Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

[ Drzewo ] · Standardowy · Linearny+

> Zemsta Frajerów, czyli daaaaaaaaaaleko po epilogu

Midnight
post 18.12.2009 15:09
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 5
Dołączył: 18.12.2009

Płeć: jedyny w swoim rodzaju



No cóż, na bank nie jest to moje pierwsze opowiadanie, ale sądzę, że jak na razie jest najlepsze ze wszystkich – a już na pewno najlogiczniejsze... Przykro to mówić, ale nigdy nie miałam możliwości dokończenia żadnego z moich tworów.
Tym razem mam nadzieje, że to się zmieni.



ZEMSTA FRAJERÓW

Beta ( na połowę etaty ): Gaduła



Prolog

„Frajer - osoba dająca się łatwo nabrać,
nadmiernie wierna normom moralnym,
które przez wielu nie są przestrzegane.”
~Wikisłownik

„Samotność nie bierze jeńców:
albo zabija, albo puszcza wolno.”
~ Jonathan Carroll - Czarny koktajl


Leżałem na szkolnej kafelkowej posadzce w łazience. Przytulałem swoją twarz do zimnej podłogi, która dawała nikły upust bólu.
W tej chwili przeklinałem siebie za to, że nie wziąłem różdżki. Człowiek w mojej sytuacji społeczno-szkolnej już dawno powinien się nauczyć by brać tak ważny przedmiot, dzięki któremu można przetrwać do końca szkoły. Jednak chyba jestem zbyt dużym fajtłapą by o tym pamiętać.
Słyszałem dzwonienie w uszach i dziki śmiech tych dwóch mięśniaków z klasy wyżej.
Nie mogłem skupić wzroku na jakimś punkcie. Wszystko zlewało się w jedną masę, albo podwajało wywijając dziwne salta przed moimi oczami.
Nagle znów poczułem kopnięcie w brzuch, a potem w twarz. Poczułem jak coś ciepłego cieknie mi po brodzie. Wytarłem usta rękawem swojej szkolnej marynarki i próbowałem się podciągnąć, żeby wstać. Wiem ze to może wydawać się trochę głupie. Uciekać, kiedy jest się na wpół żywy, ale po tym, co przeszedłem, można się było po mnie wiele spodziewać.
Gdy już prawie podkurczyłem nogi ktoś stanął mi na lewej ręce, i znów opadłem na podłogę:
- Uciekamy? – spytał jeden z nich, a jego głos stawał się z każdą nutą coraz bardziej zniekształcony.
- A czego się po nim spodziewałeś? – spytał drugi z podobnym tonem głosu – Przecież to nędzny... – ponownie poczułem ból w okolicy brzucha – szczur.- wysyczał.
A może to mnie wydawało się, że syczy, już nie reagowałem na pewne bodźce, a co gorsza zdałem sobie sprawę, że leże w kałuży krwi. Swojej krwi…
Ich śmiech znów zadudnił w mojej głowie.
Czułem się coraz bardziej ociężały.
„Zaraz zemdleje.” – pomyślałem słabo.
Zacząłem myśleć, co ze mną zrobią, gdy to się stanie. Dobiją mnie? Połamią ręce… nogi? Zostawią mnie żebym się wykrwawił…? A to wszystko dla tych paru knutów w moim portfelu. Tylko, dlatego, że maja taki kaprys i wybrali takiego słabeusza jak ja. Żeby się zabawić? Czy to, dlatego mnie katują…?
Nigdy wcześniej tego nie robili. Najwyżej popchnęli, uderzyli w głowę otwartą ręką, wyzwali, ale pobili do krwi?
To było… dziwne.
Nagle przestali się śmiać.
Poczułem, że jeden z nich łapie mnie za kołnierz koszuli i unosi nieco wyżej. Czułem jego odór z ust i gdybym nie miał aż tak rozmytego obrazu, pewnie bym się porzygał.
- Jesteś ciekawy, dlaczego to robimy? – spytał mnie przybliżając swoją twarz do mojej.
Nie odpowiedziałem. Ciężko było mi się nawet skupić na jego twarzy.
- Twój kolega zadał ci pytanie! – warknął drugi i kopnął mnie w bok.
Zasyczałem z bólu, ale pokiwałem ciężką głową by dać im znak, że chciałbym znać odpowiedź.
- Dlaczego cię teraz bijemy? – spytał ściszając głos. – Jak sądzisz?
Spojrzałem na niego na wpół przytomny:
- Bo chcecie moich pieniędzy…- wybuczałem jak pijany.
- Otóż nie! – krzyknął chłopak który mnie trzymał, po czym zwrócił się do swojego kumpla – A podobno jest inteligentny…
W grze świateł zauważyłam, że drugi chłopak wzrusza ramionami.
- Nie domyślasz się? – spytał ten który mnie trzymał – Nie domyślasz się dlaczego, wszyscy cię wyzywają, dlaczego cię omijają, nie akceptują. Dlaczego nie masz przyjaciół? Kolegów? Dziewczyny…? – gdy powiedział ostatni wyraz obaj zachichotali.
Poczułem nieoczekiwany ucisk przy sercu, który bezwiednie wyciskał mi łzy. Zamknąłem oczy, żeby się nie rozpłakać. To była ostatnia rzecz, jaką chciał im pokazać.
-Wiesz, dlaczego? - spytał mnie ponownie – Bo jesteś…
Nastał chwila ciszy.
Ta cisza była tak gęsta, że można było ją kroić nożem. Otworzyłem oczy próbując się skupić na jego twarzy. Nie chciałem mu pokazać, że się boje, wstydzę… spojrzałem mu prosto w oczy – przynajmniej sądziłem, że to one – i czekałem.
- Jesteś f r a j e r e m . – powiedział chłopak.
Na chwile mój obraz stał się wyraźniejszy, jakby klapki spadły mi z oczu.
Zobaczyłem nienaturalnie wykrzywioną twarz chłopaka. Uśmiechał się do mnie w tak jadowity sposób, że aż czułem większy ból twarzy.
„A może to, dlatego że złamali mi nos?” – Spytałem sam siebie.
Znów ściany zadudniły od ich śmiechu.
- A frajerzy…- zaczął ponownie - … to niższy gatunek. Trzeba go tępić. Powiem szczerze, że jesteście nawet gorsi od kujonów.
- To powinien być zaszczyt dla ciebie, że w ogóle z tobą rozmawiamy… - dodał drugi.
- Więc zniżyliście się do mojego poziomu? – z moich ust wyszło pytanie, którego nie chciałem wypowiedzieć.
Zaczynałem podejrzewać, że mój mózg jest w zmowie z tymi gorylami, i chce mi jeszcze bardziej utrudnić życie.
- Co powiedziałeś…- zasyczał jeden z nich i już unosił prawą rękę by znów mnie uderzyć, ale ktoś wszedł do środka.
- Dziewczyny mówię wam to… ohhh! – powiedział kobiecy głos, który potem przerodził się w pisk strachu, który nawiasem mówiąc przepoławiał moją głowę na dwie połówki.
Usłyszałem serie rozgorączkowanych kroków. Pisk zaczął się stopniowo ściszać, za co byłem im bardzo wdzięczny.
„Pewnie uciekły”- pomyślałem filozoficznie.
- Spadamy. – krzyknął jeden z moich oprawców.
Widziałem już tylko plamy kolorów. Dwa ciemne punkty wybiegły z łazienki. Pozostawiając mnie z jarzeniówką naścienną sam na sam. Przez nią od początku nic nie widziałem, a teraz już całkowicie tonąłem w bieli.
Schyliłem głowę, żeby tylko jej nie widzieć. Patrzyłem teraz w kałuże swojej krwi. To znaczy nie byłem pewny czy to ona, ale czerwień faktycznie się wybijała spoza bieli kafelków.
Zamknąłem oczy.
„Czy naprawdę jestem frajerem?” – spytałem siebie w myślach – „Czy naprawdę moje życie to jeden wielki żart?”
Czułem, że odpływam, a w tym czasie przed moją głową pokazywały się obrazy z przed lat. Jakim to byłem kołem u wozu. Za wszelką cenę próbowałem sobie przypomnieć kogoś, kto mnie lubił, kogoś, kto mnie doceniał, kogoś, kto pomagał mi bezinteresownie – kolegę. Nic.
Nikogo, komu na mnie zależało… czy to możliwe?
Świat wirował niemiłosiernie szybko.
I gdy już wiedziałem, że stracę przytomność, w głowie zadudnił mi jeden wyraz: „Frajer!”

Ten post był edytowany przez Midnight: 18.12.2009 15:14


--------------------
"Głowa do góry! - rzekł kat zarzucając stryczek" Stanisław Jerzy Lec
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Posts in this topic


Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 13.05.2024 23:00