Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

2 Strony  1 2 > 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Magia Miłości [cdn], to nie romans!

Twoja opinia o opowiadaniu
 
Dobre - zostawić [ 13 ] ** [86.67%]
Słabe - wyrzucić [ 2 ] ** [13.33%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 15
Goście nie mogą głosować 
Zakohana w książkach
post 29.04.2007 15:00
Post #1 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Na wstępie piszę, że "Magia Miłości" nie będzie żadnym łzawym romansidłem, ani romansidłem wogóle. Jak napisałam w opisie tematu, jest to mój pierwszy fanfick, więc proszę o wyrozumiałość i wzięcie pod uwagę, że jest to owoc wybujałej wyobraźni dwunastoletniej dziewczynki. A więc:


Rozdział 1
Dzień pełen niespodzianek



W swoim domu w Dolinie Godryka siedzący na łóżku czarnowłosy mężczyzna namiętnie przerabiał na konfetti zapisany pergamin. Dwie godziny temu Harry Potter drżącymi z przejęcia rękoma otwierał kopertę z Ministerstwa pewny, że właśnie przeżywa jedną z najcudowniejszych chwil w swoim życiu. Wyraz jego twarzy zmieniał się stopniowo, od radosnego podniecenia, przez rozczarowanie aż do bezgranicznej furii.
Szanowny panie Potter
Z przykrością zawiadamiam pana, iż nie możemy przyjąć pana na staż, gdyż było kilku odpowiedniejszych od pana kandydatów. Prosimy spróbować ponownie za trzy lata.
Z wyrazami szacunku
Gawain Robards
szef Biura Aurorów


- Tylko ciekaw jestem, czy którykolwiek z tych „odpowiedniejszych kandydatów” wyszedłby cało ze spotkana z Voldemortem!- krzyknął i ze złością kopnął szafkę nocną.
A teraz siedział w sypialni pogrążony w myślach, dając upust swojemu zdenerwowaniu i drąc list na drobniutkie kawałeczki. Dumbledore został zamordowany już osiem lat temu, Tom Marvolo Riddle wciąż chodzi po świecie, zbiera coraz więcej popleczników i zabija mnóstwo ludzi, a on, Wybraniec, Chłopiec, Który Przeżył, czy jak go tam jeszcze nazywali, jeszcze go nie znalazł i nie zabił. Zniszczył już wszystkie poza dwoma horkruksy. Kilka razy dostał cynk o miejscu pobytu Lorda Voldemorta i Nagini, ale za każdym razem zdążyli się zmyć, zanim tam dotarł. „To naprawdę irytujące” pomyślał Harry i usłyszał głuchy odgłos uderzenia. Z pośpiechem wstał i otworzył okno, by brązowa płomykówka mogła wlecieć do pokoju. Sowa rzuciła list na łóżko i usiadła na parapecie. Wziął kopertę do ręki i obejrzał. Zobaczył pieczęć Hogwartu i zaintrygowany przeczytał następującą treść:
Drogi Harry!
Wiem, że starasz się o pracę Aurora, ale proszę, rozpatrz moją propozycję. Hogwart potrzebuje nauczyciela Obrony przed Czarną Magią, a ja nie widzę lepszego od Ciebie kandydata na tę posadę. Gdybyś mógł, odeślij odpowiedź tą sową wraz z listą podręczników, jeśli się zgodzisz. Proszę o jak najszybszą odpowiedź
Minerwa McGonagall

P.S
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.


Z niedowierzaniem wpatrywał się w dopisek. McGonagall przesyła mu życzenia urodzinowe!? To chyba naprawdę wyjątkowa sytuacja. Nauczyciel Obrony przed Czarną Magią, mm… w wieku piętnastu lat zdołał nauczyć kilku kolegów dość sporo rzeczy, dlaczego teraz miałoby mu się nie udać dokonać tego z większą liczbą osób, ale też z większym wśród nich autorytetem? Spojrzał na swoje dłonie. Na prawej wicia widniał blady zarys zdania „Nie będę opowiadać kłamstw”. Nie był pewny, czy da sobie radę, ale zbyt dobrze pamiętał piekło, które urządziła w Hogwarcie Umbridge. Szybko naskrobał odpowiedź i listę podręczników, a po chwili znów został sam w tym ponurym domu, czekając na życzenia urodzinowe od przyjaciół. Hedwigę wysłał kilka dni temu do Rona i Hermiony, którzy, przynajmniej według jego informacji, byli teraz w Polsce na miesiącu miodowym. Położył się i zaczął przypominać sobie, z czym członkowie GD mieli najwięcej problemów. Taak, na początek trzeba będzie sprawdzić umiejętności rozbrajania przeciwnika, a u starszych również jak im idzie zaklęcie Tarczy. Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. Powlókł się niechętnie do drzwi, przysięgając sobie w duchu, że wywiesi kartkę z napisem „Akwizytorom dziękujemy” oraz „Nie chcę twoich gazet, nie chcę twoich ulotek, nie chcę twoich śmieci, pod moimi drzwiami”. Otworzył drzwi i nie mógł uwierzyć swoim oczom.
- R-Ron… H-Hermiona… Co wy tu… ale jak… dlaczego mi nic nie powiedzieliście?!
Patrzył właśnie na dwójkę swoich najlepszych przyjaciół, opalonych, uśmiechniętych i z ogromnymi paczkami opakowanymi kolorowym papierem w ramionach.
- Jakbyśmy ci powiedzieli, to nie byłoby żadnej niespodzianki. Ale wpuścisz nas, czy mamy tu tak stać do wieczora, hę?- zapytał Ron szczerząc do niego zęby. Harry cofnął się pod ścianę, a oni weszli z trudem mieszcząc pakunki w drzwiach.
- W Błędnym Rycerzu spotkaliśmy Kingsley’a. – odezwała się Hermiona – Powiedział nam, że…
- Że według szefa Biura Aurorów nie jestem najlepszym kandydatem do tego zawodu? – wpadł jej w słowo.
- Tak, właśnie… Harry, naprawdę mi przykro. Wiesz już, co będziesz robił po wakacjach… czym się zajmiesz… poza szukaniem Voldemorta, rzecz jasna.
- Też się nad tym zastanawiałem, ale mniej-więcej pół godziny temu McGonagall rozwiązała mój problem. Właśnie rozmawiacie z aktualnym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią.
- Obron przed Czarna Magią, no, no, Harry, wracasz do zawodu!! – rzekł Ron klepiąc go po plecach.
- Co masz na myśli mówiąc, że „wracam do zawodu”?? Chyba nie myślisz o Gwardii, co?
- A niby o czym? Jeśli uczniów nauczysz tyle, co nas na spotkaniach GD, to to będzie najlepiej przystosowane do obrony przed czarna magią pokolenie!!
- Może i masz rację, ale dość o mnie. Jak tam wasz miesiąc miodowy? Dobrze się bawiliście? I dlaczego, na Merlina, wróciliście wcześniej?
- Och, było cudownie!! – krzyknęła radośnie Hermiona – Pogoda była boska, dwa tygodnie dwudziestopięciostopniowych upałów, woda miała osiemnaście stopni. Ponoć na Bałtyk to wyjątkowo dużo. Byliśmy na Helu…
- Mówię ci, stary, niezłe miasto, ten Hel! – przerwał jej mąż – Mieszkaliśmy u pani Róży, nad „Laguną”. Do plaży mieliśmy piętnaście minut, do portu pięć, do stacji kolejowej dwadzieścia i do muzeum Rybołówstwa też dwadzieścia. Kiedyś natknęliśmy się na lekko wstawionego gościa, a on zapytał się nas, czy wiemy, jak nazywa się najdłuższa rzeka na Helu.
- Eee… a jak nazywa się najdłuższa rzeka na Helu? – zapytał nieśmiało gospodarz.
-Kałuża! – wrzasnął jego przyjaciel – Z jednaj strony Helu wejdziesz, a z drugiej wyjdziesz!
I cała trójka wybuchła śmiechem.
- Ale nie odpowiedzieliście na moje ostatnie pytanie. – powiedział Harry, gdy się już uspokoili. – Dlaczego wróciliście wcześniej?
- Hel to bardzo małe miasto, nie było tam co robić, a siedzenia na plaży i kąpieli w morzu mam dosyć na najbliższe dwa lata. Poza tym, stęskniliśmy się za tobą, Harry. Za tobą, za Lupinem, za Tonks, za resztą rodziny, za Anglią. – odpowiedziała Hermiona – Harry, a jak idą ci poszukiwania? Masz już jakieś wieści o miejscu pobytu Voldemorta?
- Czy naprawdę musimy o tym teraz mówić, Hermiono? – zapytali przyjaciele jednocześnie.
- Ja osobiście wolałbym się dowiedzieć, co macie w tych paczkach. – wyszczerzył zęby Harry.
- O jej! Całkiem zapomnieliśmy, Ron! Przecież przyszliśmy zrobić ci imprezę, bo ty oczywiście nie raczyłeś nikogo zaprosić. Za kwadrans będzie tu cała rodzina Weasley ’ów i jedna czwarta Zakonu, więc może zamiast wytrzeszczać na mnie oczy i otwierać usta wziąłbyś się za dekorowanie domu, co?
- Ron, powiedz, że ona żartuje.
- Niestety nie, stary, i radzę ci się wziąć do roboty, bo ona potrafi być bardzo nieprzyjemna.


* * *


W obskurnym budynku domu dziecka, wewnątrz małego pokoiku na pierwszym piętrze przebywała z pozoru najzwyczajniejsza pod słońcem, jedenasto-, może dwunastoletnia dziewczynka. Siedziała na łóżku z brodą opartą na kolanach obejmując podkurczone nogi ramionami i wpatrując się w obraz. Pokoik był urządzony skromnie: proste łóżko, sfatygowana szafa i równie zniszczony stolik, na którym stała stara lampka. Ściany kiedyś były zapewne błękitne, ale teraz ich kolor bardziej przypominał szary. W ogóle cały pokój zdawał się być szary: szarawa podłoga ze sklejki, wypłowiała szara pościel, nawet sukienka z lnu, którą miała na sobie dziewczynka była szara. Jedyną rzeczą, która nie pasowała do tego pokoju, był obraz. Przedstawiał on wróżkę siedzącą w kielichu liliowego kwiatka. W tle było widać las i inne postaci, ale były one zbyt zamazane, by można było je rozpoznać. Dziewczyna spędzała całe dnie patrząc w ten obraz i wyobrażając sobie jakby było w takim świecie, pełnym magicznych stworzeń i czarodziejów. „Alicja, zejdź na dół i pobaw się z dziećmi, zamiast wciąż gapić się w ten bohomaz!” ile razy przełożona wymawiała to zdanie, trudno było policzyć. Właściwie wypowiadała je zawsze, kiedy weszła do jej pokoju. Kilka razy zagroziła, że spali obraz i zawsze kiedy Ala poszła na obiad próbowała zdjąć go ze ściany, ale nigdy się jej to nie udało. Wiedziała, ze nie może go spalić, ponieważ jest on własnością dziewczynki, podobnie jak wiecznie zamknięta walizka pełna ubrań stojąca w szafie. Alicja zawsze chodziła w sukience z lnu, którą dostała każda dziewczynka w sierocińcu i od kiedy przybyła tu dwa lata temu ani razu nie otworzyła swojej torby, mówiła mało, na pytania odpowiadała najczęściej „Nie, proszę pani”, „Tak, proszę pani”, „Już idę, proszę pani” lub „Nie wiem, proszę pani”. Ale najczęściej całe dnie spędzała w swoim pokoju, schodząc tylko na posiłki, siedząc tak jak teraz i patrząc w obraz. Nieśmiałe pukanie do drzwi zakłóciło ciszę w pomieszczeniu. Kobieta weszła nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź i powiedziała łagodnym głosem:
- Alicjo, masz gościa. Czy mam wpuścić tę panią?
Dziewczyna kiwnęła głową, nie patrząc ani na opiekunkę ani na wysoką kobietę, która weszła właśnie do pokoju. Zamykane drzwi cicho stuknęły, a pani, która do niej przyszła przysiadła na brzegu łóżka.
- Nazywasz się Alicja? To bardzo ładne imię.- powiedziała. Ton jej głosu zdradzał, że nie za bardzo wie, jak powinna się zachować i że czuje się bardzo niezręcznie.
- Dziękuję.- odpowiedziała cicho dziewczyna nadal wpatrując się w obraz. Zapadła cisza, w czasie której kobieta przyjrzała się dokładnie mieszkance pokoiku. Zza okularów w rogowych oprawkach osadzonych na garbatym nosie wyglądały duże, szare oczy okalane długimi rzęsami. Szarość oczu była łudząco podobna do koloru nieba podczas deszczu, ich kąciki były zaczerwienione, jakby ich właścicielka niedawno płakała, a na całej twarzy było dobrze widoczne piętno bólu i smutku. Na jej plecy spływały niczym złota fala długie blond włosy, w których słońce tańczyło mamiąc wzrok obserwatora. To nie było określony odcień blondu: obok platynowego pasma można było dostrzec tak ciemne, że niemal brązowe.
- Nazywam się Minerwa McGonagall. – dziewczynka zwróciła głowę w jej kierunku, patrząc z niedowierzaniem na kobietę – Jestem dyrektorem Hogwartu, szkoły dla…
- Dla czarownic i czarodziejów. – wpadła jej w słowo Alicja, siadając teraz w klęczki przodem do pani profesor – Wiem, co to jest Hogwart. Mama mi kiedyś opowiadała o szkole w której uczy się magii, o Voldemorcie, o Harrym Potterze i Albusie Dumbledore. Mówiła, że to tylko bajka, legenda, którą powtarza się u nas w rodzinie od kilku pokoleń. Ale ja wolałam w to wierzyć, że ta opowieść jest prawdą. – wyraźnie posmutniała, na wspomnienie o matce. McGonagall myślała przez chwilę, że dziewczyna zacznie płakać, gdyż jej oczy się zaszkliły a głos zaczął drżeć. Jednak Alicja wiedziała, że łzy nie pomogą. Gdy płacze się z powodu rozbitego kolana czy łokcia, ból nie ustępuje, przeciwnie, jest jeszcze gorzej, bo do bólu stłuczonego miejsca dochodzą nudności, zawroty głowy i pieczenie oczu. Kiedy płakała z tęsknoty za rodziną, rosła ona jeszcze bardziej, gdyż za każdym razem nawiedzała ją myśl, że gdyby jej rodzie żyli to zaczęli by ją pocieszać. Więc nauczyła się ukrywać uczucia i dławić w sobie płacz. Nikt nie wiedział, co dzieje się w jej środku, wszyscy mogli oglądać jedynie powłokę, którą ona dowolnie zmieniała.
- Proszę pani… Czy… Czy ja jestem czarownicą? – zapytała niepewnie. McGonagall uśmiechnęła się wyrozumiale. Mogła się tego spodziewać.
- Nie wierzysz w to, prawda? Nie wierzysz, że jesteś niezwykła, taka, jaka zawsze chciałaś być, magiczna.
- Szczerze mówiąc, to tak, nie wierzę w to. To jest za piękne, by mogło być prawdziwe.
Kobieta znów się uśmiechnęła. Wyjęła różdżkę, machnęła nią krótko i zamiast książki leżącej na łóżku znajdował się tam teraz mały, czarny kotek z białymi skarpetami. Dziewczynka zeskoczyła na podłogę, wydając z siebie zduszony okrzyk.
- Za tydzień kogoś po ciebie przyślemy. Zabierze cię na Pokątną, żebyś mogła zrobić zakupy. Spakuj się do tego czasu, resztę wakacji spędzisz w Dziurawym Kotle.
- Pani profesor, ale skąd ja na to wszystko wezmę pieniądze?
- Rodzice przepisali na ciebie wszystko co mieli. Uzbierała się z tego całkiem pokaźna sumka. Poza tym, to dziwne, ale na twoje nazwisko jest skrytka w banku Gringotta. A z tego co mi wiadomo, nosisz kluczyk do niej na szyi. – Ala wyjęła złoty łańcuszek spod sukienki. Wisiał na nim mały złoty kluczyk. Mama zawsze mówiła jej, że dostała to od jej znajomej na chrzcie i że ta znajoma prosiła, by nigdy go nie zdejmowała z szyi. Podobno, gdy ta kobieta wracała do domu, miała wypadek samochodowy, zapadła w śpiączkę i po tygodniu zmarła. Mama uznała, że należy wypełnić ostatnią wolę przyjaciółki, więc jej córka zawsze chodziła z kluczykiem na szyi.
- Jeszcze coś chcesz wiedzieć? Za tydzień spodziewaj się kogoś od nas.
- Hagrida?
- Och, wątpię, czy wypuścili by cię stąd w jego towarzystwie.
- Pani profesor, czy mogę panią o coś prosić? Czy… Czy to mógłby nie być pan Kingsley Shacklebolt?
- Dlaczego nie Kingsley? Przecież to bardzo miły człowiek a na dodatek doskonały Auror.
- Bo, widzi pani, on mnie przesłuchiwał, w moje dziewiąte urodziny. Jest jedyną poza mną osobą, która zna wszystkie szczegóły tego, co się wtedy wydarzyło. Boję się, że zacznie o tym mówić…
- Dobrze, wyślę kogoś innego. – przerwała jej profesor – Do zobaczenia w Hogwarcie.
- Do widzenia, pani profesor.


Proszę o komenty. Rozdziały nie będą pojawiać się zbyt często, a rozdział drugi będzie dopiero po długim weekendzie.

Ten post był edytowany przez Zakohana w książkach: 01.01.2008 14:16


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
marek
post 04.05.2007 16:07
Post #2 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 14
Dołączył: 15.05.2003
Skąd: Slytherin

Płeć: Mężczyzna



nie przeczytałem całości... jednak z tego co widzę, to czarno przyszłość harry'ego zapowiadasz wink2.gif i faktycznie... wbrew tytułowi romansidło to wcale nie jest.

w każdym razie, styl bardzo ładny i wytrwałości w dalszym pisaniu życzę.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zakohana w książkach
post 06.05.2007 13:07
Post #3 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



obiecałam drugi rozdział i jest. trochę krótszy, ale wedłóg mnie nie gorszy.

Rozdział 2
Powrót do normalności

Kobieta o bladej, trójkątnej twarzy, czarnych oczach i krótkich włosach o barwie malinowej gumy do żucia szła dziarskim krokiem przez park. Już miała zakręcić w uliczkę przy której znajdował się sierociniec, gdy nagle przystanęła, jakby sobie o czymś przypomniała, i weszła w wysoką trawę. Wyszła z niej po chwili, ale wyglądała zupełnie inaczej. Zmieniła sportową fryzurkę w szalonym kolorze na lśniącą falę kruczoczarnych, kręconych włosów, a jej tęczówki lśniły teraz barwą niezapominajek. Ruszyła dalej pewnym krokiem i zapukała do drzwi ponurego budynku, którego jego mieszkańcy mieli serdecznie dosyć. Otworzyła jej młoda, wyraźnie zmęczona dziewczyna.
- Czym mogę służyć?
- Przysyła mnie Minerwa McGonagall. Czy mogłabym porozmawiać z przełożoną?
- Zaraz ją zawołam. Proszę wejść.
Poczym znikła zostawiając kobietę samej sobie w ponurym holu. Wystarczył jeden rzut oka, aby uznać że wszystko co się w nim znajduje jest mocno nadgryzione zębem czasu. Ściany i wykładzina na podłodze kiedyś zapewne były w wesołych barwach, które z biegiem czasu wyblakły i poszarzały. Wysiedziane kanapy również miały kolor bardziej zbliżony do szarego, niż jakiegokolwiek innego. Z sąsiedniego pokoju dobiegły ją głosy:
- Pani Nicees, czy pamięta pani tę kobietę, która była tu tydzień temu. Tę, która rozmawiała z małą Donnel.
- Oczywiście, że pamiętam, Leslie. Dlaczego pytasz?
- Przyszła jakaś kobieta, chce z panią rozmawiać i mówi, ze przysłała ją ta McGonagall…
- Zaprowadź ją do mojego gabinetu, zaraz tam przyjdę.

* * *

Alicja stała przed lustrem w drzwiach szafy i zaintrygowana przyglądała się swojemu odbiciu. Godzinę temu z rezygnacją otwierała walizkę, pewna, że będzie musiała iść w tym co ma na grzbiecie i kupić sobie nowe ubrania. Pamiętała doskonale, że pani Nicees musiała przedłużać jej sukienkę pięć razy, narzekając przy tym, że z tego materiału, który zużyła mogłaby uszyć dwie nowe sukienki. Wszystko pasowało na nią doskonale, nigdzie nie był zbyt luźne ani zbyt krótkie, a była pewna, że urosła przynajmniej dziesięć centymetrów i znacznie schudła. Podejrzewała, że to za sprawą nieświadomie użytej magii jej ulubione ubrania leżały na niej idealnie. Rozległo się ciche pukanie do drzwi, a po chwili weszła Leslie.
- Mogłabyś zejść na dół z walizką, przyszła po cie…- przerwała w pół słowa
- Co się stało? Dlaczego masz taką dziwną minę?
- Nic, nic się nie stało tyko… twoje ubranie…
- Coś jest nie tak? Jest brudne? Dziurawe?
- Nie, wszystko z nim w porządku. Tylko… ostatnio widziałam cię tak ubraną jak cię tu przywieźli. Ale jak to możliwe, że wszystko jest na ciebie dobre? Przecież sporo urosłaś i schudłaś! Nieważne, spakuj się i zejdź zaraz na dół, czeka na ciebie jakaś kobieta. Chyba z tej samej szkoły co tydzień temu.
Dziewczynka zaczęła gorączkowo zbierać swoje rzeczy. Już zapomniała, że ma niezwykły talent do robienia bałaganu, ale żeby w tak małym pokoiku nie moc znaleźć wszystkich potrzebnych przedmiotów? Koszmar. Po dziesięciu minutach wstała z podłogi, trzymając w ręce dopiero co wyciągniętą spod szafy parę skarpetek. Wrzuciła ją z ulgą do walizki i już miała ją zamknąć, gdy jej wzrok zatrzymał się na obrazie. To był jedyny przedmiot, który zabrała z domu. Resztę rzeczy sprzedano za aukcji, a pieniądze za nie pewnie leżą teraz na jej koncie w banku. Zdjęła malowidło, zawinęła je w polarowy koc i ułożyła na dnie bagażu. Wzięła go do ręki i wyszła z pokoju, nie odwracając głowy ani razu. Zeszła po skrzypiących schodach do holu, gdzie czekała na nią pani Nicees z nieznajomą.
- Dzień dobry. – powiedziała nieśmiało. Pani Nicees podobnie jak Leslie nie kryła zdumienia na widok jej stroju. Po chwili ciszy jednak się otrząsnęła i powiedziała słabym głosem:
- Witaj, Alicjo. To jest pani Nimfadora…
- Mów mi Tonks. – przerwała jej kobieta podchodząc do Alicji z wyciągniętą ręką. Uścisnęła ją, patrząc z zafascynowaniem na Tonks. Mama opowiadała jej też o kobiecie, która mogła dowolnie zmieniać swój wygląd i wolała, by mówiono do niej po nazwisku, gdyż uważała swoje imię za głupie. A nazywała się Nimfadora Tonks. No cóż, gdyby ona miała tak na imię, to chyba też wolałaby, żeby mówiono do niej po nazwisku.
- Wzięłaś wszystko?
- Tak, na pewno mam wszystko. Cześć, Leslie. Do widzenia pani Nicees. – odpowiedziała, wzięła walizkę w dłoń i ruszyła w stronę drzwi.
- O nie, nie. Po pierwsze, musimy jeszcze coś załatwić, a po drugie prędzej pozwolę ci prowadzić pociąg niż dźwigać tą walizkę.
- Ale ona jest bardzo lekka, dam sobie radę.- protestowała dziewczyna, ale Tonks już miała walizkę w dłoni i nie zważając na nią mówiła do przełożonej:
- Będzie musiała wrócić tutaj na wakacje, na święta i ferie będzie mogła zostać w szkole, chyba że nie zechce.
- Na pewno zechcę. – wtrąciła Ala – A czy nie dałby się załatwić, żebym mogła tam zostać także na wakacje. Nie żeby było mi tu źle, ale…
- Pogadamy o tym potem. No więc, to już wszystko. Żegnam panie. – przerwała jej kobieta i pociągnęła za sobą w stronę wyjścia. Alicja delikatnie uwolniła ramię z jej uścisku i ochoczo podeszła do drzwi, przytrzymując je gdy Tonks wychodziła. Znowu była taka, jaką pamiętali ją sąsiedzi: wesoła dziewczynka, zbywająca niepowodzenie byle czym, śmiejąca się w twarz swoim problemom, których miała wiele, chłonąca otaczający ją świat i dostrzegająca nawet jego najmniejsze i najbardziej ulotne piękno; niepowtarzalny kształt chmur, promienie przedzierające się przez obłoki czy liście, tajemniczą poświatę wokół księżyca. Po pewnym czasie dostrzegła, że towarzyszka przygląda się jej twarzy, a w szczególności ustom i oczom.
- Coś nie tak z moją twarzą? Jestem brudna? – zapytała zdezorientowana.
- Nie, tylko coś mi tu nie pasuje. McGonagall mówiła mi, że jak cię zobaczyła chciało się jej płakać: miałaś smutną twarz, smutne, szare oczy i nic cię nie interesowało. A przecież obok mnie idzie dziewczynka, która rozgląda się wokół jakby chciała dostrzec jak najwięcej, zaraża uśmiechem i ma błękitne oczy, w których błyskają iskierki radości.
- Oh, to… Ja też nie potrafię tego wyjaśnić. Może jestem wesoła dlatego, że wreszcie wyszłam z sierocińca. A z moimi oczami już tak od zawsze.
- Jak jest od zawsze?
- No, zmieniają kolor w zależności od mojego nastroju. Kiedy jestem smutna są szare, kiedy wesoła błękitne a jak jestem wściekła, to podobno są granatowe i zdaje się że ciskają błyskawicami.
- Niesamowite. – mruknęła zamyślona Tonks – Czyli że nie da się określić ich koloru.
- Jedna moja nauczycielka mówiła, że mam oczy w kolorze nieba i że jest mi pisane osiągnięcie rzeczy wielkich. Tak wielkich, że usłyszy o nich cały świat i będzie się o tym mówiło jeszcze długo potem, że na zawsze zapiszą się w historii. Ale ja w to szczerze wątpię.
- Wiesz co, kilka lat temu, trzy albo cztery, w całej czarodziejskiej społeczności było głośno o pewnej przepowiedni. Jej treść powtarzano sobie z ust do ust i publikowano w gazetach. To chyba najpopularniejsza przepowiednia na świecie. Brzmi mniej-więcej tak:
„W dniu dziewiątych urodzin wszystko straci
Lecz równie dużo zyska.
Na dwa lata pogrąży się w rozpaczy
Ale potem sens życia odzyska
Bez niej ten, który może zwyciężyć Czarnego Pana go nie pokona
Oczy w kolorze nieba ma ona”

