię.
Biegiem wypadła z budynku. Rozglądnęła się czy nikt jej nie śledzi i powoli skradała się do miejsca wypadku. Wychyliła głowę zza rogu i nie uwierzyła w to co zobaczyła...
Tonks klęczała i szeptała jakieś słowa w niezrozumiałym dla niej języku. Pod płaszczem chowała rękę, a wokół niej leżało pięciu śmierciożerców w maskach. Wysunęła się zza rogu pewniej z pytaniem:
- Co tu się stało? - Vivien uklękła obok przyjaciółki wpatrzonej w jeden punkt – rękę jednego z leżących, na której widniał wypalony Mroczny Znak.
- Tonks? - zapytała kładąc rękę na jej ramieniu. Nagle zza rogu wyłonił się Lupin. Stanął obok nich przysłuch..ąc się słowom aurorki:
- Było ich dwóch. Podglądali naszych w Kwaterze. Zagroziłam im. Nie zwracali większej uwagi. Kiedy trzasnęłam w nich oszałamiaczami, doszli jeszcze trzej i razem rzucali Avadę. Użyłam Zaklęcia Tarczy, ale to spowodowało tylko, że stracili przytomność... - przerwała, gdyż Remus nachylił się nad nią i odsłonił ukrytą pod płaszczem rękę. Wyglądała okropnie - cała we krwi, spod której widać było głębokie wcięcia.
- Skąd to się wzięło? - spytał mężczyzna.
- Nie wiem - wyszeptała Nimfadora patrząc na niego tak, jakby prosiła go, żeby nic nie robił. On widząc ten wzrok, pomógł jej jedynie wstać. Vivien również się podniosła i w trójkę weszli do wnętrza Kwatery. Drzwi zamknęły się z łoskotem. Młodzi aurorzy widząc panią kapitan ranną zamilkli i wpatrywali się w nią, jak w obraz.
- Co się gapicie?! - wrzasnęła Tonks. - Krwi nie widzieliście?! A może nie chciało wam się podnieść tyłków i sprawdzić terenu?! - zmieszani młodzieńcy odwrócili wzrok
- Dawlison! Cartons! Co to ma znaczyć? - zawstydzeni wywołani powstali i stawili się przed obliczem rozwścieczonej dowódczyni.
- Wy mieliście zrobić obchód o 20?
- Tak - odparli cicho.
- Wiedzcie na przyszłość, że przesadzę was do pilnowania obozów, jak tak dalej będzie! - krzyknęła tak, że włosy im się zjeżyły na głowie.
- Ale... - przerwał niepewnie Dawlison.
- Żadnych "ale"! Ja tu wydaję rozkazy! - postawiła nogę na pobliskim stołku i odsłoniła cztery złote sprzączki, które oznaczały stopień kapitana.
- Odejść! - powiedziała już spokojniej. Skierowała się w stronę schodów mamrocząc pod nosem:
- Tacy to nawet do pilnowania obozów się nie nadają... - weszła na pierwszy stopień potykając się przy tym. Gdy młodzi zachichotali, ona odwróciła się i groźnie się na nich popatrzyła.
- Co was tak śmieszy?! - oni zamilkli w obawie przed karą. Odetchnęli z ulgą kiedy zwróciła się już łagodnym tonem do Vivien i Remusa:
- Chodźcie - poprowadziła ich na ostatnie piętro budynku.
Gdy stanęli na miejscu, ona pchnęła dębowe drewno w przód. Drzwi skrzypnęły, a Tonks mruknęła coś w stylu:
- Mogliby przynajmniej te drzwi naoliwić - dopiero teraz odsłoniła twarz odrzucając kaptur do tyłu. Na czoło opadły jej ciemne dzisiaj włosy zakrywając oczy. Powstrzymała się od odgarnięcia ich zakrwawioną ręką, więc zrobiła to drugą.
Wskazała przyjaciołom miejsce na kanapie. Sama otwarła szeroko okno, a wieczorne, chłodne powietrze wtargnęło do pokoju. Usiadła na krześle obok biurka, z którego wyciągnęła jakiś eliksir i bandaże. Odsłoniła rękaw lewej, zranionej ręki.
- Nim, pamiętasz mistrza Xarona? - spytała Vivien.
- Jakże miałabym nie pamiętać... - Nimfadora polewała szpetne rysy eliksirem, a krew zniknęła, lecz wgłębienia - nie. Zaklęła głośno.
- Nim! - skarciła ją przyjaciółka.
- No co? - spytała kobieta bandażując rękę.
- Miałaś nie kląć...
- Ach, racja, ale chyba nie zapomniałaś o tym, co było kiedy oblałaś tropienie?
- Tego nie można zapomnieć... Kritomen!
- Dosatkit!
- Emnodess!
- Letrokin! - wymieniały obcojęzyczne przekleństwa.
- Starczy, starczy... - Remus nie mogąc dalej słuchać tego kalania języka przerwał im.
- No, może być! - Tonks wstała i odwróciła się pokazując zabandażowaną rękę.
Zauważyła, że również Vivien ściągnęła kaptur, by odsłonić twarz. Ciemnobrązowe włosy spadały na ramiona, a nierówna grzywka zakrywała czoło. Ciemnozielone oczy przechodzące w brąz zdawały się być gotowe przewiercić każdy, nawet najtwardszy metal.
- Ach, właśnie. Mieliśmy mówić o ślubie Billa i Fleur... - przypomniała sobie Tonks.
Vivien włożyła rękę do kieszeni, w której leżał ów tajemniczy przedmiot. Przejechała po nim palcami. „Okrągły i zimny” - powiedziała sobie w duchu. Na gładkiej powierzchni był symbol. Przymknęła oczy i starała sobie przypomnieć co to jest. Przez głowę przemknęło jej: „Znalazłam go w kieszeni dopiero w barze. Jak to możliwe? Przedtem go nie było...”. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk gongu na kolację. Tonks przerwała mówić coś o ślubie Billa i Fleur. Vivien podniosła się niepewnie z kanapy. To samo uczynił Lupin.
- Muszę wysłać wiadomość do Biura o wypadku – powiedziała Tonks. - Dokończę wam później, po kolacji. Zaraz zejdę na dół.
- Ja też dołączę trochę później – wtrącił Lupin. - Musimy porozmawiać – zwrócił się do Tonks, która głaskała po głowie przywołanego jastrzębia pocztowego, który siedział jej na ramieniu.
Vivien nacisnęła klamkę drzwi i zeszła po starych, zniszczonych schodach w dół. Będąc na I piętrze skręciła w prawo do dużej sali, gdzie urządzono stołówkę. Wiele osób, które usłyszały dźwięk gongu zbiegło się tam i głośno rozmawiając zajmowali miejsca przy długich ławach obok stołów.
Aurorka przekraczając próg stołówki wpadła na mężczyznę z długimi, siwymi włosami, bliznami na twarzy i czarodziejskim okiem.
- Alastor Moody? Skąd cię tu przywiało? - prawie wykrzyknęła zdziwiona. - Przecież jesteś na emeryturze!
- Vivien Renatusse! - zdumiony Szalonooki powitał kobietę. - Od kiedy tu jesteś?
- Od wczoraj. Co tutaj robisz?
- Ja? Ja pomagam Remusowi i Tonks w uprzątnięciu tego rozgardiaszu.
- Jak to, Remus został aurorem?
- Nie... On tylko wspomaga swoją ukochaną Nimfadorę - wypowiedział szczególny nacisk kładąc na imię kobiety - O, właśnie idą – machnął ręką w stronę schodów, z których para schodziła rozmawiając. Do uszu Vivien dotarły ich słowa:
- ... o co mi chodzi?
- Domyślam się.
- To kiedy? W sierpniu?
- Mnie to najbardziej odpowiada... Cały sierpień mam wolny...
- Wiesz, musimy sprawdzić wolny termin na... - Lupin przerwał, bo zauważył, że Moody i Vivien słuchają ich rozmowy.
- O czym tu mowa? - zapytał z ciekawością patrząc na dłoń w bandażach u Tonks. - A... Przepraszam. Już wiem – odwrócił wzrok, a zawstydzona aurorka schowała rękę pod płaszcz. Vivien poczuła, że coś przed nią ukrywają... Coś bardzo ważnego...
W czwórkę weszli do stołówki, gdzie zaczęły się rozmieszczać talerze z jedzeniem. Aurorzy zamilkli w obawie przed kolejnym wybuchem pani kapitan. Zamarli w oczekiwaniu na jakąś uwagę, lecz nic nie usłyszeli oprócz:
- Co tutaj tak cicho? Żałoba po kimś?



