Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

9 Strony « < 6 7 8 9 > 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Behind The Scar

Rosssa
post 03.03.2007 21:04
Post #176 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 205
Dołączył: 25.09.2006
Skąd: City centre

Płeć: Kobieta



Póki co to sprzedałeś Hito tongue.gif Ja też wiem, że jest dziewczyną, ale skoro się sama nie ujawniła to nie chciałam robić tego za nią. A skoro tajemnica się wydała i przy BTS to...Hito czemu ukrywasz swoją prawdziwą płeć? wink2.gif


--------------------
Love - devotion
Feeling - emotion

Don't be afraid to be weak
Don't be too proud to be strong
Just look into your heart my friend
That will be the return to yourself
The return to innocence.

If you want, then start to laugh
If you must, then start to cry
Be yourself don't hide
Just believe in destiny.

Don't care what people say
Just follow your own way
Don't give up and use the chance
To return to innocence.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
PrZeMeK Z.
post 03.03.2007 21:06
Post #177 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



blink.gif

TO jest dopiero sensacja.

Serio?


--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Rosssa
post 03.03.2007 21:14
Post #178 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 205
Dołączył: 25.09.2006
Skąd: City centre

Płeć: Kobieta



Jak najbardziej prawda wink2.gif


--------------------
Love - devotion
Feeling - emotion

Don't be afraid to be weak
Don't be too proud to be strong
Just look into your heart my friend
That will be the return to yourself
The return to innocence.

If you want, then start to laugh
If you must, then start to cry
Be yourself don't hide
Just believe in destiny.

Don't care what people say
Just follow your own way
Don't give up and use the chance
To return to innocence.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tara***
post 04.03.2007 00:16
Post #179 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 11
Dołączył: 02.04.2006
Skąd: Kraków

Płeć: Kobieta



Niemożliwe, myślałam, że Hito jest mężczyzną. Jeśli nie, to po co napisała/ał, że jest mężczyzną. Może to skomentuje
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
patix
post 04.03.2007 04:07
Post #180 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 126
Dołączył: 28.08.2006

Płeć: Kobieta



Jak dla mnie może być nawet hermafrodytą XDDDDDD
Ważniejsza sprawa - kiedy następna część?


--------------------
i don't think he wanted to kill James ... i mean,it's Voldy!~he'd kill everyone and everything
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 04.03.2007 11:56
Post #181 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Następna część? Daleko na horyzoncie. Zaczął się już nowy semestr, a zmiany w nim niestety nie są na lepsze - krótko mówiąc, troszkę to może potrwać.
Jakbyście mnie tak za sceny akcji nie zjechali, to też wena by mnie nie opuściła. Sami jesteście sobie winni :]

Kal-el, Rossa>>no, no. Sprawa bardziej ciekawa i tajemnicza niż moje dwa fici razem wzięte. Jeśli można wiedzieć, skąd posiadacie takie rewelacyjne informacje, hmm?


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Rosssa
post 04.03.2007 12:49
Post #182 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 205
Dołączył: 25.09.2006
Skąd: City centre

Płeć: Kobieta



Widzę Hito, że nie za bardzo cieszy Cię ta wiadomość, więc nie będę podawać źródła skąd wiem. I przepraszam, nie wiedziałam, że Cię tak to bedzie drażnić. Może tak, mam tu na magicznym na pisać skąd wiem czy na priva?

Ten post był edytowany przez Rosssa: 04.03.2007 12:50


--------------------
Love - devotion
Feeling - emotion

Don't be afraid to be weak
Don't be too proud to be strong
Just look into your heart my friend
That will be the return to yourself
The return to innocence.

If you want, then start to laugh
If you must, then start to cry
Be yourself don't hide
Just believe in destiny.

Don't care what people say
Just follow your own way
Don't give up and use the chance
To return to innocence.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 04.03.2007 16:34
Post #183 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Możesz pisać tu, możesz na priva - i tak, skoro tylu czytelników ta kwestia poruszyła, czuję potrzebę odniesienia się do tego na forum.
Oj, nie martw się, Twoje wiadomości wcale mnie nie drażnią.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Rosssa
post 04.03.2007 22:54
Post #184 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 205
Dołączył: 25.09.2006
Skąd: City centre

Płeć: Kobieta



Dobra, wysłałam do Ciebie wiadomość na priva wink2.gif I mam nadzieję, że się dowiemy prawdy smile.gif


--------------------
Love - devotion
Feeling - emotion

Don't be afraid to be weak
Don't be too proud to be strong
Just look into your heart my friend
That will be the return to yourself
The return to innocence.

If you want, then start to laugh
If you must, then start to cry
Be yourself don't hide
Just believe in destiny.

Don't care what people say
Just follow your own way
Don't give up and use the chance
To return to innocence.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 05.03.2007 09:06
Post #185 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Nooo, muszę przyznać, że czuję się rozczarowany. Miałem nadzieję na jakąś Spiskową Teorię Dziejów, a tu tylko...
Wiedziałem, że to wina Estieja. I mojego fica. I mojego - najwyraźniej - dennego poczucia humoru/sarkazmu *cięęęężkie westchnienie*

W każdym razie, kończy tę sprawę, która tu nie należy. Bardzo nie lubię, gdy ktoś kłamie w swoim profilu, jaki w tym sens? Ja bym nigdy tego nie zrobił - i nie zrobiłem.

Mam nadzieję, że mówiąc o winie estieja po prostu zapomniałeś wstawić wink2.gif
Bo jeśli ktoś poważnie potraktował moje dawne stwierdzenie, że Hito jest kobietą z uwagi na wrażliwość, jaką wykazuje w swoich fikach, to że tak powiem, nie wykazał się do końca czujnością.
Nie wiem jakiej płci jest Hito, nigdy go nie spotkawszy w realu, ale nie mam podstaw by nie wierzyć w jego prawdomówność. I poczucie humoru.


Jasne, że poważnie Cię nie winię wink2.gif
No, ludzie, słuchać Pana Moderatora, słusznie prawi.
Natomiast chwilowo zjadło mi część nowego fragmentu, żesz by to...

Ten post był edytowany przez Hito: 05.03.2007 21:23


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Luinehil
post 11.06.2007 23:07
Post #186 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 02.01.2007
Skąd: Z twoich snów:P

Płeć: Kobieta



No nie mogę się powstrzymać. Muszę skomentować.
Kiedy weszłam na te opowiadanie nie spodziewałam się czegoś... takiego. Myślałam sobie, że to będzie taki zwykły tekst, w którym Harry jest zły, morduje itepe, ale z nudów wzięłam się za czytanie. I bardzo dobrze!
Już dawno żaden fic tak mnie nie wciągnął! Śmiem twierdzić, że przeczytałam już, może nie wszystkie, ale większość wartych przeczytania fanficków. A tu takie miłe zaskoczenie! Naprawdę te opowiadanie mnie wciągnęło; ma w sobie tą atmosferę, urok. Po prostu nie mogłam się od niego oderwać, musiałam doczytać do końca. Ale tak to już ze mną jest - dobry tekst musi być przeczytany do końca, choćbym miała zaryć noc.
No i jakie są moje wrażenia? Po prostu brak mi słów.
Świetnie przedstawiłeś postać Harry'ego, szczególnie od tej jego "złej" strony. Zdążyłam już nawet poczuć obrzydzenie do niego, po tych jego "wybrykach", a to już jest coś, zwłaszcza, że przyzwyczaiłam się odbierać tę postać, jako, może nie takiego krystalicznie czystego bohatera, lecz jednak jako zdecydowanie pozytywną postać.
Na początku przyznam się, byłam zdezorientowana. O co chodzi? Najpierw Potter jest zły, potem dobry, potem jest znowu zły? Doszłam więc do wniosku, że Harry ukrywa te swoje złe wcielenie, a przed przyjaciółmi udaje niewiniątko. Niestety, potem zmieniłam zdanie. Harry nie mógł być aż tak dobrym i wiarygodnym aktorem. Kompletnie się zagubiłam. Mój umysł, automatycznie podczas czytania, wymyślał różnie niestworzone teorie, na temat: "Dlaczego Harry stał się złyyyy?". Nie będę się rozpisywać na ten temat, chociaż niektóre teorie były naprawdę surrealistyczne, hehe
Złe, nazwę to "wcielenie Harry'ego" było doprawdy interesujące. Jak człowiek może stać się takim... skur... ekhem.... Jak może cieszyć się, napawać wręcz cierpieniem innych ludzi?! Ja rozumiem, Voldemort może być kimś takim, ale Harry?!
W jakimś opowiadaniu był cytat (Może nie dosłowny), który świetnie pasuje do tego opowiadania: "Wiesz dlaczego tobą gardzę, Potter? Bo inni w tobie widzą krystaliczne dobro, a ja widzę, jak twoja umęczona dusza wciąż walczy z mrokiem. Na razie z dobrym skutkiem. Ale czy na długo?"
Nonono..., pomyślałam sobie, ale będzie jazda. No i była. biggrin.gif Chociaż ta teoria ze snami pojawiła się w moich wyobrażeniach, nie sądziłam, że ją wykorzystasz. No bo to oklepane wydawało mi się tak jakoś. Ale zdziwiłam się, bo nawet taki pomysł został zrealizowany w bardzo interesujący sposób. I nie mogę zarzucić brak oryginalności, bo samo wykonanie jednak mnie zaskoczyło. Bardzo to sobie cenię u autora: umiejętność zdziwienia czytelnika.
Podobało mi się też to, że nie koncentrowałeś się tylko na Potterze. Widać tu też wątki Percy'ego, który jednak chce się nawrócić tongue.gif Mamy też wgląd na działalność Zakonu w odnajdywaniu Horkruksów, nawet na miłość Tonks do Lupina. Chociaż nie powiem, nieraz mnie zirytowało, kiedy akcja przechodziła "dalej" w najlepszym momencie. Wtedy czytałam tak szybko, że ledwo rozumiałam, chcąc dowiedzieć się, co będzie dalej. Nie ma co, Hito, potrafisz wzbudzić napięcie. Gratuluję.
Sądzę, że cała akcja w czarodziejskim świecie w czasie szóstego tomu Harry'ego jest bardzo realistyczna. Uważam, że to opowiadanie może być naprawdę dobrą alternatywą szóstego tomu Pottera.
No dobrze, przejdę teraz do dalszych wątków.
Paring Harry/Hermiona, może nie aż tak strasznie oklepany i przejedzony, podobał mi się. Może to dlatego, że został tu przedstawiony tak realistycznie? Hermiona zdobywająca miłość Harry'ego tak stopniowo, nie narzucając się - to bardzo do niej podobne. I to tez sobie cenię w tym opowiadaniu: kanoniczność.
No ale przejdźmy do poprzedniego rozdziału. Moje wrażenie po jego przeczytaniu było jedno: O kur*wa. Luna nie żyje?! Draco nie żyje?! Ron nie żyje?! No kurdę coś za dużo trupów się zrobiło, nieprawdaż? Nie mogę sobie tego wyobrazić! Przecież już się przyzwyczaiłam do ich "wątków"! No jak to?! I oni tak sobie umrą? No ja nie mogę! Aż mnie jasny szlag trafił. No dobra, muszę się uspokoić. Wdech i wydech. Wdech i wydech. Dobra.
Hito, nie da się czegoś z tym zrobić?! No bo kurczęęę... ja nie wiem co to będzie dalej z Harrym... Chociaż już w moim umyśle rozwinęła się scena, gdzie Potter rozwala całe skrzydło szpitalne w napadzie furi, hehe dementi.gif No i ciekawa jestem, co na to powie Dumbledore. Czy Harry będzie miał do niego wielki żal, za to że go nie było? Może wszystko inaczej by się potoczyło? Nono... to byłoby ciekawe.
Ach... niemal zapomniałabym. Ten nauczyciel od OPCM mnie denerwuje. Jak on może nie próbować uratować Luny?! No jak?! Na początku nie miałam nic do niego, ale teraz niemal go nienawidzę. Chociaż nie powiem, ciekawie wykreowałeś tę postać. Jest bardzo intrygująca i tajemnicza ze swymi planami. Sądzę, że jeszcze mnie zaskoczy. Nie wiem, czy pozytywnie.
No dobra, kończę ten komentarz. Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się niebawem, bo już zdążyłam się poważnie zniecierpliwić.
Życzę weny!
QUOTE
Jakbyście mnie tak za sceny akcji nie zjechali, to też wena by mnie nie opuściła. Sami jesteście sobie winni :]

No i widzicie co narobiliście? Teraz trzeba będzie czekać... Ja powiem, że nic nie mam do scen akcji. Mi się podobało, hi hi
Pozdrawiam cieplutko.
L.


--------------------
Są osoby, które się pamięta, i osoby, o których się śni.
— Carlos Ruíz Zafón Cień wiatru

Jedynie ludzie o zdrowych zmysłach wariują. - No to ja już nie wiem, czy jestem zdrowa czy nie xD.

