Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Tak

murof
post 01.11.2004 01:15
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: czysta krew..
Postów: 187
Dołączył: 05.07.2004

Płeć: Mężczyzna



Siedziałem na balkonie i oglądałem gwiazdy. Obraz przed moimi oczami przedstawiał się nad wyraz rozkosznie. Nigdy za bardzo nie interesowałem się astronomią, ale z lubością przeglądałem zdjęcia mgławic umieszczane w gazetach, a i odpoczynkiem na leżaczku także nie gardziłem.

Zwyczajem tym wzbudzałem powszechne zainteresowanie moich sąsiadów, a także kroczących powoli, chodnikiem, przechodniów, którzy widząc mnie na leżaku w godzinach późno-nocnych nie raz i nie dwa zapominali odwrócić wzroku we właściwym momencie, tak, że stanowili dla mnie dodatkową atrakcję. Przepadałem na oglądaniem ich zdziwionych min i odgadywaniu o czym myślą. Chyba nie uważają, że się opalam, myślałem nieraz. Także i dzisiaj miałem co oglądać.

Niebo było czyste, widoczność wspaniała. Obserwatorzy także dopisali. To jakiś kierowca popatrzył z niesmakiem i niejakim zdziwieniem, to znowu biegacz z psem rzucił na mnie przelotne, pełne pogardy spojrzenie. Zazdrościł?

Gdy nadeszła odpowiednia godzina, wszedłem do środka, przymknąłem za sobą balkon i wziąwszy książkę udałem się do łazienki. Tam rozebrałem się, umyłem zęby, a w tym czasie woda do wanny zdążyła wlać się prawie do połowy. Odczekałem jeszcze chwilę, palcem sprawdzając temperaturę cieczy, dodałem trochę fioletowego płynu do kąpieli i zanurzyłem się po uszy. Chwilę potem musiałem wyjść jeszcze na moment, ponieważ zapomniałem zapalić świeczki na wannie, ale gdy już to zrobiłem bez przeszkód i w całości oddałem się książce.

Robiłem tak niemal codziennie. Przed studiami mieszkałem w domu, ale tam mieliśmy piec gazowy, więc kiedy puszczałem gorącą wodę do wanny dość szybko musiałem skończyć z napełnianiem jej, bowiem piec nie nadążał z ogrzewaniem. Cóż, taka konstrukcja. Teraz nie miałem takiego ograniczenia.

Odkąd mieszkałem sam problem miałem tylko z jedną sprawą, z czynszem, ponieważ gaz, prąd i wodę miałem wliczony w cenę wynajmu. 360 zł to dla mnie nie byle co, chociaż i tak miałem szczęście. Właściciel chciał początkowy abym płacił podwójną stawkę, bo mieszkanie w którym mieszkam jest dwuosobowe, a osoby drugiej nie było i jak miałem nadzieję, nie będzie. Udało mi się na szczęście wytargować normalną cenę, a do samotności przywykłem tak bardzo, że gdy w drzwiach.. a zresztą, po kolei.

"... pocałował ją. Tym pocałunkiem Weronika zakończyła pewien okres w swoim życiu ...", czytałem. Lubiłem książki o miłości. Może to dziwne, ale będąc studentem w dalszym ciągu wierzyłem w prawdziwą miłość. Wiecie, taką z księżniczką i mną na białym koniu. Kumple uważali, że to zniewieściały pogląd. Bywały dni, że się z nimi zgadzałem, parę razy chciałem pójść na całość. Zadziwiające, iż tak, jak niektórzy muszą uważać, żeby nie stracić dziewictwa zbyt wcześnie, ja nie musiałem trzymać rękę na pulsie, bo czułem, że z dnia na dzień jest coraz później. Nie mogłem przekroczyć tej granicy.

