Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Kazanie, Historia tocząca się w czasach Pottera.

Hainate
post 27.11.2009 22:43
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 14
Dołączył: 05.02.2009
Skąd: Strzebielino

Płeć: Kobieta



Witam smile.gif. To moje pierwsze opowiadanie tutaj więc nie jestem pewna, czy "zaliczę się" do waszych gust. Chciałam stworzyć coś oryginalnego i chyba mi się to uda. Jest to jakby alternatywa 6 tomu. Nie wiem czy i ile postaci z HP umieszczę w opowiadaniu. Jeszcze jedno - jeżeli będziecie pytali się, czemu ONA, a nie skrzaty. Państwo Manson nie miało nikogo innego, prócz Mistic z własnej woli.
Miłego czytania
Hainate
Ps. Wersja zaktualizowana 15.12.2009


Kazanie 1 - Prolog
Przez cały wieczór czułam niepokój. Nie mogłam znieść tego stanu, czułam potrzebę podzielenia się nim z Panią Manson. Zapukałam cicho do drzwi jej gabinetu. Gdy usłyszałam ciche pozwolenie weszłam i ukłoniłam jej się grzecznie.
- Czegoś pani potrzeba? - Zapytałam. Spojrzała na mnie z uśmiechem, wokół jej oczu pojawiły się małe zmarszczki, a twarz nabrała dobrodusznego wyrazu. Dla tej kobiety potrafiłabym zrobić wszytko.
- Nie, Mistic. – powiedziała wesoło i zamknęła książkę, którą czytała przed moim przyjściem. Uśmiechnęłam się do niej blado i pokiwałam głową. – Czy coś cię dręczy, kochana? – spytała po chwili ciszy przyglądając mi się badawczo. Odłożyła książkę na stolik obok i pochyliła się w moją stronę. Westchnęłam.
- Ma Pani rację … - zaczęłam cicho - mam przeczucie, że dzisiaj wydarzy się coś złego...- urwałam. Zabrakło mi słów. Miałam wrażenie, że cokolwiek teraz powiem, nie będę potrafiła dobrze przekazać tego co czuje. Sekundy uciekały a ja nie miałam pojęcia co powinnam zrobić. Pani Manson miała nieodgadnioną minę, a ja czułam, że za chwile wybuchnę płaczem jak małe dziecko - to jest dziwne. – dokończyłam niezręcznie. Pani Manson spojrzała na mnie z troską.
- Podejdź do mnie, proszę - wychrypiała. Gdy spełniłam jej prośbę poczułam dobrze znany mi słodkawy zapach jej perfum. - nie masz, o co się martwić – stwierdziła pokrzepiająco - wiesz, że nie jesteśmy zwykłymi ludźmi i zawsze możemy cie chronić – kontynuowała, gdy zobaczyła, że wciąż nie wyglądam na przekonaną. - do tego nasz dom jest chroniony ponad dwudziestoma zaklęciami, a sama najlepiej wiesz, że tarcze to moja specjalność – dodała żartobliwie i usiadła wygodniej w fotelu.
Wcale nie zrobiło mi się lepiej. Moje przeczucie, z każdą chwilą się nasilało, a pomimo, że twarz pani Manson była jak najbardziej spokojna, w jej oczach widziałam niepokój. Nie mogłam jednak powiedzieć jej, że nie ma racji, nie tylko z powodu, że była moją pracodawczynią, ale i z wielkiego szacunku jaki do niej odczuwałam.
- Dziękuje, już mi lepiej. – powiedziałam po chwili wymuszając uśmiech. Byłam pewna, że zauważyła moje wahanie. Czułam napływające łzy, zamknęłam oczy. Nie patrząc na Panią Manson odwróciłam się i skłaniając jej się w popłochu wyszłam z pokoju.

