Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Ja, Trojga Imion... (z)

Este
post 14.08.2005 18:03
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 9
Dołączył: 05.07.2005




Oto kolejna jednoczęściówka powstała na potrzeby Klubu Pojedynków im. Gilderoya Lockharta. Enjoy!

* * *

Ja, trojga imion Nicholas Paracelsus Giovanni Flamel, zdrów na ciele i na umyśle, przynajmniej we własnym mniemaniu, niniejszym oświadczam, że odszedłem z tego świata z własnej woli dla usunięcia niebezpieczeństwa, jakie mógłby stanowić Kamień Filozofów w rękach potwora w ludzkiej skórze, którym jak wiadomo jest Voldemort. Razem ze mną na krok ten poważyła się żona moja Perenella, o której napiszę później obszerniej.
Najpierw jednak rozdysponuję jakże mało ważne dobra doczesne. Posiadam nie tak znów wiele - w każdym razie nie tyle, ile spodziewają się po mnie przypuszczalni spadkobiercy. Dom mój zapisuję Międzynarodowemu Towarzystwu Alchemików i Zawodów Pokrewnych z zastrzeżeniem, że nie ma być użytkowany w charakterze laboratorium eksperymentalnego. Jestem do niego przywiązany, a przepiękne rosarium Perenelli niechybnie uległoby zniszczeniu przez latające elementy architektury. Co do zapisków dotyczących Kamienia Filozofów, zostały zniszczone przeze mnie już za czasów Grindewalda. Jeden szaleniec, drugi szaleniec - żadna różnica, jeśli rozumiecie, co mam na myśli. Oprócz wyżej wymienionej posiadłości jestem właścicielem posesji numer 79 na ulicy Śmiertelnego Nokturnu, gdzie mieści się obecnie schronisko dla niebezpiecznych stworzeń domowych. Ma ono przejść na własność Thomasa Anzelma Quarry’ego, dotychczasowego kierownika owej instytucji, wraz z funduszem złożonym w skrytce numer 1745 u Gringotta. Zawartość skrytek 2, 32, 67 i 76 pozostawiam do dyspozycji Albusa Dumbledore’a, mego wieloletniego przyjaciela i współpracownika. Pełen spis ich zawartości uzyskać można u goblinów. Wszelkie ruchomości zapisuję temuż Albusowi Dumbledore’owi i proszę go o przekazanie przynajmniej części eliksirów uwarzonych przeze mnie w ostatnich latach, a w żaden sposób dotychczas nie spożytkowanych, placówce imienia Świętego Munga. Mam nadzieję, że nic nie uszło mej uwagi.
Tu następuje koniec właściwego testamentu. Dalej będzie to… List pożegnalny? Krótka historia mego życia? Przesłanie do przyszłych pokoleń? Nie mnie to wiedzieć.
Może zacznę od początku - tak zawsze jest najprościej. Niech ci, którzy będą to czytać, a nie wątpię, że będzie wielu ciekawych mej ostatniej woli, nie porzucają pochopnie lektury, znudzeni przytaczaniem jakże dobrze im znanych faktów. To nie dla nich powracam pamięcią do minionych czasów, tak dawnych, że z punktu widzenia dzisiejszej młodzieży przedpotopowych. Robię to dla siebie. Rachunek sumienia? Raczej rozrachunek z życiem.
Urodziłem się w roku 1326 na południu Francji*. Dzieciństwa nie pamiętam, może z wyjątkiem aksamitnego głosu i sarnich oczu zmarłej przedwcześnie matki. Tak więc, gdy pierwsze lata mego żywota zaginęły gdzieś w zakamarkach mej pamięci, kolejne pamiętam doskonale. Trwała wtedy wojna, zwana dzisiaj stuletnią**. Liczyłem zaledwie jedenaście wiosen, gdy Europa spłynęła krwią, która miała wyschnąć dopiero sto szesnaście lat później. Stoczono wprawdzie niewiele bitew, jak choćby ta pod Crecy w dzień moich dwudziestych urodzin, ale za to serca ludzi wypełnione były gniewem, nienawiścią bądź też strachem. Na szczęście nie dane mi było odczuć wojny na własnej skórze. Gdy miałem dziesięć lat ojciec zaangażował bakałarza, gdy zaś liczyłem szesnaście posłano mnie na uniwersytet do Montpellier***, abym zdobył zawód lekarza. Życie żaka bywa wesołe, ale rzadko brak w nim trosk związanych z jutrem. Student jest ubogi i ma suchoty, zawsze tak było. Mimo wszystko, mile wspominam tamten okres. Zastanawiacie