Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

4 Strony « < 2 3 4 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Bursztynowe Miasto..., bo celem nie jest ten cholerny gryf XD

iskra
post 17.01.2004 19:21
Post #76 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 207
Dołączył: 06.06.2003

Płeć: Kobieta



*

Rano niespiesznie zbierali się z obozowiska i to nie tylko dlatego, że nie bardzo wiedzieli dokąd mają zmierzać. Poza tym jedyną wyspaną osobowością z towarzystwa była Navis. Kobieta przeciągnęła się jak kotka i omiotła wzrokiem pozostałych. Jej zimne spojrzenie wyrażało dezaprobatę. Nikt jednak zbytnio się tym nie przejmował. Powoli zbierali się do drogi, kiedy w krzakach rozdarł się kruk. Thant pomyślał, że to zły znak, a po usłyszeniu kolejnego krakania stwierdził, że zdarzy się naprawdę coś niemiłego. Wzruszył jednak obojętnie ramionami.
- Poczekajcie na mnie - mruknął i oddalił się w las. Nikt nie miał wątpliwości w jakim celu.
Wszyscy starali się ignorować narastające wrzaski kruków, ale nie sposób było nie zauważyć tak dużej ilości tych ptaków.
- To mi się nie podoba - szepnęła Navis opierając dłoń na rękojeści.
- Mi też - odparła Shani i wczepiła nogę w strzemię siodła- Odjedźmy stąd jak najszybciej.
Zanim jednak zdołała wsiąść na grzbiet Flekeriego zawył silny wiatr. Dość nietypowy jak na tę porę roku. Młoda czarodziejka spostrzegła kątem oka Sagittariusa stojącego jak posąg i patrzącego przed siebie. Powiodła za jego wzrokiem, ale minęła dobra chwila zanim dostrzegła wyłaniającą się zza drzew sylwetkę. Wiatr rozwiewał jego płaszcz i włosy. Nawet z tak dużej odległości mogła dostrzec niezwykłość jego oczu - były kompletnie czarne.
- Navi - szepnęła - Bądź w gotowości.
Kobieta skrzywił się lekko, jakby mówiła "W jakiej znowu gotowości?". Nie widziała nawet małego zagrożenia w nadchodzącym mężczyźnie. Wzbudzał szacunek, to prawda, ale strach? Ruda kobieta na samą myśl pokręciła przecząco głową. Tymczasem nadchodząca postać zbliżała się z każdym krokiem. Zatrzymała się dopiero przez samym Sagittariusem. Był nieco niższy od wampira, ale poza tym wydawał się być... bardzo do niego podobny. Nim pozostali zdołali się przyjrzeć nowoprzybyłemu, ten ominął wampira i zbliżył się do Shani. Czarodziejka odruchowo chwyciła za schowany pod koszulą medalion, a nieznajomy zmrużył oczy na ten widok. Nagle Shani poczuła jak pamiątka po matce rozpala się i parzy ją w ciało. Krzyknęła z cicha, wydarła ją spod koszuli i rzuciła na ziemię. Jej szare oczy spojrzały pytająco, ale i z przerażeniem, na przybyłego mężczyznę. Ten tylko przykucnął i podniósł ozdobny wisiorek - owalny bursztyn z zamkniętą w środku ćmą.
- No proszę - mruknął dziwnie ciepłym głosem, nie pasującym do jego wyglądu - Marichoza Arabaza zamknięta w żywicy.
- Kim jesteś?
Mężczyzna nie odpowiedział. Wyciągnął tylko dłoń w grubej rękawicy na wysokości klatki piersiowej tak, jak zwykli czynić sokolnicy, gdy ich ptak miał przysiąść na ich ręce. Ale na jego rękawicy nie przysiadł żaden sokół. Tylko kruk.
- Przewodnikiem - odparł z tajemniczym uśmiechem - Zwą mnie Rayel.
Shani skrzywiła lekko usta. Wcale jej się to nie podobało. Pomyślała, że kruki jednak wieszczą nieszczęście. Jeszcze raz przyjrzała się uważnie mężczyźnie. Rzeczywiście był podobny do Sagittariusa. Czarne dziwne oczy nadawały mu nieco upiorności, ale nie widziała w ich błysku zła. Wręcz przeciwnie. I to również jej się nie podobało. Bardzo jej się nie podobało. Wyciągnęła otwartą dłoń w jego kierunku.
- Proszę o zwrot mojej własności - zażądała.
- Twojej? - jego brwi uniosły się lekceważąco - Jesteś pewna, młoda panno, że to należy do ciebie?
Twarz dziewczyny przybrała pytający wyraz twarzy. Rayel nie odpowiedział jednak, tylko bez słowa oddał jej medalion. Przyjęła go również w milczeniu, ale nie miała zamiaru rezygnować z pytań. Zanim jednak zdołała cokolwiek powiedzieć zza drzew wyszedł Thant. Od razu zwrócił swą uwagę na czarnowłosego.
- Coś ty za jeden? - spytał niezbyt uprzejmie.
Rayel westchnął ostentacyjnie i wykonał ruch ręką zmuszający kruka do odlotu.
- Jestem przewodnikiem - powtórzył - Przewodnikiem po bursztynowych ścieżkach.
Shani drgnęła wyraźnie, nie zauważając nawet tryumfalnego uśmiechu wampira. Thant westchnął z rezygnacją. Miał jednak świadomość, że teraz nie będą zmuszeni do podróżowania po omacku. Oczywiście jeśli przybyły mężczyzna mówił prawdę. Navis wydawała się w ogóle tym nie przejmować. Kiedy młoda czarodziejka otrząsnęła się z zaskoczenia podeszła do Rayela i gwałtownie go popchnęła. Ten spojrzał na nią dziwnie.
- Co ty sobie wyobrażasz? - warknęła - Myślisz, że tak po prostu uwierzymy jakiemuś przybłędzie z lasu?
- Uważaj na słowa, młoda damo - rzekł cicho Rayel.
- Nie wiem jakich sztuczek używasz, ale wcale mi się to nie podoba, więc zabieraj się razem ze swoimi krukami.
- Brawo - mruknął Thant. Nie sądził, że ta czarodziejka z Zerowego Kręgu, może wybuchnąć z byle powodu.
Shani nie potrafiła właściwie określić powodu jej złości. Inni tym bardziej. Bez słowa odwróciła się na pięcie z zamiarem odjechania. Nagle poczuła dłoń przybysza na ramieniu. Chciała się wyrwać, ale jego dotyk dziwnie ją uspokajał. Odwróciła się do niego niechętnie.
- Pokaż mi Bursztynowego Gryfa - poprosił łagodnie, a ona podała mu wisiorek niczym zahipnotyzowana.
Thant zamierzał zaprotestować, ale wampir powstrzymał go ruchem ręki. W milczeniu przyglądali się ruchom Rayela. Ten przejechał opuszkami palców po krawędzi medaliku niemalże z nabożną czcią. Przymknął na chwilę oczy. Stał tak w milczeniu przez kilka chwil, pieszcząc w dłoniach dysk z wizerunkiem małego gryfa.
- Kierujecie się w stronę Bezkresnego Morza - rzekł w końcu - A nie tam powinniście szukać Bursztynowych Bram.
Wszyscy popatrzyli na niego pytająco. Rayel otworzył oczy i zwrócił wzrok ku Shani.
- Poprowadzę cię. Jeśli tylko mi na to pozwolisz.