Nikt nie wiedział o co dokładnie chodzi z tymi oczami w kolorze nieba, wszyscy myśleli, że to błękitne. Ale teraz już wiem co to znaczyło. Ta twoja nauczycielka wcale się tak bardzo nie myliła.
- Ale to przecież niemożliwe! W tej przepowiedni musi być mowa o kimś innym, nie o mnie.
- Możliwe, że masz rację, ale przyznaj, że wszystko się zgadza. Straciłaś wszystko w dziewiąte urodziny, lecz wtedy właśnie ujawniła się twoja magia. Przez dwa lata mówiłaś tylko, jeśli musiałaś i chodziłaś smutna, a teraz jesteś znów wesoła. I masz oczy w kolorze nieba.
- No dobrze, zgadza się. Ale to na serio nie mogę być ja. – z rezygnacją przyznała rację kobiecie.
- Myśl jak chcesz, ja tam w ciebie wierzę.
I obie szły dalej w milczeniu, rozmyślając o tym, czego się właśnie dowiedziały. Nagle Alicja zapytała:
- Tonks, czy ty potrafisz zmieniać swój wygląd?
- Ja na to wpadłaś? Przecież nic sobie nie zmieniłam, prawda? – zaniepokojona zaczęła macać swoją twarz. Już raz w zamyśleniu mimowolnie wydłużyła swój nos na dziesięć centymetrów.
- Nie, nic nie zrobiłaś. Po prostu jeszcze nigdy nie widziałam kogoś, kto przegląda się w kałużach. – zachichotała – Wyglądasz nieźle, ale mam wrażenie, że w swojej zwykłej fryzurze jest ci bardziej do twarzy. Mogę się mylić, bo nigdy jej nie widziałam, ale… mam takie dziwne przeczucie.
- Może i masz rację, ale tutaj się nie zmienię. Z dużo mugoli. – dodała napotykając zdziwiony wzrok dziecka.
- Dobra, a długo jeszcze będziemy tak szły?
- Co, jaśnie panią rozbolały nogi? – odpowiedziała pytaniem Tonks z głosem ociekającym ironią.
- Nie ma potrzeby zwracać się do mnie per pani. Pozwalam ci mówić do mnie po imieniu. – Odpowiedziała Alicja tym samym tonem – A poza tym wcale nie rozbolały mnie nogi, tylko nie mogę znieść, że dźwigasz za mnie mój bagaż. Daleko jeszcze?
- Wchodzimy w następną przecznicę, tam złapiemy Błędnego Rycerza. W nim będę mogła się zmienić.
Na wyżej wymienionej uliczce kobieta machnęła ręką, huknęło i pojawił się przed nimi wściekle bordowy, trzypiętrowy autobus. Jego drzwi otworzyły się i stanął w nich mężczyzna, mówiąc:
- Witam w imieniu załogo Błędnego Rycerza, nadzwyczajnego środka transportu dla czarownic i czarodziejów zagubionych w świecie mugoli. Wystarczy machnąć ręką, która ma moc, a zawieziemy panie, dokąd panie sobie życzą. Nazywam się Stan Shunpike i dziś będę waszym przewodnikiem…
- Dobra, dobra, daruj sobie. – przerwała mu Tonks, która przez całą jego kwestię wywracała oczyma. – Prosimy dwa bilety do Dziurawego Kotła.
- Dwadzieścia dwa sykle. Czy mógłbym poznać pani imię?
- Jak wejdę do środka, to może poznasz.
Stan szybko zrobił przejście w drzwiach. Towarzyszka zaprowadziła Alicję na sam koniec autobusu, mając zapewne nadzieję pozbycia się Shunpike’a, lecz on zaraz się tam znalazł i wręczył Alicji bilety.
- No więc? Poznam twoje imię?
- Zamknij oczy i nie otwieraj dopóki nie powiem „już”, to poznasz.
Stan z chęcią wykonał polecenie, a Tonks zacisnęła powieki, jakby próbowała sobie coś przypomnieć. Po chwili otworzyła oczy, a jej włosy znów były krótkie i malinowo różowe.
- Już.
Ledwo skończyła mówić, rozległ się krzyk zaskoczenia Stana.
- Szefowo, nie rób tak więcej, okej? Kiedyś przez ciebie zawału dostanę.
- Może to cię nauczy, żebyś się nie przystawiał do klientek. A teraz zjeżdżaj na przód autobusu.
Mężczyzna powlókł się na siedzenie obok kierowcy, a Alicja wybuchła tłumionym przez kilka minut śmiechem. Wydyszała przez łzy:
- To… to było… to było boskie!
Teraz Tonks też zaczęła zwijać się ze śmiechu, a po chwili śmiał się już cały autobus, chociaż większość nie wiedziała z czego.

Ten post był edytowany przez Zakohana w książkach: 06.05.2007 18:49


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zakohana w książkach
post 09.05.2007 17:15
Post #4 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Czemu nikt nie pisze komentów?? Zatkało was bo beznadziejne czy dobre? Błagam o komenty!
Wracając do fanficka: trzeci rozdział również krótki, za co zganiła mnie moja koleżanka. Powstał w połowie podczas długiego weekendu a w polowie w ciągu ostatnich kilku godzin. Życze miłego czytania i jeszcze raz bałagam o komenty.

Rozdział 3
Historia i tajemnice


Harry siedział w Dziurawym Kotle popijając kawę w towarzystwie Ginny. Spotkał ją u Madame Maklin i niezmiernie się z tego cieszył. Ostatni raz widział ją w czerwcu, na ślubie Rona i Hermiony. Oboje jednogłośnie porzucili swoje plany i udali się do Dziurawego Kotła na kawę. Opowiadali sobie wszystko, co się wydarzyło, Harry przyjął kolejne gratulacje z powodu posady a Ginny wytłumaczyła swoją nieobecność na urodzinach ukochanego. Od kilku minut milczeli, każde pogrążone w tych samych myślach. Kiedy oni zaproszą Rona i Hermionę na swój ślub? Kiedy będą mogli być razem? Kiedy to udawanie i ukrywanie się w końcu nie będzie konieczne? Oboje doskonale wiedzieli, że odpowiedź na te wszystkie pytania brzmi: kiedy Lord Voldemort będzie martwy.
- Co będziesz teraz robił? Do pierwszego września zostały jeszcze trzy tygodnie. – Przerwała milczenie kobieta
- Zostanę tu do końca wakacji. Kupię podręczniki, pomoce szkolne, nowe szaty i takie tam rzeczy. A ty? Co teraz będziesz robić?
- Ja…
- Ginny! Hej Ginny! – Przerwał rozmowę kobiecy głos. Rudowłosa utkwiła niedowierzające spojrzenie gdzieś nad ramieniem bruneta.
- Harry! Ty też tutaj?! – teraz mężczyzna także się odwrócił.
- Tonks? – wykrztusili oboje – A- ale… przecież miałaś wykonywać jakąś misję dla Zak… - Harry przerwał w pół słowa, gdyż za Tonks z tłumu wynurzyła się jakaś dziewczyna. Wyraźnie była z nią, bo nieśmiało stanęła za kobietą i starała się zapaść pod ziemię.
- A kto ci powiedział, że nie wykonuję? – wskazała oczyma na dziewczynę – Harry, to jest Alicja Donnel, Alicja, to jest Harry Potter. Harry będzie cię uczył…
- Obrony przed Czarną Magią, tak? – wpadła jej w słowo Alicja. Teraz przyglądała się mu z nieukrywaną ciekawością. Jej wzrok przemknął od różdżki w tylnej kieszeni jeansów przez dłonie złożone na stoliku do twarzy. Przebiegła spojrzeniem po jego rozczochranych jak zwykle włosach, policzkach, ustach, okrągłych okularach i czole, przesmyknął się po jego bliźnie w kształcie błyskawicy. Harry przywykł do tego, że ludzie mu się przyglądają, ale zwykle ich wzrok zawieszał się na jego znamieniu, więc nie krył zdziwienia, kiedy ta mała potraktowała je jak zwykły pieg. I w tym momencie ich wzrok się spotkał. Obojgiem wstrząsnął dziwny dreszcz, oboje poczuli, że już kiedyś patrzyli w te oczy. To wszystko trwało nie dłużej niż sekundę, ale im wydawało się wiecznością.
- Tak, Obrony przed Czarną Magią. Może mi powiesz co jeszcze wiesz, zanim znów się wygłupię tłumacząc ci to? – Tonks nie zauważyła tej całej sceny
- Wcale nie wiem o was tak dużo. – mruknęła Ala spuszczając wzrok. – Właściwie, to znam tylko historię wydarzeń w Hogwarcie. A raczej tylko bardzo ogólny ich zarys. Była tam mowa o tym, że na tej posadzie nikt nie wytrzymał dłużej niż rok. A poza tym, to czego innego Ha… to znaczy pan profesor, mógłby uczyć? – w ostatnim zdaniu była dobrze wyczuwalna drwina.
- Masz rację, z niczego innego nie byłem zbyt dobry. I możesz do mnie mówić Harry, może przynajmniej przy tobie nie będę się czuć jak podstarzały sztywniak… - odpowiedział jej Harry smętnym tonem, a dziewczyna gorączkowo starała się ukryć atak szaleńczego chichotu.
- Alicja, to jest Ginny Weasley, najlepsza przyjaciółka Harry ‘ego. – Ala rzuciła wdzięczne spojrzenie towarzyszce i odwróciła się do Ginny, która uśmiechnęła się do niej.
- Cześć. – powiedziała ciepło – Do mnie też możesz mówić po imieniu.
- Dzięki. – dziewczyna odetchnęła z ulgą, nadal próbując zdusić śmiech. Świeżo poznany profesor dostrzegł to i zaczął robić głupie miny. Efekt był natychmiastowy. Jedenastolatka wybuchła salwą śmiechu, usiadła na wolnym krześle skręcając się i usiłując złapać oddech a z jej oczu pociekły łzy. Jej zachowanie, podobnie jak w Błędnym Rycerzu, udzieliło się najpierw towarzyszom a potem całej reszcie klientów baru, który trząsł się w podstawach.
Alicja uspokajała się powoli, a wraz z nią cały budynek.
- Już dobrze… tylko… Harry, błagam cię nie rób tak więcej!
- Dobra, koniec spotkania. – powiedziała Tonks – Musimy załatwić jeszcze sporo rzeczy. Idź na zaplecze, a ja ci załatwię pokój.
Podchodziła do lady, kiedy Harry ją dogonił i złapał za ramię.
- Mówiłaś że jak ta mała się nazywa?
- Donnel. To Alicja Donnel.
- TA Donnel? O Donnelach było głośno dwa lata temu. Voldemort wymordował wszystkich osobiście, a ich córka przeżyła. A w tej rodzinie od sześćdziesięciu pięciu pokoleń, jeśli nie dłużej, nie było czarodzieja.
- Tak, to ta Donnel. Ale, Harry, naprawdę się spieszę, a poza tym, to nie jest najlepsze miejsce do rozmów na ten temat… – szepnęła Tonks.
- Zostanę tu do końca wakacji, jadę ekspresem Londyn-Hogwart. Mam pokój numer piętnaście, wpadnij, jak będziesz mieć chwilę.

* * *
- Więc co chcesz wiedzieć?
- Wszystko.
Harry i Tonks siedzieli w pokoju nad Dziurawym Kotłem. Księżyc wisiał już wysoko na niebie w otoczeniu gwiazd, a odbicie w lustrze chrapało miarowo.
- Dwa lata temu, dwudziestego ósmego lipca na ulicy Holly Angel aportowało się dwudziestu pięciu śmierciorzerców w towarzystwie Voldemorta. Każdy zrobił rozróbę w innym domu, a Voldemort wybrał właśnie dom Donnelów, w którym trwało przyjęcie. Zamordował wszystkich, poza dziesięcioletnią dziewczynką. Taki opis wydarzeń zna każdy czarodziej, który dostał w ręce jakąś gazetę. Ale szczegóły tego zajścia znają tylko trzy osoby.
- Kto? – zapytał Potter nie zważając na umęczoną minę siedzącej obok kobiety.
- Alicja i Kingsley Shacklebolt.
- To tylko dwie osoby. Kim jest trzecia? – pytał nadal mężczyzna
- Właśnie na nią patrzysz. – odpowiedziała smętnie Tonks. – Kiedy McGonagall powiedziała mi, że mam po nią iść, poszłam do Kingsley’a i poprosiłam go, żeby mi powiedział co się tam wtedy wydarzyło. Zrobił to, a ja bardzo żałuję, że go o to prosiłam. To były jej urodziny. Była na nich cała jej żyjąca rodzina, wszyscy przyjaciele i znajomi. To miał być najpiękniejszy dzień w jej życiu, a przemienił się w piekło. Tuż przed aportacją Voldemorta zdmuchiwała świeczki. Pomyślała życzenie: żebym spotkała prawdziwego czarodzieja. I to życzenie się spełniło. Pięć minut później do domu wpadł Voldemort, zamordował jej rodziców, przyjaciół, nawet psa. Wszystkich, poza nią. Gdy wszedł, ujawniła się je moc. Mówiła, że nie mogła wydać z siebie żadnego odgłosu, nie mogła odepchnąć z linii zaklęcia cioci, zasłoniła ciałem przyjaciółkę, ale śmiercionośne zaklęcie przeszło przez jej serce, nie czyniąc najmniejszej krzywdy, a jej koleżanka padła martwa. To dla dziewięciolatki musiało być okropne przeżycie. Już nigdy nie zapomni tego prezentu od Voldemorta. Ale najgorsze jest to, że obwinia siebie o te wydarzenia.
- Dlaczego? Obwinia się o to, że przeżyła?
- Czy ty mnie nie słuchałeś? Ona chciała spotkać prawdziwego czarodzieja, pomyślała to życzenie zdmuch..ąc świeczki, a pół godziny później leżała zwinięta w kłębek na środku pokoju pełnego trupów i to z winy czarodzieja! Straciła wszystkich, którzy coś dla niej w życiu znaczyli kosztem spełnienia się jej urodzinowego życzenia. Teraz ją rozumiesz?
- Nawet nie wiesz jak dobrze. Boże… stracić całą rodzinę i wszystkich przyjaciół w pół godziny… życie tej małej musi być dla niej okropną udręką… - powiedział Harry nieobecnym głosem, patrząc gdzieś w dal.
- Słuchaj, Tonks. – powiedział nagle już normalnym głosem – Ona... Jakby to… Ona wydaje mi się trochę… dziwna. Chodzi mi oto, że… Dzisiaj, na dole, spojrzeliśmy sobie w oczy i ja… ja miałem wrażenie, że już kiedyś patrzyłem w te oczy. Mówię ci, Tonks, to nie jest zwykła dziewczyna.
Zapadła cisza, podczas której każde rozmyślało. Harry zastanawiał się nad tym dziwnym uczuciem, które nim wstrząsnęło podczas spotkania z dziewczynką. Był pewien, że już kiedyś widział te oczy, że w nie patrzył, tylko nie mógł sobie przypomnieć gdzie i kiedy.
- Wiesz, masz rację. – przerwała nagle ciszę Tonks zamyślonym głosem – Że ona jest zwykłą dziewczyną. – dodała widząc pytające spojrzenie przyjaciela – Mam wrażenie, że ona wie o nas wszystko. O nas i o całym świecie czarodziejów. A ciebie zna lepiej niż ty sam.
- Co masz na myśli?
- Ona o nic nie pytała. Każde normalne dziecko, które nigdy nie widziało świata czarodziejów i dowiedziało się o wszystkim kiedy dostało list, po dostaniu się na Pokątną zaczyna pytać o wszystko co widzi! A ona nic, kompletnie nic… wiedziała nawet co to jest Quidditch.
- McGonagall mówiła, że matka opowiadała jej o tym wszystkim…
- Wiem, Harry, ale to nie to… - przerwała mu niecierpliwie – To wszystko jest co najmniej dziwne. I na dodatek wie o Zakonie Feniksa.
- Jak to?
- Jak otworzyliśmy jej skrytkę w banku Gringotta, to poza mnóstwem złota znalazłyśmy tam dwa czyste pergaminy i z pięć peleryn niewidek. Wręczyła mi cztery ze słowami „Wam przydadzą się bardziej niż mnie.” Rozumiesz Harry? Nie powiedziała „Tobie” tylko „Wam”, i daję sobie głowę uciąć, że miała na myśli Zakon.
- Może i masz rację… a te pergaminy? Na pewno nic na nich nie ma?
- Jeden to plan Hogwartu. Doskonalszy chyba nawet od mapy Huncwotów. Żeby się ujawnił po prostu go pogładziła w zamyśleniu dłonią mówiąc: „Coś mi to przypomina”. Drugi mam ze sobą, nie da się go w żaden sposób odczytać, ale jest zaczarowany. – powiedziała, wyciągając z kieszeni pożółkły pergamin. Wziął go i od razu wyczuł silną magię. Westchną cicho. Jakie to wszystko skomplikowane. Kim do diabła jest ta dziewczyna, którą zobaczył dzisiaj pierwszy raz i miał wrażenie, jakby znał ją od dawna. Co ona ma z nim wspólnego?
- Co miałaś na myśli mówiąc, że zna mnie lepiej niż ja sam?
- Ja nie wiem… rozmawiałyśmy o tobie podczas zakupów, i ona mówiła o tobie, jakby cię doskonale znała. Każdy zakamarek twojej duszy. Powiedziałam, że Ginny jest twoją najlepszą przyjaciółką. Kiedy mówiła „najlepsza przyjaciółka” miała dziwny głos i miałam wrażenie, że ona dobrze wie, iż Ginny jest dla ciebie kimś więcej.
- Kiedyś się tego na pewno dowiemy, ale równe pewne jest to, że nie dzisiaj. – dodał, gdyż Tonks usiłowała zamaskować potężne ziewnięcie. – Idź już spać. Coś mi się widzi, że nasze życie będzie jeszcze bardziej skomplikowane, chociaż trudno to sobie wyobrazić.


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
czarownica88
post 09.05.2007 20:48
Post #5 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 13
Dołączył: 05.05.2006

Płeć: Kobieta



śliczne:) jedyną wadą jest to że fragmenty są krótkie;) mam nadzieje że następny będzie dłuższy. pozdro.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zakohana w książkach
post 11.05.2007 07:10
Post #6 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Następne rozdziały będą już dłuższe. W sumie to 2 i 3 mógłby spokojnie robić za jeden... no cóż, ludzie uczą się na błędach. Kolejny rozdział pojawi się 21 maja wieczorem (mam taką nadzieję), gdyż jadę na Zieloną Szkołę, a na tego typu wyjazdach zawsze dopstaję weny (Już trzy miejscowości otrzymałey ode mnie niezbyt pochlebne piosenki) i oświadczam uroczyście, że nigdzie nie ruszę się bez czegoś do pisania i kawałka kartki. Cieszę się, że wam się podoba biggrin.gif

P.S
Zapomniałbym! Rozdzial 4 będzie w stu procentach gramatyczny, w stu procentach będzie miał poprawną interpunkcję i na sto procent nie będzie w nim powtórzeń wyrazowych. Powód jest ptosty: będzie go sprawdzała moja wychowawczyni, nauczycielka polskiego wink2.gif


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kruszynka85
post 20.05.2007 13:58
Post #7 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 09.05.2007




FF jest swietny. Calkiem inny niz poprzednie ktore czytalam. Pojawila sie nowa osoba i dzieki temu nowy ciekawy watek. Gratuluje wyobrazni i zycze duzo zapalu do dalszej tworczosci. Bede z niecierpliwoscia sledzic to opowiadanie.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zakohana w książkach
post 21.05.2007 21:50
Post #8 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Ekhem, ekhem... no więc macie dwa rozdziały, i to najdłuższe z dotychczasowych. Miałam wenę. Co do poprawności gramatycznrj, to nie jestem pewna, w końcu nauczyciel też człowiek.

Rozdział 4
Pierwszy dzień w szkole

Alicja obudziła się dwadzieścia minut temu, ale nie otworzyła oczu. Leżała wspominając wszystkie wydarzenia i przekonywała samą siebie, że to nie był sen. Spędziła w Dziurawym Kotle ponad dwa tygodnie a czas mijał jej na włóczeniu się z Tonks i Harrym po Pokątnej i wygłupach, lecz teraz nie mogła uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. A wszystko co ją otaczało, wcale jej w tym nie pomagało. Łóżko trzeszczało z każdym ruchem a sztywna, szorstka pościel pachniała proszkiem do prania, jak w sierocińcu. Otworzyła oczy. Pokój, w którym się znajdowała był co najmniej dwa razy większy niż ten w domu dziecka. Naprzeciw łoża z kolumienkami znajdowało się duże lustro, obok stała umywalka i rzeźbiona komoda, okno wychodziło na zatłoczoną ulicę.
- Ubierz się i zrób coś z włosami! Wyglądasz jak strach na wróble! – ofuknęło ją lustrzane odbicie. Alicja posłała w jego stronę krótkie spojrzenie.
- Ty też. – powiedziała, ale poszła za jego radą i uczesała się. Zaczynała właśnie się pakować, kiedy jej profesor z głośnym hukiem otworzył drzwi i wrzasnął:
- Pobudka! Do odjazdu naszego pociągu zostało tylko pięć godzin!
Dziewczyna patrzyła na niego ze znudzoną miną. Od kiedy razem z Tonks oblały go wodą o szóstej rano, codziennie próbował zwlec ją z łóżka, gdyż jej uprzejma towarzyszka zwiała, kiedy tylko otworzył oczy.
- Nie śpię od godziny.
- Chciałaś chyba powiedzieć od dwudziestu minut. – poprawiło ją zgryźliwym tonem lustro, które po chwili wrzasnęło coś o braku szacunku do cudzego mienia, gdyż Alicja posłała w jego stronę poduszkę. Harry ze złością kopnął framugę.
- Czy ja kiedykolwiek dam radę cię obudzić?!
- Nawet o tym nie marz, profesorze.
Teraz to ona dostała poduszką.
- Za co to?! – wrzasnęła z wyrzutem.
- Za profesora. – wyszczerzył się mężczyzna.
- Jak w każdego, kto nazwie cię profesorem, będziesz czymś rzucał, to w końcu zaczną przychodzić na twoje lekcje w ochraniaczach. – stwierdziła złośliwie nastolatka – A teraz pójdziesz mi stąd, psujesz wystrój.
- Nie zapominaj, że mówisz do nauczyciela. Więcej szacunku. – powiedział z wyższością.
- Zwracałabym się do ciebie z szacunkiem, ale boję się, że następnym razem dostane czymś twardszym od poduszki. – odpowiedziała, pełnym udawanego szacunku głosem. – A teraz zechciej wyjść, gdyż pragnę się spakować.
Harry powolnym, dumnym krokiem wyszedł z pokoju, lecz zaraz wychylił się zza framugi.
- Wygrałaś bitwę, ale jeszcze nie wojnę! – wykrzywił się do niej.
- Idź!

