Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Opowiadanka Takie Tam... [zak] > LW, nastrojowość rlz

Aeth
post 09.05.2004 10:38
Post #1 

Ice Queen


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 97
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: krakowskie czeluście




No właśnie, mam zamiar zaprezentować tutaj moje krókie opowiadanka, które powstają pod wpływem różnych dziwnych moich nastrojów. Niektóre będą autorskie, niektóre, jak ten poniżej, będą fickami, ale spokojna głowa - nie potterowskimi wink.gif.
Jako, że jestem wielką fanką serii "X-Men", musiałam coś kiedyś napisać, bo aż mnie rozpierało. Tak więc prezentuję tutaj, jak na razie jedyny opublikowany mój dotąd tongue.gif, fick z "X-Men: Evolution". Z tego, co się orientuję, jest na forum kilka fanów serialu, więc mam nadzieję, że przeczytacie cool.gif. Dla rozeznania - rzecz dzieje się podczas odcinka trzeciego sezonu "Under Lock and Key".

"Niechciane pytania"

Sufit to nie jest najciekawszy obiekt do wpatrywania się. Jest biały, pusty, nie licząc okazjonalnych, monotonnych neonowych lamp, które wcale jednak nie wprowadzają koloru. Sufit jest po prostu nudny. Zresztą co ja się będę oszukiwać, całe to miejsce jest wręcz okazem ciekawości i ma tyle rzeczy do zaczepienia oka, że aż nie wiem od czego zacząć. Może od szafki przy drzwiach? Przecież ma tyle ciekawych szufladek i na pewno na każdej znajdzie się coś interesującego. A może od aparatury medycznej po lewej? Tyle rurek i guziczków, że aż pozazdrościć można. Rzeczywiście, na pewno każdy chciałby znaleźć się na moim miejscu, w instytucyjnej izolatce. No nie, aż sama sobie zazdroszczę. Wszyscy oczywiście są gdzieś indziej, na przykład w Londynie, albo jeszcze dalej. Tylko Kitty i Kurt są w domu. Nie licząc oczywiście hałaśliwych rekrutów. Nie, żebym szukała towarzystwa, wcale mi to nie potrzebne, ale miło jest chociaż wiedzieć, co się dzieje.
Ciekawe, kiedy wróci Logan? Razem ze Storm szuka Mystique. Nie, nie chcę teraz o tym myśleć, to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuję; przypominać sobie, jak wspaniałą Misty była przyjaciółką. Bo choć jak bardzo bolesny jest to fakt, tak jest jak najbardziej prawdziwy. I już sama nie wiem, co bardziej boli. Ona jedyna naprawdę się o mnie troszczyła, fajnie było razem pogadać czy zrobić wypad na miasto. Lubiłam spędzać z nią czas, czułam, że mnie rozumiała. I jak wszystko w moim życiu, tak i to okazało się jednym wielkim oszustwem. Utrzymywała, że zrobiła to po to, żeby być blisko mnie. Ale jak ja mam jej teraz wierzyć? Wiem już, jaka naprawdę jest: zła, podstępna, dwulicowa. Działała tylko na szkodę X-Men i jak może teraz oczekiwać ode mnie, że uwierzę w jej kłamstwa? Nie, już się nauczyłam i więcej tego błędu nie popełnię. Poradzę sobie z tym, z tą... zdradą tak samo jak z całym moim dotychczasowym życiem. Nie wiem, jak Kurt znosi fakt, iż ta sama zdradliwa osoba jest jego prawdziwą, biologiczną matką. Mnie tylko adoptowała, ale czuję się bardziej podle niż kiedykolwiek. Elf przynajmniej ma to szczęście, że jej nie znał. A ja? Ech, naprawdę nie chcę o tym myśleć.