Rozdział II
„W imię miłości...”

Młoda kobieta leżała na łóżku wpatrując się w starą, spękaną ścianę pokoju. Promienie słoneczne zaczęły dotykać jej jasnych policzków i ogrzewać je. Osoba trzymała w dłoniach zamknięty medalion, którego nie potrafiła za żadne skarby otworzyć. Nie otworzenie jej chodziło. Starała się rozgryźć znaczenie symbolu na jego powierzchni. Miał on kształt kwadratu z dwoma zawijasami po przekątnej i dwoma głębokimi wcięciami nachodzącymi na siebie pod kątem ostrym.
Nie znała, ani jego znaczenia, ani pochodzenia. Podniosła lekko głowę i wlepiła wzrok w drewniany zegar tykający kolejne sekundy. Wskazywał 5.30 nad ranem. Mimo dość wczesnej pory kobieta wstała z łóżka, wzięła ręcznik z krzesła i cicho wyszła z pokoju. Kierowała się do łazienki. Starała się iść jak najciszej po trzeszczących deskach. Po przejściu obok siedmiu drzwi dotarła do umywalni, gdzie wślizgnęła się przez uchylone drzwi. Spojrzeniem odszukała umywalkę na końcu rzędu. Zawsze ją zajmowała.
Podeszła do niej, zawiesiła ręcznik na wieszaku i chcąc przemyć twarz wyciągnęła dłoń ku kranowi, ale cofnęła ją z przerażeniem słysząc trzask z sąsiedniej części łazienki. Wyciągnęła różdżkę zza pasa i skradając się stanęła przy łuku prowadzącym do miejsca źródła dźwięku. Wychyliła głowę zza gzymsu i nie kryjąc radości odetchnęła z ulgą:
- Ale mnie wystraszyłaś, Viv – rzekła do Tonks zdejmującej opatrunki ze zranionej ręki i sama schowała różdżkę.
- Jeszcze wcześnie... Co tu robisz? - Nimfadora oderwała się wzrok od bandażu, którego zaczęło ubywać na ranie i zbliżał się do końca.
- Nie mogłam spać. Przez to – wyjęła z kieszeni medalion i pokazała go Tonks, która rzuciwszy okiem spuściła głowę i przerwała zdejmowanie opatrunków.
- Muszę ci się do czegoś przyznać... - podniosła lekko oczy i utkwiła je w kafelce przedstawiającej jednorożca.
- Do czego? - zapytała po paru sekundach milczenia Vivien.
- Do tego... - Tonks odsłoniła ostatni bandaż, a na jej palcu lśnił pierścionek z diamentem. Po ranie nie było już ani śladu. Vivien aż otworzyła usta ze zdumienia. Wlepiła wzrok w błyszczący okaz i przez chwilę nie wydusiła z siebie słowa. Nimfadora podniosła głowę i oczy skierowała w jej stronę. Uśmiechnęła się lekko i powiedziała:
- Remus poprosił mnie o rękę. Przyjęłam oświadczyny, a co innego miałabym zrobić? Kocham go i chcę z nim być.
- Czyli to co rozmawialiście na schodach... to było o ślubie, prawda? - wydusiła nadal zszokowana Vivien. Tonks kiwnęła głową. - A jak Szalonooki przeniknął okiem bandaże to zobaczył to „coś”?
- Aha i dlatego trzeba na niego uważać. Chciałam ci powiedzieć zaraz po kolacji, jak mieliśmy dokończyć rozmowę o ślubie Billa i Fleur, ale wymówiłaś się zmęczeniem. To cóż...
- No właśnie, to już za trzy dni – przerwała jej przyjaciółka.
- Co?
- Ślub. Nie, nie, nie twój! - poprawiła się, kiedy ona popatrzyła na nią groźnie. - Billa i Fleur!
- Pamiętasz chyba, że mają obchód co 10 minut i my mamy przyjmować raporty?
- No, jasne... - przytaknęła i patrzyła, jak Tonks machnięciem różdżki uprzątnęła bandaże. Wyszła z komnaty, wyciągnęła rękę po ręcznik przyjaciółki i rzuciła go wciąż osłupiałej po wielkim szoku Vivien. Drzwi za nią tylko cicho skrzypnęły.

