Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

2 Strony < 1 2 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Problemy Miłosne Jamesa Pottera I Syriusza Blacka, Huncwoci znowu w akcji! ^^

Anita
post 18.10.2004 21:35
Post #26 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 88
Dołączył: 13.05.2004
Skąd: (z)myślona




Wszyscy mi mówią, że jestem roztargniona i od dzisiaj jestem skłonna uwierzyć. Niby zwracam uwagę na te podpisy "Tenbris", a nie zauważyłam! Ale do rzeczy.
Temat w sumie banalny i mało "twórczy". Wszyscy mamy cudowną jasność, że James ożenił sie z Lily, więc idea stworzenia skomplikowanej intrygi upada. Niektórzy tego nie wyczuwają.
Jak już wspomniałam, mało z tematem dało się zrobić - ale co się dało, to chyba wyciągnęłaś. Trochę mi zgrzytnęły zęby przy Dorcas, kiedy okazało się, że to przyjaciółka Lily - pewnie sie czepiam... Zwyczajnie nie wierzę w zbiegi okoliczności, a tłumaczenie, że James to przyjaciel Syriusza i że wobec tego "powinni sie zakochać" w podobnych dziewczynach, które z kolei powinny zostać przyjaciółkami - wydaje mi się trochę naciągane biggrin.gif Taki jeden... Zgrzycik. Niespecjalnie duży.
Nie lubię się powtarzać... Ile można pisać, że masz cudowny styl, piszesz naturalnie, jakbyś te osoby doskonale znała, opisujesz proste rzeczy, które są wręcz... szablonowe (nie da sie policzyć, ile razy odtwarzana była historia hunctwotów) w sposób, że jednak nie ma się wrażenia, że to się czyta tysiączny raz... Masz własny styl i najzwyczajniej w świecie tak piszesz - ukłony.

A że już się skończy... To może i dobrze. Może i gorzej by było, gdybyś to przeciagała... Tylko błagam - nie śpiesz się ! ! !
a przecież zawsze można napisać coś nowego... Nawet z udziałem tych samych bohaterów smile.gif
Pozdrsawiam, i żeby ci się dobrze pisało -> czekolada.gif


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Anulcia
post 22.10.2004 16:01
Post #27 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 17.09.2004
Skąd: Radom...->taka dosyć duża wioska




QUOTE(Tenebris69 @ 17.10.2004 19:41)
OGŁOSZENIE!

Następna część powinna pojawić się do piątku.
*


No, piątek, a ficku jak nie ma, tak nie ma...
Na ewentualny brak weny najlepsze są ---> czekolada.gif nutella.gif landrynki.gif
Pozdrooffka wink.gif


--------------------
Facet z natury swej cierpi na nieuleczalne upośledzenie emocjonalne :]

---------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tenebris69
post 22.10.2004 18:32
Post #28 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 228
Dołączył: 05.10.2004




Anulciu, przepraszam ale do końca opowiadania zostało mi zaledwie kilka zdań. Wiem, ze koniec jest chyba najważniejszy, więc postanowiłam, że byez zapadu nagłej weny nie będę go pisać. Cos chyba jednak czuję, że owa wena mnie dopada, więc może dodam ostatni part jeszcze dziś.

Jezeli nie zdążę - wybaczcie.


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tenebris69
post 22.10.2004 19:01
Post #29 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 228
Dołączył: 05.10.2004




Nie mogłam sie powstrzymać... wink.gif Oddaję w wasze "łapki" ostatnią część "Problemów". Z góry przepraszam za wszystkie błędy (głównie te interpunkcyjne bo ich mam chyba najwięcej). Nie zlinczujcie mnie. wink.gif Jest mi przykro zozstawać się z tym opowiadaniem ale po prostu...musiałam.

Cz. 4

James, Remus, Syriusz i Peter spędzili w lochu chyba połowę nocy. Ich wysiłek nie poszedł na marne bo teraz klasa była przynajmniej zdatna do użytku. Gdy tylko doczołgali się do dormitorium zapadli w kamienny sen. Rano James nie wiedział jak udało mu się wstać. W końcu wygrzebał z torby jakąś małą buteleczkę i wypił z niej łyk, a następnie rzucił Syriuszowi. Lupin obrzucił ich spojrzeniem mówiącym „Wiecie - że - to - zabronione - przed - meczem” ale dał sobie spokój bo sam nie miał siły założyć szaty.
Gryffindor wygrał przewagą 50 punktów. Mark Edelweiss, zapominając o swoim urazie, rzucił się na Jamesa, kiedy tylko ten złapał znicza i prawie go nie udusił ze szczęścia, podobnie z resztą jak Syriusza, który bronił trzech pętli z takim zawzięciem, że ścigający Slytherinu po prostu bali się, że zrobi im krzywdę. Kiedy James zdołał się już uwolnić od kapitana przebiegł wzrokiem trybuny gdzie dostrzegł drobną osóbkę o rudych włosach. Uśmiechnął się pod nosem przypominając sobie jak skakała z przejęciem na ławce obserwując mecz i wymachując szkarłatną flagą ze złotym lwem. Pomimo radości ze zwycięstwa był jednak tak zmęczony, że jedyne o czym teraz marzył to było jego własne łóżko. Gdy wsypali się do Sali Wejściowej, pomyślał, że po prawie półtoragodzinnym meczu i kilkunastu szaleńczych pościgach za zniczem ma do tego prawo, lecz gdy właśnie miał zamiar zwiać na górę dopadł go niezmordowany Syriusz zarządzając imprezę. James jęknął ale głupio mu było odmówić. Wygrana nie była dla niego wielkim zaskoczeniem. Nie przegrał jeszcze żadnego meczu ale wiedział, że dla Syriusza było to niesamowite przeżycie bo po raz pierwszy grał w finale. Ktoś tam wytrzasnął skądś kremowe piwo, ktoś inny mnóstwo ciastek i kanapek. Nikt nie starał się zachować umiarkowanej ciszy, dlatego po trzydziestu minutach wpadła Profesor McGonagall z rozwianym kokiem i wciąż ze szkarłatną rozetką. Zatrzymała dłużej spojrzenie na pustych butelkach, drużynie, którą Gryfoni usadowili na środku Pokoju Wspólnego i jeszcze dłużej na Jamesie, który kiwał się niebezpiecznie na krześle, wyraźnie walcząc ze snem. Przybrała groźną minę ale po chwili zrezygnowała i po prostu kazała im natychmiast kłaść się spać. James westchnął z ulgą i gdy tylko położył się na łóżku, nawet nie zdejmując szaty, natychmiast zasnął.

