Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Kiedy Miłość To Za Mało., AB/LM

Monicca
post 02.03.2008 16:05
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 5
Dołączył: 29.02.2008
Skąd: Częstochowa

Płeć: Kobieta



Ogłoszenia duszpasterskie:
opowiadanie znajdowało się przez krótką chwilę w internecie, jednak z braku weny zostało zawieszone. Przez wiele lat leżałało zapomniane w czeluściach komputera Kasiowatej, aż w jej życiu zjawiła się druga potteromaniaczka - Monicca i wspólnymi siłami postanowiły tworzyć dalej.

Treść obejmuje wczesne czasy huncwotów, jednak to nie oni są głównymi bohaterami.

Życzymy miłej lektury, mamy nadzieje, że będziecie się bawić równie dobrze jak my podczas tworzenia.


Rozdział 1

27 maja 1976
Moje cztery kąty
Flower Street 5, Londyn, Anglia

Od kilku minut tkwiłam koło okna wpatrzona w świecące gwiazdy na bezchmurnym niebie. Już, gdy byłam dzieckiem uwielbiałam je oglądać, godzinami mogłam stać bez ruchu podziwiając te piękne ciała niebieskie, mając nadzieje, że ujrzę, choć jedną spadającą gwiazdkę i będę mogła wypowiedzieć swoje życzenie. W ostatnich miesiącach nie miałam zbyt wiele na to czasu, więc cieszę się każdą chwilą, w której mogę się nimi zachwycać. Z niechęcią oderwałam wzrok od okna i omiotłam nim cały pokój, w którym przebywałam. Było to bardzo małe pomieszczenie, jedynym źródłem światła był kominek, na wprost niego stał fotel przykryty bordową, ręcznie robioną narzutą, a koło okna znajdowało się dziecięce łóżeczko, w którym leżała mała dziewczynka. Właśnie, dlatego, że pokój był taki niewielki i przytulny wydawał się być idealnym miejscem dla dziecka. Kiedy się do niego wchodziło, każdy czuł się jak w domu, jak u mamy.
- Śpij kochanie – wyszeptałam pochylając się nad dziecinnym łóżeczkiem. Szczelinie otuliłam kołderką maleństwo mając nadzieje, że tym razem nie wykopie się za pięć minut. Upewniwszy się, że bobas spokojnie zasnął, usiadłam w fotelu i zapatrzyłam się w przygasające płomienie. Nagle moje spojrzenie zwróciło się na zdjęcia stojące na gzymsie kominka i zatrzymało się na jednym z nich. Przedstawiało ono dwoje roześmianych, rozczochranych, czarnowłosych nastolatków. Biegali oni od jednej ramy zdjęcia do drugiej, zatrzymując się tylko na chwilkę, aby pomachać do zainteresowanych nimi osób. Odwróciłam fotografię na drugą stronę i szeptem odczytałam:
- WAKACJE 1971 - tak, to był jeden z najlepszych okresów mojego życia – stwierdziłam beznamiętnym głosem.


