Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> "Nieme Słońce" (zak), Pierwszy

Agrado
post 04.03.2004 18:37
Post #1 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Tutaj chciałbym zamieścić chyba coś nie na temat.
Otóż pod spodem znajduje się pierwszy rozdział mojej książki "Nieme Słońce". Jest to książka dziejąca się wspólcześnie.

W swoich zbiorach posiadam jeszcze kilka innych książek pisanych "do szuflady" m.in. "Prawo Stwórcy" - powieść fantasy.
Chciałbym powiedzieli co o tym sądzicie, i czy spokojnie mogę pisać dalej, czy raczej mam sobie dac spokój.
Dzieki.



Na kilka tygodni przed śmiercią Claire miałem sen. Śniło mi się, że się kochamy. Pokój oświetlony był tylko przez lampkę nocną. Niekiedy przez okno wpadało światło księżyca. Kochaliśmy się całą noc. Z jej twarzy spadały kropelki potu. Była uśmiechnięta. Lecz nagle jej uśmiech znikł. Jej czarne włosy powoli się rozjaśniały. Twarz zmieniła się nie do poznania. Po kilku chwilach przede mną leżała inna kobieta. Uśmiechnęła się, przetarła ręką moje włosy i spojrzała mi w oczy.
- Bierz z życia to co najlepsze. Bierz je całymi garściami, bo zostało Ci niewiele czasu.

Po tych słowach nieznajoma ponownie zmieniła się w moją żonę, lecz teraz śpiącą, przytuloną do mojego ramienia. Przeczesałem ręką jej włosy i położyłem się.

Przez całą noc myślałem o tym śnie. O co chodzi? Czy to znaczy, że niedługo umrę. Co do cholery znaczy „zostało Ci niewiele czasu”. Pięć tygodni później Claire zmarła w wypadku samochodowym.

Poznałem ją pewnego dnia na swoim wieczorku autorskim w małej kawiarence artystycznej. Sześć stolików, przy każdym komplet gości. I nie myślcie, że przyszli specjalnie dla mnie. Tu nawet w zwykły dzień jest komplet gości, a to za sprawą najtańszej kawy i pączków w mieście. Przy barze siedziało kilka osób topiących swoje żale w butelce piwa. Przychodziłem do tej kawiarenki każdego wieczora, razem ze znajomymi. Ale dopiero pierwszy raz mam tutaj swój wieczorek autorski. Jedyne co mnie przerażało to obrazy na ścianach. Na wprost mnie wisiał „Krzyk” Muncha, obraz, który napawa mnie przerażeniem. Obraz, przez który w dzieciństwie miałem bezsenne noce. Pozostałe obrazy w kafejce były utrzymane w podobnym nastroju. Ale tylko ten jeden mnie przerażał. Dlaczego? Czyżby odezwały się odgłosy z przeszłości?

Gdy przyszła moja kolej usiadłem na krzesełku, podsunąłem sobie mikrofon i mimowolnie spojrzałem na TEN obraz. Ciarki przeszły mi po plecach. Spoglądałem to na obraz, to na publikę. Nie wiem ile czasu to trwało.
- Chcielibyśmy, aby pan zaczął – powiedziała młoda kobieta, siedząca przy stoliku
vis-a-vis mnie. To była ta czarnowłosa, niebieskooka piękność, nazwana przez swych rodziców Claire.
- Oczywiście, przepraszam – powiedziałem lekko przerażony i z wymuszonym uśmiechem.
Przysunąłem mikrofon bliżej, otworzyłem tomik wierszy i zacząłem czytać. Za każdym razem, gdy zaczynałem nowy akapit spoglądałem na Claire. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Uśmiechała się. Przyszła pora na ostatni wiersz. Patrząc na Claire skleciłem w głowie szybko kilku linijkowy wiersz o niebieskookiej, czarnowłosej kobiecie. Recytowałem go patrząc cały czas na nią. Jej twarz się zarumieniła. Widząc to byłem w siódmym niebie. Gdy skończyłem wszyscy bili brawo, ale cała moja uwaga skupiona była na adresatce mojego ostatniego wiersza.

Przy barze zamówiłem piwo. Gdy doszedłem do połowy butelki czyjaś ręka oparła się na moim ramieniu. Odwróciłem się i ujrzałem JĄ.
- Cześć. To znaczy dzień dobry.
- Cześć. Jestem Claire Stanfield. Podobał mi się twój ostatni wiersz.
- Naprawdę? – zapytałem zdziwiony
- Tak. Tylko, czemu nie ma go w tomiku?
- Nie ma?
- Tak się składa, że kupiłam tomik wierszy „Nieme Słońce” i nie pamiętam, aby ten wiersz znajdował się w tomiku. Improwizowałeś?
Nie wiedziałem co powiedzieć. Stała przede mną kobieta, która nie tylko mi się podobała, ale jeszcze czyta moje wiersze?
- Napijesz się czegoś? – zapytałem
- Słucham?
- Przepraszam. Nazywam się Michael Donovan. Czy masz ochotę na drinka?
- Z przyjemnością.
Siedzieliśmy w barze do późnej nocy. Powiedziałem jej prawdę o ostatnim wierszu. Bałem się jej reakcji, ale okazało się, że nie potrzebnie. Piliśmy drinki, rozmawialiśmy. Okazało się, że mamy sporo cech wspólnych. Mamy tego samego ulubionego pisarza, reżysera i aktora. Lubimy tych samych malarzy. Podczas któregoś z kolei drinka powiedziała mi, że panicznie boję się Muncha.
- Skąd wiesz?
- Widziałam jak na niego patrzyłeś. Napawał Cię przerażeniem.
Byłem lekko zszokowany jej wypowiedzią. Była to jedyna osoba, która to zauważyła.
- Masz rację. Jako dziecko miałem koszmary, gdy przed snem spojrzałem na ten obraz. Dlatego matka musiała go sprzedać.
- Mieliście w domu Muncha?
- A co w tym dziwnego?
- Nic. Tylko, że ja, co najwyżej wyniosła bym go na strych, i poczekała aż się wyprowadzisz, a nie od razu sprzedawała.
Gdy tak mówiła patrzyłem jej głęboko w oczy. Zaglądałem w ten czysty błękit, przy każdej nadarzającej się okazji. Później doszło do sytuacji, których zazwyczaj nie robię. Mianowicie: Nie idę z dziewczyną do łóżka po pierwszej randce. Ale ponieważ żadne z nas nie traktowało tego jak randki, nie złamałem swoich zasad.

Od tego czasu spotykaliśmy się codziennie. Codziennie kończyliśmy dzień w ten sam sposób. Podobało nam się to. Po czterech miesiącach znajomości poprosiłem ją o rękę. Może to za wcześnie, ale czułem, że dłużej nie wytrzymam. Wzięliśmy ślub w maju. Była to skromna uroczystość tylko dla kilku znajomych i dla rodziny. Łącznie około dwustu osób.
Jako cel naszej podróży poślubnej wybraliśmy Hiszpanię. Kraj, o którym każde z nas marzyło, ale nie miało dostatecznie dużo pieniędzy na realizację tych marzeń. Spędziliśmy tam 2 miesiące. Nie było chyba miasta, którego byśmy nie zwiedzili. Później kupiliśmy mieszkanie na Manhattanie, w którym mieszkaliśmy przez cztery lata.

Po jej śmierci nie mogłem znaleźć sobie miejsca w domu. Zastanawiałem się nad jego sprzedażą i kupnem czegoś mniejszego.

koniec rozdziału pierwszego


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
anagda
post 04.03.2004 19:13
Post #2 

Członek Zakonu Feniksa


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1994
Dołączył: 05.04.2003

Płeć: Kobieta



Jak na jeden rozdział książki to trochę mało.... pisz dalej. na razei się nie wypowiadam


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 04.03.2004 19:20
Post #3 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Jest już całą napisana, ale jej całej nie pokaże. Drugi rozdział mogę dać.
Oto on:

Na pogrzeb nie przyszło wiele osób. Tylko jej rodzice, nasi znajomi i kilka starszych kobiet, które są na każdym ślubie czy pogrzebie. Po uroczystości poszliśmy do naszego/mojego mieszkania.
- Brakuje Ci jej? – jej matka zapytała ze łzami w oczach. Była moją teściową, ale mimo panującej wówczas mody na dowcipy o teściowych, nie mogłem powiedzieć na nią złego słowa. Zawsze można było na nią liczyć.
- Bardzo. Cały czas mam nadzieję, że to tylko zły sen. Mam nadzieje, że wkrótce się obudzę i ujrzę ją obok siebie.
Nie mogłem powstrzymać łez. Pierwszy raz od pogrzebu rodziców nie wstydziłem się tego. Nalałem sobie drinka, usiadłem w fotelu i zacząłem płakać. Przypominałem sobie różne chwile z naszego wspólnego życia.
Jej matka usiadła obok mnie na oparciu. Przytuliła mocno do siebie.
- Popłacz sobie synku – powiedziała to poczym poczułem, że też zaczyna płakać.

Po kilku godzinach wszyscy rozeszli się do swoich domów. Ja zostałem sam w swoim wielkim mieszkaniu na ostatnim piętrze jednego z nowojorskich drapaczy chmur. Przez kilka następnych nocy nie mogłem zasnąć. Przed oczyma miałem cały czas twarz Claire. Nagle poczułem strach. Nie wiem przed czym. Przed oczyma pojawił mi obraz Muncha. Wrzasnąłem. Zacząłem latać po mieszkaniu. Próbowałem zrobić coś ze sobą, aby twarz znikła. Nic nie pomagało. Wbiegłem jak szalony do łazienki, zdjąłem ubranie i wbiegłem pod prysznic. Odkręciłem kurek z wodą i stanąłem wprost pod jej strumieniem. Twarz nadal była przede mną. Zacząłem krzyczeć. Zwiększyłem strumień wody i kląkłem w brodziku. Silny strumień wody spływał z mojej głowy.

Następnego dnia rano zadzwoniłem do Julii – mojej przyjaciółki z czasów szkolnych.
- Słucham? – zabrzmiał dźwięcznie głos w słuchawce.
- Julia. Cześć, mówi Michael. Nie przeszkadzam?
- Nie. Co ci jest? Masz jakiś dziwny głos.
- Claire nie żyje – powiedziałem to powstrzymując się od płaczu
- O mój Boże. Tak mi przykro. Kiedy pogrzeb? – w jej głosie wyraźnie było słuchać ton współczucia
- Już po. Jej matka wszystko zorganizowała. Zaprosiła tylko rodzinę.
- Rozumiem – przez chwilę milczała jakby czekała na dalszą część mojej wypowiedzi, ale ja nic już nie powiedziałem.
- Może nie powinnam, ale... może zjadłbyś ze mną lunch?
- Tak. Z przyjemnością.
Umówiliśmy się na lunch. Prawdę mówiąc nie miałem ochoty jeść z nią lunchu, ale od dłuższego czasu odczuwałem brak osoby, której mógłbym się wyżalić i być może opowiedzieć jej o swoich wizjach.

Ubrałem się. Sprzątnąłem łazienkę, która po ostatniej nocy wyglądała jak wejście na basen. Gdy całe mieszkanie zostało wysprzątane, co zostało uczynione pierwszy raz od śmierci Claire, wyciągnąłem z szafy swój najlepszy strój wyjściowy. Był to komplet złożony z luźnych spodni i bluzki z krótkim
rękawkiem. Założyłem do tego swoje czarne wyjściowe buty i udałem się na lunch.

Lunch jadaliśmy zwykle u Berniny’ego. Była to jedna z niewielu restauracji w pobliżu, która dania przeznaczone na lunch serwowała całą dobę. Od bloku, w którym mieszkałem do restauracji było około pół godziny drogi. Zwykle pokonuję tę odległość oglądając wystawy sklepowe pobliskich domów handlowych, lecz dziś zrobiłem wyjątek. Wszedłem do ogródka restauracyjnego i zająłem miejsce przy naszym stałym stoliku.
- Witam. Podać coś panu? – zapytał kelner. Przyglądałem mu się dłuższą chwilę, bo wyglądał jak Grucho Marx. W końcu powstrzymując się od śmiechu poprosiłem o szklankę wody.
Grucho szybko zrealizował moje zamówienie. Po wypiciu wody spojrzałem na zegarek. Było piętnaście po drugiej. Julia spóźniała się już piętnaście, a to do niej nie podobne. Zacząłem obawiać się najgorszego, ale moje obawy przerwał jej radosny głos. Wszyscy siedzący w ogródku szybko zlokalizowali źródło głosu.
- Cześć Mikey. Kelner!
- Cześć, o ile wiem to spóźnianie nie leży w twoim geście.
- Przepraszam, ale właśnie podpisaliśmy kontrakt z Newsweekiem na nowele Jacobsa.