Nie mogłam pozbyć się myśli, że gdy powiedziałam Pani Manson o swoich obawach jakbym odświeżyła w niej jakiś niespełniony lęk, który mimo wszytko starała się przedmą ukryć.
Nie potrafiłam stłumić w sobie narastającego strachu. Przeczucie, które nie miało zamiaru się ulotnić budziło we mnie przerażenie. Potworny lęk.
Nie o siebie…
Weszłam na poddasze, starłam kurze w gabinecie Pana Manson’a . Zamknęłam się w swoim pokoiku. W nim zawsze czułam się lepiej, zmartwienia zawsze potrafiły tam zniknąć.
Jednak nie tym razem.
Wzięłam lodowaty prysznic, więc gdy wskoczyłam do ciepłej pościeli poczułam namiastkę przyjemności. Zamknęłam oczy.
Zawsze, gdy byłam przerażona, wściekła czy smutna sen, był najszybszą, rzeczą, która przychodziła.

Obudziłam się zlana potem, jednak nie z powodu koszmaru. Wokół szalał ogień. Z przerażeniem stwierdziłam, że dom Pani Manson się pali, a ogień zdołał dotrzeć już na najwyższe piętra. Zerwałam się z łóżka i wstrzymując spazmatyczny płacz zaczęłam z desperacją szukać państwa Manson’ów. Straciłam poczucie czasu, nie miałam pojęcia czy od momentu przebudzenia się minęło kilka sekund, minut czy cała wieczność. Z salonu dobiegł mnie przeraźliwy krzyk. Pomimo strachu poczułam, że choć nie powinnam tam iść, to muszę to zrobić. Zachodząc po krętych schodach przeskakiwałam po kilka stopni, omijając ogień, którym powoli zajmowała się balustrada. Śmiech, krzyk, płacz. Przez te odgłosy nie potrafiłam realnie myśleć. Ogień parzył moje gołe stopy. Potworne obawy zwiększyły się, nie mogłam już panować nad swoim ciałem, usta wołały po kolei imiona bliskich mi ludzi. Drzwi do salonu były otwarte na roścież.