***

Wielkimi krokami zbliżał się ślub Billa i Fleur. Przygotowania szły pełną parą. Grupa Zakonu Feniksa miała się pojawić w pełnym składzie. Aurorzy mieli pilnować wejść i robić obchód co 10 minut.
W dniu ślubu wszyscy goście w wyśmienitych humorach zjawili się o wyznaczonej porze pod katedrą. Aurorzy zajęli już swoje pozycje. Tonks, Lupin, Vivien i Szalonooki mieli przyjmować raporty z obchodów. Sami usytuowali się z tyłu pod balkonami. Goście rozsiedli się w ławkach szepcząc między sobą o nowinach z świata magii. Rozmowy ucichły, gdy tylko zagrała muzyka.
U wejścia pojawiła się para młoda, a za nimi ich rodziny. Wolnym krokiem szli w rytm organów po czerwonym dywanie do ołtarza. Wszystkie oczy zwróciły się w kierunku panny młodej. Ubrana była w suknię do kostek, rzecz jasna białą. w niektórych miejscach ozdobiona została brokatem i haftowanymi różyczkami. Z głowy spływał na twarz Fleur welon, a z pleców ciągnął się tren. Pan młody szedł obok przyodziany w garnitur, a z ramion opadał mu czarny płaszcz spięty złotą broszą.
Para dotarła do ołtarza, a rodziny rozsiadły się w przygotowanych specjalnie dla nich ławach w pierwszych rzędach. Muzyka skończyła grać. Rozpoczęła się długo oczekiwana uroczystość.

* * *

Gdy zapadły słowa:
- Możesz pocałować pannę młodą - Tonks szepnęła do Vivien:
- Idę sprawdzić teren. Klenois spóźnia się już kilka minut - wstała i cicho wyszła z katedry. Lupin widząc to spytał siedzącej obok Vivien:
- O co chodzi?
- Idzie sprawdzić co się dzieje. Klenois się spóźnia z raportem. Mogło coś się stać - Lupin kiwnął głową na znak, że rozumie.
Tymczasem Tonks przylegając do odrapanych ścian katedry posuwała się w pełnej gotowości. Czuła, że coś się nie zgadza. Zbliżała się do miejsca, gdzie było wejście do zakrystii. Wychyliła głowę i znieruchomiała. Aurorzy leżeli uśpieni, a na ścianie wypalony został...MROCZNY ZNAK!

* * *

- Gdzie ona jest? - zapytała cicho Vivien. - Coś musiało się stać...
Para młoda szła już w kierunku wyjścia, gdy będąc w połowie drogi na środek katedry wbiegła Tonks. Szeptała coś z Billem w innym języku i co chwilę wskazywała na wyjście. Bill nie bardzo wiedział co ma robić, więc Tonks przywołała Vivien, Lupina, i Szalonookiego, by pomóc w podjęciu decyzji. Chwilę szeptali coś między sobą, a zaniepokojeni goście zaczęli odczuwać, że dzieje się coś złego. Wtem Tonks krzyknęła:
- Uciekać! Atakują! - ludzie nie wiedzieli co mają dokładnie robić: czy jej słuchać, czy pozostać na miejscach. W końcu zrozumieli, że to nie żarty i w popłochu zaczęli pchać się do wyjścia. Garstka aurorów i Zakon Feniksa pozostał na miejscu. Śmierciożercy zaczęli dobijać się do tylnego wyjścia.
Lupin i Kingsley zabarykadowali wszystkie drzwi i wrócili do wszystkich stojących plecami do środka. Zza drzwi było słychać głosy i zdawało się jakby ściemniać.
- Mają trolla! - krzyknął Szalonooki przenikając drewno magicznym wzrokiem. Vivien poczuła się tak, jakby miała nie wyjść już żywo z tej katedry. Huki stawały się coraz głośniejsze. Odłamy drewna odpadały od całości. Gdzieniegdzie były już dziury wystarczające, by się upewnić, że Moody miał rację. Troll swym młotem rozgruchotał drzwi na drobne drzazgi.
Zza obłoku pyłów wyszły zakapturzone postacie w maskach. Kilku z nich wypowiedziało pierwsze zaklęcia. Vivien spojrzała w oczy jednego z nich. Szare, nie wyrażające jakichkolwiek uczuć. Zacisnęła mocniej palce na różdżce i wycelowała ją w przeciwników. Błysnęło białe światło, a trzech wrogów padło oszołomionych. Ku niej poleciało kilka zaklęć. Odparowała je bez trudu.
- Stiliota! - wrzasnęła Tonks do Vivien, co miało znaczyć: "Z tyłu zachodzi cię przeciwnik".
Odwróciła się gwałtownie i rzeczywiście, za nią unosił się dementor i zaczął wysysać z niej najlepsze wspomnienia. Tonks widząc przyjaciółkę w niebezpieczeństwie i sama w nim będąc mając wokół siebie kilkunastu dementorów krzyknęła:
- EXPECTO PATRONUM! - błysnęła białe światło, z którego uformował się przezroczysty jastrząb. Patronus zaczął kąsać wszystkich dementorów w pobliżu. Wzlatywał coraz wyżej i wyżej, aż zalśnił takim blaskiem, że oślepił on wielu wrogów. Zrozumieli z kim mają do czynienia i rzucili się na Tonks ocierającą pot z czoła:
- To ona! - wołali. - Ta co załatwiła nas ostatnio!
Uniknęła tylu ciosów szybkimi skokami, przewrotami i unikami, ale po morderczej walce z dementorami jej siła znacząco spadła. Widząc,że reszta również nie daje już rady zrozumiała co jej zostało:
- UCIEKAJCIE! - wrzasnęła przez hałas bitwy. Wszyscy zamarli w bezruchu. Nie wiedzieli czy jej słuchać. - Ja ich zatrzymam.
- Chyba nie chcesz... - wtrącił się Lupin - Nie! Nie pozwolę ci na to! - spojrzał jej głęboko w oczy.
- To jedyny sposób! Uciekajcie! - krzyknęła do odchodzącej garstki Zakonu i aurorów. Vivien zawahała się przez chwilę, ale chciała znów obejrzeć światło dnia. W ciemnej katedrze nie mogłaby zbyt długo wytrzymać, więc pośpieszyła za resztą do wyrąbanych drzwi, zza których prześwitywało światło. Część ludzi wzbiła się już w powietrze na miotłach.
W pośpiechu odszukała swojego Nimbusa i nie zdziwiło jej to, że Lupin stał patrząc się na wnętrze kościoła, wahając się wciąż z odlotem. Wiedziała jak ciężko jest mu się rozstać w takiej trudnej chwili z Tonks. Vivien dotknęła jego ramienia i pocieszyła go:
- Nie martw się. Na pewno sobie poradzi. Nie raz widziałam jak rozgramiała po trzy oddziały śmierciożerców na raz, tak jak ostatnio - wsiadła na miotłę, a po namyśle dołączył do niej Remus.