*
___________________

Mam nadzieję, że teraz party będą pojawiać się częściej, bo m-u-s-z-ę się postarać skończyć to do połowy marca...

ps. Jestem chora i pokazuje się, że wielu rzeczy nie pamiętam przez gorączkę więc wybaczcie mi ewentualny chaos w parcie... <iskra dostaje ataku kaszlu>

Ten post był edytowany przez iskra: 29.01.2004 22:47


--------------------
...uuuu, powrót.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
matoos
post 18.01.2004 23:30
Post #77 

Wytyczający Ścieżki


Grupa: czysta krew..
Postów: 1877
Dołączył: 15.04.2003
Skąd: Ztond...

Płeć: Mężczyzna



No cóż. Szczerze mówiąc widać że part był pisany w chorobie...

QUOTE
Powoli zbierali się do drogi, kiedy w krzakach zadarł się kruk

Głowę bym dał że chciałaś napisał że rozdarł się... Bo zadrzeć to można nie przymierzając kieckę dziewce na ulicy... biggrin.gif

QUOTE
Thant pomyślał, że to kolejny zły znak, a po usłyszeniu kolejnego krakania stwierdził, że zdarzy się naprawdę coś niemiłego

Może się czepiam ale to ejst definitywne powtórzenie - kolejny i kolejny tongue.gif

QUOTE
Czarodziejka odruchowo chwyciła za schowany pod koszulą medalion, a nieznajomy zmrużył oczy na ten widok. Nagle Shani poczuła jak medalion rozpala się i parzy ją w ciało. Krzyknęła z cicha, wydarła go spod koszuli i rzuciła na ziemię. Jej szare oczy spojrzały pytająco, ale i z przerażeniem, na przybyłego mężczyznę. Ten tylko przykucnął i podniósł medalion - owalny bursztyn z zamkniętą w środku ćmą.

Znowu powtórzenia. Tym razem medalionu. Ja dałbym na przykład tajemniczy klucz, ozdobę czy świecidełko (żeby nie było że nie jestem konstruktywny biggrin.gif)

QUOTE
Thant westchnął z rezygnacją, ale przynajmniej teraz nie będą podróżować po omacku.

Nie no - to zdanie jest zupełnie źle zbudowane - w ogóle nie wiadomo o co chodzi... Ja napisałbym je na przykład tak - Thant westchnął głośno, ale w duchu cieszył się że przestaną wreszcie chodzić po omacku... Albo coś w ten deseń biggrin.gif



Poza tymi kilkoma błędami part jest całkiem dobry - zarówno stylistycznie jak i "miodnościowo". Nie mogę już się doczekać jak to się skończy biggrin.gif

A właśnie - gdzie jest wątek miłosny pomiędzy Thantem a Shani? Ja się domagam! biggrin.gif


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
iskra
post 18.01.2004 23:50
Post #78 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 207
Dołączył: 06.06.2003

Płeć: Kobieta



Matoos, dzięki za wypunktowanie błędów. doceniam. i zapewne to mi się przyda... co za piękne zdanie, ale nie chodzi w nim o docenianie tongue.gif A wątek miłosny? Nie będzie, a przynajmniej nie pomiędzy Shani a Thantem... zresztą, po cholerę Ci wątek miłosny? smile.gif przyjaźń już Ci nie wystarcza? wink.gif

i to wcale nie jest zjechanie - nawet nie poczułam biggrin.gif

a tak poza tym to zdradze Ci małą tjemnicę... Aislin żyje (co prawda nie długo pożyje, ale zawsze coś) i zgadnij dla kogo pracuje? biggrin.gif

