Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Krzaki, miniaturka ( z nutką "wesołości" )

psota
post 20.01.2008 20:13
Post #1 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 20
Dołączył: 20.07.2007




Znów miniaturka...
Napisana z nutką "wesołości", czyli mówiąc jaśniej pozytywny tekst.
Szczególne podziękowania mojej becie, którą jest Sara za podsunięcie tematu oraz "wsparcie" ( <--- czytajcie moi drodzy "groźba" ).


Krzaki



Szedł szkolnym korytarzem, trzymając w rękach książki, które niemal wypadały mu z rąk. Na dodatek kałamarz z niebieskim atramentem, co chwila przesuwał się po kolorowych okładkach, grożąc wylądowaniem na ziemi i zrobieniem wielkiego kleksa. Oczywiście, to on musiałby posprzątać cały ten bałagan. Bo kogo obchodzi, że Irytek wpadł na pomysł, by zabrać mu torbę, wysypując przy tym wszystkie rzeczy?

Ten dzień zaczął się okropnie dla młodego Stebbinsa. Na początku biegnąc, by nie spóźnić się na lekcję zielarstwa, wpadł na profesora Snape'a. Całe zdarzenie skończyło się tym, że dostał szlaban na dzisiejszy wieczór, przy okazji pozbawiając paru punktów Ravenclaw. Wściekły, po części na nauczyciela i po części na siebie, dotarł do szklarni, gdzie mieli wyciskać sok z wielkich, obleśnych i do niczego niepodobnych roślin. Z obrzydzeniem patrzył, jak brązowa ciecz z grudkami skapuje do przygotowanych przez panią Sprout naczyń. Później odbył się nudny wykład z historii. Nudząc się, rysował, a raczej bazgrolił na kartce bez większego sensu. Z tego wszystkiego wyszedł mu ładny wzór przypominający pnącą się winorośl z owocami w kształcie kwadratów. Następną dwugodzinną lekcją były eliksiry. Maksymalnie skupiony starał się wykonać miksturę wspomagającą pracę wątroby. Przyznał sam sobie, że wyszła całkiem nieźle, chociaż kolor był zbyt wyrazisty, niż podawał podręcznik. Najciekawsza była transmutacja. Jedyny przedmiot, który wkradł się w serce młodego Krukona, fascynując go niesamowicie. Wykonując skomplikowane ruchy różdżką oraz dokładnie wymawiając zaklęcie, udało mu się przemienić krzesło w lampkę nocną świecącą różnymi kolorami i kołyszącą się na boki. A później ten nieszczęsny Irytek i jego pomysły...

Otrząsnął się, zostawiając za sobą dzisiejsze wydarzenia. Na szczęście lekcja z profesor McGonagall była ostatnią dzisiejszego dnia. Teraz wystarczyło bezpiecznie udać się do dormitorium. Zostawić tam wszystkie rzeczy. Wygrzebać w wolnej chwili z dna szafy starą torbę, po czym udać się na pyszny obiad do Wielkiej Sali. Z tym bezpiecznym dojściem był jednak problem. Kiedy skręcał w stronę schodów prowadzących na wieżę wschodnią, ktoś go potrącił. Wszystko, co niósł wylądowało na ziemi, a kałamarz pięknie roztłukł się na ścianie, tworząc malowniczego kleksa przypominającego rozlane mleko. Jedynie kolor się nie zgadzał. Przed oczami mignęły mu proste włosy. Oglądając się za siebie, zobaczył drobną dziewczynę o niebieskich oczach ciągniętą przez koleżankę. Krzyknęła ona krótkie przeprosiny, po czym jej postać znikła za zbroją osiemnastowiecznego rycerza. Westchnął ze zrezygnowaniem. Już drugi raz dzisiejszego dnia zgiął się po rozsypane książki. Po wyciągnięciu z wewnętrznych kieszeni szaty różdżki, wypowiedział cicho zaklęcie czyszczące. Miał szczęście, że nie przechodził tędy żaden z nauczycieli albo Filch. Wtedy musiałby czyścić plamę ręcznie, na co nie miał bynajmniej ochoty. Wzdychając ciężko, podążył do pokoju wspólnego, teraz zatłoczonego przez uczniów Ravenclawu.