* * *

Alicja siedziała w przedziale wertując księgę z zaklęciami. W pewnym momencie zamknęła oczy i dźgnęła na oślep kartkę końcem różdżki. Zaklęcie sznurujące. Może się przydać… Z naprzeciwka doszło do niej ciche chrapanie. Podniosła wzrok znad stronic książki i pokiwała ze zrozumieniem głową. Profesor Obrony przed Czarną Magią zasnął na siedząco, broda opadła mu na piersi a okulary zsunęły prawie na czubek nosa. Dziewczyna ściągnęła je i położyła na szafce pod oknem.
- Trzeba było się wyspać zamiast próbować mnie zwlec z łóżka. – szepnęła przy tym i zabrała się za zaklęcie sznurujące. Mniej-więcej pół godziny później do przedziału wszedł prefekt.
- Za dwa… - przerwał w pół słowa kiedy zobaczył śpiącego nauczyciela – O. Eee… trzeba go chyba obudzić. Za dwadzieścia minut wysiadamy.
- Zajmę się tym. – zapewniła Alicja – Coś jeszcze?
- Nie zapomnij przebrać się w czarną szatę, na stacji zgłoś się do odpowiedniego człowieka.
Wyszedł. Jedenastolatka schowała książkę, przebrała się w czarną szatę i spojrzała na Harry’ego. Podeszła do niego powoli, nachyliła się nad jego uchem i powiedziała:
- Pobudka, śpiochu! Prześpisz ucztę powitalną i mój przydział!
Zdezorientowany Potter rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Dlaczego wszystko jest takie zamazane? – zapytał nieprzytomnie
- Bo nie masz okularów, ciemnoto. I ty masz mnie uczyć?! – z udawaną irytacją wzniosła ręce ku niebu w błagalnym geście. – Świat staje na głowie, słowo daję!
- Ej, ej, pani Wiem -Wszystko- Lepiej- Niż- Potter, przypominam pani, że potrafi pani jedynie wyczarować złote iskierki z końca różdżki.
- I tu się mylisz. Potrafię jeszcze zasznurować buty zaklęciem. – wskazała na jego sznurówki, mruknęła niedosłyszalnie jakieś słowo i po kilku sekundach siedział ze wzorowo zasznurowanymi butami.
- Dobra, koniec bitwy. – powiedział Harry z rezygnacją – Ale za tą ciemnotę jeszcze ci się dostanie!
- Nie wątpię. – mruknęła i zaczęła wypatrywać Hogwartu za oknem. Potter przyjrzał się jej i pogrążył w myślach. Kim właściwie jest ta dziewczyna, która zdołała się z nim zaprzyjaźnić w pięć minut? Tak, w pięć minut, może nawet krócej… Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał, ale teraz doszedł do wniosku, że zostali przyjaciółmi od pierwszego wejrzenia. Dosłownie. Ta mała podbiła jego serce zanim zdążył zamienić z nią choćby słowo, po prostu patrząc mu w oczy. Potem traktował ją już jak przyjaciółkę. Nawet Ginny się temu dziwiła.
- Ta dziewczynka powiedziała, że w Hogwarcie z niczego nie byłeś zbyt dobry, poza obroną. Gdyby to było jakieś inne dziecko, ba, nawet gdybym to była ja, Ron lub Hermiona, o bliźniakach nie mówiąc, to byś się natychmiast odgryzł, obraził albo łupnął w tę osobę zaklęciem. A ty po prostu zacząłeś ją rozśmieszać. – powiedziała. Pewnie miała rację. A to dziwne uczucie, ten dreszcz, który go przeszył… pewnie nigdy się nie dowie.
- Harry! Halo! Ziemia do Pottera! Czy mnie słyszysz? – z zamyślenia wyrwała go Alicja, wrzeszcząc mu do ucha i machając ręką przed oczyma.
- Słyszę cię, słyszę! – odgonił ją od siebie – Po co się tak drzesz, nie jestem głuchy!
- Mówiłam normalnie, to nie zwracałeś uwagi! Od minuty próbuję cię uświadomić, że wysiadamy!
- No to wysiadamy. Bo Hagrid ucieknie z pierwszorocznymi łódkami i będziesz musiała iść na nogach.
Na peronie ponad tłumem górowała postać gajowego Hogwartu, a jego głos toczył się po peronie, doskonale słyszalny pomimo hałasu.
- Pirszoroczni, do mnie! Pirszoroczni! Czy są tu jeszcze jacyś pirszoroczni?
Harry pociągną dziewczynę w kierunku mężczyzny.
- Co tam słychać, Hagridzie? – wrzasnął, kiedy znaleźli się w zasięgu wzroku olbrzyma. Popatrzył na niego ze zdziwieniem.
- Harry! Na Merlina, co ty tu robisz?! – zagrzmiał Hagrid i uścisnął go jakby nadal był tym samym uczniem, który pijał z nim herbatki.
- Hagridzie, połamiesz mi żebra! – wydyszał Harry, na co został natychmiast odstawiony na ziemię.
- Odstawiam ci jedną nową, chciała zwiać. – jęknął cicho, gdyż dostał w kostkę od Alicji – A tak w ogóle, to ja tu uczę. Obrony przed Czarną Magią. – odpowiedział na niezadane pytanie. Hagrid zagwizdał z podziwem.
- No, panie psorze, może wpadłby pan na herbatkę do starego kumpla, hę?
- Jeszcze raz mnie nazwiesz profesorem, to…
Reszta jego wypowiedzi utonęła w szaleńczym śmiechu pierwszoklasistki. Mężczyźni spojrzeli na nią jeden z rozbawieniem, a drugi ze zdziwieniem.
- Ja… ja… prze – przepraszam. – wydyszała zwijając się ze śmiechu, poczym mruknęła do Pottera – Ostrzegałam cię…
Harry westchnął z rezygnacją.
- Przyjdę po uczcie. Idźcie już, McGonagall nie będzie czekać w nieskończoność. – powiedział. Na odchodnym zburzył Alicji włosy („Ej! To, że ty jesteś wiecznie rozczochrany nie oznacza, że ja też muszę!”) i mrugnął do Hagrida uskakując przed kuksańcem od niej.

* * *

Harry siedział przy stole nauczycielskim jak na szpilkach. Patrzył, jak McGonagall wprowadza pierwszoklasistów, jak Donnel szuka go przerażonym wzrokiem, jak dziewczynka uspokaja się nieznacznie widząc jego zaciśnięte w pięściach kciuki, a jego zdenerwowanie wciąż rosło. Nie potrafił tego zrozumieć. Kiedy Tiara Przydziału odśpiewała swoją piosenkę, a dyrektorka zaczęła wywoływać poszczególnych uczniów, jego ręce zaczęły drżeć, jakby to on miał zostać za chwilę przydzielony do któregoś domu. Co się z nim dzieje?
- Alone, Madison.
- Hufflepuf!
- Bowling, Sarah.
- Rawenclaw!
- Butter, Klaudia.
- Hufflepuf!
- Donnel, Alicja.
Teraz Harry trząsł się jak galareta. Dlaczego? Przecież to nie ma znaczenia, do jakiego domu trafi dziewczynka. Jaka to różnica, ślizgonka czy gryfonka? I tak będzie ją lubił jak teraz. Ale czy na pewno? Obserwował w napięciu jak dziewczyna siada na stołku. Zanim to zrobiła rzuciła mu przelotne spojrzenie, a on zmusił się do uśmiechu.
- Gryffindor! – wrzasnęła tiara, kiedy tylko dotknęła jej głowy. Zdjęła ją szybko i w salwie oklasków pobiegła do stołu gryfonów. Całe zdenerwowanie odpłynęło z Pottera jak ręką odjął. Dziewczyna odwróciła się od uczniów i pomachała do niego. Uniósł kciuki do góry, a ona, uśmiechając się promiennie, pogrążyła się w rozmowie z Prawie Bezgłowym Nickiem. Świeżo upieczony nauczyciel w pełni się rozluźnił i gdy „Zora, Lucjusz” trafił do Slytherinu Harry uświadomił sobie, że umiera z głodu. Jednym uchem wysłuchał krótkiej przedmowy McGonagall, niecierpliwie czekając na specjały przygotowane przez skrzaty. Jak bardzo te potrawy różniły się od jedzenia w Dziurawym Kotle! Dopiero teraz jego dawni profesorzy, a teraz koledzy po fachu, zaczęli mu gratulować. Znów musiał wysłuchiwać wypowiedzi w stylu: „Można było się tego spodziewać, Harry”, „Na miejscu McGonagall też bym tak zrobił” i „Jak ty nie jesteś idealny do tej posady, to kto jest?”. Wybawił go koniec uczty i, co się z tym wiązało, przemowa McGonagall.
- Proszę o ciszę. – zaczęła, mimo iż kiedy wstała ucichły wszelkie szepty – Na początek pragnę przypomnieć, że wstęp do Zakazanego Lasu jest surowo zabroniony, a także, na prośbę pana Filcha, że posiadanie rzeczy zakupionych w „Magicznych Dowcipach Weasleyów” wiąże się z utratą punktów przez dom i szlabanem. Cała lista przedmiotów zakazanych znajduje się na drzwiach gabinetu pana Filcha, gdyby ktoś chciał się z nią zapoznać. A teraz pozwolę sobie przedstawić nowego nauczyciela Obrony przed Czarną Magią, profesora Harry’ego Pottera. Ponadto pan Potter zgodził się zostać opiekunem Gryffindoru, za co bardzo mu dziękuję.
Harry wstał wśród burzy oklasków i krótko się skłonił.
- A teraz proszę o rozejście się do dormitoriów.

* * *

- Czekaj, bo czegoś tu nie rozumim. Znasz tę małą od siódmego sierpnia, tak?
Księżyc wisiał wysoko na niebie, a Harry siedział z Hagridem w jego chatce i popijał herbatkę. Kieł jak zwykle położył mu łeb na kolanach i zaślinił szatę.
- Tak, widziałem ją wtedy pierwszy raz w życiu. – westchnął ciężko w odpowiedzi – Ja też tego nie rozumiem, Hagridzie. Ona nie została moją przyjaciółką… tak, przyjaciółką – powtórzył na zdziwiony wzrok mężczyzny – w przeciągu tych dwóch tygodni, tylko przeciągu sekundy. W jednej chwili była dziewczyną przyprowadzoną przez Tonks, w drugiej patrzyła mi w oczy, a w trzeciej robiłem głupie miny żeby ją rozśmieszyć, jakby była moją przyjaciółką od zawsze. – ukrył twarz w dłoniach – Czemu to wszystko jest takie skomplikowane?
- A czy ktoś kiedykolwiek ci obiecywał, że będzie inaczej?
- Ja mam po prostu już tego wszystkiego dość! – wrzasnął nagle Potter uderzając pięścią w stół – Mam dość tych tajemnic, zasadzek, zagadek i kłamstw! Dlaczego nie mogę mieć zwykłego, najnudniejszego pod słońcem życia i kochającej rodziny? Dlaczego nie mogę patrzeć na to wszystko z boku, trzęsąc się ze strachu o najbliższych?
- Naprawdę byś tego chciał, Harry? – zapytał cicho Hagrid po chwili milczenia. Zapadła cisza przerywana tylko siorbaniem herbaty przez zastanawiającego się Harry’ego.
- Nie. – powiedział – Dobrze wiesz, Hagridzie, że bezczynność nie jest w moim stylu. Nie wytrzymałbym. Pewnie wtedy zazdrościłbym Wybrańcowi i chciał pomóc ministerstwu.
Obaj uśmiechnęli się ponuro.
- Ja już pójdę. Mam lekcje od rana, a w pierwszym dniu chciałbym być przytomny. Do jutra.

* * *

Alicja weszła do dormitorium na wpół przytomna, przebrała się w piżamę i usiadła na łóżku z kolumienkami. Pogładziła ręką mięciutką pościel. Ostatnio dotykała takiej dwa lata temu, kiedy jeszcze miała dom i rodzinę. Położyła twarz na poduszce chłonąc jej zapach. Lawenda. Włożyła rękę do poszewki i wyjęła z niej malutki woreczek z zasuszonymi kwiatkami. Jej mama też tak zawsze robiła, mówiła, że zapach kwiatuszków pomaga się odprężyć i zasnąć. Wspomnienia osaczyły ją ze wszystkich stron. Skuliła się, zatykając uszy i zamykając oczy, próbowała się odgnić od raniących ją wspomnień, ale one zaczęły atakować ją ze zdwojoną siłą, nasuwały jej obrazy i dźwięki do których tak tęskniła i przez które tak teraz cierpiała. Z jej oczu pociekły łzy i, sama nie wiedząc jakim cudem, zasnęła. Dziesięć minut później pozostałe cztery lokatorki dormitorium weszły, zanosząc się śmiechem. Natychmiast ucichły widząc śpiącą koleżankę. Jedna podeszła do swojego łóżka i wzięła z niego koc.
- Co robisz, Lily?
Dziewczyna nazwana Lily okryła śpiącą kocem i odpowiedziała:
- Noce są chłodne, Roksan. Swoją drogą, musiała być padnięta, weszła tu piętnaście minut temu. Właściwie, to jak ona się nazywa?
- To jest Alicja Donnel. – powiedziała trzecia z dziewcząt.
- TA Donnel? – Roksan spojrzała na nią zdziwiona, kiedy pokiwała głową – Jejku…
- Wiecie co, chodźmy już spać. Jutro trzeba wcześnie wstać. – przerwała konwersację Lily.
– Naprawdę, dziewczyny, dajcie spokój i chodźcie spać.


Rozdział 5
Syriusz

Alicja otworzyła oczy i przeciągnęła się. Założyła okulary i jej spojrzenie padło na kartki złożone na jej szafce nocnej.
Nie chciałam cię budzić. Wzięłam dla ciebie rozkład zajęć. Do zobaczenia na lekcji
Lily.
Lily… to chyba ta szatynka z kręconymi włosami i liliowymi oczami. Musi jej podziękować. Spojrzała na plan a potem na zegarek. Pięknie. Za dziesięć minut ma obronę. Szybko się ubrała (co za szczęście, że nauczyła się akurat zaklęcia sznurującego), wrzuciła do torby podręcznik, pióro, atrament i kilka pergaminów. Zbiegła po schodach rozczesując gorączkowo włosy, w pokoju wspólnym rzuciła szczotkę na stół. Gnała jak pocisk przez korytarze Hogwartu próbując zrobić sobie koński ogon. Zaklęła soczyście słysząc dzwonek i wpadła do tajemnego przejścia. Mignął jej rąbek szaty ostatniego ucznia i sparaliżowana stała patrząc na zamykające się powoli drzwi. Nagle się opamiętała i wrzasnęła:
- Harry! Harry, poczekaj!
Z ulgą patrzyła jak drzwi otwierają się i wygląda zza nich czarna czupryna. Podbiegła w ich stronę.
- Czyżby nasz ranny ptaszek zaspał? – na jego twarzy wykwitł złośliwy uśmiech – Nie widziałem cię na śniadaniu i musiałem prosić twoją koleżankę o zaniesienie ci rozkładu.
- Ty? – zapytała ze zdziwieniem
- Właśnie ujawnia się dokładność twojego słuchania wczorajszego przemówienia. Jestem opiekunem Griffindoru. Ale wróćmy do twojego dość późnego przybycia.
- Można powiedzieć, że zwlekłeś mnie z łóżka. – mruknęła – Wpuść mnie, bo nie będę miała gdzie usiąść! – dodała po chwili niecierpliwie.
- O to bym się nie martwił. – odrzekł smętnym tonem robiąc jej przejście – Dziwnym trafem wszystkie pierwsze ławki zostały wolne.
Wszyscy, którzy nie zdołali usiąść w tylnych ławkach tłoczyła się w kącie. Co odważniejsi usiedli w drugim rzędzie, ale nie wyglądali na najszczęśliwszych. Alicja prychnęła na nich z pogardą, przemaszerowała środkiem klasy i zajęła ławkę naprzeciw biurka. Harry usiadł na swoim miejscu jak gdyby nigdy nic.
- Dobrze, zanim sprawdzę obecność, czy wszyscy siedzą? – podniósł wzrok i zaśmiał się krótko – Słuchajcie, ja naprawdę nie gryzę, możecie usiąść w pierwszych ławkach, nic wam nie zrobię.
Po grupce pod ścianą przeszedł cichy pomruk, ale nikt się nie poruszył. Harry przerzucał wyczekujący wzrok z jednej osoby na drugą, lecz nie przyniosło to żadnego skutku. W końcu Lily zrobiła krok do przodu. Kiedy jedna z jej koleżanek złapała ja za nadgarstek, wyrwała go i gniewnie odrzuciła głowę.
- To żałosne. – powiedziała i usiadła obok Alicji. W jej ślady poszła znaczna część uczniów. Kiedy już wszyscy znaleźli dla siebie miejsce, Potter sprawdził obecność, przeszedł na przód biurka i oparł się o nie.
- Nazywam się Harry Potter, będę uczyć was Obrony przed Czarną Magią i mam nadzieję, że będzie to trwało dłużej niż rok. – po klasie przeszedł szmer znudzenia – Ja doskonale wiem, że to wiecie i równie dobrze pamiętam jak nudziły mnie moje pierwsze lekcje, podczas których profesorowie powtarzali ciągle to samo, ale musicie przez to przebrnąć. Usłyszycie zasady nauki i zwracania się do nauczycieli na każdej dzisiejszej lekcji, dlatego… - rozejrzał się po klasie - … dlatego przejdziemy od razu do ciekawszej części moich obowiązków.
Wszyscy się nieznacznie ożywili i patrzyli na niego z zainteresowaniem.
- Ale zanim się to stanie mam do was małą prośbę. Możecie się do mnie zwracać jak chcecie, lecz szczerze mówiąc wolałbym, aby mówiono do mnie po imieniu. Oczywiście, jeśli wolicie nazywać mnie profesorem nie będę miał wam tego za złe. Możecie nazywać mnie nawet idiotą albo wariatem, ale jeśli to usłyszę dostaniecie szlaban.
Po klasie przebiegł nieśmiały śmiech. Wydawało się, że nikt nie zauważa celu tego przemówienia. Ale Alicja dobrze wiedziała, że profesor próbuje rozładować sytuację i sprawić, by atmosfera na jego lekcjach była luźna.
- Dobrze. – Harry klasnął w dłonie – Na początek nauczycie się rozbrajać przeciwnika. Ktoś może zna to zaklęcie?
Alicja podniosła rękę. Co się z nią dzieje? Przecież ona nie zna nawet formuły.
- Alicja? – Potter nie krył zdziwienia – Potrafisz rzucić to zaklęcie?
- Tak. – dziewczyna szczerze zdziwiona swoją odpowiedzią zaczęła zastanawiać się co nią kieruje.
- Mogłabyś wyjść na środek? – stanęli naprzeciwko siebie – Dobrze, a więc spróbuj mnie rozbroić.
Ala pokiwała krótko głową. Mężczyzna nie przygotował się do rzucenia zaklęcia tarczy ani jakiejkolwiek obrony. Może ta mała przeczytała gdzieś formułę, ale w to, że potrafi rzucić to zaklęcie szczerze wątpił.
- Expelliarmus! – wrzasnęła machając krotko różdżką, złapała broń przyjaciela w locie i zakryła usta dłońmi. Jako że Harry nie był przygotowany na udane rzucenie zaklęcia przez pierwszoklasistkę został jego siłą odrzucony pod ścianę. Alicja wypuściła obie różdżki i opadła przy nim na kolana.
- Harry, nic ci nie jest? Naprawdę cię przepraszam, ja…
- Przepraszasz mnie za co? – przerwał jej Potter wstając – Za to, że rzuciłaś właśnie bardzo silne zaklęcie, a ja nie próbowałem się nawet bronić?
To wszystko mówił tak, żeby tylko dziewczyna go słyszała.
- Właśnie widzieliście przykład bardzo silnego zaklęcia rozbrajającego. Nie wiem, czy którekolwiek z was będzie w stanie rzucić je poprawnie, a co dopiero z taką siłą. Przejdźcie wszyscy na przód klasy.
Uczniowie stłoczyli się pod tablicą, a Harry machnął dwa razy różdżką. Ławki zniknęły a kreda wypisywała na tablicy formułę.
- Dobierzcie się w pary i poćwiczcie . Formuła jest na tablicy. Alicja, ty nie musisz, jeszcze by ktoś wylądował w skrzydle szpitalnym. – powiedział i usiadł ciężko na swoim krześle. Dziewczyna przysiadła na biurku i przez chwilę przyglądali się w milczeniu wysiłkom klas pierwszych. Nauczyciel wyczarował sobie szklankę soku i popijał go ze znudzeniem.
- Pomożesz mi? Jeśli którekolwiek z nich spotka się kiedyś ze śmierciożercą to marny jego los… najlepiej przystosowane do walki z siłami ciemności pokolenie, też mi coś – prychnął po chwili – Ciekawe, co powiedziałby Ron widząc TO. – przy ostatnim słowie wskazał na klasę.
- Powiedziałby, że jesteś strasznie niecierpliwy. – powiedziała Ala – Poza tym, z jakiej racji mam ci pomagać? Nie poradzisz sobie z dziewiętnastoma jedenastolatkami? Przecież nie wszyscy są beznadziejni. Na przykład Alan i Mark… to ci dwaj, którzy stoją za Darkiem i rozbrajają go na przemian dla żartu… musisz przyznać, że potrafią to zrobić. Poznali się wczoraj w pociągu i zaprzyjaźnili. Żeby było ciekawiej, Alan jest w Gryffindorze a Mark w Slytherynie.Co, trudno ci w to uwierzyć? – dodała widząc wyraz twarzy profesora – Ale wróćmy do twojej potrzeby pomocy. Przecież w Gwardii było trochę więcej osób… - Harry zakrztusił się sokiem – Co jest?
- Skąd wiesz o GD? No tak… - uderzył się dłonią w czoło – spędziłaś cały dzień z tą paplą Ton…
- Tonks mi nic nie powiedziała, a jeśli jeszcze raz nazwiesz ją paplą doniosę na ciebie. – przerwała mu dziewczynka – Jak do Dziurawego Kotła przyszedł Lupin, rozmawiał z nią i w pewnym momencie ona zapytała, czy sądzi, że dasz sobie radę. I on powiedział, że w Gwardii Dumbledore’a było 28 osób, w większości starszych od ciebie, i zdołałeś ich nauczyć dość sporo, dlaczego więc nie mógłbyś dokonać tego samego z uczniami.
- I rozmawiali o tym przy tobie?
- No… nie do końca. Akurat tamtędy przechodziłam i niechcący usłyszałam. – spojrzała z rezygnacją na wysiłki kolegów – Wiesz co, chyba jednak ci pomogę.
Zeskoczyła z biurka i zaczęła coś tłumaczyć Alanowi i Markowi. Chyba poskutkowało, bo po chwili dali spokój rudemu chłopcowi rozbrajali siebie nawzajem. Zaraz potem złota burza jej włosów zniknęła w tłumie. Harry westchnął i ruszył w jej ślady. Nie będzie się przecież wyręczał uczennicą.

* * *

Cienki sierp księżyca wisiał na granatowym niebie w otoczeniu wielu gwiazd, oblewając błonia nikłą poświatą. Tafla jeziora była gładka jak stół, nie wiał nawet najlżejszy wiatr a jedynym słyszalnym dźwiękiem było granie świerszczy. Wydawałoby się, że kroczący w kierunku zamku mężczyzna jest jedynym żywym stworzeniem na łące. Harry Potter też był święcie przekonany, że nikt inny nie wpadłby na pomysł spaceru po hogwarckich błoniach o północy, dlatego kiedy dostrzegł ruch nad jeziorem a następnie tam jasną plamę zaniepokojony ruszył w tamtym kierunku. Z pewnej odległości dostrzegł, że to Alicja leży na trawie nogami w stronę wody, wpatrując się w gwiazdy. Podszedł do niej wolnym krokiem i ułożył się obok, w tej samej pozycji lecz nogami w przeciwną stronę. Gdyby położył się bliżej, zetknęliby się uszami.
- Czy to miejsce jest wolne? – zapytał, patrząc w niebo.
- Nie, jest zajęte. Dla przyjaciela. – odpowiedziała, nie odwracając wzroku od gwiazd.
- A kim jest ten przyjaciel? Jak wygląda?
- No cóż… ma czarne, wiecznie rozczochrane włosy, dwadzieścia cztery lata, chudy średniego wzrostu.
- A oczy? Jakie ma oczy?
- Zielone. Jasno zielone. Ma oczy w kolorze Avady**.
Harry zamilkł na chwilę. Oczy w kolorze Avady. Jeszcze nikt nie porównał koloru jego oczu do barwy śmiercionośnego zaklęcia.
- Hm… nic mi to nie mówi. Może powiesz o nim coś jeszcze?
- Uczy w Hogwarcie Obrony przed Czarną Magią i leży teraz obok mnie, udając iż nie wie, że mówię o nim.
- Zastanówmy się. Zaraz… to chyba ja. A teraz powiedz mi, co ty tutaj robisz.
- Szukam. – odpowiedziała tajemniczym głosem, nadal nie odrywając wzroku od niebios.
- Szukasz. A można wiedzieć czego, czy to jakaś tajemnica?
- To nie żadna tajemnica. Szukam Syriusza.
Spojrzał na nią zaintrygowany. Czyżby ona… nie, to nie możliwe. Dziewczyna zauważyła to kątem oka.
- Psiej Gwiazdy. Syriusz znajduje się w szyi Wielkiego Psa i lśni najjaśniej w całej konstelacji, jak medalik z adresem na szyi psa wystawionego na słońce.
- Nie wiedziałem. – powiedział uspokojony mężczyzna – A ty? Interesujesz się astronomią?
- Ja? Astronomią? – zaśmiała się – Gwiazdy są piękne, ale bez przesady. Naprawdę tego nie wiedziałeś? Sinistra musiała o tym wspominać na lekcji.
- Możliwe. – mruknął – Ale skąd ty o tym wiesz?
Dziewczyna oparła się na łokciu twarzą w jego stronę.
- Miałam kiedyś psa. Mieszańca. To znaczy, miał wiele z labradora, właściwie wszystko poza sierścią. Labradory mają gładką, a on był rozczochrany mniej-więcej jak ty. Był czarny i wabił się Syriusz. Kiedyś byłam z nim wieczorem na spacerze w parku i on uciekł. Czarny pies, czarna noc, sam rozumiesz, nie miałam szans na wypatrzenie go, mimo iż był ogromny. Więc zaczęłam go wołać. Obok przechodziła moja nauczycielka, zapytała co się stało. Kiedy usłyszała, że nazwałam psa Syriusz pokazała mi tą gwiazdę i powiedziała to samo co ja tobie.
- Dziwne. – Harry również oparł się na łokciu – Bo widzisz, mój ojciec chrzestny był animagiem. Zamieniał się w wielkiego, czarnego psa ze skudloną sierścią. A nazywał się Syriusz Black.
Alicja znów opadła na plecy i powróciła do szukania gwiazdy.
- Pisze do ciebie? – zapytała nagle.
- Kto?
- Twój ojciec chrzestny.
- Nie, nie pisze. – odrzekł smutnym głosem – Zmarł dziewięć lat temu, 21* czerwca.
- Oh… ja… nie wiedziałam i… - zaczęła się jąkać zakłopotana – Przykro mi.
- A twój pies? Pewnie za nim tęsknisz. Gdzie go zostawiłaś?
- Nawet nie wiesz jak bardzo za nim tęsknię. – szepnęła, ale po chwili dodała pełnym głosem – Został zabity.
- Voldemort?
- Nie. Voldemort go nie widział. Kiedy już chciał wyjść do domu wpadła Bellatriks Lestrange i, nie wiem dlaczego, Syriusz zaczął na nią szczekać. Na niego nie szczekał, ale na nią zaczął. To ona go zabiła, podeszła do niego i przeczytała „Syriusz” na medaliku. Zaśmiała się wtedy i powiedziała „ile jeszcze razy będę cię zabijać, kuzynie?”. Ciekawa jestem o co jej chodziło.
- Ja chyba wiem. To przez nią mój ojciec chrzestny teraz nie żyje. I był jej kuzynem. Słuchaj, strasznie mi głupio że cię o to zapytałem, ale zapomniałem…
- Nie musisz się tłumaczyć. O cudzym cierpieniu bardzo łatwo zapomnieć, podczas gdy o swoim pamięta się bardzo długo, często do śmierci. Poza tym, nie był już młody. 21 czerwca, przed swoją śmiercią, skończył siedem lat, nie pożyłby długo.
Harry spojrzał na zegarek.
- O rzesz ty…! Już wpół do pierwszej. Lepiej cię odprowadzę, bo gdybyś spotkała Filcha zarobiłabyś nielichy szlaban.
- Najpierw musiałby mnie zobaczyć. – mruknęła.
- Co?
- Jestem blondynką, a nie idiotką. Wzięłam ze sobą pelerynę. – żachnęła się Alicja, ale posłusznie wstała i pomaszerowała z nim do zamku. Na schodkach przed wejściem Potter nagle przemówił.
- Mogę cię o coś zapytać? O dwie rzeczy?
- Pytaj.
- Dlaczego nazwałaś go Syriusz, skoro dopiero potem dowiedziałaś się o tej gwieździe?
- Przyśnił mi się wielki, czarny pies leżący na trawie i dochodzące gdzieś z daleka nawoływanie „Syriuszu! Syriuszu!”. Następnego dnia mój tata przyniósł czarnego szczeniaka, powiedział, że na pewno będzie duży bo jego matka jest labradorem. Dlatego nazwałam go Syriusz.
- Drugie pytanie. Twoi rodzice puszczali cię samą na wieczorne spacery z psem kiedy miałaś dziewięć lat, tak? Nie obraź się, ale czy oni mieli dobrze w głowie?
- Z woli ścisłości, miałam siedem lat. A moi rodzice byli jak najbardziej normalni. Syriusz mnie bronił i nie miał za grosz zaufania do obcych. Zawarczał nawet na moją ciotkę kiedy mnie przytuliła. Przy nim byłam bezpieczna.
Doszli już prawie do portretu Grubej Damy.
- Jeszcze jedno. Wierzysz w to, że ludzkie dusze po śmierci powracają na ziemię jako zwierzęta?
- Tak, a dlaczego pytasz?
- Twój pies urodził się w dniu śmierci mojego ojca chrzestnego
- Hasło? – przerwała rozmowę kobieta z portretu - Nie wiem czy macie tę świadomość, że zmieniło się o północy?
- A macie i nawet wiemy na jakie się zmieniło. – wyszczerzył się Harry – Swoją drogą, dawno się nie widzieliśmy.
- Ach, to ty. Widzę, że nadal nie porzuciłeś zwyczaju budzenia mnie w środku nocy.
- Ja się nigdy nie zmienię. A hasło to Pecunia non Olet***.
Weszli do pokoju wspólnego i Alicja zapytała:
- Zmiana hasła po jednym dniu? Nie za szybko?
- Jeden ślizgon znał stare, dzisiaj po południu próbował się dostać do wieży. Siła wyższa. No, dalej chyba trafisz sama. Dobranoc.
- Dobranoc, profesorze. – powiedziała i chichocząc wybiegła na górę. Harry zaśmiał się cicho i westchnął. Ta mała chyba nigdy mu nie odpuści. A on nie będzie jej dłużny.
_____________________________________________________________

* - znalazłam tę datę w „zagadkach”
** - przyznaję się, zgapiłam to określenie od Carmen Black. Carmen, nie bij…
*** - to po łacinie „Pieniądze nie śmierdzą”, jakby ktoś nie wiedział.