Zastanawiałem się po co ona mi to mówi. Być może po to, żeby rozładować panującą smutną atmosferę, ale nie wiedziałem jak powiedzieć, że nic mnie to nie interesuję. Prawdę mówiąc spotkałem się z nią, myśląc, że to ja będę pełnił rolę konferansjera. Jednak przypomniawszy sobie ile musiała wycierpieć podczas naszej znajomości, gdy opowiadałem jej o różnych sprawach, postanowiłem, przymknąć na to oko i dzielnie wysłuchać. Skończyła po dziesięciu minutach, silnie podkreślając, że z każdej sprzedanej książki Jacobsa, będzie miała trzy procent. Kelner, który podszedł przyjąć ponownie zamówienie przykuł jej uwagę, podobnie jak moją poprzednio.
- Czym mogę służyć?
Julia popatrzyła najpierw na niego, potem na mnie. Wciągnęła parę razu głęboko powietrze i zamówiła: dwa razy sałatkę z owoców morza, dwa razy dietetyczną colę i pieczywa czosnkowe. Przyzwyczaiłem się już do tego, że to ona składa zamówienie zapraszając mnie na lunch. Kilka razy usiłowałem zmienić jej decyzję, lecz wtedy spojrzała na mnie krzywo i odeszła od stolika. Od tego czasu zdaję się na jej łaskę.
- Widziałeś tego kelnera? – zapytała mnie po czym wybuchła salwą śmiechu. Osoby zajmujące ogródek ponownie spojrzeli na nią i zaczęli mruczeć coś pod nosem.
- Grucho
- Kto?
- Mówię, że wygląda jak Grucho Marx. Znasz braci Marx?
- Tak.
Przeszło mi przez myśl, czy Julia jest świadoma istnienia wynalazku zwanego telewizją. Odkąd ją znam dzieliła swój czas pomiędzy pracą a obowiązkami domowymi. Jednak, jak znam Julię do obowiązków domowych, na pewno nie zalicza oglądania telewizji. Grucho przyniósł zamówione przez nią/nas potrawy. Nie wiele myśląc zabraliśmy się do konsumpcji.
Nagle nasze milczenie przerwało jej pytanie.
- Jak to się stało? – patrzyła cały czas w talerz goniąc po nim krewetkę
- Co? – zapytałem zdziwiony, bo nie wiedziałem o co jej chodzi. Skończyła referować osiągnięcia Jacobsa i „Newsweeka” i od tej pory nie rozmawialiśmy na inne tematy. Może jej pytanie było z tym związane. Może chodziło jej oto jak to się stało, że nazwałem kelnera Grucho.
- Chodzi mi śmierć Claire.
Westchnąłem. Przełknąłem kolejną porcję sałatki i spojrzałem na Julię.
- To był wypadek. Samochodowy. Według protokołu policji, nie zauważyła czerwonego światła i wleciała prosto pod pędzącego TIR-a. Zginęła na miejscu.
- Jak się o tym dowiedziałeś?
- Gdy wróciłem z wydawnictwa pod mieszkaniem czekała policja. Zawieźli mnie do kostnicy i kazali zidentyfikować zwłoki.
Gdy to mówiłem moje oczy zaczęły napełniać się łzami. Julia popatrzyła na mnie. Dotknęła mojego ramienia i puściła buziaka w powietrze.
- Przykro mi – powiedziała, po czym szybko spuściła ze mnie wzrok.
Popatrzyłem przez chwilę na nią i chwyciłem ją za dłoń. Podniosła twarz. Uśmiechnąłem się do niej.
- Może nie powinnam pytać, ale... jak tam twoja książka? – zapytała lekko drżącym głosem.
- Jakoś idzie. Iwan dał mi czas do końca tego miesiąca.
Iwan. Tak nazywaliśmy mojego wydawcę. Na pierwszy rzut oka był bardzo miłym facetem, ale jak tylko zamieniło się z nim kilka słów, od razu zmieniało się zdanie. Pewnego dnia, ktoś wymyślił dla niego przezwisko Iwan Groźny. Tak już zostało.

W drodze powrotnej ponownie podziwiałem wystawy sklepowe. Moją uwagę na dłużej przykuła wystawa sklepu „4 Men”. Był to jeden z wielu sklepów w tej dzielnicy oferujący oryginalne ubrania męskie, które wyszły spod ręki Gucci’ego, Laureint czy Pierre’a Cardin. W oko „wpadł” mi zestaw złożony z garnituru, spodni, kamizelki i butów. Wyobrażałem sobie jakbym wyglądał w tym „cudeńku”. Na ziemie sprowadziła mnie cena tego kompletu. Ponad osiem tysięcy dolarów. Owszem, mógłbym sobie pozwolić na kupno tego zestawu, ale mam taką naturę, że kupuję coś co mi się przyda. Ponieważ nie planowałem w najbliższym czasie żadnych spotkań, a jeden garnitur (co prawda prawie dwuletni) mam w domu. Odszedłem więc od wystawy i pomaszerowałem do domu.

Dotarcie do domu zajęło mi około czterdziestu pięciu minut. Na sekretarce miałem nagrane dwie wiadomości. Pierwsza od Iwana, który przypomina mi o terminie oddania maszynopisu kolejnej książki. Druga od Julii. Zdziwiłem się. Przed niecałą godziną skończyliśmy jeść lunch a ona zdążyła już zostawić mi wiadomość na sekretarce. Odsłuchałem.
- Cześć Michael. Nie gniewaj się, ale zapomniałam Ci czegoś powiedzieć. Jakbyś znalazł trochę czasu to zadzwoń. Pozdrawiam Julia.
Czego ona mogła chcieć? Postanowiłem do niej zadzwonić, ale dopiero wtedy gdy pozałatwiam wszystkie swoje sprawy. Musiałem wziąć prysznic, pozmywać po wczorajszej kolacji. Zawsze zmywam następnego dnia. Gdy już miałem to wszystko za sobą usiadłem wygodnie na fotelu i zadzwoniłem do Julii.
- Słucham?
- Julia. To ja Michael. Dzwoniłaś?
- Tak. Przepraszam, ale zapomniałam ci powiedzieć przy lunchu.
Przez chwilę zapanowała cisza. Wyglądało na to jakby bała się odezwać.
- Mów – zachęciłem ją
- A więc. Jutro po południu wylatuję do Wiednia. Może poleciałbyś ze mną?
- Słucham?
- Mam zarezerwowane dwa bilety do Wiednia.
- A co z moją książką?
- Tam będziesz miał doskonały klimat do kontynuowania prac. To jak?
- O której?
- Samolot wylatuje o trzynastej. Musimy być około dwunastej.
- W porządku. Przyjadę po ciebie o wpół dwunastej.
Odłożyłem słuchawkę. Muszę przyznać, że się ucieszyłem. Wylot do Wiednia dobrze mi zrobi. Dokończę tam swoją książkę. Zwiedzę ponownie miasto. Zapowiada się urocza/przyjemna zabawa. Zacząłem się pakować. Kilka swetrów, kurtka, bielizna. Cała moja garderoba zmieściła się w dwóch walizkach. Pomyślałem, że dobrze bym wypadł pojawiając się po Julię w nowym garniturze. Lecz dziś na odwiedzenie sklepu było już za późno. Zrobię to jutro przed wyjazdem. Położyłem się więc spać.

Próbowałem zasnąć, gdy nagle usłyszałem jakiś dziwny hałas pochodzący z łazienki. Wstałem i skierowałem swoje kroki w kierunku łazienki. Otworzyłem drzwi i ujrzałem jakąś postać pod prysznicem. Zdziwiłem się. Kto to może być? Popatrzyłem chwilę. Nagle drzwi od kabiny prysznicowej się otworzyły. Z wnętrza wydobywała się para. Nagle wyłoniła się kobieca postać. O mój boże. To była Claire.
- Możesz podać mi ręcznik? – zapytała błagalnym głosem
Odwróciłem się w kierunku wieszaków, ściągnąłem ręcznik i podałem jej.
- Proszę.
Wyszła cała z kabiny. Rozwinęła ręcznik i owinęła się nim. Zamknęła za sobą kabinę, rozczesała ręką włosy i wyszła z łazienki. Co to wszystko miało znaczyć? Przecież Claire nie żyje. Stanęła na środku pokoju i odwróciła się w moim kierunku.
- Więc wyjeżdżasz do Wiednia?
- Tak – powiedziałem lekko przerażony
- Znowu?
- Jak znowu?
- Nie wygłupiaj się. Myślisz, że o niczym nie wiem?
- O co Ci chodzi?
Wyrywał się ze mnie paniczny strach. Najchętniej wyskoczyłbym przez okno, albo uciekłbym z mieszkania i pobiegł jak najdalej, żeby o tym wszystkim zapomnieć.
- Wiem o wszystkim Michael!
Powiedziała to z takim przekonaniem, że poczułem się jak dziecko, które coś zbroiło i bało się konsekwencji swoich następnych wypowiedzi.
- Nie rozumiem, o czym mówisz. A poza tym, ty nie żyjesz.
- Ale jesteś spostrzegawczy.
Uśmiechnęła się do mnie, lecz było widać, że jest to uśmiech wymuszony.
- Wiem po co tam jedziesz. Wiem także o twoich wcześniejszych wyjazdach.
Zacząłem krzyczeć.
- Nie rozumiem o co ci chodzi?
- Nie? Pamiętasz dwa lata po naszym ślubie, jak to niby miałeś spotkanie autorskie w Paryżu?
- No i?
- Wyjechałeś wtedy do Wiednia. Razem z tą dziwką Julią.
- Nie mów tak o niej!
Ton mojego głosu wyraźnie się zmienił. Nie mogłem rozmawiać z nią spokojnie. Darłem się. Kłóciłem się z nią.
- Lecz to nie wszystko.
Odwróciła się na pięcie i przeszła się po pokoju.
- Australia, Europa. Tam też mnie zdradzałeś. Rozumiesz. Pieprzyłeś się za moimi plecami. A potem niby nic, wracałeś do domu, opowiadałeś o swoich niby wieczorkach autorskich i robiłeś to ze mną.
- Wynoś się stąd.
- Wiedziałam o wszystkim Michael. Wiedziałam o każdym twoim wybryku.
- To czemu w takim razie żyłaś ze mną?
W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Popatrzyłem ostatni raz na Claire i poszedłem otworzyć drzwi. Na korytarzu stał jeden z sąsiadów z tego pietra.
- Byłbym bardzo uprzejmy, gdyby zechciał Pan przestać hałasować i dał spać sąsiadom.

Powiedział to z takim tonem, że nie posłuchanie jego prośby, mogłoby zakończyć, się dla mnie co najmniej nieprzyjemnie. Zamknąłem drzwi. Wróciłem do pokoju, lecz Claire już tam nie było. Na środku pokoju leżał tylko jej ręcznik. Mokry. Podniosłem go i powiesiłem w łazience na uchwycie od drzwi prysznicowych. Wróciłem do łóżka.

Obudziłem się zlany potem. Usiadłem na łóżku i zacząłem myśleć o swojej nocnej przygodzie z Claire. Miałem nadzieję, że to był tylko sen. Wstałem i poszedłem do łazienki. Na uchwycie od drzwi kabiny prysznicowej wisiał ręcznik. Podszedłem bliżej. Dotknąłem go był wilgotny. Czyżbym oszalał. Przecież Claire nie żyje. Jak w takim razie mogłem z nią rozmawiać. Nawet gdyby żyła, to jak mogłaby wejść bezszelestnie do mieszkania. I skąd u licha wiedziała o moich „wyczynach”.