Gdybym miał niebios wyszywaną szate
Z nici złotego i srebrnego światła,
Ciemną i bladą, i błękitną szatę
Ze światła, mroku, półmroku, półświatła,
Rozpostarłbym ci tę szatę pod stopy,
Lecz biedny jestem: me skarby -- w marzeniach,
Więc ci rzuciłem marzenia pod stopy;
Stąpaj ostrożnie, stąpasz po marzeniach.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 12.06.2007 12:33
Post #187 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Dzięki smile.gif

Tak patrzę i widzę, że już sporo czasu minęło od ostatniej aktualizacji fica. Cóż, trochę rzeczy, jak sesja, zaliczenia czy operacja (oczu - kiepsko by mi się pisało) przeszkodziło mi skutecznie w kontynowaniu BtS.
Ale czytelnicy niech się nie martwią. Tak jak ,,Dwie noce'', Behind będzie ukończony. Pytanie - kiedy pojawi się następny fragment? Niestety, z moich planów najprawdopodobniej nic nie wyjdzie i dopiero ostatni egzamin (6 lipca) pozwoli mi na podjęcie pracy. Zatem jeszcze kapka cierpliwości jest tu wymagana.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 12.06.2007 15:38
Post #188 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Ze swojej strony polecam, by nie wierzyć zbytnio słowu pisanemu, szczególnie w formie promocji. W ulotce kliniki chwalili sobie bezbolesność zabiegu (ha, ha, ha - pewnie, samego laseru się nie czuje, ale wszystko przedtem...), a słowem nie wspomnieli, że po paru miesiącach będę w świetle sztucznym raczej nienajlepiej.
Nie mówiąc już o tym, ile krople do oczu kosztują.
Tak tylko to piszę, gdyby ktoś przymierzał się do podobnej operacji. Koszt ogólny spory, a jeśli sesja jest blisko, mogą być problemy.
Ale są też duże pozytywy, jak np. widzenie wyraźne bez okularów :]

Estiej>>jesteś na bieżąco, czy do zakończenia fica nie mam co prosić Cię o opinię?


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Luinehil
post 12.06.2007 16:17
Post #189 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 02.01.2007
Skąd: Z twoich snów:P

Płeć: Kobieta



Właśnie poczułam bardzo ogromną ulgę, za to, że jednak nie noszę okularów. Sądząc z twojego opisu, Hito, naprawdę się przestraszyłam. A pomyśleć, że moja koleżanka ma zamiar zrobić sobie operację oczu, brrrr...
QUOTE
Tak jak ,,Dwie noce'', Behind będzie ukończony. Pytanie - kiedy pojawi się następny fragment? Niestety, z moich planów najprawdopodobniej nic nie wyjdzie i dopiero ostatni egzamin (6 lipca) pozwoli mi na podjęcie pracy. Zatem jeszcze kapka cierpliwości jest tu wymagana.

No jest jeden plus - cieszę się, że jednak to opowiadanie nie zostanie porzucone. Chociaż ja się chyba nie doczeeekam następnych części!!! Ale cóż poradzić: sesje są ważniejsze. Trzymam kciuki i życzę powodzenia! tongue.gif


--------------------
Są osoby, które się pamięta, i osoby, o których się śni.
— Carlos Ruíz Zafón Cień wiatru

Jedynie ludzie o zdrowych zmysłach wariują. - No to ja już nie wiem, czy jestem zdrowa czy nie xD.

Gdybym miał niebios wyszywaną szate
Z nici złotego i srebrnego światła,
Ciemną i bladą, i błękitną szatę
Ze światła, mroku, półmroku, półświatła,
Rozpostarłbym ci tę szatę pod stopy,
Lecz biedny jestem: me skarby -- w marzeniach,
Więc ci rzuciłem marzenia pod stopy;
Stąpaj ostrożnie, stąpasz po marzeniach.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 19.07.2007 14:23
Post #190 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Obiecana kolejna część.
Wbrew pozorom, wakacje to nie najlepszy okres na pisanie, zatem nie mogę z góry zagwarantować daty pojawienia się kolejnego fragmentu. Mogę tylko dodać, że nadal zamierzam BtS skończyć.
Mam nadzieję, że nie będzie zbytnio widoczna przerwa, jaką w trakcie pisania sobie uczyniłem.

===========================================================================
ROZDZIAŁ 18

,,Prorok Codzienny” napisał później, że ostatni luty roku 1997 zadał cios Hogwartowi tak mocny, że Szkoła Magii i Czarodziejstwa już nigdy się po nim nie podniesie. Oczywiście, Ministerstwo Magii przewidywało to od dawna, wszyscy przecież uważali, że dyrektor Dumbledore zupełnie się nie nadaje na swoje stanowisko.
I tak dalej. Minister Scrimgeour nie miał całkowitej kontroli nad gazetą, zatem osobiście nie zatwierdzał treści jej artykułów, ale zdanie na temat Albusa podzielał. Stary głupiec... Po co opuszczał szkołę? Teraz cała wina spadnie na niego.
Nie, żeby Ministrowi to szczególnie przeszkadzało.
Naturalnie, złapano kilku śmierciożerców, w tym potwornego Fenrira Greybacka, odpowiedzialnego za wiele przestępstw. Malfoya, Crabbe’a, Goyle’a. Niewiele osób zainteresowało się kwestią, co dalej z ujętymi się stanie. Azkaban nie był już takim więzieniem, jak dawniej.
W ,,Proroku” znalazła się również wzmianka o ofiarach. Dwie osoby poddane nowemu zaklęciu z repertuaru czarnej magii, które, póki co, nie dawały żadnego znaku życia. Trzecia przeżyła, choć od przejścia za zasłonę niewiele ją dzieliło.
Harry nie czytał gazet.
Nie rozmawiał z ludźmi.
Mimo to, wiedział, co się dzieje.
Hogwart istotnie upadł. Wielu uczniów wróciło do domów – gdy tylko ich rodzice dowiedzieli się o wypadkach w Hogsmeade, natychmiast zażądało ich powrotu. Niektórzy zlinczowali by McGonnagal, gdyby tylko mogli. Sama wicedyrektor była w opłakanym stanie, ciężko znosiła ostatnie wydarzenia. Obwiniała się o ich rezultat.
Ci, co zostali, pytali się samych siebie, co dalej ze szkołą. Czy zostanie zamknięta? Czy Ministerstwo przydzieli tu swoich ludzi, zupełnie zmieniając jej charakter? Czy będą kolejne ofiary? Jak w ogóle doszło do całej tragedii?
Harry nie wiedział, że Dumbledore był już w drodze do zamku. Cały Zakon przerwał poszukiwania Horcruxów... Właściwie to zrobił sobie tylko przerwę. Albus nie zamierzał rezygnować w pół drogi, ale wiedział, że musi pojawić się w Hogwarcie.
Choćby ze względu na Harry’ego.
Chłopak odizolował się całkowicie od ludzi. Nie chciał ich widzieć. Szczególnie rodziny Weasleyów, która natychmiast zjawiła się w Hogwarcie. Harry nie chciał widzieć pani Weasley płaczącej przy łóżku Rona w ambulatorium, pana Weasleya z kamienną maską na twarzy i ukrytą wewnątrz rozpaczą, braci Rona będących w ciężkim szoku, wszystkich pogrążonych w nieskończonym smutku.
W dodatku wzrok Percy’ego, mieszanina strachu i nienawiści... Percy Weasley już do końca życia miał winić Harry’ego za całe zło, które spotkało Rona i całą rodzinę.
Ginny nie szukała go. Czy i ona się go bała, nienawidziła?
Harry’ego to nie obchodziło. Jak wiele innych rzeczy.
Draco Malfoy również leżał w ambulatorium, w martwej samotności. Jego matka nie zjawiła się, z niewiadomych powodów. Crabbe i Goyle zniknęli z zamku natychmiast po walkach w Hogsmeade. Pansy Parkinson również.
Nikt nie płakał nad ciałem młodego Malfoya.
Czekano na powrót dyrektora. On miał obejrzeć chłopców i zdecydować, czy czegoś nie da się zrobić. Rodzina Weasleyów trzymała się tej nadziei jak tylko mogła. Połączone siły Dumbledore’a i lekarzy z kliniki Munga muszą dać rezultaty. To tylko zaklęcie, nie prawdziwy pocałunek dementora.
Prawda?
Luna Lovegood przeżyła. Jej ojciec przybył do Hogwartu bardzo szybko.
Za szybko. Miał okazję zobaczyć córkę niewiele czasu po bitwie. Opadł z sił na jej widok.
Lekarz pocieszał go, że strata lewego oka o niczym nie przesądza. Magiczna medycyna od czasów przypadku Alastora Moody’ego poszła wiele do przodu. Sztuczne oko, które zyska Luna po operacji, będzie niemal identyczne z normalnym, prawdziwym okiem. Co prawda, blizny na jej ciele zostaną jej do końca życia, jak i inne dolegliwości, ale, przecież, trzeba być silnym dla córki, panie Lovegood...
Lekarz dostałby w twarz, gdyby nie interwencja pani Pomfrey.
Luna odzyskała przytomność, jednak nie wypowiedziała choćby jednego słowa od czasu przebudzenia. Podejrzewano, iż kontakt trzeciego stopnia z czarną magią wytrącił ją z równowagi psychicznej na tyle mocno, że rehabilitacja może potrać dość długo.
Doktor doglądający Luny nie przekazał tego panu Lovegood osobiście.
Nie wiedział, w jaki sposób umarła jej matka. Nie znał powiązania między nią, Sectumsemprą i Snapem. Zresztą, nikt nie miał pojęcia, dlaczego złośliwy mistrz eliksirów nigdy nie kpił z Pomyluny.
Nie wydawało się to w tych okolicznościach takie istotne.
Harry nie odwiedził Luny ani razu.
Hermiona... Panna Granger załamała się zauważalnie. Straciła bardzo bliskiego przyjaciela, jej najlepsza przyjaciółka odniosła poważne rany, a na domiar złego Harry jej unikał. I pogrążał się w milczącej ciemności. Na odległość wyczuwała, jak emocje umierają w nim i gotują się do zemsty jednocześnie.
Pamiętała, jak obiecała mu, że żadne złe sny nie staną się rzeczywistością. Że ona do tego nie dopuści.
To była pusta obietnica. Za mało, za późno.
Severus Snape był wściekły. Wiedział, kogo obarczyć odpowiedzialnością. Jednak profesor Wander był postrzegany jako bohater, człowiek, który uratował Harry’ego Pottera od śmierci oraz ocalił Lunę Lovegood od takiego samego losu. Nikt nie podejrzewał go o konszachty ze śmierciożercami.
Snape tak. Poprzysiągł sobie, że dorwie młodego nauczyciela i wymierzy mu sprawiedliwość osobiście. Jest zbrodnia, musi być i kara. Wystarczy tylko jeden dowód...
Harry również planował go złapać, by zadać mu parę pytań, jednak Wander jakby zniknął. Tylko przed nim – był w zamku, rozmawiał z McGonnagal, z rodziną Weasleyów, ale zawsze, gdy Harry go szukał... Był w zupełnie innej części zamku lub na błoniach.
We frustracji chłopak zniszczył już niejeden posąg czy zbroję. Zaplamił także trochę kamiennej podłogi krwią z blizny.
Profesor Flitwick chwilowo wylądował w ambulatorium, po tym, jak kawałek stropu spadł mu na głowę. Tak po prostu. Co to miało oznaczać? Nikt nie miał dobrej odpowiedzi na to pytanie. McGonnagal miała ważniejsze sprawy na głowie, by się tym zajmować.
Minęło zaledwie parę dni, ale dla wszystkich wydawały się one straszliwą wiecznością.
Wiele się wydarzyło, jednak wszystko i wszyscy przepływali naokoło Harry’ego, nie wywierając na niego żadnego wpływu. Nabrał wprawy w znikaniu i izolowaniu się od rzeczywistości. Nawet nie wiedział, czy lekcje nadal są prowadzone.
Już w pierwszy dzień po walce, stojąc na szczycie Wieży Astronomicznej, patrząc na bezkresne niebo usiane błyszczącymi gwiazdami, wiedział doskonale, co należy czynić. Jeden, niski, zimny, kuszący głos w głowie zagłuszał wszystkie inne. Nie musiał się zastanawiać, przyszłe działanie było takie oczywiste. Wander w jednym na pewno go okłamał.
Przyszłość wcale nie jest w ruchu. Wcale nie jest ją ciężko dostrzec, zinterpretować jedną, właściwą ścieżkę. Czasami nie można postąpić inaczej, nie ma wyboru, może nigdy nie było.
Nie chciał tego czynić. Harry po prostu musiał. Potrzebował.
Tak.
Nie będzie czekał na Dumbledore’a. On pewnie zabroniłby mu tak postąpić. Mogłaby wywiązać się między nimi walka – a tego Harry wolał uniknąć.
Hermiona pewnie także błagałby go, żeby został. Potter nie zamierzał pytać jej o zdanie, prosić o pomoc, narażać na cokolwiek. Ją, rodzinę Weasleyów, starych znajomych, wszystko wyrzucił z umysłu, zostawił za sobą.
Teraz liczyło się tylko jedno. Głos nie pozostawiał wątpliwości – tak trzeba.
Bestia będzie zadowolona.
Będzie miała niespodziankę, gdy zginie wraz z nim.

