Witaj GOŚCIU ( Zaloguj się | Rejestracja )

 
Reply to this topicStart new topicStart Poll

Drzewo · [ Standardowy ] · Linearny+

> Waleczne Serce [zakończone], czyli co wydarzyło się w Zakazanym Lesie

Akzseinga
post 15.11.2004 15:50
Post #1 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 3
Dołączył: 13.11.2004




Waleczne Serce


Słońce chyliło się ku zachodowi. Zakazany Las wyglądał o tej porze dnia wyjątkowo tajemniczo, mrocznie i bajkowo zarazem. Rozłożyste korony drzew przepuszczały nikłe promienie słońca, a te docierając do niższych partii lasu, igrały na liściach krzewów. Zieleń przeplatała się z jasnym odcieniem czerwieni, co sprawiało wrażenie wyjątkowo niebezpiecznej zabawy. Cisza przerywana co chwilę podejrzanymi odgłosami sprawiłaby, iż niejednemu odważnemu stanąłby włos na głowie, na karku zaś pojawiłoby się niemiłe mrowienie i gęsia skórka.
- PUŚCIE MNIE!
Natomiast ten krzyk doprowadziłby samego Lorda Voldemorta do omdlenia.
- Jestem starszym podsekretarzem w samym Ministerstwie Magii!
Jak więc się dowiedzieliśmy, ten przeraźliwy, piskliwy krzyk wydobywał się z ust wyjątkowo zdenerwowanej i przestraszonej czarownicy.
- Wy plugawi mieszańcy!
Czarownicy uprzedzonej rasowo.
- Zamknij się!
Jej monolog przerwał męski głos, który należał najwidoczniej do bardzo elokwentnego i wygadanego człowieka.

Krzaki, na których igrały niebezpiecznie promienie zachodzącego słońca, poruszyły się nieznacznie. Po chwili wyłoniły się z nich osobliwie wyglądające centaury. Trzeba jednak dodać, że po pewnym czasie jedna z owych istot wyniosła osobę jeszcze dziwniejszą. Wyniesiona osoba była prawdopodobnie człowiekiem, dokładniej kobietą, jednak ocenienie tej, jakże ważnej sprawy, utrudniało podobieństwo tego indywiduum do wyrośniętej ropuchy.
- Opuście mnie, zwierzaki!
- Zamilcz, przedstawicielko ludzkiej rasy! - zaryczał jeden z centaurów, a pracownica ministerstwa ucichła momentalnie.
Na twarz centaura wypełzł nikły uśmieszek triumfu, po czym podniósł łuk na wysokość oczu czarownicy.
- Powtórz jak się nazywasz!
- Dolores Umbridge - odpowiedziała piskliwym głosem kobieta, która straciła resztę odwagi na widok grotu strzały i łuku tuż przed swoim obliczem.
- Panią Umbridge trzeba nauczyć nieco pokory - wtrącił inny centaur, z odrazą przyglądając się czarownicy. - Jak sądzisz, Zakało?
- Masz rację, Magorianie. Jak zwykle masz rację. Człowieka tego zaprowadzimy do naszego Królestwa...
- Ależ, Zakało! To zbyt niebezpieczne. Ludzie nie mogą wstąpić do Królestwa Centaurów. Mogą rozpowiedzieć innym, a przecież to nasza Święta Tajemnica!
- Ona nie rozpowie - odpowiedział spokojnie Zakała, wskazując palcem na Umbridge.
- Skąd ta pewność?
- Bo ona już stamtąd nie wyjdzie - powiedział niebezpiecznie cicho, a w jego głosie dało się wyczuć żądzę zemsty.
Umbridge zapiszczała głośno.
- Nie lepiej zabić ją tutaj?
Umbridge zapiszczała jeszcze głośniej.
- Magorianie, a któż powiedział, że ja chcę ją zabić?
Umbridge odetchnęła z ulgą.
- To by było zbyt proste - kontynuował Zakała. - Najpierw parę tortur...
Umbridge wybuchła płaczem, a jej brzydka twarz zniekształciła się okropnie. Opadłaby pewnie na ziemię, gdyby nie była związana linami i gdyby nie trzymał jej jeden z prześladowców.

