Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

11 Strony « < 3 4 5 6 7 > »  
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Być Szlachetnym [cdn?], czasem trzeba bardzo szybko dorosnąć...

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 122 ] ** [93.13%]
Gniot - wyrzucić [ 8 ] ** [6.11%]
Zakazane - zgłoś do moderatora [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 131
  
Kate64100
post 28.05.2005 12:36
Post #101 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 23
Dołączył: 07.05.2005
Skąd: Kocioł numer KP, Piekło Wielkie, Podziemia




Piękne, cudowne, ale nie podejżewałabym Hermiony o to. Jeszcze niedawno na jego widok prawie mdlała, a teraz mu grozi. Błędów się nie doszukałam, tak mnie to wciągnęło. Nie będe prosić, ani bładać by szybko był nowy rozdział, bo sama dobrze wiesz kiedy będzie, choć to mnie nie powstrzyma od posiadnia nadziei. Poprostu świetnie nadajesz się na autorke, takich, i nie tylko takich, opowiadań happy.gif happy.gif happy.gif


--------------------
Najgroźniejsi są ci którzy stoją z boku, ci których nigdy nie poznamy
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 09.06.2005 09:22
Post #102 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Ło matko....
Aż boję się zagladać do "I believe..."
Dlaczego nie przeniosło mi wszystkich postów?
Brakuje tu duzej ilości tekstu
Okey, nie miałam roboty, to ją mam....


Czwartek, 22 listopada 1996 rok

Rudowłosy chłopak siedział w swoim dormitorium i rozłożył przed sobą list od „kochanego brata” Percivala Weasleya. Dostał go poprzedniego wieczoru, ale nie mógł się zebrać i go przeczytać aż do teraz. Udawał, że zaspał na pierwsze śniadanie, żeby mieć spokój i ciszę w dormitorium. Spojrzał na rząd równych czarnych liter, które wiły się niczym jadowite węże. Zebrał się na odwagę i zaczął czytać.

Drogi Ronaldzie, piszę do Ciebie by Cię ostrzec przed Potterem, który jednak jest niezrównoważony (miałem okazję się o tym przekonać, podczas gdy go przesłuchiwałem razem z Igorem Matrojewem) i przed Severusem Snapem. Podejrzewam, że jest on winny śmierci nie tylko Salomona Notta, ale także mojego bliskiego współpracownika Igora. Widzisz Ronaldzie; Igor Matrojew nie pojawił się dzisiaj w pracy nie zawiadomiwszy o swojej absencji ani mnie, ani ministra Knota, a to do niego nie podobne. Igora nie ma też w domu, ani w innym z często uczęszczanych przez niego miejsc. Dlatego nie dziw się, gdy jutro w porze śniadania odwiedzę Snape’a i wręczę mu zaproszenie na kolejne przesłuchanie. Jak na razie tylko on jest podejrzanym w tej sprawie...
Wracając do meritum, drogi Ronaldzie, chciałbym Cię prosić o pomoc. Oczywiście, muszę wyjaśnić na wstępie parę spraw, bo ponieważ jesteś pod stałym wpływem Granger i Pottera, na pewno zdążyli Ci już nasączyć umysł oszczerstwami na mój temat. Nie obwiniam Cię o to, że źle o mnie myślisz. Każdy może ulec wpływom bliskiego środowiska. Liczę jednak na Twój zdrowy rozsądek, na braterską lojalność i na to, że pozytywnie przemyślisz propozycję, którą zamierzam Ci złożyć. W końcu jesteś Weasleyem, jak ja i na pewno dokonasz właściwego wyboru.


Ron na chwilę zamknął oczy. Jak Percy śmiał mu wypominać bliskie pokrewieństwo? Jak śmiał odnosić się do lojalności wobec rodziny? Przecież to on sam odciął się od Weasleyów. Zerwał kontakty z matką, ojcem i rodzeństwem. Ron nie mógł pojąć jak Percy może być do tego stopnia bezczelny. Odetchnął i powrócił do czytania listu.

Otóż mam do Ciebie wielka prośbę. Jak brat do brata. Uważaj na Ginny!
Z całej naszej rodziny to właśnie ona jest najbardziej bezbronna i narażona na destrukcyjny wpływ Pottera i tej Granger. Pamiętaj, ona jest nasza jedyna siostrą i wszystko co robię, robię wyłącznie z myślą o Niej i o Tobie. Bo tylko Wy mi zostaliście..


”Masz raczej nadzieję, że my będziemy na tyle głupi by uwierzyć w twoje słowa” – pomyślał ze złością i rozżaleniem Ron.

Mam nadzieje, że zrozumiecie, iż moje intencje są szczere i mam na myśli tylko Wasze dobro oraz szeroko pojęte dobro całej społeczności czarodziejów, zwłaszcza teraz gdy Sam-Wiesz-Kto wrócił i zagraża naszej stabilizacji i ładowi. Zadawanie się z Potterem może ściągnąć na Was kłopoty. A ja nie chce by mój jedyny; tak Ron, jedyny, gdyż oprócz Ciebie i Ginny nie mam już żadnej rodziny, brat był narażony na kłopoty.

- A kto ci kazał się rodziny wyrzekać?– wysyczał przez zaciśnięte zęby Ron i pobladł z narastającej złości.

Pomyśl, co przeszedłeś przez tego chłopaka! W pierwszej klasie o mało nie zginąłeś, przez jego ciekawość, w drugiej ledwo uniknąłeś wyrzucenia ze szkoły, a Ginny śmierci, w trzeciej Black! O czwartej wolę nawet nie wspominać, a piątą.... Ron! Ty musisz uważać, Potter sprowadza na Ciebie nieszczęścia! Zaklinam Cię,
trzymaj się od niego jak najdalej! Ten chłopak to kłamliwy furiat, rzucający oskarżenia na niewinne osoby! Salomon Nott był jednym z najuczciwszych ludzi, a on tak zszargał jego opinię.
I Granger... Mam podstawy przypuszczać, że zadaje się z Malfoyem, a przecież to syn Śmierciożercy, niebezpieczny człowiek. W każdej chwili może osobiście wstąpić w szeregi Sam-Wiesz-Kogo. Granger to bardzo ambitna dziewczyna i nie wiadomo, czy sama nie przejdzie kiedyś na ciemną stronę. Jej pochodzenie nie ma tu nic do rzeczy. Śmierciożeracami byli i są bardzo różni ludzie.
Przez wzgląd na własne dobro miej się na baczności, byłbym Ci też bardzo wdzięczny gdybyś wspomniał mi czasem o różnych niedorzecznych plotkach jakie usłyszysz w szkole, bo takie plotki krążą na pewno. Wszystko co Ci powiedzą Potter, albo Granger podziel przez dwa i lepiej dziel się ze mną nietypowymi nowinami. Na pewno wyjdziesz na tym dobrze, a na dodatek spełnisz swój obywatelski obowiązek.
Liczę na Twoją szlachetność, zdrowy rozsądek i poczucie obowiązku.
Twój kochający brat Percival Weasley


Kochający... Kochający... Kochający...
Te słowo sprawiło, że przed oczyma Rona pojawiły się czerwone plamki. Jego oddech stał się ciężki, puls nierówny, a kolor twarzy alarmująco upodobnił się do kolor włosów.
Chłopak bardzo powoli zaczął drzeć list na kawałki, a kiedy to zrobił wrzuci strzępy do kominka. Przez chwile patrzył jak wiadomość od "kochającego brata" płonie i wyszeptał cicho.
- Ja nie mam brata.
Czuł taką wściekłoś jak nigdy, ale był jednocześnie dziwnie spokojny. Popatrzył na Hermesa. Ptak cierpliwie czekał na odpowiedź, a teraz huknął ponaglająco.
- Współczuję ci takiego pana – powiedział cicho rudzielec, wziął pergamin i odpisał znienawidzonemu bratu w dwóch zdaniach:

Niech się pan trzyma ode mnie, od Mojej Młodszej Siostry, oraz od Moich Przyjaciół, a także od Dracona Malfoya z bardzo daleka, panie mało szanowny wiceministrze magii.
Bez szacunku i z wyrazami Głębokiej Pogardy, pana były brat, Ronald Weasley


******
Przez całe drugie śniadanie Hermiona siedziała jak na szpilkach.
Draco nie pojawił się ani wcześniej, ani teraz. Nie było go też na pierwszych zajęciach. Harry plątał się, gdy próbowała się dowiedzieć, czy jej przyjaciel wie coś na temat Malfoya, więc po drugim pytaniu „odpuściła”, nie chcąc go zmuszać do kłamstwa. Niepokoiła ją też pogłębiająca się apatia Rona i jakiś dziwny, zacięty wyraz jego twarzy, a także fakt, że rudzielec wymienił kilka porozumiewawczych, smutnych spojrzeń ze swoją siostrą.
Westchnęła, odsunęła od siebie talerz z grzankami i wstała od stołu. Musiała sprawdzić co dzieje się z najbliższą jej, w tej chwili, osobą.
- Gdzie idziesz? –smętnie spytał Potter, a Weasley uniósł na nią stroskane spojrzenie.
- Idę dowiedzieć się, co dzieje się z Draconem – odrzekła cicho.
- Nie zjadłaś tostów – głos Rona był bezbarwny, a on sam wydawał się błądzić myślami gdzieś daleko od miejsca przebywania jego cielesnej postaci.
Harry lekko się zarumienił i przygryzł dolną wargę..
- Ty coś wiesz i nie chcesz mi powiedzieć – w głosie dziewczyny nie było słychać wyrzutu. – Pewnie dlatego, że on ci zabronił...
Chciała już wyjść, gdy nagle wszedł koś, kto nie był tu mile widziany. Percy Weasley wkroczył, w towarzystwie swych goryli, z dumnie uniesioną głową, a Ginny i Ron, jak na komendę, wstali jednocześnie i, nie patrząc nawet na starszego brata, wyszli szybko z Wielkiej Sali, omijając przybyłych szerokim łukiem. Percival zdawał się jednak wcale tego nie zauważać i był lekko podenerwowany. Severus i Albus znali przyczynę takiego stanu rzeczy i obydwaj czuli w tej chwili cichą satysfakcję, z powodu „nagłej i niewyjaśnionej absencji” Matrojewa w ministerstwie.
Weasley popatrzył prosto na stojącą przy stole Gryffindoru dziewczynę.
Hermiona cofnęła się i opadła na krzesło, a jej twarz przybrała kolor pergaminu. Poczuła napływające niepohamowaną falą mdłości, skrzywiła się i z trudem opanowała odruch wymiotny. Schyliła głowę i zaczęła miarowo i spokojnie oddychać. Nie mogła jednak powstrzymać zimnego potu spływającego strużką wzdłuż kręgosłupa, dreszczy i silnego skurczu żołądka, który spowodował, że jej twarz wykrzywiła się w cierpieniu.
- Herm, on nie zrobi ci krzywdy – szepnął cicho i troskliwie Harry. – Nikt mu na to nie pozwoli, ani dyrektor, ani Snape, ani ja, ani nikt.
Chłopak pomyślał o Lupinie, który spokojnie jadł śniadanie w swojej kwaterze. Dumbledore nie chciał go narażać, chociaż Remus usilnie nalegał na to by jeść wraz ze wszystkimi i móc spojrzeć w oczy wiceministra, gdy tylko się dowiedział o tym, że Severus ma otrzymać wezwanie na przesłuchanie do ministerstwa. A dowiedział się szybko. W tej chwili on, Albus i Severus tworzyli najsilniejszy człon Zakonu, a eksterminacja Wilkołaków i Wampirów obchodziła Zakon Feniksa nie mniej niż planowana eksterminacja i podporządkowanie „szlam” i mugoli lepszej rasie ludzkiej.
Jednak to Dumbledore rządził zarówno szkołą jak i Zakonem, więc Remus siedział grzecznie u siebie, pijał herbatkę i czytał Proroka Codziennego...
- Herm, spokojnie, nic ci nie grozi – Harry delikatnie dotknął pleców przyjaciółki. Drgnęła, ale po chwili spróbowała się do niego uśmiechnąć. Był to blady, smutny uśmiech zalęknionego zwierzęcia.
- Wiem, Harry – wyszeptała. – Ale to, że tak reaguję... To silniejsze ode mnie.
- Nie masz się czego wstydzić Hermiono. To ten skurwiel powinien wstydzić się spojrzeć do lustra – Harry czuł jak zalewa go fala zimnej nienawiści. Miał ochotę wstać i po prostu przyłożyć Percy’emu z całej siły w twarz.
- Harry...
Chłopak objął ją obronnym gestem i obserwował zimnym wzrokiem, jak wiceminister wręczą Severusowi, z krzywym uśmiechem, zalakowany zwój pergaminu. Poczuł ogromną satysfakcję, gdy zobaczył, że po kilku chwilach rudy mężczyzna musiał odwrócić wzrok od czarnych, przenikliwych, nieustępliwie wpatrujących się w niego oczu Mistrza Eliksirów.
Percival jeszcze raz obrzucił pogardliwym spojrzeniem Wielką Salę i ruszył do wyjścia wraz ze swymi gorylami.
- Zimny, oślizgły sukinsyn – powiedziała bardzo głośnio i wyraźnie Blaise, co okazało się być jej błędem, gdyż zrobiła to za szybko. Była jednak blada z wściekłości i nie potrafiła się powstrzymać. Ze łzami w oczach obserwowała Hermionę, która posłała jej ostrzegawcze i przestraszone spojrzenie.
Wszyscy uczniowie i nauczyciele wpatrywali się w napięciu w Percivala, który „zaszczycił” swoją obecnością stół Ślizgonów. Stanął naprzeciwko czarnowłosej dziewczyny i wpatrywał się w nią natarczywie. Blaise nie odwróciła wzroku. Wstała i z kpiącym uśmiechem patrzyła mu prosto w twarz.
- Zabini... – powiedział w zamyśleniu wiceminister. – Zdajesz sobie sprawę, że obraziłaś urzędnika wypełniającego swoje służbowe obowiązki, prawda? Jestem tu oficjalnie...
- Skąd założenie, że mówiłam o panu? – grzecznie odrzekła dziewczyna nie odrywając spojrzenia od jego oczu. – Nie rozumiem. Czyżby uważał się pan za kogoś wzbudzającego negatywne emocje? - mina dziewczyny wyrażała szczerość i niewinność.
Wiceminister poczuł jak wzbiera w nim gniew. Smarkula go wykiwała i zrobiła z niego kretyna. Przez chwilę nie wiedział jak ma zareagować i kilka sekund milczał.
- Jesteś cwana i bezczelna, Zabini, – powiedział w końcu chłodno - ale pamiętaj, że cwaniactwo nie zawsze wystarcza.
- Dziękuję za dobrą radę, sir – odrzekła bez zająknięcia i patrzyła wyzywająco, jak mężczyzna odwraca się i wychodzi szybkim, żołnierskim krokiem z Wielkiej sali, a za nim pokornie podążają dwaj mężczyźni. Blaise doznała nagłego olśnienia Zrozumiała, że ostatnie wydarzenia sprawiły, iż Draco Malfoy nie stanie się drugim Percivalem Weasleyem, chociaż miał ku temu ogromne zadatki.

******
Severus westchnął i usiadł na jednej z niewielu kamiennych ławeczek przed Zamkiem. Było zimno i wiał przenikliwy wiatr, ale to nie przeszkadzało Mistrzowi Eliksirów. Przeszkadzały mu natomiast natrętne myśli i zmartwienia. Zapalił własnoręcznie skręconego papierosa i głęboko zaciągnął się aromatycznym dymem. W tej chwili najbardziej zastanawiało o jak wybawić Malfoya z kłopotu „wykończenia go”. Jeżeli bowiem Lucjusz nie wykona rozkazu Voldemorta, Voldemort na pewno pozbędzie się bezużytecznego sługi, na którym nie można polegać.
- Najlepszym rozwiązaniem byłoby samobójstwo – powiedział na głos. – I smok by się nażarł i dziewica by przeżyła.
Severusa bawiły mugolskie baśnie dotyczące wyszukanego gustu smoków. Często zwykł żartować, że być może to mugole maja rację. Mugolski mit tłumaczył bowiem doskonale zastraszający spadek populacji tych wspaniałych, potężnych bestii w ostatnim stuleciu.
- Może pomóc? – Snape ponownie zakosztował smaku przedniego tytoniu, który przeszmuglował dla niego stary dobry Dung, i powoli się odwrócił.
- Wiesz, Tonks, że naprawdę mogłabyś? Rozwiązałabyś w ten sposób wszystkie moje problemy i mogłabyś poćwiczyć klątwę zabijającą.
- Jak zwykle tryskasz dobrym humorem i optymizmem – prychnęła czarownica. – Mogę? – spytała i nie czekając na odpowiedź usadowiła się u boku mężczyzny.
- Ależ oczywiście, nie krępuj się – odrzekł Severus, łypiąc koso na niechciane, obecnie czerwonowłose, towarzystwo.
- Nie będę pytać, czemu deklarujesz chęć zejścia z tego świata, zwłaszcza, że ostatnio deklarujesz ją dosyć często...
- I dobrze, bo doskonale wiesz, że bym ci na to nie odpowiedział - wszedł jej w słowo Snape.
- Jak zwykle jesteś dżentelmenem w każdym calu, ale to także nie jest temat, który mnie interesuje...
- Czy ty mnie śledzisz? – ponownie przerwał jej Mistrz Eliksirów
- Nie pochlebiaj sobie... Wyszłam na spacer i gdy cię zobaczyłam, pomyślałam, że zapytam o coś z czystej ciekawości, a także ze zwykłej troski o dobro uczniów.
Severus uniósł brew, zagasił niedopałek i usunął go jednym, nieznacznym machnięciem różdżki.
- Na żadnym ze śniadań, ani na obiedzie nie widziałam Malfoya i z tego, co wiem, nie zjawił się też na żadnych zajęciach. Nie za bardzo mu pobłażasz?
- Posłuchaj – Severus czuł, że wzbiera w nim złość. Tonks nie miała pojęcia, co przeżywał Draco i nie miała prawa mówić o nim tak, jakby korzystał z wyjątkowych przywilejów.
- Słuchaj, Nymphadoro – powtórzył zgrzytając zębami. – Jeżeli Draco Malfoy jest zwolniony z zajęć, to na pewno nie z błahej przyczyny. Czy uważasz, że z powodu zwykłego bólu zęba McGonagall pozwoliłaby mu opuścić Transmutację? – z irytacją poprawił wysoki kołnierz płaszcza i prychnął pogardliwie. – Poza tym, nie miał dzisiaj lekcji z tobą, prawda?
- Dobrze, już dobrze! Nie unoś się tak – Nymphadora rozłożyła ręce w geście poddania się i dobrej woli.
- Nie unoszę się, tylko mnie irytujesz, kobieto. Jesteś, do diabła, jego kuzynką, a nie cierpisz go jak parszywego kundla.
- Ty za to lubisz go za nas oboje – odrzekła cierpko Tonks.
Owszem, Snape miał rację. Nie cierpiała ani swojej ciotki, ani jej męża, ani ich rozpieszczonego bachora. Malfoy działał jej na nerwy, zwłaszcza, że podobny do swojego ojca. Po matce odziedziczył jedynie kształt oczu i ust. Z wiekiem wyładniał, co jeszcze bardziej drażniło Tonks. Nie cierpiała pewnych siebie, aroganckich samców i mimo, że Draco był jeszcze chłopcem, właśnie tak go postrzegała.
- Jesteś do niego uprzedzona – zadrwił Mistrz Eliksirów. Tonks nie mogła zaprzeczyć, ale nie miała też ochoty przyznawać mu racji.
- Może – warknęła.
- Na pewno. Wy, Gryfoni macie problem z przyznaniem się do stereotypowego myślenia i do uprzedzeń... A Malfoyowie, czy chcesz, czy nie, to nie tylko wredni Ślizgoni, ale też twoja rodzina.
- Tak, Snape – Tonks wyraźnie się zdenerwowała. – To moja matka – Andromeda wyrzekła się rodziny i, wszystkim na złość, wyszła za mugola. Ona wypaliła dziury w gobelinie rodowym, tam gdzie tkwi jej nazwisko i nazwisko Syriusza. A ja wredna i wyrodna czarownica skalana mugolską krwią odcinam się zawzięcie od rodziny, która mnie kocha i czeka na mnie z otwartymi ramionami! – kobieta mówiła coraz głośniej, a jej oczy ciskały błyskawice. Tonks wstała i gwałtownie poprawiła płaszcz. Severus był na tyle zaskoczony jej wybuchem, że nie powiedział nic, jedynie przyglądał się jej z zaciekawieniem.
- Może już pójdę. Mam szlamowatą krew i jeszcze się ubrudzisz. Mój nieskalany kuzynek woli omijać mnie szerokim łukiem i może ty też powinieneś – przełknęła cisnące się do oczu łzy. Jak śmiał jej przypominać, że Malfoyowie są jej rodziną? Jaką rodziną... Nigdy nie przyznawała się przed nikim, nawet przed samą sobą, że takie odrzucenie jest bolesne. Doskonale sobie z tym radziła i poczuła się wyprowadzona z równowagi słowami Severusa.
- Chciałem ci przypomnieć, Tonks, że to ty za mną łazisz, a nie ja za tobą, i że jestem jeszcze większym wyrzutkiem świata czystych czarodziejów, niż ty. Chyba zapomniałaś o moim wampiryzmie... A twój nieskalany kuzynek, jak raczyłaś go określić, nie stracił do mnie szacunku, chociaż się o tym dowiedział – głos mężczyzny był cichy, spokojny i zimny. – Nie masz bladego pojęcia, co ten chłopak teraz przechodzi. Tak się składa, że ja niestety mam i nie życzę sobie wysłuchiwać żadnych aluzji na temat Dracona, ani na temat jego rodziców.
- Wedle życzenia – warknęła czarownica i odwróciła się w kierunku zamku.
- Tonks, pamiętaj, że on był przesłuchiwany, tak samo jak Potter i Granger. Oni wszyscy potrzebują teraz wsparcia i zrozumienia
- Możliwe, ale od kiedy pamiętam, Draco był rozpieszczonym gówniarzem – odpowiedziała, już spokojniej.
- Cóż, już nie jest. Ale może w końcu sama raczysz porozmawiać ze swoim kuzynem, zamiast się zastanawiać, co z nim nie tak. Może się w końcu zainteresujesz. Przecież jesteś też jego nauczycielką – wstał i ruszył do Hogwartu.
Nymphadora nie odpowiedziała. Stała jeszcze przez chwilę zamyślona przy ławeczce. W końcu poprawiła płaszcz i powoli wróciła do Zamku.

******
Hermiona uchyliła powoli drzwi dormitorium. Na szczęście były otwarte i mogła bez problemu wejść do środka. Tak, jak kilka godzin wcześniej powiedział jej Severus Snape, Draco spał. Leżał zwinięty w kłębek pod kołdrą i miarowo oddychał. W Wielkiej Sali rozpoczęła się właśnie kolacja, ale ona nie była głodna i chciała go zobaczyć jak najszybciej. Ponieważ Mistrz Eliksirów zapewnił ją, że nic złego Malfoyowi się nie stało, że jedynie nie czuje się najlepiej, został w swoim dormitorium i jest zwolniony ze wszystkich zajęć, postanowiła poczekać do końca lekcji. Czas jednak dłużył się jej niemiłosiernie i, gdy Transmutacja dobiegła końca, niemal wyfrunęła z sali.
Podeszła do łóżka i usiadła na samym brzegu. Na szafeczce obok stała fiolka eliksiru na bezsenny sen i coś w Hermionie drgnęło nieznacznie. Skoro Draco pił ten specyfik, musiał przeżyć coś niedobrego... Ale przecież Snape by jej nie okłamał, prawda? Oczywiście, że nie... Chyba że, chyba że po prostu nie chciał jej martwić czymś naprawdę przykrym, czymś takim jak...
Hermiona bardzo delikatnie i powoli odkryła Dracona i ujęła w swoją dłoń lewą rękę chłopaka. Na przedramieniu widniał świeżo wypalony Mroczny Znak. Poczuła silny skurcz serca i wzdrygnęła się, zaciskając palce na jego ciepłej skórze.
A więc o to chodziło. Dlatego Draco był przygnębiony, a profesor Snape miał tak poważną i zatroskaną minę, gdy z nią rozmawiał, pomimo, że jego głos był spokojny i niemal łagodny. Chłopak, w którym się zakochała został w nocy Śmierciożercą. Już nie dziwiła się, że na szafeczce stoi eliksir na sen bez snów.
Najpierw poczuła złość, że nic jej o tym nie powiedział, ale po woli dotarło do niej, że nie mówił jej nic z troski o nią. Była przekonana, że powiedziałby jej w najbliższej przyszłości. Nie chciał aby martwiła się zamiast spać. Mogła to zrozumieć, chociaż bolało ją to, że się przed nią nie otworzył.
Hermiona westchnęła przeciągle, zdjęła buty oraz szatę i delikatnie wsunęła się pod kołdrę. Przytuliła się do pleców chłopaka i mocno go objęła. Draco zamruczał przez sen i poruszył się nieznacznie. Miał na sobie tylko cienki podkoszulek i bokserki i dziewczyna przywarła do niego całym ciałem, chłonąc jego naturalne ludzkie ciepło. Zamknęła oczy, słuchając miarowego oddechu młodzieńca. Spał jak małe dziecko. Zacisnęła powieki i sama próbowała zasnąć, ale nie mogła, bo myślała cały czas o tym, co musiał przeżywać. Odruchowo przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Spokojnie gładziła jego policzek i jasne, rozsypane na poduszce włosy. Nie wiedziała ile czasu mogła tak leżeć obok niego, gdy Draco westchnął cicho i otworzył oczy. Skrzywił się lekko wracając do rzeczywistości. Poczuł delikatne muśnięcie na policzku, odwrócił się i ze zdziwieniem popatrzył na Hermionę. Spojrzała na niego łagodnie i przytuliła policzek do jego barku.
- Miona, – wyszeptał trochę nieprzytomnie – chyba powinnaś być na zajęciach.
Ziewnął i uświadomił sobie, że za oknami jest już ciemno.
- Byłam na wszystkich lekcjach – odrzekła cicho – Przyszłam tutaj, zamiast iść na kolację, Draco.
- Niedobrze, powinnaś normalnie jeść...
- Jak mogłam jeść, skoro martwiłam się o ciebie? Dlaczego mi nie powiedziałeś? – w tonie jej głosu usłyszał cichy zarzut, a orzechowe oczy wpatrywały się w niego z troską i powagą.
- Dlaczego? – wyszeptała jeszcze raz widząc jego zakłopotanie i wymownie pogładziła lewe przedramię młodzieńca. Westchnął w odpowiedzi i nieznacznie drgnął, a na jego policzkach pojawił się lekki rumieniec.
- Nie chciałem cię niepokoić i martwić – powoli odwrócił wzrok. – A teraz... Teraz chyba się mną brzydzisz i nie ma się czemu dziwić, bo brzydzę się sam sobą... – nie patrzył na nią. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy. Nie dlatego, że miałby w nich zobaczyć obrzydzenie. Bał się, że zobaczy czułość, przebaczenie i miłość. Bał się tego i tego nie chciał. Chciał się położyć i umrzeć, miał ochotę pobiec do Snape’a i nawrzeszczeć na niego za eliksir, który pomógł mu zachować jasność umysłu, a może nawet uratował mu życie. To nie było ważne, bo on nie chciał żyć po tym, co zrobił, a wiedział że musi. Przerażał go fakt, że teraz będzie zmuszony robić takie rzeczy, jak ostatniej nocy, bardzo często. W końcu został Śmierciożercą. I nie mógł zrezygnować. Obiecał już Dyrektorowi, że zostanie szpiegiem, a poza tym z tej organizacji nie można się było po prostu wypisać. Nagle wszystko wydało mu się cholernie trudne, wręcz niewykonalne.
- Draco, nie mów tak – Hermiona przycisnęła usta do jego nagiego ramienia. – Przecież wiesz, że nie mogłabym czuć do ciebie odrazy. Kocham cię.
Malfoy poczuł wzbierający w nim gniew i złość, bo nie mógł już zrobić nic, żeby odwrócić bieg wydarzeń.
- Widzisz znamię na mojej ręce?! – warknął. – Jak myślisz, co musiałem zrobić, aby dostąpić zaszczytu wejścia w szeregi Czarnego Pana?
Hermiona patrzyła na niego w milczeniu. Wiedziała, ze nie może mu pomóc, że on sam musi sobie ze wszystkim poradzić, ona jedynie może go kochać i okazywać mu zrozumienie.
- Patrzysz na mnie tak, jakbym to ja ucierpiał! – krzyknął i dziewczyna mimowolnie drgnęła
Malfoy wstał ze złością z łóżka i walnął pięścią w stół.
- Do ciężkiej cholery! To ja torturowałem jakąś niewinną dziewczynę, a potem z zimną krwią ją wykończyłem! – Draco krzyczał coraz głośniej. - I nie czułem przy tym prawie nic, Hermiono! Nic poza nikłą świadomością, że robię coś złego! Tak jakby to była kradzież kremowego piwa! – nadal patrzyła na niego z bólem i czułością, co go irytowało coraz bardziej.
- k...., HERMIONO! JESTEM MORDERCĄ, A TY MI WSPÓŁCZUJESZ?!
NIECH SZLAG TRAFI SNAPE’A I TEN JEGO ELIKSIR ZIMNEJ KRWI!
W oczach Hermiony zalśniło zrozumienie. Gorzej być nie mogło. Bo po zażyciu wspomnianego eliksiru, mógł mieć tylko jeszcze większe wyrzuty sumienia.
- NIECH SZLAG TRAFI WSZYSTKO! – Draco osunął się na podłogę i ukrył twarz w dłoniach.
Hermiona wstała i powoli do niego podeszła.
- Draco...
- Idź sobie i zostaw mnie w spokoju... – już nie krzyczał, teraz mówił bardzo cicho i wyczuła drżenie w jego głosie.
- Draco...
- Idź, Hermiono...
- Nie mogę cię zostawić i nie chcę – odpowiedziała stanowczo i usiadła obok niego. – Zmarzniesz.
- No i dobrze. Szkoda tylko, że od tego nie można umrzeć – odrzekł z irytacją.
- Draco... – dziewczyna położyła dłoń na jego ramieniu. – Nie mogę ci powiedzieć, że wiem, co czujesz, bo to niemożliwe. Mogę ci tylko powiedzieć, że niezależnie od tego, co będziesz musiał zrobić, ja cię nie przestanę kochać, bo wiem, że jesteś dobrym człowiekiem, rozumiesz? –zamilkła na chwilę i przytuliła się do niego. - Wiem, że nie chcesz torturować i zabijać, wiem, że sprawia ci to ból. I chociaż nie mogę sprawić, żeby twoje życie się odmieniło, mogę cię kochać i być przy tobie w takich chwilach jak ta. Chyba, że nie chcesz...
Malfoy poczuł się zawstydzony swoim wybuchem.
- Przepraszam – wyszeptał. – Jestem użalającym się nad sobą egoistą.
- Wcale nie. Masz prawo być zły, wściekły i rozżalony. Masz prawo krzyczeć, przeklinać, walić pięścią w stół. Masz prawo wykrzyczeć swój żal, zamiast tłumić go w sobie. Ale nie wolno ci sugerować, że mam cię nienawidzić, albo odwrócić się od ciebie, albo cię zostawić, bo ja po prostu nie mogę tak postąpić. Ranisz mnie właśnie wtedy, a nie wtedy gdy chcesz wykrzyczeć swój słuszny gniew i żal... Mam nadzieję, że to rozumiesz.
Draco skinął głową i popatrzył przepraszająco na Hermionę.
- Tak, tylko że... To jest okropne uczucie... czuję się tak, jakbym zrobił krzywdę osobiście tobie i czuję obrzydzenie do siebie, bo ulżyło mi, że ta dziewczyna nie jest tobą. Ty nie rozumiesz, bo nie byłaś w takiej sytuacji, Herm. Nie wiesz jak to jest i nie wiesz jak to jest robić takie rzeczy ze spokojem ducha, a potem, gdy ten cholerny eliksir przestaje działać, czuć się tak podle, że mogłaby pomóc tylko sama śmierć. Nie wiesz jak okropnie się czuję, wiedząc, że kocha mnie taka wspaniała istota jak ty, na której miłość nie zasługuję nawet w najmniejszym stopniu... – przerwała mu, kładąc palce na ustach chłopaka.
- Cii... Właśnie zacząłeś mówić takie rzeczy, jakich ci mówić nie pozwalam.
- Ale ja tak właśnie czuję...
- Cii... Nie mów już nic, dobrze? – skinął głową i przygarnął ją do siebie mocniej. – I nie miej żalu do profesora Snape’a. On chciał dla ciebie dobrze i tylko pomógł ci przejść przez to mniej boleśnie. Przecież wiesz.
- Wiem – Draco pocałował delikatnie jej wargi. – I tak naprawdę wcale nie chciałem, żebyś sobie szła, bo cię potrzebuję... Powiedziałem tak, bo...
- Wiem – nie pozwoliła mu dokończyć. – Wiem, kochanie. Przecież sobie nie poszłam.
Chłopak poczuł silny przypływ czułości zmieszany z pożądaniem. Tak bardzo jej pragnął, tak potrzebował jej bliskości, że czuł niemal fizyczny ból na myśl o stracie Hermiony. Zaczął ją gwałtownie całować. Robił to z takim zapamiętaniem, że dziewczyna zesztywniała, a on się opamiętał i zwolnił.
Po chwili zaczęła oddawać mu ostrożnie gorące pocałunki. Przestraszyła się jego namiętności, ale zbyt mu ufała, za bardzo pragnęła dać mu szczęście, żeby go odepchnąć. Wstał i zaniósł Hermionę na łóżko. Nie protestowała, chociaż czuła gdzieś wewnątrz serca silną obawę. Posadził ją delikatnie i usiadł obok. W jej oczach zobaczył tyle oddania i ufności, że jego ciało, serce, duszę, umysł zalała nowa fala czułości. Wsunął dłonie pod jej koszulę. Gładząc nagie plecy dziewczyny całował jej policzki i szyję, a jego pieszczoty, chociaż delikatnie, stawały się coraz bardziej śmiałe. Pozwoliła mu zdjąć swoją koszulkę i cichutko jęknęła, gdy zaczął gładzić jej brzuch. Rozpiął jej stanik i zdjął go delikatnie, a dziewczyna odwróciła z zawstydzeniem głowę.
- Popatrz na mnie – wyszeptał jej do ucha. – Jesteś piękna, a ja bardzo cię kocham i nie mógłbym cię skrzywdzić
- Wiem...
- Że jesteś piękna? – zażartował i pocałował delikatnie jej ramię.
- Że mnie nie skrzywdzisz – uśmiechnęła się nieśmiało.
- Tego nie powiedziałem, nadal sobie nie ufam. Ufam sobie coraz mniej, bo za bardzo cię pragnę.
- Ale ja ufam tobie.
Liczył się z tym, że do niczego nie dojdzie, ale nie mógł się oprzeć całkowicie temu, co czuł, zwłaszcza, że teraz potrzebował jej bliskości wręcz rozpaczliwie.
- Widzę... i widzę, że jednak się boisz – pocałował ją bardzo delikatnie. – Nie bój się, Miona. Nie bój się.
Zacisnęła mocno powieki, pozwalając jego dłoniom dotykać nagich piersi, a wargom błądzić po ramionach. Wszystko, co robił było przyjemne, ale Hermiona czuła coraz silniejszy wewnętrzny opór, który starała się zepchnąć gdzieś na dno umysłu i którego nie mogła się pozbyć. Rozpaczliwie starała się skupić tylko na tym, że jest jej dobrze, zwłaszcza, że Draco delikatnie całował jej piersi, co było wręcz cudownym doznaniem, tak cudownym, że cicho jęczała, ale natarczywy strach narastał w niej coraz bardziej, jej oddech się przyspieszył, a serce biło coraz mocniej. Poczuła pod powiekami gorące łzy. Zacisnęła do bólu dłonie na kołdrze i zacisnęła zęby. Poczuła obrzydzenie do samej siebie i do Dracona, obrzydzenie, którego nie chciała czuć, które było czymś obcym, złym, ale tak silnym, że nie mogła się mu oprzeć. Przyjemność się gdzieś ulotniła. Poczuła że jest jej niedobrze.
Draco delikatnie całował jej szyję piersi i brzuch, jego dłonie gładziły biodra dziewczyny. Nie zauważył, że coś jest nie tak, bo za bardzo pochłonęło go zachwycanie się jej ciałem, smakiem i ciepłem skóry. Delikatnie przesunął palcami po wnętrzu jej uda. Hermiona szarpnęła się i odepchnęła go mocno.
- Przestań! - krzyknęła. - Nie dotykaj mnie!– odsunęła się od niego i okryła się swoją koszulką.
Draco był przez chwilę tak zdezorientowany, że nie wiedział co się dzieje. Przysunął się i chciał ją objąć, ale uderzyła go w twarz i zerwała się z łóżka. Był zaszokowany i nawet poczuł wzbierający w nim gniew, ale wtedy dostrzegł, że Hermiona płacze i ścisnęło mu się serce.
Stała przyciskając do siebie koszulę i szlochała cicho. Dotarło do niej, że spoliczkowała go z całej siły bez żadnej przyczyny. Dotarło do niej, że Draco miał rację i że musi upłynąć naprawdę sporo czasu, żeby mogła cieszyć się fizycznym zbliżeniem z drugą osobą. Dotarło do niej, że może nigdy nie będzie w stanie normalnie odczuwać.
- Przepraszam – wyszeptała i rozpłakała się na dobre.
„Biedactwo” - pomyślał
- Nic się nie stało, Miona – powiedział łagodnie.
- Przepraszam...
- Chodź do mnie, kochanie. Nie bój się, chcę cię tylko przytulić.
- Za to, że cię potraktowałam tak podle? – założyła koszulkę i zaczęła ją zapinać.
- Nie się nie stało, Miona, chodź.
Usiadła na samym brzegu łóżka, daleko od niego i wbiła wzrok w podłogę. Była zawstydzona, przestraszona, trzęsła się od tłumionego szlochu.
Draco powoli się do niej przysunął i delikatnie pogłaskał ją po plecach. Drgnęła mocno i cofnął dłoń. Czuł się sfrustrowany, niezaspokojony, a jednocześnie zawstydzony i zły na siebie za to, że ma gdzieś na dnie duszy żal do Hermiony
- Nie płacz – powiedział proszącym tonem. – Nie płacz, nie gniewam się na ciebie, bo nie mam za co się gniewać. Przytulę cię tylko, dobrze?
Objął ją i gładził jej gęste włosy, aż powoli się uspokoiła.
- Widzisz? Jestem całkiem beznadziejnym przypadkiem – otarła łzy i siąpnęła żałośnie nosem.
- Ja widzę tylko, że potrzebujesz czasu i mojej cierpliwości, ale ja chyba zbyt cierpliwy nie jestem.
- Jesteś. Przepraszam za to, że cię uderzyłam. Ja nie chciałam, nie wiem jak to się stało. Nie zrobiłeś mi nic złego.
- Herm, ja się na ciebie wcale nie gniewam. Przecież wiesz.
- Wiem, Draco i jeszcze bardziej mi przez to źle... Pozwolisz mi ze sobą zostać? – popatrzyła na niego prosząco.
- Pozwolę – uśmiechnął się do niej łagodnie. – Jeśli ze mną zostaniesz, to może nie będę miał koszmarów. Jesteś moim aniołem – zarumieniła się po takim komplemencie i bąknęła coś pod nosem o „aniołach, które biją”.
- Jesteś moim aniołkiem, Miona i koniec – Draco wiedział lepiej.
- A ty moim – rumieniec Malfoya był o wiele bardziej widowiskowy od rumieńca Granger.
– Okey, ja będę strzegł ciebie, a ty mnie – powiedział po chwili. –Zostań, chyba że wolisz wrócić do siebie, po tym jak się popisałem...
- Zostanę – zdziwiła go stanowczość w jej głosie. – Zostanę i będę pilnować, żeby nie dopadły cię koszmary, pod warunkiem, że ty będziesz czuwał nade mną.
- Będę, ale co ze mnie za anioł z takim gustownym tatuażem na przedramieniu, chyba upadły – uśmiechnął się gorzko i przytulił ją delikatnie.
- Może i upadły, ale mój – delikatnie pocałowała go w zaczerwieniony jeszcze od uderzenia policzek.