--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Nea
post 04.03.2004 20:45
Post #4 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 162
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Kostrzyn

Płeć: Kobieta



Wow. Bardzo mi sie podoba. smile.gif Pisz dalej, chociażby dla mnie.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kalamburka
post 05.03.2004 16:11
Post #5 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 15
Dołączył: 08.12.2003
Skąd: Z zza rzeki, zza cienia drzew.




Świetne, opowiadanie od pierwszego zdania spodobało mi sie. Jest inne i osadzone w bardzo w ciekawej rzeczywistości. Fajnie pisane noi co najważniejsze ciekawe.
Narazie nie mam zastrzeżeń. Ze zniecierpliwieniem czekam na next parta.


--------------------
Kto żyje nadzieją, umrze głodny.
Pisanie jest obroną przed szaleństwem.
Komputer to logiczne ogniwo w rozwoju człowieka: inteligencja bez moralności.
Człowiek jest tajemnicą, z tajemnicy przybywa i w tajemnicę odcchodzi.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kasandra Black
post 05.03.2004 16:31
Post #6 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 74
Dołączył: 05.02.2004




Przypomina mi to "Amerykańskich bogów" Neila Gamana. Tzn, ten moment z duchem Claire. To samo było, czyli tez się coś takiego pojawiło.
A teraz do rzeczy. Błędów nie zauważyłam. Ciekawie się rozwija, coś nowego po wszystkich fanfickach, w których są tez i moje, przepełnionych HP i dziką fantastyką.


--------------------
Niechaj to Niemcowie wżdy postronni znaja iż dresy nie gęsi iż swoje kije mają...
Jeżeli muszę wybrać, dajcie mi powód...
Jestem jak jasny szczur... Nic mi nie wychodzi...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Child
post 05.03.2004 17:35
Post #7 

leżący rybak


Grupa: czysta krew..
Postów: 7043
Dołączył: 26.11.2003

Płeć: Mężczyzna



Hmm... poszukujesz promotora dla książki? XP

Ale serio - jeżeli masz tego więcej i napisane w taki sam - niesamowity - sposob, to ja na Twoim miejscu bym się poważnie zastanowił, czy tego nie zanieść do publikacji.



--------------------
user posted image
His power level... It's over ni-- oh, wait. It's only over seven thousand.

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 05.03.2004 17:48
Post #8 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Więc owszem promotora poszukuję. Dwa kolejne wydawnictwa mi odmówiły, twierdząc, że treśc książki jest aż nadto zmyślona i wydumana.
Dla was zrobie wyjątek i zamieszczę tylko pierwszą część ksiązki (liczy ona sobie trzy części) mającą około 4-5 rozdziałów. Więcej niestety nie dam. Teraz ładuje trzeci rozdział, a kolejne potem.
Pozdrawiam.
P.S. Dzięki za wszystkie wypowiedzi


Rozdział trzeci:

Po Julię przyjechałem zgodnie z obietnicą o jedenastej trzydzieści. Zgodnie z obietnicą postawioną sobie przyjechałem w nowym garniturze. Załadowałem walizki Julii do bagażnika i ruszyliśmy w kierunku lotniska.
- O masz nowy garnitur.
Zauważyła. Nie było w tym dziwnego. Julia wypatrzy wszystko. Kiwnąłem głową w ramach odpowiedzi. Nie miałem w tej chwili ochoty do rozmów. Cały czas myślałem o ostatniej nocy.
- Stało się coś? Wyglądasz jakoś dziwnie.
- Nie nic. Po prostu się nie wyspałem.

Resztę drogi przemilczeliśmy. Pomyślałem sobie, że ją kocham. Może nigdy nie okazywałem jej tego w znaczący sposób, ale kocham ją. Miałem taką teorię, że prawdziwą miłość można poznać potrafiąc rozmawiać na wspólne tematy i potrafiąc milczeć na wspólne tematy.

Na lotnisku znaleźliśmy się później niż założyliśmy. A to wszystko z powodu korków. Wcześniej w ogóle nie braliśmy nie dogodnień komunikacyjnych pod uwagę. Weszliśmy do środka dwadzieścia po dwunastej. Cała odprawa trwała około pół godziny.

W samolocie zajęliśmy swoje miejsca i czekaliśmy na odlot. Dalej milczeliśmy. Julia wzięła moją rękę i ścisnęła ją.
- Śniła mi się Claire.
- Co?
- Mówię, że śniła mi się Claire. Kłóciliśmy się. Owinęła się ręcznikiem. Rano jak wstałem, ręcznik był tam gdzie go odwiesiłem. W dodatku był wilgotny.
Samolot wystartował.
- W Wiedniu znam doskonałego psychoanalityka. Umówię Cię z nim.
- Co? Chyba oszalałaś. Mam się radzić psychiatry.
Julia westchnęła. Ścisnęła moją rękę mocniej.
- To nie psychiatra. Po za tym on pomógł wielu osobom.
- Co to za jeden.
- Hans Zimmerman.
- Ten Hans Zimmerman. Ten wariat z telewizji. Opowiem mu o sobie a w następnym programie usłyszę o idiocie, który w nocy rozmawia ze swoja zmarła żoną budząc przy tym sąsiadów. Nie licz na to.
- On gwarantuje prywatność. Poza tym...
Zamilczała przez chwilę.
- ...leczę się u niego od kilku lat i jeszcze ani razu nie wykozystał mojego faktu w programie.
Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
- Leczysz się u psychia..., psychoanalityka?
- Tak.
- Opowiesz mi o tym?
Westchnęła kilka razy, po czym zaczęła mówić.
- Ćpałam. Po śmierci koleżanki się załamałam i postanowiłam zerwać z tym nałogiem. Wtedy poznałam doktora Zimmermana.

Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Zdziwiłem się. Znam ją ponad dwadzieścia lat i dopiero teraz dowiedziałem się, że była narkomanką. Chciałem przytulić ją do siebie, ale spała. Zawsze zasypiała w samolocie. Przeczesałem jej włosy dłonią i chwyciłem kolorowe czasopisma. Przed nami było jeszcze prawie siedem godzin lotu.

- Podać coś panu? – zapytała stewardessa. Była ona wysoką, dobrze zbudowaną kobietą. Patrząc na nią miało się wrażenie, że ogląda się występ kulturystek. Przez chwilę byłem ciekaw czy nie jest ona przypadkiem agentką ochrony. Możliwe, że na pokładzie był jakiś morderca czy coś w tym stylu, a po ostatnich zamachach lepiej mieć takich na oku.
- Whisky z lodem
Odeszła. Tak naprawdę to nie miałem w tej chwili ochoty na alkohol. Może najdzie mnie za jakiś czas a stewardessy na pewno mają lepszą robotę niż obsługiwanie niezdecydowanego klienta. Z drugiej jednak strony w końcu zapłacono za ten bilet i nawet gdybym miał potem wylać drinka to i tak miałem prawo do jego zamówienia. Nie miałem jednak na myśli dosłownego wylewania drinka, bo czuł bym tak jakbym wyrzucał pieniądze, które dostałem od Julii. W końcu to ona zapłaciła za ten bilet.

Wszystkie czasopisma, włożone do koszyka przed moim fotelem zostały dokładnie kilkakrotnie przejrzane. W jednym z nich znalazłem artykuł o doktorku z którym chciała umówić mnie Julia. Artykuł zatytułowany był: „NAWIEDZONY” i opisywał ludzi dręczonych przez wizje swojej śmierci. Doktorek opisywał przemiany psychologiczne zachodzące w mózgu i z łatwością tłumaczył wszystkie przypadki „zachorowań” swoich pacjentów na psychozę.
DOKTOR HANS ZIMMERMAN ZAPRASZA DO SWOJEGO
NOWOOTWARTEGO GABINETU PSYCHOANALIZY
W WIEDNIU NA STARYM MIEŚCIE

Wylądowaliśmy w Wiedniu około godziny dwudziestej „naszego” czasu. Od razu przestawiliśmy sobie zegarki o sześć godzin w tył. Była więc godzina czternasta.

Z lotniska pojechaliśmy prosto do hotelu. Kierowca taksówki zapakował nasze walizki do bagażnika i ruszyliśmy.
- Wiesz co? – zapytałem usiłując przerwać długo narastające milczenie.
- No?
Powiedziała to z takim przekąsem/niechęcią, że bałem się iż ją uraziłem tym pytaniem. Może przeszkodziłem jej w czymś. Kto wie?
- W jednej z gazet w samolocie znalazłem artykuł o tym psychiatrze
Popatrzyła na mnie jak na osobę, która przez całe życie uchodziła za niemowę i w końcu wypowiedziała pierwsze słowo.
- Psychoanalityku! – powiedziała ze złością
- Dobra, wszystko jedno.
- Nie. Nie wszystko jedno. Temu facetowi zawdzięczam to, że wyciągnął mnie z nałogu. Gdyby nie on to prawdopodobnie w ogóle byśmy się nie poznali. Zrozumiałeś?
Pomyślałem sobie jakbym dzisiaj wyglądał gdybym nie poznał Julii? Co bym dzisiaj robił? Jak wyglądałoby całe moje dotychczasowe życie gdyby ten PSYCHOANALITYK nie wyciągnął jej z nałogu?
- Przepraszam!
- I co z tym artykułem?
- Nie nic. Tak tylko mówię.
- Poważnie?
- Tak.
Skłamałem. Po tym co od niej usłyszałem, ile dobrego zawdzięcza doktorowi Zimmermanowi postanowiłem dłużej jej nie drażnić i nie mówić jej o moim odczuciu na temat artykułu i doktorka. Patrzyłem jeszcze chwilę na jej twarz. Na prawym policzku miała jeszcze odciśnięty ślad/wzorek od fotela samolotowego. W jej włosach odbijały się promienie wiedeńskiego słońca. Naprawdę ją kocham.

Dotarliśmy do hotelu po około czterdziestominutowej jeździe po mieście. Dostaliśmy pokój na szóstym piętrze. Julia jak zwykle chciała pokazać, że pieniędzy jej nie brakuje i zarezerwowała pokoje w najdroższym wiedeńskim hotelu. Za dobę spędzoną w tym miejscu można było spłacić kilka rat samochodowych w cale nietaniego samochodu. Z jej relacji dowiedziałem się, że na osiemnastą mamy zarezerwowany stolik w hotelowej restauracji.
Wspólna kolacja z Julią to to czego było mi trzeba. Rozpakowaliśmy swoje bagaże i położyliśmy się obok siebie na wygodnym łóżku. Zapomniałem dodać, że Julia wynajęła apartament dla nowożeńców. Leżeliśmy obok siebie nie wydając z siebie żadnego odgłosu. To była jedna z naszych wspólnych cech – mogliśmy leżeć godzinami w łóżku i nawet nie zamienić ze sobą ani jednego słowa.
- Wiesz na co mam ochotę? – zapytałem tonem, który od razu nasunął jej odpowiednią odpowiedź.
- Nie teraz
- Co?
- Słyszałeś.
Co Ona wyprawia? Po raz pierwszy odkąd się znamy odmówiła mi. Dlaczego? Może tylko się ze mną droczy? Może chce abym nalegał tak długo aż w końcu odpuści?
- Co się stało?
- Nic.
Podniosła się z łóżka i podeszła do szafy w której schowała swoje ciuchy. Wyjęła z niej swoją walizkę. Otworzyła ją i zaczęła czegoś szukać. Po kilku chwilach poszukiwań wyjęła ze środka jakąś małą karteczkę, schowała walizkę i podeszła do mnie.
- Trzymaj – powiedziała jednocześnie wręczając mi tą karteczkę. Popatrzałem na nią i zauważyłem, że jest wizytówka z wpisaną doktora Hanza Zimmermana. Na drugiej stronie wpisane czarnym atramentem: 23.VII. godz. 1100
- Idziesz do niego?
- Nie. Ty idziesz! Jutro na jedenastą. Powiem kierowcy, żeby Cię jutro zawiózł.
- Ale to nie potrzebne

