Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Closed TopicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Dawno, dawno temu w odległej galaktyce... (zak), czyli Duetu Coś Jeszcze

Taxi Ride
post 18.05.2003 16:36
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 8
Dołączył: 13.04.2003




Lato 2002. Despair i Delirium nudzą się przed komputerami i czekają na powrót koleżanki-fanatyczki panów Fettów. Del przegląda Strony O Parach W Star Wars. Wspólnie stwierdzają, że biedny Obi Wan był już łączony z każdym... zaraz, zaraz. Poza Bobą Fettem! Nagle wspólnie stwierdzają, że to "a" na końcu imienia Fetta musi coś znaczyć. I w ten sposób powstało to opowiadanie.

(Tak. Upały nam zaszkodziły.)



"Dawno, dawno temu w odległej galaktyce..."

...Obi Wan Kenobi siedział w tawernie, nudząc się niezmiernie.
Ziewnał, zerkając w stronę drzwi i myśląc o Sabe, którą zostawił na pastwę Amidalki.
Amidalka zresztą zniknęła gdzieś razem z tym okropieńcem, Anakinem, przypomniał sobie Obi, bawiąc się szklanką. A Sabe została porwana przez tego... jak mu tam... Dartha Bohuna.
Do Obi Wana powoli zaczęło docierać, że chyba powinien lecieć jej na ratunek.
Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że powinien także dokończyć drinka.
Dokładnie w tym momencie trzasnęły drzwi tawerny.
Obi niechętnie odwrócił się, by dowiedzieć się, kto przybył. Lubił bowiem wiedzieć wszystko, a może nawet jeszcze więcej. Co często wpędzało go w kłopoty. Jak na przykład jeszcze za czasów Qui Gona, kiedy to... Ech, dawne dzieje - pomyślał z nostalgią.
Wszystkie te rozmyślania sprawiły, że nie odwrócił się na czas. Zdał sobie z tego sprawę dopiero, gdy ktoś go postukał blasterem w ramię.
- Te - powiedział ktoś burkliwym, dziwnie znajomym głosem. - Ty jesteś Kenobi, nie?
Obi odwrócił się powoli i z godnością.
- Tak, to ja.
To, co ujrzał, omal nie zwaliło go z nóg, mimo, że nie był to pobratymiec Jar Jara.
Stał przed nim najprawdziwszy anioł w srebrnej zbroi. Zapuszkowana Julia. Metalowa Kleopatra.
- Zbieraj się, Kenobi, i to migiem - odezwała się kobieta z marzeń Kenobiego. - Chyba, że lubisz obrywać blasterem.
- Nie lubię - odrzekł Obi Wan z głupia frant i wstał. Kobieta rzuciła mu wrogie spojrzenie.
- No, już! - warknęła.
- Ale dlaczego?... - zdążył jeszcze zapytać.
...zanim Puszka uderzyła go blasterem w tył głowy.
- I tak nie był naładowany - mruknęła pod nosem i wyciągnęła Obi Wana z tawerny.
W drzwiach zawróciła jeszcze, by podnieść z podłogi miecz, który wypadł zza pasa znokautowanego Jedi.
Potem zaś wepchnęła go na pasażerskie siedzenie swojego pojazdu, sama zasiadając za sterami.
Siedzący tuż przy wyjściu Talon Karrde zobaczył jeszcze, że pojazd kieruje się w stronę Tatooine, po czym kobieta przyśpieszyła i wraz z Obim zniknęła z oczu Talona.
Ech, pomyślał przemytnik, znowu trzeba będzie lecieć do tej dziury. Ktoś mógłby ją w końcu rozwalić na parę miliardów drobnych kawałeczków...