- Chodź tu, mała dziwko! – ktoś krzyknął, gdy tylko zbliżyłam się do drzwi. Poczułam dreszcze na ciele, z tyłu ktoś szarpał mnie za włosy a drugą ręką oplótł mój brzuch.
Kątek oka zobaczyłam maskę śmierciożercy, który mnie złapał. Z moich ust wydarł się przeraźliwy pisk, którego nie potrafiłam kontrolować.
Wnętrzności zawirowały w środku mojego żołądka, zwymiotowałam. Ktoś rzucił mnie na ziemię, moje oczy wpatrywały się w trzy ciała leżące na dywanie. Damian jeszcze żył, płakał, wrzeszczał i wił się pod wpływem zaklęcia Cruciatus.
Pan Manson nie miał żadnych ran, pewnie od razu potraktowali go Avadą. Czułam przeraźliwy ból w czaszce, nie potrafiłam zebrać myśli, wszytko działo się tak szybko, że kilka razy byłam pewna, że to po prostu głupi sen z którego za chwile się obudzę.
Jeden z mężczyzn gwałcił martwe ciało Pani Domu. Zaczęłam krzyczeć, wyklinając morderców Mansonów. Nie czułam strachu i respektu, przed tym, co mnie czeka. W żyłach krążyła mi czysta adrenalina, brawura, która dotarła do mojego umysłu sprawiła, że pomimo bólu zaczęłam szarpać się i walić na oślep rękami i nogami. Śmierciożerca, który mnie trzymał tylko zaśmiał się ironicznie i uciszył niezrozumiałym zaklęciem.
- Kto to? – zabrzmiał rozbawiony głos z tyłu.
- Pokojówka - charłak – powiedział jeden z nich patrząc na mnie z obrzydzeniem.
Jeden ze śmierciożerców kucnął przy mnie, na siłę podniósł mnie za podbródek.
- Crucio. – szepnął niemal czule. Moje ciało zaczęło wić się otępiałe, jakby ktoś wbijał mi tysiące żyletek w ciało, w serce, żebra, wątrobę. Przed oczami pojawiła się czerwona mgiełka, mój krzyk rozniósł się po pomieszczeniu mieszając się ze śmiechem śmierciożerców i płaczem Damiana. Moje mięśnie zdawały się rozpływać, mieszając z wykręcanymi kośćmi i osoczem wylewającej się z żył krwi.
Ból cofnął się tak szybko, jak się pojawił. Oczy zaczęły na powrót widzieć, zapach stał się intensywniejszy. Dołączył do zapachu woni mojego potu i krwi.
- Chciałabyś uciec, prawda? Chciałabyś żyć? - zapytał. Pokręciłam głową. Chciałam zginąć, zginąć wraz z ludźmi, których kocham. Nie miałam już dla kogo żyć. Zawiodłam wszystkich na których mi zależało. Gdybym bardziej się starała nie doszłoby do tego.
- Nie?! - zdziwiła go moja reakcja. Ściągnął białą maskę. Długie blond włosy, stalowe niebieskie oczy. Mój koszmar.
Mężczyzna niemal czule wyrwał moje nadgarstki z rąk innego Śmierciożercy i ciągnąc mnie na środek pokoju rzucił obok ciała Pani Manson. Przez chwilę wpatrywał się we mnie przeraźliwie niebieskimi tęczówkami po czym przyklęknął koło mnie i niespodziewanie uderzył mnie w twarz.
Cała moja odwaga uleciała. Moje ciało zaczął ogarniać przeraźliwy strach. Desperacko, w myślach zaczęłam modlić się do jakiegoś mugolskiego boga o którym kiedyś słyszałam.
Śmiechy były coraz głośniejsze, rechot podnieconych śmierciożerców niósł się po całym pokoju, akompaniując trzaskom palącego się domu. Zwinęłam się w pozycji małego dziecka, starając się uspokoić. Śmierciożercy krzyczeli coś do siebie, jednak w niezrozumiałym dla mnie języku. Blond włosy śmierciożerca, stojący nade mną odszedł kilka kroków, przygotowując się do czegoś, co jeszcze nie było dla mnie całkiem zrozumiałe. Naiwnie starając się wykorzystać moment wstałam i zaczęłam biec w kierunku drzwi. Bo pokonaniu kilku kroków poczułam jak coś zgina mnie w pół. W ustach poczułam smak krwi, którą zaczęłam się dusić, zatoczyłam się w stronę ściany, upadłam. Piekący ból w kostce sprawił, że z przerażeniem stwierdziłam, iż nie mogę nią poruszyć. Blond włosy mężczyzna podszedł do mnie i łapiąc za koszulę przewrócił mnie na plecy. Syknęłam. Uklęknął nade mną i złapał mnie za podbródek. Próbowałam się wyrwać, jednak jego uścisk był zbyt silny.
- Co, mugolska kurwo? lubisz tak?- odezwał się ironicznym tonem. Jego głos był czysty i na tyle wysoki, że z każdym jego słowem czułam oblewające moje ciało dreszcze. Chciałam krzyczeć, jednak nie mogłam. Coś w moim gardle nie pozwalało mi wydobyć najmniejszej głoski.
