Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> We Found Love In A Hopeless Place., jednoczęściowe dramione

MariettaGordon
post 27.10.2012 20:54
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 37
Dołączył: 31.08.2012
Skąd: Lestrange Manor

Płeć: Kobieta



Nie mam na razie nic nowego, więc wstawiam to - jeden z moich pierwszych fanficków. Nie przedłużając, zapraszam do czytania smile.gif

***

It's like you’re screaming and no one can hear
You almost feel ashamed, that someone could
Be that important, that without them you feel like nothing
No one will ever understand how much it hurts,
You feel hopeless
Like nothing can save you and when it’s over and its gone,
You almost wish that you could have all that bad stuff back,
So you could have the good.*


Dobrze pamiętała dzień, w którym pierwszy raz ją pocałował. Wracała wieczorem z biblioteki, zasiedziała się tam, pogrążona w Historii Hogwartu. Była już cisza nocna, na co nie zwróciła uwagi nawet pani Pince, bibliotekarka, która zapadła w tradycyjną drzemkę. Przestraszona dziewczyna biegła szybko korytarzem, ze strachu zaciskając dłonie w piąstki. Mimo, że była Prefektem Naczelnym i miała o wiele więcej praw, niż inni uczniowie, bała się że wpadnie w ręce bezwzględnego Filcha – hogwarckiego woźnego, charłaka, który nienawidził wszystkich uczniów. Gdyby się na niego natknęła – koniec świata. Filch do tego stopnia nienawidził uczniów, że mógłby ukarać dziewczynę bez konsultacji z żadnym z profesorów. Uczennica włóczyła się nocą po zamku, szczyt jego marzeń. Mógłby ją ukarać w ten sposób, jak karano uczniów kilka stuleci temu. Przykuwanie uczniów łańcuchami do ściany i jakby tego było mało – do góry nogami. Taki przykład, sposobów karania uczniów niegdyś było więcej, o wiele więcej.

Źle zrobiła, że biegła tak szybko, nie zwracając zbytnio uwagi, na przeszkody na jej drodze. A jedną z przeszkód okazał się blondwłosy chłopak idący z naprzeciwka. Wpadła na niego z impetem, piszcząc cicho.
- Ciszej, głupia, ciszej, no! – łapiąc ją za ramiona, warknął w odpowiedzi na jej pisk.

Zobaczył jej twarz w momencie, gdy odgarnęła ciemne loki z twarzy. Poznał ją, jej rysy twarzy były tak dobrze mu znane, że nie mógłby pomylić jej z nikim innym, ale wtedy wyglądała zupełnie inaczej. Blask płonących pochodni odbijał się w jej oczach i zaczarowywał. Wpatrywał się w nią, studiując każdy fragment jej twarzy, jakby chciał się jej nauczyć na pamięć.
- Granger. – powiedział cicho.

Jego oczy były zaczerwienione, a szare tęczówki były wręcz szklane, jakby przed chwilą płakał. Mokry ślad na policzku też go zdradzał i chyba odgadł, że to w policzek wpatruje się najbardziej, bo wytarł go szybko wierzchem dłoni. Przygryzł dolną wargę, gdy spojrzał jej w oczy. Ruszył nieznacznie głową i jego jasna, wręcz platynowa grzywka opadła mu na oczy. Miała ochotę odgarnąć tą grzywkę, pogładzić go po policzku, przesłać mu pokrzepiający uśmiech, mówiący nie martw się, jestem tutaj, ale wiedziała, że jej nie wolno.
- Granger – powtórzył nieco pewniej. – Gdzie ty masz mózg?

Spojrzała na niego z wyrzutem.

- Czy nie pomyślałaś – ciągnął – że tym swoim popiskiwaniem możesz wywołać Filcha, albo tą jego przeklętą kocicę, panią Norris?
- Wystraszyłam się. – wyjaśniła, czerwieniąc się. Wiedziała, że on ma rację, a mimo to, było jej przykro, że tak się do niej odezwał. I tak jest całkiem miły, czasem mówił gorsze rzeczy, pomyślała.