Obi Wan ocknął się po jakimś kwadransie, czując obecność dużego guza z tyłu głowy.
Potem zaś uświadomił sobie, że znajduje się się w powietrzu. W czym, co leciało z zupełnie nieakceptowaną w galaktyce szybkością.
- Ej, kochanie - odezwał się do pilotki. - Mogłabyś trochę zwolnić? Mogą nas zatrzymać, a wtedy będzie mała awantura, mandaty, takie rzeczy...
- Mógłbyś siedzieć cicho, Kenobi? Nie chcesz chyba, żebyśmy się wpakowali na jakiś transporotowiec, co?
Obi westchnął, ale postanowił od tej chwili siedzieć cicho. Ale nie byłby Obi Wanem, gdyby nie złamał obietnicy. Duże kłamstwa, to była jego słabość.
- I po co ja właściwie wchodziłem dziś do tej tawerny? - zapytał retorycznie.
Pilotka rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- Też jestem ciekawa - syknęła.
Obi stwierdził, że właściwie to może sobie na nią popatrzeć i... nacieszyć oko?
- Kim ty właściwie jesteś? - zainteresował się.
- Szanujący się łowcy nagród nie rozmawiają z Jedi - warknęła kobieta.
Łowcy nagród? Obiemu zaczęło coś świtać. Niedawno to gdzieś słyszał... Łowcy nagród... Ach, tak! Han skarżył się na taką jedną Bobę Fett. Mówił, że jest głupia i brzydka i łazi ubrana w puszkę.
Obi Wanowi nie wydawało się, żeby jego towarzyszka była głupia albo brzydka. No, ale niewiele osób w galaktyce zwykło chodzić w puszkach...
Jedi postanowił zaryzykować...
- Boba? - spytał.
Usłyszał tylko ciche prychnięcie.
- Mógłbyś się łaskawie zamknąć?
- Nie - odparł, po raz pierwszy od paru miesięcy naprawdę szczerze. - Jesteś Boba Fett?...
Pojazdem gwałtownie zatrzęsło. Przez jakąś chwilę Obi miał wrażenie, że znajduje się na szybkiej karuzeli.
- No dobra, dobra - powiedział uspokajająco, poprawiając się w fotelu pasażera. - Nie tak gwałtownie, co?
- Dobra, niech już ci będzie. Jestem Boba Fett. I co? Jeszcze jakieś pytania?
- Tak - potwierdził Obi. Jej obecność źle na niego działała: mówił prawdę. - Po kiego licha mnie za sobą targasz?
- A co, przeszkadzam ci?
Kenobiemu jej obecność zupełnie nie przeszkadzała, ale na wszelki wypadek postanowił zachować tą informację dla siebie.
- A jeżeli tak?
- Ha, ha - mruknęła kobieta. - To masz poważny problem, kochasiu.
- Dlaczego? - zapytał Jedi.
Do Boby nagle dotarło, że wie, co mieli na myśli ludzie mówiący, że Kenobi uwielbia niewygodne pytania.
Nie pozostało jej więc nic innego, jak nabić Obi Wanowi drugiego guza.
Jedi był już jednak na to przygotowany. Po kryjomu zabrał Bobie swoją broń. Jedno szybkie cięcie mieczem świetlnym wystarczyło, by słynny Fettowski blaster zamienił się w dwa słynne Fettowskie blastery.
- Och - powiedziała Boba, zdruzgotana. - Ty... Ja cię zaraz...
- Ty mnie zaraz co? - zainteresował się uprzejmie Obi Wan. - Chwilowo to ja tutaj mam broń, a nie ty.
Później wiele razy wyrzucał sobie, że w tej chwili gadał, zamiast patrzeć. Kobieta bowiem sięgnąła do schowka i wyjęła... miecz świetlny.
- Eee... Złota ty moja, skąd go masz?
Boba spojrzała zdumiona na Obiego.
- Qui Gon ci nie mówił?
- Czego nie mówił? - postanowił się dowiedzieć.
Łowczyni w tym samym czasie uświadomiła sobie, od kogo Kenobi nauczył się nie mówienia całej prawdy.
- Uhm - stwierdziła wieloznacznie.
- A można dokładniej? - jak już powiedziano na początku, Obi lubił wiedzieć wszystko.
Boba westchnęła.
- Kenobi, ruszże ty czasem głową, dobrze?
- Dzięki - obraził się Jedi.
- A proszę - odparła uprzejmie Fett.
- Oddaj mi miecz świetlny... - spróbował Kenobi.
- Czy mógłbyś mi tak nie machać ręką przed oczami? To jest denerwujące.
- Jakimi oczami? - przeraził się Jedi. Nagle przyszło mu do głowy, że Boba nosi na głowie tę puszkę, bo jej własna twarz nie nadaje się już do użytku po jakimś wypadku (nic dziwnego, jeżeli zawsze latała z taką szybkością...)
Kobieta po raz kolejny prychnęła.
Potem zaś puściła stery jedną ręką i zdjęła nią puszkę z głowy.
Oczom Obi Wana ukazała się najcudowniejsza istota płci żeńsciej, jaką kiedykolwiek widział. A widział ich naprawdę dużo: poczynając na Padme Amidali, poprzez członkinie rady Jedi, na Sabe kończąc.
- TYMI oczami - warknęła w stronę oczarowanego Jedi. - A teraz bądź tak dobry i zamilknij.
Po raz pierwszy od bardzo dawno Obi poczuł, że nie ma nic do powiedzenia.
Milczał aż do lądowania.

