Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Harry Potter, Tom 7 [cdn]

Braenn
post 04.05.2006 15:45
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 5
Dołączył: 04.05.2006




Jest to opowiadanie grupowe, pisane na innym forum. Najbardziej aktywni "pisarze": Bellatrix (ja na tamtym forum), Evka oraz Hermiona - Emma. Proszę o komentarze smile.gif Pisane zostało, jakby wydarzenia pod koniec 6 częsci nie miały miejsca (śmierć Dumbledore'a)

Rozdział 1

Chłopak o kruczoczarnych włosach z blizną na czole, który miał na imię Harry Potter, wpatrywał się w księżyc, rozmyślając. Obok niego stał dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart - Albus Dumbledore, po chwili przemówił:
- Pojutrze, Harry, czeka nas następny trudny dzień. Otóż chcę się dowiedzieć, kim jest R.A.B. Widzisz nie miałem pojęcia, że jeszcze jeden z horkruksów Voldemorta został zniszczony... Kimkolwiek był ten człowiek, musiał znać niektóre fakty, które przed nami odsłoniły się w ciągu tego roku, fakty, które niedługo zaważą na naszym życiu, jak i zarówno na życiu Voldemorta"
Harry wpatrywał się w bezchmurne niebo, romyślając o tym, co powiedział Dumbledore. Siedzieli w ciszy, słychać było jedynie ciche pohukiwanie Hedwigi - sowy młodego Pottera.
W głowie chłopaka zrodził się pewien pomysł... ale nie, to niemożliwe.
- Profesorze? – spytał, odwracając wzrok od niezwykle jasno błyszczącej gwiazdy i patrząc w oczy profesora, nawet teraz jaśniejące błękitem, kiedy wokół panował mrok.
- Tak, Harry?,
- Ja...Zastanawiałem się, czy to możliwe... Syriusz miał brata. Regulusa. - powiedział Harry, poczym zamilkł. Wspomnienie o ojcu chrzestnym było dla niego nadal niezwykle bolesne.
- Harry, nie możemy wyciągać pochopnych wniosków. Chociaż Regulus to bardzo ciekawa propozycja... ale wiemy tylko, że zdradził Voldemorta. Nic więcej. Musimy to wszystko sprawdzić. A teraz, wracaj już do Nory, Harry, bo Molly, na pewno czeka z kolacją.
- Dobranoc, panie profesorze.
- Dobranoc, Harry.
Harry skierował się do domu. Chciał zjeść coś ciepłego i położyć się spać. W głowie kłębiły mu się tysiące myśli.
Chłopak podszedł do drewnianych drzwi i mocno zapukał.
- Kto tam? - rozległ się głos Pani Weasley.
- To ja, Harry.
- Och, nareszcie. - Pani Weasley szybko uchyliła drzwi, a Harry wślizgnął się do środka. Mama Rona miała na sobie flanelową koszulę w zielone sowy.
- Albus chyba chce, żebyś się rozchorował. No, ale najwyraźniej miał powód.
Harry nie odpowiedział, ale Pani Weasley nie wydawała być się tym urażona.
- Idź, Harry, kochaneczku, do jadalni. Ja przyjdę za kilka minut. Rozumiesz, muszę porozmawiać o jutrzejszym ślubie, z Fleur - dodała przyciszonym głosem. Harry uśmiechnął się. Trzeba było raczej porozmawiać z Ginny, która miała być druhną. Od paru tygodni była zdenerwowana i na niczym nie mogła się skupić.
Chłopak poszedł do jadalni i usiadł koło Rona.
- Czego chciał Dumbledore? - spytał się od razu rudowłosy.
- Później - syknął Harry.
Dopiero po dłuższej chwili zorientowano się, że przyszła nowa osoba.
- Cześć, Harry! Jak się masz? - powitała go głośno aurorka, Nimfadora Tonks.
- Hej, Tonks. W porządku. A jak wam się układa z profesorem Lupinem? - Harry mrugnął do niej i wyszczerzył zęby. Tonks pokazała mu język, ale w jej oczach błyszczały wesołe ogniki.
- Wy to tylko o jednym myślicie. Jak już chcesz wiedzieć, to bardzo dobrze.
- Przynajmniej nie zachowują się jak Bill i Fleur - powiedział teatralnym szeptem Ron, a Harry roześmiał się.
- A ty i Hermiona? - Tonks odbiła piłeczkę, a Ron zaczerwienił się.
- No jak miałoby się nam powodzić? Normalnie - odburknął, jednak minę miał zadowoloną. Po chwili dodał:
- A jak Ginny i Ty? - wyszczerzył się do przyjaciela - Jak wszyscy to wszyscy, dawaj.
Aurorka uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a Harry już miał odpowiedzieć, kiedy do kuchni weszła pani Weasley i Ginny we własnej osobie ubrana w piękną, kremową sukienkę.
Siostra Rona pomachała do Harry'ego, a następnie zwróciła się do matki.
- Gdzie jest Gabrielle, mamo? - spytała.
- Ron, o co chod... - Harry nie dokończył zdania, bo jego przyjaciel już pospieszył z odpowiedzią.
- Rozumiesz, stary, kiedy ciebie nie było mama zarządziła...eee... nie wiem jak to powiedzieć... będzie coś w rodzaju prób przed ślubem. Ginny i Gabrielle będą sypać kwiatki przed Fleur. No wiesz, takie babskie duperele...
- Ron! - skarciła go matka.
- Wiesz, nigdy nie byłem na ślubie, więc przyda mi się ta próba... - powiedział Harry szeptem do przyjaciela.
- Co mam robić, pani Weasley? - spytał czarnowłosy chłopak.
- Nic, Harry. Możecie się przyglądać. No dalej, Ginny!
- Mamo, musimy poczekać na Gabriele. Nie mam najmniejszego zamiaru ćwiczyć SAMA.
- Ginny, nie mogłabyś chociaż raz... - zaczęła Pani Weasley.
- Nie, nie mogłabym. - przerwała jej stanowczo druhna. Dziewczyna nie zważając na jęki swojej matki przeszła przez kuchnię, napiła się łyk herbaty z kubka Harry'ego i usiadła mu na kolanach zarzucając swe piegowate ręce na jego szyję. Spojrzała mu w oczy i pochyliła się dotykając czubkiem swojego nosa, nosa czarnowłosego. Harry odwzajemnił czułości pocałunkiem, niezbyt namiętnym obawiając się spojrzenia pani Weasley. Ron westchnął teatralnie i wywrócił oczami, a Harry po omacku rąbnął go ręką po głowie. Nagle do pokoju wbiegła Gabrielle. Ona także była w sukience - dokładnie takiej samej jak sukienka Ginny. Siostra Rona zmuszona była zejść z kolan swojego chłopaka i ustawić obok przybyłej. Rozpoczęła się próba. Ginny i Gabrielle chodziły równo w te i we wte. Potem przyszła Fleur, by „podziwiać” próby. Chłopcy byli niesłychanie znudzeni. Fleur natomiast - wręcz przeciwnie. Cały czas podśpiewywała pod nosem i chwaliła „dziewczynki” jak to mówiła. Ginny ciągle pilnowała się, żeby nie odpyskować, ale wcześniej postanowiła, że przynajmniej przed ślubem się powstrzyma. Próbę przerwał Bill, który właśnie wrócił z pracy, a Harry i Ron przyjęli to z westchnieniem ulgi. Ginny i Gabrielle poszły, na górę, aby się przebrać, a reszta towarzystwa powróciła do przerwanych rozmów.
- Widzę, że jednak dobrze wam się układa - powiedział Ron do przyjaciela zaczepnym tonem.
- A, jakże - odparł lekko Harry - Dostałeś list od Hermiony?
- Tak.
- I...?
- Kazała cię uściskać. Wybacz, ale chyba to zadanie spełniła aż za dobrze Ginny.
Harry już miał odpowiedzieć, kiedy pani Weasley im przerwała:
- Wybaczcie chłopcy, ale musimy porozmawiać, idźcie na górę. Tam też przecież można pogadać. No już, raz dwa!
- Ale, mamo... - zaczął Ron.
- Na górę! - powiedziała stanowczo Pani Weasley, patrząc na niego groźnie. Chłopak próbował jej się przeciwstawić:
- Mamo, mam już siedemnaście lat, jestem dorosły....
- Zaczynasz jak Fred i George, Ron, poza tym nie chodzi o Zakon. - powiedziała spokojnie Pani Weasley wypychając chłopców z pokoju. Harry zrobił minę mówiącą: "Nie warto" i poszli razem na górę. Kiedy tylko podłoga w korytarzu zaskrzypiała z pokoju po lewej stronie wypadła Ginny w krótkich spodenkach i czarnej podkoszulce z wielkim godłem Gryffindoru na piersiach.
Ron wywrócił oczami, gdy jego siostra od razu podeszła do Harry'ego i zawiesiła mu się na ramieniu mówiąc:
- Chciałam pogadać.
Harry bez słowa, odwrócił się od Rona i poszedł za swoją dziewczyną do jej pokoju. Był tam porządek: łóżko zostało starannie posłane, po podłodze nie walały się książki, wszędzie było czysto. Harry bardzo się zdziwił, ponieważ, kiedy był w tym pokoju ostatnim razem panował tu wielki bałagan.
- Mama kazała zrobić porządek, przed ślubem Billa - odpowiedziała Ginny na jego pytające spojrzenie.
- O czym chciałaś porozmawiać? - zapytał Harry podchodząc do niej i zakładając kosmyk ognistych włosów za ucho dziewczyny. Kiedy odsłonił włosy z jej twarzy, zauważył łzę na jej policzku.
- Ginny... co się stało? - spytał zmartwiony i spojrzał dziewczynie w wielkie, smutne oczy.
- Chodzi o nas. O ciebie.
- Nie rozumiem...
- Ja naprawdę nie chciałam...ale... nie chciałam ci tego mówić... ale ciężko mi z tym milczeć. Harry, boję się. Co będzie potem? Co jeśli Voldemort znów będzie chciał cię odnaleźć? Co jeśli... – siostra Rona połknęła łzy - umrzesz?
- Ginny... - powiedział cicho, uspakajająco Harry. Chłopak na widok płaczącej dziewczyny, którą zaledwie raz w życiu widział w takim stanie, podjął decyzję. Powie jej o wszystkim, niczego nie ukrywając.
- Ginny, ja wiem, że to może być dla ciebie bardzo trudne... ale myślę, że powinnaś wiedzieć...o wszystkim. Ale najpierw uspokój się, proszę... już cichutko...no - powiedział spokojnie przytulając ją i całując we włosy.
Po chwili dziewczyna trochę się uspokoiła.
- Spróbuje opowiedzieć ci o wszystkim od chwili jak....umarł Syriusz. Zapewne słyszałaś, co nie co, o przepowiedni. - Ginny pokiwała głową - ale jej treść znam tylko ja i profesor Dumbledore. Ron i Hermiona także o niej wiedzą.
Usiedli na starannie posłanym łóżku
- Przepowiednia mówi, że żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje. To znaczy, że...
- Nie tłumacz mi. Wiem. - powiedziała nagle Ginny grobowym tonem.
- To znaczy, że umrę albo ja, albo on. Ale spokojnie! - dodał szybko Harry, gdy jego dziewczyna wzniosła wzrok pełen łez ku sufitowi. - Ja i Dumbledore mamy na niego pewien sposób.
- Jaki?
Harry opowiedział jej o horkruksach. Ginny wsłuchiwała się w jego słowa i nie przerywała mu.
- Więc, to dlatego ciągle gdzieś wychodzisz z Dumbledorem. - powiedziała cicho, jakby do siebie Ginny, kiedy Harry przestał mówić.
- Tak, z powodu horkruksów.
Dziewczyna rzuciła się na szyję Harry'ego i mocno się do niego przytulając rzekła:
- Jestem pewna, że znajdziesz je wszystkie.
- Ja też - odpowiedział chłopak i wytarł łzę spływającą po policzku Ginny.
Postali tak chwilę, po czym Harry powiedział cicho:
- No, nie smuć się już...
Ginny uśmiechnęła się słabo, po czym oznajmiła rześkim głosem:
- Idź już do Rona i nie martw się mną.
Harry uśmiechnął się i wstał, mrugnął do niej posyłając buziaka od drzwi, po czym wyszedł. Przeszedł korytarz, a kiedy wszedł do pokoju zastał Rona na łóżku leżącego bez słowa i wpatrującego się w sufit. Harry uznał to za niegodne komentarza, więc usiadł na łóżku i zaczął się przebierać.
Nagle ktoś z impetem załomotał w drzwi, a po sekundzie wpadła Hermiona:
- Rooo...! OOO. Przepraszam. - wyjąkała, widząc Harry'ego siedzącego bez koszulki na łóżku.
- Nic się nie stało. Witaj, Hermiono! - wykrzyknął chłopak ubierając szybko piżamę. Podszedł do niej i przytulił po przyjacielsku, po czym udał, że przegląda książkę, dając Ronowi i jego dziewczynie czas na przywitanie się. Po trzech minutach uznał, że może podnieść wzrok.
- Właśnie przyjechałam, jestem padnięęęę - tutaj szeroko ziewnęła - ta. Jutro pogadamy. Na razie. – przybyła uśmiechnęła się i wyszła.
- Ron, zanim przyszła Hermiona, coś się zdarzyło, prawda?
- Jak ty na to wpadłeś stary? - zapytał lekko zirytowany Ron
- Mama mi podpowiedziała - rzekł pełnym powagi głosem Harry i obaj wybuchli gromkim śmiechem. Po chwili uspokoili się i czarnowłosy zadał jeszcze raz swoje pytanie. Ron uciekał wzrokiem od spojrzenia Harry'ego, wyraźnie nie chciał mu odpowiedzieć.
- Ron, przecież wiesz, że cokolwiek by to nie było, nie będę się śmiał ani nic. - zrobił tu pauzę, poczym po chwili dodał - Ja ci powiedziałem wszystko.
Uszy jego przyjaciela zrobiły się czerwone.
- No więc ja... eee... ona... Hermiona…- wydukał Ron, lecz nagle zaczął odważniej: - Wpadła tutaj…jak ty byłeś u Ginny…akurat kiedy się przebierałem…no i….
Harry wessał policzki by powstrzymać się od chichotu.
- Harry!
- Przepraszam! - powiedział, poczym chwilę patrzyli sobie w oczy i wybuchnęli jak na komendę histerycznym śmiechem.
- .. No i zrobiła się czerwona jak burak, a ja tak - tu Ron rozszerzył oczy.
Następnie zgasili światło, lecz mimo to raz po raz chichotali do poduszek.
- Ron?
- Hę?
- Zaproś Hermionę do Hogsmeade w tym roku. - zaproponował Harry.
Ron się nie odezwał.