***

Siedząc obok rozgadanego Michaela i dłubiąc widelcem w talerzu, kompletnie stracił apetyt na myśl o dzisiejszym szlabanie. Nie miał nic do profesora Snape'a, ale przebywanie w jego towarzystwie nie było przyjemnością. Miał nadzieję, że obejdzie się bez zbędnych złośliwości. Zostawiając kłopoty oraz rozgrzebany schab, wziął kielich, by napić się soku z dyni. Patrząc w bok, zauważył dziewczynę, która dzisiaj go potrąciła. Siedziała przy stole Hufflepuffu. Mógł się jej dokładnie przyjrzeć. Jej niebieskie oczy iskrzyły się podekscytowaniem, gdy opowiadała coś koleżance obok. Wymachiwała przy tym żywo rękami. Proste, brązowe włosy opadały gładką taflą na ramiona. Na szyi zawieszony miała złoty medalik w kształcie żaby. Domyślił się, że śpiewała w szkolnym chórze, któremu zawsze akompaniowały ropuchy.
Odstawił naczynie, po czym szturchnął Michaela, przerywając mu tym jakąś fascynującą opowieść z życia jego ciotki. Ten popatrzył na niego gniewnym wzorkiem.
- Znasz może tę dziewczynę siedzącą przy stole Puchonów... obok półmisku z jabłkami... przodem do nas? - zapytał Stebbins, siląc się na obojętny ton.
- To jest panna Fawcett. Imienia nie pamiętam - odpowiedział, przyglądając się teraz jedzącej pudding pomidorowy puchonce.
- Na czym to ja skończyłem? - zaczął Corner. - Aha. I widzisz, ciotka Adelajda sprzedała ten dziwny mechanizm. Według mnie przypominał on trochę tłuczek, ale nie ten, co używany jest w quidditchu, tylko ten kuchenny. - Zamyślił się na chwilę, po czym zapytał - A ty jak myślisz? Co mogłoby to przypominać?
- Ja - przeklął w myślach Werter Stebbins, karcąc się za to, że nie słuchał kolegi. - Ja... nie wiem. Może zapytamy się później nauczyciela mugoloznastwa? - Wymyślił pytanie na poczekaniu.
- Rzeczywiście, dobry pomysł. Może zaraz po obiedzie? - głos kolegi pełen entuzjazmu nie pozwalał mu odmówić:
- Jak chcesz.
Stebbins w duchu podziękował Merlinowi za to, że udało mu się wybrnąć z tej rozmowy. Jakby Michael dowiedział się, że w ogóle go nie słuchał, myśląc o brązowowłosej dziewczynie, na pewno, by się obraził. Jednakże, on nie szukał zwady z kimkolwiek. Cieszył się, że Corner nie zainteresował się obiektem jego obserwacji. W sumie Fawcett była przeciętną dziewczyną. Nie dorównywała urokiem Ginny, o której nasłuchał się wiele z opowieści Michaela.

Starając się odnaleźć w myślach jakiegoś znajomego puchona, został pociągnięty przez kolegę. Nie mając zbytniego wyboru, udał się za nim w poszukiwaniu profesora.

***

Z westchnieniem podniósł rękę, by zapukać do gabinetu Snape'a. Usłyszawszy stłumione „wejść”, nacisnął klamkę i niepewnie przekroczył próg.
- A, Stebbins - dobiegł zimny głos zza biurka. - Widzisz te pudła?
Przytaknął, z przerażeniem patrząc na pięć wielkich kartonów stojących pod obrazem Salazara Slytherina.
- Znajdują się w nich składniki do eliksirów. Rozpakujesz wszystkie i poustawiasz na odpowiednich półkach - rzekł zadowolony Severus, upajając się zniesmaczoną miną Krukona.
- Jeszcze jedno. Mam nadzieję, że uporasz się z tym dziś, ponieważ nie mam najmniejszej ochoty na zobaczenie cię tu jutro. Co tak stoisz? Weź się do pracy!

Utwierdzając się w przekonaniu, że to jego najgorszy dzień w życiu, podszedł do pudeł. Niepewnie otworzył wieko i zaglądnął do środka. Wielkie, pozakręcane szczelnie słoje zawierały najobrzydliwsze rzeczy, jakie kiedykolwiek widział albo części ciał biednych zwierząt. Wszystko było podpisane i ułożone, by w razie wstrząsu się nie potłukło. Biorąc pierwszy z brzegu, podniósł go do góry, po czym przeczytał naklejoną kartkę. Rozglądnąwszy się po gabinecie, natrafił na otwarte wejście, którego nie zauważył wcześniej. Znajdowały się tam zrobione z czarnego drewna półki oraz specjalne szafki przystosowane do trzymania sproszkowanych składników. Wszystko oczywiście było oznakowane. Zerknął jeszcze na zegarek zawieszony nad głową Mistrza Eliksirów pochłoniętego sprawdzaniem jakichś papierów. Wskazywał on dobre piętnaście minut po dziewiętnastej. Miał nadzieję, że wyrobi się do ciszy nocnej.

