Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

8 Strony < 1 2 3 4 > »  
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Dwie Noce

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 20 ] ** [90.91%]
Gniot - wyrzucić [ 2 ] ** [9.09%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 22
Goście nie mogą głosować 
Hito
post 19.02.2006 18:03
Post #26 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



QUOTE
Dlaczego, dlaczego, dlaczego...
Dlaczego to nie jest Hr/R???


Biorę to za komplement wysokiej próby smile.gif

QUOTE
ps. zmień we wstępie pierwszego odcinka "dominującego tutaj" na "dominującego na tym forum", bo jak widzę, ludzi to myli i czytając "tutaj" myślą, że chodzi o ten ff (:.


Nic takiego nie zauważyłem, ale, jeśli to tylko ma oszczędzić komuś niepotrzebnego rozczarowania... Służę.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Lupek
post 19.02.2006 23:03
Post #27 

Forumowy Śmierciożerca


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 580
Dołączył: 08.07.2005

Płeć: Mężczyzna



Ja myśle, że oceniając ficka nie można brać pod uwage tego czy opisuje on naszą ulubioną parę, a wielu tak robi (nie mówie, że w tym temacie, ale ogólnie). Piszesz zgrabnie Hito, a ponieważ jesteś z Cz-wy to dodaje ci dodatkowe plusy do mojej oceny 8] Mi się jak dotąd czytało fajnie, nie zauważyłem błędów no i spodobała mi się historyjka o rodzicach Hermiony, którzy tłumaczą jej sprawy związane z seksem gdy ta miała 11 lat (brawo dla nich, że nie gadali o bocianach i kapuście!!!) ;p

Pozdrawiam smile.gif

Ten post był edytowany przez Lupek: 19.02.2006 23:27
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kiniulka
post 20.02.2006 15:21
Post #28 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 135
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Mocherowo ;-)

Płeć: Kobieta



Mi się badzo podoba ten fick. Piszesz bardzo fajnie i podoba mi sie ta odmieność co do parringu tongue.gif Muszę zauważyć, że już daaaaaaawno nie było tutaj nic o Harrym i Hermionie smile.gif Czekam z niecierpliwością na nowego parta smile.gif


--------------------
user posted imageMiłość nie jest wcale ogniem jak zwykło się mawiać. Miłość to powietrze. Bez niej człowiek się dusi, a z nią oddycha lekko. To wszystko.
Wasilij Rozanowuser posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Wilczyca
post 20.02.2006 17:24
Post #29 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 27
Dołączył: 16.11.2004




Zgrabnie, lekko, bardzo wciągająco. Z niecierpliowoscią wyczekuję kolejnej części! Oby nastała szybko dry.gif


--------------------
wolf...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 20.02.2006 19:48
Post #30 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Och... Skoro tam mnie wszyscy chwalą, to wrzucę wcześniej trzecią część, co by podbudować trochę swoje nadwątlone ego i samoocenę :]
I przy okazji pokażę wątpiącym, że częstotliwość wklejania nowych partów nie zamierza się znacząco opóźniać. Właściwie, to działam teraz wbrew życzeniom czytelników, którzy życzli sobie aktualizacji co najmniej w odstępach czterodniowych, no ale... Well, jakby co, to mogę to uznać za jednorazowy wybryk smile.gif
Have fun.



Dzień pierwszy

Czarnowłosy chłopak, którego cechą szczególną była blizna w kształcie błyskawicy na czole, zataczał coraz to kolejne koła w przedpokoju. Był wyraźnie zdenerwowany, co mógłby zauważyć właściwie każdy, a co dopiero tacy znawcy i obserwatorzy ludzkiego życia, jak Dursleyowie. Jednak z ich strony Harry nie miał co liczyć na słowa pocieszenia czy otuchy.
Hermiona się spóźniała. Pięć minut, co prawda, ale było to o pięć minut za dużo.
Wuj Vernon ostentacyjnie głośno oglądał telewizję, nie zwracając uwagi na swojego siostrzeńca. Jedynie ciotka Petunia zdawała się wykazywać jakieś minimalne zainteresowanie Harrym, od czasu do czasu rzucając na niego okiem z dużego pokoju.
Dursleyowie nie zaprzątali głowy Pottera. Jego myśli koncentrowały się na zgoła odmiennej rodzinie, chociaż też mugolskiej. Hermiona w swoim liście oznajmiła Harry’emu, iż przyjedzie z rodzicami samochodem o ósmej rano pierwszego sierpnia.
Harry zatrzymał się w połowie kroku i spojrzał na najbliższy zegar ścienny.
Ósma siedem. Ósma osiem. Ósma dziewięć.
Hermiono, proszę, nie rób mi tego.
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się z impetem. Taki sposób wchodzenia do domu był charakterystyczny dla Dudleya. Reguła została zachowana – gruby kuzyn Harry’ego przekroczył ciężko próg domostwa na Privet Drive 4. Gdy tylko zobaczył, kto stoi przed nim, dosłownie wyparował z przedpokoju z szybkością, o jaką nikt by nie podejrzewał osoby o kształcie przypominającym beczkę. Dudley już ponad dwa lata nie zbliżał się do Harry’ego bliżej, niż to było konieczne, najwidoczniej biorąc cień kuzyna za dementora.
Do uszu Harry’ego dotarły usprawiedliwienia Dudleya na temat jego spóźnionego powrotu z zabawy urządzonej przez jednego z jego kolegów, ale chłopak zignorował je. I tak już wiedział, jak to się skończy. Nie mógł się tylko nadziwić metodom wychowawczym Vernona i Petunii. Czuł, że na jesieni życia jeszcze zdążą ich pożałować.
Harry, zanim zamknął drzwi, które Dudley prawie wyrwał z zawiasów, rozejrzał się po ulicy. Ani śladu żadnego samochodu.
Ósma dziesięć. Harry miał ochotę napluć sobie w brodę. Czemu nigdy nie wziął od Hermiony numeru telefonu do jej domu? Mógłby przynajmniej się przekonać, czy rodzina Grangerów już wyjechała.
- Dlaczego on tak chodzi w kółko? – rozległ się głośny i zaprawiony trwogą szept Dudleya po dwóch minutach.
- Najwyraźniej tamci ludzie wystawili go do wiatru. Nic dziwnego, kto przy zdrowych zmysłach...
- O! No tak! To dzisiaj on nas opuszcza! – Sądząc po tonie głosu, Dudley był w tym momencie najszczęśliwszym człowiekiem świata. Potencjalną tęsknotę za żywym workiem treningowym kompletnie zgasiły wydarzenia ostatnich lat.
- Ha! To prawda, nawet jeżeli nikt się po niego nie zjawi, nie będziemy...
Po raz drugi nie dane było Vernonowi dokończyć swojej wypowiedzi. Tym razem przerwał mu dzwonek drzwi wejściowych.
Harry, słysząc go, prawie podskoczył. Czując uścisk w sercu, podbiegł niecierpliwie do drzwi i otworzył je. To muszą być oni, nie ma innej możliwości...
Powitał go ciepły uśmiech Hermiony Granger.
- Hej. – Tylko tyle dziewczyna zdążyła powiedzieć, zanim ich ciała splotły się w uścisku. Hermiona poczuła, że Harry objął ją dość mocno. – Przepraszamy za spóźnienie, po drodze napotkaliśmy zdecydowanie za dużo korków.
- Nieważne – rzucił Harry. Istotnie, teraz wydawało mu się to szczegółem pozbawionym jakiegokolwiek znaczenia. Ważne było tylko to, że Hermiona przyjechała po niego.
Dopiero po chwili Harry zauważył jej rodziców, stojących przy samochodzie i obserwujących swoją córkę ściskającą Wybrańca. Harry uśmiechnął się odrobinę niezdecydowanie zza brązowych włosów Hermiony.
Dziewczyna tymczasem, powoli wypuszczając Harry’ego z objęć, zlustrowała przedpokój. Wszystkie walizki i bagaże chłopaka, z Hegwigą włącznie, czekały już u stóp schodów prowadzących na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się jego sypialnia. Dobrze, będą mogli odjechać bezzwłocznie.
- Dzień dobry państwu – Hermiona przywitała się grzecznie z wejściem do pokoju gościnnego.
Vernon Dursley, siedzący na wygodnym fotelu, bokiem do drzwi, a zatem widoczny, zawahał się. Czy powinien wstać i spróbować zapoznać się z ludźmi, którzy przyjechali po Pottera? Bądź co bądź, z tego co wiedział, były to normalne osoby, a nie jakieś dziwadła pokroju rodziny, która wtargnęła do jego domu trzy lata temu. Do tej pory to wspomnienie przyprawiało go o dreszcze, tak samo jak ten długobrody szaleniec z poprzednich wakacji. Jednakże byli to też ludzie, których znał ten mały wybryk natury, co rzucało na nich potężny cień wątpliwości.
Vernona z kłopotu wybawiła Petunia, która poczuła się do obowiązku pani domu.
- Dzień dobry – rzekła oschle w kierunku Hermiony, która ukłoniła się lekko, złapała klatkę ze śnieżnobiałą sową w środku i wyszła na zewnątrz, zostawiając Harry’ego ze swoją rodziną.
- Cóż – stęknął Harry, gdy podniósł wyjątkowo ciężką walizkę. – Spełnia się właśnie wasze marzenie, czyż nie? Macie mnie z głowy, i to już na zawsze.
Ponieważ ciotka, jak i reszta rodzina Dursleyów nic nie odpowiedziała, Harry zaczął wynosić swoje bagaże na zewnątrz. Ojciec Hermiony wydatnie mu w tym pomógł. Dziewczyna po klatce z Hedwigą zajęła się Błyskawicą, którą niosła bardzo uważnie.
Dzięki pracy trzech osób pakowanie odbyło się szybko i sprawnie. Kufer Harry’ego już leżał w bagażniku samochodu państwa Granger. Chłopak rozejrzał się po przedpokoju – nic już nie zostało.
- Dudley! – po głuchym odgłosie Harry zorientował się, że kuzyn go słyszy. – Tylko nie roztyj się bardziej, bo nie zmieścisz się w drzwiach! A tobie, wujku, polecam pić jakiś ziółka, ponoć dobrze robią na nerwy.
Nie czekając na reakcje adresatów tej wypowiedzi, Harry ruszył do drzwi, rzucając Petunii tylko krótkie ,,Żegnam’’, gdy ją mijał. Sięgając po klamkę usłyszał jednak odpowiedź.
- Tylko nie daj się zabić, jak twoja matka.
Harry nie odwrócił głowy, by spojrzeć na ciotkę. Czuł wewnętrzny opór przed zobaczeniem wyrazu jej twarzy.
- Nie dam Voldemortowi tej przyjemności, o to nie musisz się martwić. Ciociu.

