Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Give Me The Chance, I Love Her., Miniaturka, HG/DM, wyciskacz łez.

Nefretini
post 31.10.2010 11:20
Post #1 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 43
Dołączył: 26.12.2008
Skąd: Wrocław.

Płeć: Kobieta



Na wstępie przestrzegam uczulonych: parring Granger/Malfoy(znowu!).
Opowiadanie z serii miniaturowych miniaturek, zajmuje mi około trzy strony w Wordzie. smile.gif
Do napisania zainspirował mnie fanvid dotyczący Huddy, szczególnie ostatnie słowa House'a. Podaję linka:
http://www.youtube.com/watch?v=JouNJ4o8-gg&feature=related
Tekst mimo, że jest smutny, posępny i dołujący, niesie pewne optymistyczne przesłanie, które zauważycie dopiero, po przeczytaniu całości(dużo czasu wam to nie zajmie!).
A teraz nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wam miłej lektury i pokornie prosić o komentarze. smile.gif


Give me the chance, I love her.
Tło muzyczne: Michael Nyman - The Heart Asks Pleasure .



- Daj mi szansę, kocham ją. – Wyszeptał, patrząc prosto w błękitno-szare sklepienie nieba, tak piękne tej nocy.
Zacisnął powieki starając się nie dopuścić do tego cholernego potoku łez. Tak bardzo chciał coś zrobić, tak bardzo chciał ją uratować. Wziął głęboki wdech, słony zapach palonych liści wdarł się do jego płuc. Jesień od dawna zapowiadała swój rychły powrót: widać to było w każdym, spazmatycznym oddechu ziemi, próbującej odzyskać, jak najwięcej z ostatnich tchnień gorącego lata.
Tego roku jego życie się zmieniło. Pokochał ją, opuścił wszelkie hamulce, swojej pieprzonej dumy wyzbył się do granic możliwości. Zaufał każdemu, mijanemu na drodze, człowiekowi. Nauczył się dostrzegać wyjątkowość każdego dnia, każdej godziny, każdej sekundy spędzonej w jej towarzystwie.
Rozkochując ją w sobie, zapomniał, że uczucie nie zna granicy ludzkiego ciała. Zapomniał, że nie jest jakimś pieprzonym robotem. Zapomniał, że potrafi kochać.
Zacisnął bezwładnie pięści.
- Daj mi szansę, kocham ją. – Powiedział łamiącym się głosem, powstrzymując drżenie warg.
Nie mógł zrozumieć, dlaczego w dalszym ciągu stoi na tym cholernym balkonie. Przecież mógł coś zrobić, postarać się ją ratować. A zamiast tego rozmyślał teraz nad tym całym szaleństwem. Jakby prośby miały coś naprawić.
Mieniące się w tafli jeziora liście zdawały się szydzić z jego słabości. Ale on chyba tego nie zauważał. Pochłonięty myślami spoglądał gdzieś w dal, w każdym błysku dostrzegając szansę na ratunek.
Z jego gardła wydarł się gardłowy syk.
Syk przerodził się w jęk.
Jęk przerodził się w ciche pochlipywanie.
Pochlipywanie zostało zastąpione przez szloch.
Szloch ustąpił miejsca spazmatycznemu łkaniu.
Draco złapał się kurczowo balkonowej barierki, powstrzymując nogi przed ugięciem. Jego oczy ledwo wytrzymywały morderczy ścisk powiek.
- Daj mi szansę, kocham ją! – Krzyknął w głąb ogrodu, do nieba, do Boga.
Ale przecież on nie wierzył. Wrzasnął jeszcze raz. I jeszcze. Przecież ktoś musi go usłyszeć. Ktoś musi mieć nad tym władzę. Nie możliwe, że jesteśmy tu sami, oddani w ręce Przeznaczenia.
Spojrzał na spokojną taflę jeziora. Jak to jest, że w takiej sytuacji rzeczy martwe zdają się z nas szydzić?
Śmieją nam się prosto w oczy, a my, odurzeni emocjami, nie potrafimy się im przeciwstawić.
Drgnął niespokojnie, lodowaty wiatr smagnął go po gołych plecach i dotarł aż do serca. Bo on miał serce. Ukryte głęboko, pod warstwami trwogi, żalu i niepewności, biło. Niegdyś dla siebie, później dla niej. Oddał jej całego siebie, wszelkie wady i zalety. Podał jej, jak na dłoni każdą swoją marną cząstkę, wierząc, że uczyni go lepszym.
Dlaczego, dlaczego ona nie zdążyła mu się odwdzięczyć?
Boże, jak to jest, że zabierasz nam tych, których kochamy, zanim oni zdążą nam odpowiedzieć?
Czy jesteś aż tak niesprawiedliwy i nieczuły? Lubisz nas wystawiać na próbę, prawda? Ale powiedz, czy każdy z nas musi być niczym nieszczęsny Hiob? Czy dopiero, gdy stracimy wszystko i zaczniemy pytać będziesz zadowolony?
Draco spojrzał na dom. Gdzieś, z głębi, doszedł go dźwięk telefonu. Doskonale wiedział kto i po co dzwoni. Nie miał siły się poruszyć. Nie miał siły podnieść słuchawki. Nie miał siły słuchać jego głosu.