***
******


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kate64100
post 09.06.2005 15:54
Post #103 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 23
Dołączył: 07.05.2005
Skąd: Kocioł numer KP, Piekło Wielkie, Podziemia




Weszłam na forum, potem na fan fiction i jaka była moja radość gdy ujrzałam że pojawił się następny rozdział. Lecz niestety, nic nie trwa wiecznie. dry.gif Patrze, a to już było, początek może już nawet trzeci raz. Co za załamka cry.gif cry.gif cry.gif Mam nadzieje że w końcu uda ci się wkleić rozdział który jeszcze nie zaglądal tu na forum, byle w końcu... cry.gif cry.gif cry.gif


--------------------
Najgroźniejsi są ci którzy stoją z boku, ci których nigdy nie poznamy
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 16.06.2005 22:17
Post #104 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Piątek, 23 listopada, 1996 roku

Hermiona nie mogła zasnąć. Myślała nad tym, co się stało i nad tym, co jeszcze może się stać. Nad władzą Voldemorta i nad tym, co to oznacza dla przyszłej egzystencji Draco Malfoya i dla przyszłej egzystencji całego świata czarodziejów, a takze mugoli. Nie mogła na to nic poradzić, ale mogła zaradzić innemu złu. Mogła zrobić coś aby Percy nie mógł doprowadzić do skazania Severusa Snape’a na karę śmierci. Mogła przynajmniej spróbować.
Westchnęła i poczuła jak Draco mruczy coś przez sen i mocniej zaciska dłoń na jej talii. Pogładziła go uspokajająco po miękkich, jasnych włosach, a jej serce skurczyło się boleśnie. Nie potrafiła dać mu czułości i akceptacji jakiej teraz potrzebował. Poczuła jak jej pogarda i palaca nienawiść do wiceministra rośnie z każdą sekundą.
- Obyś zdychał w piekle sukinsynu. Całą wieczność – wyszeptała z goryczą i zmarszczyła czoło w zamyśleniu. Nagle to co musi zrobić stało się takie oczywiste. Nie wiedziała tylko jak wytrzyma bliską obecność wiceministra i lekki skurcz obrzydzenie i strachu spowodował wzbierającą w niej złość.
„Do cholery, Hermiono, przecież zawsze byłaś silna” – pomyślała z irytacją. – „To ten sukinsyn zrobił z ciebie niemal kłębek nerwów. Doskonale wiesz, co należy zrobić i zrobisz to.”
Te myśli uspokoiły ją. Nie lubiła bezczynności, a ostatnio czuła się jakby wpadła w jakąś senną apatię. Nienawidziła być bezsilna, a przecież nie musiała być.
Mogła przejąć znowu kontrolę nad całym swoim życiem. Nad swoimi myślami,
czynami i nawet uczuciami. Wystarczyło się wysilić.
Wcześniej rzeczywiście nie mogła nic zrobić, a przynajmniej nie widziała takiej możliwość, ale teraz, gdy wyszła z najgłębszego dołka i nie czuła się już tak rozbita, mogła coś zdziałać. Teraz, gdy jej rodzice byli w bezpiecznym miejscu i mieli taką ochronę, że nawet Voldemort im nie zagrażał (Albus raczej nie wyjawiłby mu, że jest Strażnikiem Tajemnicy państwa Granger), nie musiała się martwić tym, że coś złego zrobią im Percy lub Matrojew. Poczuła dreszcz silnej nienawiści i obrzydzenia na myśl o Bułgarze. Z niewyjaśnionych przyczyn obawiała się go bardziej niż Percy’ego, miała nawet wrażenie, że pasowałby na Śmierciożercę. Ba! Nawet na następcę samego Czarnego Pana.
Wiedziała, że Dumbledore na razie nie powie nic na temat zajść podczas przesłuchania uczniów ze względu na to, że nie miał na to zgody samych zainteresowanych. Na razie. Poza tym, dyrektor miał naprawdę wiele spraw na głowie i po co ma robić coś, co ona równie dobrze, a nawet – w tym wypadku skuteczniej, może zrobić samodzielnie?
„Czas przestać się mazgaić i zacząć działać Hermiono Granger” – uśmiechnęła się na tę myśl
Hermiona czuła, że naprawdę może uratować Mistrza Eliksirów i już wiedziała co zrobi zaraz po śniadaniu. Nieważne, że będzie musiała opuścić zajęcia z tymże Mistrzem. Nie mogła czekać, a przede wszystkim nie chciała. Uśmiechnęła się i już po kilku minutach spała jak niemowlę.

***
Chłopiec Który Przeżył także miał problemy z zaśnięciem.
Harry posiadał zmysł „dziania się” i czuł, że coś się niedługo wydarzy, a jeżeli nie, to on już się postara, aby się wydarzyło. W końcu miał na nazwisko Potter i był nieodrodnym synem Huncwota. Nosiło go. Jego rzadko spotykany zmysł w końcu doprowadził go do tego, że wyciągnął spod łóżka pelerynę niewidkę i udał się na spacer po Hogwarcie. Ten sam zmysł (który zawsze powodował, że wpadał w kłopoty, albo, że trafiał w wir jakichś ważnych wydarzeń, co często wiązało się z tym samym), doprowadził go do drzwi gabinetu nauczycielskiego, a ostry i wyćwiczony w takich sytuacjach słuch Harry’ego zatrzymał go przy drzwiach. Nie ulegało wątpliwości, że ktoś był w gabinecie. Później okazało się, że było to kilka osób i wszyscy należeli do Zakonu Feniksa. Okazało się też, że mówią o bardzo ważnych sprawach. Bardzo istotnych i dotyczących ważkich przedsięwzięć sprawach. Potter pobił samego siebie. Podsłuchał tajne obrady Zakonu. I mimo, że była to tylko narada na której rozpatrywano pewne możliwości działań, to wystarczyło mu w zupełności wszystko co usłyszał z ust Snape’a, Dumbledore’a, Lupina, Tonks i MacGonalgall. Coś zaczynało się dziać, a on znając wstępne założenia Zakonu mógł pomóc jego członkom.
„Obym tylko im nie zaszkodził” – pomyślał krytycznie, mając na uwadze swoje niezbyt mądre posunięcie strategiczne, w wyniku którego stracił ojca chrzestnego, a serce ścisnęło mu się lekko z żalu, poczucia winy i poczucia krzywdy.
Nie wiedział, że Hermiona Granger skutecznie przyczyni się do rozwiązania niektórych problemów Zakonu, a tym samym, być może, nie dopuści do katastrofy, która nastąpiłaby w wyniku osobistej ingerencji Pottera, zwłaszcza, że Harry postanowił być po raz kolejny bohaterem i uratować zagrożonego (i ze strony ministerstwa i ze strony Voldemorta) Severusa Snape’a.

***
Draconowi również było ciężko zapaść w błogi sen. Uczucie niezaspokojenia i pogłębiającej się frustracji nie pomagało mu bynajmniej w odprężeniu, zwłaszcza, że obok niego leżała kobieta, której pragnął coraz bardziej. To było jak błogosławieństwo i przekleństwo. Przez jakiś czas udawał po prostu, że spokojnie śpi, starając się oddychać cicho i miarowo. W końcu naprawdę odpłynął w krainę Morfeusza. Przez pierwsze godziny otulał go błogi stan nieświadomości i nie miał żadnych marzeń sennych. W końcu jednak raj zamienił się w piekło.

Znowu tam był. Stał przed podestem, na którym zasiadał czerwonooki król chaosu i pogardy. Ale on nie patrzył na Voldemorta. Patrzył na martwą dziewczynę leżącą u jego stóp. Miała szeroko otwarte oczy. Bursztynowe jasne tęczówki wyrażały szok, niedowierzanie i ból. Przecież nie musiał jej torturować i zabijać. Przecież mógł odmówić. Owszem, mógł, ale czy rzeczywiście to była tylko jego prywatna decyzja?
Naraziłby się na „święty gniew”, naraziłby swojego ojca i swoją matkę; być może naraziłby Hermionę, bo czy dla Czarnego Pana było czymś trudnym użycie Legilimencji po to by sprawdzić, dlaczego jego podwładny odmawia wykonania rozkazu?
„To tylko sen” – pomyślał desperacko.
Ta myśl mu jednak niewiele pomogła, bo sen był po prostu rekonstrukcją tego, co wydarzyło się naprawdę. Był nawet gorszy, bardziej wyrazisty, namacalny. Wszystko było przejaskrawione. Krwistoczerwone płomienie czarnych świec niemal parzyły. Białe maski Śmierciożerców wydawały się jeszcze bardziej upiorne niż w rzeczywistości. Voldemort wydawał się w jakiś sposób bardziej realny i potężniejszy niż na jawie.
Czarny Pan zszedł i ruszył w stronę Dracona, a wokół nich zamknął się powoli milczący krąg zamaskowanych ludzi. Malfoy chciał się obudzić. Za nic na świecie nie chciał przechodzić przez to ponownie. Jeden raz wystarczył. Zdecydowanie wystarczył. Wystarczył na całe życie.
Tak naprawdę prawie nic się nie stało. Nie było potężnych zaklęć, ani nie musiał pić żadnych dziwnych mikstur, jak sobie to kiedyś wyobrażał. Voldemort po prostu spojrzał mu w oczy i dotknął trzema palcami jego przedramienia.
- Jesteś mój – wyszeptał, a Draco nie poczuł ani bólu, ani pieczenia, ani żadnego innego dyskomfortu poza dziwnym nieokreślonym chłodem, który rozszedł się po jego ciele powoli docierając do serca i mózgu.
Stał jak sparaliżowały chociaż chciał uciec; uciec jak najdalej.
- Jesteś mój powtórzył Voldemort, a jego czerwone oczy przenikały do najdrobniejszej cząstki duszy Dracona Malfoya i chłopak czuł, że jakaś niewidzialna siła obejmuje jak imadłem jego umysł i wolę.
Za wszelką cenę chciał się oprzeć tej sile i wyrwać z okropnych wspomnień wywołanych przez jego podświadomość i odpowiednio przerysowanych. Sen był straszny. W rzeczywistości Voldemort nie powtarzał tego zdania, w rzeczywistości nie patrzył mu w oczy tak długo i tak intensywnie. W rzeczywistości nie uśmiechał się aż tak upiornie jak teraz. Czarny Pan ze snu Dracona pochylił się nad młodzieńcem i Malfoy mógł poczuć jego lodowaty oddech.
„Oddech nie może być zimny” – pomyślał ze zgrozą i znowu zapragnął się obudzić. Czuł jak strużki chłodnego potu spływają mu wzdłuż kręgosłupa.
- Jesteś mój – szept wdarł się do jego umysłu, przeszywając jego ciało i duszę.
Draco szarpnął się wewnętrznie i podniósł dłoń, żeby zatkać uszy i nie dopuścić do siebie tych dwóch przerażających słów. Zacisnął powieki i zaczął powtarzać sobie, że wszystko co się dzieje jest nieprawdą.


Otworzył oczy, tylko po to popatrzeć Mu w twarz i powiedzieć, że go nienawidzi. Ale Voldemorta już nie było. Leżał w swoim dormitorium, i obejmował śpiącą Hermionę. Poczuł jak powoli schodzi z niego napięcie. Całe ciało miał obolałe i był spocony. Popatrzył na jej twarz niezbyt wyraźnie widoczną w bladej poświacie księżyca. Mógł jednak dostrzec, że śpi spokojnie, a jej klatka piersiowa unosi się w miarowym oddechu. To go uspokoiło.
- On się myli, jestem tylko twój – szepnął wtulając twarz w jej miękkie włosy.
- Draco – wymruczała w odpowiedzi, a on przytulił ją mocniej.

******
Rano przy śniadaniu Hermiona wydawała się być rześka, wypoczęta, a nawet podekscytowana i Harry, mimo głowy zaprzątniętej rewelacjami, które podsłuchał w nocy pod pokojem nauczycielskim, zwrócił uwagę na jej dziwne pobudzenie. Nie wytrzymał i w pewnym momencie zagadnął przyjaciółkę.
- Draco Malfoy jest aż tak dobry? – uśmiechnął się nieco ironicznie, ale też łagodnie.
- Słucham? – Hermiona wyglądała na wyrwaną z własnych, zaprzątających całe jej jestestwo rozmyślań.
- No – Gryfon odchrząknął i znacząco uniósł brew, zastanawiając się co powiedzieć, żeby nie zabrzmiało to nietaktownie.
Potter, jesteś wścibski – usłyszał przy tym wewnętrzny głos rozsądku, który niebezpiecznie przypominał najłagodniejsze brzmienie głosu Mistrza Eliksirów.
„Zgiń, przepadnij siło nieczysta” – pomyślał pospiesznie w odpowiedzi.
- Tak? – ozdobiona delikatnymi rumieńcami twarz Hermiony przybrała wyraz oczekiwania.
- No, – zaczął ponownie Harry, ignorując głos Snape’a rozbrzmiewający pod jego czaszką – Draco Malfoy chyba cię, yyy... uszczęśliwił – na wszelki wypadek uśmiechnął się jak ucieleśnienie niewinności, myśląc przy tym, że wyraził się, co najmniej, jak bałwan.
Ku jego zdziwieniu, Hermiona jedynie parsknęła sarkastycznie.
- Nie wiem, czy, jak to określiłeś potrafiłby mnie uszczęśliwić, ale może dzisiejszej nocy się dowiem.
Harry bardzo starał się nie wyglądać na zaciekawionego, ale Hermiona nie dała się zwieść.
- Uderzyłam go – powiedziała ze skruszoną miną, ale po sekundzie jej twarz wyrażała zaciętość. – Bóg mi świadkiem, że już nigdy tak nie postąpię, choćbym miała mu kazać przywiązać się do łóżka – w jej głosie zabrzmiała lekka desperacja.
- Przecież on cię nie przywiąże – wymamrotał zaskoczony Harry, ale Hermiona wcale nie zwróciła uwagi na to, że coś raczył wtrącić i kontynuowała swoją wypowiedź:
- Muszę jedynie coś zrobić, a wtedy, hmm... poczuję się dużo lepiej. Wiem to – jej głos brzmiał stanowczo
Przysłuchujący się wymianie zdań przyjaciół Ron zapytał nie bez konsternacji, szoku i zaskoczenia, chociaż starał się brzmieć rzeczowo i łagodnie:
- Nie do końca rozumiem, Hermiono. Dziś w nocy nie byłaś jeszcze gotowa na nic, poza, zgaduję, jedynie przytuleniem, a teraz planujesz tak po prostu przeistoczyć się w boginię seksu? – skrzywił się zdając sobie sprawę, że użył niefortunnego sformułowania, ale żadne inne nie przyszło mu do głowy.
Hermiona roześmiała się krótko i dźwięcznie, wprowadzając tym samym obu przyjaciół w konsternację:
- Tak jakby, Ron. Tak jakby... – uśmiechnęła się i puściła rudzielcowi perskie oko.
Ron posłał Harry’emu rozbrajające spojrzenie z serii „weź mnie oświeć, bo nie rozumiem”, ale ten wzruszył jedynie bezradnie ramionami, a jego mina była bardzo podobna do miny rudowłosego.
- Hermiono, coś ty wymyśliła? – spytał Harry, tym razem nie kryjąc ciekawości, ale także zatroskania,.
- Och, muszę zrobić jedną, małą rzecz – w jej głosie zabrzmiał entuzjazm, a w oczach pojawił się chłodny i niemiły błysk.
„A później drugą, nieco trudniejszą, ale na pewno dam radę” – dodała stanowczo w myślach.
- Nie pchaj się w kłopoty – poprosił Potter z troską.
- Tylko ty masz na to patent? – spytała jadowicie słodko. – Ja już przemyślałam wszystkie za i przeciw – dodała po chwili łagodniej i bardzo poważnie. – Wiem co robię. Wiem, co powinnam zrobić już kilka dni temu. Jestem to winna samej sobie, a także tej szkole. Dłużej nie wytrzymał własnej bezczynności i stagnacji. – była stanowcza i tak bardzo spokojna, tak bardzo pewna siebie, jak przed niemiłymi wydarzeniami z ministerstwa i Harry, znając roztropność Hermiony, dał jej w myślach swoje błogosławieństwo, jednocześnie modląc się, aby nie naraziła się na żadne niebezpieczeństwo. O nic więcej nie pytał. Wiedział, że przyjaciółka i tak powie im o co chodzi, jeśli uzna to za stosowne. Ron także milczał i jedynie przyglądał się Hermionie z nadzieją. Wyglądało na to, że zrobiła kolejny krok na drodze ku wyjściu z traumatycznego odrętwienia.
Panna Granger, jako pierwsza, pospiesznie wyszła ze śniadania i niemal biegiem dotarła do dormitorium dziewcząt szóstego roku Gryffindoru. Chwyciła szkatułkę zawierającą proszek Fiuu i wziąwszy w garść odpowiednią jego ilość zbiegła do pokoju wspólnego. Zaczerpnęła chust powietrza, wrzuciła proszek w ogień płonący w kominku i mocno ściskając różdżkę wstąpiła pewnie w zielone płomienie.
- Gabinet Wiceministra Magii – powiedziała głośno i wyraźnie.
„Witam w świecie moich reguł, Percy” – pomyślała ze złośliwym uśmiechem.

******
Severus Snape był poirytowany.
Każdy z planów rozpatrywanych podczas nocnej dyskusji miał gdzieś słaby punkt. Jeżeli da się skazać na więzienie to uniknie tym samym „śmierci” z ręki Lucjusza; innymi słowy nie będzie musiał symulować zmarłego, ale w tedy zostanie pozbawiony możliwości pomagania Zakonowi i, co najbardziej prawdopodobne, szybciej zostanie ukarany śmiercią główną niż więzieniem.
Jeżeli będzie udawał otrutego przez Malfoya to uratuje swoje życie, uniknie kolejnych przesłuchań i, co najważniejsze, uratuje skórę Lucjuszowi, ale to nie przynieście żadnych konkretnych efektów w walce z Voldemortem. Była jeszcze inna możliwość. To Lucjusz mógłby udawać nieboszczyka; to znaczy Severus Snape „zabiłby” Malfoya, ale tu tkwiło dosyć poważne niebezpieczeństwo. Czarny Pan zapewne bardzo by się wściekł. Albo rozkazałby Draconowi ukatrupić Mistrza Eliksirów na jego własnych oczach (Voldemorta nie interesowałoby jak chłopak miałby tego dokonać; on wydawał polecenia), albo ukatrupiłby młodego arystokratę w szale potwornej złości, karając tym samym niepowodzenie jego ojca. Albo jedno i drugie. Oczywiście mógł też zrobić coś zupełnie innego. Bóg jeden wie co, a debatujący nocą członkowie Zakonu jakoś nie bardzo chcieli dowiedzieć się tego w praktyce. Voldemort nie myślał kategoriami psychicznie zdrowego człowieka. On nawet nie był człowiekiem, a tym bardziej zrównoważonym. Dlatego trzecie z wyjść wziętych pod uwagę na naradzie Feniksa zostało, niemal natychmiast i jednogłośnie, odrzucone przez obradujących członków.
Kolejne, ostatnie już z rozważanych rozstrzygnięć, było najbardziej kontrowersyjne i najbardziej narażone na fiasko, ale, w razie powodzenia, dawało największe szanse na postępy w wojnie ze Śmierciożercami i ich Panem. Severus miałby wrócić na łono Czarnego Pana, niczym syn marnotrawny ukorzyć się i podjąć rolę podwójnego szpiega. To nie było po prostu ryzykowne. To był krok desperata i szaleńca, ale Mistrz Eliksirów był w stanie go podjąć. W najgorszym wypadku czekałyby go tortury i śmierć z ręki Voldemorta, ale w najlepszym... On, Lucjusz i Draco mogliby doprowadzić do zakończenia wojny. W końcu Snape był świetnym oklumentą i legimentą. Mógłby wiele zdziałać. Albus jednak nie chciał stracić jednego ze swoich najlepszych ludzi i ten pomysł nie został zaaprobowany. Jeszcze nie, bo Severus wymusił na Dumbledorze zwołanie obrad całego Zakonu Feniksa. Severus miał nadzieję, że całe zgromadzenie, włącznie z Albusem, da się w końcu przekonać do tak drastycznego, ale i dającego nadzieję przedsięwzięcia. Tylko on ryzykował i tylko on ponosił ewentualne konsekwencje. Tak straszne konsekwencje, że Snape, który nie bał się bólu i śmierci, czuł zimny dreszcz strachu gdy myślał o tym, co potrafi wymyślić Voldemort na ostatnie godziny życia ofierze swojego gniewu. Ale Czarny Pan był na tyle nieobliczalny, że równie dobrze mógłby go przyjąć z powrotem. Nie wybaczyłby mu, bo on przecież nigdy nie wybacza. Kazałby Mistrzowi Eliksirów udowodnić swoją lojalność. Severus był niemal pewien, że jego zadanie polegałoby na sprowadzeniu Pottera, a wtedy dostałby trochę czasu i możnaby było urządzić zasadzkę na Śmierciożerców. Gdyby zaistniała potrzeba, ochroniłby Pottera własnym ciałem, bo ten chłopak nie mógł zginąć, on musiał zabić. Zawsze go chronił, chociaż ten przeklęty bachor nie miał o tym bladego pojęcia. Pomoże Potterowi zlikwidować czerwonooką bestię, choćby miał sam przy tym zginąć i, szczerze powiedziawszy, wolał zginąć w taki sposób niż zakończyć życie z rąk ministerstwa, czy Czarnego Pana w chwili próby powrotu w szeregi śmierciojadów. Bo wiedział, że tego spróbuje. Nawet jeżeli kolejne obrady, które miały się odbyć tej nocy na Grimmauld Place, skończą się odmowną decyzją Zakonu Feniksa. Nawet jeżeli ma narazić Zakon na utratę swojej, jakże użytecznej osoby. Ponieważ wiedział, że w ten sposób ma szanse najlepiej się przysłużyć w walce z Voldemortem. Nawet jeżeli miałby opuścić wyznaczone przez wiceministra na sobotę przesłuchanie, bo Albus załatwi ewentualne konsekwencje jego niestawienia się przed Percym, choćby zwyczajnym, ale oficjalnym stwierdzeniem „Severus był mi potrzebny”. Na szczęście Wizengamot liczył się z dyrektorem Hogwartu, chociaż miał w swoich szeregach czarodziei, którzy zgrzytali zębami na myśl o tym, że „stary zramolały, kochający szlamy dziad” ma jeszcze coś do powiedzenia. Poza tym większość ministerstwa ogółem bała się go , bo dziad był na tyle potężnym czarodziejem, aby wzbudzać zaniepokojenie samego Voldemorta i, ku rozpaczy wszystkich przeciwników Dumbledore’a, okazało się, że miał rację bredząc o powrocie Czarnego Pana do grona żywych i niebezpiecznych, a tym samym wzrósł jego autorytet. Nie dało się też ukryć faktu, że w ministerstwie byli ludzie wierni ideom głoszonym przez Albusa i szanujący jego decyzje.
W obecnej chwili Snape nie wiedział, że zostanie oczyszczony z zarzutów i że ma z głowy całe ministerstwo i jego naciski. I nie miał pojęcia, że wolność i swobodę zapewni mu uczennica, na którą w chwili obecnej był zwyczajnie wściekły. Dlatego jego irytacja wzrastała z każdą sekundą.
- Czy możesz mi powiedzieć, gdzie się podziewa Granger, Potter? – warknął, obrzuciwszy salę eliksirów uważnym spojrzeniem obsydianowych oczu.
Hermiona Granger nigdy się nie spóźniała, zupełnie tak jak on, ale dziś pojawił się dwie minuty po czasie, a jej nie było. Absencja Gryfonki tylko pogorszyła nastrój wampira.
- Nie wiem, gdzie jest Hermiona, panie profesorze – grzecznie odrzekł Harry i na wszelki wypadek nie usiadł, w przeciwieństwie do reszty uczniów.
- Nie wiesz, czy jak zwykle kłamiesz w żywe oczy? – głos Snape’a stał się niebezpiecznie cichy i łagodny, a chłopak mimo woli poczuł zimny dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa.
- Na prawdę nie wiem, sir. Wiem jedynie, że coś chciała załatwić... Przynajmniej tak mówiła przy śniadaniu – zmusił się do bezpośredniego patrzenia na profesora i nie odwracał wzroku. – Nie miałem pojęcia, że opuści zajęcia, to nie w jej stylu – mówił cicho i był coraz spokojniejszy i pewny siebie.
„Mówienie Snape’owi prawdy jest całkiem przyjemne i łatwe” – pomyślał z zaciekawieniem.
Severus zmarszczył brwi i przyglądał się Harry’emu prze chwilę z pewną dozą zainteresowania. Nie wydawało się by kłamał, a spojrzenie zielonych oczu było jasne i przejrzyste.
„Zadziwiające” – pomyślał sarkastycznie Snape.
Draco z niepokojem obserwował puste miejsce obok Gryfona, a w sali panowała dzwoniąca w uszach cisza. Zirytowany Severus Snape nie był czymś, co uczniowie chcieliby podziwiać podczas lekcji z Eliksirów Zaawansowanych. Nie było nawet słuchać oddechów młodych adeptów magii i czarodziejstwa. Wszyscy byli przekonani, że Harry dostanie szlaban i straci kilka punktów za impertynencję.
- Rozumiem, Potter – gładko odrzekł nauczyciel i nieznacznie machnął dłonią. – Możesz usiąść, a koleżance z Gryffindoru przekaż, że ma się stawić po kolacji u mnie w gabinecie. Jasne? – obsydianowe spojrzenie oczu Snape’a wwiercało się w mózg Harry’ego, niczym wiertło najwyższej jakości.
- Tak jest – odrzekł krótko i nad wyraz grzecznie Gryfon, spuszczając szybko wzrok.
„Na smród trolla, gdyby odczytał moje nocne wspomnienia mógłbym się już pakować" – pomyślał z sercem bijącym nieco zbyt szybko.
Na szczęście Severus już na niego nie patrzył; wyczarowywał na tablicy składniki i instrukcję przygotowania kolejnego, skomplikowanego jak system zabezpieczeń magicznych Gringotta, eliksiru.

- Draco, nic się jej nie stało, w przeciwnym wypadku Harry byłby bardzo zaniepokojony – wyszeptała Blaise kącikiem warg, obserwując uważnie plecy nauczyciela i posłała Malfoyowi uspokajający uśmiech.
- No, przecież jest...
- Jak dla mnie, to trochę go zaniepokoił nasz kochany nietoperz, sam wiesz jaki jest... Teraz skrobie coś spokojnie na skrawku pergaminu.
- Snape? – spytał, niezbyt przytomnie, Draco.
- Harry – Ślizgonka przewróciła oczami. – On chyba coś kombinuje... - zmarszczyła brwi i przyjrzała się uważnie prefektowi; wyglądał raczej mizernie.
Severus rzucił groźne spojrzenie w ich stronę, a Blaise natychmiast ucichła, uśmiechając się niewinnie.

Harry złożył karteczkę i rzucił na nią odpowiednie zaklęcie. W chwili, gdy Severus odwrócił się ponownie w stronę tablicy z zamierzeniem wyjaśnienia zamieszczonej na niej instrukcji, chłopak szybko posłał latający zwitek papieru w stronę Dracona, który chwycił go i powoli rozwinął wiadomość. Przeczytał nabazgrane w pośpiechu zdania, a na jego twarzy pojawiła się mieszanina szoku, zaintrygowania, a także czegoś na kształt uznania i podziwu. Szybko jednak opanował się, przywołał na twarz najbardziej obojętny uśmieszek i skinął głową w kierunku Harry’ego.
- Teraz są zajęcia – szepnął do Blaise, która z wszelką cenę starała się przeczytać co było na karteczce i teraz łypała na przyjaciela z niemym wyrzutem. Udało się jej dojrzeć jedynie pierwszych kilka słów „w nocy podsłuchałem...”, co tylko rozbudziło jej zaciekawienie. Posłała kose i pełne niezadowolenia spojrzenie swojemu chłopakowi z Gryffindoru, który jedynie wzruszył ramionami i przepraszająco się uśmiechnął.
„Szowiniści” – pomyślała przewrotnie Zabini i uzbroiła się w cierpliwość, co w jej wypadku nie było zbyt trudne. Nie pozostawało jej nic innego jak westchnąć i uważnie słuchać wywodu Mistrza Eliksirów, który właśnie bardzo łagodnie tłumaczył, że nie ręczy za swoje reakcje, jeśli jakiś „głąb” doda sproszkowane skrzydła ważki zanim eliksir paraliżujący zacznie wrzeć i, tym samym, zniweczy swoją pracę. Blaise była pewna jednego. Nie chciała być jednym z głąbów.