Harry oparł się o zamknięte drzwi wejściowe. Odetchnął.
Po tylu latach, w końcu odchodził. Nie czuł z tego powodu jakiegokolwiek smutku ani straty. Gdziekolwiek będzie mieszkał, z pewnością będzie mu tam lepiej.
Harry nie wykluczał, że być może, kiedyś, jeszcze odwiedzi swoją rodzinę. Pojawi się na chwilę, choć nie za bardzo widział, jaki miałby być tego powód.
Ale to była kwestia przyszłości. Dopóki Voldemort żył, na pewno osoba Harry’ego Pottera nie pojawi się na Privet Drive 4. A to mogło oznaczać lata rozłąki z Vernonem, Petunią i Dudleyem.
- Harry?
I co z tego? Miał przyjaciół, a w Norze właściwie rodzinę. Nie będzie samotny.
- To pożegnanie nie wyglądało budująco, musisz przyznać.
- Dziwisz mi się, Hermiono? Może miałem uściskać każdego z nich? Może...
- Nawet nie próbuj się denerwować, Harry. Rozumiem cię.
Harry zganił samego siebie. Przecież przez ten tydzień miał odpocząć, a nie zaczynać go od bezsensownej i bezpodstawnej kłótni z jego wybawicielką.
Idąca para zatrzymała się. Duża i przestronna Honda Accord wydawała się być gotowa do drogi, jednak państwo Granger nie czekali w samochodzie.
- Harry – zwróciła się do chłopaka mama Hermiony. – Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, nie byliśmy sobie prawidłowo przedstawieni. Jane Granger.
- Horacy Granger – rzekł wysoki, czarnowłosy mężczyzna, wyciągając dłoń w kierunku Harry’ego. – Ty, naturalnie, nie musisz się przedstawiać.
- Rozumiem, spotkaliśmy się parę lat temu – odparł Harry, jednakże nie mógł sobie przypomnieć, czy zamienił wtedy choć jedno słowo z państwem Granger.
- Tak, pamiętam. Ale informacje o tobie zawdzięczamy głównie swojej córce.
- Naprawdę? – zapytał Harry, spoglądając z ukosa na Hermionę.
- Och, tak – prawie zaśmiała się pani Granger. – Właściwie to buzia jej się nie zamyka, jeśli chodzi o twoją osobę.
- Mamo!
- Zastanawialiśmy się z Jane, kiedy napisze książkę o tobie. Albo wytapetuje swój...
- Tato! Przestańcie obydwoje! – krzyknęła Hermiona, która zaczęła się czerwienić z powodu mieszanki zawstydzenia z oburzeniem. Harry nie wiedział, jak się prawidłowo zachować. Głównie z powodu relacji interpersonalnych rodziny Grangerów, ale także wspomnienie rozmowy z Victorem Krumem zmąciło mu myśli na sekundę.
Horacy zaśmiał się, po czym usadowił się na miejscu kierowcy. Jane, zanim wsiadła, uśmiechnęła się do Harry’ego.
Honda o kolorze letniego nieba odbiła od chodnika i ruszyła w drogę. Harry spojrzał po raz ostatni na dom przy numerze cztery. Był pewien, że nigdy lat spędzonych w nim nie zapomni, aczkolwiek to niekoniecznie było powodem do radości.
Kiedy mieszkanie Dursleyów zniknęło z pola widzenia, Harry’emu przyszło coś do głowy. Pochylił się w kierunku pani Granger. Kolejna rzecz po numerze telefonu.
- Jak daleko znajduje się państwa dom?
- Jeśli chodzi o odległość, będzie to około sześćdziesiąt mil na północny zachód stąd. Jeśli o czas, powinniśmy być na miejscu za trochę ponad godzinę. Zakładając naturalnie, że drogi zdążyły się przeczyścić.
Te słowa wywołały w chłopaku ukłucie winy.
- Przepraszam, przeze mnie musieli państwo wstać wcześnie... Mogłem umówić się z Hermioną na późniejszą godzinę. – Harry wolał nie dodawać, że ciężko by mu przyszło zostanie u swojej rodziny choćby o kilkadziesiąt minut dłużej.
- Nie martw się tym, chłopcze – odparł wesoło Horacy. – Zgodziliśmy się, toteż wszystko jest w porządku. No i Hermi nie darowałaby nam opóźnienia.
Harry zerknął kątem oka w lewo na Hermionę. Wyglądała, jakby miała ochotę dać ojcu po głowie, jednak nawet nie drgnęła.
- Kochanie, przestań już jej dokuczać – Jane upomniała męża głosem, który znajdował się na przeciwnym biegunie od tego pani Weasley w analogicznej sytuacji.
Harry spojrzał na tył głowy Jane, na jej blond włosy, a potem na Horacego.
Skąd, u licha, wzięły się u Hermiony jej krzaczaste, brązowe włosy? Po kim je odziedziczyła? To chyba magia działała.
- Harry, mogłabym zadać ci pytanie, dość osobiste, jak na stopień naszej znajomości?
- Oczywiście.
- Jak to jest być Wybrańcem?
Chłopak drgnął. Nie spodziewał się takiego pytania ze strony państwa Granger. Zresztą, w ogóle miał nadzieję nigdy go nie usłyszeć.
- Skąd znacie to miano? – Hermiona odezwała się pierwszy raz od początku podróży. Ton, jakim wypowiedziała to pytanie, zdradzał szczerze zaskoczenie.
Harry nie musiał widzieć przodu twarzy Horacego, by wiedzieć, że kąciki warg pana Granger uniosły się odrobinę w górę.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni, moja córko. Nie myśl sobie, że tylko ty w naszej rodzinie jesteś taka sprytna.
- ,,Prorok codzienny’’ – uzupełniła Jane.
Harry mrugnął. Pierwszą jego reakcją było zdziwienie, ale ono szybko minęło. Przecież, jeśli się nad tym zastanowić, działanie państwa Granger było oczywiste. Zapewne każdy rodzic wysyłający swoje dziecko na ponad dziesięć miesięcy do innego świata odczuwał potrzebę poznania lepiej rzeczywistości, w której żyło. Do tego dochodzi jeszcze martwienie się nad bezpieczeństwem pociechy. A w końcu Horacy i Jane byli już kiedyś na Ulicy Pokątnej, wiedzieli, gdzie ona jest i jak się na nią dostać. Potem wystarczyło tylko znaleźć redakcję najsłynniejszej gazety dla czarodziei i gotowe.
- Prenumerowaliście Proroka... i nic mi o tym nie powiedzieliście?
- Zamierzaliśmy.
- Za ile lat?
- A ty za ile lat zamierzałaś objawić nam prawdę o aktualnej sytuacji magicznego świata?
Harry rozejrzał się niepewnie po samochodzie. Miał nadzieję, że Grangerowie nie zaczną się przy nim kłócić. Aczkolwiek, mimo to, poczuł chęć obrony Hermiony.
- Hermiona nie zamierzała państwa martwić, ostatnio dzieją się stra... nienajlepsze rzeczy w naszym świecie.
- Wiemy, wiemy, śmierciożercy, no i sam Voldemort – Horacy najwyraźniej nie miał żadnych oporów przed wypowiedzeniem imienia Czarnego Pana. – Tylko co to zmienia? Wręcz przeciwnie, to... Zresztą, nieważne.
Zapadła cisza, jak dla Harry’ego dość nieoczekiwanie. Nie trwała ona jednak długo.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie, Harry – przypomniała mu Jane.
- Jak to jest być Wybrańcem, tak? – Potter skrzywił trochę głowę. – Nie ja wymyśliłem tę nazwę, tylko Ministerstwo Magii. Nie przywiązuję do niej żadnej wagi, a państwu polecałbym zaprzestanie wydawania pieniędzy na Proroka.
- Dlaczego?
- Piszą tam to, co w danej chwili pasuje Ministerstwu.
- Najwyraźniej świat magiczny nie różni się wiele od naszego w niektórych kwestiach.
- A Wybrańcem, w pewnym sensie, zawsze byłem – dokończył cicho Harry.
- Przeznaczenie, tak?
Horacy mruknął i machnął ręką.
- Dajmy temu spokój. Mamy wakacje. Nie psujmy atmosfery rozmową na taki ponury temat.
Po tych słowach państwo Granger wymienili spojrzenia i ponownie nastało milczenie. Harry’emu wcale to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, cieszył się, że rozważania nad motywem Wybrańca zostały porzucone.
Równinny teren pokryty zielenią pastwisk przewijał się za oknami samochodu mknącego prawie sześćdziesiąt mil na godzinę. Tym razem dopisało szczęście – ruch był niewielki. Słońce grzało mocno przez szybę od strony Harry’ego, zatem chłopak przestał kontemplować krajobraz.
Zerknął na Hermionę. Jej światło nie raziło, dzięki czemu dziewczyna mogła bez przeszkód dać odpocząć oczom. Lewą nogę miała założoną na prawej, ręce skrzyżowane na brzuchu. Ubrana była w ciemnoniebieskie spodnie i czarną koszulkę. Ta część garderoby dziewczyny pozwoliła Harry’emu lepiej ocenić kształty Hermiony. Musiał przyznać, że...
- Synu, nie tak ostentacyjnie.
Harry niemal podskoczył jak oparzony. Momentalnie odwrócił się w kierunku bocznej szyby, starając się ukryć zakłopotanie. Nie spodziewał się, że Horacy zobaczy w przednim lusterku, na czym zatrzymał wzrok.
Ojciec Hermiony zaśmiał się i mrugnął do Harry’ego.
- Co znowu, tato? – zapytała podejrzliwie dziewczyna, która z powodu zamyślenia straciła ostatnie kilka sekund.
- Nic takiego, Hermi. Męskie sprawy.
- Ach tak? – Jane również przestała obserwować teren. – Męskie sprawy?
- Dokładnie. Nie pytajcie o nic – Horacy zdawał dobrze się bawić, co Harry’emu wcale się nie podobało. Tak samo jak dwie pary kobiecych oczu, które zatrzymały się na nim na chwilę.
Chłopak odniósł nieprzyjemne wrażenie, że posiadaczka co najmniej jednej z nich domyśliła się, o co chodziło Horacemu. Na szczęście to przemilczała.
Harry westchnął w duchu. Początek mógł wypaść zdecydowanie lepiej.

Ten post był edytowany przez Hito: 07.04.2006 17:06


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
December
post 20.02.2006 20:22
Post #31 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 103
Dołączył: 07.11.2005
Skąd: miasto spotkań bez barier

Płeć: Kobieta



Przeczytałam te opowiadanie z dużą przyjemnością.
Nie jestem dobra w prawieniu komplementów, wszystkie zostały już chyba napisane (zabawne, ładny język itd. )

Ja chciałam jeszcze dodać, że podobała mi się postawa Petunii. Dobrze, że pokazałeś, że ta kobiata żywi do Harry'ego jakieś uczucia.
Podobnie ma się z Harrym. Nie pamiętam czy w książce użuwa on w stosunku do Petunii słowa ciociu, to w tej chwili bez różnicy, ale w tym kontekście było ono takie ciepłe i optymistyczne. Przynajmniej ja to tak odebrałam.

Ps. Nie ważne kto będzie z kim w HP, najważniejsza jest miłośc tongue.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
em
post 20.02.2006 21:19
Post #32 

ultimate ginger


Grupa: czysta krew..
Postów: 4676
Dołączył: 21.12.2004
Skąd: *kṛ'k

Płeć: buka



Tym razem przyjrzałam się trochę bliżej i wyłapałam kilka "usterek" :-) Nie musisz się nimi przejmować, bo nie są to poważne rzeczy, ale może warto dopracować to dzieło cheess.gif
QUOTE
coraz to kolejne koła
o ile mi wiadomo, ta konstrukcja tak nie wygląda. chyba lepiej brzmiałoby "coraz to większe koła" albo "kolejne, coraz to większe koła".
QUOTE
dziwadła pokroju rodziny, które wtargnęły
dziwadła pokroju rodziny, która wtargnęła
QUOTE
Ojciec Hermiony wydatnie mu w tym pomógł
dziwnie to brzmi. może po prostu "bardzo"?

i literówka:
QUOTE
- To pożegnanie nie wyglądało budująca
budująco.