- Luci pośpiesz się! Czarny Pan za chwile tu będzie, a nie tylko ty masz ochotę się zabawić- krzyknął ktoś z tyłu. Luci, jak został nazwany jedną ręką, jakbym była szmacianą lalką pociągnął mnie do góry i rzucił na sofę. Sam zaczął rozpinać szatę na wysokości krocza. Smierciożerca stojący przy drzwiach zrobił to samo i podszedł unieruchamiając rękami moje nadgarstki na wysokości głowy. Nie mogłam się ruszać. Choć doskonale wiedziałam, do czego to zmierza starałam sobie wmówić, że za chwile mnie zabiją, bez bólu i upokorzenia. Zamrugałam. Poczułam zimne ręce na moim ramieniu. Blondyn jednym pociągnięciem zdarł ze mnie pidżamę. Usiłowałam zasłonić strategiczne miejsca swojego ciała, ale śmierciożerca, który trzymał moje nadgarstki nie dawał za wygraną. Inni będący w pokoju patrzyli się chciwie na moje ciało. Jeden z nich z obleśnym uśmiechem widząc, że na niego patrzę oblizał usta i pogładził swoje podbrzusze. Czułam potworne obrzydzenie. Do wszystkiego na około i swojego ciała.
Poczułam, że blondyn przygryzając ucho i zaczyna dotykać moich piersi. Krzyknęłam błagając go by przestał. Nigdy nie czułam się tak upokorzona. Nie potrafiłam już kontrolować swoich reakcji i wybuchłam płaczem. Mężczyzna, uśmiechając się przeniósł dłoń na drugą moją pierś, palcami szczypiąc sutek.
Pisnęłam, blondyn uśmiechnął się drwiąco, uszczypnął mnie w sutek jeszcze raz. W tym samym wędrując ręką niżej, między moje uda.
- Zostaw, nie! – wrzasnęłam. – Obiecuje, że nikomu nie powiem, tylko mnie puśćcie!- krzyczałam zapominając o resztach godności. „Luci” przygniótł mnie swoim ciałem.
- Zamknij się suko, bo inaczej się pobawimy – warknął mi do ucha po czym zamachnął się i uderzył w policzek. Czułam piekący ślad na skórze, jednak gdy dłoń mężczyzny rozszerzyła moje nogi szybko o tym zapomniałam.
Blondyn przestał i wycofując ręce popatrzył na mnie przez chwile.
- Nott, zajmij się jej pieprzonymi usteczkami. Za dużo gada… – powiedział uśmiechając się do mnie, jakby właśnie mówił o pogodzie.
Nott, puścił mnie, obszedł sofę i pochylił się ze zmrużonymi oczami, zatrzymując twarz kilka centymetrów przed moją twarzą.
- Wiem, że ci się podoba, mała pieprzona dziwko – wymruczał i złapał w ręce moją twarz, rozchylając wargi, przełożył nogę i włożył penisa w moje usta. Zakrztusiłam się.
- Ssij, mugolska dziwko –powiedział cicho, wsuwając i wysuwając go powoli. Krztusiłam się. Wbił palce w moje i włożył go jeszcze głębiej, krzyknęłabym, grube przyrodzenie zajmowało całe moje usta.
Penis wysuwa się do końca, szybki oddech, dotyka gardła, zduszony kaszel, dławienie, rozbiegane oczy proszące o litość, o oddech. Czułam, że tracę świadomość, kontakt ze światem.
Gorąca sperma wypełniła moje usta, słonawy smak drażnił mój język. Nie mogłam oddychać, przełykać, zaczęłam się krztusić.
Tym czasem blondyn, znów zaczął dotykać moich ud, wsuwając teraz we mnie na przemian kilka palców. Nie mogłam powstrzymać krzyków. Z moich ust zaczęła wylewać się ciepława sperma, od której robiło mi się nie dobrze. W końcu krusząc się połknęłam ją jednym haustem. Skrzywiłam się. Czułam, że powoli jest mi wszytko obojętnie. Marzyłam tylko o szybkiej śmierci. Z każdym jego ruchem coraz bardziej.
Ledwo zdążyłam otworzyć szerzej oczy, kiedy w dole poczułam przeszywający ból. Pisnęłam. Blondyn wyjął ze mnie palce, umazane krwią. Powiedział coś do Nott’a. Obaj wybuchneli szyderczym śmiechem.
Zamknęłam oczy. Nie mogłam znieść upokorzenia. Chciałam stąd uciec, jak najdalej. Umrzeć i nigdy to tego nie wracać. W jednej chwili poczułam że coś twardego ocierającego się o moje udo. Otworzyłam oczy. Blondyn wbił się we mnie. Czułam jakby przebijał moje ciało na wylot. Jego gruby penis z coraz większą siłą wchodzi w moje ciało, czemu towarzyszył ból na przemian z nikłą przyjemnością. Dziwnym uczuciem, które czułam po praz pierwszy. Posuwał mnie coraz brutalniej, z każdym ruchem wbijając się coraz mocniej.
Po kilku minutach blondyn zatrzymał się na chwile patrząc zamglonymi niebieskimi tęczówkami w moje oczy. Poczułam jego dłoń zaciskającą się na mojej piersi.
Doszedł. Ciepła maź zalały moje wnętrze, czułam stróżki wpływające po mich udach i plamiące drogą tkaninę sofy Pani Manson, której ciało leżało kilka metrów dalej.
Ostatnie co widziałam, to niebieskie tęczówki wpatrujące się we mnie z dziwną intensywnością. Potem - tylko ciemność.











Ten post był edytowany przez Hainate: 15.12.2009 22:47
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 30.04.2024 06:46