Odwrócił od niej wzrok, ale po chwili rzucił jej ukradkowe spojrzenie, po czym znowu utkwił wzrok w ciemnej przestrzeni. Ale ona nie przestawała na niego patrzeć. Fascynował ją. Wiedziała, że nie może być taki na wskroś zły, że w nim musi być coś dobrego, miała wrażenie, że wiele dobrego. Jak mawiała jej babcia, w każdym źle jest chociaż odrobina dobra. Babcia była kochana, wierzyła w ludzi, ufała im. Może właśnie dlatego dziś już nie żyła?
- Malfoy… - zaczęła dziewczyna, ale nie dane było jej skończyć, bo w momencie, gdy wypowiedziała jego nazwisko, on spojrzał na nią przenikliwie i podszedł do niej, tak blisko jak tylko się dało, popychając lekko na kamienną ścianę.

I wtedy ją pocałował. Mocno i gwałtownie, tak, że brakło jej tchu. Nie spodziewała się tego po nim, a już na pewno nie tak gorącego pocałunku, którym obdarzył ją on – zimny i bezuczuciowy arystokrata. W momencie kiedy ich języki splotły się, przestała racjonalnie myśleć. Nie liczył się odwieczna wojna między ich domami. Nie liczyło się ich pochodzenie. Nie liczyło się wiele lat nienawiści, jaka była pomiędzy nimi. Nie liczyło się nic, co liczyło się do tej pory. Liczyło się tu i teraz, nic więcej. I jego ręce na jej plecach. Chciała go odepchnąć, ale nie potrafiła. Bo kiedy to zrobił, kiedy ją pocałował, już nie wiedziała, co czuje. Tyle lat, podczas których on ją wyzywał, a ona przysięgała sobie wieczną nienawiść wobec niego, chyba już nie były ważne. On był ważny.

Kiedy odsunął się od niej, czuła wyraźny niedosyt. Chciała więcej, więcej, więcej. Ale nie mogła go o to prosić. Skąd mogła wiedzieć, jakie były jego intencje? A jeśli to był zakład, głupi żart. Wtedy on ją wyśmieje, a jutro cała szkoła będzie wiedziała o tej chwili słabości. Hermiona Granger, odważna, bohaterska gryfonka, całowała się ze swoim odwiecznym wrogiem i jakby tego było mało, ślizgonem. Ale kiedy spojrzała prosto w jego stalowe tęczówki i dostrzegła tam sympatię, wszystkie wątpliwości rozwiały się. To nie mógł być dowcip.
- Ja chcę jeszcze! – wypaliła, czerwieniąc się widowiskowo.

Opuściła ze wstydem wzrok, ale po chwili odważyła się spojrzeć mu ponownie w oczy. I nie ujrzała w nich drwiny, ani politowania. Zobaczyła w nich czułość i leciutkie rozbawienie. Wyciągnął rękę i pogładził ją po policzku, powoli i delikatnie. A potem nachylił się i ucałował oba jej policzki, by po chwili znów przenieść się na usta. Tym razem całował ją bardzo powoli, jakby chciał, by ta chwila trwała jak najdłużej. Po kilku minutach leniwego tańca ich języków Draco odsunął się od dziewczyny i pocałował ją w czoło, szepcząc dobranoc. I odszedł. Tak po prostu odwrócił się i poszedł w swoją stronę.

Przez kilka kolejnych dni widowiskowo ją olewał, a ona cały czas sobie wmawia, że tamta sytuacja nic dla niej nie znaczyła. I całkiem dobrze jej to szło, dopóki go nie zobaczyła. Nie zobaczyła jego roztargnionego spojrzenia, sposobu w jaki odgarniał blond grzywkę z czoła, zamykał powieki. Bo wtedy jej serce zaczynało się tłuc, wyrywać z piersi. Przypominały się jej jego oczy, usta i ten pocałunek, jego nie potrafiła wyrzucić z pamięci. I nieraz płakała. Z tęsknoty, z żalu i z własnej głupoty. Nie mogła się na niczym skupić, na zajęciach starała się nie wbijać w niego stęsknionego spojrzenia, ale rzadko kiedy jej się to udawało.

