38 Lęków Ronalda Weasleya [zak], tłumaczenie, jednopartówka
oferta kolonii Harry Potter Kolonie dla dzieci Travelkids | Szybki i bezpieczny 24h | Pomoc Szukaj Użytkownicy Kalendarz |
Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )
38 Lęków Ronalda Weasleya [zak], tłumaczenie, jednopartówka
em |
08.04.2006 21:53
Post
#1
|
ultimate ginger Grupa: czysta krew.. Postów: 4676 Dołączył: 21.12.2004 Skąd: *kṛ'k Płeć: buka |
Zamieściłam przed chwilą na Mirriel, teraz wrzucam tutaj Niezmiernie polubiłam twórczość Amandy (tru HG/RW, niah, niah) i przy okazji małego zastoju w tłumaczeniu "Róż..." postanowiłam się podbudować czymś krótszym Jako że prawdziwa ze mnie HG/RW shipperka, znowu mamy alternatywę dla HG/DM, która się ostatnio panoszy :> Enjoy!
38 Lęków Ronalda Weasleya AmandaR oryginał: http://www.checkmated.com/story.php?story=4569 tłumaczenie: emoticonka@o2.pl (bez bety) pozwolenie: formalnie oczekuję, aczkolwiek wcześniej (przy okazji Roses in December) dostałam obietnicę pozwolenia na wszystkie tłumaczenia jej opowiadań status: skończona jednopartówka. romanse: HG/RW - Mówię ci, Harry, ona jest kompletnie stuknięta! - wrzasnął Ron, gdy przeszli przez dziurę za portretem. - Wariatka. Hermiona spojrzała na niego z dezaprobatą. Siedziała na sofie, ciesząc się chwilą przed lunchem spędzoną przy nowej książce. W pokoju wspólnym było już cicho i postanowiła poczekać tam na Rona i Harry'ego. Przyszli wcześniej, a ona ledwo zdążyła przeczytać pierwszy akapit. Harry uśmiechał się ironicznie patrząc na Rona, pierwszy raz od dłuższego czasu - jak przypominała sobie Hermiona - wyglądając na naprawdę rozbawionego. Trochę zirytowało ją, że przerwali jej lekturę, ale odsunęła od siebie tę myśl - była ciekawa, co aż tak rozbawiło Harry'ego. - Przestań, Harry. Wiesz, jaka z niej świruska. Wzięliśmy ten cholerny przedmiot tylko dlatego, że jest prosty. - Być może dla ciebie jest prostszy niż nam się wydawało. Wygląda na to, że drzemie w tobie niewykorzystany potencjał - odparł Harry, starając się przybrać poważny wyraz twarzy. - Jeśli mówicie o Wróżbiarstwie, - zaczęła Hermiona, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że będzie to jak rzucanie grochem o ścianę - to nie wzięliście się za nie dlatego, że jest banalne. Zapisaliście się, żeby uniknąć prawdziwych zajęć, takich jak Numerologia. - Szkoda, że kiedyś cię nie posłuchałem - odparł bez życia Ron. Hermiona wybałuszyła oczy. Wstała, na wpół zszokowana, na wpół rozbawiona. - Tak, tak, Hermiono - ciągnął Ron, dając upust swoim emocjom. - Miałaś rację. Żałuję, że nie wziąłem tej cholernej Numerologii zamiast Wróżbiarstwa. Nie musiałbym wysłuchiwać tej starej wariatki Trelawney i jej bzdur. Ron ruszył ciężkim krokiem w kierunku schodów prowadzących do dormitorium. - Ron, nie jesteś głodny? Mieliśmy iść do Wielkiej Sali na... - Straciłem apetyt - odpowiedział, nawet się nie odwracając. Harry i Hermiona patrzyli na siebie przez długą chwilę zanim którekolwiek mogło się odezwać. Hermiona w końcu nie wytrzymała i postanowiła przerwać