Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> A Piekło Puka Do Twych Drzwi, czyli w sercu raju 2 [Z][R][NC-17]

Tenebris69
post 22.08.2007 22:11
Post #1 

Uczeń Hogwartu


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 228
Dołączył: 05.10.2004




Jak zapowiadałam, oto 2 część. Powstała rok po pierwszej. No cóż, Wen nie jest na zamówienie. Ogólnie - trochę mniej gadania a więcej czynów. wink2.gif
Właściwie można czytać bez znajomości cz. 1. Dla tych, co zabiorą się bez znajomości 'jedynki' - akcja dzieje się 31 października.

Link do 1 części

Dziękuję Kasi (kkate) za korektę i poprawki. :*

CZĘŚĆ 2

(…) Ale czy miłość jest w stanie uchronić przed samotnością? Nie zapominajmy, że "Bóg ukrył piekło w samym sercu raju". *

Stał przed solidnymi, dębowymi drzwiami. Do kołatki przywiązana była maleńka dynia. Wydawało mu się, że wydrążony w niej szyderczy uśmiech przeznaczony jest dla niego. Od pięciu minut zbierał w sobie odwagę, żeby zastukać. Wiedział, że sam nigdy nie potrafił udawać przed przyjaciółmi. Zawsze wystarczyło jedno spojrzenie i już wiedzieli, że ich okłamuje. Może dlatego ich przyjaźń była taka silna? Za cenę licznych sprzeczek, obrażeń na tydzień czy dwa i drobnych bójek, każdy z nich wiedział, co myślą wzajemnie na swój temat. I te dobre, i złe rzeczy.
Wiedział, że tym razem musi okłamać Jamesa, nie dać mu najmniejszego powodu do podejrzeń. Nie, nie dla siebie. Zupełnie go nie obchodziło to, co James by z nim zrobił, gdyby poznał prawdę. Cokolwiek by to było – należy mu się z całą pewnością. Ale dla niej - to co innego. Nie potrafił do końca siebie zrozumieć. Dlaczego kochając ją, chce, by była szczęśliwa ze swoim mężem? Pragnął jej tak bardzo, że sama myśl o niej doprowadzała go do szału. Lecz mimo to gotów był na zawsze zrezygnować ze wszystkiego. Decyzję podjął rano, kiedy obudził się sam na własnym dywanie, przykryty kocem, pod którym na pewno nie zasypiał. Pamiętał siłę, z jaką wszystko, co wydarzyło się ostatniej nocy, mignęło mu przed oczami. To nie był początek wielkiej miłości. To było pożegnanie. Bilet powrotny do Szkocji. Nie mógł jednak wyjechać bez słowa, pozwalając, by wcześniej czy później został odnaleziony przez Jamesa, Petera czy Syriusza i postawiony przed pytaniem „Dlaczego uciekłeś?”. A stałoby się to zapewne szybciej, niżby się tego spodziewał. Przygotowana wymówka nie była idealna, ale prawdopodobna. „Wyjeżdżam na miesiąc” – powie Jamesowi, unikając wzroku Lily. – „Przekaż uściski ode mnie Łapie i Glizdogonowi. Sam rozumiesz, że muszę wyjechać natychmiast. Taka okazja dla kogoś takiego jak ja trafia się raz na milion lat. Odezwę się wkrótce, obiecuję.” Oczami wyobraźni widział listy wysyłane do nich coraz to rzadziej i rzadziej, aż w końcu całkowity ich brak. Tak musi być.
- Lunio, stary! Co tu tak sterczysz! Wchodź! Widziałem cię przez okno! – rozczochrana czupryna Jamesa wychyliła się zza futryny otworzonych gwałtownie drzwi.
Uśmiechnął się blado, zaciskając nerwowo pięści na mankietach płaszcza. „Żadnych oznak” – przypomniał sobie i wypuścił powoli powietrze, rozluźniając mięśnie.
- Wiesz… był u mnie Syriusz, wczoraj wieczorem, i dał całą stertę papierkowej roboty od Dumbla! Wyobrażasz to sobie? Na Noc Duchów! Chyba im się śni! Cały rok haruję, raz na dwanaście miesięcy mam prawo do pójścia na imprezę! W tym roku mieliśmy tyle zaproszeń, że aż żal było odmawiać... Jednak wiadomo, że Frank i Alicja mają pierwszeństwo… Cały Zakon chyba będzie. Muszę uporać się z tym świństwem jak najszybciej, więc rozumiesz, że nie mogę cię ugościć jak trzeba, aczkolwiek zaraz zawołam Lily, to zrobi ci herbatki…
