Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Dla Okruszka

MaryStebbins
post 29.10.2005 14:20
Post #1 

Szukający


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 460
Dołączył: 29.10.2005
Skąd: Mazowsze

Płeć: Kobieta



DLA OKRUSZKA


- Harry, na brodę Merlina, przymknij się, choć na moment!- jęknął zdesperowany młody ojciec, bezskutecznie starając się zrobić cokolwiek, co mogłoby na chwilę przerwać płacz chłopczyka.
- Nie mów do niego w ten sposób!- skarciła go stojąca w drzwiach kobieta- Myślisz, że małe dzieci nic nie rozumieją?
- Diane!- powitał z ulgą przyjaciółkę- Zrób z nim coś, błagam!
- Daj mi go –odrzekła przejmując potomka Potterów- Lily nie ma?
- Nie. Poszła odwiedzić Prewettów. Ostatnio skarżyli się, ze o nich zapomnieliśmy.
- To, dlaczego nie zabrała Harry’ego ze sobą?
-Nie wiem. Nie mogłem go jej wcisnąć na siłę, bo domyśliłaby się…- powiedział bezradnie- Poczekaj, pokaże ci pierścionek- dodał, wychodząc z pokoju.
Po chwili wrócił, niosąc małe, czerwone pudełeczko.
- Jak ty to zrobiłaś?- wykrztusił z podziwem, na widok syna śpiącego w ramionach dziewczyny.
- Mam sposoby.- odparła krótko kładąc go do łóżeczka- Jaki śliczny! Na pewno się jej spodoba.- zapewniła, zobaczywszy prezent.
- Mam nadzieję. Zrobisz coś z deserem?
- Jasne. Ale jesteś pewien, ze ona nie wpadnie tu w środku przygotowań?
- Remus się tym zajmie.- powiedział bez przekonania Rogacz, tymczasem Diane przeszła do kuchni i zaczęła wyjmować z torby przepisy na sobie tylko znane ciasta.
- Diane…Będzie Syriusz…- zaczął niepewnie James- i mimo wszystkiego…
- Potter, ja jestem z Edgarem. Wyszłam za niego za mąż. Syriusz jest mi naprawdę obojętny- przerwała mu stanowczo.
- Jasne. Przepraszam.
- Nie ma, za co. Macie gdzieś cukier?
- W tej szafce na górze. A właściwie, to Edgar przyjdzie?
- Nie. Musiał wyjechać na kilka dni z kraju.
- Zakon?
- Tak.- twarz Diane posmutniała.
Nagle z salonu dobiegł głośny trzask.
- James? Jesteś w domu?- usłyszeli rozgorączkowany głos Lupina.
- Remus? Co się stało? Czemu nie jesteś z Lily?- wydusił James, idąc w kierunku wystraszonej, obracającej się w kominku głowy przyjaciela.
- No w tym problem. Ona właśnie do was idzie.
- Jak to?! – jęknął Rogacz- Przecież…
- Wiem, ale uparła się twierdząc, że musi iść, bo zostałeś sam z Harrym…
- Przepraszam, to ja już nie mogę zostać sam z synem?! Pogryzę go, czy co?!- krzyknął wzburzony ignorując chichot pani Bones.
Nie zwrócił tez uwagi na to, że oczy Lupina rozszerzyły się, patrząc na cos ponad nim.
- Wolałam być ostrożna. Kto wie, czy byś go kiedyś nie pogryzł za ten płacz…- szepnęła jego żona, klękając przy kominku obok niego.
- Cholera, Evans, ty jesteś niepoprawna!- wyrzucił z siebie z żalem małżonek- A tak się starałem…
- A dlaczego TY masz przygotowywać NASZĄ rocznicę ślubu?- spytała Lily niewinnie- A w ogóle, to to coś w piekarniku się przypala.
James przerażony wizją swojego specjału spalonego na popiół, pognał do kuchni.


