Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

2 Strony  1 2 > 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Rozmowy Barowe - Spojler!!!

Co sądzicie o tym opowiadaniu?
 
Dobre - zostawić [ 14 ] ** [93.33%]
Gniot - wyrzucić [ 1 ] ** [6.67%]
Zakazane - zgłoś moderatorowi [ 0 ] ** [0.00%]
Suma głosów: 15
Goście nie mogą głosować 
annie
post 20.11.2005 12:05
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 19.11.2005




Coś dłuższego.

Korekta - Vilandra
Trzymanie w "cuglach" - Ing
Dziękuję, za cierpliwość i sugestie.
A.

Rozdział pierwszy.

Wpatrywał się w bursztynowy płyn w szklance. Jeszcze ze dwie takie porcje i osiągnie błogosławiony stan zobojętnienia. Rzadko używał alkoholu jako środka znieczulającego, ale dziś miał ochotę się napić. Wszedł do pierwszej lepszej knajpy, zamówił whisky i usiadł w najciemniejszym kącie sali. Pogrążony w myślach, od czasu do czasu podnosił wzrok i obrzucał nielicznych gości ponurym spojrzeniem.

Życie cuchnie, nie pamiętał gdzie to słyszał, ale trafnie oddawało sytuację, w której się znalazł. Jego życie cuchnęło na kilometr. Od ostatniego starcia ukrywał się w mugolskim świecie. Jak nisko upadłem. Przeklęty Dumbledore i ten genialny plan. Tym rozmyślaniom towarzyszył szmer przyciszonych rozmów i sącząca się z głośników cicha muzyka. Nie przeszkadzało mu to.

Wzrokiem bez wyrazu przyglądał się kobiecie, która właśnie weszła. Ruchy jakby znajome. Kiedy zamawiała drinka, usłyszał jej głos… Głos z przeszłości – denerwujący, natrętny. Granger. Ze wszystkich miejsc na ziemi musiała trafić właśnie tutaj. Diabli nadali, zarejestrowała trzeźwa część jego umysłu.

Wsunął się głębiej w kąt swojego boksu. Nie chciał, aby go zauważyła. Dostrzegł, że wybrała jakiegoś idiotycznego kobiecego drinka. Odprężył się lekko, kiedy omiotła salę spojrzeniem i skierowała do stolika. Po chwili znowu zesztywniał. Wybrała najbliższy wolny stolik i wbiła w niego wzrok. Niech to szlag!

Zerkał na nią ukradkiem, zastanawiając się, co u diabła robiła w mugolskim Londynie w podrzędnej knajpie. Najbystrzejszy umysł Hogwartu. To, że jej nie znosił nie przeszkadzało mu doceniać jej inteligencji. Przymrużonymi oczami patrzył jak wstaje i kieruje się w jego stronę. Psiakrew, trzeba się jej pozbyć.

***
Hermiona wracała z pracy. Była rozgoryczona. Ten stan utrzymywał się już od prawie roku. Dokładnie od zakończenia wojny z Voldemortem. I na dodatek zaczyna padać. Jak pech, to pech, pomyślała zrezygnowana. Weszła do najbliższej knajpy i zdecydowała się napić czegoś mocniejszego. Posiedzi, przeczeka deszcz i pomyśli. Chwila refleksji dobrze jej zrobi.

Rozejrzała się w poszukiwaniu wolnego stolika. Na ułamek sekundy zatrzymała wzrok na wtapiającym się w panujący w pomieszczeniu półmrok mężczyźnie. Zajmował boks w najciemniejszym kącie sali i przyglądał się jej. Ta sylwetka wyglądała znajomo. Odebrała od barmana zamówionego drinka i skierowała się do stolika, z którego miała najlepszy widok na ciemną postać.

Powoli popijała swoją margeritę i usiłowała przypisać sylwetkę do twarzy. Gesty, ten ruch głową, profil! Snape. Nie, to nie możliwe. On nie żyje. Potrząsnęła głową. Ale… nigdy nie znaleziono ciała, tylko połamaną różdżkę i zakrwawione szaty. Ukrywa się. Dlaczego? Przecież… Przed oczyma stanęła jej jedna scena.

***

- To pismo Severusa – mówiła do niej i do Remusa profesor McGonnagall. Trzymała w ręku krótką notkę informującą o najbliższych planach Voldemorta. Chwilę wcześniej poprosiła ich, by po zebraniu Zakonu pozostali dłużej. Chciała im coś pokazać. Wojna z Tym - Którego - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać trwała już dwa lata i właśnie wchodziła w decydującą fazę, kiedy sowy zaczęły przynosić Minerwie anonimowe listy, zawierające informacje o planowanych akcjach Voldemorta.

Wyjaśniła, że z początku nie brała ich poważnie. Już nie ufała Snape’owi. Podejrzewała podstęp, ale dotychczas wszystko się zgadzało. Wybrała więc dwie osoby, które, jak wiedziała, były w stanie zaakceptować prawdę. Ta wiadomość wstrząsnęła nimi. Przecież Harry opowiedział im ze szczegółami, co zdarzyło się tamtej nocy, kiedy zginął Dumbledore. Tak jak wszyscy, uważali, że Snape to zdrajca.

Tego wieczoru długo debatowali, czy ujawniać źródło informacji. Hermiona była temu przeciwna. Uważała, że bezpieczniej będzie zachować tożsamość informatora w tajemnicy. Były mistrz eliksirów wśród członków zakonu był równie znienawidzoną osobą jak Voldemort – gorzej – myśleli, że jest zdrajcą.

Notki przychodziły regularnie do końca wojny i to między innymi dzięki nim zdołali pokonać Voldemorta. Zawsze wyprzedzali go o krok. A potem okazało się, że Snape zginął…

***

Nie, nie zginął, otrząsnęła się ze wspomnień, chyba, że po dwóch drinkach mam halucynacje.
Ponownie utkwiła oczy w czarnowłosym mężczyźnie. Zastanawiała się, czy do niego nie podejść, ale nie wiedziała jak on zareaguje. Z pewnością mnie rozpoznał. Zaczęły pocić się jej dłonie, a przecież nigdy nie była tchórzem. Jeszcze chwilę siedziała nieruchomo, po czym zabrała swoją szklankę i podeszła do boksu, w którym siedział Snape.

- Profesorze?

- Odejdź, Granger.

Postawiła drinka na stole i usiadła naprzeciw byłego nauczyciela.

- Nie boisz się, Granger? – usłyszała zachrypnięty od alkoholu i nadmiernej ilości papierosów głos. Pominęła to milczeniem i tylko obrzuciła Snape’a ironicznym spojrzeniem. Prychnął zniecierpliwiony – Jestem mordercą, śmierciojadem, zapomniałaś? – uniósł szklankę w geście toastu – Twoje zdrowie, szlamo!

Zabolało, szczególnie, że padło z ust szanowanego niegdyś profesora – Nie zmienił się pan – skomentowała. Była pewna, ze chciał się jej pozbyć. – Myśleliśmy, że pan nie żyje.

Wykrzywił się szyderczo – Ja nie żyję, Granger. Dotarło? Chyba, że gryfońska Wiem –To- Wszystko wie lepiej – zasyczał.

Słysząc te słowa, dziewczyna zamilkła. Kolejnego drinka wypili w kompletnym milczeniu. Ciszę między nimi przerywał tylko szczęk zapalniczki, kiedy przypalał jednego papierosa za drugim.

Snape przypatrywał się dziewczynie poprzez siwy dym. Również na niej wojna odcisnęła swoje piętno. Zewnętrznie w ogóle się nie zmieniła, ale twarz miała tę prawie niezauważalną dojrzałość, którą mają tylko osoby znające smak ludzkich tragedii. W oczach czaił się cień, charakterystyczny dla tych, co za dużo widzieli i przeżyli. Jeszcze nie nauczyła się tego ukrywać.

– Mugolski Londyn, Granger? A co ze wspaniałym czarodziejskim światem? - zdecydował się przerwać tę wygodną ciszę.

Nie wyczuła w jego głosie zainteresowania, tylko obojętność. Ciekawe ile zdążył już wypić, zastanowiła się. Wzruszyła ramionami – Z wielu powodów, profesorze – nie miała ochoty rozmawiać z nim akurat na ten temat – A pan? – w chwili wypowiadania tych słów, wiedziała, że to najgłupsze z możliwych pytań. Przygotowała się na zjadliwy komentarz.

Snape obrzucił ją tylko pustym spojrzeniem – Z wielu powodów, Granger.

Znowu zapadła cisza. Rozmowa najwyraźniej im nie wychodziła. Wyglądało na to, że dobrze im się razem milczy. Pogrążeni, każde w swoich myślach, powoli popijali swoje drinki.
Po jakiejś godzinie, Snape stwierdził, że ma już dość. Jest wystarczająco zalany by zasnąć bez problemu, a jednocześnie na tyle trzeźwy, aby dotrzeć do mieszkania. Podnieśli się równocześnie. Widocznie ona też ma już dość.

- Panie przodem – przesadnie szyderczym gestem przepuścił ją przed sobą. Nie zwróciła na niego uwagi i po prostu podeszła do baru. Zapłaciła za swoje koktajle i nie oglądając się na niego wyszła na zewnątrz. Zdążyła zrobić trzy kroki, kiedy poczuła na ramieniu ciężką dłoń.

- Tylko pamiętaj, Granger, nie widziałaś mnie. Umarłem, zrozumiałaś? – owionął ją oddech o zapachu whisky.

Wzruszyła ramionami i tylko kiwnęła głową, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę swojego mieszkania. Obróciła się tylko raz. Nadal stał przed pubem i patrzył jak odchodzi.
Wtopiona w noc sylwetka szpiega.

Ten post był edytowany przez annie: 20.11.2005 12:06
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
yasmin
post 21.11.2005 19:13
Post #2 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 12
Dołączył: 20.06.2005




Hm... ciekawe, zobaczymy jak się rozwinie.


--------------------
Hold on, if you feel like letting go
Hold on, it gets better than you know
Don't stop looking you're one step closer
Don't stop searching it's not over
Hold on

Good Charlotte - Hold on



Rowling gratulujemy Draco Malfoy'a
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
annie
post 21.11.2005 20:38
Post #3 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 19.11.2005




Rozdział drugi.

Cały następny tydzień Hermiona zastanawiała się, czy tamten wieczór nie był snem. Wydawał się taki nierealny. Przypadkowe spotkanie z umarłym przy drinku. Rozmyślając nad tym, ani przez chwilę nie pomyślała, aby komuś opowiedzieć o tej dziwnej rozmowie – nie rozmowie. Pod tym względem doskonale rozumiała byłego mistrza eliksirów.

Sama coraz bardziej oddalała się od angielskiego czarodziejskiego świata. Powojenna rzeczywistość ją rozczarowała. Voldemort zginął z ręki Harry’ego, ale nic ponadto się nie zmieniło. Pozostały stare układy, waśnie, kumoterstwo i potęga galeonów. Dla co poniektórych nadal pozostanie nic nie wartą szlamą. A może oczekiwała zbyt wiele? Teraz mieszkała w mugolskim Londynie, studiowała transmutację oraz eliksiry poprzez sowią pocztę i starała się ułożyć sobie życie na nowo. Zastanawiała się nad wyjazdem z kraju.

Utrzymywała jeszcze tylko sporadyczne kontakty z Remusem i Minerwą. Złota Trójca odeszła w niebyt. Wzajemny widok sprawiał im ból. Przypominał o każdej niepotrzebnej śmierci. Szczególnie Harry’emu. Ginny zginęła, broniąc Hermiony. Dziewczyna wiedziała, że przyjaciel tak naprawdę nigdy jej tego nie wybaczył. Jeden głupi błąd i jedno życie mniej. Podejrzewała, że wyrośli już z wiary w idealną przyjaźń. Rzeczywistość okazała się zbyt brutalna. To bolało. Wołała leczyć swoje rany w samotności. Skupiła się na nauce.

Była świadoma tego, że wojna bardzo ją zmieniła. Kiedyś miała książki i przyjaciół, swój mały zamknięty świat, teraz pozostały jej tylko książki. Świat zamienił się w mikrokosmos. Nigdy łatwo nie nawiązywała przyjaźni, a wojna jeszcze bardziej ją do tego zniechęciła. To było zbyt ryzykowne. Jednego dnia miało się przyjaciela, drugiego uczestniczyło w jego pogrzebie. Zbyt dużo widziała takich sytuacji.

Do dziś pamięta pogrzeb Ginny i wyrzut w oczach Harry’ego. Skierowany w jej stronę. To jej wina, że przyjaciółka zginęła. Gdyby była bardziej uważna. Gdyby…
Nigdy nie była wylewną osobą, a po tym jeszcze bardziej zamknęła się w sobie.

Ron… nie mogła nazwać go największą pomyłką życia, bo nią nie był. Spędzili ze sobą wiele przyjemnych chwil zanim to wszystko się posypało. Ron zawsze był Ronem. Ciepłym, nieporadnym na pozór, wiernym przyjacielem. U niego zawsze to, co w sercu, to na języku. Tak emocjonalny jak ona chłodna. Dopóki byli nastolatkami nie zwracali na to uwagi. Dopiero później Ronowi zaczął przeszkadzać jej dystans.

W miarę jak wkraczali w wiek dorosły, coraz mniej ją rozumiał. W końcu dotarło do niej, że żyją w dwóch różnych wszechświatach. Jej był wyciszony, pełen skupienia i ostrożności, jego barwny, żywiołowy, nawet po wojnie. W ten sposób radził sobie z bólem, Hermiona tak nie potrafiła. Rozstali się wśród wzajemnych wyrzutów. Dla nich pod tym względem nie było kompromisów. Od tego czasu z nikim się nie związała, uważała, że jest zbyt zimna i nie ma nic do zaoferowania. Jakby jej pozytywne emocje zostały wyparte przez gorycz.

Długo trwało, zanim wrócili do w miarę normalnych rozmów. Jednak to już nie było to samo. Cała trójka stała się bardzo ostrożna we wzajemnych kontaktach. Za wiele ich łączyło i to, paradoksalnie, sprawiało, że oddalali się od siebie. Między nimi było zbyt dużo bólu i tragedii. Nie byli już beztroskimi dziećmi. Zresztą, nigdy nimi nie byli, ale wcześniej mieli to złudne poczucie względnego bezpieczeństwa i całe pokłady zaufania.

Wtedy chyba tylko do Harry’ego docierało w pełni, że to wszystko było jak domek z kart. Dmuchniesz i się rozsypie.

Świadomie odizolowała się od wszystkich. Angielski czarodziejski świat nie miał jej już nic do zaoferowania. Kiedy opadły powojenne emocje na wierzch wypłynęła cała hipokryzja. Mimo iż Czarnego Pana już nie było, jego idee żyły nadal. Nic nie znaczyły jej wyniki w nauce, jej inteligencja, a nawet to, że przyczyniła się do pokonania potwora. Subtelnie dawano jej do zrozumienia, że nadal, dla co poniektórych jest szlamą. O dobrej pracy mogła zapomnieć. Wszystkie stanowiska zajęte przez „pełnowartościowych” czarodziei.

Potrząsnęła głową, aby odpędzić smutne wspomnienia. Wróciła myślami do profesora. Kiedy tak siedzieli w milczeniu, zdążyła mu się dokładnie przyjrzeć. Jedyną zewnętrzną oznaką przeżyć była niewielka blizna po lewej stronie szczęki i przyprószone siwizną skronie. Wewnętrznych blizn mogła się tylko domyślać. W oczach przeważała pustka. Czasem mignął cień jakiegoś niezidentyfikowanego uczucia.

Ten człowiek zawsze doskonale ukrywał swoje emocje. A choć na potrzeby wojny opanowała Legilimencję i Oklumencję, to nie chciała stosować ich na nim. Był mistrzem. Wolała nie ryzykować. Szkoda, że nie umiałam z nim porozmawiać. Tyle pytań. To najbardziej inteligentny człowiek, jakiego kiedykolwiek znałam. Prawdopodobnie już nigdy nie będę miała okazji.

***

Severus Snape przez większość życia był szpiegiem. Opanował tę sztukę do perfekcji. Nawet w stanie mocno chwiejnym był skuteczny. Granger nie miała pojęcia, że kryjąc się w cieniu, odprowadził ją pod same drzwi. Nie mógł jej pozwolić tak po prostu odejść. Był już zmęczony ciągłymi przeprowadzkami i musiał się upewnić, że ta głupia dziewczyna nie poleci z donosem.