- James… - Remus usiłował mu przerwać, ale James nadawał jak najęty, prowadząc go do salonu.
- … chociaż w sumie, to Glizdogon przywiózł ostatnio takie dobre, francuskie wino. Czemu by go teraz nie spróbować…? Taka okropna pogoda za oknem, że przyda się coś na poprawę nastroju… O, Lily, słoneczko…
Remus stanął jak wryty, omal nie zataczając się na fotel. Lily wynurzyła się zza zakrętu do kuchni, przeglądając trzymany w dłoniach jakiś katalog. Nie zauważyła go w pierwszej chwili, dopiero później zatrzymała na nim wzrok o sekundę dłużej, niż powinna, po czym uśmiechnęła się do niego uśmiechem przeznaczonym „dla przyjaciół”.
- Miło, że wpadłeś. Ten ponurak – wskazała na męża – od kiedy wstał, cały czas tylko narzeka. Już mam dość takiego smętnego towarzystwa.
Remus zastanowił się, czy powiedziała to specjalnie. Otrząsnął się jednak i odchrząknął.
- Chyba nie poprawię wam – położył nacisk na to słowo – humoru. Chcę wam powiedzieć, że…
- O, czyżbym słyszał drapanie w drzwi? Peter znów się wydurnia. Sąsiedzi już myślą, że mam szczury w domu, skoro ciągle widzą go na ganku…
Remus patrzył z rozpaczą, jak jego przyjaciel wraca do przedpokoju. Spojrzał niepewnie na Lily.
- Zrobię ci tej herbaty.
- Ależ nie, proszę się nie martwić, pani O’Donnell. Naprawdę, musiało się pani przewidzieć. To pewnie jakiś kocur… - dobiegł go głos Jamesa. Po chwili zastanowienia ruszył za nią do kuchni.
- Po co przyszedłeś? – zapytała Lily, gdy tylko usłyszała jego kroki. Stała do niego odwrócona plecami.
- Wiesz, po co – szepnął, marząc nagle o tym, żeby móc do niej podejść, objąć ją, przytulić. Jeansy, które miała na sobie, były zdecydowanie zbyt obcisłe.
Odwróciła się szybko.
- Uciekasz?
- Czy nie tego chciałaś?
- Obwiniasz mnie – stwierdziła pusto, wbijając spojrzeniem szmaragdowych oczu drzazgi w jego duszę.
- Dlaczego jesteś zła? – zapytał.
- Nie jestem – odparła twardo, lecz po chwili jej zacięty wyraz twarzy zmienił się. Patrzył, jak w jednej chwili przestawała być żoną, matką i aurorką. Czy to przez niego? – Jestem, Remus… - powiedziała cicho, opierając się o blat. – Jestem, bo nie potrafię zapanować nad tym, co czuję, nie potrafię postępować tak, żeby cię nie krzywdzić. – Odepchnęła się od stołu i podeszła całkiem blisko do niego. – Nie chcę, żebyś wyjeżdżał – prawie nie dosłyszał jej słów i zrozumiał, że zdławiły je łzy, które nagle wezbrały w jej oczach.
- Zmusiłaś mnie do tego – powstrzymał chęć odgarnięcia jej włosów za ucho.
- Wiem…
Przylgnęła do jego piersi, niemal wtapiając się w niego. Stał jak odrętwiały, całą siłą woli skupiając się na zegarze, wiszącym na przeciwległej ścianie.
- Gdzieście się schowali? – James wszedł do pokoju. Remus niemal odepchnął dziewczynę od siebie. - Jakiś nalot mamy czy co? Peter, wróć z łaski swojej do… normalniejszej postaci. Albo nie, bo wystraszysz mi żonę. Au! Nie gryź mnie, skubańcu…!
- M-muszę iść – wykrztusił, gdy James i Peter weszli do kuchni.
- Co? Lily, coś ty mu powiedziała…?
- Nie… naprawdę. Wpadłem tylko na moment. Cześć!
Wypadł z kuchni, słysząc za sobą jeszcze wołanie Petera „Będziesz u Longbottomów?”. Nie odpowiedział.
Gdy powoli szedł dobrze znaną mu drogą do swojego domu, powziął ostateczną decyzję. Pójdzie na przyjęcie w Noc Duchów. To na nim powie im o swoim wyjeździe. Tak będzie może nawet lepiej. Odpędził od siebie myśl „… i zobaczę ją jeszcze ten jeden jedyny raz.”.