Było ok. 20.00, kiedy dzwonek do drzwi rozbrzęczał się na dobre. Najpierw przyszła, Diane, która musiała wrócić do siebie, żeby się przebrać, potem Syriusz i Remus, a no końcu, jak zawsze spóźniony Peter.
-Uważam, ze powinniśmy wznieść toast, za naszego Luniaczka, który tak wiernie pomagał mojemu mężowi, ukryć przede mną fakt, ze już od dwóch lat jest moim mężem.- Lily wzniosła kieliszek, to samo uczyniła reszta przyjaciół.
- I za najukochańsza panią Bones, która ma dar przekonywania rozwrzeszczanych niemowląt, żeby dały, chociaż chwilę wytchnienia swoim starym, zmęczonym ojcom.- roześmiał się James
- Jak już toasty, to jeszcze za Glizdogona, który potrafi się tak uroczo spóźniać!- mruknął Syriusz
- I za Łapę, który potrafi to tak uroczo podkreślać!- zripostował Peter.
- A my? Za to, ze wytrzymujemy ze sobą już dwa lata?- upomniał się Rogacz.
- I za Harry’ego, który pozwala swoim rodzicom uczcić to, ze sobą wytrzymują- powiedziała głośno Diane, a w myśli dodała- I za Edgara. Żeby przeżył.
- Tak. Więc teraz przyjdzie nam podjąć się wyzwania dla odważnych. Kto pierwszy spróbuje zapiekanki Jamesa?- wtrąciła rudowłosa
- Ty Evans! Za antyreklamę!
Lily pisnęła cichutko.
- Nie! Ty tyranie!- zawołała, kiedy zaczął się do niej niebezpiecznie zbliżać z widelcem.
-No! Za męża…Nie? No to za synka! Dobrze. Kara odpracowana- roześmiał się „tyran”
- Widzicie? On czyni tą rodzinę patologiczną!- stwierdziła jego żona, po przełknięciu zapiekanki.


Wieczór upływał bardzo miło i sympatycznie, aż do pytania, które zadał James.
- A właściwie, to, co ci powiedział nasz ulubiony Pan Prewett?
Lily zawahała się przez chwilę.
- On…- westchnęła, po czym dokończyła- Snape jest w Zakonie.
Cudowny nastrój prysnął w jednej chwili.
-Żartujesz?! –krzyknął Syriusz z niedowierzaniem.
- Nie Łapo. Severus Snape jest w Zakonie.
- On oszalał. Dumbledore oszalał.- stwierdził James, podnosząc się z fotela.
- Gdzie idziesz?!- zawołała Lily
- Do niego. Albo nie, do Snape’a. On oszalał…
- Idę z tobą- przyłączył się Syriusz.
- Uspokójcie się!- powiedziała ruda- Zakon potrzebuje kogoś takiego, jak…
- JAK SNAPE?! LILY, CZY TY WIERZYSZ W TO, CO MÓWISZ?! – krzyknął Rogacz
- Siadajcie.- powtórzyła
- Lily, ja musze to jakoś odkręcić. Chcesz, żeby Voldemort dopadł nas wszystkich?! Nie wiem, co sobie wyobraża Dumbledore, ale…
- James, zastanawiałeś się kiedyś, co pomyśleliby ludzie, gdyby wiedzieli, ze mniej więcej dziesięć lat temu, przyjął do szkoły wilkołaka?- wtrącił spokojnie Lupin
- Ty nie jesteś Śmierciożercą!
- Snape też nim już nie jest.- powiedziała Evans
- Wiesz, co Lily, zastanawiam się czasem, po której ty jesteś stronie!- wypalił Syriusz.
Dziewczyna popatrzyła na niego z mieszaniną zaskoczenia i rozczarowania, a potem bez słowa wyminęła obydwu mężczyzn, sięgnęła po płaszcz i wyszła z domu.
- Gratuluję Syriuszu.- powiedział Remus.
- Nie mam racji?
- Nie.
I on także wyszedł.

Noc była zimna, nawet jak na grudzień. Dobrze, ze przynajmniej nie pada śnieg, pomyślał.
- On nie chciał czegoś takiego powiedzieć.- dogonił Lily.
Przez chwilę szli w milczeniu.
- Wiesz, zastanawia mnie, dlaczego James nigdy nie stanie w takich sytuacjach po mojej stronie. Czy on kiedykolwiek powiedział coś przeciw Syriuszowi?
- Przy tobie-nie. Ale zawsze potem na niego wrzeszczał. Jestem pewien, ze już mu wyrzuca, jaki jest nieodpowiedzialny, porywczy…
- Przyganiał kocioł garnkowi…- uśmiechnęła się blado.
- Jesteś szczęśliwa?
- Z nim? Tak. Bardzo. Tylko z każdym dniem, coraz bardziej się boję. O niego. O Harry’ego. O was.
Lupin objął ją ramieniem.
- Wracajmy- szepnął.