Zapierałem się jak tylko mogłem. Nie chciałem mieć nic wspólnego z tym facetem. Owszem jestem jemu wdzięczny za uratowanie Julii, ale ja świetnie dają sobie radę bez jego pomocy.
- W porządku. Jak chcesz. Ale wiedz, że nie pójdę z tobą to łóżka dopóki nie porozmawiasz z doktorem
To był szantaż, a tego nie lubiłem. Ale jeśli idzie o Julię to jestem gotowy na wszystko.
- Dobrze.
- Wiedziałam.
Cieszyła się jak małe dziecko. Ja także byłem zadowolony z tego, że mogłem sprawić jej radość.
- A dzisiaj?
- Co dzisiaj?
- Czy dzisiaj poszła byś ze mną do łóżka?
- Dopiero po spotkaniu z doktorem.
O osiemnastej zeszliśmy do restauracji na kolację. Kelner zaprowadził nas do stolika, podał menu i odszedł. Byłem przyzwyczajony do tego, że gdy Julia zaprasza na posiłek (a do tej pory jedynym posiłkiem na jaki mnie zapraszał był lunch), to ona wybiera danie które jemy. Tym razem było inaczej. Pozwoliła mi samemu wybrać to na co mam ochotę.
- I nie krępuj się, mam dużo pieniędzy.
Złożyliśmy zamówienie. Ja: Na przystawkę łódeczki z łososiem, zupę z soczewicy, jagnię z ziołami, a na deser płonące lody. Ona: Na przystawkę tosty czosnkowe, zupę-krem z krewetek, królika po meksykańsku i płonące lody. Alkohol wybrała sama: butelkę najlepszego szampana.
- Szampan?
Spytałem, bo ja na jej miejscu zamówiłbym wino.
- Tak. Do twojego dania powinno się pić czerwone wino, do mojego białe. Szampanowi nie robi różnicy czy jest podawany z jagnięciną czy z dziczyzną.
Julia znana była ze swej znajomości gastronomii. Jako siedemnastoletnia dziewczynka jej marzeniem było zostać kucharką, więc zapisała się na prywatny kurs gastronomii i towaroznawstwa. Jednak podczas kursu jej zainteresowania kilkakrotnie uległy zmianie. Stanęło na tym, że chciała zostać dziennikarką. Zdawała więc egzaminy nie do szkoły o profilu gastronomicznym a o profilu dziennikarskim. I tak dziś jest jedną z najpopularniejszych dziennikarek pracujących dla kilku najwybitniejszych pism ukazujących się nie tylko na terenie Stanów Zjednoczonych. Między innymi dla Newsweeka.

Kelner przyniósł pierwsze dania. Moje nie wyglądało zachwycająco, ale czego można się spodziewać po talerzu zupy z soczewicy. Jej natomiast miało przyjemny bladoróżowy kolor. Jednak nie zmienię swojej decyzji. Wszystkie te „owoce morza” przyprawiają mnie o mdłości. Dlaczego, skoro ich nigdy nie próbowałem.
- Pyszna. Na kursie robiliśmy taką dla jaroszy. Na wywarze warzywnym.
- Poważnie?
Drugie dania obydwa wyglądały bardzo smakowicie. Patrzyłem na Julię, jak zgrabnie posługuje się sztućcami.
- Lubisz królika?
- Słucham?
- Pytałam, czy lubisz królika?
- Tak, czemu pytasz?
- Zamawiasz, że tak powiem „tradycyjne” dania restauracyjne. Mogłeś sobie pozwolić na trochę ekstrawagancji.
- Wolę wypróbowane rzeczy. Odczuwam lekki strach przed czymś nowym.
- Biedaczek. Jak ty sobie poradziłeś w życiu?
- Miałem spore grono przyjaciół.
- Wyręczali Cię w brudnej robocie?
- Czasami.
Popatrzała na mnie jakbym nie wiem co powiedział. Przez pierwszych kilka lat swojego życia mieszkałem na przedmieściach. Tam trzeba było mieć przyjaciół, aby przetrwać.

Przynieśli deser i kolejną butelkę szampana. Deser ten było widać już z drugiego końca sali. Od razu zabraliśmy się za jedzenie. W połowie czwartej łyżeczki powiedziała:
- W ogóle nie opowiadałeś o swoim ojcu. Ani razu.
Uśmiechnąłem się.
- Nie było o czym. Prawie w ogóle go nie znałem. Przed śmiercią matka powiedziała mi, że zaszła w ciążę przez przypadek. Że sytuacja wymknęła jej się spod kontroli. Po moim porodzie przyjechał do nas do domu facet, który powiedział, że to z nim przeżyła te ekscytującą przygodę. Wprowadził się. Zaczepił się u jakiegoś mechanika samochodowego. Po paru latach poznał jakąś kobietę od nowego mercedesa i wyjechał z nią do Argentyny. Pięć lat temu zmarł. Prawdę mówiąc to ani ja ani moja matka nie mieliśmy pewności czy mówi prawdę, to znaczy czy rzeczywiście jest moim ojcem. Ciekaw jestem tylko czy byli po ślubie.
- Jak to? Nie wiesz czy mężczyzna, który podawał się za twojego ojca był twoim ojcem i nie wiesz czy twoi rodzice byli po ślubie?
- Dokładnie. Ciekawe no nie? Można by o tym napisać książkę.
- Użyj to w swojej.
- Czemu?
- Było by ciekawie? A właśnie jaki ma tytuł?
- Nie wiem. Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem.
- Nieme Słońce.
- Co?
- Mówię, abyś nazwał ją Nieme Słońce. Wykorzystujesz w niej spore fragmenty z tomika, czemu więc nie nazwać jej tak samo.
- Może i masz rację, ale co na to Iwan?
- Kto pisze tę książkę? Ty czy On?
- Ja, ale...
- Żadnego ale. Pomyśl nad tym.
- Pomyślę.


Udaliśmy się na górę. Myślałem nad tym, co powiedziała mi przy kolacji. Czy była szczera rada, czy tylko skutek luźnego języka po „pochłonięciu” sporej jak na jej możliwości ilości alkoholu. Weszliśmy do pokoju. Julia natychmiast pobiegła do łazienki. Ja skorzystałem z chwili samotności i położyłem się na łóżku. Po chwili wyszła Julia w skąpym czarnym, koronkowym stroju. Położyła się obok mnie, dotknęła mojej ręki. Potem położyła ją na mojej szyi i przesunęła ją niżej. Zatrzymała się na wysokości pępka.
- Nie. Dzisiaj na to nie licz.
Odkąd się położyłem leżałem nieruchomo. Czy była to zachęta z jej strony? Coś w stylu – „Mówię nie, ale jak ładnie poprosisz to ulegnę”. Nic jej nie odpowiedziałem. Patrzyliśmy sobie cały czas głęboko w oczy.
- Mówię nie. Ale jak jutro pójdziesz do doktora to przez cała noc będę tylko twoja.
W porządku. Pójdę. Przez ostatnich kilka godzin mi też zaczęło zależeć na tym, aby skontaktować się z doktorkiem. Może moje wizje były objawem jakiejś choroby psychicznej.
- No nie podpuszczaj mnie. Dzisiaj nic z tego – mówiła dalej przesuwając swoją dłoń niżej.
Była pijana. Nawet gdyby dawała wyraźne znaki, że tego chce, to ja i tak bym tego nie zrobił. Dlaczego? Bo to kolejna z moich zasad. Nigdy nie kocham się z pijaną kobietą. Wstałem z łóżka i poszedłem do łazienki. Potrzebowałem prysznica. Stając pod prysznicem poczułem na ramieniu czyjś dotyk. Byłem święcie przekonany, że to Julia. Odwróciłem się.
- Julia, do jasnej cholery. Czy ty nie rozumiesz, że...
- Że co?
Claire. To ona stała w tej chwili pod prysznicem tuż obok mnie. Zaczęła zmywać szampon z włosów, gdy się odwróciła.
- Bo Cię kochałam. Byłam z tobą Michael bo Cię kochałam. Cały czas miałam nadzieję, że się zmienisz. Usilnie modliłam się do Boga, aby wysłuchał moich próśb, ale też ze mnie zakpił. Wiesz jak się czułam Mickey? Jak dziwka. Jak ktoś kogo masz na jedną noc. Jak dziwka, z którą umawiasz się na jedną noc a potem wracasz do swej prawdziwej miłości. Czułam się jak szmata. Wykorzystałeś mnie.
- Kochałem Cię. Zrozum!
- Jeśli w ten sposób okazywałeś swoją miłość...
- Naprawdę Cię kochałem.
- To dlaczego do jasnej cholery pieprzyłeś się z innymi. Ja Ci nie wystarczałam? Chciałeś tam kogoś mieć, trzeba było powiedzieć pojechałabym z tobą.
- Ale twoja praca.
- Jestem Ci niezmiernie wdzięczna, że z taką dbałością troszczyłeś się o moją pracę.
Kolejny raz czyjaś ręka zatrzymała się na moim ramieniu. To była Julia.
- Nic ci nie jest?
- Nie. Już wychodzę.
Claire już nie było.


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kasandra Black
post 05.03.2004 18:02
Post #9 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 74
Dołączył: 05.02.2004




I znowu akcent z Gamana. Żeby to się nie zdarzało zbyt często.
Coraz ciekawiej. Błędów oczywiscie nie ma. Czekam z nicierpliwością na nexta. K.B.


--------------------
Niechaj to Niemcowie wżdy postronni znaja iż dresy nie gęsi iż swoje kije mają...
Jeżeli muszę wybrać, dajcie mi powód...
Jestem jak jasny szczur... Nic mi nie wychodzi...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
anagda
post 05.03.2004 20:39
Post #10 

Członek Zakonu Feniksa


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1994
Dołączył: 05.04.2003

Płeć: Kobieta



ok. teraz moge powiedzieć, że moze być. fajne, ciekawe. nawet bardzo fajne. nie wiem tylko dlaczego, wydawnictwa odmówiły takiej fajnej książce...


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Mintir
post 05.03.2004 20:47
Post #11 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 28
Dołączył: 30.06.2003




Też uważam, że fajne. Bardzo mi się podoba. Widziałam może ze dwa błędy. Dobry styl, lekko się czyta ale zapada w pamięć. Nie uważam także, aby to były "Gaimanowskie" wstawki i jak najwięcej takowych smile.gif

Jednak rozumiem czemu nie chcą. Nie lubią ryzykować. Nie tak łatwo wydać książkę bez nazwiska i żadnego doświadczenia. Nie opłaca się im to. Proponuję autorowi, żeby zaczął od publkacji opowiadań w jakiś mniejszych czasopismach, potem stopniowo w coraz lepszych a następnie szturmował wydawnictwa. Ew. wziąć udział i wygrać w jakimś poważnym literackim konkursie smile.gif

Szczere powodzenia, wierzę, że kiedyś ci się uda. Masz potencjał.

Wytrwałości.

Pzdr. Mintir


--------------------
We are what we are

I didn't begin it.
I didn't make the world.
It was always there, this evil.
It was in the shadows and it caught me
and made me part of it.
I didn't make evil.
I didn't make myself

- Lestat de Lioncourt
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 05.03.2004 21:05
Post #12 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




W sumie to mogę też mieć żal do Jonathana Carrolla. Czytał fragmenty, podobało mu się. Miał mnie polecić i dupa...
A propos tych czasopism, do których te opowiadanka to można prosic o jakieś tytuły, bo się nie orientuję.
Dzięki.


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Mintir
post 05.03.2004 21:32
Post #13 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 28
Dołączył: 30.06.2003




Wiesz... wielu znanych autorów początkowo publikowało w Playboy'u wink.gif lub popularnym w stanach Penthous'ie. I niekoniecznie było to porno wink.gif jednak nie proponuję ci tego.

Ogólnie zależy to od konwencji w jakiej chcesz tworzyć, więc od tematyki potekcjalnej gazety. I na początek wyszukałabym coś we własnej okolicy o mniejszym zasięgu niż np. Nowa Fantastyka, czyt. gazetę lokalną o danej tematyce.