Już widział reakcję Pottera - zbawcy. Ten szczeniak go nienawidził, zresztą z wzajemnością, a Snape nie miał zamiaru jeszcze umierać. Bezczelny gówniarz – przyznawał to niechętnie – był potężnym czarodziejem. Od lat nadstawiał za niego karku, a ten nawet o tym nie wiedział. Poświęcił wszystko i nic nie otrzymał w zamian. Nawet wolności. Kiedyś jeszcze go to obchodziło. Teraz nie miało znaczenia.

Szpiegując Czarnego Pana i wysyłając te notki, ryzykował. Ale wtedy nie czuł przypływu adrenaliny, czy strachu, już nie. Miał wrażenie, że stał się ludzkim automatem. Szpiegiem doskonałym. Pod koniec wojny nie czuł już nawet bólu, który innych mógł doprowadzić do utraty świadomości. Istniał i nic więcej. Wygrali tę przeklętą wojnę – oni. On nie. Nadal tylko istniał. Blokował tę resztkę uczuć, która mu pozostała, pozwalał sobie tylko na gorycz. Nie czuł, chyba że na granicy snu, kiedy człowiek budzi się z koszmaru. Wpół świadomy nie panował nad myślami. Same wślizgiwały się do umysłu.

Nie chciał pamiętać, nie chciał czuć. Stłamsił swój gniew, swoją rozpacz; szyderczo przypominały mu, że jeszcze nie wszystko się w nim wypaliło. Chciał mieć tylko święty spokój. Odciął się od świata, całkowicie. Spłacił już swój dług. Może kiedyś znowu nauczy się żyć. Tylko że nie pamiętał jak się żyje.

Będzie więc obserwować Granger. To potrafi. Jeden najmniejszy sygnał, że wypaplała, a gorzko tego pożałuje.

Obserwował ją przez miesiąc. Zdążył dokładnie poznać jej zwyczaje. Nic szczególnego, szczerze mówiąc. Dowiedział się, że studiowała transmutację i eliksiry – co dziwne, sowią pocztą – oraz dorabiała jako kelnerka w kafejce mugolskiego uniwersytetu. Uderzyło go to, iż nie utrzymywała żadnych kontaktów z przyjaciółmi. Mugolski Londyn nawet był w stanie zrozumieć, wiedząc, co dzieje się w czarodziejskim świecie, ale odcięła się także od przyjaciół.

Przechwytywał jej sowy i otwierał listy. Bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Przecież go nie miał. Ani jednej, nawet krótkiej notki. Raz od McGonnagall, w którym namawiała dziewczynę do powrotu, i same materiały do nauki. Jeden jedyny raz odwiedził ją ten przeklęty wilkołak. Czyżby z niedorajdy Weasleya przerzuciła się na zwierzęta? Po raz pierwszy od dawna coś go zaintrygowało. Dlaczego jest sama? Istniał tylko jeden sposób, aby się dowiedzieć.

***

Hermiona zdążyła już zapomnieć o spotkaniu z byłym nauczycielem. Miała ważniejsze sprawy niż snucie domysłów. Ostatnio sowy dolatywały do niej z opóźnieniem. Musiała więc wybrać się na uniwersytet i dowiedzieć się, co jest grane. Niestety, nie potrafili udzielić jej konkretnej odpowiedzi. Sami nie mieli pojęcia, dlaczego.

Któregoś dnia, kiedy otwierała listy ze skryptami, z jednego podręcznika wypadła pojedyncza kartka. Znajomym pismem napisane na niej było tylko jedno zdanie: „ Dziś, ten sam bar o tej samej porze” Brzmiało to jak rozkaz. Snape. Ale… ale jak… skąd? Przez głowę dziewczyny przelatywały bezwładne myśli. Weź się w garść, Hermiona. To szpieg i na dodatek doskonały w tym, co robił, opamiętała się.

Jeszcze raz spojrzała na notkę i nagle do niej dotarło. Otwierał moje listy! Zatrzęsła się z wściekłości. To dlatego sowy się spóźniały! Szpiegował mnie. Jak śmiał! Potrzebowała dłuższej chwili, aby się opanować. Zdecydowała, że pójdzie na to spotkanie tylko po to, aby wygarnąć mu, co o nim sądzi. Były nauczyciel czy nie, nie miał prawa. Zastanawiało ją też, czego może od niej chcieć. Jeżeli mnie obserwował to wie, że nikomu o nim nie powiedziałam.

***

Wchodząc do pubu od razu go zauważyła, siedział w tym samym miejscu, w którym spotkała go pierwszy raz. Nie spiesząc się podeszła do baru i zamówiła drinka. Przyda jej się dziś wieczorem. Na to, co chciała powiedzieć Snape’owi, potrzebowała dodatkowej odwagi. Nawet tej sztucznie wykreowanej.

- Siadaj, Granger.

- Też się cieszę, że pana widzę, profesorze – odcięła się zgryźliwie i usiadła. – Przyszłam tu tylko po to, aby powiedzieć, co o panu myślę!

- Nie rozpędzaj się tak, Granger – przerwał jej szyderczo. – Nie interesuje mnie twoje zdanie. Naprawdę myślałaś, że to tak zostawię? Musiałem być pewny, że będziesz trzymała buzię na kłódkę.

Czemu mi to mówi? Przecież nigdy nikomu się tłumaczył. – To nie usprawiedliwia grzebania w cudzych listach i prywatnym życiu! Wystarczyło zapytać!

- Jak zapewne dobrze wiesz, Granger, bezgranicznie ufam ludziom – odparł ironicznie i przypalił papierosa.

No tak, cały Snape. Postanowiła chwilowo zostawić ten temat. Była też ciekawa, czego od niej chciał – Co jest powodem tego, jakże uprzejmego zaproszenia? – spytała z przekąsem. Nie czuła się w obowiązku być grzeczna i zwracać się do niego z szacunkiem. Nie była już małą pannicą Wiem –To- Wszystko, czującą trwożny szacunek do mistrza eliksirów. Była dorosłą kobietą, która zbyt wiele przeżyła, aby się go bać.

- Powód? Najbanalniejszy na świecie, Granger, ciekawość. – Znowu ta obojętność w głosie. – Jak każdy człowiek jestem ciekawy, a moja dodatkowa… profesja tylko ją podsyciła.

Niezwykłe, właśnie przyznał się, że w ogóle ma ludzkie uczucia. To na pewno Snape? – Emocje i pan? Te pojęcia wzajemnie się wykluczają – wymknęło jej się zanim zdążyła ugryźć się w język.

Uniósł brew – Nie wierz plotkom, jestem tylko człowiekiem.

Coś tu wyraźnie było nie tak. Spojrzała na profesora ze zdziwieniem. W końcu znała go tylko jako budzącego strach nauczyciela i doskonałego szpiega. A tacy muszą posiadać zdolność ukrywania emocji. Nigdy wcześniej nie zastanawiała się, jaki był jako Severus Snape – człowiek. A może należało?, przemknęło jej przez myśl.

- Cóż więc w moim, życiu pana tak zaciekawiło? – zaczęła ostrożnie i uniosła szklaneczkę do ust.

- Miesiąc wcześniej nie udzieliłaś właściwej odpowiedzi na moje pytanie. Chcę ją usłyszeć teraz. Czemu jedna trzecia Złotej Trójcy opuściła czarodziejski świat? – W jego głosie pobrzmiewała kpina. – Czyżby zmęczyły cię, Granger, hołdy składane twojej osobie? Przyjęcia na cześć zwycięzców nie dawały się wyspać?

Zamurowało ją na chwilę. Przyjęcia, hołdy? – Ośmielę się zauważyć, że minął już prawie rok od zakończenia wojny. Poza tym, nie walczyłam dla sławy i zaszczytów. Są o wiele ważniejsze rzeczy, niż nikomu nie potrzebne przyjęcia i idiotyczne ceremonie. Pan powinien wiedzieć to najlepiej – mówiła coraz bardziej gorączkowo. – W tej wojnie zginęło wielu wartościowych ludzi, a inni nie docenili ich ofiary. Czarodziejski świat niczego się nie nauczył. Pozostały te same uprzedzenia. – Zamilkła w obawie, że powiedziała zbyt wiele.

Kiedy mówiła, przyglądał się jej znad szklanki whisky. – Rozgoryczona, jak widzę. Taki bystry umysł, a nie domyślił się, że niektóre rzeczy się nie zmieniają. Bez względu na wszystko. Nie tłumaczy cię, Granger, nawet twój młody wiek. Przecież po pierwszej wojnie z Voldemortem byłaś już czarownicą. Nic do ciebie nie dotarło? – charakterystyczny uśmieszek.

Po tych słowach odstawiła drinka na stolik, wstała i nachyliła się nad nim – Może dla pana to było oczywiste, ale niektórzy posiadali jeszcze coś takiego, jak wiara w ideały. Wasz świat skutecznie mnie z tego wyleczył. Po pana pierwszych słowach myślałam, że da się z panem normalnie porozmawiać. Myślałam, że wojna zmienia ludzi, niestety, zapomniałam, z kim rozmawiam. Zawsze pozostanie pan zgryźliwym dupkiem. Żegnam! - Odwróciła się i prawie wybiegła z knajpy.

Nazwała go dupkiem! Ma dziewczyna odwagę, zresztą tej nigdy jej nie brakowało. Niektórzy umierali za te słowa. Snape jeszcze przez chwilę siedział nieruchomo, wpatrując się w drzwi pubu.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
annie
post 20.12.2005 21:53
Post #4 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 19.11.2005




Rozdział trzeci.

Wracając do domu, Hermiona zżymała się w duchu. Co ja sobie myślałam? To jest Snape! Z nim nie da się porozmawiać bez ochronnej tarczy. Co ciekawe, z początku wydawało jej się, że w jego zgryźliwości dostrzegła szczeliny. Przyznał się do typowo ludzkiej słabości - ciekawości. Zwolniła krok. Sama zareagowała chyba zbyt gwałtownie, kiedyś potrafiła się lepiej kontrolować. I nazwałam go dupkiem! Przesadziła, krótko mówiąc.

Przez kilka następnych dni dziewczyna myślała nad słowami profesora. Miał rację, pozostała naiwna nawet po tym, czego była świadkiem. Nie musiał tylko tak brutalnie jej tego uświadamiać. Z drugiej strony jednak, nie podała mu wszystkich powodów swojej decyzji. Prześlizgnęła się po temacie. A te, które mu prawie wykrzyczała, nawet teraz w jej uszach brzmiały głupio.

Postanowiła, że znowu pójdzie do tego pubu, w ten sam dzień i o tej samej porze, ale tym razem nie da się wyprowadzić z równowagi. Jeżeli się dobrze domyślała, to Snape nadal ją obserwował. Zrozumie jej wiadomość.

***
Co ona wyprawia? - myślał Snape, patrząc jak wchodzi do tej knajpy, zamawia drinka i siada w jego boksie. Ewidentne zaproszenie. Tylko czego chce? Po tej ostatniej parodii rozmowy wybiegła wściekła. Przecież powiedział jej tylko prawdę. A że zrobił to w taki, a nie inny sposób… Uczył ją na tyle długo, że powinna wiedzieć, jak zareaguje na tak idiotyczną argumentację.

Stał w bramie po drugiej stronie ulicy i zastanawiał się, czy wejść do środka. Nie miał ochoty użerać się z rozhisteryzowaną pannicą. Nigdy taka nie była, uświadomił sobie po chwili. Po paru minutach podjął decyzję.

- Znowu zamierzasz się na mnie wydzierać, Granger - Hermiona, pogrążona w myślach, nie zauważyła jak wszedł, dopóki nie usłyszała przy uchu jego jedwabistego szeptu - a po usłyszeniu paru słów prawdy obrazić i wybiec w pośpiechu?

Wzdrygnęła się. - Witam, profesorze i przepraszam za wcześniejsze zachowanie. Miał pan rację.

- Powinnaś się do tego przyzwyczaić - sarknął i usiadł. - Zawsze ją mam.

Spojrzała na niego z wyrzutem, ale nic nie powiedziała.

- Co tu robisz, Granger?

Wzruszyła ramionami. - Chciałam porozmawiać. Mam tyle pytań.

- Dlaczego sądzisz, że właśnie tobie udzielę odpowiedzi?

- A komu innemu, profesorze? Tylko ja wiem, że pan żyje. Sam pan powiedział, że jest tylko człowiekiem, a ludzie potrzebują rozmowy. Nawet tacy jak pan.

Zaskoczyła go tym stwierdzeniem. Nie zastanawiał się nad tym, ale słowa dziewczyny pomogły mu coś zrozumieć. Podświadomość zdecydowała za niego. Zamiast zmienić miejsce pobytu, jak byłoby najprościej, zaczął ją szpiegować. No cóż, nigdy nie lubiłem łatwych rozwiązań. Rozmowa; Tak długo z nikim nie rozmawiał, że prawie nie pamiętał, jak się to robi. Granger nie jest głupia, przypomniał sobie.

- Co chcesz wiedzieć? - spytał dziwnym tonem. - Zapamiętaj jednak, że odpowiem tylko na te pytania, na które ja będę chciał.

W oczach Hermiony pojawiło się zaskoczenie, jakby oczekiwała, że po tej przeciągającej się ciszy raczej wstanie i wyjdzie, niż coś powie. - Jak udało się panu przeżyć? Znaleźliśmy tylko zniszczoną różdżkę i szaty.

Zanim odpowiedział, przypalił papierosa. - Czystym przypadkiem. W jednym z ostatnich starć jakiś świeżo upieczony auror miał szczęście. Źle rzucone zaklęcie uderzyło mnie zamiast Rookwooda i straciłem przytomność. Spadłem do pobliskiego rowu. Kiedy się ocknąłem, było już po wszystkim. Zdecydowałem, że będzie lepiej, jeśli wszyscy uznają mnie za zmarłego. - Wzruszył ramionami.

- To dość lakoniczny opis.

- A czego się spodziewałaś, Granger? Melodramatycznych opisów, fruwających zaklęć? - rzucił zimnym tonem. - Byłaś tam, widziałaś, co się działo.

Sięgnęła po drinka. - Tak - przez twarz dziewczyny przemknął cień - widziałam.

- Teraz podaj mi prawdziwy powód, dlaczego żyjesz tutaj. Moje powody znasz, nie muszę ich wyjaśniać.

Westchnęła. - Dzieci nie powinny brać udziału w wojnach. Okazałam się zbyt słaba psychicznie, to wszystko. Niektóre rany są zbyt głębokie.

- Bzdury, Granger.

- Dlaczego, profesorze? To, że pan jest pozbawiony głębszych uczuć, nie znaczy, że inni też - podniosła głos i zaraz się zreflektowała. - Przepraszam, to było niepotrzebne.

- Gryfoni nigdy nie wiedzieli, kiedy ugryźć się w język - stwierdził sucho. - Więc?

W powietrzu między nimi znowu unosił się siwy dym. Przyglądał się dziewczynie uważnie i czekał na odpowiedź. Stanowczo za dużo pali, pomyślała.

- Profesorze, a czy to ważne? - Czuła się nieswojo patrząc w czarne, przypominające niekończące się tunele oczy. Były jak lustro, tylko odbijały, nie wpuszczając do środka. – Pan ma swoje powody, ja swoje. Rozgrzebywanie tego nic nam nie da.

Miała wrażenie, że przenika ją na wskroś intensywnym spojrzeniem, i czuje jej strach. Strach przed odsłonięciem.

Bała się! Zdradziła ją niepewność w oczach i lekkie drżenie dłoni, kiedy sięgała po szklankę. Zawsze umiał z ledwo uchwytnych sygnałów odczytać ludzkie emocje. Mógł ją zastraszyć i wyciągnąć z niej wszystko. Nadal był w tym mistrzem.

- Profesorze Snape? - spytała ostrożnie po przeciągającej się ciszy.

Zastanowił się nad odpowiedzią. Siedziała sztywno i wyraźnie czekała na jakiś komentarz z jego strony. Grzebanie w uczuciach. Zawsze się tego brzydził. Interesowały go fakty, a nie emocje. A u niej fakty powiązane są z emocjami. Zdecydował się odłożyć tę kwestię na bliżej nieokreśloną przyszłość. Wiedział, że to nie będzie ich ostatnie spotkanie.