... a do zakończenia jeszcze daleko cool.gif


--------------------
...uuuu, powrót.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Egwadien
post 19.01.2004 20:17
Post #79 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 234
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Szare Góry

Płeć: Kobieta



Thant poszedl i nie wrocil, a potem sie nagle pojawil...

nieee... musze to przeczytac jeszcze raz jak bede przytomniejsza. Wszystko.
Ogolnie to nie jest zle, tylko jakies takie... nudnawo-mdle sie robi... za malo sie dzieje tongue.gif

a gdzie kreff? jestem zadna krfffi... i milosci. W kazdej ksiazce przewija sie gdzies milosc. w kazdej...

(nie no, zartuje przeciez ^^" i tak kupuje to =D)


--------------------
z podpisów pod postami:
"Elfy powinny się nauczyć żyć w symbiozie z toporem w dupie!"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
iskra
post 30.01.2004 20:06
Post #80 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 207
Dołączył: 06.06.2003

Płeć: Kobieta



*

Wysoka kobieta ukryta między konarami drzew obserwowała czarodziejkę z Zerowego Kręgu, wokół której krążyła śmierć, wojownika będącego w posiadaniu Raido, wojowniczkę o zmiennym sercu, wampira, którego obecność nie była nawet w najmniejszym stopniu przypadkowa i Górskiego Gryfa w masce człowieczeństwa. Uśmiechnęła się pod nosem i oparła o buk. Teraz wszystko przyspieszy kroku. Jej przeznaczenie także.

*

Umieszczone na ścianach świece rzucały stłumione światło na kamienne mury. Sala była niewielka ,a źródłem ciepła były dwa kominki umieszczone po przeciwnych stronach. Ściany były pokryte gobelinami przedstawiającymi jedenaście broni wytworzonych z resegium wraz z ich obecnymi właścicielami. Płomienie świec oświetlało je w nieznacznym stopniu. Przy jednym z kominków stał obszerny fotel obijany miękkim materiałem. Siedział w nim barczysty mężczyzna o zimnych oczach, w których odbijały się płomienie. Jego posępny wyraz twarzy jeszcze przybrał na sile, gdy w sali rozległo się pukanie do wielkich drewnianych drzwi, a zaraz potem kroki. Przybyły mężczyzna stanął za fotelem. Blask świec sprawiał, że jego białe włosy wydawały się złote.
- Mistrzu Nemetodzie... - zaczął.
- Po tonie twojego głosu, Aislinie, mniemam, że nie przyniosłeś mi tego czego pragnę - mruknął leniwie Mistrz Hatterio, przerywając przybyszowi.
- Proszę mi wybaczyć - tłumaczył się - To przez atak jej towarzysza, a w dodatku Navis zdradziła.
- Zdradziła?
Nemetod nieznacznie poruszył się na fotelu. Jego oczy zabłysnęły niebezpiecznie. Nie wykonał jednak żadnego gwałtownego ruchu, który mógł świadczyć o jego irytacji. Aislin pomyślał, że Mistrz Hatterio imponuje mu swoim opanowaniem. Ten wstał bez słowa i podszedł do gobelinów. W milczeniu przyglądał się każdemu z nich. Jego wzrok zatrzymał się dłużej na Flekerim - wojowniku, który okazał się za słaby by sprostać mocy drzemiącej w Hegalu. Oficjalnie wieści o nim zaginęły od kiedy wyruszył do Zerowego Kręgu, ale Nemetod bardzo dobrze wiedział co się z nim stało. Mimo iż sam nie był posiadaczem broni z resegium jego moc była wystarczająca by wysyłać swą świadomość do najważniejszych wojowników Hatterio. Był to jednak zabieg wysysający spore zapasy energii więc wykorzystywał go tylko gdy zachodziła taka potrzeba. Jeszcze raz omiótł wzrokiem wszystkie gobeliny. Większość legendarnych wojowników opuściła bractwo. Pozostali tylko Vivid, Res, Rutan i Hai. Ale tego ostatniego powinien skazać na banicje za nieposłuszeństwo, a tym czasem skazał go na życie w zamkniętej komnacie jak więzień. Właściwie to żałował, że nie zabił go wtedy, gdy osiem lat temu obdarował jakiegoś przybłędę mieczem Raido. Hai twierdził uparcie, że Akain przed swoją śmiercią wybrał właśnie tego chłopca jako spadkobiercę swej broni. Jednak to wszystko nie trzymało się logicznej całości. Fakt faktem, że Akain przejawiał umiejętności jasnowidzenia, ale... Nemetod westchnął w duchu i skierował wzrok na gobelin z Raido przedstawiający młodego chłopca trzymającego niepewnie miecz w dłoniach. Po tym jak mały Thant uciekł zabierając ze sobą broń nie mógł go odnaleźć. Zaklął w duchu. Dobrze, że chociaż zdołał zamazać mu pamięć. Nie miał jednak pewności jak długo wytrzyma zaklęcie pod naporem mocy Raido. Świadomość, że chłopak może się zorientować jak bardzo potężną broń posiada wcale nie napawała go dobrym humorem.
- Myślałem, że wojownikami Hatterio mogą zostać wyłącznie mężczyźni - odezwał się nagle Aislin wpatrując się w jeden z gobelinów, znajdujących się na przeciwnej ścianie, a tym samym zakłócając rozmyślania Nemetoda.
- Źle myślałeś -odpowiedział podchodząc do niego wolno - To Dea. Jedyna kobieta w zastępach Hatterio. Pierworodna legendarnego wojownika posiadającego Berkannana.
- Ładna - skomentował krótko Aislin.
Rzeczywiście miał rację. Dziewczyna na gobelinie miała pełne usta i duże oczy. Długie włosy, przewiązane na czole czarnym rzemykiem, padały jej na ramiona. Ubrana była w skromną szatę tak by nie uwidaczniać kobiecych kształtów, co jednak niezbyt odniosło skutek.
- Powinieneś już iść - rzekł nagle Nemetod siadając w fotelu.
Aislin spojrzał na niego nieco zaskoczonym wzrokiem po czym wycofał się tyłem tak, jakby nie ufał Mistrzowi Hatterio. Ten z kolei nie spuszczał z niego swych przenikliwych, szarych oczu. Kiedy Aislin odwrócił się by otworzyć drzwi Nemetod błyskawicznie sięgnął po opartą o fotel kuszę i wymierzył bełt w plecy wojownika.
- Jeszcze raz przepraszam za popełniony błąd - wojownik odwrócił się do Mistrza twarzą i wtedy zobaczył kuszę, a jego oczy rozszerzyły się w niemym zdziwieniu.
Zaraz potem bełt tkwił już w jego sercu. Aislin charknął i upadł twarzą na kamienną posadzkę. Nemetod patrzył na jego martwe ciało jeszcze przez chwile, po czym wstał i wolnym krokiem podszedł do trupa. Oparł stopę o jego klatkę piersiową.
- Zapewniam cię, że już nigdy go nie popełnisz - rzekł spokojnie Nemetod. Pochylił się i wyszarpnął bełt - Wybacz, przyjacielu, ale nie mogę pozwolić by ktokolwiek dowiedział się o układach Bractwa Hatterio ze zwykłymi rzezimieszkami. Dobre imię zakonu nie może zostać splamione.