Ten post był edytowany przez Braenn: 05.05.2006 17:52


--------------------
"Miłość jest jak gruszka. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujcie zdefiniować kształt gruszki"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Braenn
post 04.05.2006 15:50
Post #2 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 5
Dołączył: 04.05.2006




Rozdział 2

- Harry! Ron! - już o szóstej do pokoju wpadła Hermiona w zielonej piżamie ze szczoteczką do zębów w ręce. - Pobudka! Dzisiaj ślub!
- Raaany... - ziewnął Ron - mamy przeżyć wesele do świtu wstając o świcie?! Hermiona, zlituj ty się...
- To rozkaz twojej mamy, więc nie marudź.
- Dobra, dobra już wstajemy... - powiedział Ron mało przytomnym głosem.
Hermiona wyszła z pokoju, a Harry wstał powoli z łóżka, podszedł do przyjaciela i szturchnął go mocno łokciem w żebra.
- Auu...! - syknął rudowłosy
- Wstawaj! - powiedział Harry zdecydowanie ściągając z niego koc. Ron był, więc zmuszony wstać. Kiedy obydwoje weszli do kuchni, stała już tam Ginny, a jej matka za pomocą różdżki wywijała kosmyki jej włosów na wszystkie strony. Harry nie chcąc zbytnio przeszkadzać, tylko usiadł przy stole i pomachał jej ręką. Ginny mrugnęła do niego i uśmiechnęła się.
Pani Weasley na chwilę odwróciła się od córki i machnęła różdżką w kierunku stołu. Przed każdym z chłopców pojawiły się zapełnione talerze i herbata.
- Mamo, widziałaś mój grzebień? Na brodę Merlina, jak ja wyglądam... - ze schodów zszedł pod denerwowany Bill, już bez tak długich włosów.
- Obcięcie włosów to według mnie największy błąd jaki popełniłeś w życiu. - stwierdziła Ginny, lecz brat ją zignorował.
- O, Prorok! - Ron dorwał się do gazety czarodziejów, niezbyt lubianej przez Harry'ego.
- Coś ciekawego?
Ron spojrzał na pierwszą stronę gazety i wytrzeszczył oczy.
- Co się stało, Ron?- zapytał Harry. Ginny, którą pani Weasley skończyła szykować, pochyliła się nad czasopismem. Po chwili zakryła usta dłonią.
- O, mój Boże...
Harry nachylił się do gazety, jednak Ginny szybko wyrwała ją z rąk Rona i schowała za sobą.
- Ginny! Przecież wiesz, że nie ważne jaka to wiadomość, ja muszę to przeczytać! - zaczął krzyczeć chłopak, a dziewczyna po chwili wyciągnęła rękę z "Prorokiem" w jego stronę. Harry szybko chwycił gazetę i jego oczom ukazał się wielki napis:

Nowe ataki
Wczoraj w późnych godzinach wieczornych otrzymaliśmy wiadomość, że doszło do trzech nowych ofiar śmiertelnych Sami-Wiecie-Kogo. Nad każdym z miejsc niezwykle brutalnego mordu (niestety zaklęcie nie jest nam znane, zwłoki znalezione zostały w kałużach krwi z głębokimi ranami ciętymi na całym ciele) widniał Mroczny Znak. Ofiary te nie są ze sobą połączone w żaden sposób - są to uczennica Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, Milicenta Bulstrode, nauczycielka ucząca w Howarcie - Sybilla Trelawney oraz czarodziej, niejaki Wulfryk Smith.

- Sectumsempra... - wyszeptał Harry.
Ron popatrzył na niego ze strachem.
- Myślisz, że...
Chłopak kiwnął twierdząco głową, wiedząc o co chodzi przyjacielowi. Nagle do kuchni wpadła Hermiona, z ręcznikiem na głowie. Widząc niewyraźne miny Rona i Ginny oraz Harry'ego ze smutkiem wpatrującego się w okno spytała:
- Co jest?

Ron spojrzał znacząco na gazetę. Po chwili Harry poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu, wzdrygnął się, odwrócił i ku swojemu zaskoczeniu ujrzał Hermionę.
- Harry... - powiedziała cicho - Nie mogłeś temu zapobiec...
- Hermiono, ja muszę to zrobić - nie wrócę do Hogwartu. - chłopak uciszył gestem przyjaciółkę, która już otwierała usta - Nie. Nie rozumiesz, że „Sectumsempra” jest, pod pewnym względem, gorsze od Crucio i Avada Kedavra razem wziętych?! A jeśli Voldemort chce dopaść mnie, a wiem, że tak jest, nie zawaha się użyć tego wobec was. Nie, ja nie chcę, abyście przeze mnie zginęli. Za dużo dla mnie znaczycie....
- Harry, kochaneczku, podejdź tu na chwilę! - zawołała mama Rona, która na kilka minut wyszła z pokoju.
- Już idę, pani Weasley!
Harry pognał za nią po schodach do pokoju Rona.
- Pójdziesz w tej szacie, kupiłam ci ją przedwczoraj na Pokątnej, Harry - Pani Weasley wskazała na czarną szatę, na szczęście bez koronek. - A teraz...
Harry jęknął cicho. Gospodyni domu zbliżała się do niego z grzebieniem. Podczas, gdy zmagała się z zmierzwioną fryzurą chłopaka, on analizował po kolei swoją decyzję dotyczącą opuszczenia Hogwartu. Po chwili rozmyśleń znalazł jej słaby punkt:
Dumbledore. Nie zgodzi się, aby opuścił szkołę.
- No, nareszcie wyglądasz jak człowiek! - powiedziała z zadowoleniem pani Weasley. - Teraz przebierz się i zejdź na dół... Tylko się czymś nie upaćkaj! Ja idę poznęcać się nad Ronem. - oznajmiła i puściła do niego oko. Harry przebrał się w szatę wyjściową nie przerywając rozmyślań.
Kiedy zszedł na dół, cała kuchnia była pełna ludzi. Harry uśmiechnął się na myśl, że jest tylko rodzina Weasley'ów, a jednak tak liczna. Postanowił, że chociaż dzisiaj odpuści sobie rozmyślania, bo przecież do końca wakacji został jeszcze ponad miesiąc. Ma czas na podjęcie decyzji.
W pokoju panowała miła, swojska atmosfera. Harry podszedł do Rona i bliźniaków, którzy stali w drzwiach i rozmawiali. Ron miał szatę identycznego fasonu co Harry, jednak miała ona kolor ciemnego kasztana.
- Ładna szata - powiedział Harry.
- Dzięki Bogu, że nie jest z koronkami- westchnął z ulgą Ron. Harry uśmiechnął się, poczym zaczął przysłuchiwać się rozmowie Freda z Georgem.
- Nie, to niemożliwe! - krzyknął cicho George.
- Ale mówię ci, że tak właśnie było! Rozumiesz... i wtedy Mung mu strzelił jakimś niewerbalnym i tak koleś się przeraził, że od razu mu wszystko oddał! - mówił Fred z zapałem. Harry nie miał ochoty słuchać czegokolwiek o machlojach Mundungusa, więc włożywszy ręce do kieszeni zaczął szukać wzrokiem Ginny, chociaż i tak wiedział, że ta będzie zajęta czymś innym.
- Zaraz przyjdę, stary - usłyszał głos Rona. Harry odwrócił się i zobaczył, że jego przyjaciel zmierza w kierunku Hermiony. Uśmiechnął się mimowolnie. W tym momencie ktoś zakrył mu oczy od tyłu. Harry i bez usłyszenia głosu tej osoby, poznał delikatny dotyk.
- Ginny... - mruknął odwracając się - myślałam, że nie znajdziesz przed ślubem dla mnie czasu...
- Głupek! - zaśmiała się i cmoknęła go w policzek. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, kiedy usłyszała głos swojej mamy. Spojrzała przepraszająco na Harry'ego, a ten uśmiechnął się i powiedział tylko "A nie mówiłem?!". Chłopak odwrócił się powoli, podszedł wolno do okna i oparł się o parapet. Była ładna pogoda; słońce przyjemnie grzało, ptaki cicho śpiewały... Czuł się pełen szczęścia, zupełnie zapomniał o wiadomościach z "Proroka". Ostatnio było coraz więcej złych wieści w gazetach. Okazało się, że Draco Malfoy zaginął, paru dosyć groźnych śmierciożerców uciekło z Azkabanu, niewyjaśnione śmierci i ataki na dzieci. Harry usłyszał głośny trzask. Na dróżce prowadzącej do domu stała odświętnie ubrana kobieta. Rozległ się drugi odgłos świadczący o teleportacji i obok przybyłej pojawił się mężczyzna w czarnej, trochę spranej szacie. Zaczęli wolno iść w stronę Nory. Harry dopiero po chwili rozpoznał w parze Lupina oraz Tonks (tym razem z włosami w nieco jaśniejszym odcieniem różu i długością do pasa). Czarnowłosy chłopak podbiegł do drzwi - dokładnie w chwili, kiedy rozległo się głośne, stanowcze pukanie. Otworzył je i gestem zaprosił do środka nowoprzybyłych - w końcu w Norze czuł się jak u siebie.
- Witaj, Harry!
- Cześć, Tonks. Dzień dobry, profesorze Lupin. Wejdźcie, niedługo chyba będziemy się zbierać...
Para weszła do środka i Tonks od razu zaczęła dyskusję z panią Weasley ("Mogę w czymś pomóc?" - usłyszał Harry przechodząc obok), a Remus Lupin rozmawiał na temat Greyback'a z Panem Weasley’em.
Nagle drzwi się otworzyły - na progu stanęła panna młoda. Fleur wyglądała...olśniewająco. Srebrne włosy spływały łagodnymi falami na plecy, oczy błyszczały ze szczęścia, a usta pociągnięte czerwoną szminką uśmiechały się wesoło. Harry zaniemówił, podobnie jak reszta towarzystwa. Remus i Arutur zaczęli bić brawa, a młodsza część męskiego towarzystwa zaczęła gwiżdżeć z zachwytem. Po chwili pan Weasley podszedł do panny młodej i chwycił ją pod rękę, poczym obydwoje teleportowali się, a reszta poszła w ich ślady.
Harry znów poczuł się tak, jakby był przepychany przez niezwykle wąską rurę. Znalazł się na łące. Dopiero po chwili zrozumiał, że jest to łąka państwa Weasley'ów - ta najdalsza - odległa od Nory o całe pięć mil.
Nie poznał jej w pierwszej chwili, bo była zupełnie odmieniona. Wszędzie rosły białe róże iskrzące się magicznie, było też wiele białych ławek i mały ołtarzyk przystrojony liliami, do którego prowadziły płatki róż. Wszyscy zajęli miejsca - Harry, Ron i Hermiona - usiedli w drugiej ławce, gdzie usadziła ich pani Weasley.
- Ron, gdzie jest Bill? - spytał się cicho Harry.
- Nie wiem... Pewnie zaraz przyjdzie – odpowiedział niepewnie rudowłosy chłopak.
Do rozmowy wtrąciła się Hermiona:
- Powinien już być - powiedziała, rozglądając się. Harry zauważył, że pani Weasley też jest trochę zaniepokojona. Po chwili - nie wiadomo skąd - zjawił się odświętnie ubrany Bill i podszedł do ołtarza. Zaczęła grać muzyka. Ku Billemu kroczyła panna młoda, idąca pod rękę z eleganckim panem Weasleyem. Koło Harry'ego nagle pojawiła się wytwornie ubrana kobieta.
- Przepraszam, ale... -zaczęła mówić szybko matka Fleur, ale zorientowała się, że uroczystość już się rozpoczęła, zaczerwieniła się lekko i usiadła na ławce obok Hermiony.
- ... Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć węzłem małżeńskim... - recytował pastor przy czymś w rodzaju ołtarza ozdobionego białym kwieciem. Ceremonia trwała nawet dość krótko, a po pięknym ślubie nagle zniknęły wszystkie ławki i pojawił się podest do tańczenia wraz z zespołem. Ta mniej „formalna” część wesela rozpoczęła się. Zespół zaczął grać znaną piosenkę „Magic Works”. Ginny położyła swą małą głowę na ramieniu Harry’ego. Chłopak tego dnia się czuł tak jak nigdy w życiu. Zapomniał o wszystkim tylko tańczył i tańczył.
Późną nocą, chwycił Ginny za rękę i poprowadził w stronę małej szkółki leśnej, oddalając się od hałasu. Przysunął się do niej i połączyli się w głębokim pocałunku, a Harry delikatnie pieścił dłońmi jej odsłonięte plecy.... Cudowną chwilę ukojenia przerwał straszny huk. Ktoś lub coś właśnie deportowało się 30 kroków od zakochanych.
- Proszę wybaczyć... - Minister Magii deportował się pomiędzy, jeszcze chwilę temu rozmawiających profesora Lupina i Tonks. - Nie wiecie może państwo...
Harry nie usłyszał dalszego ciągu wypowiedzi Scrimgeour'a, ponieważ nocną ciszę rozdarł nagle głośny, przeszywający krzyk. Krzyk torturowanego człowieka. Chłopak wyciągnął szybko różdżkę zza pazuchy rozglądając się dookoła. Ginny zrobiła dokładnie to samo.
- Ginny...
- Nie - powiedziała stanowczo dziewczyna. Harry stwierdził, że dalsza rozmowa nie ma sensu.
-Lumos.
Z różdżki czarnowłosego chłopaka wystrzelił dość duży promień światła. Harry ruszył powoli i cicho w stronę, z której dochodził krzyk. Na plecach czuł ciepły oddech Ginny. Chłopak zatrzymał się nagle, bo usłyszał jakiś szelest. Rozejrzał się czujnie. Wtem zza drzewa wybiegł profesor Lupin z Tonks i Ministrem deptającym im po piętach.
- Ty też to słyszałeś, Harry? - zapytał Lupin, trochę zdziwiony widokiem byłego ucznia.
- Tak...
Ruszyli razem. Po chwili usłyszeli dziki śmiech szaleńca i krzyk ustał. Ruszyli w stronę głośnego śmiechu, przez ciemny las. Harry stanął jak wryty. Ujrzał, nikogo innego jak samego, Mundungusa. Złodziej podniósł wzrok.
- Drętwota!
Czerwony promień zaklęcia przeleciał o cal od Harry’ego. Chłopak nie był dłużny Mundungusowi, krzyknął:
- Pertificus Totalus!
Złoczyńca odbił zaklęcie. Jednak trzy uroki, rzucone prawie w tym samym czasie, przez resztę towarzystwa, zrobiły swoje - Mundugnus zwalił się ciężko na ziemię.
Wszyscy pobiegli w jego stronę. Lupin pochylił się nad złodziejem.
- Nie spodziewałem się tego po nim... - odezwał się cicho.
Nikt nie skomentował słów wilkołaka. Harry ukląkł koło Mundugnusa i bez słowa podwinął mu lewy rękaw szaty.
- Nie wierzę! - pisnęła Tonks.
Na lewym ramieniu złodzieja widniał Mroczny Znak. Wszyscy wokół niego odsunęli się o kilka kroków. Dopiero teraz Harry przypomniał sobie z jakiego powodu to przybiegli. Zaczął się nerwowo oglądać, aż zobaczył ciało leżące w kałuży krwi. Pochylił się nad nim i zbladł gwałtownie. Szybko sprawdził puls. Puls bił, ale słabo. Harry spojrzał na twarz kobiety, jednak nie mógł rozpoznać, kto to jest ponieważ twarz była bardzo głęboko pocięta.
-Profesorze Lupin, tutaj! - krzyknął Harry.
Wilkołak podbiegł i rzucił jakieś zaklęcie, w tej samej chwili rany prawie całkowicie, się zagoiły. Ginny wciągnęła głośno powietrze. Tonks zrobiła się bledsza na twarzy. Lupin wymamrotał coś szybko i Gabrielle uniosły niewidzialne nosze. Jej kremowa suknia była podarta i poplamiona krwią. Nawet teraz - gdy jej twarz nie była tak bardzo zmasakrowana - trudno było poznać siostrę Fleur.
- Musimy ją zawieść do Szpitala św. Munga - rzekła Tonks - Tam dokładniej ja obejrzą i powiedzą czy nie ma żadnych wewnętrznych ran.
Lupin bez słowa rzucił zaklęcie na śmierciożercę, którego momentalnie spętały grube sznury. – Ministrze… Będzie go pan pilnował?
Scrimgeour kiwnął głową, na znak zgody.
Ruszyli, więc w kierunku Nory, by z tamtąd wezwać lekarzy.
- Zaraz - krzyknął Harry - Nie możemy zepsuć tego dnia Fleur i Bill'owi.
- No, więc którędy pójdziemy by nas nie zobaczyli? - zapytała Ginny.
- Może świstoklikiem? - zaproponowała Tonks.
Wszyscy zaakceptowali ten pomysł. Harry rozejrzał się.
- A, gdzie jest Minister?
- Mundugnusa też nie ma - zauważył Lupin.
Wszyscy raptownie rozdzielili się i zaczęli szukać złoczyńcy, ale po kwadransie poszukiwań spotkali się w tym samym miejscu co się wcześniej rozdzielili.
- I co teraz? - zapytał Harry
- Nie mam pojęcia - odpowiedział smutno Lupin.
- Nie ma co chłopaki! Ciągle nie wiemy co z Gabrielle! Musimy iść do Św. Munga. - powiedziała głośno Tonks.
- Ale, Tonks...
- Nie ma żadnego ale!
- No dobra... - powiedział Harry z lekką irytacją.
- Jest tylko jeden mały problem. - rzekła Ginny.
- Jaki? - spytała Tonks i wszystkie głowy zwróciły się ku Ginny.
- Gdzie mu tu znajdziemy świstoklika?
Tonks bez słowa machnęła różdżką. Na trawie pojawiła się zardzewiała patelnia.
Wszyscy dotknęli jej koniuszkami palców i chwilę później Harry poczuł, że jego nogi odrywają się od ziemi. Kilka sekund później stali przed szpitalem.
- Idziemy. - rzekł Lupin.
Weszli. W środku było przepięknie. Ściany były różowe, a na podłodze leżały ładne, turkusowe dywaniki. Do recepcji stała długa kolejka, więc ustawili się na jej końcu i cierpliwie czekali, kiedy nadejdzie ich kolej. Gdy już stanęli przed recepcją Lupin rzekł:
- My przyprowadziliśmy tu młoda damę i chcemy by ją zbadał lekarz. Gdzie się mamy udać?
- Korytarzem prosto, 5 drzwi na lewo
- Dziękuję
Wszyscy razem ruszyli.
- To tutaj - powiedziała nagle Tonks.
Ginny lekko zapukała do drzwi i uchyliła je. W środku przy białym biurku siedział uzdrowiciel. Zobaczywszy ich zaprosił ich do gabinetu.
- Co państwa do mnie sprowadza?
- Ktoś zaatakował tą młodą damę - zaczął Lupin.
- Kolejny atak mam całe ręce roboty, obejrzę ją, ale nie może tu zostać, ponieważ nie ma już wolnych miejsc.
- Jak to NIE MOŻE?! Ona może mieć ciężkie, wewnętrzne obrażenia! - zaczął krzyczeć Harry.
- Uspokój się - poczuł dłoń Ginny na ramieniu i jej cichy, ciepły głos. Lupin przytaknął uzdrowicielowi i wskazał młodszemu towarzystwu, aby wyszli. Harry zrobił wielkie oczy, ale wyszedł czując, że Ginny mocno ciągnie go za szatę.
- Jak myślisz coś jej jest? - zapytał Harry swoją dziewczynę.
- Mam nadzieję, że nie. Będzie mi nawet trochę szkoda Fleur. Taka rzecz w dniu ślubu.
Ginny posmutniała, a Harry mocno ją przytulił. Wyszedł Lupin.
- Tonks wprowadź Gabrielle.
- Jak będzie trzeba to ona tu zostanie - szepnął do Harry’ego.
Ginny weszła do gabinetu. Wszyscy czekali około dziesięciu minut, kiedy wreszcie wyszedł lekarz i oznajmił.
- Dziewczynce nic nie zagraża, ale chciałbym zrobić dokładniejsze badania i tak jak się umawiałem z panem - tu spojrzał na Remusa - zostanie ona w szpitalu.
- Ale czy jej coś jest? - zapytała Tonks z niepokojem.
- To co zdołałem ustalić po oględzinach to raczej nie, a badania będą tylko rutynowe by wykluczyć czy na pewno nic jej się nie stało.
- Aha... - kiwnęła głową aurorka. Lupin podziękował lekarzowi i wszyscy wyszedłszy ze szpitala, za pomocą świstoklika z powrotem udali się na miejsce wesela.
Muzyka ciągle głośno grała. Inni goście nadal świetnie się bawili - wogóle nie zauważyli ich nieobecności.
Pośród tańczących par, Harry dostrzegł swojego przyjaciela – Rona, który wyglądał jakby był w siódmym niebie i przyjaciel nie dziwił mu się za bardzo, bo rudowłosy tańczył z Fleur. Harry ostrożnie podszedł do nich i rzekł:
- Ron mogę Cię prosić na słówko?
Chłopak zmarkotniał i niechętnie odszedł z Harrym, który opowiedział mu co wydarzyło.
- Tylko nie mów nic Billowi i Fleur, nie psujmy ich święta.
- Nie ma sprawy, stary. Możesz na mnie liczyć. Ale, żeby Mundugus... Nie spodziewałbym się. - powtarzał cicho brat Ginny.
- Ani ja, Ron, ani ja. - powiedział cicho Harry.
Nagle podbiegła do nich Hermiona.
- O jesteś, Harry, musimy porozmawiać, na osobności. Bardzo cię proszę…
Harry przeprosił Rona, który miał dość markotną minę i poszedł za przyjaciółką.
- Co takiego? - zapytał ze zmęczeniem.
- Chodzi o mnie i o Rona.
- Tak?
- Bo... Ron powiedział mi...
- No, wyduś to z siebie!
- Powiedział... powiedział, że już mnie nie kocha. - załkała.
- CO???
Hermiona zamiast odpowiedzieć kichnęła głośno. Spojrzeli na siebie i Harry po przyjacielsku zaczął ją pocieszać.
- Nie martw się. Powinnaś być wdzięczna, że Ron cię nie okłamywał i powiedział ci to.
Hermiona spojrzała na niego oburzona, ale po chwili opanowała się i kiwnęła głową.
- Może i masz rację, ale...to takie trudne...
Harry nie odpowiedział. Dziewczyna też nic nie mówiła, płakała tylko cicho w ramię przyjaciela. Chłopak przerwał ciszę:
- Ministrze! – Krzyknął, gdy zobaczył jak on wychodzi zza krzaków.
Scrimgeour spojrzał najpierw na Harry'ego potem na zapłakana Hermionę i rzekł:
- Och witaj Harry! Nie spodziewałem się Cię tutaj zastać.
- Ja pana też. - odrzekł Harry. - Co pan tu robi?
- Ten mężczyzna uciekł, goniłem go, ale mi jednak uciekł - zaczął zdyszany minister.
Harry poczuł się zdezorientowany.
- Ale o kogo panu chodzi? - zapytał ministra.
- Jak to o kogo? O Mun...
Minister nie dokończył padł na ziemię. Harry szybko do niego podbiegł.
- Zemdlał - powiedział do przestraszonej Hermiony.
- Aguamenti!
Z różdżki trysnęła woda - prosto na twarz Rufusa Scrimgeour'a, który od razu się ocknął.
- Pomóżcie mi wstać - powiedział cicho do Harry’ego i Hermiony.
Chłopak wziął go pod jedno ramię, dziewczyna pod drugie. Minister wstał i oparł się ciężko o pobliskie drzewo.
- Panie Ministrze.... co się stało? - spytał cicho Harry.
- Nie teraz, Harry - odpowiedział - muszę odpocząć.
Chłopak nie protestował. Wyczarował krzesło i pomógł usiąść Scrimgeour'owi.
Widząc, że minister macha ręką, by odeszli, Harry i Hermiona odsunęli się na bok.
- O co mu chodzi? - zaczęła Hermiona - o czym on gada?
Harry opowiedział jej całą historie o Mundungusie i o Gabrielle. Hermiona zareagowała tak samo jak Ron.
- Wiedziałam, że nie jest całkowicie prawym człowiekiem , ale nigdy nie podejrzewałabym go...
- Ja też nie, wierz mi - powiedział bezbarwnym głosem Harry. Miał dość, był zmęczony, a do tego przypomniał sobie, że jutro przychodzi Dumbledore. "Pojutrze następny trudny dzień" przypomniał sobie słowa dyrektora.