* * *

- Severusie!
Drzwi do ciemnozielonego pokoju otworzyły się na oścież, a w progu stanął siwowłosy staruszek, z brodą do kolan.
- Cholera jasna! Nie ma go tu - zaklął starzec i z niespodziewaną, jak dla jego wieku zręcznością obrócił się i wyszedł z pomieszczenia. Pewnie zdziwicie się, gdy powiem Wam, iż jest to Albus Dumbledore. Przecież dyrektor Hogwartu nie wyrażał się w ten sposób i zawsze był spokojny. Jednakże należą się Wam małe wyjaśnienia. Albus był wówczas wyprowadzony z równowagi i wyjątkowo przygnębiony. Walczył z Voldemortem, ratował Harry'ego i wyjawił chłopcu tajemnicę o tej durnej przepowiedni. I co najgorsze - zginął Syriusz. Jak tu nie być zdenerwowanym? Na dodatek nigdzie nie może znaleźć Severusa Snape'a. Po głowie profesora błąkała się niezbyt przyjemna i niezbyt miła dla ucha myśl: "Gdzie on do jasnej cholery jest?!"
POSZUKAJ W KUCHNI.
- W kuchni? A cóż on mógłby tam robić? - zapytał zdezorientowany Dumbledore.
IDŹ, TO SIĘ DOWIESZ.
- Już idę. Dzięki - powiedział, zerknąwszy w górę.
NIE MA ZA CO. TAKA PRACA.
Albus Persiwal Wulfryk Brian Dumbledore, Dyrektor Hogwartu, Najwyższa Szycha Wizengamotu skierował swoje dostojne kroki do kuchni. Zatrzymał się, gdy jego oczom ukazał się wielki, obraz z owocami. Wyjątkowo niechętnie połaskotał dużą gruszkę.
- Severusie!
Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna z długim, wykrzywionym nosem wyprostował się błyskawicznie na dźwięk swego imienia.
- Tak, profesorze?
- Co ty robisz w kuchni?
- Jem.
- W takiej chwili?!
- Jestem głodny. Kiedy mam jeść, jeśli nie teraz?
- Severusie! - powiedział Albus na tyle spokojnie, na ile pozwalały mu na to skołatane nerwy. - Gdzie jest Dolores Umbridge? Czy nadal przebywa w Zakazanym Lesie?
- Nie ma jej w zamku? - zdziwił się Severus i uniósł demonstracyjnie jedną brew. - To dziwne. Może coś jej się stało - dodał z nadzieją w głosie, jednak kiedy Dumbledore spojrzał na niego karcąco, odchrząknął i kontynuował: - To znaczy... skąd profesor wie, że Dolores Umbrigde nie ma w zamku? Mogła już wrócić. Minęło w końcu sześć godzin. Jak na moje skromne oko, Hogwart jest duży...
- Nie czas na żarty, Severusie. A wiem, że jej nie ma, ponieważ Irytek lata po szkole z wielkim, krzyczącym obrazem w dłoniach i z nadzieją w głosie woła: "Wielki Inkwizytorze Hogwartu, pani profesor, Dolores, skarbeńku..."