***

Namiętność tłumiona gwałtem wybucha; miłość zadowolona, umie się ukrywać. **

- Oh.
Uśmiechnął się prostodusznie, zapominając o swoich kłach.
- Wchodź, Remus, wchodź! – roześmiała się Alicja, przyglądając się ze zdumieniem jego czarnej pelerynie z wysokim kołnierzem i falbaniastej, staromodnej koszuli.
- Pomyliłem imprezy? – zaniepokoił się, wskazując palcem na jej aurorską szatę. – Syriusz powiedział mi, że przebrania... Syriusz! Nie mów mi, że żartował!
- Nie, nie, nie... – zaprzeczył Frank, który pojawił się za swoją żoną w pękatym, czerwonym kostiumie, zapewne mającym przypominać pomidora. – Leć się przebrać, rzodkieweczko. – Gdy Alicja znikła na schodach, przysunął się do Remusa i powiedział konspiracyjnym szeptem: - Co za robota. Uwierzyłbyś, że nawet w Halloween mieliśmy wezwanie? James nadal siedzi w ministerstwie. Al mówiła, że pewnie zjawi się trochę później. Za to Lily już jest. Neville bardzo się ucieszył z odwiedzin Harry’ego.
Remus zdobył się na kolejny, wymuszony uśmiech i wszedł do zatłoczonego salonu.
- Hej, Lupin! Tośmy się dawno nie widzieli, nie? Dunny! Zobacz. kto w końcu wyszedł do ludzi!
- Nie żartuj, Okonsky. Wszyscy wiedzą, że sam siedziałeś w wywiadzie przez pół roku i nikt nie wiedział. co się z tobą dzieje!
Dwóch czarodziejów zaczęło się sprzeczać, a Remus czym prędzej umknął im w drugi kąt pokoju i zajął strategiczne miejsce przy wyjściu na taras.
Przed jego oczami ciągle przewijał się ktoś nowy. Znane i nieznane twarze. Z ciężkim westchnieniem uświadomił sobie, że to ostatni wieczór z nimi. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma na co czekać. Następnego dnia umówiony był z nowym nabywcą jego mieszkania. Nie miał nawet wielu rzeczy do pakowania.
- Trzymaj!
Kufel z płynem o barwie miodu został mu wepchnięty do ręki, a sekundę później na krześle obok, usiadł Peter przecierając chusteczką spoconą twarz.
- Pszczółka? – Remus wskazał na jego przezroczyste skrzydełka i pasiastą marynarkę.
- Ani waż się śmiać! A ty co? W Smarka się bawisz?
- Chyba nam obydwu brakowało pomysłu... – mruknął beznamiętnie, wciąż rozglądając się dookoła.
Bezwiednie szukał wzrokiem Lily, jednak zamiast niej dostrzegł tańcujących na środku pokoju Syriusza i Liz. Jakiś nieznany mu czarodziej patrzył się na młodego Blacka z zazdrością, sącząc powoli fioletowego drinka.
- Syriusz jest w swoim żywiole – zauważył Peter, także patrząc w tamtym kierunku. – Od dawna chciał się wyszaleć. Ciągle powtarza, że ma dość siedzenia i grzebania w papierach.
- A ty nie? – Remus upił łyk z trzymanego kufla. Myślał, że to piwo, ale pomylił się. Płyn zapiekł go w gardle i rozlał się ciepłą falą po całym jego ciele. – Co ty mi dałeś?
- Nowy wymysł Prewettów. Fabian mi opowiadał, jak próbowali zdublować Ognistą, a wyszło im to. Ale nie jest złe, nie? – Peter przechylił szklankę.
- Ujdzie – przyznał posłusznie Remus, ale odstawił kufel na stolik. Zbyt miał ochotę się napić, żeby móc sobie na to pozwolić.
- Nie róbcie stypy, chłopaki! – Radosny jak skowronek Syriusz pojawił się przed nimi ni z tego, ni z owego, ciągnąc za rękę Liz. – W balet, a nie siedzieć i narzekać! Nie czas na zmartwienia, podejrzenia...
- Podejrzenia? – Remus zmarszczył brwi.
- Cholera, chyba za dużo wypiłem. – Syriusz odgarnął włosy z czoła i przymknął oczy. – Liz, weź tego smutasa na parkiet, bo zaraz nam tu przyśnie. A ja sobie posiedzę z Glizdogonem i potrzeźwieję...
- Co? Ja nie... – zaczął Remus, ale Liz nie pytała go o zdanie, tylko wciągnęła między podrygujących czarodziejów, zasłaniając mu widok burzą ciemnych loków.
- Liz, nie mam ochoty, przepraszam... – Próbował się od niej uwolnić, ale nie dała się zbyć tak łatwo.
- Zmieniłeś się ostatnio – usłyszał w swoim lewym uchu. – Mam wrażenie, że nie mówisz nam wszystkiego.