Przekręcam się na bok i mój wzrok pada na talerz, jaki jakiś czas temu przyniósł Kurt. Brat? Czy mam teraz o nim tak myśleć? Nigdy nie miałam brata, ba, nie miałam nawet prawdziwej rodziny, a nagle słyszę słowo „siostrzyczko” i mimo, że bardzo chcę wcale się tym nie przejmować, nie potrafię utrzymać na twarzy obojętności. Może to jakiś promyk nadziei na lepsze jutro? To znaczy o ile Magneto wszystkiego wcześniej nie zniszczy, ale tak czy inaczej, czuję się lepiej, kiedy myślę o słowach elfa. Że uważa mnie za siostrę i będzie mnie wspierał. Zawsze byłam sama, nie tylko z własnego wyboru, a teraz nagle mam brata. I chociaż tak naprawdę wcale nie jesteśmy spokrewnieni i że ponoć moja gadka to tylko próba wyparcia prawdy, naprawdę czuję się lepiej, pewniej. Nawet na tyle, żeby się uśmiechnąć.
Patrząc na leżące na talerzu zimne jedzenie, mój żołądek, mimo jasnych i klarownych sprzeciwów ze strony mojego układu nerwowego, zaczyna swój burczący protest. Kitty może i nie umie gotować, ale człowiek jeść musi, więc biorę talerz na kolana i testuję, co też ta zwariowana dziewczyna tym razem przyrządziła. Pełna uzasadnionych obaw, przełykam zimny kąsek i czekam cierpliwie, aż moje kubki smakowe zadziałają. I może nie zadziałały dobrze, ponieważ jedzenie wcale nie smakowało tak tragicznie. Może dzięki temu, że było zimne, specjalny sos Kitty stracił na intensywności i dzięki temu stał się w miarę jadalny. Nie mam jednak na co narzekać, bo jestem głodna i nie chce mi się wymyślać kąśliwych uwag, jakimi z pewnością obrzuciłabym tę porcję w innych okolicznościach. A może Shadowcat nareszcie nauczyła się gotować? Nie, po krótkim namyśle zdecydowanie odrzucam tę myśl. Co jak co, ale gotowanie na pewno nie jest jej powołaniem. Ani prowadzenie samochodu. Do tej pory zastanawiam się, jaki cudem zdała egzamin. Mina Logana po ochotniczej przejażdżce dobitnie świadczyła, że ta dziewczyna za kierownicą jest niebezpieczna. Ale z drugiej strony ciekawa jestem, czy Wolverine też miał na twarzy ten sam przerażony wyraz, kiedy ja prowadziłam jego motor. No właśnie, tak naprawdę zastanawiam się, co teraz robi. To zadziwiające, że przez tak krótki czas Logan stał się mi taki bliski. Tylko on wydaje się mnie naprawdę rozumieć. To jego prosiłam o pomoc, bo wiedziałam, że na nim mogę polegać, i to jego zobaczyłam zaraz po przebudzeniu. Bolała mnie wtedy głowa, czułam się słabo, ale zatroskany i zaskoczony wyraz jego twarzy sprawił, że zapomniałam o wszystkim i rozpłakałam się. I wcale nie było mi wstyd. Wręcz przeciwnie, poczułam ulgę. W tamtej chwili zrzuciłam wszystko z barków i chyba po raz pierwszy w życiu poczułam, że nie muszę ukrywać uczuć. Poczułam się