Severus Snape, znany również jako Mistrz Eliksirów, uniósł nieco górną wargę, odsłaniając pożółkłe zęby.
- Przestań się głupio uśmiechać. To nie jest zabawne, Severusie. Nie wiem, co się z tobą dzieje. Stało się tyle rzeczy, a ty sobie, najzwyczajniej w świecie, jesz.
- Już mówiłem, że jestem głodny, profesorze. A poza tym, jakie rzeczy? Przecież Potter wrócił cały i zdrowy.
- Tak. Pan Potter wrócił, ale zginął - zrobił efektowną pauzę, a głos, zazwyczaj wyjątkowo spokojny, zadrgał mu nieznacznie - Syriusz Black.
Severus Snape patrzył przez chwilę na dyrektora i czekał, aż dotrze do niego sens wypowiedzianych niedawno słów. Syriusz Black umarł? Jego odwieczny wróg odszedł z tego świata? Powinien się cieszyć, a jednak kiełkowało w nim niejasne, mało przyjemne uczucie, którego nie potrafił zrozumieć. Mistrz Eliksirów był najprawdopodobniej zły. Niemożliwe jednak okazało się określenia, na co, lub raczej na kogo gniew ten był skierowany. Czyżby był wściekły sam na siebie? Czyżby wyrzucał sobie, że nie zatrzymał Syriusza na Grimmuald Place? Cholera! Czyżby ten dureń umarł przez niego?
- Severusie...
Mistrz Eliksirów posłał Albusowi Dumbledore'owi nieobecne spojrzenie, odwrócił się, zamiatając połami czarnego płaszcza i bez słowa wyszedł z kuchni.
- Severusie! - krzyknął, dla zachowania pozorów, gdyż doskonale wiedział, że Snape się nie zatrzyma. - Szybko przeszedł mu apetyt - dodał cichym i smutnym głosem, spojrzawszy na niedokończoną kanapkę. - Czyli Dolores jest w Zakazanym Lesie...
OCZYWIŚCIE, ŻE JEST. PRZED CHWILĄ WIDZIAŁAM, JAK NIESIE JĄ STADO CENTAURÓW.
- Skoro wiedziałaś, że jest w Zakazanym Lesie, to czemu mi o tym nie powiedziałaś?
PRZEZNACZENIE, ALBUSIE. GDYBYM CI POWIEDZIAŁA, HISTORIA ZMIENIŁABY SWÓJ BIEG. SEVERUS MUSIAŁ SIĘ DOWIEDZIEĆ O ŚMIERCI SYRIUSZA.
- Rozumiem - powiedział wolno Dumbledore, przeczesując chudymi palcami siwą brodę. - Co nie zmienia faktu, że mógł dowiedzieć się od kogoś innego. Czemu to niewdzięczne zadanie przypadło właśnie mnie?
PRZEZNACZENIE.
Albus Dumbledore nie mówił już nic więcej, tylko szybkim krokiem ruszył w kierunku majaczących w oddali drzew Zakazanego Lasu.