--------------------
"Miłość jest jak gruszka. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujcie zdefiniować kształt gruszki"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kedos
post 04.05.2006 21:56
Post #3 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 45
Dołączył: 09.05.2005




Hmmm... Dziwne... Nawiązujesz do fabuły HP6 a jednak bardzo od niej odbiegasz... Poczatek powinien byc bardziej rozwiniety... Z tym RAB wyskoczylas na samym poczatku, a powinnas poczekac... wplesc w tamto miejsce inny watek... i watpie by ron i hermiona tak szybko sie rozeszli... im za bardzo na sobie zalezy... ale co tam to twoj fick... Pozdrawiam


--------------------
Przeczytanie tego zajmie Ci mniej niż 5 sekund życia ;)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tomak
post 04.05.2006 22:04
Post #4 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 12.07.2005
Skąd: Hogwart




Nawet fajne czy są błędy to nie wiem bo nie zwracam na to uwagi.
Moja ocena 9/10

Ten post był edytowany przez Tomak: 07.05.2006 19:40


--------------------
user posted image

S.Z.K.O.Ł.A.- Społeczny Zakład Karno Opiekuńczy Łączący Analfabetów

Kierowanie się logiką przy pracy z komputerem jest nielogiczne
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katarn90
post 06.05.2006 20:25
Post #5 

Czarodziej


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 826
Dołączył: 13.07.2005

Płeć: Mężczyzna



lepiej nie kończ tej opowieśći. Każda taka (tom 6, 7, ileśtam) jest skazana na porażkę.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tomak
post 07.05.2006 19:36
Post #6 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 12.07.2005
Skąd: Hogwart




oj nie chrzań głupot jak ma pomysł niech pisze moze nie dokończy ale sie sprawdzi jest wiele takich ficków co sie nie kończą z róznych powodów ale jak są ciekawe to czyta się z przyjemnością wiele kończy sie na niczym są takie co fabułe mają zajefajna i po pewnym czasie sie koncza pomysly i koniec a sa takie co nawet bez porywajacej fabuły kończa sie wyśmienicie i mogły by czasami nawet konkurowac z orginałem

Braenn pisz dalej ja sobie chetnie poczytam


--------------------
user posted image

S.Z.K.O.Ł.A.- Społeczny Zakład Karno Opiekuńczy Łączący Analfabetów

Kierowanie się logiką przy pracy z komputerem jest nielogiczne
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Braenn
post 09.05.2006 16:56
Post #7 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 5
Dołączył: 04.05.2006




Rozdział 3

Następnego ranka Harry wstał bardzo wcześnie, zszedł na śniadanie. Przy stole siedział już Lupin i Molly. Około godziny 10 przyleciała Hedwiga, upuszczając list zaadresowany szmaragdowym atramentem na podołek Harry'ego. Chłopak szybko otworzył kopertę poznając charakter pisma Dumbledore'a. Zaczął czytać:

Harry, chce ci tylko przypomnieć, że przybędę do Nory o 19.30.
Dumbledore


Ron i Hermiona zaglądali Harry'emu przez ramię, gdy czytał. Dziewczyna westchnęła ciężko. Wiedziała, że życie Harry'ego nie będzie teraz łatwe, ale ciągle się o niego martwiła. Czarnowłosy natomiast włożył z powrotem list do koperty i wsunął do kieszeni jeansów, jak gdyby nigdy nic, mimo, że to, co ma się stać wieczorem niesamowicie go intrygowało.
Po chwili Ron zapytał:
- Harry, nie miałbyś ochoty na mały trening Quiddicha?
Przyjaciel nie odpowiedział. Dlaczego Ron nie zaproponował treningu Hermionie" myślał. Hermiona przecież nie lubi Quiddicha" odpowiedział sobie sam w tej samej sekundzie. Kiwnął głową i powoli podniósł się z krzesła. Pobiegł na górę po Błyskawicę, a kiedy wychodził, w drzwiach zderzył się z Ronem, który wepchnął go do środka i zamknął drzwi.
-Co jest grane?
-Tak, naprawdę chciałem pogadać.
Harry usiadł zrezygnowany na spróchniałym krześle.
- O co chodzi, Ron?
- Widzisz... Ja i Hermiona...
- Wiem - przerwał mu Harry - Mam jedno pytanie. Dlaczego?
Ron nie odpowiadał.
- No to wal śmiało co się stało. Wiesz, że możesz na mnie polegać. - odezwał się Harry.
- Ale nie będziesz się śmiał?
- Nie.
- Na pewno?
- Tak - odpowiedział lekko zirytowany Harry
- No bo widzisz chodzi o to, że ja ją nadal bardzo mocno kocham i wogóle, ale jednak nie jest to, to samo co wcześniej.
- Dlaczego? - zapytał Harry szczerze zdziwiony.
- Rozumiesz... Ona ciągle wspomina o Krumie, co jest bardzo bolesne i często wypomina mi też to, co robiłem z Lavender, a to jest naprawdę ciężkie do zniesienia. Naprawdę próbuję, ale coraz gorzej mi to wychodzi.
- To porozmawiaj z nią - odpowiedział szczerze Harry
- A ty myślisz, że nie próbowałem?
Harry poczuł się lekko zakłopotany.
- Ale, Ron... Chyba trochę przesadzasz. Wczoraj Hermiona powiedziała mi, że już z nią nie chodzisz. Podobno powiedziałeś Hermionie, że jej już nie kochasz.
Weasley prychnął.
- Tylko, że kiedy to mówiła prawie cały czas płakała - skończył Harry.
Ronowi zrobiło się bardzo przykro.
- Spróbuję z nią jeszcze raz porozmawiać. Jeśli to przyniesie jakikolwiek efekt to dam jej jeszcze jedną szansę.
- Dobry pomysł - odrzekł Harry.
Po skończonej rozmowie wyszli, w końcu, pograć w Quidditcha.
Po drodze wyciągnęli z pokoju Ginny oraz Freda i Georgea, którzy zostali w domu na kilka dni. Wszyscy razem doszli na łąkę - Fred i ja wybieramy - powiedział George. W drużynie Freda był Harry, a u George’a Ginny i Ron. Grali do późnego wieczora póki nie nastał zmierzch i pani Weasley nie zawołała ich na kolację.
Po kolacji Harry szturchnął Rona w bok, a gdy ten spojrzał na niego, Harry wyszeptał: "Pogadaj z nią. TERAZ". Ron już otwierał usta, ale Harry już odwrócił głowę i podszedł do Ginny obejmując ją od tyłu, gdy ta sprzątała talerze. Ron nie miał wyjścia. Podszedł ostrożnie do swojej byłej dziewczyny i rzekł:
- Hermiono, musimy porozmawiać.
Hermiona spojrzała na niego bez słowa i skinieniem głowy dała mu do zrozumienia by poszli do jej pokoju. W pokoju panował ład i porządek. Usiedli na łóżku obok siebie i Ron zaczął:
- Hermiono musimy porozmawiać.
Hermiona spojrzała na niego bez słowa i skinieniem głowy dała mu do zrozumienia by poszli do jej pokoju. W pokoju panował ład i porządek. Usiedli na łóżku obok siebie, ale nie za blisko, i Ron zaczął:
- Przemyślałem to wszystko jeszcze raz...i...stwierdziłem, że najlepiej jeśli szczerze porozmawiamy. Proszę, nie bądź na mnie zła, za to co teraz powiem - tu wziął głęboki wdech - chodzi mi o to, że czuję się jakbym był dla ciebie tylko jakimś dodatkiem, bo ciągle nawijasz o Krumie.
Hermiona wstała z łóżka i zaczęła:
- Ja nawijam o Krumie? - starała się, by jej głos był spokojny - Ron, jesteś aż tak głupi?! Chciałam tylko, żebyś się poczuł jak ja, gdy w co drugim zdaniu jest "Fleur, Lavender" i inne żeńskie imiona!
Ron spuścił głowę. Widać było, że jest mu bardzo przykro. Hermiona widocznie to zauważyła, bo rzekła:
- Ron ja cię bardzo mocno kocham i jestem pewna, że ty do mnie czujesz to samo, więc mam prośbę. Spróbujmy jeszcze raz.
Ron podniósł głowę. Widać było wyraźnie, że się uśmiecha. Podszedł do niej i mocno ją przytulił, poczym powolutku zaczął całować ją w usta. Nie wiedzieli, że przez dziurkę od kluczka obserwują ich Harry i Ginny. Ginny nie powstrzymała się od cichutkiego chichotu. Harry po chwili zaczął się przepychać z nią o miejsce do dziurki od klucza.
- Ja chcę zobaczyć - upierała się Ginny.
- Ty już widziałaś, teraz ja - odburknął Harry.
Nie mogąc rozstrzygnąć sporu stanęli obok siebie i zaczęli razem oglądać.
Gdy nagle otworzyły się drzwi i w takiej pozie zobaczyli ich Hermiona i Ron.
- Cześć, Harry! Cześć, Ginny! - powitała ich rozbawiona Hermiona.
Harry i Ginny od razu stanęli prosto i powitali ją promiennymi uśmiechami. Po chwili wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem. Wszyscy - oprócz Rona, który bujał w obłokach i myślał, że to z niego się śmieją. Harry uderzył po chwili Rona w bok i ten też zaczął się śmiać, choć nie tak donośnym głosem jak inni. Po chwili uspokoili się, ale rudowłosy, choć wcześniej był bardzo wesoły, stał teraz z naburmuszoną miną. Hermiona zrozumiała, że Ron "śmiał się dla towarzystwa", i że nie wie co wywołało tyle radości. Dziewczyna zaczęła, więc cierpliwie tłumaczyć, bo chłopak ciągle nie dawał wiary, zapewnieniom, że nie z niego się śmiali. Kiedy Hermiona zakończyła swój wywód Ron od razu zapewnił wszystkich, że od początku wiedział co jest grane.
- Tak, tak. - powiedział Harry pół żartem pół serio.
- Ależ, tak. - próbował go przekonać Ron.
- Dobra dajmy temu spokój. - rzekła Ginny. - To co teraz porobimy?
- Hmmm... niech o to pomartwią się oni – Harry kiwnął na Rona i Hermionę - ja na razie mam ochotę tylko na... - nachylił się i wyszeptał wprost do ucha Ginny - ciebie. Ginny zaśmiała się cicho i udali się sami do jej pokoju. Położyła się na łóżku, a Harry na niej i zaczęli się namiętnie całować. Harry już rozpinał jej guziki od bluzki, gdy do pokoju weszła pani Weasley. Harry jej nie zauważył i kontynuował swoją działalność (tj. namiętne pocałunki na szyi ognistowłosej i równoczesne rozpinanie jej bluzki), kiedy Ginny go odepchnęła. Czarnowłosy spojrzał na nią z wyrzutem, poczym odwrócił się w stronę drzwi, gdzie stała pani domu.
- Przepraszam, że wam przeszkadzam ale profesor Dumbledore przyszedł - powiedziała pani Weasley. Harry spłonął rumieńcem i szybko zaczął się tłumaczyć:
- Pani Weasley, ja...
- Ależ, nie przejmuj się, Harry. Ja też kiedyś byłam młoda. - odpowiedziała mama Rona i mrugnęła do niego figlarnie. Harry uśmiechnął się nieco speszony i tylko nachylił się do Ginny mówiąc "dokończymy innym razem" i zaczął zbiegać po schodach ubierając po drodze t-shirt i zapinając pasek od spodni, który trzy minuty temu rozpinała mu Ginny. Profesor Dumbledore siedział przy stole, a gdy Harry wyjrzał za okno okazało się, że jest już szarawo. Dyrektor uśmiechnął się pod nosem widząc Harry'ego rozczochranego o wiele bardziej niż zwykle z małą czerwoną plamką w okolicach tętnicy szyjnej, która to plamka była jedną z pamiątek po pocałunku Ginny, o czym Harry, rzecz jasna, nie wiedział.
- Dobry wieczór - powiedział Harry.
- Witaj, musimy już iść. Dobranoc Molly, Harry’ego odstawię rano. - dyrektor ukłonił się Molly, poczym kiwnął na Harry'ego i wyszli na dwór.
-Profesorze dokąd idziemy?
- Spokojnie, Harry, spokojnie. Najpierw ja chciałbym się ciebie o coś zapytać. Pamiętasz, zapewne jak prosiłem cię, abyś informował mnie o dziwnych sytuacjach, które, ewentualnie, by się zdarzyły.
- Pamiętam. Była taka jedna... na ślubie Fleur.
- Co to dokładnie było, Harry?
Harry opowiedział Dumbledore'owi o wydarzeniach na ślubie.
- Powinniśmy to przewidzieć. Nigdy bym go o to nie posądził.- powiedział ponuro Dumbledore. - Musimy już iść. Złap mnie za ramię, poprowadzę cię. Harry poczuł jak nogi odrywają mu się od ziemi i nagle zobaczył, że stoi na jakimś polu.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał.
- Rozejrzyj się dokładnie, a może rozpoznasz to miejsce - odpowiedział Dumbledore - Już tu kiedyś byłeś.
Harry rozejrzał się, lecz nie mógł sobie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek tu był.
Harry nie odzywał się tylko pokiwał przecząco głową.
Dumbledore milczał. Nagle wypowiedział jakieś zaklęcie. Niebo zasnuły ciemne chmury, a wokół dyrektora i chłopca pojawiły się ponure mogiły. Harry i Dumbledore stali na cmentarzu. Harry za bardzo nie cieszył się, że tu przyszedł.
- Panie profesorze... Co my tu robimy? - zapytał cicho chłopak
- Zaraz ci wszystko powiem, cierpliwości, Harry.
Chłopak rozglądał się powoli po cmentarzysku. To tutaj, trzy lata temu umarł Cedric Diggory. To tutaj, odrodził się Czarny Pan. To tutaj, Harry prawie zginął w walce z Lordem Voldemortem. Jego ciało mimowolnie przebiegły dreszcze. Zza mogił ujrzał pozostałości pomnika, przy którym zmarł Cedric. Poczuł dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Pamiętał, aż za dokładnie wydarzenia tamtego dnia i nie zamierzał do nich wracać. Popatrzył chwilę na Dumbledore'a, który właśnie uważnie rozglądał się po cmentarzu. Wreszcie dyrektor spojrzał na Harry'ego i rzekł:
- Wiem, że nie chciałeś tu wracać, Harry. Uznałem jednak, że musimy tu przyjść, jeśli chcemy zdobyć więcej informacji na temat horkruksów. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe...
- Nie - przerwał Harry.
- To dobrze.
- W jaki sposób zamierza pan znaleźć tutaj informacje dotyczące horkruksów? - zapytał Harry bardzo ciekawy.
- Nie ja, Harry. My.
Dumbledore nie powiedział nic więcej tylko podszedł do grobu Toma Riddle’a Seniora.
Dumbledore machnął różdżką, pojawiły się dwie łopaty i zaczęły kopać. Po chwili, na rozkopanej ziemi ukazały się dwie dość duże, białe kości.
- No to chyba mamy rozwiązanie zagadki. - rzekł uśmiechając się tajemniczo Dumbledore.
- Ale jakiej? - spytał Harry.
- Wydaje mi się, że jedna z tych kości jest horkruksem.
- Horkruksem? - powtórzył Harry głosem wyrażającym niepewność.
- Tak.
- A która jest horkruksem? - zapytał Harry.
- Do tego musisz dojść sam.
- Ale ja nie umiem. - rzekł zgodnie z prawdą Harry.
- Umiesz, ale nie chce ci się pomyśleć. Wytęż, mózg chłopie, a ja sobie poczekam aż wymyślisz –Dumbledore usiadł pod wierzbą ciągle uśmiechając się do Harry’ego.
- A pan wie?
- Oczywiście.
Harry kucnął przy kościach i zaczął im się przyglądać oświetlając różdżką. Po chwili jednak wpadł na pewien pomysł:
-Te kości wyglądają mi na kości z rąk, jedna z nich jest z prawej ręki a druga z lewej.
- Dobrze? - zapytał dyrektora.
- Tak.
- W której ręce Voldemort trzyma różdżkę?
- W prawej.
- A więc horkruksem jest kość z lewej ręki, bo Voldemort myślał, że wszyscy będą sądzić, że w prawej, ale on na pewno zrobił inaczej.
- Wyśmienicie Harry - wstał uradowany Dumbledore i podszedł do Harry'ego.
- Mam zniszczyć tą kość? - zapytał.
- Nie jeszcze nie. Najpierw wypadałoby wybadać czy jest chroniona jakimiś zaklęciami czy w jakiś inny sposób.
- Ale jak to sprawdzić?
- Jest na to prosty sposób.
- Jaki?
- Skoro z kością ci się udało, to z tym też nie powinieneś mieć problemu.