- Kolejne pytanie, Granger.

Zszokowany wyraz jej twarzy sprawił mu satysfakcję. Po chwili opanowała się i odkaszlnęła.

- Czy profesor Dumbledore…

- Nie - przerwał jej zimnym tonem.

- Ale profesorze…

- Przypomnij sobie, Granger, co powiedziałem na początku tej jakże pasjonującej rozmowy. To ja wybieram pytania, na które odpowiem.

Pat. Siedzieli naprzeciw siebie i mierzyli się wzrokiem. W spojrzeniu Hermiony rozczarowanie walczyło z gniewem. Czarne oczy mężczyzny patrzyły obojętnie. Jak wtedy, gdy sięgał po drinka, czy zapalał papierosa. Po chwili Hermiona spuściła wzrok na swoje dłonie oplatające szklankę. Westchnęła i wzruszyła ramionami.

- Pana wybór.

Zaśmiał się chrapliwie. - To nigdy nie był mój wybór, Granger.

Zdumiona, gwałtownie poderwała głowę. To wyglądało prawie jak odpowiedź na jej pytanie. Może nie do końca, ale jednak. Intensywnie wpatrywała się w bezdenne oczy, szukając choćby najmniejszego cienia emocji. Nic. Jak on to robi? Zniechęcona, zdusiła pragnienie, aby nim potrząsnąć. To nie ma sensu. Cała ta rozmowa nie ma sensu. Pytania bez odpowiedzi.

Milczeli, oboje świadomi niechęci drugiego. Hermiona spokojnie dopiła swojego drinka i podniosła się. - Do widzenia, profesorze.

Powoli, bez słowa kiwnął głową.

***

Kolejna rozmowa i kolejne fiasko. Jeszcze mi się to nie zdarzyło. Co z tą dziewczyną? Gryfoni zawsze mieli uczucia na wierzchu, a ona jest jak jeż. Tylko ją dotknij, a wystawi kolce. Zmieniła się z przemądrzałej Wiem - To - Wszystko w ostrożną kobietę. Widział jej zaskoczenie, kiedy odmówił odpowiedzi. Czekał, na jakąś reakcję z jej strony. Nie doczekał się. Szybko zrezygnowała, zbyt szybko. To do niej niepodobne. W szkole, kiedy coś ją interesowało, to nie ustąpiła, dopóki się nie dowiedziała. Teraz już wie, że prawda nie zawsze jest najlepsza. Wypił ostatniego drinka i wrócił do mieszkania.

Ludzie potrafią nas zaskoczyć jeśli im na to pozwolimy. A on wolał być przygotowany. Będzie musiał znowu wybrać się na Pokątną i powęszyć wokół jej przyjaciół. Dobrze, że zostało mi jeszcze trochę włosów do eliksiru wielosokowego, ale trzeba będzie uzupełnić zapasy.

***

Cały następny miesiąc Hermiona zastanawiała się, gdzie podział się czas. Zbliżały się egzaminy semestralne, więc większość dnia spędzała nad książkami. Na domiar złego jedna z kelnerek zachorowała i ktoś musiał ją zastąpić. Tym kimś była oczywiście Hermiona.

Dni zlewały jej się w jedno; do południa nauka, potem do północy praca. Wracała do domu wykończona, z myślą by jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Właściwie cieszyła ją ta sytuacja - nie miała czasu myśleć o sprawach, o których nie chciała. Była na to zbyt zmęczona.

Zaczynała przypominać własny cień. Podkrążone z niewyspania oczy, blada cera. Zawsze, kiedy przygotowywała się do egzaminów, zapominała o jedzeniu; stres wiązał jej żołądek w supeł. Funkcjonowała na hektolitrach kawy i pospiesznie nadgryzionych hamburgerach w pracy. Zmizerniała.

To tylko ten miesiąc, powtarzała w duchu, spoglądając rano w lustro i krzywiąc się na widok swojego odbicia. Wiedziała, że po sesji wszystko wróci do normy. Odetchnie.

Siedziała na zapleczu kafejki i masowała obolałe łydki. Jeszcze tylko godzina i fajrant, westchnęła i wróciła na salę. Bolące łydki czy nie, klient nasz pan. Albo raczej jego pieniądze, pomyślała z goryczą.

Nienawidziła być uzależniona od czegokolwiek, ale po śmierci rodziców musiała sobie jakoś radzić. Oszczędności, które jej zostawili, starczyły na opłacenie studiów i zakup skromnego mieszkania, o resztę musiała starać się sama.

Automatycznie, z obowiązkowym uśmiechem przyklejonym do twarzy, wykonywała swoje czynności. Podeszła do stolika w kącie sali, aby przyjąć zamówienie, i zamarła. Snape. Co on tu robi?

Zmierzył wzrokiem jej sylwetkę wciśniętą w obowiązujący w pracy strój - dość ciasną bluzeczkę oraz prostą spódniczkę przed kolana - i uniósł ironicznie brew. Obróciła się na pięcie i wyszła na zaplecze. Po kiego diabła tu przyszedł? Opanowała zdenerwowanie. Muszę tam wrócić. Zrobiłam z siebie idiotkę! Odetchnęła głęboko, wytarła o fartuszek spocone dłonie i weszła na salę. Zniknął. Na brodę Dumbledore’a, o co tu chodzi?

Wracając do domu rozglądała się na boki w nadziei, że dostrzeże profesora. Bez rezultatu. Raz wydawało się jej… nie, to tylko cień. Otwierając drzwi mieszkania, czuła na plecach jego wzrok. Nie oglądając się, weszła do środka. Zanim położyła się spać, postanowiła, że pomyśli o tym jutro.

Ten post był edytowany przez estiej: 04.04.2006 04:15
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Szarooka
post 04.01.2006 17:26
Post #5 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 6
Dołączył: 03.01.2006




To opowiadanie jest świetne! Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy - mam nadzieję, że nie będziesz mnie długo męczyć wink2.gif
Podoba mi się melancholijny nastrój snutej przez Ciebie opowieści i postać rozczarowanej czarodziejskim światem Hermiony. Snape - wypalony, zmęczony życiem, nie posiadający nadziei - nie mógłby być inny po tym, co przeszedł (choć wciąż ironiczny). Doskonale nakreślone portrety psychologiczne bohaterów. Pisz dalej, proszę!


Ten post był edytowany przez Szarooka: 04.01.2006 20:27


--------------------
(...)
The woods are lovely, dark, and deep,
But I have promises to keep,
And miles to go before I sleep,
And miles to go before I sleep.
(Robert Frost, Stopping by Woods on a Snowy Evening)
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kara
post 04.01.2006 20:57
Post #6 

Absolwent Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 666
Dołączył: 12.11.2005
Skąd: 3miasto

Płeć: Kobieta



Bardzo mi się podobało, chociąz nie lubie paringów SS/HG ale ten ff zaciekawia...Literówek ani błędów ortograficznych nie zauważyłam obytak dalej...Czekam na next part
Pozdrawiam
Kara


--------------------
Luke I'm your father!!!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Wanda
post 06.01.2006 19:42
Post #7 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 29.12.2005




Ciekawe i intrygujące. Może pojawi się pan Potter? Ale to by mogła wszysto zepsuć... dry.gif
Pisz dalej, zachęcam bo mi się podoba. Jeżeli ci nie odpowiada ilość odpowiedzi, to nie przejmuj się i pisz dalej; chociaż dla tych którzy ładnie proszą o następne części. biggrin.gif
Twój fick jest spokojny, tajemniczy, wiele jest do wyjaśnienia. Masz lekki i swobody styl, nie bawisz się w długie, przynudzające opisy. Twoje opowiadanie szybko się czyta, co dla mnie stanowi minus; ja tu się dopiero rozkręcam, a post się kończy! Nawiasem mówiąc, pisz te posty trochę dłuższe, dobrze? Ładnie proszę smile.gif (A ja żadko proszę, a jeszcze żadziej proszę ładnie).
kiss.gif No to pisssssz i niech moc będzie z tobą...sssss...
PS: Chyba za długo siedzę przy tym kompie, bo mi zaczyna odpieprzać. blink.gif

Ten post był edytowany przez Wanda: 06.01.2006 19:47
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
annie
post 06.01.2006 21:59
Post #8 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 19.11.2005




Na potrzeby fika pozwoliłam sobie zrobić Snape’a „odkrywcą” Wywaru tojadowego.

Rozdział czwarty.

Snape nienawidził tam wracać. Zwykle szybko załatwiał zakupy, których nie mógł dokonać w mugolskim świecie, i opuszczał Pokątną. Nie tym razem. Potrzebował informacji. Zaopatrzył się w piersiówkę z Eliksirem Wielosokowym i nastawił na nudę. To zajęcie nigdy nie było ciekawe.

Przezornie po składniki do eliksiru wybierał się do Irlandii; wtedy miał pewność, że nikt go nie zaczepi. Parę godzin kręcił się po centrum magicznego świata. Teraz, kiedy Czarny Pan został pokonany, czarodzieje stali się zadziwiająco niefrasobliwi. Uśmiechnął się szyderczo w duchu. Podsłuch..ąc, dowiedział się wszystkiego o zwyczajach Pottera. Jeszcze trochę i będzie mógł napisać o nim książkę. Stał się samotnikiem? Nie wierzę, ten gówniarz zawsze uwielbiał być w centrum uwagi.

Koncentrował się na pubach, gdzie zawsze huczało od plotek. Pottera wielbiono, chwalono Weasleya, a o Granger mówiono półgębkiem. Udało mu się usłyszeć końcówkę zdania: „…to podobno jej wina” Co było jej winą? Czyżby to, że żyła w izolacji traktowała jako karę.

Stwierdził, że dobrze będzie wybrać się na uniwersytet, na którym studiowała i rozejrzeć się na miejscu. Może wykładowcy będą mieli coś do powiedzenia na jej temat.

Przedstawił się jako właściciel niezależnej firmy z Dublina produkującej eliksiry. Twierdził, że poszukuje talentów w tej dziedzinie i poprosił o rekomendacje. Tak jak przypuszczał, jedną z najwybitniejszych studentek była Granger. Nawet nie musiał się natrętnie dopytywać. Profesor rozpływał się nad zachwycającym umysłem panny Granger. Po paru minutach Snape’a zemdliło. Tak, jest wspaniała: Ten idiota nie znał jej jako niemożliwej nastolatki.

Bezceremonialnie przerwał monolog profesora i zapytał o plotki krążące na jej temat. W końcu nazwiska sławnej trójcy były znane i poza granicami Zjednoczonego Królestwa. Na te słowa wykładowca nieco przystopował. Bąkał coś niewyraźnie, potem dodał, że nigdy w to nie wierzył, w walce różnie bywa. „Wie pan, Avada nie wybiera.”

Z jego mętnych wyjaśnień zdołał wywnioskować, że Potter i jego samotność ma coś wspólnego z Granger. Co, u diabła, rzuciła go? Jak pamiętał, Potter spotykał się z Weasleyówną.

Wracał do mugolskiego Londynu i analizował w myślach to, czego się dowiedział. Brakowało mu paru szczegółów, a te znała tylko Granger.

Czas przypomnieć jej o sobie.

***

Hermiona powtarzała materiał z eliksirów. Eliksiry. Snape.
Kiedyś był dla niej nie lubianym profesorem, nietoperzem z lochów, potem najbardziej znienawidzonym człowiekiem na świecie – wliczając Voldemorta. I nagle nienawiść się skończyła. Kiedy zrozumiała… zaczęła czuć do niego ostrożny szacunek.

Niewielu ludzi na świecie podjęłoby taką decyzję, znając jej konsekwencje. Bo tego, że zdawał sobie sprawę, jak będzie wyglądać jego przyszłość, była pewna. Zawsze kalkulował wszystko na zimno, nie przewidział tylko Dumbledore’a. Podejrzewała, że śmierć dyrektora była przedstawieniem dokładnie wyreżyserowanym na użytek Voldemorta. To musiało być ukartowane. Niewiarygodnie, to właśnie Snape okazał się tym najwierniejszym. Pokręciła głową z niedowierzaniem.

A teraz? Czego od niej chciał? Rozmowy? Parsknęła szyderczo. Nie potrafili ze sobą rozmawiać. Oboje zbyt ostrożni, rozgoryczeni i zamknięci na normalny dialog. We wzajemnym towarzystwie wychodziło im tylko milczenie.

Wiedziała, że wizyta u niej w pracy była wiadomością. Kolejne spotkanie. Tylko po co? Nie miała zamiaru rozmawiać z nim na temat swojego życia, a czegóż innego chciałby się dowiedzieć? Co mogło interesować takiego człowieka jak profesor Snape?

Ona prawdopodobnie też nigdy nie uzyska bardziej konkretnej odpowiedzi na TO pytanie. Zdawała sobie z tego sprawę. „To nigdy nie był mój wybór.” Mogła się tylko domyślać prawdziwego znaczenia tych słów. Miała jeszcze dwa dni do spotkania. Musiała się zastanowić, czy pójść. W tej chwili uważała to za bezcelowe.

***

Snape świadomie przyszedł wcześniej. Musiał pomyśleć, jak dokładnie rozegrać dzisiejsze spotkanie. Parę dni temu poszedł do tej podrzędnej kafejki, w której pracowała. Przez chwilę miał możliwość obserwowania jej przy pracy. Mimo zmęczenia malującego się na jej twarzy, z wdziękiem poruszała się między stolikami i uśmiechała się do klientów. Dopiero wtedy dokładnie się jej przyjrzał. To dorosła kobieta, uświadomił sobie z zaskoczeniem.

Dotychczas postrzegał ją przez pryzmat nastolatki. Wiecznie irytującej, tryskającej najbardziej niedorzecznym entuzjazmem. Drażniło go to wtedy. Teraz była wyciszona wewnętrznie, jeżeli zostało w niej jeszcze choć trochę dawnej Granger, to trzymała ją pod żelazną kontrolą.

Przedwczoraj ją zaskoczył. Podeszła do stolika, przy którym siedział, zamarła na sekundę, odwróciła się i wyszła na zaplecze. Rzucił pieniądze na blat i opuścił lokal. Przyjście tam było niepotrzebne, równie dobrze mógł wsunąć notkę w podręcznik. Nadal przechwytywał jej sowy. Zdawał sobie sprawę, że zachowuje się jak paranoik; przecież nim był.

Trzeba będzie zmienić taktykę. Bezpośrednio od niej niczego się nie dowie, a w podstępach był mistrzem. Musi sprawić, aby przestała się tak kontrolować w jego towarzystwie. I nie może zmusić jej do tego szyderstwem czy gniewem. Nie będzie to łatwe, bo nie miał do tego cierpliwości.

Zapytał sam siebie po co to wszystko. Mógł spokojnie wrócić do swojego mieszkania i zapomnieć o całej sprawie. Przecież chciał od życia już tylko świętego spokoju. A wygląda na to, że znowu je sobie komplikuje. Widocznie nie potrafię żyć bez problemów.

Weszła. Przyglądał się jej, kiedy szła w kierunku ich boksu. Ma w ruchach jakiś nieuchwytny wdzięk, w jego głowie pojawiła się nieproszona myśl. Severusie, nie pij więcej, bredzisz. To jest Granger, nieznośna Wiem-To-Wszystko! Zastanowił się chwilę i wzruszył ramionami. Był tylko mężczyzną i pozostały mu odruchy bezwarunkowe właściwe dla jego płci. To nic nie znaczy.

- Granger – kiedy podeszła, uniósł szklankę – drinka?

Szok odebrał Hermionie mowę. Spodziewała się typowego „Siadaj, Granger” wypowiedzianego zimnym tonem, a nie tej rozszalałej, jak na tego człowieka, uprzejmości. Usiadła bez słowa i tylko skinęła głową. Drink, tak, zdecydowanie tego potrzebuję! Zdumiona patrzyła jak wstaje i podchodzi do baru. Po chwili wrócił z margaritą w ręce i postawił przed dziewczyną.

Niepewnie sięgnęła po szklankę i upiła łyk. – Dziękuję. – Chyba nie zamierza mnie otruć? Odepchnęła tę myśl jako niedorzeczną. Mógł to zrobić już trzy miesiące temu. Miał dość czasu.

- Podobno pracujesz nad udoskonaleniem Wywaru Tojadowego? – Z satysfakcją patrzył jak krztusi się swoją margaritą.