się pewnie, dlaczego czarodziej zdobył mugolskie wykształcenie. Odpowiedź jest prosta - nie byłem takowym. To znaczy byłem, ale o tym nie wiedziałem. We Francji nie istniała wtedy żadna szkoła magii, a mistrzowie rzadko szukali uczniów wśród mugoli poprzestając na młodzieży czystej oraz mieszanej krwi. Dopiero w roku 1357 poznałem moc magii. Mugolskie źródła podają, że miałem wizję, w której przyszedł do mnie anioł. Cóż, stwierdzenie to nie jest całkowicie mylne. Poznałem Perenellę de Sirle, piękną i dobrą jak anioł. Nie bez znaczenia jest też, że poznałem jej ojca, który, jak się później dowiedziałem był Mistrzem Eliksirów. On to właśnie, wyczuwając we mnie czarodzieja objawił mi istnienie drugiego świata - świata magii. Dlaczego się mną zainteresował? Niezbyt skromnie przyznaję, że byłem jednym z najlepszych młodych lekarzy owego czasu. Wielokrotnie ofiarowywano mi stanowiska na dworach mniej czy bardziej znaczących rycerzy, a nawet książąt. Ja wolałem jednak zaszyć się w małym domku w Paryżu, od czasu do czasu dokonując jakiegoś spektakularnego uzdrowienia, najchętniej na jakimś bogaczu. Słynąłem ze swoich mikstur, nie tak kunsztownych i skutecznych jak magiczne, ale tak dobrych, jeśli nie lepszych, jak eliksiry ówczesnych mugolskich alchemików. Zresztą w owym czasie alchemia miała w sobie dużo z magii - właściwie była nieco uboższą wersją warzycielstwa, dostępną także niemagicznym. Żmudnej nauki u Gastona de Sirle opisywać nie będę, powiem tylko, że trwała ona lat dziewięć, a po niedługim czasie stałem się nie tylko uczniem, ale i zięciem swego mentora. Perenella, owa perła o różanych licach i złotych włosach została mą małżonką w roku 1360. Niewiasty tak urokliwej i mądrej, a przy tym wiernej nie spotkałem ani wcześniej, ani też później. Niech będzie tego dowodem, że przez sześćset lat z okładem trwała przy mnie i była mi opoką, a teraz, gdy przychodzi nam odejść, nie usłyszałem od niej ani jednego słowa protestu. I choć może wielu nie uwierzy, nadal darzę ją uczuciem i to odwzajemnionym. Z tego uczucia w dwa lata po naszym ślubie narodziła się złotowłosa Helena, mały promyczek. Zmarła w wieku dwudziestu lat wydając na świat Joannę Marię, owoc jej przygody z jakimś rycerzem z Tuluzy. Mała Joanna zastąpiła nam Helenę, ale w moim sercu na zawsze pozostał obraz roześmianej, błękitnookiej nastolatki o złotych warkoczach. Nasz wnuczka w przeciwieństwie do swej matki i Perenelli miała czarne oczy i włosy jak skrzydło kruka. Kochaliśmy ją bezgranicznie.
W roku 1405 osiągnąłem to, co od wieków było nieosiągalnym marzeniem każdego alchemika. Oczywiście wśród czarodziejów starożytnych było kilku posiadaczy kamienia, jak choćby Matuzalem****, ale nadal myślałem o sobie w mugolski sposób. Procesów niezbędnych do uzyskania Kamienia nie opiszę - jest on zbyt groźną bronią w złych rękach, a w innych niewiele dobra potrafi uczynić.
Ciekawe jest, że w mugolskich księgach figuruje moje imię. Podaje się nawet datę śmierci - rok 1417. Skąd ta data? Otóż wiedząc, że swoją niezwykłą odpornością na upływ czasu możemy zwrócić na siebie uwagę wszechmocnego wówczas Kościoła, przeprowadziłem pewną mistyfikację. Nie było trudno podpalić dom, a następnie niepostrzeżenie zniknąć. Uznano, że zginęliśmy w pożarze. Oczywiście sfabrykowałem szczątki, a raczej nie ja, ale znakomita w transmutacji Perenella. Wyjechaliśmy do Włoch, gdzie zamieszkaliśmy we Florencji, kolebce renesansu. W owym czasie w znanym nam świecie zachodziły wielkie zmiany. Kościół, osłabiony rządami dwóch papieży w dwóch stolicach, nękany był także rzez husytów, którzy opanowali całe Czechy*****. W roku 1453 nastąpił koniec Europy, jaką do tej pory znaliśmy. Już od połowy czternastego wieku Turcy dawali się we znaki Cesarstwu Bizantyjskiemu odnosząc