***
Hermiona była wściekła na samą siebie.
Skąd jej przyszło do głowy, że tak po prostu dostanie się do wiceministra? Wrzuci trochę proszku Fiuu do kominka w Gryffindorze i najzwyczajniej w świecie wyląduje w kominku Percivala? Zapewne było to możliwe tylko z gabinetu dyrektora i z jeszcze paru miejsc, które mają bezpośrednie połączenie.
Nawet do Dragon Tower, prywatnej twierdzy Malfoyów podłączonej dooficjalney sieci Fiuu, można się było dostać kominkiem pod warunkiem, że miało się magiczną przepustkę, było się z rodu Malfoyów, lub z Malfoyem się podróżowało. Gdyby każdy mógł się tak po prostu dostać do wiceministra, lub ministra, to najwyżsi raną urzędnicy magicznej Anglii nie mogliby się odpędzić od interesantów, także tych lekko stukniętych.
- Jesteś kretynką, Herm – powiedziała sama do siebie, rozmasowując obolały tyłek, po tym jak świat wokół niej zawirował, została „wypluta” przez kominek na posadzkę pokoju wspólnego i wyrżnęła pupą o podłogę.
Rozzłoszczona udała się do po kolejną porcję proszku i wróciwszy powiedziała z nieco mniejszą pewnością, ale za to z dużym zaangażowaniem:
- Kominek dla interesantów, Ministerstwo Magii.
„Jeżeli nic takiego nie ma to wyląduję z powrotem w Wieży Gryffindoru” – pomyślała pewnie i z determinacją, przy okazji zaciskając zęby i masując lewy pośladek, który ucierpiał bardziej.
Znowu wylądowała na czterech literach, ale tym razem był to ładnie oświetlony i przyjazny hol:
- Auć – powiedziała żałośnie, nie rozumiejąc, dlaczego ładny i puszysty dywan nie złagodził jej upadku i posłała w jego kierunku pełne wyrzutu spojrzenie.
Wstała, rozglądając się niepewnie. Była to najzwyklejsza poczekalnia, przypominająca mugolską, ale fotele dla gości były wyjątkowo duże i miękkie oraz , o czym Hermiona nie wiedziała, dopasowywały się magicznie do postury siadającego. W poczekalni był zaledwie jeden mężczyzna z jakimś wyrostkiem. Syknęła pod nosem i znowu roztarła sobie pośladki, a dwaj pozostali interesanci patrzyli na nią z umiarkowanym, nie przekraczającym przeciętnego, zainteresowaniem. Gryfonka doszła do wniosku, że najwidoczniej najbardziej popularnym przejściem jest rozwalająca się budka telefoniczna, ona jednak nie miała czasu wędrować Merlin wie którędy i dlatego spróbowała rzadziej używanej opcji. Być może mało kto wiedział, że można się w taki sposób do ministerstwa dostać. W końcu ona nie miała o tym pojęcia, a jedynie, jak to mówią mugole, spróbowała „w ciemno”.
- Ojojoj! – usłyszała męski, lekko zachrypnięty głos po swojej lewej stronie: - A panienka do kogóż, i czy nie powinna panienka w tej chwili przebywać w szkole?- głos należał do sympatycznie wyglądającego staruszka w brązowo-rudej szacie. - Przepraszam za ten kominek, od miesięcy walczę z zarządem transportu magicznego, żeby wyłożył trochę galeonów na jego remont... Ostatnio pewna staruszka wylądowała prawie na przeciwległej ścianie – zamilkł widząc, że dziewczyna lekko blednie, wyobrażając sobie zapewne przerażenie staruszki przelatującej przez hol.
Oczy mężczyzny były piwne, ciepłe i wyrażały zaciekawienie.
- Och, dzień dobry panu – Gryfonka skłoniła się grzecznie i uśmiechnęła niepewnie. – No tak, powinnam być w szkole, ale zaczynam zajęcia dopiero za godzinę.... mam okienko – skłamała tak gładko, że sama się zdziwiła.
- Aha – starszy pan przyjrzał się jej uważniej i Hermiona przywołała najbardziej niewinny uśmiech. Podziałało.
- A w jakiej sprawie pojawiła się panienka w ministerstwie?
I tu zaczęła mieć problem. Przecież nie powie, że przyszła szantażować wiceministra.
- Ja... Chciałabym porozmawiać z wiceministrem... To naprawdę ważna sprawa i przeznaczona tylko dla jego uszu. To wiąże się z ważnym śledztwem. Widzi pan, ja nie powiedziałam wszystkiego podczas przesłuchania uczniów Hogwartu... – spuściła wzrok udając ogromne zakłopotanie.
Starszy pan westchnął:
- Ach ta młodzież... Ma panienka szczęście, że pan Weasley jest dziś w biurze i przegląda korespondencję... Niepokoi się trochę o swojego bliskiego współpracownika, tego Bułgara, ale nie może zrezygnować ze swoich obowiązków i nie odpowiedzieć na urzędowe pisma, oraz listowne prośby interesantów... Proszę się udać za mną, pokażę panience jak dojść do portierni...
- Ale przede mną...
- Ten pan chce się dostać na piąte piętro i musi poczekać pół godziny. Proszę za mną...
Starszy pan poprowadził ją do portierni, przy której stała zażywna czterdziestolatka z ogromnym kokiem w kolorze ciemnego bursztynu.
- Imię i nazwisko oraz sprawa – powiedziała chłodnym i oficjalnym tonem posyłając Gryfonce nieprzychylne spojrzenie, które zapewne dotyczyło jej szkolnego uniformu.
- Hermiona Granger. Przyszłam w ważnej sprawie do pana wiceministra. To naprawdę istotne... - odpowiedziała najgrzeczniej jak potrafiła, modląc się aby zażywna matrona nie zażądała wyjaśnień – ...muszę z nim porozmawiać.
- Tak istotne, że urwałaś się z lekcji? – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie i Hermiona leciutko się zarumieniła. Już miała coś powiedzieć, ale staruszek ją wyręczył:
- Ta panienka zaczyna zajęcia za godzinę, Gertrudo... – Gertruda łypnęła na mężczyznę.
- Jasne, Albercie – sarknęła, ale wręczyła Hermionie plakietkę z napisem „Hermiona Granger. Sprawa poufna do wiceministra.” – Gabinet pana Wealseya znajduje się na drugim piętrze, przy windzie trzeba skręcić w prawo i cały czas iść prosto, trafisz bez problemu - Gryfonce ulżyło chociaż zbytnio się nie zdziwiła, przy „misji ratunkowej” także nie mieli problemów z wejściem na teren ministerstwa. - Pan Weasley przyjmie cię bez problemu, o ile nie będzie zajęty.
„Przyjmie mnie, przyjmie” – pomyślała i popatrzyła na Gertrudę dużo pewniej, chociaż fakt urwania się z lekcji ciążył jej boleśnie na sumieniu.
- Proszę teraz udać się do rejestracji różdżek.... Kilka kroków w prawo – powiedziała kobieta, wskazując kierunek.
- Dziękuję – odrzekła Hermiona szybko i niezbyt grzecznie, ruszając w kierunku rejestracji. Była niemal pewna, że kobieta po prostu wie, iż jest na najzwyklejszych wagarach.
„A czy ja zawsze muszę być taka cholernie poprawna i grzeczna?” – pomyślała buntowniczo.
Zarejestrowanie różdżki trwało jak zwykle króciutko i po kilku chwilach mogła udać się do windy.

***
- Dziękuję za pomoc w śledztwie, panie Malfoy, ale nie sadzę, żeby ta patetyczna mowa ku czci pospolitego wampira robiła na mnie wrażenie – Percy patrzył z pogardliwym rozbawieniem na Lucjusza. Bawiło go, że może tak po prostu obojętnie przejść obok tego, co powiedział wielki Malfoy.
To w ogóle była zabawna sytuacja. Nie liczący się zazwyczaj z nikim i niczym, przewodniczący rady nadzorczej i członek zarządu ministerstwa, przyszedł do niego, po to by złożyć oświadczenie w obronie Severusa Snape’a.
- To nie była mowa patetyczna, panie wiceministrze. Przedstawiłem tylko moje wątpliwości, co do morderczych skłonności Mistrza Eliksirów Hogwartu. Przyznaję, że bywa antypatyczny i mało go obchodzi, co mówią o nim inni, przynajmniej pozornie. Ale nie wyobrażam go sobie w roli mordercy Notta...
„Och, doskonale sobie wyobrażam jego drapieżny uśmiech, gdy wyrywał mu serce, czy co tam mu wyrwał...” – pomyślał przy tym z chłodnym rozbawieniem Lucjusz.
Severus był zbyt potrzebny Dumbledore’owi, poza tym był jego wieloletnim przyjacielem. Przyjaźń jest świętością, zwłaszcza dla Ślizgonów.
- Przyjaźnie się z nim od lat i myślę, że dobrze go znam.
- Tak, tak, Śmierciożercy są ze sobą bardzo zżyci, na pewno – Percy wydął pogardliwie usta i Lucjusz poczuł ogromną ochotę, aby mu te usta zmiażdżyć pięścią, ale oczywiście tego nie zrobił.
- Owszem, wiele nas łączy – Malfoy udał, że nie usłyszał kąśliwej uwagi na temat ideologicznej przynależności. – Ze względu na to, że tak dobrze go znam i za niego ręczę, a także z uwagi na fakt, iż dyrektor Dumbledore ceni sobie Severusa jako nauczyciela i współpracownika... naukowego – uniósł po malfoyowsku brew – radziłbym zastanowić się nad bezustannym przesłuchiwaniem go, i to w aurze niemal niewątpliwej winy, panie wiceministrze.
- Przemyślę pańskie oświadczenie, proszę się nie martwić – Weasley założył nogę na nogę i z niecierpliwością czekał, aż Lucjusz raczy wyjść. – Czy w czymś jeszcze mógłbym panu pomóc?
- To wszystko panie wiceministrze. Ufam, że niedługo wyjaśni się sprawa tajemniczej absencji pana współpracownika i przewodniczącego komisji... nie pamiętam całej nazwy, nie jestem dobry w zapamiętywaniu czegoś, co mnie nie absorbuje, ani czegoś czego nie popieram – Lucjusz nie mógł się powstrzymać od jadowitej ironii i miał nadzieję, że nie przesadził.
„Ja chyba nie życzę dobrze Severusowi” – pomyślał, obserwując grymas niesmaku i złości na twarzy Percivala.
- Naprawdę mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończy. Mnie też doskwiera całe to zamieszanie, panie Weasley – dodał już z powagą i łagodniejszym tonem. Zastanawiał się, czy w ogóle znajdą ciało Bułgara, ale z opowieści Snape’a wynikało, że jest to najzwyczajniej nieprawdopodobne.
- Jasne. Zastanawiam się, czy pański przyjaciel nie miał nic wspólnego z tą absencja – odgryzł się wiceminister, a Lucjusz poczuł, że wzbiera w nim gniew.
- Jak jeszcze mogę zrozumieć, że ktoś mógłby podejrzewać Severusa o morderstwo, tak już mi się w głowie nie mieści, że można go uważać za idiotę, który eliminuje kogoś, kto mu zalazł za skórę i to w momencie, gdy toczy się przeciwko niemu śledztwo. A już w zupełnie nie rozumiem, jak mógłby podejrzewać go oto jego uczeń. Jeżeli skończyłeś Hogwart, Weasley, to chyba wiesz, że Snape jest człowiekiem inteligentnym!
- No, może i jest, ale czy do końca człowiekiem, to bym polemizował – Weasley uśmiechnął się wyniośle.
- Slytherinie, daj mi cierpliwość – wysyczał Malfoy, ale po sekundzie się zreflektował; przecież nie przyszedł się kłócić.
– Mam nadzieję, że naprawdę weźmie pan pod uwagę wszystko, co powiedziałem – dodał już bardzo spokojnie, niemal z pokorą. – Nie odrywałbym się od własnych zajęć, gdybym nie miał tak dużej pewności, co do niewinności Mistrza Eliksirów Hogwartu, panie wiceministrze. A teraz kłaniam się i życzę spokojnej pracy – formułka grzecznościowa paliła Lucjusza w język i omal się nie wykrzywił, ale zdołał przywołać na twarz łaskawy, pełen rezerwy, niemal miły, typowy dla Malfoyów, urzędowy uśmiech.
- O to proszę się nie martwić – Percy łaskawie raczył odwzajemniając grzeczny grymas.
„I tak wiem, że masz gdzieś wszystko, co powiedziałem, urzędowa gnido” – pomyślał Malfoy, nadal heroicznie się uśmiechając.
- Dziękuję, że raczył mnie pan wysłuchać, wiceministrze – Lucjusz skłonił się chłodno, acz uprzejmie i ruszył do drzwi. Żałował, że nie mógł załatwić tego z Knotem, wszak Knot z niewyjaśnionych przyczyn, robił to czego chciał Weasley, poza tym to Percy prowadził przesłuchania.
„Spadaj, przerośnięty ambicjonalnie arystokrato” – pomyślał Weasley, obiecując sobie, że skarze Snape’a najszybciej jak będzie mógł, chociażby po to, żeby zrobić na złość Lucjuszowi.

***
Hermiona wpatrywała się w drzwi gabinetu.
„Wiceminister Magii Percival Weasley” głosił mieniący się delikatnie złoty napis na mahoniowych drzwiach. Stała przez chwilę i wpatrywała się w napis.
„A jeśli nie dam rady?” – pomyślała nagle. – „Jeżeli popatrzę na niego i słowa uwięzną mi w gardle? Może wejdę i po chwili, po prostu, wybiegnę z mdłościami na zewnątrz?” – nagle zaczęła mieć wątpliwości, ale trwały one tylko kilka chwil.
„Cholera, parzcież masz już dosyć samej siebie i dosyć całej tej chorej sytuacji. Czas coś z tym zrobić” – z zaciętą miną zrobiła krok do przodu i musiała bardzo szybko się cofnąć, bo drzwi się otworzyły, ktoś zamaszystym krokiem opuścił gabinet i je zamknął.
- Co ty tu robisz, Granger? – Lucjusz Malfoy popatrzył na nią z ogromnym zaciekawieniem.
- Och... – Hermiona zarumieniła się lekko i wbiła wzrok w podłogę. – Przyszłam tu w sprawie profesora Snape’a – powiedziała niepewnie i uniosła wzrok.
- To zupełnie jak ja. Zapewne Severus by się wzruszył twoją troską, chociaż nie byłby zachwycony, że opuszczasz dla niego lekcje... A z kim teraz masz zajęcia?
- Z... profesorem Snape’em.... – jakoś nie chciało się jej kłamać.
- Och.... Chyba będzie trochę zły....
- Wiem, ale po prostu muszę to zrobić. Już nie mogę bezczynnie siedzieć, bo mnie to doprowadza do szału. Rozumie pan? – Lucjusz zdziwił się jej silnym, pewnym i niemal zdesperowanym tonem głosu.
- Jeżeli uważasz, że możesz coś zrobić...
- Nie uważam – Hermiona przerwała mu niegrzecznie wpół zdania. – Ja to wiem, panie Malfoy.
- Rozumiem – mężczyzna zamyślił się na chwilę. – Dostałaś się do ministerstwa z zewnątrz?
- Nie, kominkiem. I tak samo zamierzam wrócić – dodała szybko.
- Obawiam się, że to niemożliwe, bo kominek dla interesantów jest jednostronny. Zbyt niebezpiecznie jest nim podróżować z powrotem.
Hermiona wyglądała na załamaną.
„Świetnie, nie uda mi się wrócić na drugą połowę eliksirów. Cholera, ciekawe jak w ogóle wrócę....” – zamrugała, tłumiąc łzy bezsilności.
- Będę na ciebie czekał w bufecie, Granger. Udasz się do Hogwartu z mojego gabinetu. To dziwne, że tak inteligentna czarownica jak ty nie pomyślała o powrocie...
- Skąd mogłam wiedzieć, że jeżeli istnieje coś takiego jak ten cholerny kominek dla interesantów, to nie można nim wrócić? – odwarknęła niegrzecznie. Nie lubiła gdy ktoś sugerował jej, że czegoś nie wie, albo nie jest wystarczająco rozgarnięta. Najgorsze, że Malfoy miał rację
- W porządku, Granger – chłodnym, ale też łagodnym tonem odrzekł Malfoy. – Chcę ci jedynie pomóc wrócić do szkoły. Jeżeli masz z tym jakiś problem, to ja nie zamierzam tego analizować.
- Przepraszam. Jestem trochę zdenerwowana – Hermiona poczuła się idiotycznie. - Chcę to jak najszybciej załatwić i zdążyć na drugą połowę Zaawansowanych Eliksirów. Przy pana pomocy uda mi się zapewne wrócić nawet wcześniej. Dziękuję.
- Nie ma za co, Granger – Lucjusz leciutko się zarumienił, gdyż był nieprzyzwyczajony do szczerych podziękowań, a podziękowanie Hermiony było jak najbardziej szczere. Musiał odwrócić wzrok od jej ciepłego spojrzenia. - Jak nie pojawisz w ciągu pół godziny w bufecie, to włamię się do tego gabinetu – dodał już swoim zwykłym, oziębłym tonem, a jego szare tęczówki zalśniły chłodem. – Powodzenia – nie czekając na jej odpowiedź ruszył szybkim krokiem w kierunku windy. Hermiona patrzyła za nim jeszcze przez chwilę, potem odwróciła się i zapukała do drzwi.
- Proszę wejść – usłyszała i weszła do środka.
„Raz hipogryfowi wio” – pomyślała zamykając cicho drzwi.
- Dzień dobry, panie wiceministrze – zdziwiła się, że je głos zabrzmiał tak spokojnie, tak chłodno. Zdziwiła się, że jest w stu procentach opanowana, jej umysł jest jasny, a myśli klarowne. Zdziwiła się, że nie czuje strachu, nie poci się, a ręce jej nie drżą ze zdenerwowania.
Tak jak o niej można było powiedzieć, że jest spokojna, opanowana i pewna siebie, tak trudno było to samo stwierdzić patrząc na Percivala Weasleya. Szok był najlepszym określeniem wyrazu jego twarzy.
- Granger? – spytał tonem, sugerującym że zobaczył zjawę, a nie osobę z krwi i kości. – Możesz mi powiedzieć co tu robisz? – dodał już spokojniej.
Zirytował się tym, że nie dostrzegł w jej oczach strachu, ani niepewności. Widział jedynie pogardę, determinację i spokój.
- Stęskniłaś się za mną? – wydął pogardliwie usta i czekał na reakcję dziewczyny. Nie było żadnej reakcji, a przynajmniej nie taka jakiej oczekiwał. Błysk obrzydzenia i nienawiści w oczach Hermiony nie był tym, czego pragnął. Nie wzdrygnęła się, nie odwróciła oczu, nadal patrzyła mu prosto w twarz.
- Przyszłam panu powiedzieć, żeby dał pan spokój profesorowi Snape’owi. Proszę wysłać dziś do niego jakąś oficjalną notę z informacją, że zeznania Mistrza Eliksirów i innych osób w sprawie zabójstwa Salomona Notta, nie dają podstaw do dalszych podejrzeń wobec Severusa Snape’a. Tylko tyle chciałam powiedzieć, panie wiceministrze.
- Jesteś nad wyraz bezczelna Granger, wiesz o tym?
Hermiona nie odpowiedziała. Tylko na niego patrzyła.
- Przychodzisz tu i dajesz mi wytyczne, co do postępowania w sprawie brutalnego morderstwa i uważasz, że tak po prostu cię posłucham? Ty naprawdę jesteś niezrównoważona – wstał i podszedł do dziewczyny, która stała niemal przy drzwiach i nie zamierzała się stamtąd ruszyć.
Hermiona zacisnęła zęby, a jej palce mocno zwarły się na różdżce.
- Nie podchodź nawet o milimetr bliżej – warknęła, szybkim ruchem przystawiając mu różdżkę do gardła.
- Granger, ja też mam czym rzucać zaklęcia – Weasley prawie się roześmiał.
- Możliwe, ale to ja znam więcej przykrych klątw i uroków i jestem od ciebie dużo szybsza i skuteczniejsza w posługiwaniu się magią, chociaż moi rodzice to mugole.
- Nie odważysz się, Granger – głos wiceministra był zimny.
- Przecież jestem niezrównoważona.
- A czy ktoś wie, że tu jesteś? – spytał odtrącając jej dłoń z różdżką.
- Owszem, Lucjusz Malfoy. I lepiej więcej mnie nie dotykaj.
- No proszę. To ciekawe, bo on także chciał abym zaprzestał przesłuchań Snape’a. Ciekawe.
- Raczej dające do myślenia. Mistrz Eliksirów jest niewinny, a pan, panie wiceministrze, dzisiaj oficjalnie powiadomi go o tym sowią pocztą.
Tym razem Percy naprawdę się roześmiał i usiadł z powrotem za biurkiem.
- Daruję ci ta bezczelność, bo mnie rozbawiłaś.
- Ja wcale nie zamierzałam pana rozbawić, panie Weasley – tym razem Hermiona podeszła do niego i nieproszona usiadła naprzeciw wiceministra.
- Bijesz rekordy chamstwa, głupia dziwko.
Poczuła, że wzbiera w niej gniew:
- Zrobisz to Percy. A jeżeli dziś Snape nie dostanie od Ciebie takiego listu to oficjalnie oskarżę cię o gwałt i napiszę do „Proroka Codziennego” o tym jak mnie potraktowałeś. Dobrze słyszałeś, podam to do prasy, chociaż nienawidzę metod dziennikarskiego rozdmuchiwania plotek – dodała z satysfakcja, gdy zauważyła, ze Percy pobladł. - Jak myślisz, Knot cię obroni przed Wizengamotem i przed przesłuchaniem pod Veritaserum? Przecież Draco Malfoy był świadkiem, tego co mi zrobiliście razem z Matrojewem. I też może zeznawać pod działaniem Serum. Ja też mogę to zrobić.
- Granger, nie wyobrażam sobie, że chciałabyś przez to wszystko przechodzić. Wiesz jak potraktuje cię prasa i nie tylko prasa? – spytał chłodno, ale jego głos drżał.
Hermiona poczuła jak ogarnia ją zimna furia.
- Kto powiedział, że chcę? – jej oczy były zimne i pełne nienawiści. – Kto ci powiedział sukinsynu, że zrobię to z ochotą? A może zapomniałeś przez co przeszłam dzięki tobie? Uważasz, że może być coś gorszego? Bo ja tak nie uważam. Zrobię to, jeżeli nie dasz mi wyboru. Jestem silniejsza niż ci się wydaje i mogę ci to udowodnić. Mogę ci udowodnić, że ze mną nie wygrasz. Wybieraj, Percy. Albo dziś Severus Snape otrzyma oficjalną sowę z ministerstwa, albo wieczorem wyślę sowę do Rity Skeeter. Kto jak kto, ale ona na moją prośbę stawi się w Hogwarcie w sobotę z samego rana, żeby zrobić ze mną wywiad.
Wstała i patrzyła na zaskoczonego, złego, ale i targanego wewnętrznymi rozterkami Weasleya.
- To wszystko z mojej strony, panie wiceministrze – rzuciła od progu.
- Nie zrobisz tego – patrzył na nią z nienawiścią, ale i ze strachem.
- Sprawdź mnie – uśmiechnęła się pogardliwie, wyszła z gabinetu i trzasnęła drzwiami.
Dopiero teraz poczuła zdenerwowanie i musiała oprzeć na chwilę prawą dłoń o ścianę. Ale nerwy bardzo szybko się jej uspokoiły. Wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się sama do siebie, po czym spokojnie ruszyła w stronę windy.

***


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zigi
post 17.06.2005 14:50
Post #105 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 19.09.2004
Skąd: The Valley of Death




Poprostu Genialne .. najbardziej mi sie podoba Hermoina ,która twardnieje
i daje popalić Percy'emu ... po prostu niesamowite . Zastanawia mnie postępowanie Voldemorta ,który nie birerze udziału w oficjalnej "grze" , bo Ministrstwo jest tak jakby trzecią możliwością
ani za Voldemortem ani "Dumbeldorem" więc jego postawa jest dziwna ,, nie broni swoich popleczników jak chocby Lucjusza i Draco przed Panem Wiceministrem ;p
Ale Genialne czekam na następne części

Ten post był edytowany przez Zigi: 18.06.2005 10:24
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Raistlin
post 22.06.2005 14:48
Post #106 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 57
Dołączył: 11.12.2004
Skąd: Krynn




Po krótkiej przerwie jestem znowu i wchodzę na ff i widzę następny odcinek "Być szlachetnym". Podobał mi się i oprócz kilku literówek i ortografów, błedów nie znalazłem. Jak powiedział Zigi też mi się podoba Hermiona, która daje popalić Percy'emu. Ten moment mnie rozśmieszył:
QUOTE
Ron posłał Harry’emu rozbrajające spojrzenie z serii „weź mnie oświeć, bo nie rozumiem”, ale ten wzruszył jedynie bezradnie ramionami, a jego mina była bardzo podobna do miny rudowłosego.


Pozdrawiam i czekam na kolejny odcinek

Raistlin


--------------------
DragonLance Forum

"Kto wcześnie się z łóżka zbiera,
ten wcześnie umiera."
Rincewind
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 27.06.2005 18:48
Post #107 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Ech, komentarzy jak na lekarstwo pod poprzednią częścia, może dlatego, że zbyt szybko wklejałam te części, które były napisane i przyzwyczailiście się do obszerniejszego i często pojawiającego sie tekstu.
Cóż, mam nadzieję, że nadrabiam jakością i życzę miłej lektury smile.gif


******
Snape stukał nerwowo paznokciem o blat biurka i uważnie obserwował uczniów. Zdenerwowanie kilkoma niemiłymi aspektami jego stojącej pod znakiem zapytania egzystencji i zaniepokojenie nieobecnością uczennicy, która okazywała ostatnio, ze zrozumiałych dlań przyczyn, zachwianie silnego w gruncie rzeczy charakteru, nie ograniczało bynajmniej jego percepcji i umiejętności wychwytywania wszelkich objawów niepodporządkowanie się uczniów do reguł obowiązujących na jego terytorium. W jakiś dziwaczny, nieokreślony sposób, irytacja czy zniecierpliwienie Severusa, zwiększały jeszcze jego zdolności dostrzegania niepożądanego ruchu i wyostrzały słuch na podejrzane szelesty. Uczniowie to wiedzieli i czuli. Tak, jak Snape miał szósty zmysł, który sprawiał, że wyłapywał w mig niesubordynację (nawet taką, która jeszcze nie zaistniała, ale według niego mogłaby zaistnieć), tak uczniowie z biegiem lat wyrabiali sobie zmysł czujności, który, najczęściej bezbłędnie, wykorzystywali podczas zajęć z Mistrzem Eliksirów Oraz Zastraszania Hogwardzkiej Młodzieży. Niezachowanie ostrożności bowiem groziło niemiłymi konsekwencjami. Powiedzenie Szalonookiego Moody’ego „stała czujność” nabierało na lekcjach eliksirów szczególnego znaczenia i to dla obu stron toczącej się na sali cichej wojny.
Wszyscy uczniowie, w niemym skupieniu, warzyli eliksir paraliżujący, usilnie starając się pamiętać o przestrodze nauczyciela i o tym, żeby nie zyskać niezbyt miłego miana głąba, bądź równie uroczego matoła.
Lekcja upływała w ciszy i spokoju, mniej więcej, do trzech czwartych pierwszej części podwójnych zajęć eliksirów.
Wtedy bowiem wydarzyło się coś ciekawego.
Draco, zaniepokojony nieobecnością Hermiony, sfrustrowany nie rozładowanym napięciem seksualnym, strapiony myślami o własnym losie w szeregach Lorda i zaintrygowany tym, co napisał mu Harry, nie był w stanie wystarczająco się skupić na warzeniu eliksiru.
- Draco, nie... – zdążyła cicho sapnąć na wdechu Blaise, ale było już za późno.
Malfoy wrzucił, z niezbyt przytomną miną, ostatni składnik wywaru – sproszkowane skrzydła ważki. Do wrzenia płynu pozostały jeszcze przynajmniej trzy minuty i niepożądana reakcja eliksiru była natychmiastowa. Już nie miał szans stać się klarowny i jasnożółty. Zrobił się mętny, a jego kolor przywodził na myśl zbutwiałą sałatę.
Do Dracona dotarło w ciągu dwóch sekund, że zrobił kardynalny błąd. Biorąc pod uwagę nastrój Severusa, mógł być to ostatni błąd jego życia.
Frustracja, niepokój i wszystkie inne, nękające go emocje, przelały się poza brzegi jego psychicznej wytrzymałości. Zwątpił.
- Żesz, kur*wa mać! – oświadczył głośno i dobitnie zdesperowanym tonem, a w jego oczach zalśniły łzy złości. – A tak się starałem – dodał ciszej łamiącym się głosem.
Severus zamarł z miną wyrażającą całkowite niedowierzanie, a jego zimny, bezdenny wzrok przewiercał duszę Malfoya na wylot.
Uczniowie zastygli, przestali nawet oddychać. Powiało taką grozą, że nikt nie usłyszał, iż drzwi cicho się otworzyły.
- Przepraszam za spóźnienie, panie profesorze – głos Hermiony zabrzmiał nienaturalnie głośno. Zamknęła drzwi, a Snape powoli odwrócił głowę w jej kierunku.
Harry zaczął się zastanawiać, czy Mistrz Eliksirów nawrzeszczy na Dracona i da mu szlaban, czy raczej porządnie ochrzani Hermionę i odbierze jej co najmniej sto punktów.
Severus zdawał się być rozdarty, ale tylko przez ułamek sekundy.
- Siadaj, Granger. Eliksir paraliżujący będziesz miała okazję przyrządzić innym razem. Powiedzmy jutro w południe na szlabanie. Oczywiście tracisz punkty. Ile minut się spóźniłaś? – to było pytanie retoryczne, o czym wiedziała nawet wyrywająca się zwykle do odpowiedzi Hermiona. – Powiedzmy pięćdziesiąt – Granger wolała się nie wychylać z podpowiedzią „czterdzieści pięć”.
- Malfoy – Severus odwrócił się do swojej drugiej ofiary. – Czy ja przed chwilą usłyszałem z twoich ust bardzo niekulturalne określenie, czy mi się zdawało?
- Nie zdawało się panu – mimo ulgi na widok Hermiony, Draco poczuł znajomy niepokój. Nie pomagała mu świadomość, że Severus traktował go zwykle ulgowo i, że był jego chrzestnym. Snape posiadał umiejętność paraliżowania wzrokiem. Zupełnie jak bazyliszek.
„Może to jego forma animagiczna” – pomyślał z roztargnieniem młodzieniec. – „Może ja w końcu zwariuje, zamkną mnie na oddziale zamkniętym i będę miał święty pokój” – dodał po chwili w myślach. Czuł, że wszystko, co się dzieje wokół niego, powoli zaczyna go przerastać. Miał ochotę nawrzeszczeć na Hermionę, że przez nią zawalił eliksir, bo martwił się jej nieobecnością, miał ochotę napyskować nauczycielowi, że ma tego wszystkiego dość. Miał ochotę kogoś uderzyć, a nawet zamordować, najlepiej Pansy, która patrzyła teraz na niego z wyższością, niesmakiem i z drwiącym uśmieszkiem.
- Na lekcjach się nie przeklina, Malfoy – łagodnie powiedział Snape i podszedł do Dracona. Zajrzał do jego kociołka i z nieodgadnioną miną wyczyścił jego zawartość. – Dzisiaj niestety nie zaliczyłeś zajęć. Tracisz dwadzieścia punktów i masz szlaban u Filcha. Powiedzmy o ósmej. On ci na pewno wymyśli coś ciekawego.
- Tak jest, sir – odrzekł Draco przez zaciśnięte zęby.
Był na niego zły. Snape doskonale wiedział, jak ciężkie przejścia miał poprzedniej nocy, a jednak zafundował mu mękę z woźnym. Poczuł się potraktowany bardzo niesprawiedliwie. Chciało mu się płakać, ale przełknął łzy.
- Gdybyś naprawdę się starał, nie zrobiłbyś podstawowego błędu – chłodno dodał Severus.
Draco nie odpowiedział. Stał ze spuszczoną głową i zaciskał pięści, żeby nie wybuchnąć, żeby się nie wściec.
Mistrz Eliksirów spokojnie podszedł do Hermiony, która obserwowała całe zajście nic nie rozumiejąc i zdążyła się dopiero rozpakować, i Harry’ego. Harry właśnie przed chwilą dodał do wrzącego eliksiru ostatni składnik i teraz wywar nabierał odpowiedniego kolorytu i konsystencji.
- Nawet Harry Potter zrobił doskonały eliksir, Draco – rzucił niedbale nauczyciel, sam nie wiedząc dlaczego, stosował się do prośby chłopca sprzed kilku dni, żeby nie mówić do niego po prostu Potter. Odpowiedział sam sobie, że taki ma kaprys i tak mu się podoba.
Blaise łagodnie położyła dłoń na plecach Malfoya.
- Nie denerwuj się – szepnęła, widząc jak jest podminowany i bliski zrobienia jakiegoś głupstwa. – Nie trzeba, wiesz, że ona taki jest. Przecież widać, że ma zły dzień. Nie denerwuj się, nie warto. Potraktowałby tak każdego kto skrewił. O wiele gorzej potraktowałby Harry’ego, przecież wiesz.
Wiedział. I gdyby nie ona, po prostu wyszedłby z sali i walnął drzwiami, albo nawrzeszczał, że ma wszystko w dużym poważaniu, bo spieprzony eliksir to nic w porównaniu z tym, że torturował i zabił bezbronną dziewczynę. Przygryzł dolną wargę tak mocno, że pociekła mu krew. Ale ból pozwolił mu się opanować, tak samo jak cichy szept Blaise.
- Na Boga, panie Potter, będę ci zmuszony postawić Znakomity – głos nauczyciela był zimny i drwiący.
Hermiona patrzyła ze zgrozą jak Draco zaciska powieki. Widziała stróżkę krwi na jego brodzie. Widziała jak ukrywa twarz w dłoniach i zaciska pięści na swoich jasnych włosach. Wiedziała do czego musiał się posunąć, żeby wejść w szeregi Śmierciożerców. Mogła się tylko domyślać w jak okropnym był nastroju, jak mu był źle, jak bardzo czuł się rozbity, zraniony i zły. Wiedziała, że jej wczorajsze zachowanie nie wpłynęło na niego dobrze, wiedziała, że musiał się zamartwiać jej nieobecnością. Dopiero teraz do niej dotarło, że mogła udać się do ministerstwa w porze obiadu, ale była tak bardzo niecierpliwa, że nie mogła usiedzieć na tyłku. Zupełnie jak Harry, który teraz stał zarumieniony ze spuszczoną głową, marząc tylko o tym, aby Snape przestał. Marząc o tym, żeby jego kociołek wybuchł. O czymkolwiek, co przerwałoby całą tą farsę.
- Szkoda tylko, że tego samego dnia, w którym ty okazałeś się ... geniuszem, – jadowity sarkazm niemal się wylewał z Mistrza Eliksirów – jeden z moich najlepszych uczniów zachował się jak matoł. Czy wy zamieniliście się umysłami? – Severus zawał sobie sprawę z tego, że jest po prostu podły. Doskonale. Ale nic nie mógł poradzić na to, że takie zachowanie mu psychicznie pomagało. Inaczej by zwariował. Musiał być sarkastyczny, zimny, zdystansowany do wszystkiego i wszystkich, bo to pomagało mu zachować zdrowy rozsądek i sprawiało satysfakcję z panowania nad sytuacją. Cóż z tego, że ta satysfakcja byłą chora? Cóż z tego, że ranił innych? Cóż z tego, skoro, kiedy był zwyczajnie zły, mógł logicznie myśleć. Jego wampirza natura często przysparzała mu wewnętrznych rozterek, ale sarkazm, ironia, oraz lodowata drwina zawsze pomagały mu zachować zimną krew i utrzymywały jego umysł na najwyższych obrotach, a nerwy pod ścisłą kontrolą.
Owszem, nie musiał być aż tak podły. Ale był sfrustrowany, zirytowany i po prostu chciał taki być.
- Niech pan natychmiast przestanie – Hermiona popatrzyła na nauczyciela bez lęku. – Czy pańskie problemy wydają się panu mniejsze, gdy może pan bezkarnie wyżyć się na uczniach? – sama była zdziwiona własną odwagą.
Nauczyciel utkwił w niej wzrok, ale ona nie spuściła oczu, nie zarumieniła się, nie wzdrygnęła.
Teraz uczniowie skupili się na pannie Wiem-To-Wszystko z myślą, że tym razem Snape’owi do końca puszczą nerwy i zrobi coś strasznego. Każdy z uczniów Hogwartu, chociaż raz w życiu, wyobrażał sobie jak Severus robi coś strasznego. Było to niesprecyzowane coś, ale, mimo swej abstrakcyjności, budziło w duszach młodzieży nieokreśloną grozę. Uczniowie usilnie starli się, aby, cokolwiek się stanie, nie dopuścić do ostateczności, czyli do tego, żeby Mistrz Eliksirów uczynił owo niezidentyfikowane straszne coś. Adepci szóstego roku mieli w tej chwili niejasne przeczucie, że dokonał się przełom i owo coś za chwilę nastąpi. Nikt jednak nie był w stanie powiedzieć: „Przestań, Granger!”. Wszyscy po prostu patrzyli. Patrzyli i czekali. A Hermiona była spokojna, tak spokojna, jak zawsze na wszystkich lekcjach. Spokojna, opanowana i zdecydowana powiedzieć nauczycielowi to co myśli.
- Nie tylko pan ma ciężkie życie i duże problemy. Nie obchodzi pana, że, być może, swoimi urągającymi uwagami bardzo pan kogoś rani, sprawiając, że jego życie staje się o wiele trudniejsze? Przecież pan doskonale o tym wie – nie była zła. Było jej cholernie przykro, że zawiodła się na nauczycielu, który zdążył już jej udowodnić, że ma serce na właściwym miejscu. Tym bardziej bolesne było, iż nie raczy tego serca słuchać.
- To było tak pouczające Granger, że jestem zmuszony odebrać ci kolejne pięćdziesiąt punktów. Daje nam to okrągłe sto, ale jako Prefekt powinnaś dawać dobry przykład innym uczniom, nie zaś tak skandalicznie się spóźniać - nauczyciel mówił bardzo spokojnie i był opanowany, chociaż w głębi duszy poczuł ukłucie bólu, bo Hermiona miała rację. Teraz czuł się jeszcze podlej, ale to uczucie go przecież rzadko kiedy opuszczało. Na przykład w tedy, gdy mógł jej wysłuchać i wesprzeć ją duchowo. Ze złością odepchnął od siebie sentymenty. – Mam nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz.
- Tak jest, sir – odrzekła grzecznie.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia? Jeżeli tak, to czekam. Z przyjemnością pozbawię Gryffindor kolejnych punktów – chłodna drwina wcale nie ubodła Hermiony. Mimo zawodu jaki czuła, w przeciwieństwie do Gryfonów, a nawet większości Ślizgonów, rozumiała Snape’a.
- Nie, profesorze. Nie chcę już nic powiedzieć, przecież pan doskonale o tym wie.
Ostry dźwięk oznajmiający przerwę spowodował, że kilkoro uczniów podskoczyło.
- Twój podziw dla mojej wiedzy jest wzruszający, ale nadal masz szlaban w sobotę. Wszyscy jazda na przerwę... Ty zostajesz, Malfoy – dodał, chociaż Draco wcale nie ruszył się ze swojego miejsca. Patrzył z utęsknieniem na Hermionę.
„Znowu dostałem tytuł bydlaka Hogwartu” – pomyślał ironicznie Severus, obserwując, jak uczniowie w pośpiechu opuszczają salę.
Tylko Hermiona i Blaise wychodziły bardzo powoli i spokojnie. Mistrz Eliksirów leciutko się zarumienił, gdy Granger rzuciła mu przygnębione spojrzenie.
- Zabini – prawie warknął.
- Tak, sir? – Ślizgonka grzecznie odwróciła się w jego stronę. – Przekaż, że macie dłuższą przerwę. Całe trzydzieści minut. I niech mi żaden tuman nie pojawi się tu wcześniej.
- Dobrze profesorze, przekażę. I ufam, że nikt nie odważy się wejść tu przed czasem. Zbyt dobrze radzi pan sobie z tumanami – w jej głosie nie było drwiny, ironii, sarkazmu. Mówiła cicho, niemal zmęczonym tonem. Nie mógł się na nią wściec, bo patrzyła na niego tak łagodnie, jak tylko ona potrafiła w całym Domu Węża. Jej niebieskie oczy były smutne.
- Zabini, porady psychologiczne zachowaj dla innych, choćby dla Pottera – odrzekł łagodnie. – Możesz nawet założyć razem z Granger poradnię na terenie Hogwartu. Ja nie mam nic przeciwko temu. Jedynie nie skorzystam. Rozumiemy się?
Blaise tylko skinęła głową. Snape zawsze był dla niej zagadką. W jakiś dziwny, niewytłumaczony sposób go lubiła i szanowana.
- Ja i tak wiem, że pan nie jest zły – powiedziała i powoli wyszła z sali, czekając na jakiś docinek. Nie doczekała się.