dziwnie wolna, swobodna. Potem poprosiłam Logana, żeby nikomu o tym nie wspominał, a on tylko uśmiechnął się krzywo i mówiąc, żebym poszła spać, cicho wyszedł za drzwi. Od tamtej pory przychodził codziennie żeby porozmawiać. Zwykle nie przychodzono do mnie tylko i wyłącznie, żeby ze mną porozmawiać, więc była to dla mnie swego rodzaju nowość i cieszyłam się po cichu, że znalazłam przyjaciela, który niczego nie chce w zamian. Teraz wiem, jakie to w życiu ważne.
Kończę jedzenie i bezwiednie odkładam pusty talerz, po czym układam się na drugim boku i przyciskam mocno poduszkę. Zaraz poczuję się śpiąca, ale nie zamykam jeszcze oczu. Wiem, że nie zasnę jeszcze przez jakiś czas, więc wpatruję się w ścianę i staram się już nie myśleć o bolesnych wspomnieniach. Zamiast tego próbuję przypomnieć sobie jakieś szczęśliwe chwile, ale nie idzie mi to zbyt dobrze. Może po prostu nie przeżyłam tutaj zbyt wielu takich momentów? Może to, co zawsze zdawało mi się szczęśliwą chwilą wcale nie istniało? Może wszystko jest tylko jednym wielkim złudzeniem, a ja się zaraz obudzę i przestanę śnić ten koszmarny sen? Może wszystko, co kiedykolwiek czułam, było tylko żałosną próbą załatania wszechobecnej pustki w moim sercu? Ale przecież wiem, co czułam. Pamiętam na przykład to ściskanie w żołądku na jego widok i trudności w wypowiedzeniu pełnego zdania. Tak, pamiętam przecież Scotta i moje zauroczenie. A może to też czuł ktoś inny? Jean? Przecież jej moce i wspomnienia też przejęłam. Ale czy to na pewno była ona, a nie ja? Zamykam szybko oczy, żeby odgonić te myśli. Już sama nie wiem, co jest prawdą. Zawsze miałam z tym problem, ale teraz, po tym co się stało, już sama nie jestem niczego pewna. Moje moce to moje przekleństwo. Jak ja mam żyć, skoro każda kolejna osoba, której dotknę na zawsze zostanie w moim umyśle? Czy nauczę się radzić sobie z tym? Czy dlatego tu jestem? Czy mam się izolować do końca swojego nędznego życia i uciekać przed samą sobą, pozwalając, żeby ktoś inny zajmował moje miejsce? Czy jest w tym jakiś sens? A jeśli nigdy nie uda mi się nauczyć się kontroli nad swoją mocą? Co wtedy?
Gwałtownym ruchem siadam na łóżku i podkulam nogi pod brodę. Chowam głowę w kolanach i z całych sił staram się odgonić te myśli od siebie. Rozpatrywanie swojego losu w tej pustej sali to najgorsze, co mogło mnie spotkać. Nic innego mi nie pozostało. Chcę, żeby przyszedł Logan, chcę z nim porozmawiać, powiedzieć mu o wszystkich wątpliwościach, bo wiem, że on mnie zrozumie. Nie chcę całe życie zastanawiać się nad tym, co się stanie. Co może się stać. Ale Logan jest daleko. Niech ktoś przyjdzie, ktokolwiek. Niech uratuje mnie przed tymi myślami. Niech zaproponuje grę w warcaby albo słowne zgadywanki. Jakkolwiek głupie by to nie było, zgodzę się na wszystko. Nawet na ciasto upieczone przez Kitty. Tylko niech ktoś przyjdzie. Nie chcę być całe życie sama.
Niech ktoś przyjdzie...