*

_____________________

poprzedni part nieco poprawiony, zgodnie ze wskazówkami, chyba wink.gif

trupa leżącego na kamiennej posadzce dedykuje Egwadien XD

a miłość jest... np. miłość Thanta do sake (; (choć jakby zanika... ale to nic, w kolejnym parcie zaleje go w cztery dupy biggrin.gif )


--------------------
...uuuu, powrót.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
matoos
post 01.02.2004 17:51
Post #81 

Wytyczający Ścieżki


Grupa: czysta krew..
Postów: 1877
Dołączył: 15.04.2003
Skąd: Ztond...

Płeć: Mężczyzna



QUOTE (iskra @ 30-01-2004 20:06)
Ale tego ostatniego powinien skazać na banicje za nieposłuszeństwo, a tym czasem skazał go na życie w zamkniętej komnacie jak więzień.

W powyższym zdaniu jest jedyny błąd jaki zauważyłem w tym parcie. Ale jestem nieco zmęczony, więc nie gwarantuję prawdziwości tego stwierdzenia biggrin.gif

Chodzi oczywiście o powtórzenie - prawdopodobnie zamierzone, ale wybitnie mi tam nie pasujące.

Poza tym nie zachwyciła mnie także scena śmierci Aislina. Przecież to się aż prosiło a sceny batalistyczne! Powinna wywiązać się walka o której jeszcze przez pięć wieków bardowie śpiewaliby ballady. A tu czysty strzał z kuszy i bebechy wyprute... Wstyd i poruta biggrin.gif


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
ikar
post 05.02.2004 20:43
Post #82 

Mały człowieczek...


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 368
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Wawa :D

Płeć: Mężczyzna



Mniamuś ^^ - faktycznie pewnie niedoróbki są ^^ - ale bardziej literówki i interpunkcja (+ troszkę stylistyki), niż cokolwiek innego - miło się czyta, a ostatni part - ciekawy smile.gif - oby tak dalej - czekam na przyspieszenie prac nad następnym tongue.gif


--------------------
"At least we had a chance to say... Goodbye"
Nie ma opowiadań doskonałych - są tylko takie, w których jeszcze nie znaleziono błędów... (albo już je poprawiono :D)
Tolerancja, Wolna wola, Miłość (:)), Optymizm :)
Największe polskie forum RPG by Forum: Strefa Forumowych RPG ^^
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
iskra
post 02.11.2004 08:00
Post #83 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 207
Dołączył: 06.06.2003