Wtem usłyszałem hałas. Ktoś otwierał drzwi? Zakręciłem wodę i zacząłem nasłuchiwać. Istotnie, do moich uszu dotarł dźwięk otwieranego zamka. Wyskoczyłem z wanny i nakryłem się ręcznikiem. Z duszą na ramieniu, po cichu, niczym agent specjalny, ruszyłem w stronę drzwi. Osoba zamykała zasuwkę w drzwiach, a ja, korzystając z tego, że stała tyłem do mnie doskoczyłem i złapałem ją za ręce. A ta jak nie wrzaśnie! Takiego krzyku nie słyszałem chyba nigdy i musiałem powstrzymywać się przed zwolnieniem uścisku i złapaniem się za uszy. Osoba zaczęła się szamotać i wyrywać niczym karpa na desce w supermarkecie. To była walka o życie! Złapałem ją mocniej.

- Zamknij się! - wrzasnąłem, jednak osoba uciszyła się dosłownie na moment, być może dla złapania powietrza, aby zacząć skowyczeć ze zdwojoną siłą. Przewróciłem ją i siebie i chwytając ją jedną ręką starałem się zatkać jej usta. Może to ten krzyk, a może stres, ale poczułem się dziwnie, jak gdybym to nie ja był intruzem, tylko ta osoba.

Po kolejnej chwili walki, w której szala zwycięstwa powoli przechylała się na moją korzyść, usłyszałem pukanie do drzwi.

- Czy wszystko w porządku? - zapytał rzeczowo głos. Było to dziwne pytanie, biorąc pod uwagę dźwięki, które nadal wydawała trzymana przeze mnie osoba.
- Ratunku! Złodziej! - wykrzyknąłem.. i ku mojemu zdziwieniu zauważyłem, że nie tylko ja.

BACH! Drzwi zadrżały. Ktoś najwyraźniej w nie kopał. BACH! BACH! BACH! Wyleciały z zawiasów i w progu ukazało się dwu rosłych facetów, momentalnie podbiegli do mnie i złapali za ręce. Znali chwyty.

- Panowie! Nie mnie, jego! - próbowałem wyjaśnić. Spojrzeli po sobie. Jeden puścił mnie i podniósł tego drugiego, który... okazał się kobietą. Nie byle jaką, dodać trzeba. Lekko opalona cera, ciemne dość długie włosy (jakkolwiek trochę rozczochrane, prawdopodobnie walką). Figura jak należy. Że też wcześniej nie zauważyłem.
- Kim pan jest? - spytał ten który mnie trzymał i ścisnął jeszcze mocniej.
- Bogdan Wos. Mieszkam tu. - odpowiedziałem, cokolwiek niezbyt pewnie.
- A ty? - zwracał się do dziewczyny - Kim ty jesteś w takim razie?
- Grażyna Lechman i to ja tu mieszkam, a ten.. ten.. Wos napadł na mnie! - aż się zatrząsła. Mężczyźni nie mieli zbyt mądrych min.
- Sprzeczka małżeńska? - spytał w końcu ten, który trzymał kobietę. Uśmiechnął się głupkowato. - Zgadłem?
- Weź pan nie żartuj! Mówię przecież. Mieszkam tu, właśnie wychodziłem z kąpieli, kiedy ona weszła do mojego mieszkania. Tam jeszcze leży mój ręcz.. - zamarłem ze zgrozy. Skoro tam leży ręcznik, to co mam na sobie?! Mężczyźni zerknęli na siebie, na mnie, na ręcznik i na mnie, po czym wybuchnęli śmiechem. Ja zacząłem się wyrywać, żeby się zasłonić. Facet mnie puścił. Podbiegłem i okręciłem się ręcznikiem. Ze wstydu zrobiłem się cały czerwony. Kobieta chyba już ochłonęła, ale tylko spojżała z odrazą. Ją też puścili.
- A pani? - zapytał rozbawiony ten-który-mnie-trzymał.
- Jestem lokatorką. Dzisiaj wynajęłam to mieszkanie, ale nikt mnie nie ostrzegł, że jest zamieszkane!

Zrozumiałem i zmieszałem się. Nastała krępująca cisza.
- Czyli wszystko jasne? - odrzekł ten-który-trzymał-kobietę, gdy przestał się śmiać. Zaczynał mi już działać na nerwy.
- Chyba tak, więc wyjdźcie stąd panowie z łaski swojej - nie ma co, zirytowali mnie.
- Dobrze, już dobrze doktorku - odpowiedział wychodząc.
- Wiąż sobie mocniej ręcznik na przyszłość, ptaszku...