Jak już znajdziesz coś takiego to prześlij mi egzemplarz, może być na mój koszt. A i koniecznie umieść mnie w podziękowaniach, za pomyślunek tongue.gif

wink.gif

Ten post był edytowany przez Mintir: 05.03.2004 21:33


--------------------
We are what we are

I didn't begin it.
I didn't make the world.
It was always there, this evil.
It was in the shadows and it caught me
and made me part of it.
I didn't make evil.
I didn't make myself

- Lestat de Lioncourt
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 06.03.2004 14:02
Post #14 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Kolejna porcja "Niemego Słońca"

Rozdział czwarty:

Obudził mnie telefon.
- Dzieńdobry. Zamawiano budzenie do pokoju 2503 na godzinę dziesiątą?
- Tak. Dziękuję bardzo.

To była obsługa hotelowa. Przed pójściem spać poprosiłem ich, żeby obudzili mnie o dziesiątej. Wstałem. Poszedłem do łazienki i tam się przebrałem. Nie wiedziałem o której muszę wyjść, żeby na wpół dwunastej na Stare Miasto. Podszedłem do szafki nocnej, wyjąłem z niej karteczkę i zacząłem pisać:

DZIEŃDOBRY KOCHANIE.
POJECHAŁEM DO
DOKTORA ZIMMERMANA.
POSTARAM SIĘ WRÓCIĆ JAK NAJSZYBCIEJ.
NIE JEDZ BEZE MNIE OBIADU.
CAŁUJĘ – MICHAEL

Wyszedłem przed hotel. Na postoju stała tylko jedna taksówka. Ciekawe co by było, gdyby kilka osób musiało się nagle dostać na drugi koniec Wiednia, gdy przed hotelem stoi tylko jedna taksówka. Wsiadłem do środka. Wnętrze nie różniło się niczym specjalnym od innych europejskich taksówek. Niezatarte wrażenie zrobiły na mnie londyńskie taksówki. Osobliwy wygląd. Przytulne wnętrze. Nie to, że ta taksówka jest obskurna, ale wolałbym jednak to londyńskie cacko.
- Na Stare Miasto proszę.
Nie bardzo wiedziałem, czy facet rozumie po angielsku, ale skoro ruszył z miejsca to znaczy, że chyba tak. Po drodze oglądałem uroki architektoniczne tego miasta. To wspaniałe. Stare budownictwa mające w sobie tyle nowoczesności.
- Pan obcy?
Taksówkarz. Odezwał się łamaną angielszczyzną.
- Tak.
- Można wiedzieć skąd?
- Nowy Jork.
- Ooo. Nowy Jork to bardzo ładne miasto.
- Był tam pan?
Pokręcił głową, po czym spojrzał w lusterko.
- Nie. Widziałem w telewizji.
Koniec. Dotarliśmy na miejsce w niecałe pół godziny. Zapłaciłem facetowi i wysiadłem.

Zrobiłem kilka kroków, żeby zorientować w jakim dokładnie miejscu jestem. Za małym straganem z warzywami zobaczyłem szyld.
Dr. Hanz Zimmerman
Psychoanalityk

Poszedłem więc w kierunku szyldu. Po drodze spojrzałem na zegarek. Do spotkania miałem jeszcze dziesięć minut. Po krótkim spacerze dotarłem przed stary blok z otwartą bramą. Wszedłem więc do środka. Znaki informacyjne prowadziły do gabinetu doktora. Było to na pierwszym piętrze. Ostrożnie podszedłem do drzwi. Wysunąłem palec i zadzwoniłem. Nie minęło nawet pięć sekund jak starszy, siwawy mężczyzna otworzył mi drzwi. Wszedłem do środka. Z przedpokoju wyglądało to na zwykłe mieszkanie. Miałem taki nałóg, że lubię rozglądać się po mieszkaniu do którego wejdę pierwszy raz.
- Pan Donovan jak sądzę?
Donovan wypowiedział przez twarde W. Donowan. Tego nie lubiłem.
- DONOBAN. V czytamy jako B.
- Hiszpan?
- Matka pochodzi z Hiszpanii.
- Jak się czuje?
- Jak na osobę nieżyjącą od trzech lat to całkiem nieźle.
- Przepraszam. Nie wiedziałem.

Facet cały czas mówił. Skierował mnie do pokoju znajdującego się naprzeciwko wejścia. Był to jego gabinet. Urządzony był jak filmach. Duże biurko pod oknem a w przeciwległym końcu pokoju leżanka i jego fotel.
- Proszę. Niech pan wejdzie.
Wszedłem. Rozejrzałem się dookoła. Białe ściany i nic po za biurkiem i siedziskami.
- Pan się położy.
Zdjąłem marynarkę, powiesiłem ją na wieszaku za drzwiami i położyłem się.
- Proszę zacząć.
- Słucham?
- Widzę, że nie jest pan do mnie przyjaźnie nastawiony.
- Do wszystkich lekarzy odnoszę się tak samo.
- Ale ja odczuwam specjalny rodzaj agresji. Proszę się rozluźnić.
Wziąłem kilka głębokich oddechów i rozpiąłem pierwszy guzik koszuli.
- Co panu dolega?
Spojrzałem na niego. Z twarzy wydawał się nawet przyjazny. Ale skoro Julia go zachwalała to chyba nie jest taki zły.
- Rozmawiałem ze swoją żoną. Martwą żoną.
- To jeszcze nic dziwnego. Wiele osób rozmawia ze swoimi zmarłymi bliskimi.
- Ale to wyglądało inaczej. Wieczorem obudziły mnie szumy z łazienki. Wszedłem tam i zobaczyłem pod prysznicem swoją żonę. Podałem jej ręcznik. Owinęła się nim i zaczęliśmy się kłócić.
Cały czas coś zapisywał.
- Proszę kontynuować.
- Kłóciliśmy się. Powiedziała, że wie, że ją zdradzałem.
- A zdradzał ją pan?
- Tak.
- Znała wszystkie, że tak powiem terminy mojej zdrady. Miejsca w jakich TO robiłem.
- Jak zginęła.
- W wypadku samochodowym.
- Kiedy ostatni raz pan ją widział?
- Wczoraj wieczorem. Też pod prysznicem.
- Czy to co mówiła to była prawda.
- Tak. Podała dokładne miejsca i w ogóle.
- Czuł się pan winny za jej śmierć?
- Tak.

Miałem tego dość. Czułem się jak na jakimś egzaminie. Nie chciałem żeby żona mnie więcej nawiedzała, ale nie chciałem też powiedzieć na nią złego słowa.
- Mogę o coś zapytać?
Teraz ja chciałem go o coś spytać. Popatrzył na mnie jakbym był pierwszą osobą, która odważyła o cos spytać podczas sesji.
- Słucham.
- Wierzy pan w Doppelgeniery?
- Tak.
- Czy myśli pan, że ona to...
- Doppelgenier? To raczej niemożliwe. Nauka dowodzi ich istnieniu, ale aby doppelgenier żył musi też żyć jego cielesny odpowiednik.
- Jest pan pewien
- Tak.
- A te zwidy?
- Według mnie to obwinianie się za śmierć żony. Podświadomie czuje się pan winny śmierci i próbuje pan się przyznać to wszystkich błędów aby mieć święty spokój.
- A te wizje? A mokry ręcznik?
- Nauka dowodzi materializacji. Pod wpływem silnych impulsów nerwowych może dojść do materializacji przedmiotu.
- To znaczy?
- Tak bardzo uwierzył pan w to, że żona pana odwiedziła i użyła ręcznika, że zmaterializował pan ten ręcznik.
- Ma pan mnie za idiotę.
- Jest pan dopiero w pierwszym z czterech stadiów, jak pan to nazywa zidiocenia. Nauka dowodzi, że...
- Gówno mnie to obchodzi czego dowodzi nauka. Więc jestem czubkiem?
- Już panu mówiłem, że...
- Wychodzę. I niech pan nie liczy, że zapłacę za wizytę.
- Wszystko już uregulowane.
Wyszedłem. Zły. Jestem zły. Aby dojść do tego, czego się dowiedziałem nie potrzebowałem tej wizyty.

Przed wejściem do gabinetu, chciałem wracając zwiedzić parę miejsc, ale byłem tak zdenerwowany, że odechciało mi się wszystkiego.
Wszedłem do pierwszej brzegu taksówki. Poprosiłem o zawiezienie mnie do hotelu. Przez całą drogę myślałem nad diagnozą. Uznałem, że najlepszym „lekarstwem” będzie kieliszek czegoś mocniejszego.

Opuściłem taksówkę i wszedłem do hotelu.
- Dzieńdobry panie Donovan.
Portier. Minąłem go nie odpowiadając mu ani słowa. Wszedłem szybko do hotelowego baru, podszedłem do lady i zamówiłem szklaneczkę whisky z lodem.
- - Widzę, że nie w humorze? – zapytał barman. Był to facet niski i gruby. Do co u niego nie poszło w górę rozlało się na boki.
- Jak pan na to wpadł?
- Trudno nie poznać. Mina jakby kot panu nasrał...
Dokończyłem szklaneczkę po czym dałem ją barmanowi. Dałem znak żeby nalał jeszcze raz.
- ...i szklaneczka czegoś mocniejszego.
- Z taką dedukcją mógłby pan pracować w policji.
Barman popatrzył się na mnie „kątem oka” po czym odszedł. Chyba za bardzo dałem mu do zrozumienia, że nie chcę z nim rozmawiać.
Po kilku szklaneczkach poczułem się śpiący i coraz bardziej wkurzony. Poprosiłem o kolejną szklaneczkę.
- Uważam, że powinien pan przystopować.
- O ile dobrze się orientuje to nie płacą panu za dawanie dobrych rad tylko za realizowanie zamówień klientów.
Dostałem szklaneczkę. Nie pamiętam, która szklanka to była. Przybliżyłem ją do ust, gdy nagle coś dotknęło mojego ramienia. Nie miałem podnieść głowy i sprawdzić kto to. Wiem tylko tyle, że osoba ta usiadła obok mnie i położyła rękę na lewym ramieniu.
- Myślę, że już czas iść
To była Julia. Jej głos nie wskazywał „stanu ogólnego zadowolenia”, wręcz przeciwnie – była zła.
- Zostaw mnie!
Nie chciałem, żeby patrzyła na mnie w takim stanie.
- Idziemy. Poza tym jestem głodna. Czekałam z jedzeniem tak jak chciałeś.
- Co?
Łapałem tylko co niektóre jej słowa, a było ich za mało żeby ułożyć z nich sensowne zdanie. Wyjęła z kieszeni portfel i dała zwitek banknotów barmanowi. Potem chwyciła mnie pod ramię i podniosła z krzesła. Kilka minut później znaleźliśmy się w naszym pokoju.


--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Laura_
post 06.03.2004 18:39
Post #15 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 157
Dołączył: 26.11.2003
Skąd: Gdańsk




Nie widzę w tym opowiadaniu nic specjalnego. blink.gif Masa błędów, szczególnie powtórzeń, mało opisów i jak dla mnie troche za szybka akcja. Fabuła też super-duper-hiper-extra-i-w-ogóle nie jest. Ale wrzuć coś jeszcze.


--------------------
a czubi czabi cziba a czubi czabi cziba a czubi a czaba a czubi czabi cziba
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Siobhan
post 06.03.2004 21:15
Post #16 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 98
Dołączył: 25.01.2004




Wiesz Agrado, ludzie z reguły są głupi (poza pewnymi wyjątkami, oczywiście). Ich głupota sprawia, że nie chcą tego wydać. Mnie się bardzo podoba.

A z tymi czasopismami to niezły pomysł. Spróbuj, ja trzymam kciuki.


--------------------
"So laugh in your loneliness
Child of the wilderness
Learn to be lonely
Learn how to love life that is lived alone
Learn to be lonely
Life can be lived
Life can be loved
Alone."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 07.03.2004 00:19
Post #17 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Kolejna porcja "Niemego Słońca"

Rozdział Piąty:

Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Delikatnie się odwróciłem. Szum pościeli sprawiał ogromny hałas. Nie wiem jak wytrzymam dzisiejszy dzień. Obok mnie leżała Julia. Na szczęście nie chrapała.