--------------------
"May it be a light for you in dark places, where all other lights go out."
"The dwarf breathes so loud we could have shot him in the dark."
"Haldir o Lórien. Henio aníron, boe ammen i dulu lîn. Boe ammen veriad lîn."
"In the jungle the mighty jungle I've got a lovely bunch of coconuts"!
"Ohana to znaczy rodzina, a w rodzinie nie można nikogo odtrącić ani porzucić."

MovieForum, Strefa Forumowych RPG!!, FanfikPl - Pierwszy Polski Portal Fanfikowy!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Bratiin
post 09.05.2004 12:58
Post #2 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 55
Dołączył: 16.02.2004
Skąd: Hammer Bay, Genosha

Płeć: Kobieta



No cóż, wydaje mi się że dobrze oddałaś charakter Rogue. Doskonale umiem wyobrazić sobie ją z takimi myślami. Można by troche dodać odczuć związanych z jej mocą - na przykład co wtedy czuje... Chociaż sama nie wiem...
Podoba mi się że nie ma tu opisanej jakiejś spektakularnej walki z użyciem supermocy - tylko uczucia. I wydaje mi się, że to właśnie jest najlepsze.

Co do strony technicznej nie zauważyłam jakiś błędów wink.gif


--------------------
...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
ikar
post 10.05.2004 19:28
Post #3 

Mały człowieczek...


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 368
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Wawa :D

Płeć: Mężczyzna



Nom, i ja ci mówiłem podobnie tongue.gif - błędów nie ma albo większych, albo je skutecznie maskujesz wprowadzanym nastrojem - no i konwencją - takie konstrukcje bardzo dobrze oddają myśli - szczególnie takiej nieco rozbieganej osóbki jak Rogue smile.gif. Czuć, że ją rozumiesz - i czuć obecność Rogue smile.gif.

A szczególnie... masa emocji jest zawarta w końcówce - bardzo dobrej i przejmującej... smile.gif.

Czekam na więcej smile.gif


--------------------
"At least we had a chance to say... Goodbye"
Nie ma opowiadań doskonałych - są tylko takie, w których jeszcze nie znaleziono błędów... (albo już je poprawiono :D)
Tolerancja, Wolna wola, Miłość (:)), Optymizm :)
Największe polskie forum RPG by Forum: Strefa Forumowych RPG ^^
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Rapsodia
post 11.05.2004 11:34
Post #4 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 52
Dołączył: 28.07.2003
Skąd: Radom

Płeć: Kobieta



Zawsze jak oglądalam te odcinki zastanawiałam sie, co tak naprawde dzieje się w głowie Rogue. I wreszcie wiem. Każde odczucie, które opisałaś jest wręcz namacalne. I ta jej bitwa z myślami...

Oczywiście czekam na więcej. smile.gif


--------------------
user posted image user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Aeth
post 13.06.2004 18:50
Post #5 

Ice Queen


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 97
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: krakowskie czeluście




Myślę, że minęło już dośc czasu, żeby zaprezentować tu kolejne moje opowiadanie. Część z Was zapewne je pamięta, bo już je tu prezentowałam, ale z przyczyn ode mnie niezależnych, odeszło. Ten twór textowy jest jednym z moich ulubionych - nazywam to opowiadaniem fazowym, bo płakałam ze śmiechu, jak to pisałam. No, mam nadzieję, że i Wam wyda się choć trochę śmieszne wink.gif. Zapraszam smile.gif
I dziękuję bardzo za komentarze do "Niechcianych pytań". W głowie pląta mi się już następny pomysł na ficka z Rogue wink.gif
A tymczasem:

Bułka z masłem, czyli kto zrozumie koty?

