Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Utracone Wspomnienia, Losy Bell z Między Piórem a Obiektywem

joenne
post 01.06.2008 23:07
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006

Płeć: Kobieta



Witam,

Oto dalsze losy bohaterów z "Między Piórem i Obiektywem".

Za wszelkie błędy i niedociągnięcia przepraszam.
Proszę o komentarze i życzę miłej lektury ;)

Rozdział I

Powoli do jej świadomości zaczęły docierać informacje z zewnątrz. Wymruczała parę niezrozumiałych słów i wtuliła twarz w miękką aksamitną poduszkę, pachnącą wrzosem.
Zaraz, jaka aksamitna poduszka? I jaki wrzos? Podniosła się do pozycji siedzącej i otworzyła oczy.
- Co do…? – pokój, w którym się znajdowała na pewno nie należał do niej. Ba, nie było nawet mowy, żeby to był jej mały pokoik z wypaczonym oknem i plamą na suficie po tym jak So zalała łazienkę. Pokój, a raczej lepiej by brzmiało komnata, była ogromna i do tego urządzona na miarę księżniczki. Antyczna toaletka i meble w stylu Ludwika XVII i do tego ogromne łoże, w którym spała, ubrana na dodatek w bordową koszulę nocną, jakiej w życiu raczej by nie założyła - jeszcze śpię? – rzuciła w cztery ściany.
- Witaj, kochaniutka! – usłyszała za sobą głos.
- Dzień dobry… - Rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie spostrzegła. Poza nią i ogromnym obrazem postawnej matrony nie było nikogo w pokoju.
- Jak się spało? – cofnęła się, gdy płótno przemówiło.
- Co… jak… ja… - zaczęła się jąkać - ty… mówisz?! Ale, jak… co…
Kobieta roześmiała się.
- Ale masz minę moja droga. Nie bój się zaraz przyjdzie Drake i wszystko wyjaśni. Już przekazałam Scorpiusowi, żeby go powiadomił. A właśnie nie przedstawiłam się. Jestem Lady Diana Lomfay, pra-pra-pra-babka obecnej głowy rodu.
- Annabell Paterson. Nauczycielka.
- Masz bardzo dobry wpływ na Nicky'ego. Malec odżył odkąd trafił do szkoły i do pani klasy. Ciągle opowiada jak to pani, to jak tamto… Mówił nawet, że jak dorośnie to się z panią ożeni.
- Wspominał mi o tym. Ale niestety musiałam odmówić jego oświadczynom.
Lady Diana znów zachichotała. Do pokoju wszedł Drake Lomfay.
- Witam, pani pater son. Mam nadzieje, że dobrze pani spała – podszedł do łóżka i usiadł obok w fotelu.
- Jak… jak się tutaj znalazłam i co… - spojrzała na poruszające się w ramach malowidło.
- Och, nie pamięta pani? Przecież zgodziła się pani uczyć mojego syna i przyjechać do Szkocji… No cóż, podróż była najwyraźniej ciężka i się pani do końca nie rozbudziła… - pstryknął palcami i po chwili obok pojawił się skrzat – Zgredek, śniadanie dla gościa. Dla mnie kawa. W gabinecie.
- Tak jest sir! Zgredek już robi sir! – mały stworek zniknął.
- Zwariowałam – wymamrotała Annabell – za dużo książek, stresy i do tego pewnie zła dieta. To na pewno to. Zwariowałam… Albo po prostu jeszcze śpię.
Siedzący obok mężczyzna roześmiał się.
- W żadnym razie – złapał jej brodę pomiędzy kciuka i palec wskazujący, tak, że patrzyła mu prosto w oczy – To nie jest sen i z całą pewnością pani nie zwariowała…Witaj w świecie czarodziejów – przejechał kciukiem po jej wargach – niestety, jest pani dosyć upartą osóbką, więc musiałem zastosować „specjalne metody”, aby przyjęła pani moją propozycję.
To na pewno był sen. Ruszający się obraz, komnata zamiast przytulnego pokoju, Drake Lomfay z uśmiechem mówiący jej, że jest czarodziejem i użył na niej Imperio… Nie takie rzeczy na pewno nie mogą się dziać naprawdę. Potrząsnęła głową i zacisnęła powieki.
- Skoro pani nie wierzy… - nim zdążyła zareagować, mężczyzna wyciągnął przed siebie dłoń z różdżką Accio wazon! – stojący na komodzie wazon natychmiast przylewitował do jasnowłosego mężczyzny. Podał go zaszokowanej Annabell – czekam na panią za godzinę w moim gabinecie. Jak będzie pani szła proszę spytać portrety o drogę – pomogą.
Wstał i wyszedł cicho zatrzaskując za sobą drzwi.