Ale i tak jest ok, a tu moja dusza bety się po prostu zbuntowała biggrin.gif
I nie uważam, że to opowiadanie jest gorsze od innych, bo pisze o H/Hr. Moje preferencje są co prawda odmienne w tej kwestii, ale ja patrzę przede wszystkim na styl i poprawność językową, nie na rozwiązania fabularne. Tak tylko zaznaczyłam dla porządku ^^

Ten post był edytowany przez emoticonka: 20.02.2006 21:21


--------------------
all you knit is love!
każdy jest moderatorem swojego losu.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 20.02.2006 22:25
Post #33 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



QUOTE
o ile mi wiadomo, ta konstrukcja tak nie wygląda. chyba lepiej brzmiałoby "coraz to większe koła" albo "kolejne, coraz to większe koła".


Czy moja konstrukcja jest niepoprawna gramatycznie? Czy też może wyglądać tak, jak teraz?
Napisałem to w ten sposób, gdyż Harry wcale nie zataczał coraz to większych kół. On chodził w kółko, po jednakowym promieniu, że tak powiem.

QUOTE
dziwadła pokroju rodziny, która wtargnęła


Szlag, źle poprawiłem przed wklejeniem sad.gif
Dziwadła także mogły chyba wtargnąć, niekoniecznie rodzina. No, ale tu zaufam Tobie i mojemu instynktowi, który najpierw napisał to w sposób podany przez Ciebie. Zmienię to.

QUOTE
dziwnie to brzmi. może po prostu "bardzo"?


Cóż, dla mnie nie brzmi to tak dziwnie, a nie chciałem używac popularnego słowa ,,bardzo'', które w ficu pojawia się wiele razy.

Literówka - przeoczenie z mojej strony. Dzięki za wytknięcie jej.

December>>cóż, Petunia to jednak kobieta, chciałem pokazać, że posiada chociaż czątkowe uczucia macierzyńskie (no, wychowawcze) w stosunku do Harry'ego.
Czy Harry używał w książkach słowa ,,ciociu'', nie jestem w stanie powiedzieć, aczkolwiek nawet jeśli, to rzadko.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
hermionka_7
post 20.02.2006 22:43
Post #34 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 01.01.2006
Skąd: Zabrze




używał, mówił "wuju" i "ciociu" - chociaż mnie się to bardzo dziwne wydaje...


--------------------
user posted image user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Magya
post 21.02.2006 20:19
Post #35 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 874
Dołączył: 01.08.2004

Płeć: Kobieta



No Hito, rozkręcasz się z odcinka na odcinek. Tylko to mnie tak jakoś "zaintrygowało" :

QUOTE
Honda o kolorze letniego nieba


nie lepiej po prostu nieba? wink2.gif
Podobnie jak December zwróciłam uwagę na Petunię. Świetnie opisane uczucia kobiety i jej zachowanie.


--------------------
Motylem jestem.


user posted image

Członkini The Marauders - fanklubu Huncwotów
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 21.02.2006 20:46
Post #36 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



No, chodziło mi o taki letni błękit, gdy niebo jest w zenicie i nie przesłania go ani jedna chmurka. Choć fakt, niebo jakie takie, bez chmur, zawsze jest takie.
Przyjmijmy więc, że to taka poetycka metafora, ubarwiający epitet wink2.gif


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Coyote
post 21.02.2006 21:24
Post #37 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 44
Dołączył: 18.08.2004
Skąd: się wziął Czesio?

Płeć: Kobieta



QUOTE
- Synu, nie tak ostentacyjnie.
Harry niemal podskoczył jak oparzony. Momentalnie odwrócił się w kierunku bocznej szyby, starając się ukryć zakłopotanie. Nie spodziewał się, że Horacy zobaczy w przednim lusterku, na czym zatrzymał wzrok.


A tutaj się roześmiałam laugh.gif

Opowiadanko lekko mi się czyta i fajnie. Wprawdzie jest kilka literówek i błędów gdzieś tam, ale ze względu na mój dobry humor (którego notabene nie miałam już od dość długiego czasu) nie zwracam na nie uwagi czarodziej.gif

czekam na następne części - wolę codziennie, a nie co 4 dni happy.gif


--------------------
"Żyjemy w wesołym miasteczku Pana Boga"
"Cokolwiek by się zdarzyło - to tylko życie - wszyscy przez nie przebrniemy"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
em
post 21.02.2006 21:34
Post #38 

ultimate ginger


Grupa: czysta krew..
Postów: 4676
Dołączył: 21.12.2004
Skąd: *kṛ'k

Płeć: buka



Jeżeli chodzi o "koła" - moim zdaniem jest to błąd frazeologiczny, chociaż nie uważam się za autorytet w tej dziedzinie :-) Jeżeli cię uraziłam, nie miałam takiego zamiaru - nie musisz się ze mną zgadzać, ale to zdanie można przebudować, tak, by nie budziło wątpliwości wink2.gif

Pozdrawiam i życzę takiej właśnie jak ta poniżej, konstruktywnej krytyki smile.gif W końcu wszyscy chcemy, by Forum FF stało na jak najwyższym poziomie wink2.gif


--------------------
all you knit is love!
każdy jest moderatorem swojego losu.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 23.02.2006 12:57
Post #39 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Z pewnością :]
Broń Boże, nie uraziłaś mnie, jak mogłabyś w ogóle dokonać tego konstruktywną krytyką? Dwie rzeczy dzięki Tobie poprawiłem, a co do kół... Zastanowię się, sprawdzę. Nie wykluczam, że masz rację i będę musiał to zmienić.
W każdym razie, dalej liczę na Twoje komentarze smile.gif

Coyote>>błędy? Literówki? Gdzie? Prosiłbym o wskazanie ich, zamierzam je bezlitośnie tępić.
Następna część powinna zostać przeze mnie zamieszczona pojutrze przed południem, zatem całkiem niedługo. Plus na pocieszenie mogę dodać, że będzie ona dłuższa od dotychczasowych smile.gif



==============================================================================

Oto obiecany czwarty, dłuższy part. Mam nadzieję, że bez literówek i stylistycznych błędów.


Ładnie.
Harry był pod wrażeniem. Dom państwa Granger prezentował się więcej niż okazale. Wykonany z jakiegoś ciemnego drewna, o zaokrąglonych kształtach i z przylegającym sadem oraz garażem wyróżniał się w okolicy. Takie detale, jak starannie przystrzyżony trawnik tylko dopełniały wspaniały obraz całości.
Oczywiście, przecież Grangerowie nie byli biedni. Harry zastanawiał się, czemu wcześniej nie przyszło mu to do głowy. Sukienka Hermiona na Balu Bożonarodzeniowym, wakacje we Francji, czy też jej prezent dla niego – Podręczny Zestaw Miotlarski, którym cieszył się już od czterech lat – musiały trochę kosztować. Jednak Hermiona nigdy nie rozwodziła się nad stanem majątkowym swojej rodziny.
I dobrze. Biedny Ron.
Kilkadziesiąt minut po przyjeździe Honda znowu ruszyła w drogę. Harry już na miejscu dowiedział się, z jakiego powodu przez pięć dni będzie z Hermioną sam – jej rodziców bardzo zainteresowała konferencja, połączona z wystawą, poświęcona najnowszym dokonaniom technologicznym w zakresie medycyny, która odbywała się w Paryżu.
Cóż za zbieg okoliczności. Aż ciężko było w niego uwierzyć.
Sprawność, z jaką nastąpiła odprawa Horacego i Jane, kazała Harry’emu sądzić, że wszystko już było wcześniej przygotowane i zaplanowane. Zapewne standard, jeśli chodzi o rodzinę Grangerów.
Po serii wymiany uśmiechów, uścisków i szeptów rodzice dziewczyny odjechali. Hermiona właśnie kończyła machać ręką do znikającego punkcika na horyzoncie, gdy Harry odwrócił się od ulicy i spojrzał na dwupiętrowy dom. Dursleyowie mieli czego pozazdrościć Grangerom.
- Hmm... Mówiłaś kiedyś, że twoi rodzice są dentystami, prawda?
- Prawda – odpowiedziała Hermiona, także patrząc na budynek. – Pracują w pobliskiej przychodni. Nie wspomniałam tylko, że ponadto pracują w sektorze prywatnym.
- Aha. – No, to wszystko wyjaśniało.
- Moja mama jest dodatkowo pediatrą, a tata ginekologiem.
- Pełen zestaw – uśmiechnął się pod nosem Harry.
- Tak, mam cały szpital w domu, nigdzie nie muszę chodzić.
Harry mimowolnie wyobraził sobie wizytę Hermiony u ojca. Mocno zamrugał, by pozbyć się niepożądanych obrazów sprzed oczu.
W takich chwilach chłopak tęsknił do lat dzieciństwa. Wtedy mózg był bardziej posłuszny i normalny.
- Może wejdziemy do środka? Pogoda jest przepiękna, fakt, ale musimy cię rozpakować.
- Chodźmy.

Jak się szybko okazało, sypialnia Harry’ego została ulokowana na pierwszym piętrze, naprzeciwko pokoju Hermiony. Pomieszczenie przed przybyciem Harry’ego nie miało określonego celu, gdyż nie mieszkała w nim na stałe żadna osoba. Dziewczyna zdradziła mu, że przy budowie domu założenia przydzieliły ten pokój młodszemu rodzeństwu Hermiony, które znajdowało się wtedy w sferze planowania.
Harry nie drążył tematu, nie zapytał, czemu Hermiona jest jedynaczką.
- Gdzie chcesz schować Błyskawicę?
- Zostaw ją w kufrze – odparł Harry, męcząc się z selekcją ubrań i szafą. – Sądzę, że nie będę jej w najbliższym czasie używał.
- Jaki ładny eufemizm.
- Co?
- Ale prawdziwy, nie umiem grać w quidditcha, a pośmiewiskiem w twoich oczach stać się nie zamierzam.
Harry przestał grzebać w swojej garderobie.
- E, nie chciałem sugerować... – Harry nie skończył artykułować swojej mowy obronnej, przerwał mu cichy śmiech Hermiony.
- Harry, Harry. – Dziewczyna pokręciła głową z żartobliwym politowaniem. – Doceniam twoje starania, by mnie nie urazić, ale nie próbuj naginać prawdy. Quidditch to nie mój żywioł.
- Jaki ładny eufemizm.
Tym razem zaśmiali się oboje.
W miarę, jak coraz więcej rzeczy Harry’ego znajdowało się w przydzielonej mu sypialni w odpowiednich miejscach, ruchy Hermiony stawały się coraz szybsze. Jakby ze zniecierpliwienia.
- No, skończyliśmy – odetchnął Harry, wypuszczając Hedwigę przez okno. – Trochę tego było.
- To prawda. – Hermiona rozejrzała się po pokoju. – Myślę, że wystrój przypadnie ci do gustu.
- Już przypadł, nie martw się.
Pomieszczenie nie różniło się zbytnio od jego sypialni na Privet Drive 4, ale diabeł tkwił w szczegółach. Więcej sierpniowego światła wypełniało pokój, ponieważ okno było skierowane na południe. Brązowy dywan zapewniał na tyle miękkości i ciepła, iż można było chodzić po nim boso. Drewniane meble współgrały z tapetą o motywach roślinnych.
- Cieszę się – powiedziała Hermiona zgodnie ze stanem faktycznym. – A teraz... pozwolisz?