Bułka z masłem, pomyślała, kiedy pierwszy raz wyobrażała sobie sytuację. Tak właśnie miało to wyglądać; bezproblemowo, bezkompromisowo i zdecydowanie. Nic trudnego. Wystarczyło tylko wejść do środka, niezauważenie pochwycić dwie ciepłe bułeczki leżące na drewnianym blacie piekarskim, cichutko się wycofać i wyjść tym samym oknem, z którego skorzystało się do nielegalnego wtargnięcia. A potem, jak gdyby nigdy nic, ulotnić się ocienioną uliczką i podążyć w kierunku doków z bułeczkami bezpiecznie spoczywającymi w rękawach. Wszystko oczywiście w porannym świetle słonecznego poranka. I gdzie tu był haczyk? Otóż to, że nie było, ale wszystkie żyjące istoty ziemskie wiedzą, że kiedy coś może pójść niezgodnie z planem, to tak właśnie się stanie. A wyjątki od reguł zdarzają się tak często, jak błogosławieństwa od bogów. I nic w tym wypadku nie usprawiedliwiało tego faktu, nawet to, że Evelyn kradła ciepłe bułeczki odkąd ukończyła siedem lat.
Zaczęło się zupełnie niewinnie. Gdy jej stopa, odziana w przylegający do ciała lekki but, dotknęła powierzchni podłogi, kot, leżący na krześle nieopodal stołu, zastrzygł uszami. Kota Evelyn nie planowała, ale jako że był zwinięty w luźny kłębek uznała, że śpi i nie poświęciła mu większej uwagi. Kiedy przestawiła przez parapet drugą nogę, a potem całe ciało i znalazła się w pomieszczeniu, w którym miała dokonać swoje niecnego zamachu, kot ani drgnął. To dodało jej pewności, że już się nie obudzi i nie przewidując większych problemów, na palcach udała się w kierunku stołu, na którym w rzędach leżały świeżo upieczone bułeczki. Niektóre z nich jeszcze dymiły. Evelyn wciągnęła nosem ten wspaniały aromat i zaraz też poczuła nieznośne skurcze w żołądku i zapragnęła wydostać się stąd jak najszybciej, aby móc nacieszyć się, zasłużonym, w jej mniemaniu, śniadaniem. Uważając, aby piekarz, krzątający się w drugim pomieszczeniu nie usłyszał żadnego dźwięku, ostrożnie podeszła do stołu, i, zerkając dla pewności na uchylone drzwi, za którymi dostrzegała cień barczystego człowieka, wzięła do ręki dwie bułeczki, starając się wybrać najładniejsze, a co za tym idzie, najsmaczniejsze. Już uśmiechała się sama do siebie, kiedy, robiąc obrót w kierunku okna, napotkała oczy kota. W pełni przebudzone, szeroko otwarte, żółte kocie oczy, wpatrujące się prosto w nią. Jej serce na chwilę zamarło, ale kiedy przez kilka sekund nie stało się nic, uspokoiła się trochę i skarciła samą siebie. To tylko kot, pomyślała, kiedy zaczęła się wycofywać do wyjścia. I, jak to bywa, przeliczyła się. Musiał to być jakiś kot obronny, albo coś w tym stylu, bo gdy tylko Evelyn zrobiła dwa kroki, kot podniósł się na nogi i zgrabnie zeskoczył na drewnianą podłogę. Dla dziewczyny odgłos, jaki odbił się po stąpnięciu miękkich łap zwierzęcia na posadzce zdawał się być równie głośny, jak huknięcie gromu w deszczową noc, toteż z przerażeniem w oczach gwałtownie odwróciła głowę, żeby sprawdzić, czy przypadkiem piekarz niczego nie słyszał. Uspokoiła się trochę, ale tylko trochę, kiedy w ciągu kilku następnych sekund nikt nie wtargnął do pomieszczenia. Widać pieczenie było zbyt pochłaniające. Całkowicie zapominając o kocie, który stał spokojnie pod jej nogami i przenikliwie lustrował ślepiami całą jej postać, przyspieszyła nieco kroku, nie chcąc za nic w świecie zostać przyłapaną. Przez pięć sekund, jakie zajęło jej przejście przez parapet, nie stało się absolutnie nic. Kot jakby skamieniał, bo nic tylko stał na łapkach, z ogonem wystrzelonym w górę i wydawał się zupełnie nieszkodliwy. Tak, ewidentnie tylko się wydawał, bo gdy Evelyn, z jedną nogą jeszcze nie do końca po bezpiecznej stronie, napotkała po raz drugi wzrok zwierzęcia, tym razem nie potrafiła się od niego oderwać. Trwała tak więc w tej niecodziennej pozycji, wpatrując się w żółte ślepia i cały świat wokół niej zaczął wirować. Obraz przed jej oczami zakrzywiał się, przybierał koliste kształty, przybliżał się i oddalał. Nie miało to zupełnie sensu, ale chwilę potem stało się dla niej jasne, że kot jednak był obronny, tylko działać musiał za pomocą czarów. Otóż piekarz, chcąc zapewne dołożyć do stołu kolejną porcję świeżych wypieków, wszedł do pomieszczenia i widząc smarkacza przechodzącego przez parapet okna z bułeczką w jednej ręce, doszedł do pewnego wniosku, iż ma do czynienia ze złodziejem. Natychmiast też zareagował, zatrzymując się gwałtownie w pół kroku i krzycząc jedno, tak wiele mówiące słowo.