Byli już przy drzwiach, kiedy z domu wypadł Syriusz, bardzo czymś wzburzony, a za nim James, w podobnym stanie.
- Pamiętasz, co kiedyś sobie obiecaliśmy?- zawołał
- To nie ma żadnego związku z tą sytuacją!- odparował Syriusz.
- Chyba tylko ty tego nie widzisz.
- Wiec w moim przypadku, niewidzenie, załatwia sprawę.- Łapa wsiadł na motor.
- Cholerny egoista.- mruknął James.
- Nie psuj wieczoru…- wtrącił się Remus.

- Ja go nie psuję, Lunatyku. Snape go zepsuł. Jak wszystko, zresztą.- oświadczył gorzko Syriusz i odjechał.
- Kretyn- stwierdził James, przepuszczając żonę w drzwiach.
Lily milczała. Nie zatrzymała Huncwota, ale żałowała, ze w ogóle wspomniała o Snape’ie.
- Słuchajcie, my z Peterem już idziemy.- odezwała się Diane, podchodząc do nich, i cmokając przyjaciółkę w policzek.
- Edgar jest w domu.*- szepnęła jej do ucha.
- To cudownie!- uśmiechnęła się Lily.
- Ja też już pójdę.- oznajmił Remus, żegnając się z „dwuletnią” parą.

Kiedy drzwi za gośćmi zamknęły się, zielone i orzechowe oczy napotkały swój wzrok, w takiej samej mierze niepewny tego, co wyraża drugi. Pierwsza odezwała się właścicielka zielonego spojrzenia:
- Przepraszam, ze zepsułam wieczór.
- Oszalałaś?! To ja go zepsułem. Gdybyśmy z Syriuszem nie…
- Gdybym nie powiedziała o Snape’ie
- Lily, przestań się tłumaczyć! Powinnaś mi nawrzucać, powiedzieć, że schrzaniłem rocznicę, a potem nie odzywać się do mnie, aż do jutra rana, kiedy wysłuchałabyś moich przeprosin, i wymogła na mnie przyrzeczenie, że nic nie powiem Dumbledorowi.- wyrecytował James.
- Ooo! Widzę, że masz gotowy schemat, co?
- Ale może przejdźmy od razu do punktu ostatniego…chyba, ze ci bardzo zależy na wcześniejszych…
- Przepraszaj, grzeszniku.- szepnęła rozbawiona, patrząc, jak James klęka przed nią, ujmując jej dłoń.
- Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam!- krzyknął teatralnie, przy ostatnim „przepraszam”, porywając swoją żonę na ręce i obsypując ją pocałunkami.
- Coraz mniej jestem na ciebie zła… Niedługo ci wybaczę…
- Na razie, nie musisz…- roześmiał się James
- Poczekaj… co właściwie, z Harrym? Zaglądałeś do niego ostatnio? Jakoś dziwnie cicho siedzi…- Lily delikatnie wyswobodziła się z objęć męża i weszła na drewniane schody, prowadzące do sypialni.
- Bo jest inteligentny.- mruknął do siebie James, a głośno dodał- Pójdę otworzyć wino.