Harry wszedł do sypialni Hermiony. Nie zdążył zarejestrować wyglądu pokoju, gdyż coś od razu rzuciło mu się w oczu. Łóżko dziewczyny.
Ściślej – prezenty na nim leżące.
Chłopak zrozumiał. Wczoraj żadna paczka do niego nie dotarła. Wtedy wolał nie zastanawiać się dlaczego, perspektywy nie były zachęcające. Ale teraz Harry wiedział. Znowu był pod wrażeniem talentu organizacyjnego swojej najlepszej przyjaciółki.
- Ron i jego rodzina chcieli wręczyć ci prezenty osobiście, więc będziesz musiał na nie poczekać jeszcze tydzień.
Nie tylko na nie. Hermiona jedną paczkę schowała głęboko do szafy i nie zamierzała jej stamtąd wyciągać przez najbliższe siedem dni. Cokolwiek obecna dyrektorka Hogwartu chciała przekazać Harry’emu, będzie to musiało zaczekać. Istniało zbyt duże prawdopodobieństwo, iż McGonagall wysłała Wybrańcowi rzeczy związane w jakiś sposób z Dumbledorem.
Harry rozdzielił pakunki. Naliczył cztery. Jeden rozpoznał od razu jako prezent od Hagrida, z uwagi na niestaranne owinięcie i koślawy charakter pisma. Kolejny wyróżniał się z reszty fantazyjnym opakowaniem i takim samym napisem. Harry nie poznał ręki, która go zrobiła, zbliżył więc paczkę do oczu i poszukał podpisu.
- Luna??
Niemal natychmiast przeniósł wzrok na trochę większą sztukę.
- I Neville...
- Chyba nie jesteś zdziwiony?
- Trochę – odparł chłopak, drapiąc się po głowie. – Ale niedużo.
Tylko Neville i Luna, z całej Armii Dumbledore’a, zachowali fałszywe galeony. To właśnie oni towarzyszyli jemu, Hermionie, Ronowi i Ginny w niebezpiecznej wyprawy do Departamentu Tajemnic. Więzy ich łączące wzmocniły się ostatnio, bez wątpienia.
- Ten ostatni jest od moich rodziców.
- Aha.
Harry uznał, że nastał czas na rozpakowanie paczek. Z czystej ciekawości jako pierwszą wybrał tę od Luny, zwanej Pomyluną.
W środku znalazł oprawioną w ramy fotografię i książkę. Najpierw przyjrzał się zdjęciu.
- Ładnie razem wyglądacie – skomentowała Hermiona, zaglądając Harry’emu przez ramię.
- Mówisz?
Postacie umieszczone na fotografii poruszały się. Jej centrum stanowił Harry, ubrany w swoje szaty wyjściowe, i Luna, stojąca obok niego w swojej srebrnej, niecodziennej sukience. Harry sięgnął pamięcią w przeszłe miesiące.
- Bożonarodzeniowe przyjęciu u Slughorna... Kto, na Merlina, zrobił nam to zdjęcie? Nic takiego nie pamiętam. A Colin chyba nie był zaproszony.
- Nie zdziwiłabym się, gdyby zaczaił się na was gospodarz we własnej osobie.
- To skąd Luna miałaby to zdjęcie? Poprosiła go o nie?
- Nie wiem. – Hermiona zamyśliła się. Była na tej zabawie i tak jak Harry nie przypominała sobie nikogo z magicznym aparatem. Ale, swoją drogą, wtedy zajęta była czym innym.
Harry pokręcił głową i odłożył trzymany przedmiot na łóżko dziewczyny. Sięgnął po książkę.
- ,,Specjalne wydanie Żonglera: niebezpieczne stwory i ukryte tajemnice’’? – Hermiona parsknęła. – Masz lekturę do poduszki, Harry. Ładnie.
- Będę mógł poczytać sobie o spisku aurorów w celu obalenia Ministerstwa – Harry uśmiechnął się pod nosem. Autorem książki był, sądząc z nazwiska, ojciec Luny.
- Słucham? O czym?
- Nie patrz tak, to poważna sprawa. A tak przy okazji, Hermiono... Wiesz, na początku twoje relacje z Luną nie były za ciepłe. Jak jest teraz?
- Nie były, fakt – przyznała Hermiona. – Gdyby nie jej zamiłowanie do głoszenia wariactw, byłoby świetnie. Ale nauczyłam się słuchać tylko jednym uchem tego, co panna Lovegood mówi. Nie mam do niej innych zastrzeżeń, zatem mogę powiedzieć, że jest w porządku. Jej niektóre pomysły są nawet dobre. Polubiłam ją, jeśli o to pytasz, choć dużo nie rozmawiałyśmy przez ostatni rok.
- No proszę, Ron też ją ostatnio polubił. Tylko, że jemu nie przeszkadza jej oderwanie od rzeczywistości, wręcz przeciwnie.
- Też to zauważyłam.
W ciszy, jakiej zapadła, Harry sięgnął po prezent od Neville’a. Cóż też młody Longbottom mógł chcieć mu dać?
- To mogę chyba nazwać Podręcznym Zestaw Przydatnych Rzeczy.
W ręcznie robionym pudełku chłopak znalazł bezoary, jakieś grzyby i suszone liście, pewnie wszystko o praktycznym zastosowaniu. Harry nie był pewien, o jakim, Neville w Zielarstwie odznaczał się całkiem niezłymi zdolnościami i wiedzą wykraczającą poza program nauczania Hogwartu.
Harry znowu uśmiechnął się pod nosem. Wśród nieznanych mu roślin dostrzegł skrzeloziele, które wydatnie przyczyniło się do przebrnięcia przez drugie zadanie Turnieju Trójmagicznego dwa i pół roku temu.
Hermiona tymczasem nie była do końca zadowolona. Pomysł Neville’a był godny pochwały, to prawda, ale w tej sytuacji... Nie po to chowała paczkę z Hogwartu, by teraz jej kolega z Gryffindoru miał popsuć humor Harry’emu. Ten, na szczęście, źle nie zareagował. Najwyraźniej nie zauważył lub nie przejął się przesłaniem paczki od Neville’a.
- Ciekawe, skąd Neville wytrzasnął te bezoary. Chyba nie z gabinetu naszego mistrza eliksirów.
- Nie wiem i nie zamierzam o to pytać, szczerze mówiąc.
Harry musiał przyznać, że jego przyjaciele postarali się. A nawet nie spodziewał się dostać od nich czegokolwiek. Był naprawdę mile zaskoczony.
Potter sięgnął po przesyłkę od Hagrida i tylko minimalnie się zawahał. Liczył, że znajomy półolbrzym nie uznał, iż jakieś ,,kochane i bezbronne’’ zwierzątko poprawi mu samopoczucie.
Ewentualnie – zwierzątka.
- Co to jest, do licha? – Harry wytrzeszczył oczy na pojemnik zawierający dziesiątki małych, czarnych krzyżówek owada ze skorupiakiem.
- Cóż. – Hermiona musiała przyznać, że nie była pewna. – Wydaje mi się, że...
Przerwała jej istna kakofonia dźwięków, w tym trzepotania skrzydeł i pohukiwań, dobiegająca od strony otwartego okna.
Harry dopiero teraz zdał sobie sprawę z obecności Hedwigi w pokoju Hermiony. Sowa musiała siedzieć na parapecie już jakiś czas. Teraz też tam była, tylko że wyglądała, jakby szykowała się do lotu koszącego na swojego właściciela.
- A jednak. – Hermiona wyjęła jedno stworzonko z dużego szklanego słoja z pewną dozą odrazy – To są tak zwane żukony, bardzo ceniony przysmak. Przez sowy, naturalnie.
Hedwiga musiała się z tym zgadzać, gdyż o mało co nie odgryzła Hermionie palców przez szybkość konsumpcji.
Harry spojrzał niepewnie na zbiorowisko kilkudziesięciu żukonów.
- One są martwe?
- Oczywiście, żywe mogłyby narobić nam sporo kłopotu. W pewien sposób są spokrewnione ze skorpionami.
- Nie... zepsują się? – zapytał chłopiec, wskazują słój.
- Szczerze w to wątpię. Hedwiga poradzi sobie z nimi w parę dni, zobaczysz.
Sowa Harry’ego cały czas starała się dać do zrozumienia swemu panu i Hermionie, iż ma ochotę na dokładkę.
- Później, Hedwigo. Nie bądź taka łakoma.
Gdyby urazę sowy przełożyć na wzrost, wybiłaby dziurę w dachu. Zniesmaczony ptak o śnieżnym upierzeniu wyfrunął z pomieszczenia, zapewne rzucając inwektywami w swoim sowim języku.
- W końcu ktoś pomyślał o mojej sowie. Hedwiga powinna być wdzięczna Hagridowi.
Harry zakręcił szklany pojemnik, którego gabaryty jednoznacznie wskazywały, iż to właśnie półolbrzym był wcześniej jego posiadaczem. Wyjął go z paczki.
- Hej, tu jest coś jeszcze! To kolejne...
Słój wysunął się Harry’emu z palców, robiąc efektowne wgniecenie na pościeli. Wywołało to niezadowolenie Krzywołapa, który drzemał blisko sterty prezentów. Kocur nie tolerował nierówności na swoim posłaniu, przeszkadzania mu w spaniu także, zatem demonstracyjnie przeciągnął się, po czym przeniósł się na krzesło Hermiony stojące przed biurkiem.
Hermiona zbladła lekko. Hagrid, oprócz żukonów, wysłał Harry’emu również zdjęcie.
Byli na nim Hagrid i państwo Lily i James Potter. Nie tylko. Młody Syriusz Black z resztą Huncwotów również pojawili się na ruchomej fotografii.
Albus Dumbledore też tam był. Wszystkie postacie, choć na różną modłę, machały do Harry’ego, uśmiechając się.
Hermiona przeniosła wzrok ze zdjęcia na Harry’ego, który siedział nieruchomo jak kamień. Jego twarz przypominała maskę. Dopiero po kilku sekundach jej przyjaciel poruszył się, kładąc zdjęcie obok pierwszego, przysłanego przez Lunę.
- Co to? – zapytał prawie naturalnym głosem, patrząc na róg łóżka Hermiony.
- Listy – odpowiedziała dziewczyna z prędkością światła – Sowy przyniosły je razem z paczkami. Od Luny, Neville’a i Hagrida. Położyłam je tam razem, bo pomyślałem, że później sam w spokoju sobie je przeczytasz.
- Rozumiem.
Harry, mimo uczuć, jakie wywołało w nim zdjęcie bliskich mu ludzi, którzy w większości już nie żyli, poczuł delikatne zadowolenie. Na pewno z chęcią przeczyta listy napisane przez jego przyjaciół, no i przynajmniej dowie się, skąd Luna zdobyła ich wspólną fotkę, a także nie będzie musiał się pytać Hermiony o identyfikację ziół i innych dóbr z prezentu Neville’a.
Harry sięgnął po ostatnią paczkę. Uznał, że była podarunkiem od całej rodziny Grangerów, skoro Hermiona nie dała mu nic od siebie.
Poczuł zdziwienie. I rozczarowanie, spodziewał się czegoś lepszego.
- Czekoladowe żaby?
- Jest i zalecenie. – Hermiona wskazała malutką karteczkę, na której widniało pismo jej mamy. Dziewczyna z ulgą zauważyła, że Harry próbuje zachowywać się, jak gdyby nie widział drugiego prezentu od Hagrida. Nie łudziła się jednak – efekt powstał, wiedziała, że rozmowa z Harrym na temat umarłych jej nie minie. Ale teraz...
- Z niego wynika, że mogę jeść maksymalnie jedną dziennie, jeśli nie chcę zniszczyć sobie zębów. Uroczo.
Harry niemal prychnął. Czekoladowe żaby. Lupin co prawda kiedyś mu powiedział, że czekolada, a już na pewno ta magiczna, poprawia samopoczucie, jednak nie spodziewał się dostać słodyczy na swoje siedemnaste urodziny. W dodatku, od Hermiony.
- Harry?
Potter odwrócił się niechętnie i od razu poczuł się głupio.
- Na koniec zostawiłam prezent ode mnie. Mam nadzieję, że ci się spodoba – rzekła dziewczyna, promieniując. Widząc jej minę. Harry miał ochotę natychmiast i bez odpakowywania zapewnić ją, że prezent strasznie mu się podoba.
- Dziękuję. – Harry mówiąc to, czuł ciepło w okolicach serca. Odebrał paczkę z wyciągniętych rąk Hermiony. Usiadł na łóżku, niecierpliwie pozbywając się opakowania.
Po chwili trzymał w dłoniach białą koszulkę. Harry wstał, by ją rozprostować i obejrzeć w pełnej krasie.
W centralnym miejscu przodu koszulki widniał szkarłatno-złoty gryf. Zdawał się mienić wewnętrznym światłem. Kunszt jego wykonania zaszokował Harry’ego. Tył ubrania również nie był pusty. Złoty znicz, Błyskawica, hipogryf z rozłożonymi skrzydłami i otwarta księga tworzyły harmoniczną całość, otulaną jakby zielonkawą, falującą mgiełką naszpikowaną złotymi gwiazdkami.
Harry zagapił się na koszulkę. Jeżeli stanowiła ona prezent od Hermiony...
- Ty ją zrobiłaś? – zapytał chłopak z lekkim niedowierzaniem w głosie. – To znaczy, uszyłaś?
- Tak – odparła wyraźnie zadowolona z siebie Hermiona. – Musiałam podejść do sprawy trochę inaczej, niż w wypadku szycia wełnianych czapek dla skrzatów, no ale udało mi się.
- Ile czasu ci to zajęło?
- Harry, nie pytaj się o takie rzeczy, to prezent. Podoba ci się?
- Bardzo. Naprawdę.
Potter nie ubarwiał prawdy. Aczkolwiek nie był pewien, co wywarło na nim większe wrażenie – koszulka czy fakt, że Hermiona była w stanie ją zrobić. I że dla niego poświęciła na pewno sporo czasu i wysiłku.
Harry spojrzał na paczkę i dostrzegł jeszcze jeden przedmiot w niej leżący. Odłożył koszulkę na łóżko, starając się jej nie zagnieść.
- Harry? Zanim sięgniesz po drugi podarunek, możesz ją przymierzyć? Chciałabym się przekonać, czy nie pomyliłam się z wymiarami.
Harry mrugnął. Potem drugi i trzeci raz. W końcu odpowiedział:
- No... W porządku.
Harry odwrócił się plecami do Hermiony i zaczął się przebierać. Poczuł delikatne zakłopotanie. Bądź co bądź, Hermiona była dziewczyną, co prawda przy okazji bliską mu osobą, prawie jak siostra, no ale i tak...
Harry nagle zrozumiał, skąd tak naprawdę wzięła się jego lekka niechęć do zdjęcia górnej części jego ubrania. Tak go to zdziwiło, że na chwilę zamarł.
- Niech no cię obejrzę... Pasuje idealnie – skonstatowała Hermiona z uśmiechem.
- Naprawdę idealnie – przyznał Harry. – Skąd znałaś moje wymiary?
- Cóż... – Policzki dziewczyny zaróżowiły się odrobinę, z czego musiała zdać sobie sprawę. – Mówiłam, żebyś się o takie rzeczy nie pytał. Mówiłam? Mówiłam.
- Rzeczywiście. Wybacz. – Przeprosiny Harry’ego nie miały w sobie ani cienia skruchy. Trudno, będzie musiał zaspokoić swoją ciekawość w inny sposób i kiedy indziej. – Mogę już...?
- Nie krępuj się.
Harry wyłowił z paczki dość mały pakunek obłożony matowym papierem o skomplikowanym wzorze. Harry bezceremonialnie się go pozbył. W dłoni zostało mu czarne pudełko o sześciennym kształcie. Otworzył je zaintrygowany.
Po chwili uniósł trzymany przedmiot tak, by padało na niego więcej słonecznego światła.
Był to zegarek. Nie jakiś pozłacany, nie sportowy z mnóstwem kolorowych wskaźników, tylko skromny, elegancki, srebrny zegarek o czarnej tarczy. Harry natychmiast po oględzinach założył go na lewy nadgarstek.
- Pasuje ci – oceniła nadal bardzo z czegoś zadowolona Hermiona. – Wygląda na zwykły mugolski czasomierz, prawda?
- Chcesz powiedzieć...?
- Jest zasilany magicznym źródłem energii, dwoma miniaturowymi piórkami z ogona feniksa, zatem nie spodziewam się, by kiedykolwiek przestał ci działać. To nie wszystko, naturalnie. Ale jego nadzwyczajne funkcje sam poodkrywasz, będziesz miał z tym trochę zabawy.
Harry machinalnie kiwnął głową. Był pewien, że ten prosty z zewnątrz zegarek kryje w sobie niejedną tajemnicę i praktyczną funkcję. Nie mogło być inaczej, skoro to Hermiona go wybrała.
Chłopak już miał zapytać, ile zegarek kosztował, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Stale jednak był pod przyjemnym wrażeniem. Hermiona przeszła samą siebie, a przecież zawsze jej prezenty przynosiły mu sporo radości.
Dziewczyna tymczasem zerknęła na swój lewy nadgarstek.
- Najwyższy czas. Jadłeś już śniadanie, Harry?
- Tak, jeszcze u Dursleyów. Dlaczego pytasz?
- W takim razie ja idę je zjeść, a ty zostań tutaj i zapoznaj się z treścią listów. Chyba że za wszelką cenę chcesz mi towarzyszyć – przy ostatnim zdaniu wargi Hermiony odrobinę się rozszerzyły.
- Chyba poradzisz sobie sama z tym śniadaniem, jesteś już dużą dziewczynką – Harry uśmiechnął się bezczelnie.
- Zauważyłeś, no proszę... w porządku, czekam na ciebie na dole.
Bez niepotrzebnej zwłoki Hermiona opuściła swój pokój. Harry odprowadził ją wzrokiem do drzwi. Sądząc po pierwszym, żartobliwym komentarzu, ślepota jego i Rona, którą popisali się przed Balem Bożonarodzeniowym, nie została do końca przebaczona.
Harry, odwracając się w kierunku listów złożonych w rogu łóżka, natrafił oczyma na biblioteczkę Hermiony. Było to dobre określenie – jedna ze ścian pokoju całkowicie zniknęła za półkami, które uginały się od ciężaru książek. Wszystkimi wykutymi na pamięć, niewątpliwie. Harry pokręcił głową z niedowierzaniem; zdolność Hermiony do zapamiętywania nudnych i niepotrzebnych dla reszty świata rzeczy zawsze zdumiewała chłopaka.
Po krótkich poszukiwaniach Harry znalazł to, czego podświadomie szukał. ,,Hogwart: Historia’’, dzieło szersze niż wyższe, zajmowało miejsce najbliżej biurka.
Harry nie zamierzał nawet dotykać tej księgi. Z uśmiechem na ustach sięgnął w kierunku trzech kopert.