Jednak, gdy zobaczył, gdzie się znaleźli, musiał przerwać krąg milczenia.
- Tatooine?! Postradałaś zmysły czy co? Już lepiej na taką Korelię, cywilizowane przynajmniej toto...
- Nie martw się, na Korelię też zdążymy. A tutaj mam sprawę do załatwienia.
- To ja może poczekam...
- Idziesz ze mną, Kenobi!
- To już nie jesteśmy na ty? - zdziwił się Obi Wan.
Boba postanowiła tymczasem nie wypowiadać swojego zdania na ten temat. Faktem było jednak, że sto razy bardziej wolała milczącego Obi Wana od Obi Wana rozgadanego.
On zaś, domyślając się, że nie otrzyma odpowiedzi na nurtujące go pytanie, zadał kolejne:
- Jaką sprawę?
Łowczyni i na to pytanie nie odpowiedziała. Doszła bowiem do wniosku, że im mniej ona będzie się odzywać, tym mniej będzie miał do powiedzienia Jedi.
I miała rację, gdyż kolejnym milczeniem zbiła mężczynę z tropu.
- Aha - stwierdził po paru minutach. - No tak. Lubisz tę planetę?
- Nie - syknęła Boba. Szła równym, szybkim krokiem, a Jedi ledwo za nią nadążał.
- To się zgadzamy - ucieszył się Obi Wan.
- Cieszę się.
- Nie słychać.
Boba pożałowała, że nie może nabić Kenobiemu kolejnego guza. Jednak waga Jedi uniemożliwiała sprawne przemieszczanie się z nim na plecach. Koniec końców, Fett obiecała sobie, że odreaguje ten stres przy najbliższej okazji.
Obi Wan nie rezygnował.
- Za dużo piasku. Za dużo wiatru. Za dużo Tuskenów - mówił.
- Kenobi, zamilknij - warknęła Boba z furią.
- Nie.
- Zamilknij, dobrze ci radzę.
- A masz powody, żeby mi dobrze radzić? Bo porwałaś mnie, przetrzymujesz wbrew woli, i tak dalej...
- Kenobi, czy w twojej woli leży zostanie przestrzelonym blasterem albo przebitym mieczem świetlnym? - zapytała kobieta lodowato spokojnym głosem.
- Nie - musiał przyznać Jedi.
- To nie chrzań mi tutaj, bo wobec powyższego postępuję dokładnie zgodnie z twoją wolą.
Obi Wan, człowiek światły i inteligentny, postanowił zastosować się do polecenia towarzyszki. Tym bardziej, że w bardzo przekonujący sposób położyła rękę na blasterze.
Nie wytrzymał jednak długo.
- A dlaczego właściwie mnie porwałaś? - zainteresował się po kilku minutach.
Boba zmełła w ustach przekleństwo.
Wiedziała jednak, do czego prowadzi polemizowanie z Kenobim.
- Mam porachunki z twoim przyjacielem Solo - poinformowała go łaskawie.
Obi tymczasem obraził w myślach Hana za wpakowanie go w tą całą kabałę.
- Jakie porachunki?...
W tym momencie Boba nie wytrzymała i Kenobi dorobił się trzeciego guza.
Cios nie był jednak tak silny, by Jedi od niego zemdlał.
Postanowił jednak się obrazić. Zapadła cisza.
Boba dalej maszerowała, zastanawiając sie, po jakie licho porywała tego gadatliwego kretyna. Bo chyba nie dla ślicznej buźki!...
Solo porządnie oberwie za to wszystko. Aż go Leia nie pozna!

W tym samym czasie na Korelii, nieświadomy gróźb ze strony Boby Fett, przebywał Han Solo.
Han, jak na zabijakę przystało, siedział w otworze wejściowym Sokoła Millenium, ćmił papierosa i popatrywał na Chewbakkę, naprawiającego statek.
Nie dane mu było jednak nacieszyć się pozą zabijaki.
Koło niego, jak spod ziemi, wyrosła Leia. I zaczęło się...
- Co to znaczy? - warknęła. - Palisz? Nie czytało się ulotek w przychodni? Nie słyszało o szkodliwości palenia? I do tego obijasz się, wykorzystując biednego Chewiego! Idź natychmiast mu pomóc!
- Ale... - słabo zaprotestował Han.
- Nie aluj mi tutaj! Marsz naprawiać statek. I, na Boga, popraw kamizelkę! Wyglądasz jak flejtuch!
- Ejj! - czego jak czego, ale takich opinii na temat kamizelki Han nie zamierzał znosić. - Odczep się! To bardzo ładna kamizelka!
- I umyj włosy - poradziła Leia na odchodnym.
Solo wzruszył ramionami. I pożałował, że nie było z nim Obi Wana. Przy Jedi Leia nie odważyłaby się tak mówić.
Grzecznie jednak poszedł naprawiać Sokoła. Awantury z Leią charakteryzowały się tym, że zazwyczaj ona wygrywała. A przegrana to coś, czego Han nienawidził najbardziej w galaktyce.