Płeć: Kobieta



Shani zerknęła na Rayela. Wędrowali już pół dnia, a tajemniczy mężczyzna nawet nie okazał cienia zmęczenia. Podobnie Sagittarius. Obaj szli z przodu, zaś kobiety i wojownik jechali za nimi na wierzchowcach. Młoda czarodziejka długo wpatrywał się w plecy nowonabytego towarzysza. Starała się ułożyć wszystkie części łamigłówki. Bursztynowy Gryf był kluczem do Amber, co do tego nie miała żadnych wątpliwości. Rayel najwyraźniej potrafił odczytać znaki na bursztynowym dysku, ale co do tego, że prowadzi ich w dobrą stronę już nie miała takiej pewności. Intrygujące wydawało się również jego zainteresowanie medalionem, który zawsze nosiła pod koszula. Był to prezent od jej matki. Ta z kolei otrzymała go od swojego pradziadka. Shani zakaszlała nagle mocno i wszystkie pary oczu zwróciły się w jej stronę.
- To nic – odparła stanowczo.
Jej towarzysze odwrócili wzrok. Czarodziejka skrzywiła się. Jej stan pogarszał się i coraz trudniej będzie jej ukrywać chorobę, a nie chciała by inni troszczyli się o nią jak o małe zwierzątko ze złamaną kończyną, które czeka śmierć, jeśli nie będzie mieć opieki. Jednocześnie miała świadomość, że jej towarzysze czegoś się domyślają. Nie sposób było się nie domyśleć. Zastanawiała się czy jeśli ujarzmiłaby swoją moc to mogłaby pokonać chorobę i w jednej chwili naszła ją ochota by spróbować bez względu na skutek. Strach jednak zaraz ostudził jej zapał. Kto wie co mogłoby się zdarzyć.
- Jest chora? – spytał Rayel szeptem wampira, a gdy ten nieznacznie przytaknął zadał kolejne pytanie – Jak długo... ?
- Boisz się, że Twoja Shinova nie zdąży naprawić błędu pierworodnych? – spytał kpiąco Sagittarius.
Rayel zignorował pytanie wampira i pogrążył się w rozmyślaniach. Czuł, że to Shani jest jego Shinovą, ale to Thant był spadkobiercą mocy i przeznaczenia. Dusze czarodziejki i wojownika jakby przenikały się, uzupełniały. Ale przecież to niemożliwe. Shinovą zostawał przecież pierworodny potomek Kimahriego. W takim „systemie” nie ma miejsca na... Chyba, że w jednym z pokoleń narodziły się bliźnięta...
- Nie martw się – rzekł poważnie wampir, myśląc najwyraźniej, że milczenie Rayela jest wyrazem martwienia się o Shani – Zdąży... Jeśli tylko się pospieszymy.
Rayel słyszał jego słowa jak przez mgłę. Swą uwagę skupił na wibracjach potężnej magii, którą wyczuwał. Pojawiła się nagle, ale z każdą chwilą rosła. Miał niejasne wrażenie, że lada chwila czeka ich coś niebezpiecznego. Zerknął na wampira i spostrzegł, że i on to czuje, może nie w tak dużym stopniu, ale jednak. Rayel z każdym kolejnym krokiem zaczął umacniać się w przekonaniu, że prowadzi wszystkich na pewną śmierć. Tak wrogiej energii nie czuł już od dawna kiedy to... Kiedy co? Jego pamięć znów odmówiła mu posłuszeństwa, a on kolejny raz zapragnął by Seelion jeszcze żył.
- Flekeri! – syknęła Shani – Rusz się, ty głupi ośle.
Wszyscy zatrzymali się i spojrzeli za siebie. Czarny koń stanął w miejscu nie chcąc postąpić nawet jednego kroku, nie zważając przy tym na słowa swego jeźdźca. Czarodziejka zeskoczyła z niego wściekle (postępująca choroba sprawiła, że była bardziej rozdrażniona niż zwykle) i złapała za wodze. Pociągnęła go w swoją stronę lecz zwierze nadal stało w miejscu, a jego przenikliwe czarne oczy wyrażały troskę, a zarazem niewzruszenie.
- O co chodzi? – Thant przewrócił oczami.
- On też to czuje. – szepnął zdziwiony Rayel i zmarszczył brwi.
- Powinniśmy przeczekać tutaj noc - rzekł stanowczo Sagittarius. Droga stawała się niepewna i niebezpieczna. Przeczekać. Tak, to jedyne co mogą teraz zrobić nie ryzykując uszczerbku na zdrowiu.
Shani zdrętwiała. Każde poczynania spowalniające wyprawę wprawiały ją w złość. Wiedziała, że ona nie może czekać. Tym razem do jej oczu zaczęły napływać łzy. Cała świadomość zbliżającej się śmierci spłynęła na nią nagle i oplątała swoimi mackami. Pomyślała o przyszłości, której przecież nie ma i w jednej chwili ogarnęła ją furia nienawiści, że coś takiego przytrafiło się właśnie jej, choć tak bardzo pragnęła żyć. Ścisnęła wodze Flekeriego tak mocno, że aż zbielały jej kostki palców, a zaraz potem je rozluźniła próbując się uspokoić, co zaowocowało tylko większym napięciem. Trwająca kilka sekund burza w jej głowie wydawała jej się wiecznością, aż w końcu wydarła się na zewnątrz. Shani szybkim, zdecydowanym krokiem podeszła do wampira i podniosła na niego roziskrzony wzrok.
- Nie możemy czekać! – warknęła – Ja nie mogę czekać!
Jej dłonie uniosły się. Nie bardzo wiedziała co chce zrobić, uderzyć go czy tylko bezradnie położyć dłonie na jego piersi. Nie musiała się jednak długo nad tym zastanawiać. Sagittarius chwycił ją mocno za nadgarstki, zbyt mocno, ale nie był do końca pewien jej reakcji. Shani przez chwilę się wyrywała, ale zaraz potem spuściła głowę, a jej ciałem wstrząsnął spazmatyczny szloch. Wampir bez słowa przytulił ją myśląc, że mają naprawdę mało czasu skoro zaczęła reagować w taki sposób.
- No dobra. – rzucił lekko Thant starając się by jego głos brzmiał lekceważąco, ale w jego oczach tańczył niepokój o czarodziejkę z Zerowego Kręgu. – Czy ktoś może mi w końcu wyjaśnić o co tu tak naprawdę chodzi?
- Nie – rzekł głucho wampir.
Oczy Navis zabłysnęły.