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kruszynka85
post 21.05.2007 23:26
Post #9 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 09.05.2007




Niemoglam sie doczekac dalszego ciagu tego opowiadania i musze przyznac ze sie nie rozczarowalam. Nastepne rozdzialy sa swietne:) trzeba miec wyobraznie zeby pisac, ja jakos juz nie umiem. Zauwazylam pare bledow literowych.... ale ogolnie opowiadanie jest...no swietne po prostu. Czekam cierpliwie na dalsza czesc i jestem strasznie ciekawa co ta malama w sobie takiego ze wzbudzila w HP takie zaufania i przyjazn.

Ten post był edytowany przez kruszynka85: 22.05.2007 12:29
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ines
post 22.05.2007 10:45
Post #10 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 16
Dołączył: 06.06.2006
Skąd: z Asgardu

Płeć: Kobieta



Rzadko spotykam się z opowiadaniem, które mnie zaciekawi po pierwszym akapicie... Twoje takie jest wink2.gif Fajnie to wymyśliłaś... Alicja jest boska po prostu wink2.gif Od dziś masz stałego czytelnika... Czekam na kolejny rozdział i życzę weny, weny i jeszcze raz czasu na pisanie biggrin.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zakohana w książkach
post 25.05.2007 14:50
Post #11 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Szósty rozdział będzie długi. Bardzo długi. Przeleciałam dwa miesiące do przodu, dwa miesiące, w ciągu których trochę się działo, więc pupychałam gdzie niegdzie kursywą wspomniki. No więc zapraszam na:
Rozdział 6
Hallowen
(część pierwsza: Czarna Róża)

Atak. Unik. Tarcza. Zmyłka. Atak. Tarcza. Unik. I tak w kółko. Reszta pierwszorocznych Gryfonów i Ślizgonów dawno zaprzestała walk, woląc przypatrywać się temu widowisku. Harry stał opierając się o ścianę i z podziwem patrzył na zażarty pojedynek. Slovakow był szybki i potrafił dużo, ale Donnel miała zawrotną szybkość, zadziwiający refleks, zniewalającą wiedzę i coś, czego większości czarodziejów było brak. Umiała jednocześnie walczyć i obserwować, wyłapywała mocne i słabe punkty przeciwnika, potrafiła przewidzieć jego reakcje. Im dłużej trwała walka, tym więcej wiedziała o wrogu i z tym większą łatwością wygrywała. Widział, że Dymitr jest już słaby i postanowił wkroczyć do akcji. Podszedł najbliżej jak mógł mając nadzieję, że niczym nie oberwie.
- Chcę wam przypomnieć, że oboje macie przeżyć i nie potrzebować pilnej opieki lekarskiej.
Dziewczyna spojrzała na niego morderczym wzrokiem nie przerywając walki.
- Poradzę sobie z nim. – uchyliła się przed błękitnym promieniem
- O ciebie się nie boję. Wolałbym jednak, żeby Slovakow wyszedł z tej sali bez żadnego poważniejszego uszczerbku na zdrowiu.
- Na początku lekcji mowiłeś, że mamy się na tej lekcji rozerwać. Więc się rozrywamy.
- Na strzępy. – dopowiedział Potter – Właśnie widzę i wolałbym, żebyście dali sobie spokój.
Alicja znów na niego spojrzała, ale tym razem jej oczy nie zabijały. Miał wrażenie, że działają jak rentgen.
- Prawdziwy z ciebie Gryfon, Harry. Były bo były, ale prawdziwy. – powiedziała nie odrywając od przyjaciela wzroku ani nie przestając walczyć – Expelliarmus.
Dymitr usiłował wyczarować prostą tarczę, ale była ona bardzo słaba, więc czerwony promień dziewczyny nic sobie z niej nie robił i po chwili blondynka trzymała w ręku różdżkę Rosjanina. Do sali dobiegł odgłos dzwonu i uczniowie wylali się na korytarz. Ala również miała ten zamiar, ale profesor ją zawrócił.
- Gdzie i kiedy nauczyłaś się rzucać te tarcze? Niektóre są bardzo skomplikowane.
- Szczerze, nie mam zielonego pojęcia. Przed rozpoczęciem walki nie miałam pojęcia o istnieniu zaklęć, których podczas niej użyłam. Tak samo było z Expelliarmusem. Kiedy zgłaszałam się na pierwszej lekcji, nie znałam nawet formułki. To dziwne.
- Bardzo dziwne. – mruknął zamyślony Harry – Idź już, spóźnisz się na zielarstwo.

***

Dwie godziny później Alicja włóczyła się korytarzami szkoły, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Jak to możliwe, że już 30 października? Przecież rozpoczęcie roku szkolnego było dopiero wczoraj, a przynajmniej takie miała wrażenie. I co się z nią dzieje? Coś śmierdzi w tej całej jej wiedzy. Nie żeby jej to przeszkadzało, ale to podejrzane.
- Donnel!
Odwróciła się na pięcie i ujrzała spieszącą w jej kierunku dyrektorkę.
- Dzień dobry, pani profesor. – uśmiechnęła się promiennie ukazując lśniące, białe zęby.
- Masz chody u Pottera, prawda? – zapytała bez żadnego wstępu kobieta
- No… można to tak nazwać. A o co chodzi? Pani dyrektor. – dodała pospiesznie na końcu.
- Powiedz mu, że ma się jak najszybciej stawić w moim gabinecie, nie obchodzi mnie, że ma lekcje.
Alicja pognała do Sali Obrony już po słowach „w gabinecie”, przemknęła przez kilka tajemnych przejść i ledwo wyhamowała pod drzwiami. Zapukała nieśmiało i słysząc „proszę” Pottera włożyła głowę do klasy.
- Harry mogę cię prosić na słówko?
Profesor wiedział, że dziewczyna nie przerywałaby mu lekcji z błahego powodu. Wyraźnie zaniepokojony zapytał:
- O co chodzi?
- McGonagall chce cię widzieć w swoim gabinecie. Natychmiast. Nie martw się, nie wyglądała na zdenerwowaną. – dodała widząc nietęgą minę mężczyzny.
- Nie o to mi chodzi. Zostawienie ze sobą sam na sam czwartego roku Gryffindor – Slytherin jest bezmyślnością równą głupocie. Oni, w przeciwieństwie do pierwszorocznych, niezbyt się lubią. Ktoś musi z nimi zostać… zaraz… ty z nimi zostaniesz!
- Ja? Czyś ty zwariował?!
- Możliwe. Słuchaj, możesz się z którymś pojedynkować, rozmawiać z nimi na temat Hallowen, cokolwiek, byleby mieli zajęcie.
- Chętnie bym wzięła udział w pojedynku, ale szczerze wątpię, czy którekolwiek z nich mnie zaatakuje.
- O to się nie martw. Czyli co, zgadzasz się?
Nie czekając na odpowiedź wciągnął ją do klasy.
- Posłuchajcie. Muszę na chwilkę wyjść, dyrektorka mnie wzywa, więc, wiedząc iż zostawienie was samym sobie byłoby idiotyzmem, zostawiam was z tą oto dziewczyną. Alicja wyraziła chęć pojedynkowania się z jednym z was.
- Mamy się pojedynkować z pierwszoroczną? Przecież ona nic nie umie. – z tylnych rzędów dobiegł kpiący głos.
- Umiem całkiem sporo, Malfoy. I bardo chętnie ci to udowodnię.
Harry uśmiechnął się, gdyż głos dziewczynki był chłodny a w jej oczach pojawiły się mordercze błyski. Chrześniak Dracona nie wie, na co się porywa.
- Panie Malfoy? Wyjdzie pan na środek, czy się boi?
Podszedł do nich niechętnie brązowowłosy chłopak z tego samego koloru oczyma.
- No dobrze. Alicja, postaraj się go nie wysłać do skrzydła szpitalnego, Malfoy, nie masz szans na wygraną, ale przynajmniej przegraj z honorem. Zostawiam was. – powiedział Potter i wyszedł. Przeciwnicy jeszcze przez chwilę piorunowali się wzrokiem, po czym stanęli naprzeciwko siebie i krótko skłonili. Alicja stała z opuszczoną różdżką. Nie miała zamiaru atakować pierwsza. W klasie panowała głucha cisza, oczy wszystkich były utkwione w stojącej parze. Malfoy zdecydował się rozpocząć pojedynek i teraz dopiero było na co patrzeć.
Po dwudziestominutowym pobycie poza klasą Harry wszedł do środka. Zobaczył walczącą zażarcie parę Malfoy – Donnel. Ktoś usunął ławki z klasy, a wszyscy uczniowie stali pod ścianą przypatrując się zafascynowani walczącym. Alicja dostrzegła Pottera stojącego w drzwiach, zrobiła fikołka, stanęła za Malfoyem i rozbroiła go.
- Dziękuję za wspaniałą walkę, panie Malfoy. – powiedziała na odchodnym, odrzucając mu różdżkę.
- I jak, panie Malfoy? Nadal pan uważa, że Alicja nic nie umie? – zapytał Harry, kiedy dziewczyna wyszła. Chłopak burknął coś niezrozumiale.
- Bardzo prosiłbym tego, kto usunął ławki, o ich powrót. – po klasie przeszedł pomruk niezadowolenia – Wolałbym, żebyście siedzieli podczas omawiania tej walki.
Ławki natychmiast się pojawiły a ożywieni uczniowie usiedli w nich, z zainteresowaniem wpatrując się w nauczyciela. Jedynie Daniel był wściekły. Pokonała go jedenastolatka i to w jakim stylu! Jak się to rozejdzie po szkole, a rozejdzie się na pewno, będzie pośmiewiskiem przez wiele tygodni.

***
Alicja przemierzała korytarze szkoły ukryta pod peleryną niewidką. Zatrzymała się przed drzwiami, rozejrzała czujnie i zapukała. Usłyszała ciche „proszę!” i weszła do pomieszczenia. Zamek szczęknął i zdjęła pelerynę. Rzuciła w stronę Harry’ego jedną z butelek i rozsiadła się w fotelu naprzeciw kominka.
- Skąd masz piwo kremowe? – zapytał, siadając w sąsiednim fotelu.
- Zapominasz, że mam mapę Hogwartu ze specjalnym uwzględnieniem tajnych przejść. – odpowiedziała dziewczyna otwierając napój.
- Tylko mi nie mów, że byłaś w Hogsamede!
- Nie powiem. Byłam w kuchni. A właśnie, ktoś chciałby cię widzieć. – pstryknęła palcami wołając:
– Zgredek!
W następnej chwili cały pokój wypełnił się piskiem uradowanego skrzata.
- Zgredek wiedział, że Harry Potter wróci do Hogwartu! Harry Potter sir za bardzo kocha Hogwart, żeby go zostawić. Dlatego Zgredek powiedział pani dyrektor, żeby mianowała nauczycielem Harry’ego Pottera. Zgredek wierzył, że Harry Potter sir się zgodzi!
- Zaraz. To ty powiedziałeś o mnie McGonagall? – powiedział nieco zaskoczony Potter
- Tak, Harry Potter sir. Ale Zgredek nie wiedział, czy Harry Potter się zgodził. Dopiero dzisiaj panienka Donnel przyszła do kuchni, to Zgredek się pyta, czy Harry Potter uczy w Hogwarcie. Jak Zgredek się dowiedział, że tak, to był strasznie szczęśliwy.
- Ja też się cieszę, że cię widzę, Zgredku. A teraz idź już spać. – dodał widząc, że skrzat ziewa potężnie. Stwór posłuchał i zniknął z cichym pyknięciem.
- No więc? O czym chciałaś pogadać? – zapytał po krótkim milczeniu.
- O balu. O moich umiejętnościach. O wszystkim. – odpowiedziała po chwili namysłu jedenastolatka.
- Ta twoja znajomość zaklęć jest dość niepokojąca. Musimy się dowiedzieć, skąd to wszystko znasz. Dopóki tego nie wiemy, stoimy w martwym punkcie.
- Coś mi mówi, że odpowiedź na to pytanie jest tutaj. – wyciągnęła z kieszeni pożółkły pergamin – Tylko że ta diabelna kartka nie daje się odczytać!
- Ciekaw jestem, czy patronusa też potrafisz rzucić…
- Możemy zobaczyć. – mruknęła Ala – Expecto Patronum!
- Syriusz? – szepnął zaskoczony Harry. Bo rzeczywiście, patronus nastolatki był białą wersją Łapy, jego ojca chrzestnego.
- Mówiłam, że mnie bronił. – uśmiechnęła się Alicja. Jej obrońca wyparował jednak po kilku minutach, zostawiając zamyśloną parę samej sobie.
- Za kogo się przebierasz na bal? – przerwała ciszę dziewczyna. Dyrektorka nieźle wszystkich zaskoczyła oznajmiając po obiedzie, że w Noc Duchów po uczcie odbędzie się bal maskowy.
- Za wampira. – odpowiedział po namyśle – A ty?
- Jutro się dowiesz. – uśmiechnęła się tajemniczo
– A jak tam twoje poszukiwania? – zmieniła niespodziewanie temat
- Lepiej nie mówić. – mruknął niechętnie Potter – Mam nadzieję, że znajdę go przed osiemdziesiątką.
- Czyli ty nie wierzysz w to, że zwyciężysz?
- Ja mam nadzieję, że zwyciężę. Ostatnio uganiałem się za nim aż na Tortugę*, a jak tam dotarłem okazało się, że zwiał kilka minut wcześniej.
- Harry, ale ty musisz wierzyć w zwycięstwo! – krzyknęła Alicja – Jest takie mugolskie powiedzenie: Nadzieja jest matką głupich, a Wiara czyni cuda. I to przysłowie mówi prawdę.
- Niby dlaczego?
- Spójrz. – położyła dłoń na stoliku tak, aby widział jej wierzch – Są dwie armie, czerwona i niebieska. – na jej dłoni pojawiły się dwa prostokąty. – W każdej armii jest dwieście osób, włączając w to dowódcę. – na prostokątami pojawiła się liczba 200.
- W armii czerwonej jedna osoba wierzy w zwycięstwo, dziewięćdziesiąt dziewięć osób ma nadzieję na zwycięstwo, a sto osób wierzy, że ich armia przegra.
W czerwonym kwadracie pojawiały się dyktowane przez nią informacje, jakby pisane niewidzialną ręką.
- Natomiast w niebieskiej armii – kontynuowała – sprawy mają się nieco inaczej. Sto osób wierzy w zwycięstwo, dziewięćdziesiąt dziewięć ma nadzieję na zwycięstwo, a jedna nie wierzy w wygraną. Która armia wygra? Możesz zadawać pytania.
- Wygra armia niebieska, bo w niej więcej osób wierzy w zwycięstwo. – odpowiedział po chwili skupienia.
- Mówiłam, że możesz pytać. Wygra armia czerwona.
- Dlaczego?
- Bo tą jedną osobą w obu armiach był dowódca.
- A co to ma do rzeczy? – żachnął się zdezorientowany nauczyciel
- Bardzo wiele. Dowódca, jak sama nazwa wskazuje, dowodzi armią, prowadzi ją do zwycięstwa. To on podejmuje decyzje o podjęciu jakichkolwiek działań. Jeśli jest przekonany, że armia przegra, to nieświadomie doprowadza ją do przegranej. – mówiła do niego jak do nic nie rozumiejącego dziecka – Tak więc, kto jak kto, ale ty w to zwycięstwo musisz wierzyć.
Przejechała palcami po wierzchu dłoni i starła wszystkie informacje. Przez chwilę oboje milczeli. Potter zastanawiał się, ile jeszcze nauczy go ta pierwszoroczna. Przychodziła do jego gabinetu co kilka dni i za każdym razem wygłaszała wykład na inny temat. Pewnego dnia był wściekły na Śmierciożerców i przeklinał ich na czym świat stoi…
- Nie wolno ci tak o nich mówić! – sprzeciwiła się jego słowom.
- Dziewczyno, my mówimy o ŚMIERCIOŻERCACH!! To potwory!
- To ludzie tacy sami jak ja i ty! Nie ma ludzi bezwzględnie dobrych ani złych, w sercu każdego człowieka jest zarówno zło i dobro. U nich zło przeważa nad dobrem, ale wciąż są ludźmi, a o żadnym człowieku nie wolno tak mówić!
- O Voldemorcie też mam dobrze mówić, żeby się czasami nie obraził?! – jego furia sięgała zenitu.
- Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz, czy tylko udajesz?! – Alicja była, o ile to możliwie, wściekła bardziej niż jej wychowawca – Voldemort nie jest człowiekiem! Już nie jest. Ludzie mają uczucia, potrafią kochać, a on nie jest zdolny do niczego poza nienawiścią!
- Znowu schodzi na tę cholerną miłość! Dumbledore powiedział mi o niej tyle, że mam już tego po dziurki w nosie! Przez miłość tylko cierpię, nic więcej!
- Przecież ty żyjesz dzięki miłości twojej matki! Ona kochała cię tak bardzo, że oddała za ciebie życie!
- Owszem, żyję, ale co to za życie?! Najpierw przez dziesięć lat byłem traktowany jak darmowa pomoc domowa, potem musiałem uciekać przed śmiercią a teraz nie mogę ożenić się, żeby nie narażać mojej ukochanej! Już wolałbym umrzeć!
Dziewczyna wpatrywała się w niego, w jej oczach furia mieszała się z przerażeniem.
- Człowieku, ty się zastanów co mówisz!! – w jej głosie wibrowała raczej rozpacz, a nie wściekłość. – Masz przyjaciół, ukochaną, naprawdę chciałbyś umrzeć? Jeśli tak, to na nich nie zasługujesz. Zastanowiłeś się, co by czuli, gdyby cię stracili?

Innego dnia pokłócił się z Ronem i Hermioną. Był tak wściekły, że nie wpuścił jej do gabinetu. Wsunęła mu wtedy pod drzwi kartkę z trzema zdaniami po łacinie i zapytaniem.
Cave me domine ab amico, ab inimico vero me impse cavebo.**
Sine amicita vita es nulla.***
Amici fures temporum.****
Z którym z tych zdań się nie zgadzasz?

Żeby on chociaż wiedział, co to znaczy. Ale ta mała wiedźma nie chciała mu powiedzieć, więc przesiedział pół dnia w bibliotece zanim w końcu udało mu się to przetłumaczyć. O dziwo, kiedy dostał tę kartkę w ręce cała złość na przyjaciół wyparowała z niego natychmiast. Alicja podkurczyła w fotelu nogi, oplotła je ramionami i oparła czoło na kolanach. Harry wpatrywał się w ogień i bezwiednie obracał tajemniczy pergamin w dłoniach. Emanowała z niego silna magia. Silna, ale nie Czarna. Prawdopodobnie była to magia starożytna. Tylko dlaczego tego pergaminu nie da się odczytać?! Spojrzał na dziewczynę. Zamknęła oczy i uznałby ją pewnie za skupioną, gdyby nie miarowy oddech i lekki uśmiech na ustach. Trzeba ją obudzić i odesłać do dormitorium. Zbliżył się do niej powoli i wyciągnął rękę z zamiarem obudzenia jej. Brakowało my niecałego cala, kiedy był świadkiem najszybszego ruchu, jaki dane mu było zobaczyć. Dziewczyna w ułamku sekundy wydobyła z tylnej kieszeni różdżkę i przytknęła jej koniec do jego jabłka Adama.
- Nigdy więcej tego nie rób. – wycedziła przerażona przez zaciśnięte zęby – Harry! Ja mogłam cię zabić!
Roztrzęsiona cofnęła różdżkę i załamała ręce. Była upiornie blada i ledwo stała na nogach, które trzęsły się jakby właśnie przeżyła najstraszniejszą rzecz w swoim życiu. Potter, równie roztrzęsiony jak uczennica, powiedział słabym głosem:
- Odprowadzę cię, już późno.
I wyszedł z nią z gabinetu.

***
Alicja położyła głowę na ławce i wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w ścianę. Duszą, zmysłami i umysłem była zupełnie gdzie indziej, jedynie jej ciało pozostało na lekcji. Harry dostrzegł to i postanowił dać jej nauczkę. Na marzenia ma wiele czasu po lekcjach.
- Kto odpowie? Może Alicja?
- Sądzę, że to bardzo dobry pomysł. – dziewczyna nawet nie spojrzała na nauczyciela.
- A mogłabyś powtórzyć pytanie? – nie dawał za wygraną mężczyzna.
- Pytałeś, co sądzimy o balu z okazji Hallowen.
Nagle usiadła sztywno. Już nie była pogrążona w marzeniach, choć nadal wpatrywała się w ścianę. Na jej twarzy malowało się zdumienie i niezrozumienie, a w oczach oprócz tych dwóch uczuć można było dostrzec maleńkie iskierki przerażenia. Potter poważnie zaniepokoił się zachowaniem dziewczyny i spojrzał pytająco na Lily. Uczennica próbowała przez chwilę wyrwać koleżankę z tego stanu, lecz potem rzuciła nauczycielowi bezradne spojrzenie. Ala nagle wyszeptała:
- Harry, mógłbyś tu podejść?
Podszedł do niej i zapytał:
- O co chodzi?
- Spójrz. – wskazała ręką ścianę.
- Niby co mam widzieć? – usłyszał prychnięcie – Tak, tak, wiem, nie potrafię patrzeć! Ale mogłabyś mi pomóc.
To było mniej-więcej tydzień temu, znów leżała na błoniach i wpatrywała się w niebo.
- Nie możesz szukać Syriusza przez okno?
- Nie, nie mogę.
- Dlaczego?
- Oktaryna mi zasłania.
- Co ci zasłania?
- Oktaryna. – powiedziała cierpliwie – Kolor Magii.
- Przecież magia nie ma koloru…
- Ma, tylko niewiele osób go widzi. Dawniej widzieli go wszyscy czarodzieje, ale teraz są to pojedyncze wyjątki. Ludzie pokroju Slytherina sadzą, że to dlatego, iż za bardzo wymieszaliśmy krew z mugolami. Ale to bzdura. Rody czystej krwi też nie widzą oktaryny.
- Aha. A jaki kolor ma ta oktaryna?
- Dla każdego inny. Dla mnie na przykład jest to złoty wymieszany z niebieskim.
- Ciekawe dlaczego czarodzieje przestali ją widzieć.
- Zapomnieli jak patrzeć. Dawniej od zwykłych ludzi odróżniały nas nie tylko moce, ale także lepiej rozwinięte zmysły. Mugole nie potrafią patrzeć, nie potrafią słuchać. To w większości ciemniaki. Niestety, większość społeczeństwa czarodziei również tego nie potrafi.