Podniosłem się z łóżka i poszedłem do łazienki. Z apteczki wyjąłem opakowanie Aspiryny i rozpuściłem dwie tabletki. Wypiłem je „duszkiem”. Postanowiłem nie kłaść się ponownie, więc umyłem się i przeprałem w codzienne ciuchy. Gdy wyszedłem z łazienki usiadłem obok Julia z boku łóżka. Popatrzałem na nią. Było mi jej żal. Żal, że „miała okazję” widzieć mnie w takiej sytuacji jak wczorajsza.
- Hej – powiedziała cichutko i odwróciła się w moim kierunku
- Hej – odpowiedziałem i wstałem z łóżka
Claire popatrzała przez chwilę na mnie, poczym wstała. Może to dziwne, ale dopiero zauważyłem, że całą dzisiejszą noc przespała nago. Wstała nie owinąwszy się nawet prześcieradłem.
- Jak się dziś czujemy? – stanęła przede mną i zaczęła mnie całować. Przez chwilę przystałem na taki rozwój wydarzeń, jednak po kilkunastu sekundach ogłosiłem „stan ogólnego niezadowolenia” wyzwalając się z jej uścisku.
- Niespecjalnie. Łeb mi pęka i chce mi się rzygać.

Odszedłem od niej kilka kroków. Odsunąłem zasłonę przy oknie i spojrzałem na krajobraz. Po raz pierwszy odkąd tu przyjechaliśmy zobaczyłem jaki cudowny widok nas otacza. Przede mną rozpościerały się góry. Widać było wysokie, pokryte śniegiem wzniesienia. Pomyślałem sobie, że cudownie było by tam pojechać. Owszem, ale nie dzisiaj. Dzisiaj mam zamiar odpocząć.

Claire ubrała się.
- Zaraz wracam – powiedziała wychodząc z pokoju. Nawet nie zdążyłem się odwrócić i spojrzeć w co się ubrała. Odszedłem od okna i położyłem się z powrotem na łóżku. Założyłem ręce za głowę i zacząłem rozmyślać. Po co ja tu w ogóle przyjechałem. Miałem pracować nad książką a kolejny dzień nic nie robię. Dzisiaj jestem przynajmniej usprawiedliwiony, ale poprzednie wolne popołudnia, czy wieczory mogłem poświęcić na napisanie chociaż kilku zdań. Iwan mnie zabije. Niedługo mija termin oddania maszynopisu a ja mam dopiero kilka stron.
Wstałem i podszedłem do stolika z telefonem. Podniosłem słuchawkę i od razu zostałem połączony z recepcją.
- Recepcja. Carl Munrich. W czym mogę pomóc?
- Dzieńdobry. Proszę mnie połączyć z Nowym Jorkiem, numer 554-3759.
- Już łączę.
Postanowiłem zadzwonić do siebie i sprawdzić czy nikt nie zostawił wiadomości na sekretarce. Po chwili ciszy usłyszałem w słuchawce.
- Tu mieszkanie Michaela Donovana. W tej chwili nie ma mnie w domu. Po sygnale zostaw wiadomość i numer telefonu. Oddzwonię.
Wcisnąłem odpowiedni przycisk na klawiaturze telefonu.
- Masz osiem nowych wiadomości. Wciśnij „1” aby odsłuchać.
Postępowałem zgodnie z poleceniami.
- Pierwsza: Cześć Mickey. Masz przesrane. Za kilka dni mija termin a ty...
Wcisnąłem ponownie przycisk.
- Druga: Gdzie jesteś. Może byś tak...
Trzecia, czwarta, piąta i tak dalej. Wszystkie od tej samej osoby. Od Iwana. Pewnie jest niespokojny. Za kilka dni mija termin dostarczenia przeze mnie maszynopisu, a mnie nie ma w kraju.

Odłożyłem słuchawkę i podniosłem ją ponownie, aby połączyć się recepcją.
- Recepcja. Carl..
- Dzieńdobry. Proszę mnie połączyć z wypożyczalnią samochodów.
- Hotelową czy jakąś na mieście?
- Hotelową.
- Łączę.
Trwało to niemiłosiernie długo. Już miałem zamiar się rozłączyć gdy usłyszałem głos w słuchawce.
- „Rent’a’Car” w czym mogę pomóc?
- Dzieńdobry. Chciałbym wypożyczyć samochód na jutrzejszy dzień.
- Jaka marka pana interesuje?
- Mercedes 300 SL.
- To jeden z droższych...
- Nie obchodzi mnie to.
- Tak jest. Podprowadzimy samochód na parking około godziny 1200. Pana nazwisko?
- Donovan. Michael Donovan.
- Zostawimy kluczyki w recepcji.
- Dziękuję.

Samochód już mam. Do szczęścia potrzebuję tylko jakiegoś przytulnego zakątka w górach. Ponownie połączyłem się z recepcją.
- Proszę o połączenie z Ośrodkiem Wypoczynkowym „Holiday”
Tym razem trwało to niewiarygodnie krótko.
- „Holiday”. Słucham.
- Moje nazwisko Donovan. Chciałbym zarezerwować domek na jutrzejszy dzień.
- Nie ma sprawy. Zapraszamy jutro od 1600.
Gdy odkładałem słuchawkę do pokoju weszła Julia. Miała w ręku mały notesik. Zamknęła drzwi.
- Gdzie dzwoniłeś?
Zapytała w ogóle na mnie patrząc.
- Nigdzie. A gdzie ty byłaś?
- Nigdzie.
Kłamałem. Obydwoje kłamaliśmy. Co ona przede mną chowała. Nie chciała powiedzieć bo się czegoś bała? Bo ja jej nie odpowiedziałem?
- Robisz coś jutro?
Pytając wszedłem do łazienki. Malowała sobie usta. Miałem wrażenie, że była to ta sama szminka, którą dostała ode mnie na swoje dwudzieste dziewiąte urodziny. Jednak od tamtego dnia minęło już sporo czasu, nie mogło więc to być możliwe.
- Że co?
- Pytam czy masz na jutro jakieś plany?
- Upiłeś się czy co?
Spojrzała na mnie po chwili ze wzrokiem jakby wiedziała, że popełniła gafę. Wyszedłem z łazienki i położyłem się na łóżku.
- Chyba się nie obraziłeś?
Usiadła obok i zaczęła głaskać moje włosy.
- Pytałem tylko...
- Nie. Nic jutro nie robię. Można wiedzieć czemu pytasz?
- Mam na jutro plany. Chcę żebyś mi w nich towarzyszyła.
Spojrzała na mnie i położyła się obok.
- Jakie?
- Co powiesz na szybki samochód, domek w górach?
- Żartujesz?

Ogarnęło mnie zadowolenie. Zawsze ogarnia mnie zadowolenie gdy sprawić radość bliskiej/ukochanej osobie. Julia przysunęła się bliżej mnie. Położyła mi ręce na brzuchu i zaczęła mnie drapać. Starałam się ukryć fakt, że jestem na kacu i boli mnie głowa. Nie udało się jednak. Julia zrozumiawszy, że każdy głośniejszy odgłos sprawia mi ból przestała mówić. Nadal jednak jej ręce wędrowały po moim ciele. Mógłbym z nią tak leżeć godzinami. Nic nie mówić, leżeć plackiem patrząc w sufit z rękoma na ślepo wędrującymi po naszych ciałach. W tym dniu nie wstaliśmy nawet na obiad. Po kilku następnych godzinach poczuliśmy jednak głód i zamówiliśmy kolację do pokoju.

Następnego ranka zbudziła mnie Julia. Trzymała w ręku słuchawkę telefonu. Dała mi znak, że to do mnie. Czy już nawet podczas „urlopu” człowiek nie może mieć chwili spokoju. Wstałem i podszedłem do telefonu.
- Słucham – powiedziałem starając się ukryć złość
- Michael, co ty do cholery wyprawiasz? Teraz Ci się na odpoczynek zebrało?
- Iwan...
- Prosiłem, żebyś mnie tak nie nazywał. Co ty robisz w Wiedniu?
- Piszę książkę, a co innego mógłbym robić?
- Prześlij mi ją faksem.
- Co?
- Faksem. Jesteś świadom istnienia wynalazku zwanego FAKS.

To jego typowe poczucie humoru. Naoglądał się filmów i myśli, że jest śmieszny. Nikt jednak nie śmiał się z jego dowcipów. Nikt normalny, chyba, że ktoś starał się o pracę, wtedy śmiech z jego dowcipów był obowiązkowy.
- Nie chodzi mi o to. Jeszcze nie skończyłem i w ogóle.
- To prześlij to co dopisałeś.
Odłożyłem słuchawkę. Nie miałem zamiaru dłużej go słuchać zwłaszcza, że obudził mnie o zbyt wczesnej jak o mnie chodzi porze.
- Iwan?
- Tak. Pójdę się ubrać.
Wszedłem do łazienki. Siedziałem tam dłużej niż zwykle. Po wyjściu pocałowałem Julię i powiedziałem jej, że zaraz wracam. Zjechałem windą na parter. Podszedłem do recepcji.
- Dzień dobry. Są dla mnie jakieś wiadomości?
Recepcjonista poszedł na chwilę na zaplecze. Wrócił z kopertą w ręku.
- To dla pana.

Wziąłem i podziękowałem mu. Zajrzałem do środka. Były to kluczyki i karteczka z napisem: 13B. Pewnie chodzi o numer miejsca parkingowego. Zszedłem więc na parking i zacząłem szukać. Zajęło mi trochę czasu. Na pewno znacie ten fakt: szukacie czegoś i znajdujecie w ostatnim miejscu jakie sprawdzacie. Tak też było w tym przypadku. Stał tam czerwony, lśniący Mercedes 300 SL. Cabrio . Wsiadłem do środka. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i ruszyłem do przodu. Nie byłem miłośnikiem samochodów jednak odgłos silnika tego cudeńka był jak muzyka dla moich uszu.

Ruszyłem do przodu. Wyjechałem z parkingu i podążyłem w kierunku starszej części miasta. Robiłem kółeczka dookoła miasta. Z takim samochodem mógłbym poderwać każdą kobietę w tym i nie tylko w tym mieście. Gdy miałem zamiar wracać spojrzałem na wskaźnik benzyny. Brakowało jej trochę. Pojechałem zatem w kierunku stacji benzynowej.
- Witam pana, panie Donovan.
Kobiecy głos. Delikatnie odwróciłem się w kierunku siedzenia dla pasażera i zauważyłem na siedzeniu Claire. Jej długie blond włosy rozwiewane były przez wiatr.
- Co ty tu u licha robisz?
- Spokojnie bo straci pan panowanie nad samochodem.
- Nie mów tak do mnie.
- O Boże. Ostatnio kazałeś mi się zamknąć a teraz mam do Ciebie mówić.
Nic nie odpowiedziałem. Patrzyłem przed siebie i szukałem jakiejś stacji benzynowej.
- Brzydko potraktowałeś tego lekarza.
- Ten lekarz to idiota.
- Czy każdy kto mówi tobie prawdę prosto w oczy jest idiotą Mickey.
- Nie, ale...
- Wiedziałam. Ty zawsze miałeś jakieś ale.
W pobliżu pojawiła się stacja benzynowa. Podjechałem pod dystrybutor.
- Dzień dobry. Nazywam się Kyle. Mogę w czymś państwu pomóc?
- Tak. Do pełna proszę.
Odwróciłem się w kierunku Claire. Układała włosy patrząc w lusterko.
- Czego ty tak właściwie ode mnie chcesz?
Popatrzyła na mnie jakbym to ja nagle jej się pokazał.
- Ja niczego. To ty mnie potrzebujesz.
- Co?
Nie odzywała się. Dopiero przed zjazdem na hotelowy parking odwróciła się z powrotem do mnie.
- Materializacja.
- Powtórz.
- Proszę powtórz. Nie masz za grosz wychowania.
- Proszę powtórz.
Byłem zły. Najpierw rano budzi mnie idiota z wydawnictwa a teraz ona wtyka mi, że to ja jej potrzebuję.
- Materializacja. Materializacja.