Harry zaczął się pieczołowicie zastanawiać.
- Może należy najpierw sprawdzić tą drugą kość? - zapytał.
- Nie, nie możemy zniszczyć dwóch kości. - odpowiedział jak zawsze spokojnie Dumbledore.
- Dlaczego?
- Myślę, że pamiętasz naszą wyprawę po medalion, Harry.
Harry pokiwał w zamyśleniu głową.
- Nic mi nie przychodzi do głowy. –oświadczył smutno.
- A z czym kojarzy Ci się Voldemort? - zapytał Dumbledore
- Z zabójcą.
- No właśnie. Czyli, aby się przekonać czy ta kość jest czymś chroniona musisz coś zabić np. pająka. Jeżeli jest chronione zaklęciami to kość zabłyśnie zielonym światłem, a jak to prawdopodobnie nie to nic się nie stanie.
Harry zaczął szukać pająka. Po chwili znalazł dużego krzyżaka i rozdeptał go butem.
Kość zabłysła czerwonym światłem.
- Co to oznacza? - zapytał zdziwiony Harry.
Dumbledore wyglądał na bardzo wystraszonego. Bez słowa machną różdżką kości z powrotem wleciały do dołu, a łopaty go zakopały.
- Harry musimy iść - powiedział - wszystko opowiem ci po drodze – dodał szybko, gdy zobaczył zdziwioną twarz Harry’ego.
Harry ponownie chwycił ramię Dumbledore'a i teleportowali się obok Nory. Drzwi otworzyła im pani Weasley.
- Molly, przepraszam, ale muszę na osobności porozmawiać z Harrym. - rzekł Dumbledore.
- Pójdźcie do pokoju Rona. Postaram się by nikt wam nie przeszkadzał. - odpowiedziała pani Weasley. Kiedy Harry wprowadził dyrektora do pokoju, siedział w nim Ron z Hermioną. Obydwoje poderwali się, widząc Dumbledore'a, a ten przywitał ich serdecznie.
- Przepraszam was moi drodzy, ale potrzebuję w ciszy porozmawiać z Harrym. Możecie nas zostawić na chwilę?
Ron i Hermiona wyszli, a wtedy dyrektor zaczął:
- Czerwony rozbłysk kości oznaczał, że Voldemort zabrał tego horkruksa.
Harry, zaskoczony informacją krzyknął "Nie wierzę!". Dumbledore spuścił wzrok, po czym po chwili wstał i powiedział:
- Niestety, będziemy musieli poszukać innego horkruksa.
- Ale co zrobimy z tym horkruksem, którego Voldemort zabrał? Zostawimy go w spokoju czy zaczniemy go gdzieś indziej szukać? - zapytał Harry.
Dumbledore wyglądał jakby się nad czymś pieczołowicie zastanawiał, po czym spojrzał na Harry'ego i rzekł:
- Poszukasz go sam, Harry. Jestem pewny, że temu podołasz. Ja nie jestem w stanie... tylko ty możesz to zrobić. Harry patrzył na dyrektora w milczeniu. Po raz pierwszy Dumbledore powierzył mu tak ważną misję do wykonania. Harry'ego zastanawiała jedna rzecz.
- Panie profesorze... Dlaczego tylko ja mogę znaleźć i zniszczyć horkruksa?
- Otóż Harry... jak wiesz dobrze, nie jestem już tak wielkim czarodziejem, za jakiego kiedyś mnie uważano. Ty natomiast codziennie zyskujesz na sile i mocy, ale także, a raczej przede wszystkim zyskujesz wiedzę. Ale nie to jest głównym powodem...
Dumbledore zamilkł. Harry go nie pospieszał.
- Ale nie jest głównym powodem. – powtórzył - Widzisz, Harry, jest coś ważnego, czego nigdy Tobie nie powiedziałem, a teraz tego bardzo żałuję.
Dumbledore znowu zamilkł szukając właściwych słów. Tym razem Harry nie wytrzymał.
- Przecież, obiecał Pan mówić mi o wszystkim... - powiedział lekko podniesionym głosem chłopak.
- Wiem, Harry. Obiecałem. Mówiłem, ale... zatajając pewne szczegóły, które wydawały mi się nie istotne. Myliłem się. Teraz bardzo cię proszę nie przerywaj mi, kiedy będę mówić, bo wcale nie będzie mi łatwo.
Harry kiwnął głową i spojrzał prosto w oczy Dumbledore'a.
- Chodzi o to, Harry, że Ty... - zaczął Dumbledore. Harry czekał w coraz większym napięciu. Jednak wciąż patrzył w przejmująco niebieskie oczy dyrektora - Harry, powiedziałem ci o przepowiedni i myślałem, że w niej jest zawarte wszystko, co musisz wiedzieć. Jest jednak jeszcze jedna rzecz... profesor Trelawney powiedziała wtedy jeszcze jedną rzecz.
Harry pierwszy raz widział Dumbledore'a tak... zasmuconego. Pierwszy raz dyrektor tyle razy przerywał swoją wypowiedź. Pierwszy raz Harry widział Dumbledore'a w takim stanie.
- Panie profesorze...wszystko w porządku?
Dumbledore podniósł rękę dając znak, żeby Harry milczał.
- Tak, tak... profesor Trelawney powiedziała mi wtedy jeszcze, że będziesz musiał...w jakiś sposób przejąć charakter Voldemorta. W ostatecznym pojedynku, będziesz musiał wyrzec się uczuć, dać ponieść się agresji i nienawiści. A gdy po raz pierwszy poczujesz w sobie tą "siłę", możesz nie chcieć się jej wyrzec. Chodzi o to, że jeśli zabijesz Voldemorta, to możesz potem stać się jego wierną kopią. Jeśli nie będziesz umiał pozbyć się tej mocy staniesz się nie mniejszym zagrożeniem, niż znany nam obecnie czarnoksiężnik. - Dumbledore urwał.
- Dopiero niedawno doszedłem do tej tajnej wiadomości, bo nie była ona powiedziana wprost. Uważałem to za mało istotne, bo nie do końca to rozumiałem. Uważam, że musisz zacząć ćwiczyć. Horkruksy są z jednej strony takimi źródłami nienawiści. Dlatego nie mogę ci towarzyszyć, Harry. Musisz oswoić się z tymi negatywnymi uczuciami.
- Profesorze... a jeśli mi się nie uda? Jeśli... stanę się nim? - spytał Harry cicho.
To co powiedział Dumbledore było dla niego dużym ciężarem.
Tak samo jak kiedyś ciężarem, była dla niego świadomość o konieczności ostatecznego pojedynku z Voldemortem. Teraz przyzwyczaił się już do tej myśli.
- Panie profesorze... Jeśli nie zdołam... to czy Pan... - Harry mówił wolno, z trudem - Jeśli nie zdołam tego zrobić... jeśli stanę się taki jak on... czy... Pan mnie... co wtedy pan zrobi?
Dumbledore popatrzył na chłopca przenikliwie.
- Przecież znasz odpowiedź.
Harry milczał. Nie chciał dopuścić do siebie tej myśli.
- Jeśli stanę się chociaż trochę podobny do Voldemorta zabije mnie pan. - rzekł głośno Harry- Ja nie stwierdzam faktu, panie profesorze.
- Tak, Harry. Dlatego proszę cię, wygraj z samym sobą i walcz o zachowanie siebie samego. Zabić cię, nawet jeśli będzie w tobie Voldemort, jest dla mnie najtrudniejszą rzeczą na świecie.
Harry już się nie odezwał. Zapadła cisza. Harry czuł w sobie równocześnie smutek i gniew. Nagle do pokoju ktoś gwałtownie zapukał.
- Proszę - odpowiedział Dumbledore.
Drzwi otworzyły się powoli. Po chwili pokazała się rudowłosa głowa Rona.
- P-przepraszam - powiedział nieśmiało widząc niewyraźną minę Harry'ego - ale chciałem coś wziąć.... mogę?
- Oczywiście - odparł Dumbledore - my z Harrym właściwie skończyliśmy. Muszę iść, Harry, jeżeli nie masz już żadnych pytań. Zjawię się tutaj jutro ok. 19.00. Musisz zacząć ćwiczyć.
- Oczywiście. Dobranoc. - powiedział Harry, a Dumbledore wstał i uśmiechnął się serdecznie do Rona, który wywalał całą zawartość szuflady na swoje łóżko. Harry patrzył tępo w ścianę i rozmyślał. Dopiero po chwili zoriętował się, że Ron coś do niego mówił.
- Co mówiłeś?
- Och, Harry! - Ron wywrócił oczami i przestał gmerać w swoich szpargałach. - Po pierwsze: Pytałem czy wszystko w porządku, bo jesteś okropnie blady. Po drugie: Co mówił Dumbledore? Jeśli oczywiście mogę wiedzieć... Po trzecie: nie widziałeś gdzieś mojego gryzącego frisbi?
- Na które pytanie mam najpierw odpowiedzieć - zadrwił Harry.
Ron popatrzył na niego. W jego spojrzeniu był... smutek. Harry od razu zorientował się, że coś się stało.
- Sorry, Ron. Zanim ja odpowiem na twoje pytania, ty odpowiedz na jedno moje: co się stało? I chodzi tu o ciebie, bo widzę, że coś nie gra!
- O czym ty mówisz, stary? -spytał się niewinnie Ron.
Nie zmylił Harry'ego. Zdradziło go dziwne drżenie rąk.
- Dobrze wiesz o czym mówię i nie próbuj się wykręcać. - uśmiechnął się lekko Harry.
- Ech... no... bo... ja słyszałem przez przypadek urywki tej rozmowy. Przepraszam, naprawdę nie chciałem...ale... to okropne, Harry. - Ron spuścił wzrok. Nie chciał nigdy stracić swojego przyjaciela. - Co zrobisz?
Harry nie odpowiadał długą chwilę. Wcale nie był zły na Rona. Musiał po prostu zastanowić się nad odpowiedzią.
- To chyba jasne. Będę ćwiczył i dam z siebie wszystko, by Dumbledore nie musiał mnie zabić. Jednak jeśli stanie się najgorsze, wtedy, dopilnuj, proszę, żeby profesor Dumbledore mnie zabił. Obiecaj mi to, Ron.
Ron zbladł momentalnie i wytrzeszczył oczy na przyjaciela.
- Harry...ja...- głos rudowłosego chłopaka drżał - jak wcześniej ręce. - Stary, ja nie ... nie będę umiał! - Ron nie był w stanie pojąć, jak mógłby zrobić coś takiego.
- A gdybym zabił całą twoją rodzinę, Dumbledore'a i kilku innych ludzi?! Też byś mnie nie zabił?! Chciałbym żebyś do tego doprowadził, zanim komukolwiek stanie się krzywda! Z mojej winy! - Harry też był cały roztrzęsiony. Nie potrafił dopuścić do siebie tej myśli, że może stać się mordercą... Harry widział, że Ron bije się z myślami.
- Harry... ale, jeśli... zabiłbyś kilka osób... to nawet jeśli...może byłbyś zdolny... może dałbyś radę wyrzec się tego... po pewnym czasie...
- Nie, Ron. Jeśli nie pokonam tego na początku nie uda mi się przezwyciężyć tego później. - przerwał kruczowłosy chłopak. Ron nie odzywał się przez dłuższą chwilę.
- Obiecasz? - spytał w końcu Harry.
- Jeśli zdołam... - spojrzał Harry'emu w oczy - jeśli zdołam to... tak. Ale nie wiem, naprawdę...nie wiem... - skończył szeptem, właściwie mówiąc do siebie, a nie do Harry'ego. Po chwili do pokoju zapukały Hermiona i Ginny.
- Harry? Co się stało? - spytała Hermiona widząc smutną i zdeterminowaną minę Harry'ego i Rona chowającego twarz w dłoniach. Nie płakał, ale czuł, że jest tego naprawdę bliski.
Ron nie odpowiedział - wiedział, że Harry nie chciałby smucić Hermiony i Ginny. Żaden z chłopców się nie odezwał. Dziewczyny zrozumiały, że na razie nie powinny pytać. Po chwili Harry wstał gwałtownie i przez okno dachowe spojrzał na gwieździste niebo. Musiało być już naprawdę późno, bo w lecie jasno jest nawet do 22.
-Przepraszam, ale jestem zmęczony. Pogadamy jutro, dobrze? - spytał Harry siląc się na uśmiech. Dziewczyny pokiwały głowami, a czarnowłosy cmoknął Ginny na dobranoc. Wcale nie był śpiący, ale chciał teraz być sam, milczeć, nie rozmawiać z nikim. Hermiona i Ginny wyszły, cicho zamykając za sobą drzwi. Harry przebrał się szybko w piżamę i otworzył okno na oścież. Do pokoju wdarł się powiew ciepłego wiatru. Ron również już przebrany siedział na łóżku z podkurczonymi nogami. Harry stał z rękami w kieszeniach i patrzył dalej w niebo czując na twarzy letnie powietrze. Tymczasem za ścianą Hermiona rozmawiała z Ginny:
- Co im się stało?
- Nie, wiem, ale byli tacy...nie swoi. - powiedziała cicho Ginny podchodząc do okna i otwierając je na oścież.
- Martwię się o nich, Hermiono. - dodała smutno.
- Ja też, Ginny. Jutro z nimi porozmawiamy. Dziś, jak widać, chyba nie mają nastroju. Każdy przecież czasem potrzebuje być sam. Martwię się o jedno... właściwie to nie mogła być sprawa dotycząca Rona i Harry'ego. To było chwilę po tym, jak wyszedł Dumbledore... a jeśli to, co mówił Dumbledore tak ich zmartwiło... to znaczy, że dotyczy Harry'ego. I nie jest błahostką, skoro nawet on się tym przejął... Och, Ginny... tak się martwię.
- Ja też - odpowiedziała Ginny i położyła się na łóżko. Popatrzyła w okno i zobaczyła sowę lecącą w ich stronę. Dziewczyna wstała szybko i podbiegła do okna. Mała płomykówka usiadła na jej ramieniu i zaczęła dziobać natarczywie. Ginny odwiązała pośpiesznie list, a sowa odleciała w mrok nocy. Dziewczyna otworzyła kopertę i zaczęła czytać na głos:

Szanowna Pani!
Gabrielle Delacour jest już całkowicie zdrowa. Prosimy o jej odbiór jutro do godziny 17.00.
Z poważaniem,
Uzdrowiciel Regis Emiel


- Dlaczego napisali o tym do mnie, a nie do Tonks czy Lupina, albo chociaż Harry'ego? - spytała się cicho.
- Nie wiem. Może znają tylko twój adres? - powiedziała Hermiona rozczesując włosy. - Trzeba dać znać Lupinowi. Wyślę mu sowę. - Hermiona wzięła kawałek papieru, pióro i zaczęła pisać. Ginny przykryła się kocem i zaczęła rozmyślać. Zasnęła myśląc o Harrym.






--------------------
"Miłość jest jak gruszka. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujcie zdefiniować kształt gruszki"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Braenn
post 09.05.2006 17:00
Post #8 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 5
Dołączył: 04.05.2006




Rozdział 4

Harry i Ron nie mogli w ogóle spać. Harry nawet nie próbował, wiedział, że i tak nie zaśnie. Sen zmorzył go dopiero o piątej rano, gdy słońce zaczęło powoli wschodzić. Obudził się o dziesiątej. Ubrał się błyskawicznie i zszedł na dół, gdzie przy stole siedzieli Ron, Hermiona i Ginny. Dziewczyny były białe jak płótno i patrzyły na Rona z przerażeniem.
Harry nie słyszał o czym Ron opowiada, ale domyślał się. Poczuł wzbierający w nim gniew. Podniósł głowę, wziął kubek i postawiwszy go z hałasem na szafkę, nalał sobie herbaty.
Usiadł przy stole nie odzywając się. Ron zamilkł momentalnie, a Ginny i Hermiona patrzyły na Harry'ego bez słowa. Czarnowłosy nałożył sobie trochę jajecznicy na talerz i zaczął jeść. Nie odzywał się. Ron usiadł koło niego i powiedział szeptem:
- Harry, ja nie mówiłem im o naszej wczorajszej rozmowie.
- Tak, a więc o czym? - zadrwił Harry.
- Widzisz, mama dopiero dzisiaj mi to powiedziała. - powiedział szeptem Ron - Tato jej powiedział że w ministerstwie był wypadek.
Harry zakrztusił się jajecznicą. Ron poklepał go po plecach.
- Jaki wypadek?! Co się stało?! - zapytał podnosząc głos.
- Ciiicho! Ktoś dostał się do tego gabinetu z przepowiedniami. Strącił parę półek, jak się okazało z przepowiedniami dotyczącymi wielkich magików i aurorów. Złapali go. Był pod działaniem Imperiusa.
- Kto? - spytał krótko i rzeczowo Harry.
- A jak myślisz? Mundugnus! Pogrzebali mu w pamięci i okazało się, że Snape go złapał. Rzucił na niego zaklęcie Imperius. Mung był pod jego działaniem już wtedy, gdy kradł rzeczy z domu Syriusza.
- Snape! - splunął Harry - Wiedziałem!
- Nie krzycz, Harry - powiedziała spokojnie Hermiona.
- Przepraszam. - Harry ściszył głos. To było za dużo. Snape rzucający klątwę na Mundungusa, wiadomość od Dumbledore'a...
- Harry ktoś do ciebie przyszedł - powiedziała pani Weasley wchodząc do kuchni. Harry wstał, podszedł do drzwi i zobaczył Tonks.
- Cześć, Tonks - powiedział bez entuzjazmu. Liczył na kogoś innego.
- Witaj Harry. Wiesz już pewnie o włamaniu. Profesor Dumbledore kazał mi przekazać, że zjawi się godzinę wcześniej. Macie więcej roboty.
- Czemu nie wysłał mi sowy?
- Wiadomości nie dochodzą. W jednym lesie znaleziono całą masę martwych ptaków. Chyba ktoś nie chce, żeby ludzie się kontaktowali... - mruknęła różowo-włosa. Harry westchnął. Ciszę przerwała pani Weasley:
- Moja droga, może zjesz śniadanie?
- Nie, dzięki Molly, naprawdę, ale jestem na służbie. To znaczy, mam jeszcze coś do załatwienia. Trzymajcie się.
Różowo-włosa wesoło pomachała ręką. Już kierowała się w kierunku drzwi, kiedy Harry zagadnął:
- Tonks, czy wiesz może, przypadkiem co robi profesor Lupin?
Dziewczyna odwróciła się wolno.
- Nie mam pojęcia, Harry. - odpowiedziała.
Harry wiedział, że to nie była szczera odpowiedź, ale nie nalegał. Tonks odeszła, a on wziął tost ze stołu i zaczął wychodzić na górę. Wyszedł na piętro i oparł się o ścianę. Po chwili, tak jak myślał wyszli Hermiona, Ron i Ginny.
- Harry, możemy pogadać? - zapytała Hermiona. Harry wyczuł, że chciałaby się dowiedzieć coś o zamiarach Dumbledore'a. Stwierdził, że i tak kiedyś będą musiały się dowiedzieć. Pokiwał głową i gestem pokazał też Ginny, żeby weszła do pokoju chłopaków.
Harry przepuścił przodem dziewczyny i Rona, a potem sam wszedł zamykając dębowe drzwi. Wyjął różdżkę i wymruczał jakieś zaklęcie.
- Harry! - powiedziała z wyrzutem Hermiona - Dlaczego nie możemy porozmawiać bez tych zaklęć Księcia?
- Zaraz się dowiesz dlaczego, Hermiono - powiedział ostro Harry, a w jego głosie brzmiała, wręcz wrogość.
Dziewczyna umilkła momentalnie.
Harry usiadł ciężko na łóżku i ukrył twarz w dłoniach - jak wczoraj Ron.
- Przepraszam. - powiedział i opuścił ręce. - Chodzi o to, że ostatniego horkruksa ma Voldemort. A odebrać go i równocześnie zabić Voldemorta mogę tylko ja. Bo do przepowiedni Trelawney powiedziała jeszcze jedną rzecz... mogę go pokonać tylko wyzwalając się swoich uczuć. Muszę przejąć jego uczucia i emocje. Czyli przez okres tej jednej walki muszę nienawidzić i chcieć go zamordować, tak naprawdę. Właściwie, myślę, że chodzi o to, że nie mogę czuć żadnych pozytywnych emocji. I potem mogę taki zostać... - przerwał na chwilę.
- Potem mogę taki zostać - podjął - i stać się drugim Voldemortem. Jego wierną kopią... Ron powiedział, że nie wie, czy da radę... chodzi o to, że jeśli nie będę potrafił stać się znów sobą... chcę mieć pewność, że ja zginę zanim ktokolwiek z mojej winy umrze.
Nie chciał już więcej mówić. Nie chciał znów zagłębiać się w ten temat, nie dać się tym myślom. Musi mu się udać. Dopiero po chwili zauważył, że Ginny płacze.
- Ginny... muszę was o to prosić! - powiedział stanowczo kładąc swoje ręce na jej dłoniach.
Rudowłosa dziewczyna powoli podniosła głowę i spojrzała prosto w oczy Harry'ego.
- Harry... Czy ty naprawdę myślisz, że mogłabym...że zdołałabym... cię zabić?
- Nie wiem Ginny, ale to naprawdę ważne! Musicie tego dopilnować! - Harry też był załamany. Czuł, że teraz naprawdę zaczyna bać się tego pojedynku. Bać się nieznajomego - śmierci. Jednak musiał być dzielny. Jeżeli ma umrzeć, to te dni, które mu zostały musi przeżyć naprawdę żyjąc. Kochając.
- Zrobimy co w naszej mocy - przyrzekła Hermiona, nieco drżącym głosem.
- Dziękuje, Hermiono - powiedział cicho Harry, objął ją na chwilę i popatrzył ciepło w oczy.
Harry był jej niewymownie wdzięczny. Po chwili ktoś zaczął się gwałtownie dobijać do pokoju.
- Roooooon! Haaaaarry! Otwórzcie!!!!!!!!! - dał się słyszeć roześmiany głos George'a.
Harry wstał z łóżka, ale nie zdążył zrobić kroku, bo dobijający się chłopak już wpadł do pokoju. Zatrzymał się nagle widząc bladą twarz Hermiony, zapłakaną Ginny.
- Eee... coś się stało? - spytał zdezorientowany Fred.
- Yyy... - zaczął Ron.
- Bo...
- Zdechł Krzywołap. Ginny go uwielbiała. - próbował ratować sytuację Harry.
Hermiona popatrzyła na niego z wyrzutem. George stojący tuż za Fredem popatrzył na Harry'ego podejrzliwie, ale nic nie powiedział.
- O co chodzi, chłopaki? Mieliście chyba do nas jakąś sprawę...
- Co? Aaaa.... właściwie to tak. Widzisz, mamy pewne informacje, z poufnych źródeł oczywiście... Dowiedzieliśmy się, że to nie Snape rzucił klątwę Imperius na Mundungusa!
- A kto? - spytał Harry.
- Dokładnie nie wiem. Prawdopodobnie Malfoy. Draco. - powiedział George cicho.
- CO?
- Wiedziałem! Cholera, wiedziałem. - zaklinał jak zwykle Ron.
- Nie ekscytuj się tak Ron - uśmiechnęła się najspokojniej w świecie Hermiona.
- Dobra, my nie mamy dużo czasu... musimy lecieć... wiecie - firma - Fred mrugnął do Harry'ego - ale czy wszystko na pewno w porządku? Tak się składa, że widzieliśmy Krzywołapa na schodach, kiedy tu szliśmy. Nie wyglądał na trupa.
- Wszystko w porządku - odpowiedział z przekonaniem Harry.
- Interesy wzywają. Żegnajcie - ukłonili się głęboko. Rozległ się odgłos świadczący o teleportacji i bliźniacy zniknęli. Harry westchnął i klapnął na łóżko.
- Co robimy? - spytał patrząc w sufit. Za wszelką cenę chciał aby ten dzień minął jak każdy inny. Normalnie.
Nikt nie zdążył odpowiedzieć, bo tym razem do pokoju wpadła Pani Weasley. Miała potargane włosy i brudną twarz. Harry szybko wstał i zapytał z wyraźnym strachem:
- Pani Weasley, co się stało?
- Ach! To nic! Na dole wybuchnął piecyk. Cała kuchnia była w sadzy! Jeszcze nie zdążyłam się domyć, chciałam was prosić o pomoc!
Harry odetchnął z ulgą.
- Dobrze, Pani Weasley już idziemy. A co konkretnie mamy robić?
- Posprzątać i naprawić piecyk. Jak nie dacie sobie rady to poproszę wieczorem Artura...
- Nie trzeba. Sami sobie poradzimy. - powiedział szybko Harry.
Mama Rona uśmiechnęła się do niego ciepło i wyszła z pokoju. Sprzątali próbując rozmawiać. Pod koniec porządków Ginny nawet się lekko uśmiechała, widząc wysiłki Harry'ego, by ją rozbawić. Harry nawet nie spostrzegł się, gdy w kuchni zjawił się Dumbledore.
- Witajcie. Niestety muszę wam porwać Harry'ego. Harry, pozwolisz ze mną? - przywitał się przyjaźnie profesor.
Czarnowłosy chłopak pomachał przyjaciołom i wyszedł z Dumbledorem przed dom. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ptaki ćwierkały sennie.
- Harry, jak się czujesz?
- Dobrze - odpowiedział Harry, całkiem szczerze.
- Mam pewną wskazówkę, która na pewno ci pomoże. Złap mnie za ramię,
poprowadzę cię.
Ziemia uciekła Harry'emu spod stóp, pociemniało mu przed oczami. Nagle wszystko ustało.
Harry otworzył oczy ku jego zdumieniu stali w gabinecie dyrektora w Hogwarcie.
- Harry tutaj - powiedział Dumbledore pokazując na myślodsiewnię. Harry spojrzał na niego pytająco, kiedy dyrektor kiwnął głową, Harry zamknął oczy i zanurzył twarz w naczyniu. Nogi chłopaka oderwały się od miękkiego, czerwonego dywanu w gabinecie dyrektora. Po chwili znalazł się w dziwnie wyglądającym holu. Na ciemnych ścianach wisiały głowy skrzatów domowych. Harry znał to miejsce bardzo dobrze. Był w domu swojego zmarłego ojca chrzestnego - Syriusza Blacka.
- Co my tu robimy? - spytał Harry. Nie chciał przebywać w tym domu. Nie chciał rozdrapywać starych ran. Dumbledore milczał, wskazał mu tylko drzwi do kuchni. Harry wszedł tam ostrożnie, a gdy się tam znalazł za stołem siedzieli członkowie Zakonu Feniksa: Dumbledore, McGonagall, Snape, Lupin, Bill, pan Weasley, Molly Weasley, Tonks i paru aurorów. Na końcu stołu Harry ujrzał Mundungusa i siedzącego obok niego Syriusza. Poczuł, jakby jego żołądek zmienił się w malutką, ściśniętą kulkę. Zacisnął pięści. Odetchnął wolno. Policzył do dziesięciu i spojrzał jeszcze raz na Łapę.
Ten z zaciętą miną wpatrywał się w mówiącego coś Billa. Z jego zachowania dało się wywnioskować, że mowa była o czymś ważnym. Harry wzdrygnął się czując na swoim ramieniu rękę Dumbledore'a.
- Posłuchaj. Tą rozmowę chciałem ci pokazać. Myślę, że może się przydać. - powiedział cicho Dumbledore, poczym wskazał chłopakowi krzesło tuż obok Syriusza. Harry podszedł wolno do Łapy uważnie się mu przypatrując. Tak dawno go nie widział... Zrugał siebie w myślach: To tylko wspomnienie. Nie można wskrzesić zmarłych. A Syriusza zabiła przecież Bellatrix Lestragne.
- ...to naprawdę ważne informację, Bill. Ale czy nie uważasz, że Voldemort może posłużyć się kimś innym? Sądzisz, że on sam będzie tego próbował? - usłyszał tuż obok siebie głos Syriusza. Zmusił się do wsłuchania w rozmowę i skończenia rozmyśleń o ojcu chrzestnym.
- Syriusz ma rację. Musimy być czujni. Może posłużyć się Imperiusem. - dał się słyszeć głos Molly.
- Macie kogoś konkretnego na myśli? - uśmiechnął się niemiło mężczyzna o przetłuszczonych, czarnych włosach.
- Ty na pewno wiesz, kto to jest, Snape.
- Syriuszu, dość - przerwał ostro Dumbledore. Syriusz dalej wpatrywał się chłodno w oczy Snape’a. Widać było, że szczerze go nienawidzi. W ciemnych oczach Severusa Snape'a czaiło się nieme wyzwanie. Łapa odwrócił głowę.
- Tak więc, wracając do tematu - Voldemort raczej na pewno będzie chciał to zrobić. I czy zrobi to sam, czy posłuży się kimś innym - czas pokaże. - kontynuował Dumbledore - Ustaliliśmy już kolejność. Jedna osoba będzie czuwać przy wejściu. Zmiany będą codziennie. Jest tylko jedno "ale": Jak pojedyncza osoba może skutecznie przeciwstawić się Voldemortowi, albo jego śmierciożercom?
- Myślę, że do tego moglibyśmy dojść sami, ale podobno Severus zna się na sposobie walki. - powiedział Artur. Syriusz zmierzył Snape'a lodowatym spojrzeniem.
- Słuchamy. - powiedział, a w jego głos był przesiąknięty ironią.
- Syriuszu! - upomniał go Dumbledore. - Ale mów, Severusie.
- Śmierciożercy zbliżają się niespodziewanie, atakują z zaskoczenia. Trzeba być nieustannie czujnym, nie można sobie pozwolić na trochę nieuwagi. Oczywiście, jeżeli mają do czynienia z jakimś świetnym czarodziejem atakują grupami. Dlatego musimy być zabezpieczeni.
Czuwamy pojedynczo, ale gdy coś nie gra, musimy być w kontakcie i dość szybko dotrzeć do potrzebującego. Ale kiedy... Gdyby sam Czarny Pan... pofatygował się po przepowiednię... Wtedy małe szanse na przetrwanie.
- Nie zrobi tego. - nagle od drzwi dotarł do nich głos Moody'ego, który najwyraźniej wszedł po cichu do domu. - Nie jest głupi.
- Więc jak?
- Nie wiem jak. Chyba dlatego tu jesteśmy. Ale jedno jest pewne - STAŁA CZUJNOŚĆ.
- Czyli jeśli Voldemort zechce sam zabrać przepowiednie, to jednym słowem, nie mamy szans? Czy dobrze cię zrozumiałem, Snape? - wrócił do tematu Syriusz.
- Nie mamy pewności, Black. - powiedział, a raczej wysyczał Snape do Syriusza - Ale raczej tak. Jednak to mało prawdopodobne... zapewne posłuży się Śmierciożercami.
- Ale jeśli jednak? - drążył temat Syriusz.
- Czarny Pan ... no cóż, na pewno jest potężnym czarodziejem, to wiemy wszyscy. Nie wiem czego możemy się po nim spodziewać. Jedno jest pewne - musimy pozbyć się wszelkich oporów. Niektórzy na przykład - tu rzucił szybkie spojrzenie na Tonks, które mało kto zauważył - nie są gotowi psychicznie na zamordowanie kogokolwiek. Choćby byłby to nawet Czarny Pan.
- Nie kręć, Snape. Chcemy się dowiedzieć coś więcej o sposobie walki. O sposobie JEGO walki, gdybyś się nie zoriento...
- Syriuszu! - rozległ się chór głosów.
- Co??? - zapytał ze złością Syriusz. - To niby ja byłem po stronie Sami - Wiecie - Kogo? Oczywiście, że nie!!! To Snape i to on zna jego metody walki, a nie ja!!! - wykrzyczał Łapa patrząc złośliwie na Severusa.
- Uspokój się, Syriuszu - zdenerwował się Dumbledore.- A ciebie, Severusie, prosiłbym, żebyś wreszcie, bez zbędnych wykrętów, opowiedział o sposobie walki z Voldemortem.
- Czarny Pan jest bardzo przebiegły i nie z nim zabawa w chowanego. Zawsze znajdzie tego, kogo chce. Przed nim nie ma ucieczki. Zwykle, gdy złapie swoją ofiarę lubi się nad nią popastwić zanim ją uśmierci, na przykład używając zaklęcia Cruciatus. Dlatego musimy się nauczyć przede wszystkim wielu zaklęć i oczywiście jak się przed nimi bronić. Mogę wam w tym pomóc.
- Prosimy - powiedział Dumbledore, robiąc gest dłonią wskazujący, by Snape wstał i zaprezentował kilka przeciwzaklęć.
Były śmierciożerca odsunął krzesło i wyszedł na środek pokoju.
- Muszę mieć przeciwnika - oznajmił i wskazał ręką na Syriusza.
Łapa wstał powoli i także wyszedł na środek pokoju, po drodze wyjmując różdżkę - na jego twarzy gościł złowrogi uśmiech. Stanęli twarzą w twarz. Snape jakby znieruchomiał na chwilę, po czym krzyknął:
- Podejdźcie tu bliżej, by lepiej widzieć, co za chwilę się stanie!!!
Wszyscy okrążyli Syriusza i Snape'a. Harry, który stał obok Dumbledore'a i obserwował tą scenę przypomniał sobie, że identycznie było w czwartej klasie przy spotkaniu jego i Voldemorta. Śmierciożercy też ich okrążyli. Mimowolnie jego ciało przebiegł dreszcz. Po chwili jednak powrócił myślami do ciemnej kuchni Kwatery Głównej, bo zauważył, że z różdżki Severusa wystrzelił niebieski promień. Przypominał on wielkiego, wijącego się węża, który atakuje Syriusza, ale Łapa tylko stał i wpatrywał się złowrogo w Snape'a.
- Na czym polega to przeciwzaklęcie, Severusie? - zapytał Dumbledore.
Snape uśmiechnął się krzywo.
-Gdyby pan Black próbowałby mnie rozbroić zaklęcie odbiłoby się w jego stronę. - oświadczył.
- Czy dobrze zrozumiałem, Snape? Czy to przeciwzaklęcie działa jak "Protego"? - spytał drwiąco Syriusz.
Tym razem nikt go nie skarcił. Wszyscy wpatrywali się w byłego śmierciożercę czekając na jego odpowiedź.
-Nie bądź śmieszny Black, Protego tylko blokuje zaklęcia, a moja sztuczka odbija je w stronę przeciwnika. - odpowiedział.
-Rzeczywiście Snape, bardzo pożyteczne zaklęcie, na pewno przyda na się w walce z Voldemortem. - zadrwił Syriusz.
Snape wpatrywał się w niego ze złością.
- Severusie - przerwał im Dumbledore - Czy ten urok blokuje zaklęcia niewybaczalne?
- Tak.
- Czyli rozumiem, że ten urok może zablokować zaklęcia Cruciatus oraz Imperius... Ale co się stanie gdy ktoś wypowie Avada Kedavra? - zapytał ponownie dyrektor.
Członkowie Zakonu z napięciem czekali na odpowiedź Mistrza Eliksirów.
Snape przez chwilę się nie odzywał, tylko patrzył w okno, jakby zamyślony.
- Powinno zadziałać - oznajmił w końcu niepewnie. - Ale przecież chyba nie będziemy tego testować! - uśmiechnął się drwiąco.
- Dobrze... coś jeszcze? - zapytał Dumbledore. Snape zamyślił się chwilę.
- W sumie... hmm... myślę, że jest jeszcze jedno co może się przydać. Ale to nie jest zaklęcie obronne. I aby zobaczyć jak działa nie można go zablokować, bo może być dość... hmmm... nieprzyjemne dla Syriusza, jeśli oczywiście mam je zaprezentować.
- Poczekaj, poczekaj, Snape - przerwał Łapa - Jaka jest formuła tamtego zaklęcia?
- Asverico - Syriusza ponownie oświetliło niebieskawe światło.
- Dziękujemy, Severusie. A to drugie? Czy konieczne jest ukazanie go na Syriuszu?
- Nic nie jest konieczne. Ale z pewnością jego skutki będą lepiej widoczne. Jeśli Black będzie stał bez ruchu, może uda mi się nie zrobić mu większej krzywdy. - na twarzy Snape'a pojawił się złośliwy uśmiech.
- Syriuszu, zgadzasz się? - zapytał z niepokojem Dumbledore.
- Tak - powiedział z determinacją Łapa.
- Dla twojego dobra radzę się nie ruszać. - mruknął Snape, poczym uniósł różdżkę. - Sectumsempra! - krzyknął. Harry nie panując nad sobą, rzucił się przed swego ojca chrzestnego, jednak zaklęcie go przeniknęło, trafiając w nogę Syriusza.
Zaczęła ona bardzo krwawić, jakby rozcięło ją coś niewyobrażalnie ostrego. Kilka razy.
Snape poczekał kilka sekund poczym dotknął nogi Łapy różdżką i cicho wypowiedział zaklęcie. Syriusz z bólem podniósł się, popatrzył na zdrową nogę, na której widać już było tylko małe rozcięcie. Harry, choć wiedział, że to się stało już wcześniej, nadal się mógł się opanować i z nienawiścią patrzył na Snape, który, oczekiwał na reakcję Dumbledore’a.
- Harry myślę, że możemy już iść - powiedział dyrektor, stojący obok czarnowłosego chłopca.
Harry popatrzył jeszcze raz na Łapę.
- Dobrze - odpowiedział cicho, ze smutkiem.
- Harry, nie oglądaj się za siebie. Nie możesz zwrócić mu życia. Nie patrz w przeszłość, patrz w przyszłość.
Harry zostawił tą myśl bez komentarza. Dyrektor położył mu rękę na ramieniu i Harry nawet się nie spostrzegł, gdy znów znalazł się w gabinecie Dumbledore'a, w Hogwarcie.
Dyrektor szybko obszedł swoje ładnie rzeźbione biurko i usiadł za nim. Ręką wskazał Harry'emu krzesło stojące naprzeciwko biurka. Harry posłusznie usiadł.
- Harry, czy masz jakieś pytania dotyczące tego wspomnienia? - zapytał Dumbledore.
- Tak, panie profesorze - odpowiedział nagle Harry - co się stało później z Syriuszem?
Dyrektor zamyślił się chwilę, po czym odpowiedział:
- Przez kilka dni Syriusz miał małe problemy z chodzeniem, ale noga w końcu całkowicie wyzdrowiała. To spotkanie miało miejsce jakieś pięć dni po tym, jak Voldemort powrócił.
- Proszę pana... Muszę się nauczyć tego pierwszego zaklęcia, które pokazał Snape, prawda?
- Profesor Snape, Harry. Obawiam się, że to drugie też będziesz musiał poznać.
Harry zacisnął szczęki, po czym podniósł wzrok, zdecydowany powiedzieć Dumbledore'owi o książce Księcia Półkrwi. O książce Severusa Snape'a.
- Ja już je poznałem. Rok temu w Hogwarcie korzystałem ze starej książki niejakiego "Księcia Półkrwi", jak się później okazało, był to profesor Snape. Było w niej mnóstwo notatek, w tym ta o Sectumsemprze. Ja kiedyś użyłem tego zaklęcia... - opuścił wzrok i zaczął wpatrywać się we własne dłonie - Nie wiedziałem... nie wiedziałem, że to się stanie... - Chłopak raz po raz się zacinał.
- Profesor Snape wspomniał mi o tym. Draco Malfoy... ale chyba miałeś prawo. W końcu jest śmierciożercą...
Zdumiony Harry podniósł wzrok na dyrektora. Więc jednak jego przypuszczenia były słuszne?
- Ale... skąd pan o tym wie? Że Draco...
- Nie ważne, Harry. Ważne, że wiem.
- Proszę pana, bo on chciał na mnie rzucić klątwę Cruciatus...
- Rozumiem, Harry. Nie musisz się tłumaczyć. Ale teraz Harry, jesteś chyba zbyt zmęczony. Zobaczymy się jutro, o siedemnastej Musisz nauczyć się tych zaklęć. Wiem, że znasz już „Sectumsempra”, ale musisz ćwiczyć. Praktyka czyni mistrza.
- Ale... na kim?
- Dowiesz się jutro.


