Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> You Were My Sun, Trochę ckliwe, trochę poważne. LM

Veren
post 19.10.2009 23:46
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 19.10.2009




Witam.
Przeglądam to forum już od jakiegoś czasu, jednak jestem człowiekiem, który za bardzo nie potrafi komentować twórczości innych. Nie wiem, dlaczego (to pewnie przez późną godzinę nie myślę racjonalnie blink.gif ) zdecydowałam się opublikować tu coś swojego. Nie jest to być może opowiadanie najwyższych lotów, jednak coś, co chodziło mi po głowie już od dłuższego czasu i piszę je by oczyścić myśli, no i oczywiście, dla przyjemności. Jeśli znajdzie się choć jedna osoba, której się to spodoba, znaczy, że było warto. Nie przedłużam już. Życzę miłego czytania smile.gif

I


W zamku panowała cisza. Było już dawno po czasie, gdy uczniowie powinni znajdować się w łóżkach. Swoich oczywiście. Nauczyciele nie patrolowali nawet korytarzy, gdyż już dawno nie zdarzyło się nic podejrzanego, a przynajmniej nic, o czym oni by wiedzieli. Wysoka, ciemnowłosa dziewczyna skradała się w stronę wieży astronomicznej. Ostrożnie stawiała kroki, starając się nie szurać kapciami i nie nadepnąć na skraj ciemnego szlafroka, w który była szczelnie owinięta. W myślach przeklinała chłopaka, który wyciągnął ją z łóżka o tej godzinie i skazał na potworne przeciągi. Wiatr hulał przez stare mury zamku nie oszczędzając szczękającej z zimna zębami dziewczyny. Gdy była już w połowie drogi i chciała wyjść zza zakrętu na kamienne schody usłyszała czyjeś kroki i szybko schowała się w ciemny kąt korytarza. Praktycznie przed jej nosem przebiegła wysoka blondynka, która nie zważając na to, że echo jej kroków niesie się pewnie daleko po zamku wbiegła na schody i zniknęła za rogiem.
Dziewczyna wychyliła się ostrożnie ze swojej kryjówki i zaklęła w myślach.
- Narcyza... Że też musiała tu przybiec. - Szepnęła i zaczęła zmierzać w stronę Pokoju Wspólnego. Tego się nie spodziewała. Miała nadzieję, że uda jej się dotrzeć na miejsce zanim rozwścieczona blondynka znajdzie ją na korytarzu i domyśli się, z kim jej chłopak spotyka się po nocy. Swoją drogą Lucjusz był sam sobie winien. Nie miała pojęcia, kto powiedział o ich spotkaniu Narcyzie, ale od początku wychodzenie po północy z dormitorium i wałęsanie się po zamku było zdecydowanie złym pomysłem. Dziewczyna usłyszała trzaśnięcie drzwi niedaleko siebie i czym prędzej pobiegła z powrotem do pokoju. Nie przejmowała się już tym, że kapcie uderzały z głośnym plaśnięciem o kamienną posadzkę. Wiedziała, że któryś z nauczycieli się obudził i musi jak najszybciej znaleźć się pod kołdrą, żeby uniknąć podejrzeń. Przedostała się sprawnie przez labirynt korytarzy i dotarła przed pozornie gładką ścianę. Wydyszała hasło i ściana rozsunęła się przed nią ukazując ciemny Pokój Wspólny. Nadal biegnąc dostała się do dormitorium i po cichu przeszła do swojego łóżka. Zrzuciła szlafrok i schowała szybko głowę pod kołdrę, żeby swoim dyszeniem nie obudzić nikogo. Gdy już trochę uspokoiła oddech i wydostała się spod przykrycia usłyszała cichy szept.
-Nie myśl, że nic nie zauważyłam. Rano będziesz mi się grubo tłumaczyła. Nie ma mowy, żebyś nie powiedziała, co robiłaś poza swoim łóżkiem o pierwszej w nocy.
Dziewczyna zaśmiała się cicho i przewróciła na drugi bok. O tak, była pewna, że Layan nie da jej spokoju dopóki nie zda szczegółowej relacji ze swojej nieregulaminowej eskapady. Mocno wtuliła twarz w poduszkę i po chwili zasnęła słysząc jeszcze pomruki złej przyjaciółki.