Ten post był edytowany przez Hito: 07.04.2006 17:24


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katon
post 23.02.2006 13:30
Post #40 

YOU WON!!


Grupa: czysta krew..
Postów: 7024
Dołączył: 08.04.2003
Skąd: z króliczej dupy.

Płeć: tata muminka



Cóż... Trudno mi komentować treść. Ogólnie wydaje mi się raczej mało prawdopodobna. Hermiona jest zakochana w Ronie. Widać to. Ale pisze te słowa człowiek, który umie być zakochany w dwóch dziewczynach naraz, więc nic już nie mówię. No i Ron. On przecież popełni harakiri. Ale w sumie wybrnąłeś nienajgorzej. Coś takiego mogłoby się wydarzyć...

Język. Umiesz, ale musisz popracować. Za bardzo dopowiadasz. Chcesz opisać wszystko i przez to tworzysz czasem trochę śmieszne zdania. Poskładane jak scyzoryk, ale pozbawione melodii i rytmu. Po co pisać, że w kubku nie było ani kropli ciemnego gorącego płynu. Wystarczy napisać, że nie było ani kropli. Hermiona skierowała się ku zlewozmywakowi. Bip bip tut tut, artuditu goes to the ship. To zdanie brzmi, jakby Hermiona była jakimś automatem. 'Skierowała się ku zlewozmywakowi'. Sucho i lekko pretensjonalnie. Ludzie zwykle chodzą, nie skierowywują się. A i może użycie słowa zlew zatarłoby kanciastość tego zwrotu. Sporo jest tego u Ciebie i wg. mnie to najważniejsza sprawa nad jaką powinieneś popracować. Pozwól sobie na trochę więcej luzu. Nie tylko zresztą w opisach, dialogi też bywają lekko drewniane. Szczególnie te o życiu płciowym, które spokojnie mogłeś podać w jakiejś bardziej zaowalowanej, a przez to wdzięczniejszej formie. Hermiona mówiąca o 'płodnych dniach' wzbudza parsknięcie śmiechu. Podobnie jak zdanie o tym, że umiała zapewnić Harry'emu ten rekaks. Wiem co miałeś na myśli, ale przekazałeś to w formie, która wzbudza natychmiastowe skojarzenia. Nie tylko o takich zdeprawowańców jak ja.
Nie zrażaj się moją troszkę zjadliwą krytyką. Umiesz pisać i dlatego tak się rozpisuje. Gdybyś nie umiał to nie doczytałbym nawet do drugiego akapitu. Czekam na dalszy ciąg.

A, jeszcze jedno. Częste nazywanie Harry'ego młodzieńcem (głównie na początku) też wytwarzało pewien, chyba niezamierzony, efekt komiczny.