Severus usiadł obok Dracona. Przez pierwsze minuty panowała cisza i Snape patrzył tylko na przygnębionego Ślizgona. Później wyczarował dwa kubki mocnej i aromatycznej kawy z mlekiem.
- Proszę, Draco – powiedział łagodnie, prawie pewien, że chłopak odmówi.
Malfoy jednak przyjął napój.
- ...kuję – burknął niewyraźnie. – One tak mogą stać? – Snape wiedział, że chłopak ma na myśli eliksiry.
- Nic im się nie stanie. Ty, jednak, nie wyglądasz najlepiej.
- Och, nie przejmuj się mną, ojcze chrzestny. Nic mi nie jest. Ja tylko torturowałem i zabiłem jakąś gówniarę. Czy to istotne? Ważne, że mam ten cholerny znak...
- Taki zgorzkniały sarkazm, w twoim wieku, to niezdrowy nawyk.
Draco jedynie zaśmiał się zimno.
- I kto to mówi, prawda? – Severus upił duży łyk kawy.
- Wiem, że ci ciężko – podjął po chwili. – Naprawdę wiem, ale na lekcjach się nie klnie.
- Owszem, ale aż tak przyjemny nie musiał pan być, profesorze – ironicznie odrzekł chłopak.
- Nie musiałem. Nigdy nie muszę – łagodnie odpowiedział mu na zarzut Snape. – Po prostu jestem.
- Nie da się nie zauważyć – Draco już nie ironizował, po prostu stwierdził fakt.
- Prawda? – Severus popatrzył na niego uważnie. – Niedługo będziesz snuł się po Hogwarcie jak duch i warczał na wszystkich. Będziesz nieprzyjemny, zgorzkniały i złośliwy. Wszyscy będą cię unikać. Tak jak mnie.
Draco nie odpowiedział. Jedynie wzruszył ramionami.
- Bycie szpiegiem to ciężki chleb powszedni. Zwłaszcza bycie podwójnym szpiegiem.
- Pan nie boi się wrócić w szeregi Voldemorta i szpiegować – warknął Draco, dopiero po sekundzie uświadamiając sobie, że mówi to, co napisał mu na karteczce Potter.
„Świetnie, chcę szpiegować, a na dzień dobry okazuje się, że nadaję się do tego, jak złoto leprokonusów na spłacenie długów” – pomyślał smętnie, intensywnie główkując, jak ma wytłumaczyć się z tego, co właśnie powiedział. - Doprawdy? – spytał Snape przeciągając sylaby.
- To znaczy... Założę się, że po cichu pan o tym myśli, zwłaszcza teraz. Czyżbym się mylił? – Draco modlił się w duchu, żeby Severus to kupił.
Profesor patrzył na niego intensywnie. W końcu potrząsnął z irytacją swoimi tłustymi włosami.
- To, co zamierzam, lub nie, to moja prywatna sprawa, a jeżeli nawet, to na pewno tobie to nie zaszkodzi.
- Mi nie, gorzej z panem.
Mistrza Eliksirów zdenerwowała arogancja chłopaka.
- Gorzej będzie z tobą, jeśli będziesz się w nocy pałętał po zamku i podsłuchiwał! – Snape niemal warczał. – Uważasz, że jesteś na tyle dobrym oklumentą, że Czarny Pan nie będzie mógł swobodnie wydobyć z twojego umysłu tego, czego nie powinien wydobyć?
Malfoy chciał już powiedzieć, że to nie on podsłuchiwał, ale Potter, w porę jednak ugryzł się w język. Harry nie napisał mu, na szczęście, wszystkiego. Tylko o wymyśle Severusa, poza tym wspomniał, że resztę mu opowie po obiedzie w łazience Jęczącej Marty. Właśnie w tej chwili Draco zrozumiał, że nie powinien słuchać tych ciekawych wieści, a Snape ma cholerną rację. Jak zwykle zresztą.
- Nie uważam... I nic więcej nie słyszałem – Draco westchnął przeciągle. – Ma pan rację. Nie powinienem interesować się tym, co robi Zakon.
- Owszem i powinieneś brać lekcje oklumencji. Najlepiej u dyrektora.
- Wolę u pana. On mnie... onieśmiela – Draco zarumienił się widowiskowo.
- Słuchaj. Dumbledore nie chowa do ciebie urazy. To nie ten typ.
- Wiem, a to sprawia, że mi jeszcze bardziej głupio.
- To niech ci nie będzie. Dziś o ósmej masz zajęcia z dyrektorem. Codziennie godzinę. Ja to załatwię. I nie chcę słyszeć żadnych sprzeciwów. Będziesz na te zajęcia uczęszczał z Potterem – omal się nie zaśmiał w duchu nad własna przewrotnością.
- Ale przecież... – Draco wyglądał na zdezorientowanego.
- Daruję ci ten szlaban. Jesteś człowiekiem sfrustrowanym. Wymsknęło ci się.
- Ale Hermionę potraktował pan... – zaciął się jakby szukał odpowiedniego słowa.
- ... podle. Wiem – Snape zacisnął wargi. – Nie lubię gdy ktoś czyta w moich myślach, jak w otwartej księdze. Zwłaszcza, jeżeli taka osoba nie jest legilimentą, a ma jedynie cholernie niezawodną intuicję i zmysł obserwacji.
- Chyba rozumiem – Malfoy westchnął.
- Pannie Granger musi na tobie bardzo zależeć, skoro zaryzykowała starcie z hogwardzkim złośliwym nietoperzem.
- Zaraz nietoperzem... A Hermiona podobno mnie kocha, przynajmniej tak twierdzi. I może rzeczywiście tak jest, bo nawet spała ze mną i to w jednym łóżku... Nawet się dała przytulić...
- Czy ja coś już mówiłem o zgorzkniałości i sarkazmie? – mimo ironii w głosie, Snape popatrzył na swojego ucznia z troskliwym zrozumieniem.
- Przynajmniej sobie poćwiczę, od czasu do czasu, mięśnie prawej ręki...
- Draco, wstydziłby się mówić tak do nauczyciela, nie sądzisz?
- Do nauczyciela tak, ale do ojca chrzestnego chyba mogę?
- Może jednak z większym szacunkiem i nie jak do kumpla?
- Może ja bym wolał wódki, a nie kawy?
- A może ja wiem lepiej, co tak naprawdę wolisz?
- To może wyręczysz moją prawą dłoń?
- Właśnie straciłeś dziesięć punktów Draco. Bawimy się dalej?
- .......
- Z takim tekstem możesz wystartować do Pottera. Być może chłopak się ucieszy.
- Przepraszam. Jestem sfrustrowany, poirytowany i zły. Po prostu mnie poniosło.
- Wiem. Dlatego żyjesz. Jesteś cały i zdrowy. A ja jestem spokojny. Na razie... Też się martwiłem jej nieobecnością.
- Wiem... A co do Pottera, czemu ty go tak straszliwie nie cierpisz? – zaciekawienie.
- Traktuję go normalnie. Czy to moja wina, że jest impertynenckim gówniarzem? – gładka, spokojna odpowiedź, nie pozostawiająca wątpliwości, co do niechęci Severusa do rozmowy na ten temat.
- Aha – pełne zrozumienie dla intencji rozmówcy.
Chwila ciszy.
- Nie sądzisz, kochany ojcze chrzestny, że nasza rozmowa jest nieco pokręcona?
- Owszem, ale chyba zadziałała na ciebie pozytywnie?
- Chyba tak... Masz rację z tą oklumencją.
- Wiem.
- Jak zwykle skromny.
- Lepiej ćwicz silną wolę i oklumencję zamiast prawej ręki – delikatna ironia.
- Cieszę się, że wierzysz w moją silną wolę i panowanie nad sobą. Dziękuję za wsparcie – tony ironii i goryczy.
- Doskonale wiesz, że żartowałem. Ale nie w sprawie oklumencji.
- Wiem.
- Lepiej?
- Tak. Ale nadal czuję złość, że mnie ośmieszyłeś.
- Przepraszam.
Draco zamrugał ze zdziwienia.
- Przecież nikt z ciebie się nie śmiał.
„Niechby ktoś spróbował”
- Poza Pansy.
- .......
- Była zadowolona.
- Ma szczęście, że nie zauważyłem.
- Domyślam się.
Severus westchnął i spojrzał na zegarek.
- Lekcja będzie za kwadrans. Idziesz na przerwę?
- Nie, drogi wuju. Posiedzę z tobą. Pokontemplujemy razem nad naszym ciężkim losem.
- Obyż to było zabawne.
Milczeli obaj aż do rozpoczęcia lekcji. Severus zebrał próbki eliksirów i naprawdę wstawił Harry’emu do dziennika wielkie Z. Wbrew własnej woli Potter poczuł dziwną dumę, a Blaise szeroko się do niego uśmiechnęła. Mistrz Eliksirów kazał uczniom przeczytać o właściwościach eliksiru paraliżującego z podręcznika i zakończył lekcję grubo przed czasem.
- Panno Granger, – powiedział, gdy uczniowie zaczęli opuszczać salę – proszę zostać.
Hermiona posłusznie kiwnęła głową.
- Trochę dużo punktów ci uciąłem – powiedział cicho, gdy zostali w sali sami.
- To nic, sir.
- Twoi współdomownicy zapewne tak nie pomyślą.
- Nie szkodzi, sir. Jestem Prefektem, a spóźniłam się na zajęcia.... I to poważnie się spóźniłam.
- Mhm... I wystarczyłoby odjąć ci te pięćdziesiąt punktów, a nie całe sto. Lubię pokazywać uczniom, gdzie ich miejsce i jestem niesprawiedliwy, prawda? – powiedział bardzo łagodnie i patrzył na nią z wyczekiwaniem
- Jest pan nauczycielem i skoro odjął mi pan więcej punktów, to widocznie sobie na to zasłużyłam. Trudno – Hermiona mówiła cicho i była bardzo spokojna. Po prostu była grzeczna.
- Granger, to irytujące. Jako wredny i złośliwy belfer chcę cię sprowokować do tego, żebyś naraziła się na kolejne kary, a ty zawstydzasz mnie swoją dojrzałą postawą – Severus z rozmachem zamknął dziennik i uniósł lewą brew.
Hermiona patrzyła na niego niepewnie. Wydawał się zadowolony? Może nie. Ale na pewno usatysfakcjonowany.
„Co za dziwny, nieodgadniony typ” – pomyślała zaniepokojona. Zawsze niepokoiły ją rzeczy, których do końca nie mogła zrozumieć, czy ogarnąć. Co nie przeszkadzało jej szanować Snape’a. I, co najdziwniejsze, lubiła go. Denerwował ją, był podły, niesprawiedliwy, złośliwy, a jednak go lubiła. I wiedziała, że się nie myli szanując tego człowieka.
- Pewnie potrafisz uwarzyć ten eliksir? – spytał po chwili ciszy.
- Chyba tak, sir. Nie próbowałam, ale czytałam kiedyś dokładną instrukcję. Nie jest łatwy, ale robiliśmy już na zajęciach trudniejsze eliksiry. Powinnam sobie dać radę.
- Jak będziesz chciała poćwiczyć to mi powiedz, udostępnię ci wtedy pracownię.
Hermiona zmarszczyła brwi.
- Ale przecież mam zrobić eliksir paraliżujący jutro....
- Odpuszczę ci ten szlaban, Granger – wszedł jej w słowo nauczyciel.
- Dziękuję ...
- Tylko więcej się nie spóźniaj.
Hermiona nagle doznała olśnienia. Przecież Severus Snape mógł się o nią martwić. I na pewno tak było. Postąpiła niemądrze spiesząc się tak ze swoją misją. Ale nie żałowała. Teraz była dużo spokojniejsza.
- Oczywiście, sir.
- Czy będzie dużym nietaktem, jeżeli spytam, co okazało się ważniejsze od zajęć z eliksirów zaawansowanych? – znowu uniósł brew i wpatrywał się w nią z zainteresowaniem.
- Nie, ale.... Nie powiem panu, bo... – uśmiechnęła się łobuzersko. – Bo nie chcę psuć niespodzianki.
- Granger, ty jesteś po prostu bezczelna – powiedział, ale w jego głosie kryło się rozbawienie i zainteresowanie.
Zaintrygowała go. Naprawdę zaintrygowała. Na chwilę przestał się przejmować dręczącymi go problemami. Zaczął zastanawiać się, co zmalowała ta układna, zawsze przygotowana na zajęcia i oczytana uczennica.
- Przepraszam, ale naprawdę nie mogę powiedzieć. I nie jest pan wredny. Jest pan w porządku, tylko ma pan trudny charakter.
- Powinnaś teraz dostać szlaban – odrzekł łagodnie. – Jesteś irytującą, mądrzącą się pannicą, ale masz szczęście, bo mi to nie przeszkadza. W odpowiednich dawkach. I nie próbuj mnie zmieniać Granger.
- Wcale nie zamierzam. Już panu mówiłam, że jest pan wspaniałym człowiekiem. Nadal tak uważam.
- Granger, właśnie przekraczasz dopuszczalną dawkę irytacji – nie lubił gdy ktoś tak do niego mówił. Stanowczo nie lubił. Dlatego szybko zmienił temat. - Mam nadzieję, że ta... niespodzianka nie wpakuje cię w kłopoty.
- Nie, sir. Na pewno nie. Dziękuję, że darował mi pan jutrzejszy szlaban.
- Idź już, Granger. Do końca zajęć jest jeszcze trochę czasu. Idź porozmawiać z Draconem.
Zarumieniła się lekko.
- Porozmawiam. Do widzenia, sir.
- Do widzenia – Severus z westchnieniem usiadł za biurkiem. Postanowił sprawdzić część wypracowań czwartego roku.