ciszę. - Co, na Godryka Gryffindora, działo się na waszej lekcji? - Och, nic takiego. Nie wiem, czemu Ron tak się przejmuje. Trelawney uwzięła się na niego już w zeszłym semestrze. Ta stara nietoperzyca chyba myśli, że Ron ma Wzrok - Harry udał nawiedzony głos Trelawney gdy wypowiadał ostatnie słowo, przez co Hermiona musiała powstrzymywać się, by nie parsknąć śmiechem. - Cóż, dodatkowa uwaga ze strony profesor Trelawney na pewno nie jest mile widziana, ale nigdy aż tak się o to nie złościł. Owszem, jęczał przy tabelach gwiazd, ale nie złościł. - Trelawney zażądała od nas odnalezienia swoich darów. Oczywiście, wykorzystując to jako wymówkę, żeby wyniuchać coś o naszym życiu prywatnym, przynajmniej moim zdaniem. Każe nam robić listy na wszelkie tematy, jakie tylko przyjdą jej do głowy. Zawsze, kiedy jakąś pisaliśmy, znajdowała coś u Rona i udowadniała mu, że jest Widzącym. Oboje starali się zachować powagę. - No, to musi być naprawdę... denerwujące - rzekła Hermiona, z trudem powstrzymując chichot, jakiego nie powstydziłyby się nawet Parvati i Lavender. - To i tak lepiej, niż ciągłe przewidywania mojej śmierci. - To nie jest zabawne, Harry - odparła Hermiona. Nie cierpiała, kiedy Harry i Ron żartowali sobie z tak poważnych spraw jak niebezpieczeństwo, w jakim stale był Potter, nawet jeśli chodziło o kolejną głupią, fałszywą przepowiednię profesor Trelawney. - Przepraszam, Hermiono. - W porządku - odpowiedziała, zdając sobie sprawę z tego, że lepiej na ten temat żartować niż rozmyślać. - Mów dalej. - Więc, dzisiaj wzięła nas z zaskoczenia. Rozdała nam pergaminy, kazała wyjąć pióra i zrobić listę naszych lęków. Chociaż powiedziała, że nie będzie ich zbierać, żebyśmy mogli spokojnie oczyścić swoje umysły, Ron i ja postanowiliśmy lepiej wymyślić większość z nich. - Nie możemy sobie pozwolić na ryzyko, prawda? - Dodaliśmy kilka prawdziwych, Ron oczywiście wpisał "pająki". Wymyśliliśmy nawet kilka ciekawych fałszywek. - Czemu to miałoby tak zdenerwować Rona, Harry? - Właśnie do tego dochodziłem - odparł Harry, a Hermiona postanowiła mieć więcej cierpliwości. - W każdym razie, Trelawney z pięć razy kazała nam się zamknąć, aż w końcu nas rozsadziła, wtedy Ron trochę się uciszył. Dopisał kilka rzeczy, strasznie marszcząc brwi. Próbowałem zerknąć, ale zasłaniał pergamin ręką i nic nie mogłem zobaczyć. - Ale czemu miałoby go to obchodzić, że sobie przeczytasz, skoro i tak wszystko to zmyślał? - spytała Hermiona i natychmiast sama sobie odpowiedziała: - Nie zmyślał. - Trelawney zatrzymała nas i kazała przeczytać nasze listy. Powiedziała, że jeśli nasze wewnętrzne oko nie jest przesłonięte, zobaczymy, że większości z tych strachów będziemy musieli stawić czoła. Według niej, niektórzy Widzący doświadczają swoich wizji w formie bardziej znajomej, jak sny lub lęki. - No dobrze - zaczęła z namysłem Hermiona. - Rozumiem już, czemu Ron się zdenerwował. Jestem pewna, że to tylko zbieg okoliczności, Harry, przecież Ron boi się pająków od zawsze, prawda? W końcu walczyliście z Aragogiem w drugiej klasie. - To