Już na progu pokoju Harry’ego, Lily poczuła chłód. Odruchowo sięgnęła po różdżkę, żeby zamknąć okno, ale przypomniała sobie, ze zostawiła ja na dole, w salonie. Podeszła, więc zamykając rzeczone okno, a drzwi zatrzasnęły się za nią, pod wpływem przeciągu. Odwróciła się do dziecięcego łóżeczka.
***
James Potter po nieudanych poszukiwaniach, musiał przyjąć do wiadomości, że w całym domu, dwuletniego stażem małżeństwa Potterów, nie ma ani jednej butelki wina. Zaczął już godzić się z myślą, ze chyba najlepszym rozwiązaniem, będzie wyprawa do całodobowego sklepu, kiedy z góry dobiegł go głośny, przerażony damski krzyk. Krzyk Lily.
***
Kiedy Lily dostrzegła czarny kształt sunący przy prętach łóżeczka, po prostu nie mogła powstrzymać krzyku. Nawet nie próbowała. I bardzo źle się stało, bo hałas był chyba najmniej pożądaną w tej chwili rzeczą. Czarna peleryna, widocznie wyczuwając zagrożenie, rzuciła się do przodu przez pręty i coraz szybciej zbliżała się do jej ukochanego synka.
- Zostaw go!- wrzasnęła podbiegając do łóżeczka. Po raz drugi w ciągu tych kilku sekund zdała sobie sprawę, ze nie ma różdżki i jest całkowicie bezbronna, czymkolwiek było to ciemne stworzenie. Harry zaczął płakać, ale istota nie zamierzała już zrobić krzywdy dziecku. Tzn., zamierzała,(jeśli w ogóle mogła cokolwiek zamierzać), ale dopiero po skończeniu z większym osobnikiem gatunku ludzkiego znajdującym się w pokoju. Natychmiast zaczęła osnuwać swoja nową ofiarę czymś przypominającym materiał. Lily zniknęła już prawie cała w czerni peleryny, która coraz mocniej zaciskała się na jej szyi i klatce piersiowej. Nie mogła złapać oddechu, krztusiła się własnymi łzami. Nie miała siły, żeby się wyswobodzić. Boże, żeby tylko to nie tknęło Harry’ego, pomyślała i osunęła się na podłogę, tonąc w czarnej przepaści.
Nie usłyszała zaniepokojonego wołania Jamesa, który próbował otworzyć zatrzaśnięte przez wiatr drzwi, i nie zobaczyła jak wyczarował patronusa, dzięki któremu czarna peleryna przeleciała przez pokój i zniknęła za oknem. Nie poczuła jego ramion, kiedy przerażony przeniósł ja na kanapę w salonie. Nie zauważyła, jak miota się po domu, zawiadamiając o wszystkim Dumbledore’a, Remusa, Syriusza i Petera, ani jak Huncwoci zajęli się Harrym, żeby mógł ją zawieść do Św. Munga.
Pierwsze, co zobaczyła, to ciepłe, orzechowe oczy, wpatrujące się w nią ze zmartwieniem.
***
- James? Co to było?! Gdzie Harry?! Co?..
- Spokojnie. Wszystko jest w porządku. Zdążyłem, zanim... Już jej nie ma. Powiadomiłem Dumbledore’a, a reszta jest z Harrym.
- Ale o czym? Co to było?
- Śmierciotula.
Lily zamilkła dopiero teraz zdając sobie w pełni sprawę, co groziło jej i dziecku.
- Boże, więc, gdybyś nie usłyszał...Ale...Ale jak?...Przecież ona...Ona tylko...
- Występuje tylko w tropikach.- dokończył James- Wiem. Lily, to nie był nieszczęśliwy przypadek. Ktoś ją podrzucił.
- Ale...Ale to by oznaczało, że...
- To oznacza- James westchnął, zbierając w sobie siły do wypowiedzenia tego, co już oboje wiedzieli-, że w szeregach jest szpieg.


- Chcę się zobaczyć z Diane.- oświadczyła Lily.
- Nie możesz. Zresztą...
- Jeśli podejrzewasz Diane, to równie dobrze możesz podejrzewać mnie.- żachnęła się ostrzegawczo.
- Lily, czy ty nie rozumiesz, że zdrajcą, może być k a ż d y ?! Ja, ty, Diane, Syriusz...Czasy są tak parszywe, a ty...
- Każdy, ale nie Diane. Chcę się z nią spotkać. –powtórzyła dobitnie.
James zachmurzył się, pocałował żonę w policzek i oznajmił, że idzie zapytać uzdrowiciela o to, kiedy może zabrać ją do domu.
- Widzisz? Uciekasz! Nie zmieniaj tematu! James!- zawołała za nim wściekła, ale już zniknął w szpitalnym korytarzu.

Uzdrowiciele nie upierali się, żeby zatrzymać ją noc w szpitalu.
-Zrobiliśmy już wszystkie badania, niech się pani uspokoi, najlepiej w domowym zaciszu. Teraz szpital nie jest dobrym miejscem do przebywania.- odpowiedział Lily na obawy wygłoszone przez Jamesa uzdr. D. Hawks (jak głosił identyfikator przypięty do nieskazitelnie białego fartucha).
- Oczywiście. Ja przecież nie zamierzałam tu zostać do jutra. Czuję się już świetnie, a poza tym mam kilka spraw do załatwienia.- oświadczyła patrząc groźnie na męża.

