Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Diament [nk] do LW, Warrior Within

Seiya
post 08.10.2004 18:30
Post #1 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 80
Dołączył: 04.01.2004




Daimond

Rozdział 1

-Kim jesteś?
-Imię me...Daimond.
-Diament?
-Tak.


Kobieta wkroczyła do karczmy raźnym, pewnym krokiem. Poprawiła wysoki, filoetowy kołnierz swego aksamitnego płaszcza, tak by zakrywał dolną połowę jej twarzy. Wyróżniała się pośród motłochu, na goły rzut oka obserwator zauważyłby jak różni się od purpurowych z przepicia twarzy alkoholików wydzierających się przy stolikach. Ale w tej karczmie nie było nikogo, kto zwróciłby uwagę na przemykąjącą się w cieniu kobietę. Co ubożsi zatapiali swe myśli w piwie, ci bogatsi zapominali o świecie za pomocą markowego wina z Verden.
Ktoś przy stoliku pod ścianę głośniej krzyknął, wywiązała się bójka pomiędzy grubasami. W sali zapanowała cisza, ledwo widzące oczy zwróciły się w stronę walczących. Nikt nie wiedział o co poszło, ważne było że doszło do gwałtownej wymiany zdań...I uderzeń pięści. Tutaj też rządziły prawa ulicy. Jeden z hulaków zostało popchnięty, ława roztrzaskała się w drobne drzagi, mężczyzna zaś upadł na ziemię z nielichym hukiem.
Cholera by cię – mruknął pod nosem dając za wygraną.
Podszedł do karczmarza by za resztę oszczędności wynagrodzić mu straty, a tawerniane życie znów popadło w monotonię. Ale kobieta zbyt często bywała w przybytkach tak prostych ludzi, by chociażby łudzić się, że stan ten zapanuje na długo. Wiedziała, że za około kwadrans, może szybciej, kolejni ludzie pokłócą się i zacznie się bójka. Normalne.
Kobieta podeszła do dwójki młodziaków wyglądających na jakieś dwadzieścia pięć lat. Z twarzy im jeszcze pryszcze nie schodziły, a myśleli że wiedzą o życiu już wystarczająco wiele. Nigdy nienawidziła takich niedorosłych dorosłych, choć musiała przyznać że tacy się przydają.
- Przepraszam pana – zagadnęła przymilnie opierając się jedną ręką o ławę i wyginając w wyzywającej pozie. Zza odchylonej poły płaszcza widoczne były wszelkie jej wypukłości, w skózanym, obcisłym kostiumie. Dałaby głowę, że gdyby nie jakieś wychowanie udzielone im przez rodziców zaczęliby się ślinić jak szczenięta. - Czy podszedłby pan do jednej z tych pań i poprosił w moim imieniu o spotkanie w pokoju na górze? - zapytała wskazując chichoczące w kącie dziewki karczmiane.
Na twarz chłopaka wypłynął wesoły uśmiech.
- Wybaczy pani, ale nic z tego. Jedna z nich to moja żona. A druga to kochanka.
Cóż będzie następny. Odwróciła się do drugiego chłopaka i mrugnęła filuternie, zgrabnym ruchem dłoni ukazując przymocowaną do paska sakiewkę z pieniędzmi. Ten w mig pojął jej myśli.
- Wybaczy pani...Nie mogę. Ta druga to moja żona. A pierwsza kochanka.
Naraz obaj młodziankowie wybuchnęli niepohamowanym śmiechem. Widać bawiła ich ta sytuacja. Skurwiele. Jak ona nienawidziła takich szowinistycznych maniuplantów, którzy nie doceniali kobiet. Oj jakby się cieszyła, gdyby dowiedziała się że kobiety w kącie właśnie planują otrucie mężów. A w prawdziwą radość wprawiłaby ją wieść, że ci oboje pijaczkowie zejdą tej nocy po małej dawce arszzeniku, a ich żony dojdą na szczyt miejskiej hierarchii.
Ale nie mogła tego wiedzieć, miała to pokazać dopiero przyszłość.
Musiała więc poszukać innego źródła kontaktu. Weszła na schody i stanęła przy drewnianej balustradzie. Dziwiła się, że jeszcze się trzyma, była w naprawdę kiepskim stanie. Liche drewno...A do elfich dzieł też wiele jej brakowało.
Nagle pomoc przyszła sama. Kobieta poczuła ciepło na ramieniu.Odwróciła się machinalnie, prawą dłonią sięgając rekojeści sztyletu.
Można znać miano tak przeuroczej istoty jak pani? - zapytał stojący przed nią mężczyzna...Nie. Chłopak lat około piętnastu, o miłej, serdecznej twarzy z burzą gęstych, brązowych loków siegających pasa na głowie.
Kobieta odsunęła kołnierz ukazując chłopakowi swą bladą twarz. Usta miało karminowo czerowne, zielone oczy lśniły groźnie. Mogła zdecydować się na to ryzyko. I tak nie będzie miał komu podać jej rysopisu.
- Jestem Iqan. - powiedziała wkładając w swe słowa ciepło, które tak działało na mężczyzn.
- Pozwoli sobie pani postawić wino? - zapytał zalotnie. Znała takich typków jak on. Zagubionych w wielkim Terra`quan, którzy przybyli zwabieni wizjami bogactwa, a odkrywali miasto jak każde inne. Chciała im współczuć, ale po prostu nie potrafiła. Ich głupota i dziecięca nawiność była tak uderzająca...Ale on mógł jej się przydać.