***
- Jak się spało?
James otworzył oczy i zobaczył przed sobą Syriusza wymachującego torbą obładowaną książkami.
- Świetnie - mruknął i usiadł - Która godzina?
- Spokojnie... Zdążymy jeszcze na śniadanie.
James doprowadził się do stanu używalności i wyszedł z Syriuszem z wieży. W Wielkiej Sali przy stole Gryfonów siedziały tylko jakieś dwie dziewczyny i Peter z Remusem dłubiącym bez zapału w talerzu.
- Co jest? - zapytał James siadając obok niego.
Odpowiedziała mu cisza.
- Remus... Nie udawaj, że nie słyszysz.
Lupin przeniósł w końcu na niego spojrzenie.
- Dziś pełnia - powiedział w końcu krótko.
James zamrugał.
- I?
- I to.
- Nie rozumiem.
- Co robimy? - Remus odłożył widelec.
- To oczywiste. Idę z tobą.
- Dlaczego ty? - nasrożył się Syriusz.
- Dlatego.
- Ha, ha. Bardzo śmieszne. Rozumiem, że Peter sam nie da rady, więc nie może iść, ale może byś się spytał o zdanie czy ja chcę, co?
-Przepraszam - westchnął James - Chcesz iść z Remusem?
-Chcę.
- No widzisz? Teraz mamy problem.
- Naprawdę obaj chcecie ze mną iść? - zapytał Remus.
- A co myślałeś? Już ci kiedyś mówiłem - James zabrał się do zapiekanki - Ale nie możemy iść w trójkę. A ja na pewno nie zrezygnuję.
- A ja to niby tak? - warknął Syriusz. - A może... - urwał nagle i uderzył się w czoło. - Zapomniałem.
- Zapomniałeś co masz powiedzieć?
- Nie... Zapomniałem, że umówiłem się dziś z Antares.
Nawet Remus zrobił wielkie oczy. James parsknął śmiechem rozbryzgując wokół siebie zapiekankę.
- Ups... Sorry, Peter... Z Antares? A ona tobie po co?
- Raczej po co ja jej... - poprawił go Syriusz. - Obiecałem jej pomóc w eliksirach. Natknąłem się wczoraj na nią w Pokoju Życzeń. Nie zgadniecie co tam robiła... Wchodzę, a tam mnóstwo jakiś fiolek połączonych rureczkami, buzujących mikstur i to wszystko się okropnie trzęsło jakby miało zaraz wylecieć w powietrze. Trochę mnie na początku zamurowało. Antares stała pośród tego wszystkiego i usiłowała doprowadzić to wszystko do porządku ale niezbyt jej wychodziło.
- Kolejny eksperyment? - zakpił James.
- Chyba. Od razu zobaczyłem co jest grane i zatrzymałem ta całą maszynę zanim nie wysadziła połowy zamku. Nie wiem po co ona w ogóle bierze się za jakieś doświadczenia skoro jest kiepska z eliksirów...
- Nadal nie rozumiem - powiedział Peter. - Dlaczego dajesz jej korki?
- A chciałbyś żeby pozbawiła nas któregoś dnia takiego genialnego miejsce jakim jest Pokój Życzeń? Z resztą to całkiem miła dziewczyna jeżeliby nie liczyć tych jej wszystkich dziwactw...
- Od kiedy to ktoś jest „miłą dziewczyną”? - James uśmiechnął się ironicznie.
- Och... Zejdź ze mnie - zaperzył się Syriusz. - W każdym razie ty idziesz z Remusem.
- I bardzo dobrze. - James poklepał Lunatyka po ramieniu i nałożył sobie na talerz trzy wielkie kawałki jabłecznika.

Kiedy Pani Vial przyszła wieczorem po Remusa, James czekał już pod peleryną-niewidką przy wyjściu z Wieży Gryffindoru. Szedł za nimi w odległości kilkunastu metrów, a potem poczekał aż pielęgniarka zniknie z powrotem w drzwiach Hogwartu. Spojrzał w niebo. Księżyca jeszcze nie było. Wiedział, że musi poczekać aż Remus się przemieni. Kilka lat temu przyjaciel prosił ich żeby nie patrzyli na przemianę, a on postanowił uszanować tą decyzję. Noc była zimna, więc po kilkunastu minutach stania w miejscu bez płaszcza przyprawiło go o dreszcze. Z ulgą przywitał srebrna kulę wyłaniającą się powoli zza chmur. Chwycił długą gałąź i trącił nią narośl na pniu. Wierzba Bijąca znieruchomiała. Ściągnął pelerynę i ukrył ja w krzakach, a sam przemienił się w jelenia i przecisnął się przez otwór. Remus zawarczał na jego widok ale po chwili, jak zawsze, się uspokoił. James nie bardzo wiedział co mają robić nie wychodząc z Chaty, wiec po prostu usiedli naprzeciw siebie i obserwowali pyłki kurzu unoszące się leniwie w powietrzu nad podłogą. Nie wiedział jakim cudem udało mu się nie zasnąć do świtu. Wymknął się przed piątą żeby nie natknąć się na panią Vial i wrócił do zamku.