Koniec końcem, spędziła na oddziale tylko cztery godziny, i po wypiciu trzech eliksirów wzmacniających(poprzysięgła zemstę Jamesowi) mogła wreszcie znaleźć się w zielonych ścianach swojego salonu. Jednak nie dane jej było odpocząć. Okazało się, że przy jej ukochanym sosnowym stoliczku po mamie zebrała się połowa Zakonu w tym...Severus Snape. Zerknęła z niepokojem na męża. To było ich pierwsze spotkanie od czasu skończeniu szkoły i jeszcze do wczoraj mogła mieć nadzieję, że oboje zapomną o przeszłości, ale po reakcji Jamesa na wiadomość o przyjęciu jego wroga do szeregów, zrozumiała, że nic nie jest w stanie zlikwidować ich nienawiści. Zwłaszcza, że oboje zainteresowani nie mieli na to ochoty.
- Dobrze, że już jesteście. Mamy właśnie zebranie.- powiedział spokojnym głosem Dumbledore.
Ale James chyba pierwszy raz nie zwrócił na niego uwagi. Automatycznie siadł na oliwkowym, pluszowym fotelu i obdarzył Snape’a przeszywającym, nienawistnym spojrzeniem. Oczy Snape’a wyrażały podobny stan, tylko zamiast buzującej wściekłości pełne były lodowatej pogardy.
- Dawno zaczęliście? –zapytała siedzącego najbliżej Remusa, przejmując od niego synka.
- Czekaliśmy na was.
- Jak myślisz, pogryzą się?- szepnął Peter obserwując jej męża i Severusa
- Jeśli nie pogryzł go Syriusz, to James chyba też się powstrzyma...- odpowiedziała cicho, nie spuszczając oka z obgadywanej dwójki.
- Możemy zacząć. Bonesowie powiedzieli, że się znacznie spóźnią, więc chyba nie ma sensu na nich czekać.- przerwał ich dyskusję dyrektor.

Zebranie trwało bardzo długo, Dumbledore przedstawiał im coraz nowe plany, wzburzeni Huncwoci co chwilę zgłaszali jakieś zastrzeżenia i ogólnie atmosfera była bardzo nerwowa. Tylko Snape siedział zupełnie cicho nie wypowiadając ani jednego słowa, a kiedy dyrektor nareszcie zarządził koniec, wyszedł rzuciwszy suche „Do widzenia”.
Ostatni sprzed kominka podniósł się Syriusz.
- Lily, ja wtedy...- w oczach o kolorze stali widać było zakłopotanie- Naprawdę nie chciałem tak powiedzieć. Plotłem bez sensu...Nie miej do mnie żalu, ja czasami jestem porywczy, ale...
Właścicielka zielonego spojrzenia humanitarnie przytuliła kajającego się potomka Blacków i rzuciła krótko „wybaczam”.
W końcu i on wyszedł, i zdrowy rozsądek nakazywał Potterom położyć się spać, ale oboje nie mieli na to ochoty. Lily bała się o Harry’ego, dlatego kategorycznie odmówiła odejścia od jego łóżeczka, a James bał się o obydwoje i kategorycznie odmówił rozstania się z nimi, choć na chwilę. Jednak po godzinie czuwania Lily wciąż osłabiona zasnęła, a on jedną ręką niosąc żonę, a drugą lewitując kołyskę Harry’ego, przeniósł się do sypialni. Był jednak pewny, ze nie uda mu się pójść w ślady rudej. Nawet nie z powodu nieuzasadnionego lęku (na zebraniu doszli do wniosku, że na ten moment Voldemort nie uczyni następnych kroków), tylko z powodu olbrzymiego natłoku myśli i niedomówień. Męczyła go przede wszystkim Śmierciotula. Wyobrażenie, co by się stało, gdyby nie usłyszał krzyku Lily, paraliżowało go do tego stopnia, że nie mógł się racjonalnie zachowywać. A poza tym, pozostawała kwestia szpiega. Przywołał w myślach twarz Diane. Jej niebieskie oczy i niesamowicie puszyste, jasnobrązowe włosy. Czy to możliwe, żeby ta szatynka o rozbrajającym uśmiechu była zdrajcą? Lily strasznie się oburzyła, kiedy to zasugerował. „Mówisz takie bzdury, tylko dlatego, że jej nie znasz. To przyjaciółka Lily, od początku wychowywały się razem” -skarcił sam siebie. „Jeśli podejrzewasz Diane, to równie dobrze możesz podejrzewać mnie.” –przypomniała mu się rozzłoszczona twarz żony. A więc kto?! Kto mógłby tak bardzo pragnąć ich śmierci, że zostałby zwolennikiem Voldemorta?! Kto maskowałby się tak dobrze, ze nawet Dumbledore nic by nie zauważył?! Nagle ujrzał przed sobą lodowate, czarne oczy...Snape!