Domyślił się, o co chodzi. Żeby było zabawniej, Liz jednocześnie myliła się i miała rację. Spojrzał na nią i zobaczył w jej oczach lekki strach.
- Masz rację – powiedział zimno, odsuwając ją zdecydowanie od siebie. – Nie mówię wam wszystkiego. Teraz możesz iść i podzielić się tym z Syriuszem.
Widział, że dziewczyna bardzo stara się odchodzić wolno i jak gdyby nigdy nic, ale dość nieudolnie. Odwrócił się zrezygnowany. Tylko po to, by znaleźć się twarzą w twarz z Lily.
Od razu pomyślał, że wygląda prześlicznie w prostej, długiej, białej sukience ze spływającymi z tyłu długimi pasami połyskliwego materiału. We włosy wplotła sobie wianek.
- Nimfa? – wyjąkał.
- Leśna. – Uśmiechnęła się do niego. Inaczej. Inaczej niż do innych. Inaczej niż do Jamesa. Zaczął się zastanawiać, dlaczego wcześniej nie rozpoznawał tego uśmiechu. – Zatańcz ze mną – powiedziała, obejmując go za szyję.
Omiótł wzrokiem salę, ale nikt nie zwracał na nich uwagi.
- Nie bój się, oni się świetnie bawią. James jest w ministerstwie.
- Wiem. Ale wiem także, że Syriusz tu jest. Skończył się czas zaufania, Lily. Dobrze, że wyjeżdżam. Kilku osobom może nawet ulżyć.
- Nie mnie. – Podniosła na niego swoje duże oczy, a on natychmiast swoje spuścił. – Nie chciałam zmusić cię do tego wyjazdu.
- Nie zaczynaj. Teraz to i tak nie ma znaczenia. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Kochasz Jamesa.
Wtuliła się w jego ramię, Jej ręce pokrywała gęsia skórka.
- Nie wiem, Remus – szepnęła, a i jego samego przeszedł dreszcz, gdy poczuł jej oddech na swoim karku. – Nie wiem, kogo kocham, a kogo nie. To wszystko jest takie trudne, wywróciłeś wszystko do góry nogami. Kiedyś myślałam, że to Jim jest całym moim światem, teraz, gdy zamykam oczy, widzę ciebie...
- Przestań – westchnął. Jej bliskość działała na niego gorzej od specyfiku braci Prewettów.
- Nie myśl o tym, Remus. Ta chwila trwa. Potem przyjdzie kolejna, ale to już inna historia. Teraz jesteśmy razem. Nie popełnimy grzechu cięższego, niż już popełniliśmy.
- Więc nadal chcesz grzeszyć?
- Z tobą mogę stanąć nawet przed bramami piekła...
Jęknął, kiedy jej dłoń wsunęła się pod pasek jego spodni i podwinęła koszulę. Podziękował w duchu za dobór stroju. Wampirza peleryna doskonale zakrywała to, co zakryć powinna, gdy obejmował dziewczynę w tańcu. Bardzo specyficznym, co prawda.
- Lil, tu jest pełno ludzi...
Nie odpowiedziała, nadal niewinnie obejmując go jedną ręką za szyję, podczas gdy druga rozkosznie drażniła skórę jego podbrzusza. Nie potrafił zapanować nad swoimi myślami. Wspomnieniem zeszłej nocy.
Zacisnął szczęki, wgryzając się sztucznymi kłami w wargi, gdy jej dłoń zsunęła się nieco niżej, rozpinając jednocześnie suwak jego spodni.
Będąc już prawie nieprzytomnym z podniecenia, ostatkiem sił powstrzymał ją.
- Nie mogę... tutaj... – wykrztusił. – Po prostu nie mogę.
- Za pięć minut – powiedziała, odchodząc – na drugim piętrze. Duże dębowe drzwi. Trafisz.
Znikła w tłumie, zostawiając go rozdygotanego i niezdolnego do najmniejszego ruchu. Dopiero po długiej chwili, gdy ktoś wpadł na niego, niemal zwalając go z nóg, dowlókł się do ściany, próbując uspokoić rozbudzone zmysły. Wiedział, że na pewne bodźce reaguje znacznie bardziej niż zwykli ludzie. Choć w tym wypadku nie było to nieprzyjemne.
Zdrowy rozsądek kazał mu stąd wyjść jak najszybciej. Uciec, wyjechać bez pożegnania. Bez zbędnych tłumaczeń. Jednocześnie wiedział, że tego nie zrobi. Wiedział, że pójdzie na górę.
Wrócił do opuszczonego wcześniej kąta, gdzie Syriusz znów nalewał sobie do szklaneczki, chwycił swój kufel i przechylił go do dna.
- Wow, Remus... – wymamrotał Syriusz, niezbyt przytomnie. – Chyba jesteś bardzo zdesperowany...
- A żebyś wiedział – wysapał i zaniósł się kaszlem. – Bywaj, Łapo.
I nie reagując na wołanie Petera i upewniwszy się, że już go nie widzą, pognał na górę.