Sięgnęła po serwetkę i wytarła usta. – Tak. – Spojrzała podejrzliwie na profesora. – Skąd…

- Nie zapominaj, Granger, że to mój… zawód. Wiedzieć.

- Dlaczego to pana interesuje? – Zdecydowała się nie dociekać, jak się dowiedział. Wyglądało na to, że mają szansę na normalną rozmowę i postanowiła utrzymać ten stan. Może uda mi się w końcu przebić przez ten mur i wydobyć z niego jakieś informacje. Parsknęła w duchu. Tak, jasne, życia może mi nie starczyć.

- Ten wywar to moje odkrycie, to chyba naturalne, że interesują mnie wszelkie modyfikacje. – Rzucił dziewczynie uśmieszek i pstryknął zapalniczką. Zaciągnął się papierosem i dodał: – Co zamierzasz uzyskać, Granger?

Chwilę trwało zanim odpowiedziała. – To nie do końca tak, profesorze – zaczęła ostrożnie. Zastanawiała się, do czego on zmierza. – Sam wywar pozostanie bez zmian. Chcę w oparciu o jego składniki stworzyć eliksir uzupełniający, który w połączeniu z pana eliksirem pozwoli wilkołakowi zachować ludzką postać podczas przemiany.

Czekała na komentarz mężczyzny. Podczas mówienia przemknęło jej przez myśl, czy nie poprosić, Snape’a o pomoc. Był Mistrzem Eliksirów, i to najlepszym. Miała okazję poszperać w archiwum uniwersytetu. Studiowała na jego Alma Mater. Wszystko zależy od jego reakcji.

- Od czego zaczęłaś?

- Profesorze, jestem już w połowie i…

- I nie umiesz ruszyć dalej, nieprawdaż? – bardziej stwierdził niż zapytał. Z jego tonu przebijało szyderstwo.

Skąd, u diabła, on to wszystko wie?

Jakby w odpowiedzi na jej nie zadane pytanie, spojrzał na dziewczynę zniecierpliwionym wzrokiem. – Jeżeli, jak się domyślam, chcesz, abym ci pomógł, to muszę znać twoje czynności od początku, Granger.

Hermiona przez chwilę przyglądała się siedzącemu naprzeciwko mężczyźnie. Jedną dłonią obejmował szklankę whisky, w drugiej trzymał zapalonego papierosa i patrzył na nią. Na twarzy miał ten swój uśmieszek i wyraźnie czekał na odpowiedź.

Jeżeli przyjmę jego pomoc to będzie oznaczało kolejne spotkanie. Zastanawiała się, czy jest w stanie przetrwać następne. Profesor Snape to trudny człowiek. Mało powiedziane. Nie była pewna, czy zniesie jego szydercze uwagi. Zawsze wiedział, co powiedzieć, aby najbardziej bolało. A ona miała dość bólu.

„Niemal wszystko zło na świecie ma swoje źródło w tym, że ktoś się czegoś boi. Nie ma nic okropniejszego ani poniżającego niż żyć w bojaźni”*, przypomniały jej się słowa wyczytane w jakiejś książce. Odetchnęła i podjęła decyzję. Potrzebowała jego umiejętności, a sam Snape ją intrygował. Strach ma tylko wielkie oczy.

- Dobrze, profesorze, ale zdaje pan sobie sprawę, że to nie jest rozmowa tylko na jedno spotkanie?

Jednym szybkim ruchem zdusił niedopałek papierosa w popielniczce. W czarnych oczach pojawiła się irytacja. Na końcu języka miał zjadliwą uwagę na temat jej inteligencji, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Ona ma poczuć się bezpiecznie, wtedy człowiek mniej się kontroluje i łatwiej popełnia błędy. Zamiast tego stwierdził z ledwie wyczuwalną ironią: – Twoja wiara w moją inteligencję, Granger, mnie rozczula.

Powinna była się tego spodziewać. Profesor Snape nigdy nie pozostawia niczego przypadkowi.

- Zaczęłam od zmiany proporcji mniej ważnych składników i dodania w minimalnych ilościach tych, które mają być podstawą mojego eliksiru. – Stwierdziła, że najlepiej od razu przejść do rzeczy. – Lepiej, żeby w ogóle nie zadziałało, niż kogoś otruło!

Ciekawe, czy tym kimś jest Lupin? Ciągle zastanawiało go, jaki rodzaj związku łączył tych dwoje. Wilkołak odwiedzał ją średnio raz na tydzień. Siedział do późnego wieczoru i wychodził. Jest psidwakiem doświadczalnym czy może kimś więcej? Nie wiedzieć czemu, przeszkadzała mu ta myśl.

- Jakie dokładnie składniki? – W czarnych oczach pojawił się błysk zainteresowania.

Resztę wieczoru spędzili na w miarę normalnej rozmowie. Tylko dwa razy Hermiona miała ochotę wstać i wyjść. Zawsze łatwiej dostrzec cudze błędy, a on bezlitośnie wykorzystywał to przeciwko niej. Za każdym razem jednak Snape zamawiał kolejnego drinka i gładko przechodził do kolejnego zagadnienia.

Chyba nie zamierza mnie spić? Wątpiła w to, ale w trzecim drinku tylko maczała usta, świadoma przeszywającego ją ironicznego spojrzenia czarnych oczu.

Tego wieczoru skupili się tylko na zmianie proporcji, a już dostrzegł nieścisłości w jej rozumowaniu. Hermiona stwierdziła w duchu, że warto znosić uwagi profesora. Teraz posunie się naprzód w swoim projekcie.

Po paru godzinach poczuła się wyczerpana. Ta dyskusja nie była łatwa. Zastanawiała się, jak umówić się na następne spotkanie tak, aby nie uznał, że się narzuca.

- Zmęczona? – spytał z wszechwiedzącym uśmieszkiem. Dopił drinka. – Dam znać o następnym terminie.

- Dziękuję, profesorze, doceniam pańską pomoc – uśmiechnęła się do mężczyzny – tym bardziej, że nie przepada pan za moim towarzystwem.

- Nie łudź się, Granger – jedwabisty głos brzmiał zimno – nie pomagam tobie. Chcę tylko, aby te zwierzęta nie zagrażały ludziom.

Uśmiech dziewczyny umarł śmiercią naturalną. Zawsze, kiedy zaczynała mieć nadzieję, że tli się w nim jeszcze trochę ludzkich uczuć, bezlitośnie ściągał ją na ziemię. Pożegnała się chłodno i po chwili już jej nie było.

***

Następnego dnia ogarnęły ją wątpliwości. Profesor Snape to kolejna nitka łącząca ją z przeszłością. Czy naprawdę tego chcę? Jednak z drugiej strony on tak jak ona żył wśród mugoli i był tej samej sytuacji. Sama przypominała mu o życiu, które stracił.

Wiedziała, że tak naprawdę nigdy nie ucieknie wystarczająco daleko. Wspomnienia zabierze ze sobą i byle drobiazg będzie jej o nich przypominał. A teraz w dalszym ciągu będzie miała wybór. Może w każdej chwili powiedzieć: nie – koniec z tym. Ale najwyższy czas skończyć z użalaniem się nad sobą. Miałaś rok na zrobienie porządku w swoim życiu.

Skulona pod kocem, siedziała na kanapie i wpatrywała się w ogień płonący w kominku. Obok, na stoliku stał kubek gorącej herbaty – zawsze pomagała jej w takie dni. Szare, listopadowe, otulone mgłą, wpędzały ją w melancholijny nastrój. Myślała wtedy nad sobą i zawsze dochodziła do jednego wniosku, aż do dzisiaj. Teraz było inaczej; zrobiła pierwszy krok na drodze do wyjścia z rozgoryczenia. Utwierdziła się w podjętej decyzji i zamierzała wytrwać.

Jej myśli skierowały się ku najbardziej nieprzeniknionemu człowiekowi, jakiego kiedykolwiek znała. Severus Snape. Ostatnio miała wrażenie, że jej życie kręci wokół niego. Absorbował cały jej wolny czas. Zamiast skupić się na sobie, usiłowała przeniknąć zamiary swojego byłego nauczyciela.

Ich ostatnia rozmowa… Starannie omijane prywatne tematy. Nieufnie podchodziła do tej nagłej zmiany frontu z jego strony. Mistrz Eliksirów nigdy nie działał bez ukrytych motywów. Tym razem również musiał mieć jakiś cel. Podejrzewała, że przynajmniej częściowo chodziło o wilkołaki. Zresztą jego ostatnie zdanie tego wieczoru utwierdziło ją w tym przekonaniu.

Po namyśle stwierdziła, iż musiał złożyć wizytę na uniwersytecie. Tylko jej promotor wiedział o projekcie eliksiru przemiany – tak nazwała swój pomysł.

Jeszcze przez chwilę zastanawiała się nad wydarzeniami ostatnich miesięcy. Trochę się zmieniło w jej życiu. Stało się coś, co wprowadzało chaos w jej uczucia. Musi znaleźć odpowiednią chwilę i odpowiedzieć sobie na parę pytań. Dziś była już zbyt zmęczona. Odrzuciła koc, dopiła herbatę i ruszyła do łazienki. Czas spać.

* Cytat pochodzi z książki L.M. Montgomery " Błękitny Zamek"

estiej: rozdziały wstawiłem we właściwe miejsca. Gorzej, że mogłaś to zrobić sama, używając ctrl c, ctrl v w edytowaniu.

Ten post był edytowany przez estiej: 04.04.2006 04:20
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
haren
post 07.01.2006 12:00
Post #9 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 21
Dołączył: 28.11.2005




pisz dalej!
opowiadanie jest świetne.
bardzo mi sie podoba.
prosze o 5 rozdział!


--------------------
jestem po to by życ.
by życ i kochac.
ehm.mylog.pl
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
AtA_VH
post 11.01.2006 18:03
Post #10 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 26
Dołączył: 19.11.2004
Skąd: Zielona Dziura^^




o_O. Wydawalo mi sie, że na innych forach znajduje się w działach ogólnodostępnych (no, ten też jest ogólnodostępny, ale wiadomo o co chodzi...). Muszę sprawdzić (;. Bo jeśli znajduje się tu, to jestem, jako zboczona Acia, bardzo, bardzo happy (;.

Co tu dużo mówić, Annie - wiesz dobrze, że ten fick mi się podoba. Nic dziwnego - jest ktoś, komu sie nie podoba? Nie znam. Piszesz bardzo dobrze, i, chociaż kojarzy sie z innym twoim fickiem (czy też takim, który tłumaczyłaś, myli mi się już wszystko (: ), Największe Poświęcenie (rezygnacja z magii, rozumiesz), to jest oryginalny. I bezbłędny (buźka dla Vil).
I jest git (:.

A przestawić posty się da - moze nie dosłownie, ale wystarczy zedytować zawartość obydwu, więc spokojna głowa, jak ktoś tu zajrzy, to pewnie naprawi (;.

Atuś

Ten post był edytowany przez AtA_VH: 11.01.2006 18:04


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
annie
post 13.01.2006 19:10
Post #11 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 19.11.2005




Szczere podziękowania dla Vil. To się nazywa porządna beta!

Rozdział piąty.

Marzł w bramie i wpatrywał się w ciemne okna Granger. W mroku nocy widać było tylko rozżarzony koniuszek papierosa. Zaciągnął się mocno. Papierosy to była jedyna rzecz, której nie potrafił sobie odmówić. Pomagały zabić czas.

Myślał nad ostatnią rozmową. W pewnym momencie Granger wyglądała, jakby podjęła jakąś decyzję. Czyżby dotyczyła jego? Wątpił w to. Dla niej był tylko dawnym nauczycielem. Po swoim małym wywiadzie na uniwersytecie domyślił się, że dziewczyna nie oprze się pokusie wykorzystania jego wiedzy na temat eliksirów. Dlatego rozpoczął ten temat. Jak zwykle miałem rację, uśmiechnął się ironicznie pod nosem.

Miał głęboko gdzieś wilkołaki z Lupinem na czele; potrafił się przed nimi obronić, a reszta niech radzi sobie sama. Jeśli jednak to pomoże mu w osiągnięciu celu, to tylko dodatkowa korzyść. Będzie się miał czym zająć w pustym mieszkaniu. Odświeży swoją wiedzę.

Stwierdził, że Granger wiedziała, co robi, i miała całkiem konkretne pomysły. Przy jej uporze odniesie sukces. Szkoda tylko, że za dużo marnowała go na upieranie się przy swoim – błędnym zresztą, co jej udowodnił i wytknął – zdaniu.

Przyglądał się dziewczynie uważnie, kiedy zawzięcie broniła swoich pomysłów. Lekko rozgorączkowana, ale nadal uważająca na to, co mówi. Nie wymknęła się jej żadna uszczypliwa uwaga. Choć mógł się założyć, że niejedną miała na końcu języka. Niedobrze, nadal jest ostrożna.

A czego się spodziewałeś? To jest błyskotliwa kobieta; myślałeś, że po jednej – powiedzmy, że normalnej rozmowie – olśniona twoją wiedzą, padnie przed tobą na kolana? - gdzieś z zakamarków umysłu dobiegł dziwny, zjadliwy komentarz. Wyrzucił niedopałek i aportował się.

Wrócił do pustego mieszkania i nalał sobie jeszcze jednego drinka. Usiadł w fotelu i wpatrywał się w brudny, obdrapany mur widoczny z okna. W głowie miał lekki zamęt. Nie był do tego przyzwyczajony. Przypomniał sobie, jak czuje się człowiek sfrustrowany. Nie miał tylko pojęcia, dlaczego tak się czuje. I musiał się tego dowiedzieć.

Rozmowa, a raczej dyskusja… Nie mógł - i co ważniejsze - nie chciał zachowywać się uprzejmie. Ona się na to nie nabierze. Nigdy nie miał do czynienia z tak inteligentną i jednocześnie tak ostrożną oraz niechętną kobietą.

Innym wystarczyło parę odpowiednich słów, wymruczanych do ucha jedwabistym szeptem i mógł wyciągnąć z nich wszystko, co chciał, a czasami nawet więcej. Często pod nosem nic nie podejrzewających małżonków. Ta sytuacja była o wiele bardziej skomplikowana.

Znała go jako nauczyciela, potem szpiega, następnie zdrajcę, a teraz…? Minerwa musiała jej powiedzieć, kto wysyłał te informacje, zdawał sobie z tego sprawę. Inaczej nigdy by do niego nie podeszła. Jako kogo widziała go teraz, poza człowiekiem, którego może wykorzystać, oczywiście? Coraz więcej pytań, a każde rodziło następne.

Rozmowa z nią przypomina lawirowanie między łajnobombami Weasleyów, trzeba w odpowiednim momencie gryźć się w język. Jak on tego nie znosił.

Jednak dzięki niej znowu poczuł, że żyje. Miał cel. Tego mu brakowało. Miał dużo czasu na rozgryzienie tej dziewczyny, która - odnosił wrażenie - przypominała mu kogoś, kogo dawno temu dobrze znał.

***

Hermiona moczyła się w wannie. Potrzebowała chwili odprężenia, aby zastanowić się nad emocjonalnym chaosem, jaki odczuwała. Przez ostatni rok była znużona swoim życiem, ostatnio jednak ogarniało ją lekkie podekscytowanie. Musiała uporządkować swoje uczucia, wtedy zrozumie, co się zmieniło.

Od czasu, kiedy rozgoryczona opuściła czarodziejski świat, istniała dla niej tylko nauka i praca. Kochała się uczyć, a pracować musiała. Dlaczego wybrała akurat męczącą robotę kelnerki i to w podrzędnej kafejce na terenie mugolskiego uniwersytetu? Z różnych powodów. Brak mugolskiego wykształcenia – najważniejszy – oraz w miarę dogodne godziny pracy i, co dotarło do niej po czasie; otoczona ludźmi w zbliżonym wieku nie miała poczucia, że jest samotna.

Parsknęła nad swoją niekonsekwencją. Odcięła się od wszystkich znajomych i przyjaciół z własnej woli, a bała się samotności. Jesteś żałosna. Upiła łyk wina, którego lampkę postawiła na brzegu wanny. Miało lekko gorzki smak. Jak moje życie.