Parę dni później dorwał ją na korytarzu, świecącym pustkami, bo było niedzielne popołudnie i wszyscy przebywali na błoniach przed szkołą. Momentalnie do niej doskoczył, objął i pocałował. Dziewczyna, tak bardzo za nim stęskniona, łapczywie oddała pocałunek. Traciła oddech czując jego dłonie błądzące po jej plecach. Chciała jeszcze więcej, nie obchodził ją fakt, że za chwilę może ktoś tu się zjawić. A on, wyraźnie zauważając jej tęsknotę wziął ją za rękę i zaczął gdzieś iść. Nie patrzyła gdzie ją prowadzi, to było nieważne. Ważna była jej dłoń w jego dłoni.

I chyba pierwszy raz w życiu Draco Malfoy tak bardzo docenił przywilej prywatnego dormitorium.

Zdziwiła się, jak zachował się już po wszystkim. Była pewna że się odwróci od niej, zapali, a potem każe jej wracać do siebie. Ale nie. Kiedy emocje nieznacznie opadły, objął ją ramieniem, scałował kropelki potu z jej skroni i pogładził po włosach.
- No już, spokojnie. – wymamrotał do ucha dziewczynie, oddychającej ciężko. Pocałował ją w policzek, na co ona westchnęła i wtuliła twarz w jego szyję, czując na ucałowanym chwilę wcześniej policzku jego puls.
- Mogę tu zostać? – szepnęła zawstydzona, przymykając powieki.
- Jeśli chcesz. – mruknął. – Na razie nikt tu nie przyjdzie, mieszkam tu sam, poza tym drzwi są odpowiednio zabezpieczone, nawet Alohomora ich nie otworzy.
- Chyba że Bombarda. – zachichotała dziewczyna.
- Spróbowali by tylko. – parsknął śmiechem Malfoy. – Nie będzie ci przeszkadzało, jak zapalę? – spytał.
- Nie, pal śmiało. – wymamrotała i szczelniej otuliła się kołdrą, kiedy wysunął się spod niej, w poszukiwaniu papierosów. Po kilkunastu sekundach wrócił, zarzucając rękę na jej ramiona, a po chwili po całym okazałym dormitorium rozniósł się zapach fajek.
- Ale ty cieplutka. – uśmiechnął się rozkosznie blondyn, przytulając swój policzek do jej.
- Wiesz, myślałam, że jesteś inny. – szepnęła, czując jaką przyjemność sprawia jej czułość Ślizgona.
- To znaczy podły, wredny, chamski? – zapytał.
- Dokładnie. – uśmiechnęła się perfidnie. – Zapomniałeś jeszcze o zimnym, egoistycznym arystokracie, zapatrzonym w czubek własnego nosa.

Zaśmiał się, całując ją w policzek i spojrzał na nią. Jej brązowe loki były rozsypane na jego klatce piersiowej, stanowiąc wyraźny kontrast kolorystyczny, a czekoladowe tęczówki przysłonięte były lekko drżącymi powiekami, ozdobionymi wachlarzem kruczoczarnych rzęs bez cienia makijażu. Na jasnoróżowych ustach błąkał się uśmiech i Draco był niemal pewny, że może odgadnąć jej myśli. Piękna.
Nagle otworzyła oczy i wbiła w niego spojrzenie w kolorze gorzkiej czekolady.
- Ty taki nie jesteś. – oznajmiła. – Ty tylko takiego udajesz.

Dziwiła się samej sobie. Jak do tej pory była przekonana, że nienawidzi młodego arystokraty i nawet go kijem nie tknie, tak w tym momencie fakt, że przeżyła z nim swój pierwszy raz, w ogóle jej nie przeszkadzał. Był ciepły, ładnie się uśmiechał i był dla niej bardzo czuły. Było jej z nim dobrze. Na samym początku wydawało jej się, że nie będzie się liczył z jej potrzebami i tym, że się trochę boi. Myliła się – nie spodziewała się, że on potrafi być tak delikatny i subtelny. Kiedy cicho krzyknęła z bólu, zatrzymał się i, gładząc ją po głowie, szeptał jej coś uspokajająco do ucha, nawet nie pamiętała co. Wszystkiego się po nim spodziewała, ale nie takiego zrozumienia.