*
- James, wstawaj do cholery... Wiesz jak to śmiesznie wygląda? Czemu śpisz w Pokoju Wspólnym?
James zatkał uszy dłońmi marząc tylko o tym żeby Syriusz dał mu spokojnie spać. Ten jednak najwyraźniej nie zamierzał się poddać bo potrząsnął nim tak jakby miał do czynienia z workiem kartofli, a nie człowiekiem.
- Cholera, Łapo... Zostaw mnie... Chcesz żebym dostał wstrząsu mózgu? - jęknął James i podciągnął się do góry bo prawie zsunął się z fotela.
- Tak mi się odwdzięczasz? - Syriusz udał oburzenie. - Ratuję cię właśnie od udzielania odpowiedzi na pytania dlaczego kimasz przed kominkiem mając piętro wyżej do wyboru wygodne łóżeczko?
- Ha, ha... Ale się uśmiałem... - mruknął James. - Siedziałem przez całą noc z Remusem gapiąc się przed siebie jak sroka w kość. Następnym razem to ja będę ciebie budził. Zobaaaa.... - nie mógł powstrzymać ziewnięcia - ...czysz.
- Ufff... Zaczynam się cieszyć, że to dopiero za dwa i pół miesiąca...
James zamrugał.
- Dlaczego aż tyle?
- Bo są wakacje. Zapomniałeś?
- Rzeczywiście. A jak tam było z Antares? Nie puściliście czegoś z dymem?
- Mało brakowało... - Syriusz wyszczerzył do niego zęby. - Nie... Nasza lekcja miała charakter czysto teoretyczny. Wytłumaczyłem jej to i owo. Ona od razu, oczywiście, chciała wziąć się do roboty ale zdołałem ja powstrzymać. W gruncie rzeczy nawet się wyspałem.
- Szczęściarz.
-Tak... Teraz to szczęściarz, a sam chciałeś iść...
- Dobra. Nieważne. Nie wiem jak ty, ale ja idę do łóżka. Jak dobrze, że dziś jest niedziela... Jak przyjdzie Remus to mnie zbudź.
- Nie ma sprawy. Uwielbiam wtedy twoją wściekłą minę...
James rzucił w niego peleryną-niewidką i poszedł do dormitorium.

***
Następnego dnia wszyscy z niezadowoleniem przywitali poniedziałek. James, Syriusz i Peter jak zwykle nie odrobili zadań domowych. Wyjątkowo Remus dał im swoje notatki. Nie zmieniło to jednak specjalnie ich sytuacji bo profesor McGonagall od razu zorientowała się, że spisywali bo ich wypracowania były prawie identyczne. Podobnie było z historią magii i opieką nad magicznymi stworzeniami. W sumie stracili pięćdziesiąt punktów.
- Dlaczego to właśnie na dzisiaj trzeba było napisać tyle referatów? - uskarżał się Syriusz kiedy mieli przerwę w lekcjach bo profesor Vector zachorowała i przepadła im numerologia.
- Zawsze tak jest. - James wzruszył ramionami. - Pamiętacie jak kiedyś straciliśmy sto punktów?
- Nie wiem czy to jest powód do radości - stwierdził sucho Remus. - A tak w ogóle, Łapo, to przy filarze stoi pewna osoba, która na pewno by chciała żebyś zwrócił na nią uwagę...
Syriusz obejrzał się lecz właśnie w tym samym momencie rzuciła się na niego Antares ściskając w ręku jakiś pergamin.
- Dostałam W z eliksirów! Dzięki tobie! - krzyknęła uradowana i pocałowała go w policzek.
Syriusz próbował się wyplatać z jej uścisku ale zahaczył guzikiem od kołnierzyka o kolczyk Krukonki przypominający rzodkiewkę*. Kiedy próbował uwolnić się od dziewczyny jego wzrok padł na filar i zamarł. Naprzeciw niego stała Dorcas. Nie potrafił nic wyczytać z jej twarzy. Gdy wreszcie odczepił się od nieszczęsnego kolczyka chciał do niej podejść ale dziewczyna odwróciła się napięcie i pobiegła korytarzem.
- Dorcas!
Nie obejrzała się. James, Remus, Peter i Antares przyglądali się mu nie wiedząc co powiedzieć.
- Stary, przejdzie jej. Z reszta przecież nic się nie wydarzyło... - powiedział w końcu James.
- Ja przepraszam... Nie chciałam żeby to tak wyglądało... - zająknęła się Anatares, wbijając wzrok w kamienną posadzkę.
- Chodźcie - powiedział Remus, ciągnąc Syriusza za szatę.
- Cholera! - zaklął Syriusz, kiedy wyszli na błonia. - Dlaczego ona musiała tam stać?! Wolę nie myśleć jak to wyglądało...
- Wiesz... Może z nią pogadam i... - zaczął James.
- Ani mi się waż. Byłoby jeszcze gorzej. Sam to załatwię. Tak będzie najlepiej.