Ten post był edytowany przez Katon: 23.02.2006 13:46
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hermionciaa
post 23.02.2006 13:45
Post #41 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 28
Dołączył: 22.08.2004
Skąd: Nie wie nikt

Płeć: Kobieta



Hito, my te cztery dni daliśmy dla twojej wygody! Oczywiście, takie odstępy czasowe, moim zdaniem, są w pełni zadowalające. Jak cię tempo nie zabije, to pisz tak dalej biggrin.gif
Fick mi się strrrasznie podoba. Choć muszę przyznać nieco racji Katon. A co do domu Hermiony... Buu, ja też taki chcę tongue.gif
Życzę nieskończonych pokładów weny i czekam na kolejny rozdzialik

Pozdrawiam


--------------------
user posted imageuser posted image

"- Estelu! Estelu! - krzyknęła, Aragorn zaś ujął jej rękę, ucałował ją i zasnął. Twarz jego zajaśniała niezwykłą pięknością, tak że wszyscy, którzy weszli potem do Domu Królów, patrzyli na niego z podziwem, ujrzeli bowiem Aragorna w uroku młodości i w sile męskich lat, a zarazem w pełni mądrości i w majestacie sędziwego wieku. Długo spoczywał tak i widzieli w nim obraz chwały królów ludzkich w nieprzyćmionym blasku, jak o poranku świata."

J.R.R. Tolkien, Władca Pierścieni: Powrót Króla, Dodatek A

Wejdź, jeżeli sądzisz, że jesteś osobą o silnych nerwach...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 23.02.2006 13:54
Post #42 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Katon>>hehe, wiedziałem, że kto jak kto, ale Ty nie będziesz (przynajmniej nie do końca) zadowolony.
Co do pierwszego akapitu - nie będę tu wchodził w jakiekolwiek dywagacje. Spodziewam się, że gdy przeczytasz wyjaśnienie związku Ron-Hermiona, nie spodoba Ci się ono. Well, trudno, jak już pisałem, R/Hr to zdecydowanie nie mój pairing.

Co do drugiego... Uhu. Obawiam się, że nie popracuje nad swoim językiem, gdyż mnie zwroty, które przytoczyłeś, podobają się. Napisałem je w taki sposób, ponieważ tak, moim zdaniem, wyglądają lepiej. Taki mam styl, że tak powiem. Dlaczego Hermiona ,,skierowała się''? Ile razy mam pisać, że gdzieś poszła? Staram się unikać powtórzeń. No i nie widzę nic złego w wyrazach ,,skierowała się'' ani w ,,zlewozmywak''. Lekko pretensjonalnie? Automat? Jak miałem to napisać, żeby czytelnicy wiedzieli, co Hermiona zrobiła w tej scenie? ,,Skierowała się ku zlewowi''? (Też) Nie brzmi najlepiej.
Fakt, jak widzę, nie lubisz dopowiadania. Co zabawniejsze, ja uważam, że często stosuję... za mało opisów smile.gif
Jeśli chodzi o:
QUOTE
Hermiona mówiąca o 'płodnych dniach' wzbudza parsknięcie śmiechu.


U Ciebie - może i tak.
Specjalnie tak napisałem, Hermiona to córka lekarzy, za ojca ma ginekologa, co u mnie widać. Mnie to pasuje, Tobie - nie.

QUOTE
Podobnie jak zdanie o tym, że umiała zapewnić Harry'emu ten rekaks. Wiem co miałeś na myśli, ale przekazałeś to w formie, która wzbudza natychmiastowe skojarzenia.


Tu - ok, zgadzam się. Zastanawiałem się wcześnie, jak to zdanie przebudować, niestety, nic konstruktywnego to głowy mi nie przyszło. Ten ,,relaks'' to pewnie znowu wina uniakania powtórzeń.

Obawiam się, że niektóre sytuacje w przyszłych częściach fica sprawią, że spadniesz z krzesła na podłogę. Cóż, przyznaję się bez bicia, że czasami mnie też coś nie gra, tylko nie wiem, jak mogłoby to być napisane lepiej smile.gif

QUOTE
Nie zrażaj się moją troszkę zjadliwą krytyką. Umiesz pisać i dlatego tak się rozpisuje. Gdybyś nie umiał to nie doczytałbym nawet do drugiego akapitu. Czekam na dalszy ciąg.


Och, czułbym się dziwnie, gdybyś mnie nie skrytykował, Katonie. Zrażać się nie zamierzam, a na koniec dodam, że cieszę się, że czekasz na dalszy ciąg.
Dobre i tyle.

EDIT:
QUOTE
A, jeszcze jedno. Częste nazywanie Harry'ego młodzieńcem (głównie na początku) też wytwarzało pewien, chyba niezamierzony, efekt komiczny.


Na pewno niezamierzony, gdyż nie bardzo pojmuję, na czym on polega.
Przeklęte powtórzenia, to wszystko ich wina *prychnięcie*

Hermionciaa>>tempo mnie nie zabije, nie martw się. Kolejny part będzie zamieszczony równie szybko (no, chyba, że za mało komentarzy dostanę smile.gif ).

Ten post był edytowany przez Hito: 23.02.2006 13:59


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
em
post 23.02.2006 14:38
Post #43 

ultimate ginger


Grupa: czysta krew..
Postów: 4676
Dołączył: 21.12.2004
Skąd: *kṛ'k

Płeć: buka



Tak, a zatem pora teraz na mnie :]
I tym razem nie udało Ci się uniknąć uchybień, a oto i one (a przynajmniej część):
QUOTE
miejsca odosobnienia Hermiony
słucham? masz na myśli pustelnię? użycie tutaj wyrazu "pokój", mimo że pojawia się on i w następnym zdaniu, nie stanowiłoby powtórzenia w sensie błędu stylistycznego.
QUOTE
To mogę chyba nazwać Podręczny Zestaw Przydatnych Rzeczy
Zaburzenie z deklinacją, tam powinien być narzędnik.
QUOTE
Maruderów
Jak zorientowałam się po tłumaczeniu "Hogwart: Historia", lubisz brzmienie jak najbliższe oryginałowi. Mimo wszystko, skoro piszesz po polsku i swoje opowiadanie kierujesz do polskich czytelników, lepiej było zostawić "Huncwotów".
QUOTE
Harry natychmiast po oględzinach założył go lewe przedramię.
Zegarka nie zakłada się na przedramię (bo Harry chyba nie nosił go koło łokcia?), ale na nadgarstek tudzież na rękę.
QUOTE
jego i Rona ślepota
szyk. "ślepota jego i Rona".

Komentarz co do stylu: nie musisz aż tak panicznie bać się powtórzeń! Czasami naprawdę lepiej jest takie "powtórzonko" popełnić niż bawić się w wyszukane peryfrazy, które brzmią o wiele bardziej nienaturalnie. Nie wydaje mi się, żeby twoje opowiadanie było komedią, a takie zabiegi stylistyczne stosuje się zazwyczaj w groteskach.
W sporej części zgadzam się z Katonem. Zdecydowanie, pozwól sobie na więcej stylistycznego luzu, baw się słowem, baw się tekstem - język polski jest badziej wdzięczny niż by się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. O poprawność spokojnie możesz zacząć bać się pod koniec pracy, najpierw puść wodze fantazji i daj się porwać cheess.gif
Pozdrawiam!

Ten post był edytowany przez emoticonka: 23.02.2006 14:39


--------------------
all you knit is love!
każdy jest moderatorem swojego losu.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 23.02.2006 14:52
Post #44 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



QUOTE
słucham? masz na myśli pustelnię? użycie tutaj wyrazu "pokój", mimo że pojawia się on i w następnym zdaniu, nie stanowiłoby powtórzenia w sensie błędu stylistycznego.


... Mój pokój jest dla mnie mniejscem pewnego odosobnienia tongue.gif
Ale skoro błąd powtórzeniowy nie powstanie, zmienię to.

QUOTE
Zaburzenie z deklinacją, tam powinien być narzędnik.


Gdybym dodał tam dwukropek i cudzysłów, deklinacja byłaby już dobra?
Ale Twoja wersja także ma sens, zatem żeby nie robić sobie problemów, zmienię to.

QUOTE
ak zorientowałam się po tłumaczeniu "Hogwart: Historia", lubisz brzmienie jak najbliższe oryginałowi. Mimo wszystko, skoro piszesz po polsku i swoje opowiadanie kierujesz do polskich czytelników, lepiej było zostawić "Huncwotów".


Hooo... Zastanawiam się, czy to było specjalnie, czy po prostu tłumaczyłem w locie, że tak powiem.
Naturalnie, ,,Huncwoci'' (chociaż wyraz jest dość toporny) to kanon w polskiej wersji, toteż nie mam obiekcji - zmiana.

QUOTE
Zegarka nie zakłada się na przedramię (bo Harry chyba nie nosił go koło łokcia?), ale na nadgarstek tudzież na rękę.


Przedramię to nie tylko łokieć, ale, znowu, masz rację. Bez większego komentarza tutaj, kolejna zmiana.

QUOTE
szyk. "ślepota jego i Rona".


*mamrotanie*

Szlag, coraz więcej pomyłek językowych. Mam tendencję spadkową sad.gif I, boję się, to się wcale nie polepszy.
Przynajmniej już wiem, że umieszczanie ficów na publicznych forach boli przez całe życie laugh.gif


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katon
post 23.02.2006 16:21
Post #45 

YOU WON!!


Grupa: czysta krew..
Postów: 7024
Dołączył: 08.04.2003
Skąd: z króliczej dupy.

Płeć: tata muminka



Apropos opisów. Literatura to nie film rozpisany na słowa. Czasem wystarczy napisać, że 'Hermiona krzątała się po kuchni' i nie rozkładać tego krzątania na drobniejesze czynności. Ale to kwestia podejścia do opisów wogóle. Jeśli lubisz pisać w sposób skrupulatny - ok. Ale w takim razie musisz wyrobić sobie styl w którym wszystkie te szczegółowe opisy będą dla czytelnika ciekawe i żywe. Czasem Ci się udaje - czasem nie.

Ojciec Hermiony był ginekologiem?

'Młodzieniec' to wyraz lekko trącący myszką. Pojawiając się w narracji wytwarza (u mnie) odczucie, jakby opowiadał nam to wszystko ktoś już nie młody. "Czy mógłbyś mi ustąpić miejsca, młodzieńcze?" ; "Och, jaki przystojny i dobrze wychowany młodzieniec" ; "Powstań młodzieńcze. Od tej chwili możesz się nazywać Sir Alfonsem, rycerzem króla Arura, lecz pomnij, że to nie jeno przywilej, ale i obowiązek nie mały." itd. itp.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
em
post 23.02.2006 16:43
Post #46 

ultimate ginger


Grupa: czysta krew..
Postów: 4676
Dołączył: 21.12.2004
Skąd: *kṛ'k

Płeć: buka



Co do deklinacji: nie, konstrukcja z przecinkiem i dwukropkiem byłaby równie niepoprawna (zakładając brak zmian z czasownikiem), ponadto nieuzasadniona i trochę dziwna.
Znowu nie mogę nie zgodzić się z Katonem.


--------------------
all you knit is love!
każdy jest moderatorem swojego losu.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 23.02.2006 17:19
Post #47 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



W takim razie zmiana jest uzasadniona. W porządku.

Katon>>,,młodzieniec'' trąci myszką? Poczułem się przez Ciebie staro w tym momencie.
,,Młody człowiek'' brzmi chyba jeszcze gorzej. W każdym razie, u mnie ten wyraz nie wywołuje negatywnych odczuć. Na Twoje szczęście, nie powinien się pojawić (przynajmniej nie za często) w przyszłych partach.