jeszcze nie wszystko. Ron spojrzał na swoją listę i wyglądał, jakby Prawie-Bezgłowy Nick właśnie przez niego przeszedł. Wydawało mi się, że mówi coś w rodzaju "prawie wszystkie", ale nie jestem pewien. Trelawney jednak na pewno go usłyszała. - O, nie. Znowu się do niego przyczepiła? - Gorzej. Kazała mu znowu uważnie popatrzeć na listę. Przygotuj się, moje dziecko, - powiedział Potter, udając Trelawney najlepiej jak umiał. - bo każdy z tych lęków, których jeszcze nie doświadczyłeś, oczekuje na ciebie w przyszłości. - Bzdury. Chyba w to nie uwierzył? - Idę na górę - odparł Harry. - Idę przypomnieć mu, że nie jest żadnym cholernym Widzącym. - Idę z tobą - rzekła stanowczo Hermiona. - Jeśli szybko go przekonamy, wciąż będziemy mieli trochę czasu na lunch w Wielkiej Sali. Będzie nie do wytrzymania, jeśli nie wmusimy w niego trochę jedzenia. Hermiona podążyła za Harrym w kierunku ich pokoju i poczekała na zewnątrz, kiedy Harry wszedł pierwszy do środka, by upewnić się, że wszyscy są ubrani. Gdy po nią wrócił, jego twarz była cała czerwona od tłumionego śmiechu. - Jesteśmy tam sami - powiedział Harry. - A Ron zachowuje się w miarę normalnie. Hermiona uniosła brew, zastanawiając się, jak długo zajmie im przekonanie Weasleya. Ron nerwowo chodził po pokoju, kiedy weszła, ale gdy ją zobaczył, gwałtownie się zatrzymał. - Och. Cześć, Hermiono - powiedział, jakby wcześniej na schodach nic się nie wydarzyło. - Cześć, Ron. - zaczęła ostrożnie Hermiona. - Jak spałeś? Cudowna pogoda, nie sądzisz? Jak myślisz, jakie są nasze szanse w meczu przeciwko Ślizgonom w ten weekend? - ciągnęła ironicznie. - O co ci chodzi? - spytał Ron. - Wiesz, jeśli masz zamiar stać tu i udawać, że nie wrzeszczałeś na Harry'ego w pokoju wspólnym, to sądzę, że powinniśmy odbyć taką... małą rozmowę. - Słuchaj, nic się nie stało - odparł Ron, mówiąc bardzo szybko. - Po prostu zachowuję się jak kretyn. Chodźmy na lunch. Hermiona spojrzała na niego, mrużąc oczy. - Kłamiesz - powiedziała. - Harry powiedział mi o liście. - Harry! - krzyknął Ron. - Obiecałeś, że nie piśniesz... - Nie ma sensu złościć się na Harry'ego. Jesteś zdenerwowany i powinieneś z kimś o tym pogadać - odparła Hermiona, modląc się po raz nie wiadomo który w swoim życiu, by Ron choć raz był rozsądny. - Nie chcę - odparł stanowczo Ron. - Oboje wiemy, że profesor Trelawney nie można traktować poważnie. Jestem pewna, że napisałeś tam coś w rodzaju strachu przed tym, że coś stanie się Harry'emu albo twojej rodzinie - popatrzyła mu prosto w oczy, wiedząc, że jej pewność pomoże w przekonaniu go. - Ron, nic nie stanie się prawdą tylko dlatego, że napisałeś to na kartce. Ron milczał, a Hermiona wiedziała, że trafiła. - Każdy ma jakieś swoje głęboko ukryte lęki, że coś stanie się ukochanej osobie - ciągnęła, siadając na łóżku Rona. - Wiem, że Widzący, jeśli w ogóle istnieją, też się o to boją. To jednak nie znaczy, że te strachy się sprawdzą. - Harry, mógłbyś zostawić nas samych? - poprosił cicho i dziwnie spokojnie Ron. - Ja... No, ja... jasne - odpowiedział