*

Ogień tańczył nad rozjarzonym drewnem. Jego nikły blask rzucał cienie na otoczenie. Gdzieś w oddali sowa wydała złowrogi okrzyk. Shani wzdrygnęła się i jeszcze bardziej skuliła w sobie. Zaczynam tracić nad sobą panowanie, pomyślała z goryczą. Patrzyła w płomienie beznamiętnym wzrokiem. Wyglądała tak, jakby nie była świadoma obecności towarzyszy, a jednak myślała właśnie o nich i o tym jak powinna się teraz zachować. Nie potrafiła spojrzeć im w oczy, bała się tego co w nich zobaczy, a mimo to obrzuciła ich nieco znudzonym spojrzeniem. Rayel siedział tyłem do ogniska z kolanami podciągniętymi pod brodę. Mała drzemka, co? Czarodziejka uśmiechnęła się nieznacznie. Navis czyściła broń, choć robiła to zaraz po rozpaleniu ogniska. Shani przerzuciła wzrok na Thanta i drgnęła nieco zaskoczona. Młodzieniec patrzył na nią czujnymi orzechowymi oczami. Nie potrafiła tego znieść i odwróciła głowę. Thant patrzył na nią jeszcze przez chwilę, po czym podszedł i usiadł obok niej, ale w takiej odległości by nie dotknąć jej ciała tak, jakby chciał zademonstrować swój dystans w stosunku do dziewczyny.
- Co się dzieje, Shani? – rzekł łagodnie, a ton jego głosy był tak bardzo odmienny od tego, którym posługiwał się na co dzień.
Shani milczała długą chwilę zastanawiając się co odpowiedzieć. W końcu pokręciła tylko przecząco głową ze smutnym uśmiechem. Bo też co mogła mu odpowiedzieć? Prawdę, przemknęło jej przez myśl. Bardzo chciała tę opcję odrzucić, ale czuła też nieodpartą chęć powiedzenia tego na głos. Umierała i nic już nie można było zrobić. Nic prócz darzenia do Amber.
- Shani... – westchnął Thant i poruszył się niespokojnie zaskoczony własnymi słowami.
- Umieram – szepnęła cicho.
Chłopak powtórzył w myślach jej słowa kilkakrotnie jakby nie rozumiał ich znaczenia. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i umilkł na kilka długich chwil. Czarodziejka była mu za to wdzięczna. Nie chciała słyszeć, że wszystko będzie dobrze. Gdyby to powiedział chyba by gorzko się roześmiała.
- Żałuję, że nie mogę ci pomóc – rzekł w końcu Thant i wstał. Popatrzył na nią i odszedł na przeciwną stronę. Usiadł w takiej pozycji jak Rayel.
Shani była mu wdzięczna za to, że nie zadawał zbędnych pytań, nie starał się niczego zrozumieć tylko przyjął realny fakt. Przez chwilę zastanawiała się co zobaczyła w jego oczach. Współczucie, troskę, smutek? Chyba wszystko na raz, pomyślała z lekkim rozbawieniem, bo takie uczucia kompletnie nie pasowały do tego chłopaka. Jednocześnie poczuła coś w rodzaju tęsknoty. Za czym, zadała sobie w duchu pytanie i szybko wyrzuciła je z umysłu. Teraz nie miała czasu na nostalgię. Kaszlnęła zatykając usta. Robi się dramatycznie. Uśmiechnęła się do swoich własnych myśli, jak ktoś kto już nie ma siły płakać i pozostaje mu tylko śmiać się ze swojego własnego losu. Czuła drapanie w płucach.
- Sagittariusie – szepnęła, a gdy jej nie odpowiedział rozejrzała się nieco zdezorientowana.
- Zaraz po tym jak rozbiliśmy się tutaj zniknął między drzewami. Mówił, że idzie nazbierać dla ciebie ziół – rzuciła beznamiętnie Navia – Obok ciebie jest czarka z tym jego ziołowym gównem. Radził byś to wypiła.
Shani zamrugała oczami. Wzięła naczynie do rąk i powąchała. Piskusja. Wypiła chętnie prawie całą zawartości. Wierzyła... Chciała wierzyć, że to pomoże przedłużyć jej życie i zmniejszyć ból w płucach. Nagle przeszyło ją dziwne przeczucie, złe przeczucie. Zerwała się na proste nogi. Navia spojrzała na nią nieco cynicznie dając wyraz swojej dezaprobaty, a może czegoś innego.
- W którą stronę poszedł? – spytała wojowniczka czując suchość w ustach. Miała wrażenie, że coś musi się stać.
- Tam – wojowniczka wskazała na lewą stronę, a potem patrzyła jak Shani znika w mroku lasu. Uśmiechnęła się przy tym, a uśmiech ten mógł znaczyć wszystko i nic.
- Mam złe przeczucia – mruknął Thant patrząc w tą samą stronę co wojowniczka.
I masz rację, pomyślała Navis. Nigdy nie wątpiłam w twoją intuicję.