Harry nie czuł wściekłości.
Był całkiem spokojny.
To lodowate opanowanie oraz pewność siebie miały swoje podstawy. Czarne emocje oplotły jego serce niczym wąż duszący swoją ofiarę. Gwałtowność nie była dłużej wymagana. Ani wspomnienia o bolesnej przeszłości. Ten etap miał już za sobą. Jak dzieciństwo.
W Hogwarcie martwa cisza przeplatała się z gwarem i ruchem, jako że w zamku pojawiały się i znikały masy ludzi. Uczniowie kręcący się w niepewności lub żegnający się z Hogwartem na zawsze, oburzeni lub tylko zatroskani rodzice, ministerialni strażnicy i inspektorzy szukający prawdy z nie zawsze czystymi intencjami, dziennikarze spragnieni sensacji i widzący przed oczami artykuły na pierwszych stronach ich gazet...
Harry’ego otaczała raczej ta martwa cisza. Nie obawiał się, że Peleryna spadnie mu z ramion i zdradzi jego intencje.
Harry szedł niepokojony przez nikogo dzięki swojemu umysłowi. Tak jak kiedyś, dawno temu, zademonstrował mu Dumbledore – Peleryna Niewidka to nie jedyny sposób na niewidzialność.
Wyjście przez główne wrota odpadało. Były one pilnowane dwadzieścia cztery godziny na dobę przez ludzi z Ministerstwa i nauczycieli. Jego mogliby nie zobaczyć, ale uchylająca się sama z siebie brama wzbudziłaby zrozumiałe podejrzenia.
Miotła rozwiązywała ten problem. Ktoś inny napotkałby spory problem po drodze w postaci bariery rozpostartej wokół zamku, ale nie Harry. Jego szmaragdowe oczy przenikały wszystko.

Pomimo faktu, że marzec już się rozpoczął, śnieg nadal padał w Hogsmeade. Szare chmury, przepuszczające nikłe światło, wpędzały w depresję. Pogoda wspomagała ponurą atmosferę promieniującą wprost z Hogwartu.
Ulice osady świeciły pustkami. Mieszkańcom nic się nie stało, obudzili się kilkanaście minut po przegranej Lucjusza Malfoya. Wieści jednak rozeszły się szybko; najazd śmierciożerców okazał się wystarczającym powodem do opuszczenia Hogsmeade dla wielu czarodziejów.
Tym lepiej dla Harry’ego.
Sowy zostały, gdyż poczta musiała działać. Harry schował różdżkę do kieszeni uczniowskiego płaszcza. Te sowy zawsze znajdywały adresata i pokonywały każdą odległość, jaka dzieliła je od dostarczenia listu. Jednak wolał nie ryzykować.
Imperius się przyda, skoro nadawał list do Voldemorta.
Harry nie miał wątpliwości. Sowa odnajdzie Voldemorta, który przeczyta wiadomość i postąpi dokładnie tak, jak Harry chciał, żeby się stało. Lord nie mógł wiedzieć o znaku i jego znaczeniu bez szpiega będącego bardzo blisko czterech osób, które mogły wyczarować magiczne ognie.
Zabawne. Hermiona wpadła na ten pomysł, i tylko Hermionie nie spadł włos z głowy, a miała ich sporo.
Zapewne ten ślad doprowadziłby go do odpowiedzi albo chociaż naprowadził na trop, lecz Harry nie na tym się skupiał. Czuł, że Wander, czy ktokolwiek za tym stał, jeszcze raz zagra w swoją grę.
Chociaż to żaden kłopot. Voldemort może sobie przybyć z resztą swoich śmierciożerców. Naprawdę, żaden kłopot.
Harry ominął jedynego człowieka znajdującego się w budynku poczty, obecnie zajętego gapieniem się w ścianę. Jeszcze kilka godzin i wróci do normalności, ale, naturalnie, nikomu nie zdradzi, co się stało i kto przyszedł wysłać list.
Potter, stojąc na środku ulicy Głównej, patrzył na odlatującą sowę. Być może ktoś z zamku zauważy ją. Nieistotne – nie zdoła jej zatrzymać. Voldemort otrzyma list. Przeczyta go. I przybędzie.
Wszystko ma swój koniec.
Szczególnie dobre rzeczy szybko się kończą.
Nauczył się już tego przy śmierci Syriusza. Teraz był już przyzwyczajony.
Nie czuł smutku. Smutek nie dodawał sił. Do niczego by się nie przydał.
Harry wsiadł na Błyskawicę i odleciał z powrotem do Hogwartu. Jutro wróci tu znów, otrzyma odpowiedź.
Kalisto Lestrange obserwowała znikającą sylwetkę Pottera. Na kogoś, kto leglimencję opanował w mistrzowski sposób i posługiwał się nią sprawnie jak widelcem, niewidzialność nie miała racji bytu.
Czarnowłosa dziewczyna uśmiechała się.
Ten chłopak był całkiem interesujący. Dawno już nie widziała takiego chłodnego umysłu. Gdyby nie to, że jego myśli biegły tylko ku jednemu celowi, ten brak emocji mógłby zablokować jej sondowanie.
Interesujący, tak... Wielki potencjał. Czarny Pan takiego nie posiadał. Coś niezwykłego.
Kalisto postanowiła, że jeszcze się z Harrym Potterem spotka. Z wielką chęcią pozna go bliżej.
Tak blisko, jak się tylko da.

Dzień nadszedł.
Noc właściwie. Godzina dwudziesta trzecia.
Północ zbliżała się nieubłaganie wielkimi krokami. Harry nie miał nic przeciwko temu.
Był gotowy. Miał przy sobie wszystko, co niezbędne, czyli różdżkę i miotłę, by dotrzeć na narzucone Voldemortowi miejsce spotkania.
Harry nie czuł wątpliwości, że Riddle się zjawi. Jeśli sam nie wykaże inicjatywy i będzie chciał wysłać tylko śmierciożerców, zostanie mu doradzone osobiste stawienie się.
Ależ... Cóż to za rozważania? Voldemort nigdy nie pozwoliłby sobie na przegapienie momentu śmierci swojego najgorszego wroga. Czarny Pan upewni się tylko, że list jest prawdziwy, i przybędzie.
Harry odczuwał z tego powodu pewną formę radości.
Chłopak okryty własną zasłoną niewidzialności zszedł po schodach z dormitorium, ominął kominek z jego pustymi fotelami i zatrzymał się.
Jeszcze nie potrafił przenikać przez ciała stałe, a ciało Hermiony stało dokładnie przed wyjściem ze Wspólnej Sali.
Hermiona świetnie radziła sobie z niewerbalnymi zaklęciami... Czy mogła go teraz widzieć? Głupie pytanie, zdawało się mówić spojrzenie dziewczyny wymierzone wprost w oczy Harry’ego.
Potter zdjął z siebie zaklęcie niewidzialności. Hermiona spróbowała się uśmiechnąć, ale wyraz jego twarzy nie pomagał.
- Nigdzie nie pójdziesz – powiedziała cicho, ale stanowczo. Rzuciła okiem na Błyskawicę i różdżkę w jego dłoniach, potem na zakrzepłą krew na czole.
Harry, mimowolnie, uniósł brwi. Hermiona zauważyła to, jednak nie dała po sobie poznać, że doskonale zdaje sobie sprawę, że w tej konfrontacji to on ma druzgocącą przewagę. Nie tylko ze względu na jego siłę.
- Nie wiem, co dokładnie zamierzasz, ale jestem pewna, że coś nierozsądnego – kontynuowała, starając się nie ugiąć pod wrażeniem, jakby zamknięto ją w bryle jasnozielonego lodu. Nie mogła sobie pozwolić na drżenie ze strachu. – Jeżeli wszystko... Jeżeli ja coś dla ciebie znaczę, zostaniesz. Harry, przecież wiesz...
- Mylisz się – gładko przerwał jej chłopak. – Wszystko jest na odwrót. Właśnie dla ciebie muszę teraz odejść.
- Nie mów tak. – Głos Hermiony, wbrew jej wysiłkom, zmienił się natychmiast. – Proszę, zostań.
- Nie.
Ten prosty wyraz oznaczał koniec jakiejkolwiek dyskusji, lecz serce Hermiony nie pozwalało jej po prostu poddać się.
- Dlaczego to robisz? Nie widzisz, co się z tobą dzieje, Harry?
- Dzieje? To się już stało. Nie zrozumiesz... Odsuń się.
Raczej polecenie niż prośba, wymówione tonem nie pojmującym terminu ,,sprzeciw”.
Panna Granger drgnęła. Nie ruszyła się z miejsca, za to jej palce ściskały teraz różdżkę.
- Nie pozwolę ci na dalsze głupstwa. – Oczy miała już lekko załzawione. – Nawet jeśli masz mnie znienawidzić.
Oboje zaatakowali w tej samej chwili.
Prawie. Umysł Harry’ego przejął całkowitą kontrolę nad nerwami i mięśniami. Był szybszy, niż Hermiona, mimo prawdziwej chęci zatrzymania ukochanego.
Niewerbalne Accio płynnym łukiem skierowało różdżkę Hermiony w oczekującą dłoń chłopaka. Harry zacisnął usta i po chwili złamał ją na dwie równe części. Starannie wymierzonym gestem rzucił je prosto w trawiący ogień kominka.
Podniósł Błyskawicę z dywanu i podszedł do Hermiony. Ta ciągle stała bez ruchu, niczym rzeźba na postumencie. Łkała bezgłośnie. Świadomość, że znowu nie może nic zrobić, sprawiała jej wielkie cierpienie, tak jak przeczucie, że jakaś tragedia wisi tuż nad nimi.
Harry pogładził ją po policzku lewą ręką. Jednocześnie dziewczyna poczuła przez uczniowski płaszcz mały nacisk na pierś.
- Zostań – szepnęła. – Błagam.
- Żegnaj, Hermiono.
Czerwone światło rozbłysło we Wspólnej Sali.
Nieprzytomna panna Granger upadła na podłogę.
W innych okolicznościach pewnie czułby smutek lub współczucie.
Ale tak będzie dla niej lepiej.
Harry bez żadnego żalu wyszedł.
Wiedział, że czyni dobrze.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
PrZeMeK Z.
post 02.08.2007 11:06
Post #191 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



Powoli Ci idzie, Hito.

Szczerze mówiąc trochę już zapomniałem, co się działo w opowiadaniu wcześniej. Musiałem przeczytać parę poprzednich partów, żeby sobie przypomnieć.
Ta część jest słabsza od poprzednich, niestety. Pomijam już takie drobiazgi jak pisanie Wspólna Sala zamiast pokój wspólny, ale dziwnie zbudowane zdania utrudniały mi czytanie.
QUOTE
pana Weasleya z kamienną maską na twarzy

Pan Weasley chyba nie gra w antycznym teatrze? "Ze skamieniałą twarzą" byłoby lepsze.
QUOTE
Podejrzewano, iż kontakt trzeciego stopnia z czarną magią wytrącił ją z równowagi psychicznej na tyle mocno, że rehabilitacja może potrać dość długo.

Po pierwsze: zupełnie bez emocji to zakomunikowałeś. Po drugie: "kontakt trzeciego stopnia" nie brzmi dobrze.
QUOTE
Panna Granger załamała się zauważalnie. Straciła bardzo bliskiego przyjaciela, jej najlepsza przyjaciółka odniosła poważne rany, a na domiar złego Harry jej unikał.

Niepotrzebnie przypomniane. Jeśli ktoś nie pamięta poprzedniego parta, może go sobie przeczytać.
QUOTE
Pogoda wspomagała ponurą atmosferę promieniującą wprost z Hogwartu.

Nie "wspomagała", tylko "nasilała" albo "potęgowała". No i to promieniowanie tu nie pasuje.

Parę ciekawych wzmianek zapowiadających dalszy rozwój akcji, parę bardzo dobrze napisanych rozmyślań Harry'ego i nieco przesadnie dramatyczne starcie z Hermioną. Mogłoby się obejść bez łamania różdżki, ale nie było źle.

Następnym razem musisz się bardziej postarać. smile.gif


--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tissaya de Vries
post 17.08.2007 21:02
Post #192 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 2
Dołączył: 26.07.2007




Przeczytałam ff i skomentuje...
jest zabójczy!:)
nieco błędów,ale wciągająca akcja
choć miłość między HP/HG zdaje się być trochę sztuczna i wciągnięta tu na siłę...
pozatym błaaaaaagam żeby ostatecznie Potter rzucił granger i zszedł się z KALISTO!!
czekam z niecierpliwością na następny rozdziałsmile.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kawaii
post 24.08.2007 19:40
Post #193 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 12
Dołączył: 14.08.2007
Skąd: ja się wziełam!? dobre pytanie...

Płeć: Kobieta



czarodziej.gif Całkiem zgrabne opowiadanie, cóż HG/HP mnie nie kręci, ale też nie mam nic przeciwko.