***

Na środku pobojowiska stała Ona. Szeptała stare zaklęcie w mowie, którą rozumiał tylko On:

Huano sante feisht a moriet,
Huano sante feisht theina,
Huano sante, conte semo leit,
Huano sante hlonoit sit malesta,
Huano sante le dasta,
Huano sante sole mit uno!


Tylko jedna osoba rozumiała te słowa – Remus Lupin, a brzmiały one tak:

W imię miłości zawsze zwyciężającej,
W imię miłości zawsze wiernej,
W imię miłości, aby On przeżył,
W imię miłości wypowiadam te słowa,
W imię miłości naszej zginę,
W imię miłości przeżyję dla niego!


Lupin słysząc w głowie te zaklęcie gwałtownie zawrócił miotłę i powiedział:
- Wracam po nią – przyspieszył zostawiając resztę w trudnej sytuacji: lecieć z nim, czy nie?
Vivien, Szalonooki, Kingsley i paru innych aurorów wraz z częścią Zakonu podążyło w ślad za nim, a pozostali udali się do miejsca, gdzie według planu miało się odbyć wesele.

***

- „... Huano sante sole mit uno!” - wrzasnęła Tonks unosząc różdżkę w górę, a błękitna fala oślepiającego światła rozpromieniła się dookoła powalając śmierciożerców, lecz jeden z nich wyciągnął nóż umoczony w specjalnej truciźnie i rzucił w nią. Przez chwilę tak, jak wszyscy upadła na kolana krzycząc z bólu, ale spadła nie na twarz, tylko starała się wstać dusząc się i drżąc na całym ciele.
Nagle do katedry wpadł Lupin i podtrzymał ją aby nie upadła.
- Co się tutaj stało? Dlaczego zrobiłaś to dla mnie? - spytał, jakby z pretensją. Nie otrzymał odpowiedzi, tylko głośny głos Szalonookiego:
- Co z nią?
- Jest źle... - wskazał na sztylet sterczący z brzucha narzeczonej. - Dostała nożem z trucizną. Oby to nie było to co myślę...
Dotknął ciemnofioletowej mazi i obejrzał ją z bliska.
- Tylko nie to... Powoli dołącza do Nich... Do Crenod... – dokończył cichym głosem.
- Przyślijcie tu kogoś z św. Munga! - krzyknął Remus do aurorów. Przytulił krztuszącą się i drżącą Tonks do siebie.
- Nie oddam Wam jej tak łatwo... - pogładził kobietę po włosach.

__________________________

I jak pierwsze wrażenia?

Ten post był edytowany przez Darkness and Shadow: 26.05.2006 15:03


--------------------
Forever, your eyes will hold the memory.
I saw your heart as it overtook me.
We tried so hard to understand and reason
But in that one moment, I gave my heart away.


Wróciłam. Tak jakby.

Moje forum. Przystań obłąkańców.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
Darkness and Shadow
post 29.01.2006 21:43
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 77
Dołączył: 12.12.2005
Skąd: z dziury zabitej dechami ;)

Płeć: Kobieta



Rozdział VII
Nowy początek.