Harry, kompletnie zaskoczony prośbą Rona. - Myślę, że mogę - odwrócił się i wyszedł, Hermiona zdążyła jednak zauważyć dziwne spojrzenie, jakim na odchodnym obdarzył Rona. Ron był bardzo cichy po wyjściu Harry'ego, ale Hermiona była wdzięczna, że przynajmniej przestał się kręcić. Wyglądał, jakby zmagał się podjęciem jakiejś decyzji. Jej serce zabiło szybciej, kiedy zastanawiała się, co mogło go tak kłopotać. - Hermiono, wiesz czemu tak dobrze gram w Czarodziejskie Szachy? Była to ostatnia rzecz, jakiej spodziewała się od niego w tej chwili usłyszeć. - Dlaczego? - Cholera, to zabrzmi głupio - odpowiedział, przeklinając pod nosem. - Ron, mów dalej. Poczujesz się lepiej, kiedy to z siebie wyrzucisz. - Dobrze, ale wiesz... Byłem małym chłopcem, kiedy zacząłem grać w szachy. Sposób, w jaki poruszały się figury, zupełnie jak żywe... Myślałem, że jeśli nie wygram, one zginą. Wiem, że to brzmi, jakbym był jakimś świrem. Chodzi o to, że wiedziałem, że zawsze mogę zacząć od początku, ale ta odpowiedzialność, to było coś naprawdę ważnego. Ron błagał ją wzrokiem. Proszę, domyśl się sama, żebym nie musiał tego mówić. - Wciąż nie wiem, co to ma wspólnego z lekcją Wróżbiarstwa. Przepraszam - odparła Hermiona, tak jakby to była jej wina. - Wiem, że jestem tylko Ronem. Nikim nadzwyczajnym. Dostałem tylko sześć sumów. Jeśli będę miał szczęście, zdobędę wystarczającą ilość owutemów żeby dostać przyzwoitą pracę. To głupie, myśleć, że wiem, co się wydarzy. Odwrócił wzrok i zamknął oczy jakby w bólu. - Ron, co... - Kiedyś bałem się, co się stanie, jeśli przegram w szachach. Potem, w pierwszej klasie... - Musiałeś wygrać. Wszystko od tego zależało - dokończyła, uświadamiając sobie, co chce jej powiedzieć. - To zbieg okoliczności, prawda? - spytał, nie wyglądając jednak na przekonanego. - Chyba cię zaskoczę, Ron - zaczęła Hermiona, chociaż wrodzony sceptycyzm nie mógł pogodzić się w tym odstępstwem. - Moim zdaniem nie powinieneś wykluczać tej możliwości. Jeśli myślisz, że masz dar, powinieneś go rozwijać. Jeśli okaże się, że go nie masz, przynajmniej będziesz to wiedział. Ron spojrzał na nią i wziął głęboki oddech. - Nie chcę, żeby to była prawda, Hermiono. - To byłby spory ciężar - przyznała. Ron sięgnął do kieszeni i wyciągnął pomiętą rolkę pergaminu. - Nie chodzi o to, Hermiono. Miałem na myśli ten pergamin - odparł, trzęsąc lekko rolką. - Och, cholera jasna. - Pokaż mi go - powiedziała, ciekawość wygrała ze strachem, co takiego mogłaby tam przeczytać. Bronił się przez chwilę, ściskając go kurczowo w prawej ręce. Zaśmiał się, chociaż był to mroczny śmiech, bez cienia radości, co sprawiło, że trochę się go przestraszyła. - Ron, nie musisz... - Nie. Weź go - powiedział, nagle podejmując decyzję. - Przeczytaj. I takie któregoś dnia byś się dowiedziała. Więc czemu nie dzisiaj? - przeszedł przez pokój długimi, szybkimi krokami i spojrzał na nią z góry przez chwilę zanim wcisnął pergamin w jej dłonie. - Chyba nie powinnam... - Nie ma się czego bać, Hermiono. Nigdy już na mnie spojrzysz tak jak wcześniej, ale nie mogę