JAk tamten idiotycznie brzmi laugh.gif ,
Tak na prawdę To Koleżanka zdradziła mi wielką tajemnicę pt "KTO ZGINIE W 7 CZĘŚCI HARREGO POTTERA" przed poznaniem której broniłam się przez te pare dni, I twoje opowiadanie wygoniło z mojej głowy myśli samobójcze...
3maj się

edytuj posty
//hazel


--------------------
user posted image

Są takie chwile, kiedy naprawdę trzeba brać z życia pełnymi garściami i...
Cieszyć się tym.
Przecież nie jesteśmy warzywami.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Niezapomniana...
post 19.05.2008 19:45
Post #194 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 2
Dołączył: 13.07.2007
Skąd: Dębina

Płeć: Kobieta



Opowiadanie zabójce. Przeczytała je na raz i muszę stwierdzić, ze to chyba najlepszy fanfic jaki czytałam - przewyższa nawet dzieła Kitiary. Jestem jedynie zawiedziona tym, ze tak długo nie dodałeś nic nowego. Jednak rozumiem - studia:) Na wenę i trochę czasu czekolada.gif


--------------------
"A ja wciąż swój bilet trzymam w dłoni
i swoją walizkę głupich, ciepłych snów..."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 15.07.2008 19:00
Post #195 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Ehm. Próba mikrofonu.
Tak, więc został nam już tylko epilog. Mam nadzieję, że pamiętacie jeszcze choć trochę, o co w ficu chodzi. Na szczęscie ostatni fragment znajduje się na tej stronie tematu, zatem szybko można sobie przypomnieć.
Wszelkie odautorskie noty na kilka tematów po epilogu. Teraz proszę komentować wink2.gif

======================================================================
ROZDZIAŁ 19

Czarne chmury skutecznie walczyły z księżycowym światłem.
Na błoniach zaległa ciemna noc. Cisza, której nawet świerszcze nie odważyły się zakłócić. Upiorne połączenie.
Harry szedł, nie przejmując się drobiazgami.
Błyskawica w ręku zdawała się pytać – dlaczego jeszcze nie lecisz? Nie zauważą cię. Nostalgia cię złapała?
Harry nie znał odpowiedzi na pytania Błyskawicy, nie mógł też zaprzeczyć, że kieruje się w stronę Zakazanego Lasu na piechotę. Czyżby się bał? W końcu planował zabić Bestię.
Nonsens. Wykona swoje założenia w stu procentach. Na pewno.
Chłopak odwrócił się na chwilę, zlustrował zamek wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem. Sam nie wiedział, dlaczego.
No, dość tego. Obejdzie tylko chatę Hagrida i wzbije się w niebo.
Okna koloru czerni świadczyły, iż prawdopodobnie Rubeus wraz z wiernym Kłem przechadza się po Zakazanym Lesie. To nawet lepiej, kolejny powód, by nie obciążać stóp. Nie, żeby Hagrid był w stanie go zobaczyć.
Po kilkunastu krokach Harry zatrzymał się gwałtownie.
Na jednej z wielkich dyń ktoś siedział.
Nie maskował się z wielkim poświęceniem, skoro dym papierosowy swobodnie unosił się do góry, kłębiąc się po drodze.
Czy Wander go widzi? Ponownie, głupie pytanie.
- Witaj, Harry. – Mężczyzna pstryknął palcami i mała kula bladego światła uniosła się nad ich głowy.
Potter nie odpowiedział. Wiedział podświadomie, że skoro profesor chce rozmawiać, ucieczka nie ma sensu. Albo walka, albo dialog.
- Czego chcesz, Wander? – Harry zjawił się nagle w kręgu jasności. Ostentacyjnie ściskał różdżkę.
- Wydawało mi się, że szukałeś mnie ostatnio. Chciałeś się o coś zapytać?
Harry niemal prychnął. Kilka miesięcy wcześniej na pewno by tak uczynił.
- Celowo mnie unikałeś.
- Nie chciałem ci przeszkadzać. Byłeś raczej... wzburzony.
Chłopak warknął gardłowo. Ręka zaczynała go świerzbić.
Nagle uderzyła go myśl. Jeśli to Wander stał za organizacją napaści na Hogsmeade, to musiał umrzeć zaraz po Voldemorcie. To oczywiste.
Tylko że godzina spotkania z Riddlem została dokładnie określona. Harry nie chciał ryzykować, że temu wężowi znudzi się czekanie. Że wymiana listów pójdzie na marne i do walki nie dojdzie. A już wystarczająco stracił czasu przez Hermionę i spacer, a teraz jeszcze...
- Spieszę się, panie profesorze – Harry starał się wyrazić głosem jak największą pogardę. – Innym razem.
- Nie martw się. – Trochę dymu opuściło usta Wandera. – Powiedziałem Czarnemu Panu, żeby trochę zaczekał.
Z uśmiechem zauważył, jak Potter przestaje się obracać i wraca do poprzedniej pozycji.
- Co?
- Czytałem twój list. Dość suchy, same konkrety. Chociaż nasz wspólny znajomy śmiał się dobrą minutę. Ja nie zauważyłem dowcipu.
- Dowcipu? – powtórzył Harry, postępując krok do przodu ze zmrużonymi oczami.
- Och, chyba mi wierzysz? Aportacja i deportacja z Hogwartu to nie problem. Sprawa tak prosta, że nawet Draco Malfoy by na to wpadł.
- Jesteś śmierciożercą, tak? – Palce chłopaka głaskały nerwowo różdżkę.
- Niesamowite, prawda? Domyślałeś się tego przecież.
- Ty podsunąłeś ten pomysł Hermionie!
- I znowu strzał w dziesiątkę. Doskonała dedukcja, Watsonie.
Lekki ton Wandera szargał nerwy Harry’ego, jednak ten postanowił wyciągnąć ze zdrajcy jak najwięcej, zanim go zabije.
- Po co to wszystko? W Hogsmeade mogłeś... Nie, nie mogłeś. Voldemort pewnie pragnie osobiście mnie wykończyć.
- Prawda, codziennie o tym marzy.
- Ale dlaczego nie użyłeś Stupefy, profesorze? Voldemort już byłby zwycięzcą.
- Bo to nie leży w moich planach.
Mężczyźni patrzyli na siebie bez słowa.
Wander westchnął.
- Nie każdy śmierciożerca kocha Czarnego Pana jak pani Lestrange, Harry. Nawet Kalisto, ich córka, nie myśli o nim zbyt ciepło. Może jej niewiedza o prawdziwym tatusiu ma tu znaczenie. Tak, Bellatrix zawsze była oddana swemu panu i władcy. Biedny Rodolphus, mhm.
Harry spostrzegł, że lista osób do zabicia stale mu się wydłuża. Jednakże pozostawienie córki Voldemorta przy życiu nie wchodziło w rachubę. Ale to później.
- Chcesz mi powiedzieć, że grasz na dwa fronty, co? Po Hogsmeade?
- Nie gram na dwa fronty. – Wander zachichotał, jakby ta myśl strasznie go bawiła. – Co do Hogsmeade... Konieczność. Rozumiesz, Ronald Weasley, dla przykładu, to twój najbliższy przyjaciel, zatem...
Różdżka Harry’ego świsnęła w powietrzu. Dynia rozpadła się na setki kawałków, chlapiąc wszystko dookoła. Spalona trawa i ziemia znaczyła ścieżkę czaru chłopaka.
Ciało Wandera nie pomieszało się z rozszarpanymi resztkami dyni.
- Panie Potter – rozległ się bezcielesny głos. – Zna pan możliwości Kalisto. Mimo to, haczyk połknął pan pięknie.
Harry zacisnął zęby z wściekłości. Tak dać się podejść. Rewelacje Wandera zachwiały jego spokojem ducha. Wystarczyła leglimencja na mistrzowskim poziomie... Teraz szukaj wiatru w polu. Do cholery.
- Musi pan nauczyć się kontroli, to ważne, szczególnie w pana przypadku. – W jakiś sposób Harry wyłapał poważne nuty w tym oświadczeniu. – Lord Voldemort czeka. Nie zatrzymuję cię, Harry. Bądź spokojny, jeszcze porozmawiamy. Cóż, ty pewnie nie będziesz chciał rozmawiać, ale...
Niemal dało się usłyszeć wzruszenie ramionami.
A potem cisza.
Harry nie oglądał się dookoła siebie. Wiedział, że to nie ma sensu; nie znajdzie Wandera. Jeśli ktoś o jego talencie szkolił się u Kalisto, to...
Poza tym, istotnie, Lord Voldemort czekał. Harry po cichu poprzysiągł Wanderowi, że szybko wróci i się nim zajmie. Potem... kto wie.
Potter ruszył w kierunku zamazanych czernią nocy drzew.
Wander obserwował jego oddalające się plecy, siedząc na dyni z lepszym widokiem.
Musiał przyznać, zresztą nie bez przyjemności, iż chłopak od września poczynił olbrzymie postępy. Stał się silny, zdecydowany. Potężny. Cieszyło go to, jako profesora.
Wiedział, że sporo ryzykuje, pozwalając działać Harry’emu na własną rękę właśnie teraz. Nic nie mógł jednak poradzić, że tak będzie ciekawiej.
Mężczyzna wyrzucił wypalonego papierosa z ust i, zupełnie nagle, wyrzucił rękę za siebie. Różdżka posłusznie wylądowała mu w dłoni.
Drugą poczuł na karku. Sprytnie.
- Witaj, Severusie. – Pierwsza różdżka potoczyła się między dyniami. – Nietoperza ciągnie do lasu, co?
- Milcz.
- Nie powinieneś przypadkiem gonić Harry’ego?
- Milcz!
Snape musiał powstrzymywać się przed wyczarowaniem Avady, tak mocno uwierał go całokształt tego zdrajcy. Jednak ogłuszenie go, wykorzystanie veritaserum, a na końcu oglądanie pocałunku dementora pociągały go nawet bardziej.
Snape minimalnie zwiększył nacisk na kark Wandera. Poczuł opór. Nie zamierzał jak Potter dać się podejść i rozmawiać z dynią. Zresztą, w ogóle nie zamierzał rozmawiać.
- Lubiła cię, ta Lily Potter.
- Co... Stu...!
Łokieć Wandera poruszył się błyskawicznie i trafił Severusa prosto w splot słoneczny. Ten zgiął się wpół, syknął gniewnie i Sectumsemprą rozciął dwie dynie na kawałki. Na próżno.
Snape przemógł ból i wziął się natychmiast w garść. Odpowiednio ukierunkowany umysł przebije zasłonę oklumencji tego młodego pyszałka. Tak...
- Dobry jesteś, Severusie. Niewiele ustępujesz Czarnemu Panu.
Może jednak...
- Procello!
Sześć niebieskawo połyskujących kulek wystrzeliło z różdżki Snape’a. Same nakierowały się na chatkę Hagrida.
Komin i część dachu rozleciały się na kawałki, odłamkami brużdżąc pole uprawne Rubeusa. Wander zgrabnie wylądował na jednym z przerośniętych warzyw, nietknięty. Skoczył ku przeciwnikowi.
- Procello!
Snape zaatakował. Scutum wystarczyło, by zatrzymać zaklęcie.
Mistrz eliksirów chciał natrzeć ponownie, lecz Wander machnął ręką szybciej. Severus oderwał się od ziemi i wylądował twardo na trawie kilkadziesiąt stóp dalej. Otrząsnął się bez ociągania.
Młody profesor ruszył.
Snape przez ułamek sekundy gapił się z niedowierzaniem. Szybkość i zwinność Wandera była zdumiewająca. Biegł i skakał na boki, do przodu i do tyłu z prędkością sprawiającą rzucanie w niego zaklęć właściwie bezcelowym. Procello dało się zablokować, zatem... Był zaraz przed...
- Conus!
Stożek ognia zmusił Wandera do gwałtownego zatrzymania się i przewrotu w tył. Wstał i spojrzał Snape’owi w oczy.
- Znasz wiele zaklęć, Severusie. Jesteś zdolny. Trudny z ciebie przeciwnik.
Gdy tylko skończył mówić, wargi mężczyzny wykrzywił charakterystyczny uśmiech. Snape nienawidził go. Nie mógł sobie jednak pozwolić na żadne silniejsze uczucie, gdyż wtedy wszystko stracone.
Czym usadzić tego przeniewiercę? Nie można stracić go z oczu, dać się ponieść, wiele czarów było bezużytecznych, Stupefy ani Expelliarmus...
Wander, jakby czytając mu w myślach, odrzucił swoją różdżkę daleko w bok.
Snape wypróbował szansę. Jednakże, zgodnie z przewidywaniami, Wander zdążył uchylić się przed niewerbalnym zaklęciem ogłuszającym. Wystawił także przed siebie dłoń niczym tarczę.
- Jesteś zdolny, fakt, ale masz swoje ograniczenia, niestety, Severusie. Powinieneś przeklinać matkę i cały jej ród.
Snape nie zamierzał dać się sprowokować.
Levicorpus!
Stopy zdrajcy wzniosły się w powietrze. Na moment; Wander uderzył pięścią w pierś, co sprawiło, iż znalazł się w poprzedniej pozycji.
Impellerus!
Tym razem to powietrze zafalowało przed dłonią Wandera, ale oprócz tego nic się nie wydarzyło.
Szeroki uśmiech.
Uniosła się prawa ręka Wandera i opadła, przypominając miecz.
Bystrość Snape’a pozwoliła mu zasłonić się czarem Scutum. Ręka znowu cięła i znowu tarcza błysnęła.
- Mhm.
Wander przyspieszył.
Snape nie miał możliwości przetrzymać nawałnicy Sectumsempr.
Po chwili leżał już na trawie, zakrwawiony, lecz jeszcze nie pokonany. Wzniósł różdżkę...
... która jedno kiwnięcia palca później spoczywała w dłoni Wandera.
- Drogi Severusie, wiesz, co jest waszą bolączką? Bierność i zadufanie w sobie. Omijanie pomysłów mugoli z daleka. Większość czarodziei ma strasznie wąskie horyzonty. Zdarzają się wyjątki, ale wyjątki tylko... – Wander przybrał dziwną pozę. – Wiesz, co to są mugolskie sztuki walki? Nie wiesz. A powinieneś, Severusie, tak. – Mężczyzna wykonał kilka kopnięć, dla Snape’a wydawałoby się niemożliwych. – Gdyby Zakon, śmierciożercy, wszyscy czarodzieje nauczyli się walczyć jak najlepsi z mugolskich mistrzów, bylibyście o wiele skuteczniejsi, groźniejsi. Lecz wy wolicie siedzieć nad książkami i cofać swój potencjał. Godne pożałowania.
Uśmiech zmalał, by w końcu zniknąć.
- Ostrzegałem cię przecież, żebyś nie wchodził mi w drogę, Severusie. Czyż nie? Teraz muszę cię zabić. Wielka szkoda, mhm.
Snape zdołał się podnieść. Podświadomie czuł, że śmierciożerca nie kłamie ani nie próbuje go przestraszyć. Po prostu oznajmił mu przyszłość.
- Zaczekaj. – Snape o mało nie odgryzł sobie języka, ale musiał mówić dalej. – Jestem najbardziej zaufanym sługą Czarnego Pana. Moja śmierć byłaby dla niego niekorzystna. Wprawiłaby naszego Pana w gniew. Wiesz o tym. Ta... walka między nami to błąd. Razem zdążymy jeszcze powstrzymać Pottera.
Wander uniósł brwi. Nie uśmiechnął się.
- Nawet gdybyś mówił prawdę, a wiedz, że twoje życie nic nie znaczy dla Voldemorta, nic to nie zmienia. Wręcz przeciwnie; widzisz Severusie, ja chcę, by Thomas Riddle został pokonany.
Wander dostrzegł pozornie nieskładne, pojedyncze ruchy Snape’a. Czyżby zamierzał rzucić w niego jakiś eliksirem, którego miał pod szatą? Do samego końca...
- Wyjaśniłbym ci to w każdym detalu, ale jaki tego sens, Severusie? – Mężczyzna wycelował palec w głowę Snape’a. – Caedes.