- Dobra. – powiedziała – Ale to trudne. Zamknij oczy i otwórz umysł.
Spojrzał na nią nie rozumiejącym wzrokiem.
- No. Chcesz to zobaczyć, czy nie? – pogoniła go zniecierpliwiona – Kiedy znów otworzysz oczy, musisz patrzeć sercem, nie nimi. Rozumiesz?
- Powiedzmy. – mruknął. Przez kilkanaście minut próbował zastosować się do zaleceń przyjaciółki. Kiedy wreszcie otworzył oczy, zrozumiał wyraz jej twarzy. Na ścianie widniał wizerunek płonącego feniksa, w którego wpisana była czarna róża. Jej łodyga zmieniała się w węża.
- Już gdzieś to widziałem.
- Ja też. W jakiejś książce. Ale mniejsza o to. Róża jest symbolem bogini miłości, Afrodyty. Ale czarna róża symbolizuje tajemnice, mroczne sekrety. Feniks to symbol słońca, odrodzenia. A wąż oznacza wewnętrzną przemianę. Widzisz w tym jakąś logiczną całość?
Odgłos dzwonu oznajmił koniec lekcji i wszyscy wysypali się na korytarz. W klasie zostali tylko Harry i Alicja. Najprawdopodobniej w ogóle nie zauważyli rozpoczęcia się przerwy.
- Można to zrozumieć w ten sposób, że miłość sprawia iż się wewnętrznie zmieniamy i jest w stanie pokonać śmierć. – powiedziała dziewczynka powoli – Ale co oznacza czarny kolor róży?? Że miłość jest tajemnicą?
Potter milczał usiłując przypomnieć sobie gdzie widział ten obraz. Bo widział go na pewno, i to w dodatku nie tak dawno…
- Mam!! – krzyknął nagle – Rycerze Czarnej Róży!!
- Kto?
- Tak nazywa się członków Bractwa Płonącego Feniksa, zwanego też Zakonem Czarnej Róży. Najgłośniej było o nim w średniowieczu, w jego zastępach znajdowali się jedynie rycerze. A raczej tylko rycerze się ujawniali. Można się było do niego dostać tylko w wieku od dziesięciu do dwudziestu lat, a przynależało się do śmierci. Słuch o nim zaginął w drugiej połowie XIV wieku. Pięćdziesiąt lat przed końcem średniowiecza. Potem co prawda widywano jeszcze rycerzy, ale w półwiecznych odstępach. Od dwustu lat na pewno nie funkcjonuje. W każdym bądź razie nie legalnie.
- Wiesz o tym Bractwie cos jeszcze?
- Ponoć każdy jego członek ma maleńki tatuaż w kształcie róży z łodygą zmieniającą się w węża we wnętrzu lewej dłoni. Może go dostrzec tylko inny członek Zakonu. A ich znak potrafi wyczarować tylko ktoś posiadający taki tatuaż. Było jeszcze coś, że przynależą do niego wszyscy Madzy Żywiołów i empaci. O dwóch ostatnich nie wiem nic.
- Ale ja wiem. Madzy Żywołów to ludzie… - do jej uszu dobiegł odgłos dzwonu na lekcje.
- Eliksiry… - jęknęła – Muszę lecieć, Slughorn się wnerwi.


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Ines
post 25.05.2007 16:41
Post #12 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 16
Dołączył: 06.06.2006
Skąd: z Asgardu

Płeć: Kobieta



Cudo wink2.gif Zakochałam się w tym opowiadaniu. Kurczę nie mogę się doczekać kolejnej części! Życzę duuużo weny :* Pozdrawiam
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kruszynka85
post 25.05.2007 22:52
Post #13 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 09.05.2007




Kochana Twoje opowiadanie robi sie coraz lepsze i coraz bardziej wciagajace smile.gif ta Mała ma jakas tajemnice i to jest intrygujace i wciagajace, ciekawe tylko jaka. Czuje ze bedzie potezna czarownica, juz jako 11-latka duzo umie a co dopiero pozniej.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 28.05.2007 20:42
Post #14 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Uuu widzę, że jestem póki co jedyną osobą, która ma temu opowiadaniu coś do zarzucenia.

Do autorki: przez chwilę myślałam, że Twój pseudonim - "zakohana w książkach" to jakiś żart. Wybacz, ale rzadko spotykam się, by ktoś pisał słowo "zakochana" przez "h". Szczerze mówiąc ... nigdy jeszcze z nikim podobnym nie miałam do czynienia. Postanowiłam jednak przeczytać chociaż część Twojego ficka - nie wiem dlaczego, możliwe że mam dziś po prostu dobry dzień i nie chciałam Cię skreślić od początku.
Pierwszy akapit to zapowiedź tego, co może znaleźć się w dalszej części fanficka. To taka jakby wizytówka, po przeczytaniu wstępu odbiorca decyduje, czy warto zagłębiać się dalej, czy opowieść go ciekawi. U mnie nie zdałaś egzaminu. Kilka błędów, które wyłapałam - na resztę nie starczyło mi cierpliwości.

"Zniszczył już wszystkie poza dwoma horkruksy." < zmień to, taki błąd stylistyczny aż kłuje w oczy!

"Kilka razy dostał cynk o miejscu pobytu Lorda Voldemorta i Nagini, ale za każdym razem zdążyli się zmyć, zanim tam dotarł." < piszesz poważne opowiadanie, czy rozmawiasz z przyjaciółką? "zmyć"?

"„To naprawdę irytujące” pomyślał Harry i usłyszał głuchy odgłos uderzenia" <stawiając "i" po zdarzeniu od razu sugerujesz, że jedno z drugim miało coś wspólnego. Nie widzę żadnych korelacji między myśleniem Harry'ego i odgłosem...

"Na prawej wicia widniał blady zarys zdania" < co to "wicia"?

"Taak, na początek trzeba będzie sprawdzić umiejętności rozbrajania przeciwnika, a u starszych również jak im idzie zaklęcie Tarczy" < "jak im idzie"... zdecydowanie ładniej mogłaś to ująć.

"Wiesz już, co będziesz robił po wakacjach… czym się zajmiesz… poza szukaniem Voldemorta, rzecz jasna." <czemu to jest zdanie twierdzące?!

"wedłóg mnie nie gorszy" no to już akurat wyciągnęłam z Twojego bodajże drugiego postu. Zniechęciłaś mnie do końca.



Podsumowując nie jest to w żaden sposób wymagająca lektura, błędy rażą oczy, tak jak reklama "Laguny" u pani Róży, czy coś takiego. Sugeruję, byś swoje posty wklejała do Worda i sprawdzała ortografię, a co najważniejsze trochę poćwiczyła. Z tego względu, że sprawiasz wrażenie totalnej nowicjuszki, jeżeli chodzi o styl pisania nie chcę Cię za bardzo zniechęcać i dodam - pomysł jest niezły. Niestety pomysł to nie wszystko - musisz jeszcze swoje opowiadanie jakoś sprzedać.

I proszę, nie odbieraj mojego postu jako krytyki tego, co robisz. Pisać - pisz, to Twój wybór. Ale apeluję jeszcze raz - dbaj o język! Może powinnaś przeczytać kilka opowiadań w Labiryncie Wyobraźni i samej zdefiniować, co robisz źle.

Powodzenia.

PS. Na Twoim miejscu zmieniłabym też pseudonim. Z błędem ortograficznym mało kto weźmie Cię na poważnie, co widać na załączonym obrazku.


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zakohana w książkach
post 05.06.2007 21:44
Post #15 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Na wstępie chciałam podziękować pewnej użytkowniczce tego forum, za sprowadzenie mnie na ziemię. Abaska, dzięki tobie moje życie jest piękniejsze. A teraz czas na małą ripostę:
1.
QUOTE
Uuu widzę, że jestem póki co jedyną osobą, która ma temu opowiadaniu coś do zarzucenia.

Na pewno nie jedyną, po prostu pierwszą, która to napisała.
2.
QUOTE
Wybacz, ale rzadko spotykam się, by ktoś pisał słowo "zakochana" przez "h". Szczerze mówiąc ... nigdy jeszcze z nikim podobnym nie miałam do czynienia.

Moja wina. Mogłam poczekać do rana z rejestracją, ale wolałam to zrobić ledwo pzatrząc na oczy i późno w nocy. Uwierzcie mi, wpisywanie słowa "Zakochana" przez "h" podczas logowania nie sprawia mi przyjemności.
3.
QUOTE
"Kilka razy dostał cynk o miejscu pobytu Lorda Voldemorta i Nagini, ale za każdym razem zdążyli się zmyć, zanim tam dotarł." < piszesz poważne opowiadanie, czy rozmawiasz z przyjaciółką? "zmyć"?

Tak, wiem. Już mi to mówili. Zauważcie jednak, że w dalszych rozdziałach w opisach nie ma takich "nowoczesnych" słówek. I tu prośba do wszystkich: Jak znajdziecie w tekście słowo w tym stylu, wypominać mi to przy okazji w komentach. Tylko od "nowoczesnych" wyrażeń w dialogach mi się odczepić! Przypominam, że Alicja ma 11 lat a to wszystko dzieje się w XXI w.
4.
QUOTE
"Na prawej wicia widniał blady zarys zdania" < co to "wicia"?

"wicia" jest słowem całkowicie poprawnym gramatycznie. Word nie uznaje go za błąd, choć w tym zdaniu nim jest. " Mimo ciężkich warunków atmosferycznych pajączek nie zaprzestał wicia swej delikatnej sieci." zdanie do kitu, wiem, ale "wicia" jest tu poprawne.
5.
QUOTE
reklama "Laguny" u pani Róży

To nie jest reklama. "Laguna" na Helu jest, nawet dwie lub trzy, ale nad żadną z nich nie ma pokoi do wynajęcia. Właścicielka jednej ma mieszkanko w bloku, ale "Róża" jej imieniem nie jest. Poza tym, "Laguna" to popularna nazwa. Mogłam nazwać tę restaurację "Ząb Mureny", ale to chyba nie sprawiałoby przyjemnego wrażenia, prawda?
6.
QUOTE
sprawiasz wrażenie totalnej nowicjuszki

ja JESTEM nowicjuszką. Przed tym FF pisałam jedynie wypracowania do szkoły.

Riposty THE END, zapraszam na:

Rozdział 6
Hallowen
(Część 2: Pojedynek)
Wielka Sala była udekorowana wspanialej niż kiedykolwiek. Gigantyczne dynie ze świecami w środku stały pod ścianami lub lewitowały pod sufitem wraz z chmarami żywych nietoperzy. Stoły domów zostały zastąpione malutkimi stoliczkami na których stały o wiele mniejsze dynie, które były jedynym źródłem światła. Większa część pomieszczenia pozostała jednak wolna, miejsce stołu nauczycielskiego zajęła scena, na której niezbyt znana kapela wygrywała równie nieznaną melodię. Większość uczniów tańczyła już w jej rytmie, poprzebierana za najróżniejsze postaci. Drzwi zatrzasnęły się za ostatnimi maruderami i zabawa zaczęła się na całego. Harry podpierał ścianę naprzeciw wejścia. Wystarczył rzut oka, aby stwierdzić, że jest wampirem. Miał na sobie czarny płaszcz, od wewnątrz czerwony, z postawionym kołnierzem, połyskujące, luźne czarne spodnie i białą koszulę rozchełstaną pod szyją. Okulary zastąpił soczewkami zmieniającymi barwę tęczówek na czarną, bliznę zakrył zwykłym podkładem i grubą warstwą pudru, domalował sobie sińce pod oczami i magicznie wydłużył kły. Szukał w tłumie Alicji, mimo iż wiedział, że ma no odnalezienie jej marne szanse. Nie dlatego, że było tu zbyt wielu uczniów. Po prostu znal jej umiejętności i wiedział, że jeśli naprawdę się postarała, to nie ma szans na jej rozpoznanie. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem a muzyka umilkła. W wejściu stanęła dziewczyna, wyglądała na szesnaście lat. Miała włosy w barwie platynowy blond sięgające jej do pół łydki i była mniej-więcej jego wzrostu. Na głowie miała maleńki, czarny diadem wysadzany kamieniami podobnymi do tygrysiego oka, który mocno kontrastował z jej jasnymi lokami. Miała jasną, niemal białą skórę, prosty nos, niebieskie oczy i malinowe usta. Jej karnacja w połączeniu z czarną suknią do ziemi wyglądała niezwykle, niemal zjawiskowo. Ponadto zdawała się emanować z niej delikatna poświata i Potter uznałby ją za wilę, gdyby nie znajome rysy twarzy. Dziewczęta rzucały w jej stronę zazdrosne spojrzenia a chłopcy ustawiali się w kolejce, by prosić ją do tańca. Po godzinie Harry postanowił sprawdzić czy jego przypuszczenia są prawdą i ruszył w stronę wirującej w tańcu pary.
- Odbijany. – poklepał po plecach krukona z szóstego roku. Skłonił się przed dziewczyną i zaczął tańczyć z niż walca. Przez kilka minut milczał, lecz w końcu przemówił:
- Niezły kostium. Ledwo cię poznałem… Ale jak ty to zrobiłaś?
- O czym pan mówi, profesorze? – zapytała z uprzejmym zdziwieniem.
- Daj spokój, Alka. Rozpoznałem cię. Więc, jak to zrobiłaś??
- Oczy to zwykłe mugolskie szkła kontaktowe, włosy to równie mugolski szampon rozjaśniający i zaklęcie wydłużające.
- A nos? I wygląd szesnastolatki?
- Od Slughorna wyprosiłam eliksir postarzający a Tonks wyprostowała mi nos. Jutro rano powinnam już wyglądać jak zwykle, tylko szampon będzie działał do piątku.
- Chwilka. Przecież eliksir postarzający ma trwałe działanie.
- Ulepszyłam nieco recepturę. – powiedziała nieśmiało.
- Ty? Przecież w eliksirach jesteś beznadziejna.
- W praktyce owszem, ale teoria to co innego. – odpowiedziała – Napijemy się czegoś?
Potterowi nagle zrobiło się wstyd. Jak mógł być aż tak bezmyślny?? Dziewczyna przez bitą godzinę tańczyła w co raz, to innym rytmie, musiała więc być okropnie zmęczona. Zaprowadził ją do stolika i przyniósł dwa kufle kremowego piwa. Popijali przez chwilę nic nie mówiąc i obserwując wirujące pary.
- Dlaczego te pierwszaki tak dziwnie na mnie patrzą? – wypalił nagle zirytowany nauczyciel.
- Och… bo widzisz… Pamiętasz pierwszą lekcję? – Alicja zdawała być czymś niezmiernie rozbawiona.
- Tego się nie da zapomnieć. – mruknął
- Zapytałam się Lily, dlaczego się ciebie bali. No i… i… - zaczęła krztusić się śmiechem
- I co?! - zniecierpliwienie drżało w jego głosie
- Ktoś… ktoś puścił plotkę, że… że ty… że ty jesteś wampirem! – skręcała się na krześle usiłując za wszelką cenę zdusić w sobie śmiech.
- Bardzo śmieszne. – sarkazm był aż zanadto dobrze słyszalny w jego głosie – Nie mogłaś mi tego powiedzieć wczoraj?
- Tak jakoś mi to… wyleciało z głowy?
- Uważaj, bo ci uwierzę. – rzekł naburmuszony Potter.
- Harry, - powiedziała lekko poirytowana – nie zachowuj się jak pięcioletnie dziecko, któremu nie kupiono lizaka. To było dwa miesiące temu, mogłam zapomnieć.
Mężczyzna wymruczał niezrozumiale jakieś słowa i zajął się swoim kuflem.
- Chwilka. Powiedziałaś, że Tonks wyprostowała ci nos, tak?
- No, tak. – odpowiedziała niepewnie dziewczyna.
- Jakim cudem, skoro kilka godzin temu twój nos był jeszcze normalny, a nie wydaje mi się, by ktokolwiek podróżował za pomocą hogwarckich kominków?
Donnel popatrzyła na niego z niedowierzającą miną.
- Człowieku, orientuj się! Tonks od południa jest w zamku!
Zdziwiony profesor zakrztusił się.
- Dlaczego ja nic o tym nie wiem? – wychrypiał
- Bo nie raczyłeś przyjść na obiad, podczas którego Tonks bezceremonialnie weszła.
- Denerwujesz mnie używając tych przestarzałych lub niemozliwie długich słów.
- Wiem. – uśmiechnęła się – Nudzi mi się. Co powiesz na mały pojedynek??
- Tutaj się pojedynkować nie możemy.
- A czy ja powiedziałam, że pojedynek ma się odbyć tutaj? Co powiesz na błonia?

* * *
Wysoki blondyn stał oparty o któreś z licznych drzew nad jeziorem i obserwował zażarcie walczącą parę. Spędził w tej pozycji dwadzieścia minut przypatrując się dokładnie pojedynkującym się czarodziejom. Dziewczyna miała nie więcej niż szesnaście lat. Mężczyzną był bez wątpienia Potter. Twarz przyjaciela poznałby wszędzie, nawet bez okularów, znaku i z innym kolorem oczu. Ale dużo bardziej interesowała go szesnastolatka. Był pewien, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy nie rzucił takiej ilości zaklęć, jak ta dziewczyna podczas tych dwudziestu minut. A miał w tym czasie kilka akcji. Ponadto, Harry był ewidentnie zmęczony, w przeciwieństwie do jego przeciwniczki, która miała dodatkowe utrudnienie w postaci sukni. Nie interweniował, gdyż wystarczył rzut oka, by stwierdzić, że jest to pojedynek dla rozrywki, przyjacielski. Wystarczy chociażby to, że oboje używali tarcz chłonących, tak nieprzydatnych w pojedynkach, albo całkowity brak zaklęć czarno magicznych, czy też sam fakt, że Potterowi nic nie jest. Stwierdził, że wolałby nie być w skórze wroga nieznajomej. Rozmyślania przerwała mu zmiana sytuacji. Harry pokazał jakiś gest, który skłonił dziewczynę do zaprzestania walki.

***
- Co takiego zrobił Slovakow, że go nienawidzisz? – zapytał prosto z mostu Potter.
- Jest ze Slytherinu. – odpowiedziała Alicja lodowatym głosem.
- Nie gadaj mi tu o Ślizgonach! – uniósł się profesor – Nic do nich nie masz, tylko Dymitra nie tolerujesz. Dlaczego?
- Nie mam pojęcia. Ja go po prostu nie trawię. Obserwowałam go, wydaje się być w porządku. Tylko coś mi mówi, że powinnam trzymać się od niego z daleka. Nie dlatego, że może mi coś zrobić, tylko… po prostu się do niego nie zbliżać. Coś w środku każe mi go nienawidzić. A on, wnioskując z zachowania, odczuwa coś podobnego.
- Taa… - powiedział powoli – Słuchaj, za jednym z drzew za nami… nie patrz tam!. No więc, za jednym z drzew za nami kryje się mój przyjaciel. Mam do ciebie prośbę, mogłaby go trochę zaskoczyć? Zakraść się do niego od tyłu? Wypatrzysz go bez trudu, nawet olbrzymy potrafią się lepiej schować.
- Jasne. A kto to?
- Malfoy. – odpowiedział – Draco Malfoy.
- I ty go nazywasz przyjacielem?? – syknęła ze złością – Harry, przecież to ŚMIERCIOŻERCA!
- To człowiek taki sam jak ja czy ty, sama tak mówiłaś. – wzburzył się nauczyciel. Ala zasępiła się i spuściła głowę.
- Dlaczego akurat tę lekcję musiałeś zapamiętać? – zapytała cicho. Przez chwilę stali w kłopotliwej ciszy, lecz Potter zdecydował się ją przerwać.
- To co, zrobisz to?
- Jasne. – powtórzyła wcześniejszą odpowiedź i ruszyła do zamku. Gdy przekroczyła próg nie weszła dalej, ale zatrzymała się przy framudze i powoli policzyła do dziesięciu. Potem cicho wyszła ze szkoły i zaczęła skradać się w kierunku wskazanych przez przyjaciela drzew. Ukryła się w pierwszych napotkanych krzakach i lepiej przyjrzała osobnikowi. Harry miał rację, nawet olbrzymy byłoby ciężej wypatrzeć. I to ma być śmierciożerca? Do robienia zasadzek to on się raczej nie nadawał, chyba że otrzymywał zacną rolę przynęty… Bezszelestnie ruszyła dalej, przeklinając w myślach długie suknie. Dotarła do mężczyzny i, cicho jak kot, stanęła za nim, przykładając mu różdżkę do boku.
- Witamy w Hogwarcie, panie Malfoy. – wyszeptała mu do ucha. Nic więcej nie mogła zrobić, gdyż Potter był kilka metrów od nich. Uśmiechnął się z satysfakcją widząc bladą z przerażenia twarz Dracona. Jakaś część jego wciąż pamiętała szkolną nienawiść wraz ze wszystkimi występkami Draco i czerpała czystą przyjemność z możności nastraszenia go. Przeniósł wzrok na Alicję. Wciąż była wściekła, jednak w jej oczach zaczęły pojawiać się iskierki rozbawienia.
- Co cię sprowadza, Draco?
- Przy niej nie mogę powiedzieć. – wydusił z siebie młody Malfoy.
Harry skinął na dziewczynę głową, a ta niechętnie odsunęła się od blondyna i stanęła za przyjacielem.
- Człowieku, w co ty pogrywasz?! – wypalił Draco – Nasyłasz na mnie cichsze od kotów dziewczyny, które chcą mnie zamordować… Ciekawy sposób witania się z przyjacielem.
Alicja prychnęła cicho przy ostatnim słowie.
- Coś ci się nie podoba?
- Nie ufam ci.
- A ty w ogóle komuś ufasz? – wtrącił Harry.
- Owszem, ufam tobie. Tylko tobie.
- Mnie? – zdziwił się – Dlaczego uważasz, że można mi ufać?
- Nikomu nie można ufać. Ale jednocześnie komuś trzeba, bo można zwariować.
- Moody nikomu nie ufa, i wszystko z nim w porządku… - mruknął blondyn.
- Właśnie. – przytaknął czarnowłosy.
Dziewczyna wydała z siebie coś pośredniego między prychnięciem a parsknięciem śmiechem i…
- STAŁA CZUJNOŚĆ!! – krzyknęła nagle sprawiając, że mężczyźni podskoczyli – To według was oznacza „wszystko w porządku”?
- Dobra, masz rację. A teraz pozwól że porwę twojego nauczyciela, mam mu do przekazania pewną informację. – powiedział Malfoy i sięgnął w stroną Harry’ego. Alicja odepchnęła go do tyłu tak mocno, że znalazł się poza zasięgiem głosu. Stanęła przed blondynem z zaciętą miną, a w jej oczach błyskały iskierki bliżej nieokreślonego uczucia. Draco przyglądał się przez chwilę dziewczynie taksującym spojrzeniem.
- Ładniutka jesteś. – powiedział cicho – Ale nie zmienia to faktu, że cuchniesz szlamem.
Donnel otworzyła usta z oburzenia. Jeszcze nigdy nikt jej tak nie obraził. Niewiele myśląc wymierzyła mu mocny policzek i wściekła odwróciła się na pięcie.
- Coś ty jej powiedział?! – zapytał Potter.
- Nic…
- Nazwała cię ulizanym szczurem, a zazwyczaj nie obraża ludzi. Ogranicza się do zrównania ich z ziemią podczas pojedynku… Musiałeś jej coś powiedzieć!
- Dobrze wiesz, że mam niewyparzoną gębę. – mruknął niechętnie Malfoy.
- Tylko mi nie mów, że to zrobiłeś! – zdenerwował się Harry – Nazwałeś ją szlamą, tak?
Nie czekając na odpowiedź ukrył twarz w dłoniach i krzyknął z bezsilnej złości.
- Masz szczęście, że nie łupnęła w ciebie żadnym zaklęciem. – powiedział po chwili dużo spokojniejszy – Twojemu chrześniakowi, Danielowi, nieźle pogoniła wczoraj kota.
Draco zmarszczył czoło.
- Daniel nie wspominał w liście o żadnym pojedynku z szesnastolatką. Pisał tylko, że podczas lekcji z tobą przegrał walkę z pierwszoklasistką.
- Szesnastolatką? – zaśmiał się, ukazując wydłużone zęby – Alicja ma jedenaście lat.
- Z wyglądu ciężko to stwierdzić.
- Użyła eliksiru postarzającego. – odrzekł obojętnie – Chciała mieć wyjątkowe przebranie na dzisiejszy bal.
- Eliksiru postarzającego?! – blondyn spojrzał na niego z niedowierzaniem – I ty to mówisz tak obojętnie? Do końca życia będzie o pięć lat starsza niż w rzeczywistości…
- Po pierwsze, nie do końca życia, tylko do rana. Udoskonalona formuła. – przerwał mu czarnowłosy – Po drugie, miałeś do mnie jakąś naglącą sprawę.
- A, tak. Snape zwiał z Azkabanu.
- To wszystko?- spojrzał na niego pytająco.
- Myślałem, że cię to… zainteresuje.
- To nie moja sprawa. Trzeba wysłać za nim Aurorów, a ja aurorem nie jestem. W przeciwieństwie do ciebie.
- Chciałem, żebyś wiedział.
- Dowiedziałbym się i tak, z jutrzejszego „Proroka”. A teraz wybacz, muszę znaleźć Alicję zanim zrobi coś głupiego. I jeszcze jedno. – dodał odchodząc – Spróbuj nie nazywać wszystkich osób mugolskiego pochodzenia szlamami, dobrze? Gdybyś nazwał tak Riddle ’a, to marny twój los.
- Nie nazwę tak nikogo, kto mógłby mnie zabić. Nie jestem idiotą.
- Ona też mogła cię zabić, uwierz mi. A fryzurę na prawdę mógłbyś zmienić. Mam wrażenie, że patrzę na młodszą wersje twojego ojca.