* * *

W Zakaznym Lesie panowały egipskie ciemności. Mimo to niezmordowana grupka centaurów przedzierała się przez zarośla, dzielnie znosząc trudy podróżowania z Dolores Umbridge.
- Ona jest strasznie ciężka! Czemu akurat ja muszę ją nieść?!
- Bo jesteś najsilniejszy, Kronosie - mruknął ugodowo Zakała.
- Myślisz, że kupisz mnie tą głupią gadką.... - zaczął pogardliwie, po czym jego twarz rozświetliła się momentalnie - Naprawdę?! W takim razie poniosę ją jeszcze trochę.
- Poniesiesz ją, aż do naszego Królestwa.
- Co?! Myślisz, że się na to zgodzę? - zapytał oburzony błękitnowłosy centaur.
- Tytuł najsilniejszego do czegoś zobowiązuje, Kronosie.
- No... - zaczął niepewnie, najwidoczniej mile połechtany, Kronos. - W takim razie, zgoda.
- Szybciej! Zakało, Kronosie! Szybciej! Co się tak wleczecie z tyłu?!
- Czy mógłbyś się nie drzeć, Ronanie? - odpowiedział spokojnie Zakała. - Nie widzisz, że Kronos niesie tego grubego, irytującego, głupiego człowieka?
- Nie jestem gruba! - odezwała się niespodziewanie Umbridge, która od dłuższej chwili uparcie milczała.
- MILCZ, KOBIETO! - krzyknął Zakała, a czarownica wydała z siebie tylko głośny pisk i skuliła się jeszcze bardziej.
- Dzięki, Zakało. Zdajesz sobie sprawę, jak ciężko ją nieść, gdy jest w takiej pozycji?
- Przepraszam, Kronosie. To było silniejsze ode mnie. Ronanie, widać już wejście?
- Jeszcze nie, ale już niedaleko.
- Eee... Zakało...
- Słucham, Kronosie?
- A czemu ona nie może iść sama?
W tejże chwili Zakałę uderzyła dosadnie jego własna głupota. Przecież ta cała Umbridge mogła iść sama! A oni ją nosili, jak te muły przez blisko sześć godzin!
- Puść ją natychmiast i rozwiąż jej nogi! Niech maszeruje sama.
Kronos ochoczo i z wielką ulgą wykonał polecenie, w efekcie czego czarownica z impetem upadła na wilgotną i brudną ziemię, po czym z jej ust wydobył się niecenzuralny krzyk.
- Człowiek - prychnął z pogardą Zakała. - Wyrażanie się jest nieodłączną częścią jego życia...
- Tak. Ludzie to wyjątkowo prymitywna rasa. A myślą, że są panami świata.
- Nie udawaj inteligentnego, Kronosie - powiedział zirytowany Zakała.
- Ja nie udaję...
Dalszą rozmowę przerwał im wrzask podekscytowanego Ronana.
- Jesteśmy na miejscu!
- W końcu - wyszeptał Zakała. - Idź, kobieto!
- Zakało... - zaczął nieśmiało Kronos. - Nie chcę podważać twego autorytetu, ale czy musimy ją wprowadzać do naszego Królestwa. Jeszcze nie jest za późno. Możesz potorturować ją tutaj.
- Ależ ja nie chcę jej torturować - odpowiedział Zakała z przesadzonym zdziwieniem w głosie.
- Naprawdę? To co chcesz zrobić?
- Uczynić ją moją kochanką, towarzyszką życia...
- Co?! - krzyknął Kronos i otworzył ze zdziwienia usta. - Ty chyba żartujesz!
- Oczywiście, że żartuję - powiedział Zakała, z politowaniem przypatrując się Kronosowi. - Jesteś jeszcze bardziej naiwny i głupi niż myślałem.
- Ale to ja wpadłem na pomysł, żeby ona szła sama!
- Wyjątek potwierdza regułę - odparł niechętnie i w tym samym czasie zatrzymał się przed dużym, kamiennym łukiem, wypełnionym w środku jakąś dziwną substancją, która na tle ciemnego nieba połyskiwała malowniczo.
- Co... co to jest? - wyjąkała Umbridge.
- Przejście do naszego świata - odpowiedział Zakała, wpatrując się w Magiczny Łuk.