Dni mijały, a James wiedział, że Syriusz nie kiwnął nawet palcem by wyjaśnić sytuację. Zaczęło go to już denerwować bo nie zbliżając się do Dorcas nie mógł także zbliżać się do Lily, która cały czas z nią przesiadywała. Kiedy któregoś ranka, przy śniadaniu, postanowił sobie, że jednak porozmawia z Meadowes podeszła do nich Lily.
- Idziesz ze mną - powiedziała stanowczo kiwając na Syriusza.
- Eee... Co? - wyjąkał tamten.
- To co słyszałeś.
James, Remus i Peter wymienili spojrzenia.
- A właściwie dlaczego, Evans, mam iść z tobą?
- Pogadamy.
Syriusz rzucił na nich niepewne spojrzenie ale poszedł za dziewczyną. James poczuł niewielkie uczucie zazdrości ale był pewny, że i Lily nie mogła znieść dłużej tej sytuacji. Syriusz wrócił kwadrans później. Usiadł obok Petera i zabrał się do niedojedzonego ciastka. Był tak wściekły, że nie trafiał widelcem do ust. Rzucił go ze złością na talerz. James wiedział, że niebezpiecznie jest teraz go pytać o cokolwiek ale nie mógł się powstrzymać.
- Co ci powiedziała?
- NIC! ZOSTAWCIE MNIE W SPOKOJU! - wrzasnął aż się wzdrygnęli po czym wyszedł z Wielkiej Sali.
James spojrzał przepraszająco na dwójkę przyjaciół.
- Nie powinieneś pytać, a on nie powinien się unosić - powiedział spokojnie Remus. - I tak nam powie.
- Albo i nie... - James prychnął niechętnie.
- Na razie daj mu spokój - ostrzegł go Remus. - Nie dolewaj oliwy do ognia. On nigdy nie miał takich problemów jak ten ale sam musi sobie z nim poradzić.
- Powinieneś pisać do rubryki „Porady” w „Czarownicy”...
- No jasne... I podpisać się „... porady od mądrego wilkołaka.”
Obaj parsknęli w talerze.
- Nie kapuje - stwierdził Peter.
James wzniósł oczy ku niebu.

Jak poradził mu Remus, James nie szukał Syriusza ale być może również dlatego, że znalazł się sam. Stał oparty o ścianę na dziedzińcu i James doszedł do wniosku, że nie może przejść obok niego całkiem obojętnie. Już ruszył w jego stronę gdy nagle zatrzymał się i wskoczył w bok chowając się za zakrętem. Do Syriusza podeszła Dorcas. Ciekawość Jamesa zwyciężyła i wychylił się zza ściany. Syriusz wykręcał sobie palce najwidoczniej coś tłumacząc. Dorcas stała przed nim z założonymi rękami wpatrując się w swoje buty. W końcu Syriusz zamilkł. Dziewczyna podniosła w końcu wzrok, powiedziała jakieś słowo i przytuliła się do Syriusza. James uśmiechnął się do siebie i już miał zawrócić gdy usłyszał wołanie Syriusza.
- Możesz już wyjść, James.
„Super...” - pomyślał ale zacisnął zęby i podszedł do nich. O dziwo Syriusz wcale nie miał groźnej miny.
- Eee... - zaczął James, nie wiedząc co powiedzieć. - Ja nie chciałem... To znaczy... Ja szedłem i zobaczyłem Dorcas i się schowałem bo nie chciałem wam przeszkadzać, a potem... Tak jakoś wyszło...
- A czy ja cię o coś pytam? - Syriusz uniósł brwi. Dorcas puściła do niego oko.
- Słuchajcie.... Muszę lecieć - powiedziała, wyswobadzając się z uścisku Syriusza. - Zobaczymy się później...
Odczekali aż zniknie za rogiem.
- Sorry, że tak na was nawrzeszczałem, James... - Syriusz spojrzał na niego przepraszająco.
- Daj spokój - James machnął ręką - Nie powinienem pytać... Tak przynajmniej stwierdził Lunatyk.
Syriusz otworzył usta jakby chciał coś jeszcze dodać ale chyba się rozmyślił bo poklepał Jamesa po ramieniu i obaj poszli w kierunku Wielkiej Sali.