Ciężko było jej przełknąć fakt, iż potrzebowała czyjejś obecności, aby wypełnić pustkę. Owszem, dość często odwiedzał ją Remus, niestety przyjaciel nie był w stanie wypełnić tej luki. Ostatnimi czasy jednak w jej życiu pojawił się element obcy.

Odczuwała coś, czego, jak myślała, nigdy już nie doświadczy. Podekscytowanie. Jak wtedy, kiedy dostawała od życia kolejne wyzwanie, zmuszające ją do wytężenia całej swojej inteligencji.

Wyzwanie.

Wpatrywała się w światło odbijające się od ciemniej powierzchni wina i przed oczyma stanęła jej sylwetka Mistrza Eliksirów.

Dziwne było to, że pomimo fiaska, jakim kończyły się poprzednie, zażądał – nie mogła tego inaczej nazwać – kolejnego spotkania. A potem jego zachowanie. Zbiło ją z tropu. W pewnym momencie, zaraz na początku, wydawało się jej, że wyraźnie ugryzł się w język.

Była pewna, że miał zamiar powiedzieć coś wyjątkowo zjadliwego. Ten człowiek, Snape, wredny nietoperz lochów, świadomie powściągnął język wobec uczennicy, której nie znosił. Doskonale zdawała sobie sprawę, jak bardzo irytowała go w Hogwarcie.

Co nie znaczy, że był uprzejmy. Był taki, jakiego zdążyła poznać podczas nauki, z małą tylko różnicą. Miała wrażenie, że… zmienił swoje nastawienie do niej?

Nie wiedziała, na czym opiera swoje odczucia. Zachowywał się tak jak zawsze, a jednak jakoś inaczej. Może to wina spojrzenia, jakim ją czasem obrzucał. Szczególnie wtedy, kiedy wyjątkowo uparcie broniła swojego zdania. Będzie musiała lepiej przygotować się do ponownego spotkania.

Rozmowa z nim przypomina spacer po polu minowym; trzeba uważać, co się mówi, inaczej jest się narażonym na kpinę i szyderstwo.

Nie mogła jednak twierdzić, że jej nie pomógł. Jedna dyskusja, a tyle nowych możliwości. Muszę omówić poprawki jakie zaproponował, z Remusem, w końcu to on najbardziej ryzykuje. Postanowiła, że poczeka z informowaniem przyjaciela do chwili bardziej znaczących zmian. Może za jakieś dwa miesiące, kiedy prace posuną się bardziej do przodu.

***

Minął miesiąc i żadnej wiadomości od Snape’a. Hermiona robiła się coraz bardziej niespokojna. Czyżby się rozmyślił? Uspokój się, strofowała samą siebie. Od czasu pierwszego spotkania minęły cztery miesiące, a spotkali się cztery razy, wychodzi jedno spotkanie na miesiąc. Z niezwykłą jak na siebie niecierpliwością sprawdzała skrypty w poszukiwaniu wiadomości od profesora.

W czasie pomiędzy nauką a pracą wertowała księgi o eliksirach, aby uzupełnić wiedzę na temat składników. Sporządzała góry notatek, które miały jej pomóc w dyskusji z byłym nauczycielem. Miała parę pytań na temat esencji z krwawnika; nie zgadzały się jej opisywane właściwości z tymi, które powinien mieć w wywarze tojadowym. Może to stanowiło problem w jej eliksirze.

Podczas ostatniej wizyty Remusa była wyraźnie rozkojarzona. Przyjaciel ze smutnym uśmiechem stwierdził, że zachowuje się tak, jakby nie mogła się doczekać wymarzonej randki. Nie zwróciła uwagi na jego zawiedziony wzrok i na to, że wychodząc obrzucił ją tęsknym spojrzeniem.

Randka, tak, jasne! Na takie spotkania nie chodzi się uzbrojonym w pancerz. Nigdy nie patrzyła na Mistrza Eliksirów jak na mężczyznę. Dla niej był tylko wybitnie inteligentnym człowiekiem z wrednym usposobieniem. I wyjątkowo charyzmatycznym facetem. Nie wiedziała, skąd wzięła się ta myśl.

Teraz siedziała na zapleczu kafejki, korzystając z chwili przerwy. Przed nią stał talerz z nadgryzioną kanapką i olbrzymi pusty kubek po kawie. Zastanawiała się, kiedy - i czy w ogóle - profesor raczy sobie o niej przypomnieć.

- Hermiona, jakiś facet zażądał, żebyś to ty go obsługiwała – jej rozmyślania brutalnie przerwała druga kelnerka. – Rany, ale ma głos! Jedwabisty, miękki, a jednocześnie przerażający, aż ciarki przechodzą.

- Słucham?

- Głos, dziewczyno, głos. – Koleżanka przysiadła na drugim krześle. – Ale niestety chce ciebie.

Hermiona spojrzała na nią zdumionym wzrokiem. – Płyta ci się zacięła? Czyj głos?

- Nie wiem, pierwszy raz widzę tu tego faceta. Zapamiętałabym go. Nikt nie ma takiego głosu. Brzmi jak obietnica grzechu. I chce ciebie – dodała z żalem.

- Mnie?

- Od pięciu minut mówię do ciebie, zrozumiałaś choć słowo?

- Jak mam rozumieć skoro bredzisz o jakimś głosie? – zirytowała się Granger.

Brunetka popatrzyła na koleżankę jakby podejrzewała, że jest niespełna rozumu. – Klient chce, abyś to ty go obsługiwała. Czarnowłosy z krzywym nosem, ubrany jak na pogrzeb. Znasz takiego?

Snape. Hermiona poderwała się z krzesła. Ale co do tego ma jego głos? Owszem, kiedyś potrafił samymi słowami sprawić, że czuła na plecach dreszcz strachu. Ale nie zwracała uwagi na tembr głosu. Wystarczyło to, co mówił. Rzuciła okiem w przykurzone lustro, przygładziła włosy i weszła na salę.

Przystanęła na chwilę i rozejrzała się po sali. Swoim zwyczajem wybrał najciemniejszy kąt. Odetchnęła głęboko i wolnym krokiem ruszyła w stronę Snape’a. Pamiętaj, jesteś w pracy, pełen profesjonalizm, powtarzała w duchu. Jednocześnie czuła, jak ogarnia ją to dziwne podekscytowanie. Nie zapomniał.

Stanęła przed stolikiem, przy którym siedział, i przywitała go zawodowym uśmiechem przeznaczonym dla klientów. – Profesorze, podać panu coś?

Uniósł brew, słysząc jej służbowy ton. – Kawę, czarną bez cukru.

Skinęła głową i odeszła, aby zrealizować zamówienie. Snape początkowo nie miał zamiaru niczego zamawiać. Chciał tylko przekazać wiadomość o kolejnym spotkaniu, jednak widząc jej oficjalny uśmiech zmienił zdanie. Najwyższy czas wytrącić ją z równowagi. Zapalił papierosa i zwężonymi oczyma przypatrywał się, jak niesie zamówioną kawę.

Bez słowa postawiła przed nim parujący napój i spojrzała wyczekująco. Upił łyk gorącej kawy i skrzywił się z niesmakiem. Gorszej lury nie pił nawet u Czarnego Pana. Spojrzał na dziewczynę, która nadal stała obok stolika. – To wszystko, Granger, możesz odejść – rzucił obojętnym tonem.

W Hermionie zawrzało. Z wysiłkiem zdusiła wściekłość i powtarzając w duchu swoją mantrę: pełen profesjonalizm, obróciła się i odeszła. W końcu nie był jedynym klientem. Przyjmując zamówienia, wewnątrz trzęsła się ze złości. Przyszedł tutaj i zignorował ją. Po tym, jak zażyczył sobie, aby to ona go obsługiwała.

Co on sobie wyobraża, traktując mnie jak natręta? Te rozmowy to był jego pomysł. Nikomu zresztą niepotrzebny. W tym momencie przypomniała sobie o wiedzy, jaką posiadał, i trochę ochłonęła. Niechętnie przyznała, że go potrzebowała. Jako jedyny mógł jej pomóc przy projekcie eliksiru. Potrzebujesz go tylko dla projektu?

O mało nie wylała gorącej herbaty na kolana klienta. Przeprosiła i błyskawicznie uciekła na zaplecze. Hermiono, co cię opętało? Najpierw przez cały miesiąc zachowujesz się jak małolata przed pierwszą randką, potem na myśl o NIM ogarnia cię podekscytowanie, a teraz jeszcze i to! Samotność pomieszała ci rozum. To przecież Nie - Zbliżaj - Się - Bo - Gryzę Snape!

Potrząsnęła głową nad własnymi myślami, upiła łyk zimnej kawy i wróciła do pracy. Nadal siedział przy stoliku, obracał w palcach zapalniczkę i wodził za nią wzrokiem, kiedy przemykała między stolikami.

Czuła się nieswojo, wiedząc, że na nią patrzy. Nie miała pojęcia, dlaczego tak reaguje. Zaczęło ją to peszyć. Wcześniej zdarzali się mężczyźni, którzy nachalnie ją obserwowali, ale żaden nie miał tak przenikliwego wzroku. Miała wrażenie, że te czarne tunele wypalają dziurę w jej plecach. Czasem napotykała spojrzenie profesora i jako pierwsza odwracała oczy.

O co mu chodzi? Miała wrażenie, że od czasu jak go spotkała ciągle zadaje sobie to pytanie. Jedno wiedziała na pewno - jego wizyta tutaj oznacza kolejne spotkanie. Ale, dlaczego zamówił kawę i został. Ostatnio tylko się pojawił i zrozumiała. Dziś mógł postąpić podobnie. A teraz siedział i palił jednego papierosa za drugim dopóki nie skończyła pracy. Kiedy wychodziła, już go nie było. Znowu zniknął. Ze zmieszaniem złapała się na tym, że odczuwa rozczarowanie.

Wracała do domu i wiedziała, że Snape jest w pobliżu. Czuła jego obecność. Ku swojemu zdumieniu, poczuła się bezpieczniejsza. Szczególnie po dzisiejszym, odrobinę nieprzyjemnym zajściu z klientem, który nie rozumie słowa „nie”. Nie była strachliwym dziewczątkiem i umiała się obronić; nie miała pojęcia skąd to nagłe wrażenie. Wzruszyła ramionami, postanowiła nie zastanawiać się nad tym; przyjęła to do wiadomości.

***

Następny dzień minął zanim się obejrzała. Znowu stała przed ich pubem i starała się uspokoić oddech. Prawie całą drogę biegła; wiedziała, że Snape nie lubi spóźnialskich. A musiała jeszcze dyskretnie pozbyć się Remusa. Zajrzała przez szybę, profesor już siedział nad szklaneczką whisky, z nieodłącznym papierosem w dłoni. Pchnęła drzwi i stanowczym krokiem weszła do środka.

- Profesorze.

Skinął bez słowa głową i gestem zaprosił, aby usiadła. Pod ironicznym spojrzeniem czarnych oczu rozkładała na stole notatki, które robiła przez ostatni miesiąc. O dziwo nie usłyszała żadnego komentarza. Czekał spokojnie, aż usiądzie i spojrzy na niego.

- Widzę, że nie próżnowałaś – stwierdził sucho.

- Po naszej poprzedniej rozmowie zorientowałam się, że nie jestem w stanie zapamiętać wszystkiego, o co chcę pana zapytać, i postanowiłam porobić notatki z najtrudniejszych zagadnień. Być może zechce je pan zabrać ze sobą w celu przejrzenia. Dzisiaj chciałabym omówić coś, co wcześniej przeoczyłam – urwała i spojrzała na Snape’a pytająco.

Zrozumiał jej nieme pytanie i skinął głową. Zaczyna się zachowywać coraz śmielej w moim towarzystwie. Z wyjątkiem pierwszej rozmowy nigdy nie mówiła tak zdecydowanym i pewnym tonem. Ciekawe, co spowodowało tę zmianę.

- Profesorze, dlaczego krwawnik wykazuje inne właściwości w wywarze tojadowym niż te opisywane w dziełach na temat eliksirów?

Zastanawiał się, kiedy zwróci na to uwagę. Specjalnie nie powiedział jej tego podczas poprzedniej dyskusji o składnikach jego wynalazku. Nie rozczarował się, po takiej inteligentnej kobiecie nie spodziewał się niczego innego. Był to swojego rodzaju test. Do czego miał posłużyć sam nie wiedział, ale poczuł coś w rodzaju zadowolenia, że zdała.

Mało kto zorientowałby się, że właśnie tu tkwi haczyk. Ci, którzy sporządzali wywar, nie zastanawiali się na zaklęciami potrzebnymi do zakończenia produkcji, a to właśnie one modyfikowały właściwości krwawnika. Dlatego w tym eliksirze liczyła się precyzja.

Zaczął szczegółowo wyjaśniać zasady działania zaklęcia związanego z działaniem krwawnika w procesie warzenia eliksiru. Zauważył, że zmarszczyła ze skupieniem brwi i chłonęła każde jego słowo. Co ważniejsze, informacje zapisywała w notatniku, choć był przekonany, że i tak zapamięta wszystko, co powiedział.

Zdziwił sam siebie tak długim wywodem, ale przyznawał, że dawno nie miał tak wdzięcznego słuchacza. Odnosił wrażenie, że znowu prowadzi zajęcia dla wyjątkowo uzdolnionych. Jak każdy nauczyciel, chętnie widział, jak w oczach ucznia pojawia się tak rzadki wyraz zrozumienia.

Mówiąc, przyglądał się jej. W błyszczących oczach pojawiło się podekscytowanie. Kiedy przerywał dla podkreślenia wagi wypowiedzianych słów, przygryzała dolną wargę i z powagą kiwała głową. Błyskawicznie przyswajała przekazywaną jej wiedzę.

W pewnym momencie oboje sięgnęli po jedną z zapisanych kartek i przez przypadek musnął palcami wierzch gładkiej, drobnej dłoni. Gwałtownie cofnęła rękę i na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Powoli chwycił notkę, patrząc na dziewczynę zaciekawionym wzrokiem.

Uciekła spojrzeniem, upiła łyk zamówionego nie wiadomo kiedy drinka i odezwała się lekko drżącym tonem: – To właśnie te spostrzeżenia, o których wspominałam. Przy takich właściwościach minimalnie opóźnione zaklęcie użyte w moim projekcie, powinno utrzymać proporcje w idealnej równowadze. – W miarę mówienia jej głos nabierał pewności, jakby każde kolejne słowo odgradzało ją od wstrząsu, jaki przeżyła chwilę temu.

Suchym tonem poinformował ją, że zabiera jej notatki ze sobą. Musi sprawdzić, czy w swoim rozumowaniu nie popełniła błędu. – Chyba nie chcemy, aby twój wilkołak ucierpiał, prawda, Granger? – dokończył zjadliwie.

Żachnęła się. – Remus jest tylko przyjacielem! – Ugryzła się w język o sekundę za późno.

Na twarzy Snape’a pojawił się triumfalny uśmieszek. Mimowolnie wyjaśniła mu jedną z wielu rzeczy, które go w tej dziewczynie intrygowały. Coraz lepiej. Znika jej opanowanie. To dobrze, bo cierpliwość nie była jego mocną stroną.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
yasmin
post 05.02.2006 14:20
Post #12 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 12
Dołączył: 20.06.2005




Dopiero teraz zdałam sobie sprawę że na magicznym zaczęłam już to kiedyś czytać! Właśnie wracałam z DK i tu patrze "Rozmowy Barowe". Autorka się zgadza, więc wchodzę. Najbardziej zdziwiło mnie to że już wstawiałm kiedyś komenta. Rozpływałam się nad twoją twórczością na dziurawcu więc nie czuję się do tego zobligowana tutaj. Powiem tylko krótko... pisz i nieczego nie zmieniaj, bo naprawdę masz talent.

Chylę kapelusik...


--------------------
Hold on, if you feel like letting go
Hold on, it gets better than you know
Don't stop looking you're one step closer
Don't stop searching it's not over
Hold on

Good Charlotte - Hold on



Rowling gratulujemy Draco Malfoy'a
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kiniulka
post 09.02.2006 23:30
Post #13 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 135
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Mocherowo ;-)

Płeć: Kobieta



ojejciu az brak mi slow zeby opisac jakie to wrazenie na mnie zrobilo!!! :D Oczywiscie w dobrym znaczeniu tego slowa :)
Czekam z niecierpliwoscia na nowego parta :)


--------------------
user posted imageMiłość nie jest wcale ogniem jak zwykło się mawiać. Miłość to powietrze. Bez niej człowiek się dusi, a z nią oddycha lekko. To wszystko.
Wasilij Rozanowuser posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kara
post 10.02.2006 12:07
Post #14 

Absolwent Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 666
Dołączył: 12.11.2005
Skąd: 3miasto

Płeć: Kobieta



Świetne świetne... Rozkręca się smile.gif Ten Ff podoba mi sie coraz bardziej (: Z niecierpliwoscią czekam na next parta!!!