*

Shani rozglądnęła się nieco zdezorientowana po lesie. Zastanawiała się co wzbudziło w niej taką reakcję. Przecież zaczęła już wierzyć wampirowi, więc dlaczego...? Urwała w połowie myśl i zaczęła nasłuchiwać. Wiatr zatargał koronami drzew. Stała nieco drętwiała wytężając słuch niemalże aż do bólu. Trwała tak przez kilka minut tracąc poczucie czasu. W końcu rozluźniła mięśnie. Przez to widmo śmierci zaczynam wariować, pomyślała chcąc przekonać samą siebie o tym fakcie. Bo przecież nie mogła słyszeć ssania, prawda? Bo to oznaczałoby... Oznaczałoby, że ten krwiopijca wszystkich nas oszukuje . Nie myśląc o tym co robi rzuciła się biegiem w stronę odgłosów. Gałązki krzewów drapały ją po twarzy, ale nie zwracała na to uwagi. Las zaczął się nieco przerzedzać, a odgłosy nasilać. Przystanęła tak nagle jak zaczęła biec i oparła się plecami o najbliższe drzewo. Bała się tego co mogła zobaczyć. Wzięła kilka głębokich oddechów i zaczęła iść spokojnie, właściwie to się skradała. Czuła jak jej serce próbuje się wyrwać z piersi. Z każdym kolejnym krokiem uczucie obecnego zła stawało się silniejsze. Pierwsze co zobaczyła to kopyta białego jelenia. Shani stanęła i jeszcze raz wzięła sześć głębokich oddechów. Postąpiła kilka kolejnych kroków i zamarła. Do białej szyi jelenia przylgnęły usta wampira. Czarodziejka wydała zduszony krzyk. Wampir zwrócił w jej stronę twarz. Jego oczy wyrażały bezwzględność. W kącikach ust sączyła się krew. Dziewczyna poczuła nagle gniew.
- Oszukiwałeś mnie – szepnęła wrogo – Przez cały czas.
Nie mogła nad sobą zapanować. Starała się wywołać najpotężniejsze zaklęcie na jakie było ją stać, ale z niewiadomych jej przyczyn nie mogła przywołać nawet światła. Wykrzywiła usta w zaskoczonym, a zarazem wściekłym grymasie. Wampir wstał, otarł rękawem usta i podszedł w jej stronę kilka kroków.
- Piskusja neutralizuje magię, moja droga – uśmiechnął się zimno - To właśnie sprawia, że twoja choroba nie postępuje.
Shani nie mogła patrzeć na jego tryumfujący wyraz twarzy. Gniew narastał w niej z każdą chwilą. W przypływie siły ułamała suchą gałąź drzewa stojącego obok niej i skupiła wzrok na klatce piersiowej wampira.
- Jeśli trzeba zniszczę cię gołymi rękoma – warknęła i ruszyła w jego stronę.
Sagittarius uśmiechnął się jeszcze szerzej ukazując zakrwawione zęby i gdy dziewczyna była już przy nim unosząc prowizoryczny kołek chwycił jej nadgarstki i odepchnął z taką siłą, że upadła. Patrzył na nią z góry z lekkim uśmiechem. Przez chwilę zdawało się Shani, że jest on smutny. I to jeszcze bardziej ją rozwścieczyło. Zerwała się i ponownie zaatakowała wampira. Tym razem gołymi rękami. Sagittarius bez zbędnej zabawy przewrócił ją na trawę i usiadł na niej okrakiem przyciskając jej nadgarstki do ziemi. Przez chwilę wyrywała się gwałtownie.
- Puszczaj! Puść mnie natychmiast!
- Najpierw wysłuchasz – powiedział bez emocji.
Spojrzała na niego z obrzydzeniem i zaczęła krzyczeć. Wampir przewrócił oczami w geście znudzenia. Przygryzł sobie wargę tak, że po brodzie zaczęła mu spływać strużka krwi. Shani zdrętwiała. Korzystając z tego, że jej twarz była nieruchoma Sagittarius nachylił się nad nią tak by krople krwi spadły na jej policzek. Dziewczyna poczuła na skórze zimny dotyk wampirzej krwi i wydała z siebie zduszony jęk.
- Wydaj z siebie jeszcze choć jeden dźwięk, a gwarantuje ci, że poczujesz smak mojej krwi – zagroził wampir, a Shani pokiwała twierdząco głową.
- Nigdy nie chciałem być wampirem, wiesz? – zaczął, a krew kapała jej tym razem na dekolt – Mniejsza o to w jakich okolicznościach stałem się krwiopijcą, ale nie stałem się nim z zamiłowania. Pijałem ludzką krew, to prawda, i czułem do siebie obrzydzenie, bo niezmiernie mi smakowała, zwłaszcza młodych kobiet. – skupił wzrok na szyi Shani, a ta przełknęła ślinę – Ale nie chodziło mi tylko o smak. W tym, że wampiry żyją krwią ludzi jest trochę przesady, ale bez niej nasze ciała gniją od środka i czujemy... cóż, ogromny dyskomfort, choć to mało powiedziane. Starałem się więc znaleźć sposób. Udało mi się zaledwie kilkanaście lat temu. Widzisz, w przeciągu blisko czterystu lat człowiek... – urwał i zaśmiał się cicho, strasznie - ... wampir może przeczytać wiele książek. Z jednej z nich dowiedziałem się, że połączenie zioła orisanto z owadożerną rośliną hvar daje napój, który sprawia, że mogę się zadowolić chociażby krwią szczura – skrzywił się – Choć ta jest wybitnie obrzydliwa. W każdym bądź razie smak zwierzęcej juchy zwyczajnie zapijałem.
Shani otworzyła już usta by coś powiedzieć, ale zamknęła je szybko.
- Mądra dziewczynka – pochwalił ją cynicznie Sagittarius. Patrzył na nią przez chwilę, po czym podjął monolog – Opuściliśmy jakiś czas temu tereny, na których rosła hvar, a mając tylko orisanto mogę się zadowolić krwią białego jelenia, oczywiście wyłączając ludzką. Nie pytaj jak to działa, bo sam nie wiem, ale najważniejsze jest to, że nie napadam niewinnych wieśniaków. Tak więc aż tak bardzo nie skłamałem. – uśmiechnął się jakby z tryumfem.
Shani nie wytrzymała. Otworzyła usta by powiedzieć, że gówno ją to obchodzi, ale zanim z jej ust wydobył się głos wampir złożył na nich pocałunek. Czarodziejka poczuła nie tylko zimny i nieprzyjemny język Sagittariusa, ale i obrzydliwy, szorstki i wręcz cuchnący smak jego krwi. Otworzyła szeroko oczy w geście niewypowiedzianego przerażenia. Chwila ta trwała dla niej całą wieczność. W końcu wampir zszedł z niej niespiesznie, niemal leniwie. Shani próbowała wstać, ale wylądowała na czworakach patrząc niewidzącymi oczami w ziemie. Wampir rzucił jej pod nogi swą skórzaną torbę.
- Masz tam zapas piskusji. Jeśli będziesz pić regularnie to powinnaś dożyć do Amber – mówił z lekkim usmiechem.
Shani słyszała go jak przez mgłę. W ustach czuła smak zgnilizny. Zwymiotowała. Właśnie na to czekał Sagittarius.
- Skoro dokonałaś już formalności to prosiłbym cię o powrót do twoich towarzyszy. Chyba że chcesz dołączyć do mojej niedokończonej uczty – spojrzał na martwego jelenia.
Czarodziejka wzdrygnęła się. Chwyciła torbę i przycisnęła mocno do piersi. Czuła do siebie obrzydzenie. Wstała i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę ogniska, starając się nie oglądać za siebie. Kiedy znikła wampir wbił zęby w szyję zwierzęcia. Zimna, pomyślał z odrazą, ale zaczął ssać.