Tego dnia już chyba nikt nie spodziewał żadnych niespodzianek, więc cała czwórka bardzo zdziwiła się, kiedy w okno ich dormitorium zastukała sowa.
- To pewnie znowu twoja mama, Lunatyku... - mruknął James zza „Quidditcha przez wieki”.
Remus zeskoczył z łóżka i otworzył okno ale sowa ominęła go i podleciała do Jamesa siadając mu na książce.
- Co to znowu za cholerstwo... - wysapał podnosząc się na poduszkach. Odwiązał skrawek pergaminu przywiązany do nóżki puchacza i rozwinął.
Czekaj na mnie pod bramą Hogwartu za piętnaście minut. Weź ze sobą pelerynę. L.E.
Jamesowi serce zabiło mocniej.
- Od kogo to, Rogaczu? - zapytał Syriusz sennym głosem.
- Eee... - zaczął James, zastanawiając się czy powiedzieć im czy nie. - Od Lily... Chce się ze mną spotkać. Teraz.
Syriusz spojrzał na niego zaskoczony.
- Po co?
- Nie wiem - odpowiedział szczerze James.
- W każdym razie jak nie pójdziesz to się nie przekonasz - Syriusz wyglądał na rozbawionego w przeciwieństwie do Remusa, który założył ręce na piersi.
- Jest dziesiąta. Nie za późno na jakieś wypady?
James prychnął.
- Jak dla kogo. Idę. Nie mogę przegapić takiej okazji.
Wstał i wyjął z kufra pelerynę-niewidkę. Co Lily planowała? I skąd wiedziała o pelerynie? Postanowił jednak, że później się nad tym zastanowi. Rzucił trójce przyjaciół krótkie: „Cześć” i wyszedł z dormitorium. Na dole włożył płaszcz, na który zarzucił pelerynę niewidkę, schował do kieszeni Mapę Huncwotów i wyszedł cicho z wieży. W Sali Wejściowej o mało nie natknął się na woźnego ale było za mało czasu, żeby wychodzić innym wyjściem. Na dworze było dość zimno. James rzucił spojrzenie w kierunku Wrzeszczącej Chaty i przyspieszył. Przy bramie jeszcze nikogo nie było. James spojrzał na Mapę Huncwotów ale nikogo nie zobaczył, więc wzdrygnął się gdy usłyszał czyjś głos.
- Cieszę się, że przyszedłeś.
Odwrócił się gwałtownie. Za bramą, po drugiej stronie, uśmiechała się do niego Lily. Nic dziwnego, że nie było jej na Mapie, skoro ta sięga tylko do terenów zamku.
- Co ty tam robisz? - zapytał James zaskoczony. - Jak ci się udało wyjść?
Lily spojrzała wymownie do góry.
- Nie ty jeden znasz tajne wyjścia ze szkoły. A tak w ogóle, mógłbyś ściągnąć pelerynę bo cię nie widzę?
„Ale ze mnie idiota...” - pomyślał James.
- Skąd wiedziałaś, że mam pelerynę? - zapytał ściągając srebrzysty materiał i przeskakując na drugą stronę bramy.
- Wciąż cię zaskakuję, prawda? - Lily zaśmiała się perliście. - Nie powiem ci. A teraz chodźmy.
- Dokąd? Wyciągasz mnie w środku nocy niewiadomo gdzie i uważasz, że to jest fair?
- Nie jest. Ale czy ty zawsze postępujesz fair? Mogłeś nie przychodzić.
James zmrużył oczy.
- Wyrabiasz się, Evans. To do ciebie niepodobne.
- Nie, James. Ty po prostu mało mnie znasz. - Przez jej twarz przemknął niewidoczny w ciemnościach cień.
Szli krętą drogą w kierunku majaczących się w dali okienek Hogsmeade.
- Idziemy do wioski?
Lily kiwnęła potakująco głową.
- No dobra. Powiem ci. Kiedyś znalazłam tam takie fajne miejsce. Chcę ci go pokazać.
- No nie... Zaciągasz mnie na jakąś romantyczną polankę i... Czego ty się naoglądałaś?
Lily spojrzała na niego groźnie ale z błyskiem rozbawienia.
- A kto ci mówił o romantycznej polance? Phi! Chciałbyś. Lepiej powiedz czego t y się naoglądałeś, że ci takie pomysły do głowy przychodzą...
James postanowił tego nie komentować. Przez resztę drogi szli w milczeniu. W końcu, kiedy zaczęły pojawiać się pierwsze domy Lily poprosiła żeby zarzucił na nich pelerynę.
- Po co? - zdziwił się.
- Różne typy się tu kręcą o tej porze...
- Skąd wiesz?
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
- Nie cierpię tego przysłowia... - prychnął James i zarzucił na nich pelerynę. - Przysuń się do mnie... Nie gryzę. Prowadź.
Po jakiś dziesięciu minutach stanęli przed pubem z którego dolatywały wesołe dźwięki.
- Pub? Przyprowadziłaś mnie do pubu?
Lily kiwnęła głową i wyszła spod peleryny.
- Przychodziłam tu czasem z Dorcas.
James wytrzeszczył na nią oczy.
- Wymykałyście się nocą z zamku i przychodziłyście... tutaj? Nie wiesz jakie to niebezpieczne? Co się z tobą dzieje?
- Och... Nie marudź tylko wchodź...
Otworzyli drzwi i od razu uderzyła i fala gorąca.
- Tu jest szatnia. - Lily wskazała na prawo, gdzie siedział przyjaźnie wyglądający czarodziej stukający palcami o krawędź fotela w rytm muzyki.
- O panienka, Evans... Miło znowu panią widzieć... A gdzie pani urocza przyjaciółka? - zapytał uprzejmie biorąc od niej płaszcz i w tej samej chwili jego wzrok padł na Jamesa. - Acha... To jest... Życzę miłej zabawy...
Lily chwyciła Jamesa za rękę i poprowadziła przez parkiet i usiadła na wysokim stołku obok lady. James patrzył na nią zszokowany, bynajmniej nie dlatego, że przyprowadziła go na dyskotekę, tylko z powody stroju jaki miała na sobie. Dziewczyna najwidoczniej domyśliła się dlaczego tak jej się przygląda bo otrzepała niewidzialny pyłek z czerwonego, odsłaniającego brzuch topu i białych dzwonów.
- James, przestań się tak na mnie gapić bo to, co najmniej, dziwnie wygląda. - powiedziała w końcu. - Nigdy nie widziałeś mnie w mugolskich ciuchach?
- Eee... Widziałem. Ale nie w t a k i c h.
- Jakich t a k i c h? - zdenerwowała się. - Przestań. Zachowujesz się jak wszyscy faceci...
- Jestem facetem.
Lily zignorowała go i zamówiła dwa kremowe piwa. W chwilę później zamachała ręką do jakiejś grupki tańczącej w rogu sali. James wytrzeszczył oczy. Rozpoznał parę Krukonek i dwóch Puchonów z ich roku. Lily wzięła butelkę i podeszła do nich. James obserwował jak mówi coś do nich. Nie rozumiał jej zachowania. Lily Evans przychodząca na dyskoteki w środku nocy? Tak... Zdecydowanie coś było nie tak. Jeden Puchon spojrzał w jego stronę, więc szybko odwrócił wzrok. Po chwili dziewczyna wróciła i zamówiła coś u barmana, który postawił przed nim jakiś żółtawy płyn z pianką. James powąchał zawartość kufla.
- To mugolskie piwo? - zapytał z niedowierzaniem.
Kiwnęła głową.
- Nie lubisz?
James napił się trochę. Lily jednak nie tknęła swojego kufla.
- A ty? Nie pijesz?
- Piję. - pociągnęła łyk ale przełknęła to z trudem.
„Ona nie znosi piwa.” - pomyślał James, ale zanim się zorientował zawartość kufla dziewczyny znikła.
- Jeszcze raz to samo - usłyszał jej głos.
Pił tyle, ile piła Lily. Potem nie pamiętał już nic.