A teraz leżała, wtulona w niego, wdychając w nozdrza zapach jego perfum zmieszany z zapachem dymu papierosowego. Podobał się jej ten zapach. I on też jej się podobał. Ta myśl uderzyła w nią jak grom z jasnego nieba. Jest moim wrogiem, pomyślała. Niedobrze. I zastanowiła się, jak to teraz będzie. Czy on się zmieni w stosunku do niej, czy wciąż będzie taki jak dotychczas, by nikt się nie domyślił, co między nimi zaszło?

Nie myśl o tym, Hermiono, otrząsnęła się. Liczy się tu i teraz, nic więcej, więc nie myśl o tym. Na to będzie czas później. Uniosła wzrok, który zderzył się z jego spojrzeniem. Zdziwionym spojrzeniem.
- Coś nie tak? – spytał.
- Nie, nie, wszystko w porządku. – uśmiechnęła się. – Po prostu się zamyśliłam.

I już żadne z nich więcej się nie odezwało. Nie wiedzieli ile tak leżeli, nago, przytuleni do siebie. Godzinę, może dwie? Ale w końcu ona wyrwała się z zamyślenia i wbiła w niego smutne spojrzenie.
- Chyba muszę już iść. – powiedziała cicho, opierając głowę na jego barku.
- Odprowadzić cię? – zapytał, całując ją w czoło, na co ona zareagowała wdzięcznym uśmiechem.
- Pewnie. – Hermiona wygramoliła się spod kołdry i aż wzdrygnęła się z nieprzyjemnego chłodu. W lochach było naprawdę zimno.

Włożyła bieliznę, pozwalając mu zapiąć jej stanik. Podniosła spodnie z podłogi i, zapinając je, odnalazła koszulę gdzieś pod łóżkiem. On też się ubierał, bez pośpiechu, przyglądając się jej. Był gotowy, gdy wkładała buty, siedząc na brzegu łóżka.
- No chodź. – mruknął, wyciągając do niej rękę. Ujęła tą dłoń, modląc się w duchu, by nie chciał puścić jej ręki na korytarzu. Nie chciał.
Kiedy wspinali się po schodach, na ich drodze stanęła pewna osoba. Rudowłosa osoba. Hermiona, która w pierwszej chwili zamarła z przerażenia, odetchnęła z ulgą. To Ginny, nie Ron. Niziutka Weasley aż przystanęła i wybałuszyła na nich oczy.
- Herm? – pisnęła ze zdziwieniem.
- Ginny, ja… ja ci wszystko wyjaśnię. – szepnęła, odwracając się do Malfoya, wciąż ściskającego jej rękę.
- Muszę iść.

Nachylił się nad nią i, nie zwracając uwagi na Ginny, ucałował jej lekko rozchylone usta. Uśmiechnął się na widok jej zdumionej miny.
- No, leć, Hermiono.
Dziewczyna wymamrotała coś pod nosemi resztę schodów pokonała już w towarzystwie Gin.
- Nie pierdol, że jesteś z Malfoyem. – wydusiła z siebie Ginevra, gdy znajdowały się w ich wspólnym dormitorium.
- Nie… Tak… Nie wiem. – sapnęła cicho, plącząc się.
- Herm? – pospieszyła przyjaciółkę ruda.
- Ja… Ja się z nim przespałam. – wyrzuciła z siebie jednym tchem brunetka.