--------------------
"Miłość jest jak gruszka. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujcie zdefiniować kształt gruszki"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Braenn
post 09.05.2006 17:02
Post #9 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 5
Dołączył: 04.05.2006




Rozdział 5

Przez prawie całą noc Harry nie spał rozmyślając na kim będzie ćwiczyć zaklęcia. Chyba nie na dyrektorze, zmartwił się. Następnego ranka, niewyspany wstał i ubrał się, lecz nie mógł znaleźć swoich okularów. Gdy je znalazł, zerknął na zegarek. Była osma dwadzieścia. Ubrawszy się, zszedł na dół. Przy stole siedziała tylko pani Weasley.
- Och, witaj Harry. Co chcesz na śniadanie, kochaneczku? Wczoraj bardzo późno wróciłeś, już spałam, a czekałam do dwunastej. Martwiłam się!
- Przepraszam, Pani Weasley.
- Nie przepraszaj, nie przepraszaj. To, co chcesz na śniadanie, Harry, może omlet?
- Poproszę.
Harry usiadł przy stole. Po chwili na jego kolana wdrapał się Krzywołap.
Harry zaczął go drapać za rudymi uszami.
- Pani Weasley, gdzie są Ron, Hermiona i Ginny?
- Ron i Hermiona jeszcze śpią. A Ginny... Kiedy weszłam do pokoju dziewcząt, Ginny nie spała. Patrzyła się tylko w ścianę. Próbowałam z nią porozmawiać. - mama Rona pokręciła głową - Nic z tego nie wyszło.
Harry nie dokończywszy śniadania wstał, nie zważając na Krzywołapa pobiegł na górę. Gdy wszedł do pokoju dziewcząt Hermiona ciągle spała, a Ginny siedziała pod ścianą.
Nie poruszyła się, gdy do niej podszedł. Położył dłoń na jej ramieniu. Ginny podniosła głowę i popatrzyła na niego zielonymi oczami. Harry chwycił ją za rękę i wskazując głową na Hermionę wyprowadził ją z pokoju. Wyszli na dwór.
- Co się stało? Dalej chodzi o przepowiednię? - ściszył głos, mimo, że w pobliżu nikogo nie było. Ginny tylko kiwnęła głową odwracając wzrok.
- Ginny przecież wszystko już sobie wyjaśniliśmy, więc o co chodzi? - zapytał Harry bardzo zmartwiony.
- No bo widzisz. Ja nie potrafię dopuścić do siebie myśli, że mógłbyś się stać tak samo zły jak Voldemort i, że wtedy musielibyśmy cię zabić.
-Ah - westchnął głośno Harry - więc oto chodzi.
- Tak, o to chodzi. - mruknęła Ginny.
- Ginny, proszę cię... nie martw się o mnie. Już od pewnego czasu jesteś jakaś nieswoja... przygaszona. Nie chcę, żebyś taka była. Chcę cię widzieć szczęśliwą.
- Ale jak ja mam być szczęśliwa, wiedząc co cię czeka, no powiedz sam. - rzekła Ginny
- Ja wiem, że ci trudno pogodzić się z ta myślą, ale wyobraź sobie, co ja czuję. Nie mówię, że się tym nie martwię, ale dopóki jestem jeszcze z wami chcę by było tak jak dawniej. Zrozum, proszę.
Ginny nie odpowiedziała tylko pogłaskała go po policzku.
- Jeśli ma być tak jak dawniej, to pocałuj mnie - uśmiechnęła się.
Harry zaciągnął ją za dom, poszedli schować się między drzewa i zaczęli się namiętnie całować. Kiedy pocałunek się skończył, Harry spytał cicho, patrząc Ginny w szmaragdowe oczy:
- Na pewno?
Ta tylko kiwnęła głową, a po chwili znów połączyli się w gorącym pocałunku, tym razem ściągając sobie nawzajem podkoszulki. Nagle do Harry'ego podleciała, jakby oburzona tym co zobaczyła, Hedwiga. Harry przerwał swoje igraszki i przeczytał list, który głosił:

"Harry, wybacz, że znów przekładam termin, aczkolwiek, cóż - obowiązki. Do zobaczenia dzisiejszego wieczoru o 19.00. Czekaj na mnie w Norze. Niestety, czeka cię trudna noc. Odpoczywaj.
Z poważaniem,
Albus Dumbledore"