* * *

- Gdybym był wnerwioną, dotkniętą do żywego jedenastolatką… gdybym był TĄ wnerwioną, dotkniętą do żywego jedenastolatką, gdzie bym się schował? – mruczał do siebie Harry rozglądając się wokół. Jego wzrok przykuło grube drzewo ze sporą dziuplą na wysokości dwóch metrów. Tuż pod nią, nieco na lewo, znajdowała się gruba gałąź. Podszedł powoli do pnia i zajrzał przez otwór do środka. Gruby buk został dokładnie wydrążony, od wewnątrz wisiała sznurowa drabina sięgająca dziupli, ziemia została wysłana kocami. Szukana przez niego dziewczyna siedziała na dole opierając głowę o ścianę z podkurczonymi nogami, które oplatała ramionami. Oczy miała zamknięte a jej twarz nie miała konkretnego wyrazu: w jednej chwili wydawała się być wściekła, w następnej rozbawiona, a w jeszcze innej mógłby przysiąc, że tonie w rozpaczy. Ostrożnie wszedł do pnia i usiadł obok niej.
- Znalazłeś mnie. – powiedziała cicho. Nie był w stanie określić tonu jej głosu, równie dobrze mógł być pełen wściekłości jak i rozbawienia.
- Przepraszam cię za Dracona, nazywa szlamami wszystkich mugolskiego pochodzenia.
- Nie wszystkich. – powiedziała tym samym nieodgadnionym głosem – Jedną osobę pominął.
- Skąd wiesz?
- Wciąż żyje. To wystarcza do stwierdzenia tego faktu. – otworzyła oczy – Swoją drogą, co ci odbiło?! Nazywasz przyjacielem kogoś, kogo nienawidziłeś przez siedem lat życia?!
Harry odetchnął z ulgą. Nigdy nie sądził, że wydzierająca się na niego Alicja będzie powodem do szczęścia.
- Ludzie się zmieniają. – wzruszył ramionami.
- Ale nie tak radykalnie!! – kontynuowała – O kim mówisz?? O sobie czy o nim? Bo jeśli o nim, to w życiu nie uwierzę!
- I tak nie postawię na swoim, więc po co ta kłótnia? – odpowiedział niechętnie zrezygnowanym tonem.
- Nie odpowiedziałeś!
- Moja odpowiedź sprawi, że zaczniesz zadawać kolejne pytania…
- … a jej brak sprawi, że będę się na ciebie wydzierać dopóki jej nie uzyskam! – przerwała mu gniewnie. Potter wyraźnie poczuł jak bardzo ją zdenerwował.
- Obaj się zmieniliśmy. – westchnął, dając za wygraną. Dlaczego musiał zaprzyjaźnić się z taką wścibską, upartą a na dodatek okropnie tajemniczą dziewczyną? Za co on ją właściwie tak lubi?
Za to, że jest bardzo podobna do ciebie… odezwał się cię cichy głosik w jego głowie. Ponownie westchną, poczym powiedział:
- Wracajmy. Mam dość na dzisiaj i bez twoich wrzasków…
- Kto tu wrzeszczy? – zaprotestowała, ale posłusznie wyszła na zewnątrz.
___________________________________________________________
* kto oglądał "Piratów z Karaibów", ten wie.
** z łac. "Strzeż mnie Panie przed pryjaciółmi, z nieprzyjaciółmi sam sobie dam radę"
*** z łać. " Życie bez przyjaciół jest niczym"
**** z łac. " Przyjaciele to zabieracze czasu"

Ten post był edytowany przez Zakohana w książkach: 07.06.2007 12:21


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Abaska
post 08.06.2007 10:32
Post #16 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 240
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: a nie wiem, tak z powietrza.

Płeć: Kobieta



Okay, rozpisałaś swą ripostę w punktach, więc spróbuję równie zgrabnie odpowiedzieć na niektóre z nich.

2.
QUOTE
Uwierzcie mi, wpisywanie słowa "Zakochana" przez "h" podczas logowania nie sprawia mi przyjemności.


blink.gif A co to za problem skasować konto i zarejestrować się na nowo? Litości, tylko nie mów mi, że żal Ci nabitych postów! Zupełnie nie rozumiem, po co się męczyć i razić wszystkich wokół takim nickiem (sama przyznasz, że "zakohana w książkach" może zabijać tym błędem, bo przecież czytanie książek na ogół pomaga w nauce poprawnego pisania), skoro możesz skończyć to wszystko i zacząć od nowa.

3. Nie pisałam nic o dialogach. Nie ma potrzeby szargać sobie nerwów wykrzyknikami wink2.gif

4. Ehh chodziło mi bardziej o odmianę. Nie odmieniając rzeczowników przez przypadki sprawiasz, że sprawiają wrażenie zupełnie innych słów. "Na prawej wicia"? A przypadkiem nie "wici"?



Pozdrawiam.

Ten post był edytowany przez Abaska: 08.06.2007 10:35


--------------------
uhm.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kruszynka85
post 21.06.2007 01:05
Post #17 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 09.05.2007




kiedy bedzie nowy rozdzial? nie moge sie doczekac
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zakohana w książkach
post 30.06.2007 13:25
Post #18 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Na kolejny rozdział trochę sobie jeszcze poczekacie. Mam dopiero 1/2 stronę A4 i wcale nie zanosi się na to, żeby ta liczba szybko przeistoczyła się w 2 bądź 3. Ten tydzień był dla mnie ciężki. Skończyłam szóstą klasę podstawówki i najprawdopodobniej już nie zobaczę większoście koleżanek i kolegów (których miałam serdecznie dość przez całe sześć lat, a teraz za nimi ryczę...), więc, nie do końca wiem czemu, przez cały 23 i 24 miałam niekontrolowane wybuchy płaczu. Potem, 25-26, była moja impreza imieninowa na wsi, gdzie zostałam do wczoraj. Udało mi się z tamtąd wyrwać, niestety tylko do czwartku. "Niestety", bo to jest prawdziwa wieś (według mnie lepiej pasuje określenie "dziura zabita dechami", ale zostańmy przy "wsi"). Będąc tam ledwo można marzyć o zasięgu w komórce, o internecie już nie wspominając. Jedyny kontakt ze światem gwarantuje mi telewizor, choć to co odbiera pozostawia wiele do życzenia (tylko TVP1, TVP2 i TVP3. Warto też wspomnieć że mój dziadek z programów telewizyjnych preferuje jedynie sejm blink.gif ). Tak więc mam dwie rzeczy na swoje usprawiedliwienie:
- Brak weny
- brak internetu

Bardzo mi przykro, ale jeśli kolejny rozdział będzie pod koniec lipca możecie skakć ze szczęścia.


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zakohana w książkach
post 18.07.2007 11:00
Post #19 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Udało mi się wyrwać wcześniej. Proszę:

Rozdział 7
Pięć Żywiołów

- Jedno tylko mnie nurtuje. – Harry w cichym sapnięciem wylądował obok niej i ruszyli w kierunku szkoły – Dlaczego tak zareagowałaś na nazwanie cię szlamą? Zawsze, kiedy ktoś usiłuje ci dogryźć znajdujesz na to niezwykle uprzejmą odpowiedź, która doprowadza go do szału. Wiem z autopsji. – dodał na końcu w odpowiedzi na jej zaciekawione spojrzenie.
- Szlamą mogą mnie nazywać ile wlezie, bo nią jestem. To bardzo obraźliwe określenie, – uciszyła już otwierającego usta Pottera ruchem dłoni - ale nazwanie kogoś bezmyślnego gamoniem, durniem czy imbecylem też nie jest zbyt miłe. Tak więc, szlamę puszczę mimo uszu. Ale że cuchnę nie ma prawa stwierdzić nikt poza mną.
- I to cię oburzyło do tego stopnia, że go spoliczkowałaś?
- Nie, nie tylko to. Sprowokowała mnie do tego jego postawa. Z niego aż emanuje… jakby to… - przez kilka sekund szła w milczeniu szukając odpowiedniego określenia - …poczucie wyższości. On każdym ruchem zdaje się pokazywać światu że jest z rodu czystej krwi, co, w jego mniemaniu, czyni go lepszym od innych. Już za samo takie myślenie należał mu się policzek. Z miłą chęcią dałabym chłopakom z bidula obić mu tę jego arystokratyczną buźkę… - przymrużyła oczy wyobrażając sobie wyraz twarzy Malfoya.
- Czasem twoje pomysły mnie przerażają. – stwierdził Potter. Doszli już do kamiennych schodków przed wejściem.
- Miałaś mi powiedzieć kim są Madzy Żywiołów i empaci. – powiedział Harry otwierając drzwi wejściowe i przepuszczając ją przodem. W Wielkiej Sali grano jakąś powolną melodię, przez jej drzwi wychodzili pojedynczy uczniowie, poprzebierani w najwymyślniejsze stroje ( na schodach można było dostrzec ogromną dynię, karton mleka 1,5% a nawet gigantyczny odświeżacz powietrza w aerozolu).
- Madzy Żywiołów – ruszyła w kierunku schodów – to ludzie… konkretniej czworo ludzi, którzy… - przerwała nagle śledząc wzrokiem kogoś wychodzącego z balu.
- Którzy co? – dopytywał się Potter. Nie otrzymawszy odpowiedzi podążył za jej wzrokiem. Tuż przy drzwiach stała grupka chłopców, jeden z nich, przebrany za Zorro, rzucał w stronę Alicji nieufne spojrzenia.
- Nie teraz. – odciągnęła go od balustrady
– Może jutro? – ruszyli w stronę wieży Gryfonów
- Jutro nie mogę. A w piątek?
- W piątek ja nie mogę. Co powiesz na sobotę?
- Przecież w sobotę jest Hogsamede… - stanęła w miejscu.
- I? – Harry również stanął i odwrócił się w jej stronę.
- Harry, wiem, że chcesz iść!
- A w czym to przeszkadza?
- Halo! – zamachała dłońmi przed jego oczyma - Jeszcze nie mogę chodzić do Hogsamede, jestem w pierwszej klasie!
- Sama iść nie możesz, ale ze mną jak najbardziej.
- Wziąłbyś mnie? Naprawdę? – nie czkając na odpowiedź zarzuciła mu ręce na szyję – Kochany jesteś!
Zupełnie nieprzygotowany na taką reakcję za strony dziewczyny Potter, zachwiał się pod jej ciężarem. Kiedy dotarły do niego słowa Alicji uścisnął ją z całej siły, po czym postawił na ziemi i powiedział:
- Po pierwsze, chcę się dowiedzieć kim są ci Madzy i empaci, po drugie, mam prawo się zrewanżować ze te wszystkie godziny, które spędziłaś w moim gabinecie tłumacząc mi różne rzeczy, a po trzecie, chcę wiedzieć kim był Zorro. – przy ostatnim zdaniu wyszczerzył zęby.
- To był Dymitr. Dymitr Slovakow.

* * *

Kiedy w sobotni ranek profesor obrony przed czarną magią przestąpił próg Wielkiej Sali, przywitał go gwar podnieconych rozmów. Nic dziwnego, było to pierwsze wyjście do Hogsamede w tym roku. Od dwóch lat wszystko zaczęło wracać do normy. Na powrót otwierano sklepy, zarówno w Hogsamede jak i na Pokątnej. Sklep Zonka znów sprzedawał uczniom śmieszne gadżety, Olivander zaopatrywał ich w różdżki, a lody Floriana Fortescue umilały gorące letnie dni. Dopiero teraz Harry uświadomił sobie, że od ponad roku śmierciożercy nie dawali znaku życia. Żadnych morderstw, żadnych zaginięć. Nic. Spojrzał na swoje miejsce między McGonnagal i Filtwikiem. Nie specjalnie uśmiechała mu się rozmowa na temat nieznajomej z balu, z którą spędził tak wiele czasu. Cała szkoła szukała dziewczyny w czarnej sukni, a on i owa dziewczyna jednogłośnie postanowili, że nikomu nic nie powiedzą. Ruszył między stołami Gryffindoru i Slytherinu szukając wzrokiem Alicji. Usiadł między nią a Lily, budząc niemałe kontrowersje wśród profesorów i studentów.
- Co słychać? – rzucił nakładając sobie owsiankę na talerz.
- Harry, jedzenie posiłków przy stole dla uczniów nie odejmie ci lat, uwierz mi. – wymruczała w odpowiedzi dziewczyna. Wyglądała nie najlepiej: była blada, a pod oczami miała ciemne sińce.
- Wyglądasz jakbyś w ogóle nie spała. Co się stało?
- Koszmar. – mruknęła niechętnie, smarując sobie tost dżemem. Harry nie był pewien, czy ma zrozumieć to dosłownie, postanowił jednak zadać pytanie:
- Co ci się śniło?
- Brzydka morda Voldemorta.* – odpowiedziała półgłosem, zabierając się za kanapkę.
- Myślałem, że tylko ja miewam tak cudowne sny…
- Bo to chyba miało się śnić tobie. – zakrztusił się owsianką i spojrzał na nią pytająco –Nie teraz.
- A, właśnie. – powiedział – Czekaj na mnie przy bramie o jedenastej. Weź pelerynkę, na wszelki wypadek.
- Dobra. – powróciła do tosta, lecz zatrzymała rękę w połowie drogi do ust.
- Zapomniałabym. Odpowiem ci na wszystkie pytania, jeśli obiecasz, że zapłacisz za moje zakupy w Miodowym Królestwie.
- Mała naciągaczka. - mruknął pod nosem, na co Alicja zatrzepotała niewinnie rzęsami. Zachichotał cicho.
- Nie rób z siebie takiego niewiniątka, bo jeszcze ktoś ci uwierzy. A poza tym, doskonale wiesz, że gdybyś poprosiła kupiłbym ci całe Miodowe Królestwo. – dźgnął ją oskarżycielsko palcem.
- Jak będziesz tak rozpieszczał swoje dzieci, nie poradzą sobie w życiu.
- Mogę się założyć, że nie będą potrafiły tak na mnie spojrzeć.
- O to się nie martw, przejdą fachowe szkolenie. – wyszczerzyła do niego zęby. Nagle spojrzała na swoją dłoń i wstała od stołu.
– Do zobaczenia o jedenastej.
- A ty dokąd? – obrócił się za nią.
- Ja… Muszę coś załatwić. – wybiegła z Sali. Potter ze zdziwieniem zauważył, że kilka sekund później Dymitr poszedł w jej ślady.

* * *

Za pięć jedenasta Harry stał pod szkolną bramą rozglądając się ze zdenerwowaniem dookoła i potupując niecierpliwie nogą. Co chwila zerkał na zegarek. Odetchnął z ulgą widząc sylwetkę przyjaciółki biegnącą ku niemu przez szkolne błonia. Wysoko upięty kucyk kołysał się w rytmie jej kroków. Kiedy znalazła się w zasięgu jego głosu, krzyknął:
- No jesteś wreszcie! Już myślałem, że nie przyjdziesz.
- Ale z ciebie panikarz. – powiedziała zatrzymując się przed nim – Do przybycia punktualnie pozostały mi jeszcze… - spojrzała na zegarek – cztery minuty.
Miała na sobie jeansy, błękitny T-shirt i granatową bluzę. Włosy upięła bladobłękitną gumką a z jej lewego ramienia zwieszał się plecaczek w barwie indygo**. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić do braku okularów („Skoro już wydałam kasę na te soczewki, to chyba mogę ich używać, prawda?”) i wyprostowanego nosa („Nie mogłam nigdzie znaleźć Tonks. Poza tym, ten podoba mi się o wiele bardziej.”).
- Wyglądasz jak smerf. – stwierdził złośliwie, zmieniając temat.
- Kto wie, może nim jestem? – uśmiechnęła się tajemniczo – To co, idziemy, czy wstydzisz się pokazać ze smerfem?
Ruszył w kierunku wioski udając, że nie dosłyszał jej wypowiedzi. Szli w milczeniu, jednak w połowie drogi dziewczyna je przerwała:
-Ale tu pięknie… - westchnęła. Harry rozejrzał się wokół. Otaczały ich zwyczajne, niezbyt strome wzgórza porośnięte trawą, gdzieniegdzie wyrastało pojedyncze drzewko, a w niewielkim zagłębieniu przycupnęły domki, tworząc wioskę Hogsamede.
- Nie widzę tu nic nadzwyczajnego… - mruknął, nie do końca przekonany, czy dobrze zrobił.
- Nic dziwnego, masz umysł zamknięty na cztery spusty. – odpowiedziała krytycznym tonem.
-A co, mam chodzić z szeroko otwartą głową, żeby Voldemort mógł mnie opętać? Może jeszcze wysłać mu specjalne zaproszenie??
Ala prychnęła cicho, wyrażając w ten sposób swoją irytację jego słowami. Widać w tym momencie nie miała specjalnej ochoty zdzierać sobie na nim gardła.
- Kiedy ty zrozumiesz, że umysł jest jak spadochron?- spojrzał na nią z niezbyt rozumną miną – Najlepiej działa otwarty!! – stuknęła go palcem w czoło – Poza tym, są inne sposoby obrony przed penetracją z zewnątrz, nie tylko odgradzanie się od świata murem nie do przebicia.
- Na przykład??
- Spróbuj wedrzeć się do mojego umysłu, to zobaczysz.
Udał, że nie ma specjalnej ochoty przeglądać jej wspomnień i powrócił na temat piękna otaczającej ich przyrody.
- To co mam zrobić, żeby zobaczyć co w tym otoczeniu jest takie cudowne?
- Wysilić się, i otworzyć umysł.
Zamknął na chwilę oczy, stosując się do rad Alicji. Kiedy znów je otworzył, stwierdził, że wcale nie przesadzała. Dopiero teraz dostrzegł, jak wzgórza rozmywają się na horyzoncie, jak wysoka trawa faluje muskana ledwo wyczuwalnymi podmuchami wiatru, jak kontury drzew ostro odcinają się od błękitu nieba. Jeśli dodało się do tego delikatnie wkomponowane w krajobraz zabudowania Hogsamede, można było stwierdzić, że jest się na jednej z ilustracji książek w których spisano baśnie. Znów szli w milczeniu. Potter pozwolił, by dziewczyna go wyprzedziła i szepnął, wskazując na nią różdżką:
-Legilimens.
Jego umysł zalały migawki najróżniejszych wspomnień dziewczyny: ogromne lody, obskurny pokoik w sierocińcu, twarze ludzi, których nigdy nie widział, i prawdopodobnie nie zobaczy. Nagle to wszystko zniknęło, ustępując miejsca ciemności. Harry czuł się, jakby wpadł do czarnej dziury, wydawało mu się, że topi się w aksamitnej czerni. Gwałtownie zerwał więź łączącą jego umysł z umysłem jedenastolatki. Kiedy powoli otwierał oczy, uderzyła go potworna myśl. A jeśli ta czerń była skutkiem utraty przytomności przez dziewczynę? Jeśli nieświadomie jej coś zrobił? Rozejrzał się szybko dookoła. Alicja nadal szła przed nim, jakby nic nie zauważyła. Nie zwolniła nawet kroku. Rozejrzała się na boki. Zdawała się dopiero teraz dostrzec, że nie idzie obok niej.
- Stało się coś? – zapytała, odwracając się do niego.
- But mi się rozwiązał. – skłamał szybko i ruszył w jej kierunku. Znów szli w milczeniu, lecz teraz myśli mężczyzny nie obijały się bezcelowo w jego mózgu. Jeśli tak wyglądała obrona Alicji, miała rację, była niesamowicie skuteczna. Ktoś grzebiący w jej wspomnieniach miał tylko dwa wyjścia: natychmiast się wycofać, albo… właśnie, albo co? Nie był do końca pewien, ale miał przeczucie, że gdyby został w jej umyśle chwile dłużej, miałby poważne kłopoty z wycofaniem się z niego.
- Bo byś je miał. – uśmiechnęła się pod nosem jego towarzyszka.
- Co? Ale… skąd… jak…- zaczął się jąkać w odpowiedzi.
- Jak nie potrafisz wyczuć, czy ktoś ci się dobiera do wspomnień, to lepiej buduj ten swój mur.
- Czytałaś moje myśli?! – wytrzeszczył na nią oczy.
- Ty usiłowałeś czytać moje, więc miałam prawo się zrewanżować.
- Twoja obrona… To niesamowite! Tylko… gdybym się nie wycofał… co by się stało?
- W twoim przypadku, zostałbyś przeze mnie natychmiast wypchnięty. – odpowiedziała, dokładnie ważąc słowa, jakby zastanawiała się, ile może mu powiedzieć.
- A gdybym to nie był ja, tylko jakiś śmierciożerca?
- To dość skomplikowane. – zamilkła na chwilę – On na pewien czas… straciłby świadomość. Byłby jak roślina.
- A gdyby to był ktoś niewinny? Ktoś, kto jest po naszej stronie i cię sprawdza? – zapytał, wstrząśnięty nowymi wiadomościami.
- Dlaczego się wycofałeś? – odpowiedziała mu pytaniem.
- A co to ma do rzeczy?
- Dlaczego się wycofałeś? – powtórzyła z naciskiem.
- Ja… - skupił się mocno – miałem dziwne przeczucie. Jakby ktoś wykrzyknął ostrzeżenie.
- Każdy dostanie takie ostrzeżenie. Jeśli będzie miał wystarczająco dużo rozumu, by go posłuchać, nic mu nie będzie.
Zdążyli już dojść do pierwszych zabudowań.
- To gdzie teraz? – zapytała Alicja.
- Do Trzech Mioteł. Chcę wreszcie otrzymać odpowiedzi na te pytania.
Poprowadził ją do pubu. Ledwo przecisnęli się przez drzwi, z powodu natłoku uczniów, dziewczyna znalazła jednak wolny stolik.
- Pytaj. – powiedziała, kiedy usiedli.
- Co takiego musiałaś załatwić dzisiaj rano?
- Byłam w bibliotece, musiałam coś sprawdzić.
- Co?
- Pytaj dalej, to będę musiała powiedzieć przy okazji.
- Więc, kim są ci Madzy Żywiołów?
- Madzy Żywiołów są czymś w rodzaju opiekunów żywiołów. Każdy żywioł ma swojego opiekuna…No, prawie każdy. Tylko powietrze go nie ma. A raczej ma tylko wtedy, kiedy ma ochotę.
- Chwila. – przerwał jej – Mówiłaś wczoraj, że jest ich czworo.
- No, taak. – powiedziała wolno.
- Jeśli powietrze nie ma opiekuna, to jest ich troje.
- Daj mi skończyć! Nie mamy czasu do jutra. Od tej pory nie zadajesz pytań, dopóki nie skończę, dobra?
- Niech ci będzie. - mruknął
- Pytałeś, jakim cudem czworo, skoro powietrze nie ma opiekuna, a raczej ma go bardzo rzadko. Czworo dlatego, że żywiołów jest pięć. Tyle, ile ramion ma pentagram. Wymienię kolejno, zaczynając od prawego górnego ramiona, a kończąc na szczycie. Ogień, ziemia, powietrze, woda i piąty żywioł. Nazywa się go różnie: sercem, duchem, światłem, energią kosmiczną, ale najczęściej piątym elementem. I nie bez powodu jest na szczycie pentagramu. Cztery podstawowe żywioły łączą się ze sobą dokładnie w środku, w punkcie, który leży w takiej samej odległości od wszystkich pięciu ramion. Nazywa się go miejscem ducha. Jest to strategiczne miejsce, może być zarówno źródłem zła jak i dobra. Wszystko zależy od tego, czy pentagram jest czarny czy biały. Tak więc, żywioły łączą się ze sobą. Żebyś mógł lepiej to zrozumieć, wyobraź sobie coś takiego. Patrzysz z góry na pentagram, biały lub czarny, sam zdecyduj. W pewnym momencie z czterech bocznych ramion w kierunku środka zaczynają pędzić promienie: czerwony dla ognia, zielony dla ziemi, niebieski dla powietrza i turkusowy dla wody. Spotykają się dokładnie w środku, w tym miejscu tworzy się kula. Najpierw jest we wszystkich pięciu kolorach, potem jednak staje się biała. Kiedy już uzyska ten kolor, w kierunku szczytu pentagramu pędzi piąty, biały promień. Gdy już dotrze do najwyższego punktu, rozświetla się niezwykle mocno, wszystko tonie w jego blasku. W miejscu ducha żywioły się ze sobą łączą, ale dopiero na szczycie pentagramu, w punkcie symbolizującym światło, ich energia się kumuluje i staje się zdolna do użytku. To tak jakbyś chciał na stałe złączyć cztery deseczki, by zrobić ramę obrazu. Jeśli będziesz miał tylko deski, nic nie zdziałasz, potrzebujesz też kleju, gwoździ bądź śrub. Tylko że to nie jest najlepsze porównanie. Woda, ogień, ziemia i powietrze mogą zdziałać wiele również kiedy są same, niezłączone. Serce natomiast, bez ich wsparcia, jest niczym. Czarodziej który jest jego opiekunem dysponuje tylko swoimi własnymi zdolnościami, wliczając w to dary dawane przez żywioł. I tym sposobem powróciliśmy na temat Magów. Żywioły mają dwadzieścia cztery godziny od śmierci opiekuna na wybranie nowego. Zazwyczaj są to nastolatki, jeszcze przyswajają wiedzę z łatwością, ale już nie są tak nieodpowiedzialni by wykrzyczeć o swoim żywiole i darach całemu światu. Wybierają ich kierując się cechami charakteru. Opiekun ognia jest ciągle w ruchu, nie można przewidzieć jego następnego posunięcia, albo cię kocha, albo nienawidzi, innych opcji nie ma. Jednak jego zapał łatwo zgasić, należy tylko użyć odpowiednich argumentów.
- Ty na pewno nie miałabyś z tym problemów…
- Miałeś nie przerywać! Wracając do opiekuna ognia i argumentów. Trzeba jednak mieć w tym gaszeniu wyczucie. To tak jak z pożarem lasu i ilością wody której należy użyć do jego ugaszenia: jeśli będzie jej zbyt wiele, rośliny zgniją, jeśli zbyt mało, ogień wciąż będzie szalał. Ponadto Magiem Ognia zawsze jest mężczyzna. Opiekunkę wody trudno scharakteryzować, wielu jednak próbowało i można z tego ułożyć spójny opis. Jest niezwykle uparta, ale jednocześnie zmienna. Woda w rzece wciąż płynie, tak samo jej opiekunka wciąż coś robi. Nie rzuca jednak czegoś, co zaczęła niedokończonego. Jeśli zacznie grać w szachy, skończy partię, nawet kosztem snu. W jednej sekundzie promieniuje z niej spokój, w następnej może stać się uosobieniem wściekłości. Niesamowicie ciekawska, czasem jednak się poddaje i idzie na łatwiznę. Zawsze jest to kobieta, więc omówiliśmy właśnie charakter Czarodziejki Wody. Czas na ziemię. Jej Magiem także zawsze jest kobieta. Pewnie kroczy przez życie, nie zdarzają się jej nigdy chwile rozproszenia. Dokładnie analizuje przeszłość, co do sekundy planuje przyszłość, stara się nie popełniać dwa razy tego samego błędu. Stała w uczuciach. Kocha tylko raz i do śmierci, to samo odnosi się do przyjaciół i wrogów. Chwila w której zaczyna z tobą rozmowę o wszystkim przesądza, potem bez względu na twoje czyny bądź słowa nie zmienią się jej uczucia względem ciebie. Nie zakocha się w przyjacielu, nie znienawidzi ukochanego, nie zaprzyjaźni się z wrogiem. Do raz obranego celu dąży jak roślina ku słońcu, w jego osiągnięciu może jej przeszkodzić jedynie śmierć. Czarodziejka Wody jest uparta jak osioł, jest to jednak nic w porównaniu do Czarodziejki Ziemi. Powietrze bardzo rzadko wybiera sobie opiekuna, z niezwykle prostego powodu. Musi on posiadać nieczęsto spotykane u mężczyzn cechy. Wolny jak ptak, nic nie musi. W jednej sekundzie robi jedno, w następnej drugie. Nie ukrywa uczuć, ale z głębokiej rozpaczy do pełni szczęścia przechodzi w mgnieniu oka. Wszędzie go pełno. To zestawienie prościej znaleźć u kobiet, ale te cztery żywioły są zobowiązane do wybierania opiekunów z góry ustalonej płci. Została już tylko Energia. Ona nie jest niczym ograniczona. Jej opiekunem może być zarówno mężczyzna jak i kobieta, często jest już dorosły. Oto jakie musi posiadać cechy: łatwość w nawiązywaniu kontaktów, zdolność szybkiego zdobywania zaufania, chęć do przewodzenia ludźmi. Dodatkowo opiekun lub opiekunka serca automatycznie staje się Mistrzem Bractwa Płonącego Feniksa. To właśnie musiałam sprawdzić w bibliotece. Poza Magami żywioły wybierają też Strażniczki. Te zawsze są mugolkami i zostają wysyłane do prostszych zadań, a raczej zadań, które można wykonać za pomocą kilku średnio trudnych zaklęć. Nie mają pojęcia o istnieniu Magów i Bractwa, ale zostają w dużym stopniu „wtajemniczane” w nasz świat. Często podróżują do innych wymiarów i teoretycznie rzecz biorąc ich najważniejszym zadaniem jest zamykanie portali do tych światów. Następne pytanie?
Czarnowłosy mężczyzna wpatrywał się w nią z rozdziawioną buzią, nie mogąc wykrztusić słowa.
- S-skąd ty to wszystko wiesz?
- W każdej bajce jest ziarnko prawdy. W tych, które mi opowiadano, wszystko było prawdą. Sprawdzałam w bibliotece i, jeśli wierzyć książkom, nie skłamałam w ani jednym słowie. Co jeszcze chcesz wiedzieć?
- Emapci. Co ich odróżnia od zwykłych ludzi?
- Tego nie da się dokładnie wytłumaczyć, więc to co powiem będzie jedynie ogólnym opisem empaty. – znów mówiła powoli, jakby nie chciała wyjawić mu zbyt wiele. Zawsze ma moce magiczne, ale od zwykłego czarodzieja odróżnia go zdolność do wyczuwania uczuć innych. Dla początkującego empaty przebywanie w tłumie ludzi, na przykład w Wielkiej Sali, byłoby niezwykle męczące. Odbierałby tysiące różnych uczuć. Prócz tego, taki niedoświadczony człowieczek obdarzony takimi zdolnościami w obecności kogoś, kto odczuwa silny ból, albo bardzo się czegoś boi, może nieświadomie przejąć cały jego ból, czy strach na siebie. Empatia często jest darem dawanym przez żywioły. Więcej nie wiem. Jakieś pytania?
- Czego się napijesz?
- Obedrę cię ze skóry w Miodowym Królestwie, tu zapłacę sama.
- Nie obrażaj mnie! Prędzej umrę, niż pozwolę, by dziewczyna którą gdzieś zaprosiłem sama za siebie zapłaciła!
- Nie bądź śmieszny! Mam u Gringotta skrytkę wielkości mojego dormitorium wypełnioną po sufit złotem i równie pojemne konto w mugolskim banku, od zapłacenia za szklankę soku pomarańczowego nie zbiednieję!
O ile wcześniej mówili teatralnym szeptem, teraz wrzeszczeli na siebie zapominając o bożym świecie. W knajpce zapadła cisza. Nie było cienia szansy, by którykolwiek z przebywających w budynku uczniów pamiętał Pottera ze szkoły, każdy jednak usłyszał choćby wzmiankę o tym, że niełatwo mu zajść za skórę (i że jest tak butny, że wszystkie uwagi krytyczne odbijają się od niego, jak groch od ściany, jak to mawiał Snape).
- Czyli szklanka soku pomarańczowego. – powiedział w głuchej ciszy Harry, wstał od stolika i ruszył w stronę baru.
- Ani mi się waż. – syknęła Alicja, zwężając oczy. Mężczyzna zdawał się tego nie słyszeć i dalej przepychał do lady, odprowadzany zaciekawionym wzrokiem studenckiej braci Hogwartu. Udawał, że tego nie dostrzega, lecz w końcu nie wytrzymał.
- Mam wrażenie, że widzicie mnie pierwszy raz w życiu. – starał się mówić spokojnym tonem, jednak przed czujnym słuchem pierwszoklasistki nie uciekły delikatne nutki poirytowania – Spotykamy się kilka razy w tygodniu, wtedy jednak wcale nie jesteście mną tak zainteresowani, powiedziałbym nawet, że wręcz was nudzę. Nie wiem, może to ze względu na otoczenie? Następną lekcję możemy odbyć tutaj, jeśli tylko madame Rosmerta się zgodzi.- rozległy się rozentuzjazmowane głosy uczniów. Dojście do Hogsamede zajęłoby znaczną część lekcji, a jeśli po drodze wywinęłoby się jakiś numer mogłoby zająć nawet całą. Profesor podrapał się po brodzie – No, nie wiem. Musielibyście poświęcić przerwę i iść bardzo szybko, żeby nie pozbawić domu punktów spóźniając się na lekcję. Jesteście pewni, że chcecie?
Cały entuzjazm wyparował niczym kropla wody na pustyni, zastąpiony pomrukiem rozczarowania. Zadowolony z siebie Potter usiadł przy stoliku i podał towarzyszce szklankę.
- Jeszcze pożałujesz, że wydałeś na mnie te kilka sykli. – Harry uznałby to za żart, gdyby nie śmiertelnie poważny pogłos w naburmuszonym tonie jej głosu.
- Jednak coś wyniosłeś z naszych codziennych sprzeczek. – powiedziała po wysączeniu kilku łyków soku. Ze zdziwieniem stwierdził, że w jej głosie drga teraz nieukrywana nutka dumy – Załatwiłeś tych uczniaków po mistrzowsku.