***
Drake wchodząc do gabinetu ciągle jeszcze się uśmiechał. Mina pani Paterson, gdy pojawił się Zgredek była naprawdę zabawna. Spojrzał na wiszący nad kominkiem portret ojca. Oparł się o framugę i posłał mu kpiącego smirka.
- Drażni cię to ojcze? Mugolka w twoim domu? A może były one tylko dobre w tanich burdelach?
- To nie możliwe abyś był moim synem – odwarknęło płótno. Drake roześmiał się w głos.
- Ależ jestem, ojcze. Ostatnim, poza moim synem z szacownego rodu Lomfay’ów czy jak nazwała nas szacowna pani Rowling Malfoy’ów.
Nozdrza jasnowłosego mężczyzny na obrazie rozszerzyły się. Był na skraju wybuchu. Kiedyś Drake bałby się, ale teraz dwuwymiarowa postać srogiego ojca nie robiła na nim wrażenia.
- Bycie Ministrem najwyraźniej ci nie służy synu. Kiedyś... zanim stałeś się takim miłośnikiem szlam i mugoli byłeś...
- Ale już nie jestem – odwarknął. Czuł, że jego dobry humor powoli się ulatnia – nie jestem tobą ojcze. Poza tym gdybyś nie zauważył to świat po upadku lorda zmienił się i to znacznie. Bycie... byłym śmiercożercą jest nieopłacalne.
- A traktowanie mugola imperiusem może tak?
Drake prychnął siadając na fotelu naprzeciw kominka.
- Biorę przykład z ojca.
- Gdybyś brał ze mnie przykład nigdy nie zatrudniłbyś kogoś takiego do nauki syna. Zapominasz, synu, że Lomfay’owie należą do arystokracji – odchrząknął – chociaż muszę przyznać, że nawet niezła jest.
- Jest w niej coś dziwnego – zmarszczył brwi – mam wrażenie, że skądś ją znam, ale nie mogę sobie przypomnieć skąd…
Dwuwymiarowy Lucjusz uśmiechnął się wymownie
- Och, może dorabiała sobie na boku... Wiesz... mugolki są naprawdę lepsze w łóżku niż czysto krwiste arystokratki...
W odpowiedzi Drake machnął różdżką i ciężkie kotary wiszące nad obrazem zasunęły się z cichym zgrzytem.