Segregując kolejne słoje oraz opakowania, jego myśli w kółko krążyły koło Fawcett. Powoli zaczynało go to irytować. Jeszcze nigdy dotąd nie interesowały go dziewczyny. Wiedział, które podobały się chłopakom z wspólnego dormitorium i po części podzielał ich zdanie. Głównie skupiał się na nauce. Marzyła mu się umiejętność przemieniania się w animaga, a w dalszej przyszłości bycie mistrzem transmutacji. Może udałoby mu się zostać kimś naprawdę znanym.

Z tą myślą wrzucił do szuflady sproszkowany ogon jaszczurki. Jego wzrok padł na zamknięte w szklanej butelce niebieskie oczy zalane jakimś olejem. Od razu przypomniało mu się podekscytowane spojrzenie Fawcett. Przecież się nie zakochałem, pomyślał z wściekłością, kopiąc w jedno z pudeł, które poleciało w górę, strącając przy tym stojący na rogu słoik, który z trzaskiem rozbił się na kamiennej posadzce.
- O rzesz!
- Ravenclaw traci 30 punktów za pańską nieudolność - usłyszał za sobą.
Powoli odwracając się, napotkał czarne źrenice nauczyciela. Mając ochotę zapaść się pod ziemię za swoją głupotę, pytająco popatrzył na różdżkę Severusa skierowaną na jego postać. Ten zaś machnięciem przywrócił zawartość naczynia na swoje miejsce.
- Niech pan już idzie i następnym razem patrzy pod nogi.
Pokiwał głową, przy czym zgiął się, by postawić w rogu kopnięty karton.
- Do widzenia, panie profesorze - mówiąc te słowa, wycofał się w stronę wyjściowych drzwi, po czym zniknął za nimi.

***

Kładąc się spać w ciepłym, miękkim łóżku, przypomniał sobie rozmowę kolegów z dormitorium, którą odbyli rano. Dyskutowali wtedy o zbliżającym się wielkimi krokami balu bożonarodzeniowym. W zasadzie zostały tylko cztery dni, nie wliczając tego. Z przerażeniem stwierdził, że nie ma partnerki, a na dodatek wszystkie dziewczyny, jakie dobrze znał, zostały już zaproszone. Z ulgą odetchnął na myśl o tym, że w szafie wisi elegancka, niedawno kupiona szata. Przynajmniej strój miał z głowy. Przekręcając się na lewy bok, przyszła mu do głowy Daisy - czarnowłosa, niska uczennica z szóstej klasy. Zawsze pilna i pracowita, lubiąca też samotność. Wiele osób za jej plecami nazywało ją mrukiem. Kiedyś, jak z nią rozmawiał w bibliotece, wydała mu się sympatyczna. Miał nadzieję, że uda mu się zaprosić ją na bal. Inaczej będzie miał duży problem.
Ciesząc się, że ten koszmarny dzień w końcu dobiegł końca, zamknął oczy, po czym powoli zapadł w sen. Śniła mu się niebieskooka, drobna puchonka.

***

Stojąc przed lustrem i poprawiając szatę, stwierdził, że prezentuje się w niej całkiem dobrze. Rękawy oraz nogawki były idealnej długości. Uśmiechając się promiennie, udał się w stronę holu poprzedzającego wejście do Wielkiej Sali. Przy trzeciej kolumnie z prawej strony miała czekać na niego Daisy. Zdziwił się, jak mu o tym powiedziała, gdyż myślał, że spotkają się w pokoju wspólnym. Był taki szczęśliwy z faktu, że w ogóle zgodziła się pójść z nim na ten bal! Dość długo zbierał się na odwagę, by ją o to zapytać. Zrobił to dopiero w zasadzie przedwczoraj, gdy spotkał ją przypadkiem w bibliotece. Poza tym jego myśli zaprzątała Fawcett. Przypadkiem przechodząc kiedyś koło chatki Hagrida, usłyszał, jak koleżanka zwraca się do niej Karsis. Później całą noc nie mógł spać, zastanawiając się, czy jej imię pasowałoby do jego nazwiska. Kto by pomyślał, że ludziom przychodzą takie myśli zamiast snu?