* * *

- Kiedy ty zjesz tyle czekolady? – wysapał Potter poprawiając w rękach siatki. Byli w połowie drogi do Hogwartu, mimo iż szli już pół godziny. Ich marsz spowalniał ogromny zapas czekolady: tabliczki wypełniały do granic możliwości plecak Ali oraz trzy siatki niesione przez nią. To samo tyczyło się kolejnych czterech dźwiganych przez Harry’ego.
- A kto powiedział, że chcę je zjeść?
- To co, otwierasz sklep? Nie, żebym narzekał, ale dwadzieścia pięć tabliczek czekolady w każdym dostępnym w Miodowym Królestwie smaku to lekka przesada.
- Miały być w tylko jednym, ale musiałam ci dać nauczkę. Zapamiętaj sobie: kiedy Alicja Donnel mówi, że za siebie zapłaci, nigdy się jej nie sprzeciwiaj, bo gorzko pożałujesz.
- Dobrze zapamiętam. Ale, na Merlina, po co ci tyle czekolady?
- Jest po jednej w każdym smaku dla ucznia. Gdyby pierwszo- i drugoroczni Gryfoni dowiedzieli się, że byłam w Miodowym Królestwie i nic dla nich nie mam, ukamienowaliby mnie!

* * *

Ledwo weszli do zamku, a przywitał ich okrzyk ulgi:
-Alicja! Już myślałem, że coś ci się stało!
Potter rozejrzał się w poszukiwaniu chłopaka, który tak się niepokoił o jego przyjaciółkę, mając w głowie gotową docinkę z luką na jego imię. Kiedy go ujrzał, poczuł że opada mu szczęka. Po marmurowych schodach zbiegał najmniej oczekiwany przez niego osobnik: Dymitr Slovakow.
- Gdzie cię wywiało? Wiesz, jak Louis się wnerwił, kiedy nie przybyłaś na zebranie?
Dziewczyna jęknęła cicho, na jej twarzy zagościł dziwny grymas.
- Bardzo się wściekł?
- Bardzo to za mało powiedziane. Miałem wrażenie, że rozniesie wszystko dookoła, łącznie z nami i Windiem. - Alicja znów cicho jęknęła – Koleżanko, masz co najmniej przechlapane. Chociaż… - zawahał się – zając twoją elokwencję można stwierdzić, że wyjdziesz z tego cało, i że to Lu ma przechlapane.
- Dzięki za próbę pocieszenia. – mruknęła cicho, po chwili jednak w jej oczach pojawił się niebezpieczny błysk – Swoją drogą, co on sobie myśli, robić zebrania z taką częstotliwością.
- Oho. Zadaję się z tobą od trzech dni, ale znam to spojrzenie i stwierdzam, że dla Mistrza nie wróży ono nic dobrego.
Harry przysłuchiwał się rozmowie nastolatków, a bruzda między jego brwiami pogłębiała się z każdą sekundą. Co tu jest grane? Zobaczenie tej dwójki rozmawiającej ze sobą jak dobrzy koledzy z jednego roku jeszcze przed godziną uznałby za równie prawdopodobne, jak wiadomość, że Snape odjął punkty Ślizgonom. Przez chwilę myślał że to sen, i uszczypnął się w rękę. Zabolało. Kim byli Louis i Windie? Co to za Mistrz? O zebraniach czego mówią? „ A już myślałem, że tajemnice wybyły z mojego najbliższego otoczenia…”
- Harry, zanieś to do wieży Gryffindoru i rozdaj wszystkim, którzy nie mogą jeszcze chodzić do Hogsamede, po jednej tabliczce z każdego rodzaju. – powiedziała, składając u jego stóp siatki i plecak.
- Dla mnie też masz? – wyszczerzył się Dymitr.
- Zapomnij. Musisz sobie zapracować na prezent. A teraz choć, chyba, że wolisz bym wyładowała się na tobie.
- Dokąd… - krzyknął za wychodzącą parą Potter -… idziecie… - dokończył, zagłuszony przez trzaśnięcie drzwi. Westchnął cicho, podniósł z ziemi siaty i ruszył do wieży domu, którego był opiekunem. Poczuł się oszukany przez dziewczynę. Teraz był pewien, że rano nie była w bibliotece, tylko na zebraniu. Podejrzewał też, że większość informacji, które mu dzisiaj wyjawiła, wcale nie była zawarta w bajkach. Tylko dlaczego skłamała? Znał ją dość dobrze, gdyby powiedziała, że nie może o tym mówić, albo że on tego nie zrozumie, nie naciskałby. Nagle ogarnęło go poczucie bezradności, miał wrażenie, że to co wie nie stanowi nawet jednej tysięcznej tego, o czym nie wie. „Będę musiał ją o to delikatnie wypytać” pomyślał, przechodząc przez dziurę pod portretem.
- Wszyscy pierwszo- i drugoroczni do mnie! Mam dla was przesyłkę specjalną od panny Donnel.
________________________________________________________________
* - jest to tekst autorstwa mojego kolegi ze starej klasy, niejakiego Łukasza B., któremu dedykuje cały rozdział. I pamiętaj, jakbyś coś jeszcze wymyślił, SMS-y od ciebie są mile widziane.
** - bardzo ciemny odcień niebieskiego


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zakohana w książkach
post 12.08.2007 15:19
Post #20 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Wszyscy, którzy czytali mojego ficka wyjechali na wakacje? Na to wygląda...


Rozdział 8
Zmora


Harry próbował porozmawiać z Alicją od kilku dni, bez większego rezultatu. Widywał ją rzadko, właściwie tylko na swoich lekcjach, które nie nadawały się do rozmowy, z powodu licznych par uszu. Niejednokrotnie usiłował znaleźć ją na przerwie, nikt jednak nie wiedział, gdzie dziewczyna może być. Tego wieczoru postanowił wypróbować najlepszy z możliwych sposobów: wyciągnął z kufra mapę Huncwotów.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. – mruknął, wskazując końcem różdżki pergamin. Obejrzał dokładnie plan szkoły. Na jej terenie nie było Alicji. Po chwili namysłu sprawdził jeszcze raz. Nie ona jedyna zniknęła. Na pergaminie nie było również kropki opatrzonej nazwą „Dymitr Slovakow”. Ze zrezygnowaniem stwierdził, że tajemnice, które wcześniej go otaczały, nie zniknęły, tylko wyjechały na urlop. Urlop, który najwyraźniej się już skończył. Z cichym westchnięciem wziął jeden z leżących przed nim zwojów. Jego ostatnią myślą niedotyczącą Czerwonych Kapturków było to, iż ostatnio często wzdycha.

* * *

Nadeszła sobota. „Tydzień temu wszystko się zaczęło.” Pomyślał Harry, wchodząc do wielkiej Sali „A raczej postanowiło, że w końcu rzuci mi się w oczy”. Miał cichą nadzieję, że spotka Alicję przy śniadaniu i w jakiś sposób wymusi rozmowę. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na stół Gryfonów, by jej nikły płomyk zgasł. Gdy usiadł usłyszał szept Lily w okolicy swojego lewego ucha:
- Profesorze Harry… - rozwiązanie stosowne przez uczniów, którzy jednocześnie chcieli wypełnić jego prośbę i nie mogli przemóc nawyku zwracania się per „profesorze” do nauczycieli (czyli wszystkich poza Donnelówną) z początku niezmiernie go drażniło. Po kilku dniach stwierdził jednak, że jeśli ma wypierać między „profesorem Harrym” a „panem profesorem”, woli tę pierwszą opcję. - …nie wiesz gdzie jest Alicja?
- Miałem nadzieje, że ty mi to powiesz…
- Ostatnio często znika. Nie mam pojęcia, kiedy odrabia lekcje. Wychodzi gdzieś zaraz po ostatnich zajęciach i wraca prawie w środku nocy… Czy ty mnie w ogóle słuchasz?? – przerwała, gdyż Potter przeczesywał wzrokiem stół Ślizgonów. Nieco zaskoczona śmiałością swojej wypowiedzi, kontynuowała – Na pewno tam nie siedzi. Jakieś dwadzieścia minut temu wyszła, kiedy zapytałam, dokąd, odpowiedziała, że nie muszę wiedzieć. A raczej, że nie chcę.
- Hę?
- Powiedziała dokładnie tak: „Nie musisz wiedzieć. Właściwie, to nawet nie chcesz…”
- Dymitr z nią wychodził? – zapytał błyskawicznie.
- Dymitr?
- Ten chłopak, z którym walczyła dzień przed Halloween.
- Ten, który właśnie wchodzi? – Harry odwrócił się i kiwną głową. Slovakow właśnie wchodził do Sali, i wyglądał na bardzo czymś zdenerwowanego. – To tak. Przynajmniej tak to wyglądało. Na kilka kroków przed drzwiami zrównali się, i dalej szli ramię w ramię.
- Dzieje się coś dziwnego. – powiedział, nakładając sobie jajecznicę – A Alicja ma z tym bezpośredni związek. I, nie wiem dlaczego, nie chce nam nic powiedzieć.

* * *

Po obiedzie, na którym Ala w ogóle się nie zjawiła, Potter skierował kroki do chatki na skraju Zakazanego Lasu. Miał lekkie wyrzuty sumienia, że od pierwszego dnia właściwie nie rozmawiał z przyjacielem. W ogródku dostrzegł ciemne sylwetki Hardodzioba i Hagrida, który podlewał rośliny gigantyczną konewką. Kiedy przyjrzał się dokładniej, dostrzegł przy hipogryfie trzecią osobę. Nie mógł jej rozpoznać. Po części dlatego, że był za daleko. W większej mierze przyczynił się do tego jednak fakt, iż ta osoba opierała się o bok zwierzęcia tak, że było ją widać jedynie wtedy, kiedy opuściło ono łeb. Zaintrygowany szedł dalej, zastanawiając się, z kim mógłby rozmawiać gajowy Hogwartu i, co więcej, kogo dopuściłby do Hardodzioba. Znalazł się już w zasięgu ich głosu, nie rozróżniał jednak słów, a ciało hipogryfa pozostawiało na widoku jedynie nogi rozmówcy Hagrida. Nagle zrobił on coś, co zapewne jeszcze bardziej zastanowiłoby Harry’ego. Wskoczył… a raczej wskoczyła na mu na grzbiet. Zastanowiłby to Pottera, gdyby i teraz nie rozpoznał tajemniczej osoby. Wzrok Alicji spoczął na nim i już miał ją zawołać, kiedy uradowane zwierze ruszyło galopem, rozłożyło skrzydła i uniosło się z dziewczyną w przestworza.
- No proszę, kto to postanowił w końcu zajrzeć do starego kumpla?
- Hagridzie, wybacz ja…
- … miałeś na łbie młodą? – dokończył za niego gajowy.
- Właśnie. A przynajmniej do zeszłej soboty. Od tamtego czasu…
- … unika cię. – Hagrid znów dokończył za niego.
- Ta… Skąd wiesz? – przerwał odpowiedź w pół słowa.
- Napijesz się herbatki? – olbrzym otworzył drzwi zapraszającym gestem. Potter wszedł do izby i usiadł przy stole. Chwilę potem to samo zrobił Hagrid, stawiając przed nim parujący kubek.
- Alka przyszła tu pierwszy raz jakiś tydzień po rozpoczęciu. Wyprowadzałem psidawki, powiedziała, że chętnie mi pomoże. Zamykałem je w zagrodzie, jak się odwróciłem, zobaczyłem, że podchodzi do Dziobka. Cholibka, niezłego miałem wtedy pietra. Ale Dziobek normalnie się ucieszył na jej widok. Poklepała go trochę po grzbiecie i się mie pyta, czy się może przelecieć. Dziobkowi potrzeba ruchu, a sam nie odlatuje na długo, to się zgodziłem. Nie było ich trzy godziny. Potem już jakoś sama przychodziła. Witała się, leciała z Hrdodziobem, czasem trochę pogadaliśmy i wracała do zamku. Ostatnio siedziała tu dłużej. Boi się, że pomyślisz że cię już nie lubi, Mówiła, że unika cię, bo nie może ci powiedzieć tego, co chcesz wiedzieć. Że nie powinna, a przy tobie często się jej „wyrywa” dość sporo i ostatnim razem powiedziała ci o wiele za dużo.
Za oknem rozległ się trzepot olbrzymich skrzydeł, zaraz po nim stukot końskich kopyt. Harry wybiegł z chaty w momencie, a którym Alicja wylądowała na ziemi.
- Musimy… - przerwał mu gest dziewczyny. Przyciskała palec do ust, drugą ręką wskazując coś w lesie za sobą. Spojrzał w tamtą stronę i dostrzegł ruch między drzewami. Ukrytej w listowiu istoty nie dało się rozpoznać, można było jednak stwierdzić, że jest niewiele niższa od gajowego.
- Idź po Hagrida. – usłyszał szept dziewczyny przy swoim uchu. Kiwnął głową i powoli cofnął się do drzwi. Kiedy odwrócił się w drzwiach, z niepokojem dostrzegł, że dziewczyna zbliża się do „czegoś” ukrytego w lesie. Zaklął pod nosem i wszedł do pomieszczenia.
- Hagridzie – syknął – coś jest na skraju lasu.
- Co?
- Nie wiem, jest za drzewami, ale sprawia wrażenie ogromnego. I na dodatek Alicja zaczęła do niego podchodzić.
Półolbrzym chwycił kuszę i prawie wybiegł z chatki. Rozejrzał się dookoła i opuścił broń.
- To tylko Zmora. – uspokoił Pottera, który stał jak wryty wpatrując się w zwierzę, które głaskała. Był to olbrzymich rozmiarów jednorożec, w kłębie równy wzrostem dziewczynie, która była pół głowy niższa od Harry’ego. Ale to nie rozmiary zwierzęcia go zdziwiły, tylko jego wygląd. Miał on sierść tak czarną, że oczy nie wytrzymywały patrzenia na nią dłużej niż kilka sekund. W połączeniu ze złotem grzywy, ogona, kopyt i rogu wyglądała przepięknie, podkreślana dodatkowo błękitem oczu zwierzęcia. Potter patrzył na jedno z najrzadziej spotykanych zwierząt.
- Mroczny jednorożec… - wyszeptał.
- Tylko w pewnym sensie. – poprawiła go równie zafascynowana jedenastolatka – Mroczne jednorożce są całe czarne i mają ciemne oczy. Ten miał być mroczny, ale widocznie w trakcie wychowywania przez osobę o czarnym sercu został zwrócony dobru. To najrzadziej spotykany z jednorożców, który jest dokładnie taki jak człowiek: ani dobry, ani zły, tylko zawieszony gdzieś pośrodku. Zdarzają się tak rzadko, iż nawet nie nadano im nazwy.
- Cholibka, to dlatego inne jej nie chciały… - powiedział Hagrid – Znalazłem bidulkę całą skopaną, to wziąłem ją do siebie i jakoś wyratowałem.
Alicja przesunęła ręką po boku klaczy, natrafiając co chwilę na cienkie blizny.
- Dlaczego nazwałeś ją Zmora?
- Niezłe z niej ziółko… - przerwało mu oburzone „Ej!” dziewczyny, której jednorożec wyciągał zębami różdżkę z tylnej kieszenie dżinsów – Właśnie dlatego nazywa się Zmora.
- Zmora! – powiedziała gniewnie – Oddaj mi różdżkę! – wystawiła dłoń, na której, ku zdziwieniu obu mężczyzn, zwierze posłusznie położyło przedmiot.
- Dobra Zmorka. – poklepała klacz po szyi i podeszła do profesorów.
- Ja już pójdę – ruszyła w stronę zamku.
- Cześć, Hagridzie. - pożegnał się Potter i spróbował dogonić przyjaciółkę.
- Musimy pogadać. – powiedział, zrównując się z nią – Coś się dzieje. Chcę wiedzieć co. Dlaczego tak nagle zaczęłaś kumplować się z Dymitrem? Gdzie ciągle znikasz? Co to za Louis i Windie?
- Ty nie mówisz mi o wszystkim. – odpowiedziała – Dlaczego wymagasz tego ode mnie?
To pytanie zatrzymało Pottera. Dziewczyna szła nadal, nie zwalniając nawet kroku.
- Tyle, że ty wiesz o mnie wszystko, a ja o tobie niemal nic.
Teraz i ona się zatrzymała.
- Dlaczego sądzisz, że wiem o tobie wszystko?
- Po prostu przebywając z tobą odnoszę takie wrażenie. Wiesz o wszystkim: o Zakonie, o Gwardii, o Ginny. Wydajesz się znać każdy najdrobniejszy szczegół mojej przeszłości. A twoja niewiedza o Syriuszu… teraz wydaje mi się, że była blefem.
Dziewczyna, stojąca dotąd tyłem do niego, odwróciła się i stanęła kilka cali od mężczyzny.
- Harry, nie mogę odpowiedzieć ci na te pytania. – powiedziała z żalem w głosie. W jej spojrzeniu widać było, że bardzo chciałaby to zrobić. – Nie tutaj. Nie teraz. Mogłabym mieć kłopoty, a nawet bez nich mi ciężko. Spróbuj mnie zrozumieć, proszę. Jesteś moim przyjacielem i masz prawo być zaniepokojony moimi zniknięciami, ale na nie mogę ci powiedzieć gdzie i po co znikam. Jeszcze nie. A co do mojej przyjaźni z Dymitrem… okazało się, że mamy więcej wspólnych tematów, niż mi się zdawało.
Jakby na zawołanie, u jej boku zatrzymał się Slovakow.
- Dzień dobry. – zwrócił się do Harry’ego
– Louis zaczyna mnie coraz bardziej wnerwiać. – powiedział do Alicji.
- Znowu? – zapytała z niedowierzaniem i spojrzała na wnętrze swojej lewej dłoni, jak gdyby ktoś napisał tam odpowiedź – Tym razem dam mu do zrozumienia, że cztery godziny dziennie wystarczą. I mam nadzieję, że się na ciebie wydrze. Jak mogłeś się urwać i mnie zostawić?!
- Ciszej, Harry…
- Mam to w nosie! Jeszcze raz Lu wykręci taki numer i powiem wszystko każdemu, kto o to zapyta! Chodź. – pociągnęła go za sobą w kierunku lasu. Po drodze dyskutowali półgłosem. Harry’emu wydawało się, że usłyszał coś podobnego do „potrzebujemy kogoś, kto będzie nas krył”, a także pytanie „dlaczego on?” i odpowiedź, „bo tylko jemu w tej szkole ufam”.
___________________________________________________
No cóż, krótkie, wiem. Tj., krótkie, jeśli spojrzeć na inne rozdziały (np. siódmy). I mam nadzieję, że nikt nie przyczepi się do „Hagridowej” gramatyki wypowiedzi gajowego Hogwartu.