Koniec. Zniknęła równie nagle jak się pojawiła. Lekko roztrzęsiony zjechałem na parking i poszedłem do pokoju po Julię. Przez to wszystko nie pamiętam nawet czy zamknąłem samochód. Miałem zamiar powiedzieć o wszystkim Julii. W końcu miałem na to jakiś dowód. Kyle. Facet ze stacji benzynowej. On widział mnie razem z Claire. W przeciwnym wypadku nie powiedziałby: w czym mogę PAŃSTWU pomóc. W końcu miałem dowód. Dowód na to, że nie ogłupiałem. Tylko co Claire miała na myśli mówiąc, że to ja jej potrzebuję?
Zeszliśmy z Julią do samochodu. Od wyjścia z pokoju nie powiedziałem do niej ani słowa, a to do mnie nie podobne.
- Stało się coś? – zapytała
- Nie. Skąd Ci to przyszło do głowy?
Ruszyliśmy. Jechałem w kierunku stacji benzynowej. Tej samej na której byliśmy niedawno z Claire.
- Wyglądasz jakoś dziwnie.
- Wydaje Ci się.

Popatrzała na mnie i odwróciła się w kierunku okna. Nie byłem dla niej przyjemny. Może to wszystko przez to, że byłem zły. Z drugiej jednak strony nie powinienem wyładowywać swojej złości na Julii. Ona nie jest niczemu winna. Odwróciła się ponownie w moim kierunku.
- Dokąd mnie wieziesz?
- Niespodzianka.
Uśmiechnęła się lekko.
- Super.
Po kilku chwilach wjechaliśmy na stację. Tą na której byłem przed chwilą.
Zaraz po zatrzymaniu samochodu podszedł do nas pracownik obsługi.
- Witam. W czym mogę pomóc?
- Chciałbym rozmawiać z Kyle’em.
- Nie rozumiem. – Popatrzył najpierw na mnie a potem na Julię jakby chciałby jej powiedzieć, że siedzi obok jakiegoś idioty.
- Chciałbym rozmawiać z Kyle’em. Pracuje tutaj. Obsługiwał mnie kilka minut temu.

Facet podrapał się po brodzie, potem zmarszczył brwi i powiedział:
- Przykro mi, ale żaden Kyle tutaj nie pracuje.
- Jak to?
- Tak. Znam wszystkich pracowników i nie przypominam sobie, aby pracował tu jakiś Kyle.
- Aha. Dziękuję.
Ruszyłem. Byłem jeszcze bardziej zły niż poprzednio.
- Dowiem się o co chodzi?
- O nic.
Odpowiedziałem jej beznamiętnie.
- Zatrzymaj samochód.
- Co?
- Zatrzymaj samochód. Jak załatwisz swoje sprawy, o których nie mam prawa wiedzieć to po mnie przyjedziesz.
- To nie tak.
Przez to wszystko przejechałem na czerwonym świetle. Nie wiedziałem czy mogę jej powiedzieć co mnie dręczy. Jednak i tak pewnie wkrótce będzie wiedziała więcej ode mnie. No cóż. Raz kozie śmierć.
- Chodzi o Claire.
- Mogłam się spodziewać.
- Widziałem ją rano. Jak robiłem jazdę próbną pojawiła się w moim samochodzie. Była też w samochodzie jak byłem na stacji benzynowej. Wtedy właśnie obsługiwał nas Kyle.
- A teraz go nie ma.
- Właśnie. Coraz bardziej zaczynam się bać. Boję się nie tego, że mnie nawiedza, ale tego, że jak tak dalej pójdzie to za kilka miesięcy trafię do wariatkowa. I jak to będzie wyglądało. Już widzę te nagłówki:
MICHAEL DONOVAN AUTOR POCZYTNYCH POWIEŚCI ZAMKNIĘTY W WARIATKOWIE
- Nie wygłupiaj się.
- Nie wygłupiam się. Jestem nadzwyczaj poważny! - wrzasnąłem
Zamilkła. Jechaliśmy dalej. Do celu naszej wędrówki zostało jeszcze około godziny drogi. Bałem się, że nie odezwie się do kresu podróży.

Moje przewidywania się spełniły. Claire nie odezwała się do mnie do końca. Wydusiła coś z siebie dopiero w momencie, gdy podjechaliśmy pod domek, w którym mieliśmy spędzić trochę czasu. Zrozumiałem tylko: Cudny.

Rozpakowanie bagaży zajęło nam kilkanaście minut. W zasadzie nie było to tradycyjne rozpakowanie. To znaczy: Normalny człowiek rozpakowuje walizki i składa i/lub chowa je do szafy. My wyjęliśmy wszystko z walizek i wrzuciliśmy do szafy. Powtarzam do szafy, bo w całym domku była tylko jedna szafa. Jeśli chodzi o mnie to było w niej zdecydowanie mało miejsca. Dla Normalnych ludzi miejsca pewnie było aż nadto. Jednak brak dodatkowej szafy rekompensowało duże łóżko w sypialni. Bez problemu zmieściłaby się na nim cała czteroosobowa rodzina. Gdy się rozpakowaliśmy spojrzałem na zegarek. Była siedemnasta. Postanowiłem przeprosić Claire i zrobić jej niespodziankę. Wszedłem do kuchni i chwyciłem za patelnię. Spojrzałem potem do lodówki i... i nic w niej nie znalazłem.
- Kochanie!
Nie odpowiedziała. Teraz nie miałem wątpliwości, że jest na mnie zła. Znałem jednak jej słabą stronę. Julia jest miłośniczką kuchni śródziemnomorskiej.

Wyszedłem więc i pojechałem do najbliższego sklepu. Był dalej niż mogłem sobie wyobrazić. Jednak w końcu dojechałem. Był jeden z tych średniej wielkości supermarketów. Wszedłem do środka, chwyciłem za koszyk i ruszyłem na podbój sklepu. Ładowałem do koszyka to co mi się podobało i co było (miejmy nadzieję) potrzebne. W sklepach traciłem poczucie czasu, ale mimo wszystko zdziwiłem się gdy dowiedziałem się, że jest już po dziewiętnastej. Podszedłem więc szybko do kasy. Była to jedyna kasa przy której nie było kolejki. Jakby specjalnie przygotowana na moją wizytę. Kasjerka obsłużyła mnie szybko i sprawnie. Zapłaciłem kartą. Zawsze tak robię. Nigdy nie noszę przy sobie pieniędzy. W razie kradzieży czy coś to wystarczy zadzwonić do banku i blokują kartę.

Wychodząc ze sklepu usłyszałem silne nawoływanie.
- Michale, Michael.
Rozejrzałem się dookoła, lecz nikogo nie zauważyłem. Ruszyłem więc ponownie w stronę samochodu.
- Michael. Tu!
Rozejrzałem się raz jeszcze. Za rogiem sklepu stała jakaś postać. Nie widziałem dokładnie twarzy. Podszedłem lekko speszony. Gdy doszedłem do krawędzi postać szarpnęła mnie za koszulę i pociągnęła w swoją stronę. Upuściłem przez to wszystkie zakupy.
- Co jest do...
- Nic nie mów.
- Doktor Zimmerman? To pan?
- Cicho. Musisz o czymś wiedzieć, a to był jedyny sposób, aby Ciebie dorwać.
- O co chodzi?
W tym samym momencie na parking sklepu wjechała duża furgonetka. Nie zatrzymała się na żadnym miejscu wyznaczonym do parkowania tylko parła do przodu. Prosto na nas.
- Niech pan przyjdzie jutro do mojego gabinetu. Koniecznie.
Uciekł. Biegł przed siebie. Furgonetka przejechała obok mnie. Z okna kierowcy spojrzała na mnie jakaś dziwna twarz. Mógłbym przysiąc, że już ją gdzieś widziałem.

Pozbierałem zakupy i wróciłem do samochodu. Gdy dotarłem na miejsce było już po dwudziestej. Wszedłem z zakupami i wpadła na mnie Julia.
- Gdzie byłeś?
- Już nie jesteś na mnie zła?
- Jestem, ale nie oznacza to, że przestanę się o Ciebie martwić. Wciąż Cię kocham.
Zarumieniłem się.
- Byłem w sklepie. Postanowiłem zrobić Ci niespodziankę.
- Wyjściem do sklepu?
- Nie. Kolacją.
Zaniosłem zakupy do kuchni i wziąłem się do roboty. Julia towarzyszyła mi w kuchni jednak nie odezwała się ani razu. Patrzyła za to uważnie na moje ręce i uśmiechała się pod nosem.

Całość zajęła mi około pół godziny.



--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hefaj
post 07.03.2004 10:40
Post #18 

Cenzor


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 851
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Katofaszystów k./ Ciemnogrodu

Płeć: Mężczyzna



Hmm...fabuła OK , lecz pełno , pełno błędów. Różne literówki , stylistyka , itd..


--------------------

Ciemnogrodzkie ogłoszenie:
Jestem strasznym , agresywnym i wojującym katofaszystą , używam nieekologicznego mydła , nienawidzę wszystkiego co się rusza łącznie z Żydami i Arabami , kocham Hitlera i jest on dla mnie Bogiem , biję gejów , lesbijki i murzynów , jestem łysy , mam bejzbola , należę do 8 bojówek neofaszystowsko/nazistowsko/frankistowsko/skinowskich , codzień palę flagę Izraela , kocham Mein Kampf , słucham Radia Maryja , popieram PiS , LPR i PPN , mam moherowy beret , podejdź a odgryzę ci lewe ucho.

W obawie przed życiem i zdrowiem nie klikaj tego linka!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kalamburka
post 08.03.2004 17:28
Post #19 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 15
Dołączył: 08.12.2003
Skąd: Z zza rzeki, zza cienia drzew.




Mimo kilku błędów opowiadanie nadal bardzo mi się podoba.
Ciekawi mnie czy będziesz wklejał dalsze części, czy na tym koniec.


--------------------
Kto żyje nadzieją, umrze głodny.
Pisanie jest obroną przed szaleństwem.
Komputer to logiczne ogniwo w rozwoju człowieka: inteligencja bez moralności.
Człowiek jest tajemnicą, z tajemnicy przybywa i w tajemnicę odcchodzi.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
neVa
post 08.03.2004 18:06
Post #20 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 11.02.2004




QUOTE (Siobhan @ 06-03-2004 20:15)
Wiesz Agrado, ludzie z reguły są głupi (poza pewnymi wyjątkami, oczywiście). Ich głupota sprawia, że nie chcą tego wydać.

Może nie głupota, tylko fakt, że w naszym pięknym kraju najczęściej nie opłaca się wydawać książek rodzimych pisarzy...
A do do samego opowiadania - denerwują mnie powtórzenia, fabuła może być. Jeśli dotarłam do końca to oznaka, że nie jest źle. Chociaż jednego nie mogę zrozumieć - po śmierci Claire Michael nie mógł sobie znaleźć miejsca w domu, a potem okazuje się, że nie dośc, że ją zdradzał to jeszcze od razu wyznaje miłości Julii. Jak dla mnie trochę to dziwne.


--------------------
'Wielu spośród żyjących zasługuje na śmierć. A niejeden z tych, którzy umierają, zasługuje na życie'
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Agrado
post 08.03.2004 19:01
Post #21 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 112
Dołączył: 16.01.2004
Skąd: Bydgoszcz




Żeby zrozumieć całą treśc trzeba przeczytać całą książkę i.. jej drugą część "Uciec przed Ciszą". Dlaczego Michael to zrobił??? Podczas pisania (zwłaszcza tak długiego - pisałem to ponad trzy lata) okazuje się, że bohaterowie twojej książki zaczynąją żyć własnym życiem. Michael po stracie żony zdał sobie sprawę, że po powrocie z "pracy" zasta pusty dom. Wszystko co go otaczało przypominało mu Claire. Dlatego chciał sie wyprowadzić. Gdy Julia się odezwała, okazało się, że ta kobieta może mu z łatwością zastąpić Claire. Jednak ją kocha naprawdę.
Poza tym to nie jedyna kobieta, w której zakocha się Michael.

A co do ilości książki to jeszcze trzy rozdziały wrzucę, czyli tak jak obiecałem cały pierwszą część (bo książka podzielona jest na trzy części).