Dotarł do schodów, po czym rozglądnął się w poszukiwaniu Daisy. Ubrana była w ciemnozieloną sukienkę zwężaną w talii. Musiał przyznać, że wygląda naprawdę ładnie. Rozmawiała z jakimiś dziewczynami. Jedna z nich, ta w niebieskiej sukni, wydała mu się znajoma. Gdy jego partnerka zawołała go do siebie stwierdził, że to jest Karsis. Czując, jak żołądek robi mu fikołka, podszedł do dziewczyn. Przywitał się, po czym każda z nich również się przedstawiła, podając rękę. Delikatnie ściskając dłoń Fawcett, poczuł, jak przyjemne ciepło wypełniło całe jego ciało. Ona jedynie zarumieniła się. Doszedł do wniosku, że musiała zauważyć jego ukradkowe spojrzenia na korytarzach oraz przypadkowe mijanie się na schodach. Tymczasem podeszli do nich inni chłopcy. Widząc wysokiego bruneta witającego się z Karsis, dziwne uczucie zazdrości wypełniło jego wnętrzności. Miał ochotę walnąć go za to, że skradł z jej ust ten uroczy uśmiech. Z tego stanu wyrwała go jego partnerka, chrząknięciem zwracając na siebie uwagę. Podając jej rękę, udał się, by zająć miejsce w Wielkiej Sali. Ku jego niezadowoleniu Karsis stanęła po drugiej stronie, przy czym zasłaniał ją jakiś wysoki, barczysty gryfon z siódmego roku. Do Wielkiej Sali weszli zawodnicy turnieju. Zauważył Pottera, na którego twarzy gościło zdziwienie.

Bal zaczął się tańcem reprezentantów, dopiero później weszły na parkiet inne pary. Prosząc Daisy, wzrokiem szukał niebieskookiej. Nie widząc jej nigdzie, skupił się na krokach. Wirując przez jedną piosenkę, stwierdził, że jego partnerka jest całkiem niezłą tancerką. Rozmawiali ze sobą o mało ważnych rzeczach. Ledwo zaczął następny taniec, ktoś popchnął go i krzyknął „odbijamy”. Nim się obejrzał, trzymał już w ramionach inną dziewczynę. Była to podopieczna tej olbrzymki, pani Maxime. Tańczył z nią w szybszym rytmie. Blondwłosa uśmiechała się uroczo, rozglądając się na boki. Później nastąpiło następne odbicie, tym razem o wiele bardziej kulturalne. Odwrócił głowę, napotykając niebieskie oczy swojej przyszłej partnerki do tańca. Przed nim stała delikatnie zarumieniona Karsis. Pchnięty jakimś impulsem objął ją w pasie, po czym zaczęli poruszać się w dużo wolniejszy takt muzyki. W ogóle nie odzywali się do siebie, najpewniej speszeni swoją obecnością. Werter Stebbins miał nadzieję, że ta chwila będzie trwała jak najdłużej. Niestety, po około czterech minutach muzyka ustała, a panna Fawcett odsunęła się od niego. Łapiąc ją trochę niezdarnie za rękę, zapytał:
- Może się przejdziemy?
- Ehm.. czemu nie - odparła, rumieniąc się jeszcze bardziej.
Idąc w stronę wyjścia na pole, zastanawiał się, co zrobić dalej. Nie spotykał się sam na sam z innymi dziewczynami. Jednakże, to ona okazała się bardziej kreatywna.
- Jesteś na piątym roku? - zapytała.
- Tak. Ty też? - bardziej stwierdził, niż zapytał.
Przytaknęła jedynie głową, uśmiechając się przy tym. Stebbins pomyślał, że za ten uśmiech mógłby oddać wszystko. Idąc ścieżką między krzewami róży, zrodziło się w nim nieprzyjemne pytanie. Co, jeśli ona nie odwzajemnia jego uczuć? Bał się, że jeśli powie, iż mu się podoba, ona wyśmieje go, po czym pójdzie dobrze się bawić z kimś innym.
Karsis widząc jego zamyślenie oraz uczucie strachu przez chwilkę widniejące na jego twarzy, zapytała:
- O czym myślisz, Werterze?
- Bo widzisz, Karsis, ja? - nie dane było mu skończyć, gdyż położyła mu palec na ustach, jakby domyślając się, co chce powiedzieć.