******
- Cześć, Potter. Gadałem z Hermioną i ona nie raczy mi powiedzieć gdzie była – tak Draco zaczął rozmowę w łazience Jęczącej Marty.
- Też tego nie wiem, jeśli chcesz zapytać. Cześć – Harry spojrzał na zegarek. – Zaraz powinna być reszta.
- CO?!
- Chcę to powiedzieć jeszcze paru osobom. To naprawdę ważne. Być może uda nam się coś zdziałać.
- Słuchaj, Potter, nie wiem czy to mądre posunięcie. Zwłaszcza, że nie jesteś w Zakonie. Ja też nie jestem... Jeszcze... – Harry uniósł brwi i z zaciekawieniem przechylił głowę. – Możesz zaszkodzić zamiast pomóc, a ja... No, lepiej żebym nie wiedział o niczym.
- Dlaczego?
- Nie każ mi tłumaczyć.
- Malfoy, wiem, że się zmieniłeś. To dziwne, ale ufam ci, dlatego tu jestem razem z tobą. Poza tym, jeżeli wszyscy, który przyjdą, zgodzą się, że najlepiej nic nie robić, to nic nie zrobimy.
- Tak, ale je nie powinienem wiedzieć o takich sprawach. O działaniach podjętych przeciwko Czarnemu Panu – skrzywił się nieznacznie i Harry pomyślał, że u kogoś już widział taki grymas twarzy.
- Czemu? – spytał Gryfon niepewnie, chociaż czuł jaka może być odpowiedź i po plecach przebiegł mu zimny dreszcz.
Draco przyglądał mu się przez chwilę. Krótko, ale bardzo intensywnie. Po czym, bez słowa, zdjął szatę i podwinął rękaw koszuli.
Harry wpatrywał się w czarną czaszkę i węża, czując jak jego czoło pulsuje bólem.
- Potter... Wiem od Snape’a, co się stało w ministerstwie pod koniec zeszłego roku. Hermiona, ty i Longbottom omal nie zginęliście. Gdyby nie profesjonalna pomoc... aż strach pomyśleć. Nie zdradzaj nic istotnego, nie rób nic, co mogłoby się skończyć tragicznie. I nic, absolutnie nic mi nie mów.
Harry się zamyślił. Chciał powiedzieć wszystkim z GD, ale bardzo szybko doszedł do wniosku, że lepiej aby wiedzieli o tych sprawach tylko nieliczni, a teraz zrozumiał, że najlepiej jest nikomu nic nie mówić i nic nie robić. Zdecydowanie nic nie robić. Przypomniał sobie eskapadę pod koniec piątego roku i poczuł tępy ból w okolicach serca.
Draco przyglądał się chłopcu z blizną, modląc się w duchu, by Harry postanowił wszystko zachować w tajemnicy, by nie narażał siebie i innych uczniów, by nie podjął pochopnych, dyktowanych jego zapalczywością i chęcią działania, decyzji, które mogą doprowadzić do tragedii. Nie muszą, ale mogą. A on nie mógł mu zabronić działać. Nie miał ku temu żadnych praw. Mógł jedynie, wykorzystując zaufanie Pottera, spróbować przemówić mu do rozsądku i właśnie tego próbował.
- Ale jest wieli uczniów, którzy ćwiczyli w zeszłym roku zaklęcia obronne na tajnych spotkaniach i myślę, że umiemy bardzo dużo – nieposkromiona ciekawość i chęć przygody drzemiące w nieodrodnym synu Jamesa, były trudne do ugaszenia, poskromienia, czy nawet wyciszenia. - Moglibyśmy...
Draco poczuł, że wzbiera w nim irytacja i gniew. Dlatego Harry nie miał okazji powiedzieć, co mogliby.
- Zamknij się, Potter, i mnie posłuchaj – powiedział bardzo cicho, niemal niedosłyszalnie, ale Harry zamilkł i popatrzył na niego zaskoczony.
Malfoy spokojnie zablokował drzwi do łazienki i rzucił zaklęcie wyciszające.
- Co robisz? – spytał podejrzliwie i niepewnie Harry, ściskając mocniej swoją różdżkę.
- Daruj sobie stałą czujność i chociaż raz posłuchaj głosu rozsądku – Draco prychnął sarkastycznie i wbił poważne spojrzenie w jasnozielone tęczówki chłopaka stojącego naprzeciwko.
- A jak oni wejdą?
- Poczekają sobie, Potter, a ty mnie posłuchasz. Zrobisz co zechcesz, ale najpierw mnie wysłuchasz. Nie mogę ci zabronić narażać własnego życia, bo to twoje życie, ale pomyśl o tym, czy warto narażać siebie i, tym bardziej, innych? W Zakonie są wyszkoleni w walce czarodzieje, także Aurorzy, a my, nieważne jak dobrze wyćwiczeni, jesteśmy tylko uczniami. Powiedz, jakie masz szanse sam na sam z Czarnym Panem? A jakie, gdy jest otoczony swoją świtą, nawet jeżeli będzie z tobą kilkoro uczniów? – Harry, zdając sobie sprawę, że słucha pytań retorycznych, cierpliwie czekał, aż Malfoy skończy swój wywód. - Ja też będę w tej świcie, Potter i rzucę w ciebie niewybaczalnym, gdy musiał, bo nie mogę wzbudzać podejrzeń, a oklumenta ze mnie taki, jak z bazyliszka zwierzątko domowe. I Pamiętaj, że jestem w klątwach dobry, a będę celował na pewno w ciebie i tylko w ciebie, bo to ty jesteś autorem poronionych pomysłów. Co się stanie, jeżeli któreś z uczniów zginie? – poczuł jak zimny dreszcz biegnie mu wzdłuż kręgosłupa na myśl o śmierci Hermiony i wzdrygnął się lekko. - Będziesz mógł z tym żyć? Chyba tak, skoro jakoś żyjesz, mimo, że przez twoja głupotę zginął bliski ci człowiek.
Na wspomnienie Syriusza, Harry poczuł ukłucie bólu, poczucia winy i bezgranicznej wściekłości, ale, na razie, jeszcze milczał, zwłaszcza, że Ślizgon nie ironizował. Może najgorsze był właśnie to, że Malfoy mówił spokojnie i niemal łagodnie.
- Przykro mi, Potter, że Black nie żyje, ale może to powinno cię czegoś nauczyć, nie sądzisz? Może zastanowiłbyś się i najpierw pomyślał, a potem działał– dodał cicho Ślizgon i podszedł do drzwi, bo ktoś zawzięcie chciał się dostać do środka.
- Proszę o chwilę cierpliwości - oznajmił Lunie i Ronowi, po czym, nie czekając na jakąkolwiek reakcję z ich strony, ponownie zamknął drzwi i je zablokował.
Harry nie ruszył się z miejsca.
- Zrobisz, co zechcesz. Powiesz im co zechcesz, ale pamiętaj, że jeżeli cokolwiek stanie się Hermionie, a ty przeżyjesz, to najpierw potraktuję cię klątwą rozpalonych noży, a potem dopiero zacznę się martwić, czy jest to coś bardzo poważnego, czy raczej nie. Wybór należy do ciebie. Ja wychodzę, bo nie mogę znać planów wroga. Żegnam. Harry zaniemówił. Chciał nawrzeszczeć na Malfoya, ale w jakiś niespotykany sposób odjęło mu mowę, bo Ślizgon miał rację. Cholerną i niepodważalną rację.
Draco zdjął zaklęcie wyciszające i podszedł do drzwi.
- Malfoy, zaczekaj – Harry mówił tak cicho, że ledwie było go słychać, ale Draco odwrócił się w jego stronę z wyczekującym wyrazem twarzy. - Masz pieprzoną rację. Narażam siebie i innych i nie słucham dobrych rad. W zeszłym roku nie posłuchałem Hermiony, a w tym nie mam najmniejszej ochoty posłuchać ciebie. Chciałem jeszcze dodać, że sam na siebie rzuciłbym jakąś klątwę, gdyby coś złego stało się Hermionie, ale mam nadzieję, że się nie stanie. Przynajmniej nie przeze mnie, bo mimo, że nie chcę cię posłuchać, wiem, że muszę to zrobić. Inaczej czekają mnie kolejne nieprzespane noce spowodowane poczuciem winy – Harry przestał się przejmować schodzącymi się pod łazienką wybranymi członkami GD. Mogą poczekać. - Rany, czasem czuję się jakbym miał sto lat... – smętnie spuścił dłonie i usiadł po turecku na kafelkach.
- Wiem coś o tym – Draco usiadł naprzeciw niego.
- Oni przyszli i co ja im teraz powiem? Muszę coś wykombinować - Harry intensywnie wpatrywał się w swoją różdżkę, jakby magiczny przedmiot miał moc udzielenia mu odpowiedzi.
Malfoy milczał przez kilka chwil, bijąc się z własnymi myślami, po czym, sam nie wierząc, że to robi; że poświęca się dla tego bezmyślnego Gryfona, zadają sobie dodatkowy trud i narażając się na irytację oraz utyskiwania opiekuna Slytherinu, oznajmił:
- Zawołaj ich, Potter. Ja im coś powiem. Powiem, że chciałbym zorganizować małe integracyjne przyjęcie w lochach. Jutro, powiedzmy około dziesiątej wieczorem... Nie, dzisiaj, bo do jutra mogę się rozmyślić.... Nie wieżę, że to powiedziałem.
„Muszę zaprosić Milli, ona jest całkiem w porządku i podniesie poziom procentowy Ślizgonów” – pomyślał od razu, zakładając, że Blaise jest już pod łazienką.
- Ty... ty tak na poważnie? – Gryfon wbił niedowierzające spojrzenie w Ślizgona i zaniemówił na chwilę. – Naprawdę?
- Idź po nich szybko, bo się rozmyślę – syknął Draco, unosząc jedną brew i bardzo wrednie się uśmiechając.
- Dzięki, Malfoy – Potter uśmiechnął się szeroko i tylko złośliwy, pełen rezerwy grymas, siedzącego naprzeciw chłopaka, powstrzymał go od uściskania arystokraty.
Harry zdjął blokadę i wpuścił do środka przybyłych uczniów, zostawiając je przez chwilę uchylone, bo zauważył, że ostatni z zaproszonych zbliżają się do łazienki. Byli to Justin Finch-Fletchey i Hanna Abot z Hufflepuffu.
Draco powoli wstał i uśmiechnął się niewyraźnie do przybyłych, obserwując z rozbawieniem pełne zaciekawienia i konsternacji twarze. Justin i Hanna mieli spojrzenia wyrażające wrogość i obawę.
- Co on tu w ogóle robi, Harry? – warknął nieuprzejmie Dean Thomas, nie spuszczając oczu z Dracona. Powstrzymał się jednak od komentowania obecności Blaise, bo zdążył zauważyć, że jest blisko z Harrym.
- Chyba nie powiesz mi, że on chce być w gwar... razem z nami? – Justin patrzył na Pottera niechętnie i z naciskiem.
- Nie! – uciął wymianę zdań Harry. – Draco Malfoy chciałby wam... nam coś powiedzieć. Więc uspokójcie się i go posłuchajcie.
Tylko Luna Lovegood wyglądała tak, jak zwykle. Jedyną zmianą w jej fizjonomii było zaciekawienie.
- Powiedz, czy macie w lochach dużo mechołazów? – zapytała sennym głosem, a Ron ścisnął znacząco jej dłoń i spiekł raka.
Draco został wyrwany ze swego toku myślowego i zamrugał ze zdziwienia, a wszyscy zebrani zaczęli wpatrywać się w Lunę, za co Malfoy był im wdzięczny.
- Mecho... co?!
- Mechołazy lęgną się w wilgotnych, zimnych i zapuszczonych miejscach – spokojnie wyjaśniła Luna. – Pewnie jakiegoś widziałeś, chociaż to trudne, bo upodabniają się do otoczenia.
- Luna, proszę – błagalnie syknął Ron
- Nawet jak widziałem to nie zauważyłem, bo, jak sama stwierdziłaś, upodabniają się do otoczenia. Poza tym lochy nie są zapuszczone, a w istnienie mechozazów, czy jak im tam, śmiem wątpić, Lovegood.
- Mechołazów – grzecznie poprawiła Krukonka. - To, że w nie nie wierzysz, nie oznacza, że ich niema – dodała stanowczo i łagodnie.
Harry uśmiechnął się w duchu, na wspomnienie nargli lęgnących się w jemiole i chrapaka krętorogiego.
Hermiona z rozbawieniem obserwowała delikatną irytację Dracona i, kiedy spojrzał na nią w poszukiwaniu duchowego wsparcia i, jak przypuszczała, cierpliwości, posłała mu szeroki uśmiech.
Malfoy nie mógł się długo dąsać na nią za to, że nie wyjawiła celu swojej porannej „podróży”. Odwzajemnił się jej delikatnym półuśmiechem, odchrząknął i oznajmił:
- Chciałem was zaprosić na małą imprezę... integracyjną – Blaise prawie wybuchła śmiechem, bo Draco wymawiając ostatnie słowo omal się nim nie udławił. Poza tym zarówno ona jak i Hermiona czuły, że nie to miało być pierwotnym tematem spotkania i spojrzały na siebie znacząco.
Wszyscy obecni byli zbyt zaskoczeni, żeby żywiej zareagować. Justin i Hanna popatrzyli na siebie z zaciekawieniem i niepewnością, a Dean bardzo cicho i pogardliwie prychnął, za co dostał kuksańca od Ginny, która ściskała cały czas dłoń Neville’a.
- Impreza odbędzie się dzisiaj o dziesiątej w lochach. Jeszcze tylko nie wiem w którym lochu, ale się dowiem – Draco zaczął warczeć, więc znowu poszukał, pełnego czułości i rozbawienia, spojrzenia swojej dziewczyny. – Nie może zacząć się wcześniej, bo razem z Potterem mamy o ósmej... – chciał już powiedzieć prawdę, ale zająknął się i skończył zupełnie inaczej – eee... korki z eliksirów.
Teraz stan zadziwienia zebranych osiągnął apogeum i tylko Luna uśmiechała się sennie.
- Co?! – Harry wlepił oniemiały wzrok w Ślizgona.
- Ach, jeszcze nie wiesz? No to już wiesz. Resztę powiem ci na osobności – Malfoy bardzo szybko uciął temat. – A wracając do meritum, to ten tego... – błagalnie popatrzył na Zabini, która starała się zachować powagę. – Blaise podjęła się trudu urządzenia wybranej sali w lochach... – ku jego uldze Ślizgonka lekko skinęła głową – i dlatego mam prośbę do dziewcząt żeby jej pomogły.
- Załatwione – Hermiona puściła mu perskie oko.
- Ja też chętnie pomogę – Ginny nie wnikała w pobudki kierujące Malfoyem. Widziała, że się zmienił i uznała, że przydałby się jakiś odstresowywacz, nawet jeżeli miałaby to być impreza w królestwie Snape’a.
- Ja też. Pójdziemy Ron, prawda? – Luna cmoknęła rudzielca w policzek.
- Eee... Oczywiście, Lun.
- A ja nie wiem, czy to dobry pomysł - Hanna Abot wyraziła swoją wątpliwość. Ona i Justin wyglądali na pełnych wątpliwości i lekko przestraszonych.
„Puchoni!” – pomyślał z irytacją Draco.
- I co, Malfoy? Potrujesz nas wszystkich? – sarkastycznie i pełnym wrogości głosem spytał Dean.
- Posłuchaj Thomas. Czy ja cię ciągnę na tą iprezkę? Jeżeli uważasz, że zamierzam cię otruć, to nie przychodź. Aha. Każdy oczywiście przynosi coś do żarcia.
- Co z wami, ludzie? - Justin wziął stronę Deana. – Przecież to Ślizgon. On nie może mieć czystych intencji.
Hermionie prysnął cały dobry humor i wpatrywała się z zaniepokojeniem w Malfoya. Tylko czekała aż wybuchnie.
- Tak sądzisz? – Draco podszedł bardzo blisko do Puchona, a jego głos upodobnił się do syku węża. – Skoro się boisz, wypierdku hipogryfa, to nie przychodź. Może inny mają większe mózgi niż ty i się nimi posługują. Nie każdy kieruje się uprzedzeniami.
- Draco... – szepnęła Hermiona, ale popatrzył na nią tak, że wolała milczeć.
- To nie uprzedzenia tylko prawda. Ślizgoni są źli, Malfoy. A ty jesteś kwintesencją tego, co ślizgońskie – Dean nie zamierzał milczeć.
Draco nie zaczął miotać przekleństwami. Zaśmiał się tylko zimno, tak zimno, że Dean, Hanna i Justin poczuli lodowaty dreszcz.
- Owszem, Thomas. Ślizgoni to perfidne zło, Gryfoni to sprawiedliwi bohaterowie, Krukoni to inteligentne kujony, a Puchoni to pracowici tchórze. Dlatego współpraca między domami to czysta utopia. Ja, chociaż raz, chciałem pierwszy wyciągać rękę i tylko się potwierdziły moje przypuszczenia.
- Nie będziesz mnie obrażał bezkarnie, Malfoy – Justin był czerwony z wściekłości.
- Pieprzę ciebie i twoją domową dumę i będę mówił wszystko , co uznam za stosowne. Źli ludzie nie liczą się z innymi.
- Jeszcze jedno słowo, a potraktuję cię przekleństwem – zimno powiedział Dean.
- Przestańcie w tej chwili! – ku zdziwieniu wszystkich, to Neville zabrał głos. Wyglądał na zdegustowanego.
- Malfoy chciał dobrze, a my wdajemy się w beznadziejne kłótnie. Mało tego, Malfoy ma rację. Dopóki będziemy się kierować stereotypowym myśleniem, dopóty będzie między nami podział.
- Największy podział jest między Slytherinem, a resztą domów. Ciekawe dlaczego?! – wybuchnął Dean.
- On nas obraża, a ty stajesz po jego stronie?! – Hanna była oburzona, a Justin tak wstrząśnięty, że nic nie mówił.
Hermiona i Harry milczeli, bo wiedzieli, że ich głos będzie potraktowany jako nieobiektywny.
- Justin obraził go pierwszy, Hanno – łagodnie powiedziała Blaise. – Justin i Dean mogą obrażać Dracona i mnie, a my mamy na to nie reagować?
- Malfoy nikogo nie obraził. Swoją wypowiedzią chciał tylko podkreślić, jak stereotypy ograniczają nasze spojrzenie na innych – Neville podjął się dokończenia tego, co chciał powiedzieć. – Owszem, zrobił to nieładnie, ale Dean i Justin go sprowokowali w bardzo przykry sposób.
- Ja swoje powiedziałem. Kto chce ten przyjdzie, a kto nie chce, niech nie przychodzi – Malfoy wyglądał na urażonego, ale też był stanowczy. Musiał wziąć głęboki oddech, aby się uspokoić.
- Percy był w Gryffindorze – bardzo cicho powiedział Ron, a Hermiona się wzdrygnęła. – Był w Gryffindorze, a nie w Slytherinie... A wyrzekł się rodziny dla własnej kariery. I... sami zresztą widzicie, jak się zachowuje... Jak upija się władzą – Ginewra nie mogła powstrzymać żałosnego półuśmiechu, a Blaise pełnego obrzydzenia grymasu.
Dean popatrzył w skupieniu na swoje buty.
- Ale Malfoy zawsze był podły. Dlaczego teraz mielibyśmy mu zaufać?
- Bo ludzie się zmieniają, Justin. Właśnie to próbowali powiedzieć Ron i Neville – podsumowała Ginewra.
Zapadła niezręczna cisza. Draco usiadł na uboczu i natarczywie wpatrywał się w przeciwległą ścianę. Było mu wszystko jedno.
- Nie myślałem, że to nie będzie tak wyglądało – powiedział cicho Harry. – Strasznie mi przykro, Malfoy.
- W porządku – odrzekł cicho Draco i wyciągnął papierosy. Zapalił i zamknął oczy. Odpłynął i się wewnętrznie wyciszył. Pomogło.
- A wam chciałem powiedzieć, że zrobicie jak zechcecie. To tylko impreza i teraz czuję się podle, bo nie mogę uwierzyć, że niektórzy z was tak niegodnie się zachowali .
- Zaraz niegodnie –prychnął Dean, a Justin wyglądał na rozdartego wewnętrznie. Teraz Hanna obserwowała swoje obuwie, przygryzając dolną wargę. Nieoczekiwanie poczuła chęć, by usiąść przy Malfoyu i powiedzieć „przepraszam”, ale się powstrzymała. To byłoby złamanie pewnych niepisanych zasad.
- Tak, niegodne Dean i czuję się współwinny, za twój występ! – Harry podniósł głos, ale za chwilę złagodniał. – W ogóle czuję się winny. To wyszło tak spontanicznie... ale myślałem, że powiecie po prostu popieram, nie popieram; przyjdę , nie przyjdę, a nie, że będziecie się licytować, kto jest lepszy, a kto gorszy. Koniec zebrania. Każdy zrobi to, co uzna za stosowne.
- To na razie – powiedział cicho Dean Thomas i wyszedł, zastanawiając się nad wszystkim, co usłyszał. Był urażony i czuł się niesprawiedliwie potraktowany, a z drugiej strony natarczywy wewnętrzny głosik podpowiadał mu, że nie ma racji. Musiał pomyśleć.
Justin i Hanna bąknęli po cichym „cześć” i odeszli.
- Mam nadzieję, że jednak przyjdziecie – rzucił za nimi Harry.
Abot niepewnie się uśmiechnęła i wzruszyła lekko ramionami, a Finch-Fletchey odrzekł szybko:
- Raczej nie, Harry, i miłej zabawy – po czym oddalił się niemal ciągnąc za rękaw koleżankę z Hufflepuffu.
- Okey, my będziemy na pewno – oznajmił Neville obejmując mocno Ginewrę.
- Jasne – Ginny uśmiechnęła się i pomachała zebranym na pożegnanie.
- My też – Ron uśmiechnął się do Harry’ego. – Mam gdzieś kilka butelek kremowego.
- Och, ja mam nawet ognistą Whisky. Dwie butelki, więc jedną mogę wziąć – Luna wyszczerzyła się promiennie.
- Och, Lovegood... To wiele wyjaśnia – skomentował z lekką ironią Draco.
- Nie pijam przed snem, jeśli o to ci chodzi – Luna nadal uśmiechała się szeroko i, jak zwykle, nieco sennie.
- Myślałem raczej o jednym strzemiennym przed śniadaniem – wyraził swoje przypuszczenie Malfoy
Ron popatrzył na Dracona wzrokiem sugerującym mu milczenie i Malfoy uniósł dłoń w pokojowym geście.
- Nic nie mam, stary, do twojej kobiety. Jest pozytywnie szurnięta, czym jedynie podwyższa poziom reprezentacyjny Ravenclawu.
- Malfoy... – bardzo cicho syknął Weasley.
- Spoko, Ron. Luzik – Luna cmoknęła go siarczyście w policzek.
- Twoje komplementy, Draco, mogłyby zrobić furorę – Hermiona musiała się roześmiać.
- Tak, najlepiej opatentuj księgę niezawodnych miłych zwrotów – dodała ze złośliwym uśmiechem Blaise.
- Ha, ha, ha – oznajmił Malfoy bez zbytniej wesołości. – Właśnie próbuję, na swój własny i uroczy sposób, oznajmić, że Lovegood jest w porządku, nawet pomimo swoich jazd, a może dzięki nim. To jest komplement – uciął i zaciągnął się mocniej papierosem.
- Ty też jesteś okey, Malfoy – Luna posłała mu senno-rozmarzone spojrzenie spod przymkniętych powiek. – Chodź, Ron. Obiecałeś, że poszukasz ze mną muchożuczków na błoniach. Pewnie są w najgłębszej trawie.
- Jasne Lu. Cześć wam – i Ron, zarumieniony jak dojrzała botwina, wymaszerował razem z Luną.
- Muchożuczki, mechołazy i inne takie... Cała Lovegood – Draco zagasił niedopałek na framudze okiennej.
- A spontaniczne ściemnianie na potęgę to cały ty, Draco Malfoyu – Zabini położyła dłoń na plecach przyjaciela.
- Nie wiem o czym mówisz – skłamał gładko i bez zająknięcia Harry biorąc w obronę Ślizgona.
- Pewnie ma na myśli swoje osobiste zgłoszenie do dekorowania wybranego na imprezę integracyjną lochu – sprostowała panna Granger.
- Och... – Potter zarumienił się widowiskowo, a na policzkach Malfoya pojawił się nieco delikatniejszy róż.
- No cóż, to była spontaniczna myśl i tak mi się zdaje, że pomożesz...
- Na pewno spontaniczna. Nie udało się wymyślić na poczekaniu nic innego? –delikatnie zadrwiła Ślizgonka
- Oj, no coś ty, Blaise! – Harry próbował udawać święte oburzenie.
- Daruj sobie, kochanie... Umiem czytać, także przez ramię. Nie doczytałam tylko, co takiego podsłuchałeś pod tym gabinetem...
- Aha – Hermiona popatrzyła na Gryfona z nagłym zrozumieniem. – Czyżbyś, Harry, planował kolejną misję ratunkową?
- Nie do końca – odpowiedział za Pottera Malfoy. – Coś w tym guście. Na pewno jakąś misję, ale ja, jak wiesz, kochanie, nie powinienem za dużo wiedzieć o misjach przeciw Czarnemu Panu i, zanim się dowiedziałem, wypisałem się z przedsięwzięcia. Jak się okazało, Potter myśli, chociaż wolno i, tuż po tym jak zaczęliśmy rozmawiać, doszedł do wniosku, że jednak nie warto narażać siebie i innych, zwłaszcza, gdy w pobliżu są czarodzieje starsi i zaprawieni w boju, którzy doskonale sobie poradzą. Wpadł na to, ale już nie wpadł na alternatywny temat zebrania. Oto cała prawda o spontanicznej imprezie. Jeszcze tylko wybłagać Snape’a o pozwolenie. Nic prostszego. Ma dziś doskonały humor – ostatnie zdanie było zaprawione kilogramem sarkazmu.
- A te korki z eliksirów? – spytała ciekawie Blaise.
- O to nie pytajcie. Kiedyś wam powiemy.
- Jak sami się dowiemy – zawtórował ironicznie Harry.
- Nie bój się, dowiesz się jeszcze dziś.
- Ach. I wszystko jasne. Pewnie będziecie mieć jakieś tajne nauczanie... może z oklumencji – Hermiona przewróciła oczami. – Możecie to zachować w tajemnicy. Blaise i ja doskonale to rozumiemy. Muszę ci jednak powiedzieć, Draco, że zacząłeś być cholernie skromny.
- Hę? – Malfoy uniósł brew i wpatrywał się w Hermionę z tak niewinnym zaciekawieniem, że musiała posłać mu szeroki uśmiech.
- Skromny, jak jasna cholera.
- Hermiono, nie przeklinaj. Nie pasuje ci. I nie wiem o co ci chodzi.
Blaise, z zaciekawieniem, nadstawiła uszu.
- Draco, skarbie, jeśli chcesz żebym uwierzyła, że Harry sam zdecydował się zrezygnować z misji ratowania świata i okolic, to musisz mnie najpierw porządnie spić i mówić bardziej przekonywująco.
Nie wiadomo, który z panów poczerwieniał bardziej.
- Draco zapewne użył delikatnej siły perswazji – zażartowała Zabini.
- Oj, użył, nie użył. Będzie impreza i trzeba ją, kochane kobietki, przygotować. Ale najpierw muszę iść do Snape’a... Może mnie nie zagryzie.
- Och, może nawet będzie miły – Hermiona zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się tajemniczo.
- Co ty wykombinowałaś? – Draco nieufnie zmarszczył nos.
- Nic, smoczku – Granger mocno ucałowała go w usta.
- To nawet nie jest taki zły pomysł, żeby cię spić – arystorata uśmiechnął się wrednie.
- Malfoy! – Harry się oburzył, a Blaise i Hermiona zachichotały.
- Cały ty – podsumowała Gryfonka.
- Ja chociaż nie szukam muchożuczków i nie interesuję się mechołazami. A ty wyluzuj, Potter, bo żółć cię zaleje.
- Przestańcie – Blaise spojrzała na zegarek. – Niedługo mamy Zaklęcia, a ja jeszcze chciałam skoczyć do biblioteki.
- Pójdę z tobą – ofiarowała jej swoje towarzystwo Hermiona i prawie wybiegły z łazienki, machając chłopakom na pożegnanie.
- A my pogadamy o korkach z eliksirów, Draco – Gryfon wlepił zaintrygowane spojrzenie w Ślizgona.
- Ja najpierw idę do Snape’a. Pogadamy przed kolacją... Harry.
- Jak wolisz.

***

Ten post był edytowany przez Kitiara: 27.06.2005 20:57


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Julka
post 27.06.2005 22:06
Post #108 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 16
Dołączył: 03.05.2005
Skąd: Warszawa




Bardzo podoba mi się to opowiadanie. Jest poruszające, ale ani trochę kiczowate. Podobają mi się pairingi, HG/DM to mój ulubiony. Jest bardzo mało będów, może kilka literówek i błędów interpunkcyjnych. Zachowania wszystkich postaci są uzasadnione. Części dodawane są całkiem szybko, co bardzo się chwali. Zawsze czekam z niecierpliwością na kolejny kawałek.
Niech cię muzy natchną i czekolada.gif dla ciebie na zachętę.


--------------------
Lubię pracę. Praca mnie fascynuje. Mogę siedzieć i patrzeć na nią godzinami.
[ J. Joubert ]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Zigi
post 30.06.2005 12:49
Post #109 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 19.09.2004
Skąd: The Valley of Death




No no Dobry wujek Severus już nie taki dobry .. postać Snape'a jest przez Ciebie genialnie kierowana .. najpierw powie potem pomyśli (jeśli chodzi o uczniów oczywiściee) ale czy nie właśnie taki jest nasz Severus .. a Draco sie wyrabia .. pomysł z integracją .. niezły .. to mi wygląda na długą przyjaźń miedzy HP i Malfoyem ..zobaczymy .. genialne .. czekam na następne cześci
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Raistlin
post 01.07.2005 17:55
Post #110 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 57
Dołączył: 11.12.2004
Skąd: Krynn




Co tu dużo mówić: przeczytałem i ten odcinek zadymiście mi się podobał. Jeden z lepszych, które napisałaś. Jak zawsze znalazłem, trochę literówek i chyba 2 błędy ortograficzne, ale jak to mowią "shit happen".
QUOTE
Teraz uczniowie skupili się na pannie Wiem-To-Wszystko z myślą, że tym razem Snape’owi do końca puszczą nerwy i zrobi coś strasznego. Każdy z uczniów Hogwartu, chociaż raz w życiu, wyobrażał sobie jak Severus robi coś strasznego. Było to niesprecyzowane coś, ale, mimo swej abstrakcyjności, budziło w duszach młodzieży nieokreśloną grozę. Uczniowie usilnie starli się, aby, cokolwiek się stanie, nie dopuścić do ostateczności, czyli do tego, żeby Mistrz Eliksirów uczynił owo niezidentyfikowane straszne coś.

Ten moment mnie rozbroił, a także dialog pomiędzy Snapem a Malfoyem i jak zawsze Malfoy vs Potter.
Jak zawsze też nie pozostaje nic innego niż życzyć nie zniszczonej klawiatury od stukania i nie opuchniętych palców (też od stukania).

Pozdrawiam

Raistlin

Ten post był edytowany przez Raistlin: 01.07.2005 17:56


--------------------
DragonLance Forum

"Kto wcześnie się z łóżka zbiera,
ten wcześnie umiera."
Rincewind
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Forhir
post 05.07.2005 01:22
Post #111 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 74
Dołączył: 13.04.2005
Skąd: Kielce




sliczniutkie dalej biggrin.gif Czekam na kolejne parciki.


--------------------
H/Her shipper!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Bella
post 07.07.2005 13:01
Post #112 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 32
Dołączył: 07.07.2005




Swietne opowiadanie!nie moge sie juz doczekac imprezki Draco!

Ps.Severus jest wspanialym ojcem chrzestnym biggrin.gif


--------------------
"Mam nadzieję, że kiedy następnym razem zdecyduje się pan bezmyślnie komuś zagrozić, narazi pan na niebezpieczeństwo swoje własne życie, i, dla dobra ludzkiej rasy, mam nadzieję, że je pan straci"TS

"The Dark Arts,are many, varied, ever-changing, and eternal. Fighting them is like fighting a many-headed monster, which, each time a neck is severed, sprouts a head even fiercer and cleverer than before. You are fighting that which is unfixed, mutating, indestructible."

user posted image
THE SNAPERS - Uczeń Alchemika
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Sznurówka
post 08.07.2005 13:32
Post #113 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 7
Dołączył: 02.06.2005




Czytam od dłuższego czasu, więc wypadałoby skomentować.
To opowiadanie bardzo mi się podoba, mimo brutalności i wulgaryzmów, o które na innym forum kruszą kopie.
Wulgaryzmów jest tutaj sporo, ale uważam, że dodaje to tylko realizmu. Przecież taki malfoy nie powie " O kurczątko ". Szczególnie w sytuacji w jakiej się znajduje. Tak samo nie dziwię się, że wymsknie się też Hermionie. Okoliczności łagodzące są jak najbardziej.
Od początku zastanawia mnie użycie do roli sadysty Percy'ego. Niby zawsze ambitny aż do przesady, ale chyba nie zdolny do gwałtu? Malo prawdopodobne, przynajmniej według mnie.
Ogromny plus za paring Draco - Hermiona. Tak na marginesie, to jest to moja ulubiona para.
Severus wampirem? Jeszcze się z tym nie spotkałam. Bardzo fajna postać. Niby kanoniczna, a jednak nie do końca.
Dumbledore zdecydowanie za mało działa. Facet, którego boi się Voldemort, a nie może poradzić sobie ze swoim byłym uczniem? Albus to Albus. Nie dałby skrzywdzić żadnego dzieciaka z Hogwartu. Nie chcesz go pokazywać jako osobę wszechmocną? Okey. Tylko nie rób z niego takiej ciamajdy. Hermiona tutaj więcej robi niż on.
Podaba mi się twój styl. Masz wzloty i upadki jak ktoś już wcześniej zauważył. Rozmowy Sever/Draco i ta ostatnia Draco/harry są daprawdę dobre. Ironii i sarkazmu masa i to nie tylko u Ślizgonów.
Pozdrawiam i czekam na następną część.

Ten post był edytowany przez Sznurówka: 08.07.2005 13:32
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
.:+Yena+:.
post 21.07.2005 15:10
Post #114 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 29
Dołączył: 15.05.2004
Skąd: Królestwo Cienia




Uwielbiam ten sarkazm Severusa, jest mia bardzo bliski blush.gif
czekam na następne party, a dla ciebie, Kit, czekolada.gif na zachętę


--------------------
"Wszystko już kiedyś było, wszystko już się kiedyś wydarzyło i wszystko zostało juz kiedyś opisane"

http://s5.bitefight.pl/c.php?uid=75701
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Natalia
post 23.07.2005 13:25
Post #115 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 28
Dołączył: 15.07.2005
Skąd: Tarnów




ff wspanialy nie moge sie doczekac dalszej czesci
w tym ff sa moje ulubione postacie(tz Lucjusz, Sever, Hermionka i Draco) i w dodatku wspaniale przedstawione:)
obys szybko dodala dalsza czesc


--------------------
Motto:
Mrok kryje prawdę o nas samych. Ludzie boją się ciemności bo w niej kryją się demony, ale nie pochodzą z piekła tylko z ludzkich umysłów. Sami boimy się siebie nawzajem. Moc i wiara we własne możliwości są piękne tylko w ciemności.

.........................................................................................

Przyjaźń może oznaczać bycie razem, pisanie listów lub rozmowy telefoniczne. może być wiotka, ulotna, trwała i silna, może trwać całe życie lub tydzień. Może zostawić nas z uczuciem goryczy albo zostać w pamięci jak ciepły, jasny klejnot. Nic nie zastąpi przyjaźni - ani pieniądze, ani władza, uroda, dobrobyt, ani sława... Uśmiech jest najprostszą drogą do ludzkich serc...Uśmiech jest jak słońce, które spędza chłód z ludzkiej twarzy...Uśmiech bogaci obdarzonego, nie zubożając dającego...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Majka
post 05.08.2005 13:27
Post #116 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 70
Dołączył: 10.06.2004
Skąd: Finlandia (Lahti)




wczoraj przeczytałam wszystko i muszę powiedzieć, że masz naprawdę super styl i w ogóle extra smile.gif jak zresztą wszystkie Twoje opowiadania. Bardzo często autorzy FF (przynajmniej tych, które ja czytałam, a czytałam sporo), piszą, że albo Voldemort jest już pokonany albo w ogóle o tym nie wspominają. W Twoim opowiadaniu jest wszystko super opisane, nie pomijasz istnienia Sama-Wiesz-Kogo i za to wielki plus dla Ciebie. No i z niecierpliwością czekam na kolejne odcinki.
Z pozdrowieniami,
Majka smile.gif


--------------------


***

Naprawdę myślałam, że miłość jest tylko w filmach. Dałam się nabrać.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Jurika
post 14.08.2005 17:43
Post #117 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 2
Dołączył: 14.08.2005




Super opowiadanko jestem zachwycona i ze zniecierpliwieniam czekam na ciąg dalszy. Rękę Boga i to przeczytałam w jeden dzień. Opowiadanie przyjemnie się czyta i jest jednym z fajniejszych jakie czytałam.
Tylko co do postaci to też uważam że przesadzasz jezeli chodzi o Dumbledore'a to trochę przesadzasz w tym jego "siedzeniu z założonymi rękami". No ale to ty jestes autorką tego opowiadania.
Pozdro. Mam nadzieję że następny part już niedługo smile.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Natalia
post 16.08.2005 13:01
Post #118 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 28
Dołączył: 15.07.2005
Skąd: Tarnów




no wlasnie szkoda ze nie ma dalszej czesci
na Mirriel juz jest i jest WSPANIAŁA

Ten post był edytowany przez Natalia: 16.08.2005 20:37


--------------------
Motto:
Mrok kryje prawdę o nas samych. Ludzie boją się ciemności bo w niej kryją się demony, ale nie pochodzą z piekła tylko z ludzkich umysłów. Sami boimy się siebie nawzajem. Moc i wiara we własne możliwości są piękne tylko w ciemności.

.........................................................................................

Przyjaźń może oznaczać bycie razem, pisanie listów lub rozmowy telefoniczne. może być wiotka, ulotna, trwała i silna, może trwać całe życie lub tydzień. Może zostawić nas z uczuciem goryczy albo zostać w pamięci jak ciepły, jasny klejnot. Nic nie zastąpi przyjaźni - ani pieniądze, ani władza, uroda, dobrobyt, ani sława... Uśmiech jest najprostszą drogą do ludzkich serc...Uśmiech jest jak słońce, które spędza chłód z ludzkiej twarzy...Uśmiech bogaci obdarzonego, nie zubożając dającego...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 29.08.2005 11:07
Post #119 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



*
Draco nie poszedł od razu do opiekuna Domu, bo po drodze do lochów przypomniało mu się, że musi dopisać zakończenie wypracowania dla Flitwicka. Ty było tylko kilka zdań i nie musiał korzystać z żadnej literatury, dlatego zostawił je na koniec.
„Pójdę do Snape’a po kolacji” – ta myśl podniosła go na duchu. Stwierdził, że do tego czasu nabierze więcej odwagi, a Mistrzowi Eliksirów może nieco poprawi się humor. Z Harrym jednakże spotkał się przed Wielka Salą w porze kolacji, tak jak mu obiecał.
- Potter, chodzi o Oklumencję. Hermiona jak zwykle się nie pomyliła. O ósmej przed tą cholerna chimerą. Ciekawe kto poda nam hasło.
- Muchożuczki – usłyszeli lekko zachrypnięty i wesoły głos Dumbledore’a. – Tak brzmi hasło – starszy pan puścił perskie oko. – Widzę, że Draco mnie wyręczył, Harry, i już wszystko wiesz. Do zobaczenia, chłopcy.
- Ja tego nie powiem – Draco zacisnął usta i skrzywił się z niesmakiem, gdy już minął mu szok.
- Poświęcę się, Malfoy.
- A skąd Mionie wpadła do głowy Oklumencja i dlaczego ty, Potter, nie jesteś tym zdziwiony? – Ślizgon nagle zrozumiał, że to nie było całkiem normalne.
- Snape dawał mi lekcje w zeszłym roku
- Korki z eliksirów... – Draco zagwizdał. – Dałem się nabrać.
- Dałeś, Malfoy, ale Miona i tak cię kocha, chociaż nie jesteś rozgarnięty – Harry uśmiechnął się złośliwie.
- To ja jestem Ślizgonem, Potter – skomentował Draco wredny błysk w oczach Gryfona i wydął usta z wyższością. Odwrócił się na pięcie i dumnym krokiem wmaszerował do Wielkiej Sali.
„A ja coś pół na pół z Gryfonem” – pomyślał z sarkazmem Harry. – „Może dlatego mam tak chwiejny charakter.”

******
Severus Parseleus Phineas Snape dostał sowę. Sowa dotarła do Wielkiej Sali w połowie kolacji i pofrunęła prosto w kierunku stołu nauczycielskiego, gdzie zręcznie ominęła michę z owocami i severusowski puchar ze zmrożonym sokiem porzeczkowym, lądując z gracją naprzeciw Mistrza Eliksirów. Wyciągnąwszy uprzejmie nóżkę, Hermes zastukał dziobem w pucharek, informując, że chce mu się pić. Zaskoczony Snape odwiązał list od Wiceministra Magii (znał już jego puchacza aż za dobrze), modląc się w duchu, aby kolejne przesłuchanie nie przypadło w terminie spotkania Zakonu. Dyrektor, w tym samym czasie, wyczarował szklany spodeczek z wodą i podsunął posłańcowi pod dziób. Hermes zahukał z wdzięcznością, cierpliwie poczekał, aż Severus całkowicie pozbawi go lekkiego, acz ważnego ładunku, po czym wdzięcznie skłonił łebek i upił kilka łyków wody.
Nikt nie zauważył, że Hermiona w napięciu ściska widelec, wpatrując się w uporczywie w minę nauczyciela Eliksirów.
„Niech to będzie to, błagam. Jeżeli Percy połknął haczyk, to już nie będzie miał odwrotu i będzie skończony. Niech to się okaże to, proszę...” – myślała natarczywie, a raczej zaklinała w myślach wszystkich bogów i los, by jej sprzyjały. Hermiona nie zamierzała odpuścić wiceministrowi. Z góry założyła, że i tak powie wszystko Skeeter, i tak. Jakoś przeżyje nagonkę prasy wokół siebie. Poza tym, zdawała sobie sprawę, że Albus nie dopuści do niej tych krwiożerczych piranii w najmodniejszych szatach.
Hermes podziękował za wodę cichym huknięciem i pospiesznie odleciał.
- Och, wiceminister nie oczekuje odpowiedzi... – Albus nie wiedział, czy to dobrze, czy też źle. Tym bardziej nie wiedział tego Severus.
Powoli i ostrożnie, jakby miał do czynienia z bąblowiakiem złocistym*, Snape rozwinął pergamin i, od razu po przeczytaniu kilku pierwszych wersów, rozdziawił usta jak małe dziecko, które po raz pierwszy widzi słonia lub inne egzotyczne zwierzę. Jeszcze raz z przesadną dokładnością przeczytał pierwsze zdania listu i, z głośnym, niewinnym „och jej!”, popatrzył na Albusa, jakby u niego szukając wyjaśnienia dziwnej wiadomości z ministerstwa. Dyrektor zmarszczył brwi, Hermiona zmarszczyła je także, Ron i Harry zwrócili zaciekawione spojrzenia w kierunku stołu nauczycielskiego.
- Wiceminister zamyka dochodzenie przeciwko mnie – powiedział szeptem Severus, podając list dyrektorowi, tak, jakby nie ufał własnemu zmysłowi wzroku i własnemu rozumowi. – Brak dowodów i, cytuję: poświadczenie uczniów oraz Dyrektora Hogwartu, Albusa Dumbledore’a skłaniają do przerwania przesłuchań... Dobrze przeczytałam? – Snape nieufnie zerknął przez ramię Dumbledore’a.
Minerwa i Tonks łypały z zaciekawieniem w kierunki Mistrza Eliksirów i dyrektora, a pani Hooch spytała wprost:
- Dacie potem przeczytać ten fascynujący list?
- Och, Rolando – Albus uśmiechnął się i spojrzał na nauczycielkę życzliwie zza swoich okularów połówek. – Jutro z samego rana ma wyjść dodatek do Proroka Codziennego w związku z tą sprawą.
- Stałeś się sławny, Severusie – Tonks cmoknęła z uznaniem i delikatna ironią.
- Nie wydaje się to panu dziwne, dyrektorze? – szepnął Snape do Dumbledore’a, ignorując przytyk koleżanki z Zakonu.
- Nawet bardzo, Severusie. Wręcz podejrzane. Ale... To przecież dobrze, przynajmniej na razie, prawda? – Albus uśmiechnął się łagodnie
- Ano, prawda, dyrektorze – profesor wzruszył ramionami, westchnął i rozejrzał się po sali w poszukiwaniu niesubordynacji uczniowskiej. Nie znalazł takowej, ale jego wzrok padł na pannę Granger i dojrzał w jej oczach ulgę i zrozumienie.
Wbił w uczennicę czarne, bezdenne oczy i wpatrywał się w nią uważnie.
„Ona wie o tym liście. Spodziewała się tego i jest zadowolona, że dostałem to pismo od Weasleya. Tylko skąd wie?” – w zamyśleniu zabrał się do zupy, co chwila zerkając z zaintrygowaniem na Hermionę, która już spokojnie zajęła się swoim obiadem.

* Piękna, magiczna roślina o złotawych liściach i miłym, lekko piżmowym zapachu, ze względu na swoje zdolności regenerujące i ujędrniające, wykorzystywana w eliksirach upiększających. Ma brzydki zwyczaj pokrywać swędzoco-bolesnymi bąblami skórę, na którą jej stężony sok dostanie się bezpośrednio.