* * * *

30 sierpień 1971
Rezydencja państwa Black
Grimmauld Place 12, Londyn, Anglia

Spałam w wielkim łóżku, a na mojej twarzy błąkały się promienie słoneczne, które wpadały do pokoju przez wschodnie okno bez problemu przedzierając się przez ażurową firankę.
- No nie dłużej już nie mogę! – warknęłam zrywając się z łóżka i podeszłam w stronę okna, żeby zasłonić zasłony. Zrobiłam to trochę zbyt nerwowo i kilka klamerek puściło trzymany materiał. Zaklęłam cicho, wracając po różdżkę, którą zostawiłam na szafce nocnej. Po chwili mruknęłam zaklęcie i zasłony wyglądały jak nowe. Nigdy nie spało mi się dobrze w tym domu; to za twarde łóżko, to za wielkie, to znowu jakieś wyimaginowane hałasy z dołu, a raz omal nie zeszłam na zawał serca, gdy wydało mi się, że węże otaczające kotary łóżka się poruszyły, teraz zaś słońce raziło mnie po oczach... To jakaś złośliwa klątwa.
Spojrzałam na zegarek (6.47) i uśmiechnęłam się złośliwie. Te kilka cyferek od razu poprawiło mi humor. Ciocia Walburga mogła być złośliwa i zrzędliwa, ale była bardzo dokładna, wręcz pedantyczna. Miałam pewność, że budziki w całym domu są, jak zwykle, nastawione na 7.05, więc do obudzenia się mieszkańców miałam dokładnie siedemnaście minut i już wiedziałam jak ten czas wykorzystam.
- Przeczuwałam, że wakacje będą idealnym czasem na odpłacenie się za te różowe włosy, w których poszłam na randkę z Kevinem. Syriuszu strzeż się, nadchodzę. – powiedziałam do siebie z przebiegłym uśmiechem. Nigdy nie zdołałam mu udowodnić, że to właśnie on spowodował u mnie tą niezaplanowaną zmianę image’u. Oczywiście sam się nie przyznał, pamiętam jak stwierdził z tą swoją idealnie dopracowaną miną a’la zbity pies, od której miękły kobiece serca, a na jego nieszczęście, wcale na mnie nie działała: „Nie masz żadnych dowodów, a tak w ogóle, o co Ci chodzi? Do twarzy Ci w tym kolorze.” Ale ja wiem, że to on! Znam go w końcu od dziecka.
Nie zastanawiając się dłużej pobiegłam do łazienki, narzuciłam na siebie swój niebieski szlafrok frotte i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu przyszłego „narzędzia zbrodni”. Jedyne, co się do tego nadawało, to kubek do mycia zębów. Za pomocą czarów wydłużyłam go do rozmiarów wazonu na kwiaty i napełniłam go wodą. Przez chwile zastanawiałam się nad tym, czy nalać ciepłej, ale przypomniawszy sobie minę Notta z satysfakcją odkręciłam niebieski kurek. Wybiegłam z łazienki ostatni rzut oka na zegarek – Mam jeszcze piętnaście minut.
Delikatnie otworzyłam drzwi, rozejrzałam się po hollu i z ulgą stwierdziłam - Teren czysty. Moja komnata była na końcu korytarza, a „ofiara” mieszkała dwa pokoje dalej. Wujostwo na szczęście smacznie spało piętro wyżej.
Teraz cichutko, żeby nie obudzić kabla – pomyślałam przechodząc koło pokoju Regulusa – młodszego brata Syriusza. Jakoś nigdy nie darzyłam go sympatią, mamy całkowicie odmienne charaktery i chyba, dlatego nie umiem się z nim dogadać. Z Sirim od małego się lubiliśmy, podobno już, kiedy miałam 5 lat woziłam go w wózku, a gdy ktoś chciał mi go zabrać wpadałam w histerie, płakałam, wrzeszczałam, aż dali nam spokój. Od tamtego czasu minęło 11 lat, a my nadal trzymamy się razem i mimo różnicy wieku mamy wiele wspólnych tematów.
- Nie czas na tkliwe historyjki, nadszedł czas zemsty– szepnęłam i najciszej jak mogłam uchyliłam drzwi pokoju młodego Blacka. Przez chwile mu się przyglądałam i musiałam przyznać, że podczas snu wyglądał bardzo niewinnie, prawie jak aniołek. Jaka szkoda, że zaraz się obudzi– pomyślałam z iście diabelską miną. Wyciągnęłam różdżkę i mruknęłam wskazując na powiększony kubeczek– Wingardium Leviosa!– ostrożnie, starając się nie wylać ani kropli kierowałam go wprost nad głowę swojego kuzyna.
–Jak to dobrze należeć do rodziny czarnoksiężników, mającej korzenie już w średniowieczu. Na ten dom jest nałożonych tyle zaklęć, że można czarować do woli nawet podczas wakacji– rzekłam nie beż ironii.
Mocno szarpnęłam różdżkę i trzaskając drzwiami zaczęłam biec do swojego pokoju. Po dzikim wrzasku Syriusza domyśliłam się, że wycelowałam idealnie. Z wariackim śmiechem wbiegłam do apartamentu zamykając go na klucz i z godnie z planem pobiegłam zmoczyć włosy pod kran. W tym momencie ktoś (ciekawe, kto to?) zaczął walić w drzwi, sięgnęłam po ręcznik i z miną aniołka je otworzyłam. Stałam twarzą w twarz z wściekłym 12-latkiem, starając się nie roześmiać na jego widok. Jego zwykle elegancko zmierzwione włosy przylegały teraz do jego głowy. Gdzieś po drodze zgubił swoje opanowanie. Stał tu krzycząc na mnie, cały czerwony ze złości.
- Co mówisz? Szamponu Ci brakło? – zapytałam wycierając uszy z wody - Jak się umyje to Ci podrzucę. – Wskazała tu na swoje mokre włosy. Syriusz spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, nie dało się nie zauważyć, że przyglądał mi się, nie tak, jak na młodszego kuzyna przystało. Ale co tu się dziwić jego niespełna 17-letnia kuzynka stała przed nim owinięta tylko ręcznikiem, i na dodatek ten ręcznik był zdecydowanie zbyt krótki w jego mniemaniu. Bąknął coś pod nosem i zarumienił się. Nie! - on zrobił się cały czerwony. A ja nie czekając, aż odzyska rezon, ze złośliwym uśmiechem zamknęłam mu drzwi przed nosem.