Tymczasem na Tatooine Boba i Obi Wan wkroczyli do małego, zapyziałego pomieszczenia, przypominającego nieco bar.
Fett, na powrót zapuszkowana ("Szkoda" - wyrwało się Kenobiemu), postukała w ramię barmana - oczywiście za pomocą blastera.
- Gdzie Solo? - zapytała agresywnie.
Barman jakby skurczył się w sobie.
- No... tego... tam... - zaczął.
- Chyba go nie ma - skonstatował Jedi.
- Mógłbyś się nie wtrącać? - spytała agresywnie Boba.
- Nie - Kenobi po raz kolejny powiedział prawdę. Obecność pięknych, zapuszkowanych kobiet stanowczo źle na niego wpływała.
- A żeby cię szlag - mruknęła jeszcze, po czym odwróciła się do barmana. - No, gdzie jest Solo?
- Kochanie - rzekł Obi Wan. - To nie tak się robi.
I, najwyraźniej zapominając o zasadzie "nie używaj Mocy z byle powodu", użył jej, by przekonać barmana, że bardzo chce poinformować ich o miejscu pobytu Hana.
Obecność zapuszkowanych, agresywnych kobiet działała na niego naprawdę źle.
Kiedy barman już wyjawił swą pilnie strzeżoną tajemnicę, Jedi powiedział mu tylko:
- Nie było nas tutaj.
- Nie było was tutaj - zgodził się mężczyzna.

Z chwilą, gdy Boba i Obi opuścili kantynę, Leia przekroczyła próg kabiny pilota w Sokole Millenium. Chciała najpierw poszukać czegoś w przylegającym do kabiny pomieszczeniu, ale ostatecznie przekonało ją mrugające od godziny światełko na holotelefonie.
Nacisnęła guzik, po czym jej oczom ukazał się trochę zniekształcony obraz Talona Karrde.
- Leia, skarbie - odezwał się Talon. - Co słychać?
Leia zdecydowanym ruchem wyłączyła holotelefon. Miała stanowczo dosyć kumpli Hana.
- Kochanie, kto to był? - znienacka pojawił się Han.
- Aaa... Winter, mój nerfopasku. A teraz wracaj do naprawy...
- Już skończyliśmy - odparł dumnie przemytnik.

- No, no - powiedziała Boba, kiedy odeszli już na dobrą odległość od baru. - No, no.
Obi Wan uśmiechnął się tylko dumnie.
- Każda branża ma swoje sekrety.
On nie jest taki zły, pomyślała Fett. Te oczy, te umiejętności, ta broda... Nie musi go znów aż tak źle traktować, facet nie zasłużył...
Uśmiechnęła się łaskawie.
Moment nieuwagi o mały włos skończyłby się dla niej tragicznie. Oto bowiem, w czasie, gdy uśmiechała się do Kenobiego, z zaułka wychynął paskudnie wyglądający typ z równie paskudną bronią dalekiego rażenia.

***Sceny, które wówczas nastąpiły, zaliczają się do gatunku niezywlke drastycznych. Kniaziówny po ich przeczytaniu mogą mieć koszmary, więc dla ich (Kniaziówien) dobra, autorki ulitowały się i tego nie opisały***