***

Jak kochać, to namiętnie,
Bez wahań i bez skarg.
I spalić się doszczętnie
W płomieniu serc i warg. ***


Wpadł do sypialni i, nie patrząc na nic, podszedł prosto do niej i przylgnął wargami do jej warg. Oddała mu pocałunek, odciągając jednocześnie od okna, przy którym stała, jak wszedł.
- Krwawisz... – oderwała się od niego i podniosła palec do jego ust.
- To nic, to te zęby... – wygrzebał pospiesznie różdżkę z fałd szaty i machnął w swoim kierunku, wypowiadając formułę. Następnie skierował ją na drzwi. Uśmiechnął się do niej i przyciągnął zachłannie do siebie.
- Nie wierzę – wymruczała, ocierając się rozkosznie o niego. – Nie wierzę, że to ty. A gdzie twoje skrupuły?
- Zostały na dole – powiedział, myśląc o dopiero co opróżnionym kufelku.
Delikatnie ściągnął jej z włosów wianek. Zaśmiała się i pociągnęła go na łóżko.
- Nie mamy czasu na szczegóły – szepnęła z uśmiechem.
- Mamy – powiedział spokojnie. – Tym razem nie zamierzam się spieszyć. Ani trochę.
- A jeśli...
- Cii... – założył jej rudy kosmyk za ucho. – To jest nasze pożegnanie, Lily.
Leżeli przez chwilę obok siebie, wsłuchując się w dźwięki dobiegające z dołu, zagłuszane nieco przez szum porywistego wiatru. Gdzieś daleko grzmiało. Rozejrzał się spokojnie po sypialni, jak się domyślił, przeznaczonej dla gości. Nie było tu bowiem żadnych osobistych rzeczy, takich jak zdjęcia czy kosmetyki na toaletce. Nie wspominając o zabawkach Neville’a. Pamiętał, że w domu Jamesa zawsze potykał się o jakieś maskotki.
Ale teraz nie chciał myśleć o Jimie. Podniósł się do pozycji półleżącej i odpiął powoli pelerynę, następnie rozpiął mankiety. Gdy sięgał do guzików przy kołnierzyku, przeszkodziły mu ręce Lily, które oplotły go, błądząc po jego klatce piersiowej lekko i powściągliwie. Rozpinała pojedyncze guziczki powoli, pieszcząc delikatnie coraz to nowy kawałek jego dopiero co odkrytej, nagiej skóry. Poddał się jej zabiegom z cichym westchnieniem. Gdy doszła do samego dołu, zrzucił koszulę na podłogę i odwrócił się do dziewczyny, lecz ta była szybsza. Nie minęła sekunda, jak znalazła się na jego kolanach.
- Chce żebyś mnie zapamiętał. Chcę, żebyś zapamiętał tę noc. Do końca życia.
Piorun, który uderzył gdzieś w oddali, rozjaśnił niebo i jej postać. To przypomniało mu o pewnym obrazie. Nie pamiętał tytułu.
Krople zabębniły o parapet. Mieszały się z muzyką.