***

Zaraz po tym jak Drake wyszedł do jej sypialni wpadł mały blond włosy rozrabiaka, cały umorusany ziemią i trawą.
- Obudziła się już pani – uśmiechnął się szeroko, wskakując na łóżko – tatuś powiedział już mi, że będzie teraz pani moją nauczycielką.
- Tak – uśmiechnęła się niepewnie – wiesz co, mam propozycję. Ubiorę się i może oprowadzisz mnie po swoim domu, co ty na to? Obawiam się, że sama nie potrafiłabym wrócić do swojego pokoju.
- Pewnie – wyszczerzył zęby – będę czekał na zewnątrz. Tylko niech się pani pospieszy! – zeskoczył z łóżka i zniknął za drzwiami. Annabell westchnęła i szybko nałożyła na siebie leżące w nogach łóżka ubranie. Wyszła na korytarz.
- Chodźmy - wziął swoją nauczycielkę za rękę – najpierw pokażę pani mój pokój. Kiedyś jak tatuś miał tyle lat, co ja to był jego pokój. Mam nawet jego zabawki – bujanego konika i mini-zestaw do Qiddich’a...
Annabell jednym uchem słuchała, a drugim wypuszczała to, co mówił Nicky, uważnie rozglądając się po korytarzu. Ruchome postacie na obrazach, zielono-srebrny ornament na tapecie i wężowy motyw przewijający się od ram, poprzez kandelabry i świeczniki. Tak, to na pewno sen – pomyślała, kiedy mijali posąg Slytherina – uderzyłam się w głowę i zapadłam w śpiączkę, jak w tej bajce „Niekończąca się historia...”. Zatrzymali się przed drzwiami w drugim końcu korytarza.
- A tutaj jest mój pokój – otworzył drzwi i pociągnął ją za sobą – jak się pani podoba? Prawda, że fajny?
Rzeczywiście. Był fajny. A przede wszystkim ogromny. Rozmiarem przypominał szkolne bosko. A zabawek było w nim tyle, że chyba „Toy’s” – znany sklep z zabawkami nie miał takiego asortymentu. Niepewnie podeszła do stojących na stoliku klocków, patrząc zafascynowana jak same układają się na polecenie chłopca stojącego obok.
- Dostałem je w prezencie od wujka Severusa. Wiesz, że uczył on mojego tatę? A wcześniej był najlepszym przyjacielem mojego dziadka Lucjusza. W gabinecie taty wisi jego portret. Czasem dziadek na mnie krzyczy, ale już się nie boję - zachichotał – przecież i tak nie może wyjść z obrazu, nie?
-Tak – uśmiechnęła się niepewnie. Chłopiec pociągnął ją za spódnicę i wyszli znów na korytarz.
- A tutaj – zaciągnął ją pod kolejne drzwi i nacisnął klamkę – jest pokój taty.
- Nicky, nie... – chciała zaprotestować, ale chłopiec już otworzył szeroko drzwi i weszli do środka. Sypialnia pana domu, była dużo mniejsza od pokoju syna. Urządzona w tonacji zielono czarnej, z akcentami srebra przyprawiła Bell o gęsią skórkę. Na samym środku stało ogromne łoże, na które aby wejść, trzeba było wspiąć się po specjalnych schodkach.
- Wiesz, kochanie, myślę, że powinniśmy już stąd iść. Tata na pewno nie będzie zadowolony, że weszliśmy tu bez jego pozwolenia...
- Ale tatuś pozwala mi przychodzić do jego pokoju, kiedy tylko chcę. Pokazać pani jak robię magię?
Nie czekając na odpowiedź puścił jej spódnicę i wdrapał się na łóżko.
- Niech pani patrzy!
Zdążyła tylko krzyknąć: ”Nicky, nie!” nim chłopak rzucił się z łóżka na podłogę. Na szczęście nic mu się nie stało. Odbił się jak piłeczka od podłogi i z radosnym śmiechem wylądował w jej ramionach.
Jednak zwariowała.

***

Sonja nie mogła opanować zdenerwowania po wyjeździe Bell. Coś tutaj nie pasowało. Annabell nie należała do osób, które podejmują decyzje znienacka. Zwłaszcza bez ustalania tego wcześniej z nią, Zoe i Anne. Zmarszczyła brwi i spojrzała niewidzącym wzrokiem na leżącą przed nią klawiaturę. Właściwie powinna już dać znać, że dojechała…- pomyślała, przygryzając ołówek – poza tym, dlaczego nie zostawiła adresu i numeru telefonu?…
- Co jest So? – niespodziewanie obok pojawił się Harry z kubkiem kawy w dłoniach – kłopoty w domu?
- Nie – spojrzała na niego uśmiechając się lekko – tylko... martwię się o Bell. Wiesz... kiedy wczoraj z nią rozmawiłam była jakaś dziwna... taka... obca. Nie wiem jak ten Lomfay przekonał ją do tego, aby została guwernantką jego syna, ale...
- Lomfay? – wpadł jej w słowo – chcesz powiedzieć, że zaczęła pracę u Drake’a Lomfay’a? – spojrzał na nią uważnie.
- Tak. Wiesz, dziwny facet... Znasz go?
- Tak jakby. Chodziliśmy razem do szkoły, ale nie przyjaźniliśmy się.
- Aha...
- Przepraszam na chwilę – postawił kawę na jej biurku – to dla ciebie. Musze iść zadzwonić.
- Nie ma sprawy. I dzięki za kawę.
Wyszedł.
Zapewne gdyby ktoś poszedł za nim na korytarz zauważyłby, że młody mężczyzna po prostu rozpłynął się w powietrzu...