Obi Wan Kenobi niósł bezwładne ciało Boby Fett, klnąc w myślach.
- No, nie umieraj - mówił cicho, kiedy z ust łowczyni nagród wydobywały się bolesne westchnienia.
- Nie umieram, kretynie - szepnęła w przerwie między jednym westchnieniem a drugim Bobka.
Zaskoczony Obi wypuścił łowczynię z rąk.
- Ale teraz zacznę! - wrzasnęła Boba i po raz pierwszy zemdlała.
Jedi otrząsnął się dopiero po dłuższej chwili.
Może ona ma za mało powietrza? - zastanowił się z niezwykłą trzeźwością. Ukląkł na ziemi i ostrożnie zdjął puszkę z głowy Boby.
Ciemne włosy rozsypały się na wszystkie strony. Mało brakowało, by Obi Wan pogrążył się w pełnej uwielbienia kontemplacji.
Boba momentalnie odzyskała przytomność i, zanim Kenobi się obejrzał, byli w pojeździe.
- Można się o coś zapytać?
- Tak - odpowiedziała Boba nieco łagodniejszym niż dotychczas tonem.
- Gdzie przehandlowałaś Slave I?
Łowczyni ciężko westchnęła.
- Nie przehandlowalam, Solo mi go zniszczył...
Do Obi Wana powoli zaczęła docierać straszna prawda.
- I to dlatego go ścigasz?
Boba milczała dłuższą chwilę.
- Owszem, poniekąd - odparła w końcu. - Jeszcze jakieś pytania?...
Kenobi zastanawiał się dłuższą chwilę.
- Co takiego miał mi mówić Qui Gon?
- Lubisz Korelię? - szybko zmieniła temat Boba.
- Nooo... Taaak... Nawet... Lecimy tam, jak mam rozumieć?
- Aha - potwierdzła Fett. - Zapnij pasy, chłopcze!
Obi Wan poczuł się mile zaskoczony. Nikt nie nazywał go chłopcem od czasu, gdy został rycerzem Jedi.
- A co, wchodzimy w nadprzestrzeń? - zapytał ponuro.
- A jak myślisz? Wchodzimy i to dokładnie w tym momencieeee...
Kenobi mocno zacisnął powieki.
- Wiesz - wykrztusił. - Ja nie bardzo lubię loty...
- Zauważyłam - odparła Boba spokojnie.
- Mam chorobę lokomocyjną i w ogóle...
- To dla mnie nie nowość. I lepiej uważaj, bo nie zamierzam pozwolić, żeby Solo mi tym razem uciekł.
- I Solo jest dla ciebie ważniejszy niż moje zdrowie?! - jęknął oburzony Jedi. Obecność zapuszkowanych, okrutnych kobiet robiła mu straszne rzeczy z psychiką.
- Aktualnie, tak - odpowiedziała łowczyni. - Mam zamiar mu porachować kości za Slave I.
Obi Wan dłuższą chwilę trawił tę informację.
- A nie prościej kupić sobie nowy?
- Kenobi - Boba odwróciła się. - Czy ty zdajesz sobie sprawę, co dla mnie ten statek znaczył?
- Nie - przyznał Jedi.
- Czy zdajesz sobie sprawę, że to była pamiątka po mojej matce?
- To ty miałaś matkę? - zdziwił sie Obi.
- Tak, Jangę Fett. Legendarną łowczynię nagród, wzór do naśladowania dla wszystkich w tym fachu, kobietę mądrą, piękną i nowoczesną! Czy teraz już wiesz, co znaczyła dla mnie ta kupa złomu?
Kenobi zamilkł, ponieważ go zatkało.
- Owszem, rozumiem - rzekł. - I tylko dlatego tyle czasu rozbijałaś się po galaktyce tą... kupą złomu? Dlatego, że to była pamiątka po matce?...
Boba prychnęła.
- A ty myślisz, że dlaczego?... Bo niby miał ładny kolor?...
- A ta zbroja to też po matce? - Obi postanowił drążyć temat.
- Na wzór, na wzór zbroi matki. Tak samo, jak Slave I. I wiesz co? To wszystko jest tylko niepraktyczną kupą złomu! Gdy tylko skończę z Solo, zmieniam image. Już nikt nie będzie mnie kojarzył z tą obrzydliwą zbroją! Ha!
- I Bogu niech będą dzięki - powiedział z głębi serca Jedi.
Boba uśmiechnęła się do niego najsłodziej, jak tylko umiała.
- Tylko zapiszę na jej konto morderstwo Solo. Będzie cudownie...
- Będzie - zgodził się Obi Wan, po czym nagły dreszcz przebiegł mu przez plecy. - To znaczy... Yyy... Chcesz zabić Hana?
Kobieta skinęła spokojnie głową.
- Owszem.
Kenobi zastanowił się.
- To chyba nie jest dobry pomysł - powiedział powoli.
- I co jeszcze powiesz? - prychnęła Boba. - Mam złe przeczucia? Bądźże choć raz oryginalny.
Jedi zasępił się.
- To naprawdę nie jest dobry pomysł - powtórzył z naciskiem.
- To naprawdę... - zaczęła Boba i nagle urwała. - Eeeej! Nie próbuj ze mną tych swoich sztuczek, Kenobi!
Obi Wan załamał się. Po dziesięciu godzinach znajomości ona nadal mówiła do miego per "Kenobi". To było okrutne.
Łowczyni lubiła być jednak okrutna.
- A po co ci ja do tego zabijania Hana? - zapytał w końcu zrezygnowanym głosem.
- Bo inaczej by do mnie nie wyszedł - wyjaśniła Boba.
- Och - mruknął Jedi. Nagle w głowie zaświtała mu straszna myśl. - A co zamierzasz zrobić ze mną... potem?
- Jeszcze nie wiem - powiedziała zgodnie z prawdą.
Prawdę mówiąc, na początku miała zamiar zabić i jego. Teraz jednak, po tej podróży, potyczce z tym jakimś paskudnym typem na Tatooine i wizycie w kantynie, zaczynała się wahać. To uczucie było jej całkiem obce. Zazwyczaj Boba Fett wykazywała się nadludzkim wręcz zdecydowaniem i determinacją.
Łowczyni ze zgrozą uświadomiła sobie, że chyba zaczyna lubić Kenobiego.
- Kiedy się ten koszmar skończy? - mruknęła do siebie.
- Co mówiłaś?
- Nic, nic - odpowiedziała ze zwykłym opanowaniem. - Ale chyba powoli dolatujemy.
Obi Wan zamyślił się. Czy dalby radę za pomocą Mocy wyperswadować jej pomysł zabicia Hana?
Pewnie nie. Ale nie zaszkodzi spróbować.
- Wiesz co, Boba? Nie zabijesz Hana.
- Nie zab... Oż ty! - wrzasnęła łowczyni. - Mućka jedna! A prosiłam, żeby nie próbował bawić się Mocą!
- Nie zabijesz Hana - powtórzył Kenobi z uporem. - Nie chcesz go zabić.
- A co chcę zrobić? - zapytała Boba słodziutko.
- Podziękować mu za sfinansowanie zakupu nowego statku.
Łowczyni udała, że zastanawia się nad tą propozycją.
- Nie, dzięki. Mogę zrobić obie te rzeczy na raz...
- Nie chcesz zabić Hana - powtórzył Obi Wan, przywołując coraz więcej Mocy. Midichloriany zaczynały wrzeć.
...Przydałaby się transfuzja krwi.
- Ojejku - mruknęła Boba. - Nie chcę go zabić. Zadowolony? A jeżeli tak, to powiedz mi, do diaska, co mam niby teraz zrobić?
- Zostaw to mnie. Dostaniesz taki statek, że wszystkim gały wyjdą na wierzch i przejdą obok.
Fett uznała, że warto nad tym pomyśleć.
- Tylko nie myśl za długo, bo Sokół jest po drugiej stronie hangaru - zauważył Obi.