You took my heart
Deceived me right from the start
You showed me dreams
I wished they'd turn to real...


Lily pochyliła się nad nim i musnęła wargami jego policzek, a następnie gwałtownie pocałowała. Zaskoczyła go. Objął ją mocno w pasie, jednocześnie szukając z tyłu na jej plecach zapięcia sukienki. Nie znalazł go. Miał niesamowitą ochotę po prostu to z niej zedrzeć. Zamiast tego jednak obsunął w dół jedno z ramiączek i pogładził jej ramię. Odgarnęła włosy do tyłu, ułatwiając mu tym dostęp do swojej szyi. Całując ją, cieszył się z jej przyspieszonego oddechu. Nie chciał dłużej czekać, zszedł ustami do granic jej dekoltu, ale został lekko odepchnięty.
Spojrzał na nią, przestraszony, że zrobił coś nie tak, ale ona tylko pokręciła tajemniczo głową i wstała, podciągając jednocześnie do góry białą, wręcz świecącą w świetle nocy suknię. Śliski materiał spływał po jej nodze, odsłaniając coraz to więcej i więcej...
Remus patrzył zafascynowany, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Zwracał uwagę nawet na najmniejszy szczegół. Także na jej błyszczące oczy, przysłonięte kurtyną rzęs.
Jęknął, gdy odsłoniła kawałek koronkowej bielizny. Teraz sukienkę, którą wciąż jednak miała na sobie, uznawał za całkowicie zbędną. Ona sama jednak się nie spieszyła. Ukucnęła znów przy nim, masując dłońmi jego uda. Przejechała mu końcem języka wokół brodawek, po czym położyła dłoń na jego znacznym już wzniesieniu. Syknął z rozkoszy i wbił paznokcie w materac, kiedy zaczęła przesuwać nią rytmicznie w górę i w dół.
- Lil, n-nie musisz...
- Wiem, Remus. Rozluźnij się. I unieś biodra.
Natychmiast spełnił jej polecenie. Sterta ubrań na podłodze powiększyła się o jego spodnie. Razem z bokserkami.
Zdumiony, a jednocześnie zawstydzony zamknął oczy i opadł na materac. Czuł, jak dziewczyna gładzi go delikatnie po zagłębieniu po wewnętrznej stronie uda, a następnie całuje jego bardzo wrażliwą skórę podbrzusza.
Zrozumiał już, co chciała zrobić. Sama myśl o tym powodowała, że miał ochotę krzyczeć. Ale nie krzyczał. Nie potrafił.
- Nie przestawaj - wyszeptał za to, nie dbając już, czy brzmi to egoistycznie czy nie. - Rób wszystko, tylko nie...
Nie dokończył, bo nagle jego męskość znalazła się w jej ustach. Całe jego ciało przeszył olbrzymi dreszcz podniecenia. Czuł jej ciepły język i jej wargi. Czuł, jak ssie delikatnie sam koniuszek, tylko po to, by za chwilę wsunąć go głębiej, powodując u niego fale błogiej przyjemności. Wiedział, że zaraz nie wytrzyma.
Nagle Lily cofnęła się, tak, że aby ją zobaczyć, musiał się znowu podnieść na łokciach.
- D-dlaczego? - wykrztusił Remus, wstając i siląc się na spokój. - Dlaczego mnie tak męczysz? - Zaniechał dalszych pytań, bo Lily stała przed nim prawie naga, w samych tylko, i to dość skąpych, majteczkach. Zazdrościł kolumience łóżka, do której przylgnęła całym ciałem.
- Możesz wziąć sobie to, czego ci potrzeba - usłyszał, wpatrując się bezczelnie we wpijającą się w jej pupę bieliznę.
Zawahał się. Lily poruszyła się niecierpliwie, wypinając się kusząco w jego stronę.
Nie wytrzymał i dwoma susami doskoczył do niej, ocierając się o jej pośladki. Dłonie wylądowały na jej piersiach. Jęknęła i zacisnęła palce na oparciu między kolumienkami.
- Remus, zrób to... Teraz.
Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Jednym ruchem zsunął jej majteczki na podłogę i wszedł w nią od tyłu zdecydowanym ruchem.