Zauważyła już wcześniej, z jakim zainteresowaniem się jej przygląda. Zresztą nie tylko ona. Koleżanki śmiały się, że ma nieśmiałego adoratora. Szczerze mówiąc, też się jej podobał i wpadł jej w oko w chwili, w której go potrąciła. Zrodziło się wtedy w niej dziwne uczcie. Całymi dniami potrafiła siedzieć zamyślona, starając się przypomnieć sobie brązowe spojrzenie. Nie znając go w ogóle, stwierdziła, że przez najbliższe dni będą musieli wszystko nadrobić.
Zdając sobie sprawę, że być może spotkała tego jedynego, zbliżyła się do niego. Czując się skrępowana przy kręcących się wokół uczniach, pociągnęła go za szatę, wpychając w różany krzak. On zaś nie stawiając żadnych oporów, udał się za nią. Ich twarze zbliżyły się do siebie.

Stebbins czuł ciepły oddech ukochanej na swoim policzku. Obejmując ją i pochylając się niżej z zamiarem pocałowania jej, poczuł, jak coś nieprzyjemnego, niczym prąd przelatuje przez jego ciało. Podskakując do góry, usłyszał pisk Karsis, po czym zauważył, jak wybiega z krzaków. Ze ścieżki dochodził głos profesora Snape'a:
- Fawcett, Hufflepuff traci przez ciebie dziesięć punktów. *
Nie mając zbytniego wyboru, udał się za nią. Przebiegając spory kawałek przed nauczycielem i Karkarowem, udał się za lśniąco niebieską sukienką, zaś Mistrz Eliksirów krzyknął za nim:
- Ravenclaw też dziesięć punktów, Stebbins!*

____________________________________________________________
* Wypowiedzi Severusa Snape pochodzą z książki Harry Potter i Czara Ognia.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
horror_kitty
post 24.01.2008 15:56
Post #2 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 126
Dołączył: 17.08.2007
Skąd: śląsk

Płeć: Kobieta



Całkiem, całkiem wink2.gif Pewnie są tam jakieś błędy, ale ja się na tym nie znam.
Ciekawy pomysł, jestem za smile.gif


--------------------
Krukonka
Członkini Klubu Luny Lovegood
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Yenna
post 27.01.2008 17:55
Post #3 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 7
Dołączył: 30.09.2007
Skąd: gdzieś za Jarugą

Płeć: Kobieta



To on w końcu z tą niską, od biblioteki czy z tą z ropuchą na szyi poszedł na bal?
P o g u b i ł a m s i ę dry.gif
Pomysł bardzo fajny. Snape - Anioł Zemsty Krzakowej ^^. Szlaban, niby klasycznie, ale jednak... Połączenie postaci (Michel - Ginny), sytuacji (Bal Bożonarodzeniowy - zdziwiony Potter) oraz ludzi (Snape - odejmowanie punktów).
Zauważyłam parę, może nie błędów, bardziej nieumiejętnie użytych słów
"mieli wyciskać sok z wielkich, obleśnych i do niczego niepodobnych roślin". Może lepiej brzydkich?
I jeszcze "puchonów". Nazwa, a więc "Puchonów"? Chociaż nie jestem do końca pewna ;P

Pozdrawiam,
Yenna O.o
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
!Nagini!
post 10.05.2008 12:23
Post #4 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 14
Dołączył: 09.04.2008
Skąd: Z Daleka

Płeć: Kobieta



Nawet nawet mogłoby być lepsze sad.gif ale nie narzekam smile.gif . 6/10 pkt ... wink2.gif


--------------------
"Zobaczył, że rzuca się na nich wielka, ognista chimera, i prawie w tej samej chwili Ron przy pomocy Hermiony wciągną Goyle'a na swoją miotłę. Natychmiast poderwali się w górę, przetaczając się na bok ostrym wirażem, a Malfoy wgramolił się na miotłę za plecami Harry'ego
- Drzwi, do drzwi, do drzwi - wrzeszczał mu Malfoy w ucho i Harry przyśpieszył, lecąc za Ronem, Hermioną i Goyle'm przez kłęby czarnego dymu"

[Harry Potter i Insygnia Śmierci, rozd. "Bitwa o Hogwart"]
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.04.2024 22:19