* * *

Było już jasno, a od strony zamku nie dało się słyszeć żadnych uczniów, którzy prawdopodobnie smacznie spali w swoich dormitoriach. Ci młodzi ludzie byli tacy szczęśliwi, spokojni, nieświadomi niebezpieczeństwa i tragedii, która miała miejsce parę godzin temu.
- Ile ja bym dał za chwilę takiej beztroski.
- Ile byś dał, Albusie? - usłyszał cichy, kobiecy głos. Odwrócił się. Tuż obok najbliższego drzewa stała wyjątkowo piękna kobieta - centaur.
- Elisabeth? Co ty tu robisz? Myślałem, że nie możesz wychodzić z Królestwa. Że kobiety nie mogą...
- Oh... Albusie. Tak słabo mnie znasz. Wydawałoby się, że powinieneś wiedzieć o mnie więcej.
- Elisabeth, czy wiesz co tu się stało?
- Jeśli chodzi ci o to, co się stało z tą kobietą przypominającą ropuchę, to owszem, wiem - odparła rozmarzonym głosem. - Wymknęłam się z Królestwa i przybyłam tutaj, bo wiedziałam, że będziesz chciał ją znaleźć. A ja służę pomocą.
- Zdradź tę tajemnicę. Nie trzymaj mnie w niepewności. Jestem zmęczony... - dodał po chwili najwyraźniej zrezygnowany.
- Rozumiem. Słuchaj więc, Albusie... Nie tak dawno do naszego Królestwa wstąpiły centaury wraz z ową czarownicą. Jak się później dowiedziałam jest ona nauczycielem w Hogwarcie i naraziła się nam, wyzywając nas od plugawych mieszańców. Mężczyźni wymyślili dla niej karę.
- Przyprowadzili ją do Królestwa Centaurów? - zapytał zszokowany.
- Mnie też to zdziwiło, Albusie. Co nie zmienia faktu, że ona tam jest i odbywa, prawdopodobnie najcięższą karę, jaką w życiu miała.
- Co to znaczy?
- Oh... Albusie. Nie mogę powiedzieć wszystkiego. Musisz iść sam. Wiesz, gdzie jest Łuk.
- Ale nie znam hasła, Elisabeth.
- Ad Astra - rzekła cicho i powoli poczęła wycofywać się w głąb lasu.
- Poczekaj! Czemu mi to wszystko mówisz?
- Sama nie wiem. Może z przekory? A może dlatego, że cię lubię, Albusie. Nie mnie się pytaj - powiedziała i uśmiechnęła się tajemniczo. - Zapomniałabym: Uważaj na Graupa. Jest wyjątkowo zdenerwowany.
- Na kogo?
- Na tego olbrzyma, brata Hagrida - wyrzuciła, zanim ugryzła się w język. - To ty nic nie wiesz, Albusie?
- Teraz już wiem - odrzekł starzec, spuścił głowę i założył ręce za plecami. - Chyba będę musiał rozmówić się z Hagridem. Elisabeth! - powiedział nagle, podnosząc głowę. Jednak w miejscu, gdzie przed chwilą stała tajemnicza kobieta - koń majaczył tylko drobny krzew. - Poszła już... Szkoda - powiedział sam do siebie, po czym skierował oczy w górę. - Jak podejrzewam, wiedziałaś o Graupie.
OCZYWIŚCIE.
- To czemu nic nie powiedziałaś wcześniej?
JA NIE SKARŻĘ.

* * *

- Ja nie mogę! -; krzyczała Umbridge i machała w powietrzu rękami, niczym dziecko, które nie dostało upragnionej zabawki. - Ja nie chcę! - zaczęła wyrywać włosy z głowy. - Wy chyba żartujecie?! Nie zniżę się do tego poziomu! Nie! Nie! Nie!