Nucąc sobie jakąś wesołą piosenkę, spacerowałam po swoim pokoju, byłam w świetnym humorze. Jeszcze chyba nie widziałam Syriusza tak zdenerwowanego, no może na pierwszym roku, gdy kłócił się z jakimś małym Ślizgonem był bardziej czerwony. Ale mimo to miałam wielką satysfakcje widząc go w takim stanie. Podeszłam do lustra i zobaczyłam uśmiechniętą dziewczynę o drobnej budowie. Nie wyglądałam na swój wiek, byłam niższa średnio o głowę od innych siedemnastolatek, ale to, dlatego, że urodziłam się w grudniu – tak to sobie tłumaczyłam. Byłam zgrabna i wysportowana, codzienne biegi po błoniach i uczestnictwo w drużynie qudditcha zrobiły swoje. Miałam ładną, rumianą, zadbaną buzię, na której często gościł czarujący uśmiech obejmujący również oczy. I najprawdopodobniej właśnie w tych dużych, czarnych oczach było coś przyciągającego uwagę. Jak ktoś na nie spojrzał miał trudności z oderwaniem wzroku. Mój serafiński wygląd i diabelski charakter stanowiły podobno wybuchową mieszankę.
-Jestem za niska! – stwierdziłam krytycznie. Nie cierpiałam jak ktoś patrzył na mnie z góry, a przy wzroście 157 robili to prawie wszyscy, zwłaszcza pewny osobnik płci brzydkiej (o wzroście 189) ciągle mi o tym przypominał. Odgarnęłam do tyłu swoje kruczoczarne włosy, które zaczęły mnie denerwować wchodząc mi do oczu.
Wróć, jak one mogły wchodzić do oczu, skoro powinny być dokładnie związane? Ciocia nienawidziła rozpuszczonych włosów, sama non stop chodziła w ciasnym koku. Zaczęłam biegać po pokoju w poszukiwaniu wstążki, gdyż z grozą zauważyłam, że jest 8.07 co oznaczało, że już powinnam być na śniadaniu. Przeszukałam cały apartament i nigdzie jej nie było, ani w łazience, ani w szafie, ani w kufrze, nawet na podłodze.
- No ładnie, bez kazania Ciotki się nie obejdzie – warknęłam zdenerwowana, zaglądając pod łóżko. –Jest– westchnęłam z ulgą chwytając wstążkę i już na nic nie czekając wybiegłam z pokoju. Włosy wiązałam biegnąc, przez co nie zauważyłam nadbiegającego z drugiej strony Syriusza, co doprowadziło do widowiskowego zderzenia.
- Jak łazisz!– krzyknęłam na bogu ducha winnego chłopca.
- Tak jak mam ochotę! Trzeba było nie robić mi pobudki w środku nocy, to bym nie zaspał!– odpyskował.
- Nie wiem, o czym mówisz – powiedziałam robiąc minę „słodka idiotka 3”, co nie było zbyt łatwe, gdyż cały czas zbiegaliśmy po schodach –Ale skoro wstałeś wcześniej, to nie wiem jakim cudem zaspałeś?– zapytałam szczerze zaciekawiona, uważnie mu się przyglądając.
- Jak wróciłem od Ciebie, to drugi raz zasnąłem i obudziłem się 5 minut temu– wymruczał niewyraźnie. Byłam spostrzegawcza i nie uszło mojej uwadze, że kuzynowi poczerwieniały uszy.
No nie mogę, Syriusz czerwieniący się dwa razy jednego dnia, muszę to zapisać, chyba zacznę przez niego prowadzić pamiętnik... a może to już ten wiek? – pomyślałam, ale już nie skomentowałam, bo wbiegliśmy właśnie do jadalni robiąc nieco hałasu.