***
Severus nucił cicho „Latający dywan o czwartej pięć”, zastanawiając się uporczywie, dlaczego dostał taki list od Weasleya i dlaczego Granger wyglądała tak, jakby tego właśnie się spodziewała. Odpowiedź na to drugie pytanie tłukła mu się o brzeg czaszki, irytując dając mu znać, że czeka tuż na skraju świadomości gotowa do wydobycia. Mistrz nie lubił takich stanów. Wiedział, że zna przyczynę zachowania Gryfonki, przynajmniej po części, nie mógł tylko sprecyzować swoich przypuszczeń. Podejrzewał, iż to przez podekscytowanie faktem, że ma wolna rękę jeśli chodzi o działalność dla Zakonu. Przynajmniej do chwili śmierci z rąk Voldemorta. Gdzieś na dnie swojego nie skamieniałego do końca serca, miał jednak nikłą nadzieję, że Lord pozwoli mu wrócić w szeregi, jako skruszonemu słudze. Ta nadzieja tliła się delikatnym światełkiem, nie śmiąc rozbłysnąć zbyt jasno. Severus Snape nie lubił rozczarowań. Dlatego zdecydowanie wolał być przygotowany na najgorsze.
Nagle ktoś zapukał cicho do drzwi i wszedł do gabinetu.
- Przepraszam, panie profesorze. Czy mogę na chwilę zająć pana cenny czas? – spytał Draco na tyle nieśmiało i z tak niewinnym uśmiechem, że Snape urwał zadziwiająco melodyjne i przyjemne dla ucha mruczenie w pół nuty, spoglądając nieufnie na ucznia .
- Możesz... Cóż się stało Draco?
- Ach... nic takiego – obojętne wzruszenie ramion uświadomiło nauczycielowi, że jednak jest to znaczące „coś”.
- To znaczy? Proszę precyzyjniej – Snape oderwał się od robienia porządku w gablotce z eliksirami, usiadł i wskazał Malfoyowi krzesło naprzeciw siebie. – I raczej szybko – dodał, spoglądając na zegar stojący na biurku. – Za dwadzieścia minut masz Oklumencję.
- Wiem – Draco odchrząknął.
- No, słucham. Coś chciałeś mi powiedzieć, synu chrzestny.
- Znaczy... Jest taki projekt i potrzebuję twojego pozwolenia, ojcze chrzestny, profesorze, opiekunie, Mistrzu Eliksirów, et cetera, et cetera... – z wielką estymą podjął Ślizgon.
- Coś mi ściemniasz, skoro jesteś aż tak uprzejmy i wymieniasz wszystkie moje tytuły - Severus uniósł lewą brew, ale w kąciku jego warg czaił się lekki uśmieszek.
„Bogom niech będą dzięki” – pomyślał Malfoy widząc cień bliskiego uśmiechu.
- Znaczy... Spodobał mi się pomysł integracji między-domowej... – Draco zamilkł, gdy tylko dostrzegł minę nauczyciela, mówiącą jednoznacznie „bujać to ja mogę ciebie, a nie ty mnie”. – No dobrze, nie spodobał się, ale chciałbym z kilkoma osobami z innych Domów trochę się pointegrować... Skromne party w którymś z mniej używanych przez ciebie, o Skarbnico Wszelakiej Wiedzy Warzelniczej, lochów – Malfoyowie umieli od wieków przypodobać się ludziom, co Draco z zapałem właśnie czynił. – Gdybyś, Panie Chwały i Sławy We Flakonach Zawartych, zechciał jakowyś niewielki loszek udostępnić, byłbym ci wdzięczny, o Mistrzu Mazideł, Wywarów i Eliksirów.
- Lepiej skończ mówić, zanim któryś z twoich komplementów mnie zabije, Draco – przerwał Snape z rozbawieniem.
- Ale tak na serio, panie profesorze. Bardzo proszę o udostępnienie lochu. Przekażę Blaise i Hermionie, który dostaliśmy, o ile jakiś dostaniemy, i one trochę go urządzą przed imprezą... A zresztą, co to za impreza? Nie wiem czy będzie dziesięć osób – chłopak wzruszył ramionami i Severus wiedział, że w tym momencie jest poważny.
- Weź loch dziewiąty.
„Niemożliwe... Wiem, że dla mnie zawsze jest miły, no milszy niż dla innych. Ale nie zgodziłby się tak szybko, zwłaszcza z takim humorem, jaki miał dzisiaj. Musiało go naprawdę spotkać coś miłego... Jak Hermiona tego się domyśliła?”
- Dziękuję... Nie byłem pewien czy się zgodzisz, ojcze chrzestny – uśmiechnął się z wdzięcznością. – Hermiona powiedziała, żebym się nie martwił, bo prawdopodobnie samopoczucie ci się dziś jeszcze poprawi. Nie dosłownie, ale coś w tym stylu.
- A i owszem. Poprawiło mi się, tylko, do cholery, skąd ona mogła wiedzieć, że dostanę to pismo z ministerstwa? O, za dużo powiedziałem.
Draco nadstawił uszu.
- O, Skarbnico Wiedzy i Umiejętności Godnych Geniusza – zaintonował Draco. – Cóż za pismo żeś otrzymał, Opiekunie Szlachetny Zacnego Domu Salazara Slytherina?
- Nie przeginasz z tymi peanami na moją cześć? I z ciekawością?
- Chyba nie – Draco nieśmiało wzruszył ramionami i postarał się, aby jego uśmiech przywodził na myśl dziewicę uszczęśliwioną faktem, że dał się jej pogłaskać śnieżnobiały jednorożec.
- Dowiesz się jutro. Z prasy. I jeśli chcesz mieć loch dziewiąty, to lepiej już wyjdź.
- Oczywiście, sir. I jeszcze raz, dziękuję – Draco skłonił się i pospiesznie wyszedł z gabinetu Mistrza Eliksirów, bojąc się, że mężczyzna zmieni zdanie.
- Już nie opiekun szlachetny i skarbnica wiedzy, ale zwykły sir. Niewdzięczny młokos – mrukną sam do siebie Snape, po raz kolejny wytężając umysł w poszukiwaniu wyjaśnienia zagadki skąd Granger wie o liście i skąd wiedziała, że go otrzyma. Właśnie wtedy przypomniała mu się cała rozmowa z uczennicą, tuż po zajęciach z Eliksirów Zaawansowanych.
- Na ogolonego Salazara! – krzyknął teatralnym szeptem i ruszył na poszukiwanie „cholernie nieostrożnej” uczennicy.

******
- No dobrze, moi drodzy – Dumbledore uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafił i Harry odwzajemnił uśmiech. – Który z was mi wyjaśni czym jest Oklumencja?
- To coś jak zamykanie umysłu przed inwazją siły obcej. Zbudowanie muru wokół własnych intencji, nie myślenie o niczym, wyciszenie umysłu. Ojciec mi kiedyś to tłumaczył, ale to strasznie zagmatwana sprawa. Niby prosta, a jednak...
- Bardzo dobrze, Draco. Slytherin zdobywa pięć punktów. Harry, wyjaśnij koledze precyzyjniej, czym jest szlachetna sztuka Oklumencji. Draco zapomniał o czymś ważnym.
Harry zarumienił się, doskonale zdając sobie sprawę, że powinien być już dobry nie tylko w teorii, ale i w praktyce. Zaniedbał Oklumencję w sposób zastraszający. Winił o to Snape’a i jego sposób nauczania, ale gdy zastanowił się nad tym głębiej, musiał przyznać, że za bardzo nie przykładał się do ćwiczeń. Po prawdzie, nie przykładał się w ogóle. Świadomość, że udało mu się raz pokonać Mistrza Eliksirów nie pomagała; to był tylko dowód, że gdyby się starał to prawdopodobnie nie doszłoby do tragicznych wydarzeń w Ministerstwie Magii. Prawdopodobnie Syriusz by żył. Odsunął od siebie bolesną myśl. Teraz też miał bliską osobę, dla której warto ćwiczyć Oklumencję, warto żyć, warto istnieć. Blaise. Uśmiechnął się i spokojnie odpowiedział, mając doskonale w pamięci słowa Severusa Snape’a na temat emocji.
- Przede wszystkim należy całkowicie zapanować nad emocjami. Nie tylko nic nie myśleć, ale też nie okazywać żadnych uczuć. Wyciszyć złość, smutek, a tym bardziej nienawiść, nie wspominając już o strachu. Zwłaszcza, gdy się stoi przed Voldemortem.
Draco już się nie wzdrygiwał, gdy słyszał to imię. Nie, ale silny dreszcz jaki poczuł, spowodował, że skrzywił się lekko i odruchowo dotknął lewego przedramienia. Ze strachem i skruchą popatrzył na dyrektora, ale ten udał, że nie zauważył gestu młodzieńca.
- Doskonale, Harry. Pięć punktów dla Gryffindoru.
Cała lekcja przebiegała w, mniej więcej, podobnej atmosferze. Po omówieniu Oklumencji, przeszli do Legilimencji, a potem do ćwiczeń. Więcej było teorii niż praktyki, a Harry mógł obserwować, jak Draco zawzięcie próbuje obronić się przed siłą umysłu Dubledore’a i trzykrotnie pada na posadzkę.
Za trzecim razem siarczyście zaklął i jął przepraszać namiętnie dyrektora, który jedynie udał, że czyści małym palcem ucho i nie za dobrze dosłyszy.
Harry’emu nie poszło dużo lepiej, ale dostanie się do jego umysłu zabrało Albusowi kilka sekund więcej, niż sforsowanie zapory Malfoya.
- Draco, za bardzo się starasz – wyjaśnił Ślizgonowi błąd Dumbledore. – Poza tym możecie stosować tarcze obronne, prawda Harry?
- Tak – Potter energicznie skinął głową.
- Ale chcąc kłamać pewnemu potężnemu czarnoksiężnikowi, nie będę mógł wyczarowywać tarcz – naburmuszył się Malfoy, niezadowolony, że Gryfonowi poszło lepiej.
- Nie, ale możesz od tego zacząć. Harry ćwiczył już w zaszłym roku, Draco. To naturalne, że idzie mu nieco lepiej.
- Chcę spróbować jeszcze raz – Draco dumnie uniósł brodę i wyzywająco, ale z należytym szacunkiem, popatrzył dyrektorowi w oczy.
- Innym razem, Draco – łagodnie i stanowczo odrzekł dyrektor. – Teraz macie obaj zapewne coś dużo milszego do roboty – jego niebieskie oczy rozbłysły zza okularów połówek. - Idźcie już, idźcie. Jutro spotykamy się w tym samym miejscu i o tej samej porze.

******
Severus nie mógł znaleźć Hermiony. Nie było jej w bibliotece, ani w Wieży Gryffindoru, więc postanowił poszukać Gryfonki w Pokoju Wspólnym Ślizgonów.
Zastał tam jedynie Crabbe’a i Goyle’a, którzy stroili się przed lustrem. Widok był niecodzienny, więc Severus pozwolił sobie na chwilę zabarwionej ironicznym rozweseleniem kontemplacji unikalnego zjawiska. Vincent w granatowym garniturze i Gregory we fraku emanującym klasyczną czernią, wyglądali całkiem nieźle. Jednak dobry efekt psuły miny, które ćwiczyli przed lustrem, a które zapewne miały być bardzo męskie i pociągające dla płci przeciwnej.
- Nie widzieliście gdzieś Granger? – spytał miękkim głosem Snape, z przewrotną radością obserwując, jak dwóch skonsternowanych osiłków wpada na siebie z rozmachem, próbując ustalić źródło dźwięku.
- Och, sir! – Crabbe wygładził granatowy kołnierz.
- Granger poszła kilka minut temu razem z Blaise, żeby urządzi... – Vincent kopnął kumpla w kostkę. – Poszły się uczyć do biblioteki – dokończył pospiesznie Goyle.
- Nieładnie jest kłamać swojemu opiekunowi. Wiem, że doprowadzają do porządku loch dziewiąty, który przeznaczyłem na waszą imprezę... integracyjną.
- Przepraszamy, sir, więcej to się nie powtórzy! – wyrecytowali chłopcy zgodnym chórem.
- Do następnego razu. I na miłość boską! Chyba nie idziecie na bal? – dodał jeszcze od progu portalu.
- O co mu chodziło z tym balem? – zmarszczył brwi Goyle.
- To zapewne taki żarcik – Crabbe zrobił wszechwiedzącą minę.
- Aha – wyjaśnienie Vincenta było wystarczające dla Gregory’ego.

*
- Granger, dziecko drogie, oderwij się na chwilę od czyszczenia stołu na zakąski i podejdź do mnie – Severus stał w progu lochu dziewiątego, obserwując jak Hermiona, Blaise, Ginewra i Luna uwijają się z różdżkami po nieco zaniedbanym pomieszczeniu. No dobrze - bardzo zaniedbanym.
„Chociaż wyczyszczą mi to i coś się w tej sali urządzi. Może kolejne laboratorium” – pomyślał, obserwując jak Gryfonka odwraca się w jego stronę i marszy brwi, a potem szelmowsko się uśmiecha, wcale nie zdziwiona jego wizytą.
„Normalnie spiorę ją pachem na goły tyłek” – pomyślał z rozbawieniem, ale i ze złością. Musiał przyznać się sam przed sobą, że przestraszył się, iż Hermionie mogło się stać coś złego i nadal się o nią bał. Co go, u diabła, obchodziła ta cholerna przemądrzała Gryfonka? Próbował skarcić sam siebie, ale choćby nie wiadomo jak się starał nie mógł już tak o niej myśleć. Już nie.
- Oczywiście, sir. O co chodzi? – spytała grzecznie, podchodząc do nauczyciela, ale z jej ciemnych tęczówek nie zniknęły ogniki rozbawienia. Tylko trochę przybladły, gdy spojrzała w oczy Snape’a.
- Nie tutaj, Granger. A wy sobie nie przeszkadzajcie – rzucił do reszty dziewcząt, które przestały skupiać się na praktycznym użyciu różdżek przy sprzątaniu.
Puścił Hermionę przodem i z rozmachem zamknął drzwi, potężnym trzaskiem przyprawiając Ginny, która zdążyła się już odwrócić w kierunku ściany, prawie o palpitację serca.
- Możesz mi powiedzieć, gdzie podział się dziś rano twój rozum, Granger? – spytał bardzo łagodnie i bardzo, ale to bardzo chłodno, Mistrz Eliksirów, nie siląc się na żaden wstęp do rozmowy.
- Był na swoim miejscu, sir – grzecznie odrzekła Gryfonka, ale przewrotne rozbawienie już się z niej ulotniło.
- Naprawdę? To było rozważne? Szantażować Wiceministra Magii? – Snape doskonale zdawał sobie sprawę jakiego argumentu użyła Hermiona. – Masz gdzieś to, że się narażałaś? Powiedz mi, Granger, czy to beztroska Pottera jest taka zaraźliwa, czy masz się za aż taką dobrą czarownicę, co? –zauważył, że podniósł głos i lekko odchrząknął. Nienawidził tracić panowania nad sobą, a jednak były takie sytuacje, kiedy je nieodmiennie tracił.
- Ani jedno, ani drugie, sir. Po prostu, zagrałam tymi samymi kartami, co Percy – wypluła ostatnie słowo ze wstrętem. – Już się go nie boję. Nie można bać się tchórza i karierowicza – była zbyt młoda, by mówić z tak zaciętą pogardą. – Nawet już go nie nienawidzę. Jest żałosnym sukinsynem. Skończonym sukinsynem.
- Minus dziesięć punktów za niewybredne słownictwo w obecności nauczyciela, Granger – gładko podsumował jej wypowiedź Mistrz Eliksirów. – Nadal podtrzymuję tezę, że zgubiłaś gdzieś po drodze do ministerstwa rozum.
Hermiona westchnęła i spojrzała na nauczyciela. Nie chciała się tłumaczyć, ale najwidoczniej Snape przesadnie o nią się bał. Nagle uświadomiła sobie, co to znaczy. Zależało mu na jej bezpieczeństwie i chciał ją chronić. Z jego perspektywy była to głupia brawura. Tylko dlatego nie zdenerwowała się na zasugerowaną jej bezmyślność.
- Sir, ja wiem, że to dla pana wygląda tak, jak wygląda. Tak, jakbym myślała, że jestem na tyle mądra, cwana i w ogóle, że mogę sobie iść tam tak po prostu, i że na pewno nic mi się nie stanie. Tak, jakbym krnąbrnie narażała się tylko po to, żeby pan mógł spokojnie pracować dla Dumbledore’a i Zakonu. Ale z mojej perspektywy to nie jest tylko, to jest AŻ. Rozumie pan? – wpatrywała się w czarne oczy Mistrza Eliksirów z nadzieją, że do niego trafiła, ale nic z nich nie mogła wyczytać.
- Narażałaś się na ogromne nieprzyjemności i poszłaś tam podczas zajęć. To nie w porządku. Trwały lekcje i wszyscy się o ciebie martwili. Dumbledore nic o tym nie wie, ale chyba powinien. Nie sądzisz? – nie podobało mu się to, że poczuł niechciane wzruszenie jej zaangażowaniem i troską. Patrzyła na niego tak, jakby był kimś naprawdę ważnym. I dobrym. Prawdziwa, cholerna Gryfonka.
- Pan nie może iść do więzienia, ani... nawet nie chce o tym mówić. A mi nie mogło stać się nic naprawdę złego. Przeszłam przez kontrolę i zarejestrowałam różdżkę, którą miałam cały czas przy sobie. On nie mógł mi nic zrobić. Jedynie powiedzieć mi parę przykrych rzeczy. Ale proszę mi wierzyć, że nie pozostałam panu wiceministrowi dłużna, profesorze... Nie mogłam inaczej. Bez szantażu on by się nie zgodził – Hermiona rozkręciła się i mówiła coraz żarliwiej. - Czy pan wie, że Lucjusz Malfoy wychodził z gabinetu Percivala, gdy przyszłam? I był tam w tej samej sprawie, co ja. Starał się o zaprzestanie przesłuchań Mistrza Eliksirów Hogwartu. Chyba coś w tym jest. A ja miałam jedynie argument, który mogłam wykorzystać, czy to coś złego? - To nie powinien być jakiś głupi argument, który ratuje mój nic nie warty tyłek, Granger! – Snape się zirytował. – Powinnaś go oskarżyć, a nie szantażować. Zniżasz się do jego poziomu! – zgrzytnął zębami tak, że aż rozniosło się po lochach echo.
W oczach Hermiony zaiskrzył gniew i poczucie krzywdy.
- Może pan nie ma siebie samego za wartościowego człowieka, ale nie ma pan prawa mnie zmuszać, żebym myślała dokładnie tak samo. Nie zrozumiał mnie pan, a raczej nie chciał mnie zrozumieć. Bardzo panu dziękuję.
Była bliska płaczu. Czuła się jak idiotka, jakby się wygłupiała, chociaż wiedziała, że postąpiła słusznie. Było jej cholernie przykro, że porównał ją do człowieka, który bez skrupułów wykorzystał swoją pozycję, by ją upokorzyć w najpodlejszy sposób.
„Mam talent w gnojeniu ludzi”– pomyślał ze złością Snape.
- Przepraszam, Granger, za to co powiedziałem przed chwilą – nienawidził przepraszać, ale za głupotę należało ponieść karę. - Po prostu nie mogę zrozumieć...
- Nie chce pan zrozumieć – warknęła, wycierając łzy i nie przejmując się tym, że jest niegrzeczna.
- Właściwie to powinienem ci podziękować, bo umożliwiłaś mi pewien istotny ruch w pracy dla Zakonu – Snape zignorował jej wybuch. - Ale jednocześnie narażałaś się na nieprzyjemności i opuściłaś połowę lekcji. Jednym słowem zrobiłaś coś bardzo ważnego i jednocześnie się wygłupiłaś. Musisz zrozumieć, że moje odczucia są w tym momencie skrajnie ambiwalentne – Severus zmusił się do tego, by wytrzeć kolejną łzę z policzka Hermiony. To było całkiem miłe - zobaczyć w jej spojrzeniu zaskoczenie i wdzięczność.
„Boże, co się ze mną dzieje? Od kiedy zabiłem tego skurwiela zaczynam być coraz bardziej ludzki...”
Szybko zabrał dłoń i poczuł, że lekko się zarumienił.
- Wpędzasz mnie w schizofrenię, Granger – orzekł ze zjadliwym sarkazmem, ale jego mina była całkiem poważna.
Roześmiała się lekko. Nie rozumiała, dlaczego poczucie humoru Snape’a nie odpowiadało większości (poza zjadliwymi i obraźliwymi komentarzami oczywiście). Jej zdaniem było w porządku.
- Nie jestem głupia i dokładnie przemyślałam wszystkie za i przeciw, zanim tam poszłam – siąpnęła nosem. - Wiedziałam, że Percy nie będzie miły, ale ja też potrafię być nieprzyjemna. Jak długo można użalać się nad sobą i nic nie robić, skoro można zrobić coś pożytecznego? Poza tym, wcale nie jestem taką altruistką. Poszłam tam też ze względu na siebie – Severus uniósł w zaskoczeniu brwi i stwierdził, że słucha dziewczyny z zainteresowaniem. – Chciałam przekonać samą siebie, że potrafię stanąć z nim twarzą w twarz i zachować panowanie nad sobą. W gruncie rzeczy jestem dosyć silna i już nie mogłam znieść tego, co się ze mną dzieje. Chciałam przestać się tak bardzo bać. Nie było mi łatwo, ale mina wiceministra, gdy wychodziłam, warta była zachodu. Może pan żałować, że jej nie widział.
„Ale jeszcze pan zobaczy o dużo lepszą” – dodała w duchu.
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że to, co zrobiłaś, pomogło ci i czujesz się teraz lepiej... – Snape ostrożnie dobierał słowa i był bardzo zdziwiony.
- Och, właśnie tak jest, panie profesorze – zdobyła się na szczery uśmiech.
Zrobiło mu się przykro, że tak nieprzyjemnie potraktował ją na początku rozmowy, ale przecież się o nią martwił.
„Ja już mam zawansowana schizofrenię” – pomyślał zjadliwie. – „Co najwyżej może się pogłębić.”
Hermiona patrzyła w zamyśleniu na dziwną minę nauczyciela, która wyrażała ni to zaskoczenie, ni konsternację. W gruncie rzeczy, wyglądał uroczo zabawnie, ale wolała mu tego nie mówić. Nie z takim doborem słownictwa. Zachciało jej się śmiać, gdy zrozumiała, że Snape jest po prostu bezradny i zupełnie nie wie co powiedzieć i jak zareagować. Był teraz niesamowicie słodki.
- No dobrze, Granger. Wracaj porządkować salę – nauczyciel bardzo szybko odzyskał rezon, ale nadal widać było, że jest poruszony.
- Dobrze, sir – ruszyła w kierunku lochu, ale zatrzymała się nagle i spojrzała na nauczyciela w taki sposób, w jaki nigdy nie patrzył na niego żaden uczeń. Z zaufaniem i wdzięcznością.
- Dziękuję za troskę – nie zastanawiając się nad tym, co robi, wspięła się na palce i cmoknęła Severusa w policzek, po czym szybko pobiegła do koleżanek, trzaskając drzwiami głośniej, niż kilka minut wcześniej Snape.
Kiedy Severus otrząsnął się z pierwszego szoku, miał ochotę zabrać Hermionie dziesięć punktów za niestosowne zachowanie wobec nauczyciela i wlepić jej szlaban u woźnego, ale gdy zupełnie doszedł do siebie (czyli po dobrych pięciu minutach stania przed drzwiami) uznał, że byłby to przejaw histerii.
„Zapewne śni mi się tylko jakiś koszmar. Ja nie troszczę się o uczniów spoza Slytherinu. W ogóle zbytnio się o nikogo nie troszczę i żadna uczennica nigdy nie dała mi całusa...” – był zażenowany i zły, że dał się tak perfidnie podejść. Na czułość.
On nie był czuły i nigdy nie będzie, a Granger powinna o tym wiedzieć, a nie zachowywać się jak sentymentalna idiotka. Stop. Granger nie jest sentymentalną idiotką. To on reagował paranoidalnie. Granger nie oczekiwała od niego opieki i czułości. Ona tylko mu podziękowała za troskę. Za coś zgoła niespotykanego u zgorzkniałego Snape’a, za coś, o czym nie powiedział wprost, ale co było oczywistym faktem. Troszczył się o nią. Ciężko było mu to przyjąć do świadomości, ale, gdy już się przyznał przed samym sobą do troskliwość wobec Hermiony, poczuł się lepiej.
Spojrzał na drzwi lochu numer dziewięć i ogarnął go dziwny żal.
Osoba, której do niedawna nie cierpiał, uświadamiała mu z każdym dniem coraz skuteczniej, że warto żyć i warto dostrzegać w ludziach dobro. Warto czuć. Tylko dlaczego robiła to akurat wtedy, gdy był na najlepszej drodze do rozstania się z życiem? Chyba na tym właśnie polegała przysłowiowa ironia losu.
Uśmiechnął się gorzkim, paskudnym, typowo ślizgońskim uśmiechem i ruszył do siebie. Musiał przygotować dobrą argumentację na nocne zebranie Zakonu, które miało się odbyć równo o północy.

*
- Czego on chciał? – spytała z troską Ginny.
- Och, zapewne odjąć Hermionie punkty – Luna sennie przewróciła oczami. – Hej, Blaise, uważaj! Tam mogą być jajeczka mechołazów. Czyść ostrożniej.
Ginewra zachichotała cicho, a Lovegood się tym nie przejęła.
- Oj, Luna, Luna – powiedziała śpiewnie i ze śmiechem Zabini, ale posłała Krukonce pełne sympatii spojrzenie. – Coś ty taka radosna, Herm? Jak rany. Normalnie rozkoszna.
- Widziałam zakłopotanego, skonsternowanego i niepewnego Mistrza Eliksirów. Tylko parę chwil, ale wierzcie mi, dziewczyny, to jest coś. Wyglądał tak słodko, że dałam mu całusa.
- I jeszcze żyjesz? – Luna posłała Granger pełne podziwu i pozbawione senności spojrzenie.
- Miona, możesz cofnąć płytę? – Ginny wpatrywała się oniemiała w przyjaciółkę, podczas, gdy panna Lovegood odzyskała już swoją nieodmienną senność i wypatrywała mechołazów i ich jajeczek.
- Dałaś mu całusa? Ale to mój opiekun! – Blaise rzuciła w Hermionę ściereczką, którą czyściła kominek. Była rozbawiona, ale jednocześnie zazdrosna. Lubiła Snape’a.
- Oj, Blaise. Wiesz, jak on strasznie stara się pokazać jaki jest okropny, podły i nieludzki, a ja mu robię na złość. Daj mi trochę radości z życia – Hermiona zrzuciła z siebie zakurzoną szmatę. – Fuj! – dodała z obrzydzeniem.
- Jak można mieć radość z całowania Snape’a w policzek? – skrzywiła się Ginewra.
- Och, są różne upodobania, a o gustach się nie dyskutuje – stwierdziła dyplomatycznie Luna.
- Snape jest w porządku – buńczucznie i wyzywająco oznajmiła Blaise.
- No nie. Ciebie mogę zrozumieć, to w końcu twój opiekun i na pewno nie raz pokazał, że dba o Ślizgonów, ale Hermiona? – Ginny nie dawała za wygraną.
- Daj już spokój, Ginny. Snape ma ogromne serce, które skrywa za pokładami lodowatego sarkazmu, dystansu do wszystkiego i wszystkich, oraz wyrachowanego egoizmu. Nie twierdzę, że jest miły, ale jest człowiekiem, w którym warto dostrzec coś więcej niż jego pancerz ochronny, który pokazuje światu.
- Skoro tak twierdzisz – Ginewra wzruszyła ramionami.
Hermiona zdenerwowała się pobłażliwym i pełnym znaczącego „ i tak swoje wiem” wzruszeniem ramion panny Weasley.
- Ginny! – z irytacją zmarszczyła brwi. - Nie masz pojęcia jaki jest naprawdę Snape. Ja też dobrze go nie znam i zapewne nigdy nie poznam, ale on jest w głębi duszy zdolny do ogromnego dobra. To nie są moje mrzonki, czy domysły. Ja to po prostu wiem, bo się o tym przekonałam, więc skończmy ten temat.
Hermiona mówiła na tyle pewnie i poważnie, że młodsza Gryfonka skinęła jedynie głową i więcej nie próbowała się droczyć.
Kwadrans później, loch numer dziewięć wyglądał już dosyć dobrze i brakowało mu jedynie płomieni w kominku, oraz odrobiny wystroju.
- Czy któraś z nas potrafi wyczarować konfetti albo coś w tym stylu? – spytała Ginewra, patrząc jednoznacznie na pannę Granger.
- Mogłabym wyczarować srebrny pyłek unoszący się nam nad głowami. To dosyć trwały czas, ale konfetti? To nie bal.
- Przydałyby się jakieś serwetki – oznajmiła Luna.
- Wiecie co? Jest wpół do dziewiątej, a cała ta impreza zaczyna się o dziesiątej. Zdążymy szybko wskoczyć w coś ładniejszego i przynieść jakieś przekąski i napoje z kuchni – oznajmiła Ginny. - A ten pyłek jest w porządku. Tylko czy nie może być złoty? – uśmiechnęła się wrednie. – Najlepiej złoto-czerwony.
- Srebrny mniej rzuca się w oczy i bardziej pasuje – zgasiła jej zapędy Luna.
- Okej, idziemy po coś do jedzenia, ale tylko po zakąski - Granger przejęła inicjatywę. - Przynieście też jakieś serwetki i takie tam. Ja mam gdzieś ciemnozielone... – popatrzyła znacząco na Ginny - ... będą do srebrnego pyłku pasowały.
- Może ty zmień dom, Hermi – Ginewra uśmiechnęła się wrednie.
- W Gryffindorze jest mi dobrze.
Obie przekomarzały się całą drogę do Pokoju Wspólnego i Hermiona zauważyła, że, po raz pierwszy od fatalnego w skutkach przesłuchania, dzień minął jej bez myślenia o własnym nieszczęściu.