W życiu każdego człowieka są sytuacje, gdy niewiedza lepsza jest od tragicznej prawdy. Teraz lepiej byłoby, gdyby odszedł, zniknął, zaszył się w głębi własnej świadomości i już nigdy nie otworzył oczu. Ale wiedział, do jasnej cholery, wiedział, że musi żyć. Musi, bo ona by tego chciała. Musi, bo kocha ją ponad wszelkie ludzkie wyobrażenie i zrobi dla niej wszystko. Był w stanie spełnić nawet tak ogromne poświęcenie. Dla niej.
Głuchy dźwięk telefonu po raz kolejny przeciął narkotyczną ciszę, jaka panowała w domu, ogrodzie i wszechświecie. A wszechświat wcale nie był taki duży. Składały się na niego dwie rzeczy: umysł i marność.
Draco ostrożnie poruszył jedną nogą, potem drugą. Powoli, by nie upaść, przeszedł przez balkon w kierunku dochodzącego z głębi willi sygnału. Jej ukochana piosenka. Melodia, która działała na nią niczym ambrozja.
Nie mógł się powstrzymać, kolejny spazmatyczny szloch targnął jego ciałem. Złapał się kurczowo oparcia fotela. Nie był pewien, czy po upadku, będzie w stanie się podnieść.*
Ponownie podniósł rzuconą mu rękawicę. Ten jeden, ostatni raz. Powłóczywszy nogami do bazy stanął przy mahoniowym stoliku. Poczuł woń czerwonych gerberów, jej ukochanych kwiatów. Kupił je dzisiaj, miały być prezentem przy oświadczynach. Wcześniej były symbolem tej wspaniałej, jedynej i cudownej miłości. Teraz sprawiały mu niewyobrażalny, wręcz nieludzki ból. Zamachnął się. Czarny wazon roztrzaskał się o kafle, niczym jego serce, rażone gorzką świadomością pustki.
- Panie Malfoy, wiem, że pan tam jest. – Znienawidzony głos lekarza wyrwał go z narkotycznego stanu upojenia. – Tak nie można, musi pan przyjechać.
Draco nie był w stanie wydać żadnego dźwięku, wpatrywał się w słuchawkę, jak w coś, co zniszczyło jego życie. Jego szansę. Ich wspólną przyszłość.
- Panie Malfoy, nie możemy jej dłużej utrzymywać. Proszę się odezwać, inaczej będę zmuszony odłączyć ją już teraz.
Poczuł, jak po jego plecach przechodzi lodowaty dreszcz. Chciał krzyknąć, by jej nie dotykali. Chciał wrzasnąć, żeby nawet nie śmieli na nią patrzeć. Ale nie mógł. Nie był w stanie myśleć.
Ból zalewał jego chciało o stokroć bardziej, niż wcześniej, gdy stał na balkonie. Ohydna rzeczywistość wdarła się w delikatne, nieosłonięte serce i raniła je raz, po raz, jak bat smaga ciało więźnia skazanego na śmierć.
Spojrzał na jej zdjęcia, cały dom był w fotografiach ukochanej dziewczyny. Drżącymi dłońmi podniósł ze stolika podobiznę brązowowłosej. Te oczy, ufne, pełne niewypowiedzianej miłości i dobra.
Zacisnął powieki i odłożył kawałek szkła tak delikatnie, jakby trzymał w dłoniach najcenniejszy skarb świata. I tak w rzeczywistości było.
- Daj mi szansę, kocham ją. – Wyszeptał, wiedząc, że lekarz wciąż czeka. – Daj mi szansę.
Usłyszał gwałtownie wciągnięcie powietrza, a potem, przepełniony żalem głos.
- Panie Malfoy, ona nie żyje. Za późno.
Pusty dźwięk zerwanego połączenia.
Draco upadł na kolana. Widział przesuwające się obrazy, zamazane wspomnienia, dni, które wspólnie przeżyli.
Każda chwila, każde słowo, gest. Wszystko do niego wracało, z częstokroć gwałtowniejszym bólem. Drganie ust wzmacniało się z kolejnymi sekundami, a on poddawał się temu bez najmniejszych oporów.
Ona nie żyje. Nie żyje.
Rozpaczliwy krzyk wydarł się z zaciśniętego gardła, stłamszony szloch porwał całe ciało w końcowy akt odejścia.
Pogłaskał dłonią fotografię dziewczyny z burzą gęstych loków, wywiniętymi rzęsami i orzechowymi oczyma. Patrzył, jak urzeczony, gdy poruszała się z tym swoim zadziornym uśmiechem.
- Hermiona. Hermiona…
Jej imię brzmiało dlań, jak muzyka.
- Błagam cię, daj mi szansę. Kocham ją! Błagam cię, błagam. Kocham, daj mi szansę. Na litość boską!
Zamknął oczy, z czasem dreszcze zaczynały ustawać, krzyk ustępował miejsca cichym jękom. Draco usnął, trzymając w dłoni czerwone pudełeczko ze srebrnym pierścionkiem w środku.
Słony zapach palonych liści wdarł się do jego płuc. Jesień od dawna zapowiadała swój rychły powrót: widać to było w każdym spazmatycznym oddechu ziemi…

