Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

Drzewo · Standardowy · [ Linearny+ ]

> Problemy Miłosne Jamesa Pottera I Syriusza Blacka, Huncwoci znowu w akcji! ^^

Tenebris69
post 05.10.2004 14:17
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 228
Dołączył: 05.10.2004




I lecimy z następnym fanfikiem... =)

Problemy miłosne Jamesa Pottera i Syriusza Blacka cz. 1

James wyglądał zza drzewa na siedzącą samotnie postać przy jeziorze. Jej rude włosy falowały lekko na wietrze. Dziewczyna objęła kolana rękami i wpatrywała się zamyślona w czarną toń.
- Co Rogaczu? Nadal czyhasz na tą Evans?
James wzdrygnął się i obejrzał za siebie. Policzki pokrył mu rumieniec.
- Syriusz... – westchnął z ulgą – A nawet jeśli to co?
Syriusz wzruszył ramionami.
- Wiesz... Podziwiam twoją cierpliwość... Ja bym dawno dał sobie z nią spokój gdybym widział, że prędzej umówiła by się ze Smarkerusem niż ze mną...
- Och... Zamknij się – warknął ze złością James bo jego najlepszy przyjaciel wypowiedział to czego bał się najbardziej.
-Rusz się wreszcie, stary! Będziesz się tak na nią gapił? Podejdź i zagadaj, a jak nie to chodźmy na kolację... Jestem cholernie głodny.
- Idź sam... Ja jeszcze zostanę... – James wykręcił sobie palce.
- Jak sobie chcesz. Mówię ci tyko, że samo nic się nie zrobi. Cześć. – powiedział Syriusz i odszedł z powrotem przez błonia pogwizdując cicho.
James spojrzał za nim i zaklął w duchu. Wiedział, że nic się samo nie zrobi ale jak z nią porozmawiać żeby przy tym nie zrobić z siebie głupca? Wyszedł zza pnia i zaciskając pięści podszedł do dziewczyny. Szum liści zagłuszył jego kroki.
- Mogę usiąść?
Dziewczyna poderwała się wyciągając różdżkę.
- Czego znowu ode mnie chcesz, Potter? – w jej oczach zapłonęła nienawiść.
- Nie tak nerwowo... Chciałem tylko pogadać... – odarł wyciągając ręce tak jakby się poddawał.
Dziewczyna z rezygnacją klapnęła na trawę. James uznał, że jest to oznaka zgody i bardzo się ucieszył.
- Lily... – zaczął ale urwał bo ta odwróciła błyskawicznie głowę i spojrzała na niego teraz z zaskoczeniem.
- Dlaczego tak do mnie powiedziałeś?
- To znaczy jak? – James nie zrozumiał o co jej chodzi.
- Powiedziałeś do mnie po imieniu.
- Aaa... No tak. Nie podoba ci się?
Lily popatrzyła na drugi brzeg nic nie mówiąc. Pewnie, że jej się podobało. Chyba jednak nigdy nie odważyłaby się do tego przyznać.
Milczeli przez chwilę.
- Czemu ty zawsze taki nie jesteś? – zapytała w końcu dziewczyna.
- Zawsze jestem taki – odrzekł ale zdając sobie sprawę z tego, że i tak mu nie uwierzy, dodał szybko – Po prostu nigdy nie trafiłaś na ten moment. Ciągle widywałaś mnie w jakiejś scenie ze Smark....eee...ze Snape’m, a tego co jest między nim, a mną chyba nigdy nie zrozumiesz.
- To może spróbujesz mi wyjaśnić?
- Snape nigdy mnie nie lubił. Od samego początku kiedy przybyłem do Hogwartu. Kiedyś zastanawiałem się dlaczego. Myślę, że ja od razu znalazłem sobie przyjaciół: Lupina, Syriusza i nawet tego wypłosza Petera. On zaś od razu zniechęcił do siebie innych nosząc te nietoperzaste szaty i mrucząc pod nosem różne przekleństwa. Nigdy nie dowiedziałem się dlaczego tak się zachowywał. W każdym razie zaczepiłem go kiedyś bo chciałem się przekonać czy jest on rzeczywiście taki jak mówiono o nim w Gryffindorze. No i wtedy się zaczęło. Chyba powiedziałem coś głupiego bo Snape zwiał i od tego czasu zaczął drzeć ze mną koty. Nie pamiętam tej rozmowy. To było tak dawno temu... Pięć lat... Ech... No ale potem było coraz gorzej. Nie mogłem się nie bronić kiedy on atakował. Możliwe że to wszystko moja wina. Później Severus przerzucił się także na Syriusza bo on zawsze z niego drwił. To jeszcze bardziej wszystko pogorszyło, a i ja sam doszedłem do przekonania że to wszystko przez to, że Snape wcale nie chce polepszyć tej sytuacji. To on pierwszy nadskakiwał, więc teraz ja postanowiłem przejąć pałeczkę. Wiem, ze to brzmi okropnie dziecinnie. Nasza nienawiść dla mnie nie ma żadnej podstawy. Ale ja nic na to nie poradzę. Nie potrafię już z nim normalnie rozmawiać i nie chce. I jeszcze potem kiedy uratowałem mu życie... – James urwał i spojrzał na Lily która słuchała go z uwagą - ... eee... nieważne. Koniec końcem tak to mniej więcej wygląda. I co ty na to?
Lily westchnęła głośno.
- Wiesz James... – zaczęła – Miałeś rację. Nie rozumiem tego. I być może nigdy nie zrozumiem. Śmieszne jest jednak to że ty sam tego nie rozumiesz. Powiedziałeś, że uratowałeś mu życie?
- Nie mogę ci tego wyjaśnić bo to nie zależy ode mnie Lily. Przepraszam.
- Szanuje tajemnice. I cieszę się, że byłeś ze mną szczery.
James się uśmiechnął bo zobaczył, że jego opowieść wywarła na niej duże wrażenie.
- Słuchaj... Może zniesiemy topór wojenny, co? – spróbował.
Lily rozważała przez moment jego słowa.
- Ale pod warunkiem, że nigdy w mojej obecności nie przeklniesz Snape’a.
James pomyślą, że to chyba niemożliwe ale może już nie dostać kolejnej szansy.
- Eee...no... – starał się odciągnąć tą chwilę jak najdłużej ale dostrzegł jej groźne spojrzenie – Dobrze – poddał się – Więc zgoda?
Dziewczyna chyba po raz pierwszy obdarzyła go w miarę przychylnym uśmiechem. Jamesowi coś się przewróciło w brzuchu.
- Idziemy na kolację?
Wstali i ruszyli ku zamkowi. Kiedy weszli do Wielkiej Sali natknęli się w progu na Lupina. Na ich widok uniósł wysoko brew, a James mrugnął do niego. Lily dołączyła do swoich koleżanek. James usiadł koło Syriusza, który przypatrywał mu się uważnie i zaczął nakładać sobie wszystkiego po trochu z półmisków.
- No i co? – nie wytrzymał Syriusz – Rozmawiałeś z nią? Co ci powiedziała? Pogodziliście się? No dalej, stary! Nie trzymaj ludzi w takiej niepewności.
- Wsadziłeś rękaw do pucharu, Łapo – mruknął James udając niewzruszonego ale w końcu wyszczerzył zęby na widok jego miny – Okey. Rozmawiałem z nią. Obiecała, że nie będzie toczyć ze mną wojny pod warunkiem, że zostawię Snape’a w spokoju.
- CO? – twarz Syriusza była pełna oburzenia – Przecież to niemożliwe...
- Spokojnie... Mam go się nie czepiać tylko w obecności Lily.
Syriusz wykrzywił usta w drwiącym uśmiechu.
- Lily? To już nie Evans? Ech... Ale cię trafiło Rogaczu. Gorzej nie mogłeś trafić. Przecież ona nawet nie jest taka ładna! Co tobie tak się w niej podoba?
James utkwił wzrok w talerzu.
- No.. właściwie nie wiem – bąknął – Co teraz mamy? – zapytał chcąc zmienić temat.
- Transmutacje. McGonagall znów da nam popalić. Co jej powiemy? Że matka Lunatyka przysłała mu wyjca i gdy wybuchnął obrócił w popiół także nasze wypracowanie?
- Pani Lupin nie ma powodów żeby przysyłać mu wyjca... A my ostatnio też jesteśmy coś za spokojni... Może zwalmy to na Glizdogona?
Syriusz zaśmiał się.
- Tak... Świetny pomysł... Założę się, że chyba sam chętnie by się zgodził wziąć to na siebie... Czasami zastanawiam się dlaczego w ogóle toleruję jego towarzystwo. Słowo daję, że nie wiem.
- Bo masz się na kim wyżywać...
- A no tak. Chodź bo dostaniemy jeszcze szlaban za spóźnienie.
James kiwnął głową i rzucił ostatnie spojrzenie na grupkę dziewczyn i chcąc nie chcąc poszedł za Syriuszem.


- POTTER! Skup się wreszcie! Ile razu mam ci to powtarzać?
- Przepraszam pani profesor...
Syriusz i James grali pod ławką w gragulki próbując ukryć to przed czerwoną ze złości profesor McGonagall. Remus patrzył się na nich z dezaprobatą, a Glizdogon kibicował im zawzięcie wydając z siebie ciche piski.
- Schowajcie to bo znów wpadniecie w tarapaty... – szepnął Remus przyjaciołom wychylając się zza wielkiej księgi.
- I o to chodzi... – odpowiedział znudzony Syriusz.
James jednak jednym machnięciem różdżki zgarnął gragulki i schował je do torby.
- Rzeczywiście lepiej jej dziś nie denerwować.
- Ty, co jesteś taki ostrożny? – zdziwił się Syriusz.
- Wiesz Łapo... Nie chce na razie wpakować się w kolejny szlaban. Mam... eee... inne plamy. Syriusz zdawał sobie sprawę co to są za plany ale nic nie powiedział.
Profesor McGonagall spacerowała między ławkami sprawdzając efekty ich pracy.
- Co to ma być Black?
- Szczur pani profesor.
- No właśnie. Szczur. A co miało być? – wskazała drżącą ze złości ręką na idealnego skunksa Remusa
Syriusz za jednym zamachem transmutował szczura. Profesor McGonagall zacisnęła wargi ale nie mając wyboru poszła dalej.


***


- Cześć.
Lily popatrzyła na niego.
- Cześć.
- Widziałaś ogłoszenie? W niedziele jest Bal Wielkanocny...
- Tak. Widziałam i co?
- No... i... ja tak sobie pomyślałem, że... że może chciałabyś pójść na niego ze mną – wypalił.
Przez twarz przemknął jej prawie niewidoczny uśmiech.
- Dlaczego?
- Ech... Evans... Ty zawsze zadajesz takie trudne pytania... – zniecierpliwił się chłopak.
Teraz dziewczyna roześmiała się na cały głos.
- Lubię zadawać pytania... Kto pyta nie błądzi... Odpowiedz.
Jamesa zapiekły policzki.
- Eeee... bo bardzo mi się podobasz – powiedział na wydechu i odetchnął z ulgą, że w końcu to z siebie wyrzucił.
Lily popatrzyła na niego uważnie także lekko zaróżowiona.
- Okey. Pójdę z tobą.
- Dlaczego?
Wybuchnęli śmiechem.
- Bo zaczynam cię lubić – odparła kiedy już się uspokoili i nie czekając na odpowiedź pobiegła na górę.


- Co taki jesteś zadowolony Rogaczu? – zapytał Syriusz kiedy James wleciał do dormitorium cały rozpromieniony.
- Bo idę z Lily na bal – pochwalił się.
Syriusz prychnął. James przyjrzał mu się uważnie.
- Nie masz z kim iść? – zaryzykował pytaniem.
Przyjaciel przeszył go morderczym wzrokiem.
- Mam – odburknął.
- Super! Z kim? – ucieszył się James.
- Na razie z nikim.
- No jak to? Przecież mówiłeś, że...
- Daj mi spokój... – przerwał mu Syriusz ze złością i zasunął zasłonki wokół swojego łóżka.
James stał na środku pokoju zdziwiony jego zachowaniem. Po krótkim wahaniu podszedł do niego i odsunął z powrotem kotary.
- Co się stało, stary? – zapytał.
Syriusz leżał odwrócony do niego plecami.
- Nie łam się Łapo... Mnie możesz powiedzieć. Przecież widzę, że coś jest nie tak. Chyba, że mi nie ufasz.
- Ufam ci – mruknął Syriusz i odwrócił się do niego podpierając głowę ręką.
- Więc?
- To głupie.
- Nieważne. Posłucham.
- Od pewnego czasu... eee... zauważyłem taką jedna dziewczynę.
- I?
- I ona jest no... inna.
- Co to znaczy?
- Nie umiem tego nazwać. Powiedz mi, co czujesz kiedy widzisz Evans?
James przypomniał sobie ich spotkania.
- Dlaczego o to pytasz? No dobra... – wytężył mózg na widok jego zrozpaczonej miny – Czuję się głupio i niezręcznie. Ale jednocześnie dałbym wszystko za to żeby zatrzymać ją trochę dłużej przy sobie. A co?
Syriusz zamyślił się.
- Tak...
- Co?
- Ja czuję się podobnie.
- Kiedy?
- Gdy ją widzę.
- Boże litości chłopie, mów sensowniej bo wieki zajmie zanim cokolwiek z siebie wydusisz. Kto to jest?
Syriusz zaczerwienił się ale postanowił być z nim szczery.
- Dorcas Meadowes.
James zabębnił palcami w stuł próbując skojarzyć tą twarz. Nagle klasnął w dłonie.
- Wiem! Szatynka, włosy za ramiona, piwne oczy, wysoka, szczupła... Zgadłem?
Syriusz przytaknął.
- Co o niej sądzisz? – zapytał z napięciem.
- Całkiem ładna. Rozmawiałem z nią kiedy kiedyś pomagała mi w bibliotece... Zaraz! Czy to nie koleżanka Lily? Czasami podchodziła do mnie żeby przekazać mi wiadomości od niej.
- Chyba tak... Często przesiadują razem...
James spojrzał na niego podejrzliwie.
- Śledzisz ją?
- A nie można? Ty nie śledziłeś Evans?
- Racja. Śledziłem. Ale ja ją... – James urwał zmieszany.
Syriusz zmarszczył czoło.
- Wal śmiało skoro już mamy godzinę szczerości.
- ...ja ją bardzo lubię – dokończył James czując, że słowo które chciał powiedzieć było by za jeszcze nie odpowiednie. W końcu wiedział o niej niewiele.
- Acha. To jak myślisz? Co mi jest? – zapytał Syriusz.
- Chyba się w końcu zakochałeś – odparł James bez specjalnego zainteresowania. Syriusz jednak wstał jak oparzony.
- CO? Ja nigdy nie...
- Spokojnie... Pytałeś, a ja odpowiedziałem co uważam. I to na prawdę nie jest takie straszne jak ci się wydaje.
- Ale przecież ja miałem inne dziewczyny i nigdy nie czułem czegoś podobnego.
James westchnął i opadł na łóżko. Musiał wyjaśnić wszystko Syriuszowi. Chciało mu się śmiać na myśl, że jego przyjaciel, który miał zawsze dziewczyn na pęczki nie rozumie tego. Nie chciał jednak go urazić więc starał się zachować powagę.
- Widocznie wcześniejsze twoje znajomości były tylko przelotne. Dopiero teraz zrozumiałeś na czym polega prawdziwe uczucie.
- Ja nic nie rozumiem – warknął wzburzony Syriusz.
- Wkrótce sam się o tym przekonasz. Ale co zrobisz na razie? Mówiłeś, że masz iść z kimś na bal, potem, że z nikim nie idziesz... Zaproś więc ją!
- Łatwo ci mówić... Niby jak mam to zrobić?
- Tak samo jak ja zaprosiłem Lily.
- Ale ja... nie mogę. Po prostu nie mogę.
- A niby kto namawiał mnie w kółko do zagadania Lily Evans? Nawet wtedy. Przy jeziorze. Pamiętasz? Wreszcie się dowiedziałeś dlaczego tak się bałem do niej podejść – powiedział zjadliwie James.
- Ja się nie boję – zaprzeczył Syriusz.
- Daj sobie siana, Łapo. Boisz się. Nie udawaj. Godzina prawdy. Przyznaj się.
- DOBRA! – krzyknął Syriusz – Boję się jak cholera. Zadowolony?
- Oczywiście! Teraz jest wszystko jasne. Trzeba się wziąć za ciebie. W życiu bym nie pomyślał że to ja będę ci dawać takie rady.
- Dzięki... – powiedział z goryczą Syriusz.

Bal zbliżał się w zawrotnym tępię. Został już tylko tydzień i James nie był do końca przekonany czy dobrze zrobił obiecując Syriuszowi pomoc bo miał tyle na głowie, ze nie wyrabiał się z własnymi sprawami. Nauczyciele bardzo przyciskali na lekcjach, treningi quidditha były katorgą bo po feriach miał się odbyć mecz finałowy Gryffindor kontra Slytherin, a teraz musiał jeszcze w miarę szybko znaleźć sposób na Dorcas Meadowes. Jednak ku jego wielkiej uldze sprawy same przybrały pomyślny obrót. Tuż po lekcji wróżbiarstwa James usłyszał jak ktoś woła jego imię. Odwrócił się i zobaczył biegnącą ku niemu dziewczynę.
- Cześć James – wydyszała Dorcas trzymając się za serce – Wołałam cię już od sali zaklęć ale mnie nie słyszałeś. Ufff... No więc mam dla ciebie wiadomość od Lily oczywiście. Kazała ci powiedzieć, że będzie czekać w Sali Wyjściowej w niedzielę o siedemnastej czterdzieści pięć. Niestety dostała szlaban i wątpi czy zdołałaby poinformować cię o tym do tego czasu.
- Dostała szlaban? – zdziwił się James – Ona? Za co, jeśli można wiedzieć?
- Nie można – odparła krótko – Chyba chce ci sama wyjaśnić. Okey. No to ja już lecę... Do zobaczenia...
Już ruszyła korytarzem w drugą stronę gdy James ją dogonił.
- Słuchaj... eee... idziesz z kimś na bal?
Dorcas spojrzała na niego zaskoczona.
- A nawet jeśli to co?
- No bo wiesz... – zawahał się bo zdał sobie sprawę, że dziewczyna jest bystra i natychmiast zorientuje się, że wciska jej kit - ...mój przyjaciel bardzo by chciał iść z tobą ale nie ma odwagi cię zaprosić...
Dziewczyna zarumieniła się.
- No nie wiem... A który to przyjaciel? – zapytała.
- A którego byś wolała? – mrugnął do niej.
- Dobra. Zgadzam się.
- Naprawdę? Nie wiedząc kto to?
Dorcas zaśmiała się.
- Wierzę, że masz dobry gust skoro zaprosiłeś Lily i wierzę, że tak samo dobrze wiesz co robisz proponując mi randkę z twoim przyjacielem. Po za tym... Lubię niespodzianki.
James wytrzeszczył na nią oczy, ale ta również mrugnęła do niego i wspięła się na górę po schodach wiodących do sowiarni.


- JAMES! COŚ TY ZROBIŁ?
- Czego się wydzierasz? Umówiłem cię na randkę.
Syriusz opadł na krzesło.
- Jak ja się jej teraz pokażę? – szepnął sam do siebie.
- Ona nie wie, że to z tobą jest umówiona.
Syriusz wyprostował się.
- Jak to?
- Normalnie – odrzekł James wzruszając ramionami – Wie tylko, że będzie na nią czekał mój przyjaciel.
- Ufff... – odetchnął z ulgą Syriusz – Nie wszystko jeszcze stracone... Gdzie jest Remus? Może on by się zgodził?
James spojrzał na niego ze złością.
- Słuchaj, stary. Nie po to namawiam ją na randkę z tobą, żeby poszedł na nią Lunatyk. Po za tym on by się nigdy na to nie zgodził i co najważniejsze Meadowes też nie byłaby tym zachwycona...
- Ale przecież mówiłeś, ze ona nie wie...
- No bo nie wie ale nie trudno zgadnąć z kim wolałaby iść. Przecież tak całkiem w ciemno by się nie zgodziła... Musiała mieć nadzieję, że to będziesz właśnie ty.
- Serio? – Syriusz dostrzegł nagle promyk nadziei – Ale to i tak jest okropnie niezręczna sytuacja... Nie... To się nie uda... Co jej dokładnie nagadałeś?
- Zapytałem czy idzie z kimś na bal i że jak nie to ja mógłbym ją z kimś fajnym umówić za to że zawsze przynosi mi wiadomości od Lily... – nie było to do końca prawdą ale James czuł że tak będzie lepiej.
- Ale James... To wygląda tak jakbym nie mógł sobie znaleźć partnerki...
- Nie. To wygląda jakbym ja wkopał w to ciebie...... No ale czego się nie robi dla przyjaciół...
Syriusz nadal patrzył na niego niepewnie.
- Słuchaj – zdenerwował się James – Nic ci się nie stanie. Z resztą to twoja jedyna szansa. Sam chyba w życiu do niej byś nie podszedł, prawda? Ja ci ją podsuwam jak na tacy a ty mi tu z takim tekstem wyjeżdżasz. Lepiej pomyśl w co się ubierzesz.
James wstał, poklepał przyjaciela po plecach i wyszedł z dormitorium, pozostawiając Syriusza nękanego wątpliwościami.


W niedzielę po południu James zmęczony Syriuszem który co chwilę domagał się zapewnień, że robi dobrze idąc na tak zorganizowaną randkę z Dorcas, zaczął się sam martwić o Lily. Rzeczywiście nie widział jej już od bardzo dawna. Co się stało, że dostała szlaban? I że chce mu o tym osobiście powiedzieć? Nie chciał panikować i pytać się jej koleżanek bo czuł, że zrobiłby dziewczynie niedźwiedzią przysługę. Starając się o tym nie myśleć, zajął się doprowadzeniem do porządku swojej, zwiniętej w kłębek na dnie kufra, szaty wyjściowej. Jęknął na widok pogniecionego materiału i usilnie chciał go jakoś wygładzić co mu nie bardzo wychodziło. Zawsze jego rzeczy wracały prosto z pralni wyprasowane i złożone. Było jednak za późno by oddać do pralni szatę. A tyle razy matka próbowała go nauczyć zaklęć domowych. Szukał wtedy różnych pretekstów żeby się od tego wykręcić no i teraz ma... Zrezygnowany oparł się o kolumienkę łóżka i postanowił poczekać aż rozwiązanie znajdzie się samo. Po chwili klasnął w dłonie, wypadł z sypialni i zbiegł na dół do Pokoju Wspólnego. Rozejrzał się po Gryfonach i zatrzymał wzrok na Remusie czytającym wielką księgę. Podszedł do jego fotela i zajrzał mu przez ramię. Lupin zerknął na niego nad zniszczona stronicą.
- Co się tak patrzysz?
- Wiesz Luniaczku... Tak sobie pomyślałem, że może masz pożyczyć szatę wyjściową co? – zapytał przymilnym tonem.
- Nie mam. – odparł Remus i wrócił do lektury.
- Ale przecież mówiłeś wczoraj, że twoja mama jak zwykle dała ci mnóstwo zapasowych szat i nie mieszczą ci się w kufrze inne rzeczy... Na pewno nie masz?
- Nie mam bo już pożyczyłem – mruknął głos zza książki.
James zamrugał.
- Jak to? Komu?
- Syriuszowi.
- Ale... Ale przecież on ma szatę... Wyciągał ją wczoraj przynajmniej z dziesięć razy.
- No właśnie. I w końcu ja gdzieś zapodział... A ty nie masz swojej? – Remus ponownie opuścił książkę.
- Eee... Jest strasznie pognieciona... Nie wiem co z nią zrobić... Nie nadaje się do chodzenia.
- To ja ci nie pomogę. Też się na tym nie znam. Chyba że... Możesz wziąć moja szatę.
- Cos ty! Rozumiem twoje poświęcenie ale to nie wchodzi w grę. Poszukam kogoś innego...
Już chciał odejść ale przyjaciel złapał go za rękę.
- Weź moją szatę James. Ja nie idę. Nie najlepiej się czuję. Jutro pełnia.
James zrugał się w duchu za to jak mógł o tym zapomnieć.
- O rany... Zapomniałem. Przepraszam cię, stary.
- Nie ma sprawy – odpowiedział obojętnie Remus – Bierz moją szatę i idź na ten bal. Tylko nie szalej zbyt długo... Musisz mieć jutro dużo sił żeby okiełzać wilkołaka – uśmiechnął się krzywo – I powiedz to Łapie, dobrze?
James kiwnął głową i wrócił do sypialni. Odszukał idealnie wyprasowaną złoto-brązową szatę i wciągnął ją sobie przez głowę. Przejrzał się w lustrze. Wolał co prawda swoją w kolorze szkarłatu ale uznał, że nie jest tak źle. Usłyszał skrzypnięcie drzwiami i w lustrze zobaczył odbicie Syriusza. Natychmiast pomyślał o konieczności przypomnienia mu o następnym dniu.
- Widzę, że i ty szukałeś pomocy u Remusa? Czemu dał ci swoją szatę?
- Bo on nie idzie. Ja również zapomniałem, że jutro jest pełnia.
- A ja niedawno skarżyłem się na brak rozrywek... Wiesz, że już za trzy godziny bal?
- Wiem. Uspokój się. Dorcas przyjdzie na pewno. Pytałem się jej ale nie wiem co z Lily... To ja powinienem panikować, nie ty...
Syriusz wyraźnie myślał co innego ale nic nie powiedział.


- I jak? Dobrze wyglądam?
James potargał sobie ręką włosy. Za dwadzieścia minut zaczynał się bal i w dormitorium panował lekki rozgardiasz. Po podłodze pałętały się koszule i krawaty w przeróżnych odcieniach. Syriusz spojrzał na niego spod rękawa szaty.
- Jasne. A ja? – wyprostował się.
- Świetnie. To może już zejdziemy, co? – powiedział żywo James i ruszył w stronę drzwi.
Syriusz jednak nadal stał w miejscu wykręcając sobie palce.
- Co znowu? – James odwrócił się.
- Eee... Może jednak nie pójdę?
James jęknął i wypchał siłą Syriusza z dormitorium. Na dole pchnął go na fotel przed kominkiem i kazał czekać na Dorcas. Wymuszając na nim przyrzeczenie, że nie zwieje, sam udał się do Sali Wyjściowej czując dreszcz paniki. Stanął pod filarem rozglądając się dookoła. Spojrzał na zegarek, którego wskazówka wskazywała godzinę siedemnastą czterdzieści pięć. Przeszedł na drugi koniec sali. Za dziesięć osiemnasta... Dlaczego się spóźnia? Za pięć osiemnasta... James zaczął się już niepokoić. Widział mnóstwo par tłoczących się przy wejściu do Wielkiej Sali. Kiedy donośny gong oznajmił początek balu James kopnął w stojąca obok zbroję i już miał wrócić na górę gdy usłyszał stłumione trzaśnięcie głównych drzwi. Obejrzał się przez ramię. W progu stała Lily Evans nieco zadyszana z rozwianymi ciemnorudymi włosami w czerwonej, lekkiej sukni do samej ziemi wyszywanej złotą nicią. James stał z jedną nogą na stopniu nie mogąc się ruszyć. Lily przebiegła wzrokiem po pustej sali i w końcu go dojrzała.
- James! – krzyknęła i podbiegła do niego, a jej buty na obcasie stukały głucho na posadzce.
James zdołał wreszcie otrząsnąć się z wrażenia i cofnął się o parę kroków. Dziewczyna stanęła przed nim głęboko oddychając.
- Przepraszam ale nie mogłam wcześniej... – powiedziała przepraszającym tonem - Potem ci wszystko wyjaśnię. Nie gniewasz się?
Chłopak nadal gapił się na nią jak urzeczony nie mogąc wykrztusić słowa.
- Dobrze się czujesz? Dlaczego nic nie mówisz? – zapytała błędnie odczytując jego minę.
- Eee... Nic mi nie jest. Ładnie w-wyglądasz – odpowiedział odzyskując głos.
Lily uśmiechnęła się figlarnie.
- Dzięki. Ty również. Chodźmy!
Weszli do Wielkiej Sali. Ściany przystrojone były żółtymi kotarami pomiędzy które wplątane zostały świeże kwiaty i gałązki. Po środku stała spora fontanna w kształcie jednorożca z którego rogu tryskał strumień krystalicznie czystej wody. Na samym końcu w miejscu gdzie zwykle stał stół nauczycielski było niewielkie wzniesienie zajmowane przez zespół czarownic grających na przeróżnych instrumentach. James spojrzał na soją partnerkę, która wpatrywała się z podziwem w fontannę. Znów cos przewróciło mu się w brzuchu.
- Więc c-co robimy? – wydukał zmieszany.
- Może się czegoś napijemy?
- J-jasne. Poczekaj. Zaraz coś przyniosę.
Podszedł do zastawionego stołu i wziął dwa kieliszki. Napełnił je niebieskawym płynem połyskującym w srebrnej karafce. Napił się łyk i wrócił do Lily która przysiadła na jednym z krzeseł ustawionych wokół parkietu.
- Proszę – powiedział wyciągając rękę z kieliszkiem.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu.
- Nie zaprosisz mnie do tańca? – odezwała się Lily po dwóch minutach.
James poderwał się czym prędzej, podając jej rękę. Lily wstała poprawiając suknię. Gdy stanęli na środku sali, James z przerażeniem stwierdził, ze nigdy nie umiał tańczyć. Dziewczyna jednak przejęła inicjatywę i naprowadziła jego dłonie na swoja talie. Sama obięła go za szyję. Zaczęli obracać się powoli w miejscu. Spojrzał w jej uderzająco zielone oczy i odkrył kolejną rzecz. Nigdy nie trzymał w ramionach osoby tak kruchej i delikatnej. Lily uśmiechnęła się ponownie i przytuliła głowę do jego ramienia. Gdy czarownice zakończyły swoją balladę Lily oswobodziła się z jego uścisku i zeszła z parkietu wracając na swe dawne miejsce. James usiadł przy niej i napił się z pozostawionego kieliszka.
- Powiesz mi co się z tobą działo przez ostatni tydzień? – zapytał z nadzieją ale w tej samej chwili podszedł do niego roześmiany od ucha do ucha Syriusz.
- Udało mi się James! Podeszła do mnie i ja na początku nie wiedziałem co zrobić, ale w końcu ona pierwsza się odezwała i zaczęliśmy rozmawiać! – wskazał na siedzącą naprzeciw nich przy stoliku Dorcas Meadowes - Dzięki, stary... Jest wspaniała, mówię ci... – urwał bo w tej samej chwili zauważył Lily, która patrzyła na niego z zaciekawieniem.
Syriusz zarumienił się na co James wybuchnął śmiechem. Lily odchrząknęła żeby powstrzymać chichot bo zorientowała się o kim mówi Syriusz.
- Yhym... A więc to z tobą umówiła się moja przyjaciółka? – zapytała.
- Eee... Tak. – wybąknął Syriusz.
- Cieszę się. Ona jest naprawdę wspaniała.
Syriusz zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
- Eee...
Lily nie wytrzymała i też zaczęła się śmiać.
- Dobrze. Nic się nie stało. Wracaj do niej bo zdaje się, że ktoś inny zaczął się kręcić przy je stoliku...
Syriusz z przerażeniem pobiegł z powrotem do Dorcas.
- Ale się porobiło – powiedział James który wreszcie przestał rechotać.
- Nie wiedziałam, że on mógłby... A co ty z tym miałeś wspólnego?
- Ach... Tajemnica.
Podszedł do nich jakiś wysoki blondyn prosząc dziewczynę do tańca ale ta odmówiła. James się wyraźnie ucieszył.
- Dużo macie tych tajemnic, co? – mruknęła Lily kiedy chłopak odszedł w druga stronę.
- Całkiem sporo się ich uzbierało. – odparł James szczerząc zęby.
- Może kiedyś mi kilka zdradzisz?
- Może...
Obserwowali przez chwilę z daleka Syriusza i Dorcas walcujących po parkiecie.
- To jak? Powiesz mi wreszcie dlaczego cię nie było przez ostatni tydzień?
- Nie tutaj James. Nie chcę żeby ktoś usłyszał.
James przytaknął.
- Zatańczysz ze mną jeszcze raz? – zapytał.
- Oczywiście.
Wmieszali się pomiędzy tańczące pary. Czarownice zagrały o wiele szybciej niż poprzednim razem. Lily poruszała się z wielką gracją i James nie mógł oderwać od niej oczu. Zauważył jednak, że kilku jego kolegów przygląda się mu z zazdrością. Wypiął dumnie pierś. Z daleka Albus Dumbledore mrugnął do niego, zza swoich okularów – połówek, nad ramieniem profesor Sprout.
- Eee... Słuchaj. Mógłbym poprosić do tańca Dorcas? Chciałbym się jej o cos zapytać...
Lily spojrzała na niego podejrzliwie okręcając się wokół własnej osi.
- Dobrze. Ale ja zatańczę sobie z Syriuszem.
Gdy piosenka się skończyła podeszli do Syriusza i przyjaciółki Lily. Ci siedzieli rozmawiając i popijając kremowe piwo.
- Mógłbym porwać ci na chwilę Dorcas, Syriuszu? – zagadnął James stając przy nich.
- Jasne – odpowiedział uśmiechnięty Syriusz – O ile Dorcas nie będzie miała nic przeciwko temu żebym ja zatańczył z Lily...
Dziewczyna pokręciła głową i natychmiast wstała. Czarownice ponownie zagrały balladę. Jamesowi bardzo to pasowało bo chciał porozmawiać z Dorcas, a szybka melodia by temu nie sprzyjała.
-No i jak ci się podoba Syriusz? – zapytał, obejmując ją w pasie.
Dorcas zaróżowiła się.
- Jest bardzo miły. Wcześniej go nie znałam i wydawał mi się zupełnie inny. Kiedy proponowałeś mi randkę z którymś z twoich przyjaciół wiedziałam, że to będzie albo on albo Remus Lupin. Powiem ci też szczerze że zgodziłam się tylko dlatego bo miałam nadzieję ze to będzie Syriusz. Po to żeby sama przekonać się dlaczego szaleją za nim wszystkie moje koleżanki.
- No i co? Przekonałaś się?
- Myślę że tak. Chciałabym ci podziękować. Gdyby nie ty nie poznałabym go... – stanęła na palcach i pocałowała go w policzek.
- Eee... – zmieszał się – Nie ma za co...
- James?
- Tak?
- Depczesz mi suknię...
James spojrzał w dół i z przepraszającą miną zdjął buta ze skrawka błękitnego jedwabiu.
- Ty chyba nigdy nie tańczyłeś, co? – stwierdziła Dorcas parskając śmiechem.
- Aż tak widać? – zapytał z rozpaczą.
- Nie aż tak. Chyba Lily musi ci dać parę lekcji. Zauważyłeś jak świetnie się porusza, prawda? Wiesz dlaczego? Jej rodzice są mugolami i razem z siostrą chodziła do szkoły balletowatej, czy jakoś tak, gdzie uczą tańca. Fajnie, prawda?
- Yhym... – mruknął James. Wiedział, że Lily pochodzi z mugolskiej rodziny lecz nie słyszał nigdy o jej siostrze. Czyżby ona nie była czarodziejką? Postanowił spytać ją o to przy najbliższej okazji.
Gdy zabrzmiały ostanie dźwięki ballady puścił Dorcas i odprowadził ją do stolika. W chwilę później dołączyli do nich Syriusz i Lily zataczający się ze śmiechu.
- Z czego się tak śmiejecie? – James patrzył to na jedno to na drugie.
- N-nic. – wykrztusiła Lily machając ręką. – Nieważne.
- Wiesz... Miałeś rację co do niej – szepnął mu do ucha Syriusz przechodząc obok niego do swojej partnerki – To równa babka.
James dał mu w żebro.
- Może wyjdziemy, co? – zapytała Lily. – Strasznie tu gorąco...
Wyszli z Wielkiej Sali i otworzyli drzwi na błonia. Słońce zachodziło z horyzont. Ruszyli ku brzegu jeziora.
- Lubisz zachody słońca, prawda, Lily?
- Tak... Wtedy najbardziej czuje się magię. W powietrzu. Odetchnij mocno, James. Czujesz coś?
James nabrał głośno powietrza. Poczuł jednak jedynie zapach jej perfum. Przeszył go dreszcz.
- Eee.. Tak – zająknął się.
Usiedli na trawie pod rozłożystym drzewem.
- Nie było mnie przez ten tydzień w Hogwarcie – oznajmiła Lily.
James spojrzał na nią z zaskoczeniem.
- Byłam w domu – ciągnęła. – Moja mama jest ciężko chora. Teraz już jej lepiej ale dyrektor kazał mi jechać do niej.
- Przykro mi. Nie wiedziałem.
- Nikt nie wiedział. Nikomu o tym nie powiedziałam. Tylko Dorcas, ale prosiłam ją żeby mówiła wszystkim, że dostałam szlaban...
- Masz siostrę?
Lily zdawała się być zaskoczona jego pytaniem.
- Tak. Co z tego?
- Nigdy jej nie widziałem. Nie jest czarownicą?
Lily nagle spochmurniała.
- Nie. Tylko ja jestem magiczna w naszej rodzinie. Przez to moja siostra mnie znienawidziła. Uważa, że chcę zwrócić na siebie uwagę rodziców. Że chcę być ważniejsza od niej. Ale już się przyzwyczaiłam – wzruszyła ramionami.
- To okropne – James zmarszczył czoło.
- Jest mi przykro ale wiem, że mój tata i moja mama bardzo się ucieszyli kiedy dostałam list. Zauważyli, że jestem inna od moich koleżanek, bo kto chciałby się zadawać z taką, której zawsze zdarzają się dziwne wypadki? Dopiero tutaj poznałam mnóstwo osób takich samych jak ja. Petunia prawie w ogóle się do mnie nie odzywa jakby się bała, że się czymś zarazi... A w ogóle po co ja ci to mówię...
- Bo ja słucham, Lily. Musisz mieć okropne wakacje, prawda?
- Nie są takie złe. Siostra zazwyczaj daje mi spokój, więc mogę pobyć trochę z mamą i tatą. Czasami jednak nie wytrzymuję i raz nawet zamieniłam przez przypadek filiżankę w szczura. Dostałam ostrzeżenie ze szkoły. Potem bardziej się pilnowałam. A ty? Twoi rodzice nie są mugolami?
- Nie. Na szczęście nie. Nie mam również rodzeństwa ale nie narzekam. Wakacje spędza u mnie Syriusz. Jest zawsze wesoło.
- I rodzice pozwalają mu do ciebie pojechać? – zapytała Lily z niedowierzaniem.
- Można tak powiedzieć... – wykręcił się James.
Zamilkli szukając nowego tematu. Zaczęło robić się chłodno i ciemno. Gdzieś z daleka rozległ się cichy plusk i wielka macka wystrzeliła z wody chwytając, przelatującą nad powierzchnią jeziora, ważkę. Obserwowali jak wielka kałamarnica znika z powrotem w czarnej toni. James rozejrzał się po niebie. Księżyc powoli wynurzał się z chmur. James wiedząc, że nie może zawieść Remusa, już miał otworzyć usta z propozycja powrotu do Wielkiej Sali gdy usłyszał trzask. Odruchowo spojrzał na jezioro ale potwora już dawno nie było. Przekręcił głowę w stronę lasu.
- Co się stało? – zapytała Lily z niepokojem.
- Ciii... Chyba coś usłyszałem.
Wyciągnął różdżkę i podszedł do najbliższego pnia.
- James... Chodź. Nie wchodź tam. To Zakazany Las. Lepiej nie ryzykować – dobiegł go głos dziewczyny.
Poszedł jednak kawałek dalej i nagle coś zwaliło go z nóg, uniemożliwiając rzucenie zaklęcia. James uniósł głowę o parę cali żeby zobaczyć napastnika.
- Daj spokój, Łapo – stęknął podnosząc się na nogi.
Wielki, czarny pies siedział przed nim machając ogonem.
- Co ty tu robisz? – szepnął – Jeszcze nie czas.
- James?
James odwrócił się i zobaczył Lily wychylającą się z krzaków.
- Co ty robisz? – skarciła go – Zostawiłeś mnie tam samą. Jak mogłeś! I co tu robi ten pies?
James rzucił mordercze spojrzenie Syriuszowi podczas gdy ten przybrał niewinny wyraz pyska.
- Jakiś przybłęda – odrzekł machinalnie. – Chodźmy już do zamku.
Lily jednak stała nadal wpatrując się w psa.
- Nie uważasz, że powinniśmy go zabrać? Coś złego może mu się stać w tym lesie...
- Nie ma mowy – zaprzeczył stanowczo – Idziemy.
Lily chcąc nie chcąc poszła za nim. Wrócili do zamku gdzie uczniowie powoli rozchodzili się do swoich dormitoriów.
- No to cześć. – powiedział James gdy znaleźli się przy schodach wiodących do wieży Gryfonów. – Dzięki, że zgodziłaś się ze mną iść.
- Nie idziesz na górę?
- Mam coś... eee... do załatwienia...
Lily prychnęła i wspięła się samotnie po schodach. James poczuł lekkie uczucie żalu ale odwrócił się i popędził z powrotem przez błonia. Syriusz siedział przy drzewie.
- Co cię napadło?- warknął James zatrzymując się przed nim.
Pyknęło i stanął przed nim Syriusz w swej ludzkiej postaci. Minę miał bardzo rozbawioną.
- No co? Było śmiesznie – parsknął. – Z resztą pielęgniarka już zabrała Lupina. Nie mamy wiele czasu – wskazał na księżyc.
James bez słowa przemienił się w jelenia. Po chwili pobiegli razem obrzeżem lasu ku Wierzbie Bijącej. Przy pniu spotkali szczura, który od razu nacisnął narośl na pniu.
Przecisnęli się wąskim przejściem do Wrzeszczącej Chaty. James był tak wściekły na przyjaciela że co chwila zawadzał porożem o ściany i sklepienie. Kiedy wyszli na drewnianą podłogę strzepnął z łba trawę i ziemię. Syriusz zawarczał i w odpowiedzi z kata za ogromnym łóżkiem wyskoczył wilkołak rzucając się na nich. James stanął przed nimi. Kopyta stukały o posadzkę. Wilkołak na widok jego spojrzenia przestał się rzucać. Peter zapiszczał cicho odwrócił się z powrotem do wyjścia. Wrócili tą sama droga kierując się ku czarnej ścianie Zakazanego Lasu. Zagłębiali się coraz bardziej nadsłuchując odgłosów nocy. Srebrzysty księżyc przebijał się przez liściaste sklepienie. Syriusz skakał wokół nich. Włóczyli się tak przez wiele godzin. Księzyc przesuwał się leniwie po niebie. Dostrzegli przedzierające się przez pnie światełka Hogsmeade. James spojrzał na Remusa który potrząsnął głową. Zrozumiał, że chciał przez to powiedzieć „Lepiej nie ryzykować”. Syriusz zaskomlał z niekłamanym zawodem. Skręcili w drugą stronę. Nagle Lupin warknął gwałtownie. Czerwone ślepia rozszerzyły się. James rzucił zaniepokojone spojrzenie na czarnego psa. Syriusz zaczął węszyć głośno nosem. „Ktoś tu jest! – pomyślał James. Chwycił zębami wilkołaka za ogon i pociągnął go do tyłu. Ten jednak ani drgnął tylko zawarczał jeszcze gwałtowniej. Jego czerwone oczy lśniły w ciemności. James wskazał Syriuszowi i Peterowi skraj lasu przy Wrzeszczącej Chacie. Kiwnęli łbami. Zaciągnęli Remusa w tamtą stronę. Gdy byli już blisko, James odwrócił się przesłał im uspokajające spojrzenie i zawrócił chcąc się przekonać kto wałęsa się o tej porze po Zakazanym Lesie. Uszedł zaledwie parę kroków gdy dostrzegł cień jakiejś osoby. Podkradł się bezszelestnie bliżej i serce w nim zamarło. Na niewielkiej polance stała Lily Evans. Spojrzał ponownie za siebie mając nadzieję, że Syriuszowi udało się odprowadzić Lupina. „Cholera, co ona tu robi?” – zaklął w duchu James. Obserwował ja przez chwilę. Stała w miejscu rozglądając się dookoła. W końcu ruszyła śladem łap, które, jak zauważył ze zgrozą James, zostawił Syriusz. Dziewczyna szła niepewnie odgarniając zwisające nisko gałęzie. James przesuwał się za nią ostrożnie, wyglądając Syriusza albo Petera. Nikogo jednak nie było. Nagle w pobliżu rozległo się przeciągłe wycie. Wycie wilkołaka. Lily stanęła jak wryta i uskoczyła za najbliższe drzewo. James nie wiedział co zrobić. Nie zdążył jednak się zastanowić bo z krzaków wyskoczył potężny szary kształt i rzucił się na dziewczynę. James natychmiast wypadł z zarośli i uderzył kopytami w Remusa. Wystarczyło jedno spojrzenie by zrozumieć że przyjaciel go teraz nie poznaje. Lily skuliła się przy pniu. James mocował się przez chwilę z Lupinem. Wilkołak złapał go zębami za róg. James odskoczył. Remus skorzystał z okazji i zawrócił w stronę Lily. Krzyknęła cicho. James zaatakował ponownie ale obraz przesłonił mu Syriusz, który pojawił się nie wiadomo skąd. Chwycił wilkołaka za nogę i przygwoździł łapami do ziemi. Lily czym prędzej podniosła się z ziemi i odbiegła dalej. James dźgnął ją rogami chcąc zmusić ją żeby uciekała. Dziewczyna stała jednak w miejscu. Bała się, ale w zachowaniach zwierząt było coś kojącego strach. Jaki jeleń zachowuje się w ten sposób? James spojrzał z panika na niebo. Księżyc prawie już znikł. Jeżeli Lily nie wróci czym prędzej do zamku zobaczy Remusa. Podbiegł do Syriusza, który trzymał w kleszczowym uścisku wilkołaka wyrywającego się wściekle. Syriusz również patrzył na księżyc. Lily nadal nie ruszała się obserwując z bijącym sercem całą scenę. Czekała. Ale na co? Wilkołak zawył przeraźliwie. James ponownie doszedł do niej popychając ją w kierunku wydeptanej wcześniej, pośród wysokich traw, ścieżki. Było jednak za późno. Pysk zaczął się zmniejszać, włosy znikły podobnie jak ogon, przednie i tylne łapy wydłużyły się. Lily zdusiła okrzyk na widok ludzkiej postaci Remusa Lupina rozciągniętej za ziemi pod ciężarem wielkiego psa. Zemdlała.
- Cholera! – wrzasnął James przemieniając się znów w człowieka. Kopnął w drzewo tak mocno, że odpadło trochę kory. Syriusz pojawił się wokół niego. Remus otrząsywał się z trawy najwyraźniej nie wiedząc co się dzieje. Syriusz pomógł mu wstać.
- R-rany co mu tu robimy? – wyjąkał wypluwając trochę ziemi – I co ONA tu robi?
James ukląkł przy Lily.
- Mało brakowało, a byłaby już w twoim brzuchu – stwierdził ponuro Syriusz.
Remus wyglądał na wstrząśniętego.
- Jak? Słuchajcie ja nic nie pamiętam. Wiem, że Syriusz i Peter prowadzili mnie do Wrzeszczącej Chaty, a potem....nie wiem.
- Właśnie. Gdzie jest Peter? – zapytał James kładąc głowę dziewczyny na swoich kolanach.
- Zwiał jak tylko Remus mi się wyrwał. Przepraszam cię, że nie zdołałem cię utrzymać – zwrócił się Syriusz do Lupina, który sprawiał wrażenie jakby nic do niego nie docierało.
- Dobrze się czujesz?
- Mogłem ją zabić... – wyjąkał Remus tak cicho, że ledwo usłyszeli co do niech mówi.
- A po co ona tu przychodziła w nocy? – ryknął Syriusz – Przecież musi sobie zdawać sprawę jak tu jest niebezpiecznie w nocy!
- Nieważne. – przerwał mu James – Co jej powiemy jak się ocknie? Przecież widziała Remusa. Wątpię, żeby uznała to za halucynację.
-Powiemy jej. Trudno – szepnął Lupin.
Syriusz pokiwał głową i jednocześnie wzruszył ramionami.
- To twoja wina Syriuszu – powiedział nagle James – Ona przyszła tu za mną bo zauważyła że dzieje się coś dziwnego kiedy straszyłeś nas przy jeziorze. Nie widziała dokładnie co się stało ale zdążyła zobaczyć jak idę w kierunku lasu. Nie miała pojęcia, że poszliśmy do Wrzeszczącej Chaty i weszła od razu w las.
- Więc teraz zwalasz wszystko na mnie, tak? – obruszył się Syriusz.
- Ja tylko... – urwał Jmaes i spojrzał w dół.
Lily westchnęła głośno i otworzyła oczy.
- James... Co się stało? – potarła sobie głowę w miejscu gdzie uderzyła o zimie. Nagle jednak oprzytomniała. Poderwała się na nogi wpatrując się w Lupina siedzącego bezradnie na trawie...
- Nie bój się – powiedział James dotykając jej ramienia ale dziewczyna odtrąciła jego rękę.
- On jest wilkołakiem.
Popatrzyli po sobie.
- Chcę wiedzieć co tu się do diabła dzieje! – krzyknęła Lily.
Remus wstał.
- Tak – odpowiedział nadal bardzo cicho – Jestem wilkołakiem. I mogłem cię zabić gdyby oni – wskazał na Syriusza i Jamesa – mnie nie powstrzymali.
Lily odwróciła się do nich.
- Jak to? Przecież was tam nie było... Był tak jeleń i .....pies.
Syriusz przewrócił oczami z irytacją.
-Nadal nie łapiesz Evans? To byliśmy my. Jesteśmy animagami. Nie zarejestrowanymi rzecz jasna...
Trzasnęło i pojawił się jeleń. Trzasnęło ponownie i przed zszokowaną dziewczyną stanął James.
- Ale... ale jak mogliście! Nie wiecie jakie to niebezpieczne! On mógł zaatakować każdego. KAŻDEGO, rozumiecie?
-Nigdy nikt nie włóczy się nocą po Zakazanym Lesie...
- A dziś się włóczył – Lily tupnęła nogą – Wiesz, James, już myślałam, że trochę zmądrzałeś. Zaraz... – zmrużyła oczy – To o to ci wtedy chodziło, prawda? Powiedziałeś, że to nie zależy od ciebie. Uratowałeś Snape’a przed nim, tak?
Syriusz skrzywił się mimowolnie.
- Tak – odparł James.
- I co teraz? – zapytał Syriusz.
- Co to znaczy? – prychnęła Lily.
- No co zamierzasz z nami zrobić? Wsypiesz nas? Wszystko zależy od ciebie.
Dziewczyna zmierzyła ich wzrokiem. James nie miał odwagi na nią spojrzeć, Syriusz oczekiwał na wyrok, a Remus oparł się o drzewo przybity. Lily na ten widok minęła złość.
- Nie wsypię was ze względu na niego – pokazała na Lupina – To wasza wina że wyciągacie go z tej jakiejś tam chaty. Podejrzewam, że do Dumbledore go tam umieścił, tak? A wy przychodzicie do niego?
- No... tak. – mruknął James z rezygnacją – Ale przy nas Remus nie zachowuje się jak wilk. Odzyskuje swoją świadomość. Gdy pojawiłaś się w pobliżu zwyciężył jednak instynkt wilkołaka. To już nie był mój przyjaciel. No ale w kazdym razie nie przychodzimy do niego tylko dla zabawy. Dzięki nam nie musi w czasie pełni zachowywać umysłu wilka.
Lupin kiwnął głową.
- Ale przecież nie musicie wychodzić... Macie już tak nie robić, jasne? Będę was pilnować. Jeżeli zobaczę, ze wychodzicie powiem. Dotarło? A teraz jeżeli pozwolicie wrócę do zamku i położę się. Może to będzie tylko sen... I sama trafię! – dodał widząc że James rusza za nią. Przedarła się przez gęstwinę i w końcu ucichły także jej kroki.
- Ona jest dziwna – stwierdził Syriusz kiedy szli przez błonia – Taka zbyt poukładana i bystra ale, do licha James, ma w sobie coś co sprawia, że zaczynam rozumieć to jak może ci się podobać...

C.D.N
Komentujcie!

Ten post był edytowany przez Tenebris69: 05.10.2004 14:22


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
2 Strony < 1 2 
Closed TopicStart new topicStart Poll
Odpowiedzi(25 - 31)
Anita
post 18.10.2004 21:35
Post #26 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 88
Dołączył: 13.05.2004
Skąd: (z)myślona




Wszyscy mi mówią, że jestem roztargniona i od dzisiaj jestem skłonna uwierzyć. Niby zwracam uwagę na te podpisy "Tenbris", a nie zauważyłam! Ale do rzeczy.
Temat w sumie banalny i mało "twórczy". Wszyscy mamy cudowną jasność, że James ożenił sie z Lily, więc idea stworzenia skomplikowanej intrygi upada. Niektórzy tego nie wyczuwają.
Jak już wspomniałam, mało z tematem dało się zrobić - ale co się dało, to chyba wyciągnęłaś. Trochę mi zgrzytnęły zęby przy Dorcas, kiedy okazało się, że to przyjaciółka Lily - pewnie sie czepiam... Zwyczajnie nie wierzę w zbiegi okoliczności, a tłumaczenie, że James to przyjaciel Syriusza i że wobec tego "powinni sie zakochać" w podobnych dziewczynach, które z kolei powinny zostać przyjaciółkami - wydaje mi się trochę naciągane biggrin.gif Taki jeden... Zgrzycik. Niespecjalnie duży.
Nie lubię się powtarzać... Ile można pisać, że masz cudowny styl, piszesz naturalnie, jakbyś te osoby doskonale znała, opisujesz proste rzeczy, które są wręcz... szablonowe (nie da sie policzyć, ile razy odtwarzana była historia hunctwotów) w sposób, że jednak nie ma się wrażenia, że to się czyta tysiączny raz... Masz własny styl i najzwyczajniej w świecie tak piszesz - ukłony.

A że już się skończy... To może i dobrze. Może i gorzej by było, gdybyś to przeciagała... Tylko błagam - nie śpiesz się ! ! !
a przecież zawsze można napisać coś nowego... Nawet z udziałem tych samych bohaterów smile.gif
Pozdrsawiam, i żeby ci się dobrze pisało -> czekolada.gif


--------------------
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Anulcia
post 22.10.2004 16:01
Post #27 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 17.09.2004
Skąd: Radom...->taka dosyć duża wioska




QUOTE(Tenebris69 @ 17.10.2004 19:41)
OGŁOSZENIE!

Następna część powinna pojawić się do piątku.
*


No, piątek, a ficku jak nie ma, tak nie ma...
Na ewentualny brak weny najlepsze są ---> czekolada.gif nutella.gif landrynki.gif
Pozdrooffka wink.gif


--------------------
Facet z natury swej cierpi na nieuleczalne upośledzenie emocjonalne :]

---------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tenebris69
post 22.10.2004 18:32
Post #28 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 228
Dołączył: 05.10.2004




Anulciu, przepraszam ale do końca opowiadania zostało mi zaledwie kilka zdań. Wiem, ze koniec jest chyba najważniejszy, więc postanowiłam, że byez zapadu nagłej weny nie będę go pisać. Cos chyba jednak czuję, że owa wena mnie dopada, więc może dodam ostatni part jeszcze dziś.

Jezeli nie zdążę - wybaczcie.


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Tenebris69
post 22.10.2004 19:01
Post #29 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 228
Dołączył: 05.10.2004




Nie mogłam sie powstrzymać... wink.gif Oddaję w wasze "łapki" ostatnią część "Problemów". Z góry przepraszam za wszystkie błędy (głównie te interpunkcyjne bo ich mam chyba najwięcej). Nie zlinczujcie mnie. wink.gif Jest mi przykro zozstawać się z tym opowiadaniem ale po prostu...musiałam.

Cz. 4

James, Remus, Syriusz i Peter spędzili w lochu chyba połowę nocy. Ich wysiłek nie poszedł na marne bo teraz klasa była przynajmniej zdatna do użytku. Gdy tylko doczołgali się do dormitorium zapadli w kamienny sen. Rano James nie wiedział jak udało mu się wstać. W końcu wygrzebał z torby jakąś małą buteleczkę i wypił z niej łyk, a następnie rzucił Syriuszowi. Lupin obrzucił ich spojrzeniem mówiącym „Wiecie - że - to - zabronione - przed - meczem” ale dał sobie spokój bo sam nie miał siły założyć szaty.
Gryffindor wygrał przewagą 50 punktów. Mark Edelweiss, zapominając o swoim urazie, rzucił się na Jamesa, kiedy tylko ten złapał znicza i prawie go nie udusił ze szczęścia, podobnie z resztą jak Syriusza, który bronił trzech pętli z takim zawzięciem, że ścigający Slytherinu po prostu bali się, że zrobi im krzywdę. Kiedy James zdołał się już uwolnić od kapitana przebiegł wzrokiem trybuny gdzie dostrzegł drobną osóbkę o rudych włosach. Uśmiechnął się pod nosem przypominając sobie jak skakała z przejęciem na ławce obserwując mecz i wymachując szkarłatną flagą ze złotym lwem. Pomimo radości ze zwycięstwa był jednak tak zmęczony, że jedyne o czym teraz marzył to było jego własne łóżko. Gdy wsypali się do Sali Wejściowej, pomyślał, że po prawie półtoragodzinnym meczu i kilkunastu szaleńczych pościgach za zniczem ma do tego prawo, lecz gdy właśnie miał zamiar zwiać na górę dopadł go niezmordowany Syriusz zarządzając imprezę. James jęknął ale głupio mu było odmówić. Wygrana nie była dla niego wielkim zaskoczeniem. Nie przegrał jeszcze żadnego meczu ale wiedział, że dla Syriusza było to niesamowite przeżycie bo po raz pierwszy grał w finale. Ktoś tam wytrzasnął skądś kremowe piwo, ktoś inny mnóstwo ciastek i kanapek. Nikt nie starał się zachować umiarkowanej ciszy, dlatego po trzydziestu minutach wpadła Profesor McGonagall z rozwianym kokiem i wciąż ze szkarłatną rozetką. Zatrzymała dłużej spojrzenie na pustych butelkach, drużynie, którą Gryfoni usadowili na środku Pokoju Wspólnego i jeszcze dłużej na Jamesie, który kiwał się niebezpiecznie na krześle, wyraźnie walcząc ze snem. Przybrała groźną minę ale po chwili zrezygnowała i po prostu kazała im natychmiast kłaść się spać. James westchnął z ulgą i gdy tylko położył się na łóżku, nawet nie zdejmując szaty, natychmiast zasnął.

***
- Jak się spało?
James otworzył oczy i zobaczył przed sobą Syriusza wymachującego torbą obładowaną książkami.
- Świetnie - mruknął i usiadł - Która godzina?
- Spokojnie... Zdążymy jeszcze na śniadanie.
James doprowadził się do stanu używalności i wyszedł z Syriuszem z wieży. W Wielkiej Sali przy stole Gryfonów siedziały tylko jakieś dwie dziewczyny i Peter z Remusem dłubiącym bez zapału w talerzu.
- Co jest? - zapytał James siadając obok niego.
Odpowiedziała mu cisza.
- Remus... Nie udawaj, że nie słyszysz.
Lupin przeniósł w końcu na niego spojrzenie.
- Dziś pełnia - powiedział w końcu krótko.
James zamrugał.
- I?
- I to.
- Nie rozumiem.
- Co robimy? - Remus odłożył widelec.
- To oczywiste. Idę z tobą.
- Dlaczego ty? - nasrożył się Syriusz.
- Dlatego.
- Ha, ha. Bardzo śmieszne. Rozumiem, że Peter sam nie da rady, więc nie może iść, ale może byś się spytał o zdanie czy ja chcę, co?
-Przepraszam - westchnął James - Chcesz iść z Remusem?
-Chcę.
- No widzisz? Teraz mamy problem.
- Naprawdę obaj chcecie ze mną iść? - zapytał Remus.
- A co myślałeś? Już ci kiedyś mówiłem - James zabrał się do zapiekanki - Ale nie możemy iść w trójkę. A ja na pewno nie zrezygnuję.
- A ja to niby tak? - warknął Syriusz. - A może... - urwał nagle i uderzył się w czoło. - Zapomniałem.
- Zapomniałeś co masz powiedzieć?
- Nie... Zapomniałem, że umówiłem się dziś z Antares.
Nawet Remus zrobił wielkie oczy. James parsknął śmiechem rozbryzgując wokół siebie zapiekankę.
- Ups... Sorry, Peter... Z Antares? A ona tobie po co?
- Raczej po co ja jej... - poprawił go Syriusz. - Obiecałem jej pomóc w eliksirach. Natknąłem się wczoraj na nią w Pokoju Życzeń. Nie zgadniecie co tam robiła... Wchodzę, a tam mnóstwo jakiś fiolek połączonych rureczkami, buzujących mikstur i to wszystko się okropnie trzęsło jakby miało zaraz wylecieć w powietrze. Trochę mnie na początku zamurowało. Antares stała pośród tego wszystkiego i usiłowała doprowadzić to wszystko do porządku ale niezbyt jej wychodziło.
- Kolejny eksperyment? - zakpił James.
- Chyba. Od razu zobaczyłem co jest grane i zatrzymałem ta całą maszynę zanim nie wysadziła połowy zamku. Nie wiem po co ona w ogóle bierze się za jakieś doświadczenia skoro jest kiepska z eliksirów...
- Nadal nie rozumiem - powiedział Peter. - Dlaczego dajesz jej korki?
- A chciałbyś żeby pozbawiła nas któregoś dnia takiego genialnego miejsce jakim jest Pokój Życzeń? Z resztą to całkiem miła dziewczyna jeżeliby nie liczyć tych jej wszystkich dziwactw...
- Od kiedy to ktoś jest „miłą dziewczyną”? - James uśmiechnął się ironicznie.
- Och... Zejdź ze mnie - zaperzył się Syriusz. - W każdym razie ty idziesz z Remusem.
- I bardzo dobrze. - James poklepał Lunatyka po ramieniu i nałożył sobie na talerz trzy wielkie kawałki jabłecznika.

Kiedy Pani Vial przyszła wieczorem po Remusa, James czekał już pod peleryną-niewidką przy wyjściu z Wieży Gryffindoru. Szedł za nimi w odległości kilkunastu metrów, a potem poczekał aż pielęgniarka zniknie z powrotem w drzwiach Hogwartu. Spojrzał w niebo. Księżyca jeszcze nie było. Wiedział, że musi poczekać aż Remus się przemieni. Kilka lat temu przyjaciel prosił ich żeby nie patrzyli na przemianę, a on postanowił uszanować tą decyzję. Noc była zimna, więc po kilkunastu minutach stania w miejscu bez płaszcza przyprawiło go o dreszcze. Z ulgą przywitał srebrna kulę wyłaniającą się powoli zza chmur. Chwycił długą gałąź i trącił nią narośl na pniu. Wierzba Bijąca znieruchomiała. Ściągnął pelerynę i ukrył ja w krzakach, a sam przemienił się w jelenia i przecisnął się przez otwór. Remus zawarczał na jego widok ale po chwili, jak zawsze, się uspokoił. James nie bardzo wiedział co mają robić nie wychodząc z Chaty, wiec po prostu usiedli naprzeciw siebie i obserwowali pyłki kurzu unoszące się leniwie w powietrzu nad podłogą. Nie wiedział jakim cudem udało mu się nie zasnąć do świtu. Wymknął się przed piątą żeby nie natknąć się na panią Vial i wrócił do zamku.

*
- James, wstawaj do cholery... Wiesz jak to śmiesznie wygląda? Czemu śpisz w Pokoju Wspólnym?
James zatkał uszy dłońmi marząc tylko o tym żeby Syriusz dał mu spokojnie spać. Ten jednak najwyraźniej nie zamierzał się poddać bo potrząsnął nim tak jakby miał do czynienia z workiem kartofli, a nie człowiekiem.
- Cholera, Łapo... Zostaw mnie... Chcesz żebym dostał wstrząsu mózgu? - jęknął James i podciągnął się do góry bo prawie zsunął się z fotela.
- Tak mi się odwdzięczasz? - Syriusz udał oburzenie. - Ratuję cię właśnie od udzielania odpowiedzi na pytania dlaczego kimasz przed kominkiem mając piętro wyżej do wyboru wygodne łóżeczko?
- Ha, ha... Ale się uśmiałem... - mruknął James. - Siedziałem przez całą noc z Remusem gapiąc się przed siebie jak sroka w kość. Następnym razem to ja będę ciebie budził. Zobaaaa.... - nie mógł powstrzymać ziewnięcia - ...czysz.
- Ufff... Zaczynam się cieszyć, że to dopiero za dwa i pół miesiąca...
James zamrugał.
- Dlaczego aż tyle?
- Bo są wakacje. Zapomniałeś?
- Rzeczywiście. A jak tam było z Antares? Nie puściliście czegoś z dymem?
- Mało brakowało... - Syriusz wyszczerzył do niego zęby. - Nie... Nasza lekcja miała charakter czysto teoretyczny. Wytłumaczyłem jej to i owo. Ona od razu, oczywiście, chciała wziąć się do roboty ale zdołałem ja powstrzymać. W gruncie rzeczy nawet się wyspałem.
- Szczęściarz.
-Tak... Teraz to szczęściarz, a sam chciałeś iść...
- Dobra. Nieważne. Nie wiem jak ty, ale ja idę do łóżka. Jak dobrze, że dziś jest niedziela... Jak przyjdzie Remus to mnie zbudź.
- Nie ma sprawy. Uwielbiam wtedy twoją wściekłą minę...
James rzucił w niego peleryną-niewidką i poszedł do dormitorium.

***
Następnego dnia wszyscy z niezadowoleniem przywitali poniedziałek. James, Syriusz i Peter jak zwykle nie odrobili zadań domowych. Wyjątkowo Remus dał im swoje notatki. Nie zmieniło to jednak specjalnie ich sytuacji bo profesor McGonagall od razu zorientowała się, że spisywali bo ich wypracowania były prawie identyczne. Podobnie było z historią magii i opieką nad magicznymi stworzeniami. W sumie stracili pięćdziesiąt punktów.
- Dlaczego to właśnie na dzisiaj trzeba było napisać tyle referatów? - uskarżał się Syriusz kiedy mieli przerwę w lekcjach bo profesor Vector zachorowała i przepadła im numerologia.
- Zawsze tak jest. - James wzruszył ramionami. - Pamiętacie jak kiedyś straciliśmy sto punktów?
- Nie wiem czy to jest powód do radości - stwierdził sucho Remus. - A tak w ogóle, Łapo, to przy filarze stoi pewna osoba, która na pewno by chciała żebyś zwrócił na nią uwagę...
Syriusz obejrzał się lecz właśnie w tym samym momencie rzuciła się na niego Antares ściskając w ręku jakiś pergamin.
- Dostałam W z eliksirów! Dzięki tobie! - krzyknęła uradowana i pocałowała go w policzek.
Syriusz próbował się wyplatać z jej uścisku ale zahaczył guzikiem od kołnierzyka o kolczyk Krukonki przypominający rzodkiewkę*. Kiedy próbował uwolnić się od dziewczyny jego wzrok padł na filar i zamarł. Naprzeciw niego stała Dorcas. Nie potrafił nic wyczytać z jej twarzy. Gdy wreszcie odczepił się od nieszczęsnego kolczyka chciał do niej podejść ale dziewczyna odwróciła się napięcie i pobiegła korytarzem.
- Dorcas!
Nie obejrzała się. James, Remus, Peter i Antares przyglądali się mu nie wiedząc co powiedzieć.
- Stary, przejdzie jej. Z reszta przecież nic się nie wydarzyło... - powiedział w końcu James.
- Ja przepraszam... Nie chciałam żeby to tak wyglądało... - zająknęła się Anatares, wbijając wzrok w kamienną posadzkę.
- Chodźcie - powiedział Remus, ciągnąc Syriusza za szatę.
- Cholera! - zaklął Syriusz, kiedy wyszli na błonia. - Dlaczego ona musiała tam stać?! Wolę nie myśleć jak to wyglądało...
- Wiesz... Może z nią pogadam i... - zaczął James.
- Ani mi się waż. Byłoby jeszcze gorzej. Sam to załatwię. Tak będzie najlepiej.

Dni mijały, a James wiedział, że Syriusz nie kiwnął nawet palcem by wyjaśnić sytuację. Zaczęło go to już denerwować bo nie zbliżając się do Dorcas nie mógł także zbliżać się do Lily, która cały czas z nią przesiadywała. Kiedy któregoś ranka, przy śniadaniu, postanowił sobie, że jednak porozmawia z Meadowes podeszła do nich Lily.
- Idziesz ze mną - powiedziała stanowczo kiwając na Syriusza.
- Eee... Co? - wyjąkał tamten.
- To co słyszałeś.
James, Remus i Peter wymienili spojrzenia.
- A właściwie dlaczego, Evans, mam iść z tobą?
- Pogadamy.
Syriusz rzucił na nich niepewne spojrzenie ale poszedł za dziewczyną. James poczuł niewielkie uczucie zazdrości ale był pewny, że i Lily nie mogła znieść dłużej tej sytuacji. Syriusz wrócił kwadrans później. Usiadł obok Petera i zabrał się do niedojedzonego ciastka. Był tak wściekły, że nie trafiał widelcem do ust. Rzucił go ze złością na talerz. James wiedział, że niebezpiecznie jest teraz go pytać o cokolwiek ale nie mógł się powstrzymać.
- Co ci powiedziała?
- NIC! ZOSTAWCIE MNIE W SPOKOJU! - wrzasnął aż się wzdrygnęli po czym wyszedł z Wielkiej Sali.
James spojrzał przepraszająco na dwójkę przyjaciół.
- Nie powinieneś pytać, a on nie powinien się unosić - powiedział spokojnie Remus. - I tak nam powie.
- Albo i nie... - James prychnął niechętnie.
- Na razie daj mu spokój - ostrzegł go Remus. - Nie dolewaj oliwy do ognia. On nigdy nie miał takich problemów jak ten ale sam musi sobie z nim poradzić.
- Powinieneś pisać do rubryki „Porady” w „Czarownicy”...
- No jasne... I podpisać się „... porady od mądrego wilkołaka.”
Obaj parsknęli w talerze.
- Nie kapuje - stwierdził Peter.
James wzniósł oczy ku niebu.

Jak poradził mu Remus, James nie szukał Syriusza ale być może również dlatego, że znalazł się sam. Stał oparty o ścianę na dziedzińcu i James doszedł do wniosku, że nie może przejść obok niego całkiem obojętnie. Już ruszył w jego stronę gdy nagle zatrzymał się i wskoczył w bok chowając się za zakrętem. Do Syriusza podeszła Dorcas. Ciekawość Jamesa zwyciężyła i wychylił się zza ściany. Syriusz wykręcał sobie palce najwidoczniej coś tłumacząc. Dorcas stała przed nim z założonymi rękami wpatrując się w swoje buty. W końcu Syriusz zamilkł. Dziewczyna podniosła w końcu wzrok, powiedziała jakieś słowo i przytuliła się do Syriusza. James uśmiechnął się do siebie i już miał zawrócić gdy usłyszał wołanie Syriusza.
- Możesz już wyjść, James.
„Super...” - pomyślał ale zacisnął zęby i podszedł do nich. O dziwo Syriusz wcale nie miał groźnej miny.
- Eee... - zaczął James, nie wiedząc co powiedzieć. - Ja nie chciałem... To znaczy... Ja szedłem i zobaczyłem Dorcas i się schowałem bo nie chciałem wam przeszkadzać, a potem... Tak jakoś wyszło...
- A czy ja cię o coś pytam? - Syriusz uniósł brwi. Dorcas puściła do niego oko.
- Słuchajcie.... Muszę lecieć - powiedziała, wyswobadzając się z uścisku Syriusza. - Zobaczymy się później...
Odczekali aż zniknie za rogiem.
- Sorry, że tak na was nawrzeszczałem, James... - Syriusz spojrzał na niego przepraszająco.
- Daj spokój - James machnął ręką - Nie powinienem pytać... Tak przynajmniej stwierdził Lunatyk.
Syriusz otworzył usta jakby chciał coś jeszcze dodać ale chyba się rozmyślił bo poklepał Jamesa po ramieniu i obaj poszli w kierunku Wielkiej Sali.

Tego dnia już chyba nikt nie spodziewał żadnych niespodzianek, więc cała czwórka bardzo zdziwiła się, kiedy w okno ich dormitorium zastukała sowa.
- To pewnie znowu twoja mama, Lunatyku... - mruknął James zza „Quidditcha przez wieki”.
Remus zeskoczył z łóżka i otworzył okno ale sowa ominęła go i podleciała do Jamesa siadając mu na książce.
- Co to znowu za cholerstwo... - wysapał podnosząc się na poduszkach. Odwiązał skrawek pergaminu przywiązany do nóżki puchacza i rozwinął.
Czekaj na mnie pod bramą Hogwartu za piętnaście minut. Weź ze sobą pelerynę. L.E.
Jamesowi serce zabiło mocniej.
- Od kogo to, Rogaczu? - zapytał Syriusz sennym głosem.
- Eee... - zaczął James, zastanawiając się czy powiedzieć im czy nie. - Od Lily... Chce się ze mną spotkać. Teraz.
Syriusz spojrzał na niego zaskoczony.
- Po co?
- Nie wiem - odpowiedział szczerze James.
- W każdym razie jak nie pójdziesz to się nie przekonasz - Syriusz wyglądał na rozbawionego w przeciwieństwie do Remusa, który założył ręce na piersi.
- Jest dziesiąta. Nie za późno na jakieś wypady?
James prychnął.
- Jak dla kogo. Idę. Nie mogę przegapić takiej okazji.
Wstał i wyjął z kufra pelerynę-niewidkę. Co Lily planowała? I skąd wiedziała o pelerynie? Postanowił jednak, że później się nad tym zastanowi. Rzucił trójce przyjaciół krótkie: „Cześć” i wyszedł z dormitorium. Na dole włożył płaszcz, na który zarzucił pelerynę niewidkę, schował do kieszeni Mapę Huncwotów i wyszedł cicho z wieży. W Sali Wejściowej o mało nie natknął się na woźnego ale było za mało czasu, żeby wychodzić innym wyjściem. Na dworze było dość zimno. James rzucił spojrzenie w kierunku Wrzeszczącej Chaty i przyspieszył. Przy bramie jeszcze nikogo nie było. James spojrzał na Mapę Huncwotów ale nikogo nie zobaczył, więc wzdrygnął się gdy usłyszał czyjś głos.
- Cieszę się, że przyszedłeś.
Odwrócił się gwałtownie. Za bramą, po drugiej stronie, uśmiechała się do niego Lily. Nic dziwnego, że nie było jej na Mapie, skoro ta sięga tylko do terenów zamku.
- Co ty tam robisz? - zapytał James zaskoczony. - Jak ci się udało wyjść?
Lily spojrzała wymownie do góry.
- Nie ty jeden znasz tajne wyjścia ze szkoły. A tak w ogóle, mógłbyś ściągnąć pelerynę bo cię nie widzę?
„Ale ze mnie idiota...” - pomyślał James.
- Skąd wiedziałaś, że mam pelerynę? - zapytał ściągając srebrzysty materiał i przeskakując na drugą stronę bramy.
- Wciąż cię zaskakuję, prawda? - Lily zaśmiała się perliście. - Nie powiem ci. A teraz chodźmy.
- Dokąd? Wyciągasz mnie w środku nocy niewiadomo gdzie i uważasz, że to jest fair?
- Nie jest. Ale czy ty zawsze postępujesz fair? Mogłeś nie przychodzić.
James zmrużył oczy.
- Wyrabiasz się, Evans. To do ciebie niepodobne.
- Nie, James. Ty po prostu mało mnie znasz. - Przez jej twarz przemknął niewidoczny w ciemnościach cień.
Szli krętą drogą w kierunku majaczących się w dali okienek Hogsmeade.
- Idziemy do wioski?
Lily kiwnęła potakująco głową.
- No dobra. Powiem ci. Kiedyś znalazłam tam takie fajne miejsce. Chcę ci go pokazać.
- No nie... Zaciągasz mnie na jakąś romantyczną polankę i... Czego ty się naoglądałaś?
Lily spojrzała na niego groźnie ale z błyskiem rozbawienia.
- A kto ci mówił o romantycznej polance? Phi! Chciałbyś. Lepiej powiedz czego t y się naoglądałeś, że ci takie pomysły do głowy przychodzą...
James postanowił tego nie komentować. Przez resztę drogi szli w milczeniu. W końcu, kiedy zaczęły pojawiać się pierwsze domy Lily poprosiła żeby zarzucił na nich pelerynę.
- Po co? - zdziwił się.
- Różne typy się tu kręcą o tej porze...
- Skąd wiesz?
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
- Nie cierpię tego przysłowia... - prychnął James i zarzucił na nich pelerynę. - Przysuń się do mnie... Nie gryzę. Prowadź.
Po jakiś dziesięciu minutach stanęli przed pubem z którego dolatywały wesołe dźwięki.
- Pub? Przyprowadziłaś mnie do pubu?
Lily kiwnęła głową i wyszła spod peleryny.
- Przychodziłam tu czasem z Dorcas.
James wytrzeszczył na nią oczy.
- Wymykałyście się nocą z zamku i przychodziłyście... tutaj? Nie wiesz jakie to niebezpieczne? Co się z tobą dzieje?
- Och... Nie marudź tylko wchodź...
Otworzyli drzwi i od razu uderzyła i fala gorąca.
- Tu jest szatnia. - Lily wskazała na prawo, gdzie siedział przyjaźnie wyglądający czarodziej stukający palcami o krawędź fotela w rytm muzyki.
- O panienka, Evans... Miło znowu panią widzieć... A gdzie pani urocza przyjaciółka? - zapytał uprzejmie biorąc od niej płaszcz i w tej samej chwili jego wzrok padł na Jamesa. - Acha... To jest... Życzę miłej zabawy...
Lily chwyciła Jamesa za rękę i poprowadziła przez parkiet i usiadła na wysokim stołku obok lady. James patrzył na nią zszokowany, bynajmniej nie dlatego, że przyprowadziła go na dyskotekę, tylko z powody stroju jaki miała na sobie. Dziewczyna najwidoczniej domyśliła się dlaczego tak jej się przygląda bo otrzepała niewidzialny pyłek z czerwonego, odsłaniającego brzuch topu i białych dzwonów.
- James, przestań się tak na mnie gapić bo to, co najmniej, dziwnie wygląda. - powiedziała w końcu. - Nigdy nie widziałeś mnie w mugolskich ciuchach?
- Eee... Widziałem. Ale nie w t a k i c h.
- Jakich t a k i c h? - zdenerwowała się. - Przestań. Zachowujesz się jak wszyscy faceci...
- Jestem facetem.
Lily zignorowała go i zamówiła dwa kremowe piwa. W chwilę później zamachała ręką do jakiejś grupki tańczącej w rogu sali. James wytrzeszczył oczy. Rozpoznał parę Krukonek i dwóch Puchonów z ich roku. Lily wzięła butelkę i podeszła do nich. James obserwował jak mówi coś do nich. Nie rozumiał jej zachowania. Lily Evans przychodząca na dyskoteki w środku nocy? Tak... Zdecydowanie coś było nie tak. Jeden Puchon spojrzał w jego stronę, więc szybko odwrócił wzrok. Po chwili dziewczyna wróciła i zamówiła coś u barmana, który postawił przed nim jakiś żółtawy płyn z pianką. James powąchał zawartość kufla.
- To mugolskie piwo? - zapytał z niedowierzaniem.
Kiwnęła głową.
- Nie lubisz?
James napił się trochę. Lily jednak nie tknęła swojego kufla.
- A ty? Nie pijesz?
- Piję. - pociągnęła łyk ale przełknęła to z trudem.
„Ona nie znosi piwa.” - pomyślał James, ale zanim się zorientował zawartość kufla dziewczyny znikła.
- Jeszcze raz to samo - usłyszał jej głos.
Pił tyle, ile piła Lily. Potem nie pamiętał już nic.

Otworzył oczy. Przed sobą zobaczył nocny stolik, a tuz za nim obskurna szafę. W głowie strasznie mu łupało. Przez otwarte, brudne okno przedzierały się promyki słońca.
- Cholera, gdzie ja jestem? - wysapał, po czym odwrócił się na drugi bok i zamarł. Obok niego spała Lily. Jęknął. Co się wczoraj stało? Przypomniał sobie tylko posępnego barmana nalewającego im piwo. „Zaraz. Dlaczego ona leży obok mnie?” - pomyślał i ze zgroza stwierdził, że nie ma na sobie koszuli. Lily nagle drgnęła i zamruczała przez sen.
- Dorcas, rozmawiaj ciszej... Strasznie mnie boli głowa...
James potrząsnął nią lekko. Westchnęła i poderwała się jak oparzona.
- JAMES?! Co... gdzie my... - krzyknęła wpatrując się w niego z przerażeniem i nagle zachwiała się. Usiadła z powrotem na łóżku i schowała głowę w dłoniach.
- Co się stało? - zapytała ciszej.
- Nie wiem - James przyglądała jej się w milczeniu. Wyglądała fatalnie. Miała podkrążone oczy i rozpięte guziczki topu. Dlaczego?
- James czy... czy my... no wiesz?
Prawie nie słyszał co mówi.
- Nie. Chyba nie. Ale zapnij się bo nie ręczę za siebie - spróbował się uśmiechnąć ale nie bardzo mu wyszło. - Wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku. - głos miała wilgotny. - Niedobrze mi - powiedziała w końcu.
- Chyba wczoraj za dużo wypiliśmy...
- Chyba... - Lily zerwała się i pobiegła do, jak się James domyślił, łazienki.
Wstał zastanawiając się czy zna jakieś zaklęcie, żeby pozbyć się kaca. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się żeby urwał mu się film. Nie miał siły zebrać myśli. Znalazł swoją koszulę na podłodze i założył ją. Kiedy Lily wyszła z łazienki była bardzo blada.
- Ja nie chciałam, James.
Uciszył ja gestem ręki.
- Potem porozmawiamy. Musimy wrócić do zamku.
- Dobrze - nie śmiała na niego spojrzeć.
James nie był pewny jak udało im się wrócić do zamku. Dziękował w duchu Bogu, że nie złapał ich żaden nauczyciel. Lekcje musiały już się zacząć bo w Wielkiej Sali ani w dormitorium nie było nikogo. Potem będzie musiał znaleźć jakąś wymówkę. Nie mógł iść do pani Vial bo od razu by się domyśliła od czego go tak boli głowa. Zmoczył więc tylko chusteczkę zimna wodą i przyłożył ją sobie do czoła. Nie wiedział co ma o tym myśleć. Miał wrażenie, że z Lily stało się coś złego. Nigdy by się nie doprowadziła do takiego stanu. Tylko dlaczego on zrobił to samo? „Bo nie chciałeś być gorszy.” - podpowiedział mu złośliwy głosik w jego głowie.
- To się popisałem. Głupotą - powiedział sam do siebie.
Nagle drzwi otwarły się z hukiem i do pokoju wpadł Syriusz.
- JAMES! Jak dobrze, że jesteś... Gdzie tu byłeś. To... Ja wychodziłem już z siebie.
- Zamknij się bo mi głowa pęknie - jęknął James. - Dlaczego nie jesteś na lekcji?
- Miałem iść na eliksiry nie wiedząc gdzie jest mój najlepszy kumpel? - oburzył się Syriusz. - Obleciałem połowę zamku szukając ciebie. Mów gdzie byłeś!
- Opowiem ci wszystko tylko mi nie przerywaj bo drugi raz nie będę zaczynał.
- Zamieniam się w słuch.
Wyjaśnienie wszystkiego Syriuszowi zajęło mu sporo czasu. Pod koniec jego historii Łapa był wyraźnie przybity.
- Co jest? To chyba ja mam się martwić, a nie ty...
- No chyba jednak ja - Syriusz wykrzywił się nieznacznie.
- Co to znaczy? - nie zrozumiał James.
- Nie gniewaj się na mnie, James ale... nie będziesz się gniewał?
- Powiesz mi, do jasnej cholery ,o co ci chodzi, czy nie?
- Bo... kiedy Lily wzięła mnie na rozmowę o Dorcas ja się no... zdenerwowałem i jej coś powiedziałem. To znaczy... Ja nie chciałem. Nie przypuszczałem, że ona weźmie to do siebie...
- Gadaj - bo - nie - wytrzymam - wycedził James.
Syriusz nabrał powietrza do płuc najwyraźniej ociągając się z odpowiedzią.
- Powiedziałem jej, żeby mnie nie pouczała tylko lepiej zajęła się tobą bo jest taka nudna, że chyba nikt by z nią nie wytrzymał na dłuższą metę... - wydusił w końcu.
James otwarł usta. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego słowa przyjaciela. Zerwał się i przycisnął Syriusza do ściany.
- Po co wtrącasz się w nie swoje sprawy? - krzyknął. - Mało ci jeszcze? Pilnuj lepiej swojej Dorcas, a nie mnie! Jak mogłeś jej coś takiego powiedzieć?
- James... Mówiłem, że nie chciałem... Ja byłem wtedy zdenerwowany i...
- Zamknij się. Zamknij, bo nie ręczę za siebie. - James czuł jak krew pulsuje mu w skroni.
- James?
Odwrócił się i zobaczył zdziwionego Remusa. Puścił Syriusza.
- Co się dzieje? - zapytał Lunatyk patrząc to na jednego to na drugiego.
- Wiesz, co ten kretyn powiedział Lily? - warknął James.
Remus pokiwał przecząco głową.
- Że jest za nudna jak DLA MNIE. Rozumiesz? A ona w to uwierzyła i... O cholera...
- Co?
- Ona zrobiła to ze względu na mnie...
- Ale co?
- Wczoraj zaprowadziła mnie do tego nowego pubu w Hogsmeade. Mogłem się domyślić, że coś jest nie tak. Powiedziała, że wymykała się tam często nocą z Dorcas, a przecież on został otwarty całkiem niedawno! Ten facet z szatni... On pracował w Miodowym Królestwie! Stamtąd je pewnie zna! To było wszystko na pokaz, a ja głupi dałem się nabrać...
Remus, sadząc c po jego minie nic nie zrozumiał, ale poklepał Jamesa współczująco po ramieniu. Syriusz stał z tyłu postanowiwszy nie pokazywać się mu na razie na oczy.

James był tak wściekły na Syriusza, że zaczął go unikać. Nie chciał wywołać nowej kłótni. Był pewny, że Syriusz nie chciał tego co się stało ale faktem było to, że nieźle namieszał, a teraz on - James musi to wszystko naprawić. Pozostało tylko pytanie: Jak? Lily uciekała na jego widok ilekroć chciał do niej podejść, a nie chciał za bardzo jej spłoszyć. Po kilku dniach stracił jednak cierpliwość i kiedy jak zwykle uciekła wzrokiem w inną stronę pobiegł za nią chwytając ją za rękę.
- Musimy pogadać - powiedział.
Nie śmiała podnieść na niego wzroku. Przytaknęła tylko głową.
- Bądź dziś o ósmej przy dębie nad jeziorem, dobrze?
Znowu kiwnięcie. Puścił jej rękę i odszedł w druga stronę. Cieszył się, że ma to już za sobą. Do końca dnia nie potrafił się już skupić co nie uszło uwadze Lunatyka, który pytał się raz po raz czy nie chce iść do Skrzydła Szpitalnego bo coś źle wygląda. Na transmutacji dostał O bo nie wiedział nawet jakie pytanie zadała mu zirytowana profesor McGonagall.
- Potter, możesz mi łaskawie wyjaśnić co się z tobą ostatnio dzieje? Jak masz jakiś problem to możemy o nim porozmawiać... - kilku uczniów zachichotało z ożywieniem - ...po lekcji - dokończyła profesor McGonagall, nie zwracając uwagi na ich zawiedzione miny.
- Chyba jednak nie skorzystam... - mruknął cicho James, a siedzący trzy ławki za nim Syriusz nie mógł powstrzymać parsknięcia śmiechem.
- Słucham? - nauczycielka udała, że nie usłyszała.
- Dziękuję, ale nie potrzeba. - wybąkał James, wpatrując się prosto w oczy profesor McGonagall i starając się nie mrugać.
- Yhym... Dobrze... Skoro już wszystko sobie ustaliliśmy proszę żebyście wyjęli różdżki. Każdy z was dostanie skunksa, którego...
„...którego najchętniej wsadziłbym ci na głowę” - pomyślał ze złością, wyjmując podręcznik i otwierając go na rozdziale „Transmutacja dla zaawansowanych - skunks czy gitara?”. Westchnął głośno i zaczął czytać.

Za dziesięć ósma czekał już przy jeziorze. Obserwował jak wielka kałamarnica próbuje złapać przelatujące nad powierzchnią owady i próbując odpowiednio dobrać słowa do tego co chciał powiedzieć. Bez większych skutków. Pogrążony w myślach wzdrygnął się gdy ptaki siedzące w konarach dębu wzbiły się w powietrze czymś przestraszone. Lily stała w odległości kilku stóp od niego i wykonała jakiś dziwny gest, jakby chciała zawrócić ale się nie ruszyła. James odwrócił się znowu w stronę wody.
- Usiądź.
Lily podeszła do niego nieśmiało i przykucnęła na brzegu.
- Lily, posłuchaj...
- James, ja...
Zapadło milczenie.
- Ty pierwsza.
- No więc... - zająknęła się - Ja chciałam cię przeprosić... Nie wiem co mi do głowy strzeliło... Dlaczego ja tam poszłam?! To nie tak miało być...
- Ale ja wiem dlaczego to zrobiłaś - spojrzał wreszcie na nią i zobaczył, że po policzku spływają jej łzy.
- Wiesz? - wyszeptała.
- Syriusz mi powiedział. Słuchaj, ja wcale tak nie myślę. Syriusz był wtedy porządnie wkurzony. Naprawdę mu uwierzyłaś?
Pociągnęła nosem w odpowiedzi.
- Głupol z ciebie... No już... Przestań... Proszę cię, popatrz na mnie.
Podniosła na niego swoje zielone oczy i prawie natychmiast je spuściła.
- Lily... Proszę.
Posłuchała.
- Przecież wiesz, że nigdy ale to nigdy bym tak o tobie nie powiedział. I nie mogę sobie darować, że nie zorientowałem się wtedy w niedzielę. Nie poznałem, że coś jest nie tak nawet jeżeli nie wszystko mi się zgadzało...
- James... To mnie jest wstyd, że uwierzyłam Syriuszowi. Jestem głupia. Ty byś nie uwierzył, prawda?
- No... nie. Chociaż Syriusz ma straszny dar przekonywania.
Lily uśmiechnęła się smutno.
- Nie jesteś na mnie zły?
James spojrzał na nią zdziwiony.
- Zły? A za co? W końcu nawet nie mam się na co skarżyć... Jeżeli zdecydowałaś się na coś takiego to musi ci chociaż trochę na mnie zależeć, nie? - mrugnął do niej.
Dziewczyna jednak zamiast odpowiedzieć wybuchnęła płaczem.
- Lily? -zapytał James, nie wiedząc co zrobić i zastanawiając się co powiedział nie tak.
- Przepraszam... - wychlipała, ocierając łzy. - Ale ja uważam, że to nie może tak być...
- Co nie może tak być? - James nie zrozumiał ani słowa.
- Nie możemy się spotykać...
- CO? - krzyknął wytrzeszczając na nią oczy. - D-dlaczego?
- James, my do siebie po prostu nie pasujemy... Nie widzisz tego?
- Masz rację. Nie widzę - warknął. - Dlaczego ty musisz wszystko utrudniać, co?
- Ja mam zupełnie inny charakter niż ty, nie kocham ponad wszystko quidditcha i nie jestem taka...
- Dokończ. - James przyglądał się jej w skupieniu.
- Taka...pewna siebie i najlepsza.
- Cholera, a ja jestem? - James nie wytrzymał. - Naprawdę tak uważasz? A czy ja kiedykolwiek powiedziałem, że musisz latać na miotle tak jak ja? Że musisz robić to co ja? Powiedz!
- Nie... - powiedziała cicho Lily. - Ale chciałbyś.
- Wyobraź sobie, że nie. - James wstał i ze złością kopnął w pień. - Pokochałem cię za to jaka jesteś, a nie za to, że... - urwał nagle zmieszany, zdając sobie sprawę z tego co powiedział.
Lily poderwała się z ziemi oszołomiona.
- Coś...coś ty powiedział? - wyjąkała.
James wiedział, że już nie ma szans żeby to odwrócić. Nie był nawet pewny czy chciał.
- To co słyszałaś, Lily - odparł nieco spokojniej i podszedł do niej. Cofnęła się gwałtownie potykając o kamień i o mało się nie przewracając bo James zdążył ja złapać w ostatniej chwili.
- James... Puść mnie... - Lily przez chwilę próbowała się wyplątać z jego uścisku ale jej nie puścił. Spojrzał w jej uderzająco zielone oczy.
- Jak zielone szkło... - szepnął sam do siebie.
- Co...? - chciała zapytać Lily ale nie mogła.
James zatkał jej usta pocałunkiem w tej samej chwili kiedy ostatnie promienie słońca znikły w falach jeziora.

KONIEC

*Jakby ktoś się nie domyślił, Antares to matka Luny. Pomyślałam sobie, że te rzodkiewkowe kolczyki mogła dostać właśnie od niej. =)

Ten post był edytowany przez Tenebris69: 22.10.2004 18:14


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
kkate
post 23.10.2004 12:58
Post #30 

Czarodziej


Grupa: slyszacy wszystko..
Postów: 894
Dołączył: 10.03.2004

Płeć: Kobieta



No cóż, Tenebris, fajne było, ale się skończyło sad.gif

W ostatnim parcie nie widzę większych błędów, może parę literówek, ale poza tym... ok. Ciekawie rozwinęłaś i dobrze zakończyłaś fabułę. Szkoda, że to już koniec, naprawdę sad.gif



--------------------
just keep dreaming.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Smerfka
post 23.10.2004 15:39
Post #31 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 87
Dołączył: 08.06.2004






W sumie też żałuję < cry.gif > , że to już koniec , ale szerze mówiąc/pisząc (?) , to pierwsze części podobały mi się znacznie bardziej niż zakończenie...
Fakt , że w ostanim < cry.gif > parcie miałaś naprawdę fajne pomysły , ale... jakby to kulturalnie wink.gif ując - wykonanie było trochę gorsze , a już ostatnią scenę Jamesa i Lilki uważam po prostu za nieudaną - znaczy może przesadzam - była spoko , ale... po prostu jakoś inaczej to sobie wobrażałam - nie wiem...
W każdym razie jednak fick ogólnie był fajny i serio szkoda , że to już koniec!

Wieeeeelka nutella.gif za Huncwotów i ew. na przekupienie weny , gdybyś chciała pisać nowego fikca - oczywiście też o Huncwotach biggrin.gif
Ehh... HUNCWOCI RULEZ !!! ^^


--------------------

*****
One day u'll ask me - "what's more important for u, ur life or mine?"
And I'll say : mine... And u'll walk away, never knowing, that YOU are my life...

***
"Najbardziej odczujesz brak drugiej osoby,kiedy będziesz siedział obok niej,
wiedząc, że ona już NIGDY nie będzie Twoja..."
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Anulcia
post 23.10.2004 20:09
Post #32 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 116
Dołączył: 17.09.2004
Skąd: Radom...->taka dosyć duża wioska




Mnie też zraziła ta ostatnia scena. Wyobrażałam sobie, że będzie bardziej romantycznie...Niestety rozczarowałam się troszkę... Poza tym ten part był całkiem fajny.
Naprawdę, fick mi się baaaardzo, ale to bardzo podobał!! I wielka szkoda, że już go skończyłaś. cry.gif
No, ale pozdrooffka dla Ciebie, życzymy pomysłów na nowe ficki!! wink.gif


--------------------
Facet z natury swej cierpi na nieuleczalne upośledzenie emocjonalne :]

---------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

2 Strony < 1 2
Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 26.05.2024 11:11