*

____________________

Ostatnio zapuściłam ten wątek (mało powiedziane...), wiem i błagam o wybaczenie. Moje plane dokończenia tego opowiadania w szybkim tępie legły w gruzach i wątpie, że przyspieszy (choć jak drgnęło to kto wie wink.gif ). Sami rozumiecie - matura i te sprawy.

Pozdrawiam wytrwałych w czytaniu tego wątku (:


--------------------
...uuuu, powrót.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Egwadien
post 04.11.2004 21:37
Post #84 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 234
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: Szare Góry

Płeć: Kobieta



jummy!
Smacznego

Cieszę się, że Ci się przypomniało o opowiadanku. =)

Cały czas razi mnie sformuowanie "rozglądneła" itp. Lepiej brzmi "Rozejrzała" .
I w poprzednim parcie na początku powyarza się "była"
To tyle czepiania.


Dziękuję za dedykacje =)) Czuje się usatysfakcjonowana. Następnym razem chce jelenia =[
=P


--------------------
z podpisów pod postami:
"Elfy powinny się nauczyć żyć w symbiozie z toporem w dupie!"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tajemnicza
post 13.11.2004 21:34
Post #85 

Prefekt


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 385
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Tureeeek/Poznań

Płeć: Kobieta



Iskierka a ty jeszcze na forum ? =) Hhehe =) Egwadien, nie znasz mnie, ale ja ciebie ze :słyszenia" =) tesh nadal tu jestes. Mnie dawno stąd wywialo =) efff...Ten fick ledwo pamietam wiec zaczne czytac go one more time =P =***


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Herm_Airees
post 04.12.2004 20:19
Post #86 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 01.12.2004
Skąd: Faerun




zaraz po przeczytaniu Wilczej Krwi dorwałam się do tego. Pochłonęłam równie szybko, jak poprzedni ffick, ale czuję się nienasycona. Czemu tego tak mało?

dobra, przejdźmy do konkretów.

jest praktycznie tylko jeden błąd, który mnie najbardziej razi. "tępo". Nie uważasz, że powinno być chyba przez "em"?
co do stylistyki to jakieś tam może i są, ale szczerze mówiąc - nawet nie pamiętam gdzie. Ortów (poza tępem) raczej nie widzę, częściej literówki, ale one nie przeszkadzają tak strasznie.

i co, nie ma żadnego audiotele?
czuję się zawiedzona tongue.gif

ps. Shaini cholernie kojarzy mi się z Holly z Fowla. Ale raczej wątpię, żebyś się na niej wzorowała. A ta jej choroba...Coś na kształt naszej gruźlicy?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

4 Strony « < 2 3 4
Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.03.2024 11:56