Wander westchnął cicho. Zapalił papierosa. Sam nie wiedział, co myśleć.
Trochę też przeszkadzał mu w skupieniu się fakt, iż połowa jego twarzy przypominała mugolskie horrory. Przeklęty Severus; to już nie było zabawne.
Usłyszał trzepot skrzydeł. Wyciągnął rękę, na którą sfrunął czarny kruk.
- Jeden z was poleciał za Harrym? Dobrze.
Mężczyzna szykował się do włożenia kolejnego polecenia w głowę ptaka, ale ten znienacka dziobnął go w policzek. Na szczęście ten zdrowy, ale i tak zabolało.
- No tak – mruknął po chwili Wander. – Zawsze musi postawić na swoim. Niech i tak będzie, nie potrzebuję was już więcej. Leć.
Kruk natychmiast poderwał się i wzniósł wysoko w górę. Był tam tylko jednym z wielu; kilkanaście czarnych kształtów pofrunęło w kierunku Hogwartu i okrążyło go, by zniknąć daleko za horyzontem.
Cóż, pozostała już jedna rzecz do zrobienia. Wander spodziewał się znaleźć pannę Granger w Pokoju Wspólnym Gryffindoru lub po drodze do niego. Potem zostaje już tylko czekać.
Jednak jego uwagę zwrócił hałas dobiegający od strony Zakazanego Lasu. Wander obejrzał się; większa od ludzkiej sylwetka zbliżała się coraz szybciej, z lampą w jednej ręce i dużym psem przy boku.
Najwyraźniej Hagrid usłyszał pojedynek lub podskórnie wyczuł, że jego chatka była w nieco gorszym stanie. Ale wystarczy szybko zniknąć...
Albo i nie. Wander z niechęcią zdał sobie sprawę z bezgłowego ciała Severusa Snape’a, leżącego w kałuży krwi.
Spojrzał ponownie ku Hagridowi.
- Mhm.