* Upadek ma znaczenie metaforyczne; chodzi o porażkę, niepowodzenie. Draco nie wiedział, czy zdoła pokonać kolejne trudności.

Ten post był edytowany przez Nefretini: 31.10.2010 11:59


--------------------
"Puszczała się dziewczyna, puszczała z miłości,
Puszczała dla pieniędzy, puszczała z litości,
Aż taką masę razy upadła moralnie,
Ze całkiem się skurwiła – i wpadła fatalnie,
Albowiem w ciążę zaszła od jednego z gości:
Tak powstał SKURWYSYNDYK MASY UPADŁOŚCI.
"
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
katbest
post 01.11.2010 19:31
Post #2 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 35
Dołączył: 01.04.2009
Skąd: Gdynia

Płeć: włóczykij



Nef, nie wiem co napisać.
Ujęłaś mnie za serce, a dzisiaj strasznie tego potrzebowałam. I dziękuje, pokazałaś mi coś czego nie umiałam dostrzec.
Miniaturka piękna i wyjątkowa.
Katbest smile.gif


--------------------
"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać." - Antoine de Saint-Exupéry
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
rioko
post 13.01.2011 16:53
Post #3 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Dołączył: 06.01.2011




Hmmm... Nie wiem co powiedzieć... Zazwyczaj nie czytam rzeczy tego typu, ale dzisiaj cos mnie podkusiło, i nie żałuje. blush.gif Piekne, naprawde piękne. cry.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Muchomorek
post 22.01.2011 14:51
Post #4 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 31
Dołączył: 24.09.2008
Skąd: Bydgoszcz

Płeć: Kobieta



oh. I jej.
Smutne, tragiczne... łapiące za serce.
Pięknie napisane.
Tyle.
cry.gif


--------------------
Głęboko wierzyć...w swoje racje.
Mądrze wątpić...w sens popełnianych czynów.
Dążyć do celu...w życiu.


User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 16.04.2024 08:28