- No wiesz - powiedziała Boba w zamyśleniu. - Oni mnie nigdy nie widzieli bez hełmu...
- Ale mnie widzieli. I to nie raz. Za chwilę zauważą mnie i przybiegną tutaj, żeby się przywitać.
- To zrób im tę sztuczkę z powtarzaniem twoich zdań - kobieta wzruszyła ramionami.
- Na Hana nie działa, Leia jest Jedi, a jeden Wookie ich nie przekona - poinformował ją Kenobi. - I wszyscy troje właśnie tutaj idą.
- No to masz problem - Boba po raz kolejny wzruszyła ramionami.
Jedi uznał za pewne pocieszenie, że nie mówi już o zabiciu Hana.
- Witaj stary! - krzyknął Han. - Co cię sprowadza w te stony, Obi?
- Tak dokładnie to ja - Boba nie lubiła tracić czasu na zbędne pogaduszki.
- A to kto? - zapytała Leia podejrzliwie.
Do Obi Wana dotarło, że czas wziąć sprawy w swoje ręce.
- Stara znajoma - powiedział spokojnie. - Mówi, że zniszczyłeś kiedyś jej statek.
Han zagapił się na Kenobiego ze zdumieniem.
- Naprawdę? - Leia rzuciła mężowi spojrzenie pełne złości.
- Wiesz - mruknął Han - gdybym ja pamiętał każdy statek, na jaki wpadam...
- Na pewno jednym z nich był jej statek - oznajmił Jedi. - Więc teraz powinieneś chyba go odkupić, albo coś...
- Kupić lepszy - zasugerowała Boba.
Han uznał, że nieznajoma posunęła się za daleko.
- I co, może jeszcze Sokoła dołączyć.
- Dziękuję, ale nie będę holować go na złomowisko. Mam ważniejsze sprawy.
Tego było już za wiele. Solo złapał swój blaster i wymierzył go w kobietę.
Ona zrobiła to samo.
- Han, daj spokój - westchnęła Leia.
- Boba, przestań - poparł przyjaciółkę Obi Wan.
Zainteresowani tylko wzruszyli ramionami i dalej mierzyli w siebie blasterami.
- Boba Fett... - Han postanowił pobawić się w gadki serialowego policjanta. - Mogłem się domyślić, że to ty...
- Z twoją inteligencją? - prychnęła Boba. - Chyba żartujesz.
Han uznał, że na aroganckie zaczepki nie powinien odpowiadać. W końcu jest przemytnikiem, ma swój honor.
- Co? Słynnego Hana Solo zamurowało? Starzejesz się... - zadrwiła Boba.
Chewbacca zaryczał gniewnie.
- Nie ruszaj się, bo będę strzelał - zagroził Han.
Łowczyni nagród zaśmiała się drwiąco.
- O jejku, jejku, jejku! I co jeszcze?
Solo poczuł się lekko zbity z tropu.
- Han - odezwał się ze zmęczeniem Obi Wan. - Załatwmy to pokojowo. Kup jej jakiś dobry statek i będzie po sprawie.
- A po co mam jej w ogóle coś kupować? - odął się Han.
- Bo zniszczyłeś Slave I.
- Eee... Jakiego buta?
- Mojego - spokojem Boby można było zamrozić niejedną supernową.
Zanosi się na naprawdę długą rozmowę, pomyślała z irytacją Leia.
- Zniszczyłeś Slave I - mówiła Boba, nie opuszczając blastera. - Więc albo kupisz mi nowy statek, albo wystrzelam wszystkich naokoło.
Han zagapił się na nią ze zdumieniem. Gdzieś w odmętach umysłu błysnęła mu myśl, że Boba nie jest taka znowu brzydka. Myśl po chwili zniknęła, ustępując miejsca innej.
- Nie - powiedział Solo twardo.
- Mam ich nie wystrzelać?... To kupuj.
- Ale nie...
Chewie przerwał mu głośnym rykiem.
- Kupuj ten statek, sknerusie - poparła Wookiego Leia.
Han tymczasem przyjrzał się Bobie jeszcze dokładniej i uznał, że warto ponieść dla niej wydatek rzędy kilkunastu tysięcy kredytów.
- Wiesz, Fett, zawsze można dojść do ugody...
- To znaczy? - zapytała łowczyni, wachlując się blasterem.
Obi Wan stwierdził, że negocjacje zmierzają w pożądanym kierunku.
- Wiesz, w kantynie, przy szklaneczce czegoś mocniejszego.
- To już nie łaska wyłożyć pieniędzy na szklankę dla każdego? Wszyscy mamy pić z jednej? - Leia, jak zwykle, wtrąciła się w najmniej odpowiednim momencie
Han zaklął pod nosem.
- Nie przeklinaj - zareagowała Leia natychmiast.
Chewie zaryczał.
Boba prychnęła.
- Nie mam czasu na łażenie z tobą po kantynach, Solo.
- A masz czas na łażenie ze mną? - wyskoczył Obi Wan.
Boba posłała mu zdumione spojrzenie. Zastanowiła się chwilę.
- Będę mieć, jak ten parszywy kretyn odkupi mi statek.
Kretynie, odkupuj - miał ochotę powiedzieć Kenobi, grożąc Hanowi mieczem świetlnym. Zmilczał jednak, chyba w nagłym przypływie mądrości.
Han bowiem wyraźnie coś właśnie postanowił.
Boba nadstawiła ucha. Solo wymienił nazwę statku, który może kupić.
Nawet Obi Wan domyślił się, że ten statek musi być strasznym szmelcem: Fett ujęła blaster i skierowała go w stronę Hana.
Solo powiedział kolejną nazwę.
Boba odbezpieczyła blaster.
Han postanowił zaryzykować.
I wygłosił nazwę statku, jaki chciał mieć chyba każdy w tej galaktyce.
Boby nie wyłączając.
- Solo, ty chyba jakąś częścią Sokoła dostałeś w głowę. Musiałbyś chyba sprzedać obydwie gwiazdy Śmierci i dorzucić tego grata - wskazała na ukochany statek Hana.
Solo wzruszył ramionami.
- Mam znajomości, Fett. To jak, chcesz?
- A jak myślisz? - prychnęła Boba.
Han pomyślał, że pewnie chce.
- Kiedy?
- Teraz, ma się rozumieć.
- Dobra - uśmiechnął się z ulgą. - Widzisz ten statek po drugiej stronie hangaru? Jest twój.
Boba rzuciła okiem.
- Nie mów tylko, że jest twój.
Han uśmiechnął się skromnie.
- A nawet jeżeli - Boba spojrzała na niego surowo - to pewnie silnik ma w proszku.
Solo posłał rozczulone spojrzenie w stronę Sokoła.
- A nawet jeśli? Sfinansuję nowy. Pasuje?
Fett zawahała się.
- A jaką mam gwarancję, że zaraz nie zwiejesz, zostawiając mnie z dwoma zepsutymi silnikami i rozlatującym się statkiem?
- No wiesz co? - obruszył się Han. - To, że z wychodzeniem z nadświetlnej jest nie najlepiej...
Boba skierowała lufę blastera z powrotem na Solo.
- Ja ci dam wychodzenie z nadświetlnej - wysyczała. - Kupuj mi tu nowy statek, ale już!
- Han, słyszałeś co mówiła, kupuj jej nowy statek - szepnęła do męża Leia.
Obi Wan tylko skinął głową.
Solo zasępił się.
- To może jednak wstąpimy do tej kantyny?
- A co, uważasz, że piwo dobrze wpłynie na te twoje szare komórki? - zapytała Boba drwiąco. - Aktualny cennik lepszych statków mogę ci podać od ręki.
- Dobra, dobra, niech już ci będzie - poddał się Han. - To jaki ma ten statek być?