***
Kiedy się obudziła, Jamesa już nie było. Zdawał dzisiaj kolejny egzamin szkoleniowy aurorów. Pierwszym, co zrobiła, było sprawdzenie, czy Harry nadal śpi w kołysce. Spał. Zjadła śniadanie, i zorientowała się, ze Diane zostawiła wczoraj torebkę. Zawsze była taka roztargniona, pomyślała ze złością Lily i skontaktowała się z Alicją.
- Hej, koteczku!- pani Longbottom przywitała ciepło rudą głowę obracającą się w kominku –Coś się stało?
- Diane zostawiła u mnie torebkę. I tak muszę wyjść, więc przy okazji wstąpiłabym do niej. Zostaniesz z Harrym?
- Jasne. Na pewno już się za sobą stęsknili z Neville’em! A gdzie James?
- Mają egzamin z przysposobienia obronnego. Jak pomyślę, że mnie też to czeka...
- Och, nie jest tak źle! Ja przez to przeszłam, więc i on i ty zdacie gładko. Będę za pół godziny!
Lily bardzo lubiła Alicję. Była taka sympatyczna i bezpośrednia! Od pierwszego spotkania zjednywała sobie ludzi. Też miała synka, dokładnie, co do dnia rówieśnika Harry’ego. Zaprzyjaźniły się właśnie w Św. Mungu. Rodziły prawie równocześnie, uzdrowiciele żartowali, że się umówiły. No i obie miały takie same koszmary nocne...

Wyszła na zalaną słońcem ulicę. W nocy spadł śnieg i wszystko tak cudownie się mieniło! Aż żal jej było się deportować.
Gdy wchodziła na klatkę schodową( Bonesowie mieszkali w trzypokojowym mieszkaniu i na razie nie planowali powiększenia rodziny a zarazem domu) okazało się, że wysiadło światło. Nie chciała używać różdżki, dlatego posuwała się powoli w ciemnościach z rękami wyciągniętymi jak niewidomy. Dobrnęła jakoś przed drzwi z mosiężną ósemką, i już miała zapukać, kiedy zorientowała się, że są uchylone. Wewnątrz na pewno ktoś był i manifestował swoją obecność nader głośno. Obawiając się najgorszego weszła w korytarz, spojrzała w otwarte drzwi do salonu i zrobiło się jej gorąco. Pośrodku pokoju z wyciągniętą różdżką, stała przerażona Diane, z klęczącym i krwawiącym Edgarem obok, ze wszystkich stron otoczona Śmierciożercami. Lily już miała wyciągnąć różdżkę, kiedy ktoś zatkał jej usta dłonią i siłą wciągnął do obszernej, drewnianej szafy stojącej na wprost salonu.
-Severus?!- chciała krzyknąć, ale Snape zobaczywszy, że otwiera usta, ponownie je zatkał.
- Zamknij się!- syknął- Nie możemy zdradzić swojej obecności!
Szafa miała zdobienia, dzięki którym dokładnie było widać pokój.
-Boli?- odezwał się do Edgara jeden ze Śmierciożerców- Nie? To może bardziej się postaramy? Secare!
Na przedramionach mężczyzny pojawiły się obficie krwawiące sznyty, ale ten nawet nie krzyknął. Diane po twarzy pociekły łzy i wycelowała w napastnika różdżką, szepcąc z wściekłością ”Pugnus”, na co ten odskoczył i padł nieprzytomny. I dopiero wtedy rozgorzała prawdziwa walka. Nie, to nie była walka. Na przyjaciółkę posypał się grad zaklęć, z co najmniej siedmiu różdżek. Lily nie mogła na to patrzeć. Chciała wybiec z kryjówki, ale Snape ją przytrzymał.
- Zwariowałeś? Przecież oni ich zabiją!
- Zawiadomiłem już Zakon.
- Pertussis!- kolejne zaklęcie ugodziło w Diane , która zaczęła się krztusić, upadła na kolana, nie mogła złapać oddechu...
Lily szarpnęła się, chciała jej pomóc, nie mogła patrzeć na jej cierpienie i poniżenie, nie mogła pozwolić, żeby...tak jak Mama...
Edgar wykorzystał moment zajęcia się Śmierciożerców jego żoną i zaatakował najbliższego z nich. Grupa błyskawicznie obróciła się w jego stronę i tym razem nie mógł powstrzymać przerażającego krzyku, kiedy ból przeszywał mu każdy mięsień. Jeden z morderców rzucił na Diane Serpertusa, czym przywiązał ją do ściany.
- Nie błagasz o litość? Nie próbujesz mnie powstrzymać?- zaszydził odbierając jej różdżkę- Nie płaczesz?
- Ty sukinsynie, zapłacisz za to!- krzyknęła krztusząc się krwią
Zamaskowane postacie ryknęły śmiechem
- Crucio!- krzyknęła jedna z nich.
Lily szarpała się jak oszalała, wykorzystywała całą swoją energie, żeby wyrwać się Snape’owi, pomóc dziewczynie, ale on unieruchomił jej ręce i ponownie zatkał usta, żeby stłumić rozdzierający krzyk kobiety patrzącej na mordowaną przyjaciółkę. Płakała, całym jej ciałem wstrząsały dreszcze.
- Wiesz, co, suko? Nie zginiesz tak, jak twój mąż.- zagrzmiał Śmierciożerca i dodał- rhachitomia!
Przeciął jej kręgosłup.
Lily przestała się szarpać i zawisła bezwładnie w ramionach wciąż trzymającego ją Snape’a.
Rozbłysło oślepiające zielone światło i Edgar upadł na podłogę.
W tym samym momencie, drzwi otworzyły się z hukiem, i do mieszkania wpadło sześcioro członków Zakonu.