Jeszcze nigdy nie widziała takiego wyrazu twarzy swojej rudowłosej przyjaciółki. Zdumienie zmieszane z wściekłością. Zbladła, a po chwili poczerwieniała.
- Ty… - zająknęła się. – Ty żartujesz. Prawda?
- Nie. – szepnęła. – Naprawdę.
I jeszcze ciszej opowiedziała jej wszystko. Jego pocałunek z przed kilku dni i sytuację z dnia dzisiejszego. Z każdym słowem ton jej głosu cichł jeszcze bardziej, tak, że przy ostatnim zdaniu Weasley musiała mocno się wsłuchać w wypowiadane przez Granger słowa.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że go kochasz? – spytała, gdy starsza dziewczyna skończyła swój monolog.
- Nie wiem, Gin, nie wiem… - westchnęła – To chyba za wcześnie, żeby mówić o miłości… Ale coś mnie do niego ciągnie, nie wiem, nie wiem…

Wtulając się w ramiona młodszej przyjaciółki, rozpłakała się. Łzy wsiąkały w rękaw błękitnej bluzki rudowłosej, tworząc na niej ciemnoniebieskie plamki. A ta gładziła ją po głowie szepcząc uspokajające słowa.
- Hej, Herm. – powiedziała nieco głośniej. – Ja nikomu nie powiem i będę przy tobie, bez względu na to co zrobisz. Będę cię wspierać.
- Jesteś najcudowniejszą przyjaciółką na świecie. – wymamrotała Hermiona, całując Ginny w policzek z głośnym cmoknięciem.
- Fuj, obśliniłaś mnie! – Gin udała święte oburzenie i obie dziewczyny wybuchnęły śmiechem.

Kilka dni później spotkali się w Pokoju Życzeń. Tego samego dnia, tyle, że rankiem, przechodząc obok niej korytarzem, otarł się o nią ramieniem i wcisnął jej w dłoń kawałek pergaminu. Pokój Życzeń, 23.00, głosił napis na karteczce.

Przyszła. Musiała przyjść. Ciemnoniebieska sukienka bardzo ją opinała i sprawiała, że czuła się dziwnie. Była zdecydowanie za krótka, jej skromnym zdaniem, ale z Ginny nie warto było się kłócić, od razu było się na straconej pozycji. A obcasy czarnych szpilek były za wysokie, ot co. A wyprostowane włosy i ten makijaż? Nienaturalnie. Malfoy mnie wyśmieje, pomyślała, zbliżając się do Pokoju Życzeń, wsłuchując się w niepokojąco głośny stukot obcasów.

Był już tam. Spojrzał na nią z zachwytem. Po chwili zacisnął oczy i przeszedł się trzy razy wzdłuż ściany. Pojawiły się drzwi, a on szybkim krokiem do niej podszedł i pocałował ją. Delikatnie i krótko. Kiedy spojrzała na niego z wyrzutem, wziął ją na ręce.

W pomieszczeniu znajdowało się ogromne łóżko, nic więcej. Położył ją na łóżku i, rozpinając zamek jej sukienki, całował ją po szyi. A ona? Wpatrywała się jak urzeczona w baldachim łóżka – piękny, zwiewny, haftowany. Nie zdawała sobie sprawy z ogromu wyobraźni Malfoya. Po chwili jednak myśli o baldachimie zeszły na dalszy plan, gdy pocałunki chłopaka zeszły trochę niżej.

Leżąc na boku, opatuliła się kołdrą i spojrzała na chłopaka. Oddychał ciężko, blond grzywkę leciutko zlepił mu pot. Odgarnęła mu włosy z czoła i dłonią otarła ciepłe kropelki. Spojrzał na nią spod półprzymkniętych powiek.
- Jesteś absolutnie niesamowita, wiesz? – wymamrotał.
- Staram się. – zachichotała w odpowiedzi.

On uśmiechnął się do niej i mocno przytulił. Coś w niej było, coś go do niej ciągnęło, i vice versa oczywiście. I jednocześnie dziwił się sam sobie. Jeszcze kilka tygodni temu nawet nie pomyślałby, że będzie leżał obok niej, przytulając ją, łapiąc niespokojny wciąż oddech. Jej bliskość dawała mu radość, tłumioną jedynie świadomością o zbliżającym się wydarzeniu.