ROZDZIAŁ 20

Harry zbliżał się do celu.
Nie myślał o tym, że za chwilę może zginąć. Starał się zaplanować najlepszą taktykę, którą użyje w pojedynku z Voldemortem.
To dopiero początek. Później musi przecież rozprawić się z Kalisto i Wanderem, a on będzie trudnym orzechem do zgryzienia. Zapewne trudniejszym od ograniczonego Voldemorta, podatnego na wpływ Bestii.
Harry nie martwił się także, że będzie musiał wynosić nadwyżkę śmieci. Jeśli to Wander maczał palce w organizacji walki, to nie ulegało wątpliwości, iż śmierciożercy się nie pojawią.
Chłopak przez chwilę pomyślał o dyrektorze. Jaką minę będzie miał Dumbledore, gdy się dowie, że Czarnego Pana już nie ma? Że spóźnił się na wielki finał, a swoją głupią wyprawą nic nie osiągnął?
Nieistotne. Teraz liczyło się tylko jedno.
Harry wylądował jeszcze wśród drzew, zostawił tam miotłę i bez wahania wyszedł na porośniętą trawą polanę. Księżycowe światło nie pozwalało widzieć wielu szczegółów dookoła, ale to nie szkodzi.
Czy różdżka wystarczy mu do zwycięstwa? Jak naprawdę silny był Voldemort?
Przekonamy się.
Harry stał w uczniowskich szatach i czekał. Może stary wąż zaatakuje z daleka jakimś celnym zaklęciem, jak mugolski snajper? Nie... Był za mocno przekonany o swojej potędze, by przegapić taką okazję. By uświadomić wrogowi, jak bardzo...
- Witaj Harry!
No właśnie.
- Zatem zjawiłeś się. Głupota miesza ci się z odwagą, chłopcze.
Ciemny kształt o pałających oczach wyszedł zza drzew naprzeciwko. Zdaje się, sam.
- Silisz się na bohaterstwo, jak twój ojciec. Rodzinna tradycja, Harry? Umieranie pod butami Czarnego Pana?
Potter nie zamierzał odpowiadać. Nie przyszedł tu na rozmowy. Riddle był jednak za daleko, by ryzykować Avadę; mogła nie trafić.
Ale... zaraz. Istniało krótsze i natychmiastowe zaklęcie. Co prawda Harry nigdy nie testował jego zasięgu ani w snach, ani w rzeczywistości, jednak warto spróbować. Tak.
- Jakieś ostatnie słowa? – Voldemort kpił sobie w najlepsze, stąpając powoli. – Czy chcesz już teraz spotkać się z matką?
- Tylko jedno: Caedes!
Riddle nawet nie zdążył unieść różdżki. Szarpnął się do tyłu, zatoczył i upadł. Drgał konwulsyjnie przez moment i znieruchomiał, zapewne martwy.
I już?
Harry, jakby rozczarowany, ze ściągniętymi brwiami zaczął podchodzić do ciała. Nie widział żadnej krwawej dziury, co musiało znaczyć, że odległość zmniejsza siłę tego niszczącego czaru. Aczkolwiek wystarczyło trafić w serce lub głowę, jak z pistoletu, i...
Harry zatrzymał się nagle. Dostrzegł dziwne poruszenia na ciele wroga.
Eliksir Wielosokowy, sporządzony przez Slughorna, przestał działać. Na trawie leżał martwy jakiś szczęśliwy śmierciożerca-ochotnik.
Voldemort, obserwujący to spośród drzew, syknął cicho. Czyli Wander słusznie go ostrzegł, by potraktował Pottera poważnie. Jak równego sobie.
Proszę, proszę. Pupilek Dumbledore’a nie waha się zabijać. Zna Caedes i potrafi go wykorzystać. Czy to Wander nauczył go tego zaklęcia? Po co? Interesująca kwestia, jednak do rozważenia później.
Caedes ani Sectumsempra nie zadziałają na odległość tylu stóp. Lekceważyłby chłopaka, gdyby przypuszczał, że nie uchyli się przed Avadą.
Poza tym... Lord Voldemort zawsze zwycięża. Zawsze i każdego. Zabije Pottera w otwartej walce, a potem pokaże jego ciało staremu głupcowi. To dopiero będzie widok.
- Przeceniłem cię, Riddle! Boisz się walki ze mną?!
- Nie musisz tak krzyczeć, Harry.
Voldemort wyszedł na polanę. Dopiero teraz zauważył, jak zielone są oczy Pottera.
Jak, nie przymierzając, Salazara Slytherina.
- Nie przyłączyłbyś się do mnie, Harry? Masz zadatki na śmierciożercę.
- Nigdy.
Chłopak otworzył szerzej oczy. Pokaże temu słabeuszowi.
- Caedes!
- Accio!
Zaklęcie Voldemorta wystarczyło, by różdżka jego wroga wypadła mu z palców i obracając się w locie, wypuściła Caedes w ziemię.
Harry, wściekły za taką obelgę, gwałtownie przywołał różdżkę dłonią.
I przywarł nagle do ziemi, dzięki czemu Caedes Voldemorta przeszył powietrze nad jego głową.
Polana błyszczała barwami tęczy, a powietrze wyginało się w przedziwne kształty, gdy ta dwójka zwarła się w pojedynku, próbując większość znanych sobie zaklęć. Bryły ziemi wzlatywały w górę i spadały już pocięte na kawałki, rozrzucając dookoła trawę. Różdżki stały się tak gorące, że trudno było je utrzymać. Odgłosy towarzyszące temu tańcowi śmierci sięgały poza ludzki zakres słuchu.
Harry, po kolejnym nieudanym ataku, odskoczył w tył. Riddle był silniejszy, niż Harry się spodziewał. Ich różdżki miały pióra tego samego feniksa, co tylko pogarszało sytuację.
- Dość tej zabawy, Potter – syknął Voldemort, który szybko przestał odczuwać coś w rodzaju dumy profesjonalisty i podziwu umiejętności przeciwnika. – Ten świat jest za mały na nas dwóch. Inferno!
Harry nie zamierzał czekać na efekty czaru, zatem krzyknął:
- Glacius!
W samą porę; płomienie, które wybuchły wokół niego, zostały w dużej części ugaszone. Para jednak uniemożliwiała widzenie... Chłopak instynktownie rzucił się w bok, unikając tym śmiercionośnego zaklęcia.
Czarny Pan nie zamierzał rezygnować. Choć ręka zaczynała mu drżeć, kontynuował.
- Avada Kedavra!
Harry przetoczył się błyskawicznie, jednak, jakby w zwolnionym tempie, zobaczył czubek różdżki Riddle’a jarzący się na szmaragdowo.
W obronnym geście machnął różdżką ku niebu i strugę zielonego światła powstrzymała wyrwana z podłoża grudka ziemi.
Jeszcze raz, jeszcze raz, ponownie. Voldemort wrzasnął i starał się przyspieszyć nawałnicę Zaklęć Niewybaczalnych. Ale ziemi było pod dostatkiem.
Ostatnia Avada Kedavra rozbiła ruchomą tarczę Harry’ego na kawałki. Różdżka Voldemorta zamilkła. Ten zasyczał jak wąż, wypuszczając z płuc powietrze. Wyglądał, jakby oprzytomniał z niedawnego szaleństwa.
- Brawo, Potter, brawo. Jestem pod wrażeniem.
- Dalej będziesz próbował mnie przekonać? – zapytał Harry z drwiną, chociaż nie czuł się zbyt pewnie. Różdżka parzyła go w dłoń i sprawiała wrażenie, jakby mogła pęknąć od następnego zaklęcia. Mógłby zaatakować bez niej, jednak gdyby coś nie wyszło, gdyby Riddle okazał się odporny na taki rodzaj magii, co wtedy?
- Ależ skąd. Chcę widzieć twarze twoich tak zwanych przyjaciół i Dumbledore’a, gdy zobaczą twoje zmasakrowane zwłoki. Rozumiesz mnie, mam nadzieję. Zapytam cię tylko o jedno. Co sądzisz o twoim tegorocznym nauczycielu Obrony?
Brew Harry’ego drgnęła. W taki oczywisty sposób zamierza go sprowokować, wytrącić z równowagi?
- Chcesz powiedzieć, że jest śmierciożercą? Wiem.
- To on zorganizował naszą akcję w Hogsmeade. Słyszałem, że twoi przyjaciele trochę... ucierpieli.
- Jesteś żałosny, Riddle. Takie sztuczki...
- Słyszałem też, że wspaniały Ronald Weasley – ton Voldemorta był słodszy od miodu – właśnie pije herbatkę z twoimi rodzicami i ojcem chrzestnym. Straszna strata, prawda?
Harry zacisnął zęby. Mimowolnie poczuł gniew, choć wiedział, że o to właśnie chodzi temu wężowi. A jeśli tak, to czy Wander powiedział mu o Bestii? Czy wiedzą, jak wykorzystać jej potencjał?
- Ta wariatka, Lovegood, podobno wygląda jeszcze lepiej, niż poprzednio. To prawda? A, byłbym zapomniał, kazałem Wanderowi zająć się tą ohydną szlamą, Gra...
- Pieprz się, Riddle!
Czarny Pan uśmiechnął się z rozkoszą. Smarkacz traci opanowanie, zaraz zrobi coś głupiego i ...
Harry ciął na odlew ręką, tą bez różdżki.
Voldemort upadł, ciemna krew trysnęła ze szram na jego szacie, rozoranej jakby pięcioma pazurami. Czarny Pan zaklął wściekle, starał się spojrzeniem przebić mgłę bólu i wrócić na pole walki.
Potter pędził ku niemu jak szalony. Dobre porównanie, biorąc pod uwagę wyraz jego twarzy. Różdżkę trzymał w dłoni, jednak chyba nie zamierzał z niej korzystać, przynajmniej na razie. Biegł szybko, za szybko, by nie uchylić się przed jakąkolwiek śmiercionośną klątwę, zatem czas, by wykorzystać asa w rękawie. I to natychmiast.
- Signum temporis!
Harry zareagował na ruch wroga prędzej, niż normalny człowiek mógłby. Skoczył w bok, potem w górę i do przodu. Znajdował się tuż przy Voldemorcie, z jego prawej strony. Harry kątem oka zobaczył formujące się w powietrzu linie złotego światła, jakby runy. Ale one nie pomo
Thomas Riddle syknął ostatni raz. Z niechęcią spojrzał na zakrwawioną rękę. Na szczęście ten niewerbalny atak nie wymagający różdżki nie miał wiele mocy. Gdyby jednak Potter stał bliżej...
Pewną poprawę humoru przyniósł Voldemortowi widok zatrzymanego w czasie Pottera. Doprawdy, jakże zielone oczy miał ten chłopak. Czy wcześniej także takie były?
Na wszelki wypadek Czarny Pan odszedł parę kroków w kierunku drzew rosnących na skraju polany. Nie miał wątpliwości, że jeśli spóźniłby się ze Znakiem choćby o sekundę, już by nie żył.
No, nie do końca, ale nie miał ochoty powtarzać doświadczenia sprzed szesnastu lat.
Riddle spojrzał na swoją różdżkę. Tak, bez wątpienia, Wander był potężny. Znał zaklęcia, o których nikt nie słyszał i o których nie wspomina żadna księga magii. Tak...
Ale po kolei. Najważniejsze, to skończyć to, co się zaczęło.
Och, jakże długo na to czekał...
Chwileczkę, trzeba to tak wymierzyć, by na ułamek chwili zobaczył swoją śmierć. O, tak. Trzy, dwa...
- Avada Kedavra!
Harry drgnął, uwolniony spod Znaku. Zaskoczony, kompletnie nie przygotowany, zobaczył zielone...
Klątwa Niewybaczalna trafiła młodzieńca prosto w twarz. Ciało, pozbawione życia, zwaliło się na trawę.
Voldemort zaśmiał się krótko. Nie czuł takiego zadowolenia, jakiego się spodziewał. Może dlatego, że prawie nikt nie był świadkiem upadku Chłopca, Który Przeżył?
Cóż, trudno. Na pewno odbije to sobie na rozpaczy i cierpieniu wszystkich nędznych znajomych Pottera. Już nie mógł się doczekać.
Voldemort odwrócił się, by posłać sygnał między drzewa. Czekał tam na niego samotny śmierciożerca. W końcu, dźwiganie zwłok to zajęcia poniżej godności Czarnego Pana. Różdżka powoli stygła, a oddech dopiero wracał do normy.
Zwycięzca pojedynku wrócił rozważaniami do kwestii Wandera. Wiele pytań cisnęło się na usta. Choćby takie, dlaczego jeszcze pozwalał mu żyć. Taka silna i tajemnicza osobistość była pożyteczna, zgoda, ale do pewnego stopnia i czasu. Skąd znał takie zaklęcia? Dlaczego nauczył Pottera trudnych klątw, które polepszały jego szansę w walce?
Dlaczego dopuścił do straty Greybacka i Malfoya? Czemu młody Draco również został wyłączony z gry? I przede wszystkim, dlaczego on, Czarny Pan, tak niepewnie czuł się w jego obecności, a mimo to pozwalał mu żyć? Czasami wydawało mu się...
Kalisto. Ona by to potrafiła. Ale nie Wander. Nie był, tak jak ona, szkolony.
Gdzie, do demona, podziewał się ten Groom? Miał czekać na sygnał. Będzie musiał z nim później porozmawiać o niewykonywaniu bezzwłocznie rozkazów Czarnego Pana. Z gniewnym warknięciem wysłał powtórnie półprzezroczystą czaszkę pomiędzy drzewa.
Gdy ta znikła mu z pola widzenia, zmrużył szkarłatne oczy. Coś...
Nagle poczuł, że różdżka w jego dłoni zadrżała.
Thomas Riddle zrozumiał od razu.
- Caedes!
Nie zdążył uniknąć zaklęcia w całości, ale przeżył.
Stracił tylko rękę.
Voldemort krzyknął głośno. Świsnął różdżką, materializując w powietrzu srebrny kształt, przypominający coraz bardziej ludzką rękę. Kształt zbliżył się do krwawiącej rany, zafalował, błysnął i szczepił się z ciałem.
Czarny Pan zajęczał, co nie zdarzało mu się często. Przez chwilę nie mógł się nawet wyprostować.
A gdy to uczynił, zobaczył stojącego Harry’ego Pottera, Chłopca, Który Ponownie Przeżył. Z jego blizny zaczęła powoli płynąć ciemna krew. Potter miał teraz spokojne oblicze, ale mimo to trawa rosnąca na polu ich walki przestała łagodnie płynąć z wiatrem, zdawała się marznąć, jak w obecności dementora.
- Jak?! Dlaczego żyjesz? Zabiłem cię!
- Teraz już rozumiesz, że jesteś żałosnym robakiem w porównaniu ze mną, Riddle?
- Nie! Nie ma tu twojej matki! Już cię nie chroni!
- I co z tego?
Voldemortowi brakło argumentów. Ręka, choć już cała, piekła okrutnie, co przypomniało ranom na torsie, że powinny znowu się odezwać.
Większy jednak zamęt w jego myślach siał fakt, iż Harry Potter najwyraźniej zmartwychwstał. Niemożliwe. Avada Kedavra to klątwa uśmiercająca. Niemożliwe...
- Nie mam już dla ciebie czasu, Riddle. Twoja córka i wszyscy śmierciożercy czekają na mój sąd. Wander również. I ja. – Harry wzniósł różdżkę. – Żegnaj, Riddle. Caedes!
Na polanie zabrzmiał trzask pękającego drewna.
Harry spojrzał pod nogi z pewnym niedowierzaniem. Jego różdżka, już w dwóch częściach, leżała bez życia.
Voldemort zaśmiał się ochryple.
- Nie przyzwyczajona do zaklęć czarnej magii, jak widzę! Powinieneś trzymać się roli dobrego chłopczyka, jak zawsze! Pokażę ci, Potter, że to ty jesteś robakiem! Caedes!
Zaklęcie nie trafiło. Harry przemieścił się jeszcze szybciej, niż poprzednio, tylko skraj jego czarnej szaty ucierpiał. Wyprostował dwa palce i zgiął je ku niebu.
Voldemort, przewidując Accio, z całej siły zacisnął dłoń na różdżce.
Która pękła na pół, kiedy trafił ją trawiasty pocisk wyrwany z podłoża.
Czarny Pan z trudem uświadomił sobie, co się właśnie stało. Harry tymczasem przygotował się do ostatecznego natarcia.
- Twój opór jest daremny, Riddle. Nie zasługujesz na swój tytuł, na strach, jaki go otacza. Ja... – Harry przerwał, by otrzeć krew, która rozpoczęła sączyć mu się do oczu.
W tym momencie, nagle, niczym trafiony natchnieniem, Voldemort zrozumiał.
Tylko w jednym przypadku Avada Kedavra była bezużyteczna.
Harry Potter był horcruxem.
Nie jego. Wiedziałby o tym. Cała ceremonia była konieczna, by rozszczepić duszę i zatrzymać ją w pożądanym obiekcie. Ktoś go ubiegł. Ale jak to możliwe? Ta blizna pojawiła się dopiero po tamtej pamiętnej nocy. Czy nie miała nic wspólnego z horcruxem? Czy w ogóle istota ludzka mogła nim zostać? Kto mógłby tego dokonać?
Cóż za pytanie. Wander. Wander był zdrajcą, od samego początku, podstępnym, snującym dalekosiężne plany. Nie wahającym się poświęcać ludzi. Uczniów. Zatem Dumbledore nie zamierzał dalej się oszukiwać. Cel uświęca środki. Jego odpowiedzią na Snape’a był Wander, amoralny szpieg starego głupca.
Miłość, tak? Nie; potwora może pokonać tylko większy potwór.
Ta dwójka jeszcze przed przepowiednią musiała poznać znaczenie Pottera. Ale skąd Wander tyle wiedział? Znał zaklęcia, o których milczą nawet zapiski mistrza Grindelwalda. W wieku kilkunastu zaledwie lat był w stanie stworzyć horcruxa. Kim był, tak naprawdę?
Czy to wszystko znaczyło, że wbrew informacjom dostarczanym przez śmierciożerców, wilkołaki i gigantów, wszystkie sześć horcruxów zostało zniszczonych i bitwa w Hogsmeade wcale nie wydarzyła się w odpowiednim momencie, by przerwać łowy? Dumbledore wracał do Hogwartu nie z powodu ofiar, a dlatego, że Wander wysłał Pottera, uzbrojonego w Caedes i inne śmiercionośne zaklęcia, by zabił Czarnego Pana?
Voldemort poczuł, że kręci mu się w głowie. Nie mógł uwierzyć, że Dumbledore uknuł taki plan. Ale czy to znaczyło, że Wander także i jemu grał na nosie? Był niczyim pionkiem, a władcą marionetek?
Potem. Później się tym zajmie. Voldemort zrozumiał także coś jeszcze. Błędem była próba opętania Pottera wtedy, w Ministerstwie Magii. Bo blizna łączyła go z nim, z Czarnym Panem, a zimna spojrzenie szmaragdowych oczu dawało rozwiązanie.
Harry był już gotowy do przecięcia wroga na pół, ale wtem zobaczył, że Voldemort wznosi pustą rękę i kieruje ją ku niemu.
- Zamierzasz walczyć ze mną na moich warunkach, Riddle? – Tym razem usta chłopaka wykrzywiły się w uśmiechu. – Bez różdżki? Dalej nie pojmujesz, że jesteś nikim przy mnie? Proszę. Skoro chcesz, walczmy.
Harry napiął mięśnie wzniesionej ręki. Nie obawiał się porażki. Wiedział, że Lord Voldemort, postrach wszystkich czarodziejów i wiedźm, nie potrafił zabijać bez różdżki. Uśmiech mu się odrobinę poszerzył.
- Dość. To koniec, Riddle.
Nie. To dopiero początek, Harry Potterze.
Harry wrzasnął. Upadł na kolana, jego blizna obficiej trysnęła krwią. Czuł się, jakby głowę włożono mu w imadło, a wnętrzności przypalano magicznym ogniem i na przemian zamrażano.
Harry próbował się podnieść, zabić Voldemorta, ale nie mógł. Słyszał swój krzyk, wycie, które powoli gasło, razem z uchodzącymi z niego siłami i duszą.
Początek.
Czarny Pan nie ustawał. Patrzył wprost na bliznę Pottera, wlewał całą swoją potęgę w jeden punkt, koncentrował się na nim, na bramie do duszy chłopaka. Jednak nie próbował przejąć nad nim kontroli, nie. Podsycał swoje uczucia nienawiści, dumy, pogardy dla słabszych, gniewu i łączył je z blizną. Sięgał w nią, poza nią.
Sięgał poza bliznę, głębiej, by dotknąć prawdziwego Harry’ego Pottera, który tyle lat czekał, by wreszcie powstać.
Początek!
Harry próbował, ale nic nie mógł zrobić. Nawet ból ustawał. Tracił zmysły wraz ze świadomością. Wiedział jedno, tylko jedno, co będzie dalej... Jutro będzie rozmawiał z Voldemortem, będą tam oni i Bellatrix, a potem... Potem Hermiona do niego przyjdzie, on ją uwięzi, i...
Harry krzyknął w desperacji, ostatni raz, i upadł, bez sił i bez woli.
Tak. Całość.
Już za mgły, za zasłony, usłyszał jeszcze śmiech Riddle’a, który szybko ucichł. Wszystkie dźwięki zamilkły. Mgła opadła, ból ustał, myśli także.
Moja.
Na chwilę rozbłysło jeszcze światło i coś... coś...
Ciemność.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
PrZeMeK Z.
post 27.07.2008 11:51
Post #196 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



Dużo się dzieje.