***
Diane i Edgar nie żyją.
Diane i Egdara zabili Śmierciożercy.
Nie pomogła im.
Nie zrobiła nic, co mogłoby powstrzymać morderców.
Pozwoliła zabić swoją przyjaciółkę i jej męża.
Zabiła ich.

Stała tam, stała dwadzieścia metrów od nich!
Słyszała krzyk Diane.
Zabiła ich.

Mogła się wyrwać Snape’owi.
Mogła zatrzymać Śmierciożerców do czasu pojawienia się członków Zakonu.
Mogła przyjść wcześniej do Diane, mogły gdzieś wyjść.
Zabiła ich.

Diane już nigdy nie spojrzy na nią z tym swoim ironicznym uśmiechem.
Już nigdy nie będą razem gadać do czwartej rano, kiedy James będzie przechodził przez kolejne szkolenie nocne, a ona będzie się bała zostać sama z Harrym.
Już nigdy jej nie przytuli, kiedy będzie miała zapuchnięte od płaczu oczy.
Już nigdy nie będą wspominać swojego pierwszego spotkania, kiedy miały pięć lat i ich mamy postanowiły je ze sobą zapoznać, nie przewidując, ze Lily i Diane pogryzą się w ramach „przełamania lodów”.
Już nigdy...Już nic nie będzie.
Zabiła ją.

Najpierw był gniew i niewyobrażalna wściekłość. Unieszkodliwiła dwóch katów, James musiał ją powstrzymać przed użyciem któregoś z zaklęć niewybaczalnych, najgorszego z zaklęć...
I co z tego, że tylko jednemu zamaskowanemu udało się uciec?! Nie docierały do niej argumenty męża. „To nie była twoja wina!”. Więc dlaczego nie wyrwała się Snape’owi?! Dlaczego Diane nie żyje?!
Wcześniej był gniew. Teraz został tak nieprawdopodobny ciężar. I sumienie.

***


- Zrobi to teraz. Kiedy wszyscy osłabili już czujność, kiedy niewiele osób pamięta, że zginęli Bonesowie.- czarne oczy dzielnie wytrzymały nienawistne spojrzenie zielonych- Teraz. Teraz wybierze.
James słuchał Snape’a z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Po chwili zapytał, wbijając oczy w podłogę:
-I co dalej? Nie ma żadnej możliwości? Żadnego wyjścia? Jesteśmy skazani na jego wybór?!
- MAM TYLKO MODLIĆ SIĘ, ŻEBY VOLDEMORT ZABIŁ SYNA ALICJI, A NIE MOJEGO?! –krzyknęła stojąca pod oknem Lily.
-Jest jeden sposób. Ostatni. Zaklęcie Fideliusa.- powiedział spokojnie Dumbledore.
***
- James, musisz być pewny. Zastanów się. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić zdanie.
- Czy pan podejrzewa SYRIUSZA, panie dyrektorze?!
- Ja nikogo nie podejrzewam. Tylko proszę, żebyś się zastanowił. Jeśli chcesz, ja mogę zostać strażnikiem.
- Syriusz NIE JEST ZDRAJCĄ!
***

- Zastanawiam się tylko nad jednym. Jeśli się dowie, będziesz w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Może się nie dowie.
- A jeśli?
- To jestem gotów ponieść wszelkie konsekwencje.
- Myślałem nad czymś długo. A gdyby Peter?
- Zgodzi się? Ale, jeśli będzie próbował dowiedzieć się czegoś od nas wszystkich? Nie złamie się?
- Oficjalnie strażnikiem będziesz ty. Tylko my, Lily i Peter będą znali prawdę.
- A Remus? Nie powiemy mu? A Dumbledore?
- Tylko my, Lily i Peter.
Obaj przemilczeli okrucieństwo tych słów.