- Złodziej!
To obudziło nie tylko pozostałą część personelu piekarni, która z miejsca rzuciła pracę, jak i Evelyn, której obraz przed oczami stał się nagle tak przejrzysty, jak kałuża na brukowanej ścieżce. Widząc dokładnie piekarza, który dudniącymi po drewnie krokami zbliżał się do niej w zatrważającym tempie, w mgnieniu oka zwinęła nogę z pola widzenia pulchnego człowieka, tym samym w ostatniej chwili uniknęła złapania za kostkę. Zapomniała jednak o jednym fakcie, o którym boleśnie przypomniała sobie sekundę po tym, jak runęła czterema literami na twardą powierzchnię kamiennej ulicy. Krzyki nawołujące do łapania „tego smarkacza” momentalnie postawiły ją na nogi i nie zważając już na nic, tym samym ignorując rozprzestrzeniający się po pośladkach ból, rzuciła się do ucieczki w dół ulicy. Wkrótce wybiegła z zakamarka i znalazła się na targu, jednak dobiegające z tyłu krzyki nie pozwoliły jej łudzić się, że zgubi pościg w tłumie. Wparowała jednak w gąszcz ludzkich ciał i nie zwalniając kroku, odwróciła się do tyłu, żeby zorientować się co do odległości goniących. Zaraz też pożałowała tego ruchu, gdyż, w wyniku braku posiadania oczu z tyłu głowy, nie dane jej było ujrzeć stoiska z jabłkami, na jakie centralnie władowała się, przewracając i stoisko i kilku ludzi, którzy akurat w tym momencie znajdowali się w bezpośredniej odległości. Pech, jak to pech, chciał akurat, żeby wśród poszkodowanych znalazł się strażnik miejski, który jak tylko pozbierał się na nogi, z furią wystrzeliwaną z oczu zawołał stojących nieopodal kompanów. Oczy Evelyn nie miały nawet czasu, żeby poszerzyć się do granic możliwości. Ze zwinnością, o ironio, kota, wyplątała się z jabłek, wśród których leżała, i, nie zapominając o swoich złodziejskich instynktach, schowała do kieszeni jedno, bardzo soczyste zielone jabłko. Zanim pościg złożony z ekipy piekarskiej zdążył dobiec do miejsca wypadku i dołączyć do grupy strażników, dziewczyna już była co najmniej pięć metrów dalej, tym razem wśród stoisk z jedwabiami. Prześlizgiwała się pośród ludzi niczym wąż pośród piasku, od czasu do czasu potrącając jakąś niewinną duszę, ale ciągle jednak czuła na sobie wzrok oddziału pościgowego i nie zwalniała kroku, nawet mimo lekkiej zadyszki, jakiej zdążyła się już dorobić. Ten stan nie trwał długo, bo gdy znalazła się w sekcji z dywanami, zderzyła się z rozwieszonym na oścież, zupełnie nie wiadomo dlaczego na samym środku przejścia, perskim okazem namiotowym i runęła w tył, na plecy. Już jakaś dobra dusza ludzka wyciągnęła rękę, aby pomóc jej wstać, gdy z zewsząd dobiegł ją potężny głos:
- Stać! To złodziejka!
Dobra dusza ludzka natychmiast wycofała dłoń, a Evelyn znów zmuszona była do drastycznych działań. Nie miała jednak nawet czasu, żeby wstać, gdyż pochwycona została za kołnierz i brutalnie postawiona na nogi. Przed oczami pojawiła jej się pobliźniona twarz w hełmie z czerwonym piórkiem, a sarkastyczny uśmiech na posklejanych wargach wskazywał na wybitną satysfakcję.
- No proszę, i kogo my tu mamy?
Szarpanie nic nie pomogło, bo uścisk na kołnierzu był niczym z żelaza. W chwilę później za plecami strażników pojawił się zadyszany piekarz i jego ekipa, z wałkami do ciasta i drewnianymi szuflami w rękach.
- Nie denerwuj się tak, mała. Posiedzisz sobie jakiś czas w miłym i przytulnym areszcie.