Na początek narzekanie: fick miejscami sprawia wrażenie tłumaczonego z angielskiego. Nie wiem, może rzeczywiście tak jest, może piszesz po angielsku i potem tłumaczysz, ale to razi. Nie będę może wypisywał przykładów, ale jest ich sporo. Szkoda.
Poza tym, dość beznamiętnie pozbywasz się kolejnych bohaterów. Myślę tu przede wszystkim o Snapie. Nie, żeby trzeba było nad nim płakać, ale jakoś tak brakowało emocji.
Choć może to kwestia czasu, jaki upłynął, odkąd czytałem poprzednie części ficka. Sam jesteś sobie winien smile.gif
No i walki u Ciebie wyglądają nieco sztucznie. Za dużo skakania i potężnych pocisków. Trochę to przypomina jakieś turowe pojedynki w Final Fantasy.

Teraz plusy: dobry pomysł ze śmierciożercą udającym Voldemorta. Fajny dialog Snape-Wander. Walki, mimo wad, trzymają w napięciu. Ogólnie akcja jest dobrze wyważona, nie ma jakichś dłużyzn. Podobało mi się też "zdemolowanie" chatki Hagrida.

Nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem tekst (naprawdę zbyt wiele czasu upłynęło od jego początków). A więc pierwsza scena ficka, zniszczony Hogwart, to dzieło opanowanego przez Voldemorta Harry'ego? Mógłbyś się pokusić o jakieś krótkie streszczenie całości, bo nie potrafię już tego ogarnąć.

Ogólnie rzecz biorąc, podobało mi się. Może nie był to najlepszy tekst, jaki czytałem, ale był dobry. Ciekawa wariacja w morzu identycznych fanfików. Thanks for entertaining me.


--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
BonnieLiu
post 27.07.2008 14:24
Post #197 

Tłuczek


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 27
Dołączył: 20.07.2008
Skąd: Wieża Astronomiczna

Płeć: Kobieta



No, nieźle ci wyszło- to muszę przyznać ;]] Napiszesz dalszą część? Hmmm?


--------------------
"Dla dobrze zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej, wielkiej przygody..."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 01.08.2008 17:08
Post #198 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



Znaczy się, epilog? Oczywiście, pytanie tylko brzmi, kiedy. W takim gorącu i przy komplecie rodzinki w mieszkaniu nie będzie to takie proste. Ale skończę fica.

Przemek>>krótkie streszczenie całości nastąpi na modłę stylu pani Rowling w epilogu. Jako że Wander żyje, wyjaśni sporo kwestii (obym tylko o czymś nie zapomniał). Jednak nie zaszkodziłoby przeczytać całego fica od pocztątku, bez wielkich przerw wink2.gif
QUOTE
fick miejscami sprawia wrażenie tłumaczonego z angielskiego. Nie wiem, może rzeczywiście tak jest, może piszesz po angielsku i potem tłumaczysz, ale to razi.

W czasach Unii Europejskiej to chyba plus? :]
Nie, nie pisałem tego po angielsku - chciałbym móc. Ale przyznaję, że czasami angielskie sformułowania same wpadają mi go głowy i je sobie tłumaczę. Wydawało mi się tylko, że rzadko się to zdarza.
QUOTE
Poza tym, dość beznamiętnie pozbywasz się kolejnych bohaterów. Myślę tu przede wszystkim o Snapie. Nie, żeby trzeba było nad nim płakać, ale jakoś tak brakowało emocji.

Wander nie jest znany z okazywania emocji, wydaje mi się. No i nie chciałem przedramatyzować.
QUOTE
No i walki u Ciebie wyglądają nieco sztucznie. Za dużo skakania i potężnych pocisków. Trochę to przypomina jakieś turowe pojedynki w Final Fantasy.

Final Fantasy? Ooo, dzięki :]
Ja tam chciałem, żeby pojedynki dało się łatwo wyobrazić i były w miarę realistyczne, biorąc pod uwagę umiejętności bohaterów. Sądząc jednak po komentarzach, sceny akcji średnio mi wychodzą.


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
PrZeMeK Z.
post 01.08.2008 23:52
Post #199 

the observer


Grupa: czysta krew..
Postów: 6284
Dołączył: 29.12.2005

Płeć: wklęsły bóg



Średnio wychodzą, ale to może kwestia tego, że ciężko jest opisać dobrze walkę czarodziejów. Z konieczności obaj przeciwnicy muszą albo w siebie nie trafiać, albo nie robić sobie większej krzywdy, żeby walka potrwała dłużej niż dziesięć sekund (a tego wymaga dramaturgia).
Aha, walka Harry'ego z Voldemortem podobała mi się bardziej niż Snape'a z Wanderem.

Naprawdę bardzo chętnie bym przeczytał całego ficka, ale nie wiem, czy znajdę czas. Praca jednak mi go zżera sad.gif

Dzięki za wyjaśnienie o angielskich zwrotach. Nie zdarzają się często, ale jednak rażą (przynajmniej mnie). Postaram się może po niedzieli znaleźć kilka przykładów i wyślę Ci je PMką.
I spróbuję przeczytać ficka od początku. Jest tego wart.


--------------------
Hey little train, wait for me
I once was blind but now I see
Have you left a seat for me?
Is that such a stretch of the imagination?
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Hito
post 25.09.2008 19:49
Post #200 

Magik


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 751
Dołączył: 11.10.2005
Skąd: Częstochowa/Wrocław

Płeć: Mężczyzna



EPILOG

Na błoniach Hogwartu trwał pogrzeb Severusa Snape’a.
Swą obecnością upamiętniło jego postać całe grono nauczycielskie, włącznie z bardzo źle wyglądającym dyrektorem Dumbledorem, jak i wszyscy uczniowie, którzy jeszcze zamku nie opuścili.
Brakowało jedynie dwóch osób.
Jedną z nich był profesor Obrony przed Czarną Magią. Przez ostatnie parę dni nikt go nie widział. Jakby zapadł się pod ziemię.
Co częściowo było prawdą.
Drugą osobą był uczeń, Harry Potter.
W tym momencie Severus Snape niewiele go obchodził. I na pewno nie miał ochoty widzieć się z jakimkolwiek uczestnikiem pogrzebu.
Wander wszedł powolnym krokiem do skrzydła szpitalnego Hogwartu. Minął Malfoya i Weasleya, nie zwracając na nich większej uwagi. Rzucił okiem na jedno z pustych łóżek. Znaczyło ono, iż panna Lovegood czuła się na tyle dobrze, by zejść na błonia.
Jeżeli to ojciec nie zabrał jej z terenu zamku, bojąc się o jej bezpieczeństwo.
Mężczyzna w końcu zatrzymał się przy ostatnim, zajętym łóżku.
Spojrzał na Harry’ego, który pochylał się nad ciałem Hermiony. Chłopak podniósł głowę i skoncentrował się na jego oczach.
- Wiedziałem, że w końcu przyjdziesz.
- Chciałem się pożegnać.
Harry poruszył się nieznacznie.
- Dokąd się wybierasz?
- Do domu – rzucił krótko Wander.
Potter wstał, choć z wyraźną niechęcią.
- Wszystko poszło po twojej myśli. Jesteś zadowolony?
- Tak.
Starał się nie zauważać, że tak zwany profesor nie uśmiecha się sardonicznie.
- Skąd wiesz, że nigdy nie planowałem spełnić tych snów?
- Proste. Gdybyś planował, to by się spełniły.
Tym razem Wander nie mógł się nie uśmiechnąć.
- Przeceniasz mnie, panie Potter. Nie przewidziałem, że Snape będzie taki uparty. Ryzykowałem, pozwalając ci walczyć z Voldemortem o własnych siłach. Powinienem był...
- O własnych siłach? Ty przysłałeś Hermionę.
Wander spodziewał się krzyku, jednak Harry cały czas zachowywał się nienaturalnie spokojnie.
- Nie zaprzeczam. To nie problem przygotować świstoklika, jeśli zna się miejsce docelowe. Panna Granger nie protestowała.
- Nie protestowała? Chcesz powiedzieć, że nie użyłeś Imperiusa?
- A uważasz, że go użyłem?
Harry nie odpowiedział od razu. Na chwilę przeniósł wzrok na kompletnie nieruchomą dziewczynę.
- Nie wiem. Może nie musiałeś.
- Nie musiałem – przyznał Wander. – Panna Granger znała konsekwencje. Mimo to, zdecydowała się przerwać twój pojedynek z Voldemortem. Wiedziałem, że w przypadku twojej rychłej przegranej tak uczyni. Nieźle też poradziła sobie z tym śmierciożercą, który czuwał wśród drzew. Wielki talent.
- Były – mruknął Harry. – Twierdzisz, że nie kontrolowałeś Hermiony?
- Lubię ryzyko, ale bez przesady. Wielokrotnie rzucałem na nią Imperio. Wiesz, dlaczego? Panna Granger oprócz talentu potrafi także korzystać z własnej głowy. Zna cię też lepiej niż swoje ulubione książki. Mogłaby odkryć moje zamiary i spróbować mi przeszkodzić. Tego bardzo chciałem uniknąć.
Mężczyzna parsknął rozbawiony w myślach. Oj, jak by mu się dostało, gdyby zabił pannę Granger...
- Powiedzmy, że trochę ją przygasiłem. Pozostaje jeszcze jej zachowanie wobec ciebie, nie mogło przekroczyć pewnych granic. Używałem do tego także snów. Zacząłem już od wakacji i ...
- Nie prościej byłoby mnie kontrolować Imperiusem?
- Bestii nie da się kontrolować. Wiesz przecież, że na ciebie to nie działa.
Harry jeszcze raz spojrzał na twarz Hermiony, na jej zamknięte oczy, kręcone włosy...
- Ona nigdy mnie nie kochała – stwierdził chłopak, chociaż zabrzmiało to jak pytanie.
- To już nie moja rzecz, panie Potter. Sam musisz rozstrzygnąć, czy uczucie może być wzbudzone Klątwą Niewybaczalną.
Uczucie, to najsilniejsze, jak chciałby Dumbledore. Przez tyle lat najbliżsi przyjaciele, potem para kochanków. Hermiona zachowywała się naturalnie, a...
On? Czy ją kochał? Czy Bestia mogła kochać? Miesiące tego roku wydawały się Harry’emu tak odległe; nie potrafił sobie przypomnieć, co czuł jeszcze niedawno. Nie chciał o tym myśleć.
- Jakimi snami ją torturowałeś?
- Innymi niż twoje, ale o podobnej tematyce. – Wander skrzyżował ręce na piersiach. – Ty niszczący Hogwart, ty mordujący niewinnych, tym podobne ciekawostki. Postarałem się, by odbierała je dość realistycznie, jakby tam była.
Harry poczuł pierwsze ukłucie gniewu od wejścia mężczyzny. Hermiona widziała Bestię, przyszłość, do której nawet za cenę życia nie chciała dopuścić. Jednak nigdy nie rozmawiała z nim o snach, nigdy bezpośrednio nie poruszyła sprawy. Imperiusy Wandera trzymały ją w okowach od początku roku szkolnego, a on...
Niczego nie zauważył. Nawet się nie domyślił. Tak, Hermiona nie wyglądała na kontrolowaną, nie miała szans, skoro to Kalisto szkoliła tego drania. Mimo to... Siedziała, nie odzywając się, ze spuszczoną głową podczas tamtej rozmowy z Wanderem, a on nigdy się nad tym nie zastanowił... Dłużej niż parę sekund.
Harry nie wiedział już, kogo bardziej nienawidzi – Wandera czy siebie.
- Jak przeżyłem? Riddle trafił mnie Avadą.
- Ach, dobre pytanie. – Wander zaciągnął się papierosem. – Nie wiem, czy wiesz, ale istnieją obiekty nazywane horcruxami, obiekty przetrzymujące kawałek duszy czarodzieja, który go stworzył. Zaawansowana czarna magia, jak to mówią. Voldemort, na przykład, miał ich sześć. Musiałyby zostać najpierw zniszczone, by dało się go zabić. To właśnie starał się osiągnąć Dumbledore ze swoim Zakonem.
- Byłem... horcruxem Riddle’a? – Na twarzy Harry’ego odmalowały się niesmak i złość.
- Nie. Moim. Nadal jesteś.
Na chwilę zapadła ciężka cisza.
- Wyjaśnij.
- Ale co tu wyjaśniać, panie Potter? Uczyniłem cię moim horcruxem, część mojej duszy rezyduje w tobie. Już dwukrotnie ochroniła cię przed ulubionym zaklęciem Voldemorta. Twoja blizna nie ma z tym nic wspólnego – powiedział Wander, czytając w myślach chłopaka. – Horcrux to nie eksponat muzealny, nie musi się ładnie prezentować. Kiedy? Gdy miałeś kilka miesięcy, oczywiście. Twoi rodzice nic nie pamiętali dzięki zaklęciu znanym ci przez pana Lockhearta, Obliviate. Zrobiłem to, bo wiedziałem, że Voldemort będzie chciał cię zabić. Wiedziałem, że ktoś przekaże mu w końcu przepowiednię, którą otrzymała pani Trelawney... Padło na biednego Severusa, którego tak wszyscy teraz opłakują... Ubiegłem jego pamiętny atak, dzięki czemu jesteś tu, Harry Potterze. Ty, nikt inny.
Harry wstał gwałtownie z krzesła, podejrzewając, co mężczyzna sugeruje.
- Widzisz, panie Potter, horcruxy to zazwyczaj przedmioty, takie jak pierścienie, medaliony, coś osobistego. Jestem pewien, że ani Dumbledore, ani nikt z Zakonu nie pomyślał o tym, by zniszczyć horcuxy Avadą. Klątwa uśmiercająca nie działa przecież na nieżywe przedmioty, prawda? – Wander nagle uśmiechnął się, wyraźnie czując zadowolenie. – A faktem i odpowiedzią na twoje nieme pytanie jest to, że połączenie magii horcruxa w żywej istocie i Avady Kedavry, to połączenie jeden na milion, daje... tak, panie Potter. Bestię.
Harry poczuł, jak budzą się w nim emocje, przyjemne, choć destruktywne.
- To jest twój plan? Od samego początku tego chciałeś?! Bestii we mnie?!
- Tak. – Głos Wandera ponownie zdradził radość. – Tak, tego chciałem, i widzę teraz, jak mi się to udało. Harry, Harry. Mój plan się powiódł, a ty jesteś tego dowodem. Jedyny na tym świecie, najlepszy kandydat, by...
Harry, nie bacząc na poprzednie zamierzenia, wrzasnął wściekle, jednym susem przeskoczył łóżko Hermiony i upadł ciężko na posadzkę.
Wander, stojący w rzeczywistości o parę kroków dalej, ponownie zaciągnął się papierosem.
- Uspokój się, chłopcze. Nic ci to nie da. Spróbuj odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego w takim razie wysłałem pannę Granger, by powstrzymała cię i zniweczyła sny, których treść sam wymyślałem?
Harry, podnosząc się do pionu, zacisnął zęby z całej siły. Atakowanie Wandera było pozbawione sensu.
- Oświeć mnie, profesorze.
- Za dobrze cię znam. Obserwowałem cię przez lata, szczególnie przez ostatni rok, oczywiście, i wiem, w jaki sposób rozumujesz i działasz. Gdyby Voldemort rozbudził w tobie Bestię do końca, twoje sny mniej więcej by się sprawdziły. A to, panie Potter, byłaby moja klęska.
- Doprawdy? – W głosie Harry’ego oprócz sarkazmu dało się usłyszeć delikatne zdziwienie.
- Tak, doprawdy. – Wander uśmiechnął się lekko zza papierosowego dymu. – Jesteś impulsywny, naiwny, poddajesz się emocjom... W dodatku zawsze zdecydowany, by czynić to, co uważasz za słuszne. Z drugiej strony już Tiara Przydziału, sześć lat temu, wyczuła twój potencjał do czynienia zła. By nie dać się porwać potędze Bestii, potrzebny jest odpowiedni umysł, doświadczenia, nastawienie, siła ducha, wiara... Nie jesteś jeszcze na to gotowy. Nie byłeś wtedy, gdy walczyłeś z Voldemortem. Krótko mówiąc, drogi chłopcze, mój plan zakłada, że ujarzmisz Bestię, a nie dasz się jej kontrolować. A na to jest jeszcze za wcześnie.
Harry w milczeniu przetrawiał to, co usłyszał. Wcale nie zmniejszyło to jego gniewu. Co utwierdziło go w przekonaniu, iż w tej rozmowie Wander jest szczery. Nie kłamał. Sny spełniłby się. Bestia zawładnęłaby nim całkowicie, unicestwiając go.
O ile ktoś taki jak ,,Harry Potter’’ kiedykolwiek istniał. Skoro już od niemowlęcia miał te szmaragdowe oczy, bliznę, horcruxa i całą resztę...
- Świetnie – mruknął pod nosem. – Wspaniale. Co stało się z Riddlem? Czy Hermiona go zabiła?
- Nie słuchasz mnie uważnie, panie Potter. Jego horcruxy nie zostały zniszczone. Panna Granger nie mogła go zabić, ale, dzięki mojemu zaklęciu, odebrała mu coś cenniejszego niż życie. Teraz Thomas Riddle jest już tylko cieniem samego siebie, niegroźnym i przygnębiającym do obserwowania. Nie musisz się nim martwić.
- A Kalisto? Ona żyje?
- Czyżbyś chciał się pozbyć zła z tego świata? – Wander zachichotał gardłowo. – Nie myśl o niej. Wiesz przecież, że jej nie znajdziesz, jeśli ona nie będzie tego pragnęła. Przykro mi, panie Potter. Nie został nikt, na kim możesz wywrzeć swoją zemstę.
- Oprócz ciebie.
Słowa zawisły w powietrzu pomiędzy mężczyznami, jednak na krótką chwilę. Oboje zdawali sobie doskonale sprawę, że uczeń nie pokona mistrza. Jeszcze nie.
- I co teraz?
- Teraz, Harry, zostawiam cię samego. Zamknęliśmy pewien rozdział. Ale nie wykluczam – dodał Wander, wychodząc już z pomieszczenia – że kiedyś, w przyszłości, spotkamy się znów.
- Po co ci to wszystko?! – krzyknął za nim Harry, napinając wszystkie mięśnie, nie ruszając się jednak z miejsca. – Kim ty jesteś?! Jakimś znudzonym bogiem?!
Wander zatrzymał się w podwójnych drzwiach skrzydła szpitalnego i spojrzał na Harry’ego z ukosa. Uśmiechał się.
- Nie, nie jestem. Choć przyznaję, że trafiłeś nawet blisko. – Mężczyzna skłonił głowę. – Żegnaj, Harry.