***
[CDN]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
czarownica88
post 02.06.2008 23:40
Post #2 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 13
Dołączył: 05.05.2006

Płeć: Kobieta



Całkiem ciekawy pomysł. Początek fajny i zachęcający. Licze, że niedługo dodasz kolejną część. Pozdrawiam Kaśka.

na wene => czekolada.gif

smile.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
miss_somebody
post 03.06.2008 16:08
Post #3 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 14
Dołączył: 19.04.2008

Płeć: Kobieta



Czytałam ,,Między piórem a obiektywem i powiem szczerze że bardzo mi się podobało wink2.gif teraz piszesz dalszą częsć co bardzo pochwalam tongue.gif Mam tylko szczerą nadzieje ze wciśniesz tam coś o Tomie i Anne bo to jedna z moich ulubionych par biggrin.gif pozdrawiam i życzę weny laugh.gif


--------------------
GRZECZNE DZIEWCZYNKI IDĄ DO NIEBA, A NIEGRZECZNE...TAM GDZIE CHCĄ xD
XOXO

JEŚLI W NIEBIE NIE MA CZEKOLADY TO JA TAM NIE IDE.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
joenne
post 23.08.2008 22:02
Post #4 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 17
Dołączył: 03.05.2006

Płeć: Kobieta



Witam po dosyć długiej przerwie i przepraszam tych którzy czekają na dalsze losy moich bohaterów. Moja bardzo wielka wina spowodowana licznymi perypetiami.

Co do tego fragmentu mam kilka uwag:
1) Siódmy tom HP nie istnieje
2) Charlie Weasley była dziewczyną
3) Co do kanonu (wcześniejszych części HP) pomińmy fakt, że Harry smalił cholewki do Ginny
4) Część druga rozdziału ukaże się niebawem
5) za błędy - bardzo przepraszam ;) i życzę miłej lektury

ROZDZIAŁ II (część pierwsza)