dłużej udawać. Własne lęki ogarnęły ją, a pergamin nagle zaciężał w jej dłoniach. - Ron, wiem, że nie zawsze byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Wiem, że na ciebie narzekałam. Zawsze zmuszałam cię do czytania albo robienia powtórek. Wiem, że mam okropny charakter, a ty przez większość czasu byłeś jego ofiarą. Mam nadzieję, że wiesz, pomimo tego wszystko, że zależy mi na tobie - powiedziała, po czym szybko dodała: - i na Harrym. - O czym ty mówisz? - Myślałam... Wiesz, właśnie mam przeczytać, że jednym z twoich lęków jest to, że nie będziesz w stanie dłużej się ze mną przyjaźnić bo się rządzę i jestem wymagająca, więc po prostu chciałam, żebyś to wiedział. - Skąd ci to przyszło do głowy? - spytał, wybałuszając ze zdziwienia oczy. - Cóż, to logiczne. Poprosiłeś Harry'ego, żeby wyszedł, więc to nie w nim problem. To musi mieć coś wspólnego ze mną. - Mylisz się - odparł, potrząsając lekko głową, jakby chcąc ją oczyścić. - No, w jednym masz rację. Chodzi o ciebie, ale nie w takim sensie, jak ci się wydaje. Po prostu otwórz i zobacz, jakim jestem kompletnym kretynem. Pora, byś się dowiedziała. Drżącymi rekami rozwinęła pergamin i przebiegła po nim wzrokiem. Pierwszych kilka wpisów było przekreślonych, poza "pająkami". W tej części musiały znajdować się lęki, które wymyślił razem z Harry na początku pracy nad zadaniem. Pismo stawało się coraz mniejsze i jakby spokojniej pisane, wyglądało na to, że długo zastanawiał się nad każdą pozycją na liście. Przeczytała: "Voldemort odzyskuje moc" i "Coś złego przytrafia się Harry'emu". Tuż poniżej widniało: "Coś złego przytrafia się Hermionie". Jej oczy na chwilę przesłoniła mgła, po czym spojrzała na dalszą część listy. Jedno słowo pojawiało się dość regularnie. Natychmiast je rozpoznała, to był pierwszy wyraz, jakiego nauczyła się czytać. Gdzie nie spojrzała, wszędzie było jej imię. "Hermiona znajduje chłopaka i o nas zapomina". "Hermiona wychodzi za Wiktora Kruma". "Próbuję powiedzieć Hermionie, co do niej czuję, a ona się ze mnie śmieje". Wstrzymała oddech. Musiała spojrzeć na Rona, ale nie mogła. Wbiła wzrok w pergamin, w jej powtarzane imię. - Trzydzieści osiem lęków Ronalda Weasleya - powiedział Ron matowym głosem, bez życia. - Przepraszam, Hermiono. Gdybyś mogła po prostu zapomnieć... - Ron - zaczęła, odchrząkując, by odzyskać normalny głos. - Nie jesteś Widzącym. - O czym ty mówisz? - spytał miękko, głosem pełnym nadziei. - Nic z tej listy nigdy się nie wydarzy. Nic nie stanie się mi i Harry'emu, i zawsze będziemy przyjaciółmi. Nigdy bym się z ciebie nie śmiała. I na pewno nie wyjdę za Wiktora. - Dlaczego? - spytał, a ona musiała wziąć głęboki oddech, by nie stracić odwagi. - Bo nie jest tobą. Wstała i wyciągnęła rękę. Popatrzył na nią przez moment zanim ją ujął. Hermiona poczuła, że przyszłość ich dwojga się zmienia. Teraz pozostały już tylko trzydzieści trzy lęki Ronalda Weasleya. Ten post był edytowany przez Avadakedaver: 06.07.2006 14:16 -------------------- |
Kontakt · Lekka wersja | Time is now: 01.11.2024 01:43 |