Kara

PS: landrynki.gif nutella.gif krowki.gif zelka1.gif nutella.gif czekolada.gif landrynki.gif krowki.gif krowki.gif krowki.gif krowki.gif --> na wenę tongue.gif


--------------------
Luke I'm your father!!!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
EnIgMa
post 11.02.2006 02:54
Post #15 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 30.01.2006

Płeć: Kobieta



No cóż... Nie sposób nie zgodzić się z tymi wszystkimi pozytywnymi opiniami biggrin.gif ten ff jest naprawdę świetny, a Twój styl wręcz perfekcyjny - czyta się lekko i przyjemnie, żadnych zbędnych zdań, niczego, co mogłoby razić lub przeszkadzać, jest po prostu... idealny (przesadzam?? raczej nie... tongue.gif) gratuluję i życzę powodzenia w dalszym pisaniu

PS: wink2.gif Nie muszę chyba dodawać, że z niecierpliwością czekam na kolejnego parta?!


--------------------
"Love isn't brains, children, it's blood. Blood screaming inside you to work its will."

Nakarm mnie...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
annie
post 12.02.2006 16:44
Post #16 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 19.11.2005




Rozdział szósty.

Siedział przy stole, na którym walały się notatki Granger. Od dłuższej chwili wpatrywał się nieruchomym wzrokiem w trzymaną kartkę. Układał w myślach swoje ostatnie obserwacje.

W którymś momencie u niej w pracy coś się stało. Coś, co musiało ją mocno zdenerwować. O mało nie wykastrowała klienta gorącą herbatą, po czym prawie biegiem ruszyła na zaplecze. Po minucie wróciła w pełni opanowana.

Nie brał pod uwagę, że to on był przyczyną dziwnego zachowania dziewczyny. Owszem, widać było, że tak jak planował, peszy ją jego obecność. Miała nienaturalnie wyprostowane plecy i rzucała mu ukradkowe spojrzenia.

Nie mógł być to również ten nachalny imbecyl; on był później.

***

„Nachalny bydlak”, warknął wtedy pod nosem. Ten palant bezczelnie usiłował się do niej przystawiać. Nie interweniował; czekał, ciekawy jak sobie poradzi. Po chwili stało się jasne, że nie potrzebowała pomocy. Z wdziękiem spławiła faceta i ułagodziła go drinkiem na koszt firmy. On sam najchętniej wepchnąłby mu tę szklankę do gardła i docisnął talerzykiem. To jedyny sposób na idiotów.

Nie zdawał sobie sprawy, że podczas tej sceny siedział sztywno. Uwiadomił to sobie, kiedy obrzucił gościa morderczym spojrzeniem, i rozluźnił się. Potem zastanowił się, ile razy była narażona na takie sytuacje. Przez dłuższą chwilę przypatrywał się jej bardzo uważnie. Zwrócił uwagę na szczegóły, których wcześniej nie zauważał. Nie były mu potrzebne.

Była dość atrakcyjną kobietą, a ten przeklęty strój jeszcze to podkreślał. Nie może ubierać się inaczej? Tylko ich prowokuje! - zirytował się w duchu. Po sekundzie potrząsnął głową. Nie powinno go to interesować. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Do końca wieczoru usiłował pozbyć się z umysłu niechcianych myśli.

***

A teraz znowu do tego wracał. Podświadomość szydziła z niego. Do diabła, był tylko mężczyzną! I jaki zdrowy samiec nie zwróciłby uwagi na wygląd kobiety? Szczególnie takiej, która na dodatek posiada nieprzeciętną inteligencję, i z którą widuje się w miarę regularnie. Zgniótł trzymaną w dłoni kartkę i zacisnął szczęki. Przeklęta Granger.

Sięgnął po opróżnioną do połowy butelkę Ballatinesa i upił łyk, nie rozglądając się za szklanką. Ostatnio za dużo o niej myśli. A to, co myślał, obierało czasem zupełnie niepożądany kierunek.

Wypchnął niedorzeczne skojarzenia z głowy i wrócił do przeglądania notatek. Po chwili uśmiechnął się zjadliwie pod nosem. Przeoczyła parę szczegółów. Przysunął swój notes i zaczął uzupełniać braki.

***

Hermiona chciała jak najszybciej znaleźć się w domu. Potrzebowała gorącej herbaty. Cały dzbanek. I koca. I ognia w kominku. I chwili spokoju.

Trzęsącymi się rękoma otworzyła zamek, weszła do mieszkania, zamknęła drzwi i oparła się o nie. Po chwili zrzuciła buty i ruszyła do kuchni.

Po paru minutach siedziała skulona w rogu kanapy, owinięta ulubionym kocem, trzymając w rękach kubek jaśminowej herbaty. Co się ze mną dzieje? Najpierw te nieoczekiwane myśli w pracy. Zupełnie zresztą bezsensowne. Potem przez głupią uwagę koleżanki łapała się na tym, że chwilami nie rozumiała słów profesora, słyszała tylko jego głos.

I na koniec ta niezrozumiała reakcja na przypadkowy dotyk. Miała wrażenie, jakby jej końcówki nerwowe nagle obudziły się z letargu. Zadrżała pod kocem na to wspomnienie i upiła odrobinę parującego napoju. Racjonalna część jej umysłu usiłowała wyjaśnić te niespodzianki.

W pracy była już zmęczona i to normalne, że wyobraźnia płatała jej figle. Potrzebuję tylko wiedzy profesora i nic więcej.
Nad swoją reakcją na incydentalny kontakt wolała się nie zastanawiać. Zepchnęła głęboko własne odczucia. To był jednorazowy przypadek, to wszystko. Zaskoczył ją i nic więcej.

Trochę uspokojona, skierowała myśli na brzmienie głosu profesora Snape’a. Wcześniej zwracała uwagę na to, co mówił, a dzisiaj - jak wypowiadał słowa. Do tego stopnia, że musiała zapisywać część jego wykładu, aby móc w domu na spokojnie przeczytać i zrozumieć.

Zoe miała rację; głos profesora jest… Seksowny? - złośliwy głosik zachichotał gdzieś z tyłu umysłu. Potrząsnęła z irytacją głową, aby go odpędzić. Intrygujący. Tak, to lepsze określenie. Oparła się wygodniej i poprawiła zsuwający się z ramion koc. Miała sporo do przemyślenia na temat Mistrza Eliksirów i swoich uczuć w stosunku do niego.

Coś się w niej zmieniło i wiedziała, że miało to bezpośredni związek z jej byłym nauczycielem. Odkrywała w sobie powrót emocji, które - jak sądziła - dawno od niej uciekły. Jakby czuły się niechciane. A teraz znowu nieśmiało przypominają o sobie. Długo jeszcze siedziała nieruchomo, zanim zasnęła skulona na kanapie.

***

Usiłował zasnąć. Od godziny przewracał się z boku na bok. Bez skutku. Coś mu przeszkadzało. Krążyło po umyśle, nie dając spokoju. Co to jest? Dziwne, niesprecyzowane uczucie. Denerwowało go. Było jak drzazga, którą bezskutecznie próbował wyjąć, a której nie dało się zignorować.

Ze złością odrzucił koc, wstał z łóżka i podszedł do szafki, w której zawsze stała Ognista. Ostatnio coraz częściej jej potrzebował, aby wróciło to bezpiecznie poczucie zobojętnienia. Myśli, dawno wyrzucone z pamięci, bezczelnie wpychały się do świadomości. Zabrał butelkę i wrócił do łóżka.

Zawsze uchodził za człowieka mającego gotową odpowiedź na każde pytanie. A teraz? Nawet nie potrafił sprecyzować tego pytania. Przeklęta Granger, to jej wina. Jej obecności i wyrazu jej oczu, kiedy mówił. Nie, nie jej, a w każdym razie nie do końca. To była jego decyzja. On chciał ciągnąć te rozmowy. Tylko że… ona była na podorędziu i tak było najprościej. To w końcu przez nią powoli wychodził z marazmu.

Co takiego tkwi w tej kobiecie – dziewczynie, Severus, to jeszcze dziewczyna, pamiętaj – że aż tak go zaintrygowała? Przestał patrzeć na nią jak na przemądrzałą i irytującą uczennicę. Teraz widział kobietę oraz jej złość, strach, próbę walki ze światem, nad którym pozornie dominowała, choć w rzeczywistości nie miała o nim pojęcia.

Egzystowała na takich samych zasadach jak on kiedyś. Uświadomił sobie, kogo mu przypominała. Jego samego z czasów sprzed drugiej wojny.

Pociągnął spory łyk, postawił butelkę obok łóżka i wbił wzrok w sufit. Jakie rany spowodowały, że stała się taka? Tak bardzo spięta i kontrolująca każdy swój gest. Założyła maskę obojętności wobec świata, tak jak kiedyś on. W jej uczuciach przeważała gorycz. Tak jak on wyparła pozytywne uczucia. Tylko że ja w tym wieku byłem silniejszy. Strawi ją ta gorycz, jeśli na to pozwoli. Po latach stanie się dokładnie taka, jak on teraz.

Sięgnął ręką po butelkę i chwilę później poczuł w żołądku rozgrzewający płyn. Sami skazujemy się na prywatne piekło. Było mu niewygodnie z myślą, że ta dziewczyna jest aż tak do niego podobna, i że go to obchodzi. Usiłował przywołać w myślach obraz irytującej dziewczynki z wiecznie wyciągniętą do odpowiedzi ręką.

Zamiast tego widział zdeterminowaną twarz – atrakcyjną twarz – kobiety o brązowych błyszczących oczach.

Następnego dnia rano obudził się skacowany. Mamrocząc pod nosem przekleństwa, przeszukiwał szafkę z eliksirami. Eliksir na kaca, gdzie, na Slytherina, go postawiłem? Niecierpliwymi ruchami podnosił kolejne fiolki. Po paru sekundach z westchnieniem ulgi znalazł i natychmiast wypił całość.

Ruszył do łazienki. Miał niejasne wrażenie, że wczoraj, zanim zasnął, myślał o czymś, o czym nie powinien. Pamiętał tylko tyle, że miało to coś wspólnego z Granger. Ta whisky cię kiedyś wykończy. Wzruszył ramionami. Całkiem niezły sposób na śmierć. Wtedy przestanę komplikować sobie życie.

***

Hermiona siedziała w pubie już pół godziny i właśnie dochodziła do wniosku, że profesor się nie zjawi. Zresztą, przychodząc tutaj nie miała pewności, czy dobrze robi. Od tygodni Snape nie dawał znaku życia. Zdecydowała się jednak pojawić w ich miejscu i miała nadzieję, że przyjdzie.

Przyzwyczaiła się do tych comiesięcznych spotkań. Nie tylko z powodu swojego eliksiru. Przyznała w końcu, że te rozmowy w jakiś dziwny sposób jej pomagały. Może dlatego, iż uświadomiła sobie, ile on przeżył i stracił. O wiele więcej niż ona. Był zdolny do poświęcenia, na które ona nie potrafiłaby się zdobyć.

Cokolwiek kiedyś o nim myślała, było nieważne. Teraz go podziwiała. W jego obecności jej problemy bladły. Każda dyskusja z profesorem sprawiała, że stawała się silniejsza. Zdolna do podjęcia nowych wyzwań, które dawniej stanowiły sens jej życia. W końcu on sam był takim wyzwaniem.

Dopiła zimną już kawę i właśnie miała wstać, kiedy stanęła przed nią ubrana na czarno postać. Przyszedł. Ogarnęło ją nieoczekiwane uczucie przypominające radość.

- Panno Granger – przywitał się sucho.

- Dobry wieczór, profesorze Snape.

Patrzyła, jak zdejmuje ciężki czarny płaszcz i siada. Po raz pierwszy zwróciła uwagę na jego strój. Czarne mugolskie dżinsy, wełniany, gruby i oczywiście czarny golf. Tak bardzo pasujące do jego szczupłej sylwetki i tak bardzo niepasujące do wizerunku mrocznego czarodzieja. Pomimo ciemnych barw to ubranie sprawiało, że stawał się w jej oczach bardziej… ludzki? Przystępny?

To pociągający mężczyzna, stwierdziła zmieszana i spuściła wzrok na swoje dłonie. Usłyszała szelest kartek i uniosła głowę. Profesor otwierał notes w zielonej oprawie i przyglądał się jej. W ciemnych oczach mignął jakiś niezidentyfikowany błysk i po sekundzie znowu były nieprzeniknione. Podsunął jej otwarty notatnik, zapisany równym, pochyłym pismem.

- Przeczytaj to i zastanów się przez chwilę – rzucił krótko i skierował się do baru.

Nie odrywając wzroku od oddalającego się mężczyzny, Hermiona sięgnęła po zapiski. Przez chwilę wpatrywała się w jego wysoką postać, dopóki nie obrócił lekko głowy, jakby wyczuł jej intensywny wzrok.

Błyskawicznie zwróciła swoją uwagę na podsunięte jej notatki i zagłębiła się w tekst, czując gorąco na policzkach. Mało brakowało. Gapiłaś się w niego jak kobieta na diecie w kawałek ciastka. Opanuj się, to jest Snape!

Profesor zrobił porównanie dwóch metod przygotowania składników. Jej – podręcznikowej i swojej – odbiegającej od standardów.

Odruchowo skinęła głową w podziękowaniu, kiedy postawił przed nią drinka. Trzeci raz czytała jego zapiski i miała wrażenie, że gdzieś już spotkała się z takim, dość niekonwencjonalnym, traktowaniem składników. Musiała sobie przypomnieć.

- Nie miałaś uczyć się tego na pamięć, tylko przeczytać i zacząć myśleć – usłyszała kpiący głos. – Jakieś wnioski?

Spojrzała na niego. Siedział z nieodłącznym papierosem w palcach i szyderczym uśmieszkiem na ustach. Odetchnęła, upiła odrobinę drinka i skrzywiła się. Zbyt mocny. Jak on może to pić?

- Dlaczego trzy razy przetrzeć owoce belladonny, profesorze? W podręcznikach i dziełach, jakie znalazłam na ten temat, piszą, że wrzuca się zawsze całe jagody. Profesor Slughorn też nigdy nie wspominał o innej metodzie.

Prychnął zniecierpliwiony. – Rozmawialiśmy już na temat krwawnika i zaklęć, a Wiem – To – Wszystko nie zastanowiła się nad sposobami zwiększenia wydajności składników. Gdyby wszyscy podchodzili do wiedzy tak podręcznikowo, to do dzisiaj najbardziej złożonym wywarem byłby eliksir pieprzowy – dokończył zjadliwie.

Zaklęła pod nosem, wściekła na siebie. Teraz wydawało się to oczywiste, sama mogła do tego dojść. Za bardzo jednak skupiła się na profesorze i na emocjach, jakie w niej wzbudzał, a za mało na wiedzy, którą starał się jej przekazać. Ostatnio zachowywała się jak rozchwiana emocjonalnie nastolatka.

Z satysfakcją obserwował, jak na twarzy dziewczyny pojawia się wściekłość, a po chwili zażenowanie. Chyba po raz pierwszy nie przyłożyła się do zadanej lekcji. Postanowił dolać oliwy do ognia i zobaczyć, jak zareaguje. - Musieliście mieć miernych nauczycieli, skoro nie nauczyli was myśleć. U mnie na lekcjach nie byłoby takiej fuszerki.

- Skoro profesor Slughorn był do niczego, to dlaczego Dumbledore go zatrudnił, a panu dał Obronę? – odgryzła się odruchowo i w tej samej sekundzie uświadomiła sobie, że niechcący poruszyła niebezpieczny temat. Spojrzała z obawą na mężczyznę, zastanawiając się, jak skomentuje te słowa.

Snape obrzucił ją wyrachowanym spojrzeniem. To niespodziewane pytanie, było wodą na jego młyn. Akurat na to mógł odpowiedzieć bez problemu. Razem z Dumbledore’em przygotowali prawdopodobną bajeczkę na użytek innych nauczycieli. Analizował w myślach, jakie korzyści przyniesie mu udzielenie odpowiedzi.