Lupin ocknął się po bolesnym uderzeniu w twarz batem. Otworzył szerzej oczy i stwierdził, że znajduje się w tej samej komnacie co przedtem. „Czyżby to było snem? A teraz się ziści?” - zadał sobie te pytania zerkając w bok. Nie znalazł tam żony tylko jakąś obcą osobę. Oboje byli przykuci do żelaznych ścian, a przed nimi stali śmierciożercy z Severusem Snape'm na czele.
- I co, Lupin? Już odczuwasz brak żony? - zapytał z drwiącym uśmiechem zdrajca Zakonu. Nieznajoma podniosła swoje nabiegłe krwią oczy na prześladowcę i syknęła:
- Milcz!
Snape sięgnął po sztylet ze stołu, a ona ubiegła go słowem:
- Nawet o tym nie myśl! Będziesz się trzymał rozkazów z listu, bo inaczej pożałujesz, żeś w ogóle przyszedł na świat! Chyba wiesz, że w każdej chwili, gdybym tylko chciała, tobym się uwolniła i zabiła cię na miejscu.
Śmierciożerca zaśmiał się głośno podchodząc do niej i patrząc w jej czerwone oczy.
Remus korzystając z okazji, że Severus poświęca teraz uwagę nieznajomej, zaczął się jej przyglądać. Odziana była w czarny płaszcz, pod którym widniał skórzany kaftan przewiązany pasem. Charakterystyczne były jej buty sięgające do kolana i mające kolce po wewnętrznej i zewnętrznej stronie podeszwy. Wyglądała wręcz potwornie.
Postać miała bladą, przypominającą bardziej trupią niż ludzką twarz, poznaczoną licznymi ranami, z których obficie ciekła krew. Spiczaste uszy wystawały zza posklejanych krwią, czarnych, długich do ramion włosów, nabiegłe krwią oczy „przewiercały” na wylot Snape'a. Przed nią utworzyła się dosyć pokaźna kałuża krwi, która kapała z jej ran na posadzkę. Teraz obnażyła lekko kły i szarpnęła się w łańcuchach.
- I co mi zrobisz? Co mi zrobisz, jak to cię nazwała ta jedna w liście... Błyskawica? Tak, więc co mi zrobisz, Błyskawico?
- To ci zrobię! - wykrzyknęła, rozerwała łańcuchy szarpnięciem i skoczyła na prześladowcę, obalając go na plecy. Wysunęła szpony i jednym ruchem podcięła mu nimi gardło. Widząc, że pozostali śmierciożercy rzucili się w jej stronę, wstała i szeptała jakieś słowa. Wyciągnęła przed siebie pociętą ranami rękę. Dłoń skierowała w stronę wrogów, którzy byli już zaraz przed nią i przygotowywali różdżki do skierowania na nią Avady.
Ona się tylko zaśmiała i sprawiła, że z jej palców popłynęły, jakby sznurki piorunów, które rozszczepiły się, a każdy promyczek trafił jednego śmierciożercę. Trafieni osunęli się na ziemię i leżeli w bezruchu.
Błyskawica stanęła przed Lupinem i powiedziała:
- Zanim cię uwolnię...
- Dlaczego miałabyś mnie uwalniać - przerwał jej Remus - skoro mogłabyś mnie po prostu zabić, tak jak tych - wskazał na nieżywych śmierciożerców.
- Daj mi powiedzieć do końca – poprosiła. - Nie wybaczyłabym sobie do końca życia... - wyciągnęła w jego stronę dłoń z obrączką na palcu. - Nie myśl, że ja tak po prostu jestem tylko potworem albo jak wolisz, Crenodą. Mimo, że po części nic nie pamiętam z podróży tutaj, to wiem przynajmniej kim jestem. Obecnie jestem Błyskawicą, Trzecią Najpotężniejszą Crenodą, władczynią burz i piorunów, lecz dawniej byłam Nimfadorą Tonks, a jeszcze niedawno - Nimfadorą Lupin. Wierz mi, to co się stało, po tym jak wyglądałam niczym trup i wisiałam tutaj na łańcuchach – wskazała na rozerwane ogniwa leżące na posadzce – nie było za miło... Między śmierciożerców wkradła się Szron, Pierwsza Najpotężniejsza, władczyni lodu i mrozu i zdradziła mi na kogo zostałam wybrana i dała mi to – wyciągnęła spod kaftana wiszący na rzemieniu symbol pioruna świecący ciemnoniebieskim światłem. - Myślę, że to powinieneś wiedzieć.
- Że co?! - wykrzyknął Remus, będąc uwalnianym z kajdanów przez Błyskawicę. - Czy ja dobrze słyszę?! Ty niby jesteś moją żoną?! Nieee, ja nigdy w to nie uwierzę!
- Ale chyba będziesz musiał,... bo to jest czysta prawda, a tego co prawdziwe nigdy nie przekręcisz, na to czego byś chciał. Zaraz, a może byś chciał, żeby ona dalej nie żyła tak jak ty myślisz? Nie? Więc, musisz uwierzyć, że ja i Tonks, to jedna i ta sama osoba, która na dodatek stoi przed tobą!
Remus uśmiechnął się i rzekł już spokojnie:
- No dobra, poddaję się i wierzę ci, Nim. Tylko co z Zakonem?
- Zakonowi i innym powiedz, że tutaj zginęłam i to na twoich oczach, bo w końcu tak prawie było, a gdy cię zapytają jak uciekłeś to możesz zdradzić, że pomogła ci pewna tajemnicza osoba, ale proszę, nie mów, że Błyskawica!
- A dlaczego nie miałbym im mówić? Mają chyba prawo wiedzieć...
- Gdyż ja jestem tym, kim jestem i nie chcę, aby mieli świadomość, że ktoś, kogo znali stał się czymś takim! - podeszła do stołu i wśród narzędzi tortur wzięła nóż do ręki i dodała:
- Nie chcę też, by mi przeszkadzali w zadaniu, które powierzy mi Szron na miejscu, gdzie nas pojmano. Tylko,... że ja całej drogi tutaj nie pamiętam.
- Będę mógł ci pomóc, jak tylko będziesz chciała. Pamiętam całą drogę.
- Wiesz, może jeszcze nie teraz, najpierw musimy się stąd wydostać – przejechała palcem po ostrzu noża. - Mam do ciebie jedną prośbę...
- Jaką?
- Czy mógłbyś przyrządzić Eliksir Przemiany? Będzie potrzebny, gdy zakończę zadanie i będę wracać do statusu człowieka...
- Nie ma sprawy, tylko będzie trochę trudno o składniki...
- Coś ty, ja ci skądś je wytrzasnę. A teraz lepiej zwijajmy się stąd. Niby te ściany są dźwiękoszczelne, ale zaraz pewnie się zniecierpliwią i wyślą tu kogoś – kopnięciem otworzyła drzwi i wbiegła po schodach. Za nią podążył Remus. Znaleźli się w długim korytarzu, po którego obu stronach znajdowały się cele dla więźniów, którzy nie chcieli sie przyłączyć do Voldemorta. Nikt ich teraz nie pilnował.
- Muszą mieć jakieś zebranie, bo inaczej chodziłoby ich tutaj mrowie – stwierdziła Crenoda wchodząc do pobliskiego magazynu i grzebiąc tam w poszukiwaniu czegoś. Po chwili wyszła stamtąd z dużą skrzynią, którą położyła na kamiennej posadzce i różdżką Remusa w ręku. Podała mu ją ze słowami:
- Mojej pewnie te ślepoty, nie zauważyły w śniegu i oczywiście nie zabrały, bo nie znalazłam jej tam – rozglądnęła się po kłódkach od celi, wewnątrz których więźniowie niespokojnie się poruszali.
- Alohamora – mruknął Lupin kierując różdżkę na pierwszą z najbliższych mu kłódek. Nic nie zadziałało.
- Coś mi się zdaje, że użyli blokady... - rzekł ze zrezygnowaniem.
- Czekaj... - Błyskawica odepchnęła lekko w bok Lupina i skierowała na wszystkie zamki promienie podobne do tych, którymi zabiła śmierciożerców w sali tortur. Każda po kolei kłódka otwierała się i spadała na ziemię, a zza krat niepewnie wychodzili nie tylko ludzie, ale i Crenody, które nie zgodziły się stanąć po Ciemnej Stronie.
- Wiejemy stąd – była Tonks wskazała na skrzynię i przepchała się do drzwi na końcu korytarza. Cicho otworzyła je i poprowadziła jeńców. Po pokonaniu zakrętu, stanęła w kącie i kazała wszystkim biec już prostą drogą do krat.
Patrzyła jak grupa biegnie, lecz wzrokiem szukała Remusa. Znalazłszy go na końcu dołączyła do niego.
- Zaraz będą tutaj – wskazała na boczne korytarze. Więźniowie z pomocą Crenod podnieśli w górę kraty i wychodzili już na wolność.
Nagle z bocznego korytarza wyskoczyła grupa śmierciożerców, obezwładniła te Crenody, które przepuszczały ludzi. Później widząc, że Błyskawica nadbiega, rzucili się w jej kierunku.
- Uciekaj, nie czekaj na mnie – rzekła Lupinowi, zatrzymała się i wyszeptała jakieś zaklęcie, które spowodowało, że przeciwnicy osunęli się na ziemię.
- Uciekaj! - krzyknęła mu, gdy on stanął w bramie i obejrzał się za siebie. - Uciekaj! Ja sobie poradzę!
Remus niepewnie odbiegł w pobliski ciemny las.
Tymczasem Błyskawica zerknęła za siebie. Z bocznych korytarzy wylewali się śmierciożercy, a na posadzce leżały Crenody skrępowane zaklęciami.
- Firentis – szepnęła Trzecia Potężna, a ich powrozy rozwiązały się. Wrogowie zbliżali się w przerażającym tempie. Wtem poczuła silne uderzenie w tył głowy i straciła przytomność. „Zasada pierwsza – nie stawaj tyłem do wroga” - przypomniała sobie w ostatniej chwili zanim przed oczami zobaczyła tylko ciemność.