- I ty myślisz, że pozwolę ci się wyspać, tak?! Niedoczekanie twoje! Nie ma mowy! Jest po dziesiątej, a ty sobie spokojnie śpisz pozwalając, żeby zjadła mnie ciekawość! Amarea, no...
Dziewczyna powoli otworzyła oczy. Była pewna, że krzyki jej rozentuzjazmowanej i niecierpliwej przyjaciółki słychać było na parterze, albo i poza zamkiem. Spojrzała na nią z politowaniem i jak gdyby nigdy nic wstała, zebrała ubrania i poszła do łazienki. Stanęła przed lustrem i uśmiechnęła się lekko. Była średniego wzrostu drobną brunetką. Miała duże, niebieskie oczy i długie, sięgające łopatek, proste włosy. Jej jasna cera bardzo różniła się od ciemnej karnacji Layan, która jak na typową hiszpankę przystało była przy Amarei praktycznie hebanowa. Kiedy dziewczyna wyszła z łazienki Layan siedziała tyłem do niej na łóżku z demonstracyjnie założonymi na piersiach rękami. Kiedy tylko zobaczyła Amareę teatralnie parsknęła i odwróciła się jeszcze bardziej.
- Layan, no... Proszę cię, nie bądź taka. Przecież wiesz, że i tak za chwilę dasz się przeprosić, bo twoja ciekawość jest na tyle silna, że nie dasz rady jej powstrzymać. - Amarea powoli usiadła koło przyjaciółki i czekała na jej reakcję. - Doskonale zdajesz sobie sprawę, że dasz się pokroić za to, żebym ci powiedziała, z kim tam miałam się zobaczyć.
Layan udawała niewzruszoną, chociaż po jej twarzy było widać, jak wiele ją to kosztuję.
- Cóż... W takim razie idę na śniadanie. Jeśli zmienisz zdanie, wiesz gdzie mnie szukać. - Amarea wstała i wyszła z dormitorium. Nie zdążyła nawet dojść do końca schodów, kiedy ktoś mocno złapał ją za ramię.
- No dobra, tym razem ci wybaczę. Niestety, ale na twoje szczęście masz w posiadaniu takie informacje, których nie uzyskam z żadnego innego źródła. No, to mów. - Dziewczyna mówiła bardzo szybko, co pokazywało jak jest podekscytowana. Amarea zaśmiała się i wskazała głową kilka foteli pod oknem, które zazwyczaj zajmowała ta sama grupa osób. W tym momencie siedział tam tylko jeden chłopak. Dłuższe blond włosy opadały mu na twarz, w jednej ręce trzymaj sfatygowane pióro, a w drugiej pergamin z wypracowaniem.
- Amarea, żartujesz prawda? Z nim?! Przecież... Po pierwsze, on ma dziewczynę. Po drugie, nie wierzę, że... Przecież ty jesteś piątoklasistką! Nigdy nie spotykał się z nikim młodszym od siebie. Zresztą, od kiedy Narcyza go usidliła jakiś rok temu żadna dziewczyna nie śmiała się do niego zbliżyć. Nie... - Layan nie mogła uwierzyć w słowa przyjaciółki. - On jest totalnie poza twoim zasięgiem. Zresztą, on jest poza zasięgiem jakiejkolwiek dziewczyny z naszej szkoły.
Amarea uśmiechnęła się tylko i spojrzała ukradkiem na chłopaka. Udało się jej złapać jego wzrok. Kiedy wychodziły z Pokoju Wspólnego Amarea upuściła notes, który niosła w ręce.
- Coś ci upadło. - Do uszu dziewczyn dotarł cichy, lekko ochrypnięty męski głos. Layan odwróciła się zdziwiona i stała z lekko rozdziawionymi ustami, podczas gdy Amarea z uśmiechem odebrała "zgubę" i pociągnęła przyjaciółkę na korytarz. Zaraz za rogiem otworzyła notes i znalazła wyrwany kawałek pergaminu z nabazgranymi na nim w pośpiechu słowami.