Czy mi się wydawało, czy specjalnie zaakcentował ostatnie słowo? Znów zapadło milczenie. W końcu poszedłem zamknąć drzwi. Tak jak myślałem, do wymiany. Za plecami usłyszałem śmiech, ale zniosłem to po męsku.


Ten post był edytowany przez murof: 07.04.2007 01:01


--------------------
- Oj, nie wolno rzeczy wielu,
Kiedy celem jest - brak celu...
(Zwłaszcza, jeśli duszy nie ma -
I to wszystko na ten temat).
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
 
Reply to this topicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi
murof
post 09.04.2007 18:15
Post #2 

Uczeń Hogwartu


Grupa: czysta krew..
Postów: 187
Dołączył: 05.07.2004

Płeć: Mężczyzna



ROZDZIAŁ 2
Gdzieś daleko Sebastian usłyszał szelest. Pobiegł w tamtą stronę, wciąż mocno ściskając magiczną różdżkę. Wokoło, stare kamienice, kiedyś w większości zamieszkałe przez czarodziejów, teraz przytłaczały swoim wiekiem i straszyły rozmiarami swojego zaniedbania.
„Mugole nigdy nie wiedziały, jak zajmować się takimi budynkami”, pomyślał.
Dobiegł do miejsca z którego, jak mu się wydawało, dochodził dźwięk. Rozejrzał się na boki i w końcu go dostrzegł. Dementor. Czarna postać wisząca nad ziemią kręciła się niespokojnie. Jak tylko zobaczył tą mugolską parę od razu wiedział z czym ma do czynienia. Tylko dementorzy działają tak na mugoli.
- Interim Stotu Puppilar – wyszeptał, robiąc przy tym drobny zamach różdżką. Natychmiast poczuł spływającą na niego ulgę, która jak gdyby otaczała go i krążyła w jego ciele. Wiedział, że peleryna niewidka, którą ma na sobie to za mało, żeby podejść dementora. Był jednym z trzech magów, którzy znali to zaklęcie, a jemu niewątpliwie wychodziło ona najlepiej. W końcu sam je wymyślił. Był niewidzialny, dla ludzi i dla dementorów.
Całkiem spokojnie już przeszedł obok ciemnej sylwetki i stanął mniej więcej metr przed nią. Narysował różdżką w powietrzu kilka skomplikowanych figur i wycelował wrzeszcząc:
- Datur VACUUM!!!

ROZDZIAŁ 3
„Daturwa kum”... to brzmiało jakoś tak. Różne rzeczy słyszałem w nocy na ulicy, w większości przekleństwa. To brzmiało tak, jakby jakiś obcokrajowiec się potkną i zaklął siarczyście. No, mniej więcej podobnie, ale była w tym złość, wściekłość wręcz.
Grażyna nic nie słyszała. Pewnie była zbyt przestraszona.
Zaczynałem powoli układać sobie rzeczy w głowie. W tej chwili nie myślałem o strachu, tylko o Grażynie. Czułem, jakbyśmy się w krótkim momencie lęku zjednoczyli. Wydawało mi się, że znam ją od zawsze, a przecież poznałem ją dopiero wczoraj. Przestałem ściskać jej rękę i zacząłem się jej przyglądać.
- Poczułaś to samo co ja, prawda?
Kiwnęła głową.
- Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego – kontynuowałem – teraz czuję się jak idiota. Co to mogło być? I dlaczego trwało tak krótko?
- Trzęsą mi się nogi..
Faktycznie, nie wyglądała za dobrze, a roztrząsanie wszystkiego, tutaj na miejscu, było bezsensowne. Całe szczęście byliśmy już niedaleko, więc szybko znaleźliśmy się w mieszkaniu.


--------------------
- Oj, nie wolno rzeczy wielu,
Kiedy celem jest - brak celu...
(Zwłaszcza, jeśli duszy nie ma -
I to wszystko na ten temat).
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 14.05.2024 01:44