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tarjei
post 25.08.2007 11:38
Post #21 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 21.08.2007




Eee... przyznam się bez bicia, że musiałam się zmusić by przeczytać to do końca i móc skomentować to opowiadanie. Co tu dużo mówić, nie podoba mi się...
Pomysł może i byłby dobry gdybyś nie zrobiła z Alicji, Mery Sue. Mam 12letnią siostrę i gdyby zaczęła do mnie mówić tak, jak Alicja mówi do Harry'ego to stwierdziłabym, że zamieniła się umysłami z naszym 22letnim bratem... Ona nie gada jak normalne dziecko w jej wieku, w dodatku przy tym zrobiłaś z Pottera kompletnego idiotę. Nie kupuję wspaniałej, pięknej, niepokonanej, wszystkowiedzącej, uroczej "Xeny". Bleh... przepraszam, ale to jest straszne... Ona ma 11 lat na stado galopujących sklątek... a zachowuje się jak damska wersja Dumbledore'a i jeszcze ta znajomość zaklęć nie wiadomo skąd, jeszcze się okaże, że te sześćdziesiąt czy ileś pokoleń, było niemagiczne, bo Alicja musiała zgarnąć wszystko dla siebie i teraz posiada moc wszystkich jej przodków.
Przepraszam, ale ja naprawdę nie mogę, do tego błędy, błędy... naprawdę wystarczy tekst wkleić do Worda, w ostatnim czy przedostatni rozdziale a może i w obu brak znaków diakrytycznych aż razi w oczy...
Nie zrażaj się i pisz dalej, tylko ja już raczej tu nie wrócę, chyba, że Alicja stanie się normalnym dzieckiem, a Harry normalnym dorosłym.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zakohana w książkach
post 25.08.2007 16:32
Post #22 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Rozdział 9
Rąbek tajemnicy

Mijał dzień po dniu. Wszystko zdawało się być takie jak „przedtem”; znów rozmawiali wieczorami, znów można było usłyszeć jej śmiech na korytarzu. A jednak coś się zmieniło. Ich rozmowy nie były już do końca szczere. Mimo iż zgodnie unikali tematu tabu, którym były jej zniknięcia, Harry czuł, że w niektórych odpowiedziach dziewczyna nie mówi mu prawdy. Teraz razem chodzili do Hagrida, z którym Potter rozmawiał gdy ona leciała z Hrdodziobem. Wzięła się nawet za „oswajanie” Zmory, co się jej udało tylko w pewnym sensie. Klacz pozwalała Alicji zrobić ze sobą wszystko, nawet zapleść warkoczyki na grzywie, kiedy jednak jeden z profesorów próbował zbliżyć się do niej, prychała i rżała ostrzegawczo. Tego dnia również odwiedzili olbrzyma. Dziewczyna wsiadła na hipogryfa i właśnie mieli wystartować, gdy do jej uszu dobiegł krzyk:
- Złaź z tej krzyżówki orła z koniem! Musimy się zbierać!
Dymitr bieg przez błonia ubrany w jeansy i bluzkę z krótkim rękawem. Harry’emu zrobiło się zimno od samego patrzenia. Może to nie były jeszcze mrozy, ale nikt nie śmiał twierdzić, że jest ciepło.
- Ciekaw jestem, czy kiedykolwiek to ty zauważysz pierwsza wezwanie. – nastolatek wyhamował i oparł się o bok zwierzęcia – A teraz zejdź już z tego ptaszyska z końskim zadem, nie mamy czasu.
Alicja ani myślała tego zrobić. Odwróciła się w stronę mężczyzn i zapytała:
- Hagridzie, czy on uniesie dwie osoby?
- Co ma nie unieść? – olbrzym oparł się na szpadlu.
- Jeśli sądzisz że na to wsiądę…-zaczął chłopak
- Ja nie sądzę, ja to wiem. No, na co czekasz? Przecież nie mamy czasu.
Pomogła Slovakowowi wgramolić się na grzbiet za nią.
- Trzymaj się mocno, można spaść.
- Czego mam się trzymać? – wydawał się niezbyt zachwycony perspektywą ujrzenia ziemi z wysokości.
- A masz jakiś wybór?
Objął ją w pasie, mamrotając coś co brzmiało jak „nienawidzę latać” i wystartowali.

* * *

Po kilku godzinach wrócili. Dymitr był lekko zielonkawy na twarzy, a cała trójka, łącznie z hipogryfem, zdawała się być okropnie zmęczona. Chłopak szybko zeskoczył z Hardodzioba i podał Alicji rękę, pomagając zjeść. Wyglądała na wykończoną najbardziej z całej trójki, a także w równym stopniu wściekłą.
- Pewnie myślał, że jak mnie zmęczy to nie będę miała ochoty na niego krzyczeć. Jest to przejaw optymizmu przechodzącego w idiotyzm.
Zachichotał cicho.
- Co cię tak śmieszy? – warknęła
- Alicja, uspokój się. Pamiętasz: grunt, to zachowanie równowagi. Co kazał ci robić Richard w takich sytuacjach? A już mam: wdech… i wydech… wdech…
- Bardzo śmieszne, naprawdę.
- I śpiewamy – kontynuował, nie dosłyszawszy jej wypowiedzi. Zaintonował jakąś pieśń w nieznanym Potterowi języku (chociaż przypuszczał, że był to chiński), wywołując tym szaleńczy chichot koleżanki.
- Dy-Dymitr… - wydyszała, zwijając się ze śmiechu pod ścianą – Dymitr, bądź tak uprzejmy i daruj nam tę piosenkę, dobrze? Za znęcanie się psychiczne nad ludźmi można trafić do sądu.
- Znęcanie się psychiczne? Mój śpiew nazywasz znęcaniem się?
- Twój śpiew jeszcze da się znieść, ale ten utwór sam w sobie jest torturą. – mruknęła, podchodząc do ogrodzenia. Powietrze rozciął przenikliwy gwizd. Po chwili można było usłyszeć tętent kopyt uderzających o ziemię i z lasu wyłoniła się Zmora.
- A-Alicja, mogłabyś mi powiedzieć, czy to co widzę istnieje, czy może mam omamy wzrokowe? – wyjąkał jedenastoletni brunet, wpatrując się w łeb klaczy.
- Jeśli widzisz ogromnego jednorożca z czarną sierścią i złotym rogiem to z twoimi oczyma wszystko w porządku. Jeśli jednak coś innego, powinieneś odpocząć.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że mamy w Hogwarcie TAKIEGO jednorożca? – stanął obok niej. Zwierze zaszarżowało na niego.
- Lepiej się cofnij. – Alicja pociągnęła go kilka kroków w tył – A nie powiedziałam ci dlatego, że Louis wyczytałby to z twoich wspomnień i chciałby ją zobaczyć.
- I co z tego?
- Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zbyt wielkiej ochoty na zabieranie Zmory ze sobą przy każdym wezwaniu. Widziałeś co się działo, jak zobaczył Hardodzioba.
- Zmory?
- Tak, Zmory. Ona nazywa się Zmora.
Potter zaczął przyzwyczajać się, że ta dwójka podczas rozmów najczęściej nie zwraca na niego uwagi. Dlatego, gdy Slovakow zwrócił się do niego, zareagował z pewnym opóźnieniem.
- Panie pro… Harry, chcielibyśmy z tobą porozmawiać. Dziś wieczorem w pokoju życzeń. Będziesz?
Zwrócił się do niego po imieniu. „Pewnie Alka go o to prosiła” przemknęło mu przez głowę, ale odpowiedział:
- Tylko pod warunkiem, że teraz odpoczniecie. Nie chce was potem transportować do dormitoriów.
- Od razu transportować. To już nie łaska obudzić? – mruknął Dymitr do blondynki, myśląc że Potter nie usłyszy.
- Już raz ją budziłem, więcej nie zamierzam. – odpowiedział, sprawiając, że policzki chłopaka delikatnie się zaczerwieniły.
- Będziemy na ciebie czekać około… powiedzmy, że dwudziestej pierwszej. Pasuje? –Alicja przejęła inicjatywę i spojrzała na Harry’ego pytająco, ale zaraz kontynuowała – Pasuje. No to jesteśmy umówieni.
Podeszła do jednorożca i zaczęła gładzić go po szyi.
- Hej, mieliście iść odpocząć!
- Przecież idziemy. Nie widzisz? – dziewczyna nawet na niego nie spojrzała.
- Pragnę ci przypomnieć, panno Donnel, że jestem w tej szkole profesorem. I jeśli natychmiast nie udasz się do swojej wieży, odejmę punkty Gryffindorowi. – przemówił tonem, który nawet jego zdziwił. Nie wiedział, że potrafi mówić tak…
Tak jak Snape… przemknęło mu przez myśl, ale szybko to od siebie odrzucił. Nie chciał mieć nic wspólnego z tym… z tym przerośniętym nietoperzem.
Alicja nie przerwała głaskania klaczy, ba, zdawała się nawet nie słyszeć wypowiedzi nauczyciela.
- Nie słyszałaś?? – odezwał się po kilku sekundach Dymitr – Masz iść do wieży.
- Pana również się to tyczy, panie Slovakow. Slytherin też może stracić kilka punktów.
Jedenastolatek spiorunował go wzrokiem, poczym z cichym „chodź” skierowanym do Ali ruszył w stronę zamku.
- Mogę wiedzieć, co ty robisz?
- Nie chcę żeby mój dom punkty.
- Nie bądź śmieszny… - prychnęła dziewczyna – On i odejmowanie punktów? To tak jak byś ty zaczął pływać w jeziorze i wyszedł z niego. Suchy.
- Albo mówi prawdę, albo bardzo przekonująco blefuje. Wolę nie ryzykować. A, i masz stanowczo zły wpływ na jego słownictwo. Jak się tak odezwie do piątoklasistów, nikt go nie zrozumie. Idziesz? – dwa zdania przed „idziesz” wypowiedział szeptem, żeby czarnowłosy przypadkiem go nie usłyszał.
- Niech ci będzie. Harry, dwudziesta pierwsza, pokój życzeń. Masz być. Chyba, że nie chcesz już nic wiedzieć…
I odeszli, zostawiając nauczyciela Obrony przed Czarną Magią zaintrygowanego bardziej niż przez ostatnie trzy tygodnie razem wzięte.

* * *

- Dlaczego upierasz się, że Richie wcisnął mi kit z tą piosenką?
- A czy ciebie uspokoiłaby piosenka o różowych hipopotamach w zielone plamy, które uciekają przed ogromnym, czerwonym smokiem?
Harry czekał pod gobelinem na siódmym piętrze od kilku minut. Dwójka pierwszorocznych wyszła zza zakrętu i dostrzegł zdziwienie na twarzy chłopaka.
- Nie wiedziałem, że to jest o hipopotamach. Myślałem po prostu, że to ten smok jest różowo – zielony a treść opisuje sposób, w jaki się porusza… – dziewczyna prychnęła cicho – No co? Z chińskim mam problemy…
Dotarli pod ścianę, w której ukryte były drzwi pokoju życzeń. Alicja przeszła pod nią trzy razy i wejście do pomieszczenia ukazało się.
- Po co to zrobiłaś? Jeszcze go nie ma, a musimy czekać na niego tutaj. Mógłby mieć małe kłopoty z wejściem.
- To, że czegoś nie widzisz, nie oznacza, że tego nie ma. – odpowiedziała spokojnie.
- Co masz na myśli?
- To. – jednym ruchem ściągnęła z Pottera zaczarowany płaszcz. – Dobry wieczór. Wchodź.
- Skąd wiedziałaś, że tu jestem? – mężczyzna był zaskoczony. Przypomniał sobie o mapie, ale niemożliwe było, żeby zapamiętała miejsce w którym stał tak dokładnie.
- Jeśli wszystko dobrze pójdzie, zaraz się dowiesz. Właź już!
Wnętrze pokoju życzeń przypominało salon domu należącego do średnio zamożnych ludzi. Trzy fotele obite brązowym pluszem stały na zielonym, miękkim dywanie. W ścianie naprzeciw drzwi znajdował się kominek w którym wesoło trzaskał ogień. Pod pozostałymi ścianami stały półki z mnóstwem bibelotów i książek. Dymitr zagwizdał z podziwem.
- Ale zaszalałaś… O co prosiłaś?
- Ty się lepiej zajmij zabezpieczaniem drzwi. – odpowiedziała, siadając w jednym z foteli i wskazując Potterowi drugi - Podejrzewam, że Louisowi nie spodoba się wiedza Harry’ego, a jeśli okazałby się, że ktoś nas podsłuchał… marny nasz los.
Siedziała w milczeniu, podziwiając pomieszczenie. Sufitowi poświęciła już dobre kilka sekund, a nie zanosiło się na to, by szybko się od niego oderwała. Potter powędrował za jej wzrokiem. Zachłysnął się z wrażenia. Strop był ogromną mapą nieba, każda z konstelacji została dokładnie zaznaczona i podpisana. Nawet sufit Wielkiej Sali nie wydawał mu się tak niezwykły.
- Już. – ciszę przerwał chłopak.
- No, to co chcesz wiedzieć, Harry? – dziewczyna uśmiechnęła się krzywo. W jej oczach widać było ogromne uczucie ulgi, że wreszcie będzie mogła przestać ukrywać przed nim wiele rzeczy. Jednak można było zobaczyć coś jeszcze, jakby poczucie winy.
- Dlaczego chcecie mi powiedzieć?
- Możesz to potraktować jako przedwczesny prezent gwiazdkowy. To od czego mam zacząć?
- Najlepiej od początku. – odpowiedział po chwili zastanowienia. W jego głowie było tyle różnych pytań! A ona każe mu wybrać jedno… to przecież niewykonalne!
- Od początku… - powtórzyła nieobecnym głosem. Na ułamek sekundy jej oczy zaszły mgłą –To może zacznę od samego początku… od moich dziewiątych urodzin.
Dźwięk tłuczonego szkła sprawił, że skrzywiła się lekko.
- Przepraszam… - powiedział cicho Dymitr stojący przy jednej z półek, machając krótko różdżką i odkładając szklaną figurkę na miejsce. Podszedł do drzwi i oparł się o nie plecami, patrząc na nią z zaciekawieniem.
- Wiem, że Tonks powtórzyła ci to, co ja opowiedziałam Kingsley’owi. Ale… chciałeś wiedzieć wszystko od początku. Moje dziewiąte urodziny. Senne marzenie brutalnie przerwane przez koszmar. Przygotowywałam wszystko sama, tylko z tortem pomagała mi mama. Przez cały lipiec myślałam, jak będzie cudownie, jak wszyscy będą szczęśliwi, jak potem długo będę to wspominać. Było cudownie… do czasu. Wszyscy byli szczęśliwi… również do czasu. Wspominam to i jeszcze długo nie zapomnę. Co ja mówię?! Ja tego nigdy nie zapomnę… A to wszystko z winy jednej osoby. – zmysł słuchu Harry’ego był w pełni skupiony na głosie dziewczyny. Wzrok jednak lustrował stojącego pod drzwiami chłopca. Wcześniej jego umysł zarejestrował niewiele a temat Dymitra Slovakowa. Wiedział, że ma jedenaście lat i jest Ślizgonem. Nic więcej nie mógł o nim powiedzieć. Na jakiej podstawie on go właściwie rozpoznawał? Nie miał pojęcia. Dopiero teraz zauważył, że chłopak ma śniadą cerę, włosy w dziwnym, brązowo-rudym odcieniu, i że jest wzrostu Alicji, może nawet wyższy. Najbardziej zastanawiający był kolor oczu jedenastolatka: kasztanowe tęczówki miały gdzieniegdzie plamki ciemnej czerwieni. A może to tylko odbłysk ognia w kominku? – Zdmuchiwałam świeczki. Na kilka chwil przed zgaśnięciem ich płomyków pomyślałam życzenie: żebym choć raz w życiu spotkała prawdziwego czarodzieja. Nikt nie zdążył się ruszyć, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. To miłe ze strony Toma, nie sądzisz? Pukać w drzwi i czekać, aż niczego nie świadoma ofiara je otworzy. Przynajmniej nie jest pozbawiony manier. – sarkazm w jej ostatnich zdaniach został zignorowany przez mężczyznę. A raczej przygłuszony zastanawiającym faktem. Dziewczyna nazywała Czarnego Pana Tomem, co było spotykane dość rzadko. Właściwie, to znał tylko jedną osobę, która to robiła. I była martwa od ośmiu lat.
– Usłyszałam krzyk mojej matki z przedpokoju i zobaczyłam błysk światła w kolorze twoich oczu, Harry. Tata pobiegł zobaczyć, co się stało. Kiedy otworzył drzwi znów błysnęło… a on padł na podłogę. I wtedy ON wszedł do pokoju. Rozpoznałam go od razu, choć w mojej wyobraźni wyglądał całkiem inaczej. Wypowiedział dwa zdania: „Wygląda na to, że byli rodziną. A to nieładnie rozdzielać rodzinę, prawda?”. Nigdy nie zapomnę tego zimnego, nienaturalnie wysokiego głosu. Pewnie by mnie rozśmieszył, gdybym nie wiedziała do kogo należy. I te oczy… spojrzał na mnie i poczułam że coś mnie paraliżuje. Nie wiem co, ale nie mogłam się ruszyć. Strach? Nie, to nie był on. Nie bałam się. Czego miałabym się bać? Śmierci? Bólu? To nie takie straszne. – Potter był trochę zdziwiony. Po co dziewczyna wypowiada swoje myśli? Zauważył, że jej wypowiedzi mają dwa warianty: albo są niesamowicie krótkie, albo niemożliwie długie. Sam nie wiedział, którą wersję woli. Z pierwszą wiązała się irytująca tajemniczość i niewiedza, z drugą – walka z samym sobą by jej nie przerwać.
- Potem poczułam dziwne szarpnięcie, jakbym była przyklejona do podłogi i ktoś próbował mnie odkleić poprzez ciągnięcie w górę. W moim kierunku pomknął zielony promień, ale… mnie już tam nie było. Zniknęłam. Stałam się niewidzialna, niewyczuwalna… jakbym była z bardzo rzadkiej mgły. Ja… próbowałam ich ratować. Zasłaniałam sobą, usiłowałam spychać z toru zaklęcia. Nic to nie dawało. Avada przechodziła przeze mnie jakbym nie istniała. W końcu poddałam się i schowałam pod stołem. Był tam Syriusz. Myślałam, że uciekł, albo już był martwy, ale okazał się mądrzejszy niż przypuszczałam. I on mnie widział, może tylko wyczuwał… w każdym bądź razie, wiedział, że tam jestem. Siedział cicho, ale kiedy do domu weszła Lestrange, rzucił się na nią. Nie wiem dlaczego, choć zastanawiałam się nad tym wiele razy. Zabiła go. Zaśmiała się cicho, kiedy przeczytała jego imię na medaliku. Wyszli. Nie zauważyli mnie. Nie wiem ile czasu minęło do przyjścia policji. Byłam jedyną osobą, która to przeżyła. Zaczęli mnie przesłuchiwać. Skłamałam. Powiedziałam, że nie mam pojęcia, co to było, że straciłam przytomność zanim się zaczęło. Bo co miałam powiedzieć? Że potężny czarodziej wszedł do mojego domu i za pomocą kawałka drewna z piórem feniksa w środku wymordował moją rodzinę i znajomych, a ja stałam się czymś w rodzaju ducha, więc udało mi się przeżyć? Zamknęliby mnie w ośrodku dla chorych psychicznie. Potem Kingsley poinformował innych, że odwiezie mnie do sierocińca. Po drodze poprosił mnie, żebym powiedziała prawdę. Powiedział, że jest aurorem i że istnieją podejrzenia, że był to atak Śmierciożerców. Opowiedziałam mu to bardzo ogólnie i zostawił mnie w sierocińcu. To wszystko.
- Dlaczego to opowiedziałaś? – głos Harry’ego był słaby i niepewny.
- Właśnie, - poparł go chłopak – dlaczego? Lu prosił cię o to już ze sto razy, a ty odmawiałaś. Dlaczego powiedziałaś to teraz?
Mężczyzna spojrzał na niego. Oczy chłopaka były wilgotne.
- Bo wszyscy zareagowaliby tak jak ty. – odpowiedziała – Byłoby im mnie żal. A ja nie chcę tych współczujących spojrzeń na każdym kroku. Zadaj następne pytanie, Harry.
- Co tu jest grane? Gdzie razem znikacie?
Chwilę wpatrywała się w jeden punkt.
- My, ja i Dymitr… my… - na zewnątrz rozległ się cichy huk – Co to było?
- Ktoś chyba próbuje dostać się do pokoju.
Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni stary pergamin i rozłożyła go na podłodze. Mapa Hogwartu.
- Nie ukrywasz jej? Jest widoczna przez cały czas?
- Kiedy jej nie dotykam, nikt poza mną jej nie widzi. – odsunęła ręce od pergaminu i mapa zniknęła. Zaraz jednak oparła się na niej ponownie i zaczęła szukać sprawcy zamieszania.
- Malfoy z jakąś dziewczyną. – mruknęła – Dobra. W końcu się tu dostaną. Nie możemy teraz wyjść, bo nas zobaczą. Nie możemy zostać, bo też nas zobaczą.
- To co robimy?
Wciągnęła z drugiej kieszeni zwitek delikatnego materiału. Potter natychmiast rozpoznał pelerynę niewidkę.
- Harry, ty schowaj się pod swoją, Dymitr, schowamy się pod jedną.
Złożyła mapę, podeszła do chłopaka, i narzuciła na oboje pelerynę.
- Ściągnij zabezpieczenia. Spróbujemy wyjść jak będą wchodzić. Harry, gdzie jesteś?
- Za tobą.
Zaklęcia opadły z cichym trzaskiem. Drzwi otwarły się zaraz potem i do pomieszczenia wszedł Daniel z jakąś chichoczącą szatynką. Potter został pociągnięty na zewnątrz i po chwili został sam na korytarzu. Westchnął cicho, i ruszył do swoich komnat. Znów nie dowiedział się tego, na czym najbardziej mu zależało.
Chyba już nigdy się tego nie dowiem.
Ściągnął pelerynę i położył się spać. Nie miał pojęcia czym, ale był niesamowicie zmęczony.


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
sinner
post 02.09.2007 20:48
Post #23 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 10
Dołączył: 29.08.2007
Skąd: hell

Płeć: Kobieta



Podoba mi się twoje opowiadanie... Jak mało które... biggrin.gif Ale mogłabyś pisać dłuższe odcinki. wink2.gif


--------------------
"Pretending that we see doesn't give us the sight
Pretending that we live doesn't make us alive."

~ SOAD <33
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tarjei
post 07.09.2007 18:11
Post #24 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 21.08.2007




no dobra wróciłam... ale dlaczego w tekście brakuje ostrzeżenia, że jest to parodia, komedia itp. Bo chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie kupi bajki o dziewięcioletnim dziecku, które nie boi się śmierci. Nie przemyślałaś chyba za bardzo opowiadania, sama trochę piszę i wiem jak łatwo nam przychodzi wyidealizowanie naszych bohaterów... nie sztuką jest jednak stworzyć kolejnego "Batmana", ale kogoś normalnego i realistycznego. Dzieci to dzieci i to jest normalne, że boją się nieznanego, że boją się śmierci. Idź do szkoły podstawowej i popytaj się tych maluchów, czego boją się najbardziej... najprawdopodobniej większość odpowiedzi będzie w pewien sposób powiązana ze śmiercią. Nawet starzy ludzi, mimo iż są zmęczeni życiem to noszą w sobie obawę, jak będzie wyglądał ich koniec...
Jak na razie nie kupuje nowej żeńskiej super-wersji Harry'ego Pottera.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zakohana w książkach
post 07.09.2007 18:55
Post #25 

Szukający


Grupa: Prefekci
Postów: 473
Dołączył: 27.03.2007
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Tarjei, dzieciom najczęściej wapja się, że ludzie którzy umierają idą do nieba i po śmierci mozna ich spotkać, a także że w niebie wszyscy są szczęśliwi, nie chorują, nic ich nie boli itd., co jest zgodne z wiarą chrześcijańską. Ale masz rację, dziewięciolatki najczęściej boją się śmierci, tyle że w większości nie własnej, ale rodzica/dziadka/czy kogoś tam jeszcze innego. Nie tak dawno miałam dziewięć lat, więc pamiętam biggrin.gif Dzieci po prostu nie pojmują, że wystarczy kilka sekund i mogą już nigdy nie zobaczyć nikogo znajomego, dlatego cechuje je (w większości) nieodpowiedzialność, niefrasobliwość, beztroska, itp..
A co do starszych ludzi... oni, w przeciwieństwie do dzieciaków, wiedzą, że po śmierci może nie być już nic i to ich przeraża.
A Alicja... zginęła jej matka, zaraz potem ten sam los spotkał ojca, dziadków nie miała wcześniej, ciotki prawie nie znała (a i ona umarła), więc, wierząc w zapewnienia dorosłych, że uamrłych spotyka się w niebie po wlasnej śmierci nie miała się czego bać. I należy zauważyć, że mówiła to w wieku jedenastu lat. Jak sobie tak teraz myślę, to przecież wtedy mógł paraliżować ją strach, ale prez dwa lata spędzone w sierocińcu mogła odciąć się od tej świadomości i wmówić sobie, że było to coś innego, prawda?

(O matko, ale mi się na wywody zebrało... czy ktoś w ogóle cokolwiek zrozumiał?)

A co do zarzuconego jej MarySueizmu... przeczytałam cały artykuł wyjaśniający dokładnie, czym cechuje się ta "bohaterka idealna" (klik), żeby zadnej peszącej gafy nie popełnić, i dochodzę do wniosku, że poza niezwykłymi zdolnościami (których pochodzenie zostanie dokładznie wytłumaczone w ficku), blond włosami (to już nie można być blondynką?!) i niebieskimi oczami ma z tą osóbką nie tak znowu wiele wspólnego.

P.S
Kolejny rozdział dam najszybciej jak się da, czyli najpóźniej za tydzień.
(to oczywiście do tych, którzy czytają)

błagam. gdzie jak gdzie, ale autorce w ff nie wypada.

Ten post był edytowany przez em: 07.09.2007 19:33


--------------------
Sunny Support Group!

user posted image

I was raised by this town
To believe the words they put inside me...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

2 Strony  1 2 >
Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.03.2024 23:57