23:00 W tym samym miejscu. Mam nadzieję, że tym razem się uda.

- Nabierasz mnie, prawda? Powiedz, że mnie nabierasz. - Layan ciągle nie mogła uwierzyć, że Amarea mówi prawdę. Cała sytuacja wydawała jej się zbyt nierealna, żeby mogła być prawdziwa.
- Proszę cię, chyba masz dostatecznie wiele dowodów. Zresztą, znasz mnie. - Dziewczyna spojrzała na przyjaciółkę zmrużonymi oczami. - Nie jestem chyba typem dziewczyny, który zmyśla na takie tematy. Doskonale wiesz, że on dla mnie, w przeciwieństwie połowy tej szkoły, nigdy nie był cudowny, niezastąpiony, piękny i co tam jeszcze sobie dodasz.
Layan pokiwała głową, ale nadal bez zbytniego entuzjazmu. Amarei przyszło do głowy, że może jej przyjaciółka jest zazdrosna, ale szybko pozbyła się takich myśli. Przyjaźniły się od pierwszej klasy i takie coś w ogóle nie wchodziło w grę. Zresztą, ona i Lucjusz tylko się przyjaźnią. On ma narzeczoną, a jej nie widziało się rozbijanie związku i wchodzenie w drogę przedstawicielom takich rodów jak Malfoy'owie i Blackowie.
W stołówce usiadły na swoich stałych miejscach przy końcu stołu i w spokoju zjadły śniadanie. Amarea miała dziwne wrażenie, że starsze dziewczyny ciągle na nią patrzą. Jednak za każdym razem gdy podnosiła wzrok one zdawały się być zajęte rozmową.
- Wpadam w jakąś paranoję. - Pomyślała dziewczyna i pokręciła głową ze zdziwieniem. A to wszystko dlaczego? Tylko dlatego, że ktoś kiedyś widział ich jak rozmawiali. Była pewna, że Narcyza nieźle się zdenerwowała za wydarzenia poprzedniej nocy, ale była także pewna, że jej nie zauważyła. Uciekła do dormitorium tak szybko, jak tylko mogła i nikt za nią nie biegł. Chyba. W każdym razie, gdyby Narcyza się czegoś dowiedziała Amarea nie siedziałaby zapewne teraz na śniadaniu cała i zdrowa.
Zaraz po posiłku poszły na lekcje zielarstwa mijając po drodze Jamesa Pottera i Syriusza Blacka otoczonych jak zwykle grupką rozchichotanych dziewczyn.
Dzień, jak co dzień. Z racji tego, że zbliżały się święta Bożego Narodzenia, a na błoniach nie było ani grama śniegu pogoda z dnia na dzień coraz bardziej przytłaczała uczniów. Nikomu nie chciało się już uczyć, wszyscy myśleli tylko o choince i prezentach. Mimo, że strach przed Voldemortem i śmierciożercami wzmagał się, w szkole nikt zdawał się o tym nie myśleć.
Amarea tak jak każdego wieczora umyła się i położyła spać. Cały czas czuła na sobie uważne spojrzenie Layan, co bardzo ją śmieszyło. Inne dziewczyny z dormitorium zasnęły niedługo po tym, jak dziewczyna przykryła się kołdrą.
- Amarea, na pewno wiesz, co robisz? - Ciszę przerwał szept Layan.
- Przestań. Oczywiście, że wiem. Kto nie ryzykuje, ten nie ma, prawda? - Dziewczyna zaśmiała się cicho i wstała z łóżka. Otuliła się puchatym szlafrokiem i włożyła równie miękkie kapcie. - Życz mi powodzenia.
Chwilę później szła już tymi samymi korytarzami, co zeszłego wieczora. Ponownie zatrzymała się przy schodach prowadzących na wieżę i ostrożnie wychyliła się zza rogu. Nie zauważyła niczego podejrzanego, więc zaczęła wspinać się po stromych stopniach. Gdy kilka minut później dotarła zdyszana na górę nie wierzyła własnym oczom. Przez okno wpadało tak jasne księżycowe światło, że przez moment miała wrażenie, że ktoś po prostu zapalił lampkę. Dopiero po chwili zauważyła opartego o ścianę chłopaka. On w przeciwieństwie do niej był kompletnie ubrany. Najwyraźniej nie miał tak dociekliwych i upierdliwych kolegów jak Layan.
- Widzę, że ci się podoba. - Powiedział cicho, lecz w pustym pomieszczeniu było go doskonale słychać.
- Żartujesz? Oczywiście, że tak. To jest...
- Piękne, prawda? - Lucjusz wszedł jej w słowo.
- To właśnie chciałeś mi pokazać? - Spytała Amarea, podchodząc bliżej okna.
- Tak, właśnie to. Swoją drogą, nie jest ci zimno?
Dziewczyna była tak urzeczona, że nie zauważyła gęsiej skórki, która pojawiła się na jej skórze. Mocniej otuliła się szlafrokiem i odwróciła w stronę chłopaka.
- Może trochę. - Amarea uśmiechnęła się lekko i wróciła do patrzenia na księżyc. Po chwili poczuła, jak objął ją ramionami i wtulił twarz w jej wilgotne włosy.
- My się tylko przyjaźnimy, tak? - Spytała cicho dziewczyna. Już nie było jej zimno.
- Yhym. - Lucjusz mruknął coś niewyraźnie. Nic już więcej nie mówili. Tego, co działo się w głowie Amarei nie da się opisać. Kaskada myśli, która przepływała przez nią w tej chwili była ogromna. Działo się z nią coś dziwnego, ale bardzo przyjemnie dziwnego. Minuty mijały, a ona nie mogła skupić się na niczym innym, jak tylko na zapachu perfum chłopaka, który bardzo mocno działał na jej zmysły.
- Narcyza wie, że tu jesteś? - Pytanie wyszło z ust dziewczyny szybciej, niż zdążyła je powstrzymać. Nie chciała burzyć nastoju, lecz ciekawość okazała się silniejsza.
Lucjusz westchnął, ale nadal przytulał Amareę do siebie.
- Myślę, że wie. Wczoraj zrobiła mi niezłą awanturę, kiedy tutaj przyszła. Nie mam pojęcia skąd wiedziała o tym, gdzie jestem. Wiem, że ty jej tego nie powiedziałaś, bo gdybyś tu była to prawdopodobnie nie uszłabyś z życiem. - Chłopak zachichotał. - Nie obiecywałem jej nigdy wierności, więc nie może mieć do mnie pretensji. Nasz związek to głupie wyobrażenie rodziców o tym, że małżeństwo ich dzieci to świetny pomysł. W tym problem, że tak nie jest. Cóż... - Lucjusz odszedł od dziewczyny na kilka kroków i oparł się plecami o kamienną ścianę. - Narcyza jest jak najbardziej za, ja niekoniecznie. Nie widzi mi się wychodzić za kobietę do której nie czuję nic.
- Masz trochę dziwne dylematy, jak na chłopaka, ale cię rozumiem. - Amarea usiadła na parapecie i oparła się o zimną szybę. Podciągnęła kolana pod szyję i objęła je rękoma. Wpatrywała się uważnie w Lucjusza starając się wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Jednak było to niemożliwe. Rzadko kiedy okazywał uczucia w taki sposób, by mogła to łatwo dostrzec. Kamienna, niczym niewzruszona twarz, to jeden z jego nieodłącznych atrybutów. Pamięta jak dziś dzień, w którym się poznali. Było to mniej więcej pół roku wcześniej w sowiarni. Wylała na niego przez przypadek atrament i tak zaczęła się ich rozmowa. Później okazało się, że znaleźli wspólny język i rozumieli się na tyle dobrze, że potrafili rozmawiać godzinami. Oczywiście nikt o tym nie wiedział, bo Lucjusz Malfoy nie mógł przyjaźnić się z dziewczyną, a już na pewno nie młodszą. On takie wykorzystywał, a nie szanował. To zupełnie nie pasowało do jego szkolnego wizerunku. Ale Amarei to nie przeszkadzało. Sama nie lubiła być w centrum uwagi, co stało by się na pewno gdyby tylko ktokolwiek dowiedział się o ich nocnych schadzkach. Udało jej się nawet utrzymać to w tajemnicy przed Layan.
Tymczasem chłopak wstał i zawołał ją gestem do siebie. Wrócili w ciszy do dormitorium i każde, pogrążone we własnych myślach ruszyło w swoją stronę.

Następnego ranka Amarea obudziła się wcześnie, ale nie otwierała oczu. Była pewna, że Layan zauważyła to, że zadrgały jej powieki i zaraz będzie musiała się wyspowiadać z całego zeszłego wieczora. Jednak leżała tak jeszcze przez chwilę i nic się nie wydarzyło. Zdziwiona otworzyła powoli oczy i rozejrzała się po pokoju. Spojrzała na zegarek i okazało się, że nie ma nawet szóstej. Wszystkie dziewczyny smacznie spały. No, raczej prawie wszystkie, bo Layan nie było w łóżku. Zaintrygowana dziewczyna wstała, założyła ciepły dres i przeczesując włosy palcami zeszła na dół do Pokoju Wspólnego. Ogień wesoło trzaskał w kominku, zimne i nieprzytulne pomieszczenie nabrało dzięki temu odrobinę milszego charakteru. Ze względu na wczesną porę świece na ścianach paliły się jeszcze i rzucały mdłe światło na stojące przy palenisku fotele. Na jednym z nich siedziała skulona Layan, która mimo tego, że ziewała prawie bez przerwy usilnie starała się coś napisać na leżącym na kolanie kawałku pergaminu.
- Coś się stało, że tak rano wstałaś?
Głos przyjaciółki tak wystraszył dziewczynę, że aż podskoczyła i złapała się za serce.
- Amarea, wiesz że nie lubię, kiedy ktoś mnie straszy. Mam do napisania esej na eliksiry i jeśli nie zrobię tego teraz, to nie zrobię tego nigdy. Ciesz się, że ty nie robisz sobie zaległości w szkole. - Layan stłumiła kolejne potężne ziewnięcie i przetarła dłońmi opadające powieki. - Ale chyba był to zły pomysł. Mam prawie całość, więcej na razie nie wymyślę. Chyba wezmę się za to po obiedzie.
Wstała i już zmierzała do dormitorium, kiedy nagle jakby oprzytomniała. Odwróciła się, wskazała palcem na Amareę i spojrzała na nią zmrużonymi oczyma.
- Ty... Ty wredna, przebiegła dziewczyno. Myślałaś, że zapomniałam, tak? Wykorzystałaś moją chwilową niedyspozycję, żeby wymigać się od opowiadania? Nie ma mowy... O nie, moja droga. Musisz mi zdać dokładną... bardzo dokładną... relację. - Ostatnie słowa dziewczyna mówiła coraz wolniej i ziewając. Starała się jednocześnie wyglądać na groźną, co dawało dość komiczny obraz.
- Dobrze, dobrze. - Zaśmiała się Amarea. - Porozmawiamy później, dobrze?
Odprowadziła zasypiającą przyjaciółkę do łóżka i sama również się położyła. Jednak nie mogła zasnąć. Miała przeczucie, że coś jest nie w porządku, jednak zupełnie nie miała pojęcia co to takiego mogłoby być. Ponownie wstała, wsunęła bose stopy w miękkie kapcie i wyszła z pokoju. Bezwiednie ruszyła w stronę dormitorium chłopaków. Sama nie wiedziała, dlaczego. Jakieś dziwne przeczucie kazało jej uchylić drzwi i zajrzeć do środka. Gdy tylko to zrobiła, Amarea od razu pożałowała, że posłuchała się przeczucia. Szybko zamknęła drzwi nie zastanawiając się nawet, czy chłopak ją zauważył i pobiegła do swojego pokoju. Schowała się pod kołdrą i starała się uspokoić mocno bijące serce. Cały czas przed szeroko otwartymi oczyma miała obraz Lucjusza, który siedział na łóżku i owijał bandażem zakrwawione przedramię. Cały czas widziała wyrytą na jego ręce czaszkę i wychodzącego z jej ust węża...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 19.04.2024 22:23