wiele krwawych zwycięstw nad ciężkozbrojnym rycerstwem zachodnioeuropejskim. Po zwycięstwach pod Adrianopolem i Nikopolis przyszedł czas na Warnę, gdzie zginął młodziutki król odległej Polski. Pewnie dzisiaj nie wiecie, gdzie ów kraj leży, ale niegdyś był on prawdziwą potęgą, a rządzący nim wtedy Jagiellonowie pod koniec piętnastego wieku rządzili aż czterema krajami - Polską, Litwą, Węgrami i Czechami. Nazwy tych państw obiły się wam kiedyś o uszy, prawda? Europa Wschodnia. W pamiętnym roku 1453, a dokładniej dwudziestego dziewiątego maja Konstantynopol zdobyto. Skąd tak dobrze pamiętam datę? W Bizancjum zginął Giuliano, mój jedyny prawnuk. Jedyny potomek, ostatnia nadzieja rodu Flamelów. Dowodził jednym z weneckich okrętów i wiem, że zginął jak bohater, ale mimo to przez długie lata nie mogłem przyjąć do wiadomości jego śmierci. Kochałem go - niech to wystarczy za wszystkie słowa.
Przez kolejne sto lat mieszkaliśmy we Włoszech, co ćwierć wieku zmieniając miasto. Po pięknej Florencji przyszedł czas na Wenecję, ów klejnot mórz, Mediolan, siedzibę Sforzów, Padwę, gdzie płonie kaganek oświaty i Rzym, godny miana stolicy Europy. I znów nastąpiły zmiany, tak wielkie, że godne miana przełomu. Christoforo Colombo odkrył nowy kontynent! Rzecz jasna, on nic o tym nie wiedział, trwając w mylnym przekonaniu, że osiągnął brzeg Indii. Przyznam się lepiej od razu – nigdy nie byłem w Ameryce Północnej. Cóż, już chyba za późno na wycieczkę.
Muszę z żalem stwierdzić, że moja pamięć nie jest już tak doskonała jeśli chodzi o późniejsze wieki. W renesansie zająłem się sztuką, nie tylko tą mugolską. Podziwiałem dzieła wielkiego Leonarda, który umiał wyciągnąć ze swego niemal charłactwa to, co najlepsze - został artystą i słynął z malowania po dwóch egzemplarzy każdego obrazu, z czego tylko jednego nieruchomego. Inną sprawą było, że miał kłopoty z Wingardium Leviosa. Stąd ów techniczny talent - Leonardo próbował zastąpić magię mechaniką. Zachwycałem się też freskami Buanarottiego i w ogóle całą tą epoką, jakże bogatą w artystów-geniuszy.
Perenella tęskniła jednak do Francji. Porzuciliśmy więc skąpane w słońcu Włochy i wróciliśmy do ojczyzny, najstarszej córy Kościoła, jak nazwał ją papież Anastazy II za czasów Chlodwiga. Jedenaście wieków później purpura okrywała nie ludzi świętych, ale polityków, a krzyż stał się w rękach Świętego Oficjum bronią równie groźną, co miecz. Doszło do tego, że nawet duchowni, z pozoru nietykalni, płonęli na stosach******.
Nie wiem dlaczego, ale wszystko rozmazuje mi się w pamięci. Mówiono, że człowiek umierający widzi wszystko jaśniej… Nie wiem, nigdy nie umierałem. Kolejne epoki przeplatają się w mym umyśle, pełne kolorów i dźwięków – hałaśliwy barok, zdobny złotem i atłasem, spokojny klasycyzm, sielanka w kolorze kremowym, a później już tylko szarość. Nic nie pamiętam… Zresztą to nic ciekawego. Kilka lat po kongresie wiedeńskim******* wyjechaliśmy do Anglii. Odizolowani od wszelkich dziejowych zawieruch oddawaliśmy się błogiemu lenistwu. No, może nie do końca. Nadal pracowałem w laboratorium, choć tylko dla własnej przyjemności, bo wyniki badań rzadko miał okazję oglądać ktoś prócz Perenelli. Na początku dwudziestego wieku spotkałem młodego, ale niezwykle zdolnego czarodzieja. Był nim Albus Dumbledore, z którym opracowaliśmy później dwanaście sposobów wykorzystania smoczej krwi. Tan sam młodzieniec zabił później Grindewalda. To musiał być piękny pojedynek, szkoda, że go nie widziałem - mój udział w wojnie ograniczył się do zniszczenia notatek na temat Kamienia. Grindewald miał obsesję na jego punkcie, podobnie jak większość potężnych Czarnych.
A teraz siedzę, czekając na łaskawą śmierć. Nie mam żalu do Albusa, to nie była jego decyzja, ale moja i Perenelli. Mors est ianua vitae********…