Jeśli jednak odpowie, to nie za darmo. Sama również będzie musiała odpowiedzieć na jego pytanie.

Hermiona już otwierała usta, aby zmienić temat, kiedy usłyszała ponury głos:

- Dlaczego? – syknął. – Kto lepiej nauczy obrony przed Czarnym Panem i jego sługusami jeśli nie jeden z nich? – Zaciągnął się mocno i wbił w nią wzrok, ciekaw reakcji dziewczyny. - Mieliście zrozumieć naturę Czarnej Magii, aby umieć się przed nią chronić.

Zaskoczona, że jednak odpowiedział, spojrzała na niewzruszoną twarz mężczyzny. Mówi prawdę? Ogarnęły ją wątpliwości. Harry opowiadał im przecież, co widział w myślodsiewni dyrektora – o wizycie Voldemorta w Hogwarcie – i wyjaśnieniach Dumbledore’a. Jak mogli tak ryzykować? Chyba że to było zaplanowane! I znowu kolejna wskazówka.

No, cóż lepsza taka naciągana odpowiedź niż żadna. Przynajmniej powiedział cokolwiek.

Widział, jak zaskoczenie w oczach dziewczyny zamienia się w powątpiewanie. Nie wierzyła mu. Kadra Hogwartu nie miała wątpliwości. Przeklęty starzec! Nie wyjawił mi wszystkiego, uświadomił sobie z wściekłością. Złota Trójca znowu wiedziała więcej niż powinna.

Z myśli wyrwał go spokojny głos. – Dziękuję, profesorze.

Tym razem udało jej się wprawić go w lekkie osłupienie. Wiedziała, że nie powiedział jej prawdy, a mimo to podziękowała. Wzruszył ramionami, burknął coś pod nosem i dopił drinka. Musiał zastanowić się nad pytaniem, które jej nie spłoszy.

- Zabierz ten notes do domu i spróbuj zrobić tak, jak napisałem. Rezultaty opisz. Odbiorę notatki za miesiąc – stwierdził krótko.

Przytaknęła, schowała brulion do torby i zrobiła ruch, jakby chciała wstać.

- Lupin musi być bardzo dobrym przyjacielem, skoro testuje na sobie twoje wynalazki – pytanie... nie, stwierdzenie, wypowiedziane spokojnym, bez zwykłej ironii, głosem zatrzymało ją na miejscu.

Dlaczego go to interesuje? Na co mu ta wiedza? Zesztywniała. Powinna była się tego spodziewać. Pytanie za pytanie. Odpowiedź za odpowiedź. Ten człowiek niczego nie robi bez ukrytych intencji. Ale, co dziwne, nie zapytał wprost. Stwierdził tylko, dając jej wybór. Mogła odpowiedzieć krótkim „tak” albo powiedzieć coś więcej. Westchnęła i rozluźniła się. To był w miarę bezpieczny temat.

- Remus to prawdziwy przyjaciel. Bez względu na wszystko – zaczęła lekko rozgoryczonym tonem. Urwała, odkaszlnęła i zaczęła jeszcze raz: – Chodzi mi o to, że jest wspaniałym człowiekiem i przyjacielem. Myśli przede wszystkim o innych. Jest świadomy ryzyka, ale jak sam mówi, zrobi wszystko, co w jego mocy, aby pomóc. Sam najlepiej wie, że takim jak on jest bardzo ciężko – zakończyła z nadzieją, że nie zwrócił uwagi na jej ton przy pierwszych słowach.

Sarknął w duchu. Święty Lupin. Zawsze skłonny do pomocy i poświęceń. Tylko że… Snape znał go lepiej niż ta naiwna dziewczyna i nie miał wątpliwości, że aż taki altruistyczny nie jest. Nie będzie jej jednak uświadamiać, sama się przekona. O ile już nie wie, tylko nie przyznaje się do tego. Ciekawie zaczęła zdanie… Prawdziwy przyjaciel bez względu na wszystko. I ta gorycz.

W tym musi tkwić coś więcej. Coraz lepiej, przyzwyczaja się do jego obecności i coraz mniej się kontroluje. Jeszcze trochę i powie mu to, co chce wiedzieć. Jak wszyscy.

Odstawił szklankę z whisky. – Przyjaciele są zdecydowanie przereklamowani, nieprawdaż, Granger?

Psiakrew! Nie powinna się łudzić, profesor zauważy wszystko i jeszcze trochę. Gorączkowo zastanawiała się, co powiedzieć. Na szczęście Snape wybawił ją z tej sytuacji. Wstał, sięgnął po płaszcz, skinął głową na pożegnanie i skierował się do wyjścia.

Czemu miało służyć to ostatnie zdanie? Z osłupieniem wpatrywała się w drzwi pubu.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kiniulka
post 12.02.2006 17:19
Post #17 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 135
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Mocherowo ;-)

Płeć: Kobieta



Jejciu jak mnie to wciągnęło smile.gif smile.gif smile.gif Czekam na next parta!!! Oby pojawił się jak najszybciej smile.gif smile.gif smile.gif

Buuuu cry.gif cry.gif cry.gif Kiedy będzie next part ?? cry.gif cry.gif cry.gif Tak dawno nei było nic nowego sad.gif sad.gif sad.gif


--------------------
user posted imageMiłość nie jest wcale ogniem jak zwykło się mawiać. Miłość to powietrze. Bez niej człowiek się dusi, a z nią oddycha lekko. To wszystko.
Wasilij Rozanowuser posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Victoria Vouivre
post 02.03.2006 16:05
Post #18 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 18.12.2005




Świetne opowiadanie! Jest to jedno z najlepszych opowiadań o Hermionie i Severusie, jakie czytałam! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Nie mogę się doczekać. Całość jest tak wciągająca, że nie mogłam się oderwać. Nie będę też ukrywać rozczarowania, że tylko tyle jest wklejone na forum... blush.gif tongue.gif wink2.gif

Życzę duuuużo weny twórczej i pozdrawiam,
Victoria Vouivre evil.gif


--------------------
Anioł odszedł...
Skrwawione ręce, opalone skrzydła -
Anioł usłyszał - "Odejdź! nic nie wskórasz":
I już nie błyszczą srebrne w słońcu pióra,
Lecz czarna wstaje przeciw chmurze
chmura...

Maria Pawlikowska - Jasnorzewska


Wejdź koniecznie!

Moje tłumaczenie...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Amania
post 06.03.2006 22:12
Post #19 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 54
Dołączył: 06.03.2006




Witam na FORUM.
Szczerze mówiąc uważam, że to jedno z lepszych opowiadań SS/HG jakie zdarzyło mi się ostatnio czytać.
Oby tak dalej.
A kiedy będzie dalsza część?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
annie
post 13.03.2006 13:07
Post #20 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 19.11.2005




Rozdział siódmy.

Szła Pokątną, starając się nie rzucać ludziom w oczy. Wolała nie spotkać nikogo ze znajomych. I tak miała dość szeptów za plecami. Chciała jak najszybciej kupić składniki do eliksiru i wrócić do domu. Musiała w końcu dowiedzieć się jak profesor przyrządzał miksturę. Była pewna, że już gdzieś spotkała się z tą metodą. Przez ostatnie dwa tygodnie przekopywała stosy książek i artykułów w poszukiwaniu odpowiedzi.

Nic nie znalazła. Więc skąd to uczucie deja-vu? Przecież nie wymyśliła sobie tego. Snape nie mógł być jedynym Mistrzem Eliksirów, który w ten sposób przygotowywał swoje wywary. Zamyślona pchnęła drzwi apteki i weszła do środka.

Właściciel – wysoki, chudy czarodziej – przywitał ją obłudnym uśmiechem. – Witam, witam pannę Granger. To co zwykle?

Nie znosiła tej sztucznej uprzejmości. Ciekawscy głupcy uśmiechali się do niej, jednocześnie intensywnie zastanawiając się nad jej ucieczką.

- Dzień dobry – rzuciła chłodno. – Tak, tylko w podwójnych ilościach. – Wolała zaopatrzyć się na dłużej, by jak najrzadziej tu wracać.

Aptekarz przygotowywał towar i usiłował ją zagadywać. Krótko zbyła jego nieudolne próby, zapłaciła, zmniejszyła zakupy, włożyła do kieszeni i wyszła. W drodze powrotnej wstąpiła jeszcze do Esów i Floresów po najnowszy egzemplarz miesięcznika „Eliksiry dla znawców”.

Przeglądała właśnie dział z najstarszymi wydaniami na temat przygotowywania wywarów, kiedy poczuła na ramieniu czyjąś dłoń.

– Hermiona.

Harry. Spięła się wewnętrznie i z bladym uśmiechem odwróciła się do dawnego przyjaciela. – Cześć.

Wyglądał tak jak zawsze, tylko w oczach brakowało życia.

- Dawno cię nie widziałem. – Równie dobrze mógł stwierdzić, że pogoda jest paskudna.
W jego głosie nie było odrobiny ciepła.

Wzruszyła ramionami. – Studia pochłaniają cały mój czas.

- Rozumiem.

Oboje byli świadomi ciszy, jaka zapadła w księgarni. Nie zwrócili uwagi na mężczyznę, który wyjątkowo intensywnie się w nich wpatrywał.

- Odwiedź mnie kiedyś. Długo nie rozmawialiśmy – rzucił Harry półgłosem.

Skinęła głową.

– Dobrze.
Doskonale wiedziała, że tego nie zrobi.

Harry również wiedział. Posłał jej wymuszony uśmiech na użytek gapiów i wyszedł.

Hermiona obrzuciła nieżyczliwym spojrzeniem ludzi, którzy natychmiast wrócili do swoich spraw.
Podeszła do kasy, zapłaciła za swój magazyn i błyskawicznie opuściła księgarnię.

***

… wyciąga do niej dłoń, a ona zachowuje się jak udzielna księżna…
… widziała pani jej minę?…
… bryła lodu…


Z każdego kąta dobiegały szepty oburzonych czarodziei. Snape udawał, że w skupieniu przegląda jakąś księgę. W rzeczywistości jednak odtwarzał klatka po klatce scenę, której był świadkiem.
Znowu wybrał się na Pokątną, a ściślej biorąc na Nokturn. Przypadkiem dostrzegł Pottera i wszedł za nim do księgarni. Ślepy traf, pomyślał.

Po tej scenie zrozumiał, dlaczego z takim rozczarowaniem wymawiała słowo „przyjaciel”. Wyraźnie było widać, że coś tu nie gra. Niby normalna rozmowa, a oboje byli spięci i nienaturalni. Miał wrażenie, że na siłę chcieli przekonać ludzi, iż wszystko jest w porządku.
Choć najwyraźniej nie jest.

Obserwował Pottera, kiedy ten zauważył dziewczynę.
W oczach chłopaka pojawiła się złość, a na twarzy ból, jednak po chwili znowu przybrała ona neutralny wyraz. Z wahaniem podszedł do Granger, jakby nie był pewien, jak zareaguje.
Co to znaczy? Snape stanowczym gestem odłożył księgę, postawił kołnierz płaszcza i wyszedł na zaśnieżoną ulicę. Prychając w duchu na niedorzeczne, świąteczne dekoracje, zmierzał w stronę Dziurawego Kotła i analizował. Szukał powiązań między tym, co już wiedział.

***

Wrzucała właśnie kolejny składnik do kociołka ustawionego na kuchennym blacie, kiedy usłyszała pukanie. Akurat teraz, wymamrotała pod nosem. Machnięciem różdżki zmniejszyła ogień i poszła spojrzeć, kogo diabli niosą.

- Remus – rozjaśniła się po otwarciu drzwi. – Wejdź, szybko. Mam kociołek na ogniu – rzuciła już w połowie drogi do kuchni.

- Coś się ruszyło? – usłyszała za plecami zaciekawiony głos. Remus wszedł do kuchni i usiadł przy stole.

Kiwnęła tylko głową, nie przerywając wymawiać zaklęcia. Jeszcze tylko trzy ruchy różdżką i gotowe. Zarumieniona od ciepła kociołka odwróciła się do przyjaciela. – Jak wystygnie przeleję do fiolki i będziesz mógł zabrać ze sobą. – Uśmiechnęła z zadowoleniem i zdjęła fartuch. – Herbaty?

Podziękował i przypatrywał się, jak przygotowuje napój mugolskim sposobem. Coś w jej ruchach się zmieniło. Były żywsze, bardziej energiczne. Nie przypominała już automatu i po raz pierwszy od dłuższego czasu uśmiechnęła się normalnie. Bez wysiłku. W brązowych oczach błyszczał lekki entuzjazm. Co prawda był to zaledwie ułamek tego, który miała kiedyś, ale jednak.

- Proszę. – Postawiła przed nim parujący kubek.

Ostrożnie upił łyk. – Jak udało ci się tak szybko stworzyć coś nowego? Ostatnio mieliśmy mały zastój i już się bałem, że zrezygnujesz. Zresztą przez prawie cały rok wprowadzałaś tylko minimalne zmiany.

Zmieszała się. Przecież nie może mu powiedzieć o Snape’ie. Przez chwilę gorączkowo zastanawiała się nad odpowiedzią.

– W archiwach uniwersytetu natknęłam się na notatki i prace jednego z absolwentów. Miał ciekawe teorie na temat Wywaru Tojadowego, w nich znalazłam parę wskazówek. Zobaczymy, jak zadziałają. – Modliła się desperacko w duchu, aby nie zauważył, jak grubymi nićmi jest szyte to kłamstwo.

Nie lubiła kłamać, a to tak do końca nie mijało się z prawdą. W końcu profesor Snape był absolwentem jej uczelni i to, co powiedziała, mogło się zdarzyć.

Remus dostrzegł jej zakłopotane spojrzenie. Wydawało się, że nie powiedziała mu całej prawdy, ale nie chciał się natrętnie dopytywać. W swoim czasie wyjaśni mu wszystko. Teraz miał zamiar wykorzystać dobry humor dziewczyny i wyciągnąć ją z domu. Taki był zresztą powód jego wizyty. Nie może cały czas tkwić w książkach. – Co powiesz na spacer do parku? Potrzebujesz jakiejś odskoczni i trochę ruchu też dobrze ci zrobi.

Zaskoczył ją. Rzuciła okiem na kociołek w poszukiwaniu wymówki, ale eliksir musiał wystygnąć, a do tego nie była potrzebna.
Nie chciała wychodzić; widzieć, jak ludzie przygotowują się do świąt. Kiedyś kochała tę porę roku i jej atmosferę.
Potem je znienawidziła. Przypominały jej o tym, co straciła. Rodzicach, przyjaciołach, beztrosce. Jednak… skoro postanowiła przestać się nad sobą użalać, to byłby kolejny krok.
Przeniosła wzrok na mężczyznę, który spoglądał na nią wyczekująco. – Dobrze. Ale tylko do parku, żadnych wycieczek na Pokątną.

***

Spacerowali po ośnieżonym londyńskim parku. Remus zdecydował się ostrożnie poruszyć temat zmian, jakie zaobserwował u dziewczyny przez ostatnie miesiące. Wyglądało na to, że zaczyna wychodzić ze swojej skorupy. Może jest szansa, że wróci do nich.

Coraz częściej była ożywiona, lekko podekscytowana. Przypuszczał, że miało to związek z pracami nad projektem i cieszył się z tego.
Kiedy rozpoczynała swoje eksperymenty, brakowało jej zapału. Wtedy miał wrażenie, jakby robiła to tylko po to, aby się czymś zająć i nie myśleć.

Wydawało się, że powoli znów staje się dziewczyną, którą kiedyś była; która oddawała całe serce temu, co ją interesowało. – Zmieniasz się. Co, lub może kto, spowodował, że znowu zaczynasz się uśmiechać?

Nie wiedziała, co powiedzieć przyjacielowi. – Przecież zawsze się uśmiechałam, a już szczególnie do ciebie - usiłowała zbagatelizować spostrzeżenia Remusa. – Jestem tą samą Hermioną co zawsze.

- Czy rzeczywiście? – W jego oczach pojawiła się łagodna nagana. – Hermiona, dobrze cię znam i na nieszczęście zauważam każdą najmniejszą zmianę w twoim zachowaniu – uśmiechnął się żartobliwie do dziewczyny.