Otworzył oczy. Przed sobą zobaczył nocny stolik, a tuz za nim obskurna szafę. W głowie strasznie mu łupało. Przez otwarte, brudne okno przedzierały się promyki słońca.
- Cholera, gdzie ja jestem? - wysapał, po czym odwrócił się na drugi bok i zamarł. Obok niego spała Lily. Jęknął. Co się wczoraj stało? Przypomniał sobie tylko posępnego barmana nalewającego im piwo. „Zaraz. Dlaczego ona leży obok mnie?” - pomyślał i ze zgroza stwierdził, że nie ma na sobie koszuli. Lily nagle drgnęła i zamruczała przez sen.
- Dorcas, rozmawiaj ciszej... Strasznie mnie boli głowa...
James potrząsnął nią lekko. Westchnęła i poderwała się jak oparzona.
- JAMES?! Co... gdzie my... - krzyknęła wpatrując się w niego z przerażeniem i nagle zachwiała się. Usiadła z powrotem na łóżku i schowała głowę w dłoniach.
- Co się stało? - zapytała ciszej.
- Nie wiem - James przyglądała jej się w milczeniu. Wyglądała fatalnie. Miała podkrążone oczy i rozpięte guziczki topu. Dlaczego?
- James czy... czy my... no wiesz?
Prawie nie słyszał co mówi.
- Nie. Chyba nie. Ale zapnij się bo nie ręczę za siebie - spróbował się uśmiechnąć ale nie bardzo mu wyszło. - Wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku. - głos miała wilgotny. - Niedobrze mi - powiedziała w końcu.
- Chyba wczoraj za dużo wypiliśmy...
- Chyba... - Lily zerwała się i pobiegła do, jak się James domyślił, łazienki.
Wstał zastanawiając się czy zna jakieś zaklęcie, żeby pozbyć się kaca. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się żeby urwał mu się film. Nie miał siły zebrać myśli. Znalazł swoją koszulę na podłodze i założył ją. Kiedy Lily wyszła z łazienki była bardzo blada.
- Ja nie chciałam, James.
Uciszył ja gestem ręki.
- Potem porozmawiamy. Musimy wrócić do zamku.
- Dobrze - nie śmiała na niego spojrzeć.
James nie był pewny jak udało im się wrócić do zamku. Dziękował w duchu Bogu, że nie złapał ich żaden nauczyciel. Lekcje musiały już się zacząć bo w Wielkiej Sali ani w dormitorium nie było nikogo. Potem będzie musiał znaleźć jakąś wymówkę. Nie mógł iść do pani Vial bo od razu by się domyśliła od czego go tak boli głowa. Zmoczył więc tylko chusteczkę zimna wodą i przyłożył ją sobie do czoła. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Miał wrażenie, że z Lily stało się coś złego. Nigdy by się nie doprowadziła do takiego stanu. Tylko dlaczego on zrobił to samo? „Bo nie chciałeś być gorszy.” - podpowiedział mu złośliwy głosik w jego głowie.
- To się popisałem. Głupotą - powiedział sam do siebie.
Nagle drzwi otwarły się z hukiem i do pokoju wpadł Syriusz.
- JAMES! Jak dobrze, że jesteś... Gdzie tu byłeś. To... Ja wychodziłem już z siebie.
- Zamknij się bo mi głowa pęknie - jęknął James. - Dlaczego nie jesteś na lekcji?
- Miałem iść na eliksiry nie wiedząc gdzie jest mój najlepszy kumpel? - oburzył się Syriusz. - Obleciałem połowę zamku szukając ciebie. Mów gdzie byłeś!
- Opowiem ci wszystko tylko mi nie przerywaj bo drugi raz nie będę zaczynał.
- Zamieniam się w słuch.
Wyjaśnienie wszystkiego Syriuszowi zajęło mu sporo czasu. Pod koniec jego historii Łapa był wyraźnie przybity.
- Co jest? To chyba ja mam się martwić, a nie ty...
- No chyba jednak ja - Syriusz wykrzywił się nieznacznie.
- Co to znaczy? - nie zrozumiał James.
- Nie gniewaj się na mnie, James ale... nie będziesz się gniewał?
- Powiesz mi, do jasnej cholery ,o co ci chodzi, czy nie?
- Bo... kiedy Lily wzięła mnie na rozmowę o Dorcas ja się no... zdenerwowałem i jej coś powiedziałem. To znaczy... Ja nie chciałem. Nie przypuszczałem, że ona weźmie to do siebie...
- Gadaj - bo - nie - wytrzymam - wycedził James.
Syriusz nabrał powietrza do płuc najwyraźniej ociągając się z odpowiedzią.
- Powiedziałem jej, żeby mnie nie pouczała tylko lepiej zajęła się tobą bo jest taka nudna, że chyba nikt by z nią nie wytrzymał na dłuższą metę... - wydusił w końcu.
James otwarł usta. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego słowa przyjaciela. Zerwał się i przycisnął Syriusza do ściany.
- Po co wtrącasz się w nie swoje sprawy? - krzyknął. - Mało ci jeszcze? Pilnuj lepiej swojej Dorcas, a nie mnie! Jak mogłeś jej coś takiego powiedzieć?
- James... Mówiłem, że nie chciałem... Ja byłem wtedy zdenerwowany i...
- Zamknij się. Zamknij, bo nie ręczę za siebie. - James czuł jak krew pulsuje mu w skroni.
- James?
Odwrócił się i zobaczył zdziwionego Remusa. Puścił Syriusza.
- Co się dzieje? - zapytał Lunatyk patrząc to na jednego to na drugiego.
- Wiesz, co ten kretyn powiedział Lily? - warknął James.
Remus pokiwał przecząco głową.
- Że jest za nudna jak DLA MNIE. Rozumiesz? A ona w to uwierzyła i... O cholera...
- Co?
- Ona zrobiła to ze względu na mnie...
- Ale co?
- Wczoraj zaprowadziła mnie do tego nowego pubu w Hogsmeade. Mogłem się domyślić, że coś jest nie tak. Powiedziała, że wymykała się tam często nocą z Dorcas, a przecież on został otwarty całkiem niedawno! Ten facet z szatni... On pracował w Miodowym Królestwie! Stamtąd je pewnie zna! To było wszystko na pokaz, a ja głupi dałem się nabrać...
Remus, sadząc c po jego minie nic nie zrozumiał, ale poklepał Jamesa współczująco po ramieniu. Syriusz stał z tyłu postanowiwszy nie pokazywać się mu na razie na oczy.