Nie spotykali się codziennie, nie mogli. Ale starali się spotykać co dwa, trzy dni. Po pewnym czasie ona przestała się przejmować tym, co mówią ludzie, tym, że straciła przyjaciół, prócz Harry’ego i Ginny. Ron nie zaszczycał jej ani jednym słowem. Ale ona się tym nie przejmowała i już publicznie, prawie co wieczór przychodziła do jego dormitorium w Slytherinie. Już nawet Ślizgoni ją zaakceptowali, parę osób nawet ją polubiło, między innymi Pansy Parkinson, Milicenta Bulstrode i Blaise Zabini, który ostatnio zaczął się kręcić w pobliżu rudowłosej panny Weasley. A reszta szkoły, szczególnie Gryfoni, patrzyli na nią krzywo. Nie raz spotkała się już z określeniem dziwka Malfoya. Na początku bolało, płakała, ale później przestała, nie obchodziło jej to. On ją obchodził.

Ostatnio często znikał z Hogwartu. Nie pytała o przyczynę. Zawsze czekała na niego w jego dormitorium, a kiedy przychodził, odgarniała mu z czoła spoconą grzywkę, patrzyła uspokajająco mu w oczy i delikatnie go całowała, gładząc po policzku. Była przy nim, nie pytając o nic. Była i powoli się do niego przywiązywała. Nie. Ona już była do niego przywiązana.

Minęły około trzy miesiące od czasu, gdy ją pierwszy raz pocałował. Znów na niego czekała, spoczywając na chłodnej, ciemnozielonej pościeli, gdy nagle poczuła okropne mdłości. Znowu. Od ponad tygodnia się powtarzały, kilka razy dziennie. Wczoraj zrobiła test ciążowy i teraz nie wiedziała, jak ma powiedzieć Draco, że będą mieli dziecko. Rozpłakała się. Bała się, że on ją zostawi, że już jej nie będzie chciał. Ale musiała mu powiedzieć. Całe szczęście, że ostatni rok w Hogwarcie kończył się za tydzień, gdyby stało się to wcześniej, być może musiałaby rzucić szkołę. Trzasnęły drzwi.
- Hermiona? – usłyszała jego cichy głos, lekko przestraszony.
- Jestem, jestem. – odparła, próbując podnieść się z podłogi. Wszedł do łazienki i spojrzał na nią zaniepokojony.
- Co ci jest?
- Nic, źle się poczułam, ale już jest w porządku. – uśmiechnęła się blado i, trzymając się brzegu wanny, dźwignęła się z zimnej podłogi. Spojrzała na niego i jej uśmiech zastąpiło zaniepokojenie. Chłopak był blady, spocony i przerażony.
- Draco, co się stało? – spytała, podchodząc do niego i obejmując go ramionami. Chłopak oddychał szybko, opierając czoło o jej ramię. W końcu uniósł głowę i spojrzał na nią.
- Muszę ci powiedzieć. Muszę. – szepnął. – Nie mogę tego dusić w sobie, już nie.
- Tak? – ponagliła go.
- On chce, bym stał się jednym z jego sług. On tego ode mnie wymaga. Boję się. – wymamrotał, a po jego policzkach pociekły łzy.

Hermiona zamarła. Nie musiał jej mówić kim jest On. Ona to wiedziała. Wyciągnęła rękę i pogładziła go po policzku.
- Powiedz Dumbledore’owi. On coś wymyśli. Damy radę. – szepnęła pokrzepiająco. On pokiwał głową i wtulił się w jej ramiona.
- Draco? – wymamrotała cicho. – Ja też muszę ci coś powiedzieć. – spojrzał na nią pytająco. – Jestem z tobą w ciąży. – powiedziała cichutko, zaciskając oczy.

Zapadła cisza. Po kilkunastu sekundach dziewczyna odważyła się otworzyć oczy i spojrzeć na niego. W jego szarych tęczówkach mieszało się niedowierzanie z radością.
- Naprawdę? – spytał cicho, znajdując odpowiedź w jej oczach.