QUOTE
Ojciec Hermiony był ginekologiem?


...
Czytałeś mojego fica?
No dobra, zdaje się, że czytałeś. A ostatniego parta, pod którym się wypowiadasz?

Co do opisów - do wirtuoza języka pisanego jeszcze mi daleko, niestety. Choć wydawało mi się, że jeszcze nie jest tak źle. (ignorance is bliss)

A może ktoś by skomentował moje pomysły użyte w tym ficu? Dotyczące np. prezentów, które dostał Harry na 17 urodziny? Czy też zostajemy tylko i wyłącznie przy sferze językowej? (mam nadzieję, że tymi pytaniami nie pogrążam się totalnie)


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
EnIgMa
post 23.02.2006 18:36
Post #48 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 30.01.2006

Płeć: Kobieta



Nie, Hito, nie pogrążasz się tongue.gif Rzeczywiście ostatnie komentarze skupiły się wokół poprawności językowej, a to przecież nie szkolne wypracowanie, tylko fick, w którym dość ważną rolę pełni jednak fabuła i pomysłowość... (tak, wiem, że gramatyka jest równie ważna, ale bez przesady)
Mi się podoba, bo całkiem fajnie piszesz i nie dostrzegłam tych drewnianych dialogów - może nie są one idealne, ale ogólnie czytało mi się dość przyjemnie smile.gif
Dlatego pozdrawiam serdecznie i weny życzę...


--------------------
"Love isn't brains, children, it's blood. Blood screaming inside you to work its will."

Nakarm mnie...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Wilczyca
post 24.02.2006 14:35
Post #49 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 27
Dołączył: 16.11.2004




Jak zawsze podziwiam...Żadnych zatrzeżeń, literówek i mikroskopijnych błędów nie wyłapuje, gdyż wolę delektować się treścią tongue.gif ... Czekam na następną część.


--------------------
wolf...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 25.02.2006 12:33
Post #50 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Jedziemy dalej. Aczkolwiek, naprawdę, jakieś komenatrze co do treści byłyby mile widziane.


Harry już na schodach poczuł zapach, który wydał mu się dość niespodziewany, jednak znajomy.
Wejście do kuchni potwierdziło jego przypuszczenia.
- Masz dobre wyczucie czasu. – Hermiona postawiła na stole talerz pełen ciasteczek wyglądających na świeżo upieczone. – Myślę, że już odpowiednio przestygły. Częstuj się.
Harry wziął jedno ciastko. Miało kształt sowy. Wyglądało apetycznie. Potter spojrzał ponad nim na Hermionę. Ciekawe, od kiedy potrafiła piec słodkości. Ciekawe, jak w ogóle radziła sobie w kuchni.
Uuuchhhh.
Chyba niespecjalnie.
- I co? Dobre? – Hermiona spytała z pewną obawą w głosie.
- Pychota.
- Aż tak źle?
- Nie, nie. – Harry na potwierdzenie swojego stanowiska skończył gryźć ciasteczko z uśmiechem na ustach, co nie przyszło mu łatwo. Nie chciał brutalnie pozbawiać dziewczyny złudzeń. – Wyszły ci całkiem...
- Harry, daj spokój. Potrafię poznać, kiedy mówisz prawdę, a kiedy ją ubarwiasz. Zresztą, sama spróbuję... – Drugie ciasteczko zniknęło z talerza.
Harry obserwował twarz Hermiony, gdy ta zmagała się z własnym wypiekiem.
- Musiałam coś pokręcić – westchnęła po chwili. – Z zaklęciem, znaczy się. Te kulinarne nie są moją mocną stroną.
Harry dopiero teraz zauważył, że Hermiona w prawej dłoni trzyma swoją różdżkę. Uświadomił sobie, że Hermiona już prawie rok mogła używać jej bez żadnych zakazów. Widać w domu korzystała z czarów tak często, że stało się to dla niej stanem naturalnym, a różdżka spowszedniała jej tak jak mugolskie przedmioty.
- Z wyglądem poradziło sobie całkiem dobrze, ale z środkiem już nie bardzo.
- Zabawne, zawsze sądziłem, że większą uwagę przywiązujesz do wnętrza.
- Słucham? – Hermiona drgnęła, wyrwana z zamyślenia.
- Nie, nic. – Harry wolał nie powtarzać swojego żartu, gdyż uznał, że mógłby zostać źle zrozumiany.
- Przypaliłam je, przyznaję się. To przez ten piekarnik, jeszcze go do końca nie opanowałam.
Harry wolał nie mówić, że jeszcze przed sekundą myślał, że zaklęcie kulinarne Hermiony stworzyło ciastka, a nie tylko starało się je naprawić i oczyścić ze spalenizny.
- Z zapachem jednak poradziłaś sobie idealnie.
Hermiona w ramach odpowiedzi uśmiechnęła się, ale tylko na chwilę. Spojrzała na Harry’ego uważnie. Nie wypowiedziała jednak swojego pytania o listy na głos.
- Przeniosłeś prezenty do swojego pokoju?
- Tak, wszystko leży na właściwym miejscu – potwierdził Harry. – Swoją drogą, ładny masz zbiór książek. I nie wszystkie są na temat magii, nie spodzie...
Harry przerwał swoją wypowiedź. Nie spodobał mu się sposób, w jaki Hermiona zmarszczyła brwi.
- Nie przeglądałeś chyba całego regału, prawda? Dolną półkę zostawiłeś w spokoju?
- Noo... – Harry miał ochotę przekląć się za głupotę i swój długi jęzor. – Tak jakoś przypadkiem...
- Przypadkiem, akurat – Hermiona prychnęła. – Ufam, że chociaż do szuflad z bielizną mi nie zaglądałeś.
- Nie, skądże! – zaprzeczył zarumieniony Harry. Sama myśl o takim czynie wydała mu się co najmniej nieprawidłowa.
- Mój błąd, zostawiłam prostego mężczyznę samego w pokoju damy. – Hermiona zaczęła bawić się różdżką, przekładając je przez palce prawej ręki. – Jakieś uwagi na temat odkryć?
- Żadnych. – Harry wolał się więcej nie narażać. Aczkolwiek nie mógł pozbyć się wizji miny Rona, gdyby mu powiedział, jakie książki znalazł u Hermiony w pokoju. – Przepraszam, nie powinienem bez twojego pozwolenia badać twojej sypialni.
- Nie powinieneś, fakt. Znaj jednak moją łaskę, Harry, wybaczam ci.
- Dziękuję, pani – Harry ukłonił się ironicznie. W jakiś sposób wyczuwał, że Hermiona nie była wcale na niego zła, a za maską urażonej damy chce ukryć zakłopotanie.
- No dobrze. – Hermiona położyła różdżkę na kuchennym stole, talerz z ciasteczkami przenosząc na blat lady. – Chciałbyś może zobaczyć nasz mały ogródek i sad?
- Prowadź.

Harry oderwał na chwilę wzrok od aktualnego numeru ,,Proroka Codziennego’’.
- Że się tak zapytam – zwrócił się w kierunku Hermiony. – Co z obiadem?
- Już jesteś głodny?
- Zaczynam być.
Hermiona przygryzła pióro, którym skrobała po pergaminie rozłożonym na ławie.
- W porządku – powiedziała, nie podnosząc głowy znad listu. – Mógłbyś dać mi jeszcze chwilkę?
Harry zmarszczył brwi. Widok Hermiony z piórem w ręku zdecydowanie nie należał do zjawisk niecodziennych, ale fakt, iż dziewczyna pisze listy do Victora Kruma, którego nie widziała już dwa lata, ciągle dziwił Harry’ego. Rozumiał, gdy prowadziła z nim korespondencję na piątym roku, ale teraz? Czy naprawdę ich przyjaźń, oparta tylko na słowie pisanym, nie zgasła przez tyle czasu? Zdumiewające.
- Nie przeszkadzaj sobie – odpowiedział w końcu Harry. – Powiedz mi tylko, co mamy zjeść, a ja to przygotuję.
Hermiona przestała koncentrować swoją uwagę na pergaminie, który zgodnie z jej standardów mierzył sobie już ładnych parę stóp.
- Poradziłbyś sobie?
- Sądzę, że bez problemów – odparł Harry, patrząc na list, a nie na Hermionę. – Myślisz, że przeżyłbym u Dursleyów, gdybym sam nie umiał sobie ugotować jedzenia? Przeszedłem u nich przez prawdziwą szkołę przetrwania.
- Jestem w stanie w to uwierzyć – przyznała Hermiona z uśmiechem. Zauważyła jednak, na co gapił się Harry i kąciki jej warg opadły. – Coś nie tak?
- Skądże.
- Tylko nie zachowuj się jak Ron, bardzo cię proszę.
- Przecież nie jestem zazdrosny – powiedział Harry, wstając z fotela i odkładając Proroka na część ławy, która jeszcze nie była zasłonięta pergaminem. – Tylko się zastanawiam.
Przez chwilę w pokoju nic nie zakłócało ciszy.
- A potem się dziwisz, że masz problemy z dziewczynami.
- Co? Co to miało znaczyć?
- Za bardzo zamykasz się w sobie, Harry. Miewałeś i ciągle miewasz do tego tendencje. – Hermiona ponownie ujęła pióro zębami, nie patrząc już na chłopaka. – Nie jesteś typem ekstrawertyka... Zresztą, nieważne.
Harry zamrugał, zbity z tropu. Przecież to chyba normalne, że nie dzielił się swoimi myślami i problemami z każdym napotkanym człowiekiem? I tak po tym, co przeżył w dzieciństwie, mógł nazywać się otwartą i komunikatywną osobą. Zatem o co, na Merlina, Hermionie chodziło?
- Nie, dokończ, z chęcią dowiem się czegoś nowego o sobie.
- Przepraszam, Harry – odparła Hermiona po krótkiej walce z sobą. – Wcale nie to miałam na myśli, to była tylko głupia riposta na twoją reakcję na list, który piszę.
Harry był niemal pewien, że Hermiona dokładnie to miała na myśli. Dlaczego się wycofywała?
- Chyba nie ma nic złego w tym, że koresponduję z kimś zza granicy, wymieniam poglądy i przy okazji pełnię rolę nauczyciela? Jeśli chcesz, możesz przeczytać...
- Dobra, okej. – Harry wzniósł dłonie w obronnym geście. – Nie tłumacz się już. I nie będę czytał twoich prywatnych listów, jeszcze kompletnie nie zdurniałem. – Harry zaczynał się czuć głupio, choćby z powodu niedawnego incydentu z książkami.
- Chodzi mi o to... Po prostu, nie chowaj się za dwuznacznymi spojrzeniami, następnym razem, gdy będziesz chciał coś wiedzieć, po prostu zapytaj mnie wprost, w porządku?
- W porządku, zapamiętam – mruknął Harry. Za moment dodał: - To co z tym obiadem?
- Chodź – odpowiedziała Hermiona, wstając z klęczek i ostrożnie odkładając pióro. – Zrobimy go razem, jeśli nie masz nic przeciwko.
Hermiona wyszła pierwsza z dużego pokoju, kierując się ku kuchni. Harry, zanim zrobił to samo, rzucił jeszcze okiem na litery uwiecznione na pergaminie schludnym charakterem pisma. Nie spodobało mu się dziwne uczucie, którego doświadczał jego brzuch.
Czas na obiad.