... there is no escape now
No mercy no more
No remorse 'cause I still remember
The smile when you tore me apart ****


Zupełnie stracił nad sobą kontrolę. Poruszał się w niej, nadając tempo, całując jej kark i plecy. Nie pamiętał, kiedy zmienili pozycję, kiedy przyparł ją, z nogami oplecionymi wokół jego bioder, do ściany. Pamiętał to, że zatracali się w ciszy. Bez słów. Bez krzyków. Tylko wśród westchnień i spazmów rozkoszy.

***
(…) radość w czystej postaci nie istnieje, musi być przemieszana ze smutkiem, tak jak prawda blisko sąsiaduje z kłamstwem, a miłość z nienawiścią.*****

- Lily, skarbie... Sie masz, Remus! - James odnalazł ich w tłumie. Z jego płaszcza kapało. - Nie zdążyłem się przebrać. Taka zawierucha... To będzie niespokojna noc. Chodźcie, widzieliście Syriusza...?
Od kiedy zeszli z powrotem na dół, Remus czekał na tę chwilę. Gdy nadeszła, nie potrafił spojrzeć przyjacielowi w oczy.
Przyjacielowi? Chyba już nie miał prawa tak o nim mówić.
- Co, Rogacz? Wymęczył cię stary Dumbel? - Syriusz znalazł się sam. Pomachał lekceważąco jakiejś blondynce, która patrzyła na niego z wyraźnym zawodem.
- Trochę - przyznał James. - I radził wracać do domu. Coś się święci. Wszyscy składają jakieś raporty... Nikt porządny nie śpi tej nocy, tylko czuwa.
Syriusz czknął.
- Czuwa, Łapo, a nie się wstawia - zaśmiał się James z politowaniem. - Jestem taki zmęczony... - usiadł przy stole i wziął sobie ciasteczko.
- Chcesz wracać do domu, kochanie? - Lily pogładziła go po włosach, nie spuszczając jednak wzroku z Remusa.
Kochanie. Do niego nigdy tak nie powiedziała. Ani razu.
Zbeształ się zaraz w myślach. Na co liczył? Na czułe słówka? Nie kochała go, tego był pewien. Traktowała go jak odskocznię od codzienności, zagubiona w tym wszystkim, co się dookoła nich działo. Szpiedzy, morderstwa... Praca ją wykańczała, dlatego tak rzadko o niej mówiła. Jamesowi za to dodawała wigoru.
Zebrał się w sobie i odchrząknął.
- Chciałbym wam coś powiedzieć. Dobrze, że jesteś, Peter - powiedział do pulchnego chłopaka, który doszedł do nich, nerwowo zacierając ręce.
- Coś taki zdenerwowany, Glizdogonie? Jakaś panna dała ci kosza? - zarechotał Syriusz, ale James go uciszył.
- Mów, Remus.
- Wyjeżdżam. Nie wiem, na ile. Miesiąc - może dwa. Dostałem pracę, wiecie, jaka to dla mnie ogromna szansa. Takiemu... czemuś... jak ja niełatwo jest znaleźć posadę. - Przerwał i popatrzył na nieruchome twarze swoich przyjaciół. Wciąż nie umiał nazywać ich inaczej. - Wiem, że...
- Nie tłumacz się, jedź.
James wypowiedział to za szybko. Lily, i chyba nie tylko ona, spojrzała na niego z zaskoczeniem. Remus milczał. Znał powody.
Zegar jednym uderzeniem wybił dwudziestą drugą trzydzieści.