Nasze wkroczenie do jadalni można by nazwać wejściem smoka, cali czerwoni i zziajani od szybkiego biegu, wpadliśmy do pomieszczenia potrącając po drodze Stworka niosącego tace
z barszczem. Waza się potrzaskała wylewając swoją zawartość na biednego skrzata domowego, który zaczął przeraźliwie piszczeć, po czym zniknął. Gdyby spojrzenie mogło zabijać Syriusz i ja leżelibyśmy już martwi na posadzce, a pani Black miałaby (kolejne?) dwie ofiary na sumieniu. Jako spóźnialscy usiedliśmy grzecznie przy stole, starając się nie pogarszać swojej, i tak nie najlepszej sytuacji. W milczeniu czekaliśmy na kolejne kazanie Walburgii, ale ku naszemu zdziwieniu nic takiego nie nastąpiło. Zaciekawiona spojrzałam na ciotkę, zastanawiając się co sprawiło u niej tę korzystna zmianę. Syriusz zrobił to samo i pani domu wyczuwając nasze zaintrygowane spojrzenie odwróciła się w naszą stronę i rzekła lodowatym tonem:
- Przyszły do was listy ze szkoły – machnęła różdżką i do jej dłoni przyleciała z parapetu wspomniana wyżej korespondencja. Nie zastanawiając się już dłużej nad dziwnym zachowaniem ciotki rozerwałam szybko swoją kopertę. Wyjęłam kilka kartek ze środka, ale moją uwagę przykuła pewna plakietka, wysypałam ją ostrożnie na rękę i siedziałam chwile bez ruchu, nie odrywając od niej oczu. Nie docierało do mnie to, co się wokół działo, ja już widziałam oczami wyobraźni jak pokazuje, pewnemu nadętemu typkowi, kto jest naprawdę ważny w tej szkole. Uśmiechnęłam się do siebie, a był to bardzo cyniczny uśmiech.
Syriusz obserwował ze zdenerwowaniem, zachowanie swojej starszej kuzynki. Jej twarz bardzo dobrze odzwierciedlała jej uczucia. Najpierw szok, zdziwienie, potem niedowierzanie, radość, duma a na końcu wyższość. Już raz widział ją w takim stanie na piątym roku, kiedy została.. nie to przecież niemożliwe.. a jednak, jego najgorsze przypuszczenia się potwierdziły, dziewczyna przypinała sobie właśnie plakietkę z napisem Prefekt Naczelny.
- No to teraz mam przerąbane – pomyślał wesoło Siri i głośno pogratulował dziewczynie tak ważnej funkcji, zwracając tym uwagę całej rodziny.
- Powinszowania moja droga, Twoi rodzice byliby z Ciebie dumni – powiedziała sztywno Walburgia z wymuszonym uśmiechem, który jak zwykle nie obejmował jej oczu.
Kąciki ust zadrgały mi niebezpiecznie – nie, nie będziesz teraz plakala, nie dasz jej tej satysfakcji – uspokajałam sama siebie – jak ona mogła wspominać Ich w tym momencie, dobrze wie jak trudno mi o tym myśleć!
Syriusz po raz kolejny czytał z jej twarzy, jak z otwartej księgi; najpierw ból, potem wściekłość. - Pewnie teraz planowała, w jaki sposób zginie moja matka, musze z nią pogadać na ten temat... może do czegoś się przydam. – pomyślał z ironią – nie no mimo, że jej nienawidzę nie byłbym chyba zdolny do czegoś takiego. - Te jakże optymistyczne rozmyślania przerwał sam ich obiekt.
- O 12.05 widzę wszystkich, tu przy kominku, jedziemy na Pokątną – powiedziała tonem nie tolerującym sprzeciwu – Nie daruję żadnych spóźnień – dodała, spoglądając drakońskim wzrokiem na swojego syna i siostrzenice.

****

Ten post był edytowany przez Monicca: 10.03.2008 16:24


--------------------
Od cnoty Gryfonów
kretynizmu Puchonów
i Wiedzy-O-Własnej wszechwiedzy Krukonów
chroń Nas Slytherinie!

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 19.05.2024 04:35