Statek wizgał wesoło w nadświetlnej. Boba, pozbawiona puszkowatej zbroi, siedziała za sterami. Obi Wan znalazł sobie miejsce tuż obok.
- I jak, Bobuniu, podoba się?
Boba nie odpowiedziała, zajęta udawaniem, że prowadzi.
- Jaka Bobuniu? - zapytała wreszcie, ale jakby z roztargnieniem. - Co, mam do ciebie mówić Obi Wanku?
Kenobi uznał, że nie miałby nic przeciw temu.
- Skąd ci to przyszło do głowy, Bobeczku?
- Zaraz zrobię się agresywna - ostrzegła Boba.
- A to dlaczego, Bobsiu? - zapytał niewinnie Obi.
Fett zamachnęła się blasterem, ale jakoś niecelnie.
- Człowieku - powiedziała ponuro. - Jesteś Jedi.
- To prawda - przyznał szczerze.
- No.
- Dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę.
- No - powtórzyła Boba.
- Coś ty dziś taka gadatliwa?
Fett wzruszyła ramionami.
- Po prostu nie lubię Las Vegi. Nie mam zaufania do tych szybkich ślubów...
- Aha - popisał się erudycją Kenobi.
Na moment zapadła cisza.
- Ale właściwie - mruknęła Boba pod nosem. - Czemu nie?
I skierowała statek w stronę Las Vegi.