Była to scena dość dziwna. W samym centrum zamieszania stała wspomniana wcześniej Umbridge, zaś naokoło niej ustawione były centaury, wpatrujące się w nią z jawną pogardą wymalowaną na twarzy. Przez ciasny okrąg złożony ze wspomnianych wcześniej stworzeń przetaczały się ciche rozmowy i szmery, których treść i znaczenie, możemy na szczęście podsłuchać.
- To jest żałosne - zaczął czarnowłosy centaur. - Umrzeć nie chce. Tego zrobić też nie chce.
- Bo to człowiek jest, Deosie. Bo to człowiek...
- Skoro nie chce wykonać kary i pogodzić się ze swym losem, miałaby chociaż na tyle honoru i z godnością przyjęłaby śmierć.
- Całkowicie się z tobą zgadzam. Tylko jak jej to wyperswadować?
- Może Zakale się uda. Posłuchajmy...
- Przedstawicielko ludzkiej rasy, powiedz... chcesz ty zginąć? - to był głos Zakały.
- Nie chcę - wypiszczała Umbridge, która ledwo stała na nogach.
- Musisz więc wykonać nasze polecenie. Przecież to nic strasznego.
- Nie zrobię tego. Nie dla was!
- Więc szykuj się na śmierć, durna kobieto.
- DOSYĆ!
Głowy centaurów odwróciły się w stronę wejścia do Królestwa, skąd dochodził silny, męski głos. Obok Łuku stał nie kto inny, jak sam Albus Dumbledore.
- Dumbledore! - zawył Zakała i uniósł się na tylnych kopytach prezentując w całej okazałości swą potężną sylwetkę. - Co ty tu robisz?! Żaden nędzny człowiek nie ma tu wstępu!
- Dolores jakimś sposobem tu przyprowadziliście!
- Bo ona miała stąd już nie wyjść. I ty teraz też stąd nie wyjdziesz, Dumbledore.
W tym momencie reszta centaurów, niczym na komendę, przybrała bojowe pozycje. Albus w odpowiedzi wyjął różdżkę.
- Nie radzę wam. Wiecie na co mnie stać. Uwolnijcie Umbridge, a wyjdziemy stąd i już nigdy nie wrócimy.
- Nie! Ona nas obraziła!
- Ona jest niespełna rozumu. Chyba zauważyliście, prawda? - powiedział powoli i spojrzał na nich zza swych okularów - połówek.
- Noo...- zaczął niepewnie Magorian. - Trochę dziwnie się zachowywała...
- I pewnie jeszcze powiedziała wam, że jest z Ministerstwa, albo że uczy w Hogwarcie?
- No taaaa... - powiedział tym razem Ronan, czerwieniąc się lekko.
- Rozumiem, że mogliście się pomylić. Nawet tak inteligentnej rasie, jak centaurom zdarzają się pomyłki. W końcu ona tak przekonywująco udaje...
- Nikt z nas się nie pomylił - zawył powtórnie Zakała. - Doskonale wiedzieliśmy, że ona jest niezrównoważona!
- W takim razie... Chyba nie będziecie trzymać tutaj osoby chorej umysłowo? Szczególnie, że to nie jej wina. Ona przecież nie wie, co mówi.
- Nie... - odparł niechętnie Zakała. - Nie będziemy jej tu trzymać. Skoro ona nie jest za siebie odpowiedzialna, nie zasługuje na karę. Ale musisz wyczyścić jej pamięć!
- Oh... zapewniam, że to nie będzie konieczne. Cokolwiek by nie powiedziała, każdy uzna to za głupotę i wymysł jej chorego umysłu.
- W takim razie, idźcie już stąd! - krzyknął Zakała, spuszczając głowę. - Obiecujesz, że nikomu nie powiesz, o naszej Świętej Tajemnicy?
- Masz moje słowo, Zakało - odpowiedział Albus. - A tak z czystej ciekawości: Jaką karę dla niej wymyśliliście?
- Miała posprzątać nasze domostwa - odrzekł niechętnie Zakała. - Ale najwidoczniej uznała, że jest kimś zbyt wielkim, aby zniżyć się do tego poziomu - dodał sarkastycznie. - To ludzkie przekonanie, że jest się lepszym od innych istot...

Koniec

--------------------------------------------
Z tego co się orientuje panuje tutaj zwyczaj przenoszenia zakończonych opowiadań do działu "W labiryncie wyobraźni", gdzie nie ma mozliwości komentowania. Poprosiłabym moderatorów o zostawienie na jakiś czas tego opowiadania tutaj, ponieważ chciałabym zobaczyć, co myślą o nim forumowicze.

Chyba, że moja zdolność dedukcji jest znikoma i coś mi się pomerdało smile.gif
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post
Annoaoi
post 16.11.2004 23:36
Post #2 

Mugol


Grupa: Magiczni Forumowicze
Postów: 4
Dołączył: 07.11.2004




I powiedzcie mi czego nikt tego nie komentuje, no! ^^ Przecież opowiadanko bardzo fajne...
Wybrałaś oryginalny temat i potrafiłaś go dobrze opisać. Opowiadanko czytałam już wcześniej na innym forum, ale tam tego nie skomentowałam. Na pewno mogę powiedzieć, że mi się podobało smile.gif
Nie zauważyłam żadnych błędów i za to też masz plusa. Masz ładny styl, a samo opowiadanko napisne zabawnie i ciekawie.
Co więcej mogę powiedzieć?
Życzę weny i pozdrawiam ^^

Ps: Torchę pisałam bez ładu i skaładu, ale to dlatego, że mam jeszcze dużo roboty związanej ze szkołą...
User is offlineProfile CardPM
Go to the top of the page
+Quote Post

Reply to this topicTopic OptionsStart new topic
 


Kontakt · Lekka wersja
Time is now: 28.03.2024 20:15