***

- ...Mają nikłe szanse ucieczki, o ile jeszcze żyją. Jest to wątpliwe twierdzenie, gdyż śmierciożercy nie oszczędzają nikogo, a sam Voldemort nie lubi się babrać czyjąś krwią, zwłaszcza jeżeli jest ona mieszana – ciągnął Moody.
- A sam kim jest! - wykrzyknął nagle Artur Weasley.
- Wiemy doskonale jakiego jest pochodzenia, Arturze, ale nie to mam na myśli... On nie lubi takich rzeczy. On woli patrzeć na tortury zadawane Cruciatusem lub Avadą. Zatem możemy się spodziewać, że nikt nie powróci z lochów Zamku Cieni. Słyszałem o okrucieństwie, jakim częstują tam więźniów i myślę, że... - przerwało mu wejście do refektarza Vivien.
- Dowiedziałam się od Crenod w Złotym Lesie, że w nocy uciekła jakaś grupa ludzi z Zamku Cieni, gdyż część urwała się stamtąd razem z nimi. Nie wiem jednak, czy Tonks i Remus byli wśród tych osób, Crenody nic nie wiedzą. I tak część pozostała tam razem z tą, która je uwolniła. Zwą ją Błyskawica. Coś mi się wydaje, ze to Trzecia Najpotężniejsza...



Rozdział VIII
Wspomnienie

Vivien uniosła niechętnie głowę. Na dziedzińcu Kwatery było słychać podniecone krzyki. Nie wierzyła, że ktoś wrócił z tortur. Nadzieję straciła już wtedy kiedy odnalazła pierścionek zaręczynowy przyjaciółki w śniegu. Jednak chwilę później do pokoju wpadła Nicola z rozwichrzonymi włosami.
- Ktoś wrócił! Może to oni? Chodź! – Vivien lekko ożywiona powrotem nadziei wybiegła ciągnięta przez Niki, która zamiast zbiec po schodach, po prostu z nich zeskakiwała. Zjawiły się na dziedzińcu i zauważyły, że Bill z Charlie'm, otoczeni przez cały Zakon, prowadzą kogoś pod ramię do refektarza. Pognały tam ile sił w nogach. Zatrzymały się wraz z tłumem, a Nicoladaida wyjrzała zza głów innych czarodziejów. Ujrzała jak Weasley'owie pomagają tej osobie usiąść. To był Remus Lupin. Serce zabiło jej żywiej i wzrokiem szukała siostry, lecz jej nie zauważyła. Po oczach męża Tonks zrozumiała, że stało się coś strasznego...
- I co? - dopytywała się Vivien, która nie mogła nic dojrzeć.
- Widzę Remusa, ale... - urwała, gdyż aurorki obok niej już nie było, bo słysząc tylko imię Lupina, zaczęła się przeciskać do przodu. Po długiej chwili znalazła się u jego boku. Rozglądnęła się dookoła, lecz nie zauważyła przyjaciółki.
- Gdzie masz Nim? - spytała od razu. Mężczyzna milczał. - Gdzie ona jest?!
- Weźże, daj mu święty spokój. Facet zbyt dużo wycierpiał! - warknął Moody próbując utrzymać równowagę, będąc popychanym przez grupę Zakonu.
- Nie, nie Alastorze... Nie trzeba... Ona ma prawo wiedzieć...
- O czym wiedzieć? - obok Vivien pojawiła się Nicola również ciekawa tego, czego do powiedzenia miał Remus.
- Nim nie ma ze mną dlatego, że... ona... nie żyje...
Zakon stanął jak zamurowany. Krzyki i wrzaski ucichły. Wszyscy wpatrywali się szeroko otwartymi oczami w Lupina, który dodał już szeptem:
- Zginęła na moich oczach, a ja nie mogłem nic zrobić... Te rany, które z sobą przynoszę nie są warte jej życia... Życia, którego już jej nie przywrócę...
- Nie... - po policzku Vivien spłynęła łza, a po niej druga, trzecia i kolejne. U Nicoli działo się podobnie...
- To nie może być prawda! - wrzasnęła aurorka.
- A jednak... - Remus oparł łokcie o kolana i schował twarz w dłoniach. - Dlaczego... Dlaczego zrobiłaś to dla mnie?
A Moody westchnął ciężko:
- Wspaniały początek roku...