Ginny zaglądała mu z zaciekawieniem przez ramię ubierając swoją zieloną koszulkę. Już chciała coś powiedzieć, ale Harry ją uprzedził:
- Obiecałaś.
Ginny tylko pokiwała głową. Harry ubrał się i razem ze swoją dziewczyną poszli do domu.
Z kuchni unosił się zapach świeżo upieczonych rogalików. Gdy weszli do niej pani Weasley zapytała:
- Z czym chcecie rogaliki?
- Z konfiturą. - rzekła Ginny.
- A ty, kochaneczku? - zwróciła się do Harry'ego.
- Też z konfiturą.
Po (niechętnie) zjedzonym drugim śniadaniu Harry głównie czytał, chociaż ciężko mu się było na tym skupić. Czas płynął bardzo wolno, a gdy w końcu zjawił się Dumbledore, Harry z ulgą a równocześnie pewnym stresem przeniósł się z nim do jakiejś pustej sali w Hogwarcie.
- Panie profesorze, na kim...- zaczął Harry, lecz przerwał, gdy ujrzał siedzącego na ławce Rona - Nie... profesorze, nie! - zwrócił się do dyrektora.
- Harry, to konieczne... Ron się zgodził, co jest bardzo odważnym i iście przyjacielskim uczynkiem z jego strony - Dumbledore skłonił lekko głowę nieco blademu Ronowi.
Harry podbiegł do Rona i rzekł:
- Ron, ja nie mogę tego na tobie ćwiczyć. Błagam wróć do Nory.
- Ależ Harry ja doskonale wiem, co mnie czeka. Zgodziłem się, bo jesteśmy przyjaciółmi.
- Ale Dumbledore nie powinien wystawiać moich przyjaciół na próbę!!! - wrzasnął Harry i spojrzał złowrogo na Dumbledore'a.
- Harry, matka Rona się zgodziła, a poza tym...
- Ja sam się zgodziłem! - przerwał dyrektorowi Ron.
-... zgadzam się z Ronem, a poza tym Harry... ostrzegałem cię, że to nie będzie łatwe. Jednak konieczne. Musisz przełamać nawet swe uczucia do przyjaciół.
Harry nie wiedział co ma robić. Chodził zdenerwowany wzdłuż ściany, modląc się w duchu, żeby to nie była prawda. Nie, nie może... nie potrafi...
- Jestem gotowy - rzekł rudzielec i wstał.
Dyrektor spojrzał pytająco na Harry'ego, który patrzył chwilę w te niesamowicie niebieskie oczy, poczym gwałtownie odwrócił głowę. Patrząc w okno, za którym słońce powoli chyliło się ku zachodowi powiedział cicho:
- Dobrze... jestem gotowy. - starał się, by jego głos brzmiał normalnie, mimo tego, że czuł w sobie ogromny niepokój.
Chłopcy stanęli naprzeciwko siebie, Harry podniósł różdżkę i krzyknął:
- Sectumsempra!
Ronowi nic się nie stało. Nic. Harry spojrzał pytająco na Dumbledore'a.
- Może zacznijmy od zaklęcia tarczy. Sectumsempra nie zadziałała, a powód znasz sam - ty po prostu nie chciałeś rzucić tego uroku. Musisz tego chcieć. Wiem, że to trudne. Na początku Ron będzie rzucał proste zaklęcia, ty je będziesz blokował. Jak ci będzie dobrze szło, ja rzucę jedno z zaklęć niewybaczalnych, aby sprawdzić, czy te też zdołasz odbić.
- Harry, pamiętasz formułę? - spytał się jeszcze dyrektor.
- Tak.
Dumbledore kiwnął głową.
- Zaczynamy.
Ron wyjął różdżkę, chrząknął i popatrzył na Harry'ego. Czarnowłosy kiwnął głową. Ron skierował różdżkę ku Harry'emu i wyszeptał:
- Tarrantalegra!
Harry w myślach cały czas powtarzał słowa zaklęcia, a z jego różdżki wystrzelił bardzo słaby promień przypominający węża koloru jasnobłękitnego, prawie białego. Zaklęcie Rona ugodziło w węża. Oba promienie: niebieski i fioletowy rozpłynęły się.
- Musisz się bardziej skupić, Harry - oznajmił Dumbledore - Spróbujmy jeszcze raz.
Ron ponownie rzucił zaklęcie, tym razem z zaskoczenia i niewerbalnie.
- Asverico!
Wściekle niebieski promień, do złudzenia przypominający węża, pomknął ku zaklęciu Rona. "Wąż", ciągle w ruchu, otworzył szeroko paszczę i wchłonął fioletowy promień. Jego barwa zmieniła się - z błękitnego na fiołkowy. Zaklęcie Harry'ego ugodziło Rona, który zaczął nagle dziko pląsać
- Finite - mruknął Harry. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilkanaście razy, aż w końcu Dumbledore powiedział:
- Myślę, że teraz czas na moje zaklęcie. O mnie się nie martw Harry, ja odbite zaklęcie zablokuję.- powiedział dyrektor i stanął naprzeciw czarnowłosego chłopaka, który pobladł trochę.
Ron odsunął się na bok i pokazał mu uniesione w górę kciuki. Czarnowłosy uśmiechnął się lekko. Dumbledore stanął w odległości kilku kroków od Harry'ego i popatrzył na niego uważnie.
- Gotowy?
Chłopak kiwnął głową. Dumbledore powiedział głośno i wyraźnie:
- Imperio!
Harry w tej samej sekundzie krzyknął:
- Asverico!
Niebieski płomień zatrzymał zaklęcie. Dumbledore uśmiechnął się.
- Świetnie, Harry! Spróbujmy jeszcze raz. - i tym razem dyrektor podniósłszy różdżkę krzyknął:
- Crucio!
Harry nieco przestraszony groźnym tonem dyrektora, jak i wspomnieniem wszystkich wydarzeń związanych z tym zaklęciem nie mógł skupić się na zaklęciu tarczy. Poczuł, jak zaklęcie trafia go w klatkę piersiową, a potem tylko ten ogarniający każdy centymetr ciała ból, ogromny, zaślepiający ból. Osunął się na kolana. Ron krzyknął coś i podbiegł szybko do niego. Po chwili ból zelżał.
- Przepraszam, Harry - powiedział Dumbledore.
Chłopak nadal lekko się trząsł z powodu bólu pozostałego po zaklęciu. Zauważył, że tuż nad nim stoi także, teraz już niebezpiecznie zielony Ron.
- W-wszystko w-w porządku? - wyszeptał.
- Tak... - jęknął Harry, jednak gdy wstał, musiał oprzeć się o ławkę.
- Na pewno nic ci nie jest, Harry? - upewnił się Dumbledore patrząc na niego przenikliwie.
- Tak - odpowiedział Harry, ponieważ ból prawie całkowicie zanikł.
- Może skończymy na dziś?
- Nie, nie ma potrzeby. Już w porządku. Przecież przy spotkaniu z Voldemortem jego klątwa będzie silniejsza, a ja będę musiał dalej walczyć. Więc ćwiczmy - powiedział stanowczo Harry.
Dyrektor znów stanął na przeciw chłopaka.
- Przygotuj się, nie chcę, aby znów cię trafiło.
- Jestem gotów.
Dumbledore uniósł wyżej różdżkę:
- Crucio!
Tym razem Harry, przygotowany na to, co go czeka bez problemu odbił zaklęcie.
- Świetnie, Harry! Dokładnie o to chodziło! - pochwalił go Dumbledore.
Harry nieco podbudowany komplementem z powodzeniem odbił kolejne klątwy.
- Zastanawiam się... czy jesteś gotów odbić zaklęcie uśmiercające.
- Panie profesorze... to jednak zbyt duże ryzyko... - powiedział nieśmiało Ron, który przypatrywał się ćwiczeniom z kąta sali.
- Nie. Muszę być na to gotów. Jeśli odbiję dwa kolejne Crucio, rzucone z zaskoczenia, jestem gotowy... - powiedział Harry.
Dumbledore po raz wtóry rzucił na Harry'ego klątwę Cruciatus. Chłopak odbił ją sprawnie, prawie bez wysiłku. Podobnie poszło z kolejnym zaklęciem niewybaczalnym.
- Jesteś tego pewien, Harry?
Chłopak tylko kiwnął głową. Cały skoncentrował się na odbiciu zaklęcia. W końcu, co wydawało się dla Harry'ego wiecznością, Dumbledore wypowiedział formułę morderczego zaklęcia. Harry krzyknął z całych sił:
- Asverico!
Ku przerażeniu Rona, wąż Harry'ego był bardzo jasny. Zielony promień bez trudu przebił błękitno-białego węża i ugodził Harry'ego w brzuch. Chłopak zachwiał się i upadł ciężko na podłogę. Ron podbiegł szybko do przyjaciela i odwrócił go z wysiłkiem na plecy. Ugodzony zaklęciem uśmiercającym chłopak, żył.
Ron patrzył oniemiały to na Harry'ego to na Dumbledore'a, który także ukląkł obok młodego Pottera.
- Spokojnie - powiedział Dumbledore - nic mu nie będzie.
I tak jak kiedyś na trzecim roku poniósł Harry’ego na niewidzialnych noszach.
Dyrektor wyjął różdżkę i wypowiedział zaklęcie. Żółto-zielone iskierki przebiegły po ciele chłopca, leżącego na noszach, po czym zniknęły. Harry otworzył oczy.
- W porządku? - spytał Dumbledore, pomagając mu się podnieść.
- Tak... chociaż strasznie boli mnie serce... to zaklęcie... okropne uczucie...
- Dlaczego...
- Widzisz, Ron - zaczął tłumaczyć Dumbledore - zaklęcie Harry'ego, mimo, że było dość słabe - zadziałało, a i ja starałem rzucić klątwę uśmiercającą bardzo słabo. Tej klątwy nie można odbić tak łatwo. Harry musi jeszcze trochę poćwiczyć, jednak dziś to już raczej na pewno koniec z ćwiczeniami. Twój przyjaciel, Ron, będzie wycieńczony przez jeszcze jakiś czas.
- Panie profesorze, ja naprawdę czuję się... - próbował protestować Harry.
Dumbledore pokiwał przecząco głową po czym machnął różdżką, celując w sufit sali.
- Co się stało, panie profesorze? - spytał się Ron, ponieważ nic zauważalnego się nie stało.
- Musiałem zdjąć zaklęcie, abyśmy mogli się przetransportować z powrotem do Nory. - odparł dyrektor.
Chwyć się mojego ramienia Ron - rzekł ponownie Dumbledore chwyciwszy rękę Harry'ego, który ciągle podpierał się o Rona.
Aportowali się do Nory. Po chwili stali przed drzwiami domu. W, chwili gdy Ron wszedł do pokoju, pani Weasley schodziła do kuchni. Zauważyła ich podbiegła szybko, widząc, że Harry ledwie stoi na nogach. Ron pomógł usiąść przyjacielowi na drewnianym krześle
- Na miłość boską, Albusie, co się stało? - spytała z lękiem Molly.
- Spokojnie, nic poważnego. Harry się... nadwyrężył. - powiedział, poczym wymienił a panią domu parę uwag szeptem, a ta z troską patrzyła na Harry'ego, który siedział teraz przy stole usiłując wyrównać oddech.
- Harry, myślę, że spotkamy się dopiero za kilka dni. Musisz odpocząć. Wyślę ci sowę, dobrze? - spytał się Dumbledore.
- Dobrze, panie profesorze. Dobranoc.
- Dobranoc, Harry - powiedział ciepło dyrektor – Dobranoc - skłonił głowę ku Molly i aportował się z cichym pyknięciem. Pani Weasley od razu podbiegła do Harry'ego.
- Harry! Jak się czujesz? Chcesz coś zjeść? Najlepiej się połóż, ja przyniosę ci kolację.
Idź już, Ron, pomóż...
- Pani Weasley! Nie trzeba! Nie jestem kaleką, nic mi nie jest! Nie jestem głodny, a poza tym to nic się nie stało. Pójdę już spać, ale nic więcej mi nie trzeba. Naprawdę - dodał widząc niepewną minę Molly - dziękuję.
Harry zaczął wchodzić powoli na górę po schodach, przytrzymując się poręczy. Ron ruszył zanim. Gdy weszli do sypiali, Ron zapytał:
- Na pewno nic ci nie jest?
Harry pokiwał przecząco głową.
- Potrzebuję...odpoczynku. Ja...Na prawdę dziękuje ci Ron, że zgodziłeś się...
- Nie ma sprawy, stary. - odpowiedział Ron kręcąc głową i otwierając mu drzwi do sypialni. – Branoc.


--------------------
"Miłość jest jak gruszka. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujcie zdefiniować kształt gruszki"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Wanda
post 03.06.2006 22:57
Post #10 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 29.12.2005




No więc przyznam się bez bicia; nie czytałam całości, ale już mi się nie podoba.
Po pierwsze: Dumbeldore i Black nie żyją. Zrozumiałe? Ja rozumiem, komuś jest trudno się z tym pogodzić (no dobrze, nie rozumiem, to w końcu tylko książka...), ale tak nie można. Nie żyją, znaczy nie żyją, leżą w ziemi (lub za zasłoną), nie oddychają, nie chodzą, nie mówią etc, etc.
Ktoś to mówił: Za szybko wyskoczyłaś z tym R.A.B., ale to i tak małe piwo... Nie, ja nie potrafię tego skomętować, zwaliłaś mnie z nóg: Spotykałam się z FF-ami, gdzie żył to raz Syriusz, w innych zmartwychwstawał Albus - ale obaj w jednym? To dla mnie za dużo blink.gif .
Idę, zanim powiem jedno słowo za dużo...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kara
post 05.06.2006 21:55
Post #11 

Absolwent Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 666
Dołączył: 12.11.2005
Skąd: 3miasto

Płeć: Kobieta



NIE NIE NIE I JESZCZE RAZ NIE!!! Zgadzam się z autorem posta który napisał, że ficki "przedłuzające" są z góry skazane na porażkę. W dodatku Wanda zgadzam sie z tobą w 100% Zmartwychwastanie?? UFO?? Niewytłumaczalne przypadki?? może zdolności poaranormalne i jeszcze wprowadzisz Dextera, X-menów i Odlotowe Agentki?? Zastanów się zanim coś tu wstawisz...


--------------------
Luke I'm your father!!!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
WeEkEnD
post 06.06.2006 19:53
Post #12 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 103
Dołączył: 29.03.2006
Skąd: Taka dziura nad jeziorem Czos ;P




Dobra, czytałem to z nadzieją na poprawę i niestety- zadnej.
Wprawdzie błędów niewiele, nie rzucają się w oczy. Ale ta treść... Cóż, trzeba przyznać, że równie nieprawdopodobna jak parring HG/DM.Może pomysł ze wskrzeszeniem Dumbledore'a nie taki zły, bo osobiście sam chciałbym żeby Rowling "zabiła" kogoś innego ale cóż- dobry pomysł <==> marne wykonanie. Popracuj nad stylem, bo jest on lekko sztuczny.
Poza tym zaklęcia Avada Kedavra nie można rzucić LEKKO. To Klątwa Uśmiercająca i takie jest jej przeznaczenie, toteż rzucanie jej "słabo" to totalna bzdura.


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
pleon
post 02.07.2006 21:45
Post #13 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 56
Dołączył: 07.06.2006
Skąd: ...Lehrte

Płeć: Kobieta



Heh przyznam się też, że całości nie czytałam tylko początek skubnęłam. Dumbledore ma żyć ? to se pleon odrazu myśli "znowu jakiś kiepskawy ff wymyślony pod wpływem weny w móżdżaku" i co?- przelatuje na duł zobaczyć co inni powiadają i co też piszą, że to bedzie kicha. TO chyba już muwi za siebie...


--------------------
But I'm a million different people from one day to the next
I can't change my mould no no no no no no no no no
Well I've never prayed but tonight I'm on my knees yeah
I need to hear some sounds that recognise the pain in me yeah
I let the melody shine let it cleanse my mind, I feel free now
But the airwaves are clean and there's nobody singing to me now...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.03.2024 22:25