Grupa stróżów prawa roześmiała się tubalnie, a Evelyn postanowiła, że choćby nie wiadomo co, nie dostanie się do celi. Zbyt długo napracowała się nad zdobyciem śniadania, a że głodna była jak wilk, jak wilk również zareagowała, agresywnie przywalając strażnikowi w czułe miejsce. Ten zwinął się jak gąbka, z konieczności użycia obu rąk puścił Evelyn, która już nie czekała na finał wydarzenia, tylko wdrapała się błyskawicznie na najbliższe stoisko, tak, że nikt z zebranych nie miał szans jej pochwycić, po czym szybko przeskoczyła na dach i znikła z pola widzenia pościgu.
Na tym jej problemy jednak się nie skończyły, gdyż na drugim dachu, na jakim się znalazła, jej stopa trafiła widać na wrażliwe miejsce konstrukcyjne, po czym grunt pod jej nogami załamał się i runęła z krzykiem w dół. Gdy kurz ustąpił a sama odzyskała czucie w dobitnie już uszkodzonych czterech literach, rozejrzała się po pomieszczeniu, które, dzięki wszystkim bogom, było puste. Chwilowo, znaczy się, gdyż zaraz do drzwi wtargnęli strażnicy, ci sami zresztą, którym już zdążyła zaleźć pod skórę. Skarciła się za krzyk, ale udało jej się pozbierać z podłogi na czas i uciec przez najbliższe okno. Mając w pamięci poprzednią porażkę z parapetem dzisiejszego dnia, pamiętała, żeby przytrzymać się czegoś zanim dokona skoku. Po udanej operacji, nie czekając aż dogonią ją stróże, których przekleństwa ciągle miała w uszach, rzuciła się prosto, kiedy jej oczom ukazał się rząd opartych o ścianę desek. Nie myśląc zbytnio, a raczej myśląc tylko o tym, jak bardzo przeszkodzi to w pościgu, rozrzuciła je na ziemię. Finału już nie widziała, ale słyszała, z coraz to większych odległości.
Przebiegając jeszcze parę metrów i przecznic zauważyła, że znajduje się w nieznanej sobie, jak dotąd, dzielnicy, gdzie pełno było uliczek, zakrętów i zakątków. Zgubienie się w takim labiryncie było przez nią zarówno pożądane jak obawiane, jednak bez namysłu skręciła w prawo, potem w lewo, potem jeszcze raz w lewo, a potem już straciła rachubę. Zatrzymała się więc, żeby nasłuchać odgłosów grupy pościgowej (w tym momencie pomyślała, że piekarz już na pewno dał za wygraną), i po chwili dobiegły ją jakieś kwieciste przekleństwa. Nie potrafiła jednak dokładnie zlokalizować owych dźwięków, postanowiła więc schować się gdzieś i przeczekać tę burzę. Rozglądając się wokół stwierdziła jednak, że kryjówki na pewno tu nie uświadczy, więc wolnym krokiem ruszyła w kierunku prostym. Po chwili jej oczom ukazał się całkiem spróchniały, obrośnięty zieleniną i mchem płot, który ciągnął się jak morze długie i szerokie we wszystkie strony. Stojąc przed nim odwróciła głowę w jedną stronę, potem w drugą, ale nie zlokalizowawszy żadnego niepożądanego osobnika, przylgnęła plecami do płotu z zamiarem ucieczki przezeń. Tym razem jednak jej wzrok ewidentnie padł na kogoś, a raczej na coś. Otóż półtora metra przed nią siedział kot. Czarny kot, o żółtych ślepiach i przenikliwym spojrzeniu. Już nie wiedziała, czy to pech chciał, czy osąd boski, ale kotem był ów ten sam zwierz, od którego cała ucieczka się rozpoczęła. Mimo szczerych chęci nie potrafiła zdobyć się na rzucenie się na niego i wygarbowanie mu skóry i zwaliła to na te jego czary. Nie czuła jednak żadnego podejrzanego wirowania, a sam kot jak gdyby nigdy nic podniósł do góry jedną łapkę i najnormalniej w świecie zaczął ją lizać. Trwało to może kilka sekund, ale Evelyn, z własnej woli przyparta do płotu, nie potrafiła się ruszyć. Z żalem pomyślała o stygnących w jej rękawach ciepłych bułeczkach oraz soczystym jabłku spoczywającym w kieszeni i żołądek, podjudzany przez mózg, zaczął swoje nieprzyjemne, głośne harce. Męki dziewczyny jednak niespodziewanie się skoczyły, gdy miało miejsce coś, w co do tej pory mała złodziejka nie potrafiła uwierzyć.
- Za płotem jest skrót do doków – powiedział kot kobiecym głosem, po czym spokojnie wstał, odwrócił się i wolnym krokiem pomaszerował w siną dal, znikając za najbliższym zakrętem.
I jak kot powiedział, tak za płotem znajdował się skrót do doków.