Przygotowywanie obiadu przebiegło bez niepotrzebnych zakłóceń. Dzięki tej czynności duma Harry’ego miała szansę urosnąć odrobinę – znalazł drugą dziedzinę po quidditchu, w której czuł się pewniej niż Hermiona i w której mógł ją czegoś nauczyć.
Wysilić się dużo nie musieli, gdyż państwo Granger zostawili w domu wszystkie potrzebne składniki na ilość posiłków pozwalającą przetrwać prawdziwe oblężenie. Jedynym problemem było połączyć te składniki w coś sensownego i nadającego się do zjedzenia. Młodzi kucharze nie stracili dużo czasu – nowocześnie wyposażona kuchnia plus różdżka Hermiony dawały wyśmienite rezultaty.
Po zjedzeniu obiadu i wspólnym zmywaniu Hermiona najwyraźniej postanowiła zaskoczyć Harry’ego formą relaksu.
- Daj spokój, Hermiono, szkoła już się skończyła.
- I co z tego? Czytam ją dla przyjemności.
- Czytasz historię Hogwartu dla przyjemności? – zdumienie Harry’ego osiągnęło niebagatelny poziom.
- Tak. A w czym leży problem?
Harry nie odpowiedział. Zabrakło mu logicznych, racjonalnych argumentów, którymi miałby, nikłą co prawda, szansę przekonania Hermiony, że przecież ta cegła to straszne nudy.
I co z tego, że nigdy nie zajrzał do środka? Historia z założenia była nudna.
Skoro koleje losu tak się potoczyły, Harry uznał, że musi sobie znaleźć zajęcie. Ruszać się nigdzie nie chciał, zatem jedyną opcją był jego pokój. A czymś się zająć musiał, gdyż nie chciał ryzykować rozmyślań nad przeszłymi wydarzeniami. Jeszcze nie teraz.
Harry, gdy znalazł się już w swojej sypialni, rozejrzał się. Na biurku pod oknem leżały prezenty, przy łóżku stał kufer. Zawartość tego przedmiotu odrzucił niemal od razu – wszystkie swoje książki o quidditchu przeczytał już dziesiątki razy, Peleryny i Błyskawicy używać przecież nie będzie.
Harry w zadumie poskrobał się po brodzie. Wtedy jego wzrok spoczął na obiekcie, który wcześniej, przy oględzinach pokoju, zarejestrował w pamięci jako niegodny bliższej uwagi.
W zaciemnionym rogu, na drugim biurku, stał monitor. Przed nim leżała klawiatura i myszka. Pod biurkiem znajdowała się obudowa jednostki centralnej.
Dursleyowie, naturalnie, posiadali komputer. Dudley wymuszał na nich, by co roku go zmieniali, w końcu musiał być najnowocześniejszy w całej okolicy. Harry właściwie w ogóle go nie używał, mało miał okazji.
Harry usadowił się na wygodnym krześle i włączył komputer. Informatykiem może nie był, ale podstaw sam się nauczył, w końcu czasem Dursleyowie zostawiali go samego w domu, a nuda zmuszała do różnych czynów. Oczywiście, Vernon i Petunia stanowczo zabraniali mu w takich okolicznościach dotykania czegokolwiek posiadającego jakąkolwiek wartość, ale Potter nie zamierzał stosować się do nakazów i zakazów ludzi, których nie szanował, przynajmniej, gdy byli nieobecni.
Po godzinie jednak monitor zgasł. Harry nieco się zawiódł, ale, jak sam uznał, przez swoje nieprawidłowe oczekiwania. Gry komputerowe w domu państwa Granger? Raczej nie. Szczególnie, że z maszyny stojącej w pokoju Harry’ego korzystali głównie rodzice Hermiony, o czym Harry przekonał się po natrafieniu na dokumenty tekstowe o przeróżnych zwyrodnieniach jamy ustnej. Znając uwielbienie Hermiony do książek Harry był pewien, że jego brązowowłosa przyjaciółka komputer miała w głębokim poważaniu.
Harry przeszedł przez pokój w kierunku łóżka. Jego wzrok padł na stertę prezentów i zogniskował się na zdjęciu przysłanym przez Hagrida.
Nie. Nie weźmie go do ręki. Jeszcze nie teraz.
Cóż, nuda zmuszała do różnych czynów, prawda? Harry wziął do ręki ,,Specjalne wydanie Żonglera’’. Przynajmniej może trochę poprawi mu się humor.

- Proszę. – Przed nosem Harry'ego zmaterializował się talerz.
Chłopak drgnął. Nie usłyszał wejścia Hermiony.
- Częstuj się.
Harry odruchowo wyciągnął rękę, by skorzystać z propozycji, ale wtedy dotarło do niego, że na talerzu leżą ciasteczka w kształcie sowy każde.
- Wiesz, nie chcę cię urazić, ale...
Hermiona zachichotała.
- Tym razem zaklęcie zadziałało, nie musisz się obawiać o swoje kubki smakowe. No, dalej. – Ciastka ponownie wyglądające i pachnące jak świeżo upieczone zbliżyły się do dłoni Harry’ego o kilka centymetrów.
Tym razem smak okazał się być całkiem znośny. Dziewczyna po skonsumowaniu swojej porcji doszła do podobnych wniosków.
- Lepiej, ale to jeszcze nie ten efekt, jaki sobie zamierzyłam – kątem oka Hermiona spojrzała na otwartą książkę, leżącą na nogach Harry’ego, który siedział po turecku. – Pukałam, ale ty nie odpowiadałeś. Za to twoje wybuchy śmiechu słyszałam jeszcze na dole.
W ramach odpowiedzi wyszczerzony Harry skierował zapełnione tekstem i ruchomymi obrazkami stronice ku twarzy Hermiony.
- Nie mów, że dziesięć powodów, które świadczą o fakcie przynależności Rufusa Scrimgoura do rasy wampirów, nie są warte refleksji nad nimi.
Hermiona zauważalnie się skrzywiła.
- Zastanawiam się – powiedziała konwersacyjnym tonem, próbując znaleźć dość miejsca na biurku Harry’ego, by położyć na nim swoje wypieki. – Jakiego cudu potrzeba, by ktoś naprawdę uwierzył w te... niestworzone historie. Jak Luna.
- A jakiego potrzeba, by je pisać? Ale jeśli chodzi o Lunę, to możliwe, że...
- Że?
- Chyba nie powinienem mówić o tym za jej plecami – przyznał po chwili Harry. – Ale tobie chyba mogę powiedzieć. Pamiętasz naszą wycieczkę do Ministerstwa Magii? Luna widziała testrale, a wiesz, co to oznacza.
Hermiona odwróciła się w kierunku Harry'ego, słuchając uważnie.
- Luna powiedziała mi kiedyś, że widziała śmierć swojej matki. W wieku dziewięciu lat. To nie był przyjemny widok.
- Na pewno nie – potwierdziła cicho Hermiona. – Sugerujesz, że Luna uciekła w wyimaginowany świat, który stworzyła na spółkę ze swoim ojcem? Który stracił swoją żonę w tragiczny sposób?
- Coś w tym rodzaju. Być może to pan Lovegood pierwszy szukał ukojenia w tych niestworzonych historiach, jak to nazwałaś, a Luna była wtedy przecież jeszcze dzieckiem, podatnym na wpływy. A po tylu latach oni naprawdę w to wierzą.
- Możliwe. W każdym razie, to trochę zmienia postać rzeczy.
Harry już się nie uśmiechał. Rozważania na podobne tematy nie skłaniają do pozostania w dobrym humorze. Zamknął i odłożył książkę.
Hermiona zauważyła to natychmiast i tak samo szybko jej się to nie spodobało.
- Odkryłeś już jakąś magiczną funkcję swoje nowego zegarka?
- Nie... Jeszcze nie.
- No wiesz? Tak mi się odpłacasz?
- Postaram się naprawić ten wielce karygodny błąd, pani.
- Ale karę dostać musisz – Hermiona dalej grała swoją rolę, uważnie obserwując mimikę Harry’ego. – Na początek wystarczy, jeśli do jutra zaznajomisz się z pierwszym okresem historii Hogwartu.
- O nie, wszystko, tylko nie to. To zbyt surowa kara dla kogoś z mniejszym mózgiem od twojego.
- Nie wykręcisz się tak łatwo – odparła dziewczyna, rozkładając ręce i zmieniając pozycję. Teraz, jeśli tylko odpowiednio się ustawi... – I nawet nie próbuj uciekać, panie Potter.
Zadziałało. Harry zerwał się z łóżka. A raczej próbował, gdyż Hermiona odpowiedziała na ruch Harry’ego z prędkością geparda w pełnym biegu. Skoczyła na posłanie Harry’ego, złapała go prawie całym swoim ciałem, po czym przeszła do rzeczy.
Po dobrych dziesięciu minutach ciąg głośnych i lekko przyspieszonych oddechów leżącej pary przerwał dziewczęcy głos.
- Kara wymierzona. Wykręciłeś się jednak, panie Potter.
Harry tylko się uśmiechnął. Szybko się zorientował, że Hermiona chciała go rozweselić w ten sposób. Niewątpliwie się udało, to musiał przyznać. Jak zwykle, jak zawsze, plan Hermiony się powiódł, chociaż tak właściwie to nie mogło być inaczej.
- Dzięki – wymamrotał.
- Nie ma za co. Zresztą, cała przyjemność po mojej stronie.
- Nie, po mojej.
Mówiąc to, Harry miał na myśli trochę bardziej fizyczny aspekt całej sprawy.

Reszta dnia upłynęła Harry’emu i Hermionie w dobrych humorach. Nie wydarzyło się nic, co warte byłoby szczególnego odnotowania i zapamiętania. Trochę rozmów, przygotowanie i zjedzenie kolacji składającej się z kanapek, mała przechadzka wokół domu i prysznic przed snem.
- Mam nadzieję, że nie zmarnowałem za dużo ciepłej wody.
- A liczyłeś litry? Przysługiwało ci dokładnie sto.
Harry uśmiechnął się. Znając perfekcjonizm rodziny Granger byłby skłonny w to uwierzyć.
- Dobrze się bawiłeś dzisiaj, Harry? Nie wynudziłeś się zbytnio?
- Dobrze – Potter zapewnił Hermionę zgodnie z prawdą. – Dzień był strasznie kiepski... aż do ósmej dziesięć.
To prawda, będąc z samą Hermioną pod jednym dachem trzeba było się przestawić na spokojny tryb życia. Czy to jednak Harry’emu przeszkadzało?
Absolutnie nie. Teraz wcale by mu nie odpowiadały dnie wypełnione akcją czy podniecającymi wydarzeniami. Później pewnie się to zmieni, ale póki co, Harry był wdzięczny za podejście Hermiony.
- Dobranoc.
- Dobranoc, Harry – Hermiona popatrzyła na chłopaka chwilę, zanim zniknęła za drzwiami swojej sypialni.
Początek nie wypadł najgorzej.

Ten post był edytowany przez Hito: 13.04.2006 15:45


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

8 Strony < 1 2 3 4 > » 
Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.04.2024 17:05