KONIEC

*) Różne źródła podają różne daty – Flamel jest postacią znaną także w świecie mugolskim (przypisuje mu się autorstwo Necronomiconu) jako jeden z biednych szaleńców próbujących stworzyć Kamień Filozoficzny, czyli średniowieczny odpowiednik fizyków chcących wynaleźć perpetuum mobile. Data wahała się od 1320 do 1330. Przyjęłam wersję Rowling. Co do Francji, wszystko się zgadza.

**) Wojna pomiędzy Francją i Anglią w latach 1337-1453. Przypis na wypadek, gdyby ktoś zapomniał.

***) Uniwersytet w Montpellier należy do najstarszych we Francji. Został założony w roku 1289. Jeszcze wcześniej, bo w 1221, powstała w tym mieście szkoła prawnicza i medyczna.

****) Postać biblijna. Żył 969 lat. To też tylko gwoli przypomnienia.

*****) W latach 1378-1449 (wielka schizma) w dwóch stolicach (Rzymie i Awinionie) współrządziło dwóch papieży. Tfu! Współrządziło, to znaczy każdy rządził oddzielnie, odmawiając drugiemu jakichkolwiek praw. Powstanie husyckie miało miejsce w latach 1419-1434.

******) Mowa o Urbanie Grandier, oskarżonemu o spowodowanie opętania Matki Joanny od Aniołów. Nie przyznał się do konszachtów z diabłem, w związku z czym nie przyznano mu łaski uduszenia przed spaleniem. Dodać należy, że wyrok był osobiście zatwierdzony przez kardynała Richelieu. Matka Joanna żyła jeszcze przez długie lata jako atrakcja turystyczna (ostatni demon opuścił ją kilkanaście lat po spaleniu księżuli). Zajmowała się także trudnym zagadnieniem wychowywania młodzieży - z tego tytułu otrzymała niezliczoną ilość przywilejów dla swego zgromadzenia.

*******) Kongres rozpoczął się 1 października 1814 roku, a zakończył 9 czerwca roku następnego.

********) Śmierć jest bramą życia.


--------------------
Jeżeli dasz mi sześć linijek napisanych przez najbardziej uczciwego człowieka i tak znajdę w nich przyczynę do powieszenia go.
Armand Jean du Plessis de Richelieu

User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 03.05.2024 09:52