James był tak wściekły na Syriusza, że zaczął go unikać. Nie chciał wywołać nowej kłótni. Był pewny, że Syriusz nie chciał tego co się stało ale faktem było to, że nieźle namieszał, a teraz on - James musi to wszystko naprawić. Pozostało tylko pytanie: Jak? Lily uciekała na jego widok ilekroć chciał do niej podejść, a nie chciał za bardzo jej spłoszyć. Po kilku dniach stracił jednak cierpliwość i kiedy jak zwykle uciekła wzrokiem w inną stronę pobiegł za nią chwytając ją za rękę.
- Musimy pogadać - powiedział.
Nie śmiała podnieść na niego wzroku. Przytaknęła tylko głową.
- Bądź dziś o ósmej przy dębie nad jeziorem, dobrze?
Znowu kiwnięcie. Puścił jej rękę i odszedł w druga stronę. Cieszył się, że ma to już za sobą. Do końca dnia nie potrafił się już skupić co nie uszło uwadze Lunatyka, który pytał się raz po raz czy nie chce iść do Skrzydła Szpitalnego bo coś źle wygląda. Na transmutacji dostał O bo nie wiedział nawet jakie pytanie zadała mu zirytowana profesor McGonagall.
- Potter, możesz mi łaskawie wyjaśnić co się z tobą ostatnio dzieje? Jak masz jakiś problem to możemy o nim porozmawiać... - kilku uczniów zachichotało z ożywieniem - ...po lekcji - dokończyła profesor McGonagall, nie zwracając uwagi na ich zawiedzione miny.
- Chyba jednak nie skorzystam... - mruknął cicho James, a siedzący trzy ławki za nim Syriusz nie mógł powstrzymać parsknięcia śmiechem.
- Słucham? - nauczycielka udała, że nie usłyszała.
- Dziękuję, ale nie potrzeba. - wybąkał James, wpatrując się prosto w oczy profesor McGonagall i starając się nie mrugać.
- Yhym... Dobrze... Skoro już wszystko sobie ustaliliśmy proszę żebyście wyjęli różdżki. Każdy z was dostanie skunksa, którego...
„...którego najchętniej wsadziłbym ci na głowę” - pomyślał ze złością, wyjmując podręcznik i otwierając go na rozdziale „Transmutacja dla zaawansowanych - skunks czy gitara?”. Westchnął głośno i zaczął czytać.