***

Powiew wiatru przewracał kartki albumu. Na cienkich stronach widniały wklejone fotografie przedstawiające piątkę dziewcząt będących w wieku studenckim. Postacie uśmiechały lub wygłupiały się. Obok leżał notes o czarnej oprawie.
Vivien podeszła do biurka, gdzie leżały te przedmioty. Dotknęła twardej skóry, w jaką był oprawiony zeszycik. Otworzyła go i przekartkowała szybko. Nie natrafiła na żadną nawet lekko zapisaną stronę. Wszystkie kartki były czyste, jednak pod koniec natrafiła na mały zwitek papieru. Kobieta wzięła go w dłonie i obejrzała dokładnie. Przejechała po nim palcem i natrafiła na wypukłe znaki.
- Cwana z ciebie lisica... - mruknęła i zaczęła odczytywać pismo. - „Gdy straciłaś już nadzieję i wiarę w to, że żyję, wypowiedz moje imię, a może to co ujrzysz pokrzepi cię. Przeszłość ma dar rozdrapywania ran i ich leczenia, lecz pamiętaj: nigdy nie trać nadziei! Ona zawsze tli się niezauważona! Kiedyś wrócę, obiecuję! N. C. T.”
Drzwi otworzyły się cicho i do wnętrza wślizgnęła się cicho Nicoladaida.
- Remus cię prosił, byś zeszła na dół. Ma coś dla ciebie... - oznajmiła cicho.
- Mówił co?
- Nie... To jakieś delikatne sprawy, więc ja się do nich nie mieszam... Aha, to chyba ma jakiś związek z Nim...
- Z Nim? Może jednak zejdę... Jeśli dotyczyłoby to czegoś tak błahego jak dajmy... Hmmm... Nie wiem... Idę tam. Może czegoś ciekawego się dowiem... - zatrzasnęła album, a dziennik z karteczką wsunęła do kieszeni. Wypchnęła siostrę przyjaciółki na korytarz i powlokła się po kamiennych schodach w dół wieży. Przeszła przez zaśnieżony dziedziniec ciągnąc za sobą Nicolę, która mruczała pod nosem:
- Skąd ona wiedziała, że ma iść do refektarza, a nie do podziemi? Niebywałe...
Vivien słysząc te pomruki odpowiedziała głośno:
- A gdzie indziej mógłby siedzieć Remus jak nie w refektarzu? On tam teraz siedzi prawie non stop. Może nawet tam sypia... - wbrew zamiarowi nie udało jej się nawet wpędzić lekkiego uśmiechu na twarz towarzyszki.
Weszły wolnym krokiem do wnętrza, gdzie przy stole siedział zmarkotniały Remus. Na widok Vivien ożywił się znacznie i zaczął grzebać po kieszeniach.
- Ja nie będę przeszkadzać... - mruknęła w ich kierunku Niki kierując się na zaplecze kuchenne, zapewne w celu zaparzenia sobie mocnej kawy. Gdy zniknęła za rogiem Lupin wygrzebał z wewnętrznych części płaszcza jakiś zawinięty w rulon pergamin i położył go przed przyjaciółką.
- Co to za badziewie? - spytała groźnie aurorka.
- Badziewie? - prychnął wilkołak - Ładnie dziękujesz Nim... Ona zapewne ma tutaj jakieś słowa skierowane do ciebie, coś w stylu testamentu, a ty mówisz „badziewie”?
- Och, przepraszam. Nie wiedziałam, że to coś od niej... - usiadła obok mężczyzny i ujęła w dłonie rulon.
- Zaraz jak pobraliśmy się, ona dała mi to, żebym przekazał ci to po jej śmierci. Spełniam tylko jej wolę... - odwrócił twarz w kierunku okna. Wpatrywał się w zachmurzone niebo.
- Będzie śnieżyca... - mruknął pochylając głowę ku stołowi i podpierając ją rękami. Wyglądał tak, jakby stale go coś dręczyło...
- Opowiesz mi jak ona... - wyrwało się aurorce. W porę zamilkła. - Przepraszam... Nie powinnam była ci wspominać... - przeprosiła i wstała od stołu.
- Nie, nie idź. Zdarzyło się i tyle. Gdyby nie Błyskawica, to na pewno nie byłoby mnie tutaj, tylko tam, gdzie teraz jest Nim...
- Gdyby nie ona... - westchnęła Vivien.
- Opowiem ci o tym dopiero gdy rany się zagoją... nie będą tak świeże... Zbyt szybkie zdrapywanie może sprawić ból, więc lepiej poczekać aż rana się zabliźni... - Remus również wstał od stołu. W jego oczach błyskało coś niepokojącego. „On unika tego jak ognia... Unika tematu Nim... On coś wie i ukrywa to przed nami.” - odprowadziła wzrokiem przyjaciela do drzwi i odeszła w stronę zaplecza kuchennego, by odnaleźć Nicolę.