*
Dwadzieścia minut po dziewiątej, wszystkie dziewczyny były już z powrotem w lochu. Przebrały się i teraz wymieniały komplementy, rozstawiając serwetki, dwa półmiski z ciastkami i krakersami oraz tacę z serami pleśniowymi.
- Wow, Hermiona, co za szyk! – Ginewra zatrzepotała umalowanymi rzęsami.
Panna Granger pokręciła nosem. Wyglądała tak, jakby za chwilę miała uciec i założyć golf.
- Dobra, dobra, każdy wie, że jesteś jedną z najładniejszych dziewcząt w szkole... obok Cho-Chang... Nie jestem ubrana zbyt wyzywająco? – niepewnie wzruszyła ramionami, patrząc z uznaniem na białą bluzkę Ginny ze sporym dekoltem w szpic
- No, coś ty? – Luna posłała jej rozbudzone spojrzenie. Sama ubrała się we wrzosowy kostiumik, w którym wyglądała zaskakująco ładnie. Miała, jak jej koleżanki, bardzo delikatny makijaż, który tuszował nieco duże i wyłupiaste oczy Krukonki.
- Hermiona, dam ci kopa w tyłek, jak jeszcze raz coś takiego powiesz – Ginny potrząsnęła gniewnie upiętymi wysoko lokami, ślicznie okalającymi jej drobną twarzyczkę.
Blaise się nie odzywała. Uniosła tylko obie brwi i znacząco spojrzała na dzierżony w dłoni nóż, którym kroiła sery na niewielkie kostki gotowe do spożycia.
Panna Granger podciągnęła bluzkę, krzywiąc się nieznacznie. Założyła ją po raz pierwszy w życiu, chociaż jej kuzynka ze Stanów przywiozła ją w zeszłym roku i dała jej w prezencie. Dziewczyna nie była po prostu przyzwyczajona do noszenia takich ciuchów. Był to ładny, prosty ciemnozielony top bez ramiączek, którego kolor doskonale współgrał z kolorem jej oczu i włosów. Bluzka była zapinana na trzynaście haftek z przodu i nie miała szans się obsunąć, a, mimo to, Hermiona poprawiała ją co minutę.
- No bo, ten tego... widać mi trochę piersi... i mam odsłonięty pępek...
- Rany boskie! Hermiona! – Zabini nie wytrzymała nerwowo i zaczęła machać nożem tak zaciekle, że dopiero Ginny, uchylając się z cichym piskiem z pola rażenia, przywołała właścicielkę potencjalnego narzędzia zbrodni do porządku.
Dziewczyna Malfoya nie wyglądała na przekonaną.
- Ja też mam odsłonięty pępek - Blaise wskazała czubkiem noża na swój brzuch. – I też pokazuję kawałek biustu. A moje spodnie są niższe, niż twoje.
Zabini miała na sobie klasyczną czerń. Skórzane spodnie i bawełnianą bluzkę z lycrą, która miała jedno ramię odkryte, a lewy rękaw sięgał do łokcia z zaczynał się dopiero na obojczyku. W rezultacie Ślizgona pokazywała niezły kawałek swojej prawej piersi.
- Ale ty wyglądasz fajnie...
- Na Salazara wykastrowanego przez Puchona! Weźcie ją ode mnie, bo skrzywdzę! – Blaise nie była w stanie nic więcej powiedzieć.
Luna rozpalała właśnie w kominku. Odwróciła się, popatrzyła zaciekawiona na Hermionę i orzekła:
- Jesteś dziwna, wiesz?
- No, skoro Luna ci to mówi – Ginny miała na to tylko jeden komentarz.
Hermiona uśmiechnęła się niepewnie. Po prostu nie była przyzwyczajona do takich ubiorów i czułą się dziwnie z odkrytym fragmentem brzucha i gołymi ramionami.
- Wyluzuj, kobieto! Wyglądasz bardzo dobrze. A twój strój nie jest wyzywający, rozumiemy się? Masz świetny gust – Blaise z uznaniem patrzyła na czarne spodnie z dzianiny, które lekko rozszerzały się od kolan, ku dołowi.
- Dzięki, Blaise.
- W końcu gadasz do rzeczy – pochwaliła ją Ginewra.
- Nie mamy szklanek – zauważyła rezolutnie Luna.
- Chłopaki pewnie przyniosą – Ginny nie wyglądała na stuprocentowo pewną swoich słów.
- Ta, jasne – Zabini wyraziła maksymalny sceptycyzm. – Same będziemy drałować.
Drzwi otworzyły się na oścież i wparowała Millicenta Buldstrode z ogromnymi płóciennymi siatami w obu dłoniach. Musiała sobie nacisnąć klamkę łokciem. Zaklęła siarczyście i kopniakiem zamknęła drzwi.
- Któraś z szanownych księżniczek mi pomoże, czy mam sobie poradzić sama?
Z kieszeni czarnych dżinsów sterczała różdżka nowoprzybyłej, a na jej głowie sterczały nierówno obcięte i wystrzępione w malowniczym nieładzie włosy ufarbowane na czarno. Millicenta wyglądała bardzo dobrze w takiej fryzurze, a czerwone pasemka, które wyczarowała na imprezę, ładnie harmonizowały z ciemnobordową wydekoltowaną, luźną jedwabną bluzką.
Hermionie ulżyło. Buldstrode miała zdecydowanie większy biust niż ona, a, co za tym idzie, więcej go ukazywała każdemu, kto zechciał patrzeć. Panna Granger patrzyła uważnie na potężnie zbudowaną Ślizgonkę i zastanawiała się, czy ta pamięta jak ją urządziła na drugim roku w Klubie Pojedynków. Po kilku sekundach doszła do wniosku, że nie.
Blaise podbiegła do koleżanki i wzięła od niej jedną z siatek.
- O żesz w mordę! – oznajmiła głośno. – Czy to kamienie? – spytała sapiąc i stawiając siatę przy stole. Stół był naprawdę ogromny. Na szczęście.
- Nie. Jedynie dwanaście literatek, dwanaście kieliszków i dwanaście długich szklanek. Tu – Millicenta triumfalnie uniosła drugą torbę – są cztery dwulitrowe butelki soku... No co?
- Jesteś wielka, że przyniosłaś szkło – Luna się rozpromieniła. – Chłopaki na pewnie o tym nie pomyślą.
- Przyniosą, ale alkoholizm. Mordy pijackie – podsumowała chłopaków panna Buldstrode. – A to, że jestem wielka, to wiem, mówić mi nie musisz – wyszczerzyła się radośnie. – Założyć Nelsona, malutka? – spojrzała radośnie na Hermionę i puściła jej perskie oko, pozbawiając Gryfonkę złudzeń, co do kwestii pamiętania zajścia z drugiego roku.
- Nie, dzięki – panna Granger posłała jej pokojowy uśmiech.
- A myślałam, że tak lubisz – Ślizgona udała, że jest smutna, po czym wystawiła szybko i sprawnie, dwie butelki soku dyniowego, jedną porzeczkowego i jedną pomarańczowego, na stół.
Hermiona, pogodzona już z „pokazywaniem biustu” i uspokojona faktem, że ktoś odsłonił jego większy kawałek niż ona, zajęła się teraz podciąganiem swoich biodrówek, które doskonale trzymały się w odpowiednim miejscu z racji dopasowania.
- Hermiona... – ostrzegła ją szeptem Ginny. – Będę bić po łapach.
- Jak rany! – Blaise nie siliła się na szept. – Rozpuściłaś włosy i ci na ten twój oooogromny biust opadają, a majtki ci zza spodni nie widać. Mam poucinać te paluchy?
- Nie – powiedziała po prostu Granger i skrzyżowała ramiona. Patrzącej na nią nieufnie Blaise, posłała niewinny uśmiech, mówiący „już będę grzeczna”.
- Twierdzi, że jest wyzywająco ubrana – pospieszyła z wyjaśnieniem Ginny, strzepując okruchy krakersów ze swoich szarych lnianych spodni w kancik.
- To ja wyglądam jak lafirynda. Zapal ze mną zioło, Granger. Przejdzie ci.
- Buldstrode! – Ginny była oburzona i jakby zachwycona. – A co na to Snape?
Wzrok Millicenty mówił „za naiwną mnie masz?”
- Nie wie – odrzekła po prostu. – A jak mu powiesz i tak to oleje. Jestem ze Slytherinu – Ślizgonka wyciągnęła skręty własnej roboty z tylnej kieszeni dżinsów, a różdżkę położyła z boku na stole, obok różdżek pozostałych kobiet. – To jest najlepszy tytoń zmieszany z kołowaciakiem trójlistnym. Jest mocniejszy od marihuany, więc daje się go pół na pół z tytoniem. Nie uzależnia tak jak maryśka, przynajmniej nie czarodziei, – uśmiechnęła się przekornie – i pachnie dużo lepiej. – Dam ci maszka jeśli chcesz.
Ku zaskoczeniu Buldstrode, Hermiona z zaciekawieniem zapuściła żurawia do paczki po zwykłych camelach i oznajmiła:
- Może później.
- Będą jeszcze z ciebie ludzie. A ty, Blaise, nie patrz na mnie tak sceptycznie. Wiesz, że nie jestem żadną narkomanką, ani nikogo jeszcze w nałóg nie wpędziłam. Ale impreza to impreza – Millicenta potrząsnęła głową, aż zatrzęsło się siedem kolczyków, które miała w lewym uchu
- Wiem, że ty masz stalową wolę i silny charakter, ale czy Hermiona też? – Zabini sceptycznie popatrzyła na pannę Granger.
- Twierdzisz, że nie mam silnego charakteru? – panna Granger zaperzyła się lekko.
Wzrok Zabini mówił „doskonale wiesz, co mam na myśli, Granger”, a Hermiona westchnęła z irytację.
- Nie będę jej namawiać do zażywania, dawać, ani sprzedawać tego cuda, bo mam za mało i nie zamierzam być dilerem i robić na tym kasy. Poczęstuję ją jedynie kilkoma sztachami na imprezie, jeżeli zechce i to tyloma, ile uznam za stosowne, czyli niezbyt wieloma – Buldstrode przyjrzała się krytycznie Granger. - Jest prawie dorosła.
- A ja nie zamierzam ani tego kupować, ani brać. Blaise, tłumaczyłam to już dziś Snape’owi, a teraz tłumaczę tobie. Mój rozum jest w odpowiednim miejscu. A o Mistrza Eliksirów nie pytaj. Za długa historia.
- Nie mamy najważniejszej rzeczy. Sprzętu grającego – zauważyła nagle Ginewra.
- O to powinien postarać się gospodarz imprezy, nie sądzisz? – oświeciła ją z ironicznym uśmiechem Millicenta. – Już go w jednej rzeczy wyręczyłam. Znając pana Malfoya juniora przyniesie wódę, ale czy sprzęt? Zależy jaki...
- Jeszcze się nie napiłaś, a już masz skojarzenia – Blaise zmarszczyła brwi, uśmiechając się krzywo.
- Ja zawsze mam skojarzenia.
- To w normie, jak każdy Ślizgon – podsumowała Hermiona
- Masz coś do Ślizgonów, maleńka?
- Nie mów do mnie maleńka!
- Nie każdy – Blaise usiłowała wyprowadzić Hermionę z błędu.
- Granger, czy to prawda, że jesteś z Draconem? – Buldstrode patrzyła teraz na Hermionę z zaciekawieniem. – Nie zwykłam dawać wiary plotkom. A słyszałam jedynie o tej bezmózgiej Pansy, że, cytuję, więc wybaczcie dobór słów, Draco posuwa teraz tę gryfońską, przemądrzałą szlamę – Millicenta doskonale przedrzeźniała sposób wysławiania się Pansy.
Hermiona zarumieniła się i zacisnęła usta w wąską kreskę. Odwróciła się tyłem do Ślizgonki i poszła przycupnąć na ławeczce przy kominku.
„Wcześniej, czy później, należało się spodziewać takich plotek. Powinnaś być przygotowana, naiwniaczko” – pomyślała, co wcale nie poprawiło jej samopoczucia.
- Granger, przecież uprzedzałam o nietaktownym słownictwie – zdziwiona zachowaniem Gryfonki, Millicenta spojrzała pytając na Blaise.
- Milli – Zabini prawie szeptała, a jej mina wyrażała skrajną powagę. – Powstrzymaj się od takich komentarzy przy Hermionie. Nie mogę ci więcej powiedzieć, ale wiem, że masz coś takiego jak zdrowy rozsądek i nie jesteś ani plotkarą, ani ciekawską kwoką, więc mnie posłuchasz. Proszę. Nie.
- Okey, okey – Buldstrode uniosła ręce w geście poddania i podeszła do Hermiony.
- Nie chciałam być niemiła i opryskliwa, Granger.
- Wiem, nie przejmuj się moimi ekstremalnymi reakcjami. Zgwałcone kobiety tak mają.
Millicenta otworzyła bardzo szeroko podkreślone błyszczykiem wargi i wlepiła wzrok w Gryfonkę.
- Przepraszam, ale chyba się przesłyszałam – zdołała wydukać po piętnastu sekundach.
Hermiona mówiła głośno, dlatego pozostałe dziewczęta przestały rozmawiać.
Blaise patrzyła na Gryfonkę w skrajnym szoku. Ginny i Luna zamarły w miejscu, a ich miny były bardzo podobne do wyrazu twarzy Millicenty.
- I tak dowiecie się jutro z prasy. Wolę uprzedzić delikatny sposób udzielania informacji przez dziennikarzy. Nie mogę tego dłużej ukrywać, bo to mnie rujnuje psychicznie. Boję się tych Zombie, latających z piórami i proszących o sensacyjny wywiad, ale mam już serdecznie dość – uśmiechnęła się blado.
- Nie pytajcie kto, kiedy, jak... Jutro, najpóźniej w porze obiadu, cała szkoła będzie mówić tylko o tym.
Ginny miała straszne przeczucie i próbowała odsunąć je gdzieś w dalsze pokłady świadomości, ale nie mogła
- Przepraszam, zepsułam wam imprezę... Cóż za takt.
- Przymknij się, Granger. Powiedziałaś i koniec – Buldstrode przerwała kajanie się Gryfonki. - Żadna z nas nie ma na nazwisko Parkinson, ani Chang, i teraz nie usłyszysz durnych komentarzy. Dobrze, że to powiedziałaś.
Hermiona podeszła do smutnej Ginewry.
- To... on, prawda? – spytała cichutko panna Weasley ze spuszczoną głową i obie doskonale wiedziały kogo oznacza owy on.
Panna Granger jedynie skinęła głową, a Ginny przełknęła łzy i zrobiła wszystko, żeby się nie rozpłakać. Odważyła się spojrzeć Hermionie w oczy. Jej koleżanka patrzyła na nią be z cienia wyrzutu. Przyjaźnie, z zakłopotaniem i niepewnością.
- Mogę? – Ginewra, nie miała pojęcia, dlaczego to robi, po prostu zrobiła. Objęła Hermionę i mocno przytuliła. - Przykro mi, Herm. Jestem całym sercem z tobą. Zaskoczona Gryfonka odzyskała władzę nad swoim ciałem i odwzajemniła uścisk Ginny.
- Wiem i dziękuję – powoli wysunęła się uścisku siostry Rona, który pewnie zdziwiłby się dojrzałym zachowaniem swojej maleńkiej siostrzyczki.
- Ja też jestem z tobą i zawsze będę po twojej stronie. Jakby co, wiesz gdzie mnie szukać – ledwie Hermiona uwolniła się z opiekuńczych ramion Ginewry, wylądowała w uścisku Blaise. - Jestem z ciebie dumna. Podjęłaś słuszną decyzję – wyszeptała jej do ucha Ślizgonka.
- Chodź, ja też cię przytulę – Luna była niebywale poważna i jakby smutna. – Pozwolisz?
Hermiona skinęła głową i dała się objąć Krukonce, sama otaczając ją ramionami.
- Jestem z tobą, Hermi.
- Dziękuję.
Millicenta Buldstrode wyglądała na kobietę rozdartą. W końcu teatralnie westchnęła i otworzyła na oścież silne ramiona, a Hermiona popatrzyła na nią sceptycznie.
- Nelsona zakłada się od tyłu, Granger – zachęciła ją żartobliwie. – Chodź, póki się nie rozmyśliłam. To nie ślizgońskie.
Granger wylądowała w niebywale miłym uścisku z policzkiem przyciśniętym do piersi panny Buldstrode.
- Czuję się jak w ramionach matki. Miękko i przytulnie – Hermiona zdobyła się na żart, chociaż była tak bardzo wzruszona zachowaniem wszystkich dziewcząt, że w oczach zalśniły jej łzy
- Prosisz się jednak o jakiś fajny chwyt. A tak serio, to jak ktoś po jutrzejszej sensacyjnej wiadomości w prasie będzie ci robił durne aluzje, wal do mnie jak w dym, a przetrącę szczękę.
Millicenta sprawiła, że dziewczyny trochę się odprężyły.
- Strasznie wam dziękuję – Hermiona patrzyła na koleżanki z wdzięcznością. – Pomogłyście mi... naprawdę.
- Jesteśmy świetnym kółkiem terapeutycznym – Blaise uśmiechnęła się szeroko i przyjaźnie.
- To prawda, Blaise, jesteście. I bardzo was proszę, nie przejmujcie się mną zbytnio. Już się trochę wygrzebałam z dołka. Specjalne traktowanie może mi tylko zaszkodzić. I przepraszam, że zepsułam wam imprezę.
- Nic nie zepsułaś. Jeszcze jedno słowo i uszczypnę cię w tyłek. To dopiero będzie traumatyczne przeżycie, Granger – oznajmiła Millicenta grobowym tonem.
Hermiona musiała się roześmiać. Blaise zarechotała, wyobrażając sobie Milli szczypiącą Herm w pośladek. Luna i Ginny patrzyły zaskoczone na pannę Buldstrode. Wydawało się, że chyba już ją zaakceptowały, może nie jako koleżankę, ale dobrą znajomą ze Slytherinu.
Ginewrze było bardzo przykro, a jednocześnie wiedziała, że nie może się czuć winna. Obiecała sobie, że pomoże Hermionie i całkowicie spisze Percy’ego na straty. Nie, już spisała. Żal jej tylko buło rodziców. Ale, z drugiej strony, im szybciej stracą złudzenia, tym lepiej.
Uśmiechnęła się bardzo łagodnie do Hermiony, której „terapia grupowa” pomogła nawet bardziej niż wizyta w ministerstwie. Czuła się tak, jakby straszliwy ciężar uciskajacy jej serce stracił, już na zawsze, większą część swojej wagi.

******
Severus Snape patrzył na czarodziejów i czarownice zebranych przy Grimmauld Place 12 . Ich miny wyrażały zdziwienie, zdumienie, szok. Większość kręciła z dezaprobatą głowami, a Molly Weasley odważyła się nawet na niego nakrzyczeć, nazywając go „nierozważnym młokosem, który bezmyślnie idzie na śmierć”. Zignorowała przy tym pełen troski szept Artura, który sugerował, że Ślizgoni są jacy są, ale nie robią nic nieostrożnie, a już na pewno nie narażają pochopnie własnej skóry. Snape przeczekał wybuch Molly, po czym spokojnie zapytał, kto zgadza się z jego planem, jeszcze raz podkreślając, że Czarny Pan jest nieobliczalny i równie dobrze może zgodzić się na jego powrót, a co za tym idzie, on będzie mógł donosić Dumbledore’owi o planach Śmierciożerców z najlepszego źródła, a nie z misji, w których szpieguje podwładnych Voldemorta. Mistrz Eliksirów nie dał im wyboru. Z góry oznajmił, że niezależnie od decyzji członków Zakonu Feniksa on podejmie ryzyko powrotu w szeregi bestii. Chciał jednak znać opinie współtowarzyszy.Wszyscy zebrani milczeli i nawet Mundugus zachowywał powagę, słysząc na co porywa się mrukliwy i nieprzystępny, ale bardzo dobry członek stowarzyszenia. Kilkoro zebranych musiało dokonać rewizji swoich poglądów na temat Snape’a. Okazało się, że wcale nie był egoistycznym tchórzem.
Minerwa zacisnęła usta, Tonks obserwowała z założonymi rękami sufit, udając, że wcale nie zbiera się jej na płacz, Dumbledore był bardzo zatroskany i w zamyśleniu bawił się swoją długą, siwą brodą, a Lupin oznajmił grobowym tonem:
- Wczoraj nie wyrażałem zgody, a dziś podtrzymuje swoje zdanie. Sam zauważyłeś, że Czarny Pan jest nieobliczalny. Przykro mi, ale jesteś potrzebny Zakonowi żywy, a nie martwy, albo... – tu Wilkołak zaciął się na chwilę i zacisnął dłonie na czarnej szacie. – Albo przykuty do łóżka na oddziale zamkniętym Świętego Mungo i wegetujący jak roślina.
Cisza w salonie, o ile to możliwe, pogłębiła się jeszcze bardziej.
- Nie lepiej podciąć sobie żyły? – sarkastycznie spytał Kingsley. – Mugolski sposób, ale o wiele szybszy i założę się o własną cnotę, że o niebo mniej bolesny – postawny Murzyn zażartował, starając się nieco rozładować sytuację. Podziwiał Snape’a za odwagę, ale był przekonany, że tak okrutny i straszny czarnoksiężnik, jakim jest Voldemort, za żadne skarby nie pozwoli Severusowi na powrót. Nie był idiotą.
- Skoro się założysz o własną cnotę, to jednak wolę Czarnego Pana, Schacklebot. A Bydlę, przez duże be, nie jest idiotą, ale psychopatą. Oni często zmieniają zdanie, a ich nieobliczalność działa w obie strony. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie jest niebezpieczny. Wręcz przeciwnie.
- Nienawidzę jak to robisz – Kingsley naburmuszył się nieznacznie.
- Co? – niewinnie zapytał Severus, doskonale zdając sobie sprawę, że chodzi o praktyczne użytkowanie Legilimencji.
- Niektórzy lubią odrobinę prywatności. To moje myśli.
- Nie zmieniajcie tematu! Severus nigdzie nie pójdzie! Bo... bo mu nie pozwolę! – wybuchła Tonks.
Wszyscy wpatrywali się teraz w Nymphadorę.
- A co zrobisz? Przywiążesz go jedwabną chustką do łóżka? – zakpił grzmiącym głosem Alastor Moody.
- Chociażby – odrzekła stanowczo, wytrzymując spojrzenie najdziwniejszej pary oczu, jaką w życiu widziała i nie dając się wyprowadzić z równowagi.
- Snape, mówiąc o stałej czujności, nie miałem nigdy ba myśli brawury, chłopcze. Chociaż muszę przyznać, że w tym szaleństwie jest metoda.
- Tak. Jak popełnić samobójstwo – prychnęła Molly.
- Myślałem, że mnie tak lubicie, iż zgodzicie się na mój plan bez wahania, a nawet z radością. Widzę, że się myliłem – zakpił Mistrz Eliksirów.
- Lubienie nie ma tu nic do rzeczy – Minerwa zacisnęła usta i posłała Severusowi karcące spojrzenie, wobec którego żaden uczeń nie pozostawała obojętny, nawet ten siódmoroczny.
- Ja już skończyłem edukację, szanowna pani wicedyrektor – Snape pozwolił sobie na sardoniczny półuśmiech.
- Trzeba się chwytać każdej metody, jak się ma takiego narwańca w drużynie – Shacklebolt wtrącił „nieśmiało” swoje zdanie.
- Tylko po co, skoro narwaniec podjął już decyzję. Ograniczcie się do wyrażania własnego zdania bez żadnych komentarzy – spokojnie oznajmiła czarnowłosa Nemezis uczniów Hogwartu.
- Właśnie to robimy – Molly patrzyła na mężczyznę nieprzychylnie, ale w jej oczach kryła się także troska, dlatego Snape zgrzytnął zębami i zwrócił wzrok na dyrektora.
- Znasz moje zdanie, ale cię nie będę powstrzymywać, Severusie. Dodam jedynie, że każdy plan, który ma chociaż minimum szans na powodzenie, jest planem wartym wypróbowania. To tyle jeśli chodzi o skorygowanie mojego stanowiska. Żeby było jasne. Nadal nie popieram, a jedynie się godzę– ostatnim zdaniem Dumbledore zapobiegł oburzonemu „Albusie!” autorstwa McGonagall.
- A ja... Przepraszam, Molly – Artur, który dotąd milczał, westchnął przeciągle. – Ja popieram Severusa i daje mu swoje błogosławieństwo.
Pani Weasley nie oburzyła się tylko dlatego, że była zbyt zaskoczona. Tonks siąpnęła nosem i bardzo starała się zrobić nie-smutną minę.
- Dziękuję Arturze – cicho odparł zaskoczony Snape, wpatrując się w tych zebranych, którzy nie odezwali się ani słowem. Mieli prawo.
- Snape, jesteś równy gościu – Mundungus sapnął żałośnie. – W sumie będzie mi cię brakowało.
- On jeszcze nie umarł! – krzyknęła Tonks.
- Właśnie, jeszcze – pocieszył ją Dung z nieszczęsną miną.
- Ona zaraz się rozpłacze, Dung – Molly z najwyższą dezaprobatą spojrzała na nieokrzesanego mężczyznę.
Dung wzruszył ze skruchą ramionami i zapatrzył się w podłogę.
- Idź z Bogiem – dodał cicho.
- Czemu nie, będzie ci raźniej – sarknął Kingsley.
- Ja wcale się nie rozpłaczę – żałośnie zaprotestowała Nymphadora przeciwko zarzucaniu jej skłonności histerycznych, po czym szybko zaczęła mrugać powiekami, żeby tylko nikt nie zauważył zbierających się wbrew jej woli łez.
- Dosyć tego! - Albus rzadko podnosił głos, ale teraz miał dosyć przepychanki słownej. – Nie kłóćmy się. Severus chce podjąć to ryzyko dla naszego wspólnego dobra. Powinniśmy go wesprzeć duchowo, a nie przekomarzać się jak małe dzieci.
- I ty to mówisz, Albusie – skomentowała z wyrzutem w głosie Minerwa.
- Tak, ja. Bo tak jest słusznie.
- Wesprzeć, a potem wyprawić naprawdę piękny pogrzeb. Ciekawe, czy będzie co włożyć do trumny – bardzo cicho wyraził swoje zdanie Shacklebolt.
- Za to będzie piękny nagrobek. Z wielkim napisem Nigdy cię nie zapomnimy, Severusie Snape. Rest In Pace. Oddani towarzysze i przyjaciele – dodał od siebie Lupin.
Bill i Charlie do tej pory się nie odezwali. Żadnemu z nich nigdy nie przyszło do głowy, że będzie musiał kiedykolwiek pomyśleć o Snape’ie z najwyższym szacunkiem. Okazało się, że człowiek, nawet ten magiczny, to istota bardzo omylna. Dlatego Bill postanowił w końcu się przemówić.
- Chciałem powiedzieć, że... Jestem z panem, profesorze. I życzę panu powodzenia – zarumienił się tak mocno, że nawet jego kolczyk zdawał się przybrać różową barwę. Chociaż spuścił wzrok i tak czuł palący, pełen dezaprobaty wzrok matki. Był pewien, że jeszcze dziś usłyszy co nieco na ten temat. Zaskoczony i skonsternowany Snape burknął coś na kształt „..ę...uję”, i także się zarumienił, chociaż nie tak mocno jak potomek Weasleyów.
- Ja też chciałbym wyrazić swoje poparcie i szacunek – Charlie z wahaniem zdjął ze swojej szyi łańcuszek z kłem smoka. – I chciałem dać to panu na szczęście. To mój talizman – w oczach młodego czarodzieja pojawił się cień sentymentu. - Nie wiem, czy naprawdę chroni, ale pecha mi nigdy nie przyniósł.
Severus przyjął podarek w całkowitym osłupieniu, bo żadne z rudowłosego potomstwa Weasleyów nigdy nie okazało mu poważania i nie przyznało mu na głos racji, nie mówiąc już o wsparciu duchowym. Szybko jednak przybrał poważną, pełną dostojeństwa minę i podziękował Charlesowi.
- Zamierzam to zrobić jutro w nocy i bardzo proszę, żeby nikt nie próbował mnie powstrzymać. Dziękuję za to, że zechcieliście przyjść na spotkanie w tej sprawie.
- Ciekawe kto będzie uczył eliksirów, kiedy już cię pochowamy, ale jakoś sobie damy radę – twarz Nymphadory wyrażała zarazem troskę, lęk, ale też złość i zawziętość. – Zarzucasz Harry’emu brawurę i brak rozwagi, a sam idziesz na pewną śmierć! Pieprzony altruista... – głos młodej czarownicy załamał się nagle, a ona popatrzyła ze skruchą na zebranych. - Przepraszam, ja wiem, że ty chcesz dobrze, Sev, ale boję się, że już nie wrócisz.
- Wszyscy się boimy, Tonks – łagodnie powiedział Dumbledore.
- Przemyśl to, Severusie – Molly i Minerwa powiedziały to zgodnym chórem, a Snape westchnął ciężko. Był zaskoczony reakcjami zebranych. Zwłaszcza zachowaniem młodych Weasleyów, Lupina, wobec którego nie krył nigdy własnej niechęci, i Tonks.
- Już to przemyślałem. Dogłębnie. Chciałem tylko wyjaśnić, że nie wybieram się do Czarnego Pana z pustymi rękami i niezabezpieczony. Zażyję kilka odpowiednich eliksirów, a także specjalnymi zaklęciami obłożę szatę i strój spodni. To dobre i mocne zaklęcia...
Nikt nie odważył się wygłosić uwagi, że nawet najlepsze magiczne zabezpieczenie nie uchroni Mistrza Eliksirów przed Avadą. Nie tą rzuconą przez Voldemorta.
- Jeżeli pozwoli mi dojść do słowa, są duże szanse na to, że moja misja się powiedzie i nie trzeba będzie wydawać galeonów na wystawny pogrzeb – zażartował z ironicznym uśmieszkiem.
Nikt nie raczył się roześmiać. Tylko Kingsley wraz z Mundungusem i Lupinem zdobyli się na blade, niewesołe uśmiechy. Za to Molly zaproponowała oschle, że pójdzie do kuchni zrobić herbatę, a Tonks szybciutko podreptała za nią.
Mistrz Eliksirów dopiął swego. Jego pomysł zyskał przyzwolenie. Trudno było mówić o aprobacie, przynajmniej jeżeli chodziło o większość zebranych, ale akceptacja to już coś.
„Oby tylko się powiodło” – Snape naprawdę tego chciał. Ze względu na dobro całej społeczności czarodziejskiej.

******


Ten post był edytowany przez Kitiara: 29.08.2005 11:11


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kitiara
post 29.08.2005 11:16
Post #120 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 173
Dołączył: 08.12.2004

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



Impreza w lochu numer dziewięć rozwijała się powoli. Ron i Neville pojawili się kwadrans po dziesiątej niosąc ze sobą zapasy alkoholu i lewitując tacę kanapek przyrządzonych przez skrzaty , a Draco wraz z Harrym wparowali kilka minut po nich bez zbędnych bagaży, jeno z wódką. Gryfon był uśmiechnięty i uśmiechnął się jeszcze szerzej na widok swojej wydekoltowanej dziewczyny, a Ślizgon miał nadąsaną minę. Obaj mieli na sobie czarne dżinsy, ale Malfoy postanowił ubrać się w szarą koszulę, bo nie chciał wyglądać identycznie jak Harry Patrzcie Jakie Mam Umiejętności Potter, czego nie omieszkał powiedzieć rozczochranemu zielonookiemu współ-uczniowi Oklumencji.
- Co się stało? – Hermiona od razu zauważyła, że Draco jest niezadowolony.
- Nic – odpowiedź przypominała bardziej warknięcie niż mowę ludzką.
- Ćwiczenie.... pewnych magicznych umiejętności poszło mi nieco lepiej niż jemu i dlatego się nastroszył – wesoło odpowiedział Harry. – Nie pociesza go nawet fakt, że ja trenowałem to prawie rok, znaczy udawałem, że...
- No i się wydało – Hermiona uśmiechnęła się krzywo, a Harry siarczyście się zarumienił. Draco zaś wyglądał na usatysfakcjonowanego wpadką Gryfona.
- Nic nie poszło ci lepiej, Potter. Jak zwykle miałeś fart, a Dumbledore nie dał mi drugiej szansy – Malfoy miał własną interpretację zdarzeń.
- Chciałeś powiedzieć czwartej – Harry miał zbyt dobry humor, żeby się sprzeczać, ale nie mógł sobie darować.
- A przekląć cię, Potter? – uprzejmie spytał młody Śmierciożerca.
- A przekląć was obu? – zza Hermiony wyłoniła się Millicenta. – Chociażby za to, ze żaden z was nie raczył przynieść sprzętu grającego, a ponoć jesteście gospodarzami tej żałosnej imprezy integracyjnej.
- Jak ci się nie podoba, Buldstrode, możesz wracać – zaperzył się Draco.
- Zaprosiłeś mnie.
- Ale teraz ma chandrę – Chłopiec, Który Przeżył żartobliwie trącił łokciem Chłopca Który Był Tchórzofretką.
Ślizgon posłał Gryfonowi mordercze spojrzenie.
- Powiedziałabym, że ma zespół napięcia przedmiesiączkowego – oznajmiła Hermiona wydymając usta.
- Bardzo zabawne – burkliwie sarknął Draco, gdy usłyszał chichoty i parsknięcia Millicenty, Rona, Ginny i Harry’ego.
- Zabawne jest twoje dąsanie się.
Malfoy wbił spojrzenie w niewielki, ale kuszący dekolt Hermiony, bo zauważył, że wpatrywanie się weń go uspokaja.
- Crabbe i Goyle przyniosą sprzęt Blaise – taktownie zmienił temat. - Nie wiem co zrobiła, ale to mugolskie cholerstwo tu działa. I przyniosą płyty didy.
- Płyty sidi – poprawili go chórem Hermiona i Harry.
- Zwał jak zwał.
- O! Blaise to sprzęciora grającego już nie masz – Millicenta zachichotała radośnie.
- Zaprosiłeś tych... no... mało myślących osiłków? – zdziwił się Ron, w ostatniej chwili zastępując „głąbów” mniej rażącym określeniem.
- Powiedz, Weasley, wprost, kretynów – Buldstrode nie siliła się na takt.
- Przyjdą Crabbe i Goyle? – zaciekawił się Neville.
- Przyturlają się – Blaise szeroko się uśmiechnęła. – Spokojnie, oni nie są groźni. Jeżeli Draco nie rzuci komendy bierz! to nic się nie stanie.
- Blaise... – Draco zmarszczył z dezaprobatą brwi, łypnął karcąco na Zabini i powrócił do kontemplacji dekoltu Hermiony.
Wpatrywał się bez krępacji i wyjaśniał kwestię Crabbe’a i Goyle’a.
- Hermiona zasugerowała, że skoro tyle lat się ze mną kolegują, to wypada ich zaprosić. Uznałem, że ma rację. Poza tym, tak jak mówi Blaise, są niegroźni.
- Herm ma ładna bluzkę, prawda Malfoy? – dyplomatycznie zagaiła Luna, widząc, że Hermiona zaczyna być skrępowana bezpardonowym gapieniem się Dracona
- Co? – nieco nieprzytomnie zapytał Draco, po czym zarumienił się, odchrząknął i zaczął plątać się w wyjaśnieniach. – Tak, eee.... No, tego, ładna zieleń...
„Ale obciach” – pomyślał z rozpaczą.
Chóralny kwik, jaki wydały z siebie Blaise, Ginny i Millicenta, był mało uroczy i bardzo głośny.
- Ładna zieleń! Ty, poeto, ty! – rechotała Buldstrode.
- Mówiłam? – Hermiona z żalem popatrzyła na Blaise. – Idę się przebrać.
- Nie! – zaprotestował głośno Draco.
- Ni się waż – usta Blaise ozdobił złośliwy uśmiech. – Twierdzi, że jest wyzywająco ubrana – pospieszyła z wyjaśnieniem.
- Hermiona... – Malfoy przytulił pannę Granger. – Przepraszam – wyszeptał jej do ucha. – Chciałem się odstresować – miał dosyć żałosny głos i Gryfonka zmiękła.
- Spuszczę na to zasłonę miłosierdzia i litości. W porządku.
- Pożycz mi trochę cierpliwości wobec płci przeciwnej, maleńka – Buldstrode uniosła filuternie brwi.
- Ona ma tę cierpliwość tylko wobec mnie... I dlaczego mówisz do niej maleńka? – Draco okazał swą podejrzliwość.
- Bo ją podrywam – bez zająknięcia odparła Millicenta, znowu wywołując kwik dziewcząt, tyle że tym razem najgłośniej śmiała się Luna.
- Myślisz, że sprzęt dotrze cały, czy w kawałkach? – Blaise, gdy tylko skończyła się śmiać, zareagowała z opóźnieniem na ostrzeżenie Millicenty.
- Robimy zakłady? – Ron się wyszczerzył.
- Wieża Philipsa, jedna z najlepszych na mugolskim rynku. Mam nadzieje, że w całości...
- Nie przesadzajcie. Parę razy omal nie zrobili krzywdy mi zamiast komu innemu, ale jeżeli zagroziłem, że pozamieniam ich w insekty, gdyby coś się stało z płytami i wieżą, to będą na nią uważali.
Jak na zawołanie, gdy tylko Draco skończył mówić, pojawili się jego sławni ochroniarze.
- Vincent, nie upuść... pamiętasz co mówił Draco – w głosie Gregory’ego zabrzmiała lekka panika, a na szerokiej twarzy pojawił się wyraz skupienia. Goyle miał w jednej dłoni siatkę z płytami, w drugiej zaś siatę ze słodyczami przeróżnej maści. Crabbe natomiast dzierżył sprzęt.
- Dobra, Greg, przecież trzymam.
- Cześć wszystkim! – oznajmili radośnie, gdy już wleźli się do środka.
"Cześć" pozostałych było bardzo ciche i niewyraźnie. Wszystkim zgromadzonym w lochu zachciało się śmiać. Crabbe i Goyle ubrani byli jak na oficjalny zjazd, bądź bal, i chyba bardzo mocno się wyperfumowali.
- Czemu ja ich nigdy nie odróżniam? – nieco żałośnie spytała Hermiona, tłumiąc niekontrolowany wybuch śmiechu. - Mówiłem, żebyście się nie ubierali zbyt elegancko – cicho oznajmił Draco.
- No co? Wyjściowe szaty zostały – pochwalił się Vincent.
Deklaracja osiłka spowodowała, ze już nikt nie mógł utrzymać swojej radości na wodzy. Wesoły śmiech rozszedł się echem po lochu numer dziewięć.
Później mogło być już tylko weselej i dopiero o godzinie czwartej nad ranem wszyscy porozchodzili się do swoich dormitoriów.

- Dobrze się czujesz? – spytała panna Granger Ginewrę na schodach do dormitoriów uczennic z Gryffindoru. Gdy impreza się skończyła, Ginny została brutalnie zmuszona przez rzeczywistość do tego, żeby myśleć o tym, co zrobił Hermionie jej starszy brat i wyglądała na smutną i przygnębioną.
- Ty mnie pytasz o samopoczucie? – uśmiechnęła się gorzko. – Herm...
- Tak, bo wyglądasz markotnie i się przejmujesz. Przestań, Gin.
- Nie tak łatwo.
- Wiem. I mam nadzieję, że wszystko w porządku, prawda? To znaczy, nie puszczą ci nerwy?
- Nie, nie martw się, nie będę ryczała. Obiecuję. – Ginny spróbowała się uśmiechnąć i prawie się jej udało. – Śpij dobrze, Herm. I pamiętaj, że będę cię wspierać.
- Wiem. Dobranoc, Ginny.
Ginewra skinęła głową i pocałowała Hermionę w policzek.
Kilka minut później, gdy przebrała się w pidżamkę i położyła, złamała obietnicę daną Hermionie. Rozpłakała się.

***
******


Sobota, 24 listopada, 1996 roku

Rita Skeeter byłą bardzo zaabsorbowana listem, który dostała wieczorem od tej „małej, zarozumiałej Granger”. W sobotę rano ubrała się, zjadła śniadanie, obejrzała pierwszą stronę dzisiejszego wydania Proroka z naburmuszonym Percivalem na zdjęciu i rzuciła jeszcze raz okiem na artykuł swojego autorstwa dotyczący uwolnienia Snape’a z wszelkich podejrzeń. Była zaintrygowana tą sprawą. Wiceminister Magii, do tej pory zawzięcie zmierzający do postawienia Mistrza Eliksirów Hogwartu w stan oskarżenia, odstępuje nagle od sesji przesłuchań.
„Czyżby bał się przesłuchiwać wampira sam”? – pomyślała z rozbawieniem, a także zaciekawieniem, niekwestionowana królowa pióra. Niekwestionowana przynajmniej we własnym mniemaniu. Zniknięcie Matrojewa było kolejnym wydarzeniem wzbudzającym ciekawość prasy i wywołującym liczne spekulacje. Było też ze wszech miar niepokojące. Zaginionego czarodzieja było o wiele łatwiej odnaleźć specjalnie przeszkolonej do tego grupie Aurorów, niż mugolskiej policji zwykłego niemagicznego przedstawiciela rasy ludzkiej. A Igor M. zapadł się jak kamień w wodę.
Dlatego Ritę zżerała ciekawość, co takiego może jej zaserwować Hermiona Granger, która zasugerowała, że ma prawdziwą bombę informacyjną. Dziennikarka nie zamierzała spóźnić się na spotkanie w dużo mniej uczęszczanym od Trzech Mioteł Świńskim Ryju.