Za dziesięć ósma czekał już przy jeziorze. Obserwował jak wielka kałamarnica próbuje złapać przelatujące nad powierzchnią owady i próbując odpowiednio dobrać słowa do tego co chciał powiedzieć. Bez większych skutków. Pogrążony w myślach wzdrygnął się gdy ptaki siedzące w konarach dębu wzbiły się w powietrze czymś przestraszone. Lily stała w odległości kilku stóp od niego i wykonała jakiś dziwny gest, jakby chciała zawrócić ale się nie ruszyła. James odwrócił się znowu w stronę wody.
- Usiądź.
Lily podeszła do niego nieśmiało i przykucnęła na brzegu.
- Lily, posłuchaj...
- James, ja...
Zapadło milczenie.
- Ty pierwsza.
- No więc... - zająknęła się - Ja chciałam cię przeprosić... Nie wiem co mi do głowy strzeliło... Dlaczego ja tam poszłam?! To nie tak miało być...
- Ale ja wiem dlaczego to zrobiłaś - spojrzał wreszcie na nią i zobaczył, że po policzku spływają jej łzy.
- Wiesz? - wyszeptała.
- Syriusz mi powiedział. Słuchaj, ja wcale tak nie myślę. Syriusz był wtedy porządnie wkurzony. Naprawdę mu uwierzyłaś?
Pociągnęła nosem w odpowiedzi.
- Głupol z ciebie... No już... Przestań... Proszę cię, popatrz na mnie.
Podniosła na niego swoje zielone oczy i prawie natychmiast je spuściła.
- Lily... Proszę.
Posłuchała.
- Przecież wiesz, że nigdy ale to nigdy bym tak o tobie nie powiedział. I nie mogę sobie darować, że nie zorientowałem się wtedy w niedzielę. Nie poznałem, że coś jest nie tak nawet jeżeli nie wszystko mi się zgadzało...
- James... To mnie jest wstyd, że uwierzyłam Syriuszowi. Jestem głupia. Ty byś nie uwierzył, prawda?
- No... nie. Chociaż Syriusz ma straszny dar przekonywania.
Lily uśmiechnęła się smutno.
- Nie jesteś na mnie zły?
James spojrzał na nią zdziwiony.
- Zły? A za co? W końcu nawet nie mam się na co skarżyć... Jeżeli zdecydowałaś się na coś takiego to musi ci chociaż trochę na mnie zależeć, nie? - mrugnął do niej.
Dziewczyna jednak zamiast odpowiedzieć wybuchnęła płaczem.
- Lily? -zapytał James, nie wiedząc co zrobić i zastanawiając się co powiedział nie tak.
- Przepraszam... - wychlipała, ocierając łzy. - Ale ja uważam, że to nie może tak być...
- Co nie może tak być? - James nie zrozumiał ani słowa.
- Nie możemy się spotykać...
- CO? - krzyknął wytrzeszczając na nią oczy. - D-dlaczego?
- James, my do siebie po prostu nie pasujemy... Nie widzisz tego?
- Masz rację. Nie widzę - warknął. - Dlaczego ty musisz wszystko utrudniać, co?
- Ja mam zupełnie inny charakter niż ty, nie kocham ponad wszystko quidditcha i nie jestem taka...
- Dokończ. - James przyglądał się jej w skupieniu.
- Taka...pewna siebie i najlepsza.
- Cholera, a ja jestem? - James nie wytrzymał. - Naprawdę tak uważasz? A czy ja kiedykolwiek powiedziałem, że musisz latać na miotle tak jak ja? Że musisz robić to co ja? Powiedz!
- Nie... - powiedziała cicho Lily. - Ale chciałbyś.
- Wyobraź sobie, że nie. - James wstał i ze złością kopnął w pień. - Pokochałem cię za to jaka jesteś, a nie za to, że... - urwał nagle zmieszany, zdając sobie sprawę z tego co powiedział.
Lily poderwała się z ziemi oszołomiona.
- Coś...coś ty powiedział? - wyjąkała.
James wiedział, że już nie ma szans żeby to odwrócić. Nie był nawet pewny czy chciał.
- To co słyszałaś, Lily - odparł nieco spokojniej i podszedł do niej. Cofnęła się gwałtownie potykając o kamień i o mało się nie przewracając bo James zdążył ja złapać w ostatniej chwili.
- James... Puść mnie... - Lily przez chwilę próbowała się wyplątać z jego uścisku ale jej nie puścił. Spojrzał w jej uderzająco zielone oczy.
- Jak zielone szkło... - szepnął sam do siebie.
- Co...? - chciała zapytać Lily ale nie mogła.
James zatkał jej usta pocałunkiem w tej samej chwili kiedy ostatnie promienie słońca znikły w falach jeziora.

KONIEC

*Jakby ktoś się nie domyślił, Antares to matka Luny. Pomyślałam sobie, że te rzodkiewkowe kolczyki mogła dostać właśnie od niej. =)

Ten post był edytowany przez Tenebris69: 22.10.2004 18:14


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kkate
post 23.10.2004 12:58
Post #30 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



No cóż, Tenebris, fajne było, ale się skończyło sad.gif

W ostatnim parcie nie widzę większych błędów, może parę literówek, ale poza tym... ok. Ciekawie rozwinęłaś i dobrze zakończyłaś fabułę. Szkoda, że to już koniec, naprawdę sad.gif



--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Smerfka
post 23.10.2004 15:39
Post #31 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 87
Dołączył: 08.06.2004






W sumie też żałuję < cry.gif > , że to już koniec , ale szerze mówiąc/pisząc (?) , to pierwsze części podobały mi się znacznie bardziej niż zakończenie...
Fakt , że w ostanim < cry.gif > parcie miałaś naprawdę fajne pomysły , ale... jakby to kulturalnie wink.gif ując - wykonanie było trochę gorsze , a już ostatnią scenę Jamesa i Lilki uważam po prostu za nieudaną - znaczy może przesadzam - była spoko , ale... po prostu jakoś inaczej to sobie wobrażałam - nie wiem...
W każdym razie jednak fick ogólnie był fajny i serio szkoda , że to już koniec!

Wieeeeelka nutella.gif za Huncwotów i ew. na przekupienie weny , gdybyś chciała pisać nowego fikca - oczywiście też o Huncwotach biggrin.gif
Ehh... HUNCWOCI RULEZ !!! ^^


--------------------

*****
One day u'll ask me - "what's more important for u, ur life or mine?"
And I'll say : mine... And u'll walk away, never knowing, that YOU are my life...

***
"Najbardziej odczujesz brak drugiej osoby,kiedy będziesz siedział obok niej,
wiedząc, że ona już NIGDY nie będzie Twoja..."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Anulcia
post 23.10.2004 20:09
Post #32 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 17.09.2004
Skąd: Radom...->taka dosyć duża wioska




Mnie też zraziła ta ostatnia scena. Wyobrażałam sobie, że będzie bardziej romantycznie...Niestety rozczarowałam się troszkę... Poza tym ten part był całkiem fajny.
Naprawdę, fick mi się baaaardzo, ale to bardzo podobał!! I wielka szkoda, że już go skończyłaś. cry.gif
No, ale pozdrooffka dla Ciebie, życzymy pomysłów na nowe ficki!! wink.gif


--------------------
Facet z natury swej cierpi na nieuleczalne upośledzenie emocjonalne :]

---------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

2 Strony < 1 2
Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.03.2024 00:51