Rozdział Szósty:

Po kolacji położyliśmy się. Julia już mi wybaczyła więc mogłem do niej mówić i
liczyć na odpowiedź.
- Naprawdę mnie kochasz?
- A co? Masz kogoś innego?
- Nie. Zgadnij kogo widziałem w sklepie?
- Claire?
Spojrzałem na nią jak na dziecko, które zrobiło właśnie głupi kawał swoim rodzicom.
- Nie. Doktora Zimmermana.
- Co?
- Doktora....
- Słyszałam, ale aż nie mogę uwierzyć.
- Chciał, żebym jutro przyjechał do jego gabinetu.
- Pojedziesz.
- Nie wiem.
Po tych słowach obróciłem się w jej kierunku i pocałowałem ją. Ona mnie też i zrobiliśmy to co każdy dorosły człowiek robi z przedstawicielem płci przeciwnej w łóżku. Trwało to długo. Długo. Długo. A było cudnie.

Gdy było już po wszystkim (Julia nie lubiła gdy tak mówiłem), wyszedłem na taras. Tej nocy było bardzo ładne niebo, więc postanowiłem skorzystać z okazji i popatrzeć w gwiazdy. Przypomniał mi się wieczór, kiedy zaraz po ślubie z Claire patrzyliśmy całą noc w niebo. Podeszła do mnie Julia i objęła moją rękę. Pocałowała w policzek i usiadła na foteliku.
- Nie kochałem jej.
- Co?
Julia podkurczyła nogi, naciągnęła szlafrok na nogi i odwróciła głowę w moją stronę.
- Chodzi mi o Claire. Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, że ja jej wcale nie kochałem. Z własnej nie przymuszonej woli poszedłem z nią do łóżka tylko dwa czy trzy razy. Potem się wykręcałem. Na wyjazdach kochałem się z każdą. Każdą, która tego chciała, lub wydawało mi się, że chciała. A po powrocie: BOLAŁA MNIE GŁOWA.
- Zmarnowałeś jej i sobie życie.
- Od zawsze starałem się być człowiekiem, który chce żyć jak najdłużej. Lecz nie robię nic, aby na to życie zasłużyć.
- Mylisz się.
- Nie. Dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. Postąpiłem nie fair w stosunku do siebie i do niej.
- Kochałeś ją. Słyszysz. Kochałeś ją.
Podeszła do mnie i chwyciła moją głowę. Krzyczała do mnie: Kochałeś ją.
- Czy gdybym ją kochał to nie odwiedzałbym jej grobu. Od kiedy umarła ani razu nie byłem na jej grobie. Słyszysz. Nie byłem ani razu na jej pieprzonym grobie.

Płakałem. Poczułem się szmata. Jak ktoś kto wykorzystał, być może jedyną osobę, która mnie kochała. Julia otarła moje łzy i pocałowała mnie.
- Chodź się połóż. Potrzebujesz snu.
Posłuchałem jej. Zeszliśmy z tarasu i poszliśmy w stronę łóżka. Julia weszła pierwsza pod kołdrę i z dzikim uśmiechem poprosiła abym położył się obok niej. Wszedłem. Nasunęła na mnie kołdrę i przytuliła się. Jej gorący oddech ocierał się o moją twarz. Nie zaprzeczam, że było to bardzo podniecające, ale nie wiem czy w tej chwili miałem ochotę na to na co ochotę miała Julia. Jakby w odpowiedzi na moje pytanie Julia coraz bliżej przysuwała swoją twarz. Była coraz bliżej i bliżej, aż w końcu prawie na mnie weszła. Pocałowała mnie. Całowała raz po raz.
- Chyba pójdę jutro do Zimmermana.
- Co?
Mówiąc to Julia zeszła ze mnie. Miała przy tym strasznie złą minę. Gdyby wzrok mógł zabijać to pewnie już leżał bym trupem. Położyła się na swoją połowę i udawała, że słucha.
- Mówię, że pójdę jutro do doktorka.
- Hm...

Jej typowe zachowanie. Gdy coś idzie nie po jej myśli, zachowywała się tak jak teraz. Udawała, że słucham, a w odpowiedzi mruczała tylko pod nosem lub chrząkała. I ani mi się waż zapytać co jej jest, bo wtedy okaże swoje prawdziwe oblicze. Zeżre Cię żywcem.
- Słuchasz mnie?
- Aha.
W myśl zasady podobne lecz podobnym odwróciłem się w przeciwnym kierunku, okryłem się kołdra i poszedłem spać.
- Jesteś śpiący? – zapytała
- Aha
Koniec. Poszliśmy spać.

Następnego dnia wstałem, jak zwykle zresztą pierwszy. Poszedłem do kuchni i skorzystałem z luksusu kuchni – kuchenki mikrofalowej. Odgrzałem sobie resztki wczorajszej kolacji. Podzieliłem to na dwie porcję i jedną położyłem na stoliku obok łóżka, aby Julia mogła zjeść jak się obudzi. Spojrzałem na zegarek znajdujący się na kuchence mikrofalowej. 10.47. Poszedłem na coś w rodzaju przedpokoju i wyciągnąłem wizytówkę doktora z kieszeni kurtki. Doktorek przyjmował od godziny dziesiątej. Ubrałem się więc, bo czym prędzej to załatwię tym szybciej będę miał spokój.
Napisałem na kartce:
JULIA. POJECHAŁEM DO
DOKTORA ZIMMERMANA.
POSTARAM SIĘ WRÓCIĆ JAK
NAJSZYBCIEJ.

Wyszedłem. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę Wiednia. Droga była dziwnie pusta jak na tą porę dnia. Zawsze o tej porze (przynajmniej w Nowym Jorku) ulice są zakorkowane i cudem jest przejechanie kilkumetrowego odcinka w krócej niż półtorej godziny. Dotarcie do miasta zajęło mi około trzydzieści minut. Zaparkowałem samochód pod domkiem doktorka. Drzwi zamykane były na domofon jednak teraz były otwarte na oścież. Wszedłem na pierwsze piętro, gdzie znajdował się gabinet doktora. Zadzwoniłem. Nikt nie odpowiadał. Spróbowałem jeszcze raz. Też nikt nie odpowiedział. Czyżby doktor miał wolne. Jeśli tak to dlaczego się ze mną umówił? Zapukałem w drzwi. Odczekałem chwilę i przekręciłem gałkę przy drzwiach. Drzwi się otworzyły. Wszedłem do środka. Było cicho jak makiem zasiał .Zamknąłem za sobą drzwi i wszedłem głębiej. Obszedłem kuchnię, pokój. Nikogo nie było. Postanowiłem więc wrócić do domu. Najpierw jednak musiałem załatwić potrzebę. Wszedłem do łazienki i mnie zamurowało. Na podłodze leżał doktor. Przykucnąłem nad nim. Dotknąłem palcami jego szyi. Widziałem to na filmie. Nie wyczułem żadnego drgania. Odwróciłem doktora na plecy. Wyglądał całkiem normalnie. Poklepałem go po twarzy.
- Doktorze!

Nie ruszał się. Pobiegłem do pokoju. Chwyciłem za telefon i zadzwoniłem zadzwonić na policję. Usiłowałem zadzwonić na policję. Po wybraniu 911 w słuchawce dudnił głuchy odgłos. Nie ma takiego numeru. Jaki jest numer na policję w Wiedniu? 911 w Ameryce. Innym krajem europejskim jakie odwiedziłem była Polska. U nich 997. Jaki jest do jasnej cholery numer na policję w Wiedniu. Postanowiłem spróbować numeru, że tak powiem uniwersalnego. „Komórkowego”. 112. W słuchawce usłyszałem milutki kobiecy głosik:
- Polizei.
Reszta nie była problemem. No prawie nie. Znałem niemiecki, ale nie perfekcyjnie. Nauczyłem się kilku zwrotów podczas ostatniej wizyty w Wiedniu. Pewnie się teraz śmiejecie, ale wtedy nie potrzebowałem numeru na policję. Powiadomiłem dyspozytorkę o swoim problemie. Najwięcej czasu zajęło mi podanie adresu, bo dopiero po kilku minutach przypomniałem sobie o wizytówce w kieszeni.

Od momentu powiadomienia do przyjazdu policji minęło około piętnastu minut. Jako pierwszy wszedł grubszy facet. Podszedł najpierw do ciała a potem do mnie.
- Oficer Kleinman.
- Michael Donovan.
- Niech pan opowiada.
Kolejny facet gadający łamanym angielskim. Mniejszym problemem byłoby rozmawianie z nim po niemiecku, bo znaczenie niektórych słów w jego angielskim musiałem się domyślić. Facet rozparł się w fotelu. Wrzasnął coś po niemiecku i do mieszkania wleciała kilkunasto osobowa ekipa. Ludki w zielonych mundurach, białych kitlach.
- Słucham?
- Niech pan opowiada. Co się stało?
- Byłem umówiony z doktorkiem. Zadzwoniłem, a że nikt nie otwierał to pozwoliłem sobie wejść.
- Pozwolił pan sobie wejść?

Wydawał się być lekko zdziwiony, jednak później okazało się, że był to zwykły ironiczny uśmieszek.
- Tak. Pozwoliłem sobie. Dziwi to pana?
- Trochę.
- Podobno wy, Austriacy słyniecie z gościnności.
Oficer popatrzył na mnie, po czym szybko się obrócił i zasiadł ponownie w fotelu. Zrobiłem to samo co on. Usiadłem w fotelu naprzeciwko.
- Niech pan kontynuuje.
- Nikt nie otwierał, więc przekręciłem gałkę i wszedłem do środka.
- I co pan zastał w środku?
- Nic.
Facet pisał coś w notatniku. Na chwilę przeszkodził mu jakiś facet w białym kitlu i zaczął szeptać mu coś na ucho.
- Danke
Powiedział do faceta w białym kitlu.
- A więc, jak to pan nic nie znalazł?
- Normalnie. Pokój pusty, kuchnia pusta.
- Więc sprawdził pan łazienkę?
- Powiedzmy
- Nie rozumiem.
Pokręciłem głową i podrapałem się po głowie.
- Chciałem wychodzić, ale ponieważ czekała mnie długa droga powrotna to postanowiłem najpierw skorzystać z toalety. Wszedłem do środka i zobaczyłem doktora nieżywego.
- Skąd pan wiedział, że był nieżywy?
- Nie oddychał, nie miał pulsu.
- Dziękuję.
Zapisał cos w notatniku, po czym wstał z fotela.
- Kiedy się pan z nim umówił?
- Wczoraj. Około wpół do ósmej wieczorem.
- W jakim celu miał pan się z nim spotkać?
- Nie wiem. Miał mi coś ważnego do powiedzenia.
- I nie wie pan co?
Znów ten ironiczny ton głosu.
- Nie, nie wiem. Był bardzo przestraszony. Uciekł gdy w jego kierunku jechała furgonetka.
- Furgonetka?
Wszedł do łazienki, gdzie doktorek leżał już nakryty workiem. Dwóch mężczyzn wzięło go i wyniosło.
- Dobrze niech pan nam zostawi swój adres. Odezwiemy się do pana.
Podałem mu adres hotelu. Kazał mi wyjść.
W drodze do domku myślałem o tym co się stało. O ile wiem to doktor nie miał wrogów. Komu więc mogło zależeć na śmierci doktorka. Chyba, że to znowu sprawka Claire.
Wszedłem do domku udając, że nic się nie stało. Julia jednak szybko zwietrzyła podstęp.
- Co się stało?
Wydusiłem z siebie resztki powietrza.
- Doktor nie żyje.



--------------------
"300 Minut" - Amatorski Serial Sensacyjny

Me llaman la Agrado, porque he intentado siempre hacer cada uno ojos formados una almendra más agradable de la vida (...), 80 miles, silicón en labios, frente, mejillas, caderas y el asno... el litro cuesta sesenta mil Pesetas... que usted lo agrega para arriba, porque paré el contar... Tits? Dos. No soy ningún monstruo. Setenta por cada uno, pero éstos se han despreciado completamente. Me costó mucho para ser auténtico. Pero no debemos ser baratos en respeto a la manera que miramos. Porque una mujer es más auténtica más ella mira como qué ella ha sońado para se.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 19.04.2024 14:27