******
Harry od rana rozmyślał o Zakonie Feniksa, a raczej o tym, że podczas gdy on się całkiem dobrze bawił, na Grimmauld Place 12 dyskutowano nad pomysłem Snape’a. Harry czuł się dziwnie. Wiedział, że Severus niezależnie od wyniku spotkania uda się do Voldemorta, ale nie chciał żeby Mistrz Eliksirów zginął. Ale czy właściwie kiedykolwiek chciał? Tak naprawdę. To fakt - nienawidził go, nie cierpiał, życzył mu często śmierci, ale przecież nie tak na poważnie. Harry podejrzewał, że, niezależnie od tego jak i kiedy umarłby Severus Snape, on byłby tak samo poruszony. Teraz, gdy zaczął patrzeć na Mistrza Eliksirów nieco inaczej, po prostu się o niego bał. Snape był zbyt ważnym członkiem Zakonu, aby go stracić. Poza tym, chociaż nie chciał się sam przed sobą do tego przyznać, wiedział, że bez Severusa Hogwart nie będzie już tym samym miejscem.
Po tym, co podsłuchał, nie mógł nie podziwiać i nie szanować Snape’a. Uznał jednak, że bez odpowiedniego wsparcia nauczyciel nie ma szans.
Przy śniadaniu Harry podjął mocne postanowienie, że, od dziś począwszy, co wieczór będzie wyczekiwał przy wejściu do lochów na Mistrza Eliksirów. Żeby aportować się z terenów Hogwartu trzeba było udać się na jedną z polan w Zakazanym Lesie, a wcześniej opuścić zamek. Potter zdecydował się negocjować z Severusem Snape’em.
Po podjęciu tak doniosłego postanowienia Harry uprzejmie zainteresował się swoją ziewającą przyjaciółką, która bardzo szybko pochłaniała tosty i co chwilę spoglądała na zegarek.
- Nalej mi kawy, Harry – zagaiła Hermiona. – Nie, nie tej, czarną poproszę.
- Chcesz cukru? – Ron postanowił być nie mniej rycerski od kolegi.
- Kostkę poproszę. Dzięki, Harry, dzięki, Ron.
- A gdzie ci tak śpieszono? – zaciekawił się rudowłosy, aż mu piegi zaiskrzyły.
- Jestem umówiona. W Hogsmeade. Proszę za mną nie iść.
- Z kim? – Potter wydawał się zaniepokojony. – Chyba nie z wiceministrem, czy kimś takim.
- U Percivala byłam wczoraj. Dziś... to zupełnie inna sprawa.
Harry z wrażenia upuścił łyżeczkę do herbaty, a Ron zakrztusił się tak, że Hermiona musiał mocno walnąć go w plecy. - Prosiłabym, żebyście nie informowali o tym Dracona. Sama mu powiem w odpowiednim czasie. Moja wczorajsza wizyta miała na celu... O! Zaraz się dowiecie.
Do sali wpadli ptasi posłańcy z pocztą. Ruda sowa podleciała prosto do Hermiony, która odebrała swój egzemplarz Proroka Codziennego, zapłaciła jaj knuta i podała gazetę Harry’emu.
Chłopiec, Który Przeżył zaniemówił na dłuższą chwilę. Hermiona odchyliła się, aby Ron mógł też poczytać gazetę.
- Co? – głos rudowłosego był zaledwie zachrypniętym szeptem.
- To co widzisz – Hermiona uśmiechnęła się łobuzersko.
- Ale jak to zrobiłaś? – Ron nie posiadał się ze zdziwienia.
- Hermiono, co zrobiłaś żeby to osiągnąć? – głos Harry’ego był pełen troski i powagi.
Nie zwracał uwagi na narastający w Wielkiej Sali szum spowodowany zapoznaniem się tych uczniów i nauczycieli, którzy zamawiali magiczny dziennik, z najnowszymi rewelacjami.
- Nic nie zrobiłam – szczery wzrok i ciche słowa Hermiony sprawiły, że Harry się zarumienił. – Jedynie z nim porozmawiałam. A teraz wybaczcie, śpieszę się.
Zanim zdążyli zareagować Hermiona szybko wymaszerowała z Wielkiej Sali.

*
Severus obserwował jak panna Granger prawie wybiega z sali nie czekając na koniec śniadania, a Draco z wstaje zaraz po niej i, nie ukrywając własnego zirytowania, rusza do drzwi. Snape wstał i zatrzymał Ślizgona w progu Wielkiej Sali.
- Panie profesorze! – grubiańsko warknął chłopak i wyrwał ramię z uścisku.
- Tak, Draco? – spytała Snape tonem „o ile mnie pamięć nie myli jestem nauczycielem i wymagam szacunku”
- Przepraszam... Ona znowu gdzieś polazła i znowu będę się o nią martwił... Mam jakieś głupie przeczucie, że to dzięki niej pan nie będzie więcej przesłuchiwany i boję się o nią.
Severus wzniósł wzrok ku niebu i grobowym tonem zaprosił Dracona do swojego gabinetu, gdzie wyjaśnił mu spokojnie, że jego przeczucie nie jest głupie.
Młody Malfoy dostał szału.
- Normalnie wleje jej na goły tyłek skórzanym pasem, będę posypywał solą i pytał czy jeszcze jej nie za mało!! - w jego głosie słychać było wściekłość, ale i ogromną troskę. Gdy skończył się miotać, usiadł na krześle, zapalił papierosa i zaciągnął się jak smok, czyli zgodnie ze skojarzeniami jakie wzbudza jego imię.
- Chciałbym zobaczyć jak się nad nią pastwisz – ironicznie syknął Mistrz Eliksirów.
Draco zrobił żałosną minę.
- Nic mi nie mówi...
- A jak myślisz, dlaczego nie wspominała ci o wczorajszej wizycie?
- Bo bym jej zrobił karczemną awanturę? – pytanie było ciche i niepewne.
- To było pytanie retoryczne. Ale można tak na nie odpowiedzieć
- Ale on nic jej nie zrobił...
- Jak widać nic. Draco, powiedziała, że ta wizyta wzmocniła ją psychicznie. To, że poszła tam, spojrzała mu w oczy i przedstawiła swoje ultimatum, pomogło jej poczuć się lepiej. To są jej słowa.
Malfoy skinął głową i przeciągle westchnął.
- Ale dziś...
- Myślę, że dziś opowie ci gdzie była, gdy tylko wróci.
- Skąd pan to wie. Mówiła coś? – Draco siedział jak na szpilkach.
- Nie, ale gdy wychodziła była zdeterminowana, ale też spokojna... wewnętrznie stabilna, jeśli można tak powiedzieć. Dzięki Legilimencji można wyczuć takie rzeczy. A pozwoliłem sobie jej użyć. Nie chciałem znowu się martwić i denerwować. Gdybym wyczuł, że coś jest nie tak. Na przykład, że jest zaniepokojona, zatrzymałbym ją.
Draco uważnie patrzył w czarne, pełne troski oczy Mistrza Eliksirów.
- Ależ cię walnęło ojcze chrzestny... Do tej pory miałeś szczególną pieczę nade mną i, jak podejrzewam, Potterem, a teraz jeszcze będziesz trzymał pod opiekuńczymi skrzydłami cholernie przemądrzałą i pewną siebie Gryfonkę. I zrobisz to z podszeptu serca. Przepraszam, nie chciałem wygłaszać sentymentalnej gadki.
- Wybaczam – Severus uśmiechnął się sarkastycznie i nieco smutno. Był to słodko-gorzki uśmiech człowieka, który za wiele zła w życiu widział, by uśmiechać się radośnie.
Snape poczuł się dziwnie na myśl, że prawdopodobnie, to jego ostatni dzień spędzony w Hogwarcie. Że może już za kilkanaście godzin pożegnać się ze światem.
Pomyślał o Tonks. To było irytujące. Ta młodziutka czarownica śmiała czuć do niego coś więcej niż sympatię, podczas gdy sama sympatia wobec jego osoby wydawała mu się czymś niedorzecznie śmiesznym. Śmiała go lubić, a być może, nie daj Merlinie, coś więcej.
- Więc mówi pan, żebym się nie martwił?
- Dokładnie. Hermiona sobie poradzi.

******
Hermiona wpatrywała się z ironicznym uśmiechem w Ritę Skeeter. Widać było, iż dziennikarka jest podekscytowana i czeka na coś sensacyjnego, mimo, że za wszelką cenę starał się ukryć zaciekawienie pod maską obojętnego uśmiechu. Ku uldze obu kobiet, w Świńskim Ryju poza barmanem nie było prawie nikogo. Siedział jedynie jakiś niemłody ,podpity od rana czarodziej.
- Witam - rzucała młodsza czarownica i usiadła naprzeciw starej wyjadaczki.
- Cześć. Mam nadzieję, że to, co chcesz mi powiedzieć, jest warte mojego zachodu.
- Nie przejmuj się, Rito, jest – Hermiona wymówiła jej imię z pewnym lekceważeniem i dziennikarka zacisnęła zęby, uśmiechając się przy tym krzywo, co nadało jej twarzy wyraz pogardliwego sępa.
„Hiena” – pomyślała z rozbawieniem Granger.
- No więc? – spytała Rita kilka minut później, gdy już złożyły zamówienie.
Starała się brzmieć jak najbardziej obojętnie, ale jej nowe czarodziejskie pióro (tym razem wściekle różowe), czułe na nastroje właścicielki, zaczęło drżeć z emocji w torbie, zmuszając ją do mocnego przytrzymania własności w dłoniach i uspokojenia swojej niespożytej, dziennikarskiej ciekawości
- Jeszcze nawet nie dostałam drinka – Hermiona uniosła brew i wzruszyła ramionami. – Wyluzuj trochę, Skeeter, wszystkiego się dowiesz.
Gryfonka miała wewnętrzną satysfakcję z przetrzymywania łowczymi sensacji w niepewności. Ale jednocześnie dodawała sobie wewnętrznie otuchy. Widziała zaciekawienie, jakie wzbudziło uwolnienie Severusa Snape’a z zarzutów. Słyszała szmer na Wielkiej Sali spowodowany tym wydarzeniem. To, co miała do powiedzenia Ricie, było dużo bardziej wstrząsające i kontrowersyjne. Nie chciała sobie wyobrażać, jak głośne szepty, i nie tylko szepty, zaczną się, gdy w porze obiadowej sowy przyniosą uczniom i nauczycielom specjalne wydanie Proroka.
- Jesteś bezczelna, Granger.
- Owszem, ale ty musisz być dla mnie miła. Chyba pamiętasz o naszej małej umowie?
- Pamiętam – dziennikarka skrzywiła się, jakby poczuła coś wybitnie śmierdzącego.
- To dobrze.
Kilka minut później, gdy Hermiona upiła nieco Słodkiego Oczarowania*, a Rita raczyła się Kawą Starego Aurora**, Gryfonka oznajmiła:
- Okey, możesz pisać, póki nie zmienię zdania i stąd nie wybiegnę.
- Póki nie zmienisz zdania? – zaciekawienie Rity ustąpiło na chwilę złości – To moja praca! Zrywasz mnie w sobotę z łóżka, a teraz mówisz coś o rozmyślaniu się?
- Przymknij się i słuchaj! – Hermiona podniosła głos, ale nakazała sobie wewnętrzny spokój i dodała dużo łagodniej. – Nie masz pojęcia ile kosztowało mnie przyjście tutaj. Udzielę ci krótkiego wywiadu na temat tego, co wydarzyło się w ministerstwie podczas przesłuchania uczniów Hogwartu.
Rita wyjęła z torebki pergamin i jaskrawo-różowe pióro, na widok którego Hermiona skrzywiła się boleśnie.
- Nie mogę się doczekać – syknęła dziennikarka sarkastycznie, ale pióro zadrżało z niecierpliwego zaciekawienia, przecząc chłodnemu uśmiechowi swojej właścicielki.
- Zostałam zgwałcona przez Wiceministra Magii.
Starsza czarownica zamarła i nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Jej pióro zaś z wrażenia upadło na podłogę. Można było odnieść wrażenie, że zemdlało zamiast Rity Skeeter.

******
Nie chciał tego robić i czuł niechęć dla własnej słabości. Ale coś należało tej smarkatej Aurorce od siedmiu boleści powiedzieć. Zapukał do komnaty Nymphadory Tonks.
„Proszę” było tak ciche, jakby właścicielka głosu chciała zaraz potem dodać „nie wchodzić” i ostatkiem woli powstrzymała się nieuprzejmości.
- Severus... – czarownica wydawała się zaskoczona.
Już na pierwszy rzut oka, Snape zauważył, że była niewyspana, co go nie zdziwiło. Ale wyglądała też na osobę, która musiała sobie nieźle popłakać, co wywołało na jego ustach grymas niesmaku, maskujący niechciane drgnienie serca. Wszystko w niej było smutne i przygaszone. Poczynając od lekko zaczerwienionych oczu, poprzez ciemnoszarą sukienkę, a kończąc na włosach, które były dziś w kolorze popielatego blondu, sięgały ramion i wiły się lekko niczym smętne węże. Mistrz Eliksirów pamiętał, że to naturalne „upierzenie” Nymphadory - według niego najlepsze ze wszystkich jakimi kiedykolwiek ozdobiła swoją głowę. To było cholernie przygnębiające – widzieć uosobienie radości życia w szarych, nijakich barwach i do tego smutne. Przygnębiające nawet dla tak aspołecznego osobnika jak on. Rozejrzał się po pokoju. Nie zauważył żadnego różu, za to dojrzał gust i dobry smak.
- Przyszedłeś, żebym mogła sobie na ciebie popatrzeć, zanim skończysz w dębowej, gustownej trumnie? O ile będzie co do niej włożyć.
- Testament napisałem już dawno. W trumnie będzie urna, więc nie muszę się zachować w całości.
Mimo bólu i dziwnej tęsknoty, Tonks zdołała się gorzko roześmiać.
- Przyszedłem ci powiedzieć, żebyś skończyła histeryzować jak małe dziecko i pogodziła się z tym, co konieczne. I żebyś się przestała głodzić wpatrując się bezmyślnie w potrawy na stole.
Severus oczekiwał kolejnego przytyku, ale się zawiódł.
- Pamiętam jak w trzeciej klasie wybuchł mi eliksir powodujący kurczenie się ludzi i zwierząt – powiedziała cicho czarownica. - Ale żeś wtedy na mnie nakrzyczał. Zabrałeś mi pięćdziesiąt punktów i wlepiłeś miesięczny szlaban. Błam się ciebie i cię nie lubiłam. Doceniłam cię jako nauczyciela dopiero gdy dostałam się na zaawansowane. Ale nie wtedy. Wtedy znienawidziłam cię tak bardzo, że w wieczornej modlitwie poprosiłam Pana Boga, abyś umierał w mękach. Wiedziałam, że jest nierychliwy i sprawiedliwy. Nie musiał jednak czekać do dnia, kiedy nie tylko będę cię cenić, ale... nieważne – wolała nie wdawać się w szczegóły. Nie chciała znowu się rozpłakać, ani słuchać sarkastycznych, jadowitych uwag.
Severus nie dal po sobie poznać, jak bardzo słowa Tonks go poruszyły. Zmarszczył brwi.
- To świadczy, że jako dziecko byłaś bardziej rozgarnięta – drobna złośliwość jak zwykle pomogła mu się opanować.
- Skąd wiedziałam, że usłyszę właśnie coś takiego. Teraz ci lżej na sercu? – Tonks pokazała, że także potrafi być uszczypliwa.
- To, jak się czuję nie ma nic do rzeczy – odrzekł rozdrażniony.
- Mam w dupie, ja się czujesz, Snape! – Nymphadora poczuła się urażona i zlekceważona, a w jej niebieskich oczach zabłysnął gniew i żal. – Za to obchodzi mnie jak ja się czuję!
Severus został wyprowadzony z równowago dokładnie na sekundę. Uśmiechnął się cierpko i oznajmił:
- Ładne kwiatki*** – skinął głową w kierunku parapetu. – Odstresuje się podlewając je konewką.
- Żebyś wiedział, jak ja cię nienawidzę, Snape. Za ten twój cynizm. Za to twoje pokazywanie wszem i wobec, jaki to jesteś zdystansowany do wszystkiego i wszystkich, opanowany, a przy okazji, jakim to jesteś nieczułym draniem. Nienawidzę cię.
- I tak trzymać – poparł ją Severus.
Broda Tonks zadrżała nieznacznie, ale powstrzymała się przed płaczem.
- Ale najbardziej nienawidzę cię za to, że zaczęło mi na tobie zależeć, Snape. Że się w tobie zakochałam. Nienawidzę cię tak bardzo, że mogłabym cię udusić tu i teraz. Przynajmniej miałabym pewność, że będziesz umierał w mękach.
Chociaż podejrzewał, że Nymphadora musi coś do niego czuć, Mistrz Eliksirów poczuł szysze bicie serca, niepokój i złość, które opanował w ciągu kilku sekund, nie zmieniając przy tym kamiennego wyrazu twarzy.
- Bredzisz Tonks, a ja nie mam czasu na słuchanie bredni- czuł się jak ostatnia świnia, gdy to mówił. Ale przecież nie mógł powiedzieć nic innego.
Nymphadora prawie się rozpłakała, ale tylko prawie. Zacisnęła zęby.
- Wynoś się - syknęła. Wynoś się z mojej kwatery. Chociaż z niej, bo już za późno, żebyś wyniósł się z mojego życia.
- Do widzenia – Severus wyszedł i cicho zamknął drzwi.
„Przepraszam, Tonks” – pomyślał i poczuł się idiotycznie.
Dzień wcześniej doszedł do wniosku, że ma schizofrenię, a teraz się w tym tylko utwierdził. Kilka razy miał ochotę ją pocałować. A teraz nagle zapragnął zawrócić i kochać się z nią do utraty sił. Wiedział jednak, że mu nie wolno. Na pewno nie teraz. A może nigdy.

******
Draco czekał niecierpliwie na Hermionę. W swoim dormitorium wytrzymał w spokoju jedynie godzinę o od tego czasu czatował w holu wejściowym. Co jakiś czas otwierał wierzeje do Zamku i szukał wzrokiem nadchodzącej dziewczęcej postaci. Nie wiedział gdzie udała się Hermiona i jaką drogą. Może kominkiem? Albo poszła do Hogsmeade. Nie miał pojęcia, dlatego miotał się przy wejściu, co kilka minut otwierając drzwi i wypatrując jej z utęsknieniem. Nie wiedział jak zareaguje gdy ją zobaczy, bo jego uczucia były skrajne i wzburzone. Od chęci przytulenia jej, po pragnienie nakrzyczenia na nią, lub dania jej siarczystego klapsa.
„Chyba już wiem, jak czuje się kobieta z napięciem przedmiesiączkowym” – pomyślał na zewnątrz, paląc papierosa.
Ca jakiś czas otwierał drzwi, wyglądał kilka chwil i wracał, albo wychodził, wypalał w pośpiechu papierosa (było zimno) i wracał do czynności niespokojnego maszerowania tam i z powrotem po ogromnym korytarzu.
Po dwóch godzinach oczekiwania jego nerwy były napięte do granic możliwości. Miał już zamiar iść do Wieży Gryfonów i sprawdzić, czy nie wróciła kominkiem.
Postanowił jednak jeszcze raz otworzyć drzwi i prawie na kogoś wpadł.
- Draco? – zdziwił się ten ktoś i nieśmiało się uśmiechnął.
- Gdzieś ty była?! Martwiłem się jak nie wiem! – Objął opatuloną w ciemny płaszcz postać i mocno pocałował w otwartych na oścież odrzwiach Zamku. Usta Hermiony były cudownie chłodne i słodkie.
Po chwilo odsunął ją od siebie i dał jej tak siarczystego klapa w pośladek, że poczuła go nawet przez warstwę spodni i płaszcza. Wstrząsnął obolałą ręką i oznajmił:
- Wczoraj polazłaś do wiceministra nic mi nie mówiąc. Ładnie to tak?
- Skąd wiesz?!
- Od Snape’a. Widział jak się zmartwiłem twoją dzisiejszą ucieczką przy śniadaniu. Mam ochotę zlać cię na goły tyłek.
- Jesteś perwersyjny – oznajmiła i pokazała mu język.
- Nie prowokuj, bo dopiero mogę być. Spowiadaj się gdzie byłaś.
Przewróciła oczami.
- Miałam iść prosto do ciebie i opowiedzieć ci wszystko. Więc może udamy się gdzieś, gdzie jest ciepło. Czyli właśnie do ciebie.
W tym samym momencie zza węgła wyłonił się Filch i gromkim głosem oznajmił:
- A co to ma być?! Już do środka i zamykać te drzwi!
Hermiona weszła wraz z Draconem do holu, a Malfoy warknął mało uprzejmie:
- Sam se je pan zamknij**** – i pobiegł korytarzem ciągnąc za sobą rozbawioną sytuacją dziewczynę. Sprint uchronił ich od „zdobycia” szlabanu, ale i tak zmuszeni byli słyszeć pełen dezaprobaty gderliwy głos woźnego.
- Obściskiwać się na samym progu szkoły. Bezwstyd! Och, gdyby tak móc skorzystać z możliwości chłosty!
- Mówiłaś coś o mojej perwersji? – Draco uśmiechnął się łobuzersko i uniósł brew.
- Ale on cały czas o tym samym. Brak wyobraźni.

***
Draco w milczeniu patrzył na Hermionę.
- Masz rację. Gdybyś mi powiedział, w życiu bym cię do ministra nie puścił. A wyjęcie Mistrza Eliksirów spod wszelkich podejrzeń to bardzo ważna sprawa. Nadal jestem na ciebie zły, ale cię podziwiam. Muszę przyznać, że zrobiłaś to, co powinnaś, ale i tak bym cię nie puścił.
- Gadasz jak potłuczony – uśmiechnęła się łagodnie.
- Bo cię kocham. Mam czasem ochotę zamknąć cię u siebie w dormitorium i chronić przed wszystkim, co tylko wyda mi się złe. Ale nie robię tego, bo wiem, że to niezdrowe pragnienia – wyszczerzył się. – Widzisz? Potrafię sam siebie zdiagnozować i panować nad odchyłami.
- Gratuluje, Draco – Hermiona udała świętą powagę.
- No a dziś? – Malfoy uniósł lewą brew i uśmiechnął się delikatnie. – Tylko nie mów, że złamałaś słowo dane Weasleyowi i udzieliłaś po kryjomu jakiegoś wywiadu – zażartował.
- Owszem, Draco. Konkretnie Ricie Skeeter... Miałam ci powiedzie od razu po powrocie. Trochę się boję nagonki prasowej, ale jakoś wytrwam. Zwłaszcza z takim obrońcą jak ty.
Malfoy siedział z otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
- Przecież... Ale on jest teraz w kropce. Hermiona, nie wiem, czy mam ci pogratulować, czy wlać ci na goły tyłek pachem, tak jak chciałem wcześniej. Odwaliłaś kawał dobrej roboty, ale naraziłaś się na niezdrową ciekawość otoczenia, niewybredne plotki, a nawet na to, że prasa oczerni cię, nazywając kłamczynią.
- Wiem, Draco. Ale nie sadzę, aby Dumbledore pozwolił dziennikarzom zbyt gęsto zadomowić się w Hogwarcie. Zapewne stanowczo odprawi każdego kto tu zawita.
Malfoy skinął głową, nadal zszokowany, ale też dumny z pomysłowości i trzeźwego myślenia swojej kobiety.
- Przerąbane – powiedział.
- Nie ma tego złego. Nie mieszałam cię w to na razie. Nie mówiłam, że byłeś świadkiem. Ale na pewno zwołają Wizengamot, będą mnie przesłuchiwać i zapewne poczęstują Veritaserum. Trochę mi głupio, bo nie dałam ci wyboru. Będziesz wtedy musiał wyznać, że byłeś przy tym i brałeś udział w całej tej farsie. Czyli, też będziesz wzywany na przesłuchania. Już poważne i zapewne przy szumnym udziale prasy. I będziesz wysłuchiwał durnych pytań w stylu a czy nie próbowałeś przeciwdziałać tak jaskrawemu nadużyciu władzy, młodzieńcze?. Tak, przerąbane, Draco. Koszmar, mój smoczusiu. Przepraszam – zmarszczyła nos i smętnie się uśmiechnęła.
- Spoko, spoko, damy radę... Smoczusiu?
- Nie gniewasz się?
- Smoczuś był zły i jeszcze ze sobą toczy walkę wewnętrzną, ale już mu przychodzi, bo bliska obecność lwiczki działa na niego kojąco.
Hermiona roześmiała się perliście.
- Jesteś porąbany, kochanie.
- Nieco. Nie będę czekał na przesłuchania, żeby powiedzieć prawdę. To zamknie wielu ludziom gęby. A jeśli ktoś coś na twój temat powie, to moc Merlina go nie obroni.
Hermiona westchnęła.
- Nie śmiem mieć wątpliwości. Ale, tak jak mówiłeś, damy radę – przytuliła się do niego mocno.

******
Tak, jak obiecał, Draco wstał, gdy sowy w porze obiadu zostawiły już Wielkiej Sali specjalny dodatek Proroka i poprosił o ciszę zszokowanych lekturą uczniów i nauczycieli. Zaskoczony i dumny z Hermiony Harry ścisnął uspokajająco jej rękę przeczytawszy nagłówek gazety, a teraz popatrzył uważnie na Malfoya.
- Chciałem wszystkim, zapoznającym się z najnowszym artykułem pani Skeeter, oznajmić, że byłem świadkiem tego haniebnego wydarzenia w ministerstwie i uprzedzić, że jeżeli usłyszę, iż ktoś w związku z tą sprawą mówi, lub mówił źle na temat Hermiony Granger, to własnymi rękami rozpruję brzuch i wyciągnę flaki. Dziękuję za uwagę.
- Och... normalnie go kocham za subtelność – oświadczył Harry ironicznie, ale się uśmiechnął i potoczył wyzywającym wzrokiem po twarzach wszystkich, który ośmielili się z ciekawością przyglądać Hermionie.
- Ja go kocham z zupełnie innych powodów, ale o gustach się nie dyskutuje, Harry – Hermiona obdarzyła go przekornym uśmiechem, co Potter zignorował.
Zaraz po Draconie wstał Dumbledore i wygłosił krótką mowę broniącą stanowiska Hermiony, a na koniec poprosił uczniów o delikatne i taktowne traktowanie poszkodowanej koleżanki, wyrażając nadzieję, ze nauczycieli o to prosić nie musi.
- Ciebie, Draco, prosiłbym o nieco subtelniejsze wrażanie własnego stanowiska – obdarzył łagodnym spojrzeniem Ślizgona.
- Tak jest, sir – grzecznie odrzekł Ślizgon, groźnie przy tym łypiąc na tych, którzy wydawali mu się podejrzani.
- A pannę Granger zapraszam do gabinetu zaraz po obiedzie – bardzo delikatnie uśmiechnął się do Hermiony, która oddała mu subtelny uśmiech.
Severus Snape wpatrywał się w nią oniemiały i pełen podziwu, który skrzętnie ukrywał, a reszta nauczycieli była zbyt wstrząśnięta, by cokolwiek powiedzieć.
- Zapraszam do konsumowania – dokończył Albus i usiadł na swoim miejscu.
Ronowi zachciało się płakać, ale Hermiona zauważyła to i położyła głowę na jego ramieniu.
- Z taką obstawą, jak was dwóch, i taką strażą przednią oraz tylną, jak Draco i Milli, nic mi się stać nie może. No i jest jeszcze, Dumbledore, oraz wszyscy którzy mnie wspierają duchowo – Hermiona posłała uspokajające spojrzenie Ginny.
Osiągnęła bardzo wiele, bo Ron nieśmiało się uśmiechnął.
Wszyscy byli zbyt poruszeni, by zauważyć, ze Cho Chang wyszła blada z Wielkiej Sali.

* ognista whisky, sok malinowy, sok truskawkowy i plasterek cytryny
** kawa z bimbrem czarodziejskim, o wiele silniejszym od mugolskiego o lekko imbirowym posmaku
***, **** dwie perełki tekstowe, w wykonaniu Erin, ze zjazdu DK w Warszawie, który odbył się dnia 27 lipca, 2005 roku wink.gif))


Ten post był edytowany przez Kitiara: 29.08.2005 11:19


--------------------
"KIEDY JESTEŚ W PIEKLE, MOŻESZ ZAUFAĆ TYLKO DIABŁU."
[PIŁA II]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Natalia
post 29.08.2005 21:57
Post #121 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 28
Dołączył: 15.07.2005
Skąd: Tarnów




Wspaniałe, Wspaniałe i jeszcze raz Wspaniałe
Najbardziej podobała mi sie wypowiedz Draca w Wielkiej Sali, (hehe rozpruje flaki:P)
koment Harry'ego:P:D, no i oczywiscie rozmowa Seva z Tonks hehe dobre to było:P:D
biedna Tonks buuu
obys tak dalej wspaniale pisala
nie moge sie juz doczekac dalszych czesci
zycze duzoooo weny i czasu:D



--------------------
Motto:
Mrok kryje prawdę o nas samych. Ludzie boją się ciemności bo w niej kryją się demony, ale nie pochodzą z piekła tylko z ludzkich umysłów. Sami boimy się siebie nawzajem. Moc i wiara we własne możliwości są piękne tylko w ciemności.

.........................................................................................

Przyjaźń może oznaczać bycie razem, pisanie listów lub rozmowy telefoniczne. może być wiotka, ulotna, trwała i silna, może trwać całe życie lub tydzień. Może zostawić nas z uczuciem goryczy albo zostać w pamięci jak ciepły, jasny klejnot. Nic nie zastąpi przyjaźni - ani pieniądze, ani władza, uroda, dobrobyt, ani sława... Uśmiech jest najprostszą drogą do ludzkich serc...Uśmiech jest jak słońce, które spędza chłód z ludzkiej twarzy...Uśmiech bogaci obdarzonego, nie zubożając dającego...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Bella
post 30.08.2005 13:46
Post #122 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 32
Dołączył: 07.07.2005




O nie! fick cudowny ,ale ta Tonks zakochana w Sevie przeraża mnie .Niechciałabym czytać romasu w wykonaniu Sev\tonks no ale oczywiście to wszystko zależy od autorki, jednak sam pomysł mnie odrzuca to po prostu jakoś tak nie pasuje dry.gif


--------------------
"Mam nadzieję, że kiedy następnym razem zdecyduje się pan bezmyślnie komuś zagrozić, narazi pan na niebezpieczeństwo swoje własne życie, i, dla dobra ludzkiej rasy, mam nadzieję, że je pan straci"TS

"The Dark Arts,are many, varied, ever-changing, and eternal. Fighting them is like fighting a many-headed monster, which, each time a neck is severed, sprouts a head even fiercer and cleverer than before. You are fighting that which is unfixed, mutating, indestructible."

user posted image
THE SNAPERS - Uczeń Alchemika
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Natalia
post 30.08.2005 14:02
Post #123 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 28
Dołączył: 15.07.2005
Skąd: Tarnów




Bello moim zdaniem to tak fajne sie wszystko łączy:P
a ja mysle ze tematem tego ff nie jest i nie bedzie romans Tonks/Sev
ja tylko powiedzialam ze mnie sie to podoba kazdy ma swoje zdanie i ja je szanuje:PP
pozdrowienia


--------------------
Motto:
Mrok kryje prawdę o nas samych. Ludzie boją się ciemności bo w niej kryją się demony, ale nie pochodzą z piekła tylko z ludzkich umysłów. Sami boimy się siebie nawzajem. Moc i wiara we własne możliwości są piękne tylko w ciemności.

.........................................................................................

Przyjaźń może oznaczać bycie razem, pisanie listów lub rozmowy telefoniczne. może być wiotka, ulotna, trwała i silna, może trwać całe życie lub tydzień. Może zostawić nas z uczuciem goryczy albo zostać w pamięci jak ciepły, jasny klejnot. Nic nie zastąpi przyjaźni - ani pieniądze, ani władza, uroda, dobrobyt, ani sława... Uśmiech jest najprostszą drogą do ludzkich serc...Uśmiech jest jak słońce, które spędza chłód z ludzkiej twarzy...Uśmiech bogaci obdarzonego, nie zubożając dającego...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Raistlin
post 30.08.2005 14:56
Post #124 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 57
Dołączył: 11.12.2004
Skąd: Krynn




Ja nie muszę dużo pisać o opowiadaniu bo i tak wiadomo co o nim sądzę. biggrin.gif odcinek jak zawsze mi się podobał i mam nadzieję, że dostaniemy szybko następny odcinek.
Znalazłem chyba dwie literówki, lecz jedyna którą zapamietałem to było, że napisałaś błam zamiast bałam, ale to tylko jeden taki mały błąd.

Pozdrawiam

Raistlin


--------------------
DragonLance Forum

"Kto wcześnie się z łóżka zbiera,
ten wcześnie umiera."
Rincewind
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Katty
post 31.08.2005 22:21
Post #125 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 129
Dołączył: 03.08.2005
Skąd: Lochy Gryffindoru




Właśnie skończyłam czytać Twój fic...O Bosh, usiedziec nie mogę!! Masz niesamowity talent, wspaniale opisujesz postaci!! Oj jak ja chciałabym wiedzieć, co dalej z Draco/Hermi, Ron/Luna, Harry/Blaise, no i Snape'em(A może Snape/Tonks?? smile.gif ) Życzę weny i niecierpliwie czekam na kolejnego part'a!!

Fanatyczna Fanka


--------------------
- Seviczku! Witaj, moje bóstwo Podziemi!
– Tonks! Moja radości! Moja miłości! Nareszcie jesteś! Tak za tobą tęskniłem! Powinnaś się do mnie wprowadzić. I rzucić tę zwariowaną pracę.
- ... O Merlinie i siedmiu krasnoludków...
– Moja najmilsza. Mój skarbie. Jak się miewasz? Czy już mówiłem, jak strasznie za tobą tęskniłem?
– Kim jesteś, nędzny oszuście, i co zrobiłeś z moim Sevem?!
- ... Wydało się. Jestem Gilderoyem Lockhartem. Uciekłem ze św. Munga i zmusiłem Severusa, żeby zajął moje miejsce. Jeśli szybko tam pobiegniesz, zdołasz go może uratować, zanim lekarze mu wmówią, że jest mną.

Arien Halfelven - "Rozmowy Trumienne VIII: Exegi monumentum"

Fanka pairingu NT/SS - łaskawie proszę o nie wieszanie

user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

11 Strony « < 3 4 5 6 7 > » 
Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.03.2024 21:58