The End
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
ikar
post 18.05.2003 17:11
Post #2 

Mały człowieczek...


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 368
Dołączył: 06.04.2003
Skąd: Wawa :D

Płeć: Mężczyzna



Za krótkieee cry.gif crying.gif

Hehehe - mogłybyście to podzielić na jakieś party, ale i tak jak jest czytało się bardzo dobrze hehe biggrin.gif.

Mam nadzieję, że Słynny Duet napisze coś jeszcze w najbliższej przyszłości? cool.gif hehe

Co do tekstu - atmosferka - nawet nieźle przypomina tą z filmów, może ja fanem nie jestem, ale filmy nawet oglądałem tongue.gif, a dziubka humoru tylko dodaje smaczku ^^.

Z zastrzeżeń - tylko przypadkowe literówki i końcówka - jakbyście zaczęły się spieszyć, żeby skończyć... No, ale gładko przeszło - z takim niedosytem ^^.

"stwierdził po paru minutach. - No tak" <- ciągle jeszcze są te niepotrzebne kropki

"obydwie gwiazdy Śmierci" <- duże litery

"- Widzisz ten statek po drugiej stronie hangaru? Jest twój.
Boba rzuciła okiem.
- Nie mów tylko, że jest twój.
Han uśmiechnął się skromnie." <- Chyba kwestia Hana - "Jest twój" oryginalnie była po kwestii Boby smile.gif - bo teraz troszkę się kłóci z porządkiem wypowiadania smile.gif myśli smile.gif

"by dowiedzieć się, kto przybył." <- niepotrzebny przecinek

"- Ale dlaczego?... - zdążył jeszcze zapytać.
...zanim Puszka uderzyła go blasterem w tył głowy." <- dziwna konstrukcja, ale nie przeszkadza smile.gif

"kobieta z marzeń Kenobiego" <- marzył o zapuszkowanym aniele? bo zdaje mi się, że zobaczył, że jest ładna dopiero później... smile.gif

Dobra - tyle co znalazłem po parukrotnym przeczytaniu smile.gif Pozdro!


--------------------
"At least we had a chance to say... Goodbye"
Nie ma opowiadań doskonałych - są tylko takie, w których jeszcze nie znaleziono błędów... (albo już je poprawiono :D)
Tolerancja, Wolna wola, Miłość (:)), Optymizm :)
Największe polskie forum RPG by Forum: Strefa Forumowych RPG ^^
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Closed TopicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 29.03.2024 16:07