Wander zostawił młodą Bestię za sobą i szedł szybkim krokiem, starając się nie sięgać po kolejnego papierosa. Nie były prawdziwe, ale w ich paleniu i tak było coś uzależniającego. Niemagiczni ludzie miewali naprawdę interesujące pomysły. Ha.
Wskakując do rury zastanawiał się, dlaczego nikomu w Hogwarcie nie przyszło do głowy pytanie – gdzie podziewał się bazyliszek przez te pięćdziesiąt lat? Skąd uwolnił go duch młodego Riddle’a? Co podtrzymywało go przy życiu? I tak dalej.
Nawet Dumbledore nie odwiedził nigdy prawdziwej Komnaty Tajemnic. Czy wiedział o niej? Cóż, trudno. Wander wzruszył ramionami, idąc ku wejściu. Tego się już nie dowie.
Kilka słów w wężowym języku otworzyło wrota. Wander przekroczył je.
Czekał już na niego. Co za niecierpliwość.
- Witaj, Annatarze - odezwał się mężczyzna o bujnych, jasnych włosach i czerwonych oczach. – Spóźniłeś się.
- Jestem nawet przed czasem. Witaj, Godryku.
Ruszyli ku kamiennemu posągowi Salazara Slytherina.
- Osiągnąłeś wszystko, co zamierzałeś?
- Tak, jestem raczej zadowolony.
- Nie dało się szybciej?
- Pośpiech nie był wskazany – odparł Wander, czując rozdrażnienie. – Kształtowanie Bestii to nie zabawa, Godryku. Jakby to powiedział Nietzsche: ,,Człowiek jest liną rozpiętą między zwierzęciem a nadczłowiekiem. Liną nad przepaścią.”. Ja starałem się przeprowadzić Harry’ego na odpowiednią stronę.
- A nie zrzucić w przepaść?
- Bestia to nie ... – urwał Wander. Czasami zastanawiał się, dlaczego Pionierzy nie widzieli rzeczywistości tak, jak on. – Harry spadłby w ciemność, gdybym zostawił los własnemu biegowi. Straciłby kontrolę. Wiesz, jaki on jest.
- Tiara wahała się pomiędzy mną a wężem, ale dostał się mnie, w końcu.
- Sam go tam przydzieliłeś.
- Właściwie tak. – Gryffindor podrapał się za uchem. – Jeżeli cały system właściwie działa. Byłem sprawiedliwy?
- O tak – zgodził się Annatar. – Slytherin to, niestety, w obecnych czasach istne bagno, tylko cień dawnej świetności tego szacownego Domu. Biedny Salazar.
Godryk pomyślał chwilę nad wcześniejszym komentarzem Wandera. Przed czasem...
- Słuchaj. Ile właściwie lat ty tu jesteś?
- Ostatnio? Niecałe dwadzieścia lat.
Mężczyzna aż zamrugał. Do diabła, czas szybko tu płynie. Wspaniały Hogwart musiał mieć już z tysiąc lat!
Oboje zatrzymali się przed wielką statuą Slytherina. Spojrzeli w górę, na usta, na tajemne wejście.
- Jak poszło z ...?
- Doskonale. Ad caelum!
Gryffindor popatrzył na unoszącego się w powietrze Wandera, po czym wyciągnął z jasnoczerwonych szat różdżkę z ognistego kryształu.
- Ad caelum – mruknął pod nosem.
Przeszli przez zimny, kamienny korytarz, by znaleźć się komnacie, w której kiedyś wylegiwał się bazyliszek, utrzymywany w hibernacji przez magiczny okrąg, święcący się na szmaragdowo.
- Penelopa Clearwater rzeczywiście ma wielki talent – odezwał się Wander. – Prawdziwa Krukonka. Rowena musi być dumna.
- Co do Roweny... – wtrącił Godryk. – Nie jest zbyt zadowolona ze sposobu, w jaki potraktowałeś Hermionę Granger. Imperiusy.
- Wiesz dobrze, że nie mogłem postąpić inaczej z jej ulubienicą.
- Ulubienicą? – żachnął się Gryffindor, reagując podświadomie na ukryte nuty w głosie Annatara. – Daj spokój, oddała ci nawet swoje Pazury!
- Nie przeczę, jej kruki bardzo mi się przydały. Będę musiał jej gorąco podziękować po powrocie.
- Radzę.
Gryffindor i Wander mijali rzeźby przedstawiające Pionierów, tutaj nazywanych Założycielami. Annatar kątem oka zerknął na srebrne włosy Slytherina i jego zielone oczy. Uśmiechnął się lekko. Dużo zawdzięczał temu mistrzowi magii śmierci.
Mężczyźni kierowali się ku wąskiemu przejściu, kończącego się balkonem, zawieszonym w połyskującej pustce, pełnej fal pierwotnej magii. Tam, następny magiczny krąg miał zabrać ich do domu.
- Dość masz już obserwowania ludzi i bawienia się nimi? Nieprędko tu wrócisz.
- Nie jestem tego taki pewien, przyjacielu. – Wander zatrzymał się i zamknął oczy. – Podoba mi się ten świat i czuję w kościach, że kontynuuję moją znajomość z nim... być może szybciej, niż ci się wydaje. Nie jestem wam potrzebny.
- Nie rozumiem, co ci się tu tak podoba. – Gryffindor zmarszczył brwi. - My, Pionierzy, przybywamy tu i obdarowujemy magią tych nieporadnych ludzi, i przez te... tysiąc lat do czego dochodzą? No, powiedz.
- Magia nie panuje nad całym światem, a niemagicznych ludzi jest zdecydowana większość, jeśli o to ci chodzi.
- Nie taki rozwój wypadków przewidywaliśmy.
- Obawiam się, że nie zrozumiesz mojego zainteresowania tym światem, Godryku.
Czerwone oczy mężczyzny wyrażały irytację. Właśnie dlatego średnio lubił rozmawiać z Wanderem. W dodatku od momentu, w którym wpadł na trop Harry’ego Pottera, myślał zajmował się tylko nim i Bestią.
Annatar miał już ruszyć dalej, przez przejście, ale zatrzymał go dźwięk.
Raczej... wrażenie.
Murami Hogwartu przebiegła fala, nasycona mocno magią i emocjami, wprawiająca cały zamek w dziwne, niecodzienne drżenie.
Wander rozpoznał przyczynę. To Harry się śmiał.
Dawny profesor Obrony, który jako jedyny nie wytrwał choćby jednego roku na stanowisku, mógł się zaledwie domyślić, co tak rozbawiło Pottera. Sam jednak także się uśmiechnął.
Tak, Harry. Naprawdę jesteś Wybrańcem. Dopiero na początku podróży krętymi ścieżkami przeznaczenia...

Annatar Wander z Godrykiem Gryffindorem zniknęli, zostawiając za sobą Komnatę Tajemnic. Wejście do niej zamknęło się.
Ale ono również, jeszcze przez chwilę, w swojej kamiennej esencji, nienaturalnie się trzęsło.
Śmiech Bestii ustał w końcu, choć miał on już na wieki zostać zapamiętany.

Jeśli te wieki w ogóle nastąpią.


KONIEC


--------------------
Mój nowy fic

One in Fire Two in Blood
Three in Storm Four in Flood
Five in Anger Six in Hate
Seven Fear Evil Eight
Nine in Sorrow Ten in Pain
Eleven Death Twelve Life Again
Thirteen Steps to the Dark Man’s Door
Won’t be turning back no more
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

9 Strony « < 6 7 8 9 >
Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.03.2024 11:10