- Szefie – do pokoju Ministra Magii weszła młoda dziewczyna z włosami w kolorze wściekłej czerwieni – Nietoperz chce się z panem widzieć.
Drake westchnął.
- Profesor Snape, Andromedo. – poprawił ją - Ile razy mamci mówić, że powinnaś wyrażać się o nim w mniej lekceważący sposób.
- Marudzisz – wystawiła mu język i wyszła, nim zdążył przypomnieć jej, żedo niego także powinna zwracać się z większym szacunkiem. Po chwili w drzwiach ukazał się wysoki i chudy mężczyzna, z imidżem znanym przez cały świat.
- Witam Severusie – Drake uśmiechnął się i wskazał dłonią fotel – co cię do mnie sprowadza?
- Jak zwykle kłopoty – usiadł i przeszedł od razu do sedna– ktoś zabija byłych Śmierciożerców. Metodycznie i skutecznie. Nawet tych, o których ministerstwo nie miało pojęcia – jego twarz wyostrzyła się.
- Wiem. Oficjalnie… mówi się o wypadkach, ale… no cóż obawiam się, że ktoś postanowił pozbyć się Nas – spojrzał swojemu byłemu nauczycielowi w oczy – Czy… ty też czasem… żałujesz? – spytał cicho.
- Tylko czasami, gdy myślę o niej – uśmiechnął się, krzywo – lekarze w Św. Mungu nie dają szans na jej wyleczenie. Mówią… Uważają, że lepiej będzie ją odłączyć – zacisnął dłonie na oparciu fotela – ale… ja nie potrafię tego zrobić.
Drake odchylił się w fotelu i sięgnął do szuflady.
- Tutaj jest wszystko co mam. Notatki aurorów jak i moje, to… co pamiętam. Myślę… No cóż, chyba należałoby ich ostrzec. Mimo wszystko. Zajmiesz się tym?
- Przecież i tak nie mam nic innego do roboty – uniósł ironicznie brew i wstał biorąc dokumenty – zrobię co w mojej mocy – odwrócił się i podszedł do drzwi – Drake… uważaj na siebie.
Drzwi zamknęły się za nim bezgłośnie.
***
Bell ciągle była pod wrażeniem rezydencji Lomfay’ów. Czuła się trochę niepewnie idąc korytarzami, gdzie portrety potrafiły zagadnąć do przechodnia, czy też wodziły za nim wzrokiem. Do tej pory tylko o tym czytała, uważając to za fikcję literacką. A teraz okazało się, że jest to prawda. Czarodzieje i ich magiczny świat naprawdę istniał. A ona w jakiś sposób stała się teraz jego częścią.
Spojrzała na drzemiącego obok chłopca. Wyglądał zupełnie normalnie, z lekko otwartymi ustami i dłonią pod policzkiem. Nawet jego ubranie nie wskazywało na to, że jest czarodziejem.
Pozory mylą.
Do jej myśli nieproszenie wdarł się obraz ojca chłopca. Drake Lomfay. Zabójczo przystojny, nieprzyzwoicie bogaty i cholernie irytujący. Przymknęła oczy, próbując przypomnieć sobie co o nim napisała Rowling.
Jedyny syn Lucjusza i Narcyzy, pewny siebie, znający swoją wartość czysto krwisty arystokrata, zwolennik Czarnego Pana. Ciekawe czy ma znak?, pomyślała otwierając oczy, na pewno. W końcu jeśli chociaż część z tego co ona pisała jest prawdą to musiał on należeć do jego najbliższych współpracowników. Ba, nie zdziwiłabym się gdyby był jego ulubieńcem – ¬dodała kwaśno w myślach.
Wstała i podeszła do okna za którym rozciągał się widok na ogród urządzony w stylu angielskim. Dzisiejszego dnia wydawał się on jej ponury i przygnębiający. Kałuże na alejkach wyglądały jak brudne plamy na jasnych żwirowych alejkach. Dodatkowo siąpiący deszcz sprawiał, że co najwyżej miało się ochotę usiąść w fotelu z filiżanka herbaty i ciekawą książką.
Jak za dawnych lat z Tomem. Uśmiechnęła się do swoich myśli.
Byli małżeństwem niecały rok. Poznała go na Uniwersytecie gdzie jako doktor nauk humanistycznych prowadził zajęcia. Pewnego ranka dosłownie wpadła na niego spiesząc się na wykład. I tak się zaczęło. Wspólne wyjścia, spotkania z przyjaciółmi, wakacje. Po dwóch latach znajomości oświadczył się a ona go przyjęła.
Okres ich małżeństwa był jak bajka. A potem zdarzył się ten wypadek.
Była zima, a on wracał właśnie z delegacji. Przygotowała wtedy kolację tylko dla nich dwojga. I czekała.
Zaczęła odczuwać niepokój gdy o ósmej wieczór jeszcze go nie było. O dziesiątej dostała telefon z policji. Beznamiętny kobiecy głos spytał się czy jest jego żoną i poinformował, że zginął on w wypadku, gdy rozpędzony tir uderzył w Nissana jej męża. Wtedy poczuła się tak jakby świat zawalił się jej na głowę. Ból po stracie ukochanej osoby i smutek przysłoniły jej wszystko i gdyby nie dziewczyny, które wyciągnęły ją z depresji sama zapewne zabiłaby się zaraz po nim.
Potrząsnęła głową odpędzając czarne myśli.
Nie warto się użalać. Tom by tego nie chciał. Dał mi przecież najszczęśliwsze chwile w moim życiu, nawet jeśli trwały tak krótko.
Po jej policzku spłynęła jedna pojedyncza łza.
Kocham cię Tom.
***
Mugolska część Londynu od zawsze przywodziła niemiłe wspomnienia z dzieciństwa. Potrząsnął głową przeganiając utkwiony w pamięci obraz zmęczonej kobiety, trzymającej za rękę małego chłopca.
Okrył się szczelniej płaszczem i skręcił w jedną z dobrze znanych mu uliczek. Niespodziewanie przed nim wyrosła niska kobieta, która z impetem wpadła na niego i odbijając się od twardego męskiego ciała upadła na chodnik.
- Ała! – jęknęła, rozmasowując potłuczony tyłek – przepraszam… - jej oczy rozszerzyły się gdy zobaczyła na kogo wpadła – ja… przepraszam prof… znaczy się proszę pana…
Mężczyzna zmrużył gniewnie oczy. Nim zdążył się zorientować wstała, powiedziała jeszcze raz przepraszam zniknęła w jednej z uliczek.
Dziewczyna biegła dopóki nie miała pewności, że jest naprawdę daleko. Taki pech, pomyślała, wpaść akurat na Niego, zwłaszcza, że wszyscy uważają cię za martwą. Westchnęła i uspokoiła oddech.
-Dobra Charlie – mruknęła do siebie – Mało prawdopodobne jest to, aby Stary Nietoperz cię rozpoznał… minęło przecież ponad 20 lat odkąd widział cię ostatni raz… Poza tym, zmieniłaś się całkowicie. Włosy, wygląd…
Wzięła kilka głębszych oddechów i ruszyła dalej.