Przytulił ją mocno i trwali tak, milcząc. Nie potrzebowali słów, potrzebowali siebie. Jego już dawno nie obchodziło jej pochodzenie, jej rzekomo brudna krew. Ona była dla niego ważna, a nawet najważniejsza. Dawała mu siłę, dzięki niej chciało mu się żyć. Ona kiedyś nienawidziła go za to, że był arystokratą, że był czystej krwi, że był lepszy. A teraz? Teraz wszystko się zmieniło. Był inny, niż myślała.
- Kocham cię, Hermiona. – powiedział cicho, całując ją w czoło. Dziewczyna poczuła, że żołądek skręca się jej w supeł. Pierwszy raz jej to powiedział. – I boję się o ciebie. O was. – poprawił się szybko.
- Ja ciebie też kocham. – wymamrotała mu w szyję.

Nagle uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. W jej spojrzeniu była upartość i zacięcie, ale także wiara. Wiara w lepsze jutro.
- Znaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu. – powiedziała, nie opuszczając wzroku z jego hipnotyzujących oczu. – Ale poradzimy sobie. Uda się nam. Przyrzekam ci.

Uwierzył jej.


* - Rihanna, We found love

Ten post był edytowany przez MariettaGordon: 23.11.2012 19:39


--------------------
Wolność to nie stan, ani miejsce.
To nie poglądy ani prawa.
To cholerny wrzask pełen nienawiści lub radości, w który wkładamy całe swoje serce i nie obchodzi nas, że wezmą nas za wariata.

I'm from Slytherin, bitches.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hagrid
post 27.10.2012 21:36
Post #2 

Historyk Forumowy


Grupa: czysta krew..
Postów: 1222
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Szczytno/Olsztyn (Apliakcja Radcowska)

Płeć: Mężczyzna



Czytając ff przypomniałem sobie słowa Rowling któa stwierdziła że Tom Felton to najseksowniejszy bohater filmuXD A wiadomo przecież że pierwowzorem Hermiony jest sama Rowling:)
Uzasadnieniem dla tego romansu jest tutaj jakieś skryte pragnienie buntu, uwolenienia się od ograniczeń, przeżywanie uczuć nie na pokaz ale dla ich mocy. Widzę też całkiem niezłe poczucie humoru smile.gif


--------------------
Dobro zawsze zwycięża, bo zło niszczy się samo!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Mannolita
post 20.11.2012 23:16
Post #3 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 29
Dołączył: 07.07.2012
Skąd: Koszalin

Płeć: Kobieta



Mam wrażenie, że powtarzam się pod każdym twoim opowiadaniem biggrin.gif Zdecydowanie TO podoba mi się jak na razie najbardziej, uwielbiam Dramionę smile.gif Znalazłam tylko jeden błąd, pozwól, że zacytuję: "Jego już dawno nie pochodziło jej pochodzenie, jej rzekomo brudna krew." Myślę, że odpowiednim w tym miejscu słowem byłoby obchodziło. Życzę dalszej weny i czekam na kolejne ficki z Dramioną biggrin.gif


--------------------
"Hey Jude, don't make it bad,
take a sad song and make it better.
Remember to let her into your heart,
then you can start to make it better."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
MariettaGordon
post 23.11.2012 19:35
Post #4 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 37
Dołączył: 31.08.2012
Skąd: Lestrange Manor

Płeć: Kobieta



QUOTE(Mannolita @ 21.11.2012 00:16)
Znalazłam tylko jeden błąd, pozwól, że zacytuję: "Jego już dawno nie pochodziło jej pochodzenie, jej rzekomo brudna krew." Myślę, że odpowiednim w tym miejscu słowem byłoby obchodziło.
*



o mój boże ohmy.gif nie wierzę że zrobiłam taki błąd biggrin.gif oczywiście, że miało być 'obchodziło', już poprawiam biggrin.gif strasznie mnie to zaskoczyło, bo ja prawie nie robię błędów, mam już tak praktycznie od podstawówki wink2.gif może po prostu myślałam o 'obchodziło' i 'pochodzenie' i tak jakoś mi się pomieszało biggrin.gif dzięki :*


--------------------
Wolność to nie stan, ani miejsce.
To nie poglądy ani prawa.
To cholerny wrzask pełen nienawiści lub radości, w który wkładamy całe swoje serce i nie obchodzi nas, że wezmą nas za wariata.

I'm from Slytherin, bitches.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 01.11.2024 01:51