***

A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (...) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (...) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. *

Pierwszy listopada niósł za sobą mroźny poranek. Za oknem było mokro. I brzydko.
Remus domknął walizkę i wymacał w kieszeni klucze. Obejrzał się raz jeszcze, czy na pewno wszystko zabrał, i wyniósł bagaże przed drzwi. Nie było tego dużo.
Dworzec zionął pustką. W taką pogodę, niewiele osób miało ochotę na podróże. Bez problemu kupił bilet na najbliższy pociąg. Teleportacja nie miała dla niego najmniejszego sensu. Wszak nie wiedział, dokąd zmierza. Byle jak najdalej stąd, w jakikolwiek zakątek Szkocji.
Do odjazdu zostało mu piętnaście minut. Za ostatnie grosze kupił sobie słodką bułkę i Fiukacza Porannego - gazetę, która wychodziła od niedawna, ale przynajmniej dostarczała informacji z ostatniej chwili - wiadomości napływały przez całą noc drogą kominkową.
Usiadł na ławce w poczekalni, wyjął bułkę z papierowej torebki i otworzył gazetę na przypadkowej stronie.
Na nekrologach.


KONIEC



* Paulo Coelho
** Wolter
*** Jan Brzechwa
**** Within Temptation („Angels”)
***** Dorota Terakowska



--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Kawaii
post 24.08.2007 20:37
Post #2 

Kafel


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 12
Dołączył: 14.08.2007
Skąd: ja się wziełam!? dobre pytanie...

Płeć: Kobieta



Hmmm, mieszane uczucia, z jednej strony nie podoba mi się namiętność Lupina (Wolę Tonks, I chodź w filmie nie wyglądała tak jak sobie wyobrażałam to i tak była świetna) Ale to całkiem ciekawa alternatywa. A przeszłość Huncwutów zawsze może nas zaskoczyć... cheess.gif


--------------------
user posted image

Są takie chwile, kiedy naprawdę trzeba brać z życia pełnymi garściami i...
Cieszyć się tym.
Przecież nie jesteśmy warzywami.
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
WeEkEnD
post 25.08.2007 00:54
Post #3 

Iluzjonista


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 103
Dołączył: 29.03.2006
Skąd: Taka dziura nad jeziorem Czos ;P




Ajć... Robię się ostatnio coraz mniej wrażliwy. Nie wiem czemu, ale romantyczność tego opowiadania mnie nie ruszyła. Trochę zagmatwana sytuacja - mogłabyś wyjaśnić, w jaki sposób Lily i Remus się w sobie zakochali. Opowiadań z Lupinem i Evansówną jest dosyć sporo, ale większość to akurat BloGasKowe RomAnsE; tak więc wyróżniasz się w tłumie.
Jedyne zastrzeżenie to perfidna niekanoniczność, którą w tym przypadku jestem skłonny zaakceptować.
Plusik za zakończenie.


--------------------
user posted image
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Yenna
post 02.05.2008 18:58
Post #4 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 7
Dołączył: 30.09.2007
Skąd: gdzieś za Jarugą

Płeć: Kobieta



Hmm... tekst czytałam już na Aurorze, ale postanowiłam zrobić to drugi raz i przy okazji skomentować.

Opowiadanie podoba mi się. Nawet bardzo, mimo to, że jest niekanoniczne smile.gif. Ładnie ujęte zostały w nim uczucia Remusa. Bo to chyba jego w głównej mierze miał dotyczyć ten Fan Fick? Trochę szkoda, że odczucia, przemyślenia, a przede wszystkim powody działania Lily są w nim prawie pominięte. Cytat
QUOTE
Jak kochać, to namiętnie,
Bez wahań i bez skarg.
I spalić się doszczętnie
W płomieniu serc i warg.

ujął mnie bez reszty. Przepiękny!

Co do błędów:
1) przecinki i kropki nie w tym miejscu, co trzeba. Może nie są one zbyt częste, ale zdarzają się. Czyli raczej sprawy techniczne tongue.gif;

2) bo mnie krew nagła zaleje:
QUOTE
- Oh.

Z jakiej racji nie "och"? To błąd ortograficzny!!!

QUOTE
- Nie tłumacz się, jedź.
James wypowiedział to za szybko. Lily, i chyba nie tylko ona, spojrzała na niego z zaskoczeniem. Remus milczał. Znał powody.

Czyżby Rogaś się domyślił? glare.gif

Mimo wszystko opowiadanie podoba mi się. Wielki plus za końcówkę.

----------------------------------------------------
"Widzieliście go? Rycerz chędożony! Trzy lwy w tarczy! Dwa srają, a trzeci warczy!"
A. Sapkowski; Krew Elfów
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 16.04.2024 20:35