***

„Tenro vainatena!”(Miej nadzieję)

Gdy to czytasz, zapewne już nie żyję lub przynajmniej ukrywam się w mroku jako cień. Wiem, że chciałabyś cofnąć dni i naprawić to co złe, ale ja tego od ciebie nie wymagam. Zdarzyło się to, co miało się zdarzyć, co było nam zapisane jeszcze przed naszymi narodzinami i nie można tego odkręcić nawet zmieniaczem czasu. Nie wiń się za to i staraj się zapomnieć o tym.
Przekazałam ci kiedyś stary dziennik. Mam nadzieję, że jeszcze go masz. Jakbyś nie znalazła tam karteczki ode mnie, to kluczem jest moje drugie imię – Catharine. Wszystko co tam jest opisane mówi o naszym pobycie na Akademii Aurorskiej Niższej i Wyższej, o mistrzu Xaronie i dziewczynach z The Aurores. Pamiętasz? Powspominaj i pamiętaj o tamtych dniach – to były nasze złote lata, zanim wszystko się zaczęło paprać. Dziennik pozwoli ci zrozumieć tamten czas...
Jeśli tracisz już nadzieję w moje istnienie, to uwierz, że gdzieś daleko błąkam się po pustkowiach ocalona cudem z otchłani śmierci. Być może szukam jedynie pomocnej dłoni i ukrywam się w ciemności, bo nie mam do kogo się zwrócić, chociaż kiedyś miałam tylu przyjaciół...
„Tenro vainatena”, Vivien! Uwierz w to! Tak może być naprawdę!

N. C. Tonks – Lupin

Po policzkach Vivien popłynęły łzy. Otarła je rękawem szaty i wyjęła z kieszeni wspomniany w liście dziennik.
- Catharine – szepnęła, a na wyblakłych kartkach zaczęły pojawiać się powoli litery, zdania, aż powstały całe wpisy. Aurorka pochyliła się nad pochyłym pismem przyjaciółki. Odczytała pierwszą lepszą datę.
- 15 sierpnia 1976 r. - odchyliła głowę w tył starając sobie przypomnieć co wtedy się stało. „Początek pobytu w Hiszpanii i początek naszej znajomości” - przemknęło jej na myśl.

***

...Wolność... Tego mi potrzeba... Każdy dzień gorszy od poprzedniego... Ból, który rozsadza ci wszystkie kości, nie pozwala ci się poruszać, a jednocześnie zmusza się do tego... Już niedługo nadejdzie dzień rozerwania łańcuchów... Dzień, który przyniesie mi upragnioną wolność i zapisze się w dziejach magii jako Dzień Wyzwolenia Crenod, bo i ja jestem Crenodą...

...Zza drzew wyłoniły się zakapturzone postacie uzbrojone aż po zęby. Z mroku wyszła znajoma postać lekko utykająca na prawą nogę. Rozległ się głos Crenody:
- Kiedro, dateisa more! - ziemia zadrżała tak, że czarodzieje ledwo utrzymywali równowagę, lecz Plemię Ciemności stało nawet nie poruszywszy się...
...Jednorożec. Biały rumak z kontrastującym barwą jeźdźcem na grzbiecie. Jeźdźcem chwiejącym się i skrywającym roztrzaskaną na strzępy rękę pod podziurawionym płaszczem, który przetrwał już wiele starć. Sylwetka obcego zaczęła zsuwać się z grzbietu zostawiając ślady krwi na srebrzystobiałej, gładkiej skórze stworzenia...
...Ciało opadające beż życia na posadzkę. Pełne przerażenia oczy Zakonu i zduszony przez płacz szept Nicoli:
- Co ja zrobiłam? Zabiłam własną siostrę! Jak tak mogłam?
Mokre kosmyki włosów oblepiły bladą twarz osoby, która jeszcze przed chwilą była Błyskawicą, a teraz leżała w bezruchu przed grupą czarodziejów jako Nimfadora Lupin...


Remus obudził się zlany potem. Chwycił medalion wiszący na szyi i pogładził jego powierzchnię. Był gorący, wręcz palił.
- Nim... - szepnął wpatrzony w ciemność pokoju. „Oddając własne serce, daję ci to, co moja matka dała memu ojcu. Ten medalion przechodzi z pokolenia na pokolenie w rodzie Blacków i chociaż matka została wyklęta, otrzymała dziedzictwo.” - słowa Tonks wypełniły jego umysł skołatany przerażającymi wizjami.
Położył głowę z powrotem na poduszkę i przymknął powieki. Zapadł w spokojny sen...

***

- Przepowiednia się spełnia – Szron zgłębiła wzrok w obrazie z szklanej kuli. - Dołączyła do nas Trzecia Potężna, Błyskawica. Poszukiwania zakończone, chociaż szkoda mi tej drugiej, Vivien... Też by się nadawała... Obie takie młode, niedoświadczone... A ta nasza Trzecia nie wie nawet, że w Hoegsmade prorokowała nieświadomie... Och, nie wie nawet co powiedziała...
Z wnętrza zaczęły dochodzić szepty:

Sando vetra hamoni,
Dietra na ruanedo domeri,
Hitamon kletano sande,
Crenodas seimono vende,
Demona fitanetro,
Hestana vitande gykka tenatero...


A wszystko znaczyło:

Wszystko spowije cień,
Nad światem zawiśnie groźba,
Naszą przywódczynią będziesz,
Crenodą burzy zostaniesz,
Demonem śmierci,
Zwiastunem mroku się staniesz...


- To tylko pierwsza część przepowiedni, moja droga... Resztę usłyszysz w swoim czasie... Gdy nadejdzie koniec pierwszego z Trzech Demonów – Voldemorta. Crenoda Crenodę zabije, lecz jeśli ty zginiesz, to zgaśnie ostatnia nadzieja dla Plemienia Ciemności, a do tego nie można doprowadzić – Szron westchnęła i odsunęła się od kryształu widzenia. - Czas rozerwania łańcuchów już bliski. Wkrótce się spotkamy, ale nie będziemy same... Będzie ktoś jeszcze...


--------------------
Forever, your eyes will hold the memory.
I saw your heart as it overtook me.
We tried so hard to understand and reason
But in that one moment, I gave my heart away.


Wróciłam. Tak jakby.

Moje forum. Przystań obłąkańców.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 30.04.2024 07:14