***

Trzask zamka. Przeciąg. Lód.
-Lily, to on! Bierz Harry'ego i uciekaj! To on! Idź uciekaj, ja go zatrzymam...
-James, proszę...Nie...Nie zostawię cię...
-Uciekaj!
Ostatni pocałunek.
Stanęła przed wyborem, którego zawsze tak strasznie się obawiała. James albo Harry.
Rozdzierający płacz dziecka.

Mój Maluszek, moja Kruszynka…

-Lily, UCIEKAJ!- krzyknął James i popchnął ją w kierunku schodów.
Pobiegła. Przerażona zamknęła drzwi sypialni i mocno przytuliła do siebie dziecko.
Słyszała odgłosy walki, huk walącej się ściany. Okrutny, lodowaty śmiech.

Mój Okruszek…

James. James… Boże, błagam!

Szybka paniczna analiza dróg ucieczki. Nie wyjdzie z Harrym przez okno z drugiego piętra.

Brzęk rozbijających się naczyń.

Boże…

Jeśli wróci na dół, nie zdobędzie się na zostawienie Jamesa. ON i tak ją dopadnie. Nie zdąży…

Krzyk. Huk.

Głucha cisza.

Wybiegła z pokoju.
-JAMES!JAMES!- krzyczała łamiącym się głosem.

Bóg nie istnieje.

Kroki na schodach. Głośniejszy płacz Harry’ego.

W jednej chwili przywróciła jej świadomość, po co zginał James. Maluszek. Maluszek ma żyć.

-Oddaj go - lodowaty głos zmroził jej kości.
Zaczęła krzyczeć. Krzyczała tak, jak jeszcze nigdy.
Zbliżył się.
-Proszę…Błagam…Zostaw go…
-Odsuń się.
-Błagam! Miej litość! Choć raz w życiu miej litość!
-Odsuń się głupia!
Zimny, silny uścisk na jej przegubie.
-Zlituj się…zlituj…Ja zrobię wszystko…wszystko…
-Odsuń się głupia dziewczyno!- szarpniecie. Opór.
- Błagam-rozdzierający serce krzyk matki. - Nie on! Zlituj się…Zabij mnie! Ja zrobię wszystko, wszystko…

Zielone światło.






Śpij, Okruszku.

Ten post był edytowany przez MaryStebbins: 29.10.2005 14:20
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
gail
post 29.10.2005 19:32
Post #2 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 28.10.2005




Hmm...Skoro Lily jest żoną Jamesa, to dlaczego on zwraca się do niej "Evans"?


--------------------
Każdy pisać może, troche lepiej, troche gorzej :P
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
gail
post 29.10.2005 19:36
Post #3 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 28.10.2005




Ale pozatym opowiadanie bardzo dobre.
Dobrze napisane, w taki dziwny sposób.
Podoba mi się.


--------------------
Każdy pisać może, troche lepiej, troche gorzej :P
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 29.10.2005 20:17
Post #4 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



Bardzo dobre opowaidane, ale niestety podjęłaś temat, który opisuje kkate w "Jedynej..". Przykro mi, ale to opowiadanie jest słabsze, a zaraz wytłumaczę dlaczego:
1. po pierwsze, Jedyna ma klimat. Twoje opowiadanie też je ma, ale trudno jest w jednoczęściowym opowiadaniu stworzyć klimat dorównujący opowiadaniu wieloczęsciowemu, w którym każda sytuacja jest dokładnie opisana (ponadto autorka "Jedynej" ma dar wprowadzania napięcia nawet w na pierwszy rzut oka błahej sytuacji)
2. po drugie, trochę za szybko (wg mnie oczywiście) przeszłaś do śmierci Potterów. Lepiej by było rozbudować historię, trochę więcej o tej Diane, Bonesach.

Wyliczam tu same wady, ale jak wspomniałem na początku: Gdyby ten ff ukazał się przed "Jedyną..." byłby dla mnie idealny. Bardzo mi sie podoba.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 02.05.2024 13:35