Poczuła wyrzuty sumienia. Remus zawsze był przy niej; nawet wtedy, kiedy myślała, że nikogo nie potrzebuje. Zasługiwał na przynajmniej trochę szczerości. Westchnęła i niechętnie przyznała: – Nic szczególnego się nie stało, Remusie. Po prostu, uświadomiłam sobie, że nadal żyję.

Zastanawiała się, ile może powiedzieć przyjacielowi. Nie mogła zdradzić swojej tajemnicy, a jednocześnie chciała na tyle zaspokoić ciekawość mężczyzny, żeby przestał się tym interesować.

Przystanęła i spojrzała w ciepłe bursztynowe oczy. – Jest coś – zaczęła ostrożnie – co mi pomaga. Pomaga się przemóc, zmusza do myślenia o czymś więcej niż o tym, co ja zrobiłam ze swoim życiem. Zmusza do pracy nad sobą.

Remus widział, że znowu nie powiedziała mu wszystkiego. Zwrócił uwagę, z jakim naciskiem wypowiedziała słowo „ja”. Nie chciał jednak się dopytywać. Miał tylko nadzieję, że cokolwiek to jest, nadal będzie w ten sposób wpływać na dziewczynę. Sama wyjaśni mu wszystko, kiedy uzna, że nadszedł właściwy czas. Uśmiechnął się i przytulił Hermionę.

Odwzajemniła uścisk, zadowolona, iż wystarczyła mu taka odpowiedź, po czym ujęła mężczyznę pod ramię. Wznowili spacer.

Rozmowa zeszła na plany Gryfonki po ukończeniu studiów. Wyznała, że chciałaby wyjechać z kraju. To prawda, pracuje nad sobą, ale nie widzi możliwości dalszego życia w Anglii. W przyszłym roku, pod koniec studiów, ma zamiar wysłać swoje aplikacje do firm w Stanach, Australii, czy Nowej Zelandii. Byle jak najdalej stąd.

Remus posmutniał na tę wiadomość, ale zdawał sobie sprawę, że nie jest w stanie sprawić, aby zmieniła zdanie. Westchnął ciężko w duchu i skierował rozmowę na nadchodzące święta. Był ciekaw, jakie miała plany.

***

Snape wracał z Irlandii. W żołądku czuł przyjemne ciepło Ognistej, bowiem większość czasu spędził w pubach, podkradając stałym bywalcom po parę włosów. Ostatnimi czasy przez te przeklęte wycieczki na Pokątną i Nokturn jego zapasy najważniejszego składnika gwałtownie się skurczyły.

Aportował się w odludnej części londyńskiego parku. Wiedział, że po zmroku żaden spacerowicz nie zboczy z gęsto oświetlonych głównych alejek.
Poprawił kołnierz płaszcza i szybkim krokiem ruszył ku wyjściu z parku. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu i nie musieć patrzeć na bezsensownie szczęśliwych ludzi, podekscytowanych atmosferą świąt.

Szedł właśnie jedną, rzęsiście oświetloną kolorowymi lampkami alejką, kiedy dostrzegł w świetle latarni przytuloną parę. Obściskujący się idioci, sarknął w duchu, idąc w ich kierunku. Po chwili mężczyzna i kobieta rozdzielili się i dostrzegł burzę brązowych loków oraz twarz kobiety. Uśmiechała się ciepło do towarzysza.
Zamarł w pół kroku, dłonie same zacisnęły mu się w pięści. Zwęził oczy.
Granger i ten cholerny wilkołak.

Odwrócił się gwałtownie i ruszył ku wyjściu.
Nic nie zdarza się przez przypadek.
Musiał się napić, natychmiast.
Okłamała go, ta bezczelna smarkula go okłamała. Tylko przyjaciel!
Czuł, jak ogarnia go wściekłość. Dał się wyprowadzić w pole smarkuli. Stary idiota.

W najbliższej knajpie zamówił whisky i warknął na rozmownego barmana, aby się odpieprzył. Musiał pomyśleć. Im szybciej rozgryzie tę dziewczynę, tym prędzej się jej pozbędzie i będzie miał święty spokój.
Pieprzona Granger, pieprzony Potter i pieprzony Lupin.
Jednym haustem wypił zawartość szklanki i zamówił kolejnego drinka.

Na Pokątnej ona i Potter zachowywali się jak dwoje obcych sobie ludzi. A potem te komentarze innych czarodziei. Wszystkie potępiające dziewczynę.
„Avada nie wybiera”, przypomniał sobie nagle słowa jej wykładowcy. Czyżby kogoś zabiła? Prychnął. Oczywiście, całe stado śmierciojadów. Jednak to nie wywołałoby takiej niechęci całego czarodziejskiego świata.

Potter i Granger. Samotność Pottera. Ucieczka Granger. Śmierć Weasleyówny.

Nie było go przy tym. Miało to miejsce w jakiejś podrzędnej potyczce, mającej na celu odwrócenie uwagi. Granger miała coś wspólnego ze śmiercią tej małej? Jeżeli tak, to by wiele wyjaśniało. Tylko w jaki sposób? Tego musiał się jeszcze dowiedzieć. I dowie się. Oszukać go to jest sztuka na raz.
Użyje legilimencji, jeśli będzie musiał, ale się dowie. W tej chwili miał dość idiotycznych podchodów.

Kolejny raz nie da się nabrać. I to komu? Przemądrzałej gówniarze.
Tylko przyjaciel, warknął pod nosem.

Przestał liczyć drinki. Wychylał kolejne, jeden za drugim, jakby to była woda. Potrzebował ich dzisiaj. Potrzebował zobojętnienia. Musiał wyrzucić z umysłu obraz obściskującej się pary. Doprowadzało go to do furii.
Nienawidził siebie za to uczucie.

Następna pełna szklaneczka.

Nienawidził wszystkich, a przede wszystkim Granger. Nienawidził tej akceptacji, którą go obdarowała, nie żądając niczego w zamian. To przecież absurdalne i wbrew prawom natury. Każdy chce czegoś w zamian. Ona również. Chciała jego wiedzy, potrzebowała jego pomocy. A jednak – kiedy patrzył w jej oczy – widział, że to bez znaczenia, czy jej pomoże, czy nie.

Pusta szklanka i gest w stronę barmana.

Podświadomie wiedział, że nawet jeśli odmówiłby tej pomocy to nadal w jej oczach będzie akceptacja. Nie chciał tego. Nie potrzebował. A już szczególnie nie od tej dziewczyny. Kobiety.
Sprawiała, że znowu zaczynał czuć. Myśleć. Żyć.

Dopił ostatniego drinka, zapłacił i chwiejnie ruszył w stronę mieszkania.

***

Siedziała na podłodze przed kominkiem, otoczona stosami książek, starych woluminów oraz własnych notatek. Szukała odpowiedzi. Na pytanie, na które, była przekonana, znała odpowiedź. Tkwiło to w umyśle dziewczyny i nie dawało spokoju. Nawet w pracy koleżanki zauważyły, że błądzi myślami gdzieś daleko.

Nic, ciągle nic! Sfrustrowana, z głośnym klapnięciem, zamknęła opasły tom. Wstała i ruszyła do kuchni. Herbata zawsze pomagała się jej odprężyć.
Niespiesznie przygotowywała ulubiony napój, kiedy jej wzrok padł na miesięcznik zakupiony na Pokątnej.

Przypomniała sobie spotkanie z Harrym. Aż dziwne, że tak mało uwagi poświęciła przypadkowemu spotkaniu z przyjacielem. Jeszcze niedawno rozpamiętywałaby każdy gest, każde słowo chłopaka, doszukując się ukrytych znaczeń i pogrążając w rozgoryczeniu i apatii.

Teraz przeszła nad tym do porządku dziennego. Wzruszyła ramionami. Czas najwyższy. Nareszcie coś zrozumiała. Wojna zniszczyła tyle istnień i tyle marzeń ludzkich, że ona kurczowo trzymała się ostatniej rzeczy, która – jak jej się wydawało – pozostała niezmieniona. Nie dostrzegała rzeczy oczywistych, bo bała się ich.

Wojna zmieniła nie tylko ją. Jej przyjaciele także walczyli z własnymi demonami. Każde na swój sposób. Dorośliśmy, każdy z nas poszedł własną drogą. Tylko że mnie zajęło to najwięcej czasu.
Powrót do dawnych wspaniałych czasów Hogwartu nie był możliwy, ale pozostały jej wspomnienia. Te dobre i te ciut gorsze.

Muszę nauczyć się zauważać, kiedy kończy się jakiś etap mojego życia. Zamknąć ten etap. Nie jest ważne, jak go nazwę; ważne, że zostawię go za sobą. Dotarło do niej, iż nie może cofnąć się w przeszłość, że nic już nie będzie jak dwa, trzy lata wcześniej.

Te dwa lata, które wydawały mi się potwornym piekłem, miały swój sens. Zrozumiałam podstawową prawdę: ludzie się zmieniają, nie tylko ja.

Zabrała gorącą herbatę i wróciła na podłogę przy kominku. Oparła się plecami o kanapę i uśmiechnęła na myśl o latach nauki w Hogwarcie. Mimo wiszącego na nimi – a właściwie nad Harrym – widma Voldemorta, świetnie się bawili.

Wracała pamięcią, rok po roku, do początków ich przyjaźni, wspólnych przygód, aż do pechowej klasy szóstej. To był najdziwniejszy rok. Snape jako nauczyciel OPCM, nowy profesor eliksirów i niespodziewane sukcesy Harry’ego w tym przedmiocie.

Roześmiała się na wspomnienie o swojej wściekłości i zazdrości. Kiedyś była najlepsza, a tu nagle przyjaciel prześcignął ją przy pomocy jakiejś starej książki. Przekonywała go wtedy, iż ta książka jest pełna czarnej magii. Jakieś dziwne zaklęcia, niecodzienne sposoby przygotowywania eliksirów.

Gwałtownie się wyprostowała. Książka Harry’ego! To było to. Wiedziała, że gdzieś już spotkała się z takimi metodami w eliksirach. Książę Półkrwi! Snape! Jak mogłam zapomnieć! Była na siebie wściekła. Zmarnowała tyle czasu na bezsensowne poszukiwania, a odpowiedź miała cały czas przed nosem.

Przecież Harry powiedział im, kim był Snape. Podczas jego pogoni za zdrajcą – jak uważał – profesor sam wykrzyczał mu w twarz, że jest Księciem Półkrwi. Zaraz po tym jak Harry usiłował go potraktować jednym z zaklęć znalezionych w książce.

Zdecydowała się odwiedzić chłopaka, aby dowiedzieć się, czy kiedykolwiek wrócił po ten podręcznik. Potrzebowała wiedzy zapisanej na starych, zniszczonych kartkach. Wtedy, w szkole, nawet nie chciała tego oglądać. Jaka byłam głupia! A teraz może dzięki temu uda jej się dowiedzieć czegoś więcej o tej chodzącej łamigłówce, jaką był Mistrz Eliksirów.

***

Pchnęła drzwi pubu i weszła do zadymionego wnętrza. Automatycznie spojrzała w stronę ich boksu. Snape’a nie było. Nie zdziwiła się, ostatnim razem również musiała na niego czekać. Skierowała się do baru i zamówiła herbatę. Żadnych drinków dzisiaj, postanowiła. Rozluźniały, a dzisiaj musiała uważać i trzymać na wodzy swoją ciekawość odnośnie wczorajszego odkrycia. Najpierw chciała zobaczyć się z Harrym.

Zdjęła płaszcz i wsunęła się w ciemny kąt kanapy. Popijała napój i z coraz większym zniecierpliwieniem wpatrywała się w drzwi. Po godzinie dotarło do niej, że profesor się nie pojawi. Zdenerwowana, opuściła bar i szybkim krokiem ruszyła w stronę domu.

Co się dzieje? Z każdą chwilą robiła się coraz bardziej zaniepokojona. Snape był bardzo obowiązkowym człowiekiem. Jedno spotkanie co miesiąc. To stało się ich zwyczajem, a dodatkowo jeszcze dziś miał sprawdzić rezultaty jej kolejnego eksperymentu.

Czemu się nie zjawił? Przez głowę dziewczyny przewijały się coraz bardziej ponure scenariusze. Zachorował. Idiotyczne, to Mistrz Eliksirów. Wyjechał z kraju. Bez sensu, dałby jej jakiś znak. Przynajmniej miała taką nadzieję. Nie musiał się jej tłumaczyć. Ktoś dowiedział się, że żyje, i go złapali. To ostatnie przyszło jej do głowy już pod drzwiami mieszkania. Zamarła z kluczem w ręku.

Na moment ogarnęło ją przerażenie, zanim uświadomiła sobie, że przecież już by o tym wiedziała. W Proroku, którego nadal prenumerowała, informacja o tym byłaby na pierwszej stronie, lub Remus dałby jakiś sygnał. Trochę uspokojona przekręciła klucz i weszła do domu.

W nocy nie mogła zasnąć, przewracała się z boku na bok. Myśli krążyły wokół profesora Snape’a. Najbardziej nieprzeniknionego i nieprzewidywalnego człowieka jakiego kiedykolwiek znała. Nie umiała sprecyzować uczuć towarzyszących tym myślom. Z pewnością martwiła ją jego dzisiejsza nieobecność, ale było coś jeszcze. Coś, co nie dawało zasnąć.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Amania
post 13.03.2006 14:00
Post #21 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 54
Dołączył: 06.03.2006




O fajnie, że już nowa część. Szkoda tylko, że tak długo trzeba było czekać.
Jak zwykle bardzo mi się podobało. tongue.gif
Ciekawi mnie jak to się rozwinie z tym Lupinem.
To na zachętę --> nutella.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Basia
post 28.03.2006 16:17
Post #22 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 19
Dołączył: 29.08.2003




Moje zdanie wyrażę jednym słowem, które powinno powiedzieć wszystko:

ŚWIETNE

Dalszych pochwał możesz się spodziewać po zamieszczeniu nastepnych partów. smile.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Toskana
post 28.03.2006 20:29
Post #23 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 23
Dołączył: 22.03.2006
Skąd: Z podświadomości

Płeć: Kobieta



Nie będe gorsza smile.gif muszę się troche pozachwycać. Błędów nie widziałam, ale to pewnie dlatego, że tak mnie wciągnęło opowiadanie. Sam pomysł bradzo mi się podoba i jego dalsze rozwinięcie. Więc pozostaje mi tylko życzyć weny i cierpliwości.
Dla Ciebie krowki.gif
Toskana


--------------------
,,Nikt nie może tracić z oczu tego, czego pragnie, nawet kiedy przychodzą chwile, gdy zdaje się, że świat i inni są silniejsi. Sekret tkwi w tym, by się nie poddać''
Paulo Coelho ,,Piąta Góra''
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Lupek
post 03.04.2006 22:42
Post #24 

Forumowy Śmierciożerca


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 580
Dołączył: 08.07.2005

Płeć: Mężczyzna



Czytam ten fick odkąd został wstawiony na Forum i ciągle smuci mnie, że tak rzadko rozdziały są wstawiane crying.gif Oczywiście kilka błędów się znalazło, ale fabuła wszystko rekompensuje. Co ciekawe nie jestem absolutnie fanem pary SS/HG, a mimo to czytam opowiadanie z wielką ciekawością.

Pozdrawiam i mam nadzieje, że party będą częściej wstawiane (oczywiście nie codziennie, ale chociaż jeden na 2 tygodnie) wink2.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kiniulka
post 05.04.2006 15:38
Post #25 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 135
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Mocherowo ;-)

Płeć: Kobieta



Annie ja rozumiem, że pisanie ficków jest pracochłonne, ale można by częściej klejać odcinki co? sad.gif Bardzo lubie Twój fick. Nie przepadam co prawda za parringiem SS i Hg ale ten styl i opisy tak zachęcają do dalszego czytania, że jestem bardzo ciekawa co wydarzy się dalej.


Pozdrawiam cielutko smile.gif i przepraszam jeżeli wyszłam na natrętną sad.gif


--------------------
user posted imageMiłość nie jest wcale ogniem jak zwykło się mawiać. Miłość to powietrze. Bez niej człowiek się dusi, a z nią oddycha lekko. To wszystko.
Wasilij Rozanowuser posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

2 Strony  1 2 >
Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 01.05.2024 22:40