Ten post był edytowany przez Aeth: 13.06.2004 19:48


--------------------
"May it be a light for you in dark places, where all other lights go out."
"The dwarf breathes so loud we could have shot him in the dark."
"Haldir o Lórien. Henio aníron, boe ammen i dulu lîn. Boe ammen veriad lîn."
"In the jungle the mighty jungle I've got a lovely bunch of coconuts"!
"Ohana to znaczy rodzina, a w rodzinie nie można nikogo odtrącić ani porzucić."

MovieForum, Strefa Forumowych RPG!!, FanfikPl - Pierwszy Polski Portal Fanfikowy!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Sir Momo Mumencjusz Mum
post 13.06.2004 19:26
Post #6 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 154
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: z Warszawy




Jeden tylko błąd mi zapadł w pamięć

Chwilo, znaczy się, gdyż zaraz do drzwi wtargnęli strażnicy, ci sami zresztą, którym już zdążyła zaleźć pod skórę. <-- powinno być chwilowo


Bardzo ładne, miło się czyta. Nie sądzę tylko, by dwie bułki były powodem takiego intensywnego pościgu (no chyba, że piekarz pomyślał, że okradła mu cały dom i pół piwnicy)...

Tak więc bardzo mi się podoba i liczę na więcej


--------------------
W imię Moda, bezczelnym nabijaczom wieczny przynosimy odpoczynek! Amen.

jam ci on gdyżeś aniele wzbił się księżyc świeci w jeziorze pluskają ryby i do tego wcale idę i widzę i słyszę i tak dalej bo w końcu zaiste przeszłość przepowiedziana przeznaczeniem jest zawsze ten obcy co jeździł koleją w armacie widziany huk raz za razem niby on nie ja wy amen

To ja ^^
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Aeth
post 13.06.2004 19:54
Post #7 

Ice Queen


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 97
Dołączył: 05.04.2003
Skąd: krakowskie czeluście




QUOTE
Nie sądzę tylko, by dwie bułki były powodem takiego intensywnego pościgu (no chyba, że piekarz pomyślał, że okradła mu cały dom i pół piwnicy)...


To ja już nie wnikam, jak to się działo wink.gif. Może akurat ta piekarnia często bywała celem złodziei świeżego pieczywa? You never know wink.gif
A co do tego "więcej" - ostatnio wpadł mi do łba nowy pomysł na opowiadanie fazowe, więc niedługo się zabiorę do pisania. Hehe, aż się boję biggrin.gif
Gracias za komenta happy.gif
A błąd poprawiłam :]

Ten post był edytowany przez Aeth: 13.06.2004 19:55


--------------------
"May it be a light for you in dark places, where all other lights go out."
"The dwarf breathes so loud we could have shot him in the dark."
"Haldir o Lórien. Henio aníron, boe ammen i dulu lîn. Boe ammen veriad lîn."
"In the jungle the mighty jungle I've got a lovely bunch of coconuts"!
"Ohana to znaczy rodzina, a w rodzinie nie można nikogo odtrącić ani porzucić."

MovieForum, Strefa Forumowych RPG!!, FanfikPl - Pierwszy Polski Portal Fanfikowy!
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 19.04.2024 13:08