- W mojej kwaterze.
- Wedle pani życzenia.
***
Iqan stanęła dumnie nad leżącymi pod nią zwłokami. Drewniane klepki zbrukane były krwią, ale ona się tym nie przejmowała. Kiedy rano przyjdźie tu karczmarz ona będzie już daleko poza miastem. I nie będzie jakichkolwiek świadków.
Kobieta pochyliła się nad zabitym i szybkim ruchem ręki wyrwała z jego krtani pozłacany sztylet. Otarł go o płaszcz, po czym zrzuciła wszelkie szaty. Sprawnymi palcami rozebrała chłopca i przywdziała jego zieloną, luźną kurtkę i takiego też koloru spodnie.
Podeszła do tobołka i wyciągnęła z niego małe pudełeczko. Pogrzebała w nim chwilę i wyciągnęła czarną kredkę do oczu i spinkę do włosów.
Poprawiła oczy intensywą czernią i upięła włosy w kok. Nikt nie skojarzy jej z tą kobietą z karczmy. Co i tak było mało prawdobodobne biorąc pod uwagę stan pijaków w momencie kiedy do niej wkroczyła.
Jeszcze raz spojrzała jakby od niechcenia na ciało. Dobrze...Było całkiem nagie, na piersiach chłopaka wyryła krwawy znak przedstawiający sztylet, wpisany w symbol skrzydeł. Już się zabliźniał, ale zakrzepła wokół rany krew tworzyła straszną breję. Choć znając imperialnych i tak go odczytają poprawnie. Zbyt wiele razy go widzieli.
Kobieta powoli podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Powietrze dmuchnęło jej w twarz, poczuła natychmiastowe ochłodzenie. Mogłaby przysiąc, że temperatura jej ciał spadła do temperatury jej serca. Które było z lodu. Przyjnamniej tak mówili ci, których jeszcze nie zabiła, a mieli tę nieprzyjemność by poznać ją bliżej.
Czemu zabijała? Nie wiedziała. Dla tej ekstazy, która przychodziła w momencie śmierci? Chyba nie. Po prostu...Czuła się, jakby urodziła się by zabijać. Trupy, którymi znaczyła szlak nic dla niej nie znaczyły, były to anonimowe osoby...Będące jedynie poszlaką dla Imperium...Chyba dlatego to robiła...By udowodnić coś sobie. I im.
Nagle drzwi pokoju otworzyły się na oścież i stanął w nich niewysoki, przyprószony siwizną karczmarz. Z ręki wypadł mu kufel piwa, roztrzaskał się na miliardy małych, szklanych kawałeczków, zaś jego zawartość rozlała się po podłodze.
Iqan zaiwrowała i niczym cień znalazła się za karczmarzem przystawiając mu sztylet do gardła. Popchnęła go do przodu, nieco odsuwając rękę, sama zaś zatrzasnęła drzwi i przekręciła klucz.
W tym człowieku było coś co ją niepokoiło. W tej sytuacji, od lat powtarzanym szablonie, niemal w każdym publicznym miejscu, ludzie stojący przed nią sam na sam trzęśli się błagając o życie. On był inny. Nie bał się. W jej oczach tlił się niezłomny opór.
- Mogę zasypać zwłoki za karczmą i gdy będą o ciebie pytać, powiem że nigdy kogoś takiego tu nie było. Nieraz tak robiłem. Za odpowiednią opłatą. - powiedział pewnie, głosem pełnym buty – Jestem stary, dorabiam tutaj, śmierć mi nie straszna.
Na poprzednich typów bojących się depczocęgo im po piętach Imperium zawsze to działało. Płacili i jeszcze uciekali w popłochu. A potem wisieli na stryczku. Imperium hojnie płaciło za pomoc w chwytaniu bandytów.
Ale Iqan była inna. Nie była zdesperowana i zastraszona.
Ale stary karczmarz przekonał się o tym zbyt późno, refleks w tym wieku nie był taki jak dawniej. I siła przekonywania chyba też.
Ale...W ostatnim przebłysku świadomości stwierdził, że umieranie aż tak bardzo nie boli.


--------------------
Róże, ich płatki...Nasze matki- matki miłości, matki ludzkości...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Dajmond
post 08.10.2004 18:35
Post #2 

Prefekt


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 356
Dołączył: 29.06.2003
Skąd: nie wiem




Wiesz, mogą mi to skasowac, ale ... Ładne ma imię


--------------------
.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
daigb
post 08.10.2004 22:32
Post #3 

Kandydat na Maga


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 92
Dołączył: 25.05.2004

Płeć: Mężczyzna



ciekawe, ciekawe...i nie powiem ze jest nudne...wprost przeciwnie, wciaga smile.gif podoba mi siem...tylko czy bedzie kolejnym razem tego wiecej?? smile.gif aaa i jeszcze cos: bylo kilka literowek, popraw je smile.gif pozdrowionka
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.04.2024 21:55