Tymczasem, mroczny postrach Hogwartu, jeszcze bardziej zirytowany, niż był gdy wychodził z Ministerstwa, przekraczał próg domu przy Grimuald Place 13. W momencie, gdy mijał zdjęcie Zakonu Feniksa, które zawisło tutaj zaraz po tym jak pozbyto się obrazu Pani Black, nagle znieruchomiał i spojrzał na nie.
Dziewczyna z kasztanową burzą loków machała do niego uśmiechając się szeroko.
- Charlie…? – wyszeptał – niemożliwe, przecież ty…
Potrząsnął ponownie głową i zniknął za masywnymi drzwiami prowadzącymi do salonu.
***
Harry uważnie obserwował Severusa.
To wcale nie było tak, że go nienawidził. Owszem, w szkole gdy ten sukinsyn ciągle widział w nim ojca – tak. Ale potem pojawiły się inne uczucia – zdziwienie, zauroczenie, fascynacja… Było w nim to „coś” co sprawiało, że mimo braku olśniewającej urody modela przyciągał zachwycone spojrzenia kobiet i niektórych mężczyzn.
W bardzo krótkim czasie stał się jego obsesją. On, Złoty Chłopiec pragnął tego paskudnego mężczyzny. On, który mógł mieć wszystko.
Z wyjątkiem jego. Zacisnął dłonie w kieszeniach i skupił się na reszcie przybyłych. W myślach nazywał ich nowym pokoleniem feniksa, gdyż z tamtego okresu gdy walczyli z Voldemortem ocalały tylko cztery osoby należące do Zakonu Feniksa – Snape, pani Weasley, MacDonagall oraz Bill. Reszta poległa w walce.
Obecny skład Zakonu stanowili prawie wszyscy członkowie Gwardii Dumbledora.
Ci którzy przeżyli.
Albo ci, którzy nie leżeli w śpiączce w Mungu, dodał w myślach, czując zalewające go poczucie winy. To przez niego Ginevra skończyła jako roślinka, sztucznie podtrzymywana przy życiu za pomocą czarów. Wiedział, że mógł ją obronić, przed zabłąkanym zaklęciem, ale świadomie, zazdrosny o to co łączyło ją ze Snape’m nic nie zrobił. Z bijącym sercem patrzył na to jak siostra jego najlepszego przyjaciela zostaje ugodzona zaklęciem w głowę i pada bezwładnie na posadzkę Wielkiej Sali.
I tylko on o tym wiedział.
On i jeszcze jeden niezidentyfikowany śmierciożerca, któremu udało się wtedy uciec.
Nalał sobie szklaneczkę Whisky.
- Ostatnio miały miejsca ataki na byłych Śmierciożerców. I to nie tylko tych, o których wie Ministerstwo. Większość z naszych zamordowanych, to ludzie, o których nie wiedzieliśmy. – spojrzał na Severusa – panie Snape, ma może pan jakieś podejrzenia?
- Nie – mężczyzna zmarszczył brwi – wygląda to na prywatną wendettę. Istnieje możliwość, że zabójstw dokonuje ktoś z Kręgu, ale nie mam pojęcia kto to może być. Jedyni… jedyni podejrzani już dawno nie żyją.
Nazwisko Lestrange zawisło niewypowiedziane w powietrzu.
- Colin? – zwrócił się do opartego niedbale o kredens mężczyzny z aparatem na szyi.
- Prorok też nic nie wie. Żadnych sów czy tajemniczych przesyłek. Nic.
- W takim razie Snape, Colin i Neville spróbują się czegoś dowiedzieć. Natomiast ty Bill – zwrócił się do mężczyzny na kanapie - chciałbym, żebyś dowiedział się co knuje Lomfay. Doszły mnie słuchy, że porwał mugolkę i ją gdzieś przetrzymuje. Jak możesz wypytaj jego sekretarkę. Tylko delikatnie.
Snape zmarszczył brwi. Porwanie? Mugolka? Drake? Niemożliwe, pomyślał.
Pani Weasley, wykorzystała chwilę gdy Harry rozmawiał z Billem i Nevillem na temat zwolenników Czarnego Lorda wśród aurorów.
- Severusie – położyła mu rękę na ramię i lekko ścisnęła – rozmawiałam z magomedykiem…
- Nie, Molly – uciął krótko.
- Zadręczasz się tylko. Ona… odeszła już dawno temu i my nic na to nie poradzimy… Ona nie chciałaby…
- Wiem – warknął – ale muszę… jeśli istnieje chociaż cień szansy…
Ich rozmowa zawsze kończyła się tak samo. Nie potrafiła powiedzieć mu, że nie ma już szansy i przerwanie tej sztucznej wegetacji jest najlepszym wyjściem.
Początkowo nie wiedziała co Ginny widzi w tym zgryźliwym i sarkastycznym mężczyźnie, starszym od niej o dwadzieścia lat. Duży garbaty nos, krzywe zęby, i długie zniszczone wielogodzinną pracą przy eliksirach włosy i blada skóra. Jej zawsze kojarzył się z godłem domu do którego należał – oślizgłym gadem. Ale jej córeczka była z nim szczęśliwa. Mimo tego, że byli jak dzień i noc. Ona żywiołowa, zawsze uśmiechnięta i otwarta. On zimny i ponury jak głaz w Stonehenge.
Gdy oświadczyła im, że wychodzi za Snape’a, zamurowało ją. Nie wyobrażała sobie, żeby ta mogła być z nim szczęśliwa w ciemnym i zimnym lochu gdzie mieszkał. U boku szpiega. Zawsze gdy przychodzili do Nory w odwiedziny, Molly czuła się dziwnie skrępowana jego obecnością. Dopiero gdy zobaczyła jego rozpacz po tym jak dziewczyna została trafiona, poczuła że coś w niej pęka.
Magomedycy już na początku niczego nie obiecywali. Powiedzieli wprost, że nic dla niej już się zrobić nie da. Ale on się uparł i nie pozwolił odłączyć jej od magicznej aparatury podtrzymującej życie. Jako mąż miał do tego prawo.
Przez pierwszy rok obsesyjnie próbował znaleźć eliksir, zaklęcie czy rytuał które byłby w stanie ją uzdrowić. Potem, gdy został mianowany dyrektorem Hogwartu uspokoił się nieco i znów skrył się za swoją żelazną skorupą. Ale ona i tak wiedziała, że do tej pory próbuje znaleźć lekarstwo, które uzdrowi dziewczynę.
Od pielęgniarek pracujących w Mungu dowiedziała się, że odwiedza ją w każdą niedzielę, przynosząc świeże kwiaty. Zawsze jest to bukiet różowych róż – Ginny je uwielbiała.
Gdy znikał w zielonych płomieniach miała nadzieję, że w końcu zapomni.
I nauczy się żyć bez niej.
***
Anne ciągle jeszcze była zła. Chociaż ta złość coraz bardziej była udawana. B w końcu jak tu gniewać się na uwielbianego przez tabuny kobiet mężczyznę jej życia. Poza tym od jakiegoś czasu nie potrafiła oprzeć się jego uśmiechowi.
- Nie spytałeś się mnie o zdanie.
- Przepraszam, Kochanie.
- Można powiedzieć, że wręcz mnie porwałeś z mojego własnego domu.
- Dziewczyny wiedziały co szykuję – przysunął się bliżej – Kocham cię, Anne. Wybaczysz mi?
- Zachowałeś się jak typowy jaskiniowiec. Czy ty w ogóle liczysz się z moim zdaniem?
- Kocham cię, Anne.
- Może ja wcale nie mam ochoty na wakacje na Hawajach? Może nie lubię tego typu klimatu? To, że jakaś panienka poleciałby na to, wcale nie znaczy, że ja też.
- Wiem – nim zdążyła znów otworzyć usta, pocałował ją, biorąc je w swoje posiadanie. Jedną rękę położył na jej szyi, a palcami drugiej unieruchomił podbródek. Westchnęła przeciągle, przyznając się do porażki. Należała do niego. Całkowicie. I mógł z nią zrobić to co chciał.
- Tutaj? – wyszeptała gdy oderwał się na chwilę od jej ust. Uśmiechnął się przekornie.
- A czemu nie?



User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
błyskawica
post 22.11.2008 19:21
Post #5 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 1
Dołączył: 16.12.2007




hmmm...chciałam się tylko zapytać czy może pojawią się w końcu jakieś nowe części